Brown Steve Jak mówić aby ludzie słuchali

Steve Brown

"Jak mówić aby ludzie słuchali"

Oficyna Wydawnicza Logos

Warszawa 1996

Wprowadzenie

Henry Clay cieszył się wielkim uznaniem jako mówca. Tak już jest w życiu,

że gdy odnosisz sukcesy w jakiejś dziedzinie, ludzie, którym się nie udało,

zazdroszczą ci. Niektórzy ze starszych członków izby zazdrościli Clay'owi

jego zdolności porywania tłumów. Pewnego razu jeden z nich wypowiedział w

jego obecności obraźliwą uwagę: "Henry, twój problem polega na tym, że w

swoich przemówieniach starasz się wywrzeć natychmiastowy wpływ na

słuchaczy. Ja przemawiam dla potomnych".

"Faktycznie", odpowiedział Clay. "Słuchając ciebie odnoszę wrażenie, że

chcesz mówić nieprzerwanie aż przybędą twoi słuchacze".

Clay dał do zrozumienia, że jego krytycy wygłaszali mowy, których nikt

nie chciał słuchać. Ich audytorium nie stanowiła grupa realnych ludzi.

Książka, którą czytasz, w praktyczny sposób traktuje o zwyczajnych ludziach

porozumiewających się z innymi zwyczajnymi ludźmi. Nie jest to książka dla

naukowców czy zawodowych mówców. Napisałem ją, aby pomóc ci dotrzeć do

prawdziwych słuchaczy - takich, jakich spotykamy w codziennym życiu.

Czy zdarzyło ci się wygłupić w czasie publicznego wystąpienia? Czy

zastanawiałeś się kiedyś, co powinieneś powiedzieć w rozmowie z

przyjacielem czy znajomym? Czy obserwowałeś, jak mówcy ciągną za sobą

tłumy, i zazdrościłeś im tego? Czy zastanawiałeś się, dlaczego twoje słowa

nie mają wpływu na ludzi, którzy ich słuchają? Czy czułeś się ignorowany w

rozmowie, na przyjęciu towarzyskim czy stojąc z tyłu podium? Czy pragnąłeś

poprawić swoje umiejętności przemawiania i prowadzenia rozmowy? Czy

składając sprawozdanie odkryłeś, że nikt nie zrozumiał tego, co chciałeś

przekazać, i że w ogóle nikomu na tym nie zależało? Czy kiedykolwiek

pragnąłeś powiedzieć swoim podwładnym rzeczy, które mogłyby ich zmotywować

do bardziej efektywnej pracy? Czy pragnąłeś powiedzieć szefowi coś, co

skłoniłoby go do dania ci podwyżki?

Jeśli kiedykolwiek miałeś takie pragnienia, to książka, którą czytasz

jest dla ciebie.

Książka ta traktuje o mówieniu.

Sam jestem gadułą i to takim gadułą, który odniósł w tej dziedzinie pewne

sukcesy. Książka, którą trzymasz w rękach, nie została napisana naukowym

żargonem, nie ma w niej również niepraktycznych teorii. Podzielę się z tobą

informacjami, które sprawdziłem we własnym życiu doświadczając też wielu

porażek. Najlepszym sposobem nauczenia się czegoś jest zrobienie tego źle,

ja zaś popełniłem wiele błędów. Chcę dać ci okazję do uczenia się z moich

niepowodzeń i sukcesów.

Na co dzień wykładam sztukę komunikowania w Seminarium Reformowanym -

staram się nauczyć młodych duchownych, jak przenieść ogień ich przesłania

do pierwszych rzędów kościelnych ławek. Dużą część życia spędziłem

przemawiając na różnych konwencjach, w kościołach, na uczelniach i w

seminariach. Obecnie prowadzę codzienny piętnastominutowy program radiowy

słyszalny w ponad trzystu stacjach radiowych rozsianych po całych Stanach.

Pracowałem również w rozgłośniach komercyjnych, gdzie sprzedawałem wszystko

począwszy od cadillacków po papierosy, i w rozgłośniach chrześcijańskich,

gdzie niosłem ludziom o wiele lepsze przesłanie. Jako gospodarz programu

"Christian talkshow" (Chrześcijański talkshaw) przeprowadziłem wiele

dyskusji poświęconych ludzkim problemom i pomagałem znaleźć odpowiedzi

dające poczucie pewności.

Powiem wprost: mówienie to moja praca. Oczywiście moja praca obejmuje o

wiele więcej - jeśli ograniczymy się jednak do minimum, to mówienie jest

tym, co robię, aby żyć. Mówienie przypomina pociąg, który dostarcza towary

na rynek. Określony produkt może być najlepszym towarem, jaki przemysł w

danej chwili oferuje, jeśli jednak zabraknie środka transportu, który

dostarczy go klientom, to pozostanie on na półkach.

Jestem chrześcijaninem i leży mi na sercu, aby chrześcijanie potrafili

lepiej komunikować się z innymi ludźmi. Nie obawiam się tego, że

chrześcijańskie przesłanie ucierpi z powodu swojej prawdziwości. Ono

naprawdę jest prawdziwe! Obawiam się, że może ucierpieć od mówców, którzy

nie wiedzą jak przemawiać. Częścią mojego powołania jest pomaganie mojej

chrześcijańskiej rodzinie w lepszym porozumiewaniu się.

Umiejętności w dziedzinie komunikowania się nie mają charakteru moralnego

(są "skuteczne" lub "nieskuteczne", nie zaś "dobre" lub "złe"). Dlatego

książka ta może ci pomóc nawet jeśli nie jesteś osobą wierzącą. Po prostu

nie mów nikomu, skąd uzyskałeś te informacje.

Głównym problemem z mówieniem jest to, że wszyscy to robią, lecz bardzo

niewielu rozumie, co się właściwie dzieje i jak to co mówią wpływa na

innych ludzi. Każdego dnia słyszysz tysiące, dziesiątki tysięcy słów

wypowiadanych przez wielu ludzi. Istnieje duże prawdopodobieństwo, że nie

zapamiętasz tego, co większość z nich miała do powiedzenia. Każdego dnia ty

sam wypowiadasz tysiące słów, lecz zaledwie garstka osób rozumie czy

pamięta, co wyrażały twoje słowa.

Piszę tę książkę, aby poprawić jedną ze stron tego równania: twoją

stronę. Pragnę, abyś lepiej mówił - aby twoje słowa przynosiły owoc w twoim

kościele, w twojej rodzinie, w twoim miejscu pracy i w twoich kontaktach z

przyjaciółmi.

Być może spotkamy się pewnego dnia. Może będę słuchał twojego

przemówienia czy kazania. Być może nawiążemy rozmowę. Będę z tobą boleśnie

szczery: pragnę nauczyć cię lepszego przemawiania, abym nie zanudził się na

śmierć, gdy się spotkamy.





Rozdział 1.&

Potęga mowy

"Bo na podstawie słów twoich będziesz uniewinniony i na podstawie słów

twoich będziesz potępiony." - Mt 12, 37

Czy zastanawiałeś się kiedyś, co by było, gdybyś stracił mowę? Nie

mógłbyś porozumieć się szybko i łatwo z innymi, aby powiedzieć o swoich

potrzebach, uczuciach czy pragnieniach. Nie mógłbyś skorygować fałszywego

wrażenia czy podzielić się swoimi poglądami. Nie mógłbyś zachęcać, karcić,

inspirować. Nie mógłbyś wyrażać gniewu, okazywać miłości ani radości.

Gdybyś nie mógł mówić, musiałbyś pozostać w skorupie własnego prywatnego

świata i byłoby to zaiste samotne miejsce.

Gdy przemawiałem na konferencji w Detroit, po raz pierwszy w życiu

zachorowałem na ostre zapalenie krtani - chorobę gardła powodującą utratę

głosu. Jedynym dźwiękiem, jaki mogłem z siebie wydobyć, był szept słyszalny

tylko wtedy, gdy system nagłaśniający był nastawiony na maksymalną moc.

Mogłem wygłaszać moje wykłady szeptem pod warunkiem, że powstrzymam się od

rozmów w przerwach między publicznymi wystąpieniami.

Frustrujące doświadczenie? Nawet nie masz pojęcia jak bardzo. Wtedy

zrozumiałem, jak bardzo jestem uzależniony od mówienia. Nie mogłem robić

tego, co przyjmowałem za coś oczywistego, jak powiedzenie "dzień dobry" czy

zamówienie dania w restauracji. Nie mogłem prowadzić konwersacji w czasie

obiadu, nie mogłem odpowiadać na pytania, a wieczorem zadzwonić do domu i

porozmawiać z żoną. Zauważyłem, że popadam w depresję i złość. Jednak

najbardziej frustrowało mnie to, że nie mogłem nikomu powiedzieć, jak

bardzo jestem zdenerwowany i zły.

Nie zdajemy sobie sprawy z ważności czegoś dopóki tego nie stracimy.

Podczas tamtej konferencji odkryłem, jak bardzo jesteśmy uzależnieni od

słów. Język jest jednym z najważniejszych darów, jakie otrzymała ludzkość.

Początek całych cywilizacji można wyprowadzić od punktu, w którym ich język

stał się wystarczająco rozwinięty. Uczenie się języka danego narodu czy

kraju jest głównym czynnikiem, od którego zależy odniesienie sukcesu w jego

obszarze kulturowym.

Cały problem polega na tym, że wielu ludzi przyjęło Boży dar i zmarnowało

go. Miałem przyjaciela, który mawiał, że w sferze wolności słowa nie ma

wielkiej różnicy pomiędzy Stanami Zjednoczonymi a ZSRR (wtedy istniał

jeszcze ZSRR): "W Związku Sowieckim ludzie są pozbawieni wolności słowa i

nic nie mówią. W Ameryce mamy wolność słowa, lecz ludzie i tak nic nie

mówią. Co za różnica?". Miał na myśli to, że wolność słowa nie ma

znaczenia, jeśli nie masz nic do powiedzenia.

Wielu ludzi przeżywa frustracje, ponieważ nie nauczyli się, jak właściwie

wykorzystywać dar mowy. Nie mają nic do powiedzenia lub mówią tak marnie,

że nikt się nie interesuje myślami, które wypowiadają. To wielka szkoda.

Być może powiesz: "Steve, daj spokój. Wiem, że żyjesz z mówienia i

dlatego uważasz, że jest ono ważne. Czy nie przywiązujesz jednak przesadnej

wagi do komunikowania się? Jest tyle innych ważniejszych rzeczy.

Frustracje, które przeżywam, i bałagan w moim życiu wiążą się z wieloma

rzeczami, lecz nie z mową".

Pomówmy o tym. Słowa mają moc. Kiedy Bóg przemawia, to sam akt

wypowiadania słów realizuje zamierzony przez Niego cel. "(...) Słowo, które

wychodzi z ust moich, nie wraca do mnie bezowocnie, zanim wpierw nie dokona

tego, co chciałem i nie spełni pomyślnie swego posłannictwa" (Iz 55, 11). W

Biblii słów używa się zwykle dla osiągnięcia określonego celu, dlatego mamy

"błogosławieństwa" i "przekleństwa" - słowa mające moc obdarzania

pomyślnością lub niszczenia. Chrystus powiedział, że zostaniemy potępieni

lub usprawiedliwieni na podstawie naszych słów. Nie jest przypadkiem, że w

1. rozdziale Ewangelii Jana cud wcielenia został opisany jako "Słowo, które

stało się ciałem". Gdy Bóg pragnął ukarać Zachariasza za jego niewiarę,

odebrał mu zdolność mowy.

* * *

"Nie wystarczy wiedzieć, co powiedzieć, trzeba jeszcze wiedzieć, jak." -

Arystoteles, Retoryka.

* * *

Słowa mogą błogosławić

Uczę moich studentów, że bardzo ważne jest, aby okazywali afirmację

ludziom, którym służą. Zbyt wielu duchownych ma poczucie, że zostali

posłani do kościoła, aby głosić gniew Boży, by napominać wierzących i

naprawiać wszystkie problemy. Prawda zaś jest taka, że Bóg zwykle powołuje

duchownych do pracy w kościele, aby kochali ludzi i wzywali ich do takiego

samego postępowania.

Istnieje ścisły związek i analogia pomiędzy tym, czego nauczam w

seminarium, a innymi dziedzinami życia. Na przykład, kilka lat temu

przyjaciel poprosił, abym pomógł mu rozwiązać problemy w jego firmie.

Zapytałem, czy kiedykolwiek powiedział swoim pracownikom, że ich ceni i

uważa za wartościowych. Odparł, że płaci im i uważa, że to wystarczy.

"Steve", powiedział. "Afirmuję ich za każdym razem gdy wręczam im czek".

Przyjaciel sądził, że źródłem problemu było lenistwo jego pracowników.

Jednak nie to było przyczyną problemów - każdy głupiec mógł to zobaczyć na

własne oczy. Kiedy przekazałem mu kilka zasad, których mam zamiar nauczyć

cię w tej książce, nastąpiła zdumiewająca zmiana. Później powiedział mi:

"Któż by uwierzył, że coś tak małego może spowodować tak wielką zmianę?".

Kiedy myślę o ludziach, którzy wywarli na mnie wpływ wspominam tych,

którzy wykorzystywali słowa, aby mnie zachęcać, motywować i afirmować.

Przypominam sobie pięciu emerytowanych pastorów z maleńkiego kościółka w

Cape Cod, którzy mogli zniszczyć swojego młodszego kolegę. Zamiast tego

jednomyślnie postanowili, że będą mnie dopingowali. Zawsze gdy byłem

zniechęcony i chciałem zrezygnować, ci Boży ludzie zachęcali mnie słowami

pocieszenia i miłości. Często zastanawiam się nad tym, co by się stało z

moją służbą i z moim życiem, gdyby ci mężczyźni nie postanowili

"podbudowywać" mnie swoimi słowami.

Mój przyjaciel R. C. Sproul, jeden z najbardziej płodnych i głębokich

pisarzy chrześcijańskich w Ameryce, usłyszał kiedyś od swojej nauczycielki

następujące słowa: "R. C., nie wierz nikomu, kto ci powie, że nie

powinieneś pisać". Jej słowa stały się motywacją do pisania książek.

Sam czytam trzy, cztery książki tygodniowo i nie wyobrażam sobie życia

bez tego. Uwielbiam książki, ponieważ - gdy byłem w ósmej klasie -

nauczyciel zachęcił mnie do czytania i pokazał jak się to robi.

Kiedy Sir Walter Scott był chłopcem, nie uważano go za zbyt

inteligentnego. Z tego powodu koledzy ignorowali go. W wieku dwunastu lat

poszedł na spotkanie, gdzie było kilka postaci świata literackiego.

Robert Burns, sławny Szkocki poeta, podziwiał malowidło pod którym

umieszczono wiersz. Zapytał o jego autora, lecz nikt nie wiedział kto

napisał te strofy. Wtedy Scott bardzo onieśmielony podał nazwisko autora i

zacytował resztę wiersza. Burns położył dłoń na głowie chłopca i

powiedział: "Synu, pewnego dnia będziesz w Szkocji wielkim człowiekiem".

Minęło wiele lat, a Scott nadal pamiętał zachęcające słowa Burnsa i

uważał je za punkt zwrotny swojego życia. Słowa te obudziły w nim dążenie

do wielkości.

Żony i mężowie zwykle nie zdają sobie sprawy z tego, jaki wpływ mogą mieć

na sukces czy porażkę współmałżonka w pracy zawodowej i relacjach

międzyludzkich. Moja żona Anna zawsze była dla mnie błogosławieństwem.

Kocham ją z kilku powodów. Anna jest piękna i wesoła. Jest cudowną matką.

Wspaniale gotuje. Ma nieprzeciętne zdolności do prowadzenia interesów i

zarządzania. Jednak najważniejszym darem, jaki dała mi w ciągu tych

wszystkich lat naszego małżeństwa, jest to, że wierzyła we mnie i mówiła mi

o tym. Zbierała fragmenty kazania, które okazało się "niewypałem", czy

przedsięwzięcia, którego nie udało się zrealizować, i wypowiadała słowa

zachęty i afirmacji. Pomagały mi one stawać na nogi za każdym razem, gdy

zostałem powalony.

Słowa mogą niszczyć

* * *

Pytanie: "Czy skończył już swoją przemowę?". Odpowiedź: "Skończył

przemawiać dawno temu - on po prostu nie może przestać mówić!".

* * *

Wielu z nas zna na pamięć króciutki tekst: "Kije i kamienie mogą połamać

moje kości, lecz słowa nie zranią mnie nigdy". Podejrzewam, że matka

nauczyła mnie tej rymowanki, kiedy ktoś zranił mnie okrutnymi słowami.

Pragnęła, abym wiedział, że mogę wytrzymać słowne zniewagi bezmyślnych

ludzi. Jednak moja matka myliła się.

Słowa mogą ranić o wiele bardziej niż kije i kamienie. Wiele cierpienia i

smutku, jakiego doświadczamy spowodowane jest słowami. Słowa wypowiadane

jako przekleństwa mogą nas zniszczyć. Jeśli mi nie wierzysz, pomyśl o tych

sytuacjach, gdy czyjeś słowa poniżyły cię ("Gdyby mózg był substancją

wybuchową, nie miałbyś go dość, aby rozsadzić łupinkę orzecha!"), gdy

złośliwe słowa zraniły cię tak okrutnie, że chciałeś umrzeć ("Ty idioto!

Nie mogę uwierzyć, że to zrobiłeś!"), gdy słowa krytyki pozbawiły cię

możliwości sukcesu ("Czy nigdy nie potrafisz zrobić niczego jak należy?

Zobacz jak to spaprałeś!") czy gdy czyjeś słowa komunikowały ci, że nie

jesteś ważny ("Masz tutaj dziesiątaka i znajdź kogoś, kogo to

interesuje!").

Bill Glass podczas spotkań, jakie organizuje w więzieniu, często zadaje

słuchającym pytanie: "Komu z was ojciec lub matka mówili: Synu, kiedyś

skończysz w więzieniu?". Bill opowiada, że zawsze prawie wszyscy więźniowie

podnosili ręce potwierdzając proroczą moc słów rodziców.

Nasze dzieci zwykle zostają tym, kim mówimy, że się staną. Jeśli mówimy

im, że są głupie, prawdopodobnie będą się głupio zachowywały. Jeżeli mówimy

im, że do niczego się nie nadają, będą nieprzydatne. Jeśli zwracamy się do

nich jak do przestępców, wedle wszelkiego prawdopodobieństwa staną się

kryminalistami. Chociaż świadomość niszczącego działania fizycznego i

seksualnego wykorzystywania dzieci jest bardzo rozpowszechniona w naszym

społeczeństwie, słowne znęcanie się nad dziećmi może mieć równie szkodliwe

skutki.

Jedną z kluczowych zasad zarządzania firmą jest to, że słowa zachęty lub

zniechęcenia mogą w decydujący sposób wpływać na efekty działalności. Słowa

przywódców mają wielką siłę niszczenia, zniechęcania i osłabiania ich

naśladowców. Ilu niedoszłych Einsteinów nauczyciele zniszczyli bezmyślnymi

słowami? Pomyśl o małżeństwach, które rozpadły się, o zerwanych

przyjaźniach i podziałach wewnątrz kościołów z powodu beztrosko rzucanych

słów.

Słowa determinują to

jak postrzegamy siebie

Słowa nie tylko błogosławią i przeklinają. Słowa, jakich używasz w

rozmowie, wskazują na to, co o sobie myślisz. Po pięciu minutach rozmowy z

każdym człowiekiem jestem w stanie powiedzieć ci, co ta osoba myśli na

własny temat - czy traktuje siebie jak mistrza czy głupka.

Po poważnej życiowej porażce John Wesley doszedł do wniosku, że wiara

jest kluczem do pozyskania świata dla Boga. Nie wiedział jednak, w jaki

sposób spowodować, by wiara stała się rzeczywistością w jego życiu. Poszedł

więc do jednego ze swoich doradców i zapytał: "Jak mam głosić wiarę, skoro

sam jej nie mam?".

Jego nauczyciel uczynił interesującą uwagę: "Panie Wesley, niech pan

głosi wiarę, dopóki sam jej nie uzyska, a wtedy - gdy pan uwierzy - będzie

pan mógł nadal ją głosić". Inaczej mówiąc: "Naucz się patrzeć na siebie jak

na człowieka wiary, wyartykułuj tę rzeczywistość w swoim życiu, a wtedy

staniesz się mężem wiary". Słowa naprawdę determinują to, jak widzimy

siebie i kim się staniemy. Pragnę pokazać ci, jak zacząć myśleć o sobie

lepiej i powiedzieć o tym innym. Będziesz zaskoczony, jak słowa mogą

zmienić twoje życie.

Są ludzie, którzy rozmawiają i przemawiają w taki sposób, że odnosi się

wrażenie, iż wiecznie narzekają i użalają się nad sobą. Poprzez swój sposób

mówienia sygnalizują, jakie mają o sobie wyobrażenie.

Słowa determinują to,

jak ludzie na nas reagują

Jeżeli stale narzekasz i użalasz się nad sobą, możesz być pewny, że

ludzie będą traktowali cię stosownie do twoich słów. Jeśli przemawiasz z

autorytetem, ludzie będą się do ciebie odnosili jak do osoby, która ma

władzę. Jeśli wypowiadasz słowa miłości ludzie odpowiedzą miłością. Jeśli

twoje słowa wyrażają silny gniew, nie bądź zaskoczony, gdy będą cię unikali

(za wyjątkiem sytuacji, gdy będą chcieli z tobą walczyć lub wciągnąć do

wojen, jakie prowadzą z innymi).

Ludzie religijni są czasami bardzo pompatyczni. Nie tak dawno temu

zostałem ostro skrytykowany w czasopiśmie kościelnym za jedną z moich

wypowiedzi. Otrzymałem listy od ludzi z całego kraju, którzy starali się

poprawić moje "fałszywe poglądy teologiczne". Najbardziej interesującą

reakcją w całym tym epizodzie było zachowanie dogmatycznego i religijnego

młodego mężczyzny, który podszedł do mnie po wykładzie, jaki wygłosiłem na

pewnej konferencji. Powiedział mi: "Doktorze Brown, to, co pan powiedział,

zasmuciło moje serce". (Miej się na baczności gdy chrześcijanie mówią, że

"zasmuciłeś ich serce". Generalnie rzecz biorąc oznacza to, że wycelowali w

ciebie swoje rakiety i są gotowi pociągnąć za spust).

Odparłem na to: "Synu, to jest mała konferencja zorganizowana w

niepozornym miejscu, ja sam też jestem maluczki. Nic tutaj nie jest na tyle

duże, aby zasmucić twoje serce".

Był zszokowany moimi słowami, a następnie wyraził swoje zatroskanie o

mnie: "Czy nie chcesz usłyszeć co ma do powiedzenia twój brat w

Chrystusie?"

"Nie, synku", odpowiedziałem. "Naprawdę nie chcę, chyba, że pragniesz to

z siebie wyrzucić. Jak na jeden dzień mam już dość duchowych nonsensów.

Jeśli chcesz powiedzieć mi co naprawdę myślisz, bez tych wszystkich

subtelnych pułapek posłucham".

"Uważam, że jest pan arogancki i nieuprzejmy!", prawie wykrzyczał. I

wtedy poczuł wstyd i zakłopotanie. Była to prawdopodobnie pierwsza

bezpośrednia i szczera wypowiedź od dłuższego czasu.

"Myślę, że się z tobą zgadzam", odparłem. "Lecz dzisiaj jestem lepszy niż

byłem. Mam nadzieję, że Bóg jeszcze ze mną nie skończył". Następnie

zaczęliśmy rozmawiać i okazało się, że była to bardzo przyjemna i pomocna

wymiana myśli.

* * *

"Gdyby ludzkie umysły otworzyły się przed nami, dostrzeglibyśmy niewielką

różnicę między myślami mędrca i głupca. Różnica polega na tym, że pierwszy

wie, jak dobierać myśli i wplatać je w rozmowę... drugi zaś pozwala im

wszystkim bez różnicy wylatywać pod postacią słów." - Joseph Addison

* * *

Jednak jego pierwsze słowa wytyczyły parametry rozmowy właściwe dla

relacji adwersarzy. Wcale nie miał takiego zamiaru. Po prostu nie zdawał

sobie sprawy, że słowa zwykle determinują to, w jaki sposób ludzie reagują

na innych.

Kiedy pracowałem w radiowej stacji komercyjnej i byłem członkiem zespołu

wiadomości w rozgłośni w Bostonie nauczyłem się, że jeśli ktoś nie potrafi

właściwie wymawiać słów powinien mówić okazując pewność siebie, a ludzie

będą myśleli, że to oni są w błędzie.

Jeśli we wszystkich rozmowach przyjmujesz "postawę pokornego Harry'ego",

ludzie uznają, że masz powody do pokory (jak to pewien psychiatra

powiedział do pacjenta: "Masz kompleks niższości ponieważ jesteś istotą

niższą"). Jeśli zaś okazujesz pewność siebie (podczas prezentacji

handlowej, przedstawiania ewangelii, kazania czy mowy), natchniesz z

pewnością swoich słuchaczy. Jeżeli z góry przepraszasz za to, co masz do

powiedzenia ("Nie potrafię dobrze opowiadać..." czy "Nie jestem mówcą...")

ludzie uznają, że rzeczywiście masz za co przepraszać.

Słowa jakich używasz decydują o twoim sukcesie bądź porażce w osiągnięciu

celu, jaki postawiłeś sobie wypowiadając je.

Kiedyś byłem pastorem w kościele, w którym istniała konieczność

zbudowania kilku dodatkowych budynków. Poinformowano nas, że nowe budynki

nie będą kosztowały więcej niż półtora miliona dolarów. Później okazało

się, że najniższy z pięciu rachunków od wykonawców opiewał na ponad trzy

miliony. Gdy wyjaśniłem projekt budowy członkom komitetu, uznali go za nic

nie wart. Zrezygnowali z całego przedsięwzięcia, a nad przywódcami zawisła

złowroga chmura potępienia.

Wtedy zadzwoniłem do przyjaciela, który przeżył trzy budowy, i

poprosiłem, aby opowiedział mi o swoich problemach. (Jest coś dziwnego w

każdym duchownym, który poprowadził więcej niż jedną budowę - pierwsza

budowa jest rezultatem braku doświadczenia, zaś wszystkie następne

odzwierciedlają spaczoną osobowość). Przyjaciel udzielił mi dwóch cennych

rad. Po pierwsze, że przywódca musi przewodzić. I po drugie, że problemy

znikną, gdy zostanie położona pierwsza cegła.

Po tej rozmowie wezwałem dwóch wykonawców, aby złożyli mi raport.

Powiedziałem im, że za dwa tygodnie będziemy mieli ceremonię rozpoczęcia

robót na parkingu przy kościele. "Nie wiem, co będziemy budowali", dodałem.

"Może tylko toaletę". Później zadzwoniłem do przyjaciela i powiedziałem:

"Jim, jeśli się mylisz, to jestem w poważnych tarapatach".

W ciągu kilku następnych miesięcy wypowiadałem słowa zachęty i rysowałem

wizje przed członkami mojej kongregacji. Czasami sam byłem zniechęcony i

traciłem wizję, lecz mimo to nadal wypowiadałem właściwe słowa. Nasz

kościół był zbyt mały, aby wybudować tak duże budynki. Kilka osób odeszło i

były takie chwile, gdy modliłem się: "Panie, czy naprawdę chcesz tej

budowy?".

I wiecie co? Te budynki dzisiaj stoją. Parafianie są dumni z tego, czego

dokonaliśmy. Ludzie, którzy przed rozpoczęciem budowy mówili: "To się nie

uda. To zbyt duże przedsięwzięcie. Jesteśmy zbyt mali", teraz powiadają:

"Zobaczcie co udało się nam osiągnąć!". Są dumni z tego, czego Bóg dokonał

z ludźmi oddanymi tej sprawie. Najbardziej zdumiony jest pewien kaznodzieja

(ja), gdy z niewiarą patrzy wstecz na okres budowy. Czasami trudno

uwierzyć, w jaki sposób Bóg używa słów, by zainspirować ludzi do dokonania

tego, co uważali za niemożliwe.

Czy słowa mają moc? Oczywiście, że tak.

Rabbi Stephen Samule Wise został poproszony o przemówienie na

antyfaszystowskim mityngu na Brooklynie. Zgodził się i z tego powodu

otrzymał kilka listów z pogróżkami. Jeden z autorów listów groził mu, że

zostanie zabity, jeśli przemówi na zgromadzeniu. Kiedy nadszedł ów dzień,

Wise wszedł na podium i powiedział: "Ostrzegano mnie, aby nie pojawiać się

tutaj pod groźbą śmierci. Jeśli ktoś z obecnych chce mnie zastrzelić, niech

to zrobi teraz. Nie lubię, gdy mi się przerywa".

Ten człowiek znał siłę słów! Miał coś do powiedzenia i rzucił wyzwanie

każdemu kto chciałby go powstrzymać.

Czy słowa mają władzę? Daj mi dziesięciu mężczyzn i kobiety takich jak

Rabbi Wit, a będę mógł zmienić świat.

Rozdział 2.&

Jak przezwyciężyć

onieśmielenie

"Kiedy was wydadzą, nie martwcie się o to, jak i co macie mówić. W owej

bowiem godzinie będzie wam poddane, co macie mówić." - Mt 10, 19

Gdy rozległ się dźwięk telefonu, był już późny wieczór. Dzwoniła kobieta,

która była prezydentem dużej i znaczącej organizacji religijnej o nieco

feministycznej orientacji.

"Steve, przepraszam, że dzwonię tak późno, ale ciągle to odkładałam",

powiedziała. "Chciałam cię o coś poprosić, lecz bałam się".

"No, dalej", odparłem. "Jako męski uczestnik rozmowy, wypełnię moją rolę

i udzielę ci odpowiedzi".

"Steve", kontynuowała nie wiedząc, czy żartuję. "Nie potrzeba mi

informacji, potrzebuję mówcy na nasze spotkanie. Czy podjąłbyś się tej

roli?".

Przyjąłem zaproszenie, a następnie - szczerze zdumiony - zapytałem, czego

się obawiała. W rzadkim przypływie szczerości wyznała: "Zawsze wprawiałeś

mnie w zakłopotanie".

Moja odpowiedź była równie szczera: "To zabawne. Zawsze sądziłem, że jest

na odwrót".

Tłem tej konwersacji było kilka konferencji, w których oboje braliśmy

udział. Jej feministyczne przekonania i słowna obrona sprawy wyzwolenia

kobiet stwarzały sytuacje, w których nie wiedziałem, jak zareagować.

Dlatego odpowiadałem zawoalowaną wrogością: gdy wychodziła z pokoju,

zrywałem się z krzesła i otwierałem jej drzwi. Zawsze podawałem jej

okrycie. Jeśli uczestniczyliśmy w jakiejś debacie, zawsze siedziałem

spokojnie i "pozwalałem", aby mówiła pierwsza, gdyż taka jest rola

mężczyzny: ustępować "słabszej płci". Prawiłem też komplementy za jej

wygląd wiedząc, że pragnie, bym pochwalił ją za to, co powiedziała.

Powodem, dla którego w taki sposób się zachowywałem, było onieśmielenie,

w które wprawiały mnie jej umiejętności, odwaga, bystrość intelektualna i

silna osobowość. Zdumiało mnie odkrycie, że ja również ją onieśmielałem.

Podejrzewałem, że była równie zaskoczona jak ja.

Jednym z głównych problemów w prywatnym czy publicznym komunikowaniu się

jest onieśmielenie - mam na myśli sytuacje, w których nie zachodzi dobre

porozumiewanie się, ponieważ jedna lub dwie strony czują się onieśmielone.

Co więcej, (a jest to ważniejsze z punktu widzenia celów tego rozdziału)

onieśmielenie jest przyczyną klęski dużej liczby wystąpień publicznych i

powodem nie przekazania słuchaczom zamierzonego przesłania. To ono sprawia,

że wiele rozmów zamiera zanim się na dobre rozpocznie.

Co robić z czynnikiem onieśmielenia?

Czy boisz się ludzi? Czy odmawiasz występowania przed większą

publicznością, ponieważ sama myśl o tym jest dla ciebie zbyt przerażająca?

Czy zauważyłeś, że na czyjś gniew reagujesz milczeniem i lękiem? Czy

przedstawiając swoje poglądy drugiej osobie łapiesz się na tym, że jąkasz

się i nie potrafisz zebrać myśli? Czy odkrywasz, że zawsze zgadzasz się z

innymi, bowiem obawiasz się tego, że uznają cię za głupiego? Czy unikasz

pewnych ludzi, ponieważ uważasz ich za bardzo ważnych lub inteligentnych?

Czy zasycha ci w ustach na samą myśl o wygłoszeniu sprawozdania na

spotkaniu w pracy? Czy drżą ci ręce zawsze, gdy zostajesz wywołany do

odpowiedzi? Czy unikasz małych grup, ponieważ lękasz się, że zostaniesz

zauważony i będziesz musiał coś powiedzieć?

Jeśli odpowiedziałeś "tak" na jedno z powyższych pytań, to padłeś ofiarą

czynnika onieśmielenia i zamierzam ci w tym pomóc. Ponieważ problem ten ma

kluczowe znaczenie w dziedzinie porozumiewania się, rozdział ten będzie

najdłuższym rozdziałem tej książki. Nie pomiń go. To, o czym tutaj piszę,

jest bardzo ważne.

Widzisz, większość ludzi, którzy mają problemy w dziedzinie

porozumiewania się, uważa, że powodem wszystkich zmartwień jest zła

technika, podczas gdy w rzeczywistości jest nim lęk przed innymi ludźmi.

Jakże często starając się pomóc ludziom w lepszym porozumiewaniu się

odkrywam, że nawet gdy dysponują odpowiednią techniką i bogatym słownictwem

nadal nie potrafią komunikować się z innymi. Dlaczego? Ponieważ ich problem

nie polega na tym, że muszą się czegoś nauczyć, lecz na tym, że muszą coś

czuć.

* * *

"Człowiek, który nigdy nie doświadczył lęku, to coś więcej niż duża

przesada - to biologiczna niemożliwość." - Anonim.

* * *

Mój plan jest następujący: przebudzimy się i poddamy analizie niektóre

"demony" onieśmielenia, a następnie po kolei je unieszkodliwimy.

Lęk onieśmiela

Najpierw porozmawiajmy o onieśmielającej mocy lęku.

Często popełniamy błąd i przechodzimy przez most zanim dostaniemy się w

pobliże rzeki. Inaczej mówiąc, wyobrażamy sobie, że zrobimy czy powiemy coś

głupiego i wprawiającego nas w zakłopotanie. W tej kategorii znajduje się

także lęk przed zawstydzeniem i prześladujący nas koszmar, że okażemy się

gorsi od innych.

Często w poradnictwie małżeńskim spotykałem się z tą formą onieśmielenia

i wiem, że może ona zniszczyć każde małżeństwo. W małżeństwie jedna osoba

dąży do konfrontacji, zaś druga jej unika - jeden lubi "stawiać kawę na

ławę" i rozwiązywać problemy, drugi po prostu je ignoruje mając nadzieję,

że znikną same. Podział ten nie ma nic wspólnego z płcią. Czasami osobą

wybierającą konfrontację jest kobieta, kiedy indziej mężczyzna. Chodzi po

prostu o to, że jedna osoba jest bardziej rozwinięta językowo od drugiej.

Osoba lepiej rozwinięta językowo i konfrontacyjna wygrywa wszystkie

dyskusje, zawsze wyraża swoje opinie i podejmuje wszystkie decyzje.

Nie potrzeba specjalisty, aby zrozumieć, że jeśli małżeństwo przez długi

okres czasu znajduje się w takiej sytuacji, będzie narażone na poważne

niebezpieczeństwo. Zwykle na zewnątrz panuje tam "zgoda", lecz słowo to

jest w tym przypadku jeszcze jednym synonimem podporządkowania.

Poświęciłem dużo czasu ucząc małżonków, jak wprowadzić równowagę do

takiej sytuacji. Wskazuję osobie konfrontacyjnej, jak się nieco wycofać, by

zachęcić współmałżonka do wyrażania opinii, zaangażowania w dyskusję i

podejmowania decyzji. Zachęcam drugą osobę, aby przemówiła, nawet jeśli się

boi, i broniła swego, nawet jeśli jest to bardzo niewygodne zadanie. Zwykle

kilka prostych elementów treningu asertywności znacznie poprawia sytuację w

małżeństwie.

Interesującym faktem jest to, że małżonkowie, którzy nie wykazują

skłonności do konfrontacji, prawie zawsze mają obraz siebie skazujący ich

niejako na niepowodzenia. Innymi słowy, osoba, która unika konfrontacji, ma

obraz siebie namalowany barwami niepowodzenia i winy.

Moim zamiarem nie jest angażowanie się w psychologiczne czy teologiczne

dyskusje o tym, jak poradzić sobie ze złym obrazem siebie (robię to w

seminariach Key Life z cyklu "Born Free" (Urodź się wolnym). Podam jednak

kilka rzeczy, które możesz zrobić, gdy czujesz się onieśmielony przez

innych ludzi z powodu złego obrazu siebie.

1. Uznaj prawdę o sobie. Przeanalizuj sytuacje, w których byłeś

zawstydzany przez rodziców czy innych ludzi. Odpowiedz na pytanie:

"Dlaczego zawsze mam poczucie niższości?", "Dlaczego czuję się winny?",

"Dlaczego się boję?". Poszukaj tragicznych wydarzeń, które zaszły w

przeszłości i nadały kształt twojej teraźniejszości. Pomyśl o sytuacjach, w

których zawiodłeś, i nazwij je. Wynieś na światło dzienne dawne sekrety,

które powodują, że masz opory przed mówieniem i boisz się podejmować

ryzyko. Skieruj na nie promień światła i zobacz jak tracą na znaczeniu.

Każdy kto oglądał film grozy czy czytał horror wie, że demony giną w

świetle. Większość naszych osobistych demonów - przeszłych wydarzeń, które

kształtują nasze obecne reakcje - umrze, jeśli wyciągniemy je na światło.

Frederick Buechner w swojej książce pt. "Telling Secrets" ("Zdradzanie

sekretów") opowiada o samobójstwie swojego ojca (była to wielka tragedia w

jego rodzinie) i o córce chorej na anoreksję. Buechner wypowiada tam bardzo

głęboką myśl: "Kiedy mówimy o naszych sekretach, nawet samym sobie, tracą

swoją moc" (Harper & Row, 1991, s. 3).

Proponuję, abyś znalazł zaufanego przyjaciela, duchownego czy nawet

zawodowego terapeutę i odsłonił przed nim niektóre swoje sekrety. Czasami w

przezwyciężeniu lęku przed mówieniem pomaga odsłonięcie przed samym sobą i

innymi źródła życiowych dramatów.

2. Czy w to wierzysz, czy nie, spojrzenie lękom prosto w oczy pozbawia je

mocy. Angielskie przysłowie mówi: "Lęk zapukał do drzwi, a gdy otworzyła mu

wiara, okazało się, że nikogo tam nie było". Jeśli masz w sobie dość wiary,

aby otworzyć drzwi, odkryjesz, że okropna rzecz, jakiej się obawiałeś,

uciekła.

Pamiętam moje pierwsze publiczne przemówienie. Byłem wtedy w college'u i

parafianie maleńkiego kościółka w górach Północnej Karoliny zaprosili mnie,

abym wygłosił kazanie w czasie porannego nabożeństwa w niedzielę. Miałem

trzy strony notatek i ćwicząc wygłaszanie kazania odkryłem, że każda strona

zajmuje mi około ośmiu minut. W niedzielę okazało się jednak, że

powiedziałem pierwszą stronę w ciągu dwóch minut. Nie to jednak było

najgorsze (ostatecznie krótka mowa jest lepsza niż długa). Najgorsze było

to, że gdy sięgnąłem do notatek, okazało się, że druga strona gdzieś się

zapodziała.

Co zrobiłem? Nic. Po prostu stałem tam i głupio rozglądałem się dookoła.

Nawet dzisiaj, gdy opowiadam o tym incydencie, rumienię się. Szczerze

mówiąc tego ranka moja kariera mówcy prawie dobiegła końca. Przez mój umysł

przebiegały najróżniejsze myśli. "Już nigdy nie będę się tak wstydził,

ponieważ nie podejmę się więcej takiego zadania". Tłumaczyłem się przed

samym sobą: "Jestem lepszy w pisaniu niż w mówieniu. Dlatego jeśli ktoś

poprosi mnie o to, abym przemawiał, napiszę mowę i pozwolę, aby wygłosił ją

ktoś inny". Zacząłem myśleć o podjęciu innej pracy.

Na szczęście przyjaciele troszczyli się o mnie na tyle, że powiedzieli mi

to, co ja teraz powiem wam: różnica pomiędzy człowiekiem sukcesu a

nieudacznikiem jest taka, że człowiek sukcesu podniósł się po ostatnim

upadku. Mój przyjaciel powiedział, że jeśli nie wygłoszę kazania, i to tak

szybko, jak to możliwe, to już nigdy nie będę w stanie tego zrobić. Dodał

też słowo zachęty: "Steve, za twoim lękiem i porażką kryje się bardzo

rzadki dar. Nie pogrzeb go pod nimi".

Podniosłem się po tym upadku i przy pierwszej sposobności (było to

spotkanie zorganizowane na terenie college'u) wygłosiłem inną mowę. Czy

bałem się? Oczywiście, że się bałem! Czy martwiłem się z powodu tego

przemówienia? Człowieku, czy martwiłem się?! Powiem coś jeszcze: nie

zgubiłem moich notatek, bowiem nauczyłem się tekstu na pamięć. Nie

wygłosiłem wielkiej mowy, lecz nie czułem się też jak głupiec.

Jaki stąd morał? Dobry rozmówca czy dobry mówca musi podejmować ryzyko -

i czynić to stale - dopóki demony lęku nie zginą. Roger Staubac, gracz

drużyny Dallas Cowboys, został kiedyś zapytany o to, jak się czuł, gdy

zepsuł zagrywkę. Odparł: "Nie mogłem wprost wytrzymać, aby z powrotem dojść

do piłki". Taka postawa uczyniła z niego wielkiego gracza.

Nie ma niczego złego w przeżywaniu lęku. Odczuwanie onieśmielenia jest

nawet naturalne. Lecz nie jest rzeczą właściwą poddać się. Nie twierdzę, że

możesz całkowicie usunąć swój lęk przed innymi. Odczuwam lęk zawsze, gdy

wygłaszam kazanie czy mowę lub nawiązuję rozmowę z kimś, kto mnie

onieśmiela. To w porządku, lecz zrezygnowanie nie byłoby w porządku.

Marszałek Ney, jeden z dowódców armii Napoleona, zawsze przed bitwą

mawiał do swoich nóg: "Drżyjcie! Trzęsłybyście się jeszcze bardziej,

gdybyście wiedziały, gdzie was dziś zabiorę!". Po prostu zrób to, co do

ciebie należy. Podejmij ryzyko. Podnieś się, nawet jeśli upadek był

fatalny, i wstawaj ciągle na nowo. Po pewnym czasie (nie stanie się to

natychmiast, lecz w końcu to nastąpi) będziesz bardziej myślał o tym, co

masz do powiedzenia niż o tym, jak bardzo obawiasz się to wypowiedzieć.

3. Naucz się rozmawiać z samym sobą o tym, kim jesteś i jak się czujesz.

Wyobraź sobie, że dobrze ci idzie. Zastąp taśmy z negatywnymi nagraniami

pozytywnymi taśmami.

Mam poważne zastrzeżenia do koncepcji tzw. "sterowanych wyobrażeń"

wyznawców New Age. Po pierwsze, cały pomysł jest głupi, po drugie nie

działa. Jednakże to, co tutaj mam na myśli, jest całkiem inne. Pytanie,

jakie przed tobą stoi, nie jest pytaniem w rodzaju, czy będziesz tworzył

obrazy w swoim umyśle. Wszyscy wyobrażamy sobie przyszłe sytuacje i nasze

reakcje na nie. Prawdziwą kwestią jest to, czy twoje wyobrażenia

przyszłości będą pozytywne czy negatywne.

Wiem, że może się to wydawać czymś w rodzaju przyklejania plastra na

raka, szczególnie jeśli ktoś miał fatalne doświadczenia i zły obraz siebie.

A jednak będziesz zaskoczony tym, co się wydarzy, gdy zaczniesz postrzegać

siebie jako dobrego rozmówcę czy dynamicznego mówcę (pozytywne wyobrażenie)

zamiast jako nudziarza w rozmowie i niewydarzonego mówcę (wyobrażenie

negatywne).

Przed meczem golfa dobrzy gracze wyobrażają sobie, że uderzają piłkę we

właściwy sposób i wychodzi im długi, prosty strzał. Podobnie mówca powinien

wyobrażać sobie, jak zabiera głos w czasie rozmowy, zadaje pytania,

komunikuje swoje opinie, wygłasza błyskotliwe mowy i przyciąga uwagę ludzi

składanym sprawozdaniem. Naucz się odtwarzać w myślach takie pozytywne

taśmy i puszczaj je sobie raz po raz na nowo. W końcu staniesz się tym,

kogo sobie wyobraziłeś. Ta gra nosi nazwę "udawaj, że to robisz, aż w końcu

naprawdę ci się to uda" i niezależnie od tego, czy mi uwierzysz - ten

sposób naprawdę działa.

Inaczej mówiąc, wyobraź sobie rolę, jaką chcesz odgrywać, a następnie

podejmij ryzyko. W końcu gra stanie się rzeczywistością. Opowiadano mi, że

Dustin Hoffman po zagraniu roli autystycznego mężczyzny w filmie pt. "Rain

Man" ("Deszczowy człowiek") potrzebował wielu miesięcy, aby znowu zacząć

myśleć w normalny sposób. Aktor tak dobrze wcielił się w rolę, że w jakimś

sensie stał się postacią, którą odgrywał. Odgrywaj rolę aktora, a w końcu

odkryjesz, że stała się ona rzeczywistością.

* * *

"Ten, kto ma sięgnąć po sławę nie może okazywać lęku przed krytyką. Obawa

przed krytyką dla geniusza oznacza śmierć." - William G. Simms

* * *

Wrogość onieśmiela

Po drugie, porozmawiajmy o władzy onieśmielania, jaka kryje się we

wrogości. Słyszałeś pewnie, że najlepszą metodą obrony jest atak. To

prawda, ponieważ agresywne działania (które są zwykle manifestacją

wrogości) zwykle zastają ludzi nieprzygotowanych do obrony i nie pozwalają

na dialog, a jedynie na podporządkowanie się. Czy kiedykolwiek próbowałeś

rozmawiać z kimś, kto jest rozgniewany? Zawsze jest to nieprzyjemne

doświadczenie. Jeśli chcesz kontynuować rozmowę musisz zainwestować

większość swojej energii w uspokajanie wzburzonych wód, nie zaś w zmianę

poglądów czy w przeanalizowanie idei, jakie zostały przedstawione (w

przypadku mowy). Wrogość (czy to w przemówieniu, czy w rozmowie) powoduje

trzy rzeczy: uniemożliwia porozumiewanie się, przeszkadza w realizacji

celów i stwarza jeszcze więcej wrogości.

Istnieje tylko jeden wyjątek. Czasami wrogość jest używana jako pewna

technika dobrej komunikacji. W takim przypadku jest to wrogość zaplanowana.

Przykładem niech będzie przesłanie gniewnego proroka czy komunikowanie

wrogich zamiarów nie po to, by prowadzić autentyczną rozmowę, lecz zmusić

cię do posłuszeństwa. Zaplanowana wrogość może być czasami skutecznym

sposobem wskazania na jakąś myśl, zmotywowania słuchaczy czy odniesienia

zwycięstwa w dyskusji. Jednak wrogość jako specyficzna technika jest bardzo

rzadko używana przez dobrych mówców, którzy podają ją w starannie

odmierzonych dozach.

Prowadząc program radiowy, do którego dzwonią słuchacze, zauważyłem pewną

interesującą rzecz: zawsze otrzymuję kilka telefonów od osób, które są

wrogo nastawione wobec mnie lub wobec stanowiska, jakie zająłem. Staram się

ustosunkować do tych telefonów w twórczy sposób (mam taką nadzieję). W

końcu takie wrogie telefony są nieodłączną częścią każdego dobrego talkshow

prowadzonego na żywo. Jednak za każdym razem, gdy otrzymuję taki telefon,

odkrywam, że pojawia się napięcie i przyjmuję pozycję obronną.

To samo zdarza się w rozmowie czy podczas publicznie wygłaszanej mowy.

Kiedy wiemy, że nasz odbiorca jest wrogo nastawiony, znajdujemy się w

bardzo trudnej sytuacji. Pozwólcie, że podam kilka prostych sposobów

poradzenia sobie z onieśmieleniem spowodowanym przez wrogość.

1. Pamiętaj, że nie musisz rozmawiać ze wszystkimi. Moje zadanie jako

gospodarza programu radiowego, mówcy i nauczyciela wymaga tego, że czasami

muszę doprowadzać do konfrontacji z wrogo nastawionymi ludźmi. Ty jednak

(chyba, że jesteś podobny do mnie) wcale nie musisz tego robić.

Kiedy ludzie reagują na ciebie wrogością, postaraj się pamiętać o tym, że

nie jesteś owieczką prowadzoną na rzeź. Sugeruję, abyś powiedział: "Nie

muszę tego słuchać. Lubię cię, lecz dopóki nie będziemy mogli rozmawiać w

bardziej spokojnym tonie, nie mam ochoty w tym uczestniczyć". Następnie

odejdź. Moja żona nie chce ze mną rozmawiać, gdy jestem rozgniewany. Wie,

że w takiej sytuacji żadna rozmowa ze mną nie będzie zbyt produktywna.

Podobnie jest z przemawianiem przed publicznością. Miałem przyjaciela,

którego poproszono o wygłoszenie kazania w kaplicy uniwersyteckiej. Dla

tych, którzy nigdy nie uczestniczyli w obowiązkowych nabożeństwach, powiem

słowo wyjaśnienia. Studenci i nauczyciele są obowiązani pojawić się wtedy w

kaplicy. Cierpią z tego powodu okrutnie. Co więcej, sprawdzana jest

obecność przez odnotowanie, czyje ławki są zajęte. Przemawianie w czasie

takich obowiązkowych zgromadzeń jest przedostatnią rzeczą jaką lubię robić

na tym świecie, ostatnią jest skakanie z dwudziestopiętrowych budynków.

W każdym razie mój przyjaciel zauważył, że studenci nie słuchają go, a

profesorowie ignorują (jeden czytał gazetę). Dla wszystkich (za wyjątkiem

największych tępaków) było oczywiste, że nic z tego nie będzie.

Oto jak mój przyjaciel rozpoczął i zakończył swoją mowę: "Jest dla mnie

oczywiste, że chcecie słuchać tego, co mam do powiedzenia, równie mocno,

jak ja mam ochotę wam to powiedzieć. To kazanie należy już do historii".

Powiedziawszy to wsunął notatki do kieszeni, zszedł z kazalnicy i ku

zdumieniu słuchaczy wyszedł z kościoła, wsiadł do samochodu i odjechał.

Nie ma żadnego prawa, które wymagałoby od ciebie angażowania się w jałowe

konwersacje. Nie ma reguły mówiącej że musisz mówić do wrogo nastawionych

słuchaczy.

2. Pamiętaj, że wrogość prawie zawsze jest oznaką braku pewności. Kiedy

człowiek czuje się na tyle zagrożony, aby wyrazić gniew, pamiętaj, że jest

to mechanizm obronny. Proste stwierdzenie w rodzaju: "Zastanawiam się

dlaczego jesteś taki rozgniewany. Co cię tak przeraziło?" będzie dużym

krokiem do zajęcia się prawdziwą przyczyną gniewu i usunięcia jej.

Wrogością i brakiem pewności siebie należy zająć się w delikatny,

współczujący sposób.

Kiedyś wygłaszałem wykład na temat religii do grupy studentów z

uniwersytetu w Miami. Gdy nadszedł czas na pytania i odpowiedzi, zwróciłem

uwagę na grupę bardzo wrogo nastawionych osób. Ich pytania były pełne

gniewu, choć moim zdaniem nie powiedziałem niczego, co mogłoby ich tak

rozzłościć. I wtedy, gdy słuchałem czwartego agresywnego pytania,

zrozumiałem co się dzieje. Ci studenci byli muzułmanami. Oni rozprawiali

się właśnie z wizerunkiem Islamu prezentowanym w amerykańskiej prasie,

który mówi: "Muzułmanie to zwolennicy wojny i fanatycy religijni".

Wyczuwali surowe sądy innych studentów na temat Islamu i to spowodowało ich

wrogość.

Kiedy to zrozumiałem, mogłem zająć się prawdziwym problemem. "Obaj

jesteście muzułmanami?", zapytałem. Przyznali mi rację. Następnie

stwierdziłem: "Zanim odpowiem na wasze pytanie, pozwólcie, że powiem coś

ważnego. Jestem zaszokowany tym, jak amerykańska prasa obchodzi się z waszą

religią. Nasze media bardzo płytko rozumieją chrześcijaństwo i judaizm,

które są częścią naszej kultury. Jednak to, co uczyniono waszej religii,

jest przestępstwem kryminalnym. Gdybym był na waszym miejscu, czułbym się

tym bardzo urażony". Następnie odpowiedziałem na ich pytanie.

Zmiana w ich postawie była zdumiewająca. Gdy spotkanie dobiegło końca,

poczekali aż wyszła ostatnia osoba. Wtedy jeden z nich zwrócił się do mnie:

"Doktorze Brown, chciałbym podziękować panu za to, co pan powiedział. Miło

jest widzieć Amerykanina, który nie zgadza się z naszymi przekonaniami

religijnymi, lecz jednocześnie traktuje nas z szacunkiem".

Wrogość, która zdaje się być skierowana do ciebie, w rzeczywistości może

być skierowana przeciwko komuś, czemuś innemu. Kiedyś zatrzymałem się

przejazdem w domu misyjnym w Afryce. Przy obiedzie siedziałem razem z

kobietą, która była wobec mnie bardzo wrogo nastawiona (dodam, że nie dałem

jej do tego najmniejszego powodu). Później powiedziałem komuś, że ona

przypominała mi "wiedźmę z Endoru".

Mój rozmówca odparł na to: "Steve, musisz jej wybaczyć. Przez ponad

trzydzieści lat była na misji, a w następnym tygodniu przechodzi na

emeryturę i wraca do Stanów. Jej domeną stało się to miejsce, nie zaś to,

co pozostawiła w Stanach Zjednoczonych. Mimo to musi wrócić i jest to dla

niej przerażający, bardzo trudny okres". Kiedy to zrozumiałem następnego

wieczora rozmowa podczas obiadu była o wiele bardziej przyjemna.

Moja myśl jest następująca. Postaraj się odkryć źródło wrogości i zajmij

się nim.

3. Zdaj sobie sprawę, że czasami należy odpowiedzieć wrogością na

wrogość. Często gniewni ludzie nie zmieniają swojej postawy, bowiem nigdy

nie musieli zapłacić ceny za swoje wrogie zachowanie. Kiedy dotrzemy do

rozdziału poświęconego temu jak wygrać dyskusję, będę miał o wiele więcej

do powiedzenia na ten temat, lecz już teraz chciałbym zaznaczyć, że gniew

musi czasem spotkać się z gniewną reakcją. Czasami (wbrew temu, co mówiono

wam w szkole) okazywanie gniewu jest jak najbardziej na miejscu.

* * *

Tajemnicą szczęścia jest wolność, zaś sekretem wolności - odwaga." -

Gillbert Murray

* * *

W jednym z kościołów, w których służyłem jako pastor, był mężczyzna

cieszący się reputacją "prześladowcy duchownych". Kilku ludzi ostrzegało

mnie przed nim i jego wrogą postawą. Pewnego dnia zaprosiłem go do mojego

biura i powiedziałem: "Sam, rozumiem, że żaden pastor tego kościoła nigdy

nie interesował się tym, co myślisz. Ty, jak rozumiem, mówisz to, co

myślisz".

"Cóż, przypuszczam, że to prawda", przyznał niechętnie.

"Zaprosiłem cię tutaj, ponieważ chciałbym, abyś wiedział, że według mnie

to jest wspaniale. Daję ci moją zgodę na to, abyś mówił mi co tylko

zechcesz: pozwalam ci się na mnie gniewać, możesz mnie poprawiać tak długo,

jak długo będę miał twoją zgodę, by mówić ci wszystko, co mam ochotę

powiedzieć, by wyrażać gniew i poprawiać ciebie".

W ciągu następnych lat wiele ze sobą walczyliśmy, lecz obaj nauczyliśmy

się radzić sobie z naszym gniewem o wiele lepiej niż przedtem, bowiem

zgodziliśmy się na to, by na gniew odpowiadać gniewem. Zbyt często gniewni

ludzie są ignorowani, znoszeni cierpliwie czy krytykowani za plecami.

Powodem, dla którego ich gniew się pogłębia, jest to, że nigdy nie

zapłacili za niego ceny. Czasami jest rzeczą całkowicie właściwą

odpowiedzieć gniewnej osobie tak, jak to uczyniłem skarbnikowi pewnej

organizacji, który zaczął na mnie wrzeszczeć: "Myślisz, że jesteś wściekły.

Nie masz zielonego pojęcia o gniewie. Teraz patrzysz na najbardziej

hamowany gniew, jaki widziałeś w swoim życiu". Zdumiewające jak szybko się

uspokoił.

Onieśmielająca moc pozycji

A teraz porozmawiajmy o onieśmielającej mocy pozycji. Czy wiesz, że

większość chrześcijan odmawia składania świadectwa przed kimś, kogo uważa

za stojącego wyżej od siebie na drabinie społecznej? Rozmawiamy o naszej

wierze z tymi, których uważamy za stojących niżej od nas i których uznajemy

za równych, lecz dzieje się z nami coś dziwnego, gdy musimy podzielić się z

kimś stojącym od nas wyżej. Sytuacja taka ma tragiczne konsekwencje, bowiem

powoduje, że ci, którzy wspięli się na szczyt w swojej dziedzinie, klasie

społecznej czy w kręgu przyjaciół, są ludźmi całkiem samotnymi.

Mam przyjaciela, który był pastorem kościoła w Cambridge w stanie

Massachusetts. Na jakimś przyjęciu poznał znakomitego profesora z

Uniwersytetu Harvarda i ten profesor poprosił go, aby spotkali się i

porozmawiali. Gdy mój przyjaciel przybył na umówione spotkanie, okazało

się, że profesor jest spóźniony. Sekretarka zaprosiła go do jego biura i

poprosiła, aby zaczekał. Profesor miał nadejść lada moment.

Gdy mój przyjaciel oglądał biuro wypełnione książkami, tytuły naukowe i

dyplomy wiszące na ścianach i gdy myślał o sławie profesora, poczuł się

całkiem onieśmielony (zapewne czułbyś się tak samo jak on).

Wtedy odniósł wrażenie, że usłyszał głos od Boga: "Powiedz profesorowi,

że Jezus go kocha".

"Panie, nie mogę tego uczynić. On jest wybitnym naukowcem, a ja jestem

nikim. Nie będzie mnie słuchał i pomyśli sobie, że jestem głupcem. Myślę,

że będę grzecznie siedział i zadawał pytania. To mało prawdopodobne, aby

powiedział coś, co będę potrafił zrozumieć. Dodam może jedną lub dwie uwagi

komentarza".

"Powiedz mu, że Jezus go kocha", głos nie ustawał.

W końcu doszedł do wniosku, że został tutaj posłany po to, aby się

ośmieszyć. Kiedy profesor wszedł do biura, mój przyjaciel powiedział mu tak

prosto, jak umiał, że Jezus go kocha. Wtedy profesor załamał się i

zapłakał.

Wszyscy jesteśmy w większym albo mniejszym stopniu onieśmieleni przez

pozycję innych. Pozwólcie, że podzielę się z wami kilkoma rzeczami, które

mogą pomóc.

Ludzie, którzy osiągnęli wielką sławę i pozycję, są zwykle najbardziej

zaskoczeni, że udało im się to osiągnąć. Kilka lat temu przeprowadzono

badania prezydentów wielkich korporacji. Naukowcy odkryli, że najbardziej

powszechnym lękiem, jakiego doświadczali, było, że ludzie dowiedzą się, iż

popełniono pomyłkę i umieszczono ich w niewłaściwym miejscu.

Wiele czasu spędziłem na rozmowach z dyrektorami. Będąc chłopcem z gór

Północnej Karoliny, urodzonym po gorszej stronie torów kolejowych, czułem

się onieśmielony przez tych ludzi, dopóki Bill Bright nie powiedział mi, że

zostałem powołany do tego, aby im służyć.

I wiecie co? Im dłużej przebywałem z tymi ważnymi ludźmi tym bardziej

sobie uświadamiałem, że byli oni równie przestraszeni jak ja, że byli tak

samo samotni, że tak samo doświadczali poczucia winy i byli pozbawieni

poczucia pewności - czasami nawet bardziej ode mnie. Posiadali zdolność

lepszego ukrywania tego, lecz byli dokładnie tacy jak ja. Kiedy to

zrozumiałem, onieśmielenie przestało być takim problemem.

Zwykle ludzie zajmujący wysoką pozycję są o wiele bardziej łaskawi i

uprzejmi niż mógłbyś sądzić na podstawie ich portretu, jaki przedstawiają

media. Środki masowego przekazu komunikują, że najgorszymi ludźmi w naszym

społeczeństwie są osoby mające władzę i prestiż. Przedstawia się ich jako

manipulatorów, potwory niszczące środowisko i amoralne, wypaczone

osobowości. Oczywiście są wśród nich i tacy ludzie, lecz będziesz

zaskoczony, jeśli ci powiem, że większość odpowie uprzejmością na uprzejmą

uwagę, czy łaskawością na łaskawość.

Kilka lat temu byłem na obiedzie z Arthurem Burnsem. Burns współpracował

z kilkoma prezydentami i był przez większość ludzi uznawany za jeden z

najwybitniejszych umysłów w rządzie i za geniusza w dziedzinie ekonomii. Na

początku posiłku powiedziałem mu: "Doktorze Burns, nie potrafię zbilansować

moich wydatków i oblałem matematykę w collegeu. Aby ten obiad nie był dla

mnie katastrofą, musi pan obniżyć poprzeczkę".

Zaśmiał się i podczas obiadu uważał, aby właściwie formułować swoje

uwagi, wyjaśniać rzeczy, których nie rozumiałem, i wyrażać się w prosty

sposób. Najlepszą rzeczą, jaka zdarzyła się podczas tego obiadu, było to,

że Burns nigdy nie spowodował, że miałem poczucie niższości czy czułem się

głupi.

Powtórzę to jeszcze raz: zwracając się do ludzi, którzy mają władzę i

prestiż (publicznie czy też podczas prywatnej rozmowy) musimy być skłonni

do podjęcia ryzyka. Zwykle ludzie, którzy twoim zdaniem nie odczuwają

potrzeby przyjaźni, troski o innych czy koleżeństwa, są w największej

potrzebie. Jedynym sposobem, by się o tym przekonać, jest podjęcie ryzyka.

Jeśli zaryzykujesz możesz zostać bardzo przyjemnie zaskoczony. Odkryjesz,

że za ochronną fasadą kryje się istota ludzka, która zareaguje na twoje

wysiłki o wiele cieplej niż tego oczekiwałeś. (Jeśli ktoś tak nie

zareaguje, wtedy nauczysz się czegoś o sarkazmie.)

Profesjonalizm onieśmiela

Czwartą przyczyną onieśmielenia jest profesjonalizm.

Niektórzy ludzie tak są błyskotliwi i utalentowani w swojej dziedzinie,

że czujesz się onieśmielony ich profesjonalizmem.

Uczę w seminarium teologicznym, lecz musisz wiedzieć, że gdy byłem mały,

uciekłem z przedszkola, a kariera akademicka była dla mnie jednym wielkim

mozołem. Tytułują mnie "doktorem", lecz mój doktorat jest honorowy i został

mi nadany przez radę collegeu w chwili kompletnego zapomnienia. Jestem

pełnym profesorem w seminarium, ponieważ "dobrze przemawiam" i moi

przełożeni sądzą, że mogę nauczać studentów teologii jak właściwie

komunikować te prawdziwe, a jednocześnie przyprawiające o zawrót głowy

treści, jakich się tam uczą. Cierpię z powodu braku iluzji co do mojej

bystrości czy wiedzy teologicznej znawstwa.

Czasami daję wykład w kaplicy w seminarium. Nie macie pojęcia, jak czułem

się tym onieśmielony, dopóki nie zdałem sobie sprawy, że prawie wszystko,

co powiedziałem o onieśmieleniu przez władzę i prestiż, odnosi się również

do onieśmielenia przez profesjonalizm. Pozwólcie, że powiem wam o tym, co

pomogło mi poradzić sobie w tej dziedzinie.

Moja matka nauczyła mnie, że nie jestem gorszy od nikogo i nie powinienem

skłaniać głowy przed nikim - za wyjątkiem Boga. Jednak ona była moją matką,

a matki mają obowiązek mówić takie rzeczy. Dlatego nadal miałem poczucie

niższości dopóki Bóg nie powiedział mi tego samego co matka.

W szesnastym stuleciu pewien biedny naukowiec imieniem Muretus został

znaleziony w kanale i zabrany do szpitala. Dwóch lekarzy rozmawiało przy

nim po łacinie (zakładali, że Muretus ich nie zrozumie) o tym, czy

przeprowadzić na nim nową operację chirurgiczną. Jeden z doktorów zapytał:

"Czy uważasz, że powinniśmy przeprowadzić taką operację na tej nędznej,

bezwartościowej istocie?".

Słysząc to Muretus podniósł się na szpitalnym łóżku i powiedział: "Zaliż

ważycie się nazwać bezwartościowym człowieka, za którego umarł Chrystus?".

Miał rację. Kiedy byłem młodym pastorem, mój doradca powiedział mi, że

nigdy nie powinienem opuszczać cmentarza podczas nabożeństwa pogrzebowego

zanim nie uczyni tego rodzina. Powiedział mi: "Steve, gdy oni odjeżdżają,

powinni widzieć pastora stojącego nad grobem ich ukochanej osoby".

To była dobra rada, jednak najlepszych rzeczy nauczyłem się w rozmowach z

grabarzami, gdy rodzina zmarłego już odjechała. Pamiętam pewnego cynicznego

grabarza z Cape Cod zasypującego grób. Odwrócił się, spojrzał na mnie,

wyjął cygaro z ust i powiedział: "Młody jesteś, nie?". Potem wskazał na

grób i powiedział: "Popatrz wielebny, to wszystko co dostaniesz po śmierci:

dziurę w ziemi i łopatę piachu".

Zawsze, gdy rozmawiasz z ekspertem, pamiętaj, że przed upływem stu lat

będzie już martwy. Śmierć jest taka sama dla wszystkich, wszyscy są równi

wobec jej majestatu. Pamiętanie o tym pomoże ci poradzić sobie z tym

rodzajem onieśmielenia.

Drugim faktem jest, że większość ekspertów naprawdę nimi nie jest, a

jeśli już nimi są, to nie onieśmielają innych swoim profesjonalizmem. Tak

długo traktowaliśmy lekarzy, teologów, polityków i adwokatów jak bogów, że

uwierzyli w to. Sytuacja taka jest równie groźna w życiu, jak i w dobrej

rozmowie czy w publicznych wystąpieniach.

Podczas studiów odbywałem staż w klinice dla osób z problemami

emocjonalnymi w Bostonie. Na szkolenie składało się spędzanie dużej ilości

czasu z pacjentami. Trzeba było skoncentrować się na jednym lub dwóch z

nich i przygotować szczegółowy raport.

Pamiętam jak pisałem taki okresowy raport na temat spotkań z pacjentem,

którego poznałem bliżej. W mojej pracy zasugerowałem pewne wnioski. Później

sprawdziłem obserwacje psychiatry dotyczące tego pacjenta. Byłem

zaszokowany tym, jak bardzo pomyliłem się w mojej diagnozie.

Zabrałem ten mój okrutnie chybiony raport do profesora i opowiedziałem mu

o błędach, jakie popełniłem. Odpowiedział: "Steve, nigdy nie zakładaj, że

ludzie, a szczególnie psychiatrzy, wiedzą więcej niż rzeczywiście wiedzą.

Znam tego pacjenta i uważam, że twój raport jest bliższy prawdzie niż

obserwacje psychiatry. Ucz się nie ufać ekspertom".

Pamiętam, jaki byłem zaszokowany. Podobnego uczucia doświadczyłem siedząc

w galerii dla zwiedzających w Kongresie gdy nasi przywódcy debatowali na

temat budżetu państwa. Zawsze uważałem, że oni wiedzą, co robią.

Najbardziej doniosłym odkryciem dokonanym podczas tej wizyty było to, że ci

ludzie wydawali miliardy dolarów naszych pieniędzy i wcale nie wiedzieli

więcej ode mnie. To było przerażające.

Zawsze zadawaj pytania twoim lekarzom i prawnikom, dopóki nie zrozumiesz,

co mówią, i nie będziesz potrafił wydać własnego sądu. Nigdy nie zakładaj,

że twój pastor przemawia z góry Synaj. Nie zakładaj tego tylko dlatego, że

ktoś napisał książkę czy lepiej od ciebie potrafi formułować zdania.

Lecz co ważniejsze, nie czuj się onieśmielony przez ekspertów. To tacy

sami ludzie jak ty. Nie twierdzę, że nie powinniśmy słuchać i przyjmować

opinii fachowców. W końcu zawsze znajdzie się ktoś, kto w każdej dziedzinie

wie więcej od ciebie. Stąd potrzeba dobrych rozmów i poszerzania swojej

wiedzy. Kiedy publicznie zwracasz się do ekspertów, pamiętaj, że nie

czyniłbyś tego, gdybyś nie miał czegoś do powiedzenia. Zatem powiedz to bez

onieśmielenia.

Okoliczności onieśmielają

Na koniec, onieśmielają nas okoliczności. Dzieje się tak szczególnie

wówczas, gdy znaleźliśmy się w okolicznościach, których nie szukaliśmy, o

które nie prosiliśmy i których nie chcemy, lecz mimo to musimy się w nich

odnaleźć. Może umówiłeś się na randkę w ciemno lub przyjąłeś zaproszenie na

obiad od ludzi, których dobrze nie znasz. Może ludzie, do których masz

przemawiać, okazali się całkiem inni niż to sobie wyobrażałeś. Może okazało

się, że ubrałeś się przesadnie starannie (czy nie dość starannie) na jakąś

towarzyską imprezę. Niekiedy okoliczności same w sobie nas onieśmielają.

Kiedyś zostałem poproszony o wygłoszenie wykładu dla członków pewnej

dużej organizacji chrześcijańskiej. Po moim wystąpieniu organizatorzy mieli

zorganizować akcję na plaży w Hyannis koło przylądka Cape Cod. Sądziłem, że

mam przemawiać do pracowników tej organizacji. Kiedy przybyłem na miejsce,

odkryłem, że jej członkowie systematycznie przeczesywali plażę i ulice

miasta szukając różnych pijaków i włóczęgów. Zapędzili ich do audytorium i

przedstawili ich w nadziei, że powiem coś sensownego.

Drodzy przyjaciele, to było ostatnie miejsce na ziemi, w jakim pragnąłem

się wtedy znajdować. Nie byłem przygotowany do przemawiania do takiej

publiczności, a nawet gdybym był, nie wiem, co bym im powiedział. Lecz oto

znalazłem się oko w oko z pijakami, prostytutkami i włóczęgami patrzącymi

na mnie i czekającymi, co powiem.

Czy uwierzylibyście, że była to jedna z naprawdę wielkich mów w dziejach

chrześcijaństwa? Czy uwierzylibyście, że dobrze mi poszło? W rzeczy samej

tak było. I nawet teraz traktuję to doświadczenie jako bardzo ekscytujące

przeżycie, przez które nauczyłem się kilku rzeczy, które stosuję od tej

pory.

Naucz się odróżniać problemy od faktów (jak mawia mój przyjaciel Fred

Smith). Problem to jest coś, co da się naprawić, fakt zaś jest tym, co

należy zaakceptować. Stara modlitwa o mądrość doskonale odzwierciedla to

zrozumienie: "Boże, daj mi rozumu, abym pogodził się z rzeczami, których

nie mogę zmienić, odwagę, abym zmienił rzeczy, które zmienić mogę, i rozum,

abym potrafił odróżnić jedne od drugich".

Pozwólcie, że dam wam zasadę pokrewną: "Możesz wytrzymać piekło, jeśli

będziesz wiedział, że się z niego wydostaniesz". Wnioski nasuwają się same.

"Zawsze możesz patrzeć w przyszłość i w niej umieszczać swoje oczekiwania".

A zatem przyjmij złe okoliczności jak coś, czego nie możesz zmienić, i zrób

z nich jak najlepszy użytek.

Niektóre z najbardziej przyjemnych rzeczy w życiu Bóg (czy - jeśli jesteś

niewierzący - "los") maskuje pod pozorem nieprzyjemnych okoliczności.

Pamiętam jak pewnego razu znalazłem się przy jednym stole z grupą

radykalnych feministek. Przemawiałem na konferencji. Ze wszystkich

uczestników te panie były ostatnimi osobami, z którymi chciałbym jeść

obiad. Niestety, wszystkie inne miejsca były zajęte. Miałem alternatywę:

albo być głodnym, albo zrobić z siebie głupca. W końcu usiadłem z nimi i

starałem się być tak uprzejmy, jak to możliwe.

Czy wiecie, co się stało? Ku mojemu zaskoczeniu ich poglądy nie były

takie, jak oczekiwałem, i mogliśmy poruszyć tematy, które były powodem

rozłamów i bolesnych nieporozumień. Byłem zdumiony, że moje rozmówczynie

pragnęły poznać moją opinię w kilku kwestiach (podejrzewam, że potraktowały

to jako przypadek naukowej analizy osobników niższego rodzaju). To było

rozwijające i nie tak znowu nieprzyjemne doświadczenie.

Ucz się, jak bez uprzedzeń podchodzić do okoliczności. Na tych, którzy

pragną jak najlepiej wykorzystać to, co zapowiadało się jako okropne

doświadczenie, czekają zwykle wielkie niespodzianki.

Podskocz i spraw, aby demony uciekły. Jeśli okoliczności w jakich się

znalazłeś, są złe, prawdopodobnie już gorsze nie będą. Zatem nie masz nic

do stracenia. Niektóre z najlepszych rozmów, jakie miałem, i najlepszych

przemówień, jakie wygłosiłem, zaszły, gdy "wskoczyłem" w okoliczności z tym

wszystkim, co miałem.

Podobno samice pewnego gatunku ptaków zaczynają rozbierać gniazdo, gdy

nie potrafią skłonić do latania któregoś z piskląt. Matka wie, że małe

ptaki potrafią latać, lecz pisklęta tego nie wiedzą. Zatem matka zaczyna

bardzo powoli rozbierać gniazdo patyczek po patyczku, listek po listku.

Podejrzewam, że mały ptaszek jest zaniepokojony złymi okolicznościami.

"Mamo!!! Co ty wyprawiasz? Czy nie przejmujesz się tym, że umrę? Co z

ciebie za matka?".

I wtedy, ku swojemu wielkiemu zaskoczeniu, młody zaczyna machać

skrzydłami i odkrywa radość latania. "Hej, mamo! Popatrz na mnie. Ja

latam!".

Bóg zwykle stwarza takie sytuacje gdy chce nas zmusić do latania.

Podobnie postępuje ucząc nas mówić tak, aby ludzie słuchali. Odważ się więc

i zrób to. Jeśli tego nie uczynisz, nigdy nie poznasz prawdy o sztuce

mówienia.

Mój przyjaciel Norm Evans powiedział mi kiedyś o nowym zawodniku liniowym

w drużynie futbolowej w college'u, który podszedł do trenera i powiedział:

"Trenerze, gracz liniowy przeciwnej drużyny zsuwa mi hełm na oczy. Co

powinienem zrobić?".

Odpowiedź trenera była prosta, bezpośrednia i klasyczna: "Nie pozwól mu

na to!".

Jeśli onieśmielenie przed ludźmi i sytuacjami powoduje, że milczysz...

nie pozwól im na to.

Rozdział 3.&

Słowa z autorytetem

"Neftali - jak rozłożysty terebint, dający miłe przepowiednie." - Rdz 49,

21

Podczas przyjęcia koktajlowego pewna kobieta podeszła wraz ze swoim mężem

do znanego lekarza. "Czy może nam pan powiedzieć, dlaczego niektórzy ludzie

rodzą się niemi?".

"Dlaczego? Jest to spowodowane pewnymi wrodzonymi brakami w rozwoju

zdolności artykulacyjnych lub anatomicznymi wadami budowy organów mowy".

"No, i widzisz, co daje wykształcenie?", zauważyła kobieta triumfalnie

spoglądając na swojego męża. Następnie zwróciła się do doktora: "Pytałam o

to Harry'ego wiele razy. Jedyna odpowiedź, na jaką było go stać brzmiała:

Ponieważ takie już się rodzą".

Oczywiście morał z tej historii jest taki, że gdy ktoś używa uczonych

słów dla opisania maleńkiej prawdy, może sprawiać wrażenie osoby

autorytatywnej i mądrej. Jednak prawda może być całkiem przeciwna. Czasami

najlepszym sposobem, by wydać się naiwnym głupcem, jest używać słów,

których nikt nie rozumie (później powiem o tym więcej).

Ten rozdział jest poświęcony słownictwu i temu, jak je wzbogacać. We

wprowadzeniu porównałem mówienie do pociągu, który przewozi produkty na

rynek. Jeśli nadal miałbym się trzymać tej metafory, mógłbym powiedzieć, że

słownictwo jest jego kołami. Najważniejszą funkcją kół jest praca, jaką

wykonują.

Jeśli chcesz mówić w taki sposób, aby ludzie słuchali, to istotne jest

znalezienie słów odpowiadających przesłaniu, które chcesz zakomunikować.

Rozdział, który czytasz mówi o wzbogacaniu słownictwa i ostrzegam, że jest

to najbardziej nudna część tej książki. Jednak nie pomijaj go. Zwykle zanim

dokonasz czegoś ekscytującego, musisz wykonać całą masę nudnych rzeczy.

("Zanim spotkasz pięknego księcia musisz pocałować wiele brzydkich żab").

Jeśli chcesz grać na pianinie, zbudować most czy wygłosić mowę, musisz

podjąć pewne działania przygotowawcze, które prawie zawsze są monotonne i

nudne: ćwiczenie gam, uczenie się wzorów matematycznych i poznawanie

słownictwa.

Oto mój plan. Pragnę pokazać ci, jaki sposób wzbogacania słownictwa jest

zły, a następnie wskazać sposób właściwy.

* * *

"Niektóre z najbardziej przerażających uczynków ludzkości dokonały się za

sprawą czarodziejskiej mocy pewnych magicznych słów i fraz." - James Bryant

Conant

* * *

Rozwijanie słownictwa -

niewłaściwy sposób

Czasami można się więcej nauczyć o właściwym sposobie wykonywaniu czegoś,

gdy wiemy jak nie należy postępować. Edison po zakończeniu serii pięciuset

nieudanych prób otrzymał wyrazy współczucia od przyjaciela, który

stwierdził, że to wstyd stracić tyle czasu na zakończone fiaskiem

eksperymenty. Edison odpowiedział mu: "Wprost przeciwnie. Teraz znam

pięćset sposobów, jak nie należy tego robić".

Po piersze, rozwijając swoje słownictwo nie ucz się na pamięć słów i ich

znaczeń. Prawdopodobnie nie istnieje inna mniej skuteczna metoda rozwijania

słownictwa niż uczenie się słów na pamięć. Przypomina to kupowanie

narzędzia, którego nigdy nie będziemy używali.

Jay Adams w swojej książce pt. "Pulpit Speech" ("Przemawianie zza

pulpitu", Baker Book House, 1971) cytuje wyniki badań wskazujące, że

przeciętny student college'u zna około 250000 słów, lecz używa tylko

niewielu z nich. Adams idzie jeszcze dalej wskazując, że istnieje 20000

powszechnie stosowanych słów, lecz tylko 7000 do 8000 z nich znajduje się w

codziennym użyciu. Milton używał tylko nieco ponad 11000 słów, a Szekspir

25000. Czy zastanawiałeś się, kim była osoba, która policzyła wszystkie

słowa, jakimi posługiwał się Milton i Szekspir? (Mam nadzieję, że pieniądze

na te badania nie poszły z naszych podatków).

Jeśli uczysz się na pamięć słów, które nie mają żadnego odniesienia do

twojego codziennego języka, zapomnisz je po upływie bardzo krótkiego czasu.

Podróżowałem do wielu krajów na świecie. Na krótko przed odwiedzeniem

każdego nowego kraju, w którym posługiwano się innym językiem niż

angielski, starałem się zapamiętać kilka podstawowych zwrotów i zdań w

miejscowym języku. ("Nie znam waszego języka". "Jestem głodny". "Dzień

dobry". "Dobry wieczór". "Gdzie jest łazienka?"). To interesujące, że

dzisiaj nie pamiętam żadnego z tych słów i zwrotów. Dlaczego? Ponieważ obce

słowa, na których zapamiętanie poświęciłem tyle czasu nie są wyrazami,

jakich używam w moich codziennych rozmowach. Inaczej mówiąc, nauczyłem się

słów, które nie mają żadnego związku z moim obecnym życiem.

Słowa takie jak "onomastyka", "oogamia", "zoogeografia", "pędzelkowaty" i

"ksenomorficzny" mogą być całkiem zabawne (jeśli fanatycznie uwielbiasz

słowa), lecz nie zapamiętasz ich, jeśli nie będziesz ich używał. Jeśli zaś

odkryjesz, że często się nimi posługujesz, to jesteś pewnie jeszcze

większym dziwakiem od osoby, która uczy się ich na pamięć.

Po drugie, (patrząc z punktu widzenia słuchacza) rozwijając słownictwo

nie ucz się słów, których znaczenia nikt nie będzie rozumiał. Celem mowy

jest komunikowanie się. Jeśli nie jesteś Williamem Buckleyem (jego dewizą

jest używanie słów, których nikt nie rozumie), to pamiętaj, że celem

komunikowania się jest, po pierwsze, jasne wyrażanie myśli, i po drugie,

wyrażanie ich w taki sposób, który podkreśli ich sens.

Istnieje jeden wyjątek od tego słownikowego zakazu. Poruszając się we

wrogim, polemicznym czy apatycznym środowisku, czasami można używać słów

nie po to, aby komunikować się z innymi, lecz by robić na nich wrażenie.

Uczę moich studentów, że kaznodzieje mają w naszym społeczeństwie poważne

problemy w dziedzinie public relations. Większość z nich jest uważana za

płytkich i pozbawionych znaczenia głupców. Zawsze powtarzam studentom, że

powinni mieć w swoim bagażu homiletycznym kilka słów, które nie mają innego

zadania jak tylko wywierać wrażenie na słuchaczach.

Czarnoskórzy kaznodzieje rozwinęli specyficzną formę sztuki przemawiania,

która ma także zdolność motywowania słuchaczy, jakiej nie posiada żaden

inny styl mówienia. Jednym z najwybitniejszych przedstawicieli tego stylu

był E. V. Hill. Miałem okazję słuchać kilka razy jak E. V. Hill zwracał się

do białych słuchaczy. Podczas wprowadzenia dr Hill zwykle zdejmował okulary

i "mówił językiem białych". Jego technika była bardzo efektywna. Mówił

dobrze przemyślanymi chłodnymi i nudnymi zdaniami posługując się słowami,

jakie padłyby zza pulpitu w kościele uczęszczanym przez białych klasy

średniej. Później zakładał okulary - to był znak, że teraz zacznie

wygłaszać. Mówił: "Chciałem pokazać wam, białym, że mogę gadać tak drętwo

jak wy. Teraz, gdy już to sobie wyjaśniliśmy, zejdźmy na ziemię".

Podobnie mówca może celowo posługiwać się słowami, których nikt nie

rozumie (zawsze oczywiście we właściwym kontekście) po prostu, aby wywrzeć

wrażenie na audytorium czy na jednostce i przez to zwiększyć otwartość

słuchaczy na swoje przesłanie. Lecz w większości przypadków długie słowa

wypowiadane z autorytetem przysporzą mówcy jedynie złej sławy. Żyjemy w

kulturze populistycznej (jeśli nie zauważyłeś tego, powinieneś zwrócić na

to baczniejszą uwagę). Elitaryzm snobizm i pompatyczność są zawsze

produktem ubocznym nadużywania słów, których nikt nie rozumie.

Jednym z moich wczesnych nauczycieli był dr John Stanton, emerytowany

pastor mieszkający w wiosce Cape Cod. Tamtejszy kościół był pierwszym, w

jakim służyłem. John z powodu miłości do mnie i słów zachęty zasłużył sobie

na prawo niczym nie ograniczonej krytyki moich kazań. Pewnej niedzieli

podczas lunchu powiedział mi: "Steve, twoje kazanie było wspaniałe, lecz

nikt oprócz ciebie i mnie go nie zrozumiał - nawet ja sam nie jestem tego

pewien". Potem dał mi popularne wydanie Roget Thesaurus (Słownika terminów

bliskoznacznych Rogeta) i powiedział, abym go używał. Powiedział mi:

"Zawsze gdy znajdziesz jakieś miło brzmiące, wielkie słowo, które mogłoby

wywrzeć wrażenie na twoich profesorach z Boston University, sięgnij do tej

maleńkiej książeczki i znajdź słowo mniejsze, które nauczy tej samej prawdy

twoich ludzi z kościoła". Jestem mu dozgonnie wdzięczny za tę radę.

Po trzecie, rozwijając słownictwo, nie marnuj czasu na uczenie się

ezoterycznych słów. Prawie każdy zawód czy subkultura ma słowa, które są

rozumiane i używane wyłącznie przez członków tej grupy i nikogo innego.

Prawnicy są powszechnie znani z posługiwania się tego rodzaju słownictwem,

lecz niektórzy chrześcijanie, szczególnie kaznodzieje, są jeszcze gorsi od

prawników.

Vance Havner, jeden z najbardziej wymownych i dynamicznych kaznodziejów,

jakich kiedykolwiek wydała Ameryka, mawiał: "Jeśli chcesz wypróbować

kaznodzieję, poślij go, by mówił do farmerów - jeśli się tam nie sprawdzi,

powinien ponownie rozważyć swoje powołanie". Dobra zasada. Powinna ona

znaleźć zastosowanie do wielu ludzi, którzy ulegają pokusie posługiwania

się słowami zrozumiałymi wyłącznie przez członków jakiejś wąskiej grupy.

Jeśli chcesz wypróbować doktora, poślij go, aby mówił do nastolatków. Jeśli

chcesz sprawdzić prawnika, niech mówi do robotników budowlanych. Jeśli

chcesz sprawdzić inżyniera, poślij go, aby porozmawiał z filozofem. Jeśli

chcesz sprawdzić filozofa, poślij go, aby mówił z barmanem. Jeśli się im

nie powiedzie, powinni na nowo przemyśleć swoje powołanie.

Jeśli nie zwracasz się do pojedynczego człowieka czy audytorium złożonego

z członków własnej subkultury, zawodu upewnij się, że słowa, jakimi się

posługujesz posiadają uniwersalne znaczenie.

Rozwijanie słownictwa -

właściwy sposób

A teraz pozwólcie, że udzielę wam kilku rad, jak rozwijać słownictwo,

które spowoduje prawdziwą różnicę w porozumiewaniu się.

Słuchaj i czytaj. Dobrzy mówcy zwykle słuchają, jak inni posługują się

słowami. Zawsze czytają ze słownikiem pod ręką i sprawdzają słowa, których

znaczenia nie rozumieją. Jedną z korzyści życia w dwudziestym wieku jest

to, że jesteśmy otoczeni przez wielkich mówców. Odwrotną stroną tego medalu

jest to, że musisz być bardzo dobrym mówcą, jeśli masz zostać zauważony.

Pozytywną stroną jest zaś to, że istnieje wiele wzorów i źródeł, z których

można uczyć się sztuki dobrej komunikacji.

* * *

"Właściwe słowa na właściwym miejscu to prawdziwa definicja stylu." -

Jonathan Swift

* * *

Dobrym ćwiczeniem (szczególnie jeśli twoim problemem jest ubogie

słownictwo) jest postawienie sobie za cel uczenia się codziennie jednego

lub dwóch nowych słów. Bardzo rzadko zdarza się, bym czytając książkę,

rozmawiając z przyjacielem, oglądając telewizję, idąc do kina czy

przeglądając gazetę nie nauczył się jakiegoś nowego słowa. Przez całe życie

moim zwyczajem było wyszukiwanie nowych słów, których mógłbym użyć w

komunikowaniu się z innymi. Dobrym ćwiczeniem jest prowadzenie listy słów,

które poznałeś, i co jakiś czas przeglądanie jej.

Używaj nowych słów, które poznałeś. Zasada jest następująca: jeśli nie

używasz tego, co poznałeś, stracisz to. Prawda ta odnosi się do wielu

dziedzin życia, a szczególnie do rozwijania słownictwa. Przypuśćmy, że gdy

przeczytałeś słowo ezoteryczny nie było ci ono znane.

Przypuśćmy, że poszedłeś po słownik i sprawdziłeś jego znaczenie. Jeśli

tak uczyniłeś to dowiedziałeś się, że oznacza ono coś zrozumiałego

wyłącznie dla wąskiej, szczególnej grupy ludzi. Wypowiedz je głośno tyle

razy, aż oswoisz się z jego brzmieniem. Następnie umieść je w zdaniu:

"Lekarze posługują się tak egzoterycznym językiem, że tylko oni sami mogą

zrozumieć to, co mówią".

Szukaj różnych sposobów zastosowania tego nowego słowa. Posługuj się nim

dopóki go nie przyswoisz. Wtedy przedostanie się ono do systemu plików w

twoim umyśle i będziesz mógł je przywołać zawsze, gdy pojawi się taka

potrzeba.

Zwracaj uwagę na te sytuacje, w których brakuje ci właściwego słowa i

przyłapujesz się na tym, że używasz jego marnych substytutów. Wszyscy to

robimy - różnica pomiędzy dobrym a złym mówcą polega na tym, że dobry

odnotowuje takie przypadki i dopilnowuje, aby nie miały one więcej miejsca.

"Pełna płynność" - tak Jay Adams opisuje niezbędny zasób słownictwa. Ma

przez to na myśli, że osoba mówiąca nie powinna szukać właściwego słowa dla

opisania myśli, którą stara się zakomunikować. Kiedy coś takiego ci się

przytrafi, zapamiętaj tę sytuację i przy pierwszej okazji znajdź słowo,

którego powinieneś był użyć. Będziesz zaskoczony, jak szybko wzbogaci się

twoje słownictwo poprzez takie "posprzątanie bałaganu".

Naucz się odróżniać martwe słowa od słów, które kryją w sobie moc.

Książka Georga Walthera pt. "Porver Talking" ("Przemawianie z mocą", G. P.

Putnam's Sons, 1991) bardzo ci w tym pomoże. Nie chodzi mi tutaj o to, jak

mówić, by zdobyć władzę nad ludźmi (później powiem o tym kilka słów), lecz

o posługiwaniu się słowami, które mają ładunek emocjonalny.

Na przykład, "budynek" jest słowem pozbawionym emocji natomiast "dom"

kryje w sobie ładunek emocjonalny. Słowo "stymulujący" jest jałowe, zaś

słowa "podniecające" czy "ekscytujące" kryją w sobie emocje. Gdy będziesz

używał słowa "furia" czy "wściekłość" na oznaczenie gniewu, zauważysz, że

ludzie będą czuli moc twoich słów. Pewne słowa wywołują emocje: Ameryka,

matka, tchórzostwo, wolność, gniew, zboczeniec.

Po czym poznać różnicę? Zadając sobie pytanie, które słowa angażują cię,

a które tego nie czynią. Słuchaj mówców, którzy potrafią poruszyć cię

swoimi słowami. Wynotuj, jakich słów używają. Odkryjesz, że pewne słowa

mają zdolność poruszania tobą. Jeśli poruszają ciebie, to bardzo

prawdopodobne, że poruszą także i innych. Ucz się, jak włączać takie słowa

do codziennych rozmów. (Bądź jednak ostrożny, ponieważ nadużywanie

emocjonalnych słów pozbawi je mocy).

Poszerzaj swoje słownictwo do takiego momentu aż będziesz potrafił podać

kilka odpowiedników danego wyrazu. Dobrą grą (szczególnie gdy mówca jest

nudziarzem) jest słuchanie przemówienia i wymyślanie innych słów, których

możnaby użyć. Ta zabawa spowoduje, że nie zaśniesz, i jednocześnie

rozszerzy twoje słownictwo.

Miałem przyjaciela, który nadal jest jednym z najlepszych mówców jakich

znam. Wraz z upływem czasu jest coraz lepszy. Powiedział mi kiedyś, że

obecnie najtrudniejszą rzeczą w przemawianiu jest dla niego znalezienie

precyzyjnych słów, których mógłby użyć w swojej mowie. "Lecz wiele lat

pracy nad rozwinięciem słownictwa naprawdę się opłaciło", mówi. "Zawsze gdy

nie mogę sobie przypomnieć jakiegoś słowa mam w pogotowiu pięć innych".

* * *

"Różnica pomiędzy prawie dobrym słowem a słowem naprawdę dobrym to

poważna sprawa - to jak różnica pomiędzy robaczkiem świętojańskim, a

błyskawicą." - Mark Twain

* * *

Dobry mówca, który przemawia w taki sposób, że ludzie słuchają, ma bardzo

rzadko kłopot ze znalezieniem właściwego słowa. Prawdziwym problemem będzie

dla niego zdecydowanie, którego z kilku możliwych słów użyć do wyrażenia

myśli, którą pragnie się podzielić.

Nie jestem specjalistą w formułowaniu zasad, lecz pozwólcie, że podam

kilka, które dotyczą właściwego posługiwania się słowami.

Jak efektywnie

posługiwać się słowami

1. Zachowaj prostotę. Celem komunikowania się nie jest wywieranie

wrażenia, lecz jasne formułowanie myśli. Opowiem wam historię powstania

sloganu reklamowego używanego przy sprzedaży mydła Ivory - "It Floats" (To

pływa) - hasła bardzo popularnego kilka lat temu. Kiedy produkt był już

gotowy, aby wprowadzić go na rynek, naukowcy, którzy zbadali składniki

mydła, przesłali firmie następującą notę: "Składniki alkaliczne i tłuszcze

roślinne zawarte w tym produkcie są tak dobrane, że gwarantują najwyższą

jakość mydlącą, a jednocześnie nadają mydłu specyficzną gęstość, która

powoduje, że utrzymuje się ono na powierzchni wody, oszczędzając kłopotu i

rozdrażnienia związanego z koniecznością wyławiania go z dna wanny podczas

kąpieli". Szef od reklamy napisał na marginesie notki uwagę: "To pływa!" Te

dwa słowa stały się hasłem w kampanii reklamowej mydła Ivory.

Więcej na ten temat powiem w następnym rozdziale. W tej chwili dobrze

jest pamiętać, że w kulturze, gdzie "bla, bla, bla" jest tym, co dokonuje

się w większości konwersacji i przemówień, czasami najpotężniejszą mową

jest powiedzenie tego, co myślisz - prosto, wprost i bez fanfarów. Chrystus

miał prawdopodobnie to właśnie na myśli, gdy mówił, że nasze "tak" powinno

być "tak, a "nie" - "nie". Kiedy ostatni raz powiedziałeś "nie" bez

zbędnych elaboratów czy wymówek? Kiedy ostatnio powiedziałeś "tak" bez

podawania miliona powodów, dlaczego tak postąpiłeś?

Arthur Mueller stworzył błyskotliwą parafrazę dwudziestego trzeciego

psalmu: "Pan jest moim zewnętrzno-wewnętrznym mechanizmem integrującym. Nie

doznam deprywacji od gratyfikacji dla moich potrzeb i dyspozycji. On

motywuje mnie do tego, abym orientował się na aspołeczne obiekty w sposób

efektywnie znaczący...". Spróbuj wywołać jakieś emocje tymi słowami. Paul

Tillich, jeden z wybitnych myślicieli, filozofów i teologów naszego wieku,

nazywał Boga "Podstawą wszechrzeczy". Podejrzewam, że gdyby Tillich tak się

modlił, Bóg zareagowałby na jego modlitwy słowami: "Co takiego?".

2. Unikaj słów, które z powodu nadużywania w niewłaściwych

okolicznościach utraciły swoje pierwotne znaczenie. Słowa takie jak

faszysta, rasista i fundamentalista utraciły wszelki związek ze swoim

pierwotnym znaczeniem. Są to użyteczne wyrazy dla rozpalania ognia słów,

lecz mają małe zastosowanie w komunikowaniu treści poznawczych. Słowa takie

jak dżentelmen (to może znaczyć wszystko począwszy od nieudacznika po

członka audytorium), zbawiony (zbawiony od czego?), miłość (wszystko,

począwszy od miłego uczucia po wybuch pożądania) chrześcijanin (wszyscy za

wyjątkiem Żydów i Muzułmanów) po prostu nie są dość precyzyjne, aby

komunikować jakieś treści.

3. Nie używaj słów przekleństwa za wyjątkiem sytuacji ekstremalnych.

Wierzę, że Bóg wyposażył pewne słowa większą mocą (słowa przekleństw),

dlatego powinny być używane w rzadkich i specjalnych okazjach. Wierz w to

czy nie, Biblia zawiera pewne słowa, które z powodu delikatnych uszu

współczesnych chrześcijan "zmiękcza się" podczas przekładu na język

angielski. Marcin Luter używał czasami języka, który przyprawiłby o

rumieniec marynarza. Są takie chwile gdy mocne słowa wydają się właściwe.

Kiedy walniesz się młotkiem w palec, pewne słowa po prostu nie pasują.

Problem ze słowami przekleństwa polega na tym, że prości ludzie mają

ograniczone słownictwo i gdy szukają właściwego wyrazu, zwracają się do

przekleństwa jako ostatniej deski ratunku.

W dodatku im częściej ktoś używa jakiegoś słowa, tym bardziej traci ono

moc. Współczesne media zniszczyły pewne bardzo dobre słowa przekleństwa

stale bombardując nimi słuchaczy. Każde pokolenie ma własne przekleństwa, a

słowa, które dana kultura określa jako "niecenzuralne " zmieniają się co

dwa lub trzy pokolenia.( Na przykład wcześniejsze pokolenia uznawały za

przekleństwa zwroty "o, kurczę" czy "wielkie nieba"). Jeśli nie mieszkałeś

na pustyni przez wiele lat, to wiesz, że słowa te całkowicie utraciły swoją

moc.

Nie chciałbym być autorem scenariuszy współczesnych filmów. Słowa, które

mają moc, są używane tak często i bez wyczucia, że pozostało nam bardzo

mało mocnych słów. Niektórzy muszą już chyba wymyślać nowe rodzaje

przekleństw, aby zastąpiły funkcję, jaką jedno pokolenie temu pełniło np.

powiedzenie "do licha". Jeśli nie zwracamy się do najbardziej naiwnej

publiczności, słowo "do licha" ma tyle mocy co nic.

Jeszcze jedno słowo na temat używania przekleństw. Nigdy nie używaj

wyrażeń potocznych, które odnoszą się do funkcji cielesnych. Takie

postępowanie jest po prostu niesmaczne, a nadal są jeszcze ludzie, którzy

zauważają zły smak i czują się nim urażeni. Kiedy to u ciebie zauważą,

skojarzą słownictwo, jakim się posługujesz, z twoją osobą i nie będą

słuchali niczego, co będziesz mówił. Niewiele sytuacji wymaga słów

przekleństwa. Jedynie w najbardziej skrajnych sytuacjach dobry mówca

odwołuje się do tego rodzaju języka.

Jeśli masz wątpliwości, nie używaj żadnych słów. Milczenie czasami

komunikuje emocje w sposób bardziej wymownie niż słowa.

Kiedyś pewien student zwrócił się do C. S. Lewisa z prośbą o przyjęcie na

indywidualny staż naukowy. Gdy student czytał Lewisowi swoją pracę, ten

zapadł w drzemkę. Student wpadł we wściekłość i zaczął wołać, że drogo

zapłacił za swoją edukację i spodziewał się chociaż małego komentarza na

temat swojej pracy.

Lewis odparł: "Synu, sen jest komentarzem".

Rozdział 4.&

Bariery w komunikacji

"...gdyż nie wy będziecie mówili, lecz Duch Ojca waszego będzie mówił

przez was." - Mt 10, 20

Czy słyszałeś historię o człowieku, który siedział na gwoździu? Każdy

starał się ulżyć mu w jego bólu. Duchowni powiadali, że mniej by go bolało,

gdyby modlił się i czytał Biblię. Socjologowie uważali, że jego cierpienia

zostały spowodowane przez instytucje społeczne, które go ukształtowały.

Psychologowie twierdzili, że ból jest tak intensywny, ponieważ rodzice źle

go wychowywali. Żona mówiła, że cierpi, ponieważ utracił kontakt z własnymi

uczuciami.

Na koniec zjawił się mały chłopiec i zapytał: "Proszę pana, dlaczego nie

zejdzie pan z tego gwoździa?".

Lekarstwo na większość problemów pojawiających się w komunikowaniu

indywidualnym i z większym audytorium jest równie proste jak zejście z

gwoździa. Ta książka jest jedną z tysiąca książek o tym, jak mówić, aby

ludzie słuchali. Jednak większość problemów związanych z komunikowaniem się

z innymi ludźmi pojawia się nie z powodu braku informacji, lecz ich zalewu.

Rozwiązania są o wiele prostsze niż się na ogół sądzi.

Oglądałem film wideo o grze w golfa. Brałem lekcje i słuchałem

najlepszych rad przyjaciół, którzy instruowali mnie, jak należy uderzać

piłkę, jaki jest właściwy chwyt kija, jaką powinienem mieć postawę i jak

się wychylać wykonując zamach. Jednak najbardziej pomogła mi najprostsza

rada. Udzielił mi jej pewien zawodowy gracz lapidarnie stwierdzając, że mój

problem to zbyt wielu chętnych do pomocy przyjaciół. Powiedział: "Steve,

trzymaj lewe ramię wyprostowane i patrz na piłkę. Zapomnij o całej

reszcie". Tak długo, jak długo słucham tej rady, idzie mi całkiem nieźle

(choć nawet wtedy moja gra pozostawia wiele do życzenia). Moje problemy

wzrastały wprost proporcjonalnie do tego, ile informacji musiałem

zapamiętać.

* * *

"To prostota sprawia, że ludzie niewykształceni potrafią zwracać się do

tłumów bardziej skutecznie od uczonych." - Arystoteles

* * *

Większość ludzi popełnia pewne podstawowe błędy rzucając sobie pod nogi

"bariery" przeszkadzające w skutecznej komunikacji. W niniejszym rozdziale

będę chciał je przeanalizować. Nie daj się zwieść ich prostocie. Zejście z

gwoździa jest przecież także proste.

Zwlekanie z przesłaniem

Pierwszą barierą w komunikowaniu się jest zwlekanie z powiedzeniem tego,

co się myśli.

Większość ludzi tak bardzo przejmuje się tym co ludzie sobie o nich

pomyślą, i tym, jak powinni wyrazić swoje myśli, że nie udaje się im

powiedzieć tego, co mają na sercu. Obawiamy się, że osoba, z którą

rozmawiamy (czy audytorium, do którego się zwracamy) będzie

urażona/zraniona naszymi słowami, więc zwlekamy z naszym przesłaniem.

Problem nie polega na tym, że brak nam właściwych słów, że nie wiemy jak je

powiedzieć, lecz że jesteśmy zakłopotani. Jesteśmy tak wrażliwi na uczucia

innych, iż ukrywamy to co mamy do powiedzenia. A wtedy przesłaniem staje

się sama przykrywka.

Zdradzę wam sekret: prostolinijna, pozbawiona upiększeń, jasna

komunikacja jest w naszej kulturze tak rzadkim zjawiskiem, że sama jej

prostota jest potężną siłą.

Czy znasz kawał o żołnierzu, któremu umarła matka? Sierżant nie wiedział,

jak mu o tym powiedzieć, i czuł się trochę niezręcznie na myśl o

przekazaniu mu tej złej wiadomości wprost. Zdecydował się więc na coś, co

według niego było bardziej współczującym i subtelnym sposobem. Następnego

ranka, gdy żołnierze szykowali się do zbiórki, sierżant wydał komendę:

"Wszyscy, którzy mają matki wystąp!". A następnie dodał: "Nie tak szybko,

George".

* * *

Sir Oswald Mosley, przywódca brytyjskich nazistów, wstał, aby przemówić

na faszystowskim mityngu. Podniósł prawą rękę w faszystowskim pozdrowieniu.

Jego gest wzbudził entuzjazm tłumu, więc dumny Mosley dalej stał z

podniesioną ręką. Wtedy ktoś z tyłu sali zawołał: "Oswald, możesz już iść

do ubikacji!".

* * *

W ciągu minionych lat byłem posłańcem większej ilości złych wieści niż

mogę spamiętać. Mówiłem dzieciom, że ich rodzice popełnili samobójstwo.

Przekazywałem rodzinom wiadomości o śmierci ich dzieci. Ponieważ tak często

przekazywałem tragiczne wieści, stałem się ekspertem w tej dziedzinie.

Jeśli wiadomość jest trudna, powiedz ją tak prosto i szybko, jak potrafisz.

Dotyczy to nie tylko złych wiadomości, lecz stosuje się do całej

komunikacji. Prosta wiadomość "Kocham cię", "Czy zjesz ze mną obiad?", "To,

co powiedziałeś, rozgniewało mnie!", "Nie chcę tego zrobić, bo czuję się z

tym niewygodnie". Słowa "tak" i "nie" są potężne, ponieważ są proste.

Brak wrażliwości na słuchaczy

Druga bariera w komunikowaniu pojawia się, gdy za daleko odsuniemy

pierwszą barierę. Niewłaściwie rozumiemy uczucia i myśli osoby, z którą się

komunikujemy, i przez swój brak wrażliwości niszczymy dobre porozumiewanie

się. W następnym rozdziale obszernie poruszę zagadnienie słuchania, tutaj

chcę jedynie powiedzieć, że jeśli chcesz z ludźmi rozmawiać, to musisz ich

znać. Najlepszym sposobem poznania drugiego człowieka jest słuchanie.

Czynimy wiele fałszywych założeń o ludziach, które mogą nas wtrącić w

kłopoty, jeśli zakomunikujemy swoje nastawienie. Na przykład, czynimy

przypuszczenie, że inni są tacy sami jak my. To założenie jest szczególnie

ryzykowne w komunikowaniu się z przedstawicielami odmiennej płci.

Zaryzykuję posądzenie o męski szowinizm, lecz powiem: mężczyźni i kobiety

są inni. Nie zakładaj, że twój małżonek czy przyjaciel myśli, czuje i

rozumie słowa tak samo jak ty. Mężczyzna obserwując odjazd karetki

zabierającej jego żonę do szpitala psychiatrycznego, który powiedział: "Nic

nie rowumiem, ona nigdy nie wychodziła z kuchni", tak naprawdę wcale jej

nie rozumiał. "Oczywiście, że ją kocham, wyznałem jej to w dniu ślubu.

Gdybym zmienił zdanie, powiedziałbym o tym". Taką odpowiedź otrzymałem od

pewnego mężczyzny, gdy zapytałem go, czy kocha swoją żonę.

Kobiety robią to samo. Mąż jest bardziej zainteresowany tym, co dostanie

na obiad, niż tym, co przeżywa podczas jego spożywania. Nie mówi o tym, co

działo się w biurze ponieważ sądzi, że żona nie będzie tym zainteresowana.

Prawdopodobnie uważa, że ma nudną pracę. Mężczyźni nie lubią mówić o

rzeczach abstrakcyjnych, więc gdy pytasz, jakie uczucia żywi względem

ciebie, nie odpowie na to pytanie, bowiem nigdy się nad tym nie

zastanawiał. Kiedy przemawiam do audytorium złożonego z kobiet, mój sposób

prezentacji jest całkiem odmienny od sposobu, w jaki zakomunikowałbym to

samo przesłanie grupie mężczyzn. Dla mężczyzn byłoby ono całkiem inaczej

"zapakowane". Kiedy mówię do mężczyzn, muszę mieć ich po swojej stronie

zanim przejdę do istoty mojego przesłania. To jest szczególnie ważne, gdy

mówię do nich o sprawach wiary. Gdy zwracam się do kobiet nie muszę tego

czynić. Muszę jednak zwracać większą uwagę na "ton uczuciowy". Kobiety są o

wiele bardziej wrażliwe na język ciała, ton głosu i słowa naładowane

emocjami niż mężczyźni.

Problemy pojawiają się jednak nie tylko w kontaktach między płciami.

Zdarzają się każdego dnia podczas formalnych i nieformalnych spotkań.

Zdarzają się, ponieważ brakuje nam wrażliwości na uczucia drugiej osoby.

Przemawiając na spotkaniu w więzieniu nie powinienem mówić: "Cieszę się, że

was tu wszystkich widzę". Jeśli zwracam się do nastolatków, nie powinienem

robić aluzji do muzyki Bacha. Jeśli prowadzę rozmowę z homoseksualistą, nie

powinienem poruszać kwestii skłonności seksualnych (lub robić to bardzo

delikatnie). Gdy przemawiam do rodziców, nie powinienem krytykować ich

dzieci. Oczywiście mógłbym mnożyć przykłady, jednak większość z nich (być

może wszystkie) to zasady zgodne ze zwyczajnym zdrowym rozsądkiem i

wrażliwością na innych ludzi.

Oto zasada, która pomoże ci pokonać te wszystkie trudności, o jakich

wspomniałem: Istnieje bezpośredni związek pomiędzy tym, jak bardzo cenisz

daną osobę, a skutecznością, z jaką możesz się z nią komunikować. Jeśli

uważnie słuchasz i okazujesz troskę, nie popełnisz 90 procent błędów

wynikających z braku wrażliwości.

Pewnego razu do Tołstoja podszedł żebrak prosząc o pieniądze. Tołstoj

odpowiedział: "Bracie, nie mam pieniędzy, więc nic ci nie mogę dać".

"Już mi coś dałeś", odparł na to żebrak. "Nazwałeś mnie bratem, a to jest

wielki dar".

Jeśli uznaję czyjąś wartość, to prawdopodobnie zrozumiem, co ten ktoś do

mnie mówi - nawet jeśli nie powie tego jak należy. Żona Marka Twaina kiedyś

bardzo się na niego rozgniewała i zaczęła przeklinać. Pisarz zaczął się

śmiać i powiedział: "Kochanie, znasz wszystkie właściwe słowa, lecz nie

znasz właściwej tonacji głosu". Cóż, ta właściwa tonacja polega na

uznawaniu za wartościowych ludzi, z którymi rozmawiamy. Jeśli tak uczynimy,

to nawet posługiwanie się niewłaściwymi słowami nie przeszkodzi w odebraniu

naszego przesłania. Ileż to razy w atmosferze miłości mówimy drugiej

osobie: "Och, wiesz co miałem na myśli".

* * *

Do Boga mówię po hiszpańsku, do kobiet po włosku, po francusku do

mężczyzn, po niemiecku zaś zwracam się do mojego konia." - Karol V

* * *

Wysyłanie mieszanych sygnałów

Trzecią barierą w dobrej komunikacji jest nie zauważanie tego, że - jak

to powiedział Roger Ailes - ty sam jesteś przesłaniem. Charles Spurgeon,

jeden z największych chrześcijańskich mówców ostatnich dwóch stuleci, zwykł

był mawiać do swoich studentów: "Kiedy mówicie o niebie, niech wyraz waszej

twarzy odbija radość i podniecenie. Gdy opowiadacie o piekle, wasz normalny

wyraz twarzy wystarczy". Wyraził w ten sposób to, że komunikacja obejmuje o

wiele więcej niż tylko słowa.

W czasie miesięcy wspólnej pracy redaktor mojej książki stał się moim

bliskim przyjacielem. Kiedy złożyłem w redakcji pierwszy rękopis książki

(praca redaktora dopiero się zaczynała), zadzwonił do mnie i zapytał:

"Steve, czy ty rzeczywiście tak mówisz?". Stwierdziłem, że tak, a wtedy on

powiedział: "To wszystko co chciałem wiedzieć". Zredagował rękopis

pamiętając, że ja byłem tak samo częścią przesłania jak sama treść książki.

Jeśli dana osoba cię nie lubi, to wydaje się logiczne, że nie będzie

przychylnie nastawiona również do tego, co mówisz. Jeśli nie masz

entuzjastycznego stosunku do własnego przesłania, to nikt inny nie będzie

nim podekscytowany. Jeśli nie przemawiasz z autorytetem, większość

słuchających dojdzie do wniosku, że nie wiesz, o czym mówisz. Jeśli twój

styl komunikowania się sprawia, że jesteś odbierany jako nieprzyjaciel,

powinieneś wiedzieć, że spotkasz się z wrogą reakcją. Jeśli masz rozbiegane

oczy i nie patrzysz na ludzi, z którymi rozmawiasz, pomyślą, że kłamiesz.

Myśl jest następująca: to kim, jesteś, jak mówisz i jak wyglądasz, razem

tworzy "tkankę" komunikacji. Jeśli o tym zapomnisz, to odkryjesz, że

komunikacja po prostu nie zachodzi.

Jednym z moich autentycznych problemów jest to, że mój głos nie pasuje do

mojego wyglądu. Z jakiegoś powodu Bóg dał mi bardzo głęboki głos. Brzmię

tak jak facet z reklamy Marlboro, lecz wyglądam raczej jak duży i zły Pan

Peepers. (Ktoś powiedział, że mam doskonałą "twarz" radiową). Kiedy

przemawiam na mityngach, konferencjach czy seminariach, ludzie, którzy

słuchają mojego programu radiowego, początkowo prawie zawsze doznają szoku.

Czasami kiedy z nimi rozmawiam mówią: "Nie, ty nie jesteś Steve Brown".

Zwykle odpowiadam na to: "Jestem nim. Dzisiaj rano dostałem list, który

był zaadresowany do Stevea Browna".

Słuchajcie uważnie! Podam wam teraz dobrą ilustrację tego punktu. Proszę

zwróćcie uwagę, że mówiąc o problemie dysharmonii pomiędzy moim wyglądem i

moim głosem starałem się zachować dobry humor. Kiedy mam do czynienia z

audytorium czy jednostką, która jest wyraźnie zakłopotana dysproporcją

pomiędzy moim wyglądem i tonem mojego głosu, to mam do wyboru kilka

możliwości. Mógłbym na przykład udawać obrażonego i powiedzieć coś w

rodzaju: "Myślę, że jesteście zupełnie nieczuli na moje uczucia, chyba

zaraz się rozpłaczę". Mogę również założyć buty na wysokiej podeszwie i

wysokich obcasach, koszulę wypchaną w ramionach i kurtkę motocyklową z

czarnej skóry z trupią czaszką i skrzyżowanymi piszczelami na plecach.

Wtedy mój wygląd trochę bardziej harmonizowałby z tonem mojego głosu.

Mógłbym też po prostu zignorować ten ich szok. Jednak takie metody nie

pomogłyby mi w tym, co robię, aby zarobić na życie, tj. w komunikowaniu

konkretnego przesłania.

Odkryłem, że mogę poprawić moje przesłanie, jeśli nie będę brał siebie

zbyt poważnie. Podchodząc z humorem do problemu braku harmonii między moim

wyglądem i brzmieniem głosu otwieram przed sobą szerokie możliwości dobrego

komunikowania się. Nauczyłem się, przynajmniej w tej dziedzinie, że ja

jestem przesłaniem.

Naucz się zwracać uwagę na coś więcej niż słowa, jakie wypowiadasz.

Zapytaj zaufanych przyjaciół, jak nawiązujesz kontakt z innymi ludźmi.

Nie przemawiaj na formalnych zgromadzeniach w kostiumie kąpielowym i nie

rób ewangelizacji na plaży w garniturze i pod krawatem (szczególnie gdy

jesteś kobietą) czy w sukni wieczorowej (szczególnie gdy jesteś mężczyzną).

Nie śmiej się głupkowato na pogrzebach i nie czkaj na weselach, ponieważ ty

sam jesteś przesłaniem.

Ignorowanie reakcji

Czwartą barierą w dobrej komunikacji jest takie zaabsorbowanie sobą, że

przestaje się zwracać uwagę na to, co powiedziała druga osoba.

* * *

Powiadają, że słowo jest martwe # Gdy zostanie wypowiedziane. # Lecz tego

dnia # Gdy je mówię # zaczyna żyć - Emily Dickinson, 1872

* * *

W poradnictwie małżeńskim, kiedy staje się jasne, że partnerzy nie

porozumiewają się ze sobą, zwykle proponuję im pewną grę. Mówię małżonkom:

"Zagramy w Komunikowanie się. Oto zasady gry. Chcę, aby każde opowiedziało

drugiemu o swoich myślach i uczuciach. Druga osoba musi powtórzyć to, co

zostało powiedziane, a pierwsza zgodzić się, że to właśnie powiedziała".

Zwykle proszę, aby żona zaczęła pierwsza i ona jest na ogół z tego bardzo

zadowolona. "Chociaż raz zostanę wysłuchana przez bezstronnego sędziego",

myśli i wyrzuca z siebie wszystko co czuje.

Mąż zwykle jej przerywa i muszę go upomnieć: "Bądź cicho. Dostaniesz

swoją szansę". I mąż siedzi cicho, dopóki żona nie skończy. Wtedy on

wybucha. Ja mówię: "Poczekaj chwilę, musisz powtórzyć żonie dokładnie to,

co powiedziała".

"Wiem, co powiedziała", odpowiada na to.

"Dobrze, powiedz jej."

"No dobrze", mówi zrezygnowany. "Moja żona powiedziała...". I mówi żonie,

co myśli, że ona powiedziała.

"Wcale tego nie powiedziałam", odpowiada małżonka.

"No dobrze", mówię. "Powiedz mu jeszcze raz".

Żona jeszcze raz włazi mu na kark. Zwykle zauważam, że tym razem mąż

słucha trochę bardziej uważnie, ponieważ wie, że jeśli nie zrozumie jak

należy, nigdy nie będzie miał szansy opowiedzieć swojej wersji zdarzeń.

Kiedy w końcu nadchodzi jego kolej wszystko zaczyna się od nowa. Czasami

zarówno mąż, jak i żona musieli powtarzać swoje przesłanie trzy albo cztery

razy zanim zostało ono właściwie zrozumiane.

Dobrą praktyką w komunikowaniu się jest mówić drugiej osobie: "Nie wiem,

czy dobrze to zrozumiałem. Czy powiedziałeś, że..." Twoja odpowiedź jest

zwykle o niebo lepsza, gdy rozumiesz, co się dzieje podczas rozmowy.

Brak definicji słów

Ostatnią barierą w dobrej komunikacji jest nie zdefiniowanie słów. W

dobrej debacie pierwszym krokiem jest zdefiniowanie znaczenia słów. Jeśli

tak się nie stanie dyskusja może przerodzić się w pozbawione sensu

współzawodnictwo o to, kto głośniej krzyczy.

* * *

"Wyrażając uczucia należy przede wszystkim zwrócić uwagę na oryginalność.

Jednak słowa, którymi się posługujemy, powinny być stare." - Fujiware No

Teika

* * *

Chrześcijanie mają szczególne problemy w tej dziedzinie. Kiedy byłem

pastorem, mój kościół (i moje osobiste przekonania) wymagały, abym nie

łączył węzłem małżeńskim wierzącego z niewierzącym. Małżeństwo jest

wystarczająco trudne, nawet gdy panuje zgoda w tak ważnej sprawie jaką jest

religia. Jeśli w tej dziedzinie nie można osiągnąć porozumienia, szanse

niepowodzenia małżeństwa wzrastają raptownie. Zatem z zasady - a także ze

względów praktycznych - nie udzielam takich ślubów. Inaczej mówiąc, nie

zgadzam się na taką wymianę.

Jednym z problemów, jakie w naszej kulturze nastręcza słowo

chrześcijanin, jest to, że było ono tak nadużywane, iż obecnie prawie nic

nie znaczy. Większość wierzy, że chrześcijanin to ktoś kto nie jest Żydem.

Zatem, odkryłem, że w moim przedmałżeńskim poradnictwie konieczne jest

wyraźne zaznaczenie: "Posłuchajcie, mam pewną zasadę, która jest dla mnie

ważna. Nie chodzi w niej o to, aby was osądzać. Nie mogę połączyć węzłem

małżeńskim chrześcijanina z niechrześcijaninem. Jednak zanim szybko

przejdziecie do konkluzji pozwólcie, że wyjaśnię, co rozumiem przez słowo

chrześcijanin. Chrześcijanin to nie jest człowiek, który chodzi do kościoła

w Wielkanoc, ani nawet taki który formalnie jest jego członkiem. (Nie

staniesz się samochodem, jeśli będziesz spał w garażu). Dla mnie

chrześcijanin to ktoś kto podjął decyzję osobistego oddania Chrystusowi i

przyjął Boże przebaczenie na podstawie Jego ofiary".

Odkryłem, że gdy tak zdefiniuję słowo "chrześcijanin" zostanę właściwie

zrozumiany. Nie ma też żadnego zakłopotania z powodu przesłania, jakie

komunikuję. O dziwo odkrywam, że ludzie nie są z tego powodu zagniewani.

Zwykle narzeczeni mówią mi: "Teraz rozumiemy, co miałeś na myśli. Nie

pasujemy do tej definicji. Chyba powinniśmy poprosić kogoś innego o

udzielenie nam ślubu".

Pewien człowiek powiedział kiedyś do ateisty: "Powiedz mi, jaki jest Bóg,

w którego nie wierzysz. Prawdopodobnie ja też nie wierzę w takiego Boga".

Co rozumiesz przez słowo Bóg? Co rozumiesz przez dowolne słowo, jakiego

używasz? Kiedy to zostanie już ustalone, wtedy ty i twoi słuchacze

będziecie rozmawiali o tym samym.

W ten sposób pokonaliśmy wszystkie bariery w komunikowaniu się. Są to

rzeczy bardzo proste, lecz prawdziwe. Naucz się ich, a będziesz bliżej celu

niż ci się wydaje.

Rozdział 5.&

Nie ma straconych rozmów

"Niech nie wychodzi z waszych ust żadna mowa szkodliwa, lecz tylko

budująca, zależnie od potrzeby, by wyświadczała dobro słuchającym." - Ef 4,

29

Zanim przejdziemy do tematu tego rozdziału - jak być dobrym rozmówcą -

chciałbym udzielić ostrzeżenia: zasady, które tutaj podaję, mogą mieć

charakter manipulacji, jeśli zostaną źle zastosowane. Moim celem jest

pokazanie, w jaki sposób motywować ludzi za pośrednictwem rozmowy. Jednak

wszystko, co może być używane do motywowania, może też być wykorzystane w

celu manipulacji. Różnica pomiędzy "motywacją" a "manipulacją" polega na

tym, że działania manipulacyjne podejmuje się dla własnej korzyści, zaś

celem motywowania jest dobro innych (czy nasze wspólne).

Zasady, które tutaj wymieniam, nie mają charakteru moralnego. To nie

samochód zabija, lecz pijak, który go prowadzi. Podobnie jest z zasadami

dobrej konwersacji - można uzyskać władzę nad innymi, realizować swoje

egoistyczne cele i dbać o własne interesy. Jednak takie zastosowanie zasad,

które podam nie jest zgodne z moim zamysłem.

Chociaż nie jestem twoją matką i nie ponoszę odpowiedzialności za to, co

zrobisz z przesłaniem tego rozdziału (czy z przesłaniem całej tej książki),

pozwól, że powiem ci coś, o czym powinieneś wiedzieć: ci, którzy manipulują

innymi, prawie zawsze kończą jako ludzie samotni, paranoicznie nieufni

wobec innych i zwykle nie udaje im się zrealizować upragnionych celów.

Widzisz, we wszechświecie działają prawa (wierzący są przekonani, że to Bóg

je ustanowił), które zniszczą tych, co je łamią.

Kilka lat temu moja przyjaciółka Marabel Morgan napisała książkę pt. "The

Total Women" ("Kobieta totalna"). Książka sprzedała się w setkach tysięcy

egzemplarzy i Marabel stała się sławna w ciągu jednej nocy. Występowała w

telewizji i uczestniczyła w radiowych talkshow organizowanych na terenie

całego kraju. Jej zdjęcia można było znaleźć we wszystkich głównych

magazynach i czasopismach Ameryki. Jej portret umieszczono na okładce

"Time'a" oraz wielu innych znanych magazynów.

W tym czasie byłem pastorem Marabel. Zwykle prosiła mnie o pomoc w

odpowiadaniu na niektóre z tysięcy listów, jakie otrzymywała. Pisały je w

większości kobiety (nie jest to niespodzianką). Autorki listów można było

podzielić na dwa rodzaje. Pierwsza grupa pań egoistycznie pragnęła

ukształtować swoich mężów zgodnie ze swymi pragnieniami. W listach zadawały

pytania o to, jak "manipulować" mężem za pomocą zasad podanych w książce

Marabel.

Druga grupa składała się z kobiet, które kochały swoich mężów i pragnęły

dowiedzieć się, jak mogą lepiej ich zadowolić. Motywowała je miłość, a

zasady podane przez Marabel traktowały jako sposób zrozumienia i

zadowolenia mężów. Pragnienie zadowolenia męża czy żony, którą się kocha,

jest naturalne.

Marabel stale spotykała się z oskarżeniami, że jej książka jest

manipulacyjna. Na takie pomówienia zawsze odpowiadała (nawiasem mówiąc,

Marabel stosuje tę odpowiedź we własnym życiu i w małżeństwie): "Kocham

mojego męża i odkryłam pewne sposoby zadowolenia go. Pragnę sprawiać mu

przyjemność, ponieważ go kocham - nie zaś dlatego, że chcę nim

manipulować".

U osób, które stosowały zasady przedstawione przez Marabel w jej książce,

zaobserwowałem pewną ciekawą rzecz: ludzie, którzy posługiwali się nimi w

celu manipulacji, po początkowym błyskotliwym sukcesie w końcu znajdowali

swoje małżeństwo w gorszym stanie niż było na początku. Natomiast w tych

przypadkach, gdy książka Marabel została potraktowana jako poradnik

wskazujący kobietom, jak lepiej kochać swoich mężów, rezultaty były

zdumiewające.

Podobnie jest z zasadami, których nauczam w tej książce. Jeśli twoim

celem jest zdobycie władzy poprzez manipulowanie innymi, to - podobnie jak

silnie rozciągnięta guma - to co robisz powróci i uderzy cię. Jeśli zaś

pragniesz lepiej komunikować się, ponieważ jesteś zorientowany na innych i

pragniesz przedstawiać swoje idee w jak najlepszym świetle, to

przedstawione tutaj zasady poprawią twoje życie.

Wystarczy już tego. Teraz przejdźmy do podstawowych zasad dobrej

konwersacji. Wymienię trzy zasady i też kilka implikacji, które

bezpośrednio lub pośrednio z nich wypływają.

* * *

"Co powiedziałeś prezydentowi?", pytano człowieka, który spotkał się z

Theodorem Roosveltem. "Powiedziałem tylko, jak się nazywam", odarł. "Potem

tylko on cały czas mówił".

* * *

Pierwsza zasada konwersacji

Pierwsza zasada konwersacji jest zasadą dotyczącą życia jako takiego, a

jednocześnie zasadą odnoszącą się do komunikacji. Jeśli ją zrozumiesz,

będziesz mógł nie tylko po mistrzowsku opanować podstawowe kanony dobrej

konwersacji, lecz również świetnie sobie przyswoisz reguły dobrych relacji

międzyludzkich. Oto nasza zasada: Ogólnie rzecz biorąc, ludzie bardziej

interesują się sobą niż tobą. Wnioskiem płynącym z tej zasady jest

stwierdzenie, że również ty, zasadniczo rzecz biorąc, jesteś bardziej

zainteresowany sobą niż innymi ludźmi.

Przyjaciel kiedyś zadał mi pytanie: "Steve, czy ty kiedykolwiek

zastanawiałeś się nad tym, co ludzie myślą na twój temat?". Gdy dałem mu do

zrozumienia, że nie miałbym nic przeciwko tego rodzaju informacjom, zaśmiał

się i powiedział: "Oni w ogóle nie zawracają sobie tobą głowy!".

Miał rację! Nie tylko miał rację - sam fakt, że zależało mi na tym, aby

się dowiedzieć, co ludzie o mnie myślą, był potwierdzeniem zasady, że -

generalnie rzecz ujmując - ja sam bardziej interesuję się własną osobą niż

innymi. Teraz, gdy znamy już podstawową zasadę komunikacji przeanalizujmy

kilka jej implikacji, które pomogą nam w prowadzeniu rozmowy.

Implikacje zasady 1.

1. Osoba zorientowana na innych zawsze będzie postrzegana jako dobry

rozmówca. Czy słyszałeś anegdotę o pewnym sławnym pisarzu egoiście: pewnego

razu powiedział swojemu przyjacielowi: "Mówimy tylko o mnie. Porozmawiajmy

o tobie. Co sądzisz o mojej ostatniej książce?".

Wielu z nas jest jak ten pisarz. Tak naprawdę nic nas nie interesuje,

chyba że to dotyczy nas i naszych spraw. Jeśli jesteś zainteresowany

wyłącznie rozmową o własnych zmartwieniach, a osoba, z którą rozmawiasz, o

swoich własnych, to nie trzeba specjalisty, by pojąć, że niewiele osiągną

poprzez rozmowę.

Jeżeli posiadasz zdolność podporządkowania własnych zainteresowań

zainteresowaniom drugiej osoby, to już zrozumiałeś 80 procent tego, co

potrzeba, aby zostać przez przyjaciół i znajomych uznanym za wspaniałego

rozmówcę.

2. W dobrej rozmowie słuchanie jest równie ważne jak mówienie. Czy byłeś

kiedyś uczestnikiem rozmowy, w której jeden z rozmówców czekał wyłącznie na

to, aż skończysz mówić, aby dorwać się do głosu? Czy kiedykolwiek spotkałeś

się z reakcjami ludzi, które wskazywały, że nie mają oni zielonego pojęcia

o tym, co powiedziałeś? Czy kiedykolwiek zwróciłeś uwagę na "rozbiegane

oczy" swojego rozmówcy i później zdałeś sobie sprawę, że ta osoba

wykorzystuje cię dopóki nie zjawi się ktoś bardziej interesujący? Czy

powiedziałeś komuś o tym, co uważałeś za ważne dla niego, a następnie z

jego odpowiedzi wywnioskowałeś, że wcale nie było to dla niego ważne?

Czułeś się prawie tak, jakby ta osoba powiedziała: "Masz tu dziesiątaka i

zadzwoń do kogoś komu na tym zależy". Czy pamiętasz, jak się czułeś, gdy to

się zdarzyło? Chociaż nie padły żadne słowa, było jasne, co słuchacz o

tobie sądzi.

Jeśli nie lubisz takich sytuacji, to istnieje duże prawdopodobieństwo, że

inni również za nimi nie przepadają.

3. Nie potępianie i nie osądzanie innych podtrzyma dobrą rozmowę. I

przeciwnie, reagowanie na innych słowami potępienia czy osądzanie ich

doprowadzi rozmowę do raptownego końca. Niestety, pewni ludzie po prostu

nie są zdolni powiedzieć niczego pozytywnego. W każdej rozmowie, w której

uczestniczą, ktoś zostaje napiętnowany.

Niektórzy ludzie powodują, że czuję się winny, gdy tylko zbliżę się do

nich na odległość dziesięciu metrów. Zawsze patrzą na mnie spode łba. Gdy

jestem w towarzystwie takich osób prawie zawsze odkrywam, że boję się

cokolwiek powiedzieć z obawy, że zostanę skrytykowany. Nie chcę podzielić

się swoją opinią (będzie zła), zadać pytania (będzie głupie) czy

skomentować cokolwiek (będzie przedmiotem szyderczego śmiechu).

Mój doradca, Fred Smith, zwykł był mawiać, że mądry mężczyzna czy kobieta

to jest ktoś, kto wie, że nie ma takiego grzechu, do którego popełnienia

nie byłby zdolny. Wziąłem sobie uwagę Freda do serca i w rezultacie w ciągu

ostatnich dwudziestu lat miałem bardzo intensywną służbę w dziedzinie

poradnictwa. Setki ludzi zwracało się do mnie o pomoc i czasami (mam

nadzieję, że mniej niż więcej) potrafiłem powiedzieć coś w miarę

inteligentnego i pożytecznego. Nie to jednak było powodem, że przychodziło

do mnie tak wielu ludzi. Przyczyna nie miała nic wspólnego z moją mądrością

czy zrozumieniem ludzkiej natury. Ludzie przychodzili do mnie przede

wszystkim dlatego, że przyjmowałem ich bez osądzania czy potępiania.

Zwykle, gdy ktoś zwracał się do mnie o pomoc, mówiłem: "Wiesz, udzielam

porad od wielu lat. Na wstępie muszę ci powiedzieć, że nie powiesz mi

niczego, czego już nie słyszałem. Zobaczysz, że nie można mnie zaszokować i

że nikomu nie powiem o tym, czym się ze mną podzielisz. Nie powiem o tym

nawet przez sen. Najważniejsze jest jednak to, że nic, co powiesz, nie

spowoduje, że będę miał o tobie gorsze mniemanie. Lubię cię po prostu za to

kim jesteś".

Duchowni są zwykle postrzegani jako ludzie bardzo krytyczni i osądzający

innych, więc niektórzy po usłyszeniu mojej maleńkiej mowy byli trochę

zaskoczeni. Bardziej istotne jest jednak to, że moja akceptacja powodowała,

iż wylewali przede mną swoje serce. Często mówili: "Steve, nigdy o tym

nikomu nie powiedziałem...". Uznawałem za wielki zaszczyt mieć przywilej

poznania ich sekretów - płakania z nimi, gdy cierpieli i radowania się z

ich sukcesów.

Nauczyłem się tego od Chrystusa, który traktuje tak wszystkich ludzi.

(Trudno nam zaakceptować innych, dopóki sami nie zostaniemy zaakceptowani -

dopiero wtedy możemy zaakceptować innych i to tylko w takim stopniu, w

jakim sami zostaliśmy zaakceptowani). Powodem, dla którego Jezusa często

otaczali pijacy i prostytutki było to, że mówił do nich i śmiał się z nimi

nie potępiając ich. Niezależnie od tego, czy jesteś człowiekiem wierzącym

czy nie, przykład Jezusa dostarcza wzoru tego, co niezbędne, aby mogło

dojść do dobrej rozmowy.

Jeszcze jedna uwaga o konwersacji zanim zakończymy omawianie tego punktu:

oprócz tego, że nie powinniśmy osądzać osoby, z którą rozmawiamy, lecz

okazywać jej naszą akceptację, powinniśmy również uważać na to, by nie

wyrażać się negatywnie o osobach nieobecnych. Nie chcę przez to powiedzieć,

że dobra rozmowa jest zawsze pozytywna. Mam na myśli tylko to, że ludzie

negatywnie nastawieni nie przyciągają do siebie innych - takie osoby dla

nikogo nie są atrakcyjne. Trochę dobrze wypieczonej ploteczki może

uatrakcyjnić każdą rozmowę. (Na przykład, są tacy politycy, o których da

się powiedzieć bardzo mało pozytywnych rzeczy). Jeśli konwersacja nie

dotyczy ludzi, bardzo szybko przeradza się w nudną gadaninę. Nie można bez

końca rozmawiać o pogodzie, lecz gdy rozmowa przeradza się w sesję

przypiekania innych ludzi na wolnym ogniu, ulega zwyrodnieniu.

4. Konwersacja, szczególnie ze świeżo poznaną osobą, będzie płynęła

gładko, gdy zostanie zamknięta w granicach jej zainteresowań. Oczywiście

jest to inny sposób sformułowania tego, co już zostało powiedziane -

wskazuje na inny aspekt sprawy. Kiedy spotykam kogoś pierwszy raz,

podejmuję wysiłek, aby dowiedzieć się czegoś o jego rodzinie, o to, z czego

żyje, gdzie mieszka i jakie są jego zainteresowania. Jeśli rozmawiam z

kaznodzieją, nie muszę pytać. Wiem jacy są kaznodzieje. Podobnie gdy

rozmawiam z rodzicem, sportowcem czy politykiem - mogę z góry przyjąć, czym

ta osoba się interesuje. W przypadku innych ludzi jest to trochę

trudniejsze, lecz zawsze można się tego dowiedzieć, gdy ktoś chce zadawać

pytania i słuchać.

5. Gdy odnosisz wrażenie, że niezdarnie prowadzisz rozmowę, pamiętaj o

tym, że wedle wszelkiego prawdopodobieństwa druga osoba nawet tego nie

zauważy. Ponieważ generalnie rzecz biorąc, ludzie są bardziej

zainteresowani sobą niż tobą i tym, co masz do powiedzenia, większość nie

jest tak jak ty świadoma, zaszokowana, czy przygnębiona twoimi |faux |pas.

Odkryłem, że większość ludzi nie uważa siebie za dobrych rozmówców

ponieważ obawiają się, że zawsze wypalą coś "głupiego". Pozwólcie, że

zdradzę wam cudowny sekret, który znają wszyscy wspaniali rozmówcy: inni

nawet tego nie zauważą. Często ludzie pytają mnie: "Steve, mam nadzieję, że

sądzisz, iż to, co powiedziałem, jest beznadziejnie głupie. I nie mogę

uwierzyć, że powiedziałem coś tak idiotycznego". W takich sytuacjach zwykle

nie potrafię sobie przypomnieć, co właściwie mają oni na myśli.

* * *

"Gdy mówisz, wypowiadasz jedynie to, co już znasz. Gdy słuchasz, uczysz

się tego, co wie ktoś inny." - Anonim

* * *

Widzisz, jestem tak zajęty sobą i swoimi problemami, że nie zauważam

głupich zdań wypowiadanych przez kogoś innego. Większość ludzi jest podobna

do mnie. Pamiętaj o tym, gdy następnym razem zapłoniesz rumieńcem wstydu.

Druga zasada konwersacji

Druga zasada dobrej konwersacji jest następująca: Styl prowadzenia

rozmowy powinien wynikać z natury relacji z twoim rozmówcą. Inaczej mówiąc,

musisz zapracować sobie na prawo do czegoś więcej niż powierzchowna

konwersacja. Ta zasada ma również pewne implikacje.

Implikacje zasady 2.

1. "Strefa komfortu" w konwersacji nigdy nie powinna być naruszana.

Strefa komfortu ludzi, z którymi rozmawiasz różnicuje się i rozszerza

zależnie od natury łączącej was więzi. Głębia uczuć i manifestacja

wzajemnej otwartości w rozmowie są wprost proporcjonalne do głębi waszego

związku.

Podczas moich programów radiowych czasami mówiłem: "Bardzo sobie cenię,

że każdego dnia zapraszacie mnie do swojego domu. Uważam to za wielki,

święty przywilej". Pewnego razu (był to żart, który nie wypalił)

powiedziałem: "Chcę być jednak z wami całkiem szczery: wasz sposób

prowadzenia domu pozostawia nieco do życzenia".

Otrzymałem taką odpowiedź:

"Drogi Steve. Głęboko zraniłeś moje uczucia jednym ze swoich "dowcipów" i

to zmniejszyło mój entuzjazm dla twojego programu. Uwaga o moim złym

prowadzeniu domu, która nastąpiła tuż po podziękowaniu za zaproszenie

ciebie jako zaufanego gościa, poruszyła czułą strunę w moim sercu.

Powinieneś wiedzieć o mojej samotności i aspołecznej izolacji. Czy ten

"tani strzał był wymierzony we mnie?"

Co się stało? Naruszyłem strefę komfortu tej kobiety. Oczywiście nie

oddałem "taniego strzału" w jej sposób prowadzenia domu. Każdego miesiąca

do naszego biura przychodzą tysiące listów. Gdyby autorka listu powiadomiła

mnie wcześniej o swoich trudnościach w tej dziedzinie, z pewnością nie

otrzymałbym takiego listu. Jednak, ponieważ w tej dziedzinie nie miała ona

poczucia komfortu, to, co powiedziałem, zraniło ją. Chociaż jest to do

przyjęcia w audycji radiowej byłoby niewybaczalne w rozmowie indywidualnej.

Nie rozmawia się o seksie z najbardziej pruderyjną osobą w mieście. Ktoś

kto na scenie politycznej znajduje się na prawo od Dżyngis-Chana nie

powinien rozmawiać o swoich poglądach z liberałem, dla którego "jedynym

ograniczeniem jest pułap nieba". Nikt we wstępnej rozmowie nie powinien

zakładać całkowitej swobody konwersacji, którą może dać wyłącznie czas i

łącząca ludzi relacja. Zacznij rozmowę od pogody, sportu i filmów zanim

przejdziesz do bardziej poważnych tematów. Dobry rozmówca wie, że trzeba

zasłużyć sobie na prawo rozmawiania o pewnych sprawach.

2. Rozpoczynając rozmowę lepiej skupić się na faktach niż na uczuciach.

Ktoś (prawdopodobnie jakiś ohydny męski szowinista) powiedział, że

mężczyźni rozmawiają o wydarzeniach i faktach, a kobiety o uczuciach. Jest

w tym prawdopodobnie trochę prawdy. Jeśli intryguje cię, jakie są

najgłębsze uczucia twojego męża, to może się okazać, że jest to uczucie

zwyczajnego głodu. Zaobserwowałem, że kobiety lepiej rozumieją swoje

uczucia w tym sensie, że zawsze - bez szczególnego wysiłku - mogą

powiedzieć dokładnie, co i dlaczego czują.

Rozmawiając z nowo poznaną osobą (oprócz różnic związanych z płcią)

należy koncentrować się na faktach. Gdy wasza relacja się pogłębi,

będziecie mogli poszerzyć granice rozmowy.

Trzecia zasada konwersacji

Trzecia i ostatnia zasada dobrej konwersacji brzmi: Rozmowę zawsze

trudniej jest rozpocząć niż ją kontynuować. Wynikają z tego dwie

konsekwencje.

Implikacje zasady 3.

1. Prawie wszystkie wysiłki zmierzające do zaplanowania kierunku rozmowy

to wysiłki daremne. Powinniśmy zaplanować, jak zacząć rozmowę, nie zaś jak

ją kontynuować. W dalszej części tego rozdziału podam kilka dobrych i

praktycznych sposobów rozpoczęcia rozmowy. Niektórzy pragnęliby jednak

czegoś więcej. Podobnie jak silnik samochodu - gdy rozmowa się już

rozpocznie, może być podtrzymywana kosztem małego wysiłku.

* * *

"Wielki dar konwersacji polega raczej na pozwalaniu, aby inni ją

prowadzili, niż na samodzielnym sterowaniu jej biegiem. Ktoś kto opuszcza

twoje towarzystwo zadowolony z siebie i własnej inteligencji, będzie

również w pełni zadowolony z ciebie." - Jean de La Bruy‚re

* * *

Gdy pracowałem w komercyjnej rozgłośni radiowej, do naszego miasta

przyjechał z recitalem pianista Roger Williams. Prowadziłem wtedy wieczorny

talkshow. Dyrektor programu szukał kogoś do przeprowadzenia wywiadu z

Williamsem. Mimo że byłem najmłodszy w zespole i nigdy nie przeprowadzałem

wywiadów, byłem jedyną dostępną osobą - no i wysłano mnie.

Pamiętam jak wszedłem do sali koncertowej, w której Roger Williams

ćwiczył gamy na fortepianie. Gdy go słuchałem, postanowiłem, że najlepszym

sposobem podejścia będzie udawanie doświadczonego reportera. Zaplanowałem

sobie, że wstanę i powiem: "Panie Williams, jestem z rozgłośni W G B G.

Ponieważ przeprowadzam najlepsze wywiady, wysłano mnie, abym odbył z panem

rozmowę". Jednak im dłużej się nad tym zastanawiałem, tym bardziej

dochodziłem do wniosku, że to się nie uda.

Kiedy podszedłem do fortepianu, Roger Williams przestał grać i odwrócił

się do mnie. Powiedziałem: "Panie Williams, jestem z rozgłośni W G B G i

mam przeprowadzić z panem wywiad. Pragnąłbym panu powiedzieć, że jestem w

tym dobry, lecz byłoby to kłamstwem. I przysłano mnie tutaj dlatego, że

byłem jedyną dostępną osobą. Więc jeśli pan zechce udzielić tego wywiadu,

ja chętnie go przeprowadzę. Jeśli jednak wolałby pan poczekać na kogoś,

bardziej kompetentnego, moje uczucia nie będą tym zranione".

Williams roześmiał się, poszedł na tył estrady i postawił obok fortepianu

drugi stołek. "Synu", powiedział. "Usiądź tutaj. Doceniam twoją szczerość.

Pozwól, że podpowiem ci pierwsze pytanie. Uważnie słuchaj mojej odpowiedzi,

a będziesz wiedział, jakie powinno być następne. W ten sposób

przeprowadzimy cały wywiad. Musisz tylko uważnie słuchać i robić to, co

wydaje się naturalne".

To był wspaniały wywiad! (Faktycznie sądzę, że to był jeden z

największych wywiadów w historii amerykańskiego radia). Kiedy wróciłem do

rozgłośni, mój szef wykrzyknął: "Steve, to było fantastyczne! Nie

wiedziałem, że masz taki dar". Odpowiedziałem na to czymś w rodzaju:

"Wiesz, niektórzy ludzie po prostu są w tym dobrzy".

W czym rzecz? To czego nauczył mnie Roger Williams jest prawdą o

wszystkich rozmowach. Nie martw się tak bardzo, co masz powiedzieć czy jak

zareagować. Po prostu uważnie słuchaj, a następnie rób (oczywiście

posługując się metodami konwersacyjnymi) to co jest naturalne.

2. Płynięcie wraz z prądem konwersacji jest o wiele lepsze niż narzucanie

swoich celów. Z powodu moich książek chrześcijańscy reporterzy często

przeprowadzają ze mną wywiady. Zawsze gdy osoba prowadząca wywiad przynosi

ze sobą listę pytań opracowanych przez wydawcę programu, wiem, że będą

kłopoty. Najlepsze wywiady przeprowadzają reporterzy, którzy nie wiedzą,

kim jestem, i nigdy nie czytali moich książek, lecz są szczerze

zainteresowani moją osobą i tym, co napisałem.

* * *

"Prawdziwa sztuka konwersacji polega nie tylko na umiejętności

powiedzenia właściwego słowa we właściwym momencie, lecz także na nie

wypowiadaniu niewłaściwych słów w chwili pokusy." - Dorothy Nevill

* * *

Podobnie jest z rozmową, w przeciwieństwie do publicznego przemawiania,

składania raportu czy prowadzenia sprzedaży. Konwersacja zachodzi wówczas,

gdy dwoje ludzi dzieli się informacjami o sobie. Rozmowa zamiera, gdy

wprowadzasz do niej jakieś zewnętrzne cele. Ludzie są interesujący, każdy

człowiek ma własną historię i to ludzie sprawiają, że rozmowy mają wartość

i stanowią cenny wkład. Ucz się, jak "płynąć z prądem" rozmowy rezygnując z

własnych celów. Będziesz zaskoczony diamentami, które w ten sposób

odkryjesz.

Praktyczne wskazówki

Teraz weźmy nasze zasady i przejdźmy do omówienia pewnych praktycznych

wskazówek dotyczących tego, jak stać się dobrym rozmówcą. Każda rozmowa ma

rozpoczęcie, rozwinięcie i zakończenie. Przeanalizujmy bardziej szczegółowo

każdy z tych elementów.

1. Rozpoczęcie. Jak już zauważyłem, jest to najważniejsza część rozmowy.

Na początku ważne jest, abyś skoncetrował się na drugiej osobie. Na

marginesie, przyczyną, dla której nie pamiętamy imion naszych rozmówców,

jest to, że jesteśmy całkowicie skupieni na sobie i na wrażeniu jakie

wywieramy.

We wstępnej fazie konwersacji zawsze się przedstaw, nawet jeśli sądzisz,

że druga osoba powinna cię znać. Nigdy nie zakładaj, że ktoś wie jak się

nazywasz. Twój rozmówca może być zorientowany na siebie tak samo jak ty.

Zacznij słowami: "Cześć! Jestem Sara Smith...", po czym zastosuj

"rozrusznik" konwersacji nie stwarzający zagrożeń dla drugiej osoby.

Pozwólcie, że podam wam krótką listę sposobów rozpoczęcia rozmowy.

Pomyślcie o nich, możecie również dodać do tej listy własne propozycje.

"Zwróciłam uwagę na twoją sukienkę. Gdzie ją kupiłaś? Naprawdę mi się

podoba".

"Stoisz sam, więc pomyślałem sobie, że podejdę i zapoznam się z tobą.

Jestem...".

"Myślę, że to było dobre sprawozdanie (kazanie, program, film itp.). A ty

co o tym sądzisz?".

"Ten upał (zimno, wiatr, wilgoć itp.) zaczyna mi się naprawdę dawać we

znaki. Mam wrażenie, że tobie to nie przeszkadza. Jak ty to robisz?".

"Widziałem cię na spotkaniu (w kościele, w klubie, w parku itp.) tego

wieczoru i powiedziałem sobie: Bardzo chciałbym go poznać. Nazywam się Jack

Smith. Jak według ciebie wypadło to spotkanie?".

Myślę, że już masz pewne pojęcie, o co chodzi.

2. Rozwinięcie. To jest najłatwiejsza część rozmowy. Jeżeli umiesz wyczuć

kierunek konwersacji, podtrzymywanie jej nie będzie dla ciebie trudne.

Jesteśmy istotami społecznymi dlatego jeśli pójdziemy za głosem społecznych

impulsów - zamiast je tłumić obawami, egocentryzmem czy manipulacją -

konwersacja przybierze naturalny obrót.

Nie lękaj się przerw czy okresów milczenia podczas rozwinięcia rozmowy.

Te pauzy mogą być naturalnym czasowym zawieszeniem rozmowy lub przerwą, w

czasie której uczestnicy konwersacji mogą się przegrupować lub zastanowić

nad tym, co zostało powiedziane.

Ja żyję z mówienia. Niebezpieczeństwo kryjące się w zarabianiu mówieniem

na życie jest takie, że człowiek czuje się bardzo niezręcznie, gdy panuje

cisza. Gdy pojawia się przerwa w rozmowie, czuję wewnętrzny przymus, aby ją

wypełnić. Nie ważne co mówię, nie ważne czy mam coś istotnego do

powiedzenia - po prostu gadam czekając aż przyjdzie mi coś do głowy. Jeden

z przyjaciół, który kochał mnie na tyle, aby powiedzieć mi prawdę,

stwierdził: "Steve, nie musisz wypełniać gadaniem każdej rozmowy. Cisza

jest czasami najlepszą częścią rozmowy".

Zaakcentowałem już znaczenie słuchania i zadawania pytań. Powiedziałem,

że dobry rozmówca musi być zorientowany na innych. Jednakże dobrze jest

pamiętać również o tym, że konwersacja to spotkanie dwóch osób. Dlatego

istotne jest, aby każdy miał w niej udział. Dziel się swoimi opiniami i

obserwacjami. Ważne jest, aby każdy był nie tylko dobrym słuchaczem, lecz

także dobrym rozmówcą.

Jeśli nie masz zielonego pojęcia o temacie rozmowy, nie udawaj. Powiedz,

że nie wiesz czy nie rozumiesz, a następnie zadawaj pytania. Inni

uczestnicy rozmowy nie zwrócą uwagi na twoją ignorancję - będą pod

wrażeniem własnej błyskotliwości. Jednak gdy będziesz miał coś do

dodania... podziel się tym.

3. Zakończenie. W poradnictwie psychologicznym najtrudniejszym momentem

dla terapeuty i pacjenta jest zakończenie sesji. Tak też jest w rozmowie.

Niewłaściwe zakończenie wydaje się osądzeniem drugiej osoby - przypomina

powiedzenie: "Nie chcę z tobą dłużej rozmawiać". Dlatego ważne jest, aby

zamknąć rozmowę w sposób wyraźny i zawsze czynić to z uzasadnionego powodu.

Podam kilka przykładów:

"Ojej! Muszę już iść. Nie zdawałem sobie sprawy, że tak długo

rozmawialiśmy".

"Wspaniale było z tobą porozmawiać. Mam nadzieję, że znowu się spotkamy.

Sprawiło mi to prawdziwą radość, lecz jeśli zaraz nie wrócę do domu, moja

żona (mąż) zażąda rozwodu".

"Mam teraz umówione spotkanie, muszę uciekać. Czekam na następną okazję,

gdy będziemy mogli porozmawiać".

Jeśli trochę pomyślisz i poćwiczysz, będziesz mógł stworzyć własną listę

zakończeń rozmowy. Ogólna zasada jest taka, że gdy kończysz konwersację,

osoba, z którą rozmawiałeś, nie powinna czuć się źle. Oczywiście są również

takie sytuacje, gdy chcesz zakomunikować pragnienie nie rozmawiania więcej

z daną osobą.

Przezwyciężanie przeszkód

Pragnę omówić jeszcze jedno zagadnienie zanim przejdziemy do

przeanalizowania pewnych ogólnych problemów, na jakie ludzie napotykają w

rozmowie.

Jak radzić sobie z niepokojem. Jedną z przeszkód w prowadzeniu rozmowy

jest niepokój związany z brakiem odpowiednich umiejętności. Obawiamy się,

że palniemy coś głupiego, więc nic nie mówimy. Jeśli ludzie nas

onieśmielają, unikamy dłuższych rozmów. Poczucie niepewności blokuje naszą

zdolność do dobrego reagowania na przebieg konwersacji.

* * *

"Dobra natura jest milsza niż błyskotliwy umysł - nadaje ona obliczu

szczególny czar, który jest bardziej przyciągający niż fizyczne piękno." -

Joseph Addison

* * *

Słuchajcie uważnie! Zdradzę wam sekret, który zna każdy dobry rozmówca,

lecz wam o nim nie powiedział. Każdy czuje się niepewnie; każdy się

niepokoi, czy zrobi dobre wrażenie; każdy się lęka, że powie coś

niewłaściwego. Zapamiętaj moje słowa i nie zdradź nikomu tego sekretu. To w

znacznym stopniu poszerzy twoją strefę komfortu.

Naucz się zadawać sobie pytanie: "Jak zachowałbym się gdybym nie czuł się

tak onieśmielony, gdybym nie był taki niepewny siebie i tak pełny

niepokoju? Co bym powiedział? Co bym zrobił?". Następnie "zagraj" to.

Powiedz to. Będziesz zaskoczony, jak szybko "gra" stanie się

rzeczywistością.

Jak poradzić sobie z odrzuceniem. Jestem osobą wrażliwą. Ty również. Ci

którzy utrzymują, że nie są wrażliwi, że nie zważają na krytykę i

odrzucenie, będą kłamali również w innych sprawach. Wszyscy pragniemy, aby

ludzie dobrze o nas myśleli. Wszyscy pragniemy być podziwiani, słuchani i

szanowani. Są cztery podstawowe przyczyny lęku wieku dorosłego: odrzucenie,

niepowodzenie, kara i wstyd. Zwróć uwagę, że wszystkie cztery dotyczą

odrzucenia przez innych ludzi.

Ucz się, że nie należy oceniać siebie na podstawie odrzucenia innych.

Jesteś wartościową osobą, godną zaakceptowania - jest to prawdą niezależnie

od tego, jak inni będą na ciebie reagować. (Oczywiście jeżeli spotykasz się

z odrzuceniem ze strony wszystkich, możesz potrzebować pomocy). Z powodu

moich audycji radiowych każdego miesiąca otrzymuję tysiące listów. Czy

wiesz, co jest w nich najtrudniejszą rzeczą? Dziesięć procent listów

zawiera słowa krytyki. Nauczyłem się, jak właściwie odczytywać 90 procent

korespondencji i nie ignorować pozostałych 10. Reakcje, z jakimi się

spotykasz, są prawdopodobnie takie same.

Jezus powiedział, że powinniśmy strzec się gdy wszyscy ludzie będą o nas

dobrze mówić. Nie wyjaśnił tego dokładniej, lecz podejrzewam, że powodem

wypowiedzenia tych słów było to, że jeśli wszyscy lubią nas i podziwiają,

to prawdopodobnie jesteśmy bardzo nudni albo bardzo martwi.

Ucz się sztuki afirmowania ludzi od tych, którzy tę sztukę posiedli.

Wszyscy możemy rozpocząć naukę od naszych matek, a później rozszerzyć to na

wielu innych ludzi. Oceń krytykę i odrzucenie innych, lecz nie zakładaj, że

krytycyzm zawsze jest usprawiedliwiony, a odrzucenie zawsze jest właściwe

Zbadaj jego źródło. Krytyka może pochodzić od przyjaciela, a odrzucenie od

kogoś, kto całkiem niedawno obdarzył cię komplementem.

Pewien młody człowiek po zwiedzeniu National Gallery of Art w

Waszyngtonie powiedział strażnikowi, że nie bardzo mu się podobały te

wszystkie obrazy. Strażnik odpowiedział: "Synu, to nie te obrazy są

oceniane, lecz ty".

Jak sobie poradzić z szyderstwem. Szczerość jest zwykle najlepszą metodą

obcowania z pewnymi ludźmi. Mam na myśli tych negatywnie nastawionych

osobników, te krytyczne i gniewne dusze, które po prostu nie chcą się od

ciebie odczepić. Powodem, dla którego większość z nas unika takich ludzi,

jest, że obawiamy się tego, co oni o nas pomyślą. Pamiętaj wtedy o tym, że

twoja mamusia cię kocha, a mimo to mówi: "Sam (czy Gertrudo), mam prawdziwy

problem z naszą relacją i nie będę w stanie dłużej jej podtrzymywać. Może

wina leży po mojej stronie, lecz nie mogę być już dłużej twoim

przyjacielem, ponieważ..." (i podaje przyczynę). Taka szczerość może

początkowo cię przerazić na śmierć, lecz stanie się zaraźliwa i nie

będziesz czuł się "brudny" z powodu swej nieszczerości.

Jak poradzić sobie z uzasadnioną krytyką. Czasami słowa krytyki pochodzą

od kogoś, kto ma krytycznego ducha, lecz są też takie sytuacje, gdy ktoś

kocha nas na tyle mocno, aby powiedzieć nam prawdę. Mam w Miami przyjaciela

księdza, który nosi ze sobą karteczkę. Z jednej strony jest napis:

"Błogosławieni, którzy cię przeklinają...". Z drugiej zaś: "... bowiem mogą

mieć rację".

Mam taką grupę przyjaciół, którym całkowicie ufam (polecam ćwiczenie się

w tej sztuce). Zawsze będą ze mną szczerzy. Nauczyłem się przyjmować ich

krytykę. Mogę powiedzieć: "Eddie, co myślisz o tej sprawie, która wynikła

podczas naszej rozmowy dzisiaj wieczorem? Muszę to z tobą omówić, aby się

przekonać czy twoim zdaniem to, co o mnie powiedziano, jest słuszne". Mogę

polegać na tym, że mój przyjaciel powie mi prawdę (delikatnie). Jeśli nie

masz takich przyjaciół, postaraj się ich pozyskać. Tacy ludzie są bardziej

potrzebni niż znajomość algebry.

Ostatnie ważne słowo. Proszę, okazuj trochę pokory. Pewien pyszałek dumny

z tego, że sam do wszystkiego doszedł, usłyszał: "To dobrze. To zdejmuje z

Boga bardzo dużo odpowiedzialności". Istoty ludzkie są mieszaniną dobrego i

złego, sukcesów i porażek, bystrości i głupoty, miłości i nienawiści,

słuszności i błędu. Nikt, czy to w rozmowie, czy w jakiejkolwiek innej

sytuacji, nie może przemawiać tak jakby znajdował się poza obrębem rodzaju

ludzkiego.

Masz prawo okazywać ludzką słabość. To oznacza, że masz prawo czasami

zawieść, omylić się czy powiedzieć lub zrobić coś głupiego. Nie staraj się

tego ukryć. Ukrywając to wypierasz się swojej ludzkiej natury. Osoby

wszechwiedzące są marnymi rozmówcami i złymi przyjaciółmi. Naucz się śmiać

z siebie a inni będą się śmiali razem z tobą. Gdy nie będziesz umiał śmiać

się z siebie, inni będą się śmiali z ciebie za twoimi plecami.

Najlepsze rozmowy zdarzają się pomiędzy dwojgiem ludzi, którzy rozumieją,

co to znaczy być człowiekiem. Jeśli traktujesz siebie zbyt poważnie, możesz

odkryć, że nie masz nikogo przed kim mógłbyś tę powagę obnosić.

Rozdział 6.&

Zwycięstwo w dyskusji

"Albo który król, mając wyruszyć, aby stoczyć bitwę z drugim królem, nie

usiądzie wpierw i nie rozważy, czy w dziesięć tysięcy ludzi może stawić

czoło temu, który z dwudziestu tysiącami nadciąga przeciw niemu? - Łk 14,

31

Czy po zakończeniu dyskusji nigdy nie żałowałeś, że czegoś nie

powiedziałeś? Czy zdarzyło ci się kiedyś, że gdy wyraziłeś swoje zdanie,

zostałeś zaatakowany przez jakiegoś bufona, który uważał, że jedynie jego

opinie są słuszne? Czy miałeś ochotę powiedzieć komuś prawdę o jego

komentarzach ("To najgłupsza rzecz, jaką kiedykolwiek słyszałem!"), lecz

czułeś, że to po prostu nie wypada? Czy czułeś się zakłopotany, gdy w

trakcie dyskusji okazywało się, że jesteś na przegranej pozycji? Czy

pragnąłeś nie zgodzić się z kimś nie wychodząc jednocześnie na głupka?

Jeśli kiedykolwiek odczuwałeś podobne frustracje, to jest "twój" rozdział.

Być może powiesz: "To na pewno nie jest mój rozdział. Ja nie prowadzę

sporów".

Jeśli nigdy się nie spierasz ani nie uczestniczysz w dyskusjach, to

znaczy, że jesteś świętym albo kłamcą, lub nie masz żadnych wyrobionych

poglądów. Tematem tego rozdziału nie jest to, czy prowadzisz spory -

wszyscy to robimy, przynajmniej w naszych myślach - lecz czy twoje

argumenty są skuteczne. Jeśli prowadzisz spory wyłącznie w myślach, to

zawsze wygrasz, więc nie potrzebujesz żadnej pomocy. Jeśli jednak twoje

argumentacje są sprawą publiczną, ten rozdział podpowie ci, co robić, aby

nie wyjść na głupca. Jako stary specjalista w robieniu z siebie durnia mam

pod ręką kilka lekcji, którymi postanowiłem się z tobą podzielić.

Dla celów naszego wywodu podzielę ten rozdział na pięć części: przyjęcie

postawy wojownika, wybranie miejsca bitwy, poziomy intensywności konfliktu,

uzbrojenie wojownika oraz oczyszczenie placu po bitwie. A zatem przejdźmy

do rzeczy.

Przed zaangażowaniem się w spór, niezależnie od tego, czy jest to wymiana

zdań z przyjacielem czy poważne starcie z wrogiem należy zastanowić się nad

sensem dyskusji.

Czytając ten rozdział zauważysz, że posługuję się ilustracjami

zaczerpniętymi z wojskowości. Wyda się to podejrzanym dla pacyfistów i

innych, którzy uważają, że porządny człowiek powinien "kochać a nie

wojować". Jeśli czujesz się urażony słownictwem, jakim się posługuję,

prawdopodobnie wskazuje to, że potrzebujesz informacji, które podaję w tym

rozdziale.

Podczas jednej z ostatnich audycji radiowych miałem potyczkę słowną z

jednym z dzwoniących. Konwersacja stała się bardzo gorąca. Stacja

wykorzystała ten fragment audycji w reklamie mojego programu. Puszczano ją

bardzo często w czasie tamtego tygodnia. Spiker mówił "Steve czasami się

śmieje, czasami wpada w złość, lecz nigdy nie jest nudny". Później

odtwarzano ten kawałek taśmy, kiedy toczyłem zażarty spór, po czym

następował komentarz: "Na pewno nie przepuścisz okazji posłuchania Stevea w

radiu W X Y Z".

* * *

"Stójcie twardo na swoich pozycjach. Nie strzelajcie dopóki nie otworzą

ognia. Lecz jeśli chcą wojny, to będą ją mieli i zacznie się ona tutaj! -

John Parker do oddziałów ochotników pod Lexington

* * *

W ciągu tego tygodnia prawie każdy chrześcijanin, który kochał mnie na

tyle, aby powiedzieć co myśli, wyrażał mi swoje niezadowolenie. Gdy

pytałem, co ich tak poruszyło, wszyscy odpowiadali, że ich zdaniem nie jest

rzeczą właściwą, aby "osoba duchowna" uczestniczyła w tak gorącej debacie.

Miałem wrażenie, że chcą mi powiedzieć: "Chrześcijanie nie wpadają w gniew

i nie spierają się. A już z pewnością nie czynią tego publicznie".

Byłem przytłoczony tym odkryciem. Niewierzący, którzy nie lubią się

kłócić, mówią, że "to nie jest przyjemne", natomiast chrześcijanie

tłumaczą, że "to nie po chrześcijańsku". Jedni i drudzy się mylą

(chrześcijanie mogą przeczytać moją książkę pt. "No More Mr. Nice Guy"

("Nigdy więcej panie Milutki").

John R. W. Stott napisał wspaniałą książkę zatytułowaną "Christ the

Conversialist" ("Chrystus jako rozmówca"; Inter Varsity Press, 1970). Stott

pokazuje w niej, że Jezus wielokrotnie angażował się w dyskusje z

żydowskimi przywódcami religijnymi. Jezus nie zawsze był "miły", dlatego

także chrześcijanie nie powinni dążyć do tego za wszelką cenę.

Jeśli nie jesteś osobą wierzącą, twoje "uprzejme zachowanie" może być

pozbawione religijnych korzeni. Jednak ma ono źródło w tym samym fałszywym

poglądzie (wyznawanym przez wierzących i nazywanym "chrześcijańskim"),

który głosi, że nigdy nie należy się złościć i wyrażać zdecydowanych

poglądów. Tego się po prostu nie powinno robić. Ludzie (wierzący i

niewierzący), którzy uważają, że sama istota sporu jest zła czy niemoralna,

są w błędzie. A oprócz tego, że pogląd ten jest błędny zieje on nudą - a

nuda - z uwagi na cel tej książki - jest o wiele poważniejszym grzechem niż

niestosowność.

Niedawno zadzwonił do mnie pastor pewnego dużego kościoła, który jest

jednym z najlepszych, najbardziej kochających i współczujących duchownych,

jakich znam. Jego problem polegał na tym, że nie było w nim niczego

podłego. Powiedział mi, że czuje się osaczony przez pewnych agresywnych i

neurotycznych członków kościoła, którzy atakują jego osobę i jego służbę.

"Nie byłoby tak źle, gdyby chodziło wyłącznie o mnie, lecz oni niszczą

wszystko, co jest wartościowe w tym kościele. Czy możesz mi pomóc?".

"Nie", odparłem.

"Nie?".

"Nie, drogi przyjacielu! Ponieważ ty uważasz, że Jezus umarł, abyś ty

mógł być miły, a w tej sytuacji bycie miłym nic nie da. Jeśli pragniesz

rozwiązać konflikt, staw czoła problemowi i uporządkuj sytuację, a wtedy

będę mógł ci pomóc. Lecz tak długo, jak długo będziesz się upierał przy

tym, aby być kotkiem zamiast lwem (do czego moim zdaniem Bóg cię powołał),

nie będę mógł ci pomóc. Nie znam się na tresurze kociąt".

Ten człowiek wiedział, że go kocham, i przyjął to, co mu powiedziałem, z

łaskawością podobną do tej, z jaką przyjmował (choć nie powinien był) ataki

ludzi starających się zniszczyć jego wspaniałą służbę. Nie podobało mu się

to, co kazałem mu zrobić, lecz postąpił, jak mu powiedziałem, ponieważ był

w kłopotach i wiedział o tym. Dzisiaj ma silną, rozwijającą się,

ekscytującą służbę, która dotyka życia wielu ludzi.

Wniosek jest następujący: połowa jego walki polegała na zdecydowaniu, że

wyruszenie do bitwy jest właściwe. Kiedy to już zdecydował, mógł zrobić to,

co należało. Jeśli naprawdę wierzysz, że człowiek nigdy nie powinien

spierać się z innymi czy się z nimi nie zgadzać, to to, co dalej powiem,

nic ci nie pomoże. Możesz zaoszczędzić sobie wiele czasu przechodząc od

razu do następnego rozdziału - zakładając oczywiście, że nie będziesz miał

moralnego problemu z wygłaszaniem mowy. Widzisz, pierwszy krok do

zwycięstwa w dyskusji polega na potraktowaniu siebie jak wojownika.

Jesteś wartościową osobą i masz głębokie, przemyślane poglądy. Masz rację

(zakładając prawo średniej arytmetycznej) przynajmniej w 50 procentach

przypadków. Ani Biblia, ani zdrowy rozsądek nie sugerują, że powinieneś

rozpłynąć się w tle czy stać się czyjąś wycieraczką. Musisz to sobie

wyraźnie powiedzieć, a będziesz bliżej celu niż ci się zdaje.

Po tym wszystkim co powiedziałem do tej pory powinienem zaznaczyć, że ani

przez chwilę nie sugeruję, abyś stał się osobą krytyczną, kłótliwą i

gniewną. Jezus gniewał się - nie był jednak zagniewany przez większość

czasu. Chociaż ważne jest, abyś był gotów przyjąć postawę wojownika, musisz

bardzo ostrożnie wybierać swoje bitwy.

Nie jesteś powołany do poprawiania tego świata, do komentowania każdej

głupiej uwagi, jaka została wypowiedziana w twojej obecności, ani do

dostarczania remedium na każdą fałszywą teologiczną, filozoficzną czy

polityczną teorię. Twoje zadanie nie polega również na matkowaniu

komukolwiek. Są dyskusje, które możesz wygrać i takie, w których nigdy nie

powinieneś uczestniczyć. Zanim wdasz się w spór, wyrazisz swoją niezgodę

czy rzucisz komuś wyzwanie, zadaj sobie pytanie: "Czy warto?".

* * *

"Lepiej jest dyskutować nad jakimś pytaniem nie dochodząc do uzgodnienia

niż uzgadniać pytania i nie przeprowadzać nad nimi debaty." - Joseph

Joubert

* * *

Jeśli nie masz zdecydowanego poglądu w jakiejś sprawie, nie spieraj się.

Jeśli osoba, z którą chcesz dyskutować, jest tak silnie przekonana o

słuszności swego stanowiska, że żadna zmiana nie jest możliwa, to głupio

postąpisz dążąc do tego. Głupotą jest na przykład angażowanie się w spór na

tematy ekonomiczne, jeśli nie potrafisz zbilansować własnych wydatków.

Czasami angażowanie się w dyskusję nie jest oznaką odwagi, lecz czystym

idiotyzmem (spieranie się z szefem, żoną czy mężem).

* * *

"W dyskusji nic tak nie irytuje jak spieranie się z osobą, która wie, co

mówi." - Anonim.

* * *

A zatem przystępując do dyskusji zawsze ostrożnie wybieraj pole bitwy.

Zadaj sobie pytanie: "Ile będzie mnie kosztować (i innych) wygranie tej

dyskusji?"; "Ile będzie mnie kosztować (i innych), jeśli przegram?".

Czasami koszt dyskusji jest zbyt wysoki. Obliczenie kosztów przed

dokonaniem zakupu towaru, przed zawarciem małżeństwa i przed zaangażowaniem

się w spór jest dobrym zwyczajem.

Po trzecie, bardzo ważne jest, abyś zdawał sobie sprawę z różnych

poziomów intensywności konfliktu w dyskusji. Każdy poziom intensywności

konfliktu wymaga innej metody walki. Do pcheł nie strzela się z moździerza.

Podobnie, spór z małżonkiem czy z przyjacielem ma zupełnie inny charakter

od sporu z kimś, kto stara się ciebie zniszczyć. Istnieją cztery poziomy

konfliktu i jeden wyjątek. Pozwólcie, że teraz je omówię.

Poziom pierwszy:

Spór bez nieprzyjaciela

Zapamiętaj następującą zasadę: bez iskrzenia relacja nie przejdzie z

poziomu znajomości do poziomu przyjaźni. Im głębszy jest związek, tym

więcej możliwości kontrowersji. W codziennych relacjach często dochodzi do

braku zgody, co prowadzi do sporu. Spór w ramach relacji małżeńskiej,

przyjaźni czy między współpracownikami wyróżnia to, że jego celem nie jest

wygranie dyskusji, udowodnienie słuszności swego zdania a już z pewnością

nie postawienie na swoim. Celem sporu dokonującego się w takim kontekście

jest wzmocnienie i pogłębienie wzajemnej relacji.

Ruth Graham zapytano kiedyś, czy ona i dr Graham zawsze się ze sobą

zgadzali. Jej odpowiedź była klasyczna: "Oczywiście, że nie. Gdybyśmy

zawsze się zgadzali jedno z nas nie byłoby potrzebne". To jest prawdą w

każdej rodzinie, w każdym miejscu pracy i w każdej przyjaźni. Pozostaje

jedynie pytanie, co robić, gdy wyniknie spór z kimś, na kim ci zależy.

Podam wam pięć zasad, których stosowanie wam pomogą:

Zasada 1. Nigdy nie komentuj sporu wywołanego przez osobę, którą kochasz.

Powtórz to, co on/ona powiedziała, i staraj się zrobić to tak wiernie, jak

to możliwe.

Zasada 2. Nie prowadź długiego rejestru przewinień. Zawsze sprzątaj

bałagan, aby jeden spór nie prowadził do drugiego. Biblia powiada: "Niech

słońce nie zachodzi nad waszym gniewem". Jest to ważne napomnienie, gdy

odczuwamy gniew do bliskiej osoby.

Zasada 3. Trzymaj w zamknięciu "narzędzia zniszczenia". "Narzędzia

zniszczenia" to te rzeczy, które przynosisz ze sobą na pole bitwy, które

nie mają żadnego związku z aktualnie toczonym sporem. Mąż mówi do żony:

"Sądzę, że mylisz się co do tego samochodu, jaki powinniśmy kupić (jasno

wyrażona opinia), a na dodatek okropnie gotujesz (narzędzie zniszczenia)".

Albo żona mówi do męża: "Wiem, że się nie zgodzisz, lecz uważam, że

powinniśmy zaprosić Smithów na obiad (jasno wyrażona opinia". I wiesz, co

ci jeszcze powiem? Ostatniej nocy byłeś w łóżku zupełnie do niczego (broń

zniszczenia).

Głęboki związek wytrzyma każdy spór, lecz narzędzia zniszczenia zawsze

osłabiają i niszczą relacje.

Zasada 4. Przepraszaj szybko.

Zasada 5. Okazuj afirmacje bez ociągania.

Zasada 6. Zawsze idź na kompromis.

Zasada 7. Trzymaj się tematu. Tak długo, jak długo dyskusja/spór jest

obiektywny, można rozwiązać każdy problem. Jeśli jednak przerodzi się on w

poniżanie współmałżonka, przyjaciela czy współpracownika ("jesteś głupi") z

powodu stanowiska, jakie zajmuje w danej sprawie, trudno ci będzie

posprzątać bałagan, jaki zrobiłeś.

Zasada 8. Szukaj punktów wspólnych i koncentruj się na nich podejmując

wysiłki doprowadzenia do porozumienia. Jedynym celem sporu czy różnicy zdań

z osobą, która jest nam bliska, powinno być osiągnięcie pewnego rodzaju

porozumienia, aby możliwa była dalsza współpraca. Wygrywanie wszystkich

sporów z osobami, na których nam zależy jest strategią skazaną na porażkę.

Pamiętaj, że wasza relacja jest ważniejsza od każdego sporu.

Poziom drugi:

Spór z osobą, w której

nie chcesz mieć wroga

Byłem pastorem przez długi okres czasu. Jednym z powodów, dla których

cieszę się, że dłużej nim nie jestem, jest to, że nie muszę być już niczyją

matką. Będąc pastorem nauczyłem się kilku dobrych lekcji, a jedna z

najlepszych jest następująca: matki mają moc niszczenia swoich dzieci -

lecz dobre matki tego nie czynią. Możesz wygrać spór i stracić człowieka.

Kościół, jak każda inna instytucja, ma wśród swoich członków pewną liczbę

neurotyków. Są tam ludzie mający wąskie horyzonty, krytycznie nastawieni i

niszczycielscy. Ponieważ potrafię dyskutować, zwykle wygrywam spory. Jednak

czasami wygrywając dyskusję mogę wyrządzić szkodę kościołowi, zniszczyć

swoją służbę i sprawić duże cierpienie tym, do których Bóg powołał mnie

jako pastora.

Kiedyś zamknąłem w moim gabinecie jednego ze starszych kościoła i

przekonywałem tak długo, dopóki nie zgodził się ze mną. Czy wiesz, co się

później stało? Opuścił kościół. Ciężko się napracowałem nad odbudowaniem

naszej relacji i w końcu mi się to udało. Prosiłem o przebaczenie i

wyszedłem do niego z inicjatywą dając do zrozumienia, że wstydzę się tego,

co zrobiłem. Przebaczył mi i staliśmy się przyjaciółmi, lecz nigdy nie

wrócił do kościoła.

Pozwólcie, że opowiem wam pewną historię. Kilka lat temu był taki biskup

anglikański, James Pike, który przeżył głęboki kryzys wiary. W końcu

zrezygnował z funkcji biskupa i zaczął szukać odpowiedzi w spirytyzmie i

różnych sektach. Śmierć syna była dla niego wielką tragedią i wydawało mu

się, że za pośrednictwem medium skontaktował się z nim.

Przy jakiejś okazji biskup Pike zaangażował się w poważną debatę

publiczną z luterańskim teologiem i polemistą Johnem Warwickiem

Montgomerym. Właściwie to niewiele tam było debaty. Montgomery zbijał

dosłownie każdy argument biskupa Pikea tak, że nawet ci, którzy nie

podzielali jego poglądów, zaczęli mu współczuć.

Pod koniec życia Pike wziął udział w innej publicznej debacie, tym razem

z teologiem i pisarzem Francisem Schaefferem, przywódcą L'Abri -

chrześcijańskiej wspólnoty w Szwajcarii. L'Abri to było takie miejsce,

gdzie ludzie mający uczciwe pytania mogli liczyć na uczciwe odpowiedzi.

W czasie debaty Schaeffer miał wyraźną przewagę. Widać było, że ma więcej

wiedzy i potrafi lepiej przedstawić swoje stanowisko niż Pike. Jednak dr

Schaeffer nie zamierzał zetrzeć swojego przeciwnika na proch. Jasno

prezentował swoje poglądy, wskazywał na niespójności w wywodach Pikea, a

następnie afirmował go i zgadzał się z nim w tych punktach, w których można

było osiągnąć porozumienie. Pozwólcie, że opowiem wam dalszą część tej

historii. Po debacie z Montgomerym Pike coraz bardziej oddalał się od

swoich chrześcijańskich korzeni. Jednak w dniu swojej śmierci planował

przyjazd do Szwajcarii, gdzie chciał prowadzić badania pod nadzorem

Francisa Schaeffera.

Schaeffer miał wroga, lecz uczynił go swoim przyjacielem. Tak się dzieje

w wielu sporach i debatach. Oczywiście są ludzie, którzy raczej przysporzą

sobie wrogów niż przyjaciół. Pewien mężczyzna leżał na łożu śmierci.

Wiedział, że umiera. Przywołał do siebie żonę i powiedział: "Zadzwoń do

swojego brata i powiedz, że mu przebaczam. Ale zrób to dopiero po mojej

śmierci upewniwszy się, że naprawdę jestem martwy". Czasami pragniemy, aby

nieprzyjaciel pozostał nieprzyjacielem, lecz jeśli starasz się nie tylko

wygrać, lecz także pozyskać przyjaciela, musisz być bardzo uważny.

Zastosuj bardziej stanowczo zasady prowadzenia sporu na poziomie

pierwszym.

Poziom trzeci:

Spór z wrogiem

Często zdarzają się spory, w których przeciwnik jest wyraźnie

zdefiniowany: nieprzyjaciel w widoczny sposób oznaczył linie swoich

stanowisk, widać, że nie chce iść na kompromis i jest zdecydowany, aby cię

zniszczyć i obalić twoje argumenty. Tego rodzaju spory prawie zawsze

koncentrują się wokół różnych zagadnień - politycznych, teologicznych,

filozoficznych - i muszą być prowadzone bardzo ostrożnie i zręcznie.

Nick Thornely i Dan Lees w książce "Winning with Word" ("Zwyciężanie

słowami") udzielają bardzo dobrego ostrzeżenia: "Zwycięzcy w walce słownej

rzadko używają swojej pełnej mocy, zdarzają się jednak takie utarczki

słowne, w których, jak w walkach ulicznych, nawet mistrz jest zmuszony do

zadania kilku ciosów poniżej pasa" (Mercury Books, Londyn, 1991, s.145).

Tak intensywny spór można porównać do walki ulicznej, w której nikt nie

oddaje kwartałów ulic i nie bierze jeńców. Później zawsze należy uprzątnąć

pole bitwy (szczególnie gdy ktoś jest chrześcijaninem). Zajmiemy się tym w

dalszej części tego rozdziału. W tej chwili powinieneś wiedzieć, że pewni

ludzie są zdecydowani na to, aby "zjeść twoje śniadanie". Tylko ludzie

bardzo naiwni czy powierzchowni tego nie zauważają.

Poziom czwarty:

Spór z rozwścieczonym

nieprzyjacielem

Chodzi tutaj o spór z osobą, która atakuje cię słowami równie szybko, jak

ruszyłaby na ciebie z nożem czy pistoletem. Kiedy nadchodzi atak, jest

oczywiste, że sprawa wykracza daleko poza zwykły spór czy debatę. Masz do

czynienia z osobą, która z jakiegoś powodu cię nie cierpi i jest

zdecydowana cię zniszczyć. Na szczęście tego rodzaju spotkania rzadko się

zdarzają, lecz czasami mają one miejsce i dlatego ważne jest, aby umieć je

rozpoznawać.

Kiedyś, po wygłoszeniu wykładu na jakiejś konferencji, podszedł do mnie

nieznajomy mężczyzna z ogniem w oczach. Natychmiast zaczął na mnie krzyczeć

z powodu czegoś, co powiedziałem. Czasami gdy jesteś cicho, taki osobnik

wypuści z siebie całą "parę" i w końcu się uspokoi. Tym razem było inaczej:

im dłużej człowiek ten na mnie krzyczał, tym bardziej agresywny się stawał.

Cała sytuacja szybko zmierzała ku czemuś, co możnaby uznać za atak

fizyczny. Zakończyło się na tym, że mój przyjaciel (bardzo potężny

przyjaciel) interweniował i delikatnie wyprowadził go na zewnątrz.

Tego rodzaju sytuacje się zdarzają. Kiedy już się pojawią, należy

pamiętać o trzech bardzo ważnych zasadach:

1. Nie spieraj się.

2. Nie spieraj się.

3. Nie spieraj się.

Spieranie się z taką osobą przypomina uczenie lwa, jak odżywiać się

arbuzami. Lew z natury nie lubi arbuzów, a im bardziej go do nich zmuszasz,

w tym większą wściekłość wpada. Najlepiej po prostu odejść. (Jeśli twój

adwersarz jest potężnej budowy, zalecam nawet ucieczkę).

Mój przyjaciel Ed Pope jest redaktorem działu sportowego w "The Miami

Herald". Kiedy Ed dostaje krytyczne listy, udziela na nie standardowej

odpowiedzi: "Drogi... Być może ma pan rację. Szczerze oddany, Ed Pope".

Nauczyłem się odpowiadać podobnie na najbardziej krytyczne listy -

dokonałem jednak pewnej zmiany. Mój list brzmi: "Drogi... Być może ma pan

rację...prawdopodobnie jednak jest pan w błędzie. Szczerze oddany, Steve

Brown". Chodzi o to, aby jak najszybciej pozbyć się takiej osoby na tyle

uprzejmie, na ile jest to możliwe.

Oczywiście, są takie sytuacje, w których nie można po prostu odejść.

Kiedy przydarzy ci się coś takiego, stój twardo na swojej pozycji i

zastosuj to, czego będę nauczał o rynsztunku wojennym w dalszej części

rozdziału. Czasami taki łobuz ucieka, gdy mu się stawi czoło. Czasami nie.

W każdym razie dobrze zrobisz chroniąc tyły.

Dodatek:

debata przed publicznością

Czasami osoby, które przysłuchują się dyskusji, są dla ciebie ważniejsze

niż osoba, z którą prowadzisz spór. Kilka lat temu zostałem zaproszony do

debaty telewizyjnej z ateistką Madalyn Murray O'Hair. Odmówiłem nie

dlatego, że przegrałbym w debacie (przynajmniej bym zremisował), lecz

ponieważ wiedziałem, jakiego rodzaju publiczność będziemy mieli.

Obserwowałem technikę prowadzenia debat przez O'Hair. Pani ta jest gniewna,

sarkastyczna, zgorzkniała i bardzo surowa. Aby wygrać debatę z panią O'Hair

trzeba się stać takim jak ona i odpowiadać inwektywą na inwektywę.

W momencie gdy otrzymałem zaproszenie byłem pastorem i zdałem sobie

sprawę, że program będzie oglądać wielu chrześcijan. Nie było sposobu, abym

mógł wygrać nie angażując się w takiego rodzaju polemikę, z jakiej pani

O'Hair była znana. Gdybym to uczynił, sprzeniewierzyłbym się samej istocie

zajmowanego przeze mnie stanowiska. Innymi słowy, musiałbym się stać

zaprzeczeniem miłującego i czyniącego pokój postępowania, jakiego wymaga

się od pastora. Bardziej zależało mi na widzach niż na pani O'Hair i na

wygraniu debaty z nią.

Zawsze gdy publiczność przysłuchuje się dyskusji albo debacie (czy to

jest jedna, czy tysiąc osób), dodaje jej to nowy wymiar. Czasami ktoś rzuca

mi wyzwanie, gdy przemawiam w college'u czy daję wykład na konferencji.

Gdyby wyzwanie to zostało rzucone w prywatnej rozmowie, mógłbym pozwolić

sobie na więcej uprzejmości, na wycofanie się nieco i potraktowanie go jako

przyjacielskiego pojedynku. Jednak wyzwania takie rzuca się zwykle w

obecności publiczności. I to właśnie z powodu publiczności i ważności

obrony wiarygodności mojego przesłania istotne jest, abym wygrał spór i

zrobił to szybko, nawet gdyby osoba rzucająca wyzwanie została przy tym

zraniona.

Bądź świadomy swojej publiczności. Gdy prowadzisz z naganiaczem spór o

narkotyki i przyglądają się temu dzieci, gdy rozmawiasz o etyce i

przysłuchują się temu biznesmeni, gdy spór dotyczy wartości jakiejś osoby,

a słuchaczami są ludzie ze złym obrazem siebie, szybko przejdź do poziomu

trzeciego i zachowaj się zgodnie z podanymi tam zasadami.

Planowanie zwycięstwa

Teraz, gdy ustaliliśmy już wstępne parametry, przejdę do następnego

pytania: jak wygrać spór?

* * *

"Pewne spory są głębokie i nic poza tym." - Richard Armour

* * *

Broń

Powiem teraz o dziesięciu rodzajach uzbrojenia, jakimi zawsze posługują

się zwycięzcy dyskusji. Sugeruję, abyś popracował nad nimi, jeśli chcesz

się stać skutecznym polemistą. Każdy kto angażuje się w spór i nie

posługuje się odpowiednią bronią, skończy jako przegrany.

Ponieważ książka ta nie jest poświęcona wyłącznie logice i sztuce

argumentacji, z konieczności muszę ograniczyć sposoby argumentowania do

pewnych bardzo podstawowych i prostych metod. Jeśli jesteś zainteresowany

pogłębieniem swojej wiedzy w tej dziedzinie, znajdziesz w bibliotekach

wiele książek, które bardziej szczegółowo omawiają ten temat.

Pierwszą bronią jest wiedza. Zasada jest następująca: Nigdy nie angażuj

się w spór dotyczący tematu, o którym nie masz zielonego pojęcia.

Konsekwencją tej zasady jest: Kiedy odkryjesz, że zaangażowałeś się w

dyskusję o czymś, o czym nie masz pojęcia, najlepiej zrobisz przyznając się

do braku wiedzy i wycofując się.

Mam dużą wiedzę w dziedzinie teologii. Jestem obeznany z argumentami na

istnienie Boga, sfery nadprzyrodzonej i absolutnego charakteru praw

moralnych. Mogę wygrać prawie wszystkie dyskusje na takie tematy. Nieźle

orientuję się w zagadnieniach polityki, filozofii i etyki społecznej,

dlatego mogę bronić swego w tego rodzaju sporach. Lecz gdybym miał się z

kimś spierać w dziedzinie nauk przyrodniczych, ekonomii czy sztuki, moją

najlepszą obroną byłaby pokora i milczenie.

Drugą bronią jest jasność. Nic ci to nie da, jeśli wiele wiesz, lecz nie

umiesz tego powiedzieć w taki sposób, aby twój adwersarz i przysłuchująca

się publiczność zrozumieli, o co ci chodzi. Istnieje pewna bardzo ważna

technika, która pomoże ci bardziej jasno precyzować myśli w dyskusji.

Zawsze ćwicz wyrażanie swoich myśli przed przyjaciółmi - dlatego, że zawsze

należy wyciągnąć sztandar na przyjaznym polu apelowym i zobaczyć, czy ktoś

salutuje, zanim uczyni się to na polu apelowym nieprzyjaciela. Na przykład,

ja zwykle zapraszam do krytykowania tego, co mówię i moich poglądów osoby,

które są mi bliskie. Moja żona, córki i współpracownicy zwykle mówią mi,

jaki jest lepszy sposób powiedzenia czegoś. Mój wydawca Steve Griffith

zawsze pomaga mi lepiej wyrazić moje myśli.

Trzecią bronią jest ćwiczenie. Kiedy młody biznesmen zapytał swojego

doradcę, czemu przypisuje swój fenomenalny sukces usłyszał odpowiedź:

"Podejmowaniu właściwych decyzji".

"Rozumiem", odparł młody człowiek. "A jak nauczyłeś się podejmować

właściwe decyzje?"

"Podejmując złe".

Podobnie jest z argumentacją. Jeśli nigdy nie wyrażałeś przeciwnych

poglądów i nigdy nie obalono twoich argumentów, to nie nauczysz się

formułowania poglądów, które wytrzymają krytykę.

Mój brat jest bardzo dobrym prawnikiem. Na początku swojej praktyki

adwokackiej przez kilka miesięcy nie przegrał w sądzie ani jednej sprawy. W

końcu nadeszło to co nieuniknione i przegrał pierwszą sprawę.

Później poszedł na lunch z kilkoma przyjaciółmi. Wszyscy śmiali się z

niego, że przegrał pierwszą bitwę w sądzie. Odpowiedź brata była mądra i

zabawna. Powiedział: " Panowie, wczoraj utraciłem dziewictwo, lecz wcale

nie mam zamiaru zostać prostytutką". Dał im do zrozumienia: "Nauczyłem się

czegoś z mojej porażki i nadejdzie taki dzień, gdy zastosuję w praktyce to,

czego się nauczyłem".

Uważam się za dobrego polemistę. Wygrywam większość dyskusji, w których

biorę udział. Nie mógłbym jednak powiedzieć, że nigdy nie zostałem zraniony

w ogniu dyskusji. Za każdym razem, gdy się wygłupię, za każdym razem, gdy

przegram dyskusję czy powiem coś głupiego lub banalnego uczę się czegoś o

sztuce argumentacji.

A zatem podejmij ryzyko. Wyrażaj swoje poglądy, przyjmuj wyzwania i

przegrywaj. Nie minie dużo czasu, a poczynisz postępy. Problem polega na

tym, że z punktu, w którym jesteś obecnie, nie można dostać się tam, gdzie

chcesz się znaleźć, bez doznania po drodze kilku poważnych porażek. Ktoś

powiedział, że różnica pomiędzy człowiekiem sukcesu a nieudacznikiem jest

taka, że człowiek sukcesu powstał po ostatnim upadku. Jest to prawdą także

jeśli chodzi o uczenie się wygrywania dyskusji.

Czwartą bronią jest opanowanie. Z powodu utraty kontroli nad emocjami

(szczególnie gniewem) przegrano więcej dyskusji niż z jakiegokolwiek innego

powodu. William Buckley jest jednym z moich bohaterów. Lubię patrzeć jak

zabiera głos w debatach. Prawie zawsze odnosi zwycięstwo. Kilka lat temu

Buckley brał udział w programie telewizyjnym z Gore Vidal. Vidal (bardzo

irytująca postać) nazwał Buckleya "krypto-nazistą". Buckley zdenerwował się

i nazwał Vidala "dewiantem". Była to jedna z nielicznych dyskusji, jaką

przegrał.

Anglicy powiadają: "Nie wpadaj w gniew - wpadaj w spokój". Nie jest to

może zbyt "przyjemne", lecz jest skuteczne. Kontrolowany gniew wyostrzy

twoje widzenie, udoskonali twoje argumenty i dostarczy większej mocy twoim

słowom... tak długo, jak długo nad nim panujesz.

Piątą bronią jest wyzwanie. Zawsze bądź przygotowany do poproszenia

osoby, z którą polemizujesz, o podanie źródła jej informacji. Taka praktyka

skłoni twojego oponenta do prawdomówności. (Czyniąc to pamiętaj o

sprawdzeniu wiarygodności własnych źródeł). Ludzie, którzy nie wiedzą, o

czym mówią, są zwykle zdani na bicie pokłonów przed danymi statystycznymi,

cytatami i ezoterycznymi informacjami. Zawsze można powiedzieć: "Szanowny

panie (pani), to najgłupsza rzecz jaką kiedykolwiek słyszałem. Z jakiego

źródła zaczerpnął pan/pani te informacje?!".

Tutaj słowo ostrzeżenia: jeśli jesteś pewien, że to, co druga osoba mówi,

nie jest prawdą, możesz rzucić wyzwanie z silnym przekonaniem, mając pełną

wiedzę, że nie ma wiarygodnych źródeł, które to potwierdzają. Jednak jeśli

nie jesteś pewny, przyda się troszeczkę pokory. W tym drugim przypadku

można by powiedzieć: "Może na pan rację, lecz trudno mi uwierzyć w to, co

pan mówi. Na czym pan opiera swoje przekonanie? Chciałbym usłyszeć, skąd

pan czerpał swoje informacje".

Szóstą bronią jest upowszechnienie. W swoich pracach z dziedziny etyki

Kant sugerował, że najlepszym sposobem ustalenia, czy dane działanie jest

etyczne, jest pomyślenie, co by było, gdyby stało się ono powszechnie

obowiązującą regułą. Inaczej mówiąc, co by było, gdyby wszyscy robili to, o

czym myślę? W sporze (podobnie jak w etyce) upowszechnienie jest ważną

bronią.

Na przykład, jeśli ktoś żąda wygórowanej kwoty za przeprowadzenie

jakiegoś programu badawczego, przyprzyj go do muru mówiąc: "Co by się stało

gdyby również inni zażądali za ten program więcej pieniędzy niż w niego

inwestują?". Albo, jeśli jesteś kapitalistą i prowadzisz debatę z

socjalistą, możesz zapytać, co by się stało, gdyby wampir żywił się własną

krwią. Jeśli zaś jesteś chrześcijaninem i dyskutujesz o absolutnym

charakterze praw moralnych, opisz, co by się stało, gdyby nikt nie

przestrzegał absolutnych norm.

Odmianą tej metody jest posługiwanie się przesadą. Można obalić prawie

każdy fałszywy pogląd poprzez doprowadzenie go do skrajności i zapytanie,

co by było, gdybyśmy wszyscy przyjęli go za prawdę.

Pewnego razu Walter Martin uczestniczył w debacie radiowej nadawanej z

Nowego Jorku. Dyskutował z ateistą żydowskiego pochodzenia. Mężczyzna ten

utrzymywał, że wszystkie wartości wyznawane przez dane społeczeństwo są

względem niego relatywne. Inaczej mówiąc, twierdził, że wartości można

ustalać wyłącznie drogą głosowania. Martin powiedział, że gdyby miał czas,

to zająłby się tym argumentem w bardziej szczegółowy i wyrafinowany sposób.

Program radiowy narzuca jednak pewne ograniczenia czasowe i ważne jest, aby

skutecznie i szybko sformułował swoje wnioski.

"Przypuśćmy", Martin zwrócił się do swojego adwersarza, kiedy powrócili w

eter po przerwie na reklamy. "Przypuśćmy, że jesteśmy w Niemczech, mamy

Trzecią Rzeszę, a ja jestem w S S. Przypuśćmy dalej, że moi koledzy właśnie

wyciągnęli pana, Żyda - członka niższej rasy, z łóżka w środku nocy i

zabrali do swojej kwatery. Ma pan teraz Lugera wycelowanego w głowę. Niech

mi pan teraz powie, dlaczego nie miałbym pociągnąć za spust?".

I nagle cała dyskusja przerodziła się w rzeczywistość i to rzeczywistość

przerażającą. Ateista odpowiedział: "Nie może pan tego zrobić".

"Dlaczego?", zapytał Martin.

"Ponieważ takie postępowanie jest złe".

"Wcale nie. Sam pan przecież powiedział, że wartości są ustalane przez

społeczeństwa, w których funkcjonują. I my jako społeczeństwo ustaliliśmy,

że pan jest członkiem rasy niższej i powinien być zgładzony. Dlaczego nie

powinienem pociągnąć za spust?".

Upadła cała hipoteza ateisty, a Martin wygrał dyskusję. Jeśli nie

istnieją absolutne wartości, to miłość jest równie dobra jak nienawiść,

niszczenie życia jak chronienie go, a kradzież jak uczciwe zarabianie

pieniędzy. Jeśli nie istnieją absolutne wartości to Hitler i tysiące innych

większych i mniejszych tyranów mieliby podstawę do działania tak długo, jak

długo udałoby im się przekonać swoich zwolenników, że to co mówią jest

słuszne.

Jeśli jesteś człowiekiem wierzącym i zaangażowałeś się w dyskusję na

tematy religijne, bardzo niewielu twoich adwersarzy będzie potrafiło

obronić pokrętną logikę swoich argumentów. Na przykład, dyskutując o

ostatecznym końcu ludzi niegodziwych zwróć uwagę na to, że Bóg odpłaca za

czyny człowieka. Gdyby Albert Schweitzer i Adolf Hitler otrzymali taką samą

nagrodę, to we wszechświecie byłoby coś wypaczonego i moglibyśmy przyjąć,

że jest on pozbawiony sensu. Bezsens jest miłym tematem na debatę, lecz

bardzo niewielu ludzi może żyć z jego przeszywającą, twardą realnością.

Jeśli wszechświat jest pozbawiony sensu, to bez znaczenia jest osoba, z

którą rozmawiasz, jak też to, co ona robi.

Chociaż nie daję tutaj wykładu logiki, należy pamiętać, że większość

sofistycznych chwytów wyjdzie na jaw, gdy poddamy je analizie i zastosujemy

do sytuacji z realnego życia.

Siódmą bronią jest pokora. Oszuści bilardowi wygrywają nie dlatego, że są

tacy dobrzy, lecz dlatego, że udało im się przekonać przeciwnika, iż

kiepsko grają. Podobnie dzieje się w dobrych dyskusjach. Czasami skromność

i pokora pozwalają odnieść zwycięstwo. Niezależnie od tego, jak jesteś

wymowny i zorientowany w jakimś temacie, zawsze istnieje możliwość, że

znajdzie się ktoś kto wie więcej od ciebie, przemawia lepiej niż ty i może

cię roznieść w bitwie. Nie wchodzi się w dyskusję z postawą pyszałka,

bowiem jeśli przegrasz, będziesz się czuł o wiele większym głupcem.

Zawsze dobrze jest przejawiać trochę pokory. Stwarza to dobrą drogę

ucieczki, gdy znajdziesz się w kłopotach, i pozwala zdystansować się nieco

od twojego oponenta. Jeśli dobrze znasz swoją dziedzinę i potrafisz dobrze

przedstawić to co wiesz, nie pysznij się tym - po prostu to rób. Kiedy

czegoś nie wiesz uśmiechnij się i powiedz: "Nie wiem". Jeśli jesteś w

błędzie, przyznaj się do tego szybko. Jeśli się pomyliłeś nie staraj się

tego ukryć. Pascal powiedział: "Czy chcesz, aby ludzie dobrze o tobie

mówili? Jeśli chcesz, to nigdy nie mów dobrze o sobie".

Ósmą bronią jest humor. Nie każdy potrafi właściwie wykorzystywać tę

broń, lecz jeśli masz dar, to skutecznie go wykorzystaj. Dobrze dobrana

humorystyczna historia czy powiedzonko pomoże ci zdobyć sympatię

publiczności, pomiesza szyki przeciwnika, a jednocześnie da ci szansę

pozbierania myśli.

Casey Stengel został kiedyś napadnięty słownie przez jakąś kobietę z

audytorium. Pani ta głośno zawołała: "Stengel, gdybym miała wyjść za

ciebie, nakarmiłabym cię trucizną".

Stengel odkrzyknął: "Gdybym wyszedł za ciebie, zjadłbym ją".

Zupełnie podobnie Churchill został upomniany przez pewną damę. "Panie

premierze", powiedziała gniewnym, lecz pełnym godności głosem. "Pan jest

pijany".

"Ma pani rację, madam", odparł Churchill. "Natomiast pani jest brzydka.

Jutro rano ja będę trzeźwy".

Dziewiątą bronią jest rekapitulacja. Zawsze mądrze jest powtórzyć

argument oponenta eliminując pejoratywne określenia i dodając swoje własne.

Jeśli na przykład ktoś powiedział: "Dobroczynność zaczyna się i kończy w

domu - nie zamierzamy oddawać własnych ciężko zarobionych pieniędzy, by

karmić pozbawionych ambicji nierobów, którzy nie chcą pracować i być

produktywnymi członkami społeczeństwa". Możesz powtórzyć taki argument

zmieniając nieco jego treść: "Chciałbym się upewnić, czy dobrze

zrozumiałem, co pan powiedział. Powiedział pan, że biedni ludzie powinni

być trzymani w ubóstwie?".

Dziesiąta broń powinna być używana tylko w wyjątkowych wypadkach - nigdy,

gdy można tego uniknąć. Tą bronią jest pominięcie. Polega ona na

zignorowaniu argumentu przeciwnika jakby był dziwaczny lub pozbawiony

jakiejkolwiek wartości. Niebezpieczeństwo kryjące się w używaniu tej broni

polega na tym, że pomija ona osobę tak samo jak argument, którego użyła a

żaden etyczny polemista nie będzie poniżał drugiego człowieka, aby wygrać

dyskusję.

Pominięcie składa się zwykle z powiedzenia czegoś w rodzaju: "Nie będę

dodawał powagi takim argumentom udzielając na nie odpowiedzi" lub "To, co

pan właśnie powiedział, jest tak głupie i powierzchowne, że nie zasługuje

na odpowiedź". Jednym z najlepszych sposobów używania tej broni jest po

prostu zignorowanie argumentu przeciwnika.

Oczyszczenie pola bitwy

Zanim przejdziemy do następnego rozdziału ważne jest, abyśmy powiedzieli

słowo o oczyszczeniu pola bitwy. Na każdym polu bitwy spoczywają ciała

poległych, które trzeba uprzątnąć, są rany, które trzeba opatrzyć, i

psychiczne urazy, którymi należy się zająć. We wszystkich sporach, za

wyjątkiem tych na poziomie pierwszym (a czasami nawet i tam), jest zawsze

wiele zniszczeń, które należy usunąć. Co należy z tym zrobić? Istnieją trzy

zasady, o których zawsze należy pamiętać.

Zasada pierwsza głosi, aby nigdy nie napawać się zwycięstwem. Nie ma nic

gorszego niż zwyciężyć w dyskusji i celebrować swój sukces, i to pod nosem

oponenta. Bardzo często w sporach robi się dużo hałasu o nic. W tej grze

czasami się wygrywa, czasami przegrywa. Trudniej jest być pokornym i

okazywać łaskawość, gdy się wygra niż przegra, lecz w drugim przypadku jest

to o wiele bardziej ważne.

* * *

"Nic nie nastraja taką melancholią jak przegrana bitwy, może za wyjątkiem

bitwy wygranej. - Książę Wellington

Druga zasada brzmi: zawsze chwal swojego oponenta. Styl debatowania

stosowany przez Cala Thomasa, konserwatywnego dziennikarza, jest jednym z

najlepszych przykładów skutecznej argumentacji jaki znam. Thomas brał

kiedyś udział w programie nadawanym na żywo z Miami i przez prawie dwie

godziny absolutnie dystansował liberalnie nastawionego gospodarza programu.

Pod koniec Cal powiedział: "Dziękuję ci za zaproszenie mnie do twojego

programu. Muszę powiedzieć, że jesteś jednym z najlepiej przygotowanych i

najbardziej błyskotliwych redaktorów jakich spotkałem. Czuję się

zaszczycony, że mogłem wystąpić w twoim programie". Cal na pewno zostanie

zaproszony ponownie. Ważniejsze jednak jest to, że pokazał, iż ceni i

szanuje swojego oponenta.

Nie ma takiego człowieka, który czasami nie czułby się jak głupiec, który

nie byłby nigdy zakłopotany własnymi słowami lub który nie przegrałby kilku

dyskusji. Pamiętaj, jak się czułeś, gdy ci się to przytrafiło, i upewnij

się, że opatrzyłeś rany, które chciałbyś mieć opatrzone, gdybyś znalazł się

na miejscu twojego przeciwnika. Nie sugeruję, abyś był nieszczery w swoich

pochwałach. Proponuję ci jednak, abyś uważnie szukał czegoś godnego

pochwały i tej pochwały udzielił.

Trzecia i ostatnia zasada brzmi: czasami przegraj. Nie musisz wygrywać

każdej dyskusji. Tylko ludzie mający poczucie bezpieczeństwa mogą celowo

przegrać dyskusję. Na tym świecie jest wiele rzeczy ważniejszych od

wygrywania sporów. Od zwycięstwa ważniejsi są ludzie, miłość i łączące ich

związki, afirmowanie wartości drugiego człowieka.

Właściwie jednak wcale nie muszę udzielać ci tej rady. Czasami przegrasz

dyskusję - chociaż po przeczytaniu tego rozdziału będzie tych przegranych

prawdopodobnie trochę mniej.

Rozdział 7.&

Propozycje do przemyślenia

"Człowiecze są zamysły serca, odpowiedź języka od Pana." - Przysł 16, 1

Jeśli zamierzasz wygłosić mowę, ten rozdział będzie najważniejszym

rozdziałem w całej książce. Nie oznacza to, że nie będziesz już musiał

czytać nic innego (jest przed nami trochę dobrego materiału), lecz jeśli

pragniesz poznać najważniejsze rzeczy, które są potrzebne do dobrego

przemawiania, znajdziesz je tutaj.

Jeśli znasz teologię, to pewnie słyszałeś o Janie Kalwinie. Jeśli zaś

słyszałeś o Kalwinie, to wiesz, że jego system teologiczny często

przedstawia się w formie uproszczonej jako "Pięć punktów Kalwinizmu". Jeśli

zaś jesteś obeznany z "Pięcioma punktami Kalwinizmu", to na pewno znasz

współczesną formę, w jakiej są one prezentowane. Na pewno wiesz, że jest to

słowo-akrostych: Tulip (tulipan, przyp. tłum.).

Ja również opracowałem pięć punktów o tym, jak przygotować mowę. Powiem

więcej, tych pięć zasad można również zapamiętać za pomocą akrostychu

Tulip.

Większość książek o publicznym przemawianiu omawia to zagadnienie w

sposób tak szczegółowy i skomplikowany, że gdy opanujesz wszystkie zasady,

będziesz już za stary, aby przemawiać. Nauczając studentów sztuki

komunikacji odkryłem, że bardzo ważne jest skoncentrowanie się na kilku

podstawowych zasadach.

Przez wiele lat uczyłem pływania i nurkowania. Pamiętam pewnego chłopaka,

który chciał się nauczyć nurkowania. Mówiłem mu: "Billy, jeśli będziesz

uważał na głowę, wszystko inne będzie w porządku".

Billy zanurkował, a kiedy wypłynął na powierzchnię zapytał: "Panie Brown,

czy trzymałem nogi razem?".

"Billy", powiedziałem. "Nie martw się o swoje nogi. Pamiętaj o tym, co

powiedziałem o głowie".

Spróbował jeszcze raz, lecz to jego nurkowanie nadal słabiutko wyglądało.

"Panie Brown", zapytał (jego brzuch był cały czerwony, ponieważ skoczył "na

blachę"). "Czy teraz dobrze skoczyłem?".

"Billy, zapomnij o skakaniu. Martw się o swoją głowę. Zapomnij o całej

reszcie. Jeśli głowa jest w porządku, reszta będzie też jak należy".

Przedstawiam te zasady, aby nauczyć cię najważniejszych elementów

przygotowywania mowy i wszelkich innych form publicznej prezentacji. Gdy

wykonasz to tak, jak należy, to nawet jeśli wszystko inne pójdzie źle i tak

odniesiesz sukces. Jeśli zrobisz źle to, o czym tutaj mówię, to choćbyś

wykonał dobrze wszystko inne, nigdy nie wygłosisz mowy, której ludzie będą

słuchali.

A zatem przejdźmy do rzeczy. Dobra mowa powinna być:

Terapeutyczna

Każda dobra prezentacja jest "terapeutyczna" (wyraz ten pochodzi od

greckiego słowa oznaczającego "sługę" czy "pomocnika"). Inaczej mówiąc,

mowa musi stawiać sobie za cel pomóc ludziom, którzy jej słuchają.

Jeśli jesteś duchownym, to musisz pamiętać, że nikt nie interesuje się

dokumentarną hipotezą Grafa-Weelhausena, nikogo nie obchodzi, czy poglądy

lapsariańskie są prawdziwe lub jaka jest różnica pomiędzy systemem

teologicznym Augustyna a nauką Tomasza z Akwinu. Ludzie, którzy siedzą w

kościelnych ławkach, umierają. Martwią się o swoje rodziny, swoją pracę i

swoją przyszłość. Czują się winni i mają wiele obaw. Nawet nie są pewni,

czy Bóg istnieje, a jeśli istnieje, to czy to cokolwiek zmienia.

* * *

"Elokwencja jest darem natury i nie można się jej nauczyć w szkołach,

lecz retoryka jest tworem sztuki, której najlepiej wyuczy się ten, który

czuje się najmniejszy." Charles Caleb Colton

* * *

Frederick Buechner w drugim tomie swojej biografii pt. "Now and Then"

("Teraz i wtedy") opowiada o tym, jak był duchownym w szkole dla chłopców w

Exeter. Pisze o swoich kaznodziejskich doświadczeniach nawiązując do

powiedzenia Karla Bartha, że ludzie przychodzą do kościoła, ponieważ pragną

uwierzyć, że to o czym się tam mówi jest prawdą:

"Nigdy nie zakładałem, że ludzie, do których przemawiam, mają

niezachwianą pewność, że są pozbawieni wszelkich wątpliwości. Czy człowiek

może mieć taką pewność? Zawsze przyjmowałem, że inni ludzie pragną poznać

prawdę równie silnie jak ja. Zakładałem, że nawet ludzie najbardziej

rozczarowani religią i negatywnie nastawieni pragną, aby była ona

prawdziwa, i postępują w tym względzie zupełnie tak jak ich nieco bardziej

pobożni bliźni - pragną, aby wykazać im jej prawdziwość, pragną, aby przed

ich oczyma przybrała namacalną postać, chcą umieć się nią cieszyć. Dochodzą

w życiu do momentu, gdy pragnienie to staje się tak silne, że należy

uważać, co się im daje, bowiem w tobie również jest pragnienie, aby dać im

wiele. ("Now and Then", San Francisco, Harper & Row, 1983, s. 70).

Innymi słowy, głównym punktem skupienia każdej publicznej prezentacji są

słuchacze. Jeśli o nich zapomnisz, to, niezależnie od tego, jak jesteś

wymowny, twoje przesłanie nie dotrze do pierwszego rzędu słuchaczy. Zawsze

zadawaj sobie pytanie: "Co zmieni moja mowa?". Jeśli nie potrafisz podać

odpowiedzi, nie wygłaszaj jej.

Nie znam ciebie, lecz zmęczyłem się już słuchaniem ludzi wygłaszających

mowę tam, gdzie wystarczyłby pisemny raport. Wiele czasu się traci na

wysłuchiwanie prezentacji, które nie mają żadnego znaczenia dla słuchaczy.

Najważniejszym darem, jakim obdarzy cię audytorium, jest czas. Kiedy ludzie

już ci go dadzą, upewnij się, że nie zmarnujesz go mówiąc im o czymś, czego

nie potrzebują.

Zawsze przed przygotowaniem mowy zadaj sobie pytanie, jaki cel chcesz

osiągnąć. Ten cel musi spełniać wobec publiczności służebną rolę albo cała

twoja prezentacja pójdzie na marne.

Unikalna

Drugą z pięciu cech dobrej mowy jest "unikalność". Żyjemy w czasach, gdy

jesteśmy bombardowani słowami. Gdziekolwiek się zwrócimy, ludzie pragną

przyciągnąć naszą uwagę. Aby być skutecznym mówcą musisz zrobić czy

powiedzieć coś, co spowoduje, że ludzie będą chcieli słuchać tego co masz

im do powiedzenia.

* * *

"Mam wiele świszczących strzał w moim kołczanie - przemawiają one do

mądrych, lecz dla tłumu wymagają objaśnienia." - Pindar

* * *

Zwykle mówię moim studentom, że jeśli sądzą, że nie powinni czegoś

powiedzieć, to prawdopodobnie należy właśnie to zrobić. Zawsze gdy myślisz:

"To określenie trochę za mocne", prawdopodobnie się mylisz. Nawet gdy

czujesz, że to co powiesz może obrazić twoich słuchaczy, i tak powinieneś

to powiedzieć. Lepiej obrazić ludzi niż zanudzić ich na śmierć.

Mam przyjaciela kaznodzieję, który do pulpitu przyprowadził swojego psa,

aby zademonstrować zasady uczniostwa. Posunięcie to było bardzo ryzykowne,

lecz nikt nie spał i on przekazał to co chciał. Myśl w kategoriach obrazów

- posługuj się rzutnikami, plakatami i innymi środkami wizualnej

prezentacji. Podam przykład: pewien motywacyjny mówca mówił o znalezieniu

właściwej perspektywy nalewając jednocześnie wodę do szklanki. Kiedy

naczynie było w połowie pełne, zapytał: "Czy myślicie, że szklanka jest w

połowie pełna czy w połowie pusta?".

Przez lata starałem się nakłonić ludzi do słuchania tego co mam im do

powiedzenia. Jakiś czas temu cierpiałem na poważną chorobę biodra i

musiałem przemawiać w pozycji siedzącej. Miejsce pulpitu zajął wysoki

stołek.

W okresie gdy ból zmuszał mnie do siedzenia na stołku zauważyłem, że

ludzie słuchają uważniej niż przedtem. Zrozumiałem, że gdy siedzę, moje

kazania wydają się mniej "kaznodziejskie" i nie budzą takiego poczucia

zagrożenia. Gdy ból ustąpił, nabrałem nowego zwyczaju wygłaszania kazań:

głosiłem siedząc na stołku. Kościół, w którym wówczas służyłem, miał

teatralne krzesła ustawione jak w amfiteatrze. Jeden ze starszych tego

kościoła odpowiadając na pytanie, dlaczego tylu ludzi przychodzi na

nabożeństwa, stwierdził: "Nic dziwnego. Nasz pastor siedzi na barowym

stołku, a ludzie w fotelach teatralnych".

Dobry dowcip powiedziany we właściwym momencie może bardzo pomóc

przełamując formalny, konwencjonalny nastrój. Kiedyś przemawiałem w

kościele Bena Hadena w Chattanooga. Jeśli znasz z telewizji Bena i jego

styl przemawiania, to wiesz, że on jako dawny prawnik, spaceruje gdy mówi,

zupełnie tak jakby wygłaszał mowę przed ławą przysięgłych. Pewna pani była

nieco podenerwowana moim stylem prezentacji. Wyszła mówiąc do siebie: "Mamy

pastora, który chodzi, mówi i zaprasza do uczestnictwa słuchaczy, którzy

siedzą i śmieją się. Jestem już zmęczona tym kazaniem". Cóż, mogła się

zmęczyć, lecz przecież nie zasnęła z nudów.

Miałem przyjaciela, który zapalał i gasił lampkę na pulpicie podczas

swojej mowy. Pod koniec powiedział: "Zastanawialiście się pewnie, dlaczego

zapalałem i gasiłem lampkę, gdy do was przemawiałem. Zrobiłem to, aby

skłonić was do zadania tego pytania i abyście nie odpłynęli gdzieś daleko

myślami".

Sposób posługiwania się słowami może być całkiem niekonwencjonalny. Kiedy

już zdecydujesz, które zdania odgrywają kluczową rolę w komunikowaniu

treści twojego przesłania postaraj się sformułować je tak, aby zdumiewały,

szokowały, zaskakiwały czy malowały przed słuchaczami barwną ilustrację. Na

przykład, gdy wygłaszając sprawozdanie na temat danych statystycznych

wskazujących na istotne trendy rozwojowe firmy powiesz: "Zauważyłem, że

pojawił się tutaj interesujący trend", to ludzie nadal będą spali. Zamiast

tego powiedz: "Teraz pokażę wam coś ekscytującego. Obudźcie się i

posłuchajcie! Te dane statystyczne was zaskoczą".

Posługiwanie się słowami w rodzaju "posłuchajcie" lub "niektórzy z was

śpią, lecz ja znam ich nazwiska" spowoduje, że ludzie pozostaną z tobą.

Często zadaję egzystencjalne pytania, aby skłonić ludzi do słuchania, jaka

będzie odpowiedź, na przykład: "Czy zastanawialiście się nad tym, czy Bóg

nie jest okrutny?". Czasami podobne efekty można osiągnąć poprzez szept czy

krzyk.

Często używam niekonwencjonalnych wyrażeń, jak "banialuki",

"prześmiewca", "nieudacznik" lub "końskie pióra". Kiedyś podszedł do mnie

jeden ze starszych kościoła, w którym byłem pastorem. Powiedział:

"Pastorze, naprawdę podobają mi się twoje kazania, lecz wolałbym, abyś

przestał mówić "końskie pióra"! Zobaczysz, że kiedyś noga ci się powinie".

Nie wiem, która agencja reklamowa wymyśliła nazwę Fuddruckers (Róg

obfitości) dla sieci barów szybkiej obsługi sprzedających hamburgery i hot

dogi, lecz człowiek ten jest geniuszem, bowiem zrozumiał konieczność bycia

niekonwencjonalnym.

Lapidarna

Trzecią cechą dobrej komunikacji jest "lapidarność" (wyrazistość).

Pozwólcie, że podam wam inną pokrewną zasadę: jeśli ludzie nie potrafią

zanotować tego, co mówisz, w ogóle nie powinieneś przemawiać. Oczywiście

nie chodzi mi o to, że wszyscy słuchacze powinni notować to, co

powiedziałeś, lecz jeśli ktoś chce robić notatki i nie może, oznacza to, że

nie przedstawiłeś jasno swojej myśli lub twoje przesłanie padło na głuche

uszy.

* * *

"Wszyscy wielcy mówcy byli kiedyś słabymi mówcami." - Ralph Waldo Emerson

* * *

Na temat przejrzystości powiem więcej w następnym rozdziale, tutaj

jedynie zaznaczę, że porządek jest bardzo istotny dla każdej prezentacji.

Poszczególne punkty powinny być ponumerowane, a wymieniając je mówca

powinien zawsze nawiązywać do tego, co zostało powiedziane wcześniej. Na

przykład, "Po pierwsze, mówiłem o sile motywowania, po drugie chcę

powiedzieć o osobistym motywowaniu... ".

Kiedy przechodzisz od jednego punktu do drugiego, nie zakładaj, że ludzie

pójdą za tobą. Nie uczynią tego, jeśli nie zaznaczysz jasno tego przejścia.

Większość dobrych przemówień posiada jeden główny temat i kilka podtematów

podporządkowanych głównej idei. Upewnij się, że sam rozumiesz główny temat,

i postaraj się uczynić go zrozumiałym dla innych.

Zadaj sobie pytanie, co starasz się osiągnąć przez swoje wystąpienie.

Jeśli nie potrafisz tego wyrazić w jednym zdaniu, nie zrealizujesz tego

zamiaru.

Ilustrowana

Piątym elementem dobrej komunikacji są "ilustracje". Powiadają, że Sydney

Smith, brytyjski duchowny i autor, który pomógł w założeniu pisma

"Edinburgh Revier" ("Edynburski przegląd"), modlił się kiedyś na głos: "A

teraz, Panie Boże, opowiem ci anegdotę".

To możliwe, że Pan Bóg nie chciał słuchać jego anegdoty lub był tym nawet

urażony - lecz ja osobiście w to wątpię. Widzisz, Bóg dając nam swoją

księgę nie wręczył nam wykazu doktryn, wyznania wiary, wykładu teologii

systematycznej i indeksu. Dał nam księgę, która zawiera wiele opowieści,

bowiem ludzie, których stworzył, bardzo je lubią.

Skuteczny mówca jest wytrawnym ilustratorem. Oto dobra zasada: jeśli nie

potrafisz podać ilustracji do tego, co chcesz powiedzieć, nie jest to

prawdą lub jest rzeczą pozbawioną znaczenia. Nie oznacza to, że każdy punkt

prezentacji powinien mieć ilustrację. Istnieje niebezpieczeństwo (ja sam

często wpadam w tę pułapkę) umieszczenia zbyt wielu ilustracji. Powinieneś

jednak potrafić (nawet jeśli tego faktycznie nie uczynisz) podać przykład

do każdego punktu swojej mowy.

* * *

"Przykład zawsze jest bardziej skuteczny niż przepis." - Samuel Johnson

* * *

Mój mentor John Stanton mawiał, że problem z moimi wczesnymi kazaniami

polegał na tym, iż były one pozbawione "okien". Wyjaśnił mi, że ilustracje

są oknami, przez które ludzie mogą zobaczyć zastosowanie czy prawdę, której

się naucza. Jestem dozgonnie wdzięczny za tę radę. John nauczył mnie, jak

opowiadać historie, które są zastosowaniem przekazywanych prawd, i jak

nadawać wszystkiemu co mówię praktycznego wymiaru.

Skąd można zaczerpnąć ilustracje? Dr Donald Grey Barnhouse powiedział

kiedyś: "Całe życie jest ilustracją nauki biblijnej". Miał rację, lecz

zasada, o której mówił, jest jeszcze szersza. Można powiedzieć, że "całe

życie jest ilustracją prawdy". Każdy dobry mówca jest bystrym obserwatorem

życia szukając w nim ilustracji do przekazywanych przez siebie prawd. Jeśli

wygłaszasz mowę motywacyjną do pracowników na temat ważności koncentrowania

się na potrzebach klientów, powinieneś zilustrować tę zasadę konkretnym

przykładem, jak poprzez takie działania można osiągnąć sukces. Jeśli po

prostu zakomunikujesz jakąś prawdę, zostanie ona szybko zapomniana.

Większość ilustracji czerpiemy z życia uważnie je obserwując. Biskup

William Quayle wygłosił kiedyś kazanie do duchownych, w którym wskazał na

obserwację jako jedno z najważniejszych zadań stojących przed kaznodzieją.

Powiedział:

"Kiedy tydzień kaznodzieja dochodzi do niedzieli, ludzie pytają go:

"Kaznodziejo, powiedz nam, gdzie byłeś i co widziałeś gdy robotnicy

trudzili się ciężką pracą?". Byłoby dobrze, gdybyśmy mogli powiedzieć o nim

z szacunkiem: "Otworzył swoje usta i nauczał ich mówiąc" i wysłuchać

kolejnego, choć nieco mniejszego, kazania na górze. Byłoby dobrze gdyby

słuchający mogli westchnąć i z sercem przepełnionym ulgą powiedzieć:

"Kaznodziejo, dostrzegłeś i usłyszałeś to? Wykonałeś dobrą pracę. Idź tam i

słuchaj następnego tygodnia, a potem przyjdź tutaj i opowiedz nam o tym, co

usłyszałeś i zobaczyłeś".

Każde spotkanie z realnymi ludźmi - każdy wyraz bólu, każde zajęcie,

historia każdego życia - dostarcza mówcy bogatego materiału ilustracyjnego.

Ktoś powiedział, że sztuka pisania to sztuka obserwacji. To samo można

powiedzieć o przemawianiu. Każdy potrafi napisać poprawne zdanie, wstawić

odpowiednie znaki interpunkcyjne i sięgnąć po słownik, aby nie popełnić

błędów, lecz ludzie, którzy są obserwatorami życia mają coś ważnego do

powiedzenia.

Obserwując innych nie zapomnij o obserwowaniu samego siebie. Jeśli jesteś

kaznodzieją, pamiętaj, że nie możesz wypowiadać się o rodzaju ludzkim

jakbyś do niego nie należał. Na lotniskach nie ma oddzielnych toalet dla

mężczyzn, kobiet oraz duchownych. Po dwudziestu ośmiu latach bycia pastorem

odkryłem, że te same rzeczy, które mnie przerażają, kuszą i inspirują,

przerażają, kuszą i inspirują innych. W rezultacie odkryłem, że jednym z

największych źródeł informacji jestem ja sam i to co rozgrywa się w moim

życiu.

Innym sposobem wynajdywania ilustracji jest oczywiście czytanie. Mówca,

który nie czyta, wcześniej czy później znajdzie się w poważnych tarapatach.

Zapytasz: "Co powinienem czytać?". Wszystko: czytaj ogłoszenia na pudełkach

płatków śniadaniowych, czytaj plakaty, magazyny i wszystkie książki, jakie

wpadną ci w ręce.

Nie zapominaj także o radiu i telewizji. Męczą mnie mówcy, którzy są

stale na wojennej ścieżce z mediami elektronicznymi. Zdradzę wam sekret:

żaden przemysł nie jest bardziej wrażliwy na to ludzkie pragnienie niż

rozgłośnie komercyjne. Racją ich istnienia jest dowiadywanie się, jakie są

potrzeby ludzi, a następnie dawanie im tego. Nie podoba mi się to tak samo

jak tobie, niestety takie są fakty. Dlatego mówca, który nie wie, co się

dzieje w mediach elektronicznych, nie dotrze tam, gdzie żyją prawdziwi

ludzie. Jednym z najlepszych źródeł materiału ilustracyjnego jest radio i

telewizja.

Innym źródłem przykładów są specjalne książki z materiałem ilustracyjnym.

Wiem, wiem. Może wydawać się to oszukiwaniem, lecz tak naprawdę nim nie

jest tak długo, jak długo obdarzasz zaufaniem osobę, która pierwsza

opowiedziała daną historię czy posłużyła się daną ilustracją. Większość

książek z przykładami nie ma wielkiej wartości, lecz jeśli znajdziesz w

nich trzy czy cztery dobre przykłady, to są one warte swojej ceny.

A teraz podam wam najlepsze źródło ilustracji jakie znam: są nim ludzie,

z którymi rozmawiasz. Kiedy dasz do zrozumienia, że "oddałbyś duszę" za

dobry przykład, twoi przyjaciele zaczną ich szukać dla ciebie. Oprócz tego

będą mieli prawdziwą frajdę słysząc jak używasz historii czy cytatów,

których ci dostarczyli (co zwiększy ich pragnienie znalezienia jeszcze

większej ilości przykładów). Mówienie nigdy nie jest prywatną sprawą mówcy.

Powinno ono angażować publiczność, a jednym z najlepszych sposobów

osiągnięcia tego celu jest poproszenie ich o pomoc w znalezieniu

ilustracji.

* * *

"Połączenie matematyka z poetą, zapału z umiarem, pasji z poprawnością -

oto prawdziwy ideał." - William James

* * *

Z pasją

Piątym i ostatnim elementem komunikacji jest "pasja". Jeśli to co mówisz

nie ma dla ciebie większego znaczenia, nie będzie go też miało dla kogoś

innego!

Nienawidzę nudnych, pozbawionych życia i pasji przemówień. Postanowiłem,

że już nigdy więcej nie będę ich słuchał. Kiedy jestem zmuszony słuchać do

końca nudnej mowy, gram w pewną grę. Sprawdzam, ile razy uda mi się przejść

przez wszystkie litery alfabetu zanim mówca dobrnie do końca - używam przy

tym jedynie pierwszych liter słów, których użył. Być może nie wyraża to

zbyt wiele szacunku, lecz jest o wiele bardziej kurtuazyjne od zapadnięcia

w drzemkę.

Jeśli jesteś duchownym, wiesz, że trudno uczynić nudnym coś tak

ekscytującego jak ewangelia. Mimo to wszyscy wiemy, że zdarza się to często

w niedzielny poranek w tysiącach kościołów. Jeśli jesteś sprzedawcą towaru,

który nie wzbudza w tobie zaraźliwego entuzjazmu, powinieneś postarać się o

nowy towar. A jeśli twoje sprawozdanie przed członkami zarządu czy komisji

nie "porusza cię", to możesz być pewny, że nie zainteresuje też nikogo

innego.

Mój przyjaciel John Haggai, założyciel i dyrektor Haggai Institute for

Advanced Leadership Training, jest jednym z najbardziej skutecznych mówców

jakich znam. Gdy zbierałem fundusze na program budowlany, zadzwoniłem do

niego i zapytałem, jak on to zrobił.

Powiedział mi: "Steve, powiedziałem mojej sekretarce, że odwołuję

wszystkie moje rozmowy telefoniczne i nie chcę, aby na krótko przed

powtórnym przyjściem Chrystusa ktokolwiek mi przeszkadzał. Następnie

usiadłem za biurkiem i zacząłem się zastanawiać nad tym projektem i nad

tym, jak wiele zmieni on w życiu ludzi. Kiedy byłem tak podekscytowany, że

nie mogłem już dłużej wysiedzieć, szedłem prosić o pieniądze".

Zasada ta będzie działała także w twojej mowie. Gdy będziesz ją

przygotowywał, obudź w sobie entuzjazm. Jeśli nie potrafisz być nią

podekscytowany, poproś, aby zamiast ciebie wygłosił ją ktoś inny.

Rozdział 8.&

Przygotowanie mowy

"Głoś naukę, nastawaj w porę, nie w porę, w razie potrzeby wykaż błąd,

poucz, podnieś na duchu z całą cierpliwością, ilekroć nauczasz." - 2 Tym 4,

2

W seminarium miałem profesora, który mówił studentom, że na każdą minutę,

jaką kaznodzieja spędza za pulpitem, powinna przypadać godzina przygotowań.

Nie miał zielonego pojęcia o prawdziwym życiu. Od dwudziestu lat nie służył

w kościele i nie zdawał sobie sprawy z czasowych rygorów narzucanych przez

napięty rozkład zajęć współczesnego duchownego. Wielu pastorów wygłasza

trzy trzydziestominutowe kazania w tygodniu - gdyby chcieli posłuchać rady

mojego profesora, musieliby poświęcać dziewięćdziesiąt godzin w tygodniu na

przygotowania. Zadanie to jest wykonalne dla mnicha, który nie ma rodziny i

nie chce jeść ani spać.

Chociaż profesor mylił się co do ilości czasu, jaki należy poświęcić na

przygotowanie kazania, nie mylił się co do znaczenia przygotowania. Louis

Pasteur powiedział kiedyś: "Przypadek faworyzuje jedynie przygotowane

umysły".

Prezydent Nion powiedział mi kiedyś, że rozmawiając z synem Winstona

Churchilla wyraził swój podziw dla jego zdolności do improwizowanych

przemówień. Ten odpowiedział: "O tak, obserwowałem jak ojciec całymi

godzinami przygotowywał te improwizowane przemówienia.

Jedną z cech dobrej mowy jest łatwość, z jaką jest wygłaszana. Istnieje

bezpośredni związek pomiędzy łatwością, z jaką ktoś przemawia, a pracą

włożoną w przygotowanie mowy.

Miałem przyjaciela, który uwielbiał przemawiać, lecz nie był w tym zbyt

dobry. Przypadkowo usłyszałem, jak mówił do naszego wspólnego znajomego:

"Nie przygotowuję się. Chyba po prostu mam ten dar".

Pragnąłem mu powiedzieć (nie zrobiłem tego), że rzeczywiście ma dar, lecz

nie dar wygłaszania mów. Jego dar był tak potężny, że nikt nie śmiał

powiedzieć mu o tym, że jego przemówienia są okropne.

W tym rozdziale przyjrzymy się, jak przygotować mowę. Niewłaściwe

przygotowanie jest powodem niepowodzenia większości złych przemówień.

Nie znaczy to, że sposób prezentacji nie jest ważny (powiem o tym w

następnym rozdziale), lecz że jeśli nie poświęcisz czasu na przygotowanie

się i nie wykonasz tego jak należy, konfrontacja z publicznością może mieć

tak katastrofalne skutki jak skakanie z samolotu bez spadochronu.

* * *

"Człowiek jest głuchy na wszystko do czego nie dają mu przystępu jego

doświadczenia." - Fredrich Wilhelm Nietzsche

* * *

Pamiętaj o słuchaczach

Pierwszą rzeczą, którą musi wziąć pod uwagę autor mowy są słuchacze - o

dziwo, jest to najbardziej zaniedbywany fragment przygotowań. Oprócz tego,

że czas jest najcenniejszym darem, jaki ofiarują ci słuchacze, i nie

powinieneś go marnować, istnieje jeszcze kilka innych czynników związanych

z audytorium, o których należy pamiętać.

Kilka lat temu pewien mężczyzna, któremu zależało na udowodnieniu

prawdziwości swojego poglądu na sztukę, dał małpie pędzel malarski i

nauczył ją malować. Następnie wystawiał te małpie "dzieła sztuki" jako

swoje własne. Malowidła były nieco abstrakcyjne, kolorowe i nowoczesne,

więc krytycy nazwali je "interesującymi" i "niezwykłymi". Niektórzy z nich

uznali nawet, że wyszły one spod pędzla najważniejszego z młodych artystów

tamtego okresu. Człowiek ten nigdy nie zdradził krytykom, ani tym, którzy

kupili malowidła, tajemnicy o swojej małpie. W końcu praca była łatwa, a

małpa pracowała szybko.

Dobra mowa, podobnie jak dzieło sztuki, uwzględnia fakt, że

"autoekspresja" nie ma żadnej wewnętrznej wartości - po prostu jest. Tak

jak małpa potrafi malować, każdy potrafi składać słowa. To w publiczności

tkwi coś, co czyni sztukę wielką, a mowę skuteczną.

Lecz na tym analogia się kończy. Chociaż sztuka komunikuje pewne treści,

jej sposób komunikacji nie musi mieć charakteru poznawczego. Sztuka nie

koncentruje się przede wszystkim na publiczności, chyba że przestaje być

sztuką i staje się propagandą. Natomiast mowa musi koncentrować się na

słuchaczach, w przeciwnym bowiem razie przerodzi się w bełkot. Mowa musi

być konkretna, mieć jasne przesłanie i być pomyślana tak, aby wytwarzała

określoną reakcję tych, co słuchają.

Chociaż pewne elementy w przygotowywaniu mowy można nieco swobodnie

określić jako pewną formę sztuki, coraz mniej mi odpowiada nazywanie

retoryki "sztuką". Mowa nie jest sztuką. Jest narzędziem, bardzo

pragmatycznym i nakierowanym na pewien punkt docelowy - publiczność.

Co jakiś czas różne organizacje sponsorują konkursy mające wyłonić

"najlepsze kazania roku". Kaznodzieje posyłają swoje kazania do oceny, a

grupa sędziów decyduje, komu przyznać nagrody. Niektóre z najlepszych

kazań, jakie kiedykolwiek wygłoszono, nigdy nie zdobyłyby nagrody, nigdy

nie otrzymałyby dobrej oceny na zajęciach homiletyki czy zostały

opublikowane w księdze kazań. Czy wiesz dlaczego? Ponieważ sędzią, jedynym

sędzią decydującym, czy kazanie jest dobre, czy złe, jest publiczność.

Mowa nie może być oceniana pod kątem tego, jak jest kwiecista, pełna

tolerancji czy elegancka. Jedynym sędzią mowy jest publiczność. Zwykle

mówię moim studentom: "Nie przejmujcie się tak bardzo ocenami, które wam

wystawię. Jeśli będziecie przychodzili na zajęcia, nie będziecie mieli

problemów. Prawdziwy egzamin zdaje się stojąc za pulpitem w kościele.

Jestem tutaj nie po to, aby przygotować was do otrzymania dobrej oceny w

klasie, lecz pomóc, abyście nie oblali egzaminu jakiemu zostaniecie poddani

w waszych kościołach".

Przygotowując mowę poświęć dużą uwagę twojej publiczności. Powinieneś

zawsze odpowiedzieć sobie na poniższe pytania:

Jaki jest przeciętny wiek i płeć słuchaczy?

Jakie jest wykształcenie słuchających?

Czy słuchacze będą wrogo nastawieni, wspierający czy neutralni?

Czy trzeba ich przekonać o ważności podjętego tematu?

Jaki mają czas koncentracji uwagi?

Na jakiego rodzaju mowy ta konkretna publiczność reagowała pozytywnie?

Podam wam tutaj pewną zasadę: w fazie przygotowań określenie rodzaju

publiczności poprzedza i wyznacza formę samej prezentacji. Inaczej mówiąc,

treść i styl mowy powinny być podyktowane przez rodzaj publiczności. W

dalszej części tego rozdziału udzielę kilku innych rad dotyczących

przygotowywania mowy. Pamiętaj jednak, że nawet jeśli wszystkie inne rzeczy

opanujesz, jak należy, lecz zapomnisz o słuchaczach, twoja mowa będzie

wielką "sztuką" i niczym więcej.

Dokonaj właściwego

wyboru tematu

Drugą sprawą jaką należy uwzględnić przygotowując mowę jest temat.

Czasami inni wyznaczą ci temat. Czasami poproszą, abyś skoncentrował się na

pewnej ogólnej dziedzinie. Kiedy indziej wybór tematu zostanie całkowicie

pozostawiony twojemu uznaniu. W pierwszym przypadku lepiej odmówić

wygłoszenia mowy niż podjąć się mówienia na temat, o którym wiesz bardzo

niewiele lub którym słuchacze w ogóle się nie interesują. W drugim

przypadku będziesz musiał dostosować swoją mowę do swojej wiedzy i rodzaju

zainteresowań publiczności. W trzecim przypadku zawsze przyjmij

zaproszenie!

Teraz pozwólcie, że bliżej wyjaśnię poszczególne punkty.

Kiedy zostanie ci wyznaczony wąski temat, musisz być bardzo ostrożny.

Sama umiejętność "dobrego przemawiania" nie wystarczy, by skompensować twój

brak wiedzy czy niedostateczne zainteresowanie słuchaczy. Często jestem

proszony o przemawianie na konferencjach i w collegeach. Zwykle osoby,

które mnie zapraszają, błędnie zakładają, że mogę mówić o wszystkim co ma

jakikolwiek związek z religią. Po wielu latach doświadczeń nauczyłem się

mówić: "Przykro mi, lecz jest wielu ludzi, którzy potrafią mówić na ten

temat lepiej ode mnie. Jeśli nie możecie dać mi większego wyboru, to chyba

powinniście znaleźć kogoś innego.

* * *

"Jakie jest krótkie znaczenie tej długiej mowy?" - Johann von Schiller

* * *

Kiedy temat jest bardziej ogólny i luźno łączy się z dziedziną, na której

się znasz, masz stosunkowo szerokie pole manewru. Na przykład, gdyby kazano

ci wygłosić wykład na temat: "Jak uczyć dzieci", a ty jesteś rodzicem,

nauczycielem, nauczycielem szkoły niedzielnej czy trenerem Little League

(Małej ligi), możesz przyjąć zaproszenie wiedząc, że skoncentrujesz się na

tym aspekcie "nauczania dzieci", o którym wiesz najwięcej.

Najlepszymi zaproszeniami do wygłoszenia mowy są takie, które dają

nieograniczoną swobodę wyboru tematu. Musisz przejrzeć w myślach wszystkie

tematy, które uważasz za interesujące i które potrafisz najlepiej

przedstawić.

Problemem, jaki się wówczas nasuwa, jest zdecydowanie, który temat

wybrać. Udzielę ci trzech rad:

1. Wybierz temat, który przyciąga twoją uwagę.

2. Wybierz temat, który przyciągnie uwagę słuchaczy.

3. Wybierz temat, o którym już coś wiesz lub po przeprowadzeniu badań

możesz wiedzieć tyle, że twoje wystąpienie będzie miało sens.

Niezależnie od tego, czy narzucono ci temat, czy sam go sobie wybrałeś,

czeka cię zadanie zgromadzenia materiału. Możesz zacząć od zebrania całego

dostępnego materiału i zanotowania wszystkiego co może zostać włączone do

mowy, którą planujesz wygłosić. Zapisz wszystkie ilustracje, dane

statystyczne i fakty dotyczące tematu.

W tym momencie nie staraj się jeszcze niczego porządkować. Po prostu rób

notatki dopóki nie zbierzesz całego materiału, jaki może zostać użyty.

Dobrym zwyczajem jest przeczytanie jakiejś krótkiej pracy na ten temat. To

da ci pewien pogląd, czego należy szukać.

Prawda jest taka, że wykorzystasz jedynie małą część materiału, jaki

zebrałeś w pierwszej fazie robienia notatek. Gdy będziesz wygłaszał swoją

mowę, nawet to, czego nie wykorzystasz stanie się częścią twojej "siatki

bezpieczeństwa". Zawsze mądrze jest przygotować mowę mając do dyspozycji

nadmiar materiału - nie powinna ona nigdy zawierać wszystkiego, co wiesz na

dany temat.

* * *

"Wszystko, co zostało napisane, jest dobre w takim stopniu, w jaki jest

udramatyzowane. Treść nie potrzebuje wyrażenia w formie, lecz w dramacie -

w przeciwnym razie jest niczym." - Robert Frost

* * *

Przygotowując mowę (szczególnie gdy robisz to często) odkryjesz, że dużo

materiału, którego nie planowałeś użyć, przyjdzie ci na myśl, gdy będziesz

mówił. Wszystko samo się uporządkuje i wyjdzie jak należy. Taka jest

funkcja "bibliotekarza naszego umysłu", który ustawicznie sprawdza słowa,

fakty i historie. Lecz jeśli niczego nie ma na półkach, bibliotekarz nie

będzie ci mógł pomóc w przygotowaniu lepszej mowy.

Zastosuj zasadę lejka

Następnym krokiem w przygotowywaniu mowy jest zastosowanie "zasady

lejka". Na tym etapie zaczynasz przepuszczać zgromadzony materiał przez

"lejek" koncentrując się na wybranych zagadnieniach. Jest to proces

eliminacji. Na przykład, jeśli twoja mowa dotyczy tego "Jak uczyć dzieci",

możesz mieć pięć czy sześć stron notatek szczegółowo opisujących wszystko

począwszy od tego, ile dzieci uczęszcza do szkół publicznych w Stanach

Zjednoczonych, a kończyć na teorii wychowania niektórych czołowych

pedagogów. Być może sporządziłeś jakieś notatki na temat psychologii

dziecka czy różnic pomiędzy szkolnictwem prywatnym i państwowym. Mogłeś

znaleźć dużo materiału na temat nowych metod nauczania czy szkół

eksperymentalnych. Być może poczyniłeś jakieś uwagi na temat zaangażowania

rodziców w proces nauczania czy w nauczanie w domu. Możesz też zanotować

fakty dotyczące możliwości wyboru, jakie stwarza szkoła, czy przedłużenia

okresu nauki. Być może znalazłeś materiały na temat przesądów dotyczących

publicznego systemu edukacji.

Jest oczywiste, że nie możesz omówić wszystkich tych tematów (a nawet

wykorzystać większości z nich) w swojej mowie, ponieważ twoi słuchacze tego

nie wytrzymają. A zatem musisz rozpocząć proces eliminowania i

porządkowania, czyli (jak ja to nazywam) przepuszczania materiału przez

lejek. Koncentrujesz się na tym, co zostanie włączone do twojej mowy, a co

zostanie z niej usunięte.

Dobrą praktyką dla mnie przy zbieraniu materiałów z wielu dziedzin jest

zaznaczanie tych punktów, które mnie szczególnie interesują czy ekscytują.

Nazywam je "świetlistymi punktami" komunikacji. Gdy będziesz przeglądał

swoje notatki, niektóre rzeczy będą niemal wyskakiwały z kartek notatnika

wołając: "Użyj nas! Użyj nas". Nauczyłem się, że dobrze jest w takich

chwilach zaufać swojemu instynktowi, zawsze jednak pamiętając o

publiczności i o swoich własnych zainteresowaniach.

Teraz można już przejść do fazy porządkowania materiału. Ja biorę zwykle

kartkę papieru i wypisuję najważniejsze myśli, które chcę zakomunikować

moim słuchaczom. Następnie łączę je ze sobą, tytułuję poszczególne części i

podczęści i tworzę szkic mowy.

Pod koniec procesu przepuszczania przez lejek powinieneś potrafić w

jednym czy dwóch zdaniach powiedzieć, co starasz się osiągnąć w swojej

mowie. Jeśli tego nie potrafisz zrobić, musisz cofnąć się i jeszcze raz

skoncentrować się na temacie tak długo, aż będziesz potrafił szybko i

wyraźnie przedstawić cel i główny temat mowy.

Jeszcze raz posłużę się przykładem wykładu pt. "Jak uczyć dzieci".

Przypuśćmy, że po przepuszczeniu materiału przez lejek ograniczyłeś temat

do jednej dziedziny, tj. możliwości wyboru jakie daje szkoła. Być może

doszedłeś do wniosku, że danie możliwości wyboru przedmiotów szkolnych jest

dobrym pomysłem. Po doprowadzeniu tego procesu do końca powinieneś być w

stanie powiedzieć coś w rodzaju: "Mam zamiar ukazać słuchaczom, że wbrew

stanowisku wielu pedagogów stworzenie dzieciom możliwości wyboru

przedmiotów w szkole jest dobre dla nich samych, dla ich rodziców i dla

Ameryki". (Lub przeciwnie, możesz wskazać, że stwarzanie takich możliwości

wyboru jest złe dla dzieci, rodziców i narodu).

Nadaj właściwą formę

Teraz jesteś już gotowy do nadania formy swojej mowie. Składa się ona z

trzech głównych części: wprowadzenia, rozwinięcia i zakończenia.

Porozmawiajmy o każdej z nich.

Wprowadzenie

Wprowadzenie jest najważniejszą częścią mowy. Podczas pierwszej minuty

twojego wystąpienia słuchacze ocenią cię i zdecydują, czy są zainteresowani

tym, co masz im do powiedzenia. Pozwól, że udzielę ci trzech "zakazów" i

trzech "nakazów".

Nie przepraszaj. Nie uwierzyłbyś ile mów zostało popsutych dlatego, że

mówcy rozpoczynali słowami: "Nie jestem wielkim mówcą..." czy "Mam

nadzieję, że wybaczycie mi mój brak przygotowania w tej dziedzinie..." lub

"Wcale nie chciałem przemawiać i jestem tym bardzo podenerwowany".

* * *

"W przypadku zmysłu wzroku idea komunikuje emocje, natomiast w przypadku

słuchu emocja komunikuje ideę, co jest o wiele bardziej bezpośrednim i

dlatego bardziej potężnym środkiem oddziaływania." - Alfred North Whitehead

* * *

Nie poniżaj słuchaczy. Twoi słuchacze dali ci swój czas. Nie są ci nic

winni. To ty jesteś im coś winien. Kiedy we wprowadzeniu wyśmiewasz się z

nich czy stajesz się sarkastyczny albo zły, to równie dobrze możesz już

skończyć.

Pewien lider zespołu muzycznego w przypływie kiepskiego humoru przekazał

mi kiedyś mikrofon wraz ze słowami: "Steve, ci ludzie to ciężki kawałek

chleba, lecz jestem pewien, że dasz sobie jakoś radę". Gdy zabrałem głos,

potrzebowałem pięciu cennych minut, aby przeciągnąć słuchaczy z powrotem na

moją stronę.

Nie wywyższaj się. Mówcy, którzy na samym wstępie okazują arogancję zginą

zanim dotrą do głównej części mowy. Niektórzy mówcy sprawiają wrażenie

jakby zamierzali przemówić z góry Synaj. Niektórzy są przedstawiani w taki

sposób, jakby mieli wygłosić kazanie na górze. Myślą sobie: "Jeśli

rzeczywiście jestem taki dobry, to nie mogę się wprost doczekać, by

usłyszeć co mam do powiedzenia". Pamiętaj jednak, że jeśli komunikujesz

taką postawę, to od razu stracisz publiczność.

Abyś nie pomyślał sobie, że mówię wyłącznie o rzeczach negatywnych oto

kilka "nakazów".

Przyciągnij uwagę słuchaczy. Istnieje wiele sposobów osiągnięcia tego

celu we wprowadzeniu do mowy. Kontynuując nasz przykład wykładu pt. "Jak

uczyć dzieci" możesz celowo wygłosić jakieś zaskakujące stwierdzenie:

"Dzisiaj powiem wam o czymś, co złamie wasze serce" (rozwieje wasze iluzje,

sprawi, że będziecie mieli łzy w oczach itp.). Możesz też zwrócić uwagę

słuchaczy na jakiś uderzający fakt: "Czy wiecie, że 50 procent dzieci w

szkołach publicznych nie potrafi wymienić trzech ostatnich prezydentów

Stanów Zjednoczonych?". Możesz posłużyć się humorem: "Czy znacie dowcip o

trzech chłopcach, którzy siedzieli w zbitej gromadce z tyłu klasy?

Nauczyciel zapytał ich, co robią, a oni przyznali się, że opowiadają sobie

świńskie kawały. Nauczyciel odpowiedział: "Całe szczęście! Myślałem, że się

modlicie". Czasami można pozyskać uwagę audytorium dobrze przemyślanym

komplementem: "Czekałem na to, by być z wami tego wieczoru, ponieważ

wykazaliście, że jesteście inteligentnymi i odpowiedzialnymi obywatelami

naszej społeczności".

Podsycaj apetyty publiczności. Dobre wprowadzenie wzbudzi u słuchających

pragnienie usłyszenia tego, co zostanie powiedziane w rozwinięciu mowy.

Jeśli publiczność nie przejawia pełnego zainteresowania tym, co masz zamiar

powiedzieć, całkiem prawdopodobne, że nie będą zwracali na to uwagi. Jeśli

mówisz do więźniów znajdujących się w celach śmierci o tym jak "pokonać

system", będziesz miał zainteresowanych słuchaczy. Przedsiębiorcy będą cię

słuchali, gdy będziesz mówił o inwestowaniu. Jeśli chcesz zająć się

wychowywaniem dzieci, sfrustrowani rodzice będą łapczywie chwytać każde

słowo. Przedstaw im jednak, co masz zamiar powiedzieć w dalszej części

wykładu.

Wróćmy do naszego wykładu o tym "Jak uczyć dzieci". Możesz rozpocząć

słowami: "Przyszłość naszego narodu zależy od edukacji naszych dzieci.

Jeśli zawiedziemy w tej dziedzinie, to poniesiemy porażkę jako naród".

Innym sposobem rozpoczęcia może być powiedzenie: "W. C. Fields powiedział:

"Ktoś, kto nie lubi dzieci lub psów, nie może być całkiem zły." Jezus

mówił: "Pozwólcie dzieciom przychodzić do mnie." Fields od dawna nie żyje i

prawie nikt go nie pamięta. Jezus jest nadal ekspertem, którego ludzie

słuchają. Troska o dzieci jest miarą wielkości narodu i poszczególnych

jednostek". Możesz zadać pytanie: "Czy zastanawiałeś się, dlaczego pomimo

miliardów dolarów, jakie wydajemy na edukację, mamy jeden z najgorszych

systemów edukacji w uprzemysłowionym świecie?".

Podaj słuchaczom temat swojej mowy. Ktoś powiedział, że dobry mówca

najpierw informuje słuchaczy, o czym zamierza mówić, następnie to mówi, a

na koniec podsumowuje to, co zostało powiedziane. Jest to pewne

uproszczenie, ważne jest jednak, aby słuchacze wiedzieli, w jakim kierunku

będziesz zmierzał. Jeśli aż do końca zwlekasz z przedstawieniem swojego

celu, to w końcu będzie na to za późno.

Nie oznacza to, że od razu powinieneś zdradzić wszystko, co masz zamiar

powiedzieć. Gdyby tak miało być, twoja mowa byłaby niepotrzebna. Jednak

temat twojej mowy i cel, jaki sobie stawiasz, powinny zostać przedstawione

w jak najlepszy sposób, który przyciągnie uwagę słuchających. Na przykład:

"W ciągu tych kilku chwil jakie spędzimy razem, mam zamiar wykazać, że

dając dzieciom możliwość wyboru przedmiotów szkolnych można osiągnąć

zdumiewające postępy w nauce. Mam też zamiar wykazać, że w naszym kraju

jest spora rzesza ludzi, którzy z samolubnych powodów woleliby, abyście nie

byli świadomi tego, co powiem". (Oczywiście, jeśli znajdowałbyś się po

przeciwnej stronie barykady, mógłbyś powiedzieć: "W moim wykładzie planuję

pokazać, że pewni bardzo ograniczeni i pełni uprzedzeń ludzie chcą

zniszczyć największą instytucję w Ameryce - system publicznej edukacji").

Rozwinięcie

Teraz omówię drugą część mowy, tj. jej rozwinięcie. Rozwinięcie jest tą

częścią mowy, w której przedstawiasz swoje główne myśli, prezentujesz dane

i zajmujesz swoje stanowisko. Przygotowując rozwinięcie należy pamiętać o

dwóch ważnych zasadach.

Zasada 1. To, czy twoja mowa będzie sukcesem, zależy od tego, ile pytań

publiczności zdołasz przewidzieć i odpowiedzieć na nie. Następnym razem gdy

będziesz przysłuchiwał się mowie czy kazaniu (zakładam, że po wprowadzeniu

będziesz nadal słuchał), zwróć uwagę na to, jak reagujesz na słowa mówcy.

Jeśli z czymś się nie będziesz zgadzał, powiedz w myślach: "To nonsens!".

Jeśli zgadzasz się z tym, co mówi, możesz wyszeptać: "Taaaaaak!". Jeśli

mówca wyraża się niejasno, powiedz sobie: "Chciałbym, aby to trochę

bardziej wyjaśnił. Odnoszę wrażenie że jest to sprzeczne z tym co

powiedział poprzednio". Mowa jest dialogiem pomiędzy mówcą i słuchaczami.

Jedna strona tego dialogu pozostaje milcząca - lecz jest realna. Jeśli o

tym zapomnisz, twoja mowa będzie niewypałem.

Mówcy, którzy mają za sobą lata doświadczeń, nauczyli się odczytywać

myśli swoich słuchaczy - ich zagubienie, gniew czy aprobatę. Jeśli nie

jesteś tak doświadczonym mówcą, musisz przewidywać reakcje słuchaczy

zadając sobie pytania: Gdybym był słuchaczem, co chciałbym wiedzieć na ten

temat? Jakiego rodzaju pytania bym zadał? Co wywołałoby u mnie właściwą

reakcję?

Zasada 2. Istnieje bezpośredni związek pomiędzy zdolnością słuchaczy do

robienia notatek a skutecznością twojej mowy.

Proszę zwróć uwagę, że nie powiedziałem, iż słuchacze muszą robić

notatki, by twoja mowa była udana. Jeśli jednak ktoś chce notować, lecz nie

może z powodu niezauważalnych przejść z punktu do punktu, zlewania się

poszczególnych części i braku jasności wywodu, to twoja mowa będzie klęską.

Odkryłem, że mądrze jest ponumerować punkty i wracać do poprzednich zanim

przejdzie się do następnego.

Szczególną uwagę należy zwracać na przejścia. Muszą zostać one wyraźnie

podkreślone, aby słuchacze mogli robić notatki, jeśli takie jest ich

życzenie.

Zakończenie

Ostatnia część mowy nie jest miejscem przeznaczonym na zrobienie tego,

czego nie udało ci się zrobić do tej pory. Zakończenie nigdy nie powinno

być prostym powtórzeniem. Nie jest to też czas na odzyskanie tego co

straciłeś, czy na wprowadzenie nowej myśli.

Zakończenie jest to czas na zamknięcie mowy z hukiem. Nie ma nic gorszego

od mowy, która była dobra aż do momentu zakończenia, lecz pod koniec

niezauważalnie zamarła.

Istnieje komunikacja poznawcza, której celem jest przekazywanie

określonego przesłania dotyczącego faktów, myśli i wniosków. Istnieje też

komunikacja emotywna (emocjonalna), której głównym celem jest wywoływanie

określonych emocji. Zakończenie mowy powinno oczywiście zawierać element

poznawczy - lecz przede wszystkim powinno mieć charakter. Dobra opowieść

może być emotywna. Nawet krótkie stwierdzenie czy jakiś dowcip mogą

wywoływać emocje. Niezależnie od tego, jak to zrobisz, w twoim zakończeniu

powinien znajdować się silny ładunek emocjonalny. Mowa pozbawiona

wywołującego emocje zakończenia jest jak rakieta, która eksploduje na

wyrzutni.

Na przykład, zakończenie wykładu na temat nauczania dzieci może być

następujące:

"Tego wieczoru poświęciliśmy nasz czas, aby zastanowić się nad

przyszłością naszych dzieci. Gdy dyskutujemy o możliwościach wyboru w

naszym systemie edukacyjnym, musimy zejść ponad sprawy polityki, ekonomii i

tego, co interesuje wyłącznie pedagogów. Musimy pamiętać o dzieciach.

Sokrates powiedział kiedyś: "Gdybym mógł wspiąć się na najwyższy punkt

Aten, zawołałbym z całych sił: Współobywatele, podnieślibyście każdy

kamień, aby zgromadzić bogactwo, a tak mało troszczycie się o swoje dzieci,

którym pewnego dnia wszystko to zostawicie?".

Podam trzy zasady dotyczące zakończenia:

1. Zakończenie powinno być krótkie. Nie ma nic gorszego od mówców, którzy

powiedziawszy wszystko, co mieli do powiedzenia, nadal mówią.

2. Zakończenie powinno mieć charakter zamykający. Czy słuchałeś kiedyś

mówcy, który miał trzy lub cztery okazje zakończenia swojego wystąpienia,

lecz tego nie zrobił? Zakończenie powinno być formalną, wyraźnie

zdefiniowaną częścią twojej mowy.

3. Jeśli twoja mowa okazała się niewypałem zanim dotarłeś do zakończenia,

to ono prawdopodobnie i tak jej nie ocali. Może się jednak i tak zdarzyć.

Dlatego i tak je powiedz. Czasami bardzo zła mowa zostaje uratowana przez

bardzo dobre zakończenie. (Przyznacie chyba, że nie jest to najgorsze

zakończenie tego rozdziału).

Rozdział 9.&

Wygłaszanie mowy

"Uczył ich bowiem jak ten, który ma władzę, a nie jak ich uczeni w

Piśmie." - Mt 7, 29

Pomówmy teraz o wygłaszaniu mowy. Być może powiesz tak jak wielu innych:

"Wolałbym raczej iść do dentysty, przeżyć kontrolę urzędu skarbowego czy

spotkać byłego męża mojej żony niż wygłosić mowę. W ustach mi zasycha, ręce

mi się pocą, cały zaczynam drżeć na samą myśl, że miałbym wygłosić mowę".

Jeśli wygłaszanie mowy jest twoją drugą najmniej ulubioną rzeczą pod

słońcem (tuż po skakaniu z dachów domów) i jeśli na samą myśl o tym, że

mógłbyś wygłosić mowę, tracisz głos, to wspaniale!

Nikt nigdy nie wygłosił wielkiej mowy nie odczuwając lęku. Ten sam lęk

właściwie ukierunkowany bezpośrednio przyczyni się do wygłoszenia

skutecznej mowy.

Mój przyjaciel John De Brine, gospodarz programu radiowego pt. "Songtime"

(Pora na piosenkę), wierzy w doktrynę zwaną "łaską umierania". Wierzy, że

gdy umiera człowiek wierzący, Bóg daje mu specjalną łaskę, aby śmierć była

o wiele łatwiejsza od myślenia o śmierci. John jest przekonany, że

chrześcijanin stający w obliczu śmierci otrzyma wielki pokój i że "odejście

do domu" będzie radosnym wydarzeniem.

Kiedyś odwiedziłem Johna w szpitalu, gdy oczekiwał na poważną operację.

Zapytałem, czy się boi. Powiedział: "Jestem przerażony myśląc o śmierci,

lecz bałbym się naprawdę, gdybym nie doświadczał lęku".

Podobnie jest z wygłaszaniem mowy. Jeśli nie odczuwasz lęku, dopiero

wtedy powinieneś się zacząć obawiać. Jeśli nie doświadczasz pewnej

niezbędnej ilości niepokoju, to prawdopodobnie wygłosisz marną mowę.

Nawet najbardziej doświadczeni mówcy odczuwają silny niepokój przed

wygłoszeniem mowy. Wygłosiłem tysiące kazań i mów, lecz nigdy nie spotkałem

takiego audytorium, przed którym nie chciałbym uciec.

* * *

"Najlepszym sposobem wywołania wrażenia jest sprawienie wrażenia, że

starasz się wywrzeć wrażenie." - George Hart

* * *

A zatem, zanim przejdziemy do omówienia metody wygłaszania mowy:

Usankcjonuj swój lęk

Jedynymi ludźmi, którzy mogą powiedzieć, że nie lękają się wygłoszenia

mowy, są kłamcy i głupcy. Przemawianie przed publicznością jest przeżyciem

wywołującym silny niepokój. Każdy kto nie odczuwa pewnego zaniepokojenia

przed powiedzeniem mowy po prostu nie rozumie sytuacji, w jakiej się

znalazł.

Gdy pracowałem w rozgłośni radiowej, przeprowadzałem kiedyś wywiady z

klientami dużego domu handlowego w Bostonie. Sklep ten korzystał z usług

naszej stacji, a część kontraktu reklamowego obejmowała przeprowadzanie

takich wywiadów. Ponieważ chciałem, aby młoda kobieta, z którą

przeprowadzałem wywiad, czuła się swobodnie, powiedziałem: "Nie zwracaj

uwagi na ten mikrofon. Ty i ja po prostu będziemy rozmawiali - mikrofon

jest w tej rozmowie czymś całkiem przypadkowym".

"Nie martw się", odparła. "To łatwe. Zapewniam cię, że mikrofon mi nie

przeszkadza. Z tego żyję".

"W porządku", powiedziałem włączając magnetofon. "Jest tutaj ze mną przy

mikrofonie jedna z pań kupujących w domu handlowym... . Porozmawiamy o

nowej jesiennej kolekcji mody damskiej. Powiedz mi, Sara, co będziemy nosić

tej jesieni?".

Cisza.

Sądziłem, że nie słyszała czy też nie zrozumiała pytania, więc

powtórzyłem je. Ponownie zapadła cisza. Wyłączyłem magnetofon. Zauważyłem

łzy w jej oczach. "Jestem bardziej zdenerwowana niż sądziłam",

odpowiedziała.

Tak, rzeczywiście była zdenerwowana. Byłoby dla niej o wiele lepiej,

gdyby stawiła czoło realności swojego lęku i porozmawiała ze mną o tym,

zamiast zaprzeczać jego istnieniu i pozwalać, aby - jak wąż pełzający w

trawie - wśliznął się niepostrzeżenie i ukąsił ją.

Pewien rolnik orał w polu, gdy na karku konia ciągnącego pług usiadła

końska mucha. Jego syn pochylił się do przodu i odpędził ją. Rolnik

zapytał: "Dlaczego to zrobiłeś? To była jedyna rzecz, która utrzymywała go

w ruchu".

Lęk jest cudowną siłą motywującą. Lęk wyostrza nasze myślenie i powoduje,

że wspinamy się na szczyt naszych możliwości. Jeśli nie odczuwasz niepokoju

w związku z wygłoszeniem mowy, prawdopodobnie okaże się ona niewypałem.

Właśnie to powinno cię przerazić.

Wyjaśnij twój lęk

W drugim rozdziale tej książki dowiedzieliśmy się, że demony umierają w

świetle. Gdy zajmujesz się lękiem, ważne jest, abyś myślał o swoich obawach

i potrafił wskazać powody, dla których się boisz.

Gdy byłem pastorem, odwiedziłem kiedyś w szpitalu kobietę, która

następnego dnia miała mieć poważną operację. Zapytałem ją, czy się boi.

Zwykle gdy pytam chrześcijan, czy się boją, dają mi odpowiedź, której mogę

się spodziewać: "Nie pastorze. Bóg jest wierny. Dzięki Jego pomocy radzę

sobie z moim lękiem".

Ta kobieta była inna. Gdy zapytałem, czy się boi, odparła: "Oszalałeś?

Oczywiście, że się boję! To jest szpital. Tutaj ludzie umierają!"

Bardzo podoba mi się jej odpowiedź. Czy wiesz dlaczego? Ponieważ ona nie

tylko bała się, lecz także zdawała sobie z tego sprawę.

Zupełnie podobnie naucz się rozpoznawać swoje lęki związane z

przemawianiem. Gdy je wymienisz, będziesz się mógł nimi zająć. Czy lękasz

się, że ludzie pomyślą, iż zrobiłeś z siebie głupca? Czy lękasz się, że

ludzie nie zrozumieją wagi tematu, który zamierzasz poruszyć? Czy obawiasz

się, że ludzie odkryją prawdę o tobie? Czy lękasz się, że stracisz

przyjaciół? Czy obawiasz się, że będziesz osamotniony w swoich poglądach?

Czy lękasz się, że stracisz pracę? Czy obawiasz się, że twoja mowa okaże

się niewypałem i nie dostaniesz oczekiwanej podwyżki? Czy lękasz się,

ponieważ masz zły obraz własnej osoby? Czy boisz się, ponieważ jesteś

pochlebcą i nie chcesz nikogo rozczarować?

Niezależnie od tego, jaka jest przyczyna twojego lęku, naucz się go

określić.

Lecz nie poprzestawaj na tym. Zadaj sobie pytanie, co najgorszego mogłoby

cię spotkać, gdyby ziściło się to, czego się lękasz.

Czy gdybyś stracił pracę, mógłbyś znaleźć inną? (Oczywiście, że tak). Czy

gdybyś teraz nie dostał podwyżki, byłyby jakieś inne okazje? (Oczywiście,

że byłyby, po prostu musiałbyś trochę więcej popracować). Czy ludzie

odrzucą cię z powodu jednej mowy? (Być może. Lecz jeśli to uczynią, to

pewnie i tak nie chciałbyś mieć takich przyjaciół).

Myśl jest następująca: musisz "odmitologizować" swoje lęki. Lęk jest

okropną rzeczą, gdy pozwalasz mu istnieć bez sprawdzenia jego zasadności,

bez określenia go i bez rzucenia mu wyzwania.

Wyobraź sobie swój sukces

Wspomniałem o tym w rozdziale 2., lecz pozwólcie mi, że jeszcze raz o tym

powiem w związku z wygłaszaniem mowy. Czy pamiętacie słowa o lęku z dramatu

Szekspira pt. "Juliusz Cezar"? Cezar powiada: "Tchórze po tysiąckroć przed

śmiercią swą umierają, odważny zakosztuje śmierci tylko jeden raz" (akt 2,

scena 2, wiersz 32).

Tchórze umierają tysiąc razy, ponieważ stale wyobrażają sobie własną

śmierć. Podobnie jest z mówcami. Jeśli upierasz się przy tym, aby wyobrażać

sobie, iż twoja mowa okaże się niewypałem to nawet jeśli tak się

rzeczywiście stanie, będziesz musiał kilka razy przechodzić przez to

doświadczenie. Zamiast tego wyobraź sobie, że twoja mowa okaże się

niezwykłym sukcesem.

Dużą część życia spędziłem na pokładach samolotów i nienawidzę ich

szczerze. Mam jednak przyjaciela, który uwielbia latać. Zapytałem go

kiedyś, czy czasami nie myśli o katastrofie lotniczej. "O, tak", odparł.

"Wyobrażam sobie, że pomagam ludziom, którzy odnieśli rany, i współpracuję

z ekipą ratunkową w ewakuacji pasażerów".

Uderzyło mnie to, że jego wyobrażenie katastrofy lotniczej radykalnie

różni się od mojego. On wyobraża sobie, że nie odniósł żadnych obrażeń i

pomaga innym pasażerom, natomiast ja widzę siebie pośród tych, którzy

zostali ranni. Takie jest źródło różnicy między jego odwagą a moim lękiem.

Podobnie jest z wygłaszaniem mowy. Zamiast koncentrować się na tym, co

może się nie udać, skup się na tym, co może pójść dobrze. Wyobraź sobie, że

przemawiasz jasno, że poruszasz publiczność mocą swych słów i odbierasz

wyrazy uwielbienia (oczywiście z wielką pokorą). To zdumiewające co taka

zmiana obrazów myślowych może uczynić z lękiem.

Przyjmij swój lęk

Lęk wzrasta wprost proporcjonalnie do tego, jak bardzo chcemy przed nim

uciec. Gdy ludzie dowiadują się o moim lęku przed lataniem, mówią: "Steve,

jesteś przecież chrześcijaninem. Nie powinieneś bać się latania".

"Gdybym nie był chrześcijaninem, to nawet nie zbliżyłbym się do

samolotu", odpowiadam. "Jeśli runiemy w dół i tak polecę do góry. To dodaje

mi odwagi, aby wejść na pokład i siedzieć tam dopóki nie zamkną drzwi i nie

znajdziemy się w powietrzu. Wtedy jest już za późno na ucieczkę".

Lecz prawda jest taka, że gdybym kiedyś uciekł z samolotu, to nigdy

ponownie nie wsiadłbym na pokład. Tylko poprzez stawianie czoła mojemu

lękowi, robienie tego, czego się lękam, i przeżycie jestem w stanie sobie z

tym poradzić.

Podobnie jest z wygłaszaniem mowy. Jeśli w wieczór poprzedzający

wygłoszenie mowy dzwonisz do organizatorów i wymawiasz się chorobą lub

śmiercią w rodzinie, to już nigdy nie wygłosisz mowy. Najgorsza w tym

wszystkim jest świadomość że nie zrobiłeś tego, co powinieneś. Czy

pamiętasz angielskie przysłowie, jakie cytowałem w rozdziale drugim? "Lęk

zapukał do drzwi, otworzyła mu wiara i okazało się, że za drzwiami nie ma

nikogo".

Jeśli masz obawy, pamiętaj, że jest to normalne. To jest w porządku.

Jeśli sądzisz, że cały twój świat się zawali, ponieważ wygłosisz okropną

mowę, to uczucie to jest zrozumiałe. Jeśli drżą ci kolana i zaschło ci w

ustach, to także jest naturalne. Nie jest jednak czymś naturalnym, aby z

tego powodu nie wygłosić mowy. Zrób to! Wygłoś ją! Gdy już zaczniesz,

będziesz zaskoczony, jakie to łatwe.

Rozluźnij się

Gdy mówię, że powinieneś "rozluźnić się", to mam na myśli że powinieneś

mówić do siebie i być swoim najbardziej entuzjastycznym kibicem. Najlepsi

mówcy zawsze dodają sobie odwagi słowami zachęty.

Czy słyszałeś dowcip o mężczyźnie, który poszedł do supermarketu ze swoim

dwuletnim synem? Mały chłopiec ściągał z półek wszystko co wpadało mu w

ręce. Ojciec odkładał towar na półki i mówił: "Uspokój się, Ronnie".

Chłopiec uciekał i wpadał na innych kupujących, a ojciec nadal powtarzał:

"Uspokój się, Ronnie". Kiedy podchodzili do kasy chłopiec przewrócił stojak

z cukierkami, ojciec ponownie wyszeptał: "Uspokój się Ronnie".

W końcu jedna z klientek nie wytrzymała i zebrawszy się na odwagę

powiedziała ojcu: "Proszę pana, pański chłopiec jest prawdziwym potworem.

Potrzebuje porządnego klapsa w tyłek, a pana stać wyłącznie na to, by

powiedzieć "Uspokój się Ronnie"

"Madam, pani nie zrozumiała", odparł ojciec. "Mój syn ma na imię Mike.

Ronnie to ja!".

Podejrzewam, że ojciec powinien był zrobić coś więcej niż tylko mówić do

siebie, w każdym razie zrobił przynajmniej tyle. Ty także powinieneś to

robić.

Lillian Glass w swojej książce pt. "Say it Right" ("Powiedz to jak

należy") pisze:

"Komunikacja obejmuje trzy rzeczy: jest odzwierciedleniem tego jak

czujemy się wobec samych siebie, tego, jak to, co mówimy wpływa na innych,

i środkiem, za pośrednictwem którego oni na nas wpływają. Znajomość tych

trzech aspektów komunikacji może zwiększyć twoje zdolności dobrego

komunikowania. Mimo że przez wiele lat byłeś negatywnie ukształtowany,

możesz się zmienić Możesz na nowo wyszkolić swój wewnętrzny głos, by

przemawiał w sposób pozytywny - byś mówił sobie zachęcające rzeczy zamiast

pogrążać samego siebie, gdy popełnisz błąd. Produktem ubocznym takiego

postępowania będzie zwiększenie twojej komunikatywności, bowiem staniesz

się bardziej pewny siebie. (Nowy Jork, The Putnam Publishing Group, 1992,

ss. 67 - 68).

Autorka wypowiedziała bardzo ważną myśl. Naucz się podnosić siebie na

duchu. Naucz się mówić: "Jestem równie dobry jak każdy z moich słuchaczy".

Pozwól sobie na bycie człowiekiem. Naucz się być swoim najlepszym kibicem,

a będziesz zaskoczony widząc jak słabnie twój lęk przed mówieniem.

To doskonały sposób, aby zmniejszyć lęk. Posługuj się tą metodą i

zasadami podanymi w drugim rozdziale tej książki, a o wiele lepiej

poradzisz sobie z lękiem przed wygłoszeniem mowy. Teraz przejdźmy do samego

wygłaszania mowy. Jeden z problemów, jakie nastręczają książki na temat

przemawiania polega na tym, że dają tyle materiału do zapamiętania, że po

ich przeczytaniu większość ludzi nic nie pamięta. Można ucierpieć z powodu

zalewu informacji" i popsuć mowę nie dlatego, że twoja wiedza była

niewystarczająca, lecz dlatego, że zbyt wiele wiesz.

Dziesięć przykazań dotyczących

wygłaszania mowy

Na temat sztuki wygłaszania mów napisano wiele tomów, lecz wcale nie

musisz ich czytać. Podam tutaj dziesięć zasad, które pomogą ci odnosić

sukcesy i stać się błyskotliwym mówcą. (Ponieważ w rozdziale 7. podałem

pięć zasad, to razem będzie ich piętnaście. Być może posunąłem się w tym

trochę za daleko).

* * *

Pewien biskup zapytał wielkiego aktora Davida Garricka, jak mu się udaje

tak doskonale przedstawiać fikcję, że porusza swoich widzów. Garrick

odpowiedział: "Przedstawiam fikcję tak, jakby była prawdą, ty zaś głosisz

prawdę tak, jakby była fikcją". - Walter L. Lingle

* * *

Nazywam te reguły "Dziesięcioma przykazaniami" stania przed publicznością

i wygłaszania mowy. Słuchajcie bacznie! To co teraz nastąpi jest ważne.

Przykazanie pierwsze:

Nie będziesz nieprzygotowany

Nie zamierzam powtarzać tutaj tego, co powiedziałem w rozdziale 8. o

przygotowaniu mowy. Chodzi mi o dobre zapoznanie się z treścią twojej mowy.

Pewni ludzie radzą, aby nauczyć się mowy na pamięć. Rada ta jest dobra,

jeśli tylko zachowujesz "zimną krew w ogniu walki". Z uczeniem się mowy na

pamięć i zdobyciem reputacji mówcy, który przemawia bez notatek, łączy się

niebezpieczeństwo polegające na tym, że - gdy się zdenerwujesz - możesz

zapomnieć to, co zapamiętałeś. I ta druga omyłka (całkowity zanik pamięci)

jest większa niż pierwsza (nauczenie się mowy na pamięć).

Kiedy byłem pastorem, wiele par uczyło się na pamięć małżeńskiego

ślubowania, które mieli powiedzieć podczas ceremonii ślubnej. Większość z

nich pogubiła się wygłaszając swój tekst, ponieważ nie zdawali sobie

sprawy, jak będą zdenerwowani podczas właściwej ceremonii ślubu. Na

szczęście zawsze wymagałem od nich, aby dali mi tekst ślubowania na kartce,

i mogłem im podpowiedzieć, gdy zapomnieli słów.

Lecz ty nie będziesz miał żadnego suflera, gdy będziesz wygłaszał mowę,

dlatego dobrze jest zabrać ze sobą notatki (najlepiej pełny tekst

przemówienia). Jeśli znajdziesz się w kłopotach (odkryjesz, że rozmazała ci

się szminka czy rozpiął zamek błyskawiczny), to zawsze możesz sięgnąć do

swoich notatek.

Jednak powinieneś być tak dobrze zapoznany z twoim materiałem, by nie

polegać na swoich notatkach. Przejdź w myślach swoją mowę upewniając się,

że jesteś dobrze zaznajomiony z głównymi punktami, ilustracjami,

wprowadzeniem i zakończeniem. Będziesz wtedy czuł się na tyle swobodnie,

aby skoncentrować się na temacie, a szczególnie na słuchaczach.

Powiem teraz słowo o czytaniu rękopisu. Odczytywanie mowy jest w porządku

tak długo, jak długo nie jest oczywiste, że to robisz. Jedynym sposobem

zdobycia umiejętności takiego czytania jest dopilnowanie, by spełnione

zostało pierwsze przykazanie. Podczas wygłaszania mowy bardzo ważne jest

utrzymywanie kontaktu wzrokowego z publicznością. Gdy się czyta, istnieje

niebezpieczeństwo utraty kontaktu wzrokowego ze słuchaczami. Czytaj jeśli

musisz, lecz nigdy nie przemawiaj tak, jakbyś czytał.

Przykazanie drugie:

Nie będziesz miał

tylko jednego sposobu

wygłaszania mowy

Podobnie jak to, że są "różne ciosy na różnych facetów", istnieją różne

sposoby wygłaszania mowy. Miałem przyjaciela pastora, który był tak wielkim

przeciwnikiem wojny w Wietnamie, że prawie wszystkie jego kazania z tego

okresu koncentrowały się wokół tematu, dlaczego nie powinniśmy angażować

się w tę wojnę. Pewnego razu powiedziałem do niego: "Sam, kiedy ta wojna

się skończy, nie będziesz miał o czym mówić". Nie spodobała mu się moja

uwaga, chyba dlatego, że zaraz potem dodałem: "Będę szczęśliwy, gdy to

wszystko się skończy z wielu powodów - jednym z nich jest to, że w swoich

kazaniach będziesz musiał wreszcie zająć się religią".

Tak jak mój przyjaciel miał tylko jeden temat, niektórzy mówcy mają tylko

jedną technikę mówienia. Na przykład, nie możesz przemawiać do dziesięciu

osób tak samo jak do audytorium złożonego z tysiąca ludzi. Kiedy słuchaczy

jest dziesięciu, należy być nieformalnym, rozluźnionym i wprowadzać od

czasu do czasu elementy konwersacji. Przemawiając do tysiąca osób należy

postępować w sposób zaplanowany, stosować szerszą gestykulację i być

bardziej formalnym.

Gdy zdobędziesz już doświadczenie w przemawianiu do ludzi odkryjesz, że

czujesz się w tej sytuacji o wiele bardziej swobodnie (choć nadal będziesz

doświadczał lęku) niż na początku. W takim momencie mądrze jest nauczyć się

sztuki improwizowania (lub tego jak poradzić sobie bez notatek) oraz

wyostrzać swoje umiejętności obserwowania widowni i reagowania na wizualne

sygnały. Zadanie to nie jest oczywiście przeznaczone dla początkujących,

lecz w miarę zdobywania doświadczenia będziesz potrafił coraz lepiej

dostosować swój styl do słuchaczy.

Podam przykład: do nastolatków nie przemawia się w taki sam sposób jak do

profesorów collegeu. Do członkiń charytatywnego klubu dla pań należy

zwracać się inaczej niż do członków klubu anonimowych alkoholików. Dana

metoda mówienia jest wskazana, gdy zwracasz się do kolegów swojego syna z

grupy przedszkolnej, a całkiem inna, gdy mówisz do absolwentów West Point.

Pamiętaj, aby dostosować do publiczności sposób przekazu.

Trzecie przykazanie:

Nie będziesz koncentrował

się na sobie

Pewna doza samoświadomości jest niezbędna dla każdego dobrego mówcy.

Jeśli jednak jesteś skoncentrowany wyłącznie na sobie, to wygłaszanie mowy

całkowicie minie się z celem, którym jest zakomunikowanie czegoś ważnego

twoim słuchaczom.

Nigdy nie dawałem poradników seksualnych narzeczonym, którzy przychodzili

do mnie po poradę przedmałżeńską. Czy wiesz dlaczego? (Nie, nie o to mi

chodzi). Nie czynię tego, ponieważ odkryłem - podobnie jak mój przyjaciel

Harold Myra mówi w swojej cudownej małej książeczce pt. "Is There A Place I

Can Scream?" ("Czy istnieje takie miejsce, w którym mogę krzyczeć?" Londyn,

Hodder and Stoughton, 1975, ss. 39-40) - że ta wiedza jest całkiem

naturalna.

Dziękuję ci Boże,# dziękuję ci za moją seksualność,# za wspaniały pomysł

męskości i kobiecości.# Dlaczego jednak uczyniłeś seks tak potężnym?# Czy

źle coś zaprojektowałeś, Panie?# Czy też to my jesteśmy rozpustnikami?#

Seks miał być potężny, to pewne,# aby zapewnić trwałość gatunku.# Gdybyś

jednak uczynił go trochę mniej potężnym, # jestem pewien, że i tak

wykonałbym swoje zadanie.

Seks, podobnie jak mówienie, jest naturalną czynnością. (Oczywiście,

chociaż seksualna intymność jest zawsze naturalna, jest moralna tylko w

kontekście małżeństwa). Podobnie jak to, że jesteśmy istotami seksualnymi,

jesteśmy istotami, które komunikują się ze sobą. Nie musisz się bardzo

wysilać, aby mówić - po prostu musisz to robić. Nie musisz koncentrować się

na mówieniu - po prostu otwórz usta i powiedz to, co myślisz. Większość z

nas całkiem dobrze sobie radzi z porozumiewaniem się w ramach naszych

codziennych relacji i nie ma powodu, aby zakładać (chyba, że bardzo się o

to postarasz), że okropnie ci pójdzie, gdy staniesz przed publicznością.

Podam inny przykład: wygłaszanie mowy jest jak kierowanie samochodem,

jechanie na rowerze czy pływanie. Im częściej to robisz, tym mniej o tym

myślisz. Po jakimś czasie staje się to naszą drugą naturą. Ponieważ

porozumiewanie się z innymi istotami ludzkimi jest naturalną funkcją, to

duża część sztuki przemawiania przed publicznością dotyczy wyeliminowania

lęku przed tym. Biblia i dobry podręcznik na temat przemawiania dadzą ci

taką samą radę: nie myśl tyle o sobie - pomyśl o innych.

Czwarte przykazanie:

Nie będziesz wygłaszał

długich mów

To przykazanie wymaga bardzo mało wyjaśnienia, więc zrobię to krótko

(podobnie powinieneś postępować wygłaszając swoje mowy). Im dłuższa mowa,

tym większe prawdopodobieństwo porażki.

Piąte przykazanie:

Nie będziesz przejmował się

krytyką każdego

Jeśli zapytasz ludzi, co sądzą o twojej mowie (zanim ją powiesz lub tuż

po jej wygłoszeniu), powiedzą ci. Problem polega na tym, że większość ludzi

(nawet dobrzy mówcy) nie są dobrymi krytykami. Mają tendencję do

uogólniania własnych prywatnych odczuć. Czasami może to być pomocne, lecz

częściej bywa niebezpieczne, ponieważ wrażenia jednej osoby mogą nie

odzwierciedlać tego, co będzie (lub było) odczuciem całej publiczności.

Mam głęboki głos (to jest jeden z tych aktywów, którymi nie mogę się

chlubić, uwzględniwszy fakt, że się z tym urodziłem) i gdy mówię do ludzi,

którzy mnie nie znają, zwykle ich onieśmielam lub wydaję się pompatyczny.

Nawet gdy staram się okazywać pokorę, mój głos brzmi, jakbym przemawiał z

wielkim autorytetem.

Pewnego razu pewien mężczyzna przyszedł do mojego biura po poradę.

Wychodząc wspomniał, że zamierza pójść do lekarza z powodu jakiejś

fizycznej dolegliwości. Powiedziałem mu, aby się nie martwił. "Wielu ludzi

na to cierpi i zwykle okazuje się, że nie jest to tak poważne, jak się

wydaje. Możesz się o tym łatwo przekonać. Jeśli leczenie będzie wymagało

hospitalizacji, spędzisz w szpitalu najwyżej dzień albo dwa".

Człowiek ten opuścił moje biuro w dobrym nastroju. Niestety, rada, jakiej

mu udzieliłem była zła. Moja sekretarka zauważyła: "Steve, musisz być

ostrożny z udzielaniem porad medycznych. Ludzie ci wierzą, a ty nie masz

pojęcia, o czym mówisz!".

Niektórzy krytykują mowy tak samo jak ja udzielam porad medycznych: nie

mając o tym zielonego pojęcia.

Pozwól, że zasugeruję ci, abyś znalazł kogoś zaufanego znającego się

trochę na retoryce. Poproś tę osobę, aby szczerze podzieliła się z tobą

swoimi uwagami. Jej krytyka będzie warta tyle co tysiąc komentarzy innych

ludzi.

Jeszcze jedna uwaga: członkowie rodziny zwykle nie są najlepszymi

krytykami twoich mów. Zależnie od waszych stosunków będą cię zbytnio

kochali lub byli na ciebie źli. Miłość i gniew mogą przeszkodzić w

bezstronnej krytyce.

Szóste przykazanie:

Nie będziesz mamrotał

Wyraźne mówienie jest niezbędnym warunkiem tego, aby audytorium dobrze

słyszało. (jest to rzeczywiście nad wyraz głęboka prawda!). Pragnę przez to

wskazać, że powinieneś popracować nad sposobem, w jaki mówisz. Nauczając

studentów seminarium sztuki przemawiania odkryłem, że większość z nich nie

jest nawet świadoma, jak brzmi ich głos. Sądzą, że idzie im dobrze,

ponieważ do tej pory nikt nie miał odwagi im powiedzieć: "Gadasz tak

szybko, że nikt nie może cię zrozumieć". "Gdy jesteś zdenerwowany, to

łączysz słowa". "Nie zdajesz sobie z tego sprawy, lecz nikt ze słuchaczy

siedzących w trzecim i dalszych rzędach cię nie słyszy". "Źle wymawiasz

większość słów, które mają ponad dwie sylaby". "Mówisz przez nos".

Ćwiczenie przemawiania jest ważne dla ciebie ponieważ jest ważne dla

twojej publiczności. Poproś zaufanego przyjaciela o wskazanie twoich

nawyków mówienia. Posłuchaj nagrania swojej mowy i ucz się, jak być swoim

własnym najlepszym krytykiem. Oceniając swoje mowy szczerze przyznaj, w

jakich dziedzinach potrzebna jest poprawa.

Pewnego razu mój brat Ron został poproszony o odmówienie modlitwy przed

posiłkiem. Gdy skończył, mama powiedziała: "Ron, nie słyszałam, co

mówiłeś".

Przecież nie mówiłem do ciebie, mamo", odparł mój brat.

Podejrzewam, że Bóg rozumie mamrotanie, lecz On wie, co powiesz, zanim

otworzysz usta. Publiczność niestety nie posiada takiej cudownej

umiejętności.

Siódme przykazanie:

Będziesz sobą

Większość dobrych mówców czasami naśladuje styl przemawiania swoich

ulubionych i najbardziej szanowanych bohaterów. Uważam, że jest to dobry

zwyczaj, gdy zaczynasz przemawiać publicznie. Naśladownictwo to musi być

jednak wzbogacone o osobiste elementy i być dostosowane do własnego stylu

mówcy i jego darów, nie może też być oczywiste, że jest to imitacja. W

takim przypadku ludzie zignorują to, co masz do powiedzenia i pójdą słuchać

"oryginalnego" mówcy.

Czasami ludzie mówią mi: "Steve, czy wiesz, że przemawiasz trochę tak jak

John De Brine?". Przyczyna jest oczywista. Gdy zaczynałem przemawiać, John

De Brine był moim mistrzem. Ja byłem dyskdżokejem w Bostonie, a John

baptystycznym kaznodzieją. Z jakiegoś powodu on się mną zainteresował.

Wiele czasu spędziłem z Johnem na plaży czy w samochodzie wioząc go na

jedno z jego spotkań. Przez wiele lat słuchałem jego kazań i mówiłem sobie:

"Gdybym tylko potrafił tak przemawiać, zmieniłbym świat".

Chociaż to nie przypadek, że przemawiam trochę jak John De Brine, tylko

ci, którzy znają dobrze Johna i mnie, mogą to zauważyć. W ciągu lat

rozwinąłem własny styl i metodę, lecz zawsze pozostanę wdzięczny Johnowi za

to, że stworzył mi "rusztowanie" w tamtych wczesnych latach.

Rusztowanie (z samej swej natury) powinno zostać usunięte gdy budowa

zostanie zakończona. Podobnie powinno się stać z kopiowaniem stylu mówienia

innego mówcy. Na początku można trochę tak postępować, lecz mówca powinien

szybko rozwinąć własny styl i własne metody.

Phillips Brooks, słynny rektor Trinity Church w Bostonie, mawiał:

"Kazanie staje się prawdziwe dzięki osobowości mówcy". To dobra definicja

kazania i po dokonaniu małej modyfikacji mogłaby stać się dobrą definicją

przemawiania. Przemawianie powinno być prawdziwe z powodu osobowości mówcy.

(Przypuszczam, że kłamca mógłby wyszkolić się na skutecznego mówcę. Jednak

to nie powinno to być naszym).

Jesteś niepowtarzalny. Bóg stworzył cię jako unikalną osobę. Grzechem

jest starać się podrobić ten oryginał. Nie wymagam aby moi studenci

naśladowali wzór doskonałego kaznodziei dlatego, że każdy z nich jest inny.

To co działa w moim przypadku, może nie działać w życiu innego człowieka.

Moim celem jest pomóc tym młodym ludziom osiągnąć ideał w granicach ich

własnego stylu i darów, jakie posiadają. Ty również powinieneś uczynić to

swoim celem.

Ósme przykazanie:

Będziesz mówił delikatnie

Żyjemy w nowych czasach, w których stare sposoby okazują się

nieskuteczne. Problem wielu kaznodziei polega na tym, że głoszą tak, jak to

czynił Jonathan Edwards. Treść przesłania powinna być taka sama, lecz

Jonathan Edwards żył w czasach gdy nie było telewizji. Miał do czynienia z

publicznością, której główną rozrywką było słuchanie kazań, a najbardziej

ekscytującą rzeczą, jaka mogła się zdarzyć w ciągu tygodnia był nowy rodzaj

żywności w miejskim sklepiku. Wszystkie mowy, od mów politycznych począwszy

na oracjach z okazji dnia Święta Niepodległości skończywszy, były wzorowane

na kazaniach.

Ponieważ nie jestem zbyt dobry w "rozrywkowej" warstwie kazań, pragnąłbym

powrócić do czasów, kiedy "trawka" była czymś co się kosi, a nie pali;

kiedy bycie "gayem" (chłopakiem) oznaczało pozytywną cechę osobowości, nie

zaś określone preferencje seksualne; kiedy coli można się było napić z

dystrybutora zamiast kupować ją w puszkach w sklepie spożywczym; zaś "AIDS"

(pomoc) było czymś, co wykonywało się dla innych - a nie jak dziś, skrótem

choroby. Naprawdę nie lubię tych wszystkich zmian, lecz moje uczucia nie

mają tutaj żadnego znaczenia. Moje uczucia są nieistotne. To, co jest, po

prostu jest. Jeśli mam być skutecznym mówcą, muszę być świadomy tych zmian.

Nasze czasy są nie znoszą autorytetów. Im bardziej upierasz się przy

swojej ważności, tym mniej ważny się stajesz. W czasach "chłodnej"

komunikacji, im głośniej wrzeszczysz, tym mniej ludzi będzie cię słuchać.

Mądrzy mówcy nie przemawiają dzisiaj w pompatycznym stylu, lecz dyskutują i

przekonują.

Mówię to wszystko, aby podkreślić, że krzyk nie jest już dziś aktualny.

To nie oznacza, że nie będzie ku temu okazji podczas wygłaszania mowy, aby

np. zwrócić uwagę słuchaczy. Lecz podniesiony głos powinien być

kontrolowany i używany w ograniczonym stopniu. Nie oznacza to, że emocje

nie powinny być częścią dobrej mowy, lecz że niekontrolowane emocje

spowodują negatywną reakcję emocjonalną na twoją mowę.

Mam nadzieję, że w czasach wielkich społecznych zmian krzyk powróci raz

jeszcze do łask, a walenie w pulpit będzie znowu skuteczną techniką

komunikowania. Wtedy będę mógł przemawiać z wielką pasją, bowiem jestem w

tym dobry. Teraz jednak mądrzy mówcy powinni zmniejszyć nieco "głośność".

Powinni przemawiać raczej w stylu: "Czy możemy porozmawiać?" niż "Takie

jest prawo i masz być mu posłuszny".

Dziewiąte przykazanie:

Będziesz zwracał uwagę

na język ciała

Ta książka nie jest poświęcona językowi ciała. Lecz w komunikowaniu się

język ciała jest niemal tak ważny jak słowa, które wypowiadasz.

Kilka lat temu doszedłem do wniosku, że moja technika udzielania porad

pozostawia nieco do życzenia. Gdy ludzie przychodzili do mnie, już na samym

początku byli onieśmieleni faktem, że jestem duchownym. Jeśli połączymy to

z moim grzmiącym głosem i surowym stylem, wizyta w moim biurze przypominała

odwiedziny u surowego ojczyma, a nie spotkanie z kimś, kto chciał pomóc.

Jeden z przyjaciół powiedział mi: "Steve, nie możesz zmienić brzmienia

swojego głosu, nie możesz przestać być pastorem, lecz możesz zmienić swój

język ciała. Zamiast pochylać się do przodu słuchając tego, co mówi druga

osoba, pochyl się na krześle do tyłu. Nie krzyżuj rąk tak jakbyś był Buddą

i zamierzał wygłosić kazanie. Niech twoja postawa będzie otwarta, nie

wzbudzająca zagrożenia. Wyjdź zza biurka i usiądź na wolnym krześle".

Posłuchałem go i okazało się, że zmiana była zdumiewająca.Ludzie zaczęli

ze mną rozmawiać zamiast się przede mną spowiadać. Opuszczali moje biuro w

poczuciu, że otrzymali pomoc, a nie potępienie, zaś zmiana mojego języka

ciała nawet mnie samego zrelaksowała. (Czy pamiętasz naszą zasadę? Jeśli

będziesz "grał" w określony sposób, po jakimś czasie rola ta stanie się

rzeczywistością).

Podobnie jest z publicznymi przemówieniami. Powinieneś przemawiać w

pozycji wyprostowanej - nie bądź jednak sztywny. Nie stój cały czas za

pulpitem - pulpit jest symboliczną barierą w dobrej komunikacji. Naucz się

przyjaznych gestów (np. otwarte dłonie, pochylenie się w kierunku widowni).

Dopilnuj, aby utrzymywać dobry kontakt wzrokowy ze słuchaczami. Jeśli nie

będziesz na nich patrzył, pomyślą, że kłamiesz. Naucz się uśmiechać co

jakiś czas - kiedy to będziesz czynił, zauważysz, że słuchacze odpowiedzą

uśmiechem.

Czasami oczywiście są takie sytuacje, gdy kazanie czy mowa muszą mieć

autorytatywny charakter. Kiedy zajdzie taka potrzeba, zrób wszystko

odwrotnie do tego co powiedziałem w ostatnim punkcie.

Dziesiąte przykazanie:

Będziesz wprowadzał

urozmaicenia

Różnorodność jest przyprawą życia i tkanką każdej dobrej mowy. Mówcy mogą

nabrać pewnych przyzwyczajeń wygłaszania mowy, które powinny być

przełamane. Mój przyjaciel Ben Haden, jeden z najlepszych mówców w Ameryce,

mistrzowsko opanował technikę "płodnej pauzy". Ben potrafi zrobić tak

zręczną pauzę, że wszyscy pochylają się do przodu, by usłyszeć, co za

chwilę powie. (Ktoś mi powiedział, że mógłbym powiedzieć całe kazanie

podczas jednej z takich pauz). Z kolei Zig Ziglar jest szybkim, dynamicznym

mówcą. Bill powinien czasami zwiększyć tempo, a Zig zwolnić, aby zwrócić

uwagę słuchaczy.

Moja myśl jest następująca: wszystko (nawet jeśli jest dobre) może się

kiedyś znudzić. Jeśli jesteś cichym, wyważonym mówcą, naucz się trochę

podnosić głos od czasu do czasu. Czasami (nie zawsze) powinieneś krzyknąć.

Jeśli jesteś mówcą zorientowanym na fakty, opowiedz czasami jakąś uczuciową

historię. Jeśli masz tendencję do opierania się na komunikowaniu

emocjonalnym, zacytuj co pewien czas jakieś nudne dane statystyczne.

Spraw, aby publiczność musiała odgadywać, co się stanie, a nikt nie

zaśnie. Daj ludziom to, czego oczekują, dobierając formę i treść, które nie

będą nudne w słuchaniu.

* * *

"Kryminolodzy utrzymują, że bardzo mało aktów przemocy zostaje

popełnionych po pożywnym posiłku. Ten fakt przedłużył życie wielu mówców."

- Pic Larmour

* * *

Zanim Bill Graham zaczął wygłaszać kazania do tłumów zgromadzonych na

wielkich stadionach był skromnym studentem, który mówił do ptaków i

jaszczurek w lasach na Florydzie. Nie wiem czy ptaki i jaszczurki się

nawróciły, lecz na pewno były pod silnym wrażeniem jego słów.

Płynie z tego następujący morał: zanim ktokolwiek usłyszy twoją mowę ty

sam powinieneś usłyszeć ją przynajmniej dziesięć razy. Jeśli potrafisz

znaleźć jakieś ptaki i jaszczurki gotowe cię słuchać i to jest w porządku.

Rozdział 10.&

Rozbrajanie niewypałów

"Bezmyślnie uniosłeś się dumą? Po namyśle - rękę na usta!" - Przysł 30,

32

Jeśli chcesz skutecznie komunikować się z innymi prowadząc konwersację,

uczestnicząc w debacie czy wygłaszając mowę, musisz podejmować ryzyko. A

jeśli ryzykujesz, to czasami doznasz porażki. Takie są fakty.

Czasami rozmowa zostanie przerwana, a ty będziesz się czuł niezręcznie.

Czasami przegrasz debatę lub słuchacze wyjdą zanim twoja mowa dobiegnie

końca.

Nie zaczynaj, jeśli nie jesteś gotowy podjąć ryzyka porażki. Widzisz, nie

ma sposobu, aby stać się dobrym mówcą bez popełnienia kilku błędów. W tym

rozdziale pokażę, jak zapobiec temu, by te "niewypały" wybuchły.

Zanim powiem o tym, jak radzić sobie z niepowodzeniami w komunikacji,

pragnę poświęcić trochę miejsca, aby powiedzieć jak przyjmować sukcesy w

tej dziedzinie. (Wierzę, że łatwiej sobie poradzić z porażką niż z

sukcesem).

Pewien bardzo mądry kaznodzieja po usłyszeniu przesadnie pozytywnej uwagi

na temat swojego kazania odpowiedział jednemu z parafian: "Nie musiałeś mi

tego mówić. Diabeł cię do tego podkusił!".

Ocena skuteczności komunikacji

Podam teraz pięć spraw, o których powinieneś pamiętać, gdy wiesz, że

skutecznie coś zakomunikowałeś - byłeś wspaniałym rozmówcą, zwyciężyłeś w

debacie czy wygłosiłeś wielką mowę.

1. Pamiętaj o tym, że sukces jest ulotny. Napoleon powracając ze

zwycięskiej wojny był owacyjnie witany przez tłumy. Jego adiutant zauważył,

że otrzymywanie od ludu tylu oznak uwielbienia musi być wspaniałą rzeczą.

Napoleon odparł: "Nonsens! W nieco innym układzie okoliczności ten sam tłum

wrzeszczałby domagając się mojej śmierci na szubienicy".

Mamy naturalną skłonność, by sądzić, że gdy ktoś odniesie sukces, to

zawsze będzie się nim cieszył, ten, kto upadł, do końca życia będzie

nieudacznikiem. Żadne z tych twierdzeń nie jest prawdziwe. W drugim

przypadku powinien się znaleźć element zachęty, w pierwszym motywacja do

pokory.

2. Pamiętaj, że wszystko co masz jest darem opatrzności Bożej (jeśli

jesteś człowiekiem wierzącym) lub szczęścia (jeśli nim nie jesteś). Tylko

idiota patrząc wstecz przypisuje wszystkie swoje sukcesy jakiejś jednej

umiejętności, która "sprawiła, że to się stało". Niewiele brakowało, aby

sprawy potoczyły się inaczej.

* * *

"Możesz poznać nieudacznika po tym, jak krytykuje sukcesy innych." - Mel

Johnson

* * *

W przypływie szczerości gwiazdy filmowe powiedzą ci, że wielu innych

aktorów ma więcej talentu i ciężej pracuje, lecz mimo to nie odnosi

sukcesu. Każdy znany muzyk powie ci, że są inni lepsi od niego, którzy nie

zostali zauważeni. Każdy wielki mówca powie ci, że wszędzie są lepsi od

niego, którzy nie zostali rozpoznani.

Jeśli będziesz o tym pamiętał, nauczy cię to wdzięczności za twój sukces.

Wdzięczność jest ważnym i zwycięskim rysem każdego skutecznego mówcy.

3. Kiedy odnosisz sukcesy, pamiętaj, że prawdopodobnie nie jesteś nawet w

połowie tak dobry jak się czujesz słysząc aplauz widowni. Pewien mężczyzna

wygłosił mowę w klubie rotariańskim w swoim mieście i wrócił do domu bardzo

zadowolony z siebie. "Zastanawiam się, ilu wielkich mówców wydało nasze

skromne miasteczko", powiedział do swojej żony.

"Myślę, że o jednego mniej niż ci się zdaje", odparła.

Jak wspomniałem wcześniej, kilka lat temu przeprowadzono badania

dyrektorów 500 czołowych firm. Jednym ze stale powracających tematów był

lęk, że ktoś odkryje ich tajemnicę: że znaleźli się na swoich stanowiskach

przez przypadek. Mądrzy i odnoszący sukcesy mówcy zawsze zdają sobie

sprawę, że nawet w połowie nie są tak dobrzy jak przypuszczają ich

wielbiciele, i nawet w połowie tak źli, jak sugerują ich krytycy.

Gdy napisałem moją pierwszą książkę, pewien człowiek, którego bardzo

szanowałem, napisał do mnie krytyczny list. Pisał w nim, że moja książka

jest dziecinna i że nie może uwierzyć, iż mogłem spłodzić coś tak

płytkiego. Czułem się tak zdruzgotany jego uwagami, że postanowiłem nigdy

więcej nic nie napisać i powiedziałem mu o tym. "Doceniam twoją szczerość",

napisałem w swoim liście do niego. "Pragnę, abyś wiedział, że uznałem, iż

masz rację. Podpisałem kontrakt na drugą książkę, lecz gdy tylko zostanie

ona opublikowana, poświęcę mój czas i talenty czemuś, co robię lepiej".

Kiedy moja następna książka ukazała się na rynku otrzymałem kolejny list.

Pisał, że moja druga książka jest jedną z najlepszych, jakie czytał. Nazwał

mnie "nowym C. S. Lewisem Ameryki".

I to wtedy przyszło olśnienie. Zdałem sobie sprawę, że moja pierwsza

książka nie była tak zła, jak mówił - jednocześnie zrozumiałem, że moja

druga książka nie była tak dobra, jak twierdził.

4. Kiedy odnosisz sukces nie narzekaj na cenę jaką musiałeś za niego

zapłacić. Ktoś powiedział, że jeśli w pracy ciężko pracujesz przez

czterdzieści godzin tygodniowo i twój szef to zauważy, to da ci podwyżkę, a

wtedy możesz pracować ciężko przez sześćdziesiąt godzin w tygodniu. Jeśli

odniesiesz sukces, to będzie to wymagało od ciebie jeszcze większej pracy.

Nie narzekaj na to. Jeśli odniosłeś sukces, ludzie będą oczekiwali jeszcze

więcej sukcesów. Nie skarż się na to. Jeśli odniosłeś sukces, to następnym

razem będzie ci musiało pójść o wiele lepiej. Nie narzekaj z tego powodu.

Do każdego sukcesu przyczepiona jest metka z ceną, która bywa niekiedy

bardzo wysoka. Lecz twój sukces zostanie zauważony i otrzymasz zapłatę w

dolarach lub uwielbieniu tłumu. Będziesz miał o sobie dobre mniemanie i

zauważysz, że kilka drzwi, które przedtem były zamknięte, teraz otworzy się

przed tobą.

Zatem gdy nadejdzie czas płacenia rachunków, zapłać i nie narzekaj na to,

że są tak wysokie.

5. Pamiętaj, że trudniej uczyć się na sukcesach niż na porażkach. Mój

przyjaciel Fred Smith ma cudowną definicję starości. Powiada, że przez całe

życie ludzie starają się osiągnąć pewien poziom. Gdy go osiągną,

odpoczywają chwilę i zaczynają się wspinać jeszcze wyżej. Fred mówi, że gdy

ktoś zaczyna zataczać koła na tym samym poziomie zamiast wspinać się wyżej,

to znaczy, że jest stary.

Jest to dobra definicja martwego mówcy, który jeszcze nie został

pogrzebany. Upadek może być wspaniałą motywacją do wspinania się wyżej, do

bardziej wytężonej walki i osiągnięcia lepszych rezultatów następnym razem.

Nie ma nic nudniejszego od emerytowanego sportowca, który stale wspomina

dawne zwycięstwa - za wyjątkiem mówcy, który stale wygłasza tę samą mowę,

bowiem kiedyś wywarła na kimś wrażenie.

Radzenie sobie z porażkami

w komunikacji

A teraz przejdźmy do prawdziwych niewypałów. Co robić, gdy poniesiesz

klęskę? Inaczej mówiąc, jak postąpić w sytuacji, gdy mówiłeś, lecz ludzie

cię nie słuchali.

Unikaj następujących zachowań

Jest pięć ważnych "zakazów".

1. Nie zapominaj o parkingu. Kiedy Ben Haden był młodym pastorem,

prowadził cykl ewangelizacyjnych nabożeństw w mieście, w którym kiedyś

pracował jako redaktor miejscowej gazety. Ben mówił, że starał się z całych

sił zapraszając wszystkich, którzy chcą, aby Bóg odmienił ich życie, aby

wyszli naprzód. Nikt nie wyszedł.

Ben był zdruzgotany, dopóki starszy pastor, zauważywszy jego

przygnębienie, nie powiedział: "Synu, nie zapomnij o tym człowieku na

parkingu". Następnie zaprowadził Bena do kościelnego okna wychodzącego na

parking. Tam na żwirze klęczał człowiek i przyjmował do swojego serca

Chrystusa.

Ilustracja ta jest ważna nawet jeśli nie jesteś kaznodzieją. Jeśli

zapoznałeś się i zastosowałeś zasady komunikacji podane w tej książce,

twoje porozumiewanie się z innymi będzie przynajmniej znośne. Jeśli

uczestniczyłeś w debatach czy wygłaszałeś mowy i zdaje ci się, że miałeś

same niepowodzenia, to wcale nie musi być tak źle, jak uważasz.

Kiedyś przemawiałem do dwóch tysięcy nastolatków na pewnej konferencji.

Zawsze gdy o tym pomyślę, płonę ze wstydu. To było okropne. Kiedy wszystko

się skończyło, wyszedłem za kulisy, wezwałem taksówkę i odjechałem tak,

żeby nikt mnie nie widział.

Piętnaście lat później przemawiałem na innej konferencji. Podczas jednej

z przerw podszedł do mnie młody mężczyzna i powiedział: "Steve, wiem, że

mnie nie znasz, lecz gdy byłem nastolatkiem, uczestniczyłem w konferencji,

na której przemawiałeś. (Cofnąłem się przerażony). Chcę ci podziękować za

to, co wtedy powiedziałeś. Twój wykład zmienił moje życie. Stało się jednak

coś więcej. Nagrałem twoje wystąpienie. W ciągu tych lat pożyczyłem taśmę

kilku moim kolegom. Zawsze wywierała na nich głęboki wpływ".

I co na to powiecie, kibice?

Nie zapominajcie o ludziach na parkingu.

2. Nigdy nie oceniaj swojej wartości w świetle jednej porażki. Powiadają,

że pierwsza mowa Damostenesa, jednego z najsłynniejszych greckich mówców,

była okropna. Kiedy ze wstydem opuszczał salę, usłyszał, jak ktoś

powiedział: "To była zbyt dobra mowa, lecz Damostenes brzmiał czasami mały

Perykles" (ateński mąż stanu żyjący jedno pokolenie wcześniej).

Ten podsłuchany komplement stał się motywującą siłą, która skłoniła

Demostenesa do przezwyciężenia słabego głosu i nędznego sposobu

prezentacji. Damostenes ćwiczył mówienie z kamyczkami w ustach.

Kiedy przysłuchuję się pierwszym kazaniom moich studentów, zdaję sobie

sprawę, że na moich barkach spoczywa wielka odpowiedzialność. Pewien

student powiedział mi: "Doktorze Brown, chcę aby był pan wobec mnie

naprawdę surowy. Zniosę to." Chciałem mu powiedzieć: "Synu, gdybyś

wiedział, jak źle wypadłeś, to nigdy w życiu nie wygłosiłbyś kazania".

Oczywiście nie powiedziałem tego. Czy wiesz dlaczego? Ponieważ momentami

brzmiał jak mały Billy Graham.

Być może gdy odniosłeś porażkę (lub zdawało ci się, że ją odniosłeś, nie

miałeś nikogo, kto zachęciłby cię jakimś małym komplementem. Lecz pamiętaj

o tym, że nikt nie będzie dobrze przemawiał, jeśli początkowo nie będzie

mówił źle. Inaczej mówiąc, marna mowa czy przegrana w debacie nie powinna

być miarą twoich zdolności. Znajdź kogoś kto powie jedną dobrą rzecz o

twoich umiejętnościach w komunikowaniu. Niech to będzie ziarenko, z którego

wyrośnie twój sukces.

3. Nie pozwól, aby negatywne nastawienie umysłu spowodowało jeszcze

więcej niepowodzeń. Przez wiele lat powtarzałem: "Nigdy nie chciałem być

pastorem. Nie jestem ochotnikiem. Jestem poborowym, wszędzie znajdują się

tego dowody".

Pewnego razu mój mentor powiedział mi: "Steve, czy wiesz, dlaczego mówisz

takie rzeczy?". Odpowiedziałem, że nie wiem. To jest dla ciebie wygodna

kryjówka. Jeśli poniesiesz porażkę, zawsze będziesz mógł powiedzieć: "Nigdy

nie chciałem tego robić".

Miał rację. Z powodu kilku problemów w moim życiu oczekiwałem porażki i

przygotowywałem się na nią. Spodziewamy się porażki z wielu powodów. A

ponieważ się jej spodziewamy, sami ją stwarzamy. Być może pochodzisz z

dysfunkcyjnej rodziny lub doświadczyłeś koszmarnych przeżyć emocjonalnych.

Może tak często słyszałeś, że do niczego się nie nadajesz, iż uwierzyłeś w

to.

Jeśli to prawda, to zawstydzenie w rozmowie z przyjacielem przegrana w

debacie czy mowa, która okazała się niewypałem może zrujnować resztę

twojego życia. Nie pozwól na to.

Opowiem ci o pewnej zasadzie, na której opiera się działanie

wszechświata. Kot, który usiadł na rozgrzanej kuchence nigdy nie zrobi tego

powtórnie - lecz nie usiądzie też nigdy na zimnej. Być może wyciągnąłeś

zbyt wiele wniosków z jednej życiowej lekcji. Jeśli zawiodłeś, to znaczy

tylko tyle, że zawiodłeś, nie zaś, że jesteś nieudacznikiem. Nie pozwól,

aby demony przeszłości zniszczyły twoją przyszłość.

4. Nie pozwól, aby twoje poglądy teologiczne (jeśli jesteś człowiekiem

wierzącym) stwarzały dodatkowe niepowodzenia. Niektórzy chrześcijanie mają

dziwną skłonność do myślenia, że zasługują na porażkę. Ktoś powiedział, że

Bóg jest tylko kulą inwalidzką dla słabych. No cóż, oczywiście że jest!

Jednak nie chodzi o to, że Bóg jest kulą inwalidzką, lecz o to, że my

jesteśmy kulawi. Mądrzy ludzie wiedzą o powszechnym upośledzeniu człowieka,

więc zwracają się do Boga. Tak właśnie powinno być. Jeśli jesteś

grzesznikiem, potrzebujesz przebaczenia. Jeśli się lękasz, potrzebujesz

odwagi. Jeśli masz myśli samobójcze, potrzebny ci powód, aby żyć.

Ci, którzy znają prawdę, wiedzą, że tylko Bóg jest ostatecznym źródłem

przebaczenia, akceptacji, odwagi i sensu życia. Skoro ci przebaczono,

powinieneś pamiętać, że otrzymałeś przebaczenie. Skoro zostałeś przyjęty,

pamiętaj, że zostałeś przyjęty. Jeśli dano ci odwagę, żyj ze świadomością

tego. Jeśli odkryłeś sens swojego życia pamiętaj, że nie stracisz go.

Nawyki trudno umierają. Wielu ludzi mądrze postępuje zwracając się do

Boga, lecz później nadal żyją tak, jakby nic się nie stało. Nigdzie w

Biblii nie znajdujemy sugestii, że Bóg lubi nam wytykać nasze porażki. Pan

Bóg nie mówi: "Zobaczmy co można zrobić, aby uczynić Sarę i Sama ludźmi

godnymi pożałowania". Bóg jest po twojej stronie. Nie powinieneś obwiniać

Boga o swoje porażki. Nie brnij też w niepowodzeniach, ponieważ sądzisz, że

Bóg się w nich lubuje.

5. Nie poddawaj się. Zawsze pamiętaj, że jedyną różnicą pomiędzy ludźmi

sukcesu a nieudacznikami jest to, że ludzie sukcesu podnieśli się po

ostatniej porażce.

Życie jest procesem, a chrześcijanie wiedzą, że Bóg jest tak samo

zainteresowany nadawaniem mu kierunku, jak i jego ostatecznym rezultatem.

Uczenie się tego, jak mówić, aby ludzie słuchali, jest także procesem. Nie

spodziewaj się, że uda ci się coś przeskoczyć, i nie staraj się być mną.

Niezależnie od tego, co robisz, nie przyspieszaj w żaden sposób tego

procesu. Powstań po porażce i spróbuj jeszcze raz.

* * *

"Jest wielka praktyczna korzyść w popełnieniu kilku błędów we wczesnym

okresie życia." - Thomas Huxley

* * *

Wykonuj następujące rzeczy

A teraz, nim skończymy podam wam pięć "nakazów" dotyczących

niepowodzenia:

1. Przeanalizuj swoją porażkę. Miałem przyjaciela, który grywał w

football z drużyną Miami Dolphins. Powiedział mi, że najgorszą rzeczą w

życiu zawodowego gracza jest oglądanie meczu zarejestrowanego na taśmie.

Każda drużyna filmuje swoje mecze. W następnym tygodniu po rozgrywce trener

i zawodnicy szczegółowo go analizują. Mój przyjaciel powiedział, że jeśli

podczas gry popełnił jakiś błąd, to musiał oglądać jego powtórkę raz po

razie, aż potem łapał się na tym, że odtwarza go we śnie. "Jednak zwykle

nie popełniłem dwa razy tego samego błędu", stwierdził.

Jeśli zostałeś zawstydzony w rozmowie, przegrałeś dyskusję czy wygłosiłeś

okropną mowę nie czuj się z tego powodu tak bardzo godny pożałowania.

Każdemu się to zdarza. Różnica pomiędzy dobrymi mówcami a nieudacznikami

polega na tym że pierwsi nie tylko czują się godni pożałowania, lecz

zastanawiają się, dlaczego mają takie poczucie.

Wykorzystaj materiał przedstawiony w tej książce jako kryterium oceny i

zadaj sobie pytanie, którą z zasad złamałeś. Porozmawiaj z zaufanym

przyjacielem, który powie ci prawdę nie niszcząc cię przy tym. Jeśli to

możliwe, przesłuchaj taśmę z nagraniem twojej mowy czy debaty, w której

uczestniczyłeś, i przyznaj się do tego, co źle zrobiłeś. Następnie wypisz

kilka sposobów poprawienia tego następnym razem.

2. Przyjmij własne porażki. Jedną z największych przeszkód w emocjonalnym

uzdrowieniu jest to, co psychologowie nazywają wyparciem. Wyparcie jest

również wielką przeszkodą w skutecznym porozumiewaniu się.

Niektórzy ludzie będą ci zawsze mówili, że byłeś wspaniały sądząc, że

jest to z ich strony uprzejmość. Nie wierz im. Kaznodzieje są szczególnie

narażeni na to niebezpieczeństwo. Tylko chrześcijanie, którzy nie rozumieją

istoty swojego chrześcijaństwa, sądzą, że krytyka zawsze jest grzechem.

Dlatego nie powiedzą ci prawdy, nawet gdy trafi ci się jakiś niewypał.

W magazynie "Christianity Today" przeprowadzono badania kaznodziejów

polegające na poproszeniu, aby zrobili listę swoich silnych i słabych

stron. Okazało się, że większość kaznodziejów umieszczało "głoszenie" na

szczycie listy swoich silnych stron. Jeśli ostatnio byłeś w kościele, to

wiesz, że wielu z nich kłamie albo żyje w zaprzeczeniu. Nie pozwól, aby

tobie się to przytrafiło.

Jeśli widzisz jajko, nie nazywaj go zapiekanką. Jeśli coś jest

niewypałem, nie mów, że to rakieta. Jeśli doznałeś porażki, przyjmij ją,

przyznaj się do niej, a następnie zrób coś, aby ją naprawić.

Rozwijaj przyjaźnie z tymi, którzy cię kochają i powiedzą ci prawdę. Po

wygłoszeniu przeze mnie mowy w pewnym klubie przyjaciel powiedział mi:

"Steve, powinieneś umieścić tę mowę na samym spodzie sterty swoich mów".

Czy wiecie co zrobiłem? Położyłem ją tam.

3. Wykorzystuj swoje porażki. Doznanie porażki nie oznacza, że nie

powinieneś czynić starań kontrolowania strat. Czasami powinieneś przeprosić

kogoś, kogo obraziłeś. Czasami powinieneś powiedzieć osobie, która

poprosiła cię o wygłoszenie mowy: "Wiesz, nie jestem głupi. To była kiepska

mowa. Jednak chcę, abyś zaprosił mnie jeszcze raz, ponieważ następnym razem

zrobię to o wiele lepiej niż dzisiaj". Czasami naprawa zniszczeń wymaga

napisania listu do osoby, z którą odbyłeś okropną rozmowę: "Chciałem ci

powiedzieć, że wczoraj nie byłem sobą. Mam nadzieję, że czujesz to i nie

weźmiesz sobie do serca tych idiotyzmów, jakie ci powiedziałem. Bóg musi

nadal nade mną pracować."

Czasami można naprawić porażkę w następnej mowie, debacie czy rozmowie.

Następnego dnia po wygłoszeniu nieudanego wykładu zawsze mówię moim

studentom: "Muszę wyjaśnić nieporozumienia w pewnych sprawach, o jakich

wczoraj mówiłem. Miałem na myśli jedynie...".

4. Napraw porażki. Słyszałem, że w pierwszych latach wykonywania operacji

plastycznych panowało dziwaczne przekonanie, że środki anestezjologiczne

niszczą rezultaty operacji plastycznych. Jeśli byłeś brzydki i pragnąłeś

być piękny, miałeś do wyboru: zgodzić się na ból i doznać zmian lub uniknąć

bólu i pozostać brzydkim.

Podobnie jest z umiejętnościami w dziedzinie komunikacji. Porażka zawsze

jest bolesna, lecz jeśli poprawisz to, co źle zrobiłeś, cierpienie będzie

prowadziło do zmiany.

Pozwólcie, że podsumuję pedagogiczne punkty przedstawione w tym rozdziale

słowami wielkiego teologa i filozofa Mary Tyler Moore: "Jeśli to, co

mówisz, kogoś nie zrani, to znaczy, że robisz to źle".

* * *

"Mówienie i elokwencja to nie jest to samo - mówienie i dobre mówienie to

dwie różne rzeczy. Nawet głupiec może gadać, lecz człowiek mądry

przemawia." - Ben Johnson

* * *

Słowo końcowe

(no, może kilka słów)

Ktoś powiedział, że najbardziej pożałowania godni nie są ci, którzy nie

otrzymali tego, czego pragnęli, lecz ci, którzy to otrzymali, lecz odkryli,

że naprawdę chcieli czego innego. To prawda w wielu dziedzinach. Bycie

osobą samotną jest trudne, lecz nie jest nawet w połowie tak złe, jak

obudzenie się w poniedziałek rano i odkrycie, że poślubiło się niewłaściwą

osobę. Trudno jest być biednym (wcale nie zamierzam bronić ubóstwa) lecz

biedak może przynajmniej marzyć o tym, jak cudownie byłoby być bogatym.

Bogaci ludzie, którzy zdobywają się na uczciwą refleksję, zawsze dochodzą

do przerażającego wniosku, że obietnice bogactwa nie dają szczęścia i

pozbawiają wszelkiej nadziei.

Na tej zasadzie nie oczekuj, że osiągnięcie skuteczności w komunikowaniu

wypełni twoją wewnętrzną pustkę czy uczyni cię taką osobą, jaką zawsze

pragnąłeś być. Możesz być skutecznym mówcą (o tym właśnie jest ta książka),

lecz nie stawiaj sobie tego za cel, bowiem osiągnięcie go niesie ze sobą

więcej ciężarów niż zdołasz udźwignąć.

Pewne rzeczy może sprawić tylko Bóg. Tylko On może nadać ostateczny sens

temu, co komunikujesz. Tylko On może wypełnić pustkę, która jest w każdym

człowieku. Tylko On może nam dać pozytywny obraz siebie, który staramy się

znaleźć u innych. Augustyn modlił się słowami: "Stworzyłeś nas dla siebie i

nasze serce nie zazna spokoju dopóki nie spocznie w Tobie".

Tematem tej książki było komunikowanie się z innymi. Komunikowanie się

jest ważne. Jednak w życiu najważniejszy jest Bóg i jeśli o Nim zapomnisz,

to, niezależnie od tego, jak dobrze będziesz się porozumiewał, nie powiesz

niczego, co miałoby ostateczne znaczenie. A to byłoby tragiczne.

Obawiam się, że poznając zasady komunikowania się zapomnisz o słuchaniu

Boga, który jest ostatecznym, najwyższym mówcą. On naraził się na wiele

kłopotów komunikując nam swoje przesłanie o miłości, akceptacji,

przebaczeniu i wiecznym życiu.

Widzisz ...

Twoje słowa, choćby były nie wiem jak wymowne, # Twoje mowy, choćby były

nie wiem jak skuteczne, # Twoje rozmowy, choćby nie wiem jak stymulowały, #

Twoje debaty, choćby były nie wiem jak zwycięskie, # Wszystkie umrą razem z

tobą.

A wtedy jedynymi słowami, mającymi znaczenie będą słowa, które On wypowie

do ciebie.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:

więcej podobnych podstron