S





S





   "S"

  
   Sabat. Spośród wszystkich aspektów czarnoksięstwa sabat budził największe zainteresowanie zarówno dociekliwych sędziów, jak i profesjonalnych demonologów. Łączył on w jeden spójny system dawne legendy o tajemnych obrzędach z nowo powstałą koncepcją czamoksięstwa jako herezji; bluźniercze parodie rytów chrześcijańskich w połączeniu z rzekomymi wyuzdanymi orgiami - tematem skądinąd uważanym za tabu - splatały się z wizją spisku przeciwko prawu i porządkowi społecznemu, wspieranego przez wszystkie potęgi Zła, oraz teologicznymi wywodami traktującymi owe zgromadzenia czarownic i demonów jako kwintesencję kultu Szatana.
  

  
   Wszystko wskazuje na to, że taka właśnie wizja sabatu kształtowała się stopniowo w ciągu czternastego i piętnastego stulecia w głównej mierze za sprawą powiązanych z inkwizycją urzędników śledczych l sędziów. W zalążkowej postaci stykamy się z nią w materiałach sądowych z procesu, który odbył się w roku 1335 w Tuluzie. Około roku 1440 Martin le Franc przytacza w swoim Champion des dames zeznania pewnej starej kobiety, dość szczegółowo opisującej takie spotkania, w których uczestniczyć miała od chwili ukończenia szesnastego roku życia, czyli mniej więcej od roku 1400. Jeden z pierwszych demonologów europejskich, Johannes Nider (1435), zdaje się w ogóle o sabacie nie wiedzieć, niemniej anonimowy traktat francuski Errores Ga2:ariorum(.l450) przedstawia dokładny opis "synagogi". Około roku 1458 Nicholas Jacquier używa jako pierwszy pojęcia "sabat", aczkolwiek opis tej ceremonii, jaki podaje, jest nader pobieżny; słowo sabat pojawia się też w sprawozdaniach z prześladowań czarownic w Lyonie w roku 1460 (ta Yauderye de Lyonois). Około roku 1460 dwaj północnowłoscy księża zdołali się dostać na sabat, zostali jednak odkryci przez tłum rozwścieczonych czarownic, które poturbowały ich tak dotkliwie, że zmarli nie zdoławszy podzielić się swoimi wrażeniami z nikim. Mimo to bulla papieża Innocentego z roku 1484 nie zawiera żadnych wzmianek o sabacie, podobną powściągliwość w tej materii zachowuje również MalleusMaleflcarum. Ale już od wieku szesnastego sabat staje się integralną częścią praktyk czarnoksięskich. Zarówno Bernard de Como (1510), jak i Barto-lommeo Spina (1523) prezentują mocno zaawansowaną jego koncepcję. Złożone i nader szczegółowe analizy zgromadzeń sabatowych znaleźć można w dziełach wszystkich prawie klasyków demonologii - Francuzów Bodina /1580), Remy'ego (1595) i de Lancre'a (1612), a także Włocha Guazzo (1608).
   Pochodzenie samego terminu "sabat" tłumaczyć można na różne sposoby, wiele jednak przemawia za tym, by uznać, że to hebrajskie określenie siódmego dnia tygodnia nabrało zwłowrogiej treści poprzez odniesienie go do spotkań czarownic, które w ten sposób postawiono na równi z Żydami jako głównymi wrogami wiary chrześcijańskiej. Przemawia za tym również fakt, że we wczesnych traktatach demonologicznych często spotykamy się z określaniem sabatu mianem synagogi.
   Daleko istotniejszy od etymologii pojęcia sabatu jest jednak zespół konotacji znaczeniowych, jaki narósł stopniowo wokół tego określenia - sabat to nie tylko zgromadzenie czarownic składających cześć diabłu, ale także miejsce, w którym odprawiana jest liturgia diabelska i w którym dochodzi do wyuzdanych orgii. W koncepcji sabatu zdają się splatać trzy następujące wizje:
   1. Po pierwsze, kiedy około 1400 roku, głównie zresztą za sprawą inkwizycji, skrystalizowała się koncepcja czamoksięstwa jako zorganizowanej grupy czy też sekty religijnej, naturalną niejako koleją rzeczy przypisano jej odprawianie obrzędów i ceremonii, będących bluźnierczą parodią liturgii chrześcijańskiej - czarownice dopuściły się przecież zdrady samego Boga (warto zauważyć, że kilka stuleci później uczoną parodią mszy katolickiej stanie się tzw. czarna msza). Większość opisów sabatu zadziwia swą monotonią, przedstawiając go jako antychrześcijań-ski obrządek odprawiany tajemnie w kościołach. Inkwizytor Sebastian Michaelis utrzymywał na przykład, że czarownice śpiewają psalmy: "Magowie i ci, którzy potrafią czytać nuty, śpiewają pewne psalmy, tak jak się to zazwyczaj czyni w kościele, zwłaszcza Laudatc Dominum decoclis [...], traktując je jako pieśni na chwałę Lucyfera" - Admirable History (1613). W roku 1678 w protestanckiej Szkocji diabeł udzielał czarownicom z Loudian "komunii, czyli sakramentu świętego; chleb miał postać opłatka, a pito bądź krew, bądź niekiedy czarną wodę z torfowiska".
   2. Po drugie, w nadziei wzbudzenia powszechnej ciekawości, a przy okazji także i wrogości wobec nowej sekty czarownic, teolodzy zaczęli przypisywać im wszelkie plu-gastwa, o jakie wcześniej oskarżano innych heretyków, na przykład waldensów c/y katarów. Dlatego też jako zapowiedź sabatu czarownic możemy traktować opisy tajemnych spotkań austriackich waldensów z roku 1336 i 1387, które kończyły się aktami zbiorowej rozpusty z przypadkowo wybranymi partnerami, oraz zeznania, jakie udało się wydobyć od przesłuchiwanych katarów z polowy XV stulecia albo włoskicli fraticellisch (odłam franciszkanów przeciwny cli oficjalnej regule zgromadzenia). Także i ich oskarżano o duszenie niemowląt, których zwłoki mieli następnie palić w celu sporządzenia proszku używanego rzekomo przy udzielaniu sakramentów. U schyłku piętnastego stulecia papież Innocenty VIII zorganizował krucjatę przeciwko waldensom w Delfinacie, skąd wygnał, jak to określił, "synagogę Szatana".
   3. Po trzecie, co może mniej istotne, teologiczna koncepcja sabatu obrosła otoczką wywodzących się jeszcze z epoki klasycznej pierwiastków pogańskich. Zgromadzenia przypominające sabat, związane zapewne z misteriami ku czci Bachusa i Priapa, opisywali Petroniusz, Apulejusz i Horacy; niebagatelną rolę w ukształtowaniu się jego nowożytnego wizerunku odegrały też wczesnośredniowieczne, niejasne zresztą i rozproszone, wzmianki o różnych tajemniczych zgromadzeniach nocnych. Do tej kategorii należy, na przykład, niezmiernie interesująca opowieść Oderyka Vitalisa o wędrujących nocami zastępach jeźdźców i pieszych płci obojga, utrzymujących, że pokutują za grzechy popełnione za życia. Nieco później Walter Mapes nawiązuje do legendy o jeźdźcach
  

  
   Herli (władcy anglosaskiego), przemierzających gwiaździste niebo - oddział ten po trwającym dwieście lat bankiecie w towarzystwie gnomów skazany został na wieczną jazdę w siodle. Ostatnia wzmianka o pojawieniu się rycerzy Herli pochodzi z 19 grudnia 1154 roku. Podobne zjawiska widywano też w Bretanii. Wspominano także o innych gromadach nocnych wędrowców, między innymi o nieszkodliwym orszaku kobiet towarzyszących Pani Obfitości - reminiscencji rzymskiej bogini Hery, rozumianej później jako coś w rodzaju żeńskiego odpowiednika świętego Mikołaja. Wiele niewiast, powiada piszący w połowie czternastego stulecia Giacopo Pas-savanta, wyobrażało sobie, iż podąża w je) orszaku, czyniąc rozliczne cuda. Fakt, że kobiety te nie miały później żadnych poważniejszych kłopotów z prawem, dowodzi, iż nie znano jeszcze wtedy koncepcji heretyckiego sabatu czarownic.
   Niektórzy z autorów łączyli zloty wiedźm z datami tradycyjnych świąt druidzkich: wigilią dnia Wszystkich świętych (31 października) i Nocą Walpurgii (30 kwietnia), czyli wigilią dnia pochodzącej z Devonshire świętej, która miała dokonać żywota w Niemczech w roku 777, Co więcej, tak zwane wielkie sabaty (grand sabbatś) odbywać się miały podczas czterech pogańskich świąt pór roku (zaadaptowanych później do kalendarza chrześcijańskiego): zimowego - 2 lutego (Matka Boska Gromniczna), wiosennego - 23 czerwca (w wigilię świętego Jana Chrzciciela), letniego - l sierpnia (dożynki), oraz jesiennego - 21 grudnia (na świętego Tomasza). W roku l66l szkockie czarownice z Forfar spotkać się miały na wielkich sabatach na Matkę Boską Gromniczną, w dzień Świętego Krzyża (3 maja), w dożynki i na Wszystkich Świętych (l listopada). Niekiedy trafiamy też na wzmianki o krajowych bądź regionalnych zlotach czarownic organizowanych przy takich właśnie okazjach w najrozmaitszych budzących grozę miejscach - na Brocken czy Blocksburgu w Górach Harzu w Niemczech, na górze Venusberg w Niemczech środkowych (Geiler von Kaysersberg i Albertini), na Heubergu w południowym Szwarcwaldzie, nad rzeką Jordan, przy dębie Bonawentury (Spina), w szwedzkiej Blokuli, w domu otoczonym rozległą łąką, czy też w Puy-de-Dóme we francuskiej Owernii, o czym wspominają Raymond i Guazzo. Związki te, silne zwłaszcza w wierzeniach ludowych, rzadko jednak znajdują odbicie w oficjalnych traktatach demonologicznych i dokumentach sądowych; nigdy też nie odegrały większej roli w teoretycznych rozważaniach z dziedziny demonologii.
   Dla większej jasności wykładu proponujemy wydzielić pięć zasadniczych elementów sabatu, z których każdy zostanie następnie omówiony w sposób bardziej szczegółowy:
   1. Gromadzenie się na sabat [patrz także:
   Maść powodująca latanie, Transwek-cja].
   2. Hołd składany Diabłu. Akt oddania Szatanowi czci boskiej miał otwierać sabat; w tym samym czasie publicznie deklarowano zawarcie przymierza z Diabłem, a nowo przyjęte w skład zgromadzenia czarownice znaczone były diabelskim piętnem.
   3. Uczta.
   4. Zabawa, zwłaszcza taniec.
   5. Powszechna rozpusta, kończąca każde zgromadzenie sabatowe [patrz także: Inkub, Sukkub, Stosunki płciowe z Diabłami].
   1. Gromadzenie się i przybycie na sabat. Czarownica sama przygotowywała się do lotu na sabat; po natarciu całego ciała maścią zapewniającą jej umiejętność latania dosiadała rozdwojonego na końcu drąga lub miotły i unosiła się w powietrze. W pewnych przypadkach diabeł mógł przysłać po nią kozła, tryka lub psa - wtedy podróżowała na ich grzbiecie. Sabaty odbywały się w najrozmaitszych miejscach: na rozstajach dróg, w lasach i na pustkowiach, a niekiedy nawet w kościołach.
   Demonolodzy nie byli zgodni, który z dni tygodnia jest ulubionym terminem spotkań czarownic, ale z rzadka tylko wymieniali sobotę, był to bowiem dzień poświęcony Dziewicy Marii. Nicholas Jacquier (ok. 1458) opowiadał się za czwartkiem, a i Bernard de Como (1510) był zdania, że sabaty odbywają się "w noc poprzedzającą piątek". Spina (1523) uważał, że dniami sabatów są środa i niedziela. Podczas swego procesu Louis paufridi wymienił środę i piętek, czarownice z Essex - Jeśli wierzyć Hopkinsowi - spotykały się w piątek. De Lancre jest zwolennikiem poglądu, że sabaty odprawiano w poniedziałki, środy i piątki. Te trzy dni należą też do najczęściej wymienianych przez czarownice sądzone w Bambergu. Guazzo był zdania, że sabaty zwoływane są w różnych porach, w zależności od obyczajów lokalnych: we Włoszech w czwartki, a w Lotaryngii, na przykład, w środy. Boguet, który poświęcił aż cały rozdział swego dzieła problemowi "Du jour du sabbat", wyróżnia czwartek, chociaż z drugiej strony przyznaje, że czarownice spotykają się też w poniedziałki, piątki i niedziele - wniosek stąd jednoznaczny, że zbierały się one wtedy, kiedy uznały to za stosowne.
   Remy należał do pozostające) w mniejszości grupy demonologów, którzy uważali, że -większość^ sabatów odbywa się w soboty. Interesującą próbę uzasadnienia tego poglądu przedstawił dziewiętnastowieczny historyk okolic Bćam (rodzinnych stron de Lancre^), Cartier, który był zdania, że źródłem opowieści o sabatach były chłopskie bale maskowe, organizowane w sobotnie noce, aby ich uczestnicy mogli odpocząć w niedzielę - jedynym w tygodniu dniu wolnym od pracy.
   George B. Harrison jest z kolei zdania, że w Anglii legendom o sabacie mogły dać początek hulanki urządzane przez Cyganów, żebraków i innych włóczęgów. Na poparcie swej tezy cytuje on diariusz Johna Mannigha-ma z roku 1605:
   Jakieś trzy lata temu w Berkshire pojawiła się gromada obwiesiów, którzy co noc gromadzili się po owczarniach. Przedstawiciele prawa, których poinformowano o owych orgiach, powzięli stanowczy zamiar pojmania tych wyrzutków i około północy zdybali ich w pewnej szopie, gdzie sześć par - mężczyzn i kobiet - tańczyło nago, reszta zaś spoczywała wokół.
  

  
   Sabat odbywał się wyłącznie nocą. Z reguły kobiety najpierw kładły się spać, a dopiero potem wstawały z łóżek i ulatywały w powietrze. Guazzo i Remy ustalili, że odbywało się to na dwie godziny przed północą; większość czarownic z Bambergu utrzymywała natomiast, że udawały się na zgromadzenia o godzinie jedenastej. Sabat trwał aż do brzasku bądź do piania kogutów. Pewna czarownica, o imieniu Latoma, wyjawiła Remy'emu, że pianie koguta jest sygnałem do zakończenia święta.
   Liczba czarownic biorących udział w sabacie mogła być dowolna - zależała jedynie od wyobraźni ich samych bądź imaginacji prowadzącego śledztwo. Poglądu, że musiało być ich trzynaście, nie można traktować serio. Jak wynika z materiałów sądowych, w St.-Di6 zbierało się ich pięćdziesiąt do stu. Kilku sędziów wspomina też o zlotach zaiste gigantycznych. Pewien renomowany lekarz z Ferra-ry opowiadał Bartolommeo Spinie o sześciu tysiącach ludzi tańczących i pląsających wokół ognisk. Pewne zadziwiające zeznanie z roku 1440 mówi o dziesięciu tysiącach kobiet, które dosiadły drągów, by ulecieć na zebranie w Yalpute w Burgundii. De Lancre, opierając się na zeznaniach, które osobiście wydobył z podejrzanych, jeszcze swobodniej popuszcza wodze fantazji: "Sabat przypomi- na Jarmark, cfa którym wściekli i na wpół oszalali handlarze mieszają się ze sobą nawzajem, a ze wszystkich czterech stron świata ciągną dalsze ich rzesze - falujący tłum setek tysięcy sług Szatana".
   W miarę zdobywania przez demonologów kolejnych doświadczeń sabat stawał się obrzędem wysoce sformalizowanym. Opętana przez demony siostra Madeleine de Deman-dolx zeznała inkwizytorowi Sebastianowi Michaelisowi, że w sabacie brały udział trzy klasy społeczne, od "ludzi plugawej i niskiej kondycji" poczynając, na "dobrze urodzonych" kończąc. Siostra Madeleine stwierdziła:
  

  
   Od czasu mego nawrócenia się [na czarnoksięstwo] sabat odbywał się codziennie, ale przedtem odprawiano go trzy razy w tygodniu. Zaczynał się o Jedenastej wieczorem, a kończył godzinę po północy. [...3 Czarownicy, dzięki mocy pewnych maści, których zwykli używać, przenoszeni są w powietrzu przez diabły. Mijając innego diabła, kłaniają mu się i oddają mu cześć. W taki oto sposób spieszą do synagogi w miejscu wyznaczonym.
   Zgromadziwszy się tam, wiedźmy i czarownice, którzy są ludźmi plugawej i niskiej kondycji i których obyczajem i zajęciem Jest mordowanie dzieci, a następnie przynoszenie ich wykopanych z grobów zwłok na sabat, jako pierwsze przystępują do oddania czci Księciu Synagogi [...] składają hołd diabłu, który zasiada na tronie Jak władca. Następnie nadchodzą guślarze i guślarki, wywodzący się z klasy średniej, których zadaniem jest rzucać urok i miotać zaklęcia [...] Jako trzecia grupa zbliżają się magowie, będący ludźmi dobrze urodzonymi; ich zadaniem Jest ze wszech sił bluźnić Bogu.
   2. Złożenie hołdu Diabłu. Bez względu na to, czy przewidziane są ceremonie dodatkowe w rodzaju powtórnego chrztu lub ślubów czarowników z czarownicami, częścią składową każdego sabatu jest akt oddania się w poddaństwo Szatanowi. W Anglii, gdzie sabat nieczęsto pojawia się w relacjach z procesów o czary, ceremonia ta była, zgodnie z tradycją protestancką, surowa i skromna. W wydanej w roku 1597 Demonologii król Jakub I każe Epistemonowi, swojemu specjaliście w tej materii, opisać sabat w następujących słowach;
   Co się zaś tyczy ich narad, to najczęściej odprawują je po kościołach, gdzie zbierają się, by oddawać cześć swemu panu; pyta on wtedy wszystkich, czymże się parali, a każda z nich przedstawia mu Jakiś zły uczynek, którego mogłaby dokonać, czy to w celu zdobycia bogactw, czy też wzięcia pomsty na ludziach, od których doznała krzywdy, ów zaś czyniąc zadość ich prośbom (a bez wątpienia z wielką robi to ochotą, jako że chodzi tu o wyrządzanie zła), podpowiada im sposoby osiągnięcia tych celów.
   Niektóre z czarownic, na przykład te, które sądzono w Bambergu, wyznały, że diabeł odczytuje listę obecności, wywołując je po imieniu z czerwonej księgi. Podobną rolę miał rzekomo pełnić skryba czarownic z North Berwick, niejaki John Pian. Przy okazji mogły odbywać się śluby czarownic. "Zamiast wręczania sobie upominków ślubnych nowożeńcy powinni wypiąć się i dmuchnąć sobie wzajemne w zadek".
   Z kolei Guazzo opisuje sabat typowy dla Europy kontynentalnej, sabat, którego głównym punktem jest akt poddaństwa składanego diabłu, występującemu w klasycznej postaci kozła. W swoim Compendium Malefi-carum (1026) przedstawia tę ceremonię w sposób następujący:
   Zebrawszy się, stronnicy diabła rozpalają zazwyczaj cuchnące i wstrętne ognisko. Zgromadzeniu przewodniczy diabeł; zasiada na tronie, przybrawszy wprzódy jakąś obmierzłą postać - już to kozła, już to psa, wszyscy zaś podchodzą doń, by złożyć mu cześć, wszelako ^ nie zawsze w ten sam sposób. Bywa bowiem, że padają na kolana jak błagalni-cy, niekiedy zaś stoją odwracając się doń plecami, innymi razy idąc zadzierają nogi tak wysoko, że głowa odchyla im się mocno do tyłu, a podbródek mierzy prosto w niebo. Odwracają się tyłem i poruszając wspak, na podobieństwo krabów, wyciągają ręce za plecy w geście błagania. Kiedy mówią, kierują twarz ku ziemi, a wszystko, co czynią, czynią w sposób odmienny niż normalni ludzie.
   Następnie przychodzi kolej na osculum infame, zwane też osculum obscoenum, czyli "pocałunek hańby":
   Wręczają mu potem smolistoczarne świece albo pępowiny niemowląt i na znak złożonego hołdu całują w pośladki [ad si-gnum homagii eum in podicem osculan-tur\. Dokonawszy tych i innych obmierzłych czynów, przechodzą do dalszych zbrodniczych bezeceństw.
   Opis owego pocałunku zajmuje poczesne miejsce w dziełach większości autorów i na tym tle niezwykła wydaje się powściągliwość jednego z wybitniejszych demonologów, Jeana Bodina: "Trudno o większy wstyd, pohańbienie i dyshonor niż ten, który znosi czarownica oddając cześć Szatanowi w przebraniu śmierdzącego kozła i całując go w miejsce, o którym skromność nie pozwala napomknąć ni w mowie, ni w piśmie". Wzmianki o tej ceremonii znajdujemy nawet w materiałach z procesów szkockich; na przykład Agnes Sampson zeznała pod przysięgą, że "diabeł nakazywał całemu towarzystwu podejść i pocałować go w dupę, która - jak powiadali -była zimna jak lód".
  

  
   Na synkretyczny charakter przedstawianej przez demonologów wizji sabatu wskazuje fakt, że oskarżenia o składanie "pocałunku hańby" wysuwano zarówno przeciw waldensom, jak i w czasie procesu templariuszy w roku 1307. Dostojnicy tego zakonu poddani zostali przez inkwizycję torturom i zmuszeni do złożenia zeznań bliźniaczo podobnych do tych. jakie później wydobywano z przesłuchiwanych czarownic. Były wśród nich zarzuty o podeptanie krzyża, "pocałunek hańby" i oddawanie czci bałwanom (niekiedy kotom), a także o sodomię i utrzymywanie diabłów jako duszków służebnych. Przed egzekucją templariusze odwołali wszystkie swoje zeznania. Także i w Errorcs Gciza-riorum (1450) czarownice wrzucono do jednego worka z katarami i waldensami; zresztą przez cały wiek piętnasty czarownice w okolicach Lyonu określano mianem ..Vaudois".
   3. Uczta. Demonolodzy starali się przedstawić sabat jako wyuzdaną orgię obżarstwa i rozpusty, nie chcąc Jednak nawet w swej obscenicznej wyobraźni dopuścić myśli, by ich przyszłe ofiary mogły zaznać najmniejszej nawet rozkoszy, ze wszystkich sil starali się wymusić na nich zeznania świadczące, że podawane potrawy były obrzydliwe, a stosunki płciowe sprawiały im ból. Co prawda Alphon-so de Castro (1547) był zdania, że to głównie rozkosze cielesne skłaniają kobiety do stania się czarownicami, ale już Guazzo powraca do standardowego opisu sabatowej uczty:
   Po ustawieniu i nakryciu stołów zasiadają za nimi i przystępują do jedzenia potraw, które przygotował dla nich diabeł albo które sami ze sobą przynieśli. Ale wszyscy, którym zdarzyło się zasiąść za takim stołem, przyznają zgodnie, że potrawy wyglądają i pachną tak wstrętnie, że mogłyby przyprawić o torsje nawet największego głodomora, [...l Powiadają też, że wszystkiego jest tam w bród, krom chleba i soli.
   Opinii Guazza wtóruje Remy: "Powiadają, że smak potraw jest tak nieznośny, ostry i gorzki, że natychmiast po ich zjedzeniu spluwają z obrzydzenia".
   W roku 1611 siostra Madeleine de Deman-dolx dorzuciła kilka dodatkowych szczegółów:
   Napojem, którego używali, była małma-zja, pobudzająca ciało do wyuzdanej rozpusty i czyniąca je bardziej ku niej podatne. [...] Mięsem, jakie jadali zazwyczaj, były ciała małych dzieci gotowane i pieczone w synagodze; dzieci te dostarczano niekiedy na miejsce żywcem, kradnąc je z domów rodzicielskich, jeśli' tylko nadarzała się po temu okazja. Nie używali w ogóle noży w obawie, by nikt nie położył ich na krzyż. [...] Nie było tam także soli, symbolizuje ona bowiem wiedzę i pojęcie, nie pojawiały się też oliwki ani oliwa jako symbole miłosierdzia.
   Po zakończeniu uczty czarownice mogły spróbować magicznego ciasta upieczonego z czarnego jęczmienia zmieszanego z mięsem nie ochrzczonych niemowląt, o którym mniemano, że pozwoli im w milczeniu znieść tortury.
   Z pierwszą wzmianką o uczcie sabatowej w Anglii spotykamy się pięćdziesiąt lat po rozpoczęciu polowań na czarownice w tym kraju, w trakcie przewlekłego procesu czarownic z Lancashire w roku 1612. Jedna z głównych oskarżonych, Stara Chattox, opowiedziała o zjeździe familijnym z udziałem innej czarownicy, Starej Demdike, który odbył się w Malking Tower.
   Było tam jadło, to znaczy mięso, masło, ser, chleb i napitki [...], a gdy już zjedli, diabeł zwany Fancy i jakiś inny duch o imieniu Tibbe wynieśli resztki. I powiedziała też, że chociaż zjedli, mimo to nie poczuli się syci. W czasie uczty rzeczone duchy oświetlały ich, by mogli wiedzieć, co czynią, chociaż ani nie zapaliły świec, ani nie miały ze sobą ognia. Były tam zarówno diabły, jak i demony płci żeńskiej.
   Oskarżenie o tańce i uprawianie rozpusty z diabłami, jakie wysunęła czternastoletnia Grace Sowerbutts przeciwko czarownicom z Salmesbury, okazało się przygotowane przez wrogiego im jezuitę, dzięki czemu, korzystając z antypapistowskiego nastawienia sądu, wyszły one z całej sprawy obronną ręką. Fakt, że w historii czarnoksięstwa angielskiego sabat pojawia się stosunkowo rzadko, jest rzeczą godną uwagi, dzieła autorów katolickich (Malleus Maleflcarum czy Bodin) cieszyły się bowiem sporą popularnością i były chętnie cytowane przez ich angielskich kolegów. W Szkocji natomiast o sabacie mówi się podczas procesu czarownic z North Berwick w roku 1590, a także w czasie toczącej się w roku l66l rozprawy przeciwko wiedźmom z Forfar, które zapiwszy piwo okowitą "weseliły się potem wielce".
   4. Tańce i zabawa. Po uczcie przychodziła pora na "tańce, odprawiane wkoło, ale zawsze w lewą stronę. [...] Niekiedy tańczono przed ucztą, innymi razy po deserze. [...] Wszystkie figury taneczne wykonywane są w wirującym frenetycznie kręgu, w którym tancerze odwróceni do siebie plecami trzymają się za ręce" - Compendium Maleflcarum.Podobny rodzaj tańca, częsty w średniowieczu wśród chłopstwa i niższych warstw miejskich, widocznie uważany był wówczas za nieprzystojny. W kontekście sabatu po raz pierwszy wspomina o nim Paulus Grillandus, a czyni to zapewne w tym celu, by podkreślić, iż wirowanie tanecznego kręgu z prawa w lewo symbolizuje również wywrócenie na opak całego porządku świata chrześcijańskiego, podobnie Jak żegnanie się znakiem krzyża z prawa na lewo czy też odwracanie kolejności słów mszy świętej wypowiadanych podczas ofiary.
  

  
   Do tańca przygrywały same czarownice na "skrzypcach oraz innych instrumentach, przynoszonych przez tych, co potrafili na nich grać" (Michaelis). W Szkocji grywano na harfie Dawida. Compendium Maleficarum Guazza zawiera rycinę przedstawiającą grajków, którzy rozsiedli się na drzewie. W Ań Antidote Aga-instAtheism (1653) Henry Morę z pełnym zaufaniem przytacza jedną z opowieści Re-my'ego.Jako młody chłopak John z Heinbach siadywał na drzewie i przygrywał w czasie sabatu na dudach. Tańczący wydawali się chłopakowi tak śmieszni, że powiedział głośno:
   "Boże, Boże, cóż to za szalona kompania". Wspomnienie świętego imienia spowodowało, że tancerze rozpłynęli się w powietrzu, a John spadł z drzewa. Henry Morę znalazł także namacalny dowód tańców czarownic z diabłami o rozdwojonych kopytach - dowód, który Morę, magister sztuk uniwersytetu w Cambridge, uznał za nie do obalenia.
   Ponadto w miejscu, w którym odbywały się tańce, odkryto krąg, a w nim znaleziono wyraźne odciski rozdwojonych kopyt, widniejące tam od dnia, w którym Nico-lea odkrył całą sprawę, aż do następnej zimy, kiedy je zaorano; a działo się to w roku 1590.
   5. Powszechna rozpusta. Zainteresowanie związanych celibatem księży najdrobniejszymi szczegółami stosunków płciowych było wręcz przeogromne, ponieważ jednak problem kontaktów płciowych z diabłami został szerzej omówiony w innym miejscu, ograniczymy się tu do kilku jedynie przykładów. "Po zakończeniu tańców czarownice oddają się kopulacji: syn nie oszczędza matki, brat siostry, a ojciec córki; kazirodztwo szerzy się powszechnie". Jednakże, zdaniem demonologów, większości czarownic stosunek płciowy sprawia ból. De Lancre powołuje się na zaprzysiężone zeznanie szesnastoletniej Jeanette d*Abadie:
   Zeznała też, iż widziała, jak wszyscy łączą się w pary kazirodczo i z pogwałceniem praw natury, [...] obwiniała się też o to, że Szatan pozbawił ją kwiatu dziewictwa i miała nieskończenie wiele razy [une in-finitćdefoi^ sprawę cielesną z jednym ze swych krewnych, a także z innymi, którzy zechcieli się z nią zadawać. Powiedziała też, że bała się stosunku z diabłem, ponieważ jego członek pokryty był łuską i zadawał jej nieznośny ból, co więcej, (ego nasienie było wyjątkowo zimne, tak zimne, że nigdy nie zaszła z nim w ciążę; po prawdzie także i żaden ze zwykłych mężczyzn, jacy bywali na sabatach, nie zdołał pogrubić jej w pasie.
   Kilka nowych szczegółów dorzucił do tych opisów inkwizytor Michaelis. Siostra Madele-ine de Demandolx wyznała mu, że podążała na sabat co noc i co noc uprawiano tam odmienny rodzą) praktyk seksualnych:
   W niedziele brukali się plugawym spółko-waniem z diabłami w postaci sukkubów i inkubów; w czwartki plamili się sodomią; w soboty zniżali do obmierzłe) bestiofilii; w pozostałe zaś dni czynili użytek ze zwykłych sposobów, jakie przewidziała natura.
   Kwestię sabatu można by podsumować zeznaniem pewnej czarownicy, przytoczonym przez de Lancre'a, zeznaniem, w którym jest mowa o wszelkich praktykach z obrzędem tym związanych, od lotu na zgromadzenie poczynając, a na kopulacji kończąc:
   Marguerite Brement, żona Noela Lave-reta, zeznała, że w zeszły poniedziałek po zapadnięciu zmierzchu udała się wraz ze swą matką Marion na zgromadzenie, które odbywało się na łące nieopodal młyna Fra-nquisa de Longny. Jej matka ujęła między uda miotłę i, wypowiedziawszy słowa, których ona nie mogła zrozumieć, uleciała nagle wraz z nią w powietrze. JUedy przybyła na wspomniane miejsce, spotkała tam Jeanne Robert, Jeanne Guillemin, Marie, żonę Simona d'Agneau, oraz Guil-lemette, żonę mężczyzny zwanego Le Gras; każda dosiadała swej własnej miotły. W miejscu tym było również sześciu diabłów pod postacią mężczyzn, szpetnych jednak wielce. [...] Kiedy zakończyły się tańce, diabły spały z nimi i cieszyły się ich towarzystwem. Jeden z nich, z którym wcześniej tańczyła, objął ją, ucałował dwukrotnie i czynił sobie z nią zadość przez pół godziny; wytrysk jego nasienia był wyjątkowo zimny. Jeanne Guillemin zeznała podobnie w tej sprawie; stwierdziła, że trwali w zespoleniu cielesnym dobre pół godziny l że jej diabeł wstrzyknął w nią niezwykle zimne nasienie.
  
  
   Schultheis Heinrich von. Eine auss-fuhriiche Instruction wie in Inquisitions-Sa-chen des grewlichen LiUsters derZauberei... zu procediren Schultheisa to według Geor-ge'a L. Burra "najbardziej przygnębiające dzieło z całej ponurej biblioteki poświęconej prześladowaniu czarownic". Napisał je sekretarz osobisty kilku kolejnych biskupów nadreńskich, doktor obojga praw, i dzięki temu przeszedł do historii jako autor "najbardziej pobożnego, ale zarazem najokrut-niejszego podręcznika" prześladowania i sądzenia czarownic. Zawarte w nim wskazówki podane są w formie odpowiedzi "doktora" (jak wolno przypuszczać, samego Schultheisa) na pytania zadawane przez fikcyjnego barona Filadelfusa, dotyczące zasad postępowania wobec oskarżonych o czary.
   Jeden z osobliwszych fragmentów tego dzieła pozwala nam uświadpmić sobie, że w procesach o czary wyrok skazujący uzyskiwano na podstawie materiału dowodowego, który w sprawach innego rodzaju w ogóle nie byłby przez sędziów brany pod uwagę. Wywiera on tym większe wrażenie, że uwagi, jakie wypowiada baron Filadelfus, odznaczają się sporą dozą zdrowego rozsądku. Rozpatrywana jest sytuacja, w której czterech świadków widziało niejakiego pana "A" udającego się na sabat. Gretta twierdzi, że jechał on na czarnym koniu, Thomas utrzymuje, że na srokatym, Kurt przysięga, za pan "A" dosiadał siwka, a młody Fundemann powiada, że kasztana. "Skoro mamy do czynienia z czterema wykluczającymi się wzajemnie zeznaniami, w jaki sposób można podtrzymać oskarżenie? - pyta baron. - Nikt nie może przecież jednocześnie dosiąść czterech różnych koni". Doktor Schultheis wyjaśnia, że gdyby ludzie ci ujrzeli białego ogiera sąsiada, to z pewnością zgodziliby się wszyscy, że jest on biały, ale czarownik mógł mieć konia o wielu różnych barwach. "Dziwne to -replikuje baron. -Jest rzeczą zgoła niemożliwą, by ten sam koń wydawał się jednemu biały, innemu czarny, a jeszcze innym sroka-ty bądź żółty". Na co Schultheis odpowiada, że koń pana "A" w rzeczywistości był samym Szatanem, dla którego, podobnie zresztą jak i dla magów oraz czarownic, możliwe są bardzo dziwne rzeczy. Proponuje on baronowi, by zechciał spojrzeć na siwka przez okulary o zielonych szkłach. "Ten koń jest zielony -wykrzykuje baron. Ale co mają wspólnego okulary z koniem, o którym mówiliśmy wcześniej? Przecież ci świadkowie nie oglądali go przez żadne okulary?" Schultheis wyjaśnia mu zatem, że skoro okulary zrobione przez człowieka mogą zmienić kolor rzeczy widzianych, to cóż dopiero mówić o mocy diabelskiej, która potrafi wprowadzić człowieka w błąd znacznie jeszcze skuteczniej. Dlatego też zeznania złożone przez tych świadków nie wykluczają się wzajemnie i stanowić mogą wystarczający dowód dla sądu.
   Działalność Schultheisa niejednokrotnie spotykała się z protestami, co doprowadzało go do istnej furii. W roku 1631 w Paderbom, gdzie skazał na śmierć kilku co bogatszych obywateli miasta, zawziął się szczególnie na niejakiego "Pisano", który przyznał, że prosił diabła, aby zezwolił na pojawienie się na sabacie osób zupełnie niewinnych, by można je było potem zadenuncjować. Groziło to zakwestionowaniem całego postępowania sądowego - wartość złożonych wcześniej oskarżeń podana została w wątpliwość i mogło dojść do umorzenia śledztwa. Zrozumiała jest zatem wściekłość Schultheisa, którego żart ten mógł pozbawić możliwości konfiskaty mienia tych, których udało mu się wcześniej posłać na stos.
   "Fałszywy sędzia czarownic" (takim mianem bowiem określił go Lóher) był zarazem zdeklarowanym wrogiem umiarkowanych jezuitów: Adama Tannera i Friedricha von Spee. Zajadłość, z jaką domagał się całkowitego wytępienia wszystkich oskarżonych o czary, zdaje się zresztą wskazywać zarówno na narastanie wrogiej mu fali sceptycyzmu, jak i na nieprzejednaną wobec czarownic postawę inkwizycji i arcybiskupa Mein-zu, Petera Ostermanna, za aprobatą którego traktat Schultheisa ukazał się drukiem.
  
  
   Sinistrari Ludovico Maria. Sinistrari (1622-1701), ostatni z wybitnych demonologów inkwizycyjnej proweniencji, znany był za życia jako uczony dworak, poliglota i mistrz wytwornej konwersacji. Mnichem franciszkańskim został w dwudziestym piątym roku życia, a następnie, jako profesor, wykładał prawo na uniwersytecie w Pawii; był także doradcą Najwyższego Trybunału In-kwizycyjnego w Rzymie i generalnym wikariuszem arcybiskupa Avignonu. Jego najwybitniejsze dzieło, De Delictis et Poenis, opublikowane zostało w roku 1700 w Wenecji, rychło jednak trafiło na indeks ksiąg zakazanych i pozostawało na nim do czasu, gdy w roku 1753 ukazała się w Rzymie jego nowa, poprawiona wersja. Dziś Sinistrari słynny jest przede wszystkim jako autor traktatu De Dae-monialitate, poszerzonej wersji jednego z rozdziałów De Delictis et Poenis, dzieła nie znanego jego współczesnym. Rękopis De Dae-monialitate odkryty został w jednym z antykwariatów londyńskich przez francuskiego wydawcę Izydora Liseux dopiero w roku 1875. Sprzedano go za sześć pensów.
   Traktat poświęcony jest problemom wzajemnych stosunków między ludźmi a demonami. Według Sinistrariego inkuby i sukkuby nie są ani diabłami, ani złymi aniołami (określa je mianem folleti lub duendeś). Miały to być istoty podobne do ludzi, obdarzone uczuciami i nie pozbawione szansy na zbawienie, ale też i pod wieloma względami od nich różne - potrafiły na przykład uczynić się niewidzialnymi lub bez trudu przenikać przez mury. Błędem jest zatem traktowanie stosunku płciowego z inkubem jako polucji, pede-rastii czy bestiofilii.
  
   Służki. Służki, demony służebne, duszki domowe to niemal czysto angielski (i szkocki) wkład w dziedzinę europejskiego czamo-księstwa, kontynentalne podręczniki wykrywania czarownic i akta sądowe wspominają o nich bowiem jedynie sporadycznie. Utrzymywano, że Diabeł, zawarłszy pakt z czarownicą, dawał jej w prezencie demona niższej rangi, w postaci małego zwierzątka domowego, który miał służyć jej radą i pomocą w dokonywaniu złych uczynków. "Każda z nas ma duszka, który tylko czeka na to, kiedy spodoba się nam go wezwać", oświadczyła szkocka wiedźma, Isobel Gowdle. Czarownice mogły również dziedziczyć demony po sobie. Mieszkały one razem z wiedźmą, która miała obowiązek troszczyć się o nie. Wiernego demona służebnego należy jednak wyraźnie odróżniać od Diabła, który tylko od czasu do czasu odwiedzał czarownice, przy-jąwszy postać zwierzęcia domowego. Guaz-zo w roku 1608 wyjaśniał to następująco;
   "Diabeł objawia się jako widmo, przybierające kształt psa, kota, kozła, wołu, mężczyzny, kobiety albo rogatej sowy. [...] Ponieważ jednak postać ludzka jest pod każdym względem najkształtniejsza i najbardziej doskonała, zazwyczaj ją właśnie przybiera ukazując się nam". "Robert Artisson", nawiedzający Lady Alice Kyteler, pojawiał się jako czarnoskóry mężczyzna, kot lub kudłaty pies i był właśnie Diabłem we własnej osobie, a nie demonem służebnym.
   Po raz pierwszy pojęcia "służka" (familiar) w tym właśnie zawężonym rozumieniu użył w roku 1584 Reginald Scot w Discovery of Witchcraft, chociaż sformułowanie "demon służebny" (familiar spirtt) spotykamy już dwadzieścia lat wcześniej. W Ameryce o "służkach ssących ludzi" wpomniał po raz pierwszy Mather Cotton. Statut królowej Eź-biety I z roku 1563 w ogóle jeszcze o nich nie wspomina, ale już od roku 1604 "naradzanie się ze złym lub potępionym duchem, zawarcie z nim przymierza, utrzymywanie go, wykorzystywanie do jakichkolwiek celów, karmienie i wynagradzanie" traktowano Jako zbrodnię. Między tymi dwiema datami doszło do ostatecznego wykrystalizowania się koncepcji "demona służebnego"; późniejsze procesy czarownic pełne są opowieści o służkach, uważanych, jak się wydaje, za wrogów anioła stróża, a ponieważ występowały one zawsze w postaci zwierząt obecnych w każdym domu czy gospodarstwie wiejskim, nigdy nie zdarzyło się, by jakaś czarownica nie miała swojego własnego "służki". A nawet jeśli nie dostrzeżono u niej na przykład kota, to sędziowe zawsze zdołali ustalić, że Diabeł wysłał tam swojego posłańca w postaci pszczoły lub muchy. W tej sytuacji każde zwierzę stawało się stworzeniem podejrzanym, potencjalnym nosicielem zła. W napisanym przez gif" hspace=20 vspace=20 align=left alt="">forda Dialogue (1593), pewien farmer składa następujące zeznanie:
   Boję się wychodzić nawet do mojego ogródka, ponieważ co jakiś czas widuję tam zająca, który, jak podpowiada mi sumienie, jest czarownicą albo którymś z jej demonów - a on przypatruje mi się uporczywie. Niekiedy też widuję wstrętną łasicę, która biega po moim podwórku, a w stodole pojawia się odrażający wielki kocur, którego zdecydowanie nie cierpię.
  

  
   Również zeznanie Ursuli Kempe, opublikowane w A True and Just Record w roku 1582, zawiera opis podobnych stworzeń:
   Miała ona cztery takie duszki, z których dwa były płci męskiej, a pozostałe dwa " żeńskiej; demony męskie miały za zadanie zabijać swoje ofiary, żeńskie zaś sprowadzały na nie kalectwo, choroby i inne ułomności cielesne. [...] Jeden z samców, zwany Tittey, miał postać szarego kota, drugi nosił imię Jack i wyglądał jak kot czarny; samiczki zaś to czarna ropucha o imieniu Pigin i stworzenie przypominające czarne jagnię, na które wołano Tyffln.
   Na polecenie Ursuli Kempe wykonywały one wszelkiego rodzaju maleficia: czarny kocur Jack sprowadził zarazę na żonę sąsiada, ropucha Pigin doprowadziła do choroby małego dziecka, a czarne jagnię Tyffln szpiegowało po okolicy i między innymi doniosło, że niejaka Elizabeth Bennet trzyma u siebie "dwa demony, jednego pod postacią czarnego psa o imieniu Suckin i drugiego, podobnego do czerwonego lwa, który zowie się Lyerd". W nagrodę Ursula Kempe pozwalała im ssać krew ze swego lewego uda, które krwawiło, ilekroć je potarła".
   Wszystkie procesy czarownic z Chefmsford obfitują we wzmianki o demonach służebnych. Podczas drugiego z nich, w roku 1597, nieletni syn Ellen Smith zeznał, że matka trzymała przy sobie trzy takie duchy: Dużego Dicka trzymała w oplatanej butelce, Małego Dicka w skórzanym bukłaku i Willeta w kłębku wełny. Nieszczęśliwym zbiegiem okoliczności "wszystkie te demony rozpłynęły się bez śladu", kiedy zaczęto ich poszukiwać. W czasie tego samego procesu wyszło też na jaw, że Elizabeth Francis rzuciła klątwę na żonę swego sąsiada, ponieważ ta nie chciała dać jej nieco drożdży. Chwilę potem pojawił się "demon koloru białego, w postaci małego kudłatego psa", i obiecał, że zemści się na tej kobiecie. W nagrodę dostał kawałek chleba.
   W słynnym procesie, który toczył się w roku 1593 w Warboys, niejaka Alice Samuel oskarżona została o rzucenie śmiertelnego uroku na kilkoro dzieci.
   Po pierwsze, kiedy zażądano od niej wyjawienia, jakie imiona miały demony służebne, za pośrednictwem których rzucała urok, zeznała, że nazywano je Pluck, Catch i White; imiona te powtarzała zresztą często. Pytana, czy rzuciła śmiertelny urok na Lady Cromwell, odparła, że tak. Zapytana, z pomocą którego z tych demonów zauroczyła śmiertelnie wspomnianą Lady Cromwell, odparła, że był to Catch. A kiedy zażądano od niej odpowiedzi, dlaczego to uczyniła, odpowiedziała: Ponieważ rzeczona Pani spowodowała, że opalono jej włosy. I powiedziała jeszcze, że Catch nakłaniał ją, by się zemściła, a wtedy ona kazała mu iść i czynić to, co uzna za słuszne. Spytana następnie, co powiedział je) Catch, kiedy wrócił, zeznała, iż powiedział, że ją pomścił. Co więcej, zeznała, że wszystko to jest prawdą i że ona sama winna jest śmierci rzeczonej Lady Cromwell.
   Inny przykład pochodzi z opublikowanej przez Pottsa relacji z procesu czarownic w Lancashire w roku l6l3:
   Jannet Device, córka Elizabeth Device, byłej źonyJohna Device'a z Forest ofPen-die, wdowy, zeznała, że jej matka jest czarownicą i że ręczy ona za to, ponieważ przy różnych okazjach demon służebny przychodził do jej domu, zwanego Mal-king Tower, pod postacią brązowego psa, którego ona wołała Bali. Jednego zaś razu rzeczony Bali zapytał matkę, czego od niego żąda, na co odpowiedziała, że życzy sobie, by pomógł jej zabić Johna Robinsona z Barley, zwanego także Swyer. l przy pomocy rzeczonego Balia rzeczony Swyer został uśmiercony za pomocą czarów.
   Klasyczna niemal wzmianka o służkach pojawia się w wydanym w roku 1647 Disco-iwryofWitchesMaitthewsi Hopkinsa. Hopkins stwierdził, że do Elisabeth Ciark, której przez cztery noce z rzędu nie pozwalano zasnąć, przyszły następujące demony służebne:
   1. Holt, który przybył jako biały kotek.
   2. Jamara, która pojawiła się pod postacią tłustego spaniela pozbawionego w ogóle nóg; Elizabeth Ciark zeznała, że tuczyła go i masowała mu brzuch, on zaś ssał krew z jej ciała.
   3. Vinegar Tom, który byt stworzeniem przypominającym charta z głową wołu, długim ogonem i szeroko otwartymi oczyma; kiedy prowadzący przesłuchanie przemówił do niego i nakłaniał go, by powrócił w przeznaczone jemu i aniołom jego miejsca, stworzenie owo natychmiast przybrało postać czteroletniego bezgłowego dziecka i obiegłszy dom z pół tuzina razy znikło w drzwiach.
   4. Sack i Sugar w postaci czarnego królika.
   5. News, podobny do tchórza; wszystkie te stwory po chwili znikły.
   Hopkins zaprzysiągł, że widział te demony służebne, w czasie gdy pilnował Elizabeth Ciark w jej celi; świadectwo to zostało uznane przez sąd i panią Ciark skazano. Podczas tego samego posiedzenia sądu skazano także na powieszenie siedem innych czarownic; wszystkie te wyroki zapadły wyłącznie na podstawie zarzutu o utrzymywanie demonów służebnych,
   Protokoły sądowe zawierają także inne dziwaczne imiona podobnych duszków. Hopkins wspomina o "Elemanzerze, Pynewackecie, Peckinie Kruku, Grizzelu, Greedigucie [...] których nie byłby sobie w stanie wyobrazić żaden śmiertelnik". Jeden z aktów oskarżenia w procesie w Essex z roku 1583 podaje imiona "trzech służków, zwanych inaczej duszkami [...] Pygine, przypominającego kreta, Rus-solla, podobnego do szarego kota, i [...] Dun-sotta, mającego postać ciemnobrązowego psa". W roku 1588 inna czarownica z Essex miała trzy takie duszki: Lightfóota - kota, Luncha -ropuchę, i Makeshifta - łasicę. Isobel Gowdie wymieniła następujące imiona: Swein, Rorie, McHector, Robert the Rule i kilka innych.
   Obowiązkiem czarownicy było karmienie swoich duszków. Bywało, że dawała im do jedzenia wyszukane specjały, tak jak pani Heard, którą w roku 1582 oskarżono w St. Osyth o to, że żywiła swoje kosy i szczury ("przypominające krowy, miały bowiem małe, krótkie rogi") pszenicą, jęczmieniem, owsem, chlebem i serem [...l, a do picia dawała im wodę i piwo. W czasie procesu w Cambridge w roku 1602 Margaret Cotton zarzucano, iż karmiła rzekomo "jakieś stworzonka podobne do kurczaków t...] pieczonymi jabłkami i czerwonym winem". W roku 1651 Annę Bo-denham dawała swoim służkom do jedzenia okruchy chleba. Powieszono ją.
   Wszystkie te istoty spragnione były krwi ludzkiej, toteż czarownica dawała im do ssania palce albo niewielkie naroślą rozmieszczone w różnych częściach ciała. Były to tzw. piętna czarownic, których szukano poddając osoby oskarżone o czary dokładnym oględzinom. Te niewielkie brodawki i obrzmienia nie powinny być mylone z piętnem diabelskim, którym Szatan naznaczał wszystkich, którzy zawarli z nim przymierze.
  
Elizabeth Fletcher i jej demony służebne, rysunek przypisywany Milesowi Gale, wikaremu z Keighley, uczestnikowi procesu Elisabeth w roku 1621
  
   W myśl poglądów panujących w siedemnastowiecznej Anglii, odkrycie piętna czarownicy było koronnym dowodem zbrodni czamoksię-stwa. Mateczka Agnes Waterhouse, jedna z czarownic z Cheimsford, posłużyła się swoim kotem, noszącym imię Szatan, do próby zamordowania krawca Wardela, jednak kot wyznał jej, że nie mógł przełamać głębokiej religijności rzemieślnika i w związku z tym wyrządzić mu żadnej szkody. Kiedy zadano jej pytanie: "Kiedy ów kot ssał twoją krew?", odparła: "Nigdy". Mimo to przebadano Ją starannie i okazało się, że na głowie miała wspomniane znamiona. Ann Usher, jedna z oskarżonych w procesie w Suffolk w roku 1645, której Hopkins nie pozwolił zmrużyć oka przez dwie kolejne noce, zeznała, że:
   Około roku temu poczuła, że coś przypominającego małego kotka przelazło jej raz czy dwa po nogach i strasznie ją podrapało. Później zaś poczuła, że do jej wstydliwego miejsca dostały się dwa motyle, które tańczyły tam, łaskotały ją i ssały. Wymacała je dłonią, zgniotła i zabiła.
   Próbę naukowego wyjaśnienia fenomenu wysysających krew demonów podjął magister sztuk wyzwolonych uniwersytetu w Cambridge, Henry Hallywell, w dziele zatytułowanym Melampronoea (1681). Odpierając zarzuty sceptyków, dowodzi on, że zeznania czarownic stawiają fakt ssania krwi "poza wszelkimi wątpliwościami". Demony: jako istoty rozwiązłe [...] słabną wskutek ciągłej utraty własnej materii, z tego , też względu potrzebują pokarmu, który pozwoliłby uzupełnić tracone przez nie ciałka lotne, i zdobywają go wysysając krew i duszę owych skazanych na potępienie czarownic. [...] I nie ulega żadnej wątpliwości, że owe duchy nieczyste znajdują taką samą przyjemność w wysysaniu ciepłej krwi ludzi i zwierząt, jaką przynosi zdrowemu organizmowi wciągnięcie w płuca odświeżających podmuchów czystego powietrza.
  
  
   Spina Bartolommeo. Spina (ok. 1475-1546), uczeń Sylvestra Prieriasa, był jednym z najwybitniejszych prawników europejskich połowy szesnastego stulecia, którym papież zlecił dokonanie oceny postanowień soboru trydenckiego. Dzieło jego życia, Quaestio de Strigibus (1523), opracowane na podstawie bogatego materiału dotyczącego specyficznie włoskich praktyk magicznych, podtrzymuje w całej rozciągłości przekonanie o istnieniu czarownic, a zwłaszcza o utrzymywaniu przez nie stosunków płciowych z diabłem, lotach na sabat i umiejętności zmieniania się w zwierzęta. Podobnie jak inni apologeci teorii czar-noksięstwa Spina zmuszony był podać w wątpliwość Canon Episcopi, głoszący, że oficjalna nauka Kościoła kwestionuje wiarę w czamoksięstwo i czarownice. Dlatego też akceptuje w pełni koncepcję świadectwa widma, dowodząc, że skoro przyznanie się czarownicy do winy wystarcza, by skazać ją na stos, to pozostałe jej zeznania, dotyczące osób, które wymieniła jako swych wspólników, tym bardziej powinny zostać uznane za wiarygodne i pociągać za sobą odpowiednie skutki prawne, zwłaszcza że wszyscy oni prędzej czy później przyznają się do winy sami, a pozatym Bóg nie dopuściłby do tego, aby tak poważne zarzuty mogły paść na kogoś zupełnie niewinnego.
   Spina podaje dwa przykłady, mające, jego zdaniem, jednoznacznie potwierdzać fakt istnienia praktyk czarnoksięskich, aczkolwiek czytelnik współczesny mógłby zinterpretować je w sposób nieco odmienny.
   Któregoś ranka pewien wenecjanin znalazł w swym łóżku zupełnie nagą młodą mieszkankę Bergamo. Wyjaśniła ona, że nocą podglądała własną matkę, która nacierała się maścią magiczną, poszła zatem w jej ślady i ocknęła się w Wenecji, gdzie w ostatniej chwili zdążyła powstrzymać matkę od zamordowania dziecka owego człowieka. Matka obrzuciła ją przekleństwami i odleciała z powrotem, po to zresztą tylko, by trafić w ręce inkwizycji i zginąć na stosie. Historia ta zyskała znaczną popularność l była po wielokroć cytowana przez innych demonologów, na przykład przez Binsfelda w roku 1589.
   Natomiast w inny poranek w piwniczce pewnego szlachcica znaleziono kompletnie pijanego mężczyznę. Wyjaśnił on, że powtórzył wszystkie zabiegi, jakich dokonywała jego żona przed lotem na sabat, l znienacka znalazł się w towarzystwie wielu czarownic, które, ujrzawszy go, znikły, a on pozostał sam wśród baryłek z winem. Żonę owego człowieka, którą pojmała inkwizycja, spalono na stosie. Również i na tę opowieść powoływali się później inni autorzy.
  
  
   Stosunki płciowe z Diabłami. Z zeznań wydobytych z czarownic przez sądy wynika, że kobiety biorące udział w sabacie zawsze uprawiały miłość z diabłem. Teolodzy dopuszczali możliwość odbycia stosunku płciowego człowieka z diabłem - czy to w postaci męskiego inkuba, czy też żeńskiego sukku-ba - spierając się wszakże co do samej natury diabłów (tzn. cielesnej bądź jedynie duchowej), ciężaru popełnionego w ten sposób grzechu, a także technik i sposobów takowego współżycia. "Ciekawość sędziów, starających się poznać wszelkie możliwe szczegóły dotyczące stosunków płciowych - pisze Henry C. Lea - była wręcz nienasycona, a przebiegłość, z jaką prowadzili przesłuchania, wynagrodzona została ogromną obfitością płodów niezdrowej imaginacji". Większość wzmianek na ten temat, które od początku do końca uznać wypada za dzieło znerwicowanej wyobraźni erotycznej, powstała w wyniku swoistej współpracy chutliwych inkwizytorów z rozhisteryzowanymi młodymi kobietami stojącymi przed widmem stosu.
   Teolodzy i demonologowie musieli rozwikłać nie lada problem: w jaki mianowicie sposób demony o bezcielesnej, czysto spirytualnej naturze mogły współżyć cieleśnie z ludźmi - a to, że mogły, przyjmowano bez zastrzeżeń, gdyż fakt ten wspierał zarówno autorytet Biblii, jak i Kościoła. W dziele De Ciuitate Dei święty Augustyn starał się dać wykładnię wersetu IV Rozdziału VI Księgi Rodzaju: "Synowie Boga zbliżyli się do córek człowieczych, te im rodziły". Był on pierwszym, który drobiazgowo rozważył kwestię, "czy anioły jako duchy mogły obcować cieleśnie z kobietami". Augustyn skłaniał się ku odpowiedzi twierdzącej, aczkolwiek wątpił, by aniołowie Boży mogli zgrzeszyć w ten sposób. Papież Benedykt XIV w swoim De Serwrum Dei Beatiflcatione komentował ten passus następująco:
   Fragment ów odnosi się do diabłów znanych jako sukkuby i inkuby [...] bowiem, jeśli wszystkie niemal autorytety dopuszczają możliwość spółkowania, część autorów przeczy, że może ono zaowocować potomstwem. [...] Inni wszakże, uznaw-szy coitusza. możliwy, utrzymują, że w jego następstwie mogą przyjść na świat dzieci i że zdarzało się tak w rzeczywistości, choć odbywało się to jakimś nowym i niezwykłym sposobem, nie znanym zazwyczaj ludziom.
   Również papież Innocenty VII i święty Bonawentura zgadzali się z poglądem, iż możliwy jest akt seksualny między diabłami a ludźmi. Święty Augustyn i święty Tomasz z Akwinu zapewniali, że demony i złe duchy bądź wstępują w ciała zmarłych, bądź tworzą dla siebie nowe powłoki cielesne z żywiołów elementarnych. Niekiedy też, jak twierdził Boguet, diabeł korzysta z ciała człowieka, którego niedawno powieszono. Te tradycyjne poglądy przewijają się przez całą niemal literaturę demonologiczną; nawet jeszcze w roku 1665 karmelicki podręcznik Theolo-gia Moralis uskarża się, że "niektórzy nie podzielają tego zdania, utrzymując, że niemożnością jest, by diabeł mógł odbyć zakończony poczęciem stosunek płciowy z istotą ludzką. Opinia przeciwna jest wszakże niepodważalna i musi być przyjęta".
   Aby rozwikłać sprzeczność wewnętrzną, jaką obarczona jest koncepcja zakładająca współżycie płciowe między istotą duchową a człowiekiem, jeden z późniejszych demonologów, Sinistrari (zm. w roku 1701), w dziele De Daemonialitate et Incubis et Suc-cubis roztrząsa szczegółowo wzmiankę świętego Augustyna o "duchach rolnych i bóstwach leśnych, znanych pospolicie jako inkuby", traktując je nie jako złe anioły, lecz byty odrębnej (i niższej) kategorii, których postępowaniem kieruje wyłącznie lubieżność. Popada przy tym w sprzeczność z poglądami ortodoksów, według których demony jako duchy "nie mogą odczuwać ani radości, ani rozkoszy" (de Lancre), a postępują w ten sposób jedynie po to, by poniżyć człowieka. Sinistrari uważa, że ci, którzy duchom takim ulegli, zyskują ich przychylność, tym zaś, którzy je odrzucili, odpłacają one nienawiścią. W myśl jego koncepcji inkuby dążą po prostu do zaspokojenia swych żądz, aczkolwiek niejednokrotnie nalegają, by ich ludzcy partnerzy wyparli się wiary, uprawiali praktyki magiczne i popełniali zbrodnie, "traktując to jako warunek wejścia z nimi w występną zażyłość". Kiedy jednak nie towarzyszy temu obraza wiary, "trudno znaleźć powód, dlaczego miałoby to być występkiem cięższym niźli sodomia czy bestiofilia". Jeśli jednak kobiety i mężczyźni wierzą, że inkuby są diabłami, ich wina jest taka, jak orzeka to Kościół.
   Od mniej więcej 1430 roku inkwizycja ścigała kobiety utrzymujące stosunki seksualne z diabłami, aczkolwiek podczas procesów o czary nie kładła na ten fakt większego nacisku. Z diabłem obcowały cieleśnie nawet małe dziewczynki. W końcu siedemnastego stulecia Johannes Henricus Pott wspomina o pewnej dziewięcio- lub dziesięcioletniej dziewczynie, która z podszeptu macochy uwiedziona została przez diabła. Ze względu na młodociany wiek wybatożono ją tylko i zmuszono, by była świadkiem spalenia macochy na stosie. Bodin stwierdza, że stosunek płciowy miały dziewczęta w wieku lat sześciu, "co dla kobiet oznacza pełnoletniość". W Wurzburgu w styczniu roku 1628 do kontaktów płciowych z inkubami przyznało się troje dzieci - dwunastoletnia Anna Rausch, jedenastoletnia Sybille Lutz oraz licząca lat osiem i pól Murchen. Anna oświadczyła, że sześciokrotnie obcowała cieleśnie z mistrzem Hamerleinem; protokół sądowy zauważa, iż "spółkowanie to dziewczyna formalissime opisała". Sybille zadawała się z mistrzem Federleinem, a mała Murchen potwierdziła formaliter, że miała coitus cum demone. Sybille i Anna zostały skazane na śmierć, Murchen zaś razem z siedmioma innymi dziewczynkami w wieku od ośmiu do trzynastu lat odesłano po przesłuchaniu do rodziców (Diefenbach, Der Hexenwahn, 1886). Wieści o tej sprawie, niepomiernie zresztą wyolbrzymione, znalazły swoje odbicie w liście, jaki -w sierpniu roku 1629 napisał kanclerz Wurzburga: "Sprawa czarownic ponownie wybuchła z całą mocą i to w sposób wręcz trudny do opisania. [...] Okazuje się, że około trzystu trzyletnich lub czteroletnich dziewcząt uprawiało rozpustę z diabłami".
   Diabeł mógł objawiać się w dowolnej postaci; zależało to tylko i wyłącznie od jego kaprysu. Niekiedy wcielał się w postać czyjejś kochanki albo wymarzonego ideału kobiety - tak jak w przypadku Fausta, dla którego Mefistofeles wyczarował podobiznę Pięknej Heleny. W dziele zatytułowanym Alexi-cacon Brognolus przytacza klasyczną wręcz opowieść o sukkubie. W roku 1650 wysłuchał on spowiedzi pewnego młodzieńca, u którego pojawiła się ukochana, twierdząc, że uciekła z domu. Po nocy pełnej rozkoszy młody człowiek zorientował się, że jego umiłowana Teresa jest w rzeczywistości sukku-bem, zasmakował w niej wszakże do tego stopnia, iż przez kilka jeszcze miesięcy noc w noc oddawał się temu "potwornemu zajęciu".
   Młodzieniec ów miał i tak znacznie więcej szczęścia niż pewien mnich, którego sukkub okazał się tak wymagający, że udało mu się wytrwać zaledwie miesiąc [patrz: Sukkub], albo dwóch innych mężczyzn, o których w swojej Demonolatreiae opowiada Remy:
   Co do jednego wszakże wszyscy, którzy opowiadali o kopulacji z demonami, obojętnie czy pod postacią mężczyzny, czy też kobiety, są całkowicie zgodni; potwierdzają jednogłośnie, że trudno wyobrazić sobie coś bardziej nieprzyjemnego i powodującego uczucie przejmującego zimna niż takowy stosunek. Petronius Armentarius wyznał, że skoro tylko zaczął pieścić swą "Abrahel", zesztywniały mu z zimna wszystkie członki, Hennezel zaś stwierdził, że odniósł wrażenie, jakby włożył swe przyrodzone narzędzie do lodowato zimnej nory i przyszło mu opuścić swą "Schwar-tzburg" - takie bowiem dziwne imiona noszą naprawdę sukkuby - nie zaznawszy żadnej rozkoszy.
   Doznania mężczyzn z rzadka jedynie stawały się przedmiotem uczonych rozważari, uwagę specjalistów zaprzątały raczej kobiety.
   Niektórzy z autorów (np. Weyer - 1653, Carpzov -1635 i Pott -1689) uważali, że nawet jeśli diabeł objawia się w postaci jakiegoś zwierzęcia, zwłaszcza węża, kozła lub kruka, możliwe jest odbycie z nim przez kobietę stosunku płciowego. Boguet opowiada o niejakiej Francolse Secretain, która przyznała się do spółkowania z diabłem, pojawiającym się najczęściej w postaci czarnego człowieka, niekiedy jednak także psa, kota lub ptaka. W roku 1679 szkockie czarownice z Borrowstones, tuż przed spaleniem na stosie, przyznały się komisarzom, że diabeł "miewał z nimi sprawę cielesną jako jeleń, ale od czasu do czasu przybierał także inną postać -bociana, byka, daniela lub psa - i parzył się z nimi w tym kształcie". Jedna z tych czarownic, Margaret Hamilton, oskarżona została o to, że "zadała się cieleśnie z diabłem w postaci ludzkiej, który wszakże zszedł z niej już jako czarny pies" - Pitcaim, Criminal Trials. Pott przytacza jeszcze inną, wcześniejszą, pochodzącą bowiem z roku 1605, historię żony pewnego kupca z Wittenbergi, której kochanek pewnej nocy wykrzyknął: "I oto twój luby zamienia się w dzięcioła", po czym wyfrunął i więcej go już nie widziano. Co prawda Kościół stał na stanowisku, że demon objawiający się w postaci zwierzęcia przestaje tym samym być inkubem lub sukkubem, ale dla zwykłych mężczyzn i kobiet owo subtelne rozróżnienie nie miało większego znaczenia.
   Uważano powszechnie, że szczególnie podatne na wyimaginowane czy też rzeczywiste pokusy cielesne zwierzokształtnych diabłów były siostry zakonne. W swoim Disco-urs des sorciers Boguet wyrażał przekonanie, że w celu uwiedzenia niewiasty diabeł nader często przybiera postać psa, a na potwierdzenie swe) opinii przytaczał "godne uwagi zdarzenie", do którego doszło w pewnym klasztorze w diecezji kolońskiej w roku 1566, gdzie jakiś pies, o którym powiadano, że to diabeł, zadzierał zakonnicom habity z wyraźnym zamiarem zgwałcenia ich. Bodin, omawiając tę samą historię, okazał się nieco bardziej sceptyczny: "Sądzę, że z całą pewnością nie był to demon, ale zwyczajny pies". Mimo to w swojej D(fmonomaniepoda)e kilka innych, podobnych przypadków.
   Kiedy przybył do konwentu w Mont de Hesse w Niemczech, gdzie, jak przypuszczano, w siostry wstąpiły złe duchy, spostrzegł, że na łożach tych, które podejrzewano o folgowanie tajemnemu grzechowi [bestiofilii], spoczywały w bezwstydnych pozach psy, oczekujące na ich przybycie. Także w Tuluzie odkrył on kobietę, która wygadzala sobie w taki właśnie sposób; pies próbował posiąść ją na oczach wszystkich. Przyznała się do tego występku i spalono ją.
   Bodin podał jeszcze podobny przykład, tym razem z Paryża, z roku 1540.
   Jeden z nielicznych opisów metody spół-kowania ze zwierzęciem podaje w swoim Tableau de Lancre, utrzymując, że pochodzi on od naocznego świadka. Johannes d'Aguerre zeznał pod przysięgą, że:
   Diabeł pod postacią kozła, mający członek męski z tyłu, odbywał stosunki płciowe z kobietami podskakując i trykając je swoim narzędziem w podbrzusza. Piętnastoletnia mieszkanka Biarritz, Marie de Marigrane, potwierdziła, iż wielokrotnie widziała, jak diabeł parzył się z licznymi kobietami, które zna z imienia i nazwiska, i że w obyczajach owego diabła było brać niewiasty urodziwe od przodu, szpetnych zaś zażywać od tyłu.
   Inny świadek przesłuchiwany przez de Lancre'a, siedemnastoletnia Marguerite de Sare, zeznała, że ilekroć diabeł ukazywał się jej w postaci kozła, jego członek zawsze był taki jak u muła, wybrał sobie bowiem to zwierzę jako naj-szczodrzej wyposażone przez naturę; był on długości ramienia i tak gruby jak ono [...] i że zawsze wystawiał on na pokaz swoje przyrodzone narzędzie tak zacnego kształtu i pięknych rozmiarów.
   De Lancre dodaje następnie: Zupełnie odmiennego zdania jest Boguet, który powiada, że czarownice z Franche--Comte nigdy nie widziały ani jednego, który byłby dłuższy niż palec ani też od niego grubszy. Wszystko, co można na ten temat powiedzieć, to to, że Szatan obsługuje czarownice lotaryńskie lepiej niźli wiedźmy z Franche-Comte.
   Ponieważ demony są z natury bezpłciowe, tradycyjny pogląd, sformułowany przez świętego Tomasza z Akwinu, głosił, że mogą się one objawiać zarówno jako mężczyźni, jak i kobiety. Autor dzieła Tractatus de Ange-Hs, dominikanin Charles Renę Billuart (1685-1757), pisał: "Ten sam zły duch może służyć mężczyźnie jako sukkub, a kobiecie jako inkub". Dzięki tej dwoistej naturze wykorzystywały one nasienie, które zgromadziły pełniąc rolę sukkubów, dokonując jego eja-kulacji, kiedy przekształcały się w inkuby. Teorię tę podsumowuje Guazzo w Com-pendium Maleficarum, pisząc:
   Diabły bowiem mogą wykorzystywać ciała zmarłych, bądź z powietrza i innych żywiołów tworzyć sobie materialne powłoki cielesne, podobne do naturalnych, które -jeśli taka jest ich wola - potrafią także obdarzyć zdolnością ruchu i ciepłem wewnętrznym. Mogą zatem nadać im zewnętrzne cechy płci, której same są pozbawione, i oddawać się mężczyznom w postaci kobiecej, a kobiety zaspokajać jako mężczyźni, zlec na niewieście i dopuścić na siebie męża; mogą także wydzielać nasienie, które zebrały gdzie indziej, naśladując naturalny jego wytrysk.
   Martin de Aries przypuszczał, że wyciskają one spermę ze zwłok, inni zaś, na przykład Guazzo, byli przekonani, "że gromadzą one nasienie ronione przez mężczyzn w czasie polucji i dzięki swej szybkości oraz znajomości praw natury potrafią zachować jego zapładniające ciepło". Nicolas Remy (1595) natomiast był przekonany, że demony są bezpłodne; opinię tę podzielało wielu innych, w tym Uirich Molitor (1489).
   Jeżeli kobieta pragnęła zajść w ciążę, diabeł używał zakonserwowanej spermy, a jeśli była temu przeciwna, "wydzielał substancję podobną do nasienia o właściwej temperaturze, tak że podstępu tego nijak nie można było wykryć" - Guazzo. Jeanne d'Abadie wyznała de Lancre'owi, że "nasienie Szatana było nadzwyczaj zimne, z tej też racji nigdy nie zaszła z nim w ciążę". Sinistrari z kolei utrzymywał, zastrzegając wprawdzie, że "wyraża jedynie osobiste mniemanie", iż inkuby zdolne są do płodzenia same z siebie, co zgadzało się z poglądami Del Rio oraz opinią Młota na czarownice. Inni autorzy, na przykład Pott (1689), byli przekonani, że dia-,beł jest bezpłodny, ale w momencie rozwiązania podrzuca on kobiecie wykradzione komu innemu niemowlę.
   Stosunkowo późna rozprawa Johanna Klei-na (przedstawiona w roku 1698 uniwersytetowi w Rostocku) cytuje kilka szczegółowych opisów potwornego potomstwa zrodzonego z takich związków. W jednym z protokołów sądowych odnalazł on zeznania pewnej kobiety, która utrzymywała, że urodziła najpierw tasiemca, a następnie dziewczynkę rozmiarów kubka, która ssała jej pierś. Jej inkub, David, odebrał jej oboje. Z innym inkubem, Hansenem, miała chłopca i dziewczynkę, ale i on jej je odebrał. Zeznała też, że inkuby obcowały z nią cieleśnie także i w więzieniu, wskutek czego urodziła kolejną dziewczynkę, którą również jej odebrano. "Aczkolwiek doznała przy tym silnego krwotoku, który poplamił zarówno jej ubranie, jak i podłogę, wszelkie jego ślady znikły". Dalsze historie o monstrach poczętych podobnie przytacza Bodin. W roku 1275 w Tuluzie niejaka An-gela de Labarthe powiła rzekomo potwora o głowie wilka i wężowym ogonie; kobieta ta była prawdopodobnie pierwszą osobą spaloną na stosie za utrzymywanie kontaktów seksualnych z diabłem. Również Carpzov i Pott dostarczają nam wielu takich opowieści, włącznie z historią pewnej kobiety z Augs-burga, która w roku 1531 wydała na świat dwunogiego węża.
   Wiele legend przypisywało diabelskie pochodzenie licznym wybitnym postaciom historycznym, a nawet całym nacjom. Owocami występnych związków z Szatanem mieli być: Robert, ojciec Wilhelma Zdobywcy, Luter, Aleksander Wielki, Platon, Cezar, Scypion Afrykański, Romulus i Remus, Merlin, a także wszyscy Hunowie i mieszkańcy Cypru. Wypowiadający się w tej kwestii Molitor wyrażał przekonanie, że Merlin nie został spłodzony przez diabła, lecz był cudzym niemowlęciem podrzuconym przez niego matce.
   Również i pospolite wiedźmy miewały potomstwo z diabłami. W swojej Chronicie Holinshed donosi o młodej Szkotce, którą przyłapano na uciechach miłosnych z jakimś potworem; urodziła ona później "dziwactwo, jakiego nigdy dotąd nie widziano". Pragnąc uniknąć skandalu, rodzina spaliła płód. W A Prodigious and Tragical History ofthe ar-raignment, trial, confession, and condemna-tion ofsixwtchesatMaidstoneinKent... 1652 stwierdzono, że "Annę Ashiy, Annę Martin, a także jedna z ich wspólniczek oświadczyły, że są w ciąży; przyznały się wszakże, że nie z człowiekiem, a z diabłem". O dziwo, łatwowierny zazwyczaj Boguet odnosił się do podobnych zeznań z dużą dozą zdrowego rozsądku: "Czyż nie powinniśmy raczej przyjąć, że posłużyły się one [Rea i Leda] bogami jako przykrywką dla swego kazirodztwa i cudzołóstwa? Uważam przeto, że i wdowa, o której mówi Bodin, stała się brzemienną za sprawą zwykłego mężczyzny, a nie diabła".
   Niektóre, zwłaszcza wcześniejsze, opisy kładły nacisk na niezwykłą wręcz rozkosz doznawaną w czasie współżycia płciowego z diabłem. Piszący w roku 1458 inkwizytor Nicholas Jacquier powiada, iż była ona inor-dinate camaUter, a liczne czarownice "jeszcze przez kilka dni po stosunku były omdlałe i wyczerpane [afflicti et debiUtati[". Podobnego zdania byli na ogół autorzy włoscy; słynny prawnik papieski Grillandus opowiada, iż pewna niewiasta przyznała mu się osobiście, że uprawiała miłość z diabłem maxima cum wluptate. W swoim traktacie De Uniwrso William z Paryża podkreśla, że diabeł potrafi zwieść umysł kobiety na tyle, że wydaje się jej, iż posiadł on ją pięćdziesiąt, a nawet sześćdziesiąt razy w ciągu nocy, podczas gdy w rzeczywistości był to zaledwie jeden, góra dwa razy. Z drugiej jednak strony w La Yaude-rye de Lyonois (1460) zaprezentowano zgoła odmienną, a w czasach późniejszych powszechną niemal opinię, że czarownice parzą się z diabłem "z wielką bojaźnią l trwogą [timore etpavorS". W roku 1470, kiedy demonologia była jeszcze w powijakach, podobne stanowisko zajął Jordanes de Bergamo, wedle którego:
   "Ta sama czarownica zeznała i potwierdziła, że zarówno przyrodzone narzędzie diabla, jak i jego nasienie są zawsze chłodne".
   Niemal wszystkie późniejsze opisy podkreślają także, że podejrzane czarownice utrzymywały, iż rzeczony stosunek płciowy był bolesny i nie sprawiał im żadnej przyjemności. Boguet pisze:
   Thievenne Paget powiedziała ponadto, że kiedy Szatan spółkował z nią, odczuwała taki ból jak rodząca kobieta. Francolse Se-cretain zeznała, że w trakcie zespolenia miłosnego czuła, jakby coś płonęło w jej trzewiach, a niemal wszystkie czarownice potwierdzają, że nie mają z tego żadnej uciechy, a to z powodu plugastwa i ohydy samego diabła, jak też i bólu, jaki im zadaje, o czym wspominaliśmy przed chwilą.
   Podobnie Remy przytacza słowa pewnej czarownicy, która stwierdziła, że spółkowa-nie z diabłem było bolesne i nie sprawiło jej żadnej satysfakcji. Kilka nowych szczegółów dorzuca de Lancre:
   Marie de Marigrane, piętnastoletnie dziewczę z Biarritz, zapewniała, że wydaje się, jakoby na całej swojej długości członek diabła ukształtowany był z dwóch części, w połowie z żelaza, w połowie zaś ze zwykłego ciała, podobnie też i jądra; zeznała również, że przyglądała mu się wie-lekroć na sabatach i zawsze był on taki, jak go opisała. Co więcej, słyszała, iż wiele kobiet, które sypiały z diabłem, mówiło, że narzędzie owo sprawia, że wrzeszczą zupełnie jak rodzące kobiety, i że diabeł zawsze ma je w pełnej gotowości. Petry de Unarre zeznała, iż rzeczony instrument diabelski uczyniony jest z rogu, a w każdym razie tak wygląda, i to właśnie jest przyczyną, że kobiety tak wrzeszczą.
   Kolejny świadek de Lancre'a podaje dalsze szczegóły dotyczące diabelskiego organu kopulacyjnego:
   Zazwyczaj jest on cętkowany, kręty i przypomina węża; niekiedy na wpół cielesny, na wpół uczyniony z żelaza, innymi zaś razy rogowaty, najczęściej rozdwojony jak język węża; diabeł bowiem odbywa zarazem stosunek normalny i pederastyczny; bywa też, że jego członek ma i trzecie odgałęzienie, którym sięga ust swej kochanki.
   Wzmianka o diable "cum membro bifur-cato" pojawia się po raz pierwszy w roku 1520.
   Bardzo podobne zeznania z obszaru Lotaryngii przytacza w swej Demonolatreiae Remy:
   Wszystkie czarownice potwierdzają też, że kiedy ich diabły pokładają się na nich, to przyjmują one w siebie to, co uchodzi za ich przyrodzone narzędzia, z wielkim bólem, a to z powodu, że są tak wielkie i sztywne. Alexia Drigie przyjrzała się dokładnie wyprężonej męskości swego diabla i powiada, że członek jego zawsze był tak długi jak pewne narzędzie kuchenne, które przypadkiem było na widoku i które wskazała palcem, a w miejscu, gdzie powinny być jądra i gdzie zazwyczaj zwisa moszna, to nie miał on nic. Ciaudia Fel-let zeznała, iż doświadczyła po wielokroć, jak wbijało się w nią coś rozdętego do takich rozmiarów, że żadna kobieta, bez względu na to, jak przestronna byłaby jej pochwa, nie mogłaby przyjąć tego w siebie bez bólu. Zresztą wszystkie prawie czarownice uskarżają się, że nie lubią zaznawać pieszczot od swych diabłów, ale na próżno im się sprzeciwiać.
   Jedna z cytowanych przez Bogueta czarownic, Antide Colas, miała rzekomo poniżej pępka dziurę, która służyła jej do uprawiania miłości z diabłem; stosunki z mężem natomiast odbywała waginalnie. Zarządzona przez sąd obdukcja ujawniła wszakże jedynie bliznę na jej brzuchu.
   Co do tego natomiast, że diabeł jest zimny, jednomyślne są nieomal wszystkie oskarżone. Boguet powołuje się na zeznania niejakiej Jacqueme Paget, która często brała w dłoń członek diabła, który zwykł z nią sypiać, a byt on lodowato zimny i miał długość palca, aczkolwiek nie był tak gruby jak zwykle u mężczyzny. Również Thievenne Paget i Antoine Tornier potwierdziły, że męskość ich diabłów miała długość i inne wymiary dokładnie takie jak jeden z ich palców.
   Inna dziewczyna, na którą powołuje się Boguet, stwierdziła, że nasienie diabła było "naturalnie ciepłe", jest to wszakże obserwacja nietypowa. Dwudziestotrzyletnia Sylvine de la Plaine, skazana w roku l6l6 na spalenie przez parlament paryski, w taki oto sposób opisała swoje doświadczenia: "Do tego czasu diabeł poznał ją cieleśnie raz, jego członek przypominał koński; gdy wszedł w nią, był zimny jak lód i wytrysnęło z niego lodowato zimne nasienie, wycofując się zaś poparzył ją tak, jakby uczyniony był z płomienia".
   Guazzo przytacza zeznania pewnej "rozumnie wyglądającej dziewki", które złożyła w czasie procesu toczącego się przed parla-Jnentem akwitańskim w roku 1594. Opisawszy uprzednio przygotowania do sabatu czarownic, ciągnie ona dalej:
   Następnie ów Włoch (jej narzeczony] ponownie zabrał dziewczynę w to samo miejsce, a kozioł poprosił ją o pukiel włosów, który rzeczony Włoch odciął i mu wręczył. Odebrawszy ten podarunek, diabeł odprowadził Ją jako swą małżonkę do pobliskiego zagajnika i, obaliwszy na ziemię, posiadł. Dziewczyna zeznała jednak, że nie odczuła przy tym ni cienia rozkoszy, przeciwnie, doznała dotkliwego bólu, a wytrysk nasienia kozła, które było zimne jak lód, przyprawił ją o przerażenie.
   Na podobne relacje można także natknąć się i w źródłach angielskich. W roku 1649 Mateczka Bush z Barton zeznała, że diabeł, który odwiedzał ją pod postacią młodego mężczyzny, "był zimniejszy i cięższy niż zwykły mężczyzna, nie umiał też pofolgować sobie tak, jak to czynią ludzie" (Steame, Confirmation and Discoyery of Witchcraft). W roku 1662 Isobel Gowdie z Auldearne opisała diabła jako "ogromnego, czarnego, grubiańskiego mężczyznę, bardzo zimnego, a "przyrodzenie" jego znalazła chłodnym jako woda źródlana" (Pit-cairn, Criminal Trials, 1833).
   Z kolei w roku 1572, w Trewirze, niejaka Eva von Kenn oddała się diabłu, który jednak "był zimny jak sopel lodu". Piszący w roku 1698 Johann Klein, aczkolwiek przyznawał, że stosunki płciowe z diabłem mogą być jedynie złudzeniem doznawanym przez kobiety w czasie snów erotycznych, niemnej dawał wiarę zeznaniom opisującym rzeczywiste współżycie cielesne z demonami, kończące się wytryskiem "zimnego nasienia". Kwestię tę usiłuje wyjaśnić Guazzo; "Co zaś się tyczy wytrysku lodowatego nasienia, to doświadczają go wyłącznie te czarownice, które są w pełni świadome, że ich partnerem jest diabeł".
  
Pierwszy w literaturze demonologicznej wizerunek aktu płciowego diabła z kobieta, drzeworyt z: Uirich Molitor, De Lamiis, Strasbourg 1489
  
   Ta dziwaczna cecha diabła stała się też motywem literatury jarmarcznej, wydana w roku 1686 w Londynie The Strange and Wonderful History ofMother Shipton - rodzaj noweli łotrzy kowskie j, opowiada o uwiedzeniu szesnastoletniej Agaty Soothtell przez diabła w postaci wielce urodziwego młodzieńca [...], który skłonił ją, by była mu powolna. Jego pieszczoty jednak (jak później wyznała akuszerce) były zimne jak śnieg albo lód. Od tego czasu piekielny narzeczony odwiedzał ją - zazwyczaj raz dziennie -ona zaś nigdy nie żądała od niego pieniędzy.
   Słynny filozof angielski, Henry More, w traktacie noszącym tytuł Ań Antidote Against Atheism (1653), podaje racjonalne, w jego mniemaniu, wyjaśnienie tej cechy.
   Wydaje się oczywiste, że ciała diabłów, będące niczym innym jak tylko zgęszczo-nym powietrzem, powinny być zimne, podobnie jak zimna jest zgęszczona woda (czyli lód i śnieg ); więcej nawet, chłód ten powinien być bardziej ostry i dojmujący, bowiem złożone są one z cząstek daleko subtelniejszych niżli te, które tworzą wodę, a przeto bardziej przenikliwych i daleko łatwiej drażniących nerwy czuciowe.
   Bez względu na to, co Sinistrari mógł sądzić na temat klasyfikacji inkubów, mających naturę duchową, ludzką bądź zwierzęcą - stosunek płciowy z diabłem uważany był zawsze za zbrodnię tożsamą z pederastią, a to przestępstwo karano śmiercią przez spalenie na stosie. W kilku przypadkach zeznania oskarżonych zawierają bliższe szczegóły dotyczące rodzaju miłości fizycznej uprawianej z diabłem. W roku 1624 samozwańcza księżniczka czarnej magii, Marie-de-Sains, przyznała, że grzeszyła zarówno "zazwyczaj stosowanym sposobem", jak i oddawała się "zbrodni sodomii i bestiofilii", to znaczy obcowała cieleśnie z diabłem, który przybrał postać zwierzęcia (Histoire ućritable, Paris 1624). Naczelny instygator armii francuskiej, Bou-vet, stawia znak równości między kontaktami płciowymi z diabłem i utrzymywaniem stosunków płciowych między chrześcijanami a "Żydami, Turkami, poganami i innymi niewiernymi, a to z racji dziwnej nienawiści, jaką żywią oni wobec Kościoła katolickiego; traktuje się ich przeto jak zwierzęta, które pozbawiły się drogi zbawienia". Spalić na stosie powinno się oboje partnerów, diabeł wszelako opuszczał czarownicę i karę tę musiała zatem przyjąć w samotności.
   Powszechnie panujące wyobrażenia na temat natury związków cielesnych z diabłami podsumowuje niejako, pochodzący z roku 1460, łaciński traktat dotyczący czarownic z Arras:
   Podczas sabatów w Yaudois przewodniczący zgromadzeniu diabeł brał neofitkę na stronę i wyprowadzał ją na skraj zagajnika, by mógł obcować z nią wedle swego uznania i poznać ją cieleśnie. Nakłaniał ją złośliwie, by uklękła na ziemi, wspierając się na łokciach, twierdził bowiem, że w żadnej innej pozycji nie może odbyć z nią stosunku; taki właśnie był sposób, w jaki prezydent diabelski sycił się nią, i zapewne dlatego pierwszym wrażeniem, jakie kobieta owa odnosiła, było to, że członek męski diabła był miękki i zimny, podobnie zresztą jak całe jego ciało. Za pierwszym razem diabeł korzystał z otworu, który w tym celu dała jej natura, i składał w nim porcję kradzionej żółtawej spermy, którą gromadził z resztek po nocnych polucjach mężczyzn albo i z innych źródeł; potem zaś zażywał jej analnie, w ten oto nienaturalny sposób sycąc się jej wdziękami. [...] Następnie gaszono pochodnie (jeśli takowe w ogóle były) i na rozkaz prezydującego diabła każdy dobierał sobie partnera i parzył się z nim. Niekiedy dochodziło także do nieopisanych wręcz bezeceństw: na polecenie diabła wymieniano się bowiem kobietami albo, co gorsza, przekazywano swoje kobiety kobietom, a mężczyzn mężczyznom i wyga-dzali sobie wszyscy w sposób przeciwny naturze płci - kobieta z kobietą, a mężczyzna z mężczyzną, albo też i na inne niegodne sposoby, gdy mężczyzna czynił sobie kobietę powolną z pominięciem jej przyrodzonego naczynia, korzystając w tym celu z innych części jej ciała. [...] W rzeczywistości bowiem mężczyzna nie zaznaje żadnej rozkoszy z obcowania z diablicą ani kobieta z uprawiania miłości z diabłem, godzą się jednak na to z poczucia obowiązku i pod wpływem strachu. [...] Podczas kolejnego stosunku płciowego z neofitką obcują cieleśnie inne demony, czyniąc to starannie i gruntownie, taką samą manierą, jaką uprzednio obrał diabeł prezydent; następnie jednak nie oddaje się już ona duchom, wyjąwszy sytuacje, gdy brakuje mężczyzn, by się z nimi parzyć (a dzieje się tak, ilekroć w zgromadzeniu sabatowym bierze udział mniej mężczyzn niż kobiet) - wtedy diabły osobiście wyrównują tę dysproporcję. Zdarza się to niekiedy, ale wyłącznie w opi-, sanych wyżej okolicznościach. Kiedy zaś mniej licznie zbiorą się kobiety, niedobór uzupełniają diablice - zdarza się bardzo często, że kiedy diabeł prezydent oddala się z nowo przyjętą do zgromadzenia kobietą, jeden z mężczyzn parzy się z diablicą. [...] Bywa też, aczkolwiek niezmiernie rzadko, że jakiś mężczyzna odbywa stosunki płciowe wyłącznie z diablicą; jest to oznaką jego wyjątkowej podłości, podobnie jak w przypadku kobiety, która współżyje wyłącznie z diabłem.
  
  
   Strappado. Strappado [po niemiecku Zug] było pospolitą torturą stosowaną w celu zmuszenia oskarżonego, by wyjawił imiona współwinnych. Ręce więźnia wiązano na plecach sznurem, którego koniec przeciągnięty był przez wielokrążek, co umożliwiało podciąganie ciała do góry. Często do stóp torturowanego mocowano ciężary; powodowało to, że kości ramienia wyskakiwały ze stawów, cały zaś zabieg nie pozostawiał żadnych zewnętrznych śladów brutalnego traktowania ofiary. Niekiedy też, w czasie gdy ciało torturowanego wisiało w powietrzu, miażdżono mu palce rąk i nóg specjalnie w tym celu skonstruowanym rodzajem imadła. Strappado uważane było za jedną z łagodniejszych metod stosowanych zarówno przez inkwizycję', jak i świecki wymiar sprawiedliwości, łatwo jednak mogło zmienić się w wariant sroźszy, zwany sąuassatio. Polegał on na tym, że zawieszonego wysoko w górze więźnia gwałtownie opuszczano na dół, tak że jego ciało zatrzymywało się tuż nad ziemią; przeciążone do granic wytrzymałości ścięgna nadrywały się wtedy powodując trudny do zniesienia ból. Limborch, powołując się na Practica Crimina Juliusa Ciarusa, klasyfikuje Strappado jako inkwizycyjną torturę drugiego stopnia - stopniem pierwszym było obnażenie przesłuchiwanego i związanie go w kij, trzecim zaś wspomniane już squassatio. Strappado, objaśnia Umborch, "polega na podciągnięciu kogoś do góry i przetrzymaniu w takiej pozycji przez czas dłuższy" i uznawane jest raczej za sposób prowadzenia przesłuchania niźli rzeczywiste zadawanie meczami (History ofthe Inquisition, 1692). Henry C. Lea uważa, że tratti di corde (włoskie określenie Strappado) po raz pierwszy zastosowano w procesie o czary w roku 1474 w Piemoncie. Tortura Strappado była nieznana w Anglii, natomiast praktykowano ją w sądach szkockich.
  
  
   Stubb Peter. Proces Petera Stubba vel Stumpa (nazwisko jego pojawia się także w transkrypcji Strumpf lub Stube), sądzonego w roku 1589 w okolicach Kolonii za wil-kołactwo, ściągnął na siebie uwagę całej niemal Europy - komentowali go w swoich traktatach zarówno Del Rio, Rowlands, jak i Fairfax. W zasadniczych zarysach proces ten odzwierciedlał powszechne podówczas wyobrażenia o istocie łykantropii, jednakże dwa jego aspekty zasługują na uwagę szczególną: po pierwsze łatwość, z jaką skądinąd światłe osoby potrafiły zracjonalizować rzeczy całkowicie niewiarygodne i obracać wszystko, co mogłoby przemawiać za niewinnością oskarżonego, w dowody jego zbrodni, po drugie zaś - niezwykłe wprost okrucieństwo, z jakim Stubbowi zadano wreszcie śmierć. Angielska relacja z tego procesu jest "pilnym i wiernym przekładem z górnoniemieckiego" - oskarżenia o wil-kołactwo trafiały się bowiem w Anglii niezmiernie rzadko.
   Peter przyznał się, że za pomocą magicznego pasa przemieniał się w "zachłannego, żarłocznego wilka, którego ogromne ślepia skrzyły się nocą jak płomienie; wilka o wielkiej paszczy, okrutnych ostrych zębach, masywnym ciele i potężnych łapach". Jako wilk popełnił on liczne zbrodnie. Zdjęcie magicznego pasa "przywracało mu ludzkie kształty".
   W czasie procesu Stubb utrzymywał, że zgubił swój pas w pewnej dolinie; sąd zarządził poszukiwania we wskazanym miejscu, niczego jednak nie znaleziono. Nie podkopało to wszakże wiary sędziów w opowieści Stubba, "wielu bowiem było zdania, że pas ów powrócił do diabła, od którego pochodził, i dlatego nie można było go znaleźć".
   28 października 1589 roku zapadł wyrok wykonany trzy dni późnię) w Bedburgu "w przytomności wielu panów i książąt niemieckich". Był to chyba najokrutniejszy wyrok, jaki kiedykolwiek zapadł w podobne) sprawie. Stubba miano: wpleść najpierw w koło, po czym w dziesięciu miejscach oderwać mu ciało od kości rozgrzanymi do czerwoności szczypcami; następnie jego nogi i ręce winny zostać połamane drewnianym toporem, za-czem należy odciąć mu głowę od tułowia, a ciało spalić na popiół.
   Na identyczne zdarzenie powoływał się także Guazzo, z tym że, według niego, miało ono miejsce w Trewirze, w roku l6l5.
  
  
   Sukkub. Specjalnością sukkuba - diabła w postaci kobiecej, było uwodzenie mężczyzn. Aczkolwiek istota ta z natury swoje) reprezentuje pierwiatek żeński, łaciński termin succubusjest gramatycznie rodzaju męskiego, co, jak się wydaje, związane było z, przekonaniem o bezpłciowości demonów; forma żeńska tego wyrazu - succu-ba, trafia się jedynie sporadycznie. Ponieważ kobiety uważano za istoty bardziej rozwiązłe od mężczyzn, w literaturze demo-nologicznej znacznie częściej pojawiają się męskie odpowiedniki sukkubów - inkuby; obliczano, że ich populacja jest dziewię-ciokrotnie liczniejsza.
   Oryginalne, acz fantastyczne wytłumaczenie natury sukkubów podał w roku 1801 Fran-cis Barrett, autor kuriozalnego dzieła TheMa-gus. Utrzymywał on, że sukkuby są w rzeczywistości nimfami drzewnymi, aczkolwiek zgadzał się również z opinią, że i sam Szatan potrafi pojawiać się w postaci młodej dziewczyny:
   Ponieważ fauny i nimfy przewyższały inne [duchy] urodą, zwykły one płodzić potomstwo we wzajemnych między sobą związkach; z czasem zaś poczęły łączyć się z ludźmi, ubrdawszy sobie, że dzięki współżyciu cielesnemu z człowiekiem zdołają uzyskać zaszczyt posiadania duszy nieśmiertelnej zarówno dla siebie, jak i spłodzonego potomstwa; stało się tak wszakże za zwodniczą namową Szatana, który skłonił ludzi, aby dopuścili owe stwory do intymnych ze sobą stosunków, do czego zresztą - naiwnych - długo nie trzeba było namawiać; dlatego też nimfy owe nazywamy sukkubami. Następnie jednak Szatan postąpił jeszcze podlej, niejednokrotnie bowiem zmieniał swój wygląd, przyjmując postać to inkubów, to sukkubów, aczkolwiek sukkuby tego rodzaju nie były w stanie począć dziecka, tak jak to umiały nimfy.
   Najwcześniejsze wzmianki o sukkubach podkreślają, że były one istotami budzącymi nieporównanie większe pożądanie niż zwykłe śmiertelniczki. Pico de Mirandolla wspomina o pewnym mężczyźnie, który przez lat czterdzieści dzielił łoże z sukkubem i był raczej skłonny zgnić w lochu, niźli wyrzec się swej kochanki. Malleus Maleficarum donosi o pewnym mężczyźnie z Koblencji, który na oczach własnej żony i przyjaciół zmuszony został do współżycia płciowego z sukkubem. Zdzierżył trzy razy, ale gdy sukkub zażądał kolejnej powtórki, zwalił się wyczerpany na podłogę. Autorzy późniejsi, starając się najprawdopodobniej dostosować opowieści o sukkubach do zeznań czarownic, które utrzymywały, że stosunek płciowy z diabłem był dla nich zawsze bolesny i powodował uczucie chłodu, przytaczali z reguły relacje, według których kontakty seksualne z sukkubami wywoływały podobne doznania. Guazzo opowiada o pewnym małżeństwie, któremu udało się znaleźć sukkuba dla swego syna. Młodzieniec z ochotą przystąpił do inicjacji seksualnej, nie bacząc na to, że jego partnerka miała zamiast stóp kopyta, później jednak stwierdził, że miał wrażenie, "jakby wstąpił do lodowatej jamy".
   Pokusom tego rodzaju duchów musiała opierać się większość świętych ery wczesno-' chrześcijańskiej, a nasilały się one zwłaszcza wtedy, jak zauważa Girolamo Cardano (1550), gdy ich ciała i umysł wyczerpane były długotrwałymi postami i umartwieniami na pustyni. Święty Antoni z Egiptu (251-356) gnębiony był pewnej nocy przez demona, "który rozsiewał po swej drodze lubieżne myśli" i "naśladował wszystkie ruchy, jakie wykonuje kobieta". Innym razem, jak poświadcza biografia świętego, pióra Atanazego, "diabeł, owa nieszczęsna kreatura, przybrał pewne) nocy postać kobiety i naśladował wszelkie kobiece gesty po to tylko, by zwieść Antoniego". Kiedy uczeń Antoniego, święty Hilary, kładł się spać, "wokół niego gromadziły się nagie kobiety".
   Oczywiście, święci opierali się pokusie ze wszech sił, niemniej mówi się, że jeden z nich, święty Wiktoryn, załamał się w końcu i uległ. Biskup Werony, Ermolaus (1453-1471), osobiście ręczył za prawdziwość historii o pewnym pustelniku, który dał się skusić czułost-kom diabła w postaci niewieściej i popadł z nim w taką rozpustę, że zmarł z wycieńczenia przed upływem miesiąca. Świętego Hipolita (zm. 236) nawiedziła razu pewnego goła kobieta, kiedy jednak okrył ją ornatem, by przysłonić jej wstyd niewieści, obróciła się w trupa (któremu diabeł przydał pozory żyda, aby skusić świętego do grzechu). Następstwem podobnych wizji był paniczny lęk pustelników przed sukkubami, jaki przebija choćby ze słynnego hymnu świętego Ambrożego Procul recedant somnia - "Niechaj scze-zną sny i wizje nocne [...], aby nie zbrukały się ciała nasze".
   Opowieści o sukkubach i inkubach żywe były przez całe średniowiecze, w stuleciach zaś szesnastym i siedemnastym znajdujemy je przede wszystkim w sprawozdaniach z procesów o czary. Mimo iż z oskarżeniem o utrzymywanie stosunków seksualnych z demonami spotykamy się po raz pierwszy y roku 1430, charakteru powszechnego nabrały one dopiero sto lat później.
   Bez wątpienia najsłynniejszą ze wszystkich tego typu historii jest podanie, któremu rozgłos nadał Walter Mapes w swoim traktacie De Nugis Curialium (ok. 1185), dotyczące Gerberta z Aurillac, późniejszego papieża Sylwestra II (999-1003). Jako młodzieniec Gerbert zakochał się w córce prewota z Rheims, a kiedy ta odrzuciła jego względy, popadł w okrutną rozpacz, stracił wkrótce majątek i znalazł się w sytuacji bez wyjścia. Pewnego dnia natknął się wszakże na piękną, młodą dziewczynę, siedzącą na jedwabiach; wokół niej walały się stosy monet. Wyznała, że na imię ma Meridiana, a on, jeśli tylko zechce dotrzymać jej wierności, może posiąść zarówno ją samą, jak i jej wiedzę magiczną oraz pieniądze. Gerbert z chęcią przystał na tę propozycję i odtąd zaczął wspinać się błyskawicznie po szczeblach kariery - został arcybiskupem Rheims, kardynałem, arcybiskupem Rawenny, na koniec wreszcie papieżem. Przez cały ten czas noc w noc cieszył się po: tajemnie towarzystwem Meridiany, która wybaczyła mu nawet, że wspomniana córka prewota, znalazłszy kiedyś Gerberta pijanego, uwiodła go. Nie dość na tym, Meridiana, będąca sukkubem Gerberta, przepowiedziała, że umrze on odprawiając mszę w Jerozolimie (do którego to świętego miejsca ślubował udać się w pielgrzymkę). Los dopadł go jednak znacznie bliżej domu, w kościele, gdzie przechowywano rzekomo kawałki krzyża i który z tego względu nazywano powszechnie Jerozolimą. Czując nadciągający koniec, Gerbert wyznał publicznie wszystkie swe grzechy i umarł w stanie skruchy. Mapes powiada, że jego grób na Lateranie zwykł pocić się obficie wtedy, gdy ma umrzeć papież.
   Inną jeszcze, dość zresztą fantastyczną opowiastkę podaje dominikanin Johannes Nider (1435). Wiele nierządnic, pisze on, oferowało swoje usługi przybyłym na obrady soboru w Konstancji (1414-1418), największym wszelako wzięciem cieszył się pewien sukkub, który w dodatku miał czelność przechwalać się mnogością zarobionych pieniędzy. Podobne wymysły doprowadziły w roku 1468 do skazania na śmierć pewnego człowieka z Bolonii, któremu zarzucono, że prowadził burdel obsługiwany wyłącznie przez sukkuby. Dwieście lat później George Sinclair w swoim Satan 's lnuisible Worid Discoyered (1685) opisuje egzekucję niejakiego Williama Bartona i jego żony, do której doszło w Szkocji w roku 1655. "Wyznał on, że sypiał z diabłem pod postacią szlachcianki, która to szlachcianka zarobiła na nim piętnaście funtów w dobrym pieniądzu; przed wykonaniem wyroku odwołał jednak swoje zeznania".
   Patrz także: Inkub i Stosunki płciowe z Diabłami.
  
  
   Szkocja, czamoksięstwo w Szkocji. Pod względem barbarzyństwa, z jakim prowadzono procesy o czary, Szkocja może równać się jedynie z krajami niemieckimi. Duchowni prezbiteriańscy niewiele różnili się od inkwizytorów, a w wielu wypadkach sądy kościelne prowadziły prześladowania ręka w rękę ze świeckim wymiarem sprawiedliwości. Również cały szkocki system prawny był z natury rzeczy nieprzychylny oskarżonemu. W sumie wyrafinowanie i okrucieństwo stosowanych w Szkocji tortur ograniczało jedynie zacofanie techniczne tego kraju, uniemożliwiające konstruowanie bardziej wymyślnych narzędzi zadawania cierpień; ponadto trudno dopatrzeć się choćby śladu sprzeciwu wobec panującej powszechnie wiary w czarownice i czary.
   Aż do końca szesnastego stulecia procesy z oskarżenia o uprawianie czarów były sporadyczne, chociaż mamy liczne dowody, że magia i praktyki wróżbiarskie stanowiły znaczący element szkockiej kultury ludowej, w której zresztą przetrwały po dzień dzisiejszy pod postacią licznych obyczajów i przesądów. Nikogo też aż do czasów Reformacji nie posłano na stos, a najwcześniejsze procesy tego rodzaju, podobnie jak w Anglii, miały charakter spraw politycznych. Ich ofiarą padała zwłaszcza arystokracja. W roku 1479 Earla ofMar oskarżono o próbę zamordowania za pomocą czarów brata, króla Jakuba III, w 1537 spalono na stosie Lady Gla-mis, której zarzucano użycie czarów przeciwko królowi Jakubowi V, a w roku 1590 oskarżono Lady Foullis, że za pomocą czarów, figurek woskowych i magicznych napitków usunęła z tego świata Lady Balnago-wan, by wydać się za jej małżonka (sąd złożony z dzierżawców Lady Foullis uznał ją za niewinną).
   Koncepcja czarnoksięstwa jako herezji pojawiła się w Szkocji w roku 1563 wraz ze wstąpieniem na tron królowej Mani, ale wierny miejscowym tradycjom prawnym nowy statut skoncentrował się raczej na karaniu tych, którzy korzystali z usług czarownic - osoba zwracająca się o pomoc do wiedźmy czy wróżki była równie winna jak sama czarownica. Od momentu wydania statutu królowej Marii liczba procesów stale rośnie. W roku 1576 spalono na stosie Bessie Dun-lop z Lyne, której zarzucono, iż należała do konwentu czarowników, składającego się "z ośmiorga mężczyzn i kobiet" oraz otrzymała jakieś lecznicze zioła od Królowej Wróżek. Allison Peirson z Byre Hilis posłano na stos za narady z Królową Elfów i leczenie chorób za pomocą magicznych dekoktów - zaleciła ona, na przykład, biskupowi St. Andrews, by kurował się z gnębiącej go hipochondrii czerwonym winem zaprawionym korzeniami i gotowanymi kapłonami. Cechą charakterystyczną zarówno tych, jak i późniejszych procesów jest brak oskarżeń o utrzymywanie kontaktów seksualnych z diabłami i popularnego gdzie indziej korzystania z tzw. świadectwa widma.
   Jednakże tendencja ta zakorzeniła się w Szkocji na dobre dopiero za panowania Jakuba VI, który osobiście nadzorował przebieg głośnego procesu czarownic z North Berwick w roku 1590, zaś jego Demonologia (1597) sprawiła, że szkockie procesy o czary zaczęły kształtować się wedle wzorców nakreślonych przez demonologów z kontynentu. Co prawda sam monarcha u schyłku swego życia stal się nieomal sceptykiem, niemniej zachowane materiały sądowe z procesów o czary w Szkocji całkowicie usprawiedliwiają wydaną o nim opinię Lynna Lintona:
   Dał on impuls wszystkim krwawym szaleństwom tak typowym dla ówczesnych i późniejszych procesów szkockich i winien jest każdemu jękowi torturowanych i posłanych na haniebną śmierć oraz każdej łzie tych, którzy złamani doszczętnie ocaleli po to tylko, by do końca dni swoich żyć w potępieniu, rozpaczy i strachu, które wżarły im się w pamięć na równi ze wstydem. (Witch Stortes, 1861)
   Zgodnie z panującym w Szkocji obyczajem prawnym Tajna Rada Szkocji wyznaczała grono ośmiu szlachty danego hrabstwa, z których każdych trzech (lub niekiedy pięciu) miało prawo wszcząć śledztwo przeciwko każdemu obwinionemu o czary. Uprawnienia komisarzy ograniczać się mogły wyłącznie do przeprowadzenia dochodzenia lub - co było praktyką bardziej powszechną - nadawano im prawo orzekania kary śmierci. Komisje te stały się plagą szkockiego wymiaru sprawiedliwości; dla przykładu 7 listopada l66l roku wyznaczono ich aż czternaście, a kilka miesięcy później, 23 stycznia 1662, drugie tyle. Jeśli zgromadzone przez komisję dowody uznano za wystarczające do wszczęcia procesu, zlecano szeryfowi zwołanie sądu, w skład którego wchodzić mogło nie więcej niż pięćdziesięciu mężczyzn z danej okolicy, z których piętnastu zasiadało w ławie przysięgłych. Rolę sędziów przejmowali sami komisarze. Często także pastor i starsi miejscowego kościoła zbierali się tworząc konsy-storz, który formułował oskarżenia o uprawianie czarów, a następnie zwracał się do Tajnej Rady o przysłanie sędziów świeckich, którzy wydaliby wyrok. Zbór Główny Kościoła Prezbiteriańskiego Szkocji dwukrotnie, w latach 1640 i 1642, zalecał zachowanie najwyższej czujności i nakazywał pastorom demaskowanie osób podejrzanych o czary i karanie ich. Nieprzypadkowo zatem fale naj-sroższych prześladowań, przypadające na lata 1590-1597, 1640-1644 i 1660-1663, zbiegają się z okresami wyraźnej dominacji politycznej prezbiterian.
   Osoba skazana musiała ponosić koszta zarówno samego procesu, jak i własnej egzekucji, które odliczano z jej majątku, zanim ulegał on konfiskacie na rzecz króla. Jeżeli ofiara była tylko dzierżawcą, płacił za nią prawny właściciel majątku. Koszta pobytu w więzieniu i egzekucji ubogich pokrywały solidarnie rada miejska lub samorząd wsi i miejscowa rada Kościoła prezbiteriańskie-go. Dla gmin biednych musiały być one nader znacznym obciążeniem [patrz: Koszta procesów o czary].
  

  
   Ustawodawstwo szkockie odznaczało się kilkoma swoistymi cechami: w żadnym innym kraju, na przykład, osoba uwięziona pod zarzutem uprawiania czarów nie miała prawa wynajęcia obrońcy (inna sprawa, że większość oskarżonych o uprawianie czarów nie mogła sobie pozwolić na opłacenie adwokata). Z drugiej jednak strony - i to jest podstawową różnicą w porównaniu z zasadami obowiązującymi w krajach niemieckich -przyznanie się do winy nie było warunkiem koniecznym do wydania wyroku skazującego. Za dowód wystarczający przyjmowano fakt, że oskarżony uważany jest powszechnie za czarownika i jeśli sformułowanie takie - jak to się działo w większości wypadków - trafiło do aktu oskarżenia, równało się wydaniu wyroku skazującego bez dodatkowych formalności. Praktyka ta budziła niekiedy sprzeciw. Zdarzyło się tak w czasie procesu Isobel Young w East Lothian w roku 1629, kiedy to sąd, odwołując się do autorytetu Jeana Bodina, domagał się "jednoznacznych dowodów" w postaci ustalenia, że za rzucane oskarżonej czyny są powszechnie znane, jej dobrowolnego przyznania się do nich i stosownych zeznań świadków. Mimo to zarzut, że ktoś cieszy się "złą opinią i sławą", pozostawał w sądach Szkockich w mocy aż do początków wieku osiemnastego.
   Po ostatecznym sformułowaniu aktu oskarżenia podsądny nie miał prawa podawać w wątpliwość jego treści, nawet jeśli jawnie mijał się on z prawdą. Isobel Young została oskarżona o zatrzymanie młyna wodnego przed dwudziestu dziewięciu laty i o zesłanie gorączki na pewnego człowieka, który w następstwie utracił władzę w nodze. Odpierając te zarzuty, starała się przekonać sąd, że młyn mógł się zepsuć z przyczyn zupełnie naturalnych, a wspomniany człowiek był kulawy, zanim jeszcze go przeklęła. Oskarżyciel, Sir Thomas Hope, argumentował jednak, że je) mowa obrończa "sprzeciwia się niesławie", czyli jest sprzeczna z zarzutami sformułowanymi przez śledczego w akcie oskarżenia. Sąd podtrzymał )ego stanowisko i Isobel została skazana i powieszona, a ciało jej spalono na stosie.
   Tortury stosowane w Szkocji zostały opisane szczegółowo w innych miejscach, tu zatem można wspomnieć Jedynie o szkockim wynalazku, jakim było przyodziewanie oskarżonego w namoczoną w occie włosiennicę, co powodowało, że z całego ciała schodziła skóra. Za każdy rodzaj zadanych mąk ofiara musiała wnieść stosowną opłatę; akta procesu w Aberdeen z roku 1597 wspominają o wynagrodzeniu w wysokości sześciu szylingów i ośmiu pensów za wypalenie piętna na policzku.
   Zwyrodnienie moralne sędziów szkockich szło często w parze z ich upodobaniem do okrucieństwa. 4 czerwca 1596 roku Alison Balfour, "znaną jako notoryczną czarownicę", przez czterdzieści osiem godzin trzymano w "szczękach", czyli czymś w rodzaju żelaznego imadła miażdżącego ręce, a w czasie tortur na zamku w Edynburgu zmuszano ją, by przyglądała się, jak jej osiemdziesięcio-jednoletniego męża przygniatano ważącymi 700 funtów sztabami żelaza, syna osadzono w "hiszpańskich butach" i pięćdziesiąt siedem razy zabijano w nich klin, co powodowało, że kurczyły się, krusząc mu kości na krwawą miazgę, a siedemnastoletniej córce zgniatano palce w specjalnie do tego celu wymyślonym urządzeniu. Oskarżonego wraz z nią służącego, Thomasa Palpa, trzymano w "szczękach" przez 264 godziny bez przerwy i chłostano "sznurem tak, że nie został na nim ani kawałek ciała czy skóry". Oboje odwołali potem zeznania wymuszone na nich torturami, ale mimo to ponieśli śmierć na stosie. Alison Balfour spalono 16 grudnia 1596 roku.
   Inny niesławny epizod zanotowany został w roku 1652 przez "Angielską komisję do spraw wymiaru sprawiedliwości", która wysłuchała opowieści dwóch zbiegłych ze Szkocji czarownic; mówiły one o tym, jak wieszano je u powały za kciuki, chłostano, przypiekano im podeszwy stóp, usta i głowy. Z sześciu oskarżonych kobiet cztery zmarły na torturach.
   Wiara w czary przetrwała w Szkocji do osiemnastego wieku. Prokurator królewski, Sir George Mackenzie, jeszcze w roku 1678 pisał: "W to, że Istnieją czarownice, nie mogą wątpić ani duchowni, słowo bowiem Boże nakazuje, by czarownikom żyć nie dopuścić, ani też sędziowie szkoccy, zważywszy, że prawo nasze nakazuje, by karać ich śmiercią". W roku 1691 Robert Kirk, pastor z Aber-foyle, bez najmniejszych zastrzeżeń wierzy w diabelskie piętno (Secret Commonwealth), podobnie zresztą jakJohn Beli, pastor z Gladsmuir, który identyczną wiarę deklaruje jeszcze w roku 1705 (Trial ofWitchcraft). Jednak w tym samym czasie powiększa się już wyraźnie grono sceptyków. W roku 1678 Sir John Clerk odmawia udziału w pracach komisji mającej prowadzić dochodzenia w sprawach p czary. W roku 1718 prokurator królewski, Robert Dundas, zabrania zastępcy szeryfa w Caithness wszczęcia postępowania karnego przeciwko czarownicom bez uprzedniego poinformowania go o tym, gdyż jego zastrzeżenia budzi dziwaczny charakter oskarżenia (niejaki William Montgomery nawiedzony został przez plagę kotów; zabił dwa z nich, w następstwie czego zmarły rzekomo dwie czarownice), a w roku 1720 odmawia wytoczenia sprawy przeciwko kobiecie uwięzionej na podstawie zarzutów syna lorda Tor-phichena - opętanego chłopaka, który oskarżył kilka kobiet z Calder o to, że są czarownicami; zanim sąd oddalił ostatecznie te zarzuty, dwie spośród nich zdążyły umrzeć w więzieniu.
   Schyłek i ostateczny upadek wiary w herezję czamoksięstwa w Szkocji wyznacza kilka dat. 3 maja 1709 roku zapadł ostatni wyrok skazujący, wydany na podstawie ogólnikowego zarzutu, że podsądna znana była powszechnie jako czarownica i groziła ludziom. Była nią Eispeth Ross, którą napiętnowano i skazano na banicję. W czerwcu roku 1727 w Dornoch w Ross-shire spalono na stosie niejaką Janet Home za to, że wykorzystała własną córkę jako latającego konia, a diabeł podkuł ją w ten sposób, że dziewczyna okulała na całe życie. Należy uczciwie przyznać, że sędzia, kapitan David Ross, nie wysunął żadnych oskarżeń przeciwko córce. W czerwcu 1736 roku oficjalnie zniesiono "Acts anen-tis witchcraft".
   Liczbę czarownic straconych w Szkocji ocenia się różnie. Thomas Ady mówi o 4000 ofiar, F. Legge ogłosił w roku 1891, że w latach 1590-1680 skazano na śmierć 3400 osób, zaś George F. Black opublikował w roku 1938 imienną listę 1800 skazanych czarownic, z tym że nie wszystkie one poniosły śmierć. Black ocenia, że na stosach zginęło łącznie około 4400 czarownic, i wydaje się, że szacunek ten najbliższy jest prawdy.
   Świadectwo widom. Skoro istotą czamoksięstwa było zawarcie paktu z Diabłem, najlepszym z możliwych sposobów zdobycia dowodów winy oskarżonego byłoby bez wątpienia pozwanie przed trybunał samego Szatana, aby przeciwko niemu świadczył. Ponieważ jednak nawet po najbardziej zajadłych łowcach czarownic nie spodziewano się takiego wyczynu, swą współpracę z diabłem musiał potwierdzić (na torturach) sam oskarżony, inne czarownice, które zeznałyby (również na torturach), że widziały go w obecności diabła na sabacie, albo też niewinne skądinąd ofiary, utrzymujące, że rozpoznały gnębiące ich widmo jako ducha oskarżonego. John Cotta dowodził możliwości rozpoznania ducha czarownicy, powołując się na następującą analogię: "Doświadczenie uczy nas, że to samo oko, które widziało ukształtowanie, rysy i proporcje przedmiotu materialnego, może bez trudu dostrzec i rozpoznać je, gdy cechy te zostaną oddzielone od ich cielesnego nośnika dzięki, na przykład, sztuce rysowniczej" (The Trial of Witchcraft, l6l6).
   Na podstawie tego rodzaju dowodów stracono w Europie dziesiątki tysięcy ludzi. Jednakże od samego początku epoki procesów? o czary licznie odzywały się głosy kwestionujące ich wartość. Demonolodzy zmuszeni byli wciąż na nowo dowodzić, że aczkolwiek mąż zeznał, że jego żona przez całą noc nie opuściła łóżka, albo grono czcigodnych obywateli zaręczało, że pozostająca pod ich strażą kobieta nie wysunęła nawet nosa z sypialni, to w rzeczywistości brała ona udział w sabacie, a potwierdzającym to świadkom należy bezwzględnie uwierzyć. Rażącą tę sprzeczność tłumaczyli tym, że diabeł przybiera postać kobiety leżącej w łóżku, podczas gdy ona sama, we własnej osobie, wylatuje na sabat. Ci zaś, którzy ustępowali częściowo pola, uznając, że uczestnictwo w sabacie było jedynie wytworem wyobraźni, tak czy inaczej uważali ją za winną, bowiem po przebudzeniu sama była głęboko przekonana o swoim udziale w sabacie i przyznawała się do tego.
   Już w roku 1523 Bartolommeo Spina dowodził, że, poza nielicznymi wyjątkami, wszystkie osoby oskarżone przez inne czarownice o udział w sabacie prędzej czy później przyznały się do winy. Co więcej - dodawał -Bóg w łaskawości swojej nie dopuściłby do tego, by diabeł mógł przybrać postać osoby niewinnej. Jeszcze u schyłku siedemnastego stulecia, w roku 1692, historyk protestancki Limborch, negując wartość podobnych dowodów, nie twierdził, że sabat jest czystą fantazją, ale dowodził, iż diabeł może wcielić się w postać człowieka niewinnego; dlatego też sędziowie zmuszeni są wydawać wyroki na podstawie innych, mniej może jeszcze nawet pewnych, "przesłanek i poszlak", takich jak rzucanie uroków l gróźb.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Dziękujemy ci zas…a Polsko
RozwĂlj ciÄ…Ĺzy
Chili s« Southwestern Eggrolls
Rodzaj i zakres … Dz U 1995 25
zupa?solowa
Bichromie, czyli jak stworzyć idealną fotografię czarno bi…
The Soup Nazi s« Cream of Sweet Potato Soup
Edward Stachura Pokocham ją… siłą… woli
rup test?signer>A684A0
Mrs Malory and Any Man s?ath
s
âáÓĘş ł ł (ĺ«źßÔ«ę, ĺţÔšąó, Ŭ«ó«Ó«Ąá, Ĺ«ź«óýąó)
Gimnazjum kl I metodyk s9 21 kat2

więcej podobnych podstron