Wings of the wicked rozdział 2


Rozdział 2
Dziewczyna nic nie mówiła, jej szpony już zamieniły się w normalne paznokcie, a chłopak
zmierzył wzrokiem mnie i Willa. Miał ostre rysy twarzy, był przystojny i opalony, miał czarne
włosy, ale krótsze niż Willa. Studiując jego twarz zobaczyłam, że na prawej stronie szyi i szczęki
znajduję się blizna, wyglądała jak pęknięcie w marmurze. Blizna najprawdopodobniej ciągnęła się
w dół jego ciała, ale koszula i skórzana kurtka, zasłaniała jego pierś. Jego skrzydła były złożone, a
po chwili zniknęły.
-To było zbyt nibezpieczne- powiedział i leniwy uśmiech rozprzestrzenił się na jego ustach. Coś w
jego twarzy było znajomego.
-O& Marcus? ramiona Willa były rozluznione, wziął głęboki oddech-Dobrze cię widzieć,
Marcusie. Zaskakująco, ale dobrze. Nigdy nie byłem bardziej szczęśliwy mogąc cię zobaczyć.
Marcus? Gdzie wcześnie słyszałam to imię? Wspomnienia nagle zalały mnie. Uśmiechnięta twarz,
szczęśliwie spędzony czas i... ogień. Dlaczego ogień? Możliwe, że od tego wzięła się ta blizna.
Marcus zaśmiał się.
-Byliśmy w okolicy.
-Śledziliśmy Areka od jakiegoś czasu.-powiedziała dziewczyna, składając skrzydła. Zatrzymała się
i spojrzała na Willa, w znaczący sposób tak że, gula stanęła mi w gardle.
-Witaj, William.
-Ava - Will przywitał ją grzecznie
Byłam pewna, że jeśli zrobi jeszcze jeden krok do przodu to rozbiję jej nos.
Will położył dłoń na moich plecach.
-Ava, to Elli. Nigdy nie spotkałyście się wcześniej. Ona jest Pleriatorem.
Marcus podszedł i uśmiechnął się do mnie przyjaznie.
-Przeciwnie, znamy się bardzo dobrze. To wspaniale widzieć cię ponownie.
To było dziwne, jak wspomnienia do mnie przyszły. Były ciepłe, jak gorąca czekolada i tak
słodkie. Marcus był moim przyjacielem. We dwoje walczyliśmy ramię w ramię przez ponad wiek.
Wyciągnęłam go z kłopotów, śmialiśmy się z dowcipów. Patrzenie na jego twarz dało mi poczucie
swojskości, tak jak gdy Nathaniel uśmiecha się do mnie w ten swój głupi sposób. Nie był
zagrożeniem, więc moje miecze zniknęły.
-Cześć, Marcus.
-Zobaczyliśmy jak nycterid chwycił Preriatora i uderzył ją.-powiedziała Ava. Ciekawe czemu
nazwała mnie po tytule, a nie po imieniu.-Dlaczego po prostu nie chciał jej zabić?
-Ja też się na tym zastanawiałem-zgodził się Will.
-Pewnie chcieli z tobą walczyć z dala od Willa-zaproponowała- Może się zorientowali, że jeśli nie
będzie cię w pobliżu, będzie im łatwiej. Wielu z nich uważa, że...
-A może chcieli cię żywą.
Moja szczęka opadła. A jeśli miał rację i dlaczego? Czy to miało dla nich znaczenie? Po prostu
chciałam się upewnić, czy oni nie chcieli mnie gdzieś zabrać. Żywą lub martwą. Niepewność
pozostawiła zle samopoczucie, rozprzestrzeniła się po moim ciele i moje zmęczenie nagle stało się
zbyt przytłaczające. Will zdawał się to wyczuwać, jak zawsze, kiedy coś jest nie tak.
-Czy jesteś gotowa, do powrotu do domu? -spytał miękkim głosem.
Kiwnęłam głową.
-Polujecie jutro? -zapytała Ava.
-Tak- nagle jego skrzydła i miecz zniknęły.
-Dołączymy się do was-powiedziała Ava.-zadzwoń do mnie.
-Do zobaczenia.-powiedział Marcus z uśmiechem.
Ich skrzydła pojawiły się znowu, dwójka aniołów odleciała, dobrze zamaskowana.
Kosiarze byli dobrze ukryci przed wzrokiem ludzi dzięki Mroczni. Gdyby Will nie leciał w niej,
mogę tylko wyobrazić sobie reakcje ludzi. Will w powietrzu z białymi skrzydłami. Wyglądał jak
anioł. Ironią był to, że tak naprawdę nie był aniołem, ale ja tak. Byłam Gabrielem, w śmiertelnym
ciele. Fakt, nadal nie byłam przyzwyczajona do tego, że jestem archaniołem, ponieważ nie czułam
w sobie nic anielskiego.
-Chcesz żebym poprowadził?- zapytał, przerywając moje myślenie.
-Proszę.-dałam mu słaby, wdzięczny uśmiech.
Wróciliśmy do mojego samochodu, który był zaparkowany kilka ulic dalej. Białe audi, nazwane
Perełka II, na część pierwszej perełki, która była zmasakrowana przez szczególnie gwałtownego
ursida. Jednak pomściłam ukochane autko.
Wjechaliśmy do mojego rodzinnego miasta Bloomfield Hills. Podczas podróży chciałam wyciągnąć
informacje od Willa.
-Czemu nigdy nie spotkałam Avy?- zapytałam
Zaczekał przed udzieleniem odpowiedzi.
-Ona nie jest zbyt towarzyska. Lubi samotność i zabijać demonicznych kosiarzy. Traktuje to bardzo
poważnie.
-Skąd to wiesz, skoro nie jest zbyt towarzyska?
-Poznałem ją dawno temu, podczas polowania. Jest bardzo dobra w tym co robi.
-W zabijaniu?
-Tak
Byłam zadowolona, że była akurat dobra w tym, a nie w czymś innym. Moja zazdrość mnie
zaskoczyła. Spędziłam tyle czasu z Willem, że zapominałam, że był sam przez dwie dekady, między
moją śmiercią, a moim przebudzeniem. Nie lubię myśleć o swoich śmierciach, co
najprawdopodobniej było powodem, że zapomniałam o samotności Willa, gdy
byłam...gdziekolwiek byłam. W Niebie, a przynajmniej tak mi powiedziano. Byłam zadowolona, że
miał Nathaniela, kiedy mnie nie było. W tym życiu nie spotykał się do tej pory z innymi
przyjaciółmi. Kochałam Willa, byłam w nim zakochana, a nie było powodu, żebym była zazdrosna
o jego przyjaciół. To było nie fair wobec niego. Nie udało mu się spędzić więcej czasu z kimś
innym niż ja, ponieważ był moim stróżem, więc zawsze byłam zadowolona, że spotkamy się z
Nathanielem. I szkoda, że nie mogę tego samego powiedzieć o Avie, ale dziewczyna we mnie
zastanawiała się, czy czasem Ava nie ma ukrytych motywów.
-Była...miła-skrzywiłam się przy ostatnim słowie, starając się nie brzmieć okropnie, ale było trudno.
Byłam zmęczona i trochę głodna, dlatego tak słabo było brzmieć dobrze.
-Kłamca
Zamrugałam ze zdziwieniem. Albo moja pogarda, była zbyta oczywista, albo znał mnie zbyt
dobrze.
-Nie wydaje się taka jak ja.
-Ona nie jest przyjazna. -przyznał- Ale myślę, że będziesz ją szanować, po bliskim poznaniu.
Myślę, że jutrzejsza noc będzie korzystna dla ciebie. Nie spotkałem wielu anielskich kosiarzy.
-I będzie fajnie, spędzić znowu czas z Marcusem.
Uśmiechnął się. Przypominanie mi dawnych wcieleń i że mocniej staram sobie przypomnieć sobie
rzeczy, uczyniło go szczęśliwego.
-Zgadzam się.-powiedział- Spotkałem go kilka lat temu, kiedy byłem sam. Może przydać się nam
ich pomoc. Jego i Avy.
-Czy oni są razem? -zapytałam
-Co?- wyglądał, jakby mnie zle mnie zrozumiał.
-To znaczy, czy się umawiają?
-Co? Nie.
-Spotykałeś się z nią?- Nie wierzę, że to powiedziałam, wstrzymałam oddech.
-O czym ty mówisz?
Żałowałam, że się zapytałam.
-To tylko pytanie.
-Dlaczego pytasz?
-Ciekawość.
Miał sześćset lat. Nie muszę mu wymieniać moich obaw. Powinien być w stanie czytać z
dziewczyn, zwłaszcza ze mnie.
-No cóż, to nie to co myślisz.- powiedział w końcu, jego wzrok utrzymywał się na mnie, aż musiał
w końcu musiał spojrzeć na drogę.-My nigdy nie...umawialiśmy się na randki.
Mój żołądek przewrócił się. Jego odpowiedz była taka ryzykowna, że bez względu jak bardzo
chwiałam mu wierzyć, w każde jego słowo, coś głęboko we mnie było bezwzględne. Było jasne, że
nie chce o tym rozmawiać, powiem więcej, oboje nie chcieliśmy. Przygryzłam wargę, myśląc o
nycteridzie, który próbował odlecieć ze mną. Starałam się nie myśleć o upadku z tysiąca stóp, jak
blisko było do mojej śmierci.
-Myślisz, że to możliwe, że kosiarze chcieli mnie, gdzieś zabrać żywą.
-To możliwe.-powiedział  Ale nie mamy wystarczająco dużo informacji, żeby dokonywać takich
poważnych założeń. Musimy po prostu robić to co zwykle. Jeśli zobaczymy nycteris znowu, to
pokonamy resztę z nich.
Straszna myśl, przebiła się do świadomości.
-Myślisz, że to ma coś wspólnego z Enshi?
-Nie ma.- powiedział Will z surowością, przez która się wzdrygnęłam.
-Ale Michael powiedział...
-Michael był w błędzie. Nie ma mowy. Bastian nie wyciągnął sarkofagu z dna oceanu. Enshi został
zniszczony.
Odetchnęłam, wątpliwość we mnie pulsowała. Udało nam się upuścić sarkofag z istotą zwaną Enshi
z łodzi, niecały kilometr od najgłębszego miejsca na Oceanie Atlantyckim, ale archanioł Michael
ostrzegł mnie, że Bastian będzie próbował odzyskać, a ja mam temu zapobiec.
Bastian był demonicznym kosiarzem z niewyobrażalną mocą, tak silny, że nie potrafiłam być blisko
niego. Jego moc szokowała mnie. I nie byłabym zbyt zadowolona, jeśli będę jeszcze raz musiała się
z nim zmierzyć i będę jeszcze mniej szczęśliwa, jeśli Michael będzie miał rację i Bastianowi uda się
wyciągnąć Enshiego z oceanu.
-Wszystko będzie dobrze- powiedział to tak, że całe moje wnętrze był jak z galaretki.
Zmusiłam się do uśmiechu, odwróciłam się, by moc studiować jego twarz. Był wspaniały, z
przyjemnością przypomniałam sobie jego usta na mojej skórze, wspomnienie wywołało przypływ
ciepła na policzkach i wirowanie moich wnętrzności. Przekręciłam głowę w stronę okna pasażera,
ponieważ dzięki mojej jasnej karnacji, moje policzki wyglądały jak pomidor, kiedy jestem
zakłopotana, a nic bardziej nie wywołuje u mnie rumieńców, niż myśl o pocałunku Willa.
Moje serce zamarło, jak szybko przestało trzepotać. Już nigdy nie może mnie więcej pocałować.
Odkąd dowiedział się, że jestem aniołem, boskim stworzeniem, to był daleko ode mnie jak można
to sobie wyobrazić. Nadal był moim nieomylnym opiekunem, ale nie wolno było mnie dotykać w
ten sposób, bo jestem Gabryjel, archanioł.
Wieki temu mój brat, Michael dał Willowi miecz i zobowiązał go do bycia moim stróżem. Z tym
idzie ogromna odpowiedzialność, nie może być znowu nieposłuszny. Will może być moim
przyjacielem, ale Michael uważa, że nawiązanie romansu jest czymś nieodpowiednim. Aniołowie
podobni do Willa byli tylko przedmiotami w walce o boską sprawę. Jeśli Michael uważał, że Will
nie jest dla mnie odpowiedni, to nie może być bardziej w błędzie.
Trudno mi jest przyznać, że łatwiej było być przy nim, przed tym, zanim Will po raz pierwszy mnie
pocałował. Byłam siedemnastoletnią dziewczyną. Chciałam być kochana przez wspaniałego
chłopaka, którego nie mogłam mieć. Złapało mi to serce.
-Jesteś bardzo milcząca.-jego głos zaskoczył mnie.
-Jestem po prostu zmęczona.-oparłam głowę o zimną szybę i zamknęłam oczy, zrelaksowana przez
delikatny szum ruchu samochodu. Byłam dzisiaj tak blisko śmierci. Bardziej niż kiedykolwiek,
pragnęłam zwinąć się w jego ramiona i niech dzieje się, co chce. Mieliśmy ze sobą do czynienia tak
często, że intymność miała mało z tym wspólnego, nawet w miłości. To było tak wstrząsające, że
coś tak cudownego może być w zasięgu ręki. To byłoby prostsze, gdyby był w stanie tylko mnie
chronić, a nie kochać.
-Jak się czujesz?
Wzruszyłam ramionami.
-Jak każda inna noc w pracy. Będę żyć.
-Miałaś dużo upadków.
-Cóż, złapałeś mnie.
Milczał. Kiedy wjechał na mój podjazd, wiedziałam, że wszedł do mroczni, ponieważ zniknął. Był
moim sekretem, ale nie był mój.
To był ostatni tydzień stycznia. A mi w końcu skończył się szlaban. Dostałam go, ponieważ mama
odkryła, że skłamałam. I to tylko dlatego, że zostałam zmuszona jechać z Willem i uratować świat.
O ile wiedziała, to że Will jest moim chłopakiem. Ale od naszej wycieczki, zdystansowaliśmy się
emocjonalnie, pomyślała, że już nie jesteśmy razem.
-Do zobaczenia jutro? -zapytałam go-Możemy potrenować, jak zrobię zadania domowe i polować o
zmierzchu.
-Idealnie.
Spotykamy się u Nathaniela, po tym jak zniszczyłam stary magazyn (nawiasem mówiąc, w odwecie
za perełkę), gdzie trenowaliśmy . Nathaniel zorganizował cały pokój do treningów dla nas, w
swojej piwnicy. Gdybyśmy mieli coś rozwalić, to kazałby nam wyjść na zewnątrz. Nie trzeba
powtarzać tego samego w domu Nathaniela, co się stało z magazynem.
Zakradłam się do domu tylnymi drzwiami, niewidoczna przez Mrocznie. Will wrócił na stanowisko
na moim dachu, gdzie był, aż do świtu, wypatrując niebezpieczeństwa. Demoniczni kosiarze
atakowali przeważnie tylko nocą. Były wrażliwe na światło słoneczne, ale nie wybuchały ogniem,
jak po moim anielski ogniu, jednak bezpośrednie słońce było bardzo bolesne. Will spędza dzień u
Natahiela, mogąc coś zjeść, wziąć prysznic, zrelaksować się, kiedy jestem w szkole. To było dobre
dla niego, a szkoła dla mnie.
Potrzebowałam przyjaciół, a poza tym chodzenie liceum dawało mi złudzenie normalności.
Z wyjątkiem pisania testów. Wolałabym zmierzyć się z Bastianem, niż pisać testy codziennie.


Wyszukiwarka