Kłótnia, czyli jak się to wszystko zaczęło


Kłótnia, czyli jak się to wszystko zaczęło.

Rozdział 1

Harry szedł wściekły do gabinetu Mistrza Eliksirów i w głowie już układał sobie zestaw przekleństw i wyzwisk a może nawet klątw, którymi uraczy nietoperza. Jak on śmiał wywalić mnie z Zaawansowanych Eliksirów?! Nie zrobiłem niczego, NICZEGO!, żeby go sprowokować! Uczyłem się tych cholernych eliksirów! Do diabła, poświęcałem na nie praktycznie cały swój wolny czas, żeby zadowolić tego tłustowłosego dupka i żeby nie miał pretekstu do wywalenia mnie! A on co? Ot tak skreślił mnie z listy! Bo eliksir nie był wystarczająco gęsty! Cholera szkoda, że jeszcze zupa nie była za słona i kawa za zimna! Dupek popamięta, o tak! Już ja mu pokarzę! Pieprzę zostanie aurorem! Wygarnę temu dziadowi wszystko skoro mnie wywalił! Na pewno nie będę go błagać o ponowne przyjęcie, co to to nie! Miarka się przebrała i ten pieprzony brudas teraz za to zapłaci!

Harry wpadł do gabinetu Snape'a nie kłopocząc się pukaniem i trzasnął drzwiami.

- Panie Potter...

- Ty dupku! Jak mogłeś wywalić mnie z eliksirów, ty cholerny...

- Licz się ze słowami, Potter! - Snape wysyczał wściekle, wstając od biurka i mierząc intruza złowrogim spojrzeniem.

- Zamknij się i zachowaj te swoje straszne spojrzenia dla pierwszorocznych, ty gnido! Dobrze wiedziałeś, że zależało mi na zostaniu aurorem i nie mogłeś zdzierżyć, że sobie radzę na eliksirach, co? Musiałeś zniszczyć moje marzenia i wywalić mnie! Jesteś tylko cholernym tchórzem, który boi się przyznać do swoich własnych popierdolonych błędów!

- Minus pięćdziesiąt punktów od Gryffindoru, Potter, i...

- Zamknij gębę ty marna podróbko nauczyciela!

Harry sam nawet nie wiedział, kiedy on i Snape doskoczyli do siebie i jeden drugiego złapał za przód szaty chcąc rzucić przeciwnika na ścianę.

- Bo właśnie nią jesteś! Nigdy, przez sześć lat nauki tutaj, nie nauczyłem się od ciebie niczego! Jesteś beznadziejnym palantem, który myśli, że coś znaczy a tak na prawdę jesteś tylko kupą tłustowłosego gówna do której nikt nawet nie próbuje podejść!

- Tego już za wiele, ty egoistyczny gówniarzu! - oczy Snape'a płonęły żądzą mordu a jego twarz była wykrzywiona w furii. Pchnął chłopaka na ścianę i przycisnął do niej, patrząc prosto w oczy pełne nienawiści, zielone niczym avada. - Myślisz, że to ja cię skreśliłem z listy? - Snape wysyczał do niego, wbijając wzrok niczym sztylety w oczy Potter'a, a następnie przesunął lekko głowę i wyszeptał mu do ucha - To dyrektor to zrobił, naiwny Gryfoniku. Jego Złoty Chłopiec powinien zostać w Hogwarcie po zakończeniu nauki, bo tak to sobie Dumbledore zaplanował. Uwierz mi Potter, że z chęcią bym ci zniszczył marzenia ale niestety on był szybszy. Wybacz, że cię rozczarowuję...

- Kłamiesz!- Harry próbował się wyrwać ale Snape trzymał go mocno i przyciskał do ściany całym swoim ciałem. - Dumbledore nigdy by... on chce żebym był szczęśliwy!

- Och, biedny zraniony Chłopiec Który Cholera Wciąż Żyje... dlaczego miałbym kłamać? Prawda jest znacznie zabawniejsza...

- Zamknij się!

- Ojej... biedny mały Potter... - Snape wciąż szeptał niczym wąż do ucha chłopaka. - Aż tak trudno ci uwierzyć, że dyrektor jest gotowy poświęcić twoje marzenia by cię tu utrzymać... żywego?

- Zamknij się!

- Jesteś mu potrzebny, Złoty Gryfoniku, ktoś przecież musi pokonać Czarnego Pana. Nasz wspaniały wielki bohater...

- ZAMKNIJ SIĘ!

Snape przesunął głowę by móc spojrzeć na twarz Potter'a, która była pełna bólu i bezsilnej złości. Chciał powiedzieć coś jeszcze by do końca pogrążyć Gryfona ale nie zdążył. Potter zamknął mu usta w twardym pocałunku i wsunął język między jego wargi. Po chwili Mistrz Eliksirów odpowiedział na pocałunek a ich języki rozpoczęły namiętną walkę pieszcząc się i pobudzając zmysły. Opletli się rozgorączkowanymi dłońmi, przyciskając biodra do siebie. Jęknęli, gdy ich pulsujące erekcje zaczęły ocierać się o siebie, szaty przeszkadzały im coraz bardziej. Zrzucili je na podłogę i trzęsącymi się dłońmi zaczęli zdejmować swoje ubrania. Snape ze znacznie większą wprawą poradził sobie z koszulą Harry'ego i składając pocałunek rozpiął jego spodnie. Po chwili również jego koszula i spodnie znalazły się na podłodze. Wśród pocałunków i pieszczot nawet nie zauważyli kiedy znaleźli się przy biurku na które Severus popchnął lekko Harry'ego i stosy esejów rozleciały się po jego gabinecie. Pieścił językiem sutki chłopaka a palcami prawej ręki przygotowywał go do przyjęcia jego męskości. Potter jęczał i trząsł się z rozkoszy, krzyknął gdy palce w jego tyłku pobudziły bajecznie czułe miejsce.

- Proszę... Snape...

Potter oplótł nogi wokół kochanka by mu ułatwić wejście. Snape zabrał palce i w ich miejsce wepchnął swoją męskość. Oboje jęknęli. Potter był tak ciasny, tak gorący. Severus zaczął poruszać biodrami, najpierw powoli, później coraz szybciej, nie mogąc nasycić uszu jękami rozkoszy i błagań o więcej Pottera. Fale rozkoszy ogarniały jego ciało za każdym pchnięciem i czuł, że wkrótce dojdzie. Chłopak zwijał się w rozkoszy na blacie biurka i zaciskał dłonie na jego krawędziach. Gdy ujął w rękę jego penisa i zaczął przesuwać nią w górę i w dół w rytm swoich ruchów biodrami jęki Pottera przerodziły się w urywany krzyk. Nie słyszał swoich jęków ani ich wspólnego krzyku, gdy doszli niemalże w tym samym momencie i w pocałunkach, spełnieni, łapiąc oddech, zsunęli się z biurka na podłogę by tam zasnąć z wyczerpania.

Rozdział 2

Severus obudził się rozluźniony, pełen czegoś, czego nie czuł już od bardzo dawna. Chwilę zajęło mu zidentyfikowanie tego uczucia. Był... szczęśliwy. Wciąż nie otwierając oczu, przeklął w myślach szpitalne łóżko, które było twarde dosłownie jak podłoga, i równie zimne. Pomału wrócił pamięcią do wydarzeń z poprzedniego dnia- ból, tortury, jeszcze więcej bólu... ledwo udało mu się uciec z tej zasadzki i to tylko dzięki pomocy... przyjaciela. Oczami wyobraźni zobaczył twarz mężczyzny, uśmiechającego się do niego, gdy go uratował i wtedy nieproszone przyszło kolejne wspomnienie. Oczy zielone niczym avada... pergaminy dookoła... jęki... Severus gwałtownie otworzył oczy i wstrzymał oddech. Obok niego, przytulony, leżał niewątpliwie nagi Potter, a to oznaczało, że owo nieproszone wspomnienie nie było niesmacznym kawałem jego wyobraźni.

- O kurwa...

Nie leżał już w skrzydle szpitalnym; leżał nagi obok gołego Potter'a na podłodze swojego gabinetu.

- ...kurwa...

I Potter się do niego przytulał. Jakby tego było mało ciało Mistrza Eliksirów zdecydowanie nie miało nic przeciwko takiemu stanowi rzeczy, chociaż umysł wrzeszczał najprzeróżniejsze przekleństwa i podawał kolejne powody przeciwko takiemu stanowi rzeczy. To uczeń. TO POTTER!

- Słodki Merlinie... pieprzyłem się z uczniem... pieprzyłem się z Potter'em...!

Snape w panice wyplątał się z objęć chłopaka i pośpiesznie się ubrał.

Mogę się już pożegnać z pracą i z Hogwartem... cholera, mogę się już pożegnać z życiem, bo Dumbledore mnie zabije! Lub zrobi ze mną coś jeszcze gorszego...

Uczynny umysł Ślizgona podsunął mu dokończenie tego zdania: ...o ile dowie się, że do czegokolwiek doszło.

Umysł Snape'a pracował teraz na najwyższych obrotach. Ponaglany wciąż rosnącą paniką, podsunął najprostszy i jednocześnie najlepszy sposób zatajenia przed dyrektorem tej sprawy. Snape stanął nad wciąż śpiącym Potter'em. Trzy machnięcia różdżką i chłopak był już ponownie ubrany a bałagan w gabinecie idealnie sprzątnięty. Gryfon poruszył się niespokojnie, zaczynając się wybudzać. Najlepiej będzie gdy nikt poza nim nie będzie o tym wiedział. Tylko Snape będzie pamiętał- to najlepsze wyjście. Zwłaszcza, że nie mógł zrozumieć ani dlaczego do tego doszło, ani jakim cudem doszedł tak szybko, i dlaczego padł po czymś, co ledwo można było podciągnąć pod „krótki numerek”.

- Obliviate.

Po chwili Potter otworzył oczy i popatrzył nieprzytomnie na Snape'a.

- Wstawaj Potter. Chyba nie masz zamiaru leżeć na tej podłodze cały dzień. Nie potrzebuję dywanu w swoim gabinecie.

Chłopak od razu stanął na równe nogi i zmierzył profesora wściekłym spojrzeniem.

- Jak miło, że w końcu zdecydowałeś się odzyskać przytomność po tym jak, z właściwą dla ciebie gracją, rozwaliłeś mi się na podłodze. Wracając do naszej, nazwijmy to, rozmowy. Miesiąc szlabanu z Filchem i sto punktów od Gryffindoru. Skoro już sobie wszystko wyjaśniliśmy, bądź łaskaw wynieść się do dyrektora.

- Ale...

- Zejdź mi z oczu, Potter.

- Ale dlaczego ja straciłem przytomność?! - Harry nawet nie ruszył się w stronę drzwi. Czuł się jakby dostał tłuczkiem w głowę i nawet myślenie go bolało.

- Nie jestem twoją niańką, Potter. A teraz WON albo z przyjemnością pozbawię Gryffindor wszystkich punktów!

- Dobrze, dobrze. A mógłbym chociaż dostać jakiś eliksir przeciwbólowy?

Z niewyjaśnionych przyczyn bolało go wszystko. Nawet tyłek go piekł. Snape wyciągnął z jednej z szuflad małą fiolkę i wręczył ją Harry'emu, który szybko wypił jej zawartość i już po chwili nie czuł żadnego bólu.

- Dziękuję.

Potter w pośpiechu wyszedł z gabinetu i ruszył korytarzem do wyjścia z lochów. Właśnie wchodził po schodach, gdy dotarło do niego jaką głupotą z jego strony było wypicie eliksiru od Snape'a bez upewnienia się, że jest to ten eliksir co trzeba a nie jakaś „piekielna udoskonalona wersja specjalnie dla Potter'a”. Przeklinając się w duchu za swoją naiwność i bezmyślność, Harry skierował się do gabinetu dyrektora.

***

- Hej, Ginny. Coś się stało?

- Och, cześć Hermiono.- Ginny skubała nerwowo swoją szatę i unikała wszelkiego kontaktu wzrokowego - Widziałaś może Harry'ego?

- Ostatnio widziałam go jak szedł wściekły do Snape'a. Wiesz, w czasie obiadu przysłał mu wiadomość o tym, że został wywalony z eliksirów...

- Wiem o tym wszystkim, nie musisz mi mówić, Hermiono. - Ginny machnęła tylko zbywająco ręką i znów wróciła do skubania swojej szaty. Od czasu do czasu zerkała też na wejście do pokoju wspólnego ale szybko z powrotem odwracała wzrok.

- Ginny, co jest grane? - Hermiona odłożyła swoją książkę i poważnie popatrzyła na przyjaciółkę. Ginny rozejrzała się po pokoju wspólnym i zobaczywszy, że nikt nie zwraca na nie uwagi, usiadła na krześle na przeciwko Hermiony i wzięła głęboki oddech.

- Bo chodzi o to, że jestem z Harry'm już dwa lata a my nie tego, no wiesz. Co najwyżej czasami się pocałujemy, ale to i tak nic nie wiadomo jakiego. Harry jest w tych sprawach bardzo nieśmiały i ja próbowałam już z nim rozmawiać, i stwarzałam okazje i w ogóle, ale to nic nie dało. A ja na prawdę bardzo chcę jego bliskości i w ogóle, i tak sobie pomyślałam, że może jak mu się trochę doda odwagi i pewności siebie to, że w końcu pójdzie na całość czy coś, bo przecież on mnie kocha i ja go kocham to czemu byśmy nie mieli, no wiesz...

Hermiona uważnie przysłuchiwała się nerwowej paplaninie przyjaciółki i szybko przetwarzała ją w swoim wybitnie analitycznym umyśle. No tak. Ron też potrzebował trochę czasu żeby się przezwyciężyć ale udało mu się to znacznie szybciej niż Harry'emu. Być z takim super przystojnym i dobrze zbudowanym chłopakiem przez dwa lata w celibacie to rzeczywiście musiało być dla Ginny, która jak nie patrzeć miała temperamencik, niezwykle frustrujące. Jednak coś mocno zaniepokoiło Gryfonkę.

- Ginny... co masz na myśli mówiąc o dodaniu odwagi...?

- Bo widzisz... Emma jest genialna z eliksirów i ona zna taki, który właśnie ma takie w przybliżeniu działanie. Miała jakiś problem ze zdobyciem niektórych składników ale jakoś go rozwiązała i nawet przetestowała ten eliksir na swoim chłopaku, i on zadziałał no to ja dolałam dziś w czasie obiadu trochę tego eliksiru Harry'emu do soku i...

- Ginny Weasley! Co ty zrobiłaś?! Powtórz, bo chyba się przesłyszałam! - Hermiona wstała na równe nogi i patrzyła wielkimi oczami w niedowierzaniu.

- Dodałam ten eliksir Harry'emu do soku... - Ginny wyszeptała jeszcze bardziej zdenerwowana. Część Gryfonów z ciekawością przyglądało się im, gdy krzyk Hermiony zwrócił ich uwagę.

- Nigdy bym cię nie podejrzewała o tak nieodpowiedzialne zachowanie, Ginny. Dodać komuś niepewny eliksir do soku... A teraz mi go dokładnie opisz, żebym mogła zadecydować co dalej z tym zrobić.

- Ten eliksir wcale nie był niepewny. Emma go zrobiła i na jej chłopaka zadziałał bez żadnych skutków ubocznych czy czegoś takiego. Emma! - Ginny odwróciła się w stronę dziewczyn chichoczących na kanapie w rogu pokoju i pomachała, by do nich podeszła. Emma była piegowatą blondynką o brązowych oczach. Hermiona mogłaby się założyć, że dziewczyna tylko farbuje włosy na blond a tak na prawdę ma kolor zbliżony do rudego.

- Hej, Emma. Opowiedz Hermionie o tym eliksirze, dobrze? Co do niego dodałaś, jak go przygotowywałaś, skąd masz przepis... powiedz jej o wszystkim, okej?

- W porządku .- farbowana blondynka usiadła obok Hermiony i zaczęła jej wszystko wyjaśniać.

...i wtedy trzeba było dodać liście bambusa moczone przez dwa dni w wywarze ze skórki kogelmoga...

- Skąd wytrzasnęłaś skórkę kogelmoga? Przecież jest bardzo rzadko spotykana...- Hermiona wtrąciła zdziwiona. Sama procedura warzenia eliksiru była średnio trudna ale niektóre składniki były po prostu kosmiczne.

- Nie wytrzasnęłam. Musiałam ją zastąpić sproszkowaną skórką żaby błotnej. Te dwa składniki są sobie pokrewne. I dodałam też trochę lawendy i skrzydeł ważki, żeby pogodzić składniki...

- Czyli kompletnie zmieniłaś skład eliksiru? - Hermiona wyszeptała groźnie. Harry'ego wciąż nie było. Co jeżeli ten na prawdę felerny eliksir zaszkodził mu? Ze składników Gryfonka mogła łatwo wywnioskować, że eliksir nie był śmiertelnie trujący, ale nigdy nic nie wiadomo.

- Tylko go udoskonaliłam. - zaperzyła się blondynka - I zmodyfikowałam wywar początkowy. Dodanie płatków róży i kandyzowanej skórki cytrynowej z goździkami o niebo polepszyło smak eliksiru. I to wszystko. A eliksir wcześniej już przetestowałam na moim chłopaku i zapewniam cię, że działał doskonale, chociaż nie był taki smaczny, ponieważ nie miał jeszcze udoskonalonego wywaru początkowego...

Trzy dziewczyny odwróciły się w stronę drzwi, gdy do pokoju wspólnego wszedł Harry. Hermiona odetchnęła z ulgą, nie widząc oznak zatrucia. Chłopak był tylko lekko podenerwowany ale to przecież zrozumiałe skoro pewnie właśnie wracał z niezbyt miłej rozmowy ze Snape'm.

***

Dumbledore już czekał na Harry'ego w swoim gabinecie. Siedział wygodnie za starym biurkiem i gładził feniksa, który siedział mu na kolanach. Gestem wskazał chłopcu fotel naprzeciw siebie i, z dobrze ukrywanym oczywiście, zdziwieniem, obserwował, z jakim spokojem Gryfon zajmował wskazane mu miejsce. Żadnych wrzasków, wyrzutów czy jakichkolwiek innych oznak złości. To mogło oznaczać tylko jedno: chłopak już zdążył skutecznie wyładować się na Severusie.

- Profesorze, proszę mnie wpisać z powrotem na listę owutemów z eliksirów. I niech mnie pan nie traktuje jak jakiegoś niedorozwiniętego dzieciaka, bo ja na prawdę potrafię sam za siebie decydować.

- Wiem o tym, Harry, ale...

- Nie ma tu żadnego ale. - Harry mu przerwał. Eliksir od Snape'a działał wybitnie dobrze jednak tak jak większość silniejszych środków przeciwbólowych tak i ten sprawiał, że Harry'emu dość rozwiązywał się język.

- Czy nie mógł pan porozmawiać o tym ze mną? Po prostu porozmawiać. Może wtedy dowiedziałby się pan, że kurs na aurora chcę przejść tylko po to, by mieć większe szanse na pokonanie Voldemorta, a w przyszłości chciałbym zostać uzdrowicielem. Może wtedy wpadłby pan na pomysł, że wymagane tytuły mistrzowskie z eliksirów i zielarstwa mógłbym zdobyć pod okiem profesorów z Hogwartu, co zatrzymałoby mnie tu na jeszcze minimum trzy lata. Szkolenie aurorskie mógłbym przejść z członkami Zakonu, którzy są aurorami. Ale pan zamiast przedyskutować całą sprawę ze mną wolał podjąć decyzję za moimi plecami i wykreślić mnie z eliksirów. Jak ja mam ufać panu, dyrektorze, skoro ciągle odwala mi pan takie numery?

Starszy czarodziej siedział w milczeniu i patrzył na Harry'ego jakby go widział po raz pierwszy w życiu. Na jego twarzy zaskoczenie mieszało się ze wstydem.

- Harry...

- Po prostu niech pan mnie z powrotem wpisze na eliksiry. - Harry wstał i skierował się do drzwi. - To było na prawdę nie fajne z pana strony, żeby mnie z nich wywalić w środku semestru.

- Dobrze, Harry. I przepraszam. Ja nie...

- Do widzenia, dyrektorze.

- Do widzenia, Harry.

Gryfon udawał, że nie usłyszał bólu w głosie starszego czarodzieja i wyszedł z jego gabinetu, aby wrócić do wieży Gryffindoru. Po drodze zaszedł za potrzebą do toalety. Czuł się bardzo zmęczony i jakby wyssany z energii. Najchętniej położyłby się do łóżka i przespał w nim kilka dni. Wiedział jednak, że nie będzie mu to dane. Tuż przed nadejściem sowy od Snape'a umówił się z Ginny na romantyczną przechadzkę na wieżę astronomiczną. Bardzo lubił rudą Gryfonkę. Musiałby być ślepy żeby nie zauważyć, że Ginny chce czegoś więcej niż pocałunek od czasu do czasu, ale on tak jakoś nie czuł się gotowy. Prawdę mówiąc młodsza siostra Rona nie podniecała go czy coś takiego, jak to opisywali chłopcy w dormitorium. Podobała mu się i lubił się z nią czasami przejść do Hogsmeade czy gdziekolwiek na spacer, ale nic więcej.

Tak rozmyślając wszedł w końcu do kabiny. Czy to jest nienormalne, że...

- Aaa....! - Harry pisnął i osunął się na kolana. Co to do jasnej cholery było? Sikanie jeszcze nigdy nie było dla niego takie... inne. Dziwne. Co to? Chory jestem czy co?

Nagle przypomniało mu się jak pewnego dnia Seamus wrócił do dormitorium w środku nocy i wszyscy usłyszeli jak w bardzo podobny sposób zawył w toalecie. Wypytywali go tak długo, aż w końcu się przyznał, czerwony na twarzy niczym dojrzała czereśnia, że kochał się ze swoją dziewczyną i, że coś takiego „po” jest normalne gdy jeszcze mięśnie się dobrze nie rozluźnią czy coś takiego, sam nie potrafił tego dobrze wytłumaczyć, ale taka odpowiedź ich całkowicie zadowoliła. To było nawet zbyt dużo niż się spodziewali usłyszeć i później już nikt się go o nic nie pytał, chociaż czasami wydawał naprawdę ciekawe dźwięki w łazience.

- Cholera.

W przypadku Harry'ego to było jednak niemożliwe, prawda? Nie mógł mieć tego od sexu bo przecież nie kochał się z nikim przed chwilą. W ogóle się nigdy z nikim nie kochał, ale to akurat nie było zbyt ważne. Harry obiecał sobie, że jak następnym razem coś takiego się powtórzy, to pójdzie z tym do Pompfrey lub do kogoś innego. Albo i nie pójdzie, przecież to nic takiego.

W końcu udało mu się zaspokoić potrzebę, umył ręce i poszedł w górę korytarza do pokoju wspólnego. Gdy wszedł, zobaczył, że Hermiona i Ginny patrzą na niego z ich ulubionego miejsca przy kominku. Razem z nimi siedziała jedna z koleżanek Ginny, Emma.

- Cześć skarbie. - Ginny podeszła do niego uśmiechając się od ucha do ucha i pocałowała go w policzek. Błyszczącymi się oczami zmierzyła go z góry na dół i objęła w pasie. - Czekałam na ciebie.

Harry'emu jakiś dziwny dreszcz przebiegł po plecach ale uśmiechnął się do swojej dziewczyny.

- Taaak?

- Oczywiście, że tak, głupolku. - w jej oczach pojawił się figlarny błysk - I skombinowałam trochę miodu na dzisiejszą noc, więc idź po pelerynę. Spotkamy się przy portrecie za dwadzieścia minut, okej?

Gryfon nawet nie próbował mówić, że jest zmęczony i ogólnie dziwnie się czuje. Za dobrze znał Ginny żeby wiedzieć, że lepiej przemilczeć takie sprawy, zwłaszcza, gdy ona już coś sobie zaplanowała. Nie chodziło o to, że jego dziewczyna była egoistką czy coś w tym stylu - chodziło raczej o jej nienormalnie matczyne zapędy i o... jej inne zapędy.

- Okej. To ja zaraz wracam.- znów uśmiechnął się do niej i, po uwolnieniu z objęć, poszedł do dormitorium chłopców.

Ginny popatrzyła jeszcze za nim chwilę.

- Emma, czy ten twój też tak się zachowywał? - zwróciła się do koleżanki.

- No, też był troszkę nieobecny na początku. Ale tylko na początku.- Emma uśmiechnęła się sugestywnie. Kątem oka rudowłosa zobaczyła jak Hermiona marszczy brwi ale nim otworzyła usta by wyrazić swoje zdanie na ten temat, Ginny już pobiegła do dormitorium po miód.

Gdy wróciła, Hermiona z bardzo poważną miną od razu ją złapała.

- Ginny, posłuchaj. Cokolwiek ten eliksir robi, już dawno przestał działać. Od obiadu minęło już dużo czasu. Na razie nie powiem o tym Harry'emu, ale zrobię poszukiwania w bibliotece i, jeżeli odkryję, że ten eliksir zrobił mu coś złego, to nie ręczę za siebie. Zrozumiałaś?

- Tak, Hermiono, zrozumiałam. Ale powiedz mi co ja miałam zrobić, co? - Ginny nerwowo popatrzyła na wejście do dormitorium chłopców. - Przecież on...

- To trzeba było z nim zerwać i poderwać jakiegoś Ślizgona.- przerwała jej Hermiona. Ginny skrzywiła się na myśl o chodzeniu z kimś ze Slytherinu. - Nie krzyw się tak. Jeżeli chcesz ogiera w łóżku, to oni są najlepszym wyborem. Gryfoni w łóżku są niczym małe, przerażone zwierzątka i potrzebują być naprawdę długo oswajani, zanim przejmą inicjatywę.

Ginny patrzyła na Hermionę z niedowierzaniem.

- A co z Krukonami i Puchonami?

- A jak myślisz? Krukoni są podręcznikowi a Puchoni bardzo się starają, to chyba oczywiste. Ale wracając do tematu, jeżeli skrzywdzisz Harry'ego, to też pożałujesz. Nikt nie ma prawa krzywdzić mi przyjaciół i jestem pewna, że Ron w tej sprawie całkowicie się ze mną zgodzi.

Harry wyciągnął pelerynę niewidkę spod łóżka i usiadł na nim ciężko. Co się z nim działo? Nie rozumiał dlaczego był aż tak obojętny w stosunku do Ginny. Może i go nigdy nie przyprawiała o jakąś gorączkę pożądania, ale przecież nie bez przyczyny była jego dziewczyną. Kochał ją i nie powinien czuć się tak obojętnie. Jeszcze wczoraj było inaczej, tego był pewny.

Ciekawe skąd wzięła miód...? Całkiem bez związku przeleciało mu przez głowę. Nieważne. Musiałby być gumochłonem, żeby nie wiedzieć po co jej miód i w ogóle ten cały wypad na wieżę w nocy. Ale nim nie był i nie podobało mu się to wszystko. Westchnął poirytowany.

Rzucił na siebie kilka zaklęć odświeżających, nałożył inna koszulę i zszedł z powrotem do Pokoju Wspólnego. Ginny już na niego czekała i obdarzyła go uśmiechem, gdy tylko go zobaczyła.

- To idziemy. - jej podekscytowanie bynajmniej nie było zbyt zaraźliwe, ale Harry i tak się uśmiechnął. Przecież ona nie zrobi niczego czego nie będą oboje chcieli, prawda? Zobaczył, że Hermiona chce mu coś powiedzieć, ale Ginny niecierpliwie wyciągnęła go z pokoju.

Jak tylko znaleźli się na korytarzu, Harry narzucił na nich pelerynę niewidkę i przytulili się pod nią, żeby dobrze ich okrywała. Spokojnym krokiem skierowali się do wieży astronomicznej.

***

Severus odetchnął z ulgą. Właśnie skończył sprawdzać wszystkie wypociny tych matołów, które sobie na dzisiejszy wieczór zaplanował, i nie miał do uwarzenia żadnych eliksirów do skrzydła szpitalnego czy gdziekolwiek indziej. A to oznaczało, że tej nocy się wreszcie wyśpi. Lub ewentualnie będzie miał całą noc na przemyślenie tego, co się dziś stało między nim i Potter'em, ponieważ było to coś, co nie dawało mu spokoju przez cały czas. Ale najpierw relaksująca kąpiel z jakimiś eliksirami wzmacniającymi. Jego słaba kondycja była wręcz alarmująca!

Snape wyjął z jednej z szafek dwie fiolki eliksiru i skierował się do łazienki. Postawił buteleczki na półce przy wannie, odkręcił wodę i zaczął się rozbierać. Czarna szata, koszula, buty, spodnie... gdy zsunął bokserki, krzyknął zaskoczony.

- Co do cholery...?!

Na jego podbrzuszu, po prawej stronie tuż nad męskością, był znak do złudzenia przypominający bliznę Potter'a... błyskawica. Severus wstrzymał oddech, gdy uzmysłowił sobie co to znaczy. Nagle wszystko nabrało sensu i po raz drugi w tym dniu ogarnęła go panika.

Jak? Skąd miał eliksir? Dlaczego to zrobił? I co ja mam teraz do cholery z tym zrobić?

***

Harry musiał przyznać, że nie było tak źle. Po wypiciu połowy miodu oboje się zrelaksowali i pogodna rozmowa naprawdę poprawiła mu humor. Rozmawiali o głupotach i podziwiali gwiazdy. Ginny opowiedziała mu nawet zabawną legendę dotyczącą jednej z konstelacji. Chłopiec, mile spędzając czas, zapomniał o swoich niepokojach i z uśmiechem przytulał swoją dziewczynę.

- A mówiłem ci już, że Dumbledore zgodził się wpisać mnie z powrotem na zaawansowane eliksiry?

- Naprawdę? To super! Będziesz mógł zostać aurorem! - Ginny roześmiała się i zaczęła bawić jego włosami.

- No, nie do końca. W zamian za to mam tu zostać tak długo, aż nie zdobędę mistrza z eliksirów i zielarstwa. -Harry doszedł do wniosku, że lubi jak Ginny w ten sposób bawi się jego włosami.

- A co z kursem aurorskim? - Ginny wyszeptała mu w szyję i jej oddech miło połaskotał go za uchem.

- Mmm... Członkowie zakonu będą mnie szkolić. - Harry pociągnął kolejny łyk miodu z butelki. Ron zawsze krzywił się na samo wspomnienie miodu. Według niego był zdecydowanie mdły i przeznaczony dla bab a nie dla prawdziwych facetów, którzy powinni pić Ognistą. Harry nie podzielał jego opinii. Uwielbiał miód tak samo jak kremowe piwo. Wiadomo, nie w nadmiarze, ale od czasu do czasu lubił wypić butelkę lub dwie...

- Mmm? Ginny? Co robisz? - Z rozmyślań o miodzie wyrwały go ręce, które wśliznęły się pod jego koszulę i zaczęły pieścić jego ciało. To również było miłe, ale niepokojące. Ginny nachyliła się nad nim i musnęła ustami jego usta.

- Nie musisz się krępować, Harry. Ja... chcę tego. Jestem gotowa.

***

Snape zrezygnował z relaksującej kąpieli, ubrał się z powrotem i udał na obchód zamku. W mroku zimnych korytarzy ochłonął trochę z szoku, w jaki wpędził go widok tej cholernej błyskawicy na jego podbrzuszu. Oddychał głęboko i nasłuchiwał czy przypadkiem gdzieś nie szwendają się uczniowie. Z chęcią odjąłby kilka, kilkanaście a nawet kilkadziesiąt punktów. Najlepiej jakiemuś Gryfonowi...

***

Taaak... Ginny umiała całować. Harry nie miał zielonego pojęcia dlaczego całowali się tak rzadko. Nawet nie zauważył, gdy ręce jego dziewczyny sprawnie rozpięły mu pasek. Przerwała pocałunek i ich spojrzenia znowu się spotkały. W jej oczach Harry zobaczył tak wielkie pragnienie, że aż ciarki mu przeszły po plecach. Wciąż ją obejmował, jedną ręką gładząc plecy. Ginny najwyraźniej zobaczyła narastający dyskomfort w jego oczach, gdyż uśmiechnęła się do niego ciepło.

- Spokojnie Harry. Dziś tylko przełamiemy lody...

Harry westchnął, gdy zaczęła pieścić pocałunkami jego szyję.

- Nie bój się.- wyszeptała i Harry skinieniem głowy przytaknął. Nie miał zielonego pojęcia co Ginny rozumie pod pojęciem przełamywania lodów, ale jeżeli będą to tylko takie pieszczoty, to on nie ma raczej niczego przeciwko. Nie trzeba jej było tego dwa razy powtarzać. Szybko rozpięła mu koszulę i obsypała pocałunkami. Pieściła językiem jego sutki (Słodki Merlinie, gdzie ona się tego nauczyła?! Ooh...) , ssała i drażniła. Gdy wsunęła mu dłoń do majtek, Harry jęknął.

- Ginny...

- Ciii, spokojnie Harry, przecież nie zrobię ci krzywdy...

Harry jeszcze nigdy nie był tak podniecony. I on myślał, że Ginny go w ten sposób nie pociąga? Oto i dowód jego nieskończonej głupoty, tak często wypominanej mu przecież przez Snape'a. Na myśl o Mistrzu Eliksirów przeszedł go dziwny dreszcz, jednak jego umysł, zasłonięty miodową mgiełką, nie zwrócił na to nawet najmniejszej uwagi. Pod wpływem impulsu pchnął lekko dziewczynę do tyłu i już po chwili to on był na niej, ku jej wielkiemu zaskoczeniu.

- A co jeżeli to ja chcę zrobić ci krzywdę...? - wyszeptał jej do ucha i podciągnął jej bluzkę do góry. Jak miło, że nie miała na sobie biustonosza. Nie miał zielonego pojęcia jak by sobie poradził z rozpinaniem tego paskudztwa. Pieścił Ginny tak jak się przed chwilą od niej tego nauczył i z satysfakcją stwierdził, że dziewczyna reaguje na jego pieszczoty, więc postanowił dalej podążać tą drogą. Ginny jednak przyciągnęła jego usta do swoich i oplotła go nogami. Koniecznie musimy się częściej całować. Przemknęło mu przez myśl. W końcu Ginny go uwolniła, ale nie dała mu pozostać tą aktywną stroną. Przygryzając dolną wargę zsunęła mu spodnie razem z majtkami, uwalniając jego erekcję. Cały czas patrząc mu w oczy, ujęła ją w dłoń. Harry przymknął powieki i jęknął, gdy palcem zaczęła drażnić jego żołądź.

- Och, Harry... nie wiedziałam, że masz tatuaż. - zaskoczony głos Ginny i przerwanie pieszczot zmusiły chłopca do powrotu do rzeczywistości.

- ...tatuaż...? - wydyszał i podążając za spojrzeniem swojej dziewczyny popatrzył na swoją męskość. Tuż nad nią, po prawej stronie, znajdował się tatuaż róży oplecionej przez węża. Co to do diabła ma znaczyć? Jeszcze rano go tutaj nie było!

- Wiesz Harry, to trochę dziwne. Różę to mogłabym jeszcze zrozumieć... ale dlaczego wąż? - Ginny dotknęła palcem tatuażu i Harry poczuł coś na kształt porażenia prądem. Dziwne uczucie zniknęło gdy tylko dziewczyna zabrała z niego palec.

- Ja nie... - zaczął Harry ale w tym samym momencie przerwało mu znaczące chrząknięcie kogoś stojącego przy drzwiach.

- Jakkolwiek odkrywanie najskrytszych tajemnic ciała Złotego Chłopca jest zapewne niesamowicie pasjonujące, panno Weasley, radziłbym wam obojgu ubrać się już. Nie dajcie mi czekać na was zbyt długo.

Przerażona para patrzyła jak Snape z ironicznym uśmieszkiem odwraca się i znika w mroku wieży.

- O cholera... - Harry w końcu otrząsnął się z szoku.

- Słyszałem, panie Potter.

Rozdział 3

Gdy Snape krążył pustymi korytarzami Hogwartu, poczuł w sobie dziwne ciepło, które promieniowało z jego podbrzusza, a dokładniej mówiąc z tej nieszczęsnej błyskawicy.

Och, więc Potter postanowił się dziś znów zabawić.

Nie miało znaczenia, że przecież nie pamiętał poprzedniego razu. Snape skierował swoje kroki w stronę wieży astronomicznej. Nawet gdyby nie wiedział, że to tam najczęściej spotykają się uczniowie by rozładować się hormonalnie, ciepło wskazało by mu drogę.

Cholerna błyskawica działała niczym swoisty kompas na Pottera. Severus przeklął pod nosem. Teraz to już zawsze będzie wiedział gdzie jest Potter albo kiedy się zabawia. Gdy w końcu dotarł do wieży, błyskawica niemalże piekła żywym ogniem, co zirytowało go jeszcze bardziej. Uchylił drzwi wieży i poczuł jak wyciszające zaklęcia parują.

Po chwili usłyszał znajome jęki i westchnięcia. Snape poczuł jak się mimowolnie rumieni.

On, zimny, bezduszny potwór z lochów, ten którego serce podobno już od dawna spoczywa w odpowiednio przeklętej skrzyni na dnie jeziora… on się zaczerwienił. Wziął głęboki oddech by się uspokoić (sugestywny jęk Potter'a wcale mu nie pomógł) i niczym duch, wśliznął się na wieżę.

Potter i Weasley'ówna byli tak sobą zaabsorbowani, że nawet nie zauważyli jego przybycia.

Prawdę mówiąc Snape, po dzisiejszych przeżyciach, spodziewał się raczej zobaczyć Potter'a zdrowo pieprzącego się z Weasley'ówną a nie pieszczonego przez nią. Ogólnie to wyglądało raczej tak jakby Weasley próbowała uspokoić przerażone zwierzątko. Kto by pomyślał? Potter jest nieśmiały w tych sprawach.

Hmm czyżby to też znaczyło, że byłem jego... pierwszym?

W końcu Weasley zsunęła chłopakowi spodnie i Snape miał już się wtrącić, gdy usłyszał jęk Potter'a, który sprawił, że zrobiło mu się jeszcze bardziej gorąco. Cholera.

- Och, Harry... nie wiedziałam, że masz tatuaż. - zaskoczenie w głosie dziewczyny było tak wyraźne, że Snape mógłby przysiąc, że był też pierwszym, który obcował z nim nago.

- ...tatuaż...? - no tak, sławetna elokwencja Potter'a. Jak dobrze wiedzieć, że są na tym świecie rzeczy niezmienne. Snape obserwował jak chłopak skonsternowanym wzrokiem patrzy na swoje podbrzusze.

Surprise, Potter. Zakpił w myślach. Błogosławieństwo niewiedzy i niezrozumienia...

- Wiesz Harry, to trochę dziwne. Różę to mogłabym jeszcze zrozumieć... ale dlaczego wąż? - A to, to już błogosławieństwo bycia Weasley'em. Snape uśmiechnął się z wyższością.

Każdy czarodziej czystej krwi, wychowywany w duchu tradycji, wie co oznacza ten symbol i z kim należy go powiązać. Nawet w najprostszym herbarzu można znaleźć symbol Snape'ów.

Ale Weasley'e pogardzali tradycyjnym wychowaniem i oto rezultaty. Ich najmłodsza latorośl nawet nie wie co to znaczy, gdy ktoś ma w takim miejscu czyjś znak. Pewnie Granger wie więcej o takich sprawach niż czystokrwista Weasley. Jakkolwiek, najwyższy czas przerwać im tę sielankę. Snape nagle poczuł jakby prąd, który rozchodził się od jego błyskawicy na całe ciało.

Nie dotykaj tego ty...

Weasley zabrała swój palec i Snape mógł odetchnąć.

- Ja nie... - Snape chrząknął, przerywając Potter'owi próbę bycia elokwentnym. Zobaczenie ich przerażonych min było po prostu wspaniałe. Weasley od razu doprowadziła swoje ubranie do porządku, podczas gdy Potter tylko wpatrywał się w swojego profesora.

Niezłe ciałko. - Snape uśmiechnął się w duchu myśląc „moje”. Cóż, taka była prawda, chociaż Potter jeszcze nic o tym nie wiedział.

- Jakkolwiek odkrywanie najskrytszych tajemnic ciała Złotego Chłopca jest zapewne niesamowicie pasjonujące, panno Weasley, radziłbym wam obojgu ubrać się już. Nie dajcie mi czekać na was zbyt długo.

Snape uśmiechnął się pod nosem i wrócił z powrotem na klatkę schodową wieży, licząc w duchu sekundy.

- O cholera... - po dziesięciu usłyszał w końcu głos Potter'a oznajmujący wyjście z szoku.

- Słyszałem, panie Potter. - rzucił niedbale i zaczął się zastanawiać nad ilością punktów do odjęcia oraz możliwymi szlabanami.

~O-O~

- Cholerny zboczeniec! - Ginny wściekła usiadła na kanapie przed kominkiem a Harry ustał obok niej, zastanawiając się czy aby na pewno chce wysłuchiwać jej tyrady. Zdecydowanie wolał iść już do swojego dormitorium i schować się ze wstydu pod ciepła pierzyną. - Ciekawe jak długo tam stał i sobie na nas patrzył, zanim nam przerwał. - Ginny najwyraźniej nie zauważyła jego skrępowania i ciągnęła dalej - No, ale w końcu co mu zostało? Może sobie tylko popatrzeć, bo nikt by nie chciał mieć z nim nic wspólnego! A jaki był usatysfakcjonowany...

Według Harry'ego Ginny zupełnie źle zinterpretowała zachowanie Snape'a. Nie chodziło o to, że podjarało go patrzenie na nich ale raczej o to, że znów miał okazję zgnębić Gryfonów. A dokładniej mówiąc jednego konkretnego Gryfona. Minus dwadzieścia punktów za szwendanie się po zamku w nocy, minus dwadzieścia za zachowanie nieprzystojące uczniowi, kolejne minus dwadzieścia za „niekompletne ubranie i wystawienie na widok publiczny intymnych części ciała” i minus dziesięć za słownictwo. Oprócz tego tygodniowy szlaban ze Snape'm i kolejne minus dziesięć punktów, gdy próbował się odezwać. Ginny, jako że była ubrana i nie przeklinała, dostała znacznie łagodniejszą karę (o ile tygodniowy szlaban z Filchem może być czymś lepszym od szlabanu ze Snape'em), chociaż musiała się nasłuchać kazania na temat Złotego Chłopca i latawic. To w czasie tego kazania Harry stracił punkty, próbując się odezwać w obronie swojej dziewczyny. Łącznie stracili sto pięćdziesiąt punktów, co sprawiło, że Gryffindor miał ich teraz tylko trochę więcej niż Hufflepuff. Harry wolał nie myśleć o tym co jutro zrobią z nim jego koledzy, gdy się o tym dowiedzą. I na dodatek zostawili pelerynę niewidkę na wieży. Harry syknął poirytowany. Musiał po nią wrócić; to nie było dla niej bezpieczne miejsce. Zostawiając Ginny jej narzekaniom, pobiegł do dormitorium po Mapę Huncwotów.

Zabrał ją, nie budząc kolegów (lata praktyki) i wrócił do Pokoju Wspólnego. Ginny już nie było, więc Harry, niezauważony, poszedł na wieżę po swoją własność.

~O-O~

- Harry! Pobudka! - Ron potrząsał jego ramieniem z wzburzeniem. - Wstawaj!

- Już, już, Ron... - chłopiec wyrwał się przyjacielowi i sięgnął po okulary. Przed nim stali wszyscy chłopcy z dormitorium siódmego roku i Hermiona - Dzień dobry.

Nikomu nie uszło uwadze jak się zarumienił.

- Dziś w nocy straciliśmy sto pięćdziesiąt punktów! Mógłbyś to wytłumaczyć? - Hermiona o dziwo nie była zła tak jak pozostali. Na jej twarzy czaił się niepokój.

- Ekhm... Snape nas przyłapał... sami wiecie jaki on jest... - Harry nie patrzył na twarze kolegów. Zamiast tego zawstydzony uważnie przyglądał się swoim dłoniom. Zaczerwienił się jeszcze bardziej, gdy przypomniał sobie, co mu się tak właściwie śniło i był wdzięczny, że wciąż siedzi w łóżku opatulony kołdrą.

- Chcesz mi powiedzieć - zaczął Ron z rosnącym napięciem w głosie - że ty moją siostrę...

- Nie! - Harry wytrzeszczył na niego oczy i zobaczył kątem oka jak Hermiona odetchnęła z ulgą.- Ja nie... ona mnie...- próbował jakoś zgrabnie ująć w słowa to co Ginny z nim robiła w nocy ale mu nie wyszło i czerwieniąc się ze wstydu oraz skrępowania spuścił wzrok z powrotem na swoje dłonie.

- Mnie zastanawia dlaczego Snape akurat tej nocy poszedł na wieżę. - Seamus usiadł na sąsiednim łóżku, uważnie przyglądając się Harry'emu.- No wiecie, ten obszar to strefa McGonagall a i ona rzadko kiedy ją sprawdza. To wygląda tak, jakby wiedział, że tam będziesz.

- Daj spokój, Seam. - Dean uśmiechnął się do przyjaciela, usiadł obok niego i objął w pasie. Wszyscy wiedzieli jakimi są przyjaciółmi i dlaczego tak dobrze znali wieżę.

- To był przypadek. No chyba, że jakiś Ślizgon podsłuchał jak Harry umówił się z Ginny i mu doniósł ale ja w to wątpię. Ślizgoni za bardzo lubią nasze wieże żeby odwalać nam takie numery.

To była prawda. Pomimo ich otwartej niechęci w dzień, w nocy Ślizgoni często stawali się najlepszymi sprzymierzeńcami dla Gryfonów i odwrotnie. Obie strony czerpały korzyści z cichych umów i porozumień zawartych między oboma domami, które funkcjonowały po zachodzie słońca.

- Trzeba będzie znaleźć jakiś sposób na odrobienie tych punktów… - Hermiona usiadła na łóżku Rona i zamyśliła się nad możliwościami zdobycia stu pięćdziesięciu punktów.

- Będziesz musiał zacząć się częściej zgłaszać, Harry. I mógłbyś razem ze mną pomagać Pomfrey. Tak czy siak miałeś nauczyć się zaklęć leczniczych więc nie powinno to stanowić dla ciebie problemu, prawda?

- Tak. - Harry skulił się pod wymagającym spojrzeniem przyjaciółki. Żegnajcie wolne wieczory… zaraz, przecież i tak ich nie mam przez ten tydzień.

- I trzeba coś wykombinować żeby się zemścić na Snape'ie. - Seamus uśmiechnął się diabolicznie. - Co powiecie na inny kolor włosów?

Wszyscy się roześmieli oprócz Harry'ego. Nie spodobało mu się to. Nie chciał by ktoś zrobił Snape'owi coś takiego. I nie potrafił zrozumieć dlaczego pomysł Seamusa wywołał w nim takie wzburzenie.

- Nie podoba mi się ten pomysł. - stwierdził po prostu, spotykając pytające spojrzenia kolegów.

- Harry ma rację. - Hermiona uśmiechnęła się lekko - Lepiej wymyślić coś, za co nie odbierze Gryffindorowi pozostałych punktów.

~O-O~

Harry zmęczony szedł do lochów. Tak, to po prostu jego szczęście, że po tym jak w nocy Snape przyłapał go w dość intymnym położeniu, jego pierwszymi zajęciami dzisiaj są podwójne eliksiry. Nawet nie chciał myśleć o tym jak profesor wykorzysta całe zdarzenie by się dziś nad nim poznęcać. Ale może po odjęciu tylu punktów będzie w dobrym humorze i da mu spokój? Nadzieja zawsze umiera ostatnia, prawda? W końcu dotarł pod salę i wszedł do środka. Część uczniów już była, rozmawiając między sobą w małych grupkach. Harry zajął swoje zwyczajne miejsce z tyłu sali. Pozostali uczniowie zaczęli się schodzić. Po chwili przyszła też Hermiona i usiadła obok niego. Uśmiechnęła się pocieszająco. Chciała coś mu powiedzieć ale w tej chwili do sali wpadł Snape i niczym burza przeszedł wzdłuż ławek i stanął przy swoim biurku.

- Dziś zrobicie eliksir przeciwkrwotoczny. Instrukcje macie na tablicy. Pracujecie indywidualnie. - Snape uśmiechnął się złowieszczo pod nosem.- Potter, do pierwszej ławki proszę.

Harry zrezygnowany zebrał swoje rzeczy i usiadł naprzeciw biurka nauczyciela. Siedział teraz twarzą w twarz z Mistrzem Eliksirów i czuł się bardzo niezręcznie, gdy czarne oczy śledziły każdy jego ruch. Był tak podenerwowany, że o mało nie odciął sobie palca, co oczywiście Snape musiał skomentować. Odprężył się trochę, gdy profesor ruszył na obchód by sprawdzić postępy innych. Snape zawsze tak na niego działał.

Sprawiał, że nie był w stanie jasno myśleć i w ogóle był nienormalnie podenerwowany a teraz było jeszcze gorzej. Harry nawet nie zauważył jak Snape stanął tuż za nim.

Poczuł miły zapach tak jakby cynamonu i zaczął się zastanawiać czy jego eliksir powinien tak pachnieć. Zrobiło mu się dziwnie gorąco.

- Za dużo skrzydełek ważki, Potter. - oddech Snape'a połaskotał go w kark i Harry z przerażeniem odkrył, że niski głos profesora wywołał rezonans w jego spodniach.

Zamarł wstrzymując oddech. Nie wiedział co się z nim dzieje. Nagle jego skóra stała się niesamowicie wrażliwa. Czuł ciepło promieniujące od ciała stojącego za nim i jego ciało niemalże wrzeszczało by być bliżej, by wtulić się w jego ramiona... Harry był przerażony tym jak na bliskość profesora zareagowało jego ciało. Był przerażony boleśnie pulsującą erekcją w jego spodniach. Był przerażony tym, że jego umysł przysłania mgiełka tak podobna do tej z wczorajszej nocy a Snape, w przeciwieństwie do Ginny, przecież nawet nic nie zrobił. Snape zdawał się nie zauważać w jakim stanie jest Harry. Pochylił się nad nim jeszcze niżej i chłopiec o mało nie osunął się na niego gdy znów usłyszał głos profesora, tym razem tuż za uchem.

- Radzę ci się pospieszyć z dodaniem tego korzenia, bo jak nie, to będziesz miał jeszcze jeden dzień szlabanu gratis. I nie zapomnij przyjść dziś do mojego gabinetu, Potter. Po kolacji.

Snape odsunął się i Harry mógł wreszcie odetchnąć z ulgą, jednak na dodanie korzenia było już za późno. Snape musiałby być ślepy żeby nie zauważyć jak jego bliskość wpłynęła na Potter'a. Gdy się odezwał, chłopak zamarł, wstrzymując oddech. Na jego twarzy zagościł rumieniec i zaczął głębiej oddychać, nieświadomie gładząc korzeń, który właśnie trzymał w ręku.

Całe szczęście byli odwróceni tyłem do klasy i nikt nic nie zauważył. Czuł jego napięcie a sposób w jaki Potter opierał się o blat nie pozostawiał żadnych wątpliwości co do stanu zawartości jego spodni. Snape miał tej nocy trochę czasu by wszystko przemyśleć.

Doszedł do wniosku, że nie uświadomi Potter'a co do jego „tatuażu”. Wolał powiedzieć mu później, gdy chłopak już skończy szkołę i będzie się u niego przyuczał na mistrza.

Oczywiście jeżeli dotrzyma słowa i zostanie w Hogwarcie a co do tego Albus nie był pewny i wciąż szukał czegoś czym mógłby go tu zatrzymać. Ale zanim nadejdzie koniec roku mają jeszcze trochę czasu aby popracować nad stosunkami panującymi między nimi.

Jak nie patrzeć byli teraz skazani na siebie czy im się to podobało czy nie. Gdy Potter spaprał swój eliksir pozwolił mu wyjść wcześniej, bo i tak jego siedzenie nie miało żadnego sensu - nie zdążyłby zrobić już eliksiru. Z lekkim rozbawieniem obserwował jak chłopak wymyka się z klasy jakby chciał pozostać niezauważonym.

Niewątpliwie uda się teraz do najbliższej łazienki.

Harry uciekł z sali jak tylko mógł najszybciej, nie zwracając na siebie dodatkowej uwagi, i skierował się do najbliższej łazienki. Zamknął się w jednej z kabin i rzucił na nią zaklęcie wyciszające. Oparł czoło o zimne kafelki, oddychając głęboko by się uspokoić, ale to nie przyniosło rezultatu. To potworne, że Snape tak na niego podziałał.

A teraz on musi sobie z tym jakoś poradzić. Ściągnął spodnie i z ulgą uwolnił swoją erekcję. Nigdy nie był zbyt... aktywny seksualnie, nie przechodził żadnej hormonalnej burzy, więc prawie w ogóle nie musiał tego robić, w przeciwieństwie do pozostałych chłopców. Nawet Neville zadowalał siebie bez porównania częściej a o Ronie to nawet nie było sensu wspominać. A teraz Snape powiedział jedno zdanie i oto Złoty Chłopiec musiał uporać się ze swoją niezwykle twardą męskością. Objął ją jedną dłonią szukając najlepszego ustawienia. Pewnie koledzy mieliby niezły ubaw gdyby się dowiedzieli, że nie ma w tym zbyt dużego doświadczenia. Przypomniało mu się jak Ginny wczoraj pieściła jego żołądź więc też tak spróbował. Taaak... to było dobre. Ścisnął nieco swoją męskość i zaczął przesuwać dłoń to w górę to w dół, od czasu do czasu drażniąc palcem żołądź. Jego oddech zrobił się urywany. Gdy fala przyjemności wstrząsnęła nim, jęknął i osunął się na kolana.

Snape siedział za swoim biurkiem i leniwym wzrokiem obserwował jak te matoły próbują zrobić poprawny eliksir, gdy poczuł ciepło promieniujące ze znaku błyskawicy. Tak jak myślałem. Chciał się złośliwie uśmiechnąć pod nosem ale poczuł jak jego męskość odpowiada na to ciepło.

O cholera. Zachowując kamienny wyraz twarzy i dziękując za luźne szaty, Snape wymknął się na zaplecze „by sprawdzić stan magazynu”. Rzucił silne zaklęcia wyciszające oraz zabezpieczające drzwi i przeklął siarczyście. Uwolnił pulsującą przy najmniejszym ruchu erekcję. Przyjrzał się jej krytycznym wzrokiem.

Mogłem się tego spodziewać. Usiadł wygodnie w fotelu i zabrał się do pracy. Jak najszybciej trzeba naprawić nasze relacje. Westchnął gdy spotęgowana przez połączenie przyjemność zelektryzowała jego ciało.

Coraz szybciej poruszał dłonią, modląc się, żeby żaden uczeń nie wysadził teraz swojego kociołka i nie zaczął dobijać się do drzwi. Do końca zajęć zostało jeszcze dwadzieścia minut więc jeżeli do niczego takiego nie dojdzie, miał czas.

To trwało znacznie dłużej niż zwykle i było znacznie przyjemniejsze. Chłopiec przygryzł dolną wargę by powstrzymać jęk, który chciał się wyrwać z jego gardła gdy nowa fala przyjemności nim wstrząsnęła. Przed oczami pojawiła mu się ni stąd ni zowąd twarz Snape'a i wydawało mu się, że niemalże słyszy jego głos. Gdyby Harry wiedział, że doszedł razem ze swoim Mistrzem Eliksirów... ale nie wiedział i lekko krzyknął gdy doszedł. Spod na wpół przymkniętych powiek zobaczył jak jego sperma brudzi podłogę.

To nigdy nie było aż tak intensywne, aż tak cudownie przyjemne. Jeżeli pozostali też czuli coś takiego to wcale się nie dziwił, że robią to tak często. Łapiąc oddech i czując się wreszcie zrelaksowanym, usiadł by odpocząć i się uspokoić.

Czuł się wybitnie skrępowany gdy stanął po kolacji przed drzwiami gabinetu Snape'a.

Miał być sam na sam w jednym pomieszczeniu z człowiekiem, którego obecność z niewyjaśnionych mu bliżej przyczyn nagle stała się dla niego niesamowitym stymulatorem. Jeżeli jego męskość znów tak na niego zareaguje to ten szlaban będzie należał do najmniej przyjemnych w całym jego życiu. Ale może tak nie zareaguje? Przecież już się dziś wyładował.

Ile razy dziennie można? W prawdzie był nastolatkiem ale bez przesady... Myśląc, że raz kozie śmierć, podniósł rękę i zapukał. Drzwi otworzyły się same i wszedł do środka.

- Miło mi, że wreszcie zdecydowałeś się przyjść, panie Potter. - aksamitny głos Snape'a przywitał go gdy tylko zamknął drzwi. Harry nie wierzył własnym zmysłom, które nagle się wyostrzyły.

- Zrobisz teraz eliksir przeciwkrwotoczny. Wszystko co potrzebne masz na tamtym stole.

Harry szybko odwrócił się do wskazanego stołu, żeby jak najszybciej się za nim schować.

Już wiedział, że przegrał i jeżeli Snape powie coś jeszcze albo stanie za blisko niego, gdy on nie zdoła się uspokoić, to nie będzie mógł nad sobą zapanować. Harry spróbował skupić się na instrukcji i dziękował łaskawemu losowi, że Snape nie zwracał na niego uwagi. Gdy zabrał się za kruszenie i siekanie składników, był już spokojny na tyle na ile pozwalała mu cicha obecność profesora. Nie zwrócił uwagi na to w jaki sposób Snape obserwował go znad sprawdzanego eseju.

Severus wcale nie miał łatwego zadania. Był znacznie dojrzalszy od Potter'a i dlatego to wszystko tak na niego nie wpływało ale nie mógł zaprzeczyć temu, że młody Gryfon działał na jego zmysły. Im dłużej z nim przebywał tym było trudniej. Chciał go do siebie przytulić a nawet więcej i wiedział, że to szaleństwo będzie trwało tak długo aż nie zakończą tego co rozpoczął eliksir wypity przez Potter'a. Po raz pierwszy w życiu patrzył na niego inaczej niż na Przeklętego Złotego Chłopca i to co zobaczył nawet mu się podobało. Potter był przystojnym, młodym mężczyzną, którego z ochotą by schrupał. I wcale nie był taki podobny do swojego przeklętego ojca. To tylko włosy i okulary wywoływały wrażenie podobieństwa. Tak to był zdecydowanie podobny do swojej matki. Snape z powrotem wrócił do eseju. Sebastian go zabije gdy się dowie co się stało. Byli razem już prawie pięć lat a teraz... no ale chociaż Potter wcale nie będzie miał łatwiej z tą swoją Weasley. Skończył sprawdzać esej i podszedł do Potter'a by sprawdzić jego postępy. Chłopak oczywiście go nie zauważył ale to dobrze, bo dzięki temu mógł podejść bliżej. Lubił jego zapach, pachniał niczym cytrusy.

Dlaczego musisz być jeszcze uczniem, Potter? I dlaczego to wszystko musi się dziać przez eliksir?

- Zanim dodasz ten pokrojony korzeń, zmiażdż go trochę nożem. Będzie więcej soku. - wyszeptał mu do ucha i chłopak spiął się lekko tak jak poprzednio. Przygryzł dolną wargę próbując nad sobą zapanować i przytaknął. Zrobił dokładnie tak jak Snape mu poradził. Eliksir po dodaniu zrobił się ciemnoróżowy a nie jasnoróżowy tak jak na zajęciach u wszystkich, którym udało się dotrzeć do tego etapu. Profesor, wciąż z nieprzepisowo bliskiej odległości, obserwował postępy ucznia. Gdy Potter zaczął nieporadnie wydłubywać pestki z owoców jutty, uśmiechnął się pod nosem.

- Nie tak. W ten sposób zmarnujesz wszystko. - stanął za nim i położył swoje dłonie na jego aby nimi pokierować. Miał wrażenie, że chłopak zaraz osunie mu się w ramiona.

Oddychał głębiej i miał półprzymknięte powieki.

- Jedną ręką łapiesz tak... a drugą przyciskasz nóż, o w ten sposób. - mówił to spokojnym niskim głosem, łaskocząc chłopca za uchem. Wiedział, że jego zachowanie całkowicie łamie regulamin obowiązujący nauczycieli ale nie mógł się powstrzymać. Czy to na prawdę takie złe, że chce być bliżej tego, co jak nie patrzeć należy do niego? I on ma wytrzymać jeszcze półtora semestru zanim...

ohhh...

Potter otarł się o jego męskość, gdy cofnął się o pół kroku i teraz opierał się o niego. Zanim Snape zdążył się zorientować chłopak uwolnił dłonie, obrócił się wokół własnej osi i teraz stali twarzą w twarz, erekcja w erekcję a jedynym co ich oddzielało od siebie były cienkie szaty. Potter, wciąż z półprzymkniętymi powiekami, musnął ustami wargi Severusa.

- ...Potter... - chłopak zamknął mu usta delikatnym pocałunkiem - ...Harry... - użycie jego pierwszego imienia odniosło jakiś skutek w postaci zielonych oczu wpatrujących się w niego tak jakby zza mgły - Dokończ eliksir...

Snape był zaskoczony, gdy po chwili chłopak przytaknął i odwrócił się od niego by wznowić pracę. Szybko się od niego odsunął i wziął kilka głębszych oddechów. Zobaczył, że Potter robi to samo, usilnie starając się nie patrzeć w jego stronę a z każdą chwilą jego policzki były coraz bardziej czerwone.

I jak my mamy wytrzymać te półtora semestru?!

Byłoby łatwiej, gdyby dokończyli to wszystko, bo wtedy przestaliby tak ulegać magii eliksiru za każdym razem gdy byli blisko siebie. Snape wiedział, że z każdym dniem będzie coraz gorzej a przez najbliższy tydzień miał z Potter'em codziennie szlaban.

Harry był wdzięczny gdy wreszcie udało mu się dokończyć eliksir i jak tylko Snape obwieścił, że może być, uciekł z gabinetu Mistrza Eliksirów. Był przerażony swoim zachowaniem oraz reakcją samego profesora. A najgorsze było to, że znowu musiał odwiedzić toaletę. Nie, to nie było najgorsze - to było nawet przyjemne. Ale jutro też miał z nim szlaban. I pojutrze. I tak przez cały tydzień! Przecież on tego nie wytrzyma!

W końcu rzuci się na profesora.

Albo on rzuci się na mnie. - Pomyślał przypominając sobie erekcję Snape'a oraz jego reakcję na nieśmiały pocałunek.

Harry nie wiedział co mu strzeliło do głowy, żeby pocałować profesora ale to było tak przyjemne... tak jak ciepło, które właśnie rozchodziło się po jego ciele z tego dziwnego tatuażu i sprawiało, że podniecał się jeszcze bardziej. Gdyby powiedział komukolwiek wysłaliby go do Św. Mungo! Przecież Snape był brzydki, wredny, był Przerośniętym Nietoperzem, którego głos sprawiał, że miękły mu nogi a którego usta... Harry potrząsnął głową chcąc odegnać od siebie te myśli. To chore. Jak również chore było to, że najwyraźniej i on pociągał profesora. On nawet nie odjął punktów za tę zuchwałość. Potter w końcu dotarł do łazienki.

Ciekawe czy tylko w eliksirach Snape ma takie sprawne ręce...

~O-O~

Drugi szlaban, w sobotę, nie był taki zły. Snape zostawił mu kartkę z dokładną instrukcją dotyczącą ilości kociołków, które miał wyszorować bez użycia magii i Harry nawet przez sekundę go nie widział.

~O-O~

Hermiona siedziała w bibliotece i przekartkowywała opasłe tomiska. Spędziła całą sobotę i już prawie pół niedzieli na poszukiwaniach tego felernego eliksiru i wciąż niczego nie znalazła. Ta idiotka, Emma, utrzymywała, że podstawowy przepis na eliksir dostała od swojej babci ale po tylu zmianach w składzie Hermiona była pewna na sto procent, że eliksir, który wypił Harry miał bardzo mało wspólnego ze swoim pierwowzorem.

Na domiar złego Harry zaczął się ostatnio dziwnie zachowywać. Przede wszystkim unikał Ginny. Niemalże co chwila się rumienił i często znikał. To nie było normalne zachowanie; Harry nawet jak szalał dwa lata temu za Ginny i się nawzajem podrywali, nie zachowywał się tak dziwnie. Hermiona nie miała wątpliwości jakie jest podłoże jego zachowania i mogła mieć tylko nadzieję, że to nie miało niczego wspólnego z eliksirem. Nawet nie zauważyła jak przy jej stoliku pojawił się Ron.

- Hej, słonko.- uśmiechnął się do niej przepraszająco. Doskonale wiedział, że lepiej nie przeszkadzać jego dziewczynie gdy jest tak zagłębiona w swoich poszukiwaniach. Kiedyś o mało nie zabiła go książką gdy jej ciągle przerywał. - Przepraszam, że przeszkadzam ale po prostu ciekawość nie daje mi żyć.

Hermiona pytająco uniosła jedną brew, nie odwracając jednak wzroku od książki.

- Wiedziałaś, że Harry ma tatuaż? - Ron był wyraźnie zadowolony z tego, że ta wiadomość zwróciła uwagę jego dziewczyny. W końcu niewiele jest rzeczy, które mogłyby ją odciągnąć od książek.

- Tatuaż? Nie, nie wiedziałam. - Hermiona wyglądała na zaintrygowaną.

- Ginny mi powiedziała. Ma tatuaż na podbrzuszu. To musiało cholernie boleć jak sobie go robił, nie? I nic nam nie powiedział! - Ron zrobił minę jakby był trochę obrażony - Wiesz co przedstawia? Różę oplecioną przez węża. Nigdy bym nie podejrzewał go o węża wytatuowanego gdziekolwiek. No wiesz, w końcu Mroczny Znak...

- Jestem pewna, że to nie ma niczego wspólnego z Mrocznym Znakiem, Ron.- przerwała mu Hermiona i ponownie wróciła do swojej książki.

- Pewnie masz rację. Ale wiesz, jak tak teraz o tym myślę, to mam wrażenie, że kiedyś widziałem już różę oplecioną przez węża w takiej starej książce w domu. Tam były herby starych magicznych rodów. Może ten tatuaż to jest jego symbol rodowy? No wiesz, w końcu Potter'owie to też dość stary ród...

Hermiona znów patrzyła na niego a nie na książki i Ronowi bardzo się to podobało.

- Dlaczego ktoś miałby mieć wytatuowany gdziekolwiek swój znak rodowy? - Hermiona patrzyła na niego zaskoczona, ale to nie Ron jej odpowiedział.

- Ponieważ jest to powód do dumy i świadectwo wyższości nad takimi jak ty, szlamo. - przy nich stał Malfoy i uśmiechał się do nich drwiąco. Jego idealnie wykrojona brew powędrowała elegancko do góry, gdy Hermiona nie zareagowała na obraźliwe przezwisko.

- Jak dla mnie tatuowanie sobie czegoś na podbrzuszu to raczej przejaw jakiegoś lekkiego zboczenia...- Hermiona zastanawiała się nad tym co usłyszała. To było dziwne, żeby w herbie rodowym Potter'ów był wąż.

Malfoy prychnął. To niesamowite, że nawet taką czynność potrafił wykonać w sposób wystudiowanie doskonały.

- Nigdy nie oczekiwałbym nawet, że tak ograniczony umysł jak twój będzie w stanie objąć piękno magicznej tradycji ale oświecę cię. Każdy prawdziwy czarodziej ma swój znak rodowy wytatuowany na prawej łopatce. Na podbrzuszu może mieć co najwyżej znak rodowy swojego małżonka.

Malfoy tylko wzruszył ramionami na widok min Gryfonów i odszedł dumnym krokiem między regały. Hermiona popatrzyła przerażona na Rona. Widząc, że trochę mu zajmie czasu wyjście z szoku, wstała i pośpieszyła po dwie książki, których jak do tej pory nie przeglądała. Po chwili wróciła z herbarzem i jednym z tomisk do eliksirów. Bojąc się tego co może znaleźć w herbarzu, najpierw zabrała się za eliksiry. Nie musiała szukać długo. I to co znalazła sprawiło, że o mało nie umarła na zawał. Eliksir Małżeństw.

Pije go jeden z małżonków, następnie kochają się. Ich magia łączy się i stają się niemalże jednością. Materialnym skutkiem tego wszystkiego jest właśnie wymiana tych symboli rodowych oraz to, że nie są już zdolni do tego by z własnej woli zdradzić współmałżonka. Hermiona pomyślała, że eliksir wobec tego powinien się raczej nazywać eliksirem wierności. Ale w ten sposób eliksir działał tylko wtedy gdy czarodzieje już byli związani magią rytuału ślubu. To co przeraziło tak Hermionę to to, jak działał na tych, którzy nie byli jeszcze z nikim ślubami związani.

Jeśli eliksir ten wypije ktoś bez ślubów, a stanie przed tym którego magia skłania się do jego, wtedy nie ma siły na niebie i ziemi by tych dwoje przez miłość w małżeństwo z sobą nie weszło. Rytuał to pradawny i nic go rozerwać nie może, ni ból, ni niechęć, ni śmierć. A dzieje się tak dlatego, że eliksir odnajduje tego którego magia najbardziej do magii pijącego go pasuje i sprawia, że magie ich łączą się, tak jak ciała i dusze.

Ich małżeństwo jest wieczyste i potężniejsze od ślubów, które wszak śmierć z taką łatwością rozerwać może...

Hermiona nie wierzyła własnym oczom. Więc Ginny w swojej głupocie dała Harry'emu eliksir, który sprawił, że jej przyjaciel był zmuszony do seksu z kimś i teraz z tym kimś jest w związku małżeńskim i nawet sam o tym nie wie! Dziewczyna nawet nie próbowała się zastanawiać nad tym dlaczego Harry nic im nie powiedział o tym, że się z kimś wczoraj kochał. W każdym razie Ginny dostanie za swoje - chłopak raczej nie będzie w stanie już zbyt długo z nią chodzić. Hermiona westchnęła. To teraz kolej na tę gorszą część. Sięgnęła po herbarz i zaczęła go przeglądać. Z ulgą i nieukrywanym rozbawieniem odkryła, że w herbie Malfoy'ów jest srebrna łasica a nie róża z wężem.

Gdy dotarła do Parkinsonów zauważyła, że Ron już się otrząsnął z szoku i patrzy na herby razem z nią. Dwie kartki dalej Hermiona odnalazła różę oplecioną przez węża i Ron na jej widok spadł z krzesła.

- O cholera...- wyrwało się Hermionie.- To nie może być prawda.

A jednak to była prawda. Jeżeli Ginny dobrze opisała tatuaż Harry'ego, a dziewczyna miała dziwne wrażenie, że raczej nie ma co liczyć na pomyłkę, to małżonkiem jej przyjaciela był ktoś z rodu Snape'ów. I nie było wątpliwości, kim była ta osoba. W Hogwarcie był tylko jeden Snape.

- Ron, musimy iść do dyrektora. - to była pierwsza myśl jaka przyszła Hermionie do głowy.- Ron?

- Hermiona, przecież Harry ma z nim codziennie szlaban. Co jeżeli Snape go... krzywdzi? Widziałaś jak ostatnio się dziwnie zachowuje. - Ron wyglądał jakby zaraz miał dostać jakiegoś ataku.

- Na pewno nie. Przecież Harry powiedziałby nam, gdyby coś było nie tak...

- Ale nie powiedział nam o tym, że Snape go w czwartek zgwałcił. - Ron wskazał palcem na opis eliksiru.- Powiedział coś o tym? Nie.

- Nie rozumiesz, Ron. Snape nie zgwałcił Harry'ego. To wszystko przez ten eliksir którym napoiła go Ginny i żaden z nich nie miał tu nic do gadania. To nie jest zwykły eliksir, który swoim działaniem obejmuje tylko osobę pijącą. On oddziałuje bezpośrednio na jej magiczny rdzeń. To tak, jakby Harry zmienił się w kogoś o właściwościach wili… rozumiesz? To działa jak jakaś reakcja łańcuchowa. Lub układ sprzężeń zwrotnych. Jeżeli chcesz być na kogoś zły to tylko twoja siostra na to zasługuje. Chociaż jeżeli mam być szczera to tej Emmie też bym z chęcią dokopała...

- No ale może da się jeszcze coś zrobić, Herm. Zobacz. Tu napisali, że po tym... rytuale... związek musi zostać przypieczętowany żeby eliksir zakończył swoje działanie.

- Ron, naprawdę najlepiej zrobimy, gdy pójdziemy z tym do dyrektora. On będzie wiedział czy jest jakiś sposób, żeby to odkręcić.

Rozdział 4

W lochach zawsze było ciemno i chłodno. Jednak atmosfera spokoju jaka tu panowała miała w sobie coś co pociągało niejednego i jeżeli taki delikwent wykazywał się posiadaniem chociaż odrobiny inteligencji, odnajdywał w nich samotnię idealną do rozmyślań. Severus Snape nie uważał się za człowieka pozbawionego inteligencji a mieszkanie w lochach sprawiło, że niemal każdą wolną chwilę poświęcał na analizowanie i planowanie w wielu różnych zagadnieniach. Akurat w tej chwili jego myśli opanowane były przez bardzo konkretne zagadnienie, a mianowicie co zrobić z Potter'em. Decyzja, którą podjął w czasie poprzednich rozmyślań, które zajęły mu całą noc i były przyczyną wyjątkowo kiepskiego humoru profesora na lekcjach, wcale już mu się nie podobała. Dlatego teraz szukał innej drogi. Wiedział już, że nie mógł poczekać ze wszystkim do końca roku szkolnego. Po raz pierwszy w życiu nie docenił mocy działania eliksiru i teraz zbierał tego konsekwencje. Które, tak na marginesie, niekoniecznie mu się podobały. Przez całe swoje życie przywykł do tego ale teraz nie mógł ot tak pozwolić na nie. Przeczytał wszystko o Eliksirze Małżeństw co było do przeczytania w bibliotece jak również jego prywatnych zbiorach i wiedział, że nawet jeżeli ktoś wymyślił recepturę na antidotum, to była ona poza jego zasięgiem. Wszystkie książki zgodnie twierdziły, że antidotum nie istnieje. Bo i dlaczego miałoby istnieć? Przecież to by się mijało z celem.

Snape westchnął sfrustrowany. Eliksir był zbyt skomplikowany by mógł samodzielnie opracować do niego antidotum i to w tak krótkim czasie. Bo zostało mu mało czasu, nie było sensu się w tej kwestii oszukiwać. Przy całkowitym odizolowaniu się od siebie i używaniu myślodsiewni dawał sobie jeszcze góra trzy dni. A Potter nie miał myślodsiewni, by wyrzucać z głowy niechciane myśli i był nastolatkiem, który do myślenia używał hormonów. Owszem, Severus przez te dni podśmiewywał się w duchu z chłopaka ale był to bardziej śmiech przez łzy. Byli na siebie skazani. I chociaż Mistrz Eliksirów nie mógł odmówić Potterowi posiadania ładnego ciała i kształtnego tyłka… STOP! Snape sięgnął po swoją myślodsiewnię i umieścił w niej niechciane myśli. Robił to ostatnio coraz częściej a to również nie wróżyło niczego dobrego.

Profesor spojrzał jeszcze raz na składniki eliksiru i spróbował wykreślić do niego jakiś schemat antidotum. Baza musiałaby być ujemna i stabilna z neutralizatorami siedmiu składników rdzenia eliksiru… Jakieś połączenie bazy Lineweavera-Burka z wyciągiem Hofstee… Nie miał zielonego pojęcia jak miałby połączyć ze sobą te eliksiry tak by były stabilne i nadawały się do dalszej pracy. Hofstee musiał zachować aktywność a tracił ją w ujemnym roztworze, który był tu potrzebny aby neutralizatory mogły się w ogóle połączyć ze sobą. Może gdyby dodał smoczej krwi… ale ona by wpłynęła na figi i… ugh! Snape jeszcze nigdy nie czuł się tak sfrustrowany z powodu eliksirów a najgorsze było to, że z każdym dniem coraz mniej chciał zrobić to antidotum. Wciąż z tym walczył ale coraz częściej przyłapywał się na myśleniu o Harrym, o tym jak cudownie byłby zasypiać i budzić się rano z nim przy swoim boku. Tak wspaniale byłby całować go, pieścić, po prostu dotykać i być z nim… Snape wstał zrezygnowany z fotela.

Po co się oszukiwał próbując znaleźć antidotum na ten przeklęty eliksir? Tym razem nie sięgnął po myślodsiewnię, która stała zapomniana w jego salonie, gdy brał prysznic i pozwolił swoim myślom eksplorować nieznany mu do tej pory obraz Pottera jako młodego mężczyzny. Jego Harryego.

~O-O~

Była niedziela i Harry włóczył się po zamku bez celu. Tak przynajmniej sobie mówił.

Prawda była taka, że krążył od jednego do drugiego znanego mu wyjścia z lochów i liczył na to, że może akurat wyjdzie z niego Severus. Wydawało mu się, że nie widział profesora od wieków a przecież jeszcze nie tak dawno był taki szczęśliwy, że nie było go na szlabanie. Teraz czuł, że jeżeli zaraz go nie zobaczy, to oszaleje. Albo pójdzie szukać go w jego komnatach w lochach, bo już wiedział, że Snape'a nie było w jego gabinecie. Może akurat warzy jakieś eliksiry i dlatego go nie ma od rana?

Nie był na śniadaniu, ani na lunchu. Przecież to niezdrowe. A co jeżeli coś mu się stało? Przecież on pracuje z niebezpiecznymi eliksirami! Coś mogło pójść nie tak i kociołek wybuchł i… Harry potrząsnął głową próbując pozbyć się tych okropnych myśli.

To było niemożliwe. Severus był przecież Mistrzem Eliksirów. I to nie jakimś tam Mistrzem ale najlepszym w całej Europie! On nie popełniłby jakiejś tam pomyłki tak jak to robili jego uczniowie. Harry do tej pory nie zdawał sobie nawet sprawy z tego jakimi są tak naprawdę szczęściarzami, mając światowej klasy Mistrza Eliksirów za nauczyciela. Inteligentnego, oczytanego, przystojnego, błyskotliwego…

Chłopiec nawet nie zauważył jak ktoś się do niego zbliżył. Poczuł zapach przepełniony czymś tak rozkosznie mrocznym, że przymknął oczy i wszelkie myśli go opuściły. Był tylko on i to ciepło, i zapach, który otulił go wyłączając praktycznie wszystkie zmysły. Poczuł jak ktoś przygważdża go swoim ciałem do ściany i jęknął, gdy rozkosznie ciepłe usta zaczęły pieścić jego szyję. Poruszył mimowolnie biodrami i aż zatrząsł się z rozkoszy gdy jego erekcja otarła się o erekcję tej osoby.

- Stupefy!

Ku jego rozpaczy usta i ręce zamarły i odsunęły się od niego. Poczuł się jakby ktoś wyrywał z niego część duszy, gdy ciepło drugiego ciała zniknęło. Usłyszał jak ktoś osuwa się na kamienną posadzkę i sam, trzęsąc się z pragnienia i olbrzymiej pustki, osunął się po ścianie i ogarnęła go ciemność.

~O-O~

- Hermiona…?

Ron podążał za swoją dziewczyną do gabinetu dyrektora i bił się ze swoimi myślami.

- Nie uważasz, że najpierw powinniśmy powiedzieć Harry'emu o wszystkim? No wiesz, jak nie patrzeć to przecież dotyczy jego a nie nas…

Hermiona zatrzymała się gwałtownie i Ron o mało na nią nie wpadł. Czasami zastanawiał się czy kiedykolwiek uda mu się przewidzieć jej postępowanie i sposób myślenia tak dobrze jak to się jej udawało ale szybko dochodził do wniosku, że nigdy nikomu to się nie uda.

- A uważasz, że w takim stanie w jakim jest, byłby zdolny do właściwego zrozumienia sytuacji w jakiej się znalazł i do wyciągnięcia adekwatnych do niej wniosków oraz podjęcia decyzji? Nie chcę tu negować inteligencji Harry'ego ale ten eliksir działa na niego już cztery dni i, jak zapewne sam zauważyłeś, on teraz myśli bardziej swoimi hormonami niż szarymi komórkami.

Ron patrzył na nią przetwarzając to co usłyszał i próbując przetłumaczyć na prostszy język. W końcu doszedł do wniosku, że zrozumiał główną myśl swojej dziewczyny, jednak w ogóle mu się ona nie spodobała.

- Wiesz, że on nie będzie szczęśliwy gdy się dowie, że znowu ktoś coś zadecydował za niego zamiast się go zapytać o zdanie? Powinniśmy mu powiedzieć chociażby po to, żeby później jak już będzie po wszystkim nie zabił nas za uzgadnianie wszystkiego za jego plecami.

Hermiona wiedziała, że Ron miał po części rację, jednak nie miała wszystkich danych aby przedstawić je swojemu przyjacielowi. Wolałaby się najpierw skonsultować z dyrektorem.

Przecież starszy czarodziej miał znacznie większą wiedzę od niej i na pewno by coś wymyślił a wtedy poszli by do Harry'ego już z gotowym rozwiązaniem i wszystko byłoby w porządku. Ale z drugiej strony… Dziewczyna popatrzyła niezdecydowana na swojego chłopaka, który wpatrywał się w nią z wyczekiwaniem, czekając na jej decyzję.

Najpierw dyrektor, później Harry.

Powiedziała to rudzielcowi i oboje znów ruszyli w stronę szalonej chimery, która strzegła wejścia do gabinetu dyrektora. Wyszli zza rogu i stanęli jak wryci. Niedaleko nich Draco Malfoy przyciskał Harry'ego do ściany, całując go namiętnie w szyję i Gryfon najwyraźniej nie miał niczego przeciwko. Otarł się o Ślizgona i z jego ust wyrwał się jęk przepełniony taką rozkoszą, że aż Hermionie zrobiło się sucho w ustach. Nawet nie zauważyła gdy Ron trzęsącą się ręką wyciągnął swoją różdżkę i wskazał nią Malfoy'a.

- Stupefy!

Ślizgon zastygł na chwilę i ogłuszony osunął się na posadzkę tuż pod stopy Harry'ego, który wyglądał jakby był w szoku. Osunął się po ścianie i nim do niego dobiegli leżał już nieprzytomny obok Malfoy'a. Nie zauważyli by uderzył się o coś twardego, jednak z jego nosa leciała krew.

- Zajmij się Malfoy'em a ja zabiorę Harry'ego do Pomfrey. - Poleciła Hermiona i uniosła nieprzytomnego przyjaciela za pomocą zaklęcia lewitującego. Nie czekając na odpowiedź swojego chłopaka ruszyła do Skrzydła Szpitalnego, próbując jeszcze raz przeanalizować całą sytuację.

Ron popatrzył za swoją dziewczyną i podrapał się po głowie. Nie miał zielonego pojęcia co zrobić z nieprzytomnym Malfoy'em a Hermiona nie zostawiła mu żadnych wskazówek.

Zastanawiało go, co o tej porze Harry robił na parterze niedaleko wejścia do lochów.

Może szedł na szlaban? I to jak całował się z Malfoy'em. Musiał przyznać, że to było gorące ale… Właśnie tak naprawdę zaczął rozumieć o co chodziło Hermionie gdy wyjaśniała mu działanie eliksiru. Jego przyjaciel naprawdę nie był w stanie sam za siebie decydować jeżeli pozwalał się dobierać do siebie komuś takiemu jak Malfoy. Ciekawe co takiego Malfoy i Snape mieli w sobie, że ich magie odpowiadały na „wezwanie” eliksiru. Nie widział żeby jakiś Gryfon dobierał się do Harry'ego… Pod wpływem impulsu rudzielec podwinął lewy rękaw blondyna i to, co zobaczył sprawiło, że ze świstem wciągnął powietrze.

Musiał powiedzieć o tym Hermionie, ona na pewno wpadłaby na jakiś genialny pomysł.

Może to pomogłoby w uwolnieniu Harry'ego od działania tego eliksiru? Ron zasłonił ramię Ślizgona. Już miał go zaciągnąć do pobliskiej pustej klasy gdy usłyszał zbliżające się kroki od strony wejścia do lochów.

Nie dobrze…

- Weasley! Co tu się dzieje?!

Ron zamarł na dźwięk głosu Snape'a a następnie bardzo powoli odwrócił się w jego stronę.

- Eee… bo Panie profesorze…

- Co się stało panu Malfoy'owi, Weasley? - Rudzielec skulił się w sobie pod wściekłym spojrzeniem profesora i ciężko przełknął.

- O… ogłuszyłem go, b… bo on dobierał się do Harry'ego…

- Minus trzydzieści punktów za zaatakowanie ucznia, Weasley. I tydzień szlabanu z Filchem. - Snape wycedził przez zęby i zamarł gdy druga część wypowiedzi dotarła do niego. Malfoy dobierał się do Pottera? Do jego Harry'ego?

- Można wiedzieć gdzie wobec tego jest Potter? Jakoś go tu nie widzę, Weasley.

- Hermiona zabrała go do skrzydła szpitalnego, bo stracił przytomność i krwawił… - Ron z zaskoczeniem zobaczył jak Snape zbladł słysząc to. Wykonał ruch jakby chciał pójść za Hermioną ale powstrzymał się i wskazał różdżką na Malfoy'a.

- Ennervate.

Ślizgon poruszył się i wydał z siebie jęk, który niewątpliwie był jękiem zawodu.

Po chwili otworzył oczy, szukając czegoś rozgorączkowanym spojrzeniem, a gdy zobaczył, kto stoi nad nim zbladł i zerwał się na równe nogi.

- Profesorze…?

- Idź do dormitorium, Malfoy. A ty, Weasley, idziesz ze mną.

~O-O~

Severus podjął męską decyzję i postanowił poinformować dyrektora o wszystkim. Opuścił swoje komnaty i skierował się w stronę gabinetu dyrektora, jednak jeszcze nie było mu dane do niego dotrzeć. Tuż po wyjściu z lochów zobaczył Weasley'a pochylającego się nad nieprzytomnym Malfoy'em. Jakoś trudno mu było uwierzyć w to, że taki nieudacznik jak ten Gryfon byłby w stanie ogłuszyć jego Ślizgona, więc zapytał po prostu co się stało. Gryfoni nie potrafią kłamać a ten tutaj nawet nie próbował. Poczuł jak krew go zalewa gdy się dowiedział, że Malfoy dobierał się do jego prawie-męża. Tylko on miał prawdo go dotykać w ten sposób i być z nim! Jednak Potter'a nie było nigdzie w pobliżu, nie potrafił go też wyczuć przez swój znak. Gdzie on był? I dlaczego nie poczuł tego, że ktoś się do niego dobierał? Przecież wiedział o tym, gdy Weasley to robiła.

- Hermiona zabrała go do skrzydła szpitalnego, bo stracił przytomność i krwawił…

Gdyby mógł aportowałby się prosto do skrzydła szpitalnego. Potter krwawił? Ale jak?

Dlaczego? Czy Malfoy…?

Snape rzucił spojrzeniem na swojego wciąż nieprzytomnego chrześniaka. Nie, wciąż był kompletnie ubrany, więc nie. A więc co się stało? Musiał się dowiedzieć. Musiał znaleźć się blisko niego, bo inaczej nie ręczył za siebie. Szybko ocucił Ślizgona i wysłał go do dormitorium, a Weasley'a pociągnął za sobą do Skrzydła Szpitalnego.

Gdy tam dotarł, Poppy nie było w zasięgu wzroku, za to przy jednym z łóżek siedziała Granger.

- Co się stało? - Miał nadzieję, że w jego głosie słychać tylko niechęć i obrzydzenie do cholernej panny Wiem-To-Wszystko.

- A jak pan myśli, profesorze? Konflikt zaklęcia. - Hermiona wzruszyła ramionami i popatrzyła na rudzielca. - Malfoy miał Mroczny Znak, prawda?

Ten tylko potwierdził skinieniem głowy, nie mogąc wyjść z podziwu dla inteligencji swojej dziewczyny. Nic nie musiał mówić. Ona sama się wszystkiego domyśliła. Była po prostu genialna.

W oczach Snape'a zabłysło zrozumienie. A więc to było powodem, że padło właśnie na niego. I Potter i on byli naznaczeni magią Mrocznego Pana. To była więź, która sprawiła, że Eliksir Małżeństw połączył właśnie ich. Ciekawe co by się stało gdyby po jego zażyciu Gryfon stanął przed samym Voldemortem. Wolał o tym nie myśleć, bo obrazy jakie podsuwała mu jego wyobraźnia sprawiały, że czuł się niedobrze.

Granger westchnęła i wstała, odsłaniając blade oblicze Pottera. Wyglądał jakby był martwy i Severus przeraził się nie na żarty. Szybko wziął głębszy oddech. Będzie dobrze. Przecież gdyby z Potterem było rzeczywiście bardzo źle, to Poppy krzątałaby się koło niego i faszerowała jakimiś eliksirami i rzucałaby zaklęcia.

- Wiemy o eliksirze i właśnie mięliśmy iść z tym do dyrektora, ale… - Dziewczyna wskazała ręką na Pottera. - To my już pójdziemy.

Weasley wyglądał jakby miał zaprotestować jednak Granger szybko wyciągnęła go ze Skrzydła Szpitalnego. Dopiero wtedy Snape zorientował się, że powinien był zabrać Gryffindorowi trochę punktów za to co powiedziała do niego na początku. Ale to się już nie liczyło. Usiadł na łóżku i wziął dłoń Gryfona w swoją. Tak bardzo chciał go pocałować. Chyba nic się nie stanie jeżeli to zrobi. Nikt nie patrzył a sam Potter był akurat nieprzytomny. Severus pochylił się nad nim.

~O-O~

- Hermiona, no coś ty! Nie możemy zostawić Harry'ego samego z tym zboczeńcem! - Ron zaczął szeptać jak tylko zamknęły się za nimi drzwi. - Przecież on może… może go skrzywdzić!

- Nie skrzywdzi go. - Pewnie odparła Gryfonka i przyspieszyła kroku. Im szybciej dotrą do gabinetu dyrektora tym lepiej. - Myślałam o tym i nie jestem w stanie wymyślić niczego co mogłoby anulować działanie eliksiru. Myślałam, że po ataku Malfoy'a coś się zmieni ale nic się nie cofnęło. Tylko jego magia zaczęła wariować i dlatego teraz jest nieprzytomny. Jeżeli Dumbledore na nic nie wpadnie, to obawiam się, że nic nie będziemy mogli zrobić.

- Jak to? - Rudzielec był wyraźnie przerażony. - Mamy oddać Harry'ego na pastwę tego… tego…

- Lepiej Snape niż Voldemort. - Hermiona wyszeptała i stanęła przed chimerą. Po chwili namysłu zapukała w jej głowę i kilka sekund później posąg odskoczył na bok. Oboje weszli na ruchome schody. Ron wyglądał jakby zastanawiał się nad tym co mu powiedziała, jednak z jego miny wyraźnie można było odczytać, że nie zrozumiał o co chodziło.

Dziewczyna tylko pokręciła głową.

- Proszę wejść. - Gdy tylko stanęli przed drzwiami, doszedł do nich wesoły głos dyrektora.

Rozdział 5

Severus pochylił się nad młodym Gryfonem i delikatnie musnął wargami jego usta. Były tak ciepłe, tak miękkie. Mężczyzna nie mógł oprzeć się pokusie by spróbować ich jeszcze raz, tym razem pewniej. Jego dłoń jakoś sama odnalazła drogę do wiecznie roztrzepanych włosów chłopaka i zanurzyła się w ich jedwabiście miękkiej fakturze. Sam nie wiedział kiedy zamknął oczy. Niespodziewanie słodkie usta ożyły, spełniając jego pragnienie i oddając pocałunki równie gorliwie co jego. Ręce objęły go i przyciągnęły bliżej młodego ciała. Severus otworzył oczy.

- Harry…

Zielone oczy wpatrywały się w niego z tak wielkim pożądaniem, że Mistrza Eliksirów przeszył dreszcz.

- Proszę, Severus…

I nie liczyło się już nic więcej. Tylko ten głos, te oczy i to ciało. Tylko jego Harry.

Severus wziął bruneta na ręce i razem, przez kominek, opuścili Skrzydło Szpitalne.



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Kwiat polskiej młodzieży” wsiada do pociągu, czyli jak się jedzie na Woodstock
W filozofii przez wartość rozumie się to wszystko co?nne
ZANIM ZACZNIESZ RATOWAC KOMUS ZYCIE CZYLI JAK SIE ZACHOWAC GDY JESTES SWIADKIEM WYPADKU, JAK UDZIEL
Mnożenie na palcach , Mnożenie na palcach - Jak się to robi
Dobrze jest być dużym czyli jak oni to robią
„Cóz tam, panie, w polityce” – czyli jak sie panowie
ja mogę Ci wyjaśnić jak się to dowodzi LOGIKA!!!!DOWODZENIE
Sztuka bycia towarzyskim czyli jak sie odnalezc w kazdej sytuacji arttow
Nie wiem jak się to nazywało, ale były to te długie pomiary ze stalagmometrem
Nie wiem jak się to nazywało, ale były to te długie pomiary ze stalagmometrem (2)
Sztuka bycia towarzyskim czyli jak sie odnalezc w kazdej sytuacji arttow
Sztuka bycia towarzyskim czyli jak sie odnalezc w kazdej sytuacji arttow

więcej podobnych podstron