Kod Leonarda da Vinci ks Aleksander Posacki


"Kod Leonarda da Vinci", czyli "bestseller kłamstwa" w filmowej propagandzie
0x01 graphic

0x01 graphic

0x01 graphic

0x01 graphic

0x01 graphic

19 maja br. wszedł na nasze ekrany reklamowany już od dawna film "Kod da Vinci", stworzony na podstawie powieści "Kod Leonarda da Vinci" autorstwa Dana Browna. Czy ten ogrom błędów, herezji, kłamstw, a nawet bluźnierstw, kumulujących i kodujących liczne uprzedzenia czy wręcz nienawiść do chrześcijaństwa, zasługuje na miano dzieła sztuki czy kultury? Czy taki film, dystrybuowany przez rzekomo neutralnych krzewicieli kultury, nie zasługuje na bojkot, a przynajmniej na dezaprobatę, czyli "nazwanie zła po imieniu", jak uczył nas tego Jan Paweł II? Co sądzić o fakcie, że mimo protestów Kościoła organizatorzy festiwalu w Cannes nie widzieli nic złego w tym, że nowy film w reżyserii Rona Howarda na podstawie książki Browna otworzył tegoroczną imprezę? Wielu krytyków filmowych, którzy tę produkcję obejrzeli, twierdzi, że jest ona tak samo zła jak książka. Nie traćmy więc nadziei, że także w świecie kultury prawda obroni się sama.

Wielowymiarowe oszustwo na poziomie faktów
W notatce na początku swej książki "Kod Leonarda da Vinci", w podobny sposób jak wcześniej w "Aniołach i demonach", Dan Brown deklaruje: "Wszystkie opisy dzieł sztuki, architektury i dokumentów oraz tajnych rytuałów, zamieszczone w tej powieści, odpowiadają rzeczywistości". Autor na początku dziękuje licznym naukowcom, a także instytucjom, co ma zwiększyć wiarygodność przekazywanych treści. Chodzi tu więc o rzekome odniesienie do historycznych faktów i tez światopoglądowych. Jest to jednak monstrualne kłamstwo we wszystkich możliwych wymiarach. Kultura, która zaprzecza faktom, jest w bardzo złym stanie.
Według ks. bp. Stanisława Wielgusa, przewodniczącego Rady Naukowej Konferencji Episkopatu Polski, oprócz błędów teologicznych "w książce znajduje się także wiele rażących błędów historycznych. Dotyczą one m.in. Soboru Nicejskiego, krucjat, działalności inkwizycji, zakonu templariuszy czy historii sztuki. Zdarza się też, że postaciom historycznym przypisywane są fikcyjne biografie" (S. Wielgus, Stanowisko przewodniczącego Rady Naukowej Konferencji Episkopatu Polski w sprawie powieści "Kod Leonarda da Vinci").
Podobnie twierdzi znany historyk J. Hitchcock we "Wprowadzeniu" do godnej polecenia książki demaskującej kłamstwa "Kodu Leonarda da Vinci", który tak komentuje wspomniane deklaracje Browna: "Gdyby Brown podał swe argumenty w formie traktatu historycznego, zostałyby odrzucone jako zwykłe, fantastyczne spekulacje. Zarówno on, jak i wydawca są nieuczciwi, zapraszając czytelników do przyjęcia książki jako historycznej, a następnie, w odpowiedzi na wyzwanie, wycofując się ze słowami 'ależ to tylko powieść'. Jest to kolejny przykład szkodliwego gatunku, który praktykują obecnie na przykład filmowiec Oliver Stone i powieściopisarz Gore Vidal - wykorzystywanie historycznej ignorancji odbiorców poprzez serwowanie im mieszanki faktów i fikcji, z pominięciem wytyczenia granicy między nimi, 'zdobywając punkty' dzięki fikcji - fakty by ich nie zapewniły. Zakrawa na ironię, że tyloma oszczerstwami obrzuca się obecnie 'Pasję' Mela Gibsona, opartą prawie w całości na Nowym Testamencie, chociaż wielu ludzi, którzy ostro krytykują ten film, nie widzi niczego złego w 'Kodzie Leonarda da Vinci'" (J. Hitchcock, Wprowadzenie, [w:] C.E. Olson, S. Miesel, Oszustwo "Kodu Leonarda da Vinci", Wydawnictwo Diecezjalne i Drukarnia w Sandomierzu, Sandomierz 2006, s. 16).
Dlatego film Howarda, oparty na kłamstwach wielkiej rangi (o czym jeszcze powiemy), nie może być dobry. Nieprzypadkowo więc dziennikarze z całego świata na przedpremierowym pokazie w Cannes zareagowali na ten film - bynajmniej nie z racji pobożności - śmiechem i gwizdami. Być może jest to zapowiedź zwycięstwa choćby rozumu. Scenariusz filmu, oparty na ideologii, nie może bowiem być sztuką, która powinna być prawdomówna, ale jest tylko i wyłącznie propagandą, przywołującą, niestety, najgorsze skojarzenia. Już bowiem Hitler - który dobrze znał tradycje okultystyczne - zauważył w "Mein Kampf", że nie należy odżegnywać się od kłamstwa w propagandzie, ale gdy się kłamie, to kłamstwo musi być wielkie. W wielkim kłamstwie jest zawsze element wiarygodności. Szerokie rzesze narodu łatwiej padają ofiarą wielkiego kłamstwa niż drobnego. Bo same często uciekają się do kłamstewek w małych sprawach. "Gdybym próbował podejść do mas z rozsądnymi przemyśleniami, to one mnie nie zrozumieją, ale gdy obudzę w nich określone odczucia, to wówczas podążą one za prostymi hasłami, które im rzucam" - zwierzył się kiedyś Hitler prezydentowi Wolnego Miasta Gdańska Hermannowi Rauschningowi (H. Rauschning, Rozmowy z Hitlerem, Warszawa 1994, s. 227-228).
Hitler w swojej teorii propagandy bardzo cenił ponadto znaczenie obrazu, odsuwa on bowiem od myślenia, a budzi emocje. W takim przypadku, zauważa dalej w "Mein Kampf", człowiek jeszcze mniej angażuje rozum. Wystarczy, że spojrzy, co najwyżej zapozna się z krótkim tekstem, i demonstruje znacznie większą gotowość przyjęcia obrazowej prezentacji (bildische Darstellung) niż dłuższego opisu. Swoje odkrycia Hitler czerpał z popularnej w Niemczech książki "Psychologia tłumu" Gustava Le Bona. W szczególności przyjął jedną z kluczowych tez tego autora: "Tłum umie myśleć wyłącznie obrazami, (...) tylko za pomocą takiego przedstawienia można tłum porwać i pobudzić do działania"(G. Le Bon, Psychologia tłumu, Warszawa, s. 84).
Wykorzystanie obrazu we wszystkich jego postaciach - z filmem na czele - rokuje kolejny "sukces" propagandzie ideologii Dana Browna, ale zapowiada też atak na prawdę w ogóle, co może otrzeźwi wielu, i to niekoniecznie z powodu samego ataku na chrześcijaństwo. Poprzez obrazy jednak łatwiej koduje się fałszywe tezy ideologiczne, zwłaszcza jeśli są one nieprecyzyjne, a do tego odpowiadające zranionym emocjom, np. niechęci do Kościoła, który ogranicza ludziom fałszywie pojętą egoistyczną wolność. Wychodząc od doświadczeń historycznych, można przewidzieć, że popularyzacja ideologii "Kodu Leonarda da Vinci" w formie wizualnej utrwali różne błędy, w tym stereotypy.

Kod uprzedzeń i nienawiści
Według wielu wybitnych badaczy i komentatorów, "Kod Leonarda da Vinci" to nieprawdopodobna kumulacja wszystkich możliwych antychrześcijańskich i antykatolickich uprzedzeń i stereotypów. Nic nowego, ale w ogromnym natężeniu. Dlaczego liberalni tropiciele "mowy nienawiści" tego nie zauważyli? Według J. Hitchcocka, "nie ma jednak wątpliwości, że Brown szczerze nienawidzi chrześcijaństwa i postrzega siebie jako kogoś zaangażowanego w antykrucjatę. W kulturze nadszedł odpowiedni moment, by nawet zdeklarowani chrześcijanie zostali uwiedzeni przez tak lichą książkę" (J. Hitchcock, Fantasy Faith, "Touchstone", grudzień 2003, s. 16).
Już Nietzsche głosił, że chrześcijaństwo jest pełnym urazów "resentymentem" czy skrytą formą nienawiści, ale jak wykazał wnikliwy filozof Max Scheler, to właśnie Nietzsche był zarażony "resentymentem antychrześcijańskim", a przede wszystkim walczył z Bogiem, co nie dla wszystkich humanistów do dzisiaj jest jasne. "Awersja wobec sacrum" - w ujęciu chrześcijańskim czy katolickim - którą widzimy w "Kodzie Leonarda", to jednak główny symptom opętania diabelskiego. Szczególnie symptomatyczna jest zawsze niechęć do krzyża. Bluźniercze przedstawienie przez Browna krzyża wyłącznie jako znaku tortur i ludzkiej przemocy wskazuje na to, że zapomina on o tym, iż chodzi tu o przemoc szatana, "ojca kłamstwa", któremu z pewnością służy, nawet jeśli nie zdaje sobie z tego sprawy. Sataniczną inwersją jest także sugerowanie, że chrześcijaństwo zrodziło się z pogaństwa. Jest bowiem całkiem odwrotnie. Już św. Justyn męczennik sugerował, że wiele pogańskich rytów to naśladownictwo demonów, które chcą odwieść ludzi od prawdziwej wiary.
Brown czyni podobnie, naśladując demony i pomagając "ojcu kłamstwa". Mamy u niego wszystkie niedozwolone i perfidne chwyty. Jest manipulacja językiem, są uproszczenia, stereotypy. Przewrotne budzenie emocji i starych urazów, odwołanie się do sensacji: pogańskie pochodzenie chrześcijaństwa, inkwizycja, czarownice, celibat, pedofilia księży, mity o zabójstwie Jana Pawła I (w "Aniołach i demonach"). Dlatego przywoływane są stare teozoficzne i masońskie cytaty, lewackie obsesje, libertyńskie bluźnierstwa i nihilistyczne oszczerstwa. Wszystko to sprawia, że mamy do czynienia z przedziwną pseudoekstazą "poprawności politycznej". Europa, która nie chce chrześcijaństwa w konstytucji, może się cieszyć. Ale czy faktycznie jest z czego się cieszyć, skoro - co często idzie w parze z bluźnierstwem - mamy też w książkach Browna pseudonaukę, tandetne pomieszanie pojęć, wtórność, zapożyczenia, plagiaty (kilka procesów)? Z pewnością 90 proc. idei Browna to zwykłe zapożyczenia, sprytnie skompilowane. Jest to przede wszystkim obrażanie rozumu i upokarzanie ludzkiej inteligencji. Do tego wszystkiego niespotykana eskalacja arogancji i bezczelności, co przejawiło się w kłamliwym oskarżaniu instytucji - których nawet nie raczył przeprosić - istniejących realnie i mających pełne poparcie Kościoła, jak Opus Dei.
"Kod Leonarda", podobnie jak wcześniej modny "Kod Biblii", to kolejna odmiana pseudonauki, a więc czegoś, co zachowuje pozory nauki, ale przy bliższym zbadaniu okazuje się, że nie opiera się na żadnych naukowych podstawach. Objawia się jednak jako kod uprzedzeń i nienawiści, a także kod herezji i bluźnierstw.

Antykatolicki, a w istocie antychrześcijański charakter książki
Z pseudonauką i zafałszowaniem faktów historycznych łączą się błędy teologiczne. Brown - za masonami i lewicowymi ideologami - "krytykując" wydumane przez siebie "Watykan" i "Opus Dei" (są to pełne nienawiści słowa klucze przelane w stereotypy), w istocie podważa całe chrześcijaństwo. Jest to promocja tego samego programu, nad którym od wieków pracuje wielu okultystów i masonów, a dziś wiele feministek i postmodernistycznych pseudouczonych. Kluczowe w powieści i w filmie bluźnierstwo podważania bóstwa Chrystusa oraz Jego świętości dotyczy bowiem nie tylko Kościoła katolickiego, ale całego chrześcijaństwa.
Brown uderza więc w cały Kościół chrześcijański broniący prawd o bóstwie i świętości Jezusa Chrystusa, ale to o Kościele katolickim twierdzi, iż miał zataić pewne prawdy. Tak właśnie mówił wąż o Bogu, chcąc w raju zaszczepić w pierwszych ludziach nieufność czy nienawiść do Stwórcy, która charakteryzuje jego samego. Jest to fundamentalna sataniczna inwersja: demonizacja Boga i jednoczesne "ubóstwienie" szatana oraz otwierającego się na niego zwiedzionego człowieka. To jest istota teologii gnozy, popularyzowanej w "Kodzie Leonarda da Vinci". Tu odsłaniają się też wewnętrzne związki gnozy z satanizmem. To jest właśnie sedno ideologii gnostyckich: antyteologia, pełna inwersji i antydogmatów, gdzie twierdzi się przede wszystkim, że to "wąż powiedział prawdę, a nie Bóg".
Na tym głównie polega gnostycka perversa imitatio - propagowana także w "Harrym Potterze" - która, wedle A. Besan˜ona, będzie powracać przez całe wieki, ciągle odradzając się w kulturze i polityce. To samo kłamstwo węża, ten sam diabelski podstęp przenika cały paszkwil Browna, gdzie przedstawia się "chrześcijaństwo jako z rozmysłem zorganizowaną szopkę, chrześcijan jako bezmyślnych wyznawców kłamstw i zabobonów, a przywódców Kościoła jako zwodniczych, złaknionych władzy morderców" (C.E. Olson, S. Miesel, dz. cyt., s. 76-77). Jeśli Maria Magdalena czy Judasz to najważniejsi z apostołów, to stawia się na głowie całą tradycję. To następna sataniczna inwersja, kolejny antydogmat, ostatnio reklamowany przez "Gazetę Wyborczą", bynajmniej nie jako neutralne odkrycie naukowe.
Zamiast tezy obecnej w objawieniu chrześcijańskim - że szatan jako "ojciec kłamstwa" i "zabójca od początku" (J 8, 44), któremu uległ kiedyś także promowany ostatnio Judasz (J 13, 2. 27), będzie prześladować Kościół, także rękami ludzi wyznających fałszywe nauki - mamy kontrtezę: "Kościół to mordercy, którzy ukrywają prawdę". Ta kolejna sataniczna teza-inwersja to też naprawdę nic nowego. Według Ph. Jenkinsa, "w ciągu ostatniego wieku literatura na temat ukrytych ewangelii, prawdziwych i sfałszowanych, została przepojona konspiracyjnymi spekulacjami, które sugerują, że pewne dysponujące władzą gremium (zwykle jest to rzymski Kościół katolicki) cynicznie spiskuje, by ukryć prawdziwą ewangelię lub sfabrykować podrabiane dokumenty w celu osz
ukania wiernych" (Ph. Jenkins, Hidden Gospels: How the Search for Jesus Lost Its Way, Nowy Jork 2001, s. 18). Podobne konspiracyjne idee można odnaleźć w licznych współczesnych książkach i filmach, w tym w filmie amerykańskim "Stygmaty", który ukazuje Watykan jako instytucję próbującą ukryć istnienie "Ewangelii Jezusa", w oczywisty sposób wzorowanej na Ewangelii Tomasza.
Antychrześcijański charakter "Kodu Leonarda da Vinci" wyraził w kilku tezach Episkopat Polski w osobie ks. bp. S. Wielgusa. Pisze on, że powieść Browna "zawiera następujące fałszywe historycznie i teologicznie twierdzenia":
1. Chrześcijanie od początku nie wierzyli w Bóstwo Jezusa Chrystusa. Dogmat ten nakazał przyjąć ze względów politycznych Cesarz Konstantyn na soborze w Nicei w 325 roku.
2. Jezus nie żył w bezżeństwie. Jego "żoną" była Maria Magdalena, której Jezus miał powierzyć kierowanie Kościołem. Urodziła ona potomstwo Jezusa, które dało początek francuskiej dynastii Merowingów, uważanej przez autora za tzw. Świętego Graala.
3. Jezus i Maria Magdalena reprezentowali dwojakość męsko-żeńską (tak jak Mars i Atena, Izis i Ozyrys); pierwsi naśladowcy Jezusa ubóstwiali "boską kobiecość"; kobiecemu pierwiastkowi boskości była i jest oddawana cześć w sekretnej organizacji zwanej "Zakon Syjonu", do której miał należeć m.in. Leonardo da Vinci.
4. Kościół katolicki, stworzony przez Konstantyna w roku 325, w ciągu dziejów prześladował niewinnych czcicieli "boskiej kobiecości", paląc na stosach tysiące czarownic, niszcząc wszystkie gnostyczne "ewangelie" i pozostawiając tylko cztery z nich - te, które najbardziej mu odpowiadały. Według autora powieści, Kościół rzekomo stara się nie dopuścić, by bohaterowie odkryli światu tajemnicę, że Graal to dzieci Jezusa i Marii Magdaleny i że pierwszy bóg gnostycznych "chrześcijan" był kobietą (S. Wielgus, Stanowisko przewodniczącego Rady Naukowej Konferencji Episkopatu Polski w sprawie powieści "Kod Leonarda da Vinci").
Jak pisze następnie ks. bp S. Wielgus, "odnosząc się do powyższych stwierdzeń, trzeba z całą stanowczością stwierdzić, że Ewangelie według Mateusza, Marka, Łukasza i Jana, podobnie jak inne Pisma Nowego Testamentu, cieszyły się niekwestionowanym autorytetem wśród pierwszych chrześcijan i dlatego zostały włączone do kanonu biblijnego. Teksty te znane są z bardzo wczesnych odpisów i zostały przez Kościół uznane za autentyczne. Warto podkreślić, że teksty innych starożytnych dzieł (m.in. dzieł Platona i Arystotelesa) znane są ze znacznie późniejszych, powstałych setki lat po oryginałach kopii, a mimo to nikt nie kwestionuje ich autentyczności.
Autentyczne, wchodzące w skład kanonu biblijnego Ewangelie przedstawiają Jezusa jako Boga i to właśnie ta prawda stała się powodem ukrzyżowania Jezusa. Byłoby absurdem, gdyby chrześcijanie pierwszych wieków oddawali życie za kogoś, kto był tylko człowiekiem. Świadectwo męczenników składane od samego początku chrześcijaństwa, także w czasach konstantyńskich, potwierdza, że wierzyli oni w Chrystusa jako Boga, gdyż władze cesarstwa rzymskiego nakazywały im wyrzeczenie się tej wiary poprzez oddanie czci bogom rzymskim. Obok pism kanonicznych pojawiały się u początków chrześcijaństwa apokryfy (będące często wytworem fantazji), mające tylko za kanwę osobę i naukę Chrystusa. Pisma te czerpały często z pogańskich wierzeń i gnostyckich systemów myślowych, odrzucając to, co w chrześcijaństwie było dla nich trudne do przyjęcia (np. bóstwo i dziewiczość Jezusa). Popularność powieści 'Kod Leonarda da Vinci' bierze się właśnie stąd, że współcześnie wielu żądnych zysku i sensacji autorów usiłuje czerpać z tych właśnie źródeł, trafiając, niestety, ze swymi irracjonalnymi teoriami na podatny grunt ignorancji religijnej" (tamże).
Skąd jednak owa ignorancja? Amy Welborn, autorka krytycznych książek o "Kodzie Leonarda", wzywa teologów i katechetów do rachunku sumienia. Także według D. Klinghoffera "problemy w zakresie edukacji katolickiej są dokładnie tak poważne, jak od jakiegoś czasu utrzymują konserwatyści katoliccy. Gdyby nauczyciele wykonywali swą pracę jak należy, każdy wierzący katolik, który wyrósł z wieku szkolnego, wiedziałby, że książka Browna jest całkowicie fałszywa" (Religious Fiction, "National Review", 8 grudnia 2003).

"Harry Potter" dla dorosłych, czyli propagowanie "gnostyckiej choroby"
Większość błędów pochodzi więc z herezji gnostyckich, które i tak są przez Browna błędnie rozumiane, co wykazał prof. Z. Mikołejko w "Posłowiu" do "Kodu Leonarda da Vinci". Gnostycyzm to wieczysta herezja idąca nieustannie krok w krok za chrześcijaństwem. Ewangelia Judasza wchodzi w ten sam model gnostycki, który jest ważniejszy niż problematyczne szczegóły rzekomej historyczny psychologii Judasza, przekazanej w tym mętnym tekście. Jest to część tego samego frontu, tej samej ideologii posiadającej z gruntu antyjachwistyczny, antychrześcijański i antykościelny charakter.
Słusznie stwierdzają C.E. Olson i S. Miesel, że "być może najważniejszą sprawą jest gnostycki aspekt 'Kodu Leonarda da Vinci'. Gnosis to greckie słowo oznaczające 'poznanie' - nasuwające pojęcie szczególnej, ukrytej wiedzy dostępnej tylko dla nielicznej elity, jednak komentarze czytelników potwierdzają, jak ekscytuje ich 'odkrywanie' ukrytej 'prawdy': 'Będziecie zdumieni rewelacjami, które wychodzą na jaw w tej książce!' Powieść Browna obiecuje zdobycie ukrytej wiedzy i alternatywnego spojrzenia na historię i rzeczywistość otwartą dla tych, którzy chcą wierzyć, zaryzykować drogę wbrew 'zwycięzcom' i pozbawionym twarzy autorytetom. Po przeczytaniu tej książki czytelnicy mają poczucie, że przeszli inicjację wprowadzającą w zakazany, niebezpieczny świat, w którym prawda, ukryta za fasadą 'chrześcijaństwa' odkrywa się w całej wstrząsającej chwale" (C.E. Olson, S. Miesel, Oszustwo "Kodu Leonarda da Vinci", Wydawnictwo Diecezjalne i Drukarnia w Sandomierzu, Sandomierz 2006, s. 41-42).
Chodzi tu raczej o kontrinicjację. Gnoza nie była bowiem zjawiskiem wewnątrzchrześcijańskim, ale od razu radykalnie antychrześcijańskim. H. Jonas pisze, że protoplasta gnozy Szymon Mag nie był "chrześcijańskim odszczepieńcem, a jeśli Ojcowie Kościoła ustawili go w roli arcyheretyka, w istocie przyznali, że gnostycyzm nie był zjawiskiem wewnątrzchrześcijańskim" (H. Jonas, Religia gnozy, Kraków 1994, s. 119). W propagandzie gnozy podkreśla się rzekomo jej otwarty charakter w przeciwieństwie do zamkniętego i dogmatycznego charakteru ortodoksyjnego chrześcijaństwa. W istocie jest zupełnie odwrotnie. Gnoza za względu na swoją immanencję jest "chorobą duszy", a nawet "zabijaniem duszy", jak określił gnozę E. Voegelin. V. Messori zaś, cytując U. Eco, mówi o "chorobie gnostyckiej", ukazując, jak gnoza w zasadniczych sprawach jest całkowitym przeciwieństwem chrześcijaństwa.
I tak właśnie "Kod Leonarda da Vinci" wmontowuje gnozę we współczesną historię morderstwa, intrygi i spisku. Podobną metodę stosuje "Harry Potter", o którym Brown też wspomina w swojej powieści. Może niektórzy zrozumieją wreszcie zagrożenia ze strony potteryzmu, widząc niebezpieczeństwa "Kodu Leonarda"? Alchemia propagowana w "Harrym Poterze" to przecież tylko mutacja gnozy i taka sama droga samozbawienia. "Choroba gnostycka" (a właściwie gnostycka zaraza) ciągle mutuje się i przybiera różne, coraz to nowe formy. "Sam poznaj, rób to po swojemu" - mówi obłudnie Brown, podsuwając gnostyckie dogmaty, które naprawdę ograniczają ludzki byt, gdyż zagrażają ludzkiemu zbawieniu. Tak jak "Harry Potter" nie odzwierciedla wolnej wyobraźni, tak "Kod Leonarda" wolnej myśli. Obydwie powieści poruszają się po ustalonych torach myślenia gnozy i magii.

Propaganda feminizmu i wolnego seksu
W "Kodzie Leonarda da Vinci" pod pozorem dobra kobiety propaguje się feminizm, związany dziś z magią i czarami. Istotnym elementem ataku na Kościół są tu kłamstwa dotyczące kwestii czarownic. Jest to zarazem dobra okazja do reaktywacji i gloryfikacji czarów i magii, a nawet satanizmu, ze względu na wewnętrzne związki tych idei. Nieprzypadkowo Brown zabawia się tematem bafometa czy pentagramu, symboli bezpośrednio związanych ze współczesnym satanizmem. Ośmiela także do tarota, który jest niebezpieczną praktyką wróżbiarską czy medialną. Tymczasem czarownice jako media były właściwie oceniane przez demonologów średniowiecznych, były jednak źle traktowane jako osoby.
Według Browna jednak, "przez 300 lat Kościół spalił na stosach 5 milionów kobiet". Jest to cyfra powtarzana w literaturze New Age (mówi się w tych kręgach czasem nawet o 9 mln), a także generalnie w literaturze neopogańskiej i feministycznej. Taka propaganda wynika prawdopodobnie z faktu, że neopoganie, neognostycy i feministki potrzebują własnego "holokaustu". Gdy zajrzymy do autentycznych źródeł historycznych, dowiemy się, że w latach 1400-1800 straconych zostało od 30 000 do 80 000 osób uznanych za czarownice. Według badań wybitnego duńskiego historyka G. Henningsena, liczba skazanych to wyłącznie 50 000 osób. Nie wszystkie zostały spalone. I nie wszystkie były kobietami. Wielu mężczyzn, także duchownych, zostało oskarżonych o czary. Według Henningsena, większość wyroków zakończona spaleniem miała miejsce w krajach protestanckich.
Inny ważny problem to tzw. świętość sakralna - temat gnozy i pogaństwa, wyrażony np. w zjawisku "prostytucji sakralnej", znanej m.in. wśród narodów sąsiadujących z Izraelem. Była ona szczególnie potępiana przez Biblię właśnie z racji swej "sakralności" (Pwt 23, 18). Problem nie dotyczy więc tylko chrześcijaństwa, ale i tradycji judaistycznej. Z punktu widzenia więc całej tradycji judeochrześcijańskiej znamienna dla pogaństwa "kobieca sakralność" nie ma nic wspólnego ze "świętością kobiet", a nawet jest jej przeciwieństwem czy kolejną inwersją.
Gnoza w rzeczywistości występowała przeciwko kobietom. Wystarczy zacytować ostatni werset Ewangelii Tomasza, najsłynniejszy z gnostyckich tekstów, który głosi: "Rzekł Szymon Piotr do nich: Niech Mariham [Maria] odejdzie od nas. Kobiety nie są godne życia. Rzekł Jezus: Oto prowadzę ją, aby uczynić ją mężczyzną, aby stała się duchem żywym, podobnym do was mężczyzn. Każda kobieta, która uczyni siebie mężczyzną, wejdzie do Królestwa Niebieskiego" (werset 114, Ewangelia Tomasza, przeł. A. Dębska i W. Myszor [w:] Teksty z Nag Hammadi, przeł. A. Dębska i W. Myszor, oprac. W. Myszor, Warszawa 1979).
Świętość czy dążenie do świętości u kobiet (chodzi zawsze o konkretne osoby, a nie abstrakcyjną ideę) praktykowane i zalecane w judaizmie, a szczególnie w chrześcijaństwie, ma charakter personalistyczny, duchowy i moralny. Propagowana w powieści Browna "sakralność kobieca" (nazywana też "świętością kobiecą"), "żeńska boskość", zwłaszcza zaś "święty seks" (a nawet "kult kobiecości" czy "wieczna kobiecość") - łatwo zyskują charakter nieludzki, amoralny, cielesny i czysto seksualny. Jest to wtedy dla chrześcijaństwa "antysacrum", profanacją czy wprost przejawem grzechu. Jest to kolejna inwersja. Chodzi tu bowiem o naturalistyczne - właściwe pogaństwu i gnozie - "ubóstwienie popędów" w punkcie wyjścia, a nie uświęcenie czy przebóstwienie - z łaski - całego człowieka (łącznie ze sferą zmysłów).
Jest więc to zielone światło dla wielu grzechów: "wolnej miłości", apologii seksu w relacjach pozamałżeńskich, aborcji i - generalnie - uderzenia w naprawdę świętą instytucję małżeństwa. Dlatego entuzjazm Browna dla "rytuałów płodności", które są tak podziwiane i praktykowane przez bohaterów powieści, nie ma nic wspólnego z prawdziwą płodnością (właściwą małżeństwu w jego otwarciu na nowe życie), ale łączy się głównie z samą przyjemnością seksualną. To znak czasów, ale także wpływ gnozy: zapładnianie, dawanie życia jest naganne, ale za to przyjemność seksualna nabiera "mistycznego" wymiaru i znaczenia (zob. więcej o tym: A. Posacki SJ, Prawdziwy Kod Leonarda da Vinci czy kodowanie nieprawdy?, "Nasz Dziennik", 25-26 września 2004).

Gloryfikacja masonerii
Ideologia masonerii opiera się na gnozie i kabale. Rytuały masońskie dotyczą też alchemii, która jest formą gnozy i kabały, co potwierdza prof. T. Cegielski, historyk i członek tej organizacji. Najbardziej rozwinięta forma ewolucji gnozy to masoneria, a następnie New Age, który wyrasta z jej łona. Nie dziwi więc, że według ks. bp. S. Wielgusa "odrzucając racjonalne wytłumaczenie rzeczywistości, Dan Brown i jemu podobni wykorzystują ideologie i kulty, takie jak New Age, okultyzm, teorie spiskowe, neopogaństwo, astrologia, zapożyczenia z kultury orientalnej i indiańskiej oraz feminizm, by stworzyć sugestywny obraz, służący do zręcznej manipulacji, mającej na celu zdyskredytowanie Kościoła Katolickiego. W to miejsce gloryfikowana jest masoneria wraz z jej tajemną wizją świata" [podkr. AP] (S. Wielgus, dz. cyt.).
Nowe książki, które spekulują o kolejnej powieści Browna, już propagują temat masonerii w USA, współczesnej wylęgarni satanizmu, New Age, UFO, scjentologii czy mormonizmu. Inicjacyjna symbolika masońska posiada obcą i przeciwną chrześcijaństwu okultystyczną proweniencję z tradycji gnostycko-alchemiczno-hermetycznej (podobnie jak "Harry Potter"). Z tej racji symbolika ta stanowi w praktyce zagrożenie dla integralności wiary posługującego się nią katolika (por. M.B. Stępień, Poszukiwacze prawdy. Wolnomularstwo i jego tradycja, Lublin 2000, s. 168).
Zorganizowana rewolucja neopogańska czy neognostycka trwa nie od dziś, przygotowywana od wieków w tajnych bractwach okultystycznych i ezoterycznych. Nazistowskie ekscesy i polityczne szaleństwo w Niemczech nie byłyby możliwe bez działań tajnych towarzystw pangermańskich, odwołujących się do ideologii pogańskiej czy neognozy H. Bławatskiej. Piotr Semka napisał we "Wprost" (21 maja 2006), że rewelacje Dana Browna są tym dla wrogów chrześcijaństwa, czym były "Protokoły mędrców Syjonu" dla antysemitów. Problem jednak polega na tym, że popularyzowana w powieści Browna gnoza zawsze była źródłem nie tylko antychrześcijaństwa, ale również antysemityzmu, co udowadnia np. M. Brumlik. Historycznie rzecz biorąc, nie jest przypadkiem, że antyjudaizm i antysemityzm do dzisiaj karmią się myślą gnostycką. Nie zmienia tego w niczym okoliczność, że gnoza powstała prawdopodobnie w łonie sekt żydowskich i że w samym judaizmie - w kabale i w chasydyzmie - tendencje gnostyckie odgrywały nader znaczącą rolę. Wszelkie bogobójcze i bluźniercze rewolucje społeczne i polityczne były jednak napędzane przez gnozę. Gnostycki charakter komunizmu udowadnia francuski sowietolog A. Besan˜on.
Problem jest z pewnością złożony. Pozostaje jednak faktem, że lekceważono znaczenie bractw tajemnych i ich wpływ na politykę i kulturę. Dziś wiadomo, że "nowe ruchy magiczne" były inspirowane przez stare ruchy ezoteryczne. Próbowano ustawicznie ośmieszać - choćby jako teorię - "spisek", preferując tendencyjnie "przypadek". Pomniejszano znaczenie inicjacji czy raczej kontrinicjacji przyjmowanej w bractwach tajemnych. Pomijano milczeniem antykościelny charakter ich działalności i kultury przez nie wspieranej.
Widzimy w tym kontekście coraz jaśniej, że apologetyka kościelna przez wiele lat szła w niewłaściwym kierunku, zajmując się głównie dyskusją z agnostycyzmem, a nie z gnostycyzmem, z ateizmem, panteizmem, monizmem czy monodualizmem (np. w formie promowanej przez Browna ideologii androgynizmu), które są podstawą większości filozofii ezoterycznych. Te z kolei są kręgosłupem światopoglądowo-kultycznym towarzystw tajemnych. Niewiele polemizowano też na gruncie filozofii i teologii z teorią reinkarnacji, także kluczową dla masonerii, spirytyzmu, antropozofii, teozofii, scjentologii czy ezoteryzmu New Age.
Z tej pozycji możemy lepiej zrozumieć, dlaczego Kościół od wieków ostrzegał przed bractwami tajemnymi, co w ostatnich czasach zostało silnie zlekceważone czy nawet ośmieszone. Także niestety przez samych ludzi Kościoła. Stopniowo Kościół przestał nazywać zło po imieniu i przez to rozzuchwalił wrogów Kościoła, ale też otworzył drogę do głoszenia błędów wewnątrz niego, co zawsze ze sobą współpracuje. I tak doszło do kolejnej przewrotnej inwersji. Kiedy ktoś kiedyś podkreślał rolę bractw tajemnych, oskarżano go o ciemnotę. Kiedy Brown odsłonił rzekomy spisek Kościoła, uznano, że jest to godne człowieka oświeconego i popularyzacji. Kiedy w "Aniołach i demonach" twierdził, że światowy spisek napędzają Iluminaci, nie zyskał sławy, ale kiedy wspomniał w tym samym kontekście o Opus Dei czy Kościele, zyskał ją. To daje do myślenia.
ks. Aleksander Posacki SJ



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
kod leonardo da vinci caly film
kod leonarda da vinci caly film lektor pl
kod leonarda da vinci online napisy
Odkodowac Kod Leonarda da Vinci
kod leonarda da vinci chomikuj avi
kod leonarda da vinci filmweb
Kołacz Joanna recenzja Kod Leonarda da Vinci
kod leonardo da vinci pdf chomikuj
leonadro, Leonardo da Vinci
Program Leonardo da Vinci (9 stron)
Leonardo da Vinci, Leonardo da Vinci (1452-1519)
Kodeks Leonarda da Vinci vinci
Sen mistrza sekrety twórczego snu Leonarda Da Vinci
Leonardo da Vinci św Anna Samotrzeć
Maurice Brockwell Leonardo Da Vinci

więcej podobnych podstron