Śnieżny Dzień Powieść o wierze, nadziei i miłości Billy Coffey ebook

background image
background image

Niniejsza darmowa publikacja zawiera jedynie fragment

pełnej wersji całej publikacji.

Aby przeczytać ten tytuł w pełnej wersji

kliknij tutaj

.

Niniejsza publikacja może być kopiowana, oraz dowolnie
rozprowadzana tylko i wyłącznie w formie dostarczonej przez
NetPress Digital Sp. z o.o., operatora

sklepu na którym można

nabyć niniejszy tytuł w pełnej wersji

. Zabronione są

jakiekolwiek zmiany w zawartości publikacji bez pisemnej zgody
NetPress oraz wydawcy niniejszej publikacji. Zabrania się jej
od-sprzedaży, zgodnie z

regulaminem serwisu

.

Pełna wersja niniejszej publikacji jest do nabycia w sklepie

internetowym

Bookarnia Online

.

background image

Śnieżny dzień

Coffey Billy

ESPE

background image

Dedykuję Allison,

która kiedyś kazała mi wrzucić

wszystkie kłopoty do pudła,

usiąść na nim i śmiać się.

background image

PODZIĘKOWANIA

Książka, którą trzymasz w dłoniach, to rezultat

bardzo długiego spaceru. Moim zdaniem czymś
właśnie takim jest pisanie. Wędrówką po ścieżce biegnącej
przez nieznane pustkowie, po której czujesz się odświeżony
i zadowolony, zarazem jednak wyczerpany i głodny.

Zdarza się, że w trakcie tego spaceru doskwiera samot-

ność. Może nie wtedy, gdy podnosisz głowę, uśmiechając
się do słońca, ale na pewno wtedy, gdy spuszczasz ją nisko,
broniąc się przed razami zimnego deszczu. Musisz
wiedzieć, że na tej drodze spotyka się i jedno, i drugie.
Nadzieję i beznadziejność, poczucie celu i zwątpienie. Dlat-
ego zawsze miło jest mieć w tej drodze jakieś towarzystwo.

Moja żona Joanne szła ze mną od samego początku.

Słowa, które za chwilę zaczniesz czytać, bez niej nie
zostałyby napisane.

Anne Lang Bundy znalazła mnie w stanie bliskim

wycieńczenia, zaoferowała mi miejsce odpoczynku oraz
ukazała powód, żeby się nie poddawać.

Rachelle Gardner nazywa się moją agentką, jest jednak

kimś znacznie więcej. Zawsze lepiej wędrować przez
pustkowia

z przewodnikiem,

który

wskazuje

drogę.

Rachelle znalazła mnie, gdy się zgubiłem, ustawiła

background image

w odwrotnym kierunku i poleciła: „Chodź za mną”. Cieszę
się, że jej posłuchałem. I dalej słucham.

Stwierdzenie, że Kathy Richards ułatwiła mi tę

wędrówkę, byłoby zdecydowanym niedopowiedzeniem.
Ona wiodła mnie przez mroczne zakamarki i pomagała
dźwigać to, co niosłem na barkach. Nie mogę się jej nadz-
iękować – ale nie ustaję w tych wysiłkach.

Wkrótce potem na mojej drodze napotkałem Joey’a

Paula, Holly’ego Halversona, Whitney’a Lukena oraz resztę
ekipy z FaithWords. Uśmiechali się, gratulowali i doradzali
mądrzej, niż mógłbym zamarzyć, a potem klepnęli mnie po
plecach i kazali iść dalej.

Tak też i czynię – i dobrze mi z tym. Ponieważ – jak

rzekłem – wędruję w doborowym towarzystwie.

Śnieżny dzień

5/18

background image

1.

Fatalna prognoza

Są w życiu rzeczy niezmienne. Góry. Rzeki. Niebo

nad głową.

Lecz owego grudniowego dnia sprawy przedstawiały się

inaczej.

Rzut oka na świat przez okno w naszej sypialni stanowił

nieodzowną część codziennego procesu budzenia się. Sta-
jąc wobec wyzwań nowego dnia w tym rozchwianym
świecie, potrzebowałem poczucia stałości. Musiałem
wiedzieć, że w nocy góry nie udały się w niewiadomym
kierunku, potok płynie dokładnie tam, gdzie go ostatnio
widziałem, a niebo jeszcze nie runęło. Dzięki temu
dostrzegałem, że choć pewne rzeczy się zmieniają, to nie
zmienia się to, co najlepsze.

Tego dnia owo poczucie stabilności, moja opoka,

zniknęło. Zerknięcie przez żaluzje przy łóżku ukazało mi
zaskakująco obcy, wyzbyty zwykłej swojskości świat. Ostre
kontury znanej mi rzeczywistości zręcznie zatarła do cna
jakaś niewidzialna ręka. Góry wyrwano z korzeniami
i przesadzono w inne miejsce, potok znikł za białą ścianą,
a niebo? Runęło, a jakże.

background image

– Do jasnej anielki! – wyszeptałem.
– Co się dzieje? – wymamrotała żona, podpierając się

na łokciu, żeby na mnie spojrzeć. Odgarnęła blond loki,
które przez noc zaplątały jej się wokół oczu. Położyła mi na
ramieniu ciepłą dłoń, łagodząc odczucie chłodu szyby. Tę
samą dłoń, która ujmowała moją podczas niezliczonych
modlitw i długich rozmów. Dłoń, którą wsuwała mi pod
ramię, gdy leżeliśmy razem, usiłując utrzymać w ryzach to,
co się rozsypywało. Uwielbiałem tę dłoń.

– Pada – odrzekłem. – I to zdrowo. Już w tej chwili

będzie z piętnaście centymetrów śniegu.

Abby uśmiechnęła się.
– Czy Frank czasem nie mówił: „Przelotne opady”?
Frank – czyli nasz pan od pogody z lokalnego kanału 3.

Ledwie osiem godzin wcześniej ogłosił standardową, nud-
ną jak flaki z olejem prognozę na grudzień w stanie
Virginia.

– Trzydzieści procent szans na przelotne lokalne opady

w nocy, warstwa śniegu, jeśli w ogóle się utrzyma, będzie
minimalna. Tak że spokojnie, kochani.

Z tą właściwą mu pewnością siebie, arsenałem zielo-

nych map na ekranach, radarem dopplerowskim, baro-
metrami i przyrządami do pomiaru temperatury przy
gruncie sprawiał wrażenie, że wie, co mówi. Gdy jednak
podwinąłem roletę i dokładniej przyjrzałem się rosnącej
warstwie śniegu na podwórzu, powziąłem podejrzenie, że

7/18

background image

naukowe podejście Franka do prognozowania pogody
sprowadza się do telefonu do cioci w zachodniej Virginii,
która wystawia głowę za drzwi, po czym informuje go, na
co się zanosi.

Uśmiechnąłem się.
– Ależ na pewno się nie pomylił. Tyle że opadów było

trochę więcej i nie były aż tak bardzo przelotne. Dam
głowę, że szkoły dziś nie masz. Wracaj do łóżka.

Ziewnęła.
– Zobaczysz, jak tam dzieci?
– Jasne – powiedziałem.
– I uważaj po drodze do pracy.
– Ma się rozumieć.
– I dzwoń od razu, kiedy ci powiedzą.
– Tak jest.
– Obiecujesz?
Odwróciłem głowę, udając, że przyglądam się śniegowi,

ale faktycznie zastanawiałem się nad odpowiedzią. Czy
obiecuję? Nie byłem pewien. „To” mogło nastąpić dziś albo
nazajutrz, albo za tydzień. Urosło do tak wielkich i przer-
ażających rozmiarów, że nie byłem pewien, czy gdyby się
wreszcie stało, zdołałbym od razu do niej zadzwonić.

Poklepałem ją po dłoni.
– Nie bój nic, Abby – powiedziałem. – Przestałem się

już przejmować.

8/18

background image

Wiem, że kłamać nie należy. Jednak było to kłamstwo

tego rodzaju, za które w razie wykrycia otrzymałbym
szczypnięcie w policzek na znak przebaczenia, co byłoby
całkiem miłe. Było to kłamstwo, które powinno być
prawdą.

Wziąłem prysznic, ubrałem się i skręciłem w prawo, do

pokoju obok.

Disnejowska lampa księżniczki na szafce obok łóżka

paliła się przez całą noc, płosząc potwory i wpuszczając do
pokoju tylko anioły. Była skuteczna. W pokoju nie
dostrzegłem ani jednego ogra, ujrzałem za to małego cher-
ubinka. Leżał zwinięty w kłębek pod kołdrami. Ukochany
miś siedział tuż obok jego lewego barku, czujnie
wypatrując wszelkich niebezpieczeństw swymi nigdy
niezamykającymi się oczkami.

– Pa, laleczko – szepnąłem, całując córkę w czoło.
– Najlepsze są czerwone kwiatki – oznajmiła. Był to ko-

mentarz do snu, którego nie miałem przyjemności z nią
dzielić.

– Ma się rozumieć – odrzekłem i klepnąłem misia po

łebku.

W łóżku w pokoju obok mój syn Josh zdołał przekręcić

się w drugą stronę tak, że na pół odkryty wisiał poza
krawędzią łóżka, brawurowo demonstrując swoją zdolność
do utrzymania równowagi. Za kołnierzem jego koszuli

9/18

background image

wciąż jeszcze tkwił niebieski kocyk, wspomnienie po
wieczornym przedstawieniu o Supermanie.

Przesunąłem go i bezpiecznie umieściłem pod koł-

drami. Po narodzinach Sary byłem przekonany, że wy-
chowanie córki na kobietę to najtrudniejsze z ojcowskich
zadań. Potem jednak na świat przyszedł Josh – i zmien-
iłem zdanie. Doszedłem do wniosku, że o wiele trudniej
jest wychować chłopca na mężczyznę. Zwłaszcza że pam-
iętałem, jak bardzo wyboista była moja własna droga do
tego celu.

Nachyliłem się nisko.
– Baw się dobrze dzisiaj, misiaku.
W spokojnym wydechu wyczułem słowa: „Ty też,

tatusiu”.

Wyszedłem z jego pokoiku i zatrzymałem się w przed-

pokoju w owym magicznym miejscu, z którego widziałem
jednocześnie śpiące twarze trzech osób zajmujących znako-
mitą większość mojego serca.

Moja żona, która pracowała jako nauczycielka, na

pewno potrzebowała wolnego dnia. Dnia odpoczynku
i wytchnienia od jęczących uczniów i pokrzykujących
rodziców.

Jeśli jednak można powiedzieć, że śnieżyce zostały

specjalnie dla kogoś stworzone, to tym kimś byli Sara
i Josh. Czekało na nich teraz dwanaście godzin świata
idealnego, świata bałwanów, śnieżek i obfitej ilości

10/18

background image

czekolady na gorąco. Będą przeżywać swój dzień
z zaangażowaniem i energią znanymi tylko dzieciom. I za-
rchiwizują go wśród swych maleńkich wspomnień, by przy-
woływać, gdy będą nagle potrzebować pogodnej myśli. Bóg
sprawił im wczesny prezent gwiazdkowy, i to taki, którego
się nie zapomina.

Zostawiłem moją rodzinę na jej miniwakacjach,

nalałem sobie kawy i odsunąłem zasłony w salonie. Warst-
wa śniegu docierała już do drugiego schodka ganku,
a w ciągu kolejnej godziny miała szanse dotrzeć do trze-
ciego. Czyli osiągnąć grubość dwudziestu pięciu centy-
metrów. Co najmniej.

– Przybywa śnieżku, co? – zapytałem nie wiadomo

kogo. Nie doczekawszy się odpowiedzi, potrząsnąłem tylko
głową.

W jaki sposób Frank wytłumaczy się z prognozy opartej

na mocnych podstawach naukowych, która okazała się nie
bardziej wiarygodna niż mądrości typu: „Święta Barbara
po wodzie, Boże Narodzenie po lodzie”? Włączyłem
telewizor i słuchałem, wkładając buty i płaszcz. Na pasku
u dołu ekranu przesuwały się nazwy szkół i firm zamknię-
tych tego dnia. W górnej części ekranu rozwijała się akcja
reklamy gwarantującej mi podbój świata i harem kobiet,
jeśli tylko wybiorę nową markę dezodorantu.

11/18

background image

Znów rzuciłem okiem na połacie bieli, usiłując

dopatrzeć się zarysów gór Blue Ridge. Nic z tego. Moje
góry znikły.

„Bo góry mogą ustąpić i pagórki się zachwiać, ale

miłość moja nie odstąpi od ciebie” – przypomniałem
Komuś Jego własne słowa i łyknąłem kawy.

Patrzyłem na zamieć białych płatków, wygładzającą

wszelkie nierówności na podwórzu i zmieniającą to, co
zbrukane, w dziewicze. Moje życie też było niegdyś
dziewicze, jak ten śnieg. Czyste, jasne, lekkie. Złożone
z prostych potrzeb prostego człowieka, nieoczekującego od
życia niczego więcej, niż chęć posiadania ukochanej rodz-
iny, domu, do którego wraca się po pracy, no i pracy
pozwalającej wykarmić rodzinę.

Pomyślałem, że dwie z tych trzech rzeczy wciąż mam –

z taką przeciętną, grając dla Yanksów, mógłbym liczyć na
miejsce w Sali Sław Baseballa w Cooperstown. Tylko ta os-
tatnia... To była prawdziwa burza, z którą musiałem się
zmierzyć.

O mojej karierze zawodowej zdecydowało życie. Wyk-

ształcenie ogólne – i w zasadzie nic ponadto. Żadnych tal-
entów technicznych. Ziemi rolnej też nie miałem. Co ozn-
aczało, że jeśli chodzi o utrzymanie, byłem skazany na
fabrykę.

Problemy od dłuższego czasu dychawicznej gospodarki

dały się wreszcie odczuć także w Mattingly, wskutek czego

12/18

background image

wielu poczciwych ludzi znalazło się w bardzo niepoczciwym
położeniu. W pracy już od tygodni krążyły plotki, podsy-
cone ostatnio przez mejl od kierownictwa, że oto niebawem
zostanie nam oznajmiona ekscytująca wiadomość. Ek-
scytująca ich zdaniem. Napisali nawet te słowa kursywą,
a na koniec wstawili trzy wykrzykniki.

Ekscytująca

Wiadomość!!!

Kogo chcieli nabrać? U przeciętnego człowieka ek-

scytująca wiadomość z trzema wykrzyknikami wzbudziłaby
zapewne

pozytywne

skojarzenia.

Lecz

w naszym

fabrycznym żargonie oznaczała ona jedno: czas rozejrzeć
się za inną pracą. Związki stwierdziły, że zwolnienia są
nieuchronne.

Trzydziestoczteroletni mąż i ojciec dwójki dzieci myśli

raczej o stabilizacji niż o nowych wyzwaniach. Moje
zwolnienie oznaczałoby utratę trzech czwartych dochodu
naszej rodziny. Kredyt hipoteczny, rata za samochód,
kredyt studencki – i żadnego pracodawcy w promieniu
pięćdziesięciu kilometrów. Na horyzoncie zaczęły zbierać
się chmury. Widma niepokoju, strachu, przerażenia. Pon-
ura perspektywa nawałnicy, przed którą nie było możli-
wości ucieczki.

Skończył się blok reklamowy i prezenter wiadomości

przekazał głos Frankowi, wypędzonemu na dwór w swojej
kurtce z kapturem wraz z kamerzystą u boku, aby pokazać
wreszcie coś na żywo. Postanowiłem odpuścić mu tym

13/18

background image

razem. Każdemu może się zdarzyć, że nie przewidzi zawi-
eruchy. Miałem na głowie o wiele bardziej fatalną pro-
gnozę, o którą musiałem się martwić.

Gdy więc Frank tłumaczył, co i jak z zawieruchą na

zewnątrz, ja modliłem się w sprawie tej w środku.

– Co się porobiło w moim życiu? – zapytałem.
(– Śnieżyca nadciągnęła nie wiadomo skąd i zatrzymała

się w tej chwili nad górami).

– Podpowiedz, co począć z tym bagnem w pracy.
(– ...i radziłbym zachować wyjątkową ostrożność

i uważać, bo nie będzie dziś łatwo utrzymać się na drodze).

– Nawet nie wiem, co o tym myśleć.
(– Jeśli to możliwe, warto pomyśleć o zmianie planów).
– Tak bardzo się staram wierzyć, ufać, ale jak długo

jeszcze to wytrzymam?

(– ...nie potrwa długo, po południu powinno wyjrzeć

słońce).

– Chciałbym po prostu wiedzieć, czego ode mnie

oczekujesz.

(– Trzeba wziąć się w garść, przystopować i zrobić sobie

dzień wolnego).

Zerknąłem za okno, odstawiłem kawę i popatrzyłem

w telewizor. Frank porozumiewawczo puścił do mnie oko
i oddał głos z powrotem do studia.

„Hmm – pomyślałem. – Może to dobry pomysł”.

14/18

background image

Wyjąłem z kieszeni komórkę i zostawiłem wiadomość

kierownikowi.

– Sammy, tu Peter – powiedziałem. – Daj mi dziś dzień

urlopu okolicznościowego. Biorę wolne z powodu śnieżycy.

Zamknąłem klapkę, patrząc tępo na ganek, gdzie śnieg

składał właśnie powitalny pocałunek na ustach trzeciego
stopnia. Jak stawić czoła tej zawierusze w pracy? Tak samo
jak Frank radził podejść do śnieżycy na dworze. Po prostu
trzeba zachować szczególną ostrożność. Wziąć się w garść
i przystopować. Mieć oczy otwarte. Zachować pion.

Wziąć sobie dzień wolnego.

15/18

background image

Billy Coffey

Śnieżny dzień

Powieść o wierze, nadziei i miłości

Przekład

Aleksandra Czwojdrak

Kraków 2011

Tytuł oryginału: Snow Day

Copyright 2010 © by Billy Coffey

This edition published by arrangement with FaithWords,

New York, New York, USA. All rights reserved.

Copyright © for Polish Edition 2011 by Wydawnictwo eSPe

Redaktor prowadzący i korekta: Małgorzata Rogalska

Adiustacja językowo-stylistyczna: Urszula Stachurska-

Czaja

Redakcja techniczna: Paweł Kremer

Projekt okładki: Olgierd Chmielewski

Nihil obstat

Przełożony Wyższy Polskiej Prowincji Zakonu Pijarów,

L.dz. 106/11 z dnia 14 marca 2011 r.

background image

O. Józef Tarnawski SP, Prowincjał

Wydanie I | Kraków 2011

ISBN: 978-83-7482-447-7

Zamawiaj nasze książki przez internet: boskieksiążki.pl

lub bezpośrednio w wydawnictwie: ? 12 413 19 21,

handel@boskieksiazki.pl

Zainteresowanym bezpłatnie wysyłamy drukowany kata-

log.

W formie pliku pdf dostępny jest on również do pobrania

na stronie boskieksiążki.pl.

Wydawnictwo eSPe, ul. Meissnera 20, 31-457 Kraków.

Plik opracował i przygotował Woblink

www.woblink.com

17/18

background image

@Created by

PDF to ePub

background image

Niniejsza darmowa publikacja zawiera jedynie fragment

pełnej wersji całej publikacji.

Aby przeczytać ten tytuł w pełnej wersji

kliknij tutaj

.

Niniejsza publikacja może być kopiowana, oraz dowolnie
rozprowadzana tylko i wyłącznie w formie dostarczonej przez
NetPress Digital Sp. z o.o., operatora

sklepu na którym można

nabyć niniejszy tytuł w pełnej wersji

. Zabronione są

jakiekolwiek zmiany w zawartości publikacji bez pisemnej zgody
NetPress oraz wydawcy niniejszej publikacji. Zabrania się jej
od-sprzedaży, zgodnie z

regulaminem serwisu

.

Pełna wersja niniejszej publikacji jest do nabycia w sklepie

internetowym

Bookarnia Online

.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
50 MOCNI W WIERZE, NADZIEI I MIŁOŚCI OD TEGO ZALEŻY ZBAWIENIE
Akt wiary, nadziei, miłości, żalu
86 KRYZYS WIARY TO KRYZYS NADZIEI I MIŁOŚCI
56 SAKRAMENT CHRZTU ŹRÓDŁEM WIARY, NADZIEI I MIŁOŚCI
ADORACJA NSJSWIĘTSZEGO SAKRAMENTU (ZNAJDZ CZAS NA MODLITWE), adoracja-wiara, nadzieja, miłość, OSOBA
Sanders Glenda Wiara, nadzieja, miłość
Glenda Sanders Wiara, nadzieja, miłość
Halas Agnieszka Wiara, nadzieja, milosc (2)
Jan Paweł II Papież nadziei, miłości i pojednania
Cnoty Nadziei i Miłości w Świętej Rodzinie
Rozważania o wierze nadzeii i miłości
Nadzieja i miłość
Wiara, nadzieja, miłość
Agnieszka Hałas Wiara, Nadzieja, Miłość
137 Sanders Glenda Wiara, nadzieja, miłość
Moja wielka miłość Mirek Konieczny ebook
Nie tylko seks Integralne spojrzenie na miłość Gigi Avanti ebook

więcej podobnych podstron