21 Hegel, O co nas Hegel pyta


O co nas Hegel pyta?
0x01 graphic
wydruk
Z pewnością nie byłoby to trafne mniemanie, że Hegel jest twórcą tego, co się zwie filozofią historii czyli rozmyślaniami o sensie i kierunku dziejów ludzkich, chociaż w czasach nowszych on właśnie uchodzi za przewodnią siłę tych medytacji...
0x01 graphic

Filozofię tę podjął przecież święty Augustyn. W czasach nowożytnych uprawiał ją Bossuet. Jednakże zamiar obu tych pisarzy był inny niż Heglowski. Chcieli oni ujawnić rękę Bożą w wydarzeniach historycznych, wyjaśnić jak to Bóg kieruje losem państw, królestw, plemion czy wodzów; czy chce nas oświecić, ostrzec czy pokarać, ukazać drogi, którymi kroczyć nam trzeba, by spełniły się zamiary Jego w świecie. Sam Bóg jednakże przemianom historycznym nie podlega, jest nieskończenie doskonały i niezmienny, nie może mu więc przyświecać żaden cel, w którym on sam miałby się spełnić czy dojrzeć.

Dzieło Hegla jednakże, w tym zestawieniu oglądane, jest właśnie historią Boga - ściślej, historią ducha absolutnego. Absolut jest tedy realnością historyczną (o ile pojęcie „historyczny absolut” nie jest wewnętrznie sprzeczne) i przez dzieje świata, dzieje kultury ludzkiej sam dochodzi stopniowo do pełni, posługując się światem jako instrumentem własnego dojrzewania. Taka perspektywa wydaje się najoczywiściej nie do przyjęcia dla jakiejkolwiek ortodoksji chrześcijańskiej, niepodobna bowiem uwierzyć, że Bóg ma się ćwiczyć albo dokształcać w doskonałości.

Stanowczość tego przeciwstawienia można jednak ograniczyć. Znamy rozmyślania filozofów chrześcijańskich o skłonnościach panteistycznych, dla których idea historycznego Boga (choć samo takie wyrażenie było nieobecne) nie jest absurdalna. Wielki metafizyk i teolog 9. wieku, Jan Szkot Eriugena, wtajemniczył nas w dzieje Boga, który, stwarzając świat niedoskonały, naznaczony przypadkowością i złem, prowadzi ów świat ku zjednoczeniu ze sobą i przez to sam dopiero dochodzi do pełni; rozmaitość stworzenia nie jest, mimo to, u kresu kosmicznego dramatu unicestwiona, lecz przechowuje się w swoim całym bogactwie. Akt stworzenia jest Bogu potrzebny: dopiero przez samo-wyobcowanie i jakby samo-zaprzeczenie swej nieskończoności, i wreszcie ponowne wchłonięcie stworzonego bytu, Bóg dochodzi do swej pełni. Znajdujemy podobny schemat u różnych chrześcijańskich myślicieli aż do 20 wieku, którzy ocierali się o pokusę panteizmu: nie mogli się zadowolić tradycyjnym przeciwstawieniem Boga i świata oraz szukali odpowiedzi na pytanie: po co Bogu był świat stworzony, skoro On jest samo-wystarczalnym absolutem?

***

Możemy zrozumieć te procesy, jesteśmy bowiem uczestnikami rozumu, który nie tylko postrzega rozwój bytu, ale sam jest składnikiem tego rozwoju. Należałoby stąd wnosić, że sam rozum jako narzędzie ducha jest czymś zmiennym i względnym, innymi słowy, że to, co o świecie wiemy, jest samo tegoż świata każdorazową cząstką, nie zaś niezależnym od świata wpatrywaniem się w jego dzieła. Stąd zaś nasuwać się może podejrzenie, że póki byt nie osiągnął formy doskonałej, nie możemy wysuwać roszczeń do prawdy w zwykłym tego słowa sensie, najwyżej do historycznej prawomocności. Jest to zmiana nastawienia poznawczego: mamy być świadomi, że myśl nasza jest składnikiem tego, o czym myśli, nie zaś z zewnątrz stojącym obserwatorem czy prawodawcą - tak długo przynajmniej, póki byt nie zostanie całkowicie uwolniony od przypadkowości, kiedy to przedmiot utraci swoją obcość względem świadomości, a nieskończoność ducha spełni się bez reszty.

Nie możemy przeto zdefiniować rozumu przez jakieś wiecznie prawomocne jakoby reguły abstrakcyjne, których każe nam słuchać. Wiemy mimo to bez wątpliwości, że świat, wstępując coraz wyżej w rozwój, staje się też coraz bardziej rozumny, że w rosnącym rozumie spełnia się jego przeznaczenie. Najsławniejsze i najczęściej cytowane dictum Hegla głosi, że to, co rzeczywiste, jest rozumne, a to, co rozumne, jest rzeczywiste. Niektórzy pojmowali ten wyzywający pogląd jako smutne zalecenie, by uznać rozumność każdej zastanej formy społecznej czy politycznej, choćby najokropniejszej wedle zwykłych naszych kryteriów, ale godnej aprobaty przez sam fakt, że jest właśnie. Byłoby to wezwanie do uniwersalnej apatii.

Nie całkiem dobre jednak jest to objaśnienie, bo przecież mamy najpierw się upewnić, czy to, co obserwujemy na danym etapie rozwoju, jest prawdziwie rzeczywiste, czy też, być może, rzeczywistość tylko udaje, a naprawdę jest u progu zagłady i lada chwila będzie zdmuchnięte przez nieodpartą siłę postępu. Lecz jak się o tym upewnić, tego nam filozof nie mówi. Wiemy, że każdy etap zastany musi być zgładzony, nie mamy jednak metody, za pomocą której można by ocenić, czy to, co widzimy, jest jeszcze dobrze historycznie ugruntowane, czy też jest jeno wspomnieniem po już zjedzonym obiedzie. W szczególności nie możemy wydawać takich orzeczeń, powołując się na abstrakcyjne zasady moralne, na to, co być powinno, a nie jest, na nasze wyobrażenia o świecie idealnym. Takie podejście moralistyczne do świata czy budowanie utopii odrzuca Hegel jako bezsilne próby walki z nieodpartym biegiem dziejów. Wydawać się może w końcu, że oklaskiwanie tego, co jest, dlatego że jest, ma za sobą najmocniejszą rację.

Marny byłby to wynik, gdyby miał ocaleć jako ostatnie słowo Heglowskiej historiozofii. W innych dziełach znajdujemy jednakże lepiej wyłożone kryteria postępu. Naturą ducha jest wolność, do której chce on dojść przez ludzkie dzieje. Ludzka historia jest przeto postępem świadomości wolności. Postęp ten, po tyraniach orientalnych, po europejskiej starożytności, dochodzi do skutku w kulturze chrześcijańsko-germańskiej, w szczególności za sprawą wielkiej Reformacji, która, zdaniem Hegla, głosi, że człowiek jako taki, każdy człowiek, jest wolny.

***

Postęp ten w ludzkich dziejach nie jest zamierzonym dziełem autorów tych dziejów; nie ma nic wspólnego z ich intencjami. Ludzie walczą o swoje prywatne interesy, kierują nimi ich własne pasje, a przecież urzeczywistniają coś, czego nikt nie zamierzał, a co było celem chytrze za ich plecami pracującego ducha. Historia rozwija się celowo, ale celowość ta nie mieszka w umysłach ludzi. Aktorzy nie wiedzą naprawdę, dokąd prowadzi i jaki ma sens sztuka, w której grają: chcą władzy albo bogactw, albo innych dóbr ziemi, a bezwiednie doprowadzają do skutku wielkie zamysły ducha. Kiedy znamy te zamiary, aprobata nasza dla nich nie wymaga osobnego aktu umysłowego, jest zawarta w samym akcie rozumienia; cierpienia i udręki ludzi stają się sensowne, gdy to wiemy. Jednostkowa rewolta przeciw historii w imię moralnych ideałów jest bezsilna i bezwartościowa.

W urzeczywistnianiu zadań ducha najwyższą formą życia zbiorowego jest państwo. W państwo wciela się przeznaczenie dziejowe; w nim też ma dojść do pojednania jednostki ze zbiorowością. Pojednanie to nie ma być sprawione przez przymus i przemoc, ale przez to, że jednostka dobrowolnie zrozumie swe miejsce i zadania. Jednostka całą swoją wartość i rzeczywistość zawdzięcza państwu, ono zaś nie może uzależniać swoich decyzji od tego, co mniema wola większości, gdyż sprawy państwa należą do wiedzy i wykształcenia (kojarzy się to z filozofią Rousseau, który wcześniej odróżniał „wolę powszechną" od „woli wszystkich"). Należy przy tym pamiętać, że choć możemy rozumieć formy ustrojowe nieodwracalnie minione, w których nic już zmienić niepodobna, filozofia nie ma mocy wybiegania w przyszłość.

Obwiniano Hegla o tendencje totalitarne, o pochwałę wszechmocy państwa, a także o mętne, nieraz wewnętrznie sprzeczne, a jeszcze częściej niezrozumiałe majaczenia okryte mglistą frazeologią. Niezależnie od trafności tych ocen, wywarł on wielki wpływ na kulturę europejską, między innymi, choć nie tylko, za sprawą Marksa, który przyswoił sobie, ale i przetworzył różne osobliwości jego myślenia.

***

Hegel zadaje nam pytania bardzo ogólne, na które odpowiedź pełna, gdyby była możliwa, wymagałaby wielkiej i długiej pracy. Są to jednak pytania, o które ocieramy się często.

1. Wedle jakich wskaźników moglibyśmy oceniać postęp w dziejach, kiedy rezygnujemy z odniesienia do dobra i zła moralnego? Pomijamy w tym pytaniu zmiany w technologii i medycynie (choć wolno i o tym myśleć, czy są rozsądne argumenty, wedle których postęp również w tych dziedzinach można kwestionować). A jeśli wskaźniki do oceny postępu istnieją, czy wolno twierdzić, że dzieje ludzkie w rzeczy samej są postępem?

2. Zdarzało się, jak wiemy, że większość jakiegoś narodu czy ludu wspierała ochoczo poczynania zbrodnicze, antyludzkie, niszczycielskie. Czy wolno więc twierdzić, że bezpieczniej jest zrezygnować z odwoływania się do woli większości? A wtedy - jak należy podejmować ważne decyzje i jak można by się uchronić przed tym, by nie były to decyzje zbrodnicze, antyludzkie, niszczycielskie?

3. Filozofia, wedle Hegla, nie może prawomocnie wybiegać w przyszłość, a tylko rozumieć formy życia minione. Przypuśćmy jednak, że ktoś wysuwa racjonalne argumenty, wedle których najokropniejsze formy państwowe z dziejów niedawnych, na przykład hitleryzm i stalinizm, w ostatecznym rachunku służyły postępowi i podobnie służyły mu różne dawne zbójeckie wyprawy, które przenosiły historycznie wyższe formy europejskie na tereny zacofane, prymitywne, stagnacyjne. Skoro nie możemy w tych rozważaniach apelować do kryteriów zła i dobra moralnego, czy takie argumenty racjonalne są możliwe, a jeśli tak, co one mogą zmienić w naszych umysłach??

Wykłady telewizyjne prof. Leszka Kołakowskiego zrealizował Jerzy Markuszewski a wyprodukowała na zlecenie 2 Programu TVP firma Euromedia TV.

Co myślisz? Hegel

Pytanie 1. Wedle jakich wskaźników moglibyśmy oceniać postęp w dziejach, kiedy rezygnujemy z odniesienia do dobra i zła moralnego? Pomijamy w tym pytaniu zmiany w technologii i medycynie (choć wolno i o tym myśleć, czy są rozsądne argumenty, wedle których postęp również w tych dziedzinach można kwestionować). A jeśli wskaźniki do oceny postępu istnieją, czy wolno twierdzić, że dzieje ludzkie w rzeczy samej są postępem?

Pytanie 2. Zdarzało się, jak wiemy, że większość jakiegoś narodu czy ludu wspierała ochoczo poczynania zbrodnicze, antyludzkie, niszczycielskie. Czy wolno więc twierdzić, że bezpieczniej jest zrezygnować z odwoływania się do woli większości? A wtedy - jak należy podejmować ważne decyzje i jak można by się uchronić przed tym, by nie były to decyzje zbrodnicze, antyludzkie, niszczycielskie?

Pytanie 3. Filozofia, wedle Hegla, nie może prawomocnie wybiegać w przyszłość, a tylko rozumieć formy życia minione. Przypuśćmy jednak, że ktoś wysuwa racjonalne argumenty, wedle których najokropniejsze formy państwowe z dziejów niedawnych, na przykład hitleryzm i stalinizm, w ostatecznym rachunku służyły postępowi i podobnie służyły mu różne dawne zbójeckie wyprawy, które przenosiły historycznie wyższe formy europejskie na tereny zacofane, prymitywne, stagnacyjne. Skoro nie możemy w tych rozważaniach apelować do kryteriów zła i dobra moralnego, czy takie argumenty racjonalne są możliwe, a jeśli tak, co one mogą zmienić w naszych umysłach?

1



Wyszukiwarka