Rozdział XV


Rozdział XV

Herb

Czyli

Jesteś częścią mojej rodziny

CASIDY:

Trudno jej się dziwić. Był piękny, inteligentny, tajemniczy, silny. Był wampirem.

Nie odstępowała go na krok. Wpatrywała się w niego na lekcjach, na przerwach, w stołówce. Mogła rozmawiać o nim godzinami.

Na biologii kierowałam się w stronę naszego wspólnego stolika i wtedy napotkałam jej błagalny wzrok. Co miałam zrobić? Zamieniłyśmy się miejscami. „Będę miała go dla siebie przez całą noc.”

Nie mogłam się przyznać, że jesteśmy razem. Zazdrość nie może pokrzyżować moich planów.

****************************************************************

Niedziela. Kościół.

-Nie zapomnijcie, że dzisiaj przychodzicie ze swoimi rodzicami na spotkanie! - Loren spojrzała na mnie i zrobiła zmartwioną minę. „Nigdy nie byłam na tym spotkaniu, nie mam pojęcia o co jej chodzi”. Przewróciłam oczami.

Siedziałam w gabinecie Carlisle'a. Tym razem nie czytałam książki. Byłam zupełnie sama. Wampir otworzył drzwi, uśmiechnął się i usiadł za biurkiem.

- Dlaczego nie jesteś z Aidenem? - zapytał marszcząc brwi. - Coś nie tak?

-Nie nie… To nie tak - uśmiechnęłam się krzywo. - Niedługo zacznie się spotkanie z rodzicami w kościele. Nie chce, by patrzył na mnie z litością. - Zaśmiałam się pogardliwie.

-Jest Ci przykro, że nie idziesz? -spojrzał na mnie badawczo.

-Nigdy na nim nie byłam. Nie znałam moich rodziców, a wujek hmm.. nigdy nie zastępował mi ojca. Był w końcu niewiele starszy ode mnie. - wzruszyłam ramionami. Carlisle miał rację. Było mi przykro.

-Wiesz, zawsze mogę iść z Tobą, jeśli chcesz. - spojrzałam na niego z uniesionymi brwiami.

-Od kiedy jesteś moim ojcem Carlisle?

-Od czasu, gdy jesteś w związku z moim synem i od kiedy przyjaźnisz się z Alice i Jasperem. A poza tym, kocham Cię jak córkę - Z jaką łatwością mu przyszło wypowiadanie takich słów. Pokiwał głową z uśmiechem i splótł palce na piersi. Uświadomiłam to sobie. Carlisle był moim ojcem. Tym, który się troszczy, który pyta „Jak w szkole?” albo „Czy chcesz o tym porozmawiać?”. Tym, który mówi „Potrzebujesz pomocy?”.Naprawdę byłam częścią rodziny Cullenów.

- Mógłbyś? - Zapytałam niepewnie. Uśmiechnął się szeroko.

**************************************************

Gdy byliśmy już pod kościołem osoby tam obecne patrzyły na nas z otwartymi ustami. Wciąż miałam wątpliwości. Nie po to staram się chronić rodzinę Cullenów, żeby teraz chodzić do kościoła z Carlislem, udając, że jest moim ojcem, do cholery! Ale… tak bardzo chciałam tu być. Z bardzo ważną dla mnie osobą.

Loren spojrzała na mnie lekko zszokowana. Otrząsnęła się i zawołała

-Cześć Cas! Dzień dobry doktorze Cullen! - szepnęłam jej do ucha, na tyle cicho, by jej mama nie usłyszała.

-Uważaj, bo będziesz musiała się spowiadać z nieczystych myśli o żonatym mężczyźnie. - Wystawiła mi język i zachichotała.

Tego dnia, żadna kobieta w kościele nie mogła się skupić. Zaczynając od trzynastolatek a kończąc na sześćdziesięciolatkach. Spojrzałam w bok. Carlisle modlił się z zamkniętymi oczami. Wyglądał, jakby świecił na tle ciemnych murów. Uśmiechnęłam się czule. „Objawił nam się anioł”.

Trzymałam jego ramię. Lało jak z cebra. Maszerowaliśmy po chodniku cali mokrzy. Parasol, który trzymał Carlisle, na niewiele się zdał. Co chwilę mijali nas ludzie, mówiąc uprzejme „Dzień dobry”. Dotarliśmy w końcu do domu. Carlisle zamierzał usiąść na kanapie, ale brutalnie mu przerwałam.

-Stój!

-Co? - zatrzymał się pięć centymetrów nad siedziskiem.

-Pomoczysz moją ulubioną kanapę! - „Chciałam powiedzieć,że będę dzisiaj na niej spać, bo rozwaliłam łóżko z Twoim synem, ale pomyślałam, że trochę głupio to zabrzmi”.

-Zdejmuj koszulę. - powiedziałam rozkazująco.

- Dość dwuznacznie to zabrzmiało. - zaśmiał się

-Bardzo śmieszne - przewróciłam oczami. Oczywiście posłuchał mnie. Gdybym nie widziała tylu nagich, wampirzych ciał, to pewnie bym się zawstydziła, albo dostała palpitacji serca, w najlepszym przypadku miałabym nieprzyzwoite myśli.

Wzięłam bez słowa jego koszulę i powiesiłam na suszarce. Skierowałam się do pokoju mojego wujka. Wyciągnęłam z szafy podobnie wyglądającą i dałam ją Carlisle'owi. Rozmawialiśmy o jego rodzinie. Nie ma już chyba rzeczy, której bym o nich nie wiedziała. Nagle zadał mi pytanie, które mnie zirytowało.

- Co masz wspólnego z Anthonym Hilsonem? - Przyglądał mi się badawczo. Czy Aiden mu powiedział?

-Dlaczego pytasz?

-Aiden chciał się czegoś o nim dowiedzieć. Nie mam pojęcia dlaczego. Podejrzewam, że ma to związek z Tobą.

-Mieszkałam u niego po śmierci wujka. - Nie kłamałam, tylko mijałam się z prawdą.

-Tak? - uniósł brwi - Dlaczego właśnie z nim? - „Bo kilka wampirów chce mnie dorwać”.

- Uratował mojego wujka przed śmiercią. Byli przyjaciółmi. - Kłamca.

Nie drążył tematu, ale jestem pewna, że mi nie uwierzył. Jeśli poznał Anthony'ego, to wie, że nie zna on słowa „przyjaźń”.

-Wiesz, mam właściwie coś, co chciałbym Ci dać. - Uśmiechnął się szeroko.

-Jakaś książka? - Oczy mi się zaświeciły

-Nie, nie do końca - Zaśmiał się. Wyciągnął z kieszeni coś, co wyglądało jak łańcuszek. Wisiał na nim… herb Cullenów. Zatkało mnie. Może i uważał mnie za część rodziny, ale…

-Nie mogę tego przyjąć Carlisle

-Dlaczego? - Spojrzał na mnie zdziwiony

-Może ty uważasz mnie za członka swojej rodziny, ale nie możesz decydować za innych.

-Alice i Jasper Cię ubóstwiają, Aiden Cię kocha. Reszta też by Cię pokochała, gdybyś tylko dała im szansę. Jestem tego pewien. - Więc to tak? Chcesz, żebym naraziła Twoją rodzinę na niebezpieczeństwo? Nie ma mowy.

-Dobrze, przyjmę to. Ale nie licz, że pozwolę wtajemniczyć Twoją rodzinę w cokolwiek! - Wstał i podszedł do mnie od tyłu. Odgarnął mi włosy i zapiął łańcuszek. Spojrzałam na swój dekolt. Obrazował moje życie.

Wisiorek w kształcie serca od wujka

Blizna, którą mam od kiedy pamiętam

I herb.

Herb Cullenów.

******************************************************

AIDEN:

Siedziałem na parapecie uśmiechając się. Wparowała do pokoju w ręczniku. Spojrzała na mnie z uniesionymi brwiami.

-Puka się.

-Oj, wybacz. - stuknąłem dwa razy w ramę okna. -Puk puk. - Przewróciła z uśmiechem oczami. Ubrała się i rozłożyła na łóżku. Usiadłem obok niej. Rozplotłem jej długi warkocz i bawiłem się jej włosami. Dotykałem jej szyi, szukałem ledwo wyczuwalnego pulsu. Wodziłem koniuszkami palców po jej łańcuszku, od zapięcia, aż do wisiorka, schowanego między piersiami. Tym razem wyczułem coś jeszcze. Drugi łańcuszek? Pociągnąłem za niego, by się mu przyjrzeć.

Herb Cullenów.

Kto…?

Odpowiedź wyczytałem z jej twarzy.

Carlisle.

Uśmiechnąłem się szeroko. No tak… Casidy jest częścią mojej rodziny. Już nie tylko dla mnie, ale też dla innych. Pocałowałem ją delikatnie i zacząłem się śmiać. Nawet sobie nie wyobrażała, jak głupio wyglądała jej mina.

************************************************

CASIDY:

-Myślisz, że powinnam go zaprosić? - Kate wyrwała mnie z zamyślenia.

-Co, kogo, gdzie?

-No Aidena! Do kina? - Patrzyła na mnie swoimi wielkimi, brązowymi oczami.

-Hmm… no nie wiem. Myślę, że tak. - A on powinien się zgodzić. W końcu to tylko spotkanie. Przeszedł obok nas, spojrzał na mnie i leciutko się uśmiechnął.

-Aiden! - krzyknęła piskliwym głosem Kate. Odwrócił się zdziwiony.

-Wybierzemy się dzisiaj do kina? - Jego wzrok na chwilę zatrzymał się na mnie. Spojrzałam na niego znacząco i wyszeptałam bardzo cicho i bardzo szybko. „Zgódź się”.

-Taa… możemy - Nie wyglądał na zachwyconego. Jeżeli chcę chronić jego rodzinę, muszę opanować zazdrość. Odszedł. Przez resztę dnia Kate piszczała mi do ucha i szeptała podnieconym głosem. Było mi coraz trudniej.

**********************************************

Następnego dnia siedziałam przed klasą i czytałam notatki. Obok mnie usiadła Kate.

-Jak randka? - zapytałam.

- Hmm… fajnie. - Nie była ani trochę podekscytowana.

-Coś się stało? - Mam nadzieje, że się nie wygadał.

-Nie, po prostu… - Spojrzała na mnie z lekkim uśmiechem. -Nic z tego nie będzie.

-Dlaczego? - uniosłam brwi. Co on takiego zrobił?

-Wiesz, Aiden on… ja myślę, że on jest w Tobie zakochany. -Spojrzała na mnie niepewnie.

-Słucham?

-No bo wiesz. Rozmawialiśmy i był bardzo tajemniczy, tak jak zawsze, a później… później powiedziałam mu jaką dobrą jesteś przyjaciółką. Rozmawialiśmy o Tobie i bardzo się ożywił. Uwielbienie w jego oczach… to było nie do opisania. Wtedy zrozumiałam. - Uśmiechnęła się promiennie. Otworzyłam usta w niemym zdziwieniu. Jak ona mogła to zinterpretować? Wstała i chciała odejść. Odwróciła się i rzuciła przez ramię.

-Nie zmarnuj tego, Cas. Należy wam się szczęście. Prawdziwe, a nie takie z romansów. - Wyszczerzyła zęby i odeszła. Siedziałam osłupiała pod ścianą.

**************************************************

-Aiden? - Siedzieliśmy w pokoju.

-Tak? - uniósł głowę znad książki.

- Myślę, że możemy być oficjalnie parą. - Zdecydowałam. Spojrzał na mnie zaskoczony, po chwili wyszczerzył zęby.

- Super! - Jak małe dziecko. - A czy mogę… - Domyślałam się, o co mu chodzi.

-Nie ma mowy. Nie przedstawisz mnie reszcie rodziny. Im mniej o mnie wiedzą, tym lepiej. Nie będę ich w to mieszać.

-W porządku. Chciałem tylko zapytać, czy mogę Cię czasem pocałować na oczach tego bystrzaka, który Cię ostatnio podrywał.

Parsknęłam niekontrolowanym śmiechem.



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Rozdzial XV pilch
Kierkegaard i filozofia egzystencjalna, 15-ROZDZIAŁ XV
powszechna - rozdzia│ XV, XVI, XVII - Edii
powszechna - rozdzia│ XV, XVI, XVII - Edii
Rozdział XV, Socjologia I rok
Rozdział XV Sekret
rozdzial XV
Goodman Rozdział XV
15 Stefan Diaries Rozdział XV
Rozdział XV
Rozdział XV
ROZDZIAŁ XV
farmakologia Rozdzialy XI, XII, X

więcej podobnych podstron