Gdzie sie podzialo moje dziecinstwo

background image

Tego e-booka otrzymujesz dzięki:

www.ksiazkidosluchania.tnb.pl

Gdzie się podziało moje dzieciństwo

Redakcja Piotr Żak

Projekt okładki i opracowanie graficzne Maja Witecka

Korekta Joanna Kudła

Redakcja techniczna Adam Cedro

© Copyright by Charaktery Sp. z o.o.

Kielce 2003

ISBN 83 916092 4 3

Jest to piąta publikacja Wydawnictwa Charaktery

25 512 Kielce ul Warszawska 6

tel/faks (041)344 43 21

e mail: charaktery@charaktery.com.pl

background image

.

background image

Spis treści

Agnieszka Widera-Wysoczańska

Pijany dom czyli co dzieje się z dzieckiem alkoholika

Marzenna Kucińska

DDA czyli Dorosłe Dzieci Alkoholików

1 Kim są

2 Gdy rodzic pije

3 Dom bez ścian dzieci bez rodziców

4 Bohater maskotka niewidzialne dziecko

5 Zamrożeni ludzie

6 Dziecko w dżungli

6 Samotni z lęku

7 Pozwolić zagoić się ranie

Dariusz Doliński

Pokusa silniejsza niż rozum czyli dlaczego ludzie nie radzą sobie z nałogami

Alicja Senejko

Szczypta optymizmu czyli rożne wyjścia z sytuacji bez wyjścia

Zofia Milska-Wrzesińska

Sam sobie na przekór czyli dlaczego sobie szkodzimy

Wiktor Osiatyński

Silna wola i inne bajki czyli mity o piciu alkoholu

Leszek A.Kapler, Beata Krzak

Kwestionariusz Kontroli Zachowań

Przydatne adresy

background image

Dom pijany czyli co dzieje się

z dzieckiem alkoholika

Agnieszka Widera-Wysoczańska

W latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych powoli stawało się jasne, że osoby mieszkające

z alkoholikiem zapadają na chorobę zwaną współuzależnieniem. W 1983 roku w Stanach

Zjednoczonych powstało Narodowe Stowarzyszenie Dzieci Alkoholików, którego celem było i jest

wskazywanie i uznanie ich problemów oraz potrzeb. Ponieważ większość dzieci alkoholików

zachowuje się w sposób społecznie akceptowany, ich problemy bywają niezauważane i ignorowane,

także przez nich samych. Na ogół wyglądają tak dobrze, ubierają się tak elegancko i odnoszą takie

sukcesy, iż nie wydaje się, aby potrzebowali jakiejkolwiek pomocy. Skutecznie działa u nich

przymus samodzielnego radzenia sobie z różnymi sytuacjami życiowymi i lęk przed ujawnieniem

własnych problemów. Tak naprawdę żyją uwięzieni w dramatycznej przeszłości i, czując smutek,

zadają sobie pytanie: Co stało się z moim dzieciństwem?

Dorosłe Dziecko Alkoholika to człowiek pochodzący z rodziny, w której alkohol był problemem

centralnym. Zbyt zajęty w dzieciństwie walką o przetrwanie, w życiu dorosłym ma poczucie, że

nigdy nie był dzieckiem. Pijani rodzice wymagali od niego zaspokajania potrzeb matki

;

ojca

i rodzeństwa, dbania o nich i ochraniania ich. Gdy pijany rodzic tracił nad sobą kontrolę, dziecko

stawało się coraz bardziej odpowiedzialne za niego, za siebie i sprawy domowe.

W takiej sytuacji niebezpiecznie jest czuć się dzieckiem. Aby się ochronić, dziecko alkoholika

buduje siłę pozwalającą zachowywać się jak dorosły. W jednej rodzinie ochrania matkę bitą przez

ojca, w innej wspiera rodzeństwo i pomaga mu przetrwać kolejną awanturę. Tam, gdzie alkoholizm

jest ukrywany, dziecko dba o rodzica, który całą noc wymiotuje, bo znowu „zachorował na nerki”,

lub psychicznie walczy z wulgarnym, agresywnym albo ciągle nieobecnym rodzicem, nie odzywając

się do niego bądź kłócąc się z nim. Dzieciństwo mija na walce, ochranianiu i udawaniu.

Jak wygląda dom, w którym żyje aktywny alkoholik?

Coraz częściej dziecko zastanawia się, czy jego rodzice mają problemy z alkoholem, i namawia

ich do zaprzestania picia. Zdarza mu się nie spać w nocy, całymi dniami przesiadywać w zamkniętym

pokoju, chce uciec z domu. Butelki z alkoholem znajduje w różnych kątach mieszkania i w rozpaczy

chowa je lub wylewa alkohol do zlewu. Rodzic coraz częściej wraca pijany z przyjęcia albo ze

spotkania z kolegami. Chodzi po mieszkaniu rozebrany i niechlujny. Dziecko, czując wstyd

i zakłopotanie, rezygnuje z zabawy na podwórku lub zaproszenia znajomych do domu. Coraz częściej

background image

martwi się, że rodzice rozwiodą się z powodu picia, a jednocześnie marzy, żeby pijany rodzic

wyprowadził się albo żeby dom był tak normalny, jak domy innych dzieci.

Życie rodzinne dziecka alkoholika jest niespójne, niestabilne, nieprzewidywalne: coś, co jest

prawdą jednego dnia, nie jest nią dnia następnego. Pijany rodzic obiecuje coś synowi czy córce,

a potem zupełnie o tym nie pamięta. Gdy jest trzeźwy, może być kochającym rodzicem, gdy jest

pijany - gwałtownym, brutalnym lub nieobecnym. Dziecko nigdy nie wie, którą „osobę” spotka po

powrocie ze szkoły.

Czy tym domem rządzą jakieś reguły?

Podstawowym celem życia takiej rodziny jest ukrycie, że przyczyną problemów są alkohol

i alkoholik, i wskazanie innego winnego. Jeden zestaw reguł, stworzony przez rodziców, sprowadza

się do: „Nie mów”, „Nie czuj”, „Nie ufaj”. Przeznaczony jest dla dzieci i innych członków rodziny.

Rodzice tworzą go po to, by osiągnąć dominującą pozycję, wzbudzić lęk, wywołać poczucie winy

i wstydu, by móc pić i utrzymać ten dysfunkcyjny stan rzeczy. Drugą grupę reguł tworzy dziecko.

Reaguje w ten sposób na reguły matki i ojca. Jego zestaw sprowadza się mniej więcej do takich

przekonań: „Jeżeli nie będę mówił, nikt nie będzie wiedział, co czuję, i nie zostanę zraniony”, „Jeżeli

nie będę pytał, nie będę odrzucony”, „Jeżeli świetnie będę sobie radził sam, pozostawią mnie

w spokoju”, „Jeżeli będę niewidoczny, nic mi się nie stanie”, „Jeżeli będę uważny, nikt się na mnie

nie wścieknie”, „Gdy przestanę czuć, nie odczuję bólu”. Podstawowa zasada brzmi: „Muszę zrobić

wszystko, by być tak bezpiecznym, jak to tylko możliwe”. Jednak za to bezpieczeństwo płaci się

wielką cenę, i to przez całe życie.

Problemy Małego Dziecka Alkoholika (MDA)

Już w wieku przedszkolnym u dziecka z rodziny alkoholowej występują objawy, po których

można rozpoznać, że przeżywa ono kryzysy związane z sytuacją w domu. Podświadome próby

poradzenia sobie z brakiem rodzicielstwa i próby ochrony siebie widoczne są w przyjmowanych

przez dziecko rolach: bohatera, kozła ofiarnego, dziecka niewidzialnego i maskotki. Jak na ironię,

role te służą przeciwstawnym celom. Dają narzędzia, dzięki którym dziecko może przetrwać

alkoholizm rodzica, ale jednocześnie maskują tę chorobę przed tymi, którzy mogliby pomóc. Dzieci

alkoholików mistrzowsko kamuflują ból swojego serca.

U małych dzieci z takich rodzin można zaobserwować ciągłe zmęczenie lub ospałość. U ponad

rocznego dziecka objawy te mogą być sygnałem problemów psychicznych, w tym depresji.

Powtarzające się koszmarne sny, sen przerywany, odmowa spania albo lęk przed nim w porze

poobiedniej drzemki - mogą wskazywać na potencjalne problemy rodzinne związane z alkoholem.

background image

Może pojawić się regresja w treningu czystości, ssanie palca czy obgryzanie paznokci. Zachowania te

związane są z pobudzeniem, chorobą, załamaniem lub zalęknieniem.

Ciągły brak apetytu, wybrzydzanie w jedzeniu czy niedożywienie to też oznaki problemów.

Także dzieci wychudzone, które jedzą tak, jakby ich żołądki były studniami bez dna, mogą cierpieć

z powodu zaniedbania alkoholowego. Kompulsywne jedzenie może mieć swój początek w nawykach

nabytych już w pierwszym roku życia. Nadopiekuńcze lub nerwowe matki karmią swoje dzieci za

każdym razem, gdy te płaczą. Przekarmianiem starają się zastąpić niemowlętom miłość, której nie

potrafią dać. Czasami żywność staje się dla dzieci substytutem miłości, której nigdy nie zaznały od

rodziców alkoholików.

Dzieci alkoholików mają problemy z dostosowaniem się do zmian w codziennych obowiązkach.

Kiedy jedno zajęcie się kończy i przechodzi w drugie, mogą mieć trudności z przestawieniem się.

Nieoczekiwane wydarzenie powodujące zmianę normalnego rozkładu codziennych zajęć może być

także nadmiernie denerwujące i dezorganizujące.

Dzieci alkoholików zazwyczaj bawią się w izolacji. W zabawach powtarzają to, co widziały

w domach rodzinnych: tematy alkoholowe, brutalne sceny agresji, bijatyki rodziców, winę i strach

przed opuszczeniem. Daje to przedszkolakom poczucie kontroli nad własnymi lękami.

Nadmierna aktywność wśród przedszkolaków jest głównym objawem alkoholizmu rodziców

i częstym objawem syndromu płodu alkoholowego. Dzieci takie mają kłopoty z utrzymaniem uwagi

i koncentracją na jednej czynności. Są nadruchliwe, nerwowe, wybuchowe, mają częste napady złego

humoru i mogą nagle zmieniać zachowania na nietypowe. Nie mogą usiedzieć podczas opowiadania

krótkiej historyjki albo słuchania utworu muzycznego. Nie potrafią planować i dokończyć zajęć,

które rozpoczęły, nie mają cierpliwości i entuzjazmu do pracy w grupie nad jednym projektem,

wymagającym poświęcenia uwagi przez kilka dni. Boją się nieznanych ludzi lub nowych sytuacji.

A z drugiej strony nadmiernie lgną do innych i przesadnie lękają się separacji.

Także nagłe zmiany zachowania u małych dzieci mogą wskazywać na alkoholizm w ich

rodzinach. Na przykład dziecko śmiałe nagle wycofuje się z kontaktu albo dziecko zalęknione nagle

zaczyna odgrywać znaczącą rolę w grupie społecznej.

Niestety Małe Dzieci Alkoholików, przeżywające takie problemy w życiu codziennym,

w większości przypadków pozostają niezauważone, chyba, że narozrabiają. Jednakże nawet wtedy

dorośli z reguły koncentrują się na objawach, a nie na problemach leżących u ich podłoża, i nie

udzielają dzieciom właściwej pomocy. W takiej sytuacji warto pamiętać, że lata przedszkolne są

fundamentem dorosłego życia.

background image

Co dzieje się z dzieckiem alkoholika, gdy dorasta?

Dzieci z rodzin z problemem alkoholowym mają wielkie trudności w okresie dorastania.

Alkoholik wpływa destrukcyjnie na umysły i emocje członków rodziny. Lekcje z dzieciństwa

„dobrze pamiętamy” w `````````życiu dorosłym. Jeżeli dziecko zostaje zranione przez rodzica, od

którego zależy i którego kocha najbardziej, sądzi, że jest złe, niegodne miłości i szacunku. W ten

sposób uczy się nie ufać sobie i innym. Rozpoczyna samotne życie. Odcina się od swoich uczuć,

wypiera potrzeby. Uczy się udawać i kłamać nawet wtedy, gdy może mówić prawdę. Miłość oznacza

dla niego dbanie o kogoś i zapominanie o własnych potrzebach. Spontaniczność jest nieracjonalna,

złość równa się agresji.

Dorosłe Dzieci Alkoholików, gdy mają ciepłego i kochającego partnera, z którym mogą czuć się

bezpiecznie, toczą w sobie „wojnę” z wrogami z przeszłości i na aktualne domowe sprawy reagują

tak jak w dzieciństwie. Nadal czują pustkę, nie ufają, izolują się. DDA nie wierzy, aby dobra relacja

mogła trwać dłuższy czas, dlatego podświadomie dąży do jej zakończenia, ale bez ludzi czuje się

pusty i zalękniony. Dlatego zrobi wszystko, by kontrolować sytuację. Życie ma toczyć się zgodnie

z ustalonym przez niego planem. Sytuacje przeżywane w domu rodzinnym wykształciły w nim

zaradność i nadmierną odpowiedzialność, nauczył się „czytać ludzi”. Dzięki tym cechom osiąga

wielkie sukcesy w pracy zawodowej i buduje swoją karierę. Jednak te same zdolności nie pozwalają

mu budować szczęśliwej rodziny.

Jeżeli spotyka się dwoje ludzi pochodzących z rodziny alkoholowej, wtedy problem narasta ze

zdwojoną siłą, ponieważ oni nie wiedzą, co czują, nie ufają i nie mówią wprost, podświadomie

walczą ze sobą, czują pustkę i są nieszczęśliwi, chociaż odnoszą sukcesy. Te cechy przekazują swoim

dzieciom i następnym pokoleniom.

Jakie są typowe problemy Dorosłych Dzieci Alkoholików?

W rodzinie alkoholowej dorasta się z poczuciem niejasności, winy, złości, wstydu i strachu. Jest

to całkowicie normalna reakcja na nienormalną sytuację. Osoby, które wstydziły się za swoich

rodziców, w życiu dorosłym wstydzą się za swojego partnera. Czują się winne za sytuację w domu.

Mają skłonność do śmiertelnej powagi, są trudne we współpracy. Raczej rzadko przeżywają radość

i relaks.

Ludzie, którzy będąc dziećmi, nie mieli poczucia własnej wartości, są tacy sami w życiu

dorosłym, oceniają siebie i innych bezlitośnie. Szukają potwierdzenia siebie na zewnątrz. Nie

przyjmują pomocy innych i ze wszystkim chcą radzić sobie samodzielnie. Muszą być najlepsi.

Trudno im jest być elastycznymi. Gdy coś idzie nie po ich myśli, czują lęk i często nie kończą

background image

rozpoczętych spraw. Z trudem przychodzi im mówienie o sobie, ponieważ dotychczas musieli być

niewidoczni. Są lojalni wobec ludzi, którym się to nie należy. Życie nie ma dla nich większego sensu.

Widzą świat albo w czarnych, albo w białych barwach. Mając poczucie nieadekwatności, muszą

domyślać się, co jest normalne, a co nie. Gdy zaczynają pić, jest to dla nich szokiem. Badania

pokazują, że od 40 do 60 proc. dzieci dorastających w rodzinie alkoholowej staje się alkoholikami

w życiu dorosłym. Mogą też cierpieć z powodu współuzależnienia od małżonka alkoholika. Jeżeli

oboje rodzice pili, dziecko nie doświadczyło bezpiecznej i stabilnej opieki. W dorosłym życiu taka

osoba jest znacznie bardziej podatna na uzależnienia. Zazwyczaj wcześniej upija się po raz pierwszy

i ma więcej problemów z kontrolowaniem swojego zachowania. Trzeba podkreślić, że nie wszystkie

dzieci alkoholików doświadczają identycznych, emocjonalnych i fizycznych, konsekwencji.

Wielki wpływ na zachowania DDA ma również to, czy w dzieciństwie doznali przemocy

seksualnej lub fizycznej. Jeśli tak się stało, później cierpią z powodu zaburzeń pamięci, deficytów

w koncentracji uwagi, zaburzeń jedzenia, problemów seksualnych, lęków, koszmarów nocnych,

nagłych i niezrozumiałych wspomnień, poważnych trudności w nawiązywaniu bliskich kontaktów

z ludźmi, prób samobójczych, także z powodu nawracającej i narastającej depresji.

Zdrowie dzieci alkoholików

Stres kumulowany wewnątrz ciała dziecka alkoholika w istotny sposób wpływa na jego zdrowie.

Obok problemów emocjonalnych i poznawczych oraz trudności w funkcjonowaniu społecznym,

pojawiają się poważne problemy zdrowotne. Dzieci alkoholików - częściej niż dzieci z innych rodzin

- narzekają na bóle głowy i brzucha, nudności, rozstrój żołądka, zmęczenie i znużenie. Zazwyczaj

lekarze nie znajdują fizycznych uzasadnień tych dolegliwości. Dzieci z rodzin alkoholowych częściej

chorują na astmę i anemię, częściej się przeziębiają i cierpią na alergie, mają też zaburzenia jedzenia.

Te ostatnie, pojawiające się już we wczesnym dzieciństwie, nasilają się w życiu dorosłym. Jedzenie

jest sposobem radzenia sobie z niskim poczuciem własnej wartości. Kompulsywne jedzenie może

być także związane z ukrywaną złością do osoby, która wyrządziła krzywdę. Uczęszczanie na różne

programy odchudzające jest nieskuteczne albo daje krótkotrwałe efekty.

U dzieci alkoholików zwiększa się ryzyko wystąpienia chorób sercowo-naczyniowych, nagłych

zmian w ciśnieniu krwi i tempie akcji serca. Wśród tych dzieci częściej też występuje osobowość

typu A. Ludzie dorośli z osobowością typu A, pochodzący z rodzin alkoholowych, są niecierpliwi,

działają pospiesznie, agresywnie i z wrogością wobec innych, bez przerwy z kimś współzawodniczą.

Angażują się w karierę zawodową i mniej interesują się innymi ludźmi. Mają niskie poczucie własnej

wartości, małe poczucie bezpieczeństwa, zbyt nisko, wręcz nierealistycznie oceniają swoje

osiągnięcia. Osobowość typu A badacze zaobserwowali już u pięcioletnich dzieci alkoholików, chcą-

Created with novaPDF Printer (www.novaPDF.com). Please register to remove this message.

background image

cych pozyskać uwagę i uczucie rodzica niecierpliwego, ignorującego kontakt emocjonalny, wrogo

nastawionego, nadkontrolującego i karzącego. Takie dzieci próbują sobie poradzić z dysfunkcyjną

i chaotyczną sytuacją rodzinną, przyjmując rolę bohatera, czyli dziecka, które musi być dobre we

wszystkim.

Dzieci poddane działaniu alkoholu w życiu płodowym

Przeprowadzone przez mnie badania wskazują, że znacznie więcej i znacznie poważniejsze

zdrowotne konsekwencje pojawiają się u DDA, gdy osobą uzależnioną była matka. Jeżeli podczas

ciąży piła dużo alkoholu, mogła doprowadzić do nieodwracalnych zaburzeń emocjonalnych

i intelektualnych spowodowanych trwałym uszkodzeniem układu nerwowego, czyli Alkoholowym

Syndromem Płodowym (Fetal Alcohol Syndrome). Do poważnego uszkodzenia mózgu, spowolnienia

rozwoju fizycznego i umysłowego może dojść nawet wtedy, jeśli matka w czasie ciąży tylko raz

pozwoliła sobie na wypicie dużej ilości alkoholu. Dzieci z FAS mają poważne problemy z zabu-

rzeniami koncentracji, samokontroli, samoświadomości, osobowości, emocjonalności, zdolności

poznawczych, mowy, abstrakcyjnego myślenia, procesów wyobraźni i pamięci. Są nadpobudliwe,

impulsywne i drażliwe, wrogo nastawione do świata. Mają zniekształcenia twarzy, mało ważą.

Często zapadają na choroby serca i defekty nerek, miewają problemy z oczami i ze słuchem, a także

ataki padaczki.

Nie u wszystkich dzieci poddanych działaniu alkoholu w życiu płodowym rozwija się pełny FAS.

U niektórych mamy do czynienia z tzw. Płodowymi Skutkami Alkoholowymi (Fetal Alcohol

Effects). Chociaż nie widać u nich zewnętrznych nieprawidłowości, bardzo poważne są pierwotne

uszkodzenia mózgu. Ponieważ wyglądają normalnie, otoczenie oczekuje od nich takiego samego

zachowania. To natomiast prowadzi do wtórnych uszkodzeń psychicznych, będących rezultatem nie-

prawidłowego radzenia sobie z podstawowymi zaburzeniami.

Między 12 a 51 rokiem życia osoby z FAE mają problemy ze zdrowiem psychicznym,

przerywają szkołę, popadają w konflikty z prawem, trafiają do więzienia, przejawiają nieprawidłowe

zachowania seksualne, mają problemy z alkoholem (ponad 50 proc. kobiet i 70 proc. mężczyzn

z FAE), nie potrafią samodzielnie żyć (gotować, robić zakupów, prać), nie umieją znaleźć sobie

pracy czy jej utrzymać.

Dzieci z FAS i FAE nigdy w pełni nie zdrowieją. Jednak wczesna interwencja medyczna może

pomóc ludziom z FAS w rozwijaniu funkcjonowania motorycznego, zdolności intelektualnych,

koncentracji uwagi i relacji z rówieśnikami; a ludziom z FAE w problemach ze zdrowiem

psychicznym, w problemach szkolnych, z prawem i w uzależnieniach. Leczenie należy jednak

rozpocząć przed upływem 10, czy 12 roku życia dziecka. Potem jest już za późno.

Created with novaPDF Printer (www.novaPDF.com). Please register to remove this message.

background image

Od czego zależą konsekwencje psychologiczne ponoszone przez DDA?

Od indywidualnej historii dzieciństwa każdej osoby, od tego, kto pił w rodzinie i jak zachowywał

się wobec dziecka i innych domowników. Pojawiające się u dzieci szkodliwe skutki alkoholizmu

rodzica związane są ze sposobem picia, z finansową niestabilnością rodziny, kłopotami z prawem,

brakiem bliskości, wsparcia i rozmów, z mniejszą zdolnością do rozwiązywania konfliktów,

przemocą pojawiającą się w rodzinie, karami zbyt okrutnymi w stosunku do przewinień, z zaburzoną

kulturą i rytuałami rodzinnymi, które pozbawiają dziecko regularnych posiłków, wspólnych udanych

wakacji, niedzielnych wyjazdów, wspólnych wieczorów czy odwiedzin u znajomych i rodziny.

Istotną rolę odgrywa zły model rodzicielstwa, zaburzający role przyjmowane przez dziecko w ro-

dzinie i środowisku, niejasny system wartości i nieprawidłowa edukacja życiowa.

Ważna jest również liczba dzieci i kolejność urodzenia. Im dziecko młodsze i im dłużej żyje

z rodzicami uzależnionymi, tym poważniejsze konsekwencje dorastania w rodzinie alkoholowej

ponosi. Dziecko starsze może widzieć wyraźnie alkoholizm rodzica, młodsze absolutnie się z tym nie

zgadza. Jedno może pamiętać same horrory, drugie głównie przyjemne rzeczy. Znaczenie ma także

status ekonomiczny rodziny i to, czy miała miejsce przemoc fizyczna i seksualna.

Istotne jest też, czy partner osoby uzależnionej leczy się ze swego współuzależnienia, czy dba

o swoje zdrowie i czy dziecko spotkało osoby wspierające. Wielkie znaczenie mają również

temperament i odporność psychiczna, umiejętności społeczne i przekonanie o możliwości wpływania

na własny los.

Jaki jest najlepszy sposób dbania o siebie, gdy pojawiają się problemy?

Aby dziecko alkoholika rozpoczęło proces zdrowienia, najpierw musi sobie uświadomić, że ma

specyficzną podatność psychologiczną i genetyczną na problemy emocjonalne i uzależnienia. Musi

połączyć przeszłość z aktualnymi kłopotami życiowymi. Taka świadomość często rodzi się

przypadkowo, na przykład pod wpływem artykułu w gazecie, wykładu czy podczas uczestnictwa

w warsztacie („To przecież jestem ja!”). Zdrowienie wymaga ujawnienia dramatów przeszłości, odre-

agowania uczuć związanych z doznanymi krzywdami i zaplanowania na nowo aktualnego życia.

Daje możliwość zbudowania wewnętrznego świata niezależnego od dysfunkcyjnej rodziny. Dorosłe

Dziecko Alkoholika nigdy nie będzie do końca wyleczone, ale ma wielką szansę na rozwój dający

spokój i radość w życiu. Aby je uzyskać, trzeba wziąć udział w terapii indywidualnej i grupowej,

a potem w sytuacjach kryzysowych korzystać z pomocy innych ludzi i profesjonalistów. Trzeba

wierzyć, że zmiana jest możliwa.

Created with novaPDF Printer (www.novaPDF.com). Please register to remove this message.

background image

Zagrożenia w procesie zdrowienia

W procesie zdrowienia pojawiają się kryzysy wynikające z reguł stworzonych w dzieciństwie.

Dzieci w różny sposób reagują na urazy emocjonalne, fizyczne czy seksualne. Jedne wyraźnie

dostrzegają alkoholizm rodziców, inne go nie zauważają lub nie chcą widzieć. Poważniejsze kłopoty

w życiu mają ludzie wychowywani w rodzinach alkoholowych, w których udawano, że nic się nie

dzieje, albo zabraniano mówić o chorobie. W związku z tym przestali oni wierzyć własnym oczom

i uszom, własnej intuicji i rozsądkowi, stracili też zaufanie do ludzi.

W każdym z tych przypadków zarówno rodzic alkoholik, jak i rodzic współuzależniony

zachowuje się w sposób podważający w dziecku wiarę w bezpieczeństwo, sens i dobroć tego świata.

Kłopoty pojawiają się, gdy dorosły niewiele pamięta z przeszłości i dlatego nie chce sięgać do

wspomnień. Energię wykorzystuje do blokowania uczuć i przez to ogranicza zmiany w swoim życiu.

W takim przypadku pierwszym wyzwalającym doświadczeniem w procesie zdrowienia będzie

uzyskanie wglądu we własną przeszłość oraz w problemy wynikające z dzieciństwa. Uwalnia się

wtedy siłę i odzyskuje wolność. Demony przeszłości zostają zdetronizowane.

Zdrowienie łączy się też z rezygnacją z ochraniania alkoholika i osoby współuzależnionej.

Jednak wtedy pojawia się ryzyko oskarżeń o zachowania zimne, zdystansowane, okrutne

i egoistyczne. Wzmaga to poczucie nielojalności wobec rodziców i związane z nim poczucie winy

wobec nich. Spotykając się z zimną reakcją lub gwałtownym zaprzeczeniem, DDA dokonuje

bolesnego odkrycia, że najbliżsi nie chcą go słuchać, oskarżają o kłamstwo i zdradę. Słyszy

komentarze podważające sens terapii. Stąd już tylko krok, by przestał dbać o własne zdrowie.

Zagrażająca w procesie zdrowienia dzieci alkoholików jest też ich chęć do zajmowania się rodziną,

a nie sobą. „Wyzwalanie” rodziców może być ucieczką od zajmowania się swoimi trudnościami.

Tymczasem trzeba sobie uświadomić, że nie zmieni się rodziców i że własne wyzdrowienie nie

zależy od stanu zdrowia rodziny.

Innym sygnałem ostrzegającym, że pojawia się zniechęcenie, jest tendencja do przypisywania

rodzinie alkoholowej wszystkich kłopotów życiowych lub nie przypisywanie żadnego. Po prostu

trzeba zrozumieć, że żadne ekstremum nie pomaga i że z dzieciństwa wyniosło się nie tylko krzywdę

i ból, ale i ogromną siłę do budowania własnego życia.

Gdy dominującymi przeżyciami towarzyszącymi zdrowieniu są lęk i ból, spowodowane

wzrastającą świadomością sytuacji życiowej, wówczas pojawia się niepokój, że nastąpiło po-

gorszenie i należy szybko zakończyć pracę nad sobą. W rzeczywistości ten lęk powinien być

drogowskazem w procesie zdrowienia, wskazującym na problemy do rozwiązania.

Podczas procesu zdrowienia pojawiają się momenty złego samopoczucia. Leczonego przytłaczają

Created with novaPDF Printer (www.novaPDF.com). Please register to remove this message.

background image

zarówno nowe, świeżo odkryte rzeczy, jak i te, które jeszcze pozostały do odkrycia. Ma ochotę

powiedzieć: „Dosyć, nie poczuję się już lepiej, kończę to”. Czuje się izolowany, nagle przekonuje

się, że nie ma przyjaciela, z którym może porozmawiać. Ciągłe krytykuje siebie i innych. Dręczy go

powracające silne uczucie depresji i niepokoju lub brak bezpieczeństwa. Nie może spać. Nadużywa

alkoholu albo innych środków zmieniających świadomość. Ogarnia go uczucie beznadziejności.

W procesie zdrowienia wyraźnie ujawnia się jego lęk przed zaufaniem drugiemu człowiekowi, przed

bliskością i intymnością. Użyteczne są tu zasady uczenia się nowych relacji poprzez podejmowanie

ryzyka i poznawanie innych ludzi „krok po kroku”.

„Spoczęcie na laurach” po dokonaniu w sobie zasadniczych zmian i wytyczeniu celów na

przyszłość jest ostatnim zagrożeniem dla rozwoju. Aby zdrowieć, trzeba być stale zaangażowanym

w utrwalanie przemian. Obserwowanie siebie staje się częścią życia, pomaga odpowiednio wcześnie

zauważyć „czerwone światło”, które sygnalizuje, że dziecko alkoholika powinno intensywniej niż

zwykle zadbać o siebie, często z pomocą wykwalifikowanego specjalisty.

Czy można rozwijać się bez przeżywania wewnętrznych kryzysów? Raczej nie. Na proces

rozwoju człowieka zazwyczaj składają się dwa kroki do przodu i jeden do tylu. Ten ostatni dostarcza

informacji zwrotnych ważnych dla dalszego rozwoju i wzmacniania efektów uczenia się. Ponadto

codzienne życie często jest nieprzewidywalne i pojawiają się w nim kryzysy, z których chcemy

wychodzić tak, by maksymalizować swoje wewnętrzne możliwości.

Agnieszka Widera-Wysoczańska

Agnieszka Widera-Wysoczańska jest doktorem psychologii, adiunktem Zakładu Psychologii

Klinicznej w Instytucie Psychologu Uniwersytetu Wrocławskiego. Od 16 lat prowadzi terapię dla

osób, które doznały urazu chronicznego w dzieciństwie, a także szkoli profesjonalistów w zakresie

diagnozy i terapii. Jej pasją są podróże.

Created with novaPDF Printer (www.novaPDF.com). Please register to remove this message.

background image

DDA

czyli Dorosłe Dzieci Alkoholików

Marzenna Kucińska

1. Kim są

Dorosłe Dzieci Alkoholików (DDA) to ludzie, którzy wychowywali się w rodzinach naduży-

wających alkoholu. Gdy byli dziećmi, musieli zbyt wcześnie dorosnąć. Są dorośli, a nadal w głębi

siebie pozostają dziećmi. Państwowa Agencja Rozwiązywania Problemów Alkoholowych (i nie

tylko) szacuje, że w Polsce żyje prawie 4 miliony dzieci, których rodzice nadużywają alkoholu,

i około 1,5 miliona dzieci alkoholików. Kiedy dorosną, część z nich zacznie pić, część zwiąże się

z osobami uzależnionymi, a pozostałe będą starannie unikać myślenia o tym, co wydarzyło się w ich

dzieciństwie. Z moich szacunków wynika, iż Dorosłe Dzieci Alkoholików stanowią około 40 proc.

dorosłej populacji Polaków.

Doświadczenia wyniesione z rodziny alkoholowej mocno rzutują na bliskie kontakty w życiu

dorosłym. Prawie połowa z tych DDA, którzy zgłaszają się po poradę psychologiczną, nie decyduje

się na zalegalizowany związek, a jedna trzecia zawieranych przez nich małżeństw kończy się

rozwodem. To znacznie więcej niż wśród ogółu Polaków. Dorosłe Dzieci Alkoholików boją się

przede wszystkim powtórzenia we własnym związku tego, co działo się w ich domu rodzinnym.

Duża część jest głęboko przekonana, że w małżeństwie można się tylko krzywdzić.

Bliskie związki to także relacje z własnymi dziećmi. DDA często mają kłopoty z odnalezieniem

się w roli rodzica. Wielu z nich rozpoczyna terapię właśnie z powodu problemów ze swoimi dziećmi.

Obawiają się, że je skrzywdzą, wnosząc do wychowania doświadczenia z domu. Czasem nie potrafią

z nimi rozmawiać. Mają kłopot z właściwą oceną tego, czy problemy ich syna albo córki są

„normalne”, czy też powinny być niepokojącym sygnałem. W niektórych DDA własne dzieci budzą

agresję. Trudno im się powstrzymać przed krzykiem, groźbami czy uderzeniem. Jednocześnie mają

świadomość, że to nie dziecko zawiniło, że agresja bierze się gdzieś z głębi ich samych. Szukają

pomocy dla siebie, aby nie krzywdzić własnych dzieci.

Wielu DDA nie decyduje się na to, żeby mieć dzieci (ponad połowa uczestniczących w terapii),

albo podejmuje taką decyzję późno, po trzydziestym roku życia. Gdzieś głęboko tkwi w nich lęk, że

dla ich syna czy córki życie okaże się równie okrutne, jak dla nich samych.

Część DDA rezygnuje z własnego życia osobistego, ponieważ przyjmują, że ich podstawowym

zadaniem życiowym jest opiekowanie się mamą albo tatą, a często nawet czuwanie, by nawzajem nie

zrobili sobie krzywdy. Niekoniecznie mieszkają z rodzicami, a rodzice wcale nie są ludźmi

Created with novaPDF Printer (www.novaPDF.com). Please register to remove this message.

background image

schorowanymi ani bardzo starymi. Spotkać można i takich DDA, którzy mają własne rodziny, ale

każdy weekend, święta i wakacje spędzają z rodzicami. Zdarzają się także rodziny, w których

wszystkie dorosłe, trzydziesto- czy czterdziestoletnie, „dzieci” mieszkają z rodzicami.

W trakcie terapii okazuje się, że część DDA ma mocno zakodowane, choć rzadko uświadamiane

poczucie, że ich podstawową rolą życiową jest „być dobrym dzieckiem”: „mąż (żona) to nie rodzina;

rodzina to rodzice, dziecko, brat”. Odkrycie, że być dobrą córką czy dobrym synem” jest znacznie

ważniejsze niż być dobrą żoną albo dobrym mężem”, zazwyczaj zmienia zupełnie porządek świata.

Szczególnie dotyczy to kobiet. Są zaskoczone, jak łatwo zaprzepaścić dom i rodzinę, kiedy

podstawowa odpowiedź na pytanie: „kim jestem?”, brzmi: „córką”.

Zwykle więź Dorosłych Dzieci Alkoholików z rodzicami o jest bardzo silna, choć kontakty nie

zawsze układają się dobrze. Najczęściej DDA skarżą się, że tak naprawdę nie potrafią rozmawiać

z matką czy z ojcem. Niechętnie jeżdżą do domu rodzinnego, bo czują tam napięcie, niepokój

i bezradność. Czasami mówią wręcz o nienawiści do któregoś z rodziców. Przerażeniem napawa je

myśl, że będą musiały z nimi zamieszkać, kiedy staną się oni niedołężni.

Możemy wyróżnić kilka typów Dorosłych Dzieci Alkoholików: wyobcowani, smutni,

skrzywdzeni, uzależnieni, współuzależnieni, odnoszący sukcesy, z poczuciem niższości.

Wyobcowani najczęściej nie zdają sobie sprawy, że to, co przeżyli w domu rodzinnym, ma nadal

wpływ na ich życie i samopoczucie. Po prostu uważają się za innych, bardziej skomplikowanych lub

poplątanych wewnętrznie. Zazdroszczą innym słabszych napięć wewnętrznych, mniejszej liczby

dylematów i konfliktów, mniejszych wewnętrznych obciążeń, o wiele rzadziej pojawiającego się

poczucia smutku i osamotnienia. W sytuacjach społecznych bardzo silnie kontrolują się. Mają po-

czucie, że ludzie z pewnością ich oceniają, i to niekorzystnie.

Wielu DDA leczy się z powodu depresji. To smutni. Biorą kolejne specyfiki, które nie przynoszą

ulgi ani nie zmniejszają przygnębienia. Czasem przychodzą do psychologa, szukając zrozumienia

siebie i rozwiązania problemów, a także potwierdzenia, że z nimi wszystko w porządku. Zwykle

kończą na pierwszej wizycie. Boją się ruszyć to, co jakoś przyschło, przycichło. Po co znów ma

boleć? Ich wspomnienia pełne są doświadczeń utraty czegoś lub kogoś. Mówią o braku uwagi i braku

fizycznego bezpieczeństwa, o głodzie czy opuszczeniu. Dramaty i koszmary z okresu dzieciństwa

stają się w życiu dorosłym źródłem niewypowiedzianego bólu i smutku, których nie ukoi tabletka.

Ale są również DDA uświadamiający sobie, jak bardzo zostali skrzywdzeni tym, co działo się

w domu, gdy byli dziećmi. Noszą w sobie żal, rozgoryczenie, złość, a nawet nienawiść: najczęściej

w stosunku do tego z rodziców, który pił, ale czasem również wobec tego, który choć nie pił, także

krzywdził. Pozostają w pozycji ofiary nawet wtedy, gdy sprawcy już nie ma, lub też nie jest już

w stanie nic złego zrobić. Czują się pokrzywdzeni i przez pryzmat swojej krzywdy postrzegają świat

Created with novaPDF Printer (www.novaPDF.com). Please register to remove this message.

background image

i ludzi.

Istnieje także grupa takich DDA, którzy sami zaczęli pić nałogowo. Sięgnęli po alkohol, bo na

przykład próbowali poradzić sobie z trudnościami. Choć boleśnie pamiętają dzieciństwo

podporządkowane rytmom picia i niepicia, dorosłe życie układają tak samo. Teraz to oni są

najważniejsi, a życie rodzinne toczy się wokół ich picia i niepicia.

Niektóre Dorosłe Dzieci Alkoholików, przyzwyczajone w dzieciństwie do zajmowania się

innymi i pomagania najbliższym (matce, bo ma za dużo obowiązków; ojcu, bo sam nie jest w stanie

czegoś zrobić; rodzeństwu, bo jest mniejsze lub bardziej nieporadne), wikłają się w związki

z osobami, którymi trzeba się opiekować (np. z osobami uzależnionymi, z głębokimi problemami).

Życie z partnerem, który nie wymaga opieki czy poświęcenia, uważają za nudne, zbyt poukładane.

Wielu DDA pracuje na odpowiedzialnych, dobrze wynagradzanych stanowiskach i odnosi

sukcesy zawodowe. Potrafią jednak pracować równie efektywnie w zamian za przysłowiowe dobre

słowo. Zaskakująco dobrze rozwiązują trudne zadania w sytuacji stresu i pod presją. Zwykle nie mają

problemów z wywiązywaniem się ze swoich obowiązków. Nie boją się trudnych zadań ani ryzyka.

Są odpowiedzialni i nie rezygnują łatwo. Dbają o potwierdzanie swoich kompetencji, ucząc się

i podejmując nowe wyzwania. W efekcie są zwykle bardzo dobrymi i mało wymagającymi

pracownikami. Świetnie też potrafią radzić sobie z publicznymi prezentacjami - nikt nie widzi ich

silnego napięcia czy lęku przed oceną. Ludzie podziwiają często ich opanowanie i spokój

zewnętrzny, nie zdając sobie sprawy z tego, jak sprzeczne jest to, co widzą, z tym, co dzieje się „w

środku” tych ludzi.

Poczucie niższości i niekompetencji towarzyszące Dorosłym Dzieciom Alkoholików zazwyczaj

odzywa się w kontakcie z innymi osobami. Składa się na nie kilka czynników: kiepski obraz siebie

wyniesiony z wczesnego dzieciństwa, brak dobrych doświadczeń w bliskich relacjach z ludźmi i brak

podstawowych umiejętności interpersonalnych (rozmawianie, nawiązywanie bliskich kontaktów,

rozwiązywanie konfliktów czy nieporozumień). Rzadko za poczuciem niższości u DDA stoi brak

wykształcenia czy nie radzenie sobie w życiu. Ponad połowa osób zgłaszających się na terapię ma

wykształcenie średnie, a 40 proc. wyższe. Otoczenie najczęściej postrzega Dorosłe Dzieci

Alkoholików jako ludzi dobrze radzących sobie w życiu, bez większych problemów.

Można z tym żyć

Być DDA to rzeczywiście niezbyt przyjemne. Nie jestem chyba w najgorszej sytuacji - przecież nie

piję. I co z tego? Te wieczne konflikty wewnętrzne, niepokoje i wahania. To jest rzeczywiście

koszmar.

Moja matka uciekła od ojca, gdy miałam 10 lat, a mój brat 4. Uciekła, bo się nad nią fizycznie

Created with novaPDF Printer (www.novaPDF.com). Please register to remove this message.

background image

znęcał. Nie wiem dlaczego, ale matka zrobiła sobie wtedy ze mnie koleżankę. Nie powinno się

obarczać dzieci takimi problemami. Wystarczyło mi już to, że pod jej nieobecność zajmowałam się

bratem i całym domem. Jednocześnie chodziłam przecież do szkoły. Miałam być tym „dobrym

dzieckiem”.

Gdy miałam 25 lat, wyszłam za mąż. Teraz już wiem, dlaczego za alkoholika. Scenariusz się

powtórzył. Teraz to nie moja matka obrywała, ale ja. Znalazłam jednak siłę, żeby odejść od męża.

Byłam wtedy wrakiem człowieka. Pomógł mi znajomy psychiatra. Wytłumaczył, że to nie moja wina -

bo oczywiście obwiniałam za wszystko siebie. Zmieniłam pracę. Pracowałam po W godzin dziennie.

Pojawiły się większe pieniądze, inni ludzie; niedawno uzyskałam pierwszy certyfikat z angielskiego.

Dorosłe Dzieci Alkoholików często odnoszą sukcesy, bo ciężką pracą rekompensują sobie

nieudane życie i kompleksy. Nie widzę w tym nic złego - tylko trzeba to robić z umiarem. Na poczucie

niższości i niekompetencji znalazłam sposób - czytać. Dużo i wszystko. Im więcej, tym lepiej. Uczyć

się i rozwijać.

Niestety, nie mam dobrego kontaktu z matką. Wyczuwam, że wciąż ma do mnie o coś pretensje.

Ale to ona boi się porozmawiać. Zachowuje się, jakby była zazdrosna. Nie wiem, o co. Nie czuję nie-

nawiści do ojca - to biedny, słaby człowiek.

Wiem jedno - nie dam się skrzywdzić po raz trzeci. Choćbym miała zostać sama do końca życia.

Ból i lęk zostały. Tego nic nie zmieni. Można z tym żyć. Najważniejszy dla mnie jest fakt, że w końcu

uświadomiłam to sobie. Myślę, że dam sobie radę bez psychoterapii. Boję się jej. O DDA powinno się

dużo mówić i pisać. Bo to bardzo ważne. Ważne nie tylko dla DDA, lecz również dla osób, które

z nimi żyją - pozwoli im lepiej zrozumieć tych ludzi.

Elżbieta z Warszawy

Moje paradoksy

Wydaje mi się to swego rodzaju paradoksem, że ja, dorosły człowiek, nie potrafię pokierować

swoim życiem, lecz żyję według schematu, który wyrył się w mojej psychice, a który nie daje mi

satysfakcji. Patrząc z boku, ktoś może pomyśleć, że mam fajne życie. Mieszkam z mamą i siostrą,

które są w porządku. Gdy wracam z pracy, obiad mam już gotowy, podany. Żadnych kłopotów,

żadnych obowiązków. W pracy słyszę same pochwały: młoda, ładna, inteligentna. Czegóż można

więcej chcieć? No właśnie - czego? Szkoda, że to wszystko to tylko pozory, ze nie jest to takie proste,

jak by się wydawało. Nikt nie wie, jak bardzo rozdarta wewnętrznie jest ta dziewczyna z ładnym

uśmiechem (czyli ja), jak niepewna siebie i swojej wartości. Prawie nigdy się nie skarży, ze wszystkim

sobie poradzi, to, co na zewnątrz i wewnątrz, to dwa różne światy, ale wiem o tym tylko ja i staram

się o tym nie myśleć, bo boję się, że faktycznie zwariuję. Dobra mina do złej gry - to wiośnie moja

Created with novaPDF Printer (www.novaPDF.com). Please register to remove this message.

background image

gra, moje życie.

Ola z Bydgoszczy

Pobożne życzenia, realne lęki

Tata, alkoholik, nie pije od dwóch lat, ale to nie znaczy, że życie z nim jawi się w różowych

barwach. Sądziłam zawsze, że gdy on przestanie pić, moje problemy znikną. Jednak tak się nie stało.

Moje problemy emocjonalne najbardziej ujawniły się w kontaktach z moim chłopakiem. Nie mogę

sobie poradzić z moim często wybuchowym i nieprzewidywalnym zachowaniem, które najbardziej

odczuwa właśnie mój partner.

Nie opuszcza mnie myśl, że powielę historię naszej rodziny, że w przyszłości to ja będę osobą

współuzależnioną, tak jak moja mama. Choć nie mam powodów, by tak myśleć, to jednak ta myśl

mnie nie opuszcza.

Chciałabym życzyć wszystkim DDA, aby nauczyli się odizolować swoje problemy od problemów

alkoholika. Niech nasze życie będzie kierowane przez nas samych, bez ciągłego odwracania się

w przeszłość, która przecież nie była kolorowa. Niech problemy alkoholika będą jego problemami.

My mamy swoje życie i swoje problemy.

Kaśka

2. Gdy rodzic pije

Przed trzydziestu laty w Stanach Zjednoczonych pojawił się ruch osób, które odkryły wiele

wspólnego w swoim życiu. Te wspólne cechy wiązały się nie tyle z tym, jacy byli, ile z ich rodzinami

pochodzenia. Źródłem wielu cech Dorosłych Dzieci Alkoholików są doświadczenia związane

z wychowywaniem się w specyficznym systemie, jakim jest rodzina z problemem alkoholowym.

Wayne Kritsberg uważa, że niezależnie od tego, czy w rodzinie jest czynny alkoholik, czy leczy się,

czy też został z niej usunięty - rodzina alkoholowa to rodzina dysfunkcyjna. Jak taka rodzina wpływa

na rozwijające się w niej dziecko?

Dzieciństwo jest okresem kluczowym dla rozwoju naszej tożsamości. Doświadczając własnej

bezradności, dziecko musi przejść od symbiotycznej do niezależnej relacji z rodzicami, ucząc się po

drodze wielu umiejętności niezbędnych do przetrwania i do ułożenia sobie życia tak, by czuć się

szczęśliwym i spełnionym. W rodzinie zaspokajającej emocjonalne potrzeby dziecka i innych

członków oraz mającej jasne zasady i reguły, dzieci rozwijają spójną, silną tożsamość, a także

umiejętność takiego współżycia z ludźmi, które pozwoli im realizować siebie.

Inaczej jest w rodzinie alkoholowej. W sytuacji permanentnego kryzysu związanego z ciągłym

nadużywaniem alkoholu przez matkę czy ojca, przetrwanie systemu rodzinnego staje pod znakiem

Created with novaPDF Printer (www.novaPDF.com). Please register to remove this message.

background image

zapytania. Cała rodzina musi przystosować się do sytuacji, gdy co najmniej jedno z rodziców bywa

wyłączone z zaspokajania potrzeb rodziny, na przykład przez swoją nieobecność fizyczną - ponieważ

gdzieś pije, lub psychiczną - kiedy jest w domu, ale pijane. Tego typu kryzys trwa zazwyczaj wiele

lat. Niepijący członkowie rodziny żyją w chronicznym stresie. Wymusza on zwykle zachowania,

które - choć trudne lub raniące - pozwalają przetrwać kryzys.

Atmosfera

domu

alkoholowego

pełna

jest

swoistego

napięcia.

Wiąże

się

ono

z nieprzewidywalnością tego, co się zdarzy, z oczekiwaniem na wybuch i na to, w jakim stanie wróci

pijący rodzic. Rodzina funkcjonuje inaczej, kiedy jest on pijany, a inaczej, kiedy jest trzeźwy: „Gdy

był trzeźwy, zabierał mnie w różne miejsca. Dzięki niemu obejrzałam najlepsze sztuki. Ale gdy

wracał pijany, strasznie się go wstydziłam. Był wulgarny i chamski, zawsze wtedy dochodziło do

awantur”.

Czasem to napięcie i oczekiwanie na wybuch związane jest paradoksalnie, z zachowaniem

rodzica, który nie pije: Ojciec, pijany, kładł się spać i po prostu go nie było. Za to tej kobiety nie

rozumiem: wieczne pretensje o wszystko. Gdy wracała z pracy i słyszałem trzask furtki, żołądek

podchodził mi do gardła. Wiedziałem, że zaraz będzie o coś zła i że mi się oberwie, choć nie sposób

przewidzieć za co”. Partner osoby pijącej staje się czasem wulkanem złości tryskającej na

wszystkich, także na dzieci. Dzieje się tak, ponieważ nie radzi on sobie z negatywnymi uczuciami

i kosztami, które wiążą się z piciem partnera. Dzieci nierzadko wręcz prowokują wybuch w nadziei,

że jeśli matka wyładuje się na nich, to nie będzie awantury z ojcem.

Z czasem w rodzinie narastają złość, żal i pretensje. Coraz częściej zdarzają się kłótnie. Dziecko

doświadcza wtedy głębokiego niepokoju - poprzez empatyczne przejmowanie nastroju osoby, z którą

jest związane. Doświadcza także silnego lęku, gdy słyszy podniesione, agresywne głosy swoich

bliskich, nawet jeżeli jeszcze nie rozumie tego, co mówią. Kiedy już rozumie i słyszy pełne

nienawiści słowa - rodzą się w nim trudne uczucia związane z poczuciem własnej niemocy,

skrzywdzenia i zagrożenia.

Dzieci są świadkami kłótni. Widzą, jak rodzice robią krzywdę sobie. Często same doświadczają

ich agresji. Doświadczenia te wpływają na ich obraz świata i siebie: świat zapisuje się im jako

zagrażający i nieprzewidywalny, najbliższe osoby, które powinny być wsparciem i obrońcami, stają

się agresorami, a siebie dziecko widzi jako kogoś bezsilnego. Z badań Witolda Skrzypczyka („Dzieci

alkoholików - zdarzenia traumatyczne”, Łódź 2000) przeprowadzonych w latach

???

wynika, że

świadkami przemocy w rodzinie alkoholowej było dwoje z trojga badanych dzieci. Zdarza się, że

dziecko w rodzinie alkoholowej staje się obiektem przemocy. Sprawcą najczęściej jest ktoś bliski.

Wszystkie dzieci w rodzinach alkoholowych doświadczają zaniedbania emocjonalnego. Czują się

opuszczone, pomimo że rodzice są obecni i zaspokajają fizyczne potrzeby dziecka. Rodzice bowiem

Created with novaPDF Printer (www.novaPDF.com). Please register to remove this message.

background image

zawsze koncentrują się na czymś innym: na alkoholu, na tym, że partner pije, na utrzymaniu rodziny.

Jednak w odczuciu dziecka nigdy nie bywa tak, że ono jest na tyle ważne, by rodzice skupili się

jedynie na nim. Czuje, że nie powinno zawracać głowy sobą ani swoimi potrzebami, że nie może

sprawiać kłopotów. Sądzi, że musi zachowywać się tak, jakby było osobą dojrzałą do wspierania

rodziców w życiowych problemach, a nie dzieckiem, które ich potrzebuje.

Bezpośrednią konsekwencją emocjonalnego opuszczenia jest niskie poczucie własnej wartości,

czy wręcz bezwartościowości. Dziecko czuje, że rodzice potrzebują nie dziecka, lecz kogoś, kto

będzie im pomagać w tym, z czym sobie nie radzą. Spycha zatem w głąb swoje potrzeby i emocje,

ucząc się, jak ich nie okazywać, a w efekcie, jak nie pokazywać siebie. Stara się stać kimś takim,

kogo potrzebuje rodzina.

A skutki? Dzieci wychowywane w domach alkoholowych przeżywają niemal zawsze (80 proc.)

złość lub nienawiść do rodzica. Ponad połowa z nich mówi o poczuciu osamotnienia, aż 40 proc.

przyznaje się do strachu przed rodzicem i do poczucia wstydu za niego. Co czwarte nosi w sobie

poczucie winy, czując się odpowiedzialne za złą sytuację w domu. Po latach dorosłe już dzieci

alkoholików, pytane o uczucia związane z dzieciństwem, mówią o złości, gniewie, agresji lub buncie,

a także o lęku, wewnętrznym bólu, niekiedy tez o wewnętrznej pustce. W dzieciństwie kształtują się

ich negatywne przekonania na swój temat - „jestem bezwartościowy”, „jestem głupi”, „jestem słaby”

- adekwatne nie do realnych cech, ale do tego, jak czuli się w dzieciństwie. Postanawiają oni wtedy:

„Nigdy nie będę mieć dzieci, żeby nie przeżywały tego co ja” albo „Nigdy się nie ożenię”. A to po

latach skutkuje trudnościami w znalezieniu partnera lub problemami z zajściem w ciążę.

Przeszłość jak kulawy pies

Najpierw nie miałam dzieciństwa... Wychowywałam się w domu, w którym awantury były na

porządku dziennym. Słowa wypluwane z nienawiścią, ze złością, z krzykiem... Nieprzespane noce,

ściskanie koło serca, strach i wściekłość narastająca z każdą awanturą. Obelgi, poniżanie, nawet

bójki. Wstyd przed koleżankami za własnego ojca, który wygląda jak najgorszy łachmyta, od którego

cuchnie, i który leży na trawniku przed blokiem. Bezsilne łkanie w poduszkę, szczelne zamknięcie

w swoim własnym świecie marzeń i fantazji.

Tata, alkoholik, doprowadził do ruiny wszystkich nas - mamę, mnie i brata. W domu nigdy nie

było ciepła, normalnych świąt, spokoju. Bez względu na stan ojca zawsze, w najgłębszych

zakamarkach czaił się niepokój. Niepokój, który na drobne kawałki rozszarpywał pojedyncze, rzadkie

chwile radości i szczęścia.

Potem było trudne dojrzewanie. Znerwicowana mama, która zaczęła leczyć depresję, wybrała

sobie córkę na powiernicę. Obarczała mnie swoimi troskami, bo uważała, ze jestem genialnym dziec-

Created with novaPDF Printer (www.novaPDF.com). Please register to remove this message.

background image

kiem - taka zrównoważona, inteligentna. I ja też częściej stawałam się rozjemcą podczas awantur.

Tato, sięgając coraz bardziej dna, jedynie mnie słuchał, więc ja go uspokajałam i prowadziłam do

łóżka, by zasnął.

Nigdy nie zaznałam prawdziwej miłości. Nie wiem, co to znaczy normalny dom, z gorącym

obiadem na czas, z drugim śniadaniem szykowanym przez mamę do szkoły. Od kiedy pamiętam,

byłam pozostawiona sama sobie, wymagano ode mnie dojrzałości ponad mój wiek.

Teraz wreszcie wyjechałam. Studiuję w Krakowie. Powoli spełniam swoje marzenia, ale wiem, że

nie odetnę się od swojej przeszłości. Ciągnie się za mną jak pies z kulawą nogą. Taka ucieczka

niczego przecież nie rozwiązuje. Mam mocno nadszarpnięte nerwy, poturbowaną osobowość. Nie

potrafię zaufać ludziom, nie wierzę w przyjaźń, uciekam od mężczyzn. Mam wrażenie, że ludzie

potrafią tylko krzywdzić.

Marta z Krakowa

Pijany ideał

Alkohol piją w nadmiarze także ludzie na tzw. poziomie. Forma tego „alkoholizmu” może być

okresowa. Nigdy nie wiadomo, kiedy „to” może nastąpić i jak długo potrwa. Jak w tym wszystkim

czuje się dziecko, dla którego pijący rodzic jest jednocześnie wielkim autorytetem, osobą ważną,

cenioną przez innych, osobą mądrą, od której inni czerpią wiedzę, doświadczenie, wzorce?

A z drugiej strony... pijane „coś”, co zostaje z tego wielkiego człowieka po kolejnym niepotrzebnym

kieliszku. Jak trudno jest wytworzyć sobie obraz najważniejszego w życiu człowieka, który ma dwa

jakże różne oblicza. Nie wiadomo, czy po przyjściu do domu spotka się osobę, do której można iść

z każdym problemem czy zmartwieniem, od której otrzyma się dobre słowo i mądrą radę - ojca

trzeźwego, czy też spotka się chodzącą od okna do okna mamę, która stara się nie pokazać dzieciom,

że coś jest nie tak, której trzęsą się ręce, gdy podaje obiad, ale pyta z uśmiechem: „Co było dzisiaj

w szkole?”. A my, starając się nie poruszać tematu tabu, także udajemy, że nic się nie dzieje. A tak

naprawdę czekamy, czy nie zadzwoni telefon (wypadek) albo czyjaś zniecierpliwiona żona („weźcie

tego pijaka”), a może do drzwi zapuka kolega i powie: „Twój tata leży w parku pod krzakiem, niech

go ktoś podniesie”.

Jaki bałagan tworzy się w umyśle takiego dziecka? Niby wszystko jest dobrze, ale tylko czasami.

Jak odpowiadać na pytania koleżanek: „Dlaczego twój ojciec pije, przecież to taki mądry

człowiek?”? Ojciec ma być wzorem do naśladowania, a pije w pracy. A kiedy wypije za dużo,

nabiera odwagi i występuje publicznie, wygłasza mądre kwestie, tak żeby na pewno wszyscy go

zobaczyli. A dziecko szuka kąta, w którym nikt go nie będzie widział, i myśli, jakie cuda mogą

sprawić, by nikt o tym jutro nie pamiętał.

Created with novaPDF Printer (www.novaPDF.com). Please register to remove this message.

background image

Danuta

3. Dom bez ścian, dzieci bez rodziców

Kiedy w rodzinie alkoholowej pojawia się dziecko, zwykle pojawia się również nadzieja na

zmianę. Niestety partner osoby pijącej szybko przekonuje się, że spoczywa na nim nie tylko

obowiązek wychowania dziecka, ale i wszelkie inne obowiązki domowe, a nierzadko również

finansowe utrzymanie powiększonej rodziny. W takich okolicznościach musi skoncentrować swoje

wysiłki na wszystkich tych sprawach, którymi w innych rodzinach zazwyczaj zajmują się dwie

osoby.

Powszechnie wiadomo, iż rozwijające się dziecko potrzebuje częstego kontaktu z rodzicami.

Jednak niewielu z nas uświadamia sobie, że dziecko, którego rodzic pije, ma go o połowę mniej:

mniej czasu spędzanego w kontakcie fizycznym, na zabawie, czytaniu książek czy spacerze; mniej

czasu na obserwację bliskiej dorosłej osoby, kiedy tak wiele dzieci się uczą; mniej rozmów

i bliskości. Jest to rodzaj zaniedbania emocjonalnego, które pojawia się niezależnie od tego, że matka

i ojciec mogą bardzo kochać dziecko. Gdy taki siedmiolatek idzie do szkoły, może mieć mniej

umiejętności interpersonalnych niż jego rówieśnicy, bo znacznie mniej czasu niż oni spędzał

w bezpośrednim kontakcie ze swoimi rodzicami.

Niektórzy nie mają doświadczeń w kontaktach z rodzicami w ogóle albo prawie w ogóle. Mówią

na przykład: „Ojca prawie nie pamiętam. Zwykle pił z kolegami poza domem lub spał pijany. Mama

pracowała w sklepie od świtu do zmroku i też jej nie było”. Inni opowiadają o dzieciństwie u babci

czy cioci, a nawet w domu dziecka. Wiele osób spędzało czas w szkole lub na podwórku, ucząc się

praw rządzących światem społecznym od sąsiadów, nauczycieli bądź kolegów.

Ale ważny jest nie tylko wspólnie spędzany czas, lecz również jakość tego kontaktu, czyli

stosunek rodziców do dziecka. Zależność między naszym myśleniem o sobie a stosunkiem matki

i ojca do nas, gdy byliśmy dziećmi, opisał Carl Rogers. Jego zdaniem dla kształtowania się poczucia

wewnętrznego „ja” istotny jest właśnie stosunek rodziców do dziecka, a zwłaszcza okazywanie przez

nich aprobaty i wsparcia. Dzięki temu dziecko uczy się aprobować to, jakie jest, i włączać nowe

doświadczenia siebie w obręb „ja”. Pochwały ze strony matki i ojca stają się podstawą jego poczucia

własnej wartości. Gdy rodzice chwalą dziecko za to, co robi, pojawia się zgodność doświadczenia

z ”ja”

i poczucie

wewnętrznej spójności.

A poczucie

wewnętrznej spójności

i posiadanie

pozytywnego wizerunku siebie to - według Rogersa - dwie składowe silnej tożsamości.

Co się dzieje z dzieckiem wychowywanym w rodzinie alkoholowej, które często nie doświadcza

aprobaty i wsparcia ze strony rodziców? Jego potrzeby są zazwyczaj niezauważane lub ograniczane

do podstawowych, ponieważ innych nikt nie ma czasu zauważyć. Dziecko słyszy, że musi być

Created with novaPDF Printer (www.novaPDF.com). Please register to remove this message.

background image

samodzielne, musi pomagać mamusi i tatusiowi, którym jest ciężko. Dobrze byłoby również, gdyby

zbyt wiele nie potrzebowało, gdyż inne sprawy i potrzeby rodziny są ważniejsze. I najlepiej niech nie

mówi o swoich potrzebach, bo przecież mama zadba o nie na tyle, na ile zdoła. A jeśli usłyszy, że syn

albo córka potrzebuje więcej, niż ona może dać, będzie jej przykro. Dziecko wychowujące się

w rodzinie alkoholowej uczy się zatem ignorowania własnych potrzeb, nie nabywa umiejętności ich

rozpoznawania i zaspokajania - zwykle przechodzi subtelny trening w rozpoznawaniu i zaspokajaniu

potrzeb swoich rodziców. Wysłuchuje ich zwierzeń i problemów, pomaga w obowiązkach do-

mowych, rozwiązuje sytuacje kryzysowe: „Tylko ja potrafiłam go uspokoić. Mówiłam mamie, by

zabrała dzieciaki i zamknęła drzwi. Bałam się strasznie, bo bywał bardzo agresywny, ale potrafiłam

z nim rozmawiać jakoś tak, że pomarudził i kładł się spać”.

Pierwotne treści zawarte w naszym wewnętrznym obrazie siebie są wynikiem tego, jak

doświadczamy siebie i jak jesteśmy traktowani przez rodziców. Dziecko nieakceptowane,

niezauważane czy krzywdzone doświadcza siebie jako człowieka cierpiącego z powodu zaniedbań

i krzywd, opuszczonego i bezwartościowego. W taki też sposób zaczyna myśleć o sobie i tak się

czuje, gdy pozostaje samo z sobą (np. jestem bezradny, głupi, bezwartościowy, niczego nie potrafię).

Ponieważ żadne dziecko nie jest w rzeczywistości głupie, bezwartościowe i pozbawione możliwości

rozwoju, pojawia się niespójność pomiędzy „ja” a doświadczeniami, które dowodzą jego zaradności,

posiadanych umiejętności czy wrodzonych zdolności. Jednakże ta część „ja” w obliczu

wewnętrznego konfliktu (Jaki jestem naprawdę: taki, jak mówią rodzice, czy taki, jak się zacho-

wuję?) pozostaje ukryta w nieświadomości.

Utrwaleniu

takiego

fałszywego

obrazu

„ja”

sprzyja

również

reguła

zaprzeczania,

charakterystyczna dla systemu rodziny alkoholowej. Alkoholik zaprzecza swojemu uzależnieniu,

a jego partner nie przyznaje się, że nie radzi sobie z sytuacją picia małżonka - więc dziecko

otrzymuje przekaz: „To nieprawda, co widzisz, myślisz i czujesz”. Wielokrotnie widzi pijanego ojca

i słyszy, jak matka mówi na przykład: „On jest chory”, „Jest zmęczony” albo „Dobrze się bawi”.

Dostrzega, że matka jest zła, ale ona uparcie twierdzi, że to tylko zmęczenie: „Ja zła?! Jakbyś ty cały

dzień przestał na nogach, a potem musiał się użerać z pijakiem, też byłbyś zmęczony!”. Dziecko

przestaje zatem dawać wiarę swoim zmysłom, bo wielokrotnie mówiono mu, że było inaczej, niż

słyszało, widziało i czuło. Brak zaufania do własnego postrzegania może po łatach sprawiać, że DDA

jako jedyni nie będą pewni, czy od kogoś czuć alkohol, czy prawidłowo rozpoznają stan emocjonalny

drugiej osoby.

Reguła zaprzeczania znajduje również zastosowanie w świecie wewnętrznym: myśli i uczuć.

Kiedy dziecko z rodziny alkoholowej pozwoli sobie na wyrażenie swoich gwałtownych uczuć,

mówiąc na przykład: „Nienawidzę go” - zwykle słyszy:

Created with novaPDF Printer (www.novaPDF.com). Please register to remove this message.

background image

„Nie wolno ci tak mówić. To twój ojciec. Ojca należy kochać”. A kiedy rozpacza, bo zostało

skarcone „za nic”, matka wspiera je słowami: „Tak naprawdę tatuś cię kocha, chce żebyś wyrósł na

dobrego człowieka”.

Jeśli dziecko nauczy się nie ufać sobie, czyli temu, co postrzega, odczuwa i myśli - traci

wewnętrzne punkty orientacyjne i zaczyna kierować się czymś lub kimś zewnętrznym. Będzie to

niepijący rodzic, religia, inni ludzie albo cokolwiek, od czego można się uzależnić.

Wytworzenie więzi z matką i ojcem, przeżycie pierwotnej zależności, w której zostaną

zaspokojone potrzeby dziecka, a która go nie zniewoli, lecz pozwoli się rozwinąć - jest bardzo silną

potrzebą. Zwykle dziecko związuje się silniej z jednym z rodziców. W rodzinach alkoholowych

w naturalny sposób spędza ono więcej czasu z niepijącym rodzicem. To on lepiej rozumie i zaspokaja

jego potrzeby. Zdarza się jednak dość często, że dziecko związuje się mocniej z rodzicem pijącym,

jako bardziej przewidywalnym i mniej raniącym. Niepijący może reagować na kryzys rodzinny

ciągłą złością, przelewaną na domowników. A usiłując utrzymać pod kontrolą sytuację rodzinną,

nierzadko odwoływać się będzie do manipulacji emocjami i zachowaniami dzieci: „Jak możesz mi to

robić?! Chcesz mnie do grobu wpędzić! Lekarz powiedział, że nie mogę się denerwować”.

Czasem zdarza się tak, że dziecko nie może wytworzyć realnej więzi z żadnym z rodziców, gdyż

oboje są zbyt nieobecni lub raniący. Wówczas idealizuje sobie jedno z nich i wytwarza taką

wyobrażoną więź z wyidealizowanym obiektem. Oto opisy pijących rodziców, zaniedbujących swe

dzieci, do późnej starości domagających się, by życie dzieci kręciło się wokół nich: „Moja matka jest

wspaniałą osobą. Zawsze nas kochała i chciała dla nas jak najlepiej. Właściwie poświęciła dla nas

swoje życie. Jej było trudniej niż nam”; „Ojciec był cudowny, zabierał mnie do teatru i uczył słuchać

muzyki. Dzięki niemu poznałam wiele sławnych osób. Czytał mi książki, bawiliśmy się razem”.

Więzi, które udaje się stworzyć z rodzicami w rodzinie alkoholowej, przypominają huśtawkę:

bardzo blisko - bardzo daleko. Rodzic, gdy sam potrzebuje bliskości, powierza dziecku swoje

problemy i tajemnice, nie zawsze adekwatne do jego wieku. Gdy nie potrzebuje bliskości, wyznacza

granicę - „Dzieci i ryby głosu nie mają”, „Nie pyskuj” - nie licząc się z potrzebami syna czy córki.

A takie sytuacje uczą dziecko o nieprzewidywalności w relacji z rodzicami i tego, że w bliskości

łatwiej zranić. Otwartość, zaufanie i bliskość stają się jedynie instrumentami do zaspokojenia

cudzych potrzeb, nie są zaś sposobem na zbudowanie bliskiego związku.

Zgodnie z koncepcją Rogersa, dziecko w rodzinie alkoholowej - pozbawione aprobaty, wsparcia

i realnych informacji na temat tego, jakie jest - musi wykształcić strukturę „ja” będącą źródłem

zaburzeń i dysfunkcji. Po pierwsze dlatego, że brak jest podstaw kształtujących poczucie własnej

wartości lub tworzone są podstawy do negatywnej samooceny, niezgodnej z rzeczywistym obrazem

dziecka. Po drugie, pojawia się rozbieżność pomiędzy „ja” a doświadczeniem, a istotna część

Created with novaPDF Printer (www.novaPDF.com). Please register to remove this message.

background image

realnego doświadczania „ja” pozostaje w nieświadomości. Po trzecie, następuje zniekształcenie

i niespójność obrazu siebie, będąca źródłem ciągłego niepokoju i dysonansu. I wreszcie po czwarte,

następuje zablokowanie lub utrudnienie rozwoju „ja”, ze względu na niedopuszczanie do

świadomości ważnych doświadczeń tegoż „ja” (np. przeżywania złości, zazdrości czy lęku).

Dziecko wzrastające w chaotycznych regułach rodziny alkoholowej uczy się nie mówić o sobie,

o swoich potrzebach i o tym, co dzieje się w domu. A po doświadczeniach w pierwotnych relacjach,

Dorosłe Dzieci Alkoholików starają się nie ufać nikomu. Ich wewnętrzna tożsamość zbudowana jest

wokół tego, jacy powinni być, gdyż jacy są - nie wiedzą. Czasem spotykają kogoś, kto wydaje się

dawać szansę na prawdziwie bliski związek, w którym możliwe będą pełna akceptacja

i bezwarunkowa miłość. Ponieważ DDA nie potrafi budować bliskości i związku, zatraca się w nim

bezgranicznie, ujawniając dziecięce - wyparte wcześniej - emocje i pragnienia.

Andrzej ma 30 lat, dobrą pracę i własne mieszkanie. Przełożeni go cenią, a podwładni lubią, gdyż

jest sprawiedliwy, kompetentny i pracowity. Jedynym jego problemem są związki z kobietami.

Chciałby założyć rodzinę, ale wciąż wybiera niewłaściwe kobiety: pijące, bez pracy albo zdradzające

swych partnerów. Tak naprawdę pogardza nimi, ale mimo to „pakuje się” w romans za romansem.

Jest miło, póki ma poczucie, że nie zależy mu na kobiecie. Sytuacja zmienia się po mniej więcej

trzech miesiącach. Ku swemu zaskoczeniu, Andrzej zawsze angażuje się mocno. Kiedy nie ma przy

nim kobiety, którą darzy uczuciem, czuje się opuszczony, zaniedbany i zdradzany. Zaczyna robić jej

wymówki. Potem codziennością są prowokowane przez niego kłótnie. W końcu kobieta odchodzi,

a on powoli - cierpiąc, ale i czując ulgę - wraca do równowagi emocjonalnej.

Andrzej dorastał w rodzinie, w której ojciec nadużywał alkoholu. Ktoś zapyta: „A co to ma

wspólnego z jego perypetiami miłosnymi?”. Otóż w swojej rodzinie Andrzej czuł się podobnie.

Kiedy ojciec pił, matka czyniła z syna swojego powiernika i sojusznika. Buntowała go przeciwko

zaniedbującemu ją mężowi. Ale ojciec przestawał pić, a wówczas matka nie potrzebowała już syna.

W rozmowach z mężem zdradzała tajemnice powierzone jej przez chłopca. Wyjeżdżali - jak zgodne

małżeństwo - na romantyczne weekendy. Ciągle gdzieś wychodzili. Andrzej czuł się oszukany

i opuszczony. A matka wciąż nadskakiwała ojcu i zachowywała się tak, jakby nic się nie stało - syn

nie znosił jej takiej. Gdy ojciec pił, Andrzej czuł, że ma matkę, choć ona była nieszczęśliwa.

Mój słownik wyrazów codziennych

Dom? Ale ja nie rozumiem tego słowa, tak samo jak słów: rodzina, miłość, dziękuję, proszę,

przepraszam. Nie ma ich w moim słowniku, ale doskonale znam znaczenie wyrażeń: spier..., wynocha

z domu, nie chcę oglądać waszych mord.

Created with novaPDF Printer (www.novaPDF.com). Please register to remove this message.

background image

Mam 21 lat. To jest mało, ale jednocześnie dużo. Bardzo wcześnie musiałam dorosnąć.

Dzieciństwo? O tak, było - i to jakie! Wybuchowe! Codzienne czekanie na pijanego ojca, który nie

potrafi sam rozwiązać sobie butów. Czekanie na awantury, na wyzwiska: szmato, darmozjadzie

jeden, wypier... mi z domu, zamorduję was.

Nie mogłam mieć przyjaciół. Nie wolno, zabroniono. Co noc modliłam się o śmierć, nie chciałam

takiego życia. Życia, w którym zastanawiałam się, o co dzisiaj będzie awantura: o nieumyty talerz,

o sukienkę, czy może tak po prostu, bo jest za cicho.

DDA z Krasnegostawu

Nie chcę nienawiści

Kiedy byłam dzieckiem, miałam dwa życia. Ich rytm i długość określał Tata. To On dawał im

początek i koniec. Gdy pił, byliśmy rodziną alkoholową, a ja byłam dzieckiem alkoholika. Gdy nie pił,

byliśmy standardową polską rodziną: 2+2, a ja - córką tatusia. Gdy pił - nienawidziłam Go, gdy nie

pił - kochałam, wierząc całym sercem, że już nigdy pić nie będzie. Bo każdy ciąg picia kończył się

przyrzeczeniem, że to był ostatni raz. Ostatnich razów było kilkaset.

Gdy Tata nie pił, świat był piękny. Chodziliśmy na basen i do kina, przynosił mamie kwiaty,

całymi nocami stał w peerelowskich kolejkach po czekolady dla nas. I nie rozumiałam, dlaczego

jednym kieliszkiem wódki odbierał nam to wszystko.

Potem Tata odszedł. Miałam 15 lat. I nadal nic nie rozumiałam. Teraz mam 25 lat. Własną

rodzinę i własne życie. I zaczęłam rozumieć. Już teraz wiem, że były problemy, z którymi Tata nie

mógł sobie poradzić, sprawy, które Go przerosły. Teraz pamiętam tylko te dobre chwile.

Z perspektywy czasu oceniam, że moje dzieciństwo nie było złe, było na swój sposób szczęśliwe.

Wyparłam to wszystko, co mnie raniło. Bo jaki sens ma pielęgnowanie w sobie nienawiści?

Ewa

Przeglądałam się w butelkach

Nigdy nie usłyszałam pochwały z ust ojca, zawsze rozkazywał. Stawiał mi wysoko poprzeczkę,

więc myślałam, że jestem leniwa, słaba i głupia. Gdy zaczynał pić, nie mogłam wyjść na podwórko,

bo dzieciaki śmiały się ze mnie. Było mi wstyd, że mój tata pije.

Z biegiem czasu, gdy rozumiałam więcej, mama zaczęła mi się zwierzać. Pytała, co ma zrobić,

i oczekiwała odpowiedzi. Przez ojca alkoholika zostałam pozbawiona tego, co dla dziecka

najważniejsze, beztroskiego dzieciństwa - gdyż zawsze dawały o sobie znać niepewność i strach, że

wróci do domu nietrzeźwy. Zamiast przeglądać się w oczach taty, przeglądałam się w jego butelkach

po wódce.

Created with novaPDF Printer (www.novaPDF.com). Please register to remove this message.

background image

Zdaję sobie sprawę, ze powinnam się zwrócić do specjalisty. A co będzie, jeśli osoba, która ma

mi pomóc, zawiedzie mnie? Nie chcę zostać zraniona kolejny raz.

Nastolatka z Rzeszowa

4. Bohater, maskotka, niewidzialne dziecko

Rodzina to system, którego podstawowym celem jest rozwój wszystkich jego członków. Gdy

prawidłowo funkcjonuje, poszczególni członkowie w sposób elastyczny wypełniają określone role

służące zaspokojeniu jej potrzeb. Ale ten sprawny mechanizm przestaje takim być, jeśli ktoś

z dorosłych nadużywa alkoholu. Wraz z nasileniem kryzysu rodzinnego staje się on coraz bardziej

chaotyczny i niestabilny, między innymi dlatego, że jedno lub oboje rodzice przestają wypełniać

swoje role. Aby rodzina przetrwała, konieczne jest znalezienie takiej struktury, której jednym

z elementów są sztywno określone role. Wtedy zachowania członków rodziny stają się przewi-

dywalne i bezpieczne. Im bardziej system rodzinny zdominowany jest przez nadmierne picie jednego

z dorosłych, tym jego reguły są sztywniejsze i bardziej rygorystyczne.

Wymienianie jedynie kilku ról to nadmierne uproszczenie. Opiszę je jednak, gdyż pozwalają

zrozumieć istotę oraz konsekwencje funkcjonowania w roli służącej systemowi rodzinnemu, a nie

jednostce.

„Bohater rodzinny” to dziecko, które dostarcza rodzinie poczucia wartości, dumy i sukcesu.

Zwykle bierze na siebie różne obowiązki i świetnie sobie z nimi radzi. Ponieważ znaczna ich część to

sprawy dorosłych (np. gotowanie, sprzątanie, wychowywanie młodszego rodzeństwa), bohater staje

się „małym dorosłym”: dzielny, opanowany, pełen poświęcenia i gotowości do rezygnacji z siebie dla

innych. Dalsza rodzina, znajomi i sąsiedzi często z zazdrością patrzą na takie dziecko, chwalą je

i podziwiają. Dzięki bohaterowi rodzina może poczuć się dobrze, bo przecież wychowała tak

odpowiedzialnego i odnoszącego sukcesy młodego człowieka.

Tylko czasem ktoś zauważy, że bohater to bardzo skryte dziecko, wiecznie niezadowolone

z siebie i z tego, co osiągnęło. „Bohater rodzinny” wciąż bywa napięty, ponieważ obawia się, że ktoś

wreszcie odkryje, iż wcale nie jest takim, jak widać na zewnątrz. Towarzyszy mu przy tym poczucie

bezwartościowości. Czuje się nieszczęśliwy, zaniedbany i osamotniony. Jego rola w rodzinie to być

odpowiedzialnym dorosłym. Ale dziecko, które nie przeszło pełnego cyklu dorastania i dojrzewania,

nie jest w stanie sprostać takiemu wyzwaniu. Dzieci jednak bardzo szybko uczą się poprzez

modelowanie i naśladownictwo, co pozwala im przekonująco odgrywać daną rolę, choć wewnętrznie

nie są do niej przygotowane.

„Kozłem ofiarnym” też zazwyczaj jest dziecko. Dzięki niemu rodzina może odwrócić uwagę od

swoich rzeczywistych problemów. Traktuje bowiem dziecko jako swoisty obiekt zastępczy, na

Created with novaPDF Printer (www.novaPDF.com). Please register to remove this message.

background image

którym można się skoncentrować i wyładować negatywne uczucia. „Kozioł ofiarny” jest z pozoru

przeciwieństwem „bohatera rodzinnego”. Dorośli postrzegają takie dziecko jako nieodpowiedzialne

i trudne, przynoszące swoim zachowaniem kłopoty i problemy. Często kiepsko się uczy, wcześnie

sięga po używki, wpada w tzw. złe towarzystwo. Wobec rodziców jest zwykle bezczelne

i aroganckie. W ten sposób wyraża bowiem negatywne emocje, jakie członkowie rodziny odreago-

wują na nim.

„Kozioł ofiarny” może być jednak zadziwiająco podobny do „bohatera rodzinnego”: tak jak on

potrafi wziąć odpowiedzialność za to, co dzieje się w rodzinie. Ale bohater bierze na siebie

odpowiedzialność za pozytywny wizerunek rodziny, zaś kozioł - za negatywny. Dzieci w obu rolach

przeżywają lęk, poczucie odrzucenia, osamotnienia i skrzywdzenia. U „kozła ofiarnego” czasem

pojawia się również uczucie nienawiści do świata i ludzi, którzy nie dają mu żadnej szansy na bycie

dobrym, a także uczucie zazdrości i niedoceniania.

„Kozioł ofiarny” ma zapewnić dobre samopoczucie rodzinie, która może zrzucić na niego

odpowiedzialność za wszystko: to nie my jesteśmy źli, to on jest trudnym dzieckiem, łobuzem, wpadł

w złe towarzystwo itd. Za każdym razem, gdy trafiają do mnie pacjenci funkcjonujący kiedyś w tej

roli w swoich rodzinach, zadziwia mnie, jak niewielki wpływ na takie zachowanie miał ich

temperament czy osobowość. Co prawda zdarza się

;

że kozłami zostają dzieci, które

temperamentalnie mają większą łatwość wyrażania złości bądź buntu, ale nie jest to wcale regułą.

Za poprawianie nastroju i humoru rodziny odpowiada „dziecko-maskotka”. Na jego widok

pojawiają się uśmiechy na twarzach, domownicy rozluźniają się i uspokajają. Często staje się ono

domowym antidotum na kryzysowe chwile: „Uspokój ojca, ciebie posłucha”. Rodzice lubią

popisywać się maskotką przed innymi. Jednocześnie - bez względu na wiek - traktują ją jak osobę

niedojrzałą, niewiele rozumiejącą z tego, co się wokół niej dzieje.

Kiedy maskotka musi poradzić sobie z czyjąś złością czy wściekłością, wobec których bezsilni są

dorośli domownicy - tak naprawdę jest przestraszona i napięta. Ma poczucie, że jeśli nie może

poprawić komuś nastroju, staje się niepotrzebna jak porzucona przytulanka.

Dziecko „niewidzialne” (zwane także dzieckiem we mgle lub dzieckiem zagubionym) zachowuje

się tak, jakby go nie było. Godzinami potrafi zajmować się sobą. Nie sprawia kłopotów

wychowawczych, zwykle niczego nie chce. W kontaktach społecznych jest wycofane, czasem

uznawane za nieśmiałe. Robi wszystko, żeby nie zwracać na siebie uwagi. Czasem udaje mu się to na

tyle dobrze, że wychowuje się w swoistej izolacji społecznej, pomimo ludzi wokół. Takiemu dziecku

brakuje podstawowych umiejętności interpersonalnych: nawiązywania kontaktu, wyrażania swoich

potrzeb czy współpracy z innymi. W szkole wyraźnie odbiega od swoich rówieśników poziomem

umiejętności społecznych.

Created with novaPDF Printer (www.novaPDF.com). Please register to remove this message.

background image

„Niewidzialne” dziecko czuje się bezwartościowe, niegodne uwagi innych i osamotnione. Ale

równocześnie jest zagniewane, iż nikt nie zwraca na nie uwagi. Jego zachowaniem kieruje poczucie,

że najlepiej by się stało, gdyby go nie było.

Kiedy w trakcie terapii pacjenci pracują nad identyfikacją własnych ról w ich rodzinach, często

pytają, czy możliwe jest połączenie kilku ról. Odpowiedź brzmi: tak. John Bradshaw pisze, że jeśli

jeden z rodziców nie wypełnia swojej roli z jakiegokolwiek powodu (jest pijany, nieobecny, chory

itd.), zwykle któreś z dzieci wchodzi w jego rolę. Gdy rodzina potrzebuje sukcesu, dziecko będzie

bohaterem. Jeżeli potrzeba kogoś, kto weźmie na siebie odpowiedzialność za dziejące się w niej zło -

stanie się kozłem. W rodzinie wielodzietnej każde z dzieci może wypełniać inną rolę. Ale kiedy na

przykład najstarsze odchodzi z domu, zwykle kolejne przejmuje jego rolę, porzucając

dotychczasową. To pokazuje, jak ważną potrzebę rodziny zaspokaja dana rola i jak silnie związana

jest ona z systemem rodzinnym, a nie z cechami dziecka.

Przyjmując określoną rolę, młody człowiek uczy się, jakie uczucia ma wyrażać, a jakich nie.

„Bohater rodzinny” ma prezentować swoją kompetencję i odpowiedzialność, „kozioł ofiarny” - złość,

„dziecko-maskotka” powinno mieć zawsze dobry nastrój, a „niewidzialne” musi być samowy-

starczalne. Oznacza to, że dzieci muszą rozwijać cechy w jakiś sposób potrzebne rodzinie, zaś ukryć

te, które są w niej niepożądane. I tak bohater może skrywać wewnątrz strach i osamotnienie, kozioł -

swoje mocne strony, maskotka - smutek, a niewidzialne - wściekłość. W ten sposób przyjęta przez

dziecko rola staje się jego zewnętrznym „ja”, pod którym skrywa, jakie jest naprawdę. Zewnętrzne

„ja” to forma obrony, sposób na przetrwanie w dysfunkcyjnym systemie rodzinnym, sposób na bycie

kochanym, na przyciągnięcie uwagi, nadzieja na zaspokojenie podstawowych dziecięcych potrzeb.

Inną konsekwencją poświęcenia własnego „ja” na rzecz stabilności rodziny bywa częste u DDA

przeświadczenie: „Nie ja jestem ważny - ważniejsza jest grupa (rodzina, klasa, zespół w pracy itp.)”.

Towarzyszy temu nawyk dbania o potrzeby innych, o grupę, z którą taki człowiek się identyfikuje.

Kim naprawdę jestem? Jakie są moje mocne strony, a jakie słabe? To najczęstsze pytania,

z jakimi DDA przychodzą na terapię. Zadają je z dużym niepokojem. Obawiają się, że może prawdą

jest to, co słyszeli od bliskich w chwilach złości: że są bezwartościowi, niegodni zainteresowania

i pokochania. W mojej praktyce klinicznej nie zdarzyło się, by prawda o osobie była tak okrutna, jak

jej lęki i wewnętrzne przekonania. Aby jednak znaleźć odpowiedzi na powyższe pytania, trzeba

uświadomić sobie, w jakiej roli byłem lub nadal jestem - i przestać w niej funkcjonować.

Moje prawo do życia

Wychowałam się w rodzinie alkoholika - tkwiłam w koszmarze przez 30 lat. Czułam się

opuszczona przez cały świat. W tym wszystkim sama, wspierająca mamusię, wysłuchująca jej

Created with novaPDF Printer (www.novaPDF.com). Please register to remove this message.

background image

cierpiętniczych lamentów, wywodów o jej ciężkim życiu, przyjmująca całe jej cierpienie na siebie;

cały jej ból i nieudane życie.

Wybaczyłam ojcu - był chory, był alkoholikiem. Czuję żal do mamy; pewnie nieświadomie, ale

ciągnęła mnie za sobą w to piekło, zrobiła sobie ze mnie powiernicę, choć miałam niewiele lat.

Próbowałam z mamą rozmawiać na ten temat. Nic z tego nie wychodzi, bo ona uważa, że to ona

miała ciężkie życie, a ja przecież byłam tylko (!) dzieckiem, więc nie mogłam tego wszystkiego

odczuwać. Uważa, że starała się, bym miała szczęśliwe dzieciństwo. Nie wiem, jak poradzić sobie

z uczuciami do mamy. Wiem, że to moja matka - ale dlaczego mnie pogrąża, nie widzi mojego bólu.

Liczy się tylko jej cierpienie. A gdzie jestem ja?! Zawsze byłam cichą, potulną córunią. Czy ja nie

mam prawa żyć po swojemu? Mam.

Elżbieta z Radomska

Tata wracał pijany

Mam 18 lat. Wracając myślami do dzieciństwa, widzę ojca, który wracał z pracy pijany. Czasem

potulnie szedł spać, ale częściej robił awantury: krzyczał, wyzywał mamę i wszystkich naokoło. Nie

używał przemocy fizycznej, chociaż często tym groził. Ojca uspokajałam ja albo mój młodszy brat,

tymczasem mama, siedząc w moim pokoju, płakała. Ją także musieliśmy pocieszać. Czasami

dochodziło do tego, że ojciec chciał mamie „coś” zrobić, na przykład uderzyć ją w twarz - wtedy

stawaliśmy pomiędzy nimi, trzymając im ręce. Wręcz prosiliśmy, aby się uspokoili.

Dwoje małych, bezbronnych dzieci, potrzebujących miłości, wsparcia, poczucia bezpieczeństwa,

odpowiedzialnych za swoich rodziców. Czy taka jest rola dziecka?

Dla mnie najgorsze było napięcie przed przyjściem ojca. Ja i brat wiedzieliśmy, że skoro

dotychczas nie wrócił, pewnie wróci pod wpływem alkoholu, ale nie mówiliśmy o tym. Uważam, że

tylko pogłębialiśmy w sobie uczucie strachu, krzywdy, cierpienia i bezradności. Ja, jako starsza,

czułam się odpowiedzialna także za brata. Próbowałam go jakoś pocieszyć.

Czuwałam nawet w nocy, ponieważ zdarzało się, że ojciec budził się i krzyki zaczynały się od

nowa A rano musiałam przecież wstać, iść do szkoły i oczywiście udawać, że wszystko jest

w porządku, że żyję w szczęśliwej rodzinie.

Ojciec nie pije od czterech lat, ponieważ jest chory. Leczy się u psychiatry. W domu da się

wyczuć ogromne napięcie, żal, złość i poczucie krzywdy. Nadal o tym nie rozmawiamy. W ogóle mało

ze sobą rozmawiamy.

Przechodzę teraz ciężki okres przeżywania swoich uczuć, od których nie można uciec.

Uświadomiłam sobie także, że przeżycia z dzieciństwa mają bardzo duży wpływ na moje kontakty

z ludźmi, jednak teraz mogę to zmienić. Nie miałam wpływu na zdarzenia w moim domu, ale mam

Created with novaPDF Printer (www.novaPDF.com). Please register to remove this message.

background image

wpływ na moje teraźniejsze życie. To ja nadaję mu sens.

Dziewczyna z Oławy

5. Zamrożeni ludzie

Większość Dorosłych Dzieci Alkoholików doświadcza problemów emocjonalnych. Jedni leczą

się z powodu nawracającej depresji, inni z powodu nerwicy. Są tacy, którzy przychodzą do

psychoterapeuty i mówią: „Nic nie czuję” lub „Mam kochającą rodzinę i wszystko mi się dobrze

układa, ale wciąż wraca do mnie to, co czułem w domu: lęk, że to wszystko stracę, złość bez powodu.

Nie rozumiem tego”. Timmen L. Cer-mak i Jacques Rutzky piszą („Czas uzdrowić swoje życie”,

1996): „Uczucia same w sobie rzadko bywają źródłem problemów. Jest nim natomiast niewłaściwy

stosunek do uczuć, który powoduje, że traumatyczne przeżycia nie przestają prześladować ludzi

w ich dalszym życiu”.

Dzieci, które wychowywały się w rodzinach, gdzie nadużywano alkoholu, przechodzą swoisty

trening w sposobach radzenia sobie z emocjami. Zdarza się, że już we wczesnym okresie swojego

życia narażone są na bardzo silne doświadczenia emocjonalne, pomimo że ich mechanizmy obronne

nie są jeszcze zbyt dojrzale. Do tych doświadczeń wywołujących ekstremalne emocje można zaliczyć

między innymi kłótnie (krzyki, bójki najbliższych i wyzwiska), zaniedbanie podstawowych potrzeb

fizycznych (np. głód, zimno, nie zmieniane pieluszki) czy poczucie zagrożenia. Dziecko w takich

sytuacjach przeżywa mieszankę trudnych uczuć, takich jak lęk, gniew i bezradność. Zwykle

pozostaje z nimi samo, gdyż najbliższych nie ma lub są sprawcami sytuacji wywołującej ten

nieprzyjemny stan. Doświadcza poczucia krzywdy, choć najczęściej nie uświadamia sobie tego.

Dziecko radzi sobie z przeżywanym stanem różnie, w zależności od temperamentu i stopnia

dojrzałości jego mechanizmów obronnych.

Zdaniem Jerzego Mellibrudy („Pułapka nie wybaczonej krzywdy”, 1997), im wcześniej wżyciu

dziecka miały miejsce takie doświadczenia, tym wyraźniejsze jest ukształtowanie się jednego

z dwóch sposobów obchodzenia się z emocjami: zamrożenia lub nadwrażliwości emocjonalnej.

Niektóre dzieci na silny krzyk czy nagłe zagrożenie reagują zastygnięciem. Inne potrafią zamrozić

reakcję emocjonalną, jakby jej nie było. W każdym razie na zewnątrz nie widać przeżywanego stanu.

Takie dzieci szybko uczą się, że lepiej nic nie czuć, gdyż uczucia są bolesne i przeszkadzają

w działaniu. Odcięcie emocji, zamrożenie ciała tak, by nie pojawiły się w zachowaniu żadne czytelne

reakcje, ułatwia dziecku poradzenie sobie w sytuacji zagrażającej.

Inne dzieci, czując napięcie (a sytuacji wywołujących je jest w rodzinach alkoholowych wiele),

natychmiast wyrażają je na zewnątrz płaczem albo krzykiem. Często są postrzegane jako

nadpobudliwe lub nadwrażliwe emocjonalnie. Silne napięcie może znajdować ujście w czynnościach

Created with novaPDF Printer (www.novaPDF.com). Please register to remove this message.

background image

kompulsywnych czy w innych objawach nerwicowych. Czasem dzieci takie trafiają wcześnie do

psychologa i mogą być leczone z powodu silnej nerwicy.

Niektóre dzieci radzą sobie z trudnymi emocjami, zamieniając je na łatwiejsze do przeżywania.

Adam jest na przykład chronicznym złośnikiem - gdy czuje się niepewnie, gdy bywa wystraszony

albo zmęczony, natychmiast popada w złość. Bogdana natomiast wszyscy postrzegają jako

zalęknionego i niepewnego, ponieważ strach to jedyna reakcja, jaką ujawnia. Dopiero na terapii

każdy z nich odkrywa bogactwo przeżywanych stanów. Manipulowanie doznawanymi uczuciami

chroni ich od przeżywania tego, czego nie chcą doświadczać.

Typowymi sposobami radzenia sobie przez dzieci z rodzin alkoholowych z trudnymi emocjami

są: zepchnięcie uczuć do podświadomości, pomniejszanie ich lub zaprzeczanie, nie rozpoznawanie

ich (nie nazywanie) i mylenie z myślami (np. „Czuję, że nie chcecie ze mną rozmawiać i mnie nie

lubicie”). A owe trudne emocje to najczęściej wstyd, poczucie winy, gniew, smutek i strach.

Uczucia wstydu najsilniej doświadczają ludzie, którzy wychowywali się w rodzinach

zaburzonych w sposób widoczny dla otoczenia - kiedy wszyscy widzieli pijanego ojca i wiedzieli,

z jakiej rodziny się pochodzi. Czasem takie osoby czują się napiętnowane, skażone faktem, że ich

rodzic pił. Dlatego tak trudno im, mimo oczywistych faktów, nazwać swojego ojca alkoholikiem.

Zastanawiają się: „Bo w jakim świetle to mnie stawia?”.

Często dziecko alkoholików przeżywa także swoiste poczucie odpowiedzialności za nałóg

rodzica. Myśli, że ojciec pije, gdyż ono jest niegrzeczne, źle się uczy lub coś robi nie tak. Zdarza się,

że tego typu zarzuty słyszy od bliskich, co wzmacnia poczucie winy.

Kiedy DDA zaczynają przyglądać się swoim doświadczeniom z dzieciństwa, zwykle pojawia się

lęk: lęk przed wspomnieniami, lęk zapamiętany z groźnych sytuacji, lęk przed tym, co odkryją

o sobie. Ludzie różnią się poziomem lęku,

a

le dorośli, którzy wychowywali się w rodzinach alkoholo-

wych, noszą go w sobie dużo. Nie zawsze jest on widoczny. Często bywa starannie ukrywany

i pojawia się jedynie w bliskich związkach. Może też być zamieniany na inne uczucie, na przykład

złość, która daje więcej energii i siły, pomaga radzić sobie z bezradnością. W dzieciństwie lęk był

niejednokrotnie podstawową informacją o zagrożeniu, pozwalającą go uniknąć. Niestety w życiu

dorosłym częściej pojawia się w postaci fobii, lęków przed autorytetami i przełożonymi, co znacznie

utrudnia dojrzałe funkcjonowanie.

Gniew jest naturalną reakcją na krzywdę naszych bliskich. Zatem kiedy DDA uświadamia sobie

własne krzywdy i zaniedbania, pojawiają się poczucie niesprawiedliwości, bunt przeciwko temu, co

kiedyś się stało, i różne odmiany gniewu. Praca z uczuciem gniewu jest trudna. Ludzie, którzy

wiedzą, co się dzieje, gdy ktoś przeżywa negatywne emocje w sposób niekontrolowany, zwykle

unikają wszelkiej złości. Kojarzą ją z agresją i przemocą. Trudno im uwierzyć, że złość czy gniew

Created with novaPDF Printer (www.novaPDF.com). Please register to remove this message.

background image

mogą wnosić cokolwiek konstruktywnego. I rzadko łączą swoją melancholię z uczuciem, którego -

jak twierdzą - nie czują.

Chyba wszystkie Dorosłe Dzieci Alkoholików znają uczucie zalegającego smutku. Niewiele

z nich leczy się jednak z powodu depresji. Smutek bezpowrotnej straty, dziecięce rozżalenie, kiedy

najchętniej schowałoby się pod kołdrą przed całym światem, i poczucie osamotnienia - związane są

z jakąś formą opuszczenia, której się doznało. Dziecko czuje się opuszczone, gdy ma niepełną

rodzinę, ale także gdy długo jest samo w domu albo gdy permanentnie nie ma nikogo, kto

poświęciłby mu czas i uwagę. Każdy z nas nosi wspomnienia, które wywołują w nim głęboki smutek.

DDA mają takich wspomnień dużo.

Wiele Dorosłych Dzieci Alkoholików wyraża przekonanie, że uczucia można w pełni

kontrolować. Przeświadczenie: wszystko albo nic (albo mam całkowitą kontrolę, czyli to

;

co czuję,

zależy jedynie od mojej woli, albo nie mam żadnej kontroli nad swoimi emocjami) - jest jednak

złudzeniem. Pełna samokontrola i brak samokontroli w sferze uczuć to bieguny braku tych samych

umiejętności: adekwatnego korzystania z własnej sfery emocjonalnej. Możliwa jest oczywiście kon-

trola świadomości i wyrażania uczuć. Ale nie można kontrolować pojawiania się uczuć. Zwiększając

świadomość tego, co się przeżywa, można to wyrazić albo nie - zgodnie ze swoją wolą.

Efektem zmian w reakcjach emocjonalnych u dzieci z rodzin alkoholowych bywa postawa

obronna wobec życia i ludzi. Człowiek taki żyje w ciągłym napięciu, które wiąże się z przekonaniem,

że świat i ludzie są do niego wrogo nastawieni, a on nie ma na to wpływu. Może tylko trwać

w ciągłym oczekiwaniu na coś nieprzyjemnego, co na pewno się wydarzy (np. atak, nieszczęście,

agresja). Celem takiej osoby jest przetrwanie. Trudno jej być otwartą i ufną. To oznacza dla niej

bezradność i wystawienie się na atak.

DDA nie mają złudzeń

Oboje z mężem jesteśmy DDA Mamy ponad 40 lat i tamte problemy nie powinny już mieć wpływu

na nasze życie. Zastanawiam się, co - pomimo starań - pozostało. Pozostał łęk przed bliskością, aby

znowu nie zostać zranionym, oszukanym.

Ja, choć jestem osobą z natury otwartą i towarzyską, mam bardzo wielu znajomych, wiele

koleżanek, ale nie przyjaciół. Słowa „przyjaciel” używam bardzo rzadko, obawiam się go. Nadałam

mu takie znaczenie, że nikt, łącznie ze mną, nie byłby mu w stanie sprostać. Mąż, który jest typem

samotnika, choć osobą bardzo uczuciową, ma jednego bliskiego kolegę. Mam wrażenie, ze woli

rzeczy od ludzi, ponieważ one są przewidywalne.

Jest coś, co moim zdaniem szczególnie wyróżnia DDA - to brak złudzeń. Zbyt wcześnie zostaliśmy

odarci z niewinności. Zobaczyliśmy ciemną stronę natury ludzkiej, gdy nie byliśmy do tego zupełnie

Created with novaPDF Printer (www.novaPDF.com). Please register to remove this message.

background image

przygotowani, nie wykształciliśmy żadnych mechanizmów

OBRONNYCH.

DDA z Tych

Próbuję radzić sobie sama

Myślałam, że przeszłość mam już za sobą. Jednak gdy mój mąż zaczął nadużywać alkoholu,

zaczęłam mieć koszmary, bałam się, że scenariusz życia mojej mamy zostanie powtórzony. Po roku

udałam się do poradni dla osób uzależnionych. Tam dowiedziałam się, że jestem DDA. W ośrodku

przeszłam terapię dla współuzależnionych i drugą dla osób nie radzących sobie ze złością. Chciałam

pójść na terapię DDA, jednak termin kolidował z moimi zajęciami. Próbuję radzić sobie sama, ale

mam problemy ze swoją osobowością. Nie wiem, czego chcę. Chcę mieć dziecko, a gdy zbliża się

jajeczkowanie, już nie chcę; chcę być sama, a za chwilę nie wyobrażam sobie samotności; itd.

Co robić, by to zmienić? Jak pogodzić człowieka, którym jestem na zewnątrz, z tym w środku?

Jak w takim stanie żyć, jak zachować normalność? Jak pozbyć się tego smutku, napięcia i strachu?

Nie chcę, by wszyscy wiedzieli, że jestem DDA. Boję się, że ludzie zaczną mnie traktować i oceniać

inaczej. Nie potrzebuję litości czy wyrozumiałości. Potrzebuję pomocy. Jak sobie z tym radzić? Dziu-

ra bezradności pożera mnie coraz bardziej.

Wioletta ze Szczecina

Historie się powtarzają

Mam 36 lat. Jestem DDA. Pięcioro mojego rodzeństwa też. Ojciec zmarł trzy lata temu. Powód -

nadużywanie alkoholu Matka bardzo cierpiała, ale tkwiła w tym chorym związku. W naszym życiu

przeplatały się: nauka, ciężka praca, opiekowanie się rodzeństwem i oczekiwanie, w jakim stanie

przyjdzie do domu „kochany tatuś”. Najczęściej wracał pijany. Ciągle awantury, bicie matki i tego

z nas, które się nawinęło pod rękę, rozbijanie mebli. Molestowanie nas dziewcząt. Matka wiedziała

o tym, lecz była bierna. Zimą ucieczki w mróz, śnieg - boso. Wiele razy wchodziłam na strych i przez

okienko w dachu wypatrywałam, w jakim stanie ojciec wraca z pracy. Kiedy widziałam, jakim

krokiem idzie, trzęsłam się ze strachu: co będzie? co dzisiaj zrobi?

Jak na ironię, mimo wcześniejszych przyrzeczeń mojego rodzeństwa, że nie podzielimy losu

matki, historie się powtarzają. Obydwie siostry mają mężów alkoholików. Brat jest alkoholikiem.

Cierpi jego rodzina, on też, jednak nie przyjmuje tego do wiadomości. Moim młodszym braciom

i mnie się udało. Ale problemy moich sióstr są moimi problemami. Próby rozmów na temat pomocy

kończą się złością. Przez moje chore ambicje chcę robić wszystko najlepiej. Nienawidzę kłótni,

agresji i wszelkiego zła. Chcę przed tym uciec. Ale dokąd?

Irena z Torunia

Created with novaPDF Printer (www.novaPDF.com). Please register to remove this message.

background image

6. Dziecko w dżungli

Myślenie Dorosłych Dzieci Alkoholików w zasadzie nie odbiega od normy, trudno mówić

o patologii czy trwałych zmianach. Czasami można nawet powiedzieć, iż DDA cechuje wyjątkowa

trzeźwość myślenia w sytuacjach stresowych i ekstremalnych. Potrafią podejmować dobre decyzje

i trafnie analizować sytuację, podczas gdy innym przeszkadzają w tym silne napięcie lub emocje. Ta

cecha myślenia DDA ujawnia się zwłaszcza w sytuacjach konkretnych zadań i wyzwań życiowych,

na przykład w życiu zawodowym. Inaczej jest w sytuacjach społecznych, w myśleniu o sobie albo

o swojej relacji ze światem. W tych obszarach myślenie DDA cechuje schematyczność

i kompulsywność: przekonania i myśli ukształtowane na bazie doświadczeń z dzieciństwa wracają

w formie natrętnych myśli, kierując zachowaniem dorosłego człowieka.

Sposoby postrzegania świata i siebie z trudem poddają się zmianie w wyniku nabywania nowych

doświadczeń - podobnie jak u osób po traumie, których myśli dotyczące urazowego doświadczenia

i przekonania ukształtowane pod jego wpływem są bardzo odporne na zmianę. Prawdopodobnie ma

to związek z pamięcią autobiograficzną, leżącą u podstaw naszego myślenia o sobie, o innych i o

świecie. W niej znajdują się pewne skrypty, czyli przekonania. Tworzą się one w wyniku

wielokrotnego zetknięcia się z taką samą sekwencją wydarzeń, co sprawia, że sytuacja ta ulega

uogólnieniu i myślimy, że jest typowa. Aby zrozumieć myślenie charakterystyczne dla DDA,

musimy poszukać odpowiedzi na pytanie, z jakimi sekwencjami wydarzeń, sytuacji i relacji spotyka

się dziecko w rodzinie, w której nadużywa się alkoholu, co w wyniku tych doświadczeń staje się dla

niego typowe.

Świat widziany oczami dziecka alkoholika jest niebezpieczny, bo nieprzewidywalny. To, co

wydarzy się w najbliższym otoczeniu, w dużym stopniu zależy od tego, czy rodzic będzie pijany, czy

też trzeźwy, i w jakim nastroju będzie drugi z opiekunów. Nieprzewidywalność otoczenia najczęściej

wiąże się dla dziecka z tzw. obiektami społecznymi, czyli z ludźmi. Obiekty nieożywione, na

przykład dom, meble, zabawki bądź podwórko, mogą stać się symbolem stałości i trwania. Niestety,

ta stałość czasem również bywa niszczona. Podeptane w ferworze awantury zabawki, zniszczone

meble, konieczność kolejnej przeprowadzki lub brak swojego miejsca - to często normalność dla

dziecka z rodziny alkoholowej.

Nieprzewidywalności świata doświadczają nie tylko dzieci z rodzin alkoholowych, w których

występowała przemoc. Pojawia się ona także wtedy, gdy mamy do czynienia z różnego rodzaju

zaniedbaniami. Pamiętam rodzeństwo, które miało jedne długie spodnie i parę ciepłych butów. Nosili

je na zmianę. Często któreś z tych dzieci nie pojawiało się w szkole, ponieważ drugie wyszło

wcześniej i nie wróciło

;

gdy nadeszła pora wyjścia drugiego. Koledzy śmiali się z rodzeństwa.

Created with novaPDF Printer (www.novaPDF.com). Please register to remove this message.

background image

Pewnie niektórzy czytelnicy uznają ten przykład za ekstremalny. Ale dla mnie bulwersujące było to

;

że u progu XXI wieku w ogóle zdarzyła się ta historia. Za to większość DDA zna z własnego

doświadczenia historie zawiedzionych nadziei i zburzenia porządku dnia codziennego czy świąt,

podobne do tej: „Niedzielny poranek. Leżę w łóżku i myślę o tym, co dziś się wydarzy: zjemy

śniadanie wspólnie, co zdarza się jedynie w niedzielę, pójdziemy razem do kościoła - może spotkam

tam kogoś znajomego i umówię się na popołudnie. I nagle słyszę zza drzwi podniesiony głos matki;

ojciec jest jeszcze pijany po wczorajszym, a ona przywołuje go do porządku. Epitety: »ty skur.. choć

w niedzielę mógłbyś...«, »a co ty kur... sobie myślisz« - wciskają mnie pod poduszkę. Pewnie słyszą

je sąsiedzi. Nie pójdziemy do kościoła, chyba że ja sama. Nie będzie wspólnego śniadania ani obiadu.

Będzie całodzienna awantura albo nabrzmiała cisza”.

Nieprzewidywalność

świata

powtarzająca

się

w doświadczeniu

dziecka

owocuje

ukształtowaniem się w jego wewnętrznych przekonaniach myśli typu: świat jest wrogi; świat jest

dżunglą, w której trudno przetrwać; świat jest tak urządzony, że nie ma sensu nic planować, bo

wszystkie plany zostają zburzone; muszę coś zrobić, by on (ona) czuł się dobrze; muszę coś zrobić,

by oni nie zrobili sobie krzywdy.

Dziecko, obserwując na co dzień relacje między rodzicami, a także ich relacje z innymi, tworzy

swoje podstawowe przekonania i skrypty życiowe dotyczące tego, jak wyglądają relacje między

ludźmi. Najczęściej rodziny alkoholowe są dość zamknięte i rzadko utrzymują kontakty

z kimkolwiek. Sąsiadów, kolegów z pracy i dalszą rodzinę traktują jak obcych, obawiając się, że

bliższe relacje z nimi ujawnią, iż w rodzinie jest problem alkoholowy. Często dzieci są pouczane, by

trzymały się z daleka od obcych. Słyszą, jak rodzice mówią na przykład: „Ludzie krzywdzą”;

„Lepiej, żeby inni nie wiedzieli o nas zbyt dużo”. A przekazy i nastawienia tego typu wyniesione

z domu sprawiają, że dzieci alkoholików zachowują dystans wobec osób spoza rodziny. Jeżeli żyją

w małym środowisku i sąsiedzi czy znajomi mogą zobaczyć pijanego rodzica albo usłyszeć awanturę,

kontakty z nimi stają się dodatkowym źródłem stresu: „Co odpowiem, jeśli zapyta mnie, czy to mój

ojciec?”. Dzieci alkoholików podczas spotkań z innymi często czują zażenowanie, zawstydzenie bądź

nieśmiałość. Uczucia te również oddalają je od innych ludzi, podobnie jak braki w umiejętnościach

interpersonalnych. Kiedy w dorosłości wchodzą w nowe środowisko lub kogoś poznają, w głowie

pojawiają im się myśli w rodzaju: na pewno źle mnie ocenią; lepiej się zbytnio nie spoufalać; trzeba

się mieć na baczności, bo ludzie manipulują i wykorzystują.

Rodzajem bliskich relacji są na przykład relacje między mężem i żoną, dzieckiem i rodzicem czy

rodzeństwem. Schematy tego, jak mają one wyglądać i jak je budować, tworzymy na bazie dwóch

źródeł związanych z rodziną pochodzenia: naszych osobistych relacji z najbliższymi i obserwując ich

wzajemne relacje. Dziecko wychowujące się w rodzinie, w której alkohol jest codziennością, widzi,

Created with novaPDF Printer (www.novaPDF.com). Please register to remove this message.

background image

iż bliskości między rodzicami nie ma lub pojawia się ona w sposób zaskakujący. Obserwując matkę

i ojca, zastanawia się: „Po co oni są ze sobą. Przecież męczą się razem”. Często w związkach

alkoholowych nie istnieją pozytywne wzajemne uczucia, czułość czy przyjemność z bycia razem.

Zamiast tego dużo jest wzajemnych pretensji, poczucia skrzywdzenia i różnych odmian złości.

Jednak są także chwile, kiedy ku zaskoczeniu otoczenia pojawia się jakiś kształt bliskości. Na

przykład wtedy, gdy matka mówi: „Nie mogę się z nim rozwieść, bo go kocham”; gdy mąż przynosi

jej kwiaty i przeprasza za to, co się zdarzyło; gdy tworzą wspólny front: „My jesteśmy rodzicami

i masz robić tak, jak my każemy”. Bliskość w związkach z osobą uzależnioną zwykle oznacza

wzajemne krzywdzenie się oraz oscylowanie między bardzo dużą bliskością i jej brakiem:

nierozmawianie ze sobą tygodniami lub wielogodzinna kłótnia, mówienie o miłości lub o nienawiści.

Często doświadczenie DDA mówi, że być blisko to być komuś potrzebnym. Bliskość nie oznacza

wówczas wzajemnej otwartości i zaufania, odpowiedzi na potrzeby obu stron: „Ważna jest jedynie ta

druga osoba, ja jestem ważny o tyle, o ile jestem jej potrzebny”. Wiele Dorosłych Dzieci Alkoholi-

ków czerpie zadowolenie z pracy i z rodziny, gdyż czują się tam potrzebne. Nie ma w tym

oczywiście nic złego, ale warto sobie czasem zadać pytanie: „Co ja mam z tych relacji poza tym, że

czuję się potrzebna?”. DDA nierzadko również myślą o bliskich relacjach na przykład tak: „Bliskość

nie jest czymś, co można zbudować. Jest czymś, co się zdarza. A to, czy się zdarzy, nie zależy ode

mnie”; „Bliskość oznacza ranienie się i przekraczanie granic. Jest zatem niebezpieczna”; „Kiedy się

kocha, należy wszystko wybaczyć. Miłość wszystko usprawiedliwia”.

Dziecko w rodzinie alkoholowej, próbując swoich sił, szybko przekonuje się, że jest bezradne

i słabe - zarówno wobec świata zewnętrznego, jak i wobec tego, co dzieje się w domu.

Doświadczenie bezradności może sprawić, iż będzie starało się udowodnić wszystkim, jakie jest

zaradne. Może również zaowocować syndromem wyuczonej bezradności, gdy dziecko nawet nie

próbuje podejmować wysiłków adekwatnych do jego możliwości, ponieważ głęboko w nim tkwi

przekonanie: „I tak mi nie wyjdzie, nie jestem wstanie tego zrobić”. Na terapii często proszę Dorosłe

Dzieci Alkoholików o zebranie zdań na swój temat, które słyszeli w dzieciństwie. Otrzymujemy

wówczas niepokrywające się obrazy, odzwierciedlające raczej to, jakimi ktoś chciał ich widzieć, a nie

to, jacy byli. Obraz siebie DDA jest swoistym kolażem: tekstów ważnych osób, roli, w jakiej

funkcjonowało w rodzinie, i tego, jak doświadczało siebie, będąc dzieckiem. Doświadczanie siebie to

istotne spoiwo tego kolażu, gdyż zawiera skrypty typu: jestem słaby; jestem samotny; jestem

nieważny; jestem bezsilny.

Na szczęście nie wszystkie głęboko ukryte, podświadome przekonania Dorosłych Dzieci

Alkoholików na swój temat są negatywne. Gdyby tak było, nie byliby w stanie normalnie żyć. Jednak

negatywna jest duża część owych przekonań, co sprawia, że DDA opisują siebie raczej negatywnie,

Created with novaPDF Printer (www.novaPDF.com). Please register to remove this message.

background image

koncentrując się na swoich wadach, nie wierząc w swoje siły i przymioty. Taki rodzaj myślenia

o sobie wywołuje smutek, przygnębienie, poczucie beznadziejności i zwątpienie we własne

możliwości. W różnych odmianach konstelację tych cech odnajduję u większości DDA zgłaszających

się na terapię. Nie zawsze jest ona widoczna na pierwszy rzut oka, gdyż wielu z nich pokazuje światu

maskę pewności siebie, zaradności i niezależności.

Podsumowując schematy poznawcze, jakie wytwarzają się w dziecku pod wpływem

różnorodnych doświadczeń związanych z dzieciństwem spędzonym w rodzinie alkoholowej, można

nakreślić obraz świata widziany oczami bezradnego, osamotnionego i zaniedbanego dziecka: Świat

jest groźny, nieprzyjazny, lub wręcz wrogi. Ludzie są w nim nieobliczalni. Pod wpływem alkoholu

bądź nieopanowanych emocji krzywdzą i wykorzystują. Albo będąc słabymi, stają się ofiarami

innych. Bliskość z nimi jawi się jako coś pożądanego, ale także zagrażającego, gdyż zawsze ktoś jest

skrzywdzonym, a ktoś inny krzywdzącym. Przed ludźmi i światem należy się zatem bronić. Jeśli nie

potrafię obejść się bez świata i ludzi, to znaczy, że jestem słaby, bezradny i podatny na skrzywdzenie.

Aż korci mnie, by przeciwstawiając się tej trudnej wizji, stworzyć inny obraz świata - widziany

oczami dziecka, przy którym stoi silny i zaradny rodzic. Ten świat jest przyjazny, a dziecko czuje się

bezpieczne. Ludzie zachowują się zawsze tak, jak powinni. Żyją w zgodzie ze sobą i z innymi,

szanują się wzajemnie i są gotowi nieść pomoc. Wiele dzieci alkoholików marzy o takim świecie.

Wyobrażają sobie kochającą rodzinę, jaką mieliby, gdyby rodzic nie pił...

Zmiana schematów poznawczych i przekonań ukształtowanych przez dzieciństwo w rodzinie

alkoholowej jest niezbędna, gdyż nie są one adekwatne do doświadczania świata w dorosłości.

Zwykle bywają również źródłem głębokiego smutku i leżą u podstaw strategii życiowych

dopasowanych do nakreślonej wyżej wizji, która nie przystaje do aktualnej rzeczywistości. Aby

odnaleźć swoje własne skrypty w tej sprawie, trzeba przeanalizować osobiste doświadczenia, relacje

i wspomnienia. Należy o tym pamiętać, ponieważ każdy z nas jest inny. A ja, pisząc o pewnych

wspólnych cechach myślenia DDA, dokonuję uogólnień, i co za tym idzie - wielu uproszczeń.

Ważne, by tej analizy nie dokonywać w samotności, jak kiedyś, gdy byliśmy dziećmi...

Walczę z przeszłością

Moja babcia wyszła za mąż za człowieka, który stał się alkoholikiem. Przeżyła z nim ponad 60

lat. Żadna z trzech córek z tego związku nie ułożyła sobie życia. Dzisiaj te trzy niemłode już kobiety

są zamknięte w sobie, wrogo nastawione do świata. Moja mama wyszła za alkoholika. Ojciec pływał

na statkach dalekomorskich. Rejsy trwały kilka miesięcy. Gdy wracał - pił. Teraz mam z nim

sporadyczny kontakt, raczej mu współczuję. Z mamą też nie miałam dobrego kontaktu, ale uważałam

ją za świętą. Nawet gdy powodowana swoją złością bardzo mnie raniła.

Created with novaPDF Printer (www.novaPDF.com). Please register to remove this message.

background image

Swoje życie zaczęłam układać tuż przed trzydziestką. Mogę powiedzieć, że mi się udało. Mój mąż

to dobry, mądry mężczyzna. Ale nawet on nie potrafi zrozumieć tej mieszanki lęku, nieprzystosowania

i niedowartościowania, jaka mną targa - to na pewno wpływa na jakość naszego życia. Mamy dwoje

dzieci, życie koncentruje się wokół nich. Tamte problemy zostały odsunięte, jakoś przysypane.

A przecież wiem, że to wszystko we mnie jest. Teraz najbardziej mnie bolą kontakty z mamą. Jest

zimna, a mnie to boli. Czuję, jak mnie to ogranicza, zabiera energię. Radzę sobie lepiej niż kilka lat

temu, ale ciągle walczę z demonami przeszłości. I wiem, że muszę się zmierzyć z nimi do końca.

Marzanna

Jestem szczęśliwy

Jestem studentem prawa na Uniwersytecie Warszawskim. W tym roku rozpoczynam także studia

na filozofii. Jestem szczęśliwym człowiekiem. Od ponad trzech lat mieszkam z moimi dziadkami.

Wyprowadziłem się z domu rodziców na stałe, bo życie z ojcem było dla mnie nie do wytrzymania.

Już w liceum bardzo bałem się ludzi, także tych zwyczajnych, spacerujących po chodniku.

Lękałem się, że mogą mnie skrzywdzić. Nie byłem w stanie zaprezentować publicznie swojego zdania

z powodu ogromnego zdenerwowania, które przychodziło już na samą myśl, że będę musiał coś

powiedzieć, chociażby na forum klasy. Moje poczucie własnej wartości było bardzo niskie. Zacząłem

uciekać w swój świat. Gdy byłem młodszy, był to świat książek. Później wewnątrz siebie byłem tak

rozdygotany, że nie mogłem skupić się nawet na tyle, aby czytać. Gdy książki zastąpiłem komputerem

i grami komputerowymi, skończyło się to uzależnieniem od nich. Choć wewnątrz mnie panował

kompletny chaos, to na zewnątrz właściwie tego nie okazywałem. Wszak nauczono mnie, że mężczyźni

nie płaczą (niestety zapomniałem, jak to się robi, a szkoda...).

Pewnego dnia, a miałem wtedy chyba 16 lat, coś we mnie pękło. Poczułem, że nie mam już sił

dalej tak żyć. Najpierw zdobyłem się na to, by porozmawiać o swoich problemach z koleżanką

z klasy. Po tej rozmowie zrozumiałem, że potrzebuję pomocy. W tym czasie mój ojciec podjął

nieskuteczne leczenie w AA, a ja dołączyłem do grupki dzieci alkoholików, które spotkały się

z psychologiem. Z jakichś powodów po pól roku zrezygnowałem z terapii, choć na pewno przynosiła

dobre rezultaty. Wkrótce trafiłem do młodzieżowej wspólnoty chrześcijańskiej. Myślę, że to działający

przez nią dobry Pan Bóg tak naprawdę pomógł mi powrócić do normalnego życia.

Istniało jeszcze wiele innych pozytywnych czynników. Po pierwsze, przeprowadziłem się do

dziadków, gdzie miałem coś, czego wcześniej nie doświadczyłem - spokój. Po drugie, jestem z natury

ogromnym optymistą. Pamiętam, że w najtrudniejszych dla mnie chwilach myślałem o tym, że za kilka

lat będzie lepiej, ze kiedyś będę mógł sam decydować o swoim, życiu, ze założę szczęśliwą rodzinę.

Po trzecie, miałem (i mam) to ogromne szczęście, że spotkałem na swej drodze wspaniałych ludzi, od

Created with novaPDF Printer (www.novaPDF.com). Please register to remove this message.

background image

których nauczyłem się, jak wielkim darem jest rozmowa z drugim człowiekiem. Po czwarte, chyba

jestem trochę uparty. Opowieść moja ma optymistyczne zakończenie, choć tak naprawdę jest to

koniec rozdziału, a nie książki. Cieszę się, że moje życie jest, jakie jest. Cieszę się z rzeczy, które mam

i których nie mam. Jestem całkowitym alkoholowo-nikotynowym abstynentem. Nie gram już w gry

komputerowe. Moje relacje z ojcem, który nie pije od ponad dwóch lat, kształtują się poprawnie.

Kilka lat temu, kiedy leżał w szpitalu, wybaczyłem mu wszystko, choć on sam nigdy o wybaczenie nie

prosił. Uświadamiam sobie teraz, ze moje bolesne doświadczenia zahartowały mnie od zewnątrz, ale

od wewnątrz uwrażliwiły. Może były potrzebne?

Jakub z Warszawy

7. Samotni z lęku

Wśród Dorosłych Dzieci Alkoholików pragnienie bycia kochanym idzie często w parze z lękiem

przed odrzuceniem. Przeżywają oni dużo wewnętrznych obaw przed zbliżeniem się do kogoś i przed

założeniem rodziny. Jedna z osób sformułowała to tak: „Spotykałam się z mężczyzną. Nie chciałam

się zakochać, a jednocześnie pragnęłam mieć kogoś na całe życie. Bałam się. Byłam rozbita,

rozdwojona. Nie pamiętam, co myślałam o sobie, ale chyba nie najlepiej. Nie wiedziałam, co robić.

W końcu po paru spotkaniach zerwałam. To było ponad moje siły”.

Moi pacjenci często boją się powtórzenia we własnym związku tego, co działo się w ich domach

rodzinnych, w których niepijący partner miał obowiązków za dwoje, a w zamian otrzymywał

awantury i wyzwiska. W efekcie takich doświadczeń DDA pełni są wątpliwości, czy warto

ryzykować zawarcie małżeństwa: „Mój partner daje mi oparcie, w dodatku chce, abym za niego

wyszła. A ja nie wiem, czego chcę: boję się, że go stracę, i boję się za niego wyjść. Skąd mogę

wiedzieć, że wszystko będzie dobrze? Najgorsze jest to, że nie potrafię podjąć żadnej decyzji - ani

o skończeniu tego związku, ani o małżeństwie”.

Niemal wszystkie Dorosłe Dzieci Alkoholików noszą w sobie głęboko ukryte przekonanie, że

w małżeństwie można się tylko krzywdzić. Trudno im się zbliżyć do innych osób, gdyż w ich

doświadczeniu bliskość jest zagrażająca. Z kolei jej brak i uporczywe utrzymywanie dystansu

sprawiają, że małżeństwo często nie daje im satysfakcji.

Niektórzy DDA są przekonani, że związek rodziców nie był udany, bo „matka nie umiała sobie

z nim radzić”. Jeśli wierzą również, że sami lepiej potrafiliby ułożyć sobie życie z alkoholikiem, to

stąd prosta droga do wchodzenia w tzw. trudne związki, zwykle z partnerami uzależnionymi. Wielu

DDA trwa w związkach, które są dla nich źródłem cierpienia. Ich partnerami bywają alkoholicy,

nałogowi hazardziści, ludzie notorycznie niewierni itd. Zdarzyło mi się na przykład spotkać osoby,

które żyły od lat w związku heteroseksualnym z homoseksualistami i nie zdawały sobie z tego

Created with novaPDF Printer (www.novaPDF.com). Please register to remove this message.

background image

sprawy. Siebie winiły za to, że „coś się między nami nie układa”.

Niektórzy z moich pacjentów zdają sobie sprawę, że rozpoczęcie terapii prawdopodobnie zmieni

ich spojrzenie na własne małżeństwo. Ci, którym zależy na związku, zwykle otwarcie mówią

o swoich obawach, a później potrafią wykorzystać to nowe spojrzenie do uzdrowienia relacji. Gorzej

z tymi, którzy tkwią w przekonaniu, że ich małżeństwa są bardzo dobre i że nic nie jest w stanie im

zaszkodzić. Niemal za każdym razem po kilku tygodniach terapii zauważają, jak fałszywy był to

obraz. Zaczynają dostrzegać to, co się wokół nich dzieje. Przekonują się na przykład, że partnerzy od

dawna mają kogoś innego albo w jakiś sposób (np. finansowo lub emocjonalnie) wykorzystują ich.

Dorosłe Dzieci Alkoholików chyba nieco częściej niż inni nieadekwatnie postrzegają swoich

partnerów. Jeśli ich idealizują, wówczas nie widzą wad albo usprawiedliwiają je (podobnie jak

niegdyś ich matki usprawiedliwiały ojców: „Pije, ale przecież kocha mnie i dzieci”). Natomiast gdy

deprecjonują partnerów, widzą w nich same wady. Ku temu skłaniają się osoby, które od dłuższego

czasu doznają od towarzyszy życia krzywdy lub zaniedbania i straciły nadzieję na zmianę tych

relacji, ale nie potrafią bądź nie chcą zrezygnować ze związku.

DDA często nie potrafią (to wpływ sytuacji w domach rodzinnych) nawiązywać pierwszego

kontaktu z innymi, mówić o sobie i o swoich potrzebach, znaleźć kompromisu między tym, czego

chcą oni, a tym, czego pragną ich partnerzy. Nie potrafią także słuchać i mówić tak, by się

porozumieć, rozwiązywać trudnych sytuacji, radzić sobie z emocjami itd. Nieumiejętność wyrażenia

tego, co się czuje, może doprowadzić do niedomówień, z których wyrastają wzajemne urazy, żale

i pretensje. Ożywa wówczas dobrze znane z dzieciństwa poczucie krzywdy: „Ludzie są podli,

skrzywdzą mnie, jeśli tylko pozwolę im być zbyt blisko”, a także przekonanie, że za wszelką cenę nie

wolno ulec.

Aby uniknąć takich sytuacji, DDA muszą nauczyć się tego wszystkiego, czego zwykle uczą się

dzieci: wyrażania potrzeb, nazywania uczuć, rozmawiania i słuchania, nawiązywania pierwszego

kontaktu. Zwykle z takimi umiejętnościami wchodzimy w pierwsze nastoletnie związki. Wtedy przy-

chodzi czas na rozwijanie tych doświadczeń w relacjach z inną płcią. Gdy stworzymy pierwszy stały

związek, wówczas odkrywamy i uczymy się umiejętności ważnych dla utrzymania i pogłębiania

związku. Myślę tutaj o okazywaniu wzajemnej czułości i akceptacji, trosce o partnera, empatycznym

rozumieniu go i wzajemnym wspieraniu się. Czy jestem w stanie stworzyć zdrowy związek, mimo iż

jestem DDA? - to jedno z częstych pytań, jakie słyszę, gdy w czasie terapii zaczynają się rozmowy

o związkach. Kryje się za nim obawa przed brakiem zdolności do kochania i bycia kochanym.

Przyczynami trudności Dorosłych Dzieci Alkoholików w związkach nie są jednak ograniczenia ich

potencjału, ale brak pewnego rodzaju ważnych doświadczeń, niezbędnych do nauczenia się, co to

znaczy bliskość, na czym polega budowanie związku i jak go utrzymać. Oznacza to, że DDA są

Created with novaPDF Printer (www.novaPDF.com). Please register to remove this message.

background image

w pełni zdolni do miłości, lecz muszą w sobie tę zdolność dostrzec i rozwinąć ją. Droga do tego

wiedzie poprzez nauczenie się, jak akceptować siebie.

Przed laty Zofia Milska-Wrzosińska zwróciła uwagę, że stworzenie dobrego związku jest jednym

z kilku najważniejszych, ale i najtrudniejszych zadań życiowych człowieka. Z pewnością łatwiej je

zrealizować tym, którzy wychowywali się, patrząc na dobre związki swoich rodziców - ale zawsze

jest to trudne. DDA nie są tutaj wyjątkiem.

Jest już za późno

Mam 24 lata i jestem DDA. Wiem o tym od kilku lat. Ale niewiele wynika dla mnie z tej wiedzy.

Świadomość, że jestem DDA, wcale nie pozwala mi uporać się z problemami, wcale w tym nie po-

maga; kusi tylko, żeby wszelkie zło „zwalić” na pochodzenie z rodziny alkoholowej. Czy mam do tego

prawo? Wydaje mi się, że nie. I rodzi to ogromne poczucie winy (towarzyszy mi ono chyba od za-

wsze), a także ogromny, paraliżujący wstyd, który nie znika nawet wtedy, gdy jestem daleko od

„domu”, gdzie nikt mnie nie zna i o niczym nie wie. I jeszcze ta bezsilność - taka obezwładniająca: że

nie mam nad niczym kontroli, że mogę tylko z bólem patrzeć, jak czas przecieka mi przez palce, jak

życie przechodzi gdzieś obok.

Jestem sama. Zupełnie sama. Czy to ich wina? Czy może moja, tylko i wyłącznie moja? Może nie

zasługuję na nic dobrego. Tak po prostu. Na miłość, na przyjaźń, na uwagę i troskę. Może to za dużo.

Po prostu.

Nigdy i nigdzie nie szukałam pomocy. Nie sądziłam, ze ktoś może mi ją dać, że to cokolwiek

zmieni. I dalej tak sądzę, a poza tym już za późno, już nie warto. I nawet nie wiem, czy mam siłę do

kogoś się zwrócić o pomoc. Wstydzę się, boję? Może.

„Żyję” dalej z rodzicami, w milczeniu, w nienawiści. Zaczynam pić. Schemat? Może. Tylko nie

wiem, jak długo tak jeszcze można. Brakuje mi już sił, wszystko jest takie trudne, zbyt bolesne. Czuję

się winna, że nienawidzę wszystkich, którzy według mnie żyją normalnie - mają domy, rodziny,

przyjaciół i po prostu żyją.

Właściwie nie wiem, po co to piszę. Może tylko po to, by ktoś to przeczytał. Nawet jeżeli nigdy mi

nie pomoże.

I. z Żywca

Zwykłe życie DDA

Jak wygląda moje życie? Myślę, że jak standardowe życie DDA. Mam 20 lat, ale czuję się jakbym

miała 40. Na zewnątrz przykładna rodzina: mama, tata, brat, pies, samochód, no i ja. Szybko

dorosłam. Nie mogę darować sobie dzieciństwa, które widzę jak przez mgłę. Ojciec uczynił moje

Created with novaPDF Printer (www.novaPDF.com). Please register to remove this message.

background image

dzieciństwo piekłem. Wieczne awantury, sceny, których nie chcę pamiętać. Nie umiem przestać

nienawidzić, nie umiem zrozumieć, dlaczego jest tak, a nie inaczej. Ciekawy jest fakt, że z dzieciństwa

mało pamiętam. Pamiętam podwórko, koleżanki, przedszkole, dom (?): awantury, krzyki, strach...

Matka wprowadziła mnie, małe dziecko, bardzo szybko w świat dorosłych, niezrozumiałych zasad

i problemów. Uczyniła mnie spowiednikiem, powiernikiem swoich problemów i tajemnic. Pytała, co

ma zrobić, jak zareagować.

Z bratem nie mam w ogóle kontaktu: żyje własnym życiem, z boku od tego wszystkiego. Może to

jego sposób na przetrwanie.

Tak wygląda moja rodzina, a ja czuję się jak klocek nie pasujący do całej układanki.

Aga z Radomia

Samotny wśród ludzi

Kiedy się to zaczęło, nie wiem. Coraz częściej widziałem pijanego ojca. Matka nie rozmawiała ze

mną o tym. Czasami myślę, że może chciała mnie w jakiś sposób chronić, ale zaraz przypominam

sobie, jak wysłała mnie razem z ojcem do człowieka, dla którego robił formę do odlewania zabawki -

żebym go pilnował. Pamiętam tylko, że wszyscy mężczyźni, którzy tam byli, częstowali ojca wódką,

a mnie było tak strasznie wstyd.

Wreszcie ojciec przestał pić. Poszedł do lekarza, brał jakieś proszki. A ja? Nikt ze mną nie

rozmawiał, nie pytał, co czuję, czy w ogóle coś czuję. Jakby to zupełnie nie dotyczyło mnie, jakby

mnie nie było. Przyzwyczaiłem się, że zainteresowanie ojca ograniczało się do pytania: Jak tam

w szkole? A gdy studiowałem: Jak tam na zajęciach? Pamiętam strach, że mogę zrobić coś, co nie

spodoba się rodzicom. Szczególnie matce. Wtedy myślałem, że to ja jestem zły. Teraz widzę, że byłem

akceptowany i kochany, gdy robiłem to, co chciała matka.

I tak mijały lata. Zacząłem pracować. Potem zacząłem pić. Ożeniłem się i piłem dalej. Potem

picie przeszkadzało mi w pracy, więc tylko piłem. W pracy mieli mnie już dość. Kazali mi się zwolnić.

Poszedłem do lekarza. Brałem antikol, wszywałem sobie esperal kilka lat z rzędu. Żaden z lekarzy,

u których byłem, nie spytał, czy może spróbowałbym jakiejś formy terapii, czy chciałbym poroz-

mawiać. Znowu nikt ze mną nie rozmawiał. Dalej nic tak naprawdę nie wiedziałem o chorobie

alkoholowej.

Żona właśnie kupiła nowy numer „Charakterów”, w którym jest artykuł z cyklu o DDA. Czytając

te teksty, w wielu miejscach odnajduję siebie, czuję, że to o mnie. Tak będzie z wieloma osobami,

które je przeczytają: zobaczą, że nie są sami, że są ludzie, którzy chcą i umieją pomóc w walce

z chorobą alkoholową.

Jacek z Warszawy

Created with novaPDF Printer (www.novaPDF.com). Please register to remove this message.

background image

Mój największy błąd

Największym błędem, jaki popełniłam, była wiara, że jestem wolna od przeszłości.

Przekonywałam samą siebie, ze moja siła i pewna dojrzałość pokonają bariery. Sądziłam, ze moje

doświadczenie tylko mnie wzmocni i pozwoli realnie patrzeć na rzeczywistość Niestety nie wzięłam

pod uwagę najważniejszej rzeczy, a mianowicie tego, ze jestem dzieckiem alkoholika. Wspaniała

mama, przyjaciele, spełnienie w pracy zawodowej - to nie wymaże negatywnych doznań

z dzieciństwa. Alkoholik dokonuje spustoszenia w życiu emocjonalnym każdego członka rodziny.

Uderza w podstawowy składnik ludzkiej osobowości - w uczucia. W efekcie następuje zaburzenie

poczucia własnej wartości, bezpieczeństwa, zaufania, wiary w normalny związek.

Mam za sobą nieudany związek. Przyczyną był oczywiście alkohol. Zarówno mój partner, jak i ja

doskonale znaliśmy ten problem, ale zignorowaliśmy fakt, że wpłynął on na nasze życie.

Zniszczyliśmy miłość, bo jedno chciało być silniejsze, bardziej niezależne od drugiego. Tak naprawdę

wcale nie o to chodziło. Pogubiliśmy się, nie pytając nikogo, a przede wszystkim siebie, o drogę.

Marta z Tucholi

8. Pozwolić zagoić się ranie

Pierwszy krok do zmiany to uświadomienie sobie, kim jestem i w jaki sposób sytuacja rodzinna

związana z nadużywaniem alkoholu przez rodzica wpłynęła na mnie i moje życie. Wiele Dorosłych

Dzieci Alkoholików przez lata boryka się na przykład z depresją czy lękami, myśląc: „Coś ze mną

jest nie tak” - i nie widzą związku tych stanów z nadużywaniem alkoholu przez bliską osobę, kiedy

byli dziećmi. Póki tak się dzieje, zmiana jest trudna.

Czasem lektura artykułu o Dorosłych Dzieciach Alkoholików lub film w telewizji może kogoś

skłonić do odkrycia, że jest DDA. Gdy oglądamy historię skrzywdzonego dziecka albo czytamy

o tym, co dzieje się w rodzinie alkoholowej, łatwiej nam dostrzec, że doświadczaliśmy czegoś

podobnego. Jeśli pojawiają się myśli tego typu, to wchodzimy w etap kontemplacji, czyli

zastanawiania się, na ile w moich problemach odzwierciedla się to, co charakterystyczne dla

Dorosłych Dzieci Alkoholików. Ci, którzy zaczynają identyfikować siebie jako DDA, dostrzegają

nadzieję na to, że możliwa jest zmiana ich samopoczucia i sposobu życia.

Zanim jednak przystąpimy do zmiany, potrzebujemy się do niej przygotować. Zwykle na

początku sprawdzamy, jak można to zrobić, na przykład rozmawiamy ze znajomymi, którzy odbyli

już terapię DDA, albo sięgamy po poradniki dla DDA. Wiele osób udaje się wówczas do psychologa,

żeby porozmawiać, czy w ich przypadku psychoterapia jest konieczna. Wszystkie te sposoby są

dobre, by wstępnie rozeznać się, ile wysiłku kosztować nas będzie zmiana i czy warta jest tego wy-

Created with novaPDF Printer (www.novaPDF.com). Please register to remove this message.

background image

siłku. Niektórzy odkrywają, że choć są DDA, wcale nie chcą się zmieniać, ponieważ żyje im się

całkiem dobrze. Inni są zadziwieni bólem pojawiającym się w nich, gdy tylko zaczynają rozmawiać

o swoich dawnych relacjach z rodzicami.

Jeśli w wyniku lektury lub rozmów o DDA zaczynasz myśleć: „To możliwe, abym czuł się

radosny, abym czuł się dobrze z ludźmi, żebym założył rodzinę i cieszył się z bycia z moimi bliskimi,

żebym czuł wewnętrzny spokój i pewność siebie” - to znaczy, że rozpoczynasz swój wewnętrzny

proces zmiany.

Do prowadzonych przeze mnie grup terapeutycznych trafiają zwykle osoby w tej fazie: już

świadome bycia DDA, z nadzieją na zmianę. Często jeszcze nie do końca wiedzą, co chcą zmienić,

i dlatego we wstępnym etapie terapii ważne jest pogłębienie zrozumienia, w jaki sposób konkretne

doświadczenia z przeszłości wpłynęły na ich przekonania, zachowania i sposoby radzenia sobie

z życiem i ludźmi. Przydatne są tutaj różne formy pogłębionej psychoedukacji, pozwalające

zrozumieć, jak funkcjonowała nasza rodzina, gdy byliśmy dziećmi, i jak to wpłynęło na nasz rozwój

oraz to, kim jesteśmy dziś. Psychoedukacja musi mieć element autodiagnozy i dawać możliwość

podzielenia się osobistymi odkryciami uczestników. Tematy pracy psychoterapeutycznej w tej fazie

mogą być wprowadzane przez prowadzącego lub spontanicznie wyłaniać się z procesu grupowego.

Obie strategie pracy wymagają od prowadzącego dużej wrażliwości na potrzeby, których grupa

i uczestnicy na tym etapie często nie potrafią wyrazić.

Ważne są również nowe pozytywne doświadczenia związane z ludźmi. Grupa pozwala poczuć

się podobnym do innych, zrozumianym, wysłuchanym, zaakceptowanym. Te doświadczenia

najłatwiej zdobyć w grupie terapeutycznej, choć podobną rolę może odegrać grupa samopomocowa.

W grupie osoby uczą się takiego bycia razem, które służy ich rozwojowi. Spełnia to rolę treningu

umiejętności interpersonalnych, których nabywanie jest możliwe, gdy przebywamy w grupie

o jasnych i zdrowych regułach, dającej wsparcie, akceptującej odmienność i potrzeby uczestników.

W takiej grupie łatwo o otwartość i pojawianie się silnych uczuć związanych z trudnymi

wspomnieniami czy wydarzeniami z życia. Ważne jest nie tylko ich przypomnienie i zwierzenie się

z nich innym ludziom, ale także zmiana sposobu, w jaki wydarzenie zapisało się w nas. Często nasze

wspomnienie jest źródłem trudnych emocji, nie zagojoną raną. Terapia ma pozwolić jej zagoić się

tak, by nie wpływała już na nasze codzienne życie. Na tym etapie ważne jest znalezienie nowych

rozwiązań tych sytuacji relacji, z którymi sobie nie radziliśmy (lub radziliśmy sobie w sposób, który

nam samym się nie podobał), adekwatnych do naszego wieku, poziomu naszego rozwoju

i możliwości.

Istotą tej fazy psychoterapii DDA jest zmiana obrazu siebie zmierzająca w kierunku bardziej

realnego i pozytywnego postrzegania własnej osoby - jako bardziej dorosłej, niezależnej, posiadającej

Created with novaPDF Printer (www.novaPDF.com). Please register to remove this message.

background image

znacznie więcej zasobów niż w okresie dzieciństwa. Trzeba skoncentrować się na tych doświadcze-

niach z przeszłości, które utrudniają lub uniemożliwiają korzystanie z aktualnego potencjału. Zmianie

ulegają schematy myślenia i przeżywania. Wśród osób, które już założyły własne rodziny, wzrasta

także świadomość tego, jak dotychczasowe zachowania i uwikłanie w rodzinę pierwotną wpływa na

ich bliskich. Pojawia się poczucie, że mogą zmienić siebie i swoje życie. Wzrasta też świadomość

tego, co konkretnie chcą zmienić.

Przychodzi czas na planowanie i przeprowadzanie realnych, a drobnych zmian w życiu.

Zaczynamy od drobnych zmian, ponieważ jest to dobry sposób, aby przekonać się, na ile wymyślona

przez nas zmiana sprawdzi się w rzeczywistości. Jeśli się sprawdzi - to wykonujemy kolejne kroki.

Jeśli nie - musimy weryfikować swoje plany.

Rolą terapeuty i grupy na tym etapie pracy jest wspieranie osobistych planów poszczególnych

osób. Optymalne interwencje służą nagradzaniu zmian, które się udały, wnikliwej analizie trudności

i zaplanowaniu nowej zmiany tam, gdzie poprzednia się nie powiodła.

Osiągnięcie stabilnej zmiany osobistej, jak wy mika z badań i obserwacji klinicznych, trwa około

dwóch lat. Czas pracy grupy psychoterapeutycznej to zwykle okres od 6 do 12 miesięcy. Oznacza to,

że w tym czasie możliwe jest przeprowadzenie zmiany wewnętrznej, czyli uświadomienie sobie, co

potrzebujmy zmienić, jak możemy to zrobić, i rozpoczęcie planowania zmiany, na której nam zależy.

Od tego, na ile głęboko uda się przeprowadzić ten etap zmiany, zależą dalsze efekty terapii.

Bezpośrednio po terapii uczestnicy wprowadzają drobne zmiany. Potem decydują się na kolejne.

Zwykle rok lub dwa po terapii pojawiają się sygnały wskazujące na zmianę nastawienia do świata, do

życia i do siebie.

Z badań, które prowadzimy, sprawdzając efekty psychoterapii w ośrodku, wynika, że osoby po

terapii obserwują u siebie pozytywne zmiany w wielu obszarach. Przede wszystkim zmienia się ich

postrzeganie siebie w relacjach z innymi: czują się pewniejsi, spokojniejsi, bardziej świadomi swojej

wartości i swoich kompetencji. Jest to związane ze wzrostem poczucia emocjonalnej stabilności,

które osoby te czasem opisują jako wewnętrzny spokój. Zaczynają częściej mówić o sobie po-

zytywnie i z dbałością odnosić się do siebie. Po terapii zwiększa się u nich również gotowość do

wzięcia odpowiedzialności za swoje życie i poczucie, że mogą żyć tak, jak potrzebują i jak chcą.

Oznacza to zwykle istotne zmiany życiowe, na przykład ograniczenie relacji z tymi, którzy krzywdzą,

zbliżenie się do osób, które wspierają, zakładanie stałych związków, a także inne „inwestycje”

osobiste.

DDA po terapii doceniają swoją umiejętność dystansowania się od wielu spraw, w tym także od

swoich słabości. Dobrze czują się także ze swoją gotowością do wprowadzania zmian w życiu -

napełnia ich to energią i entuzjazmem. Czerpią również zadowolenie ze wspierających kontaktów

Created with novaPDF Printer (www.novaPDF.com). Please register to remove this message.

background image

z innymi - inaczej niż na początku, kiedy poszukiwanie pomocy u innych postrzegali jako coś

negatywnego. DDA po terapii częściej też czują, że radzą sobie ze swoimi emocjami. Istotnie

zmniejszają się także występujące u nich wcześniej objawy psychopatologiczne. Wzrasta zaś

poczucie, że są w stanie dobrze radzić sobie w życiu i mają siły, aby to robić - aby żyć szczęśliwie.

Marzenna Kucińska

Marzenna Kucińska kieruje Ośrodkiem Psychoterapeutycznym Instytutu Psychologu Zdrowia

PTP w Warszawie. Zajmuje się psychoterapią DDA.

Ma

46

lat, męża i 10-letnią córkę.

Sam nie dasz rady

Problem DDA dotyczy również mnie. Mam tę świadomość i próbuję coś z tym robić. Ale

przerażające jest to, ilu DDA żyje wokół nas. Oni cierpią, nie wiedząc nawet, dlaczego tak się dzieje.

Wielu ludzi uważa, że psychoterapia, grupy wsparcia itp. to coś nienormalnego. Spotykam się

z takimi opiniami. Na szczęście jest ich coraz mniej, a będzie jeszcze mniej, gdy problem będzie

nagłaśniany.

Jeżeli już do kogoś dotarło, że jest DDA, i uważa, że sam poradzi sobie z problemem - to nic

bardziej mylącego. Nie poradzi sobie sam, żeby nie wiem co To na terapii odkopuje się to, co

zakopane, opłakuje się to, czego się nie dostało w dzieciństwie, i przeżywa się smutek. Po dłuższym

czasie może przyjdzie przebaczenie dla naszych rodziców. Przyjdzie ukojenie, radość, normalne

życie. Wiem, bo sama przeszłam O terapię DDA - przeszłam ją, żeby nie zwariować, żeby wiedzieć,

co 8. jest czarne, a co białe, żeby się dowiedzieć, kim jestem i jaka jestem. Dziś spokojniej i pewniej

stąpam po ziemi. Wiem, czego chcę od O życia. Wiem, czego oczekują ode mnie moje dzieci. To tak,

jakby mi

Q

ktoś podarował „nowe oczy” i ”nowe uszy”. Jestem szczęśliwa.

Halina z Tomaszowa

Tak bardzo chcę pójść na spacer

Mam 23 lata i jestem DDA. Zrozumiałam to dopiero rok temu, kiedy trafiłam do psychologa,

który stwierdził u mnie agorafobię z napadami lęku. Kiedy usłyszałam, co mi jest, nie miałam pojęcia

o tej chorobie i o tym, skąd się wzięła. Dopiero z czasem, kiedy zaczęłam regularnie spotykać się

z moim terapeutą, uświadomiłam sobie, co się ze mną dzieje. Zaczęłam dostrzegać rzeczy, o których

wcześniej nie wiedziałam albo nie chciałam wiedzieć. To dzięki psychologowi odkryłam, kim tak

naprawdę są moi rodzice i jaką krzywdę mi wyrządzili. Uważam, że to tylko dzięki nim mam tę fobię

i od ponad roku siedzę w domu. To przez nich jestem dzisiaj sama jak palec, zamknięta w czterech

Created with novaPDF Printer (www.novaPDF.com). Please register to remove this message.

background image

ścianach, i nie mogę pójść do pracy, nie mogę kontynuować nauki.

Czasami zastanawiam się, czy ten koszmar kiedyś się skończy. Tak bardzo bym chciała pójść

gdzieś z przyjaciółmi, zdać maturę, którą stale odkładam na później, pójść na studia, które są moim

marzeniem...

Jedyną osobą, która mnie wspiera, jest psycholog. Wiem, że na tym właśnie polega jego praca,

ale i tak się cieszę, że do niego trafiłam. Bardzo go polubiłam. Dziękuję mu za to, że jest.

Cały czas wierzę, że nadejdzie kiedyś taki dzień, kiedy będę na tyle silna psychicznie, aby

zrealizować swoje marzenia, ze będę mogła w końcu cieszyć się życiem.

M. z Bydgoszczy

Smutek w szczęściu

Mam 30 lat. Jestem DDA. Mam wspaniałego, kochającego męża i cudownego, mądrego syna.

Jestem nieszczęśliwa. Dlaczego? Bo każdy mój dzień to walka. Budzę się i zasypiam z waleniem ser-

ca, czasem myślę, że słyszą je sąsiedzi za ścianą. Moje serce - pełne lęków, strachu, bólu, bezsilności.

Gdyby kula ziemska była płaska, biegłabym tak długo, aż by mnie pochłonął wszechświat.

I byłoby cudownie. Bez poczucia, że wszyscy na mnie patrzą i śmieją się, tak jakbym nosiła koszulkę

z napisem: „Moi rodzice są alkoholikami i dlatego jestem nikim”. Bez uczucia żalu i pytań:

„Dlaczego tobie się to przytrafiło?”.

Nadzieja. Od dwóch miesięcy leczę depresję, za kilka dni po raz czwarty pójdę na spotkanie

grupy wsparcia DDA. Spotkam tam „swoich” ludzi, oni się ze mnie nie śmieją. Nadzieja - że zrzucę

kiedyś z siebie tę „koszulkę”. Chciałabym wierzyć, że wygram tę walkę, zacznę się uśmiechać do syna

i kiedyś będę w stanie powiedzieć: „Życie jest piękne”. Może...

Sylwia ze Szczecina

Chcę zrozumieć i pomóc

Od kilku lat w ramach praktyk wakacyjnych uczestniczę w tzw. Oazach - piętnastodniowych

rekolekcjach. W każdej grupie oazowej pojawiają się problemy związane z sytuacją w domu. Duża

część dzieci doświadcza różnych form patologii, wśród których króluje problem alkoholowy. W ciągu

piętnastu dni nikt nie jest w stanie zmienić życia człowieka, czy też naprawić tego, co przez wiele lat

było „psute” w domu. Jednak można spróbować zasiać dobre ziarno. Interesuję się psychologią,

mam pewną wiedzę z tej dziedziny. Ale w dziedzinie „problemu alkoholowego” nie jest to wiedza

pełna i do końca ułożona. Cykl artykułów w ”Charakterach” pomógł mi lepiej przygotować się na

spotkanie z ludźmi, którzy w jakiś sposób związani są z nadużywaniem alkoholu. Aczkolwiek wiem, iż

sam przeprowadzać terapii nigdy nie będę.

Created with novaPDF Printer (www.novaPDF.com). Please register to remove this message.

background image

Ryszard z Paradyża

Created with novaPDF Printer (www.novaPDF.com). Please register to remove this message.

background image

Pokusa silniejsza niż rozum,

czyli dlaczego ludzie nie radzą sobie z nałogami

Dariusz Soliński

Ronald Reagan, były prezydent Stanów Zjednoczonych, nie cieszył się opinią wybitnego

intelektualisty. Amerykańscy studenci mawiali o nim nawet, że nie jest w stanie równocześnie iść

i żuć gumy. Czynności te, każda z osobna, wymagają bowiem od niego pełnej koncentracji. W istocie

umiejętność równoczesnego wykonywania różnych działań jest koniecznością każdego żywego

organizmu. Organizm najbardziej złożony - człowiek - wykonuje w każdej chwili wiele działań

jednocześnie. Na przykład oddycha, poci się, myśli, spogląda na zegarek i idzie. Czasami zdarza się

jednak, że człowiek musi wybierać między dwoma różnymi działaniami: nie może równocześnie

napić się wódki i nie pić alkoholu, powstrzymać się od palenia i rozkoszować się wdychanym

dymem, zjadać wielkiego ciastka z górą bitej śmietany i utrzymywać surowej diety. We właściwych

wyborach pomagają nam podmiotowe mechanizmy samoregulacyjne.

Prawidłowa samoregulacja to proces, w którym to, co sam podmiot uznaje za „obiektywnie”

ważniejsze, bierze górę nad tym, co uznaje za mniej ważne. Oczywiście nie zawsze człowiek

sięgający po kieliszek alkoholu, po papierosa czy wysokokaloryczne ciastko musi odczuwać

jakikolwiek konflikt decyzyjny.

Zdarza się jednak, że robi to niejako wbrew sobie, ma świadomość, że postępuje niewłaściwie,

a potem żałuje swego czynu. W takim właśnie przypadku mamy do czynienia z procesem zaburzenia

podmiotowej samoregulacji. Nałóg jest klasycznym przykładem takiego zaburzenia: osoba czuje, że

górę w jej działaniach biorą impulsy, pokusy, chwilowe chęci, a przegrywają prawdziwe wartości

i cenione przez nią standardy.

Dlaczego ludzie nie potrafią poradzić sobie z własnymi nałogami? Powodów jest oczywiście

wiele. Tak wiele, że nawet nie podejmuję się tu wymienienia wszystkich. Skoncentruję się tylko na

tych, które mają związek z zaburzeniami samoregulacji.

Samoregulacja wiąże się z posiadaniem przez działający podmiot (człowieka) pewnych

standardów - wizji tego, „jak powinno być”. W grę wchodzą wizje zarówno na temat tego, jaki stan

byłby najlepszy (optymalny), jak i tego, jaki stan uznać można za „jeszcze dopuszczalny”. Aby owe

standardy mogły efektywnie wpływać na podejmowane przez podmiot decyzje, musi on ukie-

runkować na nie swoją uwagę, zdawać sobie sprawę, że podjęcie określonego działania oznaczać

będzie wystąpienie rozbieżności między tymi standardami a stanem faktycznym. Jeśli zaś roz-

bieżność taka już wystąpi, koncentracja na niej powinna motywować podmiot do jej usunięcia. Tak

Created with novaPDF Printer (www.novaPDF.com). Please register to remove this message.

background image

więc odchudzająca się osoba, zanim sięgnie po ciasteczko, powinna pomyśleć, że działanie takie jest

w konflikcie z akceptowanymi przez nią standardami własnej sylwetki. Jeśli natomiast już ciasteczko

zjadła, to myślenie o oddaleniu się od standardów powinno zmotywować ją do spalenia kalorii, na

przykład do intensywnej przebieżki wokół domu. Problemem, jaki często dosięga osoby pozostające

pod wpływem nałogów, jest jednak tak zwane niedostateczne monitorowanie. Po papierosa,

ciasteczko, piwo czy żeton w kasynie sięgają one bowiem zazwyczaj mechanicznie i bezrefleksyjnie.

Nie zastanawiają się nad tym, w jakiej relacji do akceptowanych przez nie standardów pozostają takie

działania. Standardy zaś przybierają w takim przypadku formę utajoną i nie spełniają swoich funkcji.

Sprawowanie efektywnej samoregulacji wymaga pewnego wysiłku. Roy Baumeister udowodnił

w serii pomysłowych eksperymentów, że właściwie każda forma podmiotowej samoregulacji wiąże

się z utratą energii. W jednym z nich osoby badane proszone były o przybycie do laboratorium na

czczo. W laboratorium unosił się wspaniały zapach dopiero co upieczonych ciasteczek

czekoladowych. Na stole stała misa z tymi ciasteczkami i druga, wypełniona rzodkiewkami. W zależ-

ności od warunków eksperymentalnych, badanych zachęcano do zjedzenia kilku ciasteczek, prosząc

o niesięganie po rzodkiewki, lub do zjedzenia kilku rzodkiewek, prosząc o nie sięganie po ciasteczka.

Po przedstawieniu tej instrukcji eksperymentator wychodził, pozostawiając badanego samego w la-

boratorium. O ile rezygnacja z rzodkiewek była dla osób badanych bardzo łatwa, o tyle

powstrzymywanie się od sięgnięcia po wspaniale pachnące ciasteczka było mało przyjemnym i - jak

zakładał Baumeister - wyczerpującym energetycznie przezwyciężeniem pokusy. Następnie obie

grupy uczestników eksperymentu poproszono o rozwiązywanie anagramów. Mniej wysiłku w to

zadanie włożyły osoby, które wcześniej zwalczały w sobie pokusę sięgnięcia po zakazane ciasteczko.

Zdaniem Baumeistera brakowało im już na to energii.

Wyczerpanie energii nierzadko towarzyszy nałogowcom. Niezwykle często muszą oni bowiem

zwalczać pokusy sięgania po „zakazane owoce”. Męczyć mogą ich również niepowodzenia

zawodowe, zawody miłosne, kłopoty finansowe, a także hałas czy kłopoty ze snem. Wszystko to

sprawia, że w kluczowym momencie często po prostu brakuje im energii, by powiedzieć „nie”.

Wspomniane zmęczenie wiąże się też zwykle ze złym nastrojem. Ulegnięcie pokusie oznacza

wprawdzie w bardziej odległej przyszłości przeżywanie silnych negatywnych emocji (poczucia winy,

wstydu, własnej niskiej wartości itp.), ale w krótkiej perspektywie czasowej wiąże się

z dostarczeniem sobie emocjonalnej przyjemności wynikającej z zapalenia papierosa, wypicia piwa

czy sięgnięcia po wielki krem sułtański. W artykule opublikowanym w ”Journal of Personality and

Social Psychology” Dianne Tice i jej współpracownicy udowadniają, że ludzie bardzo często ulegają

różnym pokusom, ponieważ sądzą, że dzięki temu poprawią sobie nastrój. Grupie badanych Tice

przekazywała (nieprawdziwą) informację, że ich zły nastrój jest niezmienny - będzie się przez jakiś

Created with novaPDF Printer (www.novaPDF.com). Please register to remove this message.

background image

czas utrzymywał bez względu na to, jakie działania podejmą. Okazało się, że osoby, które

otrzymywały taką właśnie informację, zdecydowanie rzadziej ulegały różnym pokusom.

Standardy, jakimi kierują się ludzie w swoim codziennym funkcjonowaniu, nie dotyczą, rzecz

jasna, tylko kwestii związanych z powstrzymywaniem się od pokus kojarzonych z nałogami.

Większość osób chce mieć dobre zdanie o swoich kompetencjach i pragnie, aby korzystnie oceniali je

inni. Paradoksalnie takie potrzeby mogą w pewnych warunkach narażać ludzi na popadniecie

w nałóg. Edward Jones i Steven Berglas mówią, że ludzie skłonni są czasem do przejawiania działań,

które zmniejszają ich szansę na osiągnięcie sukcesu, ale zarazem pozwalają im tak wyjaśnić

ewentualną porażkę, by mogli zachować dobre mniemanie o sobie i pozytywny image w oczach

innych. Pójście na egzamin na tak zwanym kacu czy pod wpływem narkotyku w oczywisty sposób

zmniejsza szansę na sukces. Zarazem jednak dostarcza takiego wytłumaczenia ewentualnego

niepowodzenia, które nie obciąża samooceny. Egzaminowany nie musi mówić sobie: „Nie zdałem,

bo jestem mało inteligentny”. Nie pomyślą tak też o nim inni. Wszyscy przecież wiedzą, że nie zdał,

bo był skacowany, lub też znajdował się pod wpływem narkotyku. Badania pokazują, że do takich

działań - Jones i Berglas nazywają je samoutrudnieniowymi skłonni są przede wszystkim ludzie,

których samoocena jest niepewna. Działania takie nie muszą wprawdzie polegać na sięganiu po

alkohol czy narkotyki (często przybierają po prostu formę niewkładania wysiłku w przygotowanie się

do zadania), ale jeśli tak właśnie się dzieje, mogą niepostrzeżenie przerodzić się w nałóg. Zdaniem

Berglasa wielu starzejących się sportowców i aktorów sięga po alkohol najpierw wybiórczo, by

bronić swej samooceny, a potem niepostrzeżenie piją przy każdej bez mała okazji.

W większości terapii uzależnień przyjmuje się tak zwaną opcję zerową. Alkoholikowi nie wolno

sięgnąć po choćby jedną szklankę piwa, narkoman nie ma prawa do ani jednego skręta, hazardzista

powinien zapomnieć nawet o totolotku. Pozornie taka opcja zerowa jest rozwiązaniem ze wszech

miar słusznym. Każdy, komu na sercu leży własna szczupła sylwetka, wie z doświadczenia, że jeśli

ma się przed sobą talerz pełen ciasteczek, to jedynym sposobem, aby ich nie zjeść, jest

powstrzymanie się od sięgnięcia po pierwsze. Zjedzenie owego pierwszego ciasteczka sprawia

bowiem, że sięgamy bezwiednie po drugie, trzecie, czwarte... by w końcu stwierdzić, że nie ma sensu

zostawiać na talerzu tych kilku ostatnich. Choć więc zjedzenie jednego tylko ciastka samo w sobie

nie jest przecież naganne, lepiej jest nie sięgać po nie. Alkoholik też by nie cierpiał, gdyby wypił

jedno piwo czy kieliszek koniaku. Problem w tym, że i tu uruchamia się efekt śnieżnej kuli. Nie

kończy się na jednym kuflu czy kieliszku. Co gorsza, nie kończy się na dwóch, czy też trzech... Opcja

zerowa, skuteczna jako standard samoregulacji, okazuje się mieć jednak swoje poważne minusy

wtedy, gdy jest podstawą terapii. Praktycy leczenia alkoholizmu bądź narkomanii wiedzą doskonale,

jak zatrważająco mało skuteczna jest większość programów terapeutycznych. Większość

Created with novaPDF Printer (www.novaPDF.com). Please register to remove this message.

background image

alkoholików i narkomanów wraca do nałogu. Jedną z przyczyn może być właśnie przeświadczenie

o bezwzględnym zakazie sięgania po zakazany owoc. Taki standard jest bardzo trudny do

osiągnięcia. Tak trudny, że w wielu przypadkach nałogowiec dochodzi do wniosku, że nie ma szans

na wyzdrowienie. Co gorsza, jakiekolwiek niepowodzenie powoduje poczucie totalnej klęski,

beznadziei i braku perspektyw. Alkoholik, któremu zdarzyło się sięgnięcie po kieliszek, dochodzi do

wniosku, że wszystko zostało stracone} Wypił, przegrał. Nie ma więc znaczenia, czy teraz będzie pił

do wieczora, do rana, czy też przez kilka następnych dni. Narkoman, który nie wytrzymał i zapalił

„marychę”, może dojść do wniosku, że znów przekroczył granicę i znalazł się po ciemnej stronie. Te-

raz już nie ma znaczenia, czy napełni on lufkę kawałkiem „ziela”, czy też przerzuci się na heroinę.

Terapeuci coraz częściej zdają sobie sprawę z pułapek tkwiących w opcji zerowej. Dlatego też

coraz większe zainteresowanie budzą programy odchodzące od tej idei. Alkoholicy uczeni są między

innymi kontrolowanego picia - by na przykład nauczyć się wypijać jedno piwo i na tym

poprzestawać. Jeśli zaś zdarzy im się „pójść w cug”, to oczywiście nie można przejść nad tym do

porządku dziennego, ale nie należy też dochodzić do wniosku, że wszystko (to jest cały

dotychczasowy trud walki z nałogiem) zostało stracone. Choć programy tego typu nie są jeszcze

powszechne, wiele wskazuje na to, że są znacznie bardziej skuteczne od tradycyjnych.

Dariusz Doliński

Dariusz Doliński jest profesorem Uniwersytetu Opolskiego i Szkoły Wyższej Psychologii

Społecznej. Specjalizuje się w psychologii zachowań społecznych, psychologii emocji i motywacji.

Przewodniczy Komitetowi Nauk Psychologicznych PAN. Lubi literaturę piękną i rocka

Ma 44 lata, żonę i córkę.

Created with novaPDF Printer (www.novaPDF.com). Please register to remove this message.

background image

Szczypta optymizmu,

czyli różne wyjścia z sytuacji bez wyjścia.

Alicja Senejko

Przy rozmaitych okazjach sobie i znajomym ludziom (przynajmniej tym najbliższym) życzymy

szczęśliwego życia, bez trosk i zagrożeń. Niektórzy wierzą, że to możliwe. Psychologia nazywa ich

nierealistycznymi optymistami. Ten nierealistyczny optymizm traktuje się jako atrybucję obronną,

będącą przejawem ucieczki od problemów zagrażających spokojowi ducha, jako brak przygotowania

do przyjęcia życia takim, jakie jest obiektywnie, z jego blaskami i cieniami, ze śmiercią w tle czy -

jak

powiedziałby

Viktor

Franki,

austriacki

psychoterapeuta

i filozof,

więzień

obozu

koncentracyjnego - z określoną dawką cierpienia, którą każdy z nas ma przypisaną.

Jednak pesymistyczna postawa wobec życia nie jest ani bardziej realistyczna niż nierealistyczny

optymizm, ani też nie przygotowuje lepiej do zmagania się z trudem istnienia. Zwracają na to uwagę

psychologowie społeczni (m.in. Dariusz Doliński w książce „Orientacja defensywna”). Pesymiści są

wprawdzie lepiej przygotowani na ewentualność jakiegoś nieszczęścia, ale umyka im wiele okazji

życiowych, które optymiści bez trudu wykorzystują. Pesymista ma bowiem za mało wiary w sukces,

jest zbyt sceptyczny i nieufny, żeby włączyć się w realizację szansy podsuwanej przez okoliczności.

Natomiast optymistyczna postawa wobec życia, wyrażająca się w przekonaniu, że teraźniejszość

i przyszłość należą do nas, działa jak samosprawdzające się proroctwo - prowokuje rzeczywistość do

spełnienia zamierzeń. Ale nawet najbardziej nierealistyczny z nierealistycznych optymistów nie jest

w stanie zakląć losu, by ustrzec się zagrożeń. On również musi zmagać się z życiem, zetknąć

z niechcianą stroną egzystencji. Nie jest ona zarezerwowana wyłącznie dla pesymistów - byłoby to

rzeczywiście wysoce niesprawiedliwe.

W psychologii, czyli tam, gdzie subiektywność odgrywa tak wielką rolę, na pełną sprawiedliwość

nie ma jednak miejsca. Nie cierpimy po równo, cierpienie nie jest każdemu z nas przydzielone w tym

samym wymiarze - między innymi dlatego, że różnie postrzegamy i interpretujemy sytuacje, nawet te

trudne, czy wręcz zagrażające. Różnimy się więc oceną sytuacji, na co już dwadzieścia, trzydzieści

lat temu zwróciło uwagę wielu psychologów, na przykład prof. Richard S. Lazarus i prof. Wiesław

Łukaszewski. Tę samą sytuację jedni z nas ocenią jako całkiem naturalną, a inni jako zagrażającą,

utrudniającą, czy wręcz uniemożliwiającą realizację tego, co dla nich najważniejsze. Różnice

w ocenach wynikają oczywiście z wielu czynników podmiotowych i sytuacyjnych. Na przykład im

więcej mamy celów i wartości dla nas istotnych, których osiągnięcie jest zagrożone, im bardziej

jesteśmy wrażliwi, lękliwi, pesymistyczni, mamy zaniżone poczucie własnej wartości itp. - tym

Created with novaPDF Printer (www.novaPDF.com). Please register to remove this message.

background image

łatwiej zaliczymy daną sytuację w poczet zagrażających. Dlatego też rozwód dla jednej osoby to

wielkie nieszczęście, zaś dla innej wygodny i naturalny sposób regulowania stosunków

międzyludzkich w sytuacji, gdy kobieta i mężczyzna nie widzą możliwości dalszego wspólnego

życia.

A zatem nie wszystkie sytuacje potocznie uznawane za zagrażające są nimi w subiektywnym

odczuciu konkretnych osób. Jednak zdaniem niektórych psychologów, między innymi Lennarta

Leviego

i Mariannę

Frankenhauser z Uniwersytetu

Sztokholmskiego,

istnieją

obiektywne,

uniwersalne zagrożenia i stresory, które oceniane są tak samo, niezależnie od specyfiki oceniających

je ludzi. Do takich uniwersalnych zagrożeń zaliczają na przykład kataklizmy.

Prowadziłam badania dotyczące ustosunkowania się do powodzi jako zagrożenia oraz reakcji na

ten kataklizm, w których uczestniczyła młodzież mieszkająca we wrocławskiej dzielnicy Kozanów.

W 1997 roku powódź na prawie trzy tygodnie uwięziła tych młodych ludzi w mieszkaniach. Wyniki

pokazały, że wszyscy oni traktowali kataklizm jako silne zagrożenie, ale część młodzieży postrzegała

go równocześnie jako wyzwanie. Tak więc subiektywne oceny sytuacji, mimo jej jednoznaczności,

różnią się.

Różnice w ocenach dotyczą także treściowej charakterystyki zagrożeń, czyli tego, jakie

konkretne zagrożenia skłonni jesteśmy dostrzegać i co wpływa na to szczególne uwrażliwienie na

określone zagrożenia. Z badań (również moich) wynika, że wiek może determinować wyczulenie na

pewne kategorie zagrożeń. Na przykład czternasto- czy piętnastolatki najwięcej niebezpieczeństw

dostrzegają w sferze incydentów społecznych (zaczepianie na ulicy przez nieznajomych, wymuszanie

pieniędzy, kradzieże itp.). Z kolei dla dziewiętnasto- i dwudziestolatków najczęstszymi zagrożeniami

są trudności szkolne, zaś incydentów społecznych w ogóle nie oceniają oni w kategoriach zagrożeń.

Badana młodzież różniła się także w postrzeganiu problemów egzystencjalnych (kłopotów

z samookreśleniem, lęku przed śmiercią, trudności w odnalezieniu sensu życia itp.). Dla czternasto-

i piętnastolatków ten obszar zagadnień nie jest jeszcze tak istotny jak dla starszej młodzieży i dla

dorosłych. Problemy egzystencjalne nie stanowiły więc dla nich żadnego zagrożenia. Młodzież

najstarsza wskazywała na nie znacznie częściej, choć i w tej grupie dominowały zagrożenia

doświadczane w szkole, w rodzinie, w kontaktach z sympatią czy z kolegami.

Na to, jakie zagrożenia skłonni jesteśmy dostrzegać, wpływają również nasze doświadczenia,

głównie te z wczesnego dzieciństwa. Podkreślają to psychoanalitycy, z Zygmuntem Freudem na

czele. Istotna jest częstość doświadczanych zagrożeń, ich rodzaj oraz stopień traumatyczności. Wielu

z nas - zdaniem austriackiego psychoterapeuty Erwina Ringela, zajmującego się problemem

samobójstw - ma swój słaby punkt, czyli rodzaj zagrożeń analogiczny do tych, których najczęściej

doświadczaliśmy w dzieciństwie, lub do tych, które przez szczególną traumatyczność wycisnęły

Created with novaPDF Printer (www.novaPDF.com). Please register to remove this message.

background image

piętno na naszym życiu, gdy byliśmy dziećmi. Właśnie ten rodzaj zagrożeń najszybciej

identyfikujemy, a ci najbardziej przewrażliwieni potrafią dostrzec je nawet tam, gdzie ich nie ma.

Również aktualnie doświadczane kłopoty przyczyniają się do swoistej fiksacji i do szybkiego

interpretowania ich w kategoriach zagrożenia. Zależności te ilustrują wyniki kierowanych przeze

mnie badań. Diagnozowaliśmy percepcję zagrożeń i reakcję na nie u młodzieży z rodzin

z problemem alkoholowym i u zdeprawowanych dziewcząt z ośrodka wychowawczego. Okazało się,

ze młodzi ludzie z rodzin alkoholowych doświadczali zdecydowanie więcej zagrożeń związanych

z kłopotami rodzinnymi, a dziewczęta z ośrodka - z incydentami społecznymi i problemami towarzy-

skimi. A zatem badani dostrzegali zagrożenia najczęściej w tych obszarach życia, które były ich piętą

achillesową.

Jak reagujemy na nieszczęścia, które nam się przytrafiają? Zależy to od oceny zagrożenia. Jeżeli

wydarzenie jest dla nas równocześnie zagrożeniem i wyzwaniem, jesteśmy w stanie uruchomić

więcej naszych konstruktywnych reakcji niż osoby, dla których to samo wydarzenie jest jedynie

zagrożeniem. Tak wskazują wyniki wspominanych już badań przeprowadzonych wśród wro-

cławskich powodzian. Badani postrzegający powódź jako silne zagrożenie i wyzwanie częściej niż

pozostali stosowali konstruktywne formy obrony, tzn. wykonywali czynności, które (moim zdaniem)

dzięki swoim rezultatom mają moc wspierania procesów rozwojowych. Na przykład rozważali

z bliskimi, w jaki sposób przezwyciężyć zagrożenie, albo próbowali różnych sposobów radzenia

sobie dostosowanych do sytuacji. Młodzież, którą powódź nie tylko przerażała, ale i mobilizowała,

stosowała więcej obron konstruktywnych (w porównaniu ze swoimi jedynie przerażonymi

rówieśnikami) i więcej niekonstruktywnych obron psychologicznych. W myśl mojego, funkcjonalno-

czynnościowego ujęcia obrony psychologicznej, niekonstruktywne obrony to takie, które swoimi

rezultatami nie wspierają rozwoju, a jedynie pomagają przystosować się do zaistniałej sytuacji.

Można do nich zaliczyć wyparcie, czyli umotywowane zapominanie o zagrożeniu, celowe unikanie

sytuacji i osób kojarzących się z zagrożeniem, czy też intensywne wykonywanie jakiejkolwiek

czynności „odrywającej” choćby czasowo od zmartwienia.

Wyniki te przeczą dosyć silnie zakorzenionemu w psychologii przekonaniu, że albo stosujemy

racjonalne, czyli zaradcze sposoby przezwyciężania trudnych sytuacji, albo nieracjonalne, czyli

obronne. Nie tylko moje badania dowodzą (podobne przekonanie na temat skuteczności obron

wyraża ostatnio np. amerykańska psycholog Julie K. Norem), że najlepiej wychodzą z sytuacji

zagrożenia ludzie stosujący jednocześnie obrony zarówno racjonalne, jak i nieracjonalne,

konstruktywne, jak i niekonstruktywne.

Ciekawą postawę wobec doświadczanych cierpień i zagrożeń zaproponował Franki w swojej

logoterapii: trzeba obdarzać cierpienie sensem, ażeby w ten sposób uniknąć rozpaczy jako

Created with novaPDF Printer (www.novaPDF.com). Please register to remove this message.

background image

bezsensownego cierpienia. Twierdził, że nadamy sens cierpieniu, jeżeli je poświęcimy czemuś lub

komuś poza nami - gdy na przykład będziemy przekonani, że nasze cierpienie uchroni naszych

najbliższych (tak może myśleć żona kochająca męża alkoholika, lecz separująca się od niego dla

dobra dzieci). W ten sposób cierpienie stanie się bardziej znośne, łatwiejsze do zaakceptowania.

W niektórych sytuacjach zagrożenia, na przykład w poważnej chorobie, możemy wykorzystać

nieco inne techniki radzenia sobie z nimi. Z badań Shelley E. Taylor z Uniwersytetu Kalifornijskiego

(rozwijającej teorię porównań społecznych Leona Festingera w zastosowaniu do stresujących

wydarzeń życiowych) wynika, że często stosujemy wtedy porównania społeczne. W tych sytuacjach

pełnią one funkcje obronne. Mogą to być porównania „w górę”, tzn. z lepszymi od nas, lub „w dół”,

czyli z tymi, którzy są w gorszej od nas sytuacji - choć jedni i drudzy chorują równie poważnie jak

my. Porównania „w górę” pomagają nam odzyskać nadzieję na wyzdrowienie (skoro osoba, z którą

się porównujemy, wyzdrowiała, to i my mamy tę szansę), stanowią drogowskaz, w jaki sposób

działać, aby znaleźć się w podobnej, uprzywilejowanej sytuacji. Z kolei porównania z osobami

będącymi w gorszym niż my położeniu (bardziej chorymi) pomagają nam stwierdzić, że nie jest

jeszcze z nami tak źle, że możemy z tej sytuacji wyjść obronną ręką.

Inną techniką radzenia sobie w zagrażających sytuacjach, zwłaszcza w takich, które wiążą się

z weryfikacją naszych kompetencji i niepewnym sukcesem (np. przed trudnym egzaminem), jest tzw.

strategia samoutrudniania (określili ją tak amerykańscy psychologowie Edward E. Jones i Steven C.

Berglas). Pozorna nieracjonalność polega tu na tym, ze zamiast ułatwiać sobie radzenie w zaistniałej

sytuacji, jeszcze bardziej ją komplikujemy, co w efekcie czasami przekształca niepewny sukces

w prawdopodobną porażkę. Jeżeli bowiem przed trudnym i ważnym dla nas egzaminem

uczestniczymy w całonocnej imprezie, to rezultaty mogą być opłakane. Jednak czasami,

z psychologicznego punktu widzenia, samoutrudnianie może okazać się dla nas korzystne. W sytuacji

porażki zawsze przecież można zrzucić winę na niedyspozycję spowodowaną nocną imprezą.

Natomiast w sytuacji sukcesu przypadnie nam chwała, bo mimo niedyspozycji wyszliśmy z opresji

zwycięsko, a to dowodzi, jacy jesteśmy wspaniali, wielcy intelektem i duchem.

Wiele badań wskazuje, że styl naszego mocowania się z uciążliwościami życia zależy również od

cech osobowości, między innymi od samooceny i rodzaju motywacji. Im bardziej nasza motywacja

jest egoistyczna (im bardziej w naszym systemie motywacyjnym przeważają motywy osobiste), tym

bardziej za poniesione porażki skłonni jesteśmy winić czynniki zewnętrzne, zwłaszcza najbliższe

otoczenie. Zawyżona samoocena w powiązaniu z tego rodzaju osobistą motywacją przyczynia się

dodatkowo do swoistego uporu, niebrania pod uwagę faktu, że sytuacja nas przerasta, że nie ma szans

na jej przezwyciężenie. L. J. Bożowicz i M. S. Nejmark, rosyjskie badaczki zajmujące się w latach

60. ukierunkowaniem osobowości, powiedziałyby, że cechuje nas wtedy „afekt nieadekwatności”.

Created with novaPDF Printer (www.novaPDF.com). Please register to remove this message.

background image

Z uporem i bez efektu mocujemy się z tą wyraźnie nie na naszą miarę sytuacją, podczas, gdy

najrozsądniej byłoby uznać własną słabość i zrezygnować z bezowocnych prób, oszczędzając energię

na działania i sytuacje bardziej dostosowane do naszych możliwości.

Niestety istnieją sytuacje, które w psychologii nazywa się krytycznymi i do których nie

przygotują nas nawet najlepsze treningi czy warsztaty ani własna inteligencja. Chodzi tu na przykład

o nieuleczalną chorobę albo o śmierć bliskiej osoby. Niektórzy badacze (np. amerykański psycholog

kliniczny F. C. Shontz, badający sytuacje krytyczne) twierdzą, że można wyróżnić swoiste etapy

doświadczania sytuacji krytycznych, rozpoczynające się fazą wstępną, tj. bagatelizowaniem,

ignorowaniem pierwszych zwiastunów nieszczęścia. Szok, gniew i depresja to kolejne etapy

przeżywania sytuacji krytycznych. Pogodzenie się z sytuacją jest etapem ostatnim. W przebrnięciu

przez nie najlepiej pomogą osoby bliskie, które wspierać nas będą fizycznie i duchowo. Często

właśnie dzięki nim wychodzimy bezpiecznie z zakrętu życiowego, powracamy do równowagi.

A zatem nasza dbałość o najbliższych w sytuacjach normalnych, pielęgnowanie związków

intymnych, rodzinnych czy przyjacielskich to nie tylko przejaw zdrowia psychicznego, ale również

sposób na budowanie bezpieczeństwa życiowego, przygotowywanie najpewniejszego muru

obronnego na wypadek najgorszych nieszczęść. Strategia liczenia wyłącznie na siebie może się

bowiem w sytuacjach krytycznych okazać katastrofalna.

Głębokie poczucie osamotnienia w połączeniu z ciężarem doświadczanej sytuacji krytycznej

bywa dla niejednego z nas nie do zniesienia, przekracza naszą wytrzymałość. Konsekwencją jest

zazwyczaj poczucie bezradności i bezsensu życia, brak siły i ochoty, by dalej mocować się z życiem.

Alicja Senejko

Alicja Senejko jest doktorem psychologu, adiunktem Instytutu Psychologu Uniwersytetu

Wrocławskiego. Bada przede wszystkim psychologiczne strategie obronne człowieka oraz

zagadnienia z pogranicza psychologu rozwoju i psychologii społecznej. Opublikowała wiele prac

z tego zakresu. Za najważniejsze uważa: Aktywność obronna dzieci (1995), Theoretical issues

connected with psychological defence (w

1996) Lubi przyrodę zwłaszcza kwiaty.

Psychology m a Changing Europę, BEEPG, London

Created with novaPDF Printer (www.novaPDF.com). Please register to remove this message.

background image

Sam sobie na przekór,

czyli dlaczego sobie szkodzimy.

Zofia Milska-Wrzosińska

Zdarzyło mi się niedawno rozmawiać z panem, który skarżył się, że jego trzy kolejne partnerki

życiowe (w tym dwie żony) były - jak mówił - dziecinne, bierne i nieskłonne do samodzielności. Mój

rozmówca przeżył z tego powodu trzykrotne rozczarowanie, bo zawsze chciał związać się z kobietą

niezależną, która dzieliłaby z nim odpowiedzialność za los związku. Spytałam nietaktownie, jak to

się stało, że trzykrotnie wybrał sobie partnerki zupełnie niezgodnie z własnymi oczekiwaniami. Takie

postawienie sprawy zirytowało mężczyznę: „Sugeruje pani, że ja celowo miałbym wybierać sobie

jakieś trujące bluszcze? A niby dlaczego? Nie jestem żadnym masochistą i zawsze szukałem kobiety,

która będzie mnie akceptować, ale nie uwiesi się na szyi. Nie wiem, dlaczego to się nie udaje. Może

między mężczyzną a kobietą jest za duża różnica płci? Albo może ze wszystkimi kobietami po ślubie

coś się robi takiego?”. Pod koniec imprezy, na której rozmawialiśmy, dostrzegłam go zatopionego

w pogawędce z młodszą od niego o jakieś 15 lat dziewczyną. Ona, z oczyma pełnymi zachwytu,

chłonęła relację o jego ostatnich sukcesach. On, niesiony falą jej podziwu, coraz bardziej wchodził

w rolę wszechmocnego autorytetu. Prawdopodobnie za kilka lat - a może miesięcy - opowie mi, że

kolejna kobieta okazała się nastawionym konsumpcyjnie, niedojrzałym stworzonkiem, z którym nie

sposób stworzyć partnerskiej relacji.

Widzimy wokół ludzi, którzy utrudniają sobie życie, powtarzając wciąż te same zachowania,

wchodząc w kolejne niszczące związki, a przy tym trwają w przekonaniu, że przyczyny leżą poza

nimi, że nie mają oni żadnego wpływu na koleje swojego losu. Z dogodnej pozycji obserwatora

zadajemy sobie pytanie, dlaczego uporczywie powtarzają te same błędy i ponownie wracają do

punktu, w którym byli już wielokrotnie i obiecywali sobie, że nigdy więcej. Wydaje się to niepojęte.

Bo przecież o ile związek z ostro pijącym narzeczonym można uznać za skutek młodzieńczego

niedoświadczenia, to trudniej zrozumieć, że ratunkiem z opresji, jaką są te niefortunne zaręczyny, jest

szybki ślub z damskim bokserem, a kolejne wyzwolenie niesie użalający się nad sobą i ciągle

zaćpany kochanek. Pierwsza w życiu zawodowym pyskówka z przełożonym może wynikać

z niezrozumienia reguł gry. Ale jeśli powtarza się na kolejnych posadach, z których ambitny

specjalista notorycznie wylatuje z hukiem, to jego tłumaczenie, że po prostu nie ma szczęścia do

szefów, nie wydaje się wiarygodne. Ciągłe odtwarzanie własnych niepowodzeń jest od dawna

obszarem zainteresowania psychoterapii, która proponuje rozmaite koncepcje zrozumienia pozornie

Created with novaPDF Printer (www.novaPDF.com). Please register to remove this message.

background image

bezsensownego zjawiska, polegającego na tym, że ludzie robią wciąż od nowa to samo, a następnie

cierpią w wyniku skutków swoich działań.

Niektórzy powtarzają niszczące dla siebie zachowania, bo nie potrafią się wyrzec

towarzyszących im przyjemności czy ulgi w napięciu. To model uzależnienia typowy dla alkoholika

bądź narkomana, ale nieograniczający się do więzi z substancją chemiczną. Czasem przyjemnością

jest ulga związana z rozładowaniem emocji. Ktoś może przeżywać tak wiele złości, że nie

powstrzymuje się przed jej brutalnym wyrażeniem, chociaż wie, że spotka go za to kara: wyrzucenie

z pracy, definitywne odejście żony i dzieci, czy wręcz odwieszenie wyroku skazującego.

Przyjemność związana z rozładowaniem agresji jest tu większa niż obawa przed konsekwencjami.

Nie należy jednak sądzić, że agresor nie kontroluje swojego zachowania. Przeciwnie, na ogół

starannie dobiera obiekty, na których może bezkarnie wyładować złość. Kiedy konsultowałam

kobietę robiącą od czasu do czasu dramatyczne sceny swojemu znękanemu mężowi, dowodziła ona,

że absolutnie nie może powstrzymać ataku brutalnej furii, gdy ktoś jej się sprzeciwia. Zauważyłam,

że jednak nie wybuchła złością chwilę wcześniej w recepcji ośrodka, gdy twierdzono, że jest zapisana

na zupełnie inną godzinę, niż sądzi. Spojrzała na mnie jak na osobę niespełna rozumu i odrzekła:

„Przecież państwo wezwaliby karetkę, gdybym tutaj zachowała się tak jak w domu!”.

Dla niektórych najprostszym sposobem rozładowania napięcia jest seks. Tacy ludzie są wciąż od

nowa ofiarami własnych, nagłych impulsów erotycznych. Niemożność oparcia się im spowodowała

w znanym mi z konsultacji przypadku, że kochający, oddany mąż, którego poprzednie małżeństwo

rozpadło się z powodu ustawicznych zdrad, wdał się w przelotną przygodę z ogólnie dostępną

koleżanką z pracy, a czasami także (jak mówił: „Gdy miałem ciężki czas w firmie”) odwiedzał

agencje towarzyskie. Kiedy sprawa wyszła na jaw, mężczyzna był zaskoczony, że żona poważnie

myśli o rozwodzie. „Przecież to było bez znaczenia, jak wejście do toalety. Ja po prostu czasem

jestem taki wk..., że muszę się rozładować, nawet chyba wolałbym, żeby gdzieś niedaleko była

strzelnica sportowa. No ale nie ma, to co mam robić...” - tłumaczył.

Wciąż ponawiane destrukcyjne zachowania seksualne lub agresywne jako sposób rozładowania

trudnego do zniesienia napięcia są typowe dla osób o strukturze osobowości typu borderline. Ale

bywają nałogowe przyjemności bardziej wyrafinowane psychologicznie niż seks i agresja. Na

przykład niektóre kobiety mogą uporczywie wybierać sobie na partnerów mężczyzn z marginesu, źle

funkcjonujących społecznie, ponieważ daje im to poczucie szczególnej misji, a notoryczne porażki

w nawracaniu „złych chłopców” potęgują tylko poczucie własnej wyższości moralnej.

Przymus powtarzania destrukcyjnych działań i związków może łączyć się z trudnością

w przeprowadzeniu zmiany. Jeżeli od lat funkcjonujemy w układach, w których traktowani jesteśmy

jak przedmiot, to może nam być bardzo trudno zdecydować się na przekształcenie swoich relacji,

Created with novaPDF Printer (www.novaPDF.com). Please register to remove this message.

background image

choćbyśmy czuli, że trochę nam w nich ciasno. Z kolei ci, którzy zawsze są gotowi brać na siebie

wszelkie obowiązki, nie wyobrażają sobie, jak żyliby bez tego obciążenia. I na wszelki wypadek

wolą nie próbować. Przyczyną niszczenia siebie jest tu lęk przed czymś nowym, co zakłóciłoby naszą

odwieczną równowagę psychiczną. Takie osoby w odpowiedzi na wszelkie próby perswazji

demonstrują nieograniczone możliwości gry w „Tak, ale”. Mówią na przykład: „Próbowałam

powiedzieć mężowi, dokąd chcę jechać na wakacje, ale on tylko mnie wyśmiał. To co mogę więcej

zrobić, gdy on i tak mnie nie traktuje poważnie?”, „Łatwo ci radzić, żebym nie wyręczał całego

działu i nie siedział po godzinach. Ale jak nie będzie zrobione na czas, to na kogo spadnie

odpowiedzialność? Jasne, że na mnie. Myślisz, że przy takiej sytuacji na rynku pracy mogę sobie na

to pozwolić?”.

Tu pojawiają się dalsze pytania:

Dlaczego powtarzamy akurat takie, a nie inne zachowania? Dlaczego właśnie realizacja

destrukcyjnych wzorców daje nam ulgę, przyjemność czy poczucie bezpieczeństwa? Wciąż aktualna

pozostaje odpowiedź Ronalda Fairbairna, wybitnego psychoterapeuty z kręgu tzw. relacji z obiektem.

Twierdził on, że to, czego doświadczamy w trakcie naszych relacji wczesnodziecięcych, traktujemy

jak wszechobowiązujące prawa, które sobie przyswajamy na zawsze. Jeśli zatem sukcesy są jedynym

sposobem, w jaki mały chłopczyk może zdobyć uwagę matki, to chłopczyk ten jako dorosły

mężczyzna będzie starał się imponować kobietom swoimi osiągnięciami w nadziei, że w nagrodę

otoczą go one wytęsknioną matczyną troską. Najmłodsza córka, która nauczyła się, że jej rolą

w rodzinie jest bycie rozładowującą napięcia maskotką, może grać rolę głupiutkiej trzpiotki przez

wiele lat, nie bacząc, jak bardzo jej to szkodzi.

Oczywiście obrazy rodzinnych postaci, utrwalone na taśmach dziecięcej pamięci, nie zawsze są

obiektywne. Jeśli kilkuletni chłopiec podsłuchiwał nocne awantury swoich krewkich rodziców, dla

których nie było dobrego seksu bez kłótni, to może mylnie czuć, że mama i tata nienawidzą się i chcą

sobie zrobić coś złego. W latach 80. ubiegłego wieku wielu mężczyzn wyjeżdżało na kilka lat za

granicę, by pracować na utrzymanie rodziny. Ich dzieci mogły emocjonalnie przeżywać to jako

opuszczenie i uznawać tatę za kogoś, na kim nie można polegać, choć w rzeczywistości był on

odpowiedzialnym i kochającym ojcem rodziny. Ale nawet niezgodna z prawdą utrwalona wizja jest

emocjonalnie silna i wpływa na nasze życie.

Uwewnętrznione w dzieciństwie wyobrażenie o świecie ma czarodziejską moc sprawczą - świat

staje się taki, jaki myślimy, że jest. Kobieta - córka agresywnego, nieprzewidywalnego ojca, który

znęcał się nad nią i jej matką - zachowuje w sobie jego wewnętrzny obraz, a siebie przeżywa jako

bezradną dziewczynkę, zdaną na łaskę i niełaskę wszechmocnego pana i władcy. W rezultacie jej

kolejni partnerzy to szczególna galeria drani, lub też zwykłych mężczyzn, których do draństwa

Created with novaPDF Printer (www.novaPDF.com). Please register to remove this message.

background image

nieświadomie prowokowała.

Jesteśmy w dramatyczny sposób wierni naszym złym postaciom z dzieciństwa - i to jedno ze

źródeł błędnego koła naszych nieszczęść. Nie chcemy, by kochał nas i akceptował byle kto, ale

koniecznie taki brutalny sukinsyn jak kochany tatuś albo wyniosła Królowa Śniegu, podobna do

idealizowanej mamusi. Dokonujemy cudów, by uszczęśliwić smutną, wycofaną dziewczynę,

wzbudzającą w nas wspomnienie depresyjnej, niedostępnej emocjonalnie matki, którą niegdyś na

próżno próbowaliśmy zadowolić. Marzymy, że nasza miłość i troska zrobi supermana

z wystraszonego chłopaka, jota w jotę podobnego do terroryzowanego przez matkę ojca, który nigdy

nie potrafił stanąć w naszej obronie. Bo dopiero wtedy, gdy właśnie ktoś taki (a nie ci wszyscy

dzielni, mili chłopcy i dobre, otwarte dziewczyny, trafiający się nam w życiu} nas pokocha, zły czar

zostanie odwrócony. A jeśli przez niedopatrzenie zwiążemy się z osobą, z którą możliwy jest dobry,

spokojny związek, to nasze niespełnienie skłoni nas do szukania alternatywnych, niewłaściwych

i frustrujących obiektów. Oczywiście dorobimy do tego romantyczną ideologię o spotkaniu

wyczekiwanej bratniej duszy czy jedynej prawdziwej miłości, dla której trzeba wszystko poświęcić.

Mamy też inne sposoby niszczenia satysfakcjonujących relacji. Jeśli pojawi się w dorosłym życiu

ktoś bardziej obiecujący niż zapamiętane przez nas zawodne obiekty z dzieciństwa, to z całym

impetem możemy zacząć od niego żądać tego, co nie było nam niegdyś dane. Osierocona przez ojca

w dzieciństwie młoda kobieta może od kochającego męża wymagać tak wiele zewnętrznych, często

drugorzędnych przejawów miłości („Nie popatrzyłeś mi w oczy, jak się ze mną żegnałeś przed

wyjściem do pracy! Już mnie nie kochasz!”), że on - znękany jej roszczeniowym nienasyceniem -

zacznie się od niej odsuwać, co ona przeżyje jako dramat ponownego opuszczenia. W ten sposób

ktoś, kto na początku wcale nie miał cech uwewnętrznionego, złego wczesnodziecięcego obiektu,

stopniowo przybierze jego postać i odegra tę niewdzięczną rolę.

Codzienna autodestrukcja to odgrywanie wciąż od nowa dziecięcych dramatów i niezdolność

dostrzeżenia, że świat nie jest taki sam, jaki był w naszym domu rodzinnym, a my jesteśmy już

dorośli i nie musimy wiecznie powtarzać tej samej roli. Robimy to, co kiedyś było optymalnym

sposobem przetrwania w specyficznych okolicznościach naszego dzieciństwa.

Dziewczynka wykorzystywana seksualnie przez ojca nauczyła się, że potulność jest jedynym

sposobem uniknięcia przemocy, a nawet zyskania pewnych łask. W dorosłym życiu będzie godziła

się na niszczące układy z mężczyznami, bo to da jej nadzieję na przetrwanie, a być może na jakąś

formę kontro-li nad męską agresją. Najstarszy syn, od którego rodzice oczekiwali przedwczesnej

odpowiedzialności i dojrzałości, będzie wciąż brał na siebie nie swoje zobowiązania i wszystkich

wyręczał - aż trafi do szpitala z wy padniętym dyskiem.

Dobre dzieciństwo daje wolność budowania różnorodnych związków, bez przymusu dosłownego

Created with novaPDF Printer (www.novaPDF.com). Please register to remove this message.

background image

powtórzenia znanego z dzieciństwa modelu relacji. Złe dzieciństwo trzyma w kleszczach

wyuczonych automatycznych zachowań, które są powtarzane znowu i znowu. Przeszłość trzyma nas

na uwięzi. Czasem nie tylko odtwarzamy w dorosłym życiu destrukcyjne minione więzi, ale nawet

przeżywamy je wciąż od nowa w relacji z rodzicami czy rodzeństwem. Tak zwana rodzina pierwotna

pozostaje podstawowym układem odniesienia. Na przykład dla czterdziestoletniego mężczyzny,

który nigdy nie został zaakceptowany przez swojego surowego ojca, wciąż najważniejszą - lecz

nieosiągalną - łaską jest aprobata siedemdziesięcioletniego taty, a nie miłość żony czy uznanie

zawodowe. Dorosła kobieta może przeżywać pretensje matki o błahe zapomnienie znacznie boleśniej

niż na przykład to, że córeczka jest przedszkolnym kozłem ofiarnym i codziennie ma koszmary

senne. Takie osoby całe życie pragną miłości rodzica i wciąż się przekonują, że jej nie dostaną. Im

bardziej nie dostają, tym bardziej o nią walczą.

Psychoterapeuta wypowiadający się na temat ludzkiego cierpienia nieuchronnie, prędzej czy

później, jest konfrontowany z punktującym pytaniem: „No dobrze, takie są mechanizmy i przyczyny,

ale w końcu co nam z teorii? Czy coś się da na to poradzić?”. Odpowiedź nie jest łatwa. Bo jeśli

powtarzanie tego samego dramatu stanowi wyraz nigdy niespełnionej, ale wciąż żywej nadziei

opartej na już nieadekwatnej wizji świata

;

to aby dramat się skończył, musimy zrezygnować zarówno

z owej nadziei, jak i z dotychczasowego rozumienia życia Jest to bolesny, trudny proces pożegnania

się z nieziszczalną ułudą.

Zofia Milska-Wrzosińska

Zofia

Milska-Wrzosińska

jest

psychologiem

i psychoterapeutą

Kieruje

Laboratorium

Psychoedukacji w Warszawie.

Napisała książkę o relacjach między kobietami i mężczyznami „Bezradnik”.

Ma męża i czworo dzieci.

Created with novaPDF Printer (www.novaPDF.com). Please register to remove this message.

background image

Silna wola i inne bajki, czyli mity o piciu alkoholu.

Wiktor Osiatyński

Czy częstotliwość picia jest dowodem uzależnienia?

Tak i nie. Codzienne picie kieliszka wina do obiadu nie jest uzależnieniem. Ale częste picie

większej ilości alkoholu to dość poważny sygnał uzależnienia. Zwłaszcza częste upijanie się może

być objawem tej choroby. Pamiętajmy: każdy alkoholik może przerwać picie na jakiś czas. Trudno

mu jednak wytrzymać bez picia, toteż wcześniej czy później znowu sięga po alkohol. A wówczas

nieuchronnie, chociaż nie zawsze od razu - znów zacznie się upijać.

Alkoholicy często mają przerwy w piciu. Są im one „potrzebne”, gdyż organizm nie wytrzymuje

ciągłego picia. Przerwy te nie świadczą jednak o tym, że ktoś nie jest alkoholikiem. Jeśli kończą się

one powrotem do destrukcyjnego i niekontrolowanego picia, stanowią stuprocentowy dowód

uzależnienia.

Czy można pić w sposób kontrolowany i czy to oznacza, że nie ma uzależnienia?

Można. Większość ludzi pije alkohol właśnie w sposób kontrolowany i nie popada

w uzależnienie. Uzależnia się jedynie 10-15 proc. spożywających go. Istotą uzależnienia jest właśnie

utrata kontroli nad częstotliwością i ilością wypijanego alkoholu. Dlatego alkoholizm nazywa się

niekiedy „chorobą kontroli”.

Utrata kontroli przybiera dwie formy. Po pierwsze, człowiek uzależniony sięga po alkohol, choć

obiecał sobie i innym, że tego nie zrobi. Po drugie, uzależniony traci kontrolę nad ilością wypijanego

alkoholu, gdy tylko zacznie pić. Ktoś na przykład umówił się, że pójdzie wieczorem z żoną do

teściów, i postanowił być trzeźwy. Po południu wstąpił jednak na piwo, „bo przecież jedno nie

zaszkodzi”. Ale wypiwszy je, poczuł nieodpartą chęć dalszego picia, wypił więc drugie, trzecie - i w

końcu się upił. Kiedy indziej poszedł na przyjęcie, obiecując sobie (lub komuś), że tym razem się nie

upije. Postanowił wypić tylko jeden kieliszek, ale gdy go wypił, nie mógł się powstrzymać przed

następnymi i znów przebrał miarę.

Alkoholik dramatycznie walczy o przywrócenie kontroli, a także o to, by dowieść innym i sobie,

że jej nie utracił. W tym celu czasem rzuca picie na dłuższy czas. Na przykład w sierpniu w polskich

kościołach wielu ludzi ślubuje, że nie będą spożywać alkoholu. We wrześniu podejmują picie w naj-

lepsze, uznając, że skoro wytrzymali cały miesiąc, to znaczy, że nie mają problemu. W istocie niemal

każdy alkoholik może przez długi czas nie pić w ogóle. Nie może jednak przez długi czas pić

ograniczonych dawek alkoholu. Toteż prawdziwy test na alkoholizm nie polega na tym, by w ogóle

nie pić, lecz na tym, by pić przez długi czas na przykład tylko jeden kieliszek wina. Człowiek

nieuzależniony nie będzie miał z tym większych trudności. Uzależniony nie podoła takiemu

Created with novaPDF Printer (www.novaPDF.com). Please register to remove this message.

background image

ograniczeniu; wcześniej czy później po jednym kieliszku wypije drugi, potem trzeci i następny, aż do

upicia się. To właśnie jest niezaprzeczalny dowód uzależnienia i braku kontroli nad piciem alkoholu.

Czy silna wola i mocna głowa chronią przed chorobą?

Tak zwana mocna głowa jest jednym z głównych ostrzeżeń przed możliwością uzależnienia.

Alkohol jest trucizną, przed którą normalny zdrowy organizm broni się. Wpływa on również na

rozregulowanie kontroli w centralnym układzie nerwowym, więc zdrowy człowiek po jego wypiciu

ma zawroty głowy, trudniej mu mówić, robi głupstwa. Człowiek z ”mocną głową” toleruje większe

ilości alkoholu. Oznacza to najczęściej, że jego organizm jest bardziej odporny na truciznę, jaką jest

alkohol. Taki człowiek może wypić dużo więcej niż inni, ale alkohol w jego organizmie działa

identycznie: pozostaje trucizną. Spożywanie większej ilości trucizny musi więc powodować większe

spustoszenie.

Najczęściej bywa tak, że posiadacz „mocnej głowy” przez jakiś czas będzie całkiem nieźle

funkcjonował po alkoholu, ale - jeśli nie zginie w bójce, w wypadku albo nie umrze na zawał bądź

inną chorobę spowodowaną nadużywaniem alkoholu - po latach głowa mu osłabnie. Wtedy będzie

upijał się coraz mniejszą ilością trunku, a ponieważ głód alkoholu i objawy odstawienia nasilą się nie

do wytrzymania - będzie upijać się coraz częściej, czasem nawet po kilka razy dziennie.

Silna wola jest w przypadku alkoholizmu raczej zdradliwym pojęciem. Alkoholicy na ogół

wykazują bardzo silną wolę w działaniach, które służą piciu: potrafią w środku nocy w nieznanym

mieście wytrwale szukać piwa czy wina aż do skutku. Nie mają natomiast woli - ani silnej, ani słabej

- wobec samego alkoholu lub innego środka, od którego są uzależnieni. Na tym właśnie polega

uzależnienie. A jednocześnie alkoholik walczy uporczywie, choć beznadziejnie, o udowodnienie

sobie i światu, że jednak tę wolę posiada. Stąd bezskutecznie ponawiane obietnice i próby

kontrolowanego picia. Stąd wymyślny niekiedy system zaprzeczeń, który pomaga wyszukiwać inne

przyczyny picia niż po prostu alkoholizm. Nieprzypadkowo Pierwszy Krok Anonimowych

Alkoholików mówi o uznaniu bezsilności (czyli braku siły i woli] wobec alkoholu. Gdy zrobi się ten

„pierwszy krok”, trzeba wciąż wyrabiać w sobie silną wolę, żeby wytrwale realizować program

zmian osobistych niezbędnych do tego, by najpierw w ogóle wytrwać w trzeźwości, a później żyć

normalnie bez alkoholu.

Piwo jest czy nie jest alkoholem?

Jest. Bez żadnej dyskusji. Nikt nie upija się wódką, winem czy piwem, ale alkoholem zawartym

w wódce, winie, piwie i w innych napojach alkoholowych. Nikt nie uzależnia się od wódki, likieru,

koniaku lub piwa, lecz od alkoholu w nich zawartego. Mit, że piwo to nie alkohol, jest zgubny. To on

sprawia, że coraz więcej młodych ludzi pije coraz więcej piwa.

Wiktor Osiatyński

Created with novaPDF Printer (www.novaPDF.com). Please register to remove this message.

background image

Wiktor

Osiatyński

jest

prawnikiem

i socjologiem

profesorem

porównawczego

konstytucjonalizmu i praw człowieka na Uniwersytecie Środkowoeuropejskim w Budapeszcie i w

Warszawie oraz na Uniwersytecie w Chicago. W roku 1989 założył Komisję Edukacji w Dziedzinie

Alkoholizmu i Innych

Uzależnień Fundacji im Stefana Batorego Kierował nią do 1999 roku. Napisał książkę na temat

alkoholizmu - „Grzech czy choroba?„

Created with novaPDF Printer (www.novaPDF.com). Please register to remove this message.

background image

Wiele zachowań, które sprawiają przyjemność, może uzyskać cechy uzależnienia. Trudno jest

dokładnie określić TEN moment, ale można w przybliżeniu zbadać, jaki jest stopień zagrożenia

uzależnieniem.

Kwestionariusz Kontroli Zachowań

Wybierz takie zachowanie, o którym wiesz, że trudno jest (byłoby) Ci się od niego powstrzymać,

mimo że są ku temu powody. Nazwij to zachowanie i zakreśl jedną z pięciu możliwości:

0 - nie zdarza się nigdy lub zdarza się tylko sporadycznie, w pojedynczych przypadkach

1 - zdarza się rzadko (znacznie mniej niż połowa przypadków)

2 - zdarza się często (około połowa przypadków)

3 - zdarza się bardzo często (znacznie więcej niż połowa przypadków)

4 - zdarza się zawsze lub sporadyczne są przypadki, gdy się nie zdarza

1. Próby przerwania lub zaprzestania tego zachowania przeze mnie kończą się porażką. 0 12 3 4

2. Niepowodzenie w powstrzymaniu się od tego zachowania wywołuje moją rezygnację ze

stawiania sobie dalszych granic w kontrolowaniu jego częstotliwości. 0 12 3 4

3. Mam trudności w rozstrzygnięciu, czy moje zachowanie jest „raczej korzystne”, czy „raczej

szkodliwe”. 0 12 3 4

4. Niektóre znaczące osoby w moim życiu oceniały to zachowanie jako szkodliwe, a inne jako

korzystne. 0 12 3 4

5. Zastanawiam się nad tym, czy powinienem to zachowanie akceptować, czy nie. 0 12 3 4

6. Podejmuję to zachowanie bez zastanowienia. 0 12 3 4

7. Nie mam siły, aby powstrzymać się od tego zachowania.0 12 3 4

8. Chęć angażowania się w to zachowanie rośnie w miarę jego kontynuowania. 0 12 3 4

9. Łatwiej jest mi powstrzymać się od tego zachowania, niż przerwać je w toku. 0 12 3 4

10. Podejmuję to zachowanie, by zatracić się lub odpuścić sobie. 0 12 3 4

11. Miałem powody do powstrzymania się od tego zachowania i mogłem to zrobić, ale

świadomie z tego zrezygnowałem. 0 12 3 4

12. Podejmowałem to zachowanie wyłącznie dla doraźnej przyjemności, nie zastanawiając się, co

będzie jutro. 0 12 3 4

13. To zachowanie okazało się dla mnie pomocne w pewnej sytuacji i wiem, że nadal będzie

pomocne w innych sytuacjach. 0 12 3 4

Created with novaPDF Printer (www.novaPDF.com). Please register to remove this message.

background image

14. Jestem w stanie

wyeliminować wszelkie niepowodzenia

w zapanowaniu nad tym

zachowaniem, mimo powtarzających się porażek. 0 12 3 4

15. Nawet najsilniejsza pokusa podjęcia tego zachowania nie będzie miała na mnie żadnego

wpływu, jeżeli nie będę tego chciał. 0 12 3 4

16. Myślę, że „wszystko zależy od mojej woli”. 0 12 3 4

17. Myślę, że „zdecydowanie radzę sobie lepiej niż inni ludzie”.0 12 3 4

18. Nie mogę doczekać się końca pracy lub ważnych zajęć, by podjąć to zachowanie. 0 12 3 4

19. Jestem niespokojny, rozdrażniony i zły, kiedy nie mogę zrealizować tego zachowania. 0 12 3

4

20. Kiedy jestem zmęczony lub odczuwam silny stres i napięcie, trudniej jest mi kontrolować to

zachowanie. 0 12 3 4

21. Ponieważ wiele osób wokół mnie to robi, trudno jest mi powstrzymać się od tego

zachowania. 0 12 3 4

22. Podejmuję to zachowanie, ponieważ pokusa, by to robić, jest naprawdę duża. 0 12 3 4

23. Nie widzę w tym zachowaniu absolutnie nic złego. 0 12 3 4

24. Nawet głód i zmęczenie nie powstrzymują mnie od tego zachowania. 0 12 3 4

25. Uważam, że to zachowanie daje mi dużo korzyści, więc mogę je kontynuować, nawet jeśli źle

się czuję fizycznie. 0 12 3 4

26. Trudno jest mi zrezygnować z tego zachowania na rzecz jakichś innych, bardziej odległych

korzyści. 0 12 3 4

27. Jeśli dłużej nie korzystam z tego zachowania, to moje samopoczucie się pogarsza. 0 12 3 4

28. Najlepiej czuję się wtedy, kiedy to robię. 0 12 3 4

29. Podejmuję to zachowanie, aby rozładować napięcie. 0 12 3 4

30. Tuż przed podjęciem tego zachowania odczuwam silne specyficzne podniecenie. 0 12 3 4

31. Moment rozpoczęcia tego zachowania przynosi mi ulgę lub szczególne zadowolenie. 0 12 3

4

32. Kiedy myślę o tym zachowaniu, pojawia się przymus podjęcia go jak najszybciej. 0 12 3 4

33. Gdy podejmuję to zachowanie, okazuje się, że aby osiągnąć pełne zadowolenie, potrzebuję go

w większej dawce niż poprzednio. 0 12 3 4

34. Świadomość tego, że zachowanie mi szkodzi, nie powstrzymuje mnie od jego powtarzania. 0

12 3 4

Interpretacja wyników:

Jeżeli w stwierdzeniach 1, 5, 6, 7, 10, 11, 18, 19, 20, 23, 27, 29, 32, 33, 34 (w co najmniej kilku

Created with novaPDF Printer (www.novaPDF.com). Please register to remove this message.

background image

z nich) uzyskałeś wyniki 1 i więcej, to znaczy, że wybrane przez Ciebie zachowanie ma pewne cechy

nałogowości. Pozostałe stwierdzenia odnoszą się do różnych czynników skłaniających do

nadużywania tego zachowania. Jeżeli uzyskałeś w nich wynik 3 i więcej - przy wynikach 0

w stwierdzeniach dotyczących nałogowości (to te wyżej wymienione) - oznacza to, że może

znajdujesz się na drodze do uzależnienia.

Leszek A Kapler, Beata Krzak

Leszek A Kapler i Beata Krzak są psychoterapeutami. Pracują w Instytucie Psychologii Zdrowia

w Warszawie.

Pomoc DDA obejmuje dwa nurty. Po pierwsze, można włączyć się w grupę samopomocową,

w której nie ma terapeuty. Takie grupy powstają przy poradniach dla AA, czasem przy poradniach

odwykowych. Po drugie, można zgłosić się na profesjonalną psychoterapię, ale nie jest ona dostępna

we wszystkich województwach.

Najlepszym źródłem informacji na ten temat będą Wojewódzkie Ośrodki Terapii Uzależnień

i Współuzależnień, których adresy znajdują się w lokalnych książkach telefonicznych. Terapia

prowadzona „pod skrzydłami” WOTUW jest bezpłatna.

Informacji udziela także Instytut Psychologii Zdrowia (Warszawa-Włochy, ul. Gęślarska 3; tel.:

022 863 90 97, 022 863 87 38; www.ipz.edu.pl). Większość świadczeń IPZ również jest bezpłatna.

Instytut Psychologii Zdrowia prowadzi też specjalistyczne szkolenia dla terapeutów, którzy chcieliby

pracować z Dorosłymi Dziećmi Alkoholików.

DDA szukający pomocy mogą również skorzystać z terapii w prywatnych gabinetach. Muszą je

znaleźć na własną rękę.

W Internecie istnieje nieoficjalna strona Dorosłych Dzieci Alkoholików. Oto jej adres:

dda.w.interia.pl

Created with novaPDF Printer (www.novaPDF.com). Please register to remove this message.

background image

Nota bibliograficzna

Wszystkie teksty z książki „Gdzie się podziało moje dzieciństwo” są poprawionymi przedrukami

artykułów opublikowanych w ”Charakterach” w łatach 1999-2003 (tytuły zostały zmienione).

Agnieszka Widera-Wysoczańska, Gdzie się podziało moje dzieciństwo, „Charaktery” nr 3/2001

Marzenna Kucińska - cykl tekstów poświęconych DDA, które ukazywały się w ”Charakterach” od nr

8/2002 do nr 3/2003 Dariusz Doliński, Pokusa silniejsza niż rozum, „Charaktery” nr 9/2001 Alicja

Senejko, Różne wyjścia z sytuacji bez wyjścia, „Charaktery” nr 6/2001 Zofia Milska-Wrzosińska,

Sam sobie na przekór, „Charaktery” nr 9/2003 Wiktor Osiatyński, Silna wola i inne bajki,

„Charaktery” nr 9/2001 Kwestionariusz Kontroli Zachowań, „Charaktery” nr 9/2001.

Created with novaPDF Printer (www.novaPDF.com). Please register to remove this message.

background image

Kim są Dorosłe Dzieci Alkoholików?

Co dzieje się w rodzinach alkoholików?

Jakie role pełnią w nich dzieci?

Co dzieje się z dzieckiem alkoholika, gdy dorasta?

Jakie są typowe problemy Dorosłych Dzieci Alkoholików?

Gdzie i jakiej pomocy szukać powinni DDA?

Na te i wiele innych pytań odpowiada najnowsza książka Wydawnictwa „Charaktery”.

Zgromadzone w niej teksty wybitnych specjalistów pomogą Dorosłym Dzieciom Alkoholików

zrozumieć źródło ich problemów, a dzięki temu zrozumieć również siebie.

Tego e-booka otrzymujesz dzięki:

www.ksiazkidosluchania.tnb.pl


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Gdzie sie podzialo moje dziecinstwo
Gdzie się podziało moje dzieciństwo (problemy alkoholizmu)
Gdzie się podziało moje dzieciństwo DDA
Gdzie sie podzialo moje dziecinstwo
Gdzie sie podzialo moje dziecinstwo
Gdzie sie podzialo moje dziecinstwo
Gdzie sie podzialo moje dziecinstwo
Gdzie sie podziało moje dzieciństwo
żak Piotr Gdzie się podziało moje dzieciństwo

więcej podobnych podstron