The Shadow of Death Rozdział 2


Darkness.
Danger is hiding everywhere.
Better watch out.
It gonna find you.
But&
When?
Rozdział 2
PPOV
Siedział w gabinecie ojca, który w specyficzny dla siebie sposób kazał mu
tu przyjść. Tylko nie bardzo wiedział po, co. Postanowił tym razem nie
denerwować ojca, który z pewnością w dalszym ciągu był zły po ich
wczorajszej rozmowie. Domyślał się, że będzie znowu nalegał by
przeprosił Milly. On jednak zamierzał przystawać przy swoim, nie
ulegając presji ojca, który opanował perfekcyjnie technikę manipulacji
ludzmi.
- Cieszę się, że przyszedłeś - powiedział ojciec wchodząc do
gabinetu
- Jakbym mógł odmówić tak uroczemu zaproszeniu?- powiedział
sarkastycznie Philip
- Synu czy ja kiedykolwiek nauczę cię szacunku do starszych?
- Czy to pytanie retoryczne? Szanuję dorosłych.
- Dobrze, już dobrze. Nie o tym chciałem z tobą pomówić.
- A więc o czym, jeżeli nie o moim złym zachowaniu.
- Nie ironizuj mi tu, bardzo cię proszę. Mam dla ciebie niezwykłą
propozycję.
- Nie.
- Co  nie ? Nawet jej nie wysłuchałeś!
- Wiem, ale w momencie kiedy twierdzisz, że jest ona  niezwykła , z
góry wiadomo, że będzie beznadziejna i nie do przyjęcia.
- Kto cię chował?!
- Z pewnością nie ty. Jak dobrze pamiętam to była ciocia Beatrice&
- Nie ważne. Czy dasz mi skończyć?  przerwał mu ostro ojciec
- Oczywiście.
- Doskonale. Nie wiem czy wiesz, ale zakupiłem ostatnio od rządu
Portugalskiego wyspę St. Mejos, znajdującą się 30 km od Sycylii.
Wyspa nie została jeszcze przez nikogo dokładnie przeszukana.
Klimat, jak w tropikach, co jest nietypowe dla tego regionu.
Roślinność bujna i różnorodna. 3 piękne piaszczyste plaże, z
których piach używany jest do klepsydr. Kokosy, melony, banany,
kukurydza to jedne z wielu owoców tam rosnących. Do tego jest
tam niewielki strumień niezwykle krystalicznej wody, która
spokojnie nadaje się do picia. Rafa koralowa rozciągająca się
wzdłuż wybrzeży wyspy, uniemożliwia rekinom na zbyt bliskie
podpływanie, dzięki czemu pływanie i surfowanie jest w pełni
bezpieczne. Nie stwierdzono obecności ludzi. Wyspa
zamieszkiwana jest za to przez szeroki wachlarz tropikalnych i
bardzo rzadki roślinożerców.
- Niezwykłe. Gratuluję kolejnej  wspaniałej inwestycji. Tylko nie
bardzo rozumiem, co ja mam z tym wszystkim wspólnego?
- Chciałbym byś wziął urlop dziekański i zajął się organizacją hotelu
na tej wyspie. Chcę by jak najszybciej powstał tam ekskluzywny
kurort ze Spa. Oczywiście wszystko ma być na wysokim
poziomie. Zabiegi upiększające, masaże i tym podobne. Z resztą
nie muszę ci mówić, sam kiedyś mi to tłumaczyłeś.
- Chwila. Czy dobrze usłyszałem, że chcesz bym zerwał się ze
studiów by zająć się tym całym kurortem na tej wyspie?
- Niezupełnie. Nie proszę byś się zrywał tylko wziął urlop
dziekański, który ci z resztą przysługuje.
- A co ja z tego będę miał?
- Satysfakcję.
- I to ma mnie przekonać, tak? Mam polecieć na jakąś dziką wyspę
by zbudować ci hotel Spa tylko po to by osiągnąć satysfakcję?
Dziękuję, ale nie skorzystam.
- Philip&
- Cieszę się, że wziąłeś mnie pod uwagę, ale wolę skończyć studia.
- Dobrze, więc. A jak powiem ci, że jeśli spiszesz się doskonale i uda
ci się nie tylko wybudować wspaniały kurort, ale i dobrze go
wypromować, będzie twój, to czy się zgodzisz przyjąć moją
propozycję?
- Od tak o? Żadnych haczyków?
- Nie, od tak o. Masz mnóstwo roboty. Wytrwasz i doprowadzisz
projekt do końca dostaniesz kurort ode mnie na własność.
Zastanawiał się przez chwilę zanim udzielił ojcu ostatecznej odpowiedzi.
- W porządku.
- Rozumiem, że przyjmujesz warunek?
- Tak.
- Doskonale. Idz się pakuj.
- Słucham?
- Jutro rano masz wylot. Nie chciałbym byś go przegapił.
Następnego dnia po południu&
Kiedy zobaczył wyspę na własne oczy nie mógł uwierzyć, że zgodził się
nadzorować projekt. Wyspa wyglądała dziko i nierealnie przez czystość
jaka tam panowała. Nie naruszona przez człowieka przyroda miała szansę
w pełni rozkwitnąć nadając temu miejscu niezwykłości i oryginalności.
Wszystko zapierało dech w piersi. Problem polegał na tym, że nie było
tutaj miejsca na kurort. Spora ilość palm będzie musiała być wycięta by
teren został w pełni przystosowany pod turystów.
Kiedy wreszcie udało mu się otrząsnąć z szoku, wypakował swoje rzeczy
na brzeg, ale nie bardzo wiedział, co dalej z nimi zrobić. Prawdopodobnie
najrozsądniej byłoby, gdyby mieszkał na jachcie, bo tam przynajmniej
miał dostęp do wszystkiego, nie mówiąc już o miękkim wygodnym łóżku,
które na niego tam czekało. Perspektywa spania na twardym podłożu
jakoś nie bardzo mu się podobała.
- Szefie, gdzie to rozpakować?- zapytał George, jeden z jego
pracowników
- Na razie niczego nie będziemy rozpakowywać, bo nie ma tego
gdzie przechować. Bezpieczniej będzie zostawić wszystko na
jachcie.
- Tak jest szefie.
- I ty masz zamiar tu mieszkać przez kolejny rok?- spytała Nicole,
opierając się o niego
- Owszem.
- Kochanie, ale ja nie mogę spać na piachu. To może zaszkodzić
mojej skórze!- powiedziała z wyraznym niezadowoleniem
- Nikt ci nie każe spać na piasku. Możesz spać na jachcie.
- A ty?!
- Ja będę spać, gdzie mi się spodoba  powiedział rozdrażniony
mając dosyć jej marudzenia.
- Ale&
- Nikki, nie zachowuj się jak dziecko, proszę cię.
- W porządku. Mógłbyś być jednak trochę milszy.
- Postaram się.
- Patrick- zawołał- powiedz reszcie by rozbiła obóz na brzegu. Nie
wchodzcie w głąb lasu.
KPOV
Siedziała na niewielkiej skale, o którą co chwilę rozbijały się fale
zburzonego i wyjątkowo niespokojnego morza. Bryza owiewała jej twarz,
pozostawiając po sobie przyjemne uczucie chłodu. Lubiła to miejsce, bo
potrafiła odciąć się od wszystkiego i wybiegać marzeniami w dal. Nie
mogła marzyć będąc w pobliżu swojej rodziny, która zaplanowała
dokładnie całe jej życie. Znała tradycje swojego plemienia i wiedziała, że
pewnego dnia ojciec wtrąci się w jej życie; że będzie musiała wypełnić
jego wolę. Tylko dlaczego nie potrafiła się z tym pogodzić? Westchnęła
ciężko i zeszła ze skały. Postanowiła przejść lasem by zanurzyć stopy w
strumyku.
Dochodząc do osady zauważyła grupę ludzi, która przygotowywała się do
wyprawy. Ona też zamiast szwendać się powinna zacząć się pakować.
Wyglądało na to, że będzie najmłodszą uczestniczką. Poszła do swojego
pokoju, wyjęła worek, który dostała od matki na 18ste urodziny i wrzuciła
go na łóżko. Nie bardzo wiedziała na jak długo się wybiera i co powinna
właściwie zapakować. Wyjmowała i wrzucała to, co wpadło jej w ręce.
Znalazło się w nich parę kostiumów na przebranie. Najwyżej będę prać,
pomyślała zamykając worek.
Kiedy ponownie pojawiła się na zewnątrz było tam dużo więcej osób. W
tłumie stała również jej rodzina. Poszła najpierw na pastwisko po Bituel,
bez której nie ruszy się nawet krok. Klacz od razu ją poznała i
przygalopowała do niej. Kathopeia wskoczyła na konia i ruszyły kłusem
do osady. Jej obecność została natychmiast odnotowana przez
pozostałych. Tworzyły niebezpieczne duo. Od dawna wiedziała, że
członkowie plemienia nie darzyli dużą sympatią jej klacz twierdząc, że
koń jest niezrównoważony i ma problem z psychiką. Kathopeia uważała
inaczej, gdyż od samego początku znalazła wspólny język z Bituel. Była
to jedyna istota na którą naprawdę mogła liczyć, w każdej sytuacji.
Kochała ją. Jednak z jednej strony było to smutne, bo Kathopeia powinna
uważać rodzinę za oparcie. Z drugiej jednak strony nie można tego
odnalezć, gdy ludzie karcą cię za to kim ktoś jest naprawdę.
Wzięła głęboki wdech i podjechała do rodziny. Ojciec zobaczywszy ją na
klaczy zmarszczył brwi, okazując w ten sposób swoje niezadowolenie.
- Nie wezmiesz jej. Nie pozwalam, rozumiesz?- powiedział ojciec
zanim zdążyła się z nimi przywitać
- Wezmę- odparła równie agresywnie, co jej ojciec
- Kochani, uspokójcie się- upomniała ich matka widząc, że zbiera
się na kolejną awanturę- córeczko, dlaczego akurat ją?
- To mój koń. Znam ją i ufam.
- W porządku- ustąpiła matka
- O nie! Ja się nie zgadzam- powiedział ojciec. Machnął ręką w
stronę Bituel, która natychmiast się przepłoszyła i stanęła dęba.
Nastąpiła ogólna panika wśród stojących nieopodal ludzi. Kathopeia
zaczęła szeptać słowa, które powoli uspokajały zdenerwowaną klacz.
Kiedy wreszcie stanęła normalnie, Kathopeia spojrzała groznie na ojca.
- Ona się boi, więc przestań łaskawie wymachiwać rękoma.
- Ty mi nie mów, jak mam podchodzić do koni!
- Panie, musimy już jechać- zbliżył się przewodnik wycieczki
- Naturalnie- powiedział spokojnie ojciec, a potem zwrócił się do
córki- powodzenia kochanie.
- Jak nie wrócę będzie to twoja wina, ojcze.
- Kochanie!- wykrzyknęła nerwowo mama
- A nie? To ty mnie wygoniłeś i jeżeli zginę będzie to twoja zasługa.
Z resztą nie obchodzi cię mój los, więc za bardzo cię to nie
obejdzie. Żegnam!
- Kath- usłyszała głos brata
To jedno słowo sprawiło, że zawróciła powrotem. Zeskoczyła z Bituel,
podbiegła do brata i przytuliła się do niego mocno. Usłyszała, jak szepnął
jej by wróciła. Jak nie dla rodziców, to dla niego. Kilka łez spłynęło jej po
policzku, które szybko otarła by nie zostały zauważone.
- Kocham cię skubańcu- szepnął i pocałował ją w czoło- dasz sobie
radę.
- Mam nadzieję. W końcu muszę wrócić skopać tyłek temu
baranowi Joahimsowi.
- Dokładnie. Obiecuję pomóc.  mrugnął porozumiewawczo i raz
jeszcze ją przytulił.
Uśmiechnęła się promiennie, ucałowała go w policzek i pobiegła do
Bituel. Wskoczyła na nią i pogalopowała by dogonić resztę grupy. Ludzie
szybko usuwali się jej z drogi, obawiając się stratowania. Milethu podążył
wzrokiem za odjeżdżającą młodszą siostrą. Wciąż nie potrafił zrozumieć
motywu ojca jakim się kierował wysyłając Kathopeię na tak
niebezpieczną wyprawę. Czyżby nie zdawał sobie sprawy z niezwykłych
zdolności swojej córki?
Dogoniła grupę bardzo szybko. Po drodze zerwała krwistoczerwony kwiat
i włożyła go za lewe ucho. Zawsze różniła się od mieszkańców swojej
wioski. Miała ciemnoczekoladowe włosy i fiołkowe oczy. Była jedyna o
takiej urodzie, gdyż pozostali członkowie plemienia mieli oczy koloru
ciepłego bursztynu i czarne, jak smoła włosy. Matka wspomniała jej
kiedyś, że zarówno z charakteru i urody jest podobna do swojej prababki.
Ta natomiast była sławna i szanowana ze względu na swoje
paranormalne zdolności. Kathopeia odziedziczyła je po babce, więc
powinna się czuć wyjątkowo, ale przez te lata traktowana inaczej zaczęła
się czuć jak obca.
- Boisz się?- pojawił się koło niej Direll. Chłopak w jej wieku,
którego znała, ale jakoś nigdy za sobą nie przepadali. Od
dzieciństwa robili sobie na złość.
- Nie- odpowiedziała bez zastanowienia.
- Naprawdę? Wiesz nie musisz udawać.  rzucił z wyrazną kpiną.
- Słuchaj, pajacu. Ja niczego nie udaję. Nigdy! Zawsze jestem sobą.
- Spokojnie. Dziwne, że jaśnie pani księżniczka zdecydowała się na
taką wyprawę. No wiesz, takie jak ty nie lubią się brudzić i męczyć
za bardzo.
- I tu pojawia się problem. Twój mózg wielkości orzeszka ziemnego
nie wziął pewnej rzeczy pod uwagę. A mianowicie tego, że jestem
normalną dziewczyną, która nie boi się ubrudzić. Poza tym, dla
twojej informacji, na wyprawę zostałam wysłana .
- Teraz ty posłuchaj, księżniczko. Nie jestem żadnym pajacem z
małym mózgiem. Mam swoje obowiązki i chcę je wykonać
poprawnie.  powiedział przez zęby - Ty natomiast mi tu
zawadzasz, więc nie zmuszaj mnie bym musiał poświęcać ci
więcej czasu niż powinienem.
- Skończyłeś? Naprawdę twoja przemowa była inspirująca, prawie
tak dobra jaką mój ojciec co wieczór mi funduje. Tylko radziłabym
się tak nie ekscytować, bo jeszcze ci jakaś żyłka pęknie. Byłaby
wielka szkoda stracić takiego inteligentnego człowieka&
- Jezu, jaka ty jesteś irytująca! Nie dziwię się, że cię wysłali. Z tobą
nie da się normalnie rozmawiać.
- Wow! Bystrzak o móżdżku orzeszka. Brawo! Jestem pod
wrażeniem. Tak trzymaj!
- Ty& - zacisnął szczękę
W tej właśnie chwili podjechał do nich przywódca wycieczki, Marco, który
zarządził rozbicie obozu na nocleg. Nie był zupełnie świadom tego, że
uratował ją przed gniewem Dirella, którego właśnie wyprowadziła z
równowagi. Musiała pójść po wodę nad rzekę by pozostali uczestniczy
mieli czego się napić. Wzięła ciężkie baniaki do ręki i już chciała zawołać
Bituel, kiedy Marco oznajmił by dała klaczy odpocząć. Zrezygnowana i
lekko rozdrażniona, że musi iść taki kawał na piechotę, ruszyła w stronę
rzeki. Do obozu wróciła, gdy była już ciemna noc.
PPOV
Philip przeżył lekkie załamanie nerwowe. Nie spodziewał się, że wyspa
będzie tak wyglądać. Ojciec w prawdzie wspominał, że nie została przez
nikogo zwiedzona, ale mimo wszystko nie przeszłoby mu przez myśl, że
będzie tak dzika. Stanął na brzegu i patrzył na las. W powietrzu unosił się
cichy przyjemny dla uszu śpiew ptaków.
- Tu nawet nie ma czystej wody!!- krzyknęła nagle Nikki
- Nikki, zrozum wreszcie, że to dzika wyspa nie przystosowana do
przyjmowania turystów. Przynajmniej na razie.
- Ty naprawdę wierzysz, że z tej dziury zrobisz luksusowy kurort do
którego będę ściągać tłumy?!
- Oczywiście. Po to tu przyjechałam.
- Czy to jakiś kolejny głupi zakład?
- Nie nazwałbym tego zakładem a umową. Dostanę tę wyspę wraz
z kurortem jeżeli zrobię z tego raj na ziemi.
- Jasne. Życzę szczęścia! Idę się poopalać, bo jedynie, to można tu
robić.
- Można jeszcze pływać.
- Pewnie jeżeli chcesz być pożarty żywcem przez rekiny lub inne
wielkie ryby. Wybacz, ale podziękuję za taką atrakcję.
- Przesadzasz. Nic cię tu nie zje, pod warunkiem że nie odpłyniesz
dalej niż 500 metrów od brzegu.
- Wybieram mniej niebezpieczne zajęcie - opalanie.
- Od którego można dostać raka skóry i umrzeć w wielkich
męczarniach.
- Niech cię o to głowa nie boli.
- Ani myślę zaprzątać sobie tym głowy.
Odszedł pomimo, że Nikki coś zaczęła krzyczeć. A raczej wyklinać jego
brak manier. Jego kolejna dziewczyna musi być mniej humorzasta,
pomyślał.
Pierwsza noc na tej wyspie okazała się ciekawa. Hałasy i odgłosy
sprawiały, że wszyscy czuli dziwne zdenerwowanie. Gorsze jednak było
słuchanie marudzenia Nikki, której buzia nie zamykała się nawet na
chwilę. Zdawał sobie sprawę, że ludzie mają jej serdecznie dość.
Postanowił coś z tym zrobić.
- Czy mogłabyś zamknąć buzię?- zapytał grzecznie
- Ja się boję!!- histeryzowała
- Nikki, sama się pchałaś tutaj, więc teraz nie narzekaj.
- Wiem, ale myślałam&
- Idz spać.  przerwał jej szybko nie mając siły słuchać znowu tego
samego
- Ale&
- Śpij do cholery!!!- ryknął
- Spokojnie!  powiedziała z szeroko otwartymi oczami
- Zamkniesz się albo tę noc spędzisz poza namiotem. Wybór należy
do ciebie!
- Dupek!
- Mam to gdzieś.
Prychnęła, ale więcej się nie odezwała.
Pomimo, że Nikki wreszcie przestała mówić, niemal całą noc nie potrafił
zmrużyć oka. Gdy tylko wstało słońce, ubrał się i wyszedł ze swoim
notatnikiem. Szedł wzdłuż plaży robiąc wstępny plan zagospodarowania
wyspy. Znalazł polanę, która idealnie nadawała się do wybudowania
hotelu. Parę drzew będzie trzeba powycinać, ale to nie stanowiło
większego problemu.
Dobre 3km odszedł od obozu. Zatrzymał się, kiedy zdawało mu się, że
słyszał rżenie konia. Obrócił się o 360 stopni w poszukiwaniu zwierzęcia,
ale go nie zobaczył. Postanowił więc podążyć za dzwiękiem. Musiał wejść
w głąb lasu. Przeszedł parę dobrych metrów, kiedy zauważył śnieżno-
białego konia, który stał w strumieniu. Przysiadł ukrywając się w
zaroślach by nie zostać zauważonym i nie spłoszyć zwierzęcia.
Niespodziewanie za głazu wyszła młoda kobieta. Ubrana w coś
podobnego do kostiumu z mini spódniczką. Biała tkanina ładnie
kontrastowała z jej ciemną karnacją i niezwykle zgrabną sylwetką. Wszedł
głębiej w zarośla obawiając się, że go zobaczy. Obserwował dziewczynę,
która szła po kamienistym brzegu, jakby był to delikatny dywan. Chlapała
swojego konia, który za każdym odskakiwał. Dziewczyna się śmiała
najwyrazniej dobrze się bawiąc.
Wyjął cicho aparat, który miał w kieszeni i zaczął robić zdjęcia. Zrobił
największe zbliżenie, jakie tylko było możliwe. Nie udało mu się zrobić za
dużo zdjęć, gdyż dziewczyna po chwili skoczyła na grzbiet konia i ruszyła
galopem, znikając za drzewami. Patrzył jeszcze przez chwilę w kierunku,
w którym dziewczyna podążyła. Wyszedł z krzaków i podszedł do
strumyka. Zauważył, że coś błyszczy się w wodzie, więc ukucnął by
sprawdzić, co to jest. Okazało się, że był to kamień, ładnie uformowany z
czymś w rodzaju zawieszki u nasady. Osuszył kamień chusteczką, a
potem włożył do kieszeni.
KPOV
Będąc nad strumykiem miała dziwne przeczucie bycia obserwowanym.
Wydawało jej się to oczywiście całkowicie absurdalne. Zwierzęta przecież
nie obserwują ludzi. Poza tym wyspę nie zamieszkiwały drapieżniki, które
mogłyby zagrażać ich bezpieczeństwu. Z resztą gdyby coś złego się
działo, jej klacz by się od razu zorientowała. W końcu miała bardziej
wyczulone zmysły od niej.
Przywiozła wodę do obozu po raz kolejny. Nie bardzo rozumiała dlaczego
to właśnie ona zostaje za każdym razem po nią wysłana. Wszyscy
traktowali ją ulgowo. Prawdopodobnie ze względu na to, że była córką
władcy. Nie komentowała tego faktu i nie sprzeciwiała się specjalnemu
traktowaniu. Po prostu nie było sensu, bo cokolwiek by powiedziała i tak
by do nich nie przemówiło. Obawiali się, że jeżeli coś jej się stanie to
władca nałoży na nich surową karę i nie okaże żadnej litości. Dlatego też
postanowiła nie strzępić sobie języka na darmo, a zaakceptować całą
sytuację.
Usiadła na posłaniu przygotowanym przez Dirella, chłopaka z którym się
pokłóciła w pierwszych godzinach wyprawy. Skrzywiła się, bo posłanie
okazało się niezwykle twarde. Nie była przyzwyczajona do spania na
czymś takim; postanowiła jednak nie narzekać.
- Jak ci się tak strasznie nie podoba to łóżko, to zrób sobie nowe 
powiedział głos za jej plecami.
Odwróciła się i zobaczyła twórcę posłania. Uśmiechnęła się choć wcale
nie miała na to ochoty.
- Nie ma takiej potrzeby.
- No tak, księżniczka boi się pokaleczyć rączki- powiedział
szyderczo
Koniec tych uprzejmości, pomyślała. Bez żadnego uprzedzenia, wzięła
patyk do ręki i celnie w trafiła w jego brzuch. Uderzenie sprawiło, że zgiął
się w pół.
- Co cię napadło?- jęknął- postradałaś rozum?!
- A tobie nie dali mózgu, idioto?- warknęła
Natychmiast do niej doskoczył i złapał za ramię. Pociągnął ją mocno, tak
że chwyt sprawił jej ból. Szarpnęła się.
- Puszczaj mnie!!  próbowała się uwolnić
- Oo, czyżby odwaga cię opuściła?- zaśmiał jej się w twarz
- Kto cię chował, dzikusie?  powiedziała przez zęby
- Milcz!!- krzyknął i popchnął tak mocno, że się przewróciła i
boleśnie uderzyła w bark.
Złapała się za bark. Czuła, że traci czucie w ręku. Przerażona siłą bólu jaki
ją przeszył natychmiast podjęła próbę podniesienia się z ziemi, ale nie
mogła. Ból był zbyt silny. Azy popłynęły pomimo, że tak bardzo starała się
je powstrzymać. W ciągu kilku minut zrobiło się naokoło niej dziwne
poruszenie. Podszedł do niej Marco. Uklęknął koło niej.
- Wszystko w porządku?- zapytał delikatnie
- Potwornie boli mnie bark i mam wrażenie, że tracę czucie w ręku-
powiedziała cicho, ocierając wierzchem dłoni mokre od łez
policzki.
- Aktorka- warknął cicho Direll
W oka mgnieniu Marco doskoczył do chłopaka. Powalił go na ziemię
jednym dokładnym uderzeniem. Chłopak dostał tak mocno w szczękę, że
w chwili uderzenia można było usłyszeć chrzęst kości. Kath wzdrygnęła
się na nieprzyjemny dla uszu dzwięk, nie zdając sobie sprawy, że się
skuliła. Wiedziała, że należało mu się za to w jaki sposób ją potraktował,
ale przecież sprowokowała go do tego ruchu. Nie myśląc długo rzuciła się
w jego obronie.
- Nie! Proszę!- stanęła między nim a Marco
- Matka by się za ciebie wstydziła, Direllu. Jak mogłeś podnieść
rękę na kobietę!?
- Ona mnie sprowokowała, ojcze- odezwał się Direll.
Kathopeia była lekko zdezorientowana, jednak nie było to spowodowane
przez ból jaki jej doskwierał. Właśnie dowiedziała się, że chłopak, którego
miała dotąd za nisko stojącego w hierarchii, okazał się być synem
przywódcy. Potrzebowała dobrej chwili by przyswoić tę informację.
-  Ona ma imię, synu. Kathopeia jest córką naszego władcy i bez
względu na to, co by ci powiedziała czy sprowokowała nie wolno
ci jej tknąć nawet placem! Rozumiesz?!  zagrzmiał Marco
- Tak, ojcze- powiedział skruszony, ale jej samej posłał mordercze
spojrzenie
- Przeproś ją- nakazał mu ojciec
- Ojcze&
- Natychmiast!!- warknął
- Przepraszam, że cię popchnąłem- powiedział udając szczerość,
ale ton głosu bynajmniej nie wskazywał skruchy.
- Doskonale. Od tej chwili zostajesz jej ochroniarzem i masz
pilnować by nie spadł jej nawet najmniejszy włos z głowy.
- Ale& mam również inne zobowiązania  sprzeciwił się Direll
- Nie musisz się o nie martwić. Od tego momentu nie są już twoimi
obowiązkami. Jedynym jest Kathopeia.  powiedział surowo
ojciec
- Uważam, że& - nie poddawał się
- Na twoim miejscu poszedłbym z nią do pielęgniarki by sprawdziła
czy z jej barkiem wszystko w porządku.  przerwał mu ostro,
dając do zrozumienia, że dyskusja na ten temat jest skończona.
- Tak, ojcze.  skinął posłusznie Direll, zaciskając palce w pięści tak
mocno, że kostki mu zbielały.
Marco odszedł. Direll popatrzył zanim. Po jego minie można było
stwierdzić, że nie jest zachwycony poleceniem swojego ojca. Dopiero gdy
na nią spojrzał, zorientowała się, że było to coś więcej niż niezadowolenie.
On był wściekły. Podniosła się z ziemi, otrzepała zabrudzony strój. Rzuciła
mu obojętne spojrzenie i ruszyła w stronę namiotu pielęgniarki. Direll ją
dogonił i złapał pod drugie ramię. Natychmiast mu się wyrwała.
- Pójdę sama!
- Mam się tobą zająć, dzieciaczku- zadrwił Direll
- Odczep się! Masz mnie nie dotykać. Znowu mi coś złamiesz.
- Wiesz jesteś potwornie nadętą księżniczką.
- A ty głupi. Na twoim miejscu stanęłabym w kolejce po mózg.
Może ci się uda.
- Będę tu czekał- stanął przed namiotem
- Jak chcesz- rzuciła obojętnie
- Nie chcę, ale muszę, to różnica, księżniczko.
Zignorowała tę uwagę i weszła do środka.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
The Shadow of Death Rozdział 4
The Shadow of Death Rozdział 3
The Shadow of Death Rozdział 6
The Shadow of Death Rozdział 5
The Shadow of Death Rozdział 1
Aleister Crowley The Rape of Death (pdf)
In the Shadow of the Wall
Dr Who Target 156 The Paradise Of Death # Barry Letts
Karta postaci do systemu The Shadow of Yesterday
M C Beaton [Ar01] Agatha Raisin & The Quiche Of Death
In the Shadow of the Moon
Kim, Ferrin REMOVING THE SHADOW OF SUSPICION
Forgotten Realms The Shadow of the Avatar  All Shadows Fled v1
The Babylon Project Eye of the Shadow
Audioslave Shadow Of The Sun
Shadow of the Vampire
The chronicles of live and death

więcej podobnych podstron