Margit Sandemo Cykl Saga o Królestwie Światła (01) Wielkie Wrota


Tytuł oryginału norweskiego:
 Bak portene"
Ilustracja na okładce: Christina Nauckhoff
Redakcja: Elżbieta Skrzyńska
Copyright 1995 by Margit Sandemo
For the Polish edition:
Copyright 1997 by Pol-Nordica Sp z o.o.
Ali Rights Reserved
ISBN 83-87441-00-7
Druk: AiT Trondheim AS, Norwegia
Wydawca jest członkiem
Nie dowierzaj wszystkiemu, co czytasz!
Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Wydawców
Pozwól jednak swojej wyobrazni w to wierzyć!
Wyobraznia prowadzi własne życie
równoległe do twojego, realnego.
Wyobraznia może poszerzyć
granice twojego świata.
 Wielkie Wrota" to pierwsza książka w trzeciej i ostatniej części
wielotomowej trylogii.
Część pierwsza nosi tytuł  Saga o Ludziach Lodu", druga to  Sa
ga o Czarnoksiężniku".
Każdą z tych serii można czytać niezależnie od innych.
CZŚĆ PIERWSZA
BOGINI-DZIEWICA
1
Bębny umilkły. Jedyne, co było jeszcze słychać, to su
che, przytłumione trzaski pochodni, zatkniętych półko
lem w ziemię płaskowyżu.
Dziewczyna siedziała wyprostowana. Mała, drobna
i kompletnie naga na zbyt dla niej wielkim tronie.
Duży otwarty plac otoczony był lasem. Srebrzyste li
ście połyskiwały matowo w półmroku. Nad osadą zaległa
złowieszcza cisza.
Pozbawione wyrazu oczy dziewczyny ukrywały śmier
telny strach, który ogarniał ją zawsze, ilekroć spojrzała na
swoich zgromadzonych poddanych.
Jej czas się dopełnił. Wiedziała o tym. Wiedziała też, że
nie udało jej się wykonać zadania.
Przez dziesięć lat była dla swojego ludu boginią-dzie-
wicą. Działo się tak od chwili, gdy skończyła cztery lata
i gdy oni zamordowali jej poprzedniczkę.
Teraz przyszła kolej na nią, ponieważ Światło nie
wróciło w ciągu tych dziesięciu lat, kiedy im panowała.
Wprawdzie wciąż jeszcze była dziewicą, tak jak wymaga
ło tego prawo, lecz przestała już być dzieckiem. Jej ciało
nadal zachowało szczupłość małej dziewczynki, ale pier
si zaczynały się wyraznie zarysowywać. Na razie leciuteń-
ko, ledwo zauważalnie, wystarczająco jednak, by mężczy
zni mogli jej pożądać, a ich grzeszne myśli unicestwiały
obraz czystości i niewinności, niezbędnej, by Światło
wróciło do tego ich pustego i mrocznego świata.
Miała na imię Siska, a jej przodkowie należeli do scy-
9
tyjskiego plemienia, pochodzącego z bezkresnych stepów
A teraz wszystko się skończyło. Kobiet nigdzie nie wi
Rosji i Środkowej Azji.
dać. Pochowały się.
Przybyli tutaj dawno temu, być może nawet stało się
Siska dygotała z przerażenia, ale starała się za wszelką
to przed dwoma tysiącami lat. Włosy dziewczyny nadal
cenę nie pokazać, co czuje. Przypominała sobie swoją po
pozostały czarne i ls'niące tak jak u jej przodków. Wyro
przedniczkę. Ona sama miała wtedy co prawda zaledwie
sły teraz długie, ukrywały całe jej drobne ramiona i ple
cztery lata, ale już wiedziała, że jest następną wybraną.
cy. Oczy miała lodowato szare, osadzone pod czarnymi
Dlatego pozwolono jej siedzieć w ukryciu na drzewie,
niczym węgiel brwiami. Usta kusząco czerwone, ponie
w pobliżu tronu. Teraz na tym drzewie siedzi z pewno
waż one również zaczynały dojrzewać.
ścią jej następczyni, choć z ziemi nikt jej nie widzi. Mała
Mężczyzni to zauważali. Siska obserwowała, jak ich trzyletnia dziewczynka, wybrana w wyniku skompliko
zgłodniałe oczy błądzą po jej ciele, tak samo jak błądziły wanych zabiegów dokładnie tak samo, jak niegdyś zosta
dziesięć lat temu po ciele poprzedniej bogini-dziewicy, kie ła wybrana Siska.
dy miano składać ją w ofierze. Patrzyła teraz na młodych,
Biedne dziecko! Ale prawdopodobnie ta mała wyobra
silnych wojowników i małych chłopców, niewiele star
żała sobie teraz to samo, co niegdyś Siska. Patrzyła na
szych od niej, a także dojrzałych mężczyzn spoglądających
swoją poprzedniczkę na tronie i myślała:  Ech, co tam, ta
na nią pożądliwie. I starców, śliniących się na jej widok.
jest przecież taka stara, ja mam przed sobą niemal cale ży
Niczym dzikie zwierzęta krążyli wokół jej tronu, zro cie i ja sprawię, że Światło powróci do naszego lasu. Ja na
bionego ze świętego giętego drewna. Teraz stanowiła do prawdę zostanę boginią mojego ludu".
zwoloną prawem zdobycz. Wiedzieli o tym i pilnowali na
Nadzieje Siski jednak się nie spełniły. Teraz czas mi
wzajem jeden drugiego. Każdy chciał być pierwszy, bo
nął i nikt już nie udzieli jej prolongaty.
wiem odebranie jej dziewictwa oznaczało wielkie szczęście.
Tamtego dnia przed dziesięcioma laty nie bardzo rozu
Chociaż następni też mieliby z jej boskości wiele pożytku.
miała, co się dzieje z jej poprzedniczką, zapamiętała jed
A kiedy już ją posiądą, jeden po drugim, wtedy będą ją mo
nak wszystkie wydarzenia bardzo dokładnie. Wówczas
gli złożyć w ofierze. To cena, którą Siska musi zapłacić za
także, podobnie jak teraz, mężczyzni jakby się przemie
przywilej, jakim ją obdarzono, za to, że niemal przez całe
nili w dzikie bestie, skradali się z gorączkowym sapaniem
swoje życie była ich boginią. Za to, że nosili ją na rękach,
wokół tronu, strzegli nawzajem jeden drugiego, nie spu
oddawali jej wszystko, co mieli najlepszego, wszystko,
szczali z siebie rozpłomienionego wzroku tak, aby żaden
z wyjątkiem wolności i przyszłości. Mieszkała w najokazal
nie podszedł za blisko do dziewicy, a potem z wyciem,
szej chacie, otoczona usługującymi jej kobietami, przyjmo
które długo odbijało się echem w lesie, rzucili się wszyscy
wała w ofierze owoce i najdelikatniejsze pokarmy. Najstar
na nieszczęsną istotę. Z przerażeniem w oczach Siska pa
sze kobiety plemienia uczyły ją tak, by mogła się stać wszy
trzyła, jak ściągnęli ją z tronu, chociaż biedaczka rozpacz
stkowiedzącą wyrocznią.
liwie trzymała się oparcia. Rzucili ją na ziemię, przepy
chali się nad nią, odtrącali jeden drugiego, tłoczyli się ni
Ale to się na nic nie zdało. Nie wypełniła swojego za
by rój pszczół wokół swojej królowej. Drobne ciało
dania. W dalszym ciągu nad lasem trwał mrok.
10
11
dziewczyny całkiem zniknęło w ciżbie. Tylko jej rozpacz
Widziała, że mężczyzni są gotowi. To przepełniało ją
liwe krzyki niosły się daleko po lesie.
obrzydzeniem i niewypowiedzianą wściekłością, która
Krzyczała jednak tylko na początku. Potem umilkła.
zdawała się zagłuszać nawet strach. Nie poddam się do
Mężczyzni jeden po drugim zaspokajali swoje żądze. Si
browolnie, powtarzała w duchu. Ta myśl rozpaliła się
ska nie pojmowała, co oni robią. Widziała tylko dziwne
w niej niczym ogień i dodawała sił, których istnienia Si
ruchy i słyszała obrzydliwe jęki. Czuła się od tego chora
ska przedtem nawet nie podejrzewała.
i przerażona tak, że o mało nie spadla z drzewa.
Nagle zerwała się z miejsca i wskoczyła na oparcie tro
Zamknęła oczy, zaciskała je mocno, bardzo mocno.
nu, ponieważ za jej plecami znajdowało się znacznie
Kiedy je znowu otworzyła, długo potem, gdy krzyki umil
mniej mężczyzn niż przed nią. Zanim zdążyli się zorien
kły, zobaczyła, że dziewica leży na ziemi niczym porzu
tować, o co chodzi, Siska wyskoczyła w powietrze ponad
cony łachman. Twarz miała białą, ciało zbroczone we
ich głowami, przewróciła dwóch, którzy stali jej na dro
krwi. Po chwili mężczyzni zabrali dziewczynę i ponieśli
dze, upadła na ziemię, stoczyła się w wielkim pędzie po
ją w kierunku ogniska, które tymczasem zostało rozpalo
zboczu, po czym natychmiast zerwała się na równe nogi
ne na wzniesieniu, w lesie za polanką. Teraz za plecami
i pobiegła przez płaskowyż.
Siski znajdowało się takie samo. Wiedziała o tym dobrze.
Z ponurym wyciem tłum mężczyzn rzucił się w pogoń.
Tamtego dnia rozpalono mdły ogień, który miał przywa
Siska chwyciła pochodnię przygotowaną do rozpalenia
bić do siebie Światło. Ale nic takiego się oczywiście nie
ogniska i rzuciła nią w ścigających. Wycelowała precyzyj
stało. Jasno było tylko w kręgu płomieni.
nie. Najbliżsi uskoczyli w tył, zatrzymując całą gromadę.
Poza tym nad lasem panował zwykły mrok.
Siska skorzystała z zamieszania i co tchu pobiegła w las.
W rozpaczy Siska skierowała wzrok ku Światłu, które
Mignęło jej kilka postaci kobiet, które się tam ukryły, ale
majaczyło daleko za górami. Ku Światłu, które nigdy nie
nie miały teraz odwagi mieszać się w wydarzenia. Ani po
docierało do ich lasu i do ich wymarłej doliny.
to, żeby jej pomóc, ani po to, by ją powstrzymać. Stały
Określenie  wymarła dolina" jest oczywiście niesłu
tylko z otwartymi ustami i patrzyły, kiedy je mijała.
szne, ponieważ ludzie w niej mieszkali od dawna. Była to
Słyszała, że mężczyzni się zbliżają. Ożywiona nową si
jednak uboga i nieurodzajna ziemia, pogrążona w wiecz
łą dobiegła do wysokiej skały i zaczęła się po niej wspi
nym półmroku.
nać. Gołe stopy i ręce same wynajdywały punkty oparcia.
Dziewczyna drgnęła. Mężczyzni zaczynali podchodzić co
Przypominała leśne zwierzę, które instynktownie wie, jak
raz bliżej. Większość z nich rozpięła pasy i pozbyła się ubra
się zachować.
nia. Siska mimo woli zacisnęła kolana. Teraz wiedziała już
Mężczyzni byli od niej ciężsi i bardziej niezdarni. Straci
bardzo dobrze, co oni zamierzają z nią zrobić. To niemożli
li dużo więcej czasu, żeby wspiąć się na górę. Ich obute
we, to się nie może stać, pomyślała nagle. Dotychczas z re
w skórzane mokasyny stopy ślizgały się po gładkiej skale.
zygnacją poddawała się losowi, który ciążył nad jej młodym
Jeden ze ścigających odpadł od ściany, stoczył się w dół i po
życiem. Teraz jednak obudził się w niej bunt. Nie chce. Za
ciągnął za sobą innych. Ale Siska umknęła już wtedy dale
nic nie chce zostać potraktowana tak, jak jej poprzedniczka.
ko w las, w którym rosły drzewa o srebrzystych liściach.
12
13
żyła słuch, natychmiast docierały do niej ich wrzaski. Znaj
Długo jeszcze słyszała przejmujące, wściekłe nawoły
dowali się daleko, ale z pościgu nie zrezygnowali.
wania ścigających, ale docierały do niej z coraz większej
Gdyby tylko mogła utrzymać się na nogach...
i większej odległości.
Nic dziwnego, że jest tak śmiertelnie zmęczona. Ona,
W końcu musiała się zatrzymać. Czuła, że siły ją opu
która nigdy nie wychodziła poza drzwi własnego domu. Wy
szczają. Oddychała z wielkim wysiłkiem, w piersiach czu
rosła na bladą i szczupłą dziewczynę, przypominała ziele wy
ła bolesną ranę. Opadła na ziemię. Wiedziała jednak, że
hodowane w piwnicy. Na początku tej szalonej ucieczki gna
mężczyzni za nic nie zrezygnują z pościgu. Próbowała ro
ła ją nieznana dotychczas siła woli. Pędziła przed siebie, nie
zejrzeć się wokół, czy nie znajdzie jakiejś drogi ucieczki.
zwracając uwagi na to, że wielkie korzenie drzew czają się
Wzrok jej się mącił ze zmęczenia, krew pulsowała w skro
na nią podstępnie, nie zauważając, że stopy ma coraz bar
niach, całe ciało było wiotkie, zupełnie pozbawione sił,
dziej poranione, że trawa i rozrzucone wszędzie gałęzie ka
jakby nie chciało jej słuchać.
leczą jej skórę. Nie zważała na to, że przewraca się raz po
Co ja zrobiłam? Zbuntowałam się przeciw prawu, po
raz, chciała uciekać, znalezć się stąd jak najdalej.
myślała przestraszona, ale natychmiast odrzuciła od sie
bie lęk. Gdyby postąpiła zgodnie z prawem, teraz już by Teraz zdała sobie sprawę ze wszystkiego. Czuła, że jej
nie żyła. Jej zmaltretowane, zbroczone krwią ciało pło nie przyzwyczajone do wysiłku płuca o mało nie pękną.
nęłoby prawdopodobnie na stosie. Dziewica złożona Każdy oddech był straszną udręką. Musiała kaszleć, ale
w ofierze... próbowała to tłumić. Zasłaniała usta rękami przerażona,
że ścigający ją usłyszą. Bała się tak, jak musi się bać tro
Chociaż wyrzuty sumienia nie ustawały i wciąż wraca
pione leśne zwierzę. Pomóż mi, pomóż mi, błagała w du
ło pytanie:  Co ja zrobiłam? Co ja zrobiłam?" - to wie
szy, choć wiedziała, że nie ma nikogo, do kogo mogłaby
działa, że ze swojego punktu widzenia postąpiła słusznie.
się modlić. Przecież to ona właśnie była boginią swojego
Teraz chodziło o to, by przeżyć, by znalezć kryjówkę,
ludu. To do niej inni zwracali się z prośbą o pomoc.
do której tamci nie dotrą.
Ale jak może dokonać czegoś takiego ktoś, kto nigdy Teraz już nikt nie prosił jej o radę. Pragnęli natomiast
nie wyszedł poza granicę osady? Kto właściwie nigdy nie ją schwytać i złożyć w ofierze.
opuszczał swojej chaty. Światła prosić o pomoc nie mogła. Światło ją zdradzi
ło, a ona zdradziła Światło. Światło nie chciało nic wie
Nie było jej zimno, ponieważ w lesie zawsze panowało
dzieć o jej powołaniu. Osada nadal trwała pogrążona
ciepło. Pochodziło ono od Światła. Siska wiedziała o tym,
w ciemnościach, opuszczona przez Światło.
tylko że to święte Światło znajdowało się strasznie daleko.
W świecie Siski nie istniała noc ani dzień, tylko nieu Opuszczona? Przecież nigdy go tam nie było.
stanny wieczny półmrok. Ale tutaj, gdzie znalazła się teraz, Mieszkańcy osady żądali od niej tak wiele. I chociaż
w tej ciasnej, porośniętej lasem dolinie, ciemność była głęb zrobiła właściwie wszystko, czego oczekiwali...
sza niż ta, do której przywykła w rodzinnej osadzie. To ją Nawoływania w lesie.
przerażało, chociaż nie aż tak bardzo jak ścigający mężczy Czy nie brzmią jakby bliżej? Nie była w stanie tego
zni. Musi uciekać, tutaj zostać nie może. Gdy tylko natę- określić. Nie wiedziała, czy to wyobraznia, zresztą jak
14
15
mogłaby coś takiego wiedzieć, skoro krew pulsowała je;
Nikt oprócz tych starych kobiet, które jej usługiwały,
w skroniach z głośnym hukiem, a oddech wydobywał siq
nie mógł jej nigdy dotknąć. Nikomu nie wolno było się
z piersi ze świstem?
do niej zbliżyć. Służące jej kobiety nie miały w osadzie
Udręczona podniosła się z trudem i oparła o pień drzewa.
żadnego znaczenia. Nikt się nimi nie przejmował. To
Rozglądała się, szukając drogi ucieczki. Po chwili ruszyła da
mężczyzni reprezentowali siłę i to oni panowali. Kobiety
lej, wciąż mając osadę za plecami. Nagle zrozumiała, dlacze
znały się co prawda na różnych sprawach, ale to się nie
go tutaj, gdzie się znalazła, jest tak ciemno. Zbliżyła się prze
liczyło. Prawdziwe wartości to siła i odwaga.
cież do gór, które zasłaniają drogę ku Światłu. I tutaj ich cień
Bogini-dziewica była wyrocznią. To ona miała urato
jest bardziej intensywny niż w Srebrzystym Lesie.
wać swój lud, wyprowadzić go z wiecznego mroku.
Ale jakie znaczenie mogły mieć dla niej góry? Wszyscy
Siska wiedziała ponadto, że ona sama stawiana jest
przecież wiedzieli, że są niedostępne, że nikt nie zdoła się
znacznie wyżej niż jej nieszczęsne poprzedniczki. Ona by
przez nie przedrzeć.
ła wielką nadzieją plemienia. Sam wódz wybrał ją na bo
Mimo to kierowała się w ich stronę. Po prostu nie mia
ginię w dniu, w którym się urodziła. Wybrał swoją córkę.
ła innej drogi. Wszystko wokół niej było nowe, obce
Tak, Siska była córką wodza. Była Księżniczką. Lud
i przerażające. Siska, której nigdy nie pozwolono radzić
oczekiwał od niej bardzo wiele. Żywiono nadzieję, że na
sobie na własną rękę, której usługiwano od rana do wie
wet Światło pochyli się przed nią z respektem.
czora, uświadomiła sobie teraz, jak bezradną i bezbronną
Nic takiego się jednak nie stało.
istotą uczynili ją poddani.
Mimo to zdawała sobie sprawę, że właśnie ona została
Z trudem zrobiła jeszcze kilka kroków i nagle zatrzy
lepiej przygotowana do swojego zadania niż wszystkie po
mała się, bo dotarł do niej jakiś głos.
przednie dziewice, które złożono w ofierze. Opiekujące
Oddech w dalszym ciągu rozrywał jej piersi. Skórę po-
się nią kobiety też tak twierdziły. Siska uczyła się szyb
ocierała i podrapała do krwi, ale rany nie wyglądały zbyt
ciej i łatwiej, umiała wyciągać własne wnioski z tego, co
groznie, piekły tylko. Całe ciało miała poobijane i obolałe.
jej mówiono, i rozumiała prawo, a także wiedziała wiele
Dzwięk, czy to nie... Czy to nie sącząca się woda?
o życiu plemienia w lesie.
Siska nie znała lasu. Wiedziała jednak, że na skraju osa
Co się teraz stanie z jej ojcem? Siska na wspomnienie
dy płynie szeroki potok. I wiedziała, gdzie bierze on swój
ojca zadrżała z przerażenia. Patrząc na swoje poranione
początek. Tak, czyż opiekunki i doradczynie nie opowia
stopy powlokła się dalej, przytrzymując się drzew. Paliły
dały, że potok wypływa z gór?
ją podeszwy, przywykłe do poruszania się po miękkiej
Bez konkretnego celu, nie wiedząc nawet, dlaczego tak
podłodze chaty.
robi, skierowała się ku szemrzącej wodzie. Była komplet
Co ludzie w osadzie zrobią z jej ojcem, skoro ona zdra
nie nie przyzwyczajona do poruszania się w otwartej
dziła i uciekła sprzed ofiarnego stosu?
przestrzeni. Większość czasu spędzała przecież siedząc w
Otrząsnęła się z ponurych myśli. Teraz nie miała na nie
drzwiach swojej chaty, gdzie przyjmowała ludzi, przycho
czasu. Ojciec z pewnością da sobie radę. Był bardziej
dzących do niej po radę.
władczy i silniejszy niż wszyscy inni razem wzięci. Przy-
16
17
najmniej na razie. Wkrótce jednak zrobi się stary i...
ły, jak i urody, ale Les tego nie zauważał. Jego imię, Les,
Ojca nie było w osadzie wtedy, kiedy miano ją składać
oznaczało las. I, oczywiście, znał bardzo dobrze ten las,
w ofierze. Siska wiedziała, że bardzo kochał swoją córkę-
przez który się teraz skradał.
-dziewicę. Nie byłby w stanie patrzeć, jak płonie na stosie.
Nie zauważał tylko, że to skradanie słychać z daleka.
Może ze względu na ojca... Może ze względu na niego
Les ścigał dziewicę. Poszedł inną drogą niż reszta męż
powinna wrócić?
czyzn, ponieważ nie chciał dzielić się z nimi zdobyczą.
Nie, nie, nigdy nie wróci, nigdy, nigdy.
Ostatnimi czasy powodziło mu się bardzo zle. Jego ko
Nagle drgnęła. W lesie rozległ się odgłos biegnących
bieta zrobiła się stara i brzydka, nie dawała mu już w łóż
stóp. Ktoś, potykając się, wspinał się po zboczu.
ku żadnej radości. Kto chciałby dotykać takiej pomarszczo
Trzeba uciekać, ale dokąd? Akurat teraz stała na otwar
nej i obwisłej skóry? W każdym razie nie on, nie Les, taki
tej polanie, a przed sobą miała...
przystojny i urodziwy. Nie chciał przyjąć do wiadomości,
Tak... serce dziewczyny uderzyło szczególnie mocno.
że on sam też jest pomarszczony i ma obwisłą skórę.
Za drzewami wznosiła się wysoka górska ściana, a po tej
Prawo jednak zabraniało mu dotykać innych kobiet,
ścianie spływał strumyk. Widziała, że wydobywa się ze
a prawa Les przestrzegał.
skały i przemienia w piękny, mały wodospad. Woda spa
Wszelkie naruszenia surowo karano.
dała z niezbyt dużej wysokości, nie było jej też wiele, ale
Ale teraz bogini-dziewica, księżniczka, była zdobyczą do
tworzyła obraz niezwykłej urody. Siska nie miała jednak
zwoloną przez prawo. Chciał znalezć w jej ciele zaspokoje
czasu dłużej go podziwiać, nie wiedziała, czy biec dalej,
nie po długich, nudnych miesiącach z żoną, a poza tym
czy schronić się na drzewo. Nieliczne drzewa rosły tu
chciał odebrać jej cnotę, bo to zapowiedz wielkiego szczę
w rozproszeniu, a poza tym miały wysokie pnie, pozba
ścia dla dzielnego mężczyzny, który wezmie ją w posiada
wione od dołu gałęzi. Nie byłaby w stanie wspiąć się po
nie. A potem zabić. To jeszcze większe zwycięstwo. Dzięki
żadnym z nich. Głośne kroki samotnego mężczyzny zbli
temu uzyska wszystko, czego w tym życiu może zapragnąć.
żały się coraz bardziej. Wkrótce ścigający znajdzie się na
Choć Les sam przed sobą się do tego nie przyznawał, to
polanie i zobaczy ją. Gdzie, gdzie mogłaby się ukryć?
jednak najbardziej podniecała go myśl, że zaraz znowu po
siądzie młodą, piękną kobietę. Ze będzie mógł wedrzeć się
w jej kruche ciało, które ledwo zaczęło się rozwijać. A księż
niczka była piękna. Żadna inna nie miała takich długich, gę
2
stych i czarnych włosów jak ona, żadna nie kusiła takimi so
czystymi wargami. Widywał ją wielokrotnie ostatnimi cza
sy. Często chodził prosić o radę w sprawach, co do których
Niegdyś był najsilniejszym i najodważniejszym męż
nie miał najmniejszych wątpliwości. Chodził tam tylko po
czyzną w osadzie. Sam nadal się za takiego uważał, choć
to, by znowu poczuć, jak soki życiowe zaczynają w nim krą
inni myśleli coś dokładnie przeciwnego. Młodzi chłopcy
żyć. To on zwrócił uwagę plemienia, że bogini jest już bar
przewyższali go teraz zarówno pod względem odwagi i si-
dziej kobietą niż dzieckiem. To on przyspieszył wydarzenia.
18
19
Szczerze mówiąc, Les był zadowolony, że bogini udało
Les podjął pościg. Teraz spoza drzew widział wyraznie
się uciec. Dzięki temu stanie się jego zdobyczą. Tylko jego.
górską ścianę. Siska znalazła się w pułapce.
Wiedział bardzo dobrze, że tłoczący się wokół tronu mło
Kroki przybliżały się. Rozbieganym wzrokiem dziew
dzi mężczyzni próbowali go odepchnąć na bok i że im się
czyna szukała jakiejś kryjówki. Oczywiście mogła scho
to udawało, co przyznawał z niechęcią. Mógłby mieć pro
wać się za pniem któregoś drzewa, ale na jak długo? Na
blemy, żeby dostać to, co mu się sprawiedliwie należało.
pewno bardzo szybko zostałaby znaleziona.
Teraz miał ją tylko dla siebie. Dostrzegał ślady małych
Raz czy drugi mignął jej między drzewami prześladowca.
bosych stóp wszędzie tam, gdzie ziemia była miękka. Tyl
Wciąż jeszcze był bardzo daleko, ale potrafiła już rozpoznać
ko on wiedział, w którą stronę bogini pobiegła. Byłby
jego charakterystyczny, skradający się krok. Zwłaszcza teraz
skończonym głupcem, gdyby pokazał ślady innym.
kiedy biegł. Les, najokropniejszy z nich wszystkich. Siska
Czuł rozkoszne mrowienie pod skórą. Nowa kobieta,
przypominała sobie z obrzydzeniem jego pożądliwy wzrok,
dziewica-bogini, księżniczka!
którym wodził po jej ciele, kiedy przychodził prosić o radę.
Teraz dziewczyna już mu się nie wymknie, nie ma naj
Zadawał tak głupie pytania, że nawet dziecko potrafiłoby na
mniejszej szansy.
nie odpowiedzieć. Zaczynał się starzeć. Miał zaokrąglony
Świetnie wiedział, że biegnie ku górom. A tam wpadnie brzuch i kościste kolana. Zachował jednak jeszcze męskie si
we własną pułapkę.
ły. Tak przynajmniej twierdziły usługujące jej kobiety. Ale
Odwrócił głowę, by się przekonać, że jest sam ze swo wiele pożytku już z niego nie będzie, dodawały i śmiały się
ją zdobyczą. I rzeczywiście, nigdzie żywej duszy. Tamci przy tym nieprzyjemnie.
głupcy pognali w przeciwnym kierunku.
Siska wiedziała, co Les zamierza z nią zrobić, gdyby uda
Na chwilę przystanął, żeby odetchnąć. Młodsi mężczy
ło mu się ją pochwycić. Jego obrzydliwe ciało przyciśnie ją
zni twierdzili, że on nie biega już tak lekko jak niegdyś.
do ziemi, a twarde ręce będą ją szarpać pożądliwie. Była bli
Cóż za głupstwa! Byl równie niedościgły jak zawsze. Te
ska histerii, kiedy rozpaczliwie poszukiwała drogi ucieczki.
raz jednak zasapał się trochę, ponieważ przebył znacznie
Tak mało czasu, tak niewiele możliwości.
dłuższą drogę niż tamci. Oni by też sapali, gdyby musie
Może wspiąć się po górskiej ścianie?
li biec tak daleko, i to pod górę. Dużo bardziej by sapali.
To niemożliwe, jest tam zbyt stromo i skała zbyt gładka.
Stał i patrzył za siebie. W dali poza osadą wznosiły się
Może ukryć się za wodospadem? Nie, to niewykonalne.
złe góry. Ogromne szczyty celowały w niebo, długi łańcuch
Woda jest przezroczysta i spada za blisko górskiej ściany.
zamieszkany przez grozne duchy. Wielokrotnie słyszał głu
Nigdzie ani jednego drzewa, na które można by się wdra
che zawodzenia, kiedy wszyscy w osadzie już spali.
pać. A biec wzdłuż gór i tam próbować szukać jakiegoś ra
Czy ci głupi młodsi mężczyzni nie rozumieją, że Sisce
tunku też nie mogła. Była taka zmęczona, nogi nie chciały jej
nigdy by nie przyszło do głowy uciekać właśnie w tamtą
już nieść. Z trudem utrzymywała ciało w pozycji pionowej.
stronę? Do gór, którymi władają duchy?
yródło. Miejsce, w którym strumień wypływa z góry?
Tylko on miał dość rozumu, by przewidzieć, dokąd
O, nie, otwór jest bardzo ciasny. Nawet gdyby wsunę
ona się skieruje. Ku Światłu.
ła głowę do otworu, to co jej to da? Po pierwsze, udusi
20
21
się pod wodą, a po drugie, Les będzie widział jej ciało wy
Nogi Siski znajdowały się w boleśnie niewygodnej pozy
stające na zewnątrz.
cji. Nurt opływał ją ze wszystkich stron, próbując ominąć
Ale czy rzeczywiście otwór jest zbyt ciasny? Wąski, to
przeszkodę, jaką stanowiło jej ciało. Ostra skalna krawędz
prawda, ale... Siska nie miała innego wyjścia.
raniła jej jedno biodro. Instynktownie poruszyła nogą i...
Czepiając się palcami skały tak, że zdarła sobie paznok
Mogła ją unieść! Wysoko! Spróbowała z drugą. Też po
cie, pięła się pospiesznie w stronę zródełka. Teraz była wi
szło gładko.
doczna z bardzo daleka. Przykucnęła przy otworze i wsu
We wnętrzu skały strumień wyżłobił szerokie koryto!
nęła do niego rękę. Mech wokół był miękki, ustępował
Nie wahając się dalej, Siska przeciskała się w głąb. Za
pod naciskiem jej dłoni.
chłysnęła się wodą, rozpaczliwie usiłowała złapać odrobi
A może?
nę powietrza. Umrę teraz, zaraz się uduszę, myślała z roz
Gdyby teraz...?
paczą. Ale odwrotu nie było. Wpełzła już tak głęboko, że
Jest przecież nieduża i drobna. Nie zastanawiając się
nikt z zewnątrz nie mógłby zobaczyć jej włosów. Spraw
więcej, wsunęła nogi do wąskiej szczeliny. Jęknęła, gdy za
dziła zdrętwiałą ręką, czy wszystkie znajdują się w skalnej
nurzyła stopy w zimnej wodzie. Choć może nie aż tak
szczelinie. Szarpnęła kilkakrotnie gwałtownie całym cia
zimnej, jak się spodziewała. Dziewczyna przemieszczała
łem, zaciskając wargi pogrążyła się pod wodą, przesunęła
się w głąb jak daleko mogła. Utopię się, myślała. Ale mu
jeszcze bardziej i w końcu mogła unieść głowę. Otwór był
szę spróbować. To moja jedyna szansa.
znowu wolny i cała wezbrana woda została wyrzucona na
Najtrudniej było przecisnąć klatkę piersiową, ale nie
zewnątrz z wielką siłą. Siska miała nadzieję, że Les nie
mogła przecież tak zostać, leżąc na plecach, na pól ukry
zwróci na to uwagi.
ta w szczelinie. Musiała przepychać się dalej. Nie miała
Ona sama znajdowała się teraz ponad spienioną po
odwagi pomyśleć o tym, co będzie, gdyby chciała znowu
wierzchnią potoku. Znowu mogła oddychać. Och, jakie
wydostać się na zewnątrz. Jakaś ostra krawędz rozorała
cudowne uczucie!
jej skórę wzdłuż mostka. Nie mogła temu zapobiec. Żeby
Mimo wszystko była wciąż tak przerażona, że nie mia
tylko rana nie okazała się bardzo głęboka, myślała z twa
ła odwagi pozwolić sobie na odpoczynek. Leżąc na plecach
rzą wykrzywioną bólem.
przepychała się głową do przodu, po chwili zdołała się
Wreszcie zdołała wcisnąć klatkę piersiową do środka.
przewrócić na brzuch i pełzła teraz dalej, wciąż w głąb
Ramiona wsunęły się już lekko.
góry, nie mogąc się pozbyć dręczącej świadomości, że wi
Co ja teraz zrobię? zastanawiała się, zdjęta paniką. Mo
si nad nią straszliwy ciężar potężnej skały. Z rzadka tylko
je długie, czarne włosy znajdują się przecież na zewnątrz
miała odwagę zatrzymać się na moment w tej szalonej
w strumieniu, ale nie mogę przechylić głowy, bo wtedy
ucieczce. Wtedy siadała w wodzie i szlochając z rozpaczy
woda mnie zaleje.
nie potrafiła zdobyć się na żadną rozsądną myśl.
On mnie widzi, on mnie widzi. On już wkrótce tutaj
Les wyszedł na polankę pod wodospadem w tej samej
będzie. A ja go nawet nie słyszę, bo szum wody wszystko
chwili, gdy potężna kaskada wody została gwałtownie wy
zagłusza.
rzucona z otworu. Dlatego nie zwrócił uwagi na nic szcze-
22
23
gólnego. Po prostu myślał, że tak powinno być. Jeśli
Nikt nie zdoła oszukać Lesa, najdzielniejszego mężczy
w ogóle cokolwiek myślał.
zny w osadzie.
Zdumiony rozglądał się wokół. Jeszcze przed chwilą mi
gała mu między drzewami sylwetka uciekającej dziewczyny,
był tego absolutnie pewien. Siska musiała znajdować się
gdzieś tutaj. Nigdzie jednak nie widział ani śladu człowieka.
3
Górska ściana tworzyła w tym miejscu niewielkie za
głębienie. Znakomita pułapka. Skała po obu stronach za
mykała drogę ucieczki, ale Siski nie było. Nigdzie żadnej
Kiedy najgorszy gwałtowny atak płaczu minął, Siska
dziewicy do zdobycia.
poczuła, że przemarzła do szpiku kości. Wilgotny chłód
Les nie używał słowa  gwałt", ale właśnie tego rodzaju ciągnący od wody i od skał przenikał ją na wylot. Zrozu
postępki miał na myśli.
miała, że zbyt długo nie może w tym miejscu zostać.
Oszukany, pozbawiony pysznego kąska.
Czy powinna zawrócić tą samą drogą, którą przyszła,
Gorączkowo przeszukiwał wzrokiem okolicę. Wypatry i wyjść znowu na zewnątrz w Srebrzystym Lesie?
wał w koronach drzew. Nigdzie nic. Może za drzewami?
Na myśl o tym wszystko się w niej burzyło. Jaka przy
Biegał szybko dookoła pni, żeby nie zdążyła mu umknąć.
szłość czekała ją w osadzie? Straszna.
A może wysoko, na górskiej ścianie. Niemożliwe. Nie Z drugiej jednak strony tutaj, w ciemnym wnętrzu
jest przecież owadem.
góry, też nie widziała szans na przeżycie.
A w strumieniu?
Nie miała nic do stracenia. Zdecydowała się dokładniej
Za płytko.
zbadać głębię.
Les wdrapał się na górę i zatrzymał koło małego wo
A zresztą, czy to naprawdę głębia? W gruncie rzeczy prze
dospadu. Też nic.
cież posuwała się do przodu wzdłuż koryta potoku. W spo
Woda wygładziła wszystkie ślady ciała Siski na mchu. sób naturalny woda spadała z góry i nie ulegało wątpliwo
Otwór wyglądał znowu jak nie tknięta przez nikogo
ści, że strumień bierze swój początek na wyższym poziomie.
szczelina w skale. Lesowi nie przyszło do głowy, żeby sta
Ale z zewnątrz widać było tylko ten uskok. Większa
rannie zbadać miejsce, skąd wypływała woda. Nikt prze
część strumienia musiała się znajdować w głębi góry.
cież nie mógł się tam wcisnąć. Szczelina była beznadziej
Cóż, jak tylko długo się da, powinna brnąć przed sie
nie wąska i ciasna.
bie, żeby zobaczyć, jak to wygląda dalej.
Pozostawała tylko jedna droga. Dziewczyna musiała
Siska roześmiała się. Chociaż zabrzmiało to jak histe
pobiec wzdłuż skalnej ściany i skierować się na północ. Ku
ryczne stłumione łkanie. Jakichż to słów ona używa? Zo
południowi bowiem droga była widoczna jak na dłoni. baczyć! Nie odróżniała przecież nic na wyciągnięcie ręki.
Z rykiem wściekłości zdesperowany Les zeskoczył na Takich ciemności jak tutaj nigdy w życiu, nie widziała.
ziemię i podjął przerwany pościg. Będzie ją miał jeszcze
Stare kobiety w osadzie przekazały jej tradycje i legen
dzisiaj. Był tego absolutnie pewien.
dy plemienia. Opowiadały jej o tym, że plemię przybyło
24
25
z kraju, w którym czas dzielił się na ciemną noc i jasny
Chociaż, czy to jej w czymś pomoże? Oni nie chcieli już
dzień, w którym był zmierzch i brzask. Pochodzili z kra
nic o niej słyszeć. Potrzebna im była tylko jako dziewica,
ju o zielonych latach i płomiennie żółtych jesieniach oraz
którą można złożyć w ofierze i być może skłonić Światło,
zimach z białym deszczem, który niczym kołdra kładł się
by do nich powróciło. Mogła im się przydać jeszcze po to,
na ziemi, i z wiosną, kiedy wszystko ponownie budziło
żeby mieli się na kim zemścić. Za to, że zawiodła.
się do życia. Legendy! Do zadań Siski należało opowiada
Przygnębiająca myśl, odebrało jej to resztki odwagi.
nie ich nie dowierzającym młodym kobietom i mężczy
Siska zdawała sobie sprawę, że musi się przez cały czas
znom, którzy śmiali się szyderczo.
poruszać, że jeśli się zatrzyma, to jej ciało zesztywnieje.
Jej osada znała jedynie półmrok. Odwieczny i nieustanny.
Bolały ją wszystkie członki, ręce i nogi nie chciały jej
W niektórych miejscach łatwo było pełznąć naprzód
dzwigać. Musiała mieć zupełnie sine wargi, bo dzwoniła
pod prąd. Kilkakrotnie mogła nawet stanąć i wyprosto
zębami, a jej długie włosy, mokre i lodowate, lepiły się do
wać się. Wkrótce jednak uderzała głową o wystające nad
skóry. Rany piekły, czuła się okropnie.
nią kamienie i znowu musiała brnąć dalej na czworakach.
Zawsze przecież mogę zawrócić, myślała. Ale to była
Dygotała z zimna, ale nie płakała już i przestała się nad
niewielka pociecha.
sobą rozczulać. Stare kobiety w osadzie mówiły, że ani
W końcu zdarzyło się to, co absolutnie zdarzyć się mu
płacz, ani użalanie się niczego dobrego nie przynosi. Mą
siało:
dre słowa, teraz to pojmowała.
Okazało się, że skała nad nią schodzi skośnie w dół.
W pewnym momencie usłyszała plusk wody z innej
Tak nisko, że Siska musi położyć się w korycie strumie
strony, a wkrótce potem natrafiła na jeszcze jeden stru
nia. Przejście stawało się coraz węższe, mimo to wciąż po
mień - mniejszy. Niepewna, co zrobić, siedziała w kucki
suwała się naprzód, przeciskała pod wiszącą ścianą... I na
i wymacywała w mroku rękami, żeby się przekonać, który
gle wpadła w panikę. Poczucie zamknięcia w ciemności.
z potoków jest szerszy i bardziej godzien zaufania.
Świadomość ciężaru wiszących ponad nią skał, jej własna
Przez cały czas nie opuszczał jej lęk. W każdej chwili
małość i samotność... Nikt nie wiedział, co się z nią stało,
przecież droga mogła zostać zamknięta. W każdej chwili
nie mogła się wydostać z pułapki. Znajdowała się w po
mogło się okazać, że otwór stal się zbyt ciasny i Siska
trzasku. Czuła, że rozpacz mąci jej rozum.
przez niego nie przejdzie.
Zaczęła krzyczeć dziko i rozdzierająco, szarpiąc jedno
Ale właściwie dokąd zmierzała? Nie wiedziała nic. Sta
cześnie ciałem, by wydostać się z potrzasku. Z trudem
re kobiety nigdy jej nie mówiły o drogach strumieni. Nie
mogła oddychać, uczucie, że się dusi, dominowało nad
mówiły ani skąd się biorą, ani w ogóle nic. Wiedziała tyl
wszystkim. Szlochała, zachłystywała się wodą, płakała,
ko, że za osadą płynie strumień i że bierze on początek
krzyczała stłumionym głosem, od czasu do czasu chwyta
w górach. To wszystko.
ła odrobinę powietrza i nieustannie z wściekłością próbo
Nieoczekiwanie ogarnęło ją leciutkie uczucie triumfu.
wała się wyrwać z uwięzi. Zdawała sobie sprawę, że nie
Teraz wiedziała na temat strumienia więcej niż ktokol
ma już przed sobą drogi, mimo to wciąż parła naprzód.
wiek inny w osadzie.
* rzejście było coraz ciaśniejsze, woda zalewała ją raz po
26
27
raz, dziewczyna z trudem chwytała oddech, pewna, że za Jeszcze przecież nie skończyła przedzierać się przez
chwilę umrze. Czuła, że skała szarpie jej skórę na kawał ciasne przejścia. Kiedy znowu dostrzegła przed sobą ska
ki... Ciemność, ciemność, przerażająca ciemność! łę, przeniknął ją lodowaty dreszcz strachu. Ale po drugiej
W ataku histerii nawet nie zauważyła, iż wydostała się stronie zza kamiennej ściany sączyła się wiązka matowe
z pułapki. Czołgała się dalej, ogarnięta najstraszniejszą go światła.
klaustrofobią. Obijała się o skałę, potykała, pełzła w górę - O, nie - zawołała cicho i drgnęła na dzwięk własne
strumienia, połykała mnóstwo wody, zachłystywała się,
go głosu. - O, nie, nikt nie może mnie już zatrzymać.
walczyła z niewidzialnymi wrogami, wspinała na wystają
Wiele razy głęboko wciągała powietrze podniecona
ce skały i spadała głową w dół, w którymś momencie ude
tym, że może widzieć, co znajduje się przed nią.
rzyła się boleśnie w czoło, ale nawet to jej nie powstrzy
Siska zaciskała zęby i pełzła przed siebie na poranio
mało. Płakała, krzyczała rozpaczliwie i brnęła dalej, dopóki
nych kolanach. Musi stąd wyjść!
zmęczenie nie zmusiło jej do zatrzymania się. Aokcie i ko
Na moment zatrzymała się znowu. Nie wiedziała prze
lana ugięły się pod nią, osunęła się na dno płytkiego stru
cież, w jakim miejscu wyjdzie na zewnątrz. A jeśli wróciła
mienia i słyszała, jak woda z szumem przepływa ponad nią.
do doliny? Jeśli znowu znajdzie się w Srebrzystym Lesie?
Śmiertelnie udręczona zdołała jednak unieść głowę nad j
Mrużyła oczy, by lepiej widzieć. Czyż na zewnątrz
wodą. Odpoczywała, oparta o duży kamień, kaszlała, plu
wieczny półmrok nie jest jakby trochę jaśniejszy niż w ro
ła i wciąż zanosiła się bezradnym szlochem.
dzinnej osadzie? Nie potrafiła tego rozstrzygnąć. Odle
Minęło bardzo wiele czasu, zanim zdołała się pozbie- j głość była zbyt duża.
rać i mogła ruszyć dalej. Zmęczona, śmiertelnie zmęczo
Przejście... Przejście wydawało się niemożliwe do sfor
na i przerażona.
sowania. Znajdowała się teraz tuż-tuż przy nim.
Koryto strumienia zamykała stroma ściana. Siska prze
Na szczęście jednak z daleka wyglądało to gorzej, niż
widziała to. Od dłuższego czasu słyszała już szum wodo
w rzeczywistości było. Nie miała wątpliwości, że tym razem
spadu, a teraz droga była definitywnie odcięta.
będzie się musiała przedzierać głową naprzód. A więc powin
W jakiś sposób jednak udało jej się pokonać również na, wstrzymując oddech, zanurzyć głowę pod wodę. Jeśli jed
tę przeszkodę. Skała była gładka i wysoka, ona jednak nak utknie w przejściu, będzie to oznaczało koniec księżnicz
wpinała się po niej z gniewną desperacją. Cóż miała do ki Siski, bogini-dziewicy z osady w Srebrzystym Lesie.
stracenia? Machnęła ręką na wszystko.
Długo oceniała sytuację. Tym razem nie mogła popeł
Ponad spiętrzeniem łatwiej było się poruszać. Zauwa- \ nić najmniejszego błędu.
żyła też, że łożysko się rozszerza. Woda płynęła wolniej,!!
Otwór był wąski, ale niespecjalnie niski. Siska najpierw
w
momentami stała prawie nieruchomo jak w małych sa*
sunęła głowę i ramiona, a potem tak poruszała ciałem,
dzawkach. Po chwili znowu trzeba się było wspinać na
Y przeszły barki. Położyła się na boku, starając się leżeć
skałę, a potem... Nagle Siska zatrzymała się, otworzyła
Płasko, niczym kromka chleba. Woda zamykała się wo-
usta i patrzyła. Widziała światło!
koł niej, dziewczyna zaciskała wargi i oczy. Nie było in-
ne
Daleko, daleko przed nią majaczyła jasna plama. Ale, ale... | J rady, musiała wypuścić trochę powietrza z płuc. Nie
28
29
poddawaj się, Sisko, nie poddawaj, myślała gorączkowo.
dzy szczytami. Było tutaj małe jeziorko, z którego brał
Nie ulegaj panice. Wytrzymaj, wytrzymaj!
początek strumień. Woda toczyła się sennie wśród kamie
Tkwiła w potrzasku. Mogła się jeszcze wycofać. Mogła
ni i traw, a potem znikała we wnętrzu góry. Właśnie
zacząć pełznąć w tył, ale nagle odkryła w sobie jakiś no
w miejscu, w którym stała Siska.
wy, nieznany upór. Nigdy w tył, nigdy!
Dziewczyna nie miała kłopotu z orientacją, ponieważ
Nie miała w płucach ani odrobiny powietrza. Czuła, że
Światło, owo święte Światło znajdowało się w dalszym
za chwilę rozpadną się na kawałki, i nagle zauważyła, że
ciągu przed nią, za kolejnym stosunkowo niskim łańcu
zrobiło się jakby luzniej. Szarpnęła całym ciałem, w wyni
chem gór. W takim razie rodzinna osada musiała znajdo
ku czego przesunęło się leciutko, i nieoczekiwanie ramiona
wać się po drugiej stronie tego wyższego rzędu szczytów
zostały uwolnione. Skórę na bokach miała poocieraną do
za jej plecami.
krwi, teraz biodra tkwiły w tym samym potrzasku co przed
To by się zgadzało. Z ulgą myślała o tym, że nie musi
tem barki, dziewczyna mogła jednak unieść twarz nad wo
już oglądać czarnych gór, w których zbierają się duchy
dą i z bolesnym świstem łapczywie wciągała powietrze.
zmarłych. Tych gór, które majaczyły niczym mroczne
Woda wokół niej zabarwiła się na czerwono, nie mia
ostrzeżenie daleko, daleko po drugiej stronie rodzinnej
ło to jednak żadnego znaczenia. Biodra bez trudu udało
osady. Teraz stały się zupełnie niewidoczne.
się przesunąć przez otwór i oto była wolna.
Ogarnęło ją uczucie straszliwej samotności. Okolica
- Chciałabym zobaczyć takiego śmiałka z osady, który
była taka wymarła, taka pusta, nigdzie najmniejszego zna
by ścigał mnie tą drogą - szepnęła sama do siebie z trium
ku życia.
fem w głosie. Śmiertelnie zmęczona, wciąż boleśnie, głę
Dawał też o sobie znać głód. Woda, którą wypiła po dro
boko oddychając, czołgała się na drżących rękach i kola
dze, nie była w stanie go stłumić. Siska przywykła, że usłuż
nach w stronę Światła.
ne ręce podsuwają jej tacę z owocami i chlebem, i wszyst
A ono stawało się coraz intensywniejsze... Nie ulegało
kim co natura dawała ludziom w rodzinnej okolicy. Teraz
już żadnej wątpliwości: tutaj było jaśniej niż nad jej osa
musiała znalezć sobie coś sama. A tutaj nie było niczego.
dą w Srebrzystym Lesie. Różnica niewielka, ale jednak. Si-
Przygnębiona skuliła się, chociaż powietrze nie było zim
ska zresztą sądziła, że jest to najsilniejsze światło, jakie
ne, W rzeczywistości chyba cieplejsze niż w osadzie, ale Si
w ogóle istnieje.
ska przemarzła do szpiku kości. Po długotrwałej wędrówce
Tak więc znajdowała się na zewnątrz po tamtej stronie
wewnątrz góry i w lodowatej wodzie strumienia dzwoniła
gór. Mogła podnieść się i stanąć na chwiejnych nogach,
zębami. Musiała natychmiast znalezć coś, co ją ogrzeje. Ale
choć nie była w stanie ruszyć się z miejsca. Stała, oślepio
gdzie, skoro tutaj wszystko jest takie nagie i nieprzytulne.
na nie znanym dotychczas blaskiem.
Jedyne, co mogła zrobić, to poruszać się, biegać lub ska
Pierwsze uczucie, jakiego doznała, to lęk przed przy
kać, dopóki skóra i włosy jej nie wyschną. Tylko jak, sko
szłością. Co ją tutaj czeka? Wiedziała, że jest wysoko
ro jest obolała i poraniona, a najmniejszy ruch odczuwa jak
w górach, ale co to oznacza?
ukłucie nożem. Cała skóra stanowiła jedną wielką ranę.
Znajdowała się w niewielkiej, otwartej kotlince pomi<
Nad brzegiem jeziorka rosła trawa. Siska zaczęła po
30
31
niej biegać, zastanawiając się jednocześnie nad tym, co ro
ne są góry, i pojmowała, dlaczego nikt nigdy nie wspiął
bić dalej. Myśli pomagały jej stłumić ból ciała i poczucie
się na nie i nie przeszedł na drugą stronę. Praktycznie bio
samotności. Przywykła do tego, by myśleć szybko, roz
rąc, były nie do pokonania.
ważnie i racjonalnie. W osadzie to właśnie należało do jej
I tylko ona znalazła przejście.
obowiązków i teraz doświadczenie okazało się przydatne.
Wokół panowała cisza. W świecie Siski nie istniał
Mimo woli kierowała się w stronę zródła Światła. To jej
wiatr, tylko od czasu do czasu dawał się odczuć jakiś sła
wielka nadzieja. Tak jak zawsze Światło było wielką
by ruch powietrza.
nadzieją dla mieszkańców osady. Przyglądała się łańcu
Teraz włosy jej już dawno wyschły i dziewczyna odzy
chowi szczytów, przez który będzie musiała się przedo
skała trochę odwagi. Po drugiej stronie łańcucha gór znaj
stać. Gdy go pokona, z pewnością zobaczy Światło.
dowało się Światło. Ono mogło dać jej wszystko: jedzenie,
Ach, Siska, Siska! Bardzo niewiele, a właściwie zupeł
ciepło, obecność innych ludzi, miejsce do mieszkania, ko
nie nic nie wiedziała o pewnej nieprzyjemnej właściwości
goś, kto opatrzy jej rany, wciąż jeszcze krwawiące. Musi iść
gór. Nie przypuszczała nawet, że za jednym łańcuchem
dalej. Wyczuwała, że zbliża się pora snu. Trzeba poszukać
szczytów, który udaje się człowiekowi zdobyć, na ogół
jakiegoś miejsca, w którym będzie można odpocząć.
rozciąga się drugi, jeszcze bardziej niedostępny.
Znajdowała się już niemal na samej górze, gdy nagle
Z ufnością podjęła wspinaczkę. Zaciskając zęby z bólu,
z boku, po lewej stronie, pojawiło się coś bardzo nieprzy
podpierając się poranionymi rękami, szła w górę. Nagość
jemnego.
jej nie martwiła. W swojej chacie na ogół nosiła lekką sza
Strome szczyty gór zamieszkanych przez duchy. Więc
tę, ale w obecności innych mieszkańców osady zawsze
nawet tutaj nie może się od nich uwolnić...
musiała być naga. To należało do jej godności. Wszyscy
W takim razie będzie musiała... Przystanęła i zaczęła się
musieli widzieć, że jest niewinnym dzieckiem, dziewicą,
rozglądać. To znaczy, że te okropne góry zataczają pół
która może przebłagać Światło.
kole wokół wielkiej doliny, którą znała przez całe swoje
Rozgrzała się teraz, rany nie dokuczały jej już tak bar
życie, i wokół górskich okolic, do których teraz dotarła,
dzo jak przedtem, głód jednak dręczył coraz dotkliwiej
zamykają ponurym kręgiem cały jej świat.
i dziewczyna zaczynała odczuwać zmęczenie. Ponieważ
Stała jednak niemal w najwyższym punkcie przejścia.
w świecie Siski nie istniał dzień ani noc, dobę dzielono na
Jeszcze tylko kawałek, a potem Światło ją uratuje.
czas pracy i czas snu. W czasie snu ludzie udawali się do
Skały miały żółtoczerwony kolor i były mocno spęka
swoich chat i starannie zasłaniali wszystkie otwory tak,
na przynajmniej na powierzchni. Z pewnością w głębi są
by wewnątrz panowały zupełne ciemności. Przyzwycza
znacznie twardsze. Mogła się zresztą o tym przekonać we-
jenie sprawiało, że budzili się mniej więcej o tej samej po
Wn
trz nieszczęsnej góry, przez którą dopiero co się
rze, by zacząć nowy okres pracy.
Przedarła. Pełna otuchy ruszyła dalej. Wymacywała ręka-
Siska musiała przystanąć. Znajdowała się dość wysoko,
011
skalne występy i krok po kroku pięła się coraz wyżej,
z góry spoglądała na małą dolinkę z jeziorem otoczonym
ostatni odcinek był dość stromy. Stopy same znajdowa-
żółtozieloną trawą. Teraz widziała, jakie naprawdę potęż-
y punkty oparcia, nie potrzebowała nawet o tym myśleć.
32
33
bo dziewica zniknęła. Kiedy mężczyzni ochłoną z pierwsze
Warunki do wspinaczki panowały tutaj dobre. PowstrzyJ
go gniewu, z pewnością spróbują znalezć kozła ofiarnego,
mywał ją tylko ból w dłoniach i w stopach.
a wtedy mogą dojść do bardzo nieprzyjemnych konkluzji.
Nareszcie na górze!
Mała dziewczynka, którą wyznaczono na następczynię
Rezygnacja i rozczarowanie zwaliły się na Siskę niJ
bogini-dziewicy, niewiele z tego wszystkiego pojmowała.
czym ciężki głaz. Przed nią rozciągał się bezbrzeżny świat
Trzyletnie dziecko nie rozumie wszystkich pomysłów do
gór. Dokładnie taki sam jak ten, z którego właśnie przy
rosłych. Była przerażona zamieszaniem, zarazem jednak
była. Jak okiem sięgnąć, ciągnęły się brudnoszare łańcut
zachwycona, że może zamieszkać w pięknej chacie Siski,
chy szczytów.
że będzie karmiona smakowitymi kąskami i wszyscy bę
A poza nimi jaśniało Światło. Równie niedostępne jak,
dą jej dogadzać.
zawsze.
Wódz zamknął się u siebie i w samotności pił sfermen
Siska wybuchnęla szlochem. Opadła na zimną skałę^
towany sok z jagód.
przesłaniając rękami oczy. Ponieważ czas snu już się rozJ
Żona Lesa nie wiedziała, gdzie się podziewa jej mąż. Za
począł, została w tym miejscu, skuliła się samotna i pd
ciekle tropił w lesie księżniczkę. Inni czynili to jakby mniej
długim, rozdzierającym płaczu zasnęła.
uparcie, wyruszali na poszukiwania od czasu do czasu, czę
sto odpoczywali. Ale nie Les. Żona podziwiała jego siłę wo
W osadzie Siski panowało straszne zamieszanie i pod
li i zdecydowanie. Spłynęłaby na nich wielka chwała, gdyby
niecenie. Mężczyzni wściekali się z powodu ucieczki bogii
znalazł dziewczynę i uratował krwawą ofiarę dla osady. In
ni-dziewicy. Najstarsi gadali coś na temat nieuchronnej ka-i
ne myśli nie przychodziły jej do głowy. Wiele czasu minęło
ry, jaka na nich spadnie. Przepowiadali, że Światło zgaśnia
od chwili, kiedy Les po raz ostatni pożądał swojej małżon
całkiem z oburzenia i gniewu, tak że będą musieli żyd
ki. Przypuszczała, że kobiety w ogóle go już nie interesują.
w wiecznych ciemnościach, podobnych do tych, jakie zaJ
padają w chatach, gdy zasłoni się wszystkie otwory. Za4 Powinna by go jednak zobaczyć, kiedy jak szalony bie
pewniali, że gniew Światła z powodu postępku Siski bcj gał tam i z powrotem u podnóża gór, tylko że on znajdo
dzie straszny. Nikt jednak nie myślał o tym, jak tragiczny* wał się bardzo daleko od osady, dalej niż ktokolwiek kie
los przypadłby dziewczynie, gdyby została w osadzie i po-! dykolwiek dotarł. Grymas wściekłości wykrzywiał mu
zwoliła im ze sobą zrobić, co zamierzali. ^arz, oddychał ciężko, ze świstem, wzrok miał dziki,
oczy przekrwione. Za każdym razem kiedy myślał o mło
Kobiety były wstrząśnięte, większość z nich wykrzykiwa
dym ciele Siski, odczuwał mrowienie pod skórą. Był tak
ła w podnieceniu złe słowa o niegodziwości i tchórzostwie*
Podniecony, że musiał się zatrzymywać, by uspokoić tro
jakiego dopuściła się Siska. Tylko najstarsze milczały. Ona
chę swoje ciało. Cała wieczność minęła od czasu, kiedy po
wiedziały, że te rozwścieczone niczym osy nigdy nie okaza-j
ra
z ostatni posiadł kobietę. Prawo bowiem zabraniało mę
łyby takiej odwagi jak mała, drobna Siska. Stare kobietfl
żowi dotykać innej niż własna żona. Dziewica była jedy-
w milczeniu podziwiały dziewczynę, zarazem jednak drżaM
na
* dozwoloną przez prawo zdobyczą i on musi ją mieć.
o własną skórę. To przecież one ją wychowały, a rezultat oka!
zał się taki oto. Krwawa ofiara nie może zostać dopełnionaj Les nie przejmował się już sprawami osady. Prawo wyma-
35
34
gało, by przyprowadził boginię nietkniętą do miejsca, gdzie On, Les, znajdował się w zasięgu mocy strasznych du
wzniesiono stos ofiarny. On jednak za nic nie chciał tego zro chów. Wkrótce odkryją jego obecność. Był tak przerażony,
bić. Wtedy bowiem musiałby się nią podzielić z innymi i mo
że stracił kontrolę nad funkcjami swojego ciała. Poczuł na
że nawet nie byłby jej pierwszym. Młodsi i bardziej urodzi
udach ciepły strumień moczu. Chciał zawrócić i uciec jak
wi wyrośli na nieprzyjemnie silnych konkurentów.
najszybciej, ale potknął się i upadł na mech. Wybuchnął
Chciał sam posiąść swoją zdobycz tutaj, w lesie, gdzie rozpaczliwym szlochem. Ze strachu stracił świadomość.
nikt by mu nie przeszkadzał. Tutaj sięgnie po swoje mę
skie prawo. Tutaj po wielekroć będzie zaspokajał z boginią
rozgorączkowane ciało, a potem rozpali ogień i złoży ją
w ofierze Światłu. Zaczął liczyć, ilu mężczyzn żyje w osa
dzie. Wielu, naprawdę wielu. Teraz wyprzedził ich wszyst
4
kich. Ta myśl podniecała go ponad wszelkie wyobrażenie.
Tutaj złoży swoją prywatną ofiarę z dziewicy, a potem
mrok na zawsze opuści rodzinną osadę i cała sława spły
Przez długi czas Siska błąkała się pośród gór. Jej jedy
nie na Lesa.
nym celem było Światło, które teraz rzeczywiście zdawało
Tak rozmyślał, ignorując kompletnie fakt, że inni męż się podchodzić bliżej. To ono trzymało ją przy życiu. Przez
czyzni poczują się z pewnością oszukani tym, iż nie mo
wiele dni piła tylko wodę. Od czasu do czasu jednak tra
gli uczestniczyć w krwawej ofierze.
fiała na niewielkie dolinki, w których znajdowała trochę
Les drgnął. Przed nim w półmroku wznosiło się coś roślinności, i wtedy mogła zbierać korzonki, a nawet jago
ciemnego.
dy. Zawsze w takich miejscach pozostawała na dłużej.
Poczuł, że zimna obręcz ściska mu serce. Tak długo Przywykła już do wymarłego pustkowia wokół siebie.
biegł wzdłuż górskiej ściany ze wzrokiem wbitym w zie
Dlatego doznała głębokiego szoku, kiedy pewnego dnia na
mię, gdzie szukał śladów stóp dziewicy, że nie zauważył,
gliniastej ziemi nad brzegiem rzeczki spostrzegła ślady stóp.
dokąd właściwie zmierza.
Były to duże męskie stopy. Wyglądało na to, że zosta
To ciemne przed nim, to góra. Straszna, czarna góra, wiło je trzech ludzi. Twarde podeszły zostały przybite do
wznosiła się nad nim i zdawała się nie mieć końca. Les nie
butów gwozdzikami. A zatem nie mógł to być nikt z jej
zauważył również, że w tych okolicach jest dużo ciemniej
rodzinnej osady, tam bowiem używano szytego obuwia.
niż w jego rodzinnej osadzie.
A przeważnie ludzie chodzili boso. Zresztą nie należało
Nie wiedział tego, ale zdawał sobie sprawę, że góra jest się spodziewać, że ktoś z tamtych dotarł aż tutaj.
strasznie wysoka i że stanowi część tego potwornego łań
Oczywiście marzyła o tym, by spotkać ludzi, ponieważ
cucha, w którym mieszkają duchy zmarłych.
czuła się bezgranicznie samotna. Te ślady jednak sprawia
Zdawało mu się, że słyszy ich przeciągłe, głuche zawo my wrażenie... w jakimś sensie niebezpiecznych. Głupio tak
m
dzenia, wiedział, że polują na żywych ludzi, by zagarnąć
yśleć, oczywiście. Siska zdawała sobie sprawę, że to ta
w posiadanie ich ciała.
'uga! samotna wędrówka czyni ją lękliwą. Z jednej stro-
36
37
ny bardzo chciała spotkać innych ludzi, z drugiej jednak
Światło z każdym dniem stawało się intensywniejsze, choć
okropnie się tego bała.
wciąż nie widziała jego zródła. W każdym razie było ono in
Ślady kierowały się w tę samą stronę co ona, a zatem lu
tensywniejsze w oczach Siski, przywykłej wyłącznie do noc
dzie znajdowali się przed nią. Tak, to mężczyzni, rozmiar
nego półmroku. Panujące tutaj Światło też było przytłumio
stóp na to wskazywał. Ale jak dawne mogą być ślady?
ne, nie bardzo ciemne, ale jednak dalekie od pełnej jasności.
Trudno to określić. Umiejętności Siski dotyczyły spraw
Siska stała nad śladami stóp, jakby ponownie starała się
bardziej abstrakcyjnych. Nigdy nie uczyła się niczego, co
określić swoją sytuację.
miało związek z naturą poza jej rodzinną osadą. Tego ty
O ubraniu zapomniała. Znacznie gorsze były rany. Mu
pu wiedza stanowiła domenę mężczyzn. Siska mogła
si uzyskać pomoc. Ktoś musi ją opatrzyć. Niektóre skale
udzielać rad w trudnych sprawach, mogła wyjaśniać pra
czenia zagoiły się wprawdzie same, te najgłębsze jednak
wo, opowiadać stare legendy. Umiała też pomagać zako
wciąż bolały i wypływała z nich żółta ciecz. Na początku
chanym młodym ludziom, umiała opowiadać o śmierci
ledwo mogła stawiać stopy na ziemi, takie były poranione,
i o tym, dlaczego rzeczy są takie, jakie są. Wszystko to jed
a dłonie piekły i paliły. Teraz ręce już jej nie dokuczały, ból
nak miało związek z naturą człowieka. Bogini-dziewica
w stopach też ustąpił, zresztą do wszystkiego można się
nigdy nie powinna narażać swego życia na niebezpieczeń
przyzwyczaić. Poza tym większość zadrapań się zagoiła.
stwo. Nie wolno jej było zatem opuszczać osady.
Najgorzej wyglądały długie, głębokie rany, których się na
Dlatego tak niewiele wiedziała o otoczeniu. O świecie
bawiła podczas pokonywania wąskich przejść we wnętrzu
poza swoją chatą.
góry. W niektórych miejscach miała ciało rozorane aż do
To z pewnością dziwna reakcja, ale na widok tych śla kości. Siska wzdychała przygnębiona.
dów nagle odczuła swą nagość jako coś bardzo nieprzy
Instynkt samozachowawczy okazał się jednak silniejszy
jemnego. Po raz pierwszy w ciągu tej gorączkowej wę
niż strach i uczucie osamotnienia. Co prawda płakała wielo
drówki zapragnęła mieć coś, czym mogłaby się okryć.
krotnie przez sen, na ogół niewygodnie skulona w jakimś
Cóż by to jednak mogło być? Skąd wziąć coś takiego
miejscu, gdzie zmęczona długą wędrówką mogła trochę od
w tej nieurodzajnej, górskiej okolicy?
począć, ale nadzieja nigdy jej do końca nie opuszczała. Naj
Pożałowała teraz, że nie przygotowała sobie czegoś do
gorsza była świadomość, że wszyscy w rodzinnej osadzie od
okrycia, kiedy przed paroma dniami nocowała w żyznej do
wrócili się od niej. Goryczą napełniała ją również myśl
linie nad rzeczką. Znajdowały się tam rośliny o dużych li
o przyszłości. Czy w ogóle miała przed sobą jakąś przyszłość?
ściach, rosła też grupa srebrzystych drzew. Najpierw na wi
Jedyną pociechę dawało jej Światło.
dok tych drzew Siska się przeraziła, przyszło jej do głowy,
Gdyby tylko nie było takie nieosiągalne!
że oto zatoczyła krąg i znalazła się znowu w domu, w tej sze-
Chyba jednak nie jest aż tak zle, może w końcu uda jej
rokiej dolinie, która otaczała rodzinną osadę. Zaraz jednak
się do niego dotrzeć. Siska stwierdzała każdego dnia, że po
uświadomiła sobie absurdalność tej myśli. Szła przecież przez
soli, lecz nieustannie się do niego przybliża. Nie umiała
cały czas ku Światłu. Zresztą drzewa o srebrzystych liściach
sobie tylko wyobrazić, jak daleko od niego się znajduje.
mogły rosnąć i tutaj, zwłaszcza że teraz schodziła w dół.
Długo stała niezdecydowana nad śladami stóp, nie wie-
38
39
dząc, co począć. Jeśli pójdzie naprzód, będzie się przybli
linie panował jeszcze ów irytujący półmrok, k\tóry stopnio
żać do tych trzech ludzi w dużych butach.
wo, choć ledwie zauważalnie, z każdym dniertn w miarę jak
Niestety, nie miała wielkiego wyboru. Nieznajomi po-J
przybliżała się do celu, stawał się jaśniejszy. . Ale za łańcu
szli jedyną dostępną drogą, w stronę doliny pomiędzy wy
chem wzgórz... Tam, tam Siska musi konieczinie dotrzeć!
sokimi skałami.
Co jednak spodziewała się tam znalezć? ! Światło. Tak,
Siska oglądała się niepewnie za siebie z wyrazem bólu.
oczywiście. Ale nikt przecież nie wiedział, ja*k ono wyglą
Nie, wrócić nie może! To by była najokrutniejsza poraż
da ani skąd się bierze. Dreszcz lęku przeniknął ją od stóp
ka. Musi tylko teraz zachować niesłychaną ostrożność,
do głów, lecz szybko się opanowała.
skoro nie jest już sama na tych górskich bezdrożach.
Zejście w dolinę zajęło jej sporo czasu. łKiedy jednak
Próbowała zgadywać, kim są ludzie przed nią i co oni
znalazła się nareszcie na dole w lesie, doznała cudowne
tutaj robią?
go uczucia, jakby wróciła do domu. Ciemne' drzewa były
Do tej pory Siska widywała tylko od czasu do czasu ja
dla niej czymś nowym, nie rosły na nich liścikieś małe gryzonie, które niczym błyskawice przemykały
wach srebrzystych, tylko długie kłujące ząb'ki czy raczej
po ziemi i znikały w norkach. Wielkie ptaki, które krąży
igiełki. Korę miały grubą i brązową, wcale niepodobną do
ły nad jej rodzinną doliną, niekiedy ukazywały się rów- ,
kory drzew srebrzystych. Siska stwierdziła jtednak, że nie
nież tutaj. Poza tym jednak nie dostrzegła nigdy żadnej
byłoby trudno się na nie wdrapać.
łownej zwierzyny.
Szukała roślin o wielkich liściach, ale nic zego takiego
Co ci ludzie tu robią?
nie znalazła.
W pewnej chwili Siska znalazła się na wysokich ska
Teraz kiedy korony drzew zasłaniały jej wi'dok i tłumiły
łach i wtedy odkryła coś nowego, niestety, niezbyt przy
Światło, trudniej było posuwać się we właściwym kierunku.
jemnego.
Ostatnie, co zdołała zobaczyć, zanim zeszła do lasu, to
Ponury, mroczny łańcuch gór, które nazywała Górami
z pewnością Góry Duchów. Tak przerażająco bliskie i stra
Duchów, okazał się znacznie rozleglej szy, niż się spodziewa
szliwie wysokie, pogrążone w głębokim mrol^u. Zostawiła
ła. Z lewej strony szczyty wznosiły się tak daleko, że ledwie
je teraz na lewo od siebie. "W lesie już ich jednak nie widzia
mogła ogarnąć je wzrokiem, i nie wyglądały sympatycznie.
ła. Miała tylko dojmującą świadomość, że istnieją i że za ni-
Zobaczyła jednak także coś innego. Trochę bardziej ra
m
i panują absolutne ciemności.
dosnego. Jej długa wędrówka w wymarłych górach miała się
Na razie straciła z oczu ślady ludzkich stc>p i nie żało-
wkrótce skończyć. Siska widziała pod sobą dość płaską do
w
ała tego. Dlatego z tym większym zaskoczeniem stwier
linę porośniętą srebrzystym lasem i jakimiś ciemniejszymi
dziła nagle, że stoi na jakiejś ścieżce.
drzewami, których nie znała. Po drugiej stronie doliny doj
Nie, to niemożliwe, myślała, nie jestem jeszcze przy
rzała niezbyt wysokie wzgórza. I teraz nie było już żadnej
gotowana na spotkanie z ludzmi. Muszę najpierw czymś
wątpliwości: z tyłu za nimi znajdowało się Światło. Prze
kryć swoje ciało. Chcę dowiedzieć się c/egoś więcej
strzeń za wzgórzami spowijała cudowna jasność, która
0
tych obcych stworzeniach, zanim one mnie zobaczą.
przepełniła serce Siski radosnym spokojem. Przed nią w do-
Poza tym spotkanie z ludzmi nie jest moirl celem. Oni
40
41
będą jedynie przeszkodą w drodze do Światła.
Teraz siedziała wygodnie i miała przed sobą otwarty
Ciekawość jednak zwyciężyła, Siska ruszyła ścieżką.
idok na sporą część lasu.
w
Powtarzała sobie, że czyni tak dlatego, bo prowadzi ona
Znowu usłyszała głosy. Głosy męskie, podniecone,
we właściwym kierunku, ku Światłu.
choć przytłumione. Słyszała też kroki, które zbliżały się
Ścieżkę, którą szła, przecinały inne szlaki. Wkrótce zo
do jej drzewa. Wyglądało nawet na to, że kierują się
baczyła szeroką drogę, ale tamtędy nie odważyła się pójść,
wprost na to właśnie drzewo... Chyba jej... nie widzieli.
prawdopodobnie bowiem droga wiodła do jakiejś osady.
A może to ona jest zwierzyną, na którą polują?
Siska nie chciała jeszcze znalezć się tak blisko ludzi. Co
I wtedy ich zobaczyła, wiele postaci, które szły szyb
prawda była potwornie głodna, ale to uczucie towarzy
ko, prawie biegły pomiędzy drzewami.
szyło jej od dawna i zdążyła się do niego przyzwyczaić.
Serce Siski waliło tak mocno, że bała się, iż tamci usłyszą.
Poza tym w lesie znajdowała sporo korzonków i innych
Byli wyżsi niż mężczyzni w jej rodzinnej osadzie i... ja
jadalnych roślin. Nigdy zresztą nie jadła zbyt dużo. Głę
snowłosi! Wytrzeszczyła ze zdumienia oczy, kiedy sobie to
bokie rany wciąż jeszcze bolały dotkliwie, ale przykłada
uświadomiła. Nigdy przedtem nie widziała czegoś podobne
ła do nich chłodny mech, gdy tylko nadarzyła się taka oka
go. Nie rozumiała też, co ci ludzie mówią, ale najwyrazniej
zja. Miała nadzieję, że potrafi wyleczyć się sama.
im się spieszyło. Biegli dokądś w jakiejś bardzo ważnej spra
Tak więc Siska przecięła szeroką drogę i poszła dalej ku
wie. Byli zajęci. Wszyscy mieli bardzo dziwne ubrania,
łańcuchowi wzniesień, za którymi znajdowało się Światło.
w różnych kolorach, i nosili broń. Krótkie szpady, tak to
Wkrótce gwałtownie przystanęła.
przynajmniej wyglądało. Jakie to wszystko niezwykłe!
Nie była w tym lesie sama. Usłyszała coś... Chociaż od
Najwyrazniej byli przyzwyczajeni do poruszania się w le
głosy były niewyrazne, pośpiesznie wspięła się na jedno
sie, ale... ich buty? To nie te buty zostawiły ślady, które wi
z tych kłujących drzew. Pojękiwała cicho, kiedy ostre igły
działa. Ci mężczyzni tutaj nosili ciężkie, ale miękkie, wyso
drażniły jej rany, ale wspinała się najwyżej jak mogła tak,
kie obuwie o grubych podeszwach, bez szwów na brzegach.
by nie zobaczono jej z ziemi, lecz by ona sama miała wi
Musiało więc istnieć wiele różnych stworzeń w tym
dok między gałęziami.
niezwykłym świecie, do którego trafiła.
To, co zobaczyła, sprawiło, że omal nie krzyknęła. Wyglą
Na tych mężczyzn na dole przyjemnie było patrzeć,
dało to jak jakaś dziwna zabawa. Siska nigdy nie miała pra
oprawiali jednak wrażenie dzikich i nieobliczalnych.
wa do zabawy, zawsze musiała siedzieć w swojej chacie i tyl
Ł" pewnością byli niebezpieczni.
ko z daleka obserwowała, jak inne dzieci biegają po osadzie
O, nie! Przystanęli teraz, by się naradzić. Zatrzymali
S1
radosne, roześmiane, czasem płaczące, kiedy któreś się ude
C dokładnie pod drzewem Siski.
rzyło. Mogły jednak być razem, mogły mieć kolegów, ona
Dlaczego wybrała właśnie to największe i najbardziej
nie miała nikogo, ona była święta, musiała zachowywać się
samotne drzewo w lesie? Straszna myśl przemknęła jej
z godnością. Niejednokrotnie mała dziewczynka znosiła to
Przez głowę i sprawiła, że Siska zamarła: sądziła, że jest
z trudem. Ta strona życia, zabawy, radość, budziła w niej naj
"lewidoczna, ale teraz spojrzała w dół. Skoro ona miała
a
większą tęsknotę w czasach, gdy traktowano ją jak boginię-
Ki otwarty widok, to z ziemi pewnie też nic jej nie prze-
42
43
słaniało. Jeśli tylko któryś z nich podniesie wzrok, natych
czasie dziewczyna odważyła się zsunąć po pniu.
miast ją zobaczy.
Schodzenie okazało się znacznie trudniejsze niż wspina
Siska zwróciła uwagę, że jedną stopą opiera się mocni nie w górę. Podrapała się boleśnie, łamała gałązki i zawo
na grubej gałęzi i że na tej gałęzi pod jej podeszwą znaj
dziła żałośnie. W końcu jednak znalazła się na ziemi prze
duje się mała odłamana gałązka. Jeśli poruszy nogą, choć
straszona, że gdyby mężczyzni wrócili, nie będzie się mia
by leciutko, gałązka natychmiast spadnie w dół i wylądu
ła gdzie schronić. Mogli się zresztą pojawić również inni.
je na głowie któregoś z nich.
Na szczęście nikt nie nadchodził. Siska mogła podjąć
Od długiego siedzenia w bezruchu zdrętwiały jej łydki swoją przerwaną wędrówkę ku Światłu.
Tamci rozmawiali ze sobą podnieceni, coś pokazywa Zbliżał się czas snu. Półmrok panował wciąż ten sam, ale
li, jeden potrząsał bronią w tym kierunku, inny wskazy
instynkt, który skłaniał ludzi do spania w określonym cza
wał ręką na pogrążony w półmroku las.
sie, został głęboko zakorzeniony u wszystkich członków jej
Siska miała wrażenie, że rozumie. Toczy się tu jakaś plemienia. Ponadto natura wykształciła w nich wspaniały
wojna między plemionami. Znała to z własnej doliny, wzrok i znakomity słuch, żeby mogli poruszać się w mro
gdzie często dochodziło do awantur z prymitywnym ple ku. Wielu starszym ludziom z plemienia oczy błyszczały
mieniem mieszkającym w pobliżu.
w ciemnościach, zwłaszcza w blasku płonącego ognia. Siska
była na to za młoda, ale też bardzo dobrze widziała wszy
Owi wysocy, jasnowłosi mężczyzni byli bardzo wzbu*
stkie szczegóły na niewiarygodnie dużą odległość.
rzeni. Coś musiało się wydarzyć i teraz oni mieli się ze
mścić. Może to tamci trzej mężczyzni, których ślady wi
Teraz majaczyły przed nią już ostatnie, stosunkowo ni
działa, dokonali przestępstwa, a ci ich ścigają?
skie góry, przesłaniające Światło. Mimo że Siska czuła
Siska nie zamierzała się mieszać w sprawy obcych, le obezwładniające zmęczenie, chciała iść dalej. Chciała zo
dwie miała odwagę oddychać. Za nic nie chciała, żeby od
baczyć Światło jeszcze tego dnia czy też w ciągu tego cza
kryli jej obecność.
su pracy, jak ona to określała.
Jeszcze raz dotkliwie uświadomiła sobie swoją nagość,
Była straszliwie głodna, a rany bolały. Nogi uginały się
ale teraz w jakiś inny sposób. Mężczyzni pod drzewem
pod nią ze zmęczenia, wlokła się jednak po stromym zbo
byli bardzo przystojni, wzbudzali w niej pragnienia, ja
czu uparta, coraz bardziej zdecydowana w miarę zbliża
kich nigdy przedtem nie odczuwała. Od dawna zdawała
nia się do celu.
sobie sprawę, że zaczyna być dojrzała do małżeństwa.
Ostatnie kroki były prawdziwą udręką. Obolałe płuca
2
Wiedziała jednak także, iż nigdy nie wyjdzie za mąż. Mia
trudem wciągały powietrze. Dziewczyna musiała co chwi
ła pozostać wieczną dziewicą, która musi umrzeć, bo
la odpoczywać, zawsze jednak wstawała i ruszała dalej.
wiem nie spełniła pokładanych w niej nadziei.
Szczyty gór znajdowały się niemal w zasięgu ręki. Je-
S Z c z e
W końcu ożywiona dyskusja pod drzewem dobiegła tylko parę kroków i wtedy...
końca i mężczyzni oddalili się równie szybko, jak przy Siska stanęła i jak wyciosana w kamieniu, bez najmniej-
SZe
szli. Siska jednak siedziała na drzewie jeszcze długo. Zła-1* go drgnienia, patrzyła i patrzyła na to, co znajdowało się
mana gałązka dawno spadła na dół, dopiero po jakii P drugiej stronie gór. Nie mogła uwierzyć własnym oczom.
44
45
Docierały do niej skądś jakieś niewyrazne dzwięki, nie by.
ła jednak w stanie oderwać wzroku od tego, co widzi, ani za
cząć myśleć o niczym innym. Serce tłukło się w piersi dziko,
otworzyła usta, próbowała zrozumieć, ale bez powodzenia.
Dzwięki za nią narastały. W końcu odwróciła się
i stwierdziła, że stoi niczym posąg na tle nieba, samotna
postać w wymarłym krajobrazie.
Została odkryta. Prawdopodobnie nie przez grupę wojow
CZŚĆ DRUGA
ników, których widziała przedtem, ci bowiem zniknęli
w przeciwnym kierunku. To była inna gromada, złożona
z mężczyzn i kobiet, wykrzykujących coś podnieconymi gło
sami. Biegli za nią, za Siską, po porośniętym lasem zboczu.
Dziewczyna wiedziała, że znalazła się w pułapce. Co
teraz? Wybrać ucieczkę w dół na nieznaną równinę, czy
PO TAMTEJ STRONIE WRÓT
też czekać na spotkanie z tym tłumem, na spotkanie,
które mogło oznaczać przyjazń i opiekę, lecz równie do
brze wrogość i śmierć?
Stała przez chwilę niezdecydowana, po czym na łeb na
szyję rzuciła się w dół ku dolinie, ku temu nieznanemu,
niepojętemu, co nazywano Światłem.
Teraz jednak musimy opowiedzieć o tym, co wydarzy
ło się dwadzieścia lat przed ucieczką Siski.
Dla tych, którzy nie czytali  Sagi o Ludziach Lodu" ani
Sagi o Czarnoksiężniku", przedstawiamy krótkie stre
szczenie obu tamtych opowieści. Ważna jest zwłaszcza
 Saga o Czarnoksiężniku", której bieżąca historia jest kon
tynuacją. Ludzie Lodu żyli własnym życiem, choć i w ich
losach znalazłoby się wiele nie rozwiązanych zagadek.
Mamy nadzieję, że wszystkie one zostaną teraz wyja
śnione.
PREHISTORIA
Streszczenie 47 tomów  Sagi o Ludziach Lodu" i 15 to
mów  Sagi o Czarnoksiężniku":
Dawno temu w pradawnych czasach, jeszcze przed erą
Atlantydy, istniał na ziemi lud nazywany Lemurami.
Z pomocą Obcych rozwinęli się oni z prymitywnych istot
w
wysoko postawiony lud. Ich państwo, Lemuria, w cza
sach największego rozkwitu obejmowało ogromne połaci
ówczesnego świata. Z czasem jednak ograniczyło się do
niewielkiego kontynentu w południowo-wschodniej czę
ści dzisiejszej Azji. Obecnie kontynent ten całkowicie
pokrywa morze.
Największym skarbem Lemurów były trzy kamienie:
JWięte Słońce oraz niebieski szafir i czerwony farangil.
Wszystkie one posiadały niezwykłą siłę, Słońce jednak by-
0 na
)potężniejsze. Rozsiewało wokół siebie światło i mi-
0sc
- Lemurowie otrzymali je od Obcych.
Kjedy okresie wielkich katastrof Lemuria pogrążyła się
w
niorzu, ostatni jej mieszkańcy wyruszyli do świata Ob-
49
.
cych. Musieli w tym celu przejść przez Wrota. Pozostawili
schwytani przez kilku pozostających jeszcze przy życiu
jednak na ziemi Święte Słońce po to, by czworo Strażników
zakonnych rycerzy i oni obaj nie zdołali przekroczyć
szafiru i farangila mogło kiedyś podążyć za nimi. Wszystkie
Wrót. Zarówno ojciec, jak i syn dzięki długotrwałej bli
trzy kamienie zostały ukryte. Również Słońce i góra,
skości trzech kamieni byli nieśmiertelni. Rycerze pocho
w której znajdowały się Wrota, miały swoich Strażników.
wali Móriego głęboko w starym lesie w zachodniej Szwe
W ciągu pierwszej połowy XVIII wieku islandzki czar
cji, a dla wszelkiej pewności przebili ciało zaostrzonym
noksiężnik Mori oraz jego norweska i austriacka rodzina
osikowym palem. Czarnoksiężnik wprawił się w stan le
walczyli przeciwko złemu zakonowi rycerskiemu, prze
targu tak, że niczego nie czuł.
ciwko Zakonowi Świętego Słońca. Powodem tej wojny
Dolg nie wiedział, jaki los spotkał jego ojca. On sam
było właśnie owo zaginione Słońce. Mori wiedział, że je
zdołał przenieść się na Islandię, gdzie udręczony i samot
śli Słońce wpadnie w ręce zakonnych rycerzy, zostanie za
ny spotkał pozostałe jeszcze na świecie elfy. To one za
nieczyszczone i zbrukane złem.
prowadziły go do Gjain w Alvedalen, i tu został przenie
Niekiedy w walce z Zakonem pomagali mu przodko
siony do ich królestwa.
wie Ludzi Lodu. Wreszcie niezwykły syn czarnoksiężni
Tak kończy się historia o czarnoksiężniku. Ostatnie
ka, Dolg, zdołał odnalezć dwa szlachetne kamienie. Na
wydarzenia miały miejsce w roku 1746.
stępnie odnaleziono również Wrota, a w końcu Święte
Słońce. Wszyscy postanowili podążyć za Słońcem do
Ludzie Lodu prowadzili swoją walkę. Ich historia za
świata Obcych, ponieważ świat ludzki zaczynał być dla
czyna się bardzo dawno, w XI wieku, od Tengela Złego,
nich zbyt nieprzychylny. W ostatniej podróży towarzy
przodka rodu, który ściągnął przekleństwo na swoich po
szyła im liczna gromada elfów oraz ogników. Wszystko
tomków i zniszczył ich życie na wiele stuleci. Dopiero
to byli Lemurowie, którzy w wyniku oddziaływania Słoń
w roku 1960 udało im się przełamać jego władzę.
ca nigdy nie mogli całkiem umrzeć. Wyruszyły z nimi
Przekleństwo Tengela Złego miało też pewien pozy
również różne nadprzyrodzone istoty, które chciały uciec
tywny aspekt. Otóż dotknięci nim członkowie rodu mo
od niczego nie rozumiejących ludzi. Szły też duchy zmar
gli po śmierci powracać na ziemię w postaci duchów i po
łych, które nie znalazły po śmierci spokoju. Wśród prze
magać swoim nieszczęsnym potomkom. W XVIII wieku
chodzących na drugą stronę Wrót znajdowało się czwo
przypadkiem spotkali oni czarnoksiężnika Móriego i od
ro Madragów, przedstawicieli bawolego rodu, plemienia
tej chwili stanowili dla jego rodziny wielką pomoc.
dawno już wymarłego. Osiem duchów Móriego również
Ale duchy Ludzi Lodu nie towarzyszyły bliskim czar
chciało opuścić ziemski świat. Towarzyszyło im ponadto
noksiężnika na drugą stronę Wrót. Przed nimi było je
wielu ludzi oraz czworo Strażników Lemurów i dwu Ob
szcze dwieście lat walki z Tengelem Złym.
cych. Jednego z nich nazywano Strażnikiem Słońca, dru
Opowieść o czarnoksiężniku urywa się, jak powiedzia-
giego zaś Strażnikiem Góry. Był też Cień, ostatni Lemur
n
> w roku 1746. Nie jest to jednak koniec historii tej ro-
i, oczywiście, pies Nero.
Ziny. Wiele zagadek pozostaje nie rozwiązanych.
W ostatnim momencie jednak Mori i Dolg zostali
Na przykład: Co się stało z tymi wszystkimi, którzy
50
51
przeszli na drugą stronę Wrót? I co może się stać z czjjj
Uriel, dusza licząca sobie tysiące lat, mąż Taran.
wiekiem, który jest nieśmiertelny? Było takich wielu, za
Theresa, księżna, matka Tiril.
równo Mori, jak i jego synowie Dolg i Villemann. A w ro
Erling, mąż Theresy, stary przyjaciel Tiril i Móriego.
ku 1861 przyszedł na świat nieśmiertelny z rodu Ludzi
Rafael, marzyciel, przybrany syn Theresy i Erlinga, lat 23.
Lodu - Marco. fl
Amalie, ukochana Rafaela.
Co stało się z Gabrielem, chłopcem, który został wy.
Danielle, łagodna i bezbronna siostra Rafaela, lat 19.
brany, by opowiedzieć o Ludziach Lodu? Jak potoczyło
Leonard, jej ukochany.
się jego życie w dojrzałych latach, kiedy większość wybit
Mariatta, z pochodzenia Finka, kobieta znająca się na
nych członków Ludzi Lodu opuściła już ziemię i przenio
czarach, lat 22, ukochana Villemanna.
sła się do Czarnych Sal?
Greta i Jonas, dzieci Mariatty.
No a owe Sale? Gdzie się one znajdują? Co dzieje się
Fionellą, młoda pokojówka Theresy.
z ludzmi, którzy tam podążyli? Czy to do Czarnych Sal
Heinrich Reuss von Gera, dawny rycerz zakonny,
wiodą tajemnicze Wrota?
który przeszedł na stronę czarnoksiężnika.
Czas nie ma znaczenia ani w państwie elfów, ani po
tamtej stronie Wrót. Ktoś, kto zyskał nieśmiertelność,
uwalnia się od paraliżującego uścisku czasu. To, co dla nas
trwa setki lat, dla elfów lub Obcych trwać może zaledwil
rok. Czas po prostu nie istnieje.
A co się stało z małą Fionellą i jej uczuciem dla jedne
go z Obcych? Albo z Tiril, która utraciła zarówno męża,
jak i syna? Co z Mórim, który leży pochowany w jakimś
miejscu w Vastergótland i nie może umrzeć? Co z Dol-
giem?
Posłuchajmy teraz, jak potoczyły się losy ich wszyst
kich.
Oto lista przedstawicieli rodzaju ludzkiego, którzy szu
kali Wrót, by przejść na drugą stronę:
Mori, czarnoksiężnik.
Tiril, jego żona.
Dolg, ich niezwykły syn, lat 23.
Villemann, żądny przygód brat Dolga, lat 21. ^H
Taran, wielka optymistka, blizniacza siostra Villeman-
na, lat 21.
52
Wielu w grupie zaczynało odczuwać lęk.
Dlaczego myśmy to zrobili? zastanawiała się Tiril. Mu
sieliśmy chyba zwariować, albo sama nie wiem... Żeby
opuszczać bezpieczną Ziemię i przenosić się w jakiś fan
5
tastyczny świat, którego nie znamy! Ci pomocnicy mogli
nas przecież oszukać. Cóż my wiemy o Obcych? Cień...
To on z takim przejęciem opowiadał o tym nieznanym
Przeszli na drugą stronę Wrót.
świecie. Dlatego mu wierzyliśmy? On przecież miał do za
Najpierw Święte Słońce lśniło intensywnie, a teraz pierw
łatwienia własne sprawy, a my jesteśmy ludzmi. Co nas
si  emigranci" nagle znalezli się w kompletnych ciemno
łączy z tymi wszystkimi elfami i upiorami?
ściach. Wielu ludzi nienawidzi dzwięku noża przesuwanego
 Bezpieczną Ziemię..."
po powierzchni garnka. Działa im to na nerwy, dostają gę.
Ziemia nie była już bezpieczna. W każdym razie nie dla
siej skórki. U Taran, szalonej córki Móriego, podobne uczu;
rodziny Tiril. Utracili swoje ziemskie dobra, od dziesię
cie wywoływało dotknięcie palcami ziemi. Kiedy teraz, sto
cioleci byli prześladowani.
jąc w kompletnych ciemnościach, wyciągnęła ręce nad głową
- Potrzebujemy teraz spokoju - powiedziała głośno.
i dotknęła sufitu, doznała właśnie tego okropnego wrażenia.
Przestraszona rozejrzała się wokół, ale nie wyglądało na
Ziemia, skalne ściany poprzerastane grubymi korzenia
to, by ktoś usłyszał jej słowa.
mi drzew, wilgoć, zaduch jak w głębokiej piwnicy. Inny
Kiedy jakiś człowiek zdecyduje się wyjechać, myślała, to
mi słowy wszystko, czego człowiek może oczekiwać, kie
traci związek z miejscem, które zamierza opuścić. I dzieje
dy wpadnie do bezdennej rozpadliny wśród gór.
się tak na długo przedtem, zanim je naprawdę porzuci.
Dlatego więc Tiril zawołała:  Oj, to wcale nie jest to,
Nie, Tiril nie tęskniła. Dręczyła ją tylko straszliwa nie
czego się spodziewałam!"
pewność, czy wybrali słusznie.
Bo też to nie było to. Żadne z nich nie wiedziało do
W półmroku przed nią rozległ się czyjś ciepły, dający
kładnie, czego oczekują po tamtej stronie Wrót. Mieli jed
poczucie bezpieczeństwa głos. Rozpoznała jednego ze
nak nadzieję na coś bardziej wysublimowanego, cos
Strażników.
wznioślejszego niż jama w ziemi.
- Idz za mną - powiedział uspokajająco. - Nie bój się.
Początkowo widzieli niewiele, wciąż jeszcze oślepieni
Teraz widziała, że została tylko grupa ludzi, wszystkie
blaskiem Świętego Słońca. Po chwili w ciemności ukaza l n n e
istoty gdzieś zniknęły. Tiril wyciągnęła rękę, jakby
ło się mdłe światełko. Pochodziło ono z pochodni, które
szukała dłoni Móriego, ale jego tutaj nie było. Ach, tak,
sześcioro Strażników zatknęło w ścianach, by im pomoc
prawda. On, Uriel i Dolg mieli przyjść jako ostatni. Ra-
Powoli zaczynali dostrzegać wokół siebie różne rzeczy- err i
z nimi Villemann i Strażnik Słońca. Była taka dum-
Wykute w ziemi schody wiodły w dół. a
Ze swojego męża i obu synów. To oni w tym ostatnim
- Och, nie - jęknęła matka Tiril, Theresa. - Dokąd my le
kirn momencie odgrywali główne role.
właściwie zmierzamy?
strażnik, teraz go widziała, to jeden z tej trójki, która
54
55
czyna oblepiała im twarze, kleiła się do warg i brwi. W nie
strzegła farangila. Dotknął delikatnie jej ramienia wska
których miejscach stropy wisiały nisko, ściany przybliża
zując, by zaczęła schodzić po schodach. Tak, bo chyba za
ły się do siebie, nigdy jednak nie wyglądało to niebez
trzymała się na chwilę, jakby czekała na Móriego.
piecznie. Coś im mówiło, że to stara naturalna droga pod
Odwróciła się raz jeszcze, ale nie zobaczyła ani męża,
powierzchnią Ziemi. Pózniej ktoś ją trochę uporządkował
ani Dolga, ani żadnego z tamtych. Wahając się ciągle, po
tak, że stała się dostępna dla istot ludzkich. W każdym ra
śpieszyła za swoją grupą. Nie była ostatnia, ale znajdowa
zie dla niewielkich istot. Po co?
ła się wśród ostatnich. Jakie okropnie niewygodne te scho
Nero zaciekawiony, ale spokojny kroczył u boku Ta
dy! Nierówne, pośpiesznie wyciosane w ciężkim kamieniu.
ran. Na samym początku węszył trochę tu i tam, ale wszę
Wspierała się rękami o ściany po obu stronach i wiedziała,
dzie znajdował jedynie pył i piasek.
że Taran musi się teraz czuć bardzo zle. Ona, która niena
Nigdzie już nie widać korzeni, pomyślała Tiril. To bar
widziła dotykania suchej ziemi opuszkami palców.
dzo dobrze.
Nagle wokół zrobiło się bardzo jasno. Światło dociera
Wiedziała, że to ona zmieniła się najbardziej w toku dłu
ło skądś z tyłu. A daleko poza sobą usłyszeli ciężki łoskot
gotrwałej walki z rycerskim zakonem. Początkowo wszyst
To Wrota się zamknęły. Święte Słońce znajdowało się po
ko wydawało się jej niezwykle ekscytujące. Mori dawał jej
ich drugiej stronie. Zadanie zostało wypełnione.
tyle radości. Pózniej walka zaczynała się dłużyć, wciąż na
Czy Tiril tylko to sobie wyobraziła, czy też naprawdę
rastał lęk o rodzinę. Synowie, Dolg i Villemann, widzieli tyl
usłyszała czyjś krzyk przerażenia? Nie, oczywiście że nie
ko przygody i podniecenie. Taran się bawiła. Mori brał
przerażenia. To z pewnością okrzyk triumfu. Cokolwiek
wszystko poważnie i koncentrował się na walce z braćmi
to było, docierało z tak daleka, że mogło jej się po prostu
złego Zakonu. Theresa rozkwitła w małżeństwie z Erlin-
przywidzieć.
giem, a ich przybrane dzieci, Rafael i Danielle, uważały, że
Zrezygnowana ruszyła dalej.
po swoim bardzo trudnym dzieciństwie znalazły się w raju.
Niestety, Tiril słyszała dobrze. Wrota zatrzasnęły się
Tylko Tiril wciąż się zamartwiała. Bała się o swoją ro
za nimi, ale zarówno Uriel, jak i Villemann oraz Strażnik
dzinę, byli tacy nieostrożni!
Słońca wiedzieli, iż Mori i Dolg zostali po tamtej stronie...
Teraz w końcu będzie mogła odpocząć. Ale czy miej
Na schodach panował taki tłok, że Tiril nie mogła cze
sce, do którego dotarli, wygląda rzeczywiście tak spokoj-
kać na ostatnich. Musiała po prostu iść wraz z tłumem.
ni e
- Szli to w górę, to w dół, wciąż dalej i dalej nie wia
Właściwie jak głęboko będą musieli zejść? To wszystko
domo dokąd.
chyba nam się śni, myślało wielu schodzących po schodach
Jeszcze jedna sprawa dręczyła ją coraz bardziej, miano-
Ale Święte Słońce oświetlało podziemne łuki cudow
l c
'e narastający lęk o synów.  Coś się musiało stać z mo-
nym blaskiem tak, że ani ziemia, ani nagie skały nie wy
011
synami", powtarzała sobie wielokrotnie. Dusza i tutaj
dawały się przerażające. O, nareszcie koniec schodów.
n i e m
ogła zaznać spokoju.
A teraz trochę w górę. Bardzo dobrze!
zgodnie z dość niepewnymi obliczeniami Tiril cała gru-
Domyślali się, że musiało minąć tysiące lat od czasu,
" Musiała się teraz znajdować tuż pod powierzchnią Ziemi.
kiedy ktoś tędy przechodził. Potwornie stara gęsta pajC'
57
56
Korytarz rozszerzał się. Weszli do czegoś w rodzaju du
Ao niej dotarło, to to, że Strażnik Słońca pochylił się te
żej groty, w której ich przewodnik nareszcie przystań^
raz nad Taran i robił to samo, co z nią, a potem pochylił
Wkrótce zobaczyli też swoich towarzyszy i przyjaciół
się nad Heinrichem Reussem von Gera.
Wielkie, niezdarne postaci Madragów o dobrotliwy^
Mori, dlaczego cię tutaj nie ma? Czy nie możesz
oczach. Duchy Móriego, szelmowskie, rozbawione. Ukaza
przyjść i usiąść obok mnie? Jesteś mi potrzebny. Tak się
ła się duża grupa elfów, a za nimi nieszczęśliwi umaiA
boję.
którzy wyglądali teraz dużo spokojniej. Dlaczego oni się nie
To była ostatnia myśl Tiril. Potem straciła świadomość.
boją? Może dlatego, tak, chyba dlatego, że są umarli. Aa
Kiedy wszystkie istoty posnęły głębokim snem pozba
twiej było zrozumieć, z jakiego powodu prastarzy Lemuro-
wionym marzeń, można było kontynuować podróż, ale
wie wyglądają na uszczęśliwionych. Wszystko wskazywało
teraz już w inny sposób, który dla śpiących na zawsze po
na to, że znalezli się w czymś na kształt punktu zbornego.
został tajemnicą.
Strażnicy rozmawiali ze sobą półgłosem. Potem Straż
nik Góry poprosił wszystkich, by usiedli pod ścianami, to
zostaną przewiezieni dalej.
Tiril posłuchała. Trochę ją rozbawiło wyrażenie  prze
wiezieni", nie pasowało tutaj, tak głęboko pod ziemią, ale
miała nadzieję, że tamci wiedzą, o czym mówią. Próbo
wała odszukać wzrokiem swoją rodzinę, ale dostrzegała
Theresa, niegdyś księżniczka Habsburżanka, miała za
jedynie rodziców i ich przybrane dzieci, a nieco dalej Ta
sobą niezwykłe doświadczenia. Najpierw doprowadziła
ran i Nera. Och, Bogu dzięki, jest jeszcze Uriel i Ville-
do skandalu, który szczęśliwie udało jej się ukryć. W zim
mann. Z pewnością Mori i Dolg też idą gdzieś z tyłu.
nej Norwegii urodziła potajemnie dziecko, o którym
Ale dlaczego Uriel i Villemann są tacy bladzi? No tak,
pózniej starała się zapomnieć, ale bez powodzenia. Ponu
to chyba sprawa tego światła. Bo teraz w grocie pojawiło
re małżeństwo z księciem Adolfem von Holstein-Got-
się samo Słońce i zalało ją intensywnym blaskiem.
torp... Wreszcie połączenie z córką Tiril, za którą zawsze
Usiedli wszyscy z wyjątkiem Strażników. Dwaj Obcy
tek strasznie tęskniła.
podeszli do grupy Tiril. Strażnik Słońca odłożył złotą ku
wtedy księżna musiała gruntownie odmienić swoje ży-
lę i pochylił się nad Tiril. Przysiadł w kucki tuż obok i cos
Cle
- Wędrówki z Tiril i Mórim, a pózniej także z ich przy-
szeptał, przesuwając jednocześnie ręką przed jej twarzą,
lacielem Erlingiem. Dwór Theresenhof w Austrii, gdzie
ale jej nie dotykał. Miała wrażenie, że słyszy słowa:
m
gia zamieszkać na stałe razem ze swą nową rodziną.
- Zapomnij o czasie. Ani dni, ani lata nie mają już te
tem przyszły wnuki: Dolg, dziecko, które sprawiło im
raz znaczenia. Dobre przydarzy się jutro. Zawsze jutro,
vie bólu, które wszyscy kochali, ale którego nikt nie ro-
podczas dni, które nadejdą i które staną się jednym.
miał. Taran, pyskata, enfant terrible rodziny, i Ville-
Nie, cóż za głupstwa! Musiała się przesłyszeć.
a n
n, zawsze radosny, szalony poszukiwacz przygód.
Poczuła, że powieki ciążą jej jak z ołowiu. Ostatnie, c
u
uchy Móriego! Początkowo z trudnością je akceptowała-
58
59
Mimo wszystko jednak były one lepsze niż ci rozbójnicy, ry
Strażników. Mam wrażenie, że znajdujemy się we wrogim
cerze Zakonu Świętego Słońca. Od tylu lat prowadzili wal
kraju.
kę z tą zgrają. Theresa zadrżała na samo wspomnienie.
- Nie - rozległ się głos jednego ze Strażników. - My te
A potem zdarzyło się najlepsze ze wszystkiego: rodzą
go nie nazywamy wrogim krajem. To jest niebezpieczna
ca się nieśmiało miłość do Erlinga. Małżeństwo z nim, ta
ziemia, ale nie zostaniemy tu długo, musimy tylko jak naj
kie piękne, pełne wzajemnego zrozumienia. Pózniej spo
szybciej przez to przejść, a potem już będzie dobrze.
tkali dwoje nieszczęsnych dzieci, rodzeństwo Virneburg,
Wydano im polecenie, by trzymali się razem. Każdy
Rafaela i Danielle. Erling i Theresa wzięli je do siebie i wy
odpowiadał za swego najbliższego towarzysza tak, by nikt
chowali jak swoje. Patrzyli, jak dorastają...
się nie zgubił i żeby nie wiem co się działo, nie wolno ni
Lata płynęły tak szybko. Mimo woli pogładziła się po wło
komu krzyczeć. Cisza, cisza to podstawowy warunek, by
sach. Stały się szare i dużo rzadsze. Theresa nie była już mło
mogli się spokojnie przedostać przez niebezpieczny rejon.
da. Dawało to o sobie znać na różne sposoby. Najbardziej
Ale co im zagraża, albo kto? Na to nie otrzymali od
dokuczliwe ze wszystkiego były niedomagania ze zdrowiem,
powiedzi.
co sprawiało, że nigdy nie czuła się bezpieczna. Zwykła iro
Było tutaj dość ciepło i przemykali się cicho w ciem
nizować od czasu do czasu;  Niektórzy zostali stworzeni do
nościach. Nie żaden upał, ale przyjemna temperatura, jak
wielkich rzeczy, inni po to, by biegać do toalety".
latem.
Tyle lat, mój Boże. A teraz zakon rycerski został po
Theresa potknęła się na jakimś korzeniu.
konany i...
- Nienawidzę ciemności - mruknęła. - Czy nie może
Theresa uświadomiła sobie, że nie śpi i że musi to trwać
my zaczekać do świtu?
już jakiś czas. Gdzie się znajduje, co się z nią stało?
- Myślę, że nie - odpowiedział jej Erling szeptem. - Chy
Spojrzała w górę w tym samym momencie, gdy czyjaś
ba najbezpieczniej jest właśnie teraz.
przyjazna dłoń dotknęła jej ramienia i pomogła wstać.
Dlaczego to robimy? zastanawiał się. W co myśmy się
Wokół panowała noc. Wielu ludzi, wiele szurających
znowu wdali? Wciągamy nasze dzieci i wnuki w dużo bar
stóp, szepczące głosy. No, Bogu dzięki, nareszcie są na ze
dziej niebezpieczną przygodę niż ta, z której dopiero co
wnątrz, na świeżym powietrzu.
zdołaliśmy się wydostać.
- Erlingu - szepnęła, szukając dłoni męża.
Erling zawsze uważał rodzinę Theresy za swoją. Nigdy
- Tutaj - odpowiedział spokojnym głosem i wziął ją za
nie myślał o Daniellle i Rafaelu jako o młodych Virnebur-
rękę.
gach. Są dziećmi jego i Theresy, zresztą jedynymi dziećmi.
- Gdzie jesteśmy?
Mimo woli powrócił myślami do Bergen, do egzysten
- Nie wiem. Ale powinniśmy zachowywać się spokojnie.
cji, jaką tam prowadził, zanim w jego życiu pojawiła się
Skinęła głową, choć przecież on nie mógł tego zobaczyć.
liril z Nerem. Syn kupca z dobrej hanzeatyckiej rodzi-
- Dlaczego nie zapalą pochodni albo nie uniosą w górę
n
y, Erling Muller, odbył bardzo długą drogę do tego miej
Słońca?
sca, w którym się dzisiaj znajdował. Początkowo w mał
- Nie wolno tego zrobić. Tak mi powiedział jeden ze h
żeństwie z księżną Theresa z Habsburgów zdarzały się
60
61
trudniejsze momenty. Było to, zanim Erling uświadomił
inniata sobie, jaka była w czasie, kiedy go spotkała. Nicze
sobie, jak powinien się do niej odnosić. Teraz już od daw
go nie traktowała poważnie. Uwielbiała szaleństwa, złośli
na nie mieli żadnych problemów. Czuli się sobie równi.
we repliki. Urielowi zresztą też dokuczała, wyśmiewała się
Zresztą Erling nie myślał wcale o szlacheckim tytule, ja
z niego, kiedy miał problemy z codziennymi sprawami
ki nadał mu cesarz Karol. Najważniejsza dla niego stała
w nowoczesnym świecie. On przeżył już nieskończenie
się harmonia pomiędzy nim a małżonką.
długie życie. Dusza jego błąkała się długo i o mało nie zo
Gdzie oni właściwie są? Wokół panowała taka ciem
stała włączona do gromady aniołów. Uriel prosił jednak
ność, że nie widział kompletnie nic. Ludzie jednak, jeśli to
o jeszcze jedno życie ze względu na nią. Ale co będzie te
konieczne, potrafią zastępować jedne zmysły innymi. Ni
raz, kiedy opuścili własny świat i znalezli się w komplet
czym nietoperz wyczuwał w pobliżu duże drzewa, szli po
nie nieznanym miejscu, w tych przeklętych, piekielnych
stosunkowo równej ziemi, kroki były stłumione, jakby wę
ciemnościach, nie wiedząc, jaka przyszłość ich czeka? Czy
drowali po trawie. Od czasu do czasu potykali się o jakieś
przez nią Uriel nie stracił szansy zostania aniołem?
duże korzenie, poza tym jednak nic im nie przeszkadzało.
No cóż, nic już teraz nie pomoże. Mimo wszystko by
Nagle Erling uświadomił sobie, że znalezli się w nowej
ła szczęśliwa i wdzięczna losowi za to, że ma go przy so
okolicy. Odgłos kroków odbijał się teraz echem od skal
bie. Razem może uda im się szczęśliwie przejść również
nych ścian.
i przez tę przygodę?
Jeden ze Strażników prowadził orszak z podziwu god
Cudowny Uriel ze swoimi złotoblond lokami i czystym
ną intuicją.
spojrzeniem, niczym rycerz z dawnych czasów, wysoki
Erling wytężył słuch. Gdyby nie szelest licznych stóp,
i przystojny, a taki szlachetny, że na początku właśnie to
mógłby przysiąc, że coś słyszy. Coś, co dociera z bardzo
irytowało ją najbardziej. Dopóki nie uświadomiła sobie, że
daleka. I chyba rzeczywiście, ponieważ przewodnik nagle
to przecież ona jest śmieszna ze swoimi złośliwymi refle
przystanął.
ksjami na temat innych ludzi.
Erling usłyszał, że ktoś za nim się potknął, doleciało do
O mało się nie potknęła i nie wpadła na Erlinga. Erling,
niego zirytowane  do diabła" i poznał, że to Taran.
Wąż babci, zawsze był bezpieczną opoką dla całej rodziny.
Taran miała lepszy słuch niż Erling, słyszała więcej niż ofl-
Bardzo przystojny mężczyzna, teraz już starzejący się, nie
Co nas tutaj otacza, zastanawiała się, ściskając mocniej
stety. Widziała, że jego plecy nie są już takie wyprostowa-
ne
rękę Uriela. Co tak mamrocze i szeleści gdzieś w pobli
jak dawniej, twarz poorały głębokie bruzdy i zmarszcz-
10
żu, niezbyt blisko, ale też i niezbyt daleko?
wokół oczu. Zawsze jednak był tak samo przyjazny i tak
Mamy ze sobą wielu obrońców, próbowała się uspoka
samo stanowczy w działaniu. Kochany dziadek Erling!
jać. Duchy ojca są z nami, a także Cień, nie mówiąc juz
okropne jednak są te szelesty i pomrukiwania w ciem-
o Obcych czy Strażnikach. Poza tym wszystkie istoty
sci. Taran odwróciła głowę, by zobaczyć otoczenie
nadprzyrodzone, no i oczywiście Uriel.
"ok i ponad nimi, ale oczy nie przywykły jeszcze do
r
Kochany Uriel!
ku. Zeszli chyba zbyt głęboko, a sądząc po tempera-
r z e
Taran poczuła ciepło w sercu na myśl o nim. Przyp0*
! musieli być gdzieś na Południu.
62
63
Tylko z lewej strony majaczyło przed nią jakieś światło rzej miały się sprawy z małym Jonasem, który został zbyt
ale też bardzo, bardzo daleko. Coś jakby brzask w świecie surowo wychowany przez złego ojca. Chłopcu trzeba bę
pozbawionym światła. Czy można to tak wyrazić? Owszem dzie wiele czasu, by mógł polubić kogoś nowego. Yille
noce na Południu bywają przecież zawsze bardzo ciemne. mann musiał to zrozumieć.
Teraz owo słabe światełko znowu zasłoniły drzewa Rozglądał się ukradkiem wokół, ale oczywiście niczego
i skały. Tak Taran przypuszczała, bo nie miała przecież nie widział. Strażnik powiedział, że pójdą tylko kawałek.
najmniejszego pojęcia o tym, jak wygląda okolica. Tymczasem szli już i szli od dłuższego czasu, atmosfera
Z tyłu za Taran podążał Villemann z ponurą, ale bar stawała się coraz bardziej napięta, czujność Strażników
dzo stanowczą miną i prowadził za rękę Gretę. Dziew wzrastała w miarę posuwania się naprzód, wędrowcy czu
czynka drugą ręką trzymała dłoń swego brata, Jonasa. Po li się żle i niepewnie.
drugiej stronie chłopca szła Mariatta, matka obojga.
Nagle gdzieś z tyłu rozległ się stłumiony krzyk i powstał
Nikt nie może odebrać nam dzieci w tym okropnym okropny tumult. Jeden ze Strażników przemknął obok Vil-
świecie, myślał Villemann uparcie. Będzie ich bronił, na lemanna i pobiegł w tamtą stronę. A zatem oni widzą
wet gdyby go to miało kosztować życie. Będzie bronił w ciemnościach, pomyślał Villemann. Słyszał, że Leonard
dzieci i Mariatty. Jest teraz za nich odpowiedzialny. Yil klnie okropnie na kogoś, kto najwyrazniej zaatakował Da-
lemann, wesołek i szaleniec, którego tak naprawdę znal niellle. Strażnik prosił go szeptem, by milczał, i zaraz potem
tylko Dolg. Teraz Villemann miał nareszcie kogoś, kim rozległo się głuche plaśnięcie, jakby komuś wymierzono
mógł się zająć. Kogoś, kogo mógł kochać, a przecież za cios. Strażnik trafił bezbłędnie, pomyślał Villemann, który
wsze myślał, że nikt nie zechce potraktować go poważ zdążył już także dotrzeć do miejsca walki. Pochylił się, by
nie. Nikt nie zechce kochać go szczerze i z oddaniem. podnieść Danielle, ale wielu uczyniło to już przed nim. yil
lemann dotknął czyjegoś gołego ramienia o dziwnej konsy
Mariatta chciała. Również jej dzieci go zaakceptowały.
stencji, tak mu się przynajmniej wydawało. Z obrzydzeniem
Musi pokazać, że jest godzien ich zaufania.
cofnął rękę. Stwierdził, że inni pomogli wstać przestraszo
Ale wygląd bardzo przeszkadzał Villemannowi. Kto mo
nej Danielle, i usłyszał ściszony głos Strażnika:
że wzbudzić w sobie romantyczne myśli na widok młodego
człowieka o wesołych oczach, zawsze skłonnego do żartów,
- Villemann! Leonard! Pomóżcie mi przenieść go gdzieś
o ustach, które wyglądają, jakby przez cały czas próbowały
na bok i ukryć.
tłumić śmiech, o stale potarganych włosach i gibkim ciek>
- Zabiłeś go - szepnął Leonard głosem drżącym z nie
nieustannie chętnym do dziecinnych wygłupów?
pewności o los Danielle.
Mariatta potraktowała go poważnie i odpowiedziała
- Nie, nie, tylko go ogłuszyłem. To nie jest nasze tery-
uczuciem na jego miłość. Mariatta, taka piękna, o typ0'
num. Nie możemy oskarżać go o napad. Zostawimy go
tut
wo fińskich rysach twarzy, obdarzona niezwykłymi zdol
aj, wkrótce się ocknie.
nościami tak dobrze znanymi rodzinie czarnoksiężnika-
strażnik polecił Erlingowi pilnować, by nikt nie krzy-
at
Ta dziewczyna natychmiast stała się jedną z nich.
i nie hałasował. Tiril już od dłuższego czasu trzyma-
Yillemann wiedział, że zdobył serce Grety. Nieco g*
mocno ręką pysk wojowniczo usposobionego Nera.
64
65
Jakie to niezwykłe uczucie stać w absolutnych ciemno
tym znajdują się przez cały czas na świeżym powietrzu.
ściach, w kompletnej ciszy i nie wiedzieć, gdzie się czło
Jeśli jednak ta istota zaatakowała Daniellle ze względu na
wiek znajduje, mieć natomiast wokół siebie mnóstwo lu-
jej połyskliwą sukienkę... co by to mogło oznaczać? Ze jest
dzi i innych stworzeń.
prymitywna? Że lubi błyskotki i że być może ani ona, ani jej
Jeszcze bardziej niezwykłe było przenoszenie tej niesa
pobratymcy nie są niebezpieczni. Czy w ogóle ktoś atakują
mowitej istoty, która zaatakowała Danielle. Villemann za
cy znienacka może okazać się niegrozny? Chyba nie zawsze.
drżał z obrzydzenia, kiedy jej dotknął. Nie mógł pojąć,
Znowu potykając się i zataczając ruszyli w drogę. Bar
co to jest. Ciężkie, pozbawione sierści ciało, ale z niewia
dziej teraz przestraszeni niż poprzednio. Ludzie szli bli
rygodnie długą i jedwabiście miękką grzywą. Skórę owa
żej siebie i podskakiwali przy najlżejszym szeleście.
istota miała delikatniejszą niż ludzie, mimo to była zbu
Nic nie wskazywało na to, że inne tubylcze istoty wie
dowana podobnie jak oni. Villemann jednocześnie chciał
działy o ataku na Danielle. Tamten musiał być sam.
i nie chciał dotknąć twarzy owego stworzenia, by się prze
W dalszym ciągu jednak docierały do nich dzwięki, jak
konać, jak wygląda. Po chwili jednak zrezygnował.
by wydawane przez wiele innych stworzeń nie całkiem
Znalezli kryjówkę w skalnej niszy i tam złożyli niezna
w pobliżu, ale i też nie bardzo daleko.
jomą istotę.
I wtedy stało się to, co stać się nie powinno, ale z czym
- Dlaczego on zaatakował akurat Danielle? - zapytał
jednak powinni byli się liczyć. Fionella, owa młoda dziew
Leonard.
czyna, która zakochała się w Strażniku Góry, podbiegła
Strażnik odpowiedział szeptem:
do Theresy, do której miała największe zaufanie.
- Prawdopodobnie ze względu na tę jej piękną, poły
- Wasza wysokość, co ja mam robić, ja muszę!
skującą złociście suknię.
Theresa zdławiła ciężkie westchnienie. Bardzo dobrze
I Leonard, i Villemann o mało nie wykrzyknęli głośno
rozumiała dziewczynę, zwierzyły się sobie kiedyś nawza
 co?" Opamiętali się jednak w porę. Villemann szepnął
jem, że obie mają problemy z pęcherzem.
z pewnością w glosie:
- Nie wiem, Fionello - rzekła Theresa przyjaznie, ale
- Wiemy, że ty widzisz w ciemnościach. Czy oni tak
zmartwionym głosem. - Czy nie mogłabyś zaczekać?
że widzą?
- Czekałam już zbyt długo.
- Oczywiście. Dlatego musimy się na ich terytorium
Theresa wiedziała, że to tylko nerwy, ale również  tyl-
poruszać tak ostrożnie.
Ko nerwy" mogą być okropnie męczące i strasznie dzia
Kiedy wracali do reszty grupy, w głowie Villemanna
łać na wyobraznię.
kłębiły się najrozmaitsze myśli. Jeśli ta istota, która napa
- Porozmawiam ze Strażnikiem - obiecała.
dła na Daniellle, oraz Strażnicy wykształcili zdolność wi
- Och, nie, ja nie mogę...
dzenia w ciemnościach, to nie wróży to nic dobrego dla
theresa już podeszła do Strażnika, który okazał zrozu-
przyszłości przybyłych tutaj ludzi. Czy będą żyć w wiecz
" enie. Nakazał wszystkim przystanąć i zadbał, by Fionel-
nym mroku? Nie, chyba nie, przecież zdarzało się od cza
V Greta, i Jonas, i jeszcze kilkoro innych) pod dyskretną
su do czasu, że widzieli coś jakby światło brzasku, a poza
Pieką mogła na chwilę opuścić ścieżkę.
66
67
Kiedy czekali, Villemann, Leonard i Danielle z wielb
resa trzymali się za ręce, Fionella natomiast obgryzała pa
troską nasłuchiwali dzwięków wydawanych przez niewi-
znokcie i zastanawiała się, czy znowu nie będzie musiała
dzialne obce istoty gdzieś daleko w ciemnościach. Gdy
pójść na stronę.
ustał szelest stóp, słychać je było wyrazniej. Docierały do
Na szczęście zasnęła, zanim zdążyła coś postanowić.
nich nie tylko dziwne mamrotania w pobliżu, ale od czasu
Ostatnia myśl Tiril była następująca: Teraz Mori
do czasu również gorączkowe dyskusje, prowadzone chy
i Dolg powinni tutaj być. Dlaczego oni się tak spózniają?
ba przez liczne grupy w głębi nieznanego lasu, i niekiedy
Taran formułowała swoje myśli znacznie mniej subtel
jakieś przeciągłe i bardzo nieprzyjemne głosy. Żałosne,
nie: Cholerni Strażnicy, czy oni zawsze muszą nas usy
udręczone wołania kogoś, kto latami cierpiał, nie otrzymu
piać, kiedy zaczyna być interesująco? Jestem już znużona
jąc znikąd pomocy. W każdym razie trójka przyjaciół tak
tą przeklętą ciemnością, jeśli to ma być nasza przyszłość,
sobie to tłumaczyła. Tyle tylko że owe krzyki nadchodzi
to ja chcę wracać.
ły z bardzo daleka i właściwie mogły oznaczać wszystko.
Droga powrotna była jednak przed nimi zamknięta.
Liczna grupa wędrowców ponownie ruszyła w drogę.
Strażnik obiecał, że teraz to już na pewno niedaleko,
i sprawiał wrażenie, że nie usłyszał złośliwego szeptu Ta
ran:  To samo mówiłeś pół godziny temu". Tym razem
7
jednak powiedział prawdę. Wkrótce znalezli się wśród
wysokich skał, a przejście stawało się coraz węższe. Straż
nik wszedł na wysoki występ skalny, wszyscy inni wspi
Taran obudził głośny szczebiot ptaków. Ich radosna
nali się za nim i z wielkim trudem trzymali się skalnych
pieśń rozpaliła w niej niezwykłą chęć życia, rzadko bywa
ścian. Strażnik znowu zeskoczył na dół, przeciskał się po
ła w tak znakomitym humorze.
między skalnymi blokami, pomagał zejść innym.-
Zanim zdążyła otworzyć oczy, dotarły już do niej inne
I w końcu szepnął:
wrażenia. Dłonie głaskały miękką, chłodną pościel. Skóra
- No, to najgorsze mamy za sobą.
wyczuwała delikatne ciepło i Taran, owa szalona, a mo
Strażnicy wspólnymi siłami odsunęli wielki głaz.
mentami agresywna Taran czuła się niezwykle życzliwie
W chwilę pózniej wędrowcy stali w kompletnych ciem
usposobiona do świata. Pragnęła dobra dla wszystkich,
nościach w jakimś przestronnym pomieszczeniu. Strażnik
choć przecież nie była to dominująca cecha jej charakteru.
poprosił, by usiedli wygodnie pod ścianami.
Otworzyła oczy, a to, co zobaczyła, było jej całkowicie
- O, nie, tylko znowu nie to - jęknęła Taran.
bce. Taran przywykła do podróży i nocowania w róż-
n
- Owszem, znowu to - odparł Strażnik, a w jego gł'
ycn miejscach, to jednak, co widziała teraz, nie mogło się
sie zdawał się brzmieć śmiech.
"wnać z niczym. Nie widziała nad sobą ciemnobrunatne
Wkrótce potem wszyscy spali znowu tym samym nip"
go sufitu gospody, nie widziała zniszczonych, poczernia-
notycznym snem co przedtem. Villemann jednym rami6"
"c ścian. Wszystko było lśniące i przyjazne. Człowiek
niem obejmował Mariattę, a drugim Gretę. Erling i T"e'
opromieniał się na sam widok tego pomieszczenia.
68
69
Sufit miał kształt kopuły zdobionej piękną, jasną mozg.
Drzwi w ścianie rozsunęły się i do pokoju wszedł Straż
iką. W suficie znajdowały się również otwory okienne. Od
nik Słońca, a zatem jeden z owych tajemniczych Obcych.
centrum kopuły rozchodziły się na przemian pasy mozai
Taran wsparła się na łokciu.
ki oraz okiennych przezroczystych szyb. Im dalej od cen
. Powiedz mi... - zaczęła niepewnie z przepraszającym
trum, tym były szersze. Wyglądało to niczym piękny kwiat
uśmiechem. - Wiesz, nigdy sobie nie wyobrażałam, że mo
głabym trafić do nieba, ale... Czy my umarliśmy?
Światło po tamtej stronie było ciepłe i zarazem łagod
- Wprost przeciwnie - roześmiał się. - Po prostu prze
ne. Miało stłumiony kolor starego złota. Pokój wyglądał
kroczyliście granicę Czasu i staliście się nieśmiertelni. Bę
niezwykle pięknie, umeblowany został wygodnie, wszyst
dzie to trwało tak długo, jak zechcecie.
ko w jasnych kolorach, tak że chcąc nie chcąc człowieka
- Kto by nie chciał - mruknęła Taran, choć serce biło
ogarniał pogodny nastrój.
jej tak mocno, że aż sprawiało ból. - To jednak brzmi zbyt
Na krawędzi łóżka, odwrócony do niej plecami, sie
dobrze, by mogło być prawdziwe.
dział Uriel. Miał na sobie pastelową koszulę z krótkimi
- Ale gdzie jesteśmy? - zapytał znowu Uriel.
rękawami, której Taran nigdy przedtem nie widziała.
- Wkrótce się o tym dowiecie. W pokoju obok znajdu
- Uriel, mój kochany - powiedziała. - Sprawiasz wra
ją się wasze nowe ubrania. Te, w których przyszliście, są
żenie równie zaskoczonego jak ja. Gdzie my jesteśmy?
zbyt ciepłe. Wykorzystajcie ten dzień na zapoznanie się
- Nie wiem, Taran. Właśnie przed chwilą się obudzi
z otoczeniem. Jeśli będziecie głodni, to wszystko, czego so
łem i niczego nie pojmuję.
bie życzycie, znajdziecie w kuchni. To jest teraz wasz dom.
Ujęła jego dłoń, a głos drżał jej lekko, kiedy mówiła:
- Nie najgorszy - uśmiechnęła się Taran. - A co z in
- Najważniejsze, że jesteśmy razem, muszę jednak
nymi? Co z mamą, babcią i tak dalej?
przyznać, że to wszystko trochę mnie przeraża.
- Oni też tutaj są. Wszyscy mieszkają we własnych do
- Tu jest bardzo pięknie - rzekł Uriel niepewnie. - Zło
mach. Niektórzy z waszych towarzyszy zostali ulokowani
wieszczo pięknie.
w innej części... kraju. Ale cała rodzina znajduje się tutaj. Bę
Rozległ się cichuteńki dzwięk dzwonka.
dę na was czekał w hallu, bo chciałbym pokazać wam dom.
- To u drzwi - szepnęła Taran gorączkowo. - Jak ja wy
Uprzejmie skłonił głowę i wyszedł z pokoju.
glądam? O Boże, ratunku! Co ja mam na sobie?
Patrzyli po sobie trochę spłoszeni, a trochę wzruszeni.
Ubrana była w koszulkę tego samego koloru i uszyU
- Chciałbym pokazać wam dom - powtórzył Uriel. - No,
n
z tego samego miękkiego, jedwabistego materiału, co ko
, ale to brzmi!
szula Uriela, jej ubranie jednak, ozdobione haftem i deli
" Jeśli reszta wygląda tak jak ten pokój, to nie ma się na
0
katną koronką, miało nieco bardziej kobiecy charakter-
skarżyć - powiedziała Taran beztrosko, chociaż w głębi
Usz
Ciemne loki Taran jeszcze pogłębiały urodę stroju.
y wciąż była bardzo, bardzo niepewna. I przestraszona.
- Prezentuję się niezle - stwierdziła. - Proszę wejść.
'"leń i Strażnicy zapewniali, że po tamtej stronie Wrót
Mimo to desperacko ściskała rękę Uriela i podciąg11?'
Cazie im dużo lepiej. Nawet się nie spodziewają, jak do-
Ze
ła kołdrę wysoko pod brodę.
- Mimo to ani Taran, ani Uriel nie mieli odwagi im
70
71
zaufać. Przez cały czas krążyła im w głowach myśl, że m0.
asz na myśli. Życie tutaj wydaje się takie lekkie. Czło
0 m
że to jakaś pułapka.
wiek jest przepełniony życzliwością, bliski euforii.
Znajdowali się na piętrze wewnątrz kopuły. Stąd wy.
- Tak, właśnie tak. Chciałoby się, by wszystkim lu
chodziło się do czegoś w rodzaju przedpokoju, gdzie znaj
dziom było dobrze. Czuję się tak, jakbym nie miała żad
dowały się ich ubrania. Taran zachwycona oglądała jedną
nych wrogów.
sztukę po drugiej.
Umilkła. Cień lęku przemknął po jej twarzy.
- Uriel, popatrz na tę bieliznę, jaka delikatna i cieniut
- Rozumiem - powiedział Uriel z powagą. - Nie wie
ka, a mięciutka jak nie wiem co! Po prostu ginie mi w dło
my tylko, jak długo potrwa ta rajska egzystencja. Nie wie
niach. Och, jakie to wspaniałe... Wiesz, będę chodzić tyl
my nawet, gdzieśmy się znalezli.
ko w tym.
- Zanim się tego nie dowiem i zanim się nie przeko
- Wybij to sobie z głowy - oznajmił Uriel surowo, kie
nam, że nasi bliscy są tutaj z nami i też czują się dobrze,
dy ubrała się w tę niemal przezroczystą delikatność. - Na
nie odważę się uwierzyć w to szczęście.
tychmiast włóż coś jeszcze!
Uriel z powagą kiwał głową. Podeszli do drzwi, które
Taran uśmiechnęła się do niego szeroko i posłuchała.
cichutko otworzyły się przed nimi. Oboje podskoczyli
- Zrozum jednak, że to coś zupełnie innego niż moje
zdumieni.
własne grube majtki.
- Tutejsze drzwi mają bardzo nieprzyjemny zwyczaj
Teraz i on nie był już w stanie dłużej zachowywać po
- westchnęła Taran. - Mam ochotę zajrzeć na drugą stro
wagi. Przez chwilę niczym dzieci podziwiali się nawzajem
nę, żeby zobaczyć, kto tam za nimi stoi i po kryjomu je
w swoich nowych ubraniach. Prostych, ale wspaniałych. Ta
przed nami otwiera.
ran miała długą do pół łydki suknię o pięknie zdobionym
Po tamtej stronie jednak nie było nikogo. Znalezli się
brzegu. Uriel natomiast nieco bardziej męską bluzę, a do te
w niewielkim pokoju o cylindrycznym kształcie.
go długie spodnie. Oboje nosili lekkie obuwie zrobione
- Nie, to jakaś garderoba czy coś w tym rodzaju - stwier
z czegoś, co wyglądało na giemzową skórkę, choć nie była
dziła Taran i nie chciała wejść do środka. Uriel okazał się
to skóra zwierzęcia, lecz jakiś inny nie znany im materiał-
odważniejszy. Zresztą nie było innej drogi. Ujął więc moc-
n
- Więc co będziemy robić teraz? - zapytała Taran, kie
o rękę żony i wprowadził ją do pomieszczenia. Gdy tyl-
ko
dy już nazachwycali się sobą nawzajem.
się tam znalezli, drzwi zasunęły się z powrotem. Taran
- Są tutaj tylko jedne drzwi - mruknął Uriel.
cuciła się na nie przekonana, że teraz to już na pewno zna-
ez
Taran powstrzymała go.
u się w pułapce. I że na pewno pułapka zatrzasnęła się
a
- Urielu, czy pamiętasz, co oni mówili o tym, że Wro
nimi, Uriel zatrzymał ją i oboje wydali jęk przerażenia,
ta oczyszczają?
e
dy podłoga zaczęła się pod nimi zapadać. Po prostu nie
- Tak, i myślę, że mieli rację.
P)rnowali, że znajdują się w windzie. Było to urządzenie
- No właśnie. Czuję się jakby odmieniona. Jakaś pi"ze
ardzo wysokim poziomie technicznym. Nawet trzysta
sądnie dobra.
Pózniej mogło budzić zdumienie.
1 rz
erażeni, bardziej jednak oszołomieni tymi wszyst-
- Chyba to nie to - odparł jej mąż krótko. - Ale wien1'
72
73
kimi interesującymi nowościami, stwierdzili, że gdy tylko warzywami. Dla Madragów to po prostu marzenie, pomy
winda stanęła, drzwi znowu się rozsuwają. Wyszli na ze ślała. Głośno zaś powiedziała:
wnątrz, a tam czekał na nich Strażnik Słońca w towarzy - Och, to wszystko powinny zobaczyć mama i babcia,
stwie jakiejś kobiety. I Nero. a przede wszystkim Madragowie.
- Nero, stary druhu - zawołała Taran wzruszona, od Ciemnowłosa kobieta bez wieku uśmiechnęła się.
powiadając na jego pełne zachwytu powitanie. - Jak to - Widzą to. Twoja matka, Taran, ma taki sam dom na
wspaniale, że jesteś z nami i że nic ci się nie stało! Teraz wzniesieniu obok, a księżna i jej mąż w dolinie po tamtej
czuję się dużo bardziej bezpieczna. stronie. Również Villemann i jego rodzina otrzymali
podobny dom tu w pobliżu. Madragowie natomiast za
Podziękowała za ubrania, stłumiła jednak chęć podnie
mieszkali w innej osadzie.
sienia sukienki i pokazania im delikatnej bielizny.
- To jest Lia - przedstawił swoją towarzyszkę Strażnik. Aha, więc Villemann ma już rodzinę. No cóż, znako
- Ona się wami zajmie. micie. Zasłużyli sobie na to oboje, i on, i Mariatta, a tak
Skinął im głową i odszedł. że jej dzieci.
Lia mogła mieć jakieś trzydzieści lat, była ładna i sym - Jaki piękny krajobraz - powiedziała Taran z podzi
patyczna. Nosiła podobną sukienkę jak Taran, tylko w in wem patrząc na łagodne, pokryte kwiatami wzgórza, ską
nym kolorze i ozdobioną innym wzorem. Taką też chcia pane w złocistym świetle.
łabym mieć, pomyślała Taran.
Wysokie, podobne do cyprysów drzewa rysowały się
- Chodzcie, to oprowadzę was po domu - zaprosiła Lia wyraznie na tle jasnego nieba, a w dolinie pod nimi znaj
przyjaznie. dowały się skupiska domów przypominających ich wła
sny. Białe, o kopulastych lub mających kształt piramidy
Uff, nie bądz taka cholernie oficjalna, przynajmniej do
dachach. Tu i tam wznosiły się wysokie wieże podobne
póki się nie dowiem, gdzieśmy się znalezli, pomyślała Ta
do minaretów, niemal sięgające nieba. Dachy i wieżyczki
ran ze złością.
mieniły się światłem, które jednak nigdy nie było ostre ani
Człowiek bywa skłonny do irytacji, kiedy ma do czy
nieprzyjemne. Wszystko tonęło w łagodnym i ciepłym
nienia z niezrozumiałą dla siebie sytuacją.
złocistym blasku. Gdzie tu zastawiono na nas pułapkę?
Nie zatrzymując się szli od jednego pokoju do drugie
Taran rozglądała się podejrzliwie.
go. Nera prowadzili na smyczy. Hall okazał się niezwykle
piękny, a kuchnia po prostu cudowna i bardzo zaintereso Właściwie trudno powiedzieć, że znajdują się w osa
wała Uriela. Wypytywał i wypytywał. Gdzie miejsce na pa dzie. Było tu zbyt wiele przestrzeni, pomiędzy domami
lenisko? Co oznaczają te różne kolorowe przyciski i in rozciągały się skwerki i ogrody. Po prostu osiedle rozpro
strumenty? Lia zaś tłumaczyła i pokazywała. Taran, która szonych na łagodnych stokach domostw.
nigdy nie miała serca do prac domowych, zobaczyła, że na
- To miejsce musi przypominać święte miasto Lemu
zewnątrz rosną fantastycznie wielkie i piękne kwiaty,
rów - powiedziała Taran cicho.
a nieco dalej rozciąga się sad owocowy, pełen wspaniałych
- I rzeczywiście tak jest - potwierdziła Lia. - Stolica Le-
drzew i krzewów. Dojrzała także grządki z rozmaitymi
murii została zbudowana na takim samym planie.
74 75
- Czy macie tutaj wiele takich... osad czy miasteczek,
trzebne informacje. Chodzmy dalej.
nie wiem jak to nazwać?
Przez chwilę przyglądała się obojgu przybyszom. Szla
- To bez znaczenia, jak się je nazywa - uśmiechnęła się
chetny Uriel o czystych rysach i ufnym wzroku, o pięknych
kobieta. - Ale, owszem, mamy ich trochę.
blond włosach, wysoki, mówiono o nim: prawie anioł... Tak,
Uriel zdołał się w końcu oderwać od fantastycznych
to by się mogło zgadzać. I dziewczyna. Owa młoda Taran.
urządzeń kuchennych i przyłączył się do pań. Wskazał rę
Obdarzona wyjątkową, niezwykłą urodą, szelmowska i peł
ką na grupę drzew rosnącą na zboczu na prawo od nich.
na wdzięku. Jaka piękna para! Trudno znalezć drugą taką.
- To jest Srebrzysty Las - wyjaśniła Lia. - Nazywamy Taran z pewnością może stwarzać pewne problemy, w każ
go tak ze względu na wygląd liści. dym razie dopóki nie zawładnie nią łagodność Słońca.
- Ja mam raczej wrażenie, jakby liście zostały zrobio
Wolno ruszyli do następnego pokoju. Tak samo steryl
ne ze złota - wtrąciła Taran.
nie czystego i wspaniałego jak poprzednie pomieszczenia.
-To zależy od światła. Jeśli człowiek podejdzie bliżej,
Dlaczego oni są tacy tajemniczy? zastanawiała się Ta
różnica jest wyrazna, ale my rzadko tam chodzimy. Czy
ran. Jest w tym wszystkim coś podejrzanego. Mogłabym
możemy kontynuować oglądanie domu?
przysiąc, każdy napięty do ostateczności nerw w moim
 Dlaczego tam nie chodzicie?" chciała zapytać Taran,
ciele mi o tym mówi.
ale Uriel nie dopuścił jej do słowa. Uniósł wzrok ku zło
Czy to jest piekło, to miejsce, w którym się znalezli
cistemu niebu. Słońca nie było, mimo to wszystko tonę
śmy? Jeśli tak, to wszyscy ludzie na Ziemi powinni grze
ło w złotym świetle.
szyć, jak tylko potrafią. Nie, trudno uwierzyć, że to pie
- Gdzie my właściwie jesteśmy? - zapytał z naciskiem.
kło. W takim razie co?
- .Czy nikt wam tego nie powiedział?
- Powiedz mi - zapytała ostrożnie przewodniczkę. - Po
- Nie - odrzekł Uriel. - Przeszliśmy przez Wrota i we
wiedz mi, czy my się znajdujemy w innym wymiarze?
szliśmy w głąb Ziemi. Potem znowu szliśmy pod górę, aż
Lia wahała się przez chwilę, niepewna, co powiedzieć.
znalezliśmy się w jakiejś wielkiej grocie. Po jakimś czasie
- Nie - rzekła w końcu.
wydostaliśmy się z niej i brnęliśmy w ciemnościach przez
- W takim razie niczego nie rozumiem - westchnęła Ta
las pełen bardzo nieprzyjemnych zjawisk. A potem nagle
ran. - Nie umarliśmy, nie znalezliśmy się w piekle ani
znalezliśmy się tutaj. W innym świecie tak obcym, że
w innym wymiarze, w takim razie w niebie pewnie także
przepełnia nas lękiem.
nie, bo nie sądzę, że ja mogłabym sobie na to zasłużyć.
- I zdziwieniem - wtrąciła Taran pospiesznie, nie chcia Urielu, ty przecież w pewnym sensie byłeś już w niebie,
ła bowiem wyglądać na nieuprzejmą lub niewdzięczną. w każdym razie miałeś okazję zerknąć na raj. Czy to ci
Nie była jednak w stanie opanować drżenia ciała. niczego nie przypomina?
-Tak jest, zdziwieniem również - przyznał Uriel.
- Nie - odrzekł. - To jest znacznie lepsze, bardziej ży
- No cóż, skoro nikt wam niczego nie powiedział, to
we, zachęcające do badań.
i mnie nie wypada podejmować wyjaśnień - rzekła kobie
- No właśnie, jesteśmy nadal żywi. Znajdujemy się
ta lekkim tonem. - Wkrótce dostaniecie wszystkie po-
w jakimś cudownym świecie albo... A może my jesteśmy
76
77
na jakiejś gwiezdzie? Dostaliśmy się tam w czasie tej dziw Poza tym można kupić różne gotowe rzeczy. A pieniądze
nej drzemki... nie stanowią problemu. Mamy tutaj własny system.
Lia pochyliła głowę, żeby ukryć uśmiech.
Uriel nadal był sceptyczny.
- Znajdujecie się bliżej Ziemi, niż można przypuszczać. - Wszystko wygląda tak strasznie... wygodnie. Tam,
Taran westchnęła zrezygnowana.
skąd przychodzimy, człowiek musi się bardzo natrudzić,
Szli dalej. Reszta domu również była wspaniała. Wszę
żeby zdobyć niezbędne rzeczy.
dzie komfort, wszystko urządzone z wyszukanym sma
Lia spoważniała.
kiem i tak niepodobne do domów, jakie dotychczas oglą
- Tutaj także nic nie spada z nieba. Każdy bez wyjątku ma
dali, że Uriel mruknął:
swoje zadania do spełnienia. Nikt nie chodzi bezczynnie, bo
- Można sądzić, iż znalezliśmy się w przyszłości odle
w przeciwnym razie dopiero by powstawały problemy.
głej o tysiące lat od naszego czasu.
- Powiedz to Rafaelowi - mruknęła Taran. - Ale zna
Wtedy Lia uśmiechnęła się tajemniczo.
komicie. Co my będziemy robić?
- Wszystko jest takie perfekcyjne - poskarżyła się Ta
- Wkrótce się dowiecie - uśmiechnęła się kobieta.
ran na koniec. - Zbyt perfekcyjne, jak na nas. Brak mi tu
Uriel rzekł pospiesznie:
taj wielu rzeczy, do których przywykłam.
- Chociaż nie widzieliśmy jeszcze zbyt wielu mieszkań
- Wiemy o tym - rzekła Lia łagodnie. - Dlatego mamy
ców osady, wygląda na to, że panuje tu bardzo spokojna
dla was małą niespodziankę.
i przyjazna atmosfera.
Mięśnie Taran mimo woli się napięły.
- Takie wrażenie zawdzięczamy Światłu - wyjaśniła Lia.
- Bardzo radosną niespodziankę - dodała Lia. - Chodz
- Czy zdarzają się przestępstwa kryminalne?
cie ze mną.
Przewodniczka wahała się przez chwilę.
Otworzyła jakieś drzwi i poprowadziła ich do innego
- Nie. Nie... w obrębie.
skrzydła czy też przybudówki głównego domu. Trzy znaj
- W obrębie czego? - zapytała Taran ostro.
dujące się tam pokoje stały kompletnie puste.
- W obrębie Światła.
- Och! - zawołała Taran zachwycona. - Skąd wiedzie
- Więc istnieje także Ciemność?
liście, że tego mi właśnie brakuje?
- Daleko stąd - odparła Lia. - Teraz jednak muszę was
- Każdy człowiek, który urządza sobie mieszkanie,
opuścić. Wykorzystajcie ten dzień na zapoznanie się
chce to uczynić zgodnie z własnym smakiem. Musicie
z otoczeniem. I zachowajcie spokój, nie martwcie się ni
nam wybaczyć, że główny dom został już umeblowany.
czym. Nic nie zakłóci wam życia, dopóki sami nie będzie
Tutaj jednak możecie robić, co się wam podoba.
cie tego chcieli. A jestem przekonana, że tak nie będzie.
- Fantastycznie - szepnęła Taran niemal bezgłośnie.
Tego typu myśli tutaj znikają.
- Ale skąd wezmiemy meble? Kto utka materiały, których
- Całkowicie?
będziemy potrzebować?
Lia znowu się zawahała.
- Rzemieślnicy mieszkają na dole w centrum osady. Za
- Niemal całkowicie. Niedaleko stąd jest osada dla ta
mówicie, co będzie wam potrzebne, a oni już to załatwią.
kich, którzy nie potrafili przeżyć okresu przejściowego.
78
79
Nie umieli się dostosować do wszelkich nowości. Są nie
zadowoleni, ale ponieważ drogi powrotnej nie ma, muszą
pozostać. Wasza osada jednak przypomina zwyczajną
osadę z dawnego świata. Ludzie również.
Chciałabym odwiedzić tę wioskę, o której ona mówi, 8
pomyślała Taran. Gdybym tutaj czuła się zle, to zawsze
mogłabym się tam przeprowadzić, jeśli oczywiście Uriel
Tego samego dnia po południu rodzina siedziała w do
zechce mi towarzyszyć.
mu Taran i Uriela. To znaczy nie było Rafaela i Danielle
Lia pożegnała się uprzejmie i odeszła.
ani ich towarzyszy życia: Amalie i Leonarda. Brakowało
Małżonkowie spoglądali po sobie. Taran zbliżyła się do
też Heinricha Reussa von Gera. Oni wszyscy otrzymali
Uriela, jakby szukając u niego bezpieczeństwa, on objął
mieszkania w zachodniej części kraju. Theresa zapytała,
ją i mocno przytulił. Stali tak przez dłuższą chwilę z uczu
dlaczego tak się stało.  Dlatego, że ani Rafael, ani Daniel
ciem bezradności i opuszczenia.
le, ani Reuss nie są tacy silni jak wy. Będzie dla nich bez
- Obszar pogrążony w ciemności znajduje się daleko
pieczniej mieszkać tam dalej". Tak odpowiedział jej prze
stąd - szepnęła Taran.
wodnik.  A zatem wschodnia część jest niebezpieczna?"
- Tak, zastanawiam się tylko, czy to ta sama ciemność,
- zapytała ostro.  Nie, nie, tylko że tutaj znajdujemy się
przez którą musieliśmy przechodzić tam, gdzie znajdowały
bliżej Ciemności. Pani, księżno, a także pani mąż, Erling,
się te okropne niewidzialne stworzenia. Villemann mówił,
mogą również przeprowadzić się do zachodniej części,
że mężczyzna, który zaatakował Danielle, miał ciało o bar
gdyby sobie państwo tego życzyli".
dzo dziwnej konsystencji, to znaczy jego skóra była dziwna.
Dla Theresy i Erlinga był to trudny wybór. Bardzo nie
- Tylko że my chyba szliśmy przez zwyczajne, nocne
lubili, kiedy rodzina się dzieliła.
ciemności - zaprotestowała Taran. - Mrok, o którym
 Zaczekajmy z tym do rana, kiedy wrócą Mori i Dolg"
mówiła Lia, jest inny, to coś jakby odmienny świat, nie
- zdecydował Erling.
taki jak ten, w którym my się znajdujemy.
Tiril była spokojna i pełna ufności. Wiedzieli już, że
- Chyba tak. Od początku wiedziałem, że to wszystko
Mori i Dolg zostali zatrzymani u Wrót. Była tam potrzeb
jest zbyt piękne, by mogło być prawdziwe.
na ich pomoc, chodziło o jakieś sprawy związane z ma
Taran niepokoiły inne sprawy. Jesteśmy zwyczajnymi
gią. Mieli wrócić  jutro". Ani Uriel, ani Villemann nie pa
ludzmi, myślała. Nie mamy żadnych nadprzyrodzonych
miętali już, że obaj czarnoksiężnicy, ojciec i syn, zostali
zdolności takich jak ojciec i Dolg, a mimo wszystko odczu
napadnięci przez czterech ostatnich rycerzy złego Zako
wam, że tutaj kryje się coś więcej. Dziwne określenie  od
nu. Strażnik Słońca wymazał ten straszny moment z ich
czuwam", ale nie umiem tego inaczej wyrazić.
mózgów.
Wszystko jest po prostu wielką, niepojętą dla nas za
Tego popołudnia podano im przepyszne ciastka oraz
gadką.
kawę i herbatę, napoje, które w ich starym świecie były
81
80
zupełną nowością. Wyglądało na to, że tutaj używane są ele umilkł, ponieważ dał się słyszeć cichuteńki, dzwonią
od dawna.
cy sygnał. Ram odpiął od swego pasa jakiś czarny
Po raz nie wiadomo który ktoś stwierdził:  To wszyst przedmiot i przyłożył go sobie do ucha. Najwyrazniej roz
ko jest zbyt piękne, żeby mogło być prawdziwe", na co mawiał z kimś, kogo oni ani nie widzieli, ani nie słyszeli.
ktoś inny przypomniał, że Cień obiecywał przecież, iż cze Spoglądali po sobie, wytrzeszczając oczy. Mimo że by
ka ich wspaniałe życie, niech no tylko przekroczą Wrota. li razem i że w tym nieznanym świecie otaczał ich kom
fort oraz same piękne przedmioty, znowu ogarnął ich głę
- A widzieliście wygódki? - zawołała Taran z entuzja
zmem. boki niepokój. Czy rzeczywiście wszystko jest takie wspa
niałe, jak Obcy chcą im wmówić? Pamiętali przecież, że
- Oczywiście, że widzieliśmy - odparł Villemann ze
i Heinrich Reuss, i mały Jonas wpadli w panikę i chcieli
śmiechem. - Są fantastyczne. Człowiek nie musi wycho
uciekać do starego, bezpiecznego świata, który zresztą już
dzić na dwór i wszystko znika, gdy tylko...
od dawna bezpieczny nie był. I wiedzieli, że muszą wal
- Dobrze już, dobrze - przerwał mu Erling. - Nie mu
czyć z tym nieustannym lękiem, który niekiedy zaczynał
sisz się wdawać w szczegóły. Ale rzeczywiście urządzenie
się przeradzać w histerię.
jest genialne, muszę to przyznać. Jonas, już ani jednego
ciastka więcej dla Nera - dokończył cicho. Po każdej chwili spokoju nieuchronnie pojawiał się zno
Mały synek Mariatty, zawstydzony, spuścił wzrok. Ne wu podstępny lęk przed nieznanym. Czym zajmuje się
Strażnik? Nie pomagało to, że siedzieli na wspaniałych bia
ro siedział pomiędzy nim i jego siostrą Gretą, ponieważ
łych kanapach i mieli przed sobą tyle pyszności, że w naroż
w tym miejscu spadało ze stołu najwięcej okruchów.
nikach stały bukiety pięknych kwiatów, że powietrze w po
- Jaka szkoda, że Rafaela i Danielle nie ma z nami - wes
tchnęła Theresa. koju było świeże i ciepłe. To przecież mogła być pułapka.
- Wszyscy inni otrzymali te same informacje co wy - za Lemur Ram zakończył swoją niezwykłą rozmowę
pewnił Strażnik Słońca, który towarzyszył im wraz ze i odłożył dziwny czarny przedmiot. Przez chwilę Strażni
Strażnikiem z plemienia Lemurów o imieniu Ram. cy szeptali coś między sobą, a reszta czekała w niepokoju.
- Czy będziemy mogli ich od czasu do czasu spotykać? Wreszcie Ram uniósł głowę i popatrzył na nich.
- zapytała Theresa przestraszona. - Otrzymałem wiadomość od moich zleceniodawców.
- Oczywiście, komunikacja pomiędzy osadami nie jest Jestem im potrzebny, a ściślej biorąc, potrzebne im są mo
trudna. je powozy. Pewien rolnik ma problem, którego nie potra
fi sam rozwiązać. Mianowicie przed kilkoma dniami zgi
- Czy my mieszkamy w stolicy? - zapytała Tiril.
ęło mu nieduże cielę. A tutaj inwentarz jest niesłychanie
- Nie. Stolica leży w centrum kraju.
ważny, ponieważ nie możemy sprowadzić nowych zwie
- Ano tak, prawda. Przecież znajdujemy się w części
rząt. To zbyt trudne. Moi zwierzchnicy życzą sobie, bym
wschodniej, w pobliżu Ciemności - przypomniała sobie
Wyruszył na poszukiwanie cielęcia. Ktoś mógł porwać
Taran. - Ta część osady nazywana jest Wschodnią Rzeką,
Zwierzątko, jest ono zresztą takie młode, że długo samo
prawda?
n
ie da sobie rady.
- Tak jest - potwierdził Strażnik Słońca z powagą. Na*
82 83
Wszyscy byli wzruszeni, że ów władczy człowiek oka
przecież nie staliśmy się dzięki temu od razu sympatycz
żuje tyle troskliwości bezbronnemu zwierzęciu.
nymi aniołami, prawda?
- Powozy znalazły się tutaj ze względu na was - cią.
- Chyba rzeczywiście nie - uśmiechnął się Strażnik
gnał Ram. - Miałem was zaprosić na małą wycieczkę...
i wszyscy wybuchnęli śmiechem.
W głowach ludzi zaświtała pewna myśl. Strażnik Słoń
Villemann wrócił do sprawy zaginionego cielęcia:
ca popatrzył na nich i uśmiechnął się.
- Sądzicie więc, że moglibyśmy wziąć udział w poszu
- Świetny pomysł - skinął głową. Wszyscy wstali.
kiwaniach? Bardzo chętnie.
- A matka? To znaczy krowa... - zapytała Tiril. - Czy
- Jeśli ktoś chciałby zostać w domu, to oczywiście może.
ona nie mogłaby znalezć cielęcia?
Ale nikt nie zamierzał zostawać, któż by nie chciał
- Zwierzęta rozłączyły się z winy kilku bezmyślnych
spróbować odnalezć bezradnego zwierzęcia?
dzieciaków - wyjaśnił Strażnik Słońca. - Dzieci z osady
Nagle zapomnieli o niedawnych lękach. Teraz chodzi
nieprzystosowanych goniły cielę dla zabawy i oddzieliły
ło o ratowanie zagrożonego życia.
je od stada, a potem zostawiły własnemu losowi.
- Wspaniale - ucieszył się Strażnik Słońca, a Ram kiwał
Mimo że jego głos brzmiał bezbarwnie, wszyscy domy
głową. - W takim razie połączymy przyjemne z pożytecz
ślali się, co sądzi o mieszkańcach tamtej osady.
nym: wyruszymy na poszukiwanie zaginionego cielęcia,
- A ja wierzyłam, że wszystko tutaj jest doskonałe - rze
a jednocześnie wy będziecie mogli obejrzeć swoją nową oj
kła Taran z odrobiną złośliwości.
czyznę i poznać ją bliżej. Pojedziemy aż do granicy.
Strażnik Słońca uśmiechnął się cierpko.
- Której nie wolno przekraczać! - zawołała nieznośna
- To pewnie Cień tak mówił, prawda? Ze wszystko bę
Taran.
dzie jak w raju, wystarczy, że przekroczycie Wrota.
- Której wy nie możecie przekraczać - sprostował
- Ależ, Taran, musisz chyba przyznać, że tu jest napraw
Strażnik Słońca.
dę fantastycznie. Po prostu niewiarygodnie pięknie - rze
- A zatem jesteśmy więzniami?
kła Tiril z wyrzutem w głosie.
- Nie, kraj jest duży, będziecie tutaj bardziej wolni, niż
- Oczywiście, oczywiście, ale przypominam sobie, że
byliście kiedykolwiek przedtem, ale masz rację, stąd dro
miało być idealnie. Wrota miały przecież oczyścić nas,
gi powrotnej na zewnątrz nie ma.
grzeszne stworzenia.
Coś w jego głosie sprawiło, że Taran nie do końca mu
Strażnik Słońca wolno potrząsnął głową.
mierzyła. Bardzo jestem ciekawa tych granic, myślała
u
- Nic nie będzie doskonałe, dopóki pozostaniecie ży
parta jak zawsze.
wymi ludzmi, Taran. A jeśli chodzi o owo oczyszczenie,
W jakiś czas potem wyruszyli na poszukiwania połą
to odnosiło się ono jedynie do waszych charakterów-
czone z oglądaniem nowego kraju. Przybysze spodziewa-
Dzięki temu wszystko tutaj wyda wam się łatwiejsze
'] się, że przy bramie wspaniałego ogrodu zobaczą konie.
i prostsze. Stare zmartwienia i niepokoje znikną. Tak to
Ale niczego takiego nie było. Poproszono ich natomiast,
właśnie miało być. b
y wsiedli do jakichś dość dziwnych wozów. Bardzo pięk
- I chyba rzeczywiście tak jest - przyznała Taran. - Ale
nych i bardzo wygodnych, ale pozbawionych kół.
84
85
Na przedzie usiadł woznica, natomiast Strażnik Słoń- dnie, po czym zakręcił półkolistym przedmiotem, który
ca zajął wraz ze wszystkimi miejsce z tyłu. miał przed sobą, i ludzie krzyknęli głośno z lęku i zdu
- Niemal jak w łodzi - zdziwił się Villemann zakłopo mienia. Nero szczeknął krótko, zaniepokojony.
tany. - Ale przecież stąd daleko jest do Złocistej Rzeki, Powóz albo łódz, czy jak to nazwać, uniósł się lekko
która płynie przez osadę.
z ziemi i popłynął ponad jej powierzchnią na wysokości
Villemann zdążył już wyjść i rozejrzeć się po okolicy,
mniej więcej łokcia.
w czym nikt mu nie przeszkadzał.
Oczy Villemanna zrobiły się wielkie jak spodki.
W jednym powozie by się nie zmieścili, podstawiono - Co to jest? - zapytał.
więc dwa, i każdy z nich miał swojego woznicę. Ram - My to nazywamy powietrzną gondolą - odparł Straż
wsiadł do drugiego pojazdu.
nik Słońca wyraznie ubawiony ich reakcją. - Mamy rów
Wszystko wokół nich było cudownie piękne, harmo nież zwyczajne gondole, które pływają po wodzie, poza
nijne i zadbane. Taran niemal zaczynała tęsknić za wido
tym mamy jeszcze pojazdy posuwające się po ziemi, te
kiem jakiejś rozpadającej się ruiny na jednym z zielonych,
jednak wykorzystujemy bardzo rzadko. Niszczą one bo
pełnych kwiatów wzgórz. Za czymś, co zakłóciłoby ten
wiem wiele roślinności i zostawiają po sobie głębokie śla
wspaniały porządek.
dy. Najlepsze są pojazdy latające.
Nie omieszkała poinformować o tym zebranych, a w jej - Czy to właśnie jest jeden z nich? - upewniała się Ta
głosie pobrzmiewała agresja.
ran, podczas gdy pojazd zataczał łuk wokół domu jej
Strażnik Słońca uśmiechał się z pobłażaniem.
i Uriela. Również od tej strony domostwo prezentowało
- Wiesz, Taran, spodziewałem się, że powiesz coś
się wspaniale.
podobnego. Mogę cię jednak pocieszyć, że istnieją tego ro - Ten powóz należy do nisko latających. Mamy jeszcze in
dzaju okolice również w naszym państwie, zwłaszcza
ne, które wznoszą się znacznie wyżej i latają dużo szybciej.
w starych jego częściach. Ta osada jest stosunkowo nowa.
- Szybciej? - jęknęła Mariatta, trzymająca się kurczo
- W to akurat wierzę - mruknął Villemann, rozgląda
wo oparcia. - Mnie się wydaje, że to już wystarczy.
jąc się uważnie wokół. - Chciałem powiedzieć, że to wszy
Dwójka jej dzieci pokrzykiwała radośnie, kiedy prze
stko sprawia na mnie wrażenie utopii, jakbyśmy się zna
pływali nad ich ogrodem i placem zabaw, który zdążyły
lezli w świecie z odległej przyszłości.
odwiedzić przed południem.
Strażnik Słońca znowu uśmiechnął się tajemniczo. Gondola przeleciała nad domami na stoku i teraz znaj
- A ja bym bardzo chciała zobaczyć stare części kraju dowała się nad centrum osady. Ludzie w pięknych ubra
- powtarzała Taran z uporem.
niach machali do nich radośnie. Oni odpowiadali tym sa
- Jeszcze zobaczysz. mym. Niektórzy z podróżnych w dalszym ciągu nie mogli
Muszę się trochę opanować, myślała Taran. Czy ja na Pozbyć się lęku, inni zaczynali się uspokajać.
prawdę nigdy nie mogę być zadowolona? - Wspaniale - wzdychała Taran, która zdążyła już zaak
Woznica, jak go nazywali, ubrany był w niebiesk lu' ceptować i szybkość pojazdu, i komfort podróży. - A jak
zę i spodnie. Upewnił się, czy pasażerowie siedzą wygo* sympatycznie wyglądają tutejsi mieszkańcy!
86 87
- Jedna rzecz jest istotnie bardzo mila - rzekła Mariat
ly spożywcze. Dalej widzę aptekę...
ta w zamyśleniu. - Ci ludzie, których widzieliśmy, nie sj
- Apteka to by było coś dla ojca i Dolga. Musimy im
specjalnie urodziwi, owszem, zdarzają się i tacy, przeważ
o tym jutro opowiedzieć - wtrąciła Taran.
nie jednak są dość pospolici.
- Cukiernia - zawołał Villemann przejęty. - Wiecie co?
Villemann skinął głową.
Myślę, że osiedlę się w tym kraju.
- Znajdują się tu reprezentanci wszystkich ras: biali,
- I dopiero teraz wpadłeś na ten pomysł? - chichotała
żółci, czerwoni i czarni.
Taran zaczepnie.
- Trafna obserwacja - przyznał Strażnik Słońca. - Nie
Spotykali inne pojazdy z pasażerami. Woznice pozdra
przeprowadzamy żadnej selekcji.
wiali się nawzajem. Nowo przybyli przyglądali się wszy
- Co to znaczy? - szepnęła mała Greta.
stkiemu coraz spokojniej. Podejrzliwość powoli ich opu
- To znaczy, że nikogo się nie wybiera. Nie wybiera się
szczała.
na przykład najładniejszych i nie wyrzuca tych mniej uda
- Zdaje mi się, że nie powinniśmy ich nazywać wozni
nych - wyjaśnił Villemann.
cami - rzekła Taran. - Jak wy o nich mówicie?
- Więc ja mogę tu zostać?
- Kierowcy - odparł Strażnik Słońca. - To są kierowcy
Nieśmiałe pytanie dziewczynki wzruszyło go.
gondoli.
- Ależ oczywiście, zwłaszcza tacy jak ty, Greto, mogą
- Aha, to rzeczywiście lepiej brzmi. Woznica kojarzy
tu przebywać. Ludzie o dobrych sercach.
się właściwie z koniem, prawda?
Strażnik Słońca przysłuchiwał się ich rozmowie z lek
Villemann chciał zapytać, czy mają też konie, ale akurat
kim uśmiechem. Kiwał małej przyjaznie głową. Ona uspo
znalezli się poza granicami osady i zainteresowały go inne
koiła się i mocno trzymała braciszka Jonasa za rękę.
rzeczy. Kierowca przyśpieszył, włosy pasażerów powiewa
- Jonasa również gospodarze zaprosili - zapewnił )A
ły teraz na wietrze, a oni dyskretnie chwycili się mocniej
Villemann. - Zresztą zaprosili nas wszystkich.
oparć. Wciąż rozglądali się za zbłąkanym cielęciem.
Dziewczynka westchnęła z drżeniem, a na jej wargach
Lecieli ponad urodzajnymi polami z żółtozłocistym zbo
ukazał się pełen szczęścia uśmiech.
żem, nad wspaniałymi, pokrytymi kwieciem wzgórzami
W drugiej gondoli powietrznej widzieli Tiril, Erlinga
i nad liściastymi zagajnikami. W oddali na wysokich zbo
i Theresę. Wszyscy troje sprawiali wrażenie, że otrząsnęli
czach widzieli Srebrzysty Las. A ponieważ nauczyli się już
się już ze zdumienia. Teraz siedzieli spokojnie i pokazywa
rozróżniać kierunki świata, wiedzieli, że leży na wschodzie.
li sobie nawzajem różne ciekawe rzeczy w dole. Nero, wy
Tam gdzie ciemności?
prostowany, z wytrzeszczonymi oczyma, nie odstępował
Pewnie dlatego kierowcy nie jechali w tamtą stronę, ale
ani na krok Tiril. Taran była przekonana, że wbił mocno
^e wprost przeciwną. Taran przeniknął dreszcz. Dlacze
pazury w podłogę gondoli.
go te ciemności ją tak przerażają?
- Spójrzcie, główna ulica - pokazywał Uriel. - Znajdu
- Czy nie moglibyśmy zajechać na Zachodnie Aąki?
ją się tam wszelkie sklepy, jakie tylko można sobie wyO"
~ Zapytał Uriel. - Do Rafaela i pozostałych.
brazić. O! Tam sprzedają gotowe ubrania, a tam artyku-
- Pózniej. Najpierw obejrzymy sobie stolicę.
88
89
- Czy mamy na to czas? - zaniepokoiła się Taran. - W sto
w pogodny dzień. Jednak ów blask trwa tutaj i we dnie,
licy raczej nie znajdziemy cielęcia.
i w nocy. Dziś rano Uriel obudził się, kiedy Taran jeszcze
- Masz rację, Taran, przyjaciółko zwierząt. Miasto mo
spała, i widział, jak okna w kopulastym suficie się otwie
że poczekać.
rają wolno i bezgłośnie. Kiedy kopuła była szczelnie za
Kierowca gondoli zatoczył łuk nad bajecznie piękną
mknięta, pokój tonął w ciemnościach.
doliną i ciemnymi lasami na otaczających ją wzgórzach.
- Tutaj osiedlili się wasi przyjaciele elfy i inne istoty
A zatem na dworze wciąż jest jasno?
natury - wyjaśnił Strażnik Słońca. - Spotkali tu wielu po
Będzie to musiał sprawdzić dzisiejszej nocy.
bratymców z dawnych czasów.
Przelatywali nad kwiatami, jakich nigdy przedtem nie
- To znakomicie - ucieszyła się Taran. - A Madragowie?
widzieli, nad niewielkimi leśnymi jeziorkami, zabarwio
- Ach, oni - uśmiechnął się Strażnik Słońca. - Nigdy
nymi na złoto tak jak niebo w górze, mijali niewielkie
jeszcze nie widziałem równie szczęśliwych i radosnych
wioski i grupy domów zbudowane w jakimś starszym
istot. Oni mieszkają dalej na południe. Razem ze swoimi
chyba stylu niż ich własna osada. Tutaj dachy były czer
krewniakami i przestawicielami innych ras, na Ziemi już
wone, a domy białe, świetne połączenie kolorów na tle
wymarłych. Madragowie nareszcie odnalezli dom.
szmaragdowozielonej trawy.
Na Ziemi! Villemann otworzył usta, by zapytać, gdzie
Nigdzie jednak ani widu samotnego cielęcia. Im bliżej
się właściwie znajdują, ale Strażnik Słońca dał mu nie
dużej osady niezadowolonych, tym częściej spotykali gro
znaczny znak ręką.
madki pasącego się bydła. Krowy chodziły przeważnie
- Wkrótce - uspokoił go.
spokojne i szczypały trawę. Tylko jedna ryczała żałośnie
Czy oni również czytają w myślach? zastanawiał się
i rozglądała się nieustannie wokół. Ludziom zrobiło jej się
Villemann lekko spłoszony. Uznał jednak, że bardzo ła
żal. Rozumieli, co musi czuć.
two było się domyślić, o co chciał zapytać.
Taran westchnęła.
Krajobraz pod nimi był teraz bardziej zróżnicowany,
- Teraz powinniśmy mieć tutaj Móriego albo Dolga.
nie mieli jednak dobrego widoku, gondola bowiem sunę
Oni by znalezli zagubione cielę w jednej chwili. Po pro
ła bardzo nisko nad ziemią.
stu pomyśleliby o tym i już.
Uriel, który z pewnością wiedział o świecie więcej niż
- No, no - roześmiał się Villemann. - Aż tacy zdolni
inni, marszczy! brwi. Tutaj nie ma żadnego horyzontu,
to oni nie są.
myślał zdumiony. Znajdujemy się stosunkowo wysoko
- No może nie, ale czuję się bez nich jakoś niepewnie.
nad powierzchnią ziemi, a linia horyzontu nie znika tak,
My wszyscy jesteśmy tacy beznadziejnie zwyczajni.
jak to się dzieje na pełnym morzu, a nawet przeciwnie,
- Naprawdę? - zapytał Uriel przeciągle.
wznosi się coraz wyżej i wyżej, łukowato wygięta.
- Co masz na myśli? Żadne z nas nie potrafi przecież
Niepojęte!
odnajdywać zagubionych przedmiotów.
Spojrzał w niebo. Nigdzie żadnych chmur, tylko ten
Uriel zwrócił głowę ku dziewczynie, która siedziała
ciepły złocisty blask jak przy pięknym zachodzie słońca
obok Yillemanna.
90
91
dzie, to różnił się od nich pod wieloma względami. Te je
- Mamy przecież Mariattę - oznajmił spokojnie.
go oczy, które promieniały łagodnością, bezgraniczną mi
Młoda Finka, wnuczka prawdziwych szamanów z fitf
łością i zrozumieniem, te jego lśniące włosy, układające
skich lasów, patrzyła na niego przestraszona.
się niczym hełm wokół pięknej głowy, a zwłaszcza te
dziwne, graniaste palce. W jego ruchach wyczuwało się
godność, a głos brzmiał delikatnie.
Wszyscy natychmiast podporządkowywali się Obce
9 j
mu, mimo że przecież nie wiedzieli, ani kim jest, ani skąd
przyszedł.
Podczas gdy niezwykli przewodnicy grupy nad czymś
Strażnik Słońca przyglądał się Mariatcie z zainteresowa
z ożywieniem dyskutowali, trzy kobiety o imionach zaczy
niem. Dziewczyna rumieniła się i, zakłopotana, próbowała
nających się na T: Theresa, jej córka Tiril i wnuczka Ta
protestować. Ależ ona niczego takiego nie potrafi. Może ze
ran, przyglądały się ładnej osadzie rozłożonej na zboczach.
chciałaby przynajmniej spróbować, przekonywali ją. N'
- Dobrze wiedzieć, że to miejsce istnieje - powiedziała
nie, ja przecież nigdy... No, może zresztą kiedyś, jeszcze ja
Theresa. - I że można tutaj zamieszkać, gdyby te wspania
ko dziecko znalazłam papiery, które mama schowała n&
łe nowości wydały nam się zbyt przytłaczające.
wiadomo gdzie. Znalazłaś je? Tak... Nie... Owszem, rzeczy
- Tak - zgodziła się Tiril. - Myślałam o tym samym.
wiście znalazłam, ale nie wiem, czy to był przypadek, czy_
Sądzę, że nigdy nie zdołam się przyzwyczaić do mojego
coś innego. Spróbuj, Mariatto. Do chóru proszących dołą
niezwykle pięknego i komfortowego domu. Wszystko
czały się coraz to nowe głosy. Spróbuj, Mariatto. Tu cho
w nim jest takie obce.
dzi przecież o bezradne cielątko. Czas nagli.
- My z Urielem też o tym rozmawialiśmy - rzekła Ta
Strażnik Słońca dał znak kierowcy gondoli, by się za
ran. - Oczywiście jest w naszym mieszkaniu mnóstwo nie
trzymał. Zobaczyli, że również druga gondola natychmiast
pojętych drobiazgów, którymi można się cieszyć, całość
zwolniła. Obie wylądowały na trawie w pobliżu osady nie
jednak sprawia jakieś zimne i nieprzyjemne wrażenie.
zadowolonych i pasażerowie wysiedli. Na polecenie Straż
- Właśnie! - wykrzyknęła Theresa. - Te rzeczy są takie
nika Słońca wszyscy znalezli sobie jakieś miejsca do sie
bezosobowe.
dzenia. Nero wyglądał na bardzo uradowanego.
Mariatta chciała na chwilę zostać sama. Była przekona
Taran spojrzała ukradkiem na przewodników. Tylko
na, że próba się nie powiedzie, jeśli jednak miała ją pod
Strażnik Słońca należał do Obcych. Pozostali trzej wyglą
jąć, musiała się skoncentrować w spokoju.
dali na Lemurów. Można to było poznać po ich wielkich,
Wszyscy to, oczywiście, znakomicie zrozumieli. Wyco
czarnych niczym węgiel oczach bez białek, po pięknych
fali się i usiedli na trawie z dala od niej. Villemann chęt
rysach twarzy, co czyniło ich tak podobnych do Dolga>
nie by jej towarzyszył. Wiedział jednak, że bardziej bę
i po wysokich, zgrabnych sylwetkach.
Obcy, Strażnik Słońca, był jeszcze wyższy. Nawet je- dzie przeszkadzał niż pomoże.
Zamyślony zerwał jakiś piękny kwiatek. Unosił w górę
śli na pierwszy rzut oka wyglądał dokładnie tak jak h"
93
92
płatki i przyglądał się temu niezwykłemu, szalenie kola
rzę teraz przebywa. Czy to jakaś rozpadlina w skale?
rowemu dziełu natury.
Nie... Sufit. Ciasnota. I te wszystkie śmieci. Co to może
Gdzie my jesteśmy? pomyślał po raz już chyba tysią.
być? I ciemność?
czny.
Nagle zobaczyła samo zwierzątko. Uniosła w górę roz
Mariatta siedziała bez ruchu. Nigdy mi się to nie uda,
jaśnioną twarz. Tak. Udało się.
myślała. Czego oni ode mnie żądają? Co innego znać się
Siedzący wraz z innymi na trawie Villemann kontynu
na starych fińskich czarach, a co innego znalezć zagubio
ował swoje rozważania na temat sytuacji, w jakiej się zna
ne zwierzątko. Może powinnam spróbować telepatii?
lezli.
Nie, bo jeśli cielę nie żyje, to telepatia nie pomoże, a ja
Domyślał się, że jest na właściwym tropie. Nie był jed
będę myślała, że w ogóle nic nie potrafię.
nak w stanie ogarnąć całości.
Tak sądzę.
Spojrzał w górę na wciąż złociste niebo.
Wiele razy odetchnęła głęboko i próbowała zapomnieć
- Czy wy tu nigdy nie macie deszczu?
o tym, co ją otacza. Trudne do wykonania przedsięwzięcie,
- Oczywiście - odparł Ram. - Jeśli jest potrzebny, to
ponieważ wszystko wokół było takie nowe i egzotyczne.
go uwalniamy w nocy.
Podciągnęła w górę kolana, objęła je ramionami i opar
 Uwalniamy go"? Villemann nie miał odwagi pytać
ła na nich głowę. Siedziała tak, skulona, i próbowała się
o więcej. To wszystko było zbyt dziwne.
koncentrować.
Taran zastanawiała się nad innymi sprawami.
Czuła, że jest bardzo zmęczona, nagle jednak uświadomi
- To duże miasto, które mijaliśmy jakiś czas temu, to
ła sobie, że chyba coś jej się uda. Bardzo tego chciała. Nie ze
stolica, prawda? - zapytała Strażnika. - Nie mam co do
względu na prestiż, chociaż może i to trochę też, ale przede
tego żadnych wątpliwości. Duże miasto i takie piękne,
wszystkim ze względu na małe, samotne zwierzątko.
z wieloma wieżyczkami jak u minaretów, nigdy przedtem
Cielę żyje. Niejasne początkowo wrażenie stawało się
czegoś takiego nie widzieliśmy.
coraz wyrazniejsze i Mariatta zdawała sobie sprawę, że
- Słusznie, to rzeczywiście nasza stolica. Przeważnie mie
jest na właściwej drodze. Odnajdowała żywą istotę. Wy
szkają z niej Lemurowie. Dzisiaj już się tam nie wybierze
czuwała jej... Jak by to nazwać? Wibracje? Tak, to chyba
my, bo na zwiedzanie miasta potrzeba co najmniej dnia. A,
najwłaściwsze określenie.
jak sama powiedziałaś, musimy najpierw odnalezć cielę.
Zachęcona sukcesem, posuwała się dalej. Szło to wol
- Oczywiście, to jasne - zgodziła się Taran. - Ale w sa
no, ale...
mym środku miasta wznosi się nieprawdopodobnie wy
Ciemność. Lęk. Głód.
soka wieża. Pojęcia nie mam, do czego mogłaby służyć.
Brud i odpady. Ból w boku. Samotność... przerażenie-
- Ja też nie - przyznał Uriel.
Poczucie smutku i nieszczęścia. Gdzie jest mama?
- I gdzie ona się właściwie kończy? - pytała dalej Ta
Mariatta zdwoiła koncentrację. Teraz najważniejsze
ran podejrzliwie. - Nie widzieliśmy jej iglicy.
jest otoczenie...
Strażnik Słońca wciągał powietrze. Długo i głęboko.
Nie mogła się w żaden sposób zorientować, gdzie zwie-
- Wkrótce nadejdzie czas i dowiecie się całej prawdy
94
95
o tym, dokąd przybyliście. Przyjmowaliśmy tutaj już wie-
- Schwytany i ukryty? - powtórzył Ram. - Ale przecież
lu ludzi i większość z nich dostawała ataków histerii, po
w tym kraju nikt nie kradnie...
nieważ nie rozumieli, gdzie są. Muszę wam powiedzieć
Spojrzał w stronę osady niezadowolonych.
komplement. Wy odbieracie to wszystko z niezwykłym - Z wyjątkiem może tego miejsca.
spokojem.
- Właśnie! - zawołał Mariatta. - Ja też tak myślę. Cie
Viłlemann uśmiechnął się radośnie. Uwielbiał pochwały.
lątko leży ukryte w jakiejś ciemnej komórce i jest mu tam
Strażnik Słońca mówił dalej:
bardzo niedobrze.
- Jesteście już sami blisko odkrycia prawdy. Nie potrwa - Zaprowadz nas do niego - poprosił Strażnik Słońca
długo i sformułujecie właściwe wnioski. Posługujecie się
z goryczą i wsiadł do gondoli. Wszyscy poszli za jego
zresztą tym wyjątkowym wynalazkiem od Madragów.
przykładem i wkrótce pojazd znalazł się nad osadą.
Owymi aparacikami, które sprawiają, że człowiek rozumie
- Nie jestem pewna, gdzie ta komórka się znajduje - po
wszystkie języki i może rozmawiać z każdym, jeśli tylko
wiedziała Mariatta. - Może Nero mógłby mi pomóc?
obie strony posiadają urządzenie. To naprawdę cudowny
- Znakomicie - rzekł Strażnik Słońca.
wynalazek. I cieszymy się, że superinteligentni Madrago-
Gondole leciały tak blisko siebie, że Nero słyszał, co
wie są z nami, to naprawdę wielka pomoc.
mówią. Miał bardzo dumną, wyrażającą zadowolenie
- Świetnie - Theresa uśmiechnęła się łagodnie. - Ma- z siebie minę. Kolejne zadanie!
dragowie to naprawdę fantastyczne istoty.
Wylądowali na rynku i wysiedli.
- My też tak uważamy.
- Jak tu pięknie! - zachwycała się Theresa. - Prawie tak
- I pomyśleć, że w naszym starym świecie byliby trak jak w domu.
towani jak niezdarni idioci, a może jeszcze gorzej. Nie - Przeprowadzamy się tutaj - mruknęła Taran.
mogliby pokazywać się wśród ludzi, żeby jacyś przesądni
- Postanowione - odparła Tiril cicho.
durnie, dużo od nich głupsi, nie zrobili im krzywdy.
Mieli przed sobą miasteczko o prawdziwych ulicach,
- Niestety, to prawda, ale oto nadchodzi Mariatta. Po
w którym bochenek chleba na szyldzie oznajmiał, gdzie
słuchajmy, czego zdołała się dowiedzieć.
znajduje się piekarnia, a wymalowany pięknie but infor
Serce Villemanna tłukło się mocno w piersi. Miał mował o warsztacie szewskim. Chodniki zostały wyłożo
nadzieję, że nikt nie będzie pogardzał Mariatta, jeśli jej ne kamieniami, a pod ścianami domów rosły kwiaty. Na
próby się nie powiodły. dziedzińcach kobiety rozwieszały pranie. Teraz niektóre
Ona zaś uśmiechała się nieśmiało. sztuki spadały na ziemię, ponieważ kobiety z zaciekawie
niem przyglądały się przybyszom.
- Nie do końca to wszystko rozumiem, ale udało mi
się przywołać obraz...
Nic nie wskazywało na to, że Ram jest szczególnie po
-Tak?
pularny wśród mieszkańców miasteczka. Na jego widok
- Miałam rację. Musimy się śpieszyć. Ten mały biedak kobiety odwracały wzrok. Nero biegał po chodniku z no
długo już nie pożyje. Znajduje się w prawdziwej potrze sem przy ziemi, by odnalezć trop.
bie. Myślę... myślę, że został schwytany i ukryty.
- No, Mariatto, jak tam? - zapytał Strażnik Słońca.
96 97
Dziewczyna przystanęła i zaczęła się rozglądać. Nieco po raz. - Mówię, że złamałam paznokieć. Co mam teraz
dalej na ulicy bawiły się dzieci. zrobić? Rozalindo, nie masz jakichś nożyczek?
- Chyba straciłam ślad - rzekła spłoszona. Ram zwrócił się do gospodyni:
Ram podjął decyzję. - Mogłabyś wyjść z nami na chwilę?
- Trzeba porozmawiać z Rozalindą. To jedyna rozsąd - Zwariowałeś? Moje zdrowie nie znosi powietrza - roze
na osoba w tej osadzie. śmiała się, ale wstała nie zwlekając. Ledwo zdążyła zamknąć
Zastukali do drzwi małego domku przy rynku. Czyjś drzwi, dwie z siedzących przy stole kobiet pochyliły do sie
zachrypnięty głos zawołał:  Proszę!" bie głowy i zaczęły coś z ożywieniem szeptać.  Czy widzia
łaś...?" Trzecia zajmowała się swoim złamanym paznokciem.
Wszyscy nie mogli wejść do małego wnętrza, poszły
więc z Ramem tylko kobiety. Strażnik Słońca, Villemann,
Po drugiej stronie ulicy dwaj sąsiedzi kłócili się, stojąc
Uriel i inni mężczyzni zostali na zewnątrz i pilnowali Ne
każdy po swojej stronie płotu. Najpierw wymyślali sobie
ra, który wciąż próbował odnalezć trop.
głośno, potem zaczęli rzucać w siebie kawałkami drewna,
Ram otworzył drzwi, a wtedy panie cofnęły się gwałtow w końcu w ruch poszły ogrodowe krzesełka.
nie, bo powietrze wewnątrz było aż gęste od tytoniowego - Czego sobie życzycie? - zapytała Rozalindą przymil
dymu i innych zapachów. "W małym saloniku siedziały nie. Była to dama o pełnych kształtach, w nieokreślonym
przy stole cztery kobiety. Przesłaniały je kłęby dymu tak wieku jak wszyscy ludzie, których dotychczas spotykali.
gęste, jakby strzelano tutaj z armat. Zaniedbana i brudna, ale nie pozbawiona pewnego stylu.
- Och, czyż to sam główny pasterz Ram przyszedł do Ram wytłumaczył jej, z czym przychodzą, i zapytał,
nas w odwiedziny? - zawołała wesoło jedna z obecnych, czy nie widziała albo nie słyszała gdzieś w pobliżu cielę
z pewnością Rozalindą, gospodyni tego domu, starając się cia. Rozalindą otworzyła drzwi i głośno powtórzyła jego
jednocześnie ukryć grube cygaro. - Wchodzcie, wchodz pytanie swoim gościom.
cie, siedzimy tu sobie i plotkujemy.
Po krótkiej wymianie zdań usłyszeli w odpowiedzi:
- Nie plotkujemy - mruknęła inna z pań. - Dyskutujemy! - Niech on sobie sam pilnuje swoich krów! Nas nie ob
Sąsiadki Rozalindy taksowały Theresę od stóp do głów. chodzą sprawy chłopów!
Nie przypuszczały, że nowi przybysze rozumieją każde Ram pospiesznie chwycił za rękę Taran, która sprawiała
wypowiadane przez nie słowo. wrażenie, że zaraz wpadnie do domu i nawymyśla kobietom.
- Nowi, jak widzę - stwierdziła jedna z nich. - Czy nikt Rozalindą powiedziała, że rzeczywiście przed kilkoma
nie powiedział tej damulce, że jest za stara na taki strój? dniami słyszała w pobliżu jakieś zwierzę, a pózniej w nocy
Theresa, która ze względu na swój wiek otrzymała blu przerażone pobekiwania. W końcu jednak wszystko ucichło.
zę o dłuższych rękawach oraz dłuższą spódnicę, poczer
- Skąd mogły pochodzić te dzwięki? - dopytywał się Ram.
wieniała.
Popatrzyła na niego czułym wzrokiem.
Jedna z kobiet nie okazywała żadnego zainteresowania
- Uważam, że to niezwykłe, iż sam najwyższy pasterz
temu, co się dzieje.
Wszystkich zwierząt przychodzi tutaj, żeby szukać nie
- Czy nikt nie słyszy, co ja mówię? - powtarzała raz szczęsnego cielęcia.
98
99
Nie, nie umiała powiedzieć, skąd pochodziło beczenie.
Trzy kobiety o imionach zaczynających się na T spo
Poradziła im natomiast, żeby przepytali tych przeklętych
glądały po sobie i kiwały głowami. Dobrze jest nam w na
smarkaczy z ulicy Małej. To strasznie rozpuszczone ba
szych nowych domach, zdawały się mówić ich spojrzenia,
chory. Podziękowali jej, a ona pospieszyła do mieszkania.
a o to, żeby były przytulne, zatroszczymy się same.
 Zanim zamarznę na śmierć", burknęła. Tiril nie pojmo
Szukający pamiętali, w którym miejscu widzieli stado
wała, że ktoś może marznąć w tym łagodnym powietrza
bydła. Gondole wzięły kurs w tamtą stronę i po niedługim
Odszukali pozostałą na dworze grupę i wszyscy razem
czasie wylądowały w pobliżu pasących się zwierząt. Uriel
poszli na ulicę Małą. Nero tropił nieustannie i z wielkim
i Rąm zanieśli cielątko do matki, a wszyscy ze wzrusze
zapałem. Taran nie wierzyła, że coś znajdzie, ale nie prze
niem oglądali scenę powitania. Cielę było zbyt słabe, by
szkadzała mu.
utrzymać się na nogach, więc obaj mężczyzni podpierali
Rodzice dzieci byli głęboko poruszeni tym, że ktoś tak je, gdy spożywało swój pierwszy od trzech dni posiłek.
wysoko postawiony oskarża ich pociechy o niecne czyny.
Ludzie na długo mieli zapamiętać wielkie, zdumione
Rzeczywiście przed kilkoma dniami dzieci przyprowadzi
i przerażone oczy cielaka, kiedy odkryli go w zagraconej
ły tu jakiegoś cielaka, ale przecież trzeba im pozwolić na
komórce.
trochę zabawy. Gdzie się teraz cielę podziewa, to chyba
Ram poprosił młodego chłopaka z najbliższej zagrody,
mogłyby powiedzieć same dzieci. Bawiły się z nim gdzieś
by doglądał matki i cielęcia przez kilka dni, dopóki ma
tu niedaleko, karmiły je, dawały mu trawę i kawałki chle
lec nie wydobrzeje. Potem Strażnik Słońca zarządził kurs
ba, cielę jednak nie chciało jeść, więc cóż biedactwa mia
w kierunku stolicy. Wylądowali na wzgórzach ponad mia
ły robić? Zostawiły je w końcu własnemu losowi. Najle
stem i wysiedli.
piej by dla niego było, gdyby zdechło.
- Teraz już naprawdę zasłużyliście sobie na to, by do
Strażnik Słońca i Ram nakrzyczeli na rodziców i tam
wiedzieć się, gdzie rzucił was los - powiedział ów Obcy,
ci wyraznie spokornieli.
o którego pochodzeniu ani Cień, ani Lemurowie nic nie
- Gdzie jest zwierzę? - dopytywali się Strażnicy nieo wiedzieli. - Mam jednak wrażenie, że przynajmniej Ville-
czekiwanie ostrymi głosami.
mann zdążył już odkryć prawdę.
Rodzice niestety tego nie wiedzieli. Wyglądało jednak, że
- Nie do końca - odparł młody człowiek. - Chociaż są
Nero natrafił w końcu na jakiś trop. Ciągnął Uriela w stro
dzę, że posuwam się we właściwym kierunku.
nę ogrodu, gdzie znajdowały się jakieś szopy i komórki.
- Jestem tego pewien.
Znalezli cielaka dokładnie w takim miejscu jak to, które
Taran słuchała, co mówią, a jednocześnie pochłaniały
opisała Mariatta. W niedużej szopie pełnej starych gratów.
ją własne myśli. W tym kraju nigdy nie wieje wiatr, stwier
Zwierzę było wychudzone i tak przerażone, że musieli do
dziła. Nigdy nie poczułam nawet najlżejszego powiewu.
niego długo przyjaznie przemawiać, zanim mogli je za
Zawsze jest tak jak trzeba, ani nie za chłodno, ani nie za
brać. Było maleńkie i Uriel niósł je na rękach. Z troską ciepło.
oglądał sterczące żebra i zmierzwioną sierść. Poszli razem
Strażnik Słońca oznajmił:
z cielęciem na rynek i tam wsiedli do swoich gondoli.
- Muszę zacząć od wyjaśnienia sprawy tej wysokiej
100
101
tomiast nie. Możemy się jedynie domyślać, że znajduje
wieży, która zdaniem Taran nie ma końca. Rzeczywiście
my się na jakiejś ciemnej planecie lub innym pogrążonym
Taran była bliska prawdy. Wieża jest nieprawdopodobnie
w mroku ciele niebieskim.
wysoka. Jak wiecie, w naszym świecie nie ma słońca. Wie
- Nie, nie - zaprotestował Villemann. - Czy nie pamię
cie jednak również, że my, Obcy, pewnego razu otrzyma
tasz, jak ktoś powiedział: jesteście bliżej Ziemi, niż wam
liśmy wielki dar...
się wydaje? Myślę, iż rzeczywiście nie można znajdować
- Tak, tak - wtrącił Villemann. - Dostaliście płomień
się bliżej.
będący częścią Wielkiego Światła, tego, który posiada naj
Taran wytrzeszczała oczy.
większą władzę nad wszystkim. Światła Miłości.
- Chcesz powiedzieć, że... Nie, nie mogę w to uwierzyć!
- Słusznie, Villemann. Rzeczywiście otrzymaliśmy ogro
- Ale to prawda, Taran - rzekł Strażnik Słońca łagodnie.
mnie dużo tej płonącej miłości, owego łagodnego światła
- Posunęliście się w swojej wiedzy bardzo daleko. Ludz
ze skraju wieczności. Podzieliliśmy je na wiele świętych
kość odkryje to wszystko dopiero w przyszłości. Zwłaszcza
słońc. W swoim czasie Lemurowie otrzymali jedno z nich.
fizycy będą tu mieli dużo do powiedzenia. Powinnaś jed
O tym wiecie. Było to owo Święte Słońce, z którym zawar
nak zrozumieć, że wiele dużych i małych ciał niebieskich
liście znajomość na dobre i na złe. Złe reprezentował w tym
zostało zbudowanych mniej więcej w ten sam sposób...
wypadku zakon Świętego Słońca. Wielka część świętego
Wszyscy starali się nadrabiać minami, ale nie było to
światła, które otrzymaliśmy, została przeniesiona tutaj, tu
łatwe. Zostali przytłoczeni takim mnóstwem niepojętych
bowiem okazało się ono bardzo potrzebne.
informacji...
Teraz nareszcie cała prawda dotarła do Villemanna. Pa
- Nie, nie będę was już więcej dręczył - oświadczył
trzył z niedowierzaniem na Strażnika Słońca, odpowiada
Strażnik Słońca. - Czy wystarczy, jeśli powiem, że wiele
jącego uśmiechem na jego zdziwione spojrzenie.
ciał niebieskich zostało zbudowanych wokół pustej prze
- Widzę, że rozwiązałeś zagadkę, Villemannie. Tak jest,
strzeni? To wielkie uproszczenie, rzecz jasna, może nawet
rzeczywiście tak jest, ale czy pojąłeś również tajemnicę
z
byt wielkie, jeśli jednak zastanowicie się nad tym, że Zie-
wysokiej wieży?
m
ia również została ukształtowała według tej samej zasa-
Villemann z ożywieniem kiwał głową.
d
y> to z pewnością zrozumiecie prawdę.
- Chyba tak. Ponieważ nie macie słońca krążącego po
1 rzeczywiście. Nareszcie zaczynało do nich docierać,
niebie i dającego światło oraz ciepło, to pozatykaliście swiC-
0
się stało. Podróż w dół. Kraj pozbawiony słońca. Kraj,
te płonące blaskiem kule na szczytach owych... minaretów.
- Otóż to! Z tą tylko różnicą, że mają one niewie'e Którym nigdy nie wieje wiatr. Linia horyzontu...
~ 1 odziemne korytarze nigdy nie wiodły w górę - stwier-
wspólnego z minaretami. Musieliśmy jednak umieścić
dzi l
* Mariatta.
le tak wysoko, by mogły rozjaśnić świat ciemności m
z
~_ asami tylko tak się wydawało. Przeważnie jednak
liwie jak najbardziej. Na najwyższej wieży znajduje
Kmy równym terenie.
po
największa kula.
znajdujemy się w centralnym punkcie Ziemi - szep-
- Zaczekajcie, zaczekajcie! - wykrzyknęła Taran
v Erling.
cierpliwie. - Yillemann twierdzi, że pojął prawdę. My
103
102
- Otóż to - przyznał Strażnik Słońca z łagodnym
nad tym, co zostało powiedziane, a potem posypały się
uśmiechem.
pytania.
Zadawano je Strażnikowi Słońca bardzo długo, on
próbował odpowiadać najlepiej, jak potrafił.
- Tak, Erlingu, istnieje wiele Wrót i prowadzi do nich
10
wiele dróg, ale nie wszystkie wiodą do Królestwa Światła.
- Co chcesz przez to powiedzieć?
- Pusta przestrzeń we wnętrzu Ziemi ma średnicę dłu
W milczeniu, jakie zaległo po tych słowach, ludzie wy
gości tysięcy mil.
czuwali ową wielką, totalną ciszę, jaka zawsze panowała
Słuchający go ludzie wychowali się i żyli w XVIII wie
w ich nowym świecie.
ku, dlatego Strażnik musiał czynić wiele dygresji i wyja
- Oko cyklonu - szepnął Uriel.
śniać im mnóstwo spraw, jak choćby to, jaką długość ma
Wszyscy popatrzyli na niego, wciąż nie mogąc wykrz
mila. Zabrało to sporo czasu, a i tak trudno im było po
tusić słowa po szokujących informacjach Strażnika Słońca.
jąć, jaka to naprawdę droga wiedzie z powierzchni Ziemi
Uriel próbował wytłumaczyć, co ma na myśli.
do Królestwa Światła. W ogóle trudno było to wytłuma
- Mówi się, że w samym centrum każdej wielkiej bu
czyć, ponieważ wnętrze Ziemi to nie gładka równina,
rzy, w środku szalejącego sztormu, znajduje się miejsce
znajdują się w nim masywy górskie znacznie wyższe od
absolutnej ciszy. Nazywa się je okiem burzy lub okiem
wszystkiego, co poznali na powierzchni.
cyklonu. I myślę, że chyba właśnie coś takiego... że znaj
Kiedy wyjaśniono już najważniejsze wątpliwości,
dujemy się w czymś podobnym, prawda?
Strażnik Słońca podjął opowiadanie:
Włączyła się Theresa:
- Ale święte słońca nie oświetlają aż tak ogromnej prze
- Chodzi ci o to zamieszanie wokół? O wichury, de
strzeni liczącej sobie tysiące mil, nie są w stanie rozjaśnić
szcze i niepogodę, a także o nieustanne walki prowadzo
całego tego wewnętrznego świata. Dlatego byliśmy zmu
ne przez ludzi, prawda? I że my znajdujemy się teraz
szeni do ograniczenia naszego królestwa.
w całkowicie wyciszonym centrum?
- I dlatego wciąż mówicie o ciemnościach? - szepnęła
- A czyż tak nie jest? - zapytał Villemann.
Taran.
Wszyscy kiwali głowami na znak, że się zgadzają.
- Tak. Niedługo zrobimy wycieczkę do granic naszego
- No, Urielu, bardzo niegłupia definicja - rzekł Straż
królestwa, więc sami zobaczycie. Moi przodkowie wyko
nik Słońca. - W każdym razie do naszej krainy słońca się
nali tutaj nieprawdopodobną pracę. Wznieśli coś w rodza
to odnosi.
ju kopuły, której właściwie nie można zobaczyć, ale która
Na zewnątrz, pomyślała Taran zdjęta dreszczem. Na
mimo to istnieje. Wszystko po to, by zatrzymać światło
w
zewnątrz poza tą osadą i jej najbliższą okolicą znajdują
jej obrębie.
się tylko ciemności.
- To musi być ogromna kopuła - rzekła Theresa w za
Przez chwilę w całkowitym milczeniu zastanawiali się
myśleniu.
104
105
- Rzeczywiście, bardzo wielka. Nasze królestwo obejmu
- Aha. Tak, rozumiem, że umieściliście mniejsze słoń
je setki tysięcy kilometrów kwadratowych. Powiedzmy
ca w każdej osadzie na terenie całego kraju - rzekł Uriel.
mniej więcej tyle, ile... no, ile wynosi powierzchnia Islandii
_ Natomiast główne słońce zostało ulokowane na najwyż
- Niezły kawałek - przyznał Villemann spokojnie.
szej wieży.
- Rzeczywiście, sporo - westchnęła Tiril.
- Otóż to właśnie. Znajduje się ono niezmiernie wyso
- Macie rację - potwierdził Strażnik Słońca. - Sporo,
ko i obejmuje swym zasięgiem cały kraj.
ale i tak nasze królestwo zajmuje jedynie niewielki frag
- Ale jakaś część światła musi się chyba przedzierać przez
ment wnętrza Ziemi.
mury - wtrąciła Taran, która nie mogła zapomnieć o ciem
Taran milczała. W tym jest coś więcej, myślała. Sens,
nościach. - Czy może poza murami jest zupełnie ciemno?
zagadka, tajemnica, jedno wielkie dlaczego.
- Nie, nie tak zupełnie, w każdym razie nie w pobliżu
Villemann zastanawiał się marszcząc czoło.
murów. Tam panuje szary mrok.
- Nasza powierzchnia Ziemi, to znaczy powierzchnia po
- I ludzie tam mieszkają? A może... jakieś inne istoty,
tamtej stronie, zewnętrzna, zawiera w sobie..., no, jest w tym
wyrzucone z naszego świata do wiecznego mroku?
jakaś konsekwencja. Wiedzie... Uff, jak mam to wyrazić?
Strażnik Słońca wahał się przez chwilę, lekko uśmiech
Otacza ona całą Ziemię, jeśli nie brzmi to zbyt głupio...
nięty.
- Rozumiemy.
- Chyba nigdy nie przywyknę do twojego sposobu wy
- Dziękuję. Natomiast ta, nazwijmy to tak, powierzch
rażania się, Taran, ale tak, rzeczywiście mieszkają tam in
nia wewnętrzna ma kształt muszli. W takim razie nad na
ne plemiona.
mi musi się wznosić coś w rodzaju sufitu.
- Dlaczego nie pozwolicie im przenieść się do światła?
- Słusznie. Znajduje się on jednak tak wysoko, że nie
- Już to mówiłem. Wiele dróg prowadzi tutaj z po
ma żadnego znaczenia - uspokoił go Strażnik Słońca.
wierzchni Ziemi, ale nie wszystkie wiodą do Królestwa
- Czy tam wysoko... ktoś mieszka?
Światła. Ta droga, którą my przybyliśmy, była tak stara,
- Nie. To są niedostępne masywy górskie.
że musieliśmy się przedzierać przez Królestwo Ciemności,
Mimo woli Taran spojrzała w górę.
wy również. Plemiona, które mieszkają tam od dawna,
- Mam nadzieję, że żadna skała nie spadnie nam na gło
rozwinęły w sobie... konieczne zdolności.
wy - szepnęła.
Wszyscy pamiętali spotkanie z tym jakimś dziwnym
- Nie ma obawy, siła odśrodkowa tutaj również dzia
stworzeniem w głębi ciemnego lasu.
ła i nic nie zmieni miejsca. A poza tym jest przecież ów
Urodziwa, trochę surowa twarz Strażnika Słońca spo
dach... Kopuła.
ważniała. Zastanawiał się nad czymś i wyglądało, jakby
Uriel spoglądał zamyślony na zlocistożółte niebo.
Zapomniał o swoich podopiecznych. Po chwili otrząsnął
- Ale światło może z pewnością rzucać blask na góry?
się i powiedział:
- Nieznaczne. Odległości są zbyt wielkie i, jak powie
- W takim razie pojedzmy do granicy, sami zobaczy
działem, zamknęliśmy nasze święte słońce we wnętrzu
cie mur.
kopuły.
Ponownie więc znalezli się w tych niezwykłych powo-
106
107
Kierowca prowadził powóz ponad jedną z najstarszych
zach, które młodzi mężczyzni i dzieci zdążyli już polubić
Villemann i Uriel ostrożnie wypytywali, czy prywatne części królestwa i Taran mogła zobaczyć budowle o roz
osoby mogą posiadać coś takiego, i dowiedzieli się, że ległych dachach z wysokimi wieżami, połączone ze sobą
oczywiście, jest to możliwe, ale że trzeba się wiele nau
mostami wznoszącymi się łukowato w powietrzu. Pomię
czyć, żeby móc się z nimi obchodzić.
dzy poszczególnymi budowlami widać było wymarłe, na
To zrozumiałe, obaj młodzi ludzie patrzyli na siebie wpół zarośnięte ścieżki i wąskie uliczki osady.
rozradowani. W tajemnicy studiowali uważnie wszystko - Tutaj mogłabym się osiedlić - oznajmiła.
co robił kierowca, oglądali wszelkie niepojęte instrumen
- Nie jestem tego taki pewien - odparł Strażnik Słońca.
ty i przyciski.
- Czy nikt tam nie mieszka?
Aagodnie ruszyli z miejsca i znowu lecieli nad pięknymi - Owszem, ale to stara, zupełnie ci nieznana rasa, tak
dolinami oraz niezwykle urodziwymi kotlinami. Kiedy z da samo nieznana jak niegdyś byli Madragowie, Silinowie
leka oglądali dość duże miasto, Strażnik Słońca wyjaśnił: i Lemurowie. Oni w ogóle nie potrafią mówić, nie mają
- To jest miasto Lemurów. Jak wiecie, był taki czas, kie organu mowy, wydają z siebie jedynie ostre syknięcia. By
dy przybyło tutaj bardzo wielu Lemurów. Większość ich li jednak tutaj przed nami i dlatego mimo wszystko mo
potomków mieszka teraz w stolicy, część jednak żyje tutaj. gli pozostać. Niektórzy z nich są bardzo, bardzo starzy.
- Ojej, od czasu kiedyśmy przybyli do Królestwa Świa Gondola powietrzna ponownie zawróciła, opuszczali
tła, nie widziałam Cienia - poskarżyła się Taran. - Bardzo teraz okolice z pięknymi starymi budowlami.
mi go brakuje.
Kiedy powóz brał kurs na wschód, wszyscy pomyśleli
- Cień też mieszka tutaj, właśnie w tym mieście - wy to samo... W całym tym niezwykłym królestwie widzi się
jaśnił Strażnik Słońca bardzo spokojnie. - Odwiedzi was, tylko dorosłych mężczyzn i dorosłe kobiety. Można rów
kiedy nadejdzie odpowiednia pora. nież spotkać dzieci. Nie ma jednak zupełnie ludzi starych.
- Tak, on pewnie potrzebuje sporo czasu, żeby się tu Theresa i Erling poczuli się troszkę niepewnie. Czy bę
taj zaaklimatyzować - zaśmiała się Taran. - I pewnie bar dą jedynymi osobami w starszym wieku? A poza tym, co
dzo się cieszy, skoro nareszcie dotarł do celu. się dzieje ze starymi? Czy są eliminowani, czy może umie
- Z pewnością - zgodził się Strażnik Słońca. szcza się ich w tych starych wsiach z na wpół zrujnowa
Nie chciał mówić swoim podopiecznym, że Cień prze nymi domami, które by znakomicie pasowały do Prowan
żywa głęboką depresję i potrzebuje szczególnych zabie sji albo Toskanii?
gów, by odzyskać równowagę. Cień wiedział mianowicie, Theresa poszukała dłoni Erlinga i mocno ją ścisnęła.
że Dolg i Mori zostali po tamtej stronie Wrót, i tęsknił Połączył ich niepokój.
za Dolgiem, którego kochał jak syna. Cierpiał bardziej, Strażnik Słońca kazał zatrzymać gondolę na wysokim
niż można to sobie wyobrazić. Uważał, że to z jego winy ^zniesieniu. Stąd rozciągał się piękny widok na ogromne
tamci dwaj zostali zatrzymani, i to w chwili, na którą Połacie kraju.
wszyscy czekali od tak wielu lat. - Tam jest nasza osada, prawda? - pokazywał ręką Vil-
Strażnik Słońca otrząsnął się z ponurych myśli. kmann. - Wschodnia Aąka.
108 109
przez niego nie przedostaje, a jeśli już, to w bardzo niewiel
- Zgadza się. Przejdzmy jednak na drugą stronę wznie
kim stopniu. Musimy je oszczędzać dla siebie. Tak, Taran,
sienia.
ja wiem, o czym ty myślisz. Wszystko, co mówię, brzmi
Stamtąd mieli nowy widok, długo stali i przyglądali mu
bardzo nieprzyjemnie, ale uwierz mi, to było jedyne roz
się w milczeniu. Na prawo od nich znajdował się Srebrzy
wiązanie. Oni zaś, tamci, którzy mieszkają po drugiej stro
sty Las. Był dużo bardziej rozległy, niż przypuszczali, roz
nie, mają ogniska i pochodnie, mogą sobie nimi świecić.
ciągał się daleko ku jakiemuś dziwnemu... jakby to na
Taran nie skomentowała jego słów.
zwać? Ogrodzenie? Płot?
- Tam na zewnątrz znajduje się jakieś rozległe zbocze,
W powietrzu coś się mieniło, jakieś refleksy. W dole, bli
prawda? I coś bardzo ponurego w tle.
żej lasu, zdawały się bardziej intensywne, sprawiały wraże
- Tak. Najpierw, tuż za murem, rozciąga się równina,
nie połyskliwego muru lub ściany, jeśli można się tak wy
porośnięta srebrzystymi drzewami, takimi jak te tutaj.
razić o czymś mieniącym się i przezroczystym. Im bliżej
Rosły one zarówno po wewnętrznej, jak i po zewnętrznej
ziemi, tym ów dziwny twór zdawał się być gęstszy.
stronie, kiedy nasi przodkowie wznosili mur. Więcej po
Strażnik Słońca wyjaśnił:
zewnętrznej. My zatrzymaliśmy tylko ten mały lasek tu
- Byliśmy zmuszeni wzmocnić mur, ponieważ w daw
taj na prawo. Dalej wznosi się owo, jak mówisz, zbocze.
nych czasach często zdarzały się próby sforsowania go.
Ciągnie się ono aż do rozległego płaskowyżu. Zresztą nie
Vilłemann uniósł wzrok. Dostrzegał owo ledwo wi
zbyt wysokiego. Wszędzie tam jest sporo wystających
doczne ogrodzenie bardzo daleko, aż do miejsca, w któ
skal i niewielkich płaskich wzniesień, a... dalej, jeśli spoj
rym rozpływało się w złocistym świetle.
rzycie w lewo, widać łańcuch bardzo wysokich i stromych
- Czy tutaj nie ma żadnych chmur? - zapytał nagle.
gór z czerwonawego kamienia. Widzicie to?
- Oczywiście. Skoro mamy rzeki i jeziora, to chmury
są czymś naturalnym. Przesuwamy je jednak przy pomo - Niewyraznie - odparł Villemann. - Sprawiają wraże
cy specjalnych turbin do miejsca, gdzie możemy mieć nie potwornie stromych.
z nich pożytek. - Tak, w istocie zamykają one ogromną część świata
w
głębi Ziemi. Oprócz tego, zarówno na prawo, jak i na le-
 Jak to?", chciał zapytać Yillemann, lecz jego mózg nie
Wo
, a także na wprost przed nami znajdują się czarne góry.
był w stanie przyjąć już więcej nowych wiadomości. Ski
nął więc tylko głową. ~ Oj, to ciemne, co widać w oddali, to są góry? - zapy-
tal
a Taran.
Taran, wciąż zajęta kwestią ciemności poza murem,
usiłowała przeniknąć go wzrokiem. " Owszem, ale nikt, pod żadnym pozorem, nie powi-
n i e n
- Po tamtej stronie panuje półmrok - stwierdziła wreszcie. się tam wyprawiać.
- Wygląda na to, że rzeczywiście udało wam się zamkną JNie byliby rodziną czarnoksiężnika, gdyby na to ostrze-
n i e
światło pod kopułą, mimo że mur jest przezroczysty. nie wykrzyknęli natychmiast zgodnym chórem:
-Dl.
- Tak jest - potwierdził Strażnik Słońca, ów bardzo ^7
aczego
tr
soki, przystojny mężczyzna z dziwnej, całkowicie im oo ażnik Słońca uśmiechnął się z wyższością i odwrócił
Slc d
nich pi ecami.
rasy. - Mur jest tylko z pozoru przezroczysty. Światło
111
110
- Te góry mają bardzo złą opinię. Zresztą to nieważne
zamknięta. Nigdy nie próbujcie się tam dostać!
bo wy i tak nie będziecie mogli opuścić Królestwa Świa
Taran spoważniała.
tła. Nie zdołacie wyjść na zewnątrz, a poza tym co byście
- Nie będziemy. Obiecujemy, że powstrzymamy swo
tam robili? Chodzcie, wracamy do domu.
ją ciekawość, przynajmniej na razie.
W drodze do powietrznych gondoli, gdy większość szła
Reszta bąkała coś na znak, że myśli podobnie.
w milczeniu, Tiril zapytała nagle:
- Tak, wierzę wam - rzekł Strażnik Słońca z uśmie
- A te święte kamienie, które Dolg miał ze sobą... Co
chem. - Ale czas wracać do domu. Dzień minął. Czy nie
się z nimi stało?
jesteście głodni?
Strażnik przystanął i popatrzył na nią z pełnym życz
- Jesteśmy. To był bardzo długi dzień! - zawołała Ma
liwości uśmiechem.
riatta.
- One zostaną umieszczone w wielkiej świątyni w sto
- Dłuższy niż sądzisz - stwierdził Strażnik patrząc na
licy. Trzeba jednak zaczekać, aż Dolg i Mori dołączą do
nią z powagą. - Czy pamiętacie, jak powiedziałem, że te
nas. To przecież oni przynieśli kamienie.
raz przekroczyliście granicę czasu?
- Tak - rzekła Tiril z rozjaśnioną twarzą. - Oni przy
- Pamiętamy - potwierdził Uriel.
będą tu jutro, prawda?
- To nie było całkiem ścisłe wyrażenie, to...
Chwila ciszy. Jakby Strażnik się wahał.
- Zaczekaj, ja wiem - wtrącił Villemann pośpiesznie.
- Oczywiście, przybędą jutro - potwierdził z udaną
- Ziemia obraca się wokół własnej osi w ciągu doby, to
swobodą.
pamiętamy. Wszystko zależy od szybkości obrotów Zie
Reszta podróżnych dogoniła ich. Dzieci już zdążyły
mi. Ale tutaj, w jej wnętrzu, obroty są znacznie krótsze.
ulokować się w gondolach.
Tutaj doba musi mijać szybciej, prawda?
Uriel spytał zaciekawiony:
- Można tak powiedzieć. Z tym jednym zastrzeżeniem,
- Byliśmy już na wschodzie i na zachodzie, na połu
że my, których wy nazywacie Obcymi, posiadamy moż
dniu i w centrum kraju. A jak wygląda północ?
liwość manipulowania czasem według własnej woli.
- Tam się nie wybieramy.
wkrótce będziecie mogli się o tym przekonać. Nie wydo
I znowu owo zwykłe, zadawane chórem pytanie:
byliśmy się całkiem spod władzy czasu... Zrobiliśmy jed
- Dlaczego?
nak coś innego.
Strażnik Słońca zwlekał z odpowiedzią.
- Co takiego? - rozległo się chóralne pytanie.
- Zaczekaj, nie musisz jeszcze nic mówić - odezwała się
Strażnik spoglądał na nich w zamyśleniu. Ożywione
Taran. - To jest wasze terytorium, prawda? Ziemia Obcych.
twarze Villemanna, Taran i Uriela. Tiril i Mariatta były
f
Strażnik Słońca westchnął i uśmiechnął się niepewnie.
aczej przestraszone. Erling i Theresa zatroskani. Dzieci
1
- Właściwie to nie wiem, czy dobrze się czuję z takimi
pies nie rozumiały niczego.
dociekliwymi ludzmi jaki wy. Czy nie mamy prawa za
- Chciałem powiedzieć, że sądzę, iż otrzymaliście dzi-
Sla
chować żadnej tajemnicy? Oczywiście, Taran, masz rację-
j tyle informacji, ile byliście w stanie sobie przyswoić.
Nasza część kraju znajduje się na północy i to jest strefa
^ie chcemy was zasypać nowymi wiadomościami i nowy-
112
113
mi przeżyciami. Czas nie ma znaczenia, ale to wytłuma Miała teraz swego Uriela i pragnęła żyć z nim w spo
czymy wam kiedy indziej. koju. Villemann także tego pragnął, choć przecież miał
opinię szalonego i żądnego przygód. I on, i jego siostra
Przystali na takie rozstrzygnięcie, choć najmłodsi
dawali sobie radę w różnych sytuacjach.
w grupie trochę marudzili.
Natomiast Dolg...
W drodze powrotnej do osady rozglądali się wokół
Wybrany przez Cienia i duchy. Wykorzystany przez
szczęśliwi, że znalezli się w takim cudownym świecie, głę
nich do załatwienia ich trudnych spraw, z których naj
boko poruszeni tym wszystkim, co przeżyli, i wciąż je
ważniejszą było odnalezienie trzech świętych kamieni.
szcze nie czuli się tutaj zadomowieni. Strażnik Słońca
Skazany przez nich na samotność i w ostatniej chwili
przyglądał im się ukradkiem.
przez nich zdradzony.
Miał nadzieję, że Mori i Dolg zdołali ujść cało ze star
On i jego ojciec, czarnoksiężnik, będą musieli znalezć
cia z rycerzami. Wierzył, że jakimś sposobem uda im się
drogę do innych Wrót, ale w jaki sposób?
przedostać do Królestwa Światła. Nie da się utrzymywać
Czas zaczynał naglić.
Tiril w nieświadomości przez całą wieczność. Ona zresztą
prawdopodobnie nie zniosłaby takiego ciosu jak świado Jedna z tajemnic, których Strażnik Słońca nie chciał
przekazywać swoim podopiecznym, zwłaszcza Tiril, to to,
mość, że już nigdy nie zobaczy męża i syna.
że podczas gdy tutaj od ich przybycia minęły zaledwie dwie
Tiril pod względem psychicznym była najsłabsza ze
doby, to na powierzchni Ziemi upłynęło ich już dwanaście.
wszystkich. Dojrzała, odpowiedzialna, opiekuńcza, nie
miała jednak siły na walkę z przeciwieństwami, których
w życiu musiała pokonać tak wiele. Za bardzo się niepo
koiła o swoich ukochanych. Teraz mogłaby nareszcie życ
w spokoju, wolna od wszelkich trosk, ale cóż, kiedy zno
11
wu Móriego i Dolga musiała spotkać ta fatalna przygoda.
A oni dwaj byli jej najbliżsi. Ukochany mąż, czarno
Podczas wesołej ceremonii Nero i Mariatta zostali mia
księżnik, i ich syn, który przyczynił im tyle bólu.
nowani wysoko postawionymi osobami, niemal bohatera-
Taran i Villemannowi nic nie groziło. Oni zresztą za
mi
> i pózniej już zawsze musieli pomagać w rozwiązywa-
wsze niczym koty spadali na cztery łapy.
n i u
na pierwszy rzut oka niemożliwych do rozstrzygnięcia
Taran... no cóż... Od czasu do czasu odnosiło się wra
Problemów.
żenie, że Taran wie.
trzech miesiącach wszyscy byli zadomowieni w no-
Nie, to niemożliwe, przecież nie mogła wiedzieć, w g1?
^Jm świecie i czuli się tak, jakby nigdy nie mieszkali
bi duszy jednak żywiła podejrzenie, że w tym nowy
gdzie indziej.
świecie jest coś jeszcze...
ymczasem na Ziemi upłynęły całe trzy lata. Oni jed-
Taran była osobą bardzo inteligentną, chociaż nie prZ/
ni
niosła ze sobą na świat żadnych ponadnaturalnych zfl e mieli o tym pojęcia.
ności. Królestwie Światła wszystko było nieopisanie proste
114 115
i łatwe, a ludzie życzliwi. Rodzina czarnoksiężnika urzą zawsze pięknej, ciepłej tutejszej pogodzie nigdy nie trze
dziła puste pokoje w swoich domach, poznała sąsiadów, ba było się osłaniać od słońca. Światło było zawsze przy
z wieloma z nich się zaprzyjazniła. Wielokrotnie odwie jemne dla oczu.
dzała Zachodnie Aąki i dość dobrze poznała kraj, a wszy
Theresa i Erling opowiedzieli im o swoich obserwa
stko to dostarczało jej członkom wyłącznie radości.
cjach.
Tiril żyła w nieustannym oczekiwaniu, że Mori wróci Reakcja była zaskakująca.
jutro, a razem z nim Dolg. Reszta jej bliskich również
W Królestwie Światła wiek ludzi jest niemal nieograni
w to wierzyła. Każdego ranka zapominali, że wczoraj
czony, dowiedzieli się goście. Ale byłoby przecież bez sen
mówiono dokładnie to samo. Ci, których brakowało, mie
su spędzać długie lata w podeszłym wieku, być może
li przyjść  jutro".
w chorobach i słabości. I właśnie dlatego nigdzie nie wi
Po wielu  ale" i  jeśli" Theresa i Erling przeprowadzi dać starych ludzi. Dzieci owszem, dzieci rodzi się sporo,
li się w końcu do Zachodnich Aąk, ponieważ chcieli być ale proces starzenia, czy może raczej dojrzewania, zatrzy
jak najbliżej swoich przybranych dzieci, dużo przecież muje się około trzydziestego, trzydziestego piątego roku
młodszych od Tiril. Również wnuki, Taran i Villemann, życia. Pózniej, w miarę upływu lat, człowiek staje się mą
byli dorośli i zupełnie samodzielni. Przy nich babcia drzejszy, bardziej doświadczony, ale wciąż zachowuje
i dziadek czuli, że to raczej oni sami potrzebują wsparcia. swój młodzieńczy wygląd.
Pewnego dnia Theresa stała przed lustrem w hallu -A wy?
i przyglądała się sobie uważnie.
Wtedy sąsiadka uśmiechnęła się szeroko.
- Erlingu, wczoraj powiedziałeś coś bardzo sympatycz
- My też byliśmy starszymi ludzmi, kiedyśmy tu przy
nego... że wyglądam dużo młodziej niż dawniej.
byli. I tak samo się dziwiliśmy, kiedy nam się wydawało,
Erling podszedł blisko, położył dłonie na ramionach że stajemy się młodsi.. Dokonywało się to powoli, bardzo
żony i patrzył na jej odbicie w lustrze. powoli, aż doszliśmy do wieku, w którym jesteśmy teraz.
- Rzeczywiście - uśmiechnął się ciepło. - A ty powie
Theresa rozważała w milczeniu te tak istotne informa
działaś to samo o mnie.
cje. Potem uśmiechnęła się radośnie.
- No właśnie, Erlingu. Przyjrzyj się nam, ale uważnie-
- A więc żadnego sadełka w talii? Żadnych obwisłych
Oboje w milczeniu oglądali swoje odbicia.
Mięśni? Żadnych siwych włosów, które wypadają, żeby je
n
Erling głęboko wciągnął powietrze. 'e wiem jak pielęgnować? Żadnych problemów z wcho
- Thereso, masz rację. Jesteśmy młodsi. Nie za bardzo, dzeniem pod górę ani z wkładaniem pończoch, żadnego
bl e
ale jednak zupełnie wyraznie. gania na stronę po parę razy dziennie, żadnego irytu
Theresa podjęła decyzję. Chwyciła swój cienki lniany jącego zapominania ani zmęczenia, kiedy człowiek sobie
l e
żakiet i pociągnęła męża za sobą. go nie życzy...
- Chodz, zapytamy naszych sąsiadów. " Żadnych dokuczliwych chorób ani paskudnych star
Sąsiedzi, para mniej więcej trzydziestopięcioletnia, si ych plam, żadnych zmarszczek - kontynuował jej wy-
o d
y Erling. - Ani wsłuchiwania się w alarmujące sygna-
dzieli właśnie na werandzie i jedli drugie śniadanie, w "" '
116 117
Jacyś inni sąsiedzi przechodzili wyłożoną kamienia
ły z własnego wnętrza. Czy to może być prawda?
mi uliczką, kłaniali się uprzejmie i pozdrawiali uniesie
Sąsiedzi z ożywieniem kiwali głowami.
niem ręki.
Theresa i Erling popatrzyli na siebie, a potem padli so
bie w objęcia. Erling wstrzymał oddech.
- Musimy o tym opowiedzieć Heinrichowi Reussowi - Czy to byli Indianie? - zapytał. - Oni muszą pocho
dzić z Nowego Świata.
- rzekł Erling. - Nie widzieliśmy go od paru tygodni, cieka
we, czy i on też się zmienił. A skoro już o tym mowa, to - Dla nich to z pewnością nie był Nowy Świat - uśmiech
chcielibyśmy dowiedzieć się o was czegoś więcej - zwrócił nęła się sąsiadka.
się do sąsiadów. - Skąd wy właściwie przybyliście? Owszem, - Nie, oczywiście - rzekł Erling zawstydzony. - Na
po języku poznaję, że jesteście z pochodzenia Włochami, Ziemi słyszeliśmy wiele o Indianach. Opowiadano o nich
ale jak to się stało, iż znalezliście się tutaj? nieprawdopodobne historie. Wiedzieliśmy, że statek  May-
flower" pożeglował do Nowego Świata z pierwszymi imi
Mężczyzna zaczął opowiadać:
grantami jakieś mniej więcej sto lat temu i że potem ich
- Wraz z pięcioosobową grupą prowadziliśmy badania
śladem podążyło wielu innych. Słyszeliśmy, że osadnicy pi
jaskiń. Działo się to w czasach, kiedy na Ziemi był rok ty
sywali do domów o ciężkich walkach z barbarzyńskimi tu
siąc siedemset piąty. Kiedyś postanowiliśmy wybrać się do
bylcami, którzy za nic nie chcą zrozumieć, co jest dla nich
legendarnych kopalń króla Salomona, w których miały się
najlepsze. Wydawało nam się wtedy, że to, najłagodniej
jakoby znajdować nieprawdopodobne skarby. Po wielu
mówiąc, głupie rozumowanie wynikające ze złych intencji.
nieprzyjemnych przeżyciach, zwłaszcza po trudnej uciecz
Chociaż jednak nigdy nie widzieliśmy żadnego Indianina,
ce przed wojownikami Watusi, dotarliśmy w końcu do głę
natychmiast, kiedy spotkaliśmy tych tutaj, wiedzieliśmy, że
bokiego podziemnego korytarza. Żadnych skarbów nie
to właśnie oni. A przecież w stolicy i w naszej osadzie mie
znalezliśmy, natomiast zgubiliśmy drogę. Błąkaliśmy się
szka ich wielu. To znakomicie, że zachowali swoją kultu
długo po podziemnych sztolniach i wreszcie doszliśmy do
rę i swoje obyczaje. Ale, ale, mamy jeszcze do przekazania
wniosku, że będziemy musieli tam umrzeć. I wtedy przy
państwu nowinę, mianowicie dziś rano nasza córka Da-
trafiło się coś bardzo dziwnego. Kiedy już zrezygnowali
niellle poinformowała, że oczekuje dziecka.
śmy z walki i przygotowywaliśmy się na śmierć, ponieważ
korytarze schodziły wciąż głębiej i głębiej, poza tym skoń
- Serdeczne gratulacje! - zawołała sąsiadka. - Czy to bę
czyły się wszystkie zapasy, a latarnie pogasły, nagłe zjawi
dzie pierwszy wnuk? Nie, nie, prawda, przecież państwo
ły się przed nami jakieś wysokie istoty trzymające w rę
mają już dorosłe wnuki.
kach promieniste słońce. One to sprawiły, że straciliśmy
- Tak, oboje założyli już rodziny. Zarówno nasza
świadomość i ocknęliśmy się już tutaj. O lepsze przebu
Wnuczka Taran, jak i Mariatta, żona Villemanna, nieba
dzenie człowiek nie mógłbyby się nawet modlić.
wem urodzą nam prawnuki. Niesamowite, jak my się roz
mnażamy! Poza tym Mariatta ma już przecież dwoje dzie
Rozmawiali ze sobą jeszcze długo z wielkim ożywie
ci z pierwszego małżeństwa, Gretę i Jonasa. Naprawdę,
niem o tych wszystkich dziwnych rzeczach, jakie towa
rodzina rozwija się wspaniale. Musimy o tym opowie-
rzyszyły przybyciu do Królestwa Światłości.
118 119
ciu lat, kiedy to Nero zniknął na jakiejś samotnej wę
dzieć Móriemu i Dolgowi, którzy jutro do nas dołączą.
drówce na obrzeżach Christianii. Teraz Tiril obiecała Vil-
Sąsiedzi zaczęli nagle pospiesznie sprzątać ze stołu. Nie
lemannowi pomóc w pracy przy szczeniakach, ponieważ
wiedzieli wprawdzie, co się dzieje z czarnoksiężnikiem
właściciele suk nie mieli czasu zająć się malcami.
i jego synem, obiecali jednak, że nie będą na ten temat
z jego rodziną rozmawiać. Przede wszystkim ze względu - No dobrze, mamo, skoro nam pomożesz... - rzekł
na Tiril, ale też przez wzgląd na pozostałych. w końcu Villemann zrezygnowany.
Theresa i Erling uszczęśliwieni wrócili do domu urzą Tiril była przejęta przynajmniej tak samo jak Greta
dzonego już zgodnie z ich własnym smakiem. Zachowali i Jonas.
nowoczesne wyposażenie głównej części domu, postarali Nero sprawił się znakomicie. Wciąż jeszcze zachował
się natomiast, by boczne skrzydło przypominało w jakimś wspaniałą potencję. Pierwszego miotu oczekiwano już za
stopniu Theresenhof. Stolarze pomogli im stworzyć właś kilkanaście dni i wszyscy bardzo się na to cieszyli. Tak
ciwą atmosferę. Z dawnego świata przynieść mogli jedy
więc i Nero zaczynał się rozmnażać. Niecodzienne zada
nie nieliczne drobiazgi. Theresa zadbała jednak, by każdy
nie jak dla niego.
zabrał parę rzeczy. Tyle, ile zdołał unieść. Te przedmioty
Faktem, że tworzą oto nową mieszankę rasową, nikt się
miały zarówno wartość emocjonalną, jak i ekonomiczną.
specjalnie nie przejmował. W całym Królestwie Światła
Erling  przeszmuglował" też gałązkę austriackiej wino opowiadano sobie anegdoty,  stworzymy nową odmianę",
rośli Schloss Theresenhof, jak zwykł nazywać ten gatunek obiecywali zachwyceni właściciele suk. Sam Nero repre
trochę dla żartu, ale również z odrobiną powagi. Mieli więc zentował rasę dość wątpliwą, należałoby raczej powie
zamiar w nowej ojczyznie uprawiać winorośl. Pomagali im dzieć, że łączy w sobie wiele wspaniałych ras. Suki na
w tym Leonard i Daniellle, a sąsiedzi obserwowali ich wy szczęście były spore, uniknięto więc poważniejszych pro
siłki z radością, ponieważ wino w Zachodnich Aąkach rze
blemów. Jedna miała chyba wśród przodków dużego pu
czywiście potrzebowało uszlachetnienia.
dla, druga była psem myśliwskim, trzecia natomiast, silnie
Theresa wiedziała, że Taran i Uriel w dalszym ciągu zbudowana, pochodziła z równie nieokreślonej rasy jak
szukają dla siebie jakiegoś sensownego zajęcia. Natomiast Nero, chociaż innej maści i zupełnie do Nera niepodob
Villemann i Mariatta wpadli na zupełnie nieoczekiwany na. Wszyscy cieszyli się, że małe nie będą zbyt blisko spo
pomysł, zajęli się mianowicie hodowlą psów. Nero został krewnione z psami myśliwskimi, ponieważ w tutejszych
głównym reproduktorem. Okazało się bowiem, że przed
'asach żyły piękne jelenie i wiele innej zwierzyny.
nimi w Królestwie Światła znajdowały się już trzy suki.
Ich właściciele z zachwytem przyjęli wiadomość, że oto
Tak więc w nowym świecie przybysze czuli się znako
micie.
pojawił się również wspaniały samiec.
Początkowo Villemann protestował:  Nie, nie, Ner wkrótce Taran urodziła syna, któremu dano na imię
jest za stary na takie rzeczy, a poza tym on w ogóle tue Jori.
ma pojęcia, o co chodzi z sukami". Tiril go jednak prze' ~ Ty chyba nie masz dobrze w głowie, Taran. Jori to prze
konała. Pamiętała ten dzień sprzed niemal dwudziestu p1?' cz imię dla dziewczynki - zwrócił jej uwagę Yillemann.
121
120
- Na tamtym świecie, w Norwegii, może - odparła Ta z dnia na dzień młodsza. - Nie mogłaś wybrać lepszego
ran. - Ale teraz jesteśmy tutaj i nie przejmuję się tym, co zo imienia, twój ojciec jest uszczęśliwiony".
stało za nami. Chciałam uczcić w ten sposób Móriego, czy Przyszły też wiadomości od młodej Fionelli. Osiedliła się
ty tego nie rozumiesz? Zresztą norweskie imię dla dziew ona na terytorium północnym, ponieważ zamieszkała ra
czynki brzmi Jorid albo Jofrid, a to absolutnie nie to samo. zem ze Strażnikiem Góry, należącym do Obcych. Zwykłym
Villemann skinął głową, ale nie dał za wygraną. ludziom nie wolno było tam jezdzić, mogli natomiast prze
- Ja nie wiem, pod jakim względem imię Jori przypo syłać informacje. Teraz bardzo przejęta i uszczęśliwiona
mina Mori - stwierdził. - Jori wymawia się J o r i, nato Fionella donosiła, że urodziła synka, bardzo pięknego i na
miast imię naszego ojca wymawiamy M ó 1 r i. prawdę wyjątkowego chłopczyka, który przyniósł na świat
niezwykłe umiejętności, choć matka nie mogła pojąć, po
- Zrobiłeś się okropnie pedantyczny - syknęła Taran
urażona. kim je odziedziczył. Z wdzięczności dla Mariatty, w której
domu spotkała swego ukochanego, nadała synkowi jedyne
Villemann złagodniał i roześmiał się.
fińskie imię, jakie znała, mianowicie Armas.
- Ale poza tym zostałem wujkiem wspaniałego małego
chłopaczka. Hej, Jori, powiedz  Villemann". Potrafisz?
Wszyscy napisali do Fionelli długi list z gratulacjami
Villemann.
i wyrazili nadzieję, że wkrótce będą się mogli spotkać, że
- Ty głuptasie - zachichotała Taran, tuląc malca, który by podziwiać nawzajem swoje dzieci.
uśmiechał się radośnie do wuja.
Nieco gorzej miały się sprawy Rafaela i Amalie. Dziew
Villemann również został ojcem jasnowłosego chłop czyna była już w takim wieku, że pojawiły się problemy
czyka, któremu dano na imię Jaskari, na pamiątkę uko z donoszeniem ciąży. Dopiero po trzech nieudanych
chanego dziadka Mariatty. Wymawiało się to z akcentem próbach urodziła maleńką ciemnowłosą  księżniczkę",
na pierwszą sylabę i brzmiało jak najprawdziwsze imię którą nazwano Berengaria. Romantyczne imię, to prawda,
fińskie.  Mój Boże" - wzdychała Taran. -  Można sądzić, ale czegoś takiego właśnie można się było spodziewać po
że Jaskari to pierwsze dziecko na świecie. Villemann cho Rafaelu. Dziewczynka była dużo młodsza od innych dzieci
dzi dumny niczym paw. Pokazuje chłopca wszystkim, w rodzinie, które przyszły na świat niemal równocześnie.
i ludziom, i psom, i wiewiórkom, które spotyka na space
Nero także został ojcem licznej gromady wspaniałych
rze. Ale rzeczywiście, chłopak jest wspaniały. Prawie tak
szczeniąt.
samo urodziwy jak Jori. Prawie".
Rzeczywiście, rodzina się rozrastała.
Danielle urodziła córeczkę, i dała jej imię Elena, na pa-
I wszyscy czuli się znakomicie.
miątkę Erlinga, który czul się tym niebywale zaszczycony-
 Wybacz mi, mamo" - mówiła Danielle do Theresy. -  Wy
Były, rzecz jasna, różne problemy, które ich niepoko-
bacz, ale mamy w rodzinie już tak wiele imion zaczynają
uy, zwłaszcza gdy zaczynali się nad nimi zastanawiać.
cych się na T, więc nie mogliśmy ochrzcić naszej dziew
Jak na przykład to: w Królestwie Światła i ludzie, i inne
ls
czynki po tobie. Przepraszam cię, kochana mamo".
toty żyły setki lat. Rodziły się dzieci, nikt jednak nie prze
 Znakomicie to rozumiem - uśmiechnęła się TheresSj kraczał wieku trzydziestu, trzydziestu pięciu lat. Śmierć by-
122
123
ła osobistą decyzją każdgo. Kto chciał, mógł żyć niemal nie- Usiadła na posłaniu, nie mogąc się otrząsnąć ze straszne
skończenie. Powinno węc panować straszne przeludnienie go wrażenia. Śniło jej się coś okropnego, jakieś wysokie
Niczego takiego jediak nie zauważali. góry tonące w mroku, które niewyraznie majaczyły tuż
Wreszcie Uriel znalzł odpowiedz na dręczące ich py. przed nią. Poza górami jednak dostrzegała chybotliwie fa
tania. Kiedy oboje z "aran bez powodzenia próbowali lujące światło, pojawiało się i znikało, pojawiało i znikało.
mieć drugie dziecko, Uiel zaczął się czegoś domyślać. Po
Słyszała przy tym jakieś straszne odgłosy. Wysokie, prze
szedł wtedy do jednegoze Strażników w stolicy i usłyszał
ciągłe, pełne skargi jęki i wycia. A za łańcuchem gór czaił
jak się rzeczy mają.
się wielki strach. We śnie czuła to wyraznie. Coś napraw
dę potwornego, co trwało, jakby czekając na zdobycz.
Praktykowano tutaj coś w rodzaju kontroli urodzin.
Wszystko zależało od tgo, ile właśnie ludzi żyło w Króle Tiril długo wciągała powietrze. Nagle uświadomiła sobie,
stwie Światła. Akurat fcraz było ich sporo, wobec czego że chociaż już nie śpi, wciąż słyszy te nieludzkie zawodzenia.
każda rodzina mogła m;ć tylko jedno dziecko. Gdyby licz Tiril mieszkała sama w domu przeznaczonym dla niej
ba ludności w państwie ię zmniejszyła, wtedy rodziny uzy i dla Móriego, który miał przyjść  jutro". Teraz jednak by
skają prawo do posiadnia dwojga dzieci. Nigdy jednak ła samotna i potwornie przerażona, jak się bywa w koszmar
więcej, ponieważ ciągle:rwa imigracja do Królestwa Świa nym śnie. Mimo to opanowała lęk i wyszła na werandę.
tła. Nieustannie przycbdzą tutaj ludzie i inne stworzenia
Jak zwykle na zewnątrz panowało światło, chociaż
z zewnątrz. Trzeba to trać pod uwagę.
trwała pora snu i nigdzie nie widziało się ludzi. Wioski
i łąki ciche, oblane tym samym światłem, co za dnia, ale
Po tej rozmowie Urel zastanawiał się nad nową kwe
zdaniem Tiril nastrój był zupełnie inny.
stią. Nad tym, co powidział Strażnik, że wszystko zale
ży od tego, ile ludzi ziajduje się właśnie w Królestwie I nagle znowu usłyszała owe budzące grozę jęki. Od
Światła... To by świadczyło, że niektórzy z nich w jakiś wróciła się i pospiesznie weszła do domu. To tak jakbym
sposób znikają. Ale jak Co się z nimi dzieje? Uriel wie słyszała duchy Móriego, pomyślała.
dział, że w pobliżu stoli-.y znajduje się cmentarz. Grobów
Zawodzące krzyki pochodziły z bardzo daleka. Wyda
jednak było tam mało.
wało się co prawda dziwne, że słyszała je tak wyraznie
A przecież nie ma drcgi powrotnej na powierzchnię Zie w swojej sypialni. Prawdopodobnie jednak zostały
wzmocnione przez senny koszmar.
mi... Uriel już chciał o te zapytać Strażnika, ten jednak po
patrzył na niego z życziwym uśmiechem, ale stanowczo Z osady nie widziała granicy ani tego, co znajdowało się
odmówił dalszej rozmovy. Nie, nie, żadnych więcej pytań. poza nią. Mimo to wyczuwała, że krzyki nie pochodzą ze
Tak więc Uriel musiałszukać odpowiedzi na własną rękę- wzgórz położonych najbliżej muru. Płynęły z dużo więk
szej odległości. Była niemal pewna, że muszą docierać
Wielu z tych, którzy mieszkali w pobliżu wschodniej
z
tych wysokich czarnych szczytów ledwo widocznych
granicy, przeżywało czssem nocami dziwne rzeczy.
z
jej domu. Dokładnie tak, jak to przeżywała we śnie. Co
Pierwsza zwróciła na to uwagę Tiril.
to
powiedział pewnego razu Strażnik Słońca? Że tam nie
Pewnej nocy w pierwszym roku pobytu w Królestwie
w
olno im się wyprawiać. Oni zaś zapytali: dlaczego? Wte-
Światła obudziła się pjd wpływem koszmarnego snu.
124 125
dy odpowiedział, że nic ważnego, ale krążą na temat tych
miejsc jakieś głupie pogłoski.
Tiril nie wierzyła już, że to tylko głupie pogłoski.
Kiedy usłyszała, że inni również mówią o niesamowi
tych, pełnych rozpaczy krzykach, podzieliła się swoimi
doświadczeniami, a wtedy okazało się, że wszyscy prze
żyli to samo. Próbowali przejść nad tym do porządku
dziennego, nigdy jednak nie zdołali się przyzwyczaić.
CZŚĆ TRZECIA
Jeszcze jedna sprawa mogła budzić wątpliwości, ale
w tym przypadku sami Strażnicy popełnili błąd. Spostrze
gli mianowicie, że ciekawości Taran i Villemanna nie da się
zlekceważyć. Dlatego Strażnik Słońca zebrał wszystkich
nowo przybyłych na terytorium wschodnim i tam dokonał
rytuału podporządkowania ich swojej woli. W stanie przy
pominającym hipnotyczny sen przekazał im, że nigdy ni NIEMDRA ODWAGA
komu nie wolno odwiedzać ani nawet pytać o północne te
rytorium należące do Obcych, ani o Srebrzysty Las, ani też
o stare wsie ze zrujnowanymi budowlami. I oczywiście nig
dy nikomu nie wolno przekraczać granicznego muru. Nie
mogą też starać się rozwiązać wielkiej zagadki.
Taran i Uriel, Villemann i Mariatta, i wszyscy pozosta
li obiecali solennie, że nigdy nie będą wykazywać zainte
resowania zakazanymi rejonami.
Pózniej Strażnik Słońca to samo zrobił z Tiril i mie
szkańcami Zachodnich Aąk, chociaż nie przypuszczał, by
Theresa i Erling czy któreś z ich dzieci chciało złamać
obietnicę złożoną w chwili przybycia do Królestwa Świa
tła. Heinrich Reuss również nie.
Strażnicy zapomnieli jednak o nowej generacji...
12
Z okresu dorastania dzieci warto wspomnieć jedynie
o wydarzeniach w czasie, kiedy najstarsze miały po pięt
naście, a mała Berengaria jedenaście lat.
Nikomu, jak wiadomo, nie było wolno odwiedzać rejo
nów północnych, natomiast Fionella miała prawo wyjeż
dżać stamtąd i zwykle zabierała ze sobą Armasa, najlepsze
go kolegę chłopców z rodziny czarnoksiężnika. Elena
i Berengaria mieszkały nieco dalej i nie mogły się zbyt czę
sto z chłopcami spotykać, ale wszystkie dzieci przyjazniły
się ze sobą serdecznie. Większość zresztą łączyły więzy krwi.
Poza tym Elena i Berengaria miały w sąsiedztwie kolegę,
pewnego indiańskiego chłopca. Szczerze powiedziawszy, to
on najchętniej odwiedzał swoje małe sąsiadki, kiedy Jori
i Jaskari bawili u nich z wizytą. Niekiedy zastawał tam rów
nież Armasa.
Dla wszystkich najmłodszych wspaniałą starszą siostrą
była Greta. To do niej przybiegali, kiedy chcieli zwierzyć
si? z jakiejś tajemnicy, smutku lub radości. Greta wyrosła
na dobrą i sympatyczną panienkę. Nerwowość, która tak
"yraznie cechowała ją w dzieciństwie, ustąpiła dzięki po
czuciu bezpieczeństwa w nowym świecie. Dziewczyna za
chowała fińskie cechy urody, miała wystające kości po-
hczkowe i ładną, pociągłą twarz, była łagodna i kochana
Przez wszystkich, zarówno dużych, jak i małych.
Jej młodszy brat, Jonas, chodził natomiast własnymi
bogami. Miał kolegów wśród dzieci sąsiadów i żył odręb-
n
yrn życiem, niezależnym od tego, co robił Jaskari i jego
129
przyjaciele. Uważał ich zresztą za zbyt dziecinnych, p0 eo Mori i Dolg wyszli jedynie na chwilę. Na nic się nie zda
ło przemawianie jej do rozsądku, doszło więc do tego, że
prostu za małych na towarzystwo dla siebie.
Strażnicy musieli ją zabrać do stolicy i poddać specjalnym
Rzecz jasna co jakiś czas ktoś w rodzinie zaczynał się
zabiegom. Przez jakiś czas pozostawała w zamkniętym po
zastanawiać nad wciąż powtarzanym zdaniem:  Jutro
kiedy Mori i Dolg przybędą..." Nie można było dłużej koju, w blasku jednego z mniejszych świętych słońc. Trwa
oszukiwać Tiril. Strażnicy uznali, że ci dwaj nie zdołają ło to tak długo, aż ponownie odzyskała chęć życia.
już nigdy przekroczyć Wrót. Widocznie wtedy na skraju Wtedy wróciła do domu. Czuła się znacznie lepiej, za
lasu w Tiveden rycerze zamordowali ich obu. wsze jednak miała w oczach tęsknotę i smutek. Nabrała
W tej sytuacji Strażnicy postanowili odbyć poważną roz teraz zwyczaju wychodzenia z Nerem na długie spacery.
mowę z dorosłymi członkami rodziny. Miało to miejsce na Strażnicy zawsze śledzili ją dyskretnie i pilnowali, by zno
kilka lat przed opisywanymi tu wydarzeniami i większość wu nie podjęła próby ucieczki.
zdążyła się już otrząsnąć z dojmującego smutku i bólu. Tam
Jak powiedzieliśmy, od tamtych smutnych wydarzeń
tego dnia, kiedy dowiedzieli się o tragedii i o tym, że dłużej
minęło kilka lat.
nie powinni się łudzić, wszyscy szukali odosobnienia, każdy
Owego wyjątkowego dnia, o którym chcemy opowie
pragnął zostać sam ze swoim smutkiem. Tylko Taran i Vil-
dzieć, panował jakiś dziwny nastrój. Greta chodziła za
lemann nie chcieli zrezygnować i zamierzali wyprawić się na
myślona, jakby nieobecna duchem, i nie miała czasu dla
poszukiwania. Dla Tiril świat się po prostu zawalił.
młodego rodzeństwa. Zakochała się w pewnym młodym
Strażnicy bardzo im współczuli, ale cóż mogli zrobić?
chłopcu ze stolicy, a jej uczucia były w najwyższym stop
I tak zwlekali bardzo długo ze złymi wiadomościami. Wciąż
niu odwzajemniane. Mariatta uważała oczywiście, że
też mieli nadzieję, że Dolg i Mori zdołali się jakimś cudem
dziewczyna jest jeszcze bardzo młoda, i prosiła ją, by nie
uratować. Kiedy jednak oczekiwanie się przeciągało, Straż
śpieszyła się z niczym, w tym wieku uczucia są przecież
nicy byli po prostu zmuszeni wyjawić brutalną prawdę.
takie zmienne. Greta kręciła się więc po domu z nieobec
Wielokrotnie wysyłali zwiadowców do starego świata,
ną miną i wyrazem błogości w oczach, a chłopcy, teraz
ale Móriego i Dolga jakby zmiotło z powierzchni Ziemi-
kilkunastoletni, czuli się odrzuceni.
Poza tym na Ziemi minęło już tymczasem ponad sto lat.
Poza tym tego dnia babcia Tiril bardzo długo pozosta
Śmiertelni czy nieśmiertelni, nie należało oczekiwać rze
wała poza domem i rodzina się niepokoiła. Wielu wyszło,
czy niemożliwych.
żeby jej szukać. Mariatta próbowała nawet odnalezć Tiril
Za
Tiril, która mieszkała sama w domu przeznaczonym dla
pomocą telepatii.
niej i Móriego, nie chciała w to uwierzyć. I ją, i jej dwoje
Najmłodsze dzieci nie znały Móriego ani Dolga, sły
dzieci, Taran i Villemanna, kilkakrotnie przyłapywano na
szały tylko mnóstwo historii o ich niezwykłych dokona-
n
próbach powrotu do starego świata. Ale przecież kto raz
iach. Greta spotkała obu i od tej pory żywiła dla nich
przekroczył Wrota, nie ma już możliwości, żeby się cofnąć-
Podziw graniczący z uwielbieniem.
Taran i Villemann poddali się w końcu. Z Tiril było gorzej-
Chłopcy czuli się niepotrzebni, zabawy przestały ich
Zamknęła się we własnym, fantastycznym świecie, z ktore-
" nteresować, zresztą pewnie już z nich wyrośli. Mieli prze-
131
130
cięż obaj po piętnaście lat. Rozpogodzili się dopiero, kie ków Uriela. Wziął od każdego po trochu, włosy bowiem
dy przyjechali goście: Armas i jego matka Fionella. miał brązowe, lekko faliste i teraz chyba trochę zbyt dłu
Fionella nigdy nie opowiadała o północnych rejonach gie. Patrzył na świat łagodnym spojrzeniem swego ojca,
nie miała do tego prawa. Armas także nic nie mówił, cho ale przejął też wiele beztroski matki. Bardzo chciał być
ciaż chłopcy wypytywali go zaciekawieni. przywódcą w grupie rówieśników, nigdy mu się to jednak
Tego dnia witali przyjaciela szczególnie serdecznie, ponie nie udawało. Silny, pogodny Jaskari z jasnymi lokami
waż Armas osobiście kierował powietrzną gondolą. To on miał dużo więcej autorytetu niż on. Nie mówiąc już o Ar-
przywiózł matkę. Nie było z nimi żadnego kierowcy, uzna masie, który pod tym względem przewyższał Joriego co
no bowiem, że chłopiec jest na tyle dorosły, by móc wyko najmniej dziesięciokrotnie.
nywać skomplikowane manewry bez niczyjej pomocy.
Wszyscy trzej chłopcy i Elena byli prawie rówieśnika
Armas wyrósł na niezwykłego młodego chłopca. Był bar mi. Jedynie dwa miesiące dzieliły najstarszego od naj
dzo wysoki, ale proporcjonalnie zbudowany. O jego matce młodszego.
Fionelli powiadano, że nadrabia serdecznością, czułością
Teraz już nie wiadomo, kto pierwszy wpadł na szalo
i zrozumieniem dla ludzi wszystko, czego nie pojmuje lub
ny pomysł, ale natychmiast wszyscy się z nim zgodzili:
nie potrafi. Zresztą w ostatnich latach, mieszkając w kraju
pobiegli do znajdujących się jeszcze w domu dorosłych
swojego ukochanego, Strażnika Góry, nauczyła się wiele.
i poprosili, by pozwolono im udać się na poszukiwanie
Armas odziedziczył po niej łagodny charakter, po ojcu zaś
Tiril. Oczywiście gondolą.
inteligencję. Wyglądem natomiast przypominał i jedno,
Taran i Fionella popatrzyły na siebie. Owszem, dlacze
i drugie. Był zarówno podobny do normalnych ludzi, jak
go nie, dobra myśl. Poszukiwania z powietrza zawsze są
i do Obcych. Nie miał wprat dzie sześciograniastych pal
dużo skuteczniejsze, a ta gondola wznosi się wszak bar
ców, odziedziczył natomiast po ojcu głęboko osadzone,
dzo wysoko...
przenikliwe oczy i owe niezwykłe jedwabiste włosy, które
- I Tiril ma przecież ze sobą Nera - rzekł Jori z oży
niczym peleryna spływały mu na ramiona. Sylwetkę miał
wieniem. - Ehvoje nietrudno będzie odnalezć.
prostą, uśmiechał się z powagą, jakby w zamyśleniu, umiał
Taran zaproponowała nieśmiało, że może ona również
jednak, jeśli to konieczne, działać bardzo szybko. Pozosta
mogłaby się wybrać, ale chłopcy stanowczo zaprotestowa-
łe dzieci wiedziały, że Armas przyniósł też na świat pewne
"" Bo co by się stało, gdyby Tiril wróciła do domu podczas
lc
umiejętności, które różnią go od normalnych ludzi. Nigdy
h nieobecności? Ktoś przecież musi tutaj na nią czekać.
jednak nie odważyły się rozmawiać o tym głośno.
Zanim Taran zdążyła powiedzieć, że jest Mariatta, Ar-
m
Jori i Jaskari nie posiadali się z zachwytu na wieść o tym> as już poderwał gondolę z ziemi, zatoczył elegancki krąg
na
że Armas sam potrafi prowadzić gondolę. Przepychali się ogrodem, w którym stały obie panie, i pojazd zniknął.
na miejscu kierowcy, obaj bowiem chcieli dokładnie obej
~ Do licha - rzekła Taran.
rzeć wszystkie instrumenty. Armas tłumaczył im cierpHwl&
-Nie martw się. Armas wie, co robi - uspokajała Ma-
Jori podobny był i do ojca, i do matki, chociaż n1 l att a, chyba troszkę zanadto optymistycznie.
odziedziczył ani czarnych włosów Taran, ani blond
" tego właśnie nie można było o chłopcach powie-
132
133
dzieć. Szczerze mówiąc, nie wiedzieli, co robią. Zbliżała się właśnie inicjacja młodego Indianina. Miał
Przez jakiś czas krążyli nad łąkami i zagajnikami, wi zostać wprowadzony do świata dorosłych i otrzymać
dzieli z góry szukających Tiril członków rodziny i wreszcie prawdziwe imię podczas trwającej cztery dni i nocy cere
postanowili pojechać do Zachodnich Aąk, żeby zaimpono monii. W tym czasie będzie musiał pozostawać na pust
wać mieszkającym tam kuzynkom. kowiu sam, bez jedzenia, bez żadnego towarzystwa. To
próba męskości. Dziewczynki nie były więc pewne, czy
Bardzo podnieceni dotarli na miejsce. Podczas lotu za
zechce teraz pojechać z nimi.
równo Jori, jak i Jaskari próbowali prowadzić maszynę
dokładnie wbrew napomnieniom, których Strażnik Góry Młody Indianin wyrósł na bardzo ładnego chłopca, który,
nie szczędził synowi. Obaj chłopcy postanowili, że będą gdyby mu było dane żyć na Ziemi, zostałby pewnie dziel
się tak długo naprzykrzać rodzicom, aż także dostaną wła nym wojownikiem. Włosy miał długie i proste, czarne z nie
sne gondole. bieskim odcieniem, oczy ciemne jak noc, a profil niezwykle
szlachetny. Berengaria podziwiała go. Był kilka lat starszy od
Dostał Armas, to oni też chcą!
reszty dzieci. To, czego on nie wiedział na temat śladów
Pojazd nie należał wprawdzie do Armasa, dano mu go
i różnych znaków w naturze, nie było warte poznania.
tylko na tę jedną podróż, ale co szkodzi spróbować?
Elena, spokojna, pewna siebie i sympatyczna, choć nie Podczas lotu do domu, w którym mieszkała indiańska
przesadnie urodziwa, była zachwycona. Wszyscy razem po rodzina, Berengaria siedziała z tyłu i rozkoszowała się tym,
biegli do Berengarii, która z podziwu nie mogła wykrztusić że może przebywać ze starszymi od siebie kuzynami. Dla
słowa. Naprawdę bardzo jej to zaimponowało, że chłopcy jedenastoletniej dziewczynki bowiem piętnastoletni chłop
mają prawdziwą gondolę powietrzną. cy są prawie dorośli. A swoich kuzynów Berengaria trakto
wała jak idoli, bohaterów godnych najwyższego szacunku.
- Chcecie się przejechać? - zapytał Armas i cała gro
Z promiennym wzrokiem pobiegła do domu przyjaciela, za
madka pospiesznie wsiadła do pojazdu.
pytać jego rodziców, czy mógłby się z nimi przejechać. Ni
- Ale czy nam wolno? - zastanawiała się Berengaria
czym młoda kózka wbiegła na marmurowe schody ozdo
o wielkich oczach.
bione kwiatami. W ogrodzie wzniesiono niewielki wigwam,
Elena pomyślała chwilę, pokusa była jednak zbyt wielka.
a
obok niego znajdowały się dekoracyjne totemy.
- Nasi rodzice przecież wyszli i szukają cioci Tiril.
więc... Zresztą zaraz wrócimy. Ponieważ chłopiec miał jeszcze tylko swoje dziecięce
lmi
- A dokąd polecimy? - chciała wiedzieć Berengaria. C, którego bardzo nie lubił, wszyscy nazywali go Bez-
- Tylko tak polatamy sobie tu i tam. Trochę pomoże 'mienny. Berengaria zadzwoniła, rzucając raz po raz ukrad
my szukającym - odparł Jori beztrosko. Chłopcy czuli si? kowe spojrzenia na czekającą przed domem gondolę.
teraz silni i niepokonani.
Córka Rafaela w pełni zasługiwała na swoje roman
Dziewczynki chciały zaprosić na przejażdżkę równie* tyczne imię. Miała długie, brązowe i kędzierzawe włosy
a
swego indiańskiego przyjaciela. * jak jej ojciec, po nim też i po delikatnej ciotce Daniel-
- Nic nie stoi na przeszkodzie - zapewniali kuzynowi "
aziedziczyła wiotkie ciało i promienne ciemne oczy.
ha
- Chętnie.
rakter dziewczynki był mieszaniną wszystkich ludz-
134 135
kich cnót i słabości. Wciąż jeszcze była dzieckiem, ale ma
m do domu albo sam się nie rozmyśli.
te
ma Amalie zamartwiała się, która z cech małej dziewczyn-
Bezimienny powściągliwie, jak to on, przywitał się
ki zwycięży w przyszłości.
hłopcami i z Eleną, a potem, nie zdradzając najmniej
z c
Drzwi otworzyły się, Berengaria dygnęła grzecznie
szym grymasem zainteresowania, wsiadł do gondoli. Beren
przed matką chłopca i przedstawiła swoją prośbę, zdysza
garia już była na górze, za młoda jeszcze, by po kobiecemu
na ze szczęścia i niepokoju, czy pozwolą wyjść jej przyja
czekać, aż chłopiec jej pomoże. Przyjaznym gestem wska
cielowi. Ojciec chłopca, Ptak Burzy, jak zwykle pozosta
zała mu miejsce obok siebie, Jori jednak był bezlitosny.
wał poza domem. Podobnie jak Ram, który odpowiadał
- Elena, zrób miejsce Bezimiennemu. On powinien zo
za cały inwentarz w kraju, Ptak Burzy był również osobą
baczyć instrumenty sterownicze.
publicznego zaufania. Powierzono mu zarząd nad wszyst
Tak więc dziewczęta zostały odesłane na tył pojazdu.
kimi lasami w Królestwie Światła.
Nie pierwszy to raz w historii tak potraktowano pasażer
Z tyłu za plecami matki pojawił się Bezimienny. Beren
ki i chyba nie ostatni.
garia zarumieniła się i coraz bardziej zdyszana powtórzy
Przez dłuższy czas krążyli ponad doliną i osadami, aż
ła prośbę.
w końcu któreś zaproponowało:
Ciemne, niezgłębione oczy szesnastolatka natychmiast
- A może przyjrzeć się z góry tej starej osadzie?
dostrzegły przed domem machających mu przyjaznie
- Osadzie Duchów? Czyś ty zwariował? Przecież tam
gości, siedzących bez opieki dorosłych w gondoli. Między
nawet zbliżać się nie wolno! - zawołała Elena.
matką i synem wywiązała się krótka wymiana zdań. Spo
- Nie, no oczywiście, wiem, ale skoro teraz nikt z do
kojna, ale stanowcza.
rosłych nas nie widzi...
Bezimienny był chłopcem samotnym, zamkniętym w so
Wszyscy uznali, że propozycja brzmi nader interesują
bie. W tej części Zachodnich Aąk nie miał rówieśników z wy
co. Oni przecież nie zostali przez Strażników zahiponoty-
jątkiem dwóch białych dziewczynek, Eleny i Berengarii.
zowani. Nie wierzyli więc, że odwiedzanie starej osady
Ta ostatnia, która dosłownie w ostatniej chwili po
może być niebezpieczne. Poza tym akurat w tej chwili czu
wstrzymała się od pytania, czy Bezimienny może wyjsc
li się niezwykle odważni, bo Jonas i jego przyjaciele wi
i bawić się z nimi, czekała z sercem w gardle. Była dum
dzieli ich, jak wyruszają na wycieczkę. Jonas wpatrywał się
w
na z siebie, wiedziała bowiem, że Bezimienny bardzo nie
pojazd i pewnie był wściekły, że to nie on, prawie do
lubi wyrażenia  wyjść i bawić się z nami". Coś takiego by
rosły mężczyzna, otrzymał prawo prowadzenia pojazdu.
ło rzecz jasna poniżej godności szesnastoletniego Indiani
W dorastającej gromadce trudno by się doszukać ja-
na. Elena już dawno to Berengarii wytłumaczyła.
" ^chś nieprzyjaznych uczuć, wszyscy jednak nieustannie
Ze
W końcu matka chłopca skinęła głową i synowi, i sto
sobą konkurowali. Właśnie dlatego, że Jonas nazywał
lc
jącej w progu dziewczynce. Bezimienny może pójść.
n młodszych dziećmi.
Mała podskakiwała radośnie, ucieszona, że tak znako
Nasza gromadka, czterej chłopcy i dwie dziewczynki,
micie załatwiła sprawę. Trzymała Bezimiennego mocno
ardzo przejęta leciała ponad skąpanym w złocistym
za rękę, niepewna, czy nie zostanie odwołany z powro-
^letle krajem. Aagodny blask świętych słońc dodawał
136
137
Tjriela. - Że kto przez nie przejdzie, nie tęskni za tym, co
kraojbrazom przyjemnego ciepła, pojazd sunął absolutnie
bezszelestnie. Mogli spokojnie ze sobą rozmawiać i z do
stracił.
łu nikt ich nie widział. Rozkoszowali się pędem.
- Z pewnością tak jest - przyznał Jaskari, jasnowłosy
Tymczasem Tiril i Nero wrócili do domu, gdzie przyje. i niebieskooki potomek Villemanna i Mariatty.
to ich z radością. Młodzi w gondoli interesowali się co - Ale czy nie jest również tak, że człowiek sam stwarza
prawda bardziej swoją przygodą niż poszukiwaniem Tiril
własne tradycje? Chodzi mi o to, że przecież mamy wiele
wspominali jednak o niej, lecąc nad szerokim strumieniem.
tradycji tutaj w Królestwie Światła. Ty, Bezimienny, rów
- Przecież wasza babcia wie, że nie można stąd po
nież znasz wiele waszych dawnych rytuałów, prawda?
wrócić do świata zewnętrznego - irytował się Armas.
- No jasne - przyznał młody Indianin. - Ojciec pieczo
- Tak, wie - przyznał Jori. - Ale nigdy nie zapomniała łowicie je chroni.
dziadka ani wuja Dolga, w każdym razie nie całkiem.
- Moim zdaniem, określenie  świat zewnętrzny" brzmi
- Tak to właśnie z nią jest - westchnął Jaskari i prze
niedobrze - stwierdziła Elena, sympatyczna, nieco powolna
kazał kierowanie pojazdem Bezimiennemu. Przelecieli
córeczka Danielle. Była bardziej podobna do swego ojca,
nad kolejną doliną, mieli przed sobą zupełnie nieznane te
chłopskiego syna Leonarda, niż do delikatnej matki. Elena
reny. Sprawiały one wrażenie nie zamieszkanych, zeszli
swoją troskliwością o wszystkich najbardziej chyba przypo
więc niżej, żeby lepiej się przyjrzeć.
minała Gretę. Wyglądem jednak się różniły. Elena, krępa
- Zawsze mi się jednak wydawało dziwne, że oni tak
i silniej zbudowana, poruszała się też bardziej niezdarnie.
mało tęsknią do przeszłości. Często wprawdzie opowia
- Pamiętajcie, co Taran i Villemann opowiadają o wszy
dają o świecie zewnętrznym, o tym, jakie życie tam było
stkich złych, ponurych ludziach, o rycerzach Zakonu
trudne i beznadziejnie staromodne, czasami bywają smut
Świętego Słońca i przestępcach, których w tamtym świe
ni i sentymentalni, ale wracać by nie chcieli. Chodzi mi
cie było tak wielu.
o to, że człowiek przecież zawsze powinien tęsknić do
- Masz rację - przyznał Jori i nagle twarz mu się roz
miejsc swego dzieciństwa, prawda?
jaśniła. - Z drugiej jednak strony brzmi to wszystko nie
- Tak, tak - zgadzali się kuzyni.
zwykle podniecająco.
Przypominali sobie teraz, co prababka Theresa i inni - Tutaj też mamy mnóstwo okropnych rzeczy - rzekł
opowiadali o białym śniegu, padającym cicho na ziemię.
Jaskari. - Zwłaszcza poza granicami Królestwa Światła,
o świętach Bożego Narodzenia w Theresenhof z zapa
wszyscy chyba słyszeliście te zdławione wycia, które do
chem pysznego jadła i płonącymi świecami. O koniach za
grają do nas z tak daleka?
przężonych do sań i dzwoniących dzwoneczkach, o cie
Grupa młodych ludzi umilkła.
płych napojach w zimne dni. To wszystko brzmiało taK
- Myślę, że zbliżamy się już do prastarej osady - oznaj-
m
przyjemnie. Dorośli malowali przeszłość w niezwykłych
' ł Armas cicho.
barwach i często miewali przy tym błyszczące oczy. Ale
W oddali, w samym centrum doliny, majaczyły wyso-
Sl e
tylko na chwilę.
wieże wsparte na wygiętych łukowato fundamentach.
- Ojciec mówi, że Wrota oczyszczają - wtrącił Jori, syn i r typominało to jakiś zamek rycerski ze złej baśni. Cała
139
138
się rozpadają, przejścia pomiędzy budynkami zawalone
osada sprawiała takie wrażenie. Ponure miejsce, otoczone
złą sławą i podaniami o ukrytych wśród ruin strasznych gruzem. Okienka na wieżach gapią się niczym puste oczy,
tajemnicach. zwieńczenia murów, poszczerbione, wyglądają jak ze
a
psute zęby. Wiele łuków, które dawniej musiały się wzno
Nic dziwnego, że młodych podróżników przenikały
dreszcze. sić wysoko, również popadło w ruinę.
- Czy ktoś tutaj jeszcze mieszka? - zastanawiała się Elena.
- Za dużo pytań jak na jeden raz - odparł Armas. - Oj
ciec opowiadał mi o tej osadzie, ale tylko trochę. Zbyt wie
le więc nie wiem.
13
Wszystkich bardzo interesowała osoba ojca Armasa,
czyli Strażnika Góry, który z pewnością miał też normal
Właśnie w tym momencie w gondoli rozległ się deli ne imię, tyle tylko że nikt go nie używał. Syn jednak, po
mny ojcowskich zakazów, milczał jak zaklęty, nigdy nie
katny dzwięk dzwonka. Wszyscy podskoczyli na swoich
mówił nic na temat spraw związanych z należącym do Ob
miejscach. Wszyscy, z wyjątkiem Armasa.
cych obszarem królestwa, to znaczy z jego północnymi re
- To mama - oznajmił spokojnie. - Zastanawia się pew
jonami. Była to największa część kraju i mieli tam słońce
nie, gdzie się podziewamy.
umieszczone niemal tak wysoko, jak w stolicy. Zresztą sam
I rzeczywiście Fionella niepokoiła się nieobecnością
Armas także nie znał dobrze północnych części królestwa,
młodzieży. Poprosiła Armasa, żeby natychmiast wracali,
a wyłącznie rejon, w którym mieszkali. Jego ojciec często
tym bardziej że Tiril i Nero już się odnalezli.
przebywał poza domem, pracował w okrytych szczególną
- Zaraz będziemy, mamo - obiecał Armas, patrząc spo
tajemnicą okolicach jeszcze dalej na północ albo wyprawiał
kojnie na swoich towarzyszy. - Chcieliśmy tylko jeszcze
się w jakieś tajemne podróże, Armas nie wiedział dokąd.
zejść nieco w dół nad rzekę i przyjrzeć jej się z góry.
To nie było kłamstwo, tylko inaczej wyrażona prawda. Niegdyś obiecywano dzieciom, że będą mogły odwie
Poprosił matkę, by porozmawiała sobie jeszcze z przy dzić Armasa. Jakoś jednak nigdy do tego nie doszło. Pew
jaciółkami, i jego propozycja padła, zdaje się, na bardzo nie dorośli ufali, że w końcu dzieci same wykażą rozsą
dek i przestaną prosić.
podatny grunt.
- Tylko nie wałęsajcie się tam zbyt długo - upomniała Wszyscy uważali, że Armas bardzo ładnie odnosi się do
na koniec Fionella i Armas obiecał, że postarają się wrocic swojej matki. Wiadomo przecież, że Fionella, kiedy spotka
tak szybko jak to możliwe. na Strażnika Góry, była, najdelikatniej mówiąc, prostą
Cokolwiek to oznaczało, obietnica brzmiała dość uspo dziewczyną. On zaś, obojętnie przecież nastawiony do ziem
skich kobiet, zainteresował się nią ze względu na jej dobroć,
kajająco.
- Co my właściwie wiemy o tej osadzie? - zapytała ble- Prostolinijność i zaufanie, jakim go obdarzyła, a także ze
wz
na, kiedy zbliżyli się już do celu. - Wszystko tu wygH"a ględu na te wszystkie piękne ludzkie cechy, których mia-
a
tak wiele. Sądząc po tym, co mówił Armas, ich osobliwe
groznie. Niegdyś pewnie było wspaniale, ale teraz mury
140 141
Tak więc Armas opowiadał, że Obcy oraz tajemniczy
małżeństwo było bardzo szczęśliwe. Pewnie dlatego, że Ob
lud ze zrujnowanej osady, oczywiście w tamtych czasach
cy zatroszczył się również o rozwój Fionelli i nauczył ją wie
była to wspaniała twierdza, a nie ruiny jak teraz, doszli do
lu rzeczy, nie niszcząc jednocześnie jej łagodności i ufności
porozumienia. Obcym pozwolono zająć kraj poza obrę
Dzieci wiedziały, że Armas szanuje i kocha swoją matkę.
bem twierdzy, natomiast mieszkańcy otrzymali światło
Teraz chłopiec opowiadał im, co wiedział o osadzie du
i rozległa dolina, nad którą dopiero co przelatywała gro
chów.
madka młodych przyjaciół, miała stać się ich terytorium.
Kiedyś dawno, dawno temu, w praczasach, Obcy przy
Obcy zapewnili, że nikt im tam nie zakłóci spokoju.
byli tutaj przez ukryte przejście, czyli ich własne Wrota,
Tak też się stało. Mieszkańcy twierdzy pogrążali się
których nikt inny nie znał, i osiedlili się w północnej części
jednak w stagnacji, przestali się rozwijać i raz po raz do
kraju. Działo się to na długo przedtem, zanim na Ziemi za
chodziło do napięć między nimi a tymi, którzy mieszka
panował gatunek ludzki. Tutaj, w centrum Globu, wszyst
li poza doliną.
ko tonęło w ciemnościach i Obcy w zajmowanej przez sie
bie części ulokowali jedno ze swoich słońc. To najmniejsze. - Czy myślicie, że oni będą do nas wrogo nastawieni?
- zapytała Elena nerwowo.
Mieli jednak zamiar zbadać całą okolicę i kiedy przesunęli
- Tego nikt nie wie - odparł Armas. - Na wszelki wy
się bardziej na południe, dostrzegli tam słabe światło.
padek jednak nie powinniśmy im się pokazywać.
Nieśli ze sobą własne słońce, widzieli więc, że wędru
- Phi, oni nas już z pewnością widzieli - prychnął Jori.
ją przez bardzo piękną okolicę. Poza tym jednak krajo
- Nie sądzę. Sam widzisz, że w murze od tej strony nie
braz spowijał mrok. Przed nimi tliło się tylko to jedno je
ma zbyt wielu otworów, a nigdzie też nie widzieliśmy żad
dyne słabe zródło światła.
nego wartownika. Wykonaj jeszcze jedno okrążenie nad
Kiedy podeszli bliżej, przekonali się, że pochodzi ono
lasem, Bezimienny, a potem zejdziemy w dół.
z ogniska i sączy się na zewnątrz przez otwory okienne
Młody Indianin uznał, że najlepiej jest oddać kierowa
jakiejś budowli właśnie w tym grodzie, w którym teraz
nie pojazdem Armasowi, który bez trudu wylądował na
znalazła się gromadka młodych.
polanie w lesie w pobliżu osady tak, by pojazd nie mógł
Obcy byli ludem życzliwie usposobionym do świata,
D
yć zauważony przez ewentualnych obserwatorów z wież.
posiadali jednak grozną broń. Mogli z łatwością uśmier
cić mieszkańców twierdzy. Uznali to jednak za zupełnie - Myślę, że byłoby najlepiej, gdyby dziewczęta zacze
kały w gondoli - zaproponował Jaskari.
bezsensowne, ponieważ mieszkańcy grodu znajdowali się
One jednak nie chciały o niczym takim słyszeć. Pójdą
tutaj przed nimi...
z
chłopcami, a jeśli nie, to natychmiast wracają do domu.
- Gdyby tak biali, którzy przybyli do kraju Wakan
^oż było robić, pozwolono im. Tylko bez żadnych histe-
Tanka, okazali się równie wielkoduszni - mruknął Bezi
mienny, a inni kiwali w milczeniu głowami. Wiedzieli, ze Tcznych wrzasków, ostrzegali chłopcy.
~ To myślicie, że będzie się tam czego bać? - zapytała
przodkowie Indian pojawili się w Królestwie Światła sto
Ł'ena zaczepnie.
sunkowo niedawno. Przedstawiciele pokolenia dziadK
~ I żadnego trzymania się za ręce.
Bezimiennego trafili tutaj zupełnie przypadkowo.
143
142
Berengaria zawstydzona cofnęła dłoń, którą zdążyła mieszkane, to można z pewnością przebić otwory przez ścia
wyciągnąć w stronę Bezimiennego. ny - rzekł Armas. - Mam wrażenie, że jest tam tylko jedna
Przekonani, że mieszkańcy osady zdołali ich już zoba istota, która biegnie z pokoju do pokoju, z domu do domu.
czyć z wysokich wież, przemykali się przez las. Nagle ze
- W takim razie... - zaczął Jori.
zdumieniem stwierdzili, że znajdują się pod jakimś wyso
Armas dokończył za niego:
kim murem.
- W takim razie ten dzwięk był sygnałem alarmowym,
- Stara, bardzo stara budowla - mruknął Jori.
zostaliśmy dostrzeżeni.
Odnalezli w murze drzwi, jak się okazało, otwarte. Za
Domy były tak wysokie i stały tak blisko jeden drugiego,
wiasy skrzypnęły żałośnie. Wszystko wskazywało na to,
że pomiędzy nimi panował mrok. Nie przywykli do tego
że mieszkańcy tego miejsca czuli się przez bardzo wiele lat
w Królestwie Światła. Mała Berengaria odnosiła wrażenie, że
bezpieczni, skoro zostawili wejście zupełnie nie strzeżone.
pełzają jej po plecach jakieś paskudne stworzenia, zrozumia
Jeśli w ogóle istnieli tu jeszcze jacyś mieszkańcy.
ła reakcja, kiedy człowiek czuje się obserwowany od tyłu.
Kiedy przybysze posuwali się ostrożnie wąską uliczką,
Nie miała odwagi odwrócić się ani spojrzeć w stronę okien.
pełną zwiędniętych liści, i przeciskali się pomiędzy pochy
Musieli przejść jakimś bardzo ciemnym korytarzem.
lonymi ze starości domami, nagle usłyszeli, że spod ich stóp
Jaskari głęboko wciągnął powietrze i ruszył jako pierwszy.
dobywają się jakieś dzwięki. Mori nazwałby pewnie to zja
- Chodzcie za mną - polecił najgłębszym głosem, na ja
wisko wibracjami śmierci, chociaż może to jednak co inne
ki mógł się zdobyć.
go. Każdy zresztą odbierał dzwięki zupełnie inaczej. Elena
Reszta z ulgą przyjęła fakt, że ktoś inny wykazał ini
w ogóle niczego nie słyszała, Berengaria przestraszona wpa
cjatywę.
trywała się pod własne nogi, Bezimienny rozglądał się czuj
Posuwali się w milczeniu naprzód. Wciąż w głąb nie
nie, jak przystało na prawdziwego Indianina. Jaskari słyszał
znanego.
tylko delikatne brzęczenie, natomiast Armas i Jori zasła
- Uff, ale ciemno! - szepnęła Berengaria drżącym gło
niali uszy rękami. Mieli wrażenie, że ziemia trzęsie się pod
sem. - Myślę, że powinniśmy zawrócić.
ich stopami, a towarzyszy temu głuchy łoskot.
Nagle zaczęła histerycznie krzyczeć:
Na szczęście po chwili wszystko przycichło, choć cał
- Ratunku, oślepłam, nic nie widzę! Wszystko jest czar
kiem nie ustało.
ne, oślepłam, oślepłam!
Wydarzyło się jednak coś innego: teraz nie mieli ) ^L - Nie bądz niemądra - szepnął Jori. - Nikt tutaj nic nie
w
wątpliwości, że są obserwowani.
idzi, a przecież nie mogliśmy nagle oślepnąć wszyscy jak
- Ktoś nas śledzi z okien - szepnęła Elena. Jeden mąż. Idz przede mną. Będę cię osłaniał.
- Tego nie może robić jedna istota - odpowiedział Ja
- Dobrze, dziękuję - nieoczekiwanie zachichotała Be
skari. Miał on najgłębszy głos ze wszystkich chłopców,
rengaria. Czuła się teraz znacznie odważniejsza. - Ja tyl-
Ko
a mimo to bardzo lubił jeszcze go obniżać.
żartowałam, nie zauważyłeś tego?
- Ich musi tu być więcej. Nikt jej nie uwierzył, zwłaszcza że po chwili, nastąpiw-
z
- Nie wiem, domy stoją tak blisko siebie, że jeśli są nie z y na obluzowaną deskę, wrzasnęła przerazliwie. Jori po-
144
145
łożył jej rękę na ustach i zdławił krzyk.
Uciekajcie, myślicie że się was boję?"
- Wiecie, mam wyrzuty sumienia - rzekł Armas cicho. - Tak myślimy - mruknął Jori.
- Przecież przy bramie nie było żadnego wartownika, a to - No, no, spokojnie - Armas zwrócił się przyjaznie do
znaczy, że oni czują się bezpieczni. Żyli tutaj w spokoju,
stworzenia, którego nikt oprócz niego nie widział. - Nie
dopóki my... Cii! Co to było?
chcemy ci zrobić nic złego i przestań już wymachiwać ty
 To ty gadałeś" - chciała powiedzieć Elena, ale przysta
mi kijami! Uspokój się. Och, ależ jestem głupi! Mam prze
nęła tak jak inni i zaczęła nasłuchiwać.
cież ze sobą słońce mojego ojca.
Początkowo w ciemnym korytarzu panowała kompletna
Nieznajoma istota nieustannie skakała przed nimi, sta
cisza, dopiero po chwili coś usłyszeli, jakiś brzęczący czy sy
rając się na wszystkie sposoby ich przestraszyć. Tymcza
czący dzwięk. Jakby ktoś mówił, ale nie wydobywał głosu,
sem Armas wyjął z kieszeni nieduże pudełeczko i otworzył
poruszał tylko językiem i wargami. Nie rozróżniali żadnych
je. Natychmiast pomieszczenie wypełniło się cudownym
słów. Mieli swoje aparaciki, które dostali od Madragów,
światłem i zobaczyli, że sufit grozi zawaleniem.
i mogli rozumieć każdy obcy język, te dzwięki brzmiały jed
Zaraz też ujrzeli ową obcą istotę. Była mniej więcej tego
nak zbyt obco, były zbyt ciche i zbyt niezwyrazne.
samego wzrostu co oni i prawdopodobnie liczyła sobie tyle
Zresztą może to w ogóle nie żadna mowa, tylko po pro
samo lat, w każdym razie na tyle wyglądała. Jak powiedział
stu szelest?
Armas, skóra tego potworka przypominała leśne podszycie.
Dzwięk dochodził z domu na prawo od nich. Zanim
Brunatnozielona w żółte plamy. Natomiast oczy i włosy
którekolwiek zdołało zawołać:  Uciekamy" i zawrócić
miały intensywną barwę topazu. Z potarganych włosów ster
w ciemnym korytarzu, coś zeskoczyło przed nimi na zie
czało dwoje uszu takich jak u elfa. Ale istota elfem nie była.
mię z okropnym łoskotem. Słyszeli jakieś świsty i parska
Przypominała raczej człowieka. Ciało pozbawione mięśni,
nia, jakby spotkali przestraszoną wiewiórkę.
gibkie, ubrane w jakąś szatę tego samego koloru co skóra.
- O rany, co to? Nic nie widzę... - zaczęła Elena ogar
- Przy stój niaczek - szepnęła Elena, która skończyła już
nięta paniką.
piętnaście lat i zaczynała interesować się mężczyznami.
- Ale ja widzę - odpowiedział Armas spokojnie. W jego
Choć bardzo ruchliwy, dziwny ten młodzian był okrop
żyłach płynęła krew Obcych i potrafił widzieć w ciemno
nie niezdarny. Kiedy promienie światła padły na jego twarz,
ściach. - To jakiś mały, obrzydliwy potwór, cały zielony
przeraził się, zamachnął i mocno uderzył się w rękę. Odrzu
w brunatne plamy, nieustannie wymachuje dwoma kijami
cił oba kije, które z hałasem upadły na ziemię, on sam zaś
i robi przy tym potworny hałas.
skakał wokół, wywijając bolącą ręką i krzywiąc się strasznie,
- Czy on jest niebezpieczny?
zobaczyli, że zęby ma białe i bardzo ostre, poza tym twarz
- Raczej niezdarny, powiedziałbym.
dosyć pociągającą, choć w jakiś dziwny, trudny do określe-
ni
- Docierają do mnie jakieś słowa - zawołał Bezimien
a sposób. Oczy żywe jak u łasicy i wyraznie zaznaczone,
sz
ny. - On coś mówi.
erokie usta. Było w nim coś z fauna.
Aparaciki Madragów sprawiły, że zaczynali pojmować
Jori zaczął:
znaczenie tych jego syków:  Wynoście się stąd, ale juz. - Zapewniam, że przychodzimy w dobrych zamiarach...
146 147
Żadnej odpowiedzi, tylko wściekłe syczenie przez zęby.
Rozległo się nowe mlaskanie i parskanie, z czego zro
Przedstawili mu się wszyscy po kolei. W końcu on rów
zumieli, że stwór zastawił na nich pułapkę, w którą zaraz
nież wykrztusił swoje imię jakimś syczącym, bezgłośnym
wpadną.
szeptem, jakby wypychał słowa językiem pomiędzy zębami:
- Chodzi ci o to rusztowanie z tyłu za tobą? - zapytał
Jori wskazując ręką. - Tsi-Tsungga.
Tak to przynajmniej zabrzmiało.
Fakt, że Jori zrozumiał jego słowa, był dla tego dziw
nego młodzieńca kompletnie niepojęty. Patrzył na nich - Tsi-Tsungga - powtórzyła Elena.
Tamten z ożywieniem kiwał głową. Twarz mu się po
zdumiony, nie będąc w stanie się poruszyć.
Bezimienny wyjął z kieszeni jeszcze jeden aparacik Ma- woli rozjaśniała, ale wciąż jeszcze nie odzyskał pewności
siebie. Kiedy spróbowali go uwolnić, natychmiast rzucił
dragów i zamierzał przymocować go do ramienia chłop
ca tak, by mogli nareszcie zacząć ze sobą rozmawiać. Ten
się do ucieczki.
t
jednak bardzo się przestraszył i z nieoczekiwaną zwinno
- O, nie, nie! - zawołał Jaskari. - Jeśli nie chcesz współ
ścią wskoczył na występ muru. Poruszył przy tym sufit,
pracować, to będziemy cię trzymać tak długo, dopóki me
który natychmiast zawalił się ze strasznym łoskotem.
dowiemy się czegoś więcej o tej twierdzy i )e, mieszkańcach.
Młodzieniec wpadł we własną pułapkę.
Podnieśli go z ziemi i pozwolili usiąść, wciąż jednak
Chłopcy wykorzystali sytuację i rzucili się na niego. Mi
nie zwalniając chwytu, i zaczęli wypytywać.
mo szaleńczego oporu - próbował ich nawet gryzć - uda
Nadal wrogo usposobiony i przestraszony Tsi-Tsung-
ło się Bezimiennemu przymocować mu aparacik do ramie
ga zachował jednak godność i odpowiadał im monosyla-
nia, pozostali chłopcy natomiast trzymali go za ręce, by
bami na wszelkie pytania.
nie mógł urządzenia odrzucić. Owe aparaty, wspaniały wy
- Czy dużo stworzeń mieszka tutaj w twierdzy i w osa
nalazek Madragów, przykleja się bezpośrednio do skóry
dzie?
i bez trudu można je z powrotem oderwać.
- Nikt.
W końcu do pojmanego dotarło, że on też rozumie, co
- Ale Obcy mówią, że jest was tutaj wielu.
mówią jego przeciwnicy. Spoglądał to na aparacik, to na nich,
- To było dawno temu.
dopóki nie zorientował się, na czym cała sprawa polega.
Jori zwrócił się do swoich towarzyszy:
-Jesteśmy przyjaciółmi - mówił Jori z uśmiechem, cho
- Zgadza się, bo Obcy nie odwiedzali tych mie,sc od
ciaż z trudem opanowywał wściekłość, ponieważ istota
wielu lat.
wciąż się szamotała i kopała go. - Chcielibyśmy porozma
- Od tysięcy lat - przyznał Armas - gdyby stosować
zi
wiać w spokoju. Zgódz się, potem cię wypuścimy.
emską rachubę.
Młody  faun" leżał na plecach i przyglądał się sześciu
Czyżby więc Tsi-Tsungga był ostatnim ze swojego ro-
pochylonym nad nim twarzom. Mniej lub bardziej życz
"u? To nieprawdopodobne.
liwym, chociaż starali się wyglądać sympatycznie. - Kto zbudował twierdzę? - zapytała Elena.
-Ja mam na imię Armas - powiedział syn Obcego. - A ja* - Tamci.
ty się nazywasz? ~ Jacy tamci?
149
148
Popłynęły jakieś szmery i szelesty, długa opowieść
mienny zdołał zerwać pożyczony aparat i wszyscy ode
której mimo wysiłków dokładnie nie pojmowali. Dotarło
tchnęli z ulgą.
do nich tyle, że pojawił się tu kiedyś jakiś straszny lud,
- Teraz chętnie bym obejrzał twierdzę - zaczął Jaska
który przybył z zewnątrz. Działo się to w trudnej do okre
ri, ale Tsi-Tsungga wyrwał się i błyskawicznie zniknął
ślenia przeszłości. Ów lud nie był zbyt liczny, ale bardzo
w jednym z chylących się domów. - Do licha! - zawołał
zły i wkrótce przemienił przodków Tsi-Tsunggi w swoich
Jaskari. - Co my teraz zrobimy?
niewolników, których zmusił do zbudowania twierdzy
- Obejrzymy twierdzę - odparł Jori krótko.
i domów w osadzie. Plemię Tsi-Tsunggi nie chciało tam
mieszkać, ale zostało do tego przymuszone.
Władcy twierdzy zle znosili niektóre rodzaje tutejsze
go pożywienia. Lud Tsi-Tsunggi, który znał naturę jak
14
nikt inny, dawał im do jedzenia trujące rośliny, tak że nie
mogli się więcej rozmnażać. Z czasem władcy twierdzy
postarzeli się i wymarli. Wtedy przybyli Obcy i przynie
W chwilę pózniej znalezli się w rozległej hali, przeko
śli ze sobą światło. Plemię Tsi-Tsunggi miało dość rzą
nani teraz, że Tsi-Tsungga jest ostatnim przedstawicielem
dów innych, zawarło więc z przybyszami ów kompromis,
swojej rasy.
który dawał Obcym prawo pozostania w kraju w zamian
I tak chyba było najlepiej. Sprawiał, delikatnie mówiąc,
za światło i za to, że nie będą niepokoić pierwotnego
wrażenie wrogo usposobionego.
ludu.
Wędrówka przez zrujnowaną osadę okazała się bardzo
- A więc to wy jesteście tutejszym pierwotnym ludem?
niebezpieczna. Musieli się przeprawiać przez gruzowiska
- zapytał Jaskari.
zniszczonych domów, stojące jeszcze resztki murów gro
- Tak. Ta ziemia była nasza - odparł Tsi-Tsungga du
ziły w każdej chwili zawaleniem, pod ich stopami ziały
mnie. - My byliśmy tutaj zawsze.
ogromne dziury. Wielokrotnie przyjaciele musieli rato
- No, w to zawsze to ja nie bardzo wierzę - mruknął
wać się nawzajem z poważnych opresji.
Jori.
Najgorsze były schody, w których brakowało wielu stop
- I teraz też nie chcemy żadnych intruzów - prychnął
ni. Młodzi wędrowcy przeszli przez główną bramę i znalez
Tsi-Tsungga. - Nie mieliście prawa tutaj przychodzić i je
li się wewnątrz twierdz)'. Ciekawe, co by powiedziały mat
śli was złapię, to ja wam... - Reszta zdania przybrała for
ki, gdyby zobaczyły, w jakim stanie są ich ubrania.
mę strasznych pogróżek.
Rozglądali się wokół. Wszędzie prastare, pociemniałe,
- Dziękuję, że wykazałeś chęć współpracy - rzekł Armas-
zimne i ponure ściany. Kamienne schody wiodły do wy
A teraz zabierzemy z powrotem nasz aparacik tak, by-
ższych pięter, do nadbudówek i wież. Drzwi, które już
Tsi-Tsungga nie chciał jednak o tym słyszeć. Zamierzał
dawno wypadły, prowadziły do sal i pokojów.
zatrzymać aparat i wywiązała się wściekła szamotanina)
- Teraz to chyba powinniśmy już wracać do domu - mruk
z której oczywiście chłopcy wyszli obronną ręką. Bez1'
ną Elena.
150
151
- Zgadzam się z Tsi-Tsunggą, że musiały to być bardzo
Nikt jednak nie chciał o tym słyszeć.
złe istoty - szepnęła Elena z przerażeniem pomieszanym
- Tam, moim zdaniem, nie należy wchodzić - rzekł Ja-
z szacunkiem. - Ale czy już gdzieś nie widzieliśmy czegoś
skari, mając na myśli wysokie, na wpół zawalone schody.
podobnego?
- Tam także nie - dodał Jori, pokazując w inną stronę.
- W każdym razie słyszeliśmy o tym - rzekł Jori z nie
- O ile dobrze widzę, to dostępne są tylko jedne scho
wróżącym nic dobrego spokojem.
dy - stwierdziła Elena. - Te wielkie.
- Tak jest - potwierdził Jaskari. - Ojciec opowiadał
- A czy nie powinniśmy najpierw rozejrzeć się po dol
o takich istotach. One są straszne.
nych salach? - zapytała Berengaria, której schody wyda
- Owszem, to Silinowie - oznajmił Jori. - Mama i oj
wały się zbyt niebezpieczne.
ciec ich spotkali. To właśnie oni więzili Madragów.
- Nie, ja chcę jak najszybciej wejść na wieżę - oznaj
Roztrząsali te sprawy jeszcze przez jakiś czas i stwier
mił Jori i zaczął pokonywać kolejne stopnie. - Chcę obej
dzili, że rodzice prawie każdego z nich, albo ojciec, albo
rzeć jeden z tych wysokich do nieba pomostów.
matka, albo oboje, spotkali kiedyś Silinów. Ojciec Jaska-
- Chyba nie masz całkiem dobrze w głowie! - wołał Ja-
riego Vilłemann, mama i ojciec Joriego, Taran i Uriel,
skari, biegnąc za nim. - Toż to niechybne samobójstwo.
matka Eleny, Danielle, oraz ojciec Berengarii, Rafael. Tyl
- Ależ skąd, jestem niepokonany.
ko rodzice Armasa i Bezimiennego nie mieli do czynienia
- To bardzo niebezpieczny sposób myślenia, zaczekaj
z nikim z jaszczurzego plemienia.
na nas.
- Ale jakim sposobem oni dostali się tutaj? - zastana
Wkrótce wszyscy stanęli na wyższym poziomie, na
wiał się Armas.
którym znajdowała się wielka paradna sala. Wejście do
- Twierdza Silinów została zniszczona podczas wiel
niej było otwarte, a po obu stronach leżały kupki spróch
kiej katastrofy światowej całą wieczność temu - wyjaśnił
niałego drewna. To pewnie dawne drzwi.
Jaskari. - I pewnie od tamtej pory przedstawiciele tego
Wstrzymując oddech wemknęli się do środka. Stąpali
plemienia znajdują się również tutaj. Sigilion i kilku in
ostrożnie, bo podłogi nie budziły zaufania. Z daleka wi
nych zostali z resztkami swojej twierdzy wyrzuceni wy
dzieli, że z parkietu w wielkiej sali zostały same belki. Re
soko ponad ziemię i wylądowali w Himalajach. Inni Sili
szta po prostu zniknęła.
nowie też mogli ocaleć. Ziemia się otworzyła albo też
- Oj, czyście zauważyli? - szepnął Jori.
wpadli w jakąś rozpadlinę w morskim dnie. Przecież wła
Wszyscy poszli za jego wzrokiem. W drugim końcu sa
ściwie oni żyli w morzu. W każdym razie kilku z nich
li pod samą ścianą stała jakaś dziwna statua, wyglądała jak
prawdopodobnie odnalazło drogę tutaj.
posąg bóstwa. Wysoka, pompatyczna i przerażająca. Nie
-Bo gom niech będą dzięki za to, że lud Tsi-Tsunggi
gdyś musiała przedstawiać jakąś istotę, coś pośredniego
zdołał ich unicestwić - rzekł Bezimienny.
pomiędzy człowiekiem a jaszczurem. Teraz jednak nie
Jori potwierdził z ożywieniem:
wiele zostało z dawnej wspaniałości.
- Tak, i kiedy opowiadał o tym, jak pozbawili ich płod-
- To bóstwo mieszkańców twierdzy - mruknął Armas-
n
sci, a tym samym możliwości rozmnażania się, przy-
- W końcu wiemy, jak oni wyglądają.
153
152
szło mi do głowy, że już kiedyś coś takiego słyszałem, bo
wygiętego łukowato mostu łączącego galerię z mniejszą
przecież dokładnie to samo uczynili Madragowie z ostat
częścią twierdzy, zakończonej niższą wieżyczką.
nimi Silinami w Himalajach, a zwłaszcza z tym... jak to
- Nie rób tego - poprosiła Elena.
on się nazywał?
- Ale on wygląda bardzo pewnie.
- Sigilion - podpowiedział Jaskari. - Prawdziwa stara
- Żebyś się tylko nie oszukał.
świnia, erotoman i...
Jori przyglądał się uważnie mostowi. Przejście na górze
Właśnie wtedy chłopcy odkryli, że statua przedstawia
było proste i równe, dolną część mostu stanowił pięknie
kogoś pochodzącego z tej samej rasy co Sigilion. Ona też
wygięty łuk.
miała ogromny organ płciowy. Całe szczęście, że Beren-
Armas, z zachwytem podziwiający piękne widoki, za
garia zawołała:
czął nagle podśpiewywać z radości, że znalazł się tak wy
- Ja nie chcę tutaj stać! Pomyślcie, gdyby tak on ożył?
soko, a pewnie też i po to, by usłyszeć, jak jego głos nie
- Phi! - roześmiał się Jori.
sie się ponad doliną. Berengaria dołączyła do niego, a po
Zarówno jednak on, jak i cała reszta zawróciła pośpie
chwili również Jaskari.
sznie, wdzięczna Berengarii, że przerwała nieprzyjemne
Bezimienny natomiast wciąż uważnie oglądał balkon.
rozważania. Żaden z chłopców nie miał odwagi spojrzeć
I nagle zawołał:
na Elenę, pozostawała tylko nadzieja, że dziewczyna ni
- Cii! Do licha, uciszcie się i chodzcie tutaj popatrzeć.
czego nie zauważyła.
Pobiegli natychmiast.
Ale ona widziała wszystko. Płomiennie czerwona gapi
- Oj - jęknęła Elena.
ła się na posąg bóstwa, zafascynowana tym, co widzi. Po
Znajdowali się teraz w tylnej części twierdzy. W tej
tem również odwróciła się na pięcie i pobiegła do wyjścia.
zwróconej ku górom. Na zboczach poza obrębem zrujno
Czuła jednak, że coś dziwnego dzieje się z jej ciałem, i bar
wanej osady rozciągały się starannie uprawione pola i łąki,
dzo jej się to nie podobało.
a wśród drzew, których nigdy przedtem nie widzieli, roz
Powoli weszli po schodach na jeszcze wyższe piętro, ale
łożyła się osada małych budynków o okrągłych dachach.
ta wspinaczka bardzo działała im na nerwy. Wszędzie w mu
Budowle wzniesiono z ziemi i trawy, tak że stapiały się
z
rach ziały ogromne otwory po blokach kamiennych, które
krajobrazem i trzeba było czasu, żeby je dostrzec,
obluzowały się i spadły w dół. Schody zaś były tak zniszczo
obudowano ich jednak mnóstwo i leżały blisko siebie.
ne, że właściwie trudno było mówić o jakichś stopniach.
- A więc to tam oni mieszkają - szepnął Jaskari.
Na szczęście wkrótce znalezli się na czymś w rodzaju
-  Nie chcieliśmy mieszkać w twierdzy" - powtórzyła
galeryjki otaczającej całą twierdzę. Wydawało się, że są
Wena słowa Tsi-Tsunggi.
pod główną wieżą, tym bardziej że balkon został solidnie
~ Jakie śliczne małe domki - zachwycała się Berenga-
la
zbudowany z kamieni i otoczony balustradą.
- - Z pewnością żyją w nich krasnoludki.
Przed ich oczyma rozciągał się wspaniały widok na d
- Nie, to domy ludu Tsi-Tsunggi - odparł Bezimienny.
linę, z której przyszli. Okolica była porażająco pię^n '
* spójrzcie, kilku z nich chodzi po polu.
chociaż całkowicie wymarła. Po chwili Jori podszedł
^awet z tak daleka widzieli wyraznie, że ciała tamtych
154
155
nia z tamtą częścią twierdzy. Chodzcie szybko, nie ma
mają te same barwy ziemi co Tsi-Tsungga.
chwili do stracenia.
Nagle Bezimienny zawołał:
- Padnij! Zostaliśmy odkryci! Schody wiodące w dół były bardzo wąskie i okrążały
wielokrotnie wieżę, wyglądały jednak na dość stabilne.
Wszyscy schowali się za balustradą, ponad którą Jori
ostrożnie wyglądał. Zeszli już prawie na sam dół do ostatniej hali. Tam jed
- Tak jest, zobaczyli nas! A może usłyszeli naszą pieśń? nak okazało się, że schodów, którymi mogliby uciec na
Widzę jednego, który stoi przed domem i z przejęciem wolność, nie ma.
pokazuje w naszą stronę. Musimy zwiewać, i to szybko! Słyszeli pościg coraz bliżej. Nie było wyjścia. Jori ze
Armas także wyjrzał sponad balustrady. skoczył na dół, wysokość w końcu nie była zbyt duża.
- Oj! Wychodzą z ziemianek. Ruszają w naszą stronę. Bezimienny popchnął Berengarię w ślad za nim i sam sko
Och, ratunku, jak oni szybko biegają! czył również. Elena wahała się, ale Jaskari był już na do
- No właśnie, widzieliście przecież, jak zręcznie potra le i wołał do niej, że nie ma się czego bać. Armas popchnął
fi się poruszać Tsi-Tsungga - rzekła Elena, kiedy uciekali dziewczynę z całej siły i sam skoczył za nią.
galeryjką ku schodom. Szczęśliwie wszyscy znalezli się na dole. Trochę podra
- Nie, zatrzymajcie się! - zawołał Bezimienny. - Oni są pani i poobijani, ale to bez znaczenia.
już przy twierdzy. Chyba zostaliśmy otoczeni. - Uciekamy! - nakazał Jaskari.
- Wszyscy na most! - nakazał Jori. Wkrótce wybiegli na coś w rodzaju małego ryneczku.
- Nie, my... - zaczął Jaskari, lecz również on uznał, że to Słyszeli za sobą zbliżającą się hordę i przez chwilę stali bez
jedyne wyjście. Tsi-Tsungga był do nich usposobiony wro radni. Gdzie się znajdują? W którą stronę powinni uciekać?
go, ale działał sam, więc nic nie mógł zrobić. Teraz wrogów - Tutaj! - wrzasnął Jaskari i pobiegł w kierunku naj
jest kilkuset i wszyscy znajdują się już na terenie twierdzy. bliższej, ciasnej uliczki. Reszta ruszyła za nim.
Nie wahając się dłużej, młodzi wędrowcy weszli na most. Chwilę uciekali, przez nikogo nie niepokojeni, i nagle
Tylko Berengaria stała przez chwilę przerażona wysokością uświadomili sobie, że wpadli w pułapkę. Nie wszyscy prze
i tym, że most jest taki stary. Ale Bezimienny pociągnął ją śladowcy wbiegli do twierdzy. Pewna grupa okrążyła bu
za sobą tak mocno, że o mało nie wyrwał jej ręki ze stawu. dowlę i teraz zamykała im drogę. Stała na drugim końcu
Zamknęła oczy, by nie widzieć bezdennej głębi pod sobą. ulicy, gotowa powstrzymać uciekinierów. Prześladowcy wy
glądali bardzo groznie. Podobni do Tsi-Tsunggi, wydawali
Po środku mostu Jori zachwiał się i spod jego stóp wy
padł kamień, który zleciał w dół do przepaści. Pozostali si? jednak starsi, a poza tym wszyscy byli uzbrojeni. Młodzi
obchodzili ostrożnie niebezpieczne miejsce. Przybysze nie potrafili jednak określić, co to za broń.
Pośpieszne spojrzenia za siebie, na prawo i na lewo,
- Żebyśmy się znowu nie znalezli w tej sali z posągie*11
bóstwa - mruknęła Elena - bo teraz już byśmy się chyba przekonywały młodych ludzi, że możliwości ucieczki jest
nie wydostali. niewiele. Z tyłu mogła w każdej chwili nadejść główna gru
pa pościgu, wejście w uliczkę po prawej stronie było kom
- Nie bój się - uspokajał ją Jaskari, gdy schodzili na U*
ny, położony niżej balkon. - Nasza wieża nie ma połącze" pletnie zasypane gruzem, uliczka z lewej strony okazała się
157
156
wprawdzie wolna, ale za to krótka. Po prostu ślepy zaułek. - Dziękuję - wykrztusił Jaskari i inni dziękowali rów
Woleli jednak to, niż wpaść w ręce owych nieznanych istot nież. Tylko Bezimienny pojął, że Tsi-Tsungga niczego nie
Na szczęście okazało się, że od ślepej uliczki odchodzi
rozumie, i podał mu aparacik Madragów. Tym razem Tsi-
jeszcze jakaś przecznica. Przejścia były coraz węższe i co
Tsungga się nie sprzeciwiał. Chętnie pozwolił, by umoco
raz szczelniej zasypane gruzem, w końcu musieli się za
wano mu aparacik na gołym ramieniu. Powtórzyli raz je
trzymać. Wokół siebie mieli już tylko ruiny.
szcze podziękowania, tym razem dużo serdeczniej, on zaś
- Co zrobimy? - krzyknęła Elena ogarnięta paniką.
prychał i mlaskał, że powinni się śpieszyć. Elena zapyta
Musieli zawrócić, innego wyjścia nie było.
ła, gdzie się teraz znajdują, a Tsi-Tsungga odpowiedział,
I wtedy zobaczyli jego, Tsi-Tsunggę. Stał na piętrze do
że ich powietrzny statek czeka niedaleko stąd.
mu z tyłu za uciekającymi i dawał im znaki ręką, żeby
- Uciekajcie - powtarzał nerwowo.
czym prędzej do niego biegli.
Chciał oderwać aparacik i oddać, ale Bezimienny za
Zawahali się na ułamek sekundy. On przecież także nie
protestował ruchem dłoni.
żywił dla nich szczególnie ciepłych uczuć, ale co im po
- Zachowaj go, jest twój. Chociaż tyle możemy dla cie
zostawało? Ruszyli na górę, Tsi-Tsungga wyciągnął ręce,
bie zrobić za to, że nas uratowałeś.
by pomóc Berengarii, Jaskari podniósł ją i wkrótce znala
Tsi-Tsungga rozjaśnił się w uśmiechu od ucha do ucha.
zła się na piętrze. Wspólnymi siłami zdołali się wdrapać
- Czy będę dzięki niemu rozumiał zwierzęta?
w ślad za nią. Już na górze, biegnąc z pokoju do pokoju,
- Będziesz - zapewnił Jori, ponieważ on właśnie bar
słyszeli nadciągających prześladowców.
dzo często rozumiał, co Nero chce przekazać. - Ale pil
Tsi-Tsungga trzymał Berengarię za rękę, Elena podąża
nuj go dobrze i nie pokazuj byle komu.
ła tuż za nią. Posuwali się gęsiego jedno za drugim tak,
Zielone oczy zrobiły się wielkie.
jak ich prowadził przez kolejne pomieszczenia pierwsze
- Nikomu - zapewnił. - Ale śpieszcie się.
go piętra, a potem na tym samym poziomie przechodzili
Berengaria podbiegła i pocałowała go w policzek. Po
z jednego domu do drugiego. To najwyrazniej on wybił
tem uciekła razem ze wszystkimi.
dziury w ścianach, zresztą w ogóle świetnie orientował się
Tsi-Tsungga stał w miejscu. Śledził wzrokiem gondolę,
w położeniu. W końcu sprowadził ich do jakiejś piwnicy,
dopóki nie zniknęła za wierzchołkami drzew.
a stamtąd przeszli do ruin kolejnego domu.
Kiedy nareszcie doszli trochę do siebie, Elena zapytała:
Po chwili znalezli się w kompletnie ciemnym koryta
- Czy zwróciliście uwagę, że nigdy nie widzi się tego
rzu, w którym pachniało mokrą ziemią. Brodzili po bło
wielkiego słońca, to znaczy nie widzi się go nad stolicą,
cie, wszędzie ziemia i ciemność...
teraz przecież znajdowaliśmy się bardzo wysoko i byli
Nagle uświadomili sobie, że znajdują się poza obrębem
śmy blisko niego, a jednak pozostało niewidoczne.
twierdzy. W lesie pod jakimś skalnym nawisem, tak wy'
Odpowiedział jej Armas:
sokim, że mogli stać wyprostowani.
- To dlatego, że światło jest tam wyjątkowo intensywne.
a
Wciąż przerażeni, spoglądali na Tsi-Tsunggę, który p '
Elena westchnęła:
trzył na nich ze złością.
- Jak my mało wiemy na temat Królestwa Światła.
158 159
- Owszem - przytaknął Jori. - Mama wciąż powtarza,
że to czy tamto jest tajemnicą i że za tym wszystkim kry.
je się coś wielkiego.
- Twoja mama ma rację - stwierdził Armas krótko.
Zgromadzili się wokół niego. To on kierował teraz gon
15
dolą.
- Czy wyjaśnienie tych tajemnic kryje się w północnej
części kraju? - zapytał Jaskari. OKO NOCY
- Nie wolno wam o to pytać.
Większość rodzin indiańskich mieszkała poza obrębem
- No właśnie, nie wolno pytać o rejony położone naj
miast. Tylko niektórzy z nich wybrali stolicę albo tak jak
dalej na północ, prawda? I ani o to, skąd przybyli Obcy?
rodzice Bezimiennego osiedlili się w Zachodnich Aąkach.
Ani o to, kim są.
Pewnego dnia, w parę tygodni po niebezpiecznej wypra
- Tak jest.
wie młodzieży do zrujnowanej twierdzy, wszyscy Indianie
- A czy wolno pytać o ciemność poza granicami Króle
z Królestwa Światła zebrali się u Ptaka Burzy. Jego ogród
stwa Światła? - rzekł Bezimienny.
-Nie. wypełniły wigwamy, czyli namioty zbudowane z palików
i skóry. Indianie zamierzali tu pozostać przez wiele dni, po
- Ani o Srebrzysty Las? - tym razem pytała Berengaria.
nieważ Bezimienny miał być poddany męskiej próbie i, je
- Ani o Srebrzysty Las.
śli wyjdzie z niej zwycięsko, otrzymać swoje właściwe imię.
- Ani o mur graniczny i o dochodzące z daleka żało
sne wołania? Matka chłopca uszyła piękną narzutę, na której będzie
- O to także nie. siedział samotnie na pustkowiu przez cztery dni i cztery
noce. Nie wolno mu w tym czasie ani jeść, ani pić, musi
- Ani o to, co właściwie zamierzają Obcy, ani o wiel
radzić sobie zupełnie sam, a jeśli wszystko pójdzie tak jak
ką zagadkę? - włączyła się Elena.
-Nie. trzeba, to powinien mieć w tym czasie wizje, które staną
się drogowskazami na całe przyszłe życie.
Jori spoglądał na Armasa podejrzliwie.
Chłopiec musiał przejść przez wiele ceremonii, zanim
- A czy ty znasz odpowiedz na te pytania?
-Nie. uznano, że gotów jest wyjść na pustkowia. Przed podróżą
spożywał rytualne posiłki. Wszyscy członkowie jego plemie
Wtedy wybuchnęli śmiechem. Armas również.
nia trwali w niezwykle uroczystym nastroju. Dzieci również
Wrócili do domu, każde do siebie, i wszyscy musieli
towarzyszyły obrzędom, chociaż to sprawy ze świata doro
wysłuchać wymówek swoich przestraszonych matek.
słych, do którego obecnie Bezimienny miał wkroczyć.
Nie wyjawili jednak, gdzie się podziewali. Nie starczy
ło im na to odwagi. Wielkim problemem był wybór odpowiedniego górskie
go szczytu. Przodkowie chłopca w Ameryce mieli Świętą
Górę z tak zwaną Grotą Wizji, czegoś takiego jednak we
160 161
wnętrzu Ziemi nie było. Ponadto, zgodnie ze starą trady pani głodem i zmęczeniem poddali się, ułożyli na ziemi
cją, noce powinny być ciemne i przerażać takiego młode i czekali na śmierć. I wtedy pojawiły się przed nimi wyso
go chłopca. "W Królestwie Światła jednak noc nigdy nie za ce jasne istoty, które nakazały im iść za sobą. To one do
padała. Tutaj zawsze, przez okrągłą dobę, panuje światło. prowadziły Indian do Królestwa Światła.
Dlatego postanowiono, że Bezimienny musi opuścić Tutaj zadomowili się szybko, korzystali zresztą z wiel
Królestwo Światła i udać się do Królestwa Ciemności. kiej swobody.
W dotarciu tam jednak musieli mu pomóc Obcy, ponie Bezimienny był pierwszym młodzieńcem, któremu
waż tylko oni znali drogę. To zresztą ta sama droga, którą miano nadać imię zgodnie z indiańską tradycją. Całe ple
rodzina czarnoksiężnika przybyła do Królestwa Światła. mię bowiem przestrzegało w nowym świecie swoich sta
Z grona Obcych towarzyszył chłopcu Strażnik Słońca i je rych zwyczajów.
szcze jeden o imieniu Rok. Obaj uczestniczyli też w licznych Nadeszła wreszcie oczekiwana chwila. Ptak Burzy poże
ceremoniach przygotowawczych i obaj wysoko cenili Indian gnał się ze swoimi gośćmi, zabrał syna oraz dwóch Obcych,
za ich wiedzę i rozsądek oraz poczucie godności, a także za a także wszystko, co Bezimiennemu mogło być potrzebne
to, że żyją tak blisko natury oraz licznych duchów. na pustkowiu.
Ojciec Bezimiennego, Ptak Burzy, również przybył tą Nie było tego wiele, przede wszystkim narzuta i fajka.
drogą do Królestwa Światła, lecz jej nie poznał, albowiem Owa fajka, której chłopiec nienawidził, ponieważ kiedy
i on, i jego krewni pokonali ją w głębokim śnie. raz zaciągnął się dymem, poczuł się kompletnie chory. Faj
Zgodnie z rachubą czasu stosowaną w Królestwie Świa ka jest jednak niezbędna podczas męskiej próby. Dzięki
tła Indianie pojawili się tutaj stosunkowo niedawno. niej młody człowiek może nawiązać kontakt z duchami.
W świecie zewnętrznym obowiązywały jednak inne miary Prócz tego Bezimienny miał jeszcze koszyk z wysuszonej
i według nich wydarzyło się to dawno temu. Około roku trawy, pełen różnych małych przedmiotów, pomocnych
1690 pewne plemię indiańskie zostało przepędzone ze swo przy odpędzaniu złych duchów, gdyby takie się pojawiły.
ich terenów przez Czirokezów. Ptak Burzy, który był wte
I to wszystko.
dy młodym chłopcem i dopiero co otrzymał dorosłe imiCi
Matka chłopca płakała cicho, gdy opuszczał dom. Nig-
d
towarzyszył swoim rodzicom i innym członkom plemienia
y żaden Indianin nie był zmuszony odbyć swojej męskiej
w ucieczce. Grupa liczyła nie więcej niż dwadzieścia sie
próby w takiej budzącej grozę okolicy. W dawnym świe-
Cl e
dem dusz. By przebłagać duchy, udali się do Świętej Góry,
na powierzchni Ziemi też czyhały na młodych ludzi
nie
nigdy tam jednak nie dotarli, ponieważ zgubili się w oto
bezpieczeństwa, ale były one na ogół znane. Tutaj nie
czonej złą sławą Jaskini Mamuciej w Kentucky, jedne]
" adomo nic. Królestwa Ciemności lękali się wszyscy.
z najdłuższych jaskiń świata, liczącej prawdopodobni
"latka wiedziała, że dziadek Bezimiennego pragnie, by
około trzystu sześćdziesięciu kilometrów długości. lnc B
opiec został szamanem znającym się na uzdrawianiu
0r
nie nie wiedzieli, gdzie się znajdują, zrozpaczeni schód
, ob, ponieważ nikogo takiego Indianie w Królestwie
wciąż głębiej i głębiej. Krążyli całymi dniami po ciemny
" atla nie mieli. Ona jednak tego nie chciała. W osadzie
grotach, aż w końcu kompletnie stracili orientację. Wyc
Jdują ię pr Zecież doświadczeni lekarze, zawsze gdy
s
162 163
trzeba, można uzyskać u nich pomoc. Dziadek złościł się
kyietlne zjawiska. Gwałtowne niczym błyskawice.
i nazywał ją głupią squaw, która nie powinna porównywać
_ Ojcze - szepnął Bezimienny pobladłymi wargami. - To
białego doktora z indiańskim szamanem, ponieważ pracu
burza. Jestem zgubiony.
ją oni w zupełnie odmienny sposób i w innych wymiarach.
Zgodnie z indiańską tradycją burza podczas męskiej
Zresztą dopiero na pustkowiu miało się okazać, czy
próby oznaczała kompletną porażkę. Młody człowiek zo
Bezimienny zostanie szamanem.
stał wystawiony na pogardę i lekceważenie wszystkich.
Ptak Burzy i jego syn zostali pogrążeni w głębokim śnie - Spokojnie, chłopcze - powiedział Rok. - To trwa
i przewiezieni tajemnymi tunelami do Królestwa Ciem
przez cały czas, bez przerwy, światło jednak nie może się
ności. Bezimienny nigdy tam nie był. Myślał teraz o swo
do ciebie zbliżyć, jeśli nie będziesz wzywał złych duchów,
ich przyjaciołach. Co by oni powiedzieli o lesie, w którym
które tam mieszkają.
się znalazł, czy też by się lękali? Panował tutaj głęboki
- Czy to te, które krzyczą tak żałośnie w ciche noce?
mrok. Obcy poruszali się mimo to pewnie i zdecydowa
- Tak, to właśnie one. To są pokutujące dusze z Ziemi.
nie wiedli ich w górę. Bezimienny czuł pod obutymi
Bezimienny nie słyszał nigdy o chórze umarłych czarno
w mokasyny stopami grube korzenie, rozpoznawał suro
księżników. Mori jednak, gdyby tu był, rozpoznałby podo
wy zapach ziemi i mokrych od deszczu drzew.
bieństwo w brzmieniu skarg. Chociaż chór czarnoksiężni
Nikt nic nie mówił.
ków zawodził żałosną pieśń, a ci tutaj wydawali jedynie
Zupełna cisza panowała do chwili, gdy Bezimienny
wysokie, głuche okrzyki. Ptak Burzy stał przygnębiony.
przystanął gwałtownie. Inni zatrzymali się również.
Nie chciał zostawiać syna w takim strasznym miejscu.
- Widzę jakieś światło w oddali - szepnął. - Słaby stru
Dawno temu Ptak Burzy rozmawiał z synem o swoim
mień światła.
imieniu. Nie miało ono nic wspólnego z burzą ani pioru
- To blask odbity znad naszego królestwa - odparł je
nami podczas jego męskiej próby. Zostało mu nadane na
den z Obcych z uśmiechem. - Teraz widzisz, jak daleko
pamiątkę Wielkiego Ptaka, który istniał w Starym Świe
od domu jesteśmy.
cie, na powierzchni Ziemi.
Po chwili Bezimienny znowu przystanął.
Bezimienny wciąż jeszcze zachował ciepłą i gładką
- Ja coś słyszę...
skórę po gorącej kąpieli, jakiej musiał się poddać w domu,
- To te istoty, które mieszkają w lesie. Nie bój się, znaj
ty się oczyścić przed spotkaniem z duchami. Teraz miał
dujemy się wysoko ponad nimi.
na sobie jedynie mokasyny i otulił się ową piękną narzu
W końcu doszli do stromej góry. Powietrze stało nie
ta matki. Kąpiel w parze była straszliwie gorąca. Wiedział
ruchome, ciemności były gęste, nieprzeniknione.
jednak, że owe białe gorące obłoczki w specjalnie w tym
Ce
Oprócz... lu zbudowanym szałasie to mowa duchów. Dlatego wy
Znowu dostrzegał jasny promień znad Królestwa Świa dymał i wdychał możliwie jak najwięcej gorącej pary.
tłości. Widział jednak coś jeszcze.
W Krainie Ciemności było chłodniej niż w Królestwie
or
Czarne góry. Tam, ponad sterczącymi szczytami i g '
Światła, ale trudno to nazwać zimnem. Trzej dorośli męż-
cz
skimi przejściami, od czasu do czasu przetaczały się jakieś
yzni wyszukali miejsce, na którym miał siedzieć, osło-
164 165
nięte ze wszystkich stron. Usadzili go, pomogli otulić się li przynajmniej jasne dni pomiędzy okresami ciemności.
narzutą i poszli. Mieli powrócić po czterech dniach. On musiał przetrwać sam w wiecznej nocy.
Ostatnie słowa ojca do syna brzmiały: Żar z fajki rozjaśniał maleńki fragmencik pustkowia.
- Zwracaj uwagę na wszystko, co widzisz. Twoje imię Tutaj w górze, gdzie siedział, Bezimienny miałby szero
zostanie utworzone na podstawie tego, co tu przeżyjesz. ki widok, gdyby nie ciemność. Niestety, jedyne, co dostrze
Bezimienny, przejęty powagą chwili, w milczeniu ski gał, to mdła poświata nad Królestwem Światła. Natomiast
nął głową. po drugiej stronie rozciągał się łańcuch czarnych gór, nad
Tak więc został sam. którymi od czasu do czasu przetaczał się błysk światła
i z których niekiedy dochodziły owe zawodzące wołania.
Ciemność podpełzała coraz bliżej. A za ciemnością pod
chodziło pustkowie. Wkrótce stal się jego częścią. Dzwięki Jakim sposobem zdoła nawiązać kontakt z duchami?
dochodzące z położonego w dole lasu przerażały go. Starał
Fajka. Zmęczenie. Głód.
się ich nie słyszeć. Skulił się i naciągnął narzutę na głowę.
Mógł tylko czekać.
Po jakiejś godzinie wyjął fajkę oraz tytoń sporządzony Żałosne nawoływania rozpraszały go. Do tego jednak
z czerwonej kory, ojciec przyniósł go ze Starego Świata. Gli nie wolno było dopuścić. Musiał za wszelką cenę przestać
niana fajka również miała czerwoną barwę. Przechodziła ona myśleć o krzykach.
z pokolenia na pokolenie, a używanie jej było wielkim hono
Ale to nie takie łatwe.
rem. Fajka stanowiła więz pomiędzy Wielkim Duchem Wa-
Mijały godziny. Bezimienny skulił się pod swoją narzu
kan Tanka i ze wszystkimi dobrymi duchami. Dym, który
tą, fajka już zgasła, trzeba oszczędzać tytoń.
teraz chłopiec wydychał, był jego mową skierowaną do du
W grupie swoich towarzyszy Bezimienny był najstar
chów, a ten, który wciągał do płuc, byl ich głosem i ich siłą
szy. Wiedział, że wszyscy traktują go z szacunkiem, że jest
Bezimienny wiedział, że krewni Joriego i Jaskariego, autorytetem nie tylko dla Berengarii. Teraz czuł się mały
znani czarnoksiężnicy, również mieli za pomocników du i bezradny.
chy. Znajdowały się teraz w Królestwie Światła, chociaż
Musi zebrać całą odwagę. Musi sprostać zadaniu.
on nigdy ich nie widywał. Natomiast czarnoksiężnicy
Dziadek i ojciec powiedzieli, że ta chwila jest najważ
Mori i Dolg zostali po tamtej stronie Wrót. Wszyscy mar
niejsza w życiu Indianina. Że to uroczystość nie mająca
twili się z tego powodu, również duchy. Tak mówiono.
sobie równej. Że człowiek poznaje wtedy całą historię ple
Fajka została zapalona. Bezimienny zebrał całą odwa mienia, staje się jej częścią, a także częścią nieba i ziemi
gę i zaciągnął się mocno. oraz tego, co na tej ziemi żyje i się porusza.
Nie było tak zle jak za pierwszym razem. Zaciągnął się Ale Bezimienny niczego takiego nie odczuwał.
ponownie, tym razem głębiej, i zakręciło mu się w głowie>
Głosy dochodzące z lasu stawały się coraz głośniejsze.
poczuł dym aż w żołądku.
Chłopiec nie wiedział, czy wolno mu wstać, ale mimo
0
Ale to dobrze. Dziadek i ojciec zapev niali, że dym p ' Wszystko zrobił to. Spojrzał w dół i pospiesznie wrócił na
może mu wprawić się w trans. ^oj e miejsce.
Żeby tylko nie było tak ciemno. Dziadek i ojciec mie' W oddali dostrzegł ognisko, jakby znajdowała się tam
166 167
wioska czy też może obozowisko grupy nomadów. Jsfje lo dobrą chwilę, zanim zrozumiał, co to.
potrafił tego określić.
Okolica zalana była światłem. Widział wokół siebie
Z głośno bijącym sercem skulił się znowu w swojej nie eóry- Widział rośliny pokrywające zbocza. I stwierdził, że
wielkiej niszy. Cały omotał się narzutą.
nie jest już sam.
- Duchy - szeptał, ponieważ nie był w stanie mówić gło Jakieś zwierzę, które to przystawało, potrząsając głową,
śno. - Duchy, wysłuchajcie mnie w mojej samotności. powoli, jakby z namysłem, to znowu chodziło czujnie po
O ty, Duchu Gór, który nosisz szary płaszcz, przemów do małym płaskowyżu, na którym siedział Bezimienny. Ta
mnie w tę długą, ciemną noc. Duchu Drzewa, ty, który da kich zwierząt w Królestwie Światła, w którym Bezimien
jesz nam cień i płonące światło, ty, który dajesz nam wie ny się urodził i wychował, nie było. Mimo to one istniały,
le z tego, czego potrzebujemy, przybądz do mnie i daj uko Bezimienny widział je na obrazku.
jenie mojemu niespokojnemu sercu. Duchu Nieba, okryj
Miał oto przed sobą niedzwiedzia.
mnie swoją uwagą jak ciepłym płaszczem. Duchu Wody,
Serce biło mu głośno. Próbował stać się niewidzialny,
poznaj moje pragnienie i nie potęguj go, pozwól, by na
nikt mu nie mówił, że te wielkie zwierzęta żyją w Króle
czynie pełne twojej życiodajnej ochłody stało przede mną,
stwie Ciemności.
kiedy wrócę stąd do domu. Duchu Zwierząt, wskaż, jakie
Czy powinien potrząsnąć swoim koszyczkiem z trawy,
zwierzę da mi siłę. A ty, wielki Wakan Tanka, prowadz
by przestraszyć przybysza? Czy kiedy bestia go dostrze
mnie właściwą drogą, spraw, bym był ciebie godzien.
że, nie będzie jeszcze gorzej?
Ciemność i cisza spowijały szczyty gór. Ani jeden Światło było takie ostre, takie migotliwe, że nie mógł
podmuch wiatru nie pojawił się pośród skał. Dziadek opo na nie patrzeć. Oczywiście oczy miał po długiej nocy nie
wiadał o kunach i kojotach, ale czyż tego rodzaju zwie przywykłe.
rzęta istnieją tutaj? Czy w ogóle jakieś stworzenie mogło Ale co się stało z niedzwiedziem?
by go zaatakować?
Już go teraz nie widział.
Bezimienny nie wiedział już, czy minęły dni, czy lata. To, co Bezimienny przed chwilą zobaczył, to było je
Kiedy głód dawał o sobie znać, młody Indianin zaciągał się go zwierzę. To zwierzę, które każdy człowiek ma sobie
dymem z fajki. Wyobrażał sobie, że duchy go słuchają- On Przypisane. Niedzwiedzia Indianie uważają za bardzo
słyszał je również jako coś nieokreślonego. Czasami by szlachetne zwierzę opiekuńcze. Bezimienny uświadomił
t0
nawet pewien, że to tylko wyobrażenie, powstające w je' sobie z radością.
go duszy. Ciało bolało go od siedzenia w jednej pozycji
Usiadł i wpatrywał się w stronę Królestwa Ciemności.
Wl
dzień za dniem, jednak słabo sobie ten ból uświadamiał- dzial przed sobą bezkresne lasy, a nieco bliżej drzewa,
Popadł w jakieś przypominające śmierć odrętwienie, wy
, blade, jakby wyrastały pod ziemią. Wysokie, strome
Cl an
wołane zmęczeniem ciała i tytoniowym dymem.
y gór. Próbował określić, gdzie poprzedniego wie-
cz
Pózniej otrząsnął się, jakby trochę doszedł do siebie- ra widział ogniska.
l
Znajdował się w dziwnym zamroczeniu, mimo to czuwa " przedniego wieczora... Bezimienny nie miał pojęcia,
Nagle stwierdził, że coś się wokół niego zmieniło. Trw czasu upłynęło, odkąd tu przyszedł, Zamroczenie mo-
168 169
gło trwać krótką chwilę, ale równie dobrze całą dobę
dy i sierp księżyca dokładnie taki, jaki dziadek widywał
z
Mógł mieć przed sobą jeszcze bardzo długie oczekiwanie
starym świecie.
w
mogło się też zdarzyć, że ojciec i Obcy zapomnieli o nim
Nagła odmiana. Mroczne tajemnice znajdują się teraz
bardzo dawno temu.
coraz bliżej. Statek, który mknie w powietrzu. Nowe wi
To była straszna myśl.
nę: wielkie... Co to jest? Laboratorium, tak blisko niego...
Wibrujące światło zniknęło. Z ponurym westchnieniem
żal i podniecenie. Istoty poruszające się wewnątrz. On je
rozejrzał się znowu. Nie zdążył jeszcze spojrzeć w stronę
rozpoznaje...
czarnych gór, albo może nie chciał tam patrzeć, w każdym
Wizje przesuwały się w oszałamiającym tempie, szybciej,
razie wdzięczny był losowi, że nie musi tego robić. Może
coraz szybciej, dawne wydarzenia na prerii, przemieszane
zresztą właśnie chodziło o to, by tego nie robił?
z indiańskimi tajemnicami, jakiś głos wołający w wielkiej
Nie, cóż on sobie wyobraża? Że już nawiązał porozu
ciemności, która go otacza:  Nie możesz zostać szamanem,
mienie z duchami i to one decydują, co jest dla niego naj
ponieważ nie masz nauczyciela. Mimo to sprawisz, że twoi
lepsze? Nie powinien wmawiać sobie takich rzeczy.
przodkowie będą z ciebie dumni". Potem pojawiły się sce
Z uczuciem, że nie jest już tutaj sam, pogrążył się po ny z Królestwa Światła. Wiele z nich rozpoznawał, inne by
nownie w drzemce czy też w transie, czy może w przy ły całkiem nowe, nieznane, na przemian przerażające, pięk
pominającym śmierć śnie. Nie wiedział, jak to okre ne, pełne napięcia, smutne i radosne.
ślić. Płuca miał pełne szarego tytoniowego dymu, w gło
Potem wszystko eksplodowało. Stało się jedną przej
wie mu się kręciło, w mózgu zaczynały się pojawiać dziw
mująco wyrazistą wizją. Tak intensywną, że Bezimienny
ne obrazy.
usiadł i wrzasnął:
Albo... Czy naprawdę spal? Czy snem jest to wszystko,
-Nie!
co przetacza się przed jego wzrokiem? Był tak zmęczony,
Obudził się.
że nie potrafił sobie odpowiedzieć. Wszystko wydawało
Wciągał głęboko powietrze, próbując się uspokoić i zro
się takie prawdziwe, takie rzeczywiste.
zumieć, co się stało. Kiedy się nad tym zastanawiał, ostatnia
Bezimienny patrzył na świat, którego nie znał. Nie do
wyrazna wizja rozwiała się niby poruszona wiatrem mgła.
końca to rozumiał. Prawdę powiedziawszy, nie rozumiał
Rozdygotany otulał się swoją piękną narzutą. Wciąż
prawie nic. Ale przecież te oderwane obrazy muszą się
Próbował zebrać myśli, uświadomić sobie, co się stało,
w jakiś sposób ze sobą łączyć.
gdy nagle usłyszał, że ktoś idzie po płaskowyżu.
Widział człowieka, który został pochowany w lesie-
I rzestrach natychmiast ustąpił miejsca uldze.
Twarz jego była jednak żywa, choć oczy miał zamknięte-
jciec. I dwóch Obcych.
Jakaś nieprawdopodobnie piękna mała dolinka z wodo
* No i jak poszło, synu? - zapytał Ptak Burzy.
spadem i niebieskimi strumykami, zielone kotlinki, pe l n
~ Czy mogę dostać trochę wody? - poprosił Bezimien-
żółtych kwiatów, i małe istoty poruszające się tak leKK '
y matowym głosem.
że ledwie dotykają ziemi.
bezimienny musiał wobec zebranych gości zdać spra-
e
Widział niebo usiane migotliwymi punkcikami- AJW
ze swego czuwania w górach. Przybyli tutaj najstarsi
170
171
członkowie plemienia, którzy jednak wyglądem wcale nie dziadku, też proszę o wybaczenie. Nie okazałem się god
różnili się od młodych. Zjawił się również Wódz. Bezi ny, duchy odwróciły się ode mnie.
mienny poprosił, by wolno mu było przyprowadzić na Znowu nastało długie milczenie. W końcu starsi plemie
inicjację swoich towarzyszy. Był to przecież jakby j g nia zaczęli o czymś między sobą szeptać, a reszta zebra
e 0
chrzest, niezwykle uroczysty moment w życiu. nych czekała, aż szacowna grupa skupiona wokół wodza
Rozumiało się samo przez się, iż Bezimienny, gdy do uzgodni swoje poglądy.
rośnie, powinien ożenić się z indiańską dziewczyną. Nic Dziadek chłopca podniósł się wolno z miejsca i stanął
innego nie wchodziło w rachubę. Matkę chłopca niepoko
przed nim.
iła więc jego przyjazń z białymi dziećmi, zwłaszcza zaś
- Synu mojego syna - zaczął głosem drżącym z przeję
z dziewczynkami, mieszkającymi najbliżej, a już specjal
cia. - Czy ty właściwie zdajesz sobie sprawę, o czym mówi
nie z małą Berengarią, która go uwielbiała. Ale, oczywi
twój język? Czego ty się spodziewałeś, że duchy staną
ście, wciąż jeszcze byli dziećmi, cieszyła się więc, że syn
przed tobą i będą cię poklepywać po ramionach? Czy na
ma kolegów i przyjaciół.
prawdę możesz tak nie doceniać Wakan Tanka? Czyż nie
Bezimienny kilkakrotnie przełknął ślinę, zanim zaczął widziałeś swego zwierzęcia? Nie słyszałeś głosu, który do
mówić. ciebie przemawiał? Czyż ciemność nie opuściła twoich
- Boję się, że nie wszystko poszło, jak trzeba - zaczął oczu? Czy nie widziałeś ziemi i nieba w miejscach,
cicho. - Nie przeżyłem żadnego spotkania z duchami. których nigdy nie odwiedziłeś? Czyż nie widziałeś zarów
Potem rozpoczął swoją opowieść o niedzwiedziu no tego, co minione, jak i tego, co teraz trwa, a nawet te
i o tym, jak wygląda Królestwo Ciemności. W każdym ra go co przyszłe? To prawda, że nie zostaniesz szamanem,
zie ta jego część, którą widział. O swoich wizjach, przede jak marzyłem. Zaprawdę jednak jesteś wybrany, a duchy
wszystkim tych, mających coś wspólnego z życiem Indian dotykały cię bardziej, niż to czyniły w stosunku zarówno
na prerii, a także o części wizji, dotyczących królestw do twojego ojca, jak i do mnie. Mędrcom plemienia łatwo
Światła i Ciemności. Kiedy jednak doszedł do ostatnich by! znalezć odpowiednie dla ciebie imię, bowiem otrzy
przeżyć, umilkł. małeś dar widzenia w ciemnościach. Otrzymujesz tedy
imię niezbyt odmienne od dawnego. Od tej chwili twoje
- Tak, synu, słuchamy - zachęcał go Ptak Burzy. - Co
imię brzmieć będzie Oko Nocy.
chciałeś nam opowiedzieć?
Bezimienny spojrzał na obu Obcych, siedzących wśród Po kolejnym uroczystym dniu goście zaczęli się żegnać,
innych gości na trawniku w pięknym ogrodzie. On i Ob strażnik Słońca i Rok wyszli zamyśleni przez bramę
cy długo patrzyli sobie w oczy. ogrodu.
Potem chłopiec zwrócił się znowu do starszyzny, -On wie - stwierdził Rok. - Nie jest to jeszcze dla nie-
tam siedzieli również jego ojciec i dziadek. o całkiem jasne, ale on wie.
- Nie - powiedział beznamiętnym głosem po dłvgieJ' - Tak - potwierdził Strażnik Słońca. - A więc mamy je
bardzo długiej przerwie. - Nie, już nic. To tylko taK lcze jednego.
c i e
dziwne sny. Wybacz mi, ojcze, że zawiodłem. I Owszem. Jest jednym z tych, których wybieramy.
172 173
A co z resztą młodych? Co z jego przyjaciółmi z rodziny
czarnoksiężnika?
- Są zbyt niedojrzali. Za mało jeszcze o nich wierny
- Tak to jest. - Rok westchnął. - Powinniśmy tutaj mieć
czarnoksiężnika i jego syna. To prawdziwa tragedia, że-
CZŚĆ CZWARTA
śmy ich utracili.
-Tak.
Poszli dalej pogrążeni w myślach. Wielu z wizji młode
go Indianina nie rozumieli. Na przykład nie wiedzieli, co
ROZWAŻANIA MAODYCH
może oznaczać grób w lesie, w którym znajduje się żyjąca
istota. Ani czym jest piękna dolina z wodospadami, poro
O MIAOŚCI
śnięta żółtym kwieciem. Skąd pochodzą tego rodzaju wizje?
Właściwie to wielka szkoda, że na uroczystości nie by
ło rodziców białych przyjaciół chłopców. Taran, Uriel
i Villemann by zrozumieli. A w każdym razie domyślili
by się sensu wizji chłopca. Wciąż bowiem żyli nadzieją.
Może udzieliliby Obcym ważnych wskazówek?
Rok jednak i Strażnik Słońca nie pojmowali niczego.
Odwrócili się jeszcze raz i pomachali na pożegnanie
gospodarzom, którzy wciąż dziękowali im serdecznie za
tak wiele wsparcia w ceremonii wprowadzenia syna do
świata dorosłych.
Obaj Obcy wsiedli do gondoli, która szybko przenio
sła ich na północ, do tamtejszych okrytych tajemnicą re
jonów.
16
ELENA
Theresa, teraz młoda niczym trzydziestolatka, wraz ze
swoim równie młodzieńczym mężem Erlingiem wysiadła
z gondoli powietrznej przed bramą domu Taran. Zostali za
proszeni na przyjęcie urodzinowe. Czworo równolatków:
Jori, Jaskari, Elena i Armas, połączyło swoje dziewiętnaste
urodziny i miały one być obchodzone u Joriego. Zmienia
ło się to z roku na rok, tym razem Taran przyjmowała u sie
bie całą radosną i dość wymagającą gromadkę.
Theresa była szczęśliwa jak nigdy przedtem. Cieszyła
się, że Erling może ją oglądać taką młodą i pociągającą.
Wprawdzie kiedy spotkali się po raz pierwszy, nie była
o wiele starsza niż teraz, ale wtedy przygniatały ją zmar
twienia, była zgaszona, blada i, aż strach teraz o tym po
myśleć, posiniaczona przez swego ówczesnego męża księ
cia Adolfa. Teraz stała się ładniejsza niż kiedykolwiek
przedtem i w pełni zdawała sobie z tego sprawę. W daw
nym życiu Theresa nigdy nie była wielką pięknością, uwa
żała więc, że zasłużyła sobie na tę przyjemną przemianę.
Erling również odzyskał dawną urodę. Theresa wiedzia-
a
bardzo dobrze, że w latach młodości miał wielkie powo
żenie u kobiet, ale wtedy ona jeszcze go nie znała. Teraz
dochowywał jej absolutnej wierności, nie miała co do tego
na
J mniej szych wątpliwości. Takie rzeczy po prostu się wie.
~ Mamy wspaniałe dzieci i wnuki - uśmiechnęła się do
BCŻa.
177
A
- Masz rację - potwierdził Erling. - Wszyscy są napraw one się wkrótce usamodzielnią... Dobry Boże...
dę cudowni. Theresa wyprostowała się, zapomniała o róży, którą
Dzieci chodziły do szkoły, teraz już do wyższej, ale dopiero co podziwiała.
właśnie miały ferie. - Co się stało? - zapytał Erling.
Erling otworzył furtkę. Żadne z nich nie wspomniało - Dlaczego myśmy o tym nie pomyśleli wcześniej? Cóż
o tym, o czym oboje myśleli. Szczerze mówiąc, dwoje za idioci!
wnucząt przysparzało im nieco zmartwień. Berengaria - Z pewnością od czasu do czasu bywamy niemądrzy,
płocha i roztrzepana, oraz bardzo do niej podobny Jori. ale co teraz masz na myśli?
Najgorsze, że w realizację swoich szalonych pomysłów - Po prostu uświadomiłam sobie, co sprawia, że ona
wciągali resztę młodzieży. ciągle ma nadzieję. "W każdym razie jeśli chodzi o Dolga.
Że też ten chłopiec w najmniejszym stopniu nie prze - A ja wciąż tego nie rozumiem.
jął spokoju Uriela, wzdychała często Theresa. Natomiast - Czy nie pamiętasz, że dopóki żyje Dolg, żyje rów
szaloną naturę Taran odziedziczył w całości. nież Nero? I odwrotnie. Oni mogą umrzeć tylko razem.
- Zjawił się też Armas, jak widzę - ucieszył się Erling. Erling stał bez ruchu.
- W takim razie możemy być spokojni. On utrzyma po - Rzeczywiście, zapomniałem o tym - rzekł matowym
rządek. On, Jaskari, a także Elena stoją obiema nogami głosem.
na ziemi. Podobny charakter ma Oko Nocy i, jak widzę,
- Och, Dolg, mój kochany Dolg - jęknęła Theresa. -Jak
on też już przyjechał.
mało go znaliśmy. Dlatego pewnie też kochaliśmy go naj
- Jaka to wspaniała gromadka - zachwycała się There bardziej z całej trójki wnuków.
sa, stojąc na ogrodowej alejce, wysadzanej pięknymi róża
- Z pewnością. Tak trudno było go zrozumieć, a poza
mi. - Żeby tylko nie wymyślili czegoś, co wystawi cierpli
tym zdawaliśmy sobie sprawę, jaki los go czeka.
wość Obcych na próbę.
- I nie koniec na tym. Kto mógł sobie wyobrazić, że to
- Miejmy nadzieję, że będą panować nad temperamen właśnie on i Mori nie będą mogli przekroczyć Wrót.
tami. A jak się czuje Tiril?
- Przeklęci rycerze! Ich straszne łapy wyciągają się za
- Myślę, że dobrze - odparła Theresa, gładząc dłonią nami aż tutaj - powiedział Erling z goryczą. - Czy na
dorodny bladoróżowy kwiat - ale ona nigdy nie zapomni. prawdę nie ma żadnej możliwości, by ktoś z nas mógł
Erling przystanął również. wyjść na Ziemię i podjąć poszukiwania?
- Myślisz, że nie zamierza wyjść ponownie za mąż? - Żadnej, absolutnie żadnej. Tiril przecież tyle razy py
- Starających się ma kilku, ale dla niej istnieje tylko tała, próbowała dosłownie każdego sposobu, ale ja myślę,
Ze
Mori. Żaden inny mężczyzna nie może się z nim równać ona nie zapomniała tak jak my o tej sprawie z Dolgiem
0
- Czy nie mogłaby się zgodzić na kogoś chociaż w p ' ' Nerem.
łowię tak dobrego? Ciągle się boję, że ona w końcu p"
~ Zastanawiam się, czy mimo wszystko Obcy nie mo
prosi o to, by mogła umrzeć.
gliby podjąć poszukiwań?
- Dopóki ma dzieci i wnuki, to chyba nie, ale przecież
~ Chodzi ci o to, czy oni nie mogliby wyjść jakimiś wła-
178 179
snymi drogami? Cóż, na to nie mamy wpływu... Wszyscy natychmiast przystali na propozycję, tylko
Z domu rozległo się wołanie Taran: Jori, który niechętnie brał udział w nazbyt spokojnych
- Jeśli napodziwialiście się dość już moich pięknych przedsięwzięciach, zawołał, że najlepiej będzie, jeżeli wy
róż, to może moglibyśmy zacząć przyjęcie? Jori od dłuż ruszą jego nową gondolą, którą dostał na urodziny. To
szego czasu stara się spróbować śmietankowego tortu. całkiem nowy typ gondoli, porusza się zarówno w powie
- O mój Boże, a ja myślałam, że on jest zbyt dorosły trzu, jak i na wodzie. Jori cieszył się ogromnie z prezen
na takie rzeczy - uśmiechnęła się Theresa do Erlinga. tu i niechętnie zostawiłby pojazd w domu.
- Mam do ciebie prośbę: nie mówmy na razie nic na te Ów pomysł Joriego miał im wkrótce uratować życie,
mat Dolga i Nera, dobrze? ale na razie jeszcze o tym nie wiedzieli.
- Nie, oczywiście, że nie. Przecież i tak chyba tylko Tiril To podniecające być poza domem w porze snu, zwła
zdaje sobie sprawę z tego, co oznacza fakt, że Nero żyje. szcza że surowo przestrzegano zasad, cała społeczność
- I nic dziwnego, że nigdy się z nim nie rozstaje. O mój musiała się im podporządkowywać, w przeciwnym razie
Boże, iluż to młodych gości się zebrało! Myślisz, że to nie bowiem powstałby w kraju trudny do opanowania chaos.
będzie zbyt męczące? Młodzi ludzie jednak zawsze uwielbiają nocne spacery
- To są ich szkolni koledzy. Cała trójka naszych wnu i fakt, że w Królestwie Światła nigdy nie zapada zmrok,
ków chodzi przecież do tej samej klasy. Tylko Armas uczy nie miał tu nic do rzeczy. Ta noc była zresztą wyjątkowa,
się w szkole Obcych w północnej części kraju. Odwagi, poza tym mieli pozwolenie rodziców. Tylko Rafael
Thereso, nie jesteśmy jeszcze tacy starzy. i Amalie trochę protestowali. Berengaria nie skończyła je
szcze szesnastu lat. Miała jednak swoje sposoby, żeby
- No pewnie - roześmiała się Theresa. - Patrz, idzie Ti
przekonać rodziców, więc wkrótce i oni się zgodzili.
ril z Nerem, zaczekajmy na nich.
Kiedy znalezli się już nad rzeką i pojazd Joriego delikat
Urodzinowe przyjęcie minęło spokojnie i większość go nie osiadł na połyskującej złotem wodzie, stwierdzili, że po
ści rozeszła się już do domów. Wszyscy byli podnieceni wietrze jest tej nocy dziwnie czyste, a wokół panuje niezmą
i radośni. Zostało tylko sześcioro przyjaciół, którzy nie cony spokój. Nie było w tym świecie błękitnego nieba,
chcieli się jeszcze rozstawać. Ktoś wpadł na pomysł, by wy które mogłoby się odbijać w wodzie, wszędzie panowało
brać się na niewielki spacer, co wszyscy przyjęli z radością- Złociste światło. Glosy dzwięczały donośnie, na wzgórzach,
z
a plecami spacerowiczów, leżały pogrążone we śnie zabu
Taran też się ucieszyła, że wyszli, będzie mogła spokoj
dowania. Okna w domach szczelnie pozamykano, nikt nie
nie posprzątać po orgii obżarstwa.
m
gł widzieć młodych, którzy odważnie wędrowali w górę
Co prawda zbliżała się pora snu, ale któż by się przej
rZe
ki- Berengaria była ogromnie podniecona.
mował takimi sprawami w czasie ferii szkolnych, zwłaszcza
że przecież w tym kraju światło trwało przez całą dobę.
Nagle Elena przystanęła.
- Chodzcie, pójdziemy brzegiem Złocistej Rzeki - rzeKJ
~ Cii! Słyszeliście?
Armas. - Nie byłem tam już bardzo dawno, a w ogóle to
Rzeczywiście, przystanęli i zaczęli nasłuchiwać jakichś
zawsze miałem ochotę zobaczyć, skąd ona wypływ*-
^ropnych,  śmiertelnych jęków", dochodzących z daleka.
180
181
- Tutaj słychać je dużo wyrazniej niż w domu na Za ą część twarzy.  Obetnij to" - powtarzała mama.  Obe
n
chodnich Aąkach - rzekł Oko Nocy. tnij to" - mówiła Taran i wielu innych, którzy sądzili, że
- Masz rację - potwierdził Jori. - Złocista Rzeka znaj wiedzą lepiej, Elena jednak nie chciała ostrzyc włosów.
duje się bliżej Ciemności. Ona chciała wyglądać tak jak Berengaria.
Berengaria wsunęła dłoń w rękę Jaskariego. Spoglądała teraz na swoją piękną wyjściową sukienkę
- Myślicie, że oni mogą tutaj przyjść? z delikatnego materiału w zielony, niebieski i złoty wzór,
długą do kolan. Bardzo piękna sukienka, wszyscy to mówi
- Oczywiście, że nie - odparł Jaskari. - Nie przedosta
li, ale tak naprawdę to zachwycali się ogniście czerwoną
ną się przecież przez mur.
sukienką Berengarii. Tego dnia Elena umalowała wargi.
Ruszyli znowu. Znajdowali się teraz bardzo daleko od
Zrobiła to bardzo dyskretnie i delikatnie, prawdopodob
domu. Dalej niż kiedykolwiek w tym kierunku zaszli, nie
nie teraz nic już z tego nie zostało, a ona ma twarz czer
widzieli już stąd swojej osady. W ogóle żadnej osady.
woną i wszystkie wypryski na brodzie i policzkach wyra
Elena szła z tyłu za innymi i przyglądała im się
znie widoczne, zaś ufne oczy spoglądają dokładnie tak jak
w ostrym, złocistym świetle nocy. Patrzyła na małą sylwet
zawsze, bez cienia wdzięku czy uwodzicielskiej kokieterii.
kę Berengarii i wzdychała w głębi duszy z goryczą. Mama
Berengarii jest duża i niezdarna, myślała. Córka jednak
Solidna Elena, pospolita Elena. Gdyby stanęła na ja
odziedziczyła urodę po swoim pięknym, romantycznym,
kimś neutralnym tle, po prostu nie byłoby jej widać, ni
delikatnie zbudowanym ojcu, Rafaelu. Moja matka jest
czym by się nie wyróżniała. Wygląd decyduje o wszyst
drobna i krucha, we wszystkich mężczyznach budzi in
kim. O wszystkim, myślała rozżalona.
stynkty opiekuńcze. Jest śliczna jak rzadko kto, ta moja
Chłopcy w grupie... podkochiwała się w nich po kolei, żad
mama Danielle. Ja natomiast wszystko wzięłam od ojca,
nemu, oczywiście, o tym nie wspominając ani słowem. Była
dużego i silnego chłopskiego syna. Bardzo kocham tatę, ale
by głupia, gdyby coś takiego zrobiła. W szkole jej kuzyni mie
dlaczego los jest taki niesprawiedliwy? Dlaczego człowiek
li wielkie powodzenie u dziewcząt, zresztą w ogóle byli bar
może się urodzić z talią podchodzącą pod ramiona i bio
dzo popularni i tylko przy takich okazjach jak dzisiejsza, kie
drami jak wyciosanymi z ciężkiej kłody drewna?
dy zbierała się cała rodzina, młodzi mogli być znowu razem.
 Bądz tylko miła i pogodna, a wszyscy będą cię lubili Dlaczego dzieciństwo musi się kończyć? Za kilka lat
- powtarza zwykle mama na pociechę, ale to przecież kłam rozejdą się w różne strony.
stwo. Jaka dziewczyna chciałaby być lubiana za to, że jest
Kuzyni nie mieli pojęcia o tym, że Elena tak zle myśli
0
godna zaufania i sympatyczna, natomiast nie budzi żadnego
sobie samej. W ogóle nie przychodziło im do głowy nic
na
zainteresowania chłopców. Kto chciałby mieć takie włosy- temat talii pod pachami ani kanciastych bioder. To by
Mimo woli Elena przeczesała palcami swoją gęstą, kę ty jej wymysły, na dodatek mocno przesadzone. Jeśli
dzierzawą grzywę. Podziwiała ciemne, falujące włosy be ^ ogóle o niej myśleli, to na ogól coś w rodzaju, że to
Zn
rengarii i bardzo chciała mieć takie same. Ale ona nosił akomita dziewczyna, powinna się tylko ostrzyc.
na głowie trudny do rozczesania gąszcz, który spływał n
Tej nocy jednak Elena szła i rozmyślała o swoich czte
plecy i sięgał niemal do talii, a z przodu przesłaniał znać
ro kuzynach i przyjaciołach. Wspominała, co było daw-
182 183
niej. Jori... Mogli mieć wtedy po piętnaście lat. Podczas ja
Armas ratuje ją z jakiejś okropnie niebezpiecznej sytuacji
kiegoś przyjęcia znalezli się sami w pustym pokój a Wtedy
albo jeszcze lepiej na odwrót - że to ona ratuje go w ostat
Jori zaczął mówić o sprawach związanych z miłością, o tym
niej chwili od śmierci, wtedy on zarzuca jej ramiona na
co dorośli robią ze sobą po ślubie i w ogóle. Elena była kom
szyję, patrzy na nią i szepcze coś niebywale tajemnicze
pletnie nieprzygotowana na coś takiego, więc przeważnie
go, co dotyczy tylko ich dwojga.
milczała. W końcu Jori położył się na kanapie z rękami pod
Po jakimś czasie te fantazje, które snuła za dnia, zaczęły
głową i skrzyżowanymi nogami, leżał tak, patrzył w sufit
jej się śnić po nocach, że na przykład znajduje się w domu
i mówił głośno:  Wiesz, Eleno, jestem okropnie ciekawy, jak
zawładniętym przez duchy i Armas przychodzi, by ją ura
się to wszystko odbywa, co się wtedy mówi i jak to jest mieć
tować. Biegnie z nią przez pokoje, jak najdalej od strasznej,
dziewczynę?" Elena nie była w stanie odpowiedzieć. Wtedy
budzącej grozę bestii, której nigdy nie widzieli. Uciekają
on usiadł i objął ją.  Czy mógłbym spróbować, Eleno? Mógł
z domu do lasu, nagle znajdują się na ziemi, a wtedy on...
bym poczuć, jaka jest w dotyku skóra dziewczyny?"
Elena zarumieniła się na samo wspomnienie tego, co
Ona ze zdumienia przestała oddychać, zerwała się
tam miało zajść. On dotknął jej dłonią, a ona natychmiast
z miejsca i uciekła. Potem żałowała okropnie i długo o nim
poczuła, że...
myślała. Robiła wszystko, żeby znowu znalezć się z Jorim
Nie, nie chciała o tym nawet myśleć. Obudziła się wte
sam na sam, ale nigdy jej się to nie udało. Teraz była rada,
dy, to było okropnie nieprzyjemne i zawstydzające prze
że tamta sprawa tak się skończyła. Nigdy nie wiadomo, do
życie, chciała je wymazać z pamięci.
czego to mogło doprowadzić. Może grupa przyjaciół by się
Jedynym, który nigdy nie wzbudzał w niej żadnych ro
rozpadła albo... nie, o tym nie miała odwagi myśleć.
mantycznych ani erotycznych emocji, był Oko Nocy. Po
Jaskari. W okresie dojrzewania był trochę niezdarny, te
pierwsze, to najlepszy przyjaciel Berengarii, a poza tym Ele
raz jednak bardzo wyprzystojniał. Jaskari był niezwykle sil
na uważała, że chyba nie jest stworzony do takich spraw.
ny, kiedy raz przenosił ją przez kamienny murek, poczuła
Głupio byłoby zakochać się w kimś, kto został wybrany do
przyjemne mrowienie pod skórą w miejscu, którego doty
zupełnie innego życia, no i Oko Nocy nigdy nie patrzył na
kały twarde mięśnie jego ramienia, i od tamtej pory śniła
nią w ten sposób. Zresztą chyba w ogóle na nią nie patrzył.
o nim po nocach. To znaczy właściwie to nigdy nie był on,
Inni chłopcy w grupie też na ogół spoglądali na nią
z
zawsze widziała jakieś obce twarze, kiedy się jednak budzi
rzadka.
ła, myślała właśnie o Jaskarim. Romantyczne, piękne sny,
To bardzo przykra myśl!
że na przykład on przytula ją do siebie i całuje. Czy raczę]
0 przyszłości dziewczyny decyduje jej wygląd, myśla-
zamierza pocałować, bo nigdy w żadnym śnie do tego nie
'a Elena z goryczą.
doszło, zawsze coś ją gwałtownie budziło w ostatniej chwi
Ale Oko Nocy też jest niebywale przystojny i jakiż to
li. Po jakimś czasie również zauroczenie Jaskarim minęło- Ws
paniały człowiek! Szczęśliwa ta indiańska dziewczyna,
Kolejnym, który zaprzątał jej myśli, był Armas. la
która go dostanie!
niebywale urodziwy z tymi rysami Obcych i jakiż Prz^
Jeszcze jedna bardzo przykra myśl.
stojny! Elena zaczęła snuć długie historie, że na przy*
1 atrzyla na swoich czterech przyjaciół. Fakt, że znali
184
185
się z dzieciństwa, miał swoje niedobre strony, wiele się
ia, nigdzie jak okiem sięgnąć ani śladu ludzkiej osady.
w
przy tym traci, nie ma tej ciekawości wobec nieznanego,
W ciszy dotarł do nich daleki, pełen skargi krzyk znad
Ale inni chłopcy w szkole? Nie! Nie, nie, żaden z nich
Czarnych Gór.
nie mógł się nawet mierzyć z jej najbliższymi przyjaciółmi
- Srebrzysty Las widać z naszego domu - powiedział
Znajdowali się teraz naprawdę daleko od domu. Zaczął
Jori. - Na wzniesieniu kawałek od osady, ale to krańce le
padać drobny, nocny deszcz, więc wszyscy schronili się
śnych terenów, natomiast teraz znalezliśmy się w samym
w gondoli Joriego i zaciągnęli dach. Zrobiło się bardzo
środku puszczy, tak mi się przynajmniej wydaje.
przytulnie, a nawet intymnie, i w tym nastroju kontynu
Rozglądali się dookoła w milczeniu. Las sprawiał po
owali wycieczkę. Nikt nie chciał jeszcze wracać do domu,
nure wrażenie, pod koronami drzew o srebrzystych li
mieli zresztą gondolę, która przecież bardzo szybko
ściach czaił się mrok. Wszystko wydawało się takie taje
w każdej chwili może ich odstawić na miejsce.
mnicze i podniecające...
Powóz mknął więc w górę rzeki, a oni śmiali się, śpiewa
- Chyba nie wolno nam... - zaczęła Elena zdławionym
li i tryskali humorem. Nowe okolice położone z dala od do
głosem.
mu. Ostatnie osady minęli już bardzo dawno temu, wciąż
- Nie ma tu przecież żadnych tablic ostrzegawczych
jednak przebywali w dzielnicy wschodniej. Życie było takie
- rzekł Jori w zamyśleniu.
podniecające, noc cudownie piękna, a oni młodzi. Wyprawa
- Może byśmy zajrzeli... tylko na chwilkę - zapropono
wydłużała się niebezpiecznie. Od czasu do czasu na brzegu
wała Berengaria niepewnie.
widzieli tablice ostrzegawcze, ale nic sobie z tego nie robili.
- To chyba nie zaszkodzi - zgodził się z nią Jaskari.
Gondola przepłynęła rozległe zakole i wtedy...
Armas był nieco bardziej ostrożny. W ogóle miał wię
- Oj! - zawołał Armas. - Srebrzysty Las! Rzeka wypły
cej poczucia odpowiedzialności niż inni, ale w końcu je
wa ze Srebrzystego Lasu! Ale czy płynie również przez je
go status pól-Obcego zobowiązuje.
go teren?
- Tylko zajrzymy. Naprawdę na chwilkę - upierała się
Berengaria. - Moim zdaniem las wygląda dość nieprzyje
mnie. Bałabym się pójść dalej w głąb.
Ale właśnie jej obawy rozpaliły ciekawość Eleny.
17
- A ja pójdę!
Dlaczego ja to robię? pomyślała zaraz zawstydzona,
"erengaria jest moją najlepszą przyjaciółką, najbardziej
Za
JASKARI
ufaną osobą, podziwiam ją i strasznie lubię, dlaczego
w
bec tego występuję przeciwko niej?
Jori zatrzymał gondolę. Kiedy ustal chlupot wody, zro
Elena sama nie rozumiała swoich reakcji, ale przecież
biło się bardzo cicho. Rzeka nie należała do burzliwych, le
tym wieku działaniem człowieka kierują często zaska-
dwie zauważało się prąd. Deszcz przestał padać, wszyscy u
)^ce, ukryte gdzieś w głębi duszy motywy.
więc wyszli spod dachu. Wokół nich rozciągały się pustko-
~ Ja też chcę iść - oznajmił Jaskari.
186
187
końcu przemieniła się w płynący wolno strumyczek.
Bogu dzięki, pomyślała Elena. Sama nigdy bym się nie
w
- Może powinniśmy zawrócić? - zaniepokoiła się Elena.
odważyła.
- Za chwilkę - obiecał Jaskari, który uważał, że to wszy
- Ja też! - dołączył Oko Nocy.
stko jest zbyt interesujące, żeby przerywać wycieczkę.
Jeszcze lepiej.
Las stawał się coraz gęstszy, kwiatki tu już nie kwitły,
Jori wahał się pomiędzy chęcią pójścia z przyjaciółmi
zamiast trawy ziemię pokrywał ciemny mech.
a obowiązkiem pilnowania swojej nowej gondoli. Tata
Jaskari nawet nie zauważył, że przemyka się do przo
Uriel przykazał, by nie spuszczał jej z oczu, natomiast drze
du najciszej jak tylko może. To on był kierownikiem gru
wa miały gałęzie tak nisko, nad rzeką znajdowały się jeszcze
py, wiedział jednak, że Oko Nocy jest najzdolniejszym
jakieś zarośla, więc gondolą do lasu wjechać by nie mógł.
z nich wszystkich tropicielem śladów, chociaż akurat tu
- Teraz widać wyraznie, że liście mają srebrzystą barwę
taj nie ma chyba żadnych śladów do tropienia.
- stwierdził Armas ze wzrokiem utkwionym w najbliższe
W koronach drzew zaczynały się budzić ptaki. Ville-
drzewo. - A przecież często połyskują, jakby były złote. Be-
mann, ojciec Jaskariego, mówił, że niektóre gatunki pta
rengario, zostanę tutaj z tobą i ty też powinieneś zostać, Jori.
ków w Królestwie Światła są takie same jak na Ziemi. In
Jori z westchnieniem przyznał mu rację, ale ostrzegł
ne natomiast zupełnie na Ziemi nie występują. Jaskari
biegnącą do lasu trójkę:
znał wiele gatunków ptaków i umiał rozróżniać ich śpiew.
- Tylko nie zapuszczajcie się zbyt daleko!
Chyba wkrótce będzie rano, myślał. A może ptaki ma
- Będziemy do was krzyczeć - obiecała Elena przejęta
ją inny rytm dobowy niż ludzie, chyba tak, bo czas snu
tym, że wyrusza w towarzystwie dwóch przystojnych
rozpoczął się dopiero co.
i silnych młodzieńców. Berengaria również wyglądała na
zadowoloną ze swojego towarzystwa. Jaskari był młodzieńcem bardzo silnej budowy. Miał
długie, jasne włosy i szeroką twarz. Reprezentował dużo
Pochyleni zaczęli się przemykać pod koronami drzew.
bardziej fińską urodę niż jego mama Mariatta. Bardzo lu
Ziemię porastała miękka i bardzo zielona trawa. Był to
bił pracę na świeżym powietrzu i nie unikał fizycznego
niezwykle piękny las i Jaskari, który przejął kierownictwo,
wysiłku. Miał więc rozwinięte muskuły, które napinały się
nie mógł pojąć, dlaczego nie wolno im tutaj przychodzie
^k, iż czasami odnosiło się wrażenie, że rękawy koszuli
Drzewa rosły stosunkowo rzadko, ale ich gałęzie zwiesza
Jaskariego popękają. Był najsilniejszy w grupie przyjaciół.
ły się nisko w dół niczym u płaczących wierzb, był to jed
nak zupełnie inny gatunek drzew. Tu i tam ziemię pokry
Mama i ojciec chcieli, by został lekarzem, ponieważ miał
wały małe, różowe kwiatki, których też nie byli w stanie
bardzo sympatyczne usposobienie i zawsze pomagał słab
zidentyfikować. Znajdowali się jakby w zupełnie obcym
szym lub bezradnym. Sam Jaskari nie miał nic przeciwko te-
świecie, odmiennym od tego, który dotychczas znali.
^UJ pod warunkiem jednak, że od czasu do czasu będzie
t l l o
gł pracować fizycznie. Zastanawiał się ciągle, czy zostać
O wszystkich swoich obserwacjach donosili głosn
kkarzem, czy też weterynarzem. Miał bowiem od dzieciń
czekającym nad rzeką przyjaciołom.
stwa do czynienia z psami i innymi chorymi lub okaleczo
By nie zabłądzić, trzymali się brzegu rzeki. Stawaia
nymi zwierzętami, którymi zajmowała się Tiril. Babcia Tiril
ona teraz coraz węższa, wyglądała niczym niewielki pot
188 189
była najlepszą przyjaciółką Jaskariego, u niej zawsze mógł
blisko siebie, miały jednak coś w rodzaju liści, a nie szpil
szukać rady i z nią najwięcej rozmawiał o wyborze zawodu.
ki, gałęzie zaś sięgały aż do ziemi.
Teraz jego myśli zajmowała jedna ze szkolnych koleża
- Oko Nocy - zapytał Jaskari. - Czy potrafisz odna
nek. Ona również uczestniczyła w urodzinowym przyjęciu,
lezć drogę powrotną?
śmiała się dużo i żartowała ze wszystkimi chłopcami, także
Indianin stał przez chwilę bez ruchu, próbując się zo
z Jaskarim, ale pod żadnym względem go nie wyróżniała. On
rientować w stronach świata.
zaś nie nabrał jeszcze pewności w kontaktach z dziewczęta
- Jesteśmy bardzo blisko rzeki - powiedział w końcu.
mi i właśnie teraz, podczas wycieczki, z irytacją wyrzucał so
- Zaszliśmy tylko głębiej w las. Chodzcie!
bie, że nie okazał jej wyrazniej, jak bardzo się nią interesuje.
Poprowadził ich poprzez przypominające dżunglę za
Przystanął, kiedy Oko Nocy szepnął:  Cii!"
rośla i wkrótce stanęli nad rzeką, która w tym miejscu by
Wszyscy troje stali bez ruchu. Nagle droga powrotna
ła bardzo wąska.
wydała im się nieprawdopodobnie długa.
- Niemal jak... jakby płynęła w rurze - rzekł Jaskari
- Co to za odgłos? - szepnęła Elena.
zdumiony. - Albo jakby to był kanał.
Nasłuchiwali znowu. Docierał do nich jakiś słaby
- Możliwe, że to kanał - zgodził się Oko Nocy.
szmer, trudny do określenia. Oko Nocy położył się i przy
- Zaczekajcie chwileczkę - poprosiła Elena. - Coś mi
cisnął ucho do ziemi. Reszta poszła za jego przykładem.
wpadło do buta.
Teraz Jaskari odkrył, co to takiego. Delikatne drganie
Usiedli na sporym kamieniu i pomogli jej doprowadzić
ziemi. Jakiś bardzo cichy, nieprzerwany odgłos jakby da
but do porządku.
lekiego grzmotu albo szum...
Nagle wszyscy troje spojrzeli po sobie.
- Trzęsienie ziemi? - szepnęła Elena, kiedy wszyscy
- Co to było? - zapytał Jaskari cicho.
wstali.
- Szept? - zdziwiła się Elena. - Może to strumyk...?
- Nie, nie - odparł Oko Nocy. - To chyba w ogóle nie
- Nie - odparł Oko Nocy. - To nie strumyk. Słuchaj
jest głos natury.
cie! Znowu!
Inni kiwali głowami. Uważali, że Oko Nocy ma rację-
Trudno było rozróżnić słowa, ale ktoś szeptał gdzieś
w
- Czy powinniśmy to zbadać? - zapytała Elena.
pobliżu.
- Myślę, że nie, w każdym razie nie teraz. To dociera
Spojrzeli ku gęstym liściom, spod których wypływał
do nas z bardzo daleka, a sądzę, że nasi przyjaciele zaczy
strumyk.
nają się już niepokoić. Chodzcie, wracamy nad rzekę.
Po chwili wstali i poszli w górę rzeczki. Musieli odsu-
w
Ruszyli z powrotem tą samą drogą, którą przyszli, ale
ac zwisające gałęzie, żeby przejść.
niełatwo było utrzymać kurs.
Nagle ich ręce natrafiły na opór.
- Czy naprawdę zaszliśmy tak daleko od rzeki? - n i e
Wyraznie wyczuwali dłońmi przeszkodę, ale jej nie wi
pokoiła się Elena. - Las nie był przecież aż taki gęsty-
dzieli.
Byli teraz niemal kompletnie otoczeni czymś, co mo
" To mur - szepnął Jaskari. - Niesłychane. Doszliśmy
az
gło przypominać las iglasty, ale drzewa, rosnące bardz
do samego muru!
190
191
Byli już kiedyś pod murem, w pobliżu Wschodniej Rz .
e dziewczynka, mniej więcej taka duża jak Berengaria, kom
ki. Poszli tam z Ramem, który chciał im go pokazać, ale to
pletnie naga, o długich, czarnych włosach, i nawet przez
było coś zupełnie innego. Zdawali sobie sprawę, że znajdu
ten gruby mur można było zobaczyć, że jej oczy płoną
ją się na zakazanym terenie. Nie wolno im samodzielnie
przerażeniem i błagalną prośbą o ratunek.
odwiedzać okolic muru, tak przykazał wtedy Ram, i to sa
Teraz zaczynali rozumieć również jej szept. W jakimś
mo słyszeli wielokrotnie od najwcześniejszego dzieciństwa.
bardzo obcym języku błagała: Pomóżcie mi! Pomóżcie!
Mur, Srebrzysty Las, północna część kraju i stara osada
Oni przyjdą i mnie złapią. Zostanę złożona na ofiarnym
w pobliżu twierdzy to były cztery surowo zakazane rejony.
stosie! Albo rozszarpią mnie na kawałki i pożrą! Ratun
Okazuje się, że trzy z tych zakazów zdążyli już złamać,
ku! Zlitujcie się, pomóżcie mi!
nie zakradli się jeszcze tylko do północnej części kraju.
I rzeczywiście, docierały do nich podniecone, okropne,
Odkryli, że woda strumienia wyprowadzana jest na
dzikie wrzaski. Słychać je było na wielkiej przestrzeni.
drugą stronę muru poprzez mnóstwo wąskich rur, tak aby
Wciąż jeszcze dalekie, nie ulegało jednak wątpliwości, że
nikt niepowołany nie mógł przedostać się wodą. Rury by
przybliżają się coraz bardziej.
ły tak wąskie, że nikt by się przez nie nie przecisnął.
Badali rękami mur. Był gładki i prawdopodobnie bar
dzo gruby, tak to przynajmniej wyglądało przy samym
strumieniu.
18
- Nie wolno nam o tym wspomnieć nikomu z doro
słych - powiedział Jaskari lekko drżącym głosem. Wie
dział bowiem dobrze, że złamali jedną z głównych obiet
ARMAS
nic, jakie kiedyś musieli złożyć.
- Tylko naszym przyjaciołom - potwierdziła Elena.
- Jak można słyszeć szept - zastanawiał się Jaskari,
- To oczywiste. Chodzcie, wiejemy stąd jak najprędzej.
- przez taki gruby mur?
Odwrócili się już gotowi do ucieczki, gdy znowu usły
Wkrótce jednak to zrozumiał. Niektóre rury umie
szeli szept. Teraz wyrazniejszy i jakby desperacki.
szczone zostały ponad powierzchnią wody. To one prze
Oglądali wprawdzie uważnie mur ponad strumieniem,
rodziły dzwięk. Pochylił się więc i zawołał tak głośno, że
a
ale nie rozglądali się na boki. Kiedy teraz ponownie od
ż metal zadzwięczał:
wrócili się ku niemu, zobaczyli coś, co zaparło im decn
- Przyjdziemy, pomożemy ci!
w piersiach.
Ona oczywiście nie rozumiała, co powiedział, ale sku-
Po tamtej stronie stała jakaś istota, przyciśnięta do gru-
Wa się rozpaczliwie po tamtej stronie i podjęła swoje bła
bej, przypominającej szkło tafli. Rozpostarła szeroko ra"
galne prośby. Jaskari, który dzięki aparatowi Madragów
m
miona, jakby chciała przecisnąć się przez mur.
gł ją rozumieć, posłużył się tymi kilkoma słowami z jej
Czułe serce Jaskariego skurczyło się boleśnie, a w oczac
JCZyka, które dziewczynka wypowiadała:
chłopca pojawiły się łzy. Po tamtej stronie stała ma
- Przyjdziemy! Pomoc przyjdzie.
192
193
Potem odwrócił się do przyjaciół.
pochodzili z takich samych związków, ich ojcami byli Ob
- Oko Nocy, ty jesteś najszybszy, sprowadz innych
cy, a matkami ziemskie kobiety, to znaczy Uriel przyszedł
wyjaśnij im, o co chodzi. Może Armas będzie wiedział
a świat przed tysiącami lat i jego dusza wędrowała już od
n
jak ją uratować.
jednego ludzkiego ciała do drugiego, nigdy jednak nie wy
Oko Nocy bez słowa pomknął wzdłuż brzegu strumienia
zbył się cech odziedziczonych po Obcych. Bardzo wysoki
- Co robić? - pytała Elena gorączkowo.
i szlachetny, o włosach blond, piękny i utalentowany.
Jaskari pochylił się i zaczął szarpać metalowe rury
Armas nie miał pewności, czy i on posiada te wszyst
w strumieniu, które jednak trwały nieporuszone. Cały
kie cechy. Mówiono mu często, że tak. Powtarzali to i je
układ był jak zamurowany. Trzeba by chyba wielkiej si
go przyjaciele, i dorośli, on jednak nie całkiem w to wie
ły, żeby usunąć choć jedną z nich.
rzył. Czuł się kimś pospolitym, obarczonym wszystkimi
Rzucił się na ziemię i zaczął rękami kopać tuż przy mu
słabościami i grzechami świata. Wiedział tylko, że jego ko
rze, po chwili zobaczył, że dziewczynka po tamtej stronie
deks moralny jest dużo bardziej surowy niż innych.
robi dokładnie to samo. Przerwali też oboje równocześnie.
Ojciec miał w stosunku do syna wielkie plany, ale mu
Było oczywiste, że mur wchodzi zbyt głęboko w ziemię.
ich nie wyjawiał.  Skończ najpierw szkołę" - odpowiadał,
Zrozpaczeni patrzyli na siebie nawzajem przez szkla
kiedy chłopiec pytał. -  Pózniej zobaczysz".
ną taflę.
Wspominano też czasami, że Armas powinien ożenić się
- Schowaj się! - zawołała Elena. - Schowaj się przed
z dziewczyną pochodzącą z Obcych. Dla zachowania wy
swoimi prześladowcami, a my postaramy się cię uratować.
sokiej inteligencji. I to mówił ojciec, ten, który wziął sobie
Dziewczynka nie rozumiała jednak ich języka.
Za żonę małą Fionellę! Armas wiedział, że wzajemna mi
łość jego rodziców jest obecnie tak samo silna jak w cza
sach, kiedy on był jeszcze dzieckiem. Dlaczego więc on sam
W miejscu gdzie zostawiono łódz, na brzegu siedział
nie miałby sobie wybrać dziewczyny z rodu ludzkiego?
Armas i rozmyślał.
Ale co tam, na razie nie ma to znaczenia, ponieważ Ar
Bardzo mu się nie podobała ta cała wyprawa. To praw
mas nie dojrzał jeszcze do małżeństwa. Czuł się tylko nie
da, że przebywanie w towarzystwie piątki kuzynów było
pewnie wśród zwykłych dziewcząt, ponieważ pochodził
niezwykle podniecające, oni zawsze potrafili wymyślić
Z Obcych, a także wśród kobiet Obcych, ponieważ w po
coś ekstra, ale teraz wszedł w konflikt z surowymi zaka
lowie byl zwyczajnym śmiertelnikiem.
zami ojca. Sprawiało mu to ból, ponieważ chciał być lo
Bardzo wiele rozmawiał o tych sprawach z Urielem.
jalny wobec obu stron.
len bowiem, zanim zjawił się na Ziemi jako prawie anioł,
Armas wiedział, że nie jest podobny do swoich rówie
przeżywał podobne kłopoty.  To się jakoś ułoży" - zwykł
śników. Nie przypominał też wcale Obcych i sam zwyKi
nawiać Uriel uspokajająco. -  Zobaczysz, że się ułoży, kie-
mówić o sobie, że jest bastardem. Jego najlepszym sojuszni
kiem i przyjacielem był Uriel, ojciec Joriego. Często ze s
Armas miał co do tego poważne wątpliwości.
bą rozmawiali i rozumieli się nawzajem znakomicie. OD >
Krajobraz tonął w złocistym blasku. Rodzice mówili,
194
195
że na zewnątrz ponad Ziemią znajduje się niebieskie nie jest moja sprawa. Nie, nie, ja tęsknię za znacznie mniej
bo. To musi być piękne. Na Ziemi istnieją też podobno szymi sprawami, za powiewem wiatru wczesną wiosną
pory roku. Cudowna wiosna. Jesień. Theresa tak ładnie nad przysypanym śniegiem Theresenhof, za moim wy
opowiada o złotej jesieni. Wszystkie barwy... godnym fotelem przy kominku..."
Armas przypominał sobie taką rozmowę z Theresa nie Armas długo się nad tym zastanawiał.  Wszyscy,
tak dawno temu, kiedy co najmniej przez godzinę opo których znam, za czymś tęsknią. Ojciec również, ale nie
wiadała mu o tym, jak jest na Ziemi. Theresa twierdzi, że wiem, za czym, zresztą ja sam także tęsknię za czymś bar
bardzo lubi z nim rozmawiać.  Ponieważ jesteś bardzo in dzo nieokreślonym".
teligentny, Armasie" - tak powiedziała ostatnio z łobuzer
Theresa uśmiechnęła się leciutko.
skim błyskiem w oku. -  Ty umiesz słuchać. Ludzie,
 Rozumiem cię. To jest wieczna, głęboka tęsknota mło
którzy umieją milczeć i słuchać, są mądrzy".
dości, Armasie".
Po tych słowach oboje wybuchnęli śmiechem.
Nagle coś się musiało stać w pobliżu miejsca, w którym
Armas zapytał ją potem, czy nigdy nie tęskni do tej ba siedział.
jecznej krainy na zewnątrz. Tak, ponieważ dla Armasa
Gwałtownie odwrócił głowę tak, że jego długie jedwa
i jego rówieśników zewnętrzny świat był krainą z baśni.
biste włosy uniosły się w powietrzu. Ciemne oczy w do
Theresa westchnęła wtedy ciężko i odparła, że jej stary
skonale ukształtowanej twarzy spostrzegły, że z lasu
świat w swojej katastrofalnej niedoskonałości jest z pew
w strasznym pośpiechu wypada Oko Nocy.
nością czymś unikatowym, ale że oczywiście często, bar
Trójka czekająca na brzegu zerwała się z okrzykiem:
dzo często odczuwa za nim głęboką tęsknotę.
- Co się stało?
 Bo widzisz, Armasie, tęsknota jest czymś, co ludzie przy
Oko Nocy pospiesznie wyjaśnił sytuację.
noszą ze sobą na świat. Człowiek, który za niczym nie tęsk
- Musimy sprowadzić pomoc - zakończył zdyszany.
ni, jest tylko w połowie sobą. Ja na przykład wcale nie mam - Musimy powiedzieć Strażnikom.
ochoty opuszczać Królestwa Światła, ponieważ wszystko tu
- Oczywiście, ja mogę pojechać moją gondolą... - za
taj jest takie cudowne. Muszę jednak mieć prawo do tęskno
czął Jori, lecz Armas mu przerwał.
ty. Ty przecież także tęsknisz do tamtego świata, prawda.
- Nie, zaczekaj! Trzeba się dobrze zastanowić. Ojciec
 Oczywiście" - przyznał wtedy. -  Ale ja chyba tęsknię
powiada, że istoty, znajdujące się po tamtej stronie mu
najbardziej za odkryciami, jakich mógłbym tam dokonać.
ru, robią co mogą, by przedostać się do Królestwa Swia-
Domyślam się bowiem, że ten zewnętrzny świat jest dużo
ua. Oszukują i używają podstępów na wszystkie możliwe
e W
s
większy od naszego i dużo bardziej zróżnicowany. Z p '
Posoby. Musimy więc mieć pewność.
nością istnieją jeszcze tereny zupełnie nie odkryte .
Oko Nocy patrzył na niego z wielką powagą.
 Jasne, że istnieją. Ale na tamtym świecie istnieje te
- Armas, to jest mała dziewczynka, blada jak kreda,
c
bardzo wiele zła, nie zapominaj o tym! Wiele barbarzy
"uda i bezradna. Jeśli kiedykolwiek widziałem prawdzi
stwa. Wiele ucisku ludzi i zwierząt. Wojny rehgijne'
wa, rozpacz i śmiertelny lęk, to właśnie w jej oczach.
których ja nigdy nie byłam w stanie zrozumieć, ale to n
~ Nie ma w sztuce aktorskiej niczego, co łatwiej i pro-
197
196
ściej wyrazić niż właśnie przerażenie i rozpacz - upierał
nogach, poruszały się i rozmawiały ze sobą niczym ludzie,
się Armas.
to najbardziej przypominały zwierzęta. Zwierzęta kopytne?
- W takim razie chodzcie i przynajmniej zobaczcie sa
Jori wyszedł ostrożnie ze swojej kryjówki.
mi. Oceńcie, czy ona oszukuje!
- Ludzie-bawoły? Bawoli ród, Madragowie! - wykrzyk
- Oczywiście!
nął zachwycony. - Przyjaciele mamy i ojca, i wszystkich na
Pomogli Joriemu ukryć łódz wśród drzew i pobiegli
szych staruszków. Nigdy przedtem ich nie widziałem, cho
przez las.
ciaż słyszałem mnóstwo opowieści o ich geniuszu i w ogóle.
- Poza tym słyszeliśmy jej prześladowców - poinfor
Reszta młodych również opuściła kryjówki, choć czy
mował Oko Nocy. - W ich głosach brzmi żądza mordu.
niła to nie bez obawy.
- To też może być gra - powiedział Armas. - Och, wy
Madragowie zatrzymali się zdumieni.
baczcie mi, ale musimy być ostrożni. Zdarzały się okropne
- Ależ, drogie dzieci, co wy tutaj robicie? - odezwał się
rzeczy, kiedy niepowołani przedarli się do Królestwa Świa
jeden w dziwnym języku Madragów. - Przecież nie wol
tła. Działo się to dawno, zanim jeszcze my się urodziliśmy,
no wam tutaj przebywać.
ale miały tu miejsce prawdziwe rzezie niewinnych mie
- Wiemy o tym - przyznał Oko Nocy i ukłonił się onie
szkańców... Jeśli jednak na dziewczynie można polegać, to
śmielony. - Chodzi jednak o to, że musimy uratować ży
oczywiście powinniśmy zrobić wszystko co można.
cie pewnej małej dziewczynki.
Pojmowali jego niechęć, nawet Jori, który sam miał
W kilku słowach wyjaśnił całą sprawę.
nieczyste sumienie z powodu gondoli. Zdawali sobie spra
Madragowie spoglądali to na jedno, to na drugie.
wę z tego, że weszli na zakazany teren i że Armas postę
- Ty musisz być synem Taran - uśmiechnął się jeden
puje wbrew rozkazom swego ojca.
z nich do Joriego. - Taran i Uriela. Jesteś podobny do nich
Nie przebyli jeszcze nawet połowy drogi, gdy zatrzy
obojga.
mali się przerażeni, a zaraz potem ukryli się bez słowa za
- Dziękuję. Traktuję to jako komplement, ale...
grubymi pniami drzew.
- A ty jesteś córką... Rafaela czy Danielle?
Poprzez piękny las szły dwie groteskowo wyglądające
- Rafaela. Mam na imię Berengaria - szepnęła dziew
istoty pogrążone w rozmowie.
czynka spłoszona i dygnęła głęboko.
Oko Nocy i Armas byli wstrząśnięci. Nigdy przedtem
- Piękne imię, ale reszty z was nie rozpoznaję. Ty,
nie widzieli nikogo takiego i w przeciwieństwie do swo
Który wyglądasz, jakbyś zle się czuł w tym lesie, musisz
ich towarzyszy nie rozumieli, z kim mają do czynienia-
"Nęć w żyłach krew Obcych.
Widzieli oto przed sobą dwie potężne sylwetki okropnie
- Częściowo - odparł Armas sztywno. Stał jak na szpil
niezdarne, mimo to poruszające się z niezwykłą lekkością- kach.
Stworzenia te miały duże, ciężkie głowy i po trzy palce u rą
- A ty pochodzisz chyba z tego dumnego ludu - rzekł
zamiast pięciu. Zmierzwione włosy opadały na szeroK
Madrag do Oka Nocy przestępującego niecierpliwie z no-
czoła nad fantastycznie pięknymi, zwierzęcymi oczym
81 na nogę, ale pragnącego zachować się uprzejmie.
i szerokimi płaskimi nosami. Chociaż chodziły na dwo
Drugi z Madragów rzekł:
198
199
gów wzruszony. - Bardzo za nimi tęsknimy.
- Ja ciebie poznaję, ty jesteś Oko Nocy, prawda?
- W takim razie prosimy w odwiedziny - zawołał Jori
- Owszem, jestem, ale jakim sposobem...?
spontanicznie. - Nasi rodzice wciąż tyle o was opowiadają!
- Wiele się od ciebie oczekuje. Tak, rozumiem was bar
dzo dobrze, ale, niestety, dla tej małej dziewczynki nic nie - Odwiedzimy was chętnie, tylko zakończymy tę spra
wę tutaj. Teraz jednak musimy iść, już i tak jesteśmy
można zrobić. Mur został wzniesiony w pradawnych cza
spóznieni, a wy powinniście zmykać z tego lasu, zanim
sach z niezniszczalnego materiału, do tego potrzebna jest
ktoś was dostrzeże.
magiczna siła.
- Gdybyśmy tylko mogli się z nią jakoś porozumieć - po - Tak - obiecał Armas. - I dziękujemy za pomoc. Czy
wy mieszkacie tutaj?
wiedział Oko Nocy, który widział dziewczynkę. - Próbowa
liśmy nawiązać z nią kontakt, jedyne słowa, jakie zrozumieli - Tutaj pracujemy - odpowiedzieli uprzejmie. - Zegnaj
śmy z tego, co powiedziała, to  ratunku" i  oni mnie złapią!" cie na razie. Jakby co, to myśmy was nie widzieli.
Armas stał jeszcze przez chwilę i patrzył w ślad za Ma-
Wymawiał słowa w dziwnym języku dziewczynki.
dragami, podczas gdy jego przyjaciele pobiegli już w stro
Madragowie zmarszczyli czoła.
nę muru.
- Nie znamy tej mowy. To nie jest jeden z tych języ
ków, którymi mówiono po tamtej stronie muru. Ona mu Rzeczywiście w państwie mojego ojca znajduje się wie
siała przyjść z bardzo daleka. Być może z krainy, w której le niezwykłych rzeczy, myślał chłopiec. Niemal każdego
panuje jeszcze większy mrok... A w takim razie, Oko No dnia znajduję coś nowego. Co właściwie kryje ten las?
cy, masz rację, ona potrzebuje pomocy. A przecież jeszcze nie widziałem najdalej na północ po
łożonych części kraju, tych leżących na północ od rejonu,
- Tak, i my jesteśmy w stanie ją zrozumieć, tylko że
w którym sam mieszkam. Nawet mnie nie wolno w tam
ona nie rozumie, co do niej mówimy. Musi poszukać so
tą stronę spoglądać, a co dopiero moim przyjaciołom.
bie jakiejś kryjówki i schować się, ale nie potrafimy jej te
go wytłumaczyć. Trzeba biec do muru.
- Dzieci kochane, to przecież da się bardzo prosto za
łatwić. Wciąż pracujemy nad sposobami rozumienia ob
cych języków. Proszę. Oko Nocy, wez ten aparacik,
dziewczynka zrozumie, co mówisz, nawet jeśli sama nie
19
będzie miała aparatu.
Wszyscy stali bez słowa, zdumieni nowym wynalazkiem.
Oko Nocy przyjął aparat z uprzejmym podziękowaniem-
BERENGARIA
- Czy ona jest teraz sama? - zapytał jeden z Madragow-
Ze zgrozą spoglądali w stronę muru. Elena i Jaskari
- Nie - odparł Jaskari - syn Villemanna oraz Elena, c
ka Danielle, dotrzymują jej towarzystwa. Niczego więce) Próbowali podtrzymywać odwagę w dziewczynce najwy-
ra
nie mogą dla niej zrobić. zniej bez powodzenia. Nawoływania prześladowców
- Ach, rodzina czarnoksiężnika - rzekł jeden z Madr fozlegaly się teraz okropnie blisko.
201
200
słowa Berengarii, zaczęła słuchać bardzo uważnie.
- Możemy tylko mieć nadzieję, że oni jej nie znajdą,
- Niewiarygodni Madragowie - szepnął Jaskari z podzi
przecież nie muszą wybiec z lasu akurat tutaj - westchnął
wem w głosie. - Szkoda, że jeszcze ich nie poznałem.
Jaskari.
- Wszystko przed tobą - mruknął Jori. - Uważaj teraz,
Armas powiedział coś, co sprawiło, że włosy na gło
słuchaj, co mówi Berengaria.
wach jego przyjaciół stanęły dęba.
Ich mała przyjaciółka przemawiała wolno i wyraznie:
- Oni kierują się węchem, są niczym zwierzęta, tropią
- Oni cię tropią, dlatego musisz wejść do strumyka. Idz
wzdłuż strumienia, oczywiście, że ją znajdą.
kawałek wodą, a potem wyjdz na brzeg i wdrap się na to
Oko Nocy pokazał im swój nowy aparacik. Wszyscy ode
wysokie drzewo, tam... - Berengaria pokazywała ręką,
tchnęli z ulgą. W wielkim pośpiechu Jori opowiedział o spo
a dziewczynka śledziła jej ruch wzrokiem. - Spróbuj jak
tkaniu z Madragami, po czym wszyscy podeszli do muru.
najmniej dotykać ziemi, kiedy wyjdziesz z wody. Prze
- Pozwól, że ja to zrobię - poprosiła Berengaria.
mknij się na palcach i natychmiast wchodz na drzewo.
Spojrzeli na nią zaskoczeni. To niepodobne do tej roz
I śpiesz się, myśliwi dopadną cię lada moment!
chichotanej, kłótliwej dziewczynki. Teraz miała łzy
w oczach, a dłoń, w której ściskała aparacik, drżała. Słuchali jej słów z drżeniem. Skąd przyszło jej do gło
wy słowo  myśliwi?" Zdawali sobie jednak sprawę, że to
Bez słowa pozwolili jej podjąć próbę nawiązania kon
najwłaściwsze określenie.
taktu z nieznajomą. Ze zdumieniem stwierdzili, że obie są
do siebie podobne, choć oczywiście twarzy tamtej obcej Dziewczynka po raz ostatni rozpaczliwie przycisnęła
dokładnie nie widzieli. Była też chudsza niż Berengaria, całe ciało do  szklanej" tafli muru, jakby uparcie prosiła,
szczerze mówiąc była wycieńczona, jakby przez długi by jej nie opuszczali, po czym skinęła głową.
czas odżywiała się jedynie wodą. - Jak masz na imię? - zapytała Berengaria.
- Siska - odparła nieszczęsna dziewczynka. - Jestem
Zdawało się, że Berengaria nawiązała z nią kontakt, za
księżniczką. I byłam boginią. Teraz już nie. Oni chcieli
nim jeszcze zdążyła posłużyć się aparacikiem. Działo się
złożyć mnie w ofierze, ale im uciekłam. Pózniej zaczęli
tak pewnie dzięki temu, że obie dziewczynki były w tym
mnie gonić tamci. Nieznajomi. Zegnajcie! I bardzo dzię
samym wieku, ale po części pewnie też dlatego, że mała po
kuję! Nie zapominajcie o mnie! Tak bym chciała przyjść
tamtej stronie z ulgą przyjmowała do wiadomości spotka
do was, do Wielkiego Światła. Czy będę mogła potem?
nie z normalnymi ludzmi. Niestety, sprawa zaczynała się
trochę komplikować. Dziewczynka nie chciała odejsc oa
 Po czym?" pomyśleli wszyscy, zgnębieni.
muru, nie chciała zrozumieć, że to dla niej jedyny ratuneK.
- Tak, tak - obiecała Berengaria. - Ale teraz śpiesz się,
Wtedy Berengaria zaczęła się posługiwać nowym apa śpiesz.
ratem i wszyscy zebrani patrzyli zdumieni, jaka rozsądn Nareszcie mała Siska zdołała oderwać się od przycią
jest ich najmłodsza przyjaciółka. gającego ją z wielką siłą światła i pobiegła, jak jej kazała
Ber
engaria, brzegiem strumienia. Widzieli, że macha im
Początkowo nieznajoma dziewczynka była wyraznie
na
pożegnanie, i widzieli, jak wspina się na gałęzie wiel-
przerażona tym, że musi się komunikować w taki dz
Sl e
go drzewa. Po chwili zniknęła całkiem wśród listowia.
ny sposób. Kiedy jednak uświadomiła sobie, że rozu
203
202
- Wysoko, Siska! Tak wysoko, jak tylko potrafisz! - wo
- A my takiej nie posiadamy - westchnął Jori zgnębio
łała Berengaria.
ny. - Nawet Madragowie nie mogą nam pomóc, powinni
Zaległa cisza, jedyne, co ją zakłócało, to podniecone wy-
śmy mieć teraz przy sobie dziadka Móriego. Albo Dolga.
cia prześladowców Siski, zbliżających się nieuchronnie. Naj
- Tak, ale w żadnym razie nie wolno nam o tym roz
wyrazniej było ich wielu, rozproszonych po całej okolicy.
mawiać z Obcymi. Oni nigdy by się nie zgodzili na otwar
- Idziemy - rzekła Elena.
cie muru - rzekł Jaskari. - Może Cień? Nie, jego nigdy je
- Ja chciałbym ich zobaczyć - zaprotestował Jori. Inni
szcze nie widziałem. Elfów zresztą także nie.
zresztą też podzielali jego ciekawość. Berengaria pragnęła
W oczach Joriego zabłysło światełko.
dotrzymać obietnicy danej Sisce i zostać przy niej.
- Mam pewien pomysł - rzekł z wolna. - Najpierw my
- Mieli ją złożyć w ofierze - rzekł Armas ze współczu
ślałem o samym słońcu, że mogłoby utworzyć przejście, ale
ciem. - Prawda, że i o tym wspomniała?
przecież ono właśnie jest chronione przez ten mur, więc to
- Tak, chyba rzeczywiście jest tak, jak mówił jeden
się pewnie nie uda, natomiast szlachetne kamienie...
z Madragów. Ona przyszła tutaj z bardzo daleka.
Armas spoglądał na niego zdumiony.
- Może z tych pogrążonych w nieprzeniknionym mro
- Szafir i farangil? Czyś ty zwariował?
ku części Królestwa Ciemności, które kiedyś odwiedziłem
Jori nie ustępował. I w końcu nawet Armas zaczął się
- zastanawiał się Oko Nocy. - Jest taka blada, jakby nig
interesować jego planami. Farangila nie odważyliby się
dy jeszcze nie widziała światła.
nawet tknąć. Jest zbyt niezbezpieczny dla kogoś, kto nie
Armas odnosił się sceptycznie do całej sprawy.
wie, jak się z nim obchodzić, ale szafir...? Szafir posiada
- Mój ojciec powiada, że istnieją różne odcienie mro
wielką moc, sądząc po tym, co mówią rodzice i inni do
ku tam na zewnątrz. Myślę, że ona nie pochodzi z tych
rośli. Zęby tylko jakoś się do niego dostać.
najciemniejszych, na to by wskazywało jej zachowanie.
Pożyczyć go nie mogli. To pewne. Wszyscy jednak wie
Ale też z pewnością nie wychowała się w jasnych okoli
dzieli, gdzie przechowywane są cudowne klejnoty.
cach poza murem.
W wielkim budynku w największym mieście. Budynek na
- No właśnie. A co to za istoty ci, którzy ją prześladu
zywa się świątynia i jest niedostępny.
ją? - zastanawiała się Berengaria. - Co to za bestie?
Ale...?
- Istnieje wiele odmian różnych stworzeń. Te, jak są
-Ja krążyłem ponad świątynią w mojej gondoli - rzekł
dzę, należą do półzwierząt, przenikniętych żądzą mordu.
Armas. - Znajduje się tam wiele powietrznych kanałów
Istnieją jednak również inne, o blond włosach, nie takie
oraz wyrazne szczeliny w ścianie przy dachu. Nikt się jed
dzikie jak te tutaj.
nak nie zdoła przez nie przecisnąć, musiałby być szczu
- Musimy ją przeprowadzić na tę stronę muru - rzekła
plejszy niż Berengaria.
Berengaria w rozmarzeniu.
Krzyki i wycie dzikich myśliwych rozlegały się coraz
Armas westchnął:
nżej, a tymczasem cala szóstka dyskutowała z ożywie-
- Oczywiście. Ale sama słyszałaś, mur może zosta ni e
m, nie znajdując rozwiązania. Spojrzeli sobie w oczy
otwarty jedynie przy pomocy siły magicznej. 1
nagle chyba wszyscy pomyśleli to samo.
204
205
- Ja od tamtego czasu często go wspominałem - powie wić, ale nic więcej. A my wszyscy powinniśmy się ukryć.
dział Jori cicho. Błysk zrozumienia pojawił się w oczach Berengarii. Nie
- I ja również - potwierdziła Elena. - Sprawiał wraże zastanawiając się dłużej, zdjęła z siebie krótką sukienkę,
nie strasznie samotnego. a także buty i stała teraz tylko w cielistego koloru majtecz
- Jakby został odepchnięty przez wszystkich - skinął kach. Przez gruby mur z pewnością trudno je zauważyć.
głową Armas.
Stanęła tuż przy przezroczystej tafli. Czekała...
- Ale też był dosyć złośliwy - wtrącił Jaskari.
Wreszcie się pojawili.
- No, powiedzmy niezbyt życzliwie usposobiony - przy
Parskający, wściekli, że wciąż jeszcze nie dopadli zdo
znał Oko Nocy.
byczy, pędzili przed siebie. Wrzeszczeli coś podnieceni
- Ale jest szczuplutki - rzekła Berengaria. - Szczuplej i nagle odkryli, że stoją przed znienawidzonym murem.
szy niż ja i nieprawdopodobnie zwinny. Na chwilę zaległa śmiertelna cisza, a potem po drugiej
- Tak jest - potwierdziła Elena. stronie zobaczyli Berengarię.
- Mogę wziąć gondolę - zdecydował Jori, a pozostali
Byli straszni, nie tylko dlatego, że wyglądali ohydnie,
się z nim zgodzili.
obdarci i brudni ponad wszelkie wyobrażenie, tak że nie
- W jaki sposób zamierzasz nawiązać z nim kontakt?
można było określić koloru ich skóry, ale nie to przera
- zawołał Armas za odchodzącym Jorim. - Czy pomyśla
żało najbardziej. Największą grozę budziła dzika zacie
łeś, że on może już nie mieć swojego aparatu?
kłość w ich twarzach. Owa zwierzęca nienawiść wobec
- To zmartwienie zostaw mnie - odparł Jori zarozu wszystkiego, co nie jest podobne do nich samych. Nie ma
miale. - Szkoda tylko, że nie będę mógł zobaczyć tych dzi bardziej niebezpiecznych indywiduów niż te, które uwa
kich myśliwych. Pokażcie im język w moim imieniu. żają, że tylko one mają rację.
Po tych słowach zniknął.
Przez kilka sekund Berengaria była jak sparaliżowana
Wszyscy patrzyli w ślad za nim z ulgą.
ze strachu i ponad wszystko pragnęła uciec, ukryć się
- Tyle razy o nim rozmyślałam - rzekła Berengaria
gdzieś, pamiętała jednak o zadaniu, którego sama się pod
z rozjaśnioną twarzą. - Wciąż miałam wrażenie, żeśmy go
jęła. Miała odwrócić uwagę bestii od małej bezbronnej Si-
w jakiś sposób zawiedli.
ski, schowanej w koronie drzewa. Podeszła więc bliżej,
- Ja też nie mogłam się pozbyć wyrzutów sumienia - p" wsadziła kciuki w uszy i machając dłońmi przy twarzy,
wiedziała Elena z błyszczącymi oczyma. - Mam nadzieję, pokazywała prześladowcom język.
że Jori go znajdzie.
Oni również nareszcie ocknęli się ze zdumienia. Znowu
z
- Dzicy nadchodzą! - zawołał Armas. - Co robimy-
aczęli wydawać z siebie wściekle wojenne okrzyki, rzuca-
- Będziemy ich drażnić - zaproponował Jaskari.
" się na mur, tłukli w niego kijami i siekierami, próbowa-
- Nie! - wykrzyknęła Elena. - Berengaria, rozbieraj się- '" ciąć nożami, rozzłoszczeni tak, że Berengaria zaczynała
S1
Oszukamy ich. ? ich bać, bo co by się stało, gdyby mur nie wytrzymał.
- Rozbierać się?
Mur jednak trwał niewzruszony. Dzicy próbowali też
- Tak, tak, pośpiesz się! Nie, nie, majtki możesz zos
wyrwać rury ułożone na dnie strumyka. A przez cały czas
206
207
cy. Wysocy i przystojni chłopcy robili ogromne wrażenie,
Berengaria podskakiwała i tańczyła, żeby ich jeszcze bar
zwłaszcza że dzicy byli niewielkiego wzrostu.
dziej rozdrażnić.
- Brawo, Berengario - mruknął Armas. - Daj mi apa
Kiedy zdyszani dali na chwilę spokój rurom, usłysza
rat. Teraz ja z nimi porozmawiam.
ła, że jeden z nich ryknął:
Oddała mu z wdzięcznością, że będzie mogła choć na
- Jeśli ona mogła przejść na drugą stronę, to my też
chwilę odetchnąć. Zauważyła teraz, że drży na całym ciele.
przejdziemy!
- Nędznicy! - wołał Armas, największy z chłopców,
Wtedy Berengaria zrozumiała, że dzicy tak szybko stąd
władczym głosem. - Wracajcie do swoich siedzib, zanim
nie odejdą. Dla Siski nie oznaczało to niczego dobrego.
dosięgną was promienie świętego Światła.
Berengaria zresztą też nie mogła teraz po prostu odejść.
Musiała coś wymyślić, i to zaraz. Tamci drgnęli, ale najwidoczniej Armas ich jeszcze nie
przekonał.
Kiedy dzicy ponownie zbliżali się do muru, tym razem
Wtedy wyjął z kieszeni małą szkatułkę, w której prze
z wielkim kamieniem, którym zamierzali zaatakować
chowywał przewodnie światło swojego ojca, małe słońce.
przeszkodę, wyprostowała się i zawołała:
Skierował jego promienie ku napastnikom, którzy
- Nie! Wy tędy nie przejdziecie, bo powinniście wie
z przerazliwym wyciem odwrócili się i po chwili zniknę
dzieć, że ja jestem boginią i otworzyłam mur za pomocą
li w Srebrzystym Lesie.
magii jednym jedynym ruchem dłoni. Wy tego nie potra
ficie. Nie dokonacie tego nawet za sto lat! Teraz również Elena wyszła ze swojej kryjówki, nie mo
gła już przecież zepsuć wrażenia  dzielnych wojowników".
Dopiero teraz przystanęli zdumieni tym, że dziewczy
na rozumie, co mówią, a także tym, że oni rozumieją jej - Siska! - zawołał Armas. - Pozostań jeszcze w kryjów
słowa. Berengaria trzymała przecież wciąż w dłoni naj ce. Musimy na chwilę odejść, ale tylko na chwilę, i nie pój
nowszy wynalazek Madragów. dziemy daleko. Musimy przygotować wszystko tak, żeby
pomóc ci przedostać się przez mur.
Kamienny blok upadł na ziemię z hukiem, który usły
szała, a także poczuła. Nie obiecuj zbyt wiele, pomyślała Berengaria.
Zawołała głośno do dzikich prześladowców, skoro juz W koronie drzewa rozległ się cichutki pisk:
zaczęli jej słuchać: - Nie odchodzcie!
- I mogę przywołać z lasu wojowników, żeby mnie - My nie odchodzimy, ale nie bój się, oni już nie wrócą
1
ochronili, popatrzcie tylko! nie będą cię szukać, są przekonani, że znajdujesz się po
Strzeliła palcami. Wyjdzcie teraz, pokażcie się, m0 1 drugiej stronie muru.
przyjaciele! Wyjdzcie do cholery! - Rozumiem.
To było brzydkie słowo, ale w tej chwili bardzo go p" - Wkrótce do ciebie zawołamy.
trzebowała. Pomyśleć, co się stanie, jeśli przyjaciele n - Tak, dziękuję.
usłyszą...? Odwrócili się i poszli, zostawiając mur za sobą.
- Berengaria, byłaś wspaniała - rzekł Jaskari.
Ale, oczywiście, usłyszeli. Armas i Oko Nocy, i Ja s l t a
ri wyszli z lasu, próbując wyglądać jak potężni wojów - Tak, rzeczywiście - potwierdzali inni.
209
208
Dziewczynka rozpromieniła się, słysząc tyle pochwał
Ujęła dłoń Oka Nocy tak samo, jak robiła to w czasach
dzieciństwa, i tym razem on swojej ręki nie cofnął.
- Naprawdę byłam dzielna? - zapytała rozjaśniona ni
20
czym słoneczko.
- Byłaś fantastyczna - odpowiedział Oko Nocy.
Och, kocham was wszystkich, myślała Berengaria, je
JORI
steście takimi cudownymi przyjaciółmi i wytrzymujecie
ze mną tyle czasu. Tym razem jednak chyba naprawdę
Jori gnał ponad krajem w swojej nowej gondoli. Wszy
zrobiłam coś ważnego. Życie jest cudowne.
stkie napomnienia taty Uriela uleciały z wiatrem, czy ra
Kocham cię, rozkoszowała się tymi słowami tak, jak to
czej, ściślej biorąc, z tym strumieniem powietrza, który
czyniła co najmniej sto razy przedtem. Nigdy nie wyma
wzbudzał pojazd Joriego. Rzeczywiście była dobra oka
wiała ich, myśląc o kimś szczególnym. Chciała tylko
zja, by przekonać się, co ta gondola potrafi osiągnąć.
sprawdzać, jaką te słowa mają władzę, lubiła, gdy wpra
Potrafiła sporo. Jori pędził, urzeczony szybkością, lecz
wiały ją w oszołomienie.
także gnany strasznymi wyrzutami sumienia. Ale co tam,
Kocham cię, kocham cię, kocham...
nikogo nie było na dworze, mógł szaleć jak tylko chciał
Szła teraz rozdarta pomiędzy chęcią pojechania gondolą
w kryształowo czystym powietrzu nocy.
razem z Jorim a obowiązkiem zostania z Siską, wiedziała, że
W pobliżu wielkiego miasta zwolnił nieco i wykonał
inni mocują się z tym samym problemem, czytała to w ich
kilka okrążeń nad wielką budowlą, w której przechowy
twarzach, ale Siska bardziej potrzebowała wsparcia niż JorA
wano cudowne skarby kraju. Nad wielką świątynią. Rze
- Mam nadzieję, że Jori go odnajdzie - westchnęła.
czywiście, Armas mówił prawdę. Wysoko ponad ulicami
- Tak, chociaż może mieć niejakie problemy - odparł
znajdowało się coś w rodzaju powietrznych kanałów.
Oko Nocy.
O ile mógł się przekonać, żaden człowiek nie byłby w sta
- On był taki sympatyczny - uśmiechnęła się Berenga
nie się tamtędy przedostać.
ria szeroko.
Wyglądało na to, że owe wentyle wiodą wprost do naj
Oko Nocy zachichotał.
świętszych sal. Jori zwiedzał je kiedyś ze szkolną wyciecz
- Sympatyczny? To jest mała bestia, ale zasłużył sobie
ką i nauczyciel, pewien uczony Lemur, opowiedział im co
na naszą przyjazń.
nieco o cudownych klejnotach. Uczniom nie pozwolono
- Absolutnie. Oko Nocy, czy ja naprawdę dzisiaj by
w
ejść do pomieszczenia, w którym przechowywano sza
łam dzielna?
fir i farangil, Jori jednak widział kamienie poprzez szkla
ną ścianę. Gdyby ktoś znajdował się w tamtym pomie
szczeniu, z łatwością mógłby je wziąć.
Owego dnia kamienie leżały spokojnie, lecz Jori, który
211
słyszał o nich znacznie więcej niż nauczyciel, wiedział, ij fów. Odpowiedniejsza byłaby chyba nazwa  istoty zie
kiedy je stosować, ożywają. Niebezpieczny farangil, obroń- mi". Cokolwiek się tam kiedyś stało, to te właśnie istoty
ca, atakuje wszystko co złe, może płonąć intensywnym najpierw zagarnęły twierdzę, potem ją opuściły i wróciły
czerwonym blaskiem oraz wysyłać rozżarzone promienie do swoich ziemianek.
śmierci i unicestwiać każdego, kto nosi w duszy zło. Z wyjątkiem może jednej.
Szafir, ów piękny niebieski klejnot, leczy rany, ratuje ży Co stwór, którego spotkali, robił wtedy, przed czterema
cia i dokonuje prawdziwych cudów. Na Ziemi po tamtej laty, sam w twierdzy? Dlaczego pomógł im, swoim arcy-
stronie Wrót potrafił również przedłużać ludziom życie. wrogom? Ojciec Armasa mówił, że oni wszyscy są niezwy
Oba kamienie były wielkie jak dłonie Joriego i przezroczy kle wrogo usposobieni do innych mieszkańców Królestwa
ste. Gdyby jednak znalazły się w posiadaniu kogoś niegod Światła, które niegdyś stanowiło część ich pogrążonego
nego, zmętnieją i staną się bezużyteczne, w przeciwień w mroku świata. Otrzymali Światło, to prawda, ale obsza
stwie do Świętego Słońca, którym może się posługiwać ry ich władztwa skurczyły się do jednej doliny.
również zło i które w takim wypadku staje się śmiertelnie
Nic dziwnego, że złościli się na intruzów.
niebezpieczne, bowiem Słońce wzmacnia to, co ochrania.
Gondola zatoczyła krąg nad twierdzą. Jori nie miał
A gdyby tak teraz kamienie były zmętniałe? I gdyby odwagi polecieć nad jej zapleczem, jeszcze nie teraz, naj
nie można by ich użyć do wykonania zadania? pierw chciał zbadać ruiny.
Jori, pogrążony w rozmyślaniach, opuścił już okolice sto Cicho zawołał w ich stronę:
licy. Gnał przed siebie w tempie, którego mama i ojciec z pew - Tsi-Tsungga?
nością by nie pochwalali... no, zresztą mama to może jeszcze, Gdy nie doczekał się reakcji, powtórzył imię, tym ra
ona zawsze chętnie popierała jego szaleństwa. Z pewnością zem głośniej:
jednak martwiłaby ją samotna wyprawa nieposłusznego syna. - Tsi-Tsungga! Masz jeszcze nasz aparat? Do diabła,
Jori chichotał pod nosem. włóż go!
Od czasu do czasu jednak mimo wszystko doznawał wy Czy będę musiał wylądować poza twierdzą? myślał za
rzutów sumienia. Wiedział, że czeka ich rozwiązanie co naj niepokojony. Pamiętał, jak szybko poruszają się istoty
mniej dwóch mało zabawnych problemów. Po pierwsze, jak ziemi, spotkanie z nimi w tym ich gniezdzie os, czy ra
zdołają naprawić mur, kiedy będzie już po wszystkim? czej mrowisku, mogłoby być bardzo nieprzyjemne.
A poza tym, jakim sposobem odłożą szafir na miejsce
Jednak muszę wylądować, nie mogę przecież tak krą-
w szczelnie zamkniętej sali?
tyć bez końca.
Ale co tam, przyjdzie czas, znajdzie się i rada. Wylądować w tym samym miejscu co przedtem? A po-
te
Było to ulubione powiedzenie Joriego, które zresztą m niepostrzeżenie przemknąć do osady?
przejął od matki. Uff!
W dole ukazała się stara twierdza duchów, twierdza Si" Nagle do jego uszu dotarło intensywne brzęczenie,
linów, którzy wymarli dawno temu. Teraz przejęli ją- Ja* wściekłe:  Dlaczego zapomnieliście o mnie na tyle lat? Czy
m
to Armas ich nazwał? Jakiś rodzaj istot natury czy też o-' yślisz, że teraz będę się czołgał na pierwsze zawołanie"?
213
212
Jori odpowiedział: sza niż te żyjące na Ziemi i sprawiała wrażenie oswojonej.
- Uważam, że ty nie będziesz się czołgał przed nikim - Muszę wszędzie nosić swojego przyjaciela - powie
Tsi-Tsungga. My wszyscy tęskniliśmy za tobą, ale nie mo dział Tsi-Tsungga tonem usprawiedliwienia.
gliśmy nikomu opowiedzieć o naszym spotkaniu. Teraz - Oczywiście - Jori uśmiechnął się szeroko. - W na
jednak potrzebujemy twojej pomocy. szym gronie zwierzę jest zawsze serdecznie witane. Miło
 Aha, więc teraz jestem dobry?" znowu cię widzieć!
- Zamknij się, ty ponuraku! Mówię, że tęskniliśmy za to - Hm - mruknął Tsi-Tsungga, wdrapując się do gondoli.
bą, nie słyszałeś? A może należysz do takich płaczków Wahał się trochę, bo z pewnością nigdy jeszcze w czymś ta
którzy są najszczęśliwsi, kiedy mogą się nad sobą rozczu kim nie siedział. Przytulał do siebie wiewiórkę i szeptał jej
lać? Tutaj chodzi o ratowanie życia. Ale jeśli nie chcesz, to... uspokajające słówka, żeby zwierzę nie przestraszyło się i nie
uciekło. Ci dwaj mieli bardzo podobny sposób wyrażania się.
Jori uświadomił sobie, że chyba nie jest najodpowie
dniejszą osobą do załatwiania takich interesów. Zamiast Tsi-Tsungga wyrósł w ostatnich latach, Jori zresztą
niego powinien tu przyjechać ktoś bardziej opanowany. również. W jego przypominającej elfa twarzy pojawiła się
Od strony Tsi-Tsunggi rozległo się parskanie, prycha jakaś powaga i smutek, których przedtem Jori nie dostrze
nie i syczenie. Kiedy już wyładował pierwszy gniew, po gał. Nie było w nim też tej łobuzerskiej chęci psot, co
wiedział z uporem: dawniej. Jori odnosił wrażenie, że w ciągu tych ostatnich
 A ja za wami nie tęskniłem. Ani przez chwilę". lat nie wiodło mu się zbyt dobrze.
- Oczywiście, że nie - rzekł Jori sucho. - To jasne. Czy
Poza tym miał teraz wyraznie szersze ramiona. Czy w tej
mogę wylądować?
sytuacji zdoła przedostać się przez powietrzny wentyl?
 W tym samym miejscu co przedtem. To znaczy, dla
Gondola uniosła się i Tsi-Tsungga, siedzący obok Jo-
mnie możesz wcale nie lądować, nie interesuje mnie to .
riego, zesztywniał. Jedną rękę zaciskał na oparciu pojazdu
Jori odszukał znajomą polankę, wylądował i czekał. tak mocno, że palce mu zbielały, drugą obejmował wie
Starał się ocenić sytuację... wiórkę i wciąż przemawiał do niej uspokajająco.
Jori, najmniejszy i najmniej szanowany z czterech chłop
- Mieszkasz w twierdzy? - zapytał Jori.
ców, starał się rekompensować braki największą odwagą i sza
- Tak, w ruinach.
lonymi pomysłami. Po części odziedziczył te cechy po Taran,
- Dlaczego? Dlaczego nie jesteś razem ze swoimi?
ale najważniejsze było to, że nie zniósłby, gdyby trzej przyja
Tsi-Tsungga znowu prychnął gniewnie.
ciele pod każdym względem go przewyższali. No i rzeczywi
- Bo ci przeklęci idioci nie chcą zostawić w spokoju
ście, jego radość życia bardzo się podobała dziewczętom.
moich zwierząt. Strzelają do nich, zabijają je i potem zja
Teraz jednak czuł, że chyba posuwa się za daleko. Ale co
dają. Teraz został mi już tylko Czik.
tam, cóż warte jest życie bez ryzyka i śmiałych przygód.
- W takim razie świetnie cię rozumiem - westchnął Jo-
n
Nie musiał czekać długo, po chwili z lasu przy murze - - I jednego możesz być pewien: wszyscy moi przyjacie-
twierdzy wyłonił się Tsi-Tsungga z wiewiórką na ramieru
'e są przyjaciółmi zwierząt.
Nie była to zwyczajna wiewiórka, chyba ze dwa razy wię
- Ale dlaczego nigdy potem do mnie nie przyszliście?
215
214
- Bo nie wolno nam przebywać w twojej dolinie. P0 cy promienie, nie wolno mu jednak było go wypróbować,
przednim razem zostaliśmy surowo ukarani.
dopóki nie zapozna się z instrukcją, zastrzeżono zresztą,
Wtedy nareszcie Tsi-Tsungga się roześmiał. Szeroko
że w żadnym razie nie wolno mu używać pistoletu jako
bardzo zadowolony.
broni. Nie do takich celów został przeznaczony. Jori do
- Mnie też nie wolno przebywać w waszym świecie!
stał, jak wiadomo, tę gondolę, Oko Nocy zaś wiele świę
Dokąd jedziemy?
tych przedmiotów swojego plemienia, został bowiem wy
- Na dość niebezpieczną wycieczkę. Widzisz, na pewną
znaczony na nowego wodza i miał objąć panowanie, kiedy
małą dziewczynkę po tamtej stronie muru polują kaniba
obecny wódz już odejdzie. Ze stanowiska, oczywiście, nie
le. Żeby ją uratować, musimy zdobyć cudowny szafir, a tyl
ze świata, bo o tym każdy może sam decydować. Jaskari
ko ty jesteś na tyle mały i drobny, by się do niego dostać.
dostał bardzo skomplikowaną maszynę do liczenia, rów
- Co to jest szafir?
nież absolutną nowość techniczną.
- Magiczny kamień, który potrafi dokonywać cudów.
Dla białych dziewiętnaste urodziny to ważny moment.
Jest bardzo czujnie strzeżony w jednym z budynków
Od tej chwili uważa się człowieka za dorosłego. Oko No
w stolicy. W najświętszym pałacu, zwanym świątynią.
cy przeżył inicjację już przed wieloma laty, poza tym on
- Czy wam rozum odebrało? - wrzasnął Tsi-Tsungga.
i Berengaria urodzin teraz nie obchodzili, ale również do
- Ukraść coś, co jest tak strzeżone?
stali prezenty.
- Pożyczyć - sprostował Jori. - Nikt nie musi o tym
O, tak, to była wielka uroczystość i chyba nie można
wiedzieć. Trzeba się spieszyć, bo zaraz rozpocznie się czas
się dziwić temu, co się stało po przyjęciu. Niełatwo prze
pracy. Czy tylko z powodu zwierząt mieszkasz w ruinach?
rwać, kiedy zabawa jest znakomita.
- Nie - odparł Tsi-Tsungga cicho. - Nie tylko dlatego.
W stolicy obaj pasażerowie gondoli przeżyli rozczaro
Mój ojciec był Lemurem i tamci nie chcą mnie znać. Na
wanie, okres pracy już się rozpoczął, wszędzie spotykali
wet własna matka mnie porzuciła.
mnóstwo ludzi i pojazdów.
- Mnie się też wydawało, że jesteś jakby większy i bar
- Nigdy nam się nie uda - mruknął Jori. - Skoro już
dziej, powiedziałbym, ludzki z wyglądu niż tamci, którzy
jednak jesteśmy...
mieszkają w ziemiankach. No nic, nie bój się. Armas też jest
Koło wspaniałej budowli czekał ich kolejny cios. Tsi-
tak zwanym bastardem. Kimś pośrednim między ludzmi
Tsungga w żaden sposób nie byłby w stanie przecisnąć się
a Obcymi, natomiast brat mojej matki, Dolg, miał w swo
przez wąski otwór, okazał się za duży. Przez moment za
ich żyłach krew i ludzi, i Lemurów. Ale jego już nie ma.
stanawiali się, czy by nie wysłać do świątyni Czika, bo
Zdawało się, że te słowa uspokoiły Tsi-Tsunggę. Jori od
wiem Tsi-Tsungga znakomicie potrafił nim kierować na
sunął na bok urodzinowe prezenty, by jego gość mógł po
odległość. Szafir był jednak zbyt ciężki dla małego bądz
sadzić na podłodze wiewiórkę Czika. Żadne z jego przyja
co bądz zwierzątka.
ciół nie chciało się rozstać z prezentami. Dziewczęta dosta
Chwilę stali przy wentylu i zaglądali do wnętrza.
ły wspaniale ubrania, chłopcy natomiast różne wynalazki
- Ten czerwony jest o wiele ładniejszy - westchnął Tsi-
techniczne. Armas na przykład otrzymał pistolet miotają-
Tsungga przejęty.
216 217
- Miej się na baczności! - ostrzegł Jori. - Schyl się! Zbli można z pewnością przypisać faktowi, że Obcy stosun
ża się jakaś gondola, musimy zwiewać!
kowo często wchodzili w związki krwi z ludzmi.
Mieliby się z pyszna, gdyby ich ktoś odkrył w pobliżu
skarbów.
Pozostawało im tylko powrócić do Srebrzystego Aasa
Niczego nie osiągnęli. Jori był okropnie zawiedziony
21
i zmartwiony. Czy powinni spróbować następnej nocy? Jak
długo Siska poradzi sobie sama? I na co się zda czekanie
do nocy, skoro i tak nie zdołają dostać się do świątyni?
Zdumienie młodych na widok Tsi-Tsunggi było ogrom
A może chociaż...?
ne. Oczekiwali, że zobaczą małą, brzydką, ale zręczną ni
Mieli już przed sobą Srebrzysty Las i nagle Joriemu czym łasica istotę. Tymczasem wygląd starego znajome
przyszedł do głowy pewien pomysł.
go kompletnie ich zaskoczył.
- Podaj mi ten pistolet - zwrócił się do Tsi-Tsunggi. - Nie,
- No, no - rzekł Armas cicho, a Jaskari i Oko Nocy
nie, tamten czarny futerał. Ten, tak. Muszę przeczytać in
kiwali głowami.
strukcję obsługi. Potrzymaj tymczasem kierownicę! Po pro
Berengaria szepnęła:  Jaki on śliczny!" A Elena? Elena
stu trzymaj, nie ruszaj ani w jedną, ani w drugą stronę.
po prostu głośno westchnęła i wpatrywała się w przyby
Sztywny z napięcia i wzruszenia Tsi-Tsungga zamienił
sza szeroko otwartymi oczyma.
się z Jorim na miejsca i w tej chwili odkrył, że taka bę
Tsi-Tsungga nie do końca pojmował jej reakcję.
dzie jego przyszłość. Zanim Jori bezlitośnie odebrał mu
On sam nie bardzo wiedział, jak teraz wygląda, ponie
kierownicę, zdążył wykonać kilka odważnych ewolucji.
waż w ruinach twierdzy nie miał lustra. Był wyższy niż
Jori odłożył pistolet do futerału i spokojnie zajął się
jego pobratymcy, z tego zdawał sobie sprawę, i miał znacz
prowadzeniem pojazdu.
nie niż oni szersze barki. Zielone, brązowo nakrapiane cia
- Żebym zbyt wiele z tego zrozumiał, to nie powiem - ło stało się bardzo zwinne i wytrzymałe, mogło znieść nie
rzekł z wolna. - Chyba jednak warto spróbować. Abso
prawdopodobny wysiłek, ale Tsi-Tsungga pojęcia nie miał,
lutnie warto.
jak bardzo jego twarz zyskała na dojrzałości. Wszystkie li
nie były jakby troszkę przesadnie wyrzezbione. Miał wy
Urządzenie, z którym się właśnie próbował zapoznać,
sokie kości policzkowe, owalne, połyskujące zielenią oczy,
było pistoletem laserowym.
ostry podbródek, jeszcze bardziej spiczaste uszy, pięknie
Dwadzieścia lat przed opisanymi wydarzeniami rodzi
wygięte łuki brwi, kształtny nos i usta niczym u fauna.
na czarnoksiężnika przybyła do Królestwa Światła.
Nic dziwnego, że obdarzone fantazją dziewczęta tak
W świecie zewnętrznym minęło tymczasem lat dwie
reagowały na jego widok!
ście czterdzieści.
Zdziwienie trwało krótką chwilę, po czym wszyscy za
Na Ziemi dokonał się postęp techniczny niemal rów
częli się głośno i radośnie witać. Tsi-Tsungga zapomniał,
ny temu w kraju Joriego. Większość ziemskich osiągu1?
że jest obrażony. Teraz zresztą wiedział już, że to zakaz
218
219
nie, znamy twoje pomysły", Jori wyciągnął drugą rękę,
dorosłych rozdzielił go z gromadką przyjaciół.
którą dotychczas chował za plecami.
Nie wspomniał jednak ani słowem o tamtym dniu, kiedy
opuścił rodzinną dolinę i wybrał się w długą drogę do stoli - Mój pistolet? - zawołał Armas. - Dlaczego go wzią
cy. Wypatrywał tam młodych, którzy kiedyś odwiedzili go
łeś?
w zrujnowanej osadzie, ale żadnego z nich nigdzie nie do
- Dlatego, że przeczytałem instrukcję, zobacz sam!
strzegł. Nie miał natomiast odwagi wejść do miasta. Droga
Armas, odbierając swój urodzinowy prezent, powie
powrotna była bardzo trudna, okazała się bowiem drogą do
dział cicho:
samotności. Został odrzucony przez wszystkich, najpierw
- Cieszę się, że wam się nie udało, Jori. Miałem okrop
przez swoich współplemieńców, a inni też go nie chcieli.
ne wyrzuty sumienia, a ojciec nigdy by nam nie wybaczył,
Teraz jednak wróciły dobre czasy. Jori powiedział, że
gdybyśmy bez pozwolenia wzięli szafir. Cieszę się nato
Tsi-Tsungga będzie mógł zostać w ich części kraju. To być
miast, że przyprowadziłeś ze sobą Tsi-Tsunggę.
może trochę lekkomyślna obietnica, żadne z nich bowiem
Tsi-Tsungga, który promiennym wzrokiem obserwo
nie wiedziało, co Lemurowie i Obcy powiedzą na taką
wał Berengarię, jak chodzi tam i z powrotem, tuląc w ob
przeprowadzkę. Tyle jednak zakazów złamali dzisiejszej
jęciach Czika, z policzkiem dotykającym miękkiego futra
nocy, że jeden drobiazg więcej nie robił różnicy.
wiewiórki, kiwał radośnie głową, słuchając tego, co mówi
 Phi!" jak to zwykł był mawiać Jori.
Armas. Na krótką chwilę znowu wszyscy zwrócili uwagę
Teraz syn Taran wyjaśnił przyjaciołom, że jego wypra
na tę istotę, która kiedyś uratowała im życie.
wa poniosła fiasko.
Teraz chodziło o życie Siski. Trzeba przejść na drugą
- A zatem znajdujemy się w punkcie wyjścia - rzekł Ja-
stronę muru.
skari przygnębiony. - Mała Siska zeszła z drzewa i siedzi
- Zastanawiam się, co robią nasi rodzice - mruknęła
na brzegu strumienia skulona, bliska utraty wszelkiej
Elena. - Czas pracy zaczął się już dawno i wszyscy z pew
nadziei i odwagi, my zaś przedyskutowaliśmy już wszyst
nością się pobudzili, na pewno się o nas martwią.
kie możliwości, do kogo moglibyśmy się zwrócić z proś
- Tak - przyznał Jaskari z poczuciem winy. - Ale nie
bą o otwarcie muru, myśleliśmy o Cieniu, ale on jest tyl
możemy zostawić tej dziewczyny własnemu losowi.
ko Lemurem, myśleliśmy też o duchach Móriego, lecz nie
- Nie możemy też posłać nikogo do domu, by uspoko
wiadomo, gdzie się one podziewają, nie możemy spytać
ić rodziców. W takim razie bowiem musielibyśmy wytłu
o to nikogo z dorosłych, bo musielibyśmy wyjaśnić, dla
maczyć, co robiliśmy w nocy. Uff! Nie skończy się to do
czego nas to interesuje i...
brze dla naszej dzielnej szóstki.
- Może byś czasami przerwał, choćby dla zaczerpnię
- Która niedługo przekształci się w ósemkę. Jeśli wszy
cia powietrza - zaproponowała Elena. - Za takie zdanie
stko pójdzie dobrze. No i jak, Armas?
w szkole dostałbyś dwóję.
- Rzeczywiście, chyba masz rację. Czy mógłbym na
Jori uniósł dłoń.
czymś wypróbować pistolet?
- Uciszcie się. Mam szalony pomysł!
Rozejrzeli się wokół. Nikt nie chciał niszczyć pięknej
Zanim ktokolwiek zdążył zawołać jak zwykle:  Nie>
roślinności.
221
220
- A dlaczego nie na murze? - zapytał Oko Nocy spo
oczywiście Tsi-Tsunggę można nazywać człowiekiem, co
kojnie.
jest, niestety, wątpliwe. Teraz siedział przy samym murze
To chyba rzeczywiście najlepszy pomysł. Armas po
i powtarzał:  Głęboko, głęboko! Bardzo głęboko!"
prosił wszystkich, by odsunęli się na bok, zaś Berengaria
Armas dokończył dzieła, przecinając mur na poziomie
przekazała Sisce, iż powinna zostać na brzegu strumienia.
ziemi.
Nie wolno jej podchodzić bliżej, dopóki nie zawołają. Wi
Dopiero teraz zdali sobie sprawę, jak bardzo gruby jest
dzieli, że drobna postać skuliła się na swoim miejscu.
ten mur. Armas przeciął go z jednej strony nieco ukośnie
Armas skierował pistolet na mur.
i było oczywiste, że nie da się go tutaj przesunąć. Trzeba
- Powinienem? - zapytał z nerwowym uśmiechem.
było więc powtórzyć czynność i wyciąć próg dokładnie
- Zamknij oczy i strzelaj - zachichotał Jori.
nad ziemią. Pozostali chłopcy bardzo chcieli mieć takie
- Tylko ty możesz powiedzieć coś takiego - prychnął
same pistolety, wiedzieli jednak, że to narzędzie przezna
Armas.
czone jest wyłącznie dla Obcych.
Wskazującym palcem powoli nacisnął spust.
W końcu wyglądało na to, że drzwi są wycięte jak trze
Długa, piękna wiązka oślepiająco niebieskich promie
ba i wystarczy je po prostu otworzyć. Pomagali wszyscy.
ni trafiła w mur dokładnie w tym miejscu, w którym się
Z ciężkim sapaniem wspólnymi siłami pchnęli mocno wy
spodziewali. Armas przez chwilę trzymał pistolet bez ru
cięty fragment, który wysunął się i z łoskotem upadł po
chu, po czym wolniutko przesunął wiązkę w dół.
tamtej stronie na ziemię.
- Powstała szczelina - szepnęła Elena. - Głęboka szcze
Wszyscy oddychali wolno, patrząc w zdumieniu na
lina, i to na wylot!
swoje dzieło.
Wszyscy odetchnęli.
Armas gładził czule swój pistolet.
Armas wolniutko przesuwał promienie w dół. Kiedy do
- Czarodziejska różdżka - powiedział z uśmiechem.
tarł do ziemi, skierował pistolet ponownie w górę do punk
- Tak, techniczne zdolności Obcych i Madragów coraz
tu wyjścia i zaczął wolno kreślić łuk po drugiej stronie.
bardziej zaczynają przypominać czary - stwierdził Jaska-
- To wygląda jak drzwi - szepnęła Berengaria z podzi
ri. - Pomyślcie tylko o tym aparacie, który dostałem
wem. - Teraz trzeba je tylko popchnąć i będzie można
w prezencie. Ale teraz najważniejsza jest Siska. Chodzcie,
przejść na drugą stronę.
trzeba ją przeprowadzić przez otwór.
- Powinieneś również wyciąć próg - rzekł Oko Nocy
- Ale jakim sposobem zdołamy... - zaczęła Elena, kie
rzeczowo.
dy ruszyli w stronę otworu. Zakończyła onieśmielona tak
O tym Armas nie pomyślał. Okazało się jednak, że mur
cicho, że nikt jej nie usłyszał: - ...Wstawić drzwi na miej
wchodzi daleko w głąb ziemi. Tsi-Tsungga zdążył to od
sce i załatać mur?
kryć, już dawno, położył się tuż przy ścianie z uchem przy
- Siska! - zawołał Jaskari cicho, gdy tylko znalazł się
ziemi i  nasłuchiwał", dokładnie tak samo jak Oko Nocy
po drugiej stronie, w Królestwie Ciemności.
nasłuchiwał przy strumieniu. Ci dwaj zresztą porozumie
Jakie to okropne uczucie. Tam na zewnątrz światło by
li się natychmiast, obaj bowiem byli ludzmi natury. Je s
ło wyraznie przytłumione i człowiek zaczynał tęsknić za
222
223
pełnym blaskiem. Ale jasny blask wpadał jedynie przez
- Aha, teraz rozumiem. Musieli jednak opuścić stepy
 drzwi", a one były przecież niewielkie.
wiele stuleci temu.
Oko Nocy powiedział coś, o czym nikt nie myślał:
- Tak - potwierdziła Siska, która dostała aparacik Ma-
- Pamiętajcie!... Ona jest księżniczką!
dragów, gdy tylko przekroczyła mur. - Potem jednak bar
- I będziemy ją traktować jak księżniczkę - odpowiedział
dzo długo mieszkaliśmy w Ciemnościach.
Armas z powagą. - Berengario, idz i przyprowadz ją do nas.
Patrzyła uważnie na wszystkich po kolei. Biali ludzie
Najmłodsza w grupie skinęła głową i pobiegła na brzeg.
zdawali się nie budzić w niej żadnych szczególniejszych
Bez chwili wahania zdjęła z siebie sukienkę i podała
uczuć, natomiast w wielkim skupieniu przyglądała się
dziewczynce, która niepewnie szła jej na spotkanie.
Oku Nocy. Bardzo jej się spodobało jego powitanie, peł
- Wez to, ja mogę zostać w samych majtkach.
ne szacunku, a przy rym młody Indianin ani na sekundę
Siska przyjęła ubranie z wdzięcznością, okryła się chęt
nie stracił nic ze swojej godności. To król, pomyślała.
nie przed spotkaniem z tak licznym gronem nie znanych
I tak bardzo się nie pomyliła. Oko Nocy miał przecież
sobie ludzi.
zostać wodzem Indian.
- Wejdz do Królestwa Światła i bądz pozdrowiona - rze
Tsi-Tsunggi w ogóle nie pojmowała. Starała się do nie
kła Berengaria swoim najłagodniejszym głosem, starając się
go nie zbliżać, mógł się okazać wrogiem. Poza tym trzymał
nie przestraszyć małej dziewczynki.
w objęciach zwierzę. To niedobry znak, należało się wy
Z bardzo uroczystą miną Siska przekroczyła granicę.
strzegać zniżania do poziomu zwierzęcia, tak mówi prawo.
Przyglądali jej się wszyscy uważnie i witali ją z szacun
- Musisz coś zjeść - oznajmił ten, o którym mówiono Jo
kiem, każdy na swój sposób, tak jak się wita nadchodzą
ri i który śmiał się często, na wszelkie sposoby starał się oka
cą osobistość, księżniczkę, a może nawet boginię.
zywać jej życzliwość, nawet trochę z tym przesadzał. Siska
Z bliska nie była już tak bardzo podobna do Berenga-
przywykła do tłumaczenia sobie zachowań ludzi i wiedzia
rii. Miała o wiele ładniejsze oczy, ogromne, odrobinę sko
ła mimo wszystko, że ów Jori życzy jej jak najlepiej.
śne i lodowato szare. To, co w niej najbardziej zwracało
Cała gromadka życzy jej wyłącznie dobrze.
uwagę oprócz tej nieprawdopodobnej bladości, to pełne,
- Rzeczywiście, jestem głodna - przyznała. - Przygotuj
czerwone wargi i bardzo długie, wspaniałe czarne włosy.
cie mi tacę z owocami!
Gładkie i jedwabiste, żadne z nich nie sądziło, że włosy
Dały więc o sobie znać nawyki księżniczki, która przy
mogą być aż tak piękne.
zwyczaiła się do pełnej obsługi...
Była to śliczna dziewczyna, ale chociaż Berengaria rów
Młodzi ludzi spoglądali po sobie odrobinę skrępowa
nież odznaczała się urodą, różniły się od siebie bardzo.
ni, nie znali takich manier.
- Ty chyba pochodzisz z jakiegoś wschodniego plemie
W lesie zaległa cisza.
nia - stwierdził Jori rzeczowo.
Dopiero teraz Siska uwierzyła naprawdę, że znalazła się
- W każdym razie jestem spokrewniona z ludami scy n
a terenie objętym wytęsknionym Światłem, które sączyło
tyjskimi ze wschodu. Moi przodkowie pochodzą z wie -
S1
? przez korony drzew zabarwiając na złoto srebrzyste liście.
kich stepów.
I wtedy się załamała.
224
225
Dni bólu, głodu i bezgranicznego strachu miała za so
bą. Została uratowana, znajduje się wśród życzliwych lu
dzi i chyba naprawdę nie będzie musiała wracać do wszy
stkiego, co w jej życiu było złe.
Jaskari, ów wysoki i silny, objął ją, przytulał mocno do
CZŚĆ PITA
siebie i szeptał uspokajające słowa. Początkowo stała przy
nim sztywna, mężczyzni przecież nie mieli prawa jej do
tykać, pózniej jednak się poddała. Oni przygotują jej po
siłek z owoców, znajdą dla niej dom, w którym będzie
NASZA STARA, UDRCZONA
mogła spać i nie będzie się musiała niczego bać. Trzeba
tylko zaczekać jeszcze trochę, a wszystko się ułoży...
ZIEMIA
Nagle Jaskari popatrzył przerażony na swoich towa
rzyszy. Oni, również przestraszeni, odwrócili głowy i zro
zumieli, co tak niepokoi Jaskariego.
Stoją oto w lesie z dwojgiem swoich nowych podo
piecznych przy ogromnym wycięciu w murze, do które
go obiecali się nigdy nawet nie zbliżać.
A gdzieś za murem znajduje się horda przerażających
dzikusów, która tylko czeka, by przejść na drugą stronę,
zniszczyć wszystko i zawładnąć Królestwem Światła.
Młodzi  bohaterowie" zaś nie mają najmniejszego poję
cia, co zrobić, by załatać dziurę. Zadanie niewykonalne
choćby dlatego, że  drzwi" leżą po drugiej stronie. Gdy
by chcieli wstawić je na miejsce, jedno z nich powinno
tam przejść i je podnieść, a potem wepchnąć w otwór. I co
dalej? Czy ta osoba musiałaby już tam zostać? Jak napra
wić szkodę i zatrzeć ślady, nie mówiąc nic Obcym?
Na co oni się ważyli w swoje pierwsze dorosłe urodziny-
Uratowali życie, to prawda. I inną istotę uratowali od
strasznej samotności.
Ale cena, cena...
Nie unikną odpowiedzialności za swoje lekkomyślne
przestępstwo! Odpowiedzialności i kary.
Sytuacja wyglądała naprawdę ponuro.
22
Na Ziemi od owego fatalnego dnia, w którym Mori
i Dolg zostali zatrzymani przez ostatnich rycerzy zakon
nych i nie zdołali przejść przez Wrota, minęło ponad
dwieście lat.
Theresa nie miała pojęcia o upadku habsburskiego tro
nu ani o rewolucji francuskiej, która zmiotła jeden z naj-
solidniejszych domów panujących w Europie. Nie wiedzia
ła nic o Napoleonie, władcy, który pojawił się właściwie
znikąd, zatrząsł w posadach europejskim porządkiem
i skończył jako samotny, opuszczony przez wszystkich
więzień. Nie wiedziała nic na temat wielkich odkryć i wy
nalazków, wiek dziewiętnasty był dla niej czymś komplet
nie nie znanym, podobnie jak wiek dwudziesty, stulecie
gwałtownych wstrząsów z wielkim rozwojem cywilizacyj
nym, wojnami światowymi i przemianami ludzkiej świado
mości, rozpadem rodziny oraz swobodą obyczajową.
Królestwo,  w którym słońce nigdy nie zachodzi", czyli
Imperium Brytyjskie, skurczyło się do rozmiarów zwyczaj
nego państwa, a w krajach skandynawskich pojawiały się
tymczasem i przemijały wielkie nazwiska takie, jak Ibsen,
Grieg, Strindberg, Sibelius i Carl Nielsen.
Szczęśliwie nie dotarły do niej wiadomości o katastro
fach takich, jak zatonięcie Titanica czy trzęsienie ziemi
w San Francisco. Oko Nocy uniknął informacji na temat
prześladowania Indian. Po drugiej wojnie światowej za
częto wiele mówić o UFO i innych niezwykłych zjawi
skach. Władza Kościoła zmalała, pojawiły się natomiast
229
inne parareligijne ruchy alternatywne, a wszystkich
zirytowani i urażeni. - Czy w planach coś się nie zgadza?
którzy znalezli schronienie w czeluściach Ziemi, ominęły
- Z domem wszystko w porządku.
też informacje o wielkich przemeblowaniach politycz
Po tych słowach zaległa cisza.
nych, dokonujących się na całym świecie.
- No... To w takim razie, co? - nie dawał za wygraną
Peter.
Kiedy w latach dziewięćdziesiątych dwudziestego wie
- My... nie wiemy. Czujemy się po prostu na tej dział
ku zapanowała chwila względnego spokoju, choć świat
ce zle.
wcale nie stał się bardziej rozsądny, pewne młode szwedz
Peter i Jenny popatrzyli po sobie, potem rozejrzeli się
kie małżeństwo, Jenny i Peter Johanssonowie, zakupili
wokół. Spoglądali na dom, który rozrastał się z każdym
działkę na terenie budującego się nowego osiedla mieszka
dniem, na sosny, na rozległy widok poniżej oraz na swo
niowego. Bardzo pięknie położoną działkę, trzeba dodać.
je niezbyt udane próby uporządkowania porośniętego
Na wzniesieniu, skąd rozciągał się widok na rozległe rów
mchem terenu.
niny Vastergótland.
Po chwili znowu popatrzyli sobie w oczy. Robotnicy
Dawniej okolicę porastał gęsty las, ale granice miasta
wyrazili jedynie to, co oni sami od dawna odczuwali
poszerzały się nieustannie i drzewa stopniowo karczowa
i o czym rozmawiali. Oni również natrafiali tu na coś, jak
no. Jenny i Peterowi przypadła ostatnia działka pod sa
by opór...
mym lasem. Zdołali też uprosić, by oszczędzono kilka naj
Nie, opór to nieodpowiednie słowo. Raczej jakby nie
piękniejszych sosen.
cierpliwość, niepokój...
Często odwiedzali swoją nową posiadłość i patrzyli,
Dziwne określenia, ale też i dziwne odczucia.
jak dom nabiera kształtów. Pomagali przy budowie, oczy
W końcu Peter rzekł:
szczali teren przyszłego ogrodu, który, niestety, nie wy
- My też to zauważyliśmy. To nie jest sympatyczne
glądał zbyt obiecująco, wciąż jeszcze był to po prostu ka
miejsce, niezależnie od tego, jak bardzo chcemy wyobra
wałek kamienistej, leśnej ziemi.
żać sobie coś przeciwnego. Ale wyłożyliśmy na ten dom
Robotnicy budowlani nie sprawiali wrażenia zadowolo
wszystkie nasze pieniądze, to marzenie życia, a z czegoś
nych. Raz nawet Peter zapytał, czy może przeszkadzają im
takiego nie rezygnuje się przecież ot tak sobie.
te odwiedziny właścicieli, może przychodzą tu zbyt często.
Robotnicy świetnie ich rozumieli. Majster zarządził
Ale nie, tamci mamrotali w odpowiedzi, że to nie to.
przerwę śniadaniową i odbyła się poważna rozmowa.
- Zbudowałem już wiele domów - powiedział w koń
Wszyscy po kolei mówili o swoich przeżyciach.
cu majster. - Nigdy mi się nic podobnego nie przytrafiło,
Wyglądało na to, że sam dom leży jakby poza zasię
nie wiem, jak to nazwać, ale z tą ostatnią działką jest cos
giem owego niepokoju czy jak to nazwać. Jego zródło
nie w porządku.
znajdowało się chyba na skraju lasu. Każdy, kto przeszedł
Pozostali robotnicy byli podobnego zdania.
na tyły domu, czuł się w jakiś sposób obserwowany. Nie
- Coś tu jest nie tak jak trzeba - stwierdził najstarszy-
którzy mieli wrażenie, że słyszą przemawiający cicho
- Ale co takiego? - dopytywali się Peter i Jenny trochę
głos, bez słów, ale jakby w błagalnej prośbie.
230
231
Po zebraniu opowieści wszystkich obecnych tyle zdo
- Nie gadaj głupstw! Mnie wcale nie jest do śmiechu.
łano ustalić. To trochę pomogło, nastrój się poprawił, nikt
- Ale ja mówię poważnie.
nie chce czegoś takiego przeżywać w pojedynkę.
Jenny milczała przez chwilę.
- No i co o tym myślicie? - zapytała Jenny drżącym - Znasz może kogoś takiego? - zapytała w końcu.
głosem.
- Nie znam, ale wiem, że sprawy tak zostawić nie moż
Robotnicy spoglądali na siebie. Większość z nich za
na. Nie będziemy przecież mieszkać w miejscu, w którym
pewniała, że nie wierzy  w takie sprawy", ale nawet oni
czujemy się zle.
nie mogli zaprzeczyć, że na tyłach domu dzieje się coś nie
- Albo się boimy.
przyjemnego.
Peter przewrócił się na drugi bok.
- Czy ktoś zna historię tego miejsca? - zapytała znowu
- Musimy to dokładnie przemyśleć.
Jenny.
Jenny nie mogła spać. Ssało ją w dołku. Tyle lat tęsk
- Nieee - odparł najmłodszy z nich, jeszcze właściwie nili za własnym domem i co, mieliby teraz zrezygnować?
chłopiec, z wahaniem. - Mieszkam w okolicy całe życie,
- Może powinniśmy porozmawiać z sąsiadami? Może
ale tutaj zawsze był tylko las.
inni też coś zauważyli?
- Nikt nigdy tu nie mieszkał?
Peter westchnął zaspany.
- Nigdy. Wuj mojej dziewczyny pracuje w bibliotece
- Ale nie wolno się wystawić na pośmiewisko - mruknął.
i on się interesuje lokalną historią, mówi, że tu zawsze by
Na to Jenny nie miała odpowiedzi.
ły lasy, zresztą to widać. Tylko niegdyś, dawno temu, wio
dła przez las droga. Wąska dróżka dla konnych...
Z sąsiadami rozmawiać nie musieli, bo w kilka dni
Wszyscy zwrócili głowy w stronę lasu. Najpierw
pózniej rozwiązanie znalazło się samo. A przynajmniej
z nadzieją, pózniej ze sceptycyzmem.
nadzieja na rozwiązanie.
- Czy w lesie mogą być niedzwiedzie? - zapytał Peter.
Peter i Jenny próbowali usunąć wielki kamień leżący
- Ale skąd, mowy nie ma! - roześmiał się majster.
przed domem, pracowali jednak bez zapału, jakby nie
Rozmowa wygasła.
mieli nigdy tutaj zamieszkać. I wtedy przyszli robotnicy.
Wieczorem jednak Peter i Jenny powrócili do przerwa
- Rozmawialiśmy trochę z ludzmi w okolicy - powie
nego tematu.
dział majster.
- Czy mielibyśmy zaczynać od nowa? - wzdychała Jen
Młodzi właściciele działki wyprostowali plecy. Byli to
ny, wpatrując się w mrok pokoju, który wypożyczyli im
dość zwyczajni ludzie, nie zwracali na siebie uwagi ani
jej rodzice.
wyglądem, ani sposobem bycia, ale robotnicy lubili ich
- To okropne, nie dalibyśmy już rady.
i chcieli im pomóc.
Znowu zastanawiali się, co robić.
Peter zaprosił wszystkich, by usiedli na stosie desek.
- A może powinniśmy poszukać jakiegoś magika od
- No i co? - zapytał.
duchów, egzorcystę czy jak się to nazywa? - powiedział
Majster zdjął swoją czapeczkę z daszkiem i rękawem
nagle Peter.
otarł czoło.
232
233
jącym tonem, ponieważ nie chciał się ośmieszać, z drugiej
- No więc nasz Ernst - wskazał ręką na najmłodszego
jednak strony pochlebiało mu zainteresowanie słuchaczy.
kolegę. - Ernst rozmawiał z Kallem, tym, który pracuje
w bibliotece, a mnie przyszedł do głowy pewien pomysł. - Ludzie widzieli na północnej stronie nieba jakąś potwor
ną błyskawicę i słyszeli straszne grzmoty, chociaż nie by
- Tak, no więc wuj Kalle, to znaczy nie mój wuj, tyl
ło wcale burzy. A w środku nocy tabun bezpańskich koni
ko mojej dziewczyny, ale to nieważne, on rozmawiał
przeleciał koło jednego gospodarstwa. Widziano te konie
z jedną swoją koleżanką, a tamta zna rodzinę egzorcy
jeszcze wielokrotnie w innych miejscach.
stów. Tylko że to jest w Norwegii.
- A ja pytałem o radę moją starą matkę - wtrącił maj - Jezu - jęknął któryś z robotników.
ster. - I też się dowiedziałem tego i owego. - Nieprawdopodobne - powiedziała Jenny.
- Świetnie - ucieszyła się Jenny. - Tak, ale nie dość na tym. Na kilka dni przedtem
- Otóż moja matka słyszała bardzo dziwną historię w okolicy kręcili się jacyś obcy. Dziwni mężczyzni w sze
o ludziach, którzy zniknęli z powierzchni ziemi... rokich opończach niczym magowie albo czarnoksiężnicy,
poza rym orszak jezdzców podobnych do rycerzy. A po
Słuchacze w napięciu czekali na dalszy ciąg. Peter bez
tem tej jednej nocy wszystko zniknęło.
słowa częstował zebranych piwem w puszkach, które
przyjmowano również w milczeniu, dziękując jedynie ski - Rany boskie - szepnął inny z robotników. - Ale to,
nieniem głowy. oczywiście, tylko takie gadanie?
- Ale to się stało dawno temu. I nie dokładnie tutaj. Peter nie był tego pewny.
Zainteresowanie przygasło. - Sądzisz, że wymysły przetrwałyby ponad dwieście
- Sprawa może mimo wszystko mieć jakiś związek lat? To bardzo interesujące, co mówisz - zwrócił się do
z naszą okolicą - ciągnął majster ostrożnie. majstra, a potem do najmłodszego, czyli Ernsta: - Do ja
W końcu zdecydował się opowiedzieć im całą historię kich to wniosków doszedł twój wuj Kalle? Powtórz je
od początku do końca. szcze raz. Jakiś egzorcysta w Norwegii?
- Podobno kiedyś, w osiemnastym wieku, zniknęła - No, to podobno jest cała rodzina - wyjaśnił Ernst. - To
pewna matka z dwojgiem małych dzieci. Kompletnie bez wszystko brzmi dosyć fantastycznie, ale ta bibliotekarka
śladu. Na imię jej było Mariatta czy jakoś tak. I miało się o nich słyszała.
to przydarzyć kilkadziesiąt kilometrów stąd. Na południe
- Wymieniła jakieś nazwisko... albo adres?
od Tiveden.
- Tego nie wiem, ale mogę zapytać.
- Ale to przecież nie tak daleko! - wołali zdumieni męż Peter podjął decyzję.
czyzni. - Nietrudno uwierzyć, że zabłądzili i doszli gdzieś - Nie. Zrobię to sam, daj mi tylko telefon tej dziewczy
tutaj, a potem już nie mieli sił... ny, która słyszała o egzorcyście z Norwegii. Może się oka
- Moja mama też tak mówi, tylko że wtedy, kiedy się że, że jacyś jej krewni uzyskali kiedyś od niego pomoc, na
to stało, tam działy się i inne dziwne rzeczy. przykład uwolnił ich dom od nieprzyjemnych dzwięków
albo coś podobnego.
- Opowiadaj! - ponaglał Peter.
- To była niesamowita noc - rzekł majster przeprasza- Wkrótce okazało się, że bibliotekarka zapomniała, jak
235
234
się egzorcysta nazywa, pamiętała tylko, że to jakieś krót
Teraz się to wyjaśniło. Podświadomie unikali nieprzy
kie nazwisko.
jemnych miejsc.
Peter stracił wszelką nadzieję, ale wtedy Jenny zapyta
Tak, bo on sam zawsze czuł się jakoś dziwnie na tyłach
ła dziewczynę:
swego domu. Unikał również przylegającej do lasu części
- No a może twoi krewni wiedzą coś więcej?
przyszłego ogrodu.  Założymy tam trawnik" - zdecydo
Bibliotekarka rozjaśniła się.
wała kiedyś Jenny. -  I postawimy suszarkę do bielizny".
- Tak, no pewnie! Mieszkają przecież w Norwegii, to
A on potwierdził:  Tak będzie najlepiej".
powinni wiedzieć...
Pózniej nie wspomnieli o tej sprawie ani jednym słowem.
Telefonowanie do Norwegii i czekanie trwało kilka
Dziwne!
dni. W końcu Peter dostał numer telefonu lektora Gabrie
Żadne okna też na las nie wychodziły, tylko małe
la Garda.
okienko z łazienki i jeszcze jedno takie samo z pomie
W tym czasie już sytuacja na działce pogorszyła się do
szczenia przeznaczonego na pralnię. Cieszyli się w duchu
tego stopnia, że jeden z robotników zamierzał zrezygno
z takiego rozwiązania, sami nie wiedząc czemu.
wać z pracy. Nerwy miał w strzępach i po prostu nie był
Tego dnia, kiedy Peter zdecydował się pójść do lasu,
w stanie więcej znieść. On to bowiem kładł dach na czę
poprosił Jenny i robotników, by trzymali się gdzieś w po
ści domu skierowanej w stronę lasu i mógłby przysiąc, że
bliżu. Nikogo nie nakłaniał, by mu towarzyszył, nikt sam
ktoś go nieustannie wzywa.  Chodz" - błagalne wołanie
też mu tego nie zaproponował.
dochodziło raz po raz z lasu. -  Chodz, czas nagli! Nie
Zastanawiał się, dlaczego planujący osiedle akurat w tym
odchodz, pomóż nam! Pomóż!"
miejscu wytyczyli granicę. Był to przypadek czy też...?
Robotnik był przekonany, że to prosi owa zaginiona
Peter nie wierzył w przypadek.
kobieta i jej dzieci.
Co, na Boga, kryje ten las, że atmosfera tak przeraża
Peter odważył się sam pójść do lasu za domem. Do
ludzi?
tychczas nigdy tego nie robił. Jenny też nie. Dziwne, bo
Kiedy zbliżał się do pierwszych drzew, starał się przy
przecież cóż jest bardziej naturalnego niż dokładne zwie
pomnieć sobie dzień, kiedy oboje z Jenny wędrowali starą
dzanie okolic swego przyszłego obejścia? Zwłaszcza ze
leśną dróżką. Było to jakiś rok temu, brnęli w roztopionym
świetnie znali tu każdą małą uliczkę, wszystkie zaułki, by
marcowym śniegu, a w koronach drzew śpiewały ptaki.
li też na wzgórzach zarówno po prawej, jak i po lewe)
Dróżka wiodła równolegle do granicy lasu, może jakieś
stronie osiedla, zwiedzili piękną dolinę, tylko ten las omi
trzysta metrów od niej.
jali. W każdym razie nigdy nie wchodzili między drzewa
Czy wtedy już coś wyczuwał? Nie potrafił sobie przy
tuż za swym domem. Peter znał też dróżkę, o której opo
pomnieć, minęło tyle czasu.
wiadał majster. Owszem, zdarzało się, że chodzili również
Nie, nic nie pamiętał. Miał tylko niejasne wspomnie
przez las, ale zawsze zataczali wielkie kręgi, jak najdalej
nie czegoś nieprzyjemnego, ale trudno powiedzieć, czy
od terenu osiedla.
prawdziwe. Może sobie to tylko teraz wyobrażał. Kiedy
Dlaczego, na Boga, tak właśnie się zachowywali?
się jednak dłużej nad tym zastanawiał, nabrał pewności,
236
237
że jakoś bardzo szybko zeszli wtedy z tej starej drogi. Nie
gdyś służyła konnym jezdzcom, ale mogły też po niej jez
dzić powozy. Tego typu transport wyszedł z użycia chy
ba na krótko przed drugą wojną światową. Jazda wierz
chem jako sposób pokonywania odległości została zarzu
23
cona dużo dawniej, może nawet jakieś sto lat.
Byłoby więc rzeczą naturalną, że droga do tego celu wy
korzystywana zarosła. Ale droga dla ruchu kołowego? Pro
wadząca z zachodu na wschód? Dlaczego zbudowano ją tu
- Nie - odpowiedział Gabriel Gard w telefonicznej roz
sto lat temu, a prawdopodobnie jeszcze dawniej? Czy były
mowie. - Ja sam nie jestem egzorcystą. Ale w naszej ro
po temu jakieś powody? Co takiego oznaczało to miejsce?
dzinie mieliśmy wielu posiadających takie zdolności.
Może tędy, przez wielkie lasy, jezdziło się do Norwegii?
 Mieliśmy"? Nie brzmi to zbyt obiecująco, pomyślał
Peter zdał sobie sprawę z tego, że od dłuższej chwili Peter.
stoi na skraju lasu, a tamci na działce przyglądają mu się
Lektor Gard mówił dalej:
zaniepokojeni.
- Teraz zostało chyba tylko troje, którzy zajmują się
Dlaczego nie poszedł dalej?
takimi sprawami, a i to tylko w razie absolutnej koniecz
Nie wyczuwał żadnego oporu, wprost przeciwnie, od ności. Poza tym oni, mój wuj Nataniel Gard, jego żona
nosił wrażenie, że coś go pcha naprzód. Z wielką, przera Ellen oraz dalsza krewna, Tova Morahan, są już dość sta
żającą silą i to on się opiera.
rzy. Wszyscy troje po sześćdziesiątce...
Peter nasłuchiwał. Dal znak robotnikom, by zachowa
- To przecież żaden wiek - zaprotestował Peter.
li milczenie. Zupełnie niepotrzebnie, bo i bez tego stali ci
- No nie, zwłaszcza w ich przypadku. Mamy chyba je
chuteńko jak myszy.
szcze jedną osobę... Chociaż nie, ona jest za młoda.
I wtedy również Peter usłyszał owo rozpaczliwe, ciche: - Kto taki? - zapytał Peter.
 Chodz! Pomóż!" Dokładnie takie, o jakim opowiadał ro
- Nie, nie, proszę o tym zapomnieć. Miałem na myśli
botnik.
moją młodszą córkę, ale ona z pewnością przesadza, kie
Jestem zbyt słaby, pomyślał Peter i zawrócił tak szyb dy opowiada, że ma nadprzyrodzone zdolności. Mówi
ko, że wyglądało to na ucieczkę. Mam nadzieję, że nawią czasem, że widuje istoty z innych wymiarów, ale tego ro
żemy kontakt z tymi strachami. dzaju głupstwa były w mojej rodzinie znane od dawna.
Bo przecież wszyscy chcemy im pomóc, nie tylko się - Sądzi pan, że to głupstwa? - zapytał Peter cicho.
ich pozbyć.
Po drugiej stronie przewodu zaległa cisza.
- Nie - dało się słyszeć w końcu. - Nie, to nie to, ale
przywykłem do szyderczych uśmieszków, jeśli nie zaprze
czam wszystkiemu bez namysłu. Przepraszam, pan sobie
na to nie zasłużył.
238
239
- Ale rozumiem pana bardzo dobrze. Trzeba chwytać Został sam z dwiema córkami, Indrą i Mirandą, obie
byka za rogi - stwierdził Peter.
miały teraz po kilkanaście lat.
Odpowiedział mu krótki śmiech.
Nie zawsze było mu łatwo.
- Peterze Johansson, jesteś, jak widzę, niezłym psycho
Córki miały, łagodnie mówiąc, oryginalne charaktery,
logiem. Myślę, że wuj Nataniel wyrazi zgodę na spotka
poza tym jednak różniły się między sobą niczym dzień
nie, kiedy mu o tobie opowiem. Więc powiadasz, że to
i noc. Indra, starsza, była chyba najdziwniejszą nastolatką
była kobieta i dwójka jej dzieci?
świata, żeby nie powiedzieć najśmieszniejszą. Nie brakowa
- Nic pewnego nie wiemy, ale to jedyna możliwa do ło jej jednak wdzięku. Z błyskiem w oczach i autoironicz
przyjęcia teoria, skoro oni zginęli nagłą śmiercią i pewnie nym uśmieszkiem potrafiła unikać wszystkiego, co wyma
nie zostali pochowani w poświęconej ziemi. gało jakiegokolwiek wysiłku. Rówieśnicy bardzo ją lubili,
a klasa po prostu zazdrościła jej umiejętności wymigiwania
- Rozumiem. Porozmawiam z wujem Natanielem.
się od trudniejszych zadań i unikania niewygodnych pytań
- Bardzo o to proszę - powtórzył Peter. - Byłbym bar
ze strony nauczycieli. Gabriel nie pojmował, jakim sposo
dzo wdzięczny, gdyby zechciał przyjechać.
bem to osiągała, zawsze jednak miała zupełnie przyzwoite
stopnie. Nigdy nie wątpił w jej inteligencję, ale...
Oficjalnie Gabriel Gard i cała jego rodzina przestała
używać nazwiska  Ludzie Lodu". Wszyscy jednak nadal
Dziewczyna przeważnie spędzała czas leżąc na swoim
byli z niego bardzo dumni.
łóżku, gdzie czytała albo słuchała muzyki, zaopatrzona
Gabriel miał teraz czterdzieści siedem lat. Już dawno
w słodycze i napoje, z telefonem w zasięgu ręki. Często
zapomniał o tamtym przestraszonym dwunastolatku, rozwiązywała krzyżówki, a wszystko, czego potrzebowa
który bral udział w ostatecznej walce z Tengelem Złym ła, musiało znajdować się obok, żeby nie trzeba było się
i jego zastępami, ale blizny w duszy pozostały i od czasu gać zbyt daleko.
do czasu dawały o sobie znać, mimo że zdołał sobie uło
Wielbicieli miewała od chwili, gdy skończyła czterna
żyć zarówno życie osobiste, jak i zawodowe. Wciąż je
ście lat, i jej zapotrzebowanie pod tym względem poważ
szcze budziły go po nocach koszmarne wspomnienia
nie martwiło Gabriela.
ostatniej bitwy albo żal, że ci, którzy go wtedy ochrania
Nie odznaczała się specjalną urodą, raczej dość pospo
li, zniknęli z powierzchni ziemi. Gdyby chociaż kilkoro
lita, chłopców uwodziła swoim wdziękiem, któremu na
zostało, byłaby to dla niego wielka pociecha.
prawdę trudno się było oprzeć.
W dorosłym życiu spotkała go straszna tragedia. Jego
Prawdziwą troską Gabriela była jednak Miranda, sie
żona, Gro Volden z Ludzi Lodu, oraz ich jedyny syn zgi
demnastolatka. Nie wierzył wprawdzie, by brała narkoty
nęli w bezsensownym wypadku samochodowym. Jakiś pi
ki, jeszcze nie, należała jednak do tych, którzy mogą
jany kierowca zajechał im drogę i tak się skończyło szczę chcieć spróbować. Z czystej ciekawości.
śliwe małżeństwo Gabriela, a także wielkie nadzieje, jakie
Bo ciekawa była życia ponad wszelkie wyobrażenie. A po
wiązał z synem. Trzeba było wielu lat, zanim zdołał opa
za tym pragnęła naprawiać wszystko, co na tym świecie by
nować ból i pogodzić się ze swoją sytuacją.
ło złe lub niedoskonałe. Czasami ktoś taki w domu bywa nie-
240
241
co męczący. Z drugiej jednak strony, ta jej cecha stanowiła zwłaszcza że tyle osób odczuwało to samo. Nie miał też
też prawdziwą pociechę dla ojca. Jej poczucie sprawiedliwo wątpliwości, że Ellen zechce mu towarzyszyć. Nudziła się
ści i dążenie do doskonałości traktował jako dowód, że Mi trochę w domu od czasu, kiedy dzieci dorosły.
randa nie ma do czynienia z narkotykami. Mogła próbować, Szkoły miały akurat ferie, więc i Gabriel się długo nie
owszem, w jej klasie zdarzały się takie przypadki, raz czy dru zastanawiał.
gi zakończone nawet sporym skandalem, ona jednak chyba - Przeszkadzałoby wujowi, gdybym i ja się wybrał?
poprzestała na próbie, chciała posmakować, nic więcej. I zabrał ze sobą dziewczęta. Powinny się trochę rozerwać.
Na tyle znał swoją młodszą córkę.
Nataniel ucieszył się, zawsze to przyjemność spotkać
Miała ona w sobie żywotność tak charakterystyczną
się z rodziną.
dla Gro. Gabriel uważał, że jest ładna, ale to chyba przez
Indra jednak stanęła dęba. Ona nie jedzie, poznała wła
te bystre oczy i nieustanne zaangażowanie, ono dodawa
śnie pewnego młodego człowieka, który sprawia bardzo
ło jej blasku. Niebieskooka blondynka o żywym usposo
interesujące wrażenie, a poza tym jest okropnie zazdrosny!
bieniu i ładnej sylwetce. O jej romansowych sprawach
W końcu jednak zmieniła zdanie i postanowiła towa
wiedział niewiele. Jeśli coś takiego się zdarzało, to uważa
rzyszyć ojcu i siostrze.
ła to chyba za sprawę absolutnie prywatną. W domu nig
dy nie mówiła, co robi, kiedy wychodzi z przyjaciółmi.
No i po kilku dniach, w pewien niezwykle piękny wio
W domu rozprawiała jedynie o swoich wspaniałych pla
senny wieczór, znalezli się wszyscy na małej działce Petera.
nach przebudowy i naprawy świata.
Przyszli, oczywiście, gospodarze, Peter i Jenny, oraz
Dziewczęta nie miały wspólnych przyjaciół, a ich wza robotnicy, bardzo ciekawi rodziny egzorcystów. Oprócz
jemne stosunki charakteryzowało nieustanne, choć po nich Nataniel z Ellen oraz Gabriel i jego córki.
zbawione złośliwości drażnienie się.  Jeśli nie przesta
Zebrani uważnie obserwowali Nataniela z Ludzi Lodu,
niesz tak ciągle leżeć, to niedługo zaczniesz przypominać
najważniejszego egzorcystę, jak go nazywali.
hipopotama" - zwykła mawiać Miranda. A Indra:  Kogo
Był to bardzo przystojny mężczyzna, w ciemnych wło
dzisiaj zamierzasz zmieniać?"
sach mieniły się gęsto srebrne nitki siwizny. Stał teraz bez
Gabriel nie wiedział, czy jest dla nich dobrym ojcem, ruchu i zdawał się chłonąć atmosferę miejsca. Pozostali
ale poza okresami buntowniczych wybuchów w najtru z przejęcia wstrzymywali dech. Panowała absolutna cisza.
dniejszym okresie dojrzewania i wymyślania mu od skle Skrzydełka nosa Nataniela drgały. Znalazł się znowu
rotycznych starców obie go chyba kochały.
w swoim żywiole, myślała Ellen, znająca go jak nikt. Wie
Mimo to martwił się. Czasy niosły tyle okropnych nie le czasu minęło od chwili, gdy po raz ostatni podjęli się
bezpieczeństw.
podobnego zadania, chociaż wyprawę do Szwecji trakto
Gabriel zadzwonił do Nataniela. Jak zawsze miło było wali w znacznej mierze jako odmianę w monotonnej co
usłyszeć spokojny głos wuja. Nataniel zadał kilka dodat dzienności.
kowych pytań i natychmiast postanowił jechać do Szwe
- Owszem - rzekł po chwili Nataniel cicho. - Coś tu
cji, by zbadać sprawę. Wyglądała bardzo interesująco,
taj jest.
242 243
Zrobił kilka niepewnych kroków w stronę lasu, reszta
ścią, która charakteryzowała jego zachowanie, kiedy miał
poszła za nim.
do czynienia ze sprawami ponadnaturalnymi. - Nie, El
Czy naprawdę tego chcę? zastanawiał się. Czy pragnę
len, tutaj nie ma zła. Czary, to tak, a poza tym jedynie
tego bólu? Czy będę w stanie wrócić do starych, zapo
niepojęta tragedia.
mnianych praktyk, do tego, co, jak sądziłem, należy już
- Kto to w takim razie jest? - dopytywał się Gabriel.
do przeszłości?
Nataniel popatrzył na zebranych.
- Ktoś tu szepcze rozpaczliwe prośby - powiedział gło
- W czasie, kiedy nasi zmarli przodkowie uczestniczyli
śniej. - Słyszę desperackie wołanie o pomoc.
w walce z Tengelem Złym, odbyłem kiedyś rozmowę z Sol.
- Czy to ta zaginiona kobieta i jej dzieci? - zapytał Pe
Wspomniała mi ona o czymś, czym się specjalnie wtedy nie
ter stłumionym szeptem.
przejąłem, ale teraz przypominam sobie wyraznie. Powie
Nataniel znowu nasłuchiwał przez dłuższą chwilę. działa mi mianowicie, że dopiero co pomogli jakiejś niezwy
-Ni e.
kłej rodzinie. Rodzinie austriackiej księżnej, której zięć
Zrobił jeszcze kilka kroków między drzewami i przy i wnuk należą do islandzkich czarnoksiężników. Tak, brzmi
stanął obok porośniętej mchem kupki kamieni. to dziwacznie, ale Sol tak właśnie powiedziała. Podobno
- Tutaj... - rzekł niepewnie. walczyli oni ze strasznym potworem, istotą podobną do
wielkiego jaszczura, i Sol się wmieszała w tę sprawę. Ci lu
Przez co najmniej minutę stał bez ruchu, wstrzymując
oddech, i nagle zgiął się wpół, jakby go przeniknął nie dzie mieli też porachunki ze złym zakonem rycerskim.
znośny ból. Zwyciężyli, ale Sol powiedziała:  Czarnoksiężnik zniknął!
I to bardzo dziwne, był bowiem nieśmiertelny".
Towarzyszący mu ludzie nie wiedzieli, co począć, sta
li jak sparaliżowani.
- Oj - jęknęła Miranda. - I ty myślisz, że to może być
W końcu Nataniel wyprostował się ze zgrozą w oczach.
on...?
- Dobry Boże - szeptał. - Dobry, miłosierny Boże.
- Miejsce mogłoby na to wskazywać, on miał zaginąć
- Co to jest? - zapytała Ellen spokojnie.
w pobliżu Tiveden.
Odetchnął głęboko i popatrzył na zebranych. Wyglą
Nataniel wpatrywał się w usypisko kamieni, po chwi
dał na wstrząśniętego.
li podniósł wzrok.
- To nie żaden upiór, który prosi, by go pochować
- Tu jednak chodzi o taką magię, z którą sam sobie nie
w poświęconej ziemi. To żywy człowiek. Nie umarł, po
poradzę. Będę potrzebował pomocy.
grzebano go żywcem.
- Czyjej? - zawołała Ellen.
- Och, nie - jęknęła Ellen, pamiętająca potworne spo
- Znam tylko jednego, który może mi pomóc. Zdarza
tkania przodków Ludzi Lodu z takimi, którzy nie mogli
ło mi się nawiązywać z nim kontakt psychiczny... zastana
umrzeć. Heike... Jego makabryczne przeżycia w Transyl
wiam się więc, czy... On sam też jest przecież nieśmiertel
wanii, spotkanie z tą o imieniu Skrzydła Kruka. Eskil z El-
ny i chociaż akurat teraz nie ma go w naszym świecie, to...
dafjordu. I wielu innych.
- O kim ty myślisz?
- Nie, nie - rzekł Nataniel z tą osobliwą niecierpliwo-
- O Marcu. Marcu z Ludzi Lodu.
244
245
- Oczywiście - szepnęła Ellen z wyrazną ulgą. - To je
dyna istota, która może tutaj pomóc. Spróbuj nawiązać
z nim kontakt!
- Już dawno nie odbierałem od niego żadnych sygna
łów. Naprawdę nie wiem, czy można dotrzeć do kogoś,
kogo nie ma na świecie...
Robotnicy i Peter spoglądali na siebie, sprawa zaczyna
ła przekraczać granice ludzkiego pojmowania.
Skulili się pod wpływem podmuchu zimnego wiatru,
który nagle zerwał się w lesie.
XIV wiek, Norwegia... Trzydzieści lat po wiel
kiej epidemii dżumy, nazwanej  czarną śmier
cią". We dworze rycerza Gudmunda mają miej
sce tajemnicze zdarzenia. Tova, piękna i mądra
córka rycerza, dostrzega dziwne postaci, krążą
ce pod osłoną nocy w pobliżu starej nie zamie
szkanej chaty. Nikt jednak nie daje wiary opo
wieściom dziewczyny, uważając, że to wytwór
jej wyobrazni. Pewnego dnia Tova zostaje pod
stępnie uprowadzona przez okrutnego wojow
nika imieniem Ravn...
PRZYBYSZ Z DALEKICH STRON
dwudziesty pierwszy tom serii
OPOWIEŚCI MARGIT SANDEMO
w kioskach RUCHU i księgarniach
na terenie całego kraju.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Sandemo Margit Saga o Królestwie Światła 01 Wielkie Wrota cz1
Margit Sandemo Cykl Saga o Królestwie Światła (16) Głód życia
Margit Sandemo Cykl Saga o Królestwie Światła (19) Podstęp
Margit Sandemo Cykl Saga o Królestwie Światła (07) Wiedźma
Margit Sandemo Cykl Saga o Królestwie Światła (02) Móri i Ludzie Lodu
Margit Sandemo Cykl Saga o Królestwie Światła (04) Mężczyzna z Doliny Mgieł
Margit Sandemo Cykl Saga o Królestwie Światła (06) Chłopiec z Południa
Margit Sandemo Cykl Saga o Królestwie Światła (18) Tęsknota
Margit Sandemo Cykl Saga o Królestwie Światła (11) Strachy
Margit Sandemo Cykl Saga o Królestwie Światła (03) Trudno mówić nie
Margit Sandemo Cykl Saga o Królestwie Światła (10) Czarne Róże
Margit Sandemo Cykl Saga o Królestwie Światła (17) Na ratunek
Margit Sandemo Cykl Saga o Królestwie Światła (20) Morze miłości
Margit Sandemo Cykl Saga o Królestwie Światła (13) Tajemnica Gór Czarnych
Margit Sandemo Cykl Saga o Królestwie Światła (05) Noc Świętojańska
Margit Sandemo Cykl Saga o Królestwie Światła (15) Ciemność
Margit Sandemo Cykl Saga o Królestwie Światła (15) Ciemność

więcej podobnych podstron