Naixin, Naixin 14, Mii podniosła głowę znad książki


Dzisiaj nie mam siły się ładnie witać....

No dobra wam się też nalezy coś od życia [albo i nie XP]

Ohayo wszystkim i wszytkiemu....

Dzisiejszy odcinek jest specjany, jako że ma numerek 14. A co w nim takiego specjanego?

Nic oprócz tego, że ja lubię ten numer.

~*****Wojownicy miłości*****~

~************~

Wrócili do domku Filii. Należało przecież powiadomić Jirasa i Gravosa, że właścicielka interesu jest już bezpieczna.

Ponadto Merle postanowiła wyegzekwować obietnicę Valgaava dotyczącą ciuchów bardziej pasujących do lokalnego kolorytu. Tym bardziej, że ostatnie wydarzenia mocno nadwątliły jej jedwabne wdzianko...

- Babcia Fan mnie zamorduje, jak się dowie, co się stało z szatami rodowymi. - stwierdziła z odcieniem rozbawienia, ale i podszytego strachem szacunku w głosie.

- Eee, może się nie dowie. - próbowała załagodzić sprawę Amelia.

- Żartujesz? Babcia jest jedną z najlepszych wszechwidzących w Miedzyświecie! Na pewno już wie...ygh... - Merle głośno westchnęła.

Lina tymczasem obmyślała plan działania. Po wyciągnięciu z Filii wszystkich informacji, próbowała samodzielnie poukładać sobie związek pomiędzy Maszyną, artefaktem zwanym Mistic Egg oraz jakimś tajemniczym pomostem.

Nie bardzo jej to wychodziło.

Koniec końców postanowiła się skupić na tym co wie.

Pierwsze primo: Pwyll jest wariatem, za to wariatem z rodowodem.

Drugie primo: Ma powody (?) i środki (!) żeby podporządkować sobie świat.

Trzecie primo: Jest żądny zemsty jak mało kto.

Wniosek: Na pewno nie da im spokoju...

Westchnęła głęboko, bo zanosiło się na kolejną, poważną aferę. A prawdę mówiąc spodobało jej się leniwe podróżowanie bez wiekszego celu, bez pośpiechu i bez groźby zagłady świata wiszącej nad głową.

"No to przepadło." pomyślała i po omacku sięgnęła po kolejny kawałek sernika. Siedzieli sobie na werandzie, przed ogródkiem.

Xelloss znowu zniknął bez śladu, Amelia, Merle i Val poszli na zakupy. Filia krzątała się w kuchni a pozostałej trójce nie zostało nic innego jak czekanie na powrót reszty.

Nie mogąc znaleźć ani kawałeczka czarodziejka oderwała się wreszcie od ponurych myśli, i rzuciła okiem na talerz.

Jak siedziała tak wrzasnęła.

- GOURRY,DO JASNEJ ANIELKI!!!!! GDZIE MÓJ DESER, CHAMANIE, NO GDZIE?!?!?!?!?!?!!!!!!!

- Myszlałeeem, sze jusz nie sjesz fieszej - wymlaskał szybko w odpowiedzi ale nie uchroniło go to przed kolejną bójką.

Zel spokojnie popijał kawę. Przyzwyczaił się już do takich scenek i z doświadczenia wiedział, że przerywanie im w takiej chwili może się skończyć atakiem skomasowanych sił dwóch głodnych, wkurzonych drapichrustów. Czyli lepiej nie przeszkadzać.

Gourry coś wyskrzeczał, machając ręką w jego kierunku. Sądząc po sinoniebieskiej barwie twarzy, Lina go nieźle poddusiła.

Wzruszył ramionami ignorując tę prośbę, wiedział że za chwilkę ta sytuacja i tak się zmieni.

Z domu wyszła Filia. Zatrzymała się na moment przy stoliku, i załamała ręce na widok koszmarnego bałaganu.

Jednak nic nie powiedziała, widocznie nie chciała oberwać.

Lina jednak zauważyła ją, w przerwie pomiędzy rzucaniem w Gourry'ego widelcami a osłanianiem się przed talerzem.

- A ty dokąd?

Złotowłosa udała, że nie usłyszała w ogólnym hałasie. Powtórzyła więc pytanie.

- Kupić rzeczy na drogę. - odparła więc zgodnie z prawdą.

- ŻE CO?????

Filia odczekała stosowną minutkę aż ruda przetrawi tę wiadomość i przejdzie nad nią do porządku dziennego.

Marne szanse.

- Po tym wszystkim co się stało ostatnio ty chcesz jeszcze iść z nami? Mowy nie ma! - czarodziejka ujęła się pod boki i stanęła na schodkach, na szeroko rozstawionych nogach.

Filia ujęła się pod boki tym samym ruchem i przez chwilę mierzyły się wzrokiem.

Dzięki temu, że stała na schodach, ich oczy znajdowały się na równym poziomie.

W końcu Lina skapitulowała.

- A dobra tam, niech stracę. Jesteś dorosła i chyba wiesz co robisz. - Filia uśmiechnęła się szeroko w odpowiedzi.

Zelgadis podniósł się z krzesła.

- Czekaj, idę z tobą.

~*************~

- Nie możemy iść do centrum...

Merle zatrzymała się ale taktownie nie pytała dlaczego. Przyjęła fakt do wiadomości.

- Dlaczego?

Varu, jako facet był bardziej ciekawski. Poza tym, uważał nadmiar taktu za zbędny balast.

- Ponieważ obiecałam tacie, że jak wrócę, to na następną wyprawę ruszę najszybciej za rok...

- Achaaaa.... - namyślał się przez chwilę. Gdzie by tu iść, żeby nie rozpoznano księżniczki tego miasta? Chyba tylko na najbliższy rynek.

Merle pokręciła głową. Faceci.

- Zostaje więc rynek... nie martw się, tam na pewno wszystko dostaniemy.

Przystanęła znowu, zdziwiona. Skąd on wiedział, że ona się martwi? Skąd wiedział czym się martwi?

Z jednej strony nie było to trudne do odgadnięcia, a z drugiej mógł to być przypadek.

Tylko, że jak się jest wszechwidzącą, to się wie, że nawet najgłupszy przypadek ma jakiś cel, czemuś służy...

- No to prowadź ^^

~***********~

Szli w kierunku centrum.

- Zaczekaj.

Obejrzała się przez ramię, ale nie zatrzymała.

- Coś nie tak?

- Amelia nie mogła iść do centrum.

Nareszcie przystanęła.

- Nie mogła? Dlaczego?

Przez sekundę się wahał. Krótko, ale wystarczająco, żeby się zaciekawiła. I być może nawet... zrozumiała.

- Amelia obiecała ojcu, że kiedy wróci, to na rok zostanie w mieście. Jeśli ją rozpoznają, będzie musiała wrócić do pałacu.

To tyle. Nic więcej nie musi mówić. Może, ale nie musi.

Smoczyca mysli przez chwilę.

- W takim razie na pewno poszli na rynek.

Skręcają w wąską uliczkę.

~***********~

Meleagant przymknął oczy. Sama roślina nie sprawiła mu trudności. Rzeźbienie jej dało mu nawet satysfakcję.

Problemem były osy.

Nie pasowały mu.

Na ich miejsce wolałby pszczoły. Tak, pszczoły to stworzenia o wiele lepsze niż osy.

Pszczoła wie co to poświęcenie. Kiedy żądli, stawia wszystko na jedną kartę. Poświęca życie.

Osa to co innego. Ona nie tylko może ale nawet i lubi żądlić ofiary po kilka razy. Dla samej przyjemności.

Tak, związek pomiędzy pszczołami a kwiatami jest niemal tak magiczny, jak sama magia. I o tyle zabawniejszy, ponieważ widoczny dla wszystkich.

Osy i kwiaty... parodia.

Prześmiewcza parodia.

Gdyby mógł wokół rośliny uwijały by się pszczółki. Setki małych, złocistych, pożytecznych pszczółek.

Niestety, zamiast nich były osy.

Setki os.

~***********~

- Pokażesz się wreszcie czy nie?

- Panienko, niech panienka wreszcie wyjdzie i nie trzyma nas w niepewności!

Cisza.

Merle była już właściwie gotowa, ale wolała zostać jeszcze chwilkę. Popatrzeć. Hmm...

W końcu uznała, że ma dosyć i pora wydac się na łaskę ekspertów.

Wyszła.

Powitało ją maślane spojrzenie Amelki i jej okrzyk:

- Pasuje idealnie !!!

Miała na sobie legginsy, takie jak ma Lina, tylko, że bordowe. Do tego akwamarynowo niebieska bluzeczka z jasnożółtym wykończeniem, udrapowanym z tyłu w coś na kształt skośnej, długiej do połowy pleców pelerynki. Spietej na jednym ramieniu za pomocą broszki. I luźne, żółte rękawy przed łokieć.

Ta bluzka z dołu była wiązana i przechodziła w coś na kształt chinskiej spódniczki długiej do pół uda, z rozcieńciami po obu stronach.

Aha i jeszcze ciemnosrebrne buty, takie pod kolana. I ochraniacze na ręce do łokci, bordowo-czarne.

Ze swoich rzeczy miała tylko ta dziwną spinke do włosów w kształcie korony i złote kółeczka w uszach.

- No i? - okreciła się dookoła. - Tak może być?

Varu powoli skinął głową. Zabrakło mu słów. Nie sądził, że ona ma taką dobrą figurę pod tym szerokim materiałem. Tak szczerze mówiąc to w ogóle się nie zastanawiał nad jej wygladem zbyt dokładnie...

Merle kazała swoje stare ubranko zapakować.

Powoli wyszli przed sklep, wpadając wprost na Filię i Zelgadisa.

- Zelgadis-san!!! - Amelka rzuciła się na powitanie. - Filia-san! Co wy tu robicie?

- Przyszłam kupic parę rzeczy.

- No to świetnie trafiłaś, tutaj mają naprawdę niezły towar ^^ - Merle chyba się nie przejęła.

Za to Val tak.

- Filia-mama ty chyba nie chcesz z nami iść?

- Nie chcę. - potwierdziła. Val odetchnął z ulgą. - Ale pójdę.

- Że jak???

Filia wyminęła go i zaczęła się rozglądać. Varu przez jakiś czas protestował, dopóki Zelgadis nie powiedział mu, że nawet Lina nie próbowała oponować.

Poddał się z westchnieniem.

Trudno. Nie ma na ziemi bardziej upartych stworzeń niż smoki. [To osłów tam nie macie?-Chara]

~**********~

Pierwsze wylęgły się już o świcie. Suszyły skrzydła w pierwszych promieniach słońca, drwiąc sobie ze świata.

Teraz jednak nawet te ostatnie z dzisiejszego lęgu pracowały nad utrzymaniem humaidalnej formy.

Wiekszości się udawało.

Były wspaniałe.

Chore.

Groźne.

Pwyll przywitał je, jak dziecko witające długo wyczekiwanych przyjaciół.

Armia.

- I jaką nazwę mam wyryć w kamieniu?

Zdawało się, że nie usłyszał. Bardzo możliwe, ponieważ górskie zbocze wypełniało teraz niesamowite bzyczenie.

Okropny, przypominający burzę dzwięk.

- Czy to nie oczywiste? - zapytał z szerokim uśmiechem.

Meleagant potrząsnął głową. Pwyll śmiał się głośno, zupełnie nie zważając na latające wszędzie osy. Wabiło je owe bzyczenie.

- Czy to nie oczywiste? - zapytał znowu. - Ich imie to Wojownicy Miłości, hahahaaaa!!!

Śmiał się dalej, ubawiony własnym żartem. Żartem, który tylko on był w stanie zrozumieć i docenić.

Meleagant wzruszył ramionami. Osy to osy.

Niemniej rozpoczął mozolną dłubaninę w kamieniu. W parę minut później pierwsza, monstrualna runa była gotowa.

~**********~

Wracali do domu, rozmawiając i oblizując pyszne, seyruńskie lody. Musieli je zjeść zanim dojdą, w przeciwnym razie groziła im katastrofa pt.: "Malownicza zemsta Liny Inverse + doczepka na pożeraczach lodów"

Nie mogli im jednak zabrać lodów, bo rozpuściłyby się zanim zdążyliby je donieść.

"A przecież jakoś trzeba zakup uczcić, żeby się nie rozeschło", jak powiedziała Merle.

Filia była zadowolona. Kupiła sobie taki strój, że z powodzeniem mogła wykorzystać dawny płaszcz i tym samym zaoszczędzić na jednym z wydatków.

W przeciwieństwie do Merle nie niosła zakupu na sobie, tylko w torbach. Osobno białe, skórzane kozaczki, które sięgały jej niemal do kolan. Ponieważ była wysoka, więc znalezienie butów o odpowiedniej wysokości na rynku graniczyło niemal z cudem.

Ale Merle wygrzebała je skądś...

Amelka natomiast znalazła jej piekne, białe rękawiczki. Do tego jasnokremowe spodnie, i biało kremowa bluzka z luźnymi rękawami.

Właściwie nie istniał żaden powód dla którego nie miałaby się uśmiechnąć. Dlatego też dała się namówić na lody.

Mijali właśnie jej ulubiony antykwariat, kiedy nagle Merle przystanęła.

- Armia Pwyll'a jest gotowa do działania... musimy ruszać zanim po nas przylecą.

Zel prychnął.

- Ten cały Pwyll już mi działa na nerwy.

Przyśpieszyli.

- Jak ta armia w zasadzie wyglada? Są bardzo liczni? - dopytywała się Amelia ciekawie.

- Pwyll coś wspominał, że jego planem jest "Wieczna miłość" - spojrzeli na nią jak na wariatkę, więc prędko dodała - Hej to nie ja wymyśliłam.

- Powiem wam jak dojdziemy, dobrze?

Val nic nie mówiąc skręcił w najbliższą uliczkę.

- To jest skrót.

- I ja nic o nim nie wiem? - zdziwiła się Filia.

- Nie pytałaś o niego, Filia-mama.

Ruszyli za nim w milczeniu.

~***********~

Z radością witał swoich generałów. A także pozostałych. Całe swoje wojsko.

- Wiecie, po co tu jesteście. Wiecie, jaki cel nam przyświeca. I wiecie kto stoi nam na drodze.

Skinęli głowami.

- Dziś polecicie do naszych oponentów, aby przekonać ich o naszej potędze.

Znów rytmiczne kiwanie głowami.

"Mogłoby się wydawać, że oni są jednym organizmem" przemknęło Pwyll'owi przez głowę. "A to przecież tylko ul"

Miał przed sobą dwóch, jasnowłosych osobników. Troszkę przypominali elfy, byli wysocy, smukli i jaśni.

Mieli na sobie byle co. Ale wszystko nosili z gracją, wynikającą z prostej świadomości faktu, że cokolwiek założą, na nich bedzie wygladać bosko.

Ich skóra była poznaczona bladoniebieskimi i bladozielonymi wzorkami... chyba tatuażami. Mieli spiczaste, długie uszka i ostre, nieludzkie ząbki.

I na tym podobiństwo się kończyło.

Wodniste, jakby wiecznie zwężone oczy przypatrywały się wszystkiemu ze złośliwością, jakby testując, na ile dana rzecz wytrzyma.

Było w nich coś... owadziego.

"Idealnie!"

- Weźmiecie ze sobą smoka....nie ważne którego. Aha, i jesli zastaniecie na miejscu Scina, macie się zastosować do jego życzeń, do odwołania, jasne?

Kolejne kiwnięcie głowami.

- Dobrze. Lećcie.

Skłonili się i wyszli.

~*************~

Doszli do domku bardzo szybko. Filia miała tylko kilka minut na pożegnanie się z tym miejscem. W zasadzie opuszczała je bez żalu...

Chociaż nie. Jakiś żal był. Ale nie umiała go sprecyzować. [Filia, baka!Precyzuj,ale już!-Chara]

Ponadto myślała o swoim synu.

Jego pierwszy prawdziwy dom... i traci go w taki sposób.

"Pwyll, zapłacisz mi za to."

Musiała szybko wyprawić w drogę Jirasa i Gravosa. Ci stwierdzili jednak, że szefowa ma się nie martwić, bo oni mają się gdzie zatrzymać.

Jiras nawet dokładnie jej tłumaczył gdzie i jak.

Po krótkim pożegnaniu, wyjechali, zabierając ze sobą spory ładunek broni i wyrobów ceramicznych.

- Skąd wiesz, że z tego domu nawet pyłek nie zostanie? - irytowała się po raz nie wiadomo który Lina, wybierając najsmaczniejsze kąski z szafek.

- Widziałam. Weź jeszcze ten dżem, co? - dorzuciła do worka.

Uwinęły się raz dwa, i wyszły przed dom.

Wszyscy już tam czekali. Filia zdążyła się szczęśliwie przebrać.

Mogli swobodnie wyruszyć w siódemkę, w stronę kryjówki Pwyll'a.

~************~

Właśnie zagłębiali się w las, kiedy usłyszeli coś jakby straszliwe bzyczenie.

W zasadzie pierwszy usłuszał Zel.

- To brzmi jak ul.

- To? - zdziwiła się Amelia - Ale co, panie Zelgadisie?

Nadsłuchiwali przez parę minut.

- Ja też słyszę. - Merle popatrzyła na Varu zdumiona, ale zaraz przypomniała sobie, że on ma przeciez słuch smoka, czyli, bagatela, kilka razy czulszy niż u człowieka.

Lina widocznie pomyśłała o tym samym, bo zerknęła na Filię.

- Słyszę.

- ???? Ja tam nic nie słyszę... - to mówiąc szermierz nadstawił oboje uszu, ale mimo najszczerszych chęci nie był w stanie niczego usłyszeć.

Podobnie Lina i Amelia.

- Wiecie co? Wydaje mi się, że jak człowiek je słyszy to już dla niego za późno, więc może lepiej....

- Mam się chować nie wiadomo przed czym? - zaperzyła się czarodziejka.

W tym momencie bzyczenie stało się niemożliwie głośne. Jakiś cień przesunął się wzdłóż drogi.

Nie naradzając się, zeszli ze ścieżki i stanęli pośród drzew.

- Co to by...- zaczęła Amelka ale nie skończyła bo Zel zatkał jej usta i wskazał na niebo. Niepostrzeżenie ręka zsunęła mu się na ramię księżniczki, czego nie zauważył nikt oprócz niego i samej zainteresowanej.

Reszta zbytnio była pochłonięta obserwacją nieba.

A było co obserwować.

Pod chmurami sunął cały dywizjon dziwnych, ludzkopodobnych postaci. Nie wyróżnialiby się niczym specjalnym, gdyby nie fakt posiadania przezroczystych, owadzich skrzydeł i upartego, niesamowitego bzyczenia.

- To ma być armia Pwyll'a? - wyszeptała Lina.

- Nie, to tylko jeden mały oddział... - odpowiedział Xelloss materializując się tuż za nimi.

Filia drgnęła, ale nic nie powiedziała. Ignorowała go od wczoraj. I wolałaby, żeby tak zostało.

Zrobiło się cicho, kiedy oddział przeleciał. Nie było słychać niczego, nawet ptaków.

Jakby wszystko wstrzymało oddech w oczekiwaniu na nagły powrót tych istot.

- W porządku, są teraz zajęte.

- Niszczą nasz dom. - to było stwierdzenie, nie pytanie.

Lina myślała przez chwilę.

- Dobra, zrobimy tak. One na pewno będa wracać i możliwe, że będą nas szukać. Więc pójdziemy obok drogi.

- One za chwilkę wrócą... to jest oddział dzienny, nocą są ślepi jak krety... więc za chwilę przelecą tędy, a do zadań nocnych Pwyll właśnie czeka na wyklucie się oddziału specjalnego.

Lina pogroziła pięścią niewidocznym już osom.

- A co z miastem? Co z ludźmi? - przestraszyła się Amelia.

- Nic im nie grozi, jeśli dobrze zrozumiałam to mieli tylko zniszczyć dom i wszystko co się w nim znajduje, tak?

Merle skinęła głową, jednocześnie wyplątując się zręcznie z krzaku jeżyn.

~*************~

Jeden z os miał problem ze skrzydłem. Znosiło go na lewo. Starał się więc ciągle zakręcać na prawo.

Dawało to efekt w postaci zygzakowatego, niepewnego lotu, podobnego do muszego zrywu, niż złośliwej, osiej szarży.

Podczas jednego z manewrów zauważył coś połyskującego miedzią, posród drzew.

Tak. Znalazł ich.

Mógł zawrócić swoich braci. Oszczędzić wszystkim kłopotu i wskazać cel. Jednakże Meleagant wyposażył swoje dzieła.

Skoro nie mógł wyrzeźbić pszczół, tak jak chciał, dał swoim oskom prawdziwą, osią naturę.

Tak, tak. Osa zostawił tę informację dla siebie. Młody osa ma zamiar wykończyc wroga nocą.

Biedny, młody, głupi osa.

~************~

Uszli może z trzy kilometry, kiedy znajome brzęczenie dało im znać, że oddział specjalny skończył zadanie.

Zamilkli jednocześnie i stanęli w cieniu.

Większość oddziału już przeleciała.

Lecieli w wielkim pospiechu, ponieważ słońce chyliło się już ku zachodowi.

Kiedy bzyczenie ponownie ucichło, Lina i jej towarzysze wyszli na otwartą drogę.

Młody osa zobaczył w tym swoja szansę.

W prawdzie trochę rozmywał mu się obraz, ale kto by się tym przejmował. Skoro pobije wszystkich i przyniesie do bazy jednego ze smoków, może nawet awansuje na generała?

Rozpędził się i ruszył na majączące w pasach kolorów postacie.

Atak kompletnie mu nie wyszedł.

Bo oto zamiast z wielką gracją przebić się żądłem przez czyjeś plecy, źle wycelował i wbił się po szyję w udeptany piasek.

- To było śliczne. - stwierdziła Merle.

Xelloss ukłonił się w odpowiedzi, materializując się nad osą, który nieopatrznie wybrał sobie mazoku na cel. [Osa no baka! XD -Chara] [...No comments for osa - -" -Murasaki]

- To teraz go zwiążmy i zadamy mu parę pytań. - zadysponowała Lina, podając Gourry'emu sznurek.

Chciąc nie chcąc musiał się blondynek zbliżyć do tego czegoś. Ostroźnie obszedł owadopodobną istotę.

W końcu kopnięciem odwrócił intruza na brzuch i zawiązał mu ręce na plecach. Następnie wspólnie z Zelem przywiązali go do drzewa.

W międzyczasie reszta zdążyła się już jako tako urządzić na pobliskiej polance.

- Jesteś pewna, że oni po niego nie wrócą? - upewniła się jeszcze Lina.

- Nie wrócą. Przynajmniej nie ci sami. Chyba, że ktoś ich przeliczy, ale wątpię. Wtedy wysłaliby za nami tych nocnych, ale ci będą gotowi dopiero jutro.

- Brrr,okropność - wzdrygnęła się Amelia.

Lina złożyła ręce, słychać było jak chrupnęły kości.

- No dobra! Najpierw zjemy, a potem.... pora na małe przesłuchanko.

Osa, który własnie budził się do życia, co prawda nie mógł już zobaczyć Liny, ale groźba zawarta w jej głosie sprawiła, że pożałował, że w ogóle się urodził.

~*****End*****~

Nooooooo.... koniec odcinka o modzie XD

A tak poza tym, to jak ja nie cierpię robali...uch.... Prawie tak bardzo jak uczenia się w upały.....

Dzisiejszy odcinek sponsorowali:

- Moja chrzestna ciocia Elka i pyszne truskawki ze smietanką i cukrem, oraz literka O jak osa.

Tradycyjnie autorka [hej jak to dumnie brzmi, nyo!^^] Pragnie pozdrowić...

-> Soy - pamiętam o 8 kochaniutka ^^ co prawda daleko jeszcze, ale będzie XD

-> Wszystkich których znam i lubię XD [Patrz, Soy, jesteś dwa razy XD] a których nie bede ponownie wymieniać, bo jestem patentowanym leniem XD

-> Mai_chan, którą oficjalnie dopisuję do listy ulubionych autorów. I żądam dalszych części Flame!!!!!! [Miałaś być dodana już w 13 części, ale ponieważ nie wiem czy jestes przesądna czy nie, więc wolałam nie ryzykować XD]

Ta część powstawała bardzo powoli, primo bo muszę się uczyć, secundo, ponieważ Akai mnie zaciukała [cokolwiek to znaczy?] pluszową pandą, w wyniku czego zabrała mi okrwawiony scenariusz.

Bez sensu? Możliwe. [Ojć,chybo ciem za słabjo zaciukołom - - Alo jo to naprawję!!-Murasaki^^]

Charatka

5



Wyszukiwarka