Milicja Obywatelska W Bobrówku (Fragment Książki Hallo tu 07)

background image

JAN WARTECKI

Jan Wartecki, były żołnierz polski z kampanii wrześniowej, po wieloletniej niewoli wracając do
Ojczyzny zatrzymał się w Strzelcach Krajeńskich. Zamiar powrotu do rodzinnych stron zmienił po
rozmowie z młodym oficerem Milicji Obywatelskiej. Obecnie starszy sierżant Wartecki komendant
posterunku MO w Bobrówku (powiat strzelecki) legitymuje się bogatymi doświadczeniami.

Po paru tygodniach służby przy Komendzie Powiatowej w charakterze profosa, skierowany
zostaje z grupą młodych, niedoświadczonych jeszcze funkcjonariuszy Milicji do Bobrówka w celu
zorganizowania posterunku. Na miejsce dostaje się przygodnymi środkami lokomocji:
samochodem, wozem, wreszcie piechotą. Pomieszczenie dla posterunku wybiera według własnego
uznania przy pomocy miejscowego sołtysa – autochtona. Dziwna to była służba bez pieniędzy i
innych potrzebnych do życia środków. Najwięcej kłopotów stwarzały rozwydrzone bandy
maruderów składające się z dezerterów armii hitlerowskiej oraz z niektórych miejscowych
Niemców. Często pod upatrzone domostwo w „biały dzień” podjeżdżał samochód ciężarowy. Grupa
uzbrojonych bandytów rabowała co kosztowniejsze rzeczy, nie zwracając uwagi na sprzeciwy
ludności. Niemal codziennie milicjanci staczali jakąś potyczkę z bandami lub z pojedynczymi
przestępcami.

W pewną czerwcową noc komendant posterunku ujrzał zjawisko zgoła dziwne. Drogą biegła
kobieta z dzieckiem na ręku, prawie zupełnie rozebrana. Jedno słowo „bandyci” wyjaśniło
wszystko. Wartecki natychmiast udał się do mieszkania znajomej. Kiedy przyszedł, bandyci
wychodzili już z łupem. W tej sytuacji należało działać bardzo szybko. Ściągnięcie posiłków z
posterunku opóźniłoby znacznie pościg. Gdy komendant Wartecki zażądał podniesienia rąk do góry,
cała grupa odpowiedziała krótkimi seriami z broni maszynowej. Walka była nierówna – sześciu
przeciwko jednemu. Milicjant nie dał jednak za wygraną. Ruszył w pogoń za wycofującymi się
bandytami. Po przejściu kilkuset metrów bandyci porzucili walizki lecz nadal nie przestali się
ostrzeliwać. Gdy milicjant umilkł, chcąc oszczędzić amunicji, uspokojeni napastnicy zabrali walizki
i ruszyli dalej. „Zabawa” ta trwała przez całą drogę aż do siedziby posterunku oraz radzieckiej
wojennej komendantury. W Bobrówku banda rozbiegła się.

- Wczesnym rankiem następnego dnia w porozumieniu z kierownictwem Radzieckiej
Komendantury Wojennej milicjanci dokonali rewizji w miejscach wskazanych przez Warteckiego,
ujmując sprawców napadu, zabierając im zrabowane rzeczy oraz trzy automaty i kilka karabinów.
W styczniu 1946 roku – rozpoczyna drugą swoją opowieść Wartecki - otrzymałem wiadomość,
że w Zwierzyniu skradziono chłopom konie. Natychmiast udałem się do wsi wspólnie z milicjantem
Marcem. Przed naszym przybyciem córka jednego z miejscowych gospodarzy ostrzegła ukrywającą
się tam dziewięcioosobową grupę dezerterów. Banda otworzyła do nas tak silny ogień, że w pewnej
chwili nie byliśmy pewni czy wyjdziemy żywo z tej potyczki. Kiedy schyliłem się, by uchwycić
poszarpany kulami dół mego płaszcza, wydało mi się, że rozpoznałem twarz jednego z
napastników. Krzyknąłem: „Co robisz, nie znasz mnie?!” Na jego rozkaz banda przestała strzelać, i
to uratowało nas od śmierci. W międzyczasie Marcowi udało się uciec. Mnie odebrano magazynek
od automatu i puszczono. Wkrótce bandę tą zlikwidowaliśmy w Lubiczu.

Komendant posterunku w Bobrówku – Jan Wartecki jest jedynym z nielicznych którzy od 15-tu
lat pełnią trudną i odpowiedzialną służbę. Mimo podeszłego wieku jest nadal niewyczerpanym
wzorem dla swych podwładnych i współtowarzyszy. A wśród miejscowej ludności cieszy się dużym
autorytetem.

1

background image

STEFAN FELIŚ

Plutonowy Stefan Feliś był nawet wzruszony, gdy rano żona składała mu życzenia imieninowe.
Dziękując zapewniał ją, że tego dnia na pewno o 16-tej skończy służbę i popołudnie spędzi razem z
nią z dzieckiem. Odchodząc pożegnał żonę i jak zwykle ucałował śpiącą jeszcze 7-miesięczną córkę
Krysię.

W posterunku MO w Bobrówku, gdzie pełnił służbę jako milicjant, był już kilka minut przed
godz. 8.00, a pół godziny potem wyruszył swym rowerem na służbę kontrolną. Najpierw
pozałatwiał wszystkie sprawy w Tucznie, następnie w Buszowie, był w Macharach i wreszcie w
Żabicku, skąd około godz. 14-tej wyruszył w drogę powrotną.

Z Żabicka do Bobrówka wiodła gminna droga, częściowo brukowana, częściowo piaszczysta. Po
obu jej stronach rosły krzewy, a bliżej Bobrówka na niewielkiej przestrzeni rozciągał się gęsty
mieszany las. Plutonowy Feliś jechał wolno tuż obok rosnących krzewów. W pobliżu nad zoranym
świeżo polem krążył jastrząb.

Na skraju lasu plutonowy poczuł nagle w piersiach silny ból i stracił równowagę. Zanim upadł,
młody dobrze zbudowany mężczyzna nasadzonym na karabin bagnetem zadał mu drugi cios. Tym
razem w lewy bok. Feliś upadł i wtedy bandyta wbił mu bagnet po raz trzeci, tym razem w plecy.

Leżąc pod swym rowerem na zbroczonej krwią ziemi Feliś sięgnął do kabury po pistolet. Był
pewien, że bandyta nie zechce go zostawić żywego, i że na pewno będzie usiłował go rozbroić.

Bandyta szybko zorientował się w sytuacji i gdy tylko dostrzegł w ręku milicjanta pistolet,
pchnął bagnetem po raz czwarty. Tym razem ostrze dosięgnęło twarzy plutonowego ale rana
okazała się lekka, bowiem Feliś chwycił w porę ostrze bagnetu; czego najmniej spodziewał się
bandyta. Wzajemna szarpanina nie trwała długo i bandyta zdecydował się odstąpić od celu. Może
spłoszyła go dochodząca z dala rozmowa kobiet idących od Bobrówka w stronę Żabicka? Szybko
wyrwał z ręki milicjanta bagnet pozostawiając mu na dłoni rozległą ranę i zaczął uciekać przez
pole.

Plutonowy resztkami sił odbezpieczył pistolet i celując w uciekającego oddał kilka strzałów.
Gdy odległość między nimi wzrosła, zdjął z pleców karabin i brocząc krwią przedostał się przez
zarośla na pole. Odniesione rany nie pozwoliły mu ścigać bandyty. Wycelował jednak i ponownie
oddał strzał. Bandyta jakby się zachwiał, wkrótce jednak znikł w bujnie rosnącej kukurydzy.

Plutonowy upadł. Był prawie pewien, że są to ostatnie sekundy jego życia. W pobliżu nie było
nikogo choć przed chwilą wydawało mu się przecież, że słyszy głosy kobiet. W obawie by broń nie
dostała się w ręce bandyty, sięgnął jeszcze raz po pistolet i z dużym wysiłkiem odrzucił go na kilka
metrów. Chciał także to samo uczynić z karabinem, lecz na to nie starczyło sił.

Po chwili znów poczuł się jakby silniejszy. Wyjął więc z kieszeni chusteczkę i przyłożył ją do
rany. Podtrzymując ręką chusteczkę przyczołgał się do swego roweru, tu chwilę odpoczął, po czym
z największym wysiłkiem wsiadł na rower i ruszył w kierunku Bobrówka.

Po przejechaniu kilkudziesięciu metrów upadł i nie był wstanie nawet się czołgać. Wrócił jednak
nieco do sił, gdy ujrzał idącą Helenę Szczepanczykową – mieszkankę Bobrówka. Ją to właśnie
poprosił, by szybko pobiegła do posterunku i powiadomiła komendanta. Po czym stracił
przytomność.

2

background image


Starszy sierżant Jan Wartecki po wysłuchaniu relacji przybyłej wezwał telefonicznie pogotowie
oraz złożył meldunek Komendantowi Powiatowemu MO w Strzelcach Krajeńskich. W chwilę
później pomógł ulokować w sanitarce rannego kolegę i zajął się zabezpieczeniem miejsca napadu.
Wkrótce też grupa z KP MO była już na miejscu wypadku a z Zielonej Góry z szybkością 100 km
na godzinę pędziła granatowa „Citroena”, którą jechali doświadczeni funkcjonariusze służby
kryminalnej.

O godz. 17-tej tego samego dnia w posterunku MO w Bobrówku odbyła się krótka narada.
Prowadził ją chor. Matusiak. Przydzieleni do poszczególnych grup funkcjonariusze przystąpili
natychmiast do wykonania otrzymanych poleceń.

W międzyczasie w pobliskim lesie znaleziono legowisko, na którym leżał żołnierski chlebak, a
w nim kromki wiejskiego chleba posmarowane smalcem i obłożone wędzoną słoniną. Chleb był
świeży, co świadczyło o tym, że bandyta musiał mieć kontakt z najbliższą wsią. Ślady na legowisku
wskazywały, że bandyta spędził tu przynajmniej kilka dni. Wysunięto więc wniosek, że musiał tu
czekać na pojawienie się milicjanta, by go znienacka napaść i rozbroić. Planowi bandyty sprzyjały
zarośla po obu stronach drogi oraz las.

Funkcjonariusze ustalili również, że w miejscowości Jarosławsko w powiecie myśliborskim, stoi
na ustroniu stodoła należąca do jednego z gospodarzy, do której w nocy ktoś przychodzi. Jeden
tamtejszych ormowców widział nawet światło wydobywające się przez szczeliny stodoły promienie
światła.

Chor. Matusiak całą noc przyjmował relacje wracających z patroli funkcjonariuszy i opracował
plan działania na dzień następny. Zdążył też odwiedzić rannego milicjanta, lecz ten – po przebytej
operacji – nadal był nieprzytomny.

Rankiem następnego dnia z lasu, gdzie bandyta miał legowisko, wyruszyły kolejno cztery psy
śledcze. Wszystkie prowadziły zgodnie poprzez miejsce napadu i zorane pole, w kierunku wsi
Jarosławsko, lecz tam gubiły ślad. Stało się oczywiste, że właśnie z tą wsią bandyta musi mieć
kontakt. W kukurydzy, do której zaprowadziły nas psy, znaleźliśmy kilka drobnych śladów krwi, co
wskazywało na to, że bandyta został postrzelony przez rannego milicjanta.

W tej sytuacji kapitan Możejko dał rozkaz spenetrowania gospodarstw chłopskich w
Jarosławsku. Do 12-tu wytypowanych w pierwszej kolejności zagród wkroczyli milicjanci.
Wszędzie oglądano chleb domowego wypieku i szukano kryjówek w obrębie gospodarstw.

U jednego z gospodarzy znaleziono chleb, który swym gatunkiem odpowiadał temu z chlebaka.
Znaleziono też naczynie ze smalcem oraz płat wędzonej słoniny. Gospodarza oczywiście
zatrzymano do przesłuchania.

Zatrzymany początkowo okazywał zdziwienie i do niczego się nie przyznawał. Zapadła więc
decyzja wysłania chleba i słoniny do badań analitycznych, o czym powiadomiono
przesłuchiwanego. To wystarczyło, żeby zatrzymany powiedział prawdę.

- Ten chleb, który tu panowie macie, zaniosłem wczoraj do tej stodoły, która stoi na uboczu i
dałem go swemu szwagrowi Zygmuntowi Sekuterskiemu. On tam dłuższy czas przebywał po
zdezerterowaniu z wojska, więc prawie każdej nocy nosiłem mu żywność. Chciał dostać się do
Belgii, gdzie mieszka jego ciotka, ale była mu potrzebna krótka broń. Miał przy sobie karabin, i
bagnet, ale twierdził, że z taką bronią niewygodnie jest poruszać się w terenie. Za wszelką cenę
3

background image


chciał mieć pistolet. Widzę, że panowie biorą się do sprawy poważnie, więc co tu gadać, że nie mój
chleb.

W tej sytuacji chor. Matusiak dał rozkaz spenetrowanie przeszukać teren. W godzinę później do
Bobrówka pędziło kilka samochodów ciężarowych z Gorzowa. Tamtejsza jednostka śpieszyła by
wziąć udział w „czesaniu” terenu, do czego jak wiadomo potrzeba poważniejszych sił ludzkich. Z
tej właśnie jednostki zdezerterował Sekuterski zabierając z sobą karabin z bagnetem i amunicją.

Z okolicy ściągnięto wszystkie psy śledcze i obronne łącznie z będącymi w dyspozycji wojsk
ochrony pogranicza oraz służby ochrony kolei.

Komenda Powiatowa MO w Myśliborzu organizowała drugą grupę, która mila wyruszyć od
strony województwa szczecińskiego, by połączyć się później z grupą zielonogórską.

Wielu mieszkańców Bobrówka pamięta jak funkcjonariusze MO, żołnierze oraz ormowcy
wyruszyli spod posterunku, by ująć bandytę. Chyba wszyscy żegnający nas wtedy, życzyli nam
powodzenia. Niestety, przeprowadzona akcja nie dała zamierzonego rezultatu.

W ciągu kilku następnych dni pracowały na terenie powiatu strzeleckiego wyznaczone grupy
funkcjonariuszy, składające się przeważnie z wywiadowców. Dopiero ósmego dnia grupa
dowodzona przez wywiadowcę Fornickiego trafiła na ślad bandyty. Ukrywał się on w jednym z
gospodarstw położonych niedaleko Bobrówka. Faktycznie nie oddalił się na znaczniejszą odległość,
jak zresztą przypuszczał chor. Matusiak – gdyż leczył ranę uda. Sierżant Fornicki spotkał się oko w
oko w oborze do której zawiodła go otrzymana poufnie informacja od jednego z obywateli.
Bandyta, wezwany do podniesienia rąk i porzucenia broni, usiłował ratować się ucieczką. Dopadł
tylnych drzwi obory, by wydostać się na zewnątrz a następnie zapewne do pobliskiego lasu.

Wtedy padł strzał. Rana okazała się śmiertelna. Zanim nadeszła pomoc lekarska Zygmunt
Sekuterski już nie żył.

Plutonowy Feliś przez wiele tygodni przebywał w szpitalu powiatowym w Drezdenku. Dzięki
troskliwej opiece personelu lekarskiego odzyskał zdrowie i do dziś pełni służbę na tym samym
posterunku. Jest obecnie sierżantem, a jego córeczka Krysia ma już siedem lat.



ŹRÓDŁO INFORMACJI

Książka „Hallo, tu 07” Zielona Góra 1959 rok, wydana z okazji 15-lecia Milicji Obywatelskiej.

4


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
30 ROZ książka obiektu budowlanego [M I ][3 07 2003][Dz U
PRL, Fragment książki od chemii
modemy-fragment ksiazki, at hayes, Rozkazy Hayes'a i programowanie modemu
milicja obywatelska
a hejmej fragment ksiazki id 49 Nieznany (2)
fragment ksiazki historia
rozwojowa slajdy, Fragmenty książki B.Janiszewskiej, Fragmenty książki B
PRL, Fragment książki Szybciej niż myśl
30 ROZ książka obiektu budowlanego [M I ][3 07 2003][Dz U
II DOJRZAŁOŚĆ SZKOLNA Fragmenty książki B Janiszewskiej
Feliks Koneczny Fragment książki Cywilizacja żydowska
Fragmenty książki Kobieta Jej zadanie według natury i łaski Edyta Stein św Teresa Benedykta od Kr
Fragmenty książki
Digital Zombies Fragmenty książki Maxa Brooksa
FRAGMENT KSIĄŻKI
UAM Instytut Akustyki książka tel 17 07 2008r
GRZYBICE CANDIDA [duzy fragment ksiazki] 2
Kobieta Piekna Jest (Jak Dbac O Urode, Uroda, Pikeno, Kosmetyki, Dieta, Diety, Wyglad, Cwiczenia) fr

więcej podobnych podstron