Cuda Izraela O historii państwa Izraela widzianej z perspektywy początku XXI wieku

Cuda Izraela



Państwo Izrael ma 60 lat. Naród żydowski ma lat, co najmniej, cztery tysiące. Historia tego narodu, jako wspólnoty opisanej w źródłach historycznych, ma lat ponad trzy tysiące.

Ucieczka Żydów z Egiptu i powstanie królestwa w Kanaanie to XIII wiek przed Chrystusem. Wreszcie niemal 2000 lat temu zakończyły się dzieje państwa żydowskiego w Palestynie po zburzeniu świątyni Salomona i upadku Masady. Cała era powstawania współczesnego świata, od średniowiecza aż po II wojnę światową, to niebywały fenomen istnienia narodu żydowskiego bez państwa, w rozproszeniu. Więcej, co jakiś czas Żydzi byli poddawani prześladowaniom, rzeziom, wypędzeniom, po tragedię Holocaustu. Mimo tego przetrwali jako naród i zachowali tyle siły żywotnej, by stworzyć nowoczesne państwo w Ziemi Obiecanej, obronić się przed przemożną - zdać by się mogło - potęgą arabskich sąsiadów i dziś tworzyć kraj zamożny, demokratyczny, dysponujący jedną z najlepszych armii świata, należący do elitarnego klubu wytwórców najbardziej zaawansowanych technologii.

Trudno zrozumieć

Sami Izraelczycy opisując to, co stało się w ostatnich sześćdziesięciu latach, posługują się często kategorią cudu. To nie miało prawa się udać, powiadają. Bo przecież poza samym faktem powstania państwa mamy do czynienia z faktem całkowitej przemiany narodu. Twórcy ideologii syjonistycznej na przełomie XIX i XX wieku doszli do wniosku, że odrodzenie żydowskiej państwowości będzie możliwe tylko wtedy, gdy naród żydowski stanie się narodem o normalnej strukturze społecznej. „Jesteśmy narodem stojącym na głowie" - powiadali. „Mamy mnóstwo lekarzy, prawników, biznesmenów, a nie mamy żydowskich chłopów". I postanowili uczynić z Izraelitów naród rolniczy. Emigracja do Palestyny, która rozpoczęła się jeszcze w okresie międzywojennym, była więc emigracją do kibuców. Czyli mówiąc współczesnym językiem, rolniczych komun zakładanych niekiedy wprost na pustyni.

Sama instytucja kibucu, będąca w dzisiejszym Izraelu czymś na kształt legendy założycielskiej (choć wiele kibuców istnieje do dziś), to nieomal ucieleśnienie marzeń twórców komunizmu utopijnego. Życie mieszkańców dla dobra i pod kontrolą zbiorowości.

Podobnie stało się z językiem. Hebrajski - język współczesnego Izraela - był przez cały okres życia w diasporze żydowską łaciną, martwym językiem używanym do celów religijnych. Na wschodzie, przede wszystkim w Polsce, Żydzi posługiwali się językiem jidysz opartym przede wszystkim na niemieckim. Gdzie indziej używali języków lokalnych. Wiele razy w Izraelu słyszałem historię o rodzinie w kibucu, która postanowiła przy swoim nowo narodzonym dziecku konsekwentnie używać hebrajskiego. I to dziecko -wedle izraelskiej legendy założycielskiej - było pierwszym człowiekiem od czasów biblijnych mówiącym od urodzenia po hebrajsku.

Pokolenie pamiętające czasy międzywojenne pamięta również setki dowcipów o żołnierzach - starozakonnych. Byli to ci, którzy konstruowali karabin z zakrzywioną lufą, aby się niepotrzebnie nie narażać. Nawet bohaterska walka powstańców w warszawskim getcie była udziałem garstki młodych ludzi. I oto po 60 latach Żydzi są najlepszymi żołnierzami na świecie. Służba wojskowa jest dla obywateli Izraela świętością. Zarówno dla chłopców, jak i dla dziewcząt - podlegających także obowiązkowi wojskowemu - więzi i przyjaźnie zadzierzgnięte w wojsku stanowią podstawowy bagaż związków międzyludzkich na resztę życia.

Musieli zmienić wszystko

Nietrudno zauważyć, że z powstaniem Państwa Izrael Żydzi musieli w swoim narodowym sposobie życia zmienić wszystko. A jednocześnie

nie zmienili się jako naród. Państwo Izrael stało się punktem odniesienia dla społeczności żydowskiej na całym świecie. Zmieniały go kolejne fale imigrantów. Przez pierwsze 20 lat na ulicach Tel Awiwu, Hajfy czy Jerozolimy najłatwiej było się dogadać po polsku. Jeszcze w czasie wojny sześciodniowej izraelscy dowódcy - aby nie być podsłuchanymi przez Arabów- rozmawiali miedzy sobą po polsku. Potem przyszły fale imigracji z USA, Iranu, Afryki i Indii. Łącznie z grupą czarnoskórych Żydów z Etiopii. I wreszcie, po roku 1989, olbrzymia i dominująca dziś fala imigracji z Rosji i dawnego ZSRR. Dziś w powszechnym użyciu w Izraelu są równocześnie trzy alfabety: hebrajski, łaciński i cyrylica.

Zewnętrzny obserwator przyglądający się współczesnemu Państwu Izrael nieustannie zadaje sobie pytanie: jak to wszystko udało się poskładać w jednolity i sprawny organizm państwowy. A to jeszcze nie wszystko. Użyłem nazwy Państwo Izrael ze słowem „państwo" pisanym dużą literą. To nie błąd korekty. Nie ma Izraela, jest Państwo Izrael. Bo Izrael (bez słowa Państwo) przecież może powstać dopiero po nadejściu Mesjasza. Jest więc współczesny Izrael klasycznym państwem wyznaniowym, którego to państwa grupa najsilniej kultywująca państwową religię - Żydzi ortodoksyjni - nie uznaje. Dla tej grupy, łatwej do rozpoznania po charakterystycznych kapeluszach, pejsach i chałatach, państwo izraelskie jest bluźnierstwem. Korzystają wprawdzie z państwowych stypendiów (studia w jesziwach są darmowe), ku wściekłości innych nie służą w wojsku i negują prawo własnego państwa do istnienia. A jednocześnie są solą tego państwa, bo młody Izrael się laicyzuje. Coraz częściej właściciele restauracji w bogatej dzielnicy Tel Awiwu, Herzliji, nie zamykają swoich lokali w szabat. A wśród klientów nie dominują wcale cudzoziemscy turyści.

Na jednej ziemi

Żeby skomplikować ten obraz do końca, warto pamiętać, że około 20 proc. obywateli Izraela stanowią muzułmańscy Palestyńczycy. Są miasta, takie choćby jak biblijny Nazaret, zamieszkałe w całości przez Arabów. Część z nich jest lojalna wobec państwa. Ale większość - uczestnicząc w wyborach i korzystając z dobrodziejstw jedynej na Bliskim Wschodzie demokracji - życzy Izraelowi jak najgorzej.

Nieustannie ponawiany przez organizacje palestyńskie postulat powrotu uchodźców jest w tej sytuacji dla władz Izraela nie do przyjęcia. Oznaczałby on w istocie to, że bardzo szybko rozmnażający się Arabowie za kilkanaście lat staną się w Izraelu większością i w demokratyczny sposób przejmą władzę. A nikt z Żydów nie ma wątpliwości, że dalszym ciągiem takiej demokratycznej przemiany byłaby decyzja o wysiedleniu, a w bardziej radykalnej wersji - o nowym Holocauście.

Oddzieleni barierą cywilizacyjno-językową nie zdajemy sobie często sprawy z tego, co myślą i mówią arabscy i muzułmańscy ideologowie. Krytyka wypowiedzi irańskiego prezydenta Ahmadinedżada wzięła się stąd, że jego wypowiedzi są tłumaczone na angielski. Ale w porównaniu do setek artykułów i prac uniwersyteckich dowodzących, że Adolf Hitler wprawdzie był mądrym człowiekiem, ale mięczakiem, który nie potrafił konsekwentnie wymordować wszystkich Żydów, retoryka Teheranu jest wręcz pokojowa. Nienawiść do Izraela i antysemityzm stały się pomocniczą ideologią współczesnego wojującego islamu. Mieszkańcy Państwa Izrael w 60 lat po jego powstaniu i 65 lat po zadekretowaniu przez Hitlera „ostatecznego rozwiązania" żyją w nieustannym zagrożeniu fizycznego bytu narodu. Szczera opinia arabskich sąsiadów na temat obywateli Izraela waha się pomiędzy dwoma wizerunkami „dobrego Żyda". Pierwszy to po prostu martwy Żyd. Wersja łagodniejsza to pasażer ostatniej łodzi odpływającej od wybrzeży Ziemi Obiecanej na zachód.

Nie miejmy złudzeń. Jeśli pojawi się zagrożenie, że Iran czy którykolwiek kraj muzułmański regionu będzie bliski zdobycia broni atomowej, Izrael nie zawaha się przed wojną prewencyjną. Żaden z izraelskich polityków nie zdecyduje się na to, by jego naród żył w zagrożeniu nowym Holocaustem. A skoro wiarygodne źródła mówią, że w ciągu dwóch, trzech lat Iran będzie miał bombę atomową, to wcześniej Izrael zaatakuje. Chyba że w Ziemi Świętej stanie się kolejny cud.




Wyszukiwarka

Podobne podstrony:

więcej podobnych podstron