Siła przeznaczenia; Prolog Rozdział3

background image

1

1

1

1


By BonyNight

By BonyNight

By BonyNight

By BonyNight

Ala & Klaudia

Ala & Klaudia

Ala & Klaudia

Ala & Klaudia



Spis tresci:

Prolog … strona 2

Rozdział 1 … strona 3
Rozdział 2 … strona 9

Rozdział 3 … strona 21



background image

2

2

2

2





Prolog


Wiatr uderzający w twarz, gałęzie raniące skórę, deszcz który moczy.
Biegłam… To był najlepszy sposób by wyrazić moje emocje.
Żal... smutek, rozpacz? Tak, zamykałam się w tym świecie od 119 lat.
Niektórzy po prostu otworzą oczy i nie oglądają się wstecz, ale to nie ja.
Na zewnątrz jestem twardą, niezniszczalną, samowystarczalną Bellą Swan,
lecz w środku jestem krucha jak listek na wietrze i dlatego kocham ten
pęd. Łzy cisnące się do oczu jakby chciały wydostać się na powierzchnię,
lecz dziś nie pozwolę na to - od dziś jestem inna Bellą, Bellą która już nigdy
nie odwróci się wstecz, która zapomni o wszystkim co bolesne. Nowa ja jest
mocniejsza. I taka pozostanie.
Teraz zrobię to, co zrobić muszę, co jest mi niezbędne do życia… krew!
Już z daleka wyczuwam jelenie. Ruszam za nimi w pościg jak kot, jak lew…
jak … wampir.
Dziś długo bawię się ze swoja ofiarą… Pocieram kłami jej szyje, a w miejscu
tętnicy lekko przyciskam. Zwierze wierzga nogami, rzuca się. Moje ubranie
jest już w strzępach, ale to nie czas by o tym myśleć. Niech cierpi tak jak ja
cierpiałam… Gdy w końcu zanurzam kły w cieplutkiej szyjce i robie
pierwszy łyk tego wartościowego napoju, moje ciało robi się cieplejsze, a
ja silna. Słyszę ostatni oddech zwierzęcia, ostatnie uderzenie jego serca…
Tak tęsknego uderzenia… I Ten krzyk by utrzymać się przy życiu ciągle
dźwięczy mi w uszach.
Po skończonym posiłku biegnę razem z wiatrem jakbyśmy współgrali ze
sobą.. Biegnę do mojego miejsca na ziemi. Biegnę nad mój strumyk

1

.

Siadam zawszę na pniu porośniętym mchem i myślę jak wykonać moje
kolejne zadanie…
Nasuwają się pytania czy to jest moje powołanie? Czy dlatego zostałam
tym stworzeniem by być tą złą? Na te pytania nigdy nie znajdę
odpowiedzi, ale mój strumyk nadal będzie płynąć….






1

Zdjęcie w folderze dodatki.

background image

3

3

3

3

ROZDZIAŁ 1

Bella

Poranek był dziwnie mroczny.

Mgła unosiła się delikatnie nad ziemia, co sprawiało, że wszystko
wydawało się jeszcze bardziej złowieszcze.

Miałam przeczucie, że dzisiejszy dzień zapamiętam na długo. Nie miałam
pojęcia dlaczego. Po prostu tak czułam.

Czego ja się bałam? Jestem przecież wampirem. To mnie powinni się
wszyscy bać. Jednak i tak coś nie dawało mi spokoju.

Przestań! Masz dzisiaj kolejne zlecenie do wykonania. Wszystko będzie ok.!
powiedziałam sama sobie w myślach.

Ostatni raz przejrzałam się w lustrze. Moje gęste, ciemne włosy i złote oczy
odbijały się od śnieżno białej skóry.

Poprawiłam szminkę na ustach i wyszłam w deszcz. Krople spływały po
mojej twarzy.

Teraz myślałam tylko o tym co muszę zrobić. A muszę zakończyć kolejny
żywot. Kolejny raz mam zabić. Przeszłam przez tłum ludzi próbując nie
zwracać na siebie uwagi. Moim celem było mieszkanie oddalone o dwie
przecznice. Z tego co wiedziałam Oliver – wampir, którego miałam dzisiaj
zabić - był sam. Zawsze starałam się unikać walki z kilkoma przeciwnikami.
Bo to utrudniało tylko moje zadanie.

Po chwili byłam na miejscu.

Miałam przed sobą zwykły mały domek. Był trochę zaniedbany. Wokół
rosły jakiś krzewy i pełno chwastów. Poczekałam chwilę przed podejściem
bliżej. Na szczęście wyczuwałam tylko jednego przedstawiciela mojej rasy.
Walka gdy jest ich więcej jest bardziej ryzykowna.

Zadzwoniłam do drzwi. Po sekundzie były już otwarte.

W wejściu zobaczyłam mój cel. Wyglądał na czterdziestkę. W
rzeczywistości miał pewnie wiele więcej. Jego blond włosy bardzo się

background image

4

4

4

4

odróżniały od wyraźnych rys twarzy. Jako, że był wampirem nie mógł być
brzydki, ale na mnie nie robił wrażenia. Wyglądał przyzwoicie.
Mógł podobać się kobietom, zwłaszcza ludzkim. Ubrany był zwyczajnie.
Prosta koszula i dżinsy.

- Dzień dobry.

- Dla Ciebie nie jest wcale taki dobry – odpowiedziałam i rzuciłam się na
swoją ofiarę.

Nigdy nie używałam swojego daru jeśli wiedziałam, że mój przeciwnik
żadnego nie posiada. Uważałam, że miałabym wtedy za dużą przewagę,
a lubiłam się trochę pomęczyć z ofiarą.

Jednak on miał naprawdę dobry refleks, nawet jak na wampira.
Zablokował mój cios i rzucił mną o ścianę. Szybko wstałam i wyciągnęłam
nóż. Okazało się że mój przeciwnik też jest uzbrojony. Czyżby się
spodziewał, że ktoś będzie próbował go zabić? Jego nóż lekko zalśnił w
świetle.

Rzuciłam się na niego. Szybko, nie dając mu szansy na unik. Przewróciłam
go na ziemie i próbowałam unieruchomić go, a potem wbić nóż w jego
serce. Nagle poczułam silny ból w prawym ramieniu. To Oliver wbił mi w
nie nóż. Zrzucił mnie z siebie. Zaatakowałam kolejny raz. Tym razem jeszcze
bardziej zdecydowanie.

Po małej szamotaninie udało mi się wbić nóż w jego serce, ale nie
zdążyłam go przekręcić bo coś odepchnęło mnie od niego.

Okazało się, że nie coś tylko ktoś.

Teraz miałam już dwóch przeciwników. Jeden co prawda był
unieruchomiony, ale ja byłam ranna. Ten drugi rzucił się na mnie.
Wywinęłam mu się. „Tańczyliśmy” wokół siebie. Szukaliśmy słabych
punktów, nie atakowaliśmy. Nikt nie chciał popełnić błędu. Postanowiłam
zaryzykować. Niestety on był szybszy i znowu dostałam w prawe ramię.
Odskoczyłam od niego, ale tym razem to on zaczął atakować. Złapał
mnie, rzucił na podłogę i usiadł na mnie okrakiem. Najgorsze, że miał w
dłoni nóż.

- Szkoda mi ciebie zabijać, bo jesteś bardzo śliczna. No, ale cóż. Żegnaj
ślicznotko. – to krótkie przemówienie było jego błędem.

background image

5

5

5

5

Z całej siły odepchnęłam go od siebie i teraz to ja siedziałam na nim. Nie
przedłużałam już. Wbiłam w niego nóż i przekręciłam. To samo zrobiłam z
nożem w sercu Olivera.

Moje ramię już zaczynało się goić. Bolało jako cholera. Poszłam do łazienki
i doprowadziłam się do jako takiego porządku. Moje włosy i tak były w
kompletnym nieładzie i wyglądały okropnie. Udało mi się tylko zmyć ślady
krwi.

W czasie mojej walki przestało padać, ale niebo wciąż było zachmurzone.

Wyszłam.

Sama nie wiedziałam gdzie mam iść. Na pewno nie chciałam wrócić do
domu. Szłam po prostu przed siebie.

Nagle ktoś zaczął mnie zatrzymywać. Poczułam czyjeś pocałunki.

- Proszę ugryź mnie! – Jakaś kobieta złapała mnie za ręce i zaczęła mnie
prosić.

- Nie rozumiem o co pani chodzi. – kolejny raz mnie pocałowała. Może
myślała, że mnie tym podnieci czy coś. W każdym razie jej nie wyszło.

- Już nie udawaj. Też chce być taka jak ty. Ugryź mnie!

- Chyba pani odbiło. Nie wiem o co chodzi. Spieszę się. Żegnam – tym
razem odpowiedziałam jej już nieco groźniejszym tonem i odeszłam. Nie
patrzyłam za siebie chociaż słyszałam, że jeszcze do mnie woła.

Jak to możliwe? Czy ludzie o nas wiedzą? Nie, na pewno nie. Przecież
wszyscy bardzo uważamy, ukrywamy się. Jeśliby wiedzieli to próbowaliby
nas wytępić prawda? A przecież nikt nie próbuję. Nikt nas nie szuka. To
pewnie była jakaś wariatka albo narkomanka. Może po prostu naczytała
się za dużo bzdurnych książek i teraz w każdym widzi wampira. Tak, na
pewno tak. Ludzie nigdy nie uwierzą, że wampiry istnieją. Mimo to, że
przecież żyjemy wokół nich. Ale tak jest lepiej. Nie wiadomo co by się stało
gdyby się dowiedzieli.

Nie myśl już o tym. To zwykła głupota – skarciłam się w myślach.

Chwilę później zmieniłam tor moich myśli.

Zastanawiałam się na swoim życiem.

background image

6

6

6

6

Niosłam śmierć.

Bo właśnie tak wyglądała moja egzystencja. Byłam płatnym mordercą, a
dzisiaj o mało sama nie zginęłam. Jak zwykle doszłam do mojego
kochanego strumyka. Usiadłam nad brzegiem.

Słyszałam serca zwierząt w lesie i zaczynałam wspominać jak to było gdy
moje własne jeszcze biło.

Byłam wtedy taka szczęśliwa. Nie miałam problemów. Wzorowa
uczennica. Wspaniali rodzice. Moja mama była śliczna i zgrabna. Miała
piękne długie, ciemne włosy i zielone oczy. Wiedziałam, że podobała się
facetom, ale ona bezgranicznie kochała mojego ojca. Zresztą on był
również bardzo przystojny. Gdy byłam człowiekiem miałam po nim
niebieskie oczy. Byli najbardziej zgodnym małżeństwem jakie znałam. Ja i
moja siostra byliśmy dla nich najważniejsze. Moja siostra. Młodsza
siostrzyczka. Była strasznie podobna do mamy. Ile razy jej dokuczałam. Ile
razy ona skarżyła na mnie. Lubiła mnie naśladować. Wtedy trochę mnie to
śmieszyło, a nawet czasami denerwowało. Mimo wszystko uwielbiałam się
z nią bawić, a później rozmawiać o tym co nam się przydarzyło.

Oddałabym wszystko, żeby znowu z nimi być. Żeby przeżyć z nimi swoje
całe ludzkie życie. Płakać i śmiać się przy nich. Ile razy byłam na nich zła,
kłóciłam się, mówiłam że ich nienawidzę. A przecież ja ich kochałam
najmocniej na świecie. Byli dla mnie wszystkim, a teraz nie mam już
niczego.

Pamiętam wspólne kolacje. Pamiętam wszystko chodź nigdy tego nie
wspominałam. Bałam się bólu. Pamiętam, że kiedyś sama chciałam
stworzyć taką rodzinę.

Krwawe łzy zaczęły spływać po moim policzku. Po raz pierwszy pozwoliłam
sobie na chwile słabości. Ten jedyny raz znów wróciłam do tego co było
dawno.

A teraz?

Teraz to już nie ma sensu.

Ja po prostu nie jestem w stanie być z kimś. Ja jestem śmiercią.
Uśmierciłam chyba też swoje uczucia.

No bo jak to możliwe, że przez tyle lat ani razu nie poczułam wyrzutów
sumienia? Jak to możliwe, że nigdy nie zastanawiałam się nad tym?

background image

7

7

7

7

To proste. Stałam się potworem. I nawet nie chodzi o to, że jestem
wampirem. Ja jestem potworem tam w środku.
Jeszcze gorszy niż w tych bajkach które opowiadał mi tata na dobranoc. I
przede wszystkim nie ma żadnego księcia, który mnie uratuje.

Muszę z tym skończyć. To był ostatni raz, ostatnie moje zlecenie. Już nigdy
nie będę zabijać dla pieniędzy. Nigdy. –
postanawiam i mam nadzieję, że
dotrzymam słowa.

Nie pozostaje mi nic innego jak pożegnać się z tym miejscem i zacząć
wszystko od nowa. Może teraz pójdzie mi lepiej.

- Żegnaj mój kochany strumyku. Mój przyjacielu. Mam nadzieję, że teraz
wszystko się zmieni.

Kolejna łza spłynęła po moim policzku.

Poszłam dalej. Nie chciałam patrzeć już na ten strumyk. Chciałam być
gdzieś indziej. Zaczęłam biec. Zawsze bardzo uwielbiałam biegać. To była
dla mnie najlepsza strona bycia wampirem. W czasie biegu naprawdę
czułam się wolna.

Kolejne wspomnienie. Dzieciństwo. Bawiłam się z siostrą w berka. Mama i
tata przyłączyli się do nas. Bawiliśmy się tak bardzo długo. Pamiętam jak
tata gonił mamę. Złapał ją i objął, a ona uśmiechnęła się i spojrzała w
jego oczy z ogromną miłością. Śmialiśmy się całe popołudnie. Często
wracałam do tego dnia gdy jeszcze byłam człowiekiem. A przecież tyle
razy razem się bawiliśmy, tyle czasu spędzaliśmy razem. Jednak ten dzień
był wyjątkowy i sama nie potrafię określić dlaczego.

Po chwili przed oczami miałam już kolejny obraz.
Przygotowywałam się na bal. Na mój pierwszy. Moje siostra narzekała, że
tez by chciała iść. Mama pomagała mi się przygotować. Razem z nimi
wybierałam sukienkę. Nie mogłam doczekać się przyjęcia. Gdy
pokazałam się tacie był zachwycony. Widziałam, że bardzo mu się
podobało jak wyglądam. A ja byłam w siódmym niebie. Pożegnałam się z
wszystkimi i wyszłam. Jeszcze w drzwiach ucałowałam siostrzyczkę.

Ale jak wrócić do tamtych dni? Jak znowu być szczęśliwą? Jak stworzyć
rodzinę?

Nie udało mi się to gdy byłam człowiekiem. Nie zdążyłam. Więc jak mam
to zrobić teraz, kiedy nikomu nie ufam? Kiedy nie mam żadnych uczuć?
Kiedy nie mam duszy?

background image

8

8

8

8

Poczułam ból i to nie w moim prawy ramieniu tylko tam gdzie powinno
być moje serce. Jeśli w ogóle je miałam. Nie byłam tego pewna.

Dobiegłam sama nie wiem gdzie. Nie zwracałam na to uwagi. Znalazłam
polanę i położyłam się. Zamknęłam oczy i nie myślałam o niczym.

Po chwili usiadłam i rozejrzałam się.

Wokół mnie było pełno zieleni. Symetryczna polanka. Wyglądała jak z
widokówki. Była idealna. Słońce przebijało się przez chmury. Pełno
kolorowych kwiatów i różnych owadów. Tętniła życiem. Drzewa wokół
sprawiały, że była intymna, skryta. Doskonała do rozmyślań. Tutaj nic nie
mogło zachwiać spokoju. Wydawała się stworzona dla mnie. Jakby ją
sobie wymarzyła. Jak to możliwe, że ja byłam w takim pięknym miejscu.
Znów słyszałam serca zwierząt wokół. To dla mnie bardzo dobre miejsce,
żeby się pożywić, ale teraz nie miałam na to ochoty.

Teraz chciałam czuć się znowu człowiekiem. Tak bardzo chciałabym być
tutaj z rodzicami i siostrą…






Od autorek:

Przepraszamy bardzo za taki długi czas oczekiwania, ale miałyśmy małe
problemy.

Od tego chap’u będziemy informować tylko tych, którzy zostawią nam
komentarz pod plikiem.
Pozdrawiamy


Ala & Klaudia







background image

9

9

9

9

ROZDZIAŁ 2

Bella

Czując palący głód w gardle podniosłam się ciągle kręcąc głową na
wspomnienie myśli krążących po niej.. Ehhh… Gdyby świat był inny,
piękniejszy.. Lepszy..

Nie czekałam dłużej i nie zawracałam sobie głowy `błahostkami`

Taa gdyby to były tylko błahostki!

Zamknij się! Cicho warknęłam na siebie i ruszyłam pędem kierując się
instynktem. Wyczuwałam w powietrzu kilka dorodnych pum hmm i ten ich
zapach. Nie trzeba było długo biec bo za kilkoma drzewami dostrzegłam
je. Pożerały swoją ofiarę, a resztki chowały za częściami roślin

2

..

Teraz to wy moje miłe zostaniecie moim pożywieniem i uwierzcie nie będę
was chować ‘na później’.

Zaczaiłam się na skraju lasu i patrzyłam na nie.

Walczą o przetrwanie tak jak wampiry, tak jak ja. – myślałam zachodząc w
głowę skąd tu się wzięły pumy? Przecież one najczęściej występują w
Ameryce. Przyleciały tu helikopterem czy jak?

Oh Bello.. Bello.. – Musiałam skarcić się w myślach bo co ja wyprawiałam?

Użalałam się nad pumami które i tak będą moim pożywieniem.

Dosyć tego! Wysunęłam się z linii drzew wchodząc na skraj polanki.

Wyczuły mnie od razu. Wszystko działo się tak szybko, a chciałam to
jeszcze przedłużyć zrobić coś, by poprawić sobie humor – zabawić się.

Rzuciłam się w pościg za największą i najsilniejszą za razem pumą.

Jej dałam uciekać, lecz innym – nie.

Użyłam ‘mojego’ daru by zatrzymać te zwierzęta. Stały jak skamieniałe ..

2

Puma

małe ofiary zjada natychmiast, podczas gdy pozostałości większych zdobyczy chowa maskując

je częściami roślin. Źródło: wikipedia

background image

10

10

10

10


Zawsze mnie bawiły te rozbiegane oczy, bijące szybciej serca które
pompowały od razu więcej cieplutkiej krwi…

Ah! Tak krew! Przez te moje zasrane myślenie mój obiadek mi ucieka!
Agrr… - zgrzytnęłam zębami i ruszyłam w pogoń.

Lotem błyskawicy dopędziłam ją no i nie bawiąc się w kotka i myszkę
zatopiłam kły w pulsującej życiem tętnicy..
Kilka łyków i czułam jak puma zaczyna słabiej drapać moją skórę, która i
tak w mgnieniu oka się regenerowała.

Ostatni oddech ostatnie uderzenie serca i wiotkie ciało zwierzęcia leżało u
moich stóp.

Koniec zabawy ryknęłam i ruszyłam do skamieniałych zwierząt.

Gdy zatapiałam kły w trzeciej już szyjce z kolei - zobaczyłam ich….

Zdążyłam jedynie przywrócić do życia zastygłe ciała zwierząt które od razu
w popłochu uciekły.

Moja trzecia ofiara na ten widok wymknęła mi się z pazurów i z impetem
uderzyła o ziemie rozpryskując wszędzie krew która zabrudziła cała moją
twarz i co najważniejsze…. Zasłoniła mi widok na nich….









background image

11

11

11

11

Edward


Gdy moja szalona rodzinka poszła na wycieczkę. Taak wycieczkę. Oni
zawsze chodzą co dwa – trzy dni na wycieczki. No oczywiście nie wszyscy
na raz. Wymieniają się He He…

Czemu ja z nimi nie chodzę?

Kiedyś poszliśmy wszyscy… To było jakieś 2 lata temu gdy miałem 16 lat..
Wyprowadzili mnie do jakiegoś lasu. Szliśmy przez 3 godziny w jedną stronę
i z powrotem jeszcze dłuższą trasą wracaliśmy.. Byłem wykończony
padnięty i nie czułem po prostu nóg! A najdziwniejsze jest to, że co jakieś
pół godziny znikała gdzieś jedna osoba pod pretekstem ‘jestem zmęczona
muszę usiąść’ Taaa… A mi to nawet na minutę nie kazali odpocząć..
Ale tak to już jest z tą moją rodzinką. Przyzwyczaiłem się że są szaleni i
nieobliczalni :).. – Oczywiście w dobrym znaczeniu!!

Wyłączyłem mojego najnowszego laptopa – Z tym nigdy nie było
problemu..

I poszedłem do kuchni po zimną colę.
Cola.. Mój ulubiony napój… Mój i mojego brata – Emma..
Ten to może jej tyle wypić i nic! Nie czuje się pełny jak beczka, normalnie
zero reakcji..

Wróciłem do salonu i usiadłem na kanapie. Nie wiedząc kiedy znów
napłynęły do mnie te myśli. Odpycham je codziennie. Powoli już blakną.
Ale ciągle mam uczucie jakby to było dziś. Tamten dzień był taki odległy…
A tak bliski….

3 Lata temu

3 Lata temu

3 Lata temu

3 Lata temu


Miałem sen.
Śnił mi się mój dziadek. Jak zwykle mówiąc tym swoim donośnym,
przyprawiającym o dreszcze głosem.
Bałem się , zawsze się bałem…
Jego wzrok jakby świdrował mnie na wskroś, przebijał i wbijał się głęboko
całkowicie pozbawiając mnie tchu.

Ubrany był jak zwykle w swoją koszule w ciemną kratę i długi płaszcz w
kolorze zgniłej zieleni i w jeansy. A nogi… Boże! Nogi miał zadrapane,
posiniaczone, a palce… fuuj! .. zmiażdżone! Szybko odwróciłem wzrok
czując jak żółć podchodzi mi do gardła.

background image

12

12

12

12

Gdy się już pozbierałem on lekko skinął na mnie głową, szorstko
pociągając nosem.
Podszedłem bliżej ciągnąc butami. Po moim ciele przeszły ogromne
dreszcze. Teraz to już wiem że to były dreszcze spowodowane jego zimnym
ciałem…
-Taaaak… On był trupem!!

Odezwał się pierwszy mówiąc z lekkim francuskim akcentem:

- Edwardzie Twoja babka Cię pozdrawia – powiedział zaciskając dłonie w
pięści tak, że paznokcie wbiły mu się w skórę i poczułem ten słodki
zapach…. Zapach którego do tego czasu nie mogę zidentyfikować.
Był tak słodki, że nie mogłem powstrzymać ślinki, która napływała mi do
ust.
Czułem podniecenie na całym ciele, krew zbierającą się w to jedne
intymne miejsce – to już nabrzmiałe miejsce. I wtedy usłyszałem:

-A jednak! Nie! Mój drogi wnuk! Boże powiedz że to nie prawda!

-Zaraz, zaraz! – wykrzyczałem mu w twarz dziwiąc się swoim ostrym tonem.
- O czym ty mówisz dziadku? – dodałem i spojrzałem mu ostro w twarz
ciesząc się że mi się to udało.

Po jego minie wywnioskowałem że on nic nie powiedział, był zdziwiony.
Dugo wpatrywał się w moje oczy, aż po chwili jego tęczówki zrobiły się
czerwone. To wtedy poczułem ten ból i mnóstwo myśli, które wwiercały się
w moją czaszkę powodując ostre kłucie.

Obudziłem się z krzykiem na ustach. Byłem tak spocony, że marzyłem tylko
o chłodnym prysznicu.

- Nic mi nie zepsuje humoru – powiedziałem gdy orzeźwiony wyszedłem
spod kabiny.


Ten dzień był moim najgorszym dniem życia. Mieliśmy wybrać się do
Phoenix.

Wybiegłem pierwszy z domu i zająłem miejsce w naszym samochodzie
Audi S3 Quattro

3

w kolorze srebrnym. Był on moim marzeniem. Po wielu

namowach tata spełnił moje ‘życzenie’. Zajmował honorowe miejsce w
naszym garażu… Był świetny.

3

Zdjęcie w folderze dodatki

background image

13

13

13

13

Poklepałem moją młodsza siostrę- Sarah po głowie i dałem jej ulubionego
misia. Miała 8 lat. Była ode mnie młodsza o 7, a kochałem ją jak głupi.

Ruszyliśmy w podróż. Wybieraliśmy się do ZOO w Phoenix. W radiu leciała
piosenka Enda – Only if.

- Daleko jeszcze? – ciągle dopytywała się mała Sarah, którą próbowałem
rozbawić bądź zaciekawić różnymi mijanymi wytworami natury.

Rodzice złapali się za ręce i wychylili się do siebie by dać sobie gorącego
buziaka – nie miałem im tego za złe. Byli dobrymi rodzicami a małe
czułości wcale mi nie przeszkadzały.

Nikt się nie spodziewał tego co się za chwilę wydarzyło…
Nie było żadnego znaku ostrzegawczego, żadnego snu, żadnego
przeczucia….

Z nad przeciwka prosto na nas jechała rozpędzona ciężarówka. Nie
mieliśmy szans na ucieczkę. Wszyscy krzyczeliśmy…
Do dziś mam uczucie że słyszę ten krzyk mojej siostrzyczki, mojej małej
Sarah.

Jeszcze uczucie silnego wstrząsu… A potem tylko ciemność…

Miałem przebłyski świadomości.. Widziałem Sarah miała całą główkę
zakrwawioną a po twarzy skapywała jej krew. Chciałem wyciągnąć do
niej rękę ale nie mogłem się poruszyć. Widziałem jak otwarła oczka i jej
usteczka ułożyły się w literkę E…
Chciała powiedzieć moje imię? Później lekko się uśmiechnęła i zamknęła
oczka. – Niech odpoczywa – to było moja pierwsza myśl.

Znowu ciemność…

-Proszę wezwać karetkę ….
-Tak… Nie….
- Zderzenie z tirem. Samochód zmasakrowany. W środku cztery osoby.
-…….
-Najprawdopodobniej trzy osoby nie żyją, jedna – w ciężkim stanie
-…
-Tak, proszę o szybki przyjazd.

COOOO?? Co on kurwa powiedział??!!
Jakie kurwa trzy osoby nie żyją? Przecież moja mała siostrzyczka przed
chwilą się do mnie uśmiechała!! Boże!! NIEEEE!!!
Moja…. Mała…. Sarah!!!!

background image

14

14

14

14

Czemu mi to robisz!?
Chciałem umrzeć razem z nimi! Co ja wygaduje? Oni żyją!
Z mojej piersi wydarł się głuchy odgłos.
Dusiłem się! Do moich płuc docierało coraz mniej powietrza… Po twarzy
leciało coraz więcej łez mieszanych z krwią..
Traciłem świadomość….

***

Wszędzie światło… Jasne światło…
Auuuć! Moje oczy!!! Co do cho….
Światło zgasło…. Tam było pięknie!
Aż chciało się zostać. Zobaczyłem mamę, tatę.. Sarah…
Zacząłem do nich krzyczeć i machać by poczekali na mnie. Ale oni tylko
się odwrócili i pomachali do mnie. A następnie przeszli przez most…
Sarah zatrzymała się na schyłku mostu i lekko uśmiechnęła.
Usłyszałem głos:
- Nie przejmuj się mną… Będzie dobrze.. Pamiętaj o nas… Kochamy Cię!

Dlaczego ona mi mówi takie słowa? Przecież ja zaraz do nich pobiegnę i
przekroczę ten cholerny most! A w ogóle dlaczego ja jestem tutaj a oni
tam??!!!
Gdy szykowałem się by przekroczyć drogę łączącą mnie z rodziną w
jednej chwili zniknął most… zniknęła nadzieja….
Przede mną stał nikt inny jak Albert Rimsza… Mój dziad.
Nie wiele myśląc chciałem go wyminąć… Ale za nim stał wielki cmentarz
na sam widok ciarki przechodziły po plecach… Groby były zaniedbane,
smród unosił się w wielkich chmurach przenosząc się do… no właśnie
gdzie? Wszędzie była pustka. Jakby wielki meteor uderzył w ziemie cudem
ocalając te ów cmentarzysko.
Zacząłem krzyczeć…
Krzyczeć z bezsilności z poczucia strachu, po prostu z żalu. Dlaczego ja?

-Przestań się mazgaić – doszły do mnie te słowa wypowiedziane z jego ust.

- Ty… Ty… -odezwałem się

-No co?! - Podbiegł do mnie zgrabnie podnosząc mnie z ziemi jakbym nic
nie ważył. Moje nogi swobodnie zwisały nie dotykając już podłoża. Ale
teraz to było obojętne. Jego ostre i brudne jak brzytwy paznokcie wbiły mi
się w skórę. Powoli traciłem oddech..

Nie spodziewałem się jego dalszej reakcji. Puścił mnie i cofnął się o kilka
kroków chowając za plecami palce zabrudzone krwią… Moją krwią.

background image

15

15

15

15

- Edwardzie, to jeszcze nie Twój czas. Musisz żyć… Twoja godzina będzie
odwlekać się w nieskończoność… Tak jak Twój żywot.

- Co Ty możesz wiedzieć – odburknąłem – kim w ogóle Ty jesteś? Duchem,
zjawą? A może diabłem zwiastującym złe wieści??!

Nie odezwał się już ani słowem. Tylko podszedł do mnie malutkimi
kroczkami wyciągając rękę w moją stronę. Ujął moje ramię, w którym
poczułem nagły silny ból, który wycisnął łzy z moich już i tak zapuchniętych
oczu…

Zapuchniętych oczu??

***


Obudził mnie ostry ból w moim ramieniu. Na granicy mojej świadomości
majaczyły mi obrazy dziadka. Odepchnąłem je resztkami sił.

Podniosłem ostrożnie powieki czekając na ból z rażącego światła. Ale o
dziwo… nie było żadnego światła..
Źródłem całego światła była mała lampka stojąca na stoliku przy którym
stały dwa krzesła które jedno zajmowała brunetka o szpiczastych lekko
postawionych włosach. Miała na sobie żółte ‘coś’ i jasne jeansy.
Uśmiechnęła się lekko pokazując rząd białych zębów.
Gdy zorientowała się że już nie śpię przybiegła do mnie lekko i pochyliła się
tak że mogłem zobaczyć jej oczy… Oczy koloru młynnego miodu…

-Cześć- powiedziała radośnie.

-Piiii… – wychrypiałem dziwiąc się swoim głosem

- Ach tak.. – widziałem zmieszanie w jej oczach – Zapomniałam że pewnie
jesteś spragniony.

Przyłożyła mi szklankę do ust a ja łapczywie pociągnąłem pierwszy łyk,
który złagodził nieco piekący ból w gardle.

Po kilku chwilach przyszedł doktor.

- Jak się czuje nasz pacjent? – zapytał. – Nazywam się Carlisle Cullen a to
jest moja córka Alice Cullen. Będę Twoim doktorem. Nie martw się możesz
mi mówić wszystko co leży Ci na sercu– spojrzałem na jego mądrą twarz.
Wyrażała współczucie.. i zlitowanie?

Nie!
Moja wyobraźnia płata figle.

background image

16

16

16

16

*

Kilka następne dni pamiętam jak przez mgłę. Moja psychika mocno
podupadła. Miewałem w nocy koszmary. Zwykle śnił mi się Albert i moja
siostra..

Najczęściej odwiedzała mnie Alice. Nie wiem czemu, ale polubiłem tą
małą chochlicę. Gdy widziałem w jej oczach, w sposobie poruszania się tą
radość z życia, ten entuzjazm bijący od niech to aż chciało mi się żyć.
Nie raz próbowałem się zabić.
Podcinałem sobie żyły, wbijałem igły w całe ciało by czuć jeszcze większy
ból od tego psychicznego i emocjonalnego.
Zawsze na czas przybywała ona. To tylko ona ratowała mnie przed
śmiercią. Nie wiem jakim cudem jej się to udawało. I to ona była moją
najlepszą przyjaciółką w czasie pobytu w szpitalu.
Traktowałem ją jak siostrę..


Pewnego dnia przyszedł do mnie doktor z pytaniem.

-Edwardzie, wiem że Ci jest trudno.. Straciłeś rodzinę..

- Ni… - przerwałem mu, nie chcąc tego słuchać.

Dosyć miałem użalania nad sobą. Przebyłem dziś poważną rozmowę z
Alice dzięki której zrozumiałem że trzeba żyć. Trzeba się cieszyć z tego co
się ma. Może to było moje przeznaczenie by nie umierać? Może tak po
prostu miało być… A może los ma dla mnie inne plany?

- Proszę nie przerywaj mi, wysłuchaj co mam Ci do powiedzenia. –
zakomunikował, a ja od tej pory kiwałem tylko potakując głową.

- … mam propozycje byś zamieszkał z nami. Wiem że pewnie nie będziesz
chciał się nam narzucać, będziesz wymyślał też inne wymówki. Ale wiem,
że nie masz bliższej rodziny, a my możemy stworzyć Ci ciepły dom pełen
miłości i zrozumienia. Nie prosił bym Cię o to gdybym naprawdę tego nie
chciał. I uwierz mi że to nie jest żadne litość.

Zatkało mnie, w pierwszej chwili chciałem odmówić. Zaprotestować że
przecież mam dom, mam rodzinę. Ale prawda jest prawdą. Nie idzie
cofnąć czasu. Nie idzie zmienić biegu wydarzeń…

Coś mi podpowiadało – zrób to!

background image

17

17

17

17

-Tak – odparłem bez namysłu.

Co ja kurwa wygaduje??!!

- To świetnie – zaklaskał w dłonie doktor. – Jutro wychodzisz ze szpitala a
do końca tygodnia załatwimy wszystko.

Noc….
Dzień…
Wyjazd….

Gdy przyszedł ten dzień nie kryłem lęku. Jak ja mogłem się na to zgodzić?
Co ci ludzie o mnie pomyślą? Pewnie nikt tam mnie nie chce tylko za
groźbą lekarza wszyscy będą do mnie sztucznie mili i pomocni. Będą
wszystko robić tylko z współczucia i znienawidzenia, że pojawiłem się w ich
życiu.

Usilnie próbowałem przeszukać głowę w poszukiwaniu kogoś znajomego,
kogoś u kogo mógłbym się zatrzymać na kilka dni. Ale żaden pomysł nie
wydawał się dobry..
Wkrótce odpuściłem…
Pojadę…

Nie możesz tego zrobić!

W moich myślach był zupełny chaos. Ale gdzie ja mam się podziać? Czy
nie warto skorzystać z jego propozycji?!

Ty ich nie znasz!

To jedyny fakt nie znałem ich i nie wiedziałem co o mnie sądzą. Ale czy to
się liczy na tym świecie? Czy tylko to jest warte?
Jeżeli będą dla mnie źli to znowu się zabiję ale, teraz nikt mi nie przeszkodzi!
NIKT!
Więc czemu nie? Pojadę i zobaczę jak to będzie.

Po południu przyjechała po mnie Alice. Pomogła wyjść i wsiąść do
swojego samochodu. A tutaj wielkie zdziwienie! Miała
Cudo, Boże.. cudne porsche 911 turbo

4

!


- Denerwujesz się Ed? – zapytała podnieconym głosem.

Czy mnie słuch myli czy ona powiedziała Ed?!

4

Wszystkie samochody postaci w folderze dodatki☺

background image

18

18

18

18


- Trochę – odparłem szczerze no bo po co kłamać? Była ona mi na razie
najbliższą osobą na której najbardziej mi zależało.

- Nie martw się – powiedziała i lekko cmoknęła mnie w policzek. A moje
oczy zrobiły się wielkie jak spodki.

A co tam? Niech będzie. Oddałem jej buziaka w policzek na co ona tylko
głośno się zaśmiała. Miałem obawy, że będę bać się jeździć
samochodem czy coś. Ale czułem się tak jakby nic się nie stało. A może
nic się nie stało to był tylko jakiś sen?!

Alice zjechała w jakąś polną dróżkę, a po chwili moim oczom ukazał się
dom… WRÓĆ! … willa nie dom!

Wokół był pięknie utrzymany ogród. Dom był przestronny, a zarazem
przyjazny. Jego wielkie okna oddawały prostotę budynku. Widać było, że
ktoś utrzymuje to miejsce w porządku i kocha to co robi.

Alice zatrzymała samochód i szybko z niego wysiadła, a po chwili, która
dla mnie trwała sekundy pomagała wysiąść mi z auta. Czyżbym tak
zapatrzył się to miejsce? Czyżbym już je pokochał?

Alice przed drzwiami lekko uścisnęła mnie dodając otuchy. A gdy
otworzyła drzwi oniemiałem z zachwytu. Przede mną rozciągała się wielka
przestrzeń! Na wprost był duży biały salon troszkę po prawo wielka
kuchnia, a obok łazienka. Czułem że otwieram usta z zachwytu. Wtedy
usłyszałem znaczące chrząknięcie. Podążyłem za odgłosem. Przede mną
stało pięciu członków domu no i krucha Alice za moimi plecami.
Na przód wysunął się Carlisle i przedstawił wszystkich:

-Witaj Edwardzie, ponownie – powiedział i lekko podniósł kąciki ust. –
Wiem, że jest Ci teraz trochę niezręcznie, ale obiecuję, że niedługo
poczujesz się tu jak w domu.
Tu obok mnie stoi Esme, moja małżonka. – zaczął. Podszedłem do niej
kierowany instynktem. Wzięła mnie w swoje ramiona i lekko zakołysała.

- Tu na prawo stoi Rozalie, a obok niej jej miłość Emmet – spojrzałem na
chłopaka. I szczęka mi opadła! Ale z niego niedźwiedź!
Wolno, naprawdę wolno zbliżyłem się do nich i wtedy Emm ruszył na mnie,
a ja dużo nie myśląc zacząłem uciekać i schowałem się za plecami Alice.
Wszyscy wybuchnęli śmiechem na co ja ostrożnie wyszedłem zza pleców
dziewczyny i podałem rękę gigantowi.

- Przepraszam, ale myślałem że chcesz się na mnie rzucić!

background image

19

19

19

19


-Nie przepraszaj. Za to jeszcze bardziej Cię lubię- powiedział i dał mi
kuksańca w bok.

Zabolało…

Rosalie przybiegła do mnie i rzuciła mi się w ramiona po drodze zarzucając
włosy na moją twarz. Lekko wciągnąłem zapach jej pięknych blond
włosów no i niestety. Wyrwałem kilka włosów, które wleciały wprost do
mojej buzi. Ona widząc to wybuchnęła śmiechem i lekko uszczypała mnie
w pośladki.

- Jasper – skinął głową i wyciągnął rękę przed siebie w celu uściśnięcia jej
ze mną.

-Hej – opowiedziałem ściskając lekko jego dłoń.

Byłem zadowolony. Nie było tak źle, a co najważniejsze myślę że tu mogę
zostać na jakiś czas.
_
Teraz na samą myśl tego co ja przeżywałem i akcję z Emm’em nie
mogłem powstrzymać śmiechu.
-

Alice zaprowadziła mnie do mojego pokoju, który był urządzony
naprawdę w profesjonalnym stylu! Nie czekając aż Alice wyjdzie rzuciłem
się na łóżko i pogrążyłem w marzeniach…



Po kilku tygodniach przyszedł czas na odwiedzenie mojego prawdziwego
domu. Wybrałem się tam z Alice. Bo instynkt podpowiadał mi, że tylko ją
mogę tam zabrać i ona jest najodpowiedniejsza. Nie chciałem rozczulać
się nad tym co było, więc zabrałem kilka zdjęć, parę rzeczy i biżuterię
mamy. A zależało mi tylko na jej przepięknym naszyjniku i pierścionku
zaręczynowym, który mam zamiar podarować mojej przyszłej żonie.

Dom sprzedałem, a pieniądze które z niego uzyskałem oddałem Esme i
Carlisle’owi.

W dniu moich osiemnastych urodzin dowiedziałem się, że odziedziczyłem
po rodzinie wielki spadek w postaci mnóstwa pieniędzy, które czekały tylko
na mój ruch w banku.

No i dostałem wypasiony samochód od całej mojej `rodziny`.

background image

20

20

20

20

Mój kochany Nissan GT-R.

Cullenowie byli bardzo bogaci, więc nie dziwiąc się dostawałem wszystko
co chciałem.

Analizując wszystko moja decyzja była najlepszą decyzją w moim życiu.

Najdziwniejsze tylko było to, że u mojego rodzeństwa w pokojach wisiały
już dyplomy po zakończeniu liceum w N.Y., a teraz chodzi tu do Forks
razem ze mną do liceum. Ale nie interesowało mnie to. Było mi tak dobrze.

Nieco później dowiedziałem się, że Alice i Emmet byli prawdziwymi
dziećmi Esme i Carlisle, a Jasper i Rosalie byli adoptowani. Ale mi to w
niczym nie przeszkadzało, bo to była już moja rodzina…

Teraz

Teraz

Teraz

Teraz


Trzęsąc głową z powodu niechcianych myśli wstałem i rozejrzałem się po
salonie. Zmierzchało. Włączyłem telewizor i pstrykając po kanałach
zastanawiałem się co los dla mnie przygotował? Dlaczego nie zabrał mnie
z moją rodziną? Czemu akurat doktor był taki dobry i mnie przygarnął?
Tyle pytań… A jeszcze żadnej odpowiedzi……






















background image

21

21

21

21

ROZDZIAŁ 3

Bella


Przetarłam szybko oczy, szacując ich dary. Musiałam być przygotowana.
Było ich sześcioro – ja byłam sama. Najgorsze okazało się to, że wszyscy
byli bardzo utalentowani. Nigdy nie spotkałam się jeszcze z taką niezwykłą
grupą wampirów. Jeden z nich, który wyglądał na osiłka był silniejszy niż
przeciętny wampir. Ta mała, drobna potrafiła przewidywać przyszłość. A
to dopiero początek.

Nie mam szans w walce z nimi. –
pomyślałam przerażona.

Ale w sumie dlaczego tak się tego boję? Przecież moja egzystencja i tak
nie ma sensu.

W każdym razie nie poddam się tak łatwo. –
Ta myśl była bardziej
podobna do mnie.

Oni też mnie zauważyli i chyba nawet ich zaskoczyłam. Zaczęli tworzyć coś
na podobieństwo szyku bojowego. Ten najsilniejszy i najpotężniejszy z
czarnymi loczkami na głowie oczywiście był z przodu.

Przypatrywali mi się. I ja też nie próżnowałam.

Drobna dziewczyna z kruczo czarnymi, nastroszonymi włosami
uśmiechnęła się do mnie. Wyglądała jak chochlik. Tyle, że ona
przewidywała przyszłość. Blondyn, który wyglądał jakby cierpiał, szacował
moje uczucia. Jego dar jest naprawdę uciążliwy. Odczuwanie i
kontrolowanie uczuć może bardzo źle wpłynąć na użytkownika daru.
Staliśmy tak przez chwilę w zawieszeniu. Nikt nie chciał wykonać
pierwszego ruchu. Moją uwagę przykuła blond piękność. Wysoka,
zgrabna, wyglądała jak miss świata. No i oczywiście idealny makijaż, i
wspaniale dobrane ciuchy. Była bardzo nie bezpieczna. Mogła zadawać
ból na wybranej części ciała. Każdy z nich był perfekcyjnie ubrany.

Nagle jeden z nich się do mnie odezwał. Też miał blond włosy. Na jego szyi
przewiązany był elegancki szaliczek. No i potrafił leczyć rany.

- Jestem Carlisle, a to moja rodzina. Esme, Alice, Jasper, Rozalie i Emmet. –
wskazał wszystkich po kolei, a ja wszystkim jeszcze raz się przyjrzałam. – A ty
kim jesteś? – zapytał spokojnie. Nie był wrogo nastawiony.

background image

22

22

22

22

- Bella. Bella Swan. – Ja nie byłam taka ufna.

Mężczyzna spojrzał na mnie trochę zaskoczony. Czyżby mnie znał? Może
słyszał kim jestem i czym się zajmuję?

- Co cię do nas sprowadza?

- Do was nic. Trafiłam tu przypadkiem.

- Polujesz tylko na zwierzęta, czy na ludzi też?

Zauważyłam, że przybliżył się do mnie. Reszta jego rodziny została na
swoim miejscu.

Na pewno to ich przywódca. Może chce ci zamydlić oczy. Miej się na
baczności –
zabrzmiał głos w mojej głowie.

- Tylko na zwierzęta.

- Jesteś tu sama? – znowu się zbliżył.

- Tak. – Te pytania zaczynały mnie wkurzać. Co on ode mnie chce i
dlaczego ciągle do mnie podchodzi?

Wyglądali na naprawdę zgraną rodzinę.
Esme, która miała ciemne gęste włosy też podeszła trochę bliżej. Jej oczy
spoglądały na mnie tak ciepło. Widać było, że przejęła się całą sytuacją.
Mimo, że jej dar jest naprawdę straszny to zachowuje się tak ludzko. Na
pewno tworzy tylko piękne sny, chociaż potrafi też najstraszniejsze
koszmary. Byłam pewna, że jest związana z Carlisle. Można to było
dostrzec bo czułym spojrzeniu pełnego podziwu, że ze mną rozmawia.
Sama się temu dziwiłam.

Dlaczego od razu nie zaatakowali?

Gdy spojrzałam na nich wszystkim widziałam, że każde oddałoby życie za
drugiego. Byli właśnie taką rodzina jaką sama zawsze pragnęłam stworzyć.
Pełną miłości, gotowi podzielić się nią z każdym. Tyle, że ja nie
zasługiwałam na nawet najmniejszy jej kawałek. Od kiedy stałam się
płatnym zabójcą straciłam możliwość należenia do takiej rodziny.
Straciłam szansę, żeby mnie ktoś pokochał. Ja byłam śmiercią.

Pytał mnie dalej, ale ja już go nie słyszałam.

background image

23

23

23

23

Teraz byłam znowu ze swoimi rodzicami. Przypomniałam sobie moje
bezsensowne pytania. Tak bardzo lubiłam z nimi rozmawiać. Pamiętam, że
było mi zawsze bardzo smutno kiedy wychodzili, a ja zostawałam z siostrą
w domu. Później to ja ich opuściłam. Raz na zawsze. I już nigdy do nich nie
wróciłam…

Nagle wróciłam do rzeczywistości. Spojrzałam na mężczyznę przede mną.
Teraz był już na wyciągnięcie ręki, a w moich myślach i sercu cały czas
pozostawała rodzina. Myślałam o tym jak bardzo chciałabym przytulić się
do siostry i pożartować z tatą. Tamci mieli to wszystko. Mieli siebie.

Kolejny już dzisiaj raz zaczęłam bezgłośnie płakać. Następne krwawe
krople spływały po moim policzku.

- Co się stało? Dlaczego płaczesz? – Wydawało mi się, że naprawdę go to
interesowało. Chciał mi jakoś pomóc.

Nie wiem dlaczego, ale mu odpowiedziałam.

- Gdy na was patrzę przypomina mi się moja własna rodzina. Straciłam ją
bezpowrotnie. Jestem sama, a tak bardzo chciałabym mieć kogoś obok
siebie. Chciałabym mieć czyjeś wsparcie. Wiem, że to niemożliwe. Wy to
wszystko macie. Płaczę, bo jestem beznadziejna i zawsze wszystko niszczę.
Nawet siebie.

Gdy to powiedziałam czułam się jeszcze gorzej.

Jesteś żałosna –
skarciłam się w myślach.

Chciałam skończyć ta szopkę i się uspokoić. Musiałam to zrobić. Mimo to
łzy nie przestawały płynąć.

Poczułam, że ktoś przytula mnie niepewnie, bojąc się jak zareaguję.
Spojrzałam na Carlisle i wtuliłam się w jego ramiona. Tak długo tego nie
robiłam. Tak bardzo brakowało mi tego ojcowskiego gestu. Słuchałam
jego kojącego głosu i powoli się uspokajałam.

Po pewnym czasie odsunęłam się od niego zawstydzona swoim
zachowaniem.

Spojrzałam na twarze reszty rodziny. Wszyscy byli bardzo przyjęci i chyba
mi współczuli. Tyle, że ja nie chciałam współczucia.

Nie stali już w szyku bojowym. Byli blisko siebie, a Jasper z czułością
obejmował Alice.

background image

24

24

24

24


- Przepraszam za ten wybuch. Może lepiej już pójdę. - powiedziałam cicho.
Już miałam odchodzić gdy usłyszałam głos Carlisle.

- Zaczekaj! Muszę teraz porozmawiać ze swoją rodziną, ale zaraz do ciebie
wracam. Nie odchodź proszę.

Widziałam jak oddala się w ich kierunku bardzo zamyślony.

































background image

25

25

25

25

Carlisle


Bella Swan stała przede mną zapłakana i zawstydzona. Nigdy nie
spodziewałem się tego widoku.

Znałam jej rodziców. Ją również poznałem gdy była jeszcze małą
dziewczynką. Zawsze była wesoła i uśmiechnięta. Bardzo kochała
rodziców i siostrę. Uwielbiała siadać ojcu na kolanach.

Ona mnie pewnie nie pamięta, ale często mnie zaczepiała i chciała
żebym się z nią bawił. Była bardzo ufna i lubiła poznawać nowych ludzi.

Co teraz się z nią stało?

Słyszałem o tym, że stała się wampirem. Wiem też, że zabijała je dla
pieniędzy. Była płatnym mordercą i dobrze się jej powodziło. Nie
zdawałem sobie sprawy z tego, że była tak samotna i przygnębiona przez
cały czas.

Dlaczego się dziwisz? Miała kochającą rodzinę, a później ją straciła. Nie
miał kto ją wspierać. Też byś się załamał. –
pomyślałem

Nagle wpadłem na świetny pomysł.

Ja jako znajomy jej rodziców powinienem się nią zająć. Tylko że ta decyzja
nie należała tylko do mnie. Musiałem porozmawiać z rodziną.

Na pewno się zgodzą. – Z tą myślą poszedłem do reszty.

- Muszę z wami porozmawiać o czymś bardzo ważnym. Mam nadzieję, że
się zgodzicie.

Wszyscy bardzo zainteresowani odeszli ze mną na bok. Opowiedziałem im
skróconą historię Belli. A przynajmniej tyle ile wiedziałem.

- To straszne. Wiele przeszła. Nie dziwię się, że się załamała. – Alice jak
zwykle była pełna zrozumienia.

- Teraz potrzebuje, żeby ja ktoś wspierał – powiedziała Esme jakby czytała
w moich myślach.

- No właśnie dlatego pomyślałem, że najlepiej będzie jeśli zamieszka z
nami. Oczywiście jeśli się zgodzicie.

background image

26

26

26

26

- A myślisz, że ona się zgodzi? Nie wygląda na ufną. A na pewno nie na
tyle, żeby zostać z obcymi wampirami. Uda Ci się ją przekonać? – spytała
trzeźwo Rosalie.

- Mam nadzieję, że tak. Będzie super. – Mały chochlik już był zadowolony.

- Czyli się zgadzacie, tak? – Musiałem się upewnić.

Wszyscy bez cienia zawahania przytaknęli.

- No dobra, to idę do niej. Trzymajcie kciuki. – Uśmiechnąłem się do nich i
odszedłem do Belli.
































background image

27

27

27

27

Bella


Carlisle rozmawiał ze swoją rodziną. Po twarzach widziałam, że wszyscy są
bardzo poważni. Niestety nie mogłam usłyszeć co mówili. Nagle Alice była
z czegoś bardzo zadowolona.

Po chwile Carlisle wrócił do mnie

- Mam do Ciebie pewną propozycję. Nie musisz już dzisiaj odpowiadać. –
zaczął.

- O co chodzi?

- Chciałbym. Wszyscy chcielibyśmy – poprawił się – żebyś z nami
zamieszkała.

- Co?!

- Wiem, że to trudna decyzja i nie oczekuję, że podejmiesz ją od razu, ale
my możemy dać Ci rodzinę, której tak bardzo pragniesz. Zastanów się nad
tym.

Przed moimi oczami znów stanęła moja ludzka rodzina. Wiem, że chcieliby,
żebym była szczęśliwa. Tylko czy faktycznie taka będę jeśli zamieszkam z
tamtymi? Przecież ja nic o nich nie wiem.

Z drugiej strony nie chce wracać do pustego mieszkania. Nie chce myśleć
o tym co było. Boję się, że złamie swoje nowe postanowienie i znowu
zacznę zabijać.

- Ale, ja was nie znam. Jak mogę się wprowadzić skoro poznaliśmy się
dopiero dzisiaj?

- No, ale przecież możesz nas poznać. Odpowiemy na każde twoje
pytanie. – odpowiedział rzeczowo.

- Wy nic nie wiecie o mnie. Nie znacie mojej przeszłości. Skąd wiecie, że nie
zrobię wam krzywdy?

- Ufam ci – powiedział mi spokojnie. Chyba naprawdę tak myślał.

- Byłam płatnym mordercą. A właściwie cały czas jestem. Zabiłam dzisiaj
dwa wampiry bez chwili namysłu. Dalej chcesz, żebym się do was
wprowadziła.

background image

28

28

28

28


- Tak, bo wiem, że tego żałujesz. Widziałem twoje łzy i wiem, że nic nam nie
zrobisz. Pragniesz tylko wsparcia, a my możemy Ci je dać. Przemyśl to
jeszcze raz.

W mojej głowie było pełno pytań i masa wątpliwości.

Czego oni naprawdę chcą?

Dlaczego się nie boją?

Dlaczego to proponują?

Czy mogą być aż tak mili?

Czy staną się moją rodziną?

Wreszcie cos się zmieniło.

Dlaczego mam się nie zgodzić?
Nie zaryzykować? Nie mam przecież nic do stracenia.

- Dobrze, zamieszkam z wami, ale powiedzmy na razie tylko na tydzień.
Zobaczę jacy jesteście i czy będę do was pastowała. No i najważniejsze
czy nadal mnie będziecie chcieli. Dopiero wtedy podejmę ostateczną
decyzję. Teraz i tak nie mam ochoty wracać.

- To świetnie! – Alice podbiegła i mnie objęła. Byłam bardzo zaskoczona.

- Nie ciesz się tak, jeszcze nie mieszka z nami na stałe. – Blondynka, chyba
Rosalie chciała ostudzić jej zapał, ale chyba jej nie wyszło.

Ja mimo wszystko też się cieszyłam. Ten mały chochlik ma taki urok, że nie
można mu się oprzeć.

- Mamy tylko mały problem – zaczął Jasper i wszyscy się na niego spojrzeli.

- Niby jaki? – spytał Emmet.

W odpowiedzi usłyszeliśmy tylko jedno słowo, imię, które nic mi nie mówiło,
ale widać że było dla nich ważne..

- Edward.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Siła przeznaczenia; Prolog Rozdział3
Siła przeznaczenia; Prolog Rozdział5
Siła przeznaczenia; Prolog Rozdział7
Siła przeznaczenia; Prolog Rozdział1
Siła przeznaczenia; Prolog Rozdział4
Siła przeznaczenia; Prolog Rozdział6
Siła przeznaczenia; Prolog Rozdział4
Siła przeznaczenia; Prolog Rozdział1
Siła przeznaczenia; Prolog Rozdział5
Siła przeznaczenia; Prolog Rozdział2
Siła przeznaczenia; Prolog Rozdział2
Siła przeznaczenia; Prolog Rozdział7
Czas Przeznaczenia prolog rozdziały 1 5
Siła przeznaczenia Prolog
Siła przeznaczenia Prolog
Prolog i rozdział I
Rescued - Prolog i 1 rozdział, Rescued - Ocaleni FF (ZAWIESZONE), Wersja DOC ;)
Prolog + Rozdział 1, Moja twórczość, Wybrana
Pittacus Lore JESTEM NUMEREM CZTERY prolog rozdziały 1 3

więcej podobnych podstron