Anthony de Mello Modlitwa Zaby I

background image

ANTHONY DE MELLO

MODLITWA ŻABY

Tytuł oryginału: The Prayer of the Frog. Vol. I

Copyright 1989 GUJARAT SAHITYA PRAKASH, ANAND. INDIA

Redakcja:

JERZY LECH KONTKOWSKI SJ

Opracowanie:

INGRID KRAINSKA-ROGALA

Projekt okładki: DARIUSZ WIECZOREK

ISBN 83—85304—07—X

Copyright by Wydawnictwo Apostolstwa Modlitwy,

Kraków 1992

background image

SŁOWO WSTĘPNE

Moje pierwsze wspomnienie o Tonym de Mello sięga trzydzieści lat wstecz — a dokładnie do Lonavla, do tego
samego domu, który dużo później stał się domem Instytutu Sadhana.

Tony był wtedy studentem jezuickim, ale zajmował się uczeniem młodzieńców, którzy właśnie ukończyli
nowicjat. Cała grupa przyjechała do willi Św. Stanisława na krótkie wakacje. Pamiętam Tony'ego z grupką
młodzieży, jak ich nazywaliśmy, siedzących pod drzewami obok kuchni i czyszczących warzywa na posiłki w
tym dniu, podczas gdy on raczył to bardzo chłonne audytorium swym niewyczerpanym zasobem opowiadań.

Wiele się od tej pory zdarzyło w życiu nas wszystkich; a sam Tony przeszedł przez niezliczone etapy wzrostu i
przemiany, świeżej kompetencji i nowych zainteresowań, a także skutecznej służby. Lecz zawsze był
nieporównanym gawędziarzem. Niewiele z jego anegdot było oryginalnych, a niektóre nie były nawet zbyt
dowcipne; ale w jego ustach ożywały znaczeniem i trafnością, lub po prostu zabawnością. Jeśli o to chodzi,
każdy temat, którego się dotknął nabierał życia i pochłaniał uwagę.

A teraz jego pożegnalnym podarunkiem dla nas, który z pewnością dołączy do szeregu jego innych bestsellerów
jest „Modlitwa żaby”. Chociaż wyrażał się dość zdawkowo o swym dorobku literackim, był skrupulatny w
przygotowaniu do druku swych utworów. Ostatnią rzeczą, jaką zrobił w Indiach zanim wsiadł na samolot do
Stanów Zjednoczonych, byłospędzenie ponad trzech godzin z wydawcą na szczegółowym przeglądaniu swego
rękopisu. Nie widziałem tego tekstu, ale wiem o jego ostatniej trosce.

Było to wieczorem 30 maja 1987 roku. 2 czerwca znaleziono go martwego na podłodze w jego pokoju w
Nowym Jorku, gdzie zmarł na rozległy atak serca. W międzyczasie znalazł czas, żeby napisać długi list do
bliskiego przyjaciela, mówiąc o wcześniejszych doświadczeniach: „Wszystko to wydaje się należeć do innej
epoki i do innego świata. Stwierdzam, że cale moje zainteresowanie skupia się teraz na czymś innym, na
„świecie ducha” i postrzegam wszystko inne jako błahe i bez znaczenia. Rzeczy, które odgrywały tak wielką rolę
w przeszłości nie wydają się już mieć znaczenia. Rzeczy takie jak te Achaana Chaha, nauczyciela buddyjskiego,
wydają się pochłaniać całą moją uwagę i tracę smak na inne. Czy to złudzenie? Nie wiem. Lecz przedtem nigdy
w życiu nie czułem się tak szczęśliwy, tak wolny...”.

To prawie podsumowuje Tony'ego, jakim był — a także jak inni go postrzegali —w jego ostatnim etapie, zanim
nas tak nagle opuścił, trzy miesiące przed pięćdziesiątymi szóstymi urodzinami. I już teraz narasta wokół niego
literatura, prawdziwa złota legenda, ze świadectwami różnych ludzi rozsianych po całym świecie. Niejeden
stwierdził, że go nigdy nie spotkał, lecz że jego książki wywarły na nim głęboki wpływ. Inni cieszyli się
przywilejem bliskiej więzi uczuciowej. Jeszcze inni na krótko tylko doświadczyli jego słowa mówionego.

Niewielu zgodziłoby się ze wszystkim, co mówił lub czynił, zwłaszcza po tym, jak przekroczył ustalone granice
duchowego poszukiwania — ani też Tony nie oczekiwał uległego posłuchu, lecz czegoś wręcz przeciwnego.
Tym, co pociągało tak wielu w jego osobie i poglądach było właśnie to, że prowokował wszystkich do
zadawania pytań, do poszukiwań, do wydobycia się z utartych schematów myślenia i zachowania, z dala od
stereotypów, i do ośmielenia się bycia naprawdę sobą — na końcu, do szukania coraz większej autentyczności.

Niezłomne poszukiwanie autentyczności — w ten sposób była zawsze odbierana wizja Tony'ego. I to dawało
jego wielopłaszczyznowej osobowości pewną integralność, pewną jedność, która miała swój własny urok isiłę:
godziła przeciwieństwa, nie w napięciu, lecz jako harmonijne połączenie. Był bardzo chętny do zawierania
przyjaźni, do dzielenia się; a jednak czuło się, że był w nim wymiar, który był poza zasięgiem. Potrafił być duszą
towarzystwa, sypiąc niesamowitymi dowcipami, lecz nikt nie był w stanie wątpić w jego niezłomną powagę
celu.

W ciągu tych lat zmieniał się tak bardzo i na tak wiele sposobów, a mimo wszystko były w jego charakterze
cechy stałe, które pozostały niezachwianie na miejscu.

Uderzającym tego przykładem było jego zaangażowanie jako jezuity. Wyszedł daleko poza entuzjastyczną
promocję Ćwiczeń Duchownychwedług oryginalnego zamysłu św. Ignacego, — co było siłą przebicia, która
zyskała mu międzynarodowe uznanie; w gruncie rzeczy, pod koniec wyszedł daleko poza to, co mogłoby być
uznane jako duchowość ignacjańska. Lecz nigdy nie zrezygnował ze swojej jezuickiej tożsamości. Nie było w

background image

tym oczywiście przymusu; prawdopodobnie nie było to również wyrozumowane. Po prostu tak bardzo czuł się
zestrojony z umysłem i sercem Ignacego, ponieważ znał i rozumiał Świętego.

W homilii skierowanej do prowincjałów Jezuitów w Indiach w 1983 r., zanim razem wzięli udział w ostatniej
Kongregacji Generalnej, czyli Kapitule Zakonu, podzielił się z nimi refleksją na temat Ignacego, która była
bardziej odkryciem samego Tony'ego: „Wśród naszych wczesnych Ojców istnieje tradycja, że Bóg dał Ignacemu
łaski i charyzmy, które przeznaczył dla Towarzystwa jako całości i dla każdego poszczególnego jezuity. Gdyby
mnie poproszono, abym dzisiaj wybrał dla siebie i dla naszego Towarzystwa spośród wielu charyzmatów, które
miał Ignacy, bez wahania wybrałbym trzy: jego kontemplację, jego zdolność tworzenia i jego odwagę”.

Parmananda R. Divarkar SJ

4 września 1987

OSTRZEŻENIE

Jest wielką tajemnicą, że chociaż serce ludzkie tęskni za Prawdą, w której jedynie znajduje
wyzwolenie i rozkosz, pierwszą reakcją istot ludzkich na Prawdę jest wrogość i strach. Tak,
więc Nauczyciele duchowi ludzkości, jak Budda i Jezus, stworzyli narzędzie, żeby
przechytrzyć opór swoich słuchaczy: opowiadanie. Wiedzieli, że zwykle sprzeciwiamy się
jakiejś prawdzie, ale nie możemy oprzeć się opowieści. Vyasa, autor Mahabharaty, powiada,
że jeżeli posłuchasz uważnie jakiegoś opowiadania, nigdy już nie będziesz taki sam. To,
dlatego, że opowieść ta wkradnie się do twego serca i obali bariery dzielące cię od boskości.
Nawet, jeśli przeczytasz opowiadanie w tej książce wyłącznie dla rozrywki, nie ma
gwarancji, że któraś opowieść nie prześlizgnie się przez twój system obronny i wybuchnie,
kiedy się tego najmniej spodziewasz. Tak, więc zostałeś ostrzeżony!

Jeśli jesteś wystarczająco nie roztropny, by igrać z oświeceniem, oto co sugeruję:

(A) Noś opowiadanie w swoim umyśle, tak abyś mógł nad nim pomyśleć w wolnych
chwilach. Da ci to szansę popracowania nad swoją podświadomością i odkrycia jego
ukrytego znaczenia. Będziesz wtedy zdziwiony, widząc jak przychodzi do ciebie całkiem
niespodziewanie właśnie wtedy, kiedy potrzebujesz, żeby oświetliło wydarzenie lub sytuację i
przyniosło ci zrozumienie i wewnętrzne uzdrowienie. Wtedy zdasz sobie sprawę, że
wystawiając siebie na działanie tych opowiadań, słuchałeś Kursu Oświecenia, do którego
nie potrzeba żadnego guru oprócz ciebie samego!

(B) Ponieważ każde z tych opowiadań jest objawieniem Prawdy i ponieważ Prawda, ta
pisana przez duże P, oznacza prawdę o tobie, upewnij się, że za każdym razem, kiedy
będziesz czytał opowiadanie skupisz się na szukaniu głębszego zrozumienia siebie samego.
W sposób, w jaki czytałoby się podręcznik medyczny — zastanawiając się, czy ma się któryś
z objawów; a nie jak podręcznik psychologii — myśląc, jakimi typowymi okazami są nasi
przyjaciele. Jeśli ulegniesz pokusie szukania zrozumienia innych, opowiadania te wyrządzą
ci szkodę.

background image

Tak namiętne było umiłowanie prawdy Mułły Nasruddina, że podróżował do odległych miejscowości w
poszukiwaniu badaczy Koranu i nie czuł oporów przed wciąganiem niewiernych na bazarze w dyskusje o
prawdach swej wiary.

Pewnego dnia żona powiedziała mu, jak nieuczciwie ją traktuje — i odkryła, że jej męża zupełnie nie
interesował ten rodzaj Prawdy!

Oczywiście, to jedyny rodzaj, który ma znaczenie. Nasz świat byłby zaiste inny, gdyby ci z
nas, którzy są uczonymi i ideologami, czy to religijnymi, czy świeckimi, mieli to samo
umiłowanie wiedzy o sobie samych, jak to, które okazują swoim teoriom i dogmatom.

„Wyśmienite kazanie” powiedziała parafianka potrząsając ręką kaznodziei. „

Wszystko, co ksiądz powiedział odnosi się do tej, czy innej osoby, którą znam”

Widzicie?

INSTRUKCJA

Opowiadanie najlepiej czytać w porządku, w jakim zostały tutaj ułożone. Nie czytaj więcej niż jedno lub dwa za
jednym razem — to znaczy, jeśli pragniesz uzyskać z nich coś więcej niż rozrywkę.

INFORMACJA

Opowiadania w tej książce pochodzą z różnych krajów, kultur i religii. Należą do duchowego dziedzictwa — i
popularnego humoru — rasy ludzkiej.

Tym, co zrobił autor, było zestawienie ich razem, mając na myśli określony cel. Jego zadanie było takie, jak
tkacza i farbiarza. Nie przypisuje sobie wcale zasługi za bawełnę i nici.

background image

M O D L I T WA

MODLITWA ŻABY

Gdy brat Bruno modlił się pewnej nocy, w modlitwie przeszkodziło mu rechotanie żaby. Wszystkie próby
zignorowania tego dźwięku zawiodły, krzyknął więc głośno przez okno; „Spokój. Właśnie się modlę”.

Ponieważ brat Bruno był świętym, jego rozkaz został natychmiast spełniony. Każde żywe stworzenie zamilkło,
aby zapanowała cisza odpowiednia dla modlitewnego skupienia.

Ale wtedy inny dźwięk przeszkodził modłom Bruna — wewnętrzny głos, który rzeki: „Może Bóg jest tak samo
zadowolony z rechotu żaby, jak z psalmów śpiewanych przez ciebie”. „Co może się Bogu podobać w rechotaniu
żaby?” pogardliwie odparł Bruno. Lecz głos nie poddawał się: „A jak myślisz, dlaczego Bóg wymyślił ten
dźwięk?”.

Bruno postanowił się tego dowiedzieć. Wychylił się wiec przez okno i rozkazał: „Śpiewaj”. Rytmiczne
rechotanie żaby wypełniło powietrze wraz ze śmiesznym akompaniamentem wszystkich żab wokół. I kiedy
Bruno słuchał ich dźwięku, ich głosy przestały go razić; odkrył, że kiedy już się im nie opierał, to tak naprawdę
wzbogaciły one ciszę nocy.

To odkrycie napełniło serce Bruna poczuciem harmonii ze wszechświatem i po raz pierwszy w życiu zrozumiał,
co to znaczy modlić się.

background image

TAŃCZĄCY RABIN

Opowieść chasydzka:

Żydzi z pewnego miasteczka w Rosji niecierpliwie oczekiwali przybycia Rabina. Miało to być wyjątkowe
wydarzenie, spędzili więc wiele czasu przygotowując pytania, które chcieli zadać temu świętemu człowiekowi.

Kiedy Rabin w końcu przybył i spotkał się z nimi na ratuszu, wyczuł atmosferę napięcia, ponieważ wszyscy
czekali gotowi wysłuchać odpowiedzi, których im miał udzielić.

Na początku nic nie rzekł, po prostu spojrzał im w oczy i zanucił natrętnie powracającą melodię. Wkrótce
wszyscy zaczęli ją nucić. Rabin zaczął śpiewać i oni śpiewali wraz z nim. On kołysał się i tańczył, stąpając
rytmicznie i uroczyście; zebrani poszli w jego ślady. Wkrótce tak bardzo zajął ich taniec, że przestało dla nich
istnieć wszystko inne na ziemi. Tak więc każdy z tłumu stał się całością, został uleczony z wewnętrznego
rozproszenia, które zamyka nas na Prawdę.

Minęła prawie godzina, zanim taniec zamarł. Już bez napięcia, które znikło bez śladu, wszyscy zasiedli w ciszy i
spokoju, które wypełniały pokój... Wtedy Rabin wymówił pierwsze słowa tego wieczoru: „Wierzę, że
odpowiedziałem na wasze pytania”.

Zapytano kiedyś pewnego derwisza, dlaczego czci Boga poprzez
taniec. — „Ponieważ czcić Boga oznacza odejście od 1 naszego
„Ja”; taniec zabija jaźń. Gdy ona znika, wszystkie problemy
znikają wraz z nią. Gdzie nie ma naszego „ja”, jest Miłość i jest
Bóg”.

MODLITWA — BALET

Mistrz zasiadł wraz z uczniami na widowni i powiedział: „Słyszeliście wiele modlitw i sami wiele ich
zanosiliście. Dziś wieczór chcę, żebyście zobaczyli modlitwę.

W tym momencie kurtyna się podniosła i balet się rozpoczął.

STOPY SKIEROWANE KU MEKCE

Pewien Sufi święty wyruszył na pielgrzymkę do Mekki. Na obrzeżach miasta położył się na drodze, będąc
bardzo zmęczonym podróżą. Gdy zasypiał, został szorstko zbudzony przez zirytowanego pielgrzyma. „Podczas
gdy wszyscy wierni skłaniają głowy w kierunku Mekki, ty masz stopy skierowane na miejsce spoczynku
świętych relikwii. Go z ciebie za muzułmanin?”.

background image

Sufi nie poruszył się, jedynie otworzył oczy i rzekł: „Bracie, czy mógłbyś wyświadczyć mi przysługę i tak
ułożyć moje stopy, by nie były zwrócone w kierunku Pana?”.

MODLITWA CZCICIELA WISZNU:

„Panie, blagom Cię, przebacz mi moje trzy główne grzechy.
Pierwszy, że wyruszyłem na pielgrzymkę do Twoich licznych
świątyń, niepomny na Twą obecność w każdym zakątku ziemi.
Drugi, że tak często wolalem do Ciebie o pomoc, zapominając, że
Ty bardziej ode mnie troszczysz się o moje dobro; a wreszcie za to,
że jestem tu, aby Cię prosić o przebaczenie wiedząc, że wszystkie
nasze grzechy są przebaczone, jeszcze zanim je popełnimy”.

WYNALAZCA

Po wielu latach pracy, pewien wynalazca odkrył sztukę rozpalania ognia. Wziął swoje narzędzia do pokrytych
śniegiem pomocnych regionów i nauczył tej sztuki jeden z tamtejszych szczepów, a także pokazał im zalety tego
wynalazku. Ludzi tak bardzo pochłonęła ta nowość, że nie podziękowali wynalazcy, który pewnego dnia
cichutko wymknął się z wioski. Ponieważ był on jednym z tak rzadkich stworzeń ludzkich obdarzonych darem
wielkości, nie pragnął, aby go pamiętano, czy uwielbiano. Szukał tylko zadowolenia z tego, że ktoś skorzystał z
dobrodziejstwa jego odkrycia.

Następny szczep do którego się udał, również bardzo pragnął nauczyć się sztuki rozpalania ognia. Ale miejscowi
kapłani, zazdrośni o wpływ wynalazcy na ludność, kazali go zamordować. Aby rozproszyć jakiekolwiek
podejrzenia o zbrodnię, ustawiono portret Wielkiego Wynalazcy na głównym ołtarzu świątyni, ułożono również
liturgię, tak aby imię jego było czczone, a pamięć o nim nigdy nie wygasła. Zadbano z wielką pieczołowitością,
aby ani jedna rubryka liturgii nie została zmieniona czy też pominięta. Narzędzia do rozniecana ognia zostały
umieszczone w relikwiarzu i mówiono, że mają moc uzdrowienia każdego, kto z wiarą położy na nich swoje
ręce.

Najwyższy Kapłan sam podjął się opisać żywot Wynalazcy. Stał się on Świętą Księgą, w której jego pełna
miłości dobroć była stawiana wszystkim za przykład, jego chwalebne czyny były wysławiane, a nadludzka
natura stała się przedmiotem wiary.

Kapłani pilnowali, by Księga była przekazywana przyszłym pokoleniom, podczas gdy oni samorzutnie
interpretowali znaczenie słów wynalazcy i wagę jego świętego życia i śmierci. Równocześnie bezwzględnie
karali śmiercią lub klątwą każdego, kto nie zgadzał się z ich poglądami. Byli tak zajęci obowiązkami religijnymi,
że ludzie zupełnie zapomnieli sztuki rozniecania ognia.

background image

ZMIENIONY W OGIEŃ

Z żywotów Ojców Pustyni:

Opat Lot przyszedł do opata Józefa i rzeki: „ Ojcze, jak mogę przestrzegam mojej r egidy skromności; poszczę,
modlę się, medytuję, utrzymuję ciszę kontemplacyjną i w miarę możliwości odsuwam od siebie źle myśli. Cóż
więcej mogę zrobić?”

W odpowiedzi na to starszy kapłan wstał, wyciągnął ramię ku niebu, jego palce stały się jak dziesięć płomyków i
odparł: „ Możesz całkowicie przemienić się w ogień”.

MODLITWA ŁATACZA OBUWIA

Łatacz starego obuwia przyszedł do Rabina Izaaka z Ger i rzekł: „Powiedz mi, co mam zrobić z moją poranną
modlitwą. Moi klienci to biedacy, którzy mają tylko jedną parę butów. Biorę je późno wieczór i naprawiam
niemal całą noc. O świcie wciąż jest mnóstwo roboty do wykonania, jeśli biedacy mają otrzymać naprawione
buty przed pójściem do pracy. Pytam wiec, co mam zrobić z moją poranną modlitwą

„Co robiłeś do tej pory?” zapytał Rabin

„Czasem szybko ją odmawiam i wracam do pracy, ale wtedy mam uczucie, że coś w mojej modlitwie było nie
tak. Innym razem pozwalam, by minęła godzina jej odmawiania. Wtedy też mam uczucie straty i od czasu do
czasu, gdy wznoszę młotek nad butami, prawie słyszę westchnienie płynące z głębi serca: „Jakim jestem
nieszczęśliwym człowiekiem, że nie mogę odmówić porannej modlitwy”.

Na to Rabin odparł: „Gdybym był Bogiem, ważniejsze byłoby dla mnie to westchnienie, niż modlitwa”.

MODLITEWNY ALFABET

Opowiadanie chasydzkie:

Ubogi farmer wracając późnym wieczorem z rynku do domu, znalazł się na drodze bez swojego modlitewnika.
Koła jego wozu odpadły w samym środku lasu, więc zmartwił się, że dzień ten będzie musiał upłynąć bez
odmówienia przez niego modlitwy.

Ułożył więc następującą: „Panie, uczyniłem coś bardzo głupiego. Opuściłem dom dziś rano bez mojego
modlitewnika, a pamięć zawodzi mnie tak często, że nie mogę bez niego odmówić ani jednej modlitwy.
Postanowiłem więc, że pięć razy wolno wyrecytuję alfabet, a Ty, który znasz wszystkie modlitwy poskładasz
razem litery alfabetu, aby stworzyły modlitwę, której słów nie pamiętam.

background image

I rzekł Pan do swoich aniołów: „Ze wszystkich modlitw, które dzisiaj usłyszałem, ta jedna była niewątpliwie
najlepsza, ponieważ płynęła z prostego i szczerego serca”.

ZAJĘCIEM BOGA JEST PRZEBACZANIE

Istnieje zwyczaj wśród katolików, aby wyznawać swe grzechy kapłanowi i otrzymać od niego rozgrzeszenie,
jako znak Bożego przebaczenia. Ale zbyt często zagraża tu niebezpieczeństwo, że grzesznicy użyją tego, jako
pewnego rodzaju gwarancji, jakiegoś zaświadczenia, które uchroni ich przed Boską karą. Tak więc pokładają
więcej ufności w rozgrzeszenie kapłana, niż w litości Boga.

Oto co renesansowy włoski malarz Perugino postanowił umierając. Zdecydował się, że się nie wyspowiada, jeśli
ma to być uczynione ze strachu i aby ocalić własną skórę. Byłoby to świętokradztwem i zniewagą dla Boga.

Jego żona, która nic nie wiedziała o wewnętrznym postanowieniu męża, kiedyś zapytała go czy nie obawia się
umrzeć bez spowiedzi. Perugino odrzekł: „Spójrz na to z tej strony, moja droga. Zadaniem Boga jest
przebaczanie i jeżeli jest dobry w swej pracy, tak jak ja byłem w mojej, nie widzę powodu do obaw”.

NARADA NOSI NACZYNIE Z MLEKIEM

Indyjski mędrzec Narada był gorliwym wyznawcą boga Hari. Jego wiara była tak wielka, że pewnego dnia
doszedł do wniosku, iż na całym świecie nie ma nikogo, kto by kochał Hari bardziej niż on.

Bóg odczytał to w jego sercu i rzekł: „Narado, idź do miasta na brzegu Gangesu. Żyje tam jeden z moich
wyznawców. Zamieszkanie z nim dobrze ci zrobi”.

Narada poszedł i znalazł wieśniaka, który wstawał wcześnie rano, wymawiał imię boga Hari tylko raz, potem
brał pług i szedł w pole, gdzie pracował cały dzień. Tuż przed zaśnięciem wymawiał imię Hari raz jeszcze.
Narada pomyślał: „Jak ten prostak może być czcicielem boga? Widzę go pogrążonego co dzień w swoich
ziemskich sprawach”.

Wtedy Pan rzekł do Narady: „Wypełnij naczynie mlekiem aż po brzegi i przejdź z nim dookoła miasta. Potem
wróć, nie uroniwszy ani kropli”.

Narada uczynił tak, jak Pan mu kazał.

„Ile razy wspomniałeś mnie podczas swego spaceru dookoła miasta?” zapytał Hari.

„Ani razu, Panie”, odparł Narada. „Jak mogłem to uczynić, skoro powiedziałeś mi, bym uważał na naczynie z
mlekiem”.

background image

Na to bóg odrzekł: „To naczynie tak bardzo zajęło twoją uwagę, że całkiem o mnie zapomniałeś. Lecz spójrz na
tego wieśniaka — chociaż jest obarczony troską o wyżywienie rodziny, pamięta o mnie dwa razy dziennie”.

POMOC DLA WIOSKI

Kapłan z wioski był świętym człowiekiem, więc za każdym razem, gdy ludzie byli w kłopotach, uciekali się do
niego. Wtedy krył się w pewnym miejscu w lesie i odmawiał specjalną modlitwę. Bóg zawsze go wysłuchiwał i
pomagał wiosce.

Gdy kapłan umarł i wieśniacy znów mieli kłopoty, zwrócili się o pomoc do jego następcy, który nie był
człowiekiem świętym, lecz znał sekret tego szczególnego miejsca w lesie i znał też ową specjalną modlitwę.
Rzekł więc: „Panie, wiesz, że brak mi świętości, ale z pewnością nie masz zamiaru wykorzystać tego przeciwko
ludziom z mojej wioski. Przyjdź nam z pomocą”.

I Bóg wysłuchał go i pomagał wiosce.

Kiedy z kolei ten kapłan umarł i wieśniacy mieli problemy, zwrócili się o pomoc do jego następcy, który znał
specjalną modlitwę, ale nie wiedział, gdzie jest to szczególne miejsce w lesie. Powiedział więc: „Co znaczą dla
Ciebie miejsca, Panie? Czyż każde miejsce nie jest uświęcone przez Twoją obecność? Wysłuchaj więc mej
modlitwy i przyjdź nam z pomocą” I znów Bóg spełniał jego prośbę i pomagał wiosce.

Gdy ten kapłan zmarł i wieśniacy byli w potrzebie, zwrócili się do jego następcy, który nie znał ani modlitwy,
ani też sekretnego miejsca w lesie.

Rzekł więc ów kapłan: „To nie formę zanoszonych modlitw cenisz, Panie, ale wołanie serca potrzebującego
ratunku. Wysłuchaj mojej modlitwy i przybądź nam z pomocą”. I raz jeszcze Bóg wysłuchał modlitwy i zsyłał
swą pomoc.

Po śmierci tego kapłana, gdy wieśniacy znów mieli kłopoty, zwrócili się do jego następcy. Lecz ten kapłan
bardziej troszczył się o dobra doczesne niż o modlitwę. Zwykł więc mawiać: „Jakim Bogiem jesteś, że będąc w
stanie rozwiązywać absolutnie każdy problem, który Ty sam stworzyłeś, nie robisz nic, dopóki nie zobaczysz
nas na kolanach żebrzących i błagających?”

Następnie wracał do przerwanego zajęcia. I raz jeszcze Bóg wysłuchał jego głosu i pomagał wiosce.

background image

CZY MODLITWA MOŻE WPŁYWAĆ NA POGODĘ?

Starsza kobieta, która była zapalonym ogrodnikiem, oświadczyła, że absolutnie nie wierzy przepowiedniom,
jakoby pewnego dnia naukowcy nauczyli się wpływać na pogodę. Według niej tylko modlitwa mogła mieć na to
wpływ.

Kiedyś, pewnego lata, gdy przebywała na zagranicznej wycieczce, susza nawiedziła ziemię i zniszczyła cały jej
ogród. Po powrocie kobieta tak bardzo się zmartwiła, że zmieniła swoją religię.

A powinna była zmienić swoje niemądre przekonania.

SPÓŹNIONA ODPOWIEDZ Z LAKSHMI

Nie ma pożytku z wysłuchania naszych modlitw, jeżeli nie są one wysłuchane we właściwym
czasie.

W starożytnych Indiach zgromadzono wielkie zapasy żywności dzięki wedyjskim obrządkom, o których
mówiono, że były tak naukowe w swej postaci, iż kiedy mędrcy modlili się o deszcz, nigdy nie następowała
susza.

Tak więc pewien człowiek zaczął się modlić według tych obrządków, do bogini Lakshmi, błagając ją, by
uczyniła go bogatym.

Modlił się bez rezultatu przez dziesięć długich lat, a po upływie tego czasu zdał sobie nagle sprawę ze złudnej
natury bogactwa i rozpoczął w Himalajach życie ascety.

Pewnego dnia siedział medytując, a gdy otworzył oczy zobaczył przed sobą niezwykle piękną kobietę, lśniącą
jakby była ze złota.

„Kim jesteś i co tu robisz?” — zapytał.

„Jam jest bogini Lakshmi, do której zanosiłeś modły przez dwanaście lat”, rzekła kobieta. „Ukazałam ci się, aby
spełnić twoje pragnienie”.

„O, bogini”, wykrzyknął ów człowiek. „Od tego czasu poznałem błogosławieństwo medytacji i przestałem
pragnąć bogactw. Przyszłaś za późno. Powiedz, czemu tak długo zwlekałaś z przybyciem?”.

Bogini odparła: „Prawdę mówiąc, zgodnie z naturą tych obrzędów, które tak wiernie wypełniałeś, całkowicie
zasłużyłeś na bogactwo. Ale kochając cię i pragnąc twego dobra, zmieniłam charakter rytuałów”.

Jeżeli miałbyś wybór, co byś wolał:
wypełnienie swej prośby,
czy łaskę pokoju
niezależnie od tego, czy zostałoby ci to dane, czy nie.

background image

MODLITWA DZIECI

Pewnego dnia mufla Nasruddin ujrzał dyrektora wielkiej szkoły, idącego na czele grupki dzieci w kierunku
meczetu.

„Po co je tam zabierasz?” spytał.

„Panuje susza”, odparł nauczyciel, „i wierzymy, że wołanie niewinnych poruszy serce Najwyższego”.

„Nie liczy się płacz winnych czy niewinnych, lecz mądrość i świadomość” rzekł mułła.

„Jak śmiesz wypowiadać podobne bluźnierstwa przy dzieciach” wykrzyknął nauczyciel. „Udowodnij, że to co
powiedziałeś jest prawdą, albo zostaniesz uznany za heretyka”.

„Proszę bardzo”, odparł mułła. „Jeżeli modlitwy dzieci byłyby tak ważne, nie ostałby się na ziemi ani jeden
nauczyciel, ponieważ nie ma dla dzieci rzeczy bardziej nielubianej od szkoły. Powodem dla którego żyjesz,
pomimo ich modlitw, jest to, że my, którzy lepiej od nich wiemy, co jest dobre, zatrzymaliśmy cię tam, gdzie
jesteś”.27

POTWORNY NUDZIARZ

Stary pobożny człowiek modlił się pięć razy dziennie, podczas gdy jego wspólnik w interesach nigdy nie
wstępował do kościoła. W dniu swoich osiemdziesiątych urodzin stary człowiek tak się zwrócił do Boga:

„O Panie nasz, Boże. Od mej młodości nie minął dzień, abym nie wstąpił do kościoła i nie pomodlił się pięć razy
dziennie. Każde posunięcie, każda decyzja ważna lub bez znaczenia była podejmowana z Twoim imieniem na
ustach. I teraz na starość podwoiłem pobożne praktyki i modlę się bez końca dzień i noc. Lecz jestem biedny jak
mysz kościelna. A spójrz na mego wspólnika. Pije i gra w karty i nawet na starość zadaje się z kobietami o złej
reputacji, a żyje w dobrobycie. Wątpię, czy kiedykolwiek choć jedna modlitwa pojawiła się na jego ustach.
Panie, nie proszę o karę dla niego, bo to by było nie po chrześcijańsku, ale powiedz mi dlaczego, dlaczego...
pozwoliłeś, aby jemu dobrze się powodziło, a mnie tak potraktowałeś?”.

Odrzekł mu Bóg: „Ponieważ jesteś takim potwornym nudziarzem”.

Reguła w klasztorze nie brzmiała: „Nie mów”, lecz „Nie odzywaj
się, chyba że możesz ulepszyć ciszę”.
Czyż nie można tego samego powiedzieć o modlitwie?

background image

O MODLITWIE I MODLĄCYCH SIĘ

Babcia: „Czy modlisz się co wieczór Wnuczek: „Tak, oczywiście”.

„I każdego ranka?”

„Nie. W dzień się nie boję”.

*

*

*

Po wojnie stara pobożna kobieta powiedziała: „Bóg był dla mnie bardzo dobry. Modliliśmy się wciąż od nowa i
od nowa, więc wszystkie bomby spadały na drugą stronę miasta”.

*

*

*

Hitlerowska dyskryminacja Żydów była tak nie do zniesienia, że dwaj Żydzi postanowili zgładzić Hitlera.
Stanęli na czatach z gotowymi karabinami, w miejscu koło którego, wedle ich wiadomości, miał przechodzić
Fuhrer. Spóźniał się trochę i straszna myśl przyszła nagle Samuelowi do głowy. „Jozue”, rzekł „odmów
modlitwę, aby temu człowiekowi nic się nie stało”.

*

*

*

Mieli oni zwyczaj zapraszać swą pobożną ciotkę, by jechała z nimi na coroczny piknik. Tym razem o tym
zapomnieli. Gdy w końcu zaproszenie nadeszło w ostatniej chwili, ciotka powiedziała: „Jest za późno, modliłam
się już o deszcz”.

CZYM MOGĘ CI POMÓC?

Pewien kapłan obserwował kobietę, siedzącą w pustym kościele, z głową ukrytą w dłoniach.

Minęła godzina. Potem dwie. Ona wciąż tam była.

background image

Myśląc, że jest ona nieszczęśliwą duszą potrzebującą pomocy, kapłan podszedł do niej i rzekł: „Czy mogę ci w
jakiś sposób pomóc?”

„Nie, dziękuję Ojcze”, odrzekła. „Właśnie otrzymywałam całą pomoc jakiej potrzebowałam”.

Dopóki się nie wtrąciłeś.

OBAJ SŁUCHAJĄ ŻADEN NIE MÓWI

Pewien stary człowiek zwykł siadywać w kościele bez ruchu i trwać tak długie godziny. Jednego razu kapłan
zapytał go, o czym Bóg do niego mówi.

„Bóg nie mówi. On po prostu słucha”, brzmiała odpowiedź.

„A więc o czym ty do Niego mówiłeś?”

„Ja również nie zabierałem głosu; po prostu słuchałem”.

Cztery etapy modlitwy:
Ja mówię, ty słuchasz.
Ty mówisz, ja słucham. „,
Żaden nie mówi, obaj słuchamy.
Żaden nie mówi, żaden nie słucha: panuje cisza

SZTUKA MODLITWY

Sufl Bayazid Bistami opisuje swoje postępy w sztuce modlenia się, w następujący sposób: „Gdy po raz pierwszy
zwiedzałem świątynię Kaaba w Mekce, zobaczyłem budowlę. Za drugim razem zobaczyłem Pana świątyni. Za
trzecim—nie ujrzałem ani świątyni, ani jej Pana”.

background image

AKBAR W CZASIE NAMAAZ

Pewnego dnia mongolski cesarz Akbar polował w lesie. Gdy nadszedł czas wieczornej modlitwy, zsiadł z konia,
rozpostarł swą matę na ziemi i ukląkł, aby modlić się, tak jak wszyscy inni pobożni muzułmanie.

A było to dokładnie w tym czasie, gdy pewna wieśniaczka zatrwożona zniknięciem swego męża, który wyjechał
rankiem z domu i jeszcze nie powrócił, przebiegła obok niespokojnie poszukując go. W swoim zatroskaniu nie
zauważyła klęczącego cesarza i potknęła się o niego, potem wstała i bez słowa przeprosin, pobiegła dalej w las.

Akbar był rozdrażniony tą przerwą w modlitwie, lecz będąc dobrym muzułmaninem, dostosował się do reguły,
aby nie odzywać się podczas modłów namaaz.

Gdy prawie skończył się modlić, powróciła kobieta ciesząc się z towarzystwa swojego męża, którego odnalazła.
Była zdziwiona i przestraszona widząc cesarza wraz ze świtą. Akbar dał ujście swej złości na nią i krzyknął:
„Wyjaśnij swoje lekceważące zachowanie, albo zostaniesz ukarana”.

Kobieta nagle przestała się bać, spojrzała cesarzowi w oczy i rzekła: „Wasza Wysokość, byłam tak pochłonięta
myślami o moim mężu, że cię nie zobaczyłam, nawet wtedy kiedy, jak mówisz, potknęłam się o ciebie. Skoro
byłeś zajęty modlitwą, a więc tym, co jest nieskończenie ważniejsze od mojego męża, jak to się stało, że mnie
zauważyłeś?”.

Zawstydzony cesarz nie odpowiedział ani słowa, a później wyznał przyjaciołom, że wieśniaczka, która nie była
ani uczonym, ani mułłą, nauczyła go znaczenia modlitwy.

ZŁY BYK

Kiedyś, gdy Mistrz modlił się, uczniowie podeszli do niego i rzekli: „Panie, naucz nas jak się modlić”. Oto co im
odpowiedział...

Pewnego razu dwaj mężczyźni wędrowali przez pole, gdy zobaczyli złego byka. Natychmiast rzucili się w
kierunku najbliższego ogrodzenia, ścigani przez rozdrażnione zwierzę. Wkrótce stało się jasne, że nie uda im się
uciec, więc jeden z nich krzyknął do drugiego: „Stało się. Nic nas nie może ocalić. Módl się. Szybko”.

Ten odkrzyknął: „Nigdy w życiu się nie modliłem i nie mam modlitwy na tę okazję”.

„Nie szkodzi. Byk już nas dogania. Jakakolwiek modlitwa wystarczy”.

„Dobrze, więc powiem tą, którą mój ojciec zwykł odmawiać przed posiłkami: Za to, co właśnie mamy otrzymać,
uczyń nas, Panie, naprawdę wdzięcznymi”.

Nic nie przewyższy świętości tych,
którzy nauczyli się absolutnej akceptacji
wszystkiego co istnieje.
W grze w karty zwanej życiem, jeden jest ręką, drugi jest
rozdaniem, zgodnie z ich najlepszymi zdolnościami.
Tym, którzy nalegają, aby grać,

background image

nie dano być ręką, ale tymi, którzy są rozdaniem
— oto niepowodzenia życia.
Nikt nas nie pyta, czy będziemy grać.
Tu nie ma wyboru. Grać musimy.
Pytanie tylko jak.

MODLITWA — AKCEPTACJA ŻYCIA

Pewien rabin zapytał kiedyś ucznia, co go trapi.

„Moje ubóstwo”, brzmiała odpowiedź. „Tak nieszczęsne jest me istnienie, że ledwo mogę się modlić i
rozmyślać”.

„Obecnie” odparł rabbi, „najlepsza modlitwa i rozmyślanie polega na akceptacji życia dokładnie takim, jakim
ono jest”

W ZIMOWY DZIEŃ MARZNĘ

Pewnego bardzo zimnego dnia, rabin i jego uczniowie byli zebrani wokół ogniska.

Jeden z uczniów odwołując się do nauk swego mistrza rzekł: „W tak mroźny dzień jak dziś, dokładnie wiem, co
czynić”.

„Co takiego?” zapytali pozostali.

„Zachować ciepło. A jeżeli to niemożliwe, to nadal wiem co robić”.

„Mianowicie?”

„Marznąć”.

Obecna rzeczywistość nie może być naprawdę
odrzucona lub zaakceptowana.
Uciekać od niej
to tak, jak uciekać od własnych stóp.
Zaakceptować ją
to tak. jak całować własne usta.

background image

Wszystko czego Ci trzeba
to widzieć, rozumieć i trwać w pokoju.

ZAPRZYJAŹNIAJĄC SIĘ ZE SMOKIEM

Pewien człowiek poszedł do psychiatry. Co noc we śnie był nawiedzany przez trzygłowego smoka wysokiego na
dwanaście stóp. Człowiek ten był kłębkiem nerwów, nie mógł spać i był na granicy całkowitego załamania.
Myślał nawet o samobójstwie.

„Sądzę, że mogę Ci pomóc”, rzekł psychiatra, „ale muszę Cię ostrzec, że potrwa to rok lub dwa i będzie
kosztować trzy tysiące dolarów”.

„Trzy tysiące dolarów!”, wykrzyknął pacjent. „Mowy nie ma. Pójdę do domu i spróbuję się z tym smokiem
zaprzyjaźnić”.

*

*

*

Sąsiedzi namówili muzułmańskiego mistyka Farida, aby poszedł do pałacu w Delhi i poprosił Akbara o łaskę dla
całej wioski. Farid poszedł na dwór. Okazało się, że cesarz właśnie trwa na modlitwie.

Gdy Akbar w końcu nadszedł, Farid spytał: „Jakie modły zanosiłeś?”

„Modliłem się, aby Najłaskawszy zesłał na mnie powodzenie, bogactwo i długie życie”, brzmiała odpowiedź.

Farid szybko pożegnał cesarza i odszedł mówiąc: „Przyszedłem spotkać się z cesarzem, a znalazłem tu żebraka
takiego samego jak inni”.

BÓG JEST TAM, NA ZEWNĄTRZ

Żyła sobie kiedyś kobieta, która była religijna, pobożna i pełna miłości do Boga. Każdego ranka chodziła do
kościoła. Po drodze dzieci wołały do niej, zaczepiali ją żebracy, ale ona była zatopiona w swej pobożności, że
nawet ich nie widziała.

Otóż pewnego dnia szła sobie ulicą w swój zwykły sposób i przyszła do kościoła akurat na nabożeństwo.
Pchnęła drzwi, ale ani drgnęły. Pchnęła mocniej — okazało się, że drzwi są zamknięte.

background image

Strapiona myślą, że opuści nabożeństwo po raz pierwszy od wielu lat, nie wiedząc co czynić, spojrzała w górę. I
tam, dokładnie nad sobą zobaczyła kartkę przypiętą na drzwiach.

Było na niej napisane: „Jestem tam, na zewnątrz”.

*

*

*

Mówiono o pewnym świętym, że za każdym razem, gdy wychodził z domu, aby wypełniać swe religijne
obowiązki zwykł mawiać: „A teraz żegnaj, Panie. Wychodzę do kościoła”.

MNICH I PTAK

Kiedyś spacerując po klasztornych gruntach, pewien mnich usłyszał śpiew ptaka.

Słuchał oczarowany. Wydawało mu się, że jeszcze nigdy, ale tak naprawdę, nie słyszał śpiewu ptaka.

Gdy śpiew ustał, wrócił do klasztoru i odkrył, ku swemu zdziwieniu, że był obcym dla swych braci mnichów, a
oni dla niego.

Dopiero stopniowo i oni, i on odkryli, że powracał po całych stuleciach. Ponieważ jego słuchanie było absolutne,
czas zatrzymał się i on wślizgnął się do wieczności.

Modlitwa staje się doskonalą,
gdy ponadczasowe zostaje odkryte.
Niekończące się jest odkryte
przez jasność spostrzegania.
Spostrzeganie staje się jasne,
gdy jest całkowicie wolne
od z góry wyrobionych sądów
i wszelakich rozważań
nad osobistą stratą i zyskiem.
Wtedy nadprzyrodzone
jest widziane i serce wypełnia się zachwytem.

background image

ZDEJMUJĄC Z OCZU OPASKĘ

Gdy Mistrz zaprosił gubernatora prowincji, aby zajął się medytacją, a ten odparł, że jest zbyt zajęty, Mistrz dał
mu taką odpowiedź:

„Przypominasz mi człowieka, idącego w głąb dżungli z zawiązanymi oczami i zbyt zajętego, aby zdjąć opaskę z
oczu”.

Kiedy gubernator narzekał na brak czasu, Mistrz powiedział: „Jeśli myślisz, że medytacja nie może być
ćwiczona z powodu braku czasu, jesteś w błędzie. Prawdziwym powodem jest niepokój umysłu”.

NOGI NA BIURKU

Specjalista od wydajności pracy przygotował swój raport dla Henry'go Forda. „Jak pan widzi, raport jest bardzo
pochlebny, z wyjątkiem tego człowieka na dole w korytarzu. Za każdym razem, gdy go mijam, siedzi z nogami
na biurku, marnując pana pieniądze”.

Ford odrzekł: „Ten człowiek miał kiedyś pomysł, dzięki któremu zarobiliśmy fortunę. W tamtym czasie, o ile
dobrze pamiętam, jego nogi były dokładnie tam, gdzie są teraz”.

Był sobie pewien bardzo zmęczony drwal, który wciąż tracił czas i
energię, tnąc drzewo tępą siekierą, ponieważ, jak mówił, nie miał
czasu jej naostrzyć.

LEŚNY KOŚCIÓŁ

Pewnego razu był sobie las, w którym ptaki śpiewały w dzień, a w nocy było słychać głosy owadów. Drzewa
bujnie się rozrastały, kwiaty kwitły i wszystkie rodzaje stworzeń wędrowały sobie na wolności.

I wszyscy, którzy wchodzili w ten las, byli prowadzeni do Samotności — tego domu Boga, który znajduje się w
ciszy Natury i w jej pięknie.

Ale wtedy nadszedł Wiek Świadomości, gdy w końcu ludzie nauczyli się wznosić budynki wysokie na tysiąc
stóp, niszczyć rzeki i lasy i góry w ciągu miesiąca. Tak więc zbudowano świątynie z drzewa z lasu i z kamieni, z
ziemi na której rósł las. Wieżyczki, wieże i minarety wznosiły się wysoko w niebo, powietrze było nasycone
dźwiękiem dzwonów, modlitwą, śpiewem i kazaniami.

I nagle Bóg pozostał bez domu.

background image

Bóg ukrywa rzeczy, stawiając je przed naszymi oczami.

Słuchajcie. Posłuchajcie pieśni ptaka,
wiatru wśród drzew,
ryku oceanu;
spójrzcie na drzewo, na spadający liść, na kwiat,
jakbyście je widzieli po raz pierwszy.
Możecie nagle nawiązać kontakt
z Rzeczywistością,
z tym Rajem,
z którego my,
wychodząc z wieku dziecięcego
jesteśmy wyłączeni przez naszą wiedzę.
Hinduski mistyk Saraha mówi:
„Poznajcie smak tego zapachu,
którym jest brak wiedzy.”

background image

Ś W I A D O M O Ś Ć

FILARY RELIGII

Na ziemi wybuchło wielkie prześladowanie religijne i trzy filary religii: Pismo św., Modlitwa i Miłosierdzie
stanęły przed Bogiem, aby wyrazić swą obawę, że gdyby religia została zniszczona, one przestałyby istnieć.

„Nie ma się o co martwić”, rzekł Pan. „Zamierzam wysłać na ziemię Tego, który jest większy od was
wszystkich”.

„Jakim imieniem nazwano tego Wielkiego?”

„Samo -wiedza”, odparł Bóg. „Uczyni Ona rzeczy większe, niż któreś z was kiedykolwiek uczyniło”.

TRZEJ MĘDRCY

Trzej mędrcy wyruszyli w podróż, bo choć w ich kraju uważano ich za mądrych, byli na tyle pokorni, że żywili
nadzieję, iż w podróży wzbogacą swą wiedzę.

Ledwo wkroczyli do sąsiedniego kraju, zobaczyli w oddali wieżowiec. Cóż to może być? pytali siebie
nawzajem. Nasuwała się oczywista odpowiedź: idź i dowiedz się. Lecz nie, to mogłoby być zbyt niebezpieczne.
Przypuśćmy, że jest to coś, co wybucha, gdy ktoś się zbliża. Z pewnością mądrzej było zdecydować, co to jest,

background image

przed odkryciem prawdy. Wysuwano różne teorie, analizowano je i na podstawie dotychczasowych
doświadczeń, odrzucano. W końcu postanowiono, również na podstawie doświadczenia, którego wiele zdobyli
w życiu, że obiekt ten czymkolwiek jest, mógł być wzniesiony jedynie przez olbrzymów.

Z tego wywnioskowali, że bezpieczniej będzie zupełnie unikać tego kraju. Wrócili więc do domu, wzbogaciwszy
swą wiedzę o to doświadczenie.

Założenia wpływają na Obserwację.
Obserwacja rodzi Przekonanie.
Przekonanie wywołuje Doświadczenie.
Doświadczenie pobudza Zachowanie,
które, z kolei, potwierdza Założenia.

LOT MYŚLIWYCH

Założenia:

Grupa myśliwych wynajęła mały samolot, aby zabrał ich w zalesione tereny. Dwa tygodnie później pilot
przyleciał, aby ich zabrać z powrotem. Rzucił okiem na zwierzęta, które ustrzelili i powiedział: „Ten samolot nie
zabierze więcej, niż jednego dzikiego bizona. Będziecie musieli resztę zostawić”.

„Ale w tamtym roku pilot pozwolił nam zabrać do samolotu dwa bizony tej wielkości” zaprotestowali.

Pilot powątpiewał, ale w końcu rzekł: „No cóż, jeżeli zrobiliście to w zeszłym roku, myślę, że i teraz się uda”.

I samolot wystartował wraz z trzema osobami i dwoma bizonami. Ale nie mógł wznieść się na odpowiednią
wysokość i rozbił się o sąsiednie wzniesienie. Mężczyźni z trudem wydostali się z wraku i rozejrzeli się. Jeden
myśliwy powiedział do drugiego: „Jak myślisz, gdzie jesteśmy?” Ten dokładnie spojrzał wokół i odpowiedział:
„Myślę, że jesteśmy około dwie mile na lewo od miejsca, w którym rozbiliśmy się rok temu”.

MÓJ WUJEK JERZY

I jeszcze więcej założeń:

Pewne małżeństwo wracało z pogrzebu wujka Jerzego, który mieszkał z nimi przez dwadzieścia lat i był tak
uprzykszony, że prawie mu się udało rozbić ich małżeństwo.

„Jest coś o czym muszę Ci powiedzieć, kochanie”, rzekł mąż. „Gdyby nie moja miłość do Ciebie, nie
wytrzymałbym, z tym twoim wujkiem, ani jednego dnia”.

background image

„Z moim wujkiem?” wykrzyknęła żona z odrazą. „Myślałam, że on jest twoim wujkiem”.

GŁÓD SPOWODOWANY POGŁOSKĄ

Latem 1946 roku wzdłuż całej prowincji pewnego południowoamerykańskiego kraju, rozeszła się pogłoska o
zagrażającym głodzie. W rzeczywistości zapowiadały się dobre zbiory, a pogoda była wprost wymarzona dla
rekordowych żniw. Lecz wieść rozprzestrzeniała się z taką siłą, że dwadzieścia tysięcy drobnych farmerów
porzuciło swą ziemię i skryło się w miastach. Z tego powodu zbiory się nie udały, tysiące ludzi przymierało
głodem i pogłoska okazała się prawdziwa.

PAPIESKA PANTOMIMA

Wiele, wiele lat temu, aż w średniowieczu, doradcy papieża namówili go, aby wygnał Żydów z Rzymu. Kto to
widział, mówili, żeby ci ludzie żyli sobie spokojnie w samym sercu katolicyzmu. Zatem sformułowano i
obwieszczono edykt, ku wielkiemu zdziwieniu Żydów, którzy wiedzieli, że gdziekolwiek by nie poszli, ich los
będzie gorszy, niż ten wyznaczony im w Rzymie. Zwrócili się więc z prośbą do papieża, aby jeszcze raz
rozpatrzył edykt. Papież, będąc prawym człowiekiem, złożył im uczciwą propozycję: niech Żydzi wyznaczą
kogoś do dysputy z nim, za pomocą gestów. Jeżeli ich rzecznik wygra, Żydzi będą mogli zostać.

Tak więc Żydzi spotkali się, aby rozważyć propozycję. Odrzucenie jej oznaczało wygnanie z Rzymu, aprobata
równała się szukaniu pewnej porażki, bo któż mógłby wygrać debatę, w której papież miał być i uczestnikiem i
sędzią? Lecz nie pozostawało nic innego, jak propozycję przyjąć. Nie mogli tylko znaleźć chętnego do debaty z
papieżem. Perspektywa, dźwigania na swych barkach losu wszystkich Żydów, była zbyt zniechęcająca.

Otóż, gdy odźwierny w synagodze usłyszał o co chodzi, stanął przed głównym rabinem i zgłosił swoją
kandydaturę jako reprezentanta swych współbraci w debacie. „Odźwierny?” rzekli inni rabini, kiedy to usłyszeli,
„To niemożliwe”.

„No cóż”, odparł główny rabin, „nie ma chętnych wśród nas. Albo odźwierny, albo nie będzie debaty”.

Tak więc z powodu braku kogoś innego, wyznaczono odźwiernego synagogi do debaty z papieżem.

Gdy ów wielki dzień nadszedł, papież zasiadł na tronie na placu św. Piotra, otoczony swoimi kardynałami, na
wprost tłumu biskupów, kapłanów i wiernych. W tym momencie przybyła skromna delegacja żydowska, w
swych czarnych szatach, z długimi brodami, z odźwiernym kroczącym w środku miedzy nimi.

Papież zwrócił się w kierunku odźwiernego i debata się rozpoczęła. Najpierw papież uroczyście wzniósł jeden
palec i uczynił nim ruch w kierunku niebios. Odźwierny bezzwłocznie z uczuciem wskazał na ziemie. Papież
wydał się trochę zaskoczony. Jeszcze uroczyściej znów wzniósł palec i trzymał go stanowczo tuż przed oczami
odźwiernego. Ten z kolei, wzniósł trzy palce i trzymał je równie zdecydowanie przed papieżem, który zdumiał
się nad tym gestem. Wtedy papież wsunął ręce w swe suknie i wydobył z nich jabłko. Odźwierny w odpowiedzi
włożył rękę do swojej papierowej torby i wyciągnął z niej płaski kawałek macy. W tym momencie papież

background image

obwieścił gromkim głosem: „Żydowski reprezentant wygrał debatę. Edykt o wydaleniu jest od tej chwili
nieważny”.

Żydowscy przywódcy niezwłocznie zebrali się dokoła odźwiernego i wspólnie z nim oddalili się. Kardynałowie
stłoczyli się wokół papieża w zdumieniu. „Co się stało, Wasza Świątobliwość?”, pytali. „Nie mogliśmy nadążyć.
Debata była tak szybka”. Papież otarł pot z czoła i odrzekł: „Ten człowiek jest błyskotliwym teologiem i
mistrzem dysputy. Rozpocząłem przesuwając ręką po niebie, aby dać do zrozumienia, że cały wszechświat
należy do Boga. On wskazał palcem na dół, by przypomnieć, że istnieje miejsce zwane piekłem, gdzie diabeł ma
swe królestwo. Następnie wzniosłem jeden palec, aby powiedzieć, że Bóg jest jeden. Wyobraźcie sobie moje
zaskoczenie, gdy on wzniósł trzy palce, dając do zrozumienia, że ten jeden Bóg jest obecny w trzech osobach, a
więc odwołał się do naszej doktryny Trójcy Przenajświętszej. Widząc, że nie da się pokonać tego teologicznego
geniusza, w końcu zmieniłem temat debaty. Wyciągnąłem jabłko, aby wskazać, że według niektórych
nowomodnych poglądów, ziemia jest okrągła. On bez chwili zastanowienia pokazał mi płaski kawałek
przaśnego chleba, by mi przypomnieć, że według Biblii, ziemia jest płaska. Cóż więc mi pozostawało, jak tylko
przyznać mu zwycięstwo”.

W tym czasie Żydzi przybyli do swojej synagogi. „Co się stało?” pytali w zdumieniu. Odźwierny był
wzburzony. „To były czyste bzdury” odparł. „Najpierw papież czyni ruch ręką, jakby chciał powiedzieć, żeby
wszyscy Żydzi wynieśli się z Rzymu. Więc ja wskazałem na ziemię, aby wiedział, że nie mamy zamiaru się
ruszyć. On na to wyciąga palec, jakby grożąc mi: nie bądź zbyt zuchwały. Na to ja pokazałem mu trzy palce,
chcąc powiedzieć, że był on trzy razy zuchwalszy w stosunku do nas, gdy samowolnie rozkazał nam opuścić
Rzym. Następnie widząc, że wyciąga swój posiłek, ja wyciągnąłem mój”.

WNIOSEK STAREJ ŻYDÓWKI

Rzeczywistość, przeważnie nie jest tym, czym jest, ale tym czym postanowiliśmy, aby była.

Mała stara żydowska kobieta siada w samolocie obok zwalistego Szweda i zaczyna mu się przyglądać. W końcu
odwraca się do niego i mówi: „Przepraszam, czy jest pan Żydem?”.

„Nie”, odpowiada Szwed.

Kilka minut później kobieta znów odwraca się do niego i mówi: „Może mi pan powiedzieć. Jest pan Żydem,
prawda?”.

„Z całą pewnością nie jestem”.

Kobieta patrzy na niego jeszcze kilka minut, a potem zauważa: „Mogę stwierdzić, że jest pan Żydem”.-

Aby się pozbyć kłopotu, mężczyzna rzecze: „W porządku, no więc jestem Żydem”.

Ona patrzy na niego raz jeszcze, potrząsa głową i mówi:,,Z pewnością pan na to nie wygląda”.

Najpierw wyciągamy wnioski, a potem Staramy się znaleźć sposób, aby do nich dojść.

background image

CENA POMIDORÓW

Pewna kobieta w dziale spożywczym jednego z supermarketów schyliła się, aby podnieść kilka pomidorów. W
tym momencie poczuła ostry ból promieniujący w dół pleców; zastygła w bólu i krzyknęła.

Klient stojący tuż obok, pochylił się do niej porozumiewawczo i rzekł: Jeżeli pani myśli, że pomidory są złe,
powinna pani zobaczyć cenę ryb”.

Czy reagujesz na Rzeczywistość,
czy też na swoje założenia jej dotyczące?

HIPPIS W JEDNYM BUCIE

Jakiś człowiek wsiadł do autobusu i okazało się, że usiadł obok młodzieńca, który z całą pewnością był
hippisem. Miał na nogach tylko jeden but.

„Zgubiłeś jeden but, synku”

„Nie, proszę pana” brzmiała odpowiedź. „Znalazłem jeden”.

Jest to dla mnie jasne:
to nie znaczy, że jest to prawdą.

INDIANIN SŁUCHAJĄCY ZIEMI

Pewien kowboj jechał przez pustynię, gdy natknął się na Indianina leżącego na drodze, z głową i uchem przy
ziemi. „Jak się masz, wodzu?” powiedział kowboj.

„Wielka biała twarz o czerwonych włosach, prowadząca ciemnozielonego Mercedes-Benz, z owczarkiem
niemieckim w środku i rejestracją SDT 965 skierowała się na zachód”.

„No no, wodzu, to znaczy ze wszystko słyszysz, po prostu nasłuchując odgłosów przy ziemi?”.

„Wcale nie wsłuchuję się w ziemię. Ten drań mnie przejechał”.

background image

PECHOWA OSTRYGA

Kiedyś ostryga zobaczyła niczyją perłę, która spadła w szczelinę skały na dnie oceanu. Po długich wysiłkach,
udało się jej odzyskać perłę i położyła ją tuż obok siebie na połówce muszli.

Wiedziała, że ludzie szukają pereł i pomyślała: „Ta perła ich skusi, więc wezmą ją, a mnie zostawią w spokoju”.

Gdy jednak pojawił się poławiacz pereł, miał on za zadanie wyszukiwanie ostryg, a nie pereł spoczywających na
płatkach muszli.

A więc chwycił ostrygę, która akurat nie miała perły, i pozwolił, aby prawdziwa perła stoczyła się do szczeliny
w skale.

Dokładnie wiesz, gdzie patrzeć.
I to właśnie dlatego
nie udaje Ci się znaleźć Boga.

ROZPOZNAJĄC MATKĘ

Pewna kobieta poprosiła kasjera w banku, aby zrealizował jej czek.

Powołując się na wymagania spółki, kasjer poprosił ją o dowód tożsamości.

Kobiecie ze zdziwienia zaparło dech w piersiach. W zdołała wyjąkać: „Ależ Jonatanie, jestem twoją matką”.

Jeśli myślisz, że to zabawne,
to jak to się stało, że Ty sam
nie zdołałeś rozpoznać Mesjasza?

PIES, KTÓRY CHODZIŁ PO WODZIE

Pewien człowiek zabrał swego nowego psa myśliwskiego na próbne łowy. Niebawem ustrzelił kaczkę, która
spadła do jeziora. Pies przeszedł po wodzie, złapał kaczkę i przyniósł ją swemu panu.

Właściciel był zdumiony. Ustrzelił następną kaczkę. I znowu, gdy przecierał oczy w niedowierzaniu, pies
przeszedł po wodzie i przyniósł zdobycz.

background image

Nie mogąc uwierzyć temu, co widział, mężczyzna zaprosił swojego sąsiada na polowanie następnego dnia. I
znowu, za każdym razem, gdy mężczyzna albo jego sąsiad trafili ptaka, pies szedł po wodzie i przynosił go.
Właściciel nic nie mówił, sąsiad również nie zabierał głosu na ten temat. W końcu, nie mogąc już dłużej czekać,
wygadał się: „Czy zauważyłeś coś nietypowego u mojego psa?”

Sąsiad w zamyśleniu potarł podbródek. „Tak”, rzekł wreszcie. „Gdy o tym myślę, to owszem zauważyłem. Ten
drab nie umie pływać”.

To nie jest tak, jakby cale życie nie było pełne cudów;
to więcej niż to: ono jest cudowne
i każdy kto przestaje brać to za coś oczywistego,
od razu to widzi. '

PIES, KTÓRY GRAŁ W KARTY

„Masz mądrego psa”, powiedział pewien człowiek, widząc swego przyjaciela grającego w karty z psem.

„Nie jest tak mądry, na jakiego wygląda”, odpowiedział właściciel. „Za każdym razem, gdy dostaje dobrą kartę,
macha ogonem”.

UPÓR BABCI

Dziadek i babcia pokłócili się i babcia tak się pogniewała, że nie chciała odzywać się do męża.

Następnego dnia dziadek całkiem zapomniał o kłótni, ale babcia wciąż go ignorowała i nie mówiła ani słowa.
Wszystkie wysiłki dziadka, by przerwać jej ponure milczenie, spełzły na niczym.

W końcu zaczął szperać po szafkach i szufladach. Trwało to kilka minut, aż wreszcie babcia nie mogła tego
dłużej znieść. „Czego ty, u licha szukasz?” zapytała gniewnie.

„Bogu dzięki, wreszcie znalazłem — twój głos”, odrzekł dziadek z figlarnym uśmiechem.

Jeżeli to, czego szukasz to Bóg,
poszukaj gdzie indziej.

background image

POSZUKUJĄCY I SZATAN

Gdy szatan zobaczył, jak poszukujący wchodzi do domu Pana, postanowił użyć całej swej mocy, aby zawrócić
go z jego poszukiwań Prawdy.

Tak wiec poddał biednego człowieka wszystkim możliwym pokusom: bogactwa, chciwości, sławy, władzy,
prestiżu. Ale poszukujący był zbyt doświadczony w sprawach duchowych i zdołał łatwo zwalczyć pokusy,
bowiem bardzo pragnął stać się człowiekiem uduchowionym.

Gdy stanął przed Panem, zdumiał się, widząc Go siedzącego na wyściełanym krześle, z uczniami u stóp. „Ten
człowiek z pewnością nie posiada podstawowej cnoty świętych—pokory”, pomyślał sobie.

Potem zauważył inne rzeczy, które mu nie przypadły do gustu. Przecież Pan prawie nie zwrócił na niego uwagi.
„Pewnie dlatego, że nie płaszczę się przed Nim jak inni”, pomyślał. Również nie spodobał mu się ubiór Pana i
jakiś taki zarozumiały sposób myślenia. Doszedł więc do wniosku, że trafił w nieodpowiednie miejsce i że musi
kontynuować swe poszukiwania gdzie indziej.

Kiedy wyszedł z pomieszczenia, Pan, który widział szatana siedzącego w rogu, rzekł: „Nie musiałeś się martwić
Kusicielu. On był twój od samego początku”.

Taki jest los tych,
którzy w swym poszukiwaniu Boga
są gotowi zmienić wszystko,
oprócz swoich pojęć na temat tego,
czym Bóg jest naprawdę.

PĘCHERZE NA USZACH PIJAKA

Ludzie nigdy by nie zgrzeszyli,
gdyby byli świadomi,
że za każdym razem, gdy grzeszą,
niszczą samych siebie.
Niestety większość ludzi jest zbyt ospała,
aby mieć najmniejsze pojęcie
o tym, co wyrządzają samym sobie.

Ulicą szedł pijak z pęcherzami na obu uszach. Przyjaciel zapytał go, co się stało, skąd się wzięły te pęcherze.

„Moja żona zostawiła włączone żelazko, więc gdy zadzwonił telefon przez przypadek właśnie je podniosłem”.

„No dobrze, a co z drugim uchem?”

„Ten piekielny głupiec oddzwonił do mnie”

background image

TEST WIEDEŃSKIEGO CHIRURGA

Sławny wiedeński chirurg powiedział swoim studentom, że lekarz ich specjalizacji potrzebuje dwóch darów:
odporności na rzeczy obrzydliwe i umiejętności obserwacji.

Potem zanurzył palec w jakimś ohydnym płynie i polizał go, polecając każdemu ze studentów, by uczynili to
samo. Uzbroiwszy się w odwagę, zdołali tego dokonać bez mrugnięcia okiem.

Po chwili chirurg powiedział z uśmiechem: „Panowie, gratuluję zdania pierwszego testu. Ale niestety, nie
drugiego, ponieważ żaden z was nie zauważył, że palec który polizałem, nie był tym, który zanurzyłem w
cieczy”.

PROBOSZCZ POZNAJE SWOJĄ KUCHARKĘ

Kapłan w pewnej nowoczesnej parafii polecił, aby jego odźwierni witali ludzi po niedzielnym nabożeństwie.
Jego żona tłumaczyła, że sam powinien wypełniać ten obowiązek, bo czyż nie byłoby to okropne, gdyby kiedyś
po latach nie znał swoich własnych parafian.

Tak więc następnej niedzieli kapłan, po odprawionym nabożeństwie, sam zajął miejsce przy drzwiach kościoła.
Pierwsza wyszła skromnie ubrana kobieta, najwidoczniej nowo przybyła do parafii.

„Witam panią. Cieszę się, że jest pani z nami”, powiedział kapłan wyciągając do niej rękę.

„Dziękuję”, odparła kobieta nieco zaskoczona.

„Mam nadzieję, że będę panią często widywał na naszych nabożeństwach. Zawsze cieszymy się, widząc nowe
twarze”.

„Naturalnie. Ojcze”.

„Czy mieszka pani w tej parafii?”

Wyglądało na to, że kobieta nie wie co odpowiedzieć.

„Jeżeli da mi pani adres, to wraz z żoną chętnie panią odwiedzę któregoś wieczora”.

„Nie musiałby Ojciec daleko iść. Jestem pańską kucharką”.

„ZABIERZ GO SPRZED MOICH OCZU”

background image

Pewien wędrowiec stał w biurze bogatego człowieka, czekając na jałmużnę.

Bogaty właściciel zadzwonił po swoją sekretarkę i powiedział: „Czy widzi pani tego biednego, nieszczęśliwego
człowieka o tam? Niech pani patrzy, jak palce wystają mu z butów, jak wytarte są jego spodnie, jaki ma
wystrzępiony płaszcz. Jestem pewien, że ten człowiek długo się nie golił, nie kąpał, ani też od dawna nie jadł
przyzwoitego posiłku. Pęka mi serce, gdy widzę kogoś w tak opłakanym stanie, więc PROSZĘ GO W TEJ
CHWILI ZABRAĆ SPRZED MOICH OCZU”.

Jakiś człowiek, z kikutami zamiast ramion i nóg
żebrał przy drodze.
Gdy zobaczyłem go po raz pierwszy,
tak nagle uświadomiłem sobie, co widzę,
że dałem mu jałmużnę.
Za drugim razem dałem mu mniej.
Za trzecim, z zimną krwią przekazałem go policji
za żebranie w miejscu publicznym
i naprzykrzanie się.

JEDEN Z WAS JEST MESJASZEM

Medytując w swej grocie w Himalajach, Guru otworzył oczy i ujrzał niespodziewanego gościa siedzącego tuż
przed nim — był to opat słynnego klasztoru.

„Czego szukasz?”, spytał Guru.

Opat rozpoczął szczegółową, smutną opowieść. Kiedyś jego klasztor był znany w całym zachodnim świecie;
jego cele były wypełnione młodymi kandydatami i świątynia rozbrzmiewała śpiewem mnichów. Teraz ludzie już
więcej nie tłoczą się, aby zaspokoić swe duchowe potrzeby, młodzi kandydaci nie zgłaszają się, świątynia jest
cicha. Pozostała tylko grupka mnichów, a ci wykonują swe obowiązki z ciężkim sercem.

Oto, co opat chciał wiedzieć: „Czy to z powodu jakichś naszych grzechów, klasztor tak bardzo podupadł?”

„Tak”, odparł Guru. „Z powodu grzechu niewiedzy”.

„Na czym on polega?”

„Jeden z was jest Mesjaszem w przebraniu, a wy o tym nie wiecie”. To powiedziawszy, Guru zamknął oczy i
powtórnie zagłębił się w medytacji.

Podczas trudnej podróży powrotnej, serce opata biło szybko namyśl o tym, iż Mesjasz, sam Mesjasz wrócił na
ziemię i był tam, w jego klasztorze. Jak to się stało, że Go nie rozpoznali. Który z nich to może być? Brat
kucharz? Brat zakrystian? Brat skarbnik? Brat przeor? Nie, to nie on, niestety, jest zbyt niedoskonały.

Ale przecież Guru powiedział, że Mesjasz jest w przebraniu. Czy te niedoskonałości nie są tym właśnie
przebraniem? Gdy o tym myślę, każdy w klasztorze ma jakieś wady. I jeden z nich ma być Mesjaszem? Po
powrocie do klasztoru, zebrał mnichów i powiedział im co odkrył. Patrzyli jeden na drugiego z

background image

niedowierzaniem. Mesjasz? Tutaj? To niewiarygodne. Ale ma tu być w przebraniu. Więc, całkiem możliwe. A
gdyby tak był On tym, a tym? Albo tym, o tam? Albo...

Jedno było pewne, jeśli Mesjasz był wśród nich w przebraniu, było mało prawdopodobne, aby mogli Go
rozpoznać. Zaczęli więc traktować siebie nawzajem z szacunkiem i względami. „Nigdy nie wiadomo”, mówili
przestając z sobą, „może to właśnie ten.”

W rezultacie atmosfera w klasztorze zaczęła tryskać radością. Wkrótce tuziny kandydatów szukały przyjęcia do
zakonu — i znowu świątynia rozbrzmiewała świętym i radosnym śpiewem mnichów, rozgrzanych duchem
Miłości.

Co za pożytek z oczu.
gdy serce jest ślepe?.

WIĘZIEŃ I MRÓWKA

Pewien więzień przez długie lata żył w całkowitym odosobnieniu. Nikogo nie widywał ani nie słyszał ludzkiego
głosu, a posiłki podawano mu przez otwór w ścianie.

Kiedyś do celi przyszła mrówka. Więzień z zafascynowaniem przyglądał się, jak pełzła dookoła pomieszczenia.
Potem podniósł ją na dłoni, aby się jej lepiej przyjrzeć, dał jej ziarenko lub dwa, a w nocy trzymał ją pod swoją
filiżanką zrobioną z puszki.

Pewnego dnia nagle uderzyło go, że trzeba było aż dziesięciu długich lat całkowitego odosobnienia, aby
otworzyły mu się oczy na urok; zwykłej mrówki.

CIEMNOŚĆ I EL GRECO

Gdy pewnego pięknego wiosennego popołudnia, jeden z przyjaciół hiszpańskiego malarza El Greco odwiedził
go w jego domu, zastał go siedzącego w pokoju, z dokładnie zasuniętymi zasłonami. „Wyjdź na słońce”, rzekł
przyjaciel. „Nie teraz”, odparł El Greco. „Przeszkodziłoby to światłu, które świeci we mnie”.

background image

NIEWIDOMY RABIN

Stary Rabin stracił wzrok i nie mógł ani czytać, ani widzieć twarzy tych, którzy przychodzili, aby go odwiedzić.

Pewien lekarz uzdrawiający wiarą rzekł mu: „Zdaj się z ufnością na moją opiekę, a uleczę cię ze ślepoty”.

„Nie trzeba”, odparł rabin. „Widzę wszystko to, co pragnę widzieć”.

Nie każdy, którego oczy są zamknięte, śni
i nie każdy, z otwartymi oczami, może widzieć.

background image

R E L I G I A

STACJA OBOK SZYN

Zmęczony wędrowiec pyta: „Dlaczego, na Boga, zbudowano stacje kolejową trzy kilometry od wioski?”

Skory do pomocy tragarz odpowiada: „Pewnie uznali, proszę pana, że dobrze będzie mieć ją blisko pociągów

Supernowoczesna stacja,
oddalona trzy kilometry od trasy,
jest takim samym absurdem,
jak często nawiedzana świątynia
oddalona trzy centymetry od życia.

BUDDA KAMAKURA

Budda Kamakura mieszkał w świątyni, dopóki pewnego dnia, potężny huragan nie zmiótł jej z powierzchni
ziemi. Przez wiele następnych lat potężny posąg stał zdany na pastwę słońca i deszczu, wiatru i zmian pogody.

background image

Gdy kapłan zaczął zbierać pieniądze, aby odbudować świątynię, posąg pojawił się przed nim we śnie i rzekł: „Ta
świątynia była więzieniem, nie domem. Zostaw mnie wśród niszczącego życia, ja tam należę”.

DOV BER I BAAL SHEM

Dov Ber był niezwykłym człowiekiem. Ludzie drżeli znajdując się w jego obecności. Był sławnym talmudzkim
uczonym, nieugiętym i bezkompromisowym w swoich zasadach. I nigdy się nie śmiał. Świecie wierzył w
samoumartwianie się, wiedziano też, że pości przez wiele dni. W końcu surowość Dov Bera odbiła się na jego
zdrowiu. Poważnie zachorował i doktorzy byli bezsilni. Wtedy ktoś, widząc w tym ostatnią deskę ratunku,
zasugerował: „Dlaczego by nie poszukać pomocy Baal Shem Tova?”

Dov Ber zgodził się, chociaż na początku pomysł ten nie bardzo mu się spodobał, ponieważ ostro potępiał Baal
Shema, uważając go w pewnym stopniu za heretyka. Również, podczas gdy Dov Ber wierzył, iż życie ma sens
tylko dzięki cierpieniu i utrapieniom, Baal Shem szukał sposobów przynoszenia ulgi w bólu i otwarcie nauczał,
że to duch radości nadaje sens życiu.

Było po północy, gdy Baal Shem odpowiedział na wezwanie i przybył ubrany w wełniany płaszcz i czapkę z
przepięknego futra. Wszedł do pokoju chorego i wręczył mu Księgę Zaszczytów, którą Dov Ber otworzył i
zaczął głośno czytać. Nie upłynęła jeszcze minuta, kiedy Baal Shem przerwał czytanie. „Czegoś brakuje”, rzekł.
„Czegoś brakuje twojej wierze”.

„Czego?” zapytał chory.

„Duszy”, odparł Baal Shem Tov.

SPALONY BUDDA

Pewnej mroźnej zimowej nocy, wędrujący asceta poprosił o schronienie w świątyni. Biedak stał drżąc z zimna w
szalejącej zamieci, więc kapłan, jakkolwiek niechętnie, wpuścił go do środka mówiąc: „Dobrze, możesz zostać,
ale tylko na noc. To jest świątynia, a nie przytułek. Rano będziesz musiał odejść”.

Gdy noc miała się ku końcowi, kapłan usłyszał dziwny skrzypliwy dźwięk. Natychmiast pobiegł do świątyni i
ujrzał straszny widok. Oto ów obcy grzał się przy ognisku, które rozpalił w świątyni. Brakowało też
drewnianego posągu Buddy. Kapłan zapytał wiec, co się stało z posągiem.

Wędrowiec wskazał na ognisko i rzekł: „Było tak zimno, że myślałem ze zamarznę na śmierć”.

Słysząc to kapłan wykrzyknął: „Czyś zmysły postradał? Wiesz, co uczyniłeś? To był posąg Buddy. Spaliłeś
Buddę”.

Ogień powoli dogasał. Asceta popatrzył na ognisko i zaczął w nim grzebać kijem.

background image

„Co ty teraz wyprawiasz?” wrzasnął kapłan.

„Szukam kości tego Buddy, którego, jak mówisz, spaliłem”.

W jakiś czas później, kapłan opowiedział to zdarzenie Mistrzowi
Zeń, który mu odrzekł: „Musisz być złym kapłanem, skoro oceniłeś
nieżyjącego Buddę wyżej od żywego człowieka”.

NIEWIDZIALNE SUTRY

Tetsugen, jeden z uczniów Zeń, podjął się wielkiego zadania — wydrukowania siedmiu tysięcy kopii sutr, które
do tej pory były dostępne tylko po chińsku.

Przewędrował więc Japonię wzdłuż i wszerz, aby zebrać fundusze na to przedsięwzięcie. Niektórzy bogacze
ofiarowywali mu aż po sto sztuk złota, ale głównie otrzymywał drobne pieniądze od wieśniaków. I jednym i
drugim Tetsugen okazywał taką samą wdzięczność, niezależnie od ilości otrzymanych pieniędzy.

Po długich latach podróży, w końcu uzbierał sumę niezbędną do wykonania zadania. I właśnie wtedy wylała
rzeka Uji i tysiące ludzi pozostało bez dachu nad głową i bez środków do życia. Tetsugen wydał wszystkie
pieniądze zebrane na druk sutr, aby pomóc tym ludziom.

Następnie zaczął zbiórkę od nowa. Znów upłynęło kilka lat zanim uzbierał potrzebną kwotę. Wtedy w całym
kraju wybuchła epidemia, więc Tetsugen wydał wszystkie pieniądze, aby pomóc cierpiącym.

I raz jeszcze wyruszył w swą podróż i po dwudziestu latach, jego marzenia o świętej księdze wydanej po
japońsku, spełniło się.

Maszyna, która wydrukowała to pierwsze wydanie sutr, jest wystawiona w klasztorze Obaku w Kioto.
Japończycy zaś opowiadają swoim dzieciom, że Tetsugen, tak naprawdę, to zdołał wydać trzy kopie sutr, a
chociaż pierwszych dwóch nie można zobaczyć, są one o wiele cenniejsze od trzeciej.

DWAJ KOCHAJĄCY BRACIA

Dwaj bracia, z których jeden był kawalerem, a drugi był żonaty, posiadali farmę; ziemia była żyzna i wydawała
obfite plony. Połowę ziarna otrzymywał jeden brat, a połowę drugi.

Na początku wszystko układało się dobrze. Potem, żonaty brat zaczął budzić się w nocy i rozmyślać: „To
niesprawiedliwe. Mój brat nie jest żonaty, a otrzymuje połowę żywności z naszej farmy. A ja mam żonę i
pięcioro dzieci, więc mam podporę, której będę potrzebował na stare lata. A kto zatroszczy się o niego biednego,
gdy się zestarzeje? Musi oszczędzić dużo więcej na przyszłość, niż dostaje teraz, a więc jego potrzeba jest
oczywiście większa od mojej”.

background image

Po tym wstał z łóżka, przekradał się do domu swego brata i wsypał worek ziarna do jego spichrza.

Brata kawalera również zaczęły nękać po nocach niespokojne myśli. Często budził się ze snu i mówił do siebie:
„To po prostu nieuczciwe. Mój brat ma żonę i pięcioro dzieci, a dostaje połowę płodów ziemi. Ja nie mam
nikogo na utrzymaniu oprócz siebie samego. Czy to sprawiedliwe, by mój biedny brat, którego potrzeba jest
większa od mojej, dostawał dokładnie tyle samo co ja?” Następnie wstawał z łóżka i wsypywał worek ziarna do
spichrza brata.

Pewnego razu obaj wstali z łóżka o tej samej porze i natknęli się jeden na drugiego, każdy z workiem ziarna na
plecach.

Wiele lat później, po ich śmierci, historia wyszła na jaw. A gdy ludność miasteczka postanowiła wznieść
świątynię, wybrano miejsce w którym obaj bracia spotkali się owej nocy, ponieważ nikt nie mógł znaleźć
żadnego innego miejsca, które byłoby świętsze od tego.

Ważnym rozróżnieniem religijnym
jest rozróżnienie, nie między tymi,
którzy czczą i tymi, którzy tego nie czynią,
ale podział na tych, którzy kochają
i tych, których nie wypełnia to uczucie.

BÓG DA SOBIE RADĘ Z MESJASZEM

Pewniego dnia bogaty farmer wpadł do domu bardzo wzburzony i wykrzyknął z bólem w głosie: „Rebeko, po
mieście krąży przerażająca pogłoska, że Mesjasz jest tutaj”.

„Co w tym strasznego?”, spytała żona. „Uważam, że to wspaniałe. Co cię tak niepokoi?”.

„Co mnie tak niepokoi?”, zawołał mężczyzna. „Po tych wszystkich latach ciężkiej pracy w pocie czoła, w końcu
osiągnęliśmy dobrobyt. Mamy tysiąc głów bydła, nasze stodoły są pełne ziarna, a drzewa ciężkie od owoców. I
oto będziemy musieli to wszystko rozdać i iść za Nim”.

„Uspokój się”, powiedziała żona pocieszająco. „Pan nasz, Bóg jest dobry. On wie, jak wiele my, Żydzi zawsze
musieliśmy cierpieć. Był faraon, Naaman, Hitler — zawsze ktoś. Ale czyż nasz drogi Bóg, nie znajdował zawsze
sposobu, aby dać sobie z nimi radę? Miej wiarę, drogi mężu. Bóg znajdzie sposób i na Mesjasza”.

NIEBEZPIECZEŃSTWA BYCIA NARODEM

WYBRANYM

background image

W ciągu swych 92 lat życia, Goldstein, przeżył pogromy Żydów w Polsce, obozy koncentracyjne w Niemczech i
dziesiątki innych prześladowań Żydów.

„O, Panie”, rzekł. „Czyż nie jest prawdą, że jesteśmy Twoim ludem wybranym?”.

Niebiański głos odparł: „Tak, Goldsteinie, Żydzi są mym narodem wybranym”.

„A więc czy nie nadszedł czas, abyś wybrał kogo innego?”.

PUŚĆ GAŁĄŹ

Pewien ateista spadł ze skały. Zsuwając się w dół, złapał gałąź małego drzewka. I zawisł tak, pomiędzy niebem
nad sobą i skałami tysiąc stóp niżej, wiedząc, że długo tak nie wytrzyma.

Wtedy przyszedł mu do głowy pomysł. „Boże”, wykrzyknął z całej siły.

Cisza. Nikt nie odpowiedział.

„Boże”, krzyknął znowu. „Jeżeli istniejesz, ocal mnie, a obiecuję, że będę w Ciebie wierzył i innych uczył
wiary”.

Znowu cisza. Wtem omal nie puścił gałęzi, słysząc potężny głos, rozbrzmiewający echem w wąwozie: „Wszyscy
mówią to samo, gdy tylko potrzebują pomocy”.

„Nie, Panie, nie”, wykrzyknął człowiek z iskierką nadziei. „Nie jestem taki, jak inni. Czyż nie widzisz, że już
zacząłem wierzyć, słysząc Twój głos mówiący do mnie. Ocal mnie tylko, a ja będę głosił Twe imię po
wszystkich krańcach ziemi”.

„Dobrze”, rzekł głos. „Ocalę cię. Puść gałąź”.

„Puścić gałąź?” zawołał oszalały człowiek. „Czy myślisz, że zwariowałem?”.

Opowiadają, że gdy Mojżesz dotknął swą laską Morza Czerwonego,
oczekiwany cud nie nastąpił. Dopiero, kiedy pierwszy człowiek
rzucił się w morze, fale cofnęły się i woda się rozstąpiła,
odsłaniając oczom Żydów suche przejście.

background image

POŁÓŻ KOC NA ZIEMI

Płonął dom mułły Nasruddina, wiec mułła uciekł na dach, chcąc być bezpiecznym. I oto tkwił tam, ryzykownie
ulokowany na szczycie, podczas gdy jego przyjaciele zebrali się na ulicy, trzymając rozpostarty koc i wołając:
„Skacz mułło, skacz”.

„O nie. Nie ma mowy”, odparł mułła. „Znam was, kawalarze, jeśli skoczę, odsuniecie koc, aby mnie
ośmieszyć”.

„Nie bądź głupi, mułło. To nie kawał. Mówimy poważnie. Skacz”.

„Nie”, rzekł Nasruddin. „Nie wierzę żadnemu z was. Połóżcie koc na ziemi, a wtedy skoczę”.

NIECH BÓG WPIERW ODLICZY PIENIĄDZE

Podsłuchano modlitwę starego skąpca: „Jeżeli Wszechmocny, niech imię Jego będzie pochwalone na wieki
wieków, dałby mi sto tysięcy dolarów, to dziesięć tysięcy rozdałbym biedakom. Obiecuję, że uczyniłbym to. I
gdyby Wszechmocny, niech imię Jego będzie wysławiane na wieki, miał mi nie ufać, niech najpierw potrąci te
dziesięć tysięcy, a ześle mi resztę”.

NADZIEJA W BOGU — BRAK NADZIEI

W połowie lotu rzekł pilot do pasażerów: „Żałuję, ale muszę państwa poinformować, że jesteśmy w okropnej
sytuacji. Tylko Bóg może nas ocalić”.

Jeden z pasażerów zwrócił się do księdza z pytaniem, co pilot powiedział i otrzymał następującą odpowiedź:
„Mówi, że nie ma nadziei”.

KOMU BÓG PRZEBACZA

Pewien sufi święty, podczas pielgrzymki do Mekki, był zachwycony widząc zaledwie kilku pielgrzymów przy
świętym grobie. Mógł spokojnie odprawić swe modły.

background image

Skończywszy przepisane praktyki religijne, ukląkł, uderzył czołem o ziemię i rzekł: „Allachu. Mam tylko jedno
pragnienie w życiu. Daj mi łaskę, abym nigdy więcej Cię nie obraził”.

Gdy usłyszał to Najłaskawszy, zaśmiał się głośno i odparł: „Wszyscy o to proszą. Ale jeśli dałbym każdemu tą
łaskę, powiedz mi, komu bym przebaczył?”.

Kiedy zapytano grzesznika, który bez lęku wstąpił w progi świątyni,
jak się na to odważył, odrzekł: „Nie ma osoby, której nie
okrywałoby niebo i nie ma człowieka, którego ziemia by nie
dźwigała — a Bóg,, czyż nie jest On ziemią i niebem dla każdego?”

SPECJALIŚCI OD BRAM LITOŚCI

Kapłan rozkazał swemu diakonowi, aby zebrał dziesięciu ludzi, by zanosili modlitwy o uzdrowienie chorego
człowieka.

Kiedy wszyscy oni weszli, ktoś szepnął kapłanowi do ucha: „Wśród tych dziesięciu jest kilku notorycznych
złodziei”.

„To jeszcze lepiej”, odparł kapłan. „Oni są specjalistami, wiec gdy Bramy Litości będą zamknięte, oni je
otworzą”.

JAK ŚCIGAĆ ZŁOCZYŃCĘ

Pewnego dnia jakiś podróżny wędrował wzdłuż drogi, gdy tuż obok przejechał jeździec na koniu; miał złe oczy i
krew na rękach.

Parę minut później, tłum jeźdźców zatrzymał się pytając podróżnego, czy nie widział kogoś z zakrwawionymi
rękami, przejeżdżającego obok. Właśnie go ścigali.

„Kim on jest?” zapytał podróżny.

„To złoczyńca”, odparł przewodnik tłumu.

„I ścigacie go, aby oddać go w ręce sprawiedliwości?”.

„Nie”, rzekł przywódca. „Ścigamy go, aby pokazać mu drogę”.

Samo pojednanie ocali świat

background image

Nie sprawiedliwość,
która jest innym określeniem na zemstę.

SPÓJRZ WPROST NA KSIĘŻYC

Pewnej nocy poeta Awhadi z Kerman, siedział na swoim ganku, pochylony nad naczyniem. Sufi Shams-e-
Tabrizi przypadkiem tamtędy przechodził. „Co robisz?”, spytał poetę.

„Przypatruję się księżycowi w misce z wodą”, brzmiała odpowiedź.

„Byłoby to zrozumiałe, gdybyś skręcił sobie szyję, ale jeżeli wszystko jest w porządku, to dlaczego nie patrzysz
wprost na księżyc na niebie?”.

Słowa są niedokładnym odzwierciedleniem rzeczywistości. Pewien
człowiek myślał, że wie co to jest TajMahal, ponieważ pokazano mu
kawałek marmuru i powiedziano mu, że Taj to po prostu kolekcja
kawałków takich jak ten. Inny był przekonany, że wie jak wygląda
wodospad, ponieważ zobaczył w wiaderku wodę z Niagary.

*

*

*

„Jakie macie śliczne dziecko”.

„To jeszcze nic. Powinieneś zobaczyć jego zdjęcia”.

Słowa (i pojęcia) są wskaźnikami,
nie odzwierciedleniem rzeczywistości.
Lecz, jak mówią mistycy Wschodu:
gdy Mędrzec wskazuje na księżyc,
idiota widzi tylko palec.

background image

PIJAK PATRZY NA KSIĘŻYC W DOLE

Pewnej nocy, zataczając się, pijak szedł przez most, gdy spotkał przyjaciela. Obaj oparli się o poręcz mostu i
zaczęli gawędzić.

„Co to takiego tam, w dole?” spytał nagle pijak.

„To księżyc”, odrzekł jego przyjaciel.

Pijak spojrzał raz jeszcze, potrząsnął głową z niedowierzaniem i odparł: „Dobra, dobra. To jak u licha dostałem
się tu na górę?”.

Prawie nigdy nie widzimy rzeczywistości.
Widzimy natomiast jej odbicie
w formie słów i pojęć,
które zaczynamy uważać za rzeczywistość.
Świat, w którym żyjemy,
jest w głównej mierze wytworem umysłu.

ZGUBIONE MOTTO

Ludzie żywią się słowami,

żyją słowami,

rozsypali by się bez nich.

Jakiś żebrak uczepił się rękawa przechodnia, prosząc o pieniądze na filiżankę kawy. Tak brzmiało jego
opowiadanie: „Był czas, panie, gdy byłem bogatym kupcem, tak jak ty. Pracowałem ciężko całymi dniami. Na
moim biurku znajdowała się maksyma: MYŚL TWÓRCZO, DZIAŁAJ ZDECYDOWANIE, ŻYJ
RYZYKOWNIE. To było motto według którego żyłem — i pieniądze napływały. A potem... potem... (tu ciałem
żebraka wstrząsnął gwałtowny szloch) sprzątaczka wyrzuciła moją maksymę do śmieci”.

Gdy zamiatasz dziedziniec świątyni,
nie zatrzymuj się, by przeczytać stare gazety,
Kiedy oczyszczasz swoje serce,
nie zatrzymuj się, aby zabawiać się w słowa.

background image

GDZIE JA JESTEM?

Żył sobie człowiek, który był bardzo głupi. Każdego ranka, po przebudzeniu, tak ciężko przychodziło mu szukać
własnego ubrania, że prawie obawiał się iść do łóżka, gdy myślał o kłopocie, jaki będzie miał wstając.

Pewnej nocy wziął ołówek i papier i rozbierając się zanotował dokładnie nazwę każdej części garderoby i
miejsce w którym je położył. Następnego ranka wyciągnął papier i czytał: „Spodnie” — były na miejscu. Ubrał
je. „Koszula” — leżała tam, gdzie ją położył. Włożył ją. „Kapelusz” — był tam, gdzie zanotował. Wcisnął go na
głowę.

Był bardzo z siebie zadowolony, dopóki przerażająca myśl nie przemknęła mu przez głowę. „A ja — gdzie
jestem?” Tego zapomniał zapisać. Szukał więc i szukał, ale na próżno. Siebie nie mógł znaleźć.

A co z tymi, którzy mówią:
„Czytam tą książkę,
aby dowiedzieć się, kim jestem?”

MĄDROŚĆ SVETAKETU

Jednym z najbardziej znanych mędrców w starożytnych Indiach był Svetaketu. A oto, jak zdobył swoją mądrość.
Gdy miał nie więcej niż siedem lat, ojciec wysłał go, aby studiował Wedy. Dzięki pracowitości i inteligenci,
młodzieniec wybijał się spośród swych kolegów, aż został uznany za największego żyjącego znawcę świętych
pism; a było to, gdy zaledwie osiągnął dorosłość.

Wracając do domu, ojciec zechciał sprawdzić umiejętności syna, zadał mu więc takie pytanie: „Czy nauczyłeś
się tego, dzięki czemu nie trzeba uczyć się niczego więcej? Czy odkryłeś to, co powoduje, że kończy się
wszelkie cierpienie? Czy nabyłeś wprawy w tym, czego nie można się nauczyć?”.

„Nie”, odparł Svetaketu.

„A więc synu”, rzekł ojciec, „to czego się nauczyłeś przez te lata, nie jest nic warte”.

Trafność słów ojca zrobiła takie wrażenie na Svetaketu, że wyruszył, aby poprzez ciszę odkryć mądrość, której
nie mogą wyrazić słowa.

Gdy wysycha staw i ryby leżą na wyschniętej ziemi, zwilżanie
jednym oddechem lub okrycie wilgocią śliny nie zastąpi wrzucenia
ich z powrotem do jeziora. Nie ożywiaj ludzi ideałami; wyganiaj ich
na powrót w Rzeczywistość; ponieważ sekret życia tkwi w samym
życiu, a nie w doktrynach, które go dotyczą.

background image

MENU NIE NADAJE SIĘ DO JEDZENIA

Poszukujący zapytał sufiego Jalaluddin Rumi, czy Koran jest dobrą| książką do czytania.

Sufi odrzekł: „Raczej powinieneś spytać siebie samego, czy daje ci to jakąś korzyść”.

Chrześcijański mistyk zwykł tak mawiać o Biblii: „Choć to
użyteczne menu, nie jest jednak dobre do jedzenia”.

Dziecko na lekcji geografii mówi: „Zaletą długości i szerokości geograficznej jest to, że tonąc można zawołać o
pomoc, określając za ich pomocą swoje położenie i pomoc nadejdzie”.

Ponieważ istnieje słowo określające mądrość,
ludzie wyobrażają sobie, że wiedzą, czym ona jest.
Ale nikt nie staje się astronomem,
przez rozumienie znaczenia słowa „astronomia”.

Chuchając na termometr powodujesz,
że wskazuje on wyższą temperaturę,
ale nie ogrzewasz powietrza w pokoju.

CZYTAJĄC O POSTACI, KTÓRĄ JESTEM JA

Każdego dnia w kącie pewnej biblioteki w Japonii, można było znaleźć mnicha pogrążonego w cichej medytacji.

„Nigdy nie widziałem, abyś czytał sutry”, rzekł „Nie umiem czytać”, odparł mnich.

„To wstyd. Mnich, taki jak ty, powinien to umieć Czy mam cię nauczyć?”

„Tak. Powiedz mi”, rzekł mnich wskazując na siebie, „Jakie znaczenie ma ta postać”.

Po co zapalać latarnię,
kiedy słońce świeci na niebie?
Po co nawilżać ziemię,
gdy obmywa ją deszcz?.

background image

WIELKIE OBJAWIENIE

Pewien Guru obiecał uczonemu objawienie bardziej doniosłe, niż to, co zawierały święte księgi.

Gdy uczony gorąco o to prosił, Guru powiedział: „Wyjdź na zewnątrz na deszcz, i wznieś głowę i ramiona ku
niebiosom. To pozwoli ci dostąpić pierwszego objawienia”.

Następnego dnia, uczony przyszedł, aby opowiedzieć co się zdarzyło. „Poszedłem za twoją radą, woda spłynęła
mi za kołnierze — i czułem się jak kompletny głupiec”.

„No cóż”, powiedział Guru „nie uważasz, że jak na pierwszy dzień, to jest to całkiem spore objawienie?”.

*

*

*

Poeta Kabir mówi:
Co dobrego wynika z tego, gdy uczony zagłębia się w
poszczególnych słowach i wskazuje na to czy tamto, ale jego serce
nie jest wypełnione miłością?
Co w tym dobrego, gdy asceta ubiera się w szafranowe szaty, ale w
rzeczywistości jest bezbarwny?
Co w tym dobrego, że zabiegasz o swe etyczne zachowanie dopóki
nie zacznie być olśniewające, kiedy w środku nie ma muzyki?'

Uczeń:

Jaka jest różnica między wiedzą a oświeceniem?

Mistrz:

Gdy posiadasz wiedzę, używasz latarni, aby oświetlić drogę. Dostępując oświecenia, sam stajesz się latarnią.

ROZPOZNANIE DUCHOWNEGO

W wietrzny dzień skoczek spadochronowy wyskoczył z samolotu i został zniesiony z kursu o 100 mil. Następnie
jego spadochron zaczepił się o drzewo i skoczek zawisł na kilka godzin w samym sercu nieznanego terenu,
wołając o pomoc.

W końcu ktoś przechodził. „Jak się dostałeś na to drzewo?” zapytał zdziwiony przechodzień.

Spadochroniarz opowiedział mu, a potem spytał: „Gdzie jestem?”

background image

„Na drzewie”, brzmiała odpowiedz.

„No tak, pewnie jesteś duchownym.”

Obcy zdumiał się. „Tak, jestem duchownym. Skąd o tym wiesz?”

„Ponieważ to, co powiedziałeś, jest bez wątpienia prawdą i równie niewątpliwie jest bezużyteczne”.

TO UTWÓR NA SKRZYPCE

Grupa ludzi słuchała muzyki w pewnej chińskiej restauracji. Nagle solista zaczął grać znajomą melodię; wszyscy
ją rozpoznali, ale nikt nie mógł sobie przypomnieć jej tytułu. Skinęli więc na pięknie ubranego klenera i
poprosili go, by dowiedział się, co to za utwór. Kelner kołyszącym się krokiem podszedł do solisty. Po chwili
powrócił z szerokim uśmiechem na twarzy i oświadczył głośnym szeptem: „To utwór na skrzypce”.

Wkład uczonego w duchowość

ROSÓŁ DLA UMARŁEGO

W wiejskim teatrze właśnie rozgrywało się przedstawienie, gdy nagle kurtyna opadła, dyrektor stanął przed
publicznością i rzekł:

„Panie i panowie, mam dla państwa smutną nowinę. Główny aktor, nasz wspaniały i ukochany burmistrz miał
właśnie atak serca w garderobie. Zostaliśmy więc zmuszeni do przerwania sztuki”.

Słysząc te słowa, jakaś potężna kobieta w średnim wieku, siedząca w pierwszy rzędzie, wstała i krzyknęła z
podniecenia: „To na co jeszcze czekacie? Dajcie mu rosołu z kury”.

„Proszę pani”, powiedział kierownik, „atak serca był śmiertelny, ten człowiek nie żyje”.

„A więc natychmiast dajcie mu rosołu”.

Dyrektora ogarnęła rozpacz. „Ale, proszę pani”, argumentował, „co zmarłemu po rosole?.”

„A co mu zaszkodzi?” odkrzyknęła kobieta.

Rosół tyle pomoże zmarłemu,
co religia nieświadomym,
których imię, niestety, jest legion.

background image

ZAROZUMIAŁY UCZEŃ

Mistrz był zdziwiony, słysząc krzyki i kłótnię na dziedzińcu. Gdy powiedziano mu, że jeden z jego uczniów jest
w środku tego zamieszania, mistrz wysłał człowieka, by się dowiedział o przyczynę tej wrzawy.

„Jest tu delegacja uczonych, którzy przybyli, aby cię odwiedzić. Powiedziałem im, że nie zwykłeś tracić czasu
dla ludzi, których głowy są pełne wiadomości z książek i myśli, którym brak mądrości. Są to ludzie, którzy w
swej próżności tworzą dogmaty i podziały między ludźmi, gdziekolwiek się znajdą”.

Mistrz uśmiechnął się i cicho rzekł: „O tak, to prawda. Ale powiedz mi, czyż nie jest próżnością twoje
przekonanie, że jesteś inny od tych uczonych, będących powodem obecnego konfliktu i podziału?”.

HINDUSKI ŚWIĘTY O JEZUSIE

Hinduskiemu mędrcowi czytano życie Chrystusa.

Gdy dowiedział się, jak Jezus został przyjęty przez swój lud w Nazarecie, wykrzyknął: „Rabin, którego własne
zgromadzenie nie chce wyprowadzić z miasta, nie jest prawdziwym rabinem”.

A kiedy usłyszał, że to właśnie kapłani skazali Jezusa na śmierć, znów westchnął: „Trudno jest szatanowi opętać
cały świat, a więc wyznacza wybitnych duchownych w różnych częściach globu”.

Lament biskupa: „Gdziekolwiek szedł Jezus, wybuchały tam
zamieszki; gdziekolwiek ja bym nie poszedł, ludzie częstują mnie
herbatą”.

DUCHOWI WYBRAŃCY

Gdy podąża za tobą milion ludzi, zapytaj sam siebie, gdzie popełniłeś błąd.

Pewien żydowski autor wyjaśnia, że jego współbracia nie są tymi, którzy nawracają. Rabini muszą dokonać
trzech odrębnych wysiłków, aby zniechęcić przyszłych wyznawców.

Duchowość jest dla grona wybranych. Nie zgodzi się na akceptację, a więc nie pogodzi się z tłumem, który chce
syropu, nie lekarstwa. Kiedyś, gdy wielkie tłumy kroczyły za Jezusem, oto co im rzekł:

„Kto z was pomyślałby o zbudowaniu wieży, bez uprzedniego zastanowienia się i oceny kosztów, aby zobaczyć
czy będzie mógł sobie pozwolić na jej wykończenie? Albo który król rozkaże toczyć bitwę przeciwko innemu
królowi, nie usiadłszy uprzednio, by przeanalizować czy z dziesięcioma tysiącami żołnierzy zdoła stoczyć bitwę

background image

z wrogiem, który przybędzie na pole walki z dwudziestoma tysiącami? Jeżeli nie widzi szansy zwycięstwa,
długo zanim armia nadejdzie, wysyła posłów i prosi o zawarcie pokoju. A więc nikt z was nie może być moim
uczniem, bez gotowości porzucenia wszelkich posiadanych dóbr”.

Ludzie nie chcą prawdy,
oni chcą upewnienia się.

WIELKA ODNOWA

Pewien kaznodzieja rzekł do przyjaciela: „Właśnie przeżyliśmy największe odrodzenie, jakiego nasz kościół nie
doświadczył od wielu lat”.

„Ilu dołączyło do wspólnoty kościelnej?”„Nikt. ”Straciliśmy pięciuset”.

Jezus byłby z tego zadowolony.
Doświadczenie niestety pokazuje, że nasze przekonania religijne,
mają tyle wspólnego z naszą świętością, ile obiadowy garnitur z
żołądkiem właściciela.

POWRÓT FILOZOFA

Starożytnemu filozofowi, nieżyjącemu od wielu wieków powiedziano, że jego nauki były źle wypełniane przez
jego następców. Będąc litościwym i miłującym prawdę człowiekiem, zdołał po wielu wysiłkach uzyskać łaskę
kilkudniowego powrotu na ziemię.

Parę dni zabrało mu przekonanie swych następców, że to on we własnej osobie. Kiedy już w to uwierzyli,
szybko stracili zainteresowanie dla tego, co miał im do powiedzenia i błagali go, aby odkrył przed nimi sekret
swego powrotu z krainy śmierci.

Po długich staraniach, wreszcie przekonał ich, że nie ma mowy o zdradzeniu im tego sekretu i że nieskończenie
ważniejsze dla dobra ludzkości byłoby, gdyby powrócili do stosowania się do jego nauk w ich pierwotnej
idealnej formie.

Próżny zamiar. Powiedzieli mu: „Czy nie widzisz, że ważne jest nie to, czego nauczałeś, ale nasza interpretacja?
Poza tym, jesteś tu tylko przelotnym ptakiem, podczas gdy my mieszkamy tu na stałe”.

Gdy Budda umiera, szkoły są palone.

background image

Z CZEGO SKŁADA SIĘ MATERIA

Wszyscy filozofowie, duchowni i doktorzy prawa zebrali się w sądzie na procesie mułły Nasruddina. Oskarżenie
było poważne — chodził od miasta do miasta mówiąc: „Wasi, tak zwani, przywódcy religijni są niewykształceni
i popełniają wiele błędów” — został wiec oskarżony o herezję, za którą groziła śmierć.

„Możesz mówić jako pierwszy”, rzekł Kalif.

Mułła był absolutnie spokojny. „Proszę, by przyniesiono papier i pióra”, powiedział „i by dano je dziesięciu
najmądrzejszym mężom spośród tego świetnego zgromadzenia”.

Ku rozbawieniu Nasruddina wybuchła wielka sprzeczka między świętymi mężami o to, kto z nich jest
najmądrzejszy. Gdy spór ucichł i każdy z dziesięciu wybranych otrzymał papier i pióro, mułła rzekł: „Niech
każdy z nich napisze odpowiedź na następujące pytanie:, Z CZEGO SKŁADA SIĘ MATERIA?”

Napisano odpowiedzi i wręczono je kalifowi, który je odczytał. Jeden napisał: „Z niczego się nie składa”; inny
znów „z cząsteczek”; jeszcze inny „z energii”. Pozostałe odpowiedzi brzmiały: „ze światła”, „nie wiem”, ,jest to
coś metafizycznego” itd.

Wtedy rzekł Nasruddin do kalifa: „Kiedy dojdą do porozumienia, czym jest materia, będą odpowiednimi ludźmi
do sądzenia spraw ducha. Czy to nie dziwne, że nie mogą się porozumieć w kwestii czegoś, z czego sami się
składają, ale są jednomyślni w swoim werdykcie, że jestem heretykiem?”.

To nie różnorodność naszych dogmatów,
lecz nasz dogmatyzm
czyni szkody.
A więc, gdybyśmy uczynili to, o czym jesteśmy przekonani,
że jest wolą Boga,
rezultatem byłby całkowity chaos.
Winna jest pewność.
Osoba uduchowiona doświadcza niepewności
— stanu umysłu nieznanego religijnym fanatykom.

RYBAK — ŚWIĘTYM

Pewnej nocy rybak zakradł się na ziemie bogatego człowieka i zarzucił sieć w jezioro pełne ryb. Właściciel
usłyszał go i nasłał na niego straże.

Gdy rybak ujrzał, tłum poszukujący go wszędzie z zapalonymi latarniami, szybko natarł ciało prochem i usiadł
pod drzewem, jak jest w zwyczaju świętych ludzi w Indiach.

Właściciel i jego strażnicy nie mogli znaleźć kłusownika, choć długo go szukali. Znaleźli tylko świętego
człowieka, pokrytego prochem, siedzącego pod drzewem i zagłębionego w medytacji.

background image

Następnego dnia rozeszła się pogłoska, że wielki mędrzec postanowił zamieszkać na ziemi bogatego człowieka.
Ludzie zbierali się z kwiatami, owocami, żywnością, a nawet dużymi ilościami pieniędzy, aby oddać mu hołd,
ponieważ pobożni wierzą, iż dary złożone świętemu człowiekowi, przynoszą ofiarodawcy Boże
błogosławieństwo.

Rybak przemieniony w mędrca, był zdumiony tą zmianą fortuny. „Łatwiej jest zarabiać na życie, wiarą tych
ludzi, niż pracą własnych rąk”, rzekł do siebie. I nadal medytował. I nigdy więcej nie wrócił do pracy.

*

*

*

Pewien władca zobaczył. we śnie, króla przebywającego w raju i kapłana w piekle. Zastanawiał się jak to
możliwe, gdy usłyszał Głos mówiący: „Król jest w raju, ponieważ szanował kapłanów. Kapłan przebywa w
piekle, gdyż szedł na kompromis z królami”.

MARYSIA CHCE BYĆ PROSTYTUTKĄ

Gdy siostra zapytała dzieci w swojej klasie, kim pragną być, kiedy dorosną, mały Tommy rzekł, że chce być
pilotem. Elsie powiedziała, że pragnie zostać lekarzem. Bobby, ku radości siostry, odpowiedział, że chce zostać
księdzem. Wtedy wstała Marysia i oświadczyła, że ona chciałaby zostać prostytutką.

„Mogłabyś to powtórzyć Marysiu?”

„Gdy dorosnę, zostanę prostytutką”, odparła Marysia, tonem osoby, która dokładnie wie czego chce.

Siostra oniemiała ze zdumienia. Natychmiast oddzielono Marysię od reszty dzieci i zabrano ją do proboszcza.

Ksiądz, usłyszawszy szczegółową relację, zechciał przekonać się o jej prawdziwości rozmawiając z
winowajczynią. „Powiedz mi, Marysiu, własnymi słowami, co się zdarzyło”.

„Otóż” — powiedziała dziewczynka, trochę zaskoczona tym całym zamieszaniem — „siostra zapytała mnie kim
chcę zostać, gdy będę duża i ja odpowiedziałam, że chcę być prostytutką”.

„Czy powiedziałaś prostytutką?” zapytał ksiądz, chcąc się upewnić. „Tak”.

„Boże, co za ulga. Wszyscy myśleliśmy, że powiedziałaś, iż chcesz zostać protestantką”.

background image

SYN RABINA ZOSTAŁ CHRZEŚCIJANINEM

Rabin Abraham wiódł przykładne życie i gdy przyszedł na niego czas, opuścił ten padół, otoczony
błogosławieństwami swej gminy, która uznała go za świętego i za przyczynę błogosławieństw otrzymywanych
od Boga.

Po drugiej stronie było podobnie, ponieważ aniołowie wyszli mu naprzeciw, by go powitać okrzykami chwały.
Przez cały czas świętowania rabin wydawał się daleki i smutny. Opierał głowę na rękach i nie dawał się
podnieść na duchu. W końcu został zaprowadzony na Sąd Ostateczny, gdzie poczuł, że otacza go pełna miłości
dobroć, która jest bez końca i usłyszał Głos nieskończonej czułości, mówiący: „Co cię trapi, mój synu?”

„O Najświętszy”, odparł rabin „nie jestem wart tych wszystkich honorów, którymi mnie tu obdarzacie. Choć
uważano mnie za wzór dla innych, coś złego musiało być w moim życiu, ponieważ mój jedyny syn pomimo
mego przykładnego zachowania i nauk, porzucił naszą wiarę i stał się chrześcijaninem”.

„Niech cię to nie dręczy, moje dziecko, świetnie wiem, co czujesz. Ja też mam syna, który uczynił dokładnie to
samo”.

POKOJOWE ŻYCZENIE RABINA

W irlandzkim mieście Belfast, katolicki ksiądz, protestancki pastor : i żydowski rabin, byli pochłonięci gorącą
dyskusją teologiczną. Nagle Anioł stanął miedzy nimi i rzekł: „Bóg zsyła na was swe błogosławieństwo.
Wypowiedzcie jedną prośbę o pokój, a zostanie ona spełniona przez Wszechmocnego”.

Pastor powiedział: „Niech każdy katolik zniknie z naszej pięknej wyspy, a zapanuje pokój”.

Ksiądz odparł: „Niech nie będzie ani jednego protestanta na naszej świętej irlandzkiej ziemi. To przyniesie pokój
wyspie”.

„A ty, rabbi, czego pragniesz?” spytał Anioł. „Czy nie masz własnego życzenia?”.

„Nie”, odpowiedział rabin. „Wysłuchaj po prostu tych dwóch dżentelmenów, a ja będę bardzo zadowolony”.

„Mały chłopczyk: „Czy jesteś prezbiterianką?”
Mała dziewczynka: „Nie, należymy do innego paskudztwa”

PIES I LIS

Myśliwy posłał psa za czymś, co poruszało się za drzewami. Pies zaczął ścigać lisa i zapędził go w miejsce,
gdzie myśliwy mógł go zastrzelić.

background image

Umierający lis rzekł do psa: „Czy nigdy ci nie mówiono, iż lis jest twoim bratem?”

„Mówiono, owszem”, odparł pies „ale to gadanie dla idealistów i głupców. Dla praktycznie myślącego,
braterstwo powstaje dzięki zbieżności interesów”.

Chrześcijanin powiedział do buddysty: „Naprawdę moglibyśmy być
braćmi. Ale to dobre dla marzycieli i głupców. Dla praktycznego
człowieka, braterstwo zależy od wspólnoty poglądów”.
Niestety, większość ludzi ma w sobie wystarczająco dużo religii, by
nienawidzić, ale niewystarczająco dużo miłości.

GANDHI I KOŚCIÓŁ

W swojej autobiografii, Mahatma Gandhi opowiada jak za czasów studenckich, przebywając w Afryce
Południowej, głęboko zainteresował się Biblią, a zwłaszcza Kazaniem na Górze.

Przekonał się, że chrześcijaństwo dawało odpowiedź na to, jak rozwiązać problem systemu kastowego, który
niszczył Indie. Gandhi poważnie się zastanawiał, czy nie zostać chrześcijaninem.

Pewnego dnia wszedł do kościoła, by uczestniczyć we mszy św. i dostać jakieś wskazówki. Zatrzymano go przy
wejściu i delikatnie dano do zrozumienia, że jeśli chce uczestniczyć we mszy św. to, owszem, ale w kościele dla
czarnych.

Odszedł i nigdy nie wrócił.

BÓG TRZYMANY NA ZEWNĄTRZ KOŚCIOŁA

Powszechnie znany grzesznik został ekskomunikowany i zakazano mu wstępu do kościoła.

Zaniósł swój żal Bogu: „Nie chcą mnie wpuścić, Panie, bo jestem grzesznikiem”.

„Na co więc narzekasz?” spytał Bóg.

„Bo i tak, by mnie nie wpuścili”.

background image

„TYLKO ŻEBYM CIĘ NIE PRZYŁAPAŁ NA

MODLITWIE”

Kościół, czy też synagoga potrzebują datków pieniężnych, aby istnieć. Otóż pewnego razu była żydowska
synagoga, w której nie zbierano pieniędzy na tacę, tak jak w chrześcijańskich kościołach. Tutaj sposób był inny:
sprzedawano bilety na zarezerwowane miejsca w synagodze na Uroczyste Święte Dni, bo właśnie wtedy gmina
zbierała się najliczniej, a ludzie byli najhojniejsi.

Jednego z takich Świętych dni, do synagogi przyszedł chłopczyk poszukując ojca, ale odźwierni nie chcieli go
wpuścić, bo nie miał biletu.

„Ależ to jest bardzo ważna sprawa”, zaprotestował chłopczyk.

„Wszyscy tak mówią”, odparł odźwierny niewzruszenie.

Dziecko było zrozpaczone i zaczęło błagać: „Proszę pana, niech mnie pan wpuści. To sprawa życia lub śmierci.
Będę tylko minutkę”.

Odźwierny zmiękł: „No dobrze, jeśli to takie ważne”, rzekł. „Ale żebym cię przypadkiem nie złapał na
modlitwie”.

Zorganizowana Religia ma, niestety, swe ograniczenia.

MOŻESZ PŁAKAĆ TYLKO W SWOJEJ PARAFII

Kaznodzieja był bardziej niż zwykle wymowny i wszyscy, ale to wszyscy, byli wzruszeni do łez. No, może nie
tak dokładnie wszyscy, ponieważ w pierwszej ławce siedział mężczyzna, patrząc prosto przed siebie, zupełnie
nieporuszony kazaniem.

Pod koniec nabożeństwa, ktoś odezwał się do niego: „Chyba słyszałeś kazanie?”

„Oczywiście, że tak”, odparł niewzruszony człowiek. „Nie jestem głuchy”.

„Co o nim myślisz?

„Uważam, że było tak poruszające, że mogłem był płakać”.

„To czemu; jeśli wolno spytać, nie płakałeś?

„Ponieważ nie należę do tej parafii”, odrzekł mężczyzna.

background image

DIABEŁ PORZĄDKUJE ŚWIAT

Według pewnej historii, gdy Bóg stworzył świat i cieszył się jego dobrocią, szatan dzielił tą radość, oczywiście
na swój sposób, ponieważ gdy rozważał tak cud za cudem, wykrzykiwał: „Jakie to dobre. Musimy to jakoś
urządzić”.

„I pozbawić świat całej radości”.

Czy kiedykolwiek usiłowałeś zorganizować coś takiego jak pokój?
Kiedy spróbujesz,
doświadczysz konfliktów władzy
i zbiorowych wojen prowadzonych w jego imię
Jednym sposobem, osiągnięcia pokoju,
jest pozwolenie, aby rósł na dziko.

ZNAK KRZYŻA CZY MIŁOŚCI?

Pewien biskup sprawdzał, czy grupa kandydatów była przygotowana do przyjęcia chrztu.

„Z czego inni będą mogli się domyślić, że jesteście katolikami?” zapytał.

Nie było odpowiedzi. Widocznie nikt się nie spodziewał takiego pytania. Biskup powtórzył je. A potem jeszcze
raz, równocześnie czyniąc znak krzyża, aby dać im wskazówkę do prawidłowej odpowiedzi.

Nagle jeden z kandydatów znalazł odpowiedź. „Tym znakiem będzie miłość”, powiedział.

Biskup zdziwił się. Już miał powiedzieć „źle”, ale w ostatniej chwili ugryzł się w język.

ZEZWOLENIE NA JEZUSA

Ktoś poprosił biskupa o zezwolenie na druk książki dla dzieci, w której byłyby przypowieści o Jezusie, kilka
prostych ilustracji i parę zdań z ewangelii. Ani słowa więcej.

Zezwolenie wydano w formie tradycyjnej regułki: „Otrzymane zezwolenie nie oznacza, że biskup zgadza się z
opisami zawartymi w książce”.

Jeszcze więcej organizacyjnych pułapek.

background image

JAK ZACHOWAĆ PRZEPASKĘ NA BIODRA

Jak wzrastają duchowe organizacje:

Guru był pod takim wrażeniem duchowego rozwoju swego ucznia, że sądząc, iż ten nie potrzebuje dalszego
kierownictwa, zostawił go samego w małej chatce na brzegu rzeki.

Każdego dnia po rytualnym obmyciu, uczeń zwykł wieszać swą przepaskę na biodra, aby wyschła. Była ona
wszystkim co posiadał. Pewnego dnia zaskoczony zobaczył, że jest podarta na strzępy przez szczury. Musiał
więc błagać wieśniaków o następną. Gdy i w tej szczury wygryzły dziury, znalazł sobie kota. Nie miał już teraz
kłopotu ze szczurami, ale oprócz żebrania o pożywienie dla siebie, musiał też prosić o mleko dla zwierzęcia.

„Żebranie to za duży kłopot”, pomyślał, „i zbyt wielki ciężar dla wieśniaków. Będę trzymał krowę”. Gdy dostał
krowę, musiał żebrać o paszę dla niej. „Łatwiej jest uprawiać ziemię wokół mojej chatki”, pomyślał. Ale to
również okazało się kłopotliwe, bo zostawiało mu mało czasu na medytację. A więc zatrudnił pracowników, by
uprawiali ziemię za niego. Lecz nadzór robotników stał się ciężką pracą, ożenił się więc, by żona dzieliła z nim
ten obowiązek. Oczywiście, nie upłynęło dużo czasu, a stał się jednym z najbogatszych ludzi w wiosce.

Wiele lat później Guru przypadkowo przechodził w pobliżu i zdziwił się widząc piękną rezydencję, tam gdzie
kiedyś stała chatka. Powiedział do jednego ze służących: „Czyż nie tutaj żył jeden z moich uczniów?”

Zanim otrzymał odpowiedź, sam uczeń pojawił się przed nim. „Co to wszystko znaczy, mój synu?”, spytał Guru.

„Nie uwierzysz mi, panie”, rzekł ten, „ale nie było innego sposobu, abym mógł mieć moją przepaskę na biodra”.

STACJA RATOWNICZA

Na skalistym brzegu, gdzie często można było spotkać wraki statków, kiedyś znajdowała się mała zrujnowana
stacja ratownicza. Była to zwykła chatka, z jedną tylko łódką; garstka ludzi stanowiła załogę tej stacji. Byli pełni
poświecenia, trzymając ciągłą obserwację na morzu, niewiele dbając o siebie i o swoje bezpieczeństwo, bez
strachu idąc na ratunek w czasie sztormu, jeżeli tylko wiedzieli, że gdzieś nastąpiła katastrofa. W ten sposób
ocalili wiele istnień ludzkich i stacja stała się sławna.

Wraz ze wzrostem sławy, rosło również pragnienie ludzi z sąsiedztwa, by zaangażować się w tą wspaniałą pracę.
Wspaniałomyślnie ofiarowywali swój czas i pieniądze, a więc przyjęto nowych ratowników, kupiono nowe
łodzie i ćwiczono nową załogę. Chatynkę zastąpiono wygodnym budynkiem, który mógł sprostać potrzebom
ofiar. Oczywiście, ponieważ katastrofy morskie nie zdarzają się co dzień, dom ten stał się popularnym miejscem
spotkań, pewnego rodzaju miejscowym klubem. Czas mijał, a członkowie stacji byli tak pochłonięci życiem
towarzyskim, że mało interesowali się niesieniem pomocy, choć nadal paradowali w opaskach, głoszących ich
hasło o ratowaniu życia. W gruncie rzeczy, jeśli kilka osób zostało naprawdę ocalonych, zawsze było o to wiele
szumu i niezadowolenia, że są brudni i chorzy, i że niszczą dywany i meble.

Wkrótce towarzyskie zabawy klubu stały się tak liczne, a akcje ratunkowe tak rzadkie, że na jednym z posiedzeń
klubu postawiono sprawę jasno — część członków nalegała, by powrócić do pierwotnych zadań i zajęć.
Przeprowadzono głosowanie i ci podżegacze, którzy znaleźli się w mniejszości, poproszeni zostali o opuszczenie
klubu i stworzenie nowej stacji.

Tak też uczynili — trochę dalej, w dół brzegu i nieśli pomoc z taką samą odwagą i bezinteresownością, że po
jakimś czasie ich bohaterstwo przyniosło im sławę. Wtedy członkostwo powiększyło się, chatka została

background image

przebudowana... a ich idealizm został stłumiony. Jeżeli będziesz przypadkowo odwiedzać te strony, znajdziesz
dziś sporo ekskluzywnych klubów rozsianych wzdłuż brzegu. Każdy z nich jest dumny z swoich narodzin i
tradycji. Katastrofy morskie wciąż się zdarzają w tych stronach, ale nie wygląda na to, by ktoś się tym
przejmował.

PRZYKAZANIE O OWOCACH

W pustynnym kraju mało było drzew i trudno było o owoce. Mawiano, że Bóg chciał zapewnić wystarczającą
ich ilość dla wszystkich, pojawił się wiec przed prorokiem i powiedział: „Oto moje przykazanie dla wszystkich
mieszkańców teraz i dla przyszłych pokoleń: nikt nie zje więcej, niż jeden owoc dziennie. Zapisz to w Świętej
Księdze. Każdy, kto złamie to prawo, będzie uważany za grzesznika przeciw Bogu i ludzkości”.

Prawo było wiernie wypełniane przez stulecia, dopóki naukowcy nie wykryli sposobów przekształcenia pustyni
w żyzną ziemię. Kraj stał się bogaty w ziarno i bydło. Drzewa uginały się pod ciężarem niezerwanych owoców.
Ale na straży starego prawa stały cywilne i religijne władze kraju.

Każdy, kto napomknął, iż grzechem przeciw ludzkości jest pozwolić, aby owoce gniły na ziemi, ogłaszany był
bluźniercą i wrogiem moralności. Ci ludzie, którzy kwestionowali mądrość świętego słowa Boga, kierowali się
dumnym duchem rozumu, a brakowało (jak mówiono) ducha wiary i pokory, dzięki którym Prawda może się
objawić.

W kościołach często głoszono kazania, w których łamiących prawo przedstawiano jako przestępców. Ani razu,
nie wspomniano o takiej samej liczbie tych, którzy też źle skończyli, choć wiernie przestrzegali prawa; albo też o
dużej liczbie rozwijających się i bogacących, choć prawo złamali.

Nic nie można było zrobić, by prawo zmienić, ponieważ prorok, który twierdził, że otrzymał je od Boga, dawno
już nie żył. On mógłby mieć odwagę i zdolność zmiany prawa, bo zmieniły się okoliczności, a to właśnie on
otrzymał słowo Boga, niejako coś co ma być czczone, ale co ma być używane dla dobra ludzi.

\V rezultacie niektórzy otwarcie kpili z prawa, z Boga i z religii. Inni łamali je potajemnie i zawsze z poczuciem
czynionego zła. Większość rygorystycznie przestrzegała prawa i uważała się za świętych tylko dlatego, że
trzymali się bezsensownego przestarzałego zwyczaju, będąc zbyt słabymi, by go obalić.

STRACH SPADOCHRONIARZA

Wśród prawdziwie religijnych
Prawo jest przestrzegane,
ale się go nie boją

„Jak zarabiasz na życie?” spytała kobieta pewnego młodego człowieka na przyjęciu.

background image

„Jestem spadochroniarzem”.

„Bycie skoczkiem spadochronowym musi być straszne”, rzekła lady.

„No cóż, bywają czasem ciężkie chwile”.

„Niech mi pan opowie o swoim najokropniejszym doświadczeniu”.

„Cóż”, powiedział spadochroniarz, „myślę, że było to wtedy, gdy wylądowałem na trawniku, na którym była
tabliczka z napisem „NIE DEPTAĆ TRAWY”.

KOLBA ZROBIONA Z DRZEWA ORZECHA

... ani nie czczą...

Pewien sierżant pytał grupkę rekrutów, dlaczego kolba karabinu jest zrobiona z drzewa orzecha włoskiego.

„Bo jest twardsze od innego drewna”, rzekł jeden,

„Źle”, odparł sierżant.

„Bo jest bardziej elastyczny”.

„Też źle”.

„Bo ma ładniejszy połysk”.

„Musicie się chłopcy jeszcze wiele nauczyć. Drewno orzecha włoskiego jest używane z tego prostego powodu,
że tak jest ustalone w Regulaminie”.

REGULAMIN KOLEJOWY

... ani też nie jest ono uważane za najwyższe...

Urzędnik kolejowy zgłosił morderstwo w pociągu w następujący sposób: „Napastnik wszedł do wagonu przez
platformę, zadał ofierze pięć brutalnych ciosów, z których każdy był śmiertelny, a następnie opuścił pociąg
drugimi drzwiami, wysiadając na trasie pociągu — a więc łamiąc przepisy kolejowe”.

background image

Krytykowano pewnego szlachetnie urodzonego, za spalenie katedry.
Stwierdził, że jest mu naprawdę przykro, ale został poinformowany
— fałszywie, jak się okazało — że w środku jest arcybiskup.

ZAKŁAD USŁUG TELEFONICZNYCH

W małym miasteczku, pewien człowiek wykręcił numer 016, aby połączyć się z biurem numerów. Kobiecy głos
po drugiej stronie rzekł: „Przykro mi, ale należy wykręcić numer 015, aby otrzymać informację”.

Gdy wykręcił numer 015, wydało mu się, że słyszy ten sam głos w słuchawce, powiedział więc: „Czy to nie z
panią rozmawiałem przed chwilą?”.

„Tak, ze mną”, odparł głos „dziś wykonuję obie prace”.

KOLACJA MA BYĆ GOTOWA O 6

00

... ani nie jest poszerzane bez końca...

Pan Smith zamordował żonę i linia jego obrony opierała się na czasowej niepoczytalności. Stał na miejscu dla
świadków, a jego prawnik poprosił, aby opisał zbrodnię własnymi słowami.

„Wysoki Sądzie”, rzekł oskarżony. „Jestem spokojnym człowiekiem o stałych przyzwyczajeniach, żyjącym w
zgodzie z całym światem. Każdego dnia budzę się o siódmej, jem śniadanie o siódmej trzydzieści, pokazuję się
w pracy o dziewiątej, opuszczam ją o piątej, wracam do domu o szóstej, zastaję kolację na stole, jem ją, czytam
gazety, oglądam telewizję, a potem kładę się spać. Tak się działo aż do dnia, o którym mam opowiedzieć...”.

Tu zaczął szybciej oddychać i w oczach pojawiły się niebezpieczne błyski.

„Proszę mówić dalej”, powiedział cicho prawnik, „i opowiedzieć sądowi co się stało”.

„Tego dnia obudziłem się o siódmej jak zwykle, zjadłem śniadanie o siódmej trzydzieści, udałem się do pracy na
dziewiątą, skończyłem o piątej, wróciłem do domu o szóstej i ku memu zaskoczeniu nie znalazłem kolacji na
stole. Nie było mojej żony. Przeszukałem cały dom i zastałem ją w łóżku z obcym mężczyzną. Więc ją
zastrzeliłem”.

„Niech pan opisze swoje uczucia w momencie, gdy ją pan zabił” rzekł prawnik, z niecierpliwością oczekując, by
przedstawić swoją linię obrony.

background image

„Czułem niepohamowaną wściekłość. Po prostu przestałem myśleć. Wysoki Sądzie, sędziowie przysięgli”,
wykrzyknął oskarżony, bijąc się w piersi. „Gdy wracam do domu o szóstej, absolutnie wymagam, aby na stole
czekała gotowa kolacja”.

NASRUDDIN ZNAJDUJE DIAMENT

...ani wykorzystywane...

Mułła Nasruddin znalazł diament przy drodze, ale według Prawa, znalazca stawał się właścicielem tylko wtedy,
gdy najpierw ogłosił swoje znalezisko na środku rynku, przy trzech różnych okazjach.

Otóż Nasruddin był zbyt religijny, by złamać Prawo i zbyt chciwy, aby zaryzykować rozstanie się ze swoim
diamentem. A wiec w trzy kolejne noce, był pewien, że wszyscy mocno śpią, poszedł na środek rynku i tam
cicho ogłosił: „Znalazłem diament na drodze prowadzącej do miasta. Osoba znająca właściciela powinna się
natychmiast do mnie zgłosić”.

Oczywiście nikt nie zmądrzał od słów mułły oprócz jednego człowieka, który przypadkowo stał w oknie o
trzeciej nocy i słyszał jak mułła coś mamrocze. Gdy chciał dowiedzieć się, o co chodzi, Nasruddin odparł: „Nie
muszę ci mówić. Tylko ci powiem: Będąc religijnym człowiekiem, przychodziłem tu w nocy, aby mówić pewne
słowa w celu wypełnienia Prawa”.

Aby być odpowiednio sprytnym,
nie musisz łamać Prawa,
po prostu, wypełniaj je co do słowa.

DWA RODZAJE SZABATU

Wśród Żydów obchodzenie szabatu, dnia Pańskiego, pierwotnie było radosnym świętem, ale zbyt wielu rabinów
wciąż wydawało nakaz za nakazem, jak dokładnie powinno się to święto obchodzić, jakie zachowanie jest
dozwolone, aż w końcu niektórzy poczuli, że ledwo mogą się ruszyć w czasie szabatu, z obawy, że ten lub
tamten nakaz zostanie przez nich naruszony.

Baal Shem, syn Eliezera, wiele o tym myślał. Pewnej nocy miał sen. Anioł wziął go do nieba i pokazał mu dwa
trony, ustawione ponad innymi.

„Dla kogo przeznaczone są te trony?”, spytał.

„Dla ciebie”, usłyszał w odpowiedzi,, jeżeli użyjesz swojej inteligencji i dla człowieka którego imię i adres jest
właśnie wypisywany i zostanie ci wręczony”.

background image

Następnie został zaprowadzony w najgłębsze czeluście piekieł i zobaczył dwa puste miejsca. „Na kogo one
czekają?” znów zapytał.

„Na ciebie”, brzmiała odpowiedź,, jeżeli nie zrobisz użytku ze swej inteligencji i dla człowieka którego imię i
adres są właśnie dla ciebie pisane”.

Baal Shem, nadal we śnie, odwiedził tego człowieka, który miał być jego towarzyszem w raju. Znalazł go
żyjącego daleko od wyznawców religii mojżeszowej, całkiem nieobeznanego z żydowskimi zwyczajami i który
w szabat wydawał ucztę, na której było wiele zabaw i na którą zapraszał wszystkich swoich przyjaciół. Gdy Baal
Shem spytał dlaczego urządza przyjęcie, człowiek ten rzekł: „Pamiętam, że w dzieciństwie rodzice uczyli mnie,
że szabat jest dniem odpoczynku i radości; a więc w soboty moja matka przygotowywała najsoczystsze posiłki,
w czasie których śpiewaliśmy, tańczyliśmy i radowaliśmy się. Tak czynię do dziś”.

Baal Shem starał się nauczyć tego człowieka zasad religii żydowskiej, bo choć był on Żydem, najwidoczniej
zupełnie nie znał wszystkich przepisów wydanych przez rabinów. Ale aż zamilkł, gdy zdał sobie sprawę, że
radość tego człowieka z szabatu, będzie zepsuta, jeśli uświadomi sobie swoje braki.

Następnie, wciąż we śnie, Baal Shem udał się do domu swego kompana z piekła. Znalazł człowieka, który był
rygorystycznym wykonawcą Prawa, zawsze pełnym lęku, że jego sprawowanie może okazać się nieprawidłowe.
Biedny ten człowiek, spędzał każdy szabat w pełnym skrupułów napięciu, jak gdyby siedział na rozżarzonych
węglach. Gdy Baal Shem starał się skarcić go, za to niewolnicze wykonywanie Prawa, nie potrafił go przekonać,
ponieważ zdał sobie sprawę, że ten człowiek nigdy nie zrozumie, iż mógłby źle czynić, wypełniając nakazy
religijne.

Dzięki temu objawieniu, danemu mu podczas snu, Baal Shem Tov stworzył nowy sposób wypełniania Prawa, w
którym Bóg jest czczony w radości płynącej z serca.

Gdy ludzie są radośni,
zawsze są wtedy dobrzy:
ale jeśli są dobrzy,
rzadko się radują.

WYSTRZEGAJCIE SIĘ, WYSTRZEGAJCIE SIĘ,

Kapłan ogłosił, że sam Pan Jezus Chrystus ma przybyć do kościoła w nadchodzącą niedzielę. Ludzie zjawili się
tłumnie, aby Go zobaczyć. Każdy spodziewał się, że wygłosi kazanie, ale On tylko uśmiechnął się, gdy Go
wprowadzono i rzekł: „Witajcie”. Wszyscy ofiarowywali Mu nocleg, zwłaszcza kapłan, ale grzecznie odmówił.
Powiedział, że spędzi noc w kościele. Wszyscy uznali, że tak być powinno.

Następnego ranka wymknął się chyłkiem, zanim otwarto drzwi kościoła. Ku swemu przerażeniu, kapłan i ludzie
odkryli, że kościół został zniszczony. Wszędzie na ścianach było napisane WYSTRZEGAJCIE SIĘ. Nie
oszczędzono ani jednej części kościoła: okien i drzwi, kolumn, ambony, ołtarza, nawet Biblii leżącej na pulpicie
do czytania. WYSTRZEGAJCIE SIĘ. Wyskrobane dużymi i małymi literami, ołówkiem i farbą, w każdym
możliwym kolorze, gdziekolwiek oko by się zatrzymało, wszędzie widniał napis „WYSTRZEGAJCIE SIĘ,
wystrzegajcie się, wystrzegajcie się, wystrzegajcie się, WYSTRZEGAJCIE SIĘ, wystrzegajcie się, wystrzegajcie
się...”.

background image

Szokujące. Irytujące. Fascynujące. Przerażające. Czego mieli się wystrzegać? Tego napis nie mówił. Brzmiał
tylko: WYSTRZEGAJCIE SIĘ. W pierwszym odruchu, ludzie chcieli zmyć każdy ślad tej profanacji, tego
świętokradztwa. Powstrzymywała ich tylko myśl, że to sam Jezus dokonał tego czynu.

Lecz ten tajemny napis WYSTRZEGAJCIE SIĘ, zaczął zapadać w umysły ludzi, za każdym razem, gdy
przychodzili do kościoła. Zaczęli uważać na czytane Pismo św., a więc zaczęli z niego więcej korzystać, bez
popadania w fanatyzm. Zaczęli poważniej traktować sakramenty, a więc zostali duchowo oczyszczeni, bez
popadania w przesądy. Kapłan zaczął wystrzegać się swej władzy nad ludźmi, mógł więc pomagać innym do
woli. I wszyscy zaczęli wystrzegać się religii, która nieroztropnych prowadziła do obłudy. Zaczęli uważać na
prawa kościelne, toteż stali się osobami dotrzymującymi nakazów, lecz pełnymi współczucia dla słabych.
Zaczęli z uwagą się modlić, a więc już dłużej modlitwa nie powstrzymywała ich od ufania w siebie. Zaczęli
nawet wystrzegać się swoich pojęć o Bogu, mogli więc uznawać Go, nie tylko w ramach wąskich ograniczeń
wprowadzonych przez Kościół.

Napisali również to szokujące słowo nad wejściem do kościoła i nocą, przejeżdżając koło świątyni, możesz je
zobaczyć, świecące wieloma neonowymi światłami nad kościołem.

background image

Ł A S K A

TRZY OPATRZNOŚCIOWE ŁÓDKI

Kapłan siedział przy swoim biurku koło okna, przygotowując kazanie o opatrzności, gdy usłyszał coś, co
brzmiało jak wybuch. Wkrótce ujrzał, ludzi biegających w panice tam i z powrotem; okazało się, że pękła tama,
rzeka wezbrała i ludzie się ewakuowali.

Kapłan zobaczył, że woda zaczyna już płynąć niżej położonymi ulicami miasta. Trochę trudno przyszło mu
opanować ogarniającą go panikę, ale powiedział sobie: „Oto jestem tu, przygotowując kazanie o opatrzności i
daną mi jest okazja, aby wprowadzić w czyn to, o czym mówię wiernym. Nie ucieknę, tak jak reszta. Zostanę
tutaj ufny, że Boża opatrzność mnie ocali”.

Gdy woda sięgała okna, podpłynęła łódź pełna ludzi. „Wskakuj ojcze”, krzyczeli. „O nie, moje dzieci”, rzekł
kapłan z ufnością. „Wierzę, że Boża opatrzność mnie uratuje”.

Wdrapał się jednak na dach, a gdy woda znów się podniosła, nadpłynęła następna łódź pełna ludzi
nawołujących, by ksiądz się do nich przyłączył. I kapłan znów odmówił.

Teraz wspiął się na szczyt dzwonnicy. Gdy woda zaczęła mu sięgać kolan, przypłynął oficer w motorówce
wysłany, aby ratować księdza. „Nie, dziękuję”, rzekł kapłan ze spokojnym uśmiechem. „Widzi pan, ufam Bogu.
On mnie nie zawiedzie”.

Kiedy kapłan utonął i poszedł do nieba, od razu zaczął się skarżyć do Boga. „Wierzyłem Ci. Dlaczego nic nie
uczyniłeś, żeby mnie ratować?”.

„No cóż”, odparł Bóg. „Wiesz, wysłałem ci te trzy łódki”.

background image

AKCEPTACJA I WYRZECZENIE

Dwóch mnichów było w podróży. Jeden z nich pełen był ducha zdobywania, drugi wierzył w wyrzeczenia.
Całymi dniami dyskutowali o swojej duchowości, dopóki pod wieczór nie poszli nad brzeg rzeki.

Otóż zwolennik wyrzeczeń nie miał przy sobie pieniędzy, rzekł więc: „Nie możemy zapłacić przewoźnikowi za
zabranie nas na drugą stronę, ale po co się martwić o ciało? Spędzimy noc tutaj, śpiewając na chwałę Bogu, a
jestem pewien, że jutro znajdziemy jakąś dobrą duszę, która zapłaci za nasz przewóz”.

Drugi odparł: „Nie ma wioski na tym brzegu ani zaścianka, ani chatki, ani schroniska. Zostaniemy pożarci przez
dzikie bestie, albo ukąszeni przez węża, lub umrzemy z zimna. Po drugiej stronie rzeki moglibyśmy spędzić noc
w bezpieczeństwie i wygodzie. Mam pieniądze, żeby zapłacić przewoźnikowi”.

Gdy już byli bezpieczni na drugim brzegu, upomniał swego towarzysza: „Widzisz, jaka jest wartość pieniędzy?
Byłem w stanie ocalić twoje życie i swoje własne. Co by się stało, gdybym był człowiekiem wyrzeczeń, takim
jak ty?”.

Ten mu odrzekł: „To dzięki twojemu wyrzeczeniu spokojnie przedostaliśmy się tutaj, bo czyż nie wydałeś
swoich pieniędzy, aby zapłacić przewoźnikowi? Co więcej, ja, nie mając marnego grosza przy duszy,
skorzystałem z twoich pieniędzy; przecież już ci powiedziałem, że nigdy nie cierpię, zawsze jestem
zaopatrywany”.

TRZĘSIENIE ZIEMI I ALKOHOL

Na przyjęciu w Japonii, poczęstowano gościa popularnym japońskim drinkiem. Już po wypiciu jednego,
zauważył, że meble w pokoju ruszają się.

„To bardzo mocne”, rzekł do gospodarza.

„Niespecjalnie”, odparł ten, akurat tak się złożyło, że jest trzęsienie ziemi.

„O RANY, ALE POHUŚTALIŚMY TYM MOSTEM”

Słoń oddalił się od stada i uciekając, przebiegł przez mały drewniany most zawieszony nad wąwozem.

Stara, zniszczona konstrukcja drżała i skrzypiała, ledwie wytrzymując ciężar słonia.

Gdy już bezpiecznie stanął po drugiej strome, pchła, która mieszkała w uchu słonia, zawołała z ogromnym
zadowoleniem: „O rany, ale pohuśtaliśmy tym mostem”.

background image

STARA KOBIETA I JEJ KOGUT

Stara kobieta zauważyła, jak z naukową wręcz precyzją, jej kogut zaczyna piać codziennie tuż przed wschodem
słońca; doszła więc do wniosku, że pianie koguta powoduje ranne pojawianie się słońca.

Więc kiedy jej kogut nagle zdechł, pośpiesznie zastąpiła go innym, aby słońce pojawiło się na horyzoncie
następnego ranka.

Pewnego dnia poróżniła się z sąsiadami i zagroziła, że wyprowadzi się z wioski wraz z siostrą i zamieszka kilka
mil dalej.

Gdy jej kogut zapiał następnego dnia i gdy chwilę później zobaczyła słońce wschodzące nad horyzontem,
potwierdziło się to, co wiedziała od początku — słońce teraz wstaje tutaj, a jej wioska jest pogrążona w
ciemności. Dobrze im tak, sami się o to prosili.

Jednak dziwiło ją, że jej poprzedni sąsiedzi nigdy nie przyszli ją błagać, by wróciła do wioski wraz z kogutem.
Kładła to na karb ich uporu i głupoty.

*

*

*

„A więc to był twój pierwszy lot. Bałeś się?”.

„Wiesz, prawdę mówiąc, nie odważyłem się porządnie usiąść”.

PRZYWIĄŻ SWEGO WIELBŁĄDA

Uczeń przybył na wielbłądzie do namiotu swego mistrza sufi; zsiadł i wszedł prosto do środka, nisko się skłonił i
powiedział „Tak wielka jest moja ufność w Boga, że zostawiłem mego wielbłąda nie przywiązawszy go,
przekonany, że Bóg chroni interesy tych, którzy Go kochają”.

„Idź przywiązać swego wielbłąda, głupcze”, rzekł Mistrz. „Bóg nie może się zajmować tym, co z powodzeniem
możesz sam zrobić”.

„BÓG I TY JESTEŚCIE WSPÓLNIKAMI”

background image

Goldberg miał najpiękniejszy ogród w mieście i za każdym razem, gdy rabin koło niego przechodził, wołał do
Goldberga, „Twój ogród to rzecz wyjątkowo piękna. Pan i ty jesteście wspólnikami”.

„Dzięki ci, rabbi”, odpowiadał Goldberg kłaniając się.

Mijały dni, tygodnie, miesiące. Przynajmniej dwa razy dziennie, rabin idąc do synagogi i wracając z niej wołał:
„Bóg i ty jesteście wspólnikami”, dopóki Goldberg nie zaczął być zły, że rabin najwidoczniej uważa to za
komplement.

Więc następnym razem, kiedy rabin rzekł: „Pan i ty jesteście wspólnikami”, Goldberg odrzekł: „Może to
prawda, ale powinieneś był widzieć ten ogród, gdy Pan sam się nim zajmował”.

HASAN PILNUJE PŁASZCZA

W swych opowiadaniach o świętych, Attar opisuje wielkiego sufi zwanego Habib Ąjami, który pewnego dnia
poszedł kąpać się w rzece, pozostawiając płaszcz na brzegu bez żadnego nadzoru. Otóż zdarzyło się, że
przechodził tamtędy Hasan z Basry, zobaczył płaszcz i myśląc, że pozostawił go ktoś niedbały, postanowił go
popilnować, dopóki właściciel się nie pojawi.

Gdy Habib wrócił szukając płaszcza, Hasan rzekł „Pod czyją opieką zostawiłeś ten płaszcz, kąpiąc się w rzecze?
Mogli ci go ukraść”.

Habbi odparł: „Zostawiłem go pod opieką Tego, który obarczył cię zadaniem pilnowania go”.

BOŻA POMOC NA PUSTYNI

Pewien człowiek zabłądził na pustyni. Później, opisując to przeżycie swym przyjaciołom, opowiedział, jak z
czystej rozpaczy ukląkł i wołał do Boga o pomoc.

„Czy Bóg odpowiedział na twe modły?” zapytano go.

„Och, nie. Zanim zdążył, pojawił się jakiś badacz i pokazał mi drógę”.

background image

PRZYSZLI OJCOWIE

Grupka przyszłych ojców nerwowo siedziała w hallu. Pielęgniarka skinęła na jednego z nich i powiedziała:
„Gratuluję, ma pan syna”.

Na to jeden z pozostałych upuścił gazetę, którą przeglądał, zerwał się i zawołał: „Hej, co to ma znaczyć?
Przyszedłem tu dwie godziny wcześniej od niego”.

Niestety, niektóre rzeczy wymykają się zorganizowaniu.

OFICJALNE POSTANOWIENIE

Prezes największej korporacji banków na świecie był w szpitalu. Jeden z wiceprezesów przyszedł go odwiedzić
z taką wiadomością: „Przynoszę ci najlepsze życzenia od naszego Zarządu, abyś prędko wrócił do zdrowia i żył
sto lat. To oficjalne postanowienie przeszło większością piętnastu głosów do sześciu, przy dwóch
wstrzymujących się”.

Czy jest możliwe, byśmy kiedykolwiek przestali
czynić wysiłki,
w celu palenia ognia
podlewania wody,
dodawania koloru róży?.

NIE ZAPOMINAJ, ŻE TO AMERYKA

Rodzina uchodźców była zachwycona Ameryką, zwłaszcza sześcioletnia córeczka, która od razu przyjęła
pogląd, że wszystko co amerykańskie jest nie tylko najlepsze, ale wręcz doskonałe.

Pewnego dnia sąsiadka powiedziała jej, że spodziewa się dziecka, więc mała Marysia poszła do domu i zażądała
informacji, dlaczego ona też nie może mieć małego dziecka. Matka postanowiła wprowadzić ją w te sprawy
życia właśnie w tym momencie i oprócz innych rzeczy wyjaśniła jej, że trwa to dziewięć miesięcy, zanim
dziecko się pojawi.

„Dziewięć miesięcy?”, wykrzyknęła Marysia z oburzeniem. „Ależ mamo, czy nie zapominasz, że to Ameryka?”

background image

„ZATRUDNIJ WIĘCEJ PRACOWNIKÓW”

„Mamusiu, chcę mieć małego braciszka”

„Ale już masz jednego”.

„Chcę jeszcze jednego”.

„No cóż, nie możesz go mieć tak zaraz. Wyprodukowanie nowego braciszka trochę potrwa”.

„To dlaczego nie zrobisz tego, co tata w fabryce?”.

„To znaczy?”.

„Czemu nie zatrudnisz więcej pracowników?”

KUPUJĄC NASIONA, NIE OWOCE

Pewna kobieta śniła, że weszła do nowiutkiego sklepu na rynku i ku swemu zdziwieniu zobaczyła Boga za ladą.
„Co tu sprzedajesz?” spytała.

„Wszystko, co tylko chcesz”, rzekł Bóg.

Ledwie ośmielając się wierzyć własnym uszom, kobieta postanowiła poprosić o najlepsze rzeczy, o których
człowiek może tylko marzyć. „Chcę pokoju umysłu i miłości, i szczęścia, i mądrości, i wolności od lęku”. I
potem, jakby po namyśle, dodała: „Nie tylko dla siebie, dla każdego na ziemi”.

Bóg uśmiechnął się. „Myślę, że źle mnie zrozumiałaś, moja droga”, powiedział: „Nie sprzedajemy tu owoców,
tylko nasiona”.

„KUP KUPON LOTERYJNY”

Bardzo pobożny człowiek znalazł się w trudnej sytuacji, zaczął się więc modlić w następujący sposób: „Panie,
przypomnij sobie te wszystkie lata, kiedy służyłem Ci najlepiej jak mogłem, o nic nie prosząc w zamian. Teraz,
gdy jestem stary i zrujnowany, proszę Cię o przysługę, pierwszy raz w życiu i wierzę, że mi nie odmówisz:
proszę Cię, pozwól mi wygrać na loterii”.

Mijały dni, potem tygodnie i miesiące, ale nic się nie stało. W końcu zrozpaczony krzyknął pewnej nocy:
„Dlaczego nie dajesz mi chwili spokoju, Boże?”

background image

I nagle usłyszał głos Boga mówiącego: „To ty daj mi chwilę spokoju. Czemu nie kupisz kuponu loteryjnego?”.

RADA MOZARTA

Młody kompozytor przyszedł kiedyś do Mozarta, aby zasięgnąć jego opinii w sprawie rozwoju swego talentu.

„Radziłbym ci zacząć od prostszych rzeczy”, rzekł Mozart. „Na przykład, od piosenek”.

„Ale ty komponowałeś symfonie będąc dzieckiem”, zaprotestował młody człowiek.

„To prawda, ale wtedy nie musiałem chodzić do nikogo po radę, jak rozwijać mój talent”.

ŻYWOTNOŚĆ NA STARE LATA

Zapytano kiedyś człowieka koło osiemdziesiątki o sekret jego niezwykłej żywotności.

„No cóż”, odparł, „nie piję, nie palę, i codziennie przepływam milę”.

„Ale ja miałem wujka, który dokładnie robił to samo, a umarł w wieku sześćdziesięciu lat”.

„A, to problem z twoim wujkiem był taki, że widocznie nie robił tego wystarczająco długo”.

BÓG GRA W GOLFA

Pewnego sobotniego ranka po kościele, Bóg i św. Piotr poszli grać w golfa. Bóg zaczął grę. Potężnie uderzył i
ściął piłkę, aż na dziką część boiska obok toru wodnego.

Już, już, piłka miała uderzyć w ziemię, gdy zza krzaków wyskoczył królik, porwał ją do pyszczka i rzucił się w
kierunku wody. Nagle z góry spadł orzeł, porwał królika w swe szpony i uniósł się z nim nad polanę. Myśliwy
wziął go na cel i zestrzelił orła w locie. Ptak wypuścił królika, ten opadł na boisko i piłeczka potoczyła się z jego
pyszczka wprost do dołka w ziemi.

Św. Piotr odwrócił się do Boga ze złością i rzekł: „Daj spokój. Chcesz grać w golfa czy zabawiasz się”.

background image

A ty? Czy chcesz zrozumieć i grać grę życia, czy też wygłupiać się z
cudami?

HYDRAULIK I WODOSPAD NIAGARA

Niektóre rzeczy najlepiej zostawić w spokoju

Entuzjastycznie nastawiony młody człowiek właśnie ukończył kurs hydraulika, został zaprowadzony nad
wodospad Niagara. Podumał nad nim chwilę, i rzekł: „Myślę, że potrafię to naprawić”.

background image

Ś W I Ę C I

PROBLEM Z HAMULCAMI

Niektórzy rodzą się świętymi,

inni zdobywają świętość,

jeszcze innym świętość jest narzucona.

Zapalił się szyb naftowy i towarzystwo wezwało specjalistów, aby zgasili płomień. Ale żar był tak wielki, że
strażacy nie mogli przybliżyć się do instalacji więcej niż na tysiąc stóp. Zrozpaczony zarząd wezwał lokalny
ochotniczy oddział straży pożarnej, by pomógł, jak tylko się da. Pół godziny później zniszczony wóz pożarowy
stoczył się z drogi i zahamował gwałtownie pięćdziesiąt stóp od płomieni. Mężczyźni wyskoczyli z wozu,
opryskali się wodą i zabrali się do gaszenia.

Wdzięczny zarząd zorganizował kilka dni później uroczystość, na której chwalono odwagę miejscowych
strażaków, wynoszono pod niebiosa ich służbową postawę, a szefowi straży ogniowej wręczono czek
opiewający na ogromną sumę. Spytany przez reporterów, co zamierza zrobić z pieniędzmi, odparł: „No cóż,
pierwsze co, to zawiozę nasz samochód do garażu i każę naprawić te przeklęte hamulce”.

Dla innych, niestety, świętość jest niczym więcej, jak tylko
rytuałem.

background image

LADY PAMPHUMPTON

Przyjaciel lady Pamphumpton przyszedł na herbatę, dała więc swej służącej duży napiwek i rzekła: „Masz weź
to. Gdybym wołała o pomoc, możesz właśnie mieć jednodniowe wychodne”.

CUDOWNY CIEŃ

Żył sobie kiedyś człowiek tak bogobojny, że nawet aniołowie radowali się jego widokiem. Ale pomimo swej
świętości, nie miał pojęcia, że jest świętym. Po prostu dalej wykonywał swe monotonne zajęcia, rozsiewając
dobroć, tak jak kwiaty na wpół świadomie rozsiewają swą woń, a lampy uliczne swój blask.

Jego świętość polegała na tym, że zapominał o przeszłości każdego i widział ludzi takimi, jakimi byli w danej
chwili; patrzył ponad ludzki wygląd, zaglądając w głąb ich duszy, gdzie byli bez grzechu i bez winy i zbyt
nieoświeceni, by wiedzieli co robią. A więc kochał i przebaczał każdemu, kogo spotkał, nie widząc w tym nic
dziwnego, bo było to konsekwencją jego podejścia do ludzi.

Pewnego dnia anioł powiedział mu: „Wysłał mnie do ciebie Bóg. Poproś o co chcesz, a będzie ci to dane. Czy
chciałbyś mieć dar uleczania?” „Nie”, odrzekł ten człowiek. „Wolę, aby Bóg sam uzdrawiał ludzi”.

„Czy chcesz nawracać grzeszników na drogę sprawiedliwości?” Nie”, odparł, „nie mnie dotykać ludzkich serc.
To przystoi aniołom”. „Może więc chcesz być takim wzorem cnoty, że ludzie będą chcieli cię naśladować?”
„Nie”, rzekł święty, „to by mnie uczyniło centrum zainteresowania”.

„A więc czego pragniesz?” spytał anioł. „Łaski Boga”, brzmiała odpowiedź. „Mając to, będę miał wszystko
czego pragnę”. „Nie, musisz poprosić o jakiś cud”, rzekł anioł, „albo jakiś zostanie ci narzucony”. „No dobrze,
proszę więc, aby za moim pośrednictwem dokonywało się dobro, ale żebym o tym nie wiedział”.

Tak więc z Boskiego wyroku, cień tego świętego człowieka został obdarzony zdolnością uzdrawiania, jeśli tylko
padał za nim. Gdziekolwiek padł jego cień — zakładając, że był on za jego plecami — chorzy zostawali
uleczeni, ziemia stawała się żyzna, studnie znów wypełniały się wodą i kolor wracał na twarze tych, których
doświadczył los.

Ale święty nic o tym nie wiedział, ponieważ uwaga ludzi była tak skupiona na jego cieniu, że zapomnieli o
człowieku, więc jego życzenie, by dobro dokonywało się przez niego, i by był zapomniany, zostało w całości
spełnione.

background image

PAUL CÉZANNE

Świętość, podobnie jak wielkość, jest siebie nieświadoma.

Przez trzydzieści pięć lat Paul Cézanne żył nieznany, tworząc arcydzieła, które rozdawał nic nie
podejrzewającym sąsiadom. Tak bardzo kochał swoją pracę, że nigdy nie marzył o zdobyciu sławy ani też nie
przypuszczał, że kiedyś będzie uznany ojcem nowoczesnego malarstwa.

Swoją sławę zawdzięcza paryskiemu kupcowi, który przypadkowo zobaczył parę jego obrazów, zabrał kilka z
nich ze sobą i pokazał światowi sztuki na pierwszej wystawie obrazów Cézanne'a. Przybyli, zdziwili się widząc
mistrza obecnego na wystawie.

Mistrz tak samo był zdziwiony. Przybył do galerii, opierając się na ramieniu syna i nie krył swego zachwytu,
widząc swe obrazy wystawione. Obrócił się i rzekł: „Spójrz, oprawili je”.

SUBHUTI I PUSTKA

Uczeń Buddy, Subhuti, nagle odkrył bogactwo i pełnię pustki; uświadomił sobie, że wszystko jest nietrwałe,
niezadowalające i pozbawione wewnętrznego sensu. W tym nastroju boskiej pustki, zasiadł w błogości pod
drzewem, gdy nagle dokoła niego zaczęły spadać kwiaty.

A bogowie szeptali: „Jesteśmy zachwyceni twoimi wzniosłymi naukami o pustce”.

Subhuti odparł: „Ale przecież nie powiedziałem słowa na ten temat”.

„To prawda”, rzekli bogowie. „Nie mówiłeś o pustce, nie słyszeliśmy o pustce. To jest prawdziwa pustka”. I
deszcz kwiatów nadal padał.

Gdybym powiedział o mojej pustce, lub był jej świadom, czy byłaby
to pustka?
Muzyka potrzebuje pustki fletu; litery, pustki strony; światło próżni
zwanej oknem; świętość, braku jaźni

background image

SKROMNOŚĆ ŚWIĄTOBLIWEGO RABINA

Stary rabin leżał chory w łóżku, a jego uczniowie prowadzili szeptem rozmowę tuż obok niego.

„Od czasów Salomona nie było tak mądrego jak on”, rzekł jeden z nich. „A jego wiara jest równa wierze
naszego ojca Abrahama”, rzekł drugi. „Zaś jego cierpliwość z pewnością dorównuje Hiobowej”, powiedział
trzeci. „Tylko Mojżesz potrafił równie zażyłe rozmawiać z Bogiem”, dodał czwarty.

Rabin wydał się zniecierpliwiony. Po wyjściu uczniów, żona spytała go: „Słyszałeś ich pochwały?”.

„Słyszałem”, odparł rabin.

„To czemu jesteś taki poirytowany?” spytała.

„Moja skromność”, poskarżył się rabin, „nikt nie wspomniał o mojej skromności”.

Zaprawdę świętym był ten, kto powiedział: „Jestem tylko czterema
gołymi ścianami — z pustką pomiędzy nimi”. Nikt nie może być
pełniejszy.

CZCIGODNY KAPŁAN PRZYZNAJE SIĘ DO WINY

Dziewięćdziesięciodwuletni ksiądz był szanowany przez wszystkich wmieście. Gdy ukazywał się na ulicy,
ludzie nisko mu się kłaniali, tak szeroko słynął ze swej świętości. Był zawsze członkiem klubu rotariańskiego.
Był obecny na każdym spotkaniu klubu, zawsze punktualny i zawsze siedział na swoim ulubionym miejscu w
kącie pokoju.

Pewnego dnia ksiądz zniknął. Wyglądało tak, jakby się rozpłynął w powietrzu, ponieważ pomimo wielu
poszukiwań, ludność miasteczka nie mogła znaleźć po nim ani śladu. Jednak w miesiąc później, gdy zebrał się
klub, był tam, gdzie zwykle, siedząc w swym kącie.

„Ależ ojcze”, wszyscy zawołali: „Gdzie byłeś?” „W więzieniu”, rzekł ksiądz spokojnie. „W więzieniu? Na litość
boską, przecież ojciec nie skrzywdziłby nawet muchy. Co się stało?” „To długa historia”, odparł kapłan, ale w
skrócie wyglądało to tak: kupiłem sobie bilet kolejowy do miasta i czekałem na peronie na pociąg, gdy nagle
pojawiła się niezwykle piękna dziewczyna wraz z policjantem. Spojrzała na mnie z góry na dół, odwróciła się do
niego i rzekła: „To on zrobił”. I prawdę mówiąc, poczułem się tak połechtany w mej próżności, że przyznałem
się do winy”.

background image

CZTERECH MNICHÓW ŁAMIE OBIETNICĘ

MILCZENIA

Czterech mnichów zdecydowało się schronić w ciszy na miesiąc. Zabrali się do tego prawidłowo, ale po
pierwszym dniu, jeden z nich powiedział: „Zastanawiam się, czy zamknąłem drzwi mojej celi w klasztorze,
zanim wyruszyliśmy”.

Inny odparł: „Ty głupcze. Postanowiliśmy zachować ciszę przez miesiąc, a ty teraz złamałeś to postanowienie”.

Trzeci zawołał: „A ty? Ty też je złamałeś”.

Czwarty powiedział: „Bogu dzięki, że jestem jedynym, który jeszcze się nie odezwał”.

CIASNA AUREOLA

Pewien człowiek wszedł do gabinetu lekarskiego i rzekł: „Panie doktorze, cierpię na okropny ból głowy, który
ani na chwilę nie ustaje. Czy mógłby pan coś na to poradzić?”.

„Owszem”, odparł lekarz, „ale chcę najpierw ustalić parę szczegółów. Proszę mi powiedzieć, dużo alkoholu pan
pije?”.

„Alkohol?” zawołał oburzony mężczyzna. „Nigdy nie tykam tego świństwa”.

„A palenie?”.

„Uważam, że jest obrzydliwe. Nigdy w życiu nie tknąłem tytoniu”.

„To trochę kłopotliwe pytanie, ale muszę wiedzieć, wie pan, sposób w jaki niektórzy mężczyźni... czy nie spędza
pan nocy poza domem w towarzystwie kobiet?”.

„Oczywiście, że nie. Za kogo mnie pan bierze? Jestem w łóżku, codziennie najpóźniej o dziesiątej”.

„Proszę mi jeszcze powiedzieć”, rzekł lekarz, „ten ból głowy, o którym pan mówi, czy jest ostry,
przeszywający?”.

„Tak”, odparł mężczyzna: „Właśnie tak — to ostry i przeszywający ból”.

„No tak, to proste, drogi panie. Ma pan kłopot, bo pańska aureola jest zbyt ciasna. Żeby panu pomóc, musimy ją
trochę rozluźnić”.

Kłopot z ideałami
polega na tym, że jeśli wszystkie wprowadzasz w życie,
życie z tobą staje się niemożliwe.

background image

CO JEST LEPSZEGO OD TYTUŁU BARONETA?

Wpływowy brytyjski polityk wciąż nie dawał spokoju Disraelemu, prosząc go o tytuł baroneta. Premier nie
widział, w jaki sposób mógłby wyświadczyć mu tą przysługę, ale zdołał odmówić mu, nie raniąc jednocześnie
jego uczuć. Rzekł: „Przykro mi, lecz nie mogę ci nadać tytułu baroneta, ale za to mogę ci dać coś lepszego —
możesz opowiadać swym przyjaciołom, że zaproponowałem ci tą godność, a ty mi odmówiłeś”.

„SPÓJRZ, KTO UWAŻA SIĘ ZA GRZESZNIKA”

Pewnego dnia biskup ukląkł przed ołtarzem i w wybuchu religijnego uniesienia zaczął się bić w piersi i wołać:
„Jestem grzeszny, zmiłuj się nade mną. Jestem grzeszny, zmiłuj się nade mną”.

Miejscowy ksiądz, podbudowany tym przykładem, upadł na kolana obok biskupa i zaczął się bić w pierwsi
wołając: „Jestem grzeszny, zmiłuj się nade mną. Jestem grzeszny, zmiłuj się nade mną”.

Kościelny, który akurat był w świątyni w tym czasie, był tak poruszony, że nie mógł się dłużej powstrzymać; on
też padł na kolana, uderzył się w piersi i zawołał: „Jestem grzeszny, zmiłuj się nade mną”.

Wtedy biskup trącił łokciem księdza i wskazując na kościelnego powiedział z uśmiechem: „Popatrz, kto uważa
się za grzesznika”.

KARA ZA CELIBAT

Żył sobie kiedyś asceta, który wiódł życie w celibacie i misją swego istnienia uczynił, walkę z pożądaniem
seksualnym w sobie i innych.

W końcu umarł. Jego uczeń, nie mógł znieść tego ciosu, zmarł wkrótce potem. Gdy dostał się na drugi świat, nie
wierzył własnym oczom: oto jego mistrz siedział, trzymając na kolanach najpiękniejszą kobietę.

Wkrótce jednak zaskoczenie minęło, gdy uznał, że mistrz został widocznie nagrodzony za swoją
wstrzemięźliwość na ziemi. Podszedł do mistrza i powiedział: „Drogi mistrzu, teraz wiem, że Bóg jest
sprawiedliwy, bo jesteś nagrodzony w niebie za swą surowość na ziemi”.

Mistrz wydawał się być rozdrażniony. „Idioto”, rzekł, „to wcale nie jest niebo i nie jestem nagrodzony — to ona
jest karana”.

Gdy but pasuje jak ulał, zapomina się o stopie.
Gdy pasek jest dopasowany, zapomina się o ciele,
które opasuje.

background image

Gdy wszystkie rzeczy są w harmonii, zapomina się o jaźni.
A więc, co za użytek z twojej srogości?.

MYŚLI O BOGU I PIĘKNEJ KOBIECIE

Często widywano miejscowego księdza, jak rozmawia z piękną kobietą o złej reputacji — i ku wielkiemu
oburzeniu wiernych — także w miejscach publicznych.

Biskup wezwał księdza, aby go zbesztać. Gdy skończył, kapłan odparł: „Wasza Ekscelencjo, zawsze uważałem,
że lepiej jest mówić do pięknej kobiety, mając myśli skierowane ku Bogu, niż modlić się do Boga, myśląc o
pięknej kobiecie”.

Kiedy mnich idzie do karczmy,
staje się ona jego celą.
Kiedy pijak idzie do klasztornej celi,
staje się ona jego karczmą.

MISTRZ WYPIJA SOS SOJOWY

Miasto nawiedziło trzęsienie ziemi i Mistrz z zadowoleniem zauważył, że uczniowie byli pod wrażeniem jego
nieustraszonej postawy.

Gdy kilka dni później zapytano go, co to znaczy pokonać strach, wytłumaczył im to na swoim przykładzie: „Czy
zauważyliście, jak siedziałem spokojnie popijając wodę, gdy wszyscy biegali tam i z powrotem w panice. Czy
widział ktoś z was, aby zadrżała mi ręka, gdy trzymałem szklankę?”.

„Nie”, rzekł jeden z uczniów, „Ale to nie wodę piłeś, panie, lecz sos sojowy”.

background image

NISTERUS UCIEKA PRZED SMOKIEM

Nisterus Wielki, jeden ze świętych Ojców pustyni egipskiej, szedł pewnego dnia przez pustynię wraz z licznymi
uczniami, którzy czcili go jako bożego człowieka.

Nagle pojawił się przed nimi smok i wszyscy uciekli.

Wiele lat później, kiedy Nisterus leżał na łożu śmierci, jeden z uczniów zapytał: „Ojcze, czy ty też się bałeś tego
dnia, gdy zobaczyliśmy smoka?”.

„Nie”, odparł umierający.

„Więc dlaczego uciekłeś razem z resztą?”.

„Pomyślałem, że lepiej uciec przed smokiem, niż gdybym musiał później uciekać od ducha próżności”.

JAK LONGINUS UZDRAWIAŁ

Gdy pustynie egipskie były zamieszkiwane przez świętych ludzi, zwanych Ojcami Pustyni, pewna kobieta
cierpiąca na raka piersi poszła na poszukiwania jednego z nich, Abba Longinusa, ponieważ miał on reputacje
świętego i uzdrowiciela.

Kiedy kobieta szła wzdłuż brzegu, spotkała Longinusa zbierającego drewno na opał i rzekła: „Święty ojcze, czy
mógłbyś mi powiedzieć, gdzie mieszka sługa Boży Abba Longinus?”.

Longinus odparł: „Po co szukasz tego starego oszusta? Nie idź do niego, bo tylko zrobi ci krzywdę. Jaki masz
problem?”.

Opowiedziała mu. Dał jej wtedy swe błogosławieństwo i wysłał ją z powrotem mówiąc: „Idź teraz, a Bóg z
pewnością ci pomoże. Longinus na pewno by ci nie pomógł”.

A więc kobieta poszła, pełna wiary, że została uleczona — co okazało się być prawdą, zanim minął miesiąc — i
umarła wiele lat później zupełnie nieświadoma, że to sam Longinus ją uleczył.

BAHAUDEH UKRYWA CUDA

Pewnego razu ktoś podszedł do ucznia muzułmańskiego mistyka Bahaudina Naąshbanda i powiedział:
„Wyjaśnij mi, dlaczego twój Mistrz ukrywa swe cuda. Sam zebrałem dane, które bez wątpliwości wskazują, że
był obecny więcej niż w jednym miejscu naraz; że uzdrawiał ludzi siłą swej modlitwy, mówiąc że uczyniła to
sama przyroda; że pomagał ludziom w kłopotach, a potem przypisywał wszystko szczęściu. Dlaczego to robi?”.

background image

„Dobrze wiem o czym mówisz”, rzekł uczeń, „bo sam zauważyłem te rzeczy, l myślę, że mogę ci odpowiedzieć.
Po pierwsze, Mistrz wzdraga się być centrum zainteresowania. Po drugie, jest przekonany że, gdy ludzie raz
zainteresują się cudami, nie będą już pragnęli się uczyć niczego, co ma prawdziwą wartość duchową”.

LAILA I RAMA

Laila i Rama byli kochankami, ale do tej pory byli zbyt ubodzy, by się pobrać. Mieszkali w różnych wioskach
oddzielonych od siebie szeroką rzeką, zamieszkiwaną przez krokodyle.

Pewnego dnia Laila usłyszała, że jej Rama jest ciężko chory i nie ma nikogo, kto by się nim zaopiekował.
Pobiegła na brzeg rzeki i prosiła przewoźnika, aby ją zabrał na drugi brzeg, choć nie miała pieniędzy, by za to
zapłacić.

Ale zły przewoźnik odmawiał, dopóki nie zgodziła się spędzić z nim tej nocy. Biedna kobieta błagała i prosiła,
ale bez skutku, więc zrozpaczona przyjęła jego warunek.

Kiedy w końcu dotarła do Ramy, zastała go bliskiego śmierci. Lecz została z nim przez miesiąc i swoją opieką
przywróciła go do zdrowia. Pewnego razu Rama spytał, jak jej się udało przedostać przez rzekę. Nie mogąc
skłamać ukochanemu, powiedziała mu prawdę.

Gdy Rama usłyszał jej opowieść, wpadł w wściekłość, bo bardziej cenił cnotę niż samo życie. Wypędził Lailę z
domu i postanowił, nigdy więcej na nią nie spojrzeć.

CHCIWY MNICH GESSEN

Gessen był buddyjskim mnichem; był też wybitnie utalentowanym artystą. Lecz zanim zaczynał swą pracę nad
jakimś płótnem, zawsze żądał zapłaty z góry, a sumy były wygórowane. Zaczął więc być znany jako Chciwy
Mnich.

Pewnego razu, gejsza przysłała po niego, aby namalował dla niej obraz. Jak zwykle Gessen najpierw zapytał:
„Ile mi zapłacisz?” Dziewczyna właśnie cieszyła się protekcją bogatego człowieka, więc rzekła: „Każdą sumę
jakiej zażądasz, ale obraz musi być namalowany teraz, przede mną”.

Gessen od razu zasiadł do pracy, a gdy skończył obraz, zażądał najwyższej sumy, jaką kiedykolwiek wymienił.
Gejsza wręczając mu pieniądze, powiedziała do swego protektora: „Ten człowiek podobno jest mnichem, ale
myśli tylko o pieniądzach. Jego talent jest wyjątkowy, ale ma wstrętny, chciwy umysł. Jak można wystawiać
obrazy takiego człowieka? Jego praca nadaje się, w sam raz, na moją bieliznę”.

To mówiąc rzuciła halkę i poprosiła, by na tym Gessen namalował obraz. Ten zaczął od zwykłego pytania: „Ile
mi zapłacisz?” „Zapłacę każdą cenę jakiej zażądasz”, rzekła dziewczyna. Gessen wymienił cenę, namalował
obraz, bez cienia zażenowania schował pieniądze i odszedł.

background image

Wiele lat później, przez przypadek ktoś odkrył, dlaczego Gessen był tak chciwy. Niszczący głód często
nawiedzał jego rodzinne strony. Bogacze nic nie robili, by pomóc biednym, więc Gessen kazał zbudować tajne
spichlerze na tym terenie i wypełnić je ziarnem na wypadek głodu. Nikt nie wiedział, skąd ziarno pochodzi, ani
kto jest dobroczyńcą prowincji.

Innym powodem chciwości Gessen była droga, wiodąca z jego wioski do miasta, oddalonego o wiele mil. Droga
ta była w tak złym stanie, że wozy zaprzężone w woły nie mogły się po niej poruszać; sprawiało to bardzo wiele
kłopotów i cierpienia starym i niedołężnym, którzy musieli podróżować do miasta. Toteż Gessen kazał naprawić
drogę.

Trzecią przyczyną była świątynia medytacyjna, którą nauczyciel Gessena zawsze chciał zbudować, ale nie
zdołał. Gessen wzniósł ją jako dowód wdzięczności dla swego drogiego nauczyciela.

Po naprawieniu drogi, wybudowaniu spichlerzy i świątyni, Chciwy Mnich porzucił pędzel i farby i schronił się
w góry, by poświęcić się kontemplacji. Nigdy więcej nie namalował obrazu.

Zachowanie człowieka zwykle świadczy o tym,
co obserwujący wyobraża sobie, że ono ukazuj.

PASTOR, RABIN I KSIĄDZ

Dwaj irlandzcy robotnicy pracowali na drodze tuż przed domem publicznym.

W pewnej chwili nadszedł miejscowy pastor protestancki, wcisnął głębiej kapelusz i wszedł do środka. Wtedy
Pat powiedział do Mike'a: „Widziałeś? No, ale czego się można było spodziewać? Jest przecież protestantem”.

Wkrótce potem przybył rabin; postawił kołnierz płaszcza i również wszedł do tego budynku. Pat zawołał: „Co za
okropny przykład, ten przewodnik religijny daje swym wiernym”.

W końcu nadchodzi nie kto inny jak ksiądz katolicki; zawinął się ściśle w płaszcz i wślizgnął się do środka. Pat
odezwał się: „Czy to nie straszne, Mikę? Pomyśleć tylko, że jedna z dziewczynek musiała akurat zachorować”.

PRZEKLEŃSTWO BISKUPA

Pewien człowiek wybrał się na ryby w północne rejony gór. Kiedyś jego przewodnik zaczął mu opowiadać
anegdoty o biskupie, któremu towarzyszył poprzedniego lata.

„Tak”, rzekł przewodnik”, „to dobry człowiek, gdyby tylko tak się nie wyrażał”.

„Chcesz powiedzieć, że biskup przeklina?”

background image

„Ależ oczywiście, proszę pana”, odparł przewodnik. „Kiedyś złapał porządnego łososia. Już miał go wyciągnąć
na brzeg, gdy ryba urwała się z haczyka. Mówię więc do biskupa: „Co za cholerny pech”, a ten patrząc mi prosto
w oczy odpowiada „Tak, w rzeczy samej”. Ale to był pierwszy i ostatni raz, gdy słyszałem biskupa
wyrażającego się w ten sposób”.

DOBRODUSZNY TANZAN

Za czasów ery Meigi mieszkali w Tokio dwaj znani nauczyciele, tak różni od siebie, jak tylko to możliwe. Jeden,
Unsho, nauczyciel Shingon był człowiekiem, który drobiazgowo wypełniał każdy nakaz Buddy. Wstawał o
świcie, kładł się spać wcześnie, nic nie jadł po południu i nie pijał żadnych napojów alkoholowych. Drugi,
Tanzan, był profesorem filozofii na Cesarskim Uniwersytecie Todai. Nie wypełniał żadnych nakazów, jadł, gdy
miał na to ochotę, spał nawet w dzień.

Pewnego dnia Unsho odwiedził Tanzana i zastał go lekko podchmielonego. Było to skandaliczne, ponieważ ani
kropla alkoholu nie powinna znaleźć się w ustach wyznawcy Buddy.

„Witaj przyjacielu”, wykrzyknął Tanzan. „Wejdziesz i napijesz się ze mną?”

Unsho wpadł w furię, ale rzekł panując nad sobą: „Nigdy nie piję”.

„Z pewnością ten, kto nigdy nie pije, nie jest człowiekiem”, powiedział Tanzan.

Tym razem Unsho stracił panowanie: „Chcesz powiedzieć, że jestem nieludzki, bo nie tykam tego, czego Budda
wyraźnie zakazał. Jeśli nie jestem człowiekiem, to kim jestem?”.

„Jakimś Buddą”, odparł Tanzan radośnie.

Śmierć Tanzana była taka, jak jego życie. W ostatnim dniu swego ziemskiego istnienia, napisał sześćdziesiąt
kartek; na każdej można było odczytać następujące słowa:

Odchodzę z tego świata.

To moje ostatnie ogłoszenie.

Tanzan. 27 lipca 1892 r.

Poprosił przyjaciela, by nadał za niego te kartki, po czym cicho zmarł.

Sufl Junaid z Bagdadu mówi: „Dobroduszny sensualista jest lepszy
od skorego do gniewu świętego ”.

background image

STARA KOBIETA NA PLAŻY

Rodzina złożona z pięciu osób miło spędzała dzień na plaży. Dzieci kąpały się w oceanie i budowały zamki z
piasku, gdy nagle w oddali pojawiła się mała stara kobieta. Jej siwe włosy rozwiewał wiatr, ubranie było brudne
i postrzępione. Mamrotała coś do siebie, zbierając jakieś rzeczy leżące na plaży i wkładając je do swojej torby.

Rodzice zawołali dzieci do siebie i kazali im trzymać się daleko od tej starej kobiety. Gdy ich mijała, schylając
się tu i tam i coś podnosząc, uśmiechnęła się do rodziny. Lecz jej powitanie nie zostało odwzajemnione.

Wiele tygodni później dowiedzieli się, że mała stara kobieta postanowiła poświęcić całe swoje życie, na
zbieranie kawałków szkła leżących na plaży, aby dzieci nie skaleczyły sobie stóp.

ASCETA FIKAJĄCY KOZIOŁKI

Wędrowni asceci są częstym widokiem w Indiach i matka wieśniaczka zabroniła swemu synowi, zadawać się z
nimi, ponieważ choć część z nich jest uważana za świętych, inni są przebranymi oszustami.

Pewnego dnia matka wyjrzała przez okno i zobaczyła ascetę otoczonego przez wiejskie dzieci. Ku jej zdumieniu,
człowiek ten, niepomny na swą powagę, fikał koziołki, by zabawić dzieci. Matkę tak zachwycił ten widok, że
zawołała swego synka i rzekła: „Synku, ten człowiek jest święty, możesz iść do niego”.

KAPŁAN, KTÓRY O NIKIM NIE MYŚLAŁ ŹLE

Żył sobie kiedyś kapłan tak święty, że nigdy o nikim nie myślał źle.

Kiedyś siedział sobie w restauracji nad filiżanką kawy, jako że tylko to mógł zamówić w dniu postu i
wstrzemięźliwości, gdy ku swemu zdziwieniu zauważył młodego członka swego zakonu, który przy pobliskim
stoliku raczył się potężnym stekiem.

„Wierzę, że nie zaszokowałem cię, ojcze”, rzekł z uśmiechem młody człowiek.

„Oh, zapewne zapomniałeś, że dziś jest dzień postu i wstrzemięźliwości”, powiedział kapłan.

„Ależ nie, świetnie o tym pamiętam”.

„Więc pewnie jesteś chory i lekarz zabronił ci pościć”.

„Skądże znowu. Jestem okazem zdrowia”.

background image

Słysząc to, kapłan wzniósł oczy do nieba i zawołał: „O Panie, jakim przykładem jest dla nas to młodsze
pokolenie. Czy widzisz, że ten młody człowiek raczej przyzna się do grzechu, niż skłamie”.

ŚMIECH RINZAI

Mawiano o Rinzai, wielkim Mistrzu Zeń, że każdej nocy, ostatnią rzeczą, którą czynił przed pójściem do łóżka,
było wydanie głębokiego, aż z brzucha śmiechu, który rozbrzmiewał w korytarzach, i był słyszany we
wszystkich klasztornych budynkach.

O świcie, tuż po wstaniu z łóżka, wybuchał perlistym śmiechem tak donośnym, że każdy mnich się budził,
niezależnie od tego, jak głęboko był pogrążony we śnie.

Uczniowie wciąż go pytali, dlaczego się śmieje, ale nie chciał im powiedzieć; a gdy umarł, zabrał sekret swego
śmiechu ze sobą do grobu.

OD CZYNU DO ŚMIECHU

Mistrz był w melancholijnym nastroju, więc jego uczniowie chcieli, aby im opowiedział, jak wyglądały kolejne
etapy jego wędrówki ku świętości.

„Na początku Bóg poprowadził mnie za rękę w Kraj Działania i tam mieszkałem kilka lat. Potem Bóg powrócił i
zawiódł mnie do Krainy Smutku; żyłem tam, dopóki moje serce nie zostało oczyszczone z każdego
nieumiarkowanego przywiązania. Właśnie wtedy znalazłem się w Ziemi Miłości, której płomienie pożarły, co
tylko zostało we mnie z mojej jaźni. To zaprowadziło mnie do Kraju Ciszy, gdzie tajemnica życia i śmierci były
zamknięte dla moich zdumionych oczu”.

..Czy to był koniec twych poszukiwań?” zapytali. »Nie”, rzekł Mistrz. Pewnego dnia Bóg powiedział: „Dziś
zabiorę cię do najgłębszego sanktuarium Świątyni, do serca samego Boga. I zostałem poprowadzony do Krainy
Śmiechu”.

background image

CHRYSTUS PRZYZNAJE SIĘ DO WINY

„Więźniu za kratami”, rzekł Wielki Inkwizytor, „Jesteś oskarżony o zachęcanie ludzi do łamania prawa, tradycji
i zwyczajów naszej świętej religii. Jak możesz się usprawiedliwić?”.

„Jestem winny, Wysoki Sądzie”.

„Jesteś oskarżony o spotykanie się z heretykami, prostytutkami i osławionymi grzesznikami, wymuszającymi
opłaty poborcami podatków, kolonialnymi wrogami naszego narodu — krótko mówiąc, z wyklętymi. Czy
przyznajesz się?”.

„Jestem winny”.

„Ostatni zarzut obarcza cię winą za zmienianie, poprawianie i podważanie świętych dogmatów naszej wiary. Co
masz do powiedzenia?”.

„Jestem winny”.

„Jak się zowiesz, więźniu?”

„Jezus Chrystus”.

Niektórzy ludzie, widząc swą religię stosowaną w praktyce, są tak
samo zaalarmowani, jak wtedy, gdy słyszą, że się ją podaje w
wątpliwość.

background image

J A Ź Ń

TAJEMNICA EGO

Starszy pan prowadził sklep z ciekawostkami i antykami w dużym mieście. Kiedyś wszedł do sklepu turysta i
zaczął rozmawiać z właścicielem na temat wielu rzeczy, które były nagromadzone w sklepie.

Turysta rzekł: „Która z rzeczy stojących tutaj jest, według ciebie, najdziwniejsza i najbardziej tajemnicza?”.

Stary człowiek spojrzał na setki osobliwości, antyków, wypchanych zwierząt, skurczonych głów, ryb i ptaków
na podstawkach, znalezisk archeologicznych, głów jeleni... a potem zwrócił się do turysty i powiedział:
„Najdziwniejszą rzeczą, w tym sklepie, jestem niewątpliwie ja”.

NAJWIĘKSZY NOWOCZESNY WYNALAZEK

Nauczycielka, prowadziła wykład na temat nowoczesnych wynalazków.

„Czy ktoś z was może wymienić coś ważnego, co nie istniało pięćdziesiąt lat temu?” spytała.

Jeden inteligentny młodzieniec z pierwszego rzędu skwapliwie podniósł rękę i rzekł: „Ja nie istniałem”.

background image

MNICH I JEGO JAŹŃ

Istnieje wiarygodna historia pewnego mnicha, żyjącego na pustyni egipskiej, który był tak męczony ciągłymi
pokusami, że nie mógł tego dłużej znieść. Postanowił więc porzucić swą celę i udać się gdzie indziej.

Gdy wkładał sandały, aby swoje postanowienie wprowadzić w czyn, zobaczył innego mnicha niedaleko miejsca,
w którym stał. On również zakładał sandały.

„Kim jesteś?” spytał nieznajomego.

„Jestem tobą”, brzmiała odpowiedź. „To z mojej inicjatywy opuszczasz to miejsce. Chcę, żebyś wiedział, że
gdziekolwiek pójdziesz, ja pójdę z tobą.”

Zrozpaczony pacjent powiedział do psychiatry: „Niezależnie od
tego dokąd się udaję, muszę zabierać ze sobą siebie samego — i to
wszystko psuje”.
Obie rzeczy — zarówno to, przed czym uciekasz, jak i to, za czym
wzdychasz — są w tobie.

GURU I KROKODYLE

Człowiek poszukujący Mistrza, który by go poprowadził ku świętości, przyszedł do aszramu, gdzie mieszkał
guru. Oprócz tego, że cieszył się on opinią świętości, był również oszustem. Ale poszukujący tego nie wiedział.

„Zanim przyjmę cię jako mojego ucznia”, rzekł guru, „muszę sprawdzić twoje posłuszeństwo. Tuż obok aszramu
płynie rzeka, w której mieszkają krokodyle. Chcę, abyś przeszedł ją w bród.”

Tak wielka była wiara młodego ucznia, że uczynił to — przeszedł przez rzekę wołając: „Niech wszystko
wychwala potęgę mojego Przewodnika”. Ku zdumieniu tego ostatniego, młodzieniec nietknięty przedostał się na
drugi brzeg.

To przekonało guru, że był bardziej święty, niż sobie wyobrażał, postanowił więc pokazać uczniom swą moc i
tym samym potwierdzić swą reputację świętego. Wkroczył do rzeki wołając: „Niechaj wszystko mnie wychwala.
Niechaj wszystko mnie wychwala”. Krokodyle natychmiast złapały go i pożarły.

DIABEŁ PRZEBRANY ZA ANIOŁA

Diabeł, przemieniony w anioła światła, pojawił się przed jednym ze świętych Ojców Pustyni i rzekł: „Jestem
aniołem Gabrielem i zostałem tu przysłany przez Wszechmocnego”.

background image

Mnich odparł: „Zastanów się. Na pewno zostałeś wysłany do kogoś innego. Nie uczyniłem nic, co mogłoby
zasługiwać na wizytę anioła”.

To słysząc diabeł znikł i nigdy więcej nie ośmielił się podejść do mnicha

„CHOLERNIE DOBRY STRZAŁ”

Turysta w Japonii, zwiedzając pola golfowe, odkrył, że większość nosicieli kijów golfowych była kobietami.

Pewnego dnia przyszedł na pole późno i musiał się zadowolić dziesięcioletnim chłopcem, który miał mu nosić
kije. Był to mały chłopak, znający się na golfie tyle co nic i znający zaledwie trzy słowa po angielsku.

Dzięki tym trzem słowom, turysta uczynił go swoim chłopcem do noszenia kijów na resztę pobytu w Japonii.
Otóż po każdym uderzeniu, niezależnie od rezultatu, mały chłopak tupał nogą i wołał z uczuciem: „Cholernie
dobry strzał”.

MATKA CZY DZIEWCZYNA?

Kobieta czuła się głęboko zraniona zachowaniem swego piętnastoletniego syna. Za każdym razem, gdy szli we
dwójkę na spacer, on trzymał się kilka kroków przed nią. Czy się jej wstydził? Kiedyś spytała go o to.

„Ależ mamo”, odparł zawstydzony, „po prostu wyglądasz tak młodo, że boję się, że moi przyjaciele wezmą Cię
za moją nową dziewczynę”.

Jej żal zniknął jak za sprawą czarów.

„AGATA MA 85 LAT”

Starszy człowiek stał w drzwiach z kawałkiem ciasta w ręce. „Moja żona kończy dziś osiemdziesiąt sześć lat”,
powiedział „i chce, abyś poczęstowała się kawałkiem jej urodzinowego tortu”. Ciasto zostało przyjęte z
wdzięcznością zwłaszcza, że człowiek ten przeszedł prawie pół mili, aby je przynieść.

W godzinę później był z powrotem. „Czy coś się stało?” spytano go.

background image

„No cóż”, odrzekł z zakłopotaniem, „Agata przysłała mnie, żebym powiedział, iż kończy dopiero osiemdziesiąt
pięć lat”.

KOGUT I KOŃ

Kogut grzebał w ziemi dookoła stajni, w której mieszkał duży, gospodarski koń.

Gdy ten zaczął tracić cierpliwość i nerwowo przestępować z nogi na nogę, kogut spojrzał na niego i rzekł:
„Lepiej bracie obaj uważajmy, bo w końcu zaczniemy sobie nawzajem przydeptywać palce u stóp”.

*

*

*

Zgadnij, co powiedziała mrówka do słonia, gdy Noe ustawiał
wszystkie zwierzęta w szeregu, by je zabrać do arki.
Otóż mrówka powiedziała: „Przestań się pchać”.

SŁOŃ I PCHŁA

Pchła postanowiła, wraz z całą rodziną, wprowadzić się do ucha słonia. Toteż pan Pchła krzyknął: „Panie Słoniu,
moja rodzina i ja planujemy wprowadzić się do pańskiego ucha. Myślę, że uczciwe postawienie sprawy
wymaga, bym dał panu trochę czasu. Ma pan tydzień na zastanowienie się. W razie jakichś wątpliwości, proszę
dać mi znać”.

Słoń, który nawet nie wiedział o istnieniu pchły, nadal wiódł swój spokojny żywot, więc po tygodniu
oczekiwania, pchła uznawszy milczenie słonia za zgodę, wprowadziła się do jego ucha.

Miesiąc później, pani Pchła postanowiła, że ucho nie jest zdrowym mieszkaniem i nakłoniła męża, by zamienił
kilka słów ze słoniem, żeby nie zranić jego uczuć wyprowadzając się bez słowa.

W końcu pan Pchła ujął to najtaktowniej jak potrafił: „Panie Słoniu, zamierzamy się przenieść do innego
mieszkania. Oczywiście nie ma to żadnego związku z panem, ponieważ pańskie ucho jest duże i ciepłe. Po
prostu moja żona wolałaby mieszkać blisko swoich przyjaciół, żyjących na stopie bizona. Jeśli ma pan coś
przeciwko naszej przeprowadzce, proszę mi dać znać w ciągu przyszłego tygodnia”.

Słoń nic nie odrzekł, a więc pchła zmieniła miejsce zamieszkania z czystym sumieniem.

background image

Wszechświat nie zdaje sobie sprawy z twojego istnienia — uspokój
się i rozluźnij.

ROBOTNIK I CHÓR

Chór odbywał swą próbę generalną w samym środku istnego piekła, ponieważ w tym samym czasie, obsługa
sceny zajęta była wykańczaniem jej wystroju.

Gdy jeden z młodych robotników zaczął stukać młotem tak głośno, że hałas stał się nie do zniesienia, dyrygent
przerwał próbę i spojrzał na niego błagalnie.

„Proszę kontynuować, panie dyrygencie”, rzekł pracownik radośnie „oni wcale mi nie przeszkadzają”.

CZŁOWIEK MYJĄCY OKNA

Kobieta wyszła spod prysznica zupełnie naga i już miała sięgnąć po swój ręcznik, gdy ku swemu przerażeniu
ujrzała, że na rusztowaniu za oknem stoi jakiś mężczyzna myjący jej okno i przygląda się jej z aprobatą.

Była tak zaszokowana, tym niespodziewanym pojawieniem się kogoś w oknie, że zastygła tak, gapiąc się na
mężczyznę.

„Co się pani stało?” zapytał facet wesoło. „Nigdy nie widziała pani, człowieka myjącego okna?”.

BŁĄD NAUKOWCA

Żył sobie kiedyś pewien naukowiec, który posiadał sztukę tworzenia swoich kopii w tak doskonały sposób, że
niemożliwe było odróżnienie tworu od oryginału. Kiedyś dowiedział się, że poszukuje go Anioł Śmierci, a więc
stworzył tuzin swoich kopii. Anioł był w kłopocie nie wiedząc, który z trzynastu okazów przed nim stojących,
jest poszukiwanym naukowcem; zostawił je więc i powrócił do nieba.

Jednak nie porzucił ich na długo, bowiem będąc znawcą ludzkiej natury, wymyślił coś sprytnego. Wrócił na
ziemię i rzekł: „Musi pan być geniuszem, by potrafić stworzyć tak perfekcyjne kopie samego siebie, lecz
zauważyłem pewną niedoskonałość w pańskim dziele; taką małą wadę”.

background image

Naukowiec zerwał się na równe nogi i wykrzyknął: „To niemożliwe. Gdzie jest ta wada?”.

„Tutaj”, odparł Anioł, zabierając naukowca spośród jego kopii i unosząc go ze sobą.

PAJĘCZYNA NA TURBANIE

Żył sobie pewien stary arabski sędzia, który słynął ze swej mądrości. Pewnego dnia przyszedł do niego
sklepikarz, aby poskarżyć się, że jego towary są kradzione, lecz nie może schwytać złodzieja.

Sędzia rozkazał, by drzwi do sklepiku zdjęto z zawiasów, zaniesiono na rynek i tam dano pięćdziesiąt batów,
ponieważ nie spełniły swego obowiązku chronienia sklepu przed złodziejem.

Zebrał się wielki tłum, aby zobaczyć wykonanie tego dziwnego wyroku. Po wykonaniu chłosty, sędzia nachylił
się i spytał drzwi, kim był złodziej. Następnie przyłożył do nich ucho, żeby lepiej usłyszeć, co mają do
powiedzenia.

Potem wstał i ogłosił: „Drzwi mówią, że kradzieży dokonał mężczyzna z pajęczyną na turbanie”. W tym
momencie jakiś mężczyzna z tłumu podniósł rękę do swojego turbana. Jego dom został przeszukany i odzyskano
skradzione dobra.

Wszystko czego trzeba,
aby odsłonić ego,
to słówko pochlebstwa,
lub krytycyzmu.

„TO MOJA MARCHEWKA”

Stara kobieta umarła i aniołowie zaprowadzili ją na Sąd Ostateczny. Oceniając jej czyny, sędzia nie mógł się
jednak dopatrzyć w jej życiu, ani jednego uczynku miłosierdzia, oprócz jednej marchewki, którą kiedyś dała
głodującej żebraczce.

Jednak tak wielka jest potęga jednego czynu miłości, że postanowiono, iż kobieta pójdzie do nieba za sprawą tej
marchewki. Przyniesiono marchew do sądu i wręczono kobiecie. Gdy ją wzięła do ręki, marchewka zaczęła się
wznosić, jakby ciągnięta niewidzialnym sznurkiem, unosząc kobietę do nieba.

Zjawił się żebrak. Kurczowo złapał się krają jej ubrania i został uniesiony wraz z nią. Trzecia osoba złapała
żebraka za nogę i też została uniesiona ku niebu. Wkrótce za marchewką ciągnął cały korowód osób, niesionych
za jej sprawą ku górze. I co dziwniejsze, kobieta wcale nie czuła ich ciężaru; właściwie, wcale ich nie
zauważyła, patrząc w kierunku nieba.

background image

Wznosili się wyżej i wyżej, aż byli już blisko bram niebieskich. Wtedy kobieta rzuciła ostatnie spojrzenie na
ziemię i ujrzała za sobą sznur osób.

Była oburzona. Gwałtownie machnęła ręką i krzyknęła: „Precz, precz wy wszyscy. Ta marchewka należy do
mnie”.

Wykonując te gwałtowne gesty, na chwilę puściła marchewkę — i spadła na dół wraz z całym orszakiem ludzi.

Jedna jest tylko przyczyna każdego zła na ziemi:
„To jest moje”

CHING TWORZY SWE DZIEŁO

Rzeźbiarz, zwany Ching, właśnie ukończył pracę nad konstrukcją, na której miał zawisnąć dzwon. Każdy, kto ją
widział, zachwycał się, bo wydawała się być pracą duchów. Gdy Książę Lu ujrzał ją, spytał: „Co za geniusz tkwi
w tobie, że potrafisz wykonać taką rzecz?”.

Rzeźbiarz odparł: „Panie, jestem tylko prostym robotnikiem; nie jestem geniuszem. Ale gdy mam zamiar
wyrzeźbić coś takiego, medytuję przez trzy dni, aby ukoić umysł. Po trzech dniach nie myślę więcej o
nagrodach, czy zapłacie. Po pięciodniowej medytacji, nieważne stają się wszelkie pochwały czy zarzuty,
zręczność czy niezgrabność. Po siedmiu dniach, nagle zapominam o moich kończynach, moim ciele; więcej,
zapominam o samym sobie. Tracę poczucie otaczającego mnie dworu i ludzi wokół. Zostaje tylko moja
umiejętność. Wtedy idę w głąb lasu i oglądam każde drzewo, dopóki nie znajdę takiego, w którym widzę
przyszłe dzieło w całej doskonałości. Wtedy moje ręce zabierają się do pracy. Odłożywszy na bok jaźń, natura
styka się z naturą, w pracy dokonującej się przez mnie. To bez wątpienia jest powodem, dla którego wszyscy
mówią, że gotowe dzieło jest tworem duchów”.

*

*

*

Światowej sławy skrzypek rzeki o swoim sukcesie, który odniósł
grając koncert skrzypcowy Beethovena: „Mam cudowną muzykę,
wspaniale skrzypce i wspaniały smyczek. To, co muszę zrobić, to
połączyć je razem i zejść im z drogi”.

background image

KIM JEST MARUF KARHI

Uczeń przyszedł do muzułmańskiego mistrza Marufa Karkhi i powiedział: „Rozmawiałem o tobie z ludźmi.
Żydzi twierdzą, że jesteś jednym z nich; chrześcijanie uważają cię, za jednego ze swych świętych; a muzułmanie
patrzą na ciebie, jako na chwałę Islamu”.

Maruf odrzekł: „To mówią tu, w Bagdadzie. Gdy mieszkałem w Jeruzalem, Żydzi, nazywali mnie
chrześcijaninem, chrześcijanie — muzułmaninem, a muzułmanie — Żydem”.

„A wiec, co mamy myśleć o tobie?”

„Myślcie o mnie jako o człowieku, który rzekł o sobie to, co następuje: „Ci, którzy mnie nie rozumieją, czczą
mnie. Ci, którzy mi urągają, również mnie nie rozumieją”.

Jeśli myślisz, że jesteś tym, za kogo uważają cię twoi przyjaciele i
twoi wrogowie, to znaczy, że z pewnością siebie nie znasz.

KIM JESTEŚ

Kobieta pogrążona w śpiączce umierała. Nagle odniosła wrażenie, że została wzięta do nieba i stoi przed Sądem.

„Kim jesteś? rzekł do niej Głos.

„Jestem żoną burmistrza”, odparła.

„Nie pytałem, czyją jesteś żoną, ale kim jesteś?”.

„Jestem matką czworga dzieci”.

„Nie pytałem, czyją jesteś matką, ale kim jesteś”.

„Jestem nauczycielką”.

„Nie zapytałem, jaki masz zawód, ale kim jesteś”.

I tak dalej. Niezależnie od tego, co odpowiadała, nie wydawało się to być zadowalającą odpowiedzią, na
postawione pytanie „Kim jesteś?”.

„Jestem chrześcijanką”.

„Nie pytałem, jaką religię wyznajesz, lecz kim jesteś”.

„Jestem tą, która co dzień chodziła do kościoła i zawsze pomagała biednym i potrzebującym”.

„Nie pytałem, co czyniłaś, ale kim jesteś”.

background image

W końcu, najwidoczniej przesłuchanie okazało się niezadowalające, bo została z powrotem przysłana na ziemię.
Gdy wydobrzała po chorobie, postanowiła odkryć, kim jest. I na tym polegała cała różnica.

Twoim obowiązkiem jest być. Nie być kimś, ani też nikim — bo w
tym leży chciwość i ambicja — nie być tym lub tamtym — a więc
uwarunkowanym — ale po prostu, być.

KIM JEST HIPPIS

Smutno wyglądający mężczyzna wszedł do gabinetu psychiatrycznego, paląc marihuanę; był obwieszony
koralikami, ubrany w wypchane spodnie wystrzępione na dole i miał długie włosy.

Psychiatra spytał: „Mówi pan, że nie jest hippisem. A więc, jak pan wytłumaczy ten ubiór, włosy, marihuanę?”.

„Jestem tu właśnie po to, by to wyjaśnić, panie doktorze”.

Znać rzeczy, oznacza być uczonym.
Znać innych, znaczy być mądrym.
Znać siebie, to być oświeconym.

CZYSTE ANGIELSKIE TAŚMY

Student poszedł do pracownika w laboratorium językowym i powiedział: „Czy mogę prosić o czystą taśmę?”.

„Jakiego języka pan się uczy?” spytał pracownik. „Francuskiego”, odparł student.

„Przykro mi, ale nie mamy żadnych czystych francuskich taśm”. „No cóż, ma pan jakieś czyste angielskie
taśmy?”.

„Tak”

„Dobrze. Wezmę jedną z nich”.

Mówienie o czystej taśmie, że jest francuska czy angielska, jest
równie sensowne, jak mówienie o człowieku, że jest Francuzem czy
Anglikiem. Francuski czy angielski, są tylko twoimi
uwarunkowaniami, a nie tobą.

background image

Dziecko zrodzone z amerykańskich rodziców i zaadoptowane przez
rosyjskich, nie ma pojęcia o adopcji i wyrasta na wielkiego patriotę
i poetę, wyrażającego uczucia większości nieświadomej swej
rosyjskiej duszy i dążeń matki-Rosji. Czy jest ono Rosjaninem?
Amerykaninem? Żadnym z nich.
Odkryj, kim — czym jesteś.

*

*

*

„Co te drzwi robią pod twoją pachą?”.

„To frontowe drzwi do mojego domu. Zgubiłem do nich klucze

i zabieram je, aby dorobiono nowy”.

„Uważaj, żebyś teraz nie zgubił tych drzwi, bo nie dostaniesz się do domu”.

„No cóż, na wszelki wypadek zostawiłem otwarte okno”.

WYRZEKNIJ SIĘ SWEGO EGO, NIE KWIATÓW

Mówiono o Mistrzu Zeń, Bankei, że nie założył żadnej szkoły; nie zostawił żadnych dzieł ani
uczniów. Był jak ptak, który nie pozostawia szlaku swego lotu na niebie.

Mówiono o nim: „Gdy wchodził do lasu, nie drżało ani źdźbło trawy; kiedy wchodził do
wody, nie tworzyła się najmniejsza zmarszczka na powierzchni”.

Nie obciążał ziemi. Żaden bohaterski czyn, żaden podbój ani osiągnięcie, ani duchowość,
nie może się temu równać: nie obarczać ziemi.

Pewien człowiek przyszedł do Buddy przynosząc w rękach ofiarę złożoną z kwiatów. Budda spojrzał na niego i
rzekł: „Upuść to”.

Człowiek nie mógł uwierzyć, że prosi się go o upuszczeniu kwiatów. Ale potem uznał, że prawdopodobnie
powiedziano mu, by puścił kwiaty trzymane w lewej ręce, bo ofiarowywanie czegoś lewą ręką było uważane za
złowróżbne i nieuprzejme — upuścił więc kwiaty trzymane w lewej ręce.

Lecz Budda powtórzył: „Upuść to”.

Tym razem to uczynił i stał z pustymi rękami, zanim Budda znów nie powiedział: „Upuść to”.

background image

Zdumiony człowiek zapytał: „Co mam upuścić?”

„Nie kwiaty, synu, ale tego, kto je przyniósł”, brzmiała odpowiedź Buddy.

TO, CO ZAWIERA I ZAWARTOŚĆ

Żył sobie Guru, który przede wszystkim był uważany za Wcieloną Mądrość. Każdego dnia rozprawiał o różnych
aspektach życia duchowego i dla wszystkich było oczywiste, że nikt nigdy nie prześcignął tego człowieka w
różnorodności, głębi i nieodpartej wartości jego nauk.

Jego uczniowie wciąż pytali go o źródło, z którego czerpie swe niekończące się zasoby mądrości. Odpowiadał,
że to wszystko jest zapisane w księdze, którą odziedziczą, gdy umrze.

Dzień po jego śmierci, uczniowie znaleźli księgę dokładnie tam, gdzie im powiedział. Była w niej tylko jedna
strona, a na niej tylko jedno zdanie. Brzmiało ono: „Zrozum różnicę między tym, co zawiera, a zawartością, a
wtedy źródło mądrości będzie dla ciebie otwarte”.

LEKCJA UDDALAKI

Opowiadanie z Upaniszad:

Mędrzec Uddalaka uczył swego syna Svetaketu, widzieć Jedno kryjące się pod wielością. Czynił to za pomocą
kilku przypowieści, z których jedna była następująca:

Pewnego dnia rzekł do syna: „Wsyp sól do wody i rano przyjdź do mnie”.

Chłopiec uczynił tak, jak mu ojciec kazał i następnego dnia ojciec powiedział: „Proszę, przynieść mi tę sól, którą
wczoraj wsypałeś do wody”

„Nie mogę jej znaleźć”, rzekł chłopiec. „Rozpuściła się”.

„Spróbuj wody z tej strony talerza”, powiedział Uddalaka. „Jaki i smak?”

„Słony”

„Spróbuj ze środka. Jaka jest?”

„Słona”.

„Spróbuj z drugiej strony talerza. Jak smakuje?”

background image

„Jest słona”

„Wylej ją”, powiedział ojciec.

Chłopiec uczynił to i zauważył, że gdy woda wyparowała, sól znów się pojawiła. Wtedy Uddalaka odezwał się:
„Nie możesz tu zobaczyć Boga, synu, ale On tu jest”.

Ci, którzy szukają oświecenia, nie znajdują go, bo nie potrafią
zrozumieć, że obiektem poszukiwań jest poszukujący. Bóg, tak jak
piękno, jest w ,ja” tego, który patrzy.

background image

M I Ł O Ś Ć

„WIEDZIAŁEM, ŻE PRZYJDZIESZ”

„Mój przyjaciel nie wrócił z pola bitwy. Proszę o pozwolenie pójścia po niego i przyprowadzenia go tutaj”.

„Odmawiam”, rzekł oficer. „Nie chcę, żebyś ryzykował życie dla człowieka, który prawdopodobnie nie żyje”.

Żołnierz odszedł, aby wrócić po godzinie śmiertelnie ranny, niosąc ciało swego przyjaciela.

Oficer wpadł we wściekłość. „Mówiłem ci, że nie żyje. Teraz straciłem was obu. Powiedz, czy warto było iść,
by przynieść ciało?”.

Umierający odrzekł: „O, tak. Gdy do niego dotarłem, jeszcze żył. I powiedział do mnie: „Jack, wiedziałem, że
przyjdziesz”.

TRANSFUZJA

Mała dziewczynka umierała na chorobę, z której trochę wcześniej wyleczył się jej ośmioletni braciszek.

Lekarz odezwał się do chłopca: „Tylko transfuzja ocali życie twojej siostrzyczce. Czy jesteś gotów oddać jej
swoją krew?”.

background image

Oczy chłopczyka rozszerzyły się ze strachu. Zawahał się chwilę i w końcu powiedział: „Dobrze. Zrobię to”.

W godzinę po transfuzji, chłopczyk zapytał z ociąganiem: „Panie doktorze, proszę mi powiedzieć, kiedy umrę?”
Dopiero wtedy lekarz zrozumiał chwilowy strach, który ogarnął dziecko po propozycji transfuzji. Chłopczyk
myślał, że dając krew, oddaje siostrzyczce swoje życie.

MIŁOŚĆ TWOJEJ RODZINY

Uczeń bardzo chciał wyrzec się świata, ale twierdził, że rodzina zbyt mocno go kocha, by pozwolić mu odejść.

„Kocha?” rzekł jego Przewodnik, „to wcale nie jest miłość. Posłuchaj...” I wyjawił mu zaczerpnięty z jogi
sekret, dzięki któremu mógłby udać stan śmierci. Następnego dnia wszystkie zewnętrzne oznaki wskazywały na
to, że uczeń nie żyje. W domu rozbrzmiewał krzyk i zawodzenie całej rodziny.

Wtedy zjawił się Przewodnik i rzekł płaczącym krewnym, że ma moc zdolną przywrócić tego człowieka do
życia, jeśli ktoś zgodzi się umrzeć za niego. Czy są jacyś ochotnicy?

Ku zdziwieniu „zmarłego”, każdy członek zaczął wynajdywać powody, dla których zachowanie go przy życiu
było konieczne. Żona ucznia podsumowała uczucia wszystkich, mówiąc: „Nie ma żadnej potrzeby, by ktoś go
zastąpił. Damy sobie radę bez niego”.

CO LUDZIE NAJPIERW RATUJĄ?

Trzej dorośli pili w kuchni poranną kawę, podczas gdy dzieci bawiły się na podłodze. Rozmowa zeszła na temat
tego, co każdy z dorosłych by zrobił w razie jakiegoś niebezpieczeństwa i każdy stwierdził, że pierwsze co, to
rzuciłby się ratować dzieci.

Nagle odskoczyła pokrywka szybkowaru powodując buchniecie pary na całą kuchnię. W kilka sekund
wszystkich wymiotło z pomieszczenia — wszystkich oprócz dzieci, które bawiły się na podłodze.

ŁZY NA POGRZEBIE

background image

Na pogrzebie bardzo bogatego człowieka widziano jakiegoś obcego, lamentującego i płaczącego równie głośno
jak inni.

Ksiądz odprawiający nabożeństwo podszedł do niego i spytał: „Czy jesteś przypadkiem krewnym zmarłego?”.

„Nie”,

„Dlaczego płaczesz?”.

„Właśnie dlatego”.

Każdy smutek—beż względu na powód—jest zaspokojeniem
naszego „Ja”.

ŁZY Z POWODU PŁONĄCEJ FABRYKI

Gdy płonęła fabryka, stary właściciel budynku stał tam i głośno płakał nad swoją stratą.

„Czemu płaczesz tato?” rzekł jego syn. „Czy zapomniałeś, że cztery dni temu sprzedaliśmy tą fabrykę?”.

To natychmiast osuszyło łzy starego człowieka.

SPODNIE CZY DZIEWCZYNA

Ekspedientka sprzedała młodemu człowiekowi parę jasnokolorowych spodni. Kupujący wydawał się być
zachwycony nabytkiem.

Następnego dnia przyszedł, by spodnie zwrócić. Z jednego powodu: „Nie podobają się mojej dziewczynie”.

Tydzień później, znów przyszedł, cały uśmiechnięty, chcąc kupić te spodnie. „Czy twoja dziewczyna zmieniła
zdanie?” spytała ekspedientka.

„Nie”, rzekł młodzieniec, „Ja zmieniłem dziewczynę”

background image

CO LUBIMY U INNYCH

Matka: „Co się twojej dziewczynie w tobie podoba?”.

„Ona uważa, że jestem przystojny, utalentowany, mądry i że jestem dobrym tancerzem”.

„A co tobie się w niej podoba?”.

„Ona uważa, że jestem przystojny, utalentowany, mądry i że jestem dobrym tancerzem”.

SZCZĘŚLIWA CÓRKA, PECHOWY SYN

Dwie przyjaciółki spotkały się po wielu latach.

„Opowiedz mi”, powiedziała jedna z nich „co się dzieje z twoim synem”.

„Mój syn? O biedny, biedny chłopiec”. Westchnęła przyjaciółka. „Jakże nieszczęśliwie się ożenił — z
dziewczyną, która palcem nie tknie pracy domowej. Nic nie ugotuje, nie uszyje, nie umyje ani nie posprząta.
Tylko śpi i próżnuje, i czyta w łóżku. Czy uwierzysz, biedak musi jej nawet podawać śniadanie do łóżka”.

„To okropne. A co z twoją córką?”

„A, ona miała szczęście. Poślubiła anioła. Nie pozwoli jej nic zrobić w domu. Ma służących, żeby gotowali i
szyli, zmywali i sprzątali. I czy uwierzysz, każdego ranka mąż przynosi jej śniadanie do łóżka. Ona tylko śpi jak
długo chce, resztę dnia spędzając na odpoczynku i czytaniu książek w łóżku”.

„JA JESTEM WSZYSTKIM, CZEGO ONA PRAGNIE”

„Czy myślisz, że będziesz mógł dać mojej córce to, czego pragnie?”, spytał ojciec jednego z konkurentów.

„Z całą pewnością, proszę pana. Ona twierdzi, że ja jestem wszystkim, czego pragnie”.

Nikt nie nazwałby tego miłością, gdyby pragnęła pieniędzy.
Dlaczego jest to miłością, jeśli tym, czego ona potrzebuje, jesteś ty?.

background image

DZIEWCZYNA I DROGI ZEGAREK

Gdy czternastoletni Robert zakochał się w swojej czternastoletniej sąsiadce, sprzedał wszystko co miał, zaczął
nawet imać się dziwnych prac, aby zarobić wystarczająco dużo, aby kupić dla swej ukochanej drogi zegarek, o
którym marzyła. Jego rodzice byli zdziwieni, ale uznali, że lepiej nie zabierać głosu w tej sprawie.

Nadszedł dzień kupna i Robert wrócił ze swej wyprawy do sklepu, wraz z pieniędzmi, tak to wyjaśniając:
„Zabrałem ją do jubilera, a ona powiedziała, że tak naprawdę to nie chce zegarka. Bardziej spodobały się jej inne
rzeczy, jak bransoletka, naszyjnik, złoty pierścionek.

Gdy chodziła po całym sklepie, chcąc się zdecydować, przypomniało mi się, co nam kiedyś powiedział
nauczyciel: że zanim coś dostaniemy, musimy najpierw się zapytać, po co nam to. Wtedy zdałem sobie sprawę,
że w rzeczywistości, wcale jej nie chcę, więc wyszedłem ze sklepu i przyszedłem do domu”.

REQUIEM DLA PANA ŻÓŁWIA

Mały chłopczyk był bardzo nieszczęśliwy, widząc swego ulubionego żółwia, leżącego na grzbiecie koło stawu;
był nieruchomy i martwy.

Ojciec starał się go pocieszyć jak tylko umiał: „Nie płacz, synku. Wyprawimy Panu Żółwiowi wspaniały
pogrzeb. Zrobimy mu malutką trumienkę wyłożoną jedwabiem i poprosimy przedsiębiorcę pogrzebowego, żeby
zrobił tabliczkę na grób, z wyrytym na niej nazwiskiem Pana Żółwia. Potem codziennie będziemy kładli na
grobie świeże kwiaty, zrobimy też dookoła mały płot z palików”.

Chłopczyk otarł oczy i rozentuzjazmowany zgodził się na propozycję taty. Gdy wszystko było gotowe, orszak
został uformowany — tata, mama, służąca i główny żałobnik — dziecko — zaczęli uroczyście kroczyć w
kierunku stawu, by przynieść ciało. Ale żółw zniknął.

Nagle zauważyli Pana Żółwia, wynurzającego się z głębi stawu i wesoło pluskającego się w wodzie. Chłopczyk
spojrzał na swego małego przyjaciela z głębokim wyrzutem, a potem powiedział: „Zabijmy go”.

Tak naprawdę, to nie ty mnie obchodzisz,
ale wzruszenie, którego doznaję kochając cię.

BUDDA Z POCZERNIAŁYM NOSEM

Zakonnica, poszukując oświecenia, wyrzeźbiła w drewnie posąg Buddy i pokryła go warstwą pięknej pozłotki.
Był bardzo ładny i gdziekolwiek szła, zabierała go ze sobą.

background image

Mijały lata i wciąż nosząc posążek, zakonnica osiadła w małej świątyni, gdzie znajdowało się wiele posążków
Buddy, każdy na swoim ołtarzu.

Każdego dnia paliła kadzidło przed swoim złotym Buddą, lecz odkryła ze zdumieniem, że część dymu unosiła
się w kierunku sąsiednich ołtarzy.

Zrobiła więc papierową rurę, przez którą dym był kierowany wprost na jej Buddę. Przez to poczerniał mu nos i
posążek stał się bardzo brzydki.

FRYDERYK WILHEMM ŻĄDA MIŁOŚCI

Fryderyk Wilhelm, który rządził w Prusach na początku XVIII wieku, był znany ze swej popędliwości.
Nienawidził też wszelakich ceremonii. Zwykł samotnie spacerować ulicami Berlina, a gdy ktoś przypadkiem go
zirytował — co zdarzało się dość często — nie wahał się obić nieszczęśnika swą laską.

Nic więc dziwnego, że ludzie widząc go, że nadchodzi, cicho wycofywali się z najbliższego sąsiedztwa. Kiedyś
Fryderyk szedł sobie ulicą, gdy zobaczył go jakiś berlińczyk. Niestety było już za późno; próba schronienia się w
najbliższym domu została udaremniona.

„Ty tam”, zawołał Fryderyk Wilhelm „dokąd idziesz?” Człowiek zaczął drżeć: „Do tego domu, Wasza
Wysokość”.

„Czy to twój dom?”

„Nie, Wasza Wysokość”.

„Dom przyjaciela?”

„Nie, Wasza Wysokość”.

„Więc dlaczego chcesz się do niego dostać?”

Człowiek zaczął się bać, że mogą go wziąć za włamywacza. Powiedział więc prawdę: „Chcę się do niego dostać,
żeby uniknąć spotkania z Waszą Wysokością”.

„Czemu chciałbyś mnie uniknąć?”

„Bo boję się Waszej Wysokości”.

Słysząc to Fryderyk Wilhelm wpadł w furię. Złapał biednego człowieka za ramiona i gwałtownie nim
potrząsając, zawołał: „Jak śmiesz bać się mnie! Jestem twoim władcą. Masz mnie kochać! Kochać, łajdaku,
kochać!”

background image

MĄŻ KTÓRY UCIEKŁ

Potężnie zbudowana kobieta wtargnęła do urzędu stanu cywilnego, gwałtownie trzasnąwszy drzwiami.

„Wydał pan, to zezwolenie na mój ślub z Jakubem Jacobsonem, czy nie?” zapytała rzucając dokument na stół.

Urzędnik spojrzał na nią dokładnie zza swoich grubych okularów. „Tak, proszę pani. Wydaje mi się, że tak. A, o
co chodzi?”.

„On uciekł”, rzekła kobieta. „Co ma pan zamiar zrobić w tej sprawie?.

PSY ZWIĄZANE RAZEM

Po gwałtownej sprzeczce z żoną, mężczyzna spytał: „Dlaczego nie możemy żyć w zgodzie, tak jak nasze dwa
psy? One nigdy nie walczą”.

„To prawda”, zgodziła się żona. „Ale zwiąż je razem, a zobaczysz, co się stanie”.

KSIĘŻNICZKA ZAMKNIĘTA Z NIEWOLNIKIEM

Arabska księżniczka postanowiła poślubić jednego ze swych niewolników. Żadne prośby króla, ani jego wysiłki,
by dziewczyna zmieniła zamiar, nie dały rezultatu. Doradcy króla nie wiedzieli, co mu poradzić.

W końcu na dwór przybył stary hakim i słysząc o zmartwieniu króla, rzekł: „Mylą się, radząc Waszej
Wysokości, by zabronić córce ślubu, bo tym bardziej będzie cię nienawidzić i tym silniej będzie kochać
niewolnika”.

„Powiedz więc, co mam czynić”. Hakim zasugerował mu pewien plan.

Król nastawiony był do niego dość sceptycznie, ale postanowił spróbować. Posłał po córkę i rzekł do niej: „Mam
zamiar poddać próbie twoją miłość do tego człowieka. Zostaniecie zamknięci w małej celi na trzydzieści dni i
nocy. Gdy po tym czasie, nadal będziesz chciała go poślubić, dostaniesz moją zgodę”.

Uszczęśliwiona księżniczka, przytuliła się do ojca i z radością przyjęła propozycję. Wszystko szło dobrze przez
pierwsze kilka dni, lecz wkrótce nadeszła nuda. Po tygodniu, wzdychała do innego towarzystwa i denerwowało
ją każde słowo i gest ukochanego. Po dwóch tygodniach, miała już dość tego człowieka, że zaczęła krzyczeć i
walić w drzwi celi. Kiedy w końcu ją wypuszczono, rzuciła się w ramiona ojca pełna wdzięczności za ocalenie
jej od człowieka, którego teraz nienawidziła.

Życie osobno, czyni wspólne życie łatwiejszym.

background image

Bez dystansu nie ma wspólnej więzi.

MOI RODZICE MOGLIBY UCIEC

Nauczycielka zauważyła, że jeden z małych chłopców w jej klasie jest smutny i zamyślony.

„Czym się martwisz?” spytała.

„Moimi rodzicami”, odparł. „Tata pracuje cały dzień, by zarobić na moje ubranie i jedzenie i by móc posyłać
mnie do najlepszej w szkoły w mieście. Bierze nadgodziny, żeby móc posłać mnie do collegu. Mama całymi
dniami gotuje i sprząta, prasuje i robi zakupy, wiec ja, nie muszę nic robić”.

„No, więc dlaczego jesteś zmartwiony?”

„Boję się, ze mogliby spróbować uciec”.

WDZIĘCZNOŚĆ ZA PSA

Nauczycielka w szkółce niedzielnej powiedziała dzieciom, że napisze na tablicy imiona, a potem przy każdym z
nich napisze po jednej rzeczy, za którą poszczególne dzieci były najbardziej wdzięczne.

Mary chłopczyk głęboko się zastanawiał, kiedy jego imię napisano na tablicy. Zapytany przez nauczycielkę, co
powinna napisać, rzekł: „Matka”.

Tak też zostało zanotowane. Gdy nauczycielka zabierała się do pisania następnego imienia, chłopczyk zaczął
gwałtownie machać ręką.

„Słucham cię”, powiedziała nauczycielka.

„Proszę wymazać „MATKA” i napisać „PIES”, rzekł chłopczyk.

Czemu nie?

background image

ROPUCHA W TRAWIE

Pewien człowiek zaproponował swej dwunastoletniej córce, że zapłaci jej określoną ilość pieniędzy za
przystrzyżenie trawnika. Dziewczynka zabrała się do pracy z wielkim zapałem i do wieczora cały trawnik był
pięknie przystrzyżony — cały, z wyjątkiem dużego zarośniętego kawałka w jednym rogu.

Gdy ojciec powiedział, że nie może jej zapłacić ustalonej sumy, ponieważ nie cały trawnik został przycięty,
dziewczynka odparła, że jest gotowa zrezygnować z zapłaty, ale nie ostrzyże tego kawałka trawnika.

Zaciekawiony ojciec, chcąc dowiedzieć się dlaczego, obejrzał to miejsce. A tam, na samym środku siedziała
ropucha. Dziewczynka miała zbyt dobre serce, by przejechać ją maszyną do strzyżenia trawy.

Gdzie jest miłość, panuje nieporządek. Doskonały porządek
uczyniłby ze świata cmentarz.

GDY NADEJDZIE REWOWJCJA

Niewielki tłum zebrał się dookoła mówcy na rogu ulicy. „Gdy nadejdzie rewolucja”, mówił, „każdy będzie
jeździł swoją własną dużą limuzyną. Gdy nadejdzie rewolucja, każdy będzie miał telefon w kuchni. Po nadejściu
rewolucji, każdy będzie posiadał kawałek ziemi, należący tylko do niego”.

Jakiś głos z tłumu zaprotestował: „Nie chcę żadnej czarnej limuzyny, ani kawałka ziemi, ani telefonu w kuchni”.

„Gdy nadejdzie rewolucja”, zawołał mówca, „będziesz, do cholery, robił to, co ci każą”.

Jeśli chcesz idealnego świata, pozbądź się ludzi.

ABRAHAM I ŻEBRAK NIENAWIDZĄCY BOGA

Pewnego dnia Abraham zaprosił żebraka na posiłek do swego namiotu. Gdy odmawiano modlitwę, żebrak
zaczął przeklinać Boga, wołając, że nie może znieść Jego Imienia.

Oburzony Abraham wypędził żebraka.

Kiedy w nocy modlił się, rzekł do niego Bóg: „Ten człowiek przeklina mnie i urąga mi od pięćdziesięciu lat i
mimo to obdarzam go pożywieniem, by miał codziennie coś do jedzenia. Czy nie mogłeś wytrzymać z nim choć
jednego posiłku?”.

background image

BÓG PRZEBACZAJĄCY GRZBCHY

Mówiono o pewnej starej kobiecie z wioski, że miewa cudowne widzenia. Miejscowy ksiądz zażądał na to
dowodu: „Ujrzawszy Boga, poproś Go, by powiedział ci moje grzechy, które tylko Jemu są znane. To będzie
wystarczający dowód”.

Miesiąc później, kobieta wróciła i ksiądz zapytał, czy Bóg znów się jej objawił. Odpowiedziała, że tak. „Czy
zadałaś Mu pytanie?”.

„Tak”.

„I co odpowiedział?”.

Rzekł: „Powiedz swemu kapłanowi, że zapomniałem jego grzechów”.

Czy możliwe jest,
aby wszystkie straszne rzeczy, które uczyniłeś,
zostały zapomniane przez wszystkich
— oprócz ciebie?

JAK KRASNAL PRZYJMUJE WODĘ

Pewnego razu część starszyzny przebywała w Scete; opat Jan Krasnal był z nimi.

Podczas posiłku pewien bardzo stary kapłan wstał, chcąc im usługiwać, lecz nikt oprócz Jana Krasnala, nie
ośmielił się przyjąć od niego nawet filiżanki wody.

Pozostałych zaskoczyło zachowanie Jana Krasnala i później mu powiedzieli: „Jak to możliwe, że uznałeś się
wartym przyjęcia usługi od tego świętego człowieka?”.

Odparł im: „Cóż, gdy ja proponuję ludziom łyk wody, cieszę się, gdy go przyjmują. Czy oczekiwaliście, że
zasmucę staruszka, odmawiając mu radości dania mi czegoś?”.

DAR DLA NARZEKJĄCEJ MATKI

Gdy ośmioletnia dziewczynka wydała swe kieszonkowe na prezent dla matki, mama bardzo się ucieszyła i była
wdzięczna, ponieważ łącząc rolę matki i gospodyni domowej miała mnóstwo pracy, a spotykała się z niewielkim
uznaniem.

background image

Wydawało się, że dziewczynka to rozumie, bo powiedziała: „To dlatego, mamo, że tak ciężko pracujesz i nikt
tego nie docenia”.

Kobieta odparła: „Twój tatuś też ciężko pracuje”.

Dziewczynka odrzekła: „To prawda, ale on nie róbi o to tyle zamieszania”

ZABIERZ SERCE W GÓRY

W mroźny zimowy dzień, stary pielgrzym szedł wolno w kierunku Himalajów, gdy zaczęło padać.

Właściciel gospody powiedział do niego: „Jak tam kiedykolwiek dotrzesz w taką pogodę, dobry człowieku?”.

Ten odrzekł radośnie: „Moje serce pierwsze tam dotarło, a więc reszcie łatwiej jest iść za nim”.

JEREMIASZ I KOWADŁO

Jeremiasz zakochał się w bardzo wysokiej kobiecie. Co wieczór odprowadzał ją z pracy do domu i za każdym
razem pragnął ją pocałować, ale był zbyt nieśmiały, by o to poprosić.

Pewnego razu zebrał się na odwagę: „Czy mogę cię pocałować?” Zgodziła się. Lecz Jeremiasz był wyjątkowo
niskim człowiekiem, rozglądali się więc, by znaleźć coś, na czym mógłby stanąć. Znaleźli opuszczoną kuźnię, a
w niej kowadło, które akurat dodało Jeremiaszowi tyle wzrostu, ile potrzebowali.

Gdy uszli jakieś pół mili, Jeremiasz rzekł: „Kochanie, czy mógłbym cię jeszcze raz pocałować?”

„Nie”, odparła kobieta. „Dostałeś już jednego całusa. To wystarczy na dziś wieczór”.

Na to Jeremiasz zawołał: „Dlaczego więc nie powstrzymałaś mnie, przed zabraniem tego cholernego kowadła?”.

Miłość przynosi ciężar i nie czuje żadnego ciężaru.

background image

KOŃ AL - MAMUNA

Kalif Bagdadu, zwany Al - Mamun, posiadał pięknego konia, Araba. Pewien człowiek, imieniem Oman, chciał
kupić konia; zaoferował w zamian wiele wielbłądów, lecz Al - Mamun nie chciał się rozstać ze swoim
zwierzęciem. Tak to rozgniewało Omaha, że postanowił zdobyć konia podstępem.

Wiedząc, że Al-Mamun będzie przejeżdżał konno pewną drogą, położył się koło niej, przebrany za ciężko
chorego żebraka. Al-Mamun był człowiekiem o dobrym sercu wiec, widząc żebraka, zrobiło mu się go żal.
Zsiadł z konia i zaproponował podwiezienie do swego pałacu.

„Niestety”, zawołał żebrak, „nie jadłem od wielu dni i nie mam siły się podnieść”. Więc Al - Mamun delikatnie
podniósł go i posadził na konia, zamierzając wsiąść za nim. Jak tylko przebrany Omah znalazł się w siodle,
pogalopował zostawiając A - Mamuna, ścigającego go piechotą i wołającego, by się zatrzymał. Gdy Omah
znalazł się w bezpiecznej odległości, osadził konia i obrócił się.

„Ukradłeś mojego konia”, zawołał Al-Mamun. „Mam do ciebie jedną prośbę”. '””-

„O co chodzi?” odkrzyknął Omah.

„Abyś nikomu nie mówił, w jaki sposób stałeś się właścicielem tego konia”.

„Czemu?”.

„Ponieważ kiedyś, ktoś naprawdę chory może leżeć przy drodze, i gdyby twój podstęp stał się znany, ludzie
minęliby go, nie udzielając żadnej pomocy”.

SADZENIE DRZEW DLA POTOMNOŚCI

Nadeszła pora deszczy monsunowych i pewien bardzo stary człowiek kopał dołki w ogrodzie.

„Co robisz?”, zapytał go sąsiad.,

„Sadzę drzewa mango”, brzmiała odpowiedź. „Zamierzasz jeść owoce z tych drzew?”

„Nie, nie będę żył tak długo, aby tego doczekać. Ale inni będą. Pewnego dnia uświadomiłem sobie, że całe życie
z przyjemnością jadłem owoce mango, z drzew zasadzonych przez innych ludzi. To ma być mój sposób
okazania im wdzięczności”.

background image

KAMIEŃ NA DRODZE

Pewnego dnia Diogenes stał na rogu ulicy, śmiejąc się jak człowiek pozbawiony rozumu.

„Z czego się śmiejesz?” spytał przechodzień.

„Czy widzisz ten kamień na środku drogi? Od kiedy tu przyszedłem dziś rano, dziesięć osób potknęło się o niego
przeklinając. Ale ani jedna nie zadała sobie trudu usunięcia go, by inni się nie potknęli”.

JAK ODRÓŻNIĆ DZIEŃ OD NOCY?

Pewien guru spytał swych uczniów, w jaki sposób mogą określić, kiedy kończy się noc, a zaczyna dzień.

Jeden powiedział: „Gdy widzę w oddali zwierzę, można powiedzieć, czy to krowa czy koń”.

„Nie”, rzekł guru.

„Gdy patrząc na drzewo w oddali, można powiedzieć, czy jest to drzewo neem czy mango”.

„Znów źle”, rzekł guru.

„No, więc w jaki sposób?” spytali uczniowie.

„Gdy spojrzawszy w twarz jakiegoś człowieka, rozpoznasz w nim brata; gdy spojrzysz w twarz jakiejś kobiety i
zobaczysz w niej siostrę. Jeśli nie będziesz mógł tego uczynić, niezależnie od tego jaki czas wskazuje słońce,
oznacza to, że nadal panuje noc”.

UPRZEDZENIA KAROLA LAMBA

Do sławnego eseisty Karola Lamba przyszedł przyjaciel i „Chciałbym cię przedstawić panu Takiemu — a —
Takiemu”

„Nie, dziękuję”, odparł Lamb. „Nie lubię tego człowieka”.

„Ależ, nawet go nie znasz”.

„Wiem i dlatego właśnie go nie lubię”, rzekł Lamb.

Gdy chodzi o ludzi, wiem co lubię.

background image

„Masz namyśli, że lubisz to, co znasz”.

RABIN POMAGAJĄCY W TAJEMNICY

Cała synagoga była zaintrygowana widząc, że ich rabin znika co tydzień, w wigilię szabasu. Podejrzewali, że
odbywa tajemne spotkania z Wszechmocnym, wybrali więc spośród siebie jednego, by śledził rabina.

Oto, co zobaczył ten człowiek: rabin przebrawszy się za wieśniaka, pomagał sparaliżowanej, niemojżeszowego
wyznania, kobiecie, sprzątając jej chatkę i przygotowując dla niej szabasowy posiłek.

Kiedy szpieg wrócił do synagogi, spytano go: „Gdzie rabbi? Czy wstąpił do nieba?”.

„Nie”, odparł spytany, „wstąpił znacznie wyżej”.

DAR GANDHIEGO

Gdy hrabia Mountbatten, ostatni wicekról Indii, ogłosił zaręczyny swego siostrzeńca, księcia Filipa, z
księżniczką Elżbietą, Mahatma Gandhi powiedział mu: „Jestem zachwycony, że twój siostrzeniec ma poślubić
przyszłą królową. Chciałbym dać im prezent ślubny, ale co mogę im podarować? Nic nie mam”.

„Masz wrzeciono”, rzekł wicekról. „Zabierz się do pracy i utkaj coś dla nich”.

Gandhi utkał obrus, który Mountbatten wysłał księżniczce Elżbiecie z następującą wiadomością: „Zamknij to
wraz z królewskimi klejnotami”.

... ponieważ zrobił to człowiek, który powiedział: „Brytyjczycy muszą odejść jako przyjaciele”.

„JESTEM ZŁĄ MONETĄ

Żył sobie pewien stary sufi, który zarabiał na życie sprzedając rozmaite rupiecie. Wydawało się, że człowiek ten
nie osądza ludzi, ponieważ często płacono mu złymi monetami, a on zawsze przyjmował je bez słowa sprzeciwu.
Często też ludzie twierdzili, że otrzymał już od nich zapłatę, podczas gdy naprawdę nie dostał ani grosza i on
przyjmował ich słowa zamiast pieniędzy.

background image

Gdy nadszedł czas śmierci, stary sufi wzniósł oczy do nieba i rzekł: „O, Allachu. Przyjmowałem wiele złych
monet od ludzi, ale ani razu nie osądziłem ich w moim sercu. Po prostu uznawałem, że nie wiedzą, co czynią. Ja
również jestem taką monetą. Proszę, nie osądzaj mnie”.

I usłyszał Głos mówiący: „Jak można osądzać kogoś, kto nigdy nie osądzał innych?”.

Wielu dokonuje czynów miłości;
rzadko zdarza się człowiek, którego myśli są jej pełne

„ONA NIE MA RODZINY”

Rodzina zebrała się przy obiedzie. Najstarszy syn ogłosił, że zamierza ożenić się z dziewczyną mieszkającą po
przeciwnej stronie ulicy.

„Ależ jej rodzina nie zostawiła jej ani grosza”, sprzeciwił się ojciec. „A ona sama nie zaoszczędziła ani centa”,
dodała matka. „Nie zna się na piłce nożnej”, rzekł młodszy brat.

„Nigdy nie spotkałem dziewczyny z tak śmiesznymi włosami”, odezwała się siostra.

„Ona tylko czyta powieści”, powiedział wujek.

„I tak niegustownie się ubiera”, dodała ciotka.

„Ale nie żałuje sobie pudru i cieni do makijażu”, dorzuciła babcia.

„To prawda”, rzekł chłopak, „ale ma nad nami jedną przewagę”.

„Jaką?” — wszyscy chcieli wiedzieć.

„Nie ma rodziny”.

ANASTAZY I SKRADZIONA BIBLIA

Opat Anastazy posiadał księgę zrobioną z pierwszorzędnego pergaminu, która była warta dwadzieścia pensów.
Zawierała Stary i Nowy Testament. Kiedyś pewien mnich przyszedł do opata w odwiedziny i widząc księgę,
uciekł z nią. A więc, gdy tego samego dnia Anastazy chciał poczytać Pismo Św., zobaczył, że księgi nie ma i od
razu wiedział, że to mnich ją zabrał. Ale nie posłał po niego, obawiając się, że ten do kradzieży mógłby jeszcze
dodać grzech krzywoprzysięstwa.

background image

Tymczasem mnich udał się do miasta, by sprzedać książkę. Chciał za nią osiemnaście pensów. Kupujący rzekł:
„Daj mi tę książkę, abym mógł zobaczyć, czy jest warta tyle pieniędzy.”. To mówiąc zabrał ją do świętego
Anastazego i powiedział: „Ojcze, spójrz na to. Czy uważasz, że jest to warte aż osiemnaście pensów?” Ten
odrzekł: „Tak, to dobra książka. I osiemnaście pensów to prawdziwa okazja”.

Kupujący wrócił do mnicha i rzekł: „Oto pieniądze. Pokazałem książkę Ojcu Anastazemu, a on powiedział, że
jest warta osiemnaście pensów”.

Mnich był zaskoczony: „Czy to wszystko, co powiedział? Czy dodał coś jeszcze?”.

„Nie, nie powiedział ani słowa więcej”.

„No, cóż zmieniłem zdanie i wcale nie chcę sprzedać tej książki”.

Następnie wrócił do Anastazego i ze łzami w oczach błagał go, by przyjął książkę z powrotem, ale ten rzekł:
„Nie bracie, zatrzymaj ją. To mój prezent dla ciebie”. Ale mnich odparł: „Jeśli jej nie weźmiesz, nie będę miał
chwili spokoju”.

Po tym wydarzeniu, mnich zamieszkał z Anastazym do końca życia.

MISTRZ UDERZA JITOKU

Jitoku był dobrym poetą; kiedyś postanowił studiować Zeń. Umówił się wiec na spotkanie z Mistrzem z Kioto.
Przyszedł do niego pełen oczekiwań, ale jak tylko wszedł, .został uderzony. Poczuł się zaszokowany i
upokorzony. Nigdy wcześniej, nikt nie ośmielił się go uderzyć. Ale ponieważ ścisła reguła Zeń zakazywała
zabierania głosu, chyba że na wyraźne życzenie Mistrza, Jitoku bez słowa wyszedł. Udał się tam, gdzie żył
Dokuon, główny uczeń i opowiedział mu całą historię, jak również wyjawił mu swój zamiar wyzwania Mistrza
na pojedynek.

„Ależ Mistrz był dla ciebie uprzejmy”, rzekł Dokuon. „Zacznij ćwiczyć zazen, a sam się o tym przekonasz”.

Jitoku dokładnie tak uczynił. Przez trzy dni i trzy noce czynił tak intensywne wysiłki, że osiągnął ekstatyczne
oświecenie, przewyższające wszystko, co mógł sobie wyobrazić. Jego satori zdobyło uznanie Ekkei.

I znów Jitoku przybył do Dokuon, dziękując mu za radę. Powiedział: „Gdyby nie twój zdrowy rozsądek, nigdy
nie dostąpiłbym tego przemienienia. A jeśli chodzi o Mistrza, widzę teraz, że jego cios nie był zbyt silny”.

CIERPLIWOŚĆ MISTRZA MUSO

Muso, jeden z najznakomitszych Mistrzów swoich czasów, podróżował w towarzystwie swego ucznia. Przybyli
nad rzekę i weszli na pokład promu. Gdy już mieli odbijać od brzegu, nadbiegł pijany samuraj i wskoczył do

background image

przeładowanej łódki, prawie ją zatapiając. Następnie zachwiał się gwałtownie, zagrażając bezpieczeństwu
kruchej łódki, więc przewoźnik poprosił go o spokój.

„Jesteśmy tu ściśnięci jak agrest w butelce”, powiedział samuraj ochryple. Nagle zauważył Muso i krzyknął:
„Chodźcie tutaj. Wyrzućmy tego świątobliwego za burtę”.

„Proszę, bądź cierpliwy” rzekł Muso. „Wkrótce będziemy na drugim brzegu”.

„Co? Ja mam być cierpliwy?” zawołał samuraj dziko. „Słuchaj, jeśli nie wyskoczysz, to w tej chwili wyrzucę cię
za burtę”.

Spokojna postawa Mistrza w obliczu tych gróźb, tak rozwścieczyła samuraja, że podszedł do Muso i uderzył go
w twarz aż do krwi. Uczeń nie mógł już dłużej tego zcierpieć. Był potężnie zbudowanym człowiekiem.
Powiedział: „Po tym, co uczynił, nie będzie żył”.

„Czemu tak się przejmujesz drobnostką?” rzekł Muso z uśmiechem. „To w takich okazjach jak ta, nasze
ćwiczenia poddawane są próbie. Musisz pamiętać, że cierpliwość jest czymś więcej niż tylko słowem”. A potem
ułożył krótki wierszyk o następującej treści.

„Napastnik i pobity:
zwykli aktorzy w sztuce,
która jest tak krótkotrwała, jak sen”.

POPLĄTANE KOŃCZYNY

Siedmiu szalonych mężczyzn było zaproszonych na uroczystości w pobliskiej wiosce. Dosyć mocno
podchmieleni, na chwiejnych nogach wracali w nocy do domu, do swej wioski, gdy zaczęło padać.

Zasiedli więc na odpoczynek pod olbrzymim drzewem banyan.

Kiedy obudzili się następnego ranka, zaczęli lamentować i zawodzić: „Co się stało?” spytał jakiś przechodzień.

„Ostatniej nocy, stłoczyliśmy się pod tym drzewem i zasnęliśmy”, rzekł jeden z wariatów. „Budząc się dziś rano,
okazało się, że poplątały się nam nogi i ręce i nie możemy dojść, które do nas należą”.

„To proste”, powiedział przechodzień. „Dajcie mi pineskę”. Wbił ją w nogę znajdującą się najbliżej”. „Au...”,
zawołał jeden z wariatów. „Oto widzisz”, odparł podróżny, „to twoja noga”. Następnie ukłuł jakieś ramię.
„Au...”, zawołał inny wariat, okazując się być właścicielem tego ramienia. I tak dalej, i tak dalej, aż w końcu
wszystkie kończyny zostały rozplatane i wariaci, jakby nigdy nic, wesoło wrócili do swej wioski.

Gdy twoje serce instynktownie odczuwa radości i smutki -, innych
ludzi, wiesz, że zatraciłeś samego siebie i osiągnąłeś poziom
„jednocielesności” z całym ludzkim plemieniem — i w końcu
zapanowała miłość.

background image

P R AW D A

ŻYCIE JEST JAK FILIŻANKA HERBATY

Prawdy nie znajdziesz w formułkach...

Pewien człowiek pił herbatę wraz z przyjacielem w restauracji. Długo ze smutkiem patrzył na swoją filiżankę, a
potem westchnął zrezygnowany: „Oh, mój przyjacielu, życie jest jak filiżanka herbaty”.

Ten zastanowił się chwilę, przeciągle i ze smutkiem popatrzył na swoją filiżankę i zapytał: „Czemu? Czemu
życie jest jak filiżanka herbaty?”

Zapytany odparł: „Skąd mam wiedzieć? Czy jestem intelektualistą?”.

ŁAGODNIEJSZY WYROK

... ani w cyfrach...

„Więźniu”, rzekł sędzia, „uznaję cię winnym dwudziestu trzech przestępstw. Skazuję cię więc na łączną karę stu
dwudziestu pięciu lat pozbawienia wolności”.

background image

Więzień był starym człowiekiem. Wybuchnął płaczem. Wyraz twarzy sędziego złagodniał. „Nie chciałem być
szorstki”, powiedział. „Wiem, że wyrok, który wydałem, jest surowy. Ale nie musisz odsiedzieć go w całości”.

Oczy więźnia zajaśniały nadzieją.

„Naprawdę”, potwierdził sędzia, „po prostu odsiedź, ile dasz rady”

STARSZE KOBIETY NA GOSPODYNIE DLA KSIĘŻY

Biskup zadecydował, że gospodynie księży powinny mieć co najmniej pięćdziesiąt lat. Był zdziwiony, gdy
wizytując swą diecezję, spotkał księdza, który przekonany, że stosuje się do nakazu biskupa, trzymał dwie
gospodynie, obie mające po dwadzieścia pięć lat.

IMIĘ DLA PIERWORODNEGO

... nie znajduje się jej w nazwach...

Gdy nadszedł czas wyboru imienia dla pierworodnego, mąż i żona zaczęli się kłócić. Ona chciała nazwać go po
swoim ojcu; mąż chciał dać mu imię swojego ojca. W końcu poszli do rabina, aby rozwiązać problem.

„Jak miał na imię twój ojciec?” zapytał rabin męża.

„Abijah”.

„A jakie było imię twojego ojca?” zwrócił się do żony.

„Abijah”.

„Więc w czym problem?” zapytał zdezorientowany rabin.

„Widzisz, rabbi”, powiedziała kobieta, „mój ojciec był uczonym, a jego ojciec — koniokradem. Jak mogę
pozwolić, by mój syn został nazwany na cześć ojca mego męża?”.

Rabin zastanowił się głęboko, ponieważ sprawa była delikatna. Nie chciał, by któraś ze stron poczuła się gorsza
od drugiej. Wreszcie rzekł: „Oto, co proponuję. Nazwijcie chłopca Abijah. Potem poczekajcie i zobaczycie czy
zostanie uczonym czy też koniokradem. Wtedy będziecie wiedzieć, po kim otrzymał imię”.

background image

CENA ROWERU

... ani w symbolach...

„Mówiono mi, że sprzedałeś rower?”.

„To prawda”.

„Za ile go sprzedałeś?”

„Za 30 dolarów”.

„To sensowna cena”.

„Owszem. Ale gdybym wiedział, że ten człowiek nie ma zamiaru mi zapłacić, zażądałbym dwa razy więcej”.

MOTYWACJA PRACOWNIKA

... ani w teoriach...

Dyrektor, który właśnie powrócił z seminarium poświeconego motywacji, wezwał do biura jednego z
pracowników i rzekł: „Od dzisiaj będziesz mógł sam planować i nadzorować swoją pracę. Jestem przekonany, że
to znacznie podniesie poziom naszej produkcji

„Czy będę otrzymywał więcej pieniędzy?”, spytał pracownik.

„Nie, nie. Pieniądze nie są czynnikiem motywacyjnym. Nie miałbyś satysfakcji z podwyżki”.

„No, cóż, a jeśli wzrośnie produkcja, czy będę więcej zarabiał?”

„Słuchaj”, rzekł dyrektor. „Najwidoczniej nie rozumiesz teorii motywacji. Weź tą książkę do domu i przeczytaj
ją. Ona ci wyjaśni, co cię naprawdę motywuje”.

Pracownik wychodząc zatrzymał się i powiedział: „Czy jeśli przeczytam tą książkę, dostanę podwyżkę?”.

TEORIA MISIA

Małżeństwo nie wiedziało, co zrobić — ich trzyletni synek był bardzo zazdrosny, w stosunku do ich
nowonarodzonego dziecka. Pomogła im książka traktująca o psychologii dziecka.

background image

Pewnego dnia, gdy mały chłopczyk był w szczególnie złym humorze, mama powiedziała: „Weź synku tego
misia i pokaż mi, co czujesz w stosunku do niemowlaka”.

Według książki, powinien był uderzyć i podeptać misia. Ale trzylatek porwał go za nogę i z widoczną
przyjemnością podszedł do niemowlęcia i uderzył je misiem w głowę.

NASRUDDIN PROPONUJE SWÓJ OBDECH

... ani w słowach...

„Chciałbym się nauczyć duchowości”, rzekł sąsiad do mułły Nasruddina. „Czy wstąpisz do mnie, aby
opowiedzieć mi o niej?”.

Nasruddin nie chciał tego uczynić. Widział, że człowiek ten w rzeczywistości miał w sobie iskrę nieprzeciętnej
inteligenci, ale jednocześnie zdawał sobie sprawę, że z drugiej strony łudził się, iż mistycyzm może być
przekazywany za pomocą mówionego słowa.

Kilka dni później sąsiad ten zawołał z dachu swojego domu: „Mułło, potrzebuję twojej pomocy, by rozpalić
ogień; węgle stygną”.

„Ależ oczywiście”, odrzekł Nasruddin. „Mój oddech jest do twojej dyspozycji. Przyjdź do mnie, a będziesz miał
go tyle, że starczy, byś zabrał go ze sobą”.

PROŚBA DYRYGENTA

Dyrygent przeprowadzał próbę ze swoją orkiestrą. W pewnej chwili, powiedział do trębacza: „Myślę, że ta część
potrzebuje czegoś więcej niż .wagnerowskiego podejścia, jeśli pan rozumie, o co mi chodzi; czegoś bardziej
stanowczego, jakby to powiedzieć, bardziej zaakcentowanego, z większą konkretnością, głębią, większą...”

Trębacz przerwał. „Chce pan powiedzieć, że mam grać głośniej?” Biedny dyrygent zdołał tylko wyjąkać: „Tak,
to miałem na myśli”.

NIE MA PROBLEMÓW — TYLKO MOŻLIWOŚCI

background image

... ani w sloganach...

W trakcie swych licznych konferencji, pewna grupa religijna miała zwyczaj korzystać z hotelu, którego motto,
napisane dużymi literami na ścianach hallu, brzmiało: NIE MA TU ŻADNYCH PROBLEMÓW. TYLKO
MOŻLIWOŚCI.

Jakiś człowiek podszedł do recepcji i powiedział: „Przepraszam, mam pewien problem”.

Recepcjonista odparł z uśmiechem: „Nie mamy tu problemów, tylko możliwości”.

„Niech pan to nazywa, jak pan chce”, odrzekł człowiek niecierpliwie. „W pokoju dla mnie zarezerwowanym,
znajduje się kobieta”.

ANGLIK WYGRYWA REWOLUCJĘ AMERYKAŃSKĄ

... ani na etykietkach...

Pewien Anglik wyemigrował do USA i przyjął obywatelstwo amerykańskie.

Gdy wrócił do Anglii na wakacje, jedna z krewnych dała mu burę za to, co zrobił.

„Co ci dało to, że stałeś się obywatelem amerykańskim?” spytała.

„Tylko jedno. Wygrałem rewolucję amerykańską”, usłyszała w odpowiedzi. J

TE ROSYJSKIE ZIMY

... ani w konwenansach...

Gdy zmieniano granicę rosyjsko - fińską, powiedziano pewnemu farmerowi, że linia graniczna biegnie dokładnie
przez środek jego ziemi. Miał zatem do wyboru: włączyć swą ziemię do Rosji lub do Finlandii. Obiecał, że się
nad sprawą, poważnie zastanowi. Po kilku tygodniach oświadczył, że chce mieszkać jako obywatel fiński.
Chmara zagorzałych rosyjskich urzędników rzuciła się na niego, wyjaśniając zalety przynależenia do Rosji, a nie
Finlandii.

Farmer wysłuchał ich, a potem rzekł: „Całkowicie się zgadzam ze wszystkim, co powiedzieliście. W rzeczy
samej, zawsze pragnąłem mieszkać w naszej Mateńce - Rosji, ale w moim wieku, po prostu nie przetrwałbym
jeszcze jednej rosyjskiej zimy”.

background image

MIŁOŚĆ MĘŻA, DOKTORA FILOZOFI

... ani w rozróżnieniach

Pewien człowiek przygotowywał się do doktoratu z filozofii. Jego żona dopiero wtedy zdała sobie sprawę, jak
poważnie traktuje on swoje studia, gdy kiedyś zapytawszy go: „Za co mnie tak bardzo kochasz?”, maż odparł
bez wahania: Czy mówiąc: „tak bardzo”, masz na myśli intensywność, głębokość, częstotliwość, jakość, czas
trwania?”.

Szczegółowo analizując płatki,
nikt jeszcze nie pojął
piękna róży.

JEDEN KOŃ NA JEDNEGO KURCZAKA

Zwykłe prawdy nie znajduje się w statystykach...

Nasruddin został aresztowany i zaprowadzony do sądu, pod zarzutem dodawania koniny do kotletów
drobiowych, które podawał w swojej restauracji.

Przed wydaniem wyroku, sędzia chciał wiedzieć, w jakiej proporcji Nasruddin mieszał koninę z kurczakiem.
Oskarżony przysiągł: „Pół na pół, Wysoki Sądzie”.

Po rozprawie, przyjaciel spytał go, co dokładnie znaczyło owo „pół na pół”. Nasruddin odparł: „Jeden koń, na
jednego kurczaka”.

DWA PROCENT MĘŻCZYZN

Grupa stu drwali pracowała w lesie przez sześć miesięcy. Były z nimi dwie kobiety, które prały i gotowały. Pod
koniec tego okresu, dwaj drwale ożenili się z tymi dwiema kobietami. Miejscowa prasa napisała, że dwa procent
drwali ożeniło się ze stu procentami kobiet.

background image

STRACH PRZED MYSZAMI

... ani w logice...

Potężnie zbudowany człowiek zamierzał opuścić karczmę o dziesiątej.

„Czemu tak wcześnie?” spytał barman.

„Z powodu mojej żony”.

„A więc i ty boisz się żony. Jesteś mężczyzną czy małą myszką?”.

„Jedno jest pewne: nie jestem myszką. Moja żona się ich boi”.

NAJWIĘKSZY CZŁOWIEK NA ZIEMI

Pewnego dnia profesor filozofii w Paryżu ogłosił się największym człowiekiem na świecie i zamierzał to
udowodnić studentom w następujący sposób:

„Który naród na ziemi jest największy?”

„Oczywiście, Francuzi”, wszyscy zawołali.

„A które miasto we Francji jest największe?” „Oczywiście, Paryż”.

„A czyż uniwersytet nie jest największym i najświętszym miejscem w całym Paryżu?” A kto mógłby wątpić, że
największym, najszlachetniejszym wydziałem na jakimkolwiek uniwersytecie jest wydział filozofii? A
powiedzcie mi, kto jest szefem wydziału filozoficznego?”

„Pan”, odparli chórem.

BÓL NOGI Z POWODU STAROŚCI

Lekarz:

„Ten ból w nodze jest spowodowany starością”.

Pacjent:

background image

„Nie jestem taki głupi. Druga noga jest równie stara jak ta”.

PING-TING PRZYCHODZI PO OGIEŃ

...ani w rzeczach abstrakcyjnych...

Rzekł uczeń do Mistrza Zeń, zwanego Hogen: „Gdy pogrążałem się w myślach wraz z moim poprzednim
mistrzem, nieco przeniknąłem tajemnicę tego czym jest Zeń”.

„Na czym polegało twoje objawienie?” spytał Hogen.

„Kiedy spytałem Mistrza, kim jest Budda, (oczywiście, mając na myśli Rzeczywistość), on odparł: „Ping-ting
przychodzi po ogień”.

„To trafna odpowiedź”, rzekł Hogen, „lecz obawiam się, że mogłeś ją opacznie zrozumieć. Powiedz, jakie
znaczenie nadałeś tym słowom?”

„No, cóż”, odparł uczeń, „Ping-ting jest bogiem ognia, więc mówiąc, że bóg ognia przychodzi po ogień, jest
równie bezsensowne, jak sprowokowanie mnie, którego prawdziwą naturą jest Budda, do spytania, kim Budda
jest. Jak może ktoś, kto w rzeczywistości, jakkolwiek nieświadomie, jest Buddą, postawić pytanie dotyczące
Buddy?”.

„Ano tak”, rzekł Hogen. „Dokładnie tego się obawiałem,. Jesteś na zupełnie złej drodze. Teraz mnie zadaj
pytanie”.

„Dobrze. Kim jest Budda?”.

„Ping-ting przychodzi po ogień”, powiedział Hogen.

ODPOWIEDŹ GENSHY

Wielki Gensha zaprosił raz na herbatę urzędnika sądowego. Po tradycyjnych słowach powitania, urzędnik
powiedział: „Nie chciałbym zmarnować tej okazji spędzenia choć kilku minut w obecności tak wielkiego
Mistrza. Powiedz mi, co to znaczy, gdy mówią, że choć mamy to w naszym życiu codziennym, nie widzimy
tego?”.

Gensha zaproponował gościowi kawałek ciasta; potem dał mu jeszcze herbaty. Po zjedzeniu i wypiciu, urzędnik
myśląc, że Mistrz nie usłyszał pytania, powtórzył je. „Tak, oczywiście”, rzekł Mistrz. „Oto, co to oznacza: że nie
widzimy tego, chociaż mamy to w życiu codziennym”.

background image

Ci, którzy wiedzą, nie mówią,
ci, którzy mówią, nie wiedzą.
Tak więc, mądrzy milczą.
Mądry milczy — głupi spiera się

LATARNIA MORSKA W ILUMINATORZE

Prawda potrafi dokonywać przemian...

Pasażer był kompletnie zagubiony między pokładami wielkiego atlantyckiego liniowca.

W końcu, wpadł na stewarda i poprosił go o pomoc w znalezieniu kabiny.

„Jaki był numer pańskiej kabiny, proszę pana?”, spytał steward.

„Nie mogę sobie przypomnieć, ale od razu ją poznam, bo przez iluminator widać było latarnię morską”.

TEN SAM WIEK OD 10 LAT

Sędzia: „Ile masz lat?”

Skazany: „Dwadzieścia dwa, Wysoki Sądzie”.

Sędzia: „To samo odpowiadasz od dziesięciu lat”.

Skazany: „To prawda, Wysoki Sądzie. Nie jestem człowiekiem który jednego dnia mówi co innego, a
następnego co innego”.

*

*

*

Stara aktorka: „Naprawdę nie wiem ile mam lat. Mój wiek zmienia a? z minuty na minutę”.

background image

„NIE JESTEM OBCY”

Może ona być względna...

Amerykański turysta po raz pierwszy w życiu podróżował po obcych krajach. Przybywszy do pierwszego, stanął
przed wyborem jednego z dwóch przejść. Na jednym widniał napis DLA OBYWATELI, drugim DLA
OBCYCH

Od razu skierował się do pierwszego przejścia. Gdy powiedziano mu, że powinien stanąć w drugiej kolejce,
zaprotestował: „Ależ ja nie jestem obcy. Jestem Amerykaninem”.

PUBLICZNOŚĆ BYŁA DO NICZEGO

Gdy angielski dramatopisarz Oscar Wilde przybył późnym wieczorem do swojego klubu, po obejrzeniu
przedstawienia sztuki, która okazała się być kompletną klapą, ktoś spytał: „Jak dziś udała się twoja sztuka,
Oskarze?”.

„Oh”, rzekł Wilde. „Sztuka odniosła wielki sukces. Niestety, publiczność była do niczego”.

PTAKI ŚPIEWAJĄ W POŁUDNIOWYCH CHINACH

Jest rzeczywista...

Mnich rzekł kiedyś do Fuksetsu:

„Usłyszałem coś, co powiedziałeś i co mnie zdziwiło. Mianowicie, prawda może być przekazywana bez słów i
bez zachowania ciszy. Proszę, wyjaśnij mi to”.

Fuksetsu odparł:

„W młodości byłem w południowych Chinach; ach, jak ptaki pięknie śpiewały wśród kwiatów na wiosnę”.

Myślę,
więc jestem nieświadomy.
W momencie myślenia,
przebywam w NIERZECZYWISTYM świecie abstrakcji
lub przeszłości,

background image

albo też przyszłości.

ŻABA I OCEAN

... ale niewymierna...

Pewna żaba przeżyła całe życie w studni. Kiedyś ze zdziwieniem zauważyła drugą żabę.

„Skąd się tu wzięłaś?” spytała.

„Z morza, tam mieszkam”, odparła żaba.

„Jak wygląda morze? Czy jest tak duże jak studnia?”

Morska żaba roześmiała się. „Nie ma nawet porównania”, rzekła.

Żaba ze studni udała, że interesuje ją to, co gość ma do powiedzenia na temat morza. Ale pomyślała: „Ze
wszystkich kłamców, jakich znałam w życiu — ta jest bez wątpienia największym i najbardziej bezwstydnym”.

Jak ktoś może mówić o oceanie
do żaby w studni;
albo do ideologa
o Rzeczywistości?.

LINA NAD PRZEPAŚCIĄ

Prawda naprawdę jest tym, co czynisz,

Uczniowie Baala Shem kiedyś poprosili: „Drogi rabbi, powiedz, jak powinniśmy służyć Bogu”.

Odparł: „Skąd mam wiedzieć?” Następnie opowiedział im taką oto historię:

Król miał dwóch przyjaciół, których uznano winnymi zbrodni i skazano na śmierć. Otóż, choć król ich kochał,
nie ośmielił się ich uwolnić, od zarzutów. Wydał więc werdykt: nad przepaścią ma być rozpostarta lina i każdy
ze skazanych ma po niej przejść, zyskując wolność i bezpieczeństwo albo ginąc na dnie wąwozu. Pierwszy ze
skazanych, przeszedł bezpiecznie. Drugi, krzyknął do niego znad przepaści: „Powiedz mi przyjacielu, jak ci się
to udało?” Ten odkrzyknął: „Skąd mam wiedzieć? Gdy czułem, że przechylam się w jedną stronę, przechylałem
się w przeciwną”.

background image

Nie nauczysz się jazdy na rowerze, siedząc w klasie

*

*

*

Mały chłopczyk powiedział do elektryka: „Czym dokładnie jest elektryczność?”

„Nie wiem, synku. Ale mogę sprawić, że da ci światło”.

PRAWDĘ ZNAJDUJE SIĘ W DOMOWEJ PRACY

Pewien człowiek poprosił Bayazida, aby wziął go na ucznia.

„Jeśli tym, czego szukasz jest Prawda”, rzekł Bayazid, „musisz wypełnić pewne wymagania i obowiązki,
którymi zostaniesz obarczony”.

„Jakie?”

„Będziesz musiał przynosić wodę, rąbać drzewo i zajmować się domem i gotowaniem”.

„Ależ ja poszukuję Prawdy, nie zatrudnienia”, rzekł ten człowiek i odszedł.

*

*

*

Wkrótce po śmierci rabina Moksze, rabin Mendel z Kotyk spytał jednego z jego uczniów: „Co stanowiło
najważniejszą rzecz dla waszego nauczyciela?”

Uczeń zastanowił się chwilę i powiedział: „Najważniejsze było to, czym właśnie zajmował się w danej chwili”.

background image

„MASZ MOJĄ ISTOTĘ”

Najlepiej wyraża ją cisza...

Bodhidharma jest uważany za pierwszego Patriarchę Zen. Był on człowiekiem, który w VI wieku przyniósł
buddyzm z Indii do Chin. Gdy postanowił wrócić do domu, zebrał wokół siebie swoich chińskich uczniów, aby
wyznaczyć swego następcę. Poddał próbie ich zdolności spostrzegania, zadając im pytanie: „Czym jest
prawda?”.

Dofuku rzekł: „Prawda jest ponad przytaknięciem lub zaprzeczeniem”. Bodhidharma odparł: „Masz moją
skórę”.

Mniszka Soji rzekła: „Prawda jest jak widzenie krainy Buddy —błysk światła raz i na zawsze”. Bodhidharma
odrzekł: „Masz moje ciało”.

Doiku odezwał się: „Cztery żywioły: wiatr, woda, ziemia i ogień są puste. Prawda jest nicością”. Budhidharma
powiedział: „Masz moje kości”.

W końcu Mistrz spojrzał na Ekę, który skłonił się nisko, uśmiechnął się i pozostał milczący. Bodhidharma rzekł:
„Masz moją istotę”.

HUI-NENG NASTĘPCĄ

Piąty Patriarcha Zen, Hung -jun, spośród pięciuset mnichów, wybrał Hui-neng na swego następcę. Spytany
dlaczego, odparł: „Pozostałych czterystu dziewięćdziesięciu dziewięciu mnichów okazało doskonałą znajomość
buddyzmu. Jeden Hui-neng w ogóle go nie rozumie. Jest tym typem człowieka, którego nie określą zwykłe
standardy. A wiec otoczka prawdziwego przekazywania przypadła właśnie jemu”.

NIE WPROWADZAĆ ZAMIESZANĄ WŚRÓD

PRZYSIĘGŁYCH

... i wymaga tego najbardziej przerażającego osiągnięcia ludzkiego ducha: otwartego
umysłu...

Pewna historia mówi, że gdy Nowy Meksyk stał się częścią Stanów Zjednoczonych, pierwszą sesję sądu w
nowym stanie otworzył ówczesny sędzia — zahartowany stary kowbojski farmer; człowiek który walczył z
Indianami.

background image

Zasiadł w swym fotelu i wniesiono sprawę do sądu. Oskarżano pewnego człowieka o kradzież konia. Wniesiono
skargę, powód i jego świadkowie zostali przesłuchani.

Wtedy wstał adwokat oskarżonego i rzekł: „A teraz, Wysoki Sądzie, chciałbym przedstawić sprawę ze strony
mojego klienta”.

Sędzia odparł: „Siadaj. To nie będzie potrzebne. To tylko by wprowadziło zamieszanie wśród sędziów
przysięgłych”.

Jeśli masz jeden zegarek,
znasz czas.

Gdy masz dwa zegarki,
nigdy nie jesteś pewien.

PUKANIE W SERCU POSZUKUJĄCEGO

... i nieustraszonego serca

Rozległo się głośne pukanie w sercu

„Kto tam?” spytał przestraszony poszukujący.

„To ja, Prawda”, usłyszał w odpowiedzi.

„Nie bądź śmieszna”, odparł. „Prawda mówi w milczeniu”.

To położyło kres stukaniu, ku wielkiej uldze poszukującego.

Nie wiedział, że stukanie spowodowane było, pełnym lęku biciem jego serca.

Prawda, która nas uwalnia, jest prawie zawsze Prawdą, której
raczej niechętnie słuchamy.
Więc, gdy mówimy, że coś nie jest prawdziwe, to zbyt często mamy
na myśli, że «mnie się to nie podoba».

background image

CHIŃSKA KARTKA DOŁĄCZONA DO ODESŁANEGO

RĘKOPISU

Jej przejrzystość nie musi być zaciemniana uprzejmością...

Kartka przesłana przez chińskie wydawnictwo, zwracające autorowi rękopis:

„Przejrzeliśmy pański rękopis z wyjątkowy upodobaniem. Obawiamy się jednak, że gdybyśmy wydali tak
niezwykłe dzieło, nigdy więcej nie moglibyśmy wydać dorównującego mu utworu. A nie wyobrażamy sobie, by
jakaś inna książka mogłaby się jej równać w ciągu najbliższych stu lat. Więc ku naszemu głębokiemu żalowi,
jesteśmy zmuszeni zwrócić ten niezwykły utwór i błagamy tysiąckrotnie o wybaczenie nam naszej
krótkowzroczności i słabości ducha”.

KTO PROWADZI

... ani kulturowymi sposobami ekspresji.

Amerykańska dziewczyna pobierająca lekcje w starej szkole tańca wciąż miała tendencję do prowadzenia swych
partnerów. To zawsze powodowało protesty: „Hej! Kto prowadzi — ty czy ja?”.

Pewnego razu, jako partner przypadł jej młody Chińczyk, który po kilku minutach tańca, grzecznie wyszeptał:
„Czy nie jest ogólnie bardziej korzystne, gdy podczas tańca, dama unika wszelakich z góry powziętych
postanowień, dotyczących kierunku, w którym para winna się poruszać?”.

OCZYWIŚCIE JEDZIESZ DO KALKUTY

Czasami jest ukryta za zasłoną prawdomówności...

Dwaj podróżujący sprzedawcy spotkali się na peronie

„Witam”.

„Witam”.

Cisza.

„Dokąd to?”.

background image

„Do Kalkuty”.

Cisza.

„Słuchaj. Jeśli mówisz, że jedziesz do Kalkuty, wiesz, że pomyślę, że naprawdę wybierasz się do Bombaju. Ale
przypadkiem wiem, że rzeczywiście udajesz się do Kalkuty. Dlaczego więc nie powiesz prawdy?”

PIJAK W DOLE KLOACZNYM

... i czasami jest odkrywana za pomocą kłamstw...

Wędrując nocą ulicami miasta, pijak wpadł do dołu kloacznego. Zagłębiając się w nim zaczął krzyczeć: „Pożar.
Pożar, pożar”.

Kilku przechodniów usłyszało go i nadbiegło z pomocą. Gdy go wyciągnęli, spytali, czemu krzyczał: „Pożar”,
gdy przecież się nie paliło.

Dał im typową odpowiedź: „Czy ktoś z was nadbiegłby z pomocą, gdybym wołał: „G...”.

„TATO, WRÓCIŁEM”

Żołnierz przybył z frontu do umierającego ojca. Zrobiono dla niego wyjątek, ponieważ był jedynym krewnym,
jakiego ojciec posiadał.

Gdy wszedł na oddział intensywnej terapii, nagle zobaczył, że na wpół przytomny potężny człowiek podłączony
do kroplówki, nie jest jego ojcem. Ktoś popełnił straszny błąd i wezwał nie tego człowieka, co potrzeba.

„Ile ma przed sobą życia?” spytał żołnierz lekarza.

„Nie więcej niż kilka godzin. Zdążyłeś na czas”.

Żołnierz pomyślał o synu umierającego, walczącym Bóg wie gdzie, tysiące mil od tego szpitala. Pomyślał o
starym człowieku, którego trzymała przy życiu, nadzieja ujrzenia syna po raz ostatni przed śmiercią. I
zdecydował się. Pochylił się, wziął rękę starego w swoje dłonie i rzekł miękko: „Tato, jestem przy tobie.
Wróciłem”.

Umierający złapał rękę żołnierza; jego niewidzące oczy otworzyły się, aby spojrzeć wokół, uśmiech
zadowolenia pojawił mu się na twarzy i pozostał na niej, dopóki nie umarł godzinę później.

background image

OJCIEC OFIARY

... ale zawsze na czyjeś ryzyko.

W małym miasteczku zdarzył się wypadek samochodowy. Tłum otoczył ofiarę, wiec reporter z gazety nie mógł
się dostać na tyle blisko, by ją zobaczyć.

Wtedy przyszedł mu go głowy pomysł. „Jestem ojcem ofiary”, zawołał, „proszę mnie przepuścić”.

Tłum rozstąpił się, wiec reporter zdołał dotrzeć wprost na miejsce wypadku. Ku swemu zawstydzeniu odkrył, że
ofiarą był osioł.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Anthony de Mello Modlitwa żaby
Anthony de Mello Modlitwa Żaby II 2
Anthony de Mello Modlitwa Żaby II 2
Anthony de Mello Modlitwa Zaby II
De Mello A. - Modlitwa Zaby, Dostępne pliki i foldery - hasło to folder, Bibllia ,Kościól ,Watykan
De Mello A. - Modlitwa Zaby, Terapia uzależnień(1)
De Mello A Modlitwa Zaby
Modlitwa zaby nowe wydanie Ksiega opowiadan medytacyjnych Anthony De Mello
Anthony de Mello Przebudzenie
Anthony de Mello Minuta mądrości
Anthony de Mello Śpiew Ptaka3
ANTHONY DE MELLO PRZEBUDZENIE

więcej podobnych podstron