Bohaterowie polskiego wywiadu w II wojnie światowej

background image

Bohaterowie polskiego wywiadu w II wojnie światowej.

Ppłk. dypl. Jan Kowalewski (1892-1965)

Ppłk dypl. Jan Kowalewski, jeden z najwybitniejszych polskich wywiadowców II wojny
światowej, urodził się w roku 1892 w Łodzi. W latach 1909-1913 studiował na wydziale
chemicznym uniwersytetu w belgijskim Liège. Zmobilizowany w czasie I wojny światowej,
ukończył z wyróżnieniem szkołę oficerską w Kijowie, następnie zaś walczył przeciw
wojskom państw centralnych na froncie białoruskim i rumuńskim. Po bolszewickim
zamachu stanu, wziął udział w akcji tworzenia oddziałów polskich; mianowano go
wiceprzewodniczącym polskiego komitetu wojskowego na froncie rumuńskim. W grudniu
1918 r. dołączył do 4. Dywizji Strzelców gen. Lucjana Żeligowskiego, z którą w maju
1919 r. przedostał się do Polski w charakterze szefa komórki wywiadowczej jej sztabu.
Został kierownikiem służby radiowywiadowczej w Naczelnym Dowództwie, oddając na
tym polu w czasie wojny polsko-bolszewickiej wielkie zasługi, za co otrzymał Krzyż Virtuti
Militari. Wielki wkład Kowalewskiego w zbudowanie struktur polskiego radiowywiadu oraz
przyczynienie się przez jego samego do zwycięstwa w wojnie z bolszewikami poprzez
łamanie szyfrów sowieckich opisał w wydanej ostatnio książce pt. „Zanim złamano
«Enigmę». Polski radiowywiad podczas wojny z bolszewicką Rosją 1918-1920” dr
Grzegorz Nowik z Wojskowego Biura Badań Historycznych.
Jako szef „dwójki” w sztabie komendy powstańczej, Kowalewski brał udział w III
Powstaniu Śląskim. W 1923 r. w Akademii Wojskowej w Tokio prowadził kurs
radiowywiadowczy. W roku 1928 ukończył paryską École Supérieure de Guerre. W
latach 1929-1933 pełnił funkcję attaché wojskowego RP w Moskwie. Po uznaniu go w
ZSRR za persona non grata, objął attachat w Bukareszcie, gdzie przebywał do roku
1937. Na obu placówkach wypełniał misje specjalne, zlecane mu przez darzącego go
zaufaniem Marszałka Piłsudskiego. Po powrocie do Polski, został „szefem sztabu”
Obozu Zjednoczenia Narodowego, gdzie nie zagrzał długo miejsca, jako zwolennik
współpracy z częścią opozycji. W tymże samym roku 1937 mianowano go dyrektorem
powiązanego z Oddziałem II SG państwowego przedsiębiorstwa „TISSA” (Towarzystwo
Importu Surowców), nabywającego na potrzeby polskiego przemysłu wojennego
surowce strategiczne.
We wrześniu 1939 r., po ewakuacji do Rumunii, ppłk Kowalewski działał w
bukareszteńskim komitecie ds. pomocy polskim uchodźcom, którym także kierował. W
styczniu roku następnego udał się do Francji. W Paryżu, na zlecenie generała
Sikorskiego, współtworzył plan skierowanej przeciw Niemcom alianckiej ofensywy na
Bałkanach. Przed upadkiem Francji ewakuował się z Paryża i przez Hiszpanię dotarł do
Portugalii, gdzie został członkiem komitetu ds. uchodźców, najpierw w Figueira da Foz, a
następnie w Lizbonie. Działał tam także w założonym z jego inicjatywy w listopadzie
1940 r. międzysojuszniczym komitecie tego typu.
Po przybyciu do stolicy Portugalii, pierwszy kontakt ppłk Kowalewski nawiązał, poza
poselstwem polskim, ze swym starym znajomym Jeanem Pangalem, posłem rumuńskim
w Lizbonie, rezydującym w luksusowym hotelu „Avenida Palace”, słynnym gnieździe

1

background image

lizbońskiego szpiegostwa. Dysponował on kontaktami i środkami potrzebnymi do
realizacji głównego swego celu: doprowadzenia do przejścia Rumunii, a także Węgier i
Włoch do obozu alianckiego. Pangal był znanym rumuńskim politykiem
centroprawicowym, przed wojną także dyplomatą. W czasie wojny światowej mianowano
go posłem w Lizbonie. Pod koniec 1941 r. Conducător Antonescu zdymisjonował go za
zbyt proalianckie stanowisko. Pangal pozostał w stolicy Portugalii w charakterze
prywatnym. Jego działalność była „subsydiowana” przez polski MSZ, MSW oraz
prawdopodobnie także wywiad wojskowy. Na terenie Lizbony Pangal rozwinął ożywioną
aktywność polityczną, utrzymując kontakty zarówno z Anglosasami, Niemcami,
Japończykami i Węgrami. Podstawą jego działalności była relacja z ppłk. Kowalewskim,
którego dyrektywom lojalnie się podporządkowywał, oddając mu zresztą wiele cennych
przysług. Z czasem stał się najcenniejszym współpracownikiem polskiego oficera.
Pangal był dla Polaków szczególnie wartościowy, ponieważ wykazywał największy walor
praktyczny z całej grupy „Wolnych Rumunów”, przeciwstawiających się polityce
marszałka Antonescu.
Rumuński dyplomata przekonał polskiego oficera do pozostania w Lizbonie. Ppłk
Kowalewski uzyskał w tym celu od gen. Sikorskiego zgodę na anulowanie rozkazu
udania się do Londynu, a z dniem 15 stycznia 1941 r. mianowano go korespondentem
Ministerstwa Spraw Wewnętrznych w postaci kierownika podlegającej temu resortowi
„Placówki Łączności z Kontynentem oraz centrali informacyjnej z krajów kontynentu” z
siedzibą w Lizbonie. W zamierzeniu ministra Stanisława Kota kierowana przez ppłk.
Kowalewskiego lizbońska placówka miała być centralą, dostarczającą informacji z całej
Europy Zachodniej. Było to przedstawicielstwo Akcji Kontynentalnej, powstałej przede
wszystkim na bazie koncepcji prof. Kota, na której ostateczny kształt ppłk Kowalewski
wywarł niemały wpływ. W listopadzie 1940 r. napisał bowiem memoriał na temat
konieczności zorganizowania oporu pod niemiecką dominacją, zarówno pod względem
politycznym, jak i militarnym. Gen. Sikorski włączył uwagi Kowalewskiego do swego
planu, opracowanego przede wszystkim przez dyplomatę Jana Libracha, a
przedstawionego premierowi Churchillowi. Po uzgodnieniach z Brytyjczykami, Rada
Ministrów uchwałą z 19 listopada 1940 r. powierzyła jej prowadzenie MSW. Zadaniem
Akcji było zorganizowanie na obszarze całego świata podziemnej walki z wrogiem
wszystkimi sposobami (prócz otwartej akcji zbrojnej), zbieranie informacji politycznych i
gospodarczych o działalności państw Osi i jej satelitów, akcja propagandowa skierowana
przeciwko koalicji hitlerowskiej, wszelkie formy dywersji politycznej, dążenie do skupienia
wszystkich sił polskiego wychodźstwa do walki z wrogiem pod kierownictwem rządu RP,
walka z wpływami politycznymi nieprzyjaciela na terenie polskich skupisk oraz
organizowanie ruchów strajkowych i sabotażu w warsztatach pracy.
Placówka lizbońska stała się, obok działalności organizacji we Francji, niewątpliwie
najważniejszym ogniwem polskiej Akcji Kontynentalnej. Misja kierowana przez ppłk.
Kowalewskiego była zresztą oceniana przez polski MSW lepiej od placówki francuskiej.
Akcja Kontynentalna na terenie Francji i Belgii posiadała jednakże zupełnie odmienny i
wyjątkowy charakter, ponieważ planowano tam udział polskich skupisk w operacjach
wojskowych.

2

background image

Placówkę w stolicy Portugalii traktowano jako centralny i węzłowy punkt organizacji
kontynentalnej. Polski oficer, używający pseudonimu „Piotr”, a następnie „Nart”, spełniał
na terenie Lizbony bardzo ważne i odpowiedzialne zadania. Właściwie wszystkie nici
Akcji Kontynentalnej zbiegały się w willi „Ginalda” w podlizbońskim Monte Estoril, gdzie
Kowalewski dysponował własnym krótkofalowym nadajnikiem radiowym. W jego ręku
koncentrowały się liczne drogi łączności w związku z pracami MSW w porozumieniu z
brytyjskim Ministerstwem Wojny Ekonomicznej na terenach okupowanych przez
Niemców. Pierwszym zleceniem Naczelnego Wodza dla ppłk. Kowalewskiego było
nawiązanie kontaktu z polskim ruchem oporu we Francji. Rozpoczęła się żmudna praca,
która doprowadziła do zorganizowania tajnych linii komunikacyjnych z Francją, a nawet z
Krajem. Lizbona stała się niezwykle ważnym punktem tranzytowym na linii Londyn-
Francja, a także Londyn-Szwajcaria (a stamtąd Włochy), wykorzystywanym do przerzutu
ludzi oraz łączności „materialnej”, czyli przekazywania listów, środków technicznych oraz
pieniędzy. W ramach polsko-angielskiej umowy, Kowalewski miał także zlecone przez
gen. Sikorskiego zadania obserwacji działań politycznych Osi na kontynencie oraz
dywersji politycznej wśród jej satelitów. W pierwszym rzędzie dostarczał „świeżych”
informacji z Francji, uzyskiwanych od przyjezdnych. Następnie danych natury wojskowej,
które – jak twierdziło polskie MSW – podnosiły autorytet resortu i jego lizbońskiej stacji u
Anglików. Ppłk Kowalewski opracowywał także dla MSW prasę pochodzącą z terytoriów
okupowanych oraz portugalską. Miał ponadto za zadanie dyskretną współpracę z
portugalskimi kręgami antyniemieckimi, które mogły dać obywatelom polskim oparcie na
tym ważnym terenie przelotowym, jakim była Portugalia. Jako jedyny Polak wchodził w
skład powołanego w październiku 1943 r. pierwszego zarządu United Nations Club w
charakterze skarbnika.
Od maja 1941 r. polski oficer utrzymywał regularne kontakty robocze z Anglikami, którzy
uzyskiwane przez niego informacje uznawali za cenne. Kowalewskiemu udało się m.in.
na początku 1941 r. naprowadzić angielski wywiad na ślad tajnej niemieckiej radiostacji,
za pomocą której prawdopodobnie utrzymywano kontakt z niemieckimi łodziami
podwodnymi. Wszystkie te zadania – zdaniem polskiego MSW – spełniane były „z
największym pożytkiem dla prac Rządu Polskiego i przyczyniały się do wzmożenia
wysiłku wojennego przeciwko państwom Osi”. Jak na jednoosobową placówkę, jej
budżet był dość znaczący i przykładowo w marcu 1941 r. wynosił 550 dolarów
miesięcznie. „Piotr” bardzo szybko nawiązał rozległe kontakty polityczne w Lizbonie
„niezmiernie ruchliwym punktem przelotowym na Europę”, zapewniając - dzięki dobrej
organizacji pracy i obfitości uzyskiwanego głównie za pośrednictwem cudzoziemców
materiału - szeroki serwis informacyjny. Jego placówka miała być w założeniu „wysuniętą
anteną informacyjną co do kontaktów politycznych”, sam zaś Kowalewski „mimo
niezwykłej dyskrecji z którą pracuje, najpoważniejszym agentem politycznym, również i w
oczach Anglików”. Generał Colin McVean Gubbins z Zarządu Operacji Specjalnych SOE
zgodził się z Janem Librachem, że „nie ma wśród jego ludzi nikogo, któryby umiał na
miejscu wyzyskać dla Anglików umiejętności i aktywność polityczną Piotra”. Natomiast
według amerykańskiego attaché wojskowego w Lizbonie, polskie misje wywiadowcze w
Portugalii (Oddziału II Sztabu Naczelnego Wodza oraz Akcji Kontynentalnej) stanowiły

3

background image

„prawdopodobnie najlepszy system wywiadu ofensywnego w Lizbonie”. Podkreślano
przy tym, że obydwaj szefowie polskich placówek – a więc ppłk Kowalewski, kierownik
ekspozytury MSW oraz ppłk Stanisław Kara, szef misji wywiadu wojskowego
(Ekspozytury „P”), byli „wyjątkowo zdolni”.
Głównym celem ppłk. Kowalewskiego było stworzenie dla swej działalności odpowiedniej
„pokrywki”, która dałaby możność uniknięcia zdemaskowania przez niemieckich
agentów. Było to szczególnie trudne w tak niewielkiej stolicy, gdzie hitlerowskie agendy
były nader rozbudowane, a tzw. policja międzynarodowa PVDE, tajna policja polityczna
reżimu Salazara, spełniająca na wzór iberyjski także funkcje kontrwywiadowcze, bardzo
dobrze poinformowana o obecności cudzoziemców. Stąd konieczne było zbudowanie
piramidalnego wręcz systemu kamuflażu prawdziwej działalności. Składał się on z
czterech „zasłon”: znanych powszechnie rozległych kontaktów politycznych polskiego
oficera, oficjalnego biura wycinków, które pozwalało m.in. na prenumerowanie polskiej
prasy gadzinowej z Generalnego Gubernatorstwa, przedsiębiorstwa handlu
międzynarodowego, które rzeczywiście prowadziło normalne transakcje oraz
czterotonowego kutra rybackiego, miejsca spotkań i środka do ewentualnej ewakuacji,
który został jednak niebawem zniszczony przez cyklon w porcie Cascais i zastąpiony
przez zwykłą łódź. Pod przykrywką tych „zasłon”, ppłk Kowalewski rozpoczął tajną robotę
wywiadowczą, dysponując ponadto kilkoma „melinami” (w znaczeniu mieszkań
kontaktowych), w tym także poza Lizboną. Najważniejszą była wspomniana willa
„Ginalda” w Monte Estoril, gdzie Polak utrzymywał kontakty ze swymi rozmówcami,
reprezentującymi satelickie państwa Osi, co z czasem stało się jego najważniejszym
zadaniem natury politycznej. Sam Kowalewski mieszkał z żoną i nieletnią córką w
skromnym pensjonacie w centrum Lizbony. O wadze, jaką przywiązywano w polskim
rządzie emigracyjnym do działalności podpułkownika świadczy troska MSW, by w
żadnym wypadku nie ryzykował on pozostania pod spodziewaną okupacją niemiecką
Portugalii, udając się w razie zaistnienia takiej konieczności do Afryki Północnej. Minister
pisał: „Korzystam z tej sposobności, by podziękować Panu Pułkownikowi za znakomitą
pracę polityczną i organizacyjną, jaką Pan Pułkownik w Lizbonie spełnia. Stwierdzam z
przyjemnością, że wszystkie nadzieje, jakie ta placówka rokowała, spełniają się w całej
pełni”
Idée fixe ppłk. Kowalewskiego była akcja mająca na celu odciągnięcie od Osi Włoch,
Węgier, Rumunii, Bułgarii i Finlandii. Polegać to miało na umiejętnym ukazywaniu
przedstawicielom tych krajów dróg przejścia na stronę przeciwną, co zamierzano
uzyskiwać głównie na drodze wywoływania sceptycyzmu co do ostatecznego zwycięstwa
III Rzeszy. Ostrożna akcja polskiego podpułkownika, prowadzona przy poparciu polskich
władz w Londynie, rozpoczęła się zimą z 1940 na 1941 r., kiedy to Kowalewski
przedstawił satelitom Osi ofertę dobrych usług. Pozytywnie zareagowali na tę propozycję
przede wszystkim Węgrzy. Poseł tego kraju w Lizbonie otrzymał z Budapesztu polecenie
kontynuowania rozmów, które w przyszłości mogły się okazać dla Węgrów cenne. Z kolei
sam Pangal w swych raportach tak entuzjastycznie podszedł do idei umiejętnego wyjścia
przez Rumunię z narzuconego sojuszu, m.in. za pośrednictwem cenionego w Rumunii
ppłk. Kowalewskiego, że marszałek Ion Antonescu, od września 1940 r. dyktator, odwołał

4

background image

go ze stanowiska posła. Pozytywnie toczyły się też pierwsze rozmowy z niewierzącym w
zwycięstwo Niemiec posłem Włoch w Lizbonie Renato Bova-Scoppa. Taktyka
Kowalewskiego polegała na docieraniu do kluczowych postaci życia politycznego Włoch,
Węgier i Rumunii w celu przygotowywania podłoża pod przyszłą zamianę sojuszy.
Włochom nie trzeba zresztą było tłumaczyć zalet tego manewru, zastosowanego przez
nich w czasie I wojny światowej. Defetyzm i proaliancka propaganda miała współdziałać
z zachęcaniem części kół wojskowych tych państw do przygotowań do przejęcia w
odpowiednim momencie odpowiedzialności za bieg wydarzeń w swych krajach. Ideę
masowych powstań odrzucano, jako bardziej ryzykowną, szczególnie w odniesieniu do
możliwych strat wśród ludności cywilnej.
Okres do pierwszych klęsk Niemiec, tj. do roku 1942, został wykorzystany przez ppłk.
Kowalewskiego do nawiązywania kontaktów i do prowadzenia rozmów sondażowych.
Trudno było o jakieś natychmiastowe rezultaty zważywszy na sukcesy Wehrmachtu i
samo przystąpienie, choć nie entuzjastyczne, Rumunii i Węgier do wojny przeciw
Związkowi Radzieckiemu. Gen. Sikorski upoważnił podpułkownika do tej gry, zwracając
jednak uwagę, że musi mieć ona charakter dyskretny i nie angażować bezpośrednio
polskiego rządu. Szybko jednak doszło do wyeliminowania tego ostatniego elementu
instrukcji wraz z mianowaniem Kowalewskiego oficjalnym przedstawicielem MSW. Gdy
pierwsze nawiązane kontakty oraz wynikające z nich owocne rezultaty zaczęły przynosić
trwałe efekty, na początku 1943 r. polskie władze w Londynie podjęły decyzję o
pisemnym upoważnieniu polskiego oficera do prowadzenia rozmów w ramach operacji
„Trójnóg”, która przewidywała skupienie się na kontaktach z Węgrami, Włochami i
Rumunami. Poza konferencjami na temat przejścia tych państw na stronę aliancką,
miano zbierać o nich potrzebne do prowadzenia takiej polityki informacje. Planowano
także organizowanie na tym terenie antyniemieckiej dywersji politycznej.
Ppłk Kowalewski był powiadamiany przez dyplomatów głównie węgierskich i rumuńskich
o wielu szczegółach niemieckich planów wojskowych. Sam wykorzystywał kanały
dyplomatyczne i reprezentantów tych trzech państw do prowadzenia z Rzymem,
Bukaresztem i Budapesztem zakonspirowanej, tajnej korespondencji na tematy
związane z zamianą sojuszy. Zarówno przedstawiciele tych państw, jak i część
decydentów z trzech stolic, miała świadomość doniosłości swych działań, mogących
doprowadzić do uniknięcia spodziewanej w wypadku niewyczucia odpowiedniego
momentu na porzucenie Niemiec katastrofy. Kontakty te odbywały się na ogół poprzez
wysoko postawionych w życiu politycznym tych państw kurierów, którzy w Lizbonie
prowadzili na ogół bezpośrednio lub też pośrednio rozmowy z Kowalewskim. Pozwoliło to
z czasem na stworzenie całej sieci kontaktów podpułkownika w wymienionych trzech
krajach na najwyższych szczeblach rządowej i wojskowej hierarchii.
Kolejnym elementem planu ppłk. Kowalewskiego był nacisk na rządy „Trójnoga” w celu
prowadzenia „akcji negatywnej” wymierzonej przeciwko Niemcom. Jeżeli
natychmiastowe zaprzestanie uczestnictwa tych krajów w wojnie było na razie
niemożliwe, to zamierzano dążyć do ograniczania wysiłku wojennego do minimum.
Elementem tej akcji był warunek niepodejmowania współdziałania z Niemcami w
zbrodniach przeciw ludzkości, przede wszystkim w masowej eksterminacji Żydów i osób

5

background image

żydowskiego pochodzenia. Obejmowało to także zalecenie niedopuszczania do
rozpraszania sił narodowych na froncie wschodnim, zaprzestanie dostaw dla Niemców
oraz pomoc dla uchodźców i funkcjonariuszy alianckich na terenie tych państw.
Po skonstatowaniu dużego wysiłku Węgrów, Rumunów i Włochów w „akcji negatywnej”
przyszła kolej na „akcję pozytywną”, mającą wewnętrznie przygotować te kraje do
przejścia do obozu przeciwnego. Nie doszło do tego jednak z uwagi na ustalony w
styczniu 1943 r. w Casablance przez Churchilla i Roosevelta warunek „bezwarunkowej
kapitulacji” państw Osi, a przede wszystkim w wyniku rezultatów konferencji teherańskiej,
wedle ustaleń której cała środkowowschodnia Europa miała się znaleźć w sowieckiej
strefie wpływów. O tym ostatnim jednak Kowalewski nie wiedział, próbując w dalszym
ciągu kontynuować realizowanie swego dalekosiężnego planu. Nie wiedział także, że to
Sowieci postawili w Teheranie warunek, by Kowalewskiego odwołać, co udało się ustalić
na podstawie dokumentacji brytyjskiej. Pokazuje to, jak wielką rolę polski oficer odgrywał.

Zamierzeniem polskiego oficera było takie sterowanie informacjami, by alianci podjęli
najsłuszniejszą w jego mniemaniu decyzję otwarcia drugiego frontu na Bałkanach. Miało
to umożliwić armiom węgierskiej i rumuńskiej wystąpienie przeciwko Niemcom u boku
aliantów zachodnich, przy równoczesnym zapobiegnięciu sowieckiej okupacji tych
krajów, co w nich samych uznawano na ogół za największe zagrożenie.
Dzięki ppłk. Kowalewskiemu uchwycono dość szybko fakt nerwowego poszukiwania
przez Włochów dróg do kompromisu z aliantami. Jednakże Brytyjczycy nie pozostawiali
Polakom w odniesieniu do Italii tak dużego pola manewru, jak wobec Rumunów, czy
Węgrów. Wykluczało to akcje przedsiębrane na własną rękę oraz powodowało
stosunkowo duże zaangażowanie polskiej dyplomacji, która spełniała rolę czynnika
łagodzącego wrażenie prowadzenia z Włochami przez polskiego oficera poważnych
rozmów. Stąd też w rozmowach z nimi, podobnie jak i Rumunami oraz Węgrami,
wspierał ppłk. Kowalewskiego były poseł w Budapeszcie i Bukareszcie, a także
wiceminister spraw zagranicznych za czasów ministerium Józefa Becka, Jan Szembek.
Na podstawie jego raportów szef polskiej dyplomacji relacjonował ministrowi spraw
zagranicznych Wielkiej Brytanii Anthony’emu Edenowi dążenie Włochów, Węgrów i
Rumunów, m.in. za polskim pośrednictwem (poprzez Kowalewskiego i Szembeka), do
przygotowania przejścia ich krajów na stronę sprzymierzonych. Brytyjski rząd propozycji
tych nie podjął. Edward Raczyński zmuszony był wydać, na prośbę Anglików, polecenie
ograniczenia kalibru rozmów przede wszystkim z Włochami. Ówczesny szef dyplomacji
polskiej uzyskał w okresie późniejszym informację, że Stalin generalnie „sprzeciwił się
prowadzeniu takich rozmów” z tymi trzema państwami.
Włosi byli najważniejszymi z trzech potencjalnych partnerów w proalianckich działaniach
ppłk. Kowalewskiego. Wycofanie się z wojny tego najsilniejszego na Starym Kontynencie
sojusznika III Rzeszy otwierałoby aliantom drogę do „serca” Europy. Polski oficer
postanowił nawiązać kontakt z liczną grupą włoskich decydentów, sprzeciwiających się
ścisłemu współdziałaniu Duce z Hitlerem. Grupie tej przewodził we Włoszech były
minister spraw zagranicznych i ambasador w Londynie Dino Grandi, pozostający w
kontakcie z częścią generałów, czekających tylko na zachętę ze strony aliantów do

6

background image

podjęcia odpowiednich kroków. Ważnym czynnikiem był fakt, że Włochom nie bardzo
wiodło się na froncie, a po ataku na ZSRR mieli oni nadzieje na niemiecko-brytyjski
pokój. Działania opozycji musiały być bardzo ostrożne, ponieważ istniało silne
stronnictwo, opowiadające się za kontynuowaniem walki w sojuszu z Niemcami. W
drugiej połowie 1942 r. rozpoczęły się długotrwałe próby zbliżenia stron do kapitulacji
honorowej i przejścia Italii na stronę aliancką. Włosi pokładali w polskim pośrednictwie
duże nadzieje. Rozmowy prowadzono także od końca 1942 r., kiedy to nastąpił w Italii
znaczny wzrost defetyzmu. Stanowisko aliantów zachodnich pozostawało jednak
niezmienne - żądali oni bezwzględnej kapitulacji. Zdaniem jednego z włoskich
dyplomatów, rozmówców Kowalewskiego, była to polityka „lunatyczna”, uniemożliwiająca
niemalże jakiekolwiek działanie grupy opowiadającej się za wyjściem Włochów z wojny.
Niezmienne stanowisko aliantów doprowadziło do dużego rozczarowania wśród włoskich
zwolenników zerwania z Hitlerem. Byli oni przygotowani na ciężkie warunki, aczkolwiek
propozycje alianckie, w ich mniemaniu „nierozumne”, były dla nich nie do przyjęcia.
Także sam ppłk Kowalewski był zawiedziony takim obrotem sprawy, widząc brak
owoców swoich wysiłków. Szczególnie zawód ten był spowodowany brakiem istnienia
jakiegokolwiek planu wobec tego zagadnienia oraz świadomością, że mógł wystarczyć
ze strony aliantów jeden poważny gest. Polak zdawał sobie bowiem sprawę, że trzy
armie niemieckich satelitów mogły odegrać ważną rolę, gdyby tylko politycy brytyjscy i
amerykańscy wystosowali możliwą do przyjęcia ofertę. Rola Włochów mogła być
szczególna, ze względu na możliwość oddziaływania na pozostałych satelitów Hitlera.
W lutym 1943 r. nie mający nic do stracenia Duce uderzył silnie w antyosiową grupę,
dymisjonując jej przywódców, w tym Galeazzo Ciano, swego zięcia, oraz Grandiego.
Charakterystyczne, że po wyjeździe tego ostatniego z Włoch do Portugalii, szukał on
kontaktu z Kowalewskim, z którym spotykał się w Monte Estoril w willi „Ginalda”,
wymieniając uwagi i wnioski na temat niedawnej, realizowanej przez pośredników
współpracy. We wrześniu 1943 r. Włosi podpisali w końcu bezwarunkową kapitulację,
choć forma, w jakiej to nastąpiło, stanowiła złamanie ze strony aliantów wstępnego
porozumienia z marszałkiem Badoglio. Zaprzepaszczono szansę wcześniejszego
przejścia Włoch na stronę aliancką, co mogło pozwolić uniknąć krwawej kampanii
włoskiej.
W ramach Akcji Kontynentalnej sprawa rumuńska stanowiła dla polskiego resortu spraw
wewnętrznych jedno z najważniejszych zagadnień. Za pomocą ostrożnych zabiegów
doprowadzono w końcu do ożywionej i stałej wymiany poglądów oraz korespondencji z
byłymi sojusznikami. Obok placówki MSW w Stambule oraz ekspozytury w Bukareszcie,
sprawy rumuńskie prowadziła także misja lizbońska kierowana przez ppłk.
Kowalewskiego, gdzie skoncentrowano główną akcję. Stało się tak m.in. dlatego, że
antykomunistyczny reżim Salazara nie utrzymywał stosunków ze Związkiem Sowieckim,
dzięki czemu teren portugalski był w nieznaczącym tylko stopniu obszarem działalności
radzieckich agentów. Pozwalało to na pomijanie ZSRR w prowadzonych półoficjalnie w
Lizbonie rozmowach z Anglosasami. Najważniejszym jednak czynnikiem był fakt, iż ppłk
Kowalewski znał doskonale Rumunię, jako że pełnił w tym kraju z powodzeniem funkcję
attaché wojskowego. Wyrobiwszy sobie tam wyjątkowo mocną pozycję, cieszył się

7

background image

poważaniem i zaufaniem, które w czasie wojny okazać się miało nader przydatne.
Pierwszym jego poważnym kontaktem na kierunku rumuńskim był list wysłany przez
polskiego oficera do marszałka Antonescu, z którym od lat pozostawali w bliskich
osobistych stosunkach (Kowalewski znał rumuńskiego przywódcę z czasów, gdy pełnił
funkcję polskiego attaché wojskowego w Bukareszcie; obaj m.in. jeździli razem na narty
do Predeal w Karpatach). Pismo zawierało powołanie się na wspólne interesy polityczne
oraz wyrażało gotowość do utrzymywania dwustronnych kontaktów. Polityk rumuński
przekazał ustnie pozytywną odpowiedź za pośrednictwem zaufanego posłańca.
Zapoczątkowany został w ten sposób stały kontakt polskiej placówki lizbońskiej z
oficjalnymi czynnikami rumuńskimi, który przetrwał nawet odwołanie ppłk.
Kowalewskiego do Londynu w marcu 1944 r., choć uległ wtedy dużemu osłabieniu.
Marszałek Antonescu wydawał wręcz polecenia kontaktowania się szeregu rumuńskich
wysłanników z polskim oficerem.
Kowalewski niezmiennie przekonywał Rumunów, że Hitler wojnę przegra. Zdaniem
polskiego MSW, nie raz polskie podpowiedzi były uwzględniane w rumuńskiej polityce.
Poza kontaktem z oboma Antonescu, dyktatorem oraz stawiającym w swej
reasekuracyjnej polityce na króla Michała wicepremierem Mihai’em („Icą”), utrzymywano
także stosunki z proaliancką częścią opozycji. W rezultacie relacje rumuńskiego świata
politycznego z Polakami wybijały się na czoło prób nawiązania kontaktu z aliantami.
Wytworzyła się w tym względzie sieć agentów, łączności, kontaktów, intryg i
oddziaływań, wymagająca niezwykle subtelnej polityki.
Polskim celem było prowadzenie antyniemieckiej dywersji politycznej, co miało
doprowadzić do zerwania przez Rumunię z Osią przy propagowanej przez Polaków
tezie, że potencjalnie proaliancka Rumunia weszła do wojny po stronie niemieckiej pod
przymusem, wbrew swej woli. Ppłk Kowalewski miał duży udział w przekonywaniu
Rumunów, że zwycięstwo aliantów było nieuniknione. Polacy przekonywali swoich
partnerów, iż najważniejszym krokiem byłoby dążenie do wycofania wojsk rumuńskich z
frontu wschodniego.
Nie ulega wątpliwości, że działalność ppłk. Kowalewskiego przyczyniła się do poprawy
położenia polskich uchodźców w Rumunii, uzyskania prawa azylu dla osób
przedzierających się z Generalnego Gubernatorstwa oraz ograniczenia liczby
aresztowań Polaków pod naciskiem Gestapo w Rumunii. Zresztą Polska nie znajdowała
się z nią w stanie wojny. Stosunki te osłabły jednak wyraźnie wraz z pogarszaniem się
międzynarodowego położenia Polski, przede wszystkim od lata 1943 r., po śmierci gen.
Sikorskiego, jeszcze bardziej zaś po nasileniu się trudności w stosunkach z ZSRR. W
sierpniu 1944 r. doszło do doradzanego wcześniej m.in. przez Kowalewskiego zamachu
stanu, który udał się z uwagi na zaangażowanie wojsk niemieckich na Węgrzech.
Decyzje już jednak zapadły. Rumunia znalazła się w sowieckiej strefie wpływów.
Sukcesem zakończyła się walka Moskwy z możliwością zawarcia wcześniejszego
porozumienia aliantów z Bukaresztem oraz ich inwazji na Bałkanach. Wysiłki Rumunów
w celu porozumienia się z zachodnimi aliantami, w czym upatrywali oni długo jako
jednego z najlepszych pośredników ppłk. Kowalewskiego, zakończyły się fiaskiem.
Polska miała duży udział w uprzytomnieniu Rumunom ich rzeczywistego położenia,

8

background image

wzmocnieniu wiary w zwycięstwo aliantów, przeprowadzeniu tam politycznej,
antyniemieckiej akcji dywersyjnej. Po osiągnięciu rozluźnienia ich stosunku do Osi i
wycofaniu się Rumunii, w granicach możliwości, ze współdziałania z Niemcami na
wschodzie i w dziedzinie gospodarczej, Polacy uzyskali wiążące oświadczenie
pozytywnego zachowania się wobec wkraczających wojsk aliantów zachodnich, odegrali
zasadniczą rolę doprowadzając do bezpośrednich rokowań o kapitulację. Osiągnęli
pewne postępy na drodze do zbliżenia Rumunii z Węgrami oraz zyskali zaufanie obu
stron. Nie można również zapomnieć, że w polsko-rumuńskich rozmowach,
prowadzonych głównie za pośrednictwem ppłk. Kowalewskiego, często przewijał się
motyw planowanej pomiędzy Bałtykiem i Morzem Czarnym federacji
środkowoeuropejskiej. Była to głównie polska koncepcja tzw. „Central Union”, oparta o
tradycyjną już ideę Międzymorza. W tym m.in. celu Polacy działali na rzecz polepszenia
stosunków pomiędzy Bukaresztem i Budapesztem. W rozmowach poruszano także
kwestię wspólnej, polsko-rumuńskiej granicy, której brak spychał wyraźnie Rumunię w
kierunku Bałkanów.
Trzecim obiektem zabiegów ppłk. Kowalewskiego byli Węgrzy, najbardziej propolscy z
całej trójki i entuzjastycznie nastawieni do tej współpracy. Szczególnie tragiczna była dla
Węgrów zapoczątkowana w marcu 1944 r. niemiecka okupacja, dokonana z
konieczności zachowania tego kraju jako niemieckiej linii komunikacyjnej dla wojsk i bazy
do kontroli rejonu Karpat. Węgierskie dążenia do uniknięcia sowieckiej lub niemieckiej
inwazji nie zakończyły się powodzeniem. Także i w tym wypadku ostatecznie o braku
sukcesu zakrojonej na szeroką skalę akcji Kowalewskiego, Szembeka i Pangala
zadecydowało alianckie żądanie bezwarunkowej kapitulacji tych państw, jak i wycofanie
się zachodnich aliantów z idei inwazji Bałkanów, równoległe z decyzją o oddaniu także
tego kraju w sowiecką orbitę wpływów. Formuła ta zastosowana wobec satelitów
Niemiec okazała się bardzo krótkowzroczna. Zachodni alianci nie mieli koncepcji miejsca
tych krajów w walce przeciw hitleryzmowi. Elastyczność wobec Włoch, Rumunii, Węgier,
Bułgarii i Finlandii mogła nawet skrócić wojnę. Nie wykorzystano tego zupełnie, co
skazało misję ppłk. Kowalewskiego na niepowodzenie. Misję, której doniosłość
przejawiała się nie w subiektywnych ocenach polskich, ale w nadziejach, jakie
przywiązywali do jego pośrednictwa na terytorium neutralnej Lizbony jego wysoko
postawieni interlokutorzy. Polskie MSW samo przyznawało, że niezwykle owocne
rezultaty pracy polskiego oficera w Lizbonie były w minimalnym tylko stopniu
wykorzystywane w Londynie. Po latach Edward Raczyński pisał, że rozmowy
prowadzone przez Kowalewskiego i Szembeka były jedną z „niewykorzystanych okazji II
wojny światowej”.
Brytyjczycy bardzo wysoko oceniali działalność polskiego oficera w Lizbonie. Jednakże w
drugiej połowie stycznia 1944 r. Frank K. Roberts, kierujący w Foreign Office
Departamentem Centralnym, skierował do generała Colina McVean Gubbinsa, od
września 1943 r. szefa SOE, pismo, w którym zwracał uwagę na szkodliwą działalność
Kowalewskiego w Lizbonie. W przeciągu 1943 r. miano rzekomo zebrać dowody na jego
częste kontakty z „narodowymi wrogami” i działanie na rzecz polsko-węgiersko-
rumuńsko-włoskiego bloku, który wymierzony był nie tylko w Niemcy, ale także – co

9

background image

budziło szczególne obawy Robertsa – przeciw Związkowi Radzieckiemu. Brytyjczycy byli
doskonale poinformowani o działalności Kowalewskiego, i to nie tylko ze źródeł polskich.
Czytali oni potajemnie polską pocztę, przechodzącą na ogół przez ich ręce. Angielski
dyplomata zwracał uwagę na antysowieckie nastawienie polskiego oficera, które wraz z
rozmowami z Niemcami miały powodować, że jego dalsza obecność w tym jednym z
najważniejszych punktów wojennej rozgrywki szpiegowsko-politycznej wojny światowej
była niewskazana. Brytyjska dyplomacja stała się głównym inicjatorem nacisków na
Polaków w celu odwołania ppłk. Kowalewskiego z Lizbony. SOE, dość propolsko
nastawiona i zdecydowanie najlepiej poinformowana o prawdziwych intencjach Sowietów
służba brytyjska, wykazywała większe zrozumienie dla zaniepokojenia podpułkownika na
tym kierunku, doradzając działanie ostrożne. W marcu 1944 r. wskazywano, że nie był to
właściwy moment na odwołanie polskiego oficera. Jego wyjazd z Lizbony uznawano za
potencjalną dużą stratę, sam zaś Kowalewski miał być na terenie portugalskim
niezastąpiony. Pomimo tego, sir Alexander Cadogan, stały podsekretarz stanu w FO,
zażądał od ambasadora Raczyńskiego odwołania podpułkownika. 6 marca przedstawił
polskiemu dyplomacie opinię, że nie podejrzewano nielojalności polskiego oficera, aliści
utrzymywał on w Lizbonie kontakty z Niemcami, co do niczego prowadzić nie mogło,
poza niebezpiecznymi rzekomo skutkami dla polskiego rządu, jak i dla samego
Kowalewskiego. 10 marca 1944 r., podczas następnego spotkania, Raczyński poprosił o
skonkretyzowanie zarzutów, informując już jednak o podjętej decyzji o odwołaniu
podpułkownika z Lizbony. 10 kwietnia Cadogan odpisał, że Brytyjczycy nie mieli nic
personalnie przeciw Kowalewskiemu i że chodziło tylko o jego kontakty z Niemcami,
których szczegółów ujawnić nie mógł. Z treści dokumentacji na ten temat wynika jasno,
że to brytyjskie służby specjalne odmówiły przekazania Polakom informacji o
inkryminowanych kontaktach Kowalewskiego. W jego obronie wystąpił polski MSW,
wskazując na wielkie zasługi, jakie oddał on aliantom na swej lizbońskiej placówce oraz
niezwykle wysokie kwalifikacje i zdolności. Odwołanie go z Portugalii miało stanowić
„niezwykle ciężką i trudną do zastąpienia stratę”. Pomimo to, wykazywano gotowość
zaakceptowania angielskiej „prośby”, jako koncesji w celu „zachowania pełnej harmonii
na wszystkich polach angielsko-polskiej współpracy”. MSW twierdziło dalej, że „Rząd
Angielski wysunął sprawę odwołania płk. Kowalewskiego w formie możliwej dla nas do
przyjęcia, a mianowicie nie stawiając ani jemu ani prowadzonym przez niego pracom
żadnych zarzutów, a jedynie motywując to interesem naszego politycznego
bezpieczeństwa. Domaganie się sprecyzowania powodów i ewentualnego poparcia ich
przez Anglików konkretnymi zarzutami byłoby z naszej strony błędem, gdyż zmusiłoby
Anglików do ewentualnego postawienia takich czy innych zarzutów, z którymi dotychczas
nie wystąpili. W takim wypadku płk. Kowalewski mógłby być skompromitowany i
bylibyśmy pozbawieni możności dalszej z nim współpracy, a co więcej podważyłoby to
naszą robotę polityczną na terenie Lizbony”. Trudno o bardziej przekonujący dowód, że
ubezwłasnowolniony rząd polski nie był już jakimkolwiek partnerem dla brytyjskiego
gabinetu.
Podpułkownik rzeczywiście kilka razy podczas swego pobytu w Portugalii spotkał się z
Niemcami. O wszystkim szczegółowo informował polskie władze, uzyskując uprzednio

10

background image

od nich pozwolenie na przeprowadzenie tych konwersacji. Pierwszym kontaktem był
Austriak w nazistowskiej służbie Hans Lazar, radca prasowy ambasady Rzeszy w
Madrycie. Pośrednikiem w pierwszym spotkaniu, które odbyło się 15 maja 1941 r., był
Pangal. Kowalewski znał Lazara jeszcze z Bukaresztu, kiedy Austriak był
korespondentem wiedeńskiej prasy i dostarczał polskiemu attaché cennych informacji.
Na podstawie swych rozmów w Berlinie z najwyższymi czynnikami niemieckimi, Lazar
poinformował polskiego podpułkownika, że za „lunatyczną” politykę wobec Polski
odpowiedzialny jest Hitler, a wielu członków generalicji się z takim postępowaniem
Niemców w Polsce nie zgadza. Poza tą nic nie wnoszącą deklaracją, hitlerowski
dyplomata przekazał Polakowi informację, że pomiędzy 20 a 25 czerwca „wydarzy się
wielka rzecz”. Kowalewski natychmiast zawiadomił telegraficznie za pomocą nadajnika
umieszczonego w poselstwie, że Niemcy zaatakują Rosję właśnie w tym terminie.
Potwierdzenie tej wiadomości polski oficer uzyskał od posła węgierskiego, który 12
czerwca przekazał mu wiadomość z Budapesztu, że atak nastąpi 22 albo 23 tegoż
miesiąca. Także i o tym Kowalewski zaraportował natychmiast do Londynu. 23 czerwca
otrzymał z Londynu telegram gratulacyjny, zawierający informację, że o jego
doniesieniach zostały natychmiast poinformowane władze angielskie, w tym premier
Churchill.
Pod koniec września 1943 r. Jan Librach, kierownik Akcji Kontynentalnej, instruował
podpułkownika, że: „Należy jak dawniej wykorzystać Laz. w celach informacyjnych. Z
generałem F kontakt nawet pośredni jest niewskazany”. Chodziło tu o Lazara, co
świadczyłoby o regularnych kontaktach, oraz o generała Freiherr von Falkenhayna,
bawiącego w Lizbonie z misją prowadzenia rozmów na temat zjednoczenia Europy
przeciw komunizmowi, w powiązaniu ze wzmożeniem aktywności wewnątrzniemieckiego
ruchu, którego celem byłoby odsunięcie od władzy Hitlera. Kontakt z tym ostatnim mógł
bardzo łatwo stanowić znaczący fakt polityczny, tak więc podjęto decyzję o
nienawiązywaniu z nim rozmów. Zapewne także do kontaktów ppłk. Kowalewskiego z
Lazarem odnosiła się instrukcja ministra Kota z sierpnia 1941 r., który „pozwala na
bezpośrednią rozmowę, ale zaznacza, że tak jak dawniej należy być b. ostrożnym”.
Kontakty podpułkownika z przedstawicielami antyhitlerowskiej opozycji potwierdzają
także inne źródła. Po wojnie Kowalewski oświadczył współpracującemu z nim w czasie
wojny Mikołajowi Rostworowskiemu, pracującemu dla polskiego wywiadu na Półwyspie
Iberyjskim oraz w Ameryce Łacińskiej, że potwierdzałoby to na zewnątrz tezę radzieckiej
i szerzej - komunistycznej propagandy o prowadzeniu przez Polaków rozmów z
niemieckimi kręgami antynazistowskimi.
Ślady poszukiwania kontaktu z ppłk. Kowalewskim przez niemieckich dyplomatów w celu
umówienia późną jesienią 1943 r. spotkania z nim wysokiego przedstawiciela
niemieckiego Sztabu Generalnego odnaleźliśmy w lizbońskim Archiwum Salazara. W
październiku 1943 r. Pangal powiadomił Kowalewskiego, że poseł niemiecki poprosił go
o przekazanie Polakowi, iż w bardzo ważnej sprawie chce z nim rozmawiać niemiecki
oficer. Hühne nalegał na Rumuna, by użył całego swego wpływu na podpułkownika, by
ten zgodził się na spotkanie. Kowalewski zdawał sobie sprawę z niebezpieczeństwa
takich rozmów. Narażony był w razie jakiegokolwiek przecieku na oskarżenie o

11

background image

kontaktowanie się z przedstawicielami niemieckich zbrodniarzy i wrogów Polski. Z drugiej
strony, odmowa narażała go na niewiedzę o być może ważnych zamiarach Niemców.
Wszystko to było także dowodem, że wywiad hitlerowski odkrył system jego „pokrywek”,
co oznaczało zbliżanie się jego misji do końca. Odpowiednio zabezpieczony przez
przyjaciół, na wypadek prowokacji lub próby uprowadzenia, Kowalewski spotkał się w
Lizbonie z kapitanem Fritzem Kramerem z Abwehry. Oświadczył on polskiemu oficerowi,
że Niemcy wiedzieli o nim bardzo dużo, podziwiając z szacunkiem jego talent i wpływy.
Zadaniem niemieckiego oficera było wybadanie, na ile możliwe było włączenie się
polskiego podziemia we wspólną walkę z zagrażającym Europie w postaci Związku
Radzieckiego komunizmem. Sprowadzało się to właściwie do oferty denuncjowania
przez podziemie niewielkich grup polskich komunistów, działających na terenie
okupowanej Polski. Kramer zwracał uwagę na niezadowolenie jego szefów z
prowadzonej w Polsce polityki, jednakże przeszkodą w jej złagodzeniu mieli być sami
Polacy. Niemcy chcieli nawiązać kontakt z jedną z czołowych postaci polskiego życia
politycznego w celu rozpoczęcia rozmów na temat ewentualnej zmiany frontu wraz z
postępami wojsk sowieckich. Kowalewski odparł, że współdziałanie polskich organizacji z
Niemcami jest wykluczone, a ich zbrodnicza polityka w Polsce jest poniżej wszelkiej
krytyki. Jakakolwiek zmiana w nienawiści Polaków do nich byłaby możliwa po zmianie ich
postępowania. Polski oficer oświadczył też, że Niemcy nie znajdą wśród Polaków
poważnej postaci politycznej, która zgodziłaby się na odegranie roli polskiego Quislinga,
czy Hachy. Cała zaś rozmowa wydawała mu się, co Niemcowi oświadczył, prowokacją,
mającą na celu zdyskredytowanie Polaków w Londynie bez osłabienia zbrodniczej
polityki wobec Polaków. Nie mieli oni być „tak szaleni”, by wiązać się z przegraną sprawą
swoich oprawców.
Niezadowolony z takiego przebiegu konwersacji Kramer poinformował Kowalewskiego,
że Niemcy dysponują bronią, która w niedalekiej przyszłości zniszczy Londyn i
południową Anglię. Chodziło o bronie V-1 i V-2, o których wcześniej donosiła polska
Armia Krajowa. Kramer stosował taktykę przeciwstawiania antypolskiej histerii Hitlera
umiarkowania jego zwierzchników, mając zapewne na myśli admirała Canarisa,
tracącego powoli wpływy szefa Abwehry. W czasie tej owocnej dla Kowalewskiego, bo
przekonującej o niemieckiej desperacji rozmowy, wyszło także na jaw, że Niemcy
zdawali sobie sprawę z kontaktów podpułkownika z polskimi organizacjami na terenie
Francji, w tym o istniejącej z nimi linii komunikacyjnej. Niedługo potem doszło jeszcze do
dwóch mało konstruktywnych rozmów z Kramerem. Przy drugiej z nich brał udział jego
„important friend”, być może szef K.O. (Kriegsorganisation, placówki terenowej Abwehry)
na Portugalię. Podpułkownik nie wykluczał po wojnie, że mógł to być sam Canaris.
Konwersacje te przekonały Kowalewskiego o defetyzmie wśród niemieckich agentów i o
próbach zabezpieczenia siebie po klęsce.
Właściwie niemożliwym było, by gen. Sikorski zataił przed Anglikami źródło pierwszej
wiadomości o spodziewanym ataku na ZSRR, a więc także fakt rozmowy z Lazarem.
Brytyjczycy wiedzieli więc o niej już w połowie 1941 r. Dlaczego więc domagano się
odwołania podpułkownika po rozmowach przeprowadzonych pod koniec roku 1943 r.,
które nie wyszły w żaden sposób poza element czysto informacyjny i nie doprowadziły do

12

background image

żadnej pozytywnej konkluzji? Frank K. Roberts pisał w wewnętrznej korespondencji
Foreign Office, że wśród polskich kontaktów, które mogłyby być nazwane
„niewłaściwymi”, najważniejszym przypadkiem była działalność ppłk. Kowalewskiego w
Lizbonie, który miał kontaktować się z Niemcami. Z wymiany poglądów w Foreign Office
jasno wynika, że główną osią obaw w związku z niekontrolowanymi przez Brytyjczyków
rozmowami Polaków była możliwość wysuwania zastrzeżeń przez sowieckich aliantów.
Był to więc element brytyjskiej polityki uległości wobec żądań ZSRR. Pozycja polskiego
oficera była w Lizbonie na tyle silna, że obawiano się nawiązania przez niego
jakiegokolwiek kontaktu, który uniemożliwiałby realizację dynamizującego się sowiecko-
brytyjskiego porozumienia względem Polski, z którego korzyści czerpał wyłącznie ZSRR.
Ppłk Kowalewski stał się więc dla zachodnich aliantów niewygodną na terenie Portugalii
postacią, która mogła w niewielki, ale jednak dość uciążliwy i szkodliwy propagandowo
sposób przeciwdziałać zamysłom oddania Europy Środkowo-Wschodniej pod dominację
sowiecką. Żądanie odwołania Kowalewskiego, wysunięte – co charakterystyczne przez
brytyjską dyplomację – zbiegło się z wdrażaniem przez dyplomacje aliantów zachodnich
postanowień konferencji w Teheranie. Nic więc dziwnego, że już po odwołaniu
podpułkownika, Foreign Office wyraził zadowolenie, że jego kolejny przydział miał mieć
miejsce na terenie Wielkiej Brytanii.
Polski oficer został odwołany przez ministra spraw wewnętrznych Władysława
Banaczyka pismem z dnia 20 marca 1944 r., w którym podkreślono, że: „wyniki zarówno
na rzecz wysiłku wojennego polskiego, jak i wspólnego wysiłku Aliantów, znajdowały jak
najlepszą ocenę zarówno w łonie Rządu, jak i ze strony współpracujących z nami
organizacji sojuszniczych. Działalność Pana zarówno na odcinku łączności, na odcinku
informacyjno-politycznym, kierownictwo akcją polityczną, sięgającą w głąb ośrodków
dyspozycyjnych nieprzyjaciela, wypełniana była przez Pana w warunkach niezwykle
trudnych, wymagających wielkich kwalifikacji osobistych oraz zalet umysłu i charakteru.
Uważam ją za niezwykle cenny wkład do pracy Rządu jak i do sprawy ogólnoalianckiej”.
Banaczyk jednocześnie proponował powierzenie Kowalewskiemu „niezwykle ważnego
dla nas odcinka pracy w związku ze zbliżającymi się zadaniami na kontynencie”.
Polski oficer opuścił Lizbonę 5 kwietnia 1944 r., udając się samolotem do Wielkiej
Brytanii. Wyjazd ze stolicy Portugalii tego najwybitniejszego na tamtejszym gruncie
agenta powodował osłabienie koordynacji działań państw tego regionu, coraz bardziej
uzmysławiających sobie radzieckie zagrożenie. W Portugalii działalność Kowalewskiego
kontynuowano na nieporównywalnie mniejszą skalę.
Polskiego oficera mianowano szefem Polskiego Biura Operacyjnego przy S.F.H.Q
(Special Forces Headquarters). Była to funkcja przedstawiciela polskiego MON i MSW
do spraw D-Day. Podpułkownik koordynował przygotowanie polskich oddziałów
sabotażowo-dywersyjnych do operacji „Overlord”. Planowano bowiem włączenie
Polaków do powstania we Francji, skoordynowanego z frontalnym atakiem wojsk
alianckich, czyli inwazją w Normandii. Miały ich wzmocnić grupy polskich
spadochroniarzy z Wielkiej Brytanii. Ppłk. Kowalewski utrzymywał w tym celu regularną
łączność z Polakami we Francji na bazie współpracującej ściśle z SOE Polskiej
Organizacji Walki o Niepodległość „Moniki”.

13

background image

Kowalewski po wojnie oddawał się pracy publicystycznej. Wydawał w Londynie przez
dziesięć lat periodyk „East Europe” (od lipca 1950 r. periodyk nazywał się „East Europe
nad Soviet Russia”), będąc pierwszorzędnym znawcą zagadnień wschodnio-
europejskich. W latach 1958-1959 pełnił funkcję przewodniczącego Koła Wyższych
Studiów Wojennych w Londynie. Zmarł na raka w stolicy Wielkiej Brytanii 31
października 1965 r. We wspomnieniu pośmiertnym, płk Kazimierz Glabisz napisał, że
był to jeden z najwybitniejszych polskich oficerów sztabowych.
Niewątpliwie można nazwać płk. Kowalewskiego jednym z bohaterów gry wywiadowczej
prowadzonej także z wybitnym udziałem sił polskich podczas II wojny światowej. Nie jest
to jednakże postać niekontrowersyjna. Mało kto wie, że we wrześniu 1939 r. był on gotów
udać się do Związku Sowieckiego w celu zakupienia broni. Plany te pokrzyżowała
inwazja Armii Czerwonej na Polskę.
Z kolei już w listopadzie 1939 r. Kowalewski zgłosił się do niemieckiego posła w
Bukareszcie Wilhelma Fabriciusa. Wizyta ta została już opisana w polskiej literaturze
przedmiotu na podstawie archiwaliów niemieckiego MSZ. Janusz Sobczak, zmarły w
1983 r. wicedyrektor Instytutu Zachodniego w Poznaniu, pisał w swej książce pt. „Polska
w propagandzie i polityce III Rzeszy w latach 1939-1945” o wizycie polskiego oficera:
„Odwiedził on w listopadzie 1939 r. poselstwo niemieckie w Bukareszcie, przedstawił się
jako kierownik Komitetu Pomocy Polskim Uchodźcom w Rumunii i zapytał o możliwość
przeprowadzenia tak apolitycznej akcji, jak np. poszukiwanie rodzin oraz doręczanie
listów i przekazów pocztowych na okupowane przez wojska niemieckie terytoria polskie.
Pytał ponadto o możliwości powrotu poszczególnych osób na te ziemie, łączenia
rozdzielonych przez działania wojenne rodzin, a także o możliwość przesyłania książek i
podręczników szkolnych dzieciom polskim w Rumunii. Starzy znajomi Kowalewskiego z
niemieckiego poselstwa w Bukareszcie mimo wszystko mu nie dowierzali. Zameldowali
zatem do AA [Auswärtiges Amt – J.S.C.], iż zamierza on tworzyć w okupowanej Polsce
„sprzeczne z interesami Rzeszy ośrodki polskie” i ze zajmował się pośrednictwem przy
załatwianiu «wyjazdów polskich uchodźców do Francji»”. Tego samego zdania miał być
także wywiad niemiecki „przeciwny udzieleniu mu zezwolenia na przyjazd do
okupowanej Polski. Gestapo z kolei sprzeciwiło się utworzeniu swego rodzaju biura
informacji w sprawach rodzinnych, nie mówiąc już o przesyłaniu polskich książek, które z
góry uznano za pretekst do przekazywania nielegalnych przesyłek. Mimo to urzędnicy
AA snuli plany pozyskania płk. Kowalewskiego do współpracy ze względu na jego
kontakty z Paryżem i w ogóle z polską emigracją. Podejrzewając płk. Kowalewskiego o
działalność wywiadowczą, pragnęli go «odwrócić» i wyzyskać dla siebie”. Również
władze niemieckie w Generalnym Gubernatorstwie zamierzały pozyskać Kowalewskiego
w zamian za zgodę na przesyłki pocztowe z wyłączeniem pieniężnych i na udzielanie
przez Niemiecki Czerwony Krzyż wiadomości o zaginionych. Z góry wykluczano jednak
zgodę na wyjazd z GG mężczyzn w wieku pomiędzy 16 a 50 rokiem życia. Spekulacje o
możliwości pozyskania płk. Kowalewskiego zarzucone zostały przez AA dopiero w
sierpniu 1940 r.
Należy zwrócić uwagę na fakt, że Kowalewski pełnił w Bukareszcie funkcję kierownika
Centralnego Polskiego Komitetu Pomocy dla Uchodźców od września do grudnia 1939 r.

14

background image

(tzn. do swego wyjazdu do Paryża), a posła Fabriciusa musiał znać osobiście, ponieważ
dyplomata niemiecki rozpoczął swą misję w 1936 r., a ppłk. Kowalewski pełnił funkcję
attaché wojskowego w Bukareszcie do 1937 r. Trudno podnosić sam zarzut spotkania
Kowalewskiego z Fabriciusem, skoro się znali.
W 2002 r. ukazał się w paryskich „Zeszytach Historycznych” tekst Bernarda Wiadernego
pt. „Nie chciana kolaboracja. Polscy politycy i nazistowskie Niemcy w lipcu 1940”, w
którym autor oskarżał kilku polskich polityków i oficerów o próbę podjęcia kolaboracji z
Niemcami w tym czasie. Głównym autorem odnalezionego w archiwum niemieckiego
MSZ w Berlinie memoriału, w którym znane na ogół postaci polskiej polityki rzekomo
wyrażają chęć nawiązania rozmów z Niemcami, miał być właśnie Kowalewski, Zdaniem
autora, stanowił „najważniejszą - jeśli się weźmie pod uwagę znaczenie biorących w nim
udział polskich polityków - próbę kolaboracji z Trzecią Rzeszą”. Memorandum,
„podpisane” przez Jana Kowalewskiego, Stanisława Strzetelskiego, Tadeusza
Bieleckiego, Jerzego Kurcjusza, Ignacego Matuszewskiego, Jerzego Zdziechowskiego,
Emeryka Czapskiego i Stanisława Mackiewicza, miało zostać złożone na ręce posła
włoskiego Renato Bova Scoppa w Lizbonie z prośbą o przekazanie posłowi
niemieckiemu w tymże mieście, dr. Oswaldowi baronowi von Hoyningen-Huene, który z
kolei przesłał jej do Berlina.
Jasnym jest, że bez niespodziewanej i druzgocącej klęski Francji dokument ten
prawdopodobnie nie powstałby. Sondaż był więc przeprowadzony w atmosferze
ogólnego zwątpienia w możliwość zatrzymania niemieckiej machiny wojennej. Trudno się
dziwić, że w memorandum znajdujemy elementy dążenia do poszukiwania jakiegoś
modus vivendi w sytuacji, gdy jednostkowa klęska Polski zaczęła się, tak się to mogło
latem 1940 r. wydawać, zmieniać w klęskę trójstronnego sojuszu z udziałem zachodnich
demokracji, do którego Polska należała. Przekonanie o możliwości zwyciężenia Trzeciej
Rzeszy na drodze militarnej nie było w tym czasie powszechne. Zwraca uwagę jednak
podstawowy fakt, że z treści aide-mémoire nie można wywnioskować, że mogło być ono
skierowane do Niemców. Sam fakt przekazania memorandum, a więc dokumentu z
natury nie podpisanego, posłowi Włoch wskazuje na to, że adresatem mogli być Włosi.
Dyplomaci tego kraju mogli na własną rękę przekazać go Niemcom. Mogli też tak
uczynić za wiedzą Polaków. W obydwu przypadkach rzecz nie wykraczała jednak poza
sondaż.
Sformułowania użyte w dokumencie są natury bardzo ogólnej, warunkowej. Propozycję
utworzenia „ośrodka studiów” nie należy rozumieć jako oferty utworzenia rządu
kolaboracyjnego. Centrum takie w Rzymie, a nie dajmy na to w Berlinie, czy choćby w
Vichy, miało stanowić punkt kontaktowy do wymiany poglądów, ewentualnie przy
zaakceptowaniu niemieckiej oferty, do czego droga była jeszcze bardzo daleka. Nie
można wykluczyć oferty włoskiego pośrednictwa, przy którym rozmowy z Niemcami
byłyby konieczne dopiero po dojściu do jakiegoś, korzystnego z polskiego punktu
widzenia porozumienia. Jakkolwiek by to interpretować, Rzym gwarantował możliwość
wycofania się w każdej chwili, ukazania rozmów jako sondaży oraz najprawdopodobniej
także możliwość ich prowadzenia bez czynnika zakłócającego w postaci presji polskich
czynników oficjalnych. Przy założeniu, oczywiście, że polskie najwyższe władze na

15

background image

emigracji, czy też jakaś ich część nic o tym memorandum nie wiedziały, czego -
jakkolwiek zabrzmi to paradoksalnie - wykluczyć nie można. W czasie wojny dochodziło
do jeszcze większych paradoksów, na ogół przy użyciu służb wywiadowczych czy też w
ramach akcji prowadzonych przez nie same. Prowadzone rozmowy szły w poprzek
oficjalnych podziałów politycznych. Wywiadowcza przeszłość Kowalewskiego,
opanowanie warsztatu operacyjnego na trudnej bez wątpienia placówce moskiewskiej,
gdzie oficer ten był przed wojną attaché wojskowym, dodając do tego bliską współpracę
w powrześniową elitą rządzącą jego samego oraz innych osobistości wymienionej w
tekście memorandum, czynią, że nie możemy wykluczyć, iż miarodajne czynniki rządowe
o tym wystąpieniu wiedziały. Same bowiem nie mogłyby w żaden sposób sondować
oficjalnie stanowiska niemieckiego, jako rząd nie sprawujący władzy na własnym
terytorium i szczególnie w momencie tak dla aliantów krytycznym.
Działano przez pośrednika w celu wysondowania stanowiska niemieckiego. Z tekstu
wynika, że była to pośrednia próba, mająca na celu uzyskanie dzięki Włochom informacji
o stanowisku III Rzeszy wobec kwestii polskiej, ustalenie, czy w polityce Hitlera, pełnej
zaślepienia i furii wywołanej oporem Polski wobec Niemiec, doszło do jakichś zmian w
postaci gotowości do znalezienia takiego czy innego modus vivendi. Polscy politycy mieli
prawo to wiedzieć, a nie było innej możliwości, by to ustalić. Właściwie w tym czasie nikt
poza Włochami, czy w mniejszym stopniu Węgrami nie wchodził tu w rachubę jako
pośrednik. Przedstawienie oferty sondażu za pomocą Włochów, z którymi stosunki były
jeszcze utrzymywane, nie mówiąc już o dość powszechnej wzajemnej sympatii tak w
kręgach władz, jak i obu społeczeństw, było ze strony Polaków zagraniem bardzo
sprytnym. Z drugiej strony, 12 czerwca 1940 r., na prośbę władz włoskich, polscy
dyplomaci opuścili Rzym, choć polski rząd nie uważał, by istniał miedzy obu państwami
stan wojny, pomimo wejścia do niej Włoch po stronie Niemiec. Przekazanie
memorandum włoskiemu posłowi zapewniało swoiste poczucie bezpieczeństwa autorom.
W przypadku ujawnienia pojawienia się takiego listu przez Niemców, mogli oni
wszystkiemu zaprzeczyć. Z drugiej strony, fakt, że Bova Scoppa przekazał Niemcowi
kopię memorandum świadczy o tym, że Polacy mogli (choć nie musieli) nie wiedzieć, że
tekst ten zostanie Niemcom przekazany. Równie dobrze mogli się spodziewać, że włoski
dyplomata przeprowadzi sondaż w sposób bardziej poufny, bez przekazania pisemnej
zawoalowanej próby sondażu ze strony Polaków. Włoski dyplomata sam mógł zresztą
namawiać Polaków do takiego kroku, tzn. do sporządzenia podobnego dokumentu.
Skoro Włosi dążyli do złagodzenia hitlerowskiego kursu wobec Polski, skoro popierali
wskrzeszenie państwowości polskiej, to taka inicjatywa nie mogła budzić zdziwienia.
Trudno tu cokolwiek wyrokować bez dalszych badań.
Trudno nie oprzeć się też wrażeniu, że ppłk Kowalewski, już po klęsce wrześniowej
przepowiadający w Bukareszcie rychły koniec sojuszu nazistowsko-sowieckiego, mógł
próbować wybadać w ten sposób przynajmniej częściowo niemieckie zamiary wobec
Polski, będące funkcją stosunków Berlina z Moskwą. Paradoksalnie brak odpowiedzi na
ten memoriał ze strony niemieckiej może być tym łacniej wykorzystywany jako
oskarżenie osób, których nazwiska widniały w dokumencie. Gdyby doszło do
przedstawienia przez Niemców oferty i zostałaby ona następnie przez osobistości

16

background image

wymienione w memorandum odrzucona i przemilczana, nie pozostawiałoby to pola do
daleko idących interpretacji, jak to ma miejsce w odniesieniu do memorandum.
Niewątpliwie kluczem do analizy tego memorandum jest postać samego Kowalewskiego,
który według niemieckiej dokumentacji był inicjatorem memorandum, co jest więcej niż
prawdopodobne. Na podstawie ponad pięcioletniego badania działalności wywiadowczej
podpułkownika w Lizbonie w ramach Polsko-Brytyjskiej Komisji Historycznej do Spraw
Dokumentacji Działalności Polskiego Wywiadu w II Wojnie Światowej i Jego
Współdziałania z Wywiadem Brytyjskim jesteśmy skłonni stwierdzić, że idea
wystosowania takiego dokumentu rzeczywiście mogła wyjść od Kowalewskiego.
Charakterystyczny jest styl znany z innych memoriałów oficera oraz użycie typowych dla
jego piśmiennictwa zwrotów, typu: „centrum studiów”. Nie była to pierwsza i ostatnia
inicjatywa sięgająca tak daleko z jego strony. Warto tu wspomnieć opinię François
Déjeana, ambasadora Francji w Moskwie, który donosił na temat Kowalewskiego,
naonczas attaché w stolicy Kraju Rad, ministrowi spraw zagranicznych Paul-Boncourowi,
że polski oficer charakteryzował się lojalnością, dokładnością przekazywanych informacji
oraz trafnością sądów. Wyróżniał się przenikliwym, bystrym umysłem, niezwykłą
wyobraźnią i zmysłem krytycznym. Miał być mistrzem w interpretowaniu uzyskanych
informacji: „Potrafi budować hipotezy, które na pierwszy rzut oka wydają się
fantastyczne, ale często się sprawdzają”. Podobnego zdania, choć w bardziej
krytycznym odcieniu, był szef polskiej „dwójki” w czasie wojny ppłk dypl. Stanisław Gano,
który w roku 1941 przekazał opinię jednemu z oficerów SOE, że Kowalewski był
„wiarygodnym człowiekiem, ale ze skłonnościami do fantazji i wielkich pomysłów”.
Dokumentacja związana z wybitną, a prawie zupełnie nieznaną działalnością
podpułkownika Kowalewskiego w czasie wojny na placówce lizbońskiej potwierdza tę
opinię. Za przykłady mogą tu służyć: autorski program „Trójkąta”, memoriały napisane w
czasie konfliktu na potrzeby Sztabu Naczelnego Wodza, sporządzony w Lizbonie w
grudniu 1940 r. plan systemu międzysojuszniczej alianckiej propagandy, projekt Instytutu
Europejskiego z siedzibą w Stanach Zjednoczonych, przeciwstawiającego cywilizację
zachodnioeuropejską sowieckiemu i nazistowskiemu totalitaryzmowi, a także idea ni
mniej ni więcej tylko Związku Europejskiego. Pomysły te nie były realizowane w całości,
aczkolwiek część najważniejszych tez polskie władz emigracyjne starały się wprowadzać
w życie, tak jak to miało miejsce w odniesieniu do „Trójkąta”, czy w przypadku włączenia
części idei Kowalewskiego do Akcji Kontynentalnej. Polski oficer snuł wielkie polityczne
plany także po zakończeniu wojny, na emigracji w Wielkiej Brytanii.
Nie istnieje najmniejszy dowód na to, że w wyniku przyjęcia przez Niemców oferty
wymiany poglądów, rozmowy te byłyby kontynuowane, nie mówiąc już o utworzeniu
kolaboracyjnego rządu. Z drugiej strony trudno oprzeć się wrażeniu, że skutki polityki
Niemiec w latach 1940-1945 determinują oceny w odniesieniu do okresu bezpośrednio
następującego po klęsce Francji, gdy chaos, przygnębienie i poczucie klęski udzieliło się
wielu politykom alianckim, w tym także polskim. Po pierwszych klęskach niemieckich w
1942 r. to właśnie Niemcy zaczęli szukać możliwości prowadzenia rozmów na temat
pokoju między innymi za pośrednictwem Polaków, używając tych samych elementów
wstępnych, które odnajdujemy w memorandum z lipca 1940 r. Próbowali wysondować

17

background image

sytuację, czy możliwe było wygranie różnic, które zarysowały się w obozie alianckim.
Niemcy czynili to we własnym interesie, podobnie jak Polacy w 1940 r. Sondowali, od
czego do poważnych rozmów było daleko, podobnie zaraz po klęsce Francji.
Niewątpliwie w czasie wojny między Polską a Niemcami istniały pewne elementy
styczności interesów politycznych. Mogły one jednak być realizowane wyłącznie przy
wczesnym i diametralnym przeorientowaniu zbrodniczej niemieckiej polityki wobec Polski
i jej obywateli. Bez spełnienia tych dwóch warunków porozumienie było niemożliwe.
Bardzo szybko było na nie za późno. Gra mogła się już toczyć nie o dogadanie się, ale o
groteskowy rząd kolaboracyjny na czele z zupełnie nie liczącą się postacią polskiego
życia politycznego.
Podpułkownik Kowalewski był ze strony polskiej jednym z najważniejszych uczestników
wojennej gry wywiadowczej i politycznej. Im więcej będziemy wiedzieli o jego
działalności, tym łatwiej będzie zrozumieć tę rozgrywkę, co do której przez ponad 60 lat
po zakończeniu wojny narosło wiele legend, mitów i zwykłej dezinformacji.

11.10.05

18


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
ZMIANY TERYTORIUM POLSKI PO II WOJNIE ŚWIATOWEJ
ustalenie granic polski po ii wojnie światowej
Ludność Polski po II wojnie światowej, geografia, ludność
Gospodarka Polski po II wojnie światowej
Barwiński, Marek Mniejszość litewska na tle przemian politycznych Polski po II wojnie światowej (20
Historia Polski po II wojnie światowej
Granice Polski po II Wojnie Światowej wg Józefa
KO-Ksztalcenie Obywatelskie, Zbrodnia Katyńska – symbol męczeństwa narodu polskiego w II wojnie świa
Kształtowanie się polskiej i żydowskiej wizji martyrologicznej po II wojnie światowej
4 Zmiany w strukturze etnicznej ziem polskich w czasie i po II wojnie światowej Kopiax
Periodyzacja polskiej polityki zagranicznej po II wojnie światowej, Dyplomaca Europejska, 4 semestr,
Polskie formacje wojskowe II wojnie światowej
Wiesław Łach Problem bezpieczeństwa Polski północnej po II wojnie światowej
Systemy walutowe po II wojnie światowej

więcej podobnych podstron