10 Jak wodę na piasku MK2 STT

background image

SHADOWHUNTERSTRANSLATETEAM

Tłumaczenie:

windy dreams

Korekta:

Nike, Feather

Rozdział X

Jak wodę na piasku

„[…]Dziwiłem się, że inni śmiertelni ludzie żyją jeszcze, skoro umarł ten, którego tak
kochałem, jakby nigdy nie miał umrzeć. A zwłaszcza dziwiłem się, że po jego śmierci żyję
ja, który byłem połową jego duszy. Trafnie to ktoś powiedział o przyjacielu: „Połowa duszy
mej". Odczuwałem to tak, że jego i moja dusza były jedną duszą w dwóch ciałach. Dlatego
też przerażało mnie życie, bo nie chciałem przez nie kroczyć, będąc tylko połową siebie.
Może też właśnie dlatego tak bardzo bałem się umrzeć, aby ze mną nie umarł już cały ten,
którego tak kochałem.”

WYZNANIA ŚW. AUGUSTYNA, KSIĘGA CZWARTA

~

Cecily popchnęła drzwi opuszkami palców, zaglądając do sypialni Jema.

W środku było cicho, a jednocześnie żywo od zamieszania. Dwoje Cichych Braci stało

przy brzegu łóżka, a Charlotte pomiędzy nimi. Jej twarz miała grobowy wyraz i nosiła
ślady łez. Will klęczał obok posłania, pozostając w zakrwawionych przez pojedynek na
dziedzińcu ubraniach. Jego głowa spoczywała na skrzyżowanych ramionach jakby się
modlił. Wyglądał tak młodo, bezbronnie i rozpaczliwie, że pomimo jej sprzecznych
emocji, jakaś cząstka Cecily pragnęła podejść i go pocieszyć.

Z drugiej jednak strony zobaczyła jedynie nieruchomą, białą postać leżącą na łóżku i

zadrżała. Była tu tak krótko, że nie mogła nie poczuć, jak wdziera się w życie
mieszkańców Instytutu, ich żałobę, ich smutek.

Mimo to musiała porozmawiać z Willem. Po prostu musiała. Poruszyła się do

przodu… i czyjaś dłoń na ramieniu odciągnęła ją do tyłu. Uderzyła plecami o ścianę
korytarza, a Gabriel Lightwood niezwłocznie ją wypuścił.

Uniosła głowę zaskoczona. Wyglądał na zmęczonego. Jego zielone oczy zachodziły

mgłą, krople krwi wtapiały się we włosy i w koszulę. Kołnierzyk był wilgotny. Bez
wątpienia dopiero co wyszedł z pokoju brata. Gideon został poważnie zraniony w nogę

background image

SHADOWHUNTERSTRANSLATETEAM

Tłumaczenie:

windy dreams

Korekta:

Nike, Feather

ostrzem automatu. Mimo że iratze pomogły, to zdaje się i tu był określony limit, w jakim
mogły działać, lecząc. Oboje wraz z Sophie i Gabrielem pomogli mu dojść do pokoju, choć
protestował przez całą drogę, że powinni się teraz skupić na Jemie.

- Nawet nie zaczynaj - powiedział Gabriel niskim tonem. – Próbują ocalić Jema. Twój

brat musi teraz być tam dla niego.

- Być tam dla niego? A co on może zrobić? Will nie jest doktorem.

- Nawet nieprzytomny, James będzie czerpał siły od swojego parabatai.

- Muszę porozmawiać z Willem przez chwilę.

Gabriel przeciągnął ręką przez czuprynę swoich zmierzwionych włosów.

– Nie przebywałaś z Nocnymi Łowcami aż tak długo – stwierdził. – Możesz więc tego

nie zrozumieć, ale strata parabatai nie jest czymś lekkim. Przyrównujemy to na tyle
poważnie, jak do straty męża lub żony, albo brata, czy siostry. To jest tak, jakbyś to ty sam
leżał na tym łóżku.

- Willowi nie zależałoby aż tak bardzo, gdybym to ja leżała teraz w tym łóżku.

Gabriel odchrząknął.

– Twój brat nie zadałby sobie tyle trudu, żeby cię ostrzec poprzez mnie, gdyby mu nie

zależało, panienko Herondale.

- Nie, faktycznie za tobą nie przepada. Dlaczego tak jest? I dlaczego radzisz mi w jego

sprawach? Przecież ty też go nie lubisz.

- To prawda – odpowiedział Gabriel. – Ale to wcale nie tak. Faktycznie go nie lubię. Nie

przepadaliśmy za sobą przez lata. W zasadzie, to złamał mi raz rękę.

- Naprawdę? – Brwi Cecily uniosły się mimowolnie ku górze.

- A mimo to zaczynam myśleć, że wiele rzeczy, których byłem wręcz pewien, wcale nie

są takie stałe. A Will należy do tych właśnie rzeczy. Byłem przekonany, że jest kanalią, ale
Gideon trochę mi o nim opowiedział i powoli do mnie dochodzi, że ma bardzo
charakterystyczne poczucie honoru.

- A ty to szanujesz.

- Chciałbym to uszanować. Chciałbym to zrozumieć. James Cartairs jest jednym

spośród najlepszych wokół nas i nawet gdybym nienawidził Willa, to wolałbym go
oszczędzić ze względu na Jema.

- Ale ja muszę powiedzieć bratu – powiedziała Cecily. – Jem chciałby, żebym mu

powiedziała. To wystarczająco ważne, a zajmie tylko chwilę.

background image

SHADOWHUNTERSTRANSLATETEAM

Tłumaczenie:

windy dreams

Korekta:

Nike, Feather

Gabriel pocierał skórę przy skroniach. Był taki wysoki. Wyglądał, jakby górował nad

Cecily, miał przecież smukłą budowę ciała. Jego ostro wygładzona twarz, niezupełnie
piękna, ale elegancka, dolna warga wystrugana niemalże jak łuk.

– Dobrze – odparł. – Pójdę po niego i przyślę go do ciebie.

- Dlaczego ty, a nie ja?

- Jeżeli jest wściekły, ogarnięty żałobą, to lepiej, żebym ja pierwszy go znalazł i to na

mnie się wyżył, aniżeli na tobie – stwierdził Gabriel, jakby to była czysta oczywistość. –
Ufam, panienko Herondale, że to, co chcesz mu przekazać, jest ważne. Mam nadzieję, że
mnie nie zawiedziesz.

Cecily mu nie odpowiedziała, po prostu patrzyła, jak otwiera drzwi do pokoju z

chorym i znika za nimi. Oparła się o ścianę, a serce łomotało głośno w jej piersi, gdy
dochodziły do niej pomrukiwania z wnętrza pomieszczenia. Słyszała, jak Charlotte
wspomina coś o runach wymiany krwi, które najwyraźniej były niebezpieczne, a potem
drzwi otworzyły się ponownie i Gabriel wyszedł.

Wyprostowała się.

– Czy Will…

Oczy Gabriela przeskoczyły szybko na nią i chwilę później w przejściu pojawił się

Will, krocząc za nim i wyciągając dłoń, by trzasnąć mocno drzwiami. Gabriel skinął w
kierunku Cecily i udał się w dół korytarza, by zostawić ich samym sobie.

Zawsze zastanawiała się, jak można zostawić kogoś samemu sobie, kiedy tak

naprawdę druga osoba jest w twoim towarzystwie. Czy jeżeli nie byłeś z kimś, to
przypadkiem, jak wynika z definicji, nie jesteś sam? Ale w tej właśnie chwili poczuła się
kompletnie samotna, bo Will wydawał się być gdzie indziej. Nawet nie wyglądał na
wściekłego. Oparł się o ścianę przy drzwiach, tuż obok niej, a mimo to sprawiał wrażenie
tak nieprawdziwego jak duch.

- Will – zaczęła.

Wyglądał, jakby jej nie słyszał. Drżał, jego dłonie trzęsły się ze stresu i napięcia.

- Gwilym Owain – powtórzyła jeszcze raz, tym razem łagodniej.

Odwrócił się by w końcu na nią spojrzeć. Jego oczy były tak niebieskie i chłodne jak

wody Llyn Mwyngil

1

od zawietrznej strony gór.

– Pierwszy raz przybyłem tu, gdy miałem dwanaście lat – odrzekł.

1 Znane również pod nazwami: Tal-y-llyn, Talyllyn oraz Llyn Myngul. Jezioro znajdujące się u podnóży gór Cadair
Idris, które leżą w Walii, w Parku Narodowym Snowdonia.

background image

SHADOWHUNTERSTRANSLATETEAM

Tłumaczenie:

windy dreams

Korekta:

Nike, Feather

- Wiem – odpowiedziała Cecily, zdezorientowana. Czy myślał, że mogłaby zapomnieć?

Strata Elli, a potem jej Willa, jej ukochanego starszego brata, i to w ciągu zaledwie kilku
dni? Ale Will wyglądał, jakby w ogóle jej nie słuchał.

- To nastąpiło, żeby sprecyzować dokładniej, dziesiątego grudnia tamtego roku. I

każdego roku, który następował po nim, w rocznicę tego dnia wpadałem w czarną
rozpacz. Te dni, ten i dzień moich urodzin, które najbardziej przypominały mi o Matce i
Ojcu, a także o tobie. Wiedziałem, że żyjesz i gdzieś tam jesteś, że chciałaś mnie z
powrotem, a ja nie mogłem wrócić, nie mogłem nawet wysłać ci listu. Oczywiście
napisałem ci ich z tuzin, a zaraz potem spaliłem. Musiałaś mnie nienawidzić i obwiniać
za śmierć Elli.

- Nigdy cię nie obwinialiśmy…

- Po pierwszym roku, choć wciąż drżałem przed tym dniem, odkryłem, że dziesiątego

grudnia zawsze znajdywało się coś, co Jem po prostu musiał zrobić, jakieś ćwiczenie
treningowe, albo poszukiwania, które zabierały nas na drugi koniec miasta w lodowatą,
mokrą pogodę. A ja go oczywiście zawsze zdążyłem niemiłosiernie za to zbrukać.
Czasami wilgotny ziąb sprawiał, że się rozchorowywał, albo nieraz zapominał swoich
lekarstw i przez to cierpiał przez dzień, kaszląc krwią przygwożdżony do łóżka, a to też
mnie rozpraszało. I dopiero po tym, jak wydarzyło się to po raz trzeci, dopiero wtedy,
przez co jestem głupcem, Cecy, dopiero wtedy pomyślałem o sobie i zorientowałem się,
że oczywiście on to robił dla mnie. Zauważył datę i robił wszystko, co w jego mocy, żeby
móc wyciągnąć mnie z więzów melancholii.

Cecily stała jak wryta w podłogę, przyglądając się mu. Pomimo słów, które huczały

głośno w jej głowie, nie mogła nic powiedzieć, bo stało się tak, jakby zasłona tych lat
opadła i w końcu zobaczyła swojego brata, takiego, jakim był jako dziecko,
pocieszającego ją niezdarnie, kiedy została zraniona, zasypiającego na dywanie przy
zapalonym kominku z książką otwartą na piersi, wyłaniającego się z sadzawki,
śmiejącego się i strzepującego wodę z czarnych włosów. Willa bez ściany dzielącej go od
świata zewnętrznego.

Objął się ramionami, jak gdyby było mu zimno.

– Nie wiem, kim być bez niego – powiedział. – Tessy już nie ma i z każdym mijającym

momentem od jej zniknięcia nóż wiruje w moim wnętrzu, rozdzierając je na wpół coraz
mocniej. Nie ma jej i nie potrafią jej wytropić, a ja nie mam pojęcia, gdzie teraz pójść albo
co ze sobą zrobić, a jedyną osobą, której choćby wyobrażam sobie wyjawianie mojej
agonii, jest jednocześnie tą, która nie może wiedzieć. Nawet gdyby nie umierał.

- Will. Will. – Położyła dłoń na jego ramieniu. – Proszę, wysłuchaj mnie. Chodzi o

odnalezienie Tessy. Wydaje mi się, że mogę wiedzieć, gdzie jest Mortmain.

Jego oczy wytrzeszczyły się na to.

background image

SHADOWHUNTERSTRANSLATETEAM

Tłumaczenie:

windy dreams

Korekta:

Nike, Feather

– Jak mogłabyś wiedzieć?

- Byłam wystarczająco blisko ciebie, żeby usłyszeć, co Jessamine powiedziała przy

umieraniu – odrzekła Cecily, wyczuwając wzbierającą w nim krew. Serce mu dudniło. –
Powiedziała, że okropny z ciebie Walijczyk.

- Jessamine? – Brzmiał na zdumionego, ale zauważyła drobne zwężenie jego oczy. Być

może nieświadomie, zaczął już myśleć tak samo jak ona.

- Ciągle powtarzała, że Mortmain jest w Idrisie, ale Clave wie, że tak nie jest –

wyjawiła gwałtownie. – Nie znałeś Mortmaina, kiedy jeszcze żył w Walii, ale ja tak. Znał
ją bardzo dobrze. Ty również zwykłeś ją znać. Dorastaliśmy w cieniu gór, Will. Pomyśl.

Wpatrywał się w nią.

– Chyba nie myślisz o Cadair Idris?

- On zna te góry, Will – powiedziała. – To wszystko wydawałoby mu się bardzo

śmieszne, świetny dowcip zrobiony tobie i wszystkim Nefilim. Zabrał ją właśnie tam,
skąd uciekłeś. Zabrał ją do naszego domu.

~

- Posset?

2

– zapytał Gideon, zabierając parujący kubek od Sophie. – Znowu czuję się

jak dziecko.

- Ma w sobie przyprawy i wino. Dobrze ci zrobi. Pokrzepi. – Sophie wychwalała napój,

nie patrząc na Gideona bezpośrednio, gdy ustawiała tacę na komódce przy jego łóżku.
Podnosił się do pozycji siedzącej, jedna z nogawek jego spodni była odcięta pod kolanem,
a noga została zabandażowana. Jego włosy wciąż pozostawały w nieładzie po stoczonej
walce i choć dano mu świeże ubrania, to nadal biło od niego krwią i potem.

- To one krzepią moją krew – odrzekł, wyciągając ramię, na którym zostały

naznaczone dwie runy wymiany krwi, sangriely.

- Czy to znaczy, że za possetami również nie przepadasz? – zażądała odpowiedzi,

zakładając dłonie na biodra. Wciąż pamiętała, jak ją zirytował bułeczkami, ale zeszłej
nocy wszystko mu wybaczyła, czytając jego list do Konsula (którego nie miała szansy

2

Napój z gorącego mleka z korzeniami i winem, popularny w czasach średniowiecza do XIX wieku. Obecnie zwrotu

używa się bardziej do określenia deseru przypominającego syllabub, również na bazie mleka. Podobnie jak mleko z
czosnkiem i miodem napój często stosowano na przeziębienia.

background image

SHADOWHUNTERSTRANSLATETEAM

Tłumaczenie:

windy dreams

Korekta:

Nike, Feather

jeszcze wysłać, wciąż znajdował się w kieszeni jej zakrwawionego fartuszka). A dzisiaj,
kiedy automat pociął mu nogę na schodach Instytutu i upadł z krwią lejącą się z rany, za
jej serce chwycił strach, który ją samą zadziwił.

- Nikt nie lubi possetów – odpowiedział ze słabym, ale czarującym uśmiechem.

- Mam zostać i dopilnować, że wypijesz, czy zamierzasz wylać wszystko pod łóżko? Bo

wtedy będę zmuszona podać ci myszy.

Miał odwagę wyglądać na skruszonego. Sophie żałowała, że nie było jej przy tym, jak

Bridget zamiotło do jego pokoju i ogłosiła mu, że przyszła posprzątać po bułeczkach
spod jego łóżka.

– Sophie – powiedział, a kiedy rzuciła mu srogie spojrzenie, wziął pośpieszny łyk

possetu. – Panienko Collins. Nie miałem jeszcze okazji porządnie przeprosić, więc proszę
mi na to pozwolić teraz. Proszę mi wybaczyć za oszustwo z bułeczkami. Nie chciałem
okazać lekceważenia. Mam nadzieję, że nie uważa panienka, że myślę o panience gorzej
przez pozycję, jaką zajmuje w domu, bo jest panienka jedną z najpiękniejszych i
najodważniejszych dam, jakie miałem okazję poznać.

Sophie zdjęła ręce z bioder.

– Tak? – powiedziała. Nie było wielu gentlemanów, którzy byliby skłonni przeprosić

służącą. – To bardzo ładne przeprosiny.

- I jestem pewien, że bułeczki są w istocie bardzo smaczne – dodał pospiesznie. – Tyle,

że ja nie lubię bułeczek. Nigdy za nimi nie przepadałem. Nie chodzi tylko o te twoje.

- Panie Lightwood, proszę przestać mówić ciągle o bułeczkach.

- Dobrze.

- I to nie były moje bułeczki. Bridget je upiekła.

- W porządku.

- I przestałeś pić swój posset.

Otworzył usta i zamknął je szybko, podnosząc kubek. Kiedy spoglądał na nią znad

jego brzegu, odpuściła i uśmiechnęła się. Jej oczy ożywiły się.

- Bardzo dobrze – odrzekła. – Nie lubisz bułeczek, a co powiesz na ciasto

biszkoptowe?

background image

SHADOWHUNTERSTRANSLATETEAM

Tłumaczenie:

windy dreams

Korekta:

Nike, Feather

~

Była trzecia po południu, a słabe słońce wisiało wysoko na niebie. Około tuzina

Nocnych Łowców Enklawy oraz kilku Cichych Braci rozproszyło się wokół terenu
Instytutu. Zdążyli już zabrać Jessamine i ciało martwego Cichego Brata, którego imienia
Cecily nie znała. Słyszała głosy dochodzące z podwórza i zgrzytanie metalu, kiedy
Enklawa

przesiewała pozostałości po ataku automatów.

W pokoju gościnnym, co prawda, najgłośniejsze dźwięki wydawał zegar znajdujący

się w rogu. Zasłony zostały odsunięte, a w bladych strumieniach światła stał Konsul z
posępnym wyrazem twarzy. Skrzyżował swoje ciężkie ramiona na piersi.

– To szaleństwo, Charlotte – mówił. – Kompletne szaleństwo, opiniowane

zachciankami dziecka.

- Nie jestem dzieckiem – wybuchła Cecily. Siedziała na krześle przy kominku, tym

samym, w którym zasnął Will zeszłej nocy. Czy naprawdę wydarzyło się tak niedawno?
Will stał przy niej, emanując złością. Nie zmienił ubrania. Henry był w pokoju Jema z
Cichymi Braćmi. Jem wciąż nie odzyskał przytomności i tylko przybycie Konsula
odsunęło Charlotte i Willa od jego boku. – A moi rodzice, jak pan dobrze wie, znali
Mortmaina. Zaprzyjaźnił się z moją rodziną, moim ojcem. Powierzył nam rezydencję
Ravenscar, kiedy mój ojciec… Kiedy straciliśmy dom niedaleko Dolgellau

3

.

- To prawda – dodała Charlotte, która stała za biurkiem z papierami rozłożonymi

przed sobą. – Mówiłam ci przecież jeszcze tego lata, co zaraportował mi Ragnor Fell na
temat rodziny Herondale’ów.

Will wyciągnął pięści z kieszeni spodni i spojrzał na Kosula gniewnie.

– To był dla niego żart, kiedy oddał naszej rodzinie ten dom! Bawił się nami. Dlaczego

miałby nie przeciągnąć zaczętego dowcipu do tego stopnia?

- Proszę, Josiah – powiedziała Charlotte, wskazując na jeden z dokumentów leżących

na blacie przed nią. Mapa Walii. - Tu jest zbiornik Lyn w Idrisie, a tu Tal-y-Lyn, u podnóża
Cadair Idrisu.

- „Llyn” oznacza „jezioro” – wtrąciła Cecily poirytowanym głosem. – I nazywamy je

również Llyn Mwyngil, choć niektórzy zwykli mówić Tal-y-Llyn…

3 Miasteczko w północno –zachodniej Walii, w hrabstwie Gwynedd

background image

SHADOWHUNTERSTRANSLATETEAM

Tłumaczenie:

windy dreams

Korekta:

Nike, Feather

- I najprawdopodobniej jest też tysiące innych lokacji na świecie z Idrisem w nazwie –

odciął się Konsul, zanim zdążył się zorientować, że przecież kłóci się z piętnastoletnią
dziewczynką i wstrzymał się.

- Ale ten coś znaczy – powiedział Will. – Powiadają, że jeziora wokół gór są bezdenne,

same wzniesienia puste, a w środku śpią Cwn Annwn, Hordy Nieumarłych.

- Dzikie Polowanie

.

- Tak. – Will przeciągnął dłonią przez swoje ciemne, czarne włosy. – Jesteśmy Nefilim

.

Wierzymy w legendy i mity. Wszystkie historie są prawdziwe. Gdzie indziej mógłby lepiej
ukryć siebie i swoje ustrojstwa niż w miejscu już kojarzonym z czarną magią i omenami
śmierci? Nikt nie dziwiłby się osobliwym dźwiękom dochodzącym z gór i żaden z
miejscowych nie doszukiwałby się prawdy. Po co w innym wypadku wybierałby się w
takie okolice? Zawsze zastanawiałem się, dlaczego wybrał akurat naszą rodzinę. Może
chodziło o zwykłe zbliżenie, okazję do zgładzenia rodziny Nefilim. Nie mógłby się oprzeć
pokusie.

Konsul opierał się o biurko. Oczy miał zawieszone na mapie w miejscu, gdzie leżały

dłonie Charlotte.

– To nie wystarczy.

- Jak to nie wystarczy? Nie wystarczy do czego? – krzyknęła Cecily.

- Żeby przekonać Clave. – Konsul wstał. – Charlotte, zrozum. Gromadząc siły

przeciwko Mortmainowi pod wpływem przypuszczenia, że znajduje się w Walii,
musielibyśmy zwołać posiedzenie Rady. Nie możemy posłać za mało ludzi i ryzykować
zostania przewyższonym przez liczbę wrogów, zwłaszcza jeżeli chodzi o te stworzenia.
Ilu z nich było tu dzisiejszego ranka, gdy zostaliście zaatakowani?

- Sześciu albo siedmiu, nie licząc tego, który porwał Tessę – powiedziała Charlotte. –

Wierzymy, że potrafią skurczyć się w jedno i w ten sposób zmieściły się w małej
przestrzeni powozu.

- A ja uważam, że Mortmain nie wiedział, że Gabriel i Gideon Ligtwoodowie

przebywają z wami, stąd przecenił swoje siły. W przeciwnym razie mogę podejrzewać, że
wszyscy bylibyście nieżywi.

- Daruj sobie Lightwoodów – wymamrotał Will. – Chyba nie doceniliśmy Bridget.

Posiekała te istoty jak świątecznego indyka.

Konsul wyrzucił ręce do góry.

– Przeczytaliśmy papiery Benedicta Lightwooda. W nich stwierdza, że siedziba

Mortmaina musi znajdować się na obrzeżach Londynu i że zamierza on wysłać swoje siły
przeciwko londyńskiej Enklawie...

background image

SHADOWHUNTERSTRANSLATETEAM

Tłumaczenie:

windy dreams

Korekta:

Nike, Feather

- Benedykt szybko popadał w szaleństwo, kiedy to pisał – przerwała mu Charlotte. –

Czy to prawdopodobne, żeby Mortmain dzielił z nim swoje szczere plany?

- Więc co niby miało nastąpić po tym? – Ton głosu Konsula był uszczypliwy, ale także

zabójczo chłodny. – Benedykt nie miał żadnych powodów, żeby kłamać w swoich
dziennikach, Charlotte, których tak a propos wcale nie powinnaś była czytać. Gdybyś nie
była tak święcie przekonana, że musisz koniecznie wiedzieć więcej niż Rada, oddałabyś
je nam niezwłocznie. Oznaki takiego nieposłuszeństwa nie skłaniają mnie ku zaufaniu
tobie. Jeżeli już musisz, to będziesz miała okazję wspomnieć o Walii, kiedy Rada zbierze
się na posiedzeniu za dwa tygodnie…

- Za dwa tygodnie? – Głos Willa podniósł się. Zbladł, jedynie czerwone plamy na

policzkach kontrastowały z resztą skóry. – Tessę zabrali dzisiaj. Ona nie ma dwóch
tygodni.

- Mistrz chciał ją nietkniętą. Wiesz o tym, Will – powiedziała Charlotte łagodnie.

- Ale chce ją też poślubić! Czy nie uważasz, że bardziej niż śmierć znienawidziłaby

bycie jego zabawką? Mogłaby być zamężna jeszcze przed jutrem…

- I nic nam po tym, jeżeli jest! – odezwał się Konsul. – Jedna dziewczyna, która nawet

nie należy do Nefilim, nie jest i nie będzie naszym priorytetem.

- Ale jest moim! – wykrzyknął Will.

Zapadła cisza. Cecily mogła usłyszeć, jak mokre drewno trzaska za kratą kominka.

Para, która zadymiła okna, była żółta, a twarz Konsula zakrywał cień.

- Myślałem, że jest narzeczoną twojego parabatai – powiedział twardo – a nie twoją.

Will podniósł brodę.

– Jeżeli jest narzeczoną Jema, to w moim obowiązku leży, żeby strzec jej, jak gdyby

była moją własną. Właśnie to w moich oczach znaczy być parabatai.

- O tak. – Głos Konsula ociekał sarkazmem. – Taka lojalność jest godna pochwały. –

Potrząsnął głową. – Herondale’owie. Uparci jak skały. Pamiętam jeszcze, jak twój ojciec
chciał poślubić twoją matkę. Nic nie mogło go odwieść od tej decyzji, mimo że żadna z
niej kandydatka dla Dostąpienia. Liczyłem, że jego dzieci będą bardziej uległe.

- Musisz wybaczyć mojej siostrze i mnie, jeżeli się z tym nie zgodzimy – powiedział

Will. - Ale gdyby mój ojciec byłby bardziej uległy, jak zdążyłeś już wspomnieć, to nie
znaleźlibyśmy się na tym świecie.

Konsul potrząsnął głową.

– To jest wojna – odrzekł. – Nie akcja ratunkowa.

background image

SHADOWHUNTERSTRANSLATETEAM

Tłumaczenie:

windy dreams

Korekta:

Nike, Feather

- A ona nie jest jedynie dziewczyną – odpowiedziała Charlotte. – Jest bronią w ręku

wroga. Próbuję ci powiedzieć, że on zamierza ją użyć przeciwko nam.

- Wystarczy. – Konsul podniósł swój płaszcz z oparcia krzesła i włożył na siebie. – Ta

konwersacja jest bezcelowa. Charlotte, zajmij się swoimi Nocnymi Łowcami. – Przesunął
wzrokiem po Willu i Cecily. – Wydają się być za bardzo… podekscytowani.

- Widzę, że nie możemy wymusić pańskiej kooperacji, Konsulu. – Twarz Charlotte była

podobna do burzy. – Ale zapamiętaj sobie, że ja odnotuję nasze słowa przestrogi. Jeżeli
okaże się, że mieliśmy rację i z tej zwłoki wyniknie katastrofa, jej wyniki będą twoim
sprawunkiem.

Cecily oczekiwała po Konsulu, że się wścieknie, ale on jedynie narzucił na siebie

kaptur, ukrywając twarz. – To właśnie znaczy być Konsulem, Charlotte.

~

Krew. Krew na chorągwiach podwórza. Krew plamiąca schody domu. Krew na liściach

ogrodu, pozostałości po tym, co kiedyś było szwagrem Gabriela, leżące w kałużach
zasychającej krwi, gorące strumienie krwi rozbryzgujące się na stroju Lightwooda, kiedy
strzała, którą wypuścił, lądowała w oku ojca…

- Żałujesz swojej decyzji o pozostaniu w Instytucie, Gabrielu? – znajomy, zuchwały

głos przerwał jego gorączkowe myśli i sprawił, że spojrzał do góry, biorąc ostry wdech.

Pochylał się nad nim Konsul, obramowany słabymi strużkami słonecznego światła.

Miał na sobie ciężki płaszcz, rękawice i wyraz twarzy, który sprawiał, że wyglądał, jakby
Gabriel zrobił coś, co go rozśmieszyło.

- Ja… - Gabriel zaczerpnął powietrza, wymuszając równomiernie dalsze słowa. – Nie.

Oczywiście, że nie.

Konsul uniósł brew.

– To pewnie dlatego klęczysz teraz z drugiej strony kościoła w zakrwawionych

ciuchach, przestraszony, że ktoś cię znajdzie.

Gabriel zerwał się na nogi, wdzięczny, że tuż za nim znajdowała się kamienna ściana,

która go podtrzymywała.

– Sugerujesz, że nie walczyłem? Że uciekłem?

background image

SHADOWHUNTERSTRANSLATETEAM

Tłumaczenie:

windy dreams

Korekta:

Nike, Feather

- Nic takiego nie powiedziałem – odrzekł Konsul łagodnie. – Wiem, że zostałeś. Wiem,

że twój brat został ranny…

Gabriel wziął ostry, rzężący wdech, a oczy Konsula zwęziły się.

- Aa - stwierdził. – Więc o to chodzi, prawda? Widziałeś jak twój ojciec umiera i

pomyślałeś, że to samo stanie się z twoim bratem?

Gabriel chciał zeskrobać ścianę za nim. Chciał uderzyć Konsula w jego obłudną,

sztuczną, współczującą twarz. Chciał pobiec na górę i rzucić się na łóżko obok brata,
odmawiając odejścia, tak jak Will nie chciał opuścić Jema, zanim on sam go nie odciągnął.
Will był lepszym bratem dla Jema niż on kiedykolwiek zdawał się być dla Gideona,
pomyślał gorzko, a przecież nie dzielili tej samej krwi. To po części przywiodło go z
powrotem do Instytutu, do jego kryjówki za stajniami. Wmawiał sobie, że przecież nikt
nie będzie go tu szukał.

Pomylił się. Ale mylił się tak często, co miałby znaczyć ten jeden, kolejny raz?

- Widziałeś, jak twój brat krwawi – powiedział Konsul, wciąż tym samym delikatnym

tonem. – I przypomniałeś sobie…

- Zabiłem swojego ojca – odrzekł Gabriel. – Przebiłem jego oko strzałą. Wylałem jego

krew. Myślisz, że nie wiem, co to znaczy? Jego krew będzie mnie przyzywać z ziemi,
zupełnie tak, jak krew Abla wołała do Kaina. Wszyscy mi mówią, że on już nie był moim
ojcem, ale wciąż jego pozostałością. Kiedyś był Lightwoodem. A Gideon mógł dzisiaj
zginąć. Stracić i jego…

- Więc wiesz, co miałem na myśli – odparł Kosul. – Kiedy mówiłem o Charlotte i jej

odmowie postępowania według Prawa. O cenie ludzkich istnień, którą ono wywołuje.
Życiem, jakie poświęciła przez jej nieprzezwyciężalną dumę, mogło być życie twojego
brata.

- Nie wydaje się być dumna.

- Czy dlatego to napisałeś? – Konsul wyjął z kieszeni płaszcza pierwszy list, jaki

Gabriel i Gideon mu wysłali. Spojrzał na niego w pogardzie i pozwolił mu opaść na
ziemię. – Te niepoważne pismo, sformułowaliście je, żeby mnie rozdrażnić?

- A zadziałało?

Przez moment Gabriel myślał, że Konsul go uderzy, ale gniew szybko zniknął z oczu

starszego mężczyzny i kiedy przemówił ponownie, jego głos był już spokojny.

– Wygląda na to, że nie powinienem oczekiwać po Ligtwoodzie dobrej reakcji na

szantaż. Wasz ojciec na pewno nie zareagował dobrze. Przyznaję, myślałem, że jesteście
słabsi.

background image

SHADOWHUNTERSTRANSLATETEAM

Tłumaczenie:

windy dreams

Korekta:

Nike, Feather

- Jeżeli obrałeś inną taktykę, żeby mnie przekonać, to nawet się nie wysilaj – odrzekł

Gabriel. – To bezcelowe.

- Naprawdę? Jesteś lojalny Charlotte Branwell po tym wszystkim, co jej rodzina

uczyniła twojej? Mógłbym się tego spodziewać po Gideonie, w końcu ma charakter
matki, zbyt ufny z natury. Ale nie po tobie, Gabrielu. Po tobie oczekiwałbym więcej dumy
z krwi przodków.

Gabriel pozwolił głowie opaść na kamienną ścianę.

– Nie było tam niczego – powiedział. – Rozumiesz? Nie było niczego w korespondencji

Charlotte, co mogłoby cię zainteresować, zainteresować kogokolwiek. Powiedziałeś, że
zniszczysz nas do reszty, jeżeli nie poinformujemy cię o jej działaniach, ale tam nie było
niczego, o czy moglibyśmy ci powiedzieć. Nie pozostawiłeś nam żadnego wyboru.

- Mogłeś powiedzieć mi prawdę.

- Nie chciałeś o niej słyszeć – odparł Gabriel. – Nie jestem głupi, mój brat tym bardziej.

Chcesz usunąć Charlotte z pozycji dyrektora Instytutu, ale wolałbyś zachować pozory, że
to nie twoja ręka to uczyniła. Chciałbyś odkryć, że jest zamieszana w coś nielegalnego.
Ale prawda jest taka, że tu nie ma nic do odkrywania.

- Prawda jest bardzo plastyczna. Z pewnością może zostać odkryta, ale także

utworzona na nowo.

Wzrok Gabriela przeskoczył na twarz Konsula.

– Wolałbyś żebym ci skłamał?

- Och, ależ nie – odrzekł Konsul. – Nie mi. – Położył dłoń na ramieniu Gabriela. –

Lightwoodowie zawsze byli honorowi. Twój ojciec popełnił kilka błędów, ale nie
powinieneś za nie płacić. Pozwól mi oddać ci to, co straciłeś. Pozwól mi przywrócić ci
dom Lightwoodów, dobre imię twojej rodziny. Mógłbyś w nim żyć wraz z bratem i
siostrą. Nie musiałbyś się już dłużej zdawać na łaskę Enklawy

.

Łaska. Słowo było gorzkie. Gabriel pomyślał o krwi brata na chorągwiach Instytutu.

Gdyby Charlotte nie postępowała tak pochopnie, nie była tak zdeterminowana, żeby
wziąć zmiennokształtną dziewczynę pod dach Instytutu pomimo głosów sprzeciwu ze
strony Clave i Konsula, Mistrz nie wysłałby swoich sił przeciwko nim, a krew Gideona nie
zostałaby rozlana.

W zasadzie, szeptał mały głosik w jego głowie, gdyby nie Charlotte, sekret mojego ojca

nadal pozostawałby sekretem. Benedykt nie zostałby zmuszony do zdrady Mistrza. Nie
straciłby dostępu do lekarstwa powstrzymującego astriolę. Może nigdy by się nie
przeistoczył. Jego synowie nigdy nie dowiedzieliby się o jego grzechach. Lightwoodowie
mogliby kontynuować dalsze życie w błogiej ignorancji.

background image

SHADOWHUNTERSTRANSLATETEAM

Tłumaczenie:

windy dreams

Korekta:

Nike, Feather

- Gabrielu – powiedział Konsul. – Ta oferta dotyczy tylko ciebie. Nie możesz jej

wyjawić bratu. On jest jak twoja matka, zbyt lojalny. Lojalny Charlotte. Jego ślepe
zaufanie może być zaletą, ale w niczym nam tu nie pomoże. Powiedz, że zmęczyłem się
jego zachowaniem. Powiedz mu, że nie potrzebuje już waszych usług. Dobry z ciebie
kłamca… - Uśmiechnął się kwaśno. – I jestem pewien, że możesz go przekonać. Więc co
ty na to?

Gabriel zacisnął szczękę.

– Co chcesz, żebym zrobił?

~

Will wiercił się w krześle przy łóżku Jema. Siedział tu już od wielu godzin, plecy mu

zesztywniały, ale nie chciał odstąpić od jego boku. Zawsze istniała szansa, że Jem się
obudzi i będzie oczekiwał jego obecności.

Przynajmniej nie było zimno. Bridget rozpaliła w kominku, wilgotne drewno

trzaskało i pękało, strzelając okazjonalnie iskrami. Noc za oknem była nieprzejrzysta,
bez śladów błękitu albo chmur, jedynie prosta czerń, jakby ktoś wymalował ją na szkle.

Skrzypce Jema stały oparte o łóżko, a jego laska, śliska jeszcze od krwi z pola walki,

leżała tuż obok. Jem spoczywał bez ruchu, podparty poduszkami, bez koloru na bladej
twarzy. Will czuł się, jakby spoglądał na niego pierwszy raz po dłuższym rozstania, przez
ten krótki moment, w którym jesteśmy zdolni zauważać zmiany w znajomych twarzach,
zanim znów nie staną się dla nas normalne. Jem był taki wychudzony. Jak Will mógł nie
zauważyć tego wcześniej? Wszystkie zauważalne wgłębienia i kanty kości policzkowych,
żuchwy i czoła. Na jego zamkniętych powiekach i ustach pojawiły się słabawe niebieskie
sinińce, a obojczyki zakrzywiały się jak dziób statku.

Will skarcił siebie samego. Jak mógł nie wiedzieć, że przez te ostatnie miesiące Jem

umierał tak szybko, tak wcześnie? Jak mógł nie zauważyć kosy i cienia?

- Will. - Szept dobiegł od drzwi. Spojrzał bez emocji i zauważył Charlotte, jej głowa

wychylała się zza ramy. – Ktoś przyszedł się z tobą zobaczyć.

Will zamrugał, a Charlotte usunęła się z drogi. Magnus Bane ją ominął i wszedł do

pokoju. Przez chwilę Will nie wiedział, co powiedzieć.

background image

SHADOWHUNTERSTRANSLATETEAM

Tłumaczenie:

windy dreams

Korekta:

Nike, Feather

- Mówi, że go wzywałeś – powiedziała Charlotte, brzmiąc niepewnie. Magnus stał w

szarawym garniturze, wyglądając na obojętnego. Powoli zsuwał z dłoni swoje
rękawiczki, w odcieniu ciemnej szarości, ze swoich cienkich, brązowych dłoni.

- Bo go wezwałem – odrzekł Will, czując się, jakby się budził. – Dziękuję, Charlotte.

Charlotte

posłała

mu

spojrzenie

pełne

współczucia

zmieszanego

z

niewypowiedzianym przesłaniem, „Sam siebie obarczasz, Willu Herondale”, i wyszła z
pokoju, zamykając za sobą zdecydowanie drzwi.

- Przyszedłeś – odezwał się Will, świadom tego, że brzmiał głupio. Nienawidził, kiedy

ludzie wypowiadali na głos czyste oczywistości, a sam właśnie tak zrobił. Nie mógł
odsunąć od siebie uczucia zażenowania, które pozostawiało go zdezorientowanym.
Widzenie Magnusa tutaj, w sypialni Jema było jak zauważenie jeźdźca faerie usadzonego
pomiędzy adwokatami w białych perukach z Old Bailey

4

.

Magnus opuścił rękawiczki na blat stołu i zbliżył się do łóżka. Wyciągnął dłoń, żeby

oprzeć się o jego odnogę, przyglądając się Jemowi. Był tak nieruchomy i biały, że
wyglądał, jakby został wyrzeźbiony na pokrywie grobowca. – James Carstairs –
powiedział, mrucząc słowa pod nosem, jakby miały jakieś magiczne moce.

- On umiera – odrzekł Will.

- To chyba jest widoczne. – Mogłoby to zabrzmieć chłodno, ale w głosie Magnusa

znajdowały się morza smutku, smutku, który Will poczuł z wstrząsem zażyłości. –
Myślałem, że mówiłeś, że ma jeszcze kilka dni, być może nawet tydzień.

- Tu już nie chodzi tylko o brak lekarstwa. – Głos Willa był ochrypnięty, oczyścił

gardło. – W zasadzie, to mamy go jeszcze trochę i podaliśmy go mu. Ale tego popołudnia
wywiązała się walka i stracił dużo krwi, co go osłabiło. Boimy się, że jest za słaby, żeby z
tego wyjść.

Magnus wyciągnął rękę i z wielką ostrożnością podniósł dłoń Jema. Na jego bladych

palcach były siniaki, a błękitne żyły przedzierały się przez skórę na nadgarstkach niczym
rzeki na mapach. – Czy cierpi?

- Nie wiem.

- Może lepiej byłoby pozwolić mu umrzeć. – Magnus spojrzał na Willa, jego oczy były

koloru ciemnego złota i zieleni. – Każde życie się kiedyś kończy, Will. A ty wiedziałeś,
kiedy go wybrałeś, że on umrze przed tobą.

Will patrzył przed siebie. Czuł, jakby staczał się w dół ciemnego tunelu, który nigdy

się nie kończył i nie miał żadnych zakrzywień, za które dałoby się złapać, żeby spowolnić
upadek. – Jeżeli uważasz, że tak będzie najlepiej dla niego.

4

sąd karny w Londynie

background image

SHADOWHUNTERSTRANSLATETEAM

Tłumaczenie:

windy dreams

Korekta:

Nike, Feather

- Will. – Głos Magnusa był delikatny, ale naglący. – Czy nie wezwałeś mnie tu

przypadkiem, bo miałeś jeszcze nadzieję, że mu pomogę?

Will podniósł ślepo wzrok. – Nie wiem, po co cię wezwałem – odpowiedział. – Nie

wydaje mi się, że zrobiłem to wierząc, że jest jeszcze cokolwiek, co mógłbyś zrobić.
Myślę, że po prostu wydawało mi się, że będziesz jedynym, który mógłby zrozumieć.

Magnus wyglądał na zaskoczonego. – Jedynym, który mógłby zrozumieć?

- Żyłeś tak długo – odrzekł Will. – Musiałeś widzieć tylu umierających, tylu, których

kochałeś. A mimo to przetrwałeś i żyjesz dalej.

Magnus wciąż wyglądał na zadziwionego. – Przyzwałeś mnie tutaj, czarnoksiężnika,

do Instytutu, zaraz po bitwie, w której o mało nie zginąłeś, żeby pogadać?

- Z tobą rozmawia mi się prościej – stwierdził Will. – Sam nie wiem dlaczego.

Magnus potrząsnął wolno głową i oparł się o ramię łóżka. – Jesteś taki młody –

wymruczał. – Z drugiej jednak strony, nie przypominam sobie, aby którykolwiek z
Nocnych Łowców wezwał mnie kiedykolwiek po prostu po to, żeby przesiedzieć z nim
noc, czuwając.

- Nie wiem, co robić – powiedział Will. - Mortmain zabrał Tessę i wydaje mi się, że

mogę wiedzieć, gdzie jest. Cząstka mnie pragnie niczego innego, jak wyruszyć za nią. Ale
nie mogę opuścić Jema. Złożyłem przysięgę. I co, jeśli obudzi się w środku nocy i dowie
się, że mnie tu nie ma? – Wyglądał jak zagubione dziecko. – Pomyśli, że opuściłem go z
własnej woli, nie dbając o to, czy umrze. Nie będzie wiedział. A mimo to, czy gdyby mógł
mówić, czy nie kazałby mi jej odnaleźć? Czy nie jest to, tym, czego pragnie? – Will opuścił
twarz w dłonie. – Nie jestem zdolny odpowiedzieć i rozdziera mnie to na pół.

Magnus przyglądał mu się w ciszy przez dłuższą chwilę. – Czy on wie, że jesteś w niej

zakochany?

- Nie. – Will podniósł twarz zszokowany. – Nie. Nigdy nie pisnąłem ani słówka. To nie

jego ciężar do noszenia.

Magnus wziął głęboki oddech i zaczął mówić łagodnie. – Will. Poprosiłeś mnie o moją

mądrość, jako kogoś, kto przeżył wiele pokoleń i pochował wiele miłości. Mogę ci tylko
powiedzieć, że koniec życia jest sumą miłości, których zdążyliśmy doświadczyć, i
cokolwiek myślisz, że przyrzekałeś, bycie tutaj przy krańcu jego drogi nie ma znaczenia.
Liczy się każda inna chwila, którą mu poświęciłeś. Odkąd go poznałeś, nie odstępowałeś
go na krok i nie przestawałeś kochać. To się właśnie liczy.

- Naprawdę tak sądzisz? – Will zapytał w podziwie. – Dlaczego jesteś taki miły dla

mnie? Wciąż jestem ci winien przysługę, prawda? Wiesz, że wciąż o niej pamiętam,
nawet jeśli się nie upominałeś.

background image

SHADOWHUNTERSTRANSLATETEAM

Tłumaczenie:

windy dreams

Korekta:

Nike, Feather

- A nie upomniałem się? – odpowiedział Magnus, a potem uśmiechnął do niego. – Will,

traktujesz mnie jak istotę ludzką, osobę taką jak ty. To bardzo rzadkie wśród Nocnych
Łowców, żeby tak postępować z czarnoksiężnikiem. Nie jestem aż tak nieczuły, żeby
domagać się od chłopca ze złamanym sercem spłaty długu. Tego, o którym myślę, że
stanie się kiedyś wspaniałym mężczyzną. Więc powiem ci tylko tyle. Zostanę tu za ciebie,
kiedy pójdziesz i popilnuję twojego Jema, a jeśli się obudzi, powiem mu, gdzie się udałeś
i że zrobiłeś to dla niego. I uczynię wszystko, co w mojej mocy, żeby przedłużyć mu życie.
Nie mam yin fen, ale posiadam magię, i bardzo możliwe, że jest coś jeszcze w starej
księdze zaklęć, co jestem w stanie znaleźć i może mu pomóc.

- Byłbym ci wiecznie dłużny – odparł chłopak.

Magnus wyprostował się, spoglądając w dół na Jema. Na jego twarzy wymalowany był

smutek, na twarzy, która zwykle była wesoła, sardoniczna albo obojętna, a akurat to
uczucie zaskoczyło Willa. – „Bo czyż nie dlatego właśnie tamten ból zdołał mnie tak łatwo
dosięgnąć i tak głęboko przeniknąć, że rozlałem duszę moją jak wodę na piasku, kochając
istotę śmiertelną tak, jakby nigdy nie miała umrzeć?”


Will spojrzał na niego. – Co to było?

- Wyznania św. Augustyna – odpowiedział Magnus. – Zapytałeś mnie jak ja, będąc

nieśmiertelnym, przetrwałem tyle śmierci. Nie ma żadnej wielkiej tajemnicy.
Wytrzymujesz to, co jest nie do wytrzymania i cierpisz. To wszystko. – Odsunął się od
łóżka. – Dam wam chwilę samotności, żebyś mógł się z nim pożegnać należycie. Będę w
bibliotece.

Will skinął głową, oniemiały, gdy Magnus zabrał rękawiczki i odwrócił się, wychodząc.

Jego umysł wirował.

Znów spojrzał na Jema, leżącego nieruchomo na łóżku. Muszę zaakceptować, że to już

koniec, myślał, i nawet jego myśli wydawały się być płytkie i odległe. Muszę
zaakceptować fakt, że Jem już nigdy na mnie nie spojrzy, albo się do mnie nie odezwie.
Wytrzymujesz to, co jest nie do wytrzymania i cierpisz. To wszystko.

A mimo tego wszystko nadal nie wydawało się mu być realne, jakby było jedynie

snem. Wstał i pochylił się nad ciałem Jema. Dotknął lekko policzka swego parabatai. Był
zimny.

- „Atque in pepetuum, frater, ave atque vale” – wyszeptał. Słowa wiersza

5

nigdy nie

wydawały się pasować bardziej: Na wieki wieków, mój bracie, witaj i żegnaj.

Will zaczął się wyprostowywać i odwracać od łóżka. A kiedy to robił, poczuł, jak coś

zaciska się mocno wokół jego nadgarstka. Spojrzał w dół i zauważył rękę Jema

5 Catullus 101

background image

SHADOWHUNTERSTRANSLATETEAM

Tłumaczenie:

windy dreams

Korekta:

Nike, Feather

przytrzymującą go za jego własną. Przez moment był zbyt zszokowany, by zrobić
cokolwiek innego niż przypatrywać się mu.

- Jeszcze nie umarłem, Will – powiedział Jem łagodnym głosem, cienkim, ale silnym

jak drut. – Co miał na myśli Magnus, pytając się ciebie, czy wiem o tym, że jesteś
zakochany w Tessie?


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Jak radzic sobie z lekiem 10 prostych sposobow na zlagodzenie leku strachu i zmartwien leki10
elektryka na 11 10 jak by co
Jak zaoszczędzić na wakacje w mniej niż 10 minut dziennie
Jak ściągać na maturze
Jak zarobić na kryzysie
Zostań milionerem! Jak zarabiać na własnej stronie WWW
Jak zrobić na klawiaturze taki znak jak serce lub inne fajne rzeczy Zapytaj onet
Klich nie chce mówić, jak naciskał na pilotów
Jak masz na imię, bajki terapeutyczne
wizaż 10 zabieg pielęgnacyjny na oczy, kosmetyka egzamin praktyczny-projekty

więcej podobnych podstron