literatura staropolska, Pasek Pamiŕtniki Obejmuj- lata 1656, Pasek Pamiętniki Obejmują lata 1656 - 1688


Pasek Pamiętniki Obejmują lata 1656 - 1688

w pamiętniku można wyodrębnić dwie części: pierwszą poświęconą wojennym losom autora (1656-1666), drugą natomiast opisującą Paska jako gospodarza i obywatela (1667-1688). Walory historyczno-dokumentacyjne utworu są bezsporne, ale przedstawione wydarzenia zostały zarazem poddane poetyce gawędy: autor swobodnie dokonuje wyboru tematów, gromadzi tylko te fakty, których wymagają prezentowane wspomnienia oraz podporządkowuje materiał historyczny przemyślanym konstrukcyjnie i stylistycznie opowieściom autobiograficznym. Historia w "Pamiętnikach" Jana Chryzostoma Paska wynika z doświadczeń autora. Wraz z jego dziejami czytelnik poznaje walki Czarnieckiego ze Szwedami w Polsce, wojnę Danii, wojny z Moskwą, konfederacje wojskowe Związku Święconego i rokosz Lubomirskiego. W kronikarskim zapisie "Pamiętników" pojawiają się także wypadki historyczne z czasów Michała Korybuta Wiśniowieckiego i Jana III Sobieskiego, między innymi walki z Tatarami w 1672 roku. Pasek powołując się na relacje z drugiej ręki, opisuje również odsiecz wiedeńską.

Niektórym wydarzeniom poświęca rozbudowane opisy. Odtwarza batalistyczne epizody wyprawy duńskiej, oblężenia i bitwy morskie, ocenia z głębokim przygnębieniem rokosz Lubomirskiego (1666), wydarzenia pogłębiające nędzę wśród szlachty i chłopów. Druga część "Pamiętników" opisuje ziemiański żywot Polaka. Polityka niewiele już autora interesuje, a główną treścią wspomnień stają się osobiste i gospodarskie wydarzenia. Przedstawia więc
organizowane przez siebie, słynne w okolicy, polowania, opisuje hodowlę ptaków i tresowaną wydrę, którą podarował królowi Janowi III Sobieskiemu.

Część pierwsza "Pamiętników" dotyczy wojennych doświadczeń Paska. Opowiada o walce Czarnieckiego ze Szwedami w Polsce i Danii, o wojnie z Moskwą, o rokoszu Lubomirskiego i o odsieczy Wiednia, którą przedstawił w oparciu o relację jej uczestnika. Ciekawie wypadł tu obraz szlachcica - żołnierza. Walczy on na ogół dzielnie, ale można podejrzewać, że zapału do walki
dostarcza mu nie tyle miłość do ojczyzny, ile ambicja osobista i chęć zdobycia łupów. Ciekawość i żądza przygód są też prawdopodobnie przyczyną udziału Paska w wyprawie do Danii. W opisach ważnych wydarzeń historycznych autor skupia uwagę na własnych przygodach, wyolbrzymiając niekiedy swą rolę świadka i uczestnika tych wydarzeń. Zaskakuje też współczesnego czytelnika religijna postawa szlachcica tamtych czasów.
Posłuszny nakazanym przez Kościół postom, jałmużnom i odpustom nie brał ich sobie głęboko do serca, skoro nie zmieniały jego obyczajów i nie łagodziły stosunku do człowieka, nad którym był górą. Głośny opis mszy świętej, do której służył Pasek mając ręce zbroczone krwią wrogów, jest tego dowodem. Ksiądz-celebrant uświęca to barbarzyństwo słowami: "nie wadzi to nic, nie brzydzi się Bóg krwią rozlaną dla imienia swego".

"Pamiętniki" zawierają również szeroki obraz pokojowego życia ziemiańskiego i obyczajów szlacheckich. Autor myśli kategoriami przeciętnego szlachcica, toteż ucisk i niewolę chłopów uważa za naturalny stan rzeczy. Z typowo sarmacką mentalnością odnosi się do własnej klasy i tylko szlachtę uważa za godną przedstawicielkę narodu. życie prywatne szlachty nacechowane jest troską o dobrobyt i korzyści materialne. Wystarczy przypomnieć znakomity fragment "Pamiętników", w których Pasek opisuje swe zaloty do Anny Łąckiej. Bardziej przypominają one układy handlowe niż wyznania miłosne. Utwór pisany jest stylem barwnym, potocznym, dosadnym, wskazującym na gawędziarskie talenty autora, nasycony jest anegdotami i przysłowiami. Szczególnymi wartościami wyróżniają się opisy batalistyczne.

"Pamiętniki" Paska, to także wiarygodny dokument mentalności przeciętnego szlachcica polskiego drugiej połowy XVII wieku. W sposób poniekąd mimowolny, poprzez sam temat i charakter wspomnień, kronikarz ujawnia obyczaje, stan świadomości i poziom etyczny braci szlacheckiej. Wizerunek autora-szlachcica, jak wynika z "Pamiętników", wydaje się szczególnie bogaty i zarazem adekwatny do zjawisk życia społecznego późnej
fazy kultury barokowej. Będzie to więc wizerunek osoby fanatycznie przywiązanej do swobód politycznych i herbowych przywilejów, pełnej niechęci wobec cudzoziemszczyzny i pozasarmackich obyczajów, ale zarazem tolerancyjnej i szanującej zwyczaj lokalny.

Z wyprawy duńskiej Pasek przywiózł wiele obyczajowych obserwacji; daleki od potępień "pozamorskich" zwyczajów był jednak zdecydowanie przekonany o wyższości rodzimego, sarmackiego sposobu bycia i życia. "Pamiętniki" prezentują także świadomość religijną szlachty; na ogół płytką, skłonną do dewocji i zabobonną, adekwatną do późnobarokowych, kontrreformacyjnych zjawisk życia duchowego epoki.

Pasek zasadniczo pomija te zagadnienia, które mogłyby przedstawić szlachtę w złym, negatywnym świetle. Czasem jednak, opisując rozmaite militarne zwłaszcza wydarzenia, nieświadomie kreśli obrazy pieniactwa, przemocy, czy nawet okrucieństwa (np. opis sporu o to, kto osobiście zetnie pojmanego oficera). Z historyczno-dokumentacyjnego punktu widzenia ważny okazuje się również krytycyzm oceny niektórych zjawisk życia społeczno-politycznego Rzeczypospolitej, zwłaszcza zaś realizm w charakterystyce prywaty i kosmopolityzmu magnaterii.

"Pamiętniki" Paska posiadają także istotne cechy dzieła literackiego. Sama już gatunkowa konwencja utworu sprzyja jego artystycznemu brzmieniu. Zasadniczo dzieło Paska łączy cechy gatunkowe wspomnienia i autobiografii, jednakże w jego strukturze można odnaleźć także i inne cechy gatunkowe: syntetyczne informacje raptularza, diariuszowy dokumentaryzm oraz właściwy
dla itineriuszy opis egzotycznych krajów i ludów. Zespolenie tych różnych odmian gatunkowych i podporządkowanie ich poetyce swobodnej gawędy tworzy niezwykle silny artystycznie wyraz "Pamiętników" Paska. Elementem wzmagającym literacki sens dzieła staje się również dążność do fabularyzacji prezentowanych epizodów. Beletryzacja "Pamiętników" kształtuje powieściowy typ narracji oraz sprzyja kreowaniu narratora jako
bohatera literackiego.

Osobną artystyczną wartością dzieła Jana Chryzostoma Paska jest język i stylistyka. Rozliczne epizody, w tym przeżycia, bądź zdarzenia opisywane są językiem barwnym i potocznym, Pasek z dużą literacką umiejętnością odtwarza między innymi sceny batalistyczne. Talentowi narracyjnemu i gawędziarskiemu towarzyszy również ożywienie akcji licznymi anegdotami i przysłowiami, często o charakterze humorystycznym i ironicznym. Wymienione właściwości "Pamiętników" Paska sytuują dzieło kronikarza na pograniczu prozy narracyjnej, autobiograficznej i historyczno-dokumentacyjnej.

ROK PAŃSKI 1659

zaczęlismy(...)

 

Delektowalem się wprawdzie spacyjerem na morzu, ale też raz wielkiego nabrałem w się strachu, a to

z tej racyjej: Zachciało mi się morzem jechać na nabożeństwo wielkanocne do Aarhusen, gdzie stał Woje-

woda, bo i bliżej było morzem niżeli lądem, i dlatego też, żeby koni nie turbować. Jechałżem tedy

w sobotę, bo morze igrało, ale od północka ustawszy, puściliśmy się w drogę ufając marynarzom, że nie

zbłądzą. Była bardzo noc ciemna; udali sie k sobie, ku Zelandyjej. Mnie zaraz się to nie podobało, że

bardzo długo jedziemy mil tylko sześć. Spytałem, czy dobrze jedziemy. Powiedzą, że "nam tu nie nowina

w nocy jeździć; pewnie tu nie zbłądziemy". Dopieroż jak już długo jedziemy, poczęli sie trwożyć poznaw-

szy błąd. Poradziwszy się jeden z drugim, chcieli się lepiej naprostować, pojechali gorzej. Jedziemy tedy

do uprzykrzenia, nie widać, tylko niebo a wodę; więc że ja miałem bardzo,wzrok bystry, pierwej niżeli oni

obaczylem jakieś budynki. "Ecce in sinistris apparet forte civitas." Oni tego widzieć nie mogli, mówią:

"Deus avertat, ne nobis a sinistris appareat civitas; a dextris debet esse nostra civitas." Jedziemy bliżej,

aż okręty stoją w porcie Nikoping. Dopiero trwoga okrutna. Uciszyliśmy się, aż zegar począł bić, a wtem

ruszemy się w bok cichusieńko. A już też nas dojrzał szylwach, zawoła: "Werdo?" Nic się nie ozywamy.

Drugi raz: "Werdo?" Ja mówię owemu swemu gubernatorowi: "Dicas, quia sumus piscatores." Takci tedy

odpowiedział. Spytał: "Skąd?" Odpowiedział: "Z tego tu lądu." Kiedy weźmie besztać, źle życzyć:

"A szelmo! dy to już święto, dy to już Wielkanoc!" Kiedy to weźniemy rznąć w sześć pojazd! Udaliśmy

się do lądu, nie na morze, żeby się nie domyślili. A już się też troszkę znaczył świt. A wtem poczęli z armaty

strzelać w tyle nam; dopierom się domyslił, że to już jutrznia, i mówię: "Ecce ibi videtis, quia ibi est Aarhusen,

ubi iaculantur." - "O, per Deum! non Aarhusen, sed Koppenhagen est, circa obsidionem iaculantur".

Ja jem powiedam, że to u nas jest zwyczaj strzelać podczas jutrzniej Resurrectionis Domini.

Dopiero się reflektowali, że właśnie tam jest Aarhusen, i już poznali owe tameczne lądy i port; postrzegli

się już, w którym są miejscu. Dopieroż oddawszy się P. Bogu, kiedy to poczniemy wszyscy robić, aż ziobro

na ziobro zachodziło, już prosto ku owemu strzelaniu. A wtem, nie ujechawszy ledwie z mile od owych

okrętów, skoro oświtło (a na morzu mila tak się to widzi jak na ziemi kilkoro stajań), postrzegli nas:

kiedy to suną za nami sześcią barek, kiedy my też poczniemy chyżego zaciągać! Gonili nas ze dwie mili;

a postrzegłszy, że tak ten szczerze pracuje, co chce ucieć, jako i ten, co chce dogonić, a podobno zrozu-

miawszy coś po morzu, stanęli, potem się i wrócili. Jedziemy dalej, aż mówi ten starszy: "Evasimus de

malnibus unius hostis, alter imminet ferocior, nempe tempestas. Orandum et laborandum est." O! kiedy

się to znowu weźniemy przeginać, kiedy weźniemy pociągać! Już i Aarhusen widziemy dobrze, a morze

też po kąsku ruszać się poczęło. Okrutny strach i szczere nabożeństwo - tak my, jako i lutrzy. Dał

tedy Bóg Wszechmogący, że nie nagle poczęło igrać, ale z wielką zegarową godzinę tak się pierwej ruszać

poczęło; aż tu już przymykamy się coraz to bliżej miasta, już też woda coraz bardziej skacze. To nas

przecie cieszyło, że wiatr był w bok trochę i tak nam przecie pomagał do lądu, nie od lądu, a sternik też

bardzo umiejętnie podawał. Z miasta nas widzą; patrzą, co takiego od nieprzyjacielskiej strony idzie. Do-

pieroż kiedy sie już woda poruszy, dopiero kiedy weźnie ciskać bardzo, przecież jedni robią pojazdami,

drudzy wodę wylewają już i kapeluszami niemieckimi, czym kto miał, bo nie było, tylko jedno naczynie

do wylewania wody. Co przypadnie wał, to i nas, i barkę przykryje; co ten ustąpi, człowiek trochę

ochłodnie, spojrzysz, aż cię taki drugi dogania, to jakoby cię znowu nowy nieprzyjaciel i ostatnia zguba

potykała; ten minie, inszy zaraz następuje. Barka trzeszczy, co ją przełamują wały; wołają lutrzy: "Och,

Her Jesu Christ!" Oni na samego Syna, a katolicy zaś i na Syna, i na Matkę wołają - zgoła weryfikuje

się owa sentencyja: "Qui nescit orare, discedat in mare." Wpadło mi to przecie na myśl, żem musiał

zawołać: "Boże! nie daj nam ginąć; wszak widzisz: taką tu puściliśmy się intencyją, że na chwałę i na

służbę Twoję." Z miasta ludzie biegną z sznurami, co zwyczajnie ciskaja toniącym, wołają na nas, kiwają

rękami: nie słyszemy nic; co też nasi wołają, oni nie słyszą, bo kiedy morze igra, to taki huk uczyni się,

jako z dział bił. A tymczasem jużeśmy też blisko bulwarków. Co nas przyniesie wał do bulwarku, to znowu

nas impet wody odrzuci na morze; znowu inszy wał przybije, znowu odrzuci. Aż ci przecie uchwycili sznur

i dopiero jak też przytarł wał do bulwarku, to tak sie stało [, kiedy] uderzył, że sternik wypadł na bulwark,

a my wszyscy padliśmy na bok w owę barkę, prawie pełną wody, której siła było, choć ją ustawicznie

wylewano. Takci powyłaziwszy na bulwark jako myszy, cośmy mieli trafić na jutrznią, tośmy i mszej nie

słuchali, przed nieszporem przyjechawszy.

ROK PAŃSKI 1660

daj, Panie Boże, [szczęśliwie], zaczęliśmy (...)

Nazajutrz po wyprawionym podjeździe, podobno spiritu prophetico1 Czarniecki natchniony, kazał otrąbic, żeby za dwie godzinie było wojsko pogotowiu wsiadać na koń, biorąc z sobą prowiantów. Tak tedy się stało. Cichusieńko przez munsztuk zatrąbiwszy, Sapieże nic nie powiedziawszy, ruszylismy się. Idziemy tedy lasami, a wszystko śpieszno; nie wiemy nic, po co i dokąd. A Chowański też tak czynił: poszedł kommonikiem, chcąc nas na przeprawie zaskoczyć rozdwojonych. Potkał się tedy z Kmicicem pod Druckiem2 , alias3 przyszedł mu z tyłu, bo już go był minął inszym traktem. Opowiedział o Litwie mieszczanin z Drucka, którego tam gdzies w drodze Moskwa porwali). Tam, jak się uderzyli z sobą, bili się, prawda, Litwa niebożęta mocno, ale nie mogąc wytrzymać, rozerwano ich;dopieroż źle, dopieroż bić, brać, wiązać. Posłał był Czarniecki przodem kilka chorągwi; to skoro przyszły do przeprawy pod samym Druckiem sive4 Odruckiem - bo to miasteczko dwojako nazywają; jest tam rzeka Drucz, na której były mosty, a te już zostały zrzucone od Moskwy - stanęli nad rzeką i posłali do Wojewody dając znać, ze słuchać strzelanie i bitwę jakąś. Zaraz tedy ryścią poszło wojsko,
zaraz domyślilismy się, że nie darmo. Przyjdziemy tedy do przeprawy nad Druckiem samym: źle, rzeka wprawdzie nieszeroka, ale dwoma nurtami idzie, dwa razy pływać trzeba, jak po pół stajania, głęboko i bystro, a zabrzeżysto5 zaraz jak z pieca. Moskwa prostacy spuścili się na to, że mosty zrzucili. Wiedzieli też już, że wojsko aż pod Szkłowem i sukursu mieć żadnego nie mogła Litwa; nie kazali owej przeprawy pilnować, której mogliby byli zabronić należycie.Rzecze Wojewoda: "M[o]sci panowie, res non putitur moram6, mostów tu budować nie masz czasu.Słyszycie strzelanie, słychać i głosy moskiewskie: już to znać, że nie nasi onych, ale oni naszych biją. Pływaliśmy przez morze: i tu trzeba; Pana Boga wziąwszy na pomoc, za mną! Pistolety, ładownice za kołnierz!" - Sam tedy wprzód skoczy z brzega; zaraz koń spłynął, bo bardzo rzeka głęboka. Przepłynął tedy, stanie na brzegu; chorągwie jedna za drugą płyną cicho, bo nie było do tego miejsca, gdzie się bili, ledwie z piętnaście stajań, tylko że za lasem i nie mogli nas widzieć. A jeszcze woła stojac na brzegu:"Szeregiem, M[o)ści Panowie, szeregiem!" Co nie podobna, bo nie kożdy koń jednakowo pływa; jeden się bardziej suwa, drugi nie tak. Nasz pierwszy towarzysz, Drozdowski, miał konia, co go był nieświadom, a on pływał jakoś dziwnie na bok; skoro tedy tak uczynił, zaraz go woda zniosła z konia, począł tonąć, konia puściwszy. Jam go uchwycił za ramię, drugi towarzysz z drugą stronę; takeśmy go między sobą pławili. Skorośmy go wynieśli, aż mówi Wojewoda: "Macie szczęście, panie bracie; są tu wielkie ryby,
połknąłby was był szczupak całkiem i z pancerzem" (na to przymawiając, że to był chłopek małego zrostu). Jakeśmy się przeprawili i przez drugą takąż odnogę, zaraz pułkowi królewskiemu kazał skoczyć do bitwy, sam został drugie pułki przeprawiać. Idziemy tedy ryścią. Moskwa zdumieli się: "Czy z nieba spadli?" Tu wojsko ich nie w porządku należytym:jedni się kupą bawią, drudzy Litwę wiążą, insi po stawie brodzą, rozgromionych z trzciny wywłoczą; bo mało co zabijali naszych, chcąc jako najwięcej nabrać niewolnika, żeby zaś za swoich zamieniać. A jest tam staw wielki bardzo pod samym miastem, gęstą trzciną zarosły; tam Litwa niebożęta uciekali z pogromu. Uderzą na nas rozumiejąc, że to drugi jaki podjazdek, wesprą nas; widzą mokrych, że z kożdego ciecze, a strzelba przecie daje ognia. Nuż w się! Widzą, że coraz przybywa jak z rękawa; u nich serce coraz mniejsze, u nas contra7 coraz większe, bo co się która chorągiew przeprawiła, to jej zaraz za nami kazał skoczyć. Litwa jako barani i po kilka do kupy związanych. Kmicic, pułkownik, wypadł gdzieś z chałupy, jak go to juz warta odstąpili, biega między naszymi, ręce w tył związane, woła: "Dla Boga, ratujcie!" Tak ci go tam ktoś rozerznął. A wtym porwali pachołka z naszego wojska, spytają: "Co to za podjazd?" - Powie: "Nie podjazd, ale Czarniecki z wojskiem". A tu rąbanina sroga, trupi lecą. Owi się postawie poruchają, nurzają; co przedtym Moskal prowadził Litwina, to go już Litwin za brodę ciągnie.
Wnet vicissitudo8 i odmiana fortuny; w jednej godzinie podchlebiła im, a już ich na sztych wydała.
Jak tedy zrozumieli z języka, że to nie podjazd, ale wojsko, widzą, że źle koło nich: tu im fałdów mocno przyciskają, tu coraz z lasa wymknie się chorągiew, właśnie jak kiedy owo wyrwanego tańcują. Starszyzna poczęła uciekać, wojsko też w rozsypkę. Lecz tego uciekania niedługo było, bo konie mieli zmordowane, bijąc się z Litwą i przebiegając im z inszego traktu wielkie trzy mile, bo ich już byli minęli; a trzecia, że konie mieli srodze tłuste i rozpierały się9 im. Jakeśmy tedy wsiedli na nich, to tak cięto przez cztery mile wielkie. Kto w pierwszej mili nie zginął, to w drugiej albo w trzeciej; bo dojedziesz go, a koń pod nim stoi jako krowa, albo też już z niego zsiadszy, to klęczy, ręce złożył: to go po szyi, a dalej za drugiemi. Kto tedy w tych czterech milach nie zginął, już dalej trupa nie było. Ale jednak ich mało bardzo przybieżało do obozu, co powiedali chłopi i insi niewolnicy, żeśmy ich w obozie zastali, i wielkiemi zastali panami; ci zdrajcy bo zaraz, jak postrzegli, co się dzieje, trzęśli szałasy10, przyszlismy tedy do ich

1. spiritu prophetico - duchem proroczym

2. Druck - miasteczko i zamek na kępie jeziora, przez które przepływa Druć, w połowie drogi między Czereją a Szkłowem

3. alias - albo, a raczej

4. sive - czyli

5. zabrzeżysto - z wysokimi brzegami

6. res non putitur moram - rzecz nie cierpi zwłoki

7. contra - przeciwnie

8. vicissitudo - zmiana

9. konie [...] rozpierały się - ustawały w drodze; zmęczony koń staje na szeroko rozstawionych nogach

10. trzęśli szałasy - przetrząsali namioty

- 1 -



Wyszukiwarka