Goszczyński Seweryn Zamek kaniowski

background image

Aby rozpocząć lekturę,

kliknij na taki przycisk ,

który da ci pełny dostęp do spisu treści książki.

Jeśli chcesz połączyć się z Portem Wydawniczym

LITERATURA.NET.PL

kliknij na logo poniżej.

background image

SEWERYN GOSZCZYÑSKI

ZAMEK

KANIOWSKI

background image

Tower Press 2000

Copyright by Tower Press, Gdañsk 2000

background image

3

CZÊŒÆ PIERWSZA

 

 

1

Wspania³e zamku kaniowskiego[1] wie¿e

Wznosz¹ siê w chmury jak olbrzyma ramiê;

A dzielnej ziemi powiewa z nich znamiê,

A wielkich granic twarda ich pierœ strze¿e

Kaniów, po jarach, górach rozpierzchniêty,

Igra jak dzieci pod piastunki okiem;

Dumne, ¿e p³yn¹ pod olbrzyma bokiem,

Powa¿nie kipi¹ dnieprowych wód mêty;

A lasy, œwie¿e jak powab nietkniêty,

Po górach, dzikich jak rozpaczy czo³o,

Rozleg³e brzegi obsiad³y woko³o.

 

2

Wietrzna, jesienna zawy³a noc z dala,

Warz¹ siê wiry w zam¹conym ³o¿u;

Wre chmur k³êbami i niebo, jak fala;

Z³oœliwy ob³êd[2] igra po rozdro¿u.

Podró¿ny z cichym szeptaniem pacierza

Mija rozdo³y œwistaj¹ce trzcin¹:

W skrwawionych szponach zg³odnia³ego Ÿwierza

background image

4

D³awione bydlê poryka dolin¹.

Pod szturmem wiatru, co silnie dmie gór¹,

S³ychaæ skrzypanie g³ównej szubienicy:

Trup siê ko³ysze - pies wyje ponuro,

Œmieræ snu osiad³a w zamku okolicy.

Szabl¹ czasami pobrzêkuj¹c krzyw¹,

Szyldwach wisielca wzd³u¿ p³askiego wzgórza,

Zwijaj¹c w¹sy, przechadza siê ¿ywo:

To cisza nocy w myœlach go ponurza,

To szubienicy skrzypnienie ocuci,

A on wzrok b³êdny to na trupa rzuci,

Niby siê jego zatrwo¿y³ wskrzeszenia -

To jak po œmia³oœæ kieruje spojrzenia,

Gdzie baszt zamkowych opiekuñcza gwiazda,

Stra¿niczy ogieñ, czuwa z wierzchu wie¿y.

Szelest po krzakach. Czy ptak pierzchn¹³ z gniazda?

Coœ majaczeje[3], coœ po drodze bie¿y.

Tfu! W imiê Ojca... To tumany diable.

Po cieniach nocy wszystko siê rozsia³o.

Kozak opatrzy³ janczarkê4 i szablê

I dawn¹ drog¹ chodzi³ dalej œmia³o.

 

3

W œwietle ksiê¿yca, co wyjrzy czasami,

Mign¹³ ktoœ biel¹ i zagas³ tam w krzaku:

I œpiew dziewiczy przelecia³ z wiatrami.

Ten œpiew znajomy budzi dreszcz w Kozaku.

Albo¿ to dziwno, ¿e s³owa dziewczyny

(Poznaæ j¹ mo¿na po jej mi³ej nucie)

background image

5

W burzliwym sercu syna Ukrainy

Ocknê³y nagle burzliwe uczucie?

Oho - ju¿ nie ma Kozaka u wzgórza.

A ksiê¿yc znowu mg³ami siê zachmurza

I noc mokrymi tumanami bije,

I szubienica skrzypi, i pies wyje,

I po rozdro¿u igraj¹ ba³wany,

I wicher z jêkiem dmie w zamkowe œciany.

 

4

Luba puszczyka siedzi naperzona.

W szczelinie wie¿y dawno jêczy ona:

¯e miesi¹c œciemnia³, wiatry na ni¹ wy³y

I na tak d³ugo odlecia³ jej mi³y.

Wszak to lot jego us³ysza³a w górze?

Nie; to dziewczyna przychodzi pod wie¿ê,

B³¹dz¹c¹ rêk¹ za mury siê bierze,

Pl¹tane nogi poœród nocy stawia.

„Czyœ tu, Nebabo?” -z cichutka przemawia.

„Tu, tu, Orliko!” -szepn¹³ g³os przy murze.

„O, jak¿em rada, ¿em wreszcie przy tobie! -

G³oœniej i œmielej dziewczyna wyrzek³a. -

Jak¿e tu ciemno, jak straszno! jak w grobie.

Chêtnie bym jednak za ka¿d¹ zrêcznoœci¹

I do samego ucieka³a piek³a

Przed tego Lacha obrzyd³¹ mi³oœci¹.

Jak¿e tu wietrzno i straszno, i ciemno!

Ale mnie dobrze, skoro jesteœ ze mn¹!”

Kozak tymczasem uchyli³ swej burki

background image

6

I utulon¹ do boku przycisn¹³;

Bo przykry wicher poœród murów œwisn¹³

I mgliste jê³y podnosiæ siê chmurki.

 

5

Resztê rozmowy utaja milczenie.

A i na wie¿y mi³e posiedzenie,

Gdy rozkochane zlec¹ siê puszczyki.[5]

 

Puszczyk pierwszy

Sk¹d ci ten pospiech i weso³e krzyki?

 

Puszczyk drugi

Patrzaj no, patrzaj, miluchna,

Oczkiem ¿ywym jak blask próchna;

Patrz no i œmiej siê: bo twe œmiechy mi³e,

Jak tej matki wrzask przestrachu,

Któr¹ niedawno ostrzega³em z dachu,

¯e chory jej pieszczoszek zalegnie mogi³ê!

Jak diabli przy wisielcu snuj¹ siê orszakiem,

Co oni wyrabiaj¹ z tym biednym Kozakiem!

Cha, cha, cha!

Ten zmaczanym snopem trzciny

Jak na wszystkie strony macha,

Jakie grube mg³y rozsiewa!

A ten obudza wiatry dêbiny,

Jak biega wko³o, ga³êziami smaga;

A ów mu pomaga,

Jak skrzypi szubienic¹! A¿ prawie wyrywa.

 

background image

7

Puszczyk pierwszy

Có¿ to znaczy?

 

Puszczyk drugi

Czekaj! widzisz, pod krzakiem coœ bia³e majaczy.

To kochanka Kozaka widzieæ go przychodzi;

I Kozak wie o niej, lecz go diabe³ zwodzi;

Co tu kobiecych snuje siê postaci,

G³osów podobnych co tu z ka¿dej stron;

Patrz! pos³ysza³ j¹, ujrza³, bie¿y rozpêdzony

I z oka traci!

Cha, cha, cha!

 

Puszczyk pierwszy

Có¿ to znaczy?

 

Puszczyk drugi

A tam znowu, na górze, patrz! jeŸdziec majaczy:

Podje¿d¿a ku szubienicy.

Szyldwach do rusznicy:

Krzemieñ klasn¹³, proch wybuchn¹³,

Diabe³ dmuchn¹³,

Wszystko z wiatrem ulecia³o:

A przed oczami szyldwacha

Po¿ó³cia³o, pociemnia³o

I tysi¹c jezdnych doko³a majaczy!

Cha, cha, cha!

 

background image

8

Puszczyk pierwszy

Có¿ to znaczy?

 

Puszczyk drugi

Aha! ju¿ Kozak znalaz³ dziewicê.

JeŸdziec pod szubienicê.

Patrz! trup siê urwa³; patrz, wisi drugi;

Diabe³ skory do pos³ugi.

W jakiej siê pysze

Weso³y diabe³ ko³ysze,

Jak zabawia towarzysze!

Jakie skoki, jakie œmiechy!

Cha-cha! Chy-chy!

 

Puszczyk pierwszy

Có¿ to znaczy?

 

Puszczyk drugi

Patrz: jeŸdziec ukrad³ trupa i pêdzi przez b³onia,

A¿ mg³a wstaje z konia;

Ju¿ ledwie, ledwie majaczy!

 

Puszczyk pierwszy

Có¿ to znaczy?

 

Puszczyk drugi

Otumanili[6] Kozaka,

Poziera spod krzaka:

I szubienica stoi, i diabe³ siê chwieje;

background image

9

Kozak spokojny, a diabe³ siê œmieje!

 

Puszczyk pierwszy

Có¿ siê stanie z wisielcem, jak kogut zapieje?

 

Puszczyk drugi

Par¹ siê rozwieje.

 

Puszczyk pierwszy

A jak trupa nie znajdzie, co szyldwacha spotka?

 

Puszczyk drugi

Zmieniæ diab³a raczy.

 

Puszczyk pierwszy

Có¿ to wszystko znaczy?

 

Puszczyk drugi

Szatañska pustotka!

Cha, cha, cha!

Szyldwach trupa nie ustrzeg³, powiesz¹ szyldwacha.

 

6

A tam, u do³u, jakie s³ychaæ gwary?

To s³odkie s³owa rozkochanej pary.

„Có¿ on ci prawi³, moje ty kochanie,

Kiedym was dzisiaj zeszed³ niespodzianie?” -

Pyta³ Nebaba. „Jego piosnka stara,

Tak ¿e ju¿ teraz i nie zwa¿am na ni¹:

background image

10

Jaka szczêœliwa by³aby z nas para,

Jak znakomit¹ zosta³abym pani¹,

Gdybym zechcia³a zostaæ rz¹dcy ¿on¹.

Prawi³ jak dziecku. Szczególne gadanie!

Jak by miê wko³o szanowano, czczono!

Potem dwór jaki, a jakie ubranie!

¯e zreszt¹ w szczêœciu nie mogê byæ takiem,

Choæby z najpierwszym z³¹czona Kozakiem.”

- „I ty go s³uchasz, kochana Orliko? -

Przerwa³ Nebaba, a nag³e przerwanie

Dosyæ odkrywa, jak wzmianka o panie

O serce jego odbija siê dziko. -

Lepiej by³oby nie s³uchaæ, Orliko!

Jednak ty kochasz tylko mnie samego?”

Tak wrz¹ce, nag³e by³y s³owa jego,

¯e miêdzy nimi dosyæ czasu minie,

Nim na odpowiedŸ zbierze siê dziewczynie:

„Ach! ty byœ mo¿e mniej uwierzy³ mowie,

Czy ciebie kocham, niechaj ci to powie!”

I poca³unek p³on¹cej mi³oœci

Z³o¿y³a, w ogniu, na usta zazdroœci.

„Orliko, s³uchaj: niech go niebo strze¿e,

Kogo postawi piek³o miêdzy nami!

Jutro, dziœ jeszcze!... Widzisz, o! te wie¿e,

Widzisz, Orliko, ten bór za wodami?...

A czyli¿ darmo i ja noszê szablê?

Jeœli podszepty uwiod¹ go diable,

Orliko, s³uchaj, i Bóg nie ustrze¿e!”

I dla uniesieñ dzikich przyœwiadczenia

background image

11

W dziewicze usta zion¹³ takie ¿ary,

Jakimi drzewo wypala d³oñ mary,

Kiedy niewierny przeczy jej zjawienia.

A chocia¿ ogniem gra³y jego ¿y³y,

Usta pa³a³y i oczy iskrzy³y,

Pozór krwi zimnej w g³osie swoim chowa

I te do pierwszych doda³ jeszcze s³owa:

„Takie, jak czujesz, nie zgasn¹ upa³y!

Niech¿e siê teraz dotknie ich zuchwa³y!

To pieczêæ kl¹twy na skarbach twej twarzy!

A kto je ruszy, piek³o go oparzy!”

Nagle siê dziwnie zaœmia³y puszczyki:

Pieszczone cieniem, stworzenia te rade

S³yszeæ wyroki, co nios¹ zag³adê.

A strach siê w sercu obudzi³ Orliki.

I pó³noc w dzwony zegaru uderzy,

I kochankowie poszli, gdzie sen wo³a,

I wszystko cicho u drzymi¹cej wie¿y,

I wszystko cicho pod zamkiem doko³a;

Chyba niekiedy puszczyk zachychocze,

¯e syny piek³a, do pustot ochocze,

To echo zamku dra¿ni¹ swym tupotem,

To znowu, zêby wy iskrzy wszy smocze,

B³¹dz¹ce ognie udaj¹ nad b³otem.

 

7

Gwiazdo œwietna, weso³a jak anio³ m³odoœci!

Gdy na z³otym promieniu wiedziesz z sob¹ lato,

Jak jej nadzieja, wtedy spoczywasz w ciemnosci

background image

12

Dzisiaj, mglist¹ jesieni os³oniona szat¹,

Jak¿e têsknie opuszczasz niebo Ukrainy,

Gdzie wszystko jest piêknoœci¹ niewinnej dziewczyny,

Gdzie powietrze, pogodne jak blask jej oblicza,

Czaruje w swych powiewach urokiem jej tchnienia;

Gdzie wody odbijaj¹ œwiat³o jej spojrzenia;

Gdzie pagórki ponêtne jak jej pierœ dziewicza;

Gdzie wietrzyk harmonij¹ pieœni jej powiewa,

Gdzie kwiaty p³eæ jej maj¹, a jej œwie¿oœæ drzewa!

Czemu¿, o smutna gwiazdo, w zachodzie jesieni

Jak konaj¹ce oko twój siê okr¹g mieni?

Ponury jest twój zachód i wschód twój ponury,

Kiedy siê w chmurê k³adziesz, kiedy wstajesz z chmury!

Pod ros¹, co siê dzisiaj promieni tak œwietnie,

Jutro, przed ranem jeszcze, ten kwiatek zakrzepnie

Jak œród zdrajczej pieszczoty piêknoœæ uwiedziona.

Ten listek, taki œwie¿y, ¿alu nie wyszepnie,

Gdy z rodzinnej ga³¹zki wiatr go raz odetnie,

I na wywiêd³ej braci jeszcze dzisiaj skona!

¯egnam ciê wiêc, o gwiazdo, przed smutnym noclegiem:

Jêkiem listka, co g³uchnie nad og³uch³ym brzegiem,

Wielkim hymnem ¿urawi, co ci¹gn¹ ku morzu,

Rykiem trzody, co rzuca ja³owe pastwiska,

G³uchym szumem, co stêka w zmartwia³ych wód ³o¿u,

Konaj¹cym promieniem, co z rosy po³yska,

Gdy raz ostatni dr¿¹c¹ zimny wicher œciska!

 

background image

13

8

Otó¿ i ksiê¿yc spod œwiatów posady,

Jak cieñ zmar³ego s³oñca, wyszed³ blady:

¯yj¹cym ogniem igra Dniepru fala;

Urwistych brzegów zabiela³y piaski;

Jak cienie chmurek majacz¹ w kr¹g laski.

Lecz z przeciwnego dnieprowego brzega,

Jak nawa³nica, gdy siê na œwiat zwala,

Gro¿¹ca ciemnoœæ czarny bór zalega:

A tylko czasem miêdzy jego cieniem,

A tylko czasem nad jego sklepieniem,

Jak p³omyk b³êdny, œwiat³o jakieœ b³yska

I jaœniej buchnie ³uno[7] od ogniska.

 

9

Gdy ziemia uœnie, ksiê¿yc wartê trzyma

I nocne wiatry oblatuj¹ ciszê,

I sen ciemiêzcy czujnoœæ uko³ysze;

Bezpieczna wtedy pod jego oczyma,

Ochocz¹ m³odzie¿ radoœæ przywo³ywa,

Gdzie na ni¹ czeka swoboda szczêœliwa.

Poni¿ej miasta, ponad brzegiem, do³em,

Sêdziwe lipy, Dniepru wód stra¿nice,

Stoj¹ powa¿nie z p³owiej¹cym czo³em:

Tam siê na huczne schodz¹ wieczornice

Rzeœcy parobcy i ho¿e dziewice.

A gdy nad jasnym sinych wód rozlewem

I brzeg zasiêd¹, i uwieñcz¹ wzgórki,

I wiatry Dniepru poœl¹ z cichym œpiewem,

background image

14

I wnet uderz¹ w piszcza³ki, bandurki,

Wierzysz natenczas, ¿e to czarów si³a

Zaklêt¹ ucztê w nocy wyprawi³a.

 

10

Lecz niech piszcza³ki i bandurki dzwoni¹,

Niechaj siê p³ocho rozkochani goni¹,

Niech ziemia têtni, gdy taniec zakrêca

Z lekszej m³odzie¿y uplecione ko³o,

Niech na ustroniu dziewczê, skryte po³¹,

Bij¹cym ³onem rozgrzewa m³odzieñca:

Tam, pod drzewami, posiedzenie cichsze,

Tam sk³onne serca i kielich godowy

Kupi¹ p³ci obie na wa¿ne rozmowy:

Tam nieszczêœliwy, znik³y we z³ym wichrze[8]

Czerwony upior, co pó³nocn¹ chwil¹

Krew sennych dzieci wydaj¹ z odŸwierka[9];

Widma, oczami wartowana tyl¹,

Co rosê z kwiatów na œmietanê cyrka[10];

Jêcz¹ca w górze nieochrzczona dusza;

Latawiec, gwiazda, co kobiet wysusza,

Litoœæ i trwogê budz¹ na przemiany.

 

11

Cyt! „Ho-hop! ho-hop!” - odg³os smutny, znany,

Smutny jak odg³os sowy poœród cienia,

Coraz wyraŸniej, coraz bli¿ej wo³a.

„Topielec Ksenia![11] ach, topielec Ksenia

Zbli¿a siê do nas!” - wo³ano doko³a.

background image

15

Razem usta³y i tañce, i œpiewy:

Ciasnym okrêgiem skupi³y siê dziewy,

Wzrok niespokojny zwrócili parobcy

W stronê, sk¹d s³ychaæ g³os ten, ziemi obcy.

„Ho-hop, Nebabo! ho-hop, atamanie!” -

Bli¿ej i bli¿ej, i bli¿ej hukanie.

A¿ oto razem i straszyd³o stanie!

Jakby skrzyd³ami pijanych szatanów,

Œród takich leci konwulsyjnych tanów.

Postaæ szkieleta, dzikoœæ ma w spojrzeniu;

£achmanów strzêpy wisz¹ po odzieniu;

W wywiêd³e kwiaty, w wyp³owia³e wstêgi

Utka³a gêsto warkocz sko³tuniony;

Gwizdnê³a, klas³a i z wietrznymi krêgi

Nagle we wszystkie rzuci³a siê strony.

„Ho-hop, Nebabo! ho-hop, atamanie!”

A jaki wko³o strach i pomieszanie!

Gdzie tylko zwróci, gdzie siê tylko zbli¿a,

Jak przed szatanem robi¹ znaki krzy¿a;

Bo choæ diablica ma postaæ cz³owieka,

Jednak od krzy¿a ze wstrêtem ucieka.

I gnaæ j¹ trzeba, bo mu nie najlepiej,

Z kim ona blisko, przy kim siê uczepi.

„Ho-hop, Nebabo!” - doko³a huknê³a

I jak tu spad³a, tak st¹d i zniknê³a.

 

12

Ju¿ to zamkowi lêkaæ siê potrzeba,

Gdy j¹ zes³a³o, ciê¿kiej kary nieba.

background image

16

Dziwna istota! co z pewnego czasu

Ci¹gle przebiega miasto z koñca w koniec

Z hukiem wêdrowca, gdy b³¹dzi œród lasu.

Kto wie, czyli to nie z³ej wró¿by goniec?

Bo cera u niej od œmiertelnej bledsza;

Jak myœl rozpaczy, tak siê zjawia, znika;

Dziwna jej ¿ywoœæ, jak radoœæ puszczyka;

G³os jak psa wycie, kiedy trupy zwietrza.

„Niech Bóg odwróci diablicê przebrzyd³¹!

Niech Bóg ustrze¿e od niej atamana!” -

Przeb¹kiwa³a dru¿yna zmieszana,

Zmieszana jeszcze, choæ znik³o straszyd³o.

 

13

Gdzie¿ jest ataman, ¿e w gronie mo³ojców

Na wieczornicê dot¹d nie przybywa?

Gdzie jest ataman? - ka¿dy zapytywa.

Ataman: stary w kole starych ojców;

Jak sam pan polski, przed panem tak hardy;

Prêdki jak po³ysk, co biegnie ¿elazem,

Lecz w swojej zemœcie jak ¿elazo twardy;

Czczony od swoich zarówno z obrazem:

Dusz¹ jest dziewcz¹t i wieczornic razem!

Ten czarny w¹sik, co w drobnym pierœcieniu

Nad ró¿owymi ustami siê zwija,

Ten wzrok, co przy brwiach ciemnych tak odbija

Jak blask po³udnia przy pó³nocy cieniu,

Ten kszta³t postawy, co, burk¹ opiêty,

Tak siê wydaje w wspania³ym pochodzie

background image

17

Jak maszt bajdaku[12], gdy ¿agiel rozdêty

Mknie go z wiatrami po dnieprowej wodzie.

Szczêœliwa, któr¹ zaczepi uprzejmie;

Szczêœliwsza, któr¹ uœciskiem obejmie;

Szczêœliwsza jeszcze, najszczêœliwsza w œwiecie,

Czyj¹ wst¹¿eczkê w se³edec[13] zaplecie!

 

14

Gdzie¿ jest, co robi ataman Nebaba,

Pierwszy z Kozaków starosty nadwornych?

Siedzi on, cichy, w ciemnoœciach wieczornych,

Gdzie wrzawa miasta dolatuje s³aba,

Gdzie na dnie jaru, œcian zamkowych spodem,

Cicha krynica drzymie pod osik¹ -

Tam przyszed³ czekaæ jeszcze przed zachodem,

Jak siê umówi³ ze swoj¹ Orlik¹.

Jakkolwiek sercem unosisz siê dzikiem,

Wlecze ciê mi³oœæ piêkn¹ rzês¹ jedn¹,

Jednym westchnieniem, jednym ócz promykiem.

Ju¿ s³oñce zasz³o, zmierzch³e nieba bledn¹,

Ziemia ciemnieje, a Orliki nie ma,

A zakochany, w oku, w uchu wszystek,

Tak w okr¹g strzela okiem i uszyma,

Czy wiatr przeleci, czy upadnie listek.

Kochane widmo marzy jego dusza!

I wiatr przelata, i liœæ siê przerusza,

Orliki jednak jak nie ma, tak nie ma.

Ju¿ po sto razy wzrokiem wypatrzonym

Wita³ wstaj¹ce nad wzgórzem ob³oki,

background image

18

Ju¿ po sto razy rozezna³ jej kroki

W bliskiego zamku zgie³ku przyt³umionym:

I zawsze b³¹dzi³; a¿ b³¹dz¹c woko³o,

Nad ciche Ÿród³o schyli³ ciemne czo³o.

I tak g³êboko myœli w nim zanurzy,

Jakby w zwierciedle serca swego burzy.

A tam b³êkity maluje odbicie

I obraz jego w odbitym b³êkicie,

Jakby go rêka stworzy³a malarza.

£uno tam s³oñca w zachodzie siê mieni;

Ob³êdnym blaskiem gasn¹cych p³omieni

Mierzchn¹ce nieba gasi, to roz¿arza.

A kochankowi tak czas jakoœ idzie,

Jakby siê patrzy³ na lub¹ we wstydzie.

W górze liœæ zwiêd³y nagiej osiczyny

Sam na ga³êzi posêpnie szeleœci;

Tak od umar³y od lubej rodziny

Sêdziwy ojciec, bez pociech, w boleœci,

Podobnie zwiêd³y, samotny podobnie,

Do grobu dziatek utêsknia ¿a³obnie.

Gêœciejszym zmierzchem ju¿ siê niebo mroczy,

Mroczy siê niebo i na dnie przezroczy

W bledszym zachodzie zorza zaigra³a;

I przez ga³êzie bezlistnej osiki

Zadr¿a³y w wodzie ¿ywe jej promyki:

Ach, jakie ¿ywe! to oko Orliki!

Otó¿ siê jawi i postaæ jej ca³a:

Widzi, jak z góry krok przyspiesza skory,

A od poœpiechu lica ¿ywiej p³on¹,

background image

19

A od radoœci czêœciej bije ³ono,

A od powiewu, co pl¹cze kêdziory

I kraœne wstêgi po plecach rozwija,

Z cienkiego stroju stan smuk³y przebija.

Ju¿ staje obok, ju¿ j¹ oto œciska,

A¿ nagle zorza chowa siê w ob³oku;

Widmo zniknê³o, ciemnoœæ na dnie stoku:

I o wiek ca³y szczêœliwoœæ tak bliska!

A u Kozaka taka myœl ponura,

Jakby mu w duszy osiad³a ta chmura.

Nie wie dlaczego. Odsun¹³ siê w stronê,

Opar³ na rêku czo³o zamyœlone;

Znowu siê rzuci³, jakby w nag³ym gniewie,

I razem ostyg³; czemu wszystko? - nie wie.

A potem doby³ kin¿a³u zza pasa,

Obraca³ w rêku, igra³ z blaskiem jego,

Próbowa³ ostrza: nie wiedzieæ dlaczego.

 

15

„Ho-hop, Nebabo!” - diabe³ wichrem hasa.

Niech¿e ciê smo³¹ rozleje krzy¿ Pañski!

I tu ofiarê zwietrzy³ nos szatañski!

Pozna³ ataman po przelocie ptaszka;

A ¿e mieæ z diab³em sprawê nie igraszka,

Trzeba tu uwieœæ tê szatañsk¹ córkê.

Wiêc siê prze¿egna³, obwin¹³ siê w burkê

I, przyczajony, czeka³ pod osik¹,

A¿ siê wykrzyczy i dalej pomacha

Lucyferowa opêtana swacha[14]

background image

20

W diabelskim tañcu, z diabelsk¹ muzyk¹.

„Ho-hop, Nebabo!” - a ona doko³a,

„Ho-hop, Nebabo!” - a ona go wo³a,

A okiem b³yska i martwo, i sino;

Tak krople siarki z wolnym ogniem p³yn¹.

Masz pu³k szatanów, jeszcze ich miej tyle,

Wytropiæ jego nie jesteœ ty w sile!

Kiedy wiêc d³ugo huka³a, klaska³a,

Z hukiem i klaskiem dalej polecia³a.

Unikn¹³ przecie strasznego widzenia,

Lecz trwo¿ne serce niedobrze coœ wró¿y;

Orliki nie ma, a wabi³a Ksenia.

Wszystko niedobrze. Nie czas myœleæ d³u¿ej

I d³u¿ej czekaæ, bo has³em wiadomem

Z zamkowych ganków tr¹ba siê ozwa³a

I strza³ wieczorny zamkowego dzia³a

Zatrz¹s³ Kaniowa okolice gromem.

 

16

Czy siê spodziewaæ starosty przybycia[15],

Czyli patrona pana rz¹dcy œwiêto,

¯e tak zamkow¹ salê wyprz¹tniêto?

Stó³ ustrojono w kosztowne nakrycia,

Jasnym go srebrem suto zastawiono;

A tak jak wielka, przez sto³ow¹ salê

To na zwierciad³ach, to w r¿niêtym krysztale

Jarz¹ce œwiat³a rzêsnym blaskiem p³on¹.

I sam pan rz¹dca wieczorem, przebrany

W now¹ czamarê, w pas z³otem kapi¹cy,

background image

21

Rozkaza³, aby strojono torbany,

By czyst¹ odzie¿ oblekli s³u¿¹cy,

Hojn¹ wieczerz¹ by zastawiæ sto³y,

Odeprzeæ lochy warowne ¿elazem,

Wytoczyæ na dwór kilka beczek razem -

Aby ten wieczór wszystkim by³ weso³y.

 

17

Lecz na có¿ tutaj d³ugie tajemnice?

M³oda Orlika ju¿ jest rz¹dcy ¿on¹.

Tylko co œlubne œwiat³a pogaszono

I ksi¹dz zdj¹³ stu³ê, i zamkn¹³ kaplicê.

Wszyscy siê dziwi¹ nad skrytym powodem

Tak pospiesznego tego rz¹dcy czynu,

Choæ dobrze znana jego mi³oœæ sta³a,

Ale Orlika! to to dziw dla gminu!

Co jeszcze dzisiaj przed s³oñca zachodem,

Ni¿ zostaæ Polk¹ -umrzeæ by wola³a...

Za godzin kilka, nad samym wieczorem,

Wys³awszy s³u¿bê surowym rozkazem,

Zosta³ siê rz¹dca sam z Orlik¹ razem

I coœ powa¿nym zacz¹³ rozhoworem.

Prêdko i przykro wrzasn¹³ g³os Orliki,

Jakby nag³ego przestrachu wrzask dziki.

Rz¹dca wci¹¿ mówi³; dziewczyna milcza³a;

Ucich³; dziewczyna znowu zaszlocha³a:

I s³ychaæ by³o d³ugo, nieprzerwanie

Mieszane ci¹gle jej s³owa i ³kanie,

I wzd³u¿ komnaty powa¿ne st¹panie.

background image

22

I znowu potem groŸna rz¹dcy mowa,

Jak huk st³umiony, rozleg³a siê wnêtrzem:

Prêdzej urywa³, prêdzej chwyta³ s³owa;

I ucich³, jakby odpowiedzi czeka:

A gdy dziewczyna, widaæ, j¹ przewleka,

Uderzy³ krokiem o pod³ogê prêdszym.

I chcia³ wyjœæ pewnie, bo klamka zabrzêk³a;

A tu Orlika, jak przybita, jêk³a.

Musi byæ zadoœæ srogiemu ¿¹daniu,

Bo wróci³ nazad i jak naj³agodniej

Tuli³ j¹ d³ugo w ci¹g³ym jej szlochaniu

I z tak¹ dum¹, tak rad wyszed³ od niej!

Ch³opak, co spieszy³ na zamek z torbanem,

Tak, ko³o okien przystrojonej sali,

Ciemno, otwarcie mówi³ z atamanem;

Mówi³, jak wiedzia³, jak mu nagadali.

 

18

Jeœli s¹ s³owa, co, jak gromu ciosy,

Nios¹ œmieræ nag³¹ w najczerstwiejsze zdrowie:

Czu³ je Nebaba w tej ch³opaka mowie.

Jak szatan zgrozy natê¿a mu w³osy!

Jak we mgle ¿ó³tej wzrok jego s³upieje!

Niby d³oñ œmierci za serce chwyci³a,

Taki po ciele zimny pot siê leje,

A lodem zda siê stygn¹æ ka¿da ¿y³a.

Usta mu drgaj¹, kolano przyklêka,

Tylko siê wierna za nó¿ chwyta rêka.

 

background image

23

19

Œród gwarów t³umnych, œród blasku powodzi

Widaæ po ruchu tych cieni tysi¹ca,

Które maluje œciana pa³aj¹ca,

¯e ju¿ do sali weszli pañstwo m³odzi.

Po skrêcie s³u¿by, po dŸwiêku talerzy

Widaæ, ¿e m³odzi siedli do wieczerzy.

A teraz w kolej puszczono puchary;

Bo tak powstali z miejsca godowniki

I tak zabrzmia³y wiwatne okrzyki,

A¿ echem wieków dzwoni zamek stary.

Ucich³o trochê; teraz na przemiany

Z weso³ym œpiewem s³ychaæ teorbany.

 

20

I nad dnieprowych sinym wód rozlewem

Igraj¹ wiatry ze dŸwiêkiem i œpiewem.

W kolejne czarki napój siê rozlewa;

Snuj¹ siê ko³em rozpl¹sane grona,

A¿ ziemia z g³êbi ciê¿ko przyhukiwa,

Jak zadyszana powa¿na matrona.

Ataman œpieszy, burk¹ obwiniêty,

Jak cieñ ob³oku, gnany od wietrzyka;

Min¹³ ju¿ ulic spadzistych zakrêty,

Teraz przez t³umy brzegiem siê przemyka,

Ni go bandurki, co brzêcz¹ do skoku,

Ani mi³oœne dumy zatrzymaj¹;

Z wiatrem u uszu, z ponuroœci¹ w oku

Miêdzy ciekaw¹ przemyka siê zgraj¹.

 

background image

24

21

Czy to cieñ jego po rzece ¿egluje?

¯e mimo czêstych, wik³anych obrotów

Tak nieodstêpnie Kozaka pilnuje,

Jakby co chwila u brzegów byæ gotów.

To pianê wirów gwa³towniej roztr¹ca,

To igra wolniej w odbiciu miesi¹ca,

To znów spokojnie na falach siê wiesza;

W prawy bok, w lewy, w przód, w ty³ drogê miesza,

A pierœ siê jego nie ozwie piosenk¹;

Z cicha brzmi wios³o i pluska czó³enko.

Spomiêdzy nurtów, co miesi¹cem œwiec¹,

Tak siê w nierównym polocie wydaje

Jak cieñ jastrzêbia, gdy nad okolic¹

Kr¹¿y za ³upem przez podniebne kraje.

 

22

Kozak w pochodzie razem siê zatrzyma;

Nadstawi ucho i strzeli oczyma:

Za nim to, za nim z³owrogie klaskanie!

Wiêc razem w miejscu wstrzyma siê i stanie,

I rzecze z cicha: „Ha! szatañskie plemiê,

Raz ty ostatni straszysz ¿ywa ziemiê!

Pró¿no przeklêci piek³em ciebie zbroj¹,

Skoro do skroni przy³o¿ê piêœæ moj¹;

Chocia¿by wszyscy grozili wleŸæ we mnie,

Ju¿ ja siê ciebie nie dotknê daremnie!

Zaraz tu razem i z tob¹ ulec¹;

Tylko chodŸ bli¿ej, tylko bli¿ej nieco!”

background image

25

Otó¿ i marsem b³ysk oczu przymracza,

Szyderskim œmiechem s³odzi twarz surow¹;

A tu tymczasem burkê precz odtacza

I odwiedzion¹ trzyma piêœæ gotow¹.

 

23

Wesele Kseni musi byæ niema³e,

¯e, obleciawszy w okr¹g miasto ca³e,

Znajduje wreszcie, co tak d³ugo szuka;

Wesele Kseni musi byæ niema³e,

Bo raŸniej skacze, bo donoœniej huka;

I k³ami piek³a d³onie larwy klaszcz¹,

I oczy larwy skrz¹ siê piek³a paszcz¹.

Jak¿e byæ wielkie musi jej wesele,

¯e bardziej zbli¿a krok i tak ju¿ bliski:

Wszak¿e mu ona gotuje uœciski,

Widaæ w jej ruchach, widaæ to w jej oku.

Kozak na wszystko odwa¿a siê œmiele;

Nie zmru¿y powiek, nie cofnie siê w kroku.

Ju¿, opêtana, w konwulsyjnym rzucie

Ma w jego ustach z³o¿yæ ust swych czucie,

Ju¿ chwyta szyjê d³oñmi wywiêd³emi,

Ju¿... i, omdla³a, le¿y ju¿ na ziemi...

Tylko pod piêœci¹ skronie zachrupa³y,

A na oblicze zdroje krwi bucha³y.

„Ho-hop, szatanie, bierz teraz, co twoje!” -

Mrukn¹³ ataman i szed³ w drogê swojê.

 

background image

26

24

„Tam, tam! gdzie widaæ ognie pod t¹ puszcz¹,

Do niej siê kieruj; zawsze, zawsze do niej!

Tylko niech prêdzej twoje wios³o goni,

Tylko niech ciszej wody przy nas pluszcz¹.

Przeprawa trudna, a drogi czas krótki,

Ciszej, a prêdzej!” Tak Kozak ostrzega,

Kiedy u brzegu wstêpowa³ do ³ódki,

Kiedy pospiesznie odbija³ od brzega.

Woda dnieprowa powa¿nie siê toczy,

Czêstym ca³unkiem o pierœ ³ódki pluska;

Na niespodzianej, na dr¿¹cej przeŸroczy

£amie siê ksiê¿yc jak ognista ³uska.

Za lotnym dêbem drobne wiry goni¹;

Nadbrze¿ne echa dŸwiêkiem wios³a dzwoni¹,

Jakby na zbieg³ych ¿eglarzy wo³a³y.

Szybko za nimi cofa siê brzeg ca³y:

G³uszej ich wrzawa dolata Kaniowa,

Czêœciej po jarach œwiate³ko siê chowa,

Ju¿ i szum puszczy zawia³ im donoœnie.

Có¿ to za nimi coraz bardziej roœnie,

Im bardziej z brzegiem umykaj¹ góry?

Zamek to roœnie; zna go wzrok ponury,

Co jeszcze z ³ódki popatrzy³ ku niemu.

 

25

O, jak wspaniale za nocy zas³on¹,

Jak rzêsnym œwiat³em okna jego p³on¹!

„Niech sobie p³on¹, niech i rzêœniej p³on¹!

background image

27

Jak mnie dziœ, jutro przyjdzie ciemno jemu!

Jutro, pojutrze zaœwita inaczej:

Biedny, kto mojej zapragn¹³ rozpaczy!”

A¿ mu siê piek³em krew zajê³a ca³a,

A¿ mu siê czapka od w³osów podnios³a,

Od jego dreszczu a¿ siê ³ódŸ zachwia³a,

A¿ siê obejrza³ rybak, co u wios³a -

Kiedy te myœli, jak piek³a zarzewie,

Przesz³y piorunem przez Nebaby g³owê,

A to gdy œwiat³a obaczy³ zamkowe.

Ju¿ gniew ostyga w kipi¹cym przelewie:

Ale jak piekie³ mieszkañca zjawienie,

Choæ zniknie, d³ugo powietrze zara¿a,

Tak choæ przelotne, gniewu uniesienie

Gorzkim j¹trzeniem d³ugo myœl rozra¿a.

„Lepiej by by³o, moja pani mi³a,

Sto razy lepiej - jakem ci kochankiem! -

Abyœ lat tysi¹c czerepianym [16] dzbankiem

Tê wodê z rzeki dla siebie nosi³a;

Lepiej by by³o dla twej jasnej doli,

W grubej siermiêdze z nieochajnym ch³opem,

O g³odzie, ch³odzie pracuj¹c w niewoli,

Krwi¹ siê rozp³ywaæ nad nie swoim snopem,

A potem p³akaæ pod skopconym daszkiem

Rano i wieczór, ¿e twe bia³e cia³o

Od mrozu, skwaru do krwi popada³o -

Ni¿ bêd¹c tob¹, pobraciæ siê z Laszkiem!

Ni¿ przespaæ jednê noc pod adamaszkiem!”

Plusnê³y o brzeg rozpêdzone wa³y,

background image

28

Daleko naprzód chy¿a wbieg³a ³ódka;

Prêdko Kozaka dumy siê przerwa³y,

Prêdko mu przesz³a rozkosz zemsty krótka.

Szkoda! bo wiele nios³y mu ul¿enia

Jêk, rozwaliny, trupy, krew, po¿ary,

S¹ to w³asnoœci jak zemsty, tak chwa³y,

¯e najzgubniejsze, najdziksze marzenia

W cnoty i szczêœcia powaby ustroj¹:

Tak, gdy chc¹ uwieœæ, kusz¹ce nas mary

Œwiat³em anio³ów barwi¹ szpetnoœæ swoj¹.

1 Zamek kaniowski - w powstaniu na Ukrainie w r. 1788 zamek kaniowski, równie¿ jak kilka innych w tej okolicy, by³

zburzonym i spalonym przez hajdamaków. Jest podanie, i¿ ¿ona rz¹dcy, czyli, jak wtenczas nazywano, gubernatora zamko-

wego, pojmana przez Kozaków i ju¿ ranna, potrafi³a siê jeszcze im wymkn¹æ, a uciekaj¹c przed ich pogoni¹ po pokojach i

salach zamkowych, coraz s³absza, opiera³a siê o œciany, póki jej nie dognano i nie zamordowano do reszty. Gdzie tylko

dotknê³a siê œcian rêk¹ skrwawion¹, zosta³y œlady; i mówi¹, ¿e krwawe te znaki nigdy siê nie da³y zetrzeæ i trwa³y dopóty,

dopóki tylko by³y jakie szcz¹tki murów zamkowych. Te zreszt¹ gruzy dopiero przed kilku laty znik³y zupe³nie. - Kaniów

jest ma³e i liche miasteczko, mieszczanie jednak jego i magistrat maj¹ jeszcze niektóre swobody i przywileje nadane im od

królów polskich. Le¿y w przeœlicznym po³o¿eniu nad Dnieprem rozrzucone poœród urwistych brzegów jego. 

 2 Z³oœliwy ob³êd -pod³ug mniemania ukraiñskiego ludu nawet zb³¹dzenie w podró¿y nie jest dzie³em przypadku. Czart,

którego tam wszêdzie pe³no, œciga wêdrowców i rozmaitymi sposobami stara siê ich w bezdro¿a uprowadzaæ; a wicher noc-

ny uwa¿anym jest za pierwsze jego narzêdzie do ob³¹kania i najœwiadomszych nawet po³o¿enia miejsca. 

 3 Coœ majaczeje -wyraz miejscowy. S³owo „majaczyæ” niema mo¿e odpowiedniego w czystej polszczyŸnie; migaæ w dale-

koœci, æmiæ siê, ukazywaæ - t³umaczy jako¿kolwiek jego znaczenie. W³aœciwie polskie „majaczyæ” co innego wyra¿a. 

4 Janczarka - rodzaj strzelby tureckiej. 

5 Gdy rozkochane zlec¹ siê puszczyki -rozmowa puszczyków, jak i cala myœl prologu, jest osnuta na wyobra¿eniu gminu,

i¿ diabli wybieraj¹ noce ciemne i burzliwe do wyprawiania swych pustot i ¿e puszczyki dlatego siê œmiej¹, i¿ widz¹ wszyst-

kie harce i dokazywania tych istot, które nasza mitologia gminna wpó³strasznymi, wpó³komicznymi wystawia. Prócz po-

etycznoœci pomys³u autor mia³ i tê pobudkê wprowadziæ rozmowê puszczyków w swój czarodziejski prolog, ¿e takowe po-

¿yczania mowy ptakom czêsto siê natrafia w pieœniach i dumach ukraiñskich, a w³aœnie jego zamiarem by³o korzystaæ ze

wszystkich skarbów gminnej poezji naszej. 

 6 Otumaniæ - ob³¹kaæ, zaæmiæ zmys³y -coœ podobnego. Prowincjalizm. 

7 £uno - w dobrej polszczyŸnie i w Lindem: ³una lub ³ona. Autor tak zawsze u¿ywa tego wyrazu. 

8 Tam nieszczêœliwy, znik³y we z³ym wichrze... - s¹ to wszystko wyobra¿enia ukraiñskiego ludu. Wed³ug mniemañ jego,

wiatr krêc¹cy siê po polu, który wreszcie po tutejszych nieobejrzanych p³aszczyznach nierzadko widzieæ, jest coœ niezmier-

nie z³ego. Opowiadaj¹ przyk³ady ludzi, których wicher ten spotka³ na swojej drodze i którzy odt¹d nie wiedzieæ gdzie znik-

nêli. Inn¹ raz¹ nó¿ poœwiêcony, rzucony w s³up krêc¹cego siê wichru, upad³ na ziemiê w tym miejscu krwi¹ obryzgany. Do

tego wyobra¿enia stosuje siê wiersz w Marii Malczewskiego:

„Ale bo te¿ na stepie czart harce wyprawia³.”

Spadaj¹ca gwiazda jest, pod³ug ich mniemania, latawiec (rodzaj powietrznego z³ego ducha). O jego mi³ostkach z kobietami

czêsto pos³yszeæ mo¿na. Myœl¹ tak¿e, i¿ zmar³e bez chrztu dzieci b³¹kaj¹ siê w powietrzu, jêcz¹c i narzekaj¹c, póki kto nie

oœmieli siê ich przywo³aæ i chrztu udzieliæ. 

9 Z odŸwierka - z odrzwi.

10 Cyrkaæ - wyraz miejscowy, znaczy: skraplaæ, tryskaæ. 

11 Topielec Ksenia - wprowadzona tu osoba topielicy Kseni jest tak¿e myœl pojêta w duchu miejscowych wierzeñ i uprze-

dzeñ. Nic siê w Ukrainie wa¿nego nie stanie, czego by nie przepowiedzia³o nadzwyczajne zjawisko -coœ dziwnego, coœ ta-

jemniczego. Bunt ukraiñski, który tu nazywaj¹ koliszczyzn¹, i szczególniej rzeŸ humañska (o której, nawiasem wspomnie-

my, s¹ wspó³czesne i przez œwiadków pisane poemata i opisy, zapewnie nêdzne pod wzglêdem sztuki, lecz wa¿ne jako naj-

wierniejszy obraz tej krwawej dramy) mia³a tak¿e byæ zwiastowan¹ przez nadprzyrodzone widzenia: miêdzy innymi przez

dziwn¹ ob³¹kan¹ kobietê czy opêtan¹, która z hukami i niezrozumia³¹ mow¹ przebiega³a sio³a Ukrainy. Nie mam ja tu myœli

t³umaczyæ albo usprawiedliwiaæ pojêcia autora; zwracam tylko uwagê na miejscowy koloryt obrazu. 

background image

29

12 Bajdak - gatunek lodzi u¿ywanej na Dnieprze. 

13 Se³edec -Kozacy ukraiñscy nosz¹ krótko strzy¿on¹ g³owê z d³ugim na boku kosmykiem w³osów, który zwykli uplataæ w

wst¹¿ki, mi³oœne upominki swych dziewic. 

14 Swacha - swatka. 

15 Czy siê spodziewaæ starosty przybycia - Miko³aja Potockiego, dziedzica tych w³oœci. 

16 Czerepianym - glinianym. 

background image

30

CZÊŒÆ DRUGA

 

1

Spa³ œwiat g³êboko, noc¹ otulony.

Obchodz¹c wart¹ ciemne cz³eka gniazdo,

W milcz¹cej czêœci sz³a gwiazda za gwiazd¹;

Niebo przez chmurne patrza³o zas³ony:

Ucich³y has³a, ³añcuchy drzyma³y,

Jak martwe widmo milcza³ zamek bia³y.

I m³oda para w ma³¿eñskiej komnacie,

Na ³o¿u pysznym, na snu majestacie,

Spoczê³a mile wœród puchów zatopu

Os³onionego w drogie adamaszki,

Co, fa³dowane, œród wiatru igraszki

Sp³ywa³y na dó³ ze z³otego stropu.

Ucich³o wszystko pod zamku sklepieniem,

Chyba sen têskny ozwie siê westchnieniem

I wiatr, wys³any od nocy szyldwachem,

Smutnym jej has³em zawyje pod gmachem.

A potem w okr¹g milczenie na nowo;

Tylko ³agodnie brzêk mi³y i g³uchy,

Jakim powietrzne igraj¹ce duchy

Noc o¿ywiaj¹, gra w ciszê zamkow¹.

 

background image

31

2

Któ¿ to zatêtnia³, stuknienie¿ to czyje

Da³o siê s³yszeæ za drzwiami komnaty?

Nie pierœ to lubej ¿¹dnym sercem bije,

Lecz goniec puka od granicznej czaty.

Dyszy poœpiechem, lica trwog¹ blade.

Wstañ, panie rz¹dco, ciep³e porzuæ ³o¿e:

Z³e ci nowiny w tej chwili przywo¿ê;

Wstañ i pos³uchaj, i weŸ jak¹ radê.

Oto nadbrze¿ne s³ysza³y dziœ stra¿e,

Jak siê po Dnieprze pluska³y nie kaczki,

Jak coœ nie ptakiem t³uk³o siê w czaharze[1]:

WyraŸnie obóz przeprawia³ siê Szwaczki[2],

Co a¿ dotychczas cicho sta³ za wod¹.

Niech¿e siê kokosz wywija przed szkod¹,

Kiedy j¹ oczy jastrzêbia obwiod¹.

Zamek choæ mocny, lecz osada ma³a,

Aby przed silnym szturmem siê osta³a,

Zw³aszcza gdy razem przyjdzie broniæ miasta;

Chocia¿ i w mieœcie z³ego coœ wyrasta,

Bo ju¿ gotuj¹ i kosy, i no¿e:

A nawet w zamku, kto wie, co byæ mo¿e?

Zaradziæ z³emu, jak siê tylko zjawia,

Leæ do starosty: on œród Bohus³awia

Poi gromady, rozstrzeliwa baby[3];

Niechaj tu przyœle posi³ek, choæ s³aby.

Leæ, nim rozœwita, nim siê zamek dowie;

A my tu bêdziem na wszystko gotowi.”

 

background image

32

3

Nie mylne wieœci, nie fa³szywe trwogi:

Szwaczki to obóz nie w dobrym zamiarze

Pluska³ po Dnieprze, t³uk³ siê po czaharze.

Gdzie w ciasnym ³o¿u skrêconej odnogi

Wrz¹cy nurt Rosi i b³yska, i pluszcze,

A wiatr pobrze¿n¹ oszczekiwa puszczê,

A w niej gwar dziki klekoce ponuro,

A mg³a k³êbata, co ciemnieje gór¹,

Nad jej sklepieniem w kr¹g siê ju¿ rozwlek³a -

Jakby tam anio³ œmierci i zag³ady

Warzy³ dla ziemi nad p³omieniem piek³a

Wszystkie domowych zaburzeñ szkarady -

Nie darmo czujne pa³aj¹ ogniska

I jacyœ zbrojni le¿¹ u p³omieni,

Gdy wieñce borów zrywa wiatr jesieni,

A szron sêdziwy na darniach po³yska.

Choæ le¿eæ oni zdaj¹ siê spokojnie,

Ach, krwi to dzieci i myœl¹ o wojnie!

No¿e u pasów, ich czo³a w ko³pakach;

D³onie na no¿ach, choæ oczy uœniête,

Do pik utkwionych rumaki przypiête,

A dniem i noc¹ siod³a na rumakach.

 

4

A jeden Kozak na ustawnej stra¿y

Niezgas³y ogieñ czasami roz¿arzy

I na sw¹ pikê wspiera siê bezw³adnie.

S³ucha i patrzy. Nic w tym puszczy mroku

background image

33

Nie ujdzie jego ni ucha, ni wzroku:

Niech strzêpek szronu na usch³y liœæ padnie,

Niechaj ptak klaœnie ga³êzi¹ z daleka,

Niech pies w dalekim futorze4 zaszczeka -

Ju¿ on to schwyci³ w gwarnym borów szumie

I pochwycone wnet rozró¿niæ umie.

I znowu oko zwróci³ do ogniska,

I znowu pik¹ poprawi³ p³omienia:

K³êbi¹ siê dymy, czerwony ¿ar pryska,

Roœnie wa³ ognia, noc siê zarumienia.

Poœród bij¹cej krwawej ³una fali,

Jak mgliste duchy, cienie drzew siê k³ad¹.

Dalej noc czarna; tylko w ciemnej dali,

Jakby zaklêt¹ rozsiany gromad¹,

Bezw³adny obóz groŸnym snem usypia:

Tam siê b³ysk stosu ostrza piki czepia;

Tu wpó³ dobyty nó¿ czasem zab³yska

Jak rozdra¿nionej gadziny oczyska.

Gdzieniegdzie znowu spod burki kosmatej

Sen niespokojny wychyli³ pó³ twarzy

I przez sen widaæ, co ka¿da z nich marzy,

To z brwi marszczonych, to z wargi w¹satej:

Na tej œmiech dziki, kln¹ce s³owa na tej.

A tam przyjaciel i wierny, choæ panu,

Koñ, u³o¿ony tu¿ pod pana bokiem,

Strzeli niekiedy przebudzonym okiem

Niby kochanie œród œwiata tumanu.

W samej cichoœci obraz niespokojny

Nadziej¹ mordów ko³ysanej wojny.

 

background image

34

5

Tam gdzie d¹b grubszy i stos pe³niej p³onie,

Dwóch tam usiad³o; a przy nich dwa konie.

Po tym wytwornym atamañskim stroju,

Co drogim z³otem czasami odb³yska

Nag³e, nierówne spojrzenie ogniska,

Po tej postaci z³o¿onej do boju,

Po w¹sie w czarne puszczonym pokrêty,

Po dumie czo³a, po oblicza krasie -

Mœciwy Nebaba zaraz poznaæ da siê.

W milczeniu siedzia³, burk¹ wpó³ opiêty:

Spokojnie trzyma³ lewicê za pasem

I g³owniê no¿a pog³askiwa³ czasem.

„No¿u mój, no¿u! b³yskasz do mnie pró¿no

I pró¿no, widzê, naostrzy³em ciebie;

Inni swój snopek w naszym polu u¿n¹,

Nim pospieszymy z tob¹ ku potrzebie;

I wprzód rdza ciebie, wprzód ja siebie strawiê,

Ni¿eli w mêskiej z niewiar¹ przeprawie

Ducha radoœci¹, ciebie krwi¹ op³awiê!”

Tak mówi³ Kozak, potrz¹saj¹c g³ow¹;

I z nocnej rosy otar³ no¿a ostrze:

Ale wejrzenie nag³e, od s³ów prostsze,

Wydaje, komu przyci¹³ t¹ przemow¹.

 

6

Naprzeciw niego, jak odblask poczwarny

W chropawym lustrze, siedzia³ Kozak drugi:

Na pierœ obros³¹ zwiesza³ siê w¹s d³ugi,

background image

35

Ca³e pó³ twarzy œci¹ga³ mu szram czarny;

A chocia¿ czo³o staroœci¹ biela³o,

M³ody rumieniec zalewa³ twarz ca³¹;

A choæ ogniste, ledwo iskrzy oko,

W zaty³ej twarzy tak siedzi g³êboko.

To Szwaczka, pierwszy œród mieszczan Kaniowa:

Choæ czêsto w ucztach krêci mu siê g³owa

I cia³em ciê¿ki, i wiek d³ugi liczy,

Ale ma piêtno rozbojów na Siczy,

Ale od Lachów z dumy obrzydzony

I dumy Lachów zwie siê wrogiem œmiele;

Wiêc chêtnie stan¹³ na powstañców czele

I atamanem chêtnie okrzykniony.

Zdaje siê jednak, ¿e (czy brak zapa³u,

Czy ¿e kielichem zbytnie siê rozgrzewa)

Wiêcej, ni¿eli przystoi, spoczywa;

A tu kozactwo zra¿a siê poma³u;

Czêœciej i g³oœniej s³ychaæ miêdzy t³okiem:

„Czemu nie idzie w zamek, co pod bokiem?

Czemu gdy œwie¿o z ¯eleŸniakiem Gonta

Zawieœæ hulankê uœpieli tak r¹czo -

On tylko gnuœny, myœl¹ siê zaprz¹ta:

Z³¹czyæ siê z nimi? - Czemu¿ siê nie ³¹cz¹?”

I nic nie wiedzieæ, korzyœæ badañ zwyk³a:

Bo przez natrêtne naglony pytanie,

Jak zacznie szukaæ mowy w pe³nym dzbanie,

Uœnie wprzód z tajni¹, nim jêzyk wywik³a.

 

background image

36

7

Niewiele tkn¹³ siê Nebaby ¿a³ob¹,

Bo ju¿ nadpity dzbanek mia³ przed sob¹;

Jak nie swoimi popatrzy³ oczami,

Powa¿nym œmiechem kilka razy chrz¹kn¹³;

Uderzy³ w ogieñ - gdy prys³o iskrami,

Wpó³ dos³yszanym jêzykiem przeb¹kn¹³:

„Widzisz te iskry? s³uchaj, atamanie!

Kto chce szczêœliwym zostaæ przez kochanie,

Kto zrobiæ sta³ym chce serce kobiece,

Niechaj siê lepiej zakopie w tej dziczy

I liczy iskry, te wszystkie niech liczy!

Zapomnij z biesem o twojej Orlice!” -

„Ju¿ ja siê pewno toi nie napijê[5],

Aby mi serce wyzdrowia³o chore;

Ani mi rady potrzebne tu czyje!”

I szydnym gniewem wzrok Nebaby gore.

Czy jest na œwiecie Orlika, czy nie ma,

Co nam do tego! dla nas bliska zima;

My puszcz tu³acze, Polacy przed nami:

Patrzaj na burki, patrz koniom na grzywê -

Jak twoja g³owa, wszystko szronem siwe!

S³uchaj, Kozacy jak siek¹ zêbami!

Bo, biedni, nawet nie maj¹ i tego,

Czym ich ataman tak czêsto siê grzeje;

I g³ód ich strawi, i wicher zawieje,

I jak po swoich Polacy tu zbieg¹.

I sami z g³odu, poczekawszy trochê,

Wlec¹ w side³ka jak ptaszyny p³oche!

background image

37

Ni¿ grzaæ siê w zamku czy¿ to bêdzie lepsze

P³yn¹æ bez chêci popod lodem w Dnieprze?

Albo z ga³êzi pogl¹daæ w ob³oki

I z ka¿dym wiatrem straszyæ w gniazdach sroki?”

A Szwaczka, ognia poprawiwszy pik¹,

Ode dna flaszy be³kn¹³ g³uchym ³ykiem

I niepos³usznym zacz¹³ coœ jêzykiem.

Oko Nebaby zasêpione dziko.

Kiedy siê serce zachmurzy uraz¹,

Wzrok wtedy b³yskiem, piorunem ¿elazo!

I biada chmurze, co chce byæ przeszkod¹!

Popruta, zbita, rozp³ynie siê wod¹.

A ogieñ gniewu przej¹³ go a¿ w szpiku!

Szwaczka przemówiæ na nowo siê musi³,

Lecz znowu s³owa zapl¹ta³ w jêzyku,

Tylko powa¿nym œmiechem siê zakrztusi³.

Tu oczy z wolna w powiekach zagas³y,

Na obie strony powoli siê sk³ania;

A¿ razem tu³ów przewali³ opas³y:

¯e jeszcze ¿yje, znaæ z jego chrapania.

D³ugo Nebaba po cielsku szerokiem

Spojrzeniem wzgardy b³êdne ko³a pisa³;

D³ugo szum boru myœl jego ko³ysa³,

Nim w walce uczuæ ozwa³ siê wyrokiem:

„Trzech diab³ów synu, przebrzyd³y opilcze!

I tobie¿ dzieln¹ przewodziæ m³odzie¿¹?

Chyba miê sami szatani ubie¿¹,

¯e ciê tu zêby nie skosztuj¹ wilcze,

I w bramy zamku twe piêœci uderz¹!”

background image

38

A jakby ¿¹d³o piek³a go ubod³o,

Porwa³ siê nag³e i skoczy³ na siod³o.

 

8

Nie drzymie szyldwach, p³omienie ocuca,

A wiatr jesienny ga³êzie mu zrzuca -

I znów, jak usn¹³, œród drzewa umilka.

Gdzieœ tam daleko œpiewa kur przed œwitem,

Dalej i g³usze j s³ychaæ wycie wilka;

Bli¿ej Roœ pluska krêconym korytem,

Niby sen cichy tej strony ko³ysze.

Co za œwist przykry budzi lasów ciszê?

Jak dziki wicher ocucony w borze,

Takim zakipia³ ca³y obóz gwarem;

Jako gdy wicher zaiskrzy po¿arem,

Tak zaiskrzy³y w kr¹g piki i no¿e,

Kiedy na nag³e pogwizdnienie trwogi

Sp³oszony obóz porwa³ siê na nogi.

Jeszcze gwizdnienie: w oka mgnieniu po niem

Wszystkie kopyta z miejsca zatêtnia³y

I ciasnym ko³em stan¹³ obóz ca³y,

Gdzie widmo jezdca mgli siê karym koniem.

 

9

„Co to, Nebabo? - zaraz go poznali,

Bo któ¿ by z koniem wyda³ siê wspanialej? -

Co to za trwoga?” -z obaw¹ spytali.

„Chcê was po¿egnaæ, bo ju¿ ruszam dalej.

Niech¿e to dla was nie bêdzie niemi³em,

background image

39

¯e trwogi nie ma, a ja j¹ wzbudzi³em.

Lecz jeœli macie i serce, i g³owê,

To nie bêdziecie na m¹ g³usi mowê.”

Tu go m³ódŸ w wê¿sze otoczy³a ko³o,

Bo siê patrza³a i s³ucha³a rada,

Jak mêstwem dumne rozpromienia czo³o,

Jak w szczerej mowie œmia³ym sercem gada.

„Nie myœlê d³ugo przed wami ja prawiæ,

Co miê przymusza was, bracia, zostawiæ” -

Zacz¹³ Nebaba. Wyros³y œród czerni,

Zna jej umys³y i wzruszaæ je umie;

I tak przysta³o mówiæ jego dumie:

„Atamanowi swemu b¹dŸcie wierni;

Przy nim tak dobrze mo¿na tutaj drzymaæ!

A ja nie mogê d³u¿ej z wami trzymaæ

I ziewaæ z wami; ja jeszcze sk³uæ mogê

Choæ kilku Lachów, choæ dwór jeden z³upiæ;

Wtedy mi bêdzie przyjemniej siê upiæ!

To was i ¿egnam, i ruszam w sw¹ drogê.”

Ostra przymówka dopiê³a zamiaru.

Mruk dobrej wró¿by, podobny do gwaru

Pierwszego lodu, gdy go ³ami¹ fale,

Obiegaæ pocz¹³ zawstydzon¹ zgrajê.

Nebaba ci¹gn¹æ mowy nie przestaje:

„Odst¹piæ Szwaczki ja nie radzê wcale;

Gdy tak wygodnie przy tym atamanie -

Któ¿ ze mn¹ pójdzie, a z nim nie zostanie?

Sam wiêc pospieszê, gdzie miê nios¹ oczy,

¯wawszych do dzie³a znaleŸæ towarzyszy;

background image

40

Jednak, co powiem, niech z was ka¿dy s³yszy

I gdy mu zda siê, niech naprzód wyskoczy.

Komu rózgami ojciec zasieczony,

Czyja siê panu podoba³a ¿ona,

Komu najmilsza córka pogwa³cona,

Kogo zbawiono lubej narzeczonej -

Na ojca boleϾ, na smutek matczyny,

Na hañbê dzieci, na ³askê dziewczyny

Tego zaklinam, wo³am po imieniu,

Niechaj wyjedzie i stanie tu przy mnie!”

I t³um orê¿ny mieszaæ siê poczyna

Jak zak³ócona dmuchem wiatru trzcina.

„Kto w pañskim za to umiera³ wiêzieniu,

¯e jak pies pod³y o g³odzie i zimnie

Dla us³ug jego przemarnowa³ lata,

Kogo najdro¿sza boli przez to strata,

Kto chce odemœciæ te krzywdy, te zbrodnie

I tylko sobie odt¹d ¿yæ swobodnie

Zaklinam tego na zemstê, swobodê,

Niech idzie zaraz, gdzie ja go powiodê!”

T³um wre nie³adem, gwar nie³adu roœnie:

Postrzeg³ Nebaba, jak wybór ochoczy

W gêstszych szeregach doko³a siê t³oczy;

A wiêc z tryumfem zawo³a³ donoœnie:

„Teraz, kto tylko mo³ojca ma duszê,

Kto siê chce ogrzaæ przy zamku po¿arze,

Kto chce op³ukaæ pikê w polskiej jusze,

Kto chce zaœpiewaæ przy pañskim pucharze -

IdŸcie do zamku! Ja drogê poka¿ê!”

background image

41

A oko jego, jakby bitwy has³o,

Nagle w ka¿dego zab³yszcza³o oku:

„Wszyscy my, wszyscy do Nebaby boku!” -

Wrz¹ce kozactwo dzikim tonem wrzas³o.

Podobny odg³os wêdrowca krew ziêbi,

Gdy go wilczyca, zwietrzywszy w puszcz g³êbi,

Przeci¹gle wyciem ozwie siê ponurem,

A za ni¹ g³odni zalotnicy chórem.

I razem g³êbie zastêka³y ziemi

Pod rumakami ciê¿ko têtni¹cemi.

I d³ugo, d³ugo wrza³o nieprzerwanie,

A coraz ciszej, i koni chrapanie,

I chrzêst orê¿a, i stêkanie ziemi;

A ognie stra¿y kona³y za niemi,

A echa puszczy wo³a³y za niemi,

Kiedy huknêli piosenkê pochodu

Nowemu wódzcy, co harcowa³ z przodu.

 

10

Poœród puszcz gêstwy, poœród jarów cieœni

Mœciwy Nebaba swoje szyki wiedzie.

Jak czu³ koñ jego, ¿e na wszystkich przedzie!

Jak w piersiach jezdca rozigrane serce

Dzikiej, wojennej wtórowa³o pieœni!

Kiedy myœlami w przysz³oœæ uniesiony,

Po¿ary w ka¿dej dostrzega³ iskierce,

Co b³yska za nim, skoro lustro stali

Od miesiêcznego oka siê zapali;

Kiedy zwyciêskie odgadywa³ tony

background image

42

W dzikich odg³osach wojennego pienia!

„Stójcie!” Od wschodu dzieñ siê zap³omienia.

Ksiê¿yc rumiany niby siê krwi¹ zbroczy³,

W posêpne chmury, jak do œmierci ³o¿a,

Na cichych ranku wiatrach siê zatoczy³,

I jak z³ej wieszczby wysz³a dr¿¹ca zorza.

„Stójcie! S³ów kilka!” Tu zemsty dru¿yna

W kr¹g atamana zawinê³a ko³em,

Gdzie siê okr¹gli bezdrzewna równina

Œród ramion boru i przed boru czo³em.

„Bacznoœæ! Coœ wichrem zaszumia³o w lesie.

Jeden to z naszych gêstw¹ siê przerzyna.”

Pilnowa³ skrzyd³a. Jakie¿ wieœci niesie?

Jego pierœ robi, jego biegun w pianie.

Miêdzy drzew szumem s³ysza³ otr¹bianie.

Czy¿by Polacy tak blisko byæ mieli?

„Wytrwa³oœæ, dzieci! B¹dŸcie tylko œmieli,

Naszym to bêdzie, co mamy przed nami!

Pod samym miastem ten ba j rak, czy wiecie[6],

Co siê rozrasta pomiêdzy jarami?...

Tam do godziny zmierzchu dole¿ycie.

Ja póŸniej bêdê, skoro do wieczerzy

Wezwie nas gwiazda, co w zamku na wie¿y!

No! w imiê Trójcy! ruszaj, gdzie kto mo¿e!”

Jak w tuman iskier rozdête p³omienie,

Jak œpi¹cych nagle przerwane widzenie -

Tak razem zgaœli zwinni jezdcy w borze:

Tu siê w promieni tysi¹c rozskoczyli,

Tu miêdzy pniami jeszcze majaczyli,

background image

43

A tu i œladu po ¿adnym ju¿ nie ma;

Niby zaklêtych poch³onê³y drzewa

Przed œmiertelnego s³abymi oczyma.

Pusto - sam tylko duch boru powiewa.

A za nim nagie klaskaj¹ konary;

Pod nimi rumak majaczeje kary,

A na nim jeŸdziec prê¿y pilne ucho:

Z tej strony tr¹bka zdaje siê graæ g³ucho;

Lecz g³uchszy jeszcze s³ychaæ dŸwiêk z tej strony,

Ranne go wiatry krêtym jarem[7] wlok¹.

JeŸdziec pos³ucha³, pomyœla³ g³êboko:

Jak mu nie poznaæ! To kaniowskie dzwony

Szczêœliw¹ wieszczb¹ do niego mówi³y.

Razem siê pomkn¹³ w sklepienia milcz¹ce,

Wnet drzew sklepienia czczoœci¹ siê zaæmi³y;

Jeszcze przez chwilê echa w czczoœci bi³y,

Lecz go ju¿ teraz nie znajdzie i s³oñce.

 

11

Ponuro echa okoliczne tr¹ca

Zamkowa tr¹ba wieczór witaj¹ca,

Gromadz¹c zbrojnych na mod³y wieczorne.

Wielkim koœcio³a natury sklepieniem

Ju¿, ju¿ gdzieniegdzie lampy wieków p³on¹.

Odkryto g³owy, bronie opuszczono,

Utkwiono w ziemiê spojrzenia pokorne,

S³ów uroczystych s³uchano z milczeniem.

„Amen!” I „amen” powtórzono z skruch¹.

Echa zamkowe ozwa³y siê g³ucho:

background image

44

„Amen”. Ich „amen” tak smutny, niemi³y,

Jakby go po raz ostatni odbi³y.

Zagrzmia³ ryk dzia³a i skona³ wœród boru.

Na wie¿y ogieñ zaj¹³ siê stra¿niczy,

Milcz¹cy szyldwach ciche kroki liczy.

po oknach b³ys³y œwiate³ka wieczoru.

Mile zamkowa s³u¿ebna dru¿yna

Wieczór - niestety, ostatni! - zaczyna.

Jak b³ysk jej œwiat³a, ciche jej wesele,

Kiedy zasiêdzie ka¿da przy swym dziele.

O! co za rozkosz obejrzeæ te grona,

Gdy, za prababek, bawi³y siê prac¹:

Tu gazy blaskiem z³ota siê bogac¹,

Jak bia³a zima mrozem uiskrzona;

Tam czarodziejka, u krosien schylona,

Tchu nie da s³yszeæ, nie zwróci spojrzenia -

I trzeba wierzyæ, widz¹c jej oblicze,

¯e blask tych oczu, to tchnienie dziewicze,

Cudown¹ w³adz¹ kwiat wiosny rozplenia.

W tej bia³ych rêkach drut jasny i g³adki

Wydaje w mgnieniu ró¿nowzore siatki,

Niby od wiatrów i z wiatrów tworzone,

Tak s¹ przejrzyste i lekkie jak one.

A tutaj okr¹g g³oœniejszej roboty:

Tutaj burzliwe furcz¹ ko³owroty,

Tutaj wrzeciono ze lnami miêkkiemi

Brzmieje nieznacznie i gwi¿d¿e po ziemi.

A pienie w prostej, melodyjnej nucie,

Lube jak pierwsze mi³oœci uczucie,

background image

45

Ciche jak ³ono, co nie zna kochania,

Têskne jak pamiêæ rodzinnej zagrody,

Pe³ne z tym miejscem, z t¹ godzin¹ zgody,

Sfer¹ harmonii urok ich os³ania.

 

12

Czy nie po panu zatêskni³a pani?

¯e miêdzy nimi, a nie kwitnie na niej

Ta, co na wszystkich kwitnie w pe³ni - radoœæ:

S³aboœæ w jej oku, w jej obliczu bladoœæ.

Jak chmur odbicie z mokrego dna stoku,

Wyziera dusza spoza ³ez w jej oku.

Cerê, co zgas³a, wargê, co poblad³a,

Z milcz¹c¹ skarg¹ mg³a serca osiad³a.

Czy siê kto kiedy przypatrzy³ gangrenie?

Jak utajona, tl¹c w serca g³êbinie,

Na trupim ciele wyjdzie ma³¹ plam¹,

Jak coraz szerzej, coraz ciemniej mgleje,

A¿ stosu œmierci dymem twarz odzieje.

Z m³odej rz¹dczyni smutkami to¿ samo:

Przez nieme wargi, przez ciemne spojrzenia,

W mg³ach coraz grubszych, widaæ, jak siê wlok¹;

A choæ pierœ westchnieñ, a ³ez pe³ne oko,

Jakby walczy³y z nimi pierœ i oko,

To ³ez nie puszcza, to wiêzi westchnienia.

Ach! pierwsza rozkosz tak bardzo nie zmienia!

Nie gasi jagód, nie mrozi spojrzenia,

¯a³ob¹ duszy czo³a nie ubiera,

Ciê¿kim westchnieniem piersi nie zapiera;

background image

46

Ach! pierwsza rozkosz w lubego objêciu,

Kiedy kochana i kocha, dziewczêciu

Daje czuæ duszê ¿ycia anielskiego.

Lecz kiedy s³ab¹ ¿¹dze gwa³tu zbieg¹

I co drugiemu sobie wypieszczono,

W zmierz³ej luboœci obca rozkosz skradnie,

Piek³o natenczas wciska siê tam zdradnie

I œmieræ zap³adnia oblubieñcze ³ono.

Mo¿e uwa¿n¹ prac¹ zaprz¹tniêta

Zapomni smutku: usiad³a za krosna;

Mo¿e mi³osna, mo¿e pieœñ ¿a³osna

Posêpn¹ dum¹ utuli natrêta,

Jak siê utula pieszczoszek wrzaskliwy.

Dobre dziewczêta rozpoczê³y œpiewy.

Ju¿ na Ÿrenicy ³ezka zab³ysnê³a:

Zbiera siê, zbiera, toczy i stanê³a;

Jakby z pogod¹ igraæ jej niemi³o,

Jakby j¹ zimno smutku zamrozi³o.

Ju¿ d³u¿ej swego ciê¿aru nie wstrzyma:

Powsta³a z miejsca, lecz tak martwa ca³a,

I znów stanê³a z takimi oczyma,

Jakby siê w izbie ob³êdu lêka³a.

Wlecze, mdlej¹ca, z wolna krok rozchwiany

I obcym rzutem ciska siê do œciany.

U okna przecie. Nadstawi³a ucha:

Niby jej wietrzyk, co przez szyby dmucha,

Niós³ od przyjaŸni s³owa pociech mi³e;

Powoli widaæ w poruszeniach si³ê,

Promyk nadziei w spojrzenia œwiate³ku,

background image

47

Têcza radoœci mgli³a siê z jej czo³a.

le z nag³¹ zmian¹! Pojrza³a doko³a,

A wszystko przed ni¹ w rozpaczy i zgie³ku.

 

13

Ju¿ po Kaniowie straszna wieœæ lata³a:

Jak siê wzburzy³a Ukraina ca³a,

Jak zdrad¹ Gonty dobyto Humania,

Ile tam mordów, ile krwi rozlania;

Jak samo Lachów zda siê œcigaæ piek³o,

A nigdzie schrony przed czerni¹ zaciek³¹.

Skoro wieczorem powsta³y tumany

Od nasêpionej strony Zaporo¿a

I mglist¹ biel¹ os³oniona zorza

Z rózg¹ komety, jak lampa z³ej doli,

Gasn¹æ w ob³okach zaczê³a powoli;

Zdwoi³ siê w mieœcie przestrach nies³ychany:

G³uszej siê zda³y be³taæ Dniepru szumy,

Jêczeæ okropniej wichry Ukrainy

I groŸniej ciemnieæ sklepienia dêbiny.

Jak po cmentarzu nieme duchów t³umy,

Snuj¹ siê milczkiem po ulicach miasta

T³umy mieszkañców trwog¹ omroczone;

A wieszczba klêski, w któr¹ pojrzysz stronê!

Tam dzieciê pyta: Sk¹d ten tuman wzrasta

I w takie kszta³ty miesza siê olbrzymie,

Jak Lucyfera wojsko w piek³a dymie?

Cytnê³a matka; wywró¿yæ siê lêka.

Dwóch siê przyjació³ zbieg³a oto rêka -

background image

48

I zimno œmierci ich uœciski ziêbi;

Dwojga kochanków spotka³o siê oko -

I mêty œmierci widaæ w spojrzeñ g³êbi,

I jêki œmierci z westchnieniem siê wlok¹.

A topielicy skrwawione widziad³o,

W skrwawionej szacie, ze skroni¹ rozpad³¹,

Ci¹gle Kaniowa przelatuje bruki,

W dziwniejszych ruchach, z dziwniejszymi huki:

Jak co siê wyrwa³ z ³ona ziemi matki,

Nieprzetoczone unosz¹c ostatki:

Bo jak nad trupem kr¹¿¹ nad ni¹ kruki.

 

14

Z rêkami w niebo p³aka³ lud skruszony

Œród poœwiêconych sklepieñ Wszechmocnego:

Œciany œwi¹tyni wtórzy³y p³acz jego,

Ksiê¿a œpiewali pokutnymi tony.

Kaniowskich dzwonnic jêcza³y wci¹¿ dzwony,

W ka¿dym o³tarzu œwiat³a wci¹¿ pa³a³y.

Nieocenione s³ano zewsz¹d wota

Z drogich kamieni, ze szczerego z³ota.

Wielkie ofiary, bo i strach niema³y!

P³akali wierni, p³akali niewierni.

Wprzódy ni¿eli noc barwy poczerni,

Dzieci Solimy przed ark¹ bo¿nicy,

Bez p³ci ró¿nicy, bez wieku ró¿nicy,

Upadli na twarz, w pogrzebowej bieli,

Jakby od gniewu Bo¿ego olœnêli,

I w pyle ziemi czo³a ponurzywszy,

background image

49

Podnieœli g³ucho lament ¿a³oœliwszy,

NiŸli go s³ysza³ œwiata wiek daleki

Na obcych brzegach babiloñskiej rzeki.

I ³zy Dawida z ich siê ócz pola³y.

Szczere to p³acze, bo i strach niema³y!...

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

Syny mej ziemi, o rodacy mili!

Wy szczerej wiary nie dacie poecie

I sami pojrzeæ na przysz³oœæ nie chcecie,

Na ucztê d³ugo t³umionej swobody.

Wasi dziadowie widzieli te gody!

Dwory ich by³y smutnymi œwiadkami,

Ach, zapomnianej zbyt prêdko igraszki.

Kiedy ze stal¹, jak z zemsty ¿agwiami,

Krew ¿ywej piersi lano w trupie czaszki

I ka¿d¹ ³ezkê na pana wylan¹

Jej dymi¹cymi kroplami sp³acano.

 

15

D³ugo, zbyt d³ugo myœlom zostawiona,

Sta³a u okna m³oda rz¹dcy ¿ona.

Czy nie z³y wicher szepta³ ci, Orliko?

Masz w oczach radoœæ, ale radoœæ dzik¹.

Ciê¿kieœ westchnienie na ³ono stoczy³a:

Jakby w obawie, aby skrytoœæ ca³a,

Któr¹œ w milczeniu tak d³ugim warzy³a,

Wczeœnie przestraszyæ œwiata nie zechcia³a.

„Ho-ha!” Bicz klasn¹³, brzêknê³y ³añcuchy,

Opad³y mosty, bruk zagrzmia³, bicz klaska,

background image

50

Roœnie po zamku, zbli¿a siê grzmot g³uchy:

„Ho-ha!” Bicz klasn¹³, stanê³a kolaska.

Raduj siê, zamku! rz¹dca wesó³ wróci³,

Widaæ, ¿e drogê prêdk¹ jazd¹ króci³,

Bo z wszystkich koni tak siê opar dymi.

Ale z wieœciami powróci³ dobrymi.

Skoro pomówi³ z kaniowskim starost¹,

Wnet wyprawiono dwa oddzia³y na raz:

Jeden z nich Szwaczkê mia³ otoczyæ zaraz,

A drugi ci¹gnie do Kaniowa prosto.

Pan wojewoda z Gont¹ koñczy dzie³o[8];

Wko³o szubienic stawia tysi¹cami;

Opatrzne oko zesz³o ju¿ nad nami,

By kres bezbo¿nej swawoli wytknê³o!

Jemu wiêc do snu ufnie zdajcie ¿ycie

I w ³o¿a wasze wstêpujcie spokojnie,

Bo w œwietle szczêœcia oczy otworzycie;

Zaœniecie z wojn¹, wstaniecie po wojnie!

Otó¿ i nowy goniec pêdem zmierza.

Coraz pomyœlniej. Przybiega z oddzia³u,

Co œledzi³ Szwaczkê u Rosi nadbrze¿a:

Bez has³a bitwy, bez jednego strza³u

Znik³ on z obozem, jakby wpad³ do ziemi;

I tak bez œladu, ¿e nasi, zdumiali,

Ju¿ nie wiedzieli, gdzie go szukaæ dalej,

A¿ go odkryto miêdzy lasy tymi:

I wkrótce przyjdzie do rozprawy z nimi.

Lecz mêstwu naszych mo¿na ufaæ œmiele,

¯e to spotkanie kres po³o¿y wojnie.

background image

51

Wiêc dzwony, dzia³a niech g³osz¹ wesele!

A zamek z miastem zasypia spokojnie.

 

16

Ju¿ w g³uchej nocy opóŸnion¹ porê

Przyæmiona lampa s³abo siê roz¿arza;

Tak po miesi¹cu okna ró¿nowzore

B³yszcz¹ w kaplicy poœrodku cmentarza.

£o¿e ma³¿eñskie zap³onione blado

Œwiat³em, co mdla³o, bucha³o, znów mdla³o,

Tak siê w pó³cieniach dziko wydawa³o,

Jakby to ³o¿e, gdzie umar³ych k³ad¹.

Po dniowym trudzie ma³¿onek œpi mocno:

Zmru¿onym okiem po co ¿ona czuje?

Czy jak duch dobry jego snu pilnuje?

Zegar wybija dwunast¹ pó³nocn¹.

„Czego to, gdzie to dzwony uderzy³y?” -

Porwa³ siê nagle rz¹dca przebudzony.

„Zda³o siê tobie; to zegaru dzwony.”

I oczy rz¹dcy znów siê snem zakry³y.

Ale poczwara, przeczucie z³owrogie,

Pod snu zas³ony z³oœliwie siê wkrada

I z bezzasadnych cierpieñ duszy rada,

Niewieœci¹ w mê¿u ci¹gle budzi trwogê.

„Czego to tr¹by tak nagle zagra³y?” -

„Ach, Pan Bóg z tob¹! œwiat jak umar³ ca³y,

To zabrzêcza³a mucha obudzona.”

I znów od zmys³ów pop³oszone zgie³ku

Cichn¹ce czucia wróci³y do ³ona;

background image

52

Tak zgraja piskl¹t od kani sp³oszona

Tuli siê ufnie w matczynym skrzyde³ku.

Usn¹³. Rz¹dczyni wci¹¿ mruga powieka:

Jak góra westchnieñ ciê¿kie dla niej ³ono;

I serce rwie siê, jakby je mêczono,

I pot gwa³townych miotañ j¹ ocieka.

Có¿ to tak przykro podra¿nia jej oczy?

Czego¿ pot md³oœci z jej siê lica toczy?

Jaka¿ na pierœ jej mogi³a siê t³oczy?

Czy to nie szatan igra z ni¹ w bezeœnie,

By owoc, którym pierœ przeklêt¹ p³odni,

Wyko³ysany jej myœlami wczeœnie,

Stan¹³ dojrza³y na skinienie zbrodni?

Jaœniej i jaœniej b³yszcz¹ca Ÿrenica

Razem w powiece pe³no siê rozœwieca.

Podnios³a g³owê; wy¿ej, jeszcze wy¿ej.

Zyzem nasamprzód przeszy³a œpi¹cego;

Potem swe oczy do ócz mê¿a zbli¿y

I d³ugo, trwo¿nie bada ruchów jego:

Ostro¿n¹ rêk¹ serca w piersi bada:

Na piersi jedna, skryta druga rêka.

Patrzy na oczy, wstaje i usiada.

Znalaz³a serce, wstaje i uklêka.

Mignê³a w rêku b³yszcz¹cym ¿elazem.

M¹¿ siê obudzi³ i zawo³a³ razem:

„O, jak¿e sny miê strwo¿y³y niemi³o!

Jakby siê w zamku razem zapali³o,

Tak¹ mniema³em widzieæ b³yskawicê.

A twoje czego tak b³¹dz¹ Ÿrenice?

background image

53

Ciebie zmiesza³o moje pomieszanie.

By³ to sen tylko. Prawda, sen niemi³y:

Ale te myœli, co miê w dzieñ k³óci³y,

Wróci³y na noc. Spij ju¿, œpij, kochanie.”

A wiêc usnêli. Biada temu, biada!

Kto nazbyt ufny w trwo¿n¹ cnotê ludzi,

Przy swoim sercu, w swym ³o¿u uk³ada

Serce zatrute œmierteln¹ obraz¹.

Usn¹³; a w rêku ma³¿onki ¿elazo.

Bóg¿e wie, kiedy i gdzie siê obudzi!

 

17

Pono, nie we œnie rz¹dcy bi³y dzwony,

Nie we œnie rz¹dcy tr¹by gra³y g³oœno,

Nie we œnie rz¹dcy p³onê³y po¿ary:

Trudno jest poznaæ œród nocy zgêszczonej,

Ale nad miastem jakieœ dymy rosn¹

I zas³yszane wr¹ tam jakieœ gwary.

„Czy¿ zaraz ka¿de ma trwo¿yæ zjawisko?

Milczenie nocy jest nocy kap³ank¹,

Milczenie nocy jest marzeñ kochank¹,

W niemym jej ³onie pró¿nych mar siedlisko.

Com wzi¹³ za orê¿, za têtnienie koni,

Ani to konie, ani b³ysk orê¿y.”

Szyldwach zamkowy, gdy oko snem ciê¿y,

Tak sobie myœla³ i usn¹³ na broni.

Lecz zawsze b³yska, lecz zawsze coœ dzwoni,

Niby blask stali, niby têtent koni;

I coœ siê wznosi podobne do huku -

background image

54

Tutaj przed zamkiem, a tu ju¿ po bruku.

Razem zagrzmia³o, wrzas³o, zabrzêcza³o:

Zgin¹³eœ, zamku! Piek³o siê zaœmia³o!

Bramy rozbite, stra¿ wyciêta w chwili;

A hajdamacy w zamek siê wt³oczyli

I w tej¿e chwili srogoœæ rzezi ca³a

Z blaskiem po¿aru wko³o siê rozla³a

Œród nocnej ciszy: wœciek³ych wrzasków wrzenie,

Têtent konnicy, brzêk broni, dzia³ grzmienie,

£upanych murów, baszt r¹banych trzaski,

Krwawe maszkary widne z ka¿dej strony,

Po¿ogi wiatrem rozdymanej blaski,

Czarny sklep nieba ³unem zakrwawiony,

Dzwony kaniowskie jêcz¹ce donoœnie -

Wszystko to razem wszczê³o siê i roœnie:

A g³os wata¿ki9 ryczy nieprzerwanie.

Wszak¿e to nie jest Nebaby wo³anie.

 

18

Tak drogiej chwili piek³o mu zazdroœci;

¯art sobie z jego zrobi³o wœciek³oœci,

Biesiadê w zamku Szwaczce przeznaczy³o.

Ju¿ wojsko zbieg³e têtnia³o daleko,

Gdy mu siê oko we œnie wytrzeŸwi³o

I zab³yszcza³o pod w¹sk¹ powiek¹.

Jak¿e siê ciê¿ko, jak wœciekle zadumia³,

Gdy siê sam ujrza³ na tê puszczê ca³¹!

Dzie³em to czarów z pocz¹tku rozumia³:

¯egna³ siê, ¿egna³ -nic nie pomaga³o.

background image

55

Teraz, jak by³o, pozna³ rzeczywiœcie:

I wnet pogoni¹ chcia³ lecieæ, za nimi;

Ale mu œladu nie da zwiêd³e liœcie,

Wiêc siê drogami puœci³ pewniejszymi:

.Wprost do Kaniowa. Skrycie tam przyby³y,

Dla wrz¹cej czerni by³ to goœæ zbyt mi³y.

Bez trudu krwawe uiœci³ zamys³y;

A wiód³ rzecz swoj¹ tak skrycie, tak œmiele,

¯e skoro zorza pó³nocne zab³ys³y,

Ju¿ go ujrzano na powstañców czele:

I bramy zamku pod szturmem rozprys³y!

A tak i na tych, co go odst¹pili,

I na Polakach mœci siê w jednej chwili.

 

19

„Hej, dzieci, dalej na pañskie komnaty!” -

Ryknê³y miedzi¹ atamañskie p³uca,

A jak grzmot dzia³a gradem œmierci rzuca,

Tak czerñ rozjad³a rzuci³a siê t³umem

Z piskiem wœciek³oœci, z g³owni skrz¹cych szumem

Na drzwi, na dachy, na œciany, na kraty,

A stare echo zawy³o z przestrachu,

Kiedy po ca³ym rozleli siê gmachu

Drzwiami, oknami, wy³omami dachu.

„A teraz, dzieci, na rz¹dcy pokoje!

On, widzê, zamkn¹³ przed nami drzwi swoje!”

Ale jak si³¹ poparli drzwi ca³¹,

Runê³y z dŸwiêkiem przykrego gwizdnienia -

Jakby je ¿ywcem wyrwano z korzenia.

background image

56

Czemu¿ ten Kozak, co wprzód skoczy³ œmia³o,

Jak œmia³o skoczy³, tak siê cofn¹³ z trwog¹?

Có¿ to ma znaczyæ ta w ciele diablica?

Ona nie s³yszy, nie widzi nikogo:

Takie spokojne jej oko i lica.

Przed ni¹ trup le¿y w rozrzuconym ³o¿u;

W rêku nó¿ trzyma, krew pieni po no¿u;

A na niej ca³ej skrwawiona koszula.

Ona j¹ bierze, macza w trupa ranê

I ¿mie j¹ niby, i niby wypiera,

Potem martwego poœciel¹ otula,

Wymawia z cicha s³owa ucinane,

Zbroczonym p³ótnem ca³a siê wyciera

I wolnym krokiem idzie do zwierciad³a.

Stanê³a z lamp¹ w rêce konaj¹c¹,

Spokojna - tylko oczy siê jej m¹c¹.

Czerñ rozjuszona w³aœnie wtedy wpad³a,

Gdy w tej postaci sta³a u zwierciad³a.

I konaj¹ce potêpieñca oczy,

Gdy je œmieræ grzeszna pod swe bielmo toczy,

Ju¿ oblê¿one katów piek³a zgraj¹,

Piekielnych krain witane ju¿ cieniem -

Nic groŸniejszego widzieæ nie zdo³aj¹

Przed ostatecznym na wieki zgaœnieniem.

Ta wpó³ kobieta, wpó³ grobów maszkara,

Z gasn¹c¹ lamp¹ w rêkach ubroczonych,

Jak gdyby z gwiazd¹ swych dni policzonych;

Ten Kozak za ni¹, co jak zbrodni kara,

Choæ piêtnem mordu cechowany ca³y,

background image

57

Przecie¿ niewolnie staje os³upia³y

Przed okropnoœci¹ z³oczyñców sumienia;

Ten blask po¿aru; skrwawione t³o cienia;

A ci mordercy, co w g³êbokiej dali

Pomiêdzy noc¹ orê¿em b³yskali:

Prawdziwy obraz pieczar potêpienia!

 

20

„Dalej¿e, dzieci! a wam co siê sta³o?”

By³ to g³os Szwaczki œwie¿o przyby³ego,

Gdy pozierano po sobie nieœmia³o.

A choæ na chwilê stan¹³ i g³os jego,

On by siê zaœmia³ do diab³a samego.

„Ho, ho! nie wiecie, co to za diablica,

Nie wiecie tego - a mój nó¿ odgadnie.

Patrzcie, jak we krwi sk¹pa³ siê ju¿ ³adnie!

A choæ tak we krwi, jeszcze siê rozœwieca!

Stój¿e mi, widmo! nó¿ to doœwiadczony

I poœwiêcony, i dobrze ostrzony.

Rzuæ go na wicher, co tañczy po drodze,

A gdzie siê krêci³, œwie¿¹ krew zobaczysz!

Je¿eli tylko dotrzymaæ mi raczysz,

W Bogu nadzieja, dobrze ciê ugodzê!”

Nó¿ b³ysn¹³, gwizdn¹³... Po niewieœcim jêku,

Po smutnym lampy rozbryŸnionej dŸwiêku -

G³ucho i ciemno. Kozacy zdumieli

Jeszcze krwawego widma nie pojêli,

Kiedy ryk Szwaczki rozleg³ siê olbrzymi:

„Podajcie g³owniê, co siê ot, tam dymi!

background image

58

Zniknê³a larwa, to jej œlad te plamki...

Przyœwiecaj lepiej... bli¿ej... tu, do klamki...

Znaæ otwiera³a... wysz³a tymi drzwiami.

Ju¿ to nie diabe³, co uciek³ przed nami!”

O, zmykaj, zmykaj! W zbrodniach tobie równi

Œcigaj¹ ciebie przy iskrz¹cej g³ówni.

Skopcony ogniem, krwi¹ ofiar ociek³y,

Toczy siê Szwaczka przed rozjad³¹ zgraj¹:

Tu jego usta „³amaæ drzwi!” wyrzek³y -

I tu drzwi nowe z zawias wypadaj¹.

D³ugo trwaæ bêdzie ta igraszka dzika:

Ci dobrze goni¹, ta dobrze umyka.

Zbestwiona pogoñ drzwi po drzwiach wysadza:

Tu ju¿ stracili, tu znów krew j¹ zdradza,

Skoro o œcianê oprze siê jej rêka;

Tu drzwi ³upnê³y, tu zasuwa brzêka;

Tu biegiem skorszym zbudzi³a pod³ogê;

Tu prawie s³ychaæ, jak serce jej bije:

Tu j¹ dokona przeznaczenie srogie,

Niech tylko drzwi te wyprze ramiê czyje -

Ju¿ to ostatni przytu³ek za niemi,

Chybaby szatan schowa³ j¹ do ziemi!

1 Czahar - las drzew rozmaitego gatunku. 

2 Obóz przeprawia³ siê Szwaczki - jest to prawdziwe nazwisko kaniowskiego mieszczanina, który tam¿e robi³ powstanie

w r. 1768. 

3 Leæ do starosty: on œród Bohus³awia Poi gromady, rozstrzeliwa baby -Miko³aj Potocki, banita, starosta kaniowski i

bohus³awski. Jest to jedna z osób ¿yj¹cych w podaniach gminu. Jego ¿ycie, bezprawia, póŸniej pokutê opowiadaj¹ w tysi¹-

cznych szczegó³ach. S¹ pieœni o nim, o. jego mi³ostkach i okrucieñstwach. Jeszcze teraz mo¿na znaleŸæ starców, którzy go

znali osobiœcie; a powieœæ ich, lubo nie w tak dalekie przenosi siê czasy, ale w jak¿e dalekie od nas obyczaje i zdarzenia!

Starosta kaniowski le¿y w Poczajowie i jego cia³o pokazuj¹ ze szczególn¹ atencj¹ miejscowi ksiê¿a bazyliani. On to wsku-

tek pokuty za nabrojone w Ukrainie sprawki pyszny ten klasztor wydŸwign¹³ i nada³.

4 Futor - zagroda na ³¹ce lub poœród lasu, w pewnym oddaleniu od wioski. 

5 Ju¿ ja siê pewno toi nie napijê - toja, u botaników: tojad mordownik. W³asnoœci jego narkotyczne uwa¿a lud pospolity

za lekarstwo na smutki. 

background image

59

6 Ten bajrak, czy wiecie - bajrak: las zaros³y œród w¹wozów.

7 Krêtym jarem - jar: w¹wóz. 

8 Pan wojewoda z Gont¹ koñczy dzie³o -wojewoda Stempkowski poskromi³ bunt ukraiñski. Trzeba wyznaæ, ¿e kary nie

ustêpowa³y w srogoœci zbrodniom przestêpców; one rozj¹trzy³y jeszcze bardziej, ni¿ przestraszy³y, lud ukraiñski.

9 A g³os wata¿ki - wata¿ka: herszt.

background image

60

CZÊŒÆ TRZECIA

 

l

Gdzie¿ jesteœ, duchu Nebaby?

Zjaw mi siê znowu; znowu œpiew ci wznoszê.

Za te nikczemne, œwieckie powaby

Mienia³em, wietrznik, duszne me rozkosze:

I oto z wstrêtem przesytu,

Obojego tu³acz bytu,

Nie wiem, gdzie siê dziœ obrócê,

Jak mojej pieœni donucê!...

Burze serca, burze losów

Og³uszy³y miê na chwilê!

Losy piorunowa³y tyle!

Oby³em siê z groz¹ ich ciosów.

I serce tyle wichrzy³o,

Tak kocha³o, tak mi bi³o,

¯e ju¿ omdla³o - czczoœæ, mg³ê zostawi³o.

W tej czczoœci, w tym omdleniu

Œwiat tobie, memu marzeniu!

Jesteœ wiêc ze mn¹! witam ciê, o cieniu!

A z ³omu gruzów, œród morderców gwaru

Wznosi siê szatan falami po¿aru

I w równi trzyma na wadze zniszczenia

background image

61

Rozkosze zemsty i zbrodni cierpienia -

Daj¹c mi porê, bym w czasie cofnionym

Puœci³ wzrok wieszczy za jezdcem zgubionym:

Otom go znalaz³ i oto go wiodê

po zas³u¿on¹ jego dzie³ nagrodê.

 

2

Niepomnych czasów nieznana mogi³a

W cieniach gêstego lasu siê ukry³a.

Nad boki mszyste, nad jej szczyt okr¹g³y

Odwiecznym cieniem sklepienia siê sprz¹g³y

Ze sklepem dêbu, co z lasów zaroœli

Strzela³ swym szczytem widniej i wynioœlej

Ni¿ wie¿a £awry z³otem b³yskaj¹ca[1]

Poœrodku dzwonnic kijowskich tysi¹ca.

Starszy brat s³awnej puszczy £ebedyna,

Niejednej puszczy plemiê on zaczyna;

Bo burza nieba i czasu wstrz¹œnienia

Tak siê po jego przesuwa³y szczycie,

Jak tej piastunki, co chce uœpiæ dzieciê,

Zmyœlone groŸby i g³aszcz¹ce pienia.

Czy spiek³e lato piorunami sieje,

Czy p³aszcz jesieni mg³ami siê odyma,

Czy w nagich borach mroŸna iskrzy zima,

Korona jego ci¹gle zielenieje;

Niby m¹¿ wieków w mogile tej le¿y,

Niby myœl jego, w kszta³t drzewa odziana

I bohatersk¹ posok¹ podlana,

Piastuje wieniec chwa³y, zawsze œwie¿y.

 

background image

62

3

Nebaba, senny, pod nim odpoczywa:

Wpó³zwiêd³y trawnik jest kobiercem ³ó¿ka,

Namiot z ga³êzi, ze mchu pnia poduszka:

Przykry œwist puszczy piosenkê mu œpiewa.

A kozackiego wartownik pos³ania,

Koñ tylko wrony, trêzlami podzwania.

Po miejscu wspomnieñ, po mê¿a postawie

Mo¿na by myœleæ, ¿e duch bohatyra,

O którym marzy ukraiñska lira,

Tu, w pe³ni ¿ycia, zmartwychwsta³ na jawie.

Ale œpi¹cego zajrz¹c wspania³oœci,

Snu atamana niech nikt nie zazdroœci.

Wejrzyj na lice: w ich siê ruchu kréœli

Ca³a mêczarnia skrêpowanych myœli.

Zdawa³o mu siê widzieæ ogieñ z wie¿y:

Dosiada konia - zebraæ swój szyk bie¿y;

Ale na miejscu Kozaków obozu

Spotyka stado wilków œród w¹wozu!

Wtem g³os Orliki, jakby gdzieœ za gór¹...

Spieszy ku niemu; œwiat³o, co b³yszcza³o...

To Ksenia w oczy patrzy mu ponuro;

I kruków kilka w uszy zakraka³o.

Zla³ go pot rzêsny; wymkn¹æ siê im sili,

A¿ on harcuje na ¿elaznym prêcie...

Tu go przestrachu ocknê³o wstrz¹œniêcie.

Lecz có¿ postrzega w przebudzenia chwili?

 

background image

63

4

Cz³owiek spokojnie siedzia³ sobie z boku:

Z brody sêdziwej lata widaæ mnogie,

A ¿e nie widzi, z zapad³ego wzroku.

Trzyma³ na nodze za³o¿on¹ nogê;

Na niej wspar³ lirê i tonów próbowa³,

Niby przypomnieæ piosnkê usi³owa³.

Kamrat, Nebabie nie bardzo przyjemny.

Wiêc z góry krzyknie, ku starcowi skoczy:

„Dziadu! kto jesteœ? co robisz w tym borze?”

Z wolna, drwi¹c prawie, odpowiedzia³ ciemny:

„Jak mowa groŸna, taka twarz byæ mo¿e;

Dziêkujê Bogu, ¿e mi wydar³ oczy.”

I znów spokojnie wzi¹³ siê do brz¹kania,

Jakby wszystkiego zby³ t¹ odpowiedzi¹.

„Nikt ¿artem nie zby³ mojego pytania!

Bóg ciê tu przyniós³, diabe³ nie wyniesie!

Starcze, kto jesteœ? co robisz w tym lesie?”

I si³¹ starca pochwyci³ niedŸwiedzi¹,

Ale w krwi zimnej lirnik jednakowy:

„Puœæ! strunê urwiesz, a nie kupisz nowej.

Gdym ju¿ tak bardzo nieprzyjemny tobie,

Ty widzisz dobrze, jam œlepy na obie:

To zamiast gniewów i tego ha³asu

Na trakt ubity wyprowadŸ miê z lasu

Albo miê przeproœ, daj grosz jaki w rêkê -

A na dobranoc us³yszysz piosenkê.” -

„Diabe³, nie œlepiec; w miejscu odpowiedzi,

Niezlêk³y groŸb¹, jak z kamienia siedzi” -

background image

64

Pomyœla³ Kozak, skrycie siê uœmiechnie,

Bo ju¿ i gniewu uniesienie cichnie.

„Czemu to, œlepcze, nie masz przewodnika?” -

Ju¿ ³agodniejszym zapyta³ siê g³osem.

Dziad siê uœmiechn¹³. „Hm! - mrukn¹³ pod nosem -

U mnie to kostur, co u kogo pika.

W s³otê, w pogodê, czy to dniem, czy noc¹,

Ca³¹ Ruœ przejdê za jego pomoc¹.

A od Kaniowa a¿ do samej Smi³y

Wszystkie pod rêk¹ poznam ci mogi³y;

Pieñ tobie ka¿dy poznam nad m¹ drog¹,

Ka¿d¹ murawkê, co nast¹piê nog¹.

Ale kiedym siê odbi³ od kamratów

I tutaj blisko smacznie odpoczywa³,

Ktoœ mi dziadowskich pozazdroœci³ gratów

I skrad³ kostura. Prawda, by³ okuty,

Stanie za szablê. Czyœ siê ju¿ przegniewa³?

D³ugi gniew grzechem. No, bêdê ci œpiewa³

Na zgodê; tylko daj mi dwie minuty,

¯e sobie lirê do g³osu nastrojê.

O! wszêdzie, wszêdzie lubi¹ pieœni moje.”

Nebaba ani zezwala, ni wzbrania,

Wiêc lirnik zacz¹³ po chwili brz¹kania.

 

5

„Wyp³yñ, wyp³yñ zza ob³oku!”

I nagle urwa³ w samym pieœni toku.

„Trzeba, bym wprzódy rzecz powiedzia³ ca³¹.

Historia d³uga, si¹dŸ tu, rzuæ ratyszcze[2]:

background image

65

D³uga, lecz pewnie tw¹ pochwa³ê zyszcze.

Gdzie siê to dzia³o i z kim siê to dzia³o,

Trudno jest wiedzieæ - niekoniecznie wreœcie.

Mo¿e i nie chcesz. Doœæ, we wsi czy w mieœcie

By³a dziewczyna z niepe³nym rozumem.

Dawno chodzi³y wieœci miêdzy t³umem:

¯e nad jeziorem, w zaros³ej ustroni,

Kiedy siê wszyscy w chatach spaæ pok³ad¹,

A noc na niebie b³yœnie gwiazd gromad¹,

Jasny latawiec sp³ywa ogniem do niej.

Wszyscy to pletli, wszystkich to bola³o,

¯e o tym cudzie wiedzieli tak ma³o.

Ale z szatanem niebezpieczna sprawa.

A by³ tam ch³opiec, sztuczka œmia³a, ¿wawa.

Brz¹kn¹æ w bandurkê, przylgn¹æ do dziewczyny,

Wywin¹æ tañca, coœ sp³ataæ - jedyny.

Jak siê rozszala³ z drugimi ch³opaki,

Przyrzek³, ¿e diab³a na schadzce dostrze¿e;

I dostrzeg³. Czego¿ nie doka¿e taki?

Ka¿dy to przyzna³ i ja temu wierzê.

Bo ob³¹kana drugiego wieczora,

Zamiast mi³ego czekaæ u jeziora,

Dusz¹ i cia³em ch³opaka siê trzyma.

A¿ niezabawem i ³ono siê wzdyma...

I gdy ju¿ o tym pe³ne kumów uszy,

Ktoœ wyj¹³ z wody dziewczynê bez duszy:

Po ¿wawym ch³opcu ni œladu, ni s³ychu.

Ró¿nie to ró¿ni gadali po cichu;

Choæ najpewniejsza utwierdza pog³oska,

background image

66

¯e ot, w tym wszystkim moc by³a czartowska!

Diablich mi³ostek mieszaæ nie wypada.

Ksenia... Ten jêzyk zawsze siê wygada!...

Szalona ¿yje. Ale choæ jak wprzody

B³¹dzi pomiêdzy i lasy, i wody,

I na noc ca³¹ przed gwiazdami siada -

Nikt jej nie œledzi, nikt jej tam nie bada:

Bo, niechaj z nami zostanie Duch Œwiêty,

W cia³o niebogi wsadzi³ siê bezpiêty.

Ale dojrzano kwitn¹ce paprocie,

To i jej pieœni s³yszano w ciemnocie.

Bêdê ci œpiewa³, jakem nauczony.”

I nuci³, w liry uderzaj¹c strony:

„Wyp³yñ, wyp³yñ zza ob³oku,

Po b³êkitnym przeleæ niebie!

Ja, kochanka, wzywam ciebie!

W lasów ciszy, w nocy mroku.

Ho-hop, ho-hop! wzywam ciebie!

G³ucha ciemnoœæ wioskê kryje;

Zgas³ kaganek w oknie chatki;

Sen zaklei³ oczy matki:

Moje serce bije, bije,

Do twojego serca bije!

O pó³nocnej wysz³am porze,

Na burzliw¹ nie dbam porê;

Skoro mi blask luby gore,

Niechaj zgasn¹ wszystkie zorze!

Ca³¹ noc przesiedzê w borze!

Kiedy promieñ twych warkoczy

background image

67

Sp³ynie na ob³oki sinie,

Ziemia z³otym dniem op³ynie;

A mnie dusza, a mnie oczy,

A mnie serce szczêœciem sp³ynie!

Ho-hop, ho-hop!... ja, kochanka,

W lasów ciszy, w nocy mroku

Radam do samego ranka

Wywo³ywaæ ciê z ob³oku.

Ho-hop! sp³yñ do mego boku!

W koñcu najpiêkniej; chcesz, to ci powtórzê:

„Ho-hop, ho-hop!...””

I musia³ stan¹æ. Z ócz Nebaby b³ysku

Dawno ju¿ widaæ, co tam w myœli chmurze

I gromowego jak blisko pocisku.

Zdaje siê, brak³o ruszenia lub s³owa.

Szczêœliwa dot¹d, widaæ, stara g³owa.

Ale w tej chwili schwyci³ go za ramiê,

¯e mu, jak szatan, musia³ wypiec znamiê:

„Jak mi raz jeszcze to „ho-hop” zawyjesz...

S³uchaj, przeklêty! czy ju¿ nadto ¿yjesz?”

Nie móg³ dokoñczyæ, bo r¿enie wronego

Wezwa³o nag³ej obecnoœci jego:

Skoczy³ od starca, b³ysn¹³ w rêku pik¹

I prêdzej gêstw¹ przemyka³ siê dzik¹.

 

6

A koñ, jak wryty, stan¹³ niespokojny:

To wzrok zaiskrzy i nozdrze rozszerzy,

To znowu zar¿y, kopytem uderzy,

background image

68

Jakby go tchnienie obwiewa³o wojny.

Nic tu nie widaæ, nie s³ychaæ nikogo;

Chyba siê listek odezwie pod nog¹.

„Lecz karosz jeszcze nie trwo¿y³ miê pró¿no:

Nieostro¿nego i Bóg nie uchowa³;

Z³e siê przechodzi pod postaci¹ ró¿n¹...”

I do lirnika myœli swe skierowa³:

„Trzeba go zbadaæ, podobno to zdrada,

Bo choæ siê dziadem i œlepym powiada,

Te drwi¹cym œmiechem wykrzywione usta,

Jeœli nie diab³a, zdradzaj¹ oszusta.

Ten g³os donoœny, sama broda bia³a,

Œlepota nawet coœ mi siê nie zda³a.

Patrz, jak us³ucha³! a przeciem mu wzbroni³!

Jakby we dzwony swoje „hop” zadzwoni³!

Trza go nauczyæ, choæ to siwa g³owa!

Niech dla weselszych swoje ¿arty chowa!”

 

7

Ju¿ Kozak drogi do drzewa mia³ ma³o,

Kiedy w gêstwinie jeszcze siê zaœmia³o.

Teraz bezpiecznie szukaj go z latarni¹!

Doko³a pusto: wszystko siê œciszy³o,

Jakby lirnika ni liry nie by³o,

I kwiat, gdzie siedzia³, wsta³ ju¿ miêdzy darni¹.

Sta³ Ukrainiec i w d³ugim podziwie

Po razy kilka pobo¿nie siê ¿egna³:

Jeœli to szatan, ¿eby go krzy¿ przegna³;

Jeœli szpieg, w starca przebrany k³amliwie,

background image

69

¯eby móg³ znowu dostaæ go do rêku!...

Lecz gdzie go œledziæ, ¿e tak wko³o g³ucho!

Ukl¹k³, przy³o¿y³ do mogi³y ucho:

Têtnienie konia s³ychaæ w ziemi stêku.

Ha! myœl szczêœliwa krêci siê po g³owie:

Oko najlepiej z tego dêbu powie.

Wsta³; ale jeszcze uchem wiatru schwyta³,

Raz jeszcze okiem gêstwiny zapyta³ -

I pod mszystymi znikn¹³ ga³êziami:

Tu pika b³yszczy, ko³pak czerwienieje,

A tu, po dêbie, coraz bli¿ej wierzchu,

Gdzieniegdzie ga³êŸ szeleœnie czasami -

A¿ oto razem postaæ zajaœnieje,

Gdzie sam szczyt drzewa tonie w ogniach zmierzchu.

 

8

Darmo Nebaba wodzi orlim wzrokiem

Nad ró¿nolistnym gêstych puszcz ob³okiem,

Darmo okr¹¿a po polu szerokiem.

Zawsze w pustynie czczoœci wzrok zapada:

Ani kurzawy po dro¿ynie dziada.

Jak tylko zajrzeæ, woko³o tumany,

Snuj¹ siê jary, wstaj¹ w pi¹trach wzgórza;

Œród nich gdzieniegdzie lasek siê zachmurza;

B³yszczy dnia reszt¹ dach zamku blaszany;

B³yszczy na prawo Dniepr do³em rozlany.

W b³êdnej z tysi¹cznych wêz³ów pl¹taninie

Liczne siê drogi na lewo rozbieg³y:

To skrêtnym wê¿em pe³zn¹ po wy¿ynie,

background image

70

To siê jak wstêga snuj¹ po równinie,

To w paszczach jaru gin¹ niespodzianie -

A¿ razem znikn¹ w dalekim tumanie.

Tak tu wyraŸny ten widok rozleg³y,

¯e zliczysz wszystkie przydro¿ne figury;

A oczy lepsze dostrzec nawet mog¹:

Gdzie jaki ¿ebrak ci¹gnie któr¹ drog¹,

Gdzie ko³o b³yska poœród py³u chmury.

A dnia ostatkiem zachód poz³ocony,

Pocieniowany lotnymi ob³oki,

Jest jak zwierciad³o tej ponêtnej strony,

Z ka¿dym jej cieniem, z wszystkimi uroki!

 

9

Kogo¿ ten widok, kogo nie zachwyci?

Kiedy nad otch³añ pognêbienia wzbici

Kr¹¿ymy po niej spojrzeniem wpó³-bo¿em,

A bli¿si nieba, czuæ wyraŸniej mo¿em,

¯eœmy na samym dwóch sfer pograniczu,

W swojej kolebki, w ojczyzny obliczu.

Weselsza dusza ¿ywiej tu promieni,

Jaœniej tu czyta w literach z p³omieni,

Którymi Wieczny w tle chaosu cieni

Do swej potêgi dziedzictwa j¹ wpisa³;

Sprzed tronu Boga g³oœniej tu dolata

Œpiew, co j¹ w ³onie wiecznoœci ko³ysa³;

G³uszej tu jêczy p³acz niskiego œwiata;

Na dó³, do ziemi smutku kwef ponury,

Na dó³ westchnienie, co zawichrza dusz¹,

background image

71

£zy, sercu ciê¿kie, na dó³ tu ciec musz¹ -

Jak nawa³nice i deszcze, i chmury

P³yn¹ do ziemi od niebieskiej góry.

 

10

Co to Nebaba tak myœli g³êboko,

Miêdzy ga³êŸmi oparty bez ruchu?

Czem’ tak zasun¹³ rozigrane oko?

Czy d¹b, gadu³a, szepce w jego uchu

Smutne powieœci o klêskach tej ziemi,

Gdy pod jej niebem sêp mordu ponury

Toczy³ cieñ trwogi skrzyd³ami krwawemi,

A z nim Tatarów nap³ywa³y chmury?

O, nieraz mo¿e na tym jego szczycie

Rozwiewa³y siê przestrogi znamiona[3];

Niejedno mo¿e ta z liœci zas³ona

Przed srog¹ œmierci¹ uchowa³a ¿ycie.

Nie; w zadumaniu cichem i g³êbokiem

Puœci³ siê Kozak swoich dni potokiem.

Po jego myœlach m³ody wiek przegania

W kwitn¹cych barwach œwietnego zarania.

Co za œwiat w ciszy rodzinnego sio³a!

Gdy dusza gra³a ogniami jutrzenki,

A wabna przysz³oœæ, jak wró¿ka weso³a,

W kolej nadziei uchyla³a wdziêki.

Jak wszystko pe³ne, jak tam wszêdzie mi³o!

Jak dzieñ sk¹pany w jeziorze rodzinnym,

Cicho, ponêtnie w marzeniach œwieci³o -

background image

72

Przesz³oœæ i przysz³oœæ, szczêœcie i niedole:

¯ycie - koñ wrz¹cy; œwiat - kwieciste pole!

Wzburzenia duszy, cierpkie serca bole,

Wszystko siê topi w uœmiechu dziecinnym:

£zê utrapienia ³za rozkoszy str¹ca;

I struna w tony rozliczne bij¹ca

Leniwiej smutne weso³ymi zmienia,

Jak jego umys³, swoje poruszenia.

Albo ten wieczór, ten ogieñ Kupa³y![4]

Po zwierciadlanej Bie³ozyria wodzie

Mkn¹ siê rybackie z kagankami ³odzie;

Niebo ciemnia³o, szyki gwiazd gêstnia³y,

B³êkitna fala sypa³a kryszta³y,

Szum sosen mrucza³ piosenkê ¿eglugi,

Muzyczn¹ miar¹ uderza³y wios³a:

Cyt! p³omieniami rozgorza³ brzeg drugi

I wrzawa dziewic zewsz¹d siê podnios³a.

We mgnieniu oka ucichli ¿eglarze,

Z³o¿yli wios³a: czó³na w okr¹g p³yn¹;

Ju¿ w oczeretach syknê³y gadzin¹.[5]

A brzegi kipi¹ w piosenkach i gwarze,

A tanecznice migaj¹cym cieniem

Snuj¹ siê ci¹gle przed wielkim p³omieniem.

Wtem zaczajona m³ódŸ nagle wypada.

Nebaba hukn¹³: „Zdrada, siostry, zdrada!”

Ju¿ po ba³wanie! Z wianków oberwany,

Z³amany le¿y. Skoñczy³y siê tany,

Uciêto œpiewy, a mœciwe dziewczêta

Ca³usem karz¹ œmia³ego natrêta.

background image

73

A te¿ pustoty!... Gdy wszyscy usnêli,

Widmo kobiety wysnu³o siê w bieli...

Dzik¹ piosenk¹ serce zaœpiewa³o,

Blask ob³¹kania strzeli³ ze Ÿrenicy:

Kozak na chwilê zni¿y³ skroñ œciemnia³¹,

Jakby chcia³ przetrwaæ, a¿ ucichn¹ pieœni,

A¿ mu natrêtne widziad³o siê przeœni.

Czy¿ taka pamiêæ pieszczot mi³oœnicy?

Darmo! nie œcieraj z czo³a mg³ê natrêtn¹,

Nie stawiaj myœli na spojrzenia warcie;

Raz jeden zbrodni wyciœnione piêtno,

Jak blask fosforu, czyœci siê przez tarcie.

Choæ w ca³un duszy twe siê oko wprz¹d³o,

Zawsze nieczystych miga siê w nim ¿¹d³o.

 

11

Inny Nebaba, bo z inn¹ ju¿ dusz¹,

Pomiêdzy borów majaczeje g³usz¹:

Grom namiêtnoœci mg³ê spojrzeñ rozœwieca,

Szyderski uœmiech kazi ho¿e lica;

Wszystko kipi¹ce, od serca pocz¹wszy

A¿ do rumaka, co go, gdzie chce, niesie;

Jak w duszy jego, posêpno w tym lesie;

Jak ¿¹dze jego, kraj tu coraz nowszy.

Z pi¹ter na pi¹tra, z gór na góry drze siê;

Za ka¿dym krokiem rosn¹ w nim têsknice,

Im lasy g³uchsze, wy¿sze okolice.

A¿ oto nowa zajaœnia³a chwila

I cienie troski ci¹gle mu umila,

background image

74

Jak noc wiecznoœci zorza zmartwychwstania.

Có¿ to za dziwna strona siê ods³ania?[6]

Tu, pod nogami, na równi poziomej,

Moszen spojrzeniem policzone domy,

Irdyñ drzymi¹cy w spleœnia³ej g³êbinie,

Wiecznie z wiatrami sporne oczerety;

Jak rozsypane zielone bukiety

Drzewa i sady, i gaje w dolinie.

Tam b³yskaj¹cy jasnymi zwierciad³y,

Tu w gard³a jaru jak w otch³añ zapad³y,

Dniepr tutaj ca³kiem skry³ siê w bór ponury,

A tu siê znowu wyla³ z bioder góry.

Dalej - piaszczyste, poz³ocone morze;

Dalej bór sp³ywa po spiczastym szczycie,

Podobny strzêpnej narodowca kicie.

A jeszcze dalej i dalej, i bli¿ej

Góra po górze, bór idzie po borze;

Tysi¹cem wêz³ów, tysi¹cami krzy¿y

Pl¹cz¹ siê, m¹c¹, rozchodz¹, zbiegaj¹

Niepoliczon¹, nieobjêt¹ zgraj¹

Wioski i grody, pustynie i laski,

Jary i góry, i ³¹ki, i piaski.

A coraz dalej stepy piasku bledsze,

A coraz dalej lasy b³êkitnawsze,

A coraz dalej dymniejsze powietrze

I nieba ni¿sze - a mg³y, a mg³y zawsze.

Ile¿ uniesieñ, swobody rozwinie

Jeden tu widok w jednej tu godzinie!

Gdzie ten wiatr wieje, gdzie ten ob³ok d¹¿y,

background image

75

Co tam za strony! gdzie w tumany sinie,

Wiecznie drzemi¹ce, fala Dniepru p³ynie?

Orze³ niech powie, co pod niebem kr¹¿y;

On wy¿ej buja i jego Ÿrenice

WyraŸniej widz¹ tamt¹ okolicê;

O Zaporo¿u niechaj on opowie,

Jak tam rozlegle panuj¹ koszowi;

Jakie tam wiecznie hulanki i wola;

To samo s³oñce jak tam rozpromienia

Porozsiewane gwarne ich kurzenia.[7]

A tabun pêdzi ze r¿eniem na pola,

A Zaporo¿ec na swobodnym koniu,

Jak jego myœli, ugania po b³oniu:

Jak wicher stepu jego pieϖ tak dzika.

A tam, po Dnieprze, ³ódka siê przemyka,

Lekka i chybka, i szybka jak fala

Leci za nurtem po szklannej równinie:

Wpad³a na poroh; ze ska³ siê przewala;

Zapad³a w g³êbiê... przepad³a... a¿ z dala

Pêka wód kryszta³, ³ódŸ jak ³abêdŸ p³ynie.

„Przesz³o, co by³o! i co bêdzie, minie! -

Ockniony z myœli ataman zawo³a -

A co byæ musi, niechaj siê ju¿ staje!

Kozacy têskni¹ i ogieñ goreje!”

Spuœci³ siê z dêbu na skrzyd³ach soko³a,

Na szumie wichru przemkn¹³ siê przez knieje;

Ju¿ pod bajrakiem i ju¿ has³o daje.

 

background image

76

12

Pozna³a has³o kozacza dru¿yna

W gêstwie bajraku dotychczas drzymi¹ca.

Lekkie gwizdnienie biegaæ w kr¹g poczyna

I ciszê zmroku powoli zam¹ca -

Ale nie g³oœniej jak szum miêdzy drzewy,

Gdy wstaje chmura nawalnej ulewy.

Prêdko, spokojnie wszystko siê odbywa;

Bo i pochodu m³odzie¿ niecierpliwa,

I atamana rozkaz wykonywa.

Nie œmie z³owiony koñ zadzwoniæ w pêta;

Nie œmie stal brz¹kn¹æ do boku przypiêta;

Natrêtna innym, ga³¹zka przydro¿na

Kozaczej czapki nie dotknie, ostro¿na.

A z jak¹ cisz¹ do zbroi siê brali,

Z tak¹, ju¿ zbrojni, z lasu wyjechali.

Czeka³ ataman ko³pakiem omglony;

Pod atamanem kopa³ ziemiê wrony.

Da³ znak, mo³odcy obwiedli go ko³em;

Podniós³ ko³paka, powiód³ œmia³ym czo³em:

„Panowie bracia, czas nam ruszyæ dalej!

Droga daleka, gwiazda siê ju¿ pali,

A zamek czeka z ³ó¿kiem i wieczerz¹!

Wiêc z Bogiem naprzód! niech koñ w pêcie d³u¿ej,

A no¿e we rdzy niech d³u¿ej nie le¿¹.

Szlak wiemy dobrze, choæ siê niebo chmurzy.

Aby d³oñ sprawna i pika niekrucha,

To za godzinê do Dniepru pop³ynie

W diable ochrzczona niewiernych psów jucha!

background image

77

Naprzód, Kozacy! spoczniem po godzinie!”

A nie chc¹c d³u¿ej rozwlekaæ siê s³owy,

Pokaza³ rêk¹ na ogieñ zamkowy;

Œwistn¹³ i wprzód siê wysun¹³ a¿ mi³o,

A wojsku chêci we dwoje przyby³o.

 

13

Niezbyt daleko jeszcze odjechali

I widaæ jeszcze przez mroku zas³onê,

Gdy œpiew siê ozwa³ w miêdzyleœnej dali.

Zwrócono oczy i uszy w tê stronê:

Pieœni znajome, ich s³owy z³o¿one.

Patrz¹, ciekawi, co siê dalej stanie,

Patrz¹ do lasu: ucich³o œpiewanie;

A¿ i dwóch jezdnych, sz³api¹c wolnym krokiem,

Zamajaczy³o miêdzy szarym zmrokiem.

Ile w ciemnoœci dopatrzeæ siê mo¿na,

Kozacza burk¹ opiêci siê zdaj¹

I d³ugie piki, zda siê, w rêku maj¹.

Ale we wszystkim trzeba iœæ z ostro¿na:

Na znak Nebaby czterech wyskoczy³o

Rozpoznaæ z bliska, co by to tam by³o.

 

14

Ju¿ powrócili; dobrze siê sprawiono:

„To niedobitki, ojcze atamanie!

Wielkie przy Mosznach by³o krwi rozlanie8;

Tabor tam naszych ze szczêtem zniesiono:

A tym dwom jakoœ to trzciny Irdynia,

background image

78

To okoliczna pomog³a pustynia,

¯e siê wymknêli, upatrzywszy porê;

Ale ich serce i dziœ na bój gore.

I gdyby mo¿na, to by jeszcze radzi

Tu pohulali. A wiêc z dobrej chêci

Prosz¹, by u nas mogli byæ przyjêci.

Nam siê te¿ zdaje, ¿e to nie zawadzi,

Przyjm ich, prosimy, do swojej czeladzi.”

Coœ pomyœlawszy, zezwoli³ wódz na to:

Bo dwóch nareszcie ni zyskiem, ni strat¹.

Kozacy, radzi z nowych towarzyszy,

Ruszyli dalej w porz¹dku i ciszy.

 

15

Wieczór gêstniejsze rozsiewa tumany,

Brudniejszym niebo ob³okiem zaciemia,

Z ciemniejszym niebem zasêpia siê ziemia;

Tocz¹ siê szlakiem ob³êdu ba³wany.

Chropawym torem, w œlepi¹cej ciemnocie

Orê¿ny orszak bacznie siê posuwa;

Daleki ogieñ, co na przodzie czuwa,

Dodaje bodŸca wojennej ochocie.

To na zamkowej wie¿y siê pali³o:

Kochankom wojny tak go widzieæ mi³o,

Jakby siê w oko dziewczyny patrzyli,

Gdy je nadzieja rozkoszy umili,

I dalej hufcem œciœnionym st¹pali,

Ci¹g³e milczenie zachowuj¹c dzikie,

Nadziejê mordu maj¹c za muzykê,

background image

79

Za wtór stêk ziemi i brz¹kanie stali.

Có¿ siê tam dzieje z myœlami Nebaby

Teraz, gdy zemsty dostêpuje szczytu?

Musi mu jaœnieæ wszystkimi powaby;

Teraz to musi w rozkoszy zachwytu...

Ej, ile mo¿na miarkowaæ po czole,

Po dos³yszanym zazgrzytaniu szczêki -

Znoœniejsze serca zdradzonego bole,

Gdyby siê poj¹³, ni¿ te zemsty wdziêki.

Czego¿by marzy³ po tryumfach no¿a

O b³êdnym ¿yciu w stepach Zaporo¿a?

I czego¿ w myœli tak brn¹æ, ¿e poma³u

Jakby w sen zapad³, jakby w œnie siê rzuci³,

Gdy pistoletu wystrza³ go ocuci³.

„Kto tam wystrzeli³?” - wnet groŸnie zawo³a.

Pilnie patrzono po sobie doko³a -

To a¿ w ostatnich szeregach oddzia³u.

„Droga tak ciemna, koñ siê potkn¹³ w chodzie.

Przeklêty kurek, Ÿle trzyma na zwodzie,

Aby go dotkn¹æ, to zaraz i pryœnie.” -

„Niechaj no ka¿dy pistoletu strze¿e!

Bo czy umyœlnie, czy to nieumyœlnie,

Raz ja ostatni w ten przypadek wierzê!

Nie przetrze oczu, jak plunê któremu!

Hej, kto wie drogê, niech jedzie przed nami!

Wy z bystrym okiem, biegnijcie stronami;

A ty³ oddzia³u wrêczam pod stra¿ temu.

Wróg - bodaj mara; a wystrza³ przestroga!” -

„Pozwól siê prosiæ, ojcze atamanie -

background image

80

Pochwyci³ Kozak, co w tej chwili stanie -

Ka¿da mi znana pod Kaniowem droga;

Niejedne wioz³em tu listy, a wprzody

Nie raz tu, nie dwa wypasa³em trzody.

Wybierz mi oczy, jeszcze i w tê chwilê,

Na krzy¿ przysiêgam, ¿e o krok nie zmylê.” -

„Zanadto mowy, lecz kiedyœ ochoczy,

Wiêc prowadŸ. Zawsze ku temu ogniowi;

To nam gospoda.” Tak Nebaba powie,

A zwinny Kozak przed wszystkich wyskoczy:

Westchnie - przez piersi œwiêty krzy¿ po³o¿y;

A za nim reszta - i dalej, w czas bo¿y!

 

16

Ciemnymi szlaki wywijaj¹c krêto,

Nad jar g³êboki przer¿n¹³ siê Nebaba.

A ju¿ i jasnoœæ miesiêczna, choæ s³aba,

Bi³a ze wschodu w chmurê nasuniêt¹

I widzieæ w cieniach wyraŸniej zaczêto.

Gêstymi trzciny szeleœci jar na dnie;

Woda gdzieniegdzie drzymie œród bagniska,

Chwilkê jaœniejszym zwierciad³em zab³yska,

Gdy drobna gwiazda zza chmur siê wykradnie

I w srebrnych iskrach na jej marszczki padnie.

„Patrzcie no! co to tym wzgórzem ciemnieje?” -

„ To powy¿ jaru podnosz¹ siê lasy.” -

„Lasy w tych stronach? a ja znam te strony.

Mo¿e... s³yszycie ten szum przyt³umiony?” -

To a¿ za Dnieprem biesiaduj¹ knieje.” -

background image

81

„Nie, bracia; k³amstwo! to coœ jak ha³asy.”

Ale gdzie¿ Kozak, co przed atamanem

Po b³êdnej drodze jego hufiec wodzi³?

Czy w czarodziejskim kole siê ogrodzi³?

Czy jak widziad³o rozwia³ siê tumanem?

By³¿e to Polak przykryty ko³pakiem,

By nieostro¿nych naprowadziæ w siatki?

Bada³ i lubo œród przykrej zagadki

Dreszcz, co oziêbia, przebiega³ po ciele,

¯adnym nie zdradzi³ podejrzenia znakiem;

Tylko zawo³a³ na swoich i œmiele

Puœci³ siê z góry, jak gdyby skrzydlaty.

Podwójny wystrza³ b³ysn¹³, zagrzmia³ w tyle;

I jêk œmiertelny ozwa³ siê za chwilê.

„Stój, atamanie! - leci jeden z czaty -

Zdrada od Lachów! Ju¿ nasz jeden zgin¹³;

Ledwie da³ has³o, pod koniem siê zwin¹³;

Takim go smacznym przywita³ nabojem

Czart zaczajony w kud³y naszej burki;

A teraz z wojskiem po³¹czy³ siê swojem,

Co ju¿ nam odwód przeciê³o na wzgórki.

S³yszysz - czy widzisz, co siê to zaczyna?”

Zaledwie skoñczy³ z³ej wieœci pos³aniec,

Kozacy na dó³ runêli nawa³¹,

A¿ zastêka³a w dnie jaru g³êbina;

A z góry chmur¹ gromami nabrzmia³¹

Z wolna bagnetów nastêpowa³ szaniec.

Wpó³chmurny ksiê¿yc poziera³ nieœmia³o;

Rzêsne siê b³yski sypa³y z orê¿a;

background image

82

A szyk doborny, koñ w konia, m¹¿ w mê¿a,

W nieprze³amanym i niemym szeregu

Sun¹³ po jarów góruj¹cym brzegu.

Tylko szeleœci sztandar rozwiniony,

Jak gdyby szepta³ ju¿ naprzód pacierze

Po duszach, które œmieræ za chwilê zbierze;

A czasem tr¹bka wrzaœnie w przykre tony.

 

17

Jak ta na wstrêcie zaburzonej fali,

Co przez dnieprowe porohy siê wali,

Ska³a œród szumu stoi niezachwiana -

Tak siê wydaje postaæ atamana,

Kiedy zepchniête nieprzyjació³ si³¹,

Wojsko siê jego doko³a st³oczy³o:

„Stójcie! - zakrzycza³ - podstêp, nie wygrana!

Prawda, ¿e wrogi stoj¹ nam na tyle,

A dla nas przykre, co nie w zamku, chwile,

Lecz tu potrzebne choæ bitwy udanie

I ani mo¿em w¹tpiæ o zwyciêstwie!

Znaæ nie ufaj¹ ni w sile, ni w mêstwie,

Gdy tu w tej porze godz¹ na spotkanie.

Niechaj ¿e z ty³u gotuj¹ nam tamy,

A my na górê przed siebie ruszamy.

Ciemna noc równie obu wojskom sprzyja,

Dalej na góry, gdzie przeprawa czyja!”

Ju¿ siê wypuœci³, a¿ tu jednym razem

Burz¹ wojenn¹ powietrze zawrza³o;

Rykniêto w tr¹by, brz¹kniêto ¿elazem -

background image

83

Blade siê ³uno po nocy rozla³o

I gradem œmierci w okr¹g zaœwista³o.

Spojrza³ Nebaba i wstrzyma³ siê w biegu -

Tak go gwa³towne objê³o zdziwienie;

Polacy stoj¹ na oboim brzegu

I œl¹ ku niemu ogieñ bez przestanku;

A on siê widzi w p³omienistym wianku.

Zdajcie siê, zdajcie! Kornym przebaczenie!”

Na wszystkie g³osy Polacy wrzasnêli.

Patrz¹ po sobie Kozacy zdumieli.

Lecz wódz nie daje do myœlenia chwili,

Wiêc ich przyk³adem i mow¹ posili:

„Nic to, nic, bracia! damy ³ad wszystkiemu,

Zaraz tu wszystkich popêdzimy w bagno.

W sercach im zatkn¹æ broñ, której tak pragn¹!

Nic to, nic, bracia; huknijcie po swemu!”

 

18

Czy duch, co lubi wspieraæ ludzi zbrodnie,

Œród nocy piek³a podniós³ im pochodniê

I do ich serca zagra³ sw¹ muzyk¹,

¯e takie grzmoty ryknê³y tak dziko,

A na œwiat ciemny, na sklep nieba ca³y

Tak niezwyczajne b³yski siê rozla³y?

Grobowa cichoœæ nasta³a po wrzawie:

I oba wojska w pos¹gów postawie,

Z bezw³adn¹ rêk¹ opuœciwszy bronie,

Oczy ku jednej obrócili stronie,

Jakby na karku nikogo nie mieli:

background image

84

I wkrótce dziwniej ni¿ wprzódy huknêli.

 

19

Jaka¿ nag³ego postrachu przyczyna?

By³a to w³aœnie okropna godzina,

Kiedy wpad³ Szwaczka na zamek dobyty,

A po¿ar zacz¹³ trawiæ jego szczyty.

Z jak¹ radoœci¹ przyjmie konaj¹cy

Cudem odkryt¹ zbawienia nadziejê,

Z tak¹ Nebaby wojsko wieœæ przyjê³o,

¯e ich po¿arem zamek ju¿ goreje.

„Ot, i przypadek sprzyja nam niechc¹cy!

Teraz siê szczerze weŸmijcie za dzie³o.

Niebo, mo³odcy, niebo nam pomaga!

Jeszcze godzina i sta³a odwaga,

A na z³oœæ liczbie wyjdziemy zwyciêsko!

Patrzcie, jak jedn¹ strwo¿eni ju¿ klêsk¹!

Hej, dwóch naj¿wawszych, na lepszych rumakach!

Skoro staniemy na tym góry grzbiecie,

Pok³on do zamku od nas poniesiecie!

Niechaj tam pomn¹ o braciach Kozakach!

A teraz, kiedy Lach siê trzyma s³abo,

Dalej, mo³odcy, dalej za Nebab¹!”

I poszli wszyscy na miecze, na spi¿e

I znikli w walki zakrêceni wirze.

 

20

Jak gdyby oko zagniewane bo¿e

Ca³kiem w p³yn¹cy ogieñ siê stopi³o,

background image

85

Z tak¹ wœciek³oœci¹, z tak rosn¹c¹ si³¹

Wrza³o nad zamkiem p³omieniste morze.

Po¿ar, w podziemne zakrad³szy siê lochy,

Bucha³ jak z paszczy k³êbami brudnemi;

W skrytych podkopach zapalone prochy,

Jak grom wiêziony, dar³y wnêtrza ziemi.

Le¿a³y wie¿e, czarne ziej¹c dymy,

Jak obalone piekielne olbrzymy;

Jak przeklêtego Lucyfera skronie

Pa³a³y dachy w ognistej koronie.

A echo piekie³, umar³ych jêczenia,

A g³azy si³a ciskane p³omienia -

Tañcem i pieœni¹ tej uczty zniszczenia.

Wiadomoœæ zrazu g³ucho siê roznosi,

Coraz g³oœniejszym rozlega siê gwarem:

Nebaba walczy nad pobliskim jarem

I przez pos³añców o posi³ek prosi.

„Kto wasz wódz?” – „Szwaczka.” -

„Gdzie jest?” - „Na zabawce,

Przywodzi godne swej woli oprawce.”

Tam, tam, gdzie s³ychaæ poœród murów rumu

Razem przekleñstwa i œmiechu ha³asy,

Szwaczka na czele rozjad³ego t³umu

Z uporem w rdzawe szturmuje zawiasy.

Jedna tam s³aba kobieta siê tai,

Ju¿ najmocniejsi, jacy s¹ w tej zgrai,

Poprobowali swoich barków si³y

I z wœciek³ym wstydem wracali od pracy.

A¿ Szwaczka krzykn¹³: „Oto mi Kozacy!

background image

86

A was by, gnuœnych, baby wydusi³y!

Jeszcze¿ no plecy napr꿹 siê stare,

Bo chcê serdecznie œcisn¹æ tê maszkarê.

Ale, panowie mo³odcy, za karê

Nikt jej przede mn¹ dotkn¹æ siê nie wa¿y!”

Wtem kark barczysty spod burki ods³oni,

Podsadzi ramiê, razem drzwi podwa¿y;

Drzewo zazgrzyta, ¿elazo zadzwoni:

Przejœcie swobodne: ju¿ wpadn¹, ju¿ po niej!

„Giniecie, bracia! ratuj siê, kto umie!” -

Okrzyk przestrachu rozlega siê w t³umie;

I wnêtrze zamku zawy³o przestrachem.

Prysnê³y g³ownie, p³omienie buchnê³y,

Wstrzês³o œcianami, zaskrzypia³o dachem -

I dach przetla³y run¹³ miêdzy œciany.

Jeszcze okrzyki skonania wrzasnê³y,

Prysnê³y g³ownie, dymy wybuchnê³y,

Wirem siê wznios³y ogniste ba³wany,

Chwila - i wszystko milczy pod po¿og¹:

Przetlona g³ownia cicho dogorywa,

Cicho dym wstaje, p³omieñ siê dobywa -

Jakby tam nigdy nie by³o nikogo!

 

21

A w garle jaru jak wrza³y, tak wrza³y

DŸwiêcz¹ce ciêcia, rycz¹ce wystrza³y

I zgie³ku mê¿y wyj¹ca muzyka.

Niejeden jeŸdziec zwin¹³ siê bez g³owy,

Niejeden le¿a³ pod ciê¿arem konia,

background image

87

Niejedna z ostrzem rozsta³a siê pika,

Niejeden w bryzgi poszed³ miecz stalowy

Nim przepe³niwszy bagniste parowy,

PowódŸ siê wojny rozla³a na b³onia.

I któ¿ jest w sile z ¿yj¹cych na ziemi

Ogarn¹æ piêci¹ zmys³ami s³abemi

Ten taniec mordu, jaki wyprawi³y

Wszystkie uczucia, wszystkie cz³eka si³y

W jedno uczucie, w rozpacz przerodzone?

Dziêki po³yskom, co z po¿aru bij¹,

¯e czasem nocy uchyl¹ zas³onê!

Wiêksze ciemnoœciom, ¿e je znów zakryj¹!

Noc to okropna, noc to piekie³ by³a;

Starzy z powieœci prawi¹ o niej si³a;

Gdyby nam dzisiaj taka siê przyœni³a,

Miêkkie sny nasze na d³ugo by stru³a!

Jedna jej tylko istota nie czu³a.

 

22

Gdzie wzgórek strzela nad szczyty czaharu,

Do omglonego podobna widziad³a,

Nad scen¹ wojny spokojnie usiad³a.

Albo to dzieciê œmierci i po¿aru,

Albo zbieg bêdzie ze krwi i p³omienia:

Jaœnie w tym œwiadcz¹ skrwawione ³achmany,

Skroñ rozraniona i w³os rozczochrany.

A ¿e ustawnie podnosz¹ westchnienia

Tê d³oñ, co mocno przyciska do ³ona,

Musi byæ biegiem gwa³townym zmêczona.

background image

88

Pewnie strwo¿onej grozi losów cisza

Lub swej niedoli œledzi towarzysza,

Bo tak ciekawie poziera doko³a.

„Ho-hop, Nebabo!” Opêtanej s³owa!

A w g³êbi lasu odhuknê³a sowa;

I wilk jej wyciem na powrót odwo³a.

¯e zrozumiana, jakby z tego rada,

Dziwacznie sukniê i w³osy uk³ada

I wzrok utkwiwszy w bitwê, co na przedzie,

Dziwny œpiew tonem dziwniejszym zawiedzie.

Nie ludzkim uszom, œpiew piek³u znajomy,

Rosn¹ce w jarze zg³uszy³y go gromy;

Za echo - wojny ozwa³o siê wycie.

Czekaj na gwiazdy kochanej przybycie!

To nie armaty ogniem œmierci b³ys³y -

To twój kochanek rozsia³ swe promienie;

A to nie kule œmierci¹ obok œwis³y,

To by³o znane mi³ego gwizdnienie:

Oto i on sam, ca³y z ognia, p³ynie

W tej chmurze dymu, co mroczy pustynie.

 

23

Ostatnim rykiem, ostatnim p³omieniem

Buchn¹³ jar wreszcie z rozdartej paszczêki;

Otch³añ bezdenna nieskoñczonej mêki,

Dusz potêpionych syta z³orzeczeniem,

Nie straszniej ryknie przed œwiata zniszczeniem.

£uno po¿aru, strzelby b³yskawica,

Co ten ofiarny diab³om stos podnieca,

background image

89

Blaskiem po³udnia jaœnieje tu prawie;

Ale w tym zmêcie, w tej dymu kurzawie

Nie mo¿na wiedzieæ, kto z Lachów, kto z Rusi:

Tylko jednego poznaæ ka¿dy musi.

Gdzie kilku razem w œmierci bolach jêczy,

Tam atamana ¿elazo po³yska;

Gdzie prze koñ jeden, a szereg jak fala

Cofa siê w krêgu p³yn¹cych obrêczy -

Tam atamana wrony koñ siê ciska.

B³yskami wojny ciêcia swe zapala;

Gromami wojny wszystkie zbiega strony!

Zda siê, ¿e z ka¿d¹ kropl¹ krwi toczonej,

Co mu d³oñ poi pa³asz ubroczony,

Serce rozjusza i szablê nastala.

Ale d³oñ jedna i jedna odwaga

Nic nie stanowi albo ma³o znaczy

Tam, gdzie za mnóstwem przechyla siê waga:

Ca³a tam korzyœæ - œmieræ z chlubnej rozpaczy.

Z dosyæ szczup³ego Nebaby oddzia³u

Jeden za drugim ubywa poma³u...

Choæ przy niewoli, co u Lachów czeka,

Sama œmieræ, widna, jest jeszcze powabn¹.

Z boleœci¹ jednak postrzeg³ on z daleka,

Jak szyki jego w nacieraniu s³abn¹.

I wzrok mu zaæmi³ jakiœ zamiar dziki,

I wnet radoœci b³ysn¹³ promieniami:

„Krzepcie siê, bracia! - wo³a, leci w szyki -

Bóg pomoc niesie, zwyciêstwo za nami!

Patrzcie, to nasi! Jak podobni chmurze

background image

90

(Patrzcie, przed po¿ar) sun¹ siê po górze.”

Buchnê³a walka zagaœnienia bliska

I serca znowu mordem zakipia³y.

 

24

Zadr¿a³ ataman. Có¿ to za zuchwa³y

Natrêtn¹ szabl¹ przed oczy mu b³yska?

Dwa razy natar³, dwa razy odskoczy³,

Dwa razy koniem woko³o zatoczy³ -

Upatrzy³ porê, spuœci³ szablê razem

I z atamana spotka³ siê ¿elazem.

Ostrze na ostrzu zaiskrzy, zadzwoni;

¯o³nierz w kr¹g strzeli okiem zadziwionem:

A¿ szabla gwiazdy b³ysnê³a ogonem

I gdzieœ daleko œwistnê³a mu z d³oni.

Najlepsza tutaj porada przestrachu;

W pole przed siebie puœci³ siê z kopyta.

„Zmykaj, nie zmykaj, mój ty œmia³y Lachu!

I kary tak¿e o drogê nie pyta.

Jeszcze siê ¿aden przed nim nie wysun¹³!”

A wiatry w tyle zostawia koñ wrony,

A b³yskawice - pa³asz wyniesiony.

Gdyby w biednego ¿o³nierza tak run¹³...

I on nie taki trwo¿ny, jak siê zda³o:

Na jednym miejscu zwin¹³ koniem œmia³o.

Mo¿e on nie chce œmierci przyj¹æ w plecy?

Bo sk¹d¿e tutaj nadzieja pomocy?

Od reszty swoich oba tak dalecy.

Jakiœ tu zamiar pokrywa cieñ nocy.

background image

91

Lotem spojrzenia ataman dobiega;

Gwizdnieniem szabli wpó³ rozdmuchnie Lacha:

Trzasn¹³ grom skryty - zajêcza³a p³acha9

I po powietrzu tysi¹cem drzazg miga.

Lach dalej œwisn¹³: a koñ atamana

A¿ ziemiê zapru³ kutymi kopyty;

Tak lejc go zerwa³ - i stan¹³ jak wryty.

A twarz Nebaby, jakby jedna rana,

Tak j¹ strza³ oplu³ i szabla strzaskana.

A krew kroplista, p³yn¹ca zas³on¹,

Zbroczy³a czo³o, opada na ³ono,

Leje siê w usta, przep³ywa przez oczy,

Gasi spojrzenia, oddechy tamuje -

Darmo trze oczy, darmo usty pluje -

Rumiane Ÿród³o falami siê toczy;

Darmo d³oñ kala, darmo sukniê broczy:

To krew niewinnych, nic jej nie zhamuje!

Co przetrze oczy, co ustami splunie,

Krwawa zas³ona znowu siê zasunie:

Potêpionego prawdziwa mêczarnia!

A tu Polaków okrzyk siê rozlewa:

„Nasza wygrana! posi³ek przybywa!”

Teraz ju¿ ca³kiem wœciek³oœæ go ogarnia;

Opuœci³ rêce, schyli³ na dó³ skronie -

Jakby œmieræ sama mrozem swych piszczeli

Przyg³askiwa³a do wiecznej poœcieli.

 

background image

92

25

„To on, on to sam! - w dobrze znanym tonie

Cichy siê g³osek odezwa³ na stronie,

A wyraŸniejszy, gdy siê zbli¿y trocha -

Przyszed³ popieœciæ... On miê zawsze kocha.” -

„Czy i ty!... - krzykn¹³, nie móg³ skoñczyæ mowy,

Krew mu ustawnie zalewa³a usta;

Przerywanymi tylko j¹ka³ s³owy,

Gdzie siê zdradza³o zimnej krwi udanie

I niewstrzymanej z³oœci ob³¹kanie -

Diable!... kocham ciê!... Ta krew... Kseniu... chusta...

ZsadŸ miê... przeklêta!... Daj rêkê... o droga!...

Gdzie serce!... diable!.... gdzie serce, kochanie!”

I na be³kocie skoñczy³ mowê ca³¹.

Jak ostrze no¿a przykro zaskrzypia³o!...

I jêk œmiertelny wyda³a przebita.

Liczne woko³o zagrzmia³y kopyta:

Otoczyli go polskie wojowniki.

Poddaj siê, poddaj! nie pora do piki;

Ju¿ marsz zwyciêski muzyka uderza.

Omdla³y Kozak z uczuæ zaburzenia,

Z przewlek³ej walki, ze krwi up³ynienia

Upad³ na rêce pierwszego ¿o³nierza.

 

26

Nasta³a cisza po ha³asie wojny:

Spokojne pola, zamek ju¿ spokojny;

A niedotla³ym ogniem oœwiecony,

Prosi przechodniów z ka¿dej œwiata strony.

background image

93

Uprzejmie kruki, gêstymi gromady

Kr¹¿¹c woko³o, wabi¹ do biesiady;

Pobojowiska radzi godownicy,

Wilcy, t³umami ci¹gn¹ z okolicy.

Zniszczenie nawet, co ju¿ w zupe³noœci

Swe panowanie nad zamkiem rozszerza,

Tyle przestrzega bezpieczeñstwa goœci,

Z takim te gody sprawia uciszeniem,

¯e mo¿na s³yszeæ przelot nietoperza;

Chyba ¿e zechce przyœwieciæ p³omieniem,

To buchnie w ¿ary przetla³ym kamieniem.

 

27

Przecie Nebaba ¿ywo wyszed³ z boju

I ³akomego brzydkiej œmierci gar³a;

A choæ mu rana do dna pierœ rozdar³a

I w niej krew czarna kipi jak we zdroju,

I choæ posok¹ umalowa³ skronie,

I wzrok w strumieniu dymi¹cym siê tonie

Widaæ po jego spokojnej postawie,

¯e odpoczywa po wojennej wrzawie.

Albo te¿, jeszcze i dot¹d mêczony

Zuchwalstwem rz¹dcy i Orliki zdrad¹,

Zboczy³ wêdruj¹c pomimo tej strony,

By siê nacieszyæ obmierz³ych zag³ad¹.

W tym¿e ko³paku, w odzie¿y tej samej,

Szczernia³ej trochê pod krwawymi plamy,

Siedzia³ na z³omkach wpó³zgorza³ej bramy

I swoj¹ pikê trzyma³ na sztych w rêce,

background image

94

Jakby mia³ bliskie odeprzeæ natarcie.

A w okr¹g niego doborni m³odzieñce:

Jedni, jak gdyby stanêli na warcie;

Podnieœli piki nad zgorza³¹ wie¿¹;

Tylko cierpliwi, ¿e siê ani rusz¹,

Choæ p³omieñ zewsz¹d dogryza im srogo!

A drudzy w kole gard³em flasze mierz¹;

Tylko ¿e nigdy dopiæ ich nie mog¹!

Inni znów, bardziej snem zmorzeni, le¿¹;

Tylko ¿e wiecznie tym snem le¿eæ musz¹!

Musi on ca³¹ nasycaæ siê dusz¹,

¯e tak, bezw³adny, wpatrzy³ siê przed siebie:

Pewnie on w cieniach pami¹tek siê grzebie.

Tu ka¿de miejsce tyle przypomina!

Gdzie w stosach ¿aru kurzy siê perzyna,

Ten plac, bywa³o, uwieñcza³y spisy,

Kiedy sw¹ m³odzie¿ zebra³ na popisy.

Miejsce, gdzie trup ten, mordem oszpecony,

Ostatkiem czucia, ¿ycia drga ostatkiem,

Gdy mu natrêtne zazieraj¹ wrony -

Miejsce to uciech nieraz by³o œwiadkiem:

Tu szk³o dzwoni³o, tu grzmia³y okrzyki;

Za czyje¿ zdrowie? Nebaby! Orliki!

Mœciwego samo udrêcza wspomnienie.

A¿ spod wnêtrznoœci wydoby³ jêknienie:

Zemsty czy œmierci? W tym odgadn¹æ trudno

Gdzie zwróci³ ucho, by dos³yszeæ wtóru,

Co mo¿e przypaœæ do jego czuæ chóru -

Tu raz ostatni pieœci³ siê z ob³udn¹;

background image

95

A dziœ, o trupi¹ sk³óciwszy siê g³owê,

Dwa wilki wycia zawiod³y grobowe.

Czegó¿ te ptaki uderzaj¹c w skrzyd³o

I gniewnie kracz¹c grzebi¹ œród popio³u?

Strawa zapewne warta ich mozo³u,

Bo wygrzebali: cz³owiek czy straszyd³o?

Szczernia³e w ogniu, wpó³spieczone cia³o;

Ale Nebabie rozpoznaæ siê da³o!

Nagle ku ziemi czo³o mu opad³o -

I jeszcze naglej wznios³o siê do góry.

„Ho-hop, Nebabo!” - zawy³ g³os ponury

I spoœród ognia wype³za widziad³o.

A choæ nie wrzeszczy szalonym chychotem,

Chocia¿ j¹ taniec nie zakrêca chy¿y,

Bo jej wnêtrznoœci ci꿹 wpó³wysnute -

I teraz jednak, gdzie siê tylko zbli¿y,

Pl¹saj¹ iskry wichru ko³owrotem,

Wilki przy trupach wyj¹ na jej nutê

I samo trupów oblicze siê zmienia.

„Wody! ach, wody!” Popatrzy³a Ksenia;

G³os jej znajomy - i kochanka oko

Na jej siê wdziêki rozwar³o szeroko:

Jakby w g³¹b Kseni pragnê³o uton¹æ

Albo j¹ w piek³o i siebie poch³on¹æ.

Ksenia siê zbli¿a z mniejsz¹ coraz trwog¹,

Oko Nebaby patrzy ju¿ mniej srogo;

Ju¿ ³ono z ³onem, ju¿ z licami lica,

Ju¿ siê i warga z warg¹ napotyka...

Poca³owa³a Nebabê diablica...

background image

96

Teraz do reszty rozporze j¹ pika!

Nie; cicho siedzi: tylko mu dreszcz ma³y

Wyprê¿y³ cz³onki, a Ÿrenice zawsze,

Zawsze patrza³y, patrzeæ nie przesta³y,

Dla Kseni nawet coraz ju¿ ³askawsze.

 

28

Na rozburzonym Kaniowa zamczysku

D³ugo podró¿nym broni¹cy przystêpu,

D³ugo, ponêta drapie¿nemu sêpu,

Szkielet Nebaby lœni³ w grobowym b³ysku,

Jak stra¿ zaklêta w pomieszkaniu mary,

Jak mowny pomnik barbarzyñskiej kary.

Ogieñ, co wszystko doko³a potrawi³,

Z mo³odców jego œladu nie zostawi³:

Poznana tylko z rany i z odzienia,

Szalona Ksenia le¿a³a na trawie

Jeszcze w modl¹cej przed lubym postawie,

A w strasznej nocy zamku podpalenia

I topielicy skoñczy³y siê pienia.

 

29

Gdy duch mój zwiedza³ dnieprowe pobrze¿e

I na Kaniowa odpocz¹³ ruderze,

Jeszcze tam wko³o wyszuka³ on œlady

Dnia okropnego ostatniej zag³ady:

Jeszcze po œcianach krew siê czerwieni³a,

Gdzie ¿ona, gnana morderców pogoni¹,

Myt¹ w krwi mê¿a chwyta³a siê d³oni¹;

background image

97

¯adna wywabiæ nie mog³a jej si³a,

Na miejscu startej inna wyst¹pi³a,

Ale nieszczêsne zabójczym cia³o,

W popió³ przetla³e, z wiatrem siê rozwia³o.

W poros³ej miêkk¹ muraw¹ uboczy

Trafi³ na ko³tun Kseninych warkoczy;

Ale w nim drobny gnieŸdzi³ siê ju¿ ptaszek.

Obok le¿a³a z Nebaby ratyszcza

Stal od p³omienia w ciemny ¿u¿el zlana.

A b³¹dz¹c d³ugo œród skostnia³ych czaszek,

Odgrzeba³ torban miêdzy gruzem zgliszcza

I jednê strunê z ca³ego torbana.

Ani lat, ani pogody koleje

Nie mog³y przyæmiæ z³otego jej blasku;

A wiatr, kochanek, z pobliskiego lasku

Co noc z ni¹ dawne odœpiewywa³ dzieje.

I jam polubi³ chrypliwe jej tony,

I z jej dŸwiêkami z czasem oswojony,

Gdym nieraz bada³ pilnie i ciekawie

O ca³ej zamku kaniowskiego sprawie,

W koñcu rozwik³aæ mog³em tajemnicê:

Co da³o powód do zbrodni Orlice?

Gdy w ciemnej nocy przez widmy czy czarty,

Czy jak wieœæ by³a, za rz¹dcy namow¹,

Zdjêto wisielca (odpowiada³ g³ow¹,

Spod czyjej trupa uwieziono warty) -

Brat tej dziewczyny by³ wtedy na stra¿y:

A serce rz¹dcy do Orliki bi³o;

¯ycie jej brata w rêku rz¹dcy by³o:

background image

98

Lach, nie puszczaj¹c pory, co siê darzy,

Hardej dziewczynie daje do wyboru:

Tytu³ swej ¿ony lub srog¹ œmieræ brata -

¯adnej przew³oki, ¿adnego oporu!

Biedne ma³¿eñstwo, gdzie diabe³ za swata!

I tak dla brata mi³oœæ poœwiêci³a,

Rz¹dcy ma³¿eñsk¹ zaprzysiêg³a wiarê;

A dla mi³oœci inn¹ ma ofiarê:

Zabi³a mê¿a i siebie zgubi³a!

 

30

Mijaj¹ lata, z latami zdarzenia.

W ostatnim dymie zgas³ego p³omienia

Wróci³y w piek³o szatany zniszczenia.

Œwietnie przejrza³y nieba Ukrainy,

Zabrzmia³a œmia³o cicha pieœñ dziewczyny,

Czas latem okry³ ostatki ruiny.

Gdzie bojowiska czaszkami biela³y -

Ulewna burza bruzdy tam zorywa,

W skwarny dzieñ lata z³oc¹ siê tam ¿niwa,

Kwiat siê tam z wiosn¹ wykluwa nieœmia³y.

Z³omki szubienic œwiec¹ próchnem z ziemi.

Nad zwyciêzcami, nad zwyciê¿onemi

Traw¹ us³ana mogi³a zapada:

Tam b³êdny ¿ebrak do snu pacierz gada.

Piek³a za wojn¹ zatrzaœniêto bramê.

Znów ten¿e pokój i zbrodnie te same!

background image

99

1 Ni¿ wie¿a £awry z³otem b³yskaj¹ca - £awry Peczerskiej, klasztoru przy pieczarach, czyli grobach wielu œwiêtych i b³o-

gos³awionych w Kijowie. 

2 Rzuæ ratyszcze - ratyszcze: spisa, w³ócznia. 

3 O, nieraz mo¿e na tym jego szczycie Rozwiewa³y siê przestrogi znamiona - jest to szczegó³ dochowany tradycj¹. Pod-

czas ci¹g³ych nabiegów tatarskich, kiedy lud okolicy wiedzia³, ¿e horda w pobli¿u koczuje, dla bezpieczeñstwa zostawia³

jednego ze swoich na jakiej wynios³ej i panuj¹cej mogile lub na wierzchu wysokiego dêbu, aby upatrywa³ Tatarów i dawa³

znaæ o zajrzanych wywieszeniem bia³ej chor¹gwi lub chustki. Lud pracuj¹cy po polach, skoro zajrza³ biel¹ce znamiê pop³o-

chu, ucieka³ w znajome sobie kryjówki. Ukraiñski telegraf!

To mi napomina drugi szczegó³. S³ysza³em od mieszkañców pamiêtnego w naszych dziejach miasta Czehryna tak t³umaczo-

ny pocz¹tek zwyczaju, powszechnego w Ukrainie, a zw³aszcza w tej okolicy, zbierania siê ludu, szczególniej ch³opców i

dziewcz¹t, na œrodek sio³a, który oni nazywaj¹ u³ycia, ulica, dla œpiewania ró¿nych pieœni, co siê nieraz daleko w noc prze-

ci¹ga. W czasie koczowania hordy w tych stronach lud wiedz¹c, jakie klêski ponosi, kiedy na œpi¹cych natrafi¹ Tatarzy,

¿eby zawsze mia³ przytomnoœæ i gotowoœæ chroniæ siê w razie niebezpieczeñstwa, na noc zbiera³ siê razem i dla odpêdzenia

snu œpiewa³ narodowe dumy i pieœni. Zwyczaj zosta³, chocia¿ niebezpieczeñstwo, co mu da³o pocz¹tek, minê³o. Dalsze wier-

sze oddaj¹ sprawiedliw¹ zap³atê zas³ugom cienistych dêbów Ukrainy, które w ci¹g³ych zaburzeniach i wojnach zapewne

niejednemu chroni¹cemu siê œmierci by³y pewniejsz¹ opiek¹ ni¿ œciany w³asnego jego domu. 

 4 Albo ten wieczór, ten ogieñ Kupa³y - zwyczaj palenia ogniów w wili¹ œw. Jana (polskie Sobótki) zasiêga dalekiej staro-

¿ytnoœci; on siê i w Ukrainie przechowa³. Nazywaj¹ go tu Kupa³o. Pospolicie, kiedy dziewczêta wiejskie zaczn¹ swój ob-

rzêd, do którego i k¹panie siê nale¿y, m³odzie¿ p³ci drugiej wybiera te chwile, ¿eby na nie niespodzianie napaœæ: wtedy

cicha nocna scena zamienia siê w najt³umniejsz¹; krzyki, œpiewy rozlegaj¹ siê w powietrzu. W 1826 roku autor widzia³ po-

dobn¹ scenê na rzece Taœminie: tu ona siê odbywa przy jednej z najpiêkniejszych wód w Ukrainie. Jezioro i wieœ Bia³ozor

le¿y blisko Smi³y, w rozleg³ych sosnowych lasach: znacznego ogromu szyba, jasna, b³êkitna, zwierciadlana b³yszczy œród

rozstêpu siniej¹cych lasów; wieœ prawdziwie ukraiñska, ogromna, dobrze zabudowana, ludna, maj¹ca zapewne do 2000 sa-

mych dusz mêskich, rozci¹ga siê prawie wko³o jeziora. Obraz œwiate³ rybackich na jeziorze, wspomniany w tekœcie, powta-

rza siê tu ka¿dego wieczora i tworzy przeœliczn¹ wodn¹ iluminacjê. 

 5 Czó³na w okr¹g p³yn¹; Ju¿ w oczeretach syknê³y gadzin¹ - oczeret: trzcina. 

6 Có¿ to za dziwna strona siê ods³ania - widok ten jest prawdziwie rysowany z natury; zaraz za miasteczkiem Moszny

ci¹gn¹ siê na szerokoœæ mo¿e trzech wiorst bagna i trzêsawiska nazywane Irdyñ. Najpewniej jest to stare lo¿e Dniepru. Pra-

wy brzeg tych bagien otoczony jest wysokim pasmem gór, wznosz¹cych siê pi¹trami, rozci¹gnionych szeroko i okrytych

gêstym lasem. W tym miejscu, to jest na poœrednim paœmie, hrabia Woronców, w³aœciciel miejsca, za³o¿y³ pa³ac i zwierzy-

niec na 8 wiorst rozci¹gniony po górach. Pa³ac otoczony jest zabudowaniami wiejskiego gospodarstwa; wszystkie proste,

lecz najgustowniej urz¹dzone, i ka¿dy dziedziniec ze swymi zabudowaniami sk³ada najpiêkniejsz¹ fermê angielsk¹. Dzie-

dziñce ubrane w drzewa i krzewy, mury domów w porozpinane ga³êzie akacji bia³ej i p³acz¹cej; schody, ganki, balustrady

itd. w kwiaty i ró¿nokolorowe pachn¹ce powoje. Lecz samo po³o¿enie piêkniejszym jest nad wszystko. Z jednego punktu,

trochê wy¿ej za pa³acem, jest szczególny widok, prawdziwie nieogarniony. Jest to cypl jednej góry (nie najwy¿szej jeszcze):

pod nogami masz widok pa³acu i kwiecistych dziedziñców, schody gór okrytych lasem; dalej, pierwszym planem obrazu s¹

bagna Irdynia zaros³e oczeretem i gdzieniegdzie olch¹, za nimi widok miasteczka Moszen; dalej jeszcze rozci¹ga siê Dniepr,

jakby sin¹ wst¹¿k¹ - a tam, z drugiej strony, niskie, piaszczyste brzegi, wsie, miasteczka i monastery ju¿ po³tawskiej guber-

ni. Oko ma zewsz¹d otwarty widok na promieñ siedmiu lub oœmiu mil woko³o.

7 Porozsiewane gwarne ich kurzenia - tak nazywaj¹ poziome chaty kozackie i stra¿nicze sza³asy, z których dym, nie maj¹c

oddzielnego dla siebie otworu, wychodzi cal¹ powierzchni¹ s³om¹ krytego dachu.

8 Wielkie przy Mosznach by³o krwi rozlanie... - w istocie wojska polskie pierwszy raz doœcignê³y powstañców w pobli¿u

Moszen, na Irdyniu. Zdarzy³o siê autorowi, i¿ bêd¹c w tej okolicy s³ysza³ w³aœnie na miejscu opowiadanie o tym spotkaniu

przez czerñca, dozorcê m³yna nale¿¹cego do pobliskiego monasteru i naocznego œwiadka. Tu Irdyñ nie jest tak grz¹ski; w

such¹ porê daje siê przeje¿d¿aæ, w wiêkszej czêœci zaros³y olchami niepospolitej wielkoœci, gdzieniegdzie tylko bij¹ zdrojo-

wiska i stoj¹ wody. Wszêdzie po lasach sosnowych, od Smi³y a¿ do Moszen, byty kurzenia hajdamackie i tradycja pokazuje

te miejsca.

Tu w³aœnie jest miejsce powiedzieæ, jak potrzeba ¿a³owaæ, ¿e nie mamy ani dobrej mapy staro¿ytnej, ani szczegó³owej geo-

grafii, ani zbiorów ¿adnych historycznego interesu, choæby historycznej ciekawoœci. Uczony metropolita kijowski Eugeni za

pomoc¹ nale¿¹cego do siebie duchowieñstwa i odezwy do obywateli krajowych zacz¹³ zbieraæ te drogie zabytki przesz³oœci,

lecz nie wiemy, jaki skutek wezm¹ jego starania, zale¿¹ce od osób po wiêkszej czêœci lub obojêtnych, lub nie znaj¹cych

ceny tych walaj¹cych siê w pyle ich nóg pami¹tek. Dziœ jeszcze za ka¿dym krokiem napotykaj¹ siê nie rozorane do szczêtu

mogi³y pod traw¹ i lasem, ostatki zamczysk polowych, i s³yszeæ mo¿na ciekawe o miejscowych wypadkach podania. Ale my

to puszczamy mimo oka i ucha: tymczasem wiek mija, p³ug równa dzie³o czasów minionych, pokolenie po pokoleniu wy-

miera; a my tracimy skarby, których nawet nie znamy wartoœci.

9 P³acha - klinga, lama.

background image

100

KILKA S£ÓW Ó UKRAINIE I RZEZI HUMAÑSKIEJ

Jeden z celniej szych naszych poetów mia³ wyrzec o Kaniowskim zamku: ¿e jest pe³en kozac-
kiej haraburdy, i tym go potêpi³. Nie dziwiê siê jego zdaniu, wiedz¹c, ¿e nie zna Ukrainy; ale
dziwiê siê, patrz¹c na jego w³asne god³o: kto chce zrozumieæ poetê, powinien kraj jego po-
znaæ. Powy¿szy zarzut i tym podobne spowodowa³y miê obeznaæ cokolwiek publicznoœæ z
ludem, który dostarczy³ bohaterów mojej powieœci, tudzie¿ z wypadkami, których ona jest
ustêpem, a przeto zostaæ zrozumialszym.
Jak charakter cz³owieka poznajemy z jego czynów, tak charakter narodu maluje siê w jego
dziejach. Przebiegnê wiêc w krótkoœci wiadome ¿ycie kozackiego ludu, a rys ziemi, na której
mieszka, bêdzie t³em obrazu.
Zajmê siê g³ównie tak zwan¹ polsk¹ Ukrain¹; t¹ czêœci¹ ziemi, któr¹ od wschodu Dniepr
oblewa, Boh od zachodu, od pó³nocy Wo³yñ, a od po³udnia chersoñskie stepy otaczaj¹.
Powierzchnia kilkudziesiêciu mil Ukrainy mieœci w sobie najmilsz¹ rozmaitoœæ. Lasy i jary
p³aszczyzn sk³adaj¹cych wiêksz¹ czêœæ tej prowincji od strony Bohu; ska³y nadbrze¿ne z gra-
nitów, jak okolica Humania, Bohus³awia i Korsunia; sosnowe bory, lesiste wzgórza, ca³e rze-
ki w bagnach, jak miêdzy Mosznami i Smi³¹, okaza³e gromady wód Bohu, Dniepru, licznych
stawów i kilku jezior, zaczynaj¹ce siê morze stepów; jednym s³owem: piaski i naj¿yŸniejsze
w œwiecie ³any, najprzejrzystsze wody i bagna niedostêpne, weso³e laski i odwieczne pusz-
cze, ciche doliny i olbrzymie wzgórza; bory nieschodzone i stepy nieprzejrzane, zgromadzi³y
siê tu, jakoby na pojednawcz¹ przyrody ucztê. Nie dziw, ¿e tak¹ krainê uwa¿am za najpiêk-
niejsz¹ mo¿e w dawnej Polsce; nie dziw, ¿e taka ziemia wp³ynê³a na swoich mieszkañców i
wypiastowa³a naród mog¹cy stan¹æ miêdzy najdzielniejszymi. Dosyæ s³yszeæ jego podania,
jego dumy historyczne, dosyæ obejrzeæ pola naje¿one mogi³ami, aby przystaæ na moje zda-
nie.
Za Stefana Batorego postrzegamy pierwszy œlad Kozaków. Ognisko ich by³o przy dniepro-
wych porohach, mieszkanie na obronnych wyspach. Zwali siê Zaporo¿cami, a to miejsce
Sicz¹. Wchodzili do ich sk³adu ludzie rozmaitego plemienia, a ¿yli dziwnym obyczajem. Nie
cierpieli u siebie kobiet; polowanie, rybo³owstwo, napady wod¹ i l¹dem na pobliskie okolice
by³y ich zabaw¹ i sposobem ¿ycia. Przezorny król polski wezwa³ tych ludzi do swej s³u¿by,
zawarowa³ przywileje i nada³ kilka miejsc warownych nad Dnieprem, a¿eby zas³aniali grani-
ce Polski przeciw Moskalom i Tatarom. Za Zygmunta Trzeciego s³yn¹ po ca³ej Europie, ju¿
to pod atamanem Konaszewiczem, ju¿ jako lisowczycy, walcz¹cy w Moskwie, a za sprawê
rzymskiego cesarza w Niemczech. Za tego te¿ króla nietolerancja ksiê¿y katolickich i nie-
ludzkoœæ panów daj¹ im po raz pierwszy broñ w rêkê przeciw Polakom. Za W³adys³awa
Czwartego wyst¹pi³ Chmielnicki, który pod Janem KaŸmierzem zatrz¹s³ potêg¹ Polski. Ko-
zackie pañstwo sk³ada³o siê wówczas z dzisiejszych guberni czernihowskiej, po³tawskiej i

background image

101

charkowskiej za Dnieprem, na tej stronie Dniepru posiada³o teraŸniejsz¹ guberniê kijowsk¹ i
czêœæ przyleg³¹ podolskiej. Hetman Chmielnicki pozna³, co z tym ludem zrobiæ mo¿na, i
³¹cz¹c dumne w³asne zamiary z jego niepodleg³oœci¹, rozpocz¹³ œmierteln¹ walkê z Polaka-
mi. Pokona³o go mêstwo naszych ojców, ale nie umieli korzystaæ ze zwyciêstwa. Kozacy roz-
dzielili siê na dwoje. Wiêksza czêœæ przyjê³a opiekê Moskwy, druga, przeddnieprzañska, zo-
sta³a niby przy Polsce. Je¿eli Polacy stracili na tym rozdwojeniu, to prawdziwie Kozacy tyl-
ko cierpieli. Opieka Moskwy grozi³a im co chwila zupe³n¹ zag³ad¹. Czêste by³o chwianie siê
ich hetmanów miêdzy Polsk¹ a Moskw¹: lecz nigdzie dobra nie znaleŸli. Nareszcie zjawi³ siê
Mazepa. Nadzwyczajny ten cz³owiek zdolny by³ utworzyæ naród potê¿ny, gdyby kto losy móg³
zwalczyæ. U¿ywszy we szwedzkiej wojnie przeciw Piotrowi Pierwszemu jawnie i skrycie
wszystkiego, co tylko podstêpy i walecznoœæ poda³y, uleg³ z Karolem Dwunastym szczêœciu
cara. Z nim zginê³a samoistnoœæ kozackiego ludu i wszelkie jego nadzieje. Niektórzy z na-
stêpców Mazepy widzieli jeszcze zbawienie w Polsce i kusili siê ocaliæ Kozaków odst¹pie-
niem od Moskwy, ale jako zdrajcy zostali pochwytani i potraceni. Powoli godnoϾ hetmana
zosta³a czczym tytu³em; mniemanemu hetmanowi kazano mieszkaæ w Petersburgu; na koniec
pañstwo kozackie podzielono na gubernie, a Siczowych, czyli Zaporo¿ców, zapêdzono w licz-
bie kilkudziesi¹t tysiêcy nad brzegi Czarnego Morza, gdzie dot¹d stanowi¹ obronn¹ liniê prze-
ciw Czerkiesom. Zdaje siê, ¿e bunt polskich Ukraiñców w r. 1768 by³ ostatni¹ konwulsj¹
konaj¹cego cia³a Kozaków. Dzieje tego zdarzenia, jako podstawy mojej powieœci, s¹ w³aœci-
wie g³ównym j przedmiotem niniejszej przemowy.
By³o to w pocz¹tkach panowania Stanis³awa Augusta. Polskê szarpa³ nierz¹d mo¿nej szlach-
ty, intrygi Czartoryskich i zewnêtrznych dworów wp³ywy. Garstka prawych obywateli, czuj¹-
cych niedo³ê¿noœæ króla i pewn¹ pod nim zgubê kraju, utworzy³a w zbawiennych zamiarach
barsk¹ konfederacjê. Ocknienie siê Polaków zatrwo¿y³o nieprzyjazn¹ im politykê; przedsiê-
wziêto wiêc wszelkie œrodki do st³umienia konfederacji. Nienawiœæ ruskiego pospólstwa ku
gnêbi¹cym go panom i spólnoœæ wiary z pograniczn¹ Moskw¹ dzielnie pos³u¿y³y do zamiaru
przera¿enia, a mo¿e i wytêpienia polskiej szlachty, przynajmniej w ruskich prowincjach, gdzie
by³a najwiêksza konfederatów potêga.
W po³owie r. 1768 przeby³ Dniepr w okolicy Czehryna z kilkunastu towarzyszami nie znany
nikomu zaporoski Kozak, nazwiskiem ¯eleŸniak; i zaraz w skutku porozumieñ siê z popami
ruskimi i pospólstwem odby³o siê poœwiêcenie no¿ów, przy nocnym obrzêdzie w monasterze
Œw. Motry, po³o¿onym samotnie wœród gór i lasów nad Taœmin¹, w powiecie czehryñskim, o
mil dwie od miasteczka Aleksandrówki, id¹c na pó³noc.[1] Niedaleko wspomnianego klasz-
toru le¿y wieœ Medwedówka, gdzie jarmark nastêpowa³; by³o to w œwiêto Makkaweja (Ma-
chabeusza). T³um na taki dzieñ zebranego pospólstwa sprzyja³ zamiarowi rozpoczêcia buntu.
Z wozu tedy, œród rynku, pop ruski przeczyta³ zmyœlony, jak mówi¹, ukaz imperatorowej
Katarzyny, który, obiecuj¹c wiele dobrodziejstw ukraiñskim ch³opom, nakazywa³ im wyczysz-
czenie pszenicy z k¹kolu, to jest wytêpienie szlachty, ksiê¿y i ¯ydów; przedstawi³ nastêpnie
ten¿e pop ¯eleŸniaka jako mianowanego przez imperatorowê ksiêcia smilañskiego i pob³o-
gos³awi³ rozpoczêciu rzezi.
W mgnieniu oka wszystko rzuci³o siê do spis i no¿ów, a wkrótce Ukraina ca³a, jakby czeka³a
tylko has³a, zmieni³a siê w teatr nies³ychanych mordów. Ówczesny stan i po³o¿enie wojska
polskiego nie mog³y przeszkodziæ tak nag³emu szerzeniu siê buntu, zjawienie siê kilku wy-
s³añców ¯eleŸniaka w najodleglejszych miejscach Ukrainy roznieca³o po¿ar doko³a; ca³e wsie

background image

102

sz³y na ich wezwanie. Polscy dziedzice nie byli tak¿e zdolni oprzeæ siê pojedynczym usi³o-
waniem; wszystko chroni³o siê lub za granicê Ukrainy, lub do Humania, a ¯ele¿niak z okrzy-
kiem: „O! tak, Lasze, po S³ucz nasze!”[2] swobodnie posuwa³ siê ku zachodowi i bez prze-
szkody pod Humaniem stan¹³.
Humañ, dzisiejsze powiatowe miasto w guberni kijowskiej, by³o w owym czasie przeciw nie-
æwiczonemu wojsku miejscem dosyæ warownym. Si³a jego sk³ada³a siê z niewielu ¿o³nierzy
polskich, kilkudziesiêciu pruskich, którzy tam za kupnem koni przybyli, i kilkuset nadwor-
nych Kozaków Potockiego pod atamanem Gont¹; mo¿na tu dodaæ liczne szko³y ks. bazylia-
nów i mnóstwo okolicznej szlachty, zbieg³ej do obronnego miasta. Ani w¹tpiæ, ¿e z t¹ si³¹
zbrojn¹ i swoj¹ ludnoœci¹ by³by siê Humañ obroni³, gdyby nie nastêpna okolicznoœæ. Szczê-
sny Potocki, dziedzic Humania, napisa³ do Gonty, ¿e mu dwie wsie daruje, je¿eli utrzyma
jego Kozaków w pos³uszeñstwie i Humañ obroni. Ten list szed³ przez rêce pewnego M³ada-
nowicza, zawiaduj¹cego dobrami Potockich, który go otworzy³, przeczyta³, a skuszony spo-
sobnoœci¹ zyskania dwóch wiosek, zatai³ obietnicê pana przed Gont¹ i na siebie wzi¹³ ca³¹
obronê. Tymczasem ¯ele¿niak siê zbli¿a³. Przera¿enie powszechne, podsycane ci¹g³ymi wie-
œciami najwymyœlniejszych okrucieñstw, drêczy³o zamkniêtych w samym warownym Huma-
niu. Gonta podejmuje siê traktowania z ¯eleŸniakiem i wyje¿d¿a naprzeciw niego o trzy mile,
do miasteczka Soko³ówki; Kozacy nadworni postawieni w polu dla zas³ony miasta. Nied³ugo
trwa³a niepewnoœæ zamkniêtych w Humaniu. Kozacy ¯eleŸniaka albo, jak ich zowi¹, hajda-
macy, pokazuj¹ siê od lasku zwanego Greków i staj¹ obozem. Gonta z nimi, a wnet i ca³y
jego oddzia³ przechodzi na stronê hajdamaków. Wtedy dopiero pozna³ M³adanowicz ca³¹ nie-
rozmyœlnoœæ swego postêpku i trudnoœæ obrony; ujmuje Gontê obietnicami Potockiego. „Ju¿
za póŸno!” — Gonta odpowiedzia³. Obsadzono jednak okopy, zwrócono dzia³a nabite ku nie-
przyjacielowi; wszyscy z rozpaczy chc¹ siê do ostatniego broniæ. Dwa dni przechodz¹ na nie-
œmia³ych harcach ze strony hajdamaków: gotowe dzia³a trzymaj¹ ich w oddaleniu; udaj¹ siê
wiêc do wybiegu. Gonta posy³a do M³adanowicza, aby mu pozwolono wjechaæ do miasta dla
rozmówienia siê; pomimo oporu innych M³adanowicz zezwala. Gonta przybywa pod bramy,
ale w liczniejszym orszaku, ni¿ by³a wymowa; puszkarz chcia³ daæ ognia, M³adanowicz po³¹
od sukni nakry³ zapa³ dzia³a, Gonta wje¿d¿a, a jego towarzysze opanowuj¹ natychmiast bra-
mê i pobliskie dzia³a i u³atwiaj¹ szturm do miasta ca³emu korpusowi ¯eleŸniaka.
Pierwszy M³adanowicz pad³ ofiar¹ niedo³ê¿nego swojego g³upstwa z r¹k Gonty, który, jak sam
wtedy powiedzia³, robi mu tê przys³ugê dlatego, ¿e by³ chrzestnym ojcem jego dzieci.[3] Œmieræ
M³adanowicza by³a has³em rzezi. Niespodziewany ten napad rzuci³ taki pop³och, ¿e wszystko
prawie o ucieczce tylko myœla³o. Szczup³a liczba broni¹cych siê nie zdo³a³a unikn¹æ smutnej
œmierci. Broniono siê jednak. Znaczna czêœæ schroni³a siê do koœcio³a bazylianów. Dobyli go
wkrótce Kozacy. Rektor klasztoru, ksi¹dz Kostecki, mia³ mszê w³aœnie i lud wtedy b³ogos³awi³;
strza³ rusznicy z chóru obali³ go u o³tarza. Nie by³o wzglêdu na œwiêtoœæ miejsca; nikogo nie
oszczêdzono. Wkrótce scena mordu ogarnê³a ca³e miasto. Trzy dni rzeŸ trwa³a: szesnaœcie ty-
siêcy osób mia³o ¿ycie utraciæ rozmaitymi rodzajami œmierci; dziœ jeszcze pokazuj¹ pod klasz-
torem bazylianów miejsce ze studni, gdzie do tysi¹ca uczniów ¿ywcem wrzucono i zaduszono
kamieniami. Po trzech dniach przestrzeñ miasta nape³niona by³a we dnie snuj¹cymi siê jeszcze
za rabunkiem mordercami, a w nocy rozlega³a siê wyciem psów i wilków.4 Obóz Kozaków ci¹-
gle by³ za miastem, gdzie ju¿ Gonta dowodzi³, ksiêciem humañskim obwo³any. ¯eleŸniak zaœ z
czêœci¹ korpusu poszed³ dalej i przez Boh siê przeprawi³.

background image

103

Tymczasem wojewoda Stempkowski, mianowany regimentarzem z nieokreœlon¹ w³adz¹ u¿y-
cia wszelkich œrodków, aby st³umiæ szerz¹ce siê niebezpieczeñstwo, nadci¹gn¹³ w te strony.
Z polskim wojskiem porozumieli siê teraz i Moskale na zgubê hajdamaków, nêdzny koniec
ich zawodu. Pu³kownik moskiewski szed³ oddzielnie, udaj¹c, ¿e im sprzyja, stan¹³ tu¿ przy
nich obozem i pos³a³ Goncie, niby na znak dobrej przyjaŸni, z³oty ³añcuch, który mia³ zna-
czyæ zgotowane mu kajdany, przy czym na wieczerzê go zaprosi³. Nie zapomniano i o pod-
w³adnych. Wieczerza d³uga, napoju do woli; nazajutrz ujrzeli siê hajdamacy okutymi w kaj-
dany œród Polaków i Moskali. Wkrótce nast¹pi³o wymierzenie kary. By³a ona dope³nieniem
okrucieñstw, jakie hajdamacy nad Polakami wywierali. Rozwo¿ono tych nieszczêœliwych w
ró¿ne miejsca i rozmaicie wymyœlanymi sposoby mordowano. Gontê stracono w Humaniu.
Podanie twierdzi, ¿e z nadzwyczajn¹ sta³oœci¹ przeniós³ wszystkie mêczarnie. Darto z niego
pasy, æwiertowano ¿ywcem, zdjêto skórê z g³owy, a on ca³y czas fajkê pali³ i ksi¹¿kê czyta³,
póki mu g³owy nie œciêto. ¯eleŸniak umêczony na Pobere¿u, we wsi Serbach za Tulczynem.
Tak siê zakoñczy³o to pamiêtne powstanie, hajdamaczyzn¹ i kolijewszczyzn¹ miêdzy ludem
ukraiñskim zwane. Z takich to czasów, z takich to ludzi osnu³em Kaniowski zamek; teraz
pytam: jaki jego duch byæ powinien?
Pope³nialiœmy nieraz i dot¹d jeszcze pope³niamy liczne b³êdy, st¹d tylko, ¿e nie znamy swo-
jego kraju Nie w samej literaturze czuæ siê to daje.
Zanadto mo¿e rozwlok³em przemowê, ale nigdy w chêci bronienia siebie. Zwa¿a³em tu g³ów-
nie na wygodê czytaj¹cych. Zreszt¹ wiem dobrze, ¿e przemowa, i przypisy nie naprawi¹ la-
dajakiego tekstu. Ka¿dy za siebie.

1 Zdaje siê, i¿ nie w jednym miejscu no¿e poœwiêcano. Widzia³em star¹ drewniana kapliczkê, nale¿¹c¹ do jednego monaste-

ru w Puszczy £ebedyñskiej, niedaleko miasta Szpo³y, gdzie podobn¹ uroczystoœæ odbyto.

2 O tak, Lachu (Polaku), nasze panowanie po S³ucz. S³ucz, rzeka na Wo³yniu, która pod³ug Rusinów ma stanowiæ na wscho-

dzie granicê udzielnego ruskiego pañstwa.

3 Zna³em jeszcze w roku 1830 jedno z tych dzieci chrzestnych Gonty, córkê M³adanowicza. Jej tylko brwi czarne uratowa³y

j¹ od œmierci, która wtedy ca³¹ prawie jej rodzinê zniszczy³a. Gonta wzi¹³ j¹ pod swoj¹ opiekê i na trupach rodziców oddal

j¹ za ¿onê jednemu z Kozaków. Wkrótce ma³¿onka powieszono, a jego nastêpc¹ zosta³ pu³kownik polski, Krebs, po którym

wdow¹ j¹ pozna³em. Kochana ta od wszystkich kobieta dla przyjemnoœci charakteru, choæ w takim wieku, napisa³a pamiêt-

niki swojego ¿ycia; ¿a³owaæ by trzeba, gdyby zaginê³y, s¹ w nich ciekawe szczegó³y tycz¹ce siê nie tylko rzezi humañskiej,

ale wielu pierwszych domów polskich, miêdzy które los j¹ rzuca³.

4 Ca³y niemal obraz tych wypadków zamyka siê w poemacie pod tytu³em: RzeŸ humañska. Napisa³ go niejaki Darowski,

który by³ wówczas uczniem i ca³¹ rzeŸ przesiedzia³ w kopule farnego koœcio³a. Szanowny ten dla swojej autentycznoœci

zabytek w rzadkich bardzo rêkopismach kr¹¿y po Ukrainie. Czyta³em go w takim wieku, ¿e go jeszcze oceniæ s³usznie nie

umia³em.


Document Outline


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Goszczyński Seweryn Zamek kaniowski
Goszczyński Seweryn Zamek kaniowski
Goszczyński Seweryn Zamek kaniowski [LitNet]
Goszczyński Seweryn Zamek Kaniowski
notatki2, 4. Goszczynski - Zamek kaniowski, Seweryn Goszczyński
Seweryn Goszczynski Zamek Kaniowski
SEWERYN GOSZCZYŃSKI Zamek kaniowski
SEWERYN GOSZCZYŃSKI Zamek Kaniowski
Seweryn Goszczy˝ski Zamek Kaniowski
Zamek kaniowski Seweryna Goszczyńskiego(1)
Seweryn Goszczyński Zamek kaniowski
Seweryn Goszczyński Zamek kaniowski
ZAMEK KANIOWSKI SEWERYN GOSZCZYŃSKI
SEWERYN GOSZCZYŃSKI Zamek kaniowski opracowanie WERSJA OSTATECZNA
Zamek kaniowski Seweryna Goszczyńskiego
Zamek kaniowski Seweryna Goszczyńskiego
Seweryn Goszczyński Zamek Kaniowski
62 S Goszczyński, Zamek kaniowski
Goszczyński - Zamek Kaniowski (wstęp BN), Romantyzm

więcej podobnych podstron