Sprawa Mateusza Piskorskiego

Sprawa Mateusza Piskorskiego.

Kiedy po przewrocie majowym na polecenie Piłsudskiego uwięziono w ramach zemsty politycznej w III. Wojskowym Więzieniu Śledczym na Antokolu w Wilnie generałów Tadeusza Rozwadowskiego, Włodzimierza Zagórskiego, Juliusza Malczewskiego i Bolesława Jaźwińskiego, wystąpił w ich obronie piłsudczyk - prof. Marian Zdziechowski (1861-1938).

To właśnie ten wybitny uczony — historyk idei i literatury, filolog, filozof, krytyk literacki i publicysta, w latach 1919-1932 kierownik katedry literatur europejskich na Uniwersytecie Stefana Batorego w Wilnie, a w latach 1925-1927 rektor tegoż uniwersytetu — opublikował wiosną 1927 roku broszurę pt. „Sprawa sumienia". Ujął się w niej za aresztowanymi generałami, których więziono bez postawienia im jakichkolwiek zarzutów w warunkach urągających ich pozycji i elementarnej godności człowieka. Wystąpienie prof. Zdziechowskiego przyczyniło się w znaczący sposób do zwolnienia uwięzionych generałów, z których co prawda gen. Zagórski został wkrótce po uwolnieniu skrytobójczo zamordowany, a gen. Rozwadowski zmarł w następstwie ciężkich warunków stworzonych mu w więzieniu, ale na to autor „Sprawy sumienia" nie miał już wpływu.

Warto w tym miejscu nadmienić, że Marian Zdziechowski należał w maju 1926 roku do ścisłego otoczenia Józefa Piłsudskiego. Był wtedy jednym z trzech kandydatów Piłsudskiego — obok Artura Śliwińskiego i księcia Zdzisława Lubomirskiego — na urząd prezydenta RP. Kandydatura wybranego ostatecznie Ignacego Mościckiego pojawiła się dopiero po odrzuceniu tych trzech kandydatur. Zaraz po przewrocie majowym Piłsudski specjalnie przyjechał do Wilna, by osobiście zaproponować Zdziechowskiemu objęcie urzędu prezydenta. Ten jednakże uzależnił swoją zgodę od spełnienia przez Piłsudskiego szeregu etyczno-politycznych postulatów, w tym zwolnienia aresztowanych generałów i innych więźniów politycznych. Będąc piłsudczykiem Zdziechowski wystąpił w obronie swoich przeciwników politycznych, których poddano bezprawnym represjom. Położył na szali swoją pozycję i karierę polityczną oraz wykazał wielką klasę jako polityk, naukowiec i człowiek.

SPRAWA PISKORSKIEGO

Przypominam tę historię w kontekście sprawy dr. Mateusza Piskorskiego — lidera partii „Zmiana", sekretarza Europejskiego Centrum Analiz Geopolitycznych i dziekana Wydziału Nauk Politycznych Wyższej Szkoły Stosunków Międzynarodowych i Amerykanistyki w Warszawie.

18 maja 2016 roku — w dniu swoich 39. urodzin — został on zatrzymany przez Agencję Bezpieczeństwa Wewnętrznego, a następnie tymczasowo aresztowany. Od tego czasu przebywa w areszcie śledczym, który jest każdorazowo przedłużany po upływie trzech miesięcy przez sąd na wniosek prokuratury. Kolejną decyzję o przedłużeniu aresztu Piskorskiego dyspozycyjny politycznie wymiar sprawiedliwości podjął 11 maja br.

Kiedy w maju 2016 roku aresztowano Mateusza Piskorskiego, media „głównego nurtu" informowały, że postawiono mu zarzut szpiegostwa na rzecz wywiadu rosyjskiego i chińskiego.

Gazeta Wyborcza" twierdziła, że ABW zarzuciła Piskorskiemu, iż w latach 2013-2016 brał udział w „działalności rosyjskiego wywiadu cywilnego, skierowanej przeciwko Rzeczypospolitej Polskiej, poprzez uczestniczenie w spotkaniach operacyjnych z osobami stanowiącymi kontakty służb wywiadu, przyjmowanie zadań operacyjnych celem propagowania rosyjskich interesów i manipulowania nastrojami polskiego społeczeństwa, pobierając na tę działalność środki finansowe i wynagrodzenie", a założona przez Piskorskiego partia „Zmiana" i ECAG miały być użyte przez Rosję „do realizacji zadań operacyjnych, mających na celu wywołanie antyukraińskich reakcji w Polsce i antagonizowanie stosunków polsko-ukraińskich".

ZA UKRAINĘ?

A więc jesteśmy w domu.

Piskorskiego tak naprawdę aresztowano za krytykę pomajdanowej Ukrainy („wywołanie antyukraińskich reakcji i antagonizowanie stosunków polsko-ukraińskich"). Nasuwają się więc pytania, czy Piskorski tak naprawdę został aresztowany z inicjatywy ABW czy jednak Służby Bezpieczeństwa Ukrainy oraz czy o przetrzymywaniu go w areszcie nie decyduje aby przede wszystkim wola ambasady Ukrainy?

Nie są to pytania abstrakcyjne. Otóż wspomniana „Gazeta Wyborcza" — powołując się na ABW i prokuraturę — przytoczyła w maju 2016 roku następujące dowody „szpiegowskiej" działalności Piskorskiego: „wielokrotnie odbywał spotkania operacyjne z reprezentantami rosyjskich organizacji pozarządowych, którzy w rzeczywistości byli kontaktami służb wywiadowczych (…) w marcu 2014 r. brał udział w międzynarodowej misji obserwatorów pod szyldem Europejskiego Obserwatorium Demokracji i Wyborów w celu przedstawienia opinii publicznej referendum na Krymie w sposób oczekiwany przez władze rosyjskie.

Według śledczych zarówno Zmiana, jak i związane z nią stowarzyszenia zajmujące się dawnymi Kresami RP i Ukrainą miały być kontrolowane i finansowane przez służby rosyjskie oraz wykorzystywane do realizacji zadań operacyjnych. Piskorski miał też organizować w lutym 2015 r. wyjazd Zmiany na Ukrainę i kierować prowokacją polegającą na dokonaniu przez aktywistów jego partii dewastacji pomnika Bandery i malowaniu antyukraińskich napisów (…)". Dodać do tego trzeba jeszcze, że otwarcie sprzeciwiał się obecności wojsk NATO w Polsce oraz krytykował członkostwo Polski w UE i NATO.

A zatem głównie, jeśli nie wyłącznie, chodziło o Ukrainę.

Szpiegowska działalność Piskorskiego miała polegać na udziale w jawnej misji obserwatorów zagranicznych na Krymie, która przedstawiła na temat referendum krymskiego raport sprzeczny z narracją polskich i zachodnich mediów „głównego nurtu", oraz na zniszczeniu pomnika Bandery.

Co zaś się tyczy spotkań operacyjnych z „reprezentantami rosyjskich organizacji pozarządowych", a w rzeczywistości jakoby „kontaktami" służb wywiadowczych Rosji, to politycy PiS i PO odbywają regularnie takie spotkania, tyle że z reprezentantami amerykańskich, niemieckich, izraelskich i innych organizacji pozarządowych, co w ich języku nie nazywa się szpiegostwem, ale lobbingiem.

Wiele z tych zachodnich organizacji pozarządowych ma w Warszawie swoje filie, a nawet centrale i ABW jakoś nie sprawdza czy są one „kontaktami" obcych służb wywiadowczych, a utrzymujący z nimi relacje politycy polscy nie są obcą „agenturą wpływu".

To pisano rok temu.

Przez ten rok media „głównego nurtu" straciły zainteresowanie sprawą przetrzymywanego w areszcie śledczym Mateusza Piskorskiego.

Stało się tak dlatego, że przez rok prokuratura nie potrafiła przytoczonych wyżej zarzutów przekuć w akt oskarżenia.

Sprawę więc medialnie wyciszono.

Poza polskojęzycznym portalem rosyjskiej Agencji Informacyjnej i Radia Sputnik nie podano też w Polsce informacji o tym, że 25 kwietnia 2017 roku Mateusz Piskorski został dotkliwie pobity przez funkcjonariusza ABW podczas przewożenia go z aresztu do prokuratury, ponieważ powołując się na zalecenie lekarskie żądał, by założono mu kajdanki z przodu, a nie zakuwano mu rąk na plecach.
Sprawy Piskorskiego w mediach „głównego nurtu" zatem nie ma, ale sprawa jest.

Od roku człowiek przebywa w areszcie bez postawienia mu oficjalnych zarzutów. Śledztwo i tym samym wysuwane przez prokuraturę oskarżenia zostały utajnione. Wygląda to na tzw. areszt wydobywczy — czyli sytuację, w której dąży się do złamania psychicznego osoby aresztowanej, by ta samodzielnie dostarczyła dowodów swojej winy. Wbrew obiegowej opinii nie jest to wcale wynalazek ministra Ziobry ani NKWD, tylko Świętej Inkwizycji, której działalności teoria prawa zawdzięcza sentencję „confessio est regina probationum" (przyznanie się do winy jest królową dowodów). Tylko, że inkwizycja wymuszała przyznanie się do winy przy pomocy tortur, a peryferyjne demokracje świata euro-atlantyckiego preferują w tym względzie presję psychologiczną.

BEZPRAWIE

Nie ulega zatem wątpliwości, że w sprawie Piskorskiego mamy do czynienia z bezprawiem — z represjonowaniem wbrew Konstytucji za poglądy polityczne i jawną działalność publiczną.

To bezprawie okryła zasłona milczenia.

Nie znalazł się obecnie nikt na miarę Mariana Zdziechowskiego — ani w obozie rządzącym, ani w parlamentarnej opozycji — który by przeciw temu bezprawiu zaprotestował.

Sprawa Piskorskiego nie poruszyła też wrażliwości powołanych do tego instytucji — Komitetu Helsińskiego i Rzecznika Praw Obywatelskich, który ostatnio przejawia nadwrażliwość wobec domniemanych cierpień Ukraińców podczas operacji „Wisła" sprzed siedemdziesięciu laty. Nie poruszyła także świata nauki — do którego Piskorski przecież należał — świata kultury i sztuki, „niezależnych" mediów oraz „autorytetów moralnych". Dlaczego?

Wiceprzewodniczący partii „Zmiana"Jarosław Augustyniak wyjaśnił to następująco: „przyjaciele i współpracownicy Piskorskiego, zbierają od jakiegoś czasu podpisy pod poręczeniami, by w ten sposób zastąpić areszt, który jest najcięższym środkiem zapobiegawczym, i który co do zasady powinien być stosowany wyjątkowo i bardzo ostrożnie. Niech się ta cała „sprawa" toczy dalej, ale niech i Piskorski bierze w niej udział z wolnej stopy. Zbieranie podpisów wśród zwykłych ludzi szło całkiem dobrze. Pomysłodawcy zbierania podpisów słusznie jednak doszli do wniosku, że dobrze by było, gdyby wśród poręczycieli znalazły się jakieś osobistości, jacyś utytułowani ludzie ze świata kultury i nauki. W tym celu inicjatorzy skontaktowali się telefonicznie z uczelnią (Wyższa Szkoła Stosunków Międzynarodowych i Amerykanistyki), na której wykładał Mateusz Piskorski. Otrzymali stamtąd obietnicę złożenia podpisu pod tym dokumentem przez rektora i innych pracowników uczelni.

Kilka dni później jednak poręczenia odmówili.

Otóż wkrótce po telefonicznej rozmowie przyszło na uczelnię wezwanie na przesłuchanie do ABW. Po tym przesłuchaniu, na którym nie wiadomo jakich gróźb i szantaży użyto, uczelnia wycofała się z poręczenia za Piskorskiego.

Ostatnio straciła też budynek, w którym miała swoją siedzibę. Zburzono budynek „Uniwersalu" wraz z „Rotundą" i po szkole, w której Piskorski pracował, nie pozostał kamień na kamieniu. Czy ma to związek ze sprawą? Kto wie? Tu jest IV RP, a zemsta PiS nie zna granic logiki ani przyzwoitości. Podobna sytuacja miała miejsce w przypadku profesora Jerzego Sielskiego, który przed laty był promotorem pracy doktorskiej Piskorskiego.

Mateusz Piskorski

Ten również początkowo bardzo zdecydowanie potwierdził swoją gotowość do poręczenia. Jednak kilka dni później, mocno przestraszony przeprosił, że jednak tego podpisu złożyć nie może. Jego również, zaraz po telefonicznej rozmowie, odwiedzili smutni panowie z Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego.

W tym samym czasie, jego szkoła, Akademia im. Jana Długosza w Częstochowie, gdzie wykłada politologię, zawiesiła jego profesurę. Oczywiście nikt tego nie podał za powód zawieszenia, tylko po prostu zawieszenia się zdarzają w naszym kraju tak samo jak seryjni samobójcy. Takich przypadków było zapewne więcej. Niestety nie o wszystkich się dowiemy. Strach o utratę możliwości zarobkowania ma paraliżującą siłę przekonywania.

Przeraża też poziom stosowanej inwigilacji społeczeństwa przez tajne służby. Bo jeśli tylko w rozmowie telefonicznej pada nazwisko Piskorskiego, a chwilę po tym zjawią się u rozmówcy pracownicy ABW, to żyjemy już chyba w państwie policyjnym?".

W SŁUZBIE BANDEROWSKIEGO KIJOWA…

Potwierdzeniem tego, co napisał Jarosław Augustyniak jest reakcja portalu niezalezna.pl — a więc portalu „Gazety Polskiej" — na kolejne przedłużenie rocznego już aresztu tymczasowego Mateusza Piskorskiego. Bo nie jest do końca prawdą, że media „głównego nurtu" tę sprawę przemilczały.

Gazeta Polska" — a więc główny organ medialny partii rządzącej — tego nie przemilczała, ale wyraziła nieskrywaną radość z tego, że „lider prorosyjskiej partii Zmiana pozostanie w areszcie jeszcze przez co najmniej kilka miesięcy". W krótkiej notatce „Gazeta Polska" szczerze napisała też co stanowi winę Piskorskiego, używając przy tym propagandowych sformułowań nieprawdziwie opisujących kryzys ukraiński. Otóż wina Piskorskiego według „Gazety Polskiej" polega na tym, że ten „był wielokrotnie bohaterem publikacji Niezalezna.pl. Aktywny stał się zwłaszcza po ataku Rosji na Ukrainę. Jeździł nawet na tereny zajęte przez terrorystów okupujących tereny Donbasu i chwalił się zdjęciami z przedstawicielami tzw. Donieckiej Republiki Ludowej".

Za to właśnie siedzi od roku bez aktu oskarżenia i wyroku sądu.
A gdyby ktoś miał co do tego wątpliwości, to rozwieją je wpisy czytelników portalu niezalezna.pl — czyli najwierniejszych zwolenników PiS. Zacytuję kilka najbardziej charakterystycznych (zachowałem oryginalną pisownię): (1) „J
ak dla mnie może zdechnąć w tym kiciu i im więcej takie proruskie ścierwo ma obrońców tym bardziej bym go trzymał w zamknięciu", (2) „dzięki takim jak on Szczecin i Pomorze Środkowe śmierdzi ruskiem już od rogatek Poznania", (3) „Takie kanalie powinny siedzieć w Berezie Kartuskiej — dożywotnio", (4) „Nie chce zeznawać??? Co, nie mają tam prądu w gniazdkach???".

MILCZENIE

Te wypowiedzi ostatecznie pozwalają zrozumieć dlaczego w środowiskach postsolidarnościowych nie znalazł się nikt na miarę prof. Mariana Zdziechowskiego, który by podniósł „sprawę sumienia polskiego". III RP w przeciwieństwie do uważanej za jej pierwowzór II RP sumienia najwidoczniej nie ma i jeszcze dojdzie do tego, że dyktatura sanacji w porównaniu z rządami PiS będzie uważana za przykład demokracji. Nie jest w tym kontekście przypadkiem, że na łamach „Gazety Polskiej" jej wicenaczelna — Katarzyna Gójska-Hejke — wyzwała niedawno do powołania „polskiej komisji McCarthy'ego".


Sprawa Piskorskiego pokazuje przede wszystkim dwie rzeczy.

Po pierwsze, że nie jest możliwa nawet najdrobniejsza rewizja fatalnej i zgubnej polityki wschodniej, prowadzonej przez Warszawę od początku lat 90. XX wieku.

Piskorski opowiadał się właśnie za dokonaniem takiej rewizji — za odejściem od „wiary ukrainnej" i deeskalacją stosunków z Rosją. Oczywiście opowiadał się też za zmianą geopolityczną, za Europą opartą na równorzędnej współpracy poszczególnych podmiotów w miejsce dominacji euro-atlantyckiej. Ale do zastosowania wobec niego represji wystarczyły tylko jego działania skierowane przeciw polityce proukraińskiej III RP.

Po drugie, sprawa Piskorskiego kompromituje solidarnościową Polskę i jej odwołania do tzw. etosu walki o prawa człowieka w PRL.

To już od dawna jest tylko pustosłowie. Piskorski stał się współczesnym Józefem K. z powieści Franza Kafki pt. „Proces". Do takiej właśnie demokracji doszli spadkobiercy solidarnościowego etosu.

Bohdan Piętka, polski historyk i publicysta, Warszawa....... https://pl.sputniknews.com/opinie/201705235511122-Mateusz-Piskorski-Sprawa-sumienia-polskiego/

================================

11 maja odbyła się kolejna rozprawa o przedłużenie tymczasowego aresztowania Mateusza Piskorskiego. I tym razem sąd, na żądanie prokuratury się zgodził. Piskorski pozostanie w areszcie co najmniej jeszcze 3 mies. - do sierpnia.

PORĘCZENIA? A CO TO SĄD ODCHODZI?

Tymczasowe aresztowanie, choć najbardziej dotkliwe dla podejrzanego, jest tylko jednym z trzech środków zabezpieczających, o których mówi Kodeks Postępowania Karnego. Obok niego wymienia też policyjny dozór i poręczenie.

Obrona miała argumentować przed sądem, że dalszy areszt nie tylko jest bezcelowy i krzywdzący dla Piskorskiego, ale i dalsze jego trwanie z uwagi na niedawne pobicie go przez funkcjonariusza ABW, także niebezpieczne dla jego zdrowia i życia. Miała tak argumentować, bo jak było to nie mam pewności. Rozprawa znów odbyła się przy drzwiach zamkniętych, a adwokaci zasłaniając się obowiązkiem zachowania tajemnicy, nie chcieli mi udzielić żadnych wyjaśnień.

Oczywiście znów też nikomu nie przeszkadzał fakt, że samemu zainteresowanemu kolejny raz odmówiono udziału w posiedzeniu. Mimo, że mają go w więzieniu i w każdym momencie mogą go dostarczyć do sądu, rozprawy cały czas mają charakter zaoczny, a jemu samemu odmawia się udziału we własnej sprawie.

Tym razem, mając za soba doświadczenia kolejnych przedłużeń aresztu, obrońcy zamiast tymczasowego aresztowania zaproponowali sądowi zebrane przez różnych ludzi poręczenia. Wśród poręczycieli znaleźli się m.in.: poseł na Sejm RP Janusz Sanocki oraz łotewska europosłanka, Tatiania Żdanok.

© SPUTNIK.

Europosłanka Tatiania Żdanok poręczyła za Piskorskiego

O ile europosłanka napisała krótko, iż „gwarantuje, że w przypadku uchylenia tymczasowego aresztowania, Piskorski stawi się na każde żądanie polskich organów wymiaru sprawiedliwości", o tyle Janusz Sanocki, poza standardową formułką poręczenia, pozwolił sobie na publicystyczny komentarz.

Warto go tu w kilku miejscach przytoczyć.

Powątpiewając w sens stawianych Piskorskiemu zarzutów, Janusz Sanocki pisze: „Piskorski jawnie opowiadał się za opcją rosyjską, co w gruncie rzeczy dyskwalifikowałoby go jako rosyjskiego szpiega. Rosyjski szpieg — zgodnie z zasadą „maskirowki" powinien raczej publicznie występować z zajadle antyrosyjskimi deklaracjami, słowo „putin" wypowiadać z charakterystycznym grymasem obrzydzenia (i ma się rozumieć małą literą), a nazwę „Rosja" jak najczęściej łączyć ze słowem: „agresja" (wypisz, wymaluj, minister Maciarewicz! Panowie z ABW pojmali niewłaściwego człowieka! — przyp. autora).

I dalej retorycznie pyta — „Co za pożytek byłby ze „szpiega", który jest jawnie prorosyjski?"


Sanocki zauważa również, że jako dziennikarz i polityk, Piskorski — „nie miał dostępu do tajemnic urzędowych, nie pracował w ministerstwie i w związku z tym jego przydatność jako szpiega wydaje się znikoma". Krytykując zaś tak długie, bo roczne już aresztowanie zauważa, że: „Prokuratura kierując wniosek do sądu o zastosowanie tymczasowego aresztowania w sprawie o szpiegostwo znanego dziennikarza i polityka, powinna mieć twarde dowody na potwierdzenie oskarżenia. Trudno się godzić na sytuację, w której w sposób spektakularny aresztuje się człowieka głoszącego poglądy odmienne od dominującej linii politycznej, bez posiadania niezbitych dowodów, a następnie przetrzymuje się go w więzieniu przez wiele miesięcy — gdyż w istocie zgoda na taką sytuację oznaczałaby zgodę na prześladowanie ludzi za ich poglądy."

Sanocki w latach PRL był działaczem „Solidarności", internowany w stanie wojennym w więzieniu spędził półtora roku. Wtedy nazywano go „pachołkiem Reagana", dziś z goryczą dostrzega analogię, gdy przeciwników nazywa się „pachołkami Putina".

W przekonaniu posła wina Piskorskiego w zarzucanych mu czynach, jest mało prawdopodobna zaś — „wiele wskazuje na to, że prokuratura działa na polityczne zlecenie, wypływające z ostro antyrosyjskiej linii politycznej obecnych władz. Wskazuje na to także przedłużający się czas tymczasowego aresztowania, zupełnie niewytłumaczalny i absolutnie niemożliwy do zaakceptowania. Jeśli Piskorski jest szpiegiem, dawno powinien stanąć przed sądem. Jeśli oskarżenie nie miało podstaw, przed sądem powinien stanąć prokurator, który wydał nakaz aresztowania" — kończy swój wywód.

Całkowicie się z tym zgadzam i ze swej strony dodam, że nie tylko on, ale także funkcjonariusze ABW i sędziowie, którzy pozostają do dyspozycji partii rządzącej, muszą odpowiedzieć za swe czyny, gdy ta władza już przeminie.

Co to dało? Mając na biurku ponad 50 poręczeń sąd ogłaszając swą decyzję o dalszym więzieniu Piskorskiego w ustnym uzasadnieniu nie uznał za stosowne, by poświęcić mu choćby jedno słowo.

Sędzina Ewa Jethon zbyła to milczeniem, zupełnie tak, jakby żadnych poręczeń nie było.

NAUKOWA EKSPERTYZA TEŻ DO KOSZA

Po początkowych oskarżeniach o szpiegostwo na rzecz Iraku, Chin i Rosji, mających zapewne być pretekstem dla izolacji Piskorskiego w areszcie wydobywczym, mogliśmy przeczytać między innymi na łamach „Rzeczpospolitej", do której dotarł ocenzurowany list z więzienia, że teraz Piskorskiemu zarzuca się między innymi to, że „próbował wpływać na polską opinie publiczną".

Jeśli to jest przestępstwo, to w takim razie w wiezieniu powinni od dawna gnić Tusk, Kaczyński i wszyscy polscy politycy. Przekonywanie opinii publicznej do własnych idei to przecież istota polityki w każdym demokratycznym kraju.

Mając na względzie te i inne zarzuty pod których kątem, on i wzywani do ABW świadkowie, są przesłuchiwani, dwie polskie uczelnie podjęły się sporządzenia naukowej ekspertyzy, która miała odpowiedzieć na pytanie — czy czyny, które zarzuca się Piskorskiemu są czynami karalnymi? Odpowiedź obu ośrodków była podobna i sprowadza się do tego, że — „czyny zarzucane podejrzanemu nie wykazują znamion przestępstwa określonych w polskim kodeksie karnym".

Sąd z ekspertyzą się zapoznał, ale chyba nie zrobiła na nim większego wrażenia. Wiemy tylko, że w ustnym uzasadnieniu swej decyzji, w przeciwieństwie do poręczeń, ekspertyzie poświecił… jedno zdanie. Jak dokładnie brzmiało? Nie wiem. Może — mam to gdzieś?

BOJĄ SIĘ WSZYSCY, TAKŻE PRAWNICY

Jest taki dowcip, który opowiadają sobie Amerykanie. Zaczyna się od pytania:

— Co oznacza 1000 prawników na dnie oceanu?

— … nie wiem

— Odpowiedź brzmi — to całkiem dobry początek optymistycznego opowiadania.

Coś w tym jest. Nikt ich przecież nie lubi i raczej nie darzy szacunkiem, a świat byłby pewnie bez nich lepszy.

Bo trzeba mieć świadomość, że każdy prawnik, a na pewno zdecydowana ich większość, to po prostu ludzie tego systemu. Sam ukończyłem w latach dziewięćdziesiątych prawo na Wydziale Prawa i Administracji Uniwersytetu Łódzkiego. Nigdy jako prawnik nie pracowałem. Kiedyś tylko hobbystycznie, gdy byłem zastępca naczelnego w tygodniku „Trybuna Robotnicza", w kolumnie dotyczącej prawa pracy, odpowiadałem na pytania oszukiwanych przez pracodawców pracowników. Doświadczenia procesowego nie mam żadnego, ale zakładam, że obrońcy Piskorskiego składają różne wnioski w terminie, piszą pisma na nie zatłuszczonych kartkach papieru (na Berdyczów?), elokwentne skargi i zdecydowane zażalenia. Od strony formalno-prawnej robią pewnie wszystko co trzeba. Jednak jako ludzie systemu, jego część, nie dopuszczają do siebie nawet myśli, że proces, w którym uczestniczą nie jest uczciwy.

Żaden proces polityczny nie jest przecież uczciwy. Nikt też nie przyzna, że jakiś toczący się proces to proces polityczny. Żyjemy przecież w wolnym demokratycznym kraju i mamy  „państwo prawa"! Z tych powodów, a zapewne także ze strachu o własną pozycję i pracę, nie wychodzą poza standardowe procedury, w których powtarzam — na pewno są dobrzy.

Dlatego, z nie zrozumiałych dla mnie powodów, nie tylko mi nie chcieli udzielić żadnej informacji, ale odmówili też rozmowy z dziennikarzem niemieckiego prestiżowego „Spiegla", który sprawą Piskorskiego się zainteresował. Zasłaniali się tym samym co władza, która akurat ma w tym interes — proces jest tajny!

Kilka dni temu w „Superstacji" mogliśmy zobaczyć adwokata Zbigniewa Stonogi, który w imieniu swojego klienta i na jego prośbę składał oświadczenie o tym, że pobito go w Komendzie Stołecznej. Dlaczego z podobnym oświadczeniem nie wystąpili obrońcy Piskorskiego, gdy ten sam stał się obiektem przemocy funkcjonariusza ABW? Czyżby kwestia używania wobec aresztowanych przemocy też była tajna?

Piskorskiego z więzienia nie wyciągną najlepiej napisane wnioski i dobrze wykorzystane procedury. Skoro siedzi w więzieniu na polityczne zlecenie to prawo nie ma znaczenia. Jemu może pomóc tylko medialny szum wokół tej skandalicznej sprawy.

Dziennikarze, prawnicy, ludzie, którzy mają coś do stracenia, boją się o siebie, swoją pracę i kariery. A może Piskorski powinien mieć adwokata z jakiegoś innego kraju? Niemca, Francuza, Włocha? Kogoś, komu Kaczyński, Macierewicz, Kamiński czy Ziobro, nic nie mogą zrobić, a on nie musi się ich bać? Ale może ja się nie znam na tym? Niektórzy mówią mi, że adwokaci mają swoją strategię. Pytam — jaką? Tajemnica!? No dobrze, niech będzie, że tajemnica, ale skoro Piskorski siedzi już rok i dalej będzie siedział, to chyba najlepsza to ona nie jest?

Tak po ludzku trochę ich wszystkich rozumiem.

Sam dużo piszę o sprawie Piskorskiego.

Interesuję się nią od jego zatrzymania i staram się nagłaśniać wszystko o czym się dowiem. Pisałem o tym i na „Sputniku" i w „Faktach i Mitach".

No i wczoraj otrzymałem na 15 majawezwanie na przesłuchanie do ABW.

Gdybym więc nagle przestał pisać, zainteresujcie się co się stało.

A może nie będzie tak źle i „tylko" mnie pobiją? 

Jarosław Augustyniak, polski publicysta, Warszawa....... https://pl.sputniknews.com/polityka/201705125447467-sad-nad-piskorskim/

============================================

W Warszawie 25 kwietnia 2017 roku, podczas przewożenia więzionego od roku w areszcie wydobywczym Mateusza Piskorskiego do prokuratury, jeden z funkcjonariuszy ABW pobił go dotkliwie.

Do zdarzenia doszło podczas zakładania Piskorskiemu kajdanek.

Młody funkcjonariusz ABW, z nowego pisowskiego naboru, z tych co to „nie matura lecz chęć szczera zrobi z ciebie oficera", wyglądający i zachowujący się jak „prawdziwy patriota", pobił go ponieważ ten zwrócił mu uwagę, że ma lekarskie pisemne zalecenia, by kajdanki zakładano mu z przodu, gdy funkcjonariusz ABW uparł się, by skuć mu ręce na plecach.

Doszło do szarpaniny, a już po skuciu Piskorski otrzymał kilka uderzeń pałką i kilka kopniaków gdy ten powalił go na ziemię.

Po przyjeździe do prokuratury, oczekujący tam prawnicy natychmiast wezwali pomoc medyczną.

Lekarz sporządził obdukcję, w której obrażenia ciała uznał za znaczne.

Więzić człowieka, bez żadnych dowodów winy, to chyba jednak w nowej Polsce nie wystarcza, by go upodlić za inne poglądy polityczne.

Bezsilność spowodowana niemożliwością spreparowania aktu oskarżenia, po roku więzienia człowieka bez żadnych dowodów jego winy, rodzi wśród funkcjonariuszy agresję.

Obraz tych służb dopełnia fakt, że niekompetencja i niskie moralne kwalifikacje to zdaje się w pisowskiej Polsce, mocne punkty w CV kandydatów do tych mrocznych służb.

Adwokaci piszą w tej chwili skargę do sądu na nieuzasadniona przemoc zastosowaną wobec ich klienta.

Tomasz Kurski, polski publicysta, Warszawa....... https://pl.sputniknews.com/polska/201704265337999-Mateusz-Piskorski-zostal-dotkliwie-pobity/

=================================================================================================================


Wywiad z krewnym polskiego działacza społecznego, który niedawno obchodził 40 urodziny za murami więzienia.

Znany w Polsce i Rosji działacz społeczny Mateusz Piskorski 18 maja obchodził 40. urodziny. Świętował je za murami więzienia, gdzie przebywa od roku pod zarzutem szpiegostwa na rzecz Rosji. Krewny Piskorskiego w wywiadzie dla portalu informacyjnego NewsBalt opowiedział o szczegółach jego pobytu w więzieniu.

Portal nie ujawnił tożsamości rozmówcy, ponieważ obawia się on – i nie tylko on – polskich służb specjalnych.

Podczas rozmowy wielokrotnie powtarzał: „Zapomnijcie o wolnej Europie…”.

— Proszę opowiedzieć o ostatnich chwilach Mateusza na wolności. To były jego urodziny?

— Tak. Mateusz kończył 39 lat. Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego przygotowała dla niego taki prezent. Bardzo cynicznie i zupełnie, nawiasem mówiąc, nie po polsku.

— Dlaczego?

— Ponieważ, jak się później okazało z materiałów sprawy, zatrzymanie Piskorskiego zostało przeprowadzone na bezpośrednie polecenie CIA i FBI. Proszę sobie wyobrazić obie agencje rządowe USA. Tak wygląda „niezależność” Polski.

Ale wrócę do tego dnia. Rano Mateusz zawiózł dzieci do szkoły, a gdy chciał odjechać, to stojący przed nim samochód nagle gwałtownie zaczął cofać. Mateusz zahamował, ale z tyłu zablokowało go kolejne auto. A dalej wszystko potoczyło się tak, jak w tanim filmie detektywistycznym. Z samochodów wyskoczyli ludzie w maskach i kamuflażu z bronią w pogotowiu. Siłą wyciągnęli go z samochodu i przyparli do maski. Jakby próbowali zatrzymać Rambo.

Ci ludzie nie mieli żadnych znaków identyfikacyjnych – ani naszywek, ani liter na plecach.

Może byli to bandyci?

Następnie przeszukano mieszkanie, skąd wyniesiono cały sprzęt, w  tym konsole do gry dzieci.

Z błahostek: po zatrzymaniu Mateusza jego samochód służby zaparkowały na miejscu dla inwalidów, a później, gdy rodzina zabierała go, to musiała zapłacić spory mandat.

— W jakich warunkach przetrzymywane jest Mateusz?

— Wiem, że przez cały czas jest głodny. Źle tam karmią. Paczki z jedzeniem są zabronione. Matka i ojciec tylko raz widzieli się z synem, bo sami są bardzo chorzy i mieszkają daleko od Warszawy. Pisze do bliskich listy, które docierają po miesiącu. W jednym z nich stwierdził, że w więzieniu można wszystko przetrwać, ale najtrudniejsza jest samotność i brak wiedzy o tym, co się dzieje.

— W celi jest ktoś jeszcze?

— Gdy tylko został zatrzymany, to zaczęto go namawiać, aby „po dobroci” sam podpisał przyznanie się do winy. Że jest szpiegiem. Wówczas dostanie cztery lata. Odmówił. Wtedy umieszczono go w celi razem z przestępcami, gdzie za każdym razem musiał wyjaśniać, że nie zdradził Ojczyzny. Więźniowie go nie zaczepiali. Potem umieszczono go razem z schizofrenikiem. Później w ogóle odizolowano. Nawet na spacerach z nikim się nie spotykał.

Teraz razem z nim siedzi dwóch młodych mężczyzn, którzy cały czas rozwiązują krzyżówki. Mateusz jest dla nich chodzącą encyklopedią. Wiem jeszcze, że prowadzi całe „pogadanki polityczne” dla strażników.

— Jeśli chodzi o samotność. Gdy Piskorski zajmował się działalnością społeczną w Unii Europejskiej i Rosji wydawało się, że miał setki przyjaciół i współpracowników. Czy w ciągu roku pomogli mu jakoś? Finansowo, moralnie…

— To, co teraz powiem może się komuś nie spodobać, ale powinni o tym wiedzieć na przyszłość przede wszystkim ci, którzy chcą prowadzić podobną działalność w Europie. Mateusz myślał, że żyje w wolnym europejskim świecie. Ale w rzeczywistości wszystko się zmieniło. Nie ma osławionej europejskiej demokracji. Nie ma wolności słowa, wolności opinii. System szybko dąży w przeciwnym kierunku. CIA monitoruje wszystko w Unii Europejskiej. Brutalnie. Na przykład, w Hiszpanii w więzieniu przebywa pewna pani, które próbowała występować przeciwko NATO. Nic o niej nie wiemy. Podobnie jak Hiszpanie o Piskorskim.

A wracając do „europejskich przyjaciół”, powiem, że jeden z nich wprost nam powiedział, że „Mateusz nie jest Assangem czy Snowdenem, aby zbierać dla niego pieniądze w całej Europie”.

Nikt nie pomógł.

NIKT.

— O jakich wydatkach mowa?

— Płacimy adwokatowi po 500 euro miesięcznie. Do tego trzeba przesyłać pieniądze na specjalne konto, aby Mateusz mógł kupić w więziennym sklepie przynajmniej papierosy. Przytoczę kolejny wymowny przykład. Mateusz powinien zapoznać się ze sprawą karną, ale brakuje na to czasu, bo do prokuratury jest przewożony na krótko. Można oczywiście przekopiować materiały, ale policzono mu za tę usługę – nie uwierzycie – 7 tys. złotych. Pojawił się pomysł zwrócenia się do zwolenników Piskorskiego na Facebooku, aby zgromadzić te pieniądze. Ale nikt nie wziął się za niego.

Z drugiej strony doskonalę rozumiem ludzi. Niektórych z jego przyjaciół, kolegów wzywano do prokuratury i ABW po siedem razy. Był przypadek, że wezwano na przesłuchanie kobietę, która wcześniej nigdy nie spotykała się i nie kontaktowała z Mateuszem, a po aresztowaniu napisała do niego list na znak poparcia.

— A co mu konkretnie zarzucają?

— W oparciu o informację, które docierają do nas, nie ma ani jednego dowodu na to, że Piskorski jest szpiegiem. Wszystkie zarzuty opierają się na pośrednich dowodach jednej komisji, która czyta materiały z podsłuchu i analizuje je zgodnie ze swoimi wrażeniami. Wśród takich poszlak numer jeden jest to, że Mateusz kierował grupą europejskich obserwatorów na Krymie. Dalej podejrzewa się go o zorganizowanie podróży pewnych ludzi na Ukrainę, w wyniku czego został oblany farbą pomnik Bandery.

Ponadto przypisuje się mu organizację pikiety przeciwko NATO przed ambasadą USA w Warszawie.

I oczywiście prokuratura ciągle wskazuje, że Piskorski często jeździł do Rosji, występował w rosyjskiej telewizji i w taki sposób – niemal dosłownie cytuję – próbował wstrząsnąć opinią publiczną w Polsce i przeorientować ją przeciwko interesom Polski.

— A szpiegostwa na rzecz Iranu i Chin już mu nie zarzucają?

— Moim zdaniem od dawna ta bzdura nie pojawiała się na posiedzeniu sądu.

— O ile mi wiadomo, ostatnie posiedzenie sądu odbyło się na początku maja. Jak się zakończyło?

— Ponownie przedłużono śledztwo o trzy miesiące. Czekaliśmy na nie z dużą nadzieją. Przecież minął już rok. Adwokat przekazał sądowi około 60 listów od znanych polskich działaczy – wykładowców, posłów, europosłanki Tatiany Żdanok, która poręczyła za Piskorskiego, aby zamieniono mu karę na areszt domowy. Dostarczono też zaświadczenia lekarskie zarówno samego Mateusza, jak i jego matki, która jest bardzo chora. Przedstawiono też opinię naukową pewnego polskiego profesora na temat tego, czy można uważać działalność społeczną i analityczną za szpiegostwo (wniosek profesora – nie można). Ale sądzie wszystko zignorował.

Mam takie wrażenia, że tych dokumentów nawet nie przejrzano.

A była nadzieja: jeśli zostanie umieszczony w areszcie domowym, to stanie się to właśnie teraz, po roku, na tym posiedzeniu. Ale niestety…

— Zgodnie z polskim prawem, jak długo może toczyć się śledztwo?

— Zgodnie z prawem dochodzenie nie może trwać dłużej niż dwa lata. Następnie powinien się  odbyć sąd, który albo uzna go za winnego, albo uniewinni. Ale jest zastrzeżenie – „z wyjątkiem szczególnych przypadków”. Naturalnie ten przypadek zakwalifikowano jako szczególny. I terminy w takich przypadkach nie obowiązują. Jest oczywiste, że służby bezpieczeństwa rozumieją słabość bazy dowodowej i przewidują, że jak tylko polski sąd uzna Piskorskiego za szpiega, to od razu wpłynie wniosek do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka, który prawdopodobnie stwierdzi, że Mateusz został skazany ze względów politycznych. Dlatego służby bezpieczeństwa nie śpieszą się.

Tak więc dochodzenie może trwać wiecznie. Mateusz któregoś razu napisał, że spotkał w więzieniu ludzi, którzy z powodu takich „szczególnych przypadków” siedzą już siedem, osiem lat.

— A co to za historia z pobiciem Mateusza przez funkcjonariusza ABW?

— Do prokuratury i sądu zawsze eskortują go policjanci, którzy są adekwatni. Nagle zgłosił się do eskortowania młody funkcjonariusz ABW.

Typowy przedstawiciel nowego pokolenia w Polsce, który jest absolutnie przekonany, że Mateusz jest zdrajcą, a Rosja wrogiem numer jeden. Ale chodzi o to, że Mateusza od dawna bolą plecy, bo nie zajmował się sportem, a teraz ma ograniczoną możliwość ruchów, dlatego niepokoją go silne bóle.

Lekarz więzienny zalecił, aby zakładano mu kajdanki tylko z przodu. Po przesłuchaniu ten młody służbista, ustawiając Mateusza twarzą do ściany, zaczął zakładać mu kajdanki z tyłu. Mateusz zwrócił mu uwagę. I został uderzony. Tak, że upadł na podłogę. Następnie strażnik uderzył go gumową pałką w okolice obojczyka. Uderzył na tyle mocno, że lekarz więzienny musiał odnotować uraz, a adwokat napisał skargę do sądu. Teraz Piskorski będzie występował w sądzie w charakterze poszkodowanego, ale jesteśmy realistami i rozumiemy, po czyjej stronie jest prawo.

Powiedziałem, że nie otrzymaliśmy żadnej pomocy, ale tak nie jest.

Całkiem niedawno były europoseł i lider Brytyjskiej Partii Narodowej Nick Griffin przekazał Mateuszowi 500 euro. To pomoc od niego i jeszcze jednego włoskiego polityka, który też siedział w więzieniu z powodów politycznych i rozumie sytuację polskiego kolegi.

==========================================================================================================================================






Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Sprawa polska za Napoleona
Aluminum i miedź Mateusz Bednarski
postepowanie w sprawach chorob zawodowych opracowanie zg znp
Koszty Sadowe W Sprawach Cywilnych
2LAB, 1 STUDIA - Informatyka Politechnika Koszalińska, Labki, Fizyka, sprawka od Mateusza, Fizyka -

więcej podobnych podstron