DOGMATYCZNY DARWINIZM Michael Behe dadałem kilka ilustracji


http://creationism.org.pl/groups/ptkrmember/i
nteligentny-projekt/pl/document.2005-03-
15.5393632697/?searchterm=organizmy
DOGMATYCZNY DARWINIZM
Michael J.Behe
Sale akademickie są odległe od barów Dodge City, jednak niecierpliwe palce nader często
dotykają spustu profesorowie zaś znajdują sposoby, aby niecierpliwość ową nieustannie
pobudzać. Oczywiście nie ma żadnej rzeczywistej walki, profesorowie wolą walczyć na
stronach czasopism akademickich. Jeśli nie jesteś na linii ognia, spory te mogą być zabawne.
Jeden z bardziej zasadniczych odbył się ostatnio na stronach czasopisma "Evolution".
Okazją była publikacja nowych książek autorstwa Stevena J. Goulda i Richarda Dawkinsa.
W świadomości opinii publicznej Gould i Dawkins są ucieleśnieniem nowożytnej teorii
ewolucji. Dzięki swoim wygłaszanym publicznie wykładom oraz prowadzonej co miesiąc
kolumnie w czasopiśmie "Natural History" Gould stworzył sobie świtę wielbicieli, którzy
lubią jego fascynujące opowiadania na temat przyrody. Dawkins dzięki swoim książkom, za
które otrzymał nagrody, a które noszą tak przygnębiające tytuły jak "The Selfish Gene"
(Samolubny gen) oraz "The Blind Watchmaker" (Ślepy zegarmistrz) zdobył międzynarodowe
uznanie mimo swoich poglądów na życie, jako nieustanną darwinowską katorgę ewolucyjną.
Osobowości wpływowych ewolucjonistów nie mieszają się wzajemnie. Publiczny wizerunek
Goulda jest ciepły i miły. Jest nowojorczykiem, który kocha baseball i jedzenie. Dawkins jest
apoteozą brytyjskiego intelektualnego snoba. Na szczęście Gould uczy na Harvardzie, a
Dawkins w Oksfordzie. Jeden kontynent byłby za mały dla nich obu.
Richard Dawkins.
Oprócz popularyzowania ewolucji, zarówno Dawkins, jak i Gould wnieśli nowe pomysły do
ewolucyjnej teorii. Podczas gdy większość paleontologów nadal próbowała wcisnąć na siłę
zapis skamielin do wzoru, którego spodziewał się Darwin - stopniowe zmiany odbywające się
w długich okresach, pozostawiające za sobą niezliczone skamieliny form pośrednich - we
wczesnych latach siedemdziesiątych Gould i Niles Eldredge zaproponowali koncepcję
"przerywanej równowagi". Przerywana równowaga oznacza po prostu to, iż zapis skamielin
dla większości gatunków pozostaje niezmienny przez długie okresy, a następnie zmienia się
gwałtownie w geologicznej skali czasu. Teoria ta nie mówi nic o tym, co powoduje okresy
stagnacji oraz okresy nieustannej zmiany. Tak czy owak, zanim pojawili się Gould i Eldredge,
większość paleontologów sądziła, iż brak zmian w linii skamielin nie jest interesujący. Teraz są
to dane, które się publikuje - połowa z nich dotyczy przerywanej równowagi.
Pomysł Dawkinsa jest bardziej subtelny i w większym stopniu oparty na przypuszczeniach niż
pomysł Goulda. Co jest dobierane? Kiedy ma miejsce dobór naturalny? Kwestia ta była
dyskutowana od czasów Darwina, przy czym niektórzy ewolucjoniści argumentowali za
gatunkami jako całością, podczas gdy inni utrzymywali, iż dobierany jest poszczególny
organizm. Dawkins kwestionuje koncepcję mówiącą, iż dobór naturalny występuje na
poziomie genu. Ogromny w ostatnich dziesięcioleciach postęp biologii molekularnej, która
przyjmuje pogląd na życie, uznający iż centrum stanowi gen, pomógł przesunąć w tym
kierunku punkt widzenia Dawkinsa. Jednak w przeciwieństwie do skamielin Goulda, tak
zwane "samolubne geny" Dawkinsa są prawie wyłącznie hipotetyczne.
S.J.Gould.
Ewolucjoniści zarówno z Harvardu, jak i z Oksfordu formułowali swoje teorie na kształt
filozofii życiowych. Teoria Dawkinsa jest nieustająco ponura: "Wszechświat, który oglądamy,
ma dokładnie te własności, których powinniśmy się spodziewać, jeśli u samych podstaw nie
ma żadnego wzoru, żadnego celu, żadnego dobra i zła, nic poza bezsensowną obojętnością".
Samolubne geny w jakiś sposób "chcą" być duplikowane, jednak w dążeniu do tego celu ból
lub przyjemność, jaką fundują swoim świadomym robotom-żywicielom, nie ma żadnego
sensu. Pogląd Goulda jest trochę bardziej pogodny. Podkreślając rolę przypadku w porosłym
bluszczem gmachu życia, uznaje, że gatunki pojawiają się i giną bez żadnego dostrzegalnego
powodu - biologiczna rewolucja może się powieść jedynie dzięki ślepemu fartowi. Od czasu do
czasu Gould otwarcie przewidywał śmierć darwinizmu, który miał być zastąpiony czymś
bardziej zbliżonym do jego filozofii (co miało otrzymać swoją nazwę pózniej). Takie
odchylenia wywołują u darwinistów zgrzytanie zębami.
"Evolution" zaprosiło Goulda i Dawkinsa do dokonania wzajemnej oceny swoich książek
"Full House" (Pełny dom) oraz "Climbing Mount Improbable" (Wejście na Górę
Nieprawdopodobieństwa) poprzez recenzje ukazujące się równocześnie w tym samym
numerze. Gould zaistniały spór przyjął bardzo dzielnie, sam jednak nie zadał żadnych ciosów.
Dawkins pogardliwie zauważył, iż "ogólny statystyczny argument Goulda jest poprawny i
umiarkowanie interesujący, nie bardziej jednak niż szereg innych kazań rutynowej
metodologii, którą można zajmować się w sposób obsesyjny". Co więcej, powiada Dawkins,
ulubina teoria Goulda nie jest niczym nowym: "Teoria przerywanej równowagi sama w sobie
jest gradualistyczna (tak po prostu być musi) w tym sensie, w jakim Darwin był gradualistą -
w sensie, w jakim zdrowi na umyśle ewolucjoniści muszą być gradualistami, przynajmniej
jeśli chodzi o kompleksowe adaptacje". W rzeczywistości Gould czyni szkodę darwinizmowi:
"Próba Goulda ograniczenia wszelkiego postępu do pospolitego wytworu tworzy zadziwiające
zubożenie [...] bogactwa procesów ewolucyjnych".
W pierwszym zdaniu swojej recenzji Gould cytuje starożytnego greckiego poetę: "Lisy wiedzą
o wielu rzeczach, jeże zaś wiedzą o jednej wielkiej rzeczy". W żadnym innym miejscu Gould
nie wyraża się jaśniej. Jako osoba prowadząca kolumnę w czasopiśmie "Natural History" nie
ma nic istotnego do powiedzenia.
Jest to zaskakujące. "Climbing Mount Improbable" jest łatwym celem do ataku i to ataku
zdecydowanego. Oto przykład. W rozdziale zatytułowanym "Czterdziestoczęściowa ścieżka
do Oświecenia" Dawkins opisuje wiele różnych rodzajów oka w przyrodzie, takich jak
fotograficzne oko kręgowców bądz złożone oko owadów. Pomimo ich różnic, na poziomie
komórkowym wszystkie rodzaje oka działają w ten sam sposób - światłoczułe komórki
posiadają cały szereg membran, każda wyposażona w ultrawyrafinowany molekularny
mechanizm do wyłapywania fotonów. W jaki sposób dobór naturalny mógł wytworzyć ten
molekularny mechanizm? Nie ma problemu, powiada Dawkins. Chcąc zilustrować budowę
światłoczułej komórki, pisze:
"Mamy dziewięćdziesiąt dziewięć warstw membrany na niniejszym rysunku. Dokładna ilość
nie ma znaczenia [...]. Chodzi o to, iż dziewięćdziesiąt dziewięć membran jest bardziej
skutecznych w zatrzymywaniu fotonów niż dziewięćdziesiąt, dziewięćdziesiąt jest bardziej
skutecznych niż osiemdziesiąt dziewięć, itd. Aż do jednej membrany, która jest bardziej
skuteczna od zera membran. Jest to ten rodzaj rzeczy, który mam na myśli, kiedy mówię, iż
istnieje jakieś łagodne nachylenie prowadzące na Górę Nieprawdopodobieństwa.
"Jedna membrana, która jest bardziej skuteczna od zera membran?" No cóż, zastanówmy się
nad tym. Jeśli komórka ma dziewięćdziesiąt jeden światłoczułych membran bądz
dziewięćdziesiąt, bądz tylko jedną, wówczas najwyrazniej posiada już informację potrzebną
do stworzenia jakiejś membrany. Jeśli jednak komórka posiada zero membran, wówczas nie
posiada tej informacji, w jaki więc sposób jest w stanie taką membranę stworzyć? Wezmy pod
uwagę pewną analogię. Przypuśćmy, iż w probówce byłoby dziewięćdziesiąt jeden bakterii.
Dziewięćdziesiąta pierwsza bakteria powstała przez reprodukcyjny podział dziewięćdziesiątej,
dziewięćdziesiąta z osiemdziesiątej dziewiątej, itd. Skąd się wzięła pierwsza? Przez podział
zerowej? Przejście od jednej do dwóch jednostek to proste podwojenie. Przejście z zera do
jednej jest nieskończonym przyrostem. Pewne łagodne nachylenie.
Czy osoba piastująca katedrę społecznego rozumienia nauk przyrodniczych na Uniwersytecie
w Oksfordzie nie pojmuje tak prostej logicznej zasady? Mało prawdopodobne. Znacznie
bardziej wiarygodne jest to, iż upiększa podstawy nowych biologicznych struktur, ponieważ
tu właśnie znajduje się punkt w procesie ewolucji, co do którego darwinizm ma niewiele do
powiedzenia. Tak jak to Dawkins wyznał szczerze w przedmowie do "The Blind
Watchmaker": "Czasami nie wystarczy przedłożyć czytelnikowi dowody w pozbawiony
emocji sposób. Musisz być adwokatem i wykorzystać tricki rzemiosła adwokackiego". Sądzę,
iż zero dające początek jedności jest pewnym trickiem rzemiosła adwokackiego.
Sceptyczny czytelnik znajdzie znacznie więcej przykładów niejasnego myślenia w książce
"Climbing Mount Improbable". Ktoś z takimi pobudkami i taką fachową wiedzą jak Gould
mógł je wypunktować. Plątał się on jednak w wyjaśnieniach na 4000 słów.
Gra w otwarte karty pomiędzy domniemanymi przeciwnikami, która pali na panewce, może
być pouczająca. Prosta prawda jest taka, iż niezależnie od różnic stylu czy akcentowania,
pomimo rozmaitych ulubionych teorii, przyparty do muru Gould zgadza się z Dawkinsem.
Jako materialista nie za bardzo mógł uczynić inaczej. Wydarzenia ewolucji mogą wydawać się
szybkie, gdy je przykładać do geologicznej skali czasu, przyznaje Gould. Są one jednak
powolne w porównaniu z okresami tworzenia się organizmów. Złożone przystosowania są
budowane stopniowo, krok po kroku. Według ewolucjonisty tak być musi, w przeciwnym
razie mogłyby być budowane tylko przez Boga. Gould otwarcie zgadza się w tym punkcie z
Dawkinsem. "W tej ważnej bitwie o poinformowanie wahającej się (jeśli nie w sposób otwarty
wrogiej) opinii publicznej co do twierdzeń darwinowskiej ewolucji [...] czuję się związany z
Richardem Dawkinsem we wspólnym przedsięwzięciu. Jego metafora >> ślepego
zegarmistrza<< dostarcza wspaniałego streszczenia głównej zasady Darwina wyjaśniając w
jaki sposób proces nie posiadający celowości, działający jedynie zgodnie z >> samolubną<<
zasadą reprodukcyjnego skutku, może rodzić organizmy o tak zawiłym, dostosowawczym
wzorze."
Pojedynek okazał się fałszerstwem: wiele działań i efektów specjalnych, w końcu jednak
udawanie. Każdy zgodził się przystać na to, iż w sposób przerywany czy nie - ślepy
zegarmistrz stoi za wszelką żywą rzeczywistością, nieświadomie budując i niszcząc.
No cóż, nie każdy.
"Przejdzmy bezpośrednio do kwestii ewolucji i jej mechanizmów. Mikrobiologia i biochemia
wniosły tutaj rewolucyjne intuicje [...]. Jest sprawą nauk przyrodniczych wyjaśnienie, w jaki
sposób drzewo życia nadal rośnie i w jaki sposób wyrastają z niego nowe gałęzie. Nie jest to
zagadnienie wiary. Powinniśmy jednak mieć śmiałość powiedzieć, iż wielkie projekty
dotyczące żywego stworzenia nie są produktem przypadku i błędu [...]. Wskazują [one] na
stwórczą Przyczynę i pokazują nam stwórczą Inteligencję, i czynią to dziś w sposób bardziej
zrozumiały i jaśniejszy niż kiedykolwiek dotąd [...] Ludzie nie są pomyłką lecz czymś
zamierzonym." Tak pisał w 1986 r. kardynał Joseph Ratzinger w niewielkiej książce
zatytułowanej "In the Beginning: A Catholic Understanding of the Story of Creation and the
Fall" (U początków: katolickie rozumienie historii stworzenia i upadku). W tym krótkim
fragmencie kardynał Ratzinger ściera się z Dawkinsem bardziej, niż zrobił to kiedykolwiek
Gould. Pozostawiając kwestię mechanizmu nauce, kardynał Ratzinger różni się od Dawkinsa
w kwestii zasadniczej: rozwój życia nie był ślepym lecz, zamierzonym procesem. Aby
wesprzeć swoje twierdzenie, wskazuje na postępy w podstawowej nauce o życiu, jaką jest
biochemia. Stoi on na bardzo mocnym gruncie.
Trudny cel
Jeśli nie jesteś na linii ognia, spór może być zabawny. Jeśli zaś jesteś w samym jego środku,
rzeczy mają się zupełnie inaczej. W lecie 1996 r. wydawnictwo Free Press opublikowało moją
książkę "Darwin's Black Box: The Biochemical Challange to Evolution" (Czarna skrzynka
Darwina: Biochemiczne wyzwanie wobec ewolucji), której główna teza została zapowiedziana
przez kardynała Ratzingera. Nowoczesna biochemia rzeczywiście odkryła oszałamiającą,
niespodziewaną złożoność leżącą u podstaw życia. Dowiedzieliśmy się, iż komórka jest
dosłownie napędzana przez molekularne urządzenia. Bakteria porusza się w płynie, dzięki
molekularnemu zewnętrznemu silnikiowi zwanemu "flagellum"; molekularne zapasy
znajdują się wewnątrz małych ciężarówek, które posuwają się tam i z powrotem po komórce,
dostarczając towar do wyspecjalizowanych przegród; komórka dokonuje ponownego ułożenia
swego DNA, aby wytworzyć nowe przeciwciała w celu zwalczenia choroby. Argumentowałem,
iż systemy te są w sposób nieredukowalny złożone, mając na myśli to, że potrzebują wielu
części, aby funkcjonować. Jak mechaniczna łapka na myszy potrzebuje swoich kilku części,
aby funkcjonować jako łapka na myszy, tak również owe biochemiczne systemy potrzebują
każdej ze swoich części i stąd jest całkiem nieprawdopodobne, by zostały one nagromadzone
stopniowo, tak jak chciałaby tego teoria Darwina. Dokonałem przeglądu fachowej literatury
biochemicznej - takich czasopism, jak "Proceedings of the National Academy of Science" oraz
"Journal of Molecular Biology" - i pokazałem, iż żaden naukowiec nie wytłumaczył, w jaki
sposób tak złożone systemy mogłyby powstać przez dobór naturalny. Na podstawie
przebadania sposobu, w jaki pewne biochemiczne systemy oddziaływają nawzajem na siebie,
argumentowałem, iż systemy te zostały w sposób zamierzony zaprojektowane przez
inteligentnego sprawcę.
Wielu ewolucyjnych biologów bez chwili wahania sprzeciwiło się tej tezie.
Książka "Darwin's Black Box" została szeroko zrecenzowana. W szczególności wielu znanych
biologów ewolucyjnych, wszyscy zdeklarowani darwiniści, miało okazję aby ją ostro
skrytykować. Być może najlepsza była dwustronicowa recenzja w "Nature", najbardziej
znanym czasopiśmie naukowym na świecie. Autorem był Jerry Coyne, profesor biologii
ewolucyjnej na uniwersytecie w Chicago, i - jak się okazało - redaktor odpowiedzialny za
recenzje książek w czasopiśmie "Evolution", który namówił Goulda i Dawkinsa do
zamieszczenia w swoim czasopiśmie recenzji swoich książek. Cóż więc ma do powiedzenia
czołowy darwinista, kiedy staje przed stwierdzeniem, że molekularna podstawa życia w
sposób zdecydowany wskazuje na zamysł? Najpierw małe obrzuceniem błotem: "Celem
kreacjonistów było zawsze zastąpienie nauczania ewolucji opowiadaniem z pierwszych
jedenastu rozdziałów Księgi Rodzaju. Kiedy państwowe sądy pokrzyżowały ten wysiłek,
kreacjoniści spróbowali nowej strategii: ubrać się w płaszcz nauki. To wytworzyło
oksymoroniczny >> naukowy kreacjonizm<< , twierdzący, że same fakty biologii i geologii
wskazują na to, iż ziemia jest młoda, wszystkie gatunki zostały stworzone nagle i
równocześnie, a masowe wyginięcia zostały spowodowane przez ogromny potop o zasięgu
światowym."
To początek. Jerry Coyne kończy zaś recenzję opowiadaniem o Duane Gishu z popierającego
koncepcję młodej ziemi Instytutu Badań nad Stworzeniem. Pomiędzy tymi nadającymi ton
paragrafami autor przyznaje przy okazji, że "Behe jest prawdziwym naukowcem", że nie
wierzę w młodą ziemię i sądzę, iż wspólne pochodzenie jest pomysłem rozsądnym.
Odpowiedzialność budowana na podstawie skojarzeń rzeczywiście ułatwia pracę recenzenta.
Potem jeszcze trochę zabawy ze mną i Coyne w końcu przystępuje do ustosunkowania się do
argumentu dotyczącego zamysłu.
"Odpowiedz na racje Behe'a leży w uświadomieniu sobie, iż biochemiczne ścieżki [...] zostały
zmontowane z elementów dokooptowanych z innych ścieżek ... Trombina na przykład jest
jedną z głównych protein odpowiedzialnych za krzepnięcie krwi, działa jednak również w
procesie podziału komórek i jest powiązana z trawiennym enzymem trypsyną. Kto wie, która
funkcja pojawiła się najpierw?"
Dobre pytanie - kto wie, która funkcja pojawiła się najpierw? Nikt nie wie. Nikt także nie wie,
w jaki sposób jedna funkcja może wyjaśniać drugą. Jest to jak mówienie, iż sprężynki
znajdują się zarówno w zegarkach, jak i łapkach na myszy, tak więc być może jedno wyjaśnia
drugie. Jednak zagadnienie, w jaki sposób skomplikowane systemy biochemiczne zgromadziły
się razem, tak naprawdę nie interesuje Coyne'a. "Możemy na zawsze nie potrafić wyobrazić
sobie pierwszych [biochemicznych] protościeżek. Trudno jednak uzasadniać, że dlatego, iż
jeden człowiek nie potrafi sobie takich ścieżek wyobrazić, nie mogły one istnieć."
Najwyrazniej argument Coyne'a jest taki: nie potrzebujemy dowodów; życie po prostu
musiało powstać według zasad Darwina.
Coyne nie jest odosobniony w swojej niemożności odpowiedzenia na biochemiczne argumenty
za istnieniem inteligentnego zamysłu. W "New York Times Book Review" naukowy publicysta
James Shreeve stwierdza: "Pan Behe może mieć rację, że - jeśli wziąć pod uwagę aktualny
stan wiedzy - stara, dobra darwinowska ewolucja nie może wyjaśnić pochodzenia krzepnięcia
krwi bądz transportu komórkowego". W czasopiśmie "National Review", mikrobiolog James
Shapiro z Uniwersytetu w Chicago przyznaje: "Nie istnieją żadne szczegółowe darwinowskie
racje za ewolucją jakiegokolwiek podstawowego biochemicznego bądz komórkowego systemu,
jedynie różnorodność życzeniowych spekulacji". Andrew Pomiankowski, piszący w "New
Scientist", oświadcza: "Wezcie jakikolwiek podręcznik biochemii, a znajdziecie może dwa,
trzy przypisy odniesione do ewolucji. Zaglądnijcie do jednego z nich. Będziecie mieli szczęście,
jeśli znajdziecie coś lepszego niż zdanie: >> ewolucja dobiera cząsteczki najbardziej
przystosowane do ich biologicznej funkcji<< ".
Darwinizm umiera na to samo schorzenie, które zabiło inne zarzucone teorie - postęp samej
nauki. Wydaje się, że wraz z każdym nowym odkryciem - szczególnie odkryciami dotyczącymi
molekularnej podstawy życia - dobór naturalny ma nowy problem. Jednak dla darwinizmu
problemy nie pochodzą jedynie z nowych odkryć. Pochodzą one także z odkryć starych.
Fałszowanie faktów
Prawdopodobnie każdy z nas pamięta rysunki w podręcznikach do biologii w szkole średniej.
Pierwszy rząd przedstawia małe, pozwijane stworzenia podobne do robaków, o dziwnym
kształcie głowy, wszystkie bardzo podobne do siebie. W drugim i trzecim rzędzie każdy robak
stopniowo przekształca się w oddzielny kształt: ryby, salamandry, kurczaka, człowieka. To
jest, proszę studentów, embriologia, jesteście świadkami rozwoju różnych kręgowców do ich
form dorosłych. Szkice te zostały po raz pierwszy sporządzone przez wybitnego XIX-
wiecznego naukowca Ernsta Haeckla, wielkiego wielbiciela Darwina. Haeckel pokazał, że
wszystkie kręgowce we wczesnych stadiach rozwoju wyglądają podobnie, jednak pózniej ich
formy się różnicują.
Rysunki Haeckla stanowią bardzo przekonywający dowód na realność ewolucji. Trudno jest
studentom przyglądać się rysunkom, na których podobne do siebie embriony zmieniają się w
różne formy dorosłe, i nie pomyśleć, że niewiele brakowało, a byłoby nieszczęście. Jednak
dzięki łasce ewolucji oto powstałem ja.
Wiele podręczników do biologii w szkołach średnich i wyższych wykorzystuje prace Haeckla,
ponieważ jego rysunki są bardzo sugestywne oraz dlatego, że ilustrują podstawowe zasady,
według których miałaby przebiegać ewolucja. Podręcznik "Molecular Biology of the Cell"
(Biologia Molekularna Komórki), autorstwa rektora Państwowej Akademii Nauk Bruce'a
Albertsa, laureata Nagrody Nobla Jamesa Watsona oraz kilku innych wpływowych
naukowców, wyjaśnia nam, dlaczego: "Wczesne stadia rozwojowe zwierząt, których formy
dorosłe zupełnie się różnią, są często zaskakująco podobne [...]. Nietrudno zrozumieć podobne
obserwacje. Wezmy pod uwagę proces, w którym nowe cechy anatomiczne - na przykład
wydłużony dziób - pojawiają się w toku ewolucji. Dokonuje się przypadkowa mutacja, która
zmienia kolejność występowania aminokwasów w białku lub też przesuwa moment jego
syntezy, a zatem jego biologiczną aktywność. Zmiana ta może, przypadkowo, wpłynąć na
komórki odpowiedzialne za tworzenie się dzioba w taki sposób, że tworzą one dziób, który
będzie dłuższy niż inne. Mutacja ta jednak musi być również zgodna z rozwojem pozostałej
części organizmu; dopiero wówczas będzie ona przekazywana z pokolenia na pokolenie przez
dobór naturalny. Byłoby mało istotnych korzyści z utworzenia dłuższego dzioba, jeżeli w
ramach tego procesu zaniknąłby język, czy też nie rozwinęły się uszy. Tego typu katastrofa
jest bardziej prawdopodobna, jeżeli mutacja będzie miała wpływ na wydarzenia dziejące się
na początku procesu rozwojowego niż wówczas, gdy będzie miała wpływ na wydarzenia
występujące przy jego końcu. Wczesne komórki embrionu są jak karty ustawione na spodzie
domku z kart - wiele od nich zależy i jest prawdopodobne, że nawet małe zmiany w ich
właściwościach spowodują katastrofę".
Tak, biologowie ewolucyjni znają siłę oddziaływania prac Haeckla. Najlepsi naukowcy, tacy
jak Alberts i Watson, rozumieją, jak ściśle fakty te pasują do teorii Darwina. Trudno, aby
mogło być inaczej.
Jest tylko jeden mały problem: embriony nie wyglądają w ten sposób. Rysunki oszukują.
Haeckel sfałszował dane.
W ubiegłym roku angielski naukowiec Michael Richardson, mając podejrzenia co do
rysunków Haeckla, zwołał spotkanie międzynarodowego zespołu embriologów w celu
potwierdzenia prawdziwości pracy Haeckla. Nie udało się. Elizabeth Pennisi zrelacjonowała
wyniki badań w magazynie "Science". "Haeckel nie tylko dodawał lub pomijał pewne cechy
[...] lecz także sfałszował skalę po to, aby wyolbrzymić podobieństwa pomiędzy gatunkami,
nawet tymi, które dziesięciokrotnie różniły się rozmiarami. Dodatkowo Haeckel zamazał
różnice przez nienazywanie gatunków w większości przypadków, tak jakby jeden
przedstawiciel gatunku był całkowicie reprezentatywny dla całej grupy zwierząt. W
rzeczywistości [...] nawet blisko spokrewnione embriony, na przykład pewnych gatunków ryb,
znacznie się różnią pod względem wyglądu i sposobu rozwoju".
Richardson podsumowuje: "Wygląda na to, że sprawa ta jest jednym z najsłynniejszych
fałszerstw w biologii".
E.Henckel.
W siódmej klasie szkoły parafialnej, do której chodziła moja żona, nauczyciel, brat zakonu
Świętego Krzyża, pokazał klasie na zajęciach z biologii rysunki Haeckla. "Ewolucja jest
faktem", powiedział im dobry braciszek, "musicie się do tego przyzwyczaić". W ciągu
ostatniego stulecia wielu studentów usłyszało to samo, pogodzili się więc z teorią Darwina,
najlepiej jak tylko mogli. Nie należy jednak winić nauczycieli. W końcu jeżeli laureaci
Nagrody Nobla i rektorzy Państwowej Akademii Nauk zapewniają, że tak wyglądają
embriony, jak może się z tym nie zgodzić ktoś, kto naukowcem nie jest?
Ktoś, kto nie jest naukowcem, nie może się nie zgodzić. Jednak w ubiegłym wieku niektórzy
naukowcy z odpowiednich dziedzin uważali, że dane zaprezentowane przez Haeckla są
podejrzane. Rzeczywiście, w XIX wieku wykładowcy uniwersytetu, w którym pracował,
postawili go przed komisją badającą zarzuty fałszerstwa. Haeckel przyznał się, iż swój
rysunek sporządził w konwencji artystycznej i narysował postacie z pamięci. Pomimo to, jego
rysunki zostały wykorzystane w pózniejszych podręcznikach w celu przedstawienia ewolucji.
W latach czterdziestych genetyk Richard Goldschmidt napisał: "Lekka ręka Haeckla przy
rysowaniu sprawiła, że poprawiał naturę i wkładał więcej do swoich ilustracji, niż
rzeczywiście widział".
Mimo, iż nieuczciwość Haeckla nie była tajemnicą, niewielu naukowców się tym przejmowało.
W dyskusji z pewnym biologiem ewolucyjnym kilka lat temu wyraziłem swoje oburzenie
faktem, że rysunki Haeckla, w kręgach biologów uznawane za wysoce niedokładne, są w
dalszym ciągu wykorzystywane w materiałach uniwersyteckich do przekonywania studentów
o prawdzie ewolucji. Mój oponent się tym nie przejął, zauważając spokojnie, iż dostosowanie
podręczników do aktualnych odkryć naukowych zajmuje wiele czasu. Nawet i sto lat.
Wszystko to prowokuje do postawienia wielu pytań, skoncentrujmy się jednak na dwóch
spośród nich. Po pierwsze, kiedy już fałszerstwo Haeckla stało się powszechnie znane, co na
temat embriogenezy ma do powiedzenia teoria Darwina?
Czy wczesny rozwój może się mimo wszystko zmienić? Czy to, co mówiliśmy na temat domku
z kart jest już nieważne? Przypuśćmy, iż jakiś naukowiec przewidział, że jutro na niebie
pojawi się supernowa ...lub ewentualnie się nie pojawi. Ponieważ oba przeciwieństwa są
zgodne z przewidywaniami, przewidywania te niczego nie przewidują. Gwiazda może
wybuchnąć lub nie, bez żadnego związku z przewidywaniami. Darwiniści są w podobnej
sytuacji. W najlepszym przypadku darwinizm może istnieć zarówno z zabezpieczonym przed
zmianami rozwojem embrionów, jak i z rozwojem, w którym występują odchylenia, tak więc
nie mówi o rozwoju zupełnie nic. Jest to wymowna cisza, ponieważ darwinowska ewolucja po
prostu musi funkcjonować poprzez modyfikowanie rozwoju embrionu do jego dorosłej formy.
Jeżeli darwinizm nie jest w stanie nic powiedzieć na temat tego, jak tworzy się forma,
wówczas nie mówi on nic na temat głównego pytania dotyczącego ewolucji.
W najgorszym przypadku Alberts i Watson mają rację twierdząc, że wczesna embriogeneza
nie może być zmieniona przez ewolucję Darwina i że darwinizm jest całkowicie sfałszowany.
Nie są to dobre wieści dla zwolenników teorii doboru naturalnego.
Drugie pytanie brzmi następująco: Co mamy sądzić na temat Albertsa i Watsona? Jest prawie
niemożliwe, aby jakikolwiek naukowiec mógł im dorównać sławą. Istnieją jednakże tylko dwa
możliwe wyjaśnienia tego, dlaczego podręcznik przez nich przygotowany podkreśla znaczenie
szkiców Haeckla: 1) nie zdawali sobie sprawy z tego, że rysunki te wprowadzały w błąd,
mimo, iż Goldschmidt, Richardson i wielu innych naukowców o tym wiedziało, 2) wiedzieli, że
rysunki te wprowadzały w błąd, a jednak je wykorzystali.
Być może karygodna ignorancja jest mniej poważnym wykroczeniem niż celowe
wprowadzenie w błąd. Jednak bez względu na rodzaj wykroczenia okazuje się, że rektor
Państwowej Akademii Nauk i laureat Nagrody Nobla nie mają pojęcia na temat tego, jaki
wpływ może mieć darwinowska ewolucja na embriony. A jeżeli nie wiedzą Bruce Alberts i
James Watson, to nie wie nikt.
I tak w ogólnym zarysie przedstawia się bardzo precyzyjny opis naukowego rozumienia tego,
jak życie pojawiło się, świecie - nie wie tego nikt. Jednak, mimo że odpowiedz na pytanie
"jak" wciąż nam umyka, możemy wyciągnąć zdecydowane wnioski z zawiłych, wzajemnie
oddziaływających na siebie struktur życia: "Wskazują [one] na stwórczą Przyczynę i
pokazują nam stwórczą Inteligencję, i czynią to dziś w sposób bardziej zrozumiały i jaśniejszy
niż kiedykolwiek dotąd".
Tłumaczyli Krzysztof Warchoł i Joanna Mendyka
Podpis pod rysunkiem: Podręcznikowe porównanie embrionalnego rozwoju ryby, organizmu
ziemnowodnego, gada, ptaka i wybór ssaków w tym człowieka. Rysunki Haeckela
powszechnie uważane są przez biologów za zdecydowanie nieprawdziwe. Nadal jednak
używane są w amerykańskich podręcznikach i tekstach na szkołach wyższych, aby przekonać
studentów o prawdzie ewolucji.
Rysunek pochodzi z: E. Haeckel, ''Anthropogenie, oder Entwickelungsgeschichte des
Menschen'', Leipzig: Engelmann, 1874.
(c) Azymut - Instytut 'Tertio Millennio'
tekst publikowany w Azymut nr 8


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Kr 021 Biogeografia i dogmatyzm ideologiczny darwinizmu (2009)
kilka ciekawostek o 206
A tribute of michael jackson Trombone 2
UWAG KILKA O DZWONACH FRIEDRICHA GOTTHOLDA KÖRNERA Z DAWNEGO KOŚCIOŁA MARIACKIEGO W KOSTRZYNIE
Nagrody Darwina 2
A tribute of michael jackson Flute 2

więcej podobnych podstron