Lessa, Oblicza Smoka 09 - The Real Vampire Blues , Oblicz Smoka IX - „The Real Vampire Blues”


Oblicza Smoka - „The Real Vampire Blues”- rozdział IX

"Źródło."

Cała trójka siedząca na grzbiecie Amaranth spojrzała w dół.

Zobaczyli płytką dolinę, a w samym jej środku jakby staw, z którego wypływał strumień. Wił się przez południową część doliny, a następnie znikał w skale.

-Dlaczego ten cholerny potok musi akurat przepływać pod skałami- żachnął się Blaze.

Przed kilkoma dniami stracili z oczu strumień, który był ich punktem orientacyjnym. Wiedzieli, że wypływa ze Źródła Duszków Gór, więc lecieli wzdłuż niego. Jednak w pewnym momencie potok "urwał się", wypływał wprost ze skały. Od tego momentu Amaranth musiała zataczać okręgi nad górami w poszukiwaniu źródła. Obawiali się, że może ono znajdować się pod skałami.

Na szczęście ich obawy nie potwierdziły się i bystre oczy smoczycy odnalazły cel ich poszukiwań.

Amaranth krążyła nad doliną i szykowała się do lądowania. Nagle powiał silny wiatr i z dna doliny uniosły się miliardy małych światełek.

-Co to jest?- zdziwił się Zelgadis i sięgnął ręką żeby złapać jedno ze światełek. Kiedy mu się to udało poczuł krótki ból. Przyjrzał się swojej dłoni i zobaczył niewielkie poparzenie.

Światełka zaczęły opadać na ich ręce, twarze, włosy i skrzydła smoczycy. Nie były zbyt bolesne, ale uciążliwe.

-Amaranth unieś się wyżej- poprosiła Sharra.

Po paru uderzeniach smoczych skrzydeł, znaleźli się poza zasięgiem denerwujących światełek.

-Chyba nie jesteśmy mile widzianymi gośćmi- stwierdził Blaze.

-Spróbujemy jeszcze raz- powiedziała Sharra.

Amaranth ponownie usiłowała wylądować.

Znowu pojawiły się światełka, ale tym razem wszystko na czym osiadły zaczynało płonąć.

-W górę!- wykrzyknęła Sharra.

-Co za paskudztwo- wymamrotał Blaze, strząsając z siebie sadzę.- Czy my tam w ogóle musimy lądować?

-Nie- odpowiedział krótko Zelgadis.- Daj mi buteleczkę- zwrócił się do Sharry.

-Co chcesz zrobić?- zapytała, wręczając mu naczynie.

-Zaraz zobaczysz- odparł, po czym zeskoczył z grzbietu smoczycy.- Ray Wing!

Otoczyła go bańka powietrzna, a Sharra i Blaze odetchnęli z ulgą.

-Mógłbyś nas uprzedzić idioto!- krzyknął za nim wampir.

Zelgadis wleciał do doliny, otoczyły go kolorowe światełka, ale nie mogły przeniknąć ochronnej bariery, jaką zapewniało mu zaklęcie.

Światełka zniknęły, a on wylądował nietknięty na brzegu źródełka.

Nagle coś śmignęło mu przed nosem i w mgnieniu oka między nim a źródłem pojawiło się kilka małych istotek.

Wyglądały jak miniaturowi ludzie, ale były nieludzko piękne i miały skrzydełka. To były Duszki Gór.

-Niedobry człowiek- zapiszczał Duszek w kształcie kobiety, który fruwał tuż przed twarzą Zelgadisa.- Nie wolno mu.

-Czego mi nie wolno?- zapytał Zelgadis, z zachwytem wpatrując się w małą istotkę.

-Człowiek chce zabrać Wodę- zapiszczał Duszek.- Nie wolno.

-Dlaczego?- zapytał.

-Bo to Nasze- odpowiedziały wszystkie Duszki naraz.- Nie wolno.

Zelgadis rozejrzał się, wokół niego znajdowało się mnóstwo unoszących się w powietrzu Duszków. Zaniepokoił się.

-Nie chciałem wam zabrać Wody- powiedział spokojnie.- Chciałem prosić żebyście mi użyczyli odrobinę.

-Prosić?- zapiszczały Duszki.- Człowiek prosić?

-Właśnie. Czy moglibyście odstąpić mi trochę drogocennej Wody, która wypływa z tego wspaniałego Źródełka?- poprosił Zelgadis.

-Dlaczego człowiek chce Wodę?- zapiszczał Duszek przed jego twarzą.

-Jeśli nie przyniosę jej królowej Starożytnych Elfów spotka mnie śmierć- wyjaśnił Zel.

-Starożytne Elfy?- zapiszczały Duszki, najwyraźniej nie widziały o kogo chodzi.

-Daen Maana- odparł Zelgadis używając słów z języka Elfów.

Duszki zakotłowały się. Latały podniecone w kółko, jakimś cudem nie zderzając się ze sobą.

-Maanareana! Maanareana!- piszczały.- Człowiek zna Maanareana! Maanareana!

-Gdzie teraz poszły Maanareana?- zapytał Duszek przed jego twarzą.- Kiedy wrócą Maanareana?

-Mieszkają na wyspie, daleko, daleko na Wielkiej Wodzie- wyjaśnił Zelgadis.- Czekacie na nie?

-Maanareana miały przyjść! Obiecały Reana! Kiedy przyjdą?- zapiszczał Duszek.

Zelgadis nie chciał kłamać, ale było to jedynym wyjściem.

-Kiedy dostaną Wodę ze Źródła- powiedział spokojnie.- Królowa musi być pewna, że Źródełko jeszcze istnieje.

-Reana czekają na Maanareana!- piszczały Duszki.- Woda będzie dopóki nie wrócą Maanareana! Człowiek kłamie!!

Sytuacja była napięta. Duszki skupiły się wokół Zelgadisa.

-Kłamie!! Kłamie!! Kłamie!!

-Nie kłamałem- odparł Zel.- Kiedy królowa dostanie Wodę dowie się, że czekacie na Elfy. Sam ją poproszę żeby wysłała Daen Maana do was.

-Człowiek mówi prawdę- zapiszczał Duszek przed jego twarzą.

-Prawdę! Prawdę! Prawdę!- zawtórowały jej inne Duszki i zaczęły latać radośnie wokół Zelgadisa.

Zelowi zakręciło się w głowie od szybko zmieniających się kolorów.

-Czy mógłbym teraz dostać trochę Wody?- zapytał.

-Wody! Wody! Wody!- piszczały Duszki, nie przestając latać w kółko.

Kilka usiadło mu na głowie i zaczęło wplatać kwiaty w jego włosy, po chwili dostał również wieńce z kwiatów, które zarzucono mu na szyję. Jakiś Duszek namalował mu wzory na twarzy czymś niebieskim. Wszystko to działo się w takim zamieszaniu, że Zelgadis nie wiedział gdzie jest góra, a gdzie dół.

Duszki zaczęły śpiewać coś w nieznanym mu języku, była to bardzo radosna, niemal dziecinna piosenka, która idealnie pasowała do rozbawionych stworzonek.

W tym całym chaosie Zelgadis zauważył, że nie trzyma już w ręku buteleczki, którą dała mu Sharra. Zaczął się rozglądać dookoła, ale niewiele widział przez wirujące Duszki. Spojrzał w kierunku Źródełka i zobaczył jak kilka małych stworzonek napełnia naczynie. Niestety kiedy mała buteleczka była pełna okazała się zbyt ciężka do udźwignięcia dla Duszków i cztery istotki poszły pod wodę razem z buteleczką.

Zelgadis gwałtownie ruszył w ich kierunku żeby wyłowić małe stworzonka. Jego ruchy okazały się zbyt gwałtowne, a wirujące Duszki go dezorientowały, pośliznął się i upadł. Na swoje nieszczęście wylądował twarzą w wodzie. Kiedy się podniósł był przemoczony od pasa w górę.

Duszki zaczęły śmiać się histerycznie na widok ociekającego wodą człowieka.

-Śmieszny! Śmieszny! Śmieszny!- szczebiotały i zaczęły naśladować jego upadek, udając bieg w powietrzu, pośliźnięcie i lądowanie w wodzie.

Zelgadis poczuł, że jego policzki zaczynają płonąć ze wstydu.

-Człowiek czerwony!- zapiszczał Duszek, który latał tuż przed jego twarzą.

-Czerwony! Czerwony! Czerwony! Śmieszny! Śmieszny!

Zelgadis zdjął z siebie mokrą tunikę i ją wykręcił.

-Ecchi! Ecchi!- zapiszczały Duszki i wszystkie pary oczu spoglądały z zaciekawieniem na Zelgadisa.

Przez to Zel zrobił się jeszcze bardziej czerwony i szybko włożył na siebie tunikę.

-Człowiek przyszedł Nas napastować?- zapytał Duszek w kształcie kobiety.

-Napastować! Napastować! Napastować!

-Oczywiście, że nie!- odpowiedział zażenowany Zelgadis.

-Nie?

-Nie!- zaprzeczył jeszcze raz.

-Dlaczego nie?- zapytał inny Duszek wyraźnie zdziwiony.

-Nie jestem zboczeńcem! Przyszedłem tu po Wodę!- bronił się Zel.

-To dlaczego się rozebrał?- spytał Duszek w kształcie kobiety.

-Zboczeniec! Zboczeniec! Zboczeniec!

-Wpadłem do wody! Chciałem wykręcić tunikę żeby szybciej wyschła!

-Człowiek specjalnie wpaść do Wody żeby się rozebrać i nas napastować!- oświadczyła mądrze.

-Zboczeniec! Zboczeniec! Zboczeniec!

-Ale ja wcale nie miałem takiego zamiaru!- bronił się Zel, jego policzki miały ogniście czerwony kolor.- Chciałem tylko trochę Wody!

-Człowiek nas napastować! Człowiek zboczeniec!- piszczały Duszki.

Zelgadis chciał zapaść się pod ziemię.

-A co to jest 'napastować'?- zapytał nagle jeden z Duszków.

Wszystkie zatrzymały się w jednej chwili i zaczęły zastanawiać się nad tym zagadnieniem.

Kiedy Zelgadis podnosił się z ziemi po jego głowie spływała ogromna kropla.

-Zboczeniec wie co to znaczy 'napastować'?- zapytał jeden z Duszków.

-N-nie, nie wiem, nie mam zielonego pojęcia!- odpowiedział Zelgadis nie mając zamiaru wyjaśniać niczego tym istotom, które zachowywały się jak małe dzieci.- Czy mógłbym teraz dostać moją buteleczkę z Wodą?- zmienił szybko temat.

-Woda! Woda! Woda!- zaszczebiotały Duszki najwyraźniej zapominając o słowie, nad którym rozmyślały.

Kilka z nich zanurkowało w źródełku i wyciągnęło na powierzchnię buteleczkę i cztery ciała nieruchomych Duszków, które złożyły na trawie.

Wszystkie istotki nagle zniżyły lot i zaczęły z obawą obserwować zsiniałe ciałka swoich towarzyszy.

-Oni...oni...oni...- zaczął chlipać jeden z Duszków i rozpłakał się rzewnie.

Pozostałe stworzonka również wybuchły płaczem, a po chwili cała polana pogrążyła się w lamencie.

Zelgadisowi zrobiło się przykro, a także poczuł się niepewnie, bo przez jego butelkę zginęły te stworzenia.

-Uuuueeeeeeee...Zboczeniec niedobry, przynieść potwora, potwór zabić Reana!!!!!- płakały Duszki.- Niedobry! Niedobry! Niedobry!

Zelgadis zaczął panikować, wyczuwał zmianę nastroju. Niektóre Duszki patrzyły na niego gniewnie inne podlatywały i biły go niewielkimi piąstkami.

-Niedobry! Niedobry! Niedobry!- piszczały histerycznie.- Oddaj nam ich!!! Oddaj!!!

-W-wybaczcie....nie chciałem żeby.....

-Niedobry!!!!! Niedobry!!!!! Niedobry!!!! Zabić Reana!!!

Nagle kątem oka Zelgadis zauważył ruch na trawie. Spojrzał w kierunku butelki i nieżywych Duszków. Cztery ciałka poruszyły się, a małe istotki otworzyły oczy i usiadły, rozejrzały się dookoła i zaczęły płakać.

-Niedobry! Niedobry! Niedobry!- piszczały razem z innymi.

-Co jest?- zdziwił się Zelgadis i wybałuszył oczy na cztery małe stworzonka, które już latały w powietrzu.

Inne Duszki spojrzały na niedoszłych topielców i napięta atmosfera nagle zniknęła. Wszystkie stworzenia znowu zaczęły się śmiać, latać wokół Zela i wplątywać mu więcej kwiatów we włosy.

Zelgadis był zdezorientowany.

-Co się stało? One żyją!- stwierdził błyskotliwie.

-Reana nie topić się! Reana rodzić się z Wody! Woda życie!- zapiszczały Duszki

"One mi przypominają Xellosa." Pomyślał Zelgadis. " Tak samo nienormalne, z dziwnym poczuciem humoru i zachowują się jak dzieci. Jeden Xellos to za dużo, a co dopiero całe stadko, muszę stąd wiać."

Podniósł buteleczkę z ziemi i wepchną do kieszeni.

-Dziękuję wam za Wodę, teraz muszę już iść. Przyjaciele na mnie czekają- powiedział.

-Gdzie przyjaciele?- zapytały Duszki.

-Tam w górze siedzą na tym złotym smoku- wskazał.

-Uuuuuu...smooook- Duszki spojrzały z zaciekawieniem.- A cio robi się ze smokiem?

Na buźki wszystkich stworzonek wpełzły szydercze uśmiechy.

Zbiły się w jedna kupę, tak że wyglądały jak latająca chmara szarańczy. Zaczęły coś śpiewać, a w powietrzu, przed nimi pojawiła się pulsujące światło, które uformowało się w kulę mieniąca się wszystkimi kolorami.

W głowie Zelgadisa zaroiło się od ostrzegawczych myśli. Duszki szykowały się do ataku na Amaranth! Musiał temu zapobiec!

-Co robicie?!- krzyknął.- Dlaczego chcecie zaatakować smoka, przecież nic wam nie zrobił!

-I nie zrobi- zapiszczały Duszki podekscytowane.

Kula światła rosła i rosła.

Zelgadis spojrzał w górę, Amaranth powoli kołowała nad dolinką, jakby wcale nie zauważyła niebezpieczeństwa.

-Fireball!- wykrzyczał Zelgadis, a przed nim pojawiła się maleńka ognista kula.- Co do cholery?!

Jego magia osłabła.

Stał w bezruchu i zszokowanym spojrzeniem wpatrywał się w malutką kulę ognia, która zamigotała i zgasła. Ze swoistego transu wyrwał go przenikliwy okrzyk Duszków. Jego serce niemal stanęło w miejscu kiedy zauważył jak potężne zaklęcie zostaje wystrzelone w kierunku smoczycy.

"Uważaj!!!" Krzyknął Zelgadis w myślach, mając nadzieję, że smoczyca usłyszy jego ostrzeżenie. "Uciekajcie!!!"

Ale nie poskutkowało. Amaranth dalej krążyła wokół doliny i nie zauważyła szybko zbliżającej się kuli.

-Uciekajcie!!- krzyczał Zelgadis.- Ucieka...- jego głos ugrzązł w gardle, kiedy zobaczył jak zaklęcia trafia smoczycę. Oślepił go potężny błysk.

"O bogowie!!" Paniczny strach zawładnął jego umysłem, obawiał się najgorszego.

Kiedy ostre światło zniknęło spojrzał z obawą w górę, a to co tam zobaczył spowodowało, że zachwiał się i mocno uderzył w ziemię.

Amaranth wiła się w powietrzu w rozdrażnieniu i obrzydzeniu.

Całe jej ciało pokrywały fikuśne, kolorowe wzory, a wokół niej wybuchały sztuczne ognie, które przedstawiały różnokolorowe kwiatki, wesołe mordki duszków, małe prosiaczki i wiele innych dziwnych rzeczy.

"Za co?! Za co?!" Zelgadis pytał bogów. "Dlaczego mnie tak pokaraliście?!"

Duszki latały wesoło wokół Źródełka, najwyraźniej zadowolone z siebie.

-Ray Wing- wymamrotał Zelgadis, ale nic się nie stało.- Cholera!- Zaklął pod nosem.- Ray Wig! Ray Wing! Ray Wing!- nic.- Muszę się stąd wydostać! Levitation!!- przez chwilę nic się nie działo, ale w końcu oderwał się od ziemi i poszybował w górę.

-Oooooo!- zapiszczały Duszki z podziwem.- Człowiek lata! Lata! Lata! Leci! Odleci! Pa pa! Pa pa! Pamiętaj o obietnicy! Pa pa!

Zel zdobył się na niewielką ilość uprzejmości i pomachał małym stworzonkom na pożegnanie, jednocześnie miał ogromną nadzieję, że już nigdy nie trafi do tej doliny. Ten gest rozproszył jego uwagę i o mało nie spowodował, że czar przestał działać i Zelgadis spadłby w dół, ale w ostatniej chwili zdążył się skoncentrować.

Na szczęście nie pojawiły się parzące światełka i Zel bez większego szwanku, i z ulgą, usadowił się na grzbiecie Amaranth. Wielkim wysiłkiem woli powstrzymał się od wybuchnięcia śmiechem.

Sharra, Blaze i Amaranth pokryci byli licznymi wzorami, różnokolorowymi kwiatkami, mordkami, motylkami, prosiaczkami.

-Co jest takie śmieszne?- zapytała z irytacją Sharra widząc jego uśmieszek.

-N-nic takiego- odparł z trudem.- Nic wam nie jest?

-Poza tymi paskudnymi wzorkami i podłym humorem, to czujemy się całkiem nieźle- żachnął się Blaze.- Masz wodę?

-Mam- pokazał im buteleczkę.- Możemy już stąd lecieć? Mam dość tego miejsca.

-Nie tylko ty- powiedziała Sharra i skierowała Amaranth na południowy- wschód.- CO tam się działo w dole i co w nas uderzyło?!

-Nie widzieliście?- zapytał zdziwiony Zelgadis.

-Jak tylko znalazłeś się na dole, dolinę zasnuła mgła- wyjaśnił Blaze.- Nic nie widzieliśmy, dopóki nagle nie uderzyło w nas to światło, co to było? Ostrzegam, jeśli miałeś z tym coś wspólnego, osobiście cię uduszę- zagroził, próbując zmazać z siebie różowego prosiaczka.

Zelgadis opowiedział im wszystko.... prawie wszystko, pominął rzeczy, o których nie musieli usłyszeć. Po jakimś czasie Blaze nieco się uspokoił i zaczął się histerycznie śmiać z Zelgadisa, który miał kwiatki we włosach, pomalowaną twarz i mokre ubranie.

Lecieli długo ponad górami, usiłując znaleźć dogodne miejsce na nocleg. Jednakże wyższe partie gór były wyjątkowo niegościnne. Kilka razy Amaranth zauważyła nadające się do odpoczynku miejsca, ale w ich pobliżu dostrzegała również ciemne, pokraczne sylwetki goblinów.

W końcu Blaze wypatrzył półkę skalną, na której swobodnie mogła zmieścić się smoczyca i trzy osoby. Występ był również położony na dużej wysokości i istniały nikłe seanse, że mogłyby ich zaskoczyć gobliny.

Noc była zimna, więc spali blisko siebie, wtuleni w bok smoczycy. Twarda skała nie była najwygodniejszym posłaniem, więc długo nie mogli zasnąć. Leżeli w milczeniu i przyglądali się gwiazdom błyszczącym na nocnym niebie.

Nie wiadomo dlaczego, Sharrze przypomniał się Layrenc, Elf, którego poznała dzień przed opuszczeniem Dafris. Zmaterializowała w ręku sztylet, który otrzymała od królowej Elfów.

Zaczęła wodzić palcami po jego powierzchni, a kiedy natrafiła na zagłębienie, w którym powinien znajdować się okrągły klejnot, Layrenc, jak żywy, stanął jej przed oczami.

Poczuła jak jej powieki same opadają i zapadła w głęboki sen. Bardzo dziwny sen, który wydawał się jawą.

Znajdowała się na wydmie porośniętej trawą, za nią był las, a przed nią rozciągał się bezmiar oceanu. W dole była piaszczysta plaża. Na błękitnym, bezchmurnym niebie świeciło słońce, z jego położenia wynikało, że minęło południe. Wszystko było najzupełniej normalne, ale czegoś brakowało, a ten brak sprawiał, że całe otoczenie stało się nienaturalne.

-Gdzie jest wiatr?- Sharra zapytała samą siebie.

Nie było ani wiatru, ani fal.

Rozejrzała się jeszcze raz i zobaczyła coś interesującego, a raczej kogoś.

Na plaży stał Layrenc. Patrzył w jej kierunku i pomachał jej na powitanie.

Szybko zeszła z wydmy i podbiegła do Elfa.

-Witaj- odezwał się, kiedy podeszła bliżej.

-Cześć- opowiedziała z uśmiechem.- Miło cię widzieć, mimo że to tylko sen.

-Sen? Przecież chciałaś ze mną rozmawiać- odparł lekko zdziwiony.

-Nie, trzymałam tyko w ręku ten sztylet i zachciało mi się spać, wydaje mi się, że teraz śnię- powiedziała.

-Ja przed chwilą wróciłem do domu, ale kiedy usłyszałem twoją prośbę, znalazłem się tutaj- wyjaśnił.- Miałem przy sobie rubin. Te dwa przedmioty łączy czar, dzięki któremu możemy się porozumiewać.

-Naprawdę?- zdziwiła się, ale po chwili powiedziała.- Rzeczywiście, nie czuję się jakbym śniła, a poza tym nie zasnęłabym tak szybko na tej skale.

-Na skale?- zapytał lekko zdziwiony.

Sharra opowiedziała mu co działo się z całą grupą, po tym jak opuścili Dafris.

-Teraz jesteśmy w drodze po skrzydlatego królika, z tym zadaniem nie powinno być zbyt wiele problemów- zakończyła.

-Kolejna wojna- powiedział cicho Layrenc.- Ludzie nie umieją żyć bez rozlewu krwi.

Sharra wzruszyła ramionami.

-Na świecie żyje niewiele istot, które potrafią żyć bez zabijania siebie nawzajem- odparła.- Wy, Elfy, potraficie. Ludzie nigdy się nie nauczą. Wojna to przeznaczenie, którego ludzkość nigdy nie uniknie.

-Tak uważasz?- zapytał.

Przytaknęła skinieniem głowy.

Zapadła cisza. Po chwili Sharra uśmiechnęła się wesoło i zmieniła temat.

- A co ty porabiasz?

-Można powiedzieć, że pracuję- odparł z uśmiechem.

-A czym się zajmujesz?

-Rozmnażaniem.

-Co??- zapytała lekko zdziwiona.

Layrenc uśmiechnął się szeroko.

-Wiesz, my Elfy, jesteśmy długowieczni. Żyjemy średnio po sześćset lat. Elfki są płodne co dziesięć, piętnaście lat i mogą rodzić tylko do trzysetnego roku życia. Bardzo dbamy o naszą liczebność i gdy tylko jakaś Elfka może zajść w ciążę, zostaje zapłodniona. Jeśli nie ma stałego partnera, co zdarza się bardzo często, bo Elfy nie lubią stałych związków, zostaje jej przydzielony partner, który spłodzi dziecko. Tacy Elfowie nazywani są Rosha. Wybiera ich królowa spośród wielu. Muszą spełniać odpowiednie warunki, zarówno fizyczne jak i psychiczne.

-I ty jesteś Rosha?- zapytała Sharra.

Kiwnął potakująco głową.

-Hmmm...czyli teraz pewnie czeka na ciebie Elfka, która ma być zapłodniona. Chyba nie powinna czekać...- powiedziała w zamyśleniu.

-Nie szkodzi. Ty jesteś ważniejsza- odparł z uśmiechem.

-Ale to tylko rozmowa, możemy porozmawiać innym razem- ciągnęła.- Dziecko jest ważniejsze. Poza tym możesz zostać ukarany za swoje zaniedbanie.

-Nie zostanę ukarany, ty jesteś ważniejsza.

-Dlaczego?- zapytała.

Wzruszył ramionami.

-Po prostu tak czuję- odpowiedział z uśmiechem.

-To miło- odwzajemniła uśmiech.

Nagle usłyszała jakiś krzyk, dochodzący z bardzo daleka.

- Co to było?- zdziwiła się.

-Co takiego?

-Słyszałam oddalony krzyk- wyjaśniła.

-Ja niczego nie słyszałem. Może coś się dzieje z twoimi przyjaciółmi.

-No nie, co znowu? Te gobliny działają mi na nerwy- powiedziała z przekąsem, po czym pomachała Layrencowi na pożegnanie.- Do zobaczenia!

Ogarnęła ją ciemność, poczuła jakby gdzieś wróciła. Otworzyła oczy.

Leżała na ziemi przykryta kocem, w niejakim oddaleniu od niej siedział Blaze i klął cicho pod nosem. Zelgadis przyklęknął obok niego i coś do niego powiedział.

-Nie dzięki, nie jestem masochistą- padła odpowiedź.

-Co się stało?- zapytała zaspana Sharra.

-Obudziła się!- warknął Blaze.- Od kiedy to śpisz z nożami!? Następnym razem uprzedź mnie to nie będę kładł się koło ciebie!

-Ciszej bądź, bo wszystkie gobliny w górach dowiedzą się, że tu jesteśmy- zmitygował go Zelgadis.

-Co bądź ciszej? To nie ciebie pocięła nożem!- warknął Blaze.

Sharra spojrzała na ostrze swojego sztyletu. Było pokryte czymś czerwonym.

"Krew."

Przyjrzała się Blazeowi i spostrzegła ranę na jego prawym ramieniu.

-Przepraszam- powiedziała.- Nie zrobiłam tego umyślnie.

-Pewnie, że nie- burknął.

-Ale naprawdę nie chciałam, przepraszam- posłała mu spojrzenie pełne troski i winy.

Blaze popatrzył na nią z urazą, ale długo nie zniósł widoku jej zatroskanych oczu i odwrócił wzrok.

-No dobra, nie zrobiłaś tego umyślnie, ale to nie znaczy, że ci wybaczę- powiedział łagodniejszym tonem.

Sharra podsunęła się bliżej i spojrzała mu prosto w oczy.

Blaze nie wytrzymał długo i spuścił głowę w rezygnacji.

-Dobry wampirek- ucieszyła się Sharra i zmierzwiła mu włosy.

-Frajer- wymamrotał Zelgadis, ale natychmiast pożałował swojej wypowiedzi, bo łokieć Blaze'a boleśnie zatopił się w jego boku.

-Zamknij się, dupku- syknął wampir.

-Uważaj żeby ci się nie pogorszyło- odparował Zelgadis przykładając Recovery do rany Blaze'a.

Blaze zacisnął zęby i wykręcił mu boleśnie nadgarstek.

Przerwała im Sharra, która obydwu rzuciła się na szyje.

-Chłopcy bądźcie grzeczni- powiedziała z szerokim uśmiechem.- Zachowujcie się przyzwoicie to dostaniecie po cukierku- oznajmiła i dała każdemu buziaka, po czym poszła obudzić Amaranth.

Blaze i Zelgadis spuścili głowy w rezygnacji.

-Czy mi się tylko wydaje, czy ona robi z nami co tylko jej się podoba?- zapytał Blaze.

-Chyba tak- z westchnieniem Zel przyznał mu rację.

Spuścili głowy jeszcze niżej.

Przez następne trzy dni lecieli nad górami, nocowali na wysoko położonych półkach skalnych i uważali, na wszelki ruch na dole. Kilka razy Blaze i Amaranth dostrzegli pokraczne postacie goblinów. Nawet wydawało im się, że stwory podążają za lecącym smokiem, ale kiedy Amaranth wzniosła się wyżej i przyspieszyła, pościg zniknął z zasięgu wzroku. Czwartego dnia na dobre opuścili góry. Znajdowali się na równinnym terenie porośniętym krzewami i niskimi drzewami, które stopniowo stawały się coraz wyższe, a roślinność była obfitsza.

"Przed nami wieś."

Usłyszeli mentalny głos smoczycy.

-Jak daleko przed nami?- zapytała Sharra.

"Dwie godziny marszu."

-Wyląduj.

Smoczyca zwolniła lot i zaczęła kołować aż w końcu osiadła łagodnie na ziemi w pobliżu niewielkiego jeziorka.

-Dalej pójdziemy pieszo- poinstruowała Sharra całą grupę.- Amaranth, kochanie, starczy ci sił żeby się zmniejszyć?

"Tak. Muszę tylko trochę odpocząć."

Zatrzymali się na godzinny odpoczynek, a gdy Amaranth się pomniejszyła ruszyli w kierunku wioski.

-To już nie jest Diamela- zauważył Blaze.

Po obu stronach drogi rozciągały się łany młodego zboża. Wszystko było w jak najlepszym porządku, nie skażone złem wojny.

-Według mnie, znajdujemy się w państwie zwanym Bruyer- wyjaśnił Zelgadis.- Sąsiaduje od zachodu z Diamelą, najwidoczniej tutaj wojna nie dotarła.

Niebawem natknęli się na pierwszych mieszkańców wioski, byli to pierwsi żywi ludzie, których widzieli od półtora miesiąca.

Wieś okazała się całkiem dużą osadą. Większość budynków była zbudowana z wypalanej cegły i kamienia, a dachy pokryte trzciną. Obejścia były stosunkowo zadbane, a na drodze dzieci bawiły się wesoło.

-Przepraszam- Sharra zaczepiła dwie kobiety, które rozmawiały przy płocie.- Gdzie znajduje się dom zarządcy wsi?

Kobiety obrzuciły ją i dwójkę jej kompanów zaciekawionym spojrzeniem.

-To ten największy dom- wskazała jedna z kobiet.- Mogę was zaprowadzić.

Sharra spojrzała we wskazanym kierunku, dach jednego z domów wystawał ponad inne.

-Dziękuję, trafimy bez problemu- odparła Sharra.

Kiedy byli a miejscu, Zelgadis kazał jednemu z parobków zawołać sołtysa. Chłopak pobiegł bardzo szybko, a po niezbyt długim czasie stanął przed nimi zarządca wsi.

Był to człowiek w średnim wieku, wysoki i silnie zbudowany, a jak się niedługo okazało mądry i pojętny.

Zelgadis poprosił o nocleg.

-W zamian możemy uleczyć rannych- zaproponował.

-Jesteście uzdrowicielami?- zapytał zarządca.

-Można tak powiedzieć. Ja i moja towarzyszka umiemy leczyć rany i niektóre schorzenia- wyjaśnił.

Mężczyzna pokiwał z aprobatą głową.

-Wasze umiejętności się przydadzą, jest kilku ludzi, którzy potrzebują pomocy- powiedział a po chwili dodał.- Ostatnio do naszej osady przybywa sporo obcokrajowców. Jakiś tydzień temu była tu młoda kobieta w zbroi, odeszła następnego dnia kiedy się pojawiła a niedługo potem dopytywało się o nią dwóch mężczyzn, również w zbrojach. Wczoraj również przybył nieznajomy, bardzo dziwny mężczyzna, a dzisiaj wy. Słyszałem, że król szykuje armię, a na nasze zachodnie granice napadają gobliny. Czy wiecie coś o tym?

-Niestety tak- powiedział Zelgadis.- W sąsiednim państwie, Diameli, trwa wojna. Wojska Duergharu i gobliny z gór napadły na ten kraj, Mieszkańcy zostali prawie całkowicie wyrżnięci, a osady zniszczone.

Zarządca był zszokowany tą wieścią. Zaprosił całą trojkę do domu i poprosił żeby mu opowiedzieli co wiedzą o Diameli. To niewdzięczne zadanie przypadło Zelgadisowi, który nie wnikał za bardzo w szczegóły ani nie rozwodził się nad opisem stanu Diameli.

-Podłe gobliny i Duergharzy, ci ludzie północy- pokiwał smutno głową.- Oby Diamela została wyzwolona spod ich łap.

-Wspominał pan o gościu- Zelgadis zmienił temat.- Czy już odszedł?

-Nie, chce tu jeszcze zostać przez kilka dni, obiecał zabić stwora, który czai się w pobliskim lesie i czasem napada na ludzi ze wsi. Właśnie wybrał się na łowy. Wygląda dość niepozornie, ale ponoć zna magię, mam nadzieję, że zabije potwora.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Przy wejściu do jaskini dwie postacie grają w szachy. Mężczyzna, ubrany jak czarodziej i kobieta, pół człowiek, pół strzyga.

-Szach i mat- powiedział czarodziej.- Przegrałaś.

Kobieta spuściła głowę i wstała.

-Dla odmieńców nigdzie nie ma miejsca.

-Żegnaj.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

-Dziękujemy za posiłek.

Blaze, Sharra i Zelgadis udali się do swoich pokoi, to był męczący dzień.

Cały czas zajęci byli uzdrawianiem chorych ludzi, nawet Blaze był ciągle potrzebny przy asyście. We wsi mieszkało bardzo dużo ludzi, wielu z nich cierpiało na jakieś schorzenia. Niektórym magia nie mogła pomóc, ale skutkowały zioła.

"Ciekawe czy ten człowiek zabił potwora." Pomyślał Zelgadis zasypiając na twardym łóżku. "Jeśli nie pewnie my będziemy musieli to zrobić..."

Zasnął.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

"Zelgadis."

Ktoś wypowiadał jego imię.

"Zelgadisie."

Ktoś go wołał.

Czerń zawirowała i znajdował się w nieznanym pokoju, który oświetlał blask księżyca, wpadający przez okno.

Rozejrzał się, ale nikogo nie zobaczył.

"Zelgadisie."

Odezwał się głos.

Zelgadisowi wydawało się, że gdzieś go już słyszał.

"Zelgadisie."

Wstał i podszedł do okna.

"Zelgadisie."

Widział stodołę i kilka domów.

Coś się poruszyło na podwórku. Obok stodoły przebiegła czarna postać.

"Zelgadisie."

Otworzył okno i wyleciał przez nie na zewnątrz.

Podążył za czarną postacią.

"Zelgadisie."

Cień biegł przed nim. Poruszał się lekko i zwinnie.

Zelgadis przyspieszył.

Mijał domy, podwórka. Nie słyszał szczekania psów.

"Zelgadisie."

Przedzierał się przez las. Gałęzie drzew smagały go po twarzy.

Czarna postać biegła szybko i wydawało się, że zaraz zniknie.

"Zelgadisie."

Wbiegł na polanę zalaną blaskiem księżyca. Nikogo na niej nie było.

"Zelgadisie."

Głos wydawał się dochodzić zza jego pleców.

Odwrócił się. Nikogo za nim nie było. Obrzucił badawczym wzrokiem ścianę lasu. Obrócił się, aby sprawdzić polanę.

Tuż przed nim stała czarna postać.

-Witaj- odezwał się znajomy głos.

-Kim jesteś?- zapytał Zelgadis podejrzliwie.

-Nie pamiętasz? Tym gorzej dla ciebie.

Tajemniczy osobnik rzucił się na Zelgadisa i przygwoździł do drzewa.

Pękły żebra.

Zelgadis syknął z bólu.

-Czego ode mnie chcesz?- zapytał.

-Cierpliwości.

Pojawiła się wiązka energii, która uformowała się w linę i przywiązała do pnia ręce i nogi Zelgadisa. Jego ciało było rozciągnięte, a połamane żebra sprawiały ból.

Rozległ się śmiech, radosny i tajemniczy.

Błysnęło ostrze noża.

Zelgadis poczuł ból, a po chwili coś spłynęło po jego ramieniu.

Krew.

Tętnica przedramienia była przecięta.

Ból.

Strach.

Śmiech.

Strach.

Zelgadis spróbował rzucić jakiś czar, ale nie był w stanie.

Życie razem z krwią wypływało z jego ciała.

"Pomocy."

-Tak szybko prosisz o pomoc?- odezwała się postać.- Zmiękłeś, jakiś czas temu twoja duma nie pozwoliłaby na błaganie o pomoc.

Złość.

-Jak śmiesz?!

Ból.

-Właśnie, złość się. Poczujesz większy ból, większą przyjemność.

Zamroczenie.

"To tylko sen. To tylko sen. To tylko sen. To tylko sen. To tylko sen..."

-Sny są czasem bardziej realne niż ci się wydaje.

Strach.

Złość.

Krew.

Zelgadis zaczął tracić przytomność.

-Tak szybko? Myślałem, że wytrzymasz dłużej.

"Pomocy."

Zaczął spadać, coraz niżej i głębiej w czarną pustkę. Spadał i spadał....

Uderzył w coś twardego.

Otworzył oczy...i zamrugał ze zdziwienia.

Leżał na podłodze, z łóżka spadła mu na głowę kołdra. Znajdował się w pokoju, w domu zarządcy wsi. Na zewnątrz właśnie świtało.

"To był tylko sen." Pomyślał i usiadł na łóżku. Oparł głowę na dłoniach. "...tylko sen."

Nagle znieruchomiał.

Na jego prawym rękawie i nogawce były ślady krwi.

"To nie był sen."

W panice spojrzał na swoje przedramię, ale nie było na nim śladu po ranie.

-Niemożliwe...

-Co takiego?

-Nie ma śladu po...- Zelgadis nagle zerwał się na równe nogi.

Na łóżku siedział Xellos i uśmiechał się jak szaleniec.

-Co ty tutaj robisz?!- wykrzyknął Zelgadis.

-Siedzę. Bądź ciszej, bo obudzisz cały dom.

-Co, do cholery tutaj robisz?- warknął z wściekłością Zel i złapał Xellosa za tunikę.

-Nie tak szybko, najpierw musi być gra wstępna- rzucił rozbawiony Mazoku.

Zel z obrzydzeniem puścił tunikę.

-Odpowiedz na moje pytanie- zażądał.

-Jakie pytanie?- zapytał niewinnie.

-Wrrrr...

-Możesz jęknąć tak jeszcze raz? To bardzo podniecające.

-Wcale nie jęczałem, a ty jesteś pierdolonym zboczeńcem!-

  powiedział Zelgadis głosem wrzącym ze wściekłości.- Wynoś się!

-Nie. Podoba mi się tutaj.

-W takim razie ja wyjdę!- rzucił Zelgadis i ruszył do drzwi.

-Na twoim miejscu zmienił bym najpierw ubranie, to jest całe ubrudzone we krwi. Gdybym był tobą nie biegałbym w nocy po lesie, można się łatwo skaleczyć.

Zelgadis błyskawicznie rzucił się na Mazoku.

-To byłeś ty!- złapał go za gardło.

-Mmmmm...tak dobrze, mógłbyś mocniej ścisnąć?

-Odpowiedz mi idioto!- Zelgadis potrząsnął Xellosem.

-Chyba nie dosłyszałem pytania.

-Dlaczego mi

  to zrobiłeś w nocy?

-Jeszcze nic ci nie zrobiłem, chyba, że masz ochotę- Xellos uśmiechnął się zachęcająco.

-Przestań się zgrywać! Dlaczego przywiązałeś mnie do tego drzewa i przeciąłeś mi tętnicę?

-Żeby wypłynęła z niej krew.

-Dlaczego?

-Bo mi się nudziło.

-Co?

-Pomyślałem sobie, że to będzie fajne powitanie, w końcu nie widzieliśmy się tyle czasu...

-Jesteś nienormalny.

-Wiem- odparł Xellos z uśmiechem od ucha do ucha.

Nagle otworzyły się drzwi i na progu stanął Blaze.

-Moglibyście być trochę ciszej? Niektórzy chcieliby jeszcze trochę pospać- powiedział zaspany.- O, cześć Xellos- po czym zwrócił się do Zelgadisa.- Nigdy nie myślałem, że masz sadystyczne zapędy.

Zanim Zelgadis zdążył powiedzieć coś w swojej obronie, Blaze cofnął się i zamknął za sobą drzwi.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

-Co jest?- zdziwił się Zelgadis.

Dzień wcześniej opuścili wioskę, w której spotkali Xellosa. Okazało się, że Mazoku czekał tam na nich. A po "miłym" przywitaniu jakie zgotował Zelgadisowi, z Zelem zaczęło dziać się coś dziwnego.

-Flare Arrow!- wykrzyknął Zelgadis.

Nic się nie stało.

-Freeze Arrow!

Nic.

-Fireball!

Nic.

Zelgadis musiał uskoczyć przed atakującymi zombie.

-Co się stało?!- zapytała Sharra.

-Moja magia nie działa!

-Jak to?- zdziwiła się, ale nie uzyskała odpowiedzi, ponieważ zombie nacierały ze wszystkich stron.

W końcu Zelgadisowi udało się przedostać do niej, co kosztowało go wiele wysiłku, gdyż musiał ciąć mieczem na wszystkie strony.

-Znasz zaklęcie Holy Bless?- zapytał dysząc.

-Znam, ale nie umiem go rzucić- odpowiedziała.

Usłyszeli śmiech Xellosa, który siedział na pobliskim drzewie.

-Chyba macie problem, te stworki są niezmordowane- powiedział.

-Nie śmiej się idioto!- krzyknął rozgniewany Zelgadis.- To wszystko przez ciebie! Mógłbyś nam chociaż pomóc.

-Poproś.

-Chyba zgłupiałeś- warknął w odpowiedzi Zel.

-Xellos nie wydurniaj się!- zawołał Blaze.- Mam już dość tych śmierdzieli, zrób coś.

-Niech Zelgadis poprosi.

-Zel...- Sharra spojrzała na niego proszącym spojrzeniem.

-Nie będę o nic prosił tego Namagomi- upierał się Zelgadis.

-Złapcie się mnie- zawołała Sharra, a oni zrobili jak poleciła.- Ray Wing!- wznieśli się około trzech metrów w górę.- Blast Ash!

Na ziemi pojawiła się czarna dziura, która zamieniła wszystkie zombie w proch.

Sharra powoli wylądowała na ziemi.

-Uffff...Udało się.

-Ja bym się nie zgodził- powiedział Xellos.

Zelgadis spojrzał za siebie i zobaczył zombie odradzające się z prochów, wkrótce cała sfora rzuciła się na zmęczoną trójkę.

-Poproś go- Blaze szepnął Zelgadisowi do ucha.- Później skopiemy mu tyłek.

-Ale...- Zel próbował się opierać.

-Proszę- zwróciła się do niego Sharra i utkwiła w nim umęczone spojrzenie.- Przełknij swoją dumę. Amaranth jest zmęczona nie może nam pomóc.

Zelgadis spojrzał w kierunku drzewa, na którym siedział wymachujący nogami Mazoku.

-Pomóż nam, proszę- wycedził patrząc w twarz Xellosowi.

-Nie ma sprawy- odparł radośnie i pstryknął palcami.

Zombie zamieniły się w niebieskie słupy światła i zniknęły.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

-Dlaczego Amaranth była zmęczona?- zapytał Blaze Sharry, kiedy siedzieli wieczorem przy ognisku.

-Eeeee...to nic takiego...te ciągłe zmiany rozmiaru ciała ją wyczerpują- odpowiedziała ze skrępowaniem.

Mała smoczyca leżała na jej ramieniu z ogonem owiniętym wokół jej szyi.

-Czuję kłamstwo w powietrzu- rzucił Xellos, który siedział na gałęzi drzewa i wpatrywał się w gwiazdy.

-Zamknij się- warknął Zelgadis.- Jeśli nie chce, nie musi mówić.

-Psujesz zabawę- poskarżył się Mazoku.

-Byłbyś łaskaw się nie odzywać- Zelgadis obrzucił go gniewnym spojrzeniem.- Sprawiasz same kłopoty i w niczym nie pomagasz.

-Przecież pozbyłem się tych zombie- powiedział Xellos urażonym tonem.

-Ale to ty złamałeś pieczęć na tym grobie i spowodowałeś, że nas zaatakowały- kontynuował Zel.

-Ale przynajmniej było ciekawie.

-Jeśli nie masz zamiaru nam pomagać to przynajmniej nie przeszkadzaj- warknął Zelgadis.

Xellos jedynie się roześmiał. Po plecach jego towarzyszy przeszły ciarki.

-Dlaczego nie możesz czarować?- zapytała Sharra Zelgadisa zmieniając temat.

-Nie wiem. Kiedy próbuję rzucić jakieś zaklęcie moja magia nie działa. Popatrzcie- skierował rękę w stronę jednego z drzew.- Fireball!

Nic się nie stało.

-Ale przedwczoraj, w tamtej wiosce, mogłeś czarować- powiedział Blaze.

-Miesięczny czas- wtrącił Xellos.

-Nie jestem kobietą- warknął Zelgadis.

-Nie? Nie zauważyłem- przekomarzał się z nim Mazoku.

Zel nagle coś sobie uświadomił.

-To ty! Wszystko przez ciebie!- krzyknął.- Co wtedy mi zrobiłeś?

-Kiedy?- zapytał niewinnie Xellos.

-O co chodzi?- zapytała Sharra.

-Tej nocy, kiedy byliśmy w wiosce, Xellos podstępem wywabił mnie z pokoju i upuścił krwi. Miałem wrażenie, że to był tylko sen, bo obudziłem się w łóżku. Jednakże ubranie miałem poplamione krwią. To wszystko jego wina. Pewnie rzucił na mnie jakąś klątwę.

-Aaa, to wtedy znalazłem was razem w łóżku- przypomniał sobie Blaze.- Seks z Mazoku może zaszkodzić.

Zelgadis zrobił się czerwony ze złości.

-Nie spałem z nim! To on wpakował się do mojego łóżka! Chciałem go wyrzucić!

-Skoro tak mówisz....- Blaze wzruszył ramionami.

-Co zrobiłeś Zelgadisowi?- zapytał Sharra Xellosa.

-To tajemnica.

-Odpowiedz mi!- zażądała Sharra.

-Dlaczego?- zapytał.

-Bo cię o to ładnie proszę- powiedziała z kamiennym wyrazem twarzy.

-Nic mu nie zrobiłem. To nie moja wina, że nie może czarować.

-Dobrze, wierzę ci. A wiesz co mogło to spowodować?

-Nie.

Sharra spojrzała na Zelgadisa, a później na śpiącą smoczycę.

-Może Amaranth będzie mogła ci pomóc. Jutro ją poproszę.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

"Dziś w nocy będzie pełnia. Dobra pora."

 

Na nocleg zatrzymali się na leśnej polanie oddalonej nieco od drogi.

Było to trochę dziwne miejsce, miało regularny kształt koła i porośnięte było niską, lekko pożółkłą trawą. Drzewa w jego pobliżu były skarlałe i wyglądały na chore, wydawało się również, że wszelkie zwierzęta unikają polany.

Nikt oprócz Xellosa nie zwrócił na to uwagi.

Rozpalili ognisko i zjedli kolację. Zelgadis przez cały czas, siedział na uboczu, pogrążony we własnych rozmyślaniach. Wszyscy siedzieli w milczeniu, wyczekując północy.

Księżyc świecił jasno, zalewając polanę srebrzystym blaskiem.

Xellosowi znudziła się bezczynność i zaoferował, że zbierze więcej chrustu. Ten drobny gest z jego strony nieco uspokoił grupę. Mieli nadzieję, że od tej pory Mazoku przestanie im przeszkadzać, a zacznie współpracować.

Jednakże znudzenie nie było jedyną sprawą, która popchnęła Xellosa do działania. Dręczyło go dziwne uczucie. Wyczuwał w tym miejscu coś znajomego, ale nie mógł dokładnie określić co to takiego było. Krążył, więc wokół polany, rozglądając się bacznie. Kiedy podnosił uschłą gałąź zauważył niewielki, kamienny słupek wystający z ziemi.

Był wykonany z czarnego kamienia, na którym wyryte były osobliwe runy.

"Pismo Starożytnych Smoków. Skąd to się tu wzięło?" Zastanawiał się Xellos.

Szedł dalej, uważnie przeszukując zarośla. Wkrótce znalazł jeszcze pięć podobnych słupków. Każdy zawierał nieco inną inskrypcję, ale zawsze powtarzały się cztery znaki. Wszystkie sześć słupków tworzyło potężna pieczęć wokół polany.

"Cóż takiego znajduje się tutaj, skoro Starożytne Smoki postanowiły zapieczętować to miejsce?"

Rozmyślając nad tym zagadnieniem wrócił do obozu.

Była już północ i Amaranth rozpoczęła zadanie, jakie jej powierzono.

Zelgadis i smoczyca siedzieli na środku polany, patrząc sobie w oczy. Ciało Amaranth emanowało złotą poświatą, która powoli zaczęła się rozrastać, a kiedy już miała spowić Zelgadisa, jakaś niewidzialna tarcza powstrzymywała ją przed dostępem do niego.

"Opuść osłony. Zaufaj mi."

Zelgadis przez chwilę siedział bez ruchu, wnikliwie wpatrując się w smoczycę, a następnie skinął głową.

Otworzył swój umysł i wpuścił Amaranth.

Poczuł przyjemne ciepło i obcą świadomość, która wkrótce wniknęła w niego całkowicie. Otoczyło go złote światło, które powoli wpełzało w niego, rozświetlając mrok jego umysłu. Odpędzało wszystkie troski i smutki, wprawiało go w stan radosnego upojenia.

Jednak na dnie jego świadomości zakorzeniony był Mrok, o którym nawet Zelgadis nie wiedział. Było to coś co towarzyszyło mu od dnia jego narodzin i było z nim zawsze. Czerń ciemniejsza niż bezksiężycowa noc, której złoty blask nie był w stanie rozświetlić.

Światło zalewało umysł Zelgadisa, rozświetlało każdą ciemność, ale kiedy dotarło na samo dno jego jaźni napotkało ów Mrok. Jasność i Ciemność starły się ze sobą.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

-Co się dzieje?!- wykrzyknęła Sharra.

Cała polana zaczęła emanować błękitnym światłem, które na początku było bardzo silne, ale stopniowo zaczęło zanikać. Kiedy już prawie stało się niewidoczne, na brzegach polany pojawiło się sześć słupów światła.

Grunt zatrząsł się, a po chwili na ziemi pojawił się błękitny heksagram, opatrzony runami. Na jego środku znajdowali się Zelgadis i Amaranth.

-Pieczęć Starożytnych Smoków! Jak to możliwe?!- wykrzyknął Blaze z ogromnym zdumieniem.

Cała polana się trzęsła, a grunt zaczął pękać.

Aura Amaranth słabła.

Pieczęć rozbłysła błękitnym światłem i zgasła.

Na polanie zapadł mrok. Ogień wygasł. Aura Amaranth zniknęła.

Wszystko znieruchomiało. Zapadła cisza.

-Koniec?- zapytała cicho Sharra.

Nagle na ziemi pojawił się czerwony, odwrócony pentagram.

-Znak Shabranigdo!- wyszeptał zdumiony Xellos.

Polanę zalało rubinowe światło, ukazując wnętrze pentagramu.

Stał w nim Zelgadis. Wyprostowany z twarzą wzniesioną ku górze i zamkniętymi oczami. U jego stóp leżała nieprzytomna Amaranth.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Światło uwolniło Mrok. Ciemność zalała umysł Zelgadisa. Wyparła jasność. Otworzyły się czerwone oczy, towarzyszące mu od dnia narodzin. Uśpione na dnie jego umysły. Źródło Ciemności.

Koniec...

...i początek.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

-AMARANTH!!!!- krzyknęła Sharra i rzuciła się na pomoc smoczycy, ale niewidzialna bariera nie pozwoliła jej dostać się do wnętrza pentagramu.- AMARANTH!!!!

Blaze złapał Sharrę i odciągnął od niewidzialnej ściany, która raniła jej ciało.

-Zostaw mnie!!- krzyczała, próbując się wyrwać.- Muszę pomóc Amaranth!!!

-Uspokój się! Nie rzucaj się bezmyślnie! Twoja śmierć jej nie pomoże!!- krzyknął do niej.- Pomyśl co możesz zrobić!

-Patrzcie!- odezwał się Xellos, wskazując wnętrze pentagramu.

Z miejsca gdzie stał Zelgadis wystrzelił krwistoczerwony snop światła, który uniósł jego ciało w górę.

Lewitował bezwładnie kilka metrów nad ziemią. W końcu poruszył się i opuścił głowę. Jego twarz niczego nie wyrażała. Powieki drgnęły i rozchyliły się, ukazując rubinowe oczy.

Pentagram zaiskrzył i w powietrze wystrzelił czerwony snop światła w kształcie gwiazdy.

Xellos przyklęknął na jedno kolano w pokornym ukłonie.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Tej nocy każdy Mazoku i Ryuzoku* mógł zobaczyć na niebie odwrócony pentagram o rubinowoczerwonej barwie. Starożytny znak Shabranigdo, który od tej pory symbolizował człowiecze dziecko Najwyższego Mrocznego Lorda.

Tenże znak widzieli kapłani ze Świątyni Ognistego Smoka, Smoka Ziemi i Smoka Powietrza. Widział go również ostatni ze Starożytnych Smoków, Królowa Kolorowych Smoków z Ruatha oraz Smoki z gór Kaatart. Spostrzegli go także Mroczni Lordowie. Władca z dalekiej północy Dynast Grausherra, Pani Morskich Głębin Deep See Dolphin, Władczyni Bestii Zellas Metallium, Władca Piekieł Phobos oraz Następca Smoka Chaosu Valterria. Zauważyło go także kilkoro ludzi, bardzo niezwykłych śmiertelników, wśród których znalazła się Lina Inverse Wybranka Bogów oraz Rycerz Cephieeda, Luna Inverse.

Ryuzoku byli przerażeni, Mazoku uradowani, a ludzie zdezorientowani, jednakże dla wszystkich ten znak był oczywisty. Przebudził się Rycerz Shabranigdo!

*Ryuzoku- smocza rasa

1



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Lessa, Oblicza Smoka 02 - Birth Destroyer, Oblicz Smoka II - Birth Destroyer
Lessa, Oblicza Smoka 05 - Kraina Szczęścia, Oblicz Smoka V - Kraina Szczęścia
Lessa, Oblicza Smoka 11 - Gorzka Prawda, Oblicz Smoka XI - Gorzka Prawda
Lessa, Oblicza Smoka 13 - Ścieżki przeznaczenia, Oblicz Smoka XI - Gorzka Prawda
Lessa, Oblicza Smoka 08 - Trzecie Życie, Oblicz Smoka VIII - Trzecie Życie
Lessa, Oblicza Smoka 01 - Dzieci Sefieeda, Oblicz Smoka I - Dzieci Sefieeda
Lessa, Oblicza Smoka 15 - Początek Końca - Preview, Witam
Lessa, Oblicza Smoka 14 - Więzienie, Oblicz Smoka XI - Gorzka Prawda
Gardner, Erle Stanley Mason 09 The Case Of The Stuttering Bishop
Fred Saberhagen Berserker 09 The Berserker Attack
(09) The Integration of Body Mind Soul Through Meditation
Jack McKinney RoboTech 09 The Final Nightmare
Winston Graham [Poldark 09] The Miller Dance (v1 5)(rtf)
L Frank Baum Oz 09 The Scarecrow of Oz
Baum, L Frank Oz 09 The Scarecrow of Oz
09 The Doors Tell All The People
Arthur Conan Doyle Sherlock Holmes 09 The Casebook of Sherlock Holmes
Adams, Robert Horseclans 09 The Witch Godess
Adams, Robert Horseclans 09 The Witch Godess

więcej podobnych podstron