J Donald Walters Magnetyzm Pieniądza Jak przyciągnąć we własciwym czasie to, czego potrzebujemy


J. Donald Walters

MAGNETYZM PIENIĄDZA

Jak przyciągać we właściwym czasie to,

czego potrzebujemy

Agencja Wydawnicza COMES, Warszawa, 1996

Spis treści

Spis treści .............................................................

1

Część I Zasady .........................................................

2

1.

Czym jest prawdziwe bogactwo? ....................................

2

2.

Poczucia bezpieczeństwa szukamy najpierw w sobie ....................

4

3.

Nie ograniczajmy swoich oczekiwań .................................

6

4.

Jesteś częścią szerszej rzeczywistości .................................

8

5.

Jesteś częścią inteligentnej rzeczywistości .............................

10

6.

Gdzie są granice bogactwa? .........................................

13

7.

Chcąc żyć mądrze dawaj ............................................

15

8.

Głęboki sens ofiary na szlachetne cele ................................

16

9.

Jak zarabianie pieniędzy może sprzyjać rozwojowi duchowemu? .........

19

Część II Metoda ........................................................

21

10.

Potrzeba koncentracji ..............................................

21

11.

Jak rozwinąć zdolność koncentracji? .................................

23

12.

Podstępna podświadomość ..........................................

25

13.

Moc afirmacji .....................................................

28

14.

Bądź praktyczny w swoim idealizmie .................................

31

O Autorze .............................................................

33

CZĘŚĆ I: ZASADY

I. Czym jest prawdziwe bogactwo?

Pieniądze - jak nam od dawna mówiono - są źródłem wszelkiego zła. Ta ludowa mądrość, bez wątpienia, powstała z błędnego, chociaż powszechnego, przekonania, jakoby pieniądze były źródłem wszelkiego, co najlepsze! Kiedy bowiem oczekujemy zbyt wiele, przekonujemy się - tak jak w bałwochwalstwie - że obiekt, od którego jesteśmy uzależnieni, nie potrafi wysłuchać naszych modlitw i spełnić oczekiwań, jakie mamy wobec niego.

Być może więc, ową starożytną sentencję należałoby odczytywać nieco inaczej: Umiłowanie pieniądza jest źródłem wszelkiego zła.

Pieniądze - same w sobie - nie są złe, podobnie jak dynamit, którego można z powodzeniem używać do budowy dróg. Ten sam materiał może jednak posłużyć terrorystom do wysadzenia budynku. Pieniędzy możemy używać do wspaniałych celów, często jednak ludzka zachłanność zatrudnia je w służbie zła.

Pieniądze są jedynie pewnym źródłem energii. Źle się dzieje wówczas, gdy stają się przedmiotem uwielbienia, a ich gromadzenie samoistnym celem. Oddając się pomnażaniu pieniędzy, blokujemy przepływ energii życiowej.

Pewnego razu rodzice wybrali się ze swym dzieckiem na wycieczkę w góry. Podczas postoju wszyscy pili zimną wodę z górskiego potoku. Woda tak dziecku smakowała, że napełniło nią butelkę i zabrało do domu. W domu piło po trochu każdego dnia, aby wystarczyło jej na dłużej.

Jakież było jego rozczarowanie, gdy po paru tygodniach woda w butelce straciła swój smak.

Podobnie jest z pieniędzmi: gdy je gromadzimy, tracą swą „świeżość”. Aby dopływ pieniędzy był stały, musimy nauczyć się postrzegać je nie jako rzecz, lecz jako formę dynamicznej energii - będącej, w ostatecznym rachunku, przejawem naszej własnej energii życia.

Koncepcje sugerowane w tytule tej książki są wzajemnie powiązane, a nawet uzależnione.

Rozwijanie zdolności przyciągania pieniędzy zależy w znakomitym stopniu od umiejętności właściwego korzystania z nich.

Właściwe korzystanie z pieniędzy wynika ze świadomości, iż ich zdobywanie nie sprowadza się wyłącznie do manipulowania siłami materii zgodnie z własnym interesem. Nie jest ono również sprawą tzw. łutu szczęścia. W rzeczywistości, to my sami przyciągamy pieniądze, a wszelkie niepowodzenia w tym zakresie są naszym własnym nieświadomym aktem ich odpychania. Często dzieje się tak nawet wówczas, gdy wyobrażamy sobie, że czynimy wszystko, by poprawić swoją sytuację finansową.

Obydwie koncepcje - uczenia się przyciągania pieniędzy oraz właściwego ich używania - uzależnione są ostatecznie od zrozumienia własnych prawdziwych potrzeb, czyli od tego wszystkiego, co stanowi dobro najwyższe - nasze i naszych bliźnich. Istnieje bowiem prawo życiowe, zgodnie z którym trwonienie jakichkolwiek zasobów prowadzi nas, prędzej czy później, do sytuacji, w której nie możemy ich już odtworzyć. Pomyślmy tylko o wielkich połaciach lasów, które wycięto, nie troszcząc się o ich odnowę; czy też o ziemi uprawnej, którą zmarnowano, nie dbając o odnowę biologiczną gleby.

Przypomnijmy sobie historie gwiazd filmowych, które, zamiast używać rozumnie swoich pieniędzy, roztrwoniły je, doprowadzając się do ruiny.

Czym jest majątek? Większość ludzi kojarzy to pojęcie z inwestycjami, oszczędnościami, dochodami i hipoteką. Wszyscy jednak znamy ludzi żyjących szczęśliwie bez tego wszystkiego, jak również osoby zarabiające znacznie więcej i stale borykające się z trudnościami finansowymi.

Zdumiewające jest to, iż ludzie zadowalający się mniejszymi dochodami potrafią często lepiej korzystać z życia: wyjeżdżają na dłuższe wakacje i robią wiele różnych rzeczy, na które osoby zamożniejsze nigdy nie mogą sobie pozwolić.

Czym jest więc prawdziwe bogactwo? Na pewno miarą jego nie jest ilość posiadanych dóbr, a raczej umiejętność ich używania. Zamożność każdego z nas jest pojęciem subiektywnym: jesteśmy bogaci lub biedni w takim stopniu, w jakim się za takich uważamy. Bogactwa nie da się zmierzyć jakąś ustaloną miarą. Jeśli ktoś ma poczucie bogactwa umysłowego bądź duchowego, może potrzebować niewielkiej ilości dóbr materialnych, by czuć się w pełni zadowolonym z życia. Z drugiej strony, ktoś, kto pojmuje swoje bogactwo wyłącznie w kategoriach dających się przeliczyć na pieniądze, może uważać się za biednego, mając na koncie pięćdziesiąt milionów dolarów - tylko dlatego, że jago kolega szkolny dorobił się dziewięćdziesięciu milionów.

Pamiętam sytuację ze swego życia - miało to miejsce w roku 1963 - gdy moje dochody spadły niemal do zera, a jednocześnie bardzo pragnąłem napisać książkę wydaną później pod tytułem Kryzys współczesnej myśli. Żyłem wówczas przez trzy miesiące, wydając po 10 dolarów. Czas ten wspominam teraz nie jako okres wielkiego wyrzeczenia i uciążliwości, lecz jako przynoszące satysfakcję wyzwanie i ciekawą przygodę.

W ciągu tych trzech miesięcy nauczyłem się najbardziej wymyślnych sposobów oszczędzania. Hodowałem lucernę i robiłem indyjskie czapati zamiast chleba. Przyzwyczaiłem swoje podniebienie do mleka w proszku, które jest znacznie tańsze od zwykłego, jak również zadowalałem się małymi porcjami deserów, zamiast objadać się nimi do granic możliwości. Korzystałem z wyprzedaży w sklepie spożywczym i przygotowywałem sobie tanie, lecz wysokoenergetyczne potrawy, np. grochówkę, które mi starczały na kilka dni. Ktoś mógłby oczywiście powiedzieć, że byłem wtedy biedny. Jednak nie odczuwałem tego. Nie twierdzę naturalnie, iż czułem się bogaty, istotne jest jednak to, że nie rozmyślałem ze smutkiem o wszystkim, czego mi brakowało i dlatego właśnie biedny nie byłem. Powiem więcej: w znaczeniu, o którym była wcześniej mowa - byłem bogaty.

Przypomnę w tym miejscu uroczą historię pewnego amerykańskiego Indianina, z radością uprawiającego swą skromną ćwierć akrową działkę. Zaprzyjaźnił się on kiedyś z bogatym sąsiadem, a ów pewnego dnia zaoferował mu pięć akrów swojej ziemi. „Dziękuję za życzliwość - odpowiedział Indianin - jeśli jednak będę miał więcej ziemi do uprawiania, to może mi nie starczyć czasu na śpiewanie”.

Na przeciwnym biegunie znajdują się ludzie zarabiający krocie, którzy nigdy nie są przekonani o tym, że dobrze im się powodzi. Przypomina mi się w tym kontekście mój przyjaciel z Indii - naukowiec, profesor jednego ze znanych uniwersytetów. Człowiek ten miał własny dom. Mimo iż członkowie jego rodziny dobrze się odżywiali, ładnie ubierali i żyli całkiem dostatnio, on sam uważał siebie za życiowego bankruta - tylko dlatego, że nie stać go było na jakieś kosztowne urządzenia, które widział na Zachodzie - np. telewizor najnowszej generacji. Pamiętam, jak wypłakiwał mi się w rękaw pewnego wieczoru: „Jestem biedny! Jestem biedny!”

Bogactwo jest świadomością dostatku, a ubóstwo świadomością niedostatku. Bogactwo i ubóstwo są więc stanami umysłu. Każdy jest tak bogaty i tak biedny, za jakiego sam siebie uważa.

Nie chcę, by Czytelnicy podejrzewali mnie o podstęp iż skusiłem ich atrakcyjnym tytułem książki i - mając świadomość, że dzięki niemu, została już zakupiona - zamierzam im przekazywać filozofię wyrzeczenia, zamiast - zgodnie z zapowiedzią- uczyć przyciągania pieniędzy. Pieniądze są w tym świecie rzeczą ważną. Ktoś, kto pisze książki, również ich potrzebuje, by mógł się tym zajmować. Fotografik musi sobie kupić profesjonalny sprzęt, by mógł robić dobre zdjęcia. Pieniądz ingeruje w ten czy inny sposób we wszystkie dziedziny ludzkiej działalności. Nie chcę też nikomu udowadniać, że mógłbym żyć przez dłuższy czas za dziesięć dolarów miesięcznie.

Zasadniczą tezą tego wykładu jest wykazanie wagi właściwej postawy umysłowej - nie tylko dla inteligentnego określenia wymiarów szczęścia, lecz również, i przede wszystkim, dla przyciągania dostatku.

Celem tej książki jest pomoc w przyciąganiu pieniędzy w taki sposób, by nie stało się to źródłem zagrożenia dla spokoju umysłu, a przeciwnie, otworzyło przed nami autentyczne możliwości. Ma ona również nauczyć mądrego posługiwania się pieniędzmi z korzyścią dla siebie i innych.

II. Poczucia bezpieczeństwa szukamy najpierw w sobie

Intencją nauk Jezusa Chrystusa było przede wszystkim zbawienie ludzkich dusz. Ponieważ jednak prawda pozostaje prawdą, niezależnie od poziomu, na którym jej poszukujemy, więc wiele wypowiedzi Jezusowych można odnieść z pożytkiem do zwykłych spraw ludzkiego życia.

Weźmy, na przykład, następujące słowa: „Bo kto ma, temu będzie dodane i nadmiar mieć będzie; kto zaś nie ma, temu zabiorą również to, co ma” (Ewangelia wg św. Mateusza). Na pierwszy rzut oka nauka ta wydaje się niesprawiedliwa, bez względu na to, na jakim poziomie miałaby być rozpatrywana. Jeśli jednak pojmujemy dostatek jako coś, co człowiek do siebie przyciąga, zamiast nań oczekiwać jak na kapryśne zrządzenie losu - niepewne błogosławieństwo, nad którym nie może w żaden sposób zapanować - wówczas jawi nam się zupełnie inna treść Jezusowego pouczenia.

Jego istotą jest znaczenie naszej własnej odpowiedzialności w poszukiwaniu dostatku. Inaczej mówiąc, dostatek jest czymś, co powinniśmy do siebie przyciągać. Możemy go również odpychać.

Świadomość obfitości przyciąga obfitość. Jest to naprawdę takie proste, nie zaszkodzi jednak wyjaśnić tę myśl dokładniej. Z drugiej strony, świadomość ubóstwa przyciąga ubóstwo.

Słyszymy ludzi dających wyraz swojej świadomości ubóstwa. Negatywne postawy mają w sobie negatywną moc. Nasze oczekiwania wobec życia - zarówno pozytywne, jak i negatywne - w znacznym stopniu przesądzają o naszym dobrobycie i niedostatku, sukcesach i niepowodzeniach oraz poczuciu życiowego spełnienia bądź rozczarowania.

Ważne jest to, iż możemy zmniejszyć lub zwiększyć oddziaływanie tych oczekiwań, skupiając na nich myśli i uczucia w sposób mniej lub bardziej intensywny.

Jedną z głównych nauk wielkiego mistrza duchowego Paramhansy Jogaanandy był aforyzm: Im silniejsza wola, tym większy strumień energii. Siła woli sprowadza energię do ciała, a następnie kieruje ją na zewnątrz, ku obiektom spełnienia. Skuteczność naszych oczekiwań wobec życia zależy więc od ilości energii, jaką na nich koncentrujemy.

Osoby o słabej woli odznaczają się słabym przepływem energii życia. Ludzie dysponujący silną wolą - przeciwnie - zawsze znajdują rezerwy energii wewnętrznej, która daje im zdolność urzeczywistnienia celów.

Gotowość wyzwala energię. Brak gotowości pozbawia nas jej, bez względu na to, jak bardzo się staramy ją odzyskać przez odpoczynek i właściwą dietę.

Energia o której mówimy, jest bowiem faktycznie spoiwem umysłu i ciała - Boskiej Świadomości ze światem materii. Nauka udowodniła, że materia jest, w swej istocie, formą energii.

Wielu czołowych współczesnych fizyków idzie dalej w swoich przekonaniach, twierdząc iż energia jest manifestacją świadomości. Twierdzenia te zgodne są ze starożytnymi naukami wywodzącymi wszechświat materialny z twórczej Woli Boga działającej za pośrednictwem kosmicznych energii.

Kiedy unosimy rękę sięgając po kamień, nie tylko wizualizujemy czynność dźwigania go, lecz również aktem woli mobilizujemy energię i kierujemy ją w odpowiedni sposób.

Jogaananda opracował system ćwiczeń psychofizycznych rozwijających świadomość owego przepływu energii i pozwalających nad nim panować. Praktykowałem te ćwiczenia przez wiele lat i uważam je za nadzwyczaj korzystne - nie tylko na poziomie fizycznym, lecz także w odniesieniu do problemów będących przedmiotem tej książki.

Nawet bez tych ćwiczeń, człowiek może osiągnąć wysoki stopień oddziaływania na zdarzenia, które ludzie bardziej bierni uznają za nie poddające się kontroli. Oddziaływania te stają się możliwe dzięki zrozumieniu wpływu postawy wewnętrznej na przepływ energii. Nasza energia działa bowiem na materię nie tylko za pośrednictwem mięśni ciała fizycznego. Istnieje oddziaływanie znacznie subtelniejsze, niezależne od ciała i przyciągające do nas to wszystko, czego chcemy; jednocześnie negatywne oczekiwania rzeczy niepożądanych równie skutecznie przyciągają je w naszym kierunku.

Energię umysłu można porównać do elektryczności, będącą jedną z niższych form. Jest to niższa manifestacja tej samej energii, która ożywia nasze ciało. Jednocześnie jest ona szczególnym przejawem kosmicznej Energii, od której pochodzi cały wszechświat materialny.

Gdy w przewodniku płynie prąd, powstaje wokół niego pole magnetyczne. Im większe natężenie prądu, tym silniejsze jest to pole.

Podobnie dzieje się, gdy chcemy, by coś się stało lub wówczas, gdy staramy się coś do siebie przyciągnąć. Wysyłamy strumień energii; jest to energia myśli kierowana przez naszą wolę. Z kolei ta energia wywołuje również pewnego rodzaju pole sił, które przyciągają do nas przedmiot oczekiwań.

A zatem, w celu przyciągania pieniędzy musimy być przekonani, że zasługujemy na godziwy udział w obfitości wszechświata. I rzeczywiście, każdemu z nas przysługuje takie prawo.

Nie bądźmy bierni w swych żądaniach wobec świata. Nie czekajmy na uśmiech łaskawego losu. Utwierdzajmy się w przekonaniu, że jesteśmy integralną i ważną częścią kosmicznej rzeczywistości.

Mając świadomość życia wśród obfitości, będziemy przyciągać do siebie - zgodnie ze słowami Jezusa - jeszcze większą obfitość.

III. Nie ograniczajmy swoich oczekiwań

Znam dowcip o kimś, kto - po śmierci - zwiedzając niebo pod przewodnictwem św. Piotra, znalazł się w pobliżu „niebiańskiego złomowiska”.

- Znajdziesz tu - wyjaśnił mu Przewodnik - wszystkie dary z niebios, które ludzie na ziemi odrzucili.

- Ależ to niemożliwe! - wykrzyknął zdziwiony. Niektóre z tych rzeczy są bardzo piękne. Spójrz choćby na tego cadillaca. Któż mógł go odrzucić?

- To ciekawe, że pytasz o ten właśnie samochód - odparł św. Piotr. Tak się składa, że to właśnie ty go odrzuciłeś.

- Niemożliwe! - upierał się rozmówca. Nigdy nie pogardziłbym takim pięknym podarunkiem.

- A jednak to ty go odrzuciłeś. Widzisz, to auto czekało na ciebie i miało ci być dostarczone. Zawsze jednak, gdy modliłeś się o samochód, w twoim umyśle powstawał obraz volkswagena.

Większość znanych mi książek, uczących techniki urzeczywistniania własnych pomysłów, podkreśla znaczenie wyraźnej wizualizacji i dokładnego opisu rozmiarów i kształtów tego, co ma być urzeczywistnione. Jeśli to ma być, na przykład, samochód, należy wyobrazić sobie konkretny model oraz jego kolor i kształt; jeszcze lepiej widzieć go stojącego we własnym garażu, z kluczykami w stacyjce.

Sens przytoczonej anegdoty sprowadza się do tego, iż nie możemy zawczasu przewidzieć wszystkich możliwości, jakie życie nam podsunie. Żądając czegoś ściśle określonego, możemy niechcący przeoczyć wiele innych rzeczy.

Zdefiniowaliśmy pieniądze jako strumień energii. Idea strumienia nie da się pogodzić z jakimkolwiek usztywnieniem koncepcji lub zachowań. Myślenie dogmatyczne jest kruche. Aprioryczne wyobrażenia o tym, jak sprawy powinny się toczyć, służą nam dopóty, dopóki wszystko rozwija się zgodnie z przewidywaniami; zawodzą nas jednak, gdy życie stawia przed nami nowe wyzwania. Narciarz przewróci się, jeśli w sytuacji wymagającej nagłego skrętu w prawo, skręci w lewo, ponieważ wcześniej się na to „nastawił”.

Przepływ energii nie przywodzi na myśl żadnych ustalonych punktów postoju. Jest to ciągły ruch - od rzeczy znanych i widzialnych do nieznanych i niewidzialnych. Nie należy więc myśleć o wyznaczonych celach, lecz o ciągłym postępie i rozwoju - nieustającym dążeniu do czegoś, co kryje się w nieskończoności.

W swoim życiu często zmuszony byłem posługiwać się tą zasadą. Utrzymywanie w świadomości zbyt konkretnie zdefiniowanych rzeczy fizycznych, których pragnąłem, rzadko kiedy okazywało się pomocne. Wizualizowałem raczej kierunek, w którym pragnąłem się rozwijać. Wyrazistość była mi potrzebna, nie odczuwałem jednak konieczności nadawania jej kształtów przesadnie materialnych.

Gdybym potrzebował samochodu, wyobrażałbym sobie dokładnie - i faktycznie tak robiłem - raczej posługiwanie się własnym samochodem i płynące z tego korzyści niż konkretny pojazd określonej marki.

Zasady, którymi się zajmujemy, nie są związane z materią. Opierają się na fakcie, iż materia jest tylko formą energii, a energia - manifestacją świadomości.

Zdarzało się kilka razy, że potrzebowałem konkretnych sum pieniędzy. Wizualizowałem wówczas te sumy. Nawet wtedy nie były to jednak pliki banknotów czy czeki leżące na moim biurku i czekające, aż je przeliczę. Kształtowałem raczej obraz mentalny celów, którym te pieniądze miały służyć. Koncentrowałem się na przepływie energii, którego częścią były te pieniądze, a nie na nich samych, jako odrębnej rzeczywistości.

W swojej miejscowości brałem kiedyś udział w zebraniu mieszkańców, na którym proszono nas o deklarowanie sum pieniężnych z przeznaczeniem na uporządkowanie centrum. Miały to być konkretne kwoty z wyraźnym przeznaczeniem: 100 dolarów na drzewo, 25 dolarów na kwietnik itd. Potrzebne było, między innymi, 2000 dolarów na przebudowę drogi. Pomyślałem sobie wówczas, że na pewno nikt nie ofiaruje takiej kwoty na cele publiczne. Sam też nie miałem pieniędzy, które mógłbym zaoferować. Pomyślałem sobie jednak, że droga rzeczywiście wymaga naprawy, i ... zadeklarowałem tę sumę, nie mając pojęcia, skąd ją wezmę.

Włożyłem zobowiązanie do koperty, nic nikomu nie mówiąc. Oznaczało to, że miałem wpłacić 2000 dolarów w ciągu dwóch tygodni.

Minął tydzień i wciąż nie wiedziałem, skąd mogłyby nadejść pieniądze. Następnego dnia obudziłem się i znalazłem w skrzynce kopertę. Był w niej list od przyjaciela, którego dawno nie widziałem. Pisał do mnie tak: „Jestem przejazdem. Moja matka umarła kilka miesięcy temu. Chciałbym ci coś przekazać w jej imieniu, wraz z wyrazami wdzięczności za pomoc, jaką nam wyświadczyłeś w ciągu wielu lat”. Obok zapisanej kartki znalazłem czek na znaczną sumę dolarów.

Gdyby coś takiego zdarzyło mi się raz w życiu, nazwałbym to „zbiegiem okoliczności”, obserwowałem jednak takie - wręcz nieprawdopodobne - sekwencje zdarzeń wielokrotnie - tak wiele razy, że przypadek należy zdecydowanie wykluczyć i mówić raczej o wyraźnej prawidłowości. Ta książka jest właśnie próbą przedstawienia zasad, których działanie obserwowałem przez wiele lat i których istnienie udowodniłem.

Bądźmy elastyczni w naszych oczekiwaniach. W przeciwnym razie może się okazać, że - nawet wówczas, gdy będą się one spełniały - to, co przyciągniemy, nie będzie dokładnie tym, czego potrzebujemy, lub też okaże się znacznie skromniejsze od tego, co moglibyśmy osiągnąć.

Przedmiotem naszych oczekiwań powinny być kierunki rozwoju. Nie myślmy o określonych celach, a raczej o ukierunkowaniach.

Następnie - jak już powiedziałem w poprzednim rozdziale - kierujmy energię na twórcze wizualizacje. Energia płynie intensywniej wówczas, gdy myślimy o niej jako o strumieniu - bez ustalonych i ściśle zdefiniowanych celów.

IV. Jesteś częścią szerszej rzeczywistości

Jeśli zdejmiesz struny z pudła gitary, rozciągniesz je między dwoma kołkami i pobudzisz do drgań, dźwięk, który usłyszysz, będzie bardzo nikły, swoją barwę i bogactwo zawdzięczał on bowiem rezonansowym właściwościom pudła instrumentu.

Podobnie rzecz wygląda z ludzkim ego. Gdy widzimy siebie jako samotne wyspy na bezkresnym, obojętnym oceanie, natychmiast życie jawi nam się jako źródło zagrożenia, a nie siła podtrzymująca. Nabieramy przekonania, iż trzeba walczyć „pazurami” z trudnościami, jakie życie przed nami stawia i brutalnie domagać się uznania własnych celów w obliczu powszechnej obojętności.

Ludzie w ten sposób myślący, dobiegając czterdziestki, często czują się bezsilni, psychicznie wyczerpani, pozbawieni energii, zaczynają chorować i wyrażają się cynicznie o własnych możliwościach osiągnięcia sukcesu. Dzieje się tak dlatego, że zawęzili oni swe myślenie do dwóch dziedzin: domu i pracy, zamiast uświadomić sobie własne uczestnictwo w ogromie życia wszechświata. Ich zainteresowania określają słowa: „ja” i „moje”. Myślą tylko o tym, co chcieliby od życia otrzymać, ignorując zupełnie to, czym mogliby podzielić się z innymi przeżywając wielką przygodę wspólnej egzystencji.

Jeśli to, co napisałem, wydaje się komuś mgliste i niejasne, niechaj przeanalizuje następujące stwierdzenia. Ktoś, kto idzie przez życie, myśląc wyłącznie o własnych interesach, w znacznie mniejszym stopniu przyciąga do siebie pomoc bliźnich niż ktoś, kto stara się włączyć innych w orbitę swoich spraw. Z kolei ten, którego bliźni interesują tylko w zakresie wynikającym z jego osobistych interesów, ma znacznie mniejszą szansę zainteresować sobą kogokolwiek niż ten, kto interesuje się sprawami innych. Wreszcie człowiek, który rozważa wszystkie swoje przedsięwzięcia wyłącznie z pozycji egoistycznego interesu - własnego bądź czyjegoś - ma znacznie mniejszą możliwość rozbudzenia w sobie lub w kimś innym oddania jakiejkolwiek sprawie w porównaniu z kimś, kto kieruje się w życiu wznioślejszymi zasadami i ideałami. Im szersze widzenie , tym potężniejsza wizja.

Wiele lat temu, w Paryżu, miałem możność dokładnie się o tym przekonać. „Szersze widzenie” było w tym przypadku dość trywialne, lecz może właśnie dlatego jest to dobry przykład.

Chciałem jakoś uczcić swoje urodziny. W gazetach znalazłem zapowiedzi koncertu, który dobrze pasował do tej okazji. Miał się on odbyć w jednym z paryskich kościołów. Kiedy znalazłem się na miejscu, zastałem tam grupę około pięćdziesięciu osób pragnących również uczestniczyć w imprezie. Niestety, zamknięto przed nimi drzwi, wyjaśniając, iż wszystkie miejsca siedzące są już zajęte.

Widząc, że zanosi się na fiasko mojego przedsięwzięcia, krzyknąłem: „Ależ dziś są moje urodziny!”

Organizator koncertu, widząc, że sprawa ma dla mnie nieco głębszy wymiar, odpowiedział „Niech pan wejdzie. Życzę panu wszystkiego najlepszego!”

To jeszcze nie wszystko. Jest w tym coś więcej. Być może któremuś z moich czytelników znana jest książka Źródło, której autorem jest Ayn Rand, bądź też jej filmowa ekranizacja. Na pierwszy rzut oka przedstawiono tam bardzo atrakcyjną filozofię: jeden człowiek trzymający się swoich zasad, wierny swoim ideałom, samotnie przeciwstawia się tłumowi. Lecz - jak już powiedziałem - filozofia ta nie zdaje egzaminu.

Oczywiście, powinniśmy być wierni naszym ideałom. Mieści się w tym jednak koncepcja ideałów, które są czymś większym od nas samych. Prawda jest nieskończenie większa od nas. Jeśli jest ona owym pudłem rezonansowym dla całego naszego jestestwa, to jakież ma znaczenie to, że wszyscy powstają przeciwko nam? Czyż cała ludzkość nie jest tylko rojem mrówek wobec Prawdy - ponadczasowej i nieskończonej? Wielcy ludzie, którzy żyli zgodnie ze wzniosłymi zasadami, uzyskali dzięki nim znacznie większą moc niż ta, którą mogliby osiągnąć na drodze kompromisów z opiniami i interesami innych.

Tym, co czyni przesłanie książki Źródło tak miałkim w ostatecznym bilansie, jest fakt, iż jej bohater - nieustraszony architekt - myślał wyłącznie w kategoriach swoich własnych zapatrywań na architekturę oraz przez pryzmat swoich osobistych pragnień i ich zaspokajania. Prawda musi być postrzegana: nie da się jej wykreować. Opinie są czymś zupełnie różnym od percepcji. A pragnienia nie liczące się z dobrem bliźnich są przejawem egoizmu i tym samym mają niewielki zasięg.

Filozofia, którą prezentuje Ayn Rand, nigdy nie wznosi się ponad poziom egoizmu: „Moje opinie i pragnienia mocno przeciwstawione nędznym kompromisom z opiniami i pragnieniami innych ludzi”. Siła przyciągania pieniądza i wszelkich sukcesów wzrasta wprost proporcjonalnie do zdolności rozpoznawania rzeczywistości szerszej niż własna i zestrajania się z nią.

V. Jesteś częścią inteligentnej rzeczywistości

Jednym z wielkich odkryć naukowych obecnego stulecia jest stwierdzenie braku wyraźnej granicy między materią ożywioną i nieożywioną. W pierwszej połowie dwudziestego wieku materialiści święcili przedwczesne triumfy. Twierdzili, iż odkrycie to dowodzi, jakoby materia była rzeczywistością podstawową, a świadomość - po prostu produktem czynników materialnych, pewną formą aktywności wzorców energetycznych w obwodach nerwowych.

Materialistyczną koncepcję świata podważyło jednak od samego początku inne odkrycie, które miało miejsce na początku stulecia. Okazało się bowiem, że materia jest szczególną postacią energii. W ten sposób „rzeczywistość”, na której materialiści zbudowali swoją wiarę, okazała się mirażem.

Skoro materia i świadomość są w istocie jednym i tym samym - a wszystko na to wskazuje - i skoro materia jako taka nie jest bytem samoistnym, wobec tego nasuwa się logiczne przypuszczenie, że to świadomość jest realną rzeczywistością, a materia szczególną jej manifestacji.

Jeśli tak jest faktycznie, to znaczy, że ludzie angażują się w działania na poziomach wyższych, niż by się im mogło wydawać. Innymi słowy, czymkolwiek usiłujemy przyciągnąć pieniądze lub inne rzeczy, zawsze korzystamy z pomocy czegoś lub kogoś innego.

Wielu ludzi zgadzających się z klasycznym powiedzeniem Johna Donne'a „Nikt nie jest samotną wyspą”, może jednak wątpić w to, że naprawdę otacza ich ocean inteligencji. Wiele osób zdolnych zaakceptować powszechną obecność inteligencji nie potrafi sobie jednak wyobrazić, iż interesuje się ona nimi osobiście.

Doświadczenie potwierdza jednak nauki pism świętych mówiące o tym, iż zostajemy wysłuchani.

Faktem jest, że nasza inteligentna świadomość jest integralną częścią uniwersalnej inteligentnej świadomości, obecnej we wszystkim. Kiedy tylko zaczniemy dostrajać się do owej nieskończonej superświadomości i czerpać z niej moc, oraz kiedy przestajemy działać tak, jakby wszystkie nasze myśli i czyny spełniały się w duchowej próżni, natychmiast zaczyna dziać się wiele rzeczy, których nigdy nie bylibyśmy w stanie spowodować, posługując się własną ograniczoną inteligencją i wolą. Przede wszystkim, otrzymujemy inspirację od nieskończonej inteligencji, w której wszyscy jesteśmy osadzeni, a następnie akceptujemy jej uczestnictwo w tym, co usiłujemy robić.

Nie musimy dokładnie wiedzieć, jak nasze cele będą realizowane. Jeśli staramy się rzetelnie powierzyć własne sprawy Nieskończonej Inteligencji (w tym miejscu słowa te zacząłem pisać dużą literą, ponieważ musimy sobie jasno uprzytomnić, że owa Inteligencja jest tym, kogo zawsze nazywaliśmy Bogiem), to pojawia się prosta prawidłowość: im mniej zajmujemy się szczegółami, tym lepiej sprawy się układają. Zaczynają grać rolę inne czynniki, na które przypuszczalnie nie moglibyśmy mieć nigdy bezpośredniego, osobistego wpływu.

Biografie świętych pełne są przykładów zdarzeń, które większość ludzi - nieświadoma praw natury działających na subtelniejszych poziomach - określa jako „cuda”. W rzeczywistości cuda nie istnieją. Są to zjawiska całkowicie zgodne z prawami natury. Im bardziej harmonizujemy nasze działania z Nieskończoną Inteligencją, tym lepiej nam się wiedzie. Z drugiej strony, im bardziej się od Niej odcinamy, usiłując kształtować wszystko według własnych egoistycznych koncepcji, tym mniejszą mamy zdolność do kierowania czymkolwiek w sposób korzystny dla siebie.

Prawda ta jest zwykle inspirująca. Zakłada ona jednak konieczność życia na wyższym poziomie świadomości. Ego przeciwstawia się jej, gdyż zawdzięcza swoje istnienie wąskiej, ograniczonej identyfikacji z ciałem i umysłową osobowością. Nawiązując zatem do niezliczonych dowcipów współczesnych, można powiedzieć, iż rozdział ten przynosi zarówno dobre, jak i złe nowiny. Dobrą nowiną jest oczywiście to, że mamy ową nieskończoną moc zdolną przyciągać wszystko, czego byśmy chcieli. Zła nowina sprowadza się do tego, że im bardziej egoistycznie pragniemy, tym mniejszy mamy kontakt z mocą Nieskończonego.

Ludzka świadomość może rozwijać się w dwóch kierunkach. Jednym z nich jest ekspansja, a drugim - zawężenie pola świadomości. Potencjał ekspansji świadomości jest nieograniczony: już teraz jesteśmy nieograniczoną częścią nieskończoności. Nieograniczone są również możliwości zawężania; ich przejawem jest stopniowe zapadanie się w egoizm, małostkowość, miałkość - aż do zupełnego niemal zaniku świadomości, czyli stanu zobojętnienia, otępienia, ogłupienia, utraty przytomności. Nieskończoność nie ma żadnych ograniczeń w życiu wewnętrznym, podobnie jak na zewnątrz - w rzeczywistości kosmicznej. Z drugiej strony świadomość ludzka może się kurczyć, zmierzając w kierunku nieświadomości - jeśli tylko zostanie jej nadany taki kierunek zmian. Niemożliwe jest jedynie osiągnięcie stanu absolutnej nieświadomości, świadomość jest bowiem jedyną rzeczywistością.

Stoimy zatem wobec odwiecznego wyboru. Nie jest to łatwy wybór. Często przeszłe uwarunkowania skłaniają nas do ucieczki we względną nieświadomość. Sięgamy wówczas po alkohol lub po prostu unikamy konfrontacji z rzeczywistością, zamiast zaakceptować wyzwania nieskończoności. Czujemy się wygodnie w swoim małym ego, podobnie jak ptak w bezpiecznej klatce. Chcemy korzystać ze wszystkich możliwych źródeł. Z nieskończoności też? A jakże, ma się rozumieć! - dążąc przy tym do zaspokojenia swoich małych pragnień. Jednak myśl o ofiarowaniu ich wyższej rzeczywistości wywołuje w nas dyskomfort, a nawet odruch buntu.

Fakty są takie: aby naprawdę żyć wyższymi prawdami i z pomocą wyższych sił, o których mowa jest w tej książce, musimy oferować samych siebie do ich dyspozycji. Nie możemy zwyczajnie używać ich do własnych egoistycznych celów z bardzo prostego powodu: egoizm jest przeciwieństwem wyższej rzeczywistości i oddala nas od niej.

Jednakże „złe nowiny” - jak je wcześniej nazwałem - są właściwie również dobrymi wiadomościami, bo chociaż zawężając swoje pole świadomości odcinamy się od rzeczywistości potencjalnego rozwoju, to jednocześnie nie znajdujemy spełnienia, którego oczekiwaliśmy trwając w egoizmie, a które naprawdę daje tylko - również na poziomie indywidualnym - ekspansja świadomości. Niższe prawa podporządkowane są wyższym. W starożytnych naukach hermetycznych znajdujemy zasadę: „Jak na górze, tak i na dole”. Jezus również to potwierdzał: „Starajcie się naprzód o królestwo Boga i o Jego sprawiedliwość, a to wszystko będzie wam dane” (Ewangelia św. Mateusza).

Ludzie wyobrażają sobie, że życie poświęcone Bogu oznaczać musi wyrzeczenie się ludzkich pragnień i ich spełnienia. Faktycznie oznacza ono tylko wyrzeczenie się przywiązania do nich. Nawet wówczas, gdy ktoś pragnie wyłącznie ludzkich form spełnienia, osiąga je najskuteczniej, nie będąc do niego przywiązanym. Pierwszym warunkiem przyciągania pieniędzy jest więc rezygnacja z przywiązania do nich. Wszystko w życiu jest bowiem jak żywe srebro: próbujesz schwytać, a to ci się wymyka. Aby cokolwiek mieć, trzeba akceptować tę rzecz taką, jaka jest - trzymać ją w ręku, lecz zbyt mocno nie ściskać. Inny aspekt przywiązania polega na braku elastyczności w stosunku do zmian. Unosić się na falach życia potrafią tylko ci ludzie, którzy łatwo się do zmian przystosowują, ci którzy dopasowują się dobrze do nowych sytuacji i pozostają otwarci na nowe punkty widzenia; wszyscy inni ścierają się z falami lub pozwalają się im zalewać.

W Indiach znane jest piękne starożytne przysłowie: „Właściwe działania przynoszą zwycięstwo”. Żyjąc zgodnie z wzniosłymi zasadami, nie wyobrażajmy sobie, iż uda nam się nagiąć je do własnych potrzeb. Najwyższe rzeczywistości są nie tylko siedliskiem inteligencji, lecz również ostoją nieskończonej mądrości. Przystosujemy się do nich; nie wyobrażajmy sobie, że to one dadzą się ogłupić przez nasze usprawiedliwienia. Żyjmy zgodnie z prawdą; nasze potrzeby będą wówczas zacznie lepiej zaspakajane niż wtedy, gdy sami się o nie troszczymy.

Im bardziej w swoich wysiłkach uwzględniamy dobro innych, nie zaniedbując własnego, tym lepiej nam się wiedzie.

Życie w rozszerzonej rzeczywistości polega na uwzględnieniu nie tylko własnego interesu, lecz również tego, co jest najlepsze dla innych. Nie wystarczy zrozumienie zasady ekspansji na poziomie abstrakcyjnym. Rozszerzająca się świadomość musi obejmować konkretne, aktualne rzeczywistości, na przykład: ludzi, których znamy, a których niezbyt lubimy; firmy, które w danych okolicznościach skłonni jesteśmy traktować jak konkurencję; osoby obce, z którymi nie czujemy żadnych szczególnych związków; nawet zwierzęta; no i sprawy, w których potrzeby bliźnich mogą się kłócić z naszymi potrzebami.

Inteligencja kosmiczna, czyli Bóg, to nie tylko uniwersalna świadomość; to także „indywidualna” świadomość każdego z nas - świadomość , która w każdym z nas się manifestuje. Każdy więc może modlić się do niej i otrzymywać odpowiedzi, przewodnictwo oraz pomoc. Jeśli nie czujemy się dobrze z koncepcją modlitwy kierowanej do własnego Wyższego Ja, to pomyślmy o niej, jako o odwołaniu się do najwyższego osobistego potencjału, który jest świadomy naszego dążenia do niego - nawet wówczas, gdy nie uprzytamniamy sobie jego istnienia - i czeka cierpliwie, aż odkryjemy w sobie właściwy dla niego poziom rzeczywistości.

Poprośmy więc ową Wyższą Rzeczywistość: „Prowadź mnie, abym dokonywał właściwych wyborów”. Paramahansa Jogaananda , w swojej książce Szepty wieczności zamieścił taką oto piękną modlitwę: „Boski Ojcze, oto moja modlitwa: Nie chcę niczego, co mógłbym posiadać na stałe, lecz proszę Cię o moc zdobywania rzeczy, które mogą być mi potrzebne w codziennym życiu”.

VI. Gdzie są granice bogactwa?

Wielu ludzi, widząc kogoś bardzo zamożnego, przypuszcza, że zdobył on majątek kosztem pomyślności swoich bliźnich. Jednym z założeń współczesnej myśli społecznej jest koncepcja ograniczonej ilości pieniądza w obiegu. Jeśli ktoś ma więcej, to inni automatycznie muszą mieć mniej. Taki sposób myślenia jest typowy dla filozofii materialistycznej, która do niedawna dominowała w naszej cywilizacji i z której oddziaływania ludzkość obecnie się wyzwala. Uznanie materii za rzeczywistość podstawową oznacza narzucenie sobie drastycznych ograniczeń. Nieuchronną konsekwencją tego jest postrzeganie wszelkich zasobów jako wielkości stałych; dotyczy to w szczególności pieniądza, energii (kojarzonej na ogół z pokładami ropy naftowej w skorupie ziemskiej) oraz możliwości człowieka. Jeśli jednak uznamy świadomość za rzeczywistość fundamentalną, stanowiącą podstawę wszystkich innych bytów, w tym materialnych, to musimy dojść do wniosku, iż ilość czegokolwiek jest ograniczona jedynie przez niedoskonałość naszego sposobu myślenia.

W istocie rzeczy, zamożność jest czymś, co sami kreujemy. Nie jest to wartość czekająca na odnalezienie przez nas i zawłaszczenie. Widzimy więc, że przyciągamy do siebie nie tylko pieniądze; przyciągamy energię, która następnie manifestuje się w takiej właśnie formie. Jest to energia kosmiczna, której zasoby są niewyczerpalne. Bogactwo nie powstaje w fabrykach, z ziemskich materiałów. Jego tworzywem jest kosmiczna „esencja” bytu, zaś narzędziem wytwarzania - nieskończona „fabryka” pomysłów.

W tej książce nie wspomniałem nawet jednym słowem o popularnej koncepcji, którą można spotkać w wielu publikacjach poświęconych technice bogacenia się, a mianowicie: koncentracji na „zdobywaniu pieniądza” - podobnie jak artysta-malarz koncentruje siły na tworzeniu swego dzieła. Nie uważam za stosowne podnosić czynność zdobywania pieniędzy do rangi „sztuki”. Nie zajmuję się również kwestią akumulacji majątkowej.

Jestem przekonany, że takie zaangażowanie - choć niewątpliwie skutecznie pomaga gromadzić i hołubić majątek - w ostatecznym rachunku przywodzi człowieka do klęski.

Już choćby jeden fakt - wspomniany wcześniej - dowodzi, iż bogactwo jest czymś więcej niż majątkiem dającym się przeliczyć na pieniądze: mieszczą się przecież w tym pojęciu również takie rzeczy, jak szczęście, spokój umysłu, pełnia harmonijnych związków międzyludzkich, czystość i prostota życia, mądrość i miłość. Kierowanie zbyt dużej ilości energii wyłącznie na zdobywanie pieniędzy powoduje, iż człowiek - zamiast osiągnąć prawdziwe bogactwo - stanie się tylko „obrzydliwie bogaty”.

Kolejnym bezspornym faktem jest, iż koncentrując się przesadnie na gromadzeniu pieniędzy, zatracamy świadomość tego, iż są one formą energii, a zaczynamy je postrzegać jako byt materialny, którego ilość jest ograniczona, bez względu na rozmiary i skalę akumulacji. Ludzie postępujący w ten sposób żyją z poczuciem nieustannego zagrożenia, porażeni obsesją kradzieży, krachu giełdowego, złej koniunktury, itp. Zazwyczaj jest tak, że im więcej ktoś ma pieniędzy, tym bardziej boi się je utracić. Wielu ludzi gromadzi majątki, by zapewnić sobie poczucie bezpieczeństwa. Niestety często posiadając wiele pieniędzy czują się oni znacznie mniej bezpieczni niż wówczas, gdy mieli ich zbyt mało i przywiązanie do własnego stanu posiadania nie stanowiło dla nich pokusy. Najlepszym rozwiązaniem w sprawach pieniędzy jest dążenie do przyciągania takiej ilości, która pozwala w pełni zaspokoić osobiste potrzeby, natomiast aspiracje, by zostać multimilionerem, na pewno nie są warte związanych z tym napięć i wysiłków. Zachwianie równowagi w jakiejkolwiek dziedzinie - a więc także w strefie poszukiwania pomyślności materialnej - dość szybko przynosi nam straty.

Dopóki w naszej świadomości dominuje idea gromadzenia - rozumianego jako zawłaszczenie, któremu nie towarzyszy przepływ energii skierowanej ku innym ludziom - dopóty jesteśmy energetycznie zablokowani; w pewnym momencie energia życia przestaje w ogóle przez nas płynąć. Źródło, którego się nie używa, po pewnym czasie wysycha. Podobnie dzieje się z nasz a świadomością; ktoś, kto nie używa swojej energii w sposób twórczy, zmniejsza jej przepływ, który stopniowo ustaje. To właśnie miał na myśli Jezus, mówiąc, że człowiek, który zakopał swój talent w ziemi i nie używał go, zasmucił tego, który go nim obdarzył. Morał: jeśli gromadzimy wyłącznie dla siebie, zamiast pozwolić płynąć energii przez siebie - na zewnątrz, to zasmucamy Boga obecnego w głębi naszej duszy.

Rozmawiając kiedyś ze swą bogatą krewną, zauważyłem, że wydawanie pieniędzy wyłącznie na siebie wydaje mi się niezwykle dziwne. Mówiąc to, nie miałem na myśli mojej rozmówczyni i nie kierowały mną żadne niskie pobudki. Rozmowę naszą sprowadził na te tematy opis bardzo kosztownego domu, który ujrzeliśmy przypadkiem w gazecie. Jej odpowiedź zdumiała mnie. „Co takiego?!” wykrzyknęła. „A cóż to za nowa teoria?!”. Kontrast pomiędzy naszymi krańcowo różnymi postawami oraz zdziwienie obu stron, uświadomiły mi, do jakiego stopnia prawa rozwoju duchowego różnią się od zwyczajów tego świata.

Osobie, która otrzymuje od Boga błogosławieństwo wielkiego bogactwa i używa go wyłącznie dla własnej przyjemności, majątek zostanie prędzej czy później odebrany lub jego źródła wyczerpią się. Cokolwiek jest nam dane w tym świecie - czy to pieniądze, czy popularność, czy talent - powinno być traktowane jako sposobność do służenia bliźnim. Nie po to żyjemy na Ziemi, byśmy zajmowali się wyłącznie sobą. Błogosławieństwo ciała ludzkiego dane jest nam w tym celu, byśmy mogli osiągnąć głębszą świadomość wszechobecnego życia.

Materialiści myślą kategoriami ograniczenia i niedostatku nie tylko o materii, lecz również o energii. Prawdą jest jednak, że im więcej energii używamy, tym więcej jej się w nas objawia. Wielu ludzi myśli: „muszę oszczędzać swoje siły”. Są w błędzie. Potrzebujemy naturalnie wypoczynku, od czasu do czasu. Nie powinniśmy się też przepracowywać. Głupotą jest również doprowadzenie się do stanu wyłączenia woli, wraz z nią bowiem wyłącza się dopływ energii życia. Pamiętajmy jednak: energia wydawana radośnie i z ochotą nie wyczerpuje naszych zasobów; proces ten generuje jeszcze większą energię. Jeśli więc pragniemy zarabiać pieniądze, potraktujmy je jako produkt skupienia własnego strumienia energii i wykorzystajmy do wzmocnienia. Pamiętajmy, że pieniądze są tylko symbolem ludzkiej energii życiowej. Traktujmy je jako energię i trzymajmy się zasady: „Im większa siła woli, tym większy strumień energii”. Przypływ obfitości nie musi być ograniczony. Jedyne ograniczenia pochodzą od nas samych i są rezultatem wznoszonego przez nas muru emocjonalnego przywiązania.

VII. Chcąc żyć mądrze, dawaj

Niedawno ktoś opowiedział mi o pewnej zaprzyjaźnionej parze małżeńskiej, która rozmawiała z nim o swoich planach rozwodowych. Według jego relacji, padło z ich strony następujące stwierdzenie: „Nie należy zbytnio przejmować się dziećmi. Trzeba zadbać o siebie. Jeśli ktoś chce rozwodu, nie powinien myśleć o tym, co on oznacza dla innych osób. człowiek powinien przede wszystkim dbać o własny interes. Dzieci jakoś to przeżyją”. Wiele się teraz słyszy takich wypowiedzi. Można je nawet znaleźć w różnego rodzaju wykładach mających być dla ludzi pewną nauką - podczas seminariów na temat „samorealizacji” itp. Najpopularniejszy bestseller sprzed kilku lat zatytułowany był Poszukiwacze najważniejszej osoby.

Są to nauki całkowicie błędne, przede wszystkim z jednego powodu: to, co zawęża ludzką świadomość, skupiając ją na własnym ciele i ego, zamiast rozszerzać ją i kierować w duchu sympatii ku innym istotom, musi - w dalszej perspektywie - przynosić ból i cierpienie zamiast oczekiwanego poczucia spełnienia.

Dlaczego tak się dzieje? Ponieważ podstawowym instynktem życia jest pragnienie ekspansji naszej tożsamości i świadomości - lub, jak kto woli, naszej domeny, a każdy kto sądzi, że może pragnienie to zaspokoić przez zwiększanie swojego stanu posiadania - jest w błędzie. Chcemy więcej wiedzieć: dlatego czytamy, studiujemy, podróżujemy, jesteśmy ciekawi nowych rzeczy, słuchamy radia, by dowiedzieć się, co robią ludzie w innych częściach świata. Najbardziej podstawowym impulsem życiowym jest wychodzenie na zewnątrz, a wszystko, co się temu przeciwstawia, sprzeniewierza się naszej naturze. Dlatego można wprawdzie doświadczyć pewnej przyjemności zapewniając sobie osobiste korzyści kosztem bliźnich, w końcu jednak „przyjemności” tego rodzaju przynoszą nam cierpienia.

Ból towarzyszy każdemu zawężeniu tożsamości, sympatii lub świadomości. Wszystko co je rozszerza, niezmiennie daje nam radość. Dlatego Jezus mówił: „Większym błogosławieństwem jest dawać niż otrzymywać”, dawanie bowiem jest źródłem szczęścia. Świadcząc na rzecz bliźnich, przysparzamy szczęścia przede wszystkim sobie. Każdy, kto naprawdę pragnie osiągnąć poczucie spełnienia, kto faktycznie chce szukać „najważniejszej osoby” w sposób najskuteczniejszy, niechaj - definiując własne dobro - uwzględnia pomyślność innych.

A zatem umiejętność zarabiania pieniędzy - jak wszystkie inne talenty - winniśmy ofiarować Bogu, który jest w nas, oraz Bogu, który jest na zewnątrz nas i mieszka w sercach naszych braci. Pamiętajmy, że rada ta służy najlepiej własnemu urzeczywistnieniu. Nie należy sobie wyobrażać, że identyfikacja z większą rzeczywistością umniejsza nas w jakikolwiek sposób. Każdy może się przekonać o czymś wręcz odwrotnym: działanie w służbie wyższego ideału zapewnia człowiekowi największe szczęście.

Dziwne jest to, że tak wielu ludzi utożsamia służbę z upokorzeniem i bólem! Szkoda, że postrzegają oni własne spełnienie w kategoriach „wychodzenia na swoje” - kosztem innych ludzi!

Zdumiewające jest, że wiele osób przedstawia jako swoją zaletę - ból, którego przysparzają im ich postawy! Ileż to kobiet „urabia się po łokcie”, służąc swym mężom i dzieciom i czerpiąc patologiczne zadowolenie z poczucia upokorzenia - jak gdyby tylko ono miało być świadectwem ich dobroci!

Wykonywanie obowiązków wedle własnego wyobrażenia o nich może być faktycznie działaniem właściwym. Spieszę z zapewnieniem, iż powinniśmy kontynuować owe właściwe działania - nawet wówczas, gdy przysparzają nam cierpień. Nie umniejsz to jednak faktu, iż ostatecznym sprawdzianem wszelkich cnót jest radość - nie ból, a podstawowym kryterium grzechu - to, iż przynosi on smutek. Dostępujemy tym większych błogosławieństw, im bardziej dzielimy się swoim dostatkiem, im więcej dajemy i lepiej służymy. Wtedy spływa na nas prawdziwe błogosławieństwo!

VIII. Głęboki sens ofiary na szlachetne cele

W tradycji judeochrześcijańskiej istnieje pewna bardzo stara zasada związana z pojęciem ofiary. Głosi ona, że każda ofiara złożona Bogu przynosi błogosławieństwo oraz że błogosławieństwa spływające na ofiarodawcę są proporcjonalne do stopnia, w jakim powierzył się Bogu.

Fascynujący przykład pochodzi z życia znanego wizjonera Edgara Cayce'a. Ogólnie wiadomo, że miał on dar wglądu w poprzednie żywoty ludzi. Kiedyś zgodził się spojrzeć w inkarnacyjną przeszłość pewnej popularnej modelki. Miała ona tak piękne dłonie, że wielu fotografów szczególnie się na nich koncentrowało. Po wejściu w trans Edgar Cayce powiedział jej, iż w poprzednim wcieleniu była zakonnicą i spędzała długie godziny klęcząc i podpierając się dłońmi przy szorowaniu podłóg w klasztorze, w służbie Bożej. Ponieważ używała swoich dłoni wyłącznie dla Bożej chwały, więc są one teraz szczególnie piękne.

Opowieść ta ilustruje prawdę, którą każdy może zweryfikować we własnym życiu. Masz jakiś talent? Jakikolwiek on jest, ofiaruj go Bogu. Nie przejmuj się tym, że może ci się wydawać niewiele wart. Przypomnij sobie legendę o małej, ubogiej dziewczynce, która położyła jabłko na tacę w kościele, a ono zmieniło się w złoto.

Przypominam sobie świątynię, którą kiedyś zbudowałem. Rok później, ktoś zapalił na ołtarzu świeczkę, od której cała budowla spłonęła do fundamentów. Nie wdając się w szczegóły, powiem tylko, iż miało to miejsce miesiąc po tym, jak udało mi się - nie bez trudności - przezwyciężyć inne poważne kłopoty finansowe. Można powiedzieć, że ów pożar nie mógł się wydarzyć w gorszym momencie. Zwracając się do Boga w modlitwie, powiedziałem wówczas tak: „Panie, to była Twoja świątynia, nie moja. Oddałem Ci ją zaraz po wybudowaniu. Nic nie straciłem, ponieważ nie miałem niczego do stracenia”. Nagle poczułem, jak ogarnia mnie wewnątrz wielki spokój.

Nieco później, tego samego dnia, śpiewałem wchodząc do sklepu. Właściciel, który już wiedział o pożarze, wykrzyknął: „Śpiewa pan?! Kiedy nasz sklep spłonął kilka lat temu, płakałem przez cały rok”. „Widzi pan - odpowiedziałem - straciłem wprawdzie budynek, ale nie straciłem głosu!”

Faktem jest, że chciało mi się śpiewać. Przepełniająca mnie radość Boża uczyniła wszystko inne mniej ważnym.

A więc, jeśli jedno ofiarowanie przynosi takie błogosławieństwo, czyż nie okazuje mądrości ten, kto poświęca Bogu wszystko co posiada?

Wielki poeta indyjski Rabindranath Tagore napisał taki oto inspirujący tekst, który przytaczam, ponieważ doskonale pasuje do tematu rozważań:

Szedłem ścieżką przez wieś, żebrząc, od drzwi do drzwi, kiedy twój złoty rydwan pojawił się w oddali, jak we wspaniałym śnie, i rad byłem wiedzieć, kim jest ów Król wszystkich królów!

Ożyły moje nadzieje i wydawało mi się, że moje złe dni dobiegają końca. Stałem, czekając na jałmużnę, o którą nie musiałem prosić, i na bogactwo rozrzucone w prochu na wszystkie strony.

Tam, gdzie stałem, rydwan się zatrzymał. Spojrzałeś wtedy na mnie i obdarzyłeś swym uśmiechem. Poczułem, że szczęście nareszcie do mnie przyszło. Nagle wyciągnąłeś ku mnie swą prawą dłoń i rzekłeś: „Co możesz mi ofiarować?”

O, jakimż królewskim żartem było wyciągnięcie ręki do najnędzniejszego z żebraków! Stałem, zmieszany i niezdecydowany, a potem wyjąłem powoli z sakiewki najmniejsze ziarnko zboża i dałem Tobie.

Jakże się zdziwiłem, gdy tego wieczoru wysypałem jej zawartość na podłogę i znalazłem w niej jedno ziarnko złota! Gorzko wtedy zapłakałem, żałując, że nie ofiarowałem ci wszystkiego, com miał.

Jaki wniosek? Powinniśmy we własnym interesie poświęcać Bogu cały swój dobytek. Ilu jednak potrafi to uczynić? Większość ludzi musi działać powoli, sprawdzając tę zasadę krok po kroku, by przekonać się, że naprawdę jest skuteczna! Nie jest to sarkazm z mojej strony: wszyscy jedziemy na tym samym wózku. Prawdą jest, iż nasze pragnienia są uwięzione w naszej podświadomości, gdzie bardzo trudno je odnaleźć. Alkoholik świadomie pragnie przestać pić, jego podświadomość pcha go jednak w stare koleiny. Potrzeba wiele czasu na wykopanie tych długich korzeni. Jest to jednak możliwe - i ze wszech miar pożądane - a jeśli mamy kiedykolwiek zaznać doskonałego spełnienia - absolutnie konieczne.

Osobiście mogę powiedzieć, że zasada ta działa. Przekonałem się, iż Bóg troszczy się o nas w zdumiewający sposób, jeśli poświęcimy Mu wszystko, co mamy.

Wróćmy raz jeszcze do mojej spalonej świątyni. Wyglądało to wówczas na dużą stratę materialną, z którą wiązała się pewna korzyść duchowa. Okazało się jednak, iż była także korzyść materialna. Zniszczenie budynku przyniosło nam tyle materialnych błogosławieństw, że trudno byłoby je wyliczyć.

Opowiem teraz pewną ciekawą historię. Gdy skończyłem pisanie swojego kursu samokształcenia zatytułowanego 14 kroków do Wyższej Świadomości - dzieła, które zajęło mi dwa lata solidnej pracy, postanowiłem wspólnie z Bogiem uczcić jego zakończenie. Robię tak zawsze, gdy kończę jakąś pracę poświęconą Bogu, zwłaszcza gdy wiąże się ona z dużym i długotrwałym wysiłkiem. Pojechałem więc do Carmel - małego nadmorskiego miasteczka położonego na kalifornijskim wybrzeżu.

Nie wziąłem pod uwagę, iż był to sierpień, a więc pełnia sezonu turystycznego. Gdy byłem już na miejscu, okazało się, że są trudności z zakwaterowaniem. Znalazłem w końcu jakieś lokum, było ono jednak o wiele za drogie, jak na moją kieszeń. Zacząłem się wahać, a potem pomyślałem: „Boska Matko, przyjechałem tu, aby wspólnie z Tobą uczcić zakończenie mojej pracy, co powinienem teraz zrobić? Czy mam jechać do motelu w Monterey, gdzie jest okropny ruch i hałas? Dlaczego nasza uroczystość miałaby być nieudana? Może powinienem wynająć ten pokój? Zrobię tak, bo wierzę, że zapewnisz mi środki na powrót do domu. Wyjąłem portfel, by zapłacić za nocleg. W tym momencie recepcjonista, dla którego byłem jednym z tysięcy turystów odwiedzających tę miejscowość w sezonie letnim, pokiwał przecząco głową.

Wtedy zrozumiałem. Ponieważ pragnąłem dzielić tę uroczystość z Bogiem, Bóg mi się odwzajemnił!

Następnego dnia poszedłem na obiad do restauracji, której właściciel nie przyjął ode mnie zapłaty za posiłek!

Proszę mi powiedzieć, ile razy zdarzyło się Wam skorzystać z motelu lub restauracji i usłyszeć: „Nie musi pan (pani) płacić za ten posiłek (nocleg)”? Powiem Wam, ile razy mnie to spotkało: raz stało się tak, ponieważ udałem się tam ze świadomością: Jest to nasza wspólna uroczystość.

Jeśli ktoś nigdy nie próbował działać wspólnie z Bogiem, niechaj to zrobi. Działając w ten sposób, będziecie zdumieni, do jakiego stopnia Bóg będzie Wam pomagał!

Skutecznym sposobem uczenia się tej zasady - jest zgodnie z tradycją - przeznaczanie dziesiątej części własnych dochodów, w imię Boga, na jakieś szlachetne cele. Wielu ludzi natychmiast zgłasza sprzeciw: „Teraz nie mogę sobie na to pozwolić, z radością zrobię to później, kiedy moja sytuacja materialna się poprawi”. Osoby te nie zdają sobie sprawy z tego, iż każdy akt darowania generuje obfitość. Ludzie przekazujący bezinteresownie część dochodów Bogu, otrzymują jego wsparcie. Każda energia, którą kierują do Niego, wraca do nich, zwielokrotniona. Mocą podtrzymującą wszechświat. Jezus powiedział: „I każdy, kto dla mego imienia opuści dom, braci lub siostry, ojca lub matkę, dzieci lub pole, stokroć tyle otrzyma i życie wieczne odziedziczy” (Ewangelia św. Mateusza). Śri Kryszna w Bhagavad Gicie wyraża to tak: „Bądź tego pewien: ktokolwiek jest mi oddany, nigdy nie będzie porzucony”.

Pewne zaprzyjaźnione małżeństwo nosiło się ostatnio z zamiarem poinformowania swojego kościoła parafialnego na piśmie o tym, że „nie stać ich na ofiarę”. Zorientowali się jednak, iż wielu parafian daje regularnie na kościół i na biednych, mimo znacznie niższych dochodów. Przemyśleli więc sprawę i zmienili zdanie.

Wkrótce po tej decyzji jedno z nich, pozostające bez pracy, znalazło zatrudnienie. W tym samym czasie drugie otrzymało podwyżkę!

Każdy, kto oddaje na szlachetne cele część swoich dochodów, nie tylko nie ponosi uszczerbku, lecz - przeciwnie - otrzymuje błogosławieństwo obfitości wprost ze Źródła. Od Boga pochodzi wszelkie poczucie bezpieczeństwa; kto tego nie zrozumie, ten zawsze będzie błądził pośród niepewności. Im bardziej żyjemy dla Niego, tym On lepiej się nami opiekuje - nawet w drobnych sprawach życia codziennego.

IX. Jak zarabianie pieniędzy może sprzyjać rozwojowi duchowemu?

Każdy kto nauczył się zarabiać pieniądze we właściwy sposób, będzie maił z tego korzyści na wielu poziomach. Powiększać się będzie nie tylko jego dobrobyt, lecz również energia i radość życia.

Wiele lat temu miałem ciekawe doświadczenie. Rozpocząłem coś, co było dla mnie ważnym przedsięwzięciem. Podjąłem je z myślą o moich bliskich. Okazało się (jak zawsze w takich przypadkach!), że przedsięwzięcie było znacznie bardziej kosztowne, niż przewidywałem w chwili jego rozpoczęcia. Na początku musiałem sam zgromadzić niemal wszystkie niezbędna środki. Prowadziłem w tym celu zajęcia dydaktyczne w wielu miastach. Pracowałem ciężej niż kiedykolwiek przedtem. Oznaczało to kłopoty pieniężne, jakich nigdy do tą nie miałem, jak również wikłanie się w materializm - co było dla mnie poważnym problemem, jako że zawsze usiłowałem kultywować wyższe wartości duchowe.

Dopiero na końcu długotrwałych zmagań odkryłem, na czym polega moja prawdziwa korzyść. Miała charakter bardziej duchowy niż materialny. Prawdą jest, iż zarobiłem sporo pieniędzy i spłaciłem wszystkie długi zaciągnięte w celu doprowadzenia sprawy do końca. Ponad tym wszystkim było jednak coś nieskończenie ważniejszego dla mnie osobiście, spostrzegłem mianowicie, iż robiąc to, co miałem zrobić, by sprostać wyzwaniu i robiąc to w interesie moich bliźnich, a nie we własnym, stawałem się wewnętrznie silniejszy i energiczniejszy oraz zyskiwałem pewność, że potrafię poradzić sobie ze wszystkim, co przyniesie mi życie. Nade wszystko. Czułem, że jestem bliżej Boga.

Zarabiając pieniądze potrzebne do sfinansowania wspomnianego przedsięwzięcia, ku swojemu zdumieniu napotkałem dwa stwierdzenia Paramhansy Jogaanandy odnoszące się do duchowych aspektów zarabiania pieniędzy, które były dla mnie wybitnie krzepiące. W pierwszym z nich Mistrz obiecał jednemu ze swych uczniów, że wspierając jego misję finansowo, przyspieszy swój rozwój duchowy. Stwierdzenie drugie miało charakter ogólniejszy. „Zarabianie w sposób uczciwy i przedsiębiorczy pieniędzy mających służyć dziełu Bożemu jest wielką sztuką, obok urzeczywistniania Boga”. Zważywszy, że traktowałem dotąd zarabianie pieniędzy jako najniższą konieczność życiową, było to dla mnie nie lada odkrycie, dostrzegłem w nim bowiem szansę duchowego rozwoju. Jako się rzekło, największymi korzyściami wyniesionymi z mojego przedsięwzięcia były: moc duchowa, wiara, siła woli i energia, które otrzymałem.

Interesującym faktem społecznym jest to, że wielu biznesmenów czyni nadzwyczaj szybkie postępy na drodze duchowej, gdy tylko decydują się ofiarować swoje życie i pracę Bogu. Przed tym momentem zwrotnym używają wprawdzie swojej energii egoistycznie, lecz jednak używają jej! W procesie tym uczą się koncentrować ją w działaniu, co ułatwia im potem praktykę medytacji i wejście na drogę wyższego rozwoju. Osoby takie czynią znacznie większe postępy niż ci, którzy uważają się za bardziej uduchowionych tylko dlatego, że unikają zaangażowania w sprawy finansowe.

Rozwój duchowy również wymaga wysiłku. Praktyki duchowe, takie jak medytacja, nie mają charakteru biernego. Prawdziwa medytacja jest zajęciem wysoce dynamicznym. Medytując z pełną świadomością - bez niepokoju, lecz czujnie i w maksymalnym skupieniu - czynimy znacznie szybsze postępy niż wówczas, gdy siedzimy bezmyślnie, starając się zachować dobry nastrój.

Cokolwiek robimy, powinniśmy wkładać w to całą energię. Jeśli ma to być zarabianie pieniędzy, nie czyńmy tego połową umysłu, żałując drugą połowę tego, co robimy. Jeśli ktoś znajduje się w sytuacji, w której nie musi myśleć, jak zdobyć pieniądze - w porządku; może skierować swoją energię na inne rzeczy. Nie oznacza to jednak wcale, że jego sytuacja jest lepsza niż sytuacja kogoś, kto jest zmuszony do poszukiwania źródeł dochodu.

Byłem kiedyś w odwiedzinach u bardzo zamożnego człowieka, który powiedział mi, usprawiedliwiając jak gdyby swą stałą potrzebę pracy i utrzymywania rodziny: „To wszystko nie jest moją rzeczywistością. Moje rzycie zaczyna się w chwili, gdy wracam do domu i mogę usiąść spokojnie w swoim pokoju medytacyjnym”.

Sądzę, że chciał w ten sposób wywrzeć na mnie silne wrażenie. Pojawiła się jednak u mnie taka oto myśl: Jaka szkoda, że musi on tyle czasu tyrać w pracy, skoro mógłby wykorzystać go na kontakt z Bogiem!

Nie jest właściwie ważne, co robimy, jeśli postrzegamy swoje działania jako okazję do służenia innym, twórczego wykorzystywania energii, pracy dla dobra ogólnego, rozszerzania sympatii i świadomości oraz zestrajania własnej świadomości z Nieskończoną Inteligencją.

Pamiętajmy, że w pieniądzach Bóg również jest obecny. Obecny jest w biznesie i w bankach, tak samo jak w górach, chmurach, w świątyniach i w kościołach. Choć z pewnością, trudniej Go dostrzec na bazarze niż w lesie, to jednak jest obecny w obu tych miejscach. Każdy, kto patrzy dostatecznie uważnie, musi Go znaleźć, gdziekolwiek by był.

CZĘŚĆ II: METODA

X. Potrzeba koncentracji

W Części I omówiliśmy podstawowe zasady ogólne. Teraz rozważymy, jak zastosować je w praktyce.

Pierwszym zagadnienie wymagającym zastanowienia jest potrzeba koncentracji.

Powiedziałem wcześniej, że sukces zależy od ilości energii, którą wkładamy w to, czym się zajmujemy. Wspomniałem również, że energią tą kieruje siła woli. Przytoczyłem słowa Paramhansy Jogaanandy: „Im silniejsza wola, tym większy strumień energii”.

Jak, wobec tego, rozwijać siłę woli?

Pierwszym warunkiem koniecznym jest koncentracja. Jest to proces analogiczny do skupiania rozproszonych promieni świetlnych w pojedynczą wiązkę laserową. Koncentracja jest potęgą. Jeśli potrafimy skupić umysł na jednym obiekcie, to znaczy, że jesteśmy na dobrej drodze do wykształcenia potęgi woli.

W tym kontekście nie wystarcza jednak wyobrażenie własnych sił mentalnych jako czegoś ograniczonego do funkcji mózgu, świadomość ludzka posługuje się bowiem także „uczuciami wypływającymi z serca:, czyli emocjami.

Siła woli mniej wiąże się z tym, co człowiek myśli, a bardziej z tym, co chce, by się zdarzyło. Tak więc - zgodnie z definicją Paramhansy Jogaanandy - „Wola to pragnienie plus energia, skierowane ku spełnieniu”. Bez odczuwania pragnienia nie jesteśmy w stanie wznieść się ponad poziom teoretycznego myślenia abstrakcyjnego; co więcej, brak towarzyszącego mu skupienia oznacza pozostawanie w sferze tak zwanego „chciejstwa”.

Uczucia są tym aspektem świadomości, który nadaje siłę naszym intencjom. Muszą one jednocześnie pozostawać w stanie równowagi, nie możemy bowiem pozwolić, by opanowały nas niepokój i niecierpliwość.

Uczucia podlegające wahaniom stają się emocjami. Emocje mogą również dostarczać poczucia siły, jest ona jednak iluzoryczna i niestabilna: raz jest, a raz jej nie ma.

Emocje porównać można do fal morskich: są one w ciągłym ruchu, choć woda, w której się tworzą, nie zmienia swego położenia. W związku z tym emocje - z powodu swej niestałości - mają niewielki wpływ na naszą sytuację. Co najwyżej powodują trochę zamieszania.

Przychodzi mi na myśl również inne porównanie: wiele lat temu w piśmie „New Yorker” zamieszczono rysunek dżipa jadącego drogą o twardej nawierzchni. W czasach II wojny światowej samochody terenowe były zjawiskiem nowym, często pojawiającym się w dowcipach rysunkowych, w których przedstawiano je zwykle jako lecące metr nad ziemią podczas szaleńczej jazdy po wyboistym terenie. Na wspomnianym rysunku dżip jedzie wprawdzie drogą równą i dobrze utrzymaną, lecz mimo to znajduje się metr nad jej powierzchnią.

Podobnie bywa z nie kontrolowanymi uczuciami, czyli emocjami. Wywołują one podniecenie nawet wówczas, gdy naprawdę nie mamy się czym ekscytować. Dokładnie mówiąc, wola dopóty nie jest potęgą, dopóki nie kierujemy nią spokojnie, panując nad emocjami.

Bez wewnętrznego spokoju i opanowania nie jest możliwe skupienie umysłu. Spokoju nie należy przy tym mylić z ociężałością. Nie musi on oznaczać bierności uczuć, a wręcz przeciwnie - skuteczność wymaga ich intensywności.

Gdy chcemy coś osiągnąć, niezmiernie ważna jest mobilizacja silnego uczucia. Jak już powiedzieliśmy, bez ludzkiego entuzjazmu nigdy nie powstało nic wielkiego. Aby uczucie mogło wyzwolić wielką siłę woli, entuzjazm nie może zostać roztrwoniony w formie podniecenia.

Powiedzmy, że krawiec chce uszyć piękną suknię i jest tym rozentuzjazmowany. Aby jednak nawlec nitkę, musi wykonać pewne czynności bardzo spokojnie. Jeśli jedno choćby włókno nie trafi do ucha igielnego, trzeba będzie rozpocząć całą operację od nowa.

Gdy mowa o potędze woli, nić możemy porównać do ludzkiego uczucia, a ucho - do miejsca koncentracji w ciele, którym jest punkt między brwiami. Uczucie musi zostać przeprowadzone przez to oko”, zanim mu pozwolimy mu wybiec na zewnątrz i skierować się ku naszym celom.

Jak zatem mamy panować nad uczuciami? Najprostszą techniką jest kierowanie ich ku górze, przez kanał w rdzeniu kręgowym, do mózgu, a następnie do punktu między brwiami.

By zdyscyplinować uczucia, nie zapominajmy nigdy o tym, że warunki panujące wokół nas są niestabilne. Nie warto się do nich przywiązywać. Szczęście dnia dzisiejszego może jutro być utracone, a smutek, który teraz odczuwamy, może w końcu ustąpić miejsca szczęściu. Fale radości i smutku przepływają nieustannie przez nasze umysły.

Zwróćmy więc uwagę na rzecz stabilniejszą i trwalszą, przenikającą wszystkie nasze życiowe doświadczenia - na naszą świadomość, czyli Jaźń.

Utożsamiamy się z przyczyną tego, co dzieje się w życiu, a nie ze skutkiem. Żyjemy w centrum, a nie na peryferiach osobistego wszechświata. Bądźmy tym, czym naprawdę jesteśmy. Przestańmy być echem oczekiwań i pragnień innych osób. Bądźmy świadomi każdego podjętego działania.

Ćwiczmy się w wytrwałości. Jeśli zdecydowaliśmy się coś osiągnąć, nie rezygnujmy z urzeczywistnienia celu, obojętnie jak bardzo wydaje się błahy. Pamiętajmy, że emocje są tylko sposobami reagowania na okoliczności i definiowania ich; jako takie, są równie nietrwałe jak warunki, w których żyjemy. Naturą tego świata jest zmienność. Nie ma więc absolutnych klęsk. Jeśli kontynuujemy nasze wysiłki, niepowodzenia otwierają nam drzwi do zwycięstwa.

Czytelnik może zapytać: Skoro wszystko się zmienia, to może sukces przyjdzie do nas automatycznie, bez wysiłku z naszej strony?

Odpowiedź brzmi: Nie. Jeśli nie włączymy własnego świadomego wysiłku w nurt naturalnego biegu zdarzeń, wówczas siła okoliczności mogąca wznieść nas na wyżyny sukcesu, tylko nieznacznie nas uniesie. Może to być, na przykład, niewielka sprzedaż, podczas gdy odpowiedni wysiłek przyniósłby nam rekordowy kontrakt życia.

Aby utrzymać się na szczycie fali na desce surfingowej, trzeba mieć poczucie równowagi, czasu i zdolność samokontroli.

A oto inne naturalne pytanie: Jeśli warunki stale się zmieniają, czyż sukces nie okaże się złudny, bez względu na to co zrobimy?

Tym razem odpowiedź nie jest jednoznaczna: w pewnym sensie „Tak”, w innym - znacznie ważniejszym - „Nie”. Słowo „złudny” nie jest tu odpowiednie. Każda fala sukcesu opada wprawdzie, lecz inne ją zastępują. Ważne jest to, byśmy nie polegali na owych falach w dążeniu do osobistego spełnienia.

Prawdziwym osiągnięciem w każdym życiowym sukcesie jest zwycięstwo nad samym sobą. Wzloty i upadki nie są wieczne. Im większa jest nasza osobista moc, tym mniej jesteśmy podatni na wpływy zmian zewnętrznych.

W ostatecznym rachunku, sukcesem jest to, kim się stajemy, a nie to co osiągamy. Ktoś, kto odnosi sukcesy jako istota ludzka, zaczyna dostrzegać, że wszystko, co dzieje się wokół niego, może okazać się korzystne. Nigdy już nie będzie biedny, ponieważ wszystko mu sprzyja.

XI. Jak rozwijać zdolność koncentracji?

Koncentracja oznacza zdolność uwolnienia umysłu od wszelkich zakłóceń - w tym własnych myśli i emocji - i skierowania jego energii na jeden obiekt, którym może być określony stan wewnętrzny lub cel.

Wielu ludziom taki sposób kontrolowania umysłu kojarzy się z wysiłkiem. Do pewnego stopnia mają oni słuszność. W innym znaczeniu jednak się mylą. Dopóki bowiem ktoś usiłuje skoncentrować się, dopóty nie jest w stanie skutecznie tego
zrobić.

Głęboka koncentracja możliwa jest wyłącznie w stanie pełnego relaksu. Fizyczne i umysłowe napięcia pochłaniają energię, uniemożliwiając przejście umysłu przez „ucho igielne”. Jeśli, na przykład, brwi są zmarszczone pod wpływem zmartwienia, szczęki zwarte, a dłonie ściśnięte, to z pewnością część energii umysłu nie płynie w zamierzonym kierunku.

Dlatego właśnie najlepszym sposobem rozwijania zdolności intensywnej koncentracji jest codzienna praktyka medytacyjna.

Dość rozpowszechnione jest błędne przekonanie, iż medytacja to pewnego rodzaju ucieczka od rzeczywistości i życiowych obowiązków. Trudno o większe nieporozumienie, albowiem faktycznie jest ona - jak łatwo się przekonać najskuteczniejszą
metodą pozwalającą nie tylko sprostać wyzwaniom życia, lecz nawet wznieść się ponad nie.

Potężna siła koncentracji ukształtowana w codziennej praktyce medytacyjnej pozwala pokonywać w ciągu minut problemy, których rozwiązywanie zwykle ciągnie się tygodniami. Jeszcze ważniejsze jest to, iż koncentracja wynikająca z regularnej medytacji generuje w sposób całkowicie naturalny siłę woli niezbędną dla osiągnięcia sukcesu w dowolnym przedsięwzięciu.

Jak już wspomniałem, ośrodek woli usytuowany jest w punkcie między brwiami. Dlatego właśnie człowiek, który bardzo czegoś chce, odruchowo ściąga brwi.

Osoba medytująca uczy się skupiać uwagę w tym właśnie punkcie ciała. Im częściej i głębiej koncentrujemy się na tej okolicy, tym bardziej wzmacnia się siła naszej woli.

Innym ważnym zagadnieniem w ćwiczeniu koncentracji, a tym samym siły woli, jest jasność wewnętrzna rozumu i uczucia. Medytacja wybitnie pomaga w jej rozwijaniu. Stan doskonałej jasności zdefiniowałem w innych książkach. Tutaj zacytuję tylko niektóre sformułowania:

Doskonała jasność oznacza postrzeganie siebie i wszystkich innych bytów jako aspektów szerszej rzeczywistości, dążenie do świadomego zestrojenia z nią oraz dostrzegania we wszystkim możliwości i sposobów jej manifestowania.

Doskonała jasność oznacza więc dostrzeganie prawdy w prostocie, poszukiwanie przewodnictwa czystej prawdy, a nie opinii, oraz kierowanie się tym, co JEST, a nie tym, co wynika z własnych pragnień i uprzedzeń.

Doskonała jasność oznacza dążenie do postrzegania rzeczy w ich najszerszych aspektach.

W związkach z innymi ludźmi doskonała jasność oznacza stałą gotowość włączania ich rzeczywistości do rzeczywistości własnej.

Mętne myśli i uczucia tworzą chaos wewnętrzny i zewnętrzny. Przeciwieństwem koncentracji jest stan psychicznego zamętu. Natomiast doskonała jasność jest niemal dokładnie z nią równoznaczna.

Jasność umysłu przejawia się w uporządkowaniu myśli i zajmowaniu się jedną sprawą w danym czasie. Prawdą jest również to, że myślenie o jednej rzeczy w danym czasie sprzyja stopniowemu rozwijaniu wewnętrznej jasności.

Z koncentracją, jak powiedziałem, wiąże się usuwanie z umysłu wszelkich zakłócających myśli i wrażeń. Nie jest to łatwe zadanie. Spróbujmy, na przykład, całkowicie wykluczyć myśl o górach lodowych. Jak często, na co dzień, myśl taka pojawia się w świadomości? Zapewne nigdy, chyba że ktoś mieszka w Arktyce. Jednak u kogoś, kto nie ma doświadczenia w koncentracji, samo postanowienie, by nie myśleć o górach lodowych, może spowodować obsesyjne myśli na ten temat!

Z punktu widzenia doskonalenia sztuki koncentracji, ważniejsze jest pozytywne skupienie na jednym obiekcie niż unikanie myślenia o innych rzeczach.

Starajmy się więc koncentrować w danym czasie na jednym tylko przedmiocie. Nikt nie może robić dobrze wielu rzeczy naraz. Jeśli zdecydowaliśmy się czymś zająć, porzućmy na jakiś czas wszystkie inne sprawy. Nie należy tego robić na siłę, bądźmy więc zrelaksowani i zainteresowani tym, co robimy. Dajmy się temu pochłonąć.

Siedząc w kinie, bez wysiłku pozwalamy się wciągnąć w akcję filmu - tylko dlatego, że jesteśmy nią zainteresowani. W ten sam sposób powinniśmy przeżywać każde inne zajęcie.

Wiele lat temu, wspólnie z grupą przyjaciół, myśleliśmy o zakupie domu. W pewnej chwili jedna z osób powiedziała: „Mam telefon do pośrednika”. Zapisała następnie numer na kartce papieru i pokazała go nam. Rozmowa zeszła przejściowo na inny temat. Po piętnastu minutach zdecydowaliśmy się w końcu tam zadzwonić.

„Zaraz dam wam ten numer”, powiedziała wtedy inicjatorka rozmowy, sięgając ponownie do kieszeni po kartkę papieru. Wtedy podałem ów numer z pamięci. Spojrzała na mnie ze zdumieniem. „Jak mogłeś go zapamiętać?! Przecież rzuciłeś tylko okiem na tę kartkę!”

„To bardzo proste”, odpowiedziałem. „Po prostu spojrzałem na kartkę i skoncentrowałem się na niej, gdy nam ją pokazywałaś”.

Moja przyjaciółka zaczęła później korzystać z mojej sugestii w podobnych sytuacjach i przekonała się, że technika, którą opisałem, działa niezawodnie.

Cokolwiek robimy, powinniśmy ćwiczyć umysł w skupianiu uwagi. Nie musi to wcale psuć komukolwiek humoru, polega bowiem jedynie na prawdziwym zainteresowaniu i zaangażowaniu we wszystko, czym się zajmujemy.

Róbmy w danym czasie tylko jedną rzecz, skupiając na niej całą uwagę umysłu.

XII. Podstępna podświadomość

Kontrolowanie umysłu byłoby względnie łatwe, gdybyśmy mieli wyłącznie do czynienia wyłącznie ze świadomymi procesami myślowymi. Niestety, rzeczywistość różni się bardzo od tego pobożnego życzenia, umysł świadomy jest bowiem tylko wierzchołkiem „góry lodowej” naszej umysłowości. W głębokiej podświadomości ukryty jest ogromny zbiór nie spełnionych pragnień i nie zrealizowanych dążeń, których nie potrafimy świadomie rozpoznać i które często uniemożliwiają nam przeprowadzenie tego, co świadomie podejmujemy.

Pewien mój przyjaciel podróżował autobusem w Pakistanie podczas wojny z Indiami. Autobus jechał objazdem, ponieważ indyjskie samoloty atakowały drogi. W pewnym momencie pojazd ugrzązł w korycie rzeki, którą usiłował przejechać w bród. Kierowca zwrócił się do pasażerów o pomoc.

Po piętnastu minutach pchania nie było żadnych efektów, wobec czego kierowca wysiadł, by ocenić sytuację.

Jakież było jego zdumienie, gdy stwierdził, że połowa pasażerów pcha autobus do przodu, a druga połowa - do tyłu!

Nader często obserwujemy podobne procesy w naszej psychice. Mimo szczerego wysiłku w jakimś kierunku na pewnym poziomie świadomości, na innym jej poziomie sami ten wysiłek udaremniamy.

Podczas intensywnej pracy może pojawić się myśl o tym, by w ogóle jej zaprzestać. Jeśli jesteśmy wtedy w biurze, zaczynamy nerwowo spoglądać na zegarek. Kiedy indziej może pojawić się intensywne fantazjowanie, czyli tzw. sny na jawie. Możemy dojść do wniosku, że nasza praca jest bezsensowna, zacząć tracić czas na myślenie o tym, co chcielibyśmy zamiast niej robić, lub też rozmyślać o jej spodziewanych rezultatach, zamiast skupiać się na bieżącym zadaniu.

Wiele można w życiu osiągnąć, jeśli potrafimy zajmować się z pełnym zaangażowaniem jedną czynnością w danym czasie, bez rozpraszania uwagi na inne rzeczy, które chcielibyśmy osiągnąć lub które zdołaliśmy osiągnąć w przeszłości.

Ważnym aspektem doskonałej jasności jest niepodejmowanie pracy wbrew sobie, w znaczeniu mentalnym. Z uwagi na ów wielki subkontynent podświadomego umysłu, zwykle łatwiej jest to wypowiedzieć niż zrobić. Każdy człowiek jest jak dom podzielony wewnętrznie. Część naszej natury głosi pochwałę życia. Inna jej część - przeciwnie - odrzuca je, generując wątpliwości, lęk i zmartwienia blokujące nasze najlepsze intencje.

Każdy z nas ma do czynienia - choćby w niewielkim stopniu - z przejawami zasady „negatywnej”: pragnieniem śmierci, chęcią unikania odpowiedzialności i ucieczki od kłopotów; pragnieniem, aby problemy zniknęły i przestały nas dręczyć.

Niektórzy ludzie szukają ucieczki w nieświadomość, pijąc alkohol, używając narkotyków lub sypiając bardzo długo. W psychice ludzkiej występuje tendencja do pogrążania się w nieświadomości. Psychologowie, zwłaszcza działający w początkach tego stulecia, przyczynili się walnie do zaostrzenia konfliktu między tym, co ludzkie - zgodnie ze swoim przekonaniem - powinni robić i tym , co by robić chcieli. Ponieważ konflikt ten rodzi często wewnętrzne kompleksy, będące wynikiem tłumienia emocji, psychologowie - raczej ci sprzed półwiecza, niż współcześni - doradzali ludziom poddawanie się niższym aspektom własnej natury, tłumacząc im, iż to właśnie jest ich prawdziwa natura.

Obecnie coraz więcej ludzi rozumie, że wyższe wartości człowieka nie są jego niższymi instynktami w przebraniu. Miłość - to nie wysublimowany popęd płciowy. Bliższe prawdy byłoby stwierdzenie, iż popęd płciowy jest nie zrealizowaną tęsknotą duchową do doskonałej miłości.

Błędem jest przypuszczenie, jakoby dążność do uszlachetnienia istoty ludzkiej była narzuconym nam z zewnątrz - przez innych ludzi dodatkiem, którym społeczeństwo usiłuje nas zmienić w coś, z czym byśmy się nie identyfikowali, gdybyśmy byli wobec siebie całkiem uczciwi.

Owo dążenie do uwznioślenia stanu świadomości, do głębszego oświecenia, do większego panowania nad własnym życiem, do dobroci zamiast nieżyczliwości, spokoju i wybaczania zamiast gniewu i agresji wynika z rozpoznania naszego własnego wewnętrznego potencjału. Obowiązek dźwigania się ma więc swoje źródło w nas - w naszym wnętrzu.

Jeśli społeczeństwo oczekuje od nas więcej, niż gotowi jesteśmy dać z siebie, to tylko dlatego, że inni ludzie również podświadomie rozpoznają ów wspólny nam wszystkim wyższy potencjał, mimo iż w dotychczasowej jego eksploracji ponoszą dotkliwe porażki.

Dając upust potrzebom naszej zwierzęcej natury, możemy wprawdzie zaspokoić na pewien czas nasze instynkty, tym sposobem nigdy jednak nie pozbędziemy się uczucia duchowej śmierci, które będzie nas prześladować dopóty, dopóki tłumić będziemy naszą wyższą, duchową naturę.

Poddanie się nakazom zwierzęcej natury nie pozwala nawet, o ironio! - na dłużej zaspokoić jej potrzeb. Prawdą jest, że działanie takie przynosi przejściowe uczucie ulgi. Poddanie się im jest jednak równoznaczne z potwierdzeniem znaczenia, jakie te nakazy dla nas mają.

I tak, ludzie wyładowujący swoją złość bez ograniczeń, uwalniają się od niej na pewien czas. Nie oznacza to jednak, że złość jest dla nich wyzwoleniem. Za każdym razem, gdy się jej poddają, dokonują jej afirmacji, jako ważnego sposobu radzenia sobie w trudnych sytuacjach.

Wyładowanie złości mogłoby nam pomóc tylko wtedy, gdybyśmy - korzystając z chwilowej ulgi, jaką przynosi nam jej odreagowanie - dokonywali afirmacji przeciwstawnych jej stanów: spokoju, wybaczania i miłości. A zatem, kierując mądrze swym umysłem - zamiast pomagać mu kierować nami - możemy przekształcać upadki w zwycięstwa. Jogaananda mówił: „Czas klęski, to najlepsza pora do siania ziaren sukcesu”.

Twierdzenie, iż nie ma przed nami żadnych zwycięstw, o które powinniśmy walczyć, jest przywoływaniem nieustannego wewnętrznego zamętu i niepokoju.

Kapitulacja nie jest drogą do pozbycia się kompleksów. Poszukiwanie wewnętrznego spokoju przez poddawanie się impulsom niższej natury - co sugerują niektórzy tak zwani „duchowi” nauczyciele doby obecnej - niewiele się różni od operacji znanej jako lobotomia przedczołowa.

Próbowano kiedyś „leczyć” kompleksy psychiczne w taki właśnie sposób: odcinając całkowicie partie mózgu uczestniczące w procesach związanych z wyższymi uczuciami. Efektem takiego zabiegu była redukcja człowieka do poziomu dwunożnego zwierzęcia. Pacjent był wprawdzie wolny od intensywnego napięcia i innych dolegliwości, lecz jednocześnie tracił cały swój idealizm, wszelkie aspiracje oraz te szlachetniejsze wartości, które różnią człowieka od niższych zwierząt.

Zdolność koncentracji, spokój, samokontrola i doskonała jasność umysłu - cechy warunkujące rozwój siły woli - rezydują w przednich płatach mózgowych, które podczas zabiegu lobotomii zostają odłączone.

Istotą koncentracji jest skierowanie energii w jednym kierunku, a nie - jak to czyni stale większość ludzi świadomie bądź nieświadomie - praca wbrew sobie. W zakresie, w jakim możemy pracować na poziomie świadomym umysłu, zadania nasze są mniej lub bardziej jasno określone. Gdy jednak zachodzi konieczność pracy nad podświadomością w celu opanowania tych cech naszej natury, które sprzeciwiają się świadomym decyzjom i postanowieniom, musimy nastawić się na zadania trudniejsze, choć również możliwe do wykonania.

Musimy pogodzić się i oswoić z faktem, że nieustannie toczy się w nas wewnętrzna wojna. Dlatego właśnie Bhagawad Gita - wielkie dzieło indyjskiej literatury duchowej - przekazuje swe nauki w scenerii pola bitwy.

XIII. Moc afirmacji

Wiele lat temu, gdy miałem lat dwadzieścia, paliłem nałogowo papierosy, paczkę dziennie. Przed ukończeniem dwudziestego pierwszego roku życia postanowiłem pozbyć się tego nieprzyjemnego, a zarazem - subiektywnie - aż nadto przyjemnego, przyzwyczajenia. Niestety, ilekroć decydowałem się przestać palić, zawsze - po dłuższym lub krótszym czasie - wracałem do nałogu. Na początku dnia powstrzymywanie się od papierosa przychodziło mi stosunkowo łatwo, jednak po obiedzie, pijąc kawę, nie mogłem opędzić się od myśli, że bez „dymka” obiadu właściwie nie można uznać za zakończony.

Wkrótce moja sytuacja przypominała sytuację Marka Twaina, który powiedział: „Palenie jest nałogiem najłatwiejszym do porzucenia. Robiłem to już tysiące razy!”

Gdybym, każdorazowo, załamując się w swych postanowieniach, miał poczucie klęski, to bardzo szybko doszedłbym do przekonania, iż jestem skazany na niepowodzenia i do niczego się nie nadaję.

Zamiast tego, mówiłem sobie za każdym razem, że po prostu „jeszcze mi się nie udało”. Afirmowałem w ten sposób sukces, który miał się dopiero zamanifestować.

Po roku, kładąc się spać, poczułem, że wszystkie te afirmacje przyszłego sukcesu poczęły się we mnie, tworząc bardzo silne postanowienie. „Rzuciłem palenie”, powiedziałem do kolegi, z którym mieszkałem w jednym pokoju i który właśnie w tym momencie wszedł.

„Czyżby?” - odpowiedział kpiąco. „Już to słyszałem!” Po czym, śmiejąc się, wyszedł z pokoju.

Tym razem jednak byłem siebie pewien. Następnego ranka obudziłem się bez cienia głodu papierosowego. Przez dwa tygodnie nosiłem ostatnią paczkę papierosów w kieszeni na piersiach, częstując z niej kolegów. Od tamtej pory nigdy nie musiałem zapalić.

Prawdziwe niepowodzenia mamy tylko wówczas, gdy je akceptujemy. Równie dobrze możemy każde niepowodzenie zamienić w krok zwycięstwa. Wszystko zależy od tego, z jakim nastawieniem do niego podchodzimy. Zamiast sobie mówić: „Poniosłem porażkę!”, powinniśmy powtarzać: „Jeszcze nie odniosłem zwycięstwa”.

Gdy Wilhelm Zdobywca wylądował pod Hastings, natychmiast potknął się i przewrócił. Cała jego armia wstrzymała oddech na widok tego złowróżbnego znaku. Wtedy on - a był to człowiek o wielkiej sile woli - wstał i głośno powiedział: „Mam taką wolę zdobyć tę ziemię, że - patrzcie - oto objąłem ją obiema rękami!”

Po tych słowach wodza rozległ się w jego szeregach głośny okrzyk świadczący, że powróciło poczucie pewności i siła. Tego dnia armia Wilhelma stoczyła zwycięsko jedną z największych bitew w historii.

Silna afirmacja woli potrafi zmusić podświadomość do posłuszeństwa. Istotne jest jednak to, by skierować do niej jednoznaczny komunikat, a nie tylko udawać, że wszystko jest w porządku. Wola musi działać jak generał.

Nie wystarczy, gdy dowódca rzuci się do ataku z nadzieją, że żołnierze pójdą za nim. Musi się do nich zwrócić. Musi wzbudzić w nich wiarę w siebie i w słuszność przedsięwzięcia.

Tak właśnie należy postępować z własną podświadomością. Nie wystarczy ignorować płynących z niej sprzecznych komunikatów. Trzeba ją zachęcić do wsparcia świadomych postanowień.

Zauważyłem, że wielu ludzi mówi coś takiego: „Nie powinienem mieć tych cech, wobec tego, nie ma ich. Nie powinienem złościć się, a więc to, co przejawiłem, nie było złością; wyraziłem tylko usprawiedliwione zniecierpliwienie. Nie powinienem okazywać moralnej słabości, a zatem, nie jestem winien; to inni okazali słabość i zdemoralizowali mnie”.

Wojsko, którego niezadowolenie w porę nie zostało rozpoznane, może się w końcu zbuntować. Z podświadomością jest podobnie. Nie możemy pozwolić sobie na jej ignorowanie, a z drugiej strony, nie mamy potrzeby poddawać się bezradnie jej dyktatom. Możemy nią dowodzić.

Aby tego dokonać, trzeba jej stawić czoło uczciwie i zdecydowanie. Generał nie musi znać osobiście wszystkich swoich żołnierzy. By zjednać swe wojsko dla sprawy, o którą walczy, wcale ich znać nie musi. Musi natomiast tchnąć w nich pewien rodzaj energii, którą będą szanować i której zechcą się podporządkować dokładnie tak samo można powiedzieć o naszej osobistej relacji z własną podświadomością.

Nie musimy identyfikować wszystkich podświadomych przeszkód utrudniających realizację naszych postanowień. Jedyną prawdziwą potrzebą jest zwrócenie się do podświadomości z taką magnetyczną determinacją, która zapewni nam jej współdziałanie.

W wielu przypadkach błędem jest przetrząsanie rejestrów pamięci w poszukiwaniu urazów i stłumionych inklinacji. Generał interesujący się przesadnie dysydentami w swojej armii może, przez nadmierne skupianie się na ich postawach, nieoczekiwanie wzmocnić ich negatywizm. Nie powinien ich ignorować, może jednak podnieść morale wojska inną metodą: przemawiając do niego w taki sposób, aby dysydenci nie zyskiwali posłuchu.

Jeśli z całą uczciwością uzna skargi za uzasadnione, może również przyznać rację ich autorom, nie osłabiając przy tym swojej pozycji jako dowódcy.

Afirmacja jest potężną bronią w rękach każdego, kto potrafi inteligentnie jej użyć. Nieumiejętnie stosowana, powoduje, że zamiast przezwyciężać nasze słabości „wmiatamy je pod dywan”. Afirmacje wykorzystywane mądrze pozwalają rozpoznawać własne słabości i poradzić sobie z nimi.

Mówiąc sobie, że wreszcie rzuciłem palenie, zwracałem się - nie zdając sobie sprawy - do swojej podświadomości.

Podświadomość szczególnie łatwo przyjmuje świadome decyzje przed snem i zaraz po obudzeniu.

Czytelnicy z pewnością zauważyli, że kładąc się spać z uczuciem wyczerpania, budzą się zmęczeni następnego ranka, bez względu na to, jak długo trwał sen. Jeśli natomiast, mimo zmęczenia zasypiamy z myślą o tym, jak świeżo i przyjemnie poczujemy się następnego dnia, najprawdopodobniej obudzimy się w takim nastroju.

Chcąc się w czymś utwierdzić, najlepiej uczynić to przed zaśnięciem. W ten sposób myśl trafia do podświadomości. Rano, po przebudzeniu, gdy podświadomość jest jeszcze otwarta, powtarzamy afirmację. Tą metodą każdy może bardzo szybko zmienić swoje życie na lepsze.

Jednym z najlepszych sposobów harmonizowania świadomego i podświadomego umysłu jest medytacja. Spokój medytacji przenika w głąb podświadomych warstw umysłu. Dokonuje się przy tym pełna integracja umysłu, z udziałem podświadomości, świadomości i nad świadomości (warstwy umysłu będącej siedliskiem najwznioślejszych inspiracji).

Najwyższe warstwy umysłu współpracują fizycznie z czołowymi płatami mózgu, natomiast warstwy niższe (podświadomość) - z tylnym mózgowiem oraz rdzeniem przedłużonym i kręgowym. Praktyka medytacyjna umożliwia stopniowe przemieszczenie centrum decyzyjnego w kierunku punktu położonego na czole, między brwiami. W ten sposób medytująca osoba może obejmować zasięgiem swojej woli coraz większy zakres podświadomości. Jest to niezwykle ważne, ponieważ podświadomości w żaden sposób nie można ominąć.

Podczas medytacji skupionej w punkcie między brwiami, pomocne jest świadome kierowanie strumienia energii od rdzenia przedłużonego - stanowiącego, notabene, siedzibę ego - ku czołowym płatom mózgu.

Informacje te wykraczają już jednak poza granice wyznaczone przez temat tej książki. Zachęcam zainteresowanych Czytelników do przestudiowania innych prac, a zwłaszcza mojego kursu korespondencyjnego 14 kroków do Wyższej Świadomości.

Do celów bieżących wystarczająca jest prosta zasada afirmacji. Afirmacje należy wielokrotnie powtarzać - początkowo na głos, aby skuteczniej przywołać uwagę myśli; później półgłosem, aby wzbudzić ich zainteresowanie; następnie szeptem, skłaniając podświadomość do współdziałania; wreszcie bezgłośnie, podporządkowując podświadome myśli i tendencje działaniu woli. Na koniec, w głębokiej ciszy, ofiarowujemy swoje postanowienia nadświadomości i wyższej naturze duchowej.

Pomocne mogą być jeszcze dwie wskazówki. Po pierwsze: dobrze, jeśli afirmacje są zrytmizowane, a ich rytm koresponduje z charakterem postanowienia.

Po drugie: afirmacje muszą być pozytywne. Zdanie: „Nie będę więcej palił” nie jest afirmacją. Należy powiedzieć: „Rzuciłem palenie”. Wypowiedzi powinna towarzyszyć myśl o tym, że problem już nie istnieje, to znaczy jesteśmy od niego wewnętrznie uwolnieni.

Pozytywne podejście jest niezmiernie istotne, ponieważ negatywna afirmacja ugruntowuje rzeczywistość, którą chcemy przezwyciężyć, podczas gdy afirmacja pozytywna zestraja nas z wyższą naturą.

Natura nadświadomości powinna być nastawiona na pozytywne rozwiązania. Zestrojenie własnej natury z tym aspektem, który - na pewnym etapie - może rzeczywiście sterować indywidualnym losem - wymaga, abyśmy nie rozmyślali o problemach, wobec których stoimy. Nie oznacza to bynajmniej ich ignorowania, lecz zaangażowanie woli w pełne przekonanie o możliwości znalezienia rozwiązania każdego problemu.

Każdy, kto systematycznie uprawia tę praktykę, będzie zdumiony, jak szybko przyjdą do niego właściwe odpowiedzi. Przestanie dostrzegać wokół siebie ograniczenia i przeszkody. Po prostu przestaną dla niego istnieć. Będzie widział ponad nimi rozległe łąki i wysokie góry rozszerzonej świadomości i zwielokrotnionej mocy. Bądźmy więc zawsze nastawieni na pomyślne rozwiązania.

Energia wyzwala magnetyzm. Im silniejszy jej strumień, tym większe natężenie tego magnetyzmu. Magnetyzm ów przyciąga do nas wszystko, co w życiu otrzymujemy.

Nasz osobisty magnetyzm zależy w ogromnej mierze od pozytywnego ukierunkowania naszej woli. Pozytywne myśli wzmacniają go, negatywne - osłabiają. Wzmacnia go także: radosna postawa, nadzieja, miłość i wiara, a osłabia: zniechęcenie, rozpacz, nienawiść, obojętność i wątpliwości.

Bądźmy więc zawsze nastawieni pozytywnie, radośni, pełni nadziei, wiry i miłości.

XIV. „Bądź praktyczny w swoim idealizmie”

Tytuł tego rozdziału ująłem w cudzysłów, ponieważ jest to rada Paramhansy Jogaanandy, kiedyś osobiście przez Niego udzielona. Przekonałem się potem, jak bardzo była cenna.

Powinniśmy kierować energię ku praktycznemu spełnieniu. „Pragnienie plus energia” - to za mało. Potrzebne są: „pragnienie plus energia skierowana ku spełnieniu”.

Nieefektywnie ukierunkowana siła woli prędzej czy później zapada się w siebie. Często stawiamy sobie w życiu nieosiągalne cele. Znacznie lepiej byłoby dążyć do celów realistycznych, nawet gdy uznajemy je za dalekie od ideałów. Pamiętajmy, że małe sukcesy wzmacniają nas i przygotowują do prawdziwie wielkich zwycięstw.

Wiele lat temu kilku moich przyjaciół pozwoliło mi zrozumieć, jak ważna jest zasada kolejnych kroków i powstrzymanie się od planowania sukcesów przekraczających aktualne możliwości. Bezpieczną regułą jest nierozciąganie siły wiary bardziej niż o jeden krok w stosunku do aktualnego doświadczenia. Przyjaciele moi założyli interes, który miał przynieść bogactwo im samym i wszystkim ich znajomym. Przez pewien czas wszystko wyglądało wspaniale, a nawet cokolwiek „za dobrze”. Wierząc w siłę pozytywnego myślenia, moi przyjaciele mówili wciąż o milionach, jednak stale pozostawali w długach. Wmawiali sobie, że w jakiś sposób ich głęboka wiara pozwoli im pokonać bieżące problemy, wobec których stawiało ich życie.

Coraz wyraźniej widziałem, że ich interes boryka się z problemami wymagającymi czegoś więcej niż afirmacje i pozytywne myślenie. W trosce o przetrwanie ich przedsięwzięcia zaprosiłem wszystkich od mojego domu na konsultację. Podałem im szereg praktycznych rad, których wykorzystanie mogłoby uratować ich od bankructwa. W owym czasie wszyscy byli świadomi, że biznes znajduje się o krok od katastrofy.

Niestety, za życzliwe rady odpłacono mi się przejawami wrogości. Interes oczywiście upadł. Wyglądało to tak, jakby jego właściciele podświadomie chcieli tej porażki. Najwyraźniej pragnęli jedynie satysfakcji płynącej ze świadomości dążenia do sukcesu, nie stać ich jednak było na rzetelny wysiłek prowadzenia przedsiębiorstwa. Inaczej mówiąc, swoją działalnością zagłuszali tylko własne sumienia.

Wspomniałem tę historię ze względu na to wszystko, czego się z niej nauczyłem. Pierwszą lekcją było, jak już powiedziałem, zrozumienie konieczności łączenia afirmacji i pozytywnego myślenia z działaniem. Lekcją drugą - uświadomienie sobie faktu, iż niepoprawnych marzycieli automatycznie przeraża potrzeba bycia praktycznym.

Wydaje mi się, że realizm życiowy urąga ich ideałom. Innymi słowy, dopóki ich marzenie pozostaje w sferze wyobraźni, nijak się nie mając do realiów życia, dopóty czują, że jest czyste i wzniosłe. Nie zdają sobie sprawy, iż zadanie realizacji idei nie musi koniecznie oznaczać jej wyświechtania, a rzeczywistość materialna bynajmniej nie kompromituje idealizmu. Przeciwnie, tylko solidne osadzenie w realiach i podporządkowanie ich wyższym celom pozwala osiągnąć pozytywne rezultaty w życiowej grze.

Czy chcecie więc przyciągnąć do siebie pieniądze? Czy chcecie osiągać sukcesy w życiowych przedsięwzięciach? Jeśli tak, to uprzytomnijcie sobie jasno, czego naprawdę chcecie. Wyraźnie sprecyzujcie - radząc się umysłu i serca - wszystkie kierunki swoich działań. Oznaczać to będzie dla Was rozwijanie doskonałej jasności.

Biblia mówi nam: „Wszystko, co bierzecie, bierzcie ze zrozumieniem”. Cokolwiek w życiu robimy, powinniśmy robić świadomie nie automatycznie - pod wpływem nawyku lub pod naciskiem oczekiwań innych ludzi.

Kończąc, pragnę wyrazić nadzieję, że ta niewielka książka okaże się pomocną w dążeniu do osiągnięcia owego pełnego zrozumienia, bez którego niemożliwa jest realizacja tego, czego naprawdę w życiu pragniemy.

O AUTORZE

J. Donald Walters napisał tę książkę w oparciu o osobiste doświadczenie. Nie jest to więc kompilacja idei innych autorów. Jego osobiste doświadczenia są rozległe, jest bowiem założycielem wielkiej i pomyślnie rozwijającej się społeczności oraz inicjatorem szeregu wspierających ją przedsięwzięć. Zaczynać musiał „od zera”, dysponując niewielkimi środkami finansowymi. Miał wówczas garstkę zwolenników, nie korzystał natomiast z pomocy jakichkolwiek zamożnych sponsorów. Odkrycie i stosowanie w praktyce zasad wyłożonych w tej książce doprowadziło Jego przedsięwzięcie do tego, czym jest obecnie. A jest ono jednym z najznakomitszych w swoim rodzaju osiągnięć na świecie i jest przedmiotem powszechnego szacunku i podziwu.

Podstawą sukcesu J. Donalda Waltersa są prowadzone przez niego od roku 1948 studia i praktyki starożytnego systemu koncentracji i medytacji radża jogi (jogi królewskiej), którego najdoskonalszą technikę - kriya jogę - udostępnił Zachodowi Paramhansa Jogaananda - autor Autobiografii Jogina.

Walters był osobistym uczniem Paramhansy Jogaanandy, który powierzył mu misję szerokiej publicznej prezentacji Jego nauk. Od roku 1949 J. Donald Walters uczył radża jogi w wielu krajach świata.

Starał się on również demonstrować swoim życiem i pracą, że odwieczne prawdy, których nauczają wielkie religie świata, wskazują człowiekowi drogę do życia w harmonii z otaczającym ich światem, a tym samym do spełnienia na wszystkich poziomach egzystencji: fizycznym, materialnym, emocjonalnym, mentalnym i - nade wszystko - duchowym. Starania te znalazły wyraz w wielu książkach o różnorodnej tematyce, których nadrzędnym celem jest rozszerzenie ludzkiej świadomości.

Walters znany jest również jako Kriyaananda (co znaczy: „Radość przez Kriya Jogę”, a także : „Radość w działaniu”). Imię to otrzymał po wielu latach praktyk zakonnych. Jest autorem ponad czterdziestu książek, sztuk, poematów i pieśni, a także kompozytorem, śpiewakiem i fotografikiem. Jego twórczość muzyczna obejmuje ponad 250 utworów wokalnych, chóralnych i instrumentalnych, z których wiele sam nagrał.

J. Donald Walters urodził się w Rumunii. Jego rodzice byli Amerykanami. Kształcił się w Rumunii, Szwajcarii, Anglii i Stanach Zjednoczonych. Przez cztery lata mieszkał i nauczał w Indiach. Włada dziewięcioma językami, a w pięciu z nich prowadzi wykłady.

Jako Kriyaananda zapewne najlepiej jest znany w roli założyciela i duchownego przywódcy międzynarodowego bractwa Ananda World Brotherhood, którego głóna siedziba znajduje się w pobliżu Nevada City, w Kalifornii, a także w Porland w stanie Oregon, w Seatle w stanie Washington oraz we włoskim Asyżu.

Kriyaananda jest także założycielem i głową kościoła Ananda Church of God-Realization, którego Swiątynie i grupy medytacyjne znajdują się w wielu rejonach Ameryki i na innych kontynentach. Kościół Ananda Church ma obecnie ponad 100 wyświęconych duchownych. W jego świątyniach praktykowana jest wybitnie inspirująca forma kultu, którego obrządki sakralne i muzykę stworzył Kriyaananda.

Kilka lat temu Kriyaananda zaprezentował nową koncepcję edukacyjną w książce Education for Life, która jest obecnie podstawą systemu szkolnego Anandy i stanowi inspirację także dla nauczycieli spoza Kościoła.

Jego pisma i nagrania - jak szprychy koła - wybiegają z centrum świadomości, oferując oryginalny wgląd w wiele dziedzin - od psychologii, egzegezy pism świętych, filozofii, medytacji i praktyk mistycznych, aż po zagadnienia przywództwa, edukacji, sztuki i architektury, nowe spojrzenie na historię, problematykę małżeństwa, przyjaźni, samodoskonalenia, świadomego zrzeszania się i równowagi emocjonalnej oraz pozycje hatha-jogi, ochronę zdrowia, biznes, pieniądze, techniki sprzedaży, psychologię sukcesu, a nawet astrologię. Książki Waltersa-Kriyaanandy, czerpiąc obficie z mądrości Paramhansy Jogaanandy, zbliżają do siebie i łączą wizję duchową ze zdrowym rozsądkiem.

Kriyaananda nadal pisze, wykłada, udziela porad duchowych, komponuje muzykę i spiew, sprawując równocześnie przywództwo duchowe kościoła Ananda Church of God-Realization i związanych z nim społeczności. Wydawnictwo Cristal Clarity Publishers oferuje obecnie ponad 300 Jego książek, kast audio i video oraz partytur. Wiele z tych dzieł doczekało się tłumaczeń na języki obce i rozchodzi się w setkach tysięcy egzemplarzy.

J. Donald Walters - MAGNETYZM PIENIĄDZA

3



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Donald J Walters Magnetyzm Pieniądza
Walters Donald Magnetyzm pieniądza
Walters Donald Magnetyzm pieniądza
Walters J Donald Magnetyzm Pieniądza
Walters J Donald Magnetyzm Pieniądza
JAK PRZYCIAGNAC PIENIADZE
Pietrasz Bartłomiej Prawo Przyciągania Jak przyciągać pieniądze i marzenia myślą
Bartłomiej Pietrasz Prawo Przyciągania Jak Przyciągać Pieniądze I Marzenia Myślą
pieniadze jak powietrze 1
Jak przyciągać anioły 3
Jak przyciągać anioły lekcja 2
Jak przyciągać Anioły4, Anioly
Jak przyciągać anioły, CAŁE MNÓSTWO TEKSTU
Zebzda P. - Jak zarabiac inwestujac nie duze pieniadze, Jak zarobi? - Wst?p
Hipnotyczne Nagłówki czyli jak przyciągnąć uwagę klienta
rodz. nieokr + nar doc, Dokończ logicznie zdania, stosując nazwy narodowości we właściwej formie:

więcej podobnych podstron