kierownik duchowy Jan od Krzyża 2


Kierownictwo duchowe i osobisty rozwój

www.wydwanictwowam.pl/zd

 

Jeżeli przewodnik duchowy jest takim samym człowiekiem jak każdy inny, jeżeli jest tak samo zdeterminowany i ograniczony, to czy można powierzyć mu siebie, pozwolić, by prowadził na drodze duchowego zmagania?

 Czy sytuacja prowadzącego i prowadzonego nie jest odzwierciedleniem Jezusowego pytania: Czy może niewidomy prowadzić niewidomego? Czy nie wpadną w dół obydwaj? (Łk 6, 39). Jedynym widzącym jest przecież sam Jezus Chrystus. To On jest Drogą. Każdy zatem powołany do prowadzenia po tej Drodze musi najpierw sam być świadomy, że jest ślepcem, którego bielmo z oczu zdejmuje jedynie Jezus. Dlatego kierownik duchowy, jak niewidomy opisany w Ewangelii św. Marka, poddaje swój wzrok uzdrawiającej mocy Zbawiciela, by nie postrzegać ludzi „niczym drzewa”, by przejrzeć „zupełnie” i widzieć „jasno i wyraźnie” (por. Mk 8, 25). Tym samym pragnąc zobaczyć, „gdzie mieszka” Mistrz, i podążając za Nim, pozwolić prowadzić się przez Ducha Świętego. Bez mocy Ducha Świętego nic się w nim nie poruszy i nie przeobrazi, nie wniknie on w Tajemnicę życia i śmierci. Tylko tak przemieniony, pozbawiony duchowej katarakty, nie będzie prowadził na manowce duchowego zagubienia wszystkich napotkanych „niewidomych”. W sposób szczególny zależność ta dotyczy prezbiterów i biskupów, którzy z racji powołania wezwani są do towarzyszenia siostrom i braciom w życiowej pielgrzymce. „Jest kapłan jako świadek Chrystusa rzecznikiem ostatecznego powołania każdego człowieka do wiecznego życia w Bogu. Towarzysząc braciom, sam się też do tego przysposabia, albowiem kapłańska posługa pozwala mu zgłębiać swe własne powołanie do oddawania Bogu chwały przez uczestnictwo w życiu wiecznym. W ten sposób zbliża się do dnia, kiedy Chrystus powie do niego: Dobrze sługo dobry i wierny! [...] Wejdź do radości Twego pana! (Mt 25, 21)”.

Pierwszą i zasadniczą powinnością kierownika duchowego jest zatem zadbać o pogłębianie własnego życia duchowego, gdyż własnymi siłami naturalnymi nie jest on w stanie sprostać powołaniu do bycia pasterzem. Ponadto nie da innym tego, czego sam nie posiada. Prowadzenie duchowe nie jest bowiem rodzajem poradnictwa w stylu udzielania odpowiedzi na pytanie: Jak żyć, żeby nie bolało? Jest też czymś więcej jak rozwiązywaniem psychicznych komplikacji osobowych czy zachętą do uprawiania etycznego ogródka. Kierownictwo duchowe dotyczy zawsze całego człowieka, wszystkich komponentów jego ludzkiej natury (z uwzględnieniem status naturae lapsae). Posługa ta, będąc charyzmatem, domaga się asystencji Ducha Świętego. Nie może być nigdy redukowana do sprawności i osiągnięć nauk humanistycznych.

Również do kapłana odnoszą się słowa św. Pawła: jak długo pozostajemy w ciele, jesteśmy pielgrzymami, z daleka od Pana (2 Kor 5, 6). Jako kierownik duchowy, będąc „obcym i przybyszem”, paroikoi (por. 1 P 2, 11), każdy spędza „czas swego pielgrzymowania”, „pobytu na obczyźnie” „w bojaźni” (por. 1 P 1, 17). Wyruszywszy w drogę z powierzonym mu ludem, niczym Mojżesz, staje się na pustyni życia przewodnikiem dla wszystkich narażonych na miraże fatamorgany, pokusę powrotu do domu niewoli i zmęczenie. Kapłan, przewodnik duchowy, to także homo viator. Z perspektywy własnego doświadczenia na przebytym szlaku duchowego zmagania, asystowany przez Ducha Świętego, towarzyszy i wspiera, pokazuje właściwy kierunek. Georges Bernanos, posługując się poetyką języka literackiego, ukazuje w powieści Pod słońcem szatana, że nie jest to droga wolna od cierpienia, że ważna jest na niej wierność, trwanie i ofiara ze swego życia. „Jakże długa jest droga powrotna, długa droga! Droga pokonanych armii, droga zmierzchu, nieprowadząca nigdzie, w bezcelowym tumanie kurzu…! Trzeba jednak iść, trzeba chodzić, dopóki bije biedne stare serce - bez potrzeby, żeby spożytkować życie - ponieważ nie ma wypoczynku, dopóki trwa dzień, dopóki okrutna gwiazda patrzy na nas swym jednym okiem sponad horyzontu. Dopóki bije biedne stare serce”.

Może warto jeszcze dodać, że na tej drodze możliwe są także uwikłania we własne projekty i interpretacje. Kierownik duchowy, który błąkałby się w swoim wnętrzu, a przez to ocierał na przykład o gnostycyzm czy angelizm, utrudniałby i spowolniał tym samym zjednoczenie się z Chrystusem wszystkim prowadzonym przez siebie pielgrzymom. W pierwszym przypadku jego fałszywa duchowość zaciemniłaby Chrystusa przez przypisywanie naturalnym zdolnościom rozumu możliwości osiągnięcia iluminacji (oświecenia). W przypadku angelizmu deprecjonowanie intelektu spowodowałoby - jak zauważa Tomasz Merton - swoistą ślepotę miłości. Udrożnienie własnego serca jest zatem zasadniczą powinnością każdego kierownika duchowego, tak by jego inteligencja ukierunkowana na prawdę i przeniknięta miłością wskazywała u prowadzonych sióstr i braci te ugory duszy, które nie zostały jeszcze zagospodarowane łaską Ducha Świętego.

 

Powrót do serca

 

Przewodnik duchowy powinien podążać za pragnieniem penetracji serca. Już św. Augustyn postulował „powrót do serca”, możliwy jedynie przez „odnalezienie” Tego, bez którego serce pozostaje „niespokojne”. Serce jest pojęciem wieloznacznym bądź - jeśli wolimy - bogatym w znaczenia. Dla św. Grzegorza z Nazjanzu „serce czyste” z Psalmu 51 to inteligencja (dianoetikon), dla św. Tomasza związane jest ono z aktem wolnej woli (actus voluntatis). Używając terminu serce, pozostańmy na razie przy znaczeniu, jakie nadał pojęciu św. Augustyn. Chodzi tu raczej o „podstawę duszy”, a nie o poszczególne sfery wnętrza, takie jak rozum, wola czy uczucia. Rozumiane w ten sposób serce stanowi „niepowtarzalne osobowe centrum człowieka, w którym wszystkie jego moce mają swoje jedno źródło i do samej głębi wzajemnie się przenikają”.  Serce jest wtedy symbolem naszego istnienia i życia, „prawdziwym fundamentem osoby ludzkiej”.

Tradycja hezychazmu podpowiada, że należy odbyć podróż do swego serca, tam, gdzie spoczywa Boże słowo w nas. Usłyszeć to słowo można tylko wtedy, gdy uciszone zostaną pragnienia miłości własnej. Serce duchowego ojca musi być uspokojone (hezychia). Oznacza to stan zintegrowania osoby, osiągnięty dzięki łasce i własnemu duchowemu zmaganiu. Nie wystarczy przy tym dotarcie do doświadczenia wewnętrznego scalenia na etapie osobowego „ja”.
„Z religijnego punktu widzenia, indywidualne ja nie jest czymś ostatecznym. Dusza powołana jest do tego, by wykraczać poza samoświadomość, do tej głębiej leżącej krainy, na której wspiera się indywidualne bycie sobą”.  Mistrz Eckhart w jednym ze swych kazań powiedział, że ta „władza” wykraczania duszy z jednej strony „zwraca się ku czasowi i z nim jest związana”, ale z drugiej - „jest dziewicą i podąża za Barankiem, wszędzie dokąd On idzie. Ujmuje Boga w całkowitej nagości, w Jego istocie”.

W celu dotarcia do tak określonego przez nadreńskiego mistyka pokładu serca przewodnik duchowy jest wezwany, by władać czynami serca. Pośród ich wielości najistotniejsze to: „dobroć, bezinteresowność, miłość, milczenie, zrozumienie, prawdziwa pogoda ducha”. Nie ulegając przekonaniu, że to przecież jest oczywiste, proste i niepodlegające dyskusji, mozolnie wypracowuje on owe „czyny serca”, z których modlitwa stanowi na pewno istotną rolę. Dlatego, że modlić się, według Karla Rahnera, to znaczy „otworzyć serce Bogu”. Kierownik duchowy, pomagając w „odgruzowywaniu” ludzkich serc, sam musi nieprzerwanie zabiegać o duchową drożność osiąganą za pomocą rozwiniętego życia modlitwy. Warto zatem, by w gmatwaninie spraw bieżących miał świadomość, że serce jego nie jest „sercem zasypanym” bądź zasypywanym.

Zagłębienie się w sercu, dotarcie do wewnętrznej „izdebki” wiąże się z doświadczeniem obecności Boga. Można powiedzieć za Thomasem Philippe'em, że przez to osobiste odkrycie bycia kochanym i zanurzonym w Trójcy świętej kierownik duchowy zostaje scalany i integrowany, nabywa „świadomości miłości”, dzięki której zachowuje substancjalną jedność swej osoby, pomimo iż podlega nieustannemu procesowi zewnętrznych zmian w ciągu swego życia. Tylko w takiej przestrzeni, gdzie się jest przyjętym i kochanym, człowiek może także spotkać się „twarzą w twarz z demonicznymi siłami wszystkich dotychczasowych przeżyć, które trwają stłumione pod różnymi maskami, wykrętnymi słowami i pozami duchowymi”. Wędrowanie w głąb serca prowadzi nie tylko do odnalezienia miejsca, gdzie jest obecna przemieniająca miłość, to także odnalezienie prawdy o sobie. Przewodnik duchowy staje wobec tej prawdy bez lęku, bo przecież przenika go miłość. Potrafi rozróżnić mechanizmy własnej psyche od działania Bożego Ducha. Ukoronowaniem tej wędrówki pod przewodnictwem Ducha Świętego jest uciszenie namiętności, wejście w stan czystości serca. Tradycja chrześcijańska przekazuje nam, że przez to kapłan staje się posiadaczem narzędzi do uprawiania sztuki prowadzenia duchowego. Już św. Grzegorz Wielki mawiał: Ars est atrium regimen animarum („Sztuką ponad sztuki jest rząd dusz”). Kościół języka greckiego określa te duchowe sprawności jako: kardiognosis, diakrisis, dioratikos. Pozwalają one poznać i zrozumieć serce innego człowieka, rozeznać, od kogo pochodzą poruszenia w jego duszy (Boga czy szatana), oraz przejrzeć na wskroś ludzką powierzchowność i dojrzeć głębię intencji.

Z pułapu przemienionego i czystego serca kierownik duchowy wobec potrzebujących towarzyszenia duchowego pozbawiony jest póz i masek dobrotliwości, nie ma w nim gry, „ludzkiej komedii”, udawania ani pychy ustrojonej w nabożne grymasy. Wręcz przeciwnie, nabywa prostoty bycia i pokory, emanuje łagodnością, operuje językiem miłosierdzia, jakim jest współodczuwanie. Sam będąc pielgrzymem, otwiera gościniec swego serca dla tułaczy dźwigających ugór duszy, niezagospodarowany jeszcze tchnieniem Ducha Świętego.

 

„Uprawa” intelektu

 

W tradycji Kościoła wschodniego z sercem wiązano także funkcję umysłu. Greckie nous tłumaczy się jako „intelekt”, pojmując go jako zdolność intuicyjnego ujmowania rzeczywistości. W tej tradycji nous jest „kontemplatywną formą myśli”, w głębszym znaczeniu „organem zjednoczenia mistycznego”. Nie wykluczając takiego pojmowania inteligencji, kierownik duchowy nie może eliminować w swej posłudze funkcji umysłu, którą jest rozumowanie (racjonalizm). Winien pielęgnować w sobie i tę dziedzinę jako zadaną. Kontemplacja bowiem jest dopełnieniem rozumowania spekulatywnego. Bardzo istotne jest, aby w prowadzeniu duchowym kierować się wskazaniami wywodzącymi się z angażowania zdrowego rozsądku inspirowanego mocą Bożej łaski, pozostającego na usługach wiary. Tylko fałszywi kierownicy duchowi są z zasady aracjonalni. Prowadzenie duchowe domaga się zaangażowania rozumu. Niedopuszczalna jest zatem w tej posłudze postawa fideistyczna. Wspomniany św. Augustyn wyznawał pogląd: Intellige ut credas, crede ut intelligas! („Zrozum, byś wierzył, wierz, abyś rozumiał!”). Jezus Chrystus chce, byśmy uświęcali się mocą Jego łaski, posługując się naszymi naturalnymi władzami, także i rozumem podporządkowanym wierze i przykazaniom Boga. św. Jan od Krzyża pod tym względem jest bardzo stanowczy - „żadnemu stworzeniu nie wolno wychodzić poza granice, jakie Bóg mu zakreślił dla rządzenia nim w sposób naturalny. W tym więc celu postanowił dla człowieka granice naturalne i rozumowe, aby nim rządzić”. I zaraz po tym dodaje: „W widzeniach i objawieniach, i słowach nadprzyrodzonych Bóg zazwyczaj nie objawia takich rzeczy, które należą do rozumu. Żąda bowiem, by ludzie o ile tylko to możliwe, posługiwali się rozumem”. Św. Jan od Krzyża wyraźnie zachęca, by na początku drogi zaangażować swój umysł w poznanie zasad duchowych i filozofię. Podobnie św. Teresa z Avila zaleca swoim siostrom tych kierowników, którzy posiadają tę właśnie sprawność: „Potrzeba więc, byście zasięgały światła u mężów, posiadających ducha Bożego i naukę, jeśli nie możecie się stale u nich spowiadać”.

Kierownik duchowy, dbając o rzetelną „uprawę” umysłu, wypełnia w dziedzinie przyrodzonej swoją podstawową powinność. Jednak sprawność jego umysłu nie może wyczerpywać się jedynie w zakresie nabywania encyklopedycznej wiedzy czy przez zapisywanie na dysku pamięci dużej ilości informacji o świecie. W jego posłudze niedopuszczalna jest „turystyka” duchowa, ukierunkowana na karmienie ciekawości sensacjami czy tropienie nadzwyczajności. Kapłan prowadzący innych, duchowo skoncentrowany jest na poszukiwaniu prawdy służącej świętości. By zadość uczynić temu wymaganiu, nie może zapominać o trzech działaniach umysłu, o których wspomina tradycja tomistyczna. Pierwszym z nich jest „tworzenie pojęć oraz zatrzymanie się na treści, którą te pojęcia nam przekazują. To zatrzymanie się na treści duchowej pojęć jest pierwszym krokiem do kontemplacji. Jest to spoczęcie i wpatrzenie się w treść pojęcia”. Drugim działaniem umysłu jest łączenie pojęć, czyli formowanie sądu. Trzecim zaś łączenie sądów w rozumowanie. Kierownik duchowy nigdy nie może zaniedbywać swej pierwszej sprawności intelektualnej, umożliwiającej mu proste i bezpośrednie ujmowanie świata w jego złożoności. Pozwala mu to na nabywanie umiejętności kontemplacji naturalnej. Rzecz jasna, pośród wspomnianych trzech działań naszego umysłu powinna panować harmonia i wzajemna zależność. Niestety, w cywilizacji europejskiej element racjonalności (trzecie działanie) stawał się często i pozostaje nadal absolutyzowany, przy jednoczesnym ignorowaniu wspomnianego naturalnego czynnika kontemplacyjnego intelektu. Kategoriami chroniącymi przed tą tendencją są: realizm, obiektywizm i uniwersalizm rozumowania. W praktyce posługi kierownika duchowego oznaczałoby to, że nie może on odnosić się jedynie do swego „ja”, ale także do otaczającej rzeczywistości. Ponadto w swym oglądzie ma brać pod uwagę wszystkie możliwe objawy tejże rzeczywistości. W tradycji myśli tomistycznej uwzględnianie owych trzech kategorii (realizmu, obiektywizmu, uniwersalizmu) prowadzi do nabycia sensus catholicus, który wraz z wymaganym poczuciem odpowiedzialności objawia umysłowość człowieka, zdatnego do duchowego prowadzenia innych.

W przekonaniu kierowników duchowych tej miary, co św. Jan od Krzyża, inteligencja nigdy nie przekreśla kontemplacji, która z natury swej jest intuicyjna. W tej perspektywie zadaniem tejże inteligencji jest rozpoznawanie i oddalanie wszystkich głosów, które nawet w dobrej woli mogą niepokoić przez nadmierny aktywizm umysłu i woli, przeszkadzający w przyjęciu natchnienia pochodzącego bezpośrednio od Ducha Świętego. Jak twierdzi Tomasz Merton, za mistykiem hiszpańskim: inteligencja powinna, w wierze „otwierającej drogę dla miłości wlanej”, „utrzymywać duszę w czystości i skupieniu”.

Przewodnik duchowy pozostający w szkole Ducha Świętego nie może lekceważyć prawdy, iż spośród siedmiu darów tegoż Ducha Świętego aż cztery dotyczą umysłu. Są nimi dary: mądrości, rozumu, wiedzy i rady. „I tak, przez dar mądrości Duch Święty uczy kapłana patrzeć na wszystko w świetle Ewangelii i pomaga mu dostrzegać we własnym życiu i w doświadczeniach Kościoła tajemniczy zamysł miłości Ojca; przez dar rozumu pomaga mu głębiej wniknąć w prawdy objawione i przynagla go, by z mocą i przekonaniem głosił radosną nowinę zbawienia; przez dar rady Duch oświeca sługę Chrystusa, aby umiał kierować swoim działaniem wedle zamysłów Opatrzności, nie zważając na osąd świata [...]; przez dar wiedzy uzdalnia go do zrozumienia i akceptacji tajemniczego niekiedy splotu przyczyn wtórnych z pierwszą Przyczyną wydarzeń dokonujących się we wszechświecie”.

Wspomniane dary rozlewają się w odpowiadających im naturalnych sprawnościach człowieka. Ojciec duchowy, zabiegając zatem mozolnie o naturalną sprawność potencjału, jaki zawiera umysł, jeśli tylko nie zabraknie mu pokory i miłości, nosi w sobie przygotowane naczynie inteligencji, w którym rozlewają się wspomniane dary Ducha Bożego, dając w efekcie zdolność rozeznawania, rozróżniania, rozumienia i naturalnej kontemplacji świata stworzonego i nadprzyrodzonego. Współpraca Ducha Świętego wraz z wysiłkiem człowieka przynosi w jego duszy obfity owoc.

 

Imperatyw miłości

 

Bycie przewodnikiem duchowym nie sprowadza się - jak wiemy - do poradnictwa, wypisywania recept, ukazywania wiedzy o Ojcach pustyni. André Louf pisał, że w tej sztuce „najważniejsza jest iskra życia, którą jedna osoba ma przekazać drugiej. I nie ma to być jakiekolwiek życie, lecz życie samego Boga, światło i moc Jego Ducha”. To, co nadprzyrodzone, przenika przyrodzone w jakości relacji pomiędzy osobą, która doświadczyła, spotkała osobowego Boga, a osobą pragnącą zainicjować bądź pogłębić to doświadczenie.

Jakościową kategorię takiego kontaktu pomiędzy ojcem duchowym a powierzającym mu się człowiekiem stanowi miłość, ze swej definicji zawsze relacyjna. Ojciec duchowy przez „udrożnione” ascezą i modlitwą serce, kontemplujący w sposób naturalny wyzwalającą moc Prawdy, musi się stawać człowiekiem przenikniętym miłością nadprzyrodzoną. Bóg nie ofiaruje nam jedynie istnienia w porządku przyrodzonym, którego determinanty czasu i przestrzeni nieustannie odczuwamy. Daje nam życie w porządku wewnętrznej jedności Osób Trójcy świętej. Związek ten przynosi człowiekowi nowe narodzenie. Jeśli się ktoś nie narodzi powtórnie, nie może ujrzeć królestwa Bożego (J 3, 3). Przewodnik na drogach tego nowego rodzenia się człowieka jest niczym akuszerka asystująca przy porodzie. Na nowo zrodzić człowieka w Jezusie Chrystusie może tylko Duch Święty, który jest Duchem miłości. Asystujący przy zrodzeniu pozostaje „sługą nieużytecznym”, świadkiem cudu przemiany powierzającego się mu pod opiekę człowieka. Jego serce przeniknięte Duchem Świętym wprowadzone jest w stan miłości, bez której nie jest w stanie nic zrobić. Jest świadomy, że tylko nadprzyrodzona miłość nadaje sens życiu przyrodzonemu i ostateczną wartość życiu po śmierci. Świadomość ta wyzwala w nim prostotę serca i radykalną pokorę, pozwalającą przyjąć bez zniekształceń dar miłości od Boga. Otrzymawszy - rozdaje, staje się błogosławieństwem wszędzie tam, gdzie spotyka ludzi. Z relacji wszystkich tych, którzy doświadczyli ojcostwa Thomasa Philippe'a, wynika, że nawet samo przebywanie z dominikaninem przyczyniało się do odnowienia poczucia sensu i wydobywało z mętnych pokus ocierania się o zwątpienie czy głębokiego smutku spowodowanego cierpieniem.

Kierownik duchowy winien czynić wszystko, by swoją miłość zwaną przez greków erosem, odkrywaną na poziomie normalnego doświadczenia ludzkiego, dopełnić miłością agape, której dawcą jest sam Bóg, źródło wszelkiej miłości. Benedykt XVI w encyklice Deus Caritas est wyraźnie zaznacza, że te dwa wymiary tej samej miłości nie mogą się od siebie oddalać, ponieważ „wiara biblijna nie buduje jakiegoś świata równoległego czy [...] sprzecznego z istniejącym pierwotnie ludzkim zjawiskiem miłości, lecz akceptuje całego człowieka, interweniując w jego dążenie do miłości, aby je oczyścić, ukazując mu zarazem jej nowe wymiary”. O ile eros charakteryzuje się tęsknotą, podążaniem wzwyż i motywowana jest wartością (dobrem) przedmiotu, ku któremu zmierza, to agape sama tworzy wartości, jest zniżaniem się do przedmiotu kochanego, aż po ofiarę. To ona jest źródłem miłości określanej jako filia, miłości przyjacielskiej, domagającej się wzajemności. św. Jan, zapisując zdanie: Bóg jest miłością (1 J 4, 8. 16), umieścił agape w centrum swego objawienia. W jego ujęciu jest to miłość substancjalna, która była na początku i objawi swą moc zbawczą w swej pełni przy końcu czasów w Jezusie Chrystusie.

Literackim przykładem ojcostwa przenikniętego miłością Bożą w znaczeniu greckiej agape jest postać starca Zosimy w Braciach Karamazow. W powieści tej niezwykle sugestywnie przedstawiony jest także bolesny proces rodzenia się do przyjęcia takiej miłości, rodzenia się samej zdolności bycia ojcem. Alosza, duchowe dziecko Zosimy, obdarowany jest w książce nie tylko „miłością namiętną”, greckim erosem. Zastajemy go jako przynaglanego odczuwaną w sercu koniecznością „miłości aktywnej” (caritas). Obecny pośród ludu, określany wręcz „aniołem”, pozostaje realistą w sensie mocnego osadzenia w rzeczywistości ziemskiej. Z nakazu swego ojca duchowego, w celu jeszcze doskonalszego realizowania miłości aktywnej, zobligowany został do bycia blisko swoich rodzonych braci, ma im pomóc: jednemu w zapanowaniu nad namiętnością zmysłową i uczuciową, drugiemu w wydobyciu się z meandrów racjonalizmu „nieusercowionego”. Śmierć starca Zosimy objawia chwilowy, choć niezwykle głęboki kryzys Aloszy. Zaczyna się on w momencie, kiedy Alosza zapomina o swoich braciach Dymitrze i Iwanie (także o ojcu małego Iliuszy, któremu obiecał pieniądze). Wszystko wskazuje, że spowodowany jest on przez grzech lenistwa serca, czyli acedię, a uwidacznia się na poziomie wiary i czystości serca. Przy marach mistrza Alosza oburzony jest na ludzi oczekujących na cud, który potwierdziłby świętość zmarłego. W konsekwencji powtarza wcześniejszy grzech swego brata Iwana. Jak pisze Dostojewski: „Boga swojego kochał i wierzył w Niego niezachwianie, chociaż nagle zbuntował się przeciw Niemu”. Oburza się nie na głupotę ludzi, lecz w imię „najwyższej sprawiedliwości” urąga Opatrzności Bożej: „Gdzie tu Opatrzność i palec Jej?”. Następna scena z Gruszeńką dopełnia ten obraz kryzysu, na moment upodabniając Aloszę, przynajmniej w sferze intencji, także do brata Dymitra. Nieszczęśliwa noc impasu kończy się jednak zwycięstwem agape w jego sercu. Już w domu Gruszeńki pozwala mu ona przekroczyć pokusę namiętności skierowanej do tej kobiety. Ta widząc stan duchowy Aloszy, z perspektywy własnego cierpienia i pragnienia miłości przebaczającej, głęboko mu współczuje i ocala, nie wykorzystując jego stanu „strapienia duszy”. On odwzajemnia się i nazywa Gruszeńkę „siostrą”, co jest wyrazem miłosierdzia wobec najgłębszego odczuwania duchowego cierpienia, jakie odnalazł w jej sercu. Dopiero po tej próbie pojawia się cud, na który nie doczekali się żądni nowinek gapie. Alosza powróciwszy do kaplicy, słysząc czytany przez mnicha tekst o cudzie w Kanie Galilejskiej, przeżywa mistyczne spotkanie ze swoim ojcem Zosimą, zapraszającym go na gody w Kanie. W przedłużeniu tej chwili opuszcza kaplicę ze spoczywającymi w niej zwłokami starca i już na zewnątrz, upadłszy, całuje ziemię jako znak zjednoczenia w miłości z całym stworzonym kosmosem. Dostojewski nie pozostawia wątpliwości, iż bolesny i krótki moment z życia literackiego Aloszy był próbą opisu duchowego narodzenia się nowego człowieka. „Padł na ziemię jako słaby młodzieniec, a podniósł się jako niezłomny wojownik. [...] Ktoś nawiedził wówczas moją duszę! - mówił później z głęboką wiarą w swoje słowa”.

Przytoczenie powyższej sceny uświadamia nam, jak bolesny i trudny może być proces wkraczania ludzkiego erosa w obszar Boskiej agape. Metanoia ludzkiego wnętrza dokonuje się na ziemi, gdzie nie sposób nie brać pod uwagę tego, że po dwóch pierwszych rozdziałach Księgi Rodzaju napisano i ten trzeci. Dla chrześcijanina jednak to nie misterium iniquitatis stanowi ostateczne odniesienie w niełatwym doświadczaniu człowieczeństwa w codzienności. Wydarzenie Wielkanocne upewnia nas już od dwóch tysięcy lat, że życie odzyskuje każdy, gdy zagłębia się całą swoją osobą w inne misterium - misterium pietatis.

Każdy, kto obdarowany został przez Boga charyzmatem bycia przewodnikiem na drogach duchowego życia, musi uwzględniać w swojej posłudze wspomniane powyżej aspekty zaangażowania osobistego w rozwój duchowy. Te trzy aspekty, czyli „powrót do serca”, uruchomienie zdolności kontemplatywnej inteligencji, a nade wszystko pragnienie przebóstwienia swej osoby mocą miłości agape, to jedynie trzy kreski obrazu tego szczególnego powołania, którego autorami są Bóg i człowiek. Nie jest to oczywiście szkic wyczerpujący. Choć zwraca uwagę na kwestie podstawowe, to przecież nie może wyczerpywać Tajemnicy. Każdy bowiem kapłan wezwany przez Boga i Kościół do spełniania tej posługi staje się świadkiem duchowego „rodzenia” się człowieka dla Boga. Ta jedyna przygoda - bycia świadkiem „ponownych narodzin” - rozkłada się na wiele etapów, takich jak noszenie powierzonego sobie dziecka duchowego w sercu, asystencja przy jego porodzie, karmienie go Bożą prawdą, nauka stawiania kroków bez upadania, powtarzanie gramatyki języka miłości, w końcu odejście duchowego dziecka, które na tyle dojrzało w wierze, iż stało się zdolne do podjęcia misji odpowiedzialnego głoszenia Chrystusa w świecie.

W styczniu 1994 roku bł. Matka Teresa z Kalkuty na spotkaniu ze studentami rzymskiego uniwersytetu „La Sapienza” powiedziała jako kierownik duchowy pokolenia przełomu tysiącleci: „Owocem ciszy jest modlitwa, owocem modlitwy jest wiara, owocem wiary jest miłość, owocem miłości jest służba, owocem służby jest pokój”. Warto w posłudze ojcostwa duchowego pamiętać o prostocie i logice tego zdania.

 

Ks. Dariusz Jastrząb

Życie Duchowe nr 48

Teresa z Ávila i Jan od Krzyża - Giorgio Fedalto

0x08 graphic
Pisma Teresy z Ávila dają nam w sposób szczególny możliwość zbliżenia się do rzeczywistości świata nadprzyrodzonego dzięki nieustannym, osobistym doświadczeniom, które święta opisuje. Z jej pism wyłania się obraz mistyczki, a jednocześnie mistrzyni życia duchowego, której doświadczenie przez wieki było pomocne w uważnej i ostrożnej ocenie tego typu zjawisk.

Celem świętych jest dążenie do doskonałości chrześcijańskiej. Teresa wiedziała dobrze, że do osiągnięcia tego stanu łaski mistyczne, wprowadzające w bliskość ze światem nadprzyrodzonym, nie są niezbędne. Uznawała jednak, że są one bardzo pomocne we wzroście w miłości, w praktykowaniu cnót, w przezwyciężaniu trudności i cierpień. Zwyczajna droga, będąca obowiązkiem osoby zakonnej, to droga modlitwy. W swej autobiografii Teresa wyjaśnia, że u początku jej doświadczeń mistycznych była „modlitwa odpocznienia, a niekiedy także modlitwa zjednoczenia”, chociaż wtedy nie pojmowała jeszcze, co one znaczą. Było to ważne doświadczenie, gdyż utrwalało w niej przekonanie, że osobiste spotkanie z Bogiem jest możliwe bez pośrednictwa, a drogą i bramą ku temu jest modlitwa, która stała się czymś nieodzownym w ciągu całego jej życia. Stopniowo doświadczenia mistyczne Teresy wzrastały, a ich szczegółowy opis pozwala na ich bardzo jasne zrozumienie.

Otwarcie się rzeczywistości świata nadprzyrodzonego przed człowiekiem wymaga jednak zawsze bezpośredniej interwencji Boga, który wychowując, prowadzi przez kolejne etapy duchowego wzrostu. W swej autobiografii Teresa pisze: „Pewnego dnia, gdy rozmawiałam z jedną osobą w samym początku mojej z nią znajomości, spodobało się Panu [...] ostrzec mnie [...]. Ukazał mi się Chrystus Pan, stając przede mną z bardzo surowym obliczem i oznajmiając mi przez to, jak te świeckie rozmowy moje Go zasmucają. Widziałam Go oczyma duszy jaśniej, niż mogłabym Go widzieć oczyma cielesnymi, i widok ten tak wyryty pozostał w pamięci mojej, że dziś jeszcze, po upływie więcej niż dwudziestu i sześciu lat, zdaje mi się, że mam Go przed sobą obecnego. Byłam tym mocno przestraszona i strwożona...”.

Był to tylko początek. Istotne jest tu właściwe zrozumienie jej stwierdzenia, że widziała „oczyma duszy” jaśniej, niż mogłaby widzieć „oczyma cielesnymi”. Teresa twierdziła bowiem od początku, że niemożliwe są widzenia cielesne Chrystusa, który wstąpiwszy do Nieba, nie powraca więcej na ziemię w swym ciele. Odwołując się do terminologii ustalonej w tej sprawie, możemy więc mówić o widzeniach w wyobraźni i w umyśle. Teresa utrzymywała, że nie widziała przedmiotu swych widzeń oczyma ciała; innymi słowy, przedmiot widziany nie był jej dany w swej rzeczywistości, nawet jeśli wtedy nie wiedziała, „że można widzieć rzeczy inaczej niż samymi tylko oczymi ciała”. Dodawała również, iż nieznajomość ta przyniosła jej szkodę, gdyż diabeł wmawiał jej, że to rzecz niepodobna, że jest to złudzenie. Stąd też wtedy nie wyciągnęła odpowiedniej nauki z otrzymanych widzeń.

Kiedy jednak Bóg decyduje się zainterweniować, nie można temu przeszkodzić. „Innym razem, gdy byłam w towarzystwie tejże osoby, ujrzałyśmy — i inne, które były z nami — podchodzące ku nam coś w rodzaju wielkiej ropuchy, tylko bez porównania szybsze w ruchach [...]. Nie mogłam pojąć, skąd mógł się wziąć w biały dzień taki płaz”.

Autobiografia Teresy pozwala na wyodrębnienie różnych zachowań się jej duszy w obliczu objawień pochodzących ze świata nadprzyrodzonego albo mówiąc teologicznie, w obliczu łaski, którą Bóg ją obdarzał! W nowym etapie swego życia Teresa wyznaje, że uświadomiła sobie głęboko swą nędzę, czyli dokonała zasadniczego przejścia od polegania na samej sobie do mocniejszego oparcia się na Bożej łasce, aby ta mogła ją pełniej przeniknąć. Jak pisze, pewnego razu podczas przygotowania do modlitwy uczuła, że nagle przeniknęło ją tak żywe uczucie obecności Bożej, że żadną miarą nie mogła wątpić o tym, że On jest w niej a ona cała w Nim pogrążona. Pojmowała, że takich łask Bóg użycza „tylko tym, którzy już nabyli doskonałej czystości sumienia”, a dopiero później zrozumiała, że w ten sposób Bóg także przyciąga do siebie całkowicie duszę jeszcze niedoskonałą. Stało się wówczas jasne, że to, co dokonywało się w niej, miało charakter nadprzyrodzony, a dowodem tego był fakt, iż rzeczy nadprzyrodzone były od jej woli niezależne: „Czasem gdy przychodziły, nie mogłam się im oprzeć, czasem znowu, gdy chciałam, nie mogłam ich przywołać”. Teresa zrozumiała więc, że tego rodzaju zjawiska mogą być „albo bardzo dobre, albo bardzo złe”.

Tego rodzaju kontakty ze światem nadprzyrodzonym były dla niej znacznym problemem głównie dlatego, że nie otrzymywała stosownej rady na ich temat. Jedni radzili jej, by nie dowierzała tego rodzaju zjawiskom, inni zaś dodawali jej odwagi. Po tym, jak spowiednik doradził jej modlitwę do Ducha Świętego o światło, opowiada: „pewnego dnia, po długim rozmyślaniu i błagalnej do Pana modlitwie, [...] przyszło na mnie zachwycenie tak nagłe, że prawie całkiem odeszłam od siebie; nie mogłam żadnej o tym mieć wątpliwości, bo rzecz była jawna. Było to pierwszy raz, że mi Pan użyczył tej łaski zachwycenia. Usłyszałam te słowa: Nie chcę już, byś obcowała z ludźmi, tylko z aniołami”.

W opisanym przypadku Teresa po raz pierwszy przeżywała stan tego rodzaju zachwycenia. Zjawisko to przypomina podobne przypadki przedstawiane przez Pawła, Piotra, Jana, Hermasa... Wrażenia doświadczane i opisane przez Teresę miały więc wielu słynnych poprzedników. „Bardzo się przelękłam, ponieważ uniesienie ujawniło się z gwałtownością, a słowa zwrócone ku mnie usłyszałam w najgłębszych pokładach duszy”. Teresa była już w stanie rozróżniać doświadczane zjawiska mistyczne, począwszy od istoty stanu mistycznego, który znajduje się w Boskim przekazie, aż po skutki drugorzędne i dodatkowe. Zachwycenie przynależało do pierwszej grupy, to jest do skutków nadzwyczajnych, w skład której — jak wylicza w Sprawozdaniach duchowych — wchodziły także: porwanie, wyniesienie, lewitacja, uniesienie ducha, poryw, pęd oraz zawieszenie zmysłów.

W momencie doznawania zachwycenia światło i miłość Boża wdzierają się niejako we władze duchowe. Stan ten przypomina słodką śmierć: „Śmierć, mówię, zupełna, bo dusza ta jest oderwana od wszelkich czynności, które spełnia, mieszkając w tym ciele; słodka, mówię, i rozkoszna, bo choć dusza jest zatrzymana w więzieniu swoim, to przecież się z niego jakoby wyzwala, aby się cała pogrążyła w Bogu”. Teresa mówi również, że powodem zachwycenia jest słabość bytu ludzkiego, który nie doznał jeszcze przemiany w Bogu. Z chwilą jednak, gdy poprzez zaślubiny duchowe stanie się oblubienicą Chrystusa, tego rodzaju zachwycenia zdarzają się coraz rzadziej, właściwie ustają. Teresa, uważając zachwycenie za część składową drogi mistycznej, która udzielana jest przez Boga również duszom niedoskonałym w celu nawrócenia, podkreśla także, że widzenia, słowa wewnętrzne oraz objawienia są zjawiskami niejako przeznaczonymi szczególnie dla tych osób, które wezwane są do zniesienia prób „wprost nieznośnych”. Inne zjawiska, które temu towarzyszą, jak: lewitacje, zawieszenia zmysłów, niewrażliwość na cierpienie, traktuje ona jako konsekwencje oddziaływania Bożego na ciało. Mogą one również spowodować szkodę na zdrowiu. Pozostałe przejawy Bożego działania, które dusza musi wytrzymać, powodują natomiast dobroczynne i trwałe skutki.

Wraz z przeżyciem stanu zachwycenia rozpoczyna się wielkie nawrócenie Teresy. W jednej chwili zmieniła się całkowicie i od tego momentu nie „istniała potrzeba nakazu”. Bóg mógł mówić do niej „bardzo często”.

Również ten etap jej życia jest bardzo ważny, a Teresa opisuje go szczegółowo. W chwili gdy Pan mówi do niej, „są to słowa zupełnie wyraźne, ale uszyma ciała ich nie słychać, a przecież rozumie się je bez porównania jaśniej, niż gdyby się je słyszało, i uchylić się od rozumienia ich, jakkolwiek by się kto opierał, usilność daremna”. Słowa mowy Bożej, „choćby nam niemiłe, zmuszają nas do słuchania, i rozum, czy chce, czy nie chce, musi uważać na to i rozumieć, co Bóg chce”. Teresa próbowała na próżno „prawie dwa lata” opierać się temu!

To, co święta opowiada, nie jest niczym nowym w historii objawień świata nadprzyrodzonego. Wystarczy przypomnieć sobie wspomniane relacje na ten temat Apostołów i Ojców Kościoła. Nowością jest świadomość tego faktu ze strony Teresy oraz opis przedstawionych przez nią wewnętrznych przeżyć. Na podstawie znanej sobie teorii rozróżnia ona trzy rodzaje widzeń: cielesne, w wyobraźni oraz umysłowe. Co do pierwszych, które charakteryzują się dostrzeganiem przedmiotów oczyma ciała, twierdzi, że nie były jej dane. Postrzeganie wewnętrzne, w którym środkiem przekazu jest wyobraźnia i fantazja, określa jako widzenie „oczyma duszy”. Widzenie umysłowe opisuje natomiast w następujący sposób: „W dzień chwalebnego św. Piotra, będąc na modlitwie, ujrzałam tuż przy sobie, czyli raczej uczułam, bo oczyma ciała ani oczyma duszy nic nie widziałam, uczułam więc, tak mi się zdawało, tuż przy sobie obecnego Chrystusa Pana, i wyraźną, jakby naoczną miałam pewność, że to On do mnie mówi [...]. Zdawało mi się, że ciągle mam przy boku Pana Jezusa, choć nie widziałam postaci Jego, bo widzenie to nie było w wyobraźni; czułam jednak bardzo wyraźnie, że On wciąż stoi przy mnie z prawej strony i że widzi wszystko, co robię”.

Również w Twierdzy wewnętrznej powraca do tego rodzaju widzenia umysłowego, wyjaśniając lepiej to zjawisko: „Otóż bywa tak, że w chwili, gdy dusza ani się spodziewa, by miała otrzymać taką łaskę i nigdy jej nawet przez myśl nie przeszło, by mogła na coś podobnego zasłużyć, nagle czuje przy sobie Pana naszego Jezusa Chrystusa, choć Go ani oczyma ciała, ani wzrokiem wewnętrznym nie widzi. Nazywają to, nie wiem dlaczego, widzeniem umysłowym”.

W widzeniach w wyobraźni „oczy duszy” postrzegają natomiast wewnętrznie dostrzegalny zmysłami obraz. Stąd też mogła widzieć Jego ręce, „a był to widok tak zachwycający, że nie mam słów na opisanie go [...]. W kilka dni później ujrzałam boskie Jego oblicze, które mię pięknością swoją jakby całe pochłonęło”. Opowiada również, że różnego rodzaju widzenia pojawiały się u niej na zmianę, a w ostatnich latach życia miały charakter nade wszystko widzeń umysłowych. Zobaczywszy „najświętsze Człowieczeństwo ChrystusaR.;, napomknie przy tym, że choćby całe lata wysilała wyobraźnię na zmyślenie i przedstawienie takiej piękności, to nigdy by tego dokazać nie zdołała ani nie umiała. „Piękność ta, choćby samą jasnością i blaskiem swoim przewyższa wszystko, cokolwiek człowiek na tej ziemi zdoła sobie wyobrazić”. Doda również, że było to widzenie w wyobraźni: „Widzenia tego [...] ani żadnego innego nigdy nie widziałam oczyma ciała, tylko zawsze oczyma duszy”.

Innym razem pisała, że Pan wyjaśnił jej, iż udzielił jej również innych widzeń niż tych w wyobraźni i „że pośród łask, którymi mnie obdarza, nie ma stałej reguły, ponieważ jednego dnia jest właściwe, że czyni to w ten sposób, a drugiego w inny”. Jak wspomnieliśmy, Teresa — na podstawie ukazującego się jej w widzeniu Jezusa — była przekonana, iż pojęła „z niektórych Jego słów, że po Jego wstąpieniu do Nieba nigdy nie zstąpił na ziemię, aby udzielać się ludziom inaczej niż w sakramencie Eucharystii”. Nie oszukiwała jednak siebie, wmawiając sobie, że to, co przeżywa, jest złudzeniem. Kiedy Teresa widzi Chrystusa, jest to „wyobrażenie żyjącego”, a nie obraz czy podobieństwo, podobne do Jego wizerunków malowanych na płótnie. „Nie jest to martwa podobizna człowieka, ale jest to Jezus Chrystus żywy, okazujący się człowiekiem zarazem i Bogiem, nie jakim był, leżąc w grobie, ale jakim wyszedł z grobu po zmartwychwstaniu swoim”.. Stwierdza również, że we wnętrzu swej duszy widziała Go zwykle „jasno jak w zwierciadle odbijającego się na wszystkich częściach mojej duszy”.

Teresa poświęca szczególną uwagę widzeniom umysłowym Trójcy świętej, pojmując, w jaki sposób Bóg udziela się jej w relacji Boskich Osób. Stwierdza jednoznacznie, że widzi trzy Osoby Boskie wewnątrz niej i czuje ich obecność wewnątrz duszy, jak rozmawiają i wszystkie trzy przemawiają do niej. W Sprawozdaniach duchowych udziela długiego opisu Trójcy Przenajświętszej, na podstawie „widzenia w wyobraźni”, podczas gdy kiedy indziej dostrzega Ją w „widzeniu umysłowym”. Wyjaśnia również, że Osoby Przenajświętszej Trójcy nie znajdują się „wszystkie trzy w jednej tylko Osobie, na wzór tego, jak maluje się Je na obrazach, czyli jako postać z trzema obliczami”. Tego rodzaju wierzenia są typowe dla ludzi prostych. „Są to trzy oddzielne Osoby, które pozwalają się widzieć i do których można mówić oddzielnie [...], miłują się, udzielają się sobie nawzajem i znają się [...], mają tylko jedną wolę, jedną moc i jedną władzę, stąd też żadna z Nich nie może uczynić niczego bez udziału innych”.

Widzeniom towarzyszą inne zjawiska. Teresa opisuje przebicie serca, powtarzające się kilkakrotnie: „Widziałam anioła, stojącego tuż przy mnie z lewego boku, w postaci cielesnej. W taki sposób nigdy nie widuję aniołów, chyba bardzo wyjątkowo [...]. Nie był wysokiego wzrostu, mały raczej a bardzo piękny [...]. Ujrzałam w ręku tego anioła długą włócznię złotą, a grot jej żelazny u samego końca był jakoby z ognia. Tą włócznią, zdało mi się, kilkakrotnie serce mi przebijał, zagłębiając ją aż do wnętrzności. Za każdym wyciągnięciem włóczni miałam to uczucie, jakby wraz z nią wnętrzności mi wyciągał; tak mię pozostawił całą gorejącą wielkim zapałem miłości Bożej”. Opowiada jeszcze o doświadczeniu wielkiego bólu, który choć duchowy, a niecielesny, sprawiał, że również ciało miało w nim udział. Ból sprawiało jej również przeżywanie tych zjawisk w obecności innych, choć niektórzy spowiednicy i doradcy ją uspokajali.

Jeśli chodzi o spowiedników, Teresa stwierdzi, że woli spowiednika wykształconego, choćby nie posiadał doświadczenia, od spowiedników niewykształconych, choć cnotliwych. W życiu mistycznym w obliczu oszustw i udawanego naśladowania Teresa była w stanie jednoznacznie rozpoznać fałszywy mistycyzm. Jest interesujące, że właśnie ona, jako doświadczona w widzeniach, pisze, że jest podejrzane ujarzmianie samego siebie, gdy nie ma ku temu powodu. Jest bowiem przekonana, że postawa taka pozbawia prawdziwej wolności ducha oraz że „wiele znaczy nauka dla udzielenia nam światła, a jeśli znajdziemy kapłana naukę i cnotę posiadającego, wiele nam pomoże”..

Spotkania Teresy ze światem nadprzyrodzonym są przebogate. I tak, mówiąc o modlitwie nadprzyrodzonej, stwierdza, że nie można jej „nabyć naszą przedsiębiorczością i sumiennością, chociaż — co bardzo użyteczne — można uczynić wiele celem przygotowania się na przyjęcie tej łaski”. W V rozdziale Sprawozdań duchowych określa jej skutki jako: zjednoczenie, porwania, zawieszenia zmysłów, „wewnętrzne skupienie odczuwane w duszy”, pokój i spokój wewnętrzny, czyli „tak zwany sen władz, który odróżnia się od porwania tym, że władze nie są całkowicie wyłączone ani całkowicie zawieszone, wreszcie zjednoczenie, zachwyty i odejścia od zmysłów”. W stanie uniesienia dusza „umiera powoli wobec wszystkich rzeczy zewnętrznych aż do punktu utraty używania zmysłów, pragnąc żyć nie inaczej jak tylko w Bogu”. „Natomiast porwanie następuje przez zwyczajne poznanie”, obecne „w głębokościach duszy, i wdziera się do jej wnętrza z taką mocą, że dusza ma wrażenie przeniesienia ponad samą siebie, aż wydaje jej się, że opuściła ciało”. To jednak nie wszystko. Są także możliwe: „wzniesienie ducha”, „porywy”, a także „rodzaj rany, która wydaje się zadana w duszy”. W obliczu takiej obfitości darów mistycznych Teresa wyraża przekonanie, że pojmuje dobrze, kiedy Bóg je wzbudza, natomiast ze swej strony „nigdy nie pozwoliła sobie prosić o nie Boga”, by pozwolił jej poznać cokolwiek. „Bałabym się bowiem jakiegoś podstępu wyobraźni albo oszustwa diabła”.

Teresa nie byłaby mistyczką w pełnym tego słowa znaczeniu, gdyby nie zaznała także bólu niemożliwości „widzenia”! Jest to doświadczenie nieobecności Boga. Opisując swe cierpienie będące jakby umieraniem, stwierdza: „dusza rozpacza z powodu nieobecności Boga”; „czułam, że umieram z pragnienia widzenia Boga”. Bóg ukrywa się przed nią, „rani duszę”, aby oczyścić jej zmysły i ducha i w ten sposób oddzielić ją od jej odczuwania. Nieobecność Boga jest także piekłem, które widziała i zaznała, jak opisuje w Księdze życia: „Jednego dnia w czasie modlitwy znalazłam się cała, z duszą i z ciałem w jednej chwili, sama nie wiem jak, w duchu przeniesioną do piekła. Zrozumiałam, że Pan chce mi ukazać miejsce, które czarci mieli dla mnie zgotowane i na które zasłużyłam za grzechy swoje. Trwało to bardzo krótko; ale choćbym jeszcze wiele lat żyć miała, niepodobna, zdaje mi się, by mi ta chwila wyszła kiedy z pamięci”. I opisując dalej, pisze: „Ciemny i ciasny loch [...], błoto [...] wydające z siebie woń zaraźliwą”. Dlatego też pragnienie ocalenia grzeszników staje się jej nieustanną troską. Wciąż nurtuje ją pytanie, jak uczyć prawdziwej wiary „miliony dusz”, które jej nie poznały.

Tego rodzaju niewyobrażalnie głębokie doświadczenie świata nadprzyrodzonego zaskakuje, ponieważ Teresa przy każdej okazji zapewnia o własnej niewiedzy w sprawach teologicznych. Nie widząc Boga, odczuwała jednak zawsze blisko siebie Jego osobową obecność. „Wydaje się [...], że od razu znajdujemy Tego, z kim chcemy rozmawiać i mamy świadomość tego, że On nas słyszy”. „Zdarzało mi się, że znienacka przenikało mię takie żywe uczucie obecności Bożej, że żadną miarą nie mogłam wątpić o tym, że On jest we mnie albo ja cała w Nim pogrążona”. Nie był to jednak jakiś rodzaj poznania teoretycznego, ale raczej bezpośrednie doświadczenie Boga, w którym winna niejako zawrzeć siebie tak, jak to usłyszała pewnego dnia: „Nie trudź się, aby zawrzeć Mnie w tobie, lecz staraj się, aby zawrzeć siebie we Mnie”. Poznając i widząc Boga, była w stanie stopniowo poznawać także samą siebie, odkrywając miejsca wewnętrzne, w których Bóg mówi do duszy i powiada jej „rzeczy najbardziej tajemne”.

Nie budziłby zdziwienia fakt, gdyby Teresa, uznając wagę i wyjątkowość swoich doświadczeń mistycznych, podtrzymywała je i doradzała je innym, ponieważ „służą wielce, aby oddawać chwałę Panu, ukazując Jego dobroć”. Będąc tego zdania, stwierdzała jednak z całą mocą, że „tych, których Bóg szczególną miłością miłuje, prowadzi drogą utrapienia i tym większego utrapienia, im więcej ich miłuje”. Wierzyć temu, że Bóg „do ścisłej z sobą przyjaźni dopuszcza dusze nie doznające żadnego cierpienia, byłoby nierozumne”. Dlatego też zsyła On duszom kontemplacyjnym „krzyże cięższe niż innym, a drogi, którymi im iść każe, są urwiste i strome”, tak że „gotowe są cofnąć się wstecz i zawrócić, skąd przyszły”.

Jak więc zachowywać się w obliczu Boga, w obliczu świata nadprzyrodzonego? Według nauki Teresy najwyższa doskonałość „nie polega na pociechach wewnętrznych ani na tym, by mieć wielkie zachwycenia, widzenia i ducha proroctwa, tylko na tym, by wola nasza była zgodna z wolą Boga”. Ważne jest spełniać „wolę Boga”; miłość Boża wyraża się w mocnym postanowieniu, aby „we wszystkim podobać się Bogu”, a komu nie udaje się to za jednym razem, może czynić to „stopniowo”. Drogą prowadzącą do tego celu jest zawsze staranie się, aby własna wola „zjednoczyła się z wolą Boga”.

Teresa stale powtarza, że nadzwyczajne dary pomagają wzrastać w miłości, ćwiczą w cnotach, pozwalają przezwyciężać trudności i cierpienia, ale nie są konieczne dla doskonałości chrześcijańskiej. Są one czystym całkowicie nadprzyrodzonym darem. Pierwszym krokiem do ich osiągnięcia jest modlitwa z wewnętrznym skupieniem, a najwięcej uczynimy, gdy otworzymy się na jej przyjęcie, mając na uwadze, że Bóg „udziela się cały jedynie tym, którzy całkowicie oddają się Jemu”. On to bowiem udziela swych darów, kiedy zechce, jak zechce i komu zechce, gdyż dobra te należą do Niego. Teresa wylicza więc racje przemawiające za powstrzymaniem się od pragnienia otrzymania nadzwyczajnych łask, choć utrzymuje, że rzeczą dobrą i słuszną jest pragnienie daru kontemplacji mistycznej. Ostatecznie jednak stwierdza, że najbezpieczniejszą drogą jest „chcieć tego, czego chce Bóg, który zna nas lepiej niż my sami siebie. Oddajmy się w ręce Jego, niech czyni z nami i w nas wedle woli swojej. W takim postanowieniu trwając wolą niezachwianą, nigdy nie zbłądzimy i zbłądzić nie możemy”. Podsumowując, możemy powiedzieć, że dla Teresy ani techniki modlitwy, ani asceza nie prowadzą do doświadczenia mistycznego. Jest ono bowiem zawsze i wyłącznie darem Boga, udzielonym przez Niego komu zechce oraz w czasie i w sposób przez Niego uznany.

Wielkim znawcą zjawisk mistycznych w szesnastowiecznej Hiszpanii był karmelita Jan od Krzyża, którego nauka pozostaje do dzisiaj aktualna. Pisał on na temat wiarygodności widzeń oraz osoby doznającej widzeń. W opowiadaniu o własnych doświadczeniach świata nadprzyrodzonego cechuje go zawsze ostrożność, dlatego też stawia sobie raczej za cel przygotowanie pojęciowo wyrażonej doktryny dla początkujących i zaawansowanych na drodze mistycznej. Co więcej, uważa za swoje zadanie oświecenie osób duchowych, wkraczających na wznoszącą się w górę drogę ku Bogu, w czasie której muszą „wyrzec się wszystkich rzeczy” i poskromić pożądania.. Wysiłek oczyszczenia przez różne etapy „ciemnej nocy”, prowadzący do oczyszczenia duszy, zmysłów i ducha, poprzedza więc spełnienie się Bożego pragnienia, aby posiadać duszę tylko dla siebie, jako że Bóg „nie pozwala, aby z Nim przebywała jakaś inna rzecz”.

Przedstawiona przez Jana szczegółowa analiza dotycząca skłonności wewnętrznych duszy ujawnia z pewnością jego osobiste, pełne zaangażowania i wysiłku doświadczenie ascetyczne. Cel wstępowania „po tych schodkach wiary, które sięgają a przenikają aż do głębokości Bożych”, jest jednak wystarczającym uzasadnieniem dla tego rodzaju wysiłku. To właśnie wiara skłania nas do „wierzenia w rzeczy nigdy niewidziane i niepojęte, ani same w sobie, ani w ich podobieństwach”. To wiara, która jest „nocą ciemną”, udziela „światła duszy pogrążonej w ciemności”, stąd też to „noc wiary jest mi przewodniczką”. To, co mówi Jan, jest przeciwieństwem nauki na temat widzenia i słyszenia, które były rozumiane jako znaki nadprzyrodzone i których Bóg udzielał swym prorokom. W ten sposób Jan od Krzyża staje się niejako „specjalistą” od wiary ciemnej, od ogołocenia się. Tylko tak bowiem dusza odnajdzie Boga, który jednoczy się z nią w jej trzech władzach: „przez wiarę w rozumie, nadzieję w pamięci, miłość w woli”.

Powodem tego rodzaju ciemności jest fakt, że „w tym życiu doczesnym żadne poznanie ani pojęcie nadprzyrodzone nie może być bezpośrednim środkiem do wzniosłego, miłosnego zjednoczenia z Bogiem. Wszystko bowiem, co może rozum pojąć, wola upodobać sobie, a wyobraźnia przedstawić, jest niepodobne i niewspółmierne do Boga”. „Przeto im większą wiarę ma dusza, tym więcej jest z Bogiem zjednoczona”, nawet gdy umysł „może nabywać pojęć i poznań” drogą naturalną i nadprzyrodzoną, a ta ostatnia udziela umysłowi tego, co przekracza jego zdolności naturalne.

Poznawanie nadprzyrodzone jest bądź cielesne, bądź duchowe. W pierwszym przypadku także człowiek duchowy może pomylić się w ich ocenie, ponieważ poznawanie i postrzeganie „udzielają się umysłowi w sposób nadprzyrodzony drogą zmysłów cielesnych zewnętrznych” (wzrok, słuch, powonienie, smak, dotyk). Do nich może się wkraść błąd.

Co więcej, Jan utrzymuje, że nie należy ufać zmysłom, ponieważ dla Boga „bardziej właściwe i zwyczajne jest udzielanie się w duchu [...] niż zmysłom”, które są niewrażliwe na rzeczywistości duchowe. Pokładanie ufności w zmysłach prowadzi bowiem do błędu pychy i zadowolenia z siebie, pogłębiając w tym, który doświadcza tych uczuć, przekonanie „o swej wartości przed Bogiem”. Dlatego też tego rodzaju zjawiska i uczucia należy odrzucać.

Jeśli jednak widzenie cielesne albo odczucie w jakimś innym zmyśle pochodzi od Boga, „w tym samym momencie, w którym się jawi czy daje odczuć, sprawia swe skutki w duchu, nie dając duszy czasu na zastanowienie się, czy go szukać, czy nie”. W odróżnieniu od tych, które pochodzą od szatana, działania pochodzące od Boga „przenikają duszę, poruszają wolę do miłości i działają tak skutecznie, że dusza nie może się oprzeć”.

Przyjęte bez oporu w duchu popychają ku dobremu oraz powodują widzenia i dobre wyobrażenia. Pomimo że pochodzą od Boga, dusza nie powinna „pragnąć ich doznawania”. Gdyby ich pragnęła, pomniejszałaby bowiem swą wiarę („jedyny środek zjednoczenia z Bogiem”) i stwarzałaby przeszkody dla działania Ducha. Dusza nie dążyłaby wówczas do prawdziwego wyrzeczenia i ogołocenia duchowego, skupiałaby się tylko na tym, co zmysłowe. Przywłaszczając sobie tego rodzaju dary i traktując je jako swą własność, otwierałaby w ten sposób drogę szatanowi. Podsumowując, „widzenia i wrażenia zmysłowe nie mogą być środkiem do zjednoczenia, bo nie są w żadnej proporcji do Boga”.

Pod pojęciem widzeń wyobrażeniowych Jan od Krzyża pojmuje „wszystko to, co przedstawić się może wyobraźni drogą nadprzyrodzoną” poprzez zmysły. Jest to więc ta sama droga, na której Bóg ukazywał się prorokom: Izajaszowi, Jeremiaszowi czy Danielowi. Tę samą drogę wyobraźni i fantazji wykorzystuje jednak również szatan, by dostać się do duszy. Dlatego też „umysł nie powinien się zaprzątać ani się karmić” żadnym z tych wrażeń i widzeń wyobrażeniowych. Dusza musi być ogołocona, aby postępować w zjednoczeniu z Bogiem. Co więcej, musi gardzić tego rodzaju widzeniami, ponieważ inna postawa przynosiłaby jej szkodę. Musi wyrzekać się ich i czynić wszystko, by ich nie mieć.

Zasada ta jest powtarzana często i podejmowana z różnych punktów widzenia, z odwołaniem się również do autorytetu Piotra (por. 2 P 1, 19), który (pomimo uczestnictwa w objawieniu chwały na górze Tabor) nawoływał, by zwrócić uwagę na „mowę prorocką”, będącą niczym „lampa, która świeci w ciemnym miejscu”. Zazwyczaj zdarza się jednak, że dusza zbacza z drogi, zatrzymując się na tego rodzaju zjawiskach, bądź też szuka ich, czasem pod wpływem błędnej rady jakiegoś kierownika duchowego. Jeśli jednak „głównym działającym, prowadzącym i pobudzającym dusze w tej pracy” jest „Duch Święty, który nigdy o te dusze troszczyć się nie przestaje”, to kierownicy duchowi są „tylko narzędziami do kierowania nimi w dążeniu do doskonałości, w wierze i prawie Bożym, według tego ducha, jakiego każdej z nich Pan Bóg daje”. Winni więc kierować dusze „do coraz to większej samotności, uciszenia i wolności ducha”. Dusza musi więc być ogołocona, uwolniona od wszystkiego, w doskonałym ubóstwie ducha, wyzuta także z posiadania rzeczy duchowych, tak aby Bóg mógł wejść „do duszy ogołoconej i napełnić ją boskimi skarbami”.

Z tych rozważań widać, że ani osoba doznająca widzeń, ani osoby jej towarzyszące nie grają tu głównej roli. „To Bóg unosi się jak słońce nad duszami, by się im udzielić, a ich przewodnicy niech tylko starają się przygotować je do tego przez praktykę doskonałości ewangelicznej, która polega na ogołoceniu się oraz próżni zmysłowej i duchowej. Niech sami nie pragną budować dalej, gdyż to należy już do samego Ojca Światłości”. A kontynuując tę myśl, Jan dodaje: „Pan bowiem jest niebieskim budowniczym i wzniesie w każdej duszy nadprzyrodzony gmach, jaki chce, jeśli tylko ty przygotujesz tę duszę [...]. Twoim więc obowiązkiem jest przeprowadzić to przygotowanie w duszy, a do Boga należy [...] kierować jej krokami do skarbców nadprzyrodzonych i takim sposobem, jakich ani dusza sama, ani ty nie pojmiesz”.

Jan od Krzyża wykazuje szczególną ostrożność w odniesieniu do zjawisk tego typu. W Drodze na górę Karmel poświęca 18. rozdział drugiej księgi szkodom, które „mogą wypływać tak dla osób prowadzących życie duchowe, jak i dla kierowników, gdy nazbyt wierzą tym widzeniom, chociażby pochodziły od Boga”. Powodem ich jest fakt, że tamte osoby nie są prowadzone „pewną drogą pokory”. „Z tego powodu dusze te nie postępują w czystym i doskonałym duchu wiary i nie są w nim umacniane”. Inaczej mówiąc, droga nadzwyczajna, którą osoby te winny kroczyć, jest po prostu drogą wymagającą najszczytniejszych cnót chrześcijańskich. U osób, cieszących się tymi darami, problemy duchowe rozpoczynają się wręcz u początków w wyniku niewłaściwej postawy kierowników duchowych. Oni to „zbytnio zatrzymując na widzeniach swych uczniów”, dają im odczuć, „że jest to wielkie dobro i rzecz wielkiej wagi, a tym samym wpajają w nich to przekonanie”. W konsekwencji dusze pozostają pod wpływem tych widzeń, a nie są utwierdzone w wierze.

W takim przypadku wpływ kierownika duchowego jest negatywny, ponieważ nie skłania ducha ucznia w stronę wiary. Doświadczenie mistrzów życia duchowego uczy, że niełatwo jest znaleźć właściwych kierowników duchowych, szczególnie dla mistyków, którzy doznają widzeń. Tego rodzaju przewodnik winien być „wykształcony, dyskretny [...] i doświadczony. Prawdą jest, że fundamentem w prowadzeniu ducha jest wiedza i dyskrecja. Jeśli jednak kierownik nie ma doświadczenia tego, czym jest prawdziwy duch, wtedy nie będzie w stanie wprowadzić duszę na drogę, którą Bóg jej wyznaczy, ani też nie będzie w stanie tego Bożego działania zauważyć”.

Widzenie i objawienie nie są więc nadrzędnym celem, którego doznający widzeń nie może stracić z oczu. Jest nim bowiem zawsze wiara w Boga, który udziela się duszy i który w ciemnościach wiary przekazuje jej swe słowo. Nie zmienia to jednak faktu, że Bóg „pragnie, aby kierownictwo nad ludźmi mieli również ludzie im podobni i żeby człowiek kierował się i rządził rozumem naturalnym [...]. Dlatego zawsze, ilekroć coś mówi czy objawia duszy, udziela jej również pewnej skłonności, dzięki której sama dusza zwierza się z tym komu należy”. W swych dziełach Jan od Krzyża podaje różne racje przemawiające za tym, aby uczeń miał swego przewodnika, który go prowadzi przez wszystkie etapy życia duchowego.

Ostatecznie jednak, przy wszelkiej ostrożności, Jan od Krzyża uznaje możliwość widzenia i słyszenia objawień Bożych. W drugiej księdze Drogi na górę Karmel wymienia „cztery rodzaje pojmowań rozumowych”, które określa jako czysto duchowe. Są to: „widzenia, objawienia, słowa i uczucia duchowe”. Podobnie jak Teresa z ávila podkreśla, że „przedstawiają się rozumowi sposobem nadprzyrodzonym jasno, wyraźnie i biernie, tzn. że dusza przy tym nie działa nic ze swej strony, przynajmniej czynnie”.

Mówiąc to, Jan od Krzyża nie zapomina jednak, że o ile widzenia i mowy Boże są „prawdziwe i zawsze pewne same w sobie, to jednak w stosunku do nas nie zawsze są takie. Jednym z powodów tego jest nasz nieudolny sposób pojmowania. Drugim jest to, że przyczyny ich są czasem zmienne”. Jako że Bóg jest „niezmierzony i niezgłębiony” w swym nadprzyrodzonym działaniu, zwykł On posługiwać się „odmiennymi pojęciami i myślami od tych sposobów, według których my zazwyczaj rozumujemy”. Co więcej, widzenia i słowa Boże mogą być tym pewniejsze i prawdziwsze, im mniej prawdziwe i pewne wydają się naszemu pojmowaniu. I tak proroctwo wkroczenia do ziemi obiecanej uczynione Abrahamowi nie urzeczywistniło się wobec niego, ale czterysta lat później wobec jego potomków. Podobnie proroctwo dane Jakubowi, że Bóg wyprowadzi go z Egiptu, nie spełniło się wobec niego, ale wobec jego potomstwa, dopiero po wielu latach. Dlatego też również dusze, na skutek dosłownego pojmowania objawień i słów Bożych, mogą się co do nich mylić. Dzieje się tak dlatego, że „głównym celem, jaki Bóg zakłada w tych rzeczach, jest wyrażenie i udzielenie zawartego w nich ducha”. Jest to niełatwe do zrozumienia, ponieważ duch jest o wiele bogatszy niż litera i przewyższa jej zasięg. Tak więc jest bardzo niebezpieczne pragnąć obcować z Bogiem za pośrednictwem tych nadzwyczajnych dróg.

Oznacza to, że słowa i widzenia Boga, pozostając same w sobie prawdziwe i pewne, mogą zostać źle zrozumiane, jeśli chodzi o Boże cele i zamiary. Dlatego też dusza musi odrywać się od tych nadprzyrodzonych zjawisk, przyzwyczajając się „do czystości ducha w ciemnej wierze”. W porównaniu z okresem Starego Testamentu, w którym Bóg nakazywał zwracanie się do Niego i pozwalał na nie, w okresie Nowego Testamentu nie ma takiej potrzeby, gdyż wszystko objawił w swym Synu. Obecnie wystarczy Go słuchać! Dlatego też, nawet gdyby anioł z nieba głosił naukę inną od Ewangelii — niech będzie przeklęty! (Ga 1, 8). Kiedy więc dusza odbiera cokolwiek drogą nadprzyrodzoną, powinna zawsze przedstawić to swojemu kierownikowi duchowemu „otwarcie, jasno, wyraźnie i z prostotą”.

Jan od Krzyża uznaje więc możliwość widzenia i słyszenia słów o charakterze czysto duchowym, które nie udzielają się umysłowi drogą zmysłów, tak jak jest to w przypadku „postrzegania cielesnego i wyobrażeniowego”. Przedstawiają się one „rozumowi sposobem nadprzyrodzonym jasno, wyraźnie i biernie, tzn. że dusza przy tym nie działa nic ze swej strony, przynajmniej czynnie”. Widzenia te Jan dzieli na widzenia substancji cielesnych oraz substancji bezcielesnych. Te ostatnie nie są typowe dla doczesnego życia, zdarzając się rzadko i w sposób przejściowy, jak w znanym przypadku Pawła (por. 2 Kor 12, 2), który nie był w stanie określić relacji własnej duszy do ciała i tym samym za szczególnym Bożym działaniem przekroczył granice życia naturalnego. Chodzi więc o przypadki, które „zdarzają się niezmiernie rzadko, prawie nigdy i bardzo niewielu ludziom. Udziela ich Bóg przeważnie tylko tym, którzy są bardzo mocni duchem Kościoła i prawa Bożego”.

Widzenia duchowe substancji cielesnych, które „dusza za pośrednictwem światła nadprzyrodzonego widzi”, są sposobem duchowego postrzegania przedmiotów naturalnych. Podobnie „jak oczy widzą przedmioty za pośrednictwem światła naturalnego, tak i dusza za pośrednictwem światła nadprzyrodzonego widzi rozumem wewnętrznie te same przedmioty naturalne lub inne, które Bóg jej chce ukazać”. Różnica polega na tym, że przedmioty „duchowe lub rozumowe ukazują się o wiele jaśniej i subtelniej aniżeli cielesne”. Ponadto widzenia te sprawiają w duszy następujące skutki: „pokój, oświecenie, radość podobną do chwały, słodycz, czystość, miłość, pokorę oraz skłonność i podniesienie duszy do Boga”.

W podobny sposób można mówić o objawieniach i ujawnieniach ukrytych tajemnic, dotyczących Boga i stworzeń, jak i o wewnętrznych słowach, które w sposób nadprzyrodzony objawiają się duchowi. W tych wszystkich przypadkach doznający tych przeżyć winien jednak iść ku Bogu raczej za pośrednictwem niewiedzy niż wiedzy. Jako że celem dzieła Jana od Krzyża jest prowadzenie duszy do zjednoczenia z Bogiem, dlatego też droga ta winna odbywać się w czystej wierze. W ten sposób jego dzieło jest hymnem na cześć wiary, która jest fundamentem ascezy umysłu. Jego przekonanie w tej kwestii jest nieprzejednane, bez względu na ilość i rodzaj łask otrzymywanych przez duszę. Symptomatyczne w tej sprawie są jego sformułowania z Pieśni duchowej. Po omówieniu przypadku św. Pawła stwierdza tam, iż „uczucia owych nawiedzeń zdarzają się u tych, którzy jeszcze nie doszli do stanu doskonałości, lecz są na drodze postępujących”. W innym miejscu zauważy, że Bóg zgodnie ze swym sposobem działania, „daje więcej temu, kto więcej posiada”. Hojność Jego wzrasta „w miarę łaski, jaką dusza miała”, a odbiera temu, „kto nie ma, i to, co ma”. „Doskonali bowiem przeżywają te nawiedzenia i udzielanie się im Boga w głębokim spokoju i słodyczy miłości. Są oni wolni od tych zachwytów, które są drogą i przygotowaniem do przyjęcia pełności darów Bożych”. Jest interesujące, że gdy Jan od Krzyża mówi o różnicy pomiędzy porwaniem, zachwyceniem i innymi uniesieniami ducha, „jakie zdarzają się u dusz oddanych życiu wewnętrznemu”, to nie omawia tej kwestii, lecz odsyła ku temu, kto „będzie to mógł uczynić lepiej” od niego. Jako mistrzynię tego rodzaju rozróżnień wymienia Teresę od Jezusa. W nauce Jana od Krzyża przebija ostatecznie przekonanie, że przeznaczeniem wszystkich nadprzyrodzonych zjawisk tego rodzaju jest ich zniknięcie, zaś przeznaczeniem drogi duszy jest dojście do zjednoczenia z Bogiem.

W celu zjednoczenia z Bogiem dusza musi również władze pamięci i woli oczyścić w śnieżnej bieli wiary, a także w nadziei i miłości. Dla otrzymania łask Bożych konieczna jest więc czystość ducha, którą osiąga się przez dystans do stworzeń i rzeczy tego świata. Dystans ten wyraża milczenie, pośród którego jedynie Bóg może przemawiać do duszy. W swej drodze do Boga dusza powinna „dążyć raczej nie rozumiejąc, niż rozumiejąc”.

Człowiek duchowy może doznać wielu szkód, jeśli przywiąże się nadmiernie do poznania i form rzeczy, jakie przychodzą do niego drogą nadprzyrodzoną. Wiele razy się myli, naraża się na niebezpieczeństwo zarozumiałości i próżności, szatan może wmówić mu oszustwo, dozna przeszkód na drodze do zjednoczenia z Bogiem, często będzie osądzał Boga w sposób błędny. Również w przypadku dóbr nadprzyrodzonych, udzielanych przez Boga za pośrednictwem zdolności i cnót naturalnych i pozostających w ścisłej zależności od korzyści, „jaką inni ludzie z nich odnoszą” (łaski gratis datae), dusza może ponieść liczne szkody na skutek przywiązania do nich, chociaż winna radować się owocami duchowymi, które one przynoszą.

Podobnie jak w całym dziele i tutaj Jan od Krzyża akcentuje nie tyle możliwość nadzwyczajnej relacji ze światem nadprzyrodzonym przez zjawiska ponadzmysłowe (zachwycenia, objawienia, widzenia itd.), ile konieczność drogi w stronę prawdziwej miłości Boga. Przeszkodą dla tej miłości są więc różnego rodzaju „dobra”: przemijające, naturalne, zmysłowe. Mogą być one wprawdzie przejściowym środkiem pomocnym w drodze, z uwagi jednak na niebezpieczeństwo zatrzymania w drodze i znalezienia upodobania w nich dusza powinna uwolnić się od nich, aby prawdziwie zbliżyć się do Boga.

Ktoś, kto czyta inne teksty Jana od Krzyża: Noc ciemną, Pieśń duchową, Żywy płomień miłości czy też pomniejsze dzieła, może doznać rozczarowania, jeśli przypuszcza, że ów Doktor Kościoła darzy szczególnym upodobaniem zjawiska nadzwyczajne, łączące ze światem nadprzyrodzonym. Jan pragnie, aby dusza kroczyła drogą w ciemności zmysłów i ducha. Ciemności te są bowiem dla duszy tajemnymi schodami, aby wspiąć się tam, gdzie wzywa ją Bóg, w którego dłoniach zawsze spoczywa inicjatywa działania. „Wszelka podnieta do dobra jedynie od Boga pochodzi”. Gdy jednak mowa jest o biegu, to nie oznacza to, że dusza biegnie sama czy też że Bóg sam biegnie. Biegną bowiem oboje, „co oznacza współpracę duszy i Boga”.

Zjednoczenie duszy z Bogiem może być tak głębokie, że przerodzi się w zaślubiny duchowe. I tak Pieśń duchowa nie jest niczym innym jak opiewaniem wymiany miłości między Bogiem a duszą, a Żywy płomień miłości swego rodzaju hymnem ku czci Ducha i transcendentnego Boga, którego Jan — jak się wydaje — doświadcza w sposób bezpośredni. Choć więc całe dzieło Jana stawia sobie za cel systematyczne ujęcie doświadczenia Boga, które urzeczywistnia się poprzez nierzadkie w XVI wieku nadzwyczajne zjawiska mistyczne, to jednak główną jego myślą jest wyrażenie przekonania, że dotarcie do Boga transcendentnego winno nastąpić za pośrednictwem wiary ciemnej nocy. Jest to droga możliwa do przejścia i dostępna dla ludzi, od momentu gdy Syn Boży zstąpił na ziemię i sprawił, że obecnie nie istnieje nic ważniejszego od Chrystusa i Jego słowa. Nie oznacza to jednak, że widzenia stoją w sprzeczności z wiarą. Są to jedynie dwa odmienne sposoby odczuwania bliskości świata nadprzyrodzonego. Człowiek duchowy musi podjąć drogę ascezy, aby wejść tam, dokąd jest wzywany, a przez bierne poddanie się oczyszczeniom dojść do zjednoczenia z Bogiem, które następuje w kontemplacji i w przywróceniu własnej pierwotnej niewinności. Droga ta nie jest łatwa i wymaga zaangażowania. Wiele bowiem dusz wchodzi „na pierwsze stopnie, czyli do pierwszych komnat [...], każda według doskonałości swej miłości. Do ostatniej jednak, czyli do samego wnętrza, niewiele dusz dochodzi w tym życiu. Tu bowiem dokonuje się doskonałe zjednoczenie z Bogiem, które nazywają zaślubinami duchowymi”.

Można więc powiedzieć, że działania Boga wobec duszy, dokonujące się przez liczne oczyszczenia, są niejako warunkiem wstępnym do zjednoczenia z Bogiem. Jeśli więc Bóg udziela widzeń przez dobrego anioła, to jest możliwe, że włączy się w to szatan, podsuwając fałszywe widzenia, podobnie jak czynili to czarownicy faraona, imitując cuda Mojżesza. W ten sposób dusza doznaje oczyszczenia i przygotowuje się „do wielkiego święta obfitych łask duchowych”.

 

Kierownictwo duchowe

o. Andrzej Ruszała OCD

0x08 graphic

Kierownictwo duchowe

Mówi się często, że nikt nie jest dobrym sędzią w swoich własnych sprawach. Stąd też obecność kogoś, kto z zewnątrz popatrzy na nasze życie, służąc radą, zachętą, pomocą w duchowym rozeznaniu - po to, byśmy mogli wiernie iść w naszym życiu za tym, czego oczekuje od nas Bóg - jest czymś bardzo pożytecznym.
Towarzyszenie duchowe budzi nieraz wiele pytań i wątpliwości. Dlatego poprosiliśmy o. Andrzeja Ruszałę OCD, aby odpowiedział na kilka najczęściej pojawiających się pytań związanych z tą problematyką.

1. Na czym polega kierownictwo duchowe?

Sobór Watykański II w Konstytucji dogmatycznej o Kościele przypomina, że "podobało się Bogu uświęcić i zbawiać ludzi nie pojedynczo, z wykluczeniem wszelkiej wzajemnej między nimi więzi, lecz uczynić z nich lud, który by Go poznawał w prawdzie i zbożnie Mu służył" (KK 9). W tej perspektywie trzeba też patrzeć na kierownictwo duchowe jako na jeden z przejawów tej wzajemnej współzależności w drodze ku zbawieniu i troski Kościoła o świętość człowieka, o pełnię życia z Bogiem oraz o wierność w pełnieniu Jego woli zgodnie z osobistym powołaniem każdego. W tym wypadku troska Kościoła przejawia się poprzez posługę kierownika duchowego, który staje na naszej drodze jako pomoc w codziennej wierności Bogu i wzrastaniu ku świętości.

2. Czy każdy powinien mieć kierownika duchowego?

Na pewno korzystanie z pomocy kierownika duchowego jest rzeczą bardzo pomocną. Mówi się często, że nikt nie jest dobrym sędzią w swoich własnych sprawach. Stąd też obecność kogoś, kto z zewnątrz popatrzy na nasze życie, służąc radą, zachętą, pomocą w duchowym rozeznaniu - po to, byśmy mogli wiernie iść w naszym życiu za tym, czego oczekuje od nas Bóg - jest czymś bardzo pożytecznym.

Nie można jednak mówić o bezwzględnej konieczności posiadania kierownika duchowego, np. pod groźbą utraty zbawienia. Tradycja chrześcijańska i teologia, przy wielkim szacunku, jaki żywi do praktyki duchowego kierownictwa, rozumianego w sensie ścisłym, uważa je jednak za środek w pewnym sensie drugorzędny, jeśli chodzi o nasze zbawienie, w porównaniu z takimi środkami jak np. sakramenty czy modlitwa. Zdarza się przecież, że niektóre osoby są postawione w sytuacji, w której nie jest im dana możliwość regularnego korzystania z kierownictwa duchowego, np. misjonarze. Ich jednak Bóg prowadzi swoimi drogami posługując się tymi fundamentalnymi środkami: sakramentami, modlitwą. Pewne elementy kierownictwa duchowego pełnią też osoby, z którymi spotykamy się na co dzień, np. rodzice wobec swych dzieci, małżonek wobec współmałżonka, przełożeni wobec powierzonych sobie osób.

Nie zmienia to jednak faktu, że w normalnych warunkach posługa kierownictwa duchowego, rozumianego w sensie ścisłym, jest pożyteczna na każdym etapie naszego życia duchowego. Szczególnie pomocna i wskazana okazuje się w pewnych przełomowych okresach życia, takich jak np. wybór drogi życiowej, podejmowanie ważnych decyzji, czy też w okresach szczególniejszych trudności w życiu duchowym, oczyszczeń oraz łask mistycznych, udzielanych przez Boga. Wtedy światły kierownik duchowy okazuje się wielką pomocą we właściwej ocenie przeżyć i w trwaniu w wierności Bogu w trudnych doświadczeniach, które są przecież udziałem każdego z nas.

3. Jak szukać kierownika duchowego?

Przy szukaniu kierownika duchowego wydaje się ważnym, aby mieć właściwą świadomość tego, czym jest kierownictwo duchowe. Nie wystarczy, że dana osoba prosi o kierownictwo tylko po to, by znaleźć kogoś, kto by jej towarzyszył w problemach, przeżywanych trudnościach czy w jakiś sposób wypełniał jej pustkę, jeśli nie ma u niej mocnego i uczciwego pragnienia duchowego wzrostu i rzeczywistej przemiany życia osobistego, rodzinnego, zawodowego i przezwyciężania tego wszystkiego, co blokuje ją na Boga. Celem kierownictwa jest bowiem integralny wzrost osoby, jej nawrócenie i wyzwolenie z grzechu i jego skutków. Szukając odpowiedniego kierownika, trzeba mieć to na uwadze. Tylko wtedy kierownictwo będzie rzeczywiście pomocne.

Nie ma złotej reguły na znalezienie właściwego kierownika, choć ważne jest znalezienie właściwego kierownika. Św. Jan od Krzyża stwierdza w tym względzie: "dusza pragnąca postępować w skupieniu i doskonałości, musi bardzo uważać, w czyje ręce się oddaje. Jaki bowiem jest mistrz, taki będzie i uczeń; jaki ojciec, taki będzie i syn" (Żywy płomień miłości 3,30). O właściwego kierownika trzeba się przede wszystkim gorąco modlić. Życie św. Teresy od Jezusa czy św. Siostry Faustyny pokazuje, że ten trud poszukiwań może trwać nawet całymi latami, ale wtedy na pewno Pan dopomaga nam innymi sposobami.

Przy wyborze kierownika trzeba zwracać uwagę na jego doświadczenie duchowe i rzetelną wiedzę w zakresie życia duchowego. Ta wiedza okazuje się szczególnie ważna w przypadku osób, którym Bóg udziela daru kontemplacji i innych szczególnych łask mistycznych. A to wcale nie jest taką rzadkością. Dzięki tej wiedzy kierownik, nawet jeśli sam nie doświadcza takich łask, będzie w stanie w sposób bezpieczny poprowadzić taką osobę, chroniąc ją jednocześnie od licznych zagrożeń, jakie się pojawiają na tej drodze.

Przy wyborze kierownika należy też unikać kierowania się faktem, że dana osoba jest powszechnie znana np. jako autor książek. Dar słowa pisanego i dar osobistego prowadzenia w kierownictwie duchowym nie zawsze muszą iść w parze. Trzeba raczej prosić Boga, by dał nam spotkać taką osobę, może zupełnie nieznaną dla ogółu, którą On sam postawi na naszej drodze. Często sakrament pojednania, z którego korzysta się u stałego spowiednika, staje się miejscem, w którym odkrywamy pragnienie korzystania u tej osoby również z kierownictwa duchowego. Odradzałbym zwracanie się z prośbą o kierownictwo duchowe do zupełnie nieznanej osoby, np. podczas pierwszej spowiedzi. Decyzja na korzystanie z kierownictwa u danej osoby powinna być przynajmniej wstępnie i ogólnie rozeznana przez proszącego.

4. Czy kierownik duchowy musi spełniać jakieś wymagania? Jakie?

Powinien on pomóc osobie w jej drodze do świętości, do rozpoznawania woli Bożej i wierności Bogu w konkretach codziennego życia. Jego zadaniem jest zatem pomóc osobie poznać Jezusa i Jego Ewangelię oraz naśladować Go w tym stanie życia, do jakiego została ona powołana. Głównym kierownikiem naszego życia powinien być jednak zawsze sam Duch Święty. Kierownik duchowy winien więc pomagać nam otwierać się na Niego, nieustannie prosić o światło odnośnie rozpoznania, czego Bóg oczekuje od osoby, która powierza się jego kierownictwu. Jego zadaniem jest też pomoc w rozpoznawaniu podstawowych wad i mechanizmów, które blokują człowieka na działanie łaski.
To wszystko wymaga od niego znajomości Boga i Jego dróg oraz znajomości człowieka, przede wszystkim w świetle Bożego objawienia. Ponadto sama natura duchowego kierownictwa wymaga też od kierownika pewnych ludzkich przymiotów, jak otwartość, dyskrecja, cierpliwość, a także - ponieważ kierownictwo duchowe jest przejawem pasterskiej troski Kościoła o poszczególne osoby - miłości pasterskiej wobec prowadzonej osoby, modlitwy i ofiary podejmowanej w jej intencji.

5. Czego wymaga kierownictwo duchowe od osoby korzystającej z niego?

Przede wszystkim wymagane są właściwe motywacje w poddaniu się kierownictwu duchowemu. Czasem zdarza się, że osoba prosi o kierownictwo niby szczerze i spontanicznie, nie zdając sobie jednak sprawy z ukrytych, podświadomych motywacji tej decyzji. Czasem może to być wzgląd na środowisko, w którym żyje, poprzez które czuje się trochę "przymuszana", by w jego oczach nie wydawać się osobą mało uduchowioną i gorliwą. Mogą też być przypadki posiadania kierownika, zwłaszcza takiego, który jest "w modzie", nawet ze zwykłej próżności. Stąd rodzą się częste niepokoje i zazdrości.
Inne niewłaściwe, często podświadome motywacje, odbiegające od właściwego celu kierownictwa duchowego, to chęć bycia jedynie wysłuchanym przez kogoś, kto okaże zrozumienie i aprobatę, pragnienie emocjonalnego oparcia w problemach czy trudnościach przeżywanych w rodzinie, wspólnocie, w zniechęceniach. Tego rodzaju motywacje w korzystaniu z kierownictwa pojawiają się często u osób, które wcale nie szukają w sposób zdecydowany doskonałości chrześcijańskiej, lecz przywiązane są do własnej woli, szukając jedynie kogoś, kto zadowoli ich gusty i kaprysy.

W przeciwieństwie do tego właściwa i pożyteczna współpraca w kierownictwie duchowym wymaga pewnych konkretnych postaw, z których jako istotne można wymienić:
- Duch wiary. Wyraża się on w świadomości, że kierownictwo duchowe nie jest zwykłym, ludzkim spotkaniem, lecz spotkaniem z osobą, która pełni w imieniu Boga i Kościoła swoją posługę. Potrzeba w związku z tym wiary, że Bóg udziela tej osobie szczególnych łask dla prowadzenia danego chrześcijanina do świętości. Stąd też ważne jest, by osoba kierowana przyjmowała osobę i słowa kierownika w duchu wiary, jako przedstawiciela Boga, który przez niego pragnie nas prowadzić.

- Otwartość i szczerość. W tym nadprzyrodzonym klimacie spotkanie zwykle łatwo staje się spontaniczne i szczere. Osoba kierowana powinna starać się z otwartym sercem, szczerze i prosto przedstawić swą własną sytuację, zarówno gdy wydaje się jej pozytywna, jak i negatywna, bolesna. Z zaufaniem trzeba przedstawić swe wnętrze z całą jego rzeczywistością przeszłą i obecną, zarówno tą upokarzającą nas, jak i podnoszącą na duchu. Tylko wtedy kierownik duchowy, znając do głębi sytuację obecną osoby kierowanej i to, co w przeszłości miało na nią wpływ, będzie w stanie wyrobić sobie właściwy sąd o osobie i jej sytuacji po to, by we właściwy sposób dopomóc w rozwoju wszystkich, udzielonych jej łask oraz wierności Bogu w jej konkretnym życiu.

- Aktywna współpraca. Postawa spontanicznej i szczerej otwartości wobec kierownika powinna być dopełniona przez równie szczere pragnienie przemiany życia i dążenia do świętości. Jeżeli w dialogu kierownictwa duchowego zostaje wspólnie odkryta wola Boża, a więc to, czego On oczekuje od danej osoby, ważne jest, by ta osoba z uległością starała się iść za tym. Kierownictwo duchowe ma bowiem sens jedynie wtedy, gdy istnieje szczere pragnienie współpracy z tym, kogo uważa się za "przedstawiciela Boga" i pełnienia tego, co rozpozna się jako wolę Bożą. Bardziej przy tym trzeba być posłusznym nie tyle kierownikowi duchowemu, ile rozpoznanej woli Bożej.

6. Czy powinno się zmieniać kierownika duchowego? A jeśli tak, to kiedy, by taka decyzja nie była zwykłą ucieczką od trudnych sytuacji?

Pomijając przypadki obiektywnej konieczności zmiany kierownika duchowego ze względu na np. ciężką i trwałą jego chorobę, śmierć czy zmianę miejsca zamieszkania, przy zmianie kierownika należy zachować ostrożność i nie podejmować zbyt szybko decyzji. Nawet brak - jak mi się wydaje - odpowiednich kwalifikacji kierownika nie powinien być wystarczającym motywem dla szukania nowego kierownika, chyba że nie ma żadnej nadziei na to, by dotychczasowy kierownik mógł dojrzeć w swej posłudze. Należy wystrzegać się zbyt lekkiego i szybkiego zmieniania kierowników duchowych, ponieważ w ten sposób łatwo może się w nas pojawić postawa nieufności i zastrzeżeń wobec każdego nowego kierownika. Tego rodzaju postawy stają się potem trudne do przezwyciężenia. Należy też wystrzegać się swoistej "turystyki duchowej", zmieniając często kierowników i duchowości, które oni - np. jako osoby zakonne - reprezentują, pod pozorem szukania tej najwłaściwszej dla siebie.

Korzystanie z posługi tego samego kierownika wcale nie oznacza, że nie można konsultować się z innymi. Należało by jednak przedłożyć własnemu kierownikowi zdania innych, niekoniecznie wymieniając ich z imienia, aby zachować jeden kierunek swego życia duchowego.
Oczywiście może być i tak, że zmiana kierownika okaże się konieczna, np. gdy po pewnym czasie jasnym stanie się, iż uczyniony wybór kierownika okazał się niewłaściwy i brak będzie uzasadnionej nadziei, że powstałe trudności zostaną przezwyciężone. Również sam kierownik duchowy widząc, że nie jest w stanie skutecznie posługiwać danej osobie, po dojrzałym namyśle może jej zaproponować zmianę kierownika czy nawet zaproponować kogoś, o kim przypuszcza, że w danym przypadku mógłby być bardziej pomocny. Ostateczny wybór jednak zawsze należy do zainteresowanej osoby.

7. Czy kierownikiem duchowym i spowiednikiem powinna być jedna i ta sama osoba?

Zasadniczo posługa sakramentem pojednania i posługa kierownictwa duchowego mogą istnieć obok siebie i niekoniecznie muszą być sprawowane przez tę samą osobę kapłana. Co więcej, tradycja chrześcijańska zna przypadki kierownictwa duchowego prowadzonego owocnie przez nie-kapłanów czy osoby świeckie. Wystarczy wspomnieć ojców pustyni, którzy powszechnie uważani są za "ekspertów" w dziedzinie życia duchowego, a którzy najczęściej nie byli kapłanami. To samo dotyczy posługi tzw. "starca" w chrześcijaństwie wschodnim. Można też przytoczyć przykłady wielu kobiet: św. Katarzynę ze Sieny, św. Teresę z Avili czy w bliższych nam czasach Martę Robin. Wszystkie one z pożytkiem pomagały w rozeznawaniu i duchowej drodze wielu osób. Sakramenty inicjacji chrześcijańskiej dają uczestnictwo w powszechnym, proroczym i królewskim kapłaństwie Chrystusa, co przy odpowiednim wykształceniu osoby świeckiej, a zwłaszcza jej uległości Duchowi Świętemu i odpowiednich darach od Niego otrzymanych sprawia, że mogą one z pożytkiem pomagać innym na drogach duchowego życia.

Osoba kapłana, jako kierownika duchowego, ma jednak swe znaczenie ze względu na wewnętrzny związek, jaki istnieje pomiędzy sakramentem pojednania a ukierunkowanym na rozwój świętości kierownictwem duchowym. Otwarcie i szczerość konieczne w sakramencie pojednania ułatwiają wielu otwarcie i szczerość wobec tej samej osoby w innych sprawach, wchodzących już bardziej w zakres kierownictwa duchowego. Nie bez znaczenia jest również włączenie naszych zmagań, wewnętrznych walk, przeżywanych pokus, pragnień, lęków w łaskę związaną z sakramentem pojednania.

8. Czy z kierownictwem duchowym łączą się jakieś zagrożenia?

Z kierownictwem mogą łączyć się pewne zagrożenia, wynikłe przede wszystkim z niewłaściwego rozumienia jego natury. Mogą z tego wyniknąć niewłaściwe oczekiwania ze strony osoby kierowanej, jak również zbytnie nieraz przecenianie ludzkich tylko metod w kierownictwie duchowym.
O niektórych niewłaściwych motywacjach osób proszących o kierownictwo duchowe już mówiłem wcześniej. Natomiast od kierownika duchowego wymagana jest jasna świadomość tego, że celem kierownictwa jest wzrost w świętości, a więc rzeczywistość ostatecznie nadprzyrodzona, teologalna, co niekoniecznie musi się pokrywać z szukaniem dobrego samopoczucia i ogólnej ludzkiej harmonii. Wydaje się, że jednym z niebezpieczeństw w tym względzie - zwłaszcza w dzisiejszych czasach, naznaczonych rozwojem nauk psychologicznych - jest traktowanie kierownictwa duchowego jako formy psychoterapii, posługując się przy tym właściwymi jej metodami. Jakkolwiek człowiek jest jednością psycho-fizyczno-duchową i sfera psychiki ma pewien wpływ na ducha, to jednak ze strony kierownika duchowego potrzebna jest daleko idąca ostrożność, by nie wpaść w pokusę sądzenia, że metodami psychoterapeutycznymi osiągnie się świętość czy choćby w pełni uzdrowi się zranienia, za którymi stoi ludzki grzech. Grzech jest rzeczywistością teologiczną i ostatecznie może być przezwyciężony tylko przez Jezusa, Jego śmierć i zmartwychwstanie oraz Ducha Świętego, posłanego po Zmartwychwstaniu do serc wierzących, a nie przez takie czy inne techniki.

Nie jest dobrze, gdy kierownik duchowy traktuje swą posługę bardziej jak psychoterapię, ponieważ miesza się wówczas w sposób istotny płaszczyzny oddziaływania, a ponadto wytwarza się wtedy zazwyczaj nieco inny typ relacji względem osoby kierowanej. W przypadku relacji kierownictwa, kierownik powinien być jak najbardziej "przezroczysty", by cała uwaga i ufność osoby kierowanej ześrodkowała się ostatecznie na Bogu, który jest źródłem świętości. Natomiast w przypadku relacji terapeutycznej, terapeuta zwykle staje się o wiele mniej "przezroczysty" - w sensie bycia podstawowym, a czasem nawet jedynym punktem odniesienia i oczekiwań osoby, korzystającej z jego pomocy.

Nie oznacza to oczywiście, że powinno się stronić od tego rodzaju pomocy. Jeżeli kierownik duchowy widzi duże problemy emocjonalno-psychiczne, które znacznie utrudniają przynajmniej minimalne poznanie siebie i otwarcie się na Boga, może zachęcić daną osobę do skorzystania z pomocy psychologicznej. Ważne jest jednak, by wskazana osoba posiadała chrześcijańską wizję człowieka, ponieważ od przyjętej przez nią antropologii zależeć będą też proponowane środki terapeutyczne.

Andrzej Ruszała OCD
-  jest teologiem duchowości, rektorem Wyższego Seminarium Duchownego Karmelitów Bosych oraz wicedyrektorem Karmelitańskiego Instytutu

JAKI MISTRZ, TAKI UCZEŃ

Każdy ma swoją indywidualną drogę z Panem Bogiem, więc i kierownictwo duchowe - mówimy zarówno o kierowanych, jak i kierownikach - wymyka się stereotypom. Pewne jest, że od jednych wymaga zaufania, otwartości i wytrwałości w byciu prowadzonym, a od drugich - mądrości, dyskrecji i wyrobienia duchowego. - Inaczej - mówi ks. Jakub Szczęśniak, rekolekcjonista i kierownik duchowy z podwarszawskich Lasek - kierownik jest zagrożeniem dla siebie i dla innych. Jednak na tym większość pewników się kończy. Skala naszego zainteresowania kierownictwem duchowym jest niewielka, a księża - chociaż Kościół zdecydowanie zachęca ich do podejmowania się tej posługi - wcale się do niej nie rwą.

Święty Jan od Krzyża stwierdza: „Dusza pragnąca postępować w skupieniu i doskonałości, musi bardzo uważać, w czyje ręce się oddaje. Jaki bowiem jest mistrz, taki będzie i uczeń" („Żywy płomień miłości"). Nie bez znaczenia jest więc, kogo na kierownika duchowego wybierzemy. - Tymczasem - tłumaczy rektor warszawskiego archidiecezjalnego seminarium ks. prof. Krzysztof Pawlina - aby być dobrym kierownikiem duchowym, nie wystarczy skończyć seminarium. Potrzebne jest doświadczenie życia kapłańskiego i konfesjonału, a dzisiaj, przy zmieniającej się cywilizacji i skomplikowanych osobowościach ludzkich, także znajomości psychologii. Przede wszystkim kierownik duchowy powinien sam prowadzić głębokie życie duchowe i być mistrzem modlitwy - podkreśla. Jan Paweł II w adhortacji apostolskiej „Pastores dabo vobis" apeluje: „Trzeba koniecznie odkryć na nowo wielką tradycję osobistego kierownictwa duchowego, które zawsze przynosiło liczne i cenne owoce w życiu Kościoła". (...)

Czy kierownictwo duchowe zawsze ma sens? To relacja, w której obie strony pozostają wobec siebie wolne, więc mogą z niej zrezygnować. Jednak jeśli już jest, powinno się ją chronić. - Jedyny wyjątek to ten, gdy ktoś przychodzi do kierownika nie po kierownictwo, ale dlatego, że np. jest emocjonalnie wobec kierownika zaangażowany. Wtedy konieczna jest zmiana prowadzącego - tłumaczą zgodnie doświadczeni duszpasterze. - Nawet gdy osoba kierowana straci zainteresowanie do pracy duchowej nad sobą, przeżywa zwątpienie, rozczarowanie sobą - pozostaje rozmowa, która zawsze ma sens. Ważne jest przecież nawet samo wyartykułowanie, nazwanie swojego stanu duchowego. Wtedy ja mogę się za tę osobę konkretniej modlić. Ważne, by wiedziała, że może zawsze przyjść, wypłakać się, zrzucić coś z siebie - kończy ks. Trzciński. Człowiek nigdy nie dąży świadomie do zastoju w swoim życiu duchowym. Zawsze pragnie rozwoju, choć czasem popada w duchową oziębłość i nie robi nic, by piąć się wzwyż. To właśnie jest dramat człowieka - w sam raz materiał do pracy z kierownikiem duchowym.

Radek Molenda

< Poprzedni

 

Ośrodek Kulturalny SOŁEK, ul. Wołyńska 3, 60-616 POZNAŃ (Sołacz), tel. 061 841 75 74, fax: 061 648 26 56, solek@solek.art.pl

Komentarz

Czy można zaufać św. Janowi od Krzyża?

Za chwilę wsłuchamy się w teksty św. Jana od Krzyża, które mówią o "nocy ciemnej". Jan mówi o nocy, która jest łaską, która prowadzi do zanurzenia w tajemnicy Męki, Śmierci i Zmartwychwstania Jezusa Chrystusa - do nowego życia. My zaś wiemy, że jesteśmy w nocy, ale nie zawsze wiemy, czy jest to noc Jana od Krzyża, czy jest to noc mocy zła i zagubienia?

Czy możemy w tej sytuacji zaufać św. Janowi od Krzyża, czy możemy u niego szukać pomocy?

Jak widziano św. Jana od Krzyża?

Odwołajmy się najpierw do opinii współbraci na jego temat. Oni zwykle są najbardziej wiarygodnymi świadkami. Jeden z nich, o. Elizeusz od Męczenników wyznaje: "Znałem ojca Jana od Krzyża, przebywałem i spotykałem się z nim wielokrotnie i przy różnych okazjach...był człowiekiem średniego wzrostu, miał poważne i czcigodne oblicze, cerę miał śniadą i miły wygląd". Inny zaś jego współbrat, o. Hieronim od św. Józefa tak o nim pisze: "Czcigodny ojciec był wzrostu pomiędzy średnim a małym, krępy, o pięknej proporcji ciała, jakkolwiek wątły...Twarz miał koloru śniadego, nieco wychudłą, bardziej okrągłą niż podłużną; czcigodną łysinę z odrobiną włosów z przodu. Wysokie i szerokie czoło; oczy czarne o łagodnym spojrzeniu; brwi wyraźne i ukształtowane; nos równy, z wyglądu trochę orli; usta i wargi, z całą resztą twarzy i ciała, we właściwej proporcji. Nosił nieco przydługą brodę, która przy zgrzebnym habicie czyniła go bardziej czcigodnym i budującym. Cały jego wygląd wyrażał powagę, był spokojny i nad wyraz skromny, do tego stopnia, że sama jego obecność budowała tych, którzy na niego patrzyli. Jego twarz wyrażała pewne odbicie niebiańskiej niezależności, co pobudzało do szanowania i miłowania go zarazem" 1 .

Zatrzymajmy się na chwilę przy Janie od Krzyża podczas jego pobytu w Segowii w latach 1589-1591, są to jego ostatnie trzy lata życia.

Jest już doświadczonym człowiekiem i bardzo dojrzałym w wielu wymiarach. Osiągnął wysoki stopień zjednoczenia z Jezusem, trudno powiedzieć na ile głęboki, ale to, co napisał w swoich poezjach i dziełach prozatorskich, jest z pewnością również i odbiciem jego osobistych przeżyć, choć w tym względzie jest bardzo dyskretny.

Napisał już swoje największe utwory poetyckie i prozatorskie - "Drogę na Górę Karmel", "Noc ciemną", "Pieśń duchową" i "Żywy płomień miłości".

Mógłby uważać się za człowieka zasłużonego i odcinać kupony od swojej pracowitej i zasłużonej przeszłości. Mógłby wspominać, jak zaczęła się Reforma w Karmelu męskim przez podjęcie życia w Duruelo /1568/. Mógłby wymieniać swoje liczne i trudne misje, jakie podejmował pod okiem św. Teresy od Jezusa na rzecz Reformy. Mógłby podawać długie listy osób, które spowiadał i którym towarzyszył do zjednoczenia z Bogiem. Mógłby uważać się za męczennika na rzecz Reformy po przejściach zgotowanych mu przez współbraci w Toledo /1577-1578/.

Jan zachowuje się inaczej. Pozostaje skromnym zakonnikiem, żyjącym codziennością klasztorną. Pozostaje człowiekiem modlitwy - liturgicznej, wspólnotowej, indywidualnej. Na modlitwę indywidualną często wychodzi do ogrodu. Zarówno w tym czasie, kiedy reguluje to porządek zakonny dnia, jak również i prywatnie. Po dzień dzisiejszy wskazywana jest grota, gdzie miał chronić się na taką modlitwę - ukazuje się z niej widok na miasto Segowię, które jak okręt ze swoim alkazarem wcina się w morze zieleni wiosną i wczesnym latem, a jesienią i zimą w złoty brąz mesety kastylijskiej.

Jan od Krzyża pozostaje człowiekiem działania. Całe dnie spędza przy pracy fizycznej na budowie klasztoru i kościoła, wiele czasu poświęca w poszukiwaniu pieniędzy i środków materialnych, aby budowla mogłaby być kontynuowana. Między innymi, udaje mu się zdobyć dachówkę z remontowanego w owym czasie alkazaru dla swojego klasztoru i kościoła. Z zarządem miasta udaje mu się wynegocjować poszerzenie terenu klasztornego ogrodu i zamknięcie drogi dla pasterzy przeganiających swoje stada. Jednocześnie Jan jest zaangażowany w zarząd nowo powstałej rodziny zakonnej, która ustala swoje prawodawstwo, zasady wychowania, normy liturgiczne. Jan pozostaje przełożonym wspólnoty, która nie jest jednorodna, w jej bowiem ramach mieści się i wspólnota zarządu nowo powstałej rodziny zakonnej, czyli tzw. kuria, w jego wspólnocie jest wspólnota nowicjatu, wspólnota studentatu filozofii, są już młodzi ojcowie, po studiach odbytych w Salamance. A poza tym Jan przyjmuje do swojej wspólnoty tzw. trudnych zakonników, których nikt nie chce... We wspólnocie młodego Karmelu bosego dochodzi do napięć pomiędzy rygorystami o. Mikołaja, a ludźmi środka, do których należał Jan. A do tego, w nielicznych wolnych chwilach szlifuje jeszcze drugą redakcję "Żywego płomienia miłości"...

Jan od Krzyża pozostaje człowiekiem posługi duszpasterskiej. Intensywnie posługuje jako nauczyciel i kierownik duchowy nowicjuszy, którym najchętniej głosi konferencje w ogrodzie, w jego górnej części pod cyprysami.

Następnie co tydzień wspina się do miasta, zachowanym do dziś szlakiem, pod nazwą "Paseo de San Juan de la Cruz" - do wspólnoty karmelitanek bosych. Spowiada je, głosi konferencje. Jedna ze sióstr wyznaje, że po wizycie św. Jana od Krzyża "klasztor staje się niebem".

Dużo uwagi poświęca ludziom spoza Karmelu. Studentów, wykładowców tamtejszych szkół, lekarzy, księży przyjmuje w ogrodzie pod cyprysami, gdzie z nimi rozmawia, głosi konferencje. Wielu z jego słuchaczy wstępuje potem do Karmelu.

Sporo czasu poświęca kobietom żyjącym w świecie. Między innymi prowadzi duchowo Annę de Peńalosa i jej służącą. A przy okazji warto nadmienić, że Anna de Pańalosa dozoruje prace Jana od Krzyża nad kościołem, w którym według umowy zawartej z przełożonymi, ma być pochowany, niezależnie od tego, gdzie umrze. Wypełnienie tego zapisu w umowie sprawiło, że ciało Świętego po jego śmierci zostało przewiezione z Ubeda do Segowii, a z kolei to wydarzenie stanowiło kanwę dla 19 rozdziału "Don Quijote" Cervantesa.

Jako spowiednik posługuje pewnej młodej, bogatej, ale zagubionej kobiecie. Po spowiedzi przed nim, na którą po długich wahaniach zdecydowała się, powiedział: "Ja nie jestem świętym, niemniej im spowiednik jest świętszy, tym bardziej jest łagodny i tym mniej gorszy się grzechami innych, ponieważ lepiej zna słabość natury ludzkiej" 2.

Jednocześnie pisze w tym czasie sporo listów, przez które stara się duchowo towarzyszyć zarówno osobom zakonnym jak i świeckim. Z tej bogatej korespondencji pozostały m. in. dwa urocze listy do jego penitentki Joanny de Pedraza z Granady, która przechodziła przez noc ciemną ducha.

Mimo licznych zajęć i posług nie zapomina o swojej rodzinie i zaprasza do Segowii na ostatnie, pożegnalne spotkanie, swojego ukochanego brata, Franciszka. Człowieka prostego, ubogiego, ale starającego się żyć Ewangelią.

A poza tym nie pomija w tym wszystkim dzieci i sług, pomaga im, otacza opieką duchową i materialną.

Jednocześnie Jan otwarty jest na kolejne wezwania. Wie, że życie jest podążaniem nieustannym za Jezusem. Dlatego na prowokacyjne pytanie Mistrza, którego według przekazów usłyszał przed jednym z obrazów ukazujących Jezusa dźwigającego Krzyż - co chciałby za tę całą posługę otrzymać - odpowiada prośbą, aby być upodobnionym do Jezusa Ukrzyżowanego. I według tej prośby dopełniło się jego życie w Ubedzie w 1591 roku. Opuszczony przez najbliższych uczniów, z maryjną obecnością kobiet, dyskretnie towarzyszących w jego umieraniu na krzyżu.

W tym miejscu warto, a nawet należy wspomnieć pokrótce o relacji Jana Pawła II do św. Jana od Krzyża. O pierwszym spotkaniu z osobą i dziełami św. Jana od Krzyża Jan Paweł II wspominał wobec karmelitów bosych w kaplicy Papieskiego Wydziału Teologicznego w Rzymie 22 kwietnia 1979 r.: "Mogę powiedzieć, że karmelitów bosych znam od dziecka. Urodziłem się bowiem w Wadowicach...stąd...uczęszczałem do waszego kościoła, biorąc udział w liturgii i odprawianych tam nabożeństwach. Później zacząłem studiować dzieła św. Jana od Krzyża. Muszę jednak zaznaczyć, że zainteresowania waszym wielkim Doktorem, św. Janem od Krzyża, zawdzięczam nie karmelicie, ale pobożnemu katolikowi świeckiemu, i - co jeszcze bardziej ciekawe - ten człowiek był nie tylko znawcą, ale również naśladowcą św. Jana od Krzyża. Tak spotkałem się z dziełami św. Jana od Krzyża, czytałem je i usiłowałem zrozumieć. To tłumaczy temat mojej rozprawy doktorskiej" 3.

Czym jednak uzasadnić dzisiejszy tytuł prezentacji "Noc ciemna" i czym uzasadnić powiązanie Jana Pawła II ze św. Janem od Krzyża?

Niewątpliwie, Jan Paweł II jest przykładem chrześcijanina, który zmagał się z owymi przejawami nocy w życiu osobistym i dziejowym. A osoba Jana od Krzyża i jego dzieła odegrały w tym zmaganiu niezwykłą rolę. W przemówieniu wygłoszonym przez Jana Pawła II 4 listopada 1982 w Segowii przy grobie św. Jana od Krzyża, powiedział: "Dzięki składam Opatrzności, która pozwoliła przybyć mi tu, aby uczcić relikwie i przywołać postać oraz naukę św. Jana od Krzyża, któremu tyle zawdzięcza moja duchowa formacja. Nauczyłem się go i poznałem w młodości i zdołałem nawiązać wewnętrzny dialog z tym nauczycielem wiary, z jego językiem i myśleniem, aż do momentu kulminacyjnego, jakim było opracowanie tezy doktorskiej na temat wiary u świętego Jana od Krzyża. Od tamtego czasu stał się on dla mnie przyjacielem i mistrzem, który wskazywał światło jaśniejące w ciemności, ażeby zawsze podążać ku Bogu: "bez innego przewodnika, ni światła, prócz tego, które w sercu płonęło. Ono mnie prowadziło bezpieczniej niż światło południa" (z wiersza Noc ciemna, 3-4) /Przewodnicy...s. 73/.

Idźmy więc i my w jego ślady i próbujmy "nawiązywać wewnętrzny dialog z tym nauczycielem wiary" - Janem od Krzyża i otwórzmy się na jaśniejące światło w ciemności aby podążać ku Bogu. I niech w nas wypełni się modlitwa Jana Pawła II: "Oby ciemne noce, które ciążą nad indywidualnym i zbiorowym sumieniem naszych czasów, były przeżywane w czystej wierze; w nadziei, która osiąga tyle, ile się spodziewa; w płomiennej miłości Ducha, aby /ciemne noce/ zamieniły się w jasne dni dla naszej zbolałej ludzkości, w zwycięstwo Zmartwychwstałego, które wyzwala mocą krzyża! "



O. Wojciech Ciak OCD

1    Święty Jan od Krzyża - Doktor Kościoła, Osoba, dzieła i nauka, Poznań 2007, s. 39

2    I. Bengoechea, Święty Jan od Krzyża i kobiety, Poznań - Gdańsk, 2005, s. 55

2    Zagadnienie wiary w dziełach świętego Jana od Krzyża. Przewodnicy na Górę Karmel - ukazani przez Jana Pawła II, red. Czesław Gil OCD, Kraków 2000, s. 72

........................................................................................................
Verba Sacra - Święty Jan od Krzyża Noc ciemna - następna

Adres stron w wersji angielskiej z tematami :Jan od Krzyża kierownik duchowy

http://translate.google.pl/translate_s?hl=pl&q=kierownik+duchowy+Jan+od+Krzy%C5%BCa&lr=&rlz=1W1GZAZ_pl&um=1&ie=UTF-8&sl=pl&tl=en&tq=the+spiritual+head+of+John+of+the+Cross&ei=UpxxSvKVBY25jAf-taWnDA&sa=X&oi=clir_tip&ct=search_link&resnum=11

Ta pozycja:

Andrzej Ruszała OCD

KIEROWNICTWO DUCHOWE WEDŁUG ŚW. JANA OD KRZYŻA

213

Św. Jan od Krzyża jako kierownik duchowy

214

Przymioty kierownika duchowego według Św. Jana od Krzyża

216

Sanjuanistyczna „metoda” kierownictwa duchowego

Znajduje się w : Praca zbiorowa SZTUKA KIEROWNICTWA DUCHOWEGO Poradnik ISBN: 978-83-7318-859-4
wyd.: WAM 2007

SŁOWO WSTĘPNE

Strona ta poświęcona jest wszystkim Chrześcijanom pragnącym pojednania z Bogiem. Strona ta propaguje wyznanie Katolickie, ale omawia tylko zagadnienia biblijne w świetle nauk wybitnego mistyka i Doktora Kościoła św. Jana od Krzyża, jako kierownictwo duchowe dla ludzi pragnących wyższego stopnia uduchowienia i uświęcenia.

Obok Kościoła Katolickiego jest wiele denominacji Chrześcijańskich w których ludzie poszukują pojednania z Bogiem tak jak niektórzy w Kościele Katolickim. Dlatego zamiarem moim nie jest wnikać w doktryny denominacyjne, ale raczej pragnę koncentrować się na drodze pojednania z Bogiem.

We wszystkich Kościołach odnaleźć można wiele "dobrego nasienia", ale niestety we wszystkich denominacjach Chrześcijańskich domieszanego jest wiele "złego nasienia".

Prawda ta ukazana jest w słowach Ewangelii:
"Królestwo niebieskie podobne jest do człowieka, który posiał dobre nasienie na swej roli. Lecz gdy ludzie spali, przyszedł jego nieprzyjaciel, nasiał chwastu między pszenicę i odszedł. A gdy zboże wyrosło i wypuściło kłosy, wtedy pojawił się i chwast. Słudzy gospodarza przyszli i zapytali go:
Panie, czy nie posiałeś dobrego nasienia na swej roli?
Skąd więc wziął się na niej chwast?
Odpowiedział im: "Nieprzyjazny człowiek to sprawił".
Rzekli mu słudzy: "Chcesz więc, żebyśmy poszli i zebrali go?"
A on im odrzekł:
"Nie, byście zbierając chwast nie wyrwali razem z nim i pszenicy. Pozwólcie obojgu róść aż do żniwa; a w czasie żniwa powiem żeńcom: Zbierzcie najpierw chwast i powiążcie go w snopki na spalenie; pszenicę zaś zwieźcie do mego spichlerza".

- Mateusz 13:24-30

Ponieważ Bóg to dopuszcza, aby fałszywi nauczyciele mieli głos w Kościele, i prawo do rozsiewania fałszu, nie będziemy się nimi tu zajmować.
Kogo Duch Święty prowadzi tego
od fałszywych nauk ochroni i Prawdę mu objawi. Kierownictwo Ducha Świętego według słów Pana Jezusa jest jak fontanna wody żywej wytryskującej wewnątrz w duchu człowieka z której dusza człowieka czerpie oświecenie zbawienne:
"Każdy, kto pije tę wodę (studzienną), znów będzie pragnął. Kto zaś będzie pił wodę, którą Ja mu dam, nie będzie pragnął na wieki, lecz woda, którą Ja mu dam, stanie się w nim źródłem wody wytryskającej ku życiu wiecznemu. "
-
Jan 4:13-14

Celem wszystkich artykułów na tej stronie nie jest oświecenie czytelnika, bo tego dokonać może tylko Bóg, ale zachętą do szukania pojednania z Bogiem i wskazania zasad wiodących do nawrócenia. Ewangelia jest natchnionym Pismem Bożym i też przeczytanie jej nie da człowiekowi oświecenia, jeśli Bóg tego nie dokona za pośrednictwem Ewangelii wewnątrz ducha człowieka.
Oświecenie dokonuje się w duchu i przenika do duszy podczas głębokiego skupienia. A jak owo skupienie osiągnąć naucza w Dziełach swoich św.
Jan od Krzyża.
Słuchanie lub czytanie Ewangelii i innych natchnionych pism może jedynie dopomóc, umożliwić lub potwierdzić objawienie Boże. Celem więc wszystkich umieszczonych tu na tej stronie artykułów jest rozbudzenie w czytelniku zapału do rozważań prawd ewangelicznych, do modlitwy, medytacji, kontemplacji i gorliwego poszukiwania zasad i prawdziwej drogi do pojednania się z Bogiem.
Błogosławiony ten, który szuka Prawdy, a jeśli wytrwale i szczerze szuka, to na pewno znajdzie.

"A Jezus powiedział: Proście, a będzie wam dane; szukajcie, a znajdziecie; kołaczcie, a otworzą wam. Każdy bowiem, kto prosi, otrzymuje; kto szuka, znajduje; a kołaczącemu otworzą.
Jeżeli którego z was, ojców, syn poprosi o chleb, czy poda mu kamień? Albo o rybę, czy zamiast ryby poda mu węża? Lub też gdy prosi o jajko, czy poda mu skorpiona?
Jeśli więc wy, choć źli jesteście, umiecie dawać dobre dary swoim dzieciom, o ileż bardziej Ojciec z nieba da Ducha Świętego tym, którzy Go proszą."

- Łukasz 11:9-13
"Gdy zaś przyjdzie On, Duch Prawdy, doprowadzi was do całej prawdy. Bo nie będzie mówił od siebie, ale powie wszystko, cokolwiek usłyszy, i oznajmi wam rzeczy przyszłe"
-
Jan 16:13

Według słów Pana Jezusa w cytowanym fragmencie Ewangelii na stronie głównej wynika, że każdy człowiek, aby osiągnąć zbawienie, musi przejść dwa etapy życia. Pierwszym jest narodzenie cielesne, a drugim jest ponowne narodzenie, duchowe.

O tym pierwszym wszyscy wszystko wiemy, ale to ponowne narodzenie jest czymś nowym. Św.
Jan poświęcił swe życia na poszukiwanie tej drogi, a potem na kierowanie innych na tę drog Pragnę więc jak najgoręcej zachęcić czytelnika do czytania i studiowania jego nauk.

Osobiście bowiem zawdzięczam naukom Jana wzrost
duchowy i poznanie wielu prawd na drodze oświecającej. Pragnę ukazać więc nauki Pana Jezusa i nauki św. Jana z innego punktu widzenia, w stylu świeckiego i współczesnego myślenia, według potrzeb, doświadczeń i możliwości zaadoptowania ascetyzmu i wszystkich nauk Janowych w życiu dzisiejszego człowieka w dwudziestym pierwszym wieku.

Zapraszam do przeczytania artykułów na poszczególne tematy. Z czasem zamieszczać będę nowe artykuły według natchnienia woli Bożej. Niektóre stwierdzenia mogą wydać się trudne do przyjęcia z powodu trudności zrozumienia. Nie wszystko bowiem da się jasno objaśnić w jednym temacie, ale po przeczytaniu innych łatwiej będzie zrozumieć poprzednie.

Pozdrawiam w Imię Pana Jezusa i życzę błogosławieństw Bożych wszystkim duszom szukającym tej wąskiej drogi.

- Szczęść Boże.

0x01 graphic

0x01 graphic

0x01 graphic

0x01 graphic

0x01 graphic

0x01 graphic

0x01 graphic

0x01 graphic

NASI ŚWIĘCI

0x01 graphic

0x01 graphic

0x01 graphic

0x01 graphic

0x01 graphic

0x01 graphic

Święty Jan od Krzyża

Czy Jan od Krzyża może być duchowym mistrzem i przewodnikiem dla współczesnych katolików świeckich? Pytanie istotne, gdyż mistrz jest wielkiego pokroju, a potrzeby współczesnych wierzących duże. Odpowiedź jest jednak znana: Jan od Krzyża jest doktorem Kościoła Powszechnego. Jego pisma przeznaczone są dla wszystkich wierzących, gdyż opisuje naturę i etapy chrześcijańskiej drogi duchowej z punktu widzenia jej istoty, nie zaś specyficznej formy.

Wielcy mistrzowie życia duchowego pouczają o tym, czym sami żyją. Nie ma rozdziału pomiędzy ich życiem a nauczaniem. I to jest jedna z istotnych wskazówek do właściwego odczytania mistycznej doktryny Jana od Krzyża. Nie można rozumieć jego doktryny bez znajomości jego osoby, gdyż wyrwalibyśmy ją z bardzo konkretnego życia i środowiska historycznego, geograficznego, socjalnego, teologicznego, zakonnego itp.

W historii interpretacji doktryny św. Jana od Krzyża miało miejsce wiele błędnych ocen, ponieważ nie zawsze solidnie opierano ją na życiu autora. Tymczasem jest to bardzo ważne dla właściwego rozumienia nauki, ponieważ przedstawiona przez niego doktryna mistyczna w dużym stopniu odzwierciedla osobiste doświadczenie autora.

Ziemskie życie Doktora Mistycznego (1542-1591) można podzielić na trzy okresy odpowiadające trzem formom jego powołania: człowiek świecki, karmelita, karmelita bosy.

1. Jako osoba świecka przeżył 21 lat (1542-1563). Urodził się w rodzinie ubogich tkaczy Gonzala de Yepes i Kataliny Alvarez. Był trzecim z kolei dzieckiem i ostatnim synem po Franciszku i Ludwiku. Wnet po jego urodzinach umierają ojciec i brat Ludwik. Z tego okresu wypada wymienić pewne fakty, które miały decydujący wpływ na jego osobowość ludzką i chrześcijańską.

Ojciec, Gonzalo, dla miłości zrezygnował z dostatniego życia i poślubił ubogą Katarzynę, za co, jak zanotował jeden z biografów, "rodzina ze wzgardą odepchnęła go od siebie". Trudno powiedzieć, na ile taka postawa ojca miała wpływ na późniejsze radykalne wybory syna, nie należy jednak tego faktu pomijać.

2. Jako karmelita dawnej obserwy przeżył 5 lat (1563-1568). W tym okresie mają miejsce dalsze ważne wydarzenia życiowe.

W 1567 r. przybywa do Mediny w celu odprawienia swojej Mszy świętej prymicyjnej dla rodziny. Wtedy to następuje spotkanie ze św. Teresą od Jezusa. Zwierza się jej ze swojego kryzysu i zamiaru przejścia do kartuzów. Daje się przekonać Teresie, by pozostał jeszcze jeden rok w Salamance, zanim ona zdąży znaleźć odpowiedni dom i rozpocząć reformę również męskiej gałęzi zakonu.

3. Jako karmelita bosy przeżył 23 lata (1568-1591). Oto ważniejsze fakty z tego okresu.

Reforma w Duruelo. Prowadzi wraz z dwoma innymi braćmi wzmożone życie modlitwy, trochę apostolatu w okolicy, życie w surowej pokucie, umartwieniu.

Od 1572 r. spowiednik karmelitanek klasztoru Wcielenia w Awili. Zdobywa tutaj doświadczenie kierownika duchowego, mistagoga.

Dziewięciomiesięczny pobyt w zakonnym karcerze w Toledo (do sierpnia 1578). Jest uważany za niepoprawnego buntownika (konflikt jurysdykcyjny) i traktowany bardzo surowo (jak przystało na buntownika). Cierpi fizycznie, psychicznie, moralnie, a także w wyniku intensywnych doświadczeń mistycznych.

Po udanej ucieczce zostaje mianowany przełożonym klasztoru w El Calvario, a w roku następnym (1579) staje się założycielem i rektorem kolegium w Baeza. Niemal do końca życia pełni funkcje przełożeńskie.

W 1582 roku udaje się na fundację sióstr do Grenady, obejmuje przełożeństwo w konwencie Los Mártires w Grenadzie. Klasztor ten staje się niejako gabinetem pisarskim św. Jana od Krzyża. Tutaj pisze albo kończy wszystkie swoje wielkie dzieła.

Trudne doświadczenia przy końcu życia. Upokorzony i pozbawiony urzędów, stoi wobec perspektywy wyjazdu na placówkę w Meksyku. Ojciec Reformy potraktowany niemal jak buntownik, a przynajmniej jako ktoś niewygodny dla mających głos decydujący. Zachowuje się niezwykle godnie w ciągu owego okresu kilku ostatnich miesięcy życia, w których do cierpień moralnych dochodzą bolesne doświadczenia fizyczne.

Jan od Krzyża prowadził głębokie życie duchowe, co potwierdził Kościół, ogłaszając go w 1726 roku świętym. Hiszpański mistyk stworzył także system doktryny mistycznej, opierając się głównie na swoim doświadczeniu mistycznym. Można więc mówić także o doktrynie mistycznej. Z uwagi na ścisły związek jego osobistego życia duchowego z nauką mistyczną, wyrażenie "duchowość Jana od Krzyża" posiada bardzo podobną treść zarówno w odniesieniu do jego osobistej drogi duchowej, jak i w odniesieniu do systemu mistycznego.

Cel i droga. Ideał życia i podstawę mistycznej doktryny św. Jana od Krzyża stanowi zjednoczenie z Bogiem w wierze, nadziei i miłości, cel do jakiego zmierza ludzki wysiłek i działanie Boga. Święty Jan od Krzyża opisuje właśnie drogę do zjednoczenia. Stwierdza to bardzo wyraźnie na początku Drogi na Górę Karmel, kiedy mówi, że cała ta nauka dotyczy "wysokiego stopnia doskonałości, który tu nazywamy zjednoczeniem duszy z Bogiem" (Droga na Górę Karmel, Założenie). Świadomie wybiera termin zjednoczenie, by go używać na określenie tego, co inni nazywają doskonałością lub świętością.

Przez użycie terminu zjednoczenie, świętość od razu może być rozumiana jako wzrastająca osobowa zażyłość z Bogiem. Zarówno termin "świętość", jak i "doskonałość" ma wydźwięk statyczny. Ktoś jest święty lub doskonały; ktoś dąży do świętości lub doskonałości, ale dopóki dąży, nie jest ani święty, ani doskonały. Tymczasem teologiczna prawda jest inna: człowiek podczas całego życia wiary zanurzony jest w Bogu i albo pogłębia swoje więzy z Nim, albo je osłabia. Termin zjednoczenie pozwala na rozumienie świętości jako procesu wzrastającej zażyłości z Bogiem, która oczywiście owocuje życiem moralnym, wspólnotowym czy nawet nadzwyczajnymi łaskami mistycznymi.

Jan od Krzyża jest mistrzem duchowym o zasięgu uniwersalnym. Historia chociażby św. Teresy od Dzieciątka Jezus, św. Teresy Benedykty od Krzyża (Edyty Stein) i wielu osób także spośród laikatu (warto tu przypomnieć, że hiszpański mistyk Żywy płomień miłości napisał na prośbę osoby świeckiej - Anny de Peđalosa), pokazuje, że Doktor Mistyczny poprzez swoje dzieła ofiaruje bardzo skuteczną pomoc na drodze osobistej wiary, pomimo że krajobraz duchowej drogi każdego jest nieco inny.

Życie Duchowe

LATO 47/2006
Duchowość mężczyzny

Michel Rondet SJ

Kiedy mistyka jedna męskie z kobiecym

Tłumaczył Bolesław Dyduła SJ

Bo wy wszyscy, którzy zostaliście ochrzczeni w Chrystusie, przyoblekliście się w Chrystusa. Nie ma już Żyda ani poganina, nie ma już niewolnika ani człowieka wolnego, nie ma już mężczyzny ani kobiety, wszyscy bowiem jesteście kimś jednym w Chrystusie Jezusie (Ga 3, 27-28). Oto nowość Ewangelii dla św. Pawła! Czy więc należy rozumieć, że Jezus przyszedł znieść wszystkie różnice, które mogą uwydatniać historyczną inność naszych egzystencji? Jaśniej pozwala nam to widzieć św. Paweł, kiedy w innym kontekście mówi, że podzieloną ludzkość jedna Chrystus, w sobie zadawszy śmierć wrogości (Ef 2, 16). Przyszedł On obalić bariery stawiane nieustannie między ludźmi, między mężczyznami i kobietami, przez pożądliwość, zawiść i rozpamiętywane urazy. Nie unicestwił jednak samego dzieła Stwórcy, który stworzył mężczyznę i niewiastę (Rdz 1, 27c). Jezus odwołuje się do tego faktu w swoim nauczaniu i choć nie ma względu na osoby, potrafi wyraziście uwzględniać inność mężczyzny i kobiety. Gdy zwraca się do faryzeusza Szymona z pytaniem: "Widzisz tę kobietę?", umie z delikatnością dostrzec całą jej miłość wyrażoną jakże kobiecymi gestami. Ewangelie wyraźnie podkreślają zróżnicowanie reakcji mężczyzn i kobiet wobec Jezusa. Piotr na zapowiedź męki jest gotowy do walki w obronie Jezusa (por. Łk 22, 33). Maria z Betanii wylewa na Jego nogi drogocenny olejek (por. J 12, 3). Oboje chcą w tym momencie wyrazić swoje przywiązanie do Jezusa: Piotr uczynił to przez oddanie się swojemu Mistrzowi na dobre i złe, Maria zaś ofiarowała pachnący olejek, osobisty wyraz miłości.

Czyżby zatem istniał męski i kobiecy sposób przychodzenia do Jezusa? Życie duchowe nie urzeczywistnia się w próżni, gdy idzie o jego odniesienia do wrażliwości i uczuciowości każdego człowieka. Jest więc czymś normalnym, że cechy różniące mężczyznę i kobietę znajdują swoje odbicie w duchowości poszczególnych osób. Czy są one zależne od kultury, czy może od ról wyznaczanych mężczyźnie i kobiecie przez społeczeństwo? A może od urozmaicenia natury ludzkiej? Pytania tego typu można by mnożyć. W tym miejscu ograniczymy się jedynie do podkreślenia odmienności spojrzeń na Boga, będziemy też chcieli ubogacić się perspektywami, jakie to zróżnicowanie przed nami otwiera.

Dwoje świadków

Adwent to czas, który został dany, by ożywić nadzieję w sercu Kościoła, wśród oczekiwania na przyjście Chrystusa. Żeby pomóc należycie przeżywać to oczekiwanie, liturgia stawia przed naszymi oczyma dwie postacie: kobiecą i męską. Maryja i Jan Chrzciciel to powolne dojrzewanie pragnienia stającego się ciałem w ożywiającej medytacji słowa Bożego. Jan Chrzciciel jest naglącym nawoływaniem do nawrócenia, eksplodującym w historii jego narodu, by przygotować drogi dla Pana. Oczekiwanie jest to samo, równie gorące tak u Maryi, jak i u Jana, ale różnie się objawia. Serce Maryi, podobnie jak serce Jana, drga na najmniejsze oznaki królestwa. Obydwoje uważni na słowo, które stanie się ciałem, drżą z radości na Jego bliskość. Każde z nich jednak na swój sposób będzie wyrażać owo dogłębne poruszenie całego swojego jestestwa. Dla Maryi będzie to kontemplatywne milczenie, przerwane tylko hymnem Magnificat.

Podczas "epifanii" Jezusa w świątyni, gdy Józef i Maryja przyszli ofiarować Go Ojcu, byli tam mężczyzna i kobieta, osoby symbolizujące obecność całego rodzaju ludzkiego z jego różnorodnością. Symeon, na którym spoczywał Duch Święty, wygłosił prorocką wyrocznię, wskazującą na to Dziecię jako na "światło na oświecenie pogan i chwałę Jego ludu, Izraela". Anna, "służąc Bogu w postach i modlitwach", dzieliła swoje dziękczynienie z tymi, którzy oczekiwali pociechy Izraela (por. Łk 2, 22-38).

W innym fragmencie Ewangelii, u stóp Chrystusowego krzyża ponownie spotykamy mężczyznę i kobietę: Maryja i uczeń, którego Jezus miłował, przyjmują ofiarowane im tam powołanie, które potwierdza ich inność: syna i matki. Tam, pod krzyżem, są nie tylko - ani nie przede wszystkim -uczniowie, lecz synowie i matka - w tej nowej więzi, którą Chrystus stworzył między nimi i która ich umacnia w ich kobiecości i męskości. Przed pustym grobem spotykamy dwoje uprzywilejowanych świadków, mężczyznę i kobietę: Marię z Magdali i umiłowanego ucznia Pana. Tam również każde z nich przyjmie i przekaże na swój sposób prawdę o objawieniu się Zmartwychwstałego. Maria przyszła pierwsza: "Miłość zrobiła pierwszy krok". Przed odsuniętym kamieniem Marię nurtuje tylko jedna myśl: Tego, którego przyszła po raz ostatni owinąć całunem w geście czułości, nie ma tutaj! Wraz z Jego fizyczną obecnością, która była wszystkim, w czym mogła się wyrazić jej miłość, odebrano jej wszystko: Zabrano Pana mego! Ta strata jest tak radykalna, że nie rozpoznaje Jezusa pytającego ją: Czemu płaczesz? Upadła do Jego nóg dopiero wówczas, gdy zwrócił się do niej po imieniu (por. J 20, 11-18). Uczeń natomiast nie spieszył się z przybyciem do grobu. Dopiero okrzyk Marii sprawił, że także i on pobiegł do grobu. Po wejściu do niego ujrzał i uwierzył (J 20, 8). Czy powie ktoś, że wyprzedził Marię w wierze? Bez Marii przecież wciąż jeszcze by spał! Maria miała bardziej gorejące serce, uczeń zaś lepiej rozumiał Pisma. Czy trzeba tu mówić o duchowości męskiej i duchowości kobiecej? O różnych jej akcentach na pewno, natomiast dla nas w każdym wypadku ważny jest fakt, że mogliśmy otrzymać od nich podwójne świadectwo o wielkich momentach Objawienia.

Piąta Ewangelia

Czasem być może marzymy o Ewangelii, która zostałaby napisana przez kobiety. Wydaje się nam, że lepiej poznalibyśmy Jezusa, gdybyśmy mogli zobaczyć Go we wspomnieniach Marii z Magdali czy Marii z Betanii lub przeczytać opowiadanie o spotkaniu z Nim przy studni Jakuba, napisane przez Samarytankę, bądź gdybyśmy usłyszeli zwierzenia Marty, która Go gościła przy swoim stole. Jakież byłoby to nowe spojrzenie na Jezusa! Być może jednak Ewangelie nie zostały napisane dla zaspokojenia ciekawości czy przekazania barwnego portretu Jezusa. Ich najważniejszym celem jest zaznajomienie nas ze zbawczym posłaniem, przyniesionym na świat przez życie, śmierć i zmartwychwstanie Jezusa, i każda z napisanych Ewangelii robi to na swój sposób dobrze. Jeśli jednak mimo wszystko chcemy dostrzec coś kobiecego w Ewangelii, trzeba odwołać się do historii duchowości. Tam odnajdziemy Ewangelię czytaną i przeżywaną przez mężczyzn i kobiety z tą samą troską o wierność, ale w różnych tonacjach: jest to piąta Ewangelia, której powieściopisarze poszukiwali w zakamarkach bibliotek i której nadal nie przestaje pisać świętość wiernych.

Brat Enzo Bianchi, założyciel ekumenicznej wspólnoty monastycznej w Bose, we Włoszech, która skupia mężczyzn i kobiety, daje świadectwo o duchowym bogactwie tej wspólnoty, oddychającej dwoma płucami: męskim i kobiecym: Mieszanka męsko-kobieca to bardzo sprzyjająca okoliczność, ponieważ podejście do spraw duchowych mężczyzn i kobiet nie jest takie samo. Stwierdzam, że jeśli chodzi na przykład o wygłaszanie homilii czy komentarza do Pisma Świętego, słowa męskie i kobiece są radykalnie różne. Obecność w Kościele, sposób modlenia się też są odmienne. Jest to twórcza konfrontacja, z pewnością nie zawsze łatwa do wcielenia w życie, ponieważ trzeba się pogodzić z wielością różnych twarzy we wspólnocie, ale stanowi ona niezaprzeczalne bogactwo.

Tę różnorodność odnajdujemy na przestrzeni historii duchowości. Nie znamy na przykład mistyka mężczyzny o takiej żywiołowości uczuciowej i obfitującego w wizje jak Hildegarda z Bingen. Sam sposób zwracania się do Chrystusa, nadawane Mu tytuły w doświadczeniach mistycznych też są różne. Dla mężczyzny będzie to "Pan", dla kobiety "Ukochany" lub "Oblubieniec". A jeśli u mężczyzny spotkamy się z nazwą "Ukochany", to przeważnie w połączeniu z tytułem Pan lub Zbawiciel. Co się zaś tyczy słowa "Oblubieniec", mężczyzna rzadko je kieruje bezpośrednio do Boga. Wyjątkiem jest tu Angelus Silesius, który w Cherubinowym pielgrzymie pisze: "Słowo «oblubieniec» jest dla mnie najsłodsze. Ty, jeśli chcesz, możesz uznawać Boga za twojego Pana; ja nie mogę Go nazywać inaczej jak «mój Oblubieniec»". Natomiast Ignacy Loyola i Teresa z Avili mówią o swoim "Panu" i o "Jego Boskim Majestacie" bądź używają równoznacznych terminów. Brat Karol i mała siostra Magdalena od Jezusa znaleźli w Ewangeliach dzieciństwa jedno z takich miejsc, gdzie wspólnie zakotwiczyli swoją duchowość. Brat Karol był jednak bardziej uwrażliwiony na robotnika z Nazaretu, podczas gdy mała siostra Magdalena na "maleńkiego Jezusa, ofiarowanego światu przez Maryję".

Można odnotować jeszcze więcej różnic. Na przykład nabożeństwo do Najświętszej Maryi Panny było opiewane i propagowane w zasadzie przez mężczyzn, począwszy od św. Bernarda Grignon de Montfort, na Janie Pawle II skończywszy. Nabożeństwo do Najświętszego Serca Pana Jezusa u św. Gertrudy miało raczej kobiece akcenty, ale mężczyźni, od św. Bonawentury po Teilharda de Chardin, również byli na to nabożeństwo uwrażliwieni.

Piąta Ewangelia jest zatem dość różnorodna, nie bardzo więc wiadomo, czy te różnice należy zawsze kłaść na karb epoki i odmiennych dróg męskości i kobiecości. Spójrzmy na paralelne teksty Anieli z Foligno i Jana od Krzyża: kobieta i mężczyzna, których dzielą trzy wieki. Nie wiemy, czy Aniela umiała nawet pisać, za to Jan od Krzyża był wyróżniającym się studentem w Salamance, a mimo to głęboka inspiracja ich doświadczeń duchowych jest łatwo rozpoznawalna; mężczyźni i kobiety mogą się tu czuć jednakowo usatysfakcjonowani. Łączy ich ta sama miłość, przeżywana w sercu zjednoczonym z Bogiem, który uobecnia się w najgłębszych pokładach duszy i przemienia ją. Aniela świadczy o niej ze spontanicznością, ale ta spontaniczność nie zapomina jednak nigdy o wielkości Tego, którego przyjmuje całym żarem swojej miłości. Jan od Krzyża, ponieważ otrzymał łaskę przeżywania swego życia i swoich doświadczeń pod znakiem Pieśni nad pieśniami, kazał mówić zarówno oblubieńcowi, jak i oblubienicy, tak że ich głosy odnajdujemy w każdym jego dziele.

W świetle Trójcy

To wyjaśnia, dlaczego kobiety, mimo innej wrażliwości i ekspresji uczuć, mogą się swobodnie odnajdywać w duchowościach powszechnie uważanych za męskie - i odwrotnie. Ignacy Loyola miał mnóstwo uczennic, a Teresa z Avili wciąż nie przestaje inspirować mężczyzn. W tej mierze, w jakiej duchowość reprezentuje spójny i płodny sposób życia Ewangelią, wykracza ona poza partykularyzmy męskie i kobiece, a ponieważ Jezus jest drogą, prawdą i życiem (J 14, 6) dla wszystkich, Ewangelia może wspierać zarówno mężczyzn, jak i kobiety, z poszanowaniem właściwych im cech osobowości. Wiedzą o tym pary małżeńskie, mające doświadczenie wspólnej modlitwy: czasem jest im trudno trwać dłużej w takiej modlitwie bez wzajemnego skrępowania. Odmienność języka powoduje, że nawet pragnienie uczestnictwa w duchowym zbliżeniu kończy się odczuciem przymusu do modlitwy. Natomiast bardzo pożyteczne bywa dzielenie się owocami zakończonej modlitwy. Różnica osobowości okaże się wtedy korzystna. Będzie ona równocześnie stymulująca i ubogacająca w duchowej wędrówce ich obojga.

Wszelka mistyka chrześcijańska, niezależnie od rodzaju życia i kontekstu, w jakim się wyraża, jest ostatecznie mistyką zaślubin. To jest źródłem jej oryginalności w porównaniu z innymi prądami duchowymi. Jest to mistyka Przymierza, w której wierzący ze swoją ludzką męskością i kobiecością wchodzi w dialog trzech Osób Boskich. W oczekującej na niego miłości odnajduje on bogactwo i różnorodność miłości, której odzwierciedlamy tylko jeden aspekt: męski lub kobiecy. Do Boga możemy iść całym naszym człowieczeństwem i nie ma w nas niczego, czego by On nie przyjął.

Kiedy Słowo stało się ciałem, połączyło się oczywiście z naturą ludzką jako mężczyzna, ale wzięło na siebie całą ludzką kondycję. Dlatego możemy przychodzić do Niego ze wszystkimi naszymi osobliwościami i różnicami: On potrafi je rozpoznać i napełnić. Jeśli jest jakaś rzecz, o której mogą zaświadczyć mistycy, to ta, że Bóg jest większy od naszego serca: "Gdy ludzka wola poczuje dotyk samego Boga, nic już nie może jej zadowolić, co byłoby mniejsze niż Bóg, którego kocha; ale to porywające Piękno, uchwytne jedynie przez wiarę, znajduje się we wszystkim, co serce rozpala miłością". W sercu tej miłości przezwyciężane są różnice między ludźmi, bez ich unicestwiania. Napięcia, jakie mogą budzić, usuwa pokój przychodzący od Boga. Przestrzenie miłości zostają poszerzone w komunii Ojca, Syna i Ducha Świętego.

Michel Rondet SJ

0x01 graphic

Michel Rondet SJ (ur. 1923), francuski jezuita, doktor teologii, kierownik duchowy i rekolekcjonista działający w Ośrodku La Baume-les-Aix. Opublikował m.in.: La vie religieuse; Viens et suis-moi!; Petit guide de la priere. Po polsku ukazał się Mały przewodnik modlitwy.

CEZARY SĘKALSKI

Misterium wewnętrznej przemiany

Droga duchowego rozwoju chrześcijanina w Ćwiczeniach Ignacjańskich

Rozprawa doktorska z teologii duchowości napisana pod kierunkiem O. dra hab. Jerzego W. Gogoli OCD

PAPIESKA AKADEMIA TEOLOGICZNA W KRAKOWIE, WYDZIAŁ TEOLOGICZNY

Kraków 2002

 

Poniżej zamieszczam spis treści i wstęp mojej pracy doktorskiej, wydanej w Wydawnictwie WAM.

 

SPIS TREŚCI

Bibliografia

1. Źródła

2. Opracowania

3. Literatura pomocnicza

Wstęp

Rozdział I Ćwiczenia duchowe św. Ignacego Loyoli na tle tradycji duchowości chrześcijańskiej

1. Najważniejsze założenia dotyczące chrześcijańskiego rozwoju duchowego

1.2. Czynniki rozwoju duchowego chrześcijanina

1.3. Nawrócenie - początek drogi duchowego wzrostu

1.4. Koncepcje etapów życia duchowego

1.4.1. Trzy drogi rozwoju duchowego

1.4.2. Siedem mieszkań św. Teresy z Avila

1.4.3. Droga poprzez “noce” św. Jana od Krzyża



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Św Jan od Krzyża Pieśń Duchowa
Sw Jan od Krzyza Piesn duchowa docx
Św Jan od Krzyża Pieśń Duchowa
ŻYWY PŁOMIEŃ MIŁOŚCI, HTML, A) ŚW.JAN OD KRZYŻA
STOPNIE DOSKONAŁOŚCI, HTML, A) ŚW.JAN OD KRZYŻA
CZTERY WSKAZÓWKI DLA PEWNEGO ZAKONNIKA, HTML, A) ŚW.JAN OD KRZYŻA
GÓRA KARMEL czyli GÓRA DOSKONAŁOŚCI, HTML, A) ŚW.JAN OD KRZYŻA
PRZESTROGI, HTML, A) ŚW.JAN OD KRZYŻA
DROGA NA GÓRĘ KARMEL – KSIĘGA PIERWSZA, HTML, A) ŚW.JAN OD KRZYŻA
LISTY, HTML, A) ŚW.JAN OD KRZYŻA
OCENA DUCHA I MODLITWY PEWNEJ KARMELITANKI BOSEJ, HTML, A) ŚW.JAN OD KRZYŻA
DROGA NA GÓRĘ KARMEL – KSIĘGA TRZECIA, HTML, A) ŚW.JAN OD KRZYŻA
[noc ciemna KSIĘGA DRUGA], HTML, A) ŚW.JAN OD KRZYŻA
[noc ciemna KSIĘGA PIERWSZA], HTML, A) ŚW.JAN OD KRZYŻA
Św Jan od Krzyża Noc Ciemna
Św Jan od Krzyża Noc Ciemna
Stopnie doskonałości św Jan od Krzyża
więty Jan od Krzyża i opętana mniszka
więty Jan od Krzyża i opętana mniszka

więcej podobnych podstron