Horatius Quintus Flaccus Poezje [Listy Epody Ody Satyr

background image

Q

UINTUS

H

ORATIUS

F

LACCUS


PO

EZ

JE


























background image

2

CARMEN SAECULARE

P

HOEBE SILVARUMQUE POTENS

D

IANA

Febie! Diano, lasów można ksieni!
Gwiazdy niebieskie! Czcigodni i czczeni!
Dajcie nam, o co błagamy w pokorze
W tej świętej porze,
Gdy sybillińskich prawem przepowiedni
Wybranych panien i chłopców chór przedni
Do bóstw, co siedem wzgórz umiłowały,
Wznosi hymn chwały.
O, dobre Słońce, co lśniącym rydwanem
Wschodzisz, zachodzisz i znów wschodzisz ranem,
Obyś miast większych nad Romę wspaniałą
Nie oglądało!
I ty, co sprzyjasz narodzinom dziatek,
O, Ilityjo! Nie opuszczaj matek,
Czy Genitalis miano, czy Lucyny
Masz w urodziny.
Pomnóż potomstwo, bogini łaskawa,
I w swej opiece małżeńskiej miej prawa
I ślubne związki, co nowego dużo
Potomstwa wróżą,
By — gdy sto dziesięć lat obiegnie wkoło —
Można ci pieśń tę powtórzyć wesoło
I te obchody przez trzy noce całe
I trzy dni białe!
O, nieomylne w tym, co raz powiecie,
Parki, kres rzeczom kładące w wszechświecie!
Z przeszłością niech się szczęśliwa myśl sprzędzie
Tego, co będzie!
Niech ziemia, w trzody bogata i w plony,
Cererę zdobi w kłosiane korony!
Niech deszcz ożywczy i nieba powiewy
Karmią zasiewy!
Schowaj grot, dobry i życzliwy Febie,
I słuchaj chłopców, gdy błagają ciebie,
Słysz panny zbożne!
Jeśli Rzym dziełem, bogowie, jest waszym,
Jeśli trojański zastęp z Eneaszem
Na brzeg etruski, rozkazom poddany,
Został zagnany —
Który, gdy ujrzał ojczyzny pożogę,
Lary ocalił i siebie, i w drogę
Z druhami ruszył, lecz w szczęśliwsze strony,
Niż gród rzucony —
Czysty obyczaj młodym dajcie, bogi,
A starcom żywot spokojny i błogi!
Cały zaś naród mnóżcie w płód obfity,
W mienie, zaszczyty!
Co chce, niech zyska przy wołów ofierze
Wnuk, po Anchizie sławny i Wenerze,
W boju zwycięski, w zwycięstwie niesrogi,

background image

3

Gdy pobił wrogi.
Już Med uznaje albańskie topory,
Oręż, co podbił mórz i ziem przestwory.
Już Ind i zawsze dotąd hardy Scyta
O rozkaz pyta!
Już Wiara, Pokój, Cześć, dawna Prostota
I pogardzona śmiało wraca Cnota.
Wraca Obfitość z obliczem nam błogim
I z pełnym rogiem.
Wieszczy i w srebrny róg zbrojnie przybrany
Febus, dziewięciu Kamenom oddany,
Który mdłe ciała nasze ma w swej pieczy,
Sztuką swą leczy,
Na palatyńskie ołtarze życzliwie
Patrząc, Rzymowi i latyńskiej niwie
Niech błogosławi i chowa bez szkody
Na przyszłe gody!
Niech Awentynu i Algidu pani
Próśb, które wznoszą mężowie wybrani,
I modlitw, słanych przez młodzieńcze chóry,
Wysłucha z góry!
Z wiarą, że modły te Jowisz i bogi
Słyszą, w domowe chór wraca już progi,
Gdy na Dyjanę i Feba hymn chwały
Wyśpiewał cały.

background image

4

LISTY

JAK PIERWSZY RYM MÓJ...

Prima dicte mihi, summa dicende Camena

Jak pierwszy rym mój złożon w rannej dobie,

Pozwól, bym i ostatni dziś poświęcił tobie,

Mecenasie! Lecz czemuż, gdy mię wiek przyciska,

Chcesz mię wywodzić w szranki na nowe igrzyska?

Nie ten już wiek i umysł. Wejan osiwiały

Zawiesiwszy w świątyni swą tarczę i strzały,

By go lud nie wyśmiewał, w wiejskie swe schronienie,

Jak niezdatny, kryje się między buków cienie.

I mnie już coś do ucha poszeptuje w ciszy:

„Wyprząż starego konia wprzód, nim się zadyszy

I upadając na łeb nie będzie wyśmiany".

Tak i ja, dotąd muzom, miłostkom oddany,

Już to wszystko porzucam i w tym jestem cały,

By to, co jest prawdziwym, co jest bez zakały,

Co jest przystojnym, poznać i tego pilnować.

Spytasz, jakiego mędrca myślę naśladować:

Odpowiem, że żadnego. Nie mym powołaniem

Czołgać się niewolniczo za czyjemciś zdaniem;

Tam ląduję, gdzie ciężka zaniesie mię burza.

Czasem się myśl ma w sprawach publicznych zanurza,

Nieraz mię i Arystyp zajmuje uczony,

Lecz zawsze prawej cnoty czciciel nieskażony,

Nie siebie rzeczy, ale rzecz sobie poddaję.

Tak jak snu pozbawionym noc długa się zdaje,

Dzień najemnikom, a noc tym, co pod opieką,

Tak i mnie wszystkie chwile leniwo się wleką,

Chwile, co przeszkadzają tej trzymać się drogi,

Z których równie korzysta bogacz i ubogi,

Która starym i młodym zarównie szkodliwa,

Jeśli zamiast iść prosto udadzą się krzywo.

background image

5

Cóż nam czynić zostaje? Oto, co możemy,

Jeśli dla bolu oczu dobrze nie widziemy:

Użyć lekarstwa, co w tym razie nieomylnym.

Nie jesteś, jak ów szermierz, wytrwałym i silnym,

Przecież wzmacniaj twe członki; i to rzecz niepróżna

Dojść do pewnego stopnia, gdy dalej nie można.

Jeśli cię męczy skąpstwo, chciwość cię uwodzi,

Są słowa, jest głos, co tę słabość ułagodzi.

Nadyma-ć żądza sławy, jesteś nazbyt dumnym

I acz młodzik, sam jeden sądzisz się rozumnym,

Są i na to sposoby. Czytaj, czytaj pilnie

Rozsądne książki, a te-ć uleczą niemylnie.

Zawiśnik, pijak, burda, w zemście swej zażarty,

Nie masz człeka, co by był tak srogi, uparty,

Który by się nie zmiękczył, nie dał udobruchać,

Byle tylko cierpliwie chciał prawdy posłuchać.

Cnotą jest wad unikać, mądrością, mym zdaniem,

Starać się nie być głupim. Patrz, z jakim staraniem

Unikasz tego, co ci przykrym, nienawistnym,

Bieżysz za tym, co mniemasz, że ci jest korzystnym.

Wystawiasz się na trudy, znosisz prace twarde,

By odepchnąć od siebie ubóstwo, pogardę. .

Leci przez ogień, morza, skały najeżone

Chciwy kupiec na Indu brzegi oddalone,

By powiększyć swe skarby. A gdy mędrzec jaki

Uczy go, że w zwodnicze zapuszcza się szlaki,

Głupstwo jego na rady tak zdrowe nie zważa.

Gdyby szermierz, co śmiało swe życie naraża,

Chcąc w szrankach olimpicznych, wśród patrzących wrzawy,

Zyskać uwity z laurów wieniec, nieraz krwawy,

Gdyby on, mówię, wiedział, że również nagrody

Osiągnąć może w ciężkie nie idąc zawody,

Czyliżby się narażał? Słowa niedzisiejsze,

Srebro od złota, złoto od cnoty podlejsze.

Ale wy, przyjaciele, latacie za złotem,

Pierwsze u was dukaty, cnota gdzieś tam potem.

background image

6

Te to prawidło żądze bogactw w was rozżarza,

Te po ulicach młody i stary powtarza.

Masz rozum, obyczaje, lecz do sta tysięcy,

Jeśli ci nie dostaje pięć, albo coś więcej,

Policzą-ć do pospólstwa. Nie lepiejże wnosi

Młodzież, co wśród swych zabaw takie zdanie głosi:

„Wyższym będziesz od innych, jeżeliś cnotliwy".

Wreszcie to jest prawidło nigdy niewątpliwym:

Nie cierpieć żadnej skazy, mieć czyste sumienie.

Powiedz, jakie u ciebie zdanie w wyższej cenie?

Czy tego, co ci prawi: „Choćbyś się i zmazał,

Mniejsza o to, bylebyś swojego dokazał",

Czy tamtego, co-ć mówi: „Na cnocie twej wsparty,

Staw mężne piersi, gdy cię los gnębi zażarty".

Gdyby mię lud nasz spytał, co się z swobód chlubi,

Czemu ja nie pochwalam tego, co on lubi,

Dlaczego w zdaniu moim przeciwię się jemu,

Rzekłbym, co niegdyś liszka rzekła lwu choremu:

„Siady mię trwożą, widzę każdy twór zwierzęcy,

Gdy rad wnijdzie do ciebie, nie powraca więcej".

Lud jest bestią stogłową, pójdęż z nim w zawody?

Ci w dzierżawę chwytają publiczne dochody,

Ten łakociami ująć chce majętne baby,

Ów starca, zwłaszcza kiedy bezdzietny i słaby;

Temu rośnie majątek przez lichwy szkaradne,

Inni biorą sposoby, równie jak te zdradne.

Lecz trwająż w przedsięwzięciu choć jedną godzinę?

Bogacz na miłą Bajów gdy patrzy krainę,

Woła: „Jakże na świecie równe położenie,

Jak ta morska zatoka, te wody, te cienie!"

I wraz już woła: „Niechaj przyjdą z okolicy

Piękny dom mi budować biegli rzemieślnicy".

Damom, jeśli ma w domu swym małżeńskie łoże,

Mówi: „Bezżenny tylko szczęśliwym być może".

Jeśli go nie ma, śmiało przed wszystkimi plecie:

„Żonatym tylko ludziom dobrze jest na świecie".

Zmiennego Proteusza któż kiedy ustali?

background image

7

I biednego z majętnym na jednej kładź szali.

Patrz, i on nauczony przez lekkości nasze,

Zmienia łaźnie, garkuchnie, swe biedne poddasze,

Płynąć na małej łodzi tak nudzi się prawie

Jak bogacz, gdy żegluje na przestronnej nawie.

Gdybym ja na spód kładąc bogatą czamarę,

Włożył na wierzch odzienie wytarte i stare

Lub gdybym włos zaczesał na stronę przeciwną,

Śmiałbyś się do rozpuku. Czemuż ci niedziwno,

Żem ja codziennie moje zwykł odmieniać zdanie.

Czegom pragnął, tym gardzę, to, com chwalił, ganię,

Jak morze nadymam się i znowu osłabiam,

Buduję, zrzucam, okrąg w czworokąt przerabiam.

Nie powieszże, gdy szał ten we mnie się powtarza:

„Trzeba go wziąć w opiekę lub przydać lekarza".

O Mecenasie, moja obrono i wsparcie!

Gdyby mię kto chciał skrzywdzić skrycie lub otwarcie,

Wiem, żebyś się ty ujął za twym przyjacielem.

Kończę więc, mowy mojej było tylko celem:

Dowieść, że człek nieskażon przez drożne nałogi,

Słowem, prawdziwy mędrzec jest wyższym nad bogi;

Jest pięknym, jest bogatym, słowem, królem królów,

Zwłaszcza kiedy podagry nie doświadcza bólów.

Tłum. Julian Ursyn Niemcewicz

FLORZE, KTÓREGO ZŁĄCZYŁO...

Flore, bono claroque fidelis amice Neroni

Florze, którego złączyło z zacnym i sławnym Neronem

Wiernej przyjaźni uczucie! Jeślić przypadkiem ktoś sprzedać

Chcąc niewolnika, co w Tibur, albo też w Gabii się. zrodził,

Pocznie tak prawić: „Ot, biały, widzisz, i piękny od czubka

Aż do pięty; za osiem możesz go dostać tysięcy;

W domu zrodzony, do usług zdatny na pańskie skinienie;

Liznął troszeczkę greczyzny; użyć go można do każdej

Rzeczy; jak glina wilgotna wszelkie on kształty przyjmuje

background image

8

I do kieliszka ci nawet mile zaśpiewa, choć śpiewać

Nikt go nie uczył. Nie wierzą wprawdzie takiemu, co mnóstwem

Świetnych obietnic swój towar, pozbyć go pragnąc, zachwala,

Mnie przeć konieczność nie nagli, szczupłą, lecz własną mam sumkę.

Za te pieniądze ci żaden kupiec nie spuści, a tylko

Tobie tak tanio go daję. Biedak raz jeden mi skrewił

I pod schodami, jak zwykle, siedział ze strachu przed cugiem".

Chłopca gdy kupisz i jeśli, oprócz skłonności do czmychu,

Nic w nim nie razi, to kupiec zabezpieczony, jak sądzę,

Weźmie zapłatę, bo wskazał wadę, jak prawo nas uczy;

Czy go jednakże zaskarżysz, dręcząc niesłusznym procesem?

Ot, gdyś wyjeżdżał, mówiłem, leniuch że jestem, mówiłem,

Żem niedołęga nieomal w takich usługach, byś sporów

Srogich nie wszczynał, gdy żadne listy ode mnie nie przyjdą.

Cóż mi to jednak nadało, jeśli ty gwałcisz i prawo

Za mną mówiące i nawet skarżysz się na to, żem skłamał,

Bom spodziewanych przez ciebie wierszy nie przysłał. Więc słuchaj!

Żołnierz Lukulla, zebrawszy sobie wielkimi mozoły

Nieco na drogę, gdy znużon w nocy gdzieś zasnął, postradał

Wszystko do grosza. Jak wściekłe potem wilczysko, zarówno

Srogi i sobie, i wrogom, paszczą zgłodniałą zażarty,

Wygnał, jak mówią, z któregoś zamku królewską załogę,

Gdzie za silnymi okopy znaczne leżały bogactwa.

Tym się więc czynem wsławiwszy zyskał zaszczytną nagrodę,

Nad to zaś jeszcze sestercjów dostał dwadzieścia tysięcy.

Wkrótce też potem, gdy pretor, jakąś tam inną chcąc zburzyć

Twierdzę, tegoż żołnierza zaczął namawiać i prosić

Słowy takimi, co nawet tchórzom by męstwa dodały:

„Idź, mój dzielny, tam dokąd męstwo cię woła, niech szczęście

Ci towarzyszy, a świetną zyskasz nagrodę! Cóż stoisz?"

Na to, choć prostak, jednakże szpaczek, odpowie: „O, pójdzie,

Pójdzie, gdzie zechcesz, mój wodzu, taki, co trzosa się pozbył..."

Miałem to szczęście, że w Rzymie chować się mogłem i uczyć,

Ile swym gniewem Achilles Grekom zaszkodził, a potem

Nieco wyższego poloru dały mi zacne Ateny,

Tak iż zaiste pragnąłem prostą od krzywej rozpoznać

Drogę i w lasku Platona prawdy dochodzić. Lecz wkrótce

background image

9

Ciężkie mnie jednak wygnały czasy z miłego ustronia

I do obozu, co nie miał sprostać potężnym Augusta

Barkom, poniosła rekruta powódź domowych rokoszy.

Skoro zaś tylko mi stamtąd dało odprawą Filippi,

Wnet pokornego, z obciętym skrzydłem, chałupy i huby

Pozbawionego ojczystej, bieda zuchwała do wierszy

Wreszcie zmusiła. Lecz teraz, kiedy mam, ile mi trzeba,

Jakaż by czaszkę cykuta mogła mi dosyć wyczyścić,

Gdybym nie sądził, że lepiej chrapać niż pisać wierszydła?

Wydzierają, uchodząc, lata nam jedno po drugim;

Już mi wydarły chęć żartów, uczty, miłostek, rozrywek;

Teraz i wiersze chcą gwałtem wyrwać; cóż począć, mój bracie?

Wreszcie nie wszyscy to samo zwykli podziwiać i lubić;

Tobie piosenki do smaku, tego tam bawią i jamby,

Innych Bijona rozprawy pełne złośliwych dowcipów.

Zda mi się prawie, iż trójka gości przy stole się kłóci;

Każdy, w swym smaku przeciwny, innych domaga się potraw.

Czym was uraczę, a czego nie dam? Odpychasz to, czego

Inny zażądał, dwom drugim kwaśne i przykre, coś pragnął.

Ale to mniejsza! Czy myślisz, wiersze iż pisać mi łatwo

W Rzymie, wśród tylu kłopotów, tylu codziennych utrudzeń?

Ten chce, bym ręczył za niego, inny, bym wszystko zaniechał,

Wierszy zaś jego posłuchał; tamten na wzgórzu Kwiryna,

Ten, gdzie Awentyn się kończy, chorzy obadwaj, więc odwiedź!

Wszakże, jak widzisz, ta przestrzeń arcydogodna! „Lecz wolne

Przecież są wszelkie ulice, przejdziesz pogrążon w swych myślach.

Ot, przedsiębiorca przebiegły pędzi tragarzy i muły;

Ciągną żurawiem do góry kamień lub belkę ogromną;

Z półtoraczniemi się wozy smutne ścierają pogrzeby;

Tutaj pies wściekły ucieka, świnia tam pędzi zbłocona.

Chodź no mi teraz i dźwięczne wiersze układaj w twej głowie!

Cała pisarzy czereda z miasta do lasów ucieka,

Służąc Bakchowi, co rozkosz we śnie i w cieniu znajduje,

Ty zaś żądałeś, bym wpośród dziennych i nocnych hałasów

Śpiewał i puszczał się w ślady wieszczów po wąskiej drożynie!

Umysł, co puste Ateny obrał tam sobie, lat siedem

Na swą naukę poświęcił, co się zestarzał od książek

background image

10

I od rozmyślań, w milczący zwykle zamienia się posąg

I najczęściej do śmiechu gawiedź pobudza; a ja bym

Tutaj, wśród prądów i burz miejskich, miał sądzić, że warto

Splatać wyrazy, co mają z lutni dobywać nam dźwięki?

Byli raz w Rzymie dwaj bracia, rzecznik i mówca, tak czuli,

Jeden drugiemu iż w mowach sypał pochwały bez końca,

Jeden w braciszku Grakchusa, drugi Mucjusa podziwiał;

W mniejszym czyż stopniu poetów równe nie dręczą obłędy?

Tamten elegie, ja ody piszę: „Cudownie!" — wołamy —

„Wydłutowały snadź wszystkie Muzy twe wiersze!" A patrzaj,

Z jak natężonym pragnieniem, z jaką to pychą ze wszech stron

Oglądamy świątynię, rzymskich gdzie wieszczów tak mało!

Potem zaś (masz-li czas wolny?) idąc, posłuchaj z daleka,

Co tam obadwaj przynosim, czemu wieńcami się darzym.

Biją nas, ale my wroga równą plag liczbą nękamy,

Walczym wytrwale od zmroku, jak te Samnity przy ucztach.

Alceuszem zostałem jego ot głosem, on moim

Czymże? A czymże, jeżeli nie Kallimachem? Gdy jednak

Nie dość mu na tym, Mimnermem będzie, niech wzrasta przydomkiem

Tak upragnionym! Niemało znoszę, by wieszczów drażliwe

Plemię ukoić, gdy pisząc staram się jeszcze o poklask

Ludu pokornie. Lecz skoro spełnię ten zaciąg i znowu

Rozum odzyskam, wnet uszy zatknę dla wszystkich, co czytać

Chcą mi bezkarnie swe dzieła. Z tych wierszokletów się śmieję,

Oni zaś piszą wesoło, sami szanują się szczerze,

Chwalą, szczęśliwi, swe wiersze, chociaż ty milczysz uparcie.

Kto zaś poprawny poemat pragnie utworzyć, ten biorąc

Swoją tabliczkę przybierze ducha prawego cenzora,

Ten się nie wstydzi wyrzucać wszystko, co nazbyt jest gminne,

Wszystkie mniej cenne wyrazy, wiersza zaszczytu niegodne,

Choćby się z miejsca swojego ruszyć nie chciały i choćby,

W świętym jak Westy tajniku, tak się nietknięte trzymały.

Trafnie odnajdzie dla ludu, co z dawna ciemnym dlań było,

I malownicze przedmiotów nazwy na jaśnią dobędzie,

Które, przez starych Katonów albo Cetegów użyte,

Wiek zapomniany i szpetna pleśni zakała pokrywa;

Przyjmie i nowe, gdy stworzy oraz wprowadzi je zwyczaj.

background image

11

Pełen zapału, przejrzysty, będzie wylewał, jak czysta

Rzeka, swe skarby, obdarzy Lacjum bogatym językiem,

Nazbyt co bujne, poskromi, nadto chropawe dorzeczną

Pracą ogładzi, wyrzuci wszystko, co nie ma wartości.

Choć się namęczy, to jednak pozór rozrywki przybierze,

Czyniąc jak aktor grający już to gburnego Cyklopa,

Już to Satyra. Wolałbym ujść za szaleńca, nieuka,

(Byle mnie zwodzić lub bawić mogła ma słabość), niż w gniewie,

Mimo świetnego rozumu, zęby wyszczerzać. Był w Argos

Człek znakomity, co siedział w próżnym teatrze i klaskał

Pełen radości, w mniemaniu, cudne iż słyszy trajedje;

Zresztą ze zdrowym rozsądkiem wszystkie wypełniał czynności.

Sąsiad wyborny był z niego, miły gospodarz, dla żony

Nader łagodny, a służbie swojej tak bardzo pobłażał,

Iż się nie wściekał, gdy spostrzegł pieczęć u flaszki zerwaną;

Łbem nie uderzał o skały, w studnie otwarte nie wpadał.

Ten gdy nakładem i dbałą krewnych opieką wyleczon

Żółć ciemierzycą wyczyścił, wygnał chorobę i znowu

Przyszedł do siebie, zawołał: „Życie, przez bogi, wydarliście

Zamiast zachować temu, co wszelkiej, o bracia, rozkoszy

Teraz pozbawion najmilszą stracił już swoją ułudę!"

Przyda się przecież niieć rozum, marnych wyrzekłszy się fraszek,

I odpowiednie młodzieńcom oddać zabawki, nie gonić

Za wyrazami, na lutni które łacińskiej wygrywać

Można, lecz życia prawego rytmów i taktów się uczyć.

Przeto tak nieraz do siebie mówię i milcząc rozmyślam:

Gdybyś, choć pijąc bez miary, nie mógł pragnienia ugasić,

Do lekarzy byś poszedł; że zaś, im więcej nabyłeś,

Pragniesz tym więcej, czy tego wyznać nikomu już nie śmiesz?

Gdyby stręczone ci zioła albo korzonki twej ranie

Ulżyć nie chciały, przestałbyś zaraz korzonków i ziółek

Tych bezskutecznych używać. Częstoś już słyszał, że komu

Dali bogowie majątek, temu rozumu przybywa;

A choć się wcale nie stałeś mędrszym od czasu, jak wzrosły

Twoje dostatki, to jednak słuchasz tych marnych doradców.

Gdyby cię przecie bogactwa mogły uczynić roztropnym,

Mniej bojaźliwym, mniej chciwym, wtedy musiałbyś się wstydzić,

background image

12

Jeślibyś znalazł na świecie jeszcze chciwszego od siebie.

Jeśli to własność, co ktoś tam kupi na wagę za pieniądz,

Toć używanie też daje własność, jak twierdzą prawnicy.

Pole więc, które cię żywi, twoją własnością, a włodarz,

Któren bronuje Orbiusa z pola, co-ć mąki wnet dadzą,

Ciebie za pana uznaje. Płacisz, a za to ci dają

Grona, kurczęta i jaja, wina beczułkę; w ten sposób

Ty kawałkami kupujesz pole, za które mógł Orbius

Bogacz zapłacić tysięcy trzysta lub więcej. Na jedno

Wyjdzie, czy teraz z gotówki żyjesz, czy dawniej tak żyłeś,

Płacąc gotówką. Aryckie albo wejenckie kto role

Kupił od dawna, kupioną jada jarzynkę, choć myśli

Może inaczej, kupionym drzewem kociełek swój w chłodnych

Nocach ogrzewa, choć swoim zowie aż dokąd topole,

Stojąc na pewnej granicy, chronią od wyzwisk sąsiada;

Jakby to było własnością, co w chwilce ulotnej godziny

Prośbą lub kupnem, lub gwałtem, albo na koniec i śmiercią

Zmieni wnet pana i przejdzie w ręce znów kogoś innego.

Tak więc, ponieważ nikt zgoła wiecznie używać nie może,

Dziedzic zaś jeden po drugim idzie, jak fala po fali,

Na cóż spichlerze i wioski? Po cóż do lasów Kalabrii

Jeszcze lukańskie dodawać, jeśli i wielkich, i małych

Zetnie ów Orkus, którego złotem przebłagać nie można?

Kości słoniowej, marmuru, srebra, tyreńskich posążków,

Drogich kamieni, obrazów, szaty purpurą pojonej

Wielu przeć nie ma, są tacy nawet, co o to nie dbają.

Czemuż to jeden z dwóch braci woli próżniactwo, igrzyska,

Wycier oliwą, niż bujne sady daktylów Heroda;

Drugi zaś, bogacz zgryźliwy, w lasach siekierą i ogniem

Pola nowotne od wschodu słońca karczuje do zmierzchu?

Wie to ów duch opiekuńczy, gwiazdą co życia kieruje,

Bóstwo istoty człowieczej, które umiera z człowiekiem

Każdym z osobna, zmiennego lica, raz błogie, raz srogie.

Będę więc, z miernych dostatków biorąc co trzeba, używał,

Nie lękając się wcale, jak mnie osądzi mój dziedzic,

Jeśli prócz tego, co dałem, więcej nie znajdzie; jednakże

background image

13

Poznać zapragnę, jak wielce różni się wesół i skromny

Od marnotrawcy, jak wielce sknera od ludzi oszczędnych.

Inna rzecz bowiem rozrzutnie trwonić, a nie chcieć wydatków

Zbytnich i wcale o większe zbiory nie trudzić się marnie;

Wszakże najlepiej, jak chłopcy czynią w dniach świętych Minerwy,

Spiesznie i krótkiej, i miłej chwili używać, gdy można.

Z dala niech będzie od mego domu plugawe ubóstwo,

Zresztą mi jedno, czy małym statkiem, czy wielkim popłyną.

Jeśli pomyślny Akwilon wzdętych mi żagli nie pędzi,

Za to mi życia żeglugi wiatry przeciwne nie mącą.

Siłą, dowcipem, wyglądem, stopniem, dzielnością, majątkiem

Z pierwszych ostatni, lecz między ostatnimi jam pierwszy.

Chciwym nie jesteś? To dobrze! Czyliż to jednak z tą wadą

Także i inne uciekły? Jestże twe serce od marnej

Chętki zaszczytów, od gniewu, strachu przed śmiercią też wolne?

Ze snów czy szydzisz i cudów, z strasznych czarodziejstw i wróżek,

Z nocnych upiorów i zjawisk, z guseł tessalskich się śmiejesz?

Czy dnie urodzin z wdzięcznością liczysz, przebaczasz znajomym,

Czy łagodniejszym i lepszym w miarę starości się stajesz?

Cóż ci to nada, gdy z mnóstwa kolców li jeden wyjąłeś?

Żyć nie umiejąc jak trzeba, ustąp bieglejszym w tej sztuce!

Nabawiłeś się dosyć, dość już i jadłeś, i piłeś,

Czas już ci odejść, by ponad miarę spitego przypadkiem

Nie poszturchała cię młodzież, której rozpusta przystoi.

Tłum. Marceli Motty

CZĘSTO MYŚLĘ ALBIUSZU...

Albi, nostrorum sermonum candide iudex

Często myślę, Albiuszu, mych szkiców sędzio łaskawy,

Co ty teraz porabiasz w swojej krainie pedańskiej.

Piszesz wiersze, co zaćmią nawet sławę Kasjusza?

Lub może tylko wędrujesz wśród lasów cichych i rzeźwych

I milczysz, i snujesz myśli godne mądrego człowieka?

Znam ciebie: nigdy nie byłeś ciałem bez duszy. Bogowie

Urodę ci dali i dobra, i sztukę cieszenia się nimi.

Czegóż by więcej pragnęła piastunka dla dziecka swojego,

background image

14

Jeśli jest mądre i zawsze potrafi wyrazić, co czuje,

Sławę ma zacną i czystą i zdrowie dobrze mu służy,

I chleba nie brak na stole, i pustką nie świeci kiesa?

Pomiędzy nadzieją a troską, zdala od trwogi i gniewu

Każdy dzień witać trzeba, jakby to był już ostatni.

Z wielką radością przyjmiesz świt nowy, niespodziewany.

A mnie, którego skóra błyszczy od tłuszczu, odwiedzisz,

Jeśli wart twego śmiechu wieprz z Epikura trzody.

JEŚLI CIĘ, MÓJ TORKWACIE...

Si potes Archiacis conviva recumbere lectis

Jeśli cię, mój Torkwacie, łoże Archijasza

I jarzynka podana skromnie nie odstrasza,

Czekam z chwilą, kiedy już zmierzchać się zaczyna.

Spijał będziesz spuszczone w roku Taura wina;

Z Petryna pod Minturną ta kadź mi przysłana.

Masz co lepszego, przynieś, a nie, to znaj pana!

Ognisko już czyściutkie, błyszczą Lary, sprzęty.

Co tam marne widoki, bój o grosz zacięty,

Proces Moscha! Cezara jutro urodziny!

Więc się wyśpisz porządnie, a potem godziny

Przegawędzim przy winie, by noc letnią zdłużyć.

I cóż by mi po wszystkim, gdybym nie mógł użyć?

Pedant, kutwa, po którym dziedzic jest bogaty,

Coś mi szaleństwa bliski. U mnie wino, kwiaty —

I niech mi tam zadają płochość zazdrośniki!

Czegóż winko nie sprawi? Rozwiąże języki,

Nadzieję wyróżowi, tchórza roześmieli,

Prostakom w łbach rozjaśni, smutnych rozweseli.

Kogóż mownym obfite nie zrobią kielichy?

Wrzeszczy i dokazuje biedak, przedtem cichy.

No, ja się już postaram — a czynię to z chęci —

O kobierczyk, serwetę, co nosa nie skręci,

Misy, puchary, co byś w nich przejrzał się cały,

Przyjaciół, co nie zdradzą gadki poufałej.

Będzie Butra, Septycy i Sabin być musi,

background image

15

Chyba że go wcześniejsza uczta indziej skusi

Lub mu gładka podwika zamysły odmieni.

Kilka miejsc jeszcze wolnych zostanie dla cieni;

Lecz w wielkim tłoku, pomyśl, jak od capów jedzie.

Napisz, kto jeszcze z tobą będzie na obiedzie,

I ciskaj zaraz sprawę, by nie wiem jak pilną.

A czeka klient w atrium — czmychnij furtką tylną!

Tłum. Jan Czubek

NICZYM SIĘ NIE PRZEJMOWAĆ...

Nil admirari prope res est una, Numici

Niczym się nie przejmować — rzecz jedyna z rzeczy,

Co szczęście, mój Numicy, daje i bezpieczy.

Niejeden na to słońce i gwiazdy w przestworze,

I zjawiska niebieskie, zmienne w każdej porze,

Patrzeć może spokojnie: ty na ziemskie płody,

Na dziw morski, co indzkie bogaci narody,

I kresowe Araby, na Kwirytów dary

I poklask masz się gapić z zachwytem bez miary?

I kto pragnie w zachwycie i kto strat się boi,

Oba jednacy; obu żądza niepokoi,

Gdy obu nagła zmiana przeraża i nęka.

Czy się cieszy, czy smuci, czy pragnie, czy lęka,

Jedno: tak niespodziana radość, jak cierpienie,

Znienacka uderzając, wprawia w osłupienie.

Mądrość głupotę, krzywdę sprawiedliwość płodzi,

Gdy cnota nierozważnie granice przechodzi.

Spiż oglądaj i srebro, i stare marmury,

Zachwycaj się klejnotem lub barwą purpury;

Ciesz się, gdy w ciebie, mowcę, liczne patrzą oczy,

Lataj na forum rano, wracaj, gdy się mroczy,

Bo nużby więcej zebrał z posagowej niwy

Mutus, wzbudzając w tobie, nie ty w nim podziwy!

(Co za wstyd, wszak od ciebie urodzony gorzej!)

Czas, co było pod ziemią, na słońcu położy

I znów świetność pognębi. Wielbi cię, jak boga,

background image

16

Portyk Agryppy, widzi Appijusza droga:

Pójdziesz, gdzie Ankus z Numą poszli, sławni króle.

Poczujesz kłucie w boku albo w nerkach bóle:

Szukaj zaraz lekarstwa. Chcesz-li żyć szczęśliwie

(Któż by nie chciał!?): rzuć rozkosz, szukaj cnoty chciwie;

Ona jedna da szczęście. Lecz jeśli czcze słowo

Jest cnota, gaj — drwa tylko, wciąż nadrabiaj głową,

Żeby w porcie być pierwszym, w Cybirze nie stracić,

Talencik zaokrąglić, z nim drugi pobracić,

Trzeci do towarzystwa, czwarty dać do pary.

Bo przyjaźń, kredyt, żonę z bogatymi dary,

Ród, urodę król-pieniądz już dla ciebie chowa;

Ozłoconego wieńczą Wenus i Wymowa.

Z mnóstwem sług, lecz bez grosza Kappadoków króla

Naśladować się nie waż. Pytano Lukula,

Czyby nie mógł sto płaszczów dać na przedstawienie.

„Sto? Skądże tyle?" rzecze, lecz da polecenie

Szukać; co będzie, przyśle. Wnet odpowie listkiem,

Że ich ma pięć tysięcy i że służy wszystkiem.

To dom pański dopiero, tam się dobrze dzieje;

Gdzie pan nie wie o wszystkim, kraść mogą złodzieje.

Więc jeśli ci to daje szczęście i bezpieczy,

Wczas się imaj, a późno odżegnuj tych rzeczy.

Jeśli blask, popularność jest tak szczęścia bliska,

To kupmy niewolnika, co szepta nazwiska,

W lewy bok raz wraz szturka, zmusza przez kamienie

Wyciągać rękę: „Ten tam, ów tam ma znaczenie;

Ten rozdaje topory: gdy nie łaskaw na cię,

Poderwie, oj, stołeczka". Dodaj: „ojcze", „bracie!",

Podług wieku i takeś krewny z całym światem.

Jeśli żyć — jest jeść dobrze, toż ranek, a zatem

Hej, na ryby, na dziki, jak niegdyś Gargili,

Co z sieciami, z oszczepem kazał w rannej chwili

Sługom przez tłok na forum przeciągać, by potem

Jeden muł w oczach wszystkich mógł przewieźć z powrotem

background image

17

Kupnego dzika. Zjadłszy, zaraz do kąpieli,

Czyniąc ceryckich godną rzecz obywateli,

Lub mądrego Uliksa nikczemnej czeladzi,

Co to bardziej brzuchowi niż ojczyźnie radzi.

Jeśli życia bez igier nie ma i kochania,

Jak chce Mimnerm, cóż służyć Cyprydzie zabrania?

Zdrów bądź i szczęśliwi Pisząc, podziel ze mną szczerze,

Masz-li sam co lepszego, lub wierz, w co ja wierzę.

Tłum. Jan Czubek

PIĘĆ DNI MIAŁEM...

Quinque dies tibi pollicitus me rure futurum

Pięć dni miałem być na wsi: nie stawiam się w słowie,

Bawię miesiąc. Lecz jeśli dbasz o moje zdrowie,

Co czynisz dla chorego, równie racz uczynić

Dla bojaźni choroby i nie chciej mnie winić.

Chronię się skwarów słońca, lękam się tej pory,

Która oczy przeraża czarnymi liktory.

Bladzi ojcowie, matki o dzieci się trwożą,

Wszędzie prawne zabiegi zgubne febry mnożą.

Lecą na śmierć lichymi sprawkami zajęci,

A sąd z ich testamentów odrywa pieczęci.

Skoro się grunt albański zabieli od śniegu,

Twój luby wieszcz pospieszy do morskiego brzegu.

Tam gdy w oszczędnej pracy ciężki czas przesiedzi,

Ciebie z Zefirem, z pierwszą jaskółką odwiedzi.

Nie tak mi darów twoja szczodrota udziela,

Jak Kalaber gruszkami karmi przyjaciela.

„Jedz!" — „Dość jadłem". — „Weź, co chcesz". —

„Wdzięcznym twej ofiary". —

„Weź, proszę, zanieś miłe dla twych dzieci dary". —

„Jak gdybym wziął, tak cenię chęć szczerze wylaną". —

„Nie chcesz? Więc się te gruszki dziś wieprzom dostaną".

Czym gardzi sam, to głupiec i rozrzutnik daje.

Stąd się lęgły i lęgną niewdzięczników zgraje.

background image

18

Mądry tych darzy, w których widzi rozum, cnoty;

Zna dobrze, co miedziany pieniądz, a co złoty.

Ja mego dobroczyńcy okażę się godnym.

Nie chcesz mi się dać ukryć w kąciku swobodnym?

Wróć zdrowie, czarnym włosem kryte wróć mi czoło,

Niech śmieję się, jak dawniej, żartuję wesoło

I pełne z dobrym winem wypróżniając czary

Gniewam się na nieczułość upartej Cynary.

Chuda myszka do skrzyni wąską szparą wlazła,

Kontenta, że dostatkiem pszenicy znalazła.

Jadła, spasła się, ale tłusta wyjść nie zdoła.

To postrzegłszy łasica z daleka zawoła:

„Chuda-ś wyszła i chuda szczupłym wyjdź otworem".

Wrócę wszystko, co trzeba, tymże pójdę torem.

Nie chwalę ja skromności, choć sam dobrze jadam,

Lecz swobodę nad wszystkie bogactwa przekładam.

Znasz mnie i sam przyznałeś, żem nie jest nieskromny.

Tyś król mój, tyś mój ojciec i czyliś przytomny,

Czy nie, tymi imiony twoję dobroć głoszę.

Wrócęż zimno twe dary? Ty sam osądź, proszę.

Dobrze Telemak mówił: „Kiedy nie ma błoni,

Nie ma paszy, niezdatna Itaka dla koni.

Atrydzie! Dary twoje nie mogą mi służyć.

Zatrzymaj je, sam lepiej potrafisz ich użyć".

Małe małym przystoją. Nad Rzymu przepychy

Miękki przekładam Tarent albo Tybur cichy.

Filip mówca, którego imię w sądach słynie,

Szedł do siebie o drugiej z południa godzinie

I kiedy się uskarżał, obciążony wiekiem,

Że mieszkał na przedmieściu od rynku dalekiem,

Postrzegł kogoś (dopiero z niego brzytwę złożył

Balwierz; nożykiem sobie paznokcie chędożył).

„Demetry!" mówi chłopcu sprawnemu w języku.

„Bież, pytaj się i donieś, kto to w tym sklepiku,

Jakiego mienia, ojca, patrona i stanu?"

Spieszy chłopiec, pyta się i donosi panu:

„Mena woźny, człek dobry, lecz szczupły majątek.

background image

19

Z równymi sobie żyje, ma swój własny kątek,

Krząta się w swój czas, wytchnie, szuka i używa.

Gdy wszystkie interesa swoje poodbywa,

Idzie na Pole Marsa albo na igrzyska". —

„Życzyłbym" mówi Filip „poznać się z nim z bliska.

Chcę z nim mówić, niech będzie u mnie na wieczerzy.

Bież, zaproś". Ale Mena dziwi się, nie wierzy,

Słowem dziękuje, nie chce. „Cóż to? Mnie odmawia?" —

„Tobie, hultaj: lecz może i bojaźń to sprawia".

Rano Filip na rynku woźnego zastaje,

Ten kusemu ludkowi starzyznę przedaje.

Wita go. On swą pracę, swoje zatrudnienia

Przekłada, że uchybił winnego uczczenia.

„Chciałem, lecz widzisz, jaka wstrzymała przeszkoda". —

„Pod tym warunkiem stanie między nami zgoda,

Jeśli ze mną jeść będziesz. Cóż?" Mena nie przeczy.

„Czekam, przyjdź w swoim czasie, teraz rób twe rzeczy".

Przyszedł, gadał, co mówić, co zmilczeć należy,

Pożegnał się; już rybka do ponęty bieży.

Rano klient, a za to dobre je wieczerze.

W dni odpoczynku Filip na wieś Menę bierze.

Jedzie na koniu, chwali sobie rzeczy nowe:

„O, jak tu piękne miejsce, jak powietrze zdrowe!"

Śmieje się Filip, dobrze udała się sztuka.

I gdy sobie wytchnienia i rozrywki szuka,

Daje sumkę, a drugą pożyczyć przyrzeka.

Tak do kupienia roli namówił człowieka.

Kupił. Krótko: gospodarz z dworaka się robi.

Więc żwawo się do roli, do winnic sposobi,

Skrzętny, chciwy, bez przerwy pilnuje lemiesza

I starość sobie zbytnim zabiegiem przyśpiesza.

Lecz kiedy kozy zdechły, złodzieje rozkradły

Owce, żniwa chybiły, woły z pracy padły,

Zgryziony taką sprawą w północy się zrywa,

Jedzie i do Filipa z żalami przybywa.

Ten widząc, że zarosły, chudy i znędzniały:

background image

20

„Zdajesz się nadto skrzętny, o siebie niedbały". —

„Gdybyś chciał rzecz oznaczyć wyrazem właściwym,

Słusznie byś mnie, patronie, nazwał nieszczęśliwym.

Lecz na rękę, na bogi i na twoje życie

Proszę cię i zaklinam, wróć mi dawne bycie!"

Filip zważywszy, ile od niniejszej doli

Lepsza dawniejsza, chętnie wrócić mu pozwoli.

Niechaj to wszystkim będzie w pamięci wyrytem,

Że się każdemu trzeba mierzyć swym kopytem.

Tłum. Franciszek Ksawery Dmochowski

CELSOWI, PISARZOWI W ORZSZAKU...

Celso gaudere et bene rem gerere Albinovano

Celsowi, pisarzowi w orszaku Nerona,

Życz, Muzo, pomyślności i zdrowia, proszona.

Jak ja mam, spyta-li, powiedz: U mnie cudne

Zasady, ale życie przeciwne i nudne.

Nie, że grad zniszczył wino, skwar oliwki w sadzie,

Lub żem tam gdzieś na halach szkodę poniósł w stadzie,

Lecz w duszy czuję jakąś chorobę, nie w sobie,

Nie chcę słyszeć ni zażyć, co ulży chorobie,

Na lekarzy się złoszczę, na przyjaciół warczę,

Co pragną ze mnie wygnać te oznaki starcze.

Co mi szkodzi, wciąż pragnę; co pomaga, burzę,

W Rzymie Tybur uwielbiam, wietrznik — Rzym w Tyburze.

Czy zdrów, czy mu się wiedzie, czy wszystko do smaku?

Czy go młody pan lubi, czy lubion w orszaku?

Powie ci „tak" — to naprzód złóż powinszowanie,

A potem mu do ucha wkładaj przykazanie

I niech je jak najczęściej rozważa u siebie:

Jakiś w szczęściu dla drugich, tacy my dla ciebie.

Tłum. Jan Czubek

background image

21

ZACIEKŁY TY MIESZCZUCHU....

Urbis amatorem Fuscum salvere iubemus

Zaciekły ty mieszczuchu! Niech zawzięty

Hreczkosiej ciebie listem dziś nawiedzę.

To jedno kładzie między nami miedzę,

Bo zresztą niemal równiśmy z bliźnięty,

Tak to nas w zdaniach naszych nic nie waśni.

Tylko, jak stoi w Ezopowej baśni,

Z braci gołębi dwóch tyś rad, gdy gnuśnie

Pilnując gniazda duch twój w tobie uśnie,

Mnie zaś niesforny umysł mój wygania

W szum puszcz, w łąk świeżość, w zboża falowanie,

W skały obrosłe mchem i w chłodne zdroje.

Cóż chcesz? W tym życie i królestwo moje.

Bom ja dopiero wtedy, miły bracie,

Swobodny całkiem, kiedy mi się uda

Mieć za plecyma wasze duszne cuda,

Które w równi z Niebem wywyższacie.

Jam jak z kapłańskich jeden posługaczy,

Co, gdy mu kością w gardle już pierniki

Stanęły słodkie, drapnął, drągal dziki,

I gdzieś się w kącie czarnym chlebem raczy.

Jeśli z przyrodą rad byś żyć wesoło,

To jak gdy chatę stawiasz, wprzód w swej porze

Grunt opatrujesz, tak tu, czyż być może

Miejsce po temu, jak jest ciche sioło?

Kędyż jak na wsi znośniej zbieży zima?

Kędyż łagodniej wiatr na wodzy trzyma

Lwa, gdy słonecznym żarem wskroś przeszyty

Psią się wścieklizną miota? I gdzież, proszę,

Znane są komu słodsze snu rozkosze?

I czyż libijski marmur w drobne płyty

Zieleńszy u was lub choć w woń bogaty,

Jak nasze łąki bujno tkane w kwiaty?

Woda, przemocą wzięta w ciasne rury,

background image

22

Które rozsadzić w każdej chwili rada,

Czyż jest czyściejsza od strumyka, który

Szemrząc swobodnie, z pochyłości spada?

Wszak nawet sami, w waszych kolumn lesie,

Chętnie drzew licznych las pielęgnujecie

I dom jest u was tym cenniejszy przecie,

Im z niego widok w szersze błonia niesie.

Ci, co w Akwinie pragnąc, nieostrożni,

Tyryjskiej szaty lichą czerwień kupią,

Mniej stratni jeszcze niż ów z głową głupią,

Który od błędu prawdy nie rozróżni.

Im więcej żądz swych kto w pomyślność włoży,

Tym w przeciwności cierpieć będzie srożej —

Bo wszak utracić wielce cię rozżala

To, coś ukochał. Miej od siebie z dala

Wielkość wszelaką. Tam gdzie dach słomiany,

Rozkoszniej żyjesz, niźli król z dworzany.

Jeleń, przeważną obdarzony siłą,

Często koniowi nie dał jeść na łące.

Temu nareszcie gdy się to sprzykrzyło,

Człeka przyzywa w pomoc. Ten mu lśniące

Dał w pysk wędzidło. „Hajże! Teraz gonim

Wspólnego wroga!" Ale, gdy już po nim,

Koń wzdycha. Wprędce współka mu ta zbrzydła,

Bo ni się jeźdźca pozbył, ni wędzidła.

Tak kto ubóstwa gdy go zdjęła trwoga,

Swej się swobody wyrzekł, która przecie

Ponad najdroższe skarby bywa droga,

Pana, podobnie jak ten koń na grzbiecie,

Wciąż w ujarzmionej dźwigać będzie dumie,

Przeto, iż sobie starczyć sam nie umie,

I kto chce lepiej niźli ma, ten bliski

Człeka, co z prędka wszedł w obuwie nowe.

W nazbyt przestronnym padł i rozbił głowę,

W ciasnym ból srogi zyskał i odciski.

background image

23

Więc, drogi Fusku, żyć tak, jak nam bywa

Z góry znaczono — mądrość to prawdziwa.

Dlatego, proszę, jeśli nad potrzeby

Ujrzysz co u mnie, cóż dopiero, żeby

Dojść miało wiedzy twojej, że gromadzę

Dostatki w znoju — to ci daję władzę

Zelżyć mię zaraz ostatnimi słowy.

Gdyż pieniądz — wierz mi — w miarę, jak kto woli:

Lub z niego sługa, albo pan gotowy...

Co do mnie — wolę wolność od niewoli.

List ten skreśliłem u świątyni starej,

Kędy się modlą ludzie cichej cnoty —

Lecz nie zupełnie jestem swój, z tej miary

Że ciebie nie ma ze mną, Fusku złoty.

Tłum. Felicjan Faleński

JAK CI CHIOS SIĘ WYDAŁ...

Quid tibi visa Chios, Bullati, notaque Lesbos

Jak ci Chios się wydał, Lesbu ostrów sławny,

Jak cudny Samos, Sardes, Krezusa gród dawny,

Jak Kolofon i Smyrna? Czy wierzyć ich chwale?

Czy wszystkich Błonie nie ćmi i Tybrowe fale?

Czy gród jaki Attala przypadł ci do smaku,

Może Lebed, gdyś lądów i mórz syt, biedaku?

„Wiesz, co dziś Lebed? Dziura gorsza niż Gabije

Lub Fideny. Ach, tam się zagrzebać po szyją

I zapomniawszy swoich od nich zapomniany,

Patrzeć z brzegu na straszne Neptuna bałwany!"

Lecz z Kapui do Rzymu gdy jadąc wysiądziesz,

Mokry i głodny, wiecznież tam w karczmie żyć będziesz.

Zziębnięty o ogrzanej dobrze łaźni marzy,

Lecz czym prędzej ucieka, skoro się wyparzy;

A chociaż nawą Auster ciska najstraszliwszy,

Łodzi nie sprzedasz, Morze Egejskie przebywszy.

Rod ci tyle i Lesbos, gdy możesz żyć w Rzymie,

Co opończa gdzieś w czerwcu, co fartuszek w zimie,

background image

24

Tyber w mrozy styczniowe, kominek w upały.

Póki fortuna sprzyja, pókiś zdrów i cały,

Chwal w Rzymie Chios, Samos, chwal Rodos z daleka!

Da ci bóg szczęścia chwilę, co szybko ucieka:

Bierz, wdzięczny, nie odkładaj na potem słodyczy,

Byś kończąc w każdym miejscu mógł rzec bez goryczy:

„No, żyłem!" Bo gdy troski jedna mądrość płoszy,

Nie widok lazurowych bez granic pustoszy

Jadąc za morze, klimat zmieniamy, nie siebie.

Po co skrzętne próżniactwo, pod inne podniebie

Po co jeździć za szczęściem? Wytęż oczy, uszy:

Przy tobie jest — w Ulubrach, gdy spokój masz w duszy!

Tłum. Jan Czubek

TAK JAK, WINNIUSZU, DŁUGO...

Ut proficiscentem docui te saepe diuque

Tak jak, Winniuszu, długo i szeroce

Na drogę w głowę kładłem ci łopatą,

Pisma w zamkniętej znakiem mym powłoce

Chciej Augustowi wręczyć. Ale na to

Patrz, by był całkiem zdrów i dobrej myśli

Ten Pan Dostojny, zwłaszcza zaś najściślej

Pilnuj, gdy sam się o tę rzecz dopomni.

Powtarzam: działać masz jak najprzytomniej,

Bo możesz, gdyby niestosowna pora,

Pogrzebać razem dzieło i autora.

Gdyby ci jednak moje to zlecenie —

Przebacz, Winniuszu — nazbyt ciężyć miało

Na grzbiecie zgiętym, wolę nieskończenie,

Byś raczej w kąt gdzie rzucił sprawę całą,

Niżeli gdybyś, już u samej mety,

Z juki się mymi potknął, i — niestety! —

Śmiesznie przypomniał ludziom nazwę osła,

Z którą się pamięć ojca twego zrosła.

Gdy zaś szczęśliwie zmysł się twój wysili

Przebrnąć wertepy czyhające zdradnie

background image

25

I kiedy wreszcie działać już wypadnie

W miejscu stosownym i stosownej chwili,

Proszę cię, ksiąg mych nie chciej, dajmy na to,

Nieść, jak pod pachą niesie chłop od radła

Na targ barana, lub pod dobrą datą

Pyrrhia wór kłaków, który gdzieś ukradła,

Lub z szynku wyszły partacz lada jaki,

Czapkę niosący w ręku i chodaki.

Także się nie waż głosić zbyt uprzejmie

Każdemu wobec albo wszem z osobna,

Jako w mej tece siedzi tak nadobna

Rzecz, iż Cezara zachwyceniem przejmie.

A na wypadek wszelki znaj przysłowie:

Że mądrej głowie dość na jednym słowie.

Zaczem twój sługa nisko ci się kłania,

Trzymaj się ostro, nie zdradź zaufania!

Tłum. Felicjan Faleński

RZĄDCO LASKU I WIOSKI...

Vilice silvarum et mihi me reddentis agelli

Rządco lasku i wioski, gdzie znajdują siebie,

Gdzie pięć chat, pięciu siedzi poczciwców na glebie,

Jeżdżących aż do Warii! Ślepy na korzyści,

Wsi nie cierpisz. No, dobrze. Kto z nas lepiej czyści:

Ty rolę czy ja duszę? Czystszy ja czy wioska?

Mnie tu trzyma o Lamię przyjaciela troska,

Co właśnie brata stracił i płacze bez końca,

Lecz się rwę do wiejskiego powietrza i słońca,

Gotów ciasne przełamać szranki, niecierpliwy.

Ja, że wieśniak, ty twierdzisz, że mieszczuch szczęśliwy.

Kto drugiemu zazdrości, swym losem się brzydzi,

Jeden i drugi głupio winę w miejscu widzi:

Człowiek winien, co od swej nie ucieknie troski.

Ty, miejskie popychadło, wzdychałeś do wioski,

Teraz na wsi igrzyska i łaźnia cię nęci.

background image

26

Jam wciąż jednaki: ze wsi do Rzymu wbrew chęci

Wyjeżdżam, ulegając koniecznej potrzebie.

Nie zachwyt, przedmiot tylko różni nas od siebie.

Co u ciebie paryje i dzikie pustacie,

Taki, jak ja, uwielbia; co wy uwielbiacie,

Dla mnie wstrętne. Burdel cię, knajpka zatłuszczona

Ciągnie, widzę, do miasta. Na wsi ziemia płona

Prędzej pieprz i kadzidło da niż winogrona;

Zaś karczma nie szynkuje tuż pod bokiem wina,

Ni do tańca wesoła nie zagra dziewczyna,

Żebyś mógł się wyskakać. Na wsi pilnuj pory,

Kop motyką od dawna nie tknięte ugory;

Wół spoczywa, nie człowiek, co mu liście smyka.

Deszcz lunie: chybaj co tchu nad brzegi strumyka!

Morduj się, bo nuż woda na łąkę się rzuci!

Teraz słuchaj, co naszą harmoniję kłóci.

Com cienkie nosił togi, włos miał połyskliwy,

Kochanek bez podarków Cynary, acz chciwej,

Com się we dnie zalewał falerneńskim sokiem,

Dziś lubię krótki obiad, drzymkę nad potokiem;

Dziś miłostek mi nie żal, lecz już wstyd miłości.

Na wsi mi powodzenia nikt nie pozazdrości,

Zdradnie z kąta nie oplwa jadem nienawiści;

Śmiech tylko, gdy Horacy rolę z głazów czyści.

Ty byś, widzę, ochłapy wolał w mieście sprzątać,

By się tylko do miejskiej czeladzi przyplątać.

Toć drew, mięsa, jarzynki, którą pchasz do brzucha,

Serdecznie ci zazdrości frant szczwany, koniucha.

Zły koń, że nie przy pługu, wół, że siodła nie ma:

Najlepiej, kto w czym biegły, niech tego się trzyma.

Tłum. Jan Czubek

background image

27

CZY MI WIOSKA...

Ne perconteris, fundus meus, optime Quincti

Czy mi wioska, mój Kwinkcy, hojnie zbożem płaci,

Czy owocem, jagódką oliwną bogaci,

Czy jest łąka, winorośl, wiąza żonka czuła —

Pytasz; więc ci swą wioskę opisze gaduła.

W pasmo górskie dolinka wrzyna się cienista.

Rano prawy bok grzeje słońca twarz ognista;

Schodząc, na lewy rzuca słabnące promienie.

Klimat cudowny. Dodaj rumiane derenie

I tarnki w obfitości, dębów dwa rodzaje,

A każdy trzodzie owoc, zaś panu cień daje:

Tarent zielony, z domu nie ruszywszy krokiem.

Zdrój płynie, co go śmiało zwać możesz potokiem,

Czyściejszy i zimniejszy od wody Hebrowej;

Leczy słabe żołądki, dobry na ból głowy.

Tej to miłej ustroni, a wierz mi, i cudnej

Zawdzięczam, żem we wrześniu zdrów i niemarudny.

Ty masz się dobrze, jeśliś tym, co w ludzkiej mowie:

Od dawna ja, Rzym cały szczęśliwy cię zowie.

Sobie ty wierz, co drugi powie, mniej ciekawy;

Wiedz, że szczęśliw jest tylko człek mądry i prawy,

A choćbyś zdaniem wszystkich był czerstwy i zdrowy,

Gorączki nie ukrywaj pod czas obiadowy,

Bo cię zdradzi rąk drżenie nie bez twojej szkody.

Głupi wstyd, co ukrywa zadawnione wrzody.

Niech cię kto w wszystkich wojnach zwycięzcą obwieści,

I niech ci tymi słowy słodko ucho pieści:

„Czy ty lud szczerzej kochasz, czy lud mocniej ciebie,

Wie Jowisz, twój i Rzymu opiekun na niebie" —

Łatwo w słowach odgadniesz Augusta pochwały.

A czyś godzien być nazwań mąż prawy, rozumny?

„Z tych nazw pochlebnych i ja, i ty byłbyś dumny".

Lecz kto chwali, i zgani, kiedy w złym humorze;

Tak urząd niegodnemu lub odebrać może.

„Połóż, to moje" — rzecze. Kładę, idę smutny.

A gdy kto krzyknie za mną: „Złodziej, łotr wierutny,

background image

28

Ojca własnego zdusił, ostatni z zbrodniarzy!" —

Mam się gryźć tym oszczerstwem i mienić na twarzy?

Kto chciwy próżnej chwały, złej lęka się sławy —

Kaleka, niech się leczy! Któż tedy mąż prawy?

„Kto czci ojców uchwały, szanuje ustawy,

Kto często ważne sądzi i rozsądza sprawy,

Kto ręczy za przyjaciół i staje za świadka".

Lecz wie całe sąsiedztwo, rodzina, czeladka,

Że to wilk-potwór, co się w owczej skórze skrada.

„Nie ukradłem, nie zbiegłem" — niewolnik powiada. —

„Za to cię tej batogi nie oduczą sztuki". —

„Nie zabiłem". — „Na krzyżu nie zjedzą cię kruki". —

„Chłop ze mnie praw, rzetelny". — ,,Psyt, psyt!" Sabell syka.

Chytry wilk dołu, jastrząb sidełek unika,

Rybka nagryźć przynęty nie czuje ochoty:

Nie grzeszy człowiek prawy z miłości do cnoty.

Ty winy chcesz uniknąć: prawda z kar bojaźni;

Lecz na wszystko się targniesz, gdyś bezpieczen kaźni

„Ależ z tysiąca korcy ukraść ćwiartkę bobu

Nie grzech — drobny ubytek z bogatego żłobu".

Poczciwiec, człek powszechnie w mieście szanowany,

Gdy wieprza albo wołu stawi przed kapłany,

„Ojcze Janusie — wrzaśnie — i ty, Apollinie",

Potem: „Mocna Lawerno — szepta — szczęść chudzinie.

Daj ludzi zwodzić, otocz świętości urokiem,

Otul me nocne sprawki nieprzejrzystym mrokiem!"

Cóż gorszego niewolnik od chciwca-brudasa,

Co na drodze się schyla po wbitego asa?

Kto się uparł co posiąść, strach ma przy uporze:

Czyż taka mysz na pudle szczęśliwą być może?

Rzuca broń i na oślep zmyka z pola chwały,

Kto się uwziął grosz robić i w tym tonie cały.

„Mogąc sprzedać, po cóż byś zabijać miał jeńca:

Będzie korzyść z pasterza, oracza i żeńca.

Żeglarz, zimą się puści na burzliwe morze,

Zmniejszy drożyznę, w worach będzie dźwigał zboże".

Tylko mędrzec cnotliwy rzuci to pytanie:

background image

29

„Cóż mi zrobisz, Penteju, Teb władco i panie?" —

„Co masz, wszystko ci wezmę". — „Bydło, mierne może,

Sprzęty, srebro? Weź sobie!" — „Kajdany nałożę

I stróża okrutnego postawię u proga". —

„Sam się zbawię, gdy zechcę, przy pomocy boga".

A powiedzieć chciał przez to: „Umrę, bo i czemu

Miałbym gardzić ratunkiem: śmierć kresem wszystkiemu"

Tłum. Jan Czubek

M

ASZ TY ROZUM I SAM WIESZ

...

Quamvis, Scaeva, satis per te tibi consulis et scis

Masz ty rozum i sam wiesz, o Scewo mój drogi,

Czy się i jak wycierać godzi pańskie progi.

Lecz słuchaj, co przyjaciel powie, współzawodnik,

Acz sam uczeń w tych rzeczach, sam ślepy przewodnik;

Nieźle wiedzieć, jak robił twój starszy towarzysz.

Chcesz się dobrze wysypiać i o ciszy marzysz,

A kurzu, kół turkotu nie znosisz, mój synu,

I karczemki ci wstrętne — jedź do Ferentynu.

Boska błogość nie same li nawiedza pany:

Szczęśliw, kto się i rodził, i umarł nieznany.

Chcesz-li zaś swym dopomóc i sobie wygodny

Byt zapewnić, przybliż się do sytego głodny.

„Nie jadł rzepy Arystyp na dworze tyrana". —

„Rzepy nie jadłby cynik, gdyby złapał pana".

Teraz powiedz, którego z tych wolisz głowaczy

Słowa i czyny albo, młodszy, słuchaj raczej,

Czemu ja Arystypa mam za przewodnika.

Oto, jak on zjadłego zwykł zbijać psiarczyka:

„Ty błaznujesz ludowi, ja sobie: wygląda

Lepiej i piękniej; służę, ale sługa żąda

Konia i utrzymania. Ty żebrzesz kęs chleba,

Więc sługa, a łżesz, żeś pan, że ci nic nie trzeba".

Arystyp czci, majątku, blasku nie miał za nic,

Ale im czołem nie bił, więzień ciasnych granic.

Cynik, co mu podwójna płachta do okrycia

Jest wszystkim, bez niej chyba nie rozumie życia.

background image

30

Tamten, płaszcza z purpury nie mając, w odzieży

Byle jakiej na rynek w ścisk największy bieży

I w obojej postaci dostojnym się widzi.

Cynik szkarłatem jak psem, jak wężem się brzydzi

I nie wdzieje, a choć mróz, on nadrabia miną.

No, oddajże mu płachtę: niech kpy nie wyginą!

Wieść wojny i rodakom pokazywać jeńce —

To zasiąść tron Jowisza, boskie zdobyć wieńce;

Pierwszych w narodzie przyjaźń nie ostatnią chwałą.

„Nie każdemu się dostać do Koryntu dało".

Siedzi na myśl, że celu nie dopnie zwycięsko. —

„Dobrze; ale kto dopiął, ten zrobił rzecz męską".

Tu jądro zagadnienia. Ten ciężar odrzuca,

Bo nad siły, bo barki ma stare i płuca;

Tamten bierze — i cnota jest pustą zabawą,

Lub do czci i nagrody mąż czynny ma prawo.

Ubóstwo przed swym królem milczeniem pokrywać

Lepiej płaci niż żebrać; przyjąć a wyrywać,

Różnica — a toż po to przystałeś do pana.

„Matka mi ubożuchna, siostra nie wydana,

A grunt i trudno sprzedać, i nie bardzo żywi".

Toż to dziadów „Grosz dajcie!" Wnet drugi się skrzywi:

„I mnie też!" wrzaśnie. Trudno, trzeba dzielić bułkę.

Kruk, gdyby milczeć umiał, nie jadłby na spółkę

I oszczędziłby sobie kłótni, złości, wstrętu.

Jedziesz do Brundizyjum, cudnego Surrentu:

Nie skarż się na wyboje, chłód, deszcze ustawne,

Na rozbity sepecik, na skradzione strawne.

Sztuczki to pani duszki te płacze obłudne,

Że jej ktoś skradł naszyjnik i podwiązki cudne,

Bo później pan nie wierzy, choćbyś płakał szczerze.

Tak i ja kuglarzowi, raz zwiedzion, nie wierzę,

Choćby też złamał nogę. Gdy nikt nie podnosi,

Ze łzami na świętego Ozyrysa prosi:

„Podnieście! nie żartuję: jam nędzny kaleka". —

„Nie ma głupich!" tłum wrzaśnie i, aż wstanie, czeka.

Tłum. Jan Czubek

background image

31

RZEKŁ PRAWDĘ STARY...

Prisco si credis, Maecenas docte, Cratino

Rzekł prawdę stary Kratyn, uczony Meceno:

„Ta długo nie pociągnie, źle słychać z Kameną,

Co pije wodę". Odkąd wieszczowie szaleni

Do Satyrów przez Bakcha i Faunów wliczeni,

Muzę czuć rano winem, a pochwały wina

I Homera zdradzają, że był pijaczyna.

Ba, i nasz ojciec Enniusz także nie inaczej,

Tylko wina golnąwszy bój śpiewał junaczy.

„Forum dla trzeźwej tłuszczy, co się o grosz bije,

Ale wam do poezji wara, wodopije!"

Ledwiem ten wyrok wydał, aż tu wieszcze przednie

W nocy żłopią na umór, śmierdzą winem we dnie.

Bo gdy kto dzikim wzrokiem, bosy, kusy togą

Dzięki tkaczom Katona uda postać srogą,

To już samym Katonem cnotliwym ma zostać?

Pękł Jarbit, Tymagnowi chcąc językiem sprostać,

By także za trefnisia uchodzić i śmieszka.

Najprędzej naśladuje błąd w drugim koleżka:

Gdybym był blady, kminek piliby na bladość.

O naśladowcy, marna trzodo! Ach, aż zadość

Śmiechu, żółci ruszyły we mnie wasze krzyki.

Pierwszym drogę torował przez kraj pusty, dziki,

W niczyjem nie szedł ślady. Myśl śmiała, niepłocha

Porywa tłumy. Jam też pierwszy Archilocha

Przeszczepił, ducha i rytm naśladując jamba,

Nie treść i nie zabójcze słowa dla Likamba,

Nie już mniejszego wieńca godzien lub przygany,

Żem i w kunszcie, i w rytmie unikał odmiany.

Śpiewa w ton Archilocha duch męski Safony,

Śpiewa Alcej, układem, treścią wyróżniony;

Bo ani się nad teściem w zjadłym wierszu znęca,

Ani dla narzeczonej postronka nie skręca.

W Lacyjum był nieznany i jam go objawił,

I nowe z lutni tony dobywając sprawił,

Że mię kółko wybranych czyta i pochłania.

background image

32

Wiesz, czemu mi czytelnik nie skąpi uznania

W domu, a poza domem ulegam obmowie?

Bo ja wietrznego ludu łask, głosów nie łowię

Na przynętę łachmana, dobrego obiadu,

Luminarzy nie słucham, by ich zębcem gadu

Kąsać w klubach krytyków — tym wszystkim się brzydzę;

Tu sedno. „W pełnej sali ja czytać się wstydzę

Moje lekkie ramoty, by im dodać wagi" —

Rzekę. — „Kpiarzu, dla wyższej je chowasz powagi,

Dla Jowisza: snadź ufasz, że ty go zabawić

Jeden możesz — też skromność!" Miałem się mu stawić,

Lecz nuż jeszcze przed walką podrapie mnie pierwej!

„Miejsce mi nie dogadza" — krzyknę, żądam przerwy;

Bo z żartu wnet do kłótni i gniewu przyjść może,

A z gniewu do wściekłości i walki na noże.

Tłum. Jan Czubek

OJ, TY KSIĄŻECZKO!...

Vertumnum lanumque, liber, spectare videris

Oj, ty książeczko! Więc cię już pokusa

Oprawy zdobnej oraz chęć ogarnia

Iść pod Wertumna posąg i Janusa,

Kędy Sozjuszów gnieździ się księgarnia?

No, no, nie jesteś z tych, co gdzieś w rupiecie

Rzucić się dadzą. Zna cię niezbyt wielu —

Rada byś, żeby cały świat. A przecie

Nie w tym ja ciebie hodowałem celu.

Ha, trudno, kiedy wola twoja taka!

Lecz wiedz, kochanie, że kto raz drapaka

Dał w świat szeroki, już za takim zdradnie

Na wieczne czasy klamka się zapadnie.

Niewczesny wtedy płacz: „O nieszczęśliwa

Moja godzina! Cóżem to zrobiła?

Ginę z kretesem!", jak z dziewczyną bywa,

Gdy kochankowi staje się niemiła.

Gdyż — obym twojej uporczywej chuci

Fałszywie wróżył! — z razu, moja biedna,

background image

33

Rzymskie ci serca tkliwa młodość zjedna.

Lecz, gdy cię wreszcie, kto już chce, przerzuci,

Będzie to twojej zostawione woli:

Lub samochcący stać się pastwą moli,

Lub w lada wózek spakowana sprośnie

Wynieść się choćby tam, gdzie pieprz nie rośnie.

Wtedy się będę grubo śmiał. Bo było

Słuchać starszego. Choć to wprawdzie zrobię

Jak chłop, co z krnąbrnym osłem radzić sobie

Nie mogąc, w przepaść pchnął go całą siłą.

Cóż czynić? Spróbuj zbawić tych, co sami

Chcą gwałtem skręcić kark! I na tę chwałę

Przyjdzie ci w końcu, że, gdzieś za lasami,

Nie jedna baba wyschła i wybladła,

Składania głosek, jakby abecadła,

Będzie na tobie uczyć bębny małe.

Z tym wszystkim, póki w chłodnej gdzieś zaciszy

Siedząc wybranych grono towarzyszy

Życzliwie jeszcze czytać ciebie raczy,

Mów im o twoim sprawcy: żem prostaczy

Syn wyzwoleńca, nic nie wziąwszy z domu,

Sam sobie wszystko winien, nie zaś komu —

A tak, wartością własnej mej zasługi,

Brak zrównoważam ciżby przodków długiej.

Z tym się ja moim zaleceniem całem,

Wkraść w łaski Możnych wielkie szczęście miałem.

Zresztą: niewielki wzrostem, w srebrne nici

Przedwcześnie mając zdobny włos, w słodyczy

Słońca się kocham. Co się zaś dotyczy

Usposobienia: z prędka gniew mię chwyci,

Choć znów ochłonę łatwo w jednej chwili.

Mów zaś, o wiek mój kto się pytać imię:

Żem lat czterdzieści cztery miał, gdy w Rzymie

Z Loliuszem Lepid konsulami byli.

Tłum. Felicjan Faleński

background image

34

EPODY

NA LIBURNIJSKĄ WSIADŁSZY...

Ibis Liburnis inter alta navium

Na liburnijską wsiadłszy, przyjacielu, nawę,

Przeciw potężnym statkom ruszysz na wyprawę,

Gotów niebezpieczeństwo wszelakie wziąć na się,

Byleś je od Cezara odparł, Mecenasie!

Cóż ja pocznę, któremu życie płynie miło,

Gdy ty żyjesz, przeciwnie — ciężarem by było.

Czy wywczasów, jak każesz, mam używać sobie,

Które mnie niezbyt nęcą, jeślim nie przy tobie,

Czyli też mam przygody wszelkie znosić śmiało,

Tak jako wojownikom walecznym przystało?

Będę je chętnie znosił i czy przez wyżyny

Alpejskie, czy przez Kaukaz pójdę niegościnny,

Czyli gdzieś do zachodniej najdalszej zatoki

Z mężnym sercem za tobą podążę bez zwłoki.

W czym ja tobie, niebitny i słaby, przysporzę

Ulgi swymi trudami, zapytasz się może?

Oto przy twoim boku w mniejszej będę trwodze,

Bo częściej nieobecnych dręczy ona srodze;

Jak ptaszyna, bezpiórych pilnująca dzieci,

Bardziej lęka się najścia węża, gdy odleci

Od nich na chwilę, chociaż ich więcej nic zgoła,

Jakkolwiek przy nich czuwa, obronić nie zdoła.

Z ochotą ja i na tę wojnę, i w przyszłości

Na każdą ruszę chętnie dla twojej miłości,

Nie po to jednak, aby szereg nazbyt długi

Wołów na moich łanach ciężkie włóczył pługi,

Lub by trzody, nim letnie nastaną upały,

Na lukańskie pastwiska Kalabrię zmieniały,

I nie po to, by willa, na wzgórzu wzniesiona

Tuskulańskim, sięgała murów Telegona.

Przez twą hojność aż nadto bogactwa posiadam.

background image

35

W tym celu zaś bynajmniej skarbów ja nie składam,

By skryć je w ziemi, jak ów Chremes, kutwa znany,

Lub strwonić, niby jakiś młodzik rozpasany.

SZCZĘŚLIWY TEN, KTO...

Beatus ille, qui procul negotiis

„Szczęśliwy ten, kto nie wie, co to lichwa, bórg,

Nie licząc zysków ani strat,

Wołami swymi orze pradziadowski mórg,

Jak zacni ludzie z dawnych lat!

Bo ze snu go nie budzi ryk wojennych trąb,

Ni morska go nie trwoży głąb;

On z dala mija możnych panów hardy próg,

Ni miejski go nie nęci bruk.

On woli winorośli wybujały krzew

Owijać o topoli pień;

Jałowe pędy nożem precz odcina z drzew,

By szczepić nowy sok w ich rdzeń.

To ku wąwozom, kędy słychać ryki trzód,

Spojrzenie zwraca swoich lic,

To z plastrów zgarnia w czyste garńce gęsty miód,

To wątłe owce zacznie strzyc.

A gdy nad wioską jesień wznosi czoło swe,

W złocisty uwieńczone plon,

O, z jaką on uciechą słodkie gruszki rwie

I kraśne pęki winnych gron,

By do Pryjapa i Sylwana, stróża miedz,

Z dziękczynnym darem żwawo biec!

Jak miło spocząć, kędy rośnie stary dąb,

Gdzie trawa bujna — aż po pas.

Gdzie bieży nurt, ujęty w brzegów stromy zrąb,

Gdzie ptasząt skargą dźwięczy las,

Gałązki szemrzą, woda z szumem płynie hen,

A człeka wabi błogi sen!

A kiedy grzmiący Jowisz zimę zdarzy znów

I przyjdzie słota, śnieg i szron,

background image

36

On rusza w gon, na łów, na łów, ze sforą psów

Osaczać dzika z wszystkich stron.

Na lekkich prętach rzadką rozpościera sieć,

By wpadł w pułapkę tłusty drozd,

Szaraki płoche chwyta, a już rozkosz wprost

Wędrowną czaplę w sidłach mieć.

Wśród takich zabaw któż by nie zapomniał wnet

Nawet miłosnych trosk i bied?

A cóż, gdy skromna żona dziatek umie strzec

I nad dobytkiem czuwa wciąż,

Ot jak Sabinka, albo zdrowa jako rydz

Apulka z wdziękiem smagłych lic.

Jak ona wyschłe drewka żwawo rzuca w piec,

Gdy wraca w dom strudzony mąż!

Gdy wiedzie syte bydło za obory płot,

Wymiona mlecznych doi krów,

Wytrawne wino z beczki leje w dzban, i ot,

Ma obiad gratis, smaczny, zdrów.

Ach, wolę ten oszczędny, wiejski życia tryb

Od ostryg i zamorskich ryb

(Jeżeli ode wschodu która z morskich burz

Zapędzi je do naszych mórz).

Jarząbek czy perliczka (afrykański ptak),

Dalibóg, nie smakują tak

Ni służą na żołądek, jako z naszych stref

Oliwki rwane prosto z drzew,

Lub szczaw, co rośnie bujnie pośród łąk, lub ślaz,

Co zdrowiu sprzyja w każdy czas,

Lub jagnię, upieczone w dniu świątecznym, lub

Kozioł, niedoszły wilczy łup.

Jak miło śród tej uczty widzieć owiec ciąg,

Spieszących do dom z paszy, z łąk,

Lub woły, które wloką odwrócony pług,

Skończywszy całodzienny znój,

I wokół lśniących Larów rzeszę wiernych sług,

Ten dworu dostatniego rój!"

Tak mówił lichwiarz Alfius. Już mu pachnie wieś.

background image

37

Lecz — przyszły Idy, spłaty czas!

Więc wszystek grosz dłużników złupił, aby gdzieś

Znów go lokować — jeszcze raz!

JAK WILKA Z RODU...

L

UPIS ET AGNIS QUANTA SORTITO OBTIGIT

Jak wilka z rodu nienawidzi owca,

Tak i ja ciebie, co nosisz na ciele

Od iberskiego pamiątki bykowca

I od łańcuchów obdarte piszczele.

Próżno łeb zdzierasz bogactwem nadęty.

Krwi podłej złoto szlachectwa nie daje;

Bo gdy zamiatasz kurz po Drodze Świętej

Sześciołokciową togą, lud cię łaje.

Przechodzień z wstrętem na ciebie spoziera,

Mówiąc: „Patrzajcie, z czego on dmie, z czego?

Czy, gdy z rozkazu bity tryumwira,

Przy egzekucji aż zmęczył woźnego?

Dziś ma w Falernie tysiąc morgów ziemi:

Po Appii cugi dziarskimi ugania,

Eques, w najpierwszych ławach z najpierwszemi

Siada, choć prawo otońskie zabrania.

Po co wyprawiać miedziokute floty

Na zbójców morskich i na niewolników,

Gdy właśnie jeden z między tej hołoty

Zrobion trybunem i dowódcą szyków?!

Tłum. Lucjan Siemieński

PRZEWIELKIE BOGI W GÓRNYM...

At o deorum quidquid in caelo regit

„Przewielkie bogi w górnym majestacie,

Co niebem, ludźmi i ziemią władacie!

Cóż ten wrzask znaczy i czemu jak żmija

Wzrok wasz mię rani i na wskroś przebija?

Na dzieci twoje — jeśli ci Lucyna

Dopomagała przy powiciu syna;

background image

38

Na nikły szkarłat tej mojej sukienki,

Błagam o litość: bóg pomści te męki.

Pod macoszynym wzrokiem twym się wiercę

Patrzysz jak dziki zwierz ugodzon w serce!"

Gdy tak chłopczyna mówił, drżący listek,

I stał do nitki z szat obnażon wszystek,

Drobniuchne ciałko tego nieboraka

Mogłoby zmiękczyć nawet duszę Traka.

Kanidia w kołtun nie czesan, nie myty,

Wplółtszy rój cały wężów jadowity,

Bierze cyprysy rwane na mogile,

Cmentarne, suche figowe badyle,

Jaja maczane w posoce ropuchy,

Wydarte z skrzydeł puszczykowych puchy,

Zioła, co Jolkos rodzi i Hibera —

Każde z nich srogą truciznę zawiera —

Kości dobyte z pyska głodnej suki,

I pali w ogniu czarnoksięskiej sztuki.

Sagana raźnie krząta się w świetlicy

I kropi wodą z Awernu krynicy

Każdy kąt. Włos jej tak sterczy do góry

Jak kolce jeża lub szczeć u samury.

Toż Weja, którą sumienie nie trapi,

Zgięta nad ciężką robotą aż sapi,

Tak żwawo rydlem twardą ziemię kopie,

Na grób dla ciebie, o biedne ty chłopię.

Postawią trzykroć w dzień przed tobą jadło,

Patrzeć w nie każą głodną i wybladłą

Twarzą: tyś w jamę wkopany po brodę •—

Płynący głowę tak wznosi nad wodę —

A gdy zmęczone zgasną ci powieki,

Boś wzrok wypatrzył w ten pokarm daleki,

Wtedy wątroba twoja, szpik wyschnięty,

Pójdzie na filtry miłosnej ponęty.

Neapol wierzył próżniaczy i cała

Z nim okolica, że udział w tym miała

Armińska Folia, sławna lubieżnica,

background image

39

Co z nieba gwiazdę albo cień księżyca

Zdejmuje czarem tessalskich zaklęci.

A cóż Kanidia? Wściekła, w zębach kręci

Żółtych paznokieć długi; a co gada

Lub co zamilczy, któż tam z niej wybada?

„Nocy i Diano, wy wierni świadkowie!

Żadne z was tego, co się tutaj dowie,

Nie zdradzi: milczeć kazaliście wszędy,

Gdzie odprawiają tajemne obrzędy.

Teraz pomóżcie! Na dom mego wroga

Niech się obróci wasz gniew, padnie trwoga.

W ponurej kniei, gdy się zwierz w komysze

Schowa i słodkim snem się ukołysze,

Cudzołożnika starca niechże ściga

Śmiech i suburskich psów zgraja oblega;

Taką mu nardą namaściłam ciało,

Że mi się lepszej zrobić nie udało.

Cóż to? Czy słabsza trutek moich władza

Niż barbarzyńskiej Medei, że zdradza?

Przecież tym jadem pomściła się ona

Na swej rywalce, na córze Kreona,

Co w dar zatruty, płaszcz, gdy się oblekła,

Buchły płomienie i w nich się upiekła.

Nie przepomniałam wszakże tu żadnego

Ziółka, korzonka, w szparach skał skrytego.

On śpi, jam łoże tak spraktykowała,

By mu już żadna w myśli nie postała.

Oho, snadź wiedźma bieglejsza ode mnie

Czar z niego zdjęła, że wyszedł tajemnie.

Lecz ja ci, Warze, filtrem tak dosadzę,

Że głowa twoja wróci pod mą władzę

I dość wyleje łez, że i zaklęcia

Marsylskie już jej nie wrócą pojęcia.

Gardzisz mną — dobrze! Moc jadu podwoję

I potężnymi filtry cię napoję.

Chyba firmament wprzód w morze się stoczy,

A swym ciężarem ziemia go przytłoczy,

background image

40

Niżbyś miał ku mnie nie goreć, mój stary,

Jak smoła, gdy ją wyleją na żary".

Pachole ono nie chce już w swej nędzy

Jak wprzódy serca poruszać u jędzy

] nieświadome, co do ust mu ślina

Niesie, jak Tyest, katów swych przeklina:

„Rzeczy nieprawe lub prawe przez czary

CZEGO, PSIE, CICHE...

Cur immerentis hospites vexas canis

Czego, psie, ciche zaczepiasz przechodnie,

Przed wilczym zębem tchórząc tak niegodnie?

Zwróć raczej na mnie, jeśliś tak ochoczy,

Junackie groźby, a stanę ci w oczy.

Jam ni to Molos lub Lakończyk płowy,

Wierny stróż trądy wychodzę na łowy,

Strzygąc uszami, w bród przez zaspy

I biorę zwierza najtęższego w biegu.

Ty zaś wprzód wąchasz co bądź

I az grzmi knieja, tak ujadasz srodze

Strzeż się, strzeż! - mówię - na takie hultaje

Mam parę rogów, odpustu nie daję.

Wżdy miałeś przykład na Likamba szwagrze

Na Bupalowym przeciwniku także.

Jeśli mię czarnym zębem drą partacze,

Wet za wet utnę jak dziecko nie płaczę.

Tłum. Lucjan Siemieński

GDZIEŻ WY, GDZIEŻ TAK...

Quo, quo, scelesti, ruitis aut cur dexteris

Gdzież wy, gdzież tak na oślep gnacie, okropnicy,

I miecz na co goły w prawicy?

Małoż jeszcze na polach i na morzu mało

Łacińskiej krwi wam się przelało?

Nie by pyszne zawistnej zaimki Kartaginy

background image

41

Rzymianin obracał w perzyny

I nie iżby Brytyjczyk dotąd nie złamany

Po Drodze wlókł Świętej kajdany,

Lecz na to, by Rzym runął, jako pragną Party,

Własnymi rękoma rozdarty.

U wilków, u lwów dzikich bywa obyczajem

Żreć innych, nie siebie nawzajem.

Obłęd ślepy, czy moc was jaka czarna miecie,

Czy zbrodnia? I cóż odpowiecie?

Milczą, bladość im sina powlokła oblicza

I myśl w nich strętwiała zbrodnicza.

Tak jest: Rzymian okropny wir losów porywa

I rzeź bratobójcza straszliwa,

Odkąd wsiąkła niewinna krew Remusa w ziemię,

Co wnuków do zguby pcha plemię.

Tłum. Lucjan Rydel

CUCHNĄCEGO MEWIUSZA...

Mala soluta navis exit alite

Cuchnącego Mewiusza unosząc na nurty

Morskie, wypływa okręt pod złymi wróżbami.

Pomnij, Wietrze zachodni, byś mu obie burty

Srogimi chłostał falami...

Niechaj Eurus ponury wzburzy mórz otchłanie

I niech wiosła rozniesie strzaskane i liny;

Niech taki wiatr północny, jak w górach, powstanie,

Co drżące kruszy dębiny.

Niech mu gwiazda przewodnia nie zabłyśnie wcale

W noc czarną, gdy się Orion posępny zanurzy;

Niechaj go nie unoszą spokojniejsze fale,

Niż Greków niosły w podróży

Zwycięskich, gdy gniew Pallas od spalonej Troi

Zwróciła na bezbożną łódź Ojleusa syna!

O jak strasznie utrudzą się żeglarze twoi,

background image

42

I bladość czeka ich sina.

I czekają cię męża niegodne lamenty

I modły do Jowisza, który-ć niełaskawy,

Gdy mokry Notus hucząc przez jońskie odmęty

Szczątki uczyni z twej nawy.

Gdy więc na poszarpanym brzegu z twego ciała

Łup obfity gromadę ptactwa uraduje,

Wtedy kozioł swawolny i owieczka mała

Burzom ofiarę zgotuje.

CHMURY GROŹNE ZASNUŁY...

Horrida tempestas caelum contraxit et imbres

Chmury groźne zasnuły niebo. Śniegiem i deszczem

Zstępuje ku nam Jowisz. Morze i lasy łomoczą,

Targane wiatrem północnym. To dla nas czas, przyjaciele!

Do nas ten dzień zawitał! Dopóki krzepkie kolana,

Dopóki nie wstyd, z czół chmurnych zetrzyjmy starość posępną.

Nuże, wydobądź wino z roku konsula Torkwata

I nie mów o niczym więcej! Bóg jakoś wszystko ułoży;

Może przeminie niedola. Teraz olejkiem perskim

Trzeba namaścić głowę i liry cylleńskiej dźwiękiem

Wygnać ze swojej duszy te rozmyślania mroczne.

Tak niegdyś Centaur szlachetny Achillesowi wieścił:

„Młodzieńcze niezwyciężony, śmiertelny synu bogini,

Czeka na ciebie kraina, przez którą płyną mroźne

Fale małego Skamandra i rączy strumień Simois.

Stamtąd na pewno nie wrócisz — Parka twój odwrót przecięła:

Nie poniesie cię matka błękitna ku ziemi ojczystej.

Więc całą swoją niedolę osładzaj winem i śpiewem.

To są najlepsze pociechy dla serca udręczonego".

background image

43

NOC BYŁA, MIESIĄC WZESZEDŁ...

Nox erat et caelo fulgebat luna sereno

Noc była, miesiąc wzeszedł na niebios okręgi

Między gwiazd jasne roje,

Gdy bogom świętokradzkie czyniłaś przysięgi,

Że słowa ziścisz moje.

Jak bluszcz, kiedy uściskiem smukły dąb ogarnie,

Tak ty mnie w swe ramiona:

„Dopóki prześladować będzie wilk owczarnie,

Żeglarzy — blask Oriona,

Który zimową porą przez morskie odmęty

Wzburzone fale żenię;

Dopóki włos Apolla żelazem nie tknięty

Rozwiewa wiatru tchnienie —

Dopóty sobie miłość chować będziem szczerą".

Za mą wiernością stałą

Ty jeszcze kiedy gorzko zatęsknisz, Neero!

Męstwa mi dość ostało,

Bym nie zniósł, że innemu dawasz swoje nocy;

Mnie też inna pokocha.

Zdradzon raz, nie ulegnę twych powabów mocy.

Ty cierp, żeś była płocha.

Ty szczęśliwcze, coś zyskał na mojej niedoli,

Noś mi się hardo ninie,

Zbieraj sobie bogactwa z trzód swoich i z roli,

Niechaj ci Paktol płynie,

Żywotów sobie przeżyj tysiąc w ciągłej chuci

I krasą wab Nireję.

Hej, gdy i ciebie ona dla innego rzuci,

Ja z ciebie się wyśmieję!

Tłum. Lucjan Rydel

background image

44

DRUGI TO WIEK NA...

Altera iam teritur bellis civilibus aetas

Drugi to wiek na burdach domowych nam mija

I Rzym się bratobójczą sam bronią dobija.

Nie zmogli go Marsowie, waleczne sąsiady,

Ni groźne etruskiego Porseny napady,

Ni rywalka, Kapua mężna, Spartak srogi,

Ni łamiące warchołom wiarę Allobrogi,

Nie zmogły jasnookie germańskie mołojce,

Hannibal przeklinany przez matki i ojce:

My gubimy ojczyznę, przeklętej krwi plemię,

I wnet zwierz dziki pustą posiądzie znów siemię,

Barbarzyniec na zgliszczach stanie, na ulicy

Kopyt końskich tętentem zagrzmią najezdnicy

I proch Kwiryna, oczom ludzkim utajony

W łonie ziemi, na wszystkie dzicz rozrzuci strony.

Może, jeśli nie wszyscy, większość myśli w Mieście,

Jak by z tego się piekła wydobyć nareście?

Nie ma rady, jak tylko Focejczyków wzorem

Gród ten przekląć i domy zostawić otworem,

Rolę, Larów porzucić i bogów świątynie —

Niech w nich drapieżny mieszka wilk i dzikie świnie! —

I w świat iść, gdzie poniosą nogi i zapędzi

Not czy Afryk, co jeszcze huragan oszczędzi.

Zgoda? Gdy nikt nie przeczy, nuż, w dobrą godzinę

Spychajmy w lot korabie na słoną głębinę!

Lecz przysiężmy, że wolno do powrotu wzywać,

Gdy głazy, z dna dobyte, wierzchem będą pływać,

Że z radością do domu odbijem od brzegu,

Kiedy szczyty Matyna Pad zwilży w swym biegu,

Gdy Apenin się w morze wyniosły zanurzy,

Gdy miłość, dziś nieznana tak świat przenaturzy,

Że względami tygryski jelenie obdarzą,

A gołąbek i kania miłośnie się sparzą,

Że lew do siebie żółty wołu roześmieli,

A gładki kozieł w słonej pluska się kąpieli.

background image

45

Myśl powrotu przekląwszy i wszelkie podstępy,

Ruszym wszyscy lub cośmy wyżsi nad gmin tępy.

Kto gnuśny, kogo nawet nadzieja nie cieszy,

Niech zostanie i gnije w przeklętej pieleszy!

Hej, mężowie, niewieście potłumcie już płacze,

Niech wzdłuż brzegów etruskich nikną nawy tułacze!

Na Oceanie los nam szczęsną wróży niwę,

Więc nuże, na te wyspy popłyńmy szczęśliwe!

Plony tam co rok daje ziemia nie ruszona,

Bez mozołu winnica winne rodzi grona.

Nigdy płodna oliwka zawodu nie robi,

Ciemna figa drzewinę nie szczepioną zdobi;

Z dziupli dębu miód płynie, a z wysokiej skały

Tryskają, szemrząc, zdroju przeczyste kryształy.

Koza do doju staje sama, nie zmuszona,

I pełne krowa chętnie nadstawia wymiona.

W mroku niedźwiedź nie krąży, szukając wieczerzy,

Nigdzie się ziemia żmiją zjadliwą nie jeży.

Na owieczki zarazy nić tam nie zawlecze,

Żarem ksieńców Psia Gwiazda bydlęcych nie piecze.

I większe jeszcze dziwy: nie znane tam błoto,

Eur wodnisty nie niszczy oziminy słotą;

W suchej bujne zasiewy nie więdnieją glebie;

Deszcz i suszę miarkuje ten, co włada w niebie.

W swym czasie Argonauci tam trafić nie mogą,

Kolcha nawet wszeteczna nie stanęła nogą,

Sydończyk w tamte strony w korabiu nie płynie,

Uliks z błędną drużyną te strony ominie.

Pobożnym ten raj Jowisz przeznaczył za cnoty,

Gdy spiż skaził grzechami niewinny wiek złoty.

Po nim nastał żelazny, co wszystko zbezczeszczą;

Cnotliwi, uciekajcie, posłuchawszy wieszcza!

Tłum. Jan Czubek

background image

46

ODY

CHOĆBYŚ, O LICE...

Extremum Tanain si biberes, Lyce

Choćbyś, o Lice, żyła gdzie nad Donem

W jarzmie dzikiego chłopa, a ja w ciemną

Noc drżał przed progiem smagan Akwilonem,

Miałabyś litość nade mną.

Słyszysz, jak burza w drzwi tłucze, jak w lasku

Dwór mój zdobiącym wierzchołki drzew zgina,

Jak Jowisz świeżo śnieg spadły, o brzasku

Porannym, lodami ścina.

Spuść z pychy; grzech ten u bóstw by ci szkodził,

Spuść, zanim sama wpadniesz w sidła płoche.

Ojciec Tyrreńczyk przecież cię nie spłodził

Na Penelopę-świętochę.

Jeśli błagania, dary, bladość sina

Twych wielbicieli zmiękczyć cię nie mogą,

Ni mąż, którego więzi jakaś inna,

To dla mnie przestań być srogą.

Ty jak dąb twarda, nie ugięta w burzy,

Gorsza niż wężów mauretańskich krocie,

Patrz! Biedne ciało nierade już dłużej

Leżeć pod progiem, na słocie.

Tłum. Lucjan Siemieński

MERKURY, WNUKU ATLANTA WYMOWNY...

Mercuri, facunde nepos Atlantis

Merkury, wnuku Atlanta wymowny,

Coś pierwszych ludzi obyczaj surowy

Zmiękczył przez zacnej palestry ćwiczenia

I przez dar mowy!

Gończe Jowisza i bogów, rodzicu

background image

47

Lutni wygiętej! Chcę dziś śpiewać ciebie,

Coś wszelką zdobycz skryć zręcznym fortelem

Umiał w potrzebie.

Gdy groźnym głosem straszył cię Apollo,

Żeś nie chciał oddać ukradzione woły,

Skradłszy mu kołczan boga gniew zmieniłeś

W uśmiech wesoły.

Pod twoją wodzą opuściwszy Troję

Atrydów Pryam oszukał bogaty,

Omylił wrogów i bez szkody minął

Tessalskie czaty.

Tłum lekkich duchów rózgą karcisz złotą

I dusze zbożne w szczęsne wiedziesz progi,

Mile cię widzą i bóstwa podziemne,

I górne bogi.


ŻYJ, LICYNIUSZU, SPOKOJNIEJ...

Rectius vives, Licini, neque altum

Żyj, Licyniuszu, spokojniej, tak skoro

Na wielką wodę nie płyń, a gdy burzy

Lękasz się, gdy na morzu niebezpiecznie,

Chroń się zdrad brzegu.

Kto średnią miedzą chadza, ścieżką złotą,

Nie będzie w brudach żył, w zatęchłej mroczy,

Ani się pysznił rzędem kolumn świetnych,

Co kolą w oczy.

Częściej się limba niebotyczna miota

Na wichrze, z większym też podniebne wieże

Walą się trzaskiem, a piorun druzgota

Gór ostre szczyty.

Przezorne serce w ucisku się krzepi

Nadzieją, szczęściu nie ufa tak wiele.

Wie: srogość zimy Bóg zsyła i Bóg ją

Odegnać może.

A skoro źle jest dziś, to nie na wieki

Tak będzie. Kiedyś także Muzę śpiewem

Zbudzi Apollo, nie zawsze okrutnie

background image

48

Łuk tylko tęży.

Więc gdy ci ciężko żyć, bądź pełen ducha,

Bądź mężny, a gdyć szczęście zajaśnieje,

Nie dmij się pychą, ale ściągaj wzdęte

Żagle i reje.

NIE PYTAJ PRÓŻNO,

BO NIKT SIĘ NIE DOWIE...

Tu ne quaesieris, scire nefas, quem mihi, quem tibi

Nie pytaj próżno, bo nikt się nie dowie,

Jaki nam koniec gotują bogowie,

I babilońskich nie pytaj wróżbiarzy.

Lepiej tak przyjąć wszystko, jak się zdarzy.

A czy z rozkazu Jowisza ta zima,

Co teraz wichrem wełny morskie wzdyma,

Będzie ostatnia, czy też nam przysporzy

Lat jeszcze kilka tajny wyrok boży,

Nie troszcz się o to i... klaruj swe wina.

Mknie rok za rokiem, jak jedna godzina.

Więc łap dzień każdy, a nie wierz ni trochę

W złudnej przyszłości obietnice płoche.

Tłum. Henryk Sienkiewicz

WINO Z ALBAŃSKICH GÓR...

Est mihi nonum superantis annum

Wino z Albańskich Gór, dziewięcioletnie,

Pieni się w dzbanie. A w ogrodzie rośnie

Mnóstwo opichu — możesz z niego wieńce

Upleść, Fillido.

Nie brak też bluszczu (gdy włosy nim wiążesz,

Ślicznie wyglądasz). Dom się srebrem śmieje.

Ołtarz, werweną zdobny, krwi baranka

Ofiarnej czeka.

Dokoła krząta się kto żyw. Biegają

We wszystkie strony chłopcy i dziewczęta.

Tańczą płomienie. W górze dym się kłębi

Gęsty i czarny.

background image

49

Pytasz, na jaką zapraszam cię radość?

Będziemy Idy kwietniowe święcili,

Dzień, który świta nam w środku miesiąca

Morskiej Cyprydy.

Dzień uroczysty i świętszy mi prawie

Od moich własnych urodzin. Mecenas,

Przyjaciel drogi, w tym dniu rozpoczyna

Nowy rok życia.

Przyjdź tu, Fillido. Myślisz o Telefie?

Jego spętała urokiem dziewczyna

Szczęśliwsza. Lubi te więzy i śmiech jej

Lubi, i złoto.

Przypomnij sobie, jak spłonął w przestworzach

Faeton, Pegaz jak nie mógł udźwignąć

W swym locie jeźdźca zuchwałego z ziemi,

Bellerofonta.

Oni cię uczą, byś zawsze pragnęła

Tego, co w twojej doli jest zawarte.

Nie smuć się, przyjdź tu do nas, ty z miłości

Moich ostatnia.

Ja już nie będę więcej dziewcząt kochał.

Naucz się jeszcze tej nuty. Tak pięknie

Śpiewasz, Fillido... Mniej nas będą trapić

Troski posępne.

NIE STARAJ SIĘ ODGADNĄĆ...

Quid bellicosus Cantaber et Scythes

Nie staraj się odgadnąć, co zamierza skrycie

Kantaber, co tam Scyta gdzieś za morzem knuje.

Nie troszcz się, Hirpinusie, zbytnio o to życie,

Gdy do szczęścia tak mało człowiek potrzebuje.

Tymczasem mija piękność i młodość wesoła.

Spiesz się zatem, gdy bowiem przyjdzie wiek zgrzybiały

background image

50

I zmarszczkami pokryje pochylone czoła,

Sen lekki i miłosne zginą wnet zapały.

Księżyc nie zawsze równym światłem rozpromienia

Ziemię i kwiat wiosenny zwiędnąć przecież musi.

Rozwiązywać przedwieczne bytu zagadnienia

Czemuż duch nieudolny na próżno się kusi?

Ot, lepiej pod wysokim spocznijmy platanem

Lub sosną i różami uwieńczywszy skronie

Rozpraszajmy tęsknotę pełnym wina dzbanem

Na srebrne głowy lejąc asyryjskie wonie.

Bachus troski rozpędzi. Chłopiec niech ochłodzi

W strumieniu nam Falerna. Ty zaś opuszczoną

Samotną sprowadź Lidię. Z lirą niech przychodzi,

Z kosą prosto, na modłę spartańską trefioną.

JUŻ TEN WIOSNY TOWARZYSZ...

Iam veris comites, quae mare temperant

Już ten wiosny towarzysz, wiatr, co z Tracji wionie,

Igrając z morską falą dmie w płótna żaglowe;

Już mróz ziemi nie ścina, nie huczą rzek tonie,

Wezbrane przez śniegi zimowe.

Już kwiląc za Itysem, gniazdko sobie kładzie

Biedna ptaszyna, domu Kekropsa zakała,

Co na barbarzyńskiego króla mszcząc się zdradzie

Bezbożnie go za nią skarała.

Pasterze tłustych owiec na murawie młodej

Radośnie wygrywają na fujarkach pienia

I bożka zachwycają, który kocha trzody

I ciemne Arkadii wzniesienia.

Z porą roku ochota do picia przychodzi.

Lecz gdy pragniesz kaleńskim zapijać się płynem,

Mój Wergili, szlachetnej przyjacielu młodzi,

Za balsam otrzymasz dzban z winem.

Pachnideł onyksowy słoik dzban poruszy,

background image

51

Co w lochu sulpicyjskim spoczywa spokojnie;

Ten dzban gorycze zmartwień skutecznie rozprószy

I nową nadzieję da hojnie.

Jeśli pragniesz tych uciech, ze swoim towarem

Żwawo do mnie przybywaj, gdyż tak bez opłaty

Nie mam zamiaru raczyć cię pełnym pucharem,

Jak człowiek, co dwór ma bogaty.

Nie odwlekaj! Już porzuć korzyści pragnienie

I z powagą śmiech pusty pomieszaj na chwilę,

Póki możesz, pamiętny na stosu płomienie,

Bo w porę poszaleć jest mile.

NIESZCZĘŚLIWA, KTÓRA...

Miserarum est neque amori

Nieszczęśliwa, która nie zna

gry miłosnej, która cierpień

nie potrafi spłukać winem,

którą zawsze dusi trwoga,

gdy językiem stryj zatrzepie.

Tobie koszyk, tobie przędzę,

rękodzieła pracowite,

z rąk wytrąca bóg skrzydlaty,

tobie, córko, chłopiec Hebrus

sycylijskim blaskiem świeci.

Oto plecy naoliwił

i w Tybrowych falach umył;

konie sam ujeżdża lepiej

od Bellerofonta; w biegu

i na pięści nie pobity.

Umie, mądry, po równinie

ścigać stado pierzchające

i strzałami siec jelenie,

umie skokiem w las polecieć

i z kryjówki wywlec dzika.

background image

52

JAKIEGOŻ MĘŻA, HEROSA, UŚWIETNI...

Quem virum aut heroa lyra vel acri

Jakiegoż męża, herosa, uświetni

Pieśń twoja, Klio, przy lirze czy fletni?

Jakiegoż boga? I czyjąż to sławę

Echo ciekawe

Helikonowi przekaże chłodnemu

Lub szczytom Pindu, albo śniegom Hemu,

Skąd wiódł za sobą lasy — acz bez przewag —

Orfeusz śpiewak,

Który, swej matki darami wspomagan,

Umiał powstrzymać nurt wód i huragan

I umiał rzeszę oczarować drzewną

Lutnią swą śpiewną?

Nad ojca bogów kogóż w mojej pieśni

Zwykłą pochwałą wysławić mam wcześniej?

On stale rządzi, w każdej zmiennej porze,

Lądy i morze.

Nie masz, kto byłby ponad niego wyższy,

Nikt i w podobnej chwale nie zasiada.

Lecz przecie po nim zaszczyt niech najbliższy

Bierze Pallada,

Śmiała do boju. Potem wspomnę ciebie,

Bakchu, i łowów dziewiczą boginię,

I twoje imię, strzałą groźny Febie,

Sławnym uczynię.

Wspomnę Alcydę i dwóch synów Ledy:

Jeden z nich pięściarz, a drugi — mistrz jazdy:

Kiedy zaś błysną ich promienne gwiazdy

Żeglarzom, wtedy

Opada fala, co biła o głazy,

Wichry ucichną, tłum chmur się rozpierzchnie,

I wygładzają bóstw jasnych rozkazy

Morską powierzchnię.

A po nich co wpierw opiewać?

Czy ciche Numy królestwo?

Tarkwiniusza pychę?

background image

53

Czy Romulusa? Czy też śmierć Katona,

Co tak wsławiona?

I oto w pieśni rozgłoszę zaszczytnej

Czyn Regulusa i Skaurów ród bitny,

I Paula, który życie oddał hojnie

W punickiej wojnie.

Też Fabrycjusza i Kamilla wspomnę

I brodatego Kuriusza, przez skromne

Życie na roli i trud nie bez znoju

Zdatnych do boju.

Jak drzewo, w wieki zamierzchłe się pleni

Sława Marcellów: błyszczy nad wszystkiemi

Gwiazda Juliuszów, jak śród gwiazd tysiąca

Światło miesiąca.

Ojcze i stróżu gromady człowieczej,

Synu Saturna! Wszak zlecon twej pieczy

Jest los Cezara! Rządź nas, twoje sługi,

A Cezar drugi!

Czy to w tryumfie powiedzie, jak brańców,

Partów, tych naszych ciemięzców przebiegłych,

Czy Indyjczyków i Serów, od krańców

Wschodu odległych,

On będzie świata władcą — opiekunem

Drugim po tobie. Ty, zbrojny piorunem,

Wjedziesz na Olimp, ku złych ludzi grozie,

Na wielkim wozie.

NIE CHCIEJ, BYM WOJNĘ...

Nolis longa ferae bella Numantiae

Nie chciej, bym wojnę numantyńską, długą,

Ni Annibala dzikiego sztandary,

Ni morze puńskiej krwi zbroczone strugą

Śpiewał na miękkich strunach mej cytary.

Ani Lapitów, ani pijanicę

Hyleja, z całą czeredą olbrzymów,

Których zgniótł Herkul, gdy się na stolicę

Darli Saturna, nie chcę do mych rymów.

background image

54

Ty sam, Meceno, lepiej powiesz w prozie

O Cezarowych tryumfach rozlicznych:

Jak skute króle przy zwycięskim wozie

Prowadził nieraz śród tłumów ulicznych.

Mnie każe Muza śpiewać twoją Panię

Licymnię: ócz jej promienie i żary,

Głosik czarowny, śpiewy, szczebiotanie,

Serce, co stałej dotrzymuje wiary.

Jak w tańcu nóżką wywija ochoczo,

Żarcik po żarcie sypie nieustanny,

Jak z wieńcem dziewcząt, kiedy ją otoczą,

Splata swe ręce w uroczystość Dianny.

Czyżbyś za wszystkie Achmenowe trzosy

I za Mygdona frygijskiego zbiory

Oddał Licymnii swojej śliczne włosy

Lub za Arabii napchane komory,

Ten czar, gdy szyjkę do pocałowania

Skłoni lub umknie, kapryśna pokusa,

Abyś jej porwał chciwiej, co zabrania,

A ona wzajem skradła ci całusa.

Tłum. Lucjan Siemieński

GDY PRZY MNIE GŁOSISZ POCHWAŁĘ...

Cum tu, Lydia Telephi

Gdy przy mnie głosisz pochwałę,

Lidio, że Telef różaną ma szyję,

Telef ramiona ma białe,

Biada! Żółć wzbiera i do trzew mi bije,

Blednę, staję nieprzytomnie

I łza ukradkiem spływa mi po twarzy;

Łza ta niechaj świadczy o mnie,

Jak na samą myśl żar mnie wolny praży,

Iż wśród pijatyk — zatargi

Skaziły może blask twych ramion śnieżny,

Albo że zębem ci wargi

background image

55

Naznaczył w szale młokos ten lubieżny.

Jeśli posłuchasz przestrogi,

W stałość nie ufaj dzikiego przechery,

Co pocałunek twój błogi

Skrwawił, nektarem zaprawny Wenery.

Trzykroć i stokroć szczęśliwi,

Którzy niezłomnym węzłem się złączyli.

Gorzkich niesnasek nie żywi

Miłość, co przetrwa do ostatniej chwili.

Tłum. Lucjan Rydel

W NIESZCZĘSNĄ SADZIŁ ...

Ille et nefasto te posuit die

W nieszczęsną sadził cię godzinę

I świętokradczą szczepił ręką,

Kto cię na hańbę chował gminy,

Drzewo, potomkom na udrękę.

I rodzic by mu nie był święty,

Ni pewien życia gość, co w progi

Zawitał ufny; trucizn męty

I wywar jakiś warzył srogi

Ów, co się w moje wkopał pole,

Strażnikiem moich miedz postawił,

Drzewo fatalne, twą koronę

Na mą niewinną głowę zwalił.

Czego ma strzec się, człek nie zgadnie

I nie wie, gdzie go skon powali.

Bosforom nie dowierza snadnie,

A innej się nie lęka fali

Żeglarz, ni innych boi zdarzeń.

Przed Parta strzałą lęk ponosi

Legie — i drżą też Party wraże —

A śmierć wciąż nagle kosi, kosi...

Mało, a byłbym zszedł w podziemie,

background image

56

Na wieki rzucił promień słońca

I ujrzał blade zmarłych cienie,

Safonę smętnie się żalącą

Na zimne serca greckich dziewic —

Ciebie bym ujrzał, Alkajosie,

Co morskie burze sławisz w śpiewie

I srogość bitw przy lutni głosie.

Słuchają pieśni wątłe cienie,

Które spowija cisza głucha —

Tak życia pęta je wspomnienie —

Jak wryty stoi tłum i słucha.

Nawet potworny strażnik piekła

Zasłuchał się, jak pieśń twa dzwoni.

Ach, ona węże też urzekła

Splecione na Eumenid skroni.

Słucha jej Pluto, słucha Tantal,

Odbieżał swojej męki — kata,

Przystanął dziki strzelec Orion,

Ni lwy, ni rysie już nie goni.

O ŹRÓDŁO BANDUZYJSKIE...

O fons Bandusiae, splendidior vitro

O źródło banduzyjskie, jak kryształ przeźrocze,

Godneś ty wina; ciebie kwiatami otoczę,

Jutro weźmiesz w udziele

Kozła, co rogi pierwsze ma na czele.

Próżno do gzów miłosnych i do walk się stroi,

Wrychle on bowiem chłodne brzegi twe napoi

Strugą swej krwi czerwonej,

Młodziaczek w trzodzie lubieżnej spłodzony.

Ciebie nawet w dniach skwarnych nie tkną swą pożogą

Najgorętsze upały, ty ochłodą błogą

Woły w pługu mdlejące

I bydło krzepisz, co chadza po łące.

background image

57

I ty do sławnych krynic będziesz policzone,

Gdy w moim wierszu wierzbę rosnącą wspomionę

Na skalistym wieszarze,

Skąd wody twe tryskają szemrzące w rozgwarze.

Tłum. Lucjan Rydel

WYSŁUCHAMY MNIE BOGI...

Audivere, Lyce, di mea vota, di

Wysłuchały mnie bogi, Liko, moja Liko,

Wysłuchały mnie bogi, już nie jesteś młoda,

A chcesz być piękną i chcesz z żądzą dziką

Używać, szaleć, tańczyć i pić.

I głosem zachrypniętym wśród pijackich zgrai

O miłość wołasz próżno; ona na jagodach,

Na karminowych wargach pięknej Chiai,

W jej sercu Eros ognie chce tlić.

Miłość jest nielitosna, lecąc nad drzewem

Omija dęby suche z gałęźmi bez liści.

I ciebie minie. Ząb twój bez polewy,

Siwizna śniegiem bieli twą skroń.

Nie, moja droga, ani z Kos purpury,

Ani jasne klejnoty, których blask się iści,

Lat ci nie wrócą, kiedy czas ponury

Rzucił je w ciemnych przeznaczeń toń.

Niestety, gdzież ta piękność, gdzież ta świeżość cery,

I wdzięk postaci. Inna to była, ach, inna,

Która budziła w sercu zapał szczery

I na mą duszę rzuciła blask.

I dzięki tej urodzie twojej, tak wspaniałej,

Byłaś pierwszą z miłości po Cynarze mojej,

Cynarze krótki czas żyć losy dały,

Prysnął na zawsze jej wdzięków czar.

background image

58

A ty dożyjesz, Liko, chyba wieku kruka,

Bogowie widać chcieli dać możność szydercom

Drwić, że młodości nie odtworzy sztuka,

Płonącej świecy gdy zgaśnie czar.

CEZARY, O LUDU, CO...

Herculis ritu modo dictus, o plebs

Cezar, o ludu, co jak Herkul dawny

Sięgnął po laury, które się zdobywa

Śmiercią, z Hiszpanii zwycięstwami sławny

W dom już przybywa.

Żona, co jednym małżonkiem się cieszy,

Złożywszy dary bóstwu życzliwemu,

Niechaj ze siostrą wodza razem śpieszy

Naprzeciw niemu.

Wy też w świętalnych wieńcach, dziewic matki

I ocalonej młodzi, wraz pośpieszcie!

Wy, chłopcy, dziewki i młode mężatki,

Złych słów się strzeżcie!

Dzień ten i dla mnie naprawdę świąteczny

Rozprószy troski, bo gdy Cezar władnie,

Ni gwałtu człek się nie lęka bezpieczny,

Ni bunt się wkradnie.

Przynieś więc, chłopcze, pachnidła i wianek,

I krużę wina z czasu Marsów wojny,

Gdy przed Spartaka bandą jaki dzbanek

Skrył się spokojny.

Idź też, Neerze powiedz szczebiotliwej,

Niech w węzeł raźno wonne pukle zbierze:

Lecz wracaj, gdyby stróż cię opryskliwy

Nie puszczał w dźwierze.

Włos mój sproszony siwizną złagodził

Umysł do waśni i do sporów chętny,

Bo tak za Pianka nie byłbym się zgodził —

Młodzik namiętny.

background image

59

MKNĄ CHYŻE LATA...

Eheu jugaces, Postume, Postume

Mkną chyże lata, Postumie, Postumie,

Z modlitwy naszej drwi śmierć niepobożna.

Kroków starości wstrzymać nikt nie umie

I zmarszczek z czoła usunąć nie można.

Bowiem nad nikim Pluton się nie wzrusza,

Choćbyś mu co dzień wołów składał trzysta.

Nawet wielkiego Geriona, Titiusza

Na wieki fala uwięziła mglista.

Tak, przyjacielu! Przez nurty tej strugi

My wszyscy, którzy chleb jemy powszedni,

Śmiertelnej musim podjąć się żeglugi,

Czyśmy królowie, czy kmiotkowie biedni.

Próżno od krwawych wojen będziem stronić,

Od Adriatyku rozhukanej głębi:

Próżno przed wiatrem będziemy się chronić,

Który jesienią ciała nasze ziębi.

Kiedyś porzucisz żywot swój obecny,

Ujrzysz płynący wśród mętnych odramień

Kokyt, obaczysz ród Danaid niecny

I Syzyfowy trud — złowrogi kamień.

Porzucisz dom swój, ziemię, żonę młodą,

A z drzew, co dziś je sadzisz w swym ogródku,

Żadne do grobu ciebie nie powiodą —

Chyba cyprysy jedne, drzewa smutku.

Przywłaszczy sobie piwnic twoich klucze

Godniejszy dziedzic; nie żałując dzbanów,

Posadzki winem cekubijskim spłucze

Lepszym, niż bywa na ucztach kapłanów.

background image

60

CZYŻ TRZEBA, BY CIĘ NOWA FALA NIOSŁA ...

O navis, referent in mare te novi

Czyż trzeba, by cię nowa fala niosła

Na pełne morze, w sinych wód zamęcie?

Lepiej tu w porcie, pozbawiony wiosła,

Zostań, okręcie!

Wszak brak ci żagli, a i maszt się chwieje,

Maszt afrykańskim wiatrem skołatany,

Spróchniałe belki i trzeszczące reje

Wśród morskiej piany.

A gdy bałwany wzburzone urosną.

Jakich bóstw wezwiesz w oną noc ponurą?

Wiem, sławna byłaś ty, pontyjska sosno,

Ciemnych kniej córo.

Lecz gdy żeglarze ufać ci przestali,

Nie uspokoisz burz sławnym nazwiskiem.

Bacz, byś nie była na wezbranej fali

Wiatrów igrzyskiem.

To, o czym dawniej nie myślałem wcale,

Teraz mi troską. Usłuchaj mej rady,

Nie płyń, okręcie, tam gdzie szumią fale

I lśnią Cyklady.

GDY PASTERZ WIAROŁOMNY PO MORSKIEJ GŁĘBINIE...

Pastor cum traheret per freta navibus

Gdy pasterz wiarołomny po morskiej głębinie

Na łodziach mknął idejskich z Heleną porwaną

Wówczas, gdy w jej pałacu przebywał w gościnie,

Nereus ciszę sprowadził nieoczekiwaną

I straszne głosił wróżby: „Pod złymi ty znaki

Wiedziesz w gród swój niewiastę, po którą wyruszy

Złączona Grecja z wojów mnogimi orszaki

I śluby twe wraz z tronem Pryamowym skruszy...

Hej, jakiż znój tam czeka i mężów, i konie,

Jak sroga grozi Troi przez ciebie zagłada!

background image

61

Oto rydwan i puklerz, i szyszak na skronie

Gotuje — i wojenny szał wznieca Pallada.

Próżno ty, ufny w pomoc Wenery i siłę,

Trefić będziesz swe pukle i przy lutni dźwięku

Zawodzić słodkie pienia, białogłowom miłe;

Próżno unikać będziesz wojennego szczęku,

Kretyjskich strzał i włóczni, w komnatach ukryty;

Próżno będziesz uchodził przed szybką pogonią

Ajasa, bo choć późno, biada ci, zabity

Legniesz w zbroczonym prochu rozpustniczą skronią.

Nie przeczuwasz Odyssa, który grób zgotuje

Twej ojczyźnie, nie widzisz z Pylos bohatera?

Oto cię salamiński śmiało atakuje

Teucer, oto Stenelus na ciebie napiera,

Wojownik doświadczony, a także w potrzebie

Do kierowania końmi ochoczy woźnica.

Poznasz także Meriona, a oto znów ciebie

Dopaść chce Dyomedes, lepszy od rodzica.

Jak jeleń rzuca paszę i zmyka z pośpiechem,

Gdy wilka z drugiej strony zobaczy w parowie,

Tak ty przed owym umkniesz z zapartym oddechem,

Lubo nie tak przyrzekłeś swojej białogłowie.

Gniew Achillesa Troi opóźni ruinę

I niewiastom frygijskim odwlecze dzień skonu,

Lecz gdy Los przeznaczoną wybije godzinę,

Zniszczy grecka pożoga potęgę Ilionu”.

PAŁACE GODNE KRÓLÓW...

Iam pauca aratro iugera regiae

Pałace godne królów pracowitym pługom

Zabiorą resztę ziemi żyznej już niedługo,

Sztuczne sadzawki w niebo patrzą jasnym okiem,

Jak Lukryńskie morze, rybne i głębokie.

background image

62

Platan, drzewo, co żyło zawsze w celibacie,

Zabierze miejsce wiązom, skromnej swojej braci

Mirty będą siać wonie, fiołki pachnąć nocą

Tam, gdzie oliwka ziemian darzyła owocem;

Nie puszczą już niedługo blasku słońca laury,

Tak szeroko nad ziemią konary rozwarły.

Nie tak nam żyć kazały Rzymian antenaty,

Romulus król i Katon, prawy mąż brodaty.

Prywatne mienie było skromne i ukryte,

A bogatym skarb państwa. Na własny użytek

Nikt nie stawiał pałaców i gmachów bez liku,

By przechadzać się w chłodzie cienistym portykiem.

Wtedy mogło się zdarzyć, że plac zarósł trawą

Przed domem miast mieszkańca, lecz mówiło prawo:

Niech za to wspólnym kosztem narodu i miasta

Świątynia bogów w marmur i złoto porasta.

KIEDY CHCIAŁ NIEGDYŚ...

Phoebus volentem proelia me loqui

Kiedym chciał niegdyś krwawe opisywać

Bitwy i szturmy, zgromiony zostałem

Przez Apollina, bym po morzu pływać

Ani się ważył w mojem czółnie małem.

Cezar sprowadza dawne urodzaje

Na nasze pola długo nie orane,

A Jowiszowi na powrót oddaje

Orły legionów zuchwałym wyrwane

Partom, co nimi zdobili swe bramy.

Cezar świątynię zamknął Janusową,

Luźnej swywoli popokładał tamy

I dobre rządy wprowadził na nowo.

Złe się wytępia, dawne cnoty kwitną,

Którymi imię łacińskie i siły

Wzrosły i sławę zyskały zaszczytną,

background image

63

I panowanie nad światem zdobyły.

Znów się nad całą ziemią rozpościera

Majestat Rzymu podniesiony godnie

Od owych krańców, gdzie łoże Hespera,

Aż po dalekie gdzieś krainy wschodnie.

Gdy Cezar rządzi, już wojen domowych

Gwałty nie wydrą cichej nam swobody,

Ani podmuchy namiętności owych,

Co ostrzą miecze, zakłócają grody.

Edykta jego czczą ludy pokorne,

I z głębokiego co piją Dunaju,

I dzikie Gety, i Persy niesforne,

I koczownicy naddońskiego kraju.

My też, czy święty, czy zwykły dzień świeci,

Gdy nam śle Bachus wesoły swe dary,

Przy boku matron, pośród grona dzieci,

Uczciwszy bogi, jak zwyczaj chce stary,

Śpiewajmy wodzów naszych boje śmiałe;

Przy wtórze fletu, niechaj nasze usta

Głoszą cześć Troi, Eneasza chwałę

I dobrodziejstwa boskiego Augusta!

O SPOKÓJ PROSI...

Otium divos rogat in patenti

O spokój prosi, kto na Oceanie

Spotkał się z burzą, komu czarna chmura

Zabrała księżyc i gwiazdy, co drogę

Znaczą na wodzie.

O spokój prosi kraina smagana

Ognistą wojny pletnią, strasznym biczem —

Jeno nie kupisz go klejnotem drogim,

Złotem, ni niczem.

Bo ani pereł blaski nie uciszą,

Ani liktorów nie odpędzą rózgi

background image

64

Troski, co serce trwoży i co dom twój

Lotem okrąża.

Dobre ma życie, kto w chacie ojczystej

Przy skromnym stole cichy dzień swój kończy,

Potem snem ufnym usypia, snem czystym,

Bez podłej żądzy.

Po cóż tak miotać się w tym krótkim życiu,

Po co po wszystkiej kołatać się ziemi,

Skoro nie umkniesz przed sobą, ścigany

Myślami swemi?

Pójdzie za tobą na okutą nawę

I na żołnierskie pójdzie z tobą chody

Troska, ściglejsza od sarn, co z wichrami

Goni w zawody.

Po cóż dociekać, co jutro się stanie?

Po cóż frasować się o dni dalekie?

Na gorzkie smutki, wierzaj mi, jest uśmiech

Najlepszym lekiem.

Żywot Achilla sławny był, lecz krótki,

A zasię starość Tytona przydługa —

A może mnie los przekorny nachyli,

Co umknął tobie.

Tobie się bielą owiec długie sznury,

Tobie się mnożą sycylijskie stada,

Ramiona stroją ci świetne purpury,

A ja, mój drogi,

Wioseczkę małą jeno mam, lecz grecka

Muza subtelnym darzy mię natchnieniem,

A przeto pełen jestem szczęsnej dumy,

Że gardzę tłumem.

O TY, KTÓREGO NIEGDYŚ

KRÓLAMI BYŁY PRZODKI...

Maecenas atavis edite regibus

O ty, którego niegdyś królami były przodki,

Mecenasie, mój skarbie, mój opiekunie słodki!

Bywa, że człek niejeden żywi jeno pragnienie,

By rozniecać kurzawę w olimpijskiej arenie,

background image

65

A jeżeli osiągnie metą powózka chyża,

Mniema, iż go ku bogom palma zwycięstwa zbliża.

Inny znowu się wspina do kurulnych zaszczytów,

Zabiegając o względy tłumu zmiennych Kwirytów.

Tamten zaś opatruje zbożem własne spiżarnie

Licząc, wiele też korcy z rynków libijskich zgarnie.

Ów zaś z zamiłowaniem ziemię pługiem obrabia;

Nigdy w myśl mu nie przyjdzie siąść na pokład korabia

I ze strachem żeglować przez cieśninę myrtojską:

Ponad skarby Attala woli zagrodę swojską.

Kupiec, gdy go na morzu groźny nęka huragan,

Chwali włości swe ciche, zyskom nie szczędzi nagan,

Lecz niebawem w świat płynie na skołatanej łodzi,

Boć niełatwo z dochodem niepokaźnym się zgodzi.

Niejeden zaś wytrawny pieczeniarz, biesiad wyga,

Przed kielichem starego Massyku się nie wzdryga,

Wśród łąki, co drzew cieniem i nurtem wody chłodnie,

Na gnuśnych wczasach całe przepędza popołudnie.

Wielu obóz pociąga i dźwięki trąb i surem,

Które przeczuciem wojny napełniają ponurem

Serca matek. Myśliwy w kniei przepędza noce,

A gdy warchlak marsyjski w sidłach mu się szamoce,

Lub gdy wierne ogary wpadną na trop jelonka,

Zapomina, że w domu płacze za nim małżonka.

Ja, gdy czoło uczone w święte przystroję bluszcze,

Bogom czuję się bratem, nie dbam o ludzi tłuszcze.

W chłodnym gaju, gdzie tańczą z Nimf orszakiem Satyry

Polihymnia mi chętnie nastraja struny liry,

Euterpe mi wtóruje na swej sielskiej piszczałce,

A ja sobie i Muzom pieśń tę eolską kształcę.

Jeśli na miano wieszcza zasłużyłem z twej strony,

Wierzę, iż sławą moją uderzę w nieboskłony.

background image

66

W

ENUS

,

WIĘC WOJNY

...

Intermissa, Venus, diu

Wenus, więc wojny ty nowe

Wszczynasz? O oszczędź, jam stary,

Nie wrócą lata mi owe

Pod władzą dobrej Cynary.

Kupidynowa macierzy!

Nie dla mnie słodkie twe groźby;

Lat mi pięćdziesiąt już bieży,

Idź, gdzie wzywają cię prośby.

W dom Maksymusa Paulusa

Niech raczej wiozą-ć łabędzie,

Jeżeli-ć naszła pokusa

Wziąć serce w pewne orędzie.

Równy swym sławnym pradziadom

I piękny on ci, i młody,

Wymowny i setki sztuk świadom

I pewnie słodkie zawody

Zwycięży. A wtedy w dniu owym

Ponad jeziorem Albano

Ciebie pod stropem cedrowym

Stawi w marmurze kowaną.

Tam na twą chwałę ci wonne

Kadzidła spalić pospieszą,

Berecyntyjskie cię dzwonne

Lutnie i fletnie ucieszą.

Tam dwakroć w dzień na twą chwałę

Dziewczęta i chłopcy ochotnie

W pląs pójdą, stopy ich białe

O ziem uderzą trzykrotnie.

Ale mnie nic już nie nęci,

Ni chłopiec, ani dziewczyna.

background image

67

Miłość nie budzi mej chęci;

Ni kwiecia nie chcę, ni wina.

Lecz czemu, o Ligurynie,

Łza pod powieką mi wzbiera?

Przecz milknę w mowie i ninie

Słowo mi w gardle zamiera?

I sny mię dręczą kuszące,

We śnie cię dzierżę przy łonie

Lub gonię ciebie po łące

Albo przez wartkich fal tonie.

BURDY DOMOWEJ WSZCZĘTEJ...

Motum ex Metello consule civicum

Burdy domowej wszczętej za Metella dzieje,

Jej najgłębsze przyczyny, błędy i koleje,

Losu szyderstwo i złowieszcze

Związki możnych i mokre jeszcze

Miecze od krwi, co dotąd pomsty w niebo krzyczy

Trud bierzesz na się, pełen hazardu, zwodniczy:

Stąpasz po wierzchu, a tam dołem

Żary pod zdradnym tlą popiołem.

Czas niejaki w teatrze ustaną zabawy

Surowej Muzy; potem, gdy ojczyste sprawy

Opiszesz, wielkie znów zadanie,

Koturn przed tobą grecki stanie

I ta co winnych broni, w senatorskim gronie

Zdumiewa twa wymowa, drogi Pollijonie,

Któremu wieniec wiecznej chwały

Tryumf dalmacki dał wspaniały.

Hej, już słyszę, jak trąby, towarzyszki trwogi,

Brzmią pobudką bojową, krzywe grają rogi,

Błysk oręży płoszy rumaki,

Strach na mężne pada junaki.

background image

68

Ducha wielcy szeregom dodają hetmani,

Kurzawą i zaszczytnym prochem ubrukani;

Padł w proch okrąg świata ogromny,

Karku Katon nie zgiął niezłomny.

Bezsilna w pomście Juno z przyjaznymi bogi

Opuściła Afrykę w dniach klęski i trwogi;

Dziś zwycięzców wnuki za karę

Daje Jugurcie na ofiarę.

Na łanach, krwią latyńską użyźnionych hojnie,

Groby smutno tej świadczą bratobójczej wojnie;

Huk rozwalonej w proch i w gruzy

Hesperii dotarł aż do Suzy.

Któryż strumień nie widział, który nurt głęboki

Tych bojów opłakanych? Których mórz zatoki

Nie zrumieniły nasze rany,

Który kąt naszą krwią nie zlany?

Lecz dość, Muzo swawolna; nie tobie zuchwale

Słabym tchem ciężkie nucić Symonida żale.

W dionejskiej cieniu pieczary

Lżejszy dobywaj ton z cytary!

Tłum. Jan Czubek

PRECZ MOTŁOCH CIEMNY...

Odi profanum vulgus et arceo

Precz, motłoch ciemny! Cóż mię on obchodzi?

A wy słuchajcie milcząc Muz kapłana!

Pieśń nigdy dotąd nie śpiewana

Z mych ust niech Rzymskiej się święci Młodzi!

Królowie w grozie rządzą ludy swymi,

Króle zaś Jowisz w silnej dłoni gniecie,

On, co Giganty zmógł, co przecie

Zmarszczeniem brwi sprawia drżenie ziemi.

Ktoś posiadłości rad by mieć olbrzymie

Jak nikt, a drugi, co go kusi sława,

background image

69

W Marsowym polu walczyć stawa,

Innemu dość jest mieć czyste imię,

Innego nęci liczna druhów rzesza;

Każdego jednak na śmierć w jednej mierze

Konieczność z urny wspólnej bierze,

Małych z wielkimi gdy razem zmięsza.

Miej nad bezbożną głową miecz, na cienkiej

Nici zwieszony — uczt najrzadszy zbytek

W smak ci nie pójdzie ni w pożytek,

Ni cię śpiew ptaków, ni liry dźwięki

Nie ukołyszą. Sen zaś rad wśród cienia

Na smugach drzemie albo gościć raczy

U skromnej strzechy gdzieś wieśniaczej,

W Tempe, gdzie słodkie igrają tchnienia.

Kto rad swej doli, tego nie dotyka

Gwałt mórz burzliwych, ni się on obawia

W Arkturze zgasłych gwiazd bezprawia,

Ni świtających też klęsk Woźnika,

Ni że w winnice grad mu z nagła chłośnie

Lub rola chybi lub sad zgnoją deszcze

Lub sprażą wpływy gwiazd złowieszcze

Zasiew lub zmrożą go nielitośnie.

Już w morzach rybom coraz ciaśniej, jeśli

Bywa, że nieraz, mając nadmiar ziemi,

Przemożny Pan z pachołki swemi

Zjeżdża, wśród wody by gmach mu wznieśli.

Niemniej Strach mroczny, niemniej Troska blada

W ślad za nim idzie i z nim nawet siedzi

Na nawie zbrojnej w pancerz z miedzi,

Nawet na konia poza nim wsiada.

Jeśli więc ani kamień lśniący tęczą,

Ni trosk gwiaździsty szkarłat nie rozprasza,

Ni je zaleje pełna czasza,

Ni wonie wschodnie ich nie odstręczą,

background image

70

To czemuż miałbym, budząc zazdrość czyją,

Wspaniałych komnat wznosić gdzieś przepychy,

Mieniając za mój domek cichy

Byt, w którym ludzie mozolnie żyją?

Tłum. Felicjan Faleński

DOSYĆ JUŻ ŚNIEGÓW ZESŁAŁ BÓG TEJ ZIEMI...

Iam satis terris nivis atque dirae

Dosyć już śniegów zesłał Bóg tej ziemi,

Dość ją gradami srogimi poraził

I w grody święte bijąc gromy swemi

Miasto przeraził.

Przeraził ludy, że się po raz wtóry

Wróci wiek Pyrry, i płacz, i zniszczenie,

Kiedy to Proteus wiódł w wysokie góry

Morskie stworzenie,

A ryby w drzewach więzły, gdzie gołębie

Płochliwe dotąd miewały mieszkanie,

Kiedy pływały przez rozlane głębie

Strwożone łanie.

Widzielim przecie, jako Tyber płowy

Od morza zwrócił wstecz się i w głębinie

Biegł swej pogrążyć i gród pałacowy,

Westy świątynie,

Zbyt skory mściciel Ilii, łzawej dziewy

Czuły małżonek, bez Jowisza zgody

Iście się srożył, pędząc przez brzeg lewy

Wartkie swe wody.

Młódź z swych nieliczna winy rodzicieli

Posłyszy: miecze ostrzyli na siebie

Rzymianie, z których lec wrogowie mieli

W krwawej potrzebie.

background image

71

Jakiegoż boga w pomoc lud przywoła,

Aby odwrócił od nas zguby groźby?

Czym święta dziewa Westę zbłagać zdoła,

Głuchą na prośby?

Komu więc odda Jowisz w swym wyroku

Zbrodni zmazanie? Owo zzejdź nam ninie

Wieszczy, w przejasnym zakryty obłoku,

O Apollinie.

Lub, jeśli wolisz, Erycyno jasna,

Zzejdź z Kupidynem do naszego grodu,

Lub ty, gdy miła tobie krew twa własna,

Ojcze narodu,

Cożeś już syty dość i krwi, i znoju,

Który miłujesz miecze i zgiełk srogi,

I Rzymianina, co w zaciętym boju

Zmaga się z wrogi.

Albo ty, zmienion w kształtnego młodziana,

Na ziemski przebyt boski objawiciel,

Skrzydlaty Mai syn i godny miana:

Cezara mściciel.

A jeśliś ty to, szczęsne zrządź nam losy,

Rad pośród ludu przebywaj Kwiryna,

Niech cię zbyt szybko nie kusi w niebiosy

Nasza przewina.

Zrządź nam tryumfy, złam zastępy wraże,

Bądź ty nam ojcem i bądź nam ostoją,

Niech huf nasz Medów rozgromi, Cezarze,

Pod wodzą twoją.

background image

72

NIE ŚWIECI SREBRO...

Nullus argento color est avaris

Nie świeci srebro w skąpej skryte ziemi,

Kryspie, coś wrogiem marnego dobytku,

Chyba że blaski jaśnieje godnemi

W mądrym użytku.

Żyć Prokulejus będzie w długie lata,

Znany ze swojej miłości do braci;

Wieczna go sława unosi skrzydlata,

Co piór nie traci.

Kiedy swą żądzę powściągniesz sam w sobie,

Większy-ś jest władca, niż gdyby-ć przydana

Libia i Gades, i Kartagi obie

Słychały-ć pana.

Wodna puchlina, gdy jej człek pobłaża,

Roście, pragnienie nie zgaśnie, aż cała

Chorość wodnista, co żyły zaraża,

Nie ujdzie z ciała.

Przywróconego na tron Cyrusowy

Cnota nie mieni szczęsnym w blaskach dumy

Snadź Fraatesa, oduczając mowy

Fałszywej tłumy,

A temu daje i berło, i trony,

Temu jedynie słuszny wawrzyn w chwale,

Co stos mijając złota niezmierzony

Nie baczy wcale.

CIASNY NIEDOBÓR ZNOSIĆ...

Angustam amice pauperiem pati

Ciasny niedobór znosić bez szemrania

Niech młodzian w twardej przywyka żołnierce,

Niech konno Partów zuchwałych pogania,

Włócznią straszliwy, co dziurawi serce.

background image

73

Pod niebem wietrznym, w niebezpieczeństw tłoku

Tężeć mu! Jego z murów widująca

Niech drży królowa wrogów, u jej boku

Domężna córka łzy niech z oczu strąca

I szepce: „Obyż nie tknął oblubieńca

Ten lew okrutny, co się przez czerniawę

Wojsk jako piorun przedziera jaskrawy,

A rzeź go wabi, posoka ponęca".

Słodko i chlubnie ginąć za ojczyznę.

Alić dopadnie Śmierć i tchórzliwego,

Ani jej trudno piecucha w słabiznę,

W plecy utrafić tych, co z boju zbiega.

Cnota, górniejsza nad ziemskie obierze,

Niewzruszonymi promienieje blaski:

Złość jej niczyja siekier nie odbierze,

Niczyje siekier nie przywrócą łaski.

Zgonu niegodnym niebiosa odmyka

I niepowszednią zapuszcza się drogą,

Gdzie zgiełk ni zaduch dołów nie przenika:

Skrzydła jej boskie co sporzej pomogą.

Wierne milczenie także ma odpłatę,

A nie pozwolę, by żeglował ze mną

Albo pod jednym sadowił się śniatem,

Kto cześć Cerery wygadał tajemną.

Często, gdy Jowisz piorunami bodzie

Gromadę lewych, ucierpi i prawy,

Ale bezecnik, by na samym przodzie,

Rzadko się Pomście wybiega kulawej.

background image

74

KTO BY Z PINDAREM...

Pindarum quisquis studet aemulari

Kto by z Pindarem pragnął iść w zawody,

Ten wzlata, Jullu, skrzydłem woskowanem

Dedala sztuką, aby morskie wody

Nazwać swym mianem.

Bo Pindar jest jak strumień, co z gór płynie,

Który, gdy nurty jego słota wzniesie

Nad brzeg, w bezdennej szalejąc głębinie

Potężnie rwie się.

Więc Apollina laury on zdobywa,

Czyli zuchwale w dytyrambu pieśni

Nowy zwrot tworzy, czyli się wyrywa

Z wszelkich praw cieśni,

Wiążąc swe rytmy, czyli wielbi bogi,

Czy z krwi ich królów, których dłoń zadała

Zgubę Centaurom i Chimerze srogiej,

Choć ogniem ziała;

Czyli wysławia i darzy wspanialej

Od stu posągów jeźdźca lub szermierza,

Który z elejską palmą, jak bóg, w chwale

Do domu zmierza;

Czy łka za chłopcem wydartym dziewicy,

Czy piękne cnoty i pełne dzielności

Dusze pod gwiazdy wynosząc, ciemnicy

Piekieł zazdrości:

Silne powiewy Dyrcejskiego ptaka

Niosą, ilekroć wzbija się pod chmury.

Ja zaś, Antoni, niby pszczółka jaka

Z matyńskiej góry,

Z trudem czerpiąca słodycz! z ziół powolnie,

Na brzegach krynic i wśród gajów cienia,

background image

75

W Tyburze, skromny poeta, mozolnie

Tworzę swe pienia.

Przy donioślejszej, wieszczu, lutni wtórze

Wysław Cezara, gdy naród zuchwały

Sygambrów będzie wiódł na święte wzgórze

We wieńcu chwały.

Nic wspanialszego, nic odeń lepszego

Los i łaskawość bóstw ziemiom nie dała

I nie da, choćby znów wieku złotego

Świetność nastała.

Wspomnij, że gdy nam wrócił upragniony

August, gród huczał od zabaw ludowych

I w dniach wesela rynek był zwolniony

Od spraw sądowych.

Ja też dołączę wówczas głos mój cały,

Jeśli zaśpiewać coś godnego zdołam,

I: „Słońce piękne, słońce pełne chwały!"

Szczęśliw zawołam,

Iż Cezar wrócił. W pochodzie krzykniemy

Nieraz: „Zwycięzcy cześć!”, a gród nasz stary

Powtórzy okrzyk i bóstwom zniesiemy

Z kadzideł dary.

Dziesięciu byczków i krów trzeba tobie,

By spełnić ślub. Mnie starczy na ofiarę

Trawę bez matki skubiące tam sobie

Cielę niestare,

Które na czole ma już rożki małe,

Jak księżyc, kiedy wzejdzie po raz trzeci,

Calutkie płowe, tylko jak śnieg białe

Znamię mu świeci.

background image

76

NIECH CIĘ PROWADZI

CYPRU BOGINI...

Sic te diva potens Cypri

Niech cię prowadzi Cypru bogini,

Święcą Heleny bracia, dwie gwiazdy;

Eol niech wiatry więżąc w jaskini

Dmucha Japigiem w ciągu twej jazdy.

Okręcie! Grzbiet twój drogi skarb bierze,

Mego Wirgila zdrowie i głowę;

Tam, na attyckie nieś go wybrzeże,

Ochraniaj duszy mojej połowę.

Potrójną miedzią pierś miał okutą,

Kto się odważył najpierwszy pływać

Kruchą po morskich odmętach szkutą,

Do walki sprzeczne z sobą wyzywać

Wichry afryckie z wichrem północnym:

Kto o Hyady nie pytał wcale,

Gardził na Adrii Notem wszechmocnym,

Co jak chce, głaszcze lub wzdyma fale.

Taki czy śmierci jakiej się zlęknie,

Jeśli suchymi patrzy oczyma

W potwory morskie, w bałwan gdy pęknie

Lub w epirockich skalisk olbrzyma?

Na próżno Bóg sam w mądrości swojej

Oceanami lądy przegradza:

Bezbożność nasza nic się nie boi,

Człowiek po wodach łodziami chadza.

Ród nasz praw bożych nieprzyjacielem;

Ile w ślepocie zgładził ich, nie wie:

Syn Jafetowy chytrym fortelem

Wynosi z nieba ognia zarzewie.

Po tej kradzieży w niebieskich progach

Spadły na ziemię złych chorób roje

I śmierć, tak niegdyś leniwa w nogach

Konno wyprawia się na rozboje.

background image

77

Dedal skrzydłami w powietrze rwie się,

Choć — ludzie — pierzem nie porastamy...

I tyś do piekieł szedł, Herkulesie,

Acherontowe rozwalać bramy.

Śmiertelnikowi wszystko dostępne,

Głupstwem do nieba szturmować gotów;

Lecz na zapędy takie występne,

Jowisz ma dosyć gromów i grzmotów.

Tłum. Lucjan Siemieński

POMNIJ ZACHOWAĆ UMYSŁ...

Aequam memento rebus in arduis

Pomnij zachować umysł niezachwiany

Pośród złych przygód i od animuszu

Zbyt zuchwałego wśród pomyślnej zmiany

Chroń się, gdyż umrzesz, Deliuszu.

Umrzesz, czy smutny przeżyjesz wiek cały,

Czy na trawniku zacisznym zasiądziesz

Na dni świąteczne i z piwnic wystały

Swój Falern zapijać będziesz.

Gdzie biała topol z sosną rozrośniętą

Chętnie swe cienie gościnnie zespala,

Gdzie wstrząsać brzegu kotliną wygiętą

Pierzchliwa sili się fala,

Tam rozkaż przynieść i wina, i wonie,

I kwiaty róży, tak krótkiej trwałości,

Póki wiek, mienie i trzech prządek dłonie

Tej ci dozwolą radości.

Ziem skupowanych ustąpisz i domu,

I willi, którą żółty Tyber myje;

Ustąpisz: bogactw spiętrzonych ogromu

Dziedzic twój potem użyje.

Czyś bogacz, plemię Inachusa stare,

Czyś biedak, wyszły z warstw najniższych łona,

Nie ma różnicy: pójdziesz na ofiarę

Bezlitosnego Plutona.

background image

78

Wszyscy zdążamy tamże: wszystkim z urny,

Prędzej czy później, jeden los wychodzi:

I w kraj wiecznego wygnania pochmurny

Na smutnej wyśle nas łodzi.

Tłum. Adam Asnyk

O M

ELPOMENO

!...

Quem tu, Melpomene, semel

O Melpomeno! Nad czyją kołyską

Choć raz uśmiechem zabłyśniesz łaskawie,

Tego w szermierce istmijskie igrzysko

Ni wóz achajski u mety nie wsławi.

Na Kapitolu tryumfów nie zyszcze

Ani wawrzynem uwieńczą go świeżym

Za to, że wodzem w wyprawie zdobywczej

Królów nadętych zuchwalstwo uśmierzył.

Ale mu fala rzeki domowej,

Ale mu poszum gęstej dąbrowy

Rytmy eolskie odmierzy.

Ale go w Rzymie, stolicy przemożnej,

Czcić będzie młodzież — bo spójrz, jak mnie, wieszcza,

Wielbi i w rzędzie najmilszych umieszcza,

A pies zawistny — już kąsa ostrożniej.

Muzo, co dźwięki potrafisz łagodzić

Lutni zbyt hucznej, złotego narzędzia!

Ty, która możesz, gdy jeno się zgodzisz,

Rybom bezmownym dać pienie łabędzia!

Że mnie lud rzymski dziś palcem wskazuje:

„Oto nasz pieśniarz” i darzy oklaskiem,

Że mnie miłuje (jeżeli miłuje...)

I że oddycham — to z daru twej łaski.

background image

79

UWIĘZIONĄ DANAE BASZT...

Inclusam Danaen turris aenea

Uwięzioną Danae baszt spiżowe ganki,

I drzwi z mocnego dębu, i psów czujna sfora

Broniła przed natarciem stęsknionych kochanków,

Co krążyli dokoła skryci w cień wieczora.

I byliby ustrzegli, ale w pewnej chwili

Z czujności Akryzjusza, który miał dbać o to,

Wenus i Jowisz sobie po prostu zadrwili

Wiedząc, że wszędzie przejdzie bóg zmieniony w złoto.

Drogę sobie toruje w szeregach hoplitów,

Od gromu potężniejsze zwala głaz krzesanic,

Złoto dom argejskiego zniszczyło wróżbity,

Choć to mąż był cnotliwy i miał skarby za nic.

Król macedoński bramy twierdz otwierał złotem

I rywali przemieniał w przyjaciół łaskawych,

Podarunkami można kupić wodzów floty,

Groźnych sterników dobrze uzbrojonej nawy.

Ale, mój Mecenasie, ozdobo rycerzy,

Wszak wiesz, że idą troski z rosnącą fortuną,

Dlatego ja się boję za wysoko mierzyć

I od dumnych bogaczy wolę się odsunąć.

Im człowiek jest skromniejszy, o skarby nie woła,

Tym bogowie hojniejsi, dziwnych bóstw przekorą,

Dlatego wolę do tych zaliczać się koła,

Co niczego nie pragną i tym więcej biorą.

Ja jestem większym panem na tej mojej hubie,

Niż gdyby wieść głosiła, że mam skarb w komorze,

Niż gdybym się przed światem, biedny człowiek,

chlubił

Zbożem niw apulejskich, które wieśniak orze.

background image

80

Mam źródło wody i mórg parę własnych w lesie,

Nadzieją żniwa ziarno moje w kłosie chrzęści,

Od tego, co z plantacji afrykańskiej dmie się,

W cichej mojej zagrodzie ja mam więcej szczęścia.

Chociaż pszczoła w Kalabrii kwiatów miody liże,

Nie dla mnie, i nie dla mnie starzeje się wino

W lestrygońskiej amforze, a z corocznych strzyży

Gallickich owiec statki me z wełną nie płyną.

A jednak nie znać u mnie przykrego ubóstwa,

Gdybym więcej zażądał, dałbyś, protektorze,

Ale wiem, że nie pragnąc wcale bogactw mnóstwa

Ten skromny dochód właśnie wzbogacić mnie może.

Choćbym wszystkie Mygdona mógł dołączyć skarby

Do bogactwa Krezusa, wyjdzie mi na jedno.

Szczęśliwi, co umieją swą chciwość wziąć w karby,

Którym bóg wszystko daje, lecz dłonią oszczędną.

CZEMU MI SKARGĄ...

Cur me querelis exanimas tuis

Czemu mi skargą ducha odbierasz?

Ni bogi nie chcą, ni mnie się nie śni

Ani o chwilę później umierać,

O Mecenasie, chlubo mej pieśni!

Bo jeśli lepszą duszy połowę

Los mi zabierze, cóż z drugą pocznę?

Sobie niemiły, nie wiem już, po co

Żyć miałbym. Obu niech dzień wyroczny

Zabierze naraz. Ja cię nie zwodzę

Krzywą przysięgą: pójdziemy razem —

Choć krok dasz pierwszy, w ostatniej drodze

Ramię o ramię druhy się znajdziem.

Nic mnie oderwać od cię nie zdoła:

Ani Chimery oddech ognisty,

Ani sturęki Gigant, by powstał,

background image

81

Bo tak chcą Parki i Los wieczysty.

Czy Waga na mnie patrzy, czy Skorpion,

Gwiazda straszliwa nad pierwszą z godzin

Moich świeciła, czy Koziorożec,

Co tonią morza tyrańsko rządzi —

Dziwne doprawdy, jak nasze gwiazdy

Ku sobie dążą. Straszną nad tobą

Władzę Saturna Jowisz poraził

I chyże Fatum skrzydło poskromił,

Tak że trzykrotnym krzykiem zapału

Lud cię w teatrze witał tysięczny.

Mnie pień na głowę byłby się zwalił,

Gdyby nie odbił go Faun tak zręczny,

Który tych strzeże, co pod Merkurym

Są urodzeni. Więc pomnij, proszę,

Na ślub: świątynię wznieś, złóż ofiary,

Ja skromne jagnię bogom zaniosę.

O TY, LAMUSA DAWNEGO...

Aeli vetusto nobilis ab Lamo

O ty, Lamusa dawnego potomku,

Eliuszu, bo jak księgi dawne prawią,

Od niego pierwsi Lamie wiodą miano

I późne wnuki swą obdarzył sławą

(Iż się od niego swoim rodem szczycą),

I pierwszym miał być, który Formią władał,

A jak podanie niesie, i Marikę

Dzierżył tam, kędy Liris w morze wpada,

Szerokowładny. Jutro wschodnia burza

Zasypie lasy skręconym listowiem,

A brzeg okryje morszczyną i mchami,

Jeżeli prawdę słoty wróżka powie,

Wrona sędziwa. Więc o drwa się staraj

background image

82

Suche i ucztę pod bóstwa wezwaniem

Wypraw z czeladzią i zastaw im prosię

Młodziuchne, winem obficie skropione.

FAUN SZYBKONOGI CZĘSTO

MIEJSCE ZMIENIA...

Velox amoenum saepe Lucretilem

Faun szybkonogi często miejsce zmienia,

Z licejskich wzgórzy gna do Lukretylu

I kozy moje wprowadza do cienia,

Lub gdy deszcz pada, szuka im azylu.

A nimfy, samca cuchnącego żony,

Na darni gniotą stopą plamy słońca,

Z liści tymianku plotą wian zielony,

Wilka nie boją się ni też zaskrońca.

O Tyndarydo najmilsza, posłuchaj,

Jak brzmi dolina pośród skał Ustyki;

To kozłonogi Faun w piszczałkę dmucha

I echo niesie dźwięki tej muzyki.

Wieśniak pobożny i muzy wielbiciel,

Jestem naprawdę ulubieńcem bogów,

Którzy też sypią na ziemię obficie

Sielskie swe dary ze złotego rogu.

Tu uciekając w cień od kanikuły

Możesz, poetko miła, wiersz napisać,

O Penelopie i o Cyrce czułej,

Jako wzdychały obie do Odyssa.

Tutaj lesbijskie możesz spijać winko

W chłodzie altany, tu Mars, co w krwi brodzi,

Nie wszczyna kłótni ze Semeli synkiem,

U mnie bogowie nawet żyją w zgodzie.

I tutaj wreszcie Cyrus zbyt zuchwały,

Wiem, że się boisz zapałów młodzieńca,

background image

83

Nie zerwie sukni z twojej piersi białej

I dziewiczego nie pozbawi wieńca.

FAUNIE, KOCHANKU RUSAŁEK...

Faune, nympharum fugientium amator

Faunie, kochanku rusałek nadobnych,

Przychodź łaskawie w me słoneczne niwy,

A na odchodnym bądź dla trzód mych drobnych

Zawsze życzliwy.

Pomnij o hojnie szafowanym winie,

O zabijanych ci w ofierze capach

I o mym starym ołtarzu, skąd płynie

Kadzielny zapach.

Co rok, gdy przyjdzie twój dzień, piąty grudnia,

Bydło tu igra śród pastwisk wesoło:

Żadną się wtedy pracą nie zatrudnia

Odświętne sioło.

Wilk błądzi między owcami śmiałemi,

Las swoje liście ku twej stopie strząsa;

Oracz po żmudnie uprawionej ziemi

Radośnie pląsa.

NIM INNE DRZEWA,

PIERWEJ ŚCIĘTY SZCZEP WINNICY...

Nullam, Vare, sacra vite prius severis arborem

Nim inne drzewa, pierwej ścięty szczep winnicy

Zasadź tu, w tyburyńskiej wdzięcznej okolicy,

Pod murami Katyla. Trzeźwych Pan Bóg karze,

Że mają myśli chmurne. Ty pijąc, mój Warze,

Zbędziesz zgryzot. Bo kto z nas napiwszy się wina

O nędzach i o klęskach bitw nie zapomina?

Komu nie milszy Bachus lub cudna Wenera?

Lecz, że często człek miarę w libacjach przebiera,

Przestrogą niech mu będzie ów bój, kiedy spity

Centaur za łby się wodził z pjanymi Lapity;

Przestrogą Ewius, wiecznie Sytońcom niechętny,

background image

84

Których gdy szał pijaństwa porwie namiętny,

Tracą miarę i gwałcą świętości zakazu.

Nie chcę cię, Bassareju, obrazić ni razu,

Byłeś wstrzymał wrzask kotłów i frygijskich rogów.

Za nimi wielomówstwo, pycha, rój nałogów

Idą; za nimi zdrada święte tajemnice

Jak szkło przejrzyste robi, wywraca na nice.

Tłum. Lucjan Siemieński

NIE KOŚĆ SŁONIOWA...

Non ebur neque aureum

Nie kość słoniowa ani złoto

Błyszczy na stropach w moim domu.

Tramy z Hymettu w nim nie gniotą

Kolumn z dalekich afrykańskich łomów.

Nie przez Attala jam majątki,

Nieznany dotąd, stał się panem,

Ani z szlachetnych rodów prządki

Purpur z lakońskich nie snują mi tkanin.

Cześć dla mnie budzi moja sztuka:

Natchnienia zdrój, poety talent.

Choć biedny-m, bogacz sam mnie szuka.

O nic już bogów nie kuszę zuchwale.

Pan możny druhem mym, lecz więcej

Odeń nie żądam, rad z Sabinum.

Dzień dniem się spycha i z miesięcy

Coraz to nowe w mgłach przeszłości giną.

Tobie dzierżawca w płyty kraje,

Choć śmierć tuż tuż, marmurów złoża,

Miast grobu stawiasz dom i w Bajach

Gwałtem od niego odpychasz brzeg morza.

Wśród fal szumiących szukasz schronu,

Bo ci na lądzie już za ciasno.

background image

85

Słupy graniczne rwiesz z zagonów,

Coraz to dalej zwiększając swą własność.

Już na klienta nawet pole

Skaczesz.I bierze chłop Penaty

I na tułaczą idzie dolę

Z żoną i dziećmi brudnymi z swej chaty.

A przecież nie ma żadnej wieści,

Że w Orku takich możnych panów

W pałacach wieczny los umieści:

Więc ty w chciwości swej już się zastanów!

I ziemia, czy kto król, czy biedak,

Jednako przyjmie nas. A złotem

Prometeuszowi wziąć się nie dał

Charon, by stamtąd przewieźć go z powrotem.

Orkus wasz dumny ród, Tantale,

W podziemiach więzi! On, proszony

I nie proszony, gotów stale

Biednym zdjąć brzemię z ramion umęczonych.

BAKCHA WIDZIAŁEM...

Bacchum in remotis carmina rupibus

Bakcha widziałem na skałach ustronnych,

Jak wierszy uczył (wierzcie mi, potomni!),

Jak je chwytały Nimfy czujnym słuchem

I Kozłonogów plemię ostrouche.

Evoe! Znowu lęk mnie słodki przejął

I pełne ciebie myśli me szaleją.

Zmiłuj się nad mym duchem niespokojnym,

Ojcze swobody, winoroślą zbrojny!

Wolna mi wola opiewać twe Panny,

Krnąbrne Bachantki, i wina fontanny,

I rzeki mlekiem wezbrane, i miody

W lesie ciekące z wydrążonej kłody.

background image

86

Wolno mi żony twej błogosławionej

Śród gwiazd błyszczącą opiewać koronę,

Dworu Penteja straszliwy upadek

I tracyjskiego Likurga zagładę.

Ty rzeki skręcasz, co żywią Indiany,

I ty na górskich przełęczach, pijany,

Spinasz Bachantkom wężowym zaplotem,

A bez uszczerbku, kędziory ich złote.

Kiedy bezecna Gigantów gromada

Włość twego ojca — niebiosa — napada,

Ty lwią paszczęką, pazurami lwiemi

Reta z gór stromych strącasz w otchłań ziemi.

Choć powiadają, żeś raczej do żartów,

Do pląsów skłonny, niż bitewnych harców,

Ty i w pokoju, i w utarczce krwawej

Równieżeś zdolny do obojej sprawy.

Gdy — złotorogi — zstąpiłeś w podziemia,

Cerber od blasku twojego oniemiał.

Machał ogonem, łasił się stróż czujny,

Nogi twe liżąc jęzorem potrójnym.

SROGA MATKO KUPIDYNA...

Mater saeva Cupidinum

Sroga matko Kupidyna

I ty, synu Semeli, waszać to jest wina,

Że w mej lubieżności krewkiej

Znów mnie gnacie z powrotem do tej ślicznej dziewki.

Do Glicery wdzięków płonę,

Co są jakby z paryjskich marmurów toczone,

Płonę do pysznej urody,

Do twarzy, w którą patrzeć nie można bez szkody.

Rzuciwszy Cypru wybrzeża

Wenus na mnie wszystkimi siłami uderza,

O Scytach mi śpiewać broni,

background image

87

O Partach, co wojują nawróciwszy koni,

O czym bądź... Tu darnie świeże,

Różdżek, chłopcy, kadzidła dać mi ku ofierze,

Dwuletniego wina w czarze.

Obiatę dam — chętliwsza może się okaże.

Tłum. Lucjan Rydel

PRAWISZ NAM O INACHU...

Quantum distet ab Inacho

Prawisz nam o Inachu, o Kodrusie, który

Ojczyźnie się nie wahał oddać życie swoje,

Co zdziałał ród Eaka, jak Ilionu mury

Widziały z Trojanami krwawe Greków boje.

Lecz nic o tym nie mówisz, gdzie się dzisiaj schronię

Przed chłodem pelignejskim. Kto nam zmiesza wino?

Gdzie pijąc wino chijskie uwieńczymy skronie

Różami? Kto i kiedy służy dziś gościną?

Ten puchar na cześć nocy, ten zaś — nowiu. Żwawo!

Wypij do dna, ostatni za zdrowie Mureny.

Trzy lub dziewięć pucharów spełniać każe prawo.

Wieszcz natchniony, co z źródła pije Hipokreny,

Ten muzy dziewięcioma uczci pucharami.

(Ponad liczbę święconą pić dalej zabrania

Gracja skromna z nagimi swymi siostrzycami,

Nadmierne bowiem picie do bójki nakłania).

Dalej pijmy wesoło! Czemu milkną tony

Wdzięcznej fletni frygijskiej? Przecz się nie odzywa

Głos fujarki pastuszej miękki i pieszczony?

Czemu bezczynnie lira na ścianie spoczywa?

Stół zasyp nam różami! Próżnujących dłoni

Nie lubię. Hej, ochoczo spełniajmy puchary!

Wrzawa nasza szalona z łoża niech wygoni

Likusa i sąsiadkę, której Likus stary

background image

88

Nie zdobędzie. Śpiewajmy kochanie. Ty, z cery

Do jasnego wieczoru podobny wdziękami,

Oczarowałeś Rhode. Mnie mojej Glycery

Gorąca miłość trawi wolnymi ogniami.

NIEZWYKŁE I POTĘŻNE UNIOSĄ...

Non usitata nec tenui ferar

Niezwykłe i potężne uniosą mnie skrzydła,

Mnie, poetę-łabędzia w powietrzne przestworze.

Już mnie na tym padole nic wstrzymać nie może,

Lecz porwany, gdzie zawiść nie sięga obrzydła,

Porzucę ziemskie grody. Bo wiedz, że ja wcale,

Chociaż jestem z ubogich ojców urodzony,

A twą przyjaźnią, Mecenasie, wywyższony,

Nie umrę i Styksowe nie skryją mnie fale.

Oto już chropowata porasta mi skóra

Na goleniach, już z wierzchu jawią się znamiona

Śnieżnego ptaka, już mi palce i ramiona

Zaczynają ocieniać delikatne pióra.

Pewniejszym niźli Ikar, syn Dedala, lotem

Wzbiję się, śpiewny łabędź, ponad Syrt głębiny,

Obaczę lud Getulów, północne równiny

I brzegi, w które Bosfor uderza z łoskotem.

Usłyszą o mnie Kolchy i Daków narody,

Które przed kohortami Marsów trwogę tają,

I Gelony najdalsze, me pienia poznają

Hiszpan i lud pijący Rodanowe wody.

Niechaj więc płacz i skargi oraz przykre żale

Nie towarzyszą pozornemu pogrzebowi;

Wstrzymaj też pożegnalny okrzyk i grobowi

Mojemu czci nadmiernej nie okazuj wcale.

background image

89

BĘDZIESZ PIŁ CIENKIE, SABIŃSKIE WINO...

Vile potabis modicis Sabinum

Będziesz pił cienkie, sabińskie wino

Glinianym kubkiem, mój Mecenasie,

Sam do greckiego wlałem je dzbana

W tym właśnie czasie,

Gdy od radości hucznej oklasków

Słanych ku tobie drżał teatr cały —

Że aż od Tybru, od Watykanu

Echa leciały.

Ja wiem, ty pijasz kaleńskie wina,

Drogi — lecz przebacz druhowi swemu,

Że ich nie znajdziesz w jego kielichach,

Ani Falernu.

CO NAM PRZYNIESIESZ...

O nata mecum consule Manlio

Co nam przyniesiesz, mój poczciwy dzbanie,

Zrodzony ze mną za Manlia konsula?

Czy szał miłosny? Czy żart? Czy wzdychanie?

Czy spór nas zwaśni? Czy sen poutula?

W jakim cię kolwiek lepił ktoś zamiarze,

Dość, że wyborne wino w ciebie scedził.

Dobyć cię z piwnic gościnność mi każe —

Dzień dziś radosny: Korwin mnie odwiedził.

On, choć mądrości ma wzór w Sokratesie,

Na stary Massyk nie będzie się gniewał;

I stary Kato nieraz (jak wieść niesie)

Omszałym winem cnotę swą zagrzewał.

Nieraz za sprawą twą trudności prysły,

Którymi głowa zmęczona się biedzi;

Mędrców zgryzoty i tajne zamysły

Nieraz, psotniku, zdradziłeś gawiedzi.

background image

90

Ty w sercu zgasłą ożywiasz nadzieję,

W nędzarzu wzniecasz myśl hardą i chytrą,

Iz gdy cię weźmie, wtedy nie truchleje

Przed hufcem wojska ni królewską mitrą.

Sączyć cię będziem wśród rozmów swawolnych

I w towarzystwie Gracyj i Wenery

Przez całą nockę, przy łuczywach smolnych,

Aż Febus gwiazdy spędzi z niebios sfery.

OPIEWAJCIE, DZIEWECZKI, DYJANĘ...

Dianam tenerae dicite pirgines

Opiewajcie, dzieweczki, Dyjanę,

Opiewajcie, chłopcy, Cyntyjczyka

I Latonę, co rozmiłowane

Serce władcy Jowisza przenika.

Niech dziewczęca pochwali piosenka

Erymantu czarne zapadliska:

Tam Dyjany cięciwa pojęka,

Tam strzałami ostrymi rozbłyska.

A chłopięca niech uczci piosenka

Skalną Delos, kolebkę Łucznika:

Tam on w lutnię pozłocistą brzęka,

Tam z kołczanem na barkach pomyka.

Strzyma wojnę żałosną Dyjana,

Cofnie Febus pomoru odmęty

Na dzikiego Persa i Brytana,

Waszej sztuki słodyczą ujęty.

CZYJ ŻYWOT PRAWY,

KTO SERCEM CZYSTY...

Integer vitae scelerisque purus

Czyj żywot prawy, kto sercem czysty,

Na nic mu, Fusku, Maurów pociski,

Ni kołczan pełen zatrutych strzał,

Ni łuk sprężysty.

background image

91

Bo on — czy w Syrtów pożodze wiecznej,

Czy tam, gdzie Hydasp płynie bajeczny,

Czy śród Kaukazu pustynnych skał —

Wszędzie bezpieczny.

I ja, bez broni w gęstwinie leśnej

Gdym szedł dla miłej składając pieśni,

Spotkałem wilka, lecz srogi zwierz

Umknął co śpieszniej.

A nie zrodziła bestii tak wielkiej

Ni knieja Daunii słynna z żołnierki,

Ni ziemia Juby, co miano ma

Lwów żywicielki.

Czy mnie na ugor przeniesiesz mroźny,

Gdzie drzew nie rzeźwi wiew ciepłonośny,

W kąt świata mglisty, gdzie jeno dmie

Jupiter groźny,

Czy w bliższych słońcu krajach osiędę,

Gdzie pustkę prażą żary obłędne —

Słodką Lalagę, śmiech jej i śpiew

Miłować będę.

GÓR OPIEKUNKO, MROCZNYCH...

Montium custos nemorumque virgo

Gór opiekunko, mrocznych lasów pani,

Ty, co, potrójnie wezwana, dziewczęta

W porodzie zbawiasz z grobowej otchłani,

Potrójnie święta!

Sosnę, nad domem sterczącą wysoko,

Tobie za lata szczęsnego żywota

Ślubuję, z wieprza onego posoką,

Co kłami miota.

Tłum. Lucjan Rydel

GDY Z NOWIU WSCHODEM...

background image

92

Caelo supinas si tuleris manus

Gdy z nowiu wschodem dłonie podnosisz wzwyż

I bóstwa swoje, wiejska Fidylo, czcisz,

Gdy w darze składasz im latosie

Plony, kadzidło i tłuste prosię —

Zaraza żadna twych nie wyniszczy zbóż

Ni twoich winnic przemoc gwałtownych burz,

Ni od jesiennej niepogody

Twoje wełniste nie zginą trzody.

Ofiarne bydło, które śród śnieżnych gór

Algidu hasa, strojnych w dębowy bór

Lub pasie się śród łąk albańskich,

Padnie pod ciosem siekier kapłańskich.

Lecz ty nie musisz pod ofiarny nóż

Wieść tłumu jagniąt. Skromnym Penatom złóż

W ofierze mirtu kruche wiązki

I w rozmarynu ich wieńcz gałązki!

Bo gdy ołtarza dotknie niewinna dłoń,

Kosztownych darów zgoła nie niosąc doń,

To bóg przebłagać się pozwoli

Garstką jęczmienia i szczyptą soli!

JAKO SARENKA ZA MATKĄ TRWOŻNĄ...

Vitas inuleo me similis, Chloe

Jako sarenka za matką trwożną

Uciekasz, Chloe, przede mną w bór,

Za matką, na lada szelest ostrożną,

Na lada wiatru szumiący wtór.

Matce, czy wietrzyk w wiosenny dzień

Zaszumi liściem, czyli to w krzach

Jaszczurka trawki pochyli pień,

Już bije serce, zdejmie ją strach.

Jam ci nie tygrys przecie ni lew,

background image

93

Mojej się, dziewko, nie bój pogoni!

Odejdź już matki, bo ci już krew

Liczko dojrzałe dla męża płoni.

Tłum. Włodzimierz Tetmajer

A

NI SIĘ WSTYDZI

,

ANI NIE ZNA KOŃCA

...

Quis desiderio sit pudor aut modus

Ani się wstydzi, ani nie zna końca

Żałość za druhem zmarłym bolejąca.

Owo mi, słodkogłosa Melpomeno,

Płacz zanuć jeno.

Więc Kwintiliusa pojął sen niezbyty,

Choć był on cnotą, sławą znamienity,

Chociaż nie dorósł nikt mu w równej mierze

W prawdzie i wierze?

Żałobą ciężką wszyscy się okryli,

Najboleśniejszą snadź o ty, Wergili,

A próżnoć prosić, aby los on srogi

Zmieniły bogi.

Byś go przyzywał pieśni dźwięczniejszemi

Niżeli Orfeusz, nie wrócisz go ziemi.

Krew już nie wróci żywa na oblicze

Cienia zwodnicze,

Gdy go Merkury dotknie różdżką rączy

I do orszaku cichych dusz dołączy.

Żeśmy bezsilni, znieść spokojnie trzeba,

Co dały nieba.

CHOĆBY MIAŁ SKARBY...

Intactis opulentior

Choćbyś miał skarby większe, niż je w ziemi

Arabia, India mieć może,

Choćbyś oprawił mury warownemi

Apulskie, Tyrreńskie morze,

Twarda konieczność, jeśli diamentowy

background image

94

Klin wbije komu do głowy,

Wewnętrzna trwoga spokój mu zabije

I w potrzask śmierci da szyję.

Scyta na stepach ma tam lepsze życie

Wożąc się z domem w teledze,

Toż i Get dziki, któremu obficie

Z pól nieporżniętych na miedze

Ceres plon sypie, skrapian jego potem,

Rok tylko jeden, a potem

Już ma spoczynek: wyręcza go druga

Część pracowników u pługa.

O, tam się nigdy nie znęca macocha

Nad pasierbami swojemi;

Posażna żona męża stale kocha

I nie gamraci z innemi.

Wielkim posagiem są rodziców cnoty,

Niewiast ozdobą wstyd złoty,

Małżeńskich węzłów zrywać się nie ważą,

Bo za to gardłem je karzą.

Ty, co wytępić chcesz harde zbytniki,

Wojen domowych znieść szały,

Jako ojczyzny zbawca mieć pomniki,

I do potomnej przejść chwały,

Hamuj swawolę nie znającą granic,

Bo świat zawistny ma za nic

Żyjącą cnotę, tylko by hołdował

Tej, co ją dawno pochował.

Cóż tam pomogą na to gorzkie żale,

Gdy zbrodzień uchodzi kary?

Cóż i statuta pomogą? Nic wcale

Bez obyczajów i wiary.

Jeśli i ziemi zapadły zakątek,

Gdzie słońce parzy jak wrzątek,

Jeśli lód z śniegiem w gnieździe Boreaszy

background image

95

Chciwego kupca nie straszy;

Jeśli wzburzone nie odstrasza morze

Flisa, a hańbą jest komu

Znosić ubóstwo i woli bezdroże

Występku obrać bez sromu —

To znieśmy perły, złoto i klejnoty,

Te źródła naszej niecnoty,

Tu, na Kapitol, lub rzućmy w mórz tonie,

A lud przyklaśnie nam w dłonie.

Byle się poddać szczerej tylko skrusze,

Wydrzem rozpustę z korzeniem

I zniewieściałe zahartujem dusze

Surowym w cnocie ćwiczeniem.

Taki dziś panicz zrodzon w stanie wolnym

Do czegóż może być zdolnym,

Kiedy ni konia dosiędzie, ni w lasy

Pójdzie ze zwierzem w zapasy.

Za to gracz: umie puszczać cygę grecką

I w zakazane grać kości,

Kiedy pan ojciec okrada zdradziecko

Swoich spólników i gości,

Aby synkowi, co się tak wychował,

Czym prędzej trzos naładował.

Lecz choć fortuna rośnie z krzywdą cudzą,

Czegoś im brak — że się nudzą.

Tłum. Lucjan Siemieński

DOKĄDŻE SZAŁEM PIJANY...

Quo me, Bacche, rapis tui

Dokądże szałem pijany

Ty mnie unosisz, Bakchusie, w jakie gaje i czeluście,

Abym śpiewał tam peany

O tym sławnym, najsławniejszym, o Cezarze, o Auguście.

Tam wieczną dumając chwałę,

background image

96

Co do gwiazd wzniosła Cezara, blask mu dała Jowiszowy,

Zdarzenia śpiewam wspaniałe,

Nie śpiewane nigdy dotąd ludzkim głosem, ludzkiej mowy.

Tam bakchantkę biorą szały,

Gdy się ze snu nagle zbudzi na szczycie góry Rodopos,

Ujrzy Hebros w lodach biały,

Trację w śniegach pogwałconą barbarzyńskich ludów stopą.

Jakże raiło pójść w te strony,

Zwiedzać skały, zwiedzać lasy, o ty jasny boże Najad,

Mocny panie dziew szalonych,

Który dłonią z korzeniami rwiesz jesiony z ziemi w gajach.

Nie dam pieśni w rytm ubogiej,

Pieśni ziemskiej, ale taką, która będzie brzmieć wieczyście,

Bo podążam w ślad za bogiem,

Który wieńczy skroń zwycięską winogradu ciemnym liściem.

C

ORAZ TO RZADZIEJ MŁODZIEŃCY BEZCZELNI

...

Parcius iunctas quatiunt fenestras

Coraz to rzadziej młodzieńcy bezczelni

Budząc cię ze snu w okna twe łomocą.

Drzwi twe do progu dziś o wiele szczelniej

Przywarły nocą.

A dawniej luźno chodziły wrzeciądze!

I coraz rzadziej słyszysz to śpiewanie: Lidio!

Gdy ja tu sam w noc długą błądzę,

Ty śpisz, kochanie?

W zamian — zapłaczesz na młokosów dumnych,

Jako staruszka, w zaułków pustkowiu,

Gdy szaleć będzie sfora wichrów szumnych

Nocą na nowiu.

A wtedy żądza tobą miotać zacznie,

Szalona, niczym chuć ciężarnych kobył.

Nie stłumisz jęku, który nieobacznie

background image

97

Z serca się dobył:

Że młódź wesoła więcej ma korzyści

Z zielonych bluszczów i mirt płowy ceni;

Nie dba, iż lecą chmary zeschłych liści

Z wichrem jesieni.

DO DZIEWCZĄT DAWNIEJ...

Vixi puellis nuper idoneus

Do dziewcząt dawniej brać się umiałem — hej!

W zapasach takich nieraz wodziłem rej.

A teraz broń i skołatane

Struny mej lutni niech zdobią ścianę!

Niech się tym łupem szczyci nadmorskiej chram

Wenery! Hejże, łuk mój zanieście tam,

I żagwie smolne, i te drągi,

Dźwierzom opornym tak groźne ongi.

O ty, co dzierżysz Cypru szczęśliwy brzeg

I Memfis, kędy nigdy nie pada śnieg!

Bogini! Niechże krnąbrnej Chloi

Bicz twój porządnie raz kurtę skroi!

MUZ ULUBIENIEC, I ŻAŁOŚĆ, I TRWOGĘ...

Musis amicus tristitiam et metus

Muz ulubieniec, i żałość, i trwogę

Wichrom porywczym zdam, by je pognały

Precz ponad morze, ni się troskać mogę,

Że gdzieś się sroży zuchwały

Władca północy w lodowej przestrzeni,

Że przed czymś Party drżą. O słodka Pierio!

Mojemu Lamii słoneczny spleć wieniec

Z kwiatów, co miłą woń sieją.

Bez ciebie niczym uczcić go nie zdołam.

Ty go wysławiaj, nowy złóż poemat!

Ty pośród siostrzyc muzycznego koła

Na lutni wygraj mu pienia.

background image

98

BIĆ SIĘ KIELICHEM,

CO UCIECHOM SŁUŻY...

Natis in usum laetitiae scyphis

Bić się kielichem, co uciechom służy,

Tracka to moda. Barbarzyński rzućcie

Obyczaj taki, radości Bachusa

Krwawymi zwady i orgią nie kłóćcie!

Jakże daleki jest puginał Meda

Od lamp i wina! Więc, mili druhowie,

Uciszcie dziką wrzawę i przystojnie

Trwajcie, oparci łokciem o wezgłowie.

A czy ja także miałbym ognistego

Łyknąć Falernu? To niech brat Megilli

Przyzna się zaraz, jaką broczy raną,

Od jakiej strzały uszczęśliwion ginie!

Nie chce? To z wami pić nie będę wcale.

Bo jakakolwiek miłość tobą władnie,

Nigdy hańbiącym żarem się nie pali —

Amor twój zawsze szlachetny i ładny.

Więc gadaj śmiało, co tam masz na sercu!

Zawierz-że uszom pewnym, co cię boli!

Biedaku, strasznieś wpadł, w samą Charybdę!

A wart-eś, chłopcze, przecież lepszej doli.

Jakież cię czary, jakie zleczą magi

Tessalskim zielem? Jakiż bóg pomoże?

Chyba cię Pegaz skrzydlaty wypęta

Z więzów troistej Chimery przemożnych.

W DZIEŃ ŚWIĄTECZNY...

Festo quid potius die

W dzień świąteczny Neptuna cóż pocznę lepszego?

Lyde, moja gosposiu, przynieś nam amforę

Cekuba w mej piwnicy skrzętnie schowanego.

Niechaj wino rozproszy trosk gryzących zmorę.

background image

99

Już południe się zbliża, a ty, jakby lotny

Dzień mógł się wstrzymać w biegu, wahasz się dać dzbany

Konsula Bibulusa, choć czekam markotny.

Popijając będziemy śpiewać na przemiany

Chwałę Neptuna,włosy Nereid zielone.

Potem, wziąwszy twą lirę, Cyntii bystrej strzały

Śpiewać będziesz i boską jej matkę Latonę,

Zaś najwyższej dostąpi w pieśniach naszych chwały

Knidosu, Cyklad słonecznych władczyni,

Co w zaprzęgu z łabędzi na swój Pafos boski

Podąża. Potem każdy należne uczyni

Pochwały Nocy. Dzisiaj przejdzie tak bez troski.

LĄDY-Ś ZMIERZYŁ, ARCHYTO,

I GŁĘBINY MORZA...

Te maris et terrae numeroque carentis harenae

Lądy-ś zmierzył, Archyto, i głębiny morza

I niezliczonych piasków suche łoża;

Za to garść marną ziemi masz, maleńkie myto,

Tu pod Matynem. I cóż stąd, Archyto.

Żeś strop zbadał niebieski i świat przebrnął duchem?

I tak paść miałeś pod śmierci obuchem!

I Pelopsa zmarł ojciec, gość na ucztach bogów,

I Tyton wzięty do niebieskich progów,

I Jowisza powiernik, Minos. Wszedł w podziemie

Nawet Pytagor, Pantoosa plemię,

Po raz wtóry, choć tarczą, co pomni Trojany,

Świadcząc się, zdjętą ze świątyni ściany,

Nic czarnej nie dał śmierci prócz ciała i skóry,

Badacz sumienny prawdy i natury.

Wszystkich wspólna noc czeka, nikogo nie minie

Droga ostatnia ku śmierci krainie.

Junaka szał na Marsa igrzysko pogania,

Żeglarza morze łakome pochłania;

background image

100

Mrą starcy, mrą młodzieńcy, śmierć o wiek nie pyta,

Wszystkich okrutna Prozerpina chwyta.

I mnie wściekły w illirskiej Not pogrążył toni,

Co za zniżonym Oryonem goni:

Żeglarzu, nie skąp piasku i garścią choć małą

Lotnych ziarenek przysyp moje ciało!

Za to Eur, miast grozić hesperyjskiej fali,

Las wenuzyjski rozburzy i zwali,

Ty zdrów będziesz i Jowisz sprawiedliwy za to

Pewnie cię hojną nagrodzi zapłatą

I Neptun, co w opiece ma Tarent, gród święty.

Czy nie wiesz, człecze, że twój grzech przeklęty

Na biednych kiedyś dziatkach odbije się srogo

I ty sam jeszcze zapłacisz zań drogo

W podobnym memu razie? Klątwa to ma sprawi

I nic cię, żadna ofiara nie zbawi.

Śpieszno ci? Za tę chwilę niebo się nie zwali:

Rzuć piaskiem trzykroć — i płyń sobie dalej!

Tłum. Jan Czubek

WIĘC CI, MÓJ IKCY, SPAĆ NIE DAJE ZŁOTO...

Icci, beatis nunc Arabum invides

Więc ci, mój Ikcy, spać nie daje złoto

Szczęsnych Arabów i pałasz ochotą

Tłuc nieugiętych Sabów pany

I groźnym Medom kuć kajdany?

Już widzę brankę, jak w niewolnej szacie

Kornie ci służy po kochanka stracie,

Jak z lśniącym włosem cud-pacholę

Wino nalewa przy twym stole,

Co na ojcowskim łuku wprzód umiało

Napinać strzałę. Dziś już twierdzę śmiało,

Że potok w górę po dolinie,

background image

101

Że żółty Tyber wstecz popłynie,

Gdy ty Paneta zakupione księgi,

Cały Sokrata kram, owoc mordęgi,

Chcesz na hiberskie mieniać blachy.

Gdzież to dziś górne twe rozmachy?

Tłum. Jan Czubek

TYRREŃSKICH KRÓLÓW SZCZEPIE...

Tyrrhena regum progenies, tibi

Tyrreńskich królów szczepie, Mecenasie,

Słodkie me wino czeka na twe gości

W nietkniętej kadzi, róże w wonnej krasie

I narządzone na twój włos wonności.

Nie czekaj dłużej, zarzuć wszystkie zwłoki,

Rzuć Tibur wodą ruczajów zraszany,

Porzuć Efuli onej strome stoki

I Telegona ojcobójcy łany.

Porzuć obmierzłe bogactwa, pałace,

Co dosięgnęły chmur swymi ogromy.

Przestań podziwiać kurzawę i pracę,

Złociste dachy i zgiełk wielkiej Romy.

Zmiana bogaczom nieraz cieszy serce;

Skromną wieczerzą swoją wiejskie sioło,

Chociaż mu obce dziergane kobierce,

Nieraz zachmurzone rozjaśniło czoło.

Oto już jasny rodzic Andromedy

Płomień swój nieci, już i Procjon wschodzi

Wraz z szalonego i lwa gwiazdą, kiedy

Słońce upalne suche dni przywodzi.

Pasterz znużony z swą mdlejącą trzodą

Już rzeki szuka, a ciernistych krzewów

Sylwana ani zarośli nad wodą

Wiatr już nie ruszy tchnieniem swych powiewów.

background image

102

Ty się o państwo troskasz niespokojnie,

Czyli kto miastu zguby nie gotuje,

Zali Serowie nam nie grożą w wojnie,

Co w Cyrusowej stolicy się knuje.

Niezbytą nocą mądry wyrok boży

Przyszłość nam zakrył i drwiąco się śmieje,

Gdy kto o przyszłość lęka się i trwoży.

Dzisiaj wesoło żyć nam. A nadzieje

I trwogi jutra — próżne. Przyszłość cała

Jak rzeka bieży, co raz w swoim łożu

Spokojnie płynie i cicho omdlała

Fale swe zwierza Etruskiemu Morzu,

Zaś kiedy powódź rozsroży jej wody,

Głazy wyrywa fal swych wściekłych tłumem,

Ponosi drzewa i chaty, i trzody

Z głośnym gór jękiem i lasów poszumem.

Ten ze śmiertelnych włada sam nad sobą,

Ten szczęśliw żyje, co rzec co dzień może:

„Przeżyłem życie”. Niech jutrzejszą dobą

Bóg niebo zasłoni przez chmur czarnych morze.

Albo rozjaśni słońcem — już nie zdoła

Mi udaremnić czasu, co raz minął,

Nie unicestwi tego, ni odwoła,

Co nam pierzchliwą raz dał los godziną.

Los srogiej swojej swawoli niesyty

Wieczyście igra naszymi tu sprawy;

Mieni niestałe śmiertelnych zaszczyty,

Dzisiaj mnie, jutro innemu łaskawy.

Jak długo ze mną przebywa, go chwalę,

Lecz kiedy skrzydłem ruszy na odloty

Płoche, darów się jego zrzekam wcale,

Szukam ubóstwa mego i mej cnoty.

background image

103

Za to nie moim zwyczajem, gdy zguby

Burza nam wieści, żagle rwąc do błagań

Nędznych uciekać, układać się śluby,

By z Cypru skarby i z Tyru śród zmagań

Na łup nie poszły niesytej otchłani.

Mnie bezpiecznego wonczas w małej łodzi

Polluks z swym bratem, dobry wiatr śląc w dani,

Z otmętów morskiej wywiodą powodzi.

O WENUS, KNIDU I PAFU...

O Venus regina Cnidi Paphique

O Wenus, Knidu i Pafu królowo,

Porzuć Cypr ulubiony i zstąp do świątyni,

Gdzie Glycera, zwąc ciebie, z kadzideł wciąż nową

Ofiarę czyni.

Niech spieszy z tobą i syn z strzałą w ręku,

I Gracje z rozwianymi przepaski, nimf chóry,

I Młodość, co bez ciebie pozbawiona wdzięku,

I sam Merkury.

Tłum. Adam Asnyk

STAWIŁEM SOBIE POMNIK...

Exegi monumentum aere perennius

Stawiłem sobie pomnik trwalszy niż ze spiży,

Od królewskich piramid sięgający wyżej;

Ani go deszcz trawiący, ani Akwilony

Nie pożyją bezsilne, ni lat niezliczony

Szereg, ni czas lecący w wieczności otchłanie.

Nie wszystek umrę, wiele ze mnie tu zostanie

Poza grobem. Potomną sławą zawsze młody,

Róść ja dopóty będę, dopóki na schody

Kapitolu z westalką cichą kapłan kroczy.

Gdzie z szumem się Aufidus rozhukany toczy,

Gdzie Daunus w suchym kraju rządził polne ludy,

Tam o mnie mówić będą, że ja, niski wprzódy,

background image

104

Na wyżyny się wzbiłem i żem przeniósł pierwszy

Do narodu Italów rytm eolskich wierszy.

Melpomeno, weź chlubę, co z zasługi rośnie,

I delfickim wawrzynem wieńcz mi włos radośnie.

Tłum. Lucjan Rydel

CZEGÓŻ MA ŻĄDAĆ WIESZCZ...

Quid dedicatum poscit Apollinem

Czegóż ma żądać wieszcz od Apollina

W dniu poświęcenia mu chramu;

O co się modlić, kiedy czaszę wina

Wylawszy, ofiarę da mu?

Wzdy nie o żniwa ze sardyńskich włości

Nie o kalabryjskie trzody,

Ni złoto Indów i słoniowe kości,

Lub smugi, gdzie Liru wody

Cieką leniwo. Niech tam nożem krzywym

Obrzyna grona winnicy,

Kto się dziedzicem winnic zwie szczęśliwym;

Niech kupiec w złotej szklanicy

Łyka sok winny, co go za towary

Syryjskie dostał, i częściej

Niż trzykroć w roku atlanckie obszary

Opływa, a Bóg mu szczęści.

Dla mnie oliwki, sałata, ślaz lekki,

Wystarczą aż nadto, byle

Swej mi Apollo nie skąpił opieki

I chował w zdrowiu i sile.

Synu Latony, pozwól mi wesoło

Żyć na tej, co mam, chudobie,

Daj starość znośną i pogodne czoło

I lutnię o każdej dobie.

Tłum. Lucjan Siemieński

background image

105

JEŻELIM KIEDY Z TOBĄ...

Poscimur: si quid vacui sub umbra

Jeżelim kiedy z tobą w cieniu drzewa

Nucił piosenki, co nie pomrą wcześnie,

Niech mi twa struna teraz we wtór śpiewa

Łacińskiej pieśnie,

Lutnio ty wdzięczna, której pierwszy imał

Mąż z Lesbos sławny, co śród szczęku broni,

Albo gdy pewny port mu flotę strzymał

Na cichej toni,

Śpiewał Bakchusa i Muzy ochoczy,

Dźwięcznymi Wenus z synem śpiewał głosy,

Śpiewał Likusa, co miał czarne oczy

I czarne włosy.

Ozdobo Feba i wszem bogom w niebie

Miła, co znoje osładzasz łagodnie,

Bywaj mi, lutnio, ilekroć ja ciebie

Przywołam godnie.

PORZUĆ, ALBIUSIE...

Albi, ne doleas plus nimio memor

Porzuć, Albiusie, żałość swą przesmutną,

Porzuć elegie łzawe na okrutną

Glicery zdradą, iże wziął ci młodszy

Twój skarb najsłodszy.

Próżno Likoris płacze pięknoczoła,

Cyrusa w sobie rozkochać nie zdoła.

Foloi pragnie on, lecz wpierw się stanie,

Że z wilkiem łanie

Zlegną, nim jego Foloe pokocha.

Taka-ć jest Wenus, co umyślnie, płocha,

Pod jarzmo różne i ciała, i dusze

Śle na katusze.

background image

106

Lepsza mnie miłość wołała: kajdany

Przecie Mirtali słodkimi-m skowany,

Co sroższa niźli morze, co uderza

W Kalabrii brzeża.

ROZUMKOWANIA UWIEDZIONY...

Parcus deorum cultor et injrequens

Rozumkowania uwiedziony szałem,

Jam wypowiedział służbę moim bogom;

Dziś błąd poznawszy, żagle pozwijałem

I znowu wracam ku dawniejszym drogom.

Bo Diespiter, co zwykle ognistym

Gromem rozcina obłoków całuny,

Przebiegł w tej chwili po błękicie czystym

W wozie, niesionym przez grzmiące tabuny.

Od tego huku zatrząsł się ląd stały,

Zadrżały w łożach rzeki swawolnice,

Styks i Tenaru wstręt budzące skały,

I Atlas, światu dany za granice.

Dumne wielkoście Bóg poniża czasem,

A w górę dźwiga proch upokorzony:

Jednym Fortuna z niezmiernym hałasem

Zrywa, a drugim rozdaje korony.

Tłum. Lucjan Siemieński

BOGINI, KTÓRA ANCJUM...

O diva, gratum quae regis Antium

Bogini, która Ancjum trzymasz w pieczy,

Która z najniższych głębin los człowieczy

Możesz podźwignąć albo dumne dźwięki

Tryumfu zmienić w pogrzebowe jęki!

Ubogi rolnik modli się w pokorze

Do ciebie, oraz żeglarz, gdy przez Morze

Egejskie nawą bityńską żegluje,

background image

107

Bo i na morzu twa władza panuje.

Ciebie Scyt płochy i Daki zacięte,

Miasta, narody, Lacjum nieugięte,

Ciebie się matki dzikich władców boją

A dumny tyran drży przed mocą twoją,

Byś nie skruszyła potężnej kolumny

Swawolną stopą oraz by lud tłumny

Do broni gnuśnych nie wezwał, do broni,

I berła z groźnej nie wytrącił dłoni.

Przed tobą sroga Konieczność wciąż bieży,

Która w spiżowej dłoni kliny dzierży,

Gwoździe belkowe i hak zaostrzony,

A także ołów niesie roztopiony.

Czci cię Nadzieja i tak rzadka ninie

W białej sukience Wierność w twej drużynie

Przebywa nieraz, choć zmieniwszy szatę,

Gniewna opuszczasz pałace bogate.

Lecz tłum fałszywy, kochanka niegodna

I przyjaciele chytrzy, gdy już do dna

Wypili dzbany, pierzchają co prędzej,

Aby nie dźwigać wspólnie jarzma nędzy.

Ocal w pochodzie po brytańskiej ziemi

Cezara razem z kohorty dzielnemi

Młodzi, co całą wschodnią świata stronę

Trwogą napełnia po Morze Czerwone.

O, wstyd nam braci, wstyd tych blizn i zbrodni!

Bo przed czym-śmy się cofnęli niegodni?

Czego się nie tknął nasz ród zatwardziały?

Od czego ręce młodych się wstrzymały

Z trwogi przed bóstwem? Jakież oszczędzono

Ołtarze? Obyś na nowo stępioną

Broń poostrzyła i zwróciła groty

Na Massagetów i Arabów roty.

background image

108

DYMEM KADZIDŁA...

Et ture et fidibus iuvat

Dymem kadzidła, lutni grą

I krwią cielątka uczcić trzeba

Te, co nam cało w domu próg

Numidę znów wróciły, nieba

Z Hesperii kresów. Wszystkim nam

Okazał serce dawnym druhom,

Lecz najgorętszy uścisk dał

Lamii, bo młodość miał z nim wspólną

I z nim wraz męską togę wdział.

Niech więc ten dzień pamiętny będzie!

Amfora wina niech bez dna!

Niech pląs nie spocznie, gdy pieśń gędzie!

Ach, i Damalis, chociaż pić

Potrafi gracko, niech w ochocie

Bassusa nie prześcignie już!

Niech ucztę róż zasypią krocie!

Damalis, chociaż wszyscy w nią

Wlepiają oczy pełne żądzy,

Ujmie kochanka w ramion splot

Ciaśniej, niżeli bluszcze pnące.

TERAZ NALEŻY WINA...

Nunc est bibendum, nunc pede libero

Teraz należy wina wychylać puchary,

Teraz pląsać swobodnie wolno nam, druhowie.

Teraz czas przyszedł, aby salijskie ofiary

Zastawić, ozdabiając nimi bóstw wezgłowie.

Przedtem się nie godziło dobywać Cekuba

Z ojcowskich piwnic, kiedy ojczyźnie groziła

Oraz Kapitelowi ruina i zguba,

Którą królowa pełna szału przynosiła

Z tłumem mężów, mających oszpecone ciała.

background image

109

Oszołomiona bowiem wskutek powodzenia

Nadziei swoich w karby ująć nie umiała.

Ale się wnet zuchwałe rozwiały marzenia,

Gdy ledwie jeden okręt ocalał z pożogi,

A umysł, mareockim nektarem pijany,

Otrzeźwił wreszcie Cezar i nabawił trwogi,

Kiedy, fatalną stworę chcąc zakuć w kajdany,

Za zmykającą śpiesznie od italskich brzegów

W pogoń się na okrętach puścił; tak napada

Myśliwiec na zająca wśród hemońskich śniegów

Lub jastrząb na gołębi bojaźliwe stada.

Ale ona szlachetniej zakończyć chcąc życie

Ani zwyczajem niewiast nie drżała w obawie

Na widok dobytego miecza, ni też skrycie

Nie uciekła w daleki świat na szybkiej nawie,

Lecz ważyła się patrzeć z pogodnym obliczem

Na swój upadający pałac oraz śmiało

W dłoń wzięła straszne węże, nieulękła niczem,

Aby zabójczym jadem zatruły jej ciało.

Tym jest śmielsza, że sama śmierć sobie obrała,

Bowiem tryumfalnego, dumnego pochodu

I wrogich liburnijskich naw zdobić nie chciała

Jako branka, niewiasta nie z lichego rodu.

PERSKIE PRZEPYCHY...

Persicos odi, puer, apparatus

Perskie przepychy mi niemiłe,

Ni wieńce pragnę mieć zawiłe.

Nie badaj, chłopcze, czy spóźniona

Płoni się róży gdzie korona.

Prostego mirtu witkę podaj:

Ni ciebie, sługi, ni mnie bodaj

Nie będzie taki lżył dyadem,

Gdy piję popod winogradem.

background image

110

SPRAWIEDLIWEGO, KTÓRY TRWA...

Iustum et tenacem propositi virum

Sprawiedliwego, który trwa przy swoim,

Nie zwiedzie z drogi ni tłum rozwydrzony

I żądny zbrodni, ni tyrana widok

Nie zdoła zachwiać, ni wiatr, co wzburzone

Podnosi morze, od południa dmący,

Ani Jowisza dłoń, co piorun ciska:

Gdyby glob ziemski roztrzaskał się w drzazgi,

On, nieustraszon, zginąłby w zwaliskach.

Dlatego Polluks i tułacz Herkules

Wspiąwszy się wzwyż dosięgli gwiezdnej góry,

A wśród nich August, ległszy przy biesiadzie,

Nektary spija wargami z purpury.

I dla tej cnoty posłusznie, o Bakchu,

Wiózł cię tygrysów zaprząg, choć nie zwykły

Jarzmo na karkach wlec. A i Romulus

Marsa rumakiem z podziemia umykał,

Skoro na radzie bogów tak łaskawie

Junona się ozwała: „Ilion, Ilion

Wszeteczny sędzia obrócił w perzynę

A cudzoziemka równie była winną

Zakłady, w którą ja i czysta Pallas

Zepchnęłam gród ten wraz z szalbierczym królem

I ludem wówczas, kiedy Laomedon,

Miast dać zapłatę, wywiódł bogów w pole.

I już nie pyszni się gość osławiony

Lakońskiej dziewki, ani już nie łamie

Dom prżeniewierczy Pryjama achajskich

Dzielnych junaków przez Hektora ramię.

I wypaliła się do cna ta wojna,

Naszą niesnaską żywiona. Więc oto

background image

111

Ciężki gniew na nienawistnego wnuka,

Syna kapłanki, Marsowi z ochotą

Puszczam w niepamięć, a nawet pozwolę,

By wszedł w świetliste przybytki, by sączył

Słodkie nektary pospołu z niebiany

I w ich szczęśliwe szeregi się włączył.

Póki rozległe będzie szumieć morze

Pomiędzy Troją a Rzymem, niech dola

Sprzyja wygnańcom w każdej świata stronie.

Gdy jeno trzody hasać będą w polach,

Kędy Pryjama, Parysa mogiły,

I kryć tam będą pomiot swój, Kapitol

Stać będzie w chwale, a straszliwa Roma

W triumfie prawo dyktować pobitym.

Postrach imienia jej niech w krańce świata

Sięga, gdzie Morza Śródziemnego fale

Grodzą Europę od Afryki, kędy

Polom rodzajnym grozi Nilu zalew.

Niech umie wzgardzić złotem, które w ziemi

Tai się (lepiej przez to ludziom służy),

Zamiast je wciągać w użytek prawicą,

Która, drapieżna, każdą świętość zburzy.

W najodleglejsze nawet świata strony

Niech Roma niesie miecz, by na swe oczy

Ujrzeć, gdzie srożą się ogniste żary,

Gdzie pada rosa dżdżu i mgła się mroczy.

Ale to wszystko walecznym Kwirytom

Daję z warunkiem, że nigdy już Troja

Nie zmartwychwstanie, że jej nie zbudują

Z zbytniej miłości, dufni w gwiazdę swoją.

Troja, gdy wskrześnie pod złowieszczym znakiem,

Wstąpi niechybnie na szlak strasznej klęski,

background image

112

Bo ja, Jowisza małżonka i siostra,

Na bój powiodę mój zastęp zwycięski.

I choćby trzykroć opasał ją Febus

Murem ze spiżu, to mur ten trzykrotnie

Obalą wojska me, trzykroć zaszlocha

Żona za mężem w niewoli sromotnej".

Ale z tym płochej lirze nie do twarzy.

Gdzież cię ponosi, Muzo? Krnąbrną butę

Rzuć, nie powtarzaj, co mówią bogowie,

Nie śpiewaj wielkich spraw na małą nutę!

O KALIOPO! ZSTĄP...

Descende caelo et dic age tibia

O Kaliopo! Zstąp z nieba, Królowo,

I zechciej fletu dotknąć się twojego,

Lub niech po lutni palce twe pobiega,

Aby nas pieśnią udarować nową.

Czyli słyszycie, czy też mi się zdaje

W słodkim zachwycie, że słyszę jej śpiewy,

Żem nagle w święte przeniesiony gaje,

Gdzie jasne wody, gdzie wonne powiewy?

Toć będąc jeszcze pacholęciem małem,

W pobliżu granic Apulii rodzonej

Gdy raz po Górach Wulturskich biegałem

I wreszciem zasnął, igraszką znużony,

Zniosły gołębie, niebiescy posłance,

Świeżych sennemu gałązek na czoło.

Więc się też wielce lud dziwował wkoło —

I Acheroncji wyniosłej mieszkance,

I z Bantyńskiego wąwozu górale,

I co na żyznej Forentu nizinie

Siedzą wieśniacy — że się też chłopczynie

W tak dzikim miejscu nic nie stało wcale:

background image

113

Że i od żmii pozostał nie tknięty,

I od niedźwiedzi, żem spał pod ochroną

Lauru i mirtu, z woli bogów świętej

Nieulękłemu dziecięciu zdarzoną.

Wasz jestem, muzy, wasz, gdziekolwiek kroki

Moje obrócę: czym w Sabińskich Górach,

Czyli w Tyburze, czy w Prenesty murach,

Czy też u Bajów rozkosznej zatoki.

Źródeł i chórów waszych zwolennika

Szczędzi w pogromie Mars pod Filippami,

Drzewo go nagle zwalone nie tyka,

Burza groźnymi nie chwyta falami.

Byleście ze mną, waszej pewien łaski

Żeglarz, Bosforu szalonego prądów

Bać się nie będę; wędrowiec wśród lądów,

Pójdę przez Syrii rozpalone piaski

I śmiało między nieludzkie Bretony,

Między Konkany krew pijące końską

I kołczaniaste udam się Gelony,

Bez szwanku zwiedzę równinę naddońską.

W waszej, boginie, grocie rad przebywa

I wielki Cezar, gdy w krwawych pochodach

Znużone legie rozmieści po grodach

I sam po pracy spoczynku zażywa.

Wyście z pomysłów dobroczynnych rade

Przez was natchnionych. Słyszeliśmy o tem,

Jako bezbożnych Tytanów gromadę

Raził ciskając z nieba grot za grotem

Ten, co bezwładną ziemię i burzliwe

Morza sprawuje, co nad posępnemi

Piekły, nad bogi i nad śmiertelnemi

Tłumami rządy trzyma sprawiedliwe.

background image

114

Choć straszne było dla Jowisza tronu

Srogie a ufne w moc swych barków plemię,

Chociaż dźwignęło ogrom Pelijonu,

By na wierzch Ossy zwane jego brzemię,

Lecz próżno Mimas groźny ze swej mocy,

Próżno Porfirion olbrzym dokazywał

I Enceladus z korzeńmi wyrywał

Odwieczne drzewa i miotał jak z procy.

Nic rozjuszona tłuszcza nie wskórała,

Gdy przy Jowiszu walczyła Pallada,

I zwinny Wulkan, i Juno wspaniała,

I który nigdy łuku z plec nie składa,

Boski opiekun Delos i Patary,

Apollo, w źródle kastalskim myjący

Piękne swe włosy i przyszłość głoszący

W licyjskim gaju i z Delfów pieczary.

Próżna rozmysłu pod własnym się łamie

Siła ciężarem; władza bogów wspiera

Siłę stateczną, lecz kruszy ich ramię

Siłę, co w niecnych myślach się wywiera.

Niechaj tę prawdę zaświadczy dowodnie

Sturęki Gyas tylu wiekom znany

I Orion, czystej napastnik Dyjany,

Dziewiczą strzałą skarany za zbrodnie.

Strąconych w ciemne przepaście Tartaru

Potwornych synów bolejąc przywala

Matka ich, Ziemia, i Etny ciężaru

Z ich paszcz zionący ogień nie przepala;

I wciąż w Tytiusa wnętrznościach dziób krwawić

Sęp nie przestaje, kat niecnoty wieczny,

I Pirytous próżno by wszeteczny

Chciał się z swych więzów potrójnych wybawić.

background image

115

CO ZA CHŁOPIEC W RÓŻ WIEŃCU,

WYSMUKŁEJ POSTACI...

Quis multa gracilis te puer in rosa

Co za chłopiec w róż wieńcu, wysmukłej postaci,

Wonnym zroszon kadzidłem głowę dla cię traci

W ustroni twej uroczej?

Dla kogo puszczasz włos płowych warkoczy,

Prosta w stroju? Hej, stokroć opłacze odmianę

Wiary twojej i przysiąg, jak na rozhukane

Wichurą morskie wały

Poglądać na cię będzie on zdumiały.

Z tobą rozkoszując się łatwowiernie mniema,

Że naprawdę innego w sercu twoim nie ma,

Ufa w twoje kochanie,

Nie wie o złudnej pogody odmianie.

Biedny, kto z dobrą wiarą bierze twe ponęty!

Świadczy obraz wotywny, co chram zdobi święty,

Żem szatę, jak rozbitki,

Mórz bogu ofiarował przemokłą do nitki.

Tłum. Lucjan Rydel

P

OTOMKU NASZCH BOGÓW

...

Divis orte bonis, optume Romulae

Potomku naszych bogów, rzymskiego narodu

Stróżu najlepszy! Kiedyż koniec twej podróży?

Przyrzekłeś radzie ojców, że rychło do Grodu

Powrócisz: nie zwlekaj dłużej!

Dobry wodzu! Tyś ciągłą ojczyzny potrzebą.

Jako ożywcza wiosna jest twoje spojrzenie;

Gdy zabłyśnie ludowi, wnet jaśniejsze niebo,

Cieplejsze słońca promienie.

Ach, cierpi serce matki za synem tęskniące,

Co po morzach wędruje, wiatrami miotany.

Dnie płyną i tygodnie, i długie miesiące;

background image

116

Nie powraca ukochany.

Biedna składa ofiary, modli się gorliwie

I na kręty brzeg morza ustawnie spogląda.

Nie mniej tęskni ojczyzna: równie niecierpliwa

Swojego Cezara żąda.

Z nim pokój i pomyślność, w pełnych kłosach zboże,

Spokojnie po pastwiskach liczne chodzą stada;

Śmiało puszcza się żeglarz na bezpieczne morze,

Pokazać boi się Zdrada.

Czystości naszych domów rozpusta nie plami,

Przemogła obyczajów i ustaw potęga.

Dobre matki dobrymi darzą nas synami,

Zbrodnię wnet kara dosięga.

Przy Cezarze Partowie nie są nam strasznemi,

I Scyty, i Germany daremnie się srożą.

Nawet krwawe rozruchy w iberyjskiej ziemi

Bynajmniej nas nie zatrwożą.

Każdy w swoim zakącie cichy żywot wiedzie,

Winnicami wzgórzyste zasadza obszary

I tobie, w liczbie bogów, przy każdym obiedzie

Ofiaruje z pełnej czary.

W tobie Rzym czcić już przywykł swe bóstwo domowe.

Składa pobożne wota i modły zasyła.

Tak właśnie Grecja sławne Dioskury owe

I Alcyda ubóstwiła.

Oby cię dla nas długo zachowały nieba!

Tak mówię na czczo z rana ujrzawszy świtanie,

Toż z pełną głową pod noc, gdy już gwiazda Feba

Zanurzy się w Oceanie.

BOŻE, COŚ POMŚCIŁ....

Dive, quem proles Niobea magnae

Boże, coś pomścił potomstwo Nioby

I też Tytiosa, syna ziemi Gai,

Któryś Achilla wysłał w kraj żałoby,

Zdobywcę Troi!

background image

117

Był najdzielniejszym greckim wojownikiem,

Jednak przed tobą musiał skłonić głowę,

Choć z włócznią w ręku w bój prowadził szyki,

Syn mórz królowej.

Jak pod siekierą padające pinie

Jak cyprys wichru siłą z ziem wydarty,

Tak on na polu pod murami ginie,

Gdzie Teukrów warty.

Nie byłby on się krył w koniu drewnianym,

By miasto zdradą wziąć, gdy dwór Priamowy

Śpiewał i tańczył, sen w mrok przyodziany,

Skrył Trojan głowy.

Ale strach mówić — o zgrozo, o słuchaj —

On by w dzień rzucał w ogień niemowlęta

I płód wydarty mieczem matkom z brzucha

Zemstą przeklętą.

Tak by się stało, gdyby bogów rodzic,

Miłą Wenerę szanując boginię,

Eneaszowi nie dał schronu w grodzie,

W dzisiejszym Rzymie.

Febie, coś Talię uczył grać na lirze,

Co włosy myjesz w jasnej Ksantu fali,

Tyś miastom naszym swą opiekę przyrzekł,

Daj pieśń Italii.

Feb dał mi geniusz i sztukę natchnioną

Składania pieśni. Hej, idzie dzień święta,

Zbierajcie dziewczyn zacnych liczne grono

I pacholęta.

Wy dziewki, orszak świętej panny z Delos,

Co strzela z łuku rysie i jelenie,

Słuchajcie: rytmy na stopy się dzielą

Palca skinieniem.

background image

118

Sławcie Latony syna i to bóstwo,

Co, w niebie sierpem rosnącym błyszczące,

Daje rodzajnym niwom plonów mnóstwo,

Liczy miesiące.

Kiedyś, dziewczyno, gdy już będziesz żoną,

Będziesz się chlubić z tej dzisiejszej pracy

Mówiąc: „Zaliczył mnie w śpiewaczek grono

Nasz wieszcz Horacy”.

NIECH WARIUS, DZIEDZIC

HOMEROWEJ LUTNI...

Scriberis Vario fortis et hostium

Niech Warius, dziedzic Homerowej lutni,

Sławi twe boje rymami ze stali,

Niech powie w gromkiej pieśni, jak okrutni

Żołnierze twoi wrogów zwyciężali.

Moja, Agryppo, muza się nie waży,

Skromna, zaciekłość opiewać Pelidy,

Podróż Ulissa o dwuznacznej twarzy

I dom zbrodniczy krwawego Atrydy.

Lękliwej lirze mej nie pozwoliły

Muzy twe wielkie opowiadać czyny,

Gdyż nie zdołają słabe moje siły

Twe i Cezara pomnożyć wawrzyny.

Marsa stalową któż opisze zbroję?

Czyja nam lutnia opowie natchniona

Równego bogom Dyomeda boje,

Pyłem trojańskim czarnego Meriona?

Ja śpiewam uczty wpośród druhów grona,

Dziewcząt z chłopcami zatargi niekrwawe,

Zawsze lekkoduch: czy z miłości kona

Serce, czy Cypru bóstwo mi łaskawe.

background image

119

CZEMUŻ ASTERIO, PO...

Quid fles, Asterie, quem tibi candidi

Czemuż, Asterio, po młodym Gigesie,

Stałym w miłości, tak szlochasz bez miary?

Wszak ci go wietrzyk wiosenny przyniesie

Wzbogaconego tyńskimi towary.

On do Oryku wichrem zapędzony,

Gdy z Kozy wschodem nastał czas burzliwy,

Wśród zimnych nocy niespaniem dręczony,

Łzy tam obfite leje nieszczęśliwy.

Bo zakochanej powiernik gosposi,

Kusząc go chytrze sposobów tysiącem,

Mówi, że Chloe westchnienia doń wznosi

I; jak ty, sercem pała miłującem.

Powiada, jak to wiarołomna żona

Przed łatwowiernym Projtem oczerniała

Nie znającego żądz Bellerofona

I zgubą śpieszną zgotować mu chciała.

Mówi, że omal w Tartaru ciemności

Nie poszedł Peleus, gdy stronił cnotliwy

Przed Hippolitą — i różne, zdrożności

Uczące bajki prawi mu fałszywy.

Lecz próżno, bo on słucha głosów wszelkich

Głuchszy od skały i nic go nie wzruszy.

Ty bacz jednakże, by żarów zbyt wielkich

Sąsiad Enipeus nie zatlił w twej duszy.

Lubo nie ujrzysz, żeby z taką wprawą,

Jak on, ktoś drugi na Marsa równinie

Ujeżdżał konia, albo jak on żwawo

Potrafił pływać po Tybru głębinie,

Zaraz z wieczora miej bramę zamkniętą

I na ulicę nie wyglądaj wcale,

Gdy jęknie fletnia, lecz bądź nieugiętą,

Choćby na srogość twą wywodził żale.

background image

120

WIĘC ŻEŚ POWRÓCIŁ...

O saepe mecum tempus in ultimum

Więc żeś powrócił, druhu ty mój miły,

Cośmy tylekroć w oczy zaglądali

Śmierci, gdy Brutus wiódł swe zbrojne siły.

Któż nam cię wrócił, Pompejusie z dali,

Któż cię Kwirytem oddał naszej ziemi?

Czy ty pamiętasz, jak nieraz dni całe,

Skronie wiankami owiwszy wonnemi,

Piliśmy wino słodkie i dostałe?

Wszak pod Filippi stalim obok siebie,

Gdziem tarczy odbiegł w ucieczce z pogromu,

Gdy męstwo w krwawej uległo potrzebie

I groźni — twarzą padli na ziem sromu.

Lecz mnie przez zbrojnych nieprzyjaciół szyki

Uniósł Merkury skrytego w obłoku;

Ciebie poniosła między wojowniki

Zachłanna fala rwącego potoku.

Więc teraz bogom winne złóż ofiary

I długą wojną znużony w mym sadzie

Cichym zażywaj wczasu. Oto czary

Gotowe stoją, pełne wina kadzie.

Spełniaj puchary: w moim słodkim winie

Śpi zapomnienie. Dobądź szczodrze z kruży

Wonności. Ty zaś, chłopcze, bieżaj ninie

Wianki nam uwić z mirtu albo róży.

Wraz o pierwszeństwo w uczcie rzekną kości

Rzucone. A ja szaleć jako Traki

Będę, gdy radość taka u mnie gości,

Kiedy dziś w dom mój powrócił druh taki.

background image

121

GDYBYŚ TY MOGŁA...

Ulla si iuris tibi peierati

Gdybyś ty mogła karę jakąś z góry

Za wiarołomstwa swoje ściągnąć na się,

Gdyby ząb sczerniał, czy paznokieć który

Zbrzydł w swojej krasie,

Wierzyłbym tobie. Lecz choć na twej główce

Przewrotnej przysiąg złamanych jak włosów,

Piękniejszaś coraz i jawnie już hufce

Ściągasz młokosów.

Bezkarnie możesz popioły swej matki,

Niebo i gwiazdy milczące na niebie,

I nieśmiertelnych brać bogów na świadki

Kłamiąc w potrzebie.

Śmieje się Wenus, rzekłbym, że z pustoty,

Śmieją się z tego Nimfy, skromne trusie,

I Amor, ostrząc wciąż ogniste groty

Na krwawym brusie.

Co więcej, dla cię młódź podrasta mnoga -

To niewolnicy nowo ci przedani;

Starsi, acz grożą, nie opuszczą proga

Okrutnej pani.

Ciebie się matki dla swych synów boją

I skąpi starce, i te biedne żony

Zamężne świeżo, by mąż krasą twoją

Nie zbiegł skuszony.

Tłum. Lucjan Rydel

MYM PRZYJACOŁOM RAD...

Donarem pateras grataque commodus

Mym przyjaciołom rad bym, Censorynie,

Rozdawać brązy, ofiarne naczynie

Lub mężnych Greków nagrodą, trójnogi.

I twój dział pewnie byłby nieubogi,

Gdybym w mym zbiorze te twory posiadał,

Którym Parrhazjus lub Skopas wdzięk nadał,

background image

122

Ów kolorami, ten dłutem mistrzowsko

Tworząc człowieka albo postać boską.

Nie stać mię na to: takich kosztowności

Dom twój nie pragnie, umysł nie zazdrości.

Lecz pieśni lubisz — jam ci je dać gotów,

I opowiedzieć wartość ich przymiotów.

Wszak przez pisane publiczne pomniki

Z grobów nie wstają wielkie wojowniki,

Bo ni ucieczka, ni Annibalowe

Groźby, na jego odwrócone głowę,

Ani pogorzel bezbożnej Kartagi,

Nie dały sławie Scypiona tej wagi,

Ni go podniosło wyżej owe miano

Afrykańskiego, jakie mu nadano

Nad to, co o nim wieszcz kalabrski śpiewa.

O kim pieśń milczy, niech się nie spodziewa

Cnót swych nagrodę zyskać. Nie wiem, czyli

I Romul z Marsa urodzon i z Ilii,

Raz zapomniany, mógłby w wieki płynąć?

I Eakowi nie dały też zginąć

W Styksie, na wyspy wiodąc go fortunne,

Wieszczów cudowne słowa i piorunne.

Pieśń cnych wyrywa ze śmierci objęcia;

Ona im daje takie wniebowzięcia,

Że Herkul z bogi zasiada do stołu,

A z wzburzonego aż do dna żywiołu

Kastor z Polluksem ratują żeglarzy,

Śląc im promyki opiekuńczych twarzy.

Również i Liber w wianku z wonnych liści,

Kto się doń uda, modły jego ziści.

Tłum. Lucjan Siemieński

background image

123

ABYŚ NIE MYŚLAŁ...

Ne forte credas interitura quae

Abyś nie myślał, że przebrzmią me słowa

Bez echa, które-m, zrodzon nad szumiącym

Aufidem, śpiewał, że zginie pieśń nowa,

Do wtóru lutniom składana dzwoniącym,

Bacz, że choć Homer pierwsze miejsce dzierży,

Przecie Pindara nie skryły pomroki,

Ni pieśń Alceusa zapomniana leży,

Ni Stezychora pojął cień głęboki,

Ani z lat biegiem w niepamięci tonie

Anakreonta zeszły dźwięczne śpiewy,

Że dotąd jeszcze żywa miłość płonie

Eolskiej, lutni zawierzona, dziewy.

Wszakże nie jedną laceńską Helenę

Zwiódł włos trefiony i dziergane szaty

Złotem, nie jedna podziwiała cenę

Strojów królewskich i orszak bogaty.

Nie pierwszy Teucer miotał z łuku strzały,

I nie raz Ilion się krwawiło w znoju,

Nie jeden walczył Idomeneus śmiały,

Ani Stenelus nie sam stawał w boju

Godnym Muz pieśni. Ani pierwszy srogi

Jeno on Hektor, ni Dejfobus dzielny

Za żony swoje i dziatki, i bogi

Od wroga w boju wzięli cios śmiertelny.

Żyli snadź mężni przed Agamemnonem,

Lecz nie płakani wszyscy i nieznani.

Noc ciężka zdjęła ich wieczystym zgonem,

Pieśń ich z śmiertelnej nie wiodła otchłani.

Nie różna gnuśność w grobie od cnej chwały

Nieznanej. Owo ciebie pieśni moje

background image

124

Pochwalą, owo nie ścierpię, by cały

Prawy twój żywot i wszystkie twe znoje

Bezkarnie wzięło chciwe zapomnienie.

Tyś, o Loliusie, mądry i sumienny

Zarówno w szczęściu, jak i kiedy cienie

Zwykłym swym biegiem los rozsnuwa zmienny.

Mściciel tyś chciwych zdrad i gardzisz złotem,

Co wszystko teraz przyciąga do siebie.

Nie raz tyś konsul, aleś z lat nawrotem

Kilkakroć stawał w zaszczytnej potrzebie.

Sędzia, przeniosłeś nad korzystne — dobre

I z dumnym czołem odrzuciłeś drogie

Przekupne dary, żeś jakoby chrobre

Zwycięzce kroczył przez zastępy wrogie.

Nie ten szczęśliwy, co ma złota wiele,

Nie — ten szczęśliwy jeno w mojej mowie,

Co umie darów używać, w udziele

Które mu dali łaskawi bogowie,

Co umie nędzę znieść i twarde znoje,

Którego hańba bardziej niż śmierć rani.

Ten się nie lęka mrzeć za druhy swoje

Albo ojczyźnie nieść swe życie w dani.

DRUHU WALGIUSIE, NIE ZAWSZE...

Non semper imbres nubibus hispidos

Druhu Walgiusie, nie zawsze się chmurzy

Niebo, ni zawżdy deszcz z chmur czarnych płynie.

Nie zawsze Morze Kaspijskie od burzy

Wzdyma się, ani w armeńskiej krainie

Śnieg twardy leży przez wszystkie miesiące,

Ani z gniewnymi zawsze akwilony

Walczą dąbrowy Garganu szumiące,

Ani listowie tracą wżdy jesiony.

background image

125

Twój płacz się jeden ukoić nie może,

Ból za Mystesem; i ani tęsknoty

Miłosnej zbywasz, kiedy płoną zorze,

Ani gdy gwiazdy gasi Febus złoty.

Przecie on starzec, co trzy pokolenia

Przeżył, nie płakał wiecznie Antylocha,

Za Troilusem, gdy zszedł w państwo cienia,

Frygijska siostra zawsze wszak nie szlocha.

A więc płacz porzuć łzawy i niemęskie

Twe narzekania: raczej ze mną nowe

Śpiewaj Augusta Cezara zwycięskie

Chwały i mroźne szczyty Nifatowe,

I rzekę Medów, co ludom poddanym

Przydana mniejsze dziś już toczy fale,

Gelonów, którzy hasają w przyznanym

Kraju po polach jeno szczupłych wcale.

JAK ORZEŁ MOCNY...

Qualem ministrum fulminis alitem

Jak orzeł mocny, któremu król bogów

Oddał nad ptactwem lotnym rząd, w nagrody,

Iże mu przyniósł do niebieskich progów

Ganimedesa przedziwnej urody,

Którego młodość i siły płomienne

Z gniazda wywiodły do pierwszych podbojów,

A wyuczyły wiatry go wiosenne

I lotów śmiałych, i zuchwałych znojów,

Że wkrótce głodny walki i krwi chciwy

Z góry uderzy i szponami sięże

Po owce z trzody lub runie gniewliwy

Na napastnikom się broniące węże,

Lub jako lwiątko, które od macierzy

Wymion odbiegłszy, na kozę uderza,

background image

126

Owa zaś widzi, że już nie odbieży

Śmierci pod kłami zjuszonego zwierza —

Tako spadł Druzus popod Alp opoką

Na Windelików wiodąc wojska swoje.

I hordy owe, co dotąd szeroko

I długo wiodły zwycięskie swe boje,

By Amazonki toporami zawdy

Zbrojne — nie chciałem badać, skąd wybrana

Broń ta jest przez nie, nie zawsze nam prawdy

Dojść wolno — świetnym pomysłem młodziana

Pobite, przecie zaznały, jak śmiała

Zdolność zwycięża, wyrosła wśród tronom

Szczęście wróżących komnat i co zdziała

Miłość Augusta ku młodym Neronom.

Dzielni się jeno z dzielnych ojców rodzą:

Mają i byki, i rumaki żywe

Przodków przymioty ani się wywodzą

Od śmiałych orłów gołębie lękliwe.

Ale nauka przyrodzone siły

Kształci i cnota hartuje cne serce.

Gdy jej nie stało, nieraz się okryły

Hańbą szlachetne rody w żądz rozterce.

Ile-ś ty, Rzymie, winien swym Neronom,

Świadczy Metaurus rzeka i swą klęską

Hazdrubal, świadczy dzień on, co zasłonom

Mroku się wydarł i spłonął zwycięską

Chwałą, dla Lacjum pierwszy zorzy promień,

Odkąd przez łany Italii i grody

Szedł Afrykańczyk jak niszczący płomień,

Jak Eurus, rwący sycylijskie wody.

Odtąd w pomyślnych zawsze krwawych znojach

Rosła młódź rzymska. I gdy wreszcie wrogi

background image

127

Punickie zwalił miecz, po długich bojach

Świątynie dawne otrzymały bogi.

I rzekł Hannibal zdradny: „Bój nas trwoni:

My jak jelenie, łupy wilkom śmiałym,

Prożno walczymy, gdy ujście pogoni

Albo podejście — tryumfem niemałym.

Ród, co z płomiennej Ilionu pożogi

Dzieci i ojce wywiódł, przez głębiny

Morskie przepłynął i ojczyste bogi

Szczęśliwie przeniósł w auzońskie krainy,

Jak dąb twardymi ciosany topory,

W Algidu leśnej wyrosły pomroce,

Wśród klęsk i rzezi hartuje się skory

I z miecza wrogów czerpie swoje moce.

Sroższy od hydry, co z ran w siły wschodzi,

Z którą Herkules stawał do potrzeby:

Stworu takiego Kolchis nie urodzi,

Echijonejskie nie wydadzą Teby.

W toni go pogrąż — dzielniejszy wypłynie,

Walcz z nim — zwycięzcę świeżego on zwali

I nową chwałą bojową zasłynie,

A nas niewiasta wdowia się użali.

Owo mi nie słać do Kartagi grodu

Dumnych zwiastunów. W kurzawie się wala

Nadzieja wszystka, szczęście mego rodu,

Odkąd nie stało nam już Hazdrubala.

Czegoż nie sprawią Klaudiuszowe dłonie,

Kiedy i Jowisz dzierży je w swej pieczy,

I duch je czujny przez wszelakie tonie

Bezpiecznie wiedzie i śród krwawych mieczy”.

background image

128

PUŚCIŁY LODY, MIŁĄ WIATR SPROWADZIŁ WIOSNĘ...

Solvitur acris hiems grata vice veris et Favoni

Puściły lody, miłą wiatr sprowadził wiosnę;

Na falach zakołysał się statek spuszczony.

Już na świeżą ruń bydło wybiegło radosne,

Oracz z pługiem wyruszył, pól nie srebrzą szrony.

A skoro księżyc wzejdzie, wodzi swoje chóry

Wenus, Gracje z Nimfami śnieżystymi stopy

W krąg pospołem pląsają rade, gdy ponury

Wulkanus zwiedza groty, gdzie kują Cyklopy.

Teraz skronie nam owić w mirtowe zielenie

Albo w zwolonej ziemi pierwsze kwiecie świeże,

Teraz-że nam dla Fauna w lubych gajów cienie

Zanieść owcę lub kozia we winnej ofierze.

Jedna Śmierć i nędzarzom rozwiera wierzeje,

I w zamki królów wkracza. A choć żeś szczęśliwy,

Życie krótkie nam wzbrania długą śnić nadzieję.

I ciebie noc ogarnie, i zejdziesz na niwy,

Sestyusie, Plutona. A kto raz tam wchodzi,

Nie rzuca już śród biesiad o pierwszeństwo kości,

O Licydasa nie dba tak miłego młodzi,

Do którego wraz dziewki rozpłoną w miłości.

JESZCZE NIE ZDOŁA...

Nondum subacta ferre iugum valet

Jeszcze nie zdoła jarzma zdźwignąć przecie

Na zgiętym karku ani orce zdzierży,

Jeszcze ciężaru nie strzyma na grzbiecie

Stadnika, który z chucią na nią bieży.

Jałoszka twoja na zielonej łące

Lubi pohasać, lubi chłodne wody,

Kędy pragnienie gasi w dni gorące,

Lubi igraszki psotne młodej trzody.

background image

129

Zbądź się twej żądzy: nie dojrzały-ć grona;

Ale czas przyjdzie, że w krasnej jesieni

Dojdą owoce i dzisiaj zielona

W czerwoną źrałość się jagoda zmieni.

Sama cię zechce. Bo czas płynie chyży

I ile-ć ujmie, tyle lat jej doda.

Owo już śmiało dziewczę się przybliży,

Męża poszuka wraz Lalage młoda.

A będzie ona miłowana więcej

Niżeli płocha Foloe zwodnica,

I droższa będzie od Chloris dziewczęcej,

Choć plecy bielsze jej niż blask księżyca,

Droższa niż Giges; jego jeśli w chóry

Dziewcząt pomieszasz, chytrzy się nie ważą

Rzec goście, iże jest tu chłopiec który

Z puszczonym włosem i dziewczęcą twarzą.

WIERZYLIŚMY, ŻE JOWISZ...

Caelo tonantem credidimus Iovem

Wierzyliśmy, że Jowisz, co miota na ziemię

Gromy, królem jest niebios, lecz teraz zostanie

Bogiem nam August, który Persów wraże plemię

I Brytanów pod nasze oddał panowanie.

Więc to żołnierz Krassusa, pojąwszy za żonę

Niewiastę barbarzyńską, żył na wrogów ziemi?

O, na senat i ojców zwyczaje skażone!

Więc Marsus i Apulczyk, wraz z teściami swemi

Walcząc pod królem Medów starości dożyli

I o swoim imieniu, todze, wiecznej Weście

I świętych tarczach Marsa pamięć zatracili,

Gdy tutaj chram Jowisza stoi w wiecznym mieście?

Zapobiegł temu Reguł, pełen przezorności,

Który się na hańbiące warunki nie zgodził,

background image

130

Bo skutki, przynoszące zło dla potomności,

Od jednego przykładu zgubnego wywodził,

Gdyby bez łez żałoby nie pomarli męże,

Pojmani do niewoli. Więc tymi rzekł słowy:

„Widziałem ja wydarte żołnierzom oręże

Bez oporu i sztandar niejeden wojskowy

Zawieszony na świątyń kartagińskich ścianach.

Bramy grodu otwarte, naszych zaś widziałem

Ziomków, jak ręce noszą zakute w kajdanach,

A kraj wojną zniszczony dźwiga się z zapałem.

Myślicie, że z niewoli wykupiony złotem

Żołnierz mężniejszym wróci? Szkodę dodajecie

Do hańby. Bo jak runo farbione z powrotem

Straconych barw już nigdy nie odzyska przecie,

Tak i dzielność prawdziwa, gdy już raz zamarła,

Nie powraca zwyczajnie do spodlonej duszy.

Jak opór stawi łania, która się wydarła

Z gęstych sideł, tak męstwo w owym się poruszy,

Który nieprzyjaciołom swe życie powierzył,

I tak kartagińskiego będzie gromił wroga,

Kto raz już na związanych rękach pęta dzierżył

I nędzna go przed śmiercią ogarnęła trwoga.

Wszak ten żołnierz, nie wiedząc, jak żywot ocali,

Wolał zamienić wojnę na pokój. O, wstydzie!

O wielka Kartagino, większa od Italii,

Która się do ruiny stoczyła w ohydzie".

I mówią, że jak gdyby praw był pozbawiony,

Odsunął precz od siebie dzieciny swe małe

I nie chcąc pocałunków swej cnotliwej żony

Ku ziemi dzierżył wzrok i lica śmiałe,

Aż nareszcie przełamał senatu wahanie,

Taką podawszy radę, jak nigdy nikt drugi:

background image

131

A potem bohatersko poszedł na wygnanie

Opuściwszy strapionych druhów orszak długi.

I chociaż wiedział, jaką kaźń mu przyrządzono

Przez katów barbarzyńskich, nie inaczej zgoła

Usunął wstrzymujących go przyjaciół grono

I lud, co mu nie dając wracać, stał dokoła,

Jak gdyby ukończywszy przewlekłe zajęcie

I swojej klienteli rozsądziwszy spory,

Powracać miał do domu w lakońskim Tarencie

Albo na wenafryjskie pośpieszał ugory.

CHOĆ WIEM, SEPTYMIE...

Septimi, Gades aditure mecum et

Choć wiem, Septymie, że ze mną na końce

Świata byś poszedł, na krwawe wyprawy,

Żeby nas razem przez morze szumiące

Poniosły nawy,

Przecie — w Tyburze wolą zostać raczej

Na cichą starość. Nadto był mi znojny

Żywot i dość już doli mam tułaczej,

I dosyć wojny.

A jeśli Parki tam mi pobyć wzbronią,

Wtedy pójść chciałbym nad Galezu wody,

Gdzie się nad jego słodką pasą tonią

Rumiane trzody.

Miłe mi ono ustronie przedziwne,

A są tam słodsze niż z Hymettos miody,

Z Wenafrem nawet drzewo tam oliwne

Stanie w zawody.

Wiosna tam długa swoich kras nie skąpi,

Zimy tam ciepłe są, a winne grono

W wonnej dolinie w niczym nie ustąpi

Z Falernos pono.

background image

132

Nas-że to kraj ten przyzywa wesoły,

Tam być mi z tobą; stamtąd nad toń Lety

Zejść. Tam niech twoja łza zrosi popioły

Druha poety.

ZA WINY OJCÓW...

Delicta maiorum immeritus lues

Za winy ojców będziesz cierpieć, Rzymianinie,

Które oni spełnili w długim dziejów ciągu,

Póki nie odbudujesz świątyń, co w ruinie,

Dymem sczerniałych posągów.

Gdyś jest bogom posłuszny, to nad światem władasz,

A ci, którzy niebacznie bogów zaniechali,

Przywiedli mnogie klęski w rozbojach i zdradach

Do wrót nieszczęsnej Italii.

Moneza i Pakora wodzów dzikie Party

Dwakroć szturmem odparły nasze zbrojne siły

I świetny sztandar rzymski we walce podarty

Do łupów swych dołączyli.

Miasta walk bratobójczych znękanego trwaniem

Omal że nie zdobyli Dacy i Etiopy,

Żeglarze i łucznicy, co nieśli w kołczanie

Grotów i strzał ciężkie snopy.

Nasz wiek w zbrodnie obfity od tego zaczynał,

Że psuł życie rodzinne, świętość sakramentu,

Niepomny, że w tym leży wszystkich klęsk przyczyna

I społecznego zamętu.

Młoda panna zaledwie wyjdzie z wieku dziecka,

Wątła, jeszcze z uśmiechem niewinnym na twarzy,

Nieprzyzwoity joński taniec tańczy z grecka

I o miłostkach już marzy.

Cóż dziwnego, że później, gdy mąż przy kielichu,

Ona szuka kochanków i nic ją nie płoszy,

background image

133

W komnacie szybko gasi światło i po cichu

Z gachem używa rozkoszy.

Bywa, że z wolą męża wychodzi z komnaty,

Gdy skinie rajfur, bowiem do portu przybyło

Kilka statków hiszpańskich. Jest żeglarz bogaty,

Złotem zapłaci za miłość.

O, nie z takich rodziców zrodzeni junacy

Rozlali krwi punickiej strugi na mórz falach,

Pyrrusa ujarzmili trudem krwawej pracy,

Antiocha i Hannibala.

A byli to synowie rycerzy, rolników,

Uczeni wzruszać rolę sabelską motyką,

Jak nic na rozkaz swojej matki gniewnej

Przynieść na barkach sąg drewna.

Szli po niego do lasu, gdy we wszystkich kątach

Żyznych dolin blask gasnął mrący nad gór czołem,

Gdy z wozu odprzęgane zrzucały chomąta

Zmęczone trudem dnia woły.

O wielkości, jak nikniesz ty w dziejach stuleci,

Od dziadów mniejszych ojców przywitał wiek zmarły,

Tylko strzępy w dziedzictwie wzięły ojców dzieci,

Po nas zostaną już karły.

RODOS LUB MITYLENĘ NIECH INNI SŁAWIĄ WYMOWNIE...

Laudabunt alii claram Rhodon aut Mytilenen

Rodos lub Mitylenę niech inni sławią wymownie,

Albo dwumorską Koryntu warownię,

Albo Teby, gdzie Bakchos, Delfy, gdzie władnie Apollin,

Efez lub Tempe, królową wszech dolin.

Inny zasię jedynie miasto dziewiczej Miner wy

Będzie pieśniami wysławiał bez przerwy,

Rwąc oliwne gałązki, by nimi zdobić swe skronie.

Wielu zaś, hołdy składając Junonie,

Wielbi bogate Mykeny i Argos, gdzie słynie chów źrebców.

background image

134

Ja nie zaliczam się do tych pochlebców.

Nad bogatą Laryssę, nad Spartę inny mam wybór,

Bo mię lesisty zachwyca Tibur,

Gdzie Albunei źródła, Anienu grzmią wodospady,

Gdzie nad zdrojami zielenią się sady.

Planku! Nie zawsze słoty w morskim przychodzą nam wietrze:

Czasem też z niebios i chmury on zetrze.

Takoż i ty, mój mędrcze, we własne zadumy zasłuchan,

Przestań się smucić! Niech wina roztruchan

PYTASZ CO OTO CZYNIĘ...

Martiis caelebs quid agam Kalendis

Pytasz, co oto czynię, nieżonaty,

W dniu pierwszym marca? Co znaczą te kwiaty

I te kadzidła i węgiel, co leży

Na darni świeżej?

Mężu, co biegle mowy znasz obiedwie!

Bakchowi sprawiam ucztę, pełniąc śluby

Za to, żem — drzewem przywalon — zaledwie

Uniknął zguby.

Oto w ofierze kozieł padł już biały

Przy uroczystej dnia tego rocznicy

I korek zdejmę z amfory omszałej

W głębi piwnicy.

Za ocalenie druha, Mecenasie,

Wnieś sto toastów! Niech pochodni blaski

Płoną do świtu! Precz od nas w tym czasie

Gniewy i wrzaski!

O Rzym dziś nie miej trosk obywatelskich:

Dziś Medów trapią rozterki domowe,

Daka Kotysa huf nieprzyjacielski

Zbito na głowę.

Ów bicz Hiszpanii, Kantaber straszliwy,

Ugiął się — wreszcie przyszła nań niewola.

Scytowie, łuków zerwawszy cięciwy,

Uchodzą z pola.

background image

135

Wolny od trudów, nie czyń dziś skweresu,

Że przyszłość ześle na lud nową plagę.

Dary bieżącej chwili chwytaj wesół,

Odrzuć powagę.

DOPÓKI, LIDIO, TWĄ...

Donec gratus eram tibi

Dopóki, Lidio, twą wzajemność miałem,

Póki nikt inny, prócz twego pieśniarza,

Nie szukał pieszczot na twem łonie białem

Szczęśliwszy byłem od Persji mocarza.

Pókiś mnie jednę jeszcze kochał stale,

Dopókiś Lidią nie wzgardził dla Chloi —

Niżeli Ilia w całej swojej chwale

Szczęśliwszą byłam ja w miłości swojej.

Dzisiaj mnie Chloe wzięła w swe okowy,

Wdzięczna śpiewaczka, czarodziejka miła.

Dla niej jam umrzeć z ochotą gotowy,

Gdyby kochanka swego zgon przeżyła.

Tak mnie Kalais pociąga ku sobie,

Odkąd mnie oczu jego grot uderzył!

Dwakroć dla niego ległabym dziś grobie,

Gdyby on tylko kochanki zgon przeżył.

Cóż, gdyby dawna miłość się ocknęła

I rozłączonych w nowe więzy wzięła?

Gdybym się wyrwał znów spod czaru Chloi

Stając, jak dawniej, u Lidii podwoi?

Choć on piękniejszy niźli ranne zorze,

A ty burzliwszy niźli Adrii morze,

Chociaż puch ciebie przeważyłby sobą —

Rozkoszą dla mnie żyć i umrzeć z tobą!

Tłum. Marian Gawalewicz

background image

136

SPÓJRZ, JAK SORAKTU SZCZYT...

Vides ut alta stet nive candidum

Spójrz, jak Soraktu szczyt

Biało się jarzy w śniegu,

Rzeki ściął ostry mróz

I zatrzymał je w biegu,

Las się pod śniegu ciężarem ugina.

Nie skąp ognisku drew,

Sobie nie żałuj wina,

Każ czteroletnie dać

Z dwuusznego sabina.

To cię, Taliarchu, przed mrozem uchroni.

Reszta — to bogów rzecz.

Ufaj im. Bo, gdy oni

Wichry przepędzą precz

Z morza wrzącego toni,

Nie drgnie już cyprys ni stare jesiony.

Troskę o jutro rzuć!

Każdy dzień ze spokojem

Przyjmij za losu dar,

Zapisz na dobro swoje.

Baw się Kameną i wiedź korowody,

Zanim ci przykry szron

Włosy przysypie, młody!

Idź na ulicę, w tłum,

Zaznaj miłej swobody

Schadzek wieczornych przy szepcie tajemnym...

Chętnej dziewczyny śmiech

Zdradzi ją w kątku ciemnym,

Kiedy zesuwasz w dół

Klejnot jej naramienny...

Niby się wzbrania, lecz opór daremny.

background image

137

SATYRY

ŻEŚ ROBIŁ, LUCYLIUSZU, BŁĘDY, DOWÓD NA TO...

Żeś robił, Lucyliuszu, błędy, dowód na to

Da za mnie twój miłośnik, ten łagodny Kato,

Który pragnie poprawić twe nieskładne wiersze.

A on ma rozeznanie i lepsze, i szersze

Niż najmędrszy z rycerzy gramatyk, co czasem

W dzieciństwie był uczony postronkiem i pasem,

By mistrzów dawnych cenił wszystkich bez wyjątku,

Wbrew naszemu mniemaniu. Wracam do początku.

Mówię, że Lucyliusza wiersz niezgrabnie płynie.

Każdy jego miłośnik, prócz głupców jedynie,

Stwierdzi to. Lecz zasługi przyznam mu olbrzymie

Za to, że cięty dowcip siał po całym Rzymie.

Lecz gdyby przez sam dowcip wiersz nabierał siły,

Poezją też by mimy Laberiusza były.

Więc nie dość jest rozśmieszyć, rozbawić słuchacza,

Jakkolwiek pewien talent to także oznacza.

Zdanie musi być zwięzłe, płynne: o to chodzi,

By nie męczyło uszu pośród słów powodzi.

Język musi być smutny, to znów żartobliwy,

Mieć natchnienie poety, retora porywy,

To znów zawierać wykwint, to oszczędzać siły,

Mądrze problem poruszać. Czasem dowcip miły

Lepiej niż oburzenie ważność spraw wypowie.

Przez to Komedii starej twórcy i mistrzowie

Są wzorem, mają sławą. Ich piękny nie czyta

Hermogenes, ni owa małpa pospolita,

Co tylko Katullusa, Kalwusa docenia.

„Lecz wielka rzecz, że zmieszał słów łacińskich brzmienia

Z greckimi." Oh, nieuki! Pitoleon przecie

background image

138

Też zmieszał, choć go wielkim wręcz nie uznajecie.

„Lecz rozkosznym mieszany język być zaczyna,

Tak jakbyś do Falerna dodał z Chios wina."

Że w wierszu, to się zgodzę, lecz powiedz łaskawie,

Czybyś mówił nim w sądzie, w Petilliusza sprawie?

Chcesz, by Pediusz, Korwinus, kiedy sprawę wszczyna,

Zapomniał i ojczyzny, i ojca Latyna

I wplatał do ojczystych słowa z zagranicy,

Jak dwujęzyczni robią to Kanuzyjczycy?

Gdy nabazgrałem kiedyś wiersze grecką mową,

Choć jestem stąd, Kwirynus zabronił surowo

(A zjawa po północy uchodzi za pewną)

Mówiąc: „Mniej nierozsądnie wieźć do lasu drewno,

Niż niezliczone Greków pomnażać zastępy."

Niech zarzyna Memnona nasz Alpinus tępy,

Niech Ren z bagna wywodzi: a ja sobie tworzę

I Tarpa moich wierszy oceniać nie może,

Czy oraz ile razy zjawią się na scenie.

Dawus z chytrą heterą zwodzą zasłużenie

Chremesa w twoich wdzięcznych książeczkach, jedyny

Wśród żywych Fundaniuszu. Pollio królów czyny

Opiewa znów w trymetrach. Dzielny Wariusz siły

Włożył w rycerski epos. Muzy zezwoliły

Wergiliuszowi pisać o wsi pieśń wspaniałą.

Ja, co się Warronowi, innym nie udało,

Mogłem napisać lepiej, choć słabiej o wiele

Od mistrza; i dlatego ja się nie ośmielę

Zdjąć mu wieniec, z którego zaszczytnie korzysta.

Powiedziałem, że płynie jak rzeka mulista,

Że wiersz jego wad więcej niż zalet zawiera.

A czy ty nic nie zganisz, mędrcze, u Homera?

A sam Lucyliusz nie kpi z Akcjusza tragika

I czy Enniusza słabszych wierszy nie wytyka?

Bo o sobie ma lepsze niż o nich mniemanie.

Czytając Lucyliusza więc, nic się nie stanie,

Gdy spytamy, czy jego, czy też treści winą,

Że jego pieśni twardo, niezbyt ładnie płyną,

background image

139

Że się cieszył, iż wierszy ze dwieście z okładem

Wyrąbie po obiedzie, tyleż przed obiadem,

I wszystko w heksametrach; — niczym Kassjusz drugi,

Który pisał z szybkością wartko rwącej strugi,

Natomiast kiedy umarł, to zwłoki spalono

Na stosie utworzonym z jego książek pono.

Lucyliusz wdzięczny, miły, w wierszu gładziej płynie,

Niż ten, co działał w Grekom nie znanej dziedzinie

I niż wielu poetów, którzy przed nim żyli.

Lecz gdyby z woli losu żył w obecnej chwili,

To wiele by wygładził, co piękno przesłania

I doskonałość, wyciął, a w czasie pisania

Do krwi gryzłby paznokcie i rwał włosy z głowy.

Wiele zmieniaj, poprawiaj, zanim wiersz gotowy

Oddasz czytelnikowi. Nie dbaj, co tłum powie.

Miej garstkę zwolenników. Czy chcesz, by uczniowie,

Szaleńcze, z twoich pieśni dyktanda pisali?

„Co tam tłum! Dość, że klaszczą mi rycerze śmiali!"

To słowa wyniesionej z dołów Arbuskuli.

Mnie wzruszy wesz Pantiliusz? Demetriusz rozczuli,

Że gada za plecami? Może ból mi zada

Głupi Fanniusz, co razem z Hermogenem jada?

Ważniejsze, co Mecenas, Plocjusz, Wariusz powie,

Wergiliusz, Walgiusz, Fuskus, obaj Wiskusowie,

Czy najdroższy Oktawiusz me pieśni pochwali,

Czy Pollio, czy Messala i czy brat Messali.

Nie ze wzglądu na wpływy tych ludzi tak cenię.

Bibulusa, Serwiusza, Furniusza wymienię;

Innych mądrych przyjaciół z rozmysłem nie wspomnę.

Jeśli lubią me wiersze, dzięki im ogromne,

Jeśli nie, to się zmartwię, zaboli mnie bowiem.

Za to wam, Demetriuszu, Tigelliuszu, powiem:

Wśród łez uczcie dziewczyny, które siedzą w rzędzie.

Wpisz, chłopcze, niech to również w mej książeczce będzie!

background image

140

CZTERYKROĆ W ROKU PISZESZ COŚ NA PERGAMINIE...

Czterykroć w roku piszesz coś na pergaminie,

Czyli rzadko, a ciągle poprawiasz jedynie,

Zły na siebie, że talent do satyr ci gaśnie

Przez to wino i spanie. Co to będzie? Właśnie!

W Saturnalie uciekłeś tu. Dotrzymaj słowa

I napisz coś na trzeźwo! Gdzie tam! — Próżna mowa!

Teraz to pióro winne, nawet winna ściana,

Przez poetów i bogów wspólnie przeklinana.

A jak się odgrażałeś, jaką miałeś minę,

Co będzie, gdy dom ciepły da ci swą gościnę!

Na cóż cię w drodze Plato, Menander uciska,

Eupolis i Archiloch, i inne nazwiska?

Chcesz ugłaskać nienawiść odrzuciwszy pióro?

Wyszydzą cię! Więc pogardź Syreną ponurą

I gnuśnością lub czekaj, aż ci się rozpłynie

Zdobyta sława. — „Niech ci bogi i boginie,

Damazyppie, za radę tę dadzą fryzjera!

Lecz skąd mnie znasz?" — Gdy trzosik mój stopniał do zera

Przy Janusie, spraw własnych nie mam, przeto śmiało

Wchodzę w cudze. Mnie kiedyś interesowało,

Iż rzeźba bez polotu, że odlew ubogi,

Spiżowa misa, w której Syzyf moczył nogi.

Sto tysięcy w ten posąg włożyłem! Dochody

Miałem, no bo umiałem wille i ogrody

Sprzedać z zyskiem. Dlatego właśnie wielki rynek

Mówił zawsze, że jestem Merkurego synek. —

„Żeś się z tego wyleczył, wiem i ledwo wierzą.

Lecz w miejsce starych chorób dziwnie przyszły świeże;

Że w serce wchodzi z głowy ból i z płuc, się zdarza

I że letargik pięścią medykom wygraża.

Niech z tobą tak nie będzie!" — Nie martw się, łaskawie!

Jesteś głupcem i wszyscy głupcami są prawie,

Jeśli słusznie te sprawy Stertiniusz ocenia;

A dokładnie spisałem jego zalecenia,

Gdy kazał brodę mędrca zapuścić po prostu

background image

141

I odejść z dobrą myślą z Fabrycjusza mostu.

Bo straciwszy majątek chciałem zginąć w rzece

Zakrywszy głowę. Stanął przy mnie i: „Dalece

Niegodnym — rzekł — co czynisz. Wstydzisz się, nieboże.

Ze pośród głupców głupcem ktoś cię nazwać może?

Czym jest głupota? Gdyby tylko z twą osobą

Wiązała się, to rzekłbym: a giń, licho z tobą!

Kogo głupota, prawdy niewiedza owłada,

Czyni ślepym, to Chryzyp i jego gromada

Zwą go szaleńcem. Nazwa ta dotyczy bowiem

Tłuszczy, królów — prócz mędrca. A teraz ci powiem,

Ze ci, co zwą cię głupim, szaleni są sami.

Jak bowiem ludzie chodzą po lesie czasami

I przez pomyłkę pójdą niewłaściwą drogą,

To zawsze, bądź to w prawo, bądź w lewo pójść mogą.

Błąd ten sam, no bo różnią się jedynie strony.

Takim ty jesteś głupcem, a niby uczony

Kpiąc z ciebie się naraża na kpiny, chichoty.

Bać się rzeczy niestrasznych — też rodzaj głupoty:

Drżeć przed ogniem, przed rzeką na drodze, przed skałą.

Lecz głupotą przeciwną jest wskakiwać śmiało

W ogień, rzekę, choć krzyczy matka przerażona,

Przyjaciółka i ojciec, siostra, krewni, żona:

«Uważaj, straszna przepaść, olbrzymie kamienie!» —

Tyle słyszy, co Fufiusz pijany na scenie

Grając Iliony rolę, którą przespał gładko,

Choć Katienus wraz z tłumem wrzeszczeli: «Wstań, matko!»

Wykażę, że głupotę taką widać wszędzie:

Głupi Damazyp! — Stare posągi nabędzie!

A ten, co mu pożycza, czy ma dobrze w głowie?

Może! «Weź to bezzwrotnie» — załóżmy, ktoś powie.

Czy głupcem będziesz biorąc, czy też raczej, że się

Zrzekasz tego, co darmo sam Merkury niesie?

Bo niech złoży podpisów sto, tysiąc, bez granic,

U Neriusza, Cykuty — darmo, wszystko na nic!

Gdyż on się jak Proteusz z wszystkiego wywinie,

background image

142

A w sądzie mu się uśmiech zamienia jedynie:

Jest w nim dzik, to znów ptaszek, to głaz, to znów drewno.

Gdy głupi źle się rządzi, mądry dobrze pewno.

Perilliusz wody w mózgu dostał niespodzianie —

Pożycza, czego oddać nikt mu nie jest w stanie.

Niech poprawiwszy togę posłucha mnie oto

Ten, kto tak drży bez przerwy o urząd, o złoto,

Kto choruje na zbytek lub na zabobony,

Lub na inną chorobę. To, że jest szalony,

Wykażę mu, niech tylko szybko ku mnie bieży;

Najwięcej ciemierzycy sknerom dać należy —

Nie wiem, czy Antycyra rodzi jej aż tyle.

Staberiusz wielkość spadku ryć na swej mogile

Kazał dziedzicom albo na stół zastawiony

Jak Arriusz podać wszystkie afrykańskie plony,

Dać sto par gladiatorów. «Czy ja tutaj błądzę,

Czy może robię słusznie, nie wtrącaj się!» — Sądzę,

Że on wiedział, co robi. A cóż w takim razie

Chciał Staberiusz, gdy kazał ryć sumę na głazie?

Póki żył, widział w biedzie grzech najobrzydliwszy

I bał się jej nad wszystko. A gdyby straciwszy

Grosz miał umrzeć, na pewno miałby już podstawy,

By nazwać się niewartym. Bowiem wszystkie sprawy

Boskie, ludzkie, zaszczyty i sława wraz z cnotą

Zależą od pieniądza. Kto posiada złoto,

Ten dobry, sławny, dzielny... a czy mędrcem? Ale!

Królem i lepiej. Myślał, że ku przyszłej chwale

Zdobył to niemal cnotą. I odwrotnie: aby

Szybciej szli, kazał rzucić Grek Arystyp sztaby

Złota sługom, ciążące bardzo w Libii skwarze.

Który z nich w naszych oczach głupszym się okaże?

Wady nie wytknę wadą, tak jak w tym przykładzie.

Gdy ktoś lutnie skupuje i na kupę kładzie,

Choć na lutniach się nie zna i Muzom nie służy;

Nie szewc, gdy kupi dratwę; żagle do podróży,

Kto z towarem nie jeździ. «To szaleńcy próżni!» —

Ludzie krzykną. A czymże zaś od nich się różni,

background image

143

Kto nie tknie, tylko chowa złoto i mamonę,

Drży przy schowku, tak jakby były poświęcone?

Gdy ktoś przy wielkim stosie zboża czuwa stale,

Wyprostowany, baczny, z długim drągiem, ale

Chociaż głodny ni ziarnka nie tknie oczywiście,

Bo woli z oszczędności jeść zgorzkniałe liście,

Gdy schowa wina z Chios, Falerny pachnące,

A ma tych dzbanów tysiąc, nawet trzy tysiące,

I pije ocet; jeśli i na słomie zaśnie

Mając lat osiemdziesiąt, a purpura właśnie

Butwieje w starej skrzyni, aż się mól nią naje,

Tylko nielicznym taki głupcem się wydaje,

Bo prawie wszyscy ludzie grzęzną w tej chorobie.

Owa troska, przeklęty starcze, na cóż tobie?

By pił syn, wyzwoleniec w spadku? Byś miał wiecznie?

Te zasoby tak zmniejszą ci się ostatecznie,

Gdy do sałaty wlejesz co dzień olej świeży,

Albo łeb posmarujesz wstrętny od łupieży?

Krzywoprzysięgaj, kradnij, grab, jeśli twe mienie

Nie starcza. Lecz gdzież rozum? I Gdy ciskasz kamienie

W ludzi, zabijasz sługę, choć kosztował drogo,

To wszyscy ciebie głupcem słusznie nazwać mogą.

Gdy dusisz żonę, matkę trujesz innym razem,

Masz rozum? Co? Nie w Argos działasz, nie żelazem,

Jak Orestes, co zadał śmierć swej rodzicielce.

Myślisz, że po zabójstwie tak oszalał wielce?

Jego, nim w piersiach matki miecz zatopił cały,

Przed tą zbrodnią szalone Furie opętały.

Odwrotnie, odkąd został szaleńcem uznany,

Nie zrobił nic, co godne jest jakiejś nagany.

Na Pyladesa, siostrę nie dobywa mieczy.

Elektrze tylko wiecznie od Furii złorzeczy,

Na Pyladesa tylko wciąż urąga w szale.

Biedny Opimiusz! Złoto, srebro chowa stale.

Z garnka wino skwaśniałe wejentańskie pije

W święta, a w dni powszednie i gorsze pomyje.

Raz zapadł w letarg. Wtedy spadkobierca miły

background image

144

Za kluczami od kufrów goni ile siły,

Aż bystry, wierny lekarz swój talent okaże

Przy zdrowia przywracaniu: stół przystawić każe,

Sypnąć z worków pieniędzy, brać się do liczenia.

Tym pomógł, a i dodał: «Nie będziesz strzegł mienia,

To chciwy spadkobierca wszystko ci zabierze.» —

«Ja żyję.» — «By żyć, musisz czuwać.» — «Radź mi szczerze!» —

«Stracisz siły, gdy nie zjesz, mówią ci otwarcie,

Słabemu żołądkowi należy się wsparcie.

Na co czekasz? Masz, zjadaj kleik według diety.» —

«Drogi?» — «Tani.» — «Za ile?» — «Osiem asów.» — «Rety!

Lepiej umrzeć, bo każdy tylko grabi, łupi...!»

«Któż jest zdrów?» — Kto nie głupi. «No a skąpiec?» — Głupi

I niezdrów. «A gdy zdrowy, to na skutek tego,

Że nieskąpy?» — Bynajmniej. «Stoiku, dlaczego?»

To nie żołądek (Krater powie), nic z tych rzeczy!

«Więc w porządku i wstanie już wkrótce?» — Zaprzeczy,

Bo choroba mu toczy nerki albo płuca.

Nie jest krzywoprzysiężcą, skąpcem i dorzuca

Larom w ofierze wieprzka. — Ale go zachwyca

Zaszczyt. — Na Antycyrę! Bo cóż za różnica:

Trwonić, czy też nie dotknąć, by nie zrobić straty?

Miał w Kanuzjum majątki Opidiusz bogaty

Dwa i dwóch synów. Każe, by przyszli synowie

I tuż przed śmiercią dzieląc spadek tak im powie:

«Wiem, Aulusie, że grywasz w kostki i orzechy,

Że lubisz gest szeroki i kochasz uciechy;

Ty, Tyberiuszu, liczysz i ściskasz, co twoje.

Że więc pójdziecie szlakiem wad różnych, się boją:

Ty wzorem Nomentana. Ty Cykuty wzorem.

Na święte was Penaty zaklinam z uporem:

Ty nie roztrwaniaj mienia, ty nie mnóż bez miary,

Bo wystarczy, co ojciec zostawił wam stary.

I przysięgnijcie, że was sława nie omami.

Gdyby któryś edylem, pretorem czasami

Został, będzie przeklęty, wyjęty spod prawa.

Stracisz na bób, groch, łubin, by rosła twa sława,

background image

145

By mieć posąg spiżowy i by w cyrku śmiało

Rozpierać się i trwonić ojcowiznę całą?

Jak Agryppa brawami chcesz cieszyć i ty się?

Chcesz iść w lwa szlachetnego ślady, szczwany lisie?»

«Ajaksa grzebać nie dam!» — Dlaczego, Atrydo? —

«Jestem królem.» — Więc milczę już. — «Tu sprawy idą

O słuszność. Kto zaś krzywdę w tym widzi, niech powie

Swobodnie to, co myśli, pozwalam.» — Bogowie

Niech, królu, powrót dadzą ci po wzięciu Troi!

Czyż pytać i odpowiedź usłyszeć przystoi?

«Pytaj!» — Po Achillesie sławą Ajaks drugi,

W obronie Greków takie mający zasługi,

Który sprawiał, że szczątki Trojan w polu gniły,

Czemu cieszy Priama i jest bez mogiły? —

«Bo zabił tysiąc owiec i przyrzekł nikczemnie

Wbić miecz w Menelaosa, w Ulissesa, we mnie.» —

A ty w Aulidzie córę, zamiast dać jałówkę,

Składałeś bogom, mąkę sypiąc jej na główkę. —

Masz zdrowy rozum? — «Czemu?» — No bo cóż się stało,

Że Ajaks zabił bydło? Że naklął niemało

Atrydzie? — Lecz nie zabił syna ani żony,

Teukra ni Ulissesa. — «Ja, by uwięziony

Sznur statków mógł oderwać się od brzegu wrogów,

Z rozmysłem krwią błagałem zagniewanych bogów.» —

Własnej córki! I w szale! — «Własnej, lecz nie w szale.»

Kto odróżnia od zbrodni słuszność tak wspaniale,

Gdy są z sobą związane, ten, gdzie prawda, nie wie.

Wszystko jedno, czy grzeszy z głupoty, czy w gniewie.

Ajaks w szale zabijał niewinne barany. —

Ty mordujesz z rozmysłem chcąc być z władzy znany!

Gdzież rozum? Czemu butna myśl się cnotą chlubi?

Jeśli nosić owieczkę w lektyce ktoś lubi,

Da jej suknie, jak córce, służące i złoto,

Zwie Rufą lub Puzillą, szuka męża, co to

Byłby dzielnym... — opiekę nad nim, bądźmy pewni,

Z polecenia pretora pełnić będą krewni.

A kto miast owcy córkę na ofiarę składa,

background image

146

Ten ma rozum? Już nie mów! Przyznać więc wypada:

Szał się mieści w głupocie, w zbrodni opętanie.

A kogo chwycą w szpony sławy blaski tanie,

Ten niczego nie słucha prócz krwawej Bellony.

Weźmy znów Nomentana i zbytek szalony.

Ze wnukowie są głupi, i tu mogę przysiąc.

Ten, gdy dostał po ojcu talentów aż tysiąc,

Każe, by z rana przyszli do domu rybacy,

Z Welabru i z dzielnicy tuskiej różni tacy

Maści, ptaków, owoców handlarze przemili,

Rzeźnik, błazen... co wyszło? — No, wszyscy przybyli.

«Wszystko, co w naszych domach zobaczysz dokoła,

Bierz, jak swoje, dziś, jutro...!» — chytry rajfur woła.

A jakaż była na to odpowiedź młodzika?

«Ty śpisz w butach na śniegu, abym ja zjadł dzika;

Ty dla mnie łowisz ryby nawet zimą wreszcie.

Ja, leń niegodny, miałbym tyle mieć? Więc bierzcie!

Ty masz sto i ty również, ty trzy razy więcej,

By mnie twoja żoneczka pieściła gorącej.»

Syn Ezopa Metelli wyjął perłę z ucha

I rozpuściwszy w occie połknął: więc do brzucha

Poszło parę milionów. Zrobiłby dalece

Mądrzej topiąc ją nawet w kloace lub w rzece.

A potomstwo Arriusza, znana para braci,

Która na miłość, zbytek, bzdury wszystko traci!

Ci, prócz drogich słowików, czy jeść by coś chcieli?

Dokąd zajdą? Czy w czerni im chodzić, czy w bieli?

Gdy kleci domki, myszki do zaprzęgu wciąga,

Bawi się w ciuciubabkę i dosiada drąga,

To powiemy, że bałwan, o człeku, co stary.

Czy nie bardziej dziecinnie kochać się bez miary?

Bo mając lat trzy płaczesz, gdy bawisz się w piasku,

Potem też cierpisz, ale w miłości potrzasku.

Gdzież różnica? Więc postąp kiedyś ze swej łaski

Jak Polemon! Rzuć chusty, powijaki, paski —

Oznaki twej słabości. Bo on, choć pijany,

background image

147

Podobno głosem mistrza trzeźwego porwany,

Zerwał wieniec, choć szyi jego był ozdobą.

«Nie gniewaj się, chłopczyku, weź jabłko ze sobą.» —

Nie! — «Weź, kotku!» — Też nie chce. Nie dasz — wtedy bierze.

Tak kochanek wygnany zamartwia się szczerze

Za drzwiami: «Iść, czy nie iść? Nie przyzywa zgoła.

Nie, teraz to już wejdę! Niech najpierw zawoła!

Nie, już skończę z tą męką! Wygania dziewczyna —

Iść? Znów woła — nie, teraz niech nawet zaklina!»

Odrzekł sługa mądrzejszy: «Panie, na te rzeczy

Nie ma praw ani reguł! Rozsądkowi przeczy,

Kto praw i reguł szuka. To są zła miłości:

Wojna, pokój. Nie zyska nic, kto sobie rości

Prawo klejenia reguł płynącej przygody,

Klejenia reguł zmiennej, niestałej pogody,

Prócz tego, że w reguły poklei głupotę.»

Cóż? A czy ty rozumu masz chociaż na jotę,

Gdy się cieszysz, że pestka do sufitu leci?

A ty nie stawiasz domków z piasku wzorem dzieci

Wdzięcząc się starczym głosem? — I krwią czasem ciecze

Głupota, za miłością zaś kryją się miecze.

Mariusz, że zgładził Hellas, zgłupiał z tej przyczyny

I się zabił. — Zaćmienie. — Zwolnisz go od winyl

Ale i jednocześnie skażesz go za zbrodnię,

Bo ci pokrewne nazwy stosować wygodnie.

Staruszek wyzwoleniec co dzień na rozdroże

Biega, umywszy ręce, na czczo i, co może,

Obiecuje w modlitwie: «Jedno zróbcie, mało,

Drobiazg, bóstwa — by długo żyć mi się udało!»

Oczy, uszy... tak! Rozum? — Sprzedając uprzedzi

Pan, jeśli jest uczciwy. Takich wśród gawiedzi

Dość licznej Meneniusza nasz Chryzyp zamieści.

«Jowiszu, ty, co zsyłasz, ujmujesz boleści!» —

Tak matka, której dziecko pięć miesięcy leży. —

«Jeśli atak gorączki nie przyjdzie już świeży,

W dniu, w którym żądasz postu, nagie w Tybrze stanie.»

Pomógł przypadek, może lekarzy staranie.

background image

148

Ale matka sprowadza znów gorączkę za to,

Kładąc w szaleństwie dziecko w wodę lodowatą.

Co jej rozum odjęło? Bojaźń bogów może?"

Mnie Stertiniusz dał oręż, który mi pomoże

Brać odwet; nie chcę, by mi ubliżano bowiem;

Gdy ktoś mnie nazwie głupcem, to samo odpowiem,

A nauczy się sobie przypatrywać bacznie. —

„Stoiku, wartość nauk twoich wzrastać zacznie!

Jaką głupotę — jest ich dużo wyjątkowo —

Widzisz u mnie? Ja bowiem sam się czuję zdrowo." —

Nie myślała Agawe, że to szału wina,

Kiedy w swych rękach niosła ściętą głowę syna. —

„Głupi jestem, przyznaję; zaprzeczać daremnie;

Może nawet szaleniec, lecz powiedz, gdzie we mnie

Widzisz wadę?" — Posłuchaj! Budujesz, to znaczy,

Pragniesz wciąż naśladować wielkich i bogaczy,

Choć z obcasami stopy masz dwie, czyli mało.

Drwisz za to, że odwaga większa jest niż ciało

(I tu kto z was śmieszniejszy?) u Turbona w zbroi.

Czyż co robi Mecenas i tobie przystoi?

Cóż za rywal, gdy różny i mniejszy o wiele?

Kiedyś malutkie żabki nogą zgniotło cielę.

Który zmiażdżył kuzynków. „Czy był taki może?" —

Pyta matka i mocno nadęła się cała.

„Skąd? Większy!" — „Taki?" — „Choćbyś wciąż się nadymała,

Choć pękniesz, nie dorównasz!" Widzisz zatem jasno,

Że w tej scence odnajdziesz podobiznę własną.

A wiersze...? To tak, jakbyś wlał w ogień oliwę.

Gdy u innych właściwe, u ciebie właściwe.

Przemilczam wściekłość... — „Przestań!" — Żywot w dobrobycie... —

„Ty lepiej, Damazyppie, patrz na twoje życie!" —

Sto uczuć do dziewczyny i sto do młodzieńca... —

„Ach, wielki, oszczędź wreszcie mniejszego szaleńca!"

background image

149

KIEDYŚ BYŁEM PNIEM FIGI; NIEPOTRZEBNE DREWNO...

Kiedyś byłem pniem figi; niepotrzebne drewno

W lawę czy w Priapa zmienić, mistrz nie wiedząc pewno,

Zrobił mnie bogiem. Bóg więc, napawam obawą

Złodziei oraz ptactwo. Złodziei to prawą

Ręką oraz czerwonym kołkiem w kroku płoszę;

Natrętne ptactwo wiechą, którą na łbie noszę

Gnam, by w nowych ogrodach czasem nie siadało.

Kiedyś z kojców tu trupy wyrzucano śmiało,

A współniewolnik w nędznej układał je trumnie.

Tu nieszczęsnych nędzarzy też grzebano tłumnie,

Jak błazen Pantolabus, jak wnuk Nomentana.

Im przestrzeń stóp tysiąca z frontu wyznaczana

Była, a w głąb stóp trzystu, i mogli jedynie

Synowie grób dziedziczyć. Dziś na Eskwilinie

Można żyć, spacerować, korzystać ze słońca,

Gdzie dawniej białe kości widniały bez końca.

Choć włażą tu bez przerwy złodzieje, zwierzaki,

To sprawiają zazwyczaj mi kłopot nie taki,

Jak wiedźmy, co czarami ludziom wchodzą w drogę,

Tępą magią; — tych wcale wytrzebić nie mogę

Ani przegnać. Gdy księżyc wzniesie swe oblicze,

Grabią kości szkodliwe i zielska zwodnicze.

Raz widziałem Kanidię w czerni, podkasaną,

Z kudłami zwichrzonymi, bosą, jak z Saganą

Starą wyły; a widok straszny i ponury

Sprawiały blade gęby; wczepiły pazury

W ziemię i czarną owcę kąsały co siły.

Krew jęła ściekać w dołek. — Tak duchy wabiły

I mówić im kazały zrozumiałą mową.

Miały z sobą wełnianą kukłę i woskową.

Wełniana, większa miała znęcać się potwornie;

Woskowa niewolniczo czekała i kornie,

By zginąć. Jedna wiedźma do Hekaty wyje,

Druga do Tyzyfony; wtem wypełzły żmije,

Psy piekielne, a księżyc rumiany ukradkiem

background image

150

Chował się za mogiły, aby nie być świadkiem.

Jeśli łżę, kruk na głowę niech mi napaskudzi,

Juliusz, Woranus, który złodziejstwem się trudzi

I Pediacja niech na mnie fajda i niech sika.

Mam mówić, jak pisk smętny, rzewny się wymyka

Duchom, gdy je Sagana zmusza do rozmowy?

Jak wiedźmy zakopują skrycie ząb wężowy

Z wilczą brodą? Jak kukłę woskową płomienie

Trawią? O, pokazałem Furiom zasłużenie,

Że dla mnie takie straszne nie są one obie:

Jak rozchylę pośladki! Jak huku narobię!

— Tak głośno trzaska pęcherz. — A wiedźmy, co siły,

Kanidia wraz z Saganą, w nogi. Pogubiły

Sztuczne zęby, peruki, zielska wielkie wiechy,

Jakieś magiczne paski. Och, było uciechy!

HARFIAREK RZESZE, MĘTÓW ODMIANA WSZELAKA...

Harfiarek rzesze, mętów odmiana wszelaka,

Od mima, szarlatana, po błazna, żebraka,

Po Tigelliuszu dzisiaj żałobą przywdziali,

Bo był hojny. A inni, żeby nie gadali,

Że trwoni, biedakowi, kiedy mu potrzeba,

Żałuje na grzbiet łacha i kawałka chleba.

Innego spytaj, czemu ojcowizną całą

Zeżreć szpetną gardzielą mu się spodobało,

Bo za pieniądze z lichwy przysmaki on kupi,

Powie: „By nie myśleli o mnie: — sknera głupi!"

Ten sypie mu pochwały, a inny nagany.

Fufidiusz, choć się boi łotrem być nazwany,

Ma ziemię i u ludzi dług na niego czeka,

Lecz procent pięciokrotny wyciska z człowieka

Tym łacniej, im lepszego złapał utracjusza.

Najchętniej z synków twardych tatusiów wymusza

To i owo. Ktoś słysząc to: „Jowiszu boże,

Na wydatki obraca dochód, bo nie może

Inaczej" — krzyknie. Skądże! Nigdy nie dasz wiary,

background image

151

Jak on siebie nie cierpi. Ów nieszczęsny stary,

Co w sztuce Terencjusza wygnał swego syna,

Nie gorzej się zadręczał niż nasz poczciwina.

„Do czego te wywody?" — ktoś pytanie zada.

Bowiem głupiec z wad jednych zwykle w drugie wpada.

Maltinus swą tuniką spuści aż po pięty,

A inny swą po pępek zadrze uśmiechnięty.

Rufillusa czuć maścią, kozłem Gargoniusza.

Wszystkim brak jest umiaru. Ów tylko wyrusza

Do tej, której do kostek sięgają falbanki;

Inny woli na rogu poszukać kochanki.

„Wielkie brawa dla ciebie!" — rzekł raz Kato boski

Widząc człeka, co wracał z burdelu beztroski. —

„Bo lepiej, niżbyś cudze miał obrabiać żony,

Tu zajdź, jurny młodzieńcze, żądzą rozbudzony."

A Kupieniusz mu odrzekł, gdyż wielbił te w bieli:

„Też mi! Jeszcze mnie za to chwalić się ośmieli!"

Warto wiedzieć, jeżeli gachom źle życzycie,

Wśród jakich niebezpieczeństw wiodą swoje życie,

Jak ból często przerywa im chwile rozkoszy

I jak te rzadkie chwile często groza płoszy.

Ten na łeb skoczył z dachu; tamten z życiem pono

Ledwie uszedł; a inny wpadł na zaczajoną

Bandę zbójów; wykupił inny własne ciało;

Kogoś tam obsiusiano; a raz tak się stało,

Że nożem w przyrodzenie wprost zadano cięcie.

Wszyscy: „Słusznie!" — lecz Galba zaprzeczał zawzięcie.

O ileż bezpieczniejszy towar w drugiej klasie!

Takie wyzwoleniec... Salustiusz to pcha się

Do nich z takim zapałem, jak gach do mężatek.

Niech już dobry, niech hojny, rozumiem wydatek,

Gdyby w sam raz, rozsądnie, na ile ma w kiesie,

Na ile mu to krzywdy, hańby nie przyniesie!

Ale on powie z dumą, niemal ku swej chwale,

Sam siebie wielbiąc: „Matron nie dotykam wcale."

Marseusz Oryginie dał kiedyś z miłości,

Aktorce, dom po ojcu i ojcowskie włości,

background image

152

I też mawiał: „Nie miałem nigdy cudzej żony." —

Tylko mimy i dziewki! Fakt jest do obrony,

Lecz opinia... Różnicę więc widzisz w osobie;

Ale sam czyn rażący nie uwłacza tobie?

Bo stracić dobre imię i mienie rodzica

Złem jest zawsze i wszędzie. A cóż za różnica,

Czy zgrzeszysz z samą panią, czy z służącą w todze.

Wiliusz z Faustą się zadał i zawiódł się srodze

Myśląc, że stał się zięciem Sulli; — doznał sromu,

Bo go stłukli i mieczem wygonili z domu,

Gdyż wewnątrz Longarenus bawił. Gdyby wtedy,

W obliczu tak wielkiego nieszczęścia i biedy,

Własny członek go spytał: „Co chcesz? Czyż od ciebie

Żądam córy konsula, gdy jestem w potrzebie,

Dziewki ubranej w stole?" — Co odrzekłby na to? —

„Lecz za to jaki wielki tej dziewczyny tato!"

Ileż to dóbr prawdziwych rozdaje wszechwładnie

Natura, tylko zechciej zważyć to dokładnie

I zrozum, dokąd dążyć, skąd uciec należy.

Myślisz, że wszystko jedno, czy w naturze leży

Błąd, czy w tobie? A zatem nie uwodź matrony,

Byś nie żałował; kłopot stąd płynie szalony,

A korzyść z całej sprawy naprawdę jest mała.

Choćby pereł, szmaragdów sznury zawieszała,

To nie ma nóg zgrabniejszych, pulchniejszego uda

Niż Cerynt; tamta w todze ma i lepsze cuda,

I towar ma bez ozdób; ten, co do sprzedania,

Ma do wglądu; a skoro wdzięki swe odsłania,

To pokaże, jeżeli gdzieś ma feler jaki.

Królowie zaś kupują okryte rumaki;

Bo kształt jest zwykle piękny, nogi smukłe przytem,

A wtedy kupiec często dławi się zachwytem

I widzi piękno wszędzie: we łbie, w szyi, w zadzie.

Mądrze robią. Lecz na cóż oglądać w zasadzie

Czar okiem Lynceusza, a na drobiazg brzydki

Być ślepym jak Hypsea? „Te ramiona, łydki!"

Lecz jeszcze biodra, talia, stopa, nos skrzywiony.

background image

153

Gdy nie jest Katią, możesz widzieć u matrony

Twarz, bo inne szczegóły w szatki się oblekły.

Chcesz do twierdzy, forsujesz przeszkody już wściekły;

Lecz mnóstwo innych rzeczy dostęp ci zamyka:

Jeszcze stróże, fryzjerki, jazgotki, lektyka,

Jeszcze płaszcz gruby, suknia, co trąca o piętę,

Tak że istotne sprawy wciąż są zasłonięte.

A u tamtej bez przeszkód okiem zmierzysz za to

Biodro, udo i nogę, bo przykryte szatą

Kojską, więc widać wszystko. Czy kochasz nad życie

Ryzyko i chcesz najpierw zapłacić sowicie,

A towar widzieć potem? „W śniegu za zającem

Brnie po śladach myśliwy, lecz gardzi leżącym." —

Śpiewa i doda: „Miłość moja również goni

To, co pierzcha; od tego, co gotowe, stroni."

I myślisz, że ten wierszyk wyrwie ból z twej duszy,

Że wypędzi zgryzoty, i że troski skruszy?

Jaki kres żądzom stawia natura w tym względzie,

W czym ma sobie pozwolić, nad czym boleć będzie,

Bacz i wiedz, gdzie jest serio rzecz, a gdzie głupota.

Gdy cię pali pragnienie, szukasz czar ze złota?

A głodny nic nie ruszysz prócz płaszczki i pawia?

A jeżeli ten grubszy człon ci się ustawia,

Wolisz, niech cię roznosi, wolisz cierpieć męki,

Niż służącą lub chłopca załatwić od ręki?

A ja tam wolę Wenus przystępną i śmiałą.

Tę, co to: „Niech mąż wyjdzie", „Potem", „Dajesz mało",

Ma Filodem dla Gallów; zaś woli dla siebie

Tanią, chętną i szybką, kiedy jest w potrzebie.

Niech będzie biała, prosta, dość czysta i miła,

Nie lepsza, niż ją sama natura stworzyła.

Tę, gdy u mego boku położy swe ciało,

Egerią oraz Ilią mogę nazwać śmiało.

Nie drżę, że gdy zagłębię się w miejsce rozkoszy,

Mąż wróci, drzwi wywali, pies szczekaniem spłoszy,

Że dom stanie na głowie, z łoża skoczy miła,

Zblednie, krzyknie, że, biedna, już posag straciła;

background image

154

Służąca drży o skórę, ja mam w piętach duszę;

Z rozluźnioną tuniką, boso zmykać muszę

Ratując sławę, tyłek i pieniądz w kieszeni.

Źle być złapanym; Fabiusz niech to sam oceni!

A KACJUSZ SKĄD I DOKĄD? — „ACH, CZASU MAM MAŁO...

A Kacjusz skąd i dokąd? — „Ach, czasu mam mało:

Taką zdobyłem wiedzę, że w kąt pójdą śmiało

Pitagoras, Sokrates i Plato uczony." —

Nie w porą cię spytałem. Cóż? Nie mam obrony

Dla siebie: lecz wybaczyć bądźże mi gotowy!

Przypomnisz sobie szybko, co ci wyjdzie z głowy,

Bo z wiedzy i z natury wiele robisz składnie. —

„Właśnie myślę, jak wszystko spamiętać dokładnie

W tej subtelnej, subtelnie podanej dziedzinie." —

Zdradź imię: czy Rzymianin, czy tylko w gościnie? —

„Treść nauki powtórzę, imienia nie powiem:

Jaja kształtów podłużnych podawaj; wiedz bowiem,

Ze są bielsze od krągłych, o smaczniejszej treści,

Gdyż pod długą skorupką kogucik się mieści.

Z pól suchych jest sałata słodsza niż spod miasta,

Bo w ogródku podlanym wodnista wyrasta.

A jeśli cię zaskoczy gość o późnej porze,

Twarda kura z pewnością go cieszyć nie może,

A zatem do Falernu włóż zabitą świeżo,

To zmięknie. Do najlepszych grzyby z łąk należą,

Inne nie są tak pewne. Nie opuszczą siły

Tego, kto dba, by w końcu czarne morwy były,

Ale nim słońce spiecze, pozrywane z drzewa.

Aufidiusz do Falernu jeszcze miód dolewa.

Źle robi, bo przystoi tylko lekki trunek

I na pusty żołądek, i na serc frasunek.

A jeśli kogoś gnębi ciężkie zatwardzenie,

Ślimak i żółwik szybko dadzą ukojenie,

Kilka listeczków szczawiu oraz kojskie wino.

Póki księżyc ma rogi, małże smakiem słyną;

background image

155

Lecz nie każde je morze w obfitości daje.

Lukryński brzeg da kraby lepsze niźli Baje.

Ostrygi są w Cyrcejach a w Mizenum jeże;

Miękki Tarent z grzebieńców sławę swoją bierze.

Niech do sztuk kulinarnych praw sobie nie rości,

Kto nie odróżnia dobrze smaków subtelności!

Bo zgarnąć drogą rybę to nie wszystko przecie:

Ważne, czy do smażonej, czy też w galarecie

Syty gość apetytu od nowa nabędzie.

Jak dzik, to z Umbrii, taki, który żarł żołędzie,

Nie chcącemu już mięsa niech misę wygina.

Bo w Laurencie nędzne dziki żywi trzcina.

Winnica smaczne koźlę daje raczej z rzadka.

Z zajęczycy zaś pyszna dla znawcy łopatka.

W jakim wieku ptak, ryba gustom bywa miłą,

To moje podniebienie dopiero odkryło.

Są, którym świeże ciasto ponad wszystko stanie;

Lecz to mało się troszczyć wciąż o jedno danie.

To jakby ktoś dbał tylko o wina smak boski,

A o oliwę w rybie nie dokładał troski.

Massyckie wino wystaw na działanie słońca,

To potem wszelki osad noc chłodna postrąca,

A zapachy przykrzejsze psuć nerwy przestaną;

Lecz woń zabijesz cedząc je przez szmatę lnianą.

Mądrze z surrenckim winem niektórzy mieszają

Osad Falernu: zbierze go gołębie jajo,

Bo białko ściąga na dno najróżniejsze męty.

Rak i ślimak z Afryki pobudzają wzdęty

Brzuch od picia; sałata tylko pływa w kwasie

Przepitego żołądka; w szynce i kiełbasie

Gustuje podrażniony brzuch raczej i woli,

Kiedy mu się na danie gorące pozwoli.

Warto też się zapoznać z dwojaką naturą

Galaret: do tej prostszej bierz oliwę, którą

Zmieszasz z moszczem zgęszczonym i sosem troszeczkę

Z ryb, które wypełniały bizantyńską beczkę.

Możesz jeszcze gotować, wkroić drobno zioła,

background image

156

Szafran, a gdy zgęstnieje, to polej dokoła

Oliwą z wenafrańskiej zdobytą jagody.

Jabłka z Tiburtu słyną pod względem urody,

A piceńskie ze smaku. Z dzieży pyszne grono;

Kiść albańską przechowasz lepiej uwędzoną.

Ja pierwszy ją na misie w jabłkach podawałem,

Ja zmieszałem sól czarną razem z pieprzem białym,

Ja wymyśliłem pierwszy drożdże w rybnym sosie.

Ryba na małej misce! — Ach, zastanów no się,

Gdyś dał za nią tysięcy w jatce trzy, więc drogo!

Słudzy niosąc puchary wzbudzić niesmak mogą,

Gdy mają tłuste łapy, bowiem kradli jadło,

Lub gdy do starej konwi nieco brudu wpadło.

Serwetki, miotła, wióry to wydatek skromny,

Ale kiedy ich nie ma, wtedy wstyd ogromny.

Cennych pereł nie będziesz trzymał w brudnej łapie

I nie dasz tam kobierca, gdzie ci się pochlapie.

A przecież za brak rzeczy tych, które są tanie,

Więcej ci się od ludzi i słuszniej dostanie

Niż za kilka w wykwincie drobnych niedomogów."

Mój uczony Kacjuszu! Na przyjaźń i bogów,

Pamiętaj, weź mnie, niech to usłyszę od nowa.

Bo choć dokładnie jego mi powtarzasz słowa,

Lecz wyraz odtwarzany już tak nie urzeka;

A dodaj twarz i wygląd, postawę człowieka!

Tyś szczęśliwy, boś widział go i wyjątkowo

Lekce to sobie ważysz, a ja ruszam głową,

Jak znaleźć to ukryte źródło, co obficie

Tryska wiedzą o szczęściu na całe już życie.

Finis


Document Outline


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Horatius Quintus Flaccus - Ody i epody, Klasycy starożytni ۩, Horatius Quintus Flaccus (Horacy)
Horatius Quintus Flaccus - Satyry, Klasycy starożytni ۩, Horatius Quintus Flaccus (Horacy)
POEZJE i listy
Quintus Horatius Flaccus Carmen 7, liber IV przekład, komentarz, interpretacja
28 Horacy (Quintus Horatius Flaccus), List do Pizonów, [w] Rzymska krytyka i teoria literatury, opra
HORACY List do Pizonów Ody i Epody
Horacy Ody i Epody
listy zadan, rach3
lenartowicz poezje
FM listy id 178271 Nieznany
Kochanowski Satyr, polski, lektura+notatki, Renesans, Notatki
Listy o A. Lisowskim, W, Rozmaitości

więcej podobnych podstron