Kultura języka(4)


Papieska Akademia Teologiczna
w Krakowie

Wydział Nauk Społecznych

Kierunek: Dziennikarstwo i komunikacja społeczna

Przedmiot: Kultura języka

Prowadzi: mgr Maciej Malinowski

rok akad. 2008/2009 semestr zimowy;

studia dzienne/zaoczne

Błędy składniowe

Składnia języka polskiego nie jest silną stroną mówiących i piszących. Często nie wiedzą oni, w jakie konstrukcje zdaniowe, w jakie połączenia wyrazowe powinny wchodzić czasowniki, w jakim przypadku gramatycznym musi wystąpić pojawiający się po ich wyraz. Dlatego pełno jest w polszczyźnie kontaminacji, czyli krzyżowania jednych zwrotów z drugimi, przez co tradycyjne połączenia, uznawane przez długi czas za jedynie poprawne, przestają powoli obowiązywać. Trzeba jednak uważać z braniem wszystkiego za błąd. Zdarza się bowiem, że w zależności od znaczenia dany czasownik rządzi różnymi przypadkami, a więc ma... podwójną składnię.

Najczęstsze błędy składniowe:

  1. w zakresie związku zgody, np. Przyszło dwadzieścia trzy osoby zamiast: Przyszły dwadzieścia cztery osoby; Wujostowo wyjechało zamiast Wujostwo wyjechali; Pies i dziewczynka wbiegły do pokoju zamiast Pies i dziewczynka wbiegli do pokoju;

  2. w zakresie związku rządu, np. Używam dobre kosmetyki zamiast ywam dobrych kosmetyków; Brać się za sprzątanie zamiast Brać się do sprzątania; Większy jak ty zamiast Większy niż ty albo Większy do ciebie; Rozróżniać prawdę z fałszem zamiast Rozróżniać prawdę i fałsz.

  3. w używaniu przyimków, np. przed i po wojnie zamiast przed wojną i po wojnie; na i poza boiskiem (z TVP Sport) zamiast na boisku i poza boiskiem; siedzieć na kasie zamiast siedzieć w kasie albo przy kasie;

  4. w zakresie używania wyrażeń przyimkowych, np. Pytania odnośnie konstytucji zamiast pytania odnośnie do konstytucji albo w sprawie konstytucji, albo co do konstytucji;

  5. niepoprawne skróty składniowe, np. Organizuje i kieruje szajką złodziei zamiast Organizuje szajkę złodziei i kieruje nią;

  6. niepoprawne konstrukcje z imiesłowem równoważnikowym zdania, np. Zdając egzamin, został przyjęty do szkoły zamiast Kiedy zdał egzamin, został przyjęty do szkoły albo Po zdaniu egzaminu został przyjęty do szkoły; Czytając takie powieści, nasuwają się refleksje zamiast Kiedy czyta się takie powieści, nasuwają się refleksje;

  7. zbędne zapożyczenia składniowe, np. Sytuacja wydaje się być niebezpieczna zamiast Sytuacja wydaje się niebezpieczna; Wydarzyło się to nie wczoraj, a dziś zamiast Wydarzyło się nie dziś, ale (tylko, lecz) wczoraj;

  8. konstrukcje niepoprawne zakresie szyku, np. Wystąpienie na prasowej konferencji zamiast konferencji prasowe; Wisząca groźba dyskwalifikacji nad zawodnikami zamiast Groźba dyskwalifikacji wisząca nad zawodnikami.

Szczegółowe wyjaśnienie kilku kwestii

Zanim nie będzie za późno…
(poprawnie: zanim będzie za późno)

Wczoraj, 23 listopada, prezydent Lech Kaczyński powiedział: - Z tego miejsca do naszych przyjaciół z Unii Europejskiej, Stanów Zjednoczonych, ale też z państw NATO, które do UE nie należą, zaapelować o uznanie tego faktu i wyciągnięcie wniosków, zanim nie będzie za późno .

Chyba ani jeden z dziennikarzy nie zauważył błędu składniowego i słowa prezydenta trafiły do gazet i portali internetowych. Tymczasem jeśli spójnik zanim (a także ) wprowadza zdanie podrzędne wskazujące następstwo w czasie, czasownik w nim zawarty nie może być zaprzeczony.

Poprawnie więc słowa prezydenta powinny brzmieć: - Z tego miejsca do naszych przyjaciół z Unii Europejskiej, Stanów Zjednoczonych, ale też z państw NATO, które do UE nie należą, zaapelować o uznanie tego faktu i wyciągnięcie wniosków, zanim będzie za późno…

Tak samo powiemy: Zastanów się chwilę, zanim odpowiesz, My już będziemy w domu, zanim wy dojdziecie do lasu.

Nie wolno też mówić za czym w znaczeniu zanim, np. Za czym wy dojedziecie, będzie już po kolacji. Zawsze: Zanim wy dojedziecie…

Uznawać za, traktować jako

Nie ma wątpliwości, że to błąd składniowy, jeśli natrafi się na sformułowania Uznaję to jako oszczerstwo; Potraktował to za dobry znak; Używam tylko dobre kosmetyki; Przestrzegamy zawsze przepisy. Poprawnie mówi się bowiem i pisze: uznawać coś za coś, za jakie i uznawać kogoś za jakiego; traktować coś, kogoś jak, jako; używać czegoś; przestrzegać czego, a więc: Uznaję to za oszczerstwo; Potraktował to jako dobry znak; Używam tylko dobrych kosmetyków; Przestrzegamy zawsze przepisów. Ale już w wypadku czasownika brzydzić się jest inaczej. Kiedy pojawia się on w wypowiedzeniu w znaczeniu `czuć odrazę do kogoś, do czegoś', jego łączliwość składniowa jest inna − wymaga narzędnika (mówimy: brzydzić się kłamstwem, brzydzić się oszustwem, brzydzić się cwaniactwem, brzydzić się tchórzostwem), jednak gdy brzydzić się oznacza `uczucie fizycznego wstrętu', pojawia się biernik (np. Brzydzę się ciebie, jak jesteś pijany; Brzydzę się wszelkich gadów (a nie: Brzydzę się tobą; Brzydzę się wszelkimi gadami). Tak więc nie zawsze czasownik brzydzić się rządzi narzędnikiem.

Nie mówmy (raczej) w oparciu o...

Czy wyrażenie w oparciu o coś, tak rozpowszechnione nie tylko w języku urzędowym, należy traktować jako błędne? W Słowniku poprawnej polszczyzny PWN prof. Witolda Doroszewskiego (wyd. 1973 r.) czytamy: niepoprawne „w oparciu o coś” zamiast „opierając się na czymś lub na podstawie czegoś”. W Nowym słowniku poprawnej polszczyzny PWN prof. Andrzej Markowski też przestrzega przed tym, by nie mówić i nie pisać w oparciu o informacje, lecz opierając się na informacjach, korzystając z nich. Za zupełnie nieudane uznaje wyrażenie obliczenia w oparciu o komputer (poprawnie: obliczenia komputerowe).

Coraz częściej (nawet w środowisku językoznawców) słyszy się jednak głosy, że wyrażenie w oparciu o stanowi pożyteczny element frazeologii i posługiwanie się nim w konstrukcjach z rzeczownikami, które oznaczają coś, co może być podstawą takiego oparcia, jest możliwe. Dopuszcza się więc do użytku połączenia w oparciu o wyniki badań, w oparciu o przepisy, w oparciu o dane, ale nie akceptuje innych, np. w oparciu o wysiłek młodzieży, w oparciu o wydajną pracę, w oparciu o udział w zawodach. Czy jest to stanowisko słuszne? Moim zdaniem - nie, dlatego, że od mówienia w oparciu o przepisy jest bardzo blisko do posługiwania się zwrotem opierać się o przepisy (zamiast opierać się na przepisach).

Jednoznaczne stanowisko w tej kwestii zajmuje prof. Walery Pisarek, któremu wyrażenie przyimkowe w oparciu o w żadnym wypadku się nie podoba. Zauważa on, że w języku polskim czasowników opierać się, oprzeć się można użyć w dwóch znaczeniach: dosłownym, w odniesieniu do konkretnych przedmiotów, i w przenośnym, przy czym w każdym z nich występuje odmienna konstrukcja. Trzeba bowiem odróżnić opieranie się o coś pionowego, czyli inaczej `wspieranie się o coś, żeby się nie przewrócić' (np. Kobieta oparła się plecami o ścianę), bądź opieranie się na czymś poziomym (np. Staruszek oparł dłonie na blacie stołu) od opierania się w znaczeniu przenośnym (`uzasadniać, mieć coś za podstawę') - opierania się na czymś, np. Film został oparty na wydarzeniach historycznych; Książkę napisano, opierając się na różnych źródłach.

Tymczasem większość mówiących i piszących (nie wyłączając ludzi z pierwszych stron gazet!) nie przestrzega tego rozróżnienia. Ileż to razy słyszę, że Sprawa oparła się o prokuratora; Komisja oparła się o wyniki sprawozdania; Opierając się o doświadczenia z lat poprzednich, zwiększyliśmy produkcję... Mówią tak ludzie nawet bardzo wykształceni, pamiętając o tym, że istnieje w języku wyrażenie w oparciu o. Skoro określenia w oparciu o przepisy, w oparciu o wyniki badań nie do końca są błędne, to tak samo -sądzą być może niektórzy - zwroty opierać się o przepisy, opierając się o wyniki badań itp.

Brać się do roboty, rozgrywać mecz

Kilka wyrazów znaczy dziś coś innego niż dawniej (np. spolegliwy, reasumować, dywagować, pasjonat, sensat, nostalgia), a pewne zwroty (np. napotykać na coś, ujść czyjeś uwadze) nie są już traktowane jako błędy składniowe. Oto parę przykładów na to, że... nie zawsze uzus zwycięża. Na przykład wciąż za jedynie poprawne uznaje się zwroty brać się do roboty, do sprzątania, do nauki (a nie: brać się za robotę, za sprzątanie, za naukę). Kiedy używamy czasowników brać, wziąć w znaczeniu `zaczynać jakąś czynność' albo `zaczynać zajmować się czymś', zawsze towarzyszy im przyimek do i rzeczownik w dopełniaczu. Konstrukcje brać się za robotę, za sprzątanie, za naukę, choć niezwykle popularne (zdaniem niektórych negatywną rolę odegrał tu język rosyjski), w starannej polszczyźnie ciągle są dyskwalifikowane. Okazuje się jednak, że przyimka za można użyć, ale wyłącznie wtedy, gdy czasowniki brać, wziąć łączą się z nazwą części ciała, a więc występują w znaczeniu dosłownym `chwytać się za coś'. Można się więc brać za głowę, za ręce, za włosy, za bary.

Za wykroczenie przeciwko regułom gramatycznym uchodzi mówienie i pisanie wartało to zrobić, wartało przyjść, wartałoby to wykonać, gdyż w języku polskim nie ma czasownika wartać, który by miał znaczyć `opłaca się, jest sens w zrobieniu czegoś' (wytknął to w latach 30. ub. wieku krytykowi i eseiście Tadeuszowi Peiperowi Jarosław Iwaszkiewicz; Peiper nie przyjął tego do wiadomości...). Dlatego trzeba się posłużyć w tych zwrotach słowem warto (występującym w funkcji czasownika) i podeprzeć formami by, było, by było, np. warto było to zrobić, warto było przyjść, warto by to wykonać, warto by było to wykonać.

Niby wiadomo, co znaczy czasownik dysponować (`mieć do dyspozycji, rozporządzać czymś według uznania' lub `wydawać polecenia'), a jednak często bywa on używany w złych konstrukcjach. Dysponować można pieniędzmi, majątkiem, środkami na jakiś cel, tymczasem nagminnie słyszy się, że ktoś dysponował pewnością siebie, dużą inteligencją; że bokser dysponował silnym ciosem, a piłkarz dobrą kondycją i mocnym strzałem z lewej nogi... Tak mówić nie należy! Pewność siebie, dużą inteligencję, silny cios, dobrą kondycję czy mocny strzał z lewej nogi można mieć, można się tymi przymiotami odznaczać.

Błędem jest także mówienie i pisanie, że piłkarze (zawodnicy) byli w świetnej dyspozycji. Dyspozycja oznacza 1. zarządzenie, polecenie, wskazówkę; 2. skłonność do chorób lub stanów psychicznych; 3. plan, układ (referatu, książki itp.). Uniwersalny słownik języka polskiego PWN pod red. prof. Stanisława Dubisza podaje ponadto, że dyspozycja to także `zdolności, predyspozycje człowieka, talent w jakiejś dziedzinie'. Piłkarz może zatem mieć dyspozycje do grania na jakiejś pozycji w zespole, nie może jednak być w dobrej dyspozycji. Dyspozycja nie jest na pewno synonimem formy, kondycji, jak sądzą dziennikarze sportowi. Piłkarz może natomiast być dobrze dysponowany (to poprawne), bo przymiotnika tego używa się na określenie kogoś `będącego w dobrym stanie fizycznym'.

Jest również w języku polskim niedyspozycja (inaczej `słabość, niedomaganie, złe samopoczucie'). Stąd aprobowane przez językoznawców określenia chwilowa niedyspozycja, niedyspozycja żołądka.

Jeśli już jesteśmy przy sporcie, to warto zapamiętać, że mecz (spotkanie) zawsze się rozgrywa, a nie gra. - Jutro gramy mecz - mówi do kamery znany trener; Za tydzień lider zagra mecz z outsiderem - głosi czołówkowy tytuł w gazecie. Są to zwroty niepoprawne, powstałe ze skrzyżowania konstrukcji grać dobrze, źle i rozegrać spotkanie, mecz.

Uwaga na czasowniki

dostarczyć, dotknąć

Bezokoliczniki dostarczyć, dostarczać należą do nielicznej w polszczyźnie grupy czasowników, które w zależności od typu rzeczownika, a także od tego, jakie znaczenie zamierza się w zdaniu przekazać, wymagają użycia bądź dopełniacza, bądź biernika (por. rozdział „Uznawać za, traktować jako − nigdy odwrotnie”). Mówiąc krótko: można dostarczyć, dostarczać kogo? czego?, ale można też dostarczyć, dostarczać kogo? co?

Forma dopełniaczowa potrzebna jest wówczas, gdy czasowniki dostarczyć, dostarczać występują z rzeczownikami abstrakcyjnymi i chodzi o znaczenie `być źródłem czego'. Mówi się zawsze i pisze: dostarczać przyjemności, dostarczać argumentów, dostarczać wzruszeń. Gdy jednak mamy na myśli konkretny rzeczownik w liczbie pojedynczej, czasowniki te nie rządzą już dopełniaczem, lecz biernikiem, np. dostarczyć przesyłkę do adresata, dostarczyć towar do domu, dostarczyć samochód do naprawy. Niekiedy IV przypadek stosuje się z dopełnieniem zawierającym wyraz w liczbie mnogiej, np. Firma dostarczyła maszyny i urządzenia najwyższej klasy do produkcji mebli, a więc całość, komplet wyposażenia.

Proszę się przyjrzeć jeszcze jednemu zróżnicowaniu w użyciu omawianych czasowników: dostarcza się (trochę) węgla, dostarcza (trochę) ziemniaków, ale: dostarcza (cały) węgiel, dostarcza (wszystkie) ziemniaki. Powiemy jednak: hurtownie dostarczają produktów mlecznych i innych artykułów spożywczych, gdyż dopełnienie to należy rozumieć jako cząstkowe (przecież dostawy hurtowników nie wyczerpują wszystkich produktów mlecznych czy artykułów spożywczych).

Bardzo podobna kwestia dotyczy posługiwania się czasownikami dotknąć, dotykać. Jeśli występują one w znaczeniu dosłownym (`fizyczne zetknięcie się z czymś albo z kimś'), wtedy musi przy nich stać dopełniacz, np. dotknął jej ręki, dotknął twarzy dziecka, dotknął ściany, dotknął niechcący żelazka. Gdy jednak chodzi o użycie przenośne (`sprawić komuś przykrość, urazić, obrazić'), wówczas potrzebny jest biernik, np. dotknęła ją uwaga o staropanieństwie, dotknęły ją wspomnienia. Oczywiście w znaczeniu `poruszać jakieś drażliwe sprawy, mówić o czymś' powie się dotknąć czegoś, np. W czasie rozmowy ktoś dotknął kwestii zarobków w firmie; Nagle szef dotknął zaskakującego dla wszystkich tematu: zwolnienia. Nie byli na to przygotowani. Według słowników lepiej jednak unikać w tym wypadku czasownika dotykać (dotknąć) i posługiwać się konstrukcjami Poruszać jakieś sprawy; Zwracać uwagę na jakieś sprawy.

O tym, że ludziom to się niestety myli, przekonuje reklama, która pojawiała się swego czasu w radiu: Proszę dotknąć kierownicę. Proszę nie dotykać. Teraz proszę rozpiąć koszulę i pasy bezpieczeństwa… To normalna reakcja na nowego Forda Mondeo. Rzecz jasna należało powiedzieć Proszę dotknąć kierownicy, bo przecież chodzi o fizyczne dotknięcie kierownicy rękami.

A jak jest poprawnie: przysiąść fałdy czy przysiąść fałdów? To zależy… Przysiąść fałdy oznacza konkretną sytuację przy siadaniu, przysiąść fałdów zaś ma znaczenie przenośne (`zacząć się pilnie uczyć'). Ów frazeologizm wziął się z tego, że w dawnych czasach, nawet w domu, podczas nauki, noszono obfite, długie stroje, które kiedy zajmowało się pozycję siedzącą, po prostu się przygniatało. Tak więc pamiętajmy o tym, że kiedy zbliża się sesja egzaminacyjna, studenci przysiadają fałdów (a nie: fałdy), czyli `przykładają się do nauki'.

Salutować oficerom, dawniej: salutować (kogo? co?) oficerów

O śniadaniu nikt nie myślał: z wybiciem wpół do czwartej kadrówka już maszerowała. W nocnej ciszy pod parkiem Jordana salutował ją po raz ostatni obywatel Piłsudski - przeczytałem w tekście prof. Andrzeja Romanowskiego (Czyn 6 sierpnia;„Gazeta Wyborcza” 7-8 sierpnia 2004, s. 22) i zastanowiła mnie składnia czasownika salutować (kogo?) ją. Przecież salutuje się zawsze, czyli `oddaje honory wojskowe' komuś, np. generałowi, można też salutować czymś, np. szablą, albo salutować przed kimś, np. Żołnierze salutowali przed prezydentami państw. Czyżby „Gazeta Wyborcza” popełniła błąd? A może to licentia grammatica samego autora? - pomyślałem.

Nic z tych rzeczy. Okazuje się, że wyraz salutować może rządzić biernikiem! Składnię salutować coś odnotowuje Nowy słownik poprawnej polszczyzny PWN pod red. prof. Andrzeja Markowskiego, choć z zastrzeżeniem, że jest rzadsza. Czytamy tam: Salutował przechodzącym oficerom, rzadz. przechodzących oficerów. Chwała więc adiustatorom „Gazety Wyborczej”, że nie skusili się wprowadzić „poprawki” i nie zmienili autorowi (kierownikowi Katedry Kultury Literackiej Pogranicza UJ) poprawnie napisanego zdania, tak by nie zawierało ono budzącej zastrzeżenia konstrukcji salutować ją. Stara to prawda, że wytrawny redaktor czy korektor pozwala sobie na ingerencję (stylistyczną, gramatyczną, ortograficzną czy interpunkcyjną) w tekście wyłącznie wtedy, gdy jest w stu procentach przekonany o swej racji (a i wtedy nie zaszkodzi zapytać autora…).

Wyrazy salutować, salut są z pochodzenia łacińskie. Salutare znaczy `pozdrawiać', a utworzona od niego forma salutatio to pierwotnie… `poranne powitanie głowy rodziny przez domowników'. Jeszcze w Słowniku języka polskiego (tzw. Słowniku wileńskim) Maurycego Orgelbranda z 1861 r. salutować występowało jako synonim czasowników `witać, pozdrawiać kogoś'; dopiero jako drugie znaczenie podawano tam `bić z dział na powitanie, dawać salwy'. Słownik języka polskiego (tzw. Słownik warszawski) Adama Kryńskiego, Jana Karłowicza i Władysława Niedźwiedzkiego z lat 1900−1927 zakwalifikował już salutować jednoznacznie do słownictwa militarnego jako `witać po wojskowemu, oddawać honory wojskowe'. Tyle tylko że czasownik ten częściej pojawiał się w konstrukcji właśnie z biernikiem (np. salutować oficerów). Używał jej Stefan Żeromski (w „Wiernej rzece” pisał tak: Armaty na pokładzie, namaszczone tłuszczem, zdawały się salutować wodza), zdarzało się też podeprzeć zwrotem salutować coś wielu prozaikom okresu międzywojennego. Prawdopodobnie taka składnia, będąca wynikiem silnego oddziaływania gramatyki niemieckiej, traktowana była przez piszących jako coś normalnego.

Podobna historia dotyczy czasownika skutkować (`powodować coś, pociągać za sobą'), często spotykanego w języku prawniczym. Słownik poprawnej polszczyzny PWN (z 1973 r.) prof. Witolda Doroszewskiego nakazywał mówić i pisać, że coś skutkuje coś, np. odpowiedzialność karną, płatność weksla. Obowiązywała zatem rekcja biernikowa. Według Nowego słownika poprawnej polszczyzny pod red. prof. Andrzeja Markowskiego jest jednak inaczej. Czasownik skutkować w znaczeniu `powoływać powstanie określonych skutków prawnych' rządzi narzędnikiem. A zatem coś skutkuje zawsze czymś, np. Niepłacenie alimentów może skutkować odpowiedzialnością karną. Oczywiście, skutkować znaczy też `wywoływać skutek, działać skutecznie' i wtedy poprawne są sformułowania: Leki nie skutkowały; Ponaglenia o zapłacenie czynszu nie skutkowały; Perswazje poskutkowały.

Niech więc nie dziwią nas dziś zwroty w rodzaju salutować (kogo? co?) oficerów i skutkować (kogo? co?) karę. To dobry przykład ewoluowania w ciągu dziesięcioleci niektórych połączeń między wyrazami.

Około… nie zawsze z dopełniaczem

Wielokrotnie, kiedy rozmawiam z kimś o sprawach poprawnościowych, pojawia się pytanie o przyimek około. Rozmówcy chcą potwierdzenia bądź zaprzeczenia, że około rządzi zawsze dopełniaczem towarzyszącego mu rzeczownika albo liczebnika. Jednym słowem, chodzi o to, czy koniecznie trzeba mówić i pisać: Wymienił około stu osób; Ważył około osiemdziesięciu kilogramów, czy może dopuszczalne są także konstrukcje: Wymienił około sto osób; Ważył około osiemdziesiąt kilogramów. Za tymi drugimi przemawiałoby - zdaniem niektórych - to, że przecież około jest w tym wypadku synonimem wyrazów blisko, prawie, a te łączą się z biernikiem (Wymienił blisko, prawie sto osób; Ważył blisko, prawie osiemdziesiąt kilogramów).

Wbrew temu, co może sądzić znaczna grupa osób interesujących się problematyką językową (że około wymaga dopełniacza), owa gramatyczna kwestia wcale nie jest taka jednoznaczna. Według słowników poprawnej polszczyzny (zarówno starego, pod red. prof. Witolda Doroszewskiego, jak i nowego, pod red. prof. Andrzeja Markowskiego) przyimek około łączy się z rzeczownikiem (lub innym wyrazem w jego funkcji) w dopełniaczu, jeżeli występuje jako składnik przybliżonych określeń miary, czasu, objętości. Mówimy więc: Sala ma około dziesięciu metrów długości; Narada trwała około dwóch godzin; Bokser ważył około osiemdziesięciu kilogramów; Zdarzyło się to około trzeciej w nocy; Spotkamy się około połowy lipca (a nie: gdzieś w połowie lipca!). Za rażące obydwaj językoznawcy uważają łączenie przyimka około z formami mianownika, np. Przyszło około tysiąc osób (poprawnie: około tysiąca osób); Tylko około jedna czwarta uczniów wypadła dobrze (poprawnie: około jednej czwartej uczniów wypadło dobrze).

Co jednak zrobić, gdy około wchodzi w związek z czasownikiem rządzącym innym przypadkiem niż dopełniacz? Przyjrzyjmy się zdaniom: Pociąg jest opóźniony o około dziewięćdziesiąt minut; Pracę przewidziano na około dwa i pół miesiąca; Za około pięć minut wchodzimy na antenę itp. Powstaje tu konflikt pomiędzy przyimkami o, na, za wymagającymi biernika (o dziewięćdziesiąt minut; na dwa i pół miesiąca; za pięć minut) a wyrazem około rządzącym dopełniaczem. Jak z tego wybrnąć? Na pewno nie należy mówić: Pociąg się spóźnił o około dwóch godzin, co się czasem słyszy w telewizyjnych dziennikach informacyjnych.

Profesor Markowski proponuje zamiennik mniej więcej. Uważa, że zamiast: Wróci za około dziesięć minut; Wyjedzie po około dwóch dniach można bez szkody dla treści powiedzieć i napisać: Wróci mniej więcej za dziesięć minut; Wyjedzie mniej więcej po dwóch dniach. Według innych językoznawców określenie mniej więcej jest jednak zbyt potoczne i stylistycznie nierównoważne zdaniu z przyimkiem około. Ponadto człon mniej więcej umieszczany jest nieraz między przyimkiem a rzeczownikiem (Wróci za mniej więcej dziesięć minut; Wyjedzie po mniej więcej dwóch dniach), co traktuje się jako błąd składniowy, kalkę z języka niemieckiego.

Są i takie opinie, że przyimek około musi się łączyć z drugim przypadkiem, ale w sytuacjach kłopotliwych warto go zastąpić wyrazami prawie, blisko. Szkopuł w tym, że zwroty Trwało to blisko dwie godziny; Pracowano prawie dobę mają trochę inny odcień semantyczny niż wówczas, gdy zawierają przyimek około. Wyrażenia blisko dwie godziny, prawie dobę znaczą, że coś nie przekroczyło dwóch godzin, doby, podczas gdy określenia około dwóch godzin, około doby wskazują na to, że coś mogło trwać krócej niż dwie godziny, krócej niż dobę, ale i nieco dłużej.

Wydaje się, że najlepsze rozwiązanie, odpowiadające uzusowi i duchowi języka, proponują prof. Maria Kniagininiowa i prof. Walery Pisarek, autorzy Poradnika językowego. Popierają ich w tym Maria Krajewska i Mirosław Bańko w Słowniku wyrazów kłopotliwych. Otóż wszyscy twierdzą, że gdy około występuje jako przysłówek w znaczeniu `mniej więcej, w przybliżeniu', wtedy winien się dostosować do rzeczownika w takim przypadku gramatycznym, jakiego żąda składniowo nadrzędny czasownik (mówiąc prościej, około nie rządzi już wówczas dopełniaczem). Za poprawne mogą więc być uznawane zwroty typu: Oszacowałem moją pracę na około dwa tygodnie; Zwiększyłem dochody o około dwadzieścia procent; Za około rok będzie nowy przetarg.

Używajmy więc przyimka około z wyrazami w drugim przypadku wtedy, gdy jest to koniecznie. W innych sytuacjach nie nie szukajmy na siłę synonimów mniej więcej, prawie, blisko i nie bójmy konstrukcji składniowych, w których około występuje z innym przyimkiem i nie może decydować o rekcji dopełniaczowej.

Odnośnie (do) czegoś

Co zrobić z wyrażeniem, którym ochoczo posługuje się spora część Polaków, a które jest gramatycznie złe i od lat krytykowane przez wszystkie słowniki i poradniki językowe? Uznać je wreszcie za dopuszczalne - w myśl zasady, że zwyczaj językowy ludzi sprawia czasem, iż coś staje się normą - czy nie, tym bardziej że samo słowo nie zawiera błędu, ale dopiero użyte w niepoprawnej konstrukcji, staje się składniowym wykroczeniem? Chodzi o wyraz odnośnie i wyrażenie odnośnie czego.

Wyrażenie odnośnie czego jest kalką niemieckiego (diesbezüglich), mającą swój odpowiednik w rosyjskim otnositielno czego. Rozpowszechniło się na gruncie polskim najpierw głównie w języku urzędowym, kancelaryjnym, następnie zaś przedostało do mowy potocznej, a nawet oficjalnej. Ileż to razy słyszy się z sejmowej trybuny: Odnośnie sprawy podatków chciałbym powiedzieć, że...; Decyzja odnośnie głosowania zapadnie później...; Głosowanie odnośnie Ustawy o radiofonii i telewizji trzeba opóźnić..., albo jak pracownica zwraca się do przełożonego: Panie kierowniku, chciałabym zapytać odnośnie mojego urlopu, odnośnie mojej podwyżki... Tymczasem jedyną poprawną konstrukcją jest odnośnie do czegoś, które bez szkody i uszczerbku dla treści wypowiedzi można śmiało zastępować określeniami co do czego...; w sprawie czego...; ze względu na co...; co się tyczy...; w związku z czym...

Proszę zauważyć, że przysłówek odnośnie pochodzi od przymiotnika odnośny, a ten z kolei od czasownika odnosić się. Skoro mówimy i piszemy odnosić się do czego, to taka sama składnia winna obowiązywać w wypadku wyrazów odnośny i odnośnie. Skąd się zatem wzięło owo rozchwianie gramatyczne? Z jednej strony mamy bezokolicznik odnosić się do czegoś, a z drugiej - formy bez przyimka do: odnośne (np. władze) i odnośnie czegoś…

Okazuje się, że nie wszystkim podobał się kiedyś w polszczyźnie przymiotnik odnośny. Autor Gramatyki języka polskiego z 1923 r. Stanisław Szober uważał go za wyraz błędny i radził, by zamiast odnośny posługiwać się formami odpowiedni, stosowny, właściwy, przynależny, odnoszący się do czegoś. Gdyby jeszcze przed wojną znikł ów przymiotnik z języka polskiego, z pewnością nie upowszechniłoby się błędne do dziś wyrażenie odnośnie czego. Skoro jednak funkcjonowały określenia odnośne władze, odnośne dane itp., mówiący przenieśli to na przysłówek odnośnie i składnię odnośnie władz, odnośnie danych...

Jeśli jednak nie jesteśmy pewni poprawnego użycia owych określeń, zawsze zamiast odnośne władze można powiedzieć właściwe władze, stosowne władze, a zamiast odnośnie sprawy - co do sprawy; w związku ze sprawą; w sprawie czego; ze względu na co.; co się tyczy'. Uniknie się tym samym połączenia wyrazowego, które wciąż drażni sporą rzeszę miłośników polszczyzny. Muszą oni jednak mieć świadomość tego, że wyrażeniem odnośnie do czego posługuje się bardzo niewiele osób.

Włóż płaszcz (a nie: ubierz płaszcz)

Jest taki czasownik w języku polskim, którym w pewnych okolicznościach posługuje się wiele osób, nie przypuszczając nawet, że... popełnia błąd. Chodzi o ubierać i konstrukcje typu ubieram płaszcz, ubieram spodnie itp. Barbara ubrała dzisiaj nowy płaszcz; Kolarz ubrał koszulkę lidera wyścigu; Ubierz pantofle - słyszy się na co dzień. Tymczasem poprawne są zwroty: Barbara włożyła dzisiaj nowy płaszcz; Kolarz włożył koszulkę lidera wyścigu; Włóż pantofle...

Błędne ubrać płaszcz, ubrać spodnie itp. spotyka się głównie na południu i zachodzie Polski. Ów regionalizm przenika jednak do polszczyzny ogólnej (zaczynają tak mówić nawet ludzie dbający o język). Czasownik ubierać znaczy `ozdabiać coś czymś', np. Na święta Bożego Narodzenia ubieramy choinkę, można także ubierać tort, czyli przyozdabiać go konfiturami, oraz ubierać dziecko, bo samo sobie nie poradzi. Co innego, kiedy użyjemy czasownika zwrotnego ubrać się. Ubrać się w garnitur i białą koszulę, ubrać się w wieczorową suknię to konstrukcje, którym nie można niczego zarzucić. Zapamiętajmy więc, że ubieramy się w spodnie czy w sweter, ale zawsze wkładamy spodnie, sweter, a nie ubieramy je!

W słownikach poprawnej polszczyzny można ponadto natrafić na informację, że nie mówi się załóż buty, załóż płaszcz, tylko włóż buty, włóż płaszcz. Zakłada się bowiem okulary, krawat, nogę na nogę, gdyż czasownik ten znaczy `umieszczać coś na czymś'. Choć wkładanie butów nie jest tym samym, co zakładanie okularów, niektórzy językoznawcy uważają jednak czasowniki wkładać i zakładać za oboczne i nie mają nic przeciwko zwrotom załóż płaszcz, załóż buty. Wkładanie i zakładanie to przecież czynność tego samego rodzaju.

Studiować w Akademii Sztuk Pięknych,
ale:
na ASP

Stosunkowo często (szczególnie w języku potocznym) słyszy się zwroty: Pracuję na hucie, na kopalni; Stałem na bramie; Byłem na sklepie. Czy należy z nich bezwzględnie rezygnować i zastępować je sformułowaniami z przyimkiem w: Pracuję w hucie, w kopalni; Stałem w bramie; Byłem w sklepie? Poprawne są, rzecz jasna, te drugie konstrukcje, ale zwrotami z przyimkiem na można się czasem posłużyć, gdy określa się jakieś miejsce ogólnie, np. teren fabryki, huty. Kwiatkowski jest gdzieś na hali, powinien niedługo przyjść - oznacza, że pracownik jest na terenie zakładu, ale nie wiadomo dokładnie gdzie.

Znana jest w polszczyźnie zasada, że przyimek na wskazuje położenie przedmiotu na płaszczyźnie − w przeciwieństwie do przyimka w określającego położenie we wnętrzu. Istnieje jednak od tego wiele wyjątków. Mówimy przecież wyłącznie być na stacji, na poczcie, na dworcu, na strychu. Według Słownika poprawnej polszczyzny PWN nie popełniamy błędu, kiedy używamy zwrotu: Na sali go nie ma, choć lepszy jest: W sali go nie ma. A konstrukcja Iść na miasto? Jest poprawna czy nie? Mówi się tak czasem, gdy jest się już w jakimś mieście, ale tylko wyszło z domu, by pospacerować, pozwiedzać zabytki. Jakże często słyszy się: Nie rób dzisiaj dla mnie obiadu, zjem coś na mieście. Co innego znaczy też: Iść na zakupy, a co innego po zakupy. Wybierając się na zakupy, idziemy zazwyczaj do kilku sklepów, by zobaczyć, co jest, pooglądać towary. Kiedy zaś mówimy, że wychodzimy po zakupy (np. chleb, mleko), oznacza to, iż na pewno to kupimy, że jest nam to potrzebne i że nie wrócimy z pustymi rękami.

Zwykło się również mówić, że ktoś studiuje na uniwersytecie, na politechnice (nie: w uniwersytecie, w politechnice). Możemy jednak powiedzieć, że umówiliśmy się w uniwersytecie, w politechnice, gdy chodzi o gmach uczelni. Użyjemy natomiast przyimka w, kiedy mamy na myśli akademię czy szkołę: Studiuje się natomiast zawsze w Akademii Sztuk Pięknych, w Wyższej Szkole Pedagogicznej (a nie: na Akademii Sztuk Pięknych, na Wyższej Szkole Pedagogicznej). Gdy jednak w grę wchodzi skrótowiec, poprawne są konstrukcje Studiować na ASP, na WSP.

Jeśli już jesteśmy przy przyimkach, to nie sposób nie wytknąć błędu większości sprawozdawców sportowych zarówno telewizyjnych, jak i radiowych, którzy mówią że piłka wyszła w aut. Poza boiskiem jest jakaś nieokreślona przestrzeń, a nie konkretne miejsce, toteż piłka zawsze wychodzi na aut!

Idzie czy rozchodzi… nie na jedno wychodzi!

O co chodzi, o co chodzi? Indor was pogodzi − pisał Aleksander Fredro w bajce Dwa koguty.

Chodzi mi o to, aby język giętki powiedział wszystko, co pomyśli głowa apelował w Beniowskim Juliusz Słowacki.

Idzie czy chodzi, na jedno wychodzi powiada przysłowie.

Wielka szkoda, że te powiedzenia i rymowanki nie są powszechnie znane, gdyż nie mielibyśmy wówczas do czynienia z myleniem przez wiele osób znaczeń czasowników chodzić i rozchodzić się i używaniem ich w błędnych konstrukcjach. Panie kierowniku, rozchodzi mi się o to, że…; Boluś, o co ci się rozchodzi? - takie wypowiedzi wcale nie należą do rzadkości. Należało rzecz jasna użyć form chodzi mi o to; o co ci chodzi?

Zwrot rozchodzić się o coś w znaczeniu `rzecz polega na czymś, komuś zależy na czymś' odnotowują jako błędny wszystkie wydawnictwa poprawnościowe, uznając go za prowincjonalizm rozpowszechniony głównie na południu Polski. Co innego, kiedy chcemy się posłużyć czasownikiem rozchodzić się zgodnie z jego słownikową definicją, wówczas wszystko jest w porządku. Rozchodzić się mogą czyjeś drogi, rozchodzić się może zapach ciasta, rozchodzić się mogą małżonkowie, wiadomości czy plotki, książki, wreszcie rozejść się mogą buty, kiedy były za ciasne, ale na siłę je rozepchaliśmy.

Innym prowincjonalizmem jest czasownik zapoznać używany zamiast poznać. Iluż to młodzieńców rozpoczyna rozmowę z nieznajomą dziewczyną od pytania: Czy mogę cię zapoznać? albo chwali się przed kolegami: Zapoznałem piękną koleżankę. Nie wiedzą chłopcy, że popełniają straszną gafę, że poprawne są zwroty: Czy mogę cię poznać?; Poznałem piękną koleżankę albo Czy możemy się poznać? Owszem, bezokolicznik zapoznać w polszczyźnie funkcjonuje, ale jedynie w znaczeniu `zaznajomić kogoś z kimś lub czymś'. Powiemy więc, nie popełniając błędu: Czy mogę zapoznać panią z moim przyjacielem?; Dyrektor zapoznał nowego nauczyciela z sytuacją w szkole itd.

Wcale nie do rzadkości należy też mylenie wyrazów bynajmniej i przynajmniej. To prawda, że bynajmniej, znaczące tyle, co `wcale, zupełnie, ani trochę', nie jest słowem zbyt pospolitym, nic jednak nie tłumaczy tych, którzy używają go nonsensownie. Żadnym wytłumaczeniem nie może być podobieństwo brzmieniowe obu wyrazów i posługiwanie się bynajmniej tam, gdzie musi wystąpić przynajmniej. Nie popełnimy błędu, jeśli powiemy: Bynajmniej mi to nie przeszkadza; Nie jest to bynajmniej konieczne; Nie chcę przez to bynajmniej powiedzieć, że... Komicznie natomiast brzmią zwroty typu Bynajmniej tyle mogę dla ciebie zrobić; Tu jest bynajmniej ciepło; Pan mnie bynajmniej rozumie... Wyraz przynajmniej znaczy `chociaż, choćby' i stosujemy go wtedy, gdy chcemy podkreślić coś, na czym nam szczególnie zależy, np. Przynajmniej tyle mogę dla ciebie zrobić; Przynajmniej ty mnie rozumiesz; Mam przynajmniej święty spokój.

Skończywszy kurs (a nie: kończąc kurs), zaczął pracować

Fachowo nazywa się to zastępowaniem zdania podrzędnego imiesłowowym równoważnikiem zdania. Sprawa jest łatwa, jeśli przestrzega się zasady tożsamości podmiotów i jednoczesności lub uprzedniości czynności, ale trudna, gdy zapomina o tym, że w towarzystwie imiesłowu nie można użyć orzeczenia w stronie biernej i że czasem… są wyjątki od reguły mówiącej, iż wykonawca musi być ten sam i czynność jednoczesna!

Proszę się przyjrzeć zdaniom:

a) Mając takie zarobki, stać go na wszystko;

b) Przysłuchując się dyskusji, nasuwają mi się dziwne refleksje;

c) Skończywszy studia, została zatrudniona w banku;

d) Był o to indagowany, zdając egzamin;

e) Nie dochodząc do rogu placu, znajduje się tam pub;

f) Lekko licząc, będzie z tego 5 kg.

W pierwszej chwili wydaje się, że nie ma tu błędów, a jednak są. O dziwo, wcale nie w zdaniu Nie dochodząc do rogu placu, znajduje się tam pub! Zwrot nie dochodząc do znaczy tu bowiem `tuż przed, w pobliżu', a więc jest imiesłowem jedynie z budowy. Nie zawiera również niczego nagannego konstrukcja Lekko licząc, będzie z tego 5 kg, ponieważ imiesłów współczesny lekko licząc pełni tu funkcję nawiązania, dopowiedzenia. To właśnie wyjątek od zasady tożsamości podmiotów.

Pozostałe przykłady kryją jednak w sobie uchybienia składniowe, o których wspomniałem na wstępie. Oto, jak należy przeredagować całość, by nie raziła:

a) Ponieważ ma takie zarobki, stać go na wszystko;

b) Kiedy przysłuchuję się dyskusji, nasuwają mi się dziwne refleksje;

c) Gdy skończyła studia, została zatrudniona w banku;

d) Był o to indagowany, kiedy zdawał egzamin.

Co widać? Przede wszystkim to, że w zdaniach a) b) mamy teraz tożsamość podmiotów (on ma zarobki i jego stać na wszystko; ja się przysłuchuję dyskusji i mnie nasuwają się refleksje), a w zdaniach c) d) imiesłowy równoważnikowe zastąpiono konstrukcjami czasowymi podrzędnymi, bo choć podmioty są te same, orzeczenia występują w stronie biernej (została zatrudniona; był indagowany). Możliwe było też użycie wyrażeń z przyimkiem: Po skończeniu studiów została zatrudniona w banku; Był o to indagowany w czasie egzaminu albo: na egzaminie.

Zdziwią się Państwo, ale tak jak istnieje wyjątek od zasady tożsamości podmiotów, tak samo jest wyjątek od reguły mówiącej o jednoczesności czynności, a mimo to może wystąpić imiesłów współczesny. Dzieje się tak w sytuacji, gdy zastępuje on nie zdanie czasowe, ale przyczynowe bądź warunkowe, np. Ojciec wziął syna na mecz, chcąc mu zrobić przyjemność (inaczej: bo chciał…) czy Tak postępując, niczego nie osiągniesz (inaczej: jeśli będziesz tak postępował…).

Za błąd uważa się natomiast posłużenie się konstrukcjami: Wpadła do mnie Beata, prosząc o pożyczenie książki czy Kończąc kurs, zaczął pracować w handlu. W pierwszym wypadku mamy do czynienia ze zdaniem skutkowym, a więc powinno ono brzmieć: Wpadła do mnie Beata, żeby poprosić o pożyczenie książki (lub: … i poprosiła o pożyczenie książki), w drugim użyto imiesłowu współczesnego zamiast uprzedniego. Przecież ktoś najpierw skończył kurs, a dopiero potem zaczął pracować w handlu, czyli były dwa wyjścia: albo napisać Skończywszy kurs, zaczął pracować w handlu, albo zastosować konstrukcję czasową Gdy skończył kurs, zaczął pracować w handlu.

Dziś jest 24 (dzień) luty (a nie: 24 luty)

Koncert dla dzieci pozostających w czasie ferii w domu − 5 luty 2005, godz. 16; Spotkanie organizacyjne w sprawie wyjazdu − 13 marzec 2005, godz. 12; Występ zespołu muzycznego X: Kraków, 20 kwiecień 2005, godz. 18; Warszawa, 23 maj 2005, godz. 20; Łódź, 1 czerwiec 2005 r.; Wystawa jest czynna w dniach 10-25 lipiec br. - takich czy podobnych przykładów, zawierających błędnie zapisaną datę, spotyka się wiele w ogłoszeniach, obwieszczeniach, pismach urzędowych, a nawet w prasie.

Zastanawiam się, dlaczego sporo osób ma kłopoty z poprawnym zapisywaniem daty, kiedy miesiąc występuje słownie, oraz odczytywaniem jej, gdy miesiąc zapisany został cyfrą bądź cyframi? Dlaczego nie wie, że jedynie poprawne konstrukcje to 10 stycznia, 4 lutego, 5 marca, 13 kwietnia, 3 maja, 10 czerwca, 3 lipca, 3 sierpnia, 30 września, 15 października, 1 listopada, 19 grudnia. Formy stycznia, lutego, marca, kwietnia, maja itd. mało komu przechodzą przez gardło zwłaszcza wtedy, gdy data jest w zdaniu podmiotem, np. Dziś jest 5 lutego. Mówią: Dziś jest piąty maj, 15 wrzesień, 10 październik, 20 grudzień. Czyżby hasła Wiwat Trzeci Maj oraz Niech się święci Pierwszy Maj tak bardzo wbiły się ludziom w pamięć?

A sprawa wcale nie należy do tych z gatunku trudnych. Trzeba sobie jedynie uzmysłowić, że w dacie między liczebnikiem a nazwą miesiąca występuje domyślny wyraz dzień, który wyklucza między nimi pozorny związek zgody, chociażby taki jak w wyrażeniach 5. zawodnik, 19. mecz, 27. spotkanie. Owa zasada nie może dotyczyć wyrażeń składających się z liczebnika i nazwy miesiąca, gdyż człon pierwszy nie jest w nich określeniem członu drugiego. Nie chodzi przecież o dziesiąty w ogóle styczeń, o jakiś czwarty luty, o piąty z kolei marzec, o trzynasty kwiecień, o trzeci maj czy o jedenasty z kolei czerwiec, a tak by właśnie należało odczytać połączenia 10 styczeń, 4 luty, 5 marzec, 13 kwiecień, 3 maj, 11 czerwiec itp.

Wystarczy więc zapamiętać, że w dacie nazwa miesiąca stoi zawsze w dopełniaczu, a więc że jest to 10 (dzień) stycznia, 4 (dzień) lutego, 5 (dzień) marca, 13 (dzień) kwietnia, 3 (dzień) maja, 11 (dzień) czerwca. Ponadto mówi się i pisze: Spotkajmy się po 20 (dniu) lutego (a nie: po dwudziestym lutym) i Zdążyć przed trzydziestym (dniem) marca (a nie: trzydziestym marcem). Dwojako natomiast odczytujemy zwrot Dzisiaj jest 20 lutego: albo jako Dziś jest dwudziesty lutego, albo jako Dziś jest dwudziestego lutego.

Jeśli jednak w tekście liczebnikowi towarzyszy wyrażenie w dniu albo przed dniem, to trzeba wiedzieć o tym, że musi on mieć ten sam przypadek. Jedynie poprawne konstrukcje to: Zdążyć przed dniem dwudziestym lutego (a nie: przed dniem dwudziestego lutego) i Wystąpić w dniu dziesiątym marca (a nie: w dniu dziesiątego marca). Nakazu tego na co dzień się nie przestrzega; wystarczy wsłuchać się w wypowiedzi polityków występujących w telewizji czy w radiu.

Okazuje się, że błędy związanie z zapisywaniem dat zdarzają się również wtedy, chodzi o użycie liczebników. W tym jednak wypadku trochę winy spada na autorów odnośnej reguły ortograficznej w słownikach. Otóż jeszcze Słownik poprawnej polszczyzny PWN sprzed 20 lat dopuszczał stawianie kropek, gdy miesiąc miał postać liczebnika rzymskiego (np. 2.V.1985 r.), a Zasady pisowni polskiej prof. Stanisława Jodłowskiego i prof. Witolda Taszyckiego zezwalały na zapis z jedną kropką po cyfrze arabskiej przed cyfrą rzymską (2.V 1985 r.). Dopiero Nowy słownik poprawnej polszczyzny PWN i z Wielki słownik ortograficzny PWN podają, że kropki stawia się między liczebnikami, jeśli w dacie występują cyfry arabskie (2.05.1985 r.).

Ten sposób wydaje się zdecydowanie najlepszy. Jeżeli data zapisywana jest w całości cyframi arabskimi, kropki potrzebne są dla zwykłej przejrzystości (2.05.2005 r.). Gdy jednak na oznaczenie miesiąca używa się liczebnika rzymskiego, ich brak w niczym nie przeszkadza (2 V 2004 r.). Rzecz jasna zawsze można zapisać miesiąc słownie (2 maja 2004 r.; skrót r. czy forma roku nie są wymagane).

Trudno natomiast zaaprobować występowanie dat w takiej postaci: Zgodnie z decyzją władz spółdzielni z dnia 01-02-02 zawiadamiamy, że... Nie dla wszystkich będzie to 1 lutego 2002 r., ktoś może się uprzeć, że chodzi o datę... 2 lutego 2001 r.! Kiedy pod koniec 1984 r. Polski Komitet Miar i Normalizacji wprowadził nowe normy w zapisie dat, chodziło o włączenie naszego kraju do ogólnoświatowego systemu numerycznego. Dla komputera bowiem przy wprowadzaniu danych najważniejszy jest rok, później z łatwością wyszuka i miesiąc, i dzień. Nieoczekiwanie jednak zaczęto tę nowinkę traktować jako znak nowoczesności. W zakładach pracy wydawano nawet w tej sprawie rozporządzenia, nowy wzór ochoczo włączyli do pism urzędnicy, nowoczesne datowanie pojawiło się w gazetach. Do adresatów zaczęły docierać pełne szyfrów treści, np. Zawiadamiamy, że w dniu 95-05-21 o godz. 18 odbędzie się spotkanie... Przez jakiś czas tak zapisywano daty nawet w... korespondencji prywatnej! Moda na szczęście minęła.

Oto jednak, wraz z nastaniem nowego stulecia, pojawił się inny kłopot. Wprawdzie powrócono do starego zapisu (najpierw dzień, potem miesiąc i na końcu rok), ale zupełnie nieoczekiwanie robi się co innego - rok 2002 skraca do 02, a dni 1, 2, 3, 4 itd. zapisuje jako 01, 02, 03, 04 itd. Ponadto używa się łączników, a nie kropek (np. 01-06-05). Czy naprawdę tak trudno pisać po prostu 1.06.2005?

Wyjść na dwór bliższe normie

Mieszkańcy Warszawy i Mazowsza nie kryją zdumienia, kiedy słyszą zwroty wyjść na pole, wracać z pola, być na polu, przebywać na polu (nie chodzi oczywiście o `pole uprawne'), charakterystyczne dla języka ludzi mieszkających na południu Polski. Uważają je za regionalizmy małopolskie, niewiele mające wspólnego z normą ogólnoliteracką, zgodnie z którą należy mówić i pisać wyjść na dwór, wracać z dworu, być na dworze, przebywać na dworze.

Słysząc takie uwagi, krakowianie odbijają piłeczkę i pytają z przekąsem: jeśli wyraz pole rozumiany jest w tych sformułowaniach dosłownie, to jak to się ma do dworu, który znaczy przecież `posiadłość ziemska' albo `rodzina królewska lub magnacka wraz ze służbą'? Czyżby zwroty wyjść na dwór, wracać z dworu, być na dworze, przebywać na dworze miały być lepsze tylko dlatego, że słowo dwór zalicza się do wykwintniejszych, pole zaś kojarzy z rolą, pługiem i koniem? - pada trudny do odrzucenia argument.

Wspomniana kwestia poprawnościowa to niejedyna różnica występująca w polszczyźnie już od czasów Królestwa Kongresowego i Galicji. W pierwszym posługiwano się na przykład wyrazami smutnie, trzechletni, uczni, lubieją, w drugiej - smutno, trzyletni, uczniów, lubią. Które formy się ostały? Z wyjątkiem lubieją właściwie wszystkie, słowniki poprawnej polszczyzny odnotowują bowiem i smutnie, i smutno; i trzyletni, i trzechletni, a na formę uczni zezwalają w użyciu potocznym. Czy więc warto kruszyć kopie o powiedzenia wyjść na dwór, wyjść na pole i wydawać jednoznaczny werdykt na korzyść którejś z nich?

Przyjrzawszy się bliżej znaczeniu wyrazów dwór i pole, dowiedliśmy oto, że zarówno jeden, jak i drugi nie został w omawianych zwrotach użyty zbyt fortunnie. Ale natychmiast trzeba dodać, że nie chodzi przecież o sens dosłowny tych rzeczowników, ale o nazwanie tak `przestrzeni otaczającej dom, podwórze' i w ogóle `miejsce pod gołym niebem', a więc nieporozumienia chyba nie ma. Swego czasu proponowano zastąpienie wychodzenia na pole czy wychodzenia na dwór tworem wyjść na powietrze. I w tym wypadku literalne wczytanie się w treść prowadzi donikąd. Jeżeli bowiem ktoś wychodzi na powietrze, to znaczy, że wcześniej przebywał w pomieszczeniu, gdzie… nie mógł oddychać. Prawda, że można by to zinterpretować w taki właśnie sposób? Dlatego powietrze musimy i w tym sformułowaniu rozumieć szerzej, jako `otwartą, czystą przestrzeń poza domem', inaczej `wolne, świeże powietrze'. Mówi się przecież, że ktoś spędzał dużo czasu na świeżym powietrzu albo za mało przebywał na wolnym powietrzu.

Czas na podsumowanie. Wydaje mi się, że nie należy przekreślać raz na zawsze wychodzenia na pole, wracania z pola, przebywania na polu, które historycznie wiązało się z wsią, ale utraciło dosłowne znaczenie. Od dziesiątków lat mówią tak Polacy mieszkający na południu kraju i nic nie wskazuje na to, by coś miało się w tym względzie zmienić. Zresztą językoznawcy zaaprobowali ostatecznie te zwroty, jednak zastrzegli się, że są one regionalne, a więc nie powinny być używane w polszczyźnie oficjalnej. Za bliższe normie ogólnoliterackiej uważa się konstrukcje wyjść na dwór, przebywać na dworze, wracać z dworu.

Koniecznie trzeba jednak pamiętać o tym, że dwór jest rzeczownikiem rodzaju męskiego, a nie nijakiego (nie istnieje w polszczyźnie wyraz dworze), dlatego jako jedynie poprawne traktuje się wyrażenie na dworze (np. Nie byłeś jeszcze dzisiaj na dworze). Błędna forma miejscownika (na dworzu) pojawia się wskutek analogii do bliskiego znaczeniowo wyrażenia na podwórzu (podwórze ma jednak rodzaj gramatyczny nijaki, jak pole). Mimo to niektórzy bronią formy na dworzu, twierdząc, że w ten sposób odróżnia się ona od postaci szóstego przypadka wyrazu dwór w znaczeniu `posiadłość ziemska' (na dworze). Nie mają racji.

Mamo, kup mi loda (czy lody?)

Czy wyrazu lody w znaczeniu `zamrożona masa przygotowywana z mleka, cukru, jaj, owoców oraz różnych przypraw smakowych i aromatycznych' można już dziś używać w liczbie pojedynczej? Inaczej mówiąc - czy poprawne są zwroty Kupić loda; Jeść loda; Prosić o loda; Delektować się lodem? Odpowiem tak: to zależy, co... mamy na myśli! Kiedy w kawiarni czy restauracji poprosimy o lody, zamówimy lody, z pewnością otrzymamy kielich czy puchar tego zamrożonego przysmaku. Gdy natomiast w sklepie dziecko spyta o lodowy smakołyk, ekspedientka sięgnie do zamrażarki i wyjmie z niej... pojedynczego loda na patyku. My więc zjemy lody, a dziecko - loda.

Dawne słowniki poprawnej polszczyzny zamieszczały wyłącznie formę pluralną lody. Zamawiało się więc lody, zapraszało kogoś na lody, produkowało różne rodzaje lodów, kupowało lody, jadło lody. Starszym językoznawcom (chociażby Stanisławowi Słońskiemu, autorowi wydanego w 1947 r. Słownika polskich błędów językowych) nie podobał się zwrot Kup mi loda. Czas jednak zrobił swoje... W Słowniku poprawnej polszczyzny PWN z 1973 r. pod redakcją prof. Witolda Doroszewskiego sformułowania Kupić dziecku loda; Prosić o loda; Chcieć loda itp. uznano już za dopuszczalne, ale tylko wtedy, gdy chodziło o porcję takiego smakołyku w specjalnym opakowaniu. Dzisiaj, po trzydziestu latach, Nowy słownik poprawnej polszczyzny PWN pod redakcją prof. Andrzeja Markowskiego sankcjonuje to potoczne użycie i wprowadza do języka ogólnego. Kto więc posługuje się sformułowaniami jeść loda, kupować loda, prosić o loda, nie popełnia błędu.

Mamy zatem teraz w języku polskim dwa wyrazy: (te) lody, używane wyłącznie w liczbie mnogiej, w znaczeniu ogólnie `słodka zamrożona masa z mleka lub jogurtu, z dodatkiem jaj, owoców, przypraw itp.', i (ten) lód, czyli `porcja takiej masy', którego jednak - ze względu na to, że słowo lód znaczy przede wszystkim `zamarznięta woda'- nie używa się w mianowniku. Według językoznawców możliwe są tylko formy dopełniacza, biernika i narzędnika. Można powiedzieć: Nie jadłem jeszcze dzisiaj loda; Mam ochotę na loda; Z lodem nie mogę wejść do sklepu, nie można natomiast: Ten lód mi smakował (zawsze: Te lody mi smakowały). Na co dzień jednak słyszy się formę lód również w mianowniku (mówią tak głównie dzieci).

Owa oboczność gramatyczna zwrotu jeść lody - jeść loda ma związek z wytwarzaniem tego smakołyku. W dawnych czasach lody przyrządzano sposobem domowym, kręcono je ręcznie, w metalowych puszkach obłożonych lodem zmieszanym z solą lub saletrą. Taki deser znany był początkowo jedynie na przyjęciach, rautach wydawanych przez zamożnych właścicieli. Dopiero później prywatni wytwórcy zaczęli otwierać w centralnych punktach miast cukiernie bądź lodziarnie, i lody stały się ogólnie dostępne. Dopóki mrożony przysmak podawano w naczyniu, zawsze nosił nazwę lody. Ale z czasem upowszechnił się zwyczaj sprzedawania gałek w waflowym opakowaniu w kształcie rożka albo jako `coś osadzonego na patyku'. O ile dwie-trzy gałki ciągle jeszcze były lodami, o tyle kawałek zimnej, uformowanej masy przystosowanej do trzymania w ręce zaczęto powoli określać lodem na patyku (na wzór lizaka na patyku). Wtedy to pojawiły się określenia: Mamo, kup mi loda; Chcę loda itp.

Dziś w przygotowywaniu lodów ludzi wyręczyły maszyny-automaty, lody produkuje się na skalę masową, a ich sprzedażą w większych lub mniejszych opakowaniach, a także „na sztuki' parają się super- i hipermarkety oraz sklepy. Zamrożonych, słodkich deserów oferowanych w ten sposób jest bez liku, stąd jeszcze większe rozpowszechnienie konstrukcji z lodem w liczbie pojedynczej.

Teatr imienia Słowackiego

Jeśli jakaś uczelnia, szkoła, szpital, teatr itp. mają patrona, czyli czczą w ten sposób wybitnego człowieka, to w oficjalnej nazwie umieszczają jego imię i nazwisko, poprzedzając literkami im. Są więc w kraju - przykładowo - Liceum Ogólnokształcące im. Cypriana Kamila Norwida, Szpital im. Gabriela Narutowicza, Teatr im. Juliusza Słowackiego. Niestety, ów niewinnie wyglądający skrót im. przysparza mówiącym sporo kłopotu. Nie wszyscy wiedzą, że wyrażenia im. Cypriana Kamila Norwida, im. Gabriela Narutowicza, im. Juliusza Słowackiego należy odczytywać jako imienia Cypriana Kamila Norwida, imienia Gabriela Narutowicza, imienia Juliusza Słowackiego i że posługiwanie się tu formą imieniem jest wykroczeniem gramatycznym.

Konstrukcja imienia kogoś, używana w znaczeniu `nazwany na czyjąś cześć', znana jest w polszczyźnie od dawna. Nie byłoby problemu, gdyby w nazwach własnych człon imię zapisywany był w pełnym brzmieniu (jako imienia). Konstrukcje Teatr imienia Juliusza Słowackiego, Huta imienia Sendzimira; Fundacja imienia Batorego itp. z pewnością by się upowszechniły i nikt by nie mówił Teatr imieniem Juliusza Słowackiego, Huta imieniem Sendzimira; Fundacja imieniem Batorego.

Zauważmy jednak dla porządku, że posługiwanie się formą narzędnikową imieniem jest możliwe, ale w innej konstrukcji. Powiemy np., że: Szkołę nazwano imieniem Józefa Piłsudskiego, fundację zamierza się nazwać imieniem Krzysztofa Kamila Baczyńskiego, a ktoś chce nazwać konkurs literacko-muzyczny imieniem Agnieszki Osieckiej, i nie popełnimy błędu. Za nieco przestarzałe, ale poprawne, uważa się też wyrażenia typu król imieniem Władysław, uczeń imieniem Kajetan, choć lepiej brzmią określenia: król o imieniu Władysław, uczeń o imieniu Kajetan albo po prostu król Władysław, uczeń Kajetan.

Jeśli już omawiamy wyraz imię, to warto dodać, że jako słowo rodzaju nijakiego w celowniku przyjmuje formę imieniu, a nie: imieniowi. Ta druga częsta jest w tekstach kościelnych (np. „Błogosław ojczyźnie naszej, by chwałę przynosiła imieniowi Twojemu” - słyszy się podczas mszy świętej) i podobno przed wiekami... nikogo nie raziła (w prasłowiańszczyźnie mówiono też: komu? czemu? imieni). Zapamiętajmy ponadto, że zawsze nosi się dwa imiona (a nie: dwoje imion), ale: jest się dwojga (a nie: dwóch) imion; że ma się na imię Ewa, Jan itp. albo nosi się imię Ewa, Jan (a nie: nosi się imię Ewy, Jana); że można szargać czyjeś imię (a nie: czyjeś dobre imię), czyli inaczej `szkalować kogoś, psuć komuś opinię'.

Idąc do szkoły, znienacka wyskoczył zając
(poprawnie:

Idąc do szkoły, zobaczyłem, że znienacka wyskoczył zając)

Jest to błąd składniowy polegający na niewłaściwym zastosowaniu imiesłowowego równoważnika zdania. Imiesłowowy równoważnik zdania stosujemy wówczas, gdy w zdaniach składniowych występuje ten sam podmiot. W cytowanym zdaniu wykonawca czynności wyrażonej imiesłowem i orzeczeniem zdania nadrzędnego nie jest ten sam, więc nie można użyć wypowiedzenia złożonego z imiesłowowym równoważnikiem zdania. Zdanie powinno brzmieć: Gdy szedł do szkoły, znienacka wyskoczył zając.

Tak samo:

- Wracając ze spaceru z psem, piana ciekła mu z pyska

- Idąc do szkoły, koń złamał nogę (popr. Idąc do szkoły zobaczyłem, że koń złamał nogę)



Wyszukiwarka