miecze buntownikow krolestwa nashiry cz 2

background image
background image

Fragment darmowy udostępniony przez Wydawnictwo

w celach promocyjnych.

EGZEMPLARZ NIE DO SPRZEDAŻY!

Wszelkie prawa należą do:

Wydawnictwo Zielona Sowa Sp. z o.o.

Warszawa 2013

www.zielonasowa.pl

background image

Królestwa

978-83-7895-750-8_Nashira_str_1-4.indd 1

2014-01-22 16:04:28

background image

978-83-7895-750-8_Nashira_str_1-4.indd 2

2014-01-22 16:04:28

background image

Królestwa

Miecze buntowniKów

Tłumaczenie: Katarzyna Kolasa-Garibotto

978-83-7895-750-8_Nashira_str_1-4.indd 3

2014-01-22 16:04:29

background image

Tytuł oryginału
I REGNI DI NASHIRA. LE SPADE DEI RIBELLI

Redaktor prowadzący
Monika Koch

Redakcja
Edyta Domańska

Korekta
Jadwiga Przeczek

Skład i łamanie
Bernard Ptaszyńki

Copyright © 2012 Arnoldo Mondadori Editore S.p.A., Milano
Cover illustration by Paolo Barbieri
Copyright © by Wydawnictwo Zielona Sowa Sp. z o.o., Warszawa 2014

ISBN 978-83-7895-750-8

Wydawnictwo Zielona Sowa Sp. z o.o.
Al. Jerozolimskie 96
00-807 Warszawa
tel. 22 576 25 50
fax 22 576 25 51
wydawnictwo@zielonasowa.pl
www.zielonasowa.pl

background image

P

ROLOG

G

rele obudziły pierwsze promienie słońc. Przynajmniej pod tym

względem jej życie nie uległo zmianie. Okna pokoju, jaki zaj-

mowała w klasztorze w Messe, wychodziły na wschód, dzięki czemu
już od świtu pomieszczenie wypełniało światło. Tak też było w jej
nowej celi, w tym chaotycznym skupisku drewnianych baraków sta-
nowiących tymczasową siedzibę klasztoru. Jego budowę zarządził
i sfinansował Megassa, hrabia Messe i ojciec dziewczyny odpowie-
dzialnej za zniszczenie klasztoru. Za każdym razem, kiedy słyszał
skrzypiące deski pod swoimi stopami, przypominało mu się wszystko
to, czego dopuściła się jego córka. Każda, nawet najmniejsza rzecz,
mówiła mu o Talicie i doznanym z jej strony upokorzeniu.

Grele wstała niechętnie. Co rano wracały do niej wspomnienia

tego, jak budziła się kiedyś, jakie poczucie satysfakcji towarzyszyło jej
naturalnemu odruchowi otwarcia oczu w świetle Miravala i Cetusa.
Wówczas była prawdziwą panią klasztoru – od zawsze miała tego
świadomość. Nie zwątpiła w to nawet wtedy, gdy pojawiła się Talitha,
która, zdaniem wszystkich, była predysponowana do wielkich spraw.
To Grele była córką Jane, władcy Królestwa Jesieni, najbardziej obie-

5

background image

cującą z nowicjuszek, ulubienicą siostry Dorothei. Pracowała długo
i systematycznie, by na to zasłużyć, i była przekonana, że nic nie może
stanąć na przeszkodzie jej nominacji na Małą Matkę.

Uśmiechnęła się gorzko, wkładając strój kombatantki. Jaka była na-

iwna; jeszcze nie wiedziała, ile nikczemności i zła kryje się w Talicie.

Przypomniała sobie, gdy widziała ją po raz ostatni: otoczona pło-

mieniami popatrzyła na leżącą na ziemi i jęczącą z bólu, ciężko ranną
Grele i uciekła, pozostawiając ją na spalenie we wznieconym przez
siebie pożarze klasztoru.

Grele podeszła do niewielkiej ceramicznej misy, którą trzymała

w pokoju, i przemyła twarz. Ta misa była jednym z niewielu przed-
miotów, jakie udało się jej uratować z pożaru. Niestety, naczynie
rozbiło się i teraz było naznaczone pokaźnych rozmiarów pęknięciem,
któremu zaradził pewien rzemieślnik, brzydko je sklejająć.

„Jest taka jak ja: cień tego, czym byłam kiedyś” – pomyślała Grele

ze złością.

Gwałtownym ruchem obmyła twarz, na co jej skóra zaeragowała

z wielką wrażliwością, jaką nabyła po oparzeniu.

– Nie myśl o tym – powiedziała jej jedna z sióstr. – Skup się tylko

na tym, że żyjesz. Inne siostry nie miały tyle szczęścia co ty.

Łatwo powiedzieć. Ból był nieustający. Czuła się tak, jakby w jej

ciele, pod tą obrzydliwie błyszczącą i gładką powłoką blizn, tlił się
niegasnący ogień. Wystarczyło, że lekko dotknęła twarzy opuszkami
palców, i w jednej chwili wracały do niej tortury tamtej nocy.

Grele pozwoliła kroplom wody spłynąć po zmaltretowanym po-

liczku, podczas gdy długie dreszcze bólu przeszywały jej plecy. Po-
łowę twarzy nadal miała ładną i dumną, z delikatnymi rysami młodej
kobiety, natomiast jej druga część była potwornie oszpecona. To
nawet nie przypominało zniekształcenia przez blizny, lecz wyglądało
tak, jakby ogień roztopił skórę, która teraz zwisała z twarzy jak wosk

6

background image

ze świecy. Pośrodku tej opadającej skóry widniało szeroko otwarte
oko. Oko, którego od tamtej nocy Grele nigdy już nie zamknęła.

Przez długi czas nie miała odwagi spojrzeć w lustro. Od kiedy

jednak uczyniła to po raz pierwszy, każdego ranka dokładnie się sobie
przyglądała. Obrzydzenie, jakie czuła w stosunku do tej groteskowej
podobizny, która patrzyła na nią z lustra, jeszcze bardziej podżegało
jej nienawiść i przypominało, że nie zazna spokoju dopóty, dopóki
nie zniszczy osoby, przez którą tak wygląda.

To właśnie dlatego zaczęła zgłębiać tajniki sztuki walki komba-

tantek i wprost nie mogła się doczekać, kiedy ukończy nowicjat i sta-
nie się zakonnicą. A wszystko po to, by móc się zemścić. Poza tym,
walcząc wśród bojowniczek, mogła zakładać maskę. Zmasakrowana
część jej twarzy była oznaką słabości, namacalnym dowodem prze-
granej, który należało ukryć przed światem.

Poprawiła szaty. Kiedyś jej delikatna skóra nie tolerowałaby

szorstkości tego materiału; teraz lubiła, jak kłuł ją po całym ciele.
W tym bólu było coś słusznego.

Już miała otworzyć drzwi, gdy ktoś uczynił to za nią. Grele zoba-

czyła wchodzącą do celi siostrę Malekę, jej instruktorkę. W przeci -
wieństwie do innych kombatantek, które musiały przestrzegać ślubów
milczenia, ona miała prawo głosu w obecności swoich wychowanek.

– Masz gościa. Ktoś czeka na ciebie w kościele – oznajmiła.
Grele nie zadawała żadnych pytań, choć ta wiadomość bardzo ją

zaskoczyła. Nikt nigdy o nią nie pytał: ani wtedy, gdy jeszcze wiodła
szczęśliwe życie w klasztorze w Messe, ani nawet tuż po wypadku.
Ojciec, kiedy otrzymał informację, że przeżyła, zostawił ją w doświad-
czonych rękach opiekunek.

Skierowała się w stronę kościoła, który nie był niczym innym

jak szerokim drewnianym barakiem ze spadzistym dachem. W głębi
znajdowała się – cudem uratowana z pożaru – płyta z wygrawero-

7

background image

wanym wizerunkiem Miry. Tam, pośród białych, gołych ścian i na-
prędce zbitych ławek, wywoływała zupełnie inne wrażenie.

Gość, który poprosił ją o spotkanie, stał na środku nawy ze wzro-

kiem utkwionym w płycie.

Grele odchrząknęła, żeby zasygnalizować swoją obecność. Męż-

czyzna odwrócił się i dziewczyna poczuła nagle, jak zalewa ją fala
nienawiści.

To był Megassa, ojciec Talithy.
Nie zastanawiając się ani przez chwilę, rzuciła się do przodu

z ręką skierowaną ku szyi hrabiego, dokładnie tak, jak ją nauczono.
Megassa uskoczył w bok i chwycił ją za ramię, blokując je pod pachą.

– Nie spodziewałem się po tobie niczego innego – syknął.
– Dlaczego w takim razie przybyliście? – warknęła.
– Dlatego że ja i ty mamy wiele wspólnego.
Grele spojrzała na niego podejrzliwie.
– Oboje dużo straciliśmy w pożarze – kontynuował hrabia. – Zo -

staliśmy zdradzeni w podstępny sposób i czujemy głęboką nienawiść
do tej samej osoby.

Dziewczyna szamotała się i Megassa w końcu zwolnił uścisk, lecz

w tej samej chwili zobaczyła, jak sięga do rękojeści miecza. Zastana-
wiała się, co zrobić.

– Gdyby nie wy, ona nigdy nie trafiłaby do klasztoru – powie-

działa wreszcie.

– To był zwykły błąd – odpowiedział Megassa.
Grele znowu popatrzyła na niego podejrzliwie.
– Po co tutaj przybyliście? Czego chcecie?
– Ciebie – odrzekł hrabia.
– Mnie? Wasza córka wzięła już wystarczająco dużo, chyba nie

muszę wam tego przypominać. Kto mi zwróci moją twarz? Wy? –
Gwałtownie zerwała maskę, ukazując zdeformowaną część twarzy.

8

background image

Megassa powstrzymał chęć odwrócenia wzroku i przyglądał się

jej intensywnie.

– Nie wszystko jest stracone. Nie wszystko. Sami jesteśmy pa-

nami naszego losu. Nie ma upadku, z którego nie można byłoby się
podnieść. Odzyskasz to, co straciłaś, i zyskasz jeszcze więcej, jeśli
tylko będziesz tego chciała. Razem zdobędziemy to, co nam się należy,
i dokonamy naszej zemsty.

Grele mocno zacisnęła pięści.
– To krew z waszej krwi. Kto mi zagwarantuje, że mogę wam za-

ufać?

– Ona już nie jest krwią z mojej krwi. Pokazała, że nie jest godna

mojego nazwiska. Jeśli zgodzisz się zawrzeć ze mną sojusz, zoba-
czysz, jak bardzo bezwzględna może być moja zemsta.

Dziewczyna wpatrzyła się w oczy Megassy, szukając w nich po-

twierdzenia tego, co mówił. Iskra nienawiści, jaką dostrzegła w jego
spojrzeniu, przekonała ją bardziej niż tysiąc słów.

– Powiedzcie mi, jaki macie plan – odezwała się wreszcie.
W odpowiedzi Megassa uśmiechnął się chytrze.

background image
background image

C

ZĘŚĆ PIERWSZA

background image
background image

1

D

łonie heretyka poruszały się szybko i zdecydowanie. Ta-

litha z podziwem patrzyła na długie, niesłychanie białe

palce, które kruszyły i mieszały zioła, by potem rozsmarować
je na ciele Saipha.

Chłopak leżał w jaskini. Miał woskową twarz; w bitwie

o Oreę stracił wiele krwi. Miecz jednego z żołnierzy Megassy
wbił mu się pod żebra, aż do kości, i Saiphowi ledwo udało
się ujść z życiem. Heretyk zrozumiał to od razu, gdy tylko ich
zobaczył. Jako człowiekowi znającemu wojnę wystarczyło mu
jedno spojrzenie, by ocenić poważny stan chłopaka.

– W jaki sposób go leczyłaś? Rana jest bardzo głęboka –

zwrócił się do Talithy, przyglądając się rozcięciu na skórze Sa-
ipha. Mężczyzna doskonale posługiwał się językiem Talary-
tów, lecz miał akcent, którego dziewczyna nigdy wcześniej nie
słyszała.

– Użyłam magii – odpowiedziała drżącym głosem, poka-

zując mu wisiorek z Powietrznym Kamieniem.

– To za mało – stwierdził i wziąwszy Saipha na plecy, wy-

szedł z jaskini. Talicie nie pozostało nic innego, jak pójść za nim.

Schronieniem heretyka była ukryta w Górach Lodowych

grota. Prowadziło do niej tak wąskie przejście, że nawet drob-

13

background image

nej postury Talitha musiała się schylić, żeby się przez nie prze-
cisnąć. Wewnątrz było wykute w lodzie okrągłe pomiesz czenie.

– Ty to zrobiłeś? – spytała zdumiona.
– Tak jakby – odpowiedział lakonicznie.
Choć miejsca było niewiele, niczego nie brakowało: w rogu

znajdowało się pokryte zwierzęcymi skórami posłanie, a po
przeciwnej stronie niewielkie palenisko, na którym stał meta-
lowy garnek z gotującą się zupą. Były nawet wykute w lodzie
półki, pełne mis i buteleczek o przeróżnej zawartości, a także
książki. Pomieszczenie oświetlał zawieszony pod sufitem
średniej wielkości kryształ Powietrznego Kamienia.

Heretyk położył Saipha na łóżku, przykrył go skórami

i zajął się przygotowywaniem ziół. Talitha patrzyła na niego
z niedowierzaniem. Czy ten pochylony nad moździerzem
człowiek, próbujący ocalić życie jej przyjacielowi, był właśnie
tym, którego szukali przez całe miesiące? Dlaczego upomniał
się o miecz Verby, jakby był jego własnością? Czy to na pewno
był Ostatni – legendarna istota, która przeżyła epicką walkę
Miry z Cetusem? I do jakiej rasy należał? Było coś niespoty-
kanego w kolorze jego skóry i proporcji kończyn. Najdziw-
niejsze jednak były jego plecy – pod brudną od zaschniętej
krwi tuniką można było zauważyć między łopatkami dwa
wybrzuszenia. Wyglądało to tak, jakby mężczyźnie coś am-
putowano.

Heretyk rozsmarował okład na ranie Saipha.
– Daj mi wisiorek z Powietrznym Kamieniem – odezwał się

niespodziewanie, aż Talitha niemal podskoczyła. Pospiesznie
podała mu kryształ, a on przyłożył go do ust, szepcząc słowa
w nieznanym języku. Kiedy kamień zaświecił magicznym
światłem, heretyk położył go na ciele Saipha, w miejscu, gdzie

14

background image

rana była najgłębsza, i przymocował prowizorycznymi ban-
dażami.

– Masz silny rezonans... – szepnęła Talitha. – Potrafisz uży-

wać Powietrznego Kamienia jako narzędzia magii.

Mężczyzna nie odpowiedział, tylko podszedł do paleniska.

Talitha zbliżyła się do Saipha. Nadal był przeraźliwie blady, ale
odniosła wrażenie, że łatwiej oddycha.

– Wyjdzie z tego? – zapytała.
Heretyk wzruszył ramionami.
– Dobrze zatamowałaś krwotok, lecz i tak stracił wiele krwi.

Poza tym rana może spowodować zakażenie.

– Wyjdzie z tego czy nie? – nalegała.
– Sztuka medycyny nie daje gotowych odpowiedzi. Zoba-

czymy, jak minie noc.

Heretyk zanurzył w garnku chochlę i wypił trochę zupy.

Potem wziął dwie drewniane miseczki, nalał do nich strawę
i podał jedną Talicie.

Pogrążona w myślach o życiu bez Saipha nawet nie tknęła

pożywienia. Był przy niej od zawsze, od kiedy była dzieckiem.
Nawet jeśli był jej niewolnikiem, to razem dorastali i wszystko
robili wspólnie, a po śmierci jej siostry Lebithy Saiph stał się
wszystkim, co Talicie pozostało na świecie.

Heretyk zaczął głośno jeść.
– Lepiej zrobisz, jak się posilisz. Na pewno miałaś ciężki

dzień – powiedział.

– Nie dam rady, mam ściśnięty żołądek – mruknęła.
– To się zmuś. Tylko tego brakuje, żebyś ty też opadła z sił.

Musisz zadbać o swojego przyjaciela.

Talitha popatrzyła na Saipha i dała się przekonać. Przysu-

nęła miseczkę do twarzy. Zapach był bardzo przyjemny, czuć

15

background image

było aromat przypraw. Chwyciła łyżkę i wolno zanurzyła
w zupie.

– Kiedy się spotkaliśmy, zadałem ci pytanie: skąd masz mój

miecz? – odezwał się heretyk.

Talitha przełknęła i spojrzała na niego uważnie.
– To nie może być twój miecz.
– Chcesz, żebym pokazał ci akt własności?
– Z tego, co mówiły zakonnice, miecz od zawsze był

w szklanej gablocie klasztoru w Messe.

Mężczyzna się zaśmiał.
– I ty im wierzysz? To właśnie jedna z nich mi go ukradła.

Ta dziewczyna błogosławiła w czasie wojny ludzi twojej rasy,
mówiąc: „Mira jest z nami! Mira nas chroni!”. Jasne... Mira jest
zawsze, wszędzie i ze wszystkimi, ale koniec końców ktoś wy-
grywa, a ktoś inny przegrywa – stwierdził sarkastycznie.

Talitha długo milczała, podczas gdy on jadł ze smakiem.
– Mówisz o antycznej wojnie – odezwała się wreszcie.
– Tak, zdaje się, że tak ją nazywacie – odpowiedział niezbyt

zainteresowany.

– To przecież było siedemset lat temu!
– Coś koło tego.
– Nikt nie żyje siedemset lat.
– W takim razie rozmawiasz z duchem.
Dziewczyna nie wytrzymała i skoczyła na równe nogi.
– Kim jesteś? Skąd przybywasz?
Heretyk kiwnął na nią łyżką.
– Siadaj.
– Szukałam cię miesiącami, Saiph prawie przypłacił życiem

odnalezienie ciebie, a ty siedzisz tu sobie, jedząc spokojnie zupę,
i opowiadasz mi o wojnie, która miała miejsce setki lat temu!

16

background image

– Dlaczego mnie szukałaś?
– Bo ty wiesz, co się dzieje ze słońcami! Wiesz, że nasz świat

zostanie zniszczony. I wiesz także, jak można temu zapobiec.

Mężczyzna po raz pierwszy spojrzał na nią z błyskiem za-

interesowania w oczach.

– Jeśli chcesz, żebym odpowiedział na twoje pytania, naj-

pierw ty odpowiedz na moje. Spytałem cię, skąd masz ten
miecz. – Wskazał na opartą o ścianę broń. W mroźnym świetle
pomieszczenia wyglądała na jeszcze ostrzejszą i bardziej
błyszczącą niż zwykle.

Talitha usiadła i przetarła dłonią czoło. Nie tak sobie wy-

obrażała to spotkanie.

– Wzięłam go z klasztoru w Messe – poddała się w końcu

i opowiedziała w skrócie całą historię: miesiące nowicjatu, do
którego zmusił ją ojciec po śmierci pierworodnej córki Lebithy,
skrywany przez zakonnice sekret, dla którego jej siostra po-
święciła życie, wzniecony przez nią pożar w klasztorze, długa
wędrówka w poszukiwaniu heretyka – jedynej osoby, która
wie, jak powstrzymać rozrost Cetusa, i wreszcie polowanie na
nią, jakie jej ojciec zorganizował w całej Talarii.

– Rozumiem. A więc to dlatego uciekałaś i dlatego Orea

została zrównana z ziemią.

– No tak... – Talitha poczuła, jak przepełnia ją taka sama nie-

nawiść, jaką czuła, widząc dymiące ruiny wioski. Wobec tego
niszczycielskiego uczucia wszystko inne zdawało się niczym.

– Jak udało się wam uratować? Orea była przecież oblę-

żona.

– Widzę, że bacznie śledziłeś walkę... – zauważyła.
– Będą was wszędzie szukać – powiedział od niechcenia he-

retyk.

17

background image

– Przyzwyczailiśmy się. Powiesz mi wreszcie, kim jesteś?
– Jak nazywają miecz, który nosisz z sobą?
– Miecz Verby.
– Istotnie, to moje imię. To ja go wykułem.
– Niemożliwe. Musiałbyś mieć ponad siedemset lat.
– Prawie pięćdziesiąt tysięcy, mniej więcej. Po jakimś czasie

zaczynasz tracić rachubę – oznajmił Verba.

– Nikt nie może tak długo żyć...
– Ja mogę.
Talitha milczała. Czuła, że ten nieznajomy mówi prawdę.
– Kim ty jesteś? – szepnęła w końcu.
– Jestem reliktem przeszłości, panienko. Kimś, kto nie po-

winien nawet żyć, a już na pewno nie powinien być tutaj.

– Nie jesteś ani Talarytą, ani Femtytą... To do jakiej rasy na-

leżysz?

– Nawet gdybym ci powiedział, nic by to dla ciebie nie zna-

czyło.

– Mimo wszystko powiedz.
– Shylar – wyszeptał z ostrym i syczącym akcentem.
– Czy są też inni tacy jak ty?
Verba zawahał się przez chwilę.
– Nie, umarli.
– W jaki sposób?
– Umarli i tyle. Jaki sens ma dopytywanie się, jak do tego

doszło? To przecież nie zmieni rzeczywistości! – krzyknął znie-
cierpliwiony.

– Przesłuchiwano cię, kiedy byłeś więźniem. Powiedziałeś,

że wiesz, co się stanie...

– To prawda, tak powiedziałem – potwierdził Verba, pat-

rząc jej przenikliwie w oczy.

18

background image

– A czy to ma jakiś związek ze słońcami, które świecą nad

Nashirą?

– Tak.
– Czyli naprawdę wszystko spalą... – stwierdziła ponurym

tonem Talitha. – Cetus nas zabije.

– Tak.
– A jak możemy go powstrzymać?
Verba długo jej się przyglądał. Jego nieskazitelnie błękitne

oczy przypominały głębokie otchłanie, w których łatwo można
się zgubić. W tych tęczówkach było coś tajemniczego i zapo-
mnianego: cały świat, którego Talitha się bała.

– Nie mogę ci pomóc.
– Nie możesz czy nie chcesz?
Verba milczał, ciągle się w nią wpatrując. Talitha pomy-

ślała, że gdyby tylko chciał – biorąc pod uwagę jego siłę –
mógłby ją zabić jednym ciosem, i zastanawiała się, czy to
jego straszne spojrzenie nie świadczy czasem o tym, że coś
knuje.

– Powiedz mi, co wiesz – nalegała.
Verba pokręcił głową.
– Dawniej interesowały mnie wasze losy, ale od kiedy po-

stanowiliście wzajemnie się pozabijać i wykorzystywać aż do
cna, stałem się świadkiem zbyt wielu przerażających scen.
Przyglądałem się wam, owszem, lecz tylko dlatego, że z pew-
nej odległości jesteście naprawdę groteskowi w tych waszych
patetycznych próbach przeżycia samych siebie, w tym wa-
szym codziennym czołganiu się w kierunku rychłego końca.
I nadal będę się wam przyglądał, ale nie zrobię nic więcej.
I nic więcej nie mógłbym zrobić. Kiedy twój przyjaciel poczuje
się lepiej, oboje stąd odejdziecie.

19

background image

Wziął z jej rąk miseczkę i wylał resztki zupy do ognia, ga-

sząc go. Potem owinął się skórami i wyglądało na to, że od
razu zasnął.

Talitha siedziała osłupiała, niezdolna do jakiegokolwiek

ruchu, a po jej policzkach spływały łzy. „To wszystko było na
nic... Wszystko, co zrobiłam, poszło na marne” – pomyślała.

Odwrócony do niej plecami Verba zacisnął mocno powieki,

starając się myśleć o czymś innym i nie pozwolić, aby litość
złagodziła jego ducha. Talitha długo płakała, a on tej nocy nie
zaznał ani chwili snu.

background image

2

T

alithę obudziło wpadające do jaskini światło. Musiał już

być późny ranek. Zasnęła w środku nocy, prawie nie zda-

jąc sobie z tego sprawy, i teraz miała tak ciężką głowę, że czuła
się, jakby spała całą wieczność. Mimo to od razu zrozumiała,
co się stało: Verba zniknął.

Wziął wszystko, co mógł z sobą zabrać; na lodowych pół-

kach pozostały tylko trzy słoiki, pojemniki z ziołami, trochę
jedzenia i jedna książka. „Przynajmniej zostawił miecz” – po myś -
lała gorzko. Na stole znalazła arkusz pergaminu z zale ceniami,
w jaki sposób i jak długo leczyć Saipha, oraz lakonicznym
komentarzem:

Sprawdziłem dziś rano – wyjdzie z tego.

Ani jednego słowa wyjaśniającego powód jego ucieczki, ża-

dnego nawiązania do rozmowy z poprzedniego wieczoru.
Zniknął dokładnie tak samo, jak uczynił to w twierdzy w Da-
nyrii. Pomógł im tyle, ile było konieczne, żeby uratować życie
Saipha, i to wszystko.

Ogarnięta ślepą furią Talitha zgniotła mocno pergamin, aż

zaszeleścił. Po tych wszystkich niebezpieczeństwach, na jakie

21

background image

ona i Saiph nieustannie się narażali, ten człowiek odszedł, nie
racząc udzielić jej nawet jednej odpowiedzi. Jak to się stało, że
nie zorientowała się, kiedy opuszczał grotę? Musiał wsypać
jakiś środek nasenny do jej miseczki z zupą – nie było innego
wyjaśnienia. Spała tak kamiennym snem, że nie słyszała ża-
dnych odgłosów.

Choć wiedziała, że było już za późno, wybiegła na ze-

wnątrz. Ani na zmrożonej ziemi przed grotą, ani na horyzoncie
nie było śladu po Verbie. Grota znajdowała się na stromym
zboczu biegnącym od pierwszego szczytu Gór Lodowych,
u którego podnóża Królestwo Zimy rozciągało się pod szarym
nieboskłonem niczym precyzyjna mapa. Widoczna w oddali
Orea ciągle stała w ogniu. Dym był tak gęsty, że przenikał
przez gałęzie przykrywającego wioskę Talarethu i ginął
dopiero wśród chmur. Talitha pomyślała o ogromie zła, jakie
napotkała w ciągu ostatnich tygodni na swojej drodze. Być
może fakt, że Cetus zwiększał swoją jasność i że wieczna rów-
nowaga między nim a jego bliźniaczym słońcem była zagro-
żona, wynikał po prostu z tego, co działo się na ziemi: głód,
przemoc i wykorzystywanie niewolników z każdym dniem
przybierały na sile. A może zawsze tak było, tylko ona, żyjąc
w pałacu – w złotej klatce swojego ojca – tego nie dostrzegała?

Przesunęła wzrok i zauważyła, że dym zasnuł również

kilka pobliskich wiosek. Poczuła, jak wywraca się jej żołądek.
Pożar rozprzestrzeniał się we wszystkich kierunkach. Wes-
tchnęła, a jej oddech zamienił się w białą chmurkę. Dopiero
teraz zdała sobie sprawę z tego, że było przeraźliwie zimno.
Walcząc z impulsem, by szukać uciekiniera, gdziekolwiek się
ukrył, wróciła do środka. Saiph nie był w stanie się ruszać,
a ona przecież nie mogła zostawić go samego. A zresztą nawet

22

background image

jeśli udałoby jej się znaleźć heretyka, jak miałaby go przekonać
do współpracy? Jeśli to, co Verba mówił o sobie, było prawdą –
i choć to niewiarygodne, Talitha zaczynała mu wierzyć – to nie
dysponowała żadnymi środkami, żeby to uczynić. Nie miała
wpływu na kogoś, kto od tysięcy lat przeżywał wszystkich
i wszystko.

Zalecenia na pergaminie były wyjątkowo dokładne i przez

kolejne pięć dni Talitha ściśle ich przestrzegała, jak doskonała
opiekunka. Zdjęła opatrunek, oczyściła ranę, ponownie ją
opatrzyła, a tymczasem Powietrzny Kamień stopniowo tracił
swoją moc. Pomyślała o tym, jak wiele ją kosztowało zdobycie
tego kryształu, i wtedy przypomniała sobie o Melkisie, łowcy
nagród, który schwytał ją i Saipha, żeby następnie przekazać
ich Megassie. Zastanawiała się, co stało się z nim i towarzy-
szącym mu femtyckim chłopcem. Do tej pory miała w pamięci
przepełnione strachem oczy Grifa, które patrzyły na nią, gdy
próbowała go uzdrowić za pomocą zaklęcia. Ten wierny swo-
jemu panu chłopiec do końca dla niego walczył i prawie otarł
się o śmierć. Przypominał jej Saipha, który leżał teraz nieprzy-
tomny w grocie.

Kiedy nie była zajęta opatrywaniem ran lub przygotowy-

waniem posiłków, przeglądała kryjówkę w poszukiwaniu cze-
goś, co pomogłoby jej zrozumieć, dokąd poszedł Verba, albo
owijała się kilkoma warstwami skór i stała na zewnątrz, da-
remnie czekając na jego powrót.

Choć ogień w Orei został wreszcie ugaszony, to nocą ciem-

ność usiana była dziesiątkami nowych, mniejszych pożarów,
które rozciągały się wzdłuż tuneli i drewnianych kładek
łączących zamieszkane centra Talarii. Talitha zdała sobie
sprawę z tego, że takie były skutki femtyckich buntów i walk,

23

background image

toczonych przeciw wojsku Talarytów. Sercem będąc po stronie
rebeliantów, śledziła zaniepokojona dalekie ewolucje smoków –
małe punkciki ledwo widoczne pod koronami Talarethów.
Gdy któryś z nich spadał spiralnie na ziemię, za każdym
razem miała nadzieję, że na jego grzbiecie jest Megassa, wąt-
piąc jednocześnie w to, by miała aż tyle szczęścia. Wiedziała,
że ojciec nadal będzie jej szukał i dopóki nie złapie, nic go nie
powstrzyma.

Pośród pozostawionych przez Verbę ziół Talitha znalazła

miksturę, jakiej używała do farbowania włosów, zanim dotarła
do lodowych jaskiń. Od tego czasu jej włosy urosły i rudy od-
rost zaczynał być widoczny. Dlatego ponownie zabarwiła je
na zielono, dzięki czemu mniej odróżniała się od Femtytów,
a uczyniła to z takim zapałem, jakby chciała całkowicie zane-
gować własną przeszłość. Rudy był kolorem jej rasy i potwier-
dzał bezsporny fakt, przed którym nie mogła uciec: urodziła
się Talarytką. Ta świadomość była dla niej nie do zniesienia.
Nienawidziła przedstawicieli swojej rasy i była gotowa wal-
czyć z nimi wszelkimi środkami.

Wzięła miecz Verby i zdjęła szmaty, którymi była owi-

nięta rękojeść. Broń wróciła do swego pierwotnego blasku
i dziewczyna przyglądała się jej z dumą. Miraval i Cetus po-
woli chowały się za horyzont, rzucając na chmury czerwone
światło. Teraz ostrze miecza zdawało się wprost przesiąk-
nięte krwią.

Talitha spędziła te dni oczekiwania w towarzystwie pozo -

stawionej przez Verbę książki. Tak naprawdę był to oprawiony
w zniszczoną skórę notatnik. Wyglądał na bardzo stary. Nie-
które strony nadwerężył czas, inne były nieczytelne, ale na

24

background image

wszystkich wyróżniało się pismo Verby, identyczne z tym na
liściku, jaki zostawił. Niestety, jego język był jej kompletnie
nieznany.

I kiedy tak zastanawiała się, czy zatrzymać notatnik, czy

może go spalić pod wpływem frustracji, Saiph otworzył oczy.

Przez chwilę wydawało mu się, że znowu jest dzieckiem.

Wszystko było takie jak wtedy, gdy on i jego matka budzili się
w małym pomieszczeniu w pałacu Megassy. Ciasne miejsce
zmuszało ich do bliskości, którą Saiph uwielbiał. Był szczęś -
liwy, budząc się pierwszy; mógł wówczas nacieszyć się obję-
ciem matki, jej przyjemnym i ciepłym zapachem. Leżał
z zamkniętymi oczami, przytulał się do niej i delektował każdą
chwilą. Te kilka minut wystarczało, by czuł się silny i zdolny
stawić czoła rzeczywistości.

Odzyskując powoli świadomość, chłopak odczuwał emocje

tych zapomnianych poranków.

„Jeśli umarłem, to wcale nie jest tak źle” – pomyślał, a na

jego ustach zawitało imię matki. Wyszeptał je cicho, niemal
bez oddechu. Ten błogi stan trwał zaledwie moment.

Jego ciało stopniowo odzyskiwało czucie i pojawiło się

w nim nieznane mu doznanie, które wolno rozlewało się od
kończyn aż do głowy. Wydawało mu się, że czuje trudny do
zniesienia ciężar, miał jego świadomość, tak przejmującą i in-
tensywną, jakiej nigdy wcześniej nie zaznał. Spróbował się
podnieść, lecz wysiłek pozbawił go tchu. Natychmiast rozluź-
nił mięśnie i poczuł się trochę lepiej, ale nadal dręczyło go
to poczucie niepokoju, którego nie potrafił określić. Nawet
otwarcie oczu sprawiało mu trudność, a prosty gest powodo-
wał dziwną reakcję w głowie: odnosił wrażenie, jakby miała
mu pęknąć.

25

background image

Zobaczył nad sobą niebieskie, błyszczące sklepienie, od któ-

rego odbijało się zimne światło. Rozpoznał je: pochodziło z Po-
wietrznego Kamienia. Saiph coś wybełkotał i Talitha od razu
pojawiła się w jego polu widzenia.

– Dzień dobry – powiedziała, uśmiechając się do niego.

Była rozczochrana. Jej jasnozielone włosy i uśmiech miały

w sobie coś zagadkowego i nieprzyjemnego, jakby były wy-
muszone, nie do końca szczere.

– G... gdzie... jesteśmy? Co się stało?
– Ominęło cię parę wydarzeń – odpowiedziała. – Jakie masz

ostatnie wspomnienie?

– Orea – odrzekł z trudem. Dziwne uczucie w gardle stało

się jeszcze silniejsze.

Talitha opowiadała mu o Verbie i o wszystkim, co wyda-

rzyło się, kiedy był nieprzytomny, ale Saiph za nią nie nadążał.
Choć zdawał sobie sprawę z tego, że są to bardzo ważne in-
formacje, to wszystkie odczucia, jakie jego ciało wysyłało do
mózgu, powodowały, że na niczym nie mógł się skoncentro-
wać.

– Powiedz lepiej, jak się czujesz – poprosiła dziewczyna, za-

uważywszy jego niepokojące zachowanie.

– Dziwnie, bardzo dziwnie... – wyszeptał.
– W jakim sensie?
– Nie wiem. Nie potrafię tego opisać... To chyba dlatego, że

jestem słaby. Ale nie martw się, szybko się pozbieram.

Tak naprawdę sam w to nie wierzył, ale wyglądało na to,

że Talitha się uspokoiła.

Położyła dłoń na jego piersi.
– Teraz postaraj się wypocząć, dobrze? Verba napisał, że po-

trzeba będzie kilku dni.

26

background image

Saiph przytaknął.
– Wiesz... myślałem... byłem pewien, że umarłem.
Oczy dziewczyny zaszły mgłą.
– Ja też się bałam. Ale kiedy ciągnęłam cię tutaj, powiedzia-

łam ci, że to ja zdecyduję, kiedy masz umrzeć.

Mówiąc to, dźgnęła go palcem wskazującym i niechcący

dotknęła jednego z pękniętych żeber. Saiph otworzył szeroko
usta i krzyknął tak głośno, że Talitha aż odskoczyła.

– Co się stało? – zapytała.
– Poczułem się jak... sam nie wiem... Jak wtedy, gdy bito

mnie kijem... Ale teraz to uczucie było jakieś inne. Głębsze...
Nie potrafię tego wyjaśnić. Nigdy czegoś takiego nie doświad-
czyłem.

Talitha jeszcze raz szturchnęła go palcem, tym razem trochę

delikatniej. Po ciele Saipha ponownie rozeszło się to odczucie,
chociaż nieco słabsze niż wcześniej.

– Znowu to poczułem – powiedział.
W oczach dziewczyny pojawiło się olśnienie, ale jej hipo-

teza była tak niewiarygodna, że od razu ją odrzuciła, mimo że
fakty mówiły same za siebie: w tajemniczy i niewytłumaczalny
sposób Saiph nabył zdolność odczuwania bólu.

background image

3

S

aiph nigdy nie przypuszczał, że cierpienie fizyczne może

być tak intensywne. Do tej pory był przekonany, że nie ma

nic gorszego od uderzeń kijem i że jeśli Talaryci mogliby po-
czuć to, co czuli biczowani Femtyci, byliby zatrwożeni. Tym-
czasem tej mieszaniny doznań, które teraz wypełniały jego
ciało, nie dało się porównać nawet do cierpienia psychicznego,
jakiego zaznawał w przeszłości z powodu przymocowanego
do kija Powietrznego Kamienia. Także myślenie sprawiało mu
trudność. Przez całe życie jego umysł i ciało były dwoma od-
dzielnymi bytami, a obecnie to odczucie – jeszcze przed chwilą
kompletnie nieznane – dawało mu do zrozumienia, jak ściśle
ciało jest powiązane z duchem, tworząc z nim nierozerwalną
całość.

Ten nowy stan rzeczy napawał go przerażeniem. Nie tylko

dlatego, że nie wiedział, jak nim pokierować, lecz przede
wszystkim z powodu niewiadomych, nad którymi się zasta-
nawiał: W jaki sposób do tego doszło? Co takiego się wyda-
rzyło, kiedy był nieprzytomny?

Dla Femtytów ból fizyczny nie stanowił jedynie fundamen-

talnej różnicy między nimi a Talarytami. Był także symbolem
oczekiwania, obietnicy, jaką bogowie dali im, kiedy zostali wy-

28

background image

gnani z Zakazanego Lasu: Wybraniec poczuje ból oznaczający
powrót do stanu błogości, w jakim żyli Femtyci, zanim złamali
boskie prawa. I właśnie to przerażało Saipha najbardziej. Za-
wsze uważał, że opowiadania o Beacie to legendy, zwykłe
bajki pozwalające marzyć, gdy życie okazuje się zbyt ciężkie.
Wiara, że za pustynią znajduje się legendarne miasto, w któ-
rym Femtyci są wolni, stanowiła dla niego jedynie sposób na
to, żeby się nie poddać i nadal mieć nadzieję. Ale teraz? Co
teraz powinien o tym myśleć?

Talitha trzymała się od niego z daleka, zupełnie jakby oba-

wiała się, że będzie mu przeszkadzać, jednak Saiph skinął,
żeby podeszła.

– W jaki sposób ty i heretyk mnie leczyliście? – zapytał.
– Najpierw spróbowałam za pomocą magii – wyjaśniła. –

Nadal czujesz ból?

Chłopak przytaknął.
– Jakiego rodzaju magii użyłaś?
– Przelałam es, moje siły witalne, do kryształu Powietrz-

nego Kamienia, który zawiesiłam ci na szyi.

– Czy to czasem nie jest ten rytuał, dzięki któremu przy-

wraca się życie umarłym?

– Tak mówią. Ale siostra Pelei wyjaśniła mi, że potrzeba

bardzo doświadczonej zakonnicy i że ona nigdy nie spotkała
kogoś, kto byłby w stanie tego dokonać. Poza tym ty nie byłeś
martwy.

„Być może to jest wyjaśnienie tej tajemnicy” – pomyślał

Saiph. Być może w jego ciele były jeszcze te „siły witalne” czy
cokolwiek to było, a kiedy się wyczerpią, wróci do normal-
nego stanu i będzie mógł zapomnieć o tym nieprzyjemnym
epizodzie. Poczuł, jak fala ulgi wypełnia mu serce i ta jedna

29

background image

chwila wystarczyła, by uświadomił sobie, że najprawdopo-
dobniej Talitha zrobiła dla niego coś niezwykle ryzykownego.

– Twoje... siły witalne? – zapytał.
– Tak. Byłam zdesperowana – wyjaśniła. – Ledwo oddycha-

łeś i tylko to mogłam zrobić. Istniało co prawda ryzyko, że
w czasie rytuału sama umrę, ale byłam ostrożna i przerwałam,
zanim doszło do czegoś nieodwracalnego. Nie mam zamiaru
poświęcać dla ciebie życia.

Saiph spuścił wzrok. Wdzięczność za to, co uczyniła dla

niego Talitha, mieszała się ze świadomością, że wystarczyłby
jeden błędny ruch i już by jej nie było.

– Nigdy więcej tego nie rób – szepnął.
– To nie ty tutaj wydajesz polecenia.
Chłopak popatrzył na nią i westchnął.
– I co teraz będzie? – zapytał po chwili.
– Teraz wyzdrowiejesz. Zgodnie z tym, co napisał Verba,

wystarczą dwa, trzy dni i staniesz na nogi, a potem...
a potem... – Talitha nie wiedziała, jak dokończyć zdanie.

– Talaria nie jest już bezpiecznym miejscem.
– Wiem.
– Może moglibyśmy zostać tu i poczekać, aż sytuacja się

uspokoi...

– Czy ty widziałeś w Orei to samo co ja? Widziałeś, jak

wojsko zrównało z ziemią wioskę niewinnych ludzi tylko
po to, żeby nas złapać? Widziałeś, jak twoi bliźni byli pa-
leni żywcem? Kobiety, starcy i dzieci uzbrojeni w wiadra
i drewniane belki, którymi bronili się przed mieczami Ta-
larytów.

Wyraz twarzy Talithy był tak zawzięty, że Saipha ogarnęło

przerażenie.

30

background image

– Jeśli nie przeszkodzimy Cetusowi w niszczeniu naszego

świata, wszystko inne i tak nie będzie miało najmniejszego
znaczenia – powiedział.

– Oczywiście, że nie...
– A żeby to zrobić, potrzebujemy Verby.
– Sama nie wiem, Saiph... Nie wiem... – wyszeptała Talitha. –

Tak wielu ludzi zginęło jedynie po to, żebyśmy ty i ja mogli
tutaj dotrzeć i znaleźć tego przeklętego heretyka. A kiedy zo-
baczyłam, że odszedł, ogarnęła mnie taka złość, że nie masz
pojęcia... Nie mogłam myśleć o niczym innym jak tylko o tym,
że to wszystko na nic się zdało. Ja też jestem świadoma, że
teraz już nie możemy się wycofać, ale prawdą jest również
fakt, że w Talarii dzieje się coś nieodwracalnego, coś, co jest
znacznie bliżej nas niż jakieś ciało niebieskie. To ma miejsce tu
i teraz. Podczas gdy my sobie tutaj rozmawiamy, niedaleko
stąd umierają ludzie, zostaje zachwiana równowaga, świat,
w którym się wychowaliśmy, ulega zmianie. Tylko gdzie w tym
wszystkim jesteśmy ja i ty? Ukrywamy się w tej głupiej grocie
i szukamy nie wiadomo kogo.

– Kiedy właśnie musimy go szukać, to powinniśmy zrobić.
– Ale gdzie? Nie pozostawił po sobie żadnego śladu.
– Ani jednej wskazówki?
Talitha pokręciła głową.
– Wyczyścił grotę od góry do dołu. Te półki były pełne prze-

różnych mis, buteleczek i książek. Zostawił tylko jakiś notatnik.

– Mogę go zobaczyć?
Dziewczyna podała mu oprawiony w skórę brulion.
– Wygląda mi to na pamiętnik. Jest napisany takim samym

pismem jak wiadomość na pergaminie. Może po prostu go za-
pomniał albo... sama nie wiem.

31

background image

– Albo zostawił nam go celowo – powiedział Saiph.
– Dlaczego miałby to zrobić?
– Z tego, co powiedziałaś, trudno zrozumieć motywy jego

działania.

Chłopak uważnie przyglądał się kolejnym stronom notat-

nika. Niektóre z nich były zapisane niezrozumiałymi dla niego
symbolami, inne talaryckim pismem, lecz w nieznanym mu
języku.

– Nie zostawił przypadkiem czegoś do pisania? – zapytał.
– Jest jeszcze opis twojej kuracji na odwrocie pergaminu.

I gdybyś chciał, także mikstura, którą ufarbowałam sobie
włosy. Może jeśli zanurzysz w niej jakiś patyczek z końcówką
ostrą jak sztylet...

– Świetny pomysł.
– Co chcesz zrobić?
– Przetłumaczyć te zapiski – odpowiedział z uśmiechem.

Przez kolejne dwa dni Saiph całkowicie poświęcił się temu

zajęciu. Wieczorami Talitha musiała niemal wyrywać mu
z ręki pergamin oraz notatnik i przekonywać go, żeby położył
się spać. Mimo to chłopak budził się w środku nocy i dalej pra-
cował. To zadanie zajmowało jego umysł i pozwalało mu za-
pomnieć o bólu.

Wysiłki Saipha wkrótce zostały nagrodzone. Kluczem oka-

zał się podwójny tekst. Chłopak zaczął porównywać część za-
pisaną talaryckim pismem z tą zapisaną nieznanymi mu
symbolami, gdyż podejrzewał, że chodzi o tę samą treść wy-
rażoną różnymi znakami. W ten sposób udało mu się odtwo-
rzyć obcy alfabet. Potem, mniej więcej w połowie notatek,

32

background image

natrafił na dość znaną femtycką piosenkę, którą Verba próbo-
wał przetłumaczyć na swój język.

Saiph zawsze lubił logikę, w czym był zresztą niezły, sfor-

mułował więc hipotezę dotyczącą ogólnego znaczenia tekstu.
Skonfrontował go z femtyckim i talaryckim dialektem i stop-
niowo zaczynał rozumieć. Doszedł do wniosku, że najwyraź-
niej niektóre wyrazy nie istniały w języku Verby i dlatego użył
talaryckich słów.

Talitha miała rację: to był pamiętnik. W części zawierającej

nieznane znaki heretyk pisał o antycznej wojnie. Saiph był pod
wrażeniem – Verba opisywał te odległe wydarzenia jak ktoś,
kto brał w nich udział.

Nie udało mu się przetłumaczyć wszystkiego, ale z tego, co

zrozumiał, pierwsza część zapisków dotyczyła epoki, w której
Verba z żarliwym przekonaniem walczył u boku Femtytów.
Ton drugiej był diametralnie inny; rozczarowany heretyk
z dystansem patrzył zarówno na Femtytów, jak i Talarytów,
wspominał o swoim stopniowym wycofaniu się z walki. Pod
koniec Saiph wreszcie trafił na istotną dla ich poszukiwań in-
formację.

Pewnego wieczoru zdecydowali się ruszyć wreszcie w dalszą

drogę. Chłopak czuł się już lepiej i nie tylko wstawał, lecz także
chodził, chociaż każdy, nawet minimalny ruch powodował, że
jego żebra przeszywały bolesne ukłucia. Nie chciał jednak nie-
pokoić Talithy, dlatego postanowił nic jej o tym nie mówić. Wy-
jawił natomiast to, czego dowiedział się z pamiętnika.

– Verba mieszkał w Zakazanym Lesie i z tego, co pisze, za-

wsze tam wracał – powiedział. – Wspomina też o pewnej ja-
skini w zaśnieżonych górach.

33

background image

– Czyli w tej części lasu, która graniczy z Królestwem

Zimy – odezwała się Talitha.

– Tak. Nie wydaje mi się, żeby tu, na północy Zakazanego

Lasu, było wiele łańcuchów górskich, więc odnalezienie go nie
powinno być trudne.

– Myślisz, że możemy mieć problemy z oddychaniem?

Krąży wiele opowieści o Zakazanym Lesie...

Saiph przytaknął.
– Najlepiej będzie, jeśli postąpimy tak samo jak wtedy, gdy

lecieliśmy tutaj na grzbiecie smoka. Powietrznego Kamienia
mamy pod dostatkiem – powiedział, wskazując na wiszący
nad ich głowami kryształ. – Możemy też wziąć gałązkę Tala-
rethu, żeby zatrzymać powietrze.

– Zgoda – oświadczyła Talitha. – Wyruszymy jutro rano.

Ale wyznaczymy sobie limit czasu na odnalezienie Verby: nie
więcej niż dwa miesiące. Jeśli Cetus ma spalić ten świat, to nie
chcę spędzić swoich ostatnich dni na poszukiwaniach nie wia-
domo kogo.

– A co chciałabyś zrobić?
– To, co powinnam: zemścić się za to, co mój ojciec uczynił

mnie i ludziom twojej rasy.

– Jeśli nasza planeta zostanie zniszczona, to nie będzie już

czego pomścić.

– Dwa miesiące – powtórzyła Talitha. – Po tym, co widzia-

łam, nie jestem nawet pewna, czy ten świat zasługuje na to, żeby
go ratować. Może Verba ma rację? Może powinien spłonąć?

Saiph zrozumiał, że nie zdoła wpłynąć na jej decyzję.
– Niech będzie. Dwa miesiące.

34

background image

Talitha przytaknęła, po czym rzuciła się na posłanie i przy-

kryła po uszy skórami. Saiph udawał, że śpi, ale kiedy tylko
usłyszał, że oddech Talithy stał się spokojny i regularny, wstał
i ponownie wyciągnął pamiętnik oraz pergamin.

Jeśli chciał uratować dziewczynę, która nie tylko była jego

właścicielką, lecz przede wszystkim sensem jego życia, musiał
coś wymyślić.

background image

Niniejsza publikacja może być kopiowana, oraz dowolnie

rozprowadzana tylko i wyłącznie w formie dostarczonej

przez Wydawnictwo Zielona Sowa.

Zabronione są jakiekolwiek zmiany w zawartości publikacji

bez pisemnej zgody Wydawnictwa Zielona Sowa.

Serdecznie dziękujemy za pobranie fragmentu książki!

Mamy nadzieję, iż przypadł Państwu do gustu!

Już dziś zapraszamy do zakupu książki w naszym sklepie

www.zielonasowa.pl


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Idea Królestwa Chrystusowego cz I
Idea Królestwa Chrystusowego cz II
Biol kom cz 1
Systemy Baz Danych (cz 1 2)
cukry cz 2 st
wykłady NA TRD (7) 2013 F cz`
JĘCZMIEŃ ZWYCZAJNY cz 4
Sortowanie cz 2 ppt
CYWILNE I HAND CZ 2
W5 sII PCR i sekwencjonowanie cz 2
motywacja cz 1
02Kredyty cz 2
Ćwiczenia 1, cz 1
Nauki o zarzadzaniu cz 8

więcej podobnych podstron