K Ujejski Do autora Kordiana

Do autora „ Kordiana” O tak! Baranek, co wybiegł z rana Na chłodne rosy w dolinie, Patrzy czy z nieba jego Kochana Z blaskiem nie spłynie. Perlą się rosy – zleciało słonko, A jego Święta nie zlata, Li mgłą słoneczną zwisła nad łąką Biała jak szata. Ona ugięta w tęczy opalu, Błękitną więziona banią, Tęskni za ziemią – toż i on w żalu Wciąż płacze za nią . Płacze i czeka – tymczasem nogi Wikłają mu się w pokosach, I konający legł pełen trwogi Na zimnych rosach. Zamglonym okiem kiedy baranek Żegnał się z kwieciem na błoniu, Ujrzał ,że pasterz, jego kochanek, Stał na ustroniu. A więc czołgając się przez murawę, U stóp się jego położył, I oko podniósł ku niemu łzawe, I ożył! On, pasterz, z niebem sojusz odnawiał, Gwieżdżąć się myślą na szlaku, On, co już nieraz z Panem rozmawiał W ognistym krzaku. On taki wielki! a gdy obaczył Płacz cierpiącego jagnięcia, Do jego skargi zniżyć się raczył Z błękituwzięcia. Bo On zrozumiał życia zawiłość I choć go ducha wynosi dzielność, On rzekł duchowi: Przez niższych miłość Płyń w nieśmiertelność! 602


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:

więcej podobnych podstron