Rio de Janeiro 09 04 2005


Polityka - nr 14 (2498) z dnia 2005-04-09; s. 60-61

/ Rio de Janeiro

Krzysztof Mroziewicz

Trwoga w Mieście Boga

Jedno z najpiękniejszych miast świata, Rio de Janeiro, jest zarazem piekłem na ziemi, gorszym od Bagdadu. Turysta niech tam nie nosi ani zegarka, ani portmonetki.

Dojechałem samochodem z zablokowanymi od wewnątrz drzwiami (w obawie przed napadem) do hotelu Everest, w pobliżu sławnej plaży Copacabana. Kolega wysiadł, żeby załatwić coś w recepcji, poinstruował mnie przedtem, żebym nikomu nie dał otworzyć drzwi od zewnątrz. Ledwie wyszedł, jakiś mężczyzna zaczął szamotać się z drzwiami od strony pasażera. Doszłoby pewnie do incydentu, gdyby nie okazało się, że to portier hotelowy po cywilnemu, bez liberii, który chciał pomóc mi wysiąść, żeby odprowadzić samochód na podziemny parking.

Schodziłem za chwilę, już zakwaterowany, do recepcji, żeby zapytać, czy prawdą są te przerażające opowieści o zagrożeniu dla turystów w Rio i czy mogę wyjść na spacer nad morze. - Panie, tu jest bardzo bezpiecznie, ale przed wyjściem proszę zostawić u mnie zegarek, pierścionek i portmonetkę - odpowiedział.

Tego samego dnia zapytałem profesor Manuelę Castro, organizatorkę seminarium na Uniwersytecie Federalnym Rio de Janeiro (UFRJ), na czym polega problem tej słynnej violencia urbana (przemocy w miastach), która cechuje nie tylko Rio, ale wszystkie większe ośrodki Brazylii: Recife, S?o Paulo, Belo Horizonte, Santos, Salvador. Powiedziała z rozbrajającym uśmiechem, że tego problemu po prostu się nie widzi.

Na tyłach Copacabany mieszka mistrz banału przemycanego w powiastkach metaforycznych Paulo Coelho, pisarz światowej sławy. On, podobnie jak profesor Manuela Castro, też nie widzi przemocy, choć wystarczyłoby, żeby wyszedł na balkon. Skąd się wzięła sława Coelho, prof. Castro nie wie. Jej uniwersyteccy koledzy też nie. Jest to dla nich, Brazylijczyków, fenomen niezrozumiały i nie ma w tym zawiści. Ale mają pisarza znacznie mniej sławnego, Paolo Linsa, nie z Copacabany, lecz ze slumsów, który swój świat faweli opisał w książce „Miasto Boga”, a potem pozwolił ją sfilmować. Są to fawele Rio lat 70. i 80., czyli z początków wojny narkotykowej. Filmowcy musieli pertraktować z właścicielami faweli, albowiem tak tam jest. Każda dzielnica nędzy i zbrodni ma swojego właściciela, który czasami siedzi w więzieniu.

U źródeł przemocy jest niewolnictwo, czyli system polegający na traktowaniu czarnych z Afryki jak zwierząt. Oni mają długą pamięć historyczną, są wolni już od dawna, ale w przekazach rodzinnych pozostało trochę opowieści o dzielnych buntownikach. Brazylia jest drugim co do wielkości „czarnym” krajem świata. Niewolnictwo czasów współczesnych wszędzie dało pierwsze impulsy, które zrodziły przemoc. W Rosji carskiej nie było czarnych, ale było niewolnictwo. I jest dziś przemoc w Moskwie jak w Rio, Johannesburgu i Los Angeles.

Swój udział mają też wojny domowe i zamachy stanu. Nie ma kraju Ameryki Łacińskiej, który byłby od nich wolny. Zaczęły się od emancypacji, czyli prób pozbycia się władzy metropolii kolonialnych. Walka Brazylijczyków o wyzwolenie spod dominacji Portugalii była może nieco mniej krwawa niż w pozostałych rejonach kontynentu, bo na jej czele stał nie kto inny jak regent Portugalii - Joao, który uciekł przed Napoleonem z Lizbony do Rio i ukochał sobie to miasto. Ale mimo to nie ma wojny bez gwałtu i tak właśnie było też w Brazylii.

Nie ma kraju na kontynencie, gdzie wojskowi nie sięgaliby po władzę siłą i to wielokrotnie. Pierwsze zamachy zdarzyły się w Chile. Rekordzistką jest Boliwia. W Brazylii natomiast rządy wojskowe zniszczyły wszystko, co zbudował przedwojenny autorytaryzm Vargasa i powojenna młoda demokracja Kubitschka. Reżimy wojskowe uczą przemocy nawet tych, którzy o tej przemocy wcześniej nie mieli pojęcia.

Ostatnim źródłem historycznym przemocy jest terroryzm. To właśnie w Brazylii działał lider i teoretyk, papież latynoamerykańskiego terroryzmu Carlos Marighella, autor sławnego podręcznika partyzantki miejskiej.

Natomiast źródłem współczesnym przemocy są fawele, czyli slumsy: bieda, podła jakość życia, analfabetyzm, narkotyki, walka gangów o terytoria, o przywództwo, kary dla dłużników. Wielkie ośrodki przemysłowe, zwłaszcza Rio i S?o Paulo, przyciągają mieszkańców interioru, którzy na wsi z trudem wiążą koniec z końcem, a z przenosinami do miast wiążą nadzieję na lepsze życie. Interior brazylijski jest dziki i okrutny. Natura kształci tam ludzi na swoje podobieństwo. Są przedsiębiorczy i odważni, dlatego idą do miasta, gdzie nie ma dla nich miejsca, i osiedlają się tam, gdzie nikt nie mieszka i nikt niczego nie buduje.

U stóp sławnego pomnika Chrystusa, dłuta rzeźbiarza polskiego pochodzenia Paula Maximiliana Landowskiego, nie sposób mieszkać, bo stoi on niemal na pionowej skale. I do tego pionu poprzyczepiane są chałupiny z podłączonym na dziko prądem, bez wody, ze smrodem typowym dla slumsów. Do stóp pomnika wije się droga przez stare Rio. Droga dzieli dwie „dzielnice” slumsów. Są one w stanie wojny. Walczy się o strefy wpływów mających związek z handlem narkotykami. Wszędzie w slumsach działa prawo lokalne. Miasto tam nie wchodzi, policja tych miejsc unika, bo w walkach z gangami ginie co prawda wielu bandytów (w zeszłym roku 900), lecz także wielu policjantów (w zeszłym roku 100). Slumsy, jak wszędzie w takich miastach, są także dostarczycielami prostytutek.

Śmierć w slumsach, jak w społecznościach plemiennych, generuje potrzebę zemsty. Statystyki, skądinąd przerażające, obejmują tylko zabójstwa. Dźgnięcia nożem, obcięcie ręki, wręczanie na ulicy dziewczynie bukiecika kwiatów, z którego wystaje bagnet, co sprawia, że oddaje ona natychmiast wszystko, co ma, napad na turystę na Copacabana to przestępstwa w statystykach nieistniejące.

W Rio jest tylko 20 proc. czarnych. Reszta to potomkowie Portugalczyków. Portugalczycy u siebie, w Lizbonie, są ludźmi pogodnymi i życzliwymi. Nocą można spacerować po dzielnicy portowej i nic się nikomu nie stanie. Śpiewają fado, czyli nostalgiczne ballady o tęsknocie kobiety, której mężczyzna popłynął w daleką drogę.

Więc dlaczego Portugalczycy u siebie są tacy pogodni i przyjaźni, a ich potomkowie w Brazylii - pogodni pozornie, ale niebezpieczni w najwyższym stopniu? Bo, jak sądzę, w Portugalii są u siebie od zawsze, a w koloniach, jak we wszystkich innych koloniach, trzeba jeszcze te kraje oswoić. Może dlatego Portugalia oddaje przywództwo świata portugalskojęzycznego właśnie Brazylii, żeby ją podciągnąć, w końcu jest to już czwarty co do wielkości w świecie producent samolotów pasażerskich. Ale to oddawanie przywództwa nie wszystkim się podoba.

Bezpieczeństwo w mieście brazylijskim to problem, który pojawia się w każdej kampanii wyborczej. Prawo niby jest. Obywatele mają prawo do bezpieczeństwa. Ale ono ich omija.

Liczba morderstw w Brazylii na 100 tys. mieszkańców w 1991 r. wynosiła 20, dziś sięga 27. W Rio liczba ta wynosi 47, a wśród młodych w wieku 15-20 lat przekracza 100. Coraz częściej używa się broni palnej.

Gangi w Belo Horizonte liczą 23 tys. osób, czyli 0,5 proc. ludności miasta. Są to grupy 8-12-osobowe. Lider odpowiedzialny jest za finansowanie grupy, rozdziela zdobycze z handlu narkotykami. Broń, narkotyki i ochrona gwarantowane są przez członków grupy. Pójście pod jej ochronę sprawia, że młodzi ludzie wchodzą w konflikt z innymi grupami. Są w grupach liderzy i żołnierze. Ci ostatni zbierają pieniądze za sprzedane narkotyki. Egzekwują należności.

Fawele podzielone są na regiony. Granice wyznacza się bardzo dokładnie. Przekroczenie granicy oznacza wyrok śmierci. Nakładają się na to starcia - na obrzeżach - z policją i liderami lokalnymi, którzy mają aspiracje polityczne. Jeśli prefektura policji zaprasza młodych ludzi do siebie na zajęcia resocjalizacyjne, są w środowisku uważani za zdrajców. Ale bywają też wariaci, jak znany i szanowany aktor Guti Fraga, który prowadził warsztaty teatralne dla dzieci w samym centrum faweli Vidigal. Dzieci, które nie boją się zabijać, miały tremę na scenie. Przed akcją, kiedy trzeba strzelać i zabijać, modlą się zawsze do Chrystusa o opiekę.

Fawele z czasem cywilizują się i normalnieją. Jeszcze 30 lat temu najstraszniejszym rejonem miasta była dzielnica Fluminense. Dziś jest tam nawet Uniwersytet Fluminense.

Prezydent Lula da Silva to jakby brazylijski lewicowy Wałęsa. Startował w wyborach prezydenckich, rzucając hasło „zero głodu”. Jego zdaniem przyczyną wszelkiego zła, w tym przestępczości, jest nędza. Powiedział, że jeśli pod koniec jego kadencji przynajmniej 50 mln biednych dotychczas Brazylijczyków będzie chodziło spać z pełnym żołądkiem - jego prezydentura musi być uznana za sukces. Jeśli się nie uda - lewica nie wróci do władzy wcześniej jak za 50 lat.

Każda rodzina, która tego potrzebuje, zaczęła otrzymywać ze środków państwowych odpowiednie dotacje - wolno je przeznaczać na jedzenie, ale nie wolno na tytoń, napoje chłodzące i alkohol. Biurokracja zatrudnia przy tym sporo ludzi, ale notowania Luli przekraczają 60 proc. poparcia społecznego. Lula, były szef związku zawodowego metalowców, uważa, że przemocy chce zawsze mniejszość. Podczas demonstracji, kiedy większość protestujących zachowuje się pogodnie, wystarczy mała grupa awanturników i zadyma gotowa. W rodzinie Luli zginęło z rąk bandytów kilka osób. Nie chodził do szkoły, bo musiał utrzymać siedmioro rodzeństwa. Gdyby nie to - jak piszą Brazylijczycy w monografii prezydenta - trzej bracia Luli byliby złodziejami, a trzy siostry prostytutkami. A tak wszyscy wyszli na ludzi, a jeden z braci jest księdzem. Teologiem wyzwolenia.

Mimo wydatków na program „zero głodu” prezydenturze Luli towarzyszy wzrost gospodarczy. Rynek dóbr luksusowych wzrósł o 33 proc. Liczba milionerów przekroczyła 80 tys. i rośnie szybciej od wskaźnika wzrostu gospodarczego. Tymczasem ze slumsów nie wychodzi się, bo złodzieje wszystko wyniosą, nawet najbardziej zdezelowany telewizor.

Pamiętam slumsy Curundu w Panamie, znam dzielnice nędzy w Manili, dobrze spenetrowałem największe slumsy Azji - Santa Cruz koło Bombaju. Ale wszędzie tam można było wejść i czuć się w miarę bezpiecznie, choć ludzie nie lubią świadków ich upokorzenia. Tymczasem kiedy jechałem między dwiema wrogimi dzielnicami, ani mi było w głowie, by zatrzymać choć na chwilę samochód w tym „Bagdadzie”.



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
20030826224954, SZCZYT ZIEMI W RIO DE JANEIRO (1992) I JOHANNESBURGU (2002) - GŁÓWNE DOKUMENTY, DYSK
TOPLES - RIO DE JANEIRO., keyboard i teksty piosenek
Pomnik Chrystusa Zbawiciela w Rio de Janeiro
Statut WOPR - Katowice 09.04.2005, szkolenia, WOPR, ratownictwo wodne,
Cannas da Silva A Introduction to symplectic and Hamiltonian geometry (Rio de Janeiro lectures, 2002
Toples Rio de Janeiro
Witaj w Rio de Janeiro! Jennie Lucas
Carnival in Rio de Janeiro (ENG)
055 Reid Michelle Kobieta z Rio de Janeiro
Witaj w Rio de Janeiro ebook
Lucas Jennie Światowe Życie 293 Witaj w Rio de Janeiro!
Witaj w Rio de Janeiro! Jennie Lucas ebook
04 2005 123 124
Ekonomika log 09.04.2011 sob, Ekonomika logistyki
04 2005 051 055
04 2005 071 074
KPC Wykład (22) 09 04 2013
04 2005 056 057

więcej podobnych podstron