Praska Wiosna bez spadkobierców esej o polskiej inwazji na Czechosłowację

Praska Wiosna bez spadkobierców?

 

W 30. rocznicę inwazji na Czechosłowację



Trudno powiedzieć, kiedy dokładnie skończyła się Praska Wiosna. Na pewno nie 21 sierpnia 1968 r., kiedy wojska pięciu państw Układu Warszawskiego wtargnęły do Czechosłowacji.

Koniec 1968 i początek 1969 roku był okresem wielkiej aktywności związków zawodowych, organizacji studenckich i - mimo przywrócenia cenzury - mediów. Partia cofała się już wtedy pod presją "normalizatorów", lecz społeczeństwo, obudzone w poprzednich miesiącach, nadal się broniło. Przełom przyniósł dopiero 17 kwietnia 1969 roku, kiedy po ustąpieniu Alexandra Dubčeka pierwszym sekretarzem Komitetu Centralnego Komunistycznej Partii Czechosłowacji został Gustáv Husák. Od sierpnia do kwietnia minęło jednak zaledwie siedem miesięcy - na poważną refleksję nad tym, czym była Praska Wiosna, zabrakło czasu.

Polemika Kundera-Havel

Przynajmniej jedna poważna publiczna dyskusja mimo wszystko się odbyła. W bożonarodzeniowym numerze tygodnika "Listy", najpoczytniejszego i najbardziej opiniotwórczego pisma tamtych czasów, Milan Kundera opublikował artykuł "Czeski los". Co dla bardzo już wtedy znanego pisarza wynikało z doświadczenia Praskiej Wiosny? Otóż bardzo wiele. Praska Wiosna w dużym stopniu zmieniła jego stosunek do własnego narodu: "Lata od 1939 roku aż do niedawnego czasu nie mogły napawać czeskiej duszy szczególną dumą. Małość, zdolność dostosowania się do każdych warunków, brak odwagi uprawiania niezależnej polityki, rządy zawistnej przeciętności, wszechobecne chamstwo, to wszystko budziło w nas skrajny sceptycyzm co do czeskiego charakteru narodowego i rzucało okrutne światło na historię, która taki właśnie charakter ukształtowała". Kundera przypomniał, że nie tak dawno napisał dramat, który sam określał jako "antyczeski". Kilka miesięcy później stwierdził jednak ze zdumieniem, że został patriotą i - jeśli chodzi o przyszłość - optymistą. "Skąd to się nagle we mnie wzięło? - pytał. - Zmianę mego stanowiska spowodowało zapamiętane już na zawsze przeżycie tegorocznego sierpnia" - tłumaczył czytelnikom. Zmiana poglądów pisarza była jak najbardziej zrozumiała - zachowanie społeczeństwa w pierwszym tygodniu okupacji pozostawiło rzeczywiście imponujące wrażenie. Interwentów nikt nie witał, przeciwnie, opór, chociaż bez przemocy, był masowy. Najwyższe władze państwowe i partyjne potępiły okupację. Okupantom nie udało się zmontować "rządu robotników i rolników", który nadałby interwencji pozory legalności. Zbuntowana partia zwołała zakonspirowany nadzwyczajny zjazd, który zdecydowanie odrzucił brutalną ingerencję w wewnętrzne sprawy Czechosłowacji i wybrał nowe kierownictwo. Powodów do dumy rzeczywiście nie brakowało.

Na tekst Kundery zareagował jednak trzydziestoparoletni wtedy dramaturg, także znany już w kraju i w świecie, lecz w opinii ogółu nie należący do gwiazd Praskiej Wiosny. Ów dramaturg nazywał się Václav Havel. Jego punkt widzenia był odmienny; Havel należał do młodszego pokolenia i innej formacji intelektualnej, w odróżnieniu od Kundery nigdy nie był członkiem partii ani twórcą socrealistycznym.

No tak, było ładnie, teraz jednak trzeba się raczej zastanowić, co dalej - tak mniej więcej myślał Havel. W jego tekście także można było dostrzec optymizm, który jednak nie opierał się na pięknych wspomnieniach, lecz na fakcie, że teraźniejszość - mimo wszystko - wciąż jest otwarta. Havel sceptycznie oceniał natomiast samą Praską Wiosnę: "Jeżeli będziemy sobie wmawiać, że kraj, który chciał wprowadzić wolność słowa - coś, co jest w cywilizowanym świecie czymś naturalnym - i który starał się powstrzymać samowolę tajnej policji, znalazł się dzięki temu w centrum historii, nie staniemy się tak naprawdę nikim innym niż zadowolonymi z siebie filistrami, śmiesznymi w swoim prowincjonalnym mesjanizmie. Wolność i praworządność to podstawowe warunki normalnego i zdrowego funkcjonowania organizmu społecznego, a jeżeli jakieś państwo po latach ich nieobecności stara się je przywrócić, nie dokonuje niczego historycznie niezwykłego, lecz dąży po prostu do usunięcia swej własnej nienormalności".

Cytowanie fragmentów tej inteligentnej i błyskotliwej polemiki nie oddaje jej charakteru. Szkoda, że nie doczekamy się chyba jej dalszego ciągu, bo polemiści zajęli się innymi sprawami. Można tylko przypuszczać, że ich stanowiska raczej się w ciągu minionego trzydziestolecia zbliżyły: Milan Kundera pewnie by dziś przyznał, że kolejne miesiące po interwencji przynosiły coraz mniej powodów do narodowej dumy, Havel natomiast po 1968 roku zaprzyjaźnił się z wieloma eks-komunistycznymi weteranami Praskiej Wiosny i może by bardziej zniuansował swoje poglądy.

Weterani w jednym worku

Po co wracać do tej historycznej już polemiki? Otóż po Jesieni Ludów 1989 r. okazało się, że spór jest ciągle żywy. Podobne polemiki rozgorzały na nowo, bardzo rzadko niestety osiągając poziom sporu Havla z Kunderą. Czy więc Praska Wiosna stanowiła tylko nieudaną próbę powrotu do normalności, czy też jednak był to eksperyment jedyny w swoim rodzaju?

Muszę przyznać, że - nie utożsamiając się do końca ani z krytykami Praskiej Wiosny, ani z jej wielbicielami - nie potrafię pisać o niej z odpowiednim dystansem. Bo to była naprawdę piękna, a nawet - dla dziecka, którym wtedy byłem - magiczna pora. W ciągu kilku miesięcy odrodziły się dawno nie istniejące organizacje. Czechosłowackie harcerstwo, zlikwidowane po 1948 r., stało się wkrótce najważniejszą organizacją dzieci i młodzieży. Na ulicach, podczas różnych uroczystości, spotykałem dziesiątki starszych panów w nigdy dotąd nie widzianych mundurach - byli to legioniści z lat I wojny światowej, walczący pod przewodem Tomasza Masaryka o niezależną Czechosłowację, albo bohaterowie lotniczej bitwy o Anglię z lat II wojny. Młody, a jeszcze młodziej wyglądający, zawsze uśmiechnięty i łagodnie przemawiający pierwszy sekretarz partii Alexander Dubček, na stronie tytułowej najpopularniejszego młodzieżowego pisma pokazany został w niesamowitym jak na przywódcę partyjnego ujęciu - fotoreporter uchwycił go w kąpielówkach, skaczącego do basenu. To naprawdę było niezwykłe...

Później jednak narastał dystans, nie wszyscy bowiem bohaterowie Praskiej Wiosny okazali się prawdziwymi bohaterami. Prezydent Ludvik Svoboda, legionista z I wojny i przywódca czechosłowackiego wojska na Wschodzie podczas II wojny, w latach 50. prześladowany, przystosował się po sierpniowej interwencji do nowych warunków i w oczach bardziej naiwnych jeszcze przez kilka lat uwiarygodniał tak zwaną "normalizację". Sam Dubček, nim go skazano na polityczny niebyt, przyjął na kilka miesięcy upokarzające stanowisko ambasadora w Turcji. Czarny obraz rozjaśniony był wprawdzie sporym udziałem weteranów 1968 roku w Karcie 77, jednak w latach 80. raczej niechętnie słuchałem sentymentalnych opowieści o cudach Praskiej Wiosny...

Coś się zmieniło dopiero po "aksamitnej rewolucji" 1989 roku. W słowniku nowo powstającej czeskiej prawicy określenie "osmasedesatnik", oznaczające weterana sześćdziesiątego ósmego, stało się nagle polityczną obelgą. A to jednak - zwłaszcza w ustach ludzi dotąd całkowicie politycznie biernych - brzmiało dziwnie. W dodatku wrzucano w ten sposób do jednego worka polityków bardzo różnych - od tych, którym wbrew ich woli nie udało się po prostu wskoczyć na falę Husákowskiej "normalizacji", aż po prawdziwych dysydentów. Jedną z najgwałtowniej atakowanych przez dekomunizatorów postaci stał się Jaroslav abata, dawny działacz partyjny, który w dwudziestoleciu 1969-1989 spędził siedem lat w więzieniach. Z tym naprawdę trudno się było pogodzić. Trzeba było więc znów wrócić do źródeł...

Wzlot i upadek partii

Sam fakt, że odnowa czasu Praskiej Wiosny zaczęła się w środowisku partyjnego establishmentu, jest oczywiście dwuznaczny. Można się chwalić demokratycznym fermentem w samej KPCz, ale można też powiedzieć, że w rezultacie dwudziestoletniego sprawowania rządów przez partię po prostu nikt inny nie mógł odnowy zacząć. "Sześćdziesiąty ósmy rok, proces odnowy, nie powstał z niczego. Był przygotowywany przez lata, ale fakt, że działo się to w szeregach partii, nie jest żadną specjalną zasługą jej działaczy, lecz przywilejem. Mogli to robić tylko ci, którym było wolno; ludzie, którzy wszystko wiedzieli już wcześniej, od dawna pozbawieni byli możliwości działania" - komentuje po latach Ludvik Vaculik. Jego postawa budzi zresztą szacunek, sam bowiem należał do środowiska pisarzy zbuntowanych, lecz partyjnych.

Z drugiej jednak strony, partii rzeczywiście nie brakowało wtedy kapitału intelektualnego i moralnego. Lektura "Programu działania", uchwalonego przez KC KPCz 5 kwietnia 1968 r., wywołuje uczucia mieszane - wśród drętwej mowy przebłyskują trafne spostrzeżenia, niezłe analizy, rozwiązania kompromisowe i nieraz naiwne, lecz jak na te czasy niezwykłe. Sporna jest już wyjściowa teza, według której partia powinna zachować przewodnią rolę, lecz równocześnie na nią zasłużyć...

Cały rozdział poświęcono w "Programie..." równości Czechów i Słowaków. Z federacji, jednego z owoców Praskiej Wiosny - wcześniej Czechosłowacja była państwem jednolitym - została po sierpniowej interwencji pusta forma bez treści, jednak już pierwsze miesiące prawdziwej demokracji po 1989 r. pokazały, że stosunki czesko-słowackie należą do najważniejszych problemów kraju. Program stara się zdefiniować właściwe miejsce Służby Bezpieczeństwa: "Każdy obywatel (...) musi być pewny, że jego polityczne poglądy i przekonania, jego wyznanie i działalność nie mogą być przedmiotem zainteresowań organów SB".

W gospodarce nie chodziło oczywiście o prywatyzację, postulowano jednak jak największą niezależność przedsiębiorstw od państwa: "Reforma gospodarcza sprawi, że załogi przedsiębiorstw socjalistycznych w coraz większym stopniu odczuwać będą skutki zarówno dobrego, jak i złego zarządzania tymi przedsiębiorstwami". I jeszcze jeden cytat: "W polityce gospodarczej nadal panuje system chroniący ekonomiczne zacofanie, złączony z polityką cen, subwencji i dotacji..." Dotowanie złych zakładów przez zakłady dobrze zarabiające nie powinno mieć miejsca. Należy zrehabilitować rynek: cena towaru musi odzwierciedlać jego prawdziwą wartość, w związku z czym konieczne jest stopniowe zbliżanie cen na rynku krajowym i międzynarodowym. I tak dalej... Jak wytłumaczyć komuś, kto tamtych czasów nie pamięta, jak rewolucyjnie brzmiały wówczas te tezy, które dziś, w dobie odradzającego się kapitalizmu, wydają się nader banalne?

Apogeum historii odnowy KPCz, lecz i początkiem ostatecznego jej upadku był bez wątpienia nadzwyczajny zjazd partii, zwołany na 9 września 1968. Interwencja musiała go wyprzedzić - a jednak zjazd się odbył. Proszę sobie wyobrazić: zjazd kierowniczej partii odbywa się w jednej z praskich fabryk, w ukryciu przed wojskami sojuszników, potępia okupację i... za kilka dni zostaje unieważniony na podstawie "moskiewskich protokołów"!

Następuje szybka erozja. W trakcie kolejnych czystek partia pozbywa się setek tysięcy swoich członków i zmienia się w partię bezruchu. Po wydarzeniach "aksamitnej rewolucji" 1989 r. większość jej członków po prostu rzuca legitymację, reszta zaś trwa przy komunistycznej ortodoksji, w innych krajach już prawie nie spotykanej.

Co pozostało?

Ten łyk świeżego powietrza był jednak ważny. Stosy gazet, pism i książek z czasów Praskiej Wiosny stały się dla młodszych pokoleń w okresie "normalizacji" najłatwiej dostępnym źródłem wiedzy o tym, że może być inaczej. Represje, skierowane teraz przede wszystkim przeciwko niedawnym jeszcze członkom partii, doprowadziły do zbliżenia środowisk dotąd wzajemnie niechętnych, a nawet wrogich. Dobitnym świadectwem tego zbliżenia stała się już po kilku latach Karta 77.

Do zrozumienia, czym była Praska Wiosna, Czechom jeszcze daleko. Jej okrągła rocznica nie stała się wcale tematem dnia. Na razie pomagamy sobie schematami. "W tle tego braku zainteresowania dostrzegam przede wszystkim - poczucie wstydu. Wstydu, bo nie dostrzegaliśmy jasno, że chodziło wtedy o dwa, a nie tylko o jedno zdarzenie" - powiedział niedawno Petr Pithart, przewodniczący czeskiego Senatu i mądry politolog, który zaleca, by "konsekwentnie postrzegać podwójny charakter czechosłowackiej Wiosny i oddzielić postępowanie przywódców reform od zachowania społeczeństwa. My, ówczesne społeczeństwo, nie mamy powodów do wstydu".

Można to uznać za kompromisowe rozwiązanie, na które pewnie większość Czechów by się zgodziła. Jednak między partią komunistyczną - bardzo przecież liczną już przed wojną - a społeczeństwem nie było aż tak ostrej granicy. Zresztą sam Pithart, którego bardzo lubię, nie zaliczał się wprawdzie w 1968 r. do "przywódców" - był prawnikiem, błyskotliwym i krytycznym publicystą - lecz przecież lata 60. spędził w szeregach Komunistycznej Partii Czechosłowacji. Późniejsze zaś losy "przywódców reform" też były różne - za ludzi Praskiej Wiosny uważano kiedyś zarówno Frantika Kriegla, który jako jedyny odmówił w Moskwie zgody na usankcjonowanie interwencji, Jaroslava abatę, jak i inteligentnego prawnika i wieloletniego więźnia politycznego z lat 50., Gustáva Husáka...

 

VÁCLAV BURIAN (ur. 1959) - poeta, tłumacz, publicysta, stały współpracownik "Tygodnika Powszechnego". Z powodów politycznych mógł podjąć studia dopiero po "aksamitnej rewolucji"; obecnie prowadzi zajęcia na ołomunieckiej polonistyce. Opublikował m. in. przekłady na czeski "Traktatu poetyckiego", "Traktatu moralnego" i "Świadectwa poezji" Miłosza, a w Polsce - tom własnych wierszy w tłumaczeniu Leszka Engelkinga ("Czas szuflad", Kraków 1998). Mieszka w Ołomuńcu.





Wyszukiwarka

Podobne podstrony:

więcej podobnych podstron