o wspułzyciu przed slubem ks pawlukiewicz


. Aby kobieta była naprawdę kobittą musi posiadać niewyczerpane pokłady owej tajemniczości, na których odkiycie do końca nie starcza nawet wielu lat małżeństwa. Nie raz opowiadali mi o tym małżonkowie zakochani w swoich żonach po uszy. „Gadamy ze sobą proszę księdza, i gadamy, spędzamy ze sobą dnie i noce, i ciągle moja żona jest dla mnie tajemnicą. Ale, proszę księdza,jaka słodka to tajemnica..”.

Wrócę jeszcze na chwilę do tego najbardziej popularnego argumentu,jakimposlug1ąjąsięmJodzi kiedy uzasadmają swoją decyzję o podjęciu współżycia. Argumentu w głębokiej miłości, który wyraża się najprostszym: współżyjemy, bo się bardzo głęboko kochamy

— Czy rzeczywiście tak? —zapytałem pewną parę. — Czyżby rzeczywiście był to dla was najważniejszy motyw takiego postępowania?

— Ależ oczywiście — odpowiedzieli oboje bez wahania,

— A może to jest po prostu bardzo, bardzo przyjenlile? Może robicie tak, bo jest wam wtedy po prostu bardzo, bardzo miło?

— Ależ skąd, tu nie chodzi o przyjemność. Po prostu tak wyrażamy naszą miłośi —nie chcieli ustąpić narzeczeni.

Boże drogi! —pomyślałem. Jacy to biedni ludzie. Czytałem kiedyś w gazecie, ile to człowiek spała kalorii przy jednym akcie seksualnym, a więc ile go to sił musi kosztować. I właśnie ci biedacy, nie mając z tego żadnej przyjemnoości, muszą się tak męczyć w tym łóżku, żeby sobie tę miłość okazać i udowodnić.

Imoże jeszcze jedno, moim zdaniem, zafałszowanie,jeśh chodzi o szafowanie argumentem miłości dla uzasadniania przedmałżeńskiego współżycia. Postaram się je pokazać także na

Przykładzie dialogu,jaki nieraz już w życiu przyszło mi toczyć z młodymi zwolennikami rewolucji seksualnej

— Proszę księdza, my się kochamy. To, co nas łączy, to nie jest przelotna emocja, ale głębokie uczucie. Cóż to więc za różnica, czy rozpoczniemy współżycie po podpisaniu paru papierków i założeniu sobie obrączek, czy podejmiemy je już teraz. Miłość i dziś, i wtedy będzie taka sama. A przecież to chyba ona jest najważniejsza.

— To prawda — odpowiadałem — miłość jest najważniejsza. Ale jak jąrozumiecie? Bo jednym z istotnych jej wymiarów w ujęciu chrześcijańskim jest oddanie sobie nawzajem wszystkiego. Czy wy to już uczyniliście?

— Ałeż oczywiście! —padała zazwyczaj entuzjastyczna odpowiedź.

— Oddaliście sobie wszystko, a więc konkretnie co?— dociekałem swoimi pytaniami.

-Wszystko! Po prostu wszystko. Wspólnąmamykasę, wspólne kasety, książki, papierosy, choć z tych ostatnicb chcemy zdecydowanie zrezygnować.

— No dobrze, mówicie o wymiarze ekonomicznym. Ale co ze sprawami duchowymi? Czy wasze życie weiętrzneteż już macie wspólne? — czepiałem się nadal, jak na księdza przystało.

— Ależ tak! Nie mamy przed sobą żadnych tajemnic — to mówiąc, młocki ludzie zazwyczaj z uśmiechem patrzyli na siebie, a nawet brali się za ręce. — Ja opowiedziałem jej swoje życie, nie pomijając tych cienmiejszych stron, a moja dziewczyna do końca otworzyła się przede mną.

— Czyli nie macie już przed sobą żadnych tajemnic z przeszłości ani z teraźniejszości? Czy tak mam to rozumieć?

Dokładnie! —odpowiadali zazwyczaj jednogłośnie.

— A zatem, skoro między wami jest rzeczywiście tak wspaniale, powinniście oddać sobie jeszcze tylkojedną rzecz. Wtedybędziecie mogli powiedzieć, że łączy was już pelna miłość.

— Ajaka to rzecz? —pytali na raz chłopaki dziewczyna, a ich niezmącony niczym uśmiech na twarzy zdawał się mówić: „No problem. Jesteśmy gotowi na wszystko”.

—Musicie oddać sobie swojąprzyszłość.

— Jak to: oddać swoją przyszłość? — pytali narzeczeni, mocno trzymając się za ręce.

— Wszystkie swoje przyszłe dni — odpowiadałem. -7 Wasza przyszłość należy do was. Oczywiście, mogą nastąpić jakieś przypadki losowe, których nie możecie przewidzieć, ale to wy decydujecie, jak będzie wyglądała wasza przyszłość. Zatem, aby wasza miłość była pełna, musicie oddać sobie jeszcze to, co jest przed wami. „Ja oddaję tobie wszystkie moje przyszłe dni. Moja przyszłość należy do ciebie”.

— Oczywiście! Jesteśmy gotowi to uczynić, a nawet już to zrobiliśmy! —rozlegała się tryumfalna odpowiedz.

— Tak? A to serdecznie zapraszam was do ołtarza. W zakrystii mam stułę, świadków zaraz znajdziemy ijeśli chcecie, to za kwadrans już przed Bogiem i Kościołem będziecie mogli sobie powiedzieć właśnie te słowa: ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńska, i że cię nie opuszczę aż do śmierci. I wtedy już rzeczywiście oddacie sobie wszystko. Już w calym tego słowa znaczeniu będziecie mogli mówić o pelni waszej miłości, a wasze współżycie nie będzie żadnym nadużyciem, ale adekwatnym wyrazem tego, co między wami zaistniało. No to jak? Za kwadrans czy może za godzinę? Może jeszcze chcielibyście pójść po rodziców?

I tu zazwyczaj młodzi tracili nieco pewność siebie.

—Nonie, proszę księdza, ani za kwadrans, ani za godzinę. Wie ksiądz, my tak planujemy za rok albo półtora. Bo to jeszcze studia skończyć i mieszkanie, no itak w ogóle...

Tak więc dopóki nie padnie przy ołtarzu sakramentalne „tak”, nikt nikomu nie może powiedzieć, że oddał mu wszystko, a tym samym nie może być mowy o polnej miłości. Mogą być szalone uczucia, ogromne przywiązanie i życzliwość, ale to nie to samo. A tym wszystkim, którzy zapewniają, że decyzja już praktycznie podjęta, więc po co czekać do

momentu ślubu, chętnie opowiem, jak to z kościelnym, organistąi licznie przybyłymi gości czekałem na narzeczonych w kościele, a oni... nie przyjechali. Dobrze chociaż, że mama narzeczonej zadzwoniła i powiedziała, że ślubu nie będzie. Najbardziej głowąkiwali goście. Bo zjednej strony tak sięmocno kochali, ale z drugiej to... kto teraz zwn5ci za kwiaty?

Nikt, kto nie oddał drugiemu wszystkiego, a więc i przyszłości, i nie przyjął od drugiego wszystkiego, a więc ijego przyszłości, nie może mówić, że kocha do końca. Tu chciałbym jeszcze raz zwrócić uwagę na tę sprawę przyjmowania przyszłości od drugiego człowieka. Wmyśl chrześcijańskiej wizji miłości malżeńskiej jest to przyjęcie bezwarunkowe. Przyjmuję twojąprzyszłość bez względu nato, co się w niej wydarzy. Będę z tobą,jeśli się staniesz nerwowy, jeśli zostaniesz kaleką,jeśli będziesz miał często depresje,jeśli nawet zakochasz się w kimś innym, bo i to każdemu może się zdarzyć. Będę z tobą bez względu na to,jaka będzie twoja przyszłość. Może będę płakał, może się lękał, może poproszę o czasową separację, ale cię nie opuszczę. To jest dopiero pelna miłość. Nawet największe, szalone uczucie jest czymś śmiesznie pustym w porównaniu do wolnej i świadomej decyzjikochaniakogośtak,jakto opisałem.

Janusz Saluga, piosenkarz i kompozytor, na jędnym ze swoich koncertów powiedział kiedyś do młodej widowni takie słowa: „Dopiero po dwudziestu latach małżeństwa odkryłem, na czym polega tekst przysięgi małżeńskiej. Ja mojej żonie mówię tak: jesteśmy dobrowolnym związkiem ludzi wolnych, to JA ci ślubuję, że JA nie opuszczę cię aż do śmierci. Ty jesteś wolnym człowiekiem. Możesz być ze mną. Nie musisz. Tylko musisz wiedzieć, że to JA ci ślubuję, że to JA nie opuszczę cię aż do śmierci. J nawet gdybyś odeszła ode mnie i nie było cię dwadzieścia, trzydzieści, pięćdziesiąt lat, to musisz wiedzieć, że kiedykolwiek powrócisz, to zawsze na ciebie będzie czekała micha z zupą, i zawsze ci umyję nogi, bo to JA ci ślubuję, że to JA nie opuszczę cię aż do śmierci

W tych miłosnych argumentach optujących za współżyciem przedmałżeńskim można spotkać często jeszcze jeden, który sprowadza się do słów: „ja to robię dla niego”. Specjalnie nie użyłem tutaj mdzaju żeńskiego, bo to właśnie dziewczyny częściej godzą się na współżycie. Robią to, w swoim mniemaniu, właśnie tylko dla swojej sympatii. Krótko mówiąc: „chcę mu dać swoje ciało, bo chcęmu dać szczęście”. Moje pytanie, które zara zmi się tu nasuwa, brzmi: szczęście? A na jak długo? Na kwadrans? Na dzień? Na kilka miesięcy? Czy to, że pozwalasz mu na akt seksualny, kiedy tylko twój chłopak ma na to ochotę, pomoże jemu, pomoże potem wam obojguwma]żetistwie? Weźmytald przykład. Cliłopakidziewczyna chodzili przed ślubem dwa lata i praktycznie przez cały czas ze sobą współżyli. Co kilka, co kilkanaście dni, a niekiedy nawet codziennie. Czasem dziewczyna trochę się sprzeciwiała, że może nie dziś, może nie teraz, ale jej chłopak grzecznie ,dowcipnie, ale skutecznie przekonywałj ą, że nie ma co odkładać. Potem wzięli ślub i teraz praktycznie współżyli już każdej nocy, W tym okresie małżonka też próbowała niekiedy się przeciwstawiać, że źle sięczuje, że jest zmęczona, ale teraz mąż miał jeszcze jeden mocniejszy argument: „to z kim mam współżyć, jaknie z tobą?”. Żona bojąc się, że znajdzie sobie jakąś odpowiedź na to pytanie, godziła się na wszystko. J teraz załóżmy, że mąż wyjeżdża na półroczny, roczny kontrakt daleko za granicę. Teoretycznie będzie musiał spędzić sam w łóżku dziesiątki nocy. On, który od kilku lat miał kobietę praktycznie zawsze, kiedy tego pragnął. Kto w takiej sytuacji uwierzy, że nagle ten mężczyzna wykrzesa w sobie siłę powściągliwości seksualnej? A przecież agencje towarzyskie są wszędzie, a nawetjeśli nie agencje, to nawet koleżanki z pracy. Czystość i wstrzemięźliwość przedś lubnajest praktycznie jedyną konkretnąprzesłanką pozwalającą wierzyć w wierność współmałżonka. Krótko mówiąc, iziewczynaprzedślubempowinnaprzyjąćmniej więcej takąpostawę: pokaż mi, jak potrafisz opanować się przy mnie, kobiecie, która przecież niejest twojążon a która ci się podoba i której pragniesz. Wtedy uwierzę ci, że w przyszłości będzieszumiał opanować sięprzy innych kobietach, które nie będą twoimi żonami, a które też ci się spodobają i których też może będziesz pragnął.

Wielu młodych ludzi myśli, że moment ślubujest chwilą, od której można już robić z żoną wszystko, kiedy się chce. Otóż nic takiego. Pomijając wspomnianą możliwość roz

stania

spowodowanego przez jakiś wyjazd, pozostaje jeszcze wiele przyczyn, dla których małżonkowie muszą zrezygnować ze współżycia. Jeśli są katolikami, którzy na razie nie pragną poczęcia dziecka, a którzy poważnie traktują swoją wiarę, to wiadomo, że czeka ich wkażdymmiesiącu jlkanaście dni wstrzemięźliwości seksualnej. Takie sąbowiem zasady akceptowanej przez Kościół naturalnej metody odczytywania dni płodnych i niepłodnych. Ale nawet ci, którzy będą chcieli używać środków antykoncepcyjnych, muszą się liczyć choćby z sytuacją, kiedy jakakolwiek choroba będzie wymagała zaprzestania współżycia nawet na dłuższy okres. Także przed i po porodzie dziecka każda para małżeńska zobowiązana jest do wstrzemięźliwości okołoporodowej.

Współżycie przedślubne wcale nie ubogaca partnera, a wręcz przeciwnie — bardzo go zubaża. Co mam na myśli? Miłość pomiędzy kobietą i mężczyzną wyraża się za pomocą wielu znaków. Uśmiech, dobre słowo, gest przytulenia, pomoc w pracy, darowany bukiet kwiatów, prezent, napisany wiersz, pocałunek i wiele, wiele innych. Najgłębszym znich jest stosunek płciowy. On najwięcej wyrażaion najbardziej angażuje. I jest z nim trochę takjak z narkotykami. Jeśli ktoś zacznie brać mocne środki, to już potem żadne słabe go nie zadowolą. Podobnie i tu. Jeśli chłopak z dziewczyną zaczną przed ślubem wyrażać to, co ich łączy, poprzez współżycie, to jest bardzo prawdopodobne, że

zaniedbajajęzyk miłości,jakim są wszystkie inne pozostałe znaki. Do czego to może doprowadzić? Gdy,jak to się potocznie mówi, udzielamjakieś młodej parze ślubu w kościele, to bardzo często zdumiewa mnie niepomiemiejedna rzecz Otóż pan młody i paima młoda w chwili składania sobie przysięgi małżeńskiej bardzo często nie patrzą sobie w oczy Ja nigdy dozgozmego ślubu miłości żadnej dziewczynie nic składałem, ale tak mi się wydaje, że gdybym to czynił, to w tak istotnym dla mego ijej życia momencie patrzyłbym jej prosto w oczy. Tymczasem wiele ślubnych par tak nie czyni. Patrzą w posadzkę kościoła, gdzieś po bokach, albo właśnie na księdza. Ciarki mnie niekiedy przechodzą gdy narzeczony ma na imiętak jakja, ajego wybranka, patrząc na mnie, mówi: „biorę sobie ciebie, Piotrze, za męża”. Zawsze wtedy lekkim gestem głowy próbuję jej wskazać należytego adresata tych słów, ale niejedna dama, wytrwale patrząc mi w oczy, brnie dalej i mówi: „i że cię nie opuszczę aż do śmierci”. Kiedyś zapytałem oto starszego pana, który z nieukrywanązlośliwościąpowiedział: „amoże oni przy ołtarzu po raz pierwszy widzą się z bliska, kiedy jestjasno, i trochę się siebie wstydzą?”. Żart żartem, ale współżycie chłopaka i dziewczyny przed ślubem może ich tak skoncentrować na seksie, że nie nauczą się mówić sobie „,kocham cię” właśnie spojrzeniem w oczy, słowem, uśmiechem, kwiatami czy drobnym prezentem. I potem, kiedy w małżeństwie przyj dzie czas, gdy trzeba zaniechać współżycia, pojawia się nie-

kiedy kryzys. A nawet po prostu w zwykły dzień mąż nie wie, jak ma żonie okazać swoje uczucie i serce. Ktoś kiedyś też zauważył, że moment ślubuj est taką taj emniczą chwilą przemiany. Jeszcze w narzeczeństwie chłopak przytula się do dziewczyny w tramwaju, bierze ją na kolana, szepcze coś na ucho, a z chwilą, gdy zostanąmałżeństWem, wszystkoto gdzieś znika. ‚„Jeśli w tramwaju młody mężczyzna trzy- ma na kolanachjakąś młodąpanią, to niech ksiądz będzie pewny, że oni nie są małżeństwem”. Takie słowa utkwiĘ” mi w pamięci po tamtej rozmowie. Jeszcze kiedyś pewna pani skarżyła mi się przed kościołem, że pyta nieraz męża, czyją kucka, na co zawsze słyszy odpowiedź: „No, przecież ci już raz kiedyś powiedziałem. To po co mam się powtarzać?”. Tak. Wielu panów nauczyło się kochać swoje wybranki noc% a zupełnie nic potrafi wyrazić swoję miłości w zwykły dzień. A przecież małżeństwo to przede wszystkim wspólne przeżywanie ze sobą dni.

Kiedy jużporuszyłem znaków, przy których pomocy można wyrażać miłość, to chciałbym jeszcze spojrzeć na to zagadnienie z innej strony. Mianowicie chodzi i oprawdziwość tych znaków, i o rozwój wraz z rozwojem miłości. Gdyby na przykład ktoś poznał jakąś kobietę ijuż w cbwilępotem wykrzyknął: ‚„pani jest kobietą mego życie, pani jest sensem mojego istnienia!”, to te słowa, które też przecież są znakami, byłyby kłamstwem. Jest to bowiem raczej niemożliwe, aby po kilku minutach znajomości nawiązała się aż tak głęboka relacja. Dlatego te słowa byłyby ewidentnym nadużyciem. Zazwyczaj na początku ktoś komuś może się spodobać, ktoś kogoś może zauroczyć, obdarzyć sympatią ale to może być co najwyżej wstęp do głębokiej miłości. Miłość dwojga ludzi podlega procesowi stopniowego rozwoju. Wraz z nim powinien postępować proces angażowania coraz głębszych znaków, które tę relację będą wyrażać i umacniać. Tak więc, upraszczając sprawę, przy pierwszym spotkaniu Ludzie zazwyczaj się do siebie uśmiechają, podająsobie rękę, po jakimś czasie mówią sobie nawzajem o coraz bardziej osobistych sprawach i problemach. Jeśli są to ludzie dorośli, to po pewnym czasie mogą sobie zacząć mówić po imieniu. Jeśli zaczynają darzyć się uczuciem, to mog spacemjąc, wziąć się za ręce, po jakimś czasie przytulić, pocałować. Aż wreszcie, kiedy po okresie narzeczeńskim rzeczywiście oddadzą sobie i przyjmą od siebie bezwarunkowo wszystko, włącznie z przyszłością— czyli ślubują sobie miłość i wierność do koń- ca— to wtedy mają prawo do znaku najgłębiej wyrażające- go miłość mężczyzny i kobiety, czyli do współżycia. Jeśli natomiast chłopak pozna dziewczynę i za godzinę już się przytulają, za dwie całują, a następnego dnia już współżyją, to te znaki wich konkretnej sytuacji sąkłamstwem, sąnadużyciem. Być może wyrażają one, itak najczęściej bywa, ich pożądanie, emocje, ale na pewno nie miłość. Przez takie, niestety, częste postępowanie zniszczona została napraw-

dę dobrze zapowiadająca sięrelacja wielu chłopców i dziewcząt. Zbyt szybkie wykorzystanie tego potężnego znaku współżycia czy erotycznych pieszczot fatalnie zakłóciło stopniowy rozwój głębokiej miłości. „Dzisiaj ci się tylko podobam, ale co zrobimy wtedy, kiedy naprawdę pokochamy się do szaleństwa?” — zapytała dziewczyna pewnego chłopaka, który po tygodniowej znajomości zaproponował jej pójście do lóżka. W zamyśle Bożym wspomniany proces powinien przebiegać bardzo harmonijnie. Najpierw oczekiwanie na spotkanie, potem na coraz większą intymność, potem na pocałunek, i weszcie na noc poślubną. Po ślubie oczekiwanie na dziecko, potem najego pójście do szkoły, na ślub już dorosłego własnego dziecka, wreszcie na wnuki. Wszystko to, co powinno dokonywać się latami, streściłem wjednym zdaniu, ale chodzi mi tylko o zaznaczenie konieczności stabilnego rozwoju relacji pomiędzy kobietąi mężczyzną. To może i jeszcze dlatego tak wiele związków dramatycznie się rozpada, bo zamiast tej kolejnościjest inna:

poznanie, pocałunek, współżycie. a potem już narzeczeństwo jest lękiem przed niepożądaną ciążą i może jeszcze szukaniem innych, bardziej wymyślnych sposobów podniecania się i rozładowywania napięcia. Taki pośpiech przypomina budowanie domu bez fundamentów. Po co grzebać się w błocie? Czy nie można stawiać cegieł na ziemi, szybko budować ściany, kłaść dach, podłogę i wieszać firanki? Oczywiście, że można. Tylko potem pierwsza burza kończy

się katastrofą. W życiu każdego małżeństwa pojawiają się burze, ale jeżeli miłość ma mocne fundamenty,jeśli jest zbudowana na skale, to takie małżeńskie wstrząy nie wywrócą całego domu.

Gdy wspominam o argumentach, jakie pojawiają się w ustach młodych ludzi, którzy chcą usprawiedliwić swoje przedmałżeńskie współżycie, chciałbym wskazać najeszcze jeden. Chodzi mi o tak zwane dopasowanie się. Młodzi twierdzą, że nie można kupować kota w worku, tym bardziej, że to „transakcja na całe życie”. Jak to jest z tym dopasowywaniem się? Otóż na początku chcę przypomnieć, że w świetle nauki Kościoła, gdyby okazało się po ślubie, że jedna ze stron z takich czy innych powodów w ogóle nie może podjąć współżycia cielesnego, to takie małżeństwo jest nieważne. Czyli obawa, że po ślubie któryś z małżonków zostanie skazany na dozgonną wstrzemięźliwość seksualn po prostu odpada. Zakładamy więc, że mamy do czynienia z dwojgiem zdrowych i normalnych ludzi. Na czym więc miałoby polegać ich dopasowywanie się? Czy chodziłoby tu o ich wzrost, wagę ciała, czy może budowę narządów płciowych. Proszę mi wybaczyć, ale choć od lat rozmawiam z małżonkami, niekiedy na dość intymne tematy, to nigdy nie słyszałem, żeby któraś z par miała kłopoty z tego powodu, że... no właśnie te dwa i pół centymetra trochę... właśnie za dużo, albo... o te sześć stopni nachylenia... to jakby... coś tego...

za mało. Każdy zdrowy dorosły mężczyzna i każda zdrowa dorosła kobieta są zdolni do odbycia stosunku płciowego. Domyślam się, że zwolennicy tak zwanego dopasowywania się mają na myśli sprawy związane z temperamentem czy z psychicznym aspektem przeżywania fizycznego wymiaru miłości. I tu rzeczywiście, zgadzam się, mogą poj awić się problemy. Między żoną a mężem mogą zachodzić, i nierzadko zachodzą, różnice co do intensywności zapotrzebowania na pieszczoty czy zbliżenia. Na tym tle może dochodzić do nawet poważnych konfliktów i zgadzam się, że warto o tym pomyśleć, a nawet wspólnie o tym porozmawiać przed ślubem. Jednak w stu procentach jestem pewny, że aby dobrze ustawić tę sprawę na przyszłość, wcale nie trzeba przeprowadzać żadnych prób w łóżku. Pamiętam, jak kiedyś powiedział mi pewien pan: „kiedy moja dziewczyna mocno przytuliła się do mnie i pocałowała mnie po raz pierwszy, to wiedziałem w 99%, że <<pasujemy>> do siebie, jak ulał”. Próby przedślubne itak na niewiele się zdadz ponieważ temperament człowieka zmienia się w zależności od wielu różnorakich warunków. Od wieku człowieka, od pory roku, stanu zdrowia. U kobiety zmienić się może po urodzeniu dziecka. I dlatego fakt, że dwudziestolatka ma ogromne i częste pragnienia bycia blisko swego chłopca, wcale nie znaczy, że nie zmieni się to u niej za kilka lat. Może być zresztą odwrotnie, gdzie przedślubna oziębłość po kilku latach małżeństwa przeniienia się w prawdziwy ogień. Dlatego na sprawę „dopasowywania się” trzeba spojrzeć głębiej.

Nawet najbardziej kochający się ludzie nie pasują do siebie idealnie w wielu dziedzinach. Choćby z tego powodu, że żonajest kobietą, a mąż mężczyzną. Mają więc różne upodobania kulinarne, telewizyjne i wiele, wiele innych. I to stanowi o ich bogactwie, stwarzając okazję do prawdziwego rozwoju ich miłości. Bo prawdziwa miłość to nie wielkie wyznania i heroiczne czyny, ale umiejętność obejrzenia z mężem meczu piłkarskiego, choć panią domu może to wcale nie interesować. Kocha swoją żonę mąż, który wiezie ją do koleżanki, a potem dwie godziny słucha dyskusji o wybielaczu Ace, o ostatnim odcinku serialu, o tym, co zrobić, żeby piecyk gazowy nie „przypalał od spodu”. To jest właśnie dopasowywanie się i to jest miłość. Pójść na kompromis. I niewątpliwie podobnie mają się sprawy w dziedzinie seksu. Nie raz rozochocony mąż, widząc zmęczenie swojej żony, pocałuje jąna dobranoc w policzek i grzecznie położy się spać, choć może westchnie sobie po cichu, ale za to głęboko. Nie raz zmęczona żona przed pójściem spać starannie popracuje nad swoim wyglądem w łazience, żeby jej wybraniec mógł poczuć się jak Casanova. Myślę, że się rozumiemy. Takjakw wielu innych dziedzinach życia małżeńskiego, tak i w tych nocnych

sprawach miłość oznacza uszczęśliwianie drogiej osoby. Może nawet niekiedy kosztem własnego nastroju. To oczywiście musi w równym stopniu dotyczyć obu stron. Nie można iw tej dziedzinie wykluczyć jakiegoś kryzysu. Ludzie się zmieniają iw sferze pożycia fizycznego też może nastąpić okres jakiejś oziębłości czy braku harmonii pomiędzy małżonkami. Ale wtedy,jeśli ci ludzie naprawdę się kochają to z pomocą psychologa, może nawet seksuologa problem na pewno zostanie rozwiązany. Jeśli tych ludzi naprawdę łączy miłość. Bo problem rzekomej konieczności dopasowania się to nie sprawa przedmałżeńskiej atomjczno-fizjologicznej próby czy sprawdzenia swoich temperamentów. To jest sprawa miłości. Jeśli ona rzeczywiście istnieje, to utoną w niej wszelkie kłopoty, które mogą się pojawić w sferze pożycia intymnego. Te kłopoty, jaki wszelkie inne. Może trzeba będzie się nad tym napracować, bo miłość to nie romantyczny stan, ale także trud i wysiłek. Jednak, jeśli istnieje, to pochłania wszystko, co może rozdzielić dwoje ludzi. Absurdem byłoby stwierdzenie, że mężczyzna i kobieta naprawdę się kochają ale muszą się fizycznie sprawdzić w obawie przed jakąś istotną przeszkodą w późniejszym życiu małżeńskim. Czy naprawdę można wyobrazić sobie taki małżeński dialog:

— Kochanie, jesteś sensem mojego życia, jesteś mi najdroższym człowiekiem pod słońcem, jesteś mi powietrzem i wodą, ale muszę cię opuścić, boja chcę trzy razy w tygodniu, aty wolisz tylko dwa.

— Tak, mój drogi, ija muszę ci coś wyznać. Nigdy nie spotkałam takiego mężczyzny jak ty. Śnię o tobie po nocach, choć jesteś przy mnie. Jestem z ciebie dumna i z dnia na dzień kocham cię coraz mocniej. Ale ty zawsze całujesz mnie w szyję, a ja wolałabym tu, za uchem, a więc cóż, żeginm cię. Po prostu nie pasujemy do siebie.

Większą bzdurę trudno sobie wyobrazić. Proces dopasowywania trwa przez całe życie, i tow wielu dziedzinach. Ijeśli jest wpasowany wramy miłości, nie jestniczym uciążliwym, awręcz przeciwnie. Sprawią że słowo „milość” naprawdę ma smak.

Tak bardzo się cieszę, że moim patronem jest święty Piotr. To przecież w pewnym sensie dramatyczna postać. Spośród wszystkich Apostołów wyróżniał się niezwykłą aktywnością, ale prawie wszystkiej ego inicjatywy, mówiąc delikatnie, nie wypaliły. To przecież on doradzał Zbawicie lowi, aby Ten nie szedł na krzyż. Został za to przez Mistrz niesamowicie surowo skarcony. Gdy był z Jezusem, Jaku bem i Janem na Górze Przemienienia, to zaczął ze strachu mówić coś o postawieniu jakichś trzech namiotów. Było to tak niedorzeczne, że Jezus nawet tego nie skomentował. Kiedy chciał sobie pospacerować po jeziorze, tomu wiary zabrakło i skąpał się na oczach pozostałych jedenastu Taki wstyd, chciał być bohaterem, a tu Jezus musi go ratować przed niechybną śmiercią. W wieczernika zaklinał się, że Zbawiciela nigdy nie opuści, a jeszcze kogut nie zaczął piać,

gdy on już wyparł się Jezusa trzy krotiiie. Jeszcze wcześniej chciał być wiemy obietnicy i sługę Sanhedrynu uderzył mieczem w głowę, ale to też się Chrystusowi nie spodobało. Właściwie, prócz wyznania wiary w Jezusa pod Cezareą FiIipow do chwili Jego zmartwychwstania Piotrowi nie wyszło nic. Zupełnie nic. Jak chyba żadna z postaci Nowego Testamentu to właśnie on wciąż zawodził. I ten Piotr, po tym wszystkim, trzykrotnie powiedział Jezusowi, że Go kocha. Być może, gdy to mówił, któryś z Apostołów mógł sobie pomyśleć: „Jak śmiesz, Piotrze, mówić, że kochasz Mistrza. Przecież zdradziłeś, uciekłeś, nie zrozumiałeś”. A jednak on twardo mówił: kocham! I Jezus to wyznanie przyjął. Bo Piotr umiał jedno — umiał wracać. Wracać natychmiast. I dlatego, po tych wszystkich doświadczeniach, w swoim Pierwszym Liście pisał: „,W całym postępowaniu stańcie się wy również świętymi na wzór Świętego, który was powołał”. 1 dalej: ‚„Upokorzcie się pod mocną ręką Boga, aby was wywyższył w stosownej chwili Wszystkie wasze troski przerzućcie na Niego, gdyż Jemu zależy na was” / lp 5, 6-8 J. Jakże bardzo Piotr doświadczył tego,] ak Bogu ogromnie na nas zależy. Dlatego gotów jest ciągle nam wybaczać i chwytać nas za rękę jak swego ukochanego Apostoła, gdy ten zaczął pogrążać się w falach wzburzonego jeziora.



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
ks Piotr Ostaski Dlaczego czystość przed ślubem
Ochrona przed rozpadem, ks.Pelanowski Augustyn
Jak przekonać o tym, że współżycie przed ślubem jest złem kogoś, kto nie wierzy w Boga
Przed ślubem, Prezentacje
1 listopada-kazanie ks.Pawlukiewicza, Homilie i kazania
Na dzień przed ślubem
1. Homilie -kościół św. Anny w Warszawie, religia, ks.Pawlukiewicz(kazania)
Sens i wartość czystości przedmałżeńskiej, Dlaczego czystość przed ślubem, Czystość a dobry wybór mę
Remanent sumienia-ks. P.Pawlukiewic, religia, ks.Pawlukiewicz(kazania)
MIESZKANIE PRZED ŚLUBEM
Mieszkanie przed ślubem, czystosc, Wszystko o czystości, czyli jak utrzymać piękno swojej duszy
Wspólne mieszkanie przed ślubem szkodzi małżeństwu, Miłość, narzeczeństwo i małżeństwo, Czystość prz
Problem - ks. P.Pawlukiewicz, religia, ks.Pawlukiewicz(kazania)
Ks P Pawlukiewicz Porozmwaiajmy o tych sprawach(1)
100 dni przed ślubem
Ks P Pawlukiewicz Porozmwaiajmy o tych sprawach(1)
WIERNOŚĆ PRZED SLUBEM
kazania ks Pawlukiewicza

więcej podobnych podstron