Ukoronowana żelazem Rozdział 5


Ukoronowana
Żelazem
Richelle Mead
tłumaczenie- Asava
POD OSTRZAAEM
Drżenie wstrząsnęło ziemią, tworząc więcej pęknięć, niż było na niej do tej pory. Minęło
jeszcze kilka sekund, zanim wszyscy wstali.
-Trzęsienie ziemi?- zapytałam niepewnie.
-Nie.-powiedział Volusian. Był w swojej stałej dwunożnej postaci, rozglądając się ze
zmrużonymi oczami. To było trochę niepokojące, że nie wiedział, na czym dokładnie polegał
problem.
-Więc co my...
Ziemia nagle pod nami pękła. Tylko ze względu na pożar, moja wizja była błędna, ale
myślałam, że widziałam coś wyglądem przypominającego serpentyny, wyłaniające się z
ziemi. Nie, to było dokładnie na kształt serpentyny, bo chwilę pózniej, gigantyczny wąż
wystrzelił w górę i wylądował idealnie zwinięty. Jego głowa górowała nad Kiyo i mną,
mierząc nas świecącymi, zielonymi oczami. Światło zdawało się z nich wylewać, rozdwojony
język i głośny syk, był tym czym następnie nas obdarował.
Obok mnie, Kiyo przemienił się w lisa i uznałam że pistolet przydałby mi się bardziej niż
athame z małym ostrzem. Kropla jadu węża spadła mu z pyska i zasyczała, gdy uderzyła w
ziemiÄ™ pod nim....
PODZIKOWANIA
Wielkie podziękowania dla mojej rodziny i przyjaciół, którzy zawsze wspierają mnie i moje
pisanie, zwłaszcza gdy życie staje się coraz bardziej nerwowe! Dzięki także redaktorowi
Johnowi Scognamiglo i agentowi Jimowi McCarthy'owi za to, że te książki są w ogóle pisane.
Podziękowania kieruje też mojemu lekarzowi, za pozwolenie na używanie jego badań. I
wreszcie, nie mogę wyrazić jak wdzięczna jestem fanom Eugenie, którzy pozostali cierpliwi
w oczekiwaniu na ten kolejny tom. Dzięki że jesteście!
ROZDZIAA PIERWSZY
Nie należy mylić baśniowych królowych z baśniowymi księżniczkami.
Tam skąd pochodzę, dziewczynki, które chcą być bajkowymi księżniczkami, zazwyczaj
marzą także o delikatnych jak pajęczyna skrzydłach i sukienkach z falbankami. Różowych
sukienkach, dla jasności. Jestem całkowicie pewna, że błyskotki są także częścią bycia
księżniczką, podobnie jak słodkie różdżki z gwiazdkami na górze do spełniania życzeń.
Bajkowe księżniczki oczekują pięknego życia, pełnego luksusu i małych leśnych stworzeń
będących na każde zawołanie.
Jako bajkowa królowa, mogę przyznać, że jest w to zaangażowane więcej leśnych stworzeń
niż można by oczekiwać. Ale reszta? Jeden wielki żart. Wróżki - a przynajmniej ten rodzaj z
którym mam do czynienia- rzadko mają skrzydła. Moja różdżka jest wykonana z
połączonych nieoszlifowanych kamieni i używam jej do usuwania stworów z innego świata z
powierzchni ziemi. Walnę też parę osób po głowie. Moje życie jest brudne, surowe i zabójcze,
rodzaj życia, którego plisowane spódniczki nie wytrzymują. Noszę dżinsy. Najważniejsze,
wyglądam okropnie w różowym.
I jestem również pewna, że księżniczki nie mają do czynienia z tego rodzajem gównem z
samego rana.
-Zabiłem... Eugenie Markham.
Słowa zabrzmiały głośno i wyraznie w sali jadalnej wypełnionej przez około trzydziestu ludzi,
jedzących przy okrągłych drewnianych stołach. Sufity były sklepione, surowe kamienne
ściany nadawały wygląd średniowiecznego zamku, bo... no cóż, tym właśnie był.
Jedzący, w większości byli żołnierzami i strażnikami, ale byli wśród nich także nieliczni
urzędnicy i wysoko postawieni słudzy, którzy żyli i pracowali w zamku.
Dorian, król Kraju Dębów i mój niewolniczo-kochający chłopak z Otherworldu, siedzący u
szczytu stołu, spojrzał znad śniadania, aby zobaczyć kto powiedział coś tak śmiałego.
-Przepraszam, coś mówiłeś?
Mówiący, stojący po drugiej stronie stołu, odwrócił się czerwony jak mundur, który nosił.
Wyglądał na około 20 parę ludzkich lat, co oznaczało, że prawdopodobnie był stuletnią
wróżką- lub szlachtą, określenie które wolałam. Facet przygryzł wargę i wyprostował się,
podejmując kolejną próbę by wyglądać godnie, kiedy spoglądał na Doriana.
-Powiedziałem, że zabiłem Eugenie Markham.
Człowiek- żołnierz, jak się okazało, rozejrzał się po twarzach, bez wątpienia mając nadzieję,
że jego wiadomość wzbudzi reakcję przerażenia. W większości jego słowa wzbudziły
zmieszanie, w dużej mierze, dlatego że połowa osób znajdujących się w sali widziała mnie
stojÄ…cÄ… w holu na zewnÄ…trz.
-Zabiłem twoją królową, teraz twoje wojska będą się kruszyć. Poddaj się od razu i Jej
Królewska Mość Królowa Katrice, władczyni kraju Jarzębin, będzie dla ciebie miłościwa.
Dorian nie odpowiedział od razu i nie wyglądał na bardzo zaniepokojonego. Delikatnie
poklepał swoje usta serwetką, a następnie wrócił do niego spojrzeniem.
-Martwa? Czy aby na pewno?- Spojrzał na ciemnowłosą kobietę siedzącą obok niego. -
Shaya, nie widzieliśmy jej wczoraj?
-Tak panie.- odpowiedziała Shaya, wlewając śmietankę do swojej herbaty.
Dorian odrzucił jesienno-rude włosy z twarzy i wrócił do cięcia słodkiego, migdałowego
ciasta, które było jego najważniejszym posiłkiem w ciągu dnia.
-Masz rację. Nie może być martwa.
Żołnierz kraju Jarzębin patrzył z niedowierzaniem, coraz bardziej z niedowierzaniem, jak
ludzie albo patrzą na niego z zaciekawieniem lub po prostu go ignorują. Jedyną osobą, która
zdawała się być lekko zaniepokojona, była starsza kobieta, szlachcianka, siedząca po
drugiej stronie Doriana. Miała na imię Ranelle i była ambasadorką Kraju Lip. Przybyła tutaj
wczoraj i najwyrazniej nie przywykła do zwariowanych zdarzeń tutaj.
Żołnierz z powrotem spojrzał na Doriana. - Jesteś tak szalony jak mówią, że jesteś? Zabiłem
królową Cierni! Spójrz. - Rzucił srebrny naszyjnik z kamieniem księżycowym. Z brzękiem
wylądował na twardych płytkach podłogi, a blade, opalizujące kamienie, lekko błyszczały z
porannym świetle. - Ściągnąłem to z jej trupa. Teraz mi wierzysz??
To przyniosło ciszę na sali i nawet Dorian przerwał. To rzeczywiście był mój naszyjnik i
widząc go z roztargnieniem dotknęłam nagiej skóry na gardle. Dorian nosił wiecznie
znudzony wyraz twarzy, ale znałam go na tyle dobrze aby widzieć ogrom myśli wirujących za
jego zielonymi oczami.
-Jeśli to prawda,-odpowiedział w końcu Dorian- to dlaczego nie przyniosłeś nam jej ciała?
-Jest z moją królową.- powiedział z zadowoleniem żołnierz, myśląc, że w końcu zyskał
uwagę.- Trzyma je jako trofeum. Jeśli będziesz współpracować, być może ci je zwróci.
-Nie wierzę w to.- Dorian spojrzał w dół stołu. - Rurik, podasz sól? Ach, dziękuję.
-Królu Dorianie- powiedziała Ranelle niespokojnie- Być może warto by zwrócić większą
uwagę na to, co ten człowiek ma do powiedzenia. Jeśli Królowa nie żyje...
-Ona nie umarła.- powiedział Dorian prosto z mostu.- A ten sos jest przepyszny.
-Dlaczego mi nie wierzysz?- zawołał żołnierz, brzmiąc dziwnie dziecinnie- Czy myślisz, że ona
była niepokonana? Czy sądzisz, że nikt jej nie może zabić?
-Nie. -przyznał Dorian. - Nie sądzę żebyś mógł ją zabić.
Ranelle spróbowała ponownie.- Mój Boże, skąd wiesz, że Królowa nie jest...
-Dlatego, że stoi tuż obok. Czy możecie się wszyscy zamknąć, żebym mógł zjeść w spokoju?
Przerwanie- i zakończenie tej farsy- zawdzięczam Jasmine, mojej nastoletniej siostrze.
Podobnie jak ja, była w połowie człowiekiem. W przeciwieństwie do mnie była całkowicie
niestabilna i konsekwentnie jadła śniadanie mając na sobie luznie, ale blokujące wzrost
magii, kajdanki. Miała również słuchawki na uszach, wiec cała śniadaniowa debata została
zagłuszona aktualną listą odtwarzania.
Trzydzieści twarzy zwróciło się w stronę, gdzie stałam przy drzwiach i w szalonym tempie,
prawie każdy poderwał się ze swojego krzesła i próbował wykonać pośpieszny ukłon.
Westchnęłam. Byłam wygodnie oparta o ścianę, odpoczywając po ciężkiej nocy w podróży,
kiedy oglądałam ten absurd, rozgrywający się w moim Otherworldowym domu.
Przedstawienie skończone. Wzruszyłam ramionami i weszłam do jadalni, krokiem
właściwym królowej.
-Pogłoski o mojej śmierci są mocno przesadzone.-ogłosiłam. Czułam, że narobiłam
bałaganu w tekście Marka Twaina, ale nikt w tym tłumie, nie mógł tego stwierdzić.
Większość po prostu pomyśli, że stwierdziłam fakty. Co, po prawdzie zrobiłam.
Zaczerwieniona twarz żołnierza kraju jarzębin, nagle zbladła, oczy wyskoczyły z orbit. Zrobił
kilka kroków do tyłu i niepewnie rozejrzał się dookoła. Tak naprawdę nie miał gdzie uciec.
Skinęłam na tych, którzy stali i się kłaniali, by usiedli i podeszłam do mojego naszyjnika.
Podniosłam go z podłogi i zmierzyłam krytycznie.
-Zerwałeś zapięcie.- Patrzałam na nie przez kilka chwil, a potem przeniosłam moje
spojrzenie na niego. - Zerwałeś mi go z szyi, gdy walczyliśmy, nie zabiłeś mnie. Najwyrazniej.
Ledwo przypominałam sobie potyczkę z tym facetem w nocy. Był jednym z wielu.
Zapomniałam go w tym chaosie, ale widocznie Katrice, postanowiła wysłać go tutaj, po
historii o tym, jak zdobył ten "dowód".
-Wyglądasz niesamowicie, jak na umarlaka, moja droga.- powiedział Dorian. -Trzeba było do
nas dołączyć i spróbować tego sosu, który przyniosła Ranelle.
Zignorowałam Doriana, zarówno dlatego, że wiedziałam, że mnie oczekuje, jak i ponieważ
wiedziałam, że nie wyglądam niesamowicie. Moje ubrania były podarte i brudne,
naznaczone niezliczoną ilością cięć po wczorajszej walce. Wnioskując, po czerwonych
oparach w zasięgu mojego wzroku, moje włosy pokręciły się i sterczały w około stu różnych
kierunkach. Zaczynają się bardzo upalne dni, a mój duszny zamek, sprawiał, że pociłam się
obficie.
-Nie.-wydyszał żołnierz.- Nie możesz żyć. Balor przysięgał, że widział cię umierającą. On
powiedział Królowej...
-Czy możecie już to zakończyć, chłopaki?-zapytałam, pochylając się ku jego twarzy. Sprawiło
to, że niektórzy z moich strażników podeszli krok bliżej, ale się nie martwiłam. Ten frajer nie
będzie próbował niczego, poza próbą obrony. - Kiedy twoja pierdolona Królowa zamierza
przestać obracać każdą plotkę o Dorianie lub mnie umierających w jakieś wielkie
obwieszczenia? Nie słyszałeś o zasadzie habeas corpus1 ? Zapomnij. Oczywiście, że nie...
-Właściwie.- wtrącił Dorian- Znam łacinę.
- To tak nie będzie działać.- warknęłam do żołnierza kraju Jarzębin.- Nawet jeśli byłabym
martwa, to nie powstrzyma naszego królestwa, depcząc je.
To wybudziło go ze stanu otępienia. Furia zabłysła w nim- furia doprawiona odrobina
szaleństwa. - Jesteś półkrwi suką. Jesteś jedyną, która zostanie pokonana. Ty, Król Dębów i
wszyscy, którzy mieszkają na twoich przeklętych ziemiach. Nasza Królowa jest potężna i
wielka! Już jest w trakcie negocjacji z władcami Osiki i Wierzby, by zjednoczyć się przeciwko
tobie. Zdepcze cię i przejmie te ziemie, zdobędzie je i...
-Mogę go zabić? Proszę?- To była Jasmine. Jej szare oczy patrzyły na mnie błagalnie, gdy
zdejmowała słuchawki. To co powinno być nastoletnim sarkazmem, brzmiało faktycznie
śmiertelnie poważnie. W dni takie jak ten żałowałam, że zatrzymałam ją w Otherworldzie,
1Habeas Corpus Act  ustawa angielska z 1679 wydana za rządów króla Karola II (pełny tytuł: An Act for the
better secureing the Liberty of the Subject and for Prevention of Imprisonments beyond the Seas czyli Ustawa
w celu lepszego zabezpieczenia wolności obywatela i zapobieżenia uwięzieniom na terrytoriach zamorskich),
zakazująca organom państwa aresztowania obywatela bez zezwolenia sądu.
zamiast pozwolić jej wrócić do życia wśród ludzi. Z pewnością nie było jeszcze za pózno na
poprawczak.
-Nigdy nie zabiłam żadnego z twoich ludzi, Eugenie. Wiesz, że nie. Pozwól mi coś mu zrobić.
ProszÄ™.
-Chroni go immunitet.- odpowiedziała automatycznie Shaya. protokół był jej specjalnością.
Dorian odwrócił się do niej. -Wypluj to, kobieto! Powiedziałem ci, przestań chronić ich
immunitetem. Wojenne zasady są nieugięte. - Shaya tylko się uśmiechnęła, obojętna na jego
udawane oburzenie.
-Ale on jest chroniony. - powiedziałam, nagle czując się wyczerpana. Bitwa ostatniej nocy -
bardziej potyczka, naprawdę- zakończyła się remisem między armią Katrice i moją. Było to
równie frustrujące co utrata życia po obu stronach wydaje się być zupełnie bez sensu.
Przywołałam niektórych strażników do przodu.
-Wyprowadzcie go stąd. Wsadzcie go na konia i nie dawajcie wody. Miejmy nadzieję, że
droga będzie dla niego przyjemna.
Strażnicy skłonili się posłusznie i zwrócili się do człowieka Katrice.
-I możesz powiedzieć Katrice, że marnuje swój czas, bez względu na to, jak często będzie
twierdzić, że zabiła mnie czy nawet, że ona tu rządzi. Nadal chcemy wziąć udział w tej wojnie
i to ona będzie tą, która przegra. Może mieć przewagę liczebną i więcej dóbr. Ale to stało się
sprawą osobistą i nikt inny jej w tym nie pomoże. Powiedz jej, że jeśli podda się teraz, to my
będziemy miłosierni.
Żołnierz Jarzębin spojrzał na mnie, jego złość była wyczuwalna, ale nie odpowiedział.
Najlepszym co mógł zrobić, to napluć na podłogę dy strażnicy będą go wywlekać. Z
westchnieniem odwróciłam się i spojrzałam na śniadanie na stole.
-Są tu jakieś tosty?-zapytałam siadając ze znużeniem.
Tosty nie były powszechną pozycją w szlacheckim menu, ale tutejsi słudzy przyzwyczaili się
do moich ludzkich preferencji. Nadal nie potrafili zrobić porządnej tequili i Pop-Tarty2 były
totalnie wykluczone. Ale tosty? Przygotowanie ich mieściło się w zakresie ich umiejętności.
Ktoś podał mi ich pełen koszyk i wszyscy mogli znów spokojnie jeść. No, prawie wszyscy.
Ranelle patrzyła na nas wszystkich jak byśmy byli szaleni, co mogę zrozumieć.
-Jak możesz być tak spokojna?-zawołała- Po tym człowieku, tak, tak, a ty..- Spojrzała na
mnie w zdumieniu. - Wybacz mi, Jej Wysokość, ale twój strój... Widać, że brałaś udział w
2 http://pl.wikipedia.org/wiki/Pop-Tarts
walce. A jednak jesteś tutaj, siedzisz, jakby to wszystko było całkowicie zwyczajne.
Posłałam jej uśmiech, nie chcąc obrazić naszego gościa lub wyjść na słabą. Właśnie
arogancko powiedziałam żołnierzowi Jarzębiny, że jego Królowa nigdy nie zyska żadnych
sojuszników, ale jego komentarz o negocjacjach z Krajem Osiki i Wierzb ciągle siedział mi w
głowie. Katrice i ja szukałyśmy sojuszników w tej wojnie. Dorian jest moim, co daje mi
chwilową przewagę liczebną, ale nie chciałam ryzykować, że to się zmieni.
Dorian złapał moje spojrzenie i posłał mi jeden ze swoich małych , lakonicznych
uśmieszków. Ogrzało mnie to i nieco złagodziło frustrację jaką czułam. W niektóre dni,
wydaje mi się, jakby to wszystko co się teraz dzieje, przeze mnie, natknęłam się przez
przypadek. Nigdy nie chciałam. Nie chciałam być królową, dzielić swój czas między pobytem
tutaj i moim ludzkim życiem w Tucson. I z pewnością nie chciałam być w centrum
przepowiedni, która mówiła, że urodzę zdobywcę ludzkości, co było powodem dla którego
syn Katrice mnie zgwałcił. Dorian zabił go za to, coś, czego jeszcze nie żałuje, chociaż
nienawidziłam każdego dnia wojny podczas którego ktoś ginął.
Oczywiście, nic z tego nie mogłam powiedzieć Ranelle. Chciałam żeby wróciła do kraju, z
wizerunkiem zaufania i władzy, tak, że jej Król pomyśli, że sprzymierzenie się z nami to
sprytne posunięcie. Genialny ruch , nawet. Nie mogłam powierzyć Ranelle moich obaw. Nie
mogłam jej powiedzieć, jak bardzo mnie boli, że uciekinierzy przychodzą do mojego zamku
składając petycje, których ubogie domy, zostały zniszczone przez wojnę. Nie mogłam jej
powiedzieć, że Dorian i ja, po kolei, odwiedzamy wojska, walczymy z nimi, o bezsennych
nocach bez walk. Pomimo jego charakteru, wiedziałam, że Dorian poczuł iskierkę strachu na
ogłoszenie żołnierza Jarzębin. Katrice zawsze stara się nas zdemoralizować. Zarówno Dorian
jak i ja obawiamy się, że jedna z jej wiadomości będzie mówić prawdę. To sprawia, że chcę z
nim uciec, uciec od tego wszystkiego i po prostu schować w jego ramionach.
Ale znów, przypomniałam sobie, że muszę odsunąć te myśli. Pochylony nad stołem Dorian,
złożył miękki pocałunek na moim policzku. Uśmiech jaki posłałam Ranelle był na tyle
zwycięski i optymistyczny na ile mogłam sobie pozwolić.
-Faktycznie.-powiedziałam.- To dla nas całkiem zwykły dzień.
Smutne? To była prawda.
ROZDZIAA DRUGI
Wycofałam się do mojej sypialni tak szybko jak pozwoliła na to etykieta i rzuciłam się na
łóżko w chwili w której do niej weszłam. Dorian przyszedł za mną, a ja zasłoniłam twarz
ramieniem jęcząc.
-Myślisz że ta cała scena, pomogła nam zjednoczyć Ranelle czy raczej ją przestraszyła?
Poczułam jak Dorian siada na łóżku obok mnie. -Trudno powiedzieć. W najlepszym razie, nie
sądzę, żeby chciała obrócić swojego Króla przeciwko nam. Jesteśmy zbyt przerażający i
niestabilni.
Uśmiechnęłam się i odkryłam twarz, patrząc w te zielono-złote oczy. - Jeśli tylko jeśli ta
reputacja się rozniesie. Słyszałam plotkę, że kraj Wiciokrzewu może połączyć się z Katrice.
Szczerze mówiąc, jak ktoś mógł tak nazwać swoje królestwo i zachowywać powagę przede
mnÄ….
Dorian pochylił się nade mną, delikatnie odgarniając włosy z mojej twarzy i pogłaskał mnie
po policzku. -Jest tam bardzo ładnie, właściwie. Niemal tropikalnie. Znaczy, nie są to jakieś
jałowe nieużytki jak w królestwie Pustyni, ale nawet dobre.
Byłam już tak przyzwyczajono do jego kpin na temat mojego królestwa, że było w nich coś
prawie pocieszającego. Jego palce jezdziły po mojej szyi, a wkrótce zostały zastąpione przez
usta.
-Szczerze mówiąc, nie martwię się o pozycje Wiciokrzewu. To tylko potencjalni sojusznicy
przeciwko mnie. Hej, przestań.
Usta miał przyciśnięte do mojego obojczyka a jego ręka zaczęła podnosić koszulkę.
Poruszyłam się. -Nie mam czasu.
Podniósł głowę, unosząc brwi ze zdziwienia. -Masz coś do zrobienia?
-Właściwie to tak.- westchnęłam. -Mam mnóstwo zaległości w Tucson. Poza tym, jestem
brudna.
Dorian niezrażony, powrócił do próby zdjęcia mojej koszulki. -Pomogę ci wziąć kąpiel.
Pacnęłam jego rękę, ale potem przyciągnęłam go żeby móc owinąć wokół niego ręce i
przytulić. Wiedziałam, że chce czegoś więcej ale nie miałam na to siły. Biorąc pod uwagę
jego wybredny charakter byłam zaskoczona, że zgodził się oprzeć głowę na mojej piersi,
biorąc pod uwagę, jak brudną i obdartą miałam koszulkę.
-Bez obrazy, ale będę brać prysznic przy każdej okazji, zamiast kazać słudze targać wodę do
wanny.
-Nie możesz wyjechać bez rozmowy z Ranelle.-zauważył- I nie możesz spotkać się z nią w
takim stanie.
Skrzywiłam się i przebiegłam dłonią po jego wspaniałych włosach. - Cholera.- Miał rację.
Byłam ciągle kiepska w tych królewskich sprawach, ale wiedziałam o szlachcie dość, by
wiedzieć, że jeśli naprawdę chcę pomocy Króla Lip, to muszę wyglądać i brzmieć dobrze. Tak
dużo do zrobienia. Tak mało czasu. To wszystko było męczące.
Dorian podniósł głowę i spojrzał na mnie. -Było zle?- Miał na myśli wczorajszą bitwę.
-Zawsze jest zle. Nie mogę się pogodzić, że ludzie walczą i umierają dla mnie. Zwłaszcza
przez jednÄ… zniewagÄ™.
Mieszkańcy również cierpieli na tej wojnie. Bardzo często uchodzcy przychodzili do mnie po
jedzenie i schronienie.
-Ich królestwo jest zagrożone.-powiedział.- Ich domy. I to coś więcej niż zniewaga.
Pozwalając jej przejść, sprawiliby, że Kraj Ciernia wyglądałby na słaby- jak zdobycz. To by
otworzyło kraj na inwazje, co jest tym samym co poddanie się Katrice. Twoi ludzie nie chcą
tego. Będą walczyć.
-Ale dlaczego twoi będą walczyć?
Dorian spojrzał na mnie jakby to było szalone pytanie.-Ponieważ im kazałem.
Przerwałam na tym rozmowę i wezwałam sługę, żeby napełnił wannę w komnacie
przylegającej do mojej sypialni. Było to bardzo czasochłonne zadanie i nienawidziłam kazać
im tego robić, choć Dorian będzie z pewnością argumentować, że jest to ich obowiązek.
Magia, którą odziedziczyłam po ojcu tyranie, dała mi kontrolę nad elementami burzy,
mogłam więc wezwać wodę prosto do wanny, zamiast kazać sługom targać kubły raz po
razie. Jednak kraj Ciernia był tak suchy, że pociągnięcie sporej ilości wody w magiczny
sposób, sprawi że zarówno powietrze w zamku wyschnie jeszcze bardziej jak i
prawdopodobnie zabiję całą roślinność.
Służący mieli własne wejście do pokoju kąpielowego i tak szybko jak usłyszeliśmy ich
ciągnięcia i wylewanie wody, Dorian uśmiechnął się do mnie i wciągnął z powrotem do
łóżka. -Widzisz?-powiedział.-Teraz mamy czas.
Przestałam protestować. A kiedy nasze ubrania opadły i poczułam ciepło jego ust, musiałam
przyznać, że nie miałam nic przeciwko seksowi, ani trochę. Ta wojna sprawiła, że nasze życia
są nieustannie zagrożone, a on martwi się o mnie. Mając mnie tutaj, połączenie fizyczne
wydawało się go uspokajać,pokazywało, że wszystko było naprawdę w porządku. Też
czułam się z tym komfortowo, będąc z człowiekiem w którym zakochałam się wbrew
wszelkiemu rozsądkowi. Kiedyś bałam się i nienawidziłam szlachty- dlatego tak dużo czasu
zabrało mi zaufanie Dorianowi.
Tym razem seks był zaskakująco okiełznany. Zazwyczaj, zatracaliśmy się w złym,
perwersyjnym seksie, seksie, który był grą władzy i kontroli. Ale teraz siedziałam na nim,
owijając nogi wokół jego bioder z nim we mnie. Westchnienie rozkoszy uciekło mu z ust,
oczy zamknęły się, kiedy zaczęłam powoli podnosić moje ciało i jezdzić na nim. Chwilę
pózniej otworzył oczy i spojrzał na mnie z takim ogromem miłości i pożądania, że aż
przebiegł mnie dreszcz.
Zawsze zdumiewało mnie że mnie pożądał. Widziałam jego poprzednie kochanki-seksowne,
zmysłowe kobiety, pełne krzywizn z dużym dekoltem, przypominające klasyczne gwiazdy
Hollywoodu. Moje ciało było szczupłe i wysportowane, moje piersi były całkiem ładne, choć
daleko im było kształtem do jakości gwiazd porno. Jednak, kiedy od ostatnich kilku
miesięcy byliśmy oficjalnie parą, nigdy nie spojrzał na inną kobietę. Patrzył na mnie
głodnym wzrokiem, nawet w najbardziej nieromantycznych okolicznościach.
Zwiększyłam tempo, pochylając się do przodu, kołysząc się na nim tak, że więcej mojego
ciała tarło o jego, zbliżając mnie do orgazmu. I przyszedł na krótko potem, moje usta
rozwarły się bez dzwięku, słodka ekstaza wstrząsnęła moim ciałem, a każdy nerw w mojej
skórze wydawał się palić. Pochyliłam się do przodu, całując go, pozwalając jego językowi
poznać moje usta a jego palcom gładzić moje sutki.
Drzwi do pokoju kąpielowego otworzyły się nagle. Szarpnęłam głowę do góry, gdy sługa
zajrzał do środka. -Wasza wysokość? Kąpiel jest gotowa.- Jej słowa były nijakie, ale zniknęła
równie szybko jak się pojawiła. Ja, leżąca nago na Dorianie, nie wydawałam się dla niej
niczym wielkim- i prawdopodobnie nie byłam. Szlachta miała o wiele luzniejsze zwyczaje
seksualne niż ludzie, publiczne okazywanie sobie uczuć jest bardzo powszechne.
Prawdopodobnie, byłoby dla niej dziwniejsze, gdyby nie przyłapała na tym jej monarchów
po moim powrocie.
Ta seksualna łatwość nie była dla mnie czymś normalnym, a Dorian o tym wiedział. - Nie ,
nie. -powiedział, czując że jestem w szoku. Przeniósł swoje ręce z moich piersi na biodra. -
Skończmy to.
Odwróciłam moje oczy od drzwi, z powrotem skupiłam na nim moją uwagę i stwierdziłam,
że moje podniecenie wraca. Przewrócił mnie, tak że leżałam teraz pod nim, wcale mnie teraz
nie dotykając. Pchnął swoje ciało do mojego, wbijając je tak mocno i szybko, jak tylko mógł.
Chwile pózniej jego ciało wzdrygnęło się, a jego palce chwyciły moje dłonie. Uwielbiałam
oglądać jak to się działo, kochałam oglądać jak ten zadowolony, pewny siebie król, tracił
kontrolę między moimi udami. Kiedy skończył, dałam mu jeszcze długi, powolny pocałunek,
a potem odsunęłam się by leżeć obok niego.
Odetchnął w zadowoleniu, w związku ze mną, znów tym połączeniem głodu i miłości. Nie
chciał tego powiedzieć, ale wiedziałam, że zawsze miał cichą nadzieję, że jakoś, w jakiś
sposób, mogłabym zajść w ciążę. Wyjaśniałam mu sto razy, jak działają pigułki
antykoncepcyjne, ale jako, że szlachta miała trudności z poczęciem, mieli obsesję na
punkcie posiadania dzieci. Dorian twierdził, że chciał dziecka, dla samego posiadania
jednego ze mną, ale proroctwo o moim pierworodnym synu, było pociągające. Oczywiście,
nie popierałam tego pomysłu, stąd mój nacisk na antykoncepcję. Dorian rzekomo odpuścił
sobie te marzenia dla mojego dobra, ale były takie dni, kiedy podejrzewałam, że nie miałby
nic przeciwko byciu ojcem zdobywcy. Jakby nie było, nasz sojusz, już postawił nas w
niebezpieczeństwie. Kochał mnie, byłam pewna, ale pragnął również władzy. Nasze
zjednoczone królestwa stawiały nas w dobrej pozycji do podboju innych, jeśli tylko byśmy
tak zdecydowali.
Było mi trudno go zostawić, ale miałam zbyt wiele do zrobienia. Wycofałam się kąpieli,
myjąc zarówno pozostałości po seksie jak i po walce. Życie i śmierć. Wanna była
wystarczająco duża tylko dla mnie, ale Dorian wydawał się być całkowicie zadowolony,
kiedy patrzył na mnie, wylegując się. Był mniej podekscytowany moim wyborem ubrania.
Jako królowa miałam szafę pełną wyszukanych sukien i kochał widzieć mnie w nich. Jako
człowiek szaman, upewniłam się ponad to, żeby była zaopatrzona w ludzkie ubrania.
Spojrzał na moje dżinsy i bluzkę z przerażeniem.
-Ranelle byłaby pod większym wrażeniem sukni. - powiedział. - Szczególnie takiej, która
pokazałaby twój piękny dekolt.
Przewróciłam oczami. Byliśmy z powrotem w mojej sypialni, a ja byłam pakowaniem broni:
zaczarowana biżuteria, żelazne athame razem z torba zawierającą pistolety, różdżkę i
srebrne athame.
-Ty, byłbyś pod większym wrażeniem. A tak w ogóle, to byłoby teraz marnotrawstwo.
-Nieprawda. -wstał z łóżka, wciąż nagi i delikatnie pchnął mnie na ścianę, uważając na ostre
ostrze athame. - Jestem ponownie gotowy.
Widziałam że był i szczerze mówiąc, ja prawdopodobnie mogłam też wrócić do łózka.
Jednak czy było tak od pożądania czy od niechęci do wykonania zadania, trudno
powiedzieć.
-Pózniej- powiedziałam mu, składając pocałunek na jego ustach.
Spojrzał na mnie podejrzliwie.- Pózniej, oznacza wiele rzeczy, jeśli chodzi o ciebie. Godzinę.
Dzień.
Uśmiechnęłam się i pocałowałam go ponownie. - Nie więcej niż jeden dzień.- Ponownie to
rozważyłam.- No może dwa.- Zaśmiałam się z miny jaką zrobił do mnie.- Zobaczę co da się
zrobić. A teraz załóż coś na siebie, zanim doprowadzisz obecne tutaj kobiety do szaleństwa.
Posłał mi smutne spojrzenie. - Obawiam się, że stanie się tak z lub bez ubrania, moja droga.
Kiedy doszliśmy do porozumienia, udałam się do pokoju Ranelle a mój dobry-po-seksie-
humor zaczął blaknąć. Odrobina magii powietrza, zostawiła moje włosy jedynie delikatnie
mokre, do czasu aż do niej dotarłam. Po zaproszeniu, znalazłam ją piszącą list przy biurku.
Widząc mnie, zerwała się i dygnęła.
-Wasza Wysokość.
Skinęłam by usiadła i sama zrobiłam to samo na stojącym w pobliżu krześle. - Nie ma
potrzeby. Chciałam odbyć z tobą szybką pogawędkę przed moim powrotem do świata
ludzi.- Jej twarz lekko zadrżała, ale przez szkolenie jakie przeszła było trudno to stwierdzić.
Aatwość z jaką przemieszczałam się między światami, nie była normalna dla szlachty. -
Przepraszam za przerażające przedstawienie dziś rano. I także za to, że nie ma mnie zbyt
wiele w pobliżu podczas twojej wizyty.
-Jesteś w stanie wojny, Wasza Królewska Mość. Takie rzeczy się zdarzają. Poza tym, król
Dorian był bardzo gościnny podczas twojej nieobecności.
Ukryłam uśmiech. Ranelle była prawie szalona, ale było jasne, że Dorian oczarował ją, tak
jak wiele kobiet wcześniej. - Cieszę się. Pisałaś ze swoim królem?
Skinęła głową. -Chciałam wysłać mu moje sprawozdanie od razu, mimo że wyjeżdżam
jeszcze dzisiaj.
Magia wypełniała Otherworld i szlachtę, i byli wśród niej tacy, których mocą było
"przyśpieszanie wiadomości". Coś w rodzaju magicznego e-maila. Pozwalało to na szybkie
przekazywanie wiadomości, wiedziałam więc, że jej list dotrze do jej ojczyzny przed nią.
Spojrzałam na biurko.
-Co mu powiesz?
Zawahała się. -Mogę być bezpośrednia?
-Oczywiście. -powiedziałam, uśmiechając się.- Jestem człowiekiem, eh, w połowie
człowiekiem.
-Wczułam się w twoją sytuację. Rozumiem twój żal i wiem, że król Damos też. - Była ostrożna
w omijaniu bezpośrednich szczegółów gwałtu Leitha na mnie. - Ale twoja tragiczna sytuacja,
jest... no cóż twoją sytuacją. Nie wierzę, że przez jedną rzecz powinniśmy ryzykować życia
naszych ludzi za, przepraszam, ciebie, Wasza Wysokość.
Przekazanie złych wiadomości było dla niej niełatwym zadaniem. Mój ojciec, honorowany
dalej jako król Burzy, był znany z wielkiej mocy i okrucieństwa. Ja nie byłam tak
bezwzględna, mimo że miałam na koncie kilka przerażających pokazów siły, z których on
słynął.
-Nie obraziłam się.- zapewniłam ją.- Ale... jeśli również mogę być bezpośrednia, twój król jest
w niepewnej sytuacji. Starzeje się. Jego moc będzie ostatecznie zanikać. Twoje królestwo
będzie otwarte dla innych, by je podbić.
Ranelle siedziała zupełnie nieruchomo. Ziemie Otherworldu, posiadały w sobie
wystarczającą moc, by chcieć się ich domagać. -Grozisz nam, Wasza Wysokość?- spytała
cicho.
-Nie. Nie jestem zainteresowana żadnym innym królestwem-zwłaszcza leżącym tak daleko.-
Odległość była względna w Otherworldzie, ale teren Lip, leżał dalej niż inne królestwa, takie
jak Jarzębina czy królestwo Doriana- Dęby.
-Być może nie.-powiedziała niepewnie.- Ale nie jest tajemnicą, że król Dorian zawsze chciał
poszerzyć swoje terytoria. Dlatego związał się z tobą, prawda?
Teraz ja zesztywniałam. -Nie. Nie jest tak. Żadne z nas nie interesuje się waszą ziemią. Ale
sąsiedzi- lub ludzie w kraju- już raczej tak. Z tego co słyszałam, Damos chce żeby
dziedziczyła jego córka.
Ranelle powoli skinęła głową. Dziedziczyło się tutaj przez moc, a nie przez krew, ale
większość monarchów tęskniła na sukcesją rodzinna, jeśli mieli szczęście mieć w ogóle
dzieci. Posłałam Ranelle uśmiech.
-Jej kontrola nad krajem zależy od jej własnej władzy, oczywiście. Ale jeśli Damos pomógłby
nam teraz, z pewnością możemy pomóc pózniej przeciw każdemu... uzurpatorowi z nadzieją
na podbicie kraju Lip.
Zabójstwo, wręcz wojna. Metody były mniej ważne niż moje rozumowanie. Ranelle milczała,
bez wątpienia obracając to w myślach. Czy obietnica taka jak tak, jest warta poświęcenia
swoich wojsk? Nie zupełnie. Ale na pewno warto było poinformować o tym jej króla.
-I...- dodałam od niechcenia, odsuwając sie od tego niebezpiecznego tematu. -Byłabym
szczęśliwa mogąc wynegocjować bardzo korzystne umowy handlowe z królem.- Miałam
przez to na myśli, że mój personel wynegocjuje. Nienawidziłam ekonomii i polityki
handlowej. Ale, moje królestwo miało dosłownie i w przenośni gorący towar. Przez to, że
uformowałam je na podobieństwo Arizony stworzyło trudne warunki, ale przyniosło także
tony złóż miedzi. Miedz była najważniejszym metalem w świecie, w którym nikt nie mógł
dotknąć żelaza.
Ranelle ponownie skinęła głową.- Rozumie. Zwrócę na to jego uwagę.
-Dobrze. - Wstałam z krzesła. - Przepraszam, muszę już iść, daj znać komuś, jeśli będziesz
czegoś potrzebować. I wyślij moje pozdrowienia do Damosa.
Ranelle obiecała mi że tak zrobi i zostawiłam ją czując się raczej zadowolona z siebie. Nie
lubiłam tego rodzaju rozmów dyplomatycznych prawie jak ekonomii, przede wszystkim
ponieważ nie wiedziałam jak się potoczą. Ale ta jedna poszła dobrze i nawet jeśli kraj Lip nie
dołączy do nas, czułam że Dorian miał rację : nie będą walczyć przeciwko nam.
Szłam w stronę wyjścia z zamku, miałam zamiar udać się do najbliższej bramy do świata
ludzi, gdy minęłam pewien korytarz. Zawahałam się, wpatrując się w niego i prowadząc
mentalną wojnę. Następnie, krzywiąc się, zmieniłam mój cel i skręciłam za róg. Pokój
którego szukałam było bardzo łatwo znalezć, głównie dlatego że stało przed nim dwóch
strażników. Obaj byli żołnierzami Doriana, wybranymi, ponieważ jeśli ktoś miałby spłodzić
potomka Króla Burz, chcieliby, żeby był to ich pan. I wszyscy wiedzieli, że to ja jestem jego
matką, nie więzień w pokoju.
Jeden ze strażników zapukał i nieco otworzył drzwi. -Królowa jest tutaj. - Nie potrzebuję
zezwolenia na wejście do żadnego z pomieszczeń w zamku, ale on nadal czekał na
odpowiedz.
-Proszę wejść. - Weszłam i zobaczyłam Jasmine siedzącą po turecku na łóżku, zmagając się z
jakąś robótką. Widząc mnie odrzuciła ją na bok. - To jest najgłupsza rzecz ever3. Chciałabym
mieć więcej rzeczy do zabawy. Chciałabym pojezdzić konno.
Ta ostatnia część została wypowiedziana z jawnym sygnałem, który zignorowałam. Jasmine
była w areszcie domowym i nie zamierzałam wystawiać jej na sytuacje, które mogę pozwolić
się jej wymknąć. Podniosłam zielony aksamit, nad którym pracowała i studiowałam przez
chwilÄ™.
3 Musiałam to tak zostawić ;D
-Złota rybka?- zapytałam.
-Żonkile!- wrzasnęła
Pośpiesznie odłożyłam go na miejsce. No cóż, biorąc pod uwagę luzne łańcuchy żelaza,
które nosiła na nadgarstkach by nie używała magii, to było imponujące, że udało jej się
wyhaftować cokolwiek.
-Wracam do Tucson.-powiedziałam. - Chciałam sprawdzić co u ciebie.
Wzruszyła ramionami- Czuję się dobrze.
Pomimo młodego wieku, Jasmine chciała, i podejrzewam, że nadal chce, zostać matką
spadkobiercy Króla Burz. Proroctwo nie było specyficzne. Po prostu mówiło, że pierwszy syn
jego córki będzie zwycięzcą. To spowodowało wyścig między nami- w którym ja chyba nie
brałam udziału. Przez to wszystko musiałam ją tu zatrzymać. Nienawidziła mnie za to, ale od
początku wojny była bardziej cywilizowana. Uważała, że działania Leith są obrazą naszej
rodziny. To była dziwna logika, ale widząc, że wstrzymała jej złość, powitałam ją.
-Czy ty.... potrzebujesz czegoś? - zapytałam. Głupie pytanie, pytać kogoś kto pragnie
wolności. Wskazała na iPoda leżącego obok niej.
-Trzeba go ponownie naładować.- To zawsze potrzebowało ładowania. Odkładając na bok
normalny czas pracy baterii, Otherworld ingerował w elektronikę. - Książki lub czasopisma
czy coś. Zabiłabym dla telewizora.
Uśmiechnęłam się. To było poza moim zasięgiem. -Czasami ja też, kiedy tu jestem.
-Jak ci poszło z panią Lipą? Pomoże nam pobić Katrice?- Twarz Jasmine z nieszczęśliwej
przybrała ostry wyraz. Miała moce podobne do moich, choć nie tak silne, ale nadal mogła
spowodować wiele szkód. Gdybym zwróciła jej wolność, Jasmine prawdopodobnie
pomaszerowałaby prosto do kraju Jarzębin i starała się go podbić.
-Nie wiem. Nadal mam nadziejÄ™.
Szare oczy Jasmine miały taki wyraz, że wyglądała na mądrzejszą niż piętnaście lat, które
faktycznie miała. - Tak długo jak ty i Dorian trzymacie się razem, jesteście najbardziej
zajebiści w okolicy, zwłaszcza ty. - Co ciekawe, nie było słychać ironii w tym zdaniu.- Ale
musisz się upewnić, czy Maiwenn nie dołączy do Katrice. Wiesz, że ona o tym myśli.
Tak, mimo, że jej postawa często było kapryśna i dziecinna, Jasmine była mądra.
-Masz racje.- powiedziałam- Ale myśleć i robić to dwie różne rzeczy. Sama powiedziałaś, że
ja i Dorian jesteśmy zajebiści. Nie sądzę, żeby ktoś chciał z nami zadzierać.
Było coś wygodnego w prowadzeniu rozmowy, nie w formalnym języku szlachty.
-Prawdopodobnie nie. Ale ona boi się śmierci, a ty masz zamiar mieć potomka naszego
ojca.- Jasmine przyjrzała mi się uważnie.- Nie zmieniłaś zdania, prawda? Ty i Dorian na
pewno robicie co trzeba.
-To nie twoja sprawa.-powiedziałam, zastanawiając się czy służba już mówiła o tym co
widziała w łóżku.
-Powiedz to Dorianowi. Chwali się tym cały czas.
Jęknęłam, wiedząc, że to to prawda. - Cóż, bez względu na to, nie mam zamiaru mieć dzieci
w najbliższym czasie.
-Powinnaś. -powiedziała Jasmine. -Lub pozwól mi. Katrice całkowicie się wycofa.
-A potem Maiwenn przyjdzie po nas.- Maiwenn rządziła w kraju Wierzb i była bardzo
przeciwna spełnieniu przepowiedni króla Burzy. Miała też kilka innych powodów dla których
nie podobał się jej mój sojusz z Dorianem- a raczej, jej współpracownicy mieli.
-Tak.-powiedziała Jasmine. - Ale zawsze można skopać jej dupę.
Wstałam i zgarnęłam iPoda, wrzucając go do mojej torby.- Trzymajmy się zasady, jeden tyłek
na raz.
Zapadła niezręczna cisza. To było dziwne , że odbyłyśmy normalną rozmowę. Jako
dorastająca jedynaczka, czasem chciałam mieć siostrę. Nie spodziewałam się takiego
zakończenia, ale być może powinnam być wdzięczna nawet za to.
-Cóż.-powiedziałam w końcu.- Zobaczymy się wkrótce.
Skinęła głową i podniosła aksamit, krzywiąc się, jakby ją obraził. Byłam prawie przy
drzwiach, gdy nagle powiedziała.
-Eugenie?
Spojrzałam do tyłu.-Tak?
-Możesz przynieść mi parę Twinkies4?
Uśmiechnęłam się.-Oczywiście.
4 http://www.google.pl/imgres?
imgurl=http://dealbreaker.com/uploads/2013/01/twinkies.jpg&imgrefurl=http://dealbreaker.com/2013/01/opening-
bell-01-28-13/twinkies-3/&h=354&w=630&sz=49&tbnid=A7Sg5r-
wSVxUvM:&tbnh=76&tbnw=136&zoom=1&usg=__Xf782mAowRFh3a9ooZiCK6TvKpU=&docid=VT9VIbT9z
wl66M&sa=X&ei=rjGZUem1Ccjtsgaam4CABQ&ved=0CDoQ9QEwAQ&dur=1117 coÅ› takiego
Nie podniosła wzroku znad haftu, ale jestem pewna, że też się uśmiechnęła.
ROZDZIAA TRZECI
Mogłabym zaakceptować fakt, że jestem królową Kraju Cierni i trudno było nie
przywiązać się do tego miejsca, gdy miało się z nim duchowe połączenie. Niemniej
jednak, Otherworld nigdy nie zastąpi mojego domu w Tucson. Był to mały domek, ale w
ładnej okolicy, w pobliżu gór Catalina, na północ od miasta. Bramy między światami
istnieją wszędzie, ułatwiając podróż, ale ja miałam "kotwicę" w moim domu, czyli po
przejściu bramy w Kraju Cierni, mogłam przenieść się prosto do mojej sypialni. Kotwicą
może być dowolny obiekt przywiązany to twojej istoty.
Mój współlokator Tim, który nie widział mnie w ciągu kilku ostatnich dni, był w
zrozumiałym szoku, gdy przyszłam spacerkiem do kuchni.
-Jezu Chryste, Eug!- zawołał. Był w trakcie smażenia naleśników na kuchence. -Musimy
zawiesić ci dzwonek na szyi czy coś.
Uśmiechnęłam się i poczułam niewyobrażalną chęć by go przytulić, choć wiedziałam, że
zeświruje przez to jeszcze bardziej. Po całym Otrherworldowskim zamieszaniu, jego
normalność była dla mnie mile widziana. Cóż, "normalność", to może lekka przesada.
Tim- z jego wysokim, ciemnowłosym i przystojnym wyglądem- podszywał się pod
rdzennego Amerykanina( zle) w celu zdobycia lasek i zarabiał sprzedając swoją straszną
poezję. Poddawał się za członka różnych plemion, ale z tego co ostatnio wiedziałam, był
potomkiem Tlingit, widząc, że miejscowi będą trochę mniej wkurzeni, gdy będzie
zakładał strój plemienia żyjącego setki kilometrów stąd. Mieszkał za darmo w moim
domu, w zamian za gotowanie o prace domowe i ucieszyłam się widząc, że jest dziś
ubrany w zwykłe dżinsy i T-shirt z zespołem.
-Starczy dla dwóch osób?- zapytałam kierując się prosto do dzbanka z kawą.
-Zawsze robię wystarczająco dla dwóch osób. Ale większość z tego się marnuje.- Ta
ostatnia część zabrzmiała jakby narzekał. Kiedyś narzekał na bycie moim
"niewolnikiem", ale teraz za mną tęsknił.
-Wiadomości?
-Tam gdzie zawsze.
Kiedy jestem w Otherworldzie, zostawiam mój telefon komórkowy z Timem. To zmusiło
go do zostania moją sekretarką, coś, co ma mi za złe, ponieważ już zatrudniam jedną.
Rzeczywiście, większość wiadomości, które nabazgrał na lodówce były od niej.
Wt.- 11:00 - Lara : dwie oferty pracy
Wt.- 14:30 - Lara- jeden potencjalny klient, potrzebuje natychmiastowej pomocy
Wt.- 17:15 - Lara: nadal chce z tobą porozmawiać
Wt.- 17:20 - Lara: potrzebuje cię, żeby skończyć formalności podatkowe
Wt.- 22:30 -Lara: nie przestanie dzwonić
Śr.- 8:00 - Lara: Kto to nazywa wcześnie?
Åšr.- 11:15- Suka
Åšr. 11:30- Sam's Home Improvement5 : zainteresowana bocznicÄ… winylowÄ…?
Podziwiałam jego szczegółowe wiadomości- frustracja spowodowana Lara na bok- ale
moje serce zamarło, kiedy zobaczyłam kogo wyraznie brakuje. Za każdym razem, gdy
wracałam do domu, miałam cichą nadzieję, że zobaczę tam ich nazwiska. Czasami, po
kryjomu, moja mama, sprawdzała mnie. Ale mój ojczym Roland? Już nigdy więcej do
mnie nie zadzwoni, nie po tym jak odkrył, że należę do Otherworldu.
Tim, skoncentrowany na gotowaniu, nie widziała mojej twarzy.
-Nie rozumiem, dlaczego ona ciągle dzwoni. Ona wie, że nie otrzymasz żadnej z tych
wiadomości. Dlaczego sądzi, że musi zostawić więcej niż jedną? To nie tak, że jest z bilion
magicznych dróg by przekazać je do ciebie.
- To jest po prostu jej sposób.- powiedziałam.- Jest skuteczna.
-To nie jest skuteczne.-powiedział. - To jest nerwica natręctw.
Westchnęłam, zastanawiając się, nie pierwszy raz, czy nie lepiej pozwolić wszystkim
nagrać się na pocztę głosową. Mimo, że się nigdy nie spotkali, Tim i Lara byli
śmiertelnymi, telefonicznymi wrogami. Słuchanie jak nazywają się nawzajem "suka"
było męczące. Niemniej, patrząc na ciąg wiadomości od niej już czułam się zmęczona.
Kiedyś byłam bardzo szybka i skuteczna jako niezależny szaman, pozbywając się
duchów i innych irytujących istot nadprzyrodzonych, które nękały ludzi. Teraz, gdy
dorabiałam jako bajkowa królowa, musiałam stać się bardziej selektywna w wyborze
5 Zostawiam w oryginale. Nie widziałam jak to przełożyć, żeby nadal miało jakikolwiek sens
klientów. Nie mogłam nadążyć za zapotrzebowaniem na moje usługi tutaj i czułam się
zle z tego powodu. Podejrzewałam, że Roland zbierał oferty których nie mogłam przyjąć,
ale nie wiem tego na pewno.
Czekałam aż do końca śniadania do rozmowy z Larą. Naleśniki, kiełbasa, kawa dały mi
siłę, by poradzić sobie z najnowszą partią żądań. Nie wątpliwie widząc mój numer na jej
ID, Lara nie męczyła się formalnościami, gdy w końcu zadzwoniłam
- W końcu.- zawołała- Czy on przekazał ci moje wiadomości?
-Właśnie to zrobił. Nie było mnie przez trzy dni. Wiesz, nie musisz go tym dręczyć.
-Chcę mieć pewność, że ci powie, że dzwoniłam.
- Zapisuje je, każdą jedną wiadomość. Poza tym mój telefon też mi mówi, że dzwoniłaś...
bardzo często.
-Hmphf.-odpuściła.- No cóż, dostajesz ostatnio dużo ofert. Mogę je przesiewać, ale wciąż
masz w czym wybierać.
Był prawie luty. Ostatnio nie było żadnych dużych sabatów, podczas których
paranormalna aktywność zawsze wzrasta. Czasem jednak, zdarzało się to niezależnie od
nich. Zorientowałam się, że to będzie jeden z tych okresów - właśnie wtedy, gdy byłam w
środku wojny. Albo, zdałam sobie sprawę, to może dziać się właśnie z tego powodu.
Wiele stworzeń wiedziało, że jestem zarówno królową jak i szamanem. Może sądzili, że
mogą sobie pozwolić na więcej gdy jestem rozproszona. Połowie wydawało się, że mogą
pokazywać swoje egoistyczne zapędy, druga połowa, miała nadzieję, zostać wbrew mej
woli, ojcem potomka Króla Burz.
-Okej.-powiedziałam.- Słucham priorytetów.
-Musimy zrobić porządek z twoimi podatkami.
-To nie jest priorytet. Leć dalej.
-Niezamężna kobieta, śledzona.
-To jest poważne. Biorę to.
-Żywe drzewo. W twojej okolicy.
-Tak, jest tu jedno dla mnie. Nie zaszkodzi nikomu.
-Widmo- zaatakowało osiedle.
-Na cmentarzu?
-Tak.
-Zaplanuj to i upewnij się, że robotnicy dostaną podwójną stawkę. Ich własny głupi
błąd.6
-Zrobi się. Dalej są tylko zwykłe dziwności. Światła na niebie. Możliwe UFO.
-Czy to znowu Wil?
-Tak.
-Cholera! Powiedziałaś mu, że to wojsko?
-Tak. Powiedział też, że były pewne znaki Wielkiej Stopy....
Zamarłam. -Wielka Stopa? Gdzie?
-Nie powiedział. Myślałam, że jak zwykle gada bzdury. Nie powiesz mi, że one żyją w
Arizonie.
-Nie one. Nie było nic dziwnego w wiadomościach? Śmierci?
Zapadła cisza, a ja usłyszałam szelest papierów. - Dwóch turystów zginęło w Coronado,
niedaleko szlaku skały Rappel. w raporcie stwierdzono, że spadli. Minęło parę dni, zanim
znalezli ciała. Paskudna sprawa. Niektóre zwierzęta dobrały się do nich.
Zerwałam się błyskawicznie z krzesła, dzięki czemu przyprawy na stole w kuchni
zagrzechotały. Tim, przeglądając magazyn, spojrzał zaalarmowany.
-Zadzwoń do Wila.- powiedziałam, starając się założyć but, jednocześnie trzymając
telefon. Dowiedz się, gdzie były te ślady Wielkiej Stopy. Jeśli to nie jest w Coronado,
zadzwoń do mnie. Jeśli tak, to nie ma potrzeby żebyś do mnie dzwoniła.- Wil był
przyrodnim bratem Jasmine i unikałam rozmów z nim, kiedy tylko mogłam. Jednym z
powodów było to, że zawsze mnie o nią pytał. Kolejny, że był szalony i miał paranoję na
punkcie teorii spiskowych. Ale tym razem, to mogło być coś poważnego.
Lara była zrozumiale zaskoczona.- Ale powiedziałaś że Wielka Stopa...
-To nie jest Wielka Stopa.
-Nie zapomnij o twojej pracy dziÅ› wieczorem.
6 Ok, sama widzę ,że za dużo sensu w tym zdaniu nie ma. Ale serio, to była MEGA pokręcona wypowiedz.
-Nie zapomnÄ™.
Rozłączyłam się i dostałam do drugiego buta. Tim spojrzał na mnie nieufnie. - Nie
podoba mi siÄ™ to spojrzenie.
-To jest nas dwoje.
Patrzył jak idę do naszej szafy w korytarzu i wyjmuję rzadko używany skórzany płaszcz. -
Jedziesz do Coronado?
-Tak.
-Wysoko?
-Tak.
Westchnął i wskazał gdzie wisiały w pobliżu drzwi jego klucze. - Wez mój samochód.
Będzie lepszy jeśli napotkasz śnieg.
Przewiesiłam przez ramię moją torbę i posłałam mu wdzięczny uśmiech. Ostrzegł mnie,
żebym była ostrożna, ale byłam już w drzwiach z jego kluczami do Subaru. Moje oczy
ledwo widziały drogę, gdy jechałam w kierunku Coronado State Park. Wielka Stopa. Nie ,
nie znajdziesz Wielkiej Stopy tutaj, nawet w Catalinas. Teraz, powiedzcie mi, że nie było
jej znaków na północy Pacyfiku. Lub w innym, dowolnym miejscu w Kanadzie. Tak, to był
rejon polowań Wielkiej Stopy. To jednak nie było priorytetem. Na ogół były one
nieszkodliwe.
Tutaj? Gdy zauważysz Wielką Stopę w Tucson, jest to niedzwiedzi demon. Tak, wiem. To
idiotyczne imię, ale pasujące w całej okazałości-i serio, nie ma w nich nic śmiesznego.
Przybyły z Podziemia i były całkowicie śmiertelne. Z ich wysokim i wściekłym wyglądem,
łatwo można było zrozumieć, dlaczego niewprawne oko, mogło pomylić je z popularną
Wielką Stopą. Niedzwiedziego demona nie było już w okolicy. Jeśli tylko dwie osoby były
martwe, to nie zabawił zbyt długo w sąsiedztwie. Mieliśmy szczęście, nawet jeśli nie mieli
go turyści. To nie gryzonie czy lisy karmiły się ich organami.
W Tucson wÅ‚aÅ›ciwie, cieszyliÅ›my siÄ™ zwykle Å‚agodnÄ… zimÄ… - coÅ› koÅ‚o 20°C jeÅ›li miaÅ‚abym
zgadywać. Jednak, gdy jechałam wyżej w góry, temperatura szybko spadała. Wkrótce
zobaczyłam śnieg na ziemi i znaki kierujące do Mt. Lemmon, ośrodka narciarskiego.
Kolejne znaki skierowały mnie w stronę popularnych terenów do wędrówek i
wspinaczek, w tym Skały Rappel. Samo w sobie, było to popularne miejsce dla ludzi
lubiących wypoczynek na świeżym powietrzu. Dzięki bliskości terenów narciarskich,
obecność niedzwiedziego demona, była podwójnie niebezpieczna o tej porze roku.
W końcu dotarłam na szlak i zaparkowałam na kawałku żwiru. Stało tam tylko kilka
samochodów, co było małym błogosławieństwem. Wyszłam z Subaru, wstrząśnięta
podmuchem zimnego powietrza, który mnie dotknął. Nie funkcjonuję w takich
temperaturach. Nie dla nich zostałam stworzona. Dajcie mi potwory i duchy? Nie ma
sprawy. Ale zimno? To była moja słabość. Mogłam użyć magii, by dostosować powietrze,
ale musiałam zachować moją moc. Zamiast tego, wypchałam bronią mój pas,
niewygodne, ale zapewniające łatwy dostęp i użyłam magii przywołania. Wypowiadałam
rytualne słowa. Kilka chwil pózniej, mały stwór pojawił się przede mną. Miał spiczaste
uszy, gładką, czarną jak noc skórę i czerwone szczeliny na oczy.
-Moja pani wzywała.- powiedział płaskim głosem.- A ja odpowiadam, bez wątpienia dla
jakiegoÅ› przyziemnego zadania.
-Idziemy po niedzwiedziego demona.- powiedziałam, ruszając energicznie w kierunku
szlaku, próbując wszystkiego, by zignorować zimno. Moja kurtka nie nadawała się do na
taką pogodę, ale to było najlepsze co miałam.
-Trudniejsze zadanie niż większość.- zauważył.
Zignorowałam jego protekcjonalność ponieważ zatrzymałam się przed tabliczką
wskazującą różne trasy i poziomy trudności dla amatorów wspinaczek i pieszych
wędrówek. Volusian był przeklętym duchem, którego sobie podporządkowałam i
uczyniłam niewolnikiem. Jego moc czyniła go bardzo wartościowym, ale było to tez
ryzykowne. Nienawidził mnie i spędzał sporo czasu na planowaniu, jak mnie zabić, jeśli
kiedykolwiek stracę moc niezbędną do kontrolowania go.
Zamknęłam oczy, próbując stać się jednym z powietrzem, a nie z ofiarami. Świat milczał,
w wyjątkiem szelestu wiatru wśród sosen oraz świergotu ptaków i małych zwierząt.
Rozszerzyłam moje zmysły szukając tutaj czegoś. Moje umiejętności nie były perfekcyjne,
ale często mogłam wyczuć obecność istoty nie z tego świata.
-Tam.-Nagle otworzyłam oczy i wskazałam pobliski szlak, oznaczony jako
"umiarkowanie trudny".-Czujesz coÅ›?
Volusian studiował okolicę, również wykorzystując swoje zmysły.- Tak. Ale bardziej tam.
Nie wskazywał na sam szlak, ale nieco bardziej w lewo, na las. Skrzywiłam się, ale
wiedziałam, że jego zmysły były bardziej wyczulone niż moje.
-Jazda terenowa. Uroczo.
Wyruszyliśmy w tym kierunku. Volusian zmienił kształt na bardziej upiorny, który płynął
za mną, a nie przedzierał się przez zarośla tak jak ja. To nie było coś czemu nie
mogłabym zaradzić, ale powoli się to działo. Jednak, im dalej szłam, tym bardziej czułam
obecność magii.
-To też cię wyczuje, pani.- powiedział Volusian, w rzadkim pokazie nieproszonych
komentarzy.
Nie wątpię.-Przyjdzie po mnie? Czy może ucieknie?
-Ucieknie?Nie. Ukryje? Być może.- Zamierzona pauza. - Nie będzie próbował cię uwieść
czy coś. Krew jest dla nich zbyt pociągająca. Po prostu będzie starało się cię zjeść.
-Jakie to pocieszające.-mruknęłam.- Wygnam go. Odciągniesz go.
Wkrótce nie potrzebowałam żadnych dodatkowych zmysłów by wiedzieć, że dotarliśmy
do celu. Las pogrążony był w ciszy. Żadnych ptaków czy innych oznak życia. Silne
poczucie... zła wypełniało powietrze. Światy zostały ułożone: Ludzki, Otherworld,
Podziemia. Podczas naszych kontaktów, istoty z Otherworldu, sprawiały, że nic nie
czułam. Cokolwiek z Podziemia było mi obce. To kuło.
-Jesteśmy blisko.-mruknęłam.- Jesteśmy praktycznie - oomphf.....!
Masywne ramię odchyliło się od kępy drzew i uderzyło mnie w brzuch, boleśnie
przewracając do tyłu. Nie mogłam nic zrobić by zapobiec upadkowi na ostre patyki i
kamienie, ale udało mi się w między czasie chwycić różdżkę.
Gigantyczna forma majaczyła się przede mną, prawie 8 metrów wysokości. Długonogi, ze
szponiastymi dłońmi i stopami, jego umięśnione ciało, łatwo można było pomylić z
Wielką Stopą. Jego uszy- zdecydowanie niedzwiedziowate- zostały spłaszczone na
głowie, nadając mu wygląd humanoida. Ryknął, pokazując łuk ostrych zębów. Czarne
oczy, pełne wściekłości, ale z pewnością nie bezmyślnej, spojrzały na mnie.
Volusian, zmuszony moimi rozkazami, rzucił się na niedzwiedzia. Moc krążąca wokół
ciała Volusiana była jak tona cegieł. Stwór zatoczył się do tyłu, oczy gniewnie spoczęły na
moim słudze. Fakt, że Volusian nie rzucił go na ziemię był zastanawiający. Ich siły były
albo równe, lub demon był nawet silniejszy niż Volusian. To ostatnie będzie problemem,
skoro nie jestem wystarczająco silna by pozbyć się Volusiana.
Cóż, tak więc nie miałam wystarczająco dużo siły by pozbyć się go lub walczyć z nim.
Jeśli ktoś inny mógłby po podporządkować, wysłałabym Volusiana. Jeśli ten niedzwiedzi
demon, mógłby pokonać Volusiana, byłabym ciastem. Miejmy nadzieje, że demon nie
może zniszczyć Volusiana, kiedy był rozproszony przez coś innego- mnie. Zerwałam się
na nogi, trzymając różdżkę w pogotowiu, by otworzyć drzwi do podziemi. Volusian i
demon walczyli, żaden nie zdolny do zabicia drugiego.
Zebrałam moją wolę, skanalizowałam moc mojej duszy by stworzyć tunel przez ten świat
i Otherworld do zaświatów. Na moim ramieniu, tatuaż czarno-białego motyla,
poświęconego Persefonie zaczął płonąć, gdy poczuł jej królestwo. Powietrze wokół
demona zdematerializowało się, tworząc przejście do podziemi. Wolną ręką chwyciłam
moje athame, zbliżyłam się do pola bitwy, uważając na walczących i formującą się
bramÄ™.
Volusian unosił się nad demonem, utrzymując skierowane do góry oczy. Wkradłam się
niepostrzeżenie. Z dobrze wyćwiczoną prędkością, wywijałam moim athame, rysując
tajemne symbole na piersi demona. Zazwyczaj raz wygnany demon z powrotem do
swojej krainy trzymał się już jej. Wiążące znaki miały to zapewnić. Nie chciałam
ryzykować.
Wściekły ryk demona, odbił się echem przez las, i jak się okazało był skierowany ku mnie.
Przewidziałam to i umknęłam daleko, utrzymując się poza jego zasięgiem. Naprawdę,
szczęście pierwszy raz się do mnie uśmiechnęło. Miał siłę by zabić mnie jednym ciosem.
Volusian wrócił, ponownie próbując wciągnąć demona do bramu- tylko, że to nie
działało. Demon wyczuł jakim zagrożeniem byłam i czuł otwartą bramę. Volusian
atakował i atakował - boleśnie - ale demon najwyrazniej ignorował go przybliżając się
do mnie.
-Cholera.-powiedziałam. Cofałam się coraz dalej i dalej, ale demon szybko zmniejszał
dzielący nas dystans. Ciężko się starałam się, by zignorować jak tragiczna stała się moja
sytuacja i zamiast tego skupić się na bramie. Drzwi powiększyły się znacząco i wkrótce
ich moc zaczęła wyczuwać podobną - zasysały demona z powrotem. Stwór zaprzestał
ataku. Problem w tym, że brama chciała wciągnąć także Volusiana. Rozkazy lub nie,
znalazł się poza bezpieczną strefą, za co nie do końca go winię. Tylko, że bez mojego
sługi walczącego z demonem, miał on na tyle dużo siły by walczyć z bramą i zbliżać się
do mnie. Musiał wiedzieć , że jeśli mnie pokona, brama również zniknie.
Nagle usłyszałam, że coś się do nas zbliża, gałązki i liście trzaskały pod silnymi nogami
lub raczej, łapami. Czerwony lis, o wiele większy niż normalne, wskoczył na grzbiet
demona, zatapiając zęby w fałdach brązowej skóry. Przyniosło to kolejny ryk demona.
Miałam chwilę wytchnienia. Wysłałam całą moją siłę ku bramie i szarpnęłam demona w
tym kierunku. Demon machał, nie mogąc walczyć z tak silnym nakazem powrotu do
swojego świata. Lis usunął się z drogi, jego pomoc nie była już potrzebna. Demon wydał
ostatni żałosny krzyk, a następnie zginął nam z oczu. Wyciągnęłam różdżkę w kierunku w
którym zniknął, wysyłając przez nią moją energię by zamknąć bramę.
Nastała cisza, za wyjątkiem mojego szybkiego oddechu. Powoli, ptaki zaczęły śpiewać,a
las wrócił do naturalnego stanu. Z ulgą oparłam się o wysoki, bezlistny dąb. Tak jak się
spodziewałam, wygnanie nie było łatwe, ale na pewno mogło skończyć się gorzej, moją
śmiercią.
-Nie potrzebuję twojej pomocy.-powiedziałam. -Mieliśmy wszystko pod kontrolą.
Nie było już lisa, którego widziałam. Przekształcił się w wysokiego, umięśnionego
mężczyznę, o głęboko złocisto-brązowej karnacji i czarnych włosach, które ledwo
dotykały ramion. Był kitsune, zmieniając kształt w japońskiego lisa z Otherworldu.
Faktycznie był pół-kitsune. Jego matka była kitsune, ojciec był śmiertelnikiem z Arizony.
-Tak.-powiedział Kiyo, krzyżując ręce na piersi. Nie potrzebował płaszcza, miał na sobie
jedynie bordowy T-shirt. - Wyglądałaś, jakbyś miała wszystko pod kontrolą.
-Mieliśmy taki zamiar.-odparłam.
-Faktycznie, Pani.-powiedział Volusian, śmiertelnie poważnie. -Twoja śmierć była
prawdopodobnie nieunikniona.
-Och, zamknij się.- pękłam- Możesz odejść. Wróć do Otherworldu.- Volusian zniknął.
Zwróciłam się do Kiyo. - Co ty tutaj robisz?
Wzruszył ramionami i ciężko pracowałam, by zignorować to jak jego wygląd zawsze na
mnie działał.- To samo co ty. Jestem na liście mailowej Wila. Kiedy usłyszałem o śladach
Wielkiej Stopy...
Westchnęłam i odwróciłam się w kierunku z którego przyjechałam.- Nie potrzebuję
twojej pomocy.
-Nie przyszedłem ci pomóc.-Zagiął mnie tak łatwo.- Miałem zamiar zabić niedzwiedziego
demona. Po porostu byłaś tu pierwsza.
Biorąc pod uwagę jakie kłopoty miałam ja i Violusian, wątpiłam żeby Kiyo mógł wygnać
demona przy użyciu brutalnej siły. Kiyo był silny, tak, prawie wszechmocny. Niestety, był
też zbyt odważny. Wpadał w nieprawdopodobne sytuacje, gotów bronić innych, nawet
poświęcając samego siebie. Zawsze był lekkomyślny, za jednym wyjątkiem.
I to było zródło naszych problemów.
Kiyo i ja kiedyś randkowaliśmy, byliśmy w bardzo romantycznym i fizycznym związku.
Jego ciągłe niezadowolenie z moich nieziemskich powiązań, spowodowały, że nasz
związek zaczął się kruszyć. Ostatecznie zerwaliśmy po tym jak Leith zgwałcił mnie. Kiyo
przyszedł mi na ratunek, ale odmówił ukarania Leitha. Kiyo wskazał mniej drastyczne
rozwiązanie: oddać go w ręce Otherwoldowskiego wymiaru sprawiedliwości. Dorian
wybrał jednak opcję sprawiedliwości na-miejscu-zdarzenia i przebił go mieczem. Kiyo i ja
zerwaliśmy krótko po tym.
-Zostałeś uprzedzony.-powiedziałam Kiyo.- Istnieje miliard istot biegających teraz luzem.
Jeśli chcesz pomóc, idz za nimi.
-Ach, tak. Zapomniałem.-powiedział.- Były opiekun Tucson jest zbyt zajęty zabawą w
królową.
Zatrzymałam się i spojrzałam na niego.- Ja się nie bawię! Rządzenie Krajem Cierni nie
było moim wyborem i dobrze o tym wiesz.
-Prawda. To był wybór Doriana- wrobił cię w to. Jednak w jakiś sposób, nie wnikam,
pasuje ci to teraz i pieprzysz siÄ™ z nim oraz idziesz na wojnÄ™.
Ruszyłam ponownie, maszerując przez las we mgle gniewu. Gdy zerwaliśmy, Kiyo był
smutny i nieobecny. Z biegiem czasu, odzyskał swoją odwagę i teraz gdy na siebie
wpadaliśmy, nie wahał się wyrazić swojej opinii na temat Doriana, wojny, czy
czegokolwiek innego dotyczÄ…cego Otherworldu i zwiÄ…zanego ze mnÄ….
-Wojna nie była moim wyborem.-powiedziałam w końcu.
-Powstrzymanie jej, nie było poza twoimi możliwościami.
-Więc,co proponujesz? Że powinnam po prostu przestać i się poddać?
-Nie.-Jego spokój był nieprzyjemny.- Ale musi być jakiś pokojowy sposób by to
zakończyć. Negocjacje czy coś.
-Sadzisz, że nie próbowaliśmy?-zawołałam- Myślisz, że jak żądna krwi jestem? Każdy
dyplomata, którego wysłaliśmy spotykał się albo z nieracjonalnymi żądaniami lub z
grozbą śmierci.
-Podoba mi się jak używasz "my". Zastanawiam się, jak poważnie Dorian angażuje się w
te pokojowe negocjacje.
Widziałam już parking między najbliższymi drzewami. Dobra. Musiałam być jak najdalej
od Kiyo. Jego obecność sprawiała, że się dusiłam. Było w tym zbyt wiele uczucia, zbyt
wiele emocji, by się tym zajmować.
-Dorian nie pracuje sam. Jesteśmy w tym razem i staramy się policzyć się z Katrice.
-A kiedy to się nie udało, zbierasz sojuszników by zagarnąć jej terytorium i powiększyć
swoje imperium.
Dotarliśmy do żwiru i pełna złości odwróciłam się do Kiyo, kładąc ręce na moich
biodrach.
-Nie mamy żadnych sojuszników! Nie chcę innego królestwa! A już na pewno nie chcę
mieć imperium!
Wzruszył ramionami- Mów co chcesz, ale każdy wie, że szukasz ludzi którzy ci pomogą.
-Katrice robi to samo.-powiedziałam gładko.- Słyszałam że całkiem często odwiedzała
kraj Wierzby.
Ach, złamałam go. -Nic nie jest postanowione.-powiedział sztywno.
-Ale twoja dziewczyna nie jest fanką Doriana ani moją. Boi się nas. Jak długo Kiyo? Jak
długo będziemy czekać aż zacznie walczyć przeciw nam?- wygrywałam. On i Maiwenn,
Królowa Wierzb, byli kiedyś kochankami, mają nawet córkę. Nie wierzyłam w ich "tylko
przyjaciele", od kiedy zerwaliśmy.
Kiyo zrobił krok do przodu, pochylając się ku mnie i patrząc na mnie swoim ciemnym,
ciemnym spojrzeniem.- Ona nie jest moją dziewczyną. I będziemy neutralni.
Wzruszyłam ramionami, po mistrzowsku zwyczajnie, i odpowiedziałam mu tak jak on
wcześniej.-Skoro tak mówisz. I podoba mi się jak mówisz "my".Chyba tak naprawdę nie
masz w tym większego udziału, prawda? Po prostu jesteś na każde jej skinienie.
-Cholera Eugenie.-zacisnął pięści.- Dlaczego musisz być tak...
Nie skończył, ale nadal stał tak blisko, po raz kolejny byłam świadoma jego ciała przy
moim, wspomnienia z czasów gdy byliśmy razem. Pamiętałam co to ciało może robić w
łóżku. Przypomniałam sobie, jak się śmialiśmy, naszą więz. Otherworld zabierał
mnóstwo mojego czasu, ale nadal byłam w połowie człowiekiem. Ludzka część mnie,
ciągnęła do innych ludzi.
I kiedy na mnie spojrzał, złość zaczęła się rozpływać i miałam wrażenie, że myśli o tym
samym. Gdyby nadal coś do mnie czuł, zwierzę w nim mogło spowodować, że zrobiłoby
się podwójnie niezręcznie. Mój wygląd mógł go podniecić jeszcze szybciej. Nawet mój
zapach mógł go pobudzić.
Odwrócił wzrok.-Dobra. Nie ma sprawy. Powinnaś wrócić do domu. Zamarzasz.
-Czuję się dobrze.-powiedziałam automatycznie, tak jakbym wcale nie drżała i nie była
pokryta gęsią skórką.
-Oczywiście, że tak.-Spojrzał na mnie z małym, krzywym uśmiechem na twarzy.- Uważaj
Eugenie.
-Na co dokładnie?- zapytałam.
-Na wszystko.
Po tych słowach, wrócił do postaci lisa i zniknął między drzewami. Oczywiście, to było
zbyt hardcorowe, żeby tutaj przyjechał samochodem. Nagle czując się wyczerpana,
wyciągnęłam kluczyki Tima i odwróciłam się w stronę samochodu. Zrobiłam wszystko co
musiałam i tylko to się liczyło. Starałam się nie myśleć o Kiyo, wojnie ani o niczym
podobnym. Chciałam iść do domu i odpocząć po kolejnym zadaniu.
Mrowienie wzdłuż kręgosłupa sprawiło, że upuściłam klucze, poczułam za mną obecność
istoty z Otherworldu . Odwróciłam się, wyciągając różdżkę z powrotem. Tam, przede
mną, był duch. Kobieta,na oko, zmarła chyba koło trzydziestki. Jej przezroczysta postać,
wyprana była z wszelkich kolorów, ale jej włosy były kręcone, sięgające ramion, ubrana
była całkiem zwyczajnie. Spotkanie ducha na zewnątrz było rzadkością, byli raczej
przywiązani do rzeczy materialnych. Ale nadal, lokalizacja nie miała znaczenia. Były
niebezpieczne. Wskazałam na nią różdżką, słowa wygnania miałam na moich ustach.
-Czekaj, nie!- krzyknęła, unosząc ręce.
Błagające duchy, były rzadkością. - Sorry, to nie jest twój świat. Musisz przejść. Tak
będzie najlepiej.
-Proszę. Jeszcze nie. Muszę z tobą porozmawiać, Eugenie Markham.
Zmarszczyłam brwi, różdżka cały czas była w gotowości.- Skąd wiesz jak się nazywam?
-Ponieważ chcę cię prosić o pomoc. Musisz dowiedzieć się kto mnie zabił.
ROZDZIAA CZWARTY
Rozpraszanie wrogów przez mówienie szokujących rzeczy jest klasycznym sposobem na
atak. Jeśli ten duch chciał zbić mnie z tropu i uderzyć, miał taką szansę. Zamiast tego, po
prostu wisiała w powietrzu, patrząc na mnie. Zmusiłam się, by zamknąć moje usta.
Chciałam, żeby Kiyo nadal był w pobliżu i mógł być świadkiem tej niedorzecznej sytuacji.
W końcu powiedziałam. - To nie jest to co zwykle robię. A tak w ogóle... To znaczy, że niby
nie wiesz? Nie widziałaś?
-Nie.-powiedziała żałośnie.- Ktokolwiek to zrobił, strzelił mi w głowę, zanim mogłam go
zobaczyć. Upozorował to na samobójstwo.
Skrzywiłam się. Słabe duchy często pojawiały się wyglądając tak jak w chwili śmierci. Ten
duch był silny, była zdolna do objawienia się w stanie w jakim siebie zapamiętała, za co
byłam wdzięczna. Nie chciałam jej widzieć po tym wystrzale.
-Cóż, współczuję ci twojej... straty.-powiedziałam, zastanawiając się, dlaczego po prostu
jej nie wygnam. - Ale praca detektywa to nie moja działka.
-Ale nie mogę pójść do żadnego.-krzyknęła.- Albo na policję. Tylko ty możesz mnie
zobaczyć. Wszystkie inne duchy, powiedziały, że jesteś jednym z przejść.
-Wszystko jedno, ale serio... czy zmarli majÄ… jakiÅ› Country Club, czy coÅ›?
-Błagam, pani Markham.-prosiła. Jej oczy błyszczały tak smutno.- Muszę się dowiedzieć.
Jeśli ktoś niebezpieczny chodzi po okolicy, muszę wiedzieć. Moja rodzina musi wiedzieć.
Z tego co wiedziałam to rodzina stała za większością zabójstw. -Słuchaj, to oczywiste, że
jesteś silna. Jesteś w stanie poruszać się jak teraz i wychodzić na zewnątrz. To ma sens.
Jeśli jesteś zdenerwowana, tym co się stało, to jesteś silnie związana z tym światem, z
umm, mordercą, nierozłączalnie. Istnieje więc szansa, że możesz się objawić komuś
innemu. Może to nie podziałać na większość ludzi, ale ktoś na pewno będzie mógł cię
zobaczyć i usłyszeć.
-Ale czy mi uwierzy?- spytała z goryczą.- Wszyscy pomyślą, że mają urojenia. Jesteś
jedyną osobą, która wie, że to jest prawdziwe.
Pokręciłam głową.- Sorry. Nie podejmę się tego. Na pewno nie dla ducha. Usłyszałaś
moją najlepszą ofertę. W przeciwnym razie... - Wyciągnęłam różdżkę. - Możesz przejść w
pokoju.
Skrzywiła się i zniknęła. Tak, to był bardzo silny duch, który powinien być w
Podziemiach, tu i teraz. Nie powinnam przestać mówić.
Ale czym był jeden duch, gdy miałam aż tyle na głowie? Oskarżycielskie słowa Kiyo
wróciły do mnie. Czułam się jakbym w każdym ze światów miała pracę na pół etatu,
byłam zbyt rozdzielona by poświęcić którejś moją całą uwagę.
Niemniej jednak, większość dni spędzałam w Tucson. Przyjęłam trzy oferty pracy dla
Lary, ku jej uldze. Praca oznaczała pieniądze, co znaczyło że obie dostaniemy wypłatę.
Kiedyś zasugerowała mi, że rzuci pracę, jeśli nasza sytuacja finansowa będzie na tyle zła,
żeby musiała szukać drugiego etatu. To sprawiało, że czułam się nieswojo, ponieważ
czułam, że inna praca może okazać się dla niej korzystniejsza. Znalezienie asystenta,
który jest w stanie zaplanować i przyjmować rachunki za nadprzyrodzone spotkania, nie
było takie proste.
W końcu wróciłam do pustego domu, znajdując w nim karteczkę od Tima mówiącą, że
"koncert" jest dzisiaj i że w lodówce jest fettuccine alfredo7, jeśli mam ochotę. Jedzenie
przed telewizorem- egoistycznie poczułam się urażona, że wychodził w jedną z kilku
nocy, którą spędzałam w domu. Ale dlaczego by nie? Z pewnością miał swoje życie, a ja
ledwie w nim uczestniczyłam. W takie wieczory jedyne o czym marzyłam, to siedzenie u
mojej mamy i jedzenie obiadu. Przez sekundę, patrzyłam na telefon podejmując decyzję.
Ale nie. Jeśli będzie chciała się potajemnie ze mną skontaktować , zrobi to. Dzwoniąc
teraz, ryzykowałabym, że odbierze Roland, który z pewnością rzuciłby słuchawką słysząc
mnie. Albo nawet by nie odebrał.
Sfrustrowana, zdecydowałam, że nie chcę tu dłużej przebywać. To było dziwne,
zwłaszcza, że zawsze chciałam wracać do domu jak najwcześniej. Jednak, czułam się,
jakbym nie była mile widziana w moim własnym domu. Wzięłam prysznic po dzisiejszej
walce- żadnych więcej kąpieli- ruszyłam z powrotem do Otherworldu. Prawie nigdy nie
przychodziłam i odchodziłam z tego świata tego samego dnia, ale nagle moje królestwo
wydawało się być jedynym miejscem, w którym w tej chwili miałam przyjaciół. Będą
7 https://www.google.pl/search?
hl=pl&site=imghp&tbm=isch&source=hp&biw=1366&bih=643&q=fettuccine+alfredo&oq=fettuccine+alfredo&gs
_l=img.3..0j0i24l3.1408.1408.0.2741.1.1.0.0.0.0.120.120.0j1.1.0...0.0.0..1ac.1.15.img.S0WSI66dEcw#facrc=_&im
grc=GP9DhyDK6JCSIM%3A%3BUJA0PyCSS2QOWM%3Bhttp%253A%252F%252F24.media.tumblr.com
%252Ftumblr_llu6u71sBM1qflpc1o1_500.jpg%3Bhttp%253A%252F%252Fwww.tumblr.com%252Ftagged
%252Ffettuccine%252520alfredo%3B500%3B375 Coś takiego. Wygląda całkiem całkiem. ;D
zaskoczeni widzÄ…c mnie z powrotem tak szybko.
Znalazłam Shayę i Rurika grających w szachy w oficjalnym salonie, siedzieli razem i
śmiali się, gdy ona planowała kolejny ruch. Obydwoje podskoczyli, gdy tylko mnie
zobaczyli.
-Wasza Królewska Mość.-powiedziała Shaya. Natychmiast przeszli w formalny tryb bycia.
-Usiądzcie, oboje. Powinniście wiedzieć lepiej.- Usiadłam również, zatapiając się na
małej dwuosobowej kanapce, którą odziedziczyłam po poprzednim właścicielu zamku.
Shaya i Ririk wrócili na swoje miejsca, nieco się relaksując. -Nie sądziłem, że tak szybko
wrócisz. - powiedział Rurik, szczery jak zawsze.
Shaya wyglądała nerwowo, jakby chciała wstać, wbrew temu co powiedziałam. -
Powinnam zawiadomić kuchnię, żeby przygotowała obiad?
-Nie, nie, nie przejmuj się. - To było typowe dla szlachty, że chcieli by każdy posiłek był
jak pełnoprawny bankiet, szczególnie kolacja, z salą pełną gości. Z moim grafikiem, i
faktem, że nie miałam tylu gości by zapełnić salę, takie posiłki były tu rzadkością. Mój
personel kuchenny nie był na to przygotowany i nie chciałam sprawić, żeby w popłochu
zaczęli robić coś, co normalnie zaczęli by kilka godzin temu, gdyby widzieli że tu będę.
Wpatrywałam się w pusty kominek, który nie był używany odkąd tu przyjechałam. Gdyby
w Kraju Cierni panowała zima, moglibyśmy go potrzebować. Pory roku w królestwach
podlegały woli monarchy i choć w Tucson panowała obecnie zima, moja
podświadomość uznawała lato za jedyną właściwą porę roku.
Shaya i Ririk spoglądali na mnie cierpliwie, zastanawiając się czego właściwie chciałam,
jeśli nie obiadu. Sama nie byłam pewna. Spytałam się o pierwszą rzecz która przyszła mi
do głowy. -Aktualności lub wiadomości z frontu?
-Żadnych.-powiedział Rurik. Nic w tym dziwnego. Ranelle pewnie dopiero dojechała do
domu. Prawdopodobnie była właśnie na uczcie z królem Lip.
Spotkałam wzrok Shayi.- To czas obiadu dla Doriana, huh? Lub coś koło niego.
Przechyliła głowę w zamyśleniu. Nie było zegarów w Otherworldzie, ale miała dobre
wyczucie czasu. -Tak sądzę, Wasza Wysokość.
-Sądzisz, że będzie miał coś przeciwko niespodziewanym gościom?
-Tobie?- Shaya roześmiała się. - Raczej nie.
Spojrzałam na ich dwójkę, czując jak uśmiech wpełza na moje usta. -Co wy na to?
Idziemy wbić się na imprezkę?
-Wbić na imprezkę?- To mógł nie być kolokwializm wśród szlachty, ale nie trwało długo
nim Shaya i Rurik załapali co mam na myśli. Jednocześnie zerwali się do akcji. Nie
mogłam podróżować samodzielnie podczas wojny, więc Rurik musiał zebrać dla nas
wojskową eskortę. Oboje byli zachwyceni moim planem, to mogę powiedzieć. Ludzie i
szlachta nie różnili się tak bardzo, w wielu aspektach. Teraz Dorian, Shaya i Rurik mogli
odetchnąć od obowiązków służbowych. Było to równoznaczne z nieziemską nocą na
mieście.
W moim pokoju zastałam moją służącą, Nię, oczekującą mnie z niepokojem. Magiczne
umiejętności szlachty znacznie się różniły. Ja kontrolowałam pogodę, Dorian mógł
sprawić, że ziemia się rozstąpi. A Nia? Jej talentem było upiększanie innych, ich włosów i
odzieży. Podobnie jak w przypadku moich kucharzy, jej umiejętności nie były zbyt często
wykorzystywane.
-Przygotujmy się.-powiedziałam.
Jej twarz rozjaśniła się i praktycznie pobiegła do garderoby. - Co chcesz włożyć Wasza
Wysokość? Jej ręka unosiła się w pobliżu ludzkiej czarnej sukienki koktajlowej, a
następie przeniosła się na lekką, niebieską. Potem zawahała się całkowicie i spojrzała na
mnie pytająco. Nie przysporzyłoby mi popularności gdybym pokazała się jako głowa
państwa w dżinsach.
Po mojej wcześniejszej samotności, byłam podekscytowana i niemal rozpaczliwie
chciałam zobaczyć Doriana. W tej chwili jako jedyny wydawał się mnie rozumieć i nagle
spodobał mi się pomysł zaskoczenia go.- Brzoskwiniowa. -powiedziałam.
Nia skinęła, jej palce przesuwały kolejne sukienki. Nie znalazłszy brzoskwiniowej,
zmarszczyła brwi i powtórnie sprawdziła. Potem jej wzrok przesunął się na drugą połowę
szafy, gdzie wisiały suknie w stylu szlachty, które ona i inni powiesili dla mnie. Jej oczy
rozszerzyły się, wyjęła jedwabną suknię w kolorze brzoskwiniowym, prawdopodobnie
nigdy nie myślała, że ujrzy ona światło dzienne.
-Wasza Wysokość.- ciężko oddychała. To było dla niej jak świąteczny poranek.
Z moimi miedzianymi włosami, musiałam uważać na to, jakie kolory nosiłam, ale był to
wystarczająco ciepły odcień brzoskwini, żeby mi pasował. Tkanina świeciła się, pływała
jakby była żywą istotą. Sukienka była długa, dopasowana u góry, od pasa w dół
spływająca jak woda. Złote wstążki były splecione z tyłu, ozdobione akwamarynami8.
Ramiączka również ozdobione akwamarynami, wisiały luzno na moich ramionach, dając
złudzenie rękawów. Pod każdym innym względem była to sukienka bez ramiączek,
pozostawiając ręce, ramiona i stosowną ilość ciała wyeksponowanymi.
-Myślę, że potrzebuję stanika.- powiedziałam spoglądając na cienki jedwab owinięty
wokół mojej klatki piersiowej.
-Ale tak się ją powinno nosić!-powiedziała Nia. Szlachta, w modzie i w innych sprawach,
nie zawsze podzielała ten sam smak co ludzie. Nia wiedziała o tym lub mogła zobaczyć
to w mojej twarzy, przerażona że zrujnuję jej wymarzony efekt końcowy, w końcu
ubierała mnie właściwie.
-Dobra.-powiedziałam.- Ale włosy zostawiam rozpuszczone.- Miałam nadzieję, że chociaż
to zapewni mi jakieś krycie. Bez fryzury, ostatnio moje włosy ledwo dotykały łopatek.
Nia uznała to za możliwy do przyjęcia kompromis i zaczęła pracować nad moimi
włosami, tak, że każdy kosmyk był gładki i lekko zakręcony na końcu. Spinki wkolorze
akwamaryny9 ( szlachta kochała także klejnoty) również zostały wpięte w moje włosy,
dodała też trochę innej biżuterii w tym samym kolorze. Jeszcze trochę kosmetyków i Nia
sprawiła, że w końcu wyglądałam jak królowa. Planowałam zabrać ją do Doriana i już
miałam jej powiedzieć, że powinnyśmy iść, gdy dziwna i nieoczekiwana myśl wpadła mi
do głowy.
-Nia.... możesz przygotować także moją siostrę?
-Twoją.... twoją siostrę, Wasza Wysokość?- Była prawdziwie zaskoczona- Ona idzie?
Myślałam o tym, zastanawiając się nad tym samym. Nigdy nie pozwalałam Jasmine
8 https://www.google.pl/search?
hl=pl&site=imghp&tbm=isch&source=hp&biw=1366&bih=643&q=fettuccine+alfredo&oq=fettuccine+alfredo&gs
_l=img.3..0j0i24l3.1408.1408.0.2741.1.1.0.0.0.0.120.120.0j1.1.0...0.0.0..1ac.1.15.img.S0WSI66dEcw#hl=pl&site=i
mghp&tbm=isch&q=akwamaryna+kamie
%C5%84+szlachetny&revid=273855070&sa=X&ei=fpKvUZy8Gaz14QSCkoH4Aw&ved=0CFAQgxY&bav=on.2,
or.r_qf.&bvm=bv.47380653,d.bGE&fp=b5ea966b91ce715f&biw=1366&bih=643&facrc=_&imgrc=6fjVNBn6LPQ
IwM%3A%3BmswWuYwK_R38YM%3Bhttp%253A%252F%252Fwww.wrozka.com.pl%252Fimages
%252Fwebsite%252F2011%252F03%252Fkamien.jpg%3Bhttp%253A%252F%252Fmjakmalzenstwo.blog.pl
%252F2013%252F02%252F18%252Fkamienie-szlachetne%252F%3B316%3B228
9 https://www.google.pl/search?
hl=pl&site=imghp&tbm=isch&source=hp&biw=1366&bih=643&q=fettuccine+alfredo&oq=fettuccine+alfredo&gs
_l=img.3..0j0i24l3.1408.1408.0.2741.1.1.0.0.0.0.120.120.0j1.1.0...0.0.0..1ac.1.15.img.S0WSI66dEcw#hl=pl&site=i
mghp&tbm=isch&sa=1&q=akwamaryna+kolor&oq=akwamaryna+kolor&gs_l=img.3..0.4376.12626.5.12830.20.11
.2.7.8.0.185.1251.4j7.11.0...0.0.0..1c.1.15.img.aQ9thfmH8nE&bav=on.2,or.r_qf.&bvm=bv.47380653,d.bGE&fp=fe
8625c238bc7756&biw=1366&bih=643&facrc=_&imgrc=avzSAzyU8Pp1kM%3A%3BJDEj4lVfNmNl7M%3Bhttp
%253A%252F%252Fwww.lemonglass.pl%252Fimage%252Fcache%252Fdata%252Fproducts%252Fbullseye
%252Fakwamaryna%252520nieb-500x500.jpg%3Bhttp%253A%252F%252Fwww.lemonglass.pl%252Fniebieski-
akwamaryna%252C-transparentne%252C-2mm%3B500%3B500 taki kolorek
opuszczać zamku, uzasadniając , że tak jest bezpieczniej dla wszystkich. Jednak nie
mogłam przestać myśleć o tym jak znudzona i samotna wydawała się być. Plus,
zapomniałam zabrać jej twinkies.
-Tak.-postanowiłam.- Ona idzie. Pośpiesz się.- Nia skinęła głową i skierowała się do drzwi
od szafy w której znajdowały się nieskończone zapasy sukienek i biżuterii. Jasmine była
kiedyś kochanką dawnego króla tego zamku, wiedziałam więc, ze jej szafa wciąż tutaj
jest. - Nia?- zawołałam. Szlachcianka zatrzymała się.- Długie rękawy.
Nia ponownie skinęła głową, rozumiejąc co mam na myśli. Nie było tajemnicą wśród
szlachty, że Królowa Cierni, przetrzymuje swoją siostrę jako więznia. Ale to nie znaczyło,
że chciałam obnosić się z łańcuchami które nosiła. A kiedy cała moja świta zebrała się by
odejść, wiedziałam, ze Nia naprawdę w magiczny sposób wpływa na urodę. Jasmine,
która wydawała się zupełnie oszołomiona niespodziewaną wycieczką, miała na sobie
sukienkę wykonaną z jasnozielonego aksamitu. Była tej samej długości co moja, ale
miała drugie rękawy, w kształcie dzwonów, które doskonale maskowały łańcuchy.
Suknia była skromniejsza niż moja, ale miałam wrażenie, że Nia nie zrobiła tego by
ochronić skromność piętnastoletniej Jasmine. Raczej dlatego, że nie chciała by siostra
królowej zwróciła większą uwagę niż sama królowa. A ja zdecydowane znajdowałam się
w centrum uwagi. Wątpię, żeby ktokolwiek widział mnie ubraną, jak pełnoprawna
szlachcianka.
Jazda na koniu powodowała, że bolał mnie tyłek. To nie był pierwszy raz kiedy to
robiłam i byłam zadowolona, że spódnica nie była tak dopasowana jak u góry. Byłam też
zadowolona, że nasza trasa była krótka. Otherworld, sam w sobie, prowadził podróżnych
takimi drogami, które wydawały się niemożliwe, a jednak często okazywały się być
najprostszymi. Ścieżki często przecinały inne państwa, często moich sąsiadów. Wiedząc
o tym, nasza grupa była w stanie podwyższonej gotowości kiedy jechaliśmy, każdy w
napięciu. Ku mojej uldze droga nie wiodła nas przez Kraj Jarzębin, jak to często robiła.
Pomiędzy moją ziemią a Krajem Dębów, musieliśmy przejść przez krótki odcinek Kraju
Wierzb. Nie zbyt pocieszające, ale z pewnością bezpieczniejsze niż terytorium wroga.
Gdy tylko zobaczyliśmy zamek Doriana, nastrój mojej świty zmienił się, napięcie spadło,
podekscytowanie wróciło. Jego dom, był dokładnie tym, czego oczekuje się od zamku,
wiele wieżyczek, wykonanych z ciężkich, ciemnych kamieni, z witrażami. Jak zawsze w
kraju Dębów panowała jesień i choć noc nie pozwalała mi zobaczyć pomarańczowych
liści na drzewach, zapach zbiorów i dotyk chłodu na mojej skórze, powiedział mi jaką
porę roku mamy. Zauważyłam małe skupiska chłopów, rozrzucone po terenie zamku,
siedzÄ…cych przy ogniskach i patrzÄ…cych na nas z zaciekawieniem. Podobnie jak ja, Dorian
przyjmował uchodzców wojennych, szukających pomocy u ich monarchy. Na widok ich
twarzy, przewróciło mi się w brzuchu i musiałam odwrócić wzrok.
Służący zabrali nasze konie, ludzie miotali się zaskoczeni naszym przybyciem. Goście
cały czas wpadali na obiady, zwłaszcza do Doriana, ale my byliśmy VIP-ami. Ruszyłam
szybkim krokiem w stronę sali bankietowej, a służba kłaniała się po moich bokach,
obiecując odpowiednie miejsca dla moich towarzyszy. Zatrzymałam się gdy dotarłam do
drzwi sali. Nawet ja, ze złymi nawykami mojej ludzkiej etykiety, wiedziałam, że najpierw
muszę zostać zapowiedziana. Herold otworzył drzwi, światło, kolory, dzwięki zalały nas.
Dorian gościł dziś około stu osób, skupionych wokół różnych stołów na krzesłach i
kanapach. Większość z nich miała szlachecki tytuł. Niektórzy z nich to żołnierze. Inni byli
istotami z Otherworlsu, z którymi walczyłam, gdy przeszli do ludzkiego świata. Jak się
domyślałam obiad był już podany, słudzy biegali wokół jedzących i rozmawiających
gości.
Wszystko zamarło, gdy głos Herolda zawołał: Jej Królewska Mość, Królowa Eugenie
Markham, nazywana Odile, Czarną Aabędzicą, córka Tirigana, Króla Burz, władczyni
Kraju Cierni, Ukochana Bogini Potrójnego Księżyca.
Nigdy nie przyzwyczaję się do tych wszystkich tytułów. Rozmowy ustały, rozległy się
szurania krzeseł, gdy ludzie pospiesznie wstawali. Kiedyś czułabym się nieswojo, ale
teraz wiedziałam czego mam oczekiwać. Zaczęłam kroczyć naprzód, ale zatrzymałam się
po dwóch krokach. Większość z mojej świty zatrzymała się przy drzwiach, ale żaden z
nich nie zostanie ogłoszony, ponieważ nie miał rangi szlachty. Prawie. Spojrzałam na
herolda.
-Moja siostra, ogłoś moją siostrę.
Jego oczy rozszerzyły się, mogłam odgadnąć jego zmieszanie. Nie tylko dlatego, że
zdziwiło go moje żądanie, ale również dlatego, że ciężko mu było ogłosić Jasmine, która
nie miała żadnych oficjalnych tytułów. Ale facet był szybki. To była jego praca.
-Panna Jasmine Delaney, Córka Króla Burz, siostra Eugenie, Królowej Cierni.
To wywołało lawinę zaskoczonych spojrzeń. Uśmiechnęłam się na to przedstawienie.
-Dziękuję.- powiedziałam cicho. -Tylko następnych razem, ogłoś moje imię, przed moim
ojcem.
Zbladł.- T-tak, Wasza Wysokość.
Weszłam do sali, zaskoczona tym co powiedziałam do herolda. Skąd to się wzięło? Nagła
potrzeba zmniejszenia Króla Burz? Pragnienie zwiększenia własnej wagi? Niezależnie od
powodu, już żałowałam moich słów.
Długi chodnik rozciągał się przez pokój, a w jego połowie, Dorian wyszedł z tłumu i stanął
mi na spotkanie. Doszłam do niego, a on wziął mnie za rękę i podarował długi,
nieśpieszny pocałunek. Wśród szlachty taki pocałunek był całkowicie dopuszczalny
między kochankami czy witającymi się monarchami.
-Moja droga.- powiedział, podnosząc oczy. Omamiły mnie w ten sprytny i skuteczny
sposób. Dla wszystkich obserwujących był spokojny i kontrolował się jak jak zawsze, jego
usta wygięły się w szatańskim uśmieszku, typowym dla niego. Mimo to, mogłam
wyobrazić sobie jego zaskoczenie. Nie spodziewał się mnie zobaczyć tak szybko. A już na
pewno nie spodziewał się mnie zobaczyć w pełni królewskiej chwały. I być może był to
bożonarodzeniowy poranek dla Nii, ale dla Doriana byłam jak deser serwowany przed
kolacjÄ….
-Ty i twoi towarzysze jesteście bardzo mile widziani.
To była formalność, która przywróciła gości na swoje miejsca i pokazała, że moja świta
była pod jego ochroną, co oznaczało, że nikt tutaj nie może zrobić nam krzywdy i
odwrotnie.
-Wiedziałem, że "wkrótce" może oznaczać wiele rzeczy.-wymamrotał. Zerknął w stronę
mojego dekoltu.-Wiele rzeczy.
-Hej.-Powiedziałam równie cicho jak on.- Czy ty oglądasz moją sukienkę?
-Moja droga, chcę zrobić coś więcej niż oglądanie jej. Dużo, dużo więcej. I chcę to zrobić
teraz. Nie sądzę- dodał- że twoja przemiana obejmuje także inne aspekty?
Miał oczywiście na myśli, oczywiście, pary, rozrzucone po całym pokoju, które szybko
wróciły do swoich miłosnych działań, po tym jak zostałam ogłoszona. Ludzie robili to,
zdejmowali ubrania i uprawiali seks, bez oporów wśród tych wszystkich osób. Niektórzy
goście patrzyli, ale większość zajęła się posiłkiem, jakby nic nadzwyczajnego się nie
działo.
-Nie.- powiedziałam stanowczo.
-Jesteś pewna?- spytał, pochylając się.- Nikt nie będzie miał nam tego za złe. W
rzeczywistości, wiele osób uzna to za pocieszające, gdy zobaczą ich króla i królową
konsumujących ich związek. To oznaka dominacji i władzy.
-Jestem tu na kolacje.- powiedziałam słodko. Pod moją powierzchowną postawą, jego
słowa i język ciała przemówiły do mnie. Można by pomyśleć, że ostatni raz uprawiałam
seks lata temu, a nie rano. Mogłam nie zgodzić się na jego ekshibicjonizm, ale gdybym
powiedziała że chcę przejść do jego sypialni w tej chwili, natychmiast by zawrócił i
poszedł ze mną.
-Kolacja, tak jest.- powiedział z żalem. - Być może podam ci coś specjalnego. Jestem
pewien, że będziesz się cieszyć widząc naszych dzisiejszych gości.
Zaczął kierować mnie ku przodowi sali. Jego tron znajdował się na wysokim piedestale,
a poniżej był stół na którym znajdowała się kolacja. Mój wzrok padł na wspomnianych
gości i prawie przestałam się ruszać. Zamiast tego spojrzałam za siebie i zawołałam.
-Rurik?
Dałam instrukcje Shayi i Rurikowi ( oraz garstce strażników), aby nie zostawiali Jasmine
bez opieki. Szukali ich własnych stołów, i nawet gdy byli w połowie drogi przez salę,
Rurik usłyszał mnie i odwrócił się. Wskazałam mu, żeby dołączył do nas. Przeszedł
szybko przez pokój, unosząc jedną brew gdy patrzył na gości i zrozumiał dlaczego
chciałam mieć jednego z moich ludzi blisko mnie.
Tam, przy stole i patrząc na mnie zimnymi, niebieskimi oczami siedziała dawna
kochanka Doriana- Ysabel.
ROZDZIAA PITY
-Cholera.- mruknęłam do Doriana.
Po prostu ścisnął mocniej moją rękę, jego uśmiech był coraz większy. Nie bałam się
Ysabel, ani trochę. Wiedziałam, że chce Doriana z powrotem, ale jeśli chodzi o magię, nie
mogła się ze mną równać. W zasadzie, to ona pomogła mi kontrolować magię powietrza i
wiatr- jej specjalność- ale ja, szybko ją przewyższyłam. Nie mniej jednak, była
uszczypliwa i byłam pewna że obiad z nią, byłby inwazją złośliwości i pasywno-
agresywnych uwag. Szczery charakter Rurika sprawiał, że był dobry w dogryzaniu,
miałam więc nadzieję, że mi pomoże.
Usiedliśmy i wkrótce dowiedziałam się, że Ysabel nie była jedyną osobą, o którą
powinnam się martwić. Reszta szlachty, była dla mnie bez znaczenia, ale od razu
zauważyłam nową twarz. Miała na imię Edria i była matką Ysabel. Wyglądała na
atrakcyjną i stateczną, jej włosy i oczy były ciemne. Ysabel była niebieskooka i miała
kasztanowe włosy, które czyniły ją oszałamiającą. Ciało Ysabel bardzo dobrze pomagało
jej taką być. Co łączyło te dwie kobiety, to z pewnością chytra, przebiegła postawa, gdy
przychodziło do dbania o własny interes. A okazało się, że fakt iż Dorian jest mój, nie leży
w ich interesie. Publicznie, szlachta była zdominowana przez etykietę, a Edria była
uosobieniem grzeczności. -Wasza Wysokość, to zaszczyt.
-Dziękuję- powiedziałam, siadając obok Doriana na bardzo wygodnym i ozdobnym
siedzeniu. Siedzieliśmy na jednej kanapie, coś co wiedziałam, że mu nie przeszkadza,
jego oczy nadal wędrowały po moim ciele. Nasze nogi były tak blisko siebie, że mogłam
go pogładzić. Nasze siedzenie było bardzo blisko stołu, ciężki obrus ukrył tą śmiałość z
mojej strony- jak i jego rękę która spoczęła na moim udzie.
-Jestem zaskoczona widząc cię tutaj, Wasza Królewska Mość.- powiedziała Ysabel
skromnie. Przy okazji jej piersi praktycznie wylewały się z jej sukni, zastanawiałam się w
jak mogłam czuć się skrępowana moim ciasnym gorsetem.- Myślałam, że jesteś zajęta
zarzÄ…dzaniem w swoim kraju i swoimi... ludzkimi sprawami.
-Nie ma w tym nic dziwnego.- zauważył Rurik, zanim dopadł się do gigantycznego
przedudzia. Ugryzł ogromny kęs, ale czekaliśmy, aż połknął przed wygłoszeniem kolejnej
uwagi. To była poprawa w jego manierach.- Ona i mój pan nie mogą wytrzymać bez
siebie.- Uśmiechnęłam się gdy usłyszałam jak mówi  mój Pan . Nawet po tym jak Dorian
wysłał Rurika by mi służył, żołnierz nadal uważał Doriana za swego mistrza.
- Oczywiście.- powiedziała Edria pośpiesznie, gdy Ysabel wyraznie zmroziło.- Po prostu
słyszałyśmy, że nie jesteś zainteresowana tego typu sprawami. W rzeczywistości, nie
spodziewałam się, że spotkam cię w stroju, tak... pięknym.
-Wyjątkowo pięknym.- powiedział Dorian. W końcu odwrócił ode mnie oczy i spojrzał w
swoje wino. Nie koniecznie chciałam dyskutować o moim wyglądzie, nawet jeśli wszelkie
komentarze były pozytywne- chwalenie mnie podnosiło mój status.
-Jestem zaskoczony, że wy jesteście zaskoczeni.-powiedział Rurik, tym razem mówiąc z
pełnymi ustami. Cóż, to tyle jeśli chodzi o postępy.- Każdy słyszał jak piękna jest moja
pani. Mężczyzni pragną jej, ale oczywiście, zachowuje wszystko co najlepsze dla jej
małżonka. Mojego pana.
Jak na Rurika, było to prawie urocze, ale nie dla tego duetu, matki i córki.- Rozumiem.-
powiedziała Edria delikatnie.- ale nie tylko ty, eh, wyglądasz wyjątkowo korzystnie. Ty i
twoja siostra jesteście cenione, również ze względu na przyszłe dzieci. Już widzę, że ma
wielu zalotników.
Spojrzała przez pokój na Jasmine, siedzącą przy Shai. Jasmine miała na twarzy
prawdziwy uśmiech, ale czy to ze względu na to że gdzieś wyszła, czy ze względu na
ludzi, którzy zebrali się przy niej i prawili jej komplementy, nie umiałam stwierdzić.
Zmusiłam się by nie okazać dezaprobaty.
-Moja siostra i ja nie mamy zamiaru mieć dzieci.- powiedziałam, odwracając się do moich
towarzyszy.
-Jakie to niefortunne.-powiedziała Edria. Jej oczy przez moment powędrowały ku
Dorianowi.- Jak niefortunne dla wszystkich.
-Wasza Wysokość.- powiedziała Ysabel. - Czy spotkałaś już moje dzieci?
Wzdrygnęłam się zaskoczona. Zapomniałam, że miała dzieci. Matka z córką mogły
sugerować, że proroctwo to połowa mojej atrakcyjności, ale wiedziałam, że Ysabel, po
stracie męża, przyszła do Doriana, szukając potężnego człowieka, który wykorzysta jej
urodę i płodność. Spojrzałam w stronę stolika przy kominku. Większość osób przy nim
była młoda. To było jak stolik dla dzieci w  Święto Dziękczynienia . Nie widziałam zbyt
wiele szlacheckich dzieci ale mogłam odgadnąć które z nich są dziećmi Ysabel, szukając
ich czerwonych włosów. Potwierdziła to.
-To moja córka, Ansonia.-W ludzkich latach, dałabym Ansonii dziesięć lub jedynaście lat.
Jej cudowne włosy, związane były w warkocz, a ona chichotała do szczeniaczka, który
trącał jej stopy, szukając jedzenia.- Obok niej jest mój syn, Pagiel.
Był poważnie wyglądającym młodym człowiekiem, kontrastującym ze śmiejącą się
siostrą. Wyglądał na trochę starszego niż Jasmine. Jego czerwone włosy, były
ciemniejsze niż Ansonii, bardziej przypominały te Ysabel, a jego niebiesko-szare oczy
krytycznie patrzyły na wybryki szczeniaka, jakby zastanawiał się czy może je
zaaprobować. W końcu malutki uśmiech pojawił się na jego twarzy, powodując, ze kilka
dziewcząt w pobliżu westchnęło z uwielbieniem.
Ysabel wyraznie używała dzieci przeciwko mnie, ale zobaczyłam szczerą miłość w jej
oczach, kiedy patrzyła na tą dwójkę. Zawsze sądziłam, że fakt iż oddawała się
mężczyznom,leżał na granicy prostytucji, ale było coś więcej w tej historii. Jej mąż zmarł,
zostawiając jej rodzinę w kłopotach finansowych. To sprawiało, że jej motywy były
bardziej zrozumiałe, co nie zmieniało faktu, że jest suką.
- Dzieci to ogromna radość.-powiedziała Edria, ponownie patrząc na Doriana. Także na
niego spojrzałam, ale on spoglądał na Ansonię i Pagiela. Doświadczenie nauczyło mnie,
że oczy odbijają jego sekretne, prawdziwe uczucia, nawet kiedy myślał, że są leniwe i
tajemnicze. A teraz, ukryty w zielonej głębi, widziałam błysk podziwu i tęsknoty. Dziwne
uczucie wezbrało w moim brzuchu, po raz pierwszy, szczerze uwierzyłam, że Dorian
chciał mieć ze mną dzieci,tylko ze względu na rodzicielstwo, na nic innego.
Nieoczekiwanie poczułam się winna.
Jakby czytając mi w myślach, zwrócił swoją uwagę na mnie. Jego uśmiech ogrzał mnie i
cokolwiek było w jego oczach zostało zastąpione teraz przez miłość-miłość, szybko
mieszającą się z pożądaniem, kiedy ponownie przesunął po mnie wzrokiem. W
rzeczywistości, jego pragnienie było jeszcze większe, niż kiedy zobaczył mnie pierwszy
raz, a ja nagle zaczęłam się zastanawiać, czy mówił poważnie na temat ekshibicjonizmu
przy wszystkich. Ale nie, odetchnął głęboko, co przywróciło mu jego kontrolę, z
szacunkiem spojrzał na swoich gości.
Jednak, pod stołem, poczułam jego rękę dotykającą moich ud, palce przesuwające się
po gładkim jedwabiu. Ciarki przeszły po całym moim ciele, ale także grzecznie
utrzymałam moją uwagę na innych.
-To było niesamowite, jak łatwo Ysabel poczęła swoje dzieci.- Edria kontynuowała.- Jeśli
biedny Mareth nadal by żył, nie mam wątpliwości, że mieli by ich teraz kilkanaście.
Uważałam, że jeśli Ysabel faktycznie była tak  żyzna to z pewnością zaszłaby w ciążę,
gdy ona i Dorian byli kochankami. Wydawało mi się to jednak w złym guście, więc nic nie
powiedziałam. Takie tematy nie były typowe dla szlachty ,ale Rurik ponownie wyskoczył
w obronie mojego honoru, zwracając uwagę dokładnie na to co sama pomyślałam.
-Ale byłaś z innymi od tego czasu.-powiedział.- A nie masz już więcej dzieci.
Ręka Doriana zaczęła zręcznie zbierać tkaninę spódnicy tak, że podnosiła się wzdłuż
nogi, wkrótce zwinęła się i zupełnie odsłoniła moje udo tak, że jego palce dotykały nagiej
skóry. Miałam wrażenie, że nie zwraca zbytniej uwagi ma rozmowę, pomimo jego bardzo
przekonywującego wyglądu wyrażającego najwyższe zainteresowanie, trzymał oczy na
wszystkich z wyjÄ…tkiem mnie.
Ysabel spojrzała na Rurika.- Nie miałam, aż tak wielu kochanków. - Rozwiązłość nie była
obrazą wśród szlachty, ale w tym przypadku bagatelizowanie jej życia seksualnego miało
na celu wyjaśnienie, dlaczego nie miała żadnych innych dzieci.
W międzyczasie, ręka Doriana przeniosła się na wewnętrzną stronę mojego uda, powoli i
ostrożnie poruszał ręką, tak, że nie zdradzał nic innym. Kiedy dotarł do mojej bielizny,
jego palce zatrzymały się, jakby rozważały tę przeszkodę. Wybrałam coś cienkiego i
koronkowego, głównie z myślą o tym co potem będzie się działo w pokoju, ale okazało
się bardzo wygodne teraz. Chwycił krawędzie, zbierał się przez chwilę, a następnie
szarpnął tak mocno, że tkanina się zerwała. W hałaśliwym pomieszczeniu, nikt tego nie
słyszał, a ja ledwo przełknęłam westchnienie. Rzuciłam mu krótkie spojrzenie, ale albo je
zignorował, albo nie patrzył na mnie . Podejrzewałam to pierwsze.
-Czasami bogowie po prostu czekajÄ… na odpowiedniÄ… okazjÄ™, a raczej, na odpowiedniego
człowieka. - Edria spojrzała na Doriana, który uśmiechnął się do niej ujmującą. Jego
głowa spoczywała na ręce, nie na tej pod stołem, a na tej opartej na łokciu. - Oczywiste,
że Mareth był odpowiednim mężczyzną wtedy, i jestem przekonany, że bogowie
uśmiechną się z aprobatą do następnego męża Ysabel.- Jej głos i wygląd nie
pozostawiały wątpliwości, kto nim powinien być.
Rurik prychnął z niesmakiem.- Wierzę, że bogowie maczają palce w naszych sprawach,
ale nie są zainteresowani każdym szczegółem, a już na pewno nie tym co się dzieje w
naszych sypialniach.
Albo pod stołami, najwyrazniej. Palce Doriana, teraz mające bezpośredni dostęp, zsunęły
się aż między nogi. Jakiekolwiek niezadowolenie, które chciałam wyrazić, zniknęło, gdy
znalazł mnie mokrą. Idiotyczny uśmiech Edrii zdawał się zmieniać w coraz bardziej
zadowolony z siebie. Z dobrze wyuczoną umiejętnością, jeden z jego palców zaczął mnie
gładzić, natychmiast znajdując miejsce, które mnie pobudziło i spaliło z przyjemności.
Moje tętno przyśpieszyło, zarówno z pobudzenia, jak i od lęku, że ktoś to zauważy.
Potem, jakby chcąc afiszować swoją śmiałość, zaczął prowadzić idealną rozmowę, bez
przerywania działań na mnie. - Cóż, jeśli Ysabel chce nowego męża, z pewnością możemy
to załatwić. Mam szereg szlachciców. Któryś z pewnością byłby szczęśliwy, mogąc wziąć
ją za żonę, czy nawet jako oblubienicę, jeśli ona nie chce wiązać się jeszcze.
Przekorne palce między moimi nogami stawiły już resztę mojego ciała w ogniu. Czułam,
jak moje sutki twardnieją i żałowałam jak cienka jest jedwabna suknia. Na szczęście, nikt
nie zdawał się zwracać na mnie uwagi, co mogło się zmienić, biorąc pod uwagę, jak
szybko narastał we mnie orgazm.
Sugestia Doriana nie była tym co Edria chciała usłyszeć i wdzięczny wyraz jej twarzy był
wyraznie wymuszony. - Jesteś zbyt uprzejmy, Wasza Wysokość. Ale to byłoby
marnotrawstwo, aby dać tak płodną kobietę jedynie niewielkiemu panu. Z pewnością
dar, jaki posiada Ysabel zasługuje na & króla.
Ból, mrowienie,ekstaza stworzona przez jego dotyk, byłam gotowa wybuchnąć. I ku
mojemu zmartwieniu, chciałam tego. To była potrzeba, którą musiałam spełnić.
Zakończyć. Więc, to był szok, gdy jego palec zamiast przesuwać się w dół mojej
łechtaczki, zaczął wsuwać się we mnie. Był to inny rodzaj przyjemności, ale było to
frustrujące, biorąc pod uwagę jak blisko byłam. Rozszerzyłam lekko nogi, dając mu
zgodę na powrót, ale on nadal wbijał swój palec we mnie. Jego ruchy były mocniejsze i
szybsze, ale nawet najmniejszy ruch jego ciała, nie dawał oznak tego co robi, nikt nie
wydawał się go podejrzewać. Było w tym coś porywającego, coś niebezpiecznie
erotycznego, wiedząc, że robi to mi przy takiej ilości świadków.
-Masz rację.- Powiedział Dorian, odwracając poważną twarz, jakby naprawdę rozważał
słowa Edrii.- Znam kilku monarchów, którzy mogą być zainteresowani. Rurik,
pamiętasz... czy Król Lotosu ma małżonkę?
-Nie jestem pewien.- powiedział Rurik, wyraznie ciesząc się grą Doriana.- To on ma tę
szarą smugę na środku brody, prawda? I lekko spiczaste uszy?
-Ten sam.- odparł Dorian.
I wtedy, bez ostrzeżenia, palce Doriana, tak, tak bardzo teraz mokre, zsunęły się i wróciły
do mojej łechtaczki, trąc tak mocno, że doszłam niemalże natychmiast. Byłam gotowa, a
ból i dotyk to było wszystko czego potrzebowałam by dojść. Moje ciało drgnęło, fale
rozkoszy przepływały przeze mnie, a Dorian kontynuował drażnienie mnie, tak długo, jak
było to potrzebne. W końcu odsunął się, a nawet starannie wyciągnął swoją rękę spod
mojej spódnicy, z położył ją na własnym kolanie.
Bardzo zadowolony uśmiech rozciągał się na jego ustach, choć jego cała uwaga
skupiona była na Ysabel. -Chcesz, żebym cię przedstawił?
Wyraz jej twarzy był zimny, odpowiedz sztywna. -Jesteś zbyt uprzejmy, Wasza Królewska
Mość. Nienawidzę cię kłopotać.- Nie zwracałam na nią zbytniej uwagi, ale nagle zdałam
sobie sprawę, że ona skupiała się na mnie. Byłam pewna, że jako jedyna przy stole,
zorientowała się, co się właśnie stało i nie była z tego zadowolona.
-To żaden kłopot.- powiedział.- Zobaczymy co uda się zorganizować.
Edria wychodziła z siebie by skierować rozmowę z dala od jej córki wiążącej się z kimś
innym niż Dorian. Ledwo słuchałam ich obu, a kiedy obiad się skończył, wróciłam z
Dorianem do jego pokoju. Moje poorgazmowe rozleniwienie ustąpiło złości niemal
natychmiast, gdy tylko zamknÄ…Å‚ drzwi za nami.
-Co do cholery, myślisz że robisz?- zawołałam.- Nie miałeś prawa tego robić!
Dorian prychnął z drwiną, gdy ostrożnie ściągał i składał swój ciężki płaszcz.- Nie
wydawało mi się żebyś miała coś przeciwko. Poza tym, masz szczęście, że to wszystko co
zrobiłem, kiedy ty, bez ostrzeżenia pokazujesz się w sukience takiej jak ta.
-Hej, nie prosiłam cię o konsultację w sprawie moich modowych wyborów.
-Nie, ale powinnaś ponieść ich konsekwencje.- Podszedł do mnie szybko, ręce umieścił
na mojej talii.- Tylko z szacunku dla twojej głupiej ludzkiej pruderyjności, nie wziąłem cię
tam otwarcie. Naprawdę, powinnaś być mi wdzięczna.
-Wdzięczna?- zawołałam. Brzmiałam na oburzoną, ale prawdę mówiąc jego bliskość,
pobudziła mnie ponownie. Jezu. Jakbym miała ruję.
-Wdzięczna.-powiedział z błyskiem zaciętości w oczach. Szczególnie po tym co dla ciebie
zrobiłem. A teraz musisz zapłacić za swoje.
Złapał mnie mocno w pasie i pchnął na łóżko. Mogłam mu się oprzeć, oboje wiedzieliśmy
kto by wygrał w walce na pięści, ale byłam więcej niż chętna do tej gry, szczególnie po
tym jak szybko zdjął spodnie i pokazał grubą, twardą erekcję, która niewątpliwie była
gotowa wybuchnąć od chwili, w której pokazałam mu się w tej sukience.
Byłam jeszcze bardziej mokra niż wcześniej i rozpaczliwie chciałam poczuć go w sobie,
wchodzącego we mnie mocno, tak jak wcześniej robiły o jego palce. Ale o dziwo, nie
zanurzył się między moimi nogami. Zamiast tego podszedł i uklęknął, nogami po obu
stronach mojej głowy i pchnął się między moje wargi. Wydałam dzwięk na tą
niespodziankę, był on jednak przytłumiony, jako, że wypełniał moje usta i zaczął się
przesuwać w przód i w tył.
Był tak duży, że ledwo go obejmowałam. Wiedział to i zdawał się wywyższać przez to,
jego oczy trzymały moje, gdy zmuszał moje usta do sprawiania mu przyjemności.-
Możesz to wziąć. - powiedział, stałe wchodząc we mnie.- Przyjmiesz to. Mówiłem ci 
jesteÅ› mi to winna.
To było szorstkie i ostre, ale oboje wiedzieliśmy, że nie przeszkadza mi kiedy Dorian
dominuje. Poza tym, ta nagła zmiana w naszym życiu seksualnym była czymś nowym.
Szlachta, nie uprawiała seksu oralnego, prawie zawsze odbywając prawdziwy stosunek,
to wszystko przez ich obsesję na punkcie dzieci. W jakiś sposób myśl o nim,
wybuchającym w moich ustach, zawiodła mnie do szaleństwa.
Czułam jak się powiększa, widziałam, że zbliża się jego punkt kulminacyjny. Jego usta
były lekko rozchylone, mały jęk, uciekł spomiędzy nich. Następnie, gdy byłam już pewna,
że zaraz dojdzie, wyszedł ze mnie, przesunął swoje ciało w dół i zręcznie ściągnął moją
sukienkę. Z mocnym chwytem na moich nogach rozchylił moje uda i wepchnął we mnie
swoją twardość, która sprawiła, że zachciało mi się płakać i wygięłam moje ciało w łuk.
To było tylko kilka sekund, twardych i szybkich, a następnie doszedł, jego całe ciało
drżało spazmatycznie gdy spuścił się do mnie, dowodząc, że był szlachcicem w każdym
calu.
Kiedy w końcu skończył, upadł obok mnie, spocony i dyszący. Złapałam go za rękę, mój
organizm był wyczerpany z innych powodów niż jego. Przeturlałam się na niego, całując
jego szyję, degustując sól jego szyi.
-Myślałam, że dojdziesz w moich ustach.-mruknęłam, pozwalając mu bawić się moimi
sutkami.
-Marnotrawstwo.-wymamrotał, przejeżdżając ręką po moich włosach.
-Jesteś pewien?- Pchnęłam się w górę patrząc mu w oczy. Mój głos był niski i
niebezpieczny. -Chcesz powiedzieć, że ci się nie podoba? Pozwalając sobie być w moich
ustach, wypełniając mnie, zmuszając mnie do... przełknięcia twojego smaku. A może
chcesz to zrobić na mnie? Być na mnie całej?
Jego oczy nieznacznie się rozszerzyły, ożywając jego pragnieniem. Posłał mi tajemniczy
uśmiech.- Być może. Może następnym razem.
Ziewnął i zdjął koszulkę. - Będzie nad czym się zastanawiać, czymś weselszym nim niż
wynik bitwy.
-Co z bitwą?- zapytałam. Również byłam zmęczona, ale jego słowa postawiły mnie w
stan czujności.
-Jutro.-powiedział. Odsunął mnie od niego, by móc wyciągnąć kołdrę na nas, a potem
wziął mnie w ramiona. - Usłyszałem dzisiaj jaki ruch planuje Jarzębina. Wysłałem już
przeciw niej armię, ja dołączę rano. To blisko moich wiosek na River Bend. Myślę, że
Katrice ma nadzieję wziąć ich z zaskoczenia, ale szpiedzy poradzili mi...
-Którą armię wysłałeś?-Musieliśmy podzielić je na jednostki.
-PierwszÄ… i trzeciÄ….
-Razem?- zawołałam- To masa ludzi.
Wzruszył ramionami.- Tak jak jej armia. Musimy jej dorównać. Poza tym, te wioski są
bardzo ważne. Dostarczają bardzo dużo żywności- dla nas obydwojga.
Powstrzymałam dreszcz. Te wioski były również pełne cywili. Podwładnych Doriana,
rolników i rybaków, którzy zostali by obrabowani i zabici, gdyby nie to ostrzeżenie.
Byliśmy sojusznikami, ale znowu, nie mogłam pozbyć się poczucia winy za stawianie
tych ludzi w niebezpieczeństwie, kiedy to sama powinnam rozwiązywać moje spory.
-Też powinnam iść.-mruknęłam.- Powinnam pomóc.
Dorian gładził moje włosy.- Nie potrzeba, żebyś i ty jeszcze ryzykowała. Poza tym, nie
masz jakiś przyziemnych, ludzkich spraw do załatwienia?
Tak, obiecałam Larze zająć się czymś jutro.-One nie są tak ważne, nie tak jak to.
Tylko jedno z nas jest potrzebne.-powiedział stanowczo.- Szczerze mówiąc, to chyba
nawet nie. Mamy dobrych przywódców, ale fakt, że jedno z nas zawsze bierze udział w
bitwie, zwiększa pewność siebie naszej armii i demoralizuje jej. Ona nie postawi nawet
jednej stopy w pobliżu pola bitwy. Więc przestań się gryzć. Pokonamy ją. Mamy
przewagÄ™ liczebnÄ….
Pocałował mnie w czubek głowy i przyjął moje milczenie jako zgodę. Wkrótce poczułam,
że śpi, tym bezproblemowym snem, w który zapada większość mężczyzn po seksie. Ale
nie ja. Od dawna cierpiałam na bezsenność, i to taką, że potrafiłam nie spać całymi
nocami. Byłam zmęczona narażaniem armii za mnie. Byłam zmęczona narażaniem
Doriana. Chciałam powstrzymać to zabijanie. Kiyo mówił o tym jakby to było łatwe.
Gdyby to była prawda.
Po chwili poddałam się i uznałam, że już nie zasnę. Wysunęłam się z ramion Doriana i
wstałam z łóżka. Wiedziałam, że po przyjęciu zostanę na noc, dlatego spakowałam kilka
normalnych ubrań, ale nic poza tym. Przeszukałam jego szafę, wielkości dwóch kopalni, i
znalazłam gruby, zielony, satynowy szlafrok. Był na mnie za duży, ale służył dobrze jako
okrycie. Wyszłam z pokoju, musząc się przejść z moimi myślami.
W zamku panowała teraz cisza, wszyscy biesiadnicy byli już w łóżkach. Szłam boso po
kamiennej podłodze, starając się nie potknąć. Minęłam kilku strażników, którzy skinęli
mi głową, mrucząc: Wasza Wysokość. Już jakiś czas temu dowiedziałam się, że podczas
gdy niektóre z moich ludzkich zachowań były niezrozumiałe dla szlachty, to większość
moich działań które podejmowałam jako monarcha- bez względu na to jak dziwaczne by
one nie były- nie były komentowane. Nikt nie myślał zbyt wiele o mnie, wędrującej w
szlafroku Doriana.
Dotarłam do szklanych drzwi, które prowadziły na jeden ze wspaniałych dziedzińców
Doriana. Wiedziałam, że będzie tam zimno, ale nagle, siedzenie na dworze, wydało mi się
dobrym pomysłem. Kolejny strażnik, stojący na warcie, otworzył przede mną drzwi.
Znałam ten dziedziniec i widziałam w którym kącie, znajduje się cudownie kolorowy,
wyłożony mozaikowymi kafelkami stół. Było tu trochę nudno w nocy, ale gdy tak
siedziałam na krześle, miałam dobry widok na ogród i wielkie gwiazdy na niebie.
Migoczące pochodnie, były porozrzucane wokół, ale rzucały tylko niewielką poświatę i
nie niszczyły uroku nocy.
Piękno i spokój ukoiły trochę moje nerwy, ale nie zdołały pozbyć się moich obaw o
wojnie. Spędziłam tak wiele mojego życia walcząc, że myślałam, że jestem odporna na
krew i zabijanie. Teraz wiedziałam, że istnieje ogromna różnica między indywidualnym
zabijaniem a śmiercią en masse. Jedna- zazwyczaj- była jakoś uzasadniona. Jedna
indywidualna śmiertelna kara za grzechy. Na polu bitwy karani byli niewinni.
-Moja pani, Królowo Cierni?
Podskoczyłam na ten syczący głos, który mówił do mnie z ciemności. Na początku nic nie
widziałam i zastanawiałam się czy nie mam przed sobą ducha. Ale potem, ciemny kształt
zmaterializował się między drzewami. Podeszłam bliżej i zobaczyłam pomarszczoną
kobietę, szlachciankę. Była mała, mniejsza niż Jasmine, ale jej białe włosy były gęste i
lśniące, jej ubranie bogate. Zatrzymała się przede mną.
-Kto... Kim jesteś?- Zapytałam. Słowa ciężko przechodziły mi przez gardło, głównie z
powodu mojego zaskoczenia.
Nie obraziła się na mnie. I znów- nie kwestionuje się zachowania królowej.
-Nazywam siÄ™ Masthera.
Wzdrygnęłam się i to nie od nocnego chłodu. Było w niej coś niepokojącego. - Co ty tu
robisz?
-Przyszłam z tobą porozmawiać, Wasza Wysokość. Martwisz się o wojnę. Chcesz ją
zakończyć.
-SkÄ…d ty to wiesz?
Rozłożyła ręce.- Jestem wieszczką. Wyczuwam różne rzeczy, czasami z przyszłości.
Doradzam.
Odegnało to trochę mojego strachu.  Wieszczka , fajny sposób na powiedzenie
 psychiczny , jeśli o mnie chodzi. Jeśli pracujesz z tak dużą ilością istot
nadprzyrodzonych, jak ja, uciekasz od ludzi, którzy mówią, że są psychiczni. Większość z
nich to oszuści i podejrzewałam, że tak samo jest wśród ludzi jak i szlachty.
-Czy przyszłaś udzielić mi rady?- zapytałam ironicznie.
Mathera przytaknęła, jej twarz była jak z kamienia.- Tak, Wasza Wysokość. Przyszłam
powiedzieć ci, jak zakończyć tę wojnę, bez większego rozlewu krwi.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Ukoronowana żelazem Rozdział 4
Alchemia II Rozdział 8
Drzwi do przeznaczenia, rozdział 2
czesc rozdzial
Rozdział 51
rozdzial
rozdzial (140)
rozdzial
rozdział 25 Prześwięty Asziata Szyjemasz, z Góry posłany na Ziemię
czesc rozdzial
rozdzial1
Rozdzial5
Rozdział V
Rescued Rozdział 9
Rozdział 10

więcej podobnych podstron