Kto nie chce poznać tajemnicy Smoleńska Nasz Dziennik, 2011 03 02

background image

Kto nie chce poznać "tajemnicy Smoleńska"?
Nasz Dziennik, 2011-03-02

Dla większości Polaków poznanie prawdy o
tragedii z 10 kwietnia 2010 r. ma wymiar moralny i
patriotyczny. Ale na scenie międzynarodowej
patrzy się na nią przez pryzmat polityczny,
interesów państwowych, partyjnych i biznesowych.
Koalicja faktycznych przeciwników wyjaśnienia
katastrofy Tu-154 jest wielobarwna i
ponadnarodowa. I nie jest tak, że wszyscy jej
uczestnicy nie lubią Polaków - często po prostu

chcą za wszelką cenę przyjaźnić się z Rosją. Prymat interesów ekonomicznych nad
prawdą i etyką jest w tym przypadku spektakularny.


Warto znać tę "międzynarodową geografię polityczną" w sprawie Smoleńska. Choćby po to,
by wiedzieć, do jakich drzwi w Europie i poza nią kołatać, aby zyskać sprzymierzeńców, a do
jakich nie warto, bo i tak gospodarze zatrzasnęli je "na głucho". Szczególnie ważne jest to w
kontekście walki o umiędzynarodowienie śledztwa smoleńskiego na gruncie amerykańskim,
ale przede wszystkim europejskim, a ściślej mówiąc: unijnym. Tu celem jest m.in.
przeforsowanie na forum Parlamentu Europejskiego debaty na ten temat. Udało się nam,
europosłom PiS, wywalczyć, aby kwestia ta stała się przedmiotem rozmowy między szefem
PE a przewodniczącym Komisji Europejskiej, Portugalczykiem José Manuelem Duräo
Barroso, a także między szefem PE a "unijnym prezydentem", czyli przewodniczącym Rady
UE, Belgiem (Flamandem) Hermanem van Rompuyem. Ale te rozmowy na "unijnym
szczycie" nie mogą w żadnym razie, co mocno podkreślam, być jakąkolwiek alternatywą dla
debaty w europarlamencie.

Mapa sojuszników
Jak więc wygląda mapa sojuszników Rosji w kwestii tragedii smoleńskiej, a jaka jest możliwa
koalicja propolska w tej sprawie? Czas na konkrety.
Niemcy - ten bodaj największy sojusznik Moskwy w Europie, tak konsekwentny, że wręcz
wskrzeszający swoim zachowaniem ducha Locarno, nie będzie naszym sprzymierzeńcem w
domaganiu się uczciwego śledztwa smoleńskiego. Nie uczyni tego w najmniejszym stopniu
ani koalicja rządowa CDU - FDP, czyli duet chadecko-liberalny szefa MSZ - lidera liberalnej
FDP Guida Westerwellego z faktycznie trzymającą lejce niemieckiego zaprzęgu w rydwanie
polityki zagranicznej kanclerz Angelą Merkel. Nie mamy także co szukać poparcia w
szeregach głównej partii opozycyjnej, czyli SPD, niezmiennie od czasów Związku
Sowieckiego uważającej, że bliskie relacje z Moskwą muszą być podstawą polityki
zewnętrznej Berlina - nawet gdyby to się miało odbywać kosztem praw człowieka,
suwerenności i praw innych krajów. Personalnym uosobieniem tej polityki stał się
socjaldemokratyczny kanclerz Gerhard Schroeder, biorący olbrzymie pieniądze z tytułu
zasiadania w Radzie Nadzorczej rosyjskiego Gazpromu. Poparcia nie otrzymamy również ze
strony niemieckich postkomunistów, którzy przefarbowali się w RFN, ale nie na tyle, aby w
jakikolwiek sposób sprzeciwić się Moskwie. Paradoksalnie, jedyną partią niemiecką, której
politycy są krytyczni wobec Federacji Rosyjskiej, są Zieloni. W Parlamencie Europejskim
wiele razy publicznie potępiali łamanie praw człowieka w Rosji, zabierali głos w sprawie
Michaiła Chodorkowskiego, słowem, w perspektywie Niemiec byli politycznie "mało
poprawni".
Francja jest kolejnym państwem, które tradycyjnie, w zasadzie od epoki napoleońskiej, widzi

background image

swój żywotny interes w dobrych relacjach z Rosją. Początkowo prezydent Nicolas Sarkozy
był w tej kwestii bardziej sceptyczny niż jego poprzednik Jacques Chirac, ale od jego
pierwszej wizyty w Moskwie i słynnej uczty z Władimirem Putinem (po której, jak
odnotowały media, Francuz był w szampańskim nastroju i zachowywał się dość
niekonwencjonalnie, całkowicie niezgodnie z protokołem dyplomatycznym) i on podążył
tradycyjnym tropem francuskiej polityki. Dziś Paryż robi wszystko, aby nie denerwować
Moskwy. Skądinąd Sarkozy jest w tym przypadku bardziej konsekwentny niż w relacjach z
Pekinem - kiedyś wzywał do bojkotu olimpiady w stolicy Chin, a teraz utonął w miłosnym
uścisku z ChRL. Zresztą akurat w podejściu do relacji francusko-rosyjskich nie ma różnicy na
francuskiej scenie politycznej między rządzącą centroprawicą a socjalistyczną opozycją.
Słowem: nad Sekwaną nie mamy specjalnych szans na wsparcie w międzynarodowym
dobijaniu się o prawdę smoleńską.
Wielka Brytania jest bodaj jedynym spośród największych krajów Unii Europejskiej, który
ma bardziej racjonalny niż emocjonalny stosunek do Moskwy i zauważa, że rosyjski car jest
nagi. Wynika to prawdopodobnie z co najmniej dwóch powodów. Pierwszy to
niezadowolenie Londynu ze stałej, sporej infiltracji rosyjskiego wywiadu w Zjednoczonym
Królestwie - bądź co bądź największym sojuszniku USA w Europie. Drugim zaś jest
wyrzucenie brytyjskiej firmy British Petrolium (BP) z terenu Rosji, co spowodowało jej
olbrzymie straty finansowe. Do tego dochodzi "sprawa Litwinienki", czyli zabójstwa w
Londynie byłego wysokiego oficera wywiadu sowieckiego i rosyjskiego, któremu
Brytyjczycy udzielili azylu politycznego. To właśnie Londyn może być potencjalnym
sojusznikiem tych polskich polityków, którym zależy na wyjaśnieniu tragedii smoleńskiej.
Nie mówię tu o działaniu rządu Jej Królewskiej Mości, bo na 10 Downing Street od wielu
dekad drogowskazem jest dewiza lorda Palmerstona (skądinąd niesłusznie przypisywana
Churchillowi), iż Wielka Brytania nie ma ani stałych wrogów, ani stałych przyjaciół - ma za
to stałe interesy...
Jednak brytyjscy politycy, media i opinia publiczna są dużo bardziej uwrażliwione na
rosyjską politykę quasi-imperialną i próby ponownego zdominowania przez Moskwę naszego
regionu Europy niż społeczeństwo RFN czy Francji. Charakterystyczne zresztą, że to właśnie
Brytyjczycy byli najliczniejszą nacją spośród posłów do Parlamentu Europejskiego,
uczestniczącą w tzw. publicznym wysłuchaniu na temat katastrofy smoleńskiej
zorganizowanym przez europosłów PiS w PE w grudniu 2010 r., a także w towarzyszącemu
mu spotkaniu posła Antoniego Macierewicza z eurodeputowanymi. Z tej strony możemy
ewentualnie liczyć na korzystny wiatr w polskie żagle. Myślę tu zwłaszcza o torysach - czyli
Partii Konserwatywnej, od zeszłego roku rządzącej Zjednoczonym Królestwem Wielkiej
Brytanii i Irlandii Północnej. Tym bardziej że Prawo i Sprawiedliwość jest w europarlamencie
w jednej grupie politycznej właśnie z brytyjską prawicą (ECR - Europejscy Konserwatyści i
Reformatorzy).
Włochy to względem Rosji kraj swoistych pariasów. Premiera Silvio Berlusconiego stać na
takie gesty polityczne, jak rozesłanie do wszystkich członków Camera dei Deputati, czyli izby
niższej włoskiego parlamentu, jak również do członków Senatu, kasety z filmem "Katyń"
Andrzeja Wajdy. Jednak ten ciekawy sygnał był w gruncie rzeczy elementem
wewnątrzkrajowej rozgrywki szefa włoskiego rządu z opozycją, której część stanowią
postkomuniści i lewicowi intelektualiści, wybielający Związek Sowiecki. Jednak "boski
Silvio" w relacjach z Moskwą jest do bólu pragmatyczny. Za dopuszczenie do znaczących
kontraktów dla włoskich firm przy budowie Nord Streamu i South Streamu (Gazociągu
Północnego i Gazociągu Południowego) Włochy nabierały wody w usta we wszystkich
drażniących Rosję na forum międzynarodowym kwestiach. To Berlusconi ścigał się z
Sarkozym w załatwieniu konfliktu rosyjsko-gruzińskiego po myśli Kremla, jednocześnie
mało skromnie przedstawiając się światowej opinii publicznej jako polityk, który uratował

background image

Kaukaz od dramatycznej wojny.
Również w czasie różnych, także mniej formalnych i zakulisowych, debat w Parlamencie
Europejskim przedstawiciele włoskiej koalicji rządowej, również z partii Sojusz Narodowy
Gianfranco Finiego i Liga Północna Umberto Bossiego, pozornie zaskakująco wypowiadali
się przeciwko "ingerencji" europarlamentu w Brukseli w sprawie Gazociągu Północnego.
Skądinąd używali wówczas "eurosceptycznych" argumentów, że UE nie powinna odgórnie
interweniować w politykę prowadzoną przez jednego z jej członków (w tym przypadku
Niemcy). Na tym zresztą polega kunszt rosyjskiej polityki i rosyjskiego wywiadu, że w
Strasburgu czy Brukseli w prorosyjskim chórze obok tych, których spodziewamy się tam
usłyszeć - polityków niemieckich czy francuskich - słychać także solistów w postaci
brytyjskich liberałów, litewskich nacjonalistów czy właśnie włoskich prawicowców,
narodowców czy separatystów (regionalistów). Trudno więc liczyć nam w kwestii
smoleńskiej na odsiecz z Italii.
Holandia - ten kraj, tradycyjnie broniący praw człowieka w różnych częściach świata i
występujący w obronie demokracji i swobód obywatelskich, jest rozdarty między
wolnościową tradycją a swoistą ekonomiczną racją stanu. W Parlamencie Europejskim
holenderscy eurodeputowani nieraz stawali "po jasnej stronie mocy", by użyć znanego
określenia wybitnego angielskiego pisarza Johna Ronalda Reula Tolkiena (skądinąd katolika)
z jego "Władcy pierścieni". A jednak kolejne holenderskie rządy od pewnego czasu mają
szczególne powody, aby nie drażnić Moskwy. Otóż - o czym mało kto wie - udziałowcem
Nord Streamu na poziomie ponad 8 proc. jest holenderska, powiązana z władzami tego kraju,
firma Gasunie. Ogranicza to Hadze pole politycznego manewru, ale też pokazuje, jak Rosja
potrafi neutralizować duże kraje europejskie, używając nie tyle kija, ile ekonomicznej
marchewki. Odnosi się to nie tylko do rządów (Włoch, Holandii, Niemiec, Francji etc.), lecz
także poszczególnych polityków (byli szefowie rządów Finlandii i RFN).

Amerykańska szansa
Czas przejść na grunt pozaeuropejski. Naturalna rywalizacja chińsko-rosyjska czy po części
japońsko-rosyjska, choć ważna w tych światowych szachach politycznych, nie będzie w
naszych rozważaniach przywoływana, ponieważ trudno byłoby ją przełożyć na praktyczne
skutki w wyjaśnianiu katastrofy smoleńskiej. Tak naprawdę jedynym państwem poza Europą,
które może mieć wpływ - i to wpływ istotny - na sprawę smoleńską są... USA. Oczywiście,
nie jest to czarno-biały film. Obecna administracja amerykańska mocno inwestuje w dobre
relacje z Rosją, traktując to jako klucz do rozwiązania dwóch największych - zdaniem
Baracka Husseina Obamy i Hillary Clinton - wyzwań stojących przed polityką zewnętrzną
Stanów Zjednoczonych - konfliktu bliskowschodniego i sprawy Iranu. W obu przypadkach
Amerykanom może bardzo pomóc Moskwa. To przecież władze Rosji do niedawna
przyjmowały na oficjalnych audiencjach przedstawicieli palestyńskiego i jednoznacznie
antyizraelskiego Hamasu. A jednocześnie w Radzie Bezpieczeństwa ONZ to Rosja broniła
przez długi czas Iranu przed sankcjami za "pokojowe" próby wykorzystania energii
nuklearnej.
Dla Białego Domu obecne relacje z Moskwą to rodzaj politycznego "barteru", coś za coś. My
wam dajemy wolną rękę na Kaukazie, w Czeczenii i Europie Środkowo-Wschodniej, a wy
nam pomagacie, przestając wspierać Palestyńczyków czy Iran. Jednak takie myślenie
"geopolityczne" jest ostro krytykowane przez opozycyjnych republikanów, a i w samej Partii
Demokratycznej bywa podważane. Ostatnie wybory do Kongresu USA pokazały lawinowo
wzrastające poparcie dla Republikanów, którzy mają realne szanse powrócić do władzy w
wyborach prezydenckich w 2012 roku. To właśnie lider amerykańskiej prawicy,
kontrkandydat Obamy w ostatnich wyborach John MacCain, ostatnio w miażdżący dla
Demokratów sposób zaatakował politykę uległości Białego Domu wobec Kremla. Głosy

background image

domagające się powrotu amerykańskiej polityki zagranicznej na tory ograniczania wpływów
Moskwy w świecie są w obozie Republikanów przeważające, choć i w tym środowisku
znajdą się politycy skłonni preferować dewizę "splendid isolation", którą można porównać do
polskiego powiedzenia: "Niech na całym świecie wojna, byle nasza wieś spokojna". Stąd też
wysiłki Anny Fotygi i Antoniego Macierewicza, aby "zamerykanizować" smoleńską tragedię,
natrafić mogą na podatny grunt. Dobrze, że PiS podjęło takie działania, zgodne skądinąd z
łacińską maksymą "Kropla drąży skałę nie siłą, lecz częstym padaniem". Zresztą Demokraci
też będą chcieli walczyć o liczne głosy amerykańskiej Polonii, istotne zwłaszcza w kilku
Stanach.
Reasumując: w USA możemy liczyć na republikańską opozycję, ale również na niektórych
polityków demokratycznych, zwłaszcza z okręgów wyborczych posiadających sporą
populację "amerykańsko-polską".
Umiędzynarodowienie śledztwa smoleńskiego nie jest łatwe. Ale jeszcze w lipcu 2010 r.
byliśmy praktycznie w punkcie zerowym. Żmudna praca w Parlamencie Europejskim,
interpelacje do Komisji Europejskiej, wystąpienia na forum plenarnym PE, "publiczne
wysłuchanie" zorganizowane przez europosłów PiS, pierwszy wyjazd minister Anny Fotygi i
Antoniego Macierewicza do USA, wreszcie, w ostatnich dniach, przeforsowanie na
prezydium ("Conference of Presidents") europarlamentu decyzji o poruszeniu tego tematu w
tzw. dialogu międzyinstytucjonalnym, czyli Parlamentu Europejskiego z Komisją Europejską
i Radą UE, pokazuje, że to, co początkowo wydawało się niemal niemożliwe, stało się
faktem. Tak samo cierpliwie i systematycznie trzeba budować propolskie "lobby", grupę
nacisku działającą na rzecz wyjaśnienia dramatu 10 kwietnia AD 2010 w poszczególnych
krajach europejskich i, po części, poza Starym Kontynentem. Nie będzie to proste i nie będzie
trwało krótko. Jednak jestem przekonany, że działamy i tak w o wiele bardziej sprzyjających
warunkach niż te, które były udziałem naszych rodaków, którzy poświęcili całe lata na - w
końcu skuteczne - wyjaśnienie zbrodni katyńskiej. My walkę o prawdę wygramy wcześniej.

Ryszard Czarnecki

Autor jest deputowanym do Parlamentu Europejskiego (Europejscy Konserwatyści i
Reformatorzy).


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Kto nie chce poznać tajemnicy Smoleńska Nasz Dziennik
Kto nie chce poznać tajemnicy Smoleńska Nasz Dziennik
Nie należy odpuszczać tematu Smoleńska Nasz Dziennik, 2011 02 26
Amerykański wywiad rozpracowuje Smoleńsk Nasz Dziennik, 2011 03 05
Do 100 metrów, ale to nie koniec Nasz Dziennik, 2011 03 02
Ił nie wykonał polecenia kontrolerów Nasz Dziennik, 2011 03 02
Kiedy działa uchod Nasz Dziennik, 2011 03 02
MAK stara się o względy ICAO Nasz Dziennik, 2011 03 02
Michnik nie chce zeznawać Nasz Dziennik, 2011 03 18
Nie wyszły naciski, to może faktury Nasz Dziennik, 2011 03 09
Smoleńsk w kilkunastu akapitach Nasz Dziennik, 2011 03 11
Propaganda już nie wystarcza Nasz Dziennik, 2011 03 15
Porozumienie tak, koalicja nie Nasz Dziennik, 2011 03 10
Koalicja brnie w kłamstwo smoleńskie Nasz Dziennik, 2011 02 03
Nie na emerytury, lecz na dziurę Rostowskiego Nasz Dziennik, 2011 03 18
Kto będzie następnym premierem Nasz Dziennik, 2011 03 13
Senat nie postawił tamy homoukładom Nasz Dziennik, 2011 03 07
NATO to nie tylko USA Nasz Dziennik, 2011 03 18

więcej podobnych podstron