Proby Kristen 5 Zwiąż się ze mną ER

background image
background image
background image
background image

@kasiul

L.

Dziękujęzazachętędonapisaniatejhistoriiwtakiwłaśniesposób.

Prolog

Comyturobimy?–pytamBaileyjużczterdziestyraz,odkąd

przyszłyśmydoCentrumSztukiwSeattle.

–Przydacisiętrochęrozrywki–odpowiadazchytrym

uśmieszkiem.–Pozatymniewpadłmidogłowyniktinny,zkim

mogłabymtutajprzyjść.

–Isądzisz,żepotrzebujęakurattakiejrozrywki?–pytamz

niedowierzaniem,rozglądającsiędookoła.

Bailey,mojanajlepszaprzyjaciółka,namówiłamniena

corocznetargifetyszy,jakieodbywająsięwSeattle.Niewiem,jakjejsiętoudało,niemachybanatej
planeciemniejwyuzdanejosobyodemnie.

Jestemtakanudna,nawetpachnęzwyczajnąwanilią,możedlatego,że

przezcałydzieńdodajęjądociastek,którepiekęwewłasnejcukierni.

–Niebądźtakącnotką–ganimnieBailey,przewracającoczami.–

Tujestnaprawdęsuper.

–Toniemojabajka–odpowiadamiodsuwamsięodfacetaubranego

tylkowskórzanąkamizelkęiłańcuchy,którywłaśniesięomnie

otarł.

Głównąsalęprzerobiononadużyklubtaneczny,nascenieszalejeDJ,zgłośnikówpłyniebardzogłośna
muzyka,naparkieciewmigających

światłachkotłująsięciałatańczących.

Sąróżnerodzajestrojówiróżnestopnieichbraku.Nagośćjest

zabroniona, ale wielu gości zbliża się do tej granicy, zakrywając tylko najważniejsze części ciała. W
mniejszejsalipoprawejznajdująsię

background image

parkietiscena,naktórejmająwkrótcezaprezentowaćjakąśburleskę.

Organizatorzyzadbalirównieżodobrzewyposażonybar.

Nalewoodgłównegoparkietuumieszczonokolejnąsalę

podzielonąnasektory,wktórychprezentujesiępublicznościróżne

perwersyjnenumery.

–Tampójdziemypóźniej,jaksięjużnapijesz–informujemnie

Baileyiciągniewkierunkubaru.–Zarazzaczniesięwystęp.

Baileymaprosteciemnoblondwłosysięgającepupy,mateż

– niech ją – naturalne pasemka i duże piwne oczy. A kiedy się śmieje, robią się jej dołeczki w
policzkach; to właśnie przez te dołeczki nie może się pozbyć etykietki „słodkiej dziewczynki”, której
serdecznie

nieznosi.

Podchodzimydobaru,zamawiamy7&7ubarmanaubranegowobcisłe

szortynapomarańczowychszelkach,apotem

wybieramymiejscajaknajbliżejsceny.

–Noicootymsądzisz?–pytaBaileyzuśmiechemi

pociągałykdrinka.

–Przyszłowięcejludzi,niżmyślałam.

Gościbyłorzeczywiściemnóstwo–wróżnymwieku,

różnegowzrostuituszy,różnychorientacjiseksualnych.

Najbardziejdziwimnieichotwartość,najwyraźniejczująsiętudobrze,komfortowo,sąuśmiechnięcii
cieszyichfakt,żemogąparadować

wśródinnychniemalbezubrania,demonstrującbezpoczuciawiny

swojeperwersyjneupodobaniaseksualne.

–Toznacznieliczniejszaspołecznośćniżmogłobysię

wydawać–przytakujeBaileyiomiatawzrokiemsalę.–Atakprzy

okazji,naprawdęświetniewyglądasz.Miłocięwreszciezobaczyćbez

background image

białejczapeczkiifartucha.

–Czapeczkaifartuchtomójstrójroboczy–ucinam.

–Właśnie.Zawszejesteśwpracy.Widujęcięalbowtymobrzydliwym

białymmundurku,albowpiżamie.

Wzruszamramionamiiodwracamwzrok.Niemamnicdo

powiedzenia.Baileymarację.Zerkamnaspódniczkęminii

samonośnepończochydopółuda,szpilkiorazczerwonytopbez

ramiączek,którekazałamiwłożyćimuszęprzyznać,żenieźlesię

czujęwtymstroju.

Dziękiniemuuświadamiamsobie,żejestemkobietąo

potrzebachwiększychniżrozgrzanypiekarnikilukier

czekoladowy.

Baileypomogłamizrobićmakijażiułożyćfryzurę–mamciemne

kreskinapowiekach,doklejonesztucznerzęsy,jaskrawąszminkę.

Włosyskręconewpierścionkiopadająminaniewielkiepiersi

podniesioneiściśniętetak,byjemaksymalnie

wyeksponować.

DziękilosowizaBaileyijejkobiecesztuczki.

–Maszwspaniałeciało,Nicole,powinnaśjepokazywać.

–Komu?–pytamześmiechem.–Moikliencichcąjeść

babeczki,anieoglądaćmojecycki.

–Zależy,którzyklienci–żartujeBailey,światłaprzygasają,rozlegająsiępierwszedźwiękiswingującej
muzykizlattrzydziestych.Nasceniepojawiasięmłodakobietakołotrzydziestki,ubranawmundur

marynarzaizaczynażywiołowytaniec.

Jużpotrzydziestusekundachzostajewsamejprzepascenabiodrach.

Niewiemnawet,cosięstałozjejubraniem,takszybkojezdjęła.

background image

Przechylamgłowęipatrzę,jaktanecznymkrokiem

przemierza scenę, uśmiecha się, przygryza wargi, flirtuje z facetami i dziewczynami siedzącymi na
widowni.

Kuogólnejradościdołączadoniejjeszczeczwórka

dziewczynwrównieskąpychstrojach,wszystkietańczą,ażwkońcu

następujechwilaprzerwy,abygościemoglipójśćdobaruipooglądaćwystępywinnychsekcjach.

–Dobra,kupujemydrinkiiidziemyoglądaćpokazy.–Baileyklaszczewręceipodrywamniezmiejsca.

–Koniecznie?

–Tak!–Przewracaoczami.–Niemusisznicrobić,

wystarczy,żesobiepopatrzysz.Toświetnazabawa,Nicole.

–Skorotaktwierdzisz–mruczę.ZdrinkiemwrękuidęzaBailey

oglądaćpokazyfetyszy,ztamtejsaliniedochodząjużdźwięki

muzyki,aleśmiechyijękirozkoszy.

–Nieuprzedziłaśmnie,żegościebiorąudziałw

prezentacjach–mówięnieswoimgłosemotrzyoktawywyższymniż

zwykle,alezupełniesiętymnieprzejmuję.

–Oczywiście,żechętnibiorąwtymudział.Aletyniemusiszniczegowypróbowywać.

Podczaspierwszegopokazuwypiłamchciwiepierwszego

drinka,nieodrywającustodsłomki,apotemwyjęłamszklaneczkęz

dłoniBaileyiwychyliłambłyskawicznierównieżijejzawartość.

Nastoledomasażuleżykobieta,jejpiersiibrzuch

przysłoniętesączęściowoniebieskąjedwabnąszarfą.Wspaniale

zbudowanymężczyznabezkoszulistoinadnią,trzymającwręku

metalowąpałkę,podłączonądojakiegośurządzenia;każdydotyk

pałkąprzyprawiależącąosilneskurczeciała.

–Graelektro–szepczeBailey.

background image

Nie mogę oderwać wzroku od kobiety, która jęczy głośno i wije się na stole. Mężczyzna pochyla się,
szepczejejcośdoucha,aleonaz

uśmiechemkręcigłową.

–Sprawdza,czywszystkowporządku–wyjaśniaBailey.

–Tomiłozjegostrony–odpowiadamsarkastycznie.

Mężczyznaznówdotykapałkąpiersikobiety,jejsutkistercząteraz

jeszczebardziejniżprzedtem,cowydawałosięniemalniemożliwe,

koniec pałki wędruje w dół, gładzi jej brzuch i wsuwa się między nogi, wywołując potężny orgazm.
Kobietakrzyczyzrozkoszy.

–Boże–szepczęzdumiona.

Baileywybuchaśmiechemidopierowtymmomenciezdajęsobie

sprawę,żewogólewydobyłamzsiebiegłos.

–Tyteżrobisztakierzeczy?–pytam.

–Nie,toniedlakażdego,takazabawawymagazaufaniai

doświadczonegopartnera–odpowiadaBaileyzuśmiechem,wpatrując

sięwparęnascenie.

Mężczyznawyłączaurządzenieiprzytularozedrganą

kobietę,którawciążniemożezłapaćtchu.Całujejąwpoliczeki

szepczecośczuledoucha.Nawidoktychludzi,taksobiebliskich,takzakochanych,czujędziwneukłucie
wokolicachserca.

Cośwspaniałego…

–Onisąmałżeństwem.Kobietajestsubmisywnaodtrzechlat.

–Submisywna?

–Naprawdęjesteśtakanaiwna?–pytaBailey,kręcącgłową.

–Niemiałampojęcia,żetakierzeczydziejąsięnaprawdę.

Myślałam,żetylkowksiążkach.

–Ajednaksiędzieją.

background image

–Tyteżjesteśsubmisywna?

Uśmiechasięiwzruszaramionami.

–Niestetynie,próbowałam,alezadużogadam,komentujęi

narobiłamsobiekłopotów.Niemogłampotemsiedziećnapupieprzez

miesiąc.

Przełykamztrudemślinęiidziemynakolejnypokaz.

Siadamy.

Słyszętrzaśnięciebataipodskakujęnerwowo.

–Aniechmnie!

Baileywybuchaśmiechemibierzemniepodrękę.Wysoki,szczupły

mężczyznabezkoszulitrzymawrękubat,rudowłosakobietajest

podczepionazanadgarstkidołańcuchazwisającegozsufitu.Mana

sobieczarnemajteczkiibiustonosz.

Mężczyznawywijabatemwokółgłowyistrzelazniegotak,że

zostawianałopatcekobietytylkomaleńkiczerwonyślad.Aona

jęczyzrozkoszy,jakbybyłatonajbardziejseksownapieszczota,jakiejzdarzyłosięjejdoświadczyć.

Mężczyznaokrążająipowtarzatensammanewr,tymrazem

pozostawiającczerwonyśladnadrugiejłopatce.

Podchodzibliżej,chwytakobietęzawłosy,odciągajejgłowędotyłuiszepczecośdoucha.

–Tak,panie–odpowiadakobietaniemalbeztchu.

Mężczyznauśmiechasię,całujejąnamiętnie,wypuszczawłosyz

zaciśniętej dłoni, unosi bat nad głowę i znów pozostawia jeden, dwa, trzy czerwone ślady po obu
stronachkręgosłupa.

–Jaktosiędzieje,żenieuszkadzaskóry?–pytam

zdziwiona.

–Latapraktyki–odpowiadaszeptemBailey.–TomistrzEryk.

background image

–Aonajestsubmisywna?Jestjegopoddaną?–pytam,

dumna,żetakszybkonauczyłamsiętegojęzyka.

–Nie,onachybadonikogonienależy.AlejestmasochistkąimistrzErykchętniejązaspokaja.

–Jezu–mamroczę,aleczujędziwneściskaniewżołądku,gdyEryk

unosipośladkikobiety,wsuwajejpalcemiędzynogiiwyjmujeje

mokre,błyszczącewilgociąwprzydymionymświetle.

–Widzisz?Jestszczęśliwa.MistrzEryknatychmiastbyprzestał,

gdybywypowiedziałahasło.

Matko–myślę.Hasła,batyielektropałki.Ktobyto

pomyślał?

Idziemydalej,kobietawylewanachętnychgorącywosk.

–Obejrzyjmyterazcośsubtelniejszego.No,możeakuratgorącywosk

niezapewniabardzosubtelnychodczuć,alejednakjestzpewnością

bardziejdelikatnyniżbat.

Uśmiechamsięironicznieipatrzęzzachwytemna

uśmiechniętegobłogomężczyznę,któremugorącywoskspływa

właśnieponagimtorsieidobrzeumięśnionymbrzuchu.Wyraźna

wypukłośćpodpaskiemjegodżinsówdowodzijasno,jakbardzomusię

topodoba.

–Chceszspróbować?–pytaBailey.

–Nie,dzięki.–Kręcęgłową,aleniemogęoderwaćwzrokuod

dziewczyny,którazajmujewłaśniemiejsceiunosiwłosydogóry,by

strumieńgorącegowoskuspływałbezprzeszkódpojejpiersiachi

łopatkach.Woskzastyganiemalbłyskawicznieizostajenatychmiast

–niemaluwodzicielskimruchem–zerwanyzeskóry.

background image

Zaczynamisięwydawać,żetencałyrytuałjestnaprawdęseksowny.

–O!Atumamystrefębondage–wykrzykujepodniecona

Bailey i ciągnie mnie w stronę grupki kobiet, które czekają cierpliwie na to, by przystojny, wysoki
mężczyznazawiązałimsznurywokół

torsu,rąkinóg,pokrywającciałaskomplikowanymszlakiemmałych

węzełków.

No,no…

–Niemiałampojęcia,żesznurkimogąwyglądaćjakdziełosztuki–

mruczę.

–Tozpewnościąjestdziełosztuki.–KiwagłowąBaileyinaznak

mężczyznyochoczopodchodzibliżej.

Mężczyznakrzyżujejejręcenaplecachtużnadpośladkamiizaczyna

oplatać jej ciało niebieskim sznurem. Kolor sznura pięknie kontrastuje z czarną suknią i podkreśla
seksownekrągłości.

Mojaprzyjaciółkawyglądaoszałamiająco.

Mężczyznacałujejąwczołoizuśmiechemprzyjmuje

podziękowanieBailey,któraodwracasiędomnie.

–Teżpowinnaśspróbować.

–Aleniebędęmogłaruszaćrękami–protestuję.

–Niemusiwiązaćcirąk–odpowiadaBailey,amistrz

ceremoniirobizachęcającygestręką.Wtymmomenciepodchodzido

niegoinnymężczyzna.

Cofamsięokrokiwidzę,żetendrugiszepczecoś

pierwszemudoucha.Obajkiwajągłowami,nowyuśmiechasiędomnie

inaglezostajemysami.

Nowyjestdośćkrótkoostrzyżonymblondynemo

background image

jasnoniebieskichoczach,wktórychprzepastnejgłębizłatwością

możnazatonąć.Magładką,świeżoogolonątwarzipełne,seksowne,

uśmiechnięteusta.

–Notojak,mała?

Rozdział1

W esela to nie moja bajka. T o znaczy, nie lubię piec weselnych tortów. Jestem właścicielką dobrze
prosperującej,małejcukierniw

centrumSeattleinajwiększąprzyjemnośćsprawiamipieczenie

ciasteczek.

KiedyjednakBrynnaVincent,obecnieBrynnaMontgomery,

poprosiłamnieotortnaprzyjęcieweselne,niemogłamjejodmówić.

Wpadładomojegosklepujakieśdwatygodnietemui–

promieniejącszczęściem–zapytała,czyniemogłabymupiectortuna

jejwesele,bonajbardziejnaświeciesmakująjejmojebabeczki.

Tak,przyznaję,skuteczniepołechtałamojeego.

Akiedyzapewniła,żewystarczyjejzwykły,dwuwarstwowytort,bo

planujetylkoskromne,rodzinneprzyjęcie,postanowiłamprzyjąćjej

zamówienie.

Cowięcej,Brynnaprzyszładocukiernizeswoimiuroczymi,

sześcioletnimibliźniaczkamiikupiładlanichcałepudełkociastek.

Noaleteraz,kiedyznajdujęsięwogniuwalki:ustawiamtortipilnuję,żebysięwłaściwieprezentował,
podczasgdymłodaparawypowiada

właśnieostatniesłowaprzysięgimałżeńskiej,acałarodzinawiwatujenaichcześć,rozumiem,dlaczego
nigdywcześniejnie

przygotowywałamtortówweselnych:tostanowczozbytstresujące

zajęcie.

MilszejpannymłodejdowspółpracyniżBrynnaniemożnasobie

background image

wyobrazić.Możnabynawetpowiedzieć,żeprzeztedwatygodnie,

kiedywspólnieprojektowałyśmytort,udałosięnamnawet

zaprzyjaźnić.

Jednakdzieńweselatodlamnieprawdziwatortura.Muszębyćpewna,

żekażdanajmniejszaróżyczka,każdanajmniejszafigurkazlukru

znalazłysięnawłaściwymmiejscu.

Gdybymtojabyłapannąmłodą,takwłaśniebymsobie

życzyła,wszystkomusiałobywyglądaćidealnie.

Biegnędosamochodu,zabieramjeszczeparędrobiazgówiwracam

szybkodostołuzadomem,wktórymBrynnawzięławłaśnieślub.

Domniejestprzesadnieduży,przeciętnyjaknastandardwtej

dzielnicy,mieścitrzyczyczterysypialnie.Alezatodziałkawyglądajakzezdjęciawmagazynie„Mój
domiogród”.

Brynnawspominała,żejejnowyteśćtozapalonyogrodniki

rzeczywiściemiałarację.Klombytonąwróżnokolorowych

pachnącychkwiatach,oczkawodneiwykamieniowaneścieżkinadają

całemuterenowizadomemwyglądprawdziwegoparku.

Dzieciakiwróżnymwieku–odrokudorównolatków

bliźniaczek, czyli sześciu lat, biegają po ogrodzie, ciesząc się pięknym dniem. Wokół rozbrzmiewa
przemyślniegdzieś

zainstalowanacichamuzyka.

–Kiedybędzietort?–odzywasięzamnąjakiśmęskigłos.

Odwracamsię,byspojrzećmówiącemuwtwarz.Majasne

niebieskieoczy,blondwłosyiszerokiuśmiech,adresowanydomnie.

Jestjednymznajpotężniejzbudowanychmężczyzn,jakichwidziałam

wżyciuizjakiegośpowoduzaczynamisięwydawać,żeskądśgo

background image

znam.

–Todecyzjapaństwamłodych.Jatylkokończędekorację.

Odwzajemniamuśmiechiostrożniemocujęostatnią

różyczkęnapolewiepięknegobiałegotortu.

–Doniesiesznamnie,jeśliuszczknękawałeczek?–pytaześmiechem

wielkolud.

–Jatozrobię–odpowiadapięknarudowłosakobietai

odwracadomniegłowę.–Proszęniezwracaćnaniegouwagi.Jest

zawszegłodny.

–Nakryłaśmnie–mruczyimuskaczulewargamiskroń

rudowłosej.–JestemWill,bratpanamłodego.

Wyciągadomnieogromnądłoń.

–Atomojanarzeczona,Meg.

–Bardzomimiłowaspoznać.–Inagledoznajęolśnienia.–

Aniechmnie,czytotyjesteśWillMontgomery,tensłynnypiłkarz?

–Tak–odpowiada,niemalnieśmiało.–Aledzisiaj

występujętutajtylkojakobratpanamłodego,niktwięcej.

–Wporządku–odpowiadamzuśmiechem,dumna,żeudałomisię

zachowaćspokój.Niemiałampojęcia,żeBrynnawchodzidorodziny

tychsłynnychMontgomerych,todośćpopularnenazwisko.

WilliMegodchodzą,kończędekorowaćtortirozglądamsięza

Brynną,żebyzłożyćjejżyczeniaiwreszciewrócićdodomu,zulgą,żemojamisjadobiegłakońca.

Dostrzegamjąwdrugimkońcuogrodu,otoczonągromadkągości.

Wycieramręceożakiet,podchodzędonichistajęnapalcach,by

mocnojąuściskać.

background image

–Jeszczerazgratuluję,mojadroga–szepczę.–Agdziepanmłody?

–Tutaj–oznajmiaCalebzszerokimuśmiechem,gdy

uwalniamzuściskujegomałżonkę.–Tortjestnaprawdęwspaniały.

Dziękujemy.

–Całaprzyjemnośćpomojejstronie–odpowiadam,

szczęśliwa,żepaństwomłodzisąnaprawdęzadowolenizkońcowego

efektuwielogodzinnegoplanowaniaiprzygotowań.

–Pieczesznajlepszetortynaświecie–odzywasięblondynkastojącaobokBrynny,leczkiedyodwracam
doniejgłowę,doznaję

nieodpartegowrażenia,żeuległamhalucynacji.

Widoczniecegłaspadłaminagłowęicierpięterazwskutekurazu.

Niepotrafięinaczejwytłumaczyćfaktu,żestojęterazobokwłaśnie

tegojedynegomężczyznynaświecie,októrymtakbardzopragnę,a

niepotrafięzapomnieć.

Mrugamwnadziei,żetojakieśprzewidzenie,aleonw

dalszym ciągu stoi tam, gdzie stał, ma na sobie spodnie khaki, białą koszulę i w przeciwieństwie do
poprzedniegorazu,kiedygowidziałam,starannieułożonąfryzurę.

Aleteoczy…tejasnoniebieskieoczy,przymrużone,

wpatrzonewmojątwarz,śledzącekażdyruch,sądokładnietakie,jakjezapamiętałam.

–Aniechmnie–szepczęipróbujęsięcofnąć.

–Wysięznacie?–pytaCaleb.

Budzisięwemnieprofesjonalistka.

KręcęgłowąiuśmiechamsiępromienniedoBrynny.

–Bardzosięcieszę,żepodobasięwamtort.Jeszczerazwszystkiegonajlepszego.

Ztymisłowamiodwracamsiędowyjścia,alezanimzdołamzrobić

krok,słyszę:

background image

–Zaczekaj!

Ichoćogarniamniefuria,jednaksięzatrzymuję,zaciskamdłoniei

patrzęnaniegoniespokojnie.Jużnasamdźwiękgłosu,jakiwydobywasięzseksownychusttegodupka,
czuję,jaktwardniejąmisutki.

DziękiBogu,niktniemożetegozauważyć,bomamnasobie

cukierniczyfartuch.

Niechcęrobićscenywobecnoścityluludzi,aletak

naprawdęmamochotęmupowiedzieć,żebypocałowałmniegdzieśi

natychmiastsięodwalił.

Przyszpilamniespojrzeniem,chwytazaramięiodciąganabok.

–Miłocięwidzieć,Nicole.Piękniewyglądasz.Ładnieciwkrótkich

włosach.

Czuję,jakprzyciskanosdomojegoucha,ajegoczystymęskizapach

sprawia,żeprzewracająmisięwnętrzności.Niemogętego

wytrzymać.

Niemogęznieśćtegofaceta.

Ciężkooddycham,zpałającymipoliczkamiwyrywammu

ramięzuścisku,rzucamwściekłespojrzenieiodchodzęszybkim

krokiem.

Niejestempewna,aleodnoszęwrażenie,żesłyszę,jakmruczycośw

rodzaju:

–„Daćjejklapsa”.

Przyspieszamwięckrokuizaczynamsięmodlić,żebyzamnąnie

poszedł.

Idokładniewtejsamejchwiliwracająwspomnienia,z

którymitakdzielniestarałamsięwalczyć.

background image

–Notojak,mała?

Baileyszturchamniełokciem,robięniepewnykrokwstronę

mężczyzny.Niemogęoderwaćwzrokuodtychniesamowitychoczu.

–Więcchceszspróbować?–pyta,świdrującmnie

spojrzeniem.

Ztrudemprzełykamślinęiprzytakuję.

–Musisztopowiedziećsłowami–odpowiadazuśmiechem.

–Chcę.

–Niemartwsię–szepcze,zbliżającustadomojejtwarzy.–

Nicniebędziebolało.

Uśmiechamsięlekko,aongładzimniedelikatniepo

policzkuidotykakciukiemdolnejwargi,przyprawiającmnieo

dreszcz.

Czuję,jaktwardniejąmisutkii–przysięgamnawszystkieświętości–

powinnamzmienićmajtki,którejużsąmokre.

Aonprzecieżtaknaprawdęjeszczenicniezrobił!

Przyciągadosiebieleżącąnapodłodzedużąpłóciennątorbęi

wygrzebujezniejdługibiałysznur.

–Białybędziepiękniepasowałdotwojegoubrania–szepczew

zamyśleniuipocierapalcemwargi,patrzącraznamnie,raznatorbęzrekwizytami.

Chichoczę,alegdywbijawemniewzrok,natychmiast

zasłaniamdłoniąusta.

–Cościębawi?

Kręcęgłową,aleonujmujemójpodbródekwdwapalceizmusza,bym

spojrzałamuwoczy.

background image

–Możejednak?

–Rozśmieszyłomnietoszperaniewtorbie–mówięcicho.

Dlaczegowłaściwiechcęzaspokoićjegociekawość?

Ztrudempowstrzymujeuśmiechiwypuszczamniezobjęć.

Budziwemnieprzerażeniefakt,żetanagłautratakontaktuzjego

ciałemsprawiamiprzykrość.

Weźsięwgarść.Poprostunajwyższaporanajakiśdobryseks.Od

ostatniegorazuminęłotyleczasu,żeażwstydsięprzyznać.

–Skrzyżujręceztyłuichwyćsięzaprzedramiona.

–Niechcęmiećzwiązanychrąk–odpowiadamszybko.

Patrzynamnieprzezchwilęipodchodzitakblisko,żeniemalmuska

wargamimojeucho.Wspanialepachniejakimśegzotycznympłynem

dokąpieliinamiętnym,prawdziwym

mężczyzną.

–Mogęprzeciąćwięzywułamkusekundy.Nicniebędziebolało.

Zaufajmi.

Cofasięipatrzynamniepytająco,kiwamgłowąizakładamręcez

tyłu,takjakchciał.Niewiem,dlaczegomuufam,aletakjest.Wierzę,żemnienieskrzywdzi.

Nagradzamnieczarującymuśmiechemigdybynieto,że

majtkimamjużitakmokre,natenwidoknapewnoby

zwilgotniały.Niechtodiabli,cozaniesamowityfacet.Odwracasiędomnie,bysięgnąćposznur,aja
błądzęwzrokiempojegociele.

Jest bardzo wysoki, mierzy ponad metr dziewięćdziesiąt. Szerokie bary skrywa koszula na guziki z
podwiniętymirękawami,spodktórych

wyglądajążylasteprzedramiona.Koszulajestniedbalewetkniętaw

czarnespodniezpaskiem,eleganckiebutyrównieżsączarne.

background image

Taczerńpowinnaonieśmielać,ajestpoprostuseksowna.Ibardzodoniegopasuje.

Mamochotęzrobićmuloda.

Dziewczyno,przyszłaśtutajpoto,żebyzobaczyć,naczympolega

bondage.

Tużobokinnyfacetwłaśniekończywiązaćinnedziewczyny,które

staływkolejcezamną.RozglądamsięzaBailey,alenigdziejejniewidzę.

–Dalekonieodeszła–mruczymężczyzna,jakbyczytałwmoich

myślach.

–Jaksięnazywasz?–pytamcicho,gdytymczasemonwiążemi

nadgarstki.Nosemniemaldotykamjegotorsuiwdychamjegozapach.

Takświetniepachnie…

–Matt–odpowiadazuśmiechem,okręcającmisznurem

ramionaitors.–Aty?

–Nicole–odpowiadam,patrząc,jakzapętlasznur,nadającwięzom

symetrycznywzór,któryprezentujesięwyjątkowopiękniena

czerwono-czarnymtle.Madługie,szczupłeręceizręcznepalce.

–Dobrzecitoidzie–mówięcicho.

Uśmiechasięipatrzynaswojeręce,któreprzesuwająsięzwinniepomoichpiersiachibrzuchu.

Oddychamcorazszybciej,sercewalijakszalone.Tułówmamjuż

związany,próbujęporuszyćrękami,aleanidrgną.

–Boli?–pytacicho.

–Nie–odpowiadamszczerze.

Kiwagłowąiwsuwamisznurmiędzynogi,wiążegona

plecachiznówprzeciągamiędzyudami.Przygryzamwargi,żeby

stłumićjękrozkoszy.

background image

Boże!Jaktomożliwe,żepodnieciłomniewiązaniesznurem?

Wkońcuzaplataostatniwęzeł,którymieszasięz

pozostałymiitrudnoterazpowiedzieć,gdzietensznursiękończy,agdziezaczyna.Potemcofasięokrok,
krzyżujeramionanapiersiachiprzesuwaplacempodolnejwardze,błądzącwzrokiempomoimciele.

Błyszczące,niebieskieoczypłonąpożądaniem.Onteżoddychacoraz

szybciejiprzysięgamnabogówbondage,żeczujędoniegoniezwykły

pociąg.

Jeślimnieniedotknie…jeślinatychmiastmnieniedotknie,spłonęnapopiół.

Podchodzibliżej,ujmujemojątwarzwdłonieicałujemniewczoło.

–Jesteśzkimś?

Powinnam się obruszyć i kazać mu się wypchać, ale ten facet działa na mnie tak odurzająco, że kręcę
tylkogłową.

–Nicole–szepczeicałujekącikmoichust,apotem

przesuwawargiwyżej,takbyznalazłysiętużprzymoimuchu.–

Zwykletaksilnieniereaguję,alemamstrasznąochotęwypieprzyćcięnawylot.–Zatykamnielekkoi
odchylamniecogłowę,żeby

popatrzećmuwoczy.

Odmów!Uciekaj!Jezu,cozazboczeniecmówitakierzeczy?

Zamiasttegooblizujętylkowargi.

–Mieszkamtrzyprzecznicestąd.

Odrywaodemniewzrokikiwadokolegi,chwytamniezaramięi

ciągniedodrzwi.

–Zaczekaj,mojaprzyjaciółka…

–Jesttam–mówispokojnie,wskazująctłum.Baileypatrzynanasz

porozumiewawczymuśmiechem,unosiwgórękciukimruga

porozumiewawczo.

–Widzisz?Wszystkozniąwporządku.

background image

–Zaczekaj.–Zapieramsięobcasamiiobojeprzystajemy.–

Przecieżmożeszbyćseryjnymmordercą,rzeźnikiem,

narkomanem,gwałcicielem.

Uśmiechasię,wzdychaiodgarniamiwłosy.

–Grzecznadziewczynka…

–Wtakimrazie,dozobaczeniapóźniej…

–Stój–rozkazujecicho,ajabezwahaniawykonuję

polecenie,ignorującinstynktucieczki.

Obejmujemnieramieniemiprzyciągadosiebie.Pod

wpływemtegodotykumojeciałobudzisiędożyciaitulęsiędoniegomocniej.

Śmiejesięcichoipocieranosemomójnos.

–Jużoddawnanieczułemdonikogotakiegopociągu.

Przysięgam,niejestemmordercą.–Ztymisłowamizaczynamnie

całować,wsuwamigłębokojęzykdoustiskrupulatniebadaich

wnętrze.Ajabezwolnienawszystkopozwalam.

Niemogęruszyćrękami,achciałabymzarzucićmujenaszyję,

chwycićgozawłosyiprzyciągnąćjaknajbliżejjegogłowę.

Zamiasttegoprzytulamsiędoniegomocniejijęczęzrozkoszy.

Ontymczasemprzylegabiodramidomojegobrzucha,tak,żebym

poczułanacielejegoerekcję.

Cholera,ależjestseksowny!

–Totymniezaprosiłaś…

–Chodźmy.

Nietrzebamutegodwarazypowtarzać,znajdujemyna

parkingujegobmw,usadzamnienamiejscupasażera,ręcemamw

background image

dalszymciąguzwiązaneztyłu.Jestminiewygodnie,niemogęsię

oprzeć,alenieprawdopodobnepodnieceniesprawia,żezupełniemito

nieprzeszkadza.

Szczerzyzębywwilczymuśmiechuicałujemniew

policzek.

–Podobaszmisięwtychpętach.

Nieczekanaodpowiedź,wskakujenasiedzeniekierowcyizatrzaskujedrzwi.

–Trzyprzecznicestąd,polewej–tłumaczę.

–Nadpiekarnią?–pyta.

–Tak.Maszładnysamochód.

–Toprezent–odpowiadakrótko,parkującauto.

Kto,udiabła,kupujewprezenciesamochody?

Znajdujemiejscenaparkingiprowadzimnienagórę.

– Będziesz musiał wyjąć mi kluczyki z torebki – mówię i odwracam się do niego tak, by mógł po nią
sięgnąć.

–Strasznienielubięgrzebaćwdamskichtorbach–wyznajez

uśmiechem.–Mamaobcięłabynamręce,gdybyśmyzrobilicoś

takiego.

–Nocóż,mojesązwiązane–odpowiadamżartobliwie.

–Fakt.–Znajdujekluczeiotwieradrzwi.Kładzietorebkęorazkluczenastoleiprowadzimniewgłąb
mieszkania,dosypialni.

–Kilkawskazówek–mówicicho.–Jeśliusłyszę„nie”,albo

„dość”odrazuprzestanę.Niejestemsadystą,niechcę,żebyś

cierpiała.Alemusiszbyćposłuszna,wykonywaćmojepoleceniabez

żadnychdyskusji.–Wbijawemniewzrok.–Czytojasne?

–Niemamnicdogadania?

background image

–Jużcitłumaczyłem.Jeślipoczujeszbólczypoprostudyskomfort,

powiesz„nie”.Alebardzosiępostaram,żebytoniebyłokonieczne.–

Uśmiechasięiprzyciągamniedosiebie,chwytającwęzełpomiędzy

moimipiersiami.

–Potrzebujęjakiegośhasła?Kodubezpieczeństwa?

–Twojehasłotopoprostuzwykłe„nie”.

–Dobrze–szepczę,aleonjużnakrywawargamimojeusta.

Całujemnieżarłocznie,łapczywie,namiętnie.Jużczuję,żedalejteżbędzieszybkoimocno;niemogęsię
tegodoczekać.

Dochodzimydosypialni,zapalalampkęnastolikunocnym,

spowijającsypialnięsubtelnymświatłem.

–Ztymisznuraminarękachniedamradysięrozebrać.

Stajeprzedemną,dotykaczołemmojegoczołaiprzesuwadłońmipo

moichrękach,bokach,udach,ażdomiejsca,gdziepończochystykają

sięzespódnicą.

–Niemusiszbyćnaga,żebymmógłsięztobąpieprzyć.

Oczywiścietakbymwolał,alezdrugiejstronyterazmogępatrzećnaciebieoplątanąsznurami,atoteż
sprawiamiprzyjemność.

–Dlaczego?

Kręcigłowąizakrywamidłoniąusta,odpinakoszulęirzucająna

podłogę.Odsuwasięokrok,żebyzdjąćpasekispodnie–ze

zdumieniemodkrywam,żenienosibielizny.

Zresztąpotymwszystkim,cosiędziśstało,właściwienierozumiem,żecokolwiekmniejeszczedziwi.

Omiataspojrzeniemmojątwarz,szyję,piersi,ujmujejewdłonie,

pochylasięizaczynassaćprzezbluzkęmojenabrzmiałesutki.

Odchylamgłowę,gdyczujęlekkieszarpnięciemiędzy

background image

nogami,wmiejscu,gdziesznurdotykamoichkobiecychfałdek.

Wystarczyodsunąćsznurimajtki,żebysięwemniewśliznąć.

–Chcęciędotknąć–szepczę.Desperackopragnęująćjegotwardy

członekwdłonieidoprowadzićgodotakiegostanuszaleństwa,do

jakiegoondoprowadziłmnie.

Kładziemirękęnaramieniu.

–Nakolana–rozkazuje,popychającmnielekkowdół.

Bioręjegostwardniałyczłonekwustaizaczynamgo

delikatniessaćipieścićtak,jakbyzależałoodtegocałemojeżycie.

Agdyzjegogardławydobywasięjęk,czuję,żejestemjeszczebardziejmokrawśrodku.

Podnoszęnaniegowzrok,mazaciśniętąszczękęi

przymrużoneoczy.

–Dobrajesteś–jęczy,chwytamniezawłosy,lekkojepociąga,nie

sprawiającjednakbóluizaczynawsuwaćiwysuwaćczłonekzmoich

ust.Niewchodzijednakzbytdaleko,dogardła,sprawiamu

przyjemnośćsamdotykmoichwargijęzyka.–Niewyobrażamsobie

niczegobardziejseksownego.Tynakolanach,wmoichsznurach,z

tymiseksownymustami,wktórychtrzymaszmojegofiuta.

Podobamisięwulgarnysposób,wjakiotymmówi.

Odpowiadamjękiemnaznakzgodyizaczynampieścić

językiemżyłkępodjegopenisem.Czujęzsatysfakcją,żeręce

zaplątanewmoichwłosachzaczynająmudrżeć.

Naglestawiamnienanogiiprowadzidołóżka.Zadzieraspódnicę,

odsuwasznurimajtkinabok.Alezamiastwemniewejść,klęka,

zanurzatwarzwmoichfałdkachizaczynamniessać,doprowadzając

background image

doszaleństwa.

–Niechtodiabli…–piszczęipróbujęsiępodnieść,aleonkładzie

ciężkądłońnamojejłopatceiprzygniatamniedomateraca,

kontynuującpieszczoty.Nigdywżyciuprzedtemnieprzeżyłam

czegośpodobnego.

Wkładamidwapalcedośrodka,akciukiemmasuje

łechtaczkęijednocześniezębamiotwieraopakowanie

prezerwatywy,poczymwprawniejązakłada.

Szybkozastępujepalcepenisem,wsuwasięwemnieszybko,dokońca,

obojejęczymyzrozkoszy.Chwytamniezazwiązaneręceizaczyna

ujeżdżać,szybkoimocno.

–Jesteśtakawspaniaławśrodku–mówiurywanymgłosem.

–Takawąska.Kiedytoostatniorobiłaś?

Wzruszamramionami.Onnaprawdęmyśli,żebędętoterazliczyć?

–Odpowiedz–rozkazujeidajemiklapsa.Piszczęzbólu.

Tenbólustępujejednaknatychmiastmiejscagorącejfalinamiętnościiznówzaczynamsiępodnimwić.

–Niewiem.Roktemu?

– Pieprz mnie – szepcze i wbija się we mnie głębiej i głębiej, jakby uczestniczył w jakimś wyścigu i
dążyłdomety.

Wciążtrzymamojezwiązanedłonie,adrugąrękąodchylamigłowę

tak,żeniemogęwykonaćżadnegoruchuijestemnajegołascei

niełasce.

–Boli?–szepcze,przyciskającustadomojegoucha.

–Nie.–Ztrudemwydobywamzsiebiegłos.Kiedywchodziwemnie

podtymkątem,wydajesięjeszczewiększy.Chciałabymporuszyć

biodrami,alejestemcałkowicieunieruchomiona.

background image

–Nieciągnęcięzawłosyzbytmocno?

Tak,trochęzamocno,alebardzomisiętopodoba.

–Nie–odpowiadamijęczę,boznowuwchodziwemnie

głębiej,dotykającbiodramimoichpośladków.Czujęjakwlędźwiach

rośnieminapięcie.

–Zaczekaj,dopókiciniepowiem–syczy,przezzaciśniętezęby.

–Ale..–zaczynam.Bezskutku,gdyżonchwytamnietylkomocniej

zanadgarstki.

–Słyszałaś,copowiedziałem.

Przełykamślinęipróbujęsięskupićnaczymśinnym.Nazakupach.

Nazamówieniach.Naprezencieurodzinowymdlababci,którymuszę

jejwysłaćwprzyszłymmiesiącu.

Aletonanic.Mojeciałopłonieiniemajużodwrotu.

Wkońcu,zgardłowymjękiem,zadajemiostatniepchnięcie.

–Teraz,Nicole!

Idochodzędonajbardziejintensywnegoorgazmuwmoim

życiu.Wypychamkuniemubiodraiczuję,jakionkończy,nasze

ciałaporuszająsięwpełnejharmonii,widealnieuzgodnionymrytmie.

Wkońcucałujemniewplecy,gdzieśmiędzyłopatkamiiwypuszcza

włosyzdłoni,poczymzaczynarozplątywaćwięzy.

–Mógłbyśjepoprostuprzeciąć–szepczę,ułożonajużwygodniejna

miękkiejkanapie.

–Wolętak–odpowiadacicho.

Luzujewięzyipieścidelikatniemojeciało,którezmieniasięterazwjednąwielkąwrażliwąkulędoznań
–odintensywnegoseksu

począwszynatychsłodkichpieszczotachskończywszy.

background image

Gdyuwalniamojeramiona,pomagamiwstać,żebybyłomułatwiej

odplątaćwięzy.

–Podobałomisię–szepczę,patrzącnajegoręce.

–Naprawdę?–pyta,uśmiechającsięlekko.

Kiwamnieśmiałogłową,czuję,jakpaląmniepoliczki.

–Niemusiszsięterazmniewstydzić.

Chichoczę,gdyopadaostatnisznur.

–Dzięki.

Odnajdujemójwzrok,marszczybrwi.

–Zaco?

Przekrzywiamgłowę.

–Zacałkiemnowedoświadczeniewmoimżyciu.

Wykrzywiaironiczniewargi,podnosimojądłońdoust,

całujemojekłykcieiprzyciągamniedosiebie.Jestwdalszymciągunagi,jaubrana,alewreszciemogę
godotknąć.Przesuwampalcamipo

jegociepłejgładkiejskórze,odpośladkóważdonasadywłosów.

–Maszniebezpieczneręce–szepcze.

–Atyniesamowiteciało.

Uśmiechasię,chwytamniezaręce,całujewczubeknosaiodsuwasięodemnie.

–Muszęzapisaćtwójnumertelefonu.

Wtejsamejchwilidzwonikomórkawkieszenijegospodni.

Marszczybrwiiwyjmujetelefon.

–Tak?

Krzywisięizaczynakląć,wkładającjednocześnieubranie.

–Jużjadę.Dziewczynkiwporządku?Będęzadziesięć

minut.

background image

Zamykaklapkętelefonuipatrzynamniezżalem.

–Musisziść.

–Tak.–Całujemnieszybko,myślamijestjużwyraźniegdzieindziej.

–Zadzwonię.

Ztymisłowamiwybiegazmojegomieszkania.Nawetnie

mamczasumupowiedzieć,żeniepodałammuwkońcunumeru

telefonu.

Itakjestpewnielepiej.Ontkwipouszywczymś,oczymjaniema

pojęcia.Wystarczytajednanoc.Noc,októrejniezapomnę.

Bioręprysznic,wkładampiżamę,chwytamtorebkęchipsówze

spiżarniikładęsięnakanapie.Nieinteresujemniejednakspecjalnieprogramtelewizyjny.

Ciekawe,kimsą„dziewczynki”,októrepytał.Czyżbymiał

dzieci?

OBoże!

Uprawiałamwłaśnieprzypadkowysekszżonatymi

dzieciatymfacetem.Jestemskończonąkretynką.To,żefacetmówi

„zaufajmi,kochanie”nieznaczyprzecież,żenaprawdęmogęmu

wierzyć.

Odkładamchipsyiukrywamtwarzwdłoniach.Icojadocholerysobiemyślałam,udająctęsubmisywną
panienkę,któralubibyćwiązana?

Przecieżjawcaletakaniejestem.

Terazżałuję,żeniewziąłmojegonumerutelefonu,bo

mogłabymgospławić,gdybyzadzwonił.

–Nicole,zaczekaj–słyszęwyraźniejegogłostużzasobą.

Aniechgo.

Jestemjużprawieprzysamochodzie.

background image

–Naco?–pytam.–Coteżmógłbyśmipowiedzieć?

Rozdział2

Matt

Przedewszystkim,wnioskującztwojegoniezbytciepłegoprzywitania,muszęcięchybaprzeprosić.Nie
bardzojednakwiem,czymcisię

naraziłempozatym,żewybiegłemodciebietaknagle,żenie

zdążyłemzapisaćtwojegonumerutelefonu.

Błąd,któregoniemogęsobiewybaczyćodchwili,gdygopopełniłem.

Nocztącudowną,zielonookąkobietą,októrejniemogęprzestać

myślećodchwili,gdyleżałatakpodemnąobwiązanasznurem.

–Twojażonaidzieciniechciałybyzpewnością,żebyśzapisywałmójnumer.Niemogęuwierzyć,że
byłamtakagłupia.–

Przymykaoczyikręcigłową.

–Jakażonaidzieci,Nicole?–pytam,całkowicieogłupiały.

–Twojażonaidziewczynki.

Patrzęnaniązaskoczony.

–Niejestemżonaty,Nicole.

Ażotwieraustazezdziwieniaipatrzynamniewmilczeniu.

–Dlaczegomyślałaś,żemamżonę?–pytam,podchodzącdoniej

bliżej.

–Bokiedyodebrałeśtelefon,spytałeś,czyzdziewczynkamiwszystkowporządku.

Unoszęjejpodbródek,zmuszając,byspojrzałamiwoczy.Awięc

przezcałyczasbyłaprzekonana,żemamżonę,którązdradziłemito

doprowadziłojądoszału.

–Brynnamiaławtedywypadeksamochodowy.Jechałyzniącórki.

Otwieraoczyjeszczeszerzejimarszczybrwi,patrzącnadom.

background image

NajwyraźniejchceporozmawiaćzBrynizapytaćją,czytoprawda.

Boże,jestnaprawdęniesamowita.

–Terazjużwiesz.Jestemsamjakpalec,Nicole.

–Nic–poprawiaiznówkierujewzroknamnie.–Toniema

znaczenia–dodajeirobikrokwkierunkusamochodu.

Błądzęspojrzeniempojejfiligranowymciele,okrytymterazbiałym

fartuchem.Nanogachmaczarnebuty,włosyprzewiązaneczerwoną

wstążką.Wyglądapiękniewewszystkim,wseksownejkrótkiej

spódniczceitopie,atakżewtymobszernymroboczymstroju.

Prezentowałabysięznakomicienawetwworku.

Aprzecieżniewidziałemjejnagiej.

Jeszczenie.

–Dlaczego?–pytamspokojnie.

–Boniejestemwtwoimtypie.–Uśmiechasięironicznie,wrzuca

torbęnatylnesiedzenieiodwracakumniesmutnespojrzenie,

kontrastującetakwyraźniezwojowniczowysuniętąszczęką.

–Dlaczego?–ponawiampytanie.–Jakijestwedługciebiemójtyp?

–Lubiszuległekobiety.Ajaniemamnawetjednejkostki,która

chciałabycisiępoddać.Lubięwyrażaćswojezdanie,nieznoszę,kiedyktośmnąsteruje.

Najwyraźniejniemożebyćsubmisywnaprzezcałyczas.Niejest

dobrymmateriałemnaniewolnicę.Jajednakzupełniesiętymnie

przejmuję.

Boniejestemwłaścicielemniewolników.

Wsypialnibyławspaniała,swobodna,pozwoliłasobiena

przekroczeniebarieryswegolękuprzedzwiązanymirękami,doszłateżdogranicybólu,gdypodnosiłem
jązawłosyzmateraca.

background image

Boże,kiedytylkopomyślęojejpłonącychpoliczkachiwzroku,

któregoniespuszczałazemnieaninachwilę,gdywbijałemsięwniącorazgłębiej,czuję,żeznowumam
erekcję.

Oddychacorazszybciej,anajejpoliczkiwystępują

rumieńce,jakbyczytaławmoichmyślach.Opuszczaręceisplata

dłoniewtalii.

–Pozwól,żebędęinnegozdania.Proszę.

–Aleznasdwojgatoraczejjapowinnamprosić,prawda?–

Kręcigłowąiwsiadadosamochodu.–Tosięnigdynieuda.

Zostawmytęsprawętak,jakjest,Matt.

Ztymisłowamiodjeżdżaizostawiamniesamego.

Mowyniema.Napewnotegotakniezostawię.

–Fakt,żejesteśbrzydkijakcholera,alezwyklenie

odstraszaszkobiet.Cosięstało?–Willuśmiechasiędomnie,gdy

dołączamdogościzebranychwogrodziemoichrodziców.

–Odpieprzsię–odpowiadamszeptem,wyjmujębutelkęzwodąz

chłodziarkiipociągamsążnistyłyk.

–Pytampoważnie.–Willprzestajesięuśmiechać.–

Wszystkowporządku?

–Niewiem.–Kręcęgłowąiodwracamsię,abypopatrzećnaswoją

rodzinę.

CalebtańczynatrawnikuzBrynną.Uśmiechająsiędosiebiei

wymieniająszeptemjakieśuwagi.Ichcórki,MaddieiJosieskaczą

obok,ichślicznesukienkioplatająsięimwokółnóg,apies,Bix,zradościądołączadorozchichotanego
towarzystwa.

Rodzicesiedząprzystole,mamatrzymanakolanachsynkamojego

background image

najstarszegobrataIsaaca.Liamgaworzygłośnoicochwilawkłada

sobiepiąstkędobuzi.Tatasłucha,comamaopowiadarodzicom

Luke’aiuśmiechasiędoniejtak,jakbydokonałacudu.

Iwłaściwiemarację.

Wciąguostatnichlatnaszarodzinaznaczącosię

powiększyła.PoślubieCalebatylkomnieiDominicowiudałosię

pozostaćwkawalerskimstanie,alejaniezamierzamzmieniaćtego

stanurzeczywnajbliższymczasie.

Naszamłodszasiostra,Jules,głaszczesiępoledwojeszczewidocznymbrzuszku,przytulonadoNata,za
któregowyszłazamążprzed

niespełnarokiem.ObojegawędzązNatalie,długoletniąprzyjaciółką

Jules,traktowanąprzeznasodzawszejakczłonekrodzinyoraz

mężemNatalie,LukiemWilliamsem.TowarzyszyimsiostraLuke’a,

Sam,ijegomłodszybrat,Mark.

PrzystolenieopodalnarzeczonaWilla,Meg,rozmawiazeswoim

bratemLeoinaszymnajstarszymbratem,Izaakiem,orazjegożoną

Stacy.

Oistnieniunaszegokolejnegobrata,Dominica,owocu

krótkiegoromansumojegoojcasprzedtrzydziestulat,

dowiedzieliśmysiębardzoniedawno.Dominicmówiterazcośdo

Alecii, organizatorki wesela, która zdążyła przygotować cała imprezę w błyskawicznym wręcz tempie,
gdyżdowiedziałasięoniejzbardzo

krótkimwyprzedzeniem.

–Więcudałocisięzłapaćwłaścicielkęcukierni?–mówiCaleb,

podchodzącdomnieidoWilla.Piosenkawłaśniesiękończy,Brynna

wracadorozmowyzJulesiNatem.

background image

–Wcalejejniegoniłem–odpowiadamprzezzęby.

–Askądjąwogóleznasz?–pytaIsaac,którywłaśniedonas

dołączył.

–Jezu,czywywszyscynaprawdęniemacieinnych

problemów?

–Niżtwojeżycieprywatne?–upewniasięWilliwpychasobie

kolejnąprzystawkędoust.–Oczywiście,żenie.

–Topoprostuktoś,kogopoznałemparętygodnitemu.

–Podobacisię–stwierdzaIsaac.

–Czytyjesteśdziewczyną?–pytamzironicznym

uśmiechemipatrzęnaBrynnę,któraśmiejesięwłaśniezjakiegoś

żartuJules.–Będziemyterazsobieopowiadaćomiłości?

–Tojestwesele,głupku–mówiWill.–Wszędziewokół

szalejąuczucia.

–Wtakimrazietonajlepszymomentnatoast.

Ipora,żebyściesięwreszcieodemnieodpieprzyli.

WychodzęnaśrodekogroduidajęznakAlecii,apochwilimuzyka

cichnie.

–Moidrodzy,czasnatoast–oznajmiamgłośno.Czujęnasobie

spojrzeniawszystkichzebranych,wkładamrękędokieszenii

przestępujęnerwowoznoginanogę.

Nigdynielubiłempublicznychwystąpień,todomenaWilla.

–Przedewszystkimchciałbympogratulowaćwamobojgu.–

OdwracamgłowędoCaleba,którystajezaswojążoną,otaczają

ramieniemwtaliiiopierajejpodbródeknaramieniu.–Oboje

background image

musieliście przejść przez prywatne piekło, żeby się znaleźć w miejscu, w którym jesteście teraz. I
powiemszczerze,żenieznamżadnejpary,którazasługiwałabynaszczęściebardziejodwas.

Widzę,żeBrynnamajużoczypełnełez,alekontynuujęswójwystęp.

–Brynno,należyszdonaszejrodzinyjużodjakiegośczasu.

Twojecórki,choćtomałeterrorystki,sąprześliczneiwspaniałe,takjakichmama.Atobiestarczasiłi
poczuciahumoru,abywytrzymaćznaszązaborcząrodziną.Bardzociękochamyinaprawdęsięcieszę,że
mogęcięoficjalniepowitaćjakojejprawowitegoczłonka.

Rozlegająsięwiwatyibrawa.Gdyokrzykiwreszciemilkną,zaczynam

przemawiaćdalej.

–Calebie,jesteśnietylkomoimmłodszymbratem,ale

najlepszymprzyjacielem.

–Zaraz!–protestujeWill,aleniezwracamnaniegouwagi.

–Jesteśtutaj,całyizdrowy,dziękiBogu,ponieważzostałeś

stworzonydorolimężaBrynnyiojcajejdzieci.Głębokowtowierzę.

Cieszęsię,żezacząłeśwreszciemyślećgłową,anieczymśinnymi

samzrozumiałeś,żetakjestlepiej.

–Jateżciękocham,braciszku–odpowiadacicho.

–Jesteśmoimbohaterem–stwierdzamdobitnieiszczerze.

NasibraciaiJulesprzytakująiuśmiechająsiędomnienaznakzgody.

–Azatem:zaBrynnęiCaleba.–Podnoszędoustszklankęzwodąi

wszyscygościeidązamoimprzykładem,sięgającpokieliszki.–

Bądźciezawszetakszczęśliwijakdziś.

–Zamłodąparę–wtórujemiojciec.

–Aterazprezenty–oznajmiaJulesiklaszczewręce.

Domwychodzinaśrodek.Uśmiechasię.Nawetteraztrudnomi

uwierzyć,żetonaprawdęmójbrat.Wszyscyjesteśmyjasnymilub

ciemnymiblondynami,aDommakruczoczarnewłosy.Jegooczysą

background image

jednakniebieskie,takiejaknasze.

–Wiecie,żemamwillęwToskanii–zaczyna,aBrynna

otwieraszerokooczy.–Chciałbym,żebyściepojechalitamnadwa

tygodnieidobrzesiębawili.Tylkowydwoje.ZostawiamwamMarię,

którabędzieprzygotowywaćposiłki.

–Zajmiemysiędziećmi–obiecujeojciecBryn.

–AtaMariadobrzegotuje?–pytaWilliodrazudostajezato

kuksańcaodMeg.–Nojak?Możemyteżpowinniśmy

pojechać…

–Dziękujęcibardzo–mówiBrynnairumienisięmocno,gdyDom

całujejąwpoliczek.

–Toniewszystko–dodajeLuke.–Musiciesiętamjakośdostać.–

My–wskazujeresztęrodzeństwa–złożyliśmysięnawynajęcie

prywatnegosamolotu,żebyściemoglipoleciećwnajdogodniejszym

momencie.

–Nietrzebabyło–zaczynaCaleb,aleNateszybkomu

przerywa:

–Wiesz,żenigdynierobimyniczego,naconiemamy

ochoty.Atosprawiłonamradość.

–Pozostajewamtylkoustalić,kiedychceciejechać–dodajeDom.

–Aledotegoczasu–wtrącaNataliezprzepięknym

uśmiechem–wynajęliśmywampokójwpensjonacienaplaży.

Możeciesiętamkochaćdoupadłegoprzezkolejneczterydni.

–Bardzowamdziękuję–odpowiadaBrynnazełzamiw

oczachiściskakolejnowszystkichofiarodawców.

background image

–Zatańczmy,mojadroga–mówię,wyciągamdoniejrękęiprowadzę

natrawę.Muzykaznówzaczęłagrać,tymrazemNeedyounow,LadyAntebellum.

Pasuje.

PorywamBrynnęwramionaizaczynamysiękołysaćwtaktmuzyki.

–Jaksięczujesz?–pytam.

–Szczęśliwa–odpowiadazuśmiechem.

–Nieotomichodzi–mówię,aonakiwagłowąnaznakzrozumienia.

Wie,żewracamdowypadku,któremuuległaprzedparoma

tygodniami.

–Dobrze,Matt.Owielelepiej.

–Świetnie.

–Opowieszmioniej?–pytazporozumiewawczym

uśmiechem.

Nawetnieudaję,żeniewiem,kogomanamyśli.

–Ledwojąznam.

–Miałamprzeciwnewrażenie…

–Słusznie.–PatrzęprzezramięBrynnynaNate,któragoni

roześmianąMaddiepoogrodzie.

–Toprzemiłakobieta,bardzojąlubię.Chceszjejnumertelefonu?

–Jużgomam–odpowiadamiuśmiechamsiędoniejciepło.

NieudałomisiępoprosićNicoleotennumer,ponieważwybiegłemz

jejmieszkania,jakbysiępaliło,aleponieważznałemjejadres,niemiałemproblemu,żebygoustalić.

–Terazjużwiesz,gdziepracuje.

–Przecieżniebędęnachodziłjejwcukierni.

–Tylkowdomu?–pytaBrynnazniewinnymuśmiechem.

background image

–CzyCalebdajeciczasemklapsy?–pytam.

–Owszem–wzdychaBrynna.

–Jużzadługoprzytulaszmojążonę–mówiCaleb,którywłaśniesię

donaszbliżył.

–Zaborczyzciebiefacet–odpowiadamioddajęmuBrynnę.

–Takjakbyśtybyłinny.

Uśmiechamsięironicznie,aleCalebmarację.Gdybym

znalazłkobietęswojegożycia,teżbyłbymzaborczy.

–Dziękujęzataniec,kochanie–zwracamsiędoBrynny.

–Powodzenia.–Mrugadomnieporozumiewawczoitoniew

objęciachmęża.

Odczuwamniepokój.

Przyjęciejużsięskończyło,CalebiBrynnawyjechalinaweekendna

wybrzeże,gościeweselniwrócilidodomów.Ajasiedzęsamwswoim

mieszkaniuwBelltownipatrzęnaświatłamiasta.

Iniemogęprzestaćmyślećopewnymciemnowłosym

skrzacie.

Nie potrafię zrozumieć, co mnie tak w niej pociąga. Spałem z wieloma interesującymi kobietami,
wiązałemje,robiłemznimi,cochciałem,ażycietoczyłosiędalejswoimtorem.

Ajejstwierdzenie,żenapewnoniejestwmoimtypie,powinno

zapalićmiwgłowieświatłoostrzegawcze.

Aleniepotrafięzniejzrezygnować,wżadnymwypadkuniepotrafię.

Chociażonasięmyli.Byćmożeniejestsubmisywnawstu

procentach,alewsypialnipotrafisiępodporządkować.

Ajachcęjejpokazać,jaktopotrafiodmienićżycie.

Cholera.

background image

Wyciągamtelefonzkieszeniiwybieramjejnumer.Odbierapo

trzecimdzwonku,zdyszana,ajaczuję,żemójfiutznównabiera

ochotydożycia.

Aprzecieżtylkousłyszałemjejoddech…

–Halo?

–Halo,mała–mówięcichoiuśmiechamsię,bosłyszę,jakwciąga

powietrze.

–Skądwziąłeśmójnumer?

–Upiekłaśtortdlamojegobrata,Nicole–kłamię,boniechcę

przyznać,żemamtennumerodponadtygodnia,alebyłemzbyt

zajętyrodziną,abyzrobićzniegoużytek.–Toniebyłonictrudnego.

–Muszęprzyznać,żejesteśuparty–wzdycha.–Inie

ukrywam,żebardzomitoschlebia.Wydajeszsięmiłymfacetem,ale

nieżartowałam,mówiąc,żechybaniejestemwtwoimtypie.

–Myliszsię–mówięcicho.–Pozwólmitoudowodnić.

Milczydłuższąchwilęizaczynamsięzastanawiać,czy

przypadkiemsięniewyłączyła.

–Możemysięzaprzyjaźnić.Alenicwięcej.

Dobreito.

–Napoczątekwystarczy.

–Jesteśbardzoseksowny,aletonieznaczy,żeniemożnacisię

oprzeć.

–Uważasz,żejestemseksowny?–uśmiechamsięiopierambarko

zimnąszybęokna,patrzącnajadącewdolesamochody.

–Muszęjużkończyć,tyegomaniaku.

background image

–Chciałbymsięztobąjutrozobaczyć.

–Przecieżjużcitłumaczyłam,że…

–Przyjacieleumawiająsięczasemnakawę–przerywam.–

Serwujeszkawęwswojejcukierni?

–Tak,podajemykawę.

–Świetnie,dozobaczeniajutro!

–Dobranoc,Matt.

–Dobranoc,mała.–Odkładamsłuchawkę,przebieramsięwstrójdo

ćwiczeńiruszamdodrzwi.Jestemzbytniespokojny,żebysiedziećw

domu.Muszęupuścićtrochępary,azupełnieniemamochotyiśćdo

klubu.

Copowinienempotraktowaćjakokolejneostrzeżenie.

Spacerdosiłownioddalonejodziesięćprzecznicdodajemienergii.W

Seattlelatozagościłonadobre,dnisąciepłe,anocepoprostuidealne.

Zaczynamodsztang,ćwiczęramionaitułów.Kończędrugąturę,

siadam, zdejmuję koszulkę, ocieram nią pot z czoła i torsu i rzucam na podłogę. Sięgam po butelkę z
wodą,pijąc,rozglądamsięposali.

Iwtedyjądostrzegam.Jezu!Czymynaprawdęchodzimynatęsamą

siłownię?Ćwiczywłaśnienabieżniustawionejnamaksymalną

prędkość.Nauszachmasłuchawki,wbijawzrokwkonsolę,zapewne

sprawdzającprzemierzonydystans.

Ma na sobie tylko czarne spodenki i obcisły czarny top. Jest bardziej obnażona niż wtedy, gdy w niej
głębokotkwiłem.

Jejszczupłe,wręczfiligranoweciałoniejestjednak

pozbawioneuroczychkrągłości.Mateżdobrzeumięśnioneręce,

zapewnedziękipracyfizycznejwcukierni.

background image

Schodzizbieżni,wypijasolidnyłykwodyiocieratwarzręcznikiem.

Podchodzębliżej.

Cholera,jeszczepomyśli,żejąśledzę…

Ale wcale nie jestem zawiedzony, kiedy otwiera szeroko usta i omiata mnie spojrzeniem cudownych
zielonychoczu.Czuję,żetwardniejemi

penis,mamochotęprzyciągnąćjądosiebieicałowaćjakoszalały.

Szybkoodzyskujerównowagęimarszczybrwi.

–Matt,tosięteraznazywanękanie…

Uśmiechamsięipodajęjejbutelkęzwodą,przyjmujeją,otwierai

upijasporyłyk.

Ależmapiękneusta.Sąjednakszczególnieatrakcyjnegdytrzymaw

nichmojegofiuta.

–Każdymożesięzapisaćnasiłownię.Toniejestzabronione

–odpowiadam.

–Namojąsiłownię?

–Jesteśjejwłaścicielką?–pytamzironicznymuśmiechem.

Śmiejesięikręcigłową.

–Nie.

–Mieszkamniedaleko,pracujęteżwpobliżu,więczniejkorzystam.

Patrzywdół,niewie,copowiedzieć.Kiwatylkogłową.

–Tortbyłwspaniały.–Celowozmieniamtemat,abymogłazemną

porozmawiaćoswojejpracy.

–Och,bardzosięcieszę.–Uśmiechasięiidziemyrazemdobarku.

Podchodzimydodwuosobowegomałegostoliczka,

wysuwamdlaniejkrzesłoisiadamnaprzeciwko.–Cieszęsię,żeci

smakował.

background image

–Jesteśprawdziwąprofesjonalistką.LeoiSambardzo

chwalątwojebabeczki.

– Dzięki Leo i Sam firma kwitnie – śmieje się, a ja czuję dziwny prąd przebiegający po plecach. –
Należądomoichnajlepszychklientów.

Przytakuję,niespuszczajączniejwzroku.

–Bardzociładniewkrótszejfryzurze–mówięcichoidotykam

delikatniekońcówmiękkichpukli.

–Większośćfacetówwolidługiewłosy–mówicicho.

–Długieteżsąładne.Tywyglądaszświetnieiwtakich,iwtakich.

Marszczybrwiiodwracawzrok.

–Dlaczegojeobcięłaś?

Wzruszaramionamiiunikamojegospojrzenia.

–Przyszłaporanazmianę.

Wiem,żetokłamstwo.

Krzyżujęramionananagimtorsieiprzesuwampalcempowargach.

Nicolekręcisięniespokojnienakrześle.

Niejestwprawnąkłamczuchą.

Todobrze.

–Wporządku.Przyjmujędowiadomości.

Oddychazulgą.

–Narazie.

Łypienamniepodejrzliwie.Zaczynamsięśmiać.

–Przyjacielemówiąsobieprawdę.Imszybciejto

zrozumiesz,tymlepiej.

–Znamysięodtrzechminut.Niezakładaj,żewieszomniewszystko.

–Wiesz,cosięomówiozakładaniu…

background image

–Naprawdęjesteśdupkiem–odpowiadaiwybucha

śmiechem.

Pochylamsięizbliżamwargidojejucha.

–Tendupekchciałbystłuctwojąślicznądupkęnakwaśnejabłko.

Wstrzymujeoddechiodsuwasięodemnie,tak,bynamniespojrzeć.

Wjejoczachwidzęwszystko–głód,żądzęi

jednocześnieświadomośćtychuczuć.

–Przyjacielezwyklesobieniegrożą–mruczycicho.

Nieodpowiadam,znówkrzyżujęramionanatorsiei

odsuwamsięodniej.

–Czasnamnie–mówiwkońcuiwstaje.–Muszęranobyćwpracy.

–Miłobyłocięspotkać,Nicole–odpowiadam.–Do

zobaczeniajutro.

Wyglądatak,jakbychciałacośjeszczedodać,może

powiedzieć,żebymnieprzychodziłdocukierni,alewzruszatylko

ramionami,uśmiechasięlekkoiodchodzi.

Tak,zpewnościądozobaczeniajutro.

Rozdział3

Nicole

Tendupekchciałbystłuctwojądupkęnakwaśnejabłko.

SłodkiJezu,ktomówitakierzeczy?

Przewracamsięnabokipatrzęnabudzik.Czwarta

czterdzieścitrzy.Zasiedemnaścieminutzadzwoni,ajaniezmrużyłamoka,choćprzebiegłamwcześniej
półtorakilometraiwzięłamgorący

prysznic.

ZamiasttegodźwięczymiwgłowiegłosMatta,ajego

background image

jasnoniebieskie oczy wręcz mnie prześladują – widzę je, gdy błyszczą ze szczęścia i gdy ciemnieją z
pożądania.

Chciałabymznówgopossać.

Aleonpewniewolałbymniewiązać.

Inajbardziejprzerażającejestto,żeniemiałabymnicprzeciwko

temu.

Boże,cosięzemnądzieje?

Siadamiwyłączambudzik,poczymwlokęsiędołazienki,żebywziąć

prysznic.Kiedyporazpierwszyranoschodzędocukierni,nierobię

makijażu,boitakbysięrozmazał.Wracamdodomunapółgodziny

przedotwarciemiprzygotowujęsięnaprzyjęcieklientów.Dlatego

terazwciągamtylkoubranie,odgarniamwłosy–jedynympowodem,

dlaktóregożałujęichobcięcia,jestbrakwygodnegokońskiegoogona

–ijużjestemwdrodzedokuchni.

Mójwarsztatpracyjestdlamniepowodemdodumy.

Uczestniczyłamwniezliczonychaukcjachiwyprzedażach,by

wreszcieskompletowaćnajlepszewyposażeniezarozsądnącenę.

Blatyzestalinierdzewnejpołyskująwefluorescencyjnymświetle.

Apiekarnikiniemalwywołująorgazm.

Uwielbiamtomiejsce.

Samącukiernięzaprojektowałamrówniestarannie,na

szklanymregalemogęjednorazowozmieścićokołopięćdziesięciu

tuzinówbabeczek.Amójekspresdokawywzbudziłbyzawiśćbaristów

zeStarbucksa.

Wszędziedominujeczerwień,bieliczerń.Napodłodzeleżyczarno-

białygres,ozdobne,metalowestolikidladwojgaprzykrywają

background image

czerwoneobrusy.Przyokniestoiwysokalada,przyktórejklienci

jedząmojewypiekiiobserwująsamochodylubmuzyków

wychodzącychzestudianagrańpodrugiejstronieulicy.

Prowadzętęcukiernięponadrokiodniosłamsporysukces,którydał

miogromniedużoradości.MojeSmakowiteSłodkościprzynosiłyzysk

jużodpierwszegodniaistnieniafirmy,awiem,żetakiecudazdarzająsięrzadko.

Urabiamsobiezatoręcepołokcie.

Wyjmujęskładnikinaróżnesmakiciastekinatychmiastje

zagniatam.Jestniedziela,cukierniajestwtedyotwartatylkopół

dnia,oddziewiątejdopierwszej,alemamzamówienianadwa

przyjęcia,chrzestiimprezęzokazjiurodzinpierwszegopotomka.

DziękiBogu,babeczkitoostatnikrzykmody.

Kiedyjużwszystkiebabeczkiprzeznaczonedosprzedażynamiejscusągotoweistygną,przystępujędo
realizacjizamówieńspecjalnych.

Właśniezaczynamdekorowaćwypieki,gdydokuchniwpadaTess,

mojapółetatowapracownica.

–Dzieńdobry–mówiradośnie.

–Jesteśwzadziwiającodobrymhumorzejaknataką

wczesnąporę–odpowiadamzuśmiechem.–Witaj!

–Miałamwczorajrandkę–oznajmia,zawiązującbiały

fartuszek.Tessjestwysoka,szczupła,magęste,jasnewłosyz

czerwonymiiróżowymipasemkami.Nosiokularywczarnych

oprawkach,którezasłaniająjejniemalcałątwarz,alejejzdaniemsąbardzogustowne.

Imuszęprzyznać,żeświetniewnichwygląda.

Zbierawłosywkońskiogoniwyjmujezlodówkilukier,gotowado

pomocy.

background image

–Zkim?–pytam.

–ManaimięSean.–Marszczybrwi.–Seanjakośtam.

–Jezu,Tess…

–Przestań,trochęzadużowypiłam.Jestwysoki,dobrzezbudowanyi

maprzekłutesutki.

–Auuu–odpowiadamześmiechem.

Tessteżsięśmiejeizaczynadekorowaćcytrynowebabeczki

cytrynowymlukrem.

–Ajaktysiębawiłaś?–pyta.

–Świetnie.Byłamnasiłowni.

–Aha.–Wzdychaiobrzucamnietakimspojrzeniem,jakbymjużbyła

starąpanną.

–Niepatrztaknamnie…

–Chciałabym,żebyśwyszłasięgdzieśzabawić–mówiiukłada

babeczkinaplastikowejtacce,bymożnajebyłowstawićdogabloty.

–Wychodzęiświetniesiębawię–odpowiadam.

–Naaukcjachsprzętukuchennego?Wątpię.

Gromięjąwzrokiem,unosiręcewgeściepoddania.

–Nojużdobrze,dobrze,przepraszam.Jestempewna,żenaaukcje

przyjeżdżajątabunyseksownychfacetów.

–Mądrala–śmiejęsięizamykampudłociasteczekz

napisem„Dziewczynka!”.

–Izatomniekochasz–odpowiada,całujemniewpoliczekizajmujesięgablotą.

–Dobrze–mówię,gdywraca–teraztrzebaspakowaćtezamówienia.

Zajmijsiętym,proszę,bojamuszępójśćnagóręwziąćprysznic.

background image

Dokończęwypiekdnia,jakwrócęnadół.

–Niemaproblemu.Niemusiszsięspieszyć.Jestjeszczebardzo

wcześnie,szefowo.

Kręcęgłowąipędzęnagórę,podrodzezdzierajączsiebieubranie.

Tessjestmłoda,tużpodwudziestce,jeszczestudiujewkoledżu,aleciężkopracuje,kochatęcukiernię,a
jalubięjejtowarzystwo.Nigdysięzniąnienudzę.

Szybkobiorępryszniciwkładamswójmundurek:czarne

spodnie,czerwonyT-shirtibiałyfartuszek,zawiązujęnagłowie

czerwonąwstążkę,poczymwklepujęwpoliczkitrochępodkładu.

Kiedywracamnadół,mamyjeszczetrzykwadransedo

otwarcia,więcmożemyspokojnieudekorowaćwypiekdnia–tort

kawowyzbiałączekoladą–iprzygotowaćciastodowypiekówna

następnydzień.

Punkt dziewiąta T ess otwiera drzwi i do środka wlewa się natychmiast tłum gości na poranną kawę i
ciastko.

Kiedyowpółdopierwszejgościewychodzą,mamchwilę,byusiąść

przy stoliku na zapleczu, szybko zjeść banana i kawałek sera. T eraz muszę już tylko ułożyć ciastka w
gablocieitrochęuporządkować

stoliki.

Dzwonekdzwonidosłowniewchwili,gdywsuwamostatniekrzesło

podstolik.

–Ależtucudniepachnie!

Tengłospoznałabymwszędzienaświecie.

Przezcałąnocrozbrzmiewałmiwgłowie.

Odwracamsię–wdrzwiachstoiMattinieconiższybrunet,którego

niewidziałamnigdywcześniej.Matttrzymaręcewkieszeniachi

uśmiechasiędomnie.Mężczyzna,zktórymprzyszedł,jużstoipod

background image

gablotąipożerawzrokiemciastka.

–Cześć!–mruczę,wycierającręcewfartuszek.

–Jakinteresy?–pytaMatt,gdyjatymczasemstajęzaladą.

–Gorącydzień.Gościedopierocowyszli.

–Montgomeryzapomniałodobrymwychowaniu–mówiz

uśmiechemprzyjacielMatta.–Pracujemyrazem,mamnaimięAsh.

–Miłomi.NicoleDalton.

–Przejeżdżałamtędywielerazyizawszemiałemochotęzajrzeć.Co

polecasz?–pytaAsh,niespuszczającwzrokuzgabloty.

–Chybateczekoladowe–odpowiadam,wciążwpatrzonawMatta,

którynieodzywasięanisłowemiobserwujekażdymójruch.

Tenfacetirytujemnieiuspokajajednocześnie,niepotrafięzupełniewyjaśnić,dlaczegotaksiędzieje.

Manasobieciemnoniebieskąkoszulęzapinanąnaguziki,z

podwiniętymirękawamiinagledostrzegamujegopasakaburęz

odznakąpolicyjną.

ZerkamnaAshera–onwyglądadokładnietaksamo.

Unoszębrwi.

–Niesprzedajępączków–mówiężartobliwie.

Tłumiuśmiech.Niemiałampojęcia,żejestpolicjantem.

–Możepotrzebanamodmiany–odpowiadaMatt.–Poza

tymbyliśmynadziśumówieni.

KiwamgłowąiuśmiechamsiędoAshera.

–Tyteżmaszdośćpączków?

–Nigdyniemamichdość.Aledziśzjembabeczkę

czekoladową.

background image

KładęciastkonatalerzykuipodajęAshowi.Zdejmujespodni

papierek,nadgryzababeczkęiprzewracaoczami.

–Wyjdźzamnie–mówiiwpycharesztkębabeczkidoust.–

Musiszmnienatychmiastpoślubić.PojedziemydoVegasizarazsię

pobierzemy.

Śmiejęsięikręcęgłową.

–Codlaciebie,Matt?

–Kolacjajutrowieczorem–odpowiadagładko.

–Niezłyjesteś,koleś–chwaliAsher.–Aleonawychodzizamnie.

–Ktosięzkimżeni?–pytaTess,którawłaśniewyszłazkuchnii

zatrzymujesięjakwrytanawidokdwóchprzystojnych,nodobrze,

niesamowicieatrakcyjnychfacetów.

–Nicolewychodzizamniezamąż–informujejąAshi

mruga.

–Albomogępoprostudalejpiecbabeczki,atywpadajodczasudo

czasu.Unikniemyskomplikowanychumówizobowiązań

–proponujęześmiechem.

–Tak,możemytakzrobić–uśmiechasięAsh.

–Tess,zapakujdwieczekoladowedlaAshanadrogę–

mówięiodwracamsiędoMatta.–Anacotymiałbyśochotę?

–Jużmówiłem.Nakolacjęjutrowieczorem.

Sercezaczynamibićprzyspieszonymrytmem.

–Myślałam…

–Wiem,comyślałaś.Poproszędwanaściespecjalnychi

kolacjęjutrowieczorem.

background image

–Onapójdzie–odpowiadazamnieTess.

–Wiesz,żemogęcięzwolnić?–pytamgroźnie.

Mattodbieraodemniebabeczki.

–Czymogęztobąporozmawiaćnaosobności?

Wcukierniwciążniemainnychgości,kiwamgłowąi

prowadzęgodokuchni.

–Niemusiałeśkupowaćażtylubabeczek,żebyzaprosićmniena

kolację–mówięcicho.

–Todlachłopakówzkomisariatu.

–Więcjesteśpolicjantem..

–Tak–potwierdza,kiwającgłową.

–Wtakimrazie,jeśliktośmniezacznieprześladować,mogęsiędo

ciebiezgłosić?

Mattpodchodzidomniebliżejiprzesuwamipalcempo

policzku.

–Możesztozgłosićwielupolicjantom,alechybanienamniechcesz

donieść.

Uśmiechamsięironicznie,pewna,żezarazmipowie,cobędziemy

robićalbodokądwybierzemysięnakolację.Aleonpoprostupatrzy

namniewyczekująco,takjakjananiego.

– Pójdę z tobą jutro na kolację – oznajmiam w końcu, a na widok jego uśmiechu twardnieją mi sutki i
kurczysiężołądek.

–Świetnie–mówi,całującmniewczoło.–Októrej

kończyszpracę?

–Oczwartej.

–Mamprzyjechaćoszóstej?

background image

Pyta,niedecydujesam.

–Takbędziedobrze.

Ujmujemojątwarzwdłonieipatrzymiwoczy.

–Będziemymusielipogadać,mała.

–Taksięchybazwyklerobiprzykolacji–odpowiadamzniewinnym

uśmiechem.

Całujemniewustaiodwracasiędodrzwi.

–Dozobaczeniajutro.–Mrugadomnieporozumiewawczoi

wychodzi.

Opieramsięoladę,próbujączłapaćpowietrze.Boże,ledwomnie

dotknął,abyłamgotowazedrzećzsiebieubranieirzucićsięnaniegonaśrodkukuchni.

Nie,nictakiegosięniezdarzy.

Przecieramjużitaklśniąceladykuchenne,próbujączebraćmyśli

przedrozmowązTessczyklientami.

Jednojestbowiempewne:Mattzawszewytrącamniez

równowagi,niekoniecznieznegatywnymskutkiem.

Czykolacjawjegotowarzystwietonaprawdętakizły

pomysł?Będęmiałaszansę,żebygolepiejpoznać.Opieramsięoladęipocierampalcamipoliczki.

–Znowunicniejadłaś?Dobrzesięczujesz?

Odwracam się na dźwięk głosu Bailey, która stoi w drzwiach, z rękami na biodrach i zmarszczonym
czołem.

–Wszystkowporządku.

–Niedługozamykasz?

Sprawdzamgodzinę,zdziwiona,żejestjużprawiepierwsza,czyli

koniecniedzielnejpracy.

–Tak,zaparęminut.

background image

–Todobrze,idziemycośzjeśćinapićsięwina.

–Nicolemarandkę–wykrzykujepodekscytowanaTess,

którawłaśniewpadładokuchni.–Marandkęzseksownymgliną!

–Naprawdę?–Baileypatrzynamniepytająco.–Nototymbardziej

musimypójśćnawino.

–Chętniebymsięzwamiwybrała,alewłaśniezadzwonił

Sean.–Tessszybkozdejmujefartuszekichwytadorękitorebkę.–

Jużzamknęłam,szefowo,więcmożemywszystkiewyjść.

–Szybkocitoposzło…

–Niebyłożadnychgości,więczamykałam,atendrugi

policjant,Ashcałyczasdotrzymywałmitowarzystwa.Zamówił

tuzintruskawkowychbabeczektortowychnaniedzielę,naurodziny

córki.

–Tobardzomiłozjegostrony–odpowiadam,ryglując

kuchnię.

Tessmachanapożegnanieiszybkoznika.ZostajęsamazBailey.

–Mów–rozkazujemojaprzyjaciółka.

–Muszęsięnajpierwnapićwina.–Zwestchnieniemsięgampo

torebkęiwychodzimy.

PokrótkimspacerzejużjesteśmywVintage.

–Tocozwykle?–pytanaszznajomykelnerDan,który

wskazałnammiejsce.

–Tosamo–potwierdzaBaileyichichocze,kiedyDan,

przystojnystudentdorabiającysobiewVintage,odchodziodstolika.–

Chybazaczęstotubywamy.

background image

–Nie,wsamraz.Gdybyśmyzaczęłychodzićgdzieindziej,

musiałybyśmynanowowytrenowaćobsługę.Pozatymonimajątutaj

happyhoursprzezcałąniedzielę,atojestrzadkiewknajpkach.

–Maszrację–zgadzasięBailey.

–Kieliszekpinotnoir,kieliszekmerlotaiświeżepieczywo.–

Danmruganamnieporozumiewawczoizacieraręce.–Copodać?

–Dipszpinakowyzfrytkamiikalmary–odpowiadaBailey.

–Ijeszczedeskęserówzkrakersami–dodaję.–Umieramzgłodu,a

tobardzoniemiłeuczucie.

–Jużsięrobi,drogiepanie.

Danodwracasię,amypatrzymynajegoszczupłą,ładnie

ukształtowanąpupę.Wzdychamy,sączącwino.

–Kimjesttenpolicjant,zktórymsięumówiłaśidlaczegodopiero

terazsięotymdowiaduję?–pytaBailey.

Czuję,jakpaląmniepoliczki,niepewnieobracamkieliszek.

Baileyjestjedynąosobą,którawieomojejnocyznieznajomym

przystojniakiem.

–SpotkałamMattaprzypadkiemnaweselu,naktórepiekłamtort.

–Matta?TegoMatta,którycięzwiązałiwywróciłdogórynogami

całetwojeżycie?

–Tegosamego.

–Światjestmały.

–Toprawda–prycham.

–Wydajesięmiły.

–Iperwersyjny–dodajębezzastanowienia,poczym

background image

przygryzamwargęikręcęgłową.

–Lubibondage.Coztego?

–Znaszgo?–pytamwnadziei,żepotwierdziiwyciągnęzniejjakieśinformacje.

–Niedokońca.Widywałamgowklubie,aleniemiałam

okazjiznimrozmawiać.–Baileyupijałykwinaipatrzynamnie

uważnie,przekrzywiająclekkogłowę.–Ocochodzi?Czegosięboisz?

–Niejestemsubmisywnymtypemkobiety.

–Wporządku.

–Wierzmi,onbardzochcedominować.

–Teżwporządku.

Łypięnaniązezłością.

–Przestańpowtarzać:„wporządku”.

–Chybazabardzokombinujesz,Nicole.–Baileysadowisięwygodniejnakrześle.–Spędziliściemiło
czas.Wystraszyłcięczymś?

–Nie.

–Sprawiłciból?–Patrzynamnieuważnie,obserwujemowęciałai

jednocześniesłuchasłów.

–Nie–odpowiadambezwahania.

–Więcdlaczegomaszwątpliwości,czymaszsięznim

znowuspotkać?

–Najpierwmyślałam,żejestżonatyidzieciaty–

przypominamBailey,którawybuchaśmiechem.–Wczorajjednaksię

okazało,żewtedyzdarzyłsiępoprostuwypadekwjegorodzinie,aleonniemażony.

–Cozadramatycznyprzebiegwydarzeń–mówikpiąco.–

Odpoczątkumisięwydawało,żewtedyniechodziłoożadne

małżeńskiesprawy.

background image

–Słuchaj,onprowadzistylżycia,októrymnicniewiem.

Niechcę,żebymojewłasneżyciewymknęłomisięprzeztospod

kontroli.Wieszotymlepiejniżktokolwiekinny.

–Dlaczegouważasz,żeonchceciękontrolować?

–Dajspokój,przecieżcimówię,żelubidominować.

Milknie,przezchwilębawisiękieliszkiemiwbijawemniewzrok.

Odnoszęwrażenie,żesprawiłamjejprzykrość.

–Niewiedziałam,żejesteśsnobką,Nicole.

–Co?!

–Każdyjestinny,niezależnieodtego,czymsięzajmuje.Tyjesteścukiernikiem,alemogęsięzałożyć,że
niktinnyniepieczebabeczekwtakisamsposób.Mattlubibondageidominujewsypialni,alenawetnie
dałaśmuszansynawyjaśnienia.Możenieszukakobiety

całkowiciesubmisywnej.Możechcecięwiązaćirozkazywaćcitylko

wsypialni.Najwyraźniejsiętobąinteresuje.

Niewiem,comampowiedzieć.Zdziwiłmniezarzuto

snobizm.

–Niesprawiłcibóluinaprawdęmusiałwtedywyjść.Dajmuszansę,

przekonajsię,dokądtoprowadzi.Możeniebędzieszzadowolonaz

przebieguwydarzeń,aleniezaszkodzispróbować.

–Jaktomożliwe,żenależyszdotejspołecznościinieodczuwasz

nawetnajmniejszegolęku?–pytam.–Znamcię,niejesteśjakąś

zdziwaczałąsadystką.

–O!Dzięki.–Marszczynosichichocze.–Większość

amatorówperwersjinielubibicia.Jesteśmypoprostutrochęinni.

Samaniejestempewna,doktórejgrupypasuję.Niejestem

submisywna, nie istnieje chyba żaden fetysz, który lubię bardziej niż inne. Chyba dopiero sama siebie
odkrywam.

background image

–Odkiedyjesteśtakamądra?

–Niechcę,żebyśodrzucałacoś,comożesięokazaćdlaciebiedobre,tylkodlatego,żewyrobiłaśsobiez
góryopinięostylużycia,któregonieznasz.Atosięprzecieżdziejenaprawdę,Nicole.Totylkofacet,
jeślisięokaże,żecinieodpowiada,poprostukończyszsprawęi

idzieszdalej.

–Aleonmisiębardzopodoba–przyznaję.–Dlategotaksięboję.

–Kazałcimeldować?

–Nierozumiem.

–Kiedybyłaśzwiązanaitakdalej,czypytał,jaksięczujesziczywszystkowporządku?

–Tak.

Kiwagłowąiuśmiechasię.

–Szczęściara.

–Jasiętylkoumówiłamznimnakolację–przypominam.

–Aledaszmuszansę?

Wypijamwinoiczuję,jakogarniamniepodniecenie–czujęjew

żołądku,wrękach,nawetwgardle.

Itoniemanicwspólnegozalkoholem.

–Napewnotak.

–Noitorozumiem.

Dlaczegosięzgodziłamnatękolację?

Czyprzyjacielechodzązesobąnakolacje?Tak,przyjaciółkipewnietak,zBenemteżkiedyśposzłam
wieczoremcośzjeść,gdy

odwiedzałamrodzicówwrodzinnymmieście.

Chociażtomójbyłychłopak,terazsięprzyjaźnimy.

Zabardzokombinuję.

Włożyłamczarnerybaczkiibiałytop,odsłaniająctatuażnaprawym

ramieniu.Dzwonekrozlegasięwchwili,gdykończęczesaćterazjuż

background image

krótkiewłosy.Wsuwamstopywsandały,biorętorebkęiotwieram

drzwiprzednajwspanialszymegzemplarzemfaceta,jakimiałam

okazjęwidzieć.Manasobiewyblakłedżinsoweubranie,niebieski

obcisłyT-shirt,któryopinamutors,cosprawia,żenajchętniej

wciągnęłabymgodośrodkaizapomniałaokolacji.

–Hej–mówię,aonodpowiadazuśmiechem.

–Cześć–dodaje,odsuwającsięoddrzwi,abymmogłajezamknąć.–

Świetniewyglądasz.–Puszczamnieprzodem,schodzimynadółipo

chwilijużjesteśmynaulicy.

–Tyteż–odpowiadamześmiechem.–Poważnie.TakieT-shirty

powinnybyćzakazane.

–Sprawdzęprzepisy!

–Koniecznie.Dokądidziemy?

–Jesttakieświetnemiejsce,niedalekoSeattleCenter,niedalekostąd,awtakąpogodęproponujępójść
napiechotę.

–Świetnie.–Mijamyzedwanaścieprzecznic,bywkońcudotrzećdo

SeattleCenter,gdzieznajdujesięSpaceNeedle,ExperienceMusic

ProjectiKeyArena.Zawszeroisiętamodludzi,możnawielezwiedzićijestmnóstworzeczydoroboty.

–Jakznalazłaślokum?–pyta,gdyczekamynazmianę

świateł.

–O,totrwałoparęmiesięcy.Agentchciałjużchybazemnie

zrezygnować,alenaprawdęwiedziałam,czegochcę.–Wzruszam

ramionamiidrżęlekko,gdyMattkładziemidłońnaszyi,prowadząc

przezruchliwąulicę.–Alekiedypokazałmimójobecnylokal,od

razuwiedziałam,żetojestto.

–Wspaniałalokalizacja.

background image

–Tofakt.NoiwpadadomnieregularnieLeoNash.Atakieciacho

nigdysięniestarzeje.

Mattśmiejesięiokrążapokaźnedrzewo,którenaglenasrozdziela.

–Chlebzmasłem–mamroczę.

–Co?

– Kiedy jesteś w czyimś towarzystwie i znajdujecie się po przeciwnych stronach tego samego obiektu,
trzebapowiedzieć:chlebzmasłem,

żebyuniknąćpecha.–Przynajmniejtaktwierdziłamojaprababcia.

Noaleonabyłabardzoprzesądna.

–Muszęzapamiętać–odpowiadazuśmiechem.–WracającdoLeo,

poznałaśgonaweselu?

–Nie.Poprostugotamzobaczyłam.Nierozmawiamz

gośćmi.Pozatymbardzorzadkoobsługujęwesela.

–Dlaczego?

–Bobardzomniestresują,apannymłodesąprzeważniestuknięte.

Przezchwilępatrzymynakuglarza.

–Wolęobsługiwaćklientówwmojejwłasnejcukierni.

–Wpadajątamteżinnimuzycy?

–Owszem.NaprzykładAdamLevine…Myślałam,żeTess

posiusiasięzwrażenianajegowidok.JeszczeBrunoMars,Eddie

Vedder,BlakeShelton…wszyscybyliumnienaciastkach.

–Toświetnie.AlenajbardziejlubiszLeo?

–Jestmiły.Ijegodziewczynateż,nawetbardzo.ManaimięSam,

tak?

Mattkiwagłowąinagleogarniamniepanika.

–Przepraszam.Przecieżtotwojarodzina,ajaopowiadamcionich

background image

jakjakaśfanka.

–Nieprzepraszaj.Przecieżtozwykliludzie,napewnobardzobyśichpolubiła.

–Czymyczasemnieidziemydotejgreckiejrestauracji?–

pytam,żebyzmienićtemat.

–Jeśliniemasznicprzeciwkotemu.Majątamświetne

jedzenie.

–Wiem,bardzojelubię.–Uśmiechamsiędoniego,

wchodzimydośrodka,akelnerznajdujenamszybkostolikprzyoknie

zwidokiemnaSpaceNeedle.

–Opowiedzmioswoimtatuażu.–Patrzynamnieznadkarty

spokojnyminiebieskimioczami.

–Pamiątkazmoichbuntowniczychczasów.

–Czymogęprzynieśćpaństwucośdopicia?

–Dlamniedietetycznacola.

–Dlamniewoda–mówiMatt.–Powieszcoświęcej?

–Przezparęlatdawałammoimrodzicomostrodowiwatu.

Wtedywłaśniezrobiłamsobieto.–Wskazujękolorowykwiatna

ramieniu.–Nadwudziesteurodziny.

–Jestpiękny.

–Dziękuję.Dobrzeprzynajmniej,żeniezgłupiałamnatyle,żeby

poprosićojakiegośćwierkającegoptaszkaczyocośinnegowtym

rodzaju.

–Czykwiatywiśnioznaczajądlaciebiecośszczególnego?

–Podobałymisię.Atobyłtakiczas,żeniewielerzeczybudziłomójzachwyt.

Patrzynamnieprzymrużonymioczyma,alejaprzenoszę

background image

wzroknakartędań,unikającjegospojrzenia.

Dlaczegotopowiedziałam?

Matt nie nalega, skupia uwagę na menu, do stolika podchodzi kelnerka z napojami i przyjmuje nasze
zamówienie.

Zapadazmierzch,naSpaceNeedlerozbłyskująświatła.

–UwielbiamSpaceNeedlenocą–mówięcicho.

–Awidokzgóryjestnaprawdęwspaniały–przytakujeMatt.

–Niebyłamnigdynagórze.

–Naprawdę?–pytazniedowierzaniem.

–Niebyłam.–Kręcęgłowąiupijamłykcoli.–Mieszkamtuzaledwieodpięciulat.

–Skądpochodzisz?

–ZmałegomiasteczkawWyoming.

–Itamzostałatwojarodzina?

–Tak.–Przesuwampalcamiposzklance.–Mieszkajątammoi

rodziceisiostra.Równieżdalszarodzina.

–Dlaczegowięcprzyjechałaśtutaj?

–Podobamisiętomiasto.Przyjechałamdoszkoły

kucharskiejijużniewróciłamdodomu.

–Ajeździszdonichzwizytą?

–Oczywiście.Raznarok.Mamabłagamniewtedyprzez

całytydzień,żebymwróciłaiwzbudzawemniepoczuciewinyzato,

żejestemtakdaleko.

–Jaktomama–odpowiadaześmiechem.

–Kochamich,alewmoimmiasteczkumieszkaniewiele

ponadtysiącosób.Cojabymtamrobiła?Atutajbardzomisię

podoba.Tomójdom.Arodzinęmogęodwiedzać.

background image

Patrzynamnieciepło.

–Cieszęsię,żesiętusprowadziłaś.

Jegocichy,spokojnygłoskojarzymisięzciepłym,

rozpuszczonymmiodem.Miłyfacet.Wcalemisięnienarzuca,

niczegoniechce.

Czytonaprawdętensamdominującymężczyzna,którego

poznałamkilkatygodniwcześniej?

Kelnerkaprzynosijedzenie,prowadzimydalejmiłą

pogawędkę,kończymyjeśćiwychodzimynaulicę–jestpiękny

ciepływieczór.

Oddychamgłębokoigładzęsiępobrzuchu.

–Boże,alesięnajadłam.

–Jeszjakszalona–przyznajezuśmiechem.

–Wiem.–Marszczęnos.–Jutroprzebiegnędodatkowy

kilometrnabieżni.

–Spalmymożeteraztrochękalorii.–Prowadzimniedojasno

oświetlonegocentrummiasta,gdziekłębisięmnóstwoludzi.

Dzieciszaleją,wrzeszczą,płaczą.Wszędziestojąstoiskazwatą

cukrową,lodamiiorzechamiwpolewie.

–Możeloda?–pyta.

–Mieliśmyspalaćkalorie–przypominam.–Wypiłabym

raczejmrożonąherbatę–proponuję,wskazującpobliskibarek.

–Dobrypomysł.

–OficerMontgomery–wykrzykujeniskakobietawśrednimwieku

stojącazaladąbarku.–Dawnopananiewidziałam.Jużpandomnie

background image

nieprzychodzi.

–Awansowałemnadetektywa,paniRhodes.–Mattuśmiechasiędo

kobiety,któramatylelat,żemogłabybyćjegomatką.

Inajwyraźniejjestnimoczarowana.

–Akimjestpanatowarzyszka?–pytazuśmiechem.

–ToNicole.–Mattkładziemidłońnaramieniui

przedstawiauprzejmejkobiecie.–Nicole,topaniRhodes.Parzy

najlepsząkawęwokolicy.

–Owszem–potwierdzakobieta.–Alepanjużjejniepija.

–Obiecałapani,żezostawipanimężaiuciekniezemną,alenie

dotrzymałapanisłowa.Złamałamipaniserce.

–Och,niechpanjużprzestanie,młodyczłowieku.–PaniRhodes

groziMattowipalcem,alewjejoczachlśnirozbawienie.–

Zacznąsięplotki!

Chichoczę–bawimnietawymianazdań,Mattjesturoczyi

najwyraźniejnależydoulubionychklientówpaniRhodes.

–Acodlapani,kochanie?

–Tylkomrożonąherbatę.

–Posłodzić?

–Nie,dziękuję.

–Adlapana,niegrzecznychłopcze?

–Tosamo.

Nalewanamdrinki,leczgdychcepostawićjenaladzie,Mattstajezakontuarem,zabierakubkiicałuje
paniąRhodeswpoliczek.

–Jeślibędziepaniczegośpotrzebowała,proszędzwonić.

–Dobryzpanachłopiec,detektywie.

background image

Mattuśmiechasięlekko,podajemiherbatęiznów

wychodzimynaulicę.

–Uwielbiacię–mówię.

–Jesteśzazdrosna?–pytazwilczymuśmiechem.

–Nie–odpowiadamześmiechem.–PaniRhodeszrobiłanamnie

bardzodobrewrażenie.

–Pracujewtymsamymiejscuodlat.Kiedyzaczynałemjako

krawężnik,tobyłmójrewir.

–Naprawdę?Tęskniszzatym?

–Tylkozanią.Onaijejmążtobardzodobrzyludzie.

Kiwamgłową,niewiem,copowiedzieć.Dowiadujęsię

właśnie,żeMattMontgomerytonietylkouosobienieseksu,ale

równieżbardzomiłyfacet.

Wpadłamwtarapaty.

–Dokądteraz?

ZatrzymaliśmysięwłaśnieupodnóżaSpaceNeedlei

wyrzuciliśmydośmiecipustekubkipomrożonejherbacie.

–Jedziemynagórę!–odpowiada,unoszącbrwi.–Przecieżnigdytam

niebyłaś.

Otwieramustazezdziwienia,alejużpochwilizaczynamklaskaćw

ręcezradości.

–Cudownie!

–Notochodź.

Kupujebiletyiprowadzimniedowindy.

–Czyjużmówiłam,żemamlękwysokości?–pytam,gdy

background image

windamijakolejnepiętra.

Mattśmiejesię,obejmujemnieramieniemiprzytula.

–Niebójsię,będęciępilnował.

Drzwiwindyotwierająsięizapominamoswoimlęku

wysokości.

–Och,jaktupięknie!

Podchodzędobalustradyipatrzęwdółnamiasto,któretakbardzo

pokochałam.Jestciemno,podnamirozpościerasięmorzeświateł.

Wciążjestbardzociepło,alewiejelekkiwietrzyk,poruszającmoje

włosy,którełaskocząmniewpoliczki.

–Tędy.–Mattwyciągadomnierękęiprowadzinadrugąstronę

tarasu,wychodzącąnacieśninę.Widaćstądjasnooświetlonepromyi

łódkikołyszącesięnawodzie.

–Cudownie–szepczę.

–Toprawda–mówicichoMatt.

Podnoszęwzrokiwidzę,żeMattniespuszczazemnieoczu.

–Prawdziwyzciebieczarodziej–stwierdzamześmiechem.

–Przekonaszsięjeszcze,mała,żebardzorzadkonie

wprowadzamsłówwczyn.

Stoimytakoboksiebie,niedotykamysię,patrzymyna

Seattle.Jestbardzocichoispokojnie.

NagleMattbierzemniezarękęisplatapalcezmoimi

palcami.Niepatrzynamnie,trzymamniepoprostuzarękę,gdytak

podziwiamymiasto,wktórymmieszkamy.

Nabierampowietrzawpłucaiwolnojewypuszczam.

background image

Nodobrze,możeBaileymaracjęipowinnamdaćmuszansę.

Rozdział4

Matt

Tobyłacholerniedługanoc.

JaiAshdostaliśmysprawę,którazajęłanammnóstwoczasu

–jeździliśmyjakszalenizmiejscazbrodnidoszpitalai

przesłuchiwaliśmyczłonkówrodzinyorazlekarzy.

Kłótnierodzinnerzadkoprzybierajątakdramatycznyobrót,alekiedyjużtaksięstanie,wymagająodnas
wielepracy.

Wracamdodomutużprzeddziewiątąrano.Marzęwyłącznieo

gorącymprysznicuiodpoczynkuwciepłymłóżku,chcęowszystkim

zapomnieć.

Wdrodzezsypialnidołazienkirzucamzsiebieubranie,odkręcam

kraniwchodzędobrodzika,zanimwodazdążysięnagrzać–chcę

zmyćzsiebiejaknajszybciejśladyminionejnocy.

Wmomenciegdywodajestjużciepła,zakręcamkran,wycieramsię

dosuchaiwchodzędosypialnidokładniewchwili,wktórejdzwoni

telefon.

Naekraniekomórkiwyświetlamisię„Ash”.

–Tak–odpowiadamisiadamnakrawędziłóżka.

–Hej,właśnieodebrałembabeczkinaprzyjęciedlaCaseyi

pomyślałem,żedociebiezadzwonię.

–Cosięstało?–pytam,znówczujęnapięciemięśnii

zapominamozmęczeniu.

–Nic,aletatwojadziewczynamadziśwcukierni

prawdziwyMeksyk.

background image

–Mojadziewczyna?–pytamsucho.

–Niejestemidiotą.Niewiem,cosięmiędzywamidzieje,alewidzę,żecośjestnarzeczy.Adziśona
wyraźniepotrzebujepomocy.Robi

dobrąminędozłejgryistarasięjakmoże,ale…

–Dzięki,partnerze.Zaraztampojadę.

–Dozobaczeniajutro–odpowiadairozłączasię.

Niemamowy,żebymmógłzostawićNicolenapastwęlosuwtakiej

sytuacji,skoromogęprzecieżpomóc.

Szybkowciągamdżinsy,czarnyT-shirtijadędoNicole.

Znalezienieparkinguzajmujemiconajmniejpięćminut,alekiedy

wreszciewchodzędocukierni,widzę,żekolejkaciągniesięażdo

drzwi.Nicoleuśmiechasięuprzejmie,alewidać,żemiotasiętrochęmiędzygablotą,kuchniąiklientami
–niewątpliwiewykonujeteraz

pracędladwóchosób.

Jesttakazajęta,żeniewidzi,jakzakradamsięnazaplecze,gdzie

zawiązujęsobiewtaliikuchennyfartuch.Marzęprzezchwilę,że

ubieramgołąNicolewtakifartuszek,poczymkochamsięzniądo

nieprzytomności,alepoczucieobowiązkuprzywołujemniedo

porządkuistajęzaladą.

–Matt!–wykrzykujeprzestraszona.

–Jakcimogępomóc?–pytam.

Rumienisiępokońcewłosów,ręce,którymiodgarniajezczoła,

zaczynająlekkodrżeć.

–Niemusisz–mówi,aleztrudemprzełykaślinę.

–Chybajednakmuszę.Porozmawiamyjednakpóźniej,

powiedzmitylkonarazie,comamrobić.

background image

Uśmiechamsięzachęcającoigładzęjąpopoliczku.

–Przygotujbabeczki,ajatymczasemzaparzękawę.

–Wporządku.

–Dajmidwieminuty…–szepczeiznikawkuchni.

Napełniamwłaśniebiałepudełkobabeczkami

marchewkowymi,gdywracaNicole.Przełykaostatnikęsjakiegoś

jedzenia.

–Lepiej?–pytam.

Kiwagłowąiwracadokasy,żebyzająćsięklientami.Nagłowiema

znówzawiązanączerwonąwstążeczkę.Topewnieczęśćjejroboczego

stroju.Jestempewien,żeidlawstążeczkiznajdziemyjakieściekaweprzeznaczenie.

Boże,jakaonajestpiękna!

Pracujemyrazembezprzerwyprawiecałyranek.Trudnomiuwierzyć,

żedotejmałejcukierenkiprzychodzityluklientów.

Uśmiechamsięzdumąnamyślojejsukcesieiwtejsamejchwilido

Nicolepodchodzijakiśstarszypan.

–MojaMargaretijauwielbiamypaniciastka,kochanie.

–Dziękuję,panieLarsen.Ajaksięmiewapańskapięknażona?–

pytazuśmiechemNicole.

–Ostatniobyławkiepskimhumorze,alemójzakupna

pewnopoprawijejnastrój.

–Mamnadzieję–odpowiadaNicole,wrzucającdotorby

trochęwiśniwczekoladzie.–Tonowyprodukt,jestembardzo

ciekawapaństwaopiniinajegotemat.

PanLarsenmrugadoNicole,uśmiechasięiwychodziz

background image

cukierniztorbązzakupami.

Nicoleznaswoichklientówzimieniainazwiska,aobsługujeich

wszystkichzogromnymwdziękiem.

Owpółdotrzeciejcukierniapustoszeje,Nicolekorzystazokazji,

idzienazapleczeiwracazkolejnymitacamiciastek,którechce

wstawićdogablot.Wustachmaserowąpałeczkę,którąszybko

nadgryza.

–Cosięstało?–pytam,gdyNicoleustawiatacewgablocie.

–Anastazja,mojadrugapracownica,zadzwoniłarano,żejestchora–

odpowiadaNicolezwestchnieniem.–Tessstudiuje,więcniemoże

przychodzićwciągutygodnia.Noitakzostałamsamanaplacuboju.

–Możepowinnaśkogośzatrudnićnapełenetat?–sugeruję.

Nicolełypienamniezezłością

–Próbujeszmipowiedzieć,jakmamprowadzićfirmę,Matt?

–Przepraszam.–Unoszęręcewgeściepoddania.–Tobyłatylko

sugestia.

–Tojaprzepraszam–wzdychaipocierapalcemczoło.–Zamało

dzisiajjadłam,dlategotakmarudzę.

–Zamykaszoczwartej?–pytam,stajęzaniąizaczynammasowaćjej

kark.

–Tak–odpowiadaiwzdychagłęboko,opierającsięnamnie.

–Jezu,jakmiło…Dlaczegoprzyszedłeś?

–Ashdomniezadzwonił.Powiedział,żemaszstraszniedużopracy,

więcprzyjechałemsprawdzić,cosiędzieje.

Odwracasiędomnie,oczymaszerokootwarteze

background image

zdziwienia.

–Alemówiłeś,żepracowaliściedziścałąnoc.

Uśmiechamsięcierpliwieirobiękrokwjejstronę,chcębyćblisko

niej. Pachnie wanilią i cukrem, jest to najbardziej pociągająca woń, jaką kiedykolwiek czułem w
nozdrzach.

Ktobypomyślał,żecukiermożebyćtakseksowny?

–Potrzebowałaśmnie–odpowiadamzprostotą.–Aja

bardzozatobątęskniłem.

InagleNicolewpadamiwramiona,przytulamniemocno,kładziemi

głowęnapiersiigłębokooddycha.

–Dzięki–szepczeichcesięodemnieodsunąć,ale

przytrzymujęjąwramionach,abyśmyobojemoglisięuspokoić.

–Całaprzyjemnośćpomojejstronie.

Dzwonekprzyframudzedrzwioznajmiaprzybycie

następnego klienta i przez kolejne czterdzieści minut nie mamy chwili wytchnienia. W gablocie zostaje
tylkojednababeczka.

Nicolezamykadrzwi,oddychagłębokoizaczynasięśmiać.

–Mogęcizapłacićbabeczkązkremembrulee.

–Podzielęsięztobą–odpowiadam.

–Nie,dziękuję,niejadambabeczek.–Podajemiciastko,wyjmuje

tacezgablotyiniesiejenazaplecze.

–Dlaczego?

–Amożeszsobiewyobrazić,cobybyło,gdybymjadła

wszystko,coupiekę?–śmiejesięikręcigłową.–Musiałabym

zamieszkaćwsiłowni.

–Nawetniczegoniepróbujesz?–pytaminadgryzam

background image

kremowąbabeczkę.Ależjestpyszna!

–Bardzorzadko,tylkowtedy,kiedywprowadzamnowy

produkt–odpowiada,zdejmujefartuch,wrzucagodopojemnikana

brudnąbieliznęipatrzynamnie.–Smakujeci?–pyta.

–Jestwspaniała.

–Toświetnie.–Przekrzywialekkogłowę.–Pewniejesteśzmęczony.

–Wykończony–potwierdzamiprzełykamostatnikęs.

–Chodźzemnąnagórę.–KumojemuzdziwieniuNicole

wyciągarękęiprowadzimniedomieszkania.–Zjemykolacjęi

będzieszmógłsiętrochęzdrzemnąć.

–Mieszkamniedaleko–odpowiadam.

–Alelepiej,żebyśniejeździłsamochodemwtakimstanie.

Padaszznóg.Pozatymuratowałeśmidzisiajżycie,chcęsię

zrewanżowaćtymsamymiteżcięuratować.

Uratować…

Dlaczegomamwrażenie,żeNicolenaprawdęmożemnie

ocalićnawieleróżnychsposobów?

–Jakzostałaścukiernikiem?–pytaminadgryzamkawałekpizzy.

Siedzimywjejsalonienawprostsiebienakanapie,dzielinastylkopudełkopopizzy.

–Zawszelubiłampiec–odpowiada.–Niemogłamsobie

pozwolićnastudia,adoszkołykucharskiejzapisałamsiędośćpóźno,miałamjużwtedydwadzieściatrzy
lata.Poskończeniuogólniakaod

razudostałampracę,imprezowałam,rodziceomałoprzezemnienie

osiwieli,alekońcuposzłamporozumdogłowyiodłożyłampieniądze

nastudiawAkademiiSztukPięknychwSeattle.

Wyciągamwygodnienogi.

background image

–Rzeczywiściebyłaśbuntowniczką–mówię.

–Aty?–pyta.

–Coja?–odpowiadamzuśmiechem.–Ocokonkretnie

chodzi?

–Jakzostałeśpolicjantem?

–Ach,to.Dwalatabyłemwwojsku–krzywięsięimrużęoczy.–

Calebowielelepiejsięnadajedotakiegożycia.

–Nielubisz,jakcisięmówi,comaszrobić?–pyta,mrużącoczy.

–Nie,nieotochodziło.Nieprzepadamzapodróżowaniem.

Lubiębyćnamiejscu,bliskorodziny.Kiedyodsłużyłemteswojedwa

lata,wróciłemdodomu,skończyłemkoledżiposzedłemnaakademię.

Zamykapudłopopizzyiopierapoliczekopoduszkikanapy,nausta

wypływajejdelikatnyuśmiech.Gdybymmiałwięcejsiły,zacząłbymjącałowaćjakszalony.

Zamiasttegokładęsobiejejstopynakolanaizaczynamjemasować.

Wzdychaiprzymykaoczy.

–Jakmiło…

–Poprostuodpoczywaj…

–Totypowinieneśodpocząć.Pracowałeścałąnoc,apotem

pomagałeśmiwcukierni.

–Omniesięniemartw–mówiętotakimtonem,żebybezproblemu

zrozumiała,comamnamyśli.

–Noaterzeczy?–pytacicho,agdypodnoszęnaniąwzrok,widzę,

żepatrzymiprostowoczy.–No…sznury…inne…

–Wdrugimrokusłużbywpolicjizostałemwezwanydo

zakłóceniaporządkupublicznegoitaktrafiłemdoklubuBDSM,który

background image

okazałsięnaprawdęniezwykłymmiejscem.–Urywam,żeby

sprawdzić,czyjejnieprzestraszyłem,aleNicolespokojniesłucha.

–Namiejscuzobaczyłem,żepewienmężczyzna,którego

poznałemwcześniejwzupełniezwyczajnychokolicznościach,wiąże

kobietysznurami,co,szczerzemówiąc,wydałomisiębardzo

podniecające.

Uśmiechasięizapominam,oczymmówiłem.Kręcęgłowąi

zaczynammasowaćjejdrugąstopę.

–Kiedyznówspotkałemtegofaceta,zapytałemgooto

wiązanie. Okazało się, że to się nazywa shibari, powstało w Japonii, a mój znajomy jest mistrzem tej
sztuki.

–Awcześniejwiązałeśkiedyśjakieśkobiety?–pytacicho.

–Bawiłemsiękajdankami,jasne.Itakieograniczanie

wolnościkobietomzawszesprawiałomifrajdę,alekiedyzacząłemsięuczyćshibari,zrozumiałem,żew
tejsztucechodziocoświęcej.O

odpowiedzialność,zaufanie,uczciwość.

–Achęćdominowania?

–Pytaszzciekawościczychceszzmienićstatusnaszejznajomości?

Rumienisię.

–Nie,tylkozciekawości.

–Chcęusłyszećkonkretnądeklarację,mała.

–Chcęwiedzieć,jakdalekotomożezajść–przyznaje.

Przytulamjąmocno,niemogęsięjużprzedtym

powstrzymać,zwłaszcza,żerozmowaotychsprawachbardzomnie

podnieca.TrzymamNicolewramionach,aletak,byciąglepatrzećjejwoczy.

Tarozmowamaprzełomoweznaczeniedlanaszejdalszej

background image

znajomości,ajaniezamierzamniczegozepsuć.

–Czegosięboisz?–pytamłagodnie.

Wzruszaramionamiiwbijawzrokwpodłogę,aleujmujęwdwapalce

jejpodbródekiunoszęgłowędogóry,tak,bymusiałanamnie

spojrzeć.

–Odpowiedz.

–Nielubiętracićpanowanianadswoimżyciem,Matt.

Wszystkomuszęmiećpodkontrolą:mojąfirmę,życiefinansowe,

zdrowie…wszystko.

–Rozumiem.–Kiwamgłowąiprzesuwampalcamipojej

krótkichciemnychwłosach.–Awtedy,kiedyuprawialiśmyseks?

Czytakbardzocisięniepodobałoto,żetojanadwszystkimpanuję?

–Nie–odpowiada,ajasięuśmiecham.

Bingo.

–Sąróżnetypydominującychfacetów.Niektórzypotrzebują

submisywnychkobietnapełenetat,jeszczeinniszukająpoprostu

niewolnic.

Wstrzymujeoddechizasłaniasobieustazprzerażeniem.

–Niechodziotakietypoweniewolnice…odpowiadam.

Wszystkosięzawszedziejezaobopólnązgodąinieprzekracza

pewnychgranic.

–Więctekobietyzgadzająsiędobrowolnienato,by

nazywaćjeniewolnicami?–Unosilekkobrwi,ajadostrzegam,że

ciekawośćzwyciężyłanadstrachem.

–Nietylkokobiety–odpowiadamizaczynamsięśmiać,gdywidzę,

background image

że Nicole znowu otwiera usta ze zdziwienia. Och, już widzę, jak wielką przyjemność mi sprawi to
powolne

wprowadzanietejdziewczynydomojegoświata.

–Cośpodobnego!Niewiedziałam!

–Wtedy,natymbalu,naktóryprzyszłaśzBailey,tobyłtwój

pierwszyraz?

–Tak,onamnietamzaciągnęła–odpowiadaNicole.

– Przykro mi kochanie. – Całuję ją w czoło i ocieram się nosem o jej nos. – Gdybym o tym wiedział,
zachowywałbymsiętrochęinaczej.

Myślałem,żejesteśpoprostunieśmiała.

–Niechciałam,żebyśrobiłcośinaczej.

–Więccisiępodobało?

Kiwagłowąiprzygryzawargę.

–Alejaniejestemniczyjąniewolnicą.Anidobrowolną,aniżadną

inną.

–Ajaniejestemwłaścicielemniewolników.Tomnie

zupełnienieinteresuje.Niektórzydominującymężczyźnichcąmieć

niewolników.Niektórzychcą,żebyichsubmisywnipartnerzyz

sypialniprzestrzegalitychregułrównieżpozanią.Zwłaszczawklubie.

–Jakichreguł?–pyta.

–Dobrepytanie–odpowiadamzuśmiechem.–Teregułysąróżnew

zależności od pary, która je ustanawia, zależą od upodobań i granic, jakich nie chcą przekraczać
partnerzy.

Przełykaztrudemślinę.

–Wporządku.

–Alesąteżfaceci,którzymusządominowaćwłóżku,apozanim

pozostająwzwyczajnych,nudnychzwiązkach–uśmiechamsię.–Ja

background image

zaliczamsięwłaśniedotakiejgrupy.Podobamisięto,żejesteś

niezależnąkobietąinteresu.Wsypialnipragnęjednaktakiejrelacji,jakiejdoświadczyłaśdwatygodnie
temu.

Nicoleprzygryzaznamysłemdolnąwargę.

–Więcniebędzieszmimówił,jakmamprowadzić

cukiernię?

–Apoco?Przecieżociastkachwiemtylkojedno:sąpyszne.

–Niebędzieszwybierałmiciuchów?

–Nie.Jakdlamnietotrochęzadużo,chociażniektóreparytolubią.

Znowukiwagłową,pogrążonawmyślach.

–Dużoinformacjinaraz–stwierdzam.

–Owszem–potwierdza.–Dlaczegonieuznajeszhaseł?

Kodówbezpieczeństwa?

–Wklubachhasłasąobowiązkowe,więcgdybyśsiędo

któregoś wybrała, pamiętaj, że twoje będzie „czerwony”. W chwili gdy je wypowiesz, wszystko się
kończy,niktniepytazjakiegopowodu,

musipoprostuprzestać.Alejeżelimambyćszczery,niesądzę,bytosłowomogłocisięnacośprzydać
wrelacjizemną.

Tojamuszęsiędowiedzieć,gdziesątwojegranice,czegonapewno

niezaakceptujesziwierzępoprostuwmoczwykłego

„nie”.

–Pozwolęsobiemiećprzeciwnezdaniewtymwzględzie–

mówiześmiechem.

Wtórujęjejśmiechem,szczypięlekkojejkrągłytyłeczekigładzęgodelikatnie.

–Buntowniczka–mówiężartobliwie.

–Niemamproblemuzpowiedzeniem„nie”.

–Wiemibardzosięztegocieszę.Musiszsięzemną

background image

porozumiewaćprzezcałyczas.Będęzawszebardzouważniecisię

przyglądał,aleniepotrafięczytaćwmyślach.Powinnaświęcbyć

szczera.

–Niemaproblemu.Chcęcizadaćkolejnepytanie.

–Proszębardzo–odpowiadamiziewamszeroko.

–Mogęzaczekaćdojutra.Widzę,żejesteśbardzozmęczony.

–Kładziemidłońnapoliczku.

Całujęjąwrękę,rozkoszującsięsmakiemidotykiemjejskóry.

–Czujęsięświetnie.Obgadajmywszystkoodrazu,bonigdynie

ruszymydoprzodu.

–Słyszałam,żeniektórekobietyzwracająsiędoswoichpartnerów

„panie”lub„mistrzu”.Czytyrównieżtegooczekujesz?

–pyta,awjejoczachwidzęwyraźnie:„Prędzejpiekłozamarznie,niżciętaknazwę”.

Uśmiechamsięikręcęgłową.

–Niejestemtwoimojceminiemogęnakazaćcisposobu,wjakimasz

siędomniezwracać.MamnaimięMatt,możeszzresztąwymyślićcoś

innego,równieseksownego.Jeślijednakpójdziemydoklubu,musisz

wiedzieć,żenazywająmnietamMistrzMatt.

–Dlaczego?

–Bojestemmistrzemshibari,awklubienadalimistatusMistrza

Dominacji.Dlategotaksiędomniezwracają.Aletoczystakurtuazja,Nicole,poprostuformalność.

–Czybędęmusiałauklęknąć?

–Wklubietak,aleniewtedy,kiedyjesteśmysami.

Wypuszczapowietrzeizwracanamniezmęczoneoczy.

–Tojużwszystko?

background image

Śmiejęsięigładzęjąpopoliczku.

–Szczerzemówiąc,jestembardzozdziwiony,żetak

wcześnieotymwszystkimrozmawiamy.

–Byłampoprostuciekawa–odpowiadawyraźniespeszona.

–Toświetnie,Nicole.Miałemsamzamiartozaproponować,ale

myślałem,żebędęcięmusiałdotegodługoprzekonywać.

–Cóż,jestemciekawaibardzocięlubię,Matt.Muszęcijednak

wyjaśnić,żetowszystkojestdlamnienoweistrasznienielubię,jakmiktoścośnarzuca.

–Rozumiem.–Kiwamgłową.–Muszęjeszczecośdodać:

niedzielęsięznikimswoimikobietami.Nigdy.Niepozwolęnikomu

ciętknąć.Mogąpatrzeć,aleniewolnoimciędotykać.

–Jateżsięniezamierzamtobądzielić.

–Wporządku.Wtakimraziemamytakiesamepoglądy.

Bioręjąnaręceiwstajęzkanapy.

–Chodźmydosypialni.

–Szybkietempo–zauważasarkastycznie.

– Oboje jesteśmy bardzo zmęczeni. Chciałbym się zwinąć obok ciebie i przespać z osiem godzin, a
potem,obudzićizanurzyćwtobiena

kolejneosiem.

Patrzynazegarekiuśmiechasię.

–Zatrzydzieścisześćgodzinmuszębyćwpracy.

–Jutromaszwolne?

Kiwazzadowoleniemgłową.

–Wtakimraziezaczynajmy.

Śmiejesięiwskazujemidrogędosypialni.

Podobamisięjejmieszkanie,jestmałe,aleniezagracone.

background image

Meblesądośćnowoczesne,choćnieluksusowe.

Sypialniajednakchwytamnieodrazuzaserce.Jesttakakobieca.

Łożenaczterechfilarachzasłoniętekotarami…

–Będziemysiętuświetniebawić,kochanie.

Uśmiechasięikładziemigłowęnaramieniu.Byłemtujużwcześniej,alecałąuwagęskupiałemwtedyna
Nicole,nienajejsypialni.Aterazdostrzegampościelwróżyczki,toaletkęuginającąsięodkosmetyków,
stosbutówwkącie.

–Maszchybazamałomiejscanarzeczy–zauważam.

–Tostarybudynek,niemawnimszafwścianach.

Stawiamjąnapodłodzeirozbieramdoczarnychmajtek,wyjmuję

wstążeczkęzwłosówinabieramgłębokopowietrzawpłuca.

Aniechto,jakaonajestpiękna..

Dostrzegam więcej tatuaży, ale tym zamierzam zająć się później. Jest drobno zbudowana i szczupła,
jednakniezachuda.

Makrągłepiersizciemnymisutkami,którewyraźnietwardniejąpod

moimwzrokiem.

Wpępkupołyskujejakaśozdoba.

–Matt…

–Ciii,chcęchwilępopatrzeć.

Maopalonąskórę,szczupłeuda,którejednak,gdystoi,stykająsięzesobą.

Stuprocentowa,prawdziwakobieta.

Oblizujęwargiiprzytrzymujęjejspojrzenie.

–Jesteśniesamowiciepiękna.

Porywamjąwramiona,całujędelikatnieikładęostrożniewróżowej

pościeli.Patrzyśpiącymioczyma,jakzdejmujęcałeubranie,poza

bokserkamiikładęsięobokniej.WtulamsięwplecyNicole,chowam

twarzwjejwłosachiwdychamsłodkizapachwanilii.

background image

–Śpij,maleńka.

–Słodkichsnów–szepcze.

Rozdział5

Nicole

Czujędelikatnepocałunkinaramieniu,wmiejscu,gdziemamtatuaż.

Czyjeśpalcebłądząmiporęce,przyprawiającodreszcze,wyrywajączgłębokiegosnu.Przesuwamsię
lekkodotyłu,dotykamterazpupą

bioderMattaiczujęnapośladkujegoerekcję.Mattjestwszędzie

ciepłyitwardy.

–Dzieńdobry–szepczemidoucha,łaskoczącjenosem.

–Dzieńdobry–odpowiadamcicho.

Jegorękawędrujenamojepiersi,palcepieszcząsutek,który

twardniejepodichdotykiem.

Niesamowitapobudka,powolna,leniwa,seksowna.

Znowucałujemniewramię.

–Zamierzamspędzićcałąnastępnągodzinęnabadaniu

każdegoskrawkatwojegofiligranowegociałka–ostrzegamnie

szeptem,cosprawia,żesięuśmiecham.

Całkiemniezłapropozycja.

–Czytogroźba?–pytam,żebysięznimpodroczyć.

–Możesztotakinterpretować.Aleterazcipokażę,comamna

myśli.

Podnosimójprzegubdoust,całujedelikatniepo

wewnętrznejstronie,anastępnieoplatagoczerwonąwstążeczką,

którąwcześniejzawiązałamwewłosach.Robimimiejsce,abymmogła

wygodniepołożyćsięnaplecach,poczympowtarzatensamrytuał

background image

pieszczotnamojejdrugiejręce,bywkońcuzwiązaćobierazem.

Wkładapalecpodatłasowąwstążeczkę,bysprawdzić,czywęzełnie

jestzanadtoobcisłylubzaluźnyiuśmiechasiędomniewspaniałyminiebieskimioczami.

–Zaczniemypowoli,maleńka.–Całujemniewpoliczek,aleniejest

tozwykłecmoknięcie,wpijamiustawskóręiwdychajejzapach,

jakbypragnąłzapamiętaćgonazawsze.

Odurzamnieświadomość,żeMattpoświęcamicałąswojąuwagę.

– Ręce trzymaj wysoko – mówi i układa je na poduszce tak, że leżą po obu stronach głowy, związane
razemwprzegubach.Apotemprzesuwa

bardzodelikatniepalcempomoimsutku,lecztakiemuśnięcie

wystarczy,byprzeszedłmnieprąd.Czuję,żemammokremajtki.

–Jateżchcęciędotykać–szepczę.

Szczypiemniemocnowsutek.

–Nieprosiłemcięoto.–Unosibrwi,przypominającmi,żewłóżku

mammusięcałkowiciepodporządkowaćirobić,cokaże.

Nietonie.

Uśmiechamsięlekko,aoncałujemniewusta.

–Taklepiej.

Błądziustamipomojejtwarzy,podbródku,szyi,ażwreszciedociera

dopiersiizaczynalizaćmisutek,apotemdmuchananiegolekko,

patrzącjaktwardniejezpodniecenia.

–Świetniereagujesz–mruczydosiebie.

Zaczynamsiękręcić,aleprzyszpilamniedołóżka

spojrzeniem.

–Leżspokojnie.

Tenrozkazującytonrodziwemniebuntipodniecenie

background image

zarazem.

Wracadomoichpiersi,pieścijeprzezchwilęizniżawargiwdół,ażpępka.

–Teżpamiątkazbuntowniczychczasów?–pyta,robiąc

aluzjędomojegokolczyka.

–Nie.

–Nie?–Chwytametalowąozdobęwusta.–Aco?

–Tobyłanagroda–odpowiadamniemalbeztchu.Wciąż

czujęjegopalcenasutkachiwszystkietepieszczotysprawiają,żeażpulsujęzpożądania.

Mamochotęrozłożyćnogi,aleonleżyminaudach,

uniemożliwiającjakikolwiekruch.

Iwiem,żerobitocelowo.

Atwierdzi,żeniejestsadystą.

–Zacotanagroda?

Niechcęmutegomówić,bosprawajestkrępująca.Chcącodwrócić

jegouwagęodmojegopępka,opuszczamręcei

zanurzammupalcewewłosach.

Unosigłowę,przymrużaoczyiszybkimjakbłyskawica

ruchemprzyszpilamiręcenadgłowąinakrywaswoimciałem,tak,że

niemogęsięporuszyć.

–Zacotanagroda?

–Zazrzuceniewagiipłaskibrzuszek–szepczę.

Uśmiechasięszeroko,całujemnienamiętniewusta,układabiodranamoichbiodrach,dotykapenisem
mojegobrzuchaiprzesuwanimw

dół,cojednakniezaspokajawciążnarastającejwemniepotrzeby,bypoczućgowreszciewsobie.

–Widzisz?Jakośdałaśradę–szepczeiodgarniamiwłosy,pieszczącczoło.–Kiedyzadajęcipytanie,
chcę,żebyśzawszenanieszczerzeodpowiadała.Zawsze.

background image

Jegotwarzniemaprawieżadnegowyrazu.Czekanamojąodpowiedź.

Kiwamgłowąiwzdycham,aontymczasemznówzaczyna

wędrowaćustamipomoimcieleażdopępka.

–Straszniemisiętopodoba–szepczeipodążadalej,bardziejna

południe.

–Odwczorajszegoporankaniebrałamprysznica–

przypominam,gdyontymczasemzrzucamojemajteczki.

–Jesteśwspaniała.Itakcudowniemokra…dlamnie.

Przygryzamwargi,gdyrozszerzaminogiiprzesuwapalcempołonie,

niedotykającjednakmiejscnajbardziejspragnionychpieszczoty.

–Masztupiegi–szepcze,dotykającpalcemmojejprawejfałdki.

Zamieramiztrudnościąutrzymujęręcenadgłową.

–Dobradziewczynka.–Słyszęwyraźnąaprobatęwjego

głosieijakaśmojacząstkajaśniejezradości.

Uwielbiam,gdymówitymtonemijednocześniemnie

dotyka,sprawiająctymprzyjemnośćnamobojgu.Dladźwiękutego

głosu,dlatejpieszczotybyłabymgotowatrzymaćzwiązaneręcenad

głowąprzezconajmniejtydzień.

Wkładapalecwmojąwilgotnąszparkęiprzesuwagona

łechtaczkę.Powtarzatengestkilkakrotnie,wolno,niemalleniwie.

Jezu,maświętącierpliwość.

Wkońcupochylagłowęizaczynacałowaćmojąłechtaczkę,błądzi

językiempofałdkachiwsysajegłębokodoust.

Instynktowniewypychammiednicędogóryijedynie

przeogromnasiławolisprawia,żewdalszymciągutrzymamręcenad

background image

głową.Natychmiastprzyciskamniedomateracaiznówleżębez

ruchu,pozwalając,byzabrałmniewszędzie,dokądsamzdąża.

Radośnie.

Bezskrępowania.

Wkładawemniedwaplaceijęzykiempieściłechtaczkętak,że

błyskawicznieosiągamniebotycznyorgazm.Wbijammupiętyw

plecyiwykrzykujęjegoimię,amójświatrozpadasięnakawałki,

podczasgdymózgzapadawodrętwienie.

GdywracamwkońcunaplanetęZiemię,stwierdzamze

zdziwieniem,żeręcemamwdalszymciągusplecionenadgłową.

Mattkontynuujeswojąpodróżpomoichnogach,całującimasującpo

drodzekażdymięsień.

–Jużniedługozwiążęcirównieżstopy–mówizuśmiechem.

–Wtedybędzieszcałkowicienamojejłasceiniełasce.

–Jużjestem–odpowiadambeztchu.

–Nomoże…–Wzruszaramionami.–Alemuszęcijeszczetyle

pokazać…

Przewracamnienabrzuchisprawdza,czyręcemamułożonenad

głowąpodwygodnymkątemiczymogęswobodnieoddychać.

–Wporządku?–pyta.

–Jaknajlepszym.

Całujemniewpoliczekiwtulatwarzwmojąszyję,ciągnąclekko

zębamizaskórę.

–Jeśliwstążeczkazaczniecięuwieraćalboniebędzieszmogła

oddychać,natychmiastmów–nakazujeizaczyna

background image

wędrówkęustamipomoichplecach.Całujeteżtatuaż,wywołująctym

mójuśmiech.

Bardzosięcieszę,żetakmusiępodoba.Jateżuważam,żerysunek

jestbardzoładnyiczęstozakładamodkrytebluzeczki,któremogągowyeksponować.

Przechodząmniedreszcze,czujęciepłojegoust,aodczasudoczasuprzyciskasiędomojegociałajego
twardypenis.

Przełykamślinę–wciążtakdobrzepamiętamjegoczłonekzanurzony

wemniegłęboko,dokońca.

–Ato?–pyta,całująctatuażpolewejstronieżeber.

–Tenzrobiłampootwarciucukierni–mówię,rozkoszującsię

dotykiemjegoustnamojejskórze.

–Przeczytajmitennapis–żąda.

Marszczębrwi.Patrzyprostonatatuaż.Samgoprzecieżmożesobie

przeczytać.

–Chcętentekstusłyszećztwoichust–wyjaśnia.

–„Niewiesz,jakbardzopotrafiszbyćsilny,dopókiniemaszinnegowyboru”.

–Dlaczegowybrałaśakurattesłowa?–pyta.

Przygryzamwargi.Jezu,onmnierozbiera,dosłownieiwprzenośni,

jestemtymjednocześniezachwyconaiprzerażona.

Nagledajemiklapsa.

–Comówiłemoodpowiedziachnapytania?–szepcze.

–Wotwarciecukierniwłożyłamwszystkiepieniądzeisiły.

Klęskaniewchodziwgrę.

–Och,kochanie–szepcze.

Słyszę szelest otwieranego opakowania, a łóżko zapada się lekko, gdy Matt zaczyna ściągać bokserki.
Przesuwadłoniąpomoichplecach,

background image

pupie,biodrachiudach.

–Jesteśzadziwiającąkobietą,Nicole.

–MówdomnieNi.–chcęmuprzypomnieć,żeużywam

zdrobnienia,aleniepozwalamidokończyć.

–Będziemymusielipopracowaćnadtwoimuporemw

sypialni,kochanie.–Śmiejesięigryziemniewramię,aleszybko

kładziemnienaplecachinakrywaswoimciałem.

Oczymupłoną,łokciewbiłwpoduszkę,poobustronachmojejgłowy,

unieruchamiającmniejeszczebardziej.

–Cudowniewyglądasz.Każdycentymetrtwojegociałajesttak

cholerniepiękny…

Dotykanosemdomojegonosa,nabrzmiałyczłonekwsuwa

międzymojeśliskiefałdki.

–Pragnęcię–szepczę.

Wstrzymujeoddech,alepochwilizlekkimdrżeniem

wypuszczapowietrzeiwbijasięwemniewolno,dosamegokońca.

–Jakwąsko–chrypiizaczynasięporuszać.

Oplatammubiodranogami,otwierającsięprzednimszerzej,

wpuszczającjeszczedalej,jeszczegłębiejiczujęsięjakwniebie…

Nigdywcześniejczegośpodobnegonieprzeżyłam,nie

czułamtakiegofizycznegoiemocjonalnegozwiązkuzżadnym

mężczyzną.Mattwchodziwemniecorazgwałtowniejiszybciej,jakby

wiedzionyjakąśniewidzialnąsiłą,którejniepotrafisięprzeciwstawić.

Rozgniatamiustawargami,pożeramnieniemal.

Nagleunosisięlekko,rozkładamiszerzejkolanaipatrzynaswój

background image

członek,którywślizgujesięiwyślizgujerytmiczniezmojejszparki.

Gładzidłoniąwewnętrznąstronęmojegoudaidotykakciukiem

łechtaczki,wysyłającmnieznównainnąplanetę.

Krzyczęgłośno,wstrząsanaorgazmemjeszczesilniejszymniż

poprzedni.

Poruszasięwemnie,jednocześniepieszczącłechtaczkę–

jestcudownie.

Toczysteszaleństwo,cośzupełnieniesamowitego.

–Popatrznamnie–żąda.

Spotykamysięwzrokiem,wchodziwemniejeszczedwa

razy,potemzadajetrzeciesilnepchnięcieizamiera,jęczącz

rozkoszy.

Dysząciociekającpotem,sięgapomojeręceizaczynametodycznie

rozwiązywaćsupłyczerwonejwstążeczki–wiem,żewpracyniebędę

jejjużnosić.Apotemmasujedelikatniemojeprzeguby,ręcei

ramiona,wychodzizemnieizeskakujezłóżka,żebyzająćsię

prezerwatywą.

Wracadopokoju,alesięniekładzie.Podajemitylkozuśmiechem

rękę,wyciągazłóżka,porywawramionaidługocałuje.

–Jakbyło?–pytacicho.

–Było…–Przekrzywiamlekkogłowę,myślącotym,co

właśnieprzeżyliśmy.–Byłodobrze.

Uśmiechasięzzadowoleniem.

–Mnieteż.–Otulamnieszlafrokiem,któryleżywnogachłóżkach,

wciągabokserkiiznówujmujemojądłoń.

background image

–Chodź,zrobięciśniadanie.

–Umieszgotować?–pytamzdziwiona.

–Taksięskłada,żenawetcałkiemnieźle.

–Podobająmisiętetwojewszystkieukrytetalenty–

odpowiadamzlekkoironicznymuśmiechem.

–Och,kochanie,jeszczewszystkiegoniewidziałaś.

–Teraztymiopowiedzoswoimtatuażu–żądam,gdyMattwchodzi

dokuchni.

Siedzęprzyladzieśniadaniowej,otulonaszlafrokiemprzezMatta,

trzymamwrękufiliżankęparującejkawy,obokstoijużpusta

szklankapoświeżymsokupomarańczowym,którywypiłamrównież

dziękistaraniommojegodespotycznegopolicjanta.Niechciałmojej

pomocyprzyśniadaniu,prosiłtylko,abymdotrzymałamu

towarzystwawkuchni.

Jeślinatympolegasubmisywność,powinnamsiębyłajużdawno

zapisaćdotegoklubu.

Chociażmożepoprostuakurattenfacetpostępujewtensposób,inninie.

–Tojestchińskisymbolprawdy–mówi,wskazującpalcemswój

tatuaż.

Kiwamgłową,spoglądajączuznaniemnaczarnyznaki

cieszęsię,żemamświetnypretekst,byobejrzećsobiedokładniecałejegociało.Maszerokieramiona,
muskułyatlety.Gdypodnosi

patelnię,mięśnienapinająmusiępodskórą,ajaznówzaczynamsię

niespokojniewiercićnakrześle.

Boże,chcęgodotknąć.

Ciekawe,czymikiedykolwieknatopozwolipodczasseksu.

background image

Terazodwracasiędomnieplecami…Jezunajsłodszy,plecyma

jeszcze bardziej umięśnione, a w talii dwa słodkie dołeczki, tuż nad pośladkami, które skrywają teraz
krótkiebokserki.

Otakichrzeczachwartopisaćdodomu.

Niewiemtylko,czymojamatkamiałabyochotęczytaćotyłku

mojegofaceta.

Amoże?

Krząta się, rozbija jajka, pilnuje bekonu skwierczącego na patelni i jednocześnie coś mówi, ale ja nie
mampojęciaoczym.

–Nicole?

Znówprzenoszęwzroknajegotwarz.

Patrzynamniezuśmiechem.

–Gdziebyłaś?

–Hm…–Czuję,jakpaląmniepoliczki.–Przepraszam,

byłamskupionanatwojejpupie.

–Pierwszyrazwidziszgołegofaceta?–pytaześmiechem.

–Pierwszyrazmogłamcisiędokładnieprzyjrzeć.–

Wzruszamramionami.–Ładnywidok.

–Ładny?–pytaizdejmujejajkazpłyty.

–Niepodobacisiętosłowo?

–Hm…niewtymkontekście.Wolałbym,żebyśopisała

mnieinaczej.

–Zaraz…–Przekrzywiamgłowę,udając,żewymyślamcoś

specjalnego,abysprawićmuprzyjemność.–Chybamogęteż

powiedzieć;„seksowny”,„diabelniepodniecający”,amożecośjeszczelepszego…

Obchodziladęizaczynamniecałować,pieszczącmoje

background image

krótkiekosmyki,ajagładzęgopoplecach;wkońcuwkładammu

rękępodmajtkiiłapięzapośladek.

–Możnabypowiedzieć,żedupkitotwojapasja–mówiześmiechem.

–Chybatak–wtóruję.

Wypuszczamniezobjęćikończyprzygotowywanie

śniadania,układawszystkierzeczynajednymtalerzu,stawiagona

tacyiruszawstronęsypialni,pokazującmiruchemgłowy,abym

poszłazanim.

Jegowzrokzniechęcawyraźniedojakichkolwiekdyskusji,schodzę

więc ze stołka i idę za nim do sypialni. Matt wchodzi na łóżko, opiera się o wezgłowie i pokazuje mi
gestemręki,żebymusiadłaobok.

–Bezszlafroka–komenderuje,gdyopieramkolanoobrzegłóżka.

Zagryzamwargiiniespuszczamzniegowzroku,gdy

rozwiązujępasekipozwalam,byszlafrokopadłnapodłogę,

odsłaniającmojeciało.

Mattwciągapowietrzeiwodzipomniewzrokiemszerokootwartymi

oczami.

–Jezu.Nicole.

–Czyterazjużmogęsięprzysiąść?–pytamlekko

sarkastycznie.

–Jesteśmywsypialni,więcuważajnasłowa,maleńka.

SiadamnałóżkuobokMattaipodciągamkolanapodbrodę,czekając,

byzdecydował,corobićdalej.Nadgryzabekon,upijałyksokuipodajemikawałeknaleśnika.

Mrugamzezdziwienia,aleotwieramustaipozwalam,bymniekarmił,

apotempatrzę,jakonsamjeśniadanie.

–Kawałekbekonu?–pyta.

background image

Kiwamgłową,podajemibekon,czekająccierpliwie,aż

zacznęprzeżuwać.Zaczynamsięśmiać.

–Cościębawi?

–Tak,tojestnaprawdęzabawne.Tymniekarmisz!

–Owszem–potwierdzaiuśmiechasięszeroko.–Niebędziesięto

zdarzałozbytczęsto,aleodnoszęwrażenie,żecięrozpieszczam.

Mogę?

–Tyturządzisz.–Wzruszamramionamiipozwalam,by

Mattwdalszymciągukarmiłnasoboje.–JaktamBrynnaiCaleb?

–Odtygodniasąwpodróżypoślubnej,więcpewniepieprząsięjak

królikiiświetniesiębawią.

–Świetnie.Brynnamyślała,żenieudaimsięwyjechać.

Mattpodajemisok,przyjmujęgozwdzięcznością.

–Toprezentodrodziny.

–Wspaniały!–CałujęnagieramięMattaiodrazu

przywołujęsiędoporządku.–Czymogę?

–Mniecałować?

–Tak,nieuzyskałampozwolenia.

–Alesiedzimyprzyśniadaniuirozmawiamy.Możeszmniedotykać,

kiedytylkochcesz,chybażeciwydaminnepolecenie.

–Rozumiem.Dobrerozwiązanie.

–Notowporządku.–Uśmiechasięipodajemikolejnykawałek

naleśnika.

–Dokądichwysłaliście?–pytaminiezjadamjuż

następnegokęsa,całkowiciezaspokoiłamapetyt.

background image

–DoWłoch–odpowiadaniedbaleikończyśniadanie.

–DoWłoch–powtarzamznaciskiem.–Orany!Tosię

dopieronazywamiesiącmiodowy!

–Wiem.–Mattkiwagłowązuśmiechem.–Dominicmatamdom.

–Miłyfacet.

Widzę,żelekkoprzymrużaoczy.Czyżbybyłzazdrosny?

–Tofajnyfacet.Alenieznamgozbytdługo,zaledwieparęmiesięcy.

–Przecieżjesttwoimbratem.

–Przyrodnim–wyjaśniaistawiapustątacęnastolikuprzyłóżku.–

Dopieroprzedpięciomamiesiącamidowiedzieliśmysięwogóleojego

istnieniu.

–Cośtakiego!

–Jakiemaszplanynadziś?–pytaMatt,zręczniezmieniająctemat.

–Ewentualniejakieśzakupy,alenicszczególnego.

Patrzymiwoczyzniepewnąminą.

–Chciałbymspędzićtendzieńztobą.

–Dobrze–mówięzuśmiechem.–Amaszjakieśkonkretne

propozycje?

–Decyduj,nacomaszochotę.Możemynajakiśczaspójśćdomiasta,

awieczoremnajchętniejzostałbymjednaktutaj.

–WtakimraziejedźmydoPikePlaceMarket,zrobięzakupydo

cukierni.Możedostanęteżświeżączekoladęwtymstarymsklepiena

wzgórzu.

–Dodajeszdobabeczekświeżączekoladę?–pytaMatt.

–Tak,zawszejąunichkupuję.Jestnajlepsza.

background image

–Dobrze.Awcześniejczekacięniespodzianka.–Matt

sprawdzaczas,pochylasięicałujemniedelikatnie.–Dziękujęza

przemiłyporanek.

Całujemniejeszczeraziwyciągazłóżka.

–Bierzemypryszniciwychodzimy.Musimywcześnie

wyruszyć.

–Czyznowusięubrudzimy,zanimsięumyjemy?–pytamze

śmiechem.

–Och,zpewnością.

–Boże,jakjakochamSeattlelatem–wykrzykujęiopieramsięo

balustradępromu,wdychającsłonepowietrzeirozkoszującsięmorskąbryząwewłosachinaskórze.

MattzaskoczyłmniewycieczkąnawyspęBainbridgew

zatocePugetSound–rejstrwazaledwietrzykwadranse,alewidokipodrodze,zwłaszczawtakpiękny
letnidzień,

przyprawiająozawrótgłowy.

–Jateż–odpowiadaipatrzy,jakOlympicMountain

zmniejsza się coraz bardziej, gdy po miłej wycieczce odpływamy już z wyspy w stronę Seattle. –
Podobałocisięmiasteczko?

–Jestsłodkie–mówięzuśmiechem.–Awpiekarnirobiąnaprawdę

znakomitekanapki.

–Następnymrazemwypożyczymyroweryipojeździmypo

wyspie.

–Dobrypomysł!

Stajezamną,otaczamnieramionamiicałujewczubek

głowy.Takprzytulenirozkoszujemysięwspaniałąprzyrodąwokół

nasipięknymdniem.

background image

Nieznamgodługo,aokazałammujużtylezaufania.Więcejniż

komukolwiekwcześniej.Jegospokójdziałanamnie

relaksująco.

Mamnadzieję,żeniepopełniambłędu.

GdydobijamydoSeattle,idziemydoPikePlaceMarket,jednejz

najsłynniejszychhaltargowychświata,zestoiskamizarówno

wewnątrz,jakinazewnątrz.

–Najpierwkupujemypączki–mówizlekkimuśmiechem

Matt.

Jest piękny dzień, niedziela i wszędzie kłębią się kupujący, zarówno turyści, jak i mieszkańcy Seattle.
Stajemywkolejcepopączkii

czekamy.

Mattaninachwilęnieprzestajeobserwowaćmijającychnasludzi,

przysłuchujesięteżichrozmowom.Trzymamniemocnozarękę,

jakbysiębał,żerozpłynęsięwtymtłumięizniknęmuzoczu.

Niemogęsamaprzedsobąudawać,żeniecieszymniejego

opiekuńczość,tymbardziejżezupełniegoodtejstronynieznałam.

Naprawdęczuję,żemunamniezależy.

Gdywkońcudochodzimydokasy,Mattskładazamówienieipodaje

mitorbęzgorącymipączkamiwielkościdziecięcejpiąstki.

–Nie,dziękuję–mruczę,choćmamstrasznąochotęna

pączka.Chociażjednego.

–Napewno?–pytazniedowierzaniem.–Tonajlepsze

pączkiwmieście.

Kiwamgłową,podjęłamjużtęheroicznądecyzję.Niechcępóźniej

płacićzałakomstwo.

background image

–Napewno.

–Jeślimartwiąciękalorie…

–Nie–przerywam.–Poprostunajadłamsięnalunchinicjużwięcejnieprzełknę.

Przyglądamisięprzezchwilę,wzruszaramionamiiwkładasobie

pączkazcynamonemdoust.Idziemydalej.Mimotłumów,Mattcały

czastrzymasiębliskomnieiczekacierpliwie,ażskończękupować

produktyniezbędnedowypiekuciastek.

–Maszochotęnarybęnakolację?–pytamnie,wskazującświeże

rybynajednymzestoisk.

Idzieporybę,ajatymczasemkupujęprzyprawyiskładnikina

sałatkę.

–Cześć,kochanie.

Odwracamsięnadźwiękznajomegogłosuizaczynamsię

modlić,żetojakieśzłudzenie.

Boże,proszę,niechtoniebędzieon.

Alenie,niemamtyleszczęścia.

–Niemówdomnie„kochanie”,Rob.–Przewracamoczamii

kontynuujęzakupy.

–Nieodpowiadałaśnamojetelefony,kochanie–mówi,

ignorujączupełniemojąprośbę.

–Toprawda.

–Dlaczego?

–Boniejestemzainteresowana.Słuchaj…–Odwracamsięiwidzę,że

Mattpatrzynanasprzezramię.Unosipytającobrwi,ajaprostuję

plecyipatrzęRobowiprostowoczy.

background image

Jestniski,tylkoparęcentymetrówwyższyodemnie,aledość

przystojny.Maczarnewłosy,ciemneoczyilekkohaczykowatynos.

– Nie chcę zranić twoich uczuć, ale nie chcę się z tobą widywać. Życzę ci jednak wszystkiego
najlepszego.

Odwracamsiędoodejścia,aleRobchwytamniezarękę.

–Zaczekaj!

–Zdajesię,żeonajużpowiedziała„nie”–mówigroźnieMatt.

–Tonietwójpieprzonyinteres–odcinasięRob.

OczyMattazwężająsięwszparki.

–Onajestzemną–stwierdzaspokojnie.–Powiedziała

„nie”.Niemusiszwiedziećwięcej.

Robprzenosinamniewzrok.

–Toprawda?

–Tak,prawda.

– W porządku. – Cofa się, unosząc ręce w geście poddania, choć widzę gniew w jego oczach. – Do
zobaczenia!

–Twójbyły?–pytaMatt,odprowadzającRobaspojrzeniem.

–Starahistoria–potwierdzamipłacęzazakupy.–

Skończyłam.

–Terazczekolada?–pytaMatt.

–Tak,jeślimożna.–Oddychamzulgą,Mattniedrąży

tematu,gdywychodzimyzhaliizaczynamysięwspinaćnawzgórze

wiodącedościsłegocentrumSeattle.Tonaprawdęuciążliwyspacer.

–Nieznoszętegowzgórza–mówiępłaczliwymtonem,a

Mattodpowiadamiśmiechem.

Bierzemniezajednąrękę,azdrugiejwyjmujetorbę,niosącteraz

background image

wszystkiezakupy.

–Opowiedzmiotymfacecie.

–Miałamnadzieję,żezamknęliśmysprawę.

–Zamkniemy,jakmiwszystkopowiesz.–Uśmiechasięicałujemnie

wczoło.–Proszę,mów.

–Poznaliśmysięwszkole,umówiłamsięznimzedwarazy,alenie

jestwmoimtypie.

–Czyli?

–Powiedzmy,żetonatrętiegoistazajętywyłącznieswoimi

sprawami.

–Znamtakich–odpowiadaMattześmiechem.

–Czyliktoś,zkimniemamochotysięwidywać.Poprostu

przestałamodpowiadaćnajegotelefony.Niebyłonawetwartomu

mówić,żebydałmispokój,bowidzieliśmysięrazemdwaczytrzy

razyidoniczegomiędzynaminiedoszło.Poprostuzakończyłam

znajomość.

–Aleonjestnadaltobąbardzozainteresowany–mówiMatt.

–Możeitak,alenicmnietonieobchodzi.–Przygryzamwargę.–

Pomyślisz,żeniezłazemniejędza

–Nie,jesteśpoprostuszczera.–Przystajeizmuszamnie,żebymteżsięzatrzymała.Stojęterazwyżejod
niegoipatrzęmuwoczy.Matt

bierzemniewramionaicałujewusta.

–Jegostrata.

–Chodźmypoczekoladę.

–Dobrypomysł.Chybamamplan.–Mrugaiprowadzimniedo

staregosklepuzczekoladą,aRobstajesiędlanaswyłącznieodległymwspomnieniem.

background image

Rozdział6

Boże,tynaprawdęumieszgotować!–Siedzęnakrześleiodsuwamodsiebietalerz,naktórymjeszcze
przedchwiląleżał

pyszny,gotowanyłosośisałatka.Sączącwodę,przyglądamsię

Mattowiznadstołu.

–Wątpiłaśwemnie?

–Ależskąd.–Kręcęgłowąześmiechem.–Poprostuprawięci

komplementy.

Mattzaczynasprzątać,więcwstaję.

–Tygotowałeś,jasprzątam.

–Możemytozrobićrazem–proponuje,alekręcęstanowczogłową.

–Niemamowy.Całydzieńmnierozpieszczasz,mogę

naprawdęwreszcienacośsięprzydać.–Wyjmujęmutalerzzrękii

stajęnapalcach,bypocałowaćgowpoliczek.

Patrzynamnieciepło.

–Dobrze,wtakimrazietyzajmijsięsprzątaniem,ajapójdędo

sypialni.

–Chceszsięzdrzemnąć?–pytamzniewinnąminą,aMattdajemi

lekkiegoklapsa.

–Nie,mądralo.Zobaczysz.–Całujemniewczołoi

wychodzizkuchni.

Mattświetniegotuje,alezostawiaposobiepobojowisko.

Mojakuchniawyglądateraztak,jakbyeksplodowaławniejbomba,a

onprzecieżugotowałtylkorybęiprzyrządziłsałatkę.

Częśćbałaganupowstałajednakjeszczepodczasśniadania,gdyżnie

mieliśmyczasuposprzątaćprzedwyjściem.

background image

Atodoprowadzamniedoszału,bomamobsesjęnapunkciekuchni,

jestdlamnienajważniejszazewszystkichpomieszczeń.

Nicnatonieporadzę.

Ładujęwięcnaczyniadozmywarki,te,którychnienależydoniej

wkładać,myjęręcznie,czyszczęblaty.Kiedywreszciekończęswoje

dzieło,kuchnialśni,błyszczyipachniecytryną,ajazprzerażeniemstwierdzam,żesprzątałamponadpół
godziny.

Ależgościnnazemniepanidomu!Wchodzędosypialni,

MattsiedziprzyoknieiczytacośnaswoimiPadzie.

Gdywracaliśmyzzakupów,poszedłnachwilędoswojegomieszkania

poświeżeubranieiparęinnychrzeczynakolejnąnoc,którąchciał

spędzićpozadomem.

Zapaliłkilkaświec,zgasiłmocniejszeświatło,spowijającpokójw

delikatnymblasku.

–Przepraszam,żezajęłomitotyleczasu–szepczę,opieramsięo

framugęipatrzęnaprzystojniaka,którysiedziwmojejsypialni.

–Tojaprzepraszamzatenbałagan–odpowiadaz

uśmiechem,pożerającmniewzrokiem.Wstajeipodchodzidomnie

wolno.–Wpłomieniachświecmaszzadziwiającozieloneoczy.

–Dziękuję–mówięiczuję,żesercezaczynamibićowieleszybciej.

Wstępujewniegodrapieżnik,choćjeszczemnieniedotyka.

Opieratylkorękęoframugęicałujemniewczoło.

–Chcęcidzisiajpokazać,copotrafięzrobićzesznurami,maleńka.

Wciągamgłębokopowietrzeizaciskamuda,czując,żeteprostesłowaporaziłymojeciałojakprąd.

–Możeszzawszekazaćmiprzestać–przypominaczule,wdalszym

ciągumnieniedotykając.

background image

Ma wciąż na sobie szary T -shirt i wypłowiałe dżinsy, a ja tak bardzo chcę go dotknąć, że aż swędzą
mniepalce;wiem,żezachwilęzostanęunieruchomionainiebędęmogłazaspokoićswoichpragnień.

Wkładammurękępodkoszulkęiprzesuwamdłoniąponapiętej

skórzemięśni,któredrgająpodmoimdotykiem.Mattzaciskalekko

szczęki,nieruszasię.

–Tylkochwilkę–szepczęcicho.

Znowucałujemniewczołoipatrzy,jakbłądzędłoniąpojegobrzuchuitorsie.Wkońcuprzesuwammu
jąnaplecyirobiękrokwjego

stronę,pragnąc,żebymniepocałował.

Wreszcieujmujemojątwarzwdłonieicałujemnieleniwie,ale

namiętnie,szczypiąclekkowargamikącikmoichust.Pochwili

jednakzaczynażarłoczniepożeraćmojewargi,niktniepotrafi

całowaćtakintensywniejakon.

Bierzemniezarękęiprowadziwstronęłóżka.

–Jaksięczujesz,kochanie?–pyta.

–Dobrze.

Unosilekkobrwi,przełykamztrudemślinęizastanawiamsięnad

doznaniamiswojegociała.

–Jestempodekscytowanaizdenerwowana.

–Trochęlepiej–odpowiadaizdejmujemibluzeczkę.

Rozbieramnie,całującjednocześnie,przesuwakoniuszkamipalcówpo

skórze,ajaczekamzutęsknieniemnato,conastąpi.

Kiedyjestemjużzupełnienaga,Mattkładziemnienaśrodkułóżka.

–Cośtutajdodałem–stwierdzazzadowolonymuśmiechem.

Ujmujemojąprawąrękę,całujedłońizaczynaoplataćprzegub

pięknymi,starannymiwęzłami.Układamiręcenadgłową,okrąża

background image

łóżko,zajmujesięwęzłaminalewejdłoni,poczymwiążerazemluźnekońcesznura.

Przywiązujeterazsznurdoporęczyłóżkaimocujejegodrugikoniec

namoichspętanychprzegubachwtakisposób,żeniedotykamjuż

torsemdomateraca,unoszęsięlekkonadłóżkiem.

–Niebolącięramiona?–pytaspokojnie.

–Nie–odpowiadambeztchu,patrzącnaniego

rozszerzonymioczyma.Wchwili,gdysięgapodrugisznur–anawet

niewidziałam,jakjepakował,gdybyliśmywjegomieszkaniu–z

kieszenijegodżinsówrozlegasiędzwonekkomórki.

–Niechtodiabli.–Wciążwbijawemniewzrok.–Wybacz,kochanie,

tozpracy.

Wyciągakomórkęiodbieratelefon.Niespuszczazemniewzroku.

–Co?!–Odsuwasięodłóżkaistajeprzyoknie,patrząc

nieprzytomnymwzrokiemnaulicę.–Kiedy?Niechtocholera!Jakto

niemaciepowodów?Jawamzarazdostarczępowód.Świetnie.

Zadwadzieściaminutbędę.Tylkogoniewypuśćcie!Jasne?

Przerywapołączenie,zabieraiPadaiwyciągazkieszenikluczykiod

samochodu.

–Bardzomiprzykro,Nicole,alemuszęiść.

–Ale…Matt…–wołamzrozbawieniem,widząc,że

myślamijestjużzupełniegdzieindziej.–Jajestemprzywiązanado

łóżka.

RzucanakrzesłoiPodaikomórkę,szybkowracadomnie,zręcznie

rozwiązujesznury,masujemiprzegubiprzytula.Pieścimojewłosy,

twarz,całujewczołoipoliczki.

background image

–Takmiprzykro,maleńka.Przecieżbymciętaknie

zostawił…

–Wiem–chichoczęiprzytulamsięmocniejdoniego.–

Musiszjechaćdopracy.

–Niestety–wzdychazżalem.–Mamyprzełomwsprawie,którą

uważaliśmyzazamkniętą.

–Rozumiem–mruczęicałujęgowpoliczek.

–Alenajpierwchwilkętuposiedzimy.–Gładzimniepobiodrze.–

To,żemuszęterazwyjść,todlamnieprawdziwykoszmar.Tak

wspanialewyglądałaśwmoichsznurach.

–Możemytodokończyćinnymrazem–zapewniamMatta.

–Zpewnością–odpowiadaześmiechemiprzesuwa

wzrokiempomoichpiersiach,sutkimamwciążnabrzmiałez

podniecenia.

Oddychamszybciejniżzwykle,mojeciałopłonie.Przesuwadłońz

mojegobiodramiędzynogiiwsuwapalcedośrodka.

–Jesteśmokra.

–Lubię,jakmniewiążesz–szepczę.

Pieścimniepalcami,jednocześniepocierająckciukiem

łechtaczkę.Wtulamitwarzwszyję,całujeją,lekkoszczypiezębamiiliże.

–Niezostawięciętak,zanimniedokończysz…

Podwpływemtychsłówipieszczotdostajęzawrotugłowy,unoszę

biodrawysoko,wbijającsięwdłońMattaikrzyczęzrozkoszy,

oplatającmuszyjęramionami.Apotempo

oszałamiającymorgazmie,wtulamsięwjegotors,dyszącciężko.

background image

–Lepiej?–pytazpółuśmiechem.

–Owszem–odpowiadamiujmujęjegotwarzwdłonie.–

Dzięki,detektywie.

Śmiejesięistawiamnienapodłodze.

–Przykromi,żemuszęiść.Zadzwonięalbonapiszę

esemesa,jaktylkotobędziemożliwe.

–Uważajnasiebie.

–Dobranoc,kochanie.Dziękizawspaniałydzień.–Całujemnie

delikatnieiruszadodrzwi,wyjmujączkieszenikomórkę.

–Ash,mamyprzełom…

–Możeszjechaćdodomu,Anastasio.Niemadzisiajruchu.

Ślicznamatkatrojgadziecikrzywisięlekko,zdejmujefartuchizerkanazegar.

Dozamknięciapozostałajeszczegodzina,alewcukiernijestzupełniepusto.Przezcałydzieńprawienie
miałamklientów.

Mogłamwłaściwiezamknąćlokaljużwpołudnie.

–Rzeczywiście.Jakiśnietypowyczwartek–mówi.

Kiwamgłową,alewmyślachodliczamjużbabeczki,któreoddamdo

schroniskadlabezdomnych.Nigdyniesprzedajęjednodniowych

ciastek,więcwszystko,cozostajenapółkach,zawożęwieczorem

potrzebującym.

Imteżsięprzydacośsłodkiego.

–Dobranoc–mówiAnastaziaiwychodziprzezkuchniędo

samochoduzaparkowanegonatyłachcukierni.

Dokładniewtejsamejchwilirozlegasiędzwonekido

środkawchodziLeoNash.Całemetrdziewięćdziesiątz

kawałkiempokrytetatuażami.Nashuśmiechasiędomniew

background image

charakterystycznygwiazdorskisposób,zlekkąwyższościąizbliżasiędolady.

–Powiedz,żejeszczecizostałycytrynoweiczekoladowe.

–Maszszczęście–odpowiadamiwkładamciastkado

pudełka.–Jakdziśposzło?–pytam,wskazującstudiopoprzeciwnej

stronieulicy.

–Świetnie.Nowyalbumbędzieznakomity.

–Nowy?DopierocowyszłoSunshine.

–Pracujemy,kiedytylkomożemy–uśmiechasięiwzrusza

ramionami.–Mamyterazprzerwywkoncertach,więcnagrywamy

nowepiosenki,zanimznówruszymywtrasę.

Kiwamgłową,próbujączrozumieć,jakżyjągwiazdyrocka.

–UpiekłaśświetnytortdlaCalebaiBrynny–zauważa

mimochodem.

–Cieszęsię,żecismakował.

–Bardzo.Nawetwspomniałemotobiewjednymz

wywiadów.

–Omnie?Dlaczego?

–Tobyłjedenztychkoszmarnychwywiadówtypu

„opowiedznamosobie”ichcielisięczegośdowiedziećomnieio

Sam.–Krzywisięlekko.–Ajedynąrzeczą,ojakiejbyłemskłonny

imopowiedzieć,jestnaszamiłośćdotwoichbabeczek.

Mamwięcnadzieję,żeprzysporzęciklientów.

Niewiem,copowiedzieć.LeoNashzwierzyłsięw

wywiadzie,żelubimojebabeczki.

–Niesamowite.

background image

Śmiejesięiodbieraodemniepudełko.

–Mamnadzieję,żedobrzezrobiłem.

–Jasne,możeszoddzisiajliczyćnaciastkaodfirmy.

Widzębłyskradościwjegooczach,aleitakwrzuca

dwudziestakadosłoiczkaznapiwkami.

–Uczciwawymiana.

–Zwłaszczateciastkaodfirmy–odpowiadamsucho,

patrzącnapieniądzewsłoiku.

–Sątegowarte.–Wzruszaramionamiiodwracasiędo

odejścia,mrugającnamnieoddrzwi.

Serceomałoniewyskakujemizpiersi.

Boże,tenfacetjestnaprawdę….Seksowny.Samantha

Williamsurodziłasięwczepku.

ZapominamjednakszybkooNashuizamykamdrzwi.Chcę

terazzapakowaćbabeczkidopudełekiposprzątać.

T elefon sygnalizuje nadejście esemesa. Wyjmuję komórkę z kieszeni i uśmiecham się na widok
wiadomościodMatta.

„Jakminąłdzień?”.

Tęsknięzanim.Niewidzieliśmysięodchwili,gdytaknaglewyszedłzmojegomieszkaniawniedzielę
popołudniu.Całeczterydni,czyli

właściwienietakbardzodługo.Mattnaprzemianpracowałispał,aleznajdowałczas,abyprzysłaćmi
wiadomość.

Zeszłegowieczorunawetdomniezadzwonił,ledwozdążyłampołożyć

sięspać.

Jużsięzdążyłamprzyzwyczaićdojegoobecnościwmoimświecie,a

znamysięzaledwiedwatygodnie.

„Pomalutku.Zamknęłamwcześniej.Acouciebie?”.

background image

Boże,jestemtaka…dziewczyńska.

„Bezciebieczasstraszniesiędłuży.Czymożeszmi

otworzyć?”.

Co?Onjesttutaj?Przebiegamprzezkuchnięiwidzę,żeprzydrzwiachdocukiernistoiMatt,uśmiechając
siędomnie.

Wpuszczamgodośrodka.

–Niespodziewałamsięciebiedzisiaj.–Zamykamdrzwiirzucammu

sięwobjęcia.

Porywamniezpodłogi,oplatasobiemojenogiwokółtalii,całuje

mnienamiętnieiniesiezpowrotemdokuchni.Matakiejędrne

ciało…napiętemięśnie,emanujepotężnąenergią.

–Skończyłaśjużwszystkiezajęcia?

–Tak,muszętylkoprzygotowaćparęrzeczynajutro.Aleniezajmiemitodużoczasu.

Stawiamnienapodłodze,jeszczerazcałujeiwkońcu

niechętniewypuszczazramion.

Szybkozmywamlady,przygotowujętaceirobięwmyślachlistę

jutrzejszegomenu.

–Niezdejmujfartuszka–mówicicho.Wjegogłosie

wyraźniepobrzmiewatasamaostranuta,jakązwyklesłychaćw

sypialni.Czuję,żeprzeszywamniedreszcz.

–Nigdy?

–Czterydnibezciebie,Nicole.Mamzasobąupiorny

tydzień,jestemnaskrajuwytrzymałości.

Tobrzmijakostrzeżenie.Mattjestznowuwswoim

despotycznymnastroju,cobardzomniepodnieca.Niewiem,corobić,

przygryzamtylkowargęikiwamgłowąnaznakzgody.

background image

KończępracęistajęnawprostMatta,czekającnakolejnepolecenia.

Wydajemisiętotaknaturalnejakoddychanie,nadczympowinnam

się chyba później zastanowić, ale na razie myślę wyłącznie o tym, jak bardzo mnie uszczęśliwia jego
obecność.

Dammuwszystko,czegozapragnie,zrobizemną,cochce.

–Podejdź–komenderuje.

Posłusznierobiękilkakrokówwjegostronę.

–Rozbierzsię,alezostawfartuszek.

–Mogęgotrochęopuścićwdół,żebyzdjąćbluzkę?–pytambez

sarkazmuwgłosie.

Patrzynamnietrochęłagodniej,alewciążsięnieuśmiecha.

–Możesz.

Górnaczęśćfartuszkazwisamiterazwtalii,zdejmujębluzeczkęi

biustonosz.Ściągammajtkiirajstopy.Kiedychcęzpowrotem

zawiązaćnaszyitroczkifartuszka,Mattpowstrzymujemniegestem

ręki.

–Zostaw.

Stojęprzednimnaga,jedyniewfartuszkuzawiązanymwtalii.

Błądzipomoimcielepożądliwieoczymabarwymorza.

Zaciskaiotwierapięści,wyraźniepragniemniedotknąć,aleczeka.

Jakonsięnauczyłtakiejcierpliwości,niemampojęcia.Jazawsze

byłamwgorącejwodziekąpana.

Przeżywamwięctortury.

Wkońcupodchodzidomnie,przesuwadłoniąpomoim

policzku,całujewusta.

–Niebędziemiłoidelikatnie.Niemogęterazzsiebiewykrzesać

background image

takichuczuć.

–Dobrze.–Boże!Jakdobrze!

Ujmujewdłoniemojeprzeguby,przyciągamniedosiebieiżarłoczniecałuje.Takjaklubi.Namiętnie,
łapczywie,aletak,bykontrolowaćsytuację.

Nagleodsuwamnieodsiebieikładzietyłemdosiebienastalowym

kontuarze.Czujęzimnonapiersiachibrzuchu,wciągamgłęboko

powietrze.Niemogęprzytrzymaćsięladyrękami,gdyżMatt

krzyżujemijenaplecachiwiążepaskamifartucha.

–Chciałemsiępobawićtymtwoimfartuszkiemodpierwszejchwili,

gdygozobaczyłem–mówipodekscytowanymtonemiodwracamnie

znówtwarządosiebie,tak,żeopieramsiębiodramioblat.Sam

wchodzimimiędzynogiioplataplecyramionami,chroniącprzed

upadkiem.

–Trzymamcię.

–Wiem–szepczę.Niemogęsięjużdoczekać,jaktosięskończy,

zalewająmniefalepożądania.–Chociażtoniejestzgodnez

przepisamihigieny.Gdybyweszłatuterazkontrola,zamknęlibymi

lokal.

–Pewnieliczysznainnąodpowiedź,alepieprzętękontrolę–

odpowiadazuśmiechem.

Obejmującmnieramieniem,oswobadzastwardniałyczłonekinaciąga

naniegoprezerwatywę.Dotykałpalcemmoichfałdek,sprawdza

stopieńgotowościnajegoprzyjęcie.

– Jesteś taka mokra… – mruczy, nasze oczy spotykają się na chwilę, a potem on jednym szybkim
pchnięciemwbijasięwemnie,wypełniając

całkowicie.

background image

Odchylamgłowędotyłu,chwytamniezawłosyi

przytrzymuje,ręcemamzwiązanenaplecach,ściskajemocno,

wbijającsięwemniecorazgłębiejiszybciej,takmocnoigwałtownienigdyniktsięzemnąniekochał.
Oplatamgowbiodrachnogami,a

ondyszyciężkoimruczyjakieśniezrozumiałesłowa,kontynuując

swojąszaleńcząjazdę.

Jesttakseksowny,żeniemogętegoznieść.

Jeszczejednopchnięcieizamiera,przyciskającnasadęczłonkado

mojejłechtaczki,doprowadzamniedoorgazmutaksilnego,żeaż

podwijająmisiępalceunóg.

–Oczy!–warczy,gdyprzymykampowiekipodwpływem

silnychuczuć,jakiewstrząsająmoimciałem.

Otwieramjeipatrzę,jakonznówwchodziwemniegłębokoiosiąga

paroksyzmrozkoszy,wykrzykującmojeimię.

Oplatamnieramionami,przyciągadosiebie,całujewczołoikołyszesiętamizpowrotem,uspokajając
nasoboje.

Wkońcuwychodzizemnie,rozwiązujemiręceizaczynacałować

tak,jakbywciążniemógłsięmnąnacieszyć.Gdywkońcujestem

wolna,wkładammuręcewewłosyipieszczęmiękkiepasma,apotem

przesuwamdłońnajegokarkiszyję.

–Wporządku?–szepczę.

Wzdychaipocieranosemomójnos.

–Tak,terazjużtak.–Zawijaprezerwatywęwpapieriwkładajądokieszeni.–Wyrzucętogdzieś,gdzie
niemajedzenia.

Chichoczę,wkładającubranie.

–Ktobypomyślał,żezwykłyfartuszekmożeposłużyćjakorekwizyt

dowyuzdanegoseksu?–Przyglądamsięuważniefartuszkowiprzed

background image

wrzuceniemgodokoszazbrudnąbielizną.

–Jeszczesięnierazzdziwisz,jakzobaczysz,comoże

zastąpićsznur–odpowiadaMattzuśmiechem.–Mógłbymcię

związaćpraktyczniewszystkim.

–Todobrze.

–Dobrze?–pytazdziwiony.

Potakujęiwzruszamramionami.

–Chybapolubiłamzwiązywanie.Tomojanowapasja.

Mruczycośniewyraźnieiznówporywamniewobjęcia.

–Jakmibędzieszopowiadaćtakierzeczy,pójdziemydosypialni,

gdziezwiążęcięzaraznacałąnoc.–Całujemniewskroń.–Tak

bardzosięcieszę,żeszybkonabrałaśdomniezaufania.

–Chodźmynagórę.–Czynaprawdęjatopowiedziałam?

Śmiejesięikręcigłową.

–Obiecałem,żezjemkolacjęzWillemiMegichciałbym,żebyśze

mnąposzła.Dlategociętuodwiedziłem.

–Och…–odpowiadam,marszcząclekkoczoło.–Jesteś

pewien,żetegochcesz?Niebędziemiprzykro,jeślipójdzieszsam,amyzobaczymysięinnymrazem.

–Przestań.

Patrzęnaniegozezdziwieniem.

–Dlaczegomiałbymniechcieć,żebyśposzłazemnąna

kolacjędobrata?

–Chybasiętrochępogubiłam–odpowiadamzmieszana.

–Wczym?

Przełykamślinę,patrzęwdół,alepodnosimipodbródekczubkiem

background image

palca.

–Wczymsiępogubiłaś?

–Ocotuwłaściwiechodzi,Matt?Czytotylkoseks?Wizytautwojejrodzinyprzenositęrelacjęnainny
poziom.

–Tonietylkoseks.–Marszczybrwi,patrzynamnie

uważnie.–Przykromi,jeślitaksądziłaś.Seksjestcudowny,alejapragnęzwiązku.Niezależnieodtego,
jaksiętoskończy.

Myślałam,żetyteż.

Kiwamgłową.Jestmistraszniegłupio.

–Tak,jateż.

–Zatemwszystkojasne?–Wydajesięzatroskany,cobardzomnie

wzrusza.Pochylamsięicałujęjegotors,uśmiechamsię.

–Jasnejaksłońce.–OdsuwamsięodMattaiwskazuję

pudełkazbabeczkami.–Zanieśjedosamochodu,ajatymczasem

umyjęladęipobiegnęnagórę,żebysięprzebrać.

–Dokądjezabieramy?–pytaMattześmiechem.–MegiWillna

pewnoniedadząradyzjeśćażtylu.ChociażWilljestzdolnydo

wszystkiego…

–Jednopudłojestdlanich,aresztędostanieschroniskodla

bezdomnych.Zawszezostawiamimwszystkieniesprzedaneciastka.

Otwieraszerokoustazezdziwienia.

–Cosięstało?Dlaczegotakpatrzysz?

–Nieprzestajeszmniezadziwiać.

–Dziwiącięteciastkadlabezdomnych?

–Większośćludzinawetbyotymniepomyślała.

Wyrzuciłabyjepoprostunaśmietnik.

background image

Energiczniekręcęgłową.

–Niemarnujęjedzenia.Jestzbytdrogie.Pozatym

wypiekanieciastekkosztujemnienaprawdęwielewysiłku,ktoś

powinienmiećztegojakiśpożytek.

–Dobrze,wtakimraziesprawmyimradość,apotem

chodźmywgości.

–Tojużbrzmijakzaproszenienarandkę…

Rozdział7

Matt

Dlaczegotaksiędenerwujesz?–pytam,gdypodjeżdżamypoddomWilla.

–Myślałam,żejedziemycośzjeść.

–Meglubigotować–odpowiadam,ujmujęjejdłońi

przytrzymujęmocno.–Spójrznamnie.

Patrzynamnietymiwielkimizielonymioczamiiczuję,żezamiera

miserce.Jaktomożliwe,żetadziewczynataknamniedziała

zaledwiepoparutygodniach?

–Jużichpoznałaś.

Kiwagłowąizagryzawargi.

–Wiem,głupiosięzachowuję.Poprostukiepskonawiązujękontakty

zludźmi.

Śmiejęsięikręcęgłową.

–Żartujesz?

–Nie.

–Jesteścudowna.Rozmawiaszbezżadnychoporówze

wszystkimiklientami.

background image

–Pracatocoinnego.Takwogólejestembardzonieśmiała.

Przyglądam się jej sceptycznie. Sądząc po sposobie, w jaki zachowuje się w cukierni, nigdy bym nie
pomyślał,żeNicolemategotypu

problemy.

–Daszsobieświetnieradę.MegiWilltoświetnikompani,aty

stanieszsięnatychmiastnowąulubienicąWillazpowodubabeczek.–

Mrugam,wysiadamzsamochodu,otwieramdrzwiiujmujęjązarękę.

–Zaufajmi.

–Ależjaciufam–odpowiadaipatrzynamnie.–Choćtobardzo

dziwne.

–Wrócimydotegotematukiedyindziej–szepczę.Wciążczujęucisk

wżołądku.Jejsłowaozaufaniuzrobiłynamniebardzodużewrażenie.

Naszzwiązekniemiałbyszansbezcałkowitegozaufaniazobustron.

–Przynieśliściebabeczki–wykrzykujeWill,stającw

drzwiach.

Mójbratbywazarozumiałymdupkiem,aleniemogęnie

kochaćtegoprzygłupa.

–Babeczki?–PiskSamanthydobiegazwnętrzadomu.

–SamiLeoteżprzyszli?–pytam,prowadzącNicoledośrodka.

–Tak,Megpomyślała,żemiłosiębędzieznimispotkać,skoroitaksąwmieście.–Patrzynamnieznad
pudełka.–

Pogadamyotympóźniej–szepcze.

Wzruszamramionami,ujmujędłońNicole,splatamypalce.

–ZnaszNicole–mówię,wskazującfiligranową,

ciemnowłosądziewczynęumegoboku.

Willkiwagłowązuśmiechem.

background image

–Dziękujęzaciastka.

–Całaprzyjemnośćpomojejstronie.Mogłamalbo

przywieźćjetutajalbooddaćbezdomnym.

–Itakzostawiliśmytrzypudławschronisku–dodajęześmiechem.

–DziękiBogu–wykrzykujeSam,wpadającdopokojuz

rozświetlonymioczyma.

–Hm…jużichdzisiajtrochęzjedliśmy–przypominaLeo.–

Cześć,Nicole!

–Cześć–uśmiechasięiściskamocnomojądłoń.

ChybapodobasięjejLeo…

Aledopókisprawasięnatymkończy,wszystkojest

porządku.

–Gdziesąwszyscy?–wołazkuchniMeg.

–Tutaj!–odpowiadaWill.–MattprzyszedłzNicole,która

przyniosłababeczki.

–Co?–wykrzykujeMegiwybiegazkuchni.Dostrzega,żetrzymam

Nicolezarękęiotwieraszerokooczyzezdziwienia.–

Cześć!Witajcie!–wołazuśmiechem.

–Dzieńdobry.–Nicolewyciąganieśmiałorękę,ale

natychmiasttoniewobjęciachnarzeczonejWilla.

–Taksięcieszę,żeprzyszłaś–zapewniająMeg.

–Jateż.Ipoproszęobabeczki–żądaSam,wyciągającrękępo

ciastka.

–Pocałujmniegdzieś–odpowiadaWilliprzyciskamocniejpudełko.

–Przyniosłamdwanaście–zapewniaNicole.–Wystarczydla

background image

wszystkich.

–Żartujesz?–śmiejesięWill.–Dlamnietojednaporcyjka.

–Musiszsiępodzielić,kochanie–śmiejesięMegiobejmujeSam

ramieniem.

–Ipocoichzaprosiliśmy?–stękaWilliotwierapudełko.–

Jakieprzyniosłaś?

–Babeczkimarchewkowe,sąteżtortoweciastka

truskawkoweiredvelvet.–Nicoleznówstajeobokmnieiobejmujewpasie,jakbyśmybylirazemod
wieków.

Całuję ją w czubek głowy. Czuję, że Nicole musi być teraz jak najbliżej mnie, aby czuć się w pełni
bezpieczna,ajachcęjejtozapewnić.

Cholera,chcęjejzapewnićwszystko…

–Tychniepróbowaliśmy–mówizuśmiechemLeo.–

Musiszskosztowaćczegośnowego,kochanie.

–Chętnie–odpowiadaSam.

–Dobrze,alemożezanimwszyscydostanieciecukrzycy,zjemyjakiś

posiłek–MegzaganianasdojadalniizabierapudełkoWillowi.–

Podamciastkapóźniej.

–Acojestnakolację?–pytam.–Umieramzgłosu.

–Kurczakzparmezanemimakaronem–odpowiadaMeg,

siadamydostołu,aWilldostawiajednonakrycie.

–Straszniedużowęglowodanów–mówię,patrzącznacząconaWilla.

–Odwalsięstary,jestlato.

–Jatylkotak.Chybaniechceszsobiepopsućsportowejsylwetki…

NicolepatrzynaWilla,najegoręceibarki.Widać,żelubi

przystojnychfacetów,alejaniewidzęwtymniczłego.

background image

–Willmanajlepsząsylwetkęwrodzinie–mówiSam,sączącwino.–

Jednaporcjamakaronunapewnojejniezrujnuje.

–Sam,możeuciekniemystądrazem?Jesteśzdecydowaniemoją

ulubienicą–żartujeWill.

–Musiałbymcięzabić,awwięzieniuniemógłbym

nagrywaćpłyt–odpowiadaLeoześmiechem.

–Wybaczamci,piłkarzu–oznajmiaMeg,którawraca

właśniezkuchni,niosącwielkąmisęsałaty.–Jesteśskazanynamnie.

–Botylkonaciebiechcębyćskazany.–WillporywaMegwramiona

imocnojącałuje.–Usiądź,kochanie,jazajmęsięresztą.

Megwzdychaisiadadostołu.

–Ależonjestseksowny–mówizuśmiechem.

Nicolekładziemirękęnakolanieizaciskająlekko.

Wyraźnielubimniedotykać,cobardzomisiępodoba.Wiązaniejej

stajesiędziękitemujeszczebardziejpodniecające.

Uśmiechasięszeroko,wsłuchanawpaplaninęmojej

zwariowanejrodziny.

–Sązabawni–szepcze.

–Jeszczeniewidziałaśnaswkomplecie.Niemożnasięnudzić.–

CałujęjąwskrońiodwracamsiędoLeo.–Kiedyruszaszwtrasę?

–Niewcześniejniżzaparętygodni.Mamyterazwolne.

–Przyniosłeśgitarę?–pytaznadziejąMeg.

MegiLeodorastalirazemwrodzinachzastępczychiudałoimsię

utrzymaćbliskiestosunki.Najakiśczasprzestalisięwidywać,ale

terazznówspędzająrazemmnóstwoczasu.

background image

–Nie,dzisiajnie.Chcę,żebyśmypokolacjiprzejrzeliparętekstów.

Wystarczynamdotegotwojagitara.

–Piszecierazempiosenki?–pytaNicoleipodajemimisęz

makaronem.

–Odzawsze–potwierdzaMeg.–Alemnietoznacznie

lepiejwychodzi.

–Chciałabyś–odgryzasięLeo.

–Toświetnie–mówizuśmiechemNicole.

–Grasznajakimśinstrumencie?–pytamNicole.

Kiwagłowąznadsałatki.

–Uczyłamsięgraćnafortepianie.Muzykęklasyczną.

–Naprawdę?–pytamzezdziwieniem.

–Tak.–Wzruszaramionami.–Mojaciotkabyła

koncertującąpianistką,uczyłamnieimojąsiostrę.

–Super–uśmiechasięSam–jateżumiemgrać.

–Czujęsięwichtowarzystwiejakmuzycznyidiota–

mruczyWill.

–Alemynapewnonierzucimypiłkąnasześćdziesiąt

jardów.

–Ajaniejestemwstanieniczegoupiec–dodajeMeg.–

Gotowanie…proszębardzo,alemojewypiekitotrucizna.

–WczymsięspecjalizujeMatt?–pytaSam.

–Mattspec…–zaczynaNicole,alezakrywamjejdłoniąusta.

–Wzatrzymaniachzamolestowanie–kończęsucho.

WciążtrzymamdłońnaustachNicoleiczuję,jakjejwargiwyginają

background image

sięwuśmiechu.

–Przerażaszmnie,Montgomery–mówicichoSam.

–MaciejakieświadomościodCalebaiBryn?–pytaMeg.

–Napisalidomniemaila–odpowiadaWill.–Aletobyłojakiś

tydzieńtemu.Świetniesiębawią.

–Wracająwpiątek–odpowiadam.–Jadostałemwiadomośćtego

samegodniacoty.ChybabardzoimsiępodobaposiadłośćDominika.

–ChciałbymzabraćtamkiedyśMeg–odpowiadaWilli

uśmiechasiędonarzeczonej.

–WygrałeśtęaukcjęnawyjazddoWłoch,pamiętasz?

–Rzeczywiście–przytakujeWill.

–MożetamwpadnieszizajrzyszdoDominika,jakjuż

będzieszweWłoszech–sugeruję.

–Dobrypomysł–uśmiechasięMegiupijałykwina.–Cojeszcze

słychać?

–LukeurządzaprzyjęcieurodzinowedlaNataliewprzyszłąsobotę–

mówiSam.

–Wnowymdomu?–pytam.

–Tak,topięknydom–przytakujeSam.

–Niedalekostąd.Możnajechaćwkażdejchwili.

–AkiedyNatalierodzi?–pytaNicole.

–Dopierojesienią–odpowiadaSam.–Maślicznybrzuszek.

Takjejładniewciąży.

–Natzawszepiękniewygląda–dodajeMeg.

–Więctobędzieprzyjęcieprzybasenie?–pytaWill.–

background image

Możemyzorganizowaćmeczkoszykówkiwodnej.

–Tak,przybasenie–potwierdzaSam.–Dziadkowie

zaopiekująsięwnukami,więcbędziemysami.

–Możeszsięnasobotęwyrwaćzcukierni?–pytamNicole.

–Och,tak,musiszznamipojechać–wspieramnieMeg.

Nicolerumienisięlekkoizagryzawargi.

–Przeztenjedendzieńchybaktośmniezastąpi.

–Świetnie.–CałujęjąwpoliczekizerkamnaWilla,którypatrzynamniezuniesionymibrwiami.

–Możeprzyniesieszbabeczki?–pytawyraźnie

podekscytowanaSam.

–Oczywiście.Nawetmyślałamojakimśnowymsmaku,

możeupiekęcośspecjalnego,nacześćNatalie.

–Och,tobybyłowspaniałe!–wykrzykujeMeg.–Onajestprzecież

fotografem.Możeszjejakośspecjalnieudekorować,żebypasowało?

–Oczywiście.–Nicoleentuzjastyczniekiwagłową.–Nawetmamjuż

jakieśpomysły.

–Świetnie.WtakimraziedamznaćLuke’owi,żesprawęciastamamy

załatwioną.–Samwyjmujetelefonzzastanikaiszybkopisze

esemesa.

–Ależtonaprawdęzbyteczne–mówiędoNicole,patrzącgroźniena

MegiSam.–Chcę,żebyśwzięławolnydzieńidobrzesiębawiła.Niemusiszpracować.

–Och!Oczywiście,żetonicważnego.Jateżniechcę,żebyś

pracowała–mówiMeg.–Itakbędąwspaniałe.

–Alesprawimitoprzyjemność–zapewniaNicolei

uśmiechasiędoMeg.–Naprawdę–dodaje,podnoszącnamniewzrok.

background image

–Jesteśpewna?

–Oczywiście.–Kiwagłowąiściskamniezakolano.

–Todobrze,boLukejużodebrałmojąwiadomość–wtrącaSamz

minąniewiniątka.

–Dobrze,terazproszęobabeczki.–Willwstajeiidziedokuchnipopudełkozciastkami,poczymwraca
znimidostołu.

–Mmm–wzdychaSam,nadgryzającbabeczkę

truskawkową.–Naprawdęwspaniałe.Mogęspróbować

marchewkowej?–pytaLeo.

–Ajatwojej?

–Wżadnymwypadku.

–Wtakimraziemowyniema–mówiześmiechemipołykaspory

kęsciastka.

WszyscypozasamąNicolerozkoszująsięowocamijejpracy.

–Atyniezjeszanijednej?–Meguprzedzapytanie,któresam

chciałemzadać.

–Dzisiajniemamochoty.

–Sporotracisz.–LeouśmiechasięimrugadoNicole.–Sąwspaniałe.

–DobryBoże!Kobieto!–wykrzykujeWillisięgapotrzecieciastko.

–Czymożeszzemnąwyjechać?Uciekniemyrazem.

–Proponujesztowszystkimdziewczynom–droczysięznimNicole.

–Alebardzosięcieszę,żecismakująmojeciastka.

–Dobrzewybrałeś–mówidomnieWill.–Pilnujjej.Niechzostanie.

Kiwamgłową.

Tak,niechzostanie.

–Mów–komenderujeWill,gdysiadamyprzybarkuwjegopracowni

background image

muzycznej.

SamiNicolerozmawiająwożywionysposóbnapobliskiejkanapie.

MegiLeopracująnadpiosenką,Megtrzymagitarę,Leonotatniki

ołówek.

–Odkiedymaszpianino?–pytam,wskazującnakątpokoju,w

którymsiedząMegzLeo.

–Leonanimczęstogra,pozatymkorzystajązniegozawsze,gdy

pracująrazem.Megbardzotolubi–dodajezuśmiechem.

Trochęzazdroszczębratu.Znalazłkobietę,któranaprawdęgłęboko

gokocha.Niedlajegosławy,raczejwłaśniemimoniejiwłaśnietenaspektsprawybudziłnaszniepokój,
gdy

wyobrażaliśmysobiekiedyśprzyszłążonęWilla.Takicelebrytajak

onmożemiećzawszepoważneproblemyzeznalezieniemkobiety,

którapokochagobezinteresownie,dlaniegosamego.

AleMegpasujedoWilla.Nicsobienierobizjegowadiwspieragozcałychsił,ajednocześniepracuje
w dalszym ciągu jako pielęgniarka, choć już dawno by mogła zrezygnować ze swego zawodu i zostać
kurą

domową.

Biadajednaktemu,ktobysięodważyłzaproponowaćtakie

rozwiązanieMeg,mógłbynieźleoberwać.

Izatojeszczebardziejjąkocham.

–Nicole,możesztupodejśćnachwilę?–pytaLeo.

KiwapalcemnaNicole,którazuśmiechempodchodzido

pianina,ajaobserwujętęscenęspodprzymrużonychpowiek.

–Cosięstało?

–Potrafisztozagrać?–pytaMeg,wyciągającdoniej

partyturę.

background image

–Tojakaśplątaninazakrętasów…–żartujeNicole.

–Witamwmoimświecie!–śmiejesięSam.

–Zarazcizademonstruję,jaktopowinnobrzmieć.Ale

musimyposłuchaćmelodiirazemzgitarą.–Leosiadaprzypianinie,

wskazujeNicole,byusiadłaprzynimizaczynagrać.

–Dlaczegosamniezagrasz?

–Bomuszęzapisywać.–Uśmiechasię,gramelodięiw

chwilępóźniejjegomiejscezajmujeNicole.Graprzepięknie.

Nigdynieprzestajemniezadziwiać.

–Niezłajest–szepczeWill.

–Niewiedziałem–odpowiadamcicho.

–Notomówwreszcie,terazniesłucha,bojestzajęta.

Zerkamnamojegobrata,którypatrzynamnieuważnieiszybko

przenoszęspojrzenienacudownąkobietę,którasiedziterazprzy

pianinie.

–Alecomammówić?

–Nigdy,nigdydotądniewidziałemcięzkobietą–

odpowiadacichoWill.

–Nojużbezprzesady,niebądźtakiegzaltowany.

–Szkołaśredniasięnieliczy.

Wzruszamramionami.Wiedziałem,żeprędzejczypóźniejczeka

mnietakarozmowa,jaknieteraz,tonaprzyjęciuuNatalie.

–Podobamisię.

–Jezu,alejesteśuparty.–Willprzeczesujerękąwłosy.

Nicolewdalszymciągugra,wpewnymmomenciezmienia

background image

nawetmelodię,mówiączaskoczonemuLeo,żewtensposóbpiosenka

brzmilepiej.

Leołypienaniąspodoka,uśmiechasię.

–Maszrację–przytakujeMeg.–Melodiagładziejpłynie.

–Jestniesamowita–mówiędoWilla.–Inteligentnaimiła.Apoza

tymseksownajakcholera.

–Fakt.–Willpotwierdzaskinieniemgłowyiwidząc,żełypięna

niegospodoka,zaczynasięśmiać.–Głupku,jamamswojąseksowną

kobietęijestemzniąabsolutnieszczęśliwy.–

Poważnieje.–Aleczyonawie…?

–Wie–potwierdzam.–Iwszystkogra.

WilliIsaacnigdywłaściwienierozumielimoichpreferencji

seksualnych,alewspierająmniewewszystkimiwiem,żezawszestanąpomojejstronie.

CalebowipodobasięideaBDSM.Jużsięniemogędoczekać,żebyz

nimotymwszystkimporozmawiać.

–Onamisięnaprawdępodoba,stary.–Willkładziemirękęna

ramieniu.–Jestsłodka.Inapewnobędziepasowaładonaszejrodziny,jeżelimaszzamiarjąkiedyśdo
niejwprowadzić.

–Owszem.

WillkiwagłowąipatrzynaLeo,MegiNicole,którzy

świetniesiębawią,grającrazemnowąmelodię.

–Megjużcięwłaściwiezniąożeniła.Pewnietowiesz?

–Oczywiście.Megchce,żebywszyscybyliszczęśliwi.

–PodtymwzględemprzypominaNat.Możeszmiećjednak

problemzJules.

–Aleonateżwszystkichkocha–zaprzeczamstanowczo.–

background image

Poprostubywatrochęzbytopiekuńcza.DoMegnigdyniemiała

zastrzeżeń.

–Nie,boznająsięodczasówkoledżu.IBrynteżwłaściwiezawsze

należaładonaszejrodziny.Ciekawe,jakJulesprzyjmiekogośzupełnienowego.

–Jakośsiętymspecjalnienieprzejmuję–odpowiadam

sucho.

–Zaczniesz,kiedyonaiNatzabiorąNicolenazakupy.–Will

potrząsasmutnogłową.–DziękinimwSeattlekwitniehandel.

–Przynajmniejonerobią,comogą,bynieupadł–

odpowiadamzuśmiechem.

–Leosięchybapodobatwojejdziewczynie.–Willwskazujegłową

LeoiNicole,pogrążonychwpracy.

LeoprzytulawłaśnieNicole,podnieconyszybkimpostępem,jaki

wspólniepoczynilinadmelodią,aNicoleoblewasięrumieńcem.

–Tomnieteżniemartwi.Leojestgwiazdąrocka,aNicolejego

fanką,przejdziejej.

–Ciekawe,czyonawie,jakiegotypufacetemjestLuke–

mówiznamysłemWill.–Mojegotowarzystwaraczejnieunika.

–Bowie,żejesteśdupkiem.

–Niechcibędzie,wariacie.

–Wiem,doczegopijesz.Alejajejufam–mówię,krzyżującramiona

napiersiach.

–Dobra.–Willpatrzynamnieporozumiewawczo.–

Wiedziałem,żesięwkońcuzakochasz.

–Janie…–zaczynam,alebratprzerywaminagłym

background image

wybuchemśmiechu.

–Stary,jasięteżtakzapierałem.Aterazpatrz:jestemwniejtakizakochany,żeledwożyjęzmiłościi
chcęsięnawetżenić.–

PatrzymiękkoiczulenaMeg,któragranagitarze.–Nie

zamieniłbymtegozwiązkunanicinnegonaświecie.Tylkoonasiędlamnieliczy.

WciągamgłębokopowietrzeipatrzęnaNicole,która

delikatniegładziklawiszeinucicośpodnosem,zatopionawswoim

świecie.

Tylkoonasiędlamnieliczy.

Rozdział8

Nicole

Dziękuję,żemniezaprosiłeś–mówiędoMattajużwdrodzedomojegomieszkania.

Pocieramskroniewnadziei,żechoćtrochęzłagodzęból,który

pulsujemiwgłowieprzezcałydzień,apodczaskolacjijeszczeuległ

nasileniu.

Mattkładziemiręcenaramionachizaczynajemasować,cosprawia,

żewydajęjękrozkoszy.

–Niewyobrażamsobienawet,żemogłabyśzemnąnie

pójść.

Otwieramdrzwiiwprowadzamgodokorytarza,alenie

zapraszamdalej.

–Nienadajęsiędzisiajdoniczego,Matt.

Marszczybrwiiujmujemojątwarzwdłonie.

–Cosięstało?

–Całydzieńbolałamniegłowa,aterazjestjeszczegorzej,więcpoprostuwezmęprysznicipołożęsię
spać.–Wzruszamramionamii

background image

uśmiechamsięlekko.–Przepraszam.

–Zaco?–Ujmujemojądłońicałujekłykcietak,żeprzezmojeciałoprzebiegaprąd.

–Zato,żekończętenwieczórtakwcześnie.

–Amogęzostać?–pytacicho.Głaszczemniedelikatniepopoliczku,pochylasięicałujewczoło.

–Możesz–odpowiadam.

–Usiądź.–Wskazujełóżko,alejakręcęstanowczogłową.

–Naprawdęchcętylkowziąćgorącypryszniciiśćspać.Jeślizmieniszzdanieiwyjdziesz,napewnoto
zrozumiem.

Podchodzibliżejiprzytulamniemocno.

Obejmuję go w talii, jestem bliska łez i właściwie nie wiem, dlaczego chce mi się płakać. Spędziłam
bardzomiłoczaszjegorodziną.Nie

zrobiłniczegozłego.Przeklętehormony.

Gładzimniedłoniąpoplecach,wkońcuwzdychagłęboko.

–Niechcęnigdzieiść,maleńka,chcęsiętobąopiekować.

Zaczynamodmowniekręcićgłową,aleonśmiejesięcicho.

–Odprężsięipozwól,żesiętobązajmę.Odprężsię.

Zrelaksuj.Pomogęcisiępozbyćtegobólu.

Naglezaczynamrozumieć,żesamajegoobecnośćmnie

uzdrawia.Ktobypomyślał,żewystarczysiędokogośmocno

przytulić,żebyzłagodzićmigrenę.

Mattcałujemniewczubekgłowyilekkopopychanałóżko,asam

wchodzidołazienki.Słyszęszumwodyicichąmuzykędochodzącą

zapewnezjegokomórki,apotemMattwchodzidosypialnii

zdejmujemibluzkęprzezgłowę,ostrożnie,abymnienieurazić.W

powietrzurozchodzisięupojnyzapachjaśminu.

–Użyłeśmojegopłynudokąpieli–szepczę.

background image

–Bardzomisiępodoba–odpowiadacicho.Maciepłeręce,lecz

dotykamnieinaczejniżdotąd,ztroską,zewspółczuciem.

Zmiłością.

Wprowadzamniedołazienki–wszędziepłonąświeczki.

Wannatomójulubionysprzętwmieszkaniu,stoiprzyścianiena

staromodnychnóżkachijestterazpełnapachnącejwodyzpianą.

Wchodzędośrodkaizanurzamsięwpachnącejwodzie,

oddychajączulgą.

–Niezagorąca?

–Mmm–mruczę.

–Toznaczytakczynie?

–Wsamraz–odpowiadam.Przymykampowiekiiczuję,żebólza

oczamizaczynapowolizanikać.

–Mogęciprzynieśćcośdopicia?–pytacicho.

–Nie,dziękuję.Alezapraszamdośrodka–szepczę.

–Nie,kochanie,kąpieljestwyłączniedlaciebie.Odprężsię,zarazwracam.

Jednymokiemwidzę,jakwychodzizłazienkiizamykamzanim

drzwi,żebyniezrobiłosięchłodno.Wzdychamizanurzamsięgłębiej.

Możewodajestrzeczywiścietrochęzaciepła,alebardzomito

odpowiada.

Nigdynieufałamnikomunatyle,bypozwolićmusięsobąopiekować.

Każdemuinnemuodparłabympoprostu,żenikogoniepotrzebuję.I

właściwiebyłabytoszczeraprawda.Samapotrafięsięsobązająć.

Zdrugiejstronymiłojestpozwolićsięrozpieszczać.Chociaż

troszkę…

background image

–Jaksięczujesz?–Mattklękaprzywannie.

–Lepiej.–Uśmiechamsiędoniegoiunoszęmokrądłoń,by

pogłaskaćgopopoliczku.Odwracagłowęicałujemniewrękę.–

Dziękuję.

–Tojeszczeniekoniec–odpowiada,patrzącnamnie

wesołyminiebieskimioczami.

–Nie?

Kręcigłowąipodajemirękę,wyciągazwody.Narzucamiręcznikna

ramionaiwyciera,apotemprowadzidosypialni,gdziezapalajeszczewięcejświec.

–Połóżsięnabrzuchu–nakazuje,wskazującśrodekłóżka.

Wzruszamramionamiiwykonujęjegopolecenie.

–Dobrzesięczujesz?–pytam,słysząc,żeMattwydajezsiebiejęk.

–Zrobiłaśtocelowo–syczy.

–Co?–Zerkamnaniegoprzezramię,trzepoczącniewinnierzęsami.

–Wypięłaśspecjalnienamniepupęicipkę–odpowiada.

–Niewiem,oczymmówisz–odpowiadamześmiechem.

Leżęnabrzuchuiwzdychamzrozkoszy,podczasgdyonwcierami

olejekwramiona.–Boże…

–Niezamocno?

–Możeszmocniej–mówięirozpływamsięniemalpodjego

dotykiem.Tenmagicznymasażwcalemniejednakniepodnieca,

odwrotnie,uspokaja.–Umiesztorobić.

–Oddychajgłębokoiodpoczywaj–mruczy.

Nigdywżyciunieczułamsięlepiej.Rozluźnionepokąpielimięśni

przypominająterazlepkąmaź.

background image

–Zarazsięzdrzemnę–szepczę.

–Dobrzecitozrobi–mówi.

–Maszniesamowiteręce–odpowiadam,gdykończy

masowaćmiplecyicofasię,abymmogłausiąść.

–Noaterazkładźsię.–Okrywamniekołdrą,ajaziewamszeroko.

–Idziesz?–pytam,marszczącczoło.Niechcę,żeby

wychodził.

–Chciałbymspaćztobą,jeślitomożliwe.

Odchylamzapraszającokołdrę.

–Całkiemmożliwe.

Zuśmiechemzdejmujeubranieizostajewsamych

bokserkach.Widokjegowspaniałegociałanigdymnieniemęczy.

Gdytakmierzęgowzrokiem,wracającudownewspomnienia.

–Jeślinieprzestanieszpatrzećnamniewtensposób,będęmusiałsięztobąpieprzyćażdoupojenia,a
jużpostanowiłem,żeutulęciętylkodosnu,więcbądźgrzeczna.

–Jazawszejestemgrzeczna–mówięzuśmiechem.

Mattśmiejesięikładziewróżowejpościeli,przytulamniemocno,ajaopierammugłowęnapiersi.

–Dobrzesiędziśbawiłaś?

–Bardzo–odpowiadamszczerze,wspominającżartyMattaijego

braci,atakżeserdeczneprzyjęciezestronyjegosióstr.–

Wszyscybylidlamnietacymili.

–Todobrzyludzie–potwierdza.–Niemogęsięjuż

doczekaćkolejnegoweekendu.Wtedypoznaszresztęmojejrodzinki.

– Ile tam będzie osób? – pytam. Rysuję mu palcem na torsie i brzuchu różne skomplikowane wzory i
czuję,jakjegomięśnietężejąpod

moimdotykiem.

background image

Cholera,lubięgodotykać.

–Jestnascałkiemsporo.Poczekaj…–Zaciskaustaz

namysłem.–LukeiNat,JulesiNate,IsaaciStacy,WilliMeg,LeoiSam,CalebiBryn,Mark,Dominic,
ty,ja,więc…

–Szesnaścieosób?–pytamzprzerażeniem.

–Tak.–Uśmiechasięiwzruszaramionami.–Mówiłemci,jesteśmy

dużąrodziną.

–Orany!Fajniemiećtyluludziwokółsiebie.–Kładęmugłowęna

piersiachiczuję,żeznównapływająmidooczułzy.–Jasamanie

wiem,coznaczytakiewsparcie.Dawnowybrałamżyciezdalaod

domuiniemamażtyluprzyjaciół.

–Czasemtobywamęczące.Wszyscysąwścibscyizadajązadużo

pytań.

–Jakmamnanieodpowiadać?

–Oczywiścieszczerze.–Przechylamigłowędotyłuipatrzywoczy.

–Dlaczegopytasz?

–Będąchcieliwiedzieć,jaksiępoznaliśmy–przypominam.

–Zwłaszczadziewczynyzawszepytająotakierzeczy.

Poważnieje,najwyraźniejniepomyślałotymwcześniej.

–Powiedz,żenaprzyjęciu.Toniebędziekłamstwo.

–Dobrze,naprzyjęciu.Zatemtwojarodzinaniewienicnatemat

twoichpreferencjiseksualnych.

–Braciawiedząconieco–mówiigładzimniedłoniąpowłosach.–

Calebwięcejniżinni.

–Niepowiemnic,czegobyśsobienieżyczył–zapewniamgo

solennie.

background image

–Tocozesobąrobimyzazamkniętymidrzwiami,to

wyłącznienaszasprawa.JateżniespowiadamWillaztego,czyużywajakichśgadżetów,kiedypieprzy
sięzMeg.Nigdybymniezadał

takiegopytania.Niemójinteres.

Marszczęnos.

–Chybaniechcętegowiedzieć.

–Jateżnie,wierzmi.Chociażdziewczynylubiąrozmawiaćwe

własnymtowarzystwieoorgazmachitegotypuinnychsprawach,

zwłaszczaprzyalkoholu.Alezwykleomawiająproblemyogólnie,nie

nawiązujądowłasnychdoświadczeń.

–Oczywiście,żeporuszamytetematy.Wkońcujesteśmykobietami

–mówięzwyższością.

Przymykaoczyiwzdycha.

–Świetniesięporozumiecie.

Całujęgowpoliczek.

–Jesteśśpiąca?

–Trochę.

–Ajakgłowa?

–Lepiej.

–Cozwyklerobiszprzedsnem?–pytaicałujemniew

czoło.

–Czytam.

Rozglądasiępopokoju,dostrzegae-bookanastoliczkunocnym,

bierzegodorękiipatrzynamniepytająco.

–Chceszmipoczytać?–pytamzniedowierzaniem.

–Oczywiście.–Włączatablet,książka,którąostatnioczytałam,

background image

natychmiastpojawiasięnaekranie.–Chcesz?

Zagryzam wargi i przenoszę spojrzenie z książki na jego twarz. Jeśli dobrze pamiętam, przerwałam
czytaniewbardzociekawym

momencie.

–Toromans–ostrzegam.

–Nieszkodzi.

–Dobrze.–Wzruszamramionamiisiadamnałóżkutak,by

obserwowaćjegotwarz.–Czytaj.

–Jakitomatytuł?–pytaipatrzymiprostowoczy.

Kaleb.AutorkąjestNicoleEdwards.

–Twojaulubionapisarka?

–Tak.Baileymijąpoleciłaparęmiesięcytemu.Jest

naprawdęświetna.

–Okej,zaczynamy.–Odchrząkujeizaczynaczytać.

„Wejdźnamnie–powiedziałGage–aonazrobiła,ocoprosił.Nie

trzebabyłowybitnegonaukowca,aninawetkogośzdużym

doświadczeniemwsprawachseksu,żebyprzejrzećichzamiary.Może

takaperspektywanawetbyjąprzerażała,aletaknaprawdęchciałaichbłagać,byurzeczywistniliswoje
plany.

Kalebwędrowałustamipojejkręgosłupie,aonanadziewałasięsama

napenisGage’a.Niemogłajednakrobićtegoszybciej,takjakchciała,boobajmężczyźnikontrolowali
jejruchyizaczęłojątodenerwować.

Właśniezamierzałatozakomunikowaćswoimpartnerom,gdypoczuła

cośzimnegowszparcemiędzy

pośladkami,azarazpotemwśliznąłsiętamgorącypalec”.

–Interesujące–mruczyMatt,rzucamizaciekawione

spojrzenieirozsiadasięwygodniej.Magłęboki,seksownygłosijegobrzmieniewzestawieniuztreścią

background image

książkibardzomniepodnieca.

Jestcudownie.

„Kaleb położył jej wielką dłoń na plecach i przycisnął do Gage’a tak, że nie mogła się ruszyć. Jej
pochwęwypełniał

całkowicietwardyczłonekGage’a,aKalebdrażniłjejodbytpalcem

posmarowanymżelem.

–Och,jakmidobrze.Jeszcze.–Zoeyniebyłapewna,czypotym

wszystkimbędziejeszczewstaniespojrzećimwoczy.W

ciąguostatniejgodzinyzrobilizniejlubieżną,wdodatkunienasyconądziwkę.

KiedyKalebwsunąłpalecdośrodka,Zoeyinstynktownienapięła

mięśnie,bypozbyćsięintruza.

–Odprężsię,kochanie–mruknąłKalebprostowuchoZoey.

–Pozwólmiwypieprzyćtwojąpięknądupkę”.

Mattodchrząkuje,odkładatabletipatrzynamnie.

–Kręcąciętakierzeczy?

–Tojestbardzopodniecające–mówię.–Jasne,żemnietokręci.

–Byłabyśzainteresowanatrójkącikiem?–Patrzynamniepożądliwie,

ajamarszczęczołownamyśle.

–Myślę,żewielekobietwyobrażasobie,jakbytobyło.

Dwóchfacetównarazdowyłącznejdyspozycji.–Wzruszam

ramionamiirumienięsię.–Alejajestemnatozbytnieśmiała.

Kładzietabletnastolikuobokłóżkaiprzysuwasiędomnie,nie

próbującmniejednakdotknąć.

–Sąinnesposoby,żebyzaspokoićtakiepragnienia.

Patrzęnaniegozezmarszczonymibrwiami.Nierozumiem,comana

myśli.

background image

–Pozwól,żecościwyjaśnię,maleńka.–Ujmujemój

policzekwdłońiwbijawemniewzrok.–Nigdysiętobąniepodzielę.

Niechcę,żebyktokolwiekpozamnąciędotykał,niemógłbym

patrzeć,jakuprawiaszsekszinnymmężczyzną.Toniemojabajkai

napewnosięnatoniepiszę.

Przesuwapalcempomoimpoliczku,szyi,ujmujepierśwdłoń,aja

przebieramnogami,gdyżzaczynamodczuwaćmiędzynimitępyból.

–Mogęjednaksprawićcitakąsamąprzyjemnośćpalcamialbo

gadżetami.Doznaniebędzieidentyczne.

Otwieramszerokooczy.

Czyonmówipoważnie?

–Uprawiałaśkiedyśseksanalny,Nicole?

–Nie.

–Achciałabyś?

–Dzisiaj?–pytamnienaturalniewysokimgłosem.

–Nie–śmiejesięicałujemniewczoło.–Dzisiajniebędzieseksu.

Cieszęsię,żemogępoprostuleżećztobąwłóżku.Alemożemyi

tegospróbować,jeślichcesz.Chciałbymprzesunąćjaknajdalej

granice,któresamasobiewytyczyłaś,pomóccidowiedziećsięosobiejaknajwięcej.

Przeżuwamjegosłowaikuswemuzdziwieniuodkrywam,żewcalesię

niebojęperwersyjnegoseksu.Przeciwnie,myślotakiejzabawienawetmniepodnieca,zwłaszcza,żeto
Mattbyłbymoimpartneremna

nowejdrodzedoświadczeńerotycznych.

–Chciałabym–odpowiadamcicho.

–Pamiętasz,żejestemczłonkiempewnegoklubu?Mówiłemciotym.

Przytakujęzlekkimniepokojem,niewiem,wjakimkierunkuzdążata

background image

rozmowa.

–Pojedziemytamwtenweekend.

Ztrudemprzełykamślinę,wpatrujęsięwjegotwarz.Czekacierpliwie,głaszczemnieuspokajającopo
głowie.

–Dlaczego?–pytam.

–Bochcędzielićztobąrównieżitęczęśćżycia,Nicole.–

Marszczybrwiipatrzynamnietak,jakbyusiłowałzebraćmyśli.–

Chciałbymcipokazaćróżnepodniecającerzeczy.Niektóremogącię

przestraszyć.Innepodniecić.Niemusiszrobićwszystkiego.

Właściwie–dodajezwilczymuśmiechem–tojestemprawiepewien,

żeniespodobacisięwiększośćznich.Aleniektóretaki

postanowiłemcijepokazać.

–Czytojestcośtakiegojaktetargierotyczne,naktórychsię

poznaliśmy?

–Nie.Łatwiejmibędziecitowszystkozademonstrować,zamiast

tłumaczyć.Alegwarantujęjedno–przerywa,przytulamniemocnoi

pocieranosemomójnos.–Jeślipoczujeszcięniekomfortowo,

wystarczyjednotwojesłowo,aodrazusięstamtądzabiorę.Nie

zostawięcięsamejaninachwilę.Obiecuję,będzieszabsolutnie

bezpieczna.

–Przytobiezawszeczujęsiębezpieczna–odpowiadam

szczerze.–Jakmamsięubrać?

–Naprzykładtak,jakwtedynatetargi.Byłoidealnie.Czyto

oznacza,żejedziesz?

–Tak,jadęztobą.

Całujemnienamiętnie,alechoćchcęsiędoniegoprzytulić,

background image

wypuszczamnieszybkozobjęćiczytadalej.

„Niemogławydobyćzsiebiesłowa,gdyżzabrakłojej

tchu…”.

Rozdział9

Cojaturobię?

Mattparkujesamochód,gasisilnik,bierzemniezarękę,splatając

naszepalce,poczymgłębokowciągapowietrzeiprzypatrujemisię

uważnie.

–Spójrznamnie.

Przygryzamwargę,napotykamspojrzeniejego

jasnobłękitnychoczu.

–Jaksięczujesz?

–Jakbymmiałazanurkowaćdoakwariumpełnegorekinów.

Śmiejesię,zaskoczony,poczymuśmiechasięciepło.

–Przynajmniejjesteśszczera.–Czulecałujemojedłonie.–

Czegosięboisz?

Wzruszamramionamiiwyglądamprzezokno,spoglądając

napozornieniewinnydompomojejprawejstronie.

Towielkibudynek,alepozatymnicgoniewyróżnia.Wokół

rosnądrzewa,jestniecooddalonyodsąsiednichdomów.Polewej

stronienamałymparkingustoiokołotuzinasamochodów,oddrogich

mercedesówpozwykłetoyoty.Sądzącpopozorach,możnabyło

uznać,żewśrodkuodbywasięprzyjęciepołączonezesprzedażą

bezpośredniąpraktycznychpojemniczkównajedzenie.

Gdybytylkoludziewiedzieli.

background image

–Więcejcięniezapytam.–Jegogłoszabrzmiałbardziejstanowczo,

ostrzegawczo,nacozareagowałamciepłymskurczemżołądka.

–Niejestempewna–odpowiadamcicho.–Możepoprostudenerwuję

się,boniewiem,comniespotka.

–Zobaczyszludziuprawiającychseks.Będąfetyszyścizróżnymi

mocnymiupodobaniami.Itacy,którzylubiątylkosobiepopatrzeć.

Spójrznamnie–powtarza,ajanatychmiastspełniamrozkaz.–W

tymmiejscuznajdujeszsięautomatyczniepodmojąopieką.Nie

opuszczęcięnawetnaminutę.Twojesłowo-hasłoto

„czerwony”.Musiszmniesłuchać.Niedlatego,żekręcimniewładza,

aledlawłasnegobezpieczeństwa.

Przełykamślinę.Kiwamgłową,patrzącnajegosurową,

stanowczątwarz.

Jezu,alemniekręci,kiedywchodziwrolędominatora.

–Jakbędzieszmiałapytanie,pytaszmnie.Dziśniekażęciklęczeć.

Mówmi„Matt”,anie„panie”czy„mistrzu”.

–Aleprzecieżopowiadałeś…

–Pieprzto.Tuchodzionasdwoje.Każdyzwiązekjestinny,nie

pamiętasz?

Przytakujęiodprężamsię,bouświadamiamsobie,żeniemuszę

odgrywaćroli,któraminieleży.Kiedywejdziemydośrodka,między

naminicsięniezmieni.

–Abędzieszchciał,żebym…robiłaterzeczy?–pytam.

– Będę chciał, żebyś robiła to, z czym dobrze się czujesz. I ze mną. Ja się nie dzielę. I nie jestem
specjalnymekshibicjonistą.–

Odpinanaszepasy,odsuwasiedzenie,poczymsadzamniesobiena

background image

kolanachiprzytula.–Niechcęcięwystraszyć,malutka.

Jesteśmytupoto,żebysiędobrzebawić,ajeślicośniebędzieciębawiłoalbointeresowało,poprostu
powiedztylkosłowoiidziemydodomu.

–Chcęcisprawićprzyjemność–przyznaję,poczymwtulamtwarzw

jegoszyję,zaciągamsięnim.

Jestubranywczarnystrójiobcisłespodnie,prawietaksamojaktegowieczora,kiedysiępoznaliśmy.
Pachnieczystością,sobą,codziałanamnieuspokajająco.

–Sprawiaszmiprzyjemność,skarbie.Jeślidziścisięniespodobaalbojeśliniebędzieszchciaławtym
uczestniczyć,jużnigdytunie

wrócimy.

Alemyślotym,żeonwróciłbytusam,cholerniewytrącamniez

równowagi!

–Przestań–rozkazuje,poczympodnosimitwarz,tak,żebymnie

mogłauciecprzedjegowzrokiem.–Jateżniemuszętuwracać.

–Ale…

–Starczygadania.Wchodźmy.–Uśmiechasięszeroko,poczym

całujemniewczoło.–Zaufajmi.

–Gdybymcinieufała,niebyłobymnietutaj.

Cichnienamoment,poczymcałujemniedelikatnieiz

tęsknotą.Czujęskurczwudach,gdywplatapalcewmojewłosyi

mocnomniechwyta.Wkońcuwycofujedłoń,poczymopierasięo

mnieczołem.

–Dziękujęcizato.

Prowadzimniedodrzwi,dzwoniiniemalnatychmiastktośsię

pojawia.Tochybanajwiększymężczyzna,jakiego

kiedykolwiekwidziałam.Ponaddwumetrowy,wbarachledwomieści

sięwdrzwiach,ajegoskóramabarwęciemnej,gęstejmokki.W

background image

uszachbłyszcząmudiamenty,awokółszyizwisapojedynczyzłoty

łańcuchzgrubymkrzyżem.Wpatrujesięwemnieprzezchwilę,po

czymnaglezaczynasięuśmiechać.

–Ej,dobrzewyglądaszzkobietą,Montgomery.

–Dobrzewyglądamztąkobietą–zgadzasięMatt.–Nicole,to

Reggie.

–Tynasbędzieszchronił?–pytamzuśmiechem,poczym

wymieniamznimuściskdłoniidajęsięwprowadzićdośrodka.

– Ja tu jestem piękny i bestia – odpowiada, chichocze i łypie na mnie, dzięki czemu natychmiast się
rozluźniam.–WitajwPokusie.Bawsię

dobrze.

–Dzięki,Reg.

Mattbierzemniezarękęiwprowadzadoprzedsionka

wielkiegopomieszczenia.Tomusiałbyćkiedyśrodzinnysalon.

Muzykabrutalniewdzieramisięwuszy–Rihannaśpiewacośo

diamentachnaniebie.Jestgłośno,aleniezbytgłośno,dajesięusłyszećrozmowęprowadzonątużobok.
Podłogizdębowychdesektojedyny

tradycyjniewyglądającyelementwystroju.

Wzdłużjednejześcianbiegniebar,przyktórymobsługujewysoki

mężczyzna.

Wokółsłabooświetlonegopomieszczeniastojągrupki

czerwonychibrązowychkrzesełorazgłębokichkanapzmiękkimi

poduszkami.Pozatymjednaknakrawędziachpokoju

porozstawianesąstacje.Podsufitempodwieszonajestnagakobieta,

którąktośsmagaskórzanymbiczykiem.Niemampojęcia,jak

nazywają się poszczególne akcesoria, ale niewątpliwie wszystkie służą do tego, żeby kogoś związać i
porządnieobićjakimśnarzędziem.

background image

Przebiegamniedreszcz.

–Niejesteśmasochistką,mała–szepczedomnieMatt.

Gwałtowniepodnoszęwzrok;uśmiechasiędelikatnie,i

obwodzipalcemlinięmojejszczęki.

–Maszoczyjakspodki.Patrz–wskazujemikilkumężczyznw

zwykłychczarnychpodkoszulkach,którzystojąwróżnychpunktach

sali–cifacecitoochrona.Nazywamyichstrażnikamilochów.

Pilnują,żebyniedoszłodoprzekroczenianiczyichgranic.

Wszystko,cotusiędzieje,dziejesięzaobopólnązgodą,Nicole.

Biorę głęboki oddech, po czym znów się rozglądam. Ludzie śmieją się, rozmawiają. Niektóre kobiety
klęcząustóppartnerów,na

poduszkach,zrękamiopartyminakolanachipochylonymigłowami.

Jedenzmistrzówkarmisubaowocamizeswojegotalerza,

jednocześnierozmawiajączmężczyznąsiedzącymnaprzeciwko,

któremuktośrobilaskę.

Cholera.

–Chodź,kupimycidrinka,apotemoprowadzęciępo

wszystkim.–Mattprowadzimniedobaru,mocnotrzymającmoją

dłoń.

–Montgomery!–ryczybarman,poczympodchodzi,żeby

przyjąćodnaszamówienie.

–Cześć,Sal.Sporoludzidziś.

–Toprawda–przytakujeSalzuśmiechem.Sprawia

wrażeniezadowolonegofaceta,maśmiejącesięorzechoweoczyi

lekkoprzekrzywionyuśmiechnatwarzy.Jegowargisąpełne,ma

bardzojasnewłosy,atakżebrwiicerę,jestteżumięśniony.Biała

background image

koszulkaopinajegotors,aczarnedżinsyuwypuklająkształt

szczupłychbioderiud.

Saljestatrakcyjnyitonaepickąskalę.

–Kimjesttauroczaślicznotka?–pytaSalMatta.

–ToNicole,mojadziewczyna.Nicole,poznajSala.Jesttumistrzem,atakżeutalentowanymbarmanem.

–Cześć–szepczę.Sercemocnomibije,„mojadziewczyna”

taknaturalniezabrzmiałowustachMatta.

–Miłomiciępoznać,skarbie.–SalzerkanaMatta.–

Jeszczetuniebyła.

–Toprawda–potwierdzaMatt.

–MożeszmimówićpoprostuSal.Mamytulimitdwóch

drinkównaosobę.Cocipodać?

–Samamamtakilimit,więcdobrzesięskłada–

odpowiadam,uśmiechającsięszeroko.–Poproszęwytrawnemartini.

Przezchwilęunosibrew,poczymśmiejesięisięgapoodpowiednią

szklankę.

–Atyczegosięnapijesz,Matt?

–Tylkowody.

–Maszpokaz?

–Nieplanowałem–odpowiadaMatt,marszczącbrwi.–

Przyszedłemtylkopoto,żebypokazaćwszystkoNicole.

Salprzytakuje,poczympodajemidrinkaiwręczaMattowiwodę.

–Myślę,żeDesowiprzydałbysięmałypokazshibari,jeślijesteś

zainteresowany.

Mattkręcigłową,poczymopiekuńczootaczamnie

background image

ramieniem.

–Niedziś.

– Bawcie się dobrze. Witamy u nas, Nicole, skarbie. – Sal puszcza do mnie oczko, po czym odchodzi,
żebyzająćsiękolejnymklientem.

Pociągamłykmartini,poczymwzdychamzzadowoleniem.

–Salrobipysznedrinki.

–Owszem.–Mattśmiejesię,poczymprowadzimniewgłąb

pomieszczenia,anastępniewgóręszerokichschodównadrugie

piętro,którewyglądapodobnie,aleniematambaru,światłasą

mocniejprzygaszone,muzykagłośniejsza,azamiastkanapikrzeseł

sąłóżkapokryteczerwonymaksamitem.Naśrodkusaliznajdujesię

kilkaplatformijeszczewięcejróżnegosprzętu,któregonazwnie

znam.Niektóreurządzeniasąpodwieszanedosufitu,innesą

zamontowanenałóżkach.

Wszystkotonapełniamniejednocześniestrachemi

fascynacją.

Aleto,conaprawdębudzimojąuwagę,toludzie.W

pomieszczeniuznajdujesiękilkadziesiątosób,wszyscyprawiecałkiemnadzy.Niektórzysiępieprzą,inni
tylkopatrzą.

Tużpomojejprawejdwóchmocnoumięśnionychfacetów

uwodzipulchnąkobietę,pieścijejciało,szepczejejdouchaicałujesutki.Wokółpełnojestdłoni,usti
jęków.

Ściskamniewśrodku.

–Ach,tozupełniejakwnaszejhistoryjcezpoprzedniegowieczoru–

szepczedomnieMatt.Stanąłzamną,oplótłmniewpasieiwsunął

dłoniewyżej,byobjąćmojepiersi.–Czytociępodnieca,malutka?

Przestałampłynnieoddychać,asercezarazwyskoczymiwpiersi.

background image

Gdybymmiałamajteczki,byłybyjużmokre.

Przytakuję,nieodrywającwzrokuodtrójkąta.

–Ktotojest?

–ToKeviniGray.Sąstrażakamiizawszedzieląsiękobietą.

Rozszerzająmisięoczy.

–Zawsze?

–Tak.

–Czyonisągejami?–pytamcicho.

–Nie,poprostulubiąsiędzielić.Sądobrymiprzyjaciółmi.–

Kobietawłaśniewydałazsiebiejękrozkoszy;Graywsunąłgłowę

międzyjejnogiidotknąłjejcentrum,aKevinmocnochwyciłjąza

włosyinakierowałjejustanaswójwielki,sztywnypenis.

Matt prowadzi mnie w głąb sali; mijamy parę, która całuje się i pieści na materacu, stopniowo
pozbawiającsięnawzajemubrań.

–Niektórzylubiączućsięobserwowani.–Mattszepczemidoucha,

coprzyprawiamnieodreszcze.Oddłuższegoczasudrażnimójsutek

przezkoszulkębezramiączek.Z

niedowierzaniem zdaję sobie sprawę, że chętnie ściągnęłabym ją w dół, żeby uwolnić biust i zaznać
pieszczotywpełni.

Jezus,zamieniamsięwekshibicjonistkę.

–Ainni–wskazujemigłowądwieosobysiedzące

nieopodal,któreprzytulająsięwygodnieizzadowoleniemobserwują

otoczenie–lubiąpatrzeć.

–Czytutajtrzebapublicznieuprawiaćseks?

–Nie.Tapara,którąwłaśnieminęliśmy,pewnienasyciwzrok,po

czympójdziedojednegozprywatnychpomieszczeńitambędąsię

background image

cieszyćsobąnawzajem.

Achtak.

–Apytałaś,czywolnocizwrócićsiędomistrzaEthana?–

krzyczyzezłościąjakiśmężczyznaniedalekonas.Przednimleży

poduszka,naktórejklęczykobieta.

–Nie,panie.–Pochylagłowęwgeściepokoryiwstydu,trzęsąjejsięramiona.

Sztywniejęzwściekłości.

Mattmocnościskamniewnadgarstku.

–Patrz–szepczemidoucha.

–Czyniekazałemciwprostbyćcicho?

–Tak,panie.

–Acosiędzieje,kiedyniesłuchaszmoichrozkazów?–pyta

natarczywiemężczyzna.

–Otrzymujękarę,panie.

Mężczyznamrużyoczy,spoglądającnakobietę.

–Karęotrzymuję,nojapieprzę–mamroczęzoburzeniem.

–Ciii–szemrzeMatt.

Mężczyznabezsłowaprzerzucasobiekobietęprzezkolanoi

wymierzajejgłośnegoklapsawpupę.

–Matt,onjąuderzył!

–Zaczekaj–mówiostrzegawczoMatt.

–Dostanieszsześćklapsów,pojednymzakażdesłowo,które

wypowiedziałaś.Zrozumiano?

–Tak,panie–odpowiadakobieta,poczymjęczyzrozkoszy,

uderzonaporazkolejny.

background image

Tojejsiępodoba!

–Suka!–Wymierzajejtrzecieuderzenie,dbającoto,żebyzakażdymrazemtrafićwinnemiejsce.

–Trzy–jęczy.

Itakażdoszóstegorazu.Przesuwają,kołyszewramionachiszepczecośdoucha,poczymzabierajej
poduszkęzpodłogiikażeklęczećnadeskach.

–Będziesztuklęczałaprzezdziesięćminutbezpoduszkipod

kolanami,żebymbyłpewien,żetosięjużnigdyniepowtórzy.

–Tak,panie.–Uśmiechasięsłodko,poczymklękaujegostóp,

wyraźniezachwycona.

–Wkażdejchwilimogławypowiedziećsłowo

bezpieczeństwa–szepczeMatt,odciągającmnie.

–Dałasiępobić.

–Skarbie,tobyłyklapsy.

–Widziałamodciskidłoni–protestuję.

Mattuśmiechasięszelmowsko.

–Jateż.

Cholera.

–Panie?–pytakobieta,pochylajączszacunkiemgłowę.

Trzymaręcenabrzuchu.

Nazupełnienagimbrzuchu.

–Tak,Anno?–mówiMatt.

–Mójpanijachcielibyśmyzapytać,czyzechciałbyśmożemnie

związać–odpowiadacicho.Manabrzmiałesutkiibardzowyraźnie

podniecajątenpomysł.

Pieprzyćto.

Mattzerkajejzaramię,żebyzobaczyćmężczyznę,któryopierasięościanęzrękamiskrzyżowanymina

background image

muskularnejklatcepiersioweji

obserwujenaswmilczeniu.

–CzemupanAlexciętuprzysłał?

–Botobyłmójpomysł,panie.

Niewątpię,żejej.

–Rozumiem.Muszęodmówić,Anno.Dziśjestemz

dziewczyną.–Mattuśmiechasiędomnie.–PoznajNicole.

Annaprzezchwilęmarszczybrwi,alepotemuśmiechasięsztucznie,

kiwagłowąiodchodzizezłością.

–Widzę,żebawiłeśsięjużztąpanią–mamroczę.Cała

zesztywniałamzgniewuizłości,cotymbardziejmniewkurza.

Przecieżto,corobił,zanimmniepoznał,toniejestmojasprawa.

–Nicole…–zaczyna,alekręcęgłowąistaramsięodejść.

Chwytamniezaramię,poczymprzyciągadosiebie,żebymspojrzała

muwoczy.–Niezamierzamkazaćciklęczećimówićmi„panie”,ale

niebędzieszrządzićwtensposób.Przeszłośćtoprzeszłość,ajedynakobieta,którąchcęterazdotykać,to
ta,którastoiprzedemną.

Mazaciśniętąszczękę,ajegooczypociemniałyiprzybrałylodowaty

wyraz.Trzymamniemocno,choćstarasięniezrobićmikrzywdy.

Boże,jakbardzogopragnę.

–Tak,sir–szepczę,akcentującsłowo„sir”.

Mattkręcigłową,poczymśmiejącsię,pocierapalcemustai

przypatrujemisięuważnie.

–Niedotwarzycizzazdrością.Obawiamsię,żemuszęprzypomnieć

ci,ktoturządzi,mała.

Bierzemniezarękęiprowadzidowolnejplatformyz

background image

wiązaniamizwisającymizsufitu.Podchodzidojednegozestrażników,szepczemucośdoucha,poczym
odwracasiędomniezelśniącym

wzrokiem.

–Terazcięrozbiorę.

Otwieram usta z zaskoczenia, ale gdy jego wzrok powoli rozbiera mnie od stóp do głów, przygryzam
wargęichciałabymsamazerwaćzsiebie

ubranie.Zaczynamsięrozglądać,aleMattchwytamniepalcamiza

podbródekistanowczozaglądamiwoczy.

–Będzieszpatrzećnamnieitylkonamnie,zrozumiano?

Przytakuję,aleMatttylkoprzyciągamojątwarzbliżejswojej.

–Odpowiedzsłowami,Nicole.

–Zrozumiano.

–Jakbrzmitwojesłowobezpieczeństwa?

–Czerwony.–Przełykamślinęipatrzę,jakoblizujeusta.

Mattzataczakciukiemkołapomoichpoliczkach,żebymnie

uspokoić.

–Zaufajmi.

–Ufam–odpowiadamitojestprawda,któraprzenikamniedoszpiku

kości.Onniezrobimikrzywdy,niedopuścidotego,żebymmusiała

się wstydzić. Czuję na sobie wzrok wielu osób z sali, ale ja skupiam się na jednym głosie i jednym
błękitnymspojrzeniu.

Tylkonanim.

JakiśmężczyznaupuszczaworekustópMatta,poczym

dyskretnieodwracawzrok.Mattchwytamniepalcemzaczerwony

topbezramiączekiprzyciągabliżej.Jegopocałunekjestgłębokii

stanowczy.Wsuwamijęzykmiędzywargi,poczymzaczyna

dokładniebadaćwnętrzemoichust,ajegoręcewędrująnamojeplecy,rozpinająbluzkęizrzucająjąna

background image

ziemię.

Niemamnasobiestanika,więcsutkijużdawnostwardniałymiod

chłodnegopowietrza,pocałunkówMattaiwszystkichemocjitego

zwariowanegowieczora.Mattzsuwadłonieniżej,żebychwycićmoje

piersi,drażniwrażliweczubki.Wijęsięwmiejscu,ściskającmocno

uda,żebyprzynieśćsobieodrobinęulgi.

Mattwędrujeustamipomoimpodbródku,akiedydocieradoucha,

szepcze:

–Nieruszajsię.

Zamieram,comójpannagradzauśmiechem.

Delikatniesięgaczubkamipalcówpodtaliękrótkiej

dżinsowejspódniczki,rozpinają,poczympozwalajejspaśćdo

kostek.Stojęprzednimcałkiemnaga.

Zsykiemwciągapowietrze,pożerającwzrokiemmojeciało.

Wydajezsiebieprzekleństwo,poczymwzdychazżalem.

–Jestemwściekłynasiebie,żepozwoliłemtymwszystkim

mężczyznomwidziećto,cojesttylkomoje.Namyślotym,coroisięwichzboczonychumysłach,mam
ochotęichuderzyć.

Tesłowamnierozgrzewają,czujęsięsilnaiseksowna.

UśmiechamsiędoMatta.

–Podobacisięto,prawda?–Całujemniewczoło,nos,apotemw

wargi.–Możejednakjestwtobiecośzekshibicjonistki.

Przełykamślinęiwpatrujęsięwniego.Wemnie?Nigdywżyciu.

–Chcę,żebyśusiadłazezgiętyminogamiizłączonymi

kostkami.–Pomagamiwstać,poczymklękaprzedemną.Moje

palceustópsąwtulonewjegokolana.Otwieraworek,poczym

background image

powoliwyciągazniegodługieczerwonesznury.

–Lubięcięwczerwonym–szepcze,poczymoplatamojekostkii

stopysznurami.–Możeszmniedotykać,kiedypracuję.

Uśmiechamsię,wkręcampalcewjasnewłosy,aMatt

pochylagłowędomoichstóp.Pracujewskupieniu.

–Czywolnomisięodzywać?–pytamtakcicho,żetylkoonmnie

słyszy.Muzykajestzbytgłośna.

–Oczywiście–odpowiada.

–Tomniekręci.

–Niebędęsiękłócił.Odczasudoczasuzapytamcię,czyjestci

wygodnie,dobrze?

–Rozumiem.Uwielbiamtwojemiękkiewłosy.

Prychaśmiechemikontynuujepracę.Przeplatasznurmiędzymoimi

palcamiustópiwracadokostek.Potemokręcagowokół

nógażdopołowyłydki.Nakoniecchwytamojedłonieipomagami

wstać.

–Ugnijkolana.

Wykonujępolecenie.Mattprzesuwadłońpownętrzumojegouda,po

czymzaciskająnamojejcipce.

–Dobrze,niejestzaciasno.

Mojeręcespoczywająnajegoramionach.Mattchwytadwiemałe

pętlezwisającewzsufituiściągajedlamnie.

–Złapsię,żebyśnieupadła.

Chwytamkółka,wpatrującsięwniegozuwagą.Troszkęsięspocił,

więcrozpiąłkoszulęibeznamysłuzrzuciłjązsiebie,dziękiczemumogębezprzeszkódpodziwiaćjego
zachwycającąklatkępiersiowąi

background image

brzuch.

Żałuję,żeniemożesięodwrócić,bochciałabymzobaczyćjegotwardytyłekwtychspodniach.

Wiemjednak,żetegoniezrobi.

Nieoderwieodemniewzroku,nieteraz,kiedyjużschwytał

mniewswojesznury.

Krzyżujelinę,wiążącjąwskomplikowanysposóbwokół

mojegobrzuchaipleców.

Gdyzachodzimnieodtyłu,przymykamoczy,chłonącdotykjego

palcównaskórze,brzmienieoddechów–oczyobserwującychmnie

ludziprzestajądlamnieistnieć.

Jesteśmytylkomy,onija.

Mattskładapocałunekmiędzymoimiłopatkami,poczym

wędrujeustamiwdółażdopupy.Całujepokoleiobapółdupki,

przyprawiającmnieodreszczrozkoszy.

Boże,jakstraszniegopragnę.

Pragnę,żebydałmiorgazm,tuiteraz,przedtymi

wszystkimiludźmi.

PragnęMatta.

Sznuryoplatająmojepiersiiramiona,alenieszyję.

–Jaksięczujesz?–szepczemidoucha,napierającnamniecałym

ciałem.

–Jestempodniecona–odpowiadamszczerze.

–Todobrze.

Okrążamniedwukrotnie,sprawdzającwszystkiewiązania,upewniasię,żenicmnienieuwiera,awzór
gosatysfakcjonuje,poczymzbliżasięznówidotykamnienagimtorsem.

–Terazzwiążęciręce–szepczemiprostowusta.–Jeślizaczniesztracićrównowagę,odrazupowiedz.

background image

Poprawię.Nieupadniesz.

Uśmiechamsiędelikatnie,poczymcałujęgowusta.

–Nieupadnę.

–Boże,uwielbiamtowtobie–szepcze,wodzącopuszkamipalcówpo

krępującychmnielinach.–Cholera,jakatyjesteśpiękna.

Podnosi mi ręce nad głowę. Pętle, których się trzymam, zaczynają się zaciskać, jak gdyby były
podłączonedodźwigni.

Dłoniepodjeżdżająmizagłowę,alestopywciążstojąwygodniena

ziemi,niejestemwięcpodwieszona,tylkoniecorozciągnięta.

Gdymojenadgarstkistykająsięwgórze,Mattzdejmujejednązpętliizłączamidłonie,splatającpalce.
Terazpodtrzymujejejużtylkojednapętla,aonzaczynaprzewlekaćsznurywokółramion,dłonii

nadgarstków.Wpatrujesięwemnie,wiążąckolejnesupły.

NiespuszczamwzrokuztwarzyMatta,cieszymniejego

przyspieszonyoddech,delikatnyblaskpotunagórnejwardze,tojak

przygryzadolną,pracującnadszczególnieskomplikowanymwęzłem.

Czujęsiętak,jakgdybymunosiłasięwprzestworzach,obserwujęgo,rozkoszujęsięjegorozkoszą.Moje
ciałodrgawoczekiwaniu,ale

jestemspokojnawduchu.Mocnobijemiserce,krewgęstniejew

żyłach,acipkazrobiłasięcałkiemwilgotna–ajednocześnieumysł

ogarnąłzachwyt,asercemiłość,miłośćdotegomężczyznyprzede

mną.

Kochamgo.

Gdyostatniwęzełjestjużgotowy,dłonieMattapowoliwspinająsię

pomoichrękach,bokach,brzuchu,ażdopiersi.

Odchodziokrok,poczymklękaicałujemniewzakolczykowany

pępek,któryzostałwyeksponowanyprzezszczególnie

wyrafinowanekolisteipiękneczerwonesupły.

background image

Mattuśmiechasię,całujegojeszczeraz,poczymskładarząd

pocałunkówschodzącwdółwstronęnagiegołona,ażwkońcusięga

językiemłechtaczki.

Bioręgłębokioddech.Bezradniepatrzę,jakMattliżemnieponownie,awjegooczachlśnipożądaniei
duma.

–Ugnijkolana–rozkazuje,poczympodnosimniebez

wysiłku.Chwytamocnozapośladkiiprzyciągadosiebiemoje

centrum.Zaciskamdłońnapętli,żebyutrzymaćrównowagę,gdy

Matt nachyla mnie, opiera sobie moje łydki na ramionach i zagrzebuje twarz w moim wnętrzu, a ja
odlatujędotakiegostopnia,żejeszcze

nigdywżyciuczegośtakiegonieprzeżyłam.

Krzyczę,gdyMattnazmianęsmagaizasysamojewargi

sromowe,naciskanosemnałechtaczkęizagrzebujejęzykgłębokow

moimwnętrzu,dającminajbardziejniesamowityorgazmwżyciu.

Ocholera!

Dyszę,wijęsię.Mattstawiamojestopyzpowrotemna

podłodze,poczympodnosisię,żebystanąćprzedemną.Chwytamnie

zawłosy,odchylamigłowę,poczympożeramojeustapocałunkiem.

Czujęwnimmójwłasnysmak,atojeszczebardziejmniepodnieca.

–Czywiesz,jakajesteśboska?–pytanatarczywie.–Czyzdajesz

sobiesprawę?

Niejestemwstanieodpowiedzieć.Nieodzyskałamoddechu,drżę,

spływampotem.

Mattszepczącprzekleństwa,grzebiewworku,poczym

wyciąganożyczkiizaczynamnierozcinać,zaczynającoddłoni.

–Niechceszmnierozwiązać?–pytamztrudem.

background image

–Niemaczasu–odpowiada.Mamroczny,surowywyraz

twarzy,wydajesięwręcz…zły.

–Cosięstało?–pytam.–Cozrobiłamźle?

Spoglądanamniezzaskoczeniemiażwidzę,jakgłębokooddycha.Po

chwiliobejmujemniewpasieimocnoprzytula.

–Nicole,skarbie.Jesteśniesamowita.Niemamczasucię

rozwiązywać,bojeślizarazcięstądniezabioręiwciągudziesięciuminutnieznajdziemysięwdomu,
nieodpowiadamzaswojeczyny.

Muszęznaleźćsięwtobie,muszęsięztobąkochać,agodzinaw

prywatnympokojuminiewystarczy.Muszęzabraćciędodomui

wykorzystaćtęnocnato,żebypokazaćci,iledlamnieznaczysz.

Jestemoszołomiona.Mogętylkopatrzeć–zotwartymi

ustami–jakprzecinakolejnesznuryiniecierpliwieodrzucajenabok.

Pouwolnieniumnieprzyjmujekocykodktóregośzestrażników,

którychwcześniejwidzieliśmy,okrywamnie,bierzewramiona,i

wynosi,najpierwzsali,potemnadółposchodach.Zezdziwieniem

odkrywam,żewiększośćosóbgoszczącychwdomuweszłanagórę,by

podziwiaćpracęMatta.Przysparzamitoteżdumy.

To,coMattpotrafizrobićzesznurami,jestpiękne.Jaczujęsię

pięknadziękiniemu.

Zaplatamręcewokółjegoszyiicałujęgowbrodę,poczymskładam

mugłowęnaklatcepiersiowejidajęsięzanieśćdosamochodu.

–Dziękuję.

–Zaco?

–Zadzisiaj.

–Dopierozaczęliśmy,malutka.

background image

Rozdział10

Matt

Niemogędoczekaćsię,kiedydojedziemydodomu.Drogazajmujedziesięćminut,alewydajemisię,że
trwaw

nieskończoność.Mojeciałotężeje,każdymięsieńkurczysięz

pożądania.

Cholera,pragnęjejtak,żezębymniebolą.

Gdyjązobaczyłem,wmoimklubie,oplecionąmoimi

sznurami,tęmiłośćizaufaniebłyszczącewzielonychoczach,gdy

porwałemjąnakrawędźszaleństwaiocaliłem–tobyłowięcejniż

cokolwiek,coprzeżyłemwżyciuzkobietą.

Onaprzyciągamojeciało.Jamuszępoczućjąznówblisko.

Toniejestpragnienie,topotrzeba.

Stałamisiętakniezbędnadożyciajakoddychanie.

Wciążsiedziowiniętawkoc,obokmnie,jejubrania

cisnąłemnatylnesiedzenie.

–Zapomniałamsandałów–mówinagle,prostującsięi

patrzącnamnie.

–Wrócęponiejakośwtymtygodniu–zapewniamją,

wjeżdżającnaparking.Podchodzędojejdrzwi,złatwościąwyciągam

jązsamochoduiniosęwstronęwindy.

–Czywtejwindziesąkamery?–pytamimochodem.

–Nie–odpowiadam.

–Aczymógłbyśmniepostawić?

Mrużęoczy,aleNicoletylkozerkanamnieniewinnie.Wiem

dokładnie,coplanuje.

background image

–Pragnępoczućtwojeustanamoimkutasiebardziejniż

czegokolwieknaświecie,skarbie,ale…–Rozlegasiędzwoneki

otwierająsiędrzwinamoimpiętrze.–Jużjesteśmy.

–Szkoda–uśmiechasię,poczymwplatamipalcewewłosy;robiła

takprzezcaływieczór.

–Możejakościępocieszę–szepczę,poczymniosęjądosypialni.

–Nigdytunienocowaliśmy–mówi,rozglądającsię.

–Lubiętwojemieszkanie–odpowiadamzuśmiechem.

–Jalubięciebie.–Maszczęśliweoczy.

–Miłomitosłyszeć.–Śmiejęsię,poczymkładęjąnamoimwielkimłóżku.Sięgampowiązania,ale
zatrzymujemnie,kładącmirękęna

klatcepiersiowej.

–Zaczekaj.–Przygryzawargę,jakgdybydługozastanawiałasię,

jakichużyćsłów.–Niechcę,żebyświązałmnietymrazem.

Chcęciędotykać,kiedybędzieszsięzemnąkochał.

Mówicicho,czule,ajaniepotrafiłbymjejodmówić,nawetgdybym

chciał.Puszczamsznuryiodstępujęodłóżka,żebybłyskawicznie

zrzucićubranieidołączyćdoniej.

Rozkładaramiona,jakgdybymniezapraszała–chętnie

korzystam, wspinam się na jej szczupłe ciało, opieram na niej ociężały penis, schodzę na łokcie, które
ułożyłempoobustronachjejgłowy.

–Czegocitrzeba,kochanie?–szepczę.

–Ciebie.Tylkociebie–odpowiadasłodko.

Zarzucamitekurewskoseksownenoginabiodraiotwierasięprzede

mną.

Mójpenisprześlizgujesięprzezmokrąigorącącipkę,uderzając

background image

czubkiemołechtaczkę;ocieramsięoniąbiodrami.

Sięgampoprezerwatywę,aleznówmniezatrzymuje.

–Niezajdęwciążę,Matt.

ZerkamnajejpoważnątwarziczujęściskwżołądkuJeszczenigdyw

życiuniekochałemsiębezmundurka.

–Bierzeszpigułki?–pytam.

Nicolenamomentpochmurnieje,aleprzytakujez

uśmiechem.

–Tak,jestemnahormonach.

–Napewnocitoodpowiada?Mniegumkinieprzeszkadzają.

–Chcęciępoczućwsobie–szepcze,przygryzającwargę.

Całujęjąwczołoiuśmiechamsię,patrzącnajej

zachwycającątwarz.

–Wtobiejestmitakcholerniedobrze,Nicole–jęczęzustamituż

przyjejwargach,poczymzatapiamsięwniejicałuję,jaktylko

potrafię.Ściskamdłońmijejgłowęipochłaniamustamiusta.Płonę.

Leniwiegładzimniepoplecach,ajejdłoniepozostawiajązasobą

iskry biegnące aż do mojego tyłka. T am właśnie sięga, ugniatając moje mięśnie, aż spomiędzy tych
pięknych,mięsistychwargwyrywasię

niskijęk.

–Kochamtwójtyłek–mamrocze,poczymprzygryzami

dolnąwargę.

Chryste,kiedyostatniojakaśkobietadotykałamnie,kiedyją

pieprzyłem?

Akiedyostatniraznaprawdęsięzkimśkochałem?Nie

pamiętam.Dotykanieminieprzeszkadza,alepieszczeniekobiety

background image

niezdolnej do stawiania oporu, doprowadzanie jej na takie szczyty, że sama nie czułaby się zdolna ich
osiągnąć–towłaśniekręciłomnie

najbardziejnaświecie.

DopókiniepoznałemNicole.Każdysekszniąpowalamniena

kolana.Kochamkrępowaćjąsznurami,aleteraz,gdytecudowne

dłoniegładząmojeciało,jestemgotówprzysiąc,żenigdynie

przeżyłemczegośrówniewspaniałego.

Iwklubie,iwczasiejazdybyłemwstaniemyślećwyłącznieotym,

żebyjaknajszybciejsprowadzićjątutajiwbićsięwniązcałejsiły,doprowadzićnasobojedokrzyku.
Ateraz,gdyjużjąmam,pragnę,bytrwałotojaknajdłużej,chcęjąbadaćbezkońca.

Chcę,żebyjęczała,wiłasię,zatraciławtym,copotrafięzrobićzjejciałem.

Muskamjejnos,poczympowoliprzybliżamustadoucha.

–Będęsięztobąkochałprzezcałąnoc,Nicole.

–Obiecujesz?–szepczezuśmiechem.

– Owszem – odpowiadam, całując delikatnie jej kark aż po łopatkę, na której widnieją piękne różowe
kwiaty.Odrywamsięodjejciałai

szykujędotego,żebyporwaćnasobojenaskrajobłędu.

Nachylamsięnadjejpiersiami,ssęłakomiestwardniałesutki,na

zmianędrażnięjezębamiigładzęjęzykiem.Nicoleobracabiodra,

zmieniającpozycję,napieranamójbrzuch.

Przemykamustamipotympięknym,twardymbrzuchu,po

kurewskoseksownymkolczykuidalej,niżej,ażsięgamsamego

rdzenia.

Nieminęłanawetgodzina,odkądjąwylizałeminiemogęsię

doczekać,byzrobićtoponownie.

Gdyzaciskamwargiwokółjejłechtaczki,gwałtownie

wierzgabiodrami.Mocnoprzytrzymujęjąwmiejscu.Zanurzami

background image

palcewewłosy,trzymasięmocno.

Wciągampoliczkiizasysamwargijejcipkigłębokodoust,pulsując

językiem.Wbijamipiętywramiona,agdywsuwamwniąjeszczedwa

palce,zgłośnymkrzykiempoddajesię

rozdzierającemuorgazmowi.Jejsokispływająmipopalcach,zbieram

jejakmiód.

Cholera,onajestniewiarygodna.

Wspinamsięnajejciało,aleniedajemiwejśćwsiebie,tylkomocnoodpychamniedłońmi.

–Naplecy,panieoficerze–rozkazujezuśmiechem.

Uśmiechamsiędoniej,całujęjąwpoliczekiwykonujępolecenie,

pociągającjązasobą.Opierasięnakolanach,poczymzsuwaręce,

drapiącmniedelikatniepaznokciamiażdomojegopenisa.Zaciska

dłoniewokółniegoizaczynapompowaćgorytmicznie,wpatrującsię

wmojątwarz.Doprowadzamniedoszaleństwa.

–Cholera,Nicole–mamroczę.–Skarbie,zarazdo…

Niedajemidokończyć;uśmiechasiębezczelnieischylagłowę,żeby

uchwycićwargamiczubekmojegopenisa.Schodzitaknisko,że

wypełniamjąażpotylnączęśćgardła.

–Kurwa!–krzyczę.

Jeździustamipomoimkutasie,agdywychodziwgórę,

zaciskawargimocniejissie.Jednadłońpodążazaustami,drugaściskaipieścimojejaja.

Opadamnałóżkoicośczuję,żezrobiłmisięzez.Iskrzymisięprzedoczami,pokójwiruje,aunasady
kręgosłupaogarniamnie

ostrzegawczeciepło.

Kurwa!

–Nicole,jeślinieprzestaniesz–och,Boże,dobrajesteś–

background image

zarazdojdę.

Onajęczy,alenawetniezwalnia,więcchwytamjąza

ramiona,iprzyciągambliżej,żebyzmiażdżyćjejusta

pocałunkiem.Rozsuwamjejkolanatak,byznalazłysiępoobu

stronachmoichbioder.

–Wykończyszmnie–szepczęprostowjejciało.

Podnosisię,zaciskadłońwokółnasadymojegopenisa,poczymnagle

osuwasię,wbijającgowsiebie,centymetrpocentymetrze,aż,w

rozkoszy,niewiemjuż,gdziekończęsięja,agdziezaczynaona.

Odchylagłowę,przymykaoczyizaczynapowolipodnosićsięi

opadać.Ujeżdżamnie,zaciskająctęcudownącipkęwokół

mojegokutasa.

OBoże,jestdoskonała.Podkażdymwzględem.

Otwieralśniące,zieloneoczyipatrzynamniezuśmiechem,mrucząc

zeszczęścia,ajawsuwamdłonienajejbiodra,żebyprowadzićich

ruchy.

Wkońcuniemogęjużznieśćtego,żedzielinastaka

odległość,podnoszęsię,oplatamjąwpasieizasysamjejpierś,

omiatającjęzykiemspęczniałysutek.Odnajdujędłońmijejpupę,

podnoszęjąiopuszczam,aNicoleobejmujemnietakmocno,jak

gdybyodtegozależałojejżycie.

–Tojestwspaniałe–szepcze,kołyszącbiodrami.

Odnajdujemywspólnyrytm,odwiecznyrytmprzyrody.

T y jesteś wspaniała, myślę. Kocham cię. I zamiast panikować i rzucić się do ucieczki, moje serce
dziwniesięuspokaja.Teraznagle

rozumiem,cokierujemoimibraćmi,kiedyznajdująsobiekobiety.

background image

Naprawdętoczuję.

–Jesteśmoja–szepczę.

–Twoja–odpowiada,tulącpoliczekdomojego.

Sięgamdłoniąmiędzynasidrażniękciukiemjejłechtaczkę.

Jejcipkazaciskasię,drżąc,namoimpenisie.

–Niewalcz,skarbie.Odleć.Jeszczeraz,dlamnie–mówięsłodko,

patrząc,jakotwierasięprzedemną.

Wbijawemniewzrok,schodzizcałąmocą,ociera

łechtaczkęomójkciukirozpadasię,wykrzykującmojeimięi

wbijającmipaznokciewramiona.

Słodkiepulsowanieposyłaimniewprzepaść,szczytujędługoimocno,ściskającjejbiodrazcałejsiły.

Zostanąjejpotymśladydłoni,alejakośniepotrafięsiętymprzejąć.

Jestmoja.

–Niewierzę,żedałamcisięrozebraćwsalipełnejludzi–

mamroczeNicoledomojejklatkipiersiowej.

Leżymynałóżku,mojedłoniebłądząleniwiepojejplecach,apalec

Nicolemuskamimięśnieiżebra,naktórychmamtatuaż.

Twierdzi,żegustujewpośladkach,alecośmimówi,żebrzuchteż

całkiemjejsiępodoba.

–Raczejniebędziemytegowięcejrobić–odpowiadam

pogodnie,usiłującukryćniepokójnarastającygdzieśtam,gdzie

właśniemniegłaszcze.

–Dobrze.–Patrzynamnielśniącymioczami,marumieńce.

–Boże,jesteśtakapiękna–szepczę,poczymmuskam

palcamijejpoliczki.

background image

–Mówdomnie.

Unoszębrwi.

–Oczymchciałabyś,żebymmówił?

–Otym,cosięstałodzisiaj.Czemuniebędziemytegopowtarzać?

–Boniepodobamisię,kiedyktokolwiekinnywidzitwojeciało.

–Aletobyłtwójpomysł,żebymnierozebrać–przypominamize

zniecierpliwieniem.

–Wiem.Aleteraz,kiedysięnadtymzastanowiłem,niechcęjuż,

żebyoglądalicięinnimężczyźni.

–Czylikonieczklubem?–pyta,marszczącbrwi.

Uśmiechamsiędosiebie.Toznaczy,żejejsięspodobało.

–Możemypójść,jeślimaszochotę,aleniebędziewięcej

demonstracji.

–Ajeśliktośinnyciępoprosi?–pyta,sztywniejączniepokoju.

Czekanamojąodpowiedź.

Odchylamjejgłowę,żebydobrzewidziećoczy.

–Jużcimówiłem:jesteśjedynąkobietą,którejchcędotykać.

–Czyjakomistrznieuczyszczaseminnych?

–Owszem,aletoniejestniezbędne.

–Możemógłbyśrobićpokazy,nierozbierającmnie?–

proponuje,wzruszającramionami,jakgdybyniestanowiłotodlaniejproblemu.

–Zgodziłabyśsięnato,dlamnie?–pytam,ujmującjejtwarzw

dłonie.

–Tytokochasz,Matt.Namyślotym,żemiałbyśtorobićzkimś

innym,budzisięwemniezołza,więcowszem,zgodziłabymsię.

background image

Niewiem,copowiedzieć.Czykiedykolwiekktoś,kto

znaczyłdlamnietakwiele,potrafiłtakcałkowiciemnie

zaakceptować?

TylkoCaleb,alenawetonnierozumiemniedokońca,bonigdynie

mieściłosiętowjegostylużycia.

Jednymzgrabnymruchemzamieniamnaszepozycje.Nicoleleży

utulona pode mną. Podnoszę biodra, wślizguję się w nią, i staram się pokazać, co znaczy dla mnie jej
zaufanieitakwidocznamiłość.

–Cieszęsię,żejesteśwdomu.–ŚciskamdłońCaleba,poczym

nachylamsiędomęskiegouścisku.Dobrzewidziećbrata.

–Minęłytylkodwatygodnie,stary.CzySeattlerozpadłosiępod

nasząnieobecność?

–Nie,alebezciebieidziewczynjestznacznienudniej.

–Wujku!Mamaitatawrócili–informujemnieradośnieJosie,która

przywarładomatkiztakądeterminacją,jakgdybybałasię,żetaznówgdzieśucieknie.

–Widzę,kochanie.Teżsiębardzocieszę.

–Cześć,Matt.

–Cześć,ślicznotko.–PochylamsięicmokamBrynw

policzek.Wydajesięszczęśliwa.Zadowolona.–Jaktam

najpiękniejszadziewczynkawSeattle?

–Zróbsobiewłasną–prychaCaleb,porywającMaddienaręce.–

Tęskniłemzatobą,maluchu.

–Jateżtęskniłam,tatusiu.–Maddieśmiejącsię,całujegowpoliczek.

–Dziewczyny,pomóżciemisięrozpakować.Cośczuję,żewtych

torbachzaplątałysięjakieśpamiątkizWłochdlawas.

–Takjest!–krzycządziewczynki,poczymbiegnązamamąpo

background image

schodach.

–Jaksięmasz?–pytampoważnieCaleba.

–Dawnonieczułemsięlepiej–odpowiadaiczuję,żemówiszczerze.

Kilka miesięcy temu przechodził trudne chwile, bo bał się pokochać tę uroczą kobietę i jej córki.
Wreszcie,zpomocąpsychologaimojej

perswazji,ogarnąłsięipoślubiłBrynnę.

–Obojewyglądaciewspaniale.ChybapolubiliścieWłochy.

–Dominicmaniezłąchatę–przytakujeCaleb.–Jest

spokojnieipięknie.Doskonałemiejscenaromantycznywypad.

–Cieszęsię,żewamsiępodobało.–Przypatrujęsiębratuz

uśmiechem.Rumienisię.Przechylamgłowę,mrużącoczy.–Cosię

dzieje?

–Ococichodzi?

–Cośjestgrane.Tynigdysięnierumienisz.

–Spieprzaj,wcalesięnierumienię.

–Nopowiedz.

Wzdychaizerkawstronęgóryschodów.

–Niechcieliśmyjeszczenicmówić,żebyniewygadaćzawcześnie,aleBrynjestwciąży.

– T o fantastycznie, stary! – Obejmuję go i ściskam. T ak się cieszę szczęściem mojego brata. – Który
miesiąc?

–Dopierokilkatygodni,alenateściesądwiekreski,więcw

przyszłymtygodniuidziemydolekarza.Niemówjeszczereszcie

rodziny.

–Samsiępochwalisz–odpowiadam,poczymklepięgoporamieniu.

–Gratulacje.

–Dzięki.–Wyciągadwapiwazlodówki,zdejmujekapsleipodajemi

background image

jedno.–Acouciebie?

Wzruszamramionamiipociągamgłębokiłyk.

–Praca,praca.WczorajjadłemuWilla.

Isypiamzkobietą,wktórejsięzakochałem.

–Tak,słyszałem.Willtwierdzi,żeprzyprowadziłeśtępiekareczkę.

–CholernyWillnigdynieumieutrzymaćjęzykazazębami–

burczę.

–Wstydziszsięjej?

–Nocośty,oszalałeś!–Stanowczokręcęgłową.–Poprostu

chciałem,żebyśdowiedziałsięodemnie.

–Topowiedzmi,cotamsięmiędzywamidzieje?

Wzdycham,opierającsięoblat.Staramsięubraćtowewłaściwe

słowa.

– Sypiamy ze sobą. – T o jakoś nie brzmi dobrze. Przecież nie chodzi tylko o seks. Zakochałem się,
całkiemprzepadłem.

–Czyniemanicprzeciwkotwoimróżnymupodobaniom?–

pytacicho.

–Nie.Nieznatego,więcwprowadzamjąpowoli,ale

niczegonieukrywam.Wweekendzabrałemjądoklubu.–Z

uśmiechemwspominam,jakwyglądaławmoichczerwonych

sznurach,podciągnięta,zadyszana,podniecona.–Dobrzesiębawiła.

–Toświetnie.Sprawiawrażeniebardzomiłej.

–Jestcudowna,Caleb.–Patrzębratuwoczy.–Inteligentna,zabawna,lojalna.Ikurewskoseksowna.

–Tysięchybazakochałeś.

–Tak–odpowiadambezwahania.

–Szybkoposzło–zauważaCaleb,pocierającdłonią

background image

delikatnyzarost.

– Wiem – mówię szczerze. – Ale czuję, że to jest dobre. Chcę być jej przyjacielem i kochankiem.
Rozśmieszamnie.Jestemzniejdumny.

Wieleosiągnęła,zupełniesamodzielnieijesttakcholerniedobraw

tym,corobi.–Wzruszamramionami,widząc,żeCalebpatrzyna

mniezoszołomieniem.–Czegochciećwięcej?

–Tynaprawdęsię,kurwa,zakochałeś!

–Nozdajesię,żewłaśniecitopowiedziałem.

–Jatylko…cholera.Nodobra.Tofantastycznie.Chcęjąlepiej

poznać.

–Będzieszmiałokazję.JutrozabieramjąnaurodzinyNat.–

Zuśmiechemupijamkolejnyłykpiwa.–Nicolewymyśliłajakiśnowy

przepisnababeczki,specjalnienajejcześć.

–Super.–Calebuśmiechasię,alepochwilispoglądanamniez

powagą.–Tylkouważajnasiebie,stary.Jesteśnajfajniejszym

facetem,jakiegoznaminaprawdęniechciałbym,żebyktośzrobiłci

krzywdę.

–Samniebardzootymmarzę–śmiejęsię,kręcącgłową.–

Nierzucamyjeszczesłowemna„m”.Narazieuczymysięsiebiei

cieszymywspólnymczasem.

–Znakomicie.

–Wujku!Patrz,jakiemamykoszulki!

Dziewczynkizeskakująposchodach,potrząsającciemnymi

kucykami.Pędzą,żebypochwalićsięprezentami,któreprzywieźliim

rodzice.

–Iplecaki!Naksiążkidokolorowania!

background image

–Spokosą–odpowiadam.–Agdziemój?

–Tyniepotrzebujeszplecaka–odpowiadaJosie,marszczącnos.

–Nibydlaczego?

–Bojesteśjużduży–wyjaśniaMaddie.–Alepodzielęsięztobą.

–Tylkosiędroczę,skarbie.–Podnoszęją,głośnocmokamw

policzek,poczymzanurzamtwarzwsłodkopachnącychwłosachi

cmokamjąwkark.Dziewczynkapiszczyzradości.

–Kochamcię,wujku.

–Jaciebieteż,malutka.

Rozdział11

Nicole

Dziś jest idealny dzień na przyjęcie nad basenem. Niebo nad Seattle jest bezchmurne i błękitne, słońce
ciepłogrzeje.DomLuke’a

Williamsa–tegoLuke’aWilliamsaodseriiNightwalker–ijegożonyNataliezapieradechwpiersiach.
Towielka,dwupiętrowawillastojącawpobliżuposzarpanegowybrzeża,nieconapółnocodSeattle.

Jesteśmywogrodzie,obokwielkiegobasenu.Napatio

mieścisięogromnakrytakuchnia,aprzybaseniestojąluksusowe

leżaki–każdyzwłasnymparasolem,którychronidelikatneskóry

przedsłońcem.

Japostanowiłamzłożyćswójparasol,żebymojebiałeciałozażyło

trochękąpieliwpromieniach,alenaglepadanamniecień.

Otwieramoczy–nademnąstoiMatt,ubranytylkowczarneslipki.

–Hej!Zasłaniaszmisłońce.

–Opalaszsięjużzadługo,maleńka.Niechcę,żebyśsięoparzyła.

Podnosimnie,siadanamoimleżaku,poczymsadowimniesobiena

kolanach.

background image

–Jużlepiej–szepcze,zsuwającdłońpomoimnagimbokuażdo

wewnętrznejstronyud.

–Czywidziałaśtęnowąinstruktorkętańcawczorajpo

południu,przedzajęciamidziewczyn?–Stacy,szwagierkaMatta,

zwracasiędoBrynny,którasiedziobokniej.

–Nie,dotarłamzapóźno.Dobrajest?–Brynnasiedzinakolanach

Caleba,obejmującgozaszyję.

MattijasiedzimyrazemzBrynną,Stacy,Meg,MarkiemiCalebem.

Natalie,JulesiSamanthasiedząnakamiennymbrzegubasenu,

majtającnogamiwwodzie.Will,Leo,Luke,Isaac,NateiDominic

grająwsiatkówkęwodną.

Jestemstraszniedumna,żechociażzapamiętałamimionaich

wszystkich.RodzinaMattajestogromnaibardzożyczliwa.

ZwyjątkiemJules.Zachowujesiębezzarzutu,alecałyczasnamnie

łypieiwiem,żetylkomarzy,żebymnieporządniewypytać.

Możepowinnamsamapodejść.

–Och,rany,dobra,tozamałopowiedziane!–odpowiadaStacy,

wyrywającmniezzamyślenia.–Jestfenomenalna.Ekstra.

Kiedyśjeździławtrasyznajwiększymigwiazdami,tańczyładlanich.

–Toprawda–przytakujeBrynna.–Słyszałam,żepracowałanawetz

Beyoncé.

–Podobnotak–potwierdzaStacy.

–Czekajcie.Jakonasięnazywa?–pytaSamantha,siedzącanad

basenem.PatrzynaswojegobrataMarka,aonzkoleimrużyoczy.

–Meredith–odpowiadaBrynna.

background image

Samunosibrwi.

– Wiedziałeś, że ta suka wróciła do Seattle? – Samantha zwraca się do Marka, ten jednak wstaje, po
czymwskakujedobasenuidołączado

grających.

Wszyscyspoglądająposobiezmieszani.Marktylkowzrusza

ramionami,poczymwyrzucapiłkęwysokowpowietrze.

–Dajjużtemuspokój,Sam.–Serwuje,apozostali

mężczyźnirzucająsięwstronępiłki,rozchlapującwodę.

OBoże,otaczająmnienajseksowniejsifacecinaświecie.

LukeWilliamsjestpoprostuciachem.Wiemtozresztąnieoddziś.

Kiedyśotrzymałtytułnajseksowniejszegożyjącegofacetanadawany

przeznajpopularniejszeczasopismowkraju.Aleinnimężczyźni

zupełniemudorównują.

NateMcKennajestjakmroczneodbicieLuke’a.Madługieczarne

włosyzwiązanerzemieniemunasadyszyi.Pojegoramieniuwijąsię

tatuażetribale,którezachodząteżnapółklatkipiersiowej.Ma

przenikliweszareoczy,alegdypatrzynaJules,widniejewnich

najczystszamiłość.

MarkWilliamstozkoleikopiastarszegobrata,choćmożejeszcze

przystojniejsza,chociażniesądziłam,żetowogólemożliwe.Jest

wysoki,jasnowłosyimalśniącebłękitneoczy.

Sprawiawrażeniebeztroskiegoilubiącegozabawę.

BraciaMontgomerytosamkwiatmęskiegorodu.Różniichkolor

włosów,uniektórychwpadającywbrąz,uinnychwjasnyblond,ale

wszyscymajątesamecharakterystyczneniebieskieoczy.Nawet

Dominic,wpołowieWłoch,któregozpozostałymifacetamiłączy

background image

tylkowspólnyojciec,obdarzonyjesttymsamymlodowatobłękitnym

spojrzeniemcojegoprzyrodnibracia.

ALeoNash,oczywiście,togwiazdorrockazmoich

najskrytszychfantazji.

Iwszyscysąbezkoszulek,takumięśnieni,żemogliby

pozowaćdozdjęćwkalendarzu.

Alekobietysąrówniepiękneisympatyczne.

–Podobająmisiętwojetatuaże–mówidomnieNatalie,wskazującnamojeramięibok.Przysiadasię
donas,zajmującmiejscena

ocienionymparasolemleżaku.Marszczącbrwi,pociągazaswoje

czarnetankini.

–Myślałam,żetocholerstwozakryjemójbrzuszek.

–Jaksięczujesz,młodamamo?–pytacichoMatt,kładącdłońna

wypiętymbrzuchuNat.

–Dobrze–uspokaja.–Trochębolałymnieplecy,aletochybatylkodlatego,żemałyrośnie.

–Jestuparta–krzyczyzbasenuLuke,którywłaśnieposłał

piłkęnadsiatką.–Ciąglemówięjej,żebyposzładoszpitala,ale

odmawia.Zamierzamjątampoprostuzabrać,czybędziechciała,czy

nie.

–Możepowinnaśjechać–przyznajeMatt,patrzącnaniąze

zmarszczonymibrwiami.Jegodłońwciążspoczywanaciężarnym

brzuchu,maczuływyrazoczu.

Byłbywspaniałymtatą.

Mojeserceogarniapanika,odktórejzasychamiwgardle.

Niemogęmutegodać.

Brawo,zakochałamsięwtymfacecie,iniemogęmudaćtego,co

background image

powiniendostaćodswojejkobiety.

–Nicminiejest–przekonujeNat.–Tozwykłebóle,bodziecko

rośnie.Zaufajmi,jużtoprzerabiałam.

–Hej,asie,możejatamwskoczęipokażęwam,jaktosięrobi?–

krzyczyJulesdoNate’a,którynietrafiłwpiłkę.

–Tyniegrasz,Julianne,itojestmojeostatniesłowo–

odpowiada.

–Przecieżmogępływaćwciąży–przypominamu,

wykrzywiającbuzięjakniezadowolonedziecko.–Mamyprzedsobą

długądrogę.Niezaczynajmnieograniczaćjużteraz.

–Możeszpływać–zgadzasięIssac.–Aleniebraćudziałw

kontaktowychsportach.

–Ktośmógłbycięuderzyćłokciem–dodajeMatt.–Niechcemy,

żebystałacisiękrzywda.

–Acotozaspisekprzeciwkomnie?–pytaz

niedowierzaniemJules.–Dziewczyny,możemipomożecie?

–Przykromi–odpowiadaMegzuśmiechem–alezgadzamsięz

nimi.

–Jesteściebeznadziejni.

WszyscyśmiejemysiędoJulesiczuję,żepanikapowoliustępuje.

Muszętylkoskupićwzroknapiłce.Totylkogra,nicwięcej.

Tak,jasne.

–Wracającdotwoichdziar–zagajaNat,poczymupijałykwody–

podobająmisię.

–Dzięki–uśmiechamsię.

background image

–Maszpiercingitatuaże.Pasujeszdotegotowarzystwa–

mówiMegzuśmiechem.–Mamwrażenie,żetojakiśwarunek

wstępny,żebydostaćsiędonaszejgrupy.

–Oczymtymówisz?–pytamześmiechem.

–Nowiesz,prawiewszyscymamytatuaże–odpowiada

Jules.–Megmaprzekłutąłechtaczkę…

–Ej!–krzyczyLeozbasenu.–Mieliśmynierozmawiaćwięcejo

intymnychczęściachciałamojejsiostry!

–Och,porozmawiajmyointymnychczęściachwszystkich

dziewczyn–przerywamuMarkzszelmowskimuśmiechem.–

PozaSam.

–ANatemaniezwykleinteresującypiercing–dodajeSam,ignorując

brata,poczymwskazujenaprzyrodzenieNate’a.

–Naprawdęmoglibyścieprzestaćrozmawiaćokolczykach–

mówiNate,łypiącnaniągniewnie.

–O,stary…–DominicwbijawNate’azszokowanywzrok.–

Aleserio?

Natekręcigłową,poczymwzdycha.

–Możebyśwkońcupodałtępiłkę,stary.

–Nocóż,naraziekolczykwpępkutoszczytmojejodwagi.

–ZerkamciekawienaMeg.–Czyprzekłutałechtaczkacościfajnego

daje?

–Och,totaknaprawdękaptureknadłechtaczkąi,owszem,tak–

uśmiechasięszeroko.

–Jestzajebiście–przyznajeWill,zacoobrywawtyłgłowyodLeo.–

background image

Ej,ocochodzi?

–Toniejesttematdopublicznychrozmów–stanowczo

stwierdzaLeo.

–Tynieprzekłujeszsobiełechtaczki–szepczedomnieMatt.

–Czemu?–pytam,podnoszącwzrok.

–Bojaktozrobisz,niebędęmógłjejdotykać,abeztegonieprzeżyjęnawetdnia–szepczetakcicho,że
tylkojatosłyszę,coprzyprawiamnieorumieniec.–Askoromowaodotykaniu…–

jeszczebardziejściszagłos–czywiesz,cochciałbymzrobićztym

sznurkowymbikini,któremasznasobie?Mógłbymcięzwiązaći

znaleźćsięwtobiewciąguokołopółminuty.

Och,kurwa,jaktenfacetmniepodnieca.

–Ludzie,znajdźciesobiejakiśprywatnypokój.–Julesuśmiechasięzłośliwie,popijającwodę.

–Chcęjeszczejednąbabeczkę–obwieszczaStacy,

zeskakujączleżaka.–Czykomuśprzynieść?

–Wszystkieciężarnelaskipotrzebująbabeczek–stwierdzaJules,poczymprzysiadasiędoNatalie.

–Tomożewezmęcałepudełko–postanawiaStacyiruszabiegiem,

żebyjeprzynieść.

–Czychciałabyśzaprojektowaćiupiectortnamojewesele?

–pytamnieMegzszerokimuśmiechem.

Otwieramoczyzezdziwienia.

–Wybraliściedatę?

–Nie–odpowiadaześmiechem.–Alebezwzględunato,kiedyto

będzie,chcemy,żebyśtyzrobiłatort.Poważnie,jesteśnajlepsza.

Stacyrobirundkęzpudełkiemiprawiekażdyczęstujesię

przysmakiemzsolonymkarmelemimalutkąkamerąnawierzchu.

–Tonajpiękniejszyprezent,jakimogłamdostać–mówiNataliez

background image

uśmiechem.–Jeszczerazdziękuję.

–Całaprzyjemnośćpomojejstronie.

–Jasne.Wiesz,tebabeczkisąnaprawdęwspaniałe,alemążkupiłcinaurodzinysamochód.Cholera,nie
samochódtylkoporsche.

Natśmiejesię,poczympatrzyzmiłościąnaswojego

przystojnegomęża.

–Rozpieszczamnie.

–Bardzochętniezrobiędlaciebietort,Meg.Możemypotemomówić

szczegóły.

–Otak!–wykrzykuje.–Skarbie,Nicolezrobidlanastortweselny!–

krzyczydoWillawbasenie.

–Toświetnie!Czyniemusimyprzypadkiemzrobićjakiejśdegustacji?

–Niezwracajnaniegouwagi,żarłokmażołądekbezdna.–

Megkręcigłową,poczymwgryzasięwciastko.

–Jaktytorobisz,żejesteśtakaszczupła?–pytamnieJules.

–Gdybymjamiałacośtakiegopodrękąnacodzień,byłabymjuż

wielkajakstodoła.

–Nie,niebyłabyś.–Brynnawznosioczydonieba.–Masznajlepsze

genywkosmosie.

–Jaichniejem–odpowiadam,wzruszającramionami.

Wszyscyzamierająnachwilęiwpatrująsięwemniew

zdumieniu.

–Czemu?–pytaDominic,wychylającsięzbasenu.

–Botomnóstwocukru–odpowiadam.

Megprzekrzywiagłowę,przypatrującmisięuważnie,alewzruszam

ramionami.

background image

–Poprostupróbujętych,którerobiępierwszyraz,żebysprawdzić,

czywyszływporządku.

Mattprzywieraustamidomojejskroni.Nabierawielkihaust

powietrza,poczymcałujemniewpoliczek,apotemwramię.

Boże,uwielbiamczućnasobiejegousta.

–Maszrewelacyjnąsiłęwoli–szepczeIsaaciwychodzizbasenu,bydołączyćdożony.

–Robimysobieprzerwę–ogłaszaLeo,siadającobokSam.

NatebierzeJuleswramionaicałujejączule.

–Lepiejbędęciętrzymałblisko–szepczedoniej.–Zdalaod

kłopotów.

–Jesteścałymokry.

–Icoztego?

–To,żemamnowykostium.–Uroczowydymawargi.

–Ee…przecieżkostiumysłużądotego,żebyjemoczyć,Julianne.–

Nateśmiejesię,poczymcałujejąwramię.

–Skoromówimyosilewoli…–MegśmiejesięzłośliwiedoWilla.–

Powinniściepoznaćmojąwspółpracowniczkę,Marlę.

–Megpracujewszpitaludziecięcym–informujemnieMatt.

– T ak, a Marla jest naszą nową pielęgniarką – dodaje Meg, na co Will robi ponurą minę i gryzie
babeczkę,cojeszczebardziejrozśmiesza

Meg.–Matko,alejąciągniedonaszegoWilla…

–Kogonieciągnie–odpowiadaStacy,poklepującwłasnegomężapo

plecach.–TotakaklątwaroduMontgomerych.

–Cóż,powiedzmytylko,żeMarlasięztymspecjalnieniekryje.

–Cojestcholerniekrępujące–dodajeWill.

–Chybajeszczenigdyniewidziałem,żebyWillbył

background image

skrępowany–mówiLuke,siadajączaswojążoną.Przyciągajądo

siebieikładziedłonienajejbrzuchu.–Corazlepszatahistoria.

–Podrywagonaoczachwszystkich–ciągnieMeg.–I

gdybyniebyła…–Marszczynos,szukającwłaściwegosłowa.

–…takzdeterminowana?–podpowiadaJules.

– Hm, ujmę to tak. Nie chcę powiedzieć, że dziewczyna jest zdzirą, ale jej ulubiony kolor szminki jest
chujowy.

–Omatko!–krzyczyBrynnaiwszyscywybuchamy

śmiechem.

Ciludziesąprzezabawni.

–Daszminumerdoniej?–pytaMarkzszerokim,

czarującymuśmiechem.–Możeulżęciwtymproblemie.

–Uwierzmi,onajestwalnięta–mówiMeg,kręcącgłową.–

Jakjużwczepisięwkogośpazurami,toniedasięjejpozbyć.

–Awiesz,możejednakjązatrzymaj.–Markześmiechempopija

piwo.–Jaitakniechcęnikogonastałe.

–Jesteśobrzydliwy.–Sammierzybratawściekłym

wzrokiem.

–Nie,poprostumówięszczerze.

–Notocozrobiszztąlaską?–pytaCaleb.CałyczastrzymadłońnabrzuchuBrynny.

ZerkamnaMatta,któryspoglądananiegozradością.

Czyżbyonateż…?

–Zamierzamniezwracaćnaniąuwagi–mamroczeWill.–Inie

chodzićdoszpitalabezochrony.

–Dobrzesięczujesz?–pytaCalebBrynnę.

–Nicminiejest,żeglarzu.Niemartwsiętak.

background image

–Acozwami?–pytaDominic.

–Właśnie,całydzieńjejnadskakujesz–dodajeNatalie.

Lukenachylasię,szepczecośdouchaNat,poczympodgryzająw

szyję.Natotwieraszerokooczy.–Noniegadaj.

–Ej,stary,Brynnajestwciąży,czycoś?–Markdomagasię

odpowiedzi.

Brynnagwałtownieczerwienieje,aCalebwzdychagłęboko.

–Nojest!–krzyczyJules.

–Inicminiepowiedziałaś!–Stacypatrzynanią

oskarżycielsko.–Och,Boże,będzieciemielidziecko!

–Niezamierzaliśmynicmówić–zaczynaBrynna,alemałzyw

oczach.–Tosampoczątek.Nawetniebyłamjeszczeulekarza.

–Akiedysiędowiedziałaś?–pytaNatalie.

–OstatniegodniawToskanii–odpowiadaCaleb.–Jeślikreskinie

kłamią,tomoizawodnicysięspisali.

–Och,jaktypotrafiszwszystkoeleganckoująć.–Juleswznosioczydonieba,poczympatrzynaMatta.–
Atyprzecieżwiedziałeś!

–Przysiągłemdotrzymaćtajemnicy–odpowiadaspokojnie.

Bioręgłębokioddechinagleuzmysławiamsobie,żemamdziwne

dreszcze.Niejadłamzbytwielerano,aprzylunchuprawienicnie

przełknęłam,bozabardzostresowałamsiępierwszymspotkaniemz

rodzinąMatta.

Idiotka!

Dobrzewiem,coterazbędzie.Wokółwciążtrwająrozmowy,alejuż

nierozumiem,comówią.

Jakjatoprzetrwam,niezwracającnasiebieuwagi?

background image

Przyspieszazarównomójoddech,jakipuls.Robimisiętrochęsłabo.

Todziejesięwyjątkowoszybko.

–Ej,wszystkowporządku,skarbie?–pytaMattipodnosimitwarz,

żebyzobaczyćmojeoczy.Marszczybrwi.–Niewyglądasznajlepiej.

–Muszętylkocośzjeść–odpowiadamiwyplątujęsięzobjęć,ale

zarazpowstaniumuszęsięchwycićoparciależaka,żebynieupaść.

Kręcimisięwgłowie.

Gwałtowniespadłmipoziomcukru.

Cholera.

–Hej,skarbie,skarbie!–Mattzrywasię,bypomócmiusiąść.

Wsuwamgłowęmiędzykolanaiskupiamsięnaoddychaniu.

–Cosiędzieje?Nicole,zaczynamsiębać.

–Cholera,czyonateżjestwciąży?–pytastanowczoMark.

–Cosiędziejewtejrodzinie?

–Nie,tochybanieto–odpowiadaMeg,klękającprzymnie.

–Nicole,maszcukrzycę?

–Tak–szepczę.–Chybazamałodziśzjadłam.

–Niechktośskoczydośrodkaiprzyniesiejejkanapkęijeszcze

szklankęsokupomarańczowego–rozkazujesurowoMeg.

–Jużsięrobi!–Dominicruszabiegiemwstronędomu.

–Kiedyostatnirazsprawdzałaścukier?–pytaMeg,wolnogłaszcząc

mniepoplecach.

–Rano.Codziennieranorobiępomiar–odpowiadam,po

czymskupiamsięnaoddychaniu.Corazbardziejsiętrzęsę.

–Chybapowinienemzabraćjądoszpitala–stwierdzaMatt.

background image

Jegogłosbrzmitwardojakstal.

Jestwściekły.

–Zarazjejprzejdzie–zapewniagoMeg.Wtejsamejchwiliwraca

Dominicipodajemisok.–Pijpowoli.Niemożeciskoczyćza

gwałtownie.

Najpierwzjadamkęskanapki,apotemostrożniepopijamsokiem.

Czujęsięjakkretynka.

–Jużnicminiejest–uspokajamwszystkich.–Naprawdę.

–Omalniezemdlałaś,mała–odpowiadaWill.–Wszyscy

wolelibyśmy,żebyśspokojniesobiecośzjadła.

–Czemuniejadłaśwcześniej?–pytaJules,patrzączezmartwieniem

namnieiMatta.

–Znerwów.–Wzruszamramionami.–Nowiludzie.Jestem

nieśmiała.

–Chryste–szepczeMatt,odchodząckilkakroków.

–Bierzeszjakieśleki?–pytaMeg,sprawdzającmipuls.

–Nie.–Kręcęgłową.–Wystarczymidietaićwiczenia.

–Todlategoniejadaszswoichciastek–mówiLeo,którytakże

patrzynamniezezmartwieniem.

Przerywampicieirozglądamsięwokół.Wszyscycipiękniludzie

zebralisięprzymnie,zatroskani,ipatrząnamnietakimwzrokiem,

jakgdybywkażdejchwilimoglisięrzucić,żebyratowaćmiżycie.

Chybaimnamniezależy.

–No,mówiłamwam,mająmnóstwocukru–odpowiadam,

poczymzjadamjeszczejedenkęskanapkizindykiem,którą

background image

przyniósłDominic.–Takazapaśćniezdarzyłamisięodlat.

Przysięgam.–PatrzęnaMatta,alemasurowywyraztwarzyi

gniewnywzrok.–Bardzoosiebiedbam.

Przestałamsiętrząść,atętnowróciłodonormy.Kończękanapkę.

–Przepraszamzatozamieszanie.

–Możechceszsiępołożyć?–pytaLuke.

–Nie.–Znówkręcęgłową,poczymuśmiechamsiędo

przystojnegobyłegoaktora.–Naprawdęwszystkowporządku.

–Niejestwporządku–mówichłodnoMatt.

–Matt…–zaczynaIsaac,aleMattuciszagolodowatym

spojrzeniem.

–Powinnaśbyłamipowiedzieć.

Znówrozglądamsięwokół.Unoszępodbródek,zaciskam

szczękiiprostujęłopatki.Niedamsięzawstydzićprzedtymiludźmi.

–Niepytałeś–odpowiadamrówniechłodno.–Nicminiejest,Matt.

–Chybapowinnazjeśćjeszczejednąkanapkę–proponujeMeg,

patrzącporozumiewawczonaMatta.

–Teżtaksądzę.Chodźzemną.

Podnosimniezleżaka,bierzewramionainiesiewkierunkudomu.

–Musimyporozmawiać.

Rozdział12

Matt

Spioręjąpotyłku.

IdęwściekleprzezogródekLuke’awstronędomu.Jezu,skróciłami

życieopięćlat.Niebałemsiętakodbardzodawna,ajestem,kurwa,gliną.

background image

–Mogęiśćsama–mamrocze,krzywiącsięzpretensją,aleignoruję

protest.–Czytymniesłyszysz?

–Słyszałem.

–Odstawmnienaziemię–próbujejeszczeraz,aletylkomocniejją

ściskam.Odsuwamszklanedrzwi,poczymwnoszęjądojadalni,która

mieścisięobokkuchni,zdalaodwścibskichoczu.Sadzamjąnastoleikładędłoniepoobustronachjej
bioder.

–Myślałem,żemiufasz–zaczynamcicho,alestanowczo.

Otwieraszerzejoczy,poczymmarszczybrwi.

–Ufam.

–Skorotak,dlaczegootym,żechorujesznacukrzycę,dowiedziałam

siędopierowtedy,kiedyomalniezemdlałaś?

–Botonicwielkiego!–krzyczyzezniecierpliwieniem.

–Tojestważneizarazwytłumaczęcidlaczego.–Nachylamsiębliżej,żebymusiałaspojrzećmiwoczy.
–Chcęcięchronić.

Jakmamtorobić,skoroniewiem,czegopotrzebujesz?

–Mojacukrzycajestcałkowiciepodkontrolą,Matt.–

Kładziemirękęnaramieniu.–Bardzopilnuję,czegojem.Dlatego

nigdyniepijęwięcejniżdwadrinki.Niejadambabeczekaniinnych

słodyczy.Jużnigdyniechcębraćleków.

–Abrałaś?–pytam.

Kiwagłową.

–Jakmiałamdwadzieścialat.Miałamjakieśdwadzieściapięćkilo

nadwagiiniedbałamoto,cojem.Nieliczyłamcukru.

Brałamlekarstwa,ażwkońcuzdecydowałam,żeniechcęprzeżyć

kolejnychpięćdziesięciulatwtakisposób.Mójbyły,Ben,był

background image

treneremosobistym.Pomógłmitozmienić.

Sztywnieję,słyszącoinnymmężczyźniewjejżyciu,chociażminęło

wielelat.Nicmnienieobchodzi,żeniezachowujęsięracjonalnie.

Mojeemocjesąwrozsypce.

Bioręgłębokioddech,odchylamsięipatrzęuważnienajejtwarz.

–Wtedyzrobiłaśsobiekolczykwpępku.

Znówkiwagłową.

–Tobyłanagroda,przecieżcimówiłam.

–Czemunicmiotymnieopowiadałaś,Nicole?Wielokrotnie

jedliśmycośrazem.Iwielokrotniepytałemcię,dlaczegoniejadasz

własnychwyrobów.

–Niemaocorobićszumu.–Wzruszaramionami,co

doprowadzamniedofurii.

–Otwojezdrowie?–Zanurzampalcewewłosyiodchodzęokilka

kroków,zostawiającjąsamąnastole.–Cholera,Nicole,zrobiłemz

tobąpokazwklubie.Aco,gdybyzdarzyłcisiękryzys,kiedybyłaś

związana?–Nasamąmyślkolanauginająsiępodemną.Ocieramusta

wierzchemdłoni,poczymwracamwjejstronę.

–Tomaogromnywpływnanaszeżycieerotyczne.

–Nie!–krzyczyzestrachemwoczach.–Matt,tocosięstałodzisiaj,toniejestnormalne.Naogółnie
jestemkrucha.

–Jesteśwszystkim!–wrzeszczę.Nachylamsięnadnią,maodchyloną

głowęiwpatrujesięwemnieszerokootwartymiszmaragdowymi

oczami.–Czyjeszczesięniezorientowałaś?

Jesteśwszystkim.Kochamcię.Gdybycokolwiekcisięstało,nie

potrafiłbymtegoznieść.

background image

Ujmujęjejtwarzwdrżącedłonie.

–Takpotworniesięwystraszyłem,Nicole.Niewiedziałem,cosię

dzieje.Gdybyśpoinformowałamnieocukrzycy,mógłbymcośzrobić,

ale metaforycznie związałaś mi ręce. T ak, jesteś silna, i tak, panujesz nad swoim życiem, ale kto do
choleryzaopiekujesiętobą?

Przełykaślinęinadalpatrzynamnie.

–Tomojawina–ciągnę.–Niezapytałem,czynacoś

chorujesz,apowinienembył.Poprostuodkądciępoznałem,

całkowiciestraciłemgłowę.Myślętylkootobie.

–Przepraszam…

–Nieskarżęsię,maleńka.–Przełykamślinę.Dotykam

czołemjejczoła.–Dokładnietegopragnę;byćprzytobie.Alemoim

zadaniemjestzaspokajaćwszystkietwojepotrzeby.Aniemamszans

gowykonać,jeślinieotworzyszsięprzedemną.

–Matt–wzdycha,poczymgłaszczemojątwarz,kojąco

gładzijąpalcami.–Nierobiłamztegotajemnicy.Poprostużyjęztąchorobąodlatizwykleniemam
żadnychproblemów.Niezataiłam

niczegoprzedtobązbrakuzaufania,niechciałamtylko,żebyś

traktowałmnieinaczejztegopowodu.Dziśniepomyślałami

zachowałamsięgłupio.Takmiprzykro,żecięprzestraszyłam.

–To,codotyczyciebie,skarbie,jestważne.Zmieniłaśmojeżycie.

Czegopotrzebujesz?Jakmogęcipomóc?

–Niczegominietrzeba.–Kręcigłowąiuśmiechasię

delikatnie.–Naprawdę.Możezjadłabymjeszczekanapkę.

–Todasięzałatwić.–Obejmujęjąimocnoprzytulam.–Czyjestcośjeszcze,copowinienemwiedzieć
otwoimzdrowiu?

Zamiera.Odsuwamsię,żebypopatrzećjejwtwarz.

background image

–Powiedz.

–Mamzespółpolicystycznychjajników–odpowiadacicho.

–Dlategobiorętabletki.

Niemampojęcia,cotoznaczy.

–Tabletkicinatopomagają?

Poważniekiwagłową.

–Cośjeszcze?

–Pozatymjużnic.

–Nicole.

–Wszystkojużwiesz–powtarzastanowczo.–Niejestemkrucha,

Matt.Alejeślikiedykolwiekźlesiępoczuję,napewnocipowiem.

–Czytodlategowostatniweekendbolałacięgłowa?

–Nie,wtedypoprostubolałamniegłowa.

Wzdycham,przytykającwargidojejczoła.Wdychamjej

zapach.Jestmitakdroga.

–Jaksięczujeszteraz?

–Lepiej,alezjemjeszczekanapkęimożewypijęjeszczejedensok.

Towystarczy.

–Wporządku.–Odstępujęokrok,pomagamjejzeskoczyćzestołu,

poczymprowadzędokuchnipokanapkęisok.–Chceszwracaćdo

domu?

–Askąd,tamjestprzyjęcie.–Uśmiechasiędomnie.–Fajne

przyjęciezseksownymifacetami.

–Czyżby?

Chichoczezłośliwie,ajazachowujępoważnywyraztwarzy,żebydać

background image

jejodrobinęsatysfakcji.

–Nocóż,mamygwiazdęrockaiprzystojnegofutbolistę.

Przekrzywiamgłowę,uśmiechamsiękącikiemwarg,po

czympodchodzębliżej.

–Cotypowiesz?

–Mhm.

–Czytyusiłujeszwzbudzićwemniezazdrość?

Przygryzawargę.WidzęposzyiNicole,żetrochę

przyspieszyłjejpuls.

–Poprostumówięci,ktojest.

–Rozumiem.–Nachylamsięizbliżamwargidojejucha.–

Jeśliktórykolwiekznich,czytobrat,czyniebrat,chociażcię

dotknie,połamięmupalce.Jesteśmoja.

Zezdziwieniemwciągapowietrzeiwstrzymujeoddech,

czekającnato,coterazpowiem.

–Moja–powtarzam.–Ajasięniedzielę,pamiętasz?

–Straszniejesteśzaborczy–mówibeztchu.

–Żebyświedziałajak.Byłobydobrze,gdybyśotym

pamiętała.–Uśmiechamsię,poczymbioręjązarękęiwyprowadzam

nadwór,zpowrotemdotowarzystwa,które

przycichananaszwidok.

–Wszystkowporządku?–pytaJules.

–Czujęsięznacznielepiej.Indykdziałacuda–odpowiadaNicole,

puszczającdoniejoczko.Sadzamjąsobienakolanachiobejmujęw

pasie.

background image

–Toznakomicie.–Natalieuśmiechasięciepłoizerkanamnie.–Aty,detektywie?

–Nigdynieczułemsięlepiej–odpowiadam.

–RozmawiamyoprzyjęciuzaręczynowymMegiWilla.–

Juleswprowadzanaswrozmowę.

–Przyjęciuzaręczynowym?–pytamzezdziwieniem.–Nie

wiedziałam,żecośtakiegoplanujecie.

–Bonieplanowaliśmy.–Megwzruszaramionamiiwznosioczydo

nieba.–AleJulesuważa,żetoniezbędne.

–Juleschcemiećwymówkę,żebykupićnowąparębutów–

dodajeNate,zacożonakarzegokuksańcempodżebra.Delikatnie

kładziedłońnajejbrzuszkuiskubiejąwargamiwucho.–Kupięci

wszystkiebuty,jakichtylkozapragniesz,skarbie.

–Możemywyprawićjetutajwwinnicy,dziękitemubędziebardziej

intymnie–proponujeDom.

–Aleciamogłabytobłyskawiczniezorganizować–dodajeJules,

klaszczącwdłonie.

Widzę,żeDomjestniezadowolony,alezachowujętodlasiebie.

–Musimytozrobićprzedsezonemtreningowym–zgadza

sięWill.

–IzanimLeoznowupojedziewtrasę–dodajeMeg.

–Ej,alejeślitomabyćtylkodlarodziny,toniemawielezachodu–

zauważaIsaac.–SkoroDommawyprawićprzyjęcieizamówimy

catering,tomożemyspokojnieurządzićjezatydzień.

–Sprawdzęwkalendarzu,alenarazieniewidzęprzeszkód–

przyznajeDominic.

background image

–Super!–mówiStacyicałujemężawpoliczek.

–Czymusimysiębardzostroić?–pytaMark,marszczącbrwi.

–Przyjdź,wczymchcesz–odpowiadaMeg.–Willijanielubimy

sztywnychstrojów.

–DziękiBogu–wzdychaMark.–Abędąjakieśwolnelaski?

–Nie!–krzycząwszyscynaraz,poczymwybuchamy

śmiechem.

Gdywieczoremdocieramydoniejdomieszkania,wciąż

jestemtrochęwytrąconyzrównowagitymcukrzycowym

wstrząsem.Tobyłdzieńpełengwałtownychwrażeń.Odranabyłem

jużlekkotwardypoprostuodpatrzeniananiąwsznurkowymbikini,

oddotykujejskórytużprzymojej,wciepłymświetlesłońca.Gdyby

nierodzinawokół,zerwałbymzniejkostiumimiałbymjąwciągu

jakichśtrzechsekund.

Alepotemzdarzyłsięwstrząsitamtenstrach,tenmomentniewiedzy,cosięzniądzieje,ciążyłmiprzez
resztępopołudnia.

–Ucichłeś–szepcze.Zamknąłemdrzwizanami.–Oczymmyślisz?

–Myślęotym,jakcięukaraćzato,żezataiłaśprzedemnącośtak

ważnegoiskróciłaśmiżycieodziesięćlat.

Otwieraszerokooczy,sztywniejewniejkażdymięsień.

– Jeśli sądzisz, że dasz mi klapsa jak tej biednej dziewczynie w klubie, to lepiej pomyśl jeszcze raz –
odpowiada.Zaróżowiłasię,szybciej

oddycha.

Zdejmujęjejtop,poczymjednymszarpnięciemodpinam

bikini,którespadaminadłoń.

–Niebędzieklapsów–mówię,poczymcałujęjąwpoliczek.

background image

–Acomizrobisz?–pytabeztchu.

–Zobaczysz.Usiądźnakrześleprzyoknie.

Bezprotestówspełniapolecenie,poczympatrzy,jakklękamprzed

nią,chwytamrąbekjejszortów,zsuwamjeprzezbiodra,apotemdo

samejziemi,potemsięgampomajteczki.Jednymruchemwyszarpuję

jespodtyłeczkaNicole.

Pojednejstroniekrzesłastoijejtoaletka,podrugiejjestramałóżka.

PodnoszęnogiNicole,rozsuwamje,poczymzawieszamjezakolana

naoparciuwyściełanegokrzesła.Potemchwytamgórnączęśćbikini,

przeplatamjąpodkolanemiwiążęsupełprzytoaletce.Drugąnogę

przywiązujędoramyłóżka.Całkowicieotworzyłasięprzedemnąiniemożesięruszyć.

Jestkurewskopiękna.

–Zrobiłaśsięjużmokra–szepczę,muskającczubkiempalcajejśliskiewnętrze.

–Lubię,kiedymniewiążesz–przypominami,ztrudem

chwytającoddech.–Jeślitomabyćmojakara,tosłabociidzie,

skarbie.

Uśmiechamsiępoważnie.Zamierzamjejudowodnić,jak

bardzosięmyli.

Pokrywamjejbiodramokrymipocałunkami,poczym

wylizujęzałamaniemiędzyudemacipką.Nicolejęczy,wplatami

dłoniewewłosy,takjakuwielbiam.Maniesamowiciemiękkąskórę,

pachniekokosemisłońcem,pocałymdniuopalaniasięnadwodą.

Liżęjejcipkę,wpychamjęzykmiędzywargisromowe,

szukającłechtaczki,poczymwycofujęsię,aNicolewydajezsiebie

długijęk.

background image

–Podobacisięto,prawda?

–Przecieżwiesz.–Jejbiodrazaczynająlekkopulsować,aleniemożeruszaćnimizbytmocnozuwagina
węzły.

–Lubiszteżukrywaćprzedemnątajemnice?–pytam,poczym

stanowczozasysamjejłechtaczkę.

–Nie–szepczeztrudem,kołyszącgłowąnakrześle.Gdywsuwamw

niądwapalce,znówszarpiemniezawłosy.

Idokładniewchwili,gdyczujępierwszyskurczwokół

palców,wyciągamjeiodsuwamsięokrok.

–Coty…?

–Troszkęsobiepoczekasz,zanimpozwolęcidojść.

Mrużywściekleoczyipatrzynamnie,dysząc.Odciągłego

przygryzaniamaspuchniętewargi.Wśrodkuażocieka,własnymi

sokami,śladamipomoichpieszczotach.

Jesttakapyszna.

Próbujedotknąćsięsama,alechwytamjązanadgarstek,całujęwtył

dłoni,poczympodnoszęjejrękęzagłowę.

–Jeszczerazspróbujeszsamasięzadowolić,tojednakdostaniesz

klapsa.

Pochylamsię,składampocałuneknajejświeżoogolonymłonie,po

czympodskubując,całujęjącorazwyżejiwyżej,ażdocieramdotegokurewskoseksownegokolczyka.
Przezcałyczasledwomuskam

czubkamipalcówjejmokrącipkę.

–Wykończyszmnie–szepcze.

–Jeszczenie–odpowiadamcicho,poczymwędruję

pocałunkamijeszczewyżej,ażdocieramdojejpiersi.Delikatnie

background image

pociągamsutekzębami.

Wijesiępodemną.Tociągniemniezawłosy,tochwytazaramiona.

Jeszczerazzanurzamwniejdwapalceiprzezchwilęostrojąpieprzę

–alegdytylkonogiNicolezaczynajądrżeć,przestajęiwycofujęsię.

–Matt!

–Widzisz,Nicole,jaczujęsiętaksamozawiedziony,kiedyzemną

nierozmawiasziniemówiszmiwszystkiego,co

powinienemwiedzieć.–Zataczamkciukiemkółeczkowokółjej

twardejłechtaczki.Niedotykamjejwtejchwiliwżadnyminnym

miejscu.–Jużmyślę,żewiemwszystko,kiedynagleodkrywamcoś

nowego,copowinnaśmibyłapowiedzieć.

–Każdaparapotrzebujeczasu,żebysiędobrzepoznać–

przypominami,chociażledwomówi.

Schodzępocałunkamicorazniżej,poczympodnoszęgłowę,żeby

spojrzećjejwoczy.

– Masz rację. W końcu dowiem się, jaka jest twoja ulubiona piosenka, jak wyglądała twoja suknia na
balumaturalnymiilemiałaślat,kiedydostałaśprawojazdy.–Znówzatapiamwniejpalceizaczynam
lizać

łechtaczkę.–Aletobyłocośważnego,maleńka.Icholerniemnie

wystraszyłaś.

Jejoczylśniązpożądania.Znówprzygryzawargę,patrząc,jak

pieprzęjąpalcamiijęzykiem.SutkiNicolestojąnabaczność,są

jeszczewilgotneodmoichpocałunków.

Boże,nigdywżyciuniewidziałemniczegopiękniejszego.

Inicniebyłodlamnierówniecenne.

–Musiszzrozumieć,żemiędzynaminiematajemnic.–

background image

Chwytammocnojejpośladki,podnoszęzkrzesła,poczymzatapiam

twarzwjejwnętrzu.Chlastamjęzykiem,ssęicałuję,ażzaczyna

krzyczećibłagać,żebympozwoliłjejdojść.Alejaprzestajęi

odkładamjąnakrzesło.

–Proszęcię!Niemogęjużtegoznieść!

Łzyspływająjejpotwarzy.Ściskadłońmioparciekrzesło.

Normalnie jeszcze bym ją podręczył, dał się błagać, ale te łzy to dla mnie zbyt wiele. Wystarczająco
jasnowytłumaczyłem,ocomi

chodzi,terazmuszętylkodaćjejto,czegopragnie,aczegoja

potrzebujębardziejniżpowietrza.

Zsuwamszorty,zadzieramkoszulkęnadgłowę,poczym

zrzucamjąnabokijużjestemwniej,mocno,głębokoażpojaja.

Zakrywamjącałą,chwytamsiękrzesłaipowoli,rytmicznie

zaczynamjąpieprzyć.

–Byłemtakstrasznierozczarowany–szepczę,poczym

całujęjąwpoliczek.–Zasłużyłaśsobienato,żebypoczućmoją

frustrację. Jeśli jeszcze kiedykolwiek dowiem się, że ukryłaś przede mną coś podobnego, spotka cię ta
samakara.

Oplatamnieramionami,przyciągamniebliskoiwtulamitwarzw

szyję.

–Proszę–szepcze.–Och,Matt.

Podnoszętors,żebywidziećnasrazem,mójpenis

zagłębiający się w jej mokre wnętrze, nabrzmiałą cipkę czerwieniejącą wokół prącia, pot na naszych
ciałach.

Ściska mnie jak imadło, czuję, jak gdzieś nisko w moim brzuchu buduje się napięcie i wiem, że zaraz
wybuchnę.

Zakrywamjejłechtaczkękciukiemipatrzę,jakrozpadasięna

background image

kawałki,zdrżącyminogami,targanaskurczami.Zcałejsiłyzdusza

mniewobjęciach.

Wykrzykujęjejimięidochodzęwtejsamejchwili,

wciskającsięwniąnajgłębiej,jaksięda,ocieramsięnasadąpenisaojejłono.Dajęzsiebiewszystko.

Długoleżębezruchunaniej,skupiającsiętylkonatym,żeby

odzyskaćoddech.Jejpalceprzypominająmi,żewciążjestzwiązana.

Uwalniamjązesznurków,masujękolanaiuda,poczymbioręjąw

ramionairazemsiadamynamiękkimłóżku.

–Przepraszamzato,cosięstało,izato,żeniepowiedziałamci

wcześniej–szepczewkońcugdzieśwmojąklatkępiersiową.

Gładzęjąpalcamipoplecach,wzamyśleniu.Takbardzojąkocham.

Gdybycokolwiekjejsięstało,nieprzeżyłbymtego.

–Tokoniectajemnic–szepczę.

–Koniectajemnic.

–Niemusisziśćzemnądopracy.–Nicolezapewniamnieporaz

trzeci,wyciągającświeżoupieczonebabeczkizpiekarnika.

–Uważaj,bopomyślę,żechceszsięmniepozbyć.

– Wiesz, że to nieprawda. – Kręci głową, stawiając gorące ciasteczka na podstawkę, żeby wystygły. –
Aledziśmaszostatnidzieńurlopui

powinieneśgodobrzewykorzystać.Japracujętylkodopierwszej.Jestniedziela.

–Sama.

–Uwierz,przepracowałamwieleniedziel,zanimpojawiłeśsięwmoim

życiu,detektywieMontgomery.

–Owszem,alejużniemusiszbyćsama–przypominamjejcicho,po

czymbioręjąwramiona,żebycałowaćbezkońca.

Topnieje.Obejmujemniezaszyjęiprzytulasięmocno,całującmniechętnymiustami.

background image

–Czypowinnamzatrudnićcięjakoasystenta?–pyta

szeptem,gdytylkonachwilęuwalniamjejwargi

–Hmm.–Przekrzywiamgłowę,jakgdybymintensywniesięnadtym

zastanawiał.–Chybamożeszmipłacićwnaturze.

–Czyżby.–Śmiejesię,poczymzaczynalukrowaćkolejnąblachę

ciastek.

–MożeszteżpójśćzemnąnaprzyjęcieMegiWilla.

–Niemusiszrobićnicdlamnie,żebymchciałaspotykaćsięztobąitwojąrodziną.

–Nodobrze.Wtakimraziejednakpoproszęoseks.

Śmiejesię,szczerzeigłośno,ajaczujęściskaniewżołądku.

Kochamjejśmiechikocham,kiedymatakieszczęśliwe,błyszczące

oczy.

–Jesteśprzepiękna–szepczę.

Jejuśmiechstopniowogaśnie,przesłoniętyprzezpożądanie.

–Cieszęsię,żetaksądzisz–mówicicho,leciutkodrgajejgłos.

Uwielbiam,gdytaksięodsłania,tracirównowagę.

–Czymogęcijakośpomóc?

–Proszę,polukrujje.–Pokazujemi,jakwirowymruchemnakładać

lukiernaczubekbabeczki,poczympowierzamizadanie.

–Piękniepachną–szepczę.–Zczymsą?

–Zbiałączekoladąimalinami.

–Czymogęzamówićtuzinnajutro?–pytam,nacozerkanamnieze

zdziwieniem.–Zabioręjedopracy.

–Pewnie–uśmiechasięszeroko,poczymwracadopracy.

–Czytoznaczy,żedobrzesięwczorajbawiłaś?

background image

–Otak.Maszświetnąrodzinę.

–Trudnosięzniminudzić–przyznajęzdumą.–Trzymamysię

blisko.

–Widać.Bardzosiętroszczycieosiebie.

–Owszem–mówię.

–Świetniesiębawiłam.Toprzemililudzie.

–Dobrzedonichpasowałaś–zauważammimochodem.

Namomentzamiera,poczymwracadopracy,jakgdyby

codzienniesłyszałaodjakiegośmężczyzny,żelubijąwidziećw

towarzystwietych,którychkochanajbardziej.

–Cieszęsię,żetaksądzisz.

–Wszystkowporządku?–pytam.

–Pewnie–odpowiada,uśmiechającsięsztucznie.–Jaktylko

skończysz,otwieramy.

–Mówszczerze.

–Naprawdęnicminiejest–podkreśla.–Idęotworzyć.

Wychodziwpośpiechu,jajestemkompletnie

zdezorientowany.Powiedziałemcośnietak?

Ech,kobietyiichhormony.

–Kilkagodzin–iwieleklientówiklientekpóźniej

dzwoneczeknaddrzwiamirozbrzmiewaporazkolejny.Wcukierni

zjawiasięCaleb,trzymajakąśpapierowątorebkę.

–Caleb!–Nicoleuśmiechasięszeroko,cieszysięzwizytymojego

brata.

–Dzieńdobry,ślicznotko.–Opierasięłokciemoladę,poczym

background image

mrugadoniej.–Cosłychać?

Nicoleśmiejesię,poczymkręcigłową.

–Wszystkowporządku.Czywszyscymężczyźniwwaszej

rodziniesątacyczarujący?

–Nie,tylkoja.–Calebznówpuszczadoniejoczko,poczymstawia

torebkęprzedNicole.–Todlaciebie.

–Coto?

–Zamówiłemcilunch–wyjaśniam.

–Przecieżpracuję.

–Mogęcięnachwilęzastąpić.Musiszjeść.

Patrzynamniezezdumieniem,potemzerkanaCaleba,wkońcu

cmokamniewpoliczekizabieratorbęnazaplecze.

–Zarazwracam!–krzyczy.

–Nieśpieszsię–odpowiadam.–Dzięki,stary.

–Niemazaco.Jaksiędziśczuje?

–Wporządku.

–Trochęnaswystraszyła.–Calebprzyglądasięwystawiepyszności.–

Dajmiciastkomarchewkowe.

Podajęmuciastko,poczymwyciągamrękępopieniądze.

–Nicoleniepracujezadarmo,baranie.

–Jezu,przecieżprzyniosłemjedzenie.Czyczłowiekniemaprawy

oczekiwaćzapłatywbabeczkach?

–Nie.

Wręczamipięciodolarówkę,aleniewydajęmureszty.

–Drań–śmiejesięCaleb.

background image

Rozdział13

Nicole

Wielesięzdarzyłowciąguostatnichdwudziestuczterechgodzin.

Nodobra,tojestniedopowiedzenieroku.

Skupiamsięnajedzeniukanapki,którąprzyniósłmiCalebiszybko

wypijamsok,któregosobienalałam.Chcęzarazwrócićdopracy.

Wczorajtaksięświetniebawiłam.Mattmaogromnąrodzinę,która

trochęmniemożeprzytłacza.Wszyscysątacyurodziwi,odnoszątyle

sukcesów,potrafiąsięświetniebawić.Ijateżsięświetniebawięznimi.

Potrafiąteżkochać.

Niewiem,jaktojest,miećtakąrodzinę.Cośwemniebardzopragniewejśćdotejrodzinyinależećdo
niejprzezdługi,długiczas.

Chryste,jesteśżałosna.

Przełykamostatnikęs,poczymwracamdokuchni.

–Chcielibyśmyzaprosićwasoboje–mówiwłaśnieCaleb.–

O,dobrze,żejesteś.

–CalebiBrynzapraszająnasnakolację.

–O–odpowiadam,unoszącbrwi.

–Tonieobowiązek,aletwojareakcjanierobiminajlepiejnaego,skarbie.

Śmiejęsięikręcęgłową.

–Dziękujęzazaproszenie.–OdwracamsiędoMatta.–

Tylkowiesz,coniedzielęregularniespotykamsięzBailey.

Idziemynawinoijakieśprzekąski.

–Towporządku.–Mattwzruszaramionami,jakgdyby

zupełniemutonieprzeszkadzało.–Wtakimrazieidźsięspotkaćz

Bailey.

background image

–Poważnie?–pytamsceptycznie.

–Skarbie,niemuszęzagrabiaćcałegotwojegoczasu.

Najwyżejwiększość.–Uśmiechasiędrapieżnie,poczymcałujemnie

prostowusta.–MożedołączyszdomnieiCalebapóźniej?

– T o dobry plan. Matt da ci adres. – Caleb podpiera się na ladzie, żeby dosięgnąć do mnie i mocno
ucałowaćwpoliczek.

Mattwydajezsiebiewarkot,aletotylkorozśmieszaCaleba.–Do

zobaczenia,trzymajciesię.

Macha,poczymwychodzi–imijasięwdrzwiachzBailey,którapo

drodzezdążajeszczeprzyjrzećsięjegotyłkowi.

–Ocholera,widziałaśto?

–Tomójbrat–potwierdzaMattzuśmiechem.

–AtymusiszbyćMatt–zgadujeBaileyzzalotnym

uśmiechem, po czym podaje mu rękę. – Mijaliśmy się tu i tam, ale nie mieliśmy okazji się porządnie
poznać.JestemBailey.Jejnajlepsza

przyjaciółka.

–Miłomi–odpowiadaMatt,uśmiechającsięczarująco.–

Owszem,kojarzęcię.

–Ijakojejnajlepszaprzyjaciółka…–zaczynaBailey.

–Bailey–mówięostrzegawczo,alenawetniezwracanamnieuwagi.

–…oświadczam,żejeślizrobiszjejkrzywdę,zamieniętwojeżyciew

piekło.Nieobchodzimnie,żejesteśglinąimistrzem.

Mnieniewystraszysz.

Mattunosibrwi,poczymobchodziladęi,kuzdumieniuBailey,

mocnojąobejmuje.

–Powinieneśsięmniebać,anieprzytulać.Właśniecigroziłam.

background image

–Dziękujęci,żetakjąkochasz–szepczejejdoucha.Całujejąw

policzek,poczymwypuszczazramioniwracanamojąstronę.–Czy

terazjużprzejmieszstery,maleńka?

–Eee…–Muszęodchrząknąć,żebyodzyskaćgłos,który

uwiązłmigdzieśwkrtani.Baileytakżeniemożesięchybaotrząsnąć.

–Tak,oczywiście.

Chwytamniepalcamizabrodęidelikatnieprzechylamojątwarz,

żebynaszeustamogłysięspotkać.Skubiemniedelikatniewwargi,

potemmuskamiękkimiustami,wreszciewsuwajęzykiodbierami

oddechgłębokimpocałunkiem.Gdysięodsuwa,musimnie

podtrzymać,żebymniestraciłarównowagi.

–Orany–szepczeBaileyześmiechem.

–Dozobaczeniawieczorem.–Głaszczemniepalcamipo

policzku,poczymodwracasięiwychodzizkuchni.–Cześć,Bailey.

–Cześć!–odprowadzagozachwyconymwzrokiem.

Podchodzędodrzwifrontowych,zamykamjeodśrodka,poczym

bioręsięzasprzątanie,żebyzamknąćcukiernię.

–Będęgotowazajakieśdwadzieściaminut–mówię,jakgdybymwcale

omalwłaśnieniestraciłazmysłówpocałowaniusięz

najseksowniejszymfacetemnaświecie.

–Niezłeciacho–stwierdzarzeczowoBailey.

–Przecieżjużwiedziałaś.

–Jegobratteżniczegosobie.

–Jegobratmażonę.

–Jakwszyscyprzystojniacy.–Baileywydymawargiz

background image

pretensją.–Tocorobiciedziświeczorem?

–Czymożemypogadaćotymjużprzywinie?–pytam,

wzdychając.–Todługaopowieść.

–Boże,notośpieszmysię.Napięciemniezabija.

Baileypomagamiprzysprzątaniuiszykowaniumateriałównajutro.

Całyczasażpodryguje,jakgdybymusiałabiecdotoalety,co

przyprawiamnieochichot.

–Alezciebiewariatka–mówię.

–Poprostusięniecierpliwię–poprawiamnie.–Chodźmyjuż.Czeka

nanassexykelnerDan.

Zawieszamfartuch,chwytamportfelizamykamzanami

drzwi.Baileybierzemniepodramię,poczymruszamywstronę

Vintage.

–Ależdziśpięknie.–Bioręgłębokiłykletniegopowietrza.

Czujęsłonąwońdochodzącąznadzatoki.NauliceSeattlewyległycałerodziny,prowadzącewózeczkii
niosącemałedzieci.Wszyscycieszą

sięsłonecznąniedzielą.

–Wspaniałelato–zgadzasięBailey,zuśmiechem.

Wprowadzamniedobaru,poczymuśmiechasiękuszącodoCholernie

SeksownegoDana.–Cześć,piękny.

–Witajcie.–Odprawiahostessęgestemgłowy,poczymsamznajduje

nammiejsca.–Tocozwykle?

–Tak,proszę–odpowiadamyjednocześnie.

–Jużsięrobi.–MrugadoBailey,poczympodchodzidobaru.

–Podobaszmusię.

–Jesturoczy–wzdychaBailey.–Iboleśniemłody.

background image

–Coty,przecieżtengośćmożemiećspokojniedwadzieściaparę.

–Itakzamłody.Potrzebujękogośzwiększym

doświadczeniemżyciowym.–Macharęką,poczymsiada

wygodniej.

Danprzynosinaszewinoiprzyjmujezamówieniena

przystawki,Baileymierzymniewzrokiemznadkrawędzi

kieliszka.

–Nomówwreszcie.

–Naprawdęciępotrzebuję,żebyśpomogłamiodzyskać

rozum.Pomóżmijakośotrzeźwieć.

–Dobra.

–Niemogęsięwnimzakochać.

–Jasne.–Marszczyczołownagłymzdumieniu.–Czekaj.

Czemunie?

–Bomytylkomiłorazemspędzamyczas,pamiętasz,oczym

rozmawiałyśmy?

Powoliprzytakuje,alepochwilikręcigłową.

–Właściwiekiedycośtakiegomówiłyśmy?

–Zabrałmnienaspotkaniezrodziną–zaczynam.–Ionisąświetni.

Wiedziałaś,żejegoszwagremjestLukeWilliams?TenLuke

Williams?Ten,któregoplakatwisiałnamojejścianie,kiedybyłam

nastolatką.

–Ocholera.

–AsiostraLuke’achodzizLeoNashem,docholery.Nie

wspominającjużofakcie,żebratMattatoWillMontgomery,ten

background image

słynnyfutbolista.Nowięczabrałmnienaprzyjęcienadbasenemdla

gwiazdioniwszyscybylisupermili.Istraszniezabawni.

–Notoświetnie.Czymożeciemniezabraćnastępnym

razem?

–Toniejestśmieszne.Natymprzyjęciuzaliczyłam

gwałtownyspadekcukru,bojakostatniaidiotkazamałowczoraj

zjadłam,itakMattdowiedziałsięocukrzycy…

–Niemówiłaśmu?–pyta,marszczącmocnobrwi.

–…ioczywiściesięwściekł,bomuniemówiłam.

–Onjestdominatorem,Nicole.Nojasne,żesięwściekł.–

Upijałykwina,poczymnapoczynawłaśnieprzyniesioneprzezDana

jedzenie.

–Apotemwyrwałomusię,żesięwemniezakochał.

Powoliodkładafrytkęnatalerziwbijawemniezdumionywzrok.

–Cotypowiedziałaś?–pyta,niemalpiszcząc.

–Nic.

–Nic?

–Jemusiętowymknęłopodwpływemchwili.Niejestem

nawetpewna,czyzdajesobiesprawęztego,copowiedział.Był

wtedyjeszczezdenerwowanyzpowodutejcukrzycy.–Odsuwamod

siebietowspomnienie,bonasamąmyślkompletniesięrozsypuję.–

Alejazamocnosiędoniegoprzywiązuję.

–Czemu?

–Onpowinienmiećdzieci–szepczę.–Obiewiemy,żeniemogęmu

tegodać.

background image

–Niebądźniemądra–jęczyBailey.–Przecieżniemożesztego

wiedzieć.

–Toiowowiem.Niemogęsięwnimterazzakochać.Niejestem

dziewczynądlaniego.

–Jasne,czylimawspaniałąrodzinę,świetnąpracę…–

Odliczazaletynapalcach.–Niejestnaciągaczemani

nieudacznikiem,potrafibyćlojalny,dobrzeradzisobiezdziećmii

jeszczelepiejwsypialni.Cozakoszmar!

–Bardzośmieszne.

–Czylinajpierwniechciałaśgo,bojestdominujący,ateraz,bomożekiedyśchciećdzieci?

–Oj,wtwoichustachtobrzmitakgłupio–śmiejęsię.–Alejasięstaramgochronić.Niechcęzrobićmu
krzywdy.Isobieteżnie.

–Ależtysięmartwisznazapas.Poprosturóbdalejto,cowam

wychodziodpoczątku.Cieszsięnim,akwestiędziecizałatwisz,kiedycisięoświadczy,jeślitonastąpi.

Dławięsięwinem,ażoczyzachodząmiłzami,muszę

odkaszlnąć.

–Nodobrze,czylinasamąmyślomałżeństwiewpadaszwpanikę–

mówicichoBailey.–Jaraczejżartowałam,Nicole.

–Nawetniemówtakichrzeczy!

–Kochanie,jawłaśniewidziałamwasrazem.Tenfacetjest

nieprzytomniezakochany.

Chcęcośpowiedzieć,alepowstrzymujemniegestemdłoni.

–Itytaksamo.Wiem,żeledwocosiępoznaliście,aleMattnigdziesięniewybiera.Poprostucieszsię
tym.

–Toprawda,żejestgenialnywłóżku–przyznaję.

– Och, znakomicie, podkreśl to jeszcze kilka razy. Jesteś okrutna. Ja tu stanęłam w twojej obronie i
zagroziłam

background image

przedstawicielowiprawa,awnagrodęprzypominaszmi,żety

uprawiaszseks,ajanie?

Chichoczę,poczymłapczywiechwytamfrytkę.

–Tojestserioświetnyseks.

–Nienawidzęcię.

–O,trafiłaś!–cieszysięBrynna,otwierającmidrzwi.

–Prawiesięzgubiłam–przyznajęzewstydem.–Jesteścietudobrze

schowani.

Topewneniedopowiedzenie.CalebiBrynnamieszkająw

pięknymdomuwdzielnicyAlkiBeach.Tojednazmoich

ulubionychczęścimiasta,szczególniewlecie–sątusklepy,po

którychmożnabuszować,znakomiterestauracje,wtymmójulubiony

bar, T he Celtic Swell, a także wiele kilometrów tras spacerowych, na których można podziwiać
panoramęSeattle.

–Cieszęsię,żejednakdotarłaś.–Obejmujemnie.

Muszęwspiąćsięnapalce,żebymogładosięgnąć.Brynnajestwysoką

kobietą,madługie,ciemnewłosyiprzepięknepiwneoczy.

–Chłopakisąwogródkuzdziewczynkami,którewłaśnieusiłują

wyprosić,żebymogłypóźniejiśćspać.

–Notak,lato.–Wzruszamramionami.–Jaksięmają

dziewczynki?

–Świetnie.Chodźmydonich.

Prowadzimnieprzezdomwstronętylnychdrzwi.W

ogródkuszczekaszczęśliwyjednookipies,aCalebiMattpodciągają

sięnametalowymdrążku.

–Ocholera–mamroczę,zatrzymującsięwpółkroku.

background image

Patrzę,jakmężczyźnimiarowymiruchamiunosząsięiopadają

uczepienidrążka.Obajzdjęlikoszulki,odsłaniającplecyiramiona

–czystezwojemięśni.Calebmatatuażnaramieniu,jednakztej

odległościniemogęgoodczytać.Obajlśniąodpotuicochwilasię

przekomarzają.

–WujekMattzrobiłjużdwadzieścia!–krzyczyJosie.

–Tatuśdziewiętnaście–dodajeMaddie.

–Będęlepszy,braciszku.

–Walsię–odpowiadaCaleb.

–Tatuśmusiwrzucićpieniążkadoskarbonkizaprzeklinanie!

–zauważaJosie.

–Zdajesię,żenamówiłypanównapompki,żebyniemusiećiśćspać

–mówiBrynnaipatrzynaswojegomęża,krzyżującręcenapiersiach.

–Niezływidok,prawda?

–Matko,topowinnobyćnielegalne–zgadzamsię.–Jakty

zachowujeszspokójnaspotkaniachrodzinnych?Jawczorajmyślałam,

żedostanęatakuserca.

Śmiejesię,poczymobejmujemnieramieniemiprzytula.

–Zpoczątkutowszystkojesttrochęprzytłaczające,aletozwykli

ludzie,Nicole.WillpuszczabąkiizwalatonaMeg.Julesmatakiszał

hormonalny,żeciąglenakogośwarczy,apotempłaczeibłagao

wybaczenie.Jaktowrodzeństwie.

–Mhm.–Przekrzywiamgłowę,przypatrującsię,jakMattiCaleb

zeskakująnaziemię.

–Atymaszsiostręalbobrata?–pytaBrynnę.

background image

–Mam,siostrę,nazywasięSavannah.Aleniejesteśmyzbytblisko.

–Jajestemjedynaczką.Stacytomojakuzynka,chociaż

wychowywałyśmysięraczejjaksiostry.

UśmiechasiędoCaleba,któryporywaJosiewramionaitańczyznią

popodwórku.MattiMaddiedrapiąigłaszcząpsa,którywywalił

brzuchdogóryiwyraźnieznajdujesięwpsimniebie.

–Nodobrze,dziewczynki,poraspać!

–Alemamo,Nicoledopieroprzyszła!–Maddiepodbiegaiobejmuje

mniezanogi.–Tęskniłam.

Przyklękam,śmiejącsię,przytejuroczejdziewczynce.

–Przecieżwidziałyśmysiętylkoraz,wcukierni,kiedyprzyszłaśz

mamązałatwićciastka.Jakmożeszzamnątęsknić?

–Podobamisiętwojacukiernia–odpowiada,wzruszającramionami,

jakgdybytowszystkowyjaśniało.

–Miłomi!

–JesteśdziewczynąwujkaMatta?–pytaJosie.Trzyma

Mattazarękęiobserwujemnieostrożnie.

Aleopiekuńczezniejstworzenie.

–Owszem–odpowiadam,przynajmniejnarazie,poczym

uśmiechamsiędoJosie.–Jaksięmasz,Josie?

–Świetnie.–WtulatwarzwnogęMatta,którywłaśnie

wkładakoszulkę,poczymześmiechemporywadziewczynkęw

ramiona.Odgarniajejztwarzydługieciemnewłosy.

–Czemujesteśtakanieśmiała?–pyta.

Wzruszaramionamiikładziemugłowęnaramieniu.

background image

–Onajestgłupia–informujemnieMaddie.–Atonaszpies,Bix.Jestbardzoodważny.

–Iśliczny–przyznaję.

Piespodnosiłapę,jakgdybychciałsięprzywitać,więcnachylamsię,żebyjąuścisnąć.

–Dziewczynki,musicieiśćdołóżka.Waszaporaspaniaminęłajuż

dawno–stwierdzaBrynna.

CalebbierzeprotestującąMaddiezarękę,poczymdajeBiksowiznak,żebyposzedłzanimi.

–Poczytasznam?–pytaJosieMatta.

–Pewnie.–Odwracasiędomnie,poczymcałujemniewpoliczek.–

Cześć,skarbie,cieszęsię,żejesteś.Czymogęjeszczeiśćpoczytaćdziewczynkom?

–Oczywiście–odpowiadamzuśmiechem,poczym

zanurzampalcewjegomiękkie,ciemnozłotewłosy.–Jasiętuczymś

zajmę.

–Rozpalęgrill–mówiCaleb,poczymprzekazujerączkęMaddie

Mattowi,któryzabieraobiedziewczynkiiichpsadodomu.

–Jakmogępomóc?–pytamBrynnę.

–Możeszposiedziećzemnąnatarasie.Calebupiecze

burgery, a cała reszta jest zrobiona. – Przysiada na niebieskim fotelu, a ja zajmuję miejsce obok, na
pasującejdwuosobowejkanapie.

–JakspotkaniezBailey,dobrzesiębawiłaś?–pytaCaleb,rozpalającgrilla.

–ZBaileyniedasiębawićźle–odpowiadamześmiechem.

–Calebmówił,żechodziciedoVintage.–Brynnanalewanampo

szklancemrożonejherbatyzoszronionegodzbana.–Tofajne

miejsce.

–Uwielbiamje–przyznaję.–Jużodparulatbywamytamwkażdą

niedzielę.

Caleb kładzie cztery uformowane surowe burgery na grilla, a powietrze wypełnia skwierczenie i woń

background image

mięsa.

–Maszpięknydom–zauważam,poczymupijamłyk

herbaty.

–Dziękuję.TotaknaprawdędomNatalie.Alepozwoliłamisię

wprowadzić,boJuleszamieszkałazNate’em.–Brynnabierzesobie

kawałekseleraztacyidelikatniegonadgryza.

–Tobardzomiłozjejstrony.

–Natjestkochana.Uroczakobietailojalnaażdoprzesady–

mówiBrynna.–AlechybazaczniemysięzCalebemrozglądaćza

czymświększym,skoromamyteraznowegoczłonkarodzinyw

drodze.Przydasięwięcejmiejsca.

–Mówięci,żeIsaacpowiniennamcośwybudować–

przypominaCaleb.

–Och,będziemysięterazkłócićorozkładłazienekiplanpięter.–

Brynnawznosioczydonieba.

–Coprzegapiłem?–pytaMatt,którywłaśniedonas

dołączył.Siadaobok,obejmujemnieiprzytula.

–Nicwielkiego.Dziewczynkizasnęły?

–Przeczytałemimdwiebajki.Alezałożęsię,żektóraśbędziechciałasiękoniecznienapićwodywciągu
najbliższejgodziny.–Całujemniewskroń,poczymmuskaczubkamipalcówmojąrękę.Gdysięga

tatuażunaramieniu,przyprawiamnieogęsiąskórkę.

–Napewnobardzożałują,żenamnietowarzyszą–

przyznajecierpkoBrynna.

–Czydziśjestjakaśszczególnaokazja?–pytam,poczymkładę

głowęnaramieniuMatta.

–Wpewnymsensie,aleniechcemyztegorobićwielkiejsprawy.–

background image

Calebprzewracaburgery,zamykapokrywęidołączadonas.–Odbyła

sięjużceremoniaadopcyjna,aledopierodziśotrzymaliśmy

dokumenty,żesprawajestostateczniezakończona.

–Tocudownie!–wykrzykuję.–Miałyszczęście,żetowyje

wzięliście.

–Gratulacje,stary.–Mattprzybijapiątkębratu.–Chociażtak

naprawdęsąwaszejużoddawna.

–Toprawda.–Calebkiwagłową.–Jakciwysmażyć

burgera?

–Prawiedokońca–mówię.–Napewnoniemogępomóc?

–Pracowałaścałydzień.Odprężsię–szepczemidouchaMatt.–

Mamywszystkopodkontrolą.

– Nie pracowałam cały dzień – śmieje się, ale opieram się wygodniej i sączę herbatę. – Ale pozwolę
wamuporaćsięzgotowaniem.

–Piękniewyglądasz–szepczeMatt.

Marszczęnos,cogorozśmiesza.

–Straszniepodobamisiętwójtatuaż–twierdzaBrynna,

przekrzywiającgłowęwzamyśleniu.–Możeteżsobiezrobięcoś

takiego.

–Niemożeszsiętatuować,kiedyjesteśwciąży,kochanie–

przypominajejCaleb.

–Wiem,potem.

–Polecęcisalon,myślęokolejnym.

DłońMatta,któradotejporygładziłamojeramię,terazzamieraw

bezruchu.

–Cochciałaśzrobićtymrazem?–pytamnie.

background image

–Jeszczeniezdecydowałam.Poprostukorcimnie,żebymiećcoś

nowego–odpowiadam,wzruszającramionami.

Rozbłyskująmuoczy,tenpomysłwyraźniegopodnieca.

Lubitatuaże.

–Burgerygotowe–obwieszczaCaleb.

–Nototerazchciałabymposłuchaćjakichśnaprawdę

dobrychhistoriiotym,jakimMattbyłdzieckiem–stwierdzam,po

czymdoprawiamkeczupemmojegoburgera.

–Jaznamichchybamilion.Cochceszwiedzieć?–pytaCaleb,

ignorującwściekłespojrzenieMatta.

–Wszystko–śmiejęsię.–Alezacznijodtychnajbardziej

kompromitujących.

–Spałzukochanymkocykiemdodziewiątegorokużycia–

zaczynaCaleb.

–Proponuję,żebyśsięzamknął–warczyMatt,

przyprawiającmnieochichot.

–Zawszebyłnajwrażliwszyznaswszystkich–ciągnie

Caleb.

–Wiesz,jateżznamkilkahistorii.Otobie–przypominamuMatt.

–Och,chętnieposłucham!–Brynnaklaszczewdłonieipodskakuje

nafotelu.–Dobrzesięzapowiada.

–MattzawszebyłfanemBatmana.Wkładałręcznikina

głowęjakpelerynyibiegałpodomu,ratującGothamprzedzłem.

–ToCalebbyłzłem–dodajeMatt,mrużącoczy.–Przestańmówić.

Ostrzegamcię.

background image

–MamachybamajakieśzdjęciaMattazpiątejklasy.Julesmiała

chybawtedyzpięćlat,pozwoliłjejobciąćsobiewłosy.

–Calebmoczyłsięwnocydoszóstegorokużycia–szepczeMatt

zwodniczołagodnymgłosem,poczympatrzynabrata,unoszącbrwi.

–TyteżnigdyniepotrafiłeśodmówićJulesniczego,więcterazmituniewciskaj.

–CzyMattbyłspokojnymdzieckiem?–pytam,bostraszniemisię

podobatobraterskieprzekomarzanie.

–Otak–przytakujeCaleb.–Zawsze.Wręczponurym.

–Musiałemwyrobićśrednią,boWillzachowywałsięjakwariat.

–ACaleb?–pytaMattaBrynna.–Czyzawszebyłtaką

chodzącąsiłąspokoju?

–Nie–odpowiadaMatt,patrzącnabratawzamyśleniu.–

Takizrobiłsiępojakimśpierwszymrokusłużbywkomandosach.

–Byłeśkomandosem?–pytam,otwierającszerokooczy.O

cholera,towyjaśnia,skądmatakiegenialneciało.

–Owszem.–Calebskupiawzroknapiwie.

–Dziękujęcizasłużbę–mówięcicho,agdynapotykamjegowzrok,

odpowiadamuśmiechem.–Mójojciecbyłżołnierzem,walczyłw

Wietnamie.

Calebkiwagłową,poczymspoglądanaMatta.Czegośnie

wypowiadająnagłos.PochwilirozbrzmiewatelefonMatta.

–Cholera,toAsh.–Odbiera.–Słucham?

–Mamnadzieję,żeniebędziemusiałwyjść–mamrocze

Brynna.

–Itoniemożezaczekaćdojutra?Onraczejsięnigdzienieruszy–

background image

narzekaMatt,poczymprzeklinaiodgarniawłosyzczoła,cojest

wyraźnymznakiem,żesięzdenerwował.–Nodobra,będęzachwilę.

Rozłączasię,poczymwsuwatelefondokieszeniipatrzynamnie

przepraszająco.

–Chybadobrze,żeprzyjechaliśmydwomasamochodami.

Muszęjechaćdopracy.

–Wporządku.–Unoszęlekkoramiona,chcącpowiedzieć,żetonic

takiegoiwcaleniejestemzawiedziona.Takąmapracę.

–Przepraszam.

–Matt,przecieżtotwojapraca.Nicsięniedzieje.

–Dajcienamchwilkę–mamroczeMattdoCaleba,cmoka

Brynwpoliczek,poczymbierzemniezarękęiprowadzidodomu.–

Dziękizakolację,zadzwonięjutro,stary.

Jużwkuchnibierzemniewramionaicałujedoutraty

zmysłów.Zanurzapalcewmoichwłosachiprzytulaztąsamą

desperacją,zktórąrozgniatamiwargipocałunkami.Jakgdybychciał

mnienaznaczyćjakoswojąwłasność.

Wkońcuodsuwasię,beztchu.Jegobłękitneoczyjaśniejąz

pożądania.

–Nietakplanowałemspędzićtenwieczór–mówi.–Bardzochciałem

zabraćciędodomuizatracićsięnakilkagodzin.

Przełykamślinę,poczymdzielniesięuśmiecham.

–Tobędzietylkonieoczekiwanaprzerwatechniczna.

–Przepraszam–powtarza.

–Matt,takpoprostubywa.Pracujeszwpolicjiijestemztegodumna.

background image

Idź.

Wzdycha,przytulamniemocno,kołyszeprzezchwilęw

ramionach,poczymskładamocnypocałuneknamoimczoleibierze

głębokioddech.

–Zadzwoniępóźniej–mamrocze.

–Brzmidobrze.

Całujemniejeszczeraz,poczymruszawstronęsamochodu.

–Chybatakżepowinnamiść–stwierdzam,wracającna

taras.

–Czymożemychwilęporozmawiać,zanimpójdziesz?

–Oczywiście–odpowiadam,poczymsiadamznówna

swoimmiejscu.

–Czymogęzostać?–pytaCaleb.

Spoglądamnaichpoważne,skupionetwarze,inagle

zaczynamsiędenerwować.Topewnietenmoment,kiedy

poinformująmnie,żeniejestemdośćdobradlaMatta.

–Zostań–mówięcicho.

–Chciałamcitylkocośdoradzić–zaczynaBrynna.–Byłamkiedyś

żonągliniarza.Biologicznegoojcamoichbliźniaczek–

dodaje,widzącmojezdumionespojrzenie.–Nicole,toniejestłatwe.

Niekażmuwybieraćmiędzytobąapracą.Cokolwiekwybierze,nie

będzieszczęśliwy.

–Nigdybymtegoniezrobiła–odpowiadamgniewnie.–

Skoromitomówisz,toznaczy,żeniemaszomniezbytdobrej

opinii.

background image

–Nieprawda–protestujeBrynna,kręcącgłową.–Poprostu

ostrzegamcię,żezwiązkizpolicjantamisątrudne.Inaprawdęnie

chcębrzmiećjakwrednasuka,chociażwłaśniezdałamsobiesprawę,żetakdokładniebrzmię.Mattto
jedenznajwspanialszychfacetów,

jakich kiedykolwiek poznałam. Zrobił bardzo wiele dla mojej rodziny, a w szczególności wbił trochę
rozumudotejopornejgłowy.–Tu

wskazujekciukiemCalebaiuśmiechasięlekko.–Kochamgo.Nie

chcę,żebycierpiał.

–Nigdyniedopuścidotego,żebyśczułasięnadrugimplanie,mniejważnaniżpraca–dodajeCaleb.

–NiemamżadnegoproblemuzpracąMatta–odpowiadam

szczerze.–Jestemzniegodumna.Toświetnypolicjant.Wiem,że

taka praca wiele wymaga, wiem, że nie raz będę to przeklinać, ale tak już musi być. – Wzruszam
ramionami,nacoBrynnaiCalebwidocznie

sięodprężają.

–Lubięcię–stwierdzaCaleb.–Myślę,żejesteśidealnąkobietądlamojegobrata.

–Dziękuję–szepczę.–Obyśmiałrację.

Niemogęprzestaćonimmyśleć.Odkładamczytniknastoliki

pocieramoczyopuszkamipalców.

Niemampojęcia,odjakdawnawpatrujęsięciąglewtensamakapit,

myślącoMatcie.Niedostałamżadnychwiadomości,aletomnienie

dziwi.Skorogowezwali,toznaczy,żejestzajęty.

Jesteśmyrazemtakkrótko,jaktosięstało,żejużtęsknięzanim,gdynieleżyobok?Możepoczytałbymi
alboobejrzelibyśmyfilm.

Albokochalibyśmysię.

Nasamąmyślmojeciałoogarniaogień.Przesuwambiodra,ściskając

mocnouda,żebyjakośulżyćnapięciurodzącemusięmiędzynimi.

Pragnęgo.

background image

Wkońcusięgampotelefoniwysyłamwiadomość.

„Proszę,wyjdźzmojejgłowy.Usiłujęzasnąć”.

Długowpatrujęsięwtelefon,ażwkońcunadchodzi

odpowiedź.

„Tyzawszesiedziszwmojej.Wszystkowporządku?”.

Uśmiechamsięizaczynamnaciskaćklawisze.

„Tak,czujęsięświetnie.Tęsknię.Chciałabym,żebyśtubył.

Jestemnaga”.

Chichocząc,przekręcamsięnabrzuchiczekamniecierpliwiena

odpowiedź.

„Zadręczyszmnie.Jesteświlgotna?”.

„Myślęotobie,więcraczejtak!”.

Przygryzamwargę,wpatrującsięwtelefon.Pokilku

minutachdzwoni.

–Halo?

–Skarbie,zabijaszmnie.

–Amyślałam,żesiępobawimywpikantnewiadomości–

odpowiadam,chichocząc.

–Musiałemcięusłyszeć.–Mazmęczonygłos.Pobrzmiewawnim

frustracja.

–Ciężkanoc?

–Otak,ijeszczepotrwa.BędziemyzAshempracowaćteżjutrocały

dzień.

–Achceszjeszczetebabeczki,októrychwspominałeśrano?

–pytam,poczymprzekręcamsięnaplecy.

background image

–Oczywiście.Niewiem,czybędęmiałjutroinnąokazję,żebycię

zobaczyć.

–Przygotujęjedlaciebie–obiecuję.

–Awracającdotematu.

Słyszę,żesięuśmiechainiepotrafięnieodpowiedziećtymsamym.

Opieramsięwygodnieizaciskampalcemocniejnatelefonie.

–Wspominałaś,żejesteświlgotna?

–Ipodnieconajakcholera–odpowiadam.

–Icozamierzaszzrobićwtejsprawie?–Jegogłosstałsięaksamitny,alepobrzmiewawnimteżtaostra
nuta,któraoznaczawejściewrolępana.Mojeciałostajewpłomieniach.

–Jeszczenicnieplanowałam–mówięchrapliwie.

–Chcę,żebyśrozchyliłatemiękkieudaiwsadziładwapalcedocipki.

Teraz.

Wypełniamjegopolecenie.Jęczę,podwójniepodniecona

głosemMattawsłuchawceiwłasnympalcemwślizgującymsięwmoje

wnętrze.

–Matt–szepczę.

–Aterazpotrzyjcałądłoniąłechtaczkę.Mocno,skarbie.

Jęczę,energiczniepocierającłechtaczkęitowsuwam,towysuwam

palce.Och,cholera,samtengłosdoprowadzamniedoutraty

zmysłów.

–Matt,jazarazdojdę–zawodzę.

–Skarbie,musiszszybkodaćmitenorgazm,ajutrosamociebie

zadbam.Możesznatoliczyć.

–Och,Boże.

–Zwiążęcięiwyliżęodstópdogłów,Nicole.Chcesz?

background image

–Jezu–jęczęicaławybucham,miotamsię,tręudemoudo,usiłuję

wycisnąćzmojejłechtaczkikażdąkropelkęrozkoszy.

–Mojadziewczynka–mówimisłodkodoucha.–Bardzo

ładnie.

–Tęsknięzatobą–udajemisięwydyszeć.–Kochamcię!

–Będęjutro,przyrzekam.

–Dobrze.–Bioręgłębokioddech,poczymwybucham

śmiechem.–Tobyłodobre.

–Dlaciebie.Japotrzebujęodpocząćkilkaminut,zanimwrócędo

pokoju,żebyAshniezobaczył,jakterazwyglądam.

Chichoczęiprzewracamsięnabrzuch.

–Gdybymtambyła,mogłabymcipomóc.

–Przestańtakmówić,błagam.

–Jesteśsam?

–Tak.

–Drzwimajązamek?

–Proponujeszmi,żebymzwaliłkoniawskładziku?–pytazdziwiony.

–Chciałabymusłyszeć,jakdochodzisz.

–Jutro,skarbie,usłyszysznieraz.

–Niemogęsiędoczekać–uśmiechamsię.

–Dobranoc,kochanie.

–Dobranoc.Kochamcię.

Rozdział14

Ktośprzyszedł–mówiAnastasia,wchodzącdokuchni.–

Mamyjeszczedwadzieściaminutdootwarcia,aletwierdzi,żecięznaiżebyśspojrzałanatelefon.

background image

Wyciągamtelefonzkieszeni,mamdwiewiadomości.

„BędziemyzAshemzapółgodziny”.

„Jesteśmyprzedwejściem.Twojawiernapracownicanie

wierzy,żecięznam”.

BiegnęotworzyćdrzwiiuśmiechamsięnawidokMatta,

któryoparłsiętyłkiemoszklanykontuar.Błękitnakoszula

wyjątkowopasujedojegooczu.

Adżinsydotyłka.

Odwracasięiuśmiecha.Otwieramdrzwi,odchodzęokrok,żeby

wpuścićpanówdośrodka,poczymponowniezamykamzasuwkę.

–Przepraszam,żejesteśmyzawcześnie–mówiAsh,

ruszającwstronęlady,żebyłakomymwzrokiempożerać

wystawioneprzysmaki.

–Nicsięniedzieje–odpowiadam.–Anastasio,tosąMattiAsh.

–Przepraszam–rumienisię.–Poprostunieczujęsiępewnie,

otwierającdrzwitakwcześniekomuś,kogoniepoznaję.

–Dobrzerobisz–zapewniająAsh.

–Jakcimijadzień?–pytacichoMatt,obejmującdłoniąmój

policzek.

–Lepiej,odkądcięwidzę–odpowiadam,poczym

przekręcamgłowę,żebyucałowaćjegociepłąrękę.Omatko,zupełnie

sięrozklejam.

OczyMattarozbłyskująszczęściem,poczymciemnieją,gdyskubię

zębaminasadęjegokciuka.

– Rób tak dalej, a w ciągu minuty będziesz związana tym fartuszkiem i przyszpilona do ściany własnej
kuchni–szepczemidoucha,poczym

background image

całujemniewpoliczekiodsuwasięzdrapieżnymuśmiechem.

–Obiecankicacanki–prowokuję.–Zapakowałamjużwaszeciastka.

–Prowadzęgozarękędokuchni,gdzieczekająpudełka.–

Mamnadzieję,żebędąwszystkimsmakowały.

–Napewno.Chłopakizaczynająsięodnichuzależniać.

Jeszczetrochę,awykończyszsprzedawcówpączków.–Puszczado

mnieoczko,ajarozpromieniamsię,słyszącpochwały.

–Obytaksięstało–kiwamgłową.–ArtykułLeoteżpewnie

przyciągniewięcejludzi.

–ArtykułLeo?–pyta,unoszącbrwi.

–Owszem,podobnowspominałomojejcukierniwjakimś

wywiadzie.Byłamwszoku.

–Aha.–Mattprzytakujezaprobatą.–Super.

–Wydajeszsięzmęczony.–Przeczesujęmuwłosydłoniąimasuję

mięśnienakarku.–Spałeśtrochę?

–Praktyczniewcale–wzdycha,pocieratwarzdłońmi,poczym

przypatrujemisięprzezchwilę.–Przepraszamzawczoraj.

–Och,przestań,naprawdę,skarbie,nicsięniestało.

Żałowałam,żeposzedłeś,alemaszfantastycznąpracę,walczyszz

przestępcamiijesteśstrażnikiemamerykańskiegosnu.–

Uśmiechamsię,nawidokjegocierpkiejminy.

–No,cośwtymrodzaju.–Bierzemniewramionaimocnoprzytula.

Niemawtymnicerotycznego,możepozaiskierkami,którebudziwe

mniekażdyjegodotyk.Mattraczejpocieszanasoboje.

Zsuwadłoniepomoichplecachiopierajenatalii,poczymprzyciągamniemocnodosiebie.Wtulanos
wmojąszyję,bierzegłębokioddech.

background image

–Chciałbymdziśprzyjechaćdociebiepopracy.

–Podobamisiętenplan–zgadzamsiębezwahania.–

Zrobięcikolacjęiwogóle.

Całujemniewczubekgłowyześmiechem.

–Odwielumiesięcyniesłyszałembardziejatrakcyjnejpropozycji.

Dziękuję.

– Nie dziękuj, zanim nie spróbujesz – ostrzegam. – Świetnie piekę, ale w gotowaniu jestem
przeciętniakiem.

–Jamogęcośugotować.–Mattwzruszaramionami,ale

stanowczokręcęgłową.

–Niemamowy,detektywie.Będzieszpo

dwudziesto-czterogodzinnejzmianie.Nakarmięcię.

Podajęmupudełka,poczymwyprowadzamgozkuchni.Ashwłaśnie

zprzekleństwemkończyjakąśrozmowę.

–Abbynagleodwołała.Icojaterazzrobię,docholery.

–KimjestAbby?–pytam,patrzącnierozumiejącym

wzrokiemnaMattaiAsha.

–Tomojaniania–odpowiadaAsh,poczymznówprzeklinaigrzebie

wtelefonie.–CośjejwypadłoiniemożezająćsięCasey.

SpoglądampytająconaMatta,aleondyskretniekręcigłową,naznak,żewyjaśnimiwszystkopóźniej.

–Niemasznikogodosynka?–pytam.

–Córki–poprawiamnieodruchowoAsh.–Caseyjest

dziewczynką.Inie,niemamnikogoinnego.

–Tomożejasięniązajmę–proponuję.

–Przecieżpracujesz–odpowiadaAsh,podnoszącgłowęznadzieją.

–Podobnojestemwłaścicielkątegolokaluiwolnomituzapraszać

background image

kogotylkomamochotę.–Uśmiechamsięszerokoizerkamna

Anastasię,któraprzytakuje.–IlelatmaCasey?

–Dziewięć.Togrzecznedziecko,pewniewsadzinosw

iPodainiebędziecizawracałagłowy.

–Zprzyjemnościąsięniązajmiemy.CzyAbbymożejątupodrzucić?

Mattuśmiechasię,opierabiodremoladęiobserwujenasze

skrzyżowanymirękami.

–Napiszęizapytam–odpowiadaAshzulgą.–Jesteś

pewna?

–Jasne.–Machamrękąipodchodzędodrzwi,żeby

odemknąćzasuwkę.Czasotwierać.–Caseybędziepoddobrąopieką.

–Abbyodpisała,żemożejąprzywieźćzadziesięćminut.

Dziękuję,Nicole.Naprawdęjestemwdzięczny.

–Całaprzyjemnośćpomojejstronie.Przydamisię

dodatkowypomocnik–śmiejęsię,poczymkuswojemu

zaskoczeniuzostajęzmiażdżonawpotężnymuściskuprzystojnego

Asha.–Oj!

–Nietakśmiało,partnerze–mówiostrzegawczoMatt.

–Jesteśfantastyczna.–Asherodstawiamnienaziemię,poczym

cmokawpoliczek.–Rzućtegopalantaiwyjdźzamnie.

OczyMattaciemniejągroźnie.Zaciskawargi,alenieruszasię.Patrzynanas.

–Przykromi,przystojniaku.–KlepięAshawpoliczek,poczym

wyplątujęsięzuścisku.–Jestemzadowolonazobecnegoukładu.

–Kurczę–uśmiechasięzżalem.

–Truskawkowesąnaprawdępyszne.–Caseyzapewnia

background image

klienta, po czym ostrożnie wkłada cztery babeczki do białego pudełka, w skupieniu wyciąga język
spomiędzyróżowychwarg.

Jesturocza.Chociażjejtatamaciemneoczyiwłosy,Caseyjest

małymkędzierzawymrudzielcemozielonychoczachi

piegowatym,małymnosku.Maśliczną,miękką,różowąskórę.

Wyglądajakporcelanowalaleczka–kiedyśnapewno

przysporzychłopcomwielecierpień.

–Dziękuję,młodadamo–odpowiadazuśmiechemstarszypan,po

czymzabieraciastkadoAnastasii,żebyzaniezapłacić.

–Proszęuprzejmie–mówigrzecznieCasey.

–Masztalent,dziewczyno–stwierdzam.–Szukaszpracy?

Chichocze,poczymklepiesiępobiałymfartuszku,któryjestjakieśczteryrozmiaryzaduży.

–Jestemzamała,żebyiśćdopracy.

–Niestety,chybamaszrację–przyznaję,wzdychając

teatralnie.–Alemożeszpewnegodniabyćnaprawdęwspaniałą

sprzedawczynią.

Uśmiechasięszeroko,eksponującszparępozębie

mlecznym.

–Cieszęsię,żetudziśprzyszłam,zamiastsiedziećzAbby.

–NielubiszAbby?–pytam,rozstawiającskromnąresztkęciastekpodladą.

–Kochamją,aleczasemrobisięnudna.–Wykrzywiasię,poczym

podbiega,żebymipomóc.

Uśmiechamsiędosiebie,poczymrobięjejmiejsce.

–Poprostusiedzimyuniejicałydzieńoglądamytelewizję.

Wleciejestnuda.

–Aztatąrobiciecośfajnego,kiedymawolne?–pytam.

background image

Zastanawiamsię,gdziejestmatkatejdziewczynki!

–Otak,ztatąjestnajlepiej!Aleondużopracuje.–Wzrusza

ramionami,poczymmierzywzrokiemtruskawkowebabeczki.

Zjadłajużdwie.

–Wszystkietruskawkoweciastka,którezostaną,będądlaciebie–

mówię,nacoCaseyodpowiadaszerokimuśmiechem.–

Niechtobędzietwojazapłatazapomoc.

–Orany!Dzięki!–Obejmujemniemocnowtalii.–Tomoje

ulubione.

–Zamknędrzwi,Nicole–mówiAnastasia.

–O,dobra.Dzięki.

–Jużzamykamy?–Caseymarszczybrwi.

–Tak,jużpora.Alemuszęzrobićlukiernajutrorano.

Pomożeszmi?

–Tak!–Biegniedokuchni,chętnadodziałania.

–Chybamasznowąprzyjaciółkę–śmiejesięAnastasia.–

Posprzątamtutaj,żebyśmogłasobiespokojniewszystko

przygotować.

–Dzięki.Dajznać,gdybyśczegośpotrzebowała.

Wchodzędokuchni.Caseyjużnamnieczekaprzystalowymblaciedo

pracy.

Tymsamym,naktórymkochałamsięzMattemledwiekilkatygodni

temu.

–Dobrze,zabieramysiędoroboty.

Podajęjejskładnikiimiski.Razemmieszamy,odmierzamyi

background image

miksujemy.Caseymapoczuciehumoruibłyskawiczniewszystko

łapie.

–JustinBiebertojużprzeszłość–mówi,ironicznie

wznoszącoczydonieba.–AustinMahonejestsexy.

–Sexy?–pytamześmiechem.–Niejesteśzamała,żebymyślećtak

ofacetach?

–Zdecydowanie–mówiAsh.OniMattwłaśniewchodządokuchni.

–Tatuś!–Caseywciskamiwręcemiskę,którąwłaśnietrzymałai

biegniedoojca,poczymrzucamusięwramiona.–

Jestemterazpszczołąrobotnicą!

–Czyżby?–śmiejesię.

–Nicoletakpowiedziała.Prawda?

–Jesteśznakomitąrobotnicą–przyznaję,kiwającgłową.

–Byłaśgrzeczna?–pytaAsh.

–Pomagałamcałydzień!Nicolepozwoliłamiobsługiwaćklientówi

robiłamlukier,ipoznałamLeoNasha!

–Leowpadłrano–dodaję,śmiejącsię.–Caseybyła

zachwycona.

Dziewczynkauśmiechasię,przytakuje,ściskatatę,poczym

wyślizgujemusięzramioniobejmujeMattawpasie.

–Cześć,wujku!

–Cześć,cukiereczku.–Przysiadaprzyniejitrącająwnos.–

Cieszęsię,żemiłospędziłaśdzień.

–Czymogęprzyjśćteżjutro?–pyta,zarzucającMattowiręcena

szyję.

background image

–Nie,jutrojesteśzAbby–odpowiadaAsh.

–Aha.–CaseypuszczaMattaipatrzynamnieprosząco.

Jestemmięczakiem.

–Może,jeślitatasięzgodzi,mogłabyśtubyćrazw

tygodniu,wnagrodę.

–Mogę,tatusiu?–Składadłonienapiersiachikołyszesięnapiętach.

–Proszę?

–Nicole,niemusisz…

–Nieproponowałabymtego,gdybymniechciała,żeby

Caseytubyła–odpowiadamszczerze.–Jesturocza,bardzochętnie

spędzęzniąjedendzieńwtygodniu,przynajmniejdokońcalata.

AshzerkanaMatta,którytylkowzruszaramionamii

uśmiechającsię,pozostawiatęsprawęnam.

–Tatusiu,proszę.

–Jeślinaprawdęcitonieprzeszkadza,toCaseybyłabyzachwycona–

zaczynaAshzwahaniem.–Aleniechciałbymcirobićkłopotu…

–Cośty.–Nachylamsięnadlukrem,pakujęgoiwkładamdo

lodówki.–Bardzomipomaga.Kliencisązachwyceni.Apozatym–

tuwręczamCaseypudełkopełnetruskawkowychbabeczekzwystawy

–pracujewzamianzaciastka.Zyskdlawszystkich.

–Nocóż,wtakimraziechybajesteścieumówione.

–Dziękuję!–Caseywręczaojcupudełko.Rzucamisięwobjęciaz

takimimpetem,żeztrudemjąłapię.Jestszczuplutkaitakamiła.

Pachniewaniliąiszamponem.Ściskamjąmocnoprzezjedną

króciutkąchwilę.

background image

–Niemazaco,skarbie.Dozobaczeniazatydzień,dobrze?

–Dobrze!

–Chodźmy,maluchu.–AshbierzeCaseyzarękęimachanamna

pożegnanie.–Dozobaczeniawczwartek,Matt.

–Prześpijsię–wołazanimMatt,niespuszczajączemniewzroku.

Jegooczysąrozpaloneipełnepożądania,awspojrzeniukryjesięcośjeszcze,coś,coprzeszywamnie
jakprądisprawia,żemójżołądek

zamieniasięwsiedliskorozszalałychmotyli.

–Jaksięmasz?–pytam.

–Jestemgłodny–odpowiada,poczympowoliruszawmojąstronę.

–Nicole,jateżjużidę!Dozobaczeniajutro!–żegnasięAnastasia.

–Dzięki!–Zdejmujęfartuszekirzucamgodokosza.–Nagórzemam

przyszykowanąkolację.

–Tak?–pytacicho,wyciągającrękę,żebypogłaskaćmniepo

policzku.–Toniewystarczy,żebyzaspokoićmójgłód.

–Odczegośtrzebazacząć–odpowiadamdrżącymgłosem.–

Potemmożemyprzejśćdoinnychdań.

–Maszplan,co?–śmiejesię.

–Tylkoproponuję.–Lekkowzruszamramionami,patrząc,jakMatt

oblizujedolnąwargę.

–Skończyłaśtuwszystko?–pyta.

–Tak.

–Todobrze.Chodźmydodomu.–Ujmujemojądłońicałujepokolei

każdypalec.–Chcęspędzićztobątrochęczasu.Cieszyćsiętobą.–

Nachylasię,składapocałuneknamoimpoliczku,wędrujeustamiw

stronęucha.–Apotemzatracićdo

background image

nieprzytomności.

Przytakuję,bioręgłębokioddech,cieszącsięjegozapachem.

Topiżmowa,dzikawońsamca,którabudziwemniewszystkie

kobieceinstynkty.

–Któraczęśćplanupodobacisięnajbardziej?–pyta,muskając

nosemmojąszczękę.

–Wszystkie–szepczę.

Uśmiechasię,całujeenergicznie,poczymodsuwagłowę.

Zostajęsama,stęsknionazajegociepłem,pragnętylkoiśćznimna

górę.

–Chodźmy.

–Nieźlegotujesz–stwierdzaMattzuśmiechem,wstawiająctalerzedozmywarki.–Ajużsięmartwiłem.

–Tenwolnowarułatwiasprawę–śmiejęsię.–Trudnocośsknocić.

Włączasięklimatyzacja,walczącazupalnympowietrzemSeattle.

–Inienagrzewakuchnijakpiekarnik–zauważa.–

Zdziwiłemsię,żemasztuklimatyzację,tostarybudynek.

–Samajązainstalowałam.Piekarnikinadoledajątyleciepła,że

trzebajakośochładzaćresztębudynku,zwłaszczawlecie.

Kiwagłową,zamykazmywarkę,poczymustawiaprogram.

–Niepowinieneśtegorobić–nalegamporaztrzeci.–

Ciężkodziśpracowałeś.

–Tyteż.

–Alenieprzezprawiedwadzieściaczterygodziny–

przypominam.

–Mojapracaniejestważniejszaniżtwoja,maleńka.Obojejesteśmy

background image

zmęczeni,razemposprzątamypokolacji.

–Tobardzougodowapostawajaknamistrza.–Krzyżujęręcena

piersiachiopieramsiębiodremoblat.

–Mówiłemciodpoczątku.Nieinteresująmnieniewolnice.

Toniejestemja.

–Dobrzesięskłada,bogdybycięinteresowały,nie

wpuściłabymciętu.

–Wiem.–Wypuszczapowietrze,poczympodchodzido

mniezpoważnąminą.–Cosięterazdziejewtejtwojejpięknej

główce?–Przemykapalcamipomoichwłosachiujmujemniedłonią

zaszyję.

–Comasznamyśli?

–Cięglejeszczenieczujeszsięswobodniewtymświeciedomówi

subów,prawda?

–Czasem–potwierdzam.–Aleprzyzwyczajamsiępowoli.

Marszczybrwi,przytakując.Oczyciemniejąmuze

zmartwienia.

–Tylkomówmizawsze,kiedycościnieodpowiada.

–Przecieżtakrobię–zapewniamgo,poczymkładęmu

dłonienaklatcepiersiowej,żebypogładzićmięśnie.–Lubięcię

dotykać.

–Czyżby?–Unosibrwiiuśmiechasiękącikiemwarg.–

Mampewienpomysł.

Prowadzimniedosypialni,agdydocieramydołóżka,znówcałuje

mniewdłońiuśmiechasię.

background image

–Ufaszmi?

–Oczywiście–mówięnatychmiast,nacoMattgwałtownienabiera

powietrza.

–Straszniemisiępodoba,żeodpowiadaszbezwahania–

szepcze,zdejmującmikoszulkęprzezgłowę.Rozwiązujeczerwoną

wstążkę,którąmiałamwewłosach,ciskająnastoliczekprzyłóżku.

Rozpinamistanik,obnażającpiersi.

–Zaufaniejestnajważniejsze,Nicole.

–Wiem–odpowiadamszeptem.Niemogęoderwaćwzroku

odjegotwarzy.Mattspoglądanawłasnedłonie,którymibadamoje

ciało.–Chcęciędotykać.

–Jestemtu,skarbie.

Rozpinammukoszulę,zsuwamjązramioniczekam,aż

opadnienaziemię,aMattrozpinamojerybaczki,wpychamirękę

międzyudaizsuwajądokostek,porywającpodrodzemajteczki.

Stajeprzedemnąubranytylkowwyblakłedżinsy.Widzębłękitną

gumkęodslipekwystającąznadpasa.Wsuwampodniąpaleci

przyciągamMattabliżej.

–Chcę,żebyśbyłnagi–mamroczę.

–Tak,takbędzielepiej–zgadzasię.

–Kochamtwojeciało–ciągnę,wodzącpalcamipo

mięśniach,liniiklatkipiersiowej,dochodzędoramioniwracamdo

pasa.–Masztakągładkąskórę,aletwardemięśnie.Najbardziej

podobamisięto–głaszczęlinięVpoobustronachjegouda.

–Cojeszczecisiępodoba?–pyta,nachylającczołobliżejmojego.

background image

Lekkodyszy,azlewejstronydżinsówpojawiłosięmocne

wybrzuszenie.

–Naprzykładto.–UjmujęręceMatta,podnoszędoust,całujęobie

dłonie,poczymzarzucamjesobienakarkizsuwammudżinsyz

bioder.Opadająażdojegostóp.

Znówwkładamdłońpodgumkęodbieliznyitymrazem

ściągamją,mocnościskającgozapośladek.

–Atonaprawdęuwielbiam–szepczęiuśmiechamsię,

niemaldotykającustamijegowarg.

Mattteżuśmiechasięwodpowiedzi,poczymodnajduje

dłoniąmójtyłek.

–Odwzajemniamtepozytywneuczucia,skarbie.

Gwałtowniewciągapowietrze,bowłaśniezacisnęłampięśćnajego

nabrzmiałympenisie.Przesuwamjądosamegoczubka,apotem

wracamdonasady.

–Todajemiwielerozkoszy–mówię.

–Jesteśfantastyczna–odpowiada.–Boże,Nicole,nawetnie

pamiętam,jakwyglądałomojeżycie,zanimciępoznałem.

Nachwilęzamieramiserceizarazzaczynabićznowu,wzdwojonym

tempie.Przygryzamwargę,marszczębrwi,poprostuniewiem,co

powiedzieć.

Corobić,jeślisamanigdywżyciujeszczetaksięnieczułam,isamtenfaktmnieprzeraża?

Całujemniewczoło,poczympodnosiikładzienałóżku.

–Czytojesttenwęzłowymomentwieczoru?–pytamz

uśmiechem.

background image

Robizłośliwąminę,poczymwyciągasznuryzzaramyłóżkaizaczyna

jeprzeplataćwokółmoichnadgarstków.

–Jaksiędomyśliłaś?

–Miałamjakieśprzeczucie–odpowiadam,podnosząc

głowę,żebyucałowaćgowramię.Mattpracujedalej,

przewlekającsznurywokółmoichdłoni.

Kończy,delikatniezadzieramiręcezagłowęipowolicałujewusta.

–Wygodnieci?–pyta.

–Tak.

Sięgadotorby,którąprzywiózłzesobą,poczymwyciągazniej

lubrykantirzucagonałóżko,obokmojegobiodra.

Unoszępytającobrew.

–Zobaczysz.Bądźcierpliwa.

–Naogółniemamproblemuznawilżeniem–przypominammu.

Całujemniewramię,tużponadwytatuowanymikwiatkami,wędruje

wargamiwstronępiersi.

–Poprostumizaufaj.Samasięprzekonasz.Najpierwchcęcałować

twojepiękneciało.–Odnajdujeustamilewysutek,podskubujego,

pociąga.Potemwędrujepodpiersidoliniistanika,przemykaod

jednejpiersidodrugiej.

Boże,totakiewrażliwemiejsce.

–Czytojestdlaciebieczulszemiejsceniżsutek?–pytazdziwiony.

–Chybatak–mamroczę,delikatnieporuszając

niecierpliwymibiodrami.–Ktobypomyślał?

–No,terazjużwiemy–odpowiadaizataczanosemkrągwokółmojej

background image

piersi.Gdydrażnimiejscaukrytepodwzgórkami,jęczęzrozkoszy.–

O,tomisiębędziepodobało.

Uśmiechasię,poczymzjeżdżaniżej,wstronękolczykawpępku,i

jeszczeniżej,bywtulićtwarzwmojącipkę.Rozsuwaminogi,wodzi

wargamipowewnętrznejstronieuda,sięgającażdokolana.Oblizuje

rzepkę,poczymskładaserięmokrych

pocałunkównamojejnodzeażdostopy.

Klęczymiędzymoiminogami,podnosimistopęicałuje

samosklepienie.

–OBoże–dyszę.

–Znalazłemkolejnemiejsce,co?

–Otak.

– Zapamiętam. – Delikatnie podgryza stopę, całuje ją, po czym bierze drugą i obdarza ja podobnymi
czułościami.

Poruszambiodrami,wijęsiępodnim.Wbrzuchuzbieramisię

rozżarzonadobiałościlawa,pożądamgo,pragnęmiećgowsobie.

–Matt–jęczę.

–Tak,kochanie–odpowiada.

Zamieram,spoglądamnaniegoszerokootwartymioczami.

Przekrzywiagłowę,obserwującmojąreakcję,poczymcałujemniepo

nodze,udzieiboku.Chociażgórujenademnącałymciałem,starasiętrzymaćbiodrawysokowgórze,
niedotykamnieswojąmęskością.

–Cochciałaśpowiedzieć?

–Potrzebujęcię–dyszę.

Uśmiechasię,oblizującmidolnąwargę.

–Dostanieszmnie,maleńka.Terazcięprzewrócę,oprzeszsięna

background image

łokciach.

–Alejachcę…

–Toniebyłaprośba,Nicole–przerywami,cokosztujemniekilka

uderzeńserca.Skupiawzroknamojejszyi.–Podobacisię,kiedy

dominuję,prawda,skarbie?

Kiwamgłowąbezsłowa,dyszę,jestemdrżącymbezwolnymciałem.

Ocholera,ijanawetniewiedziałam,żetobymisięmogłospodobać!

Uśmiechasię,poczymnaglesiadaibezwysiłkuprzewracamniena

brzuch,zakładamijednąrękępodbiodra,ipomagauklęknąćna

łokciachikolanach.

Wciążmamzwiązanedłonie.Jeśliwcześniejwydawałomisię,że

jestembezbronna,tocomampowiedziećteraz.

Niemogęzrobićnic.

Nawetgoniewidzę.Tylkoczuję,corobi,isłyszęjegogłos.

Mocnościskamiplecy,zsuwadłoniedotyłka,ugniatamięśnie,aż

zaczynammruczećzzadowolenia.

–Jateżkochamtwojeciało,Nicole.Jestszczupłei

umięśnione,alepośladkisąkrągłe,doskonalepasujądomoichrąk.

–Obejmujedłońmimojepośladki,poczymrozchylaje,

odsłaniającwejściadomojegownętrza.

–Maszprzepiękną,różowącipkę.

Właśnietamczujęjegooddech,poprostuwiem,żezarazmniepoliże,zassiemojewargisromowetak
mocno,żeniebędęmogłategoznieść.

Nierozczarowujemnie.

Przesuwajęzykiemwjednymdługim,płynnymruchuod

łechtaczkipoodbytizpowrotem,apotemzaczynapopisywaćsię

background image

zdolnościamiwokolicachwargsromowych.Czuję,jak

nabrzmiewająpodjegodotykiem.Mocnozaciskamdłoniena

prześcieradleijeszczebardziejprzybliżamsiędojegotwarzy–niewstydzęsięprosićowięcej.

–Wiesz,jakwieleotobiewczorajmyślałem,skarbie?–pyta,

wsadzając dwa palce w moją cipkę. Zatacza leniwie krąg i tylko muska przy tym moje najczulsze
miejsce.–Wyobrażałemsobie,jaktorobię,aty,związana,błagaszowięcej.

Boże,kochamjegoniegrzeczneteksty.

–Uwielbiam,jaktwojacipkazaciskamisięnapalcach.–

Całujemniewprawypośladek.–Inajęzyku.–Całujelewy.–Ina

penisie.

Przezułameksekundyssiełechtaczkę,alegdyzaczynamkrzyczeć,

prosząc o więcej, natychmiast się wycofuje i tylko delikatnie zatacza kręgi palcami we wnętrzu mojej
cipki.

–Niechcę,żebyśodrazudoszła.Maminneplany.

Chybazamierzamnie,kurwa,wykończyć.

Znówprzytykaustadomojejłechtaczki,doprowadzado

szaleństwa,apotem,gdyjużniemaldochodzę,zarazucieka.

–Matt!

–Cierpliwości–szczebiocze.

–Pragnęcię!

–Wiemibardzomisiętopodoba.–Znówcałujemniewtyłek,

potemwdółpleców,izaczynawspinaćsięwgórękręgosłupa,między

ramiona,potemnaszyję.Awtedyzakrywamnieciałem,wciążnie

wyjmującpalcówzmojejcipki,iprzybliżamiwargidoucha.–

Pamiętasz,jakczytaliśmyksiążkęotym,jakdwóchfacetówpieprzy

sięzjednąkobietą?

background image

–Tak.

–Ipowiedziałaś,żechciałabyśpoczuć,jaktojest.

Przytakuję,aleprzygryzapłatekmojegouchaiwarczy,

zniecierpliwiony.

–Słowami.

–Tak,pamiętam.

–Jesteśmoja.To–poruszapalcamiwewnątrzmnie,aż

przygryzam wargi – jest moje. Ale chcę ci pokazać, jak to jest, kiedy ktoś pieprzy cię w obie dziurki
naraz.Gotowa?

–OBoże,tak–odpowiadamnatychmiast.

Śmiejesięiokrywapocałunkamimojeplecy.Słyszę,żeotwiera

lubrykantichwilępóźniejczujęzimnąstrużkępłynuwodbycie.

–Zimne–chichoczę,alenawettodziwniemnierozpala.

–Zarazcięrozgrzeję–odpowiada,przekładającpalcezcipkido

śliskiegotyłkaizaczynabawićsięokolicamiodbytu.–Jakcisiętopodoba?

–Todziwne,aleprzyjemne–odpowiadam.Pochylamsię,opieram

twarznałóżku,wypinampupęwyżej,gotowana

wszystko,comożemniespotkać.

Wchodziwmojącipkę,wślizgujesiętambeztrudu,ażposamejaja.

Wydajezsiebieniskipomruk.

–Boże,Nicole,jesteśtakaciasna.

Zaciskammięśnienanim,mocno,niepotrafiępowstrzymaćmięśni,

niepotrafięsiępowstrzymać,żebyniewciągaćgogłębiejzawszelkącenę.Nadalobmacujepalcamimój
odbyt,ażwkońcuwsuwajedendo

środka.Zatrzymujesięwpołowie.

–Totylkojeden,skarbie.

background image

–Boże,Matt!Czujęsiętaka…pełna,toniesamowite.

Zaczynasięporuszać,powoli,intensywnie,dźgamnie

stalowotwardympenisem,przeciągagłówkępomoim

najwrażliwszymmiejscu,wspinamsięcorazwyżejiwyżej.

–Powiedz,kiedybędzieszblisko.Niechcę,żebyśdoszłaodrazu.

–Matt!–krzyczęznów.

–Powiedz.

–Jazaraz…

Zamiera.Dyszyciężko.

Całajestemspocona,ztrudemchwytamoddech,alenicmnietowtej

chwilinieobchodzi.Jeślionzarazniezaczniesięznówporuszać,

chybagookaleczę.

Wychodzizemniedopołowy,poczymdokładadrugipalecdoodbytu

–izplaskiempowraca,rozciągającmniedogranic.

–Kurwa!–krzyczę.

– Fantastycznie ci idzie, skarbie. – Nachyla się, całuje mnie w kark, a potem znów odnajduje rytm.
Pieprzymniedługimi,miarowymi

ruchami.

Jestfenomenalnie.

Apotemzaczynaporuszaćdłoniąwprzeciwnymkierunkudoczłonka,

razporazjednocześniewypełniamnieiporzuca,ażzaczynam

krzyczećibłagać,choćniewiemjużnawetoco.

Niewiem,czymówięjeszczewludzkimjęzyku.

–Teraz,kochanie.Terazmożeszdojść.

Kołyszębiodrami,agdyMattwolnąrękąmuskamnie

wzdłużtalii,dotykającpalcamiłechtaczki,jestemstracona.Zalewa

background image

mniebiałyżar,krzycząc,uwalniamsięzokowówiwypowiadamjego

imię.

Obiemadłońmigładzimniepoplecach.Jestwemniepo

samejaja,alenieporuszasię,pozwalaminacieszyćsiędokońca

orgazmem.Wkońcuwycofujesię,obracamnienaplecyiszybko

rozwiązujemiręce.

–Musiszmniedotknąć,potrzebujęcię–dyszy,rozplątującwęzły,

najszybciejjakpotrafi.

–Muszęciędotknąć–powtarzam,i,uwolniona,głaszczęgopo

twarzyicałuję.

Zanurzasięwemnie,podpartynałokciach,obejmujemnietak

mocno,jakgdybyniepotrafiłsięmnąnasycić.

–Kochamcię,maleńka–szepczemiprostodoust.

Zamieram,gwałtownieotwierającoczy,napotykamjego

błękitnespojrzenie.Mojesercebijemocnotużprzyjegociele.

Cofasięniemaldokońca,poczymznówwraca.Zagryzamwargę,w

kącikachoczumamłzy.

–Poddajsiętemu,Nicole.Pozwólmiudowodnić,żejestemtwoim

najlepszymwyboremwcałymżyciu.

Muska ustami moje policzki, ścierając łzy, które ronię na widok tego wspaniałego mężczyzny tuż nade
mną.

Ajeślijaniemogędaćmuwszystkiego,nacozasługuje?

–Jaciebieteżkocham–szepczę,poczymobejmujęgozaszyjęi

przywieramdoniegocałymciałem.

Wtulatwarzwemnie,przyspiesza,skandującmojeimięiwyznania

miłości,ażwkońcuzatracasięwewłasnymspełnieniu.

background image

Wychodzizemnie,całujeporazostatniiidziedołazienki.

Słychaćodgłospuszczanejwody.Chwilępóźniejwracazciepłą

ściereczką.Obmywamnieiprzytula.Spoczywamnajegoklatce

piersiowej,przeczesujemiwłosypalcami,całujewpoliczek.

–Jaksięczujesz?–szepcze.

Rozdarta.Wyżętaemocjonalnie.Wyczerpanafizycznie.

–Niewiem,czypotrafięznaleźćwłaściwesłowa–

odpowiadam.

–Spróbuj.

Wtulam nos w jego klatkę piersiową, jednocześnie zerkając w górę, na jego twarz. Podpieram głowę
dłońmi,wpatrujęsięwMatta.

–Dobrzemi.

Przytakujeześmiechem.

–Niewiem,czynatakąreakcjęliczyłem,aleniechbędzieito.

Podnoszęsię,ujmujęwdłoniejegotwarz,patrzęmuwoczy.

Muszędaćmutesłowa,ontegopotrzebuje.

–Czujęsięspełniona,Matt.Fizycznieimentalnie.Czuję,że

przekroczyliśmyjakąśgranicęijużnigdyniebędziemymogliwrócić,atojestjednocześnieprzerażające
ipodniecające.Staramsięterazuporaćztymwszystkim,alechcę,żebyświedziałjedno.

Maszmnie.

Jegotwarzłagodnieje,łaskoczemnienosem.

–Atymaszmnie,skarbie.

Rozdział15

Matt

Natychmiastzdejmijtozpowrotem.Teraz.–Wbijamwzrokwjejlustrzaneodbicie.

Ztrudemmuszęsiępowstrzymywać,żebyniepodejść,nieściągnąćz

background image

niejtejsukienkiiniezacząćpieprzyćjejpodtymlustrem.

Och…pieprzyćsięzniąpodlustrem…

–Zagodzinęmamybyćnamiejscu.–Kręcigłową,śmiejącsię.–Ajamusiałamwodróżnieniuodciebie
trochępopracować,żebywyglądać

bosko,więcniepozwolęcizniszczyćefektów,dopókiniewrócimydo

domu.

Przekrzywiamgłowę.

Jeszczezobaczymy.

JaktylkospotkamznowuBailey,zamierzamsolidnieją

wycałować.WczorajdziewczynybyłynazakupachitoBailey

namówiłaNicolenazakuptegoarcydzieła.

DziękiBogu.

Sukniajestszarozielona,bezramiączek,eksponujecudownie

seksownytatuażNicole.Spódniczkakończysięsznurkamikoralików,

jakwlatachczterdziestych,aleitakjestkompletnienieprzyzwoita,adługośćzdecydowanieniedajemi
spokoju.

Będęsięzniąpieprzyłwtejsukience.

AlenajpierwzwiążęNicolenadgarstkizaplecami,przyużyciujej

własnychmajteczek.

Sadowięsięwygodnie,poczymniedbajączupełnieo

dyskrecję,obserwuję,jakNicolemalujesobieustaiwkładasrebrne

koławuszy.Nakoniecodwracasię,byzapytaćmnieozdanie.

OBoże,onajestzachwycająca.

–Możebyć?–pytazuśmiechem.

–Tonieuprzejmewyglądaćlepiejniżprzyszłapannamłoda–

mówięzpoważnąminą.

background image

–Notojestoryginalnykomplement–kpizemnie,poczymze

śmiechemsięgapomałątorebeczkęiwrzucadoniejtelefon,portfeliszminkę.–Jestemgotowa.

–Toniebyłkomplement,tylkostwierdzeniefaktu.

Wyglądaszoszałamiająco.Ibędęmusiałzamordowaćbracipoprostu

zato,żecięzobacząwtymstroju.

–Możeszmiwierzyć,twoibraciasąjużdoskonale

szczęśliwizeswoimikobietami–mówiześmiechem.

Nachylamsię,żebydelikatnieucałowaćjąwkark.

Przeszywajądreszczyk,podobamisięto.

–Uwielbiamcięwniebieskim–mamrocze,zsuwającdłońpomojej

koszuli.

–Tak?

–Twojeoczywydająsięwtedyjeszczebardziejbłękitne.O

iletomożliwe.

–Chodźmyszybko,zanim…–Przerywamitelefon.

–Mamnadzieję,żetoniepraca.Niedziś.

–Nie.ToJules.Cześć,cotam?–mówiędosłuchawki.

–Jesteśmywszpitalu.–Mazałzawionygłos.

–Jesteśranna?–pytam,zaciskającpowieki.Żołądekkurczymisięzestrachu.

–Nie,niechodziomnie…–Pociąganosem.Wtlesłyszępłaczące

dziecko.–PrzyjechaliśmyzNat.

–Cosięstało?–Nicolemarszczybrwiiobejmujemniewpasie.

Nasłuchujezezmartwieniem,ajaprzytulamsiędoniej,czujęjej

wsparcieimiłość.

–Zaczęłakrwawić.Możestracićdziecko.

background image

–Cholera.

–Wszyscytujadą,odwołaliprzyjęcie.

–Będziemyzakwadrans.JesteściewHarborview?

–Tak.–Juleszaczynaszlochać.–OchMatty,ajeśliNatporoni?

–JesttamNate?

Słychaćzamieszanie,wkońcuwsłuchawcerozbrzmiewa

głosNate’a.

–Jestem.JasięzajmęJulianne.RodziceStacyiBrynzabralidosiebiewszystkiedzieciopróczLivie.T
woiiLuke’awłaśnietujadą.

–Jateżjadę,zNicole.Będziemyzachwilkę.

–Jedźciebezpiecznie.

Rozłączasię.Wsuwamtelefondokieszeni,poczym

przytulammocnoNicole.

–CośsięstałoNat.

–Słyszałam.Musiszjechać.

Marszczębrwiiujmujęjejtwarzwdłonie.

–Jedźzemną.

–Matt,tokryzyswrodzinie…

–Jedzieszzemną–mówię.–Potrzebujęcię.

Kiwagłową,więcbioręjązarękęiwyprowadzamz

mieszkania.Drogadoszpitalatrwatylkopięćminut,aletonajdłuższepięćminutwmoimżyciu–ostatni
razczułemsiętakwielemiesięcy

temu,gdyBrynnaidziewczynkimiaływypadek.

Nicolebierzemniezarękę,splatanaszepalceiściskamocno.

Cholera,straszniejąkocham.

–Cieszęsię,żetujesteś–szepczę,poczymcałujęjąwwierzchdłoni.

background image

–Wszystkobędziedobrze–oświadczastanowczo.–IzNat,iz

dzieckiem.

Uśmiechamsię,kiwamgłowąipocichumodlęsię,żeby

miałarację.

Zajeżdżamypodszpital–parkujęprzywejściunaostrydyżuri

wyprowadzamNicolezsamochodu.

–Niemożemytustać.

–Owszem,możemy.Regularnietuprzyjeżdżam,niekażą

mnieodholować.

–Dobra.–Wzruszaramionami.

Zerkamnaniązuśmiechem.Jejnogiwyglądająrewelacyjniewtych

szpilkach.

–SzukamNatalieWilliams–mówiędodyżurnej,którawitanasprzy

zatoczcedlakaretek.

–Chybaniemamynikogotakiegounas–odpowiada.–

Możejeszczejedziekaretką?

–Pewniezabralijąnapiętro,naoddział–mówię.–Czymogłabyją

paniznaleźć?

–Jasne,juższukam.–Wystukujecośnaklawiaturze,poczym

przygryzawargiiuśmiechasię.–A,proszę.Pokój402.Czywiepan,jaksiętamdostać?

–Wiem,wiem.Dzięki–odpowiadamiprzechodzęprzez

ostrydyżurwstronęwindy.

–Rany,zachowujeszsięswobodniejakusiebie–zauważaNicolez

uśmiechem.

–Ashijaczęstotubywamy,kiedyprowadzimysprawy.–

background image

Uśmiechamsiędoniej,gdyczekamynawindę.

–AcozżonąAsha?–pytacicho.

–Umarłajakieśtrzylatatemu.–Ściskamniewżołądkunasamąmyślotymmrocznymokresiewżyciu
mojegopartnera.–Tobył

wypadek.

–Takmiprzykro.–Przymykaszybkooczy.Widzę,że

naprawdęprzejęłasiętąinformacją.–BiednaCasey.

–Obojeciężkotoprzeżyli.Terazradząsobielepiej,aletoniebyłałatwadroga.

–CzyAshmaturodzinę?

Windawreszciesięotwiera,wsiadamy.

–Nie,jegorodzinamieszkawNowymJorku.Wspominał,żeplanuje

wrócićdodomu,żebymiećjakąśpomocprzydziecku.

–Tobyłabybardzotrudnadecyzja.

–Stracićpartneratobyłobydlamniejakstracićprawąrękę.

Wysiadajączwindy,słyszymyzawodzenieLivie.Jules

przytulaawanturującesiędziecko,bujajeimówiczule,aleLivieniedajesięuspokoić.

Wpokojujestmnóstwoosóbzrodziny,wystrojonychjakna

przyjęcie.Niektórzysiedzą,innistoją,małoktojednaksięodzywa.

WjednymkącieWilliMegrozmawiajązMarkiem,

Samanthą i Leo. Isaac i Stacy stoją razem z Calebem i Brynną, a Nate i Dominic pomagają Jules przy
Livie.

–Matty!–krzyczyJules,poczympodchodzidomnie

szybko,tulącdziecko.–Boże,taksięprzestraszyliśmy!

–Jużdobrze,niedenerwujsię,maleństwo.–OdbieramjejOlivię.

Dzieckoprzywieradomojejklatkipiersiowej,opieramigłówkęna

ramieniu,oddychazeszlochem,poczymwzdycha.

background image

–Czemuniedałamisięuspokoić?Przecieżmniekocha!–

szlochaJules.

–Czuje,żejesteśzmartwionaizdenerwowana.Tojejsięudziela.

Terazodetchnijspokojnieipowiedz,cosięstało.

–Jechaliśmydowinnicy–zaczyna.–Byliśmymożepięćminutza

miastem,kiedyNatnaglepowiedziała,żemusiiśćdołazienki,a

wszyscywiemy,jaktojestwciąży.Jakprzychodzipotrzeba,to

przychodzi.–Przełykaślinę,poczymocierałzyzpoliczków.

NicolebierzeJuleszarękę,igdybynieto,żejestemjużstracony,tozakochałbymsięwniejwłaśniew
tejchwili.

–Zatrzymaliśmysię,żebymogłaiśćdotoalety–mówiNate.

–Wyszłaipowiedziała,żekrwawi.Więczawróciliśmyipojechaliśmy

prosto do szpitala. Na ostrym dyżurze zrobili kilka badań, ale potem wysłali ją tu na oddział, bo bez
względunawynikiitakchcąją

zatrzymaćconajmniejnajednąnoc.

–Wiecie,cosięmogłostać?–pytam,poklepującLivpoplecach.

Usnęłanamnieiprzezsendelikatniezasysapowietrzemałymi,

pulchnymiusteczkami.

Tochybanajpiękniejszedziecko,jakiewidziałemwżyciu.

–CzekamynaLuke’a,conampowie–odpowiadaDominic.

–Jesttamznią.

–Gdziemojacóreczka?–pytanaszamama,którawłaśnierazemz

tatąwychodzizwindy.

Julesściskająicałujewpoliczek.

–Właśniejestuniejlekarz.

–Czemuniemożemywejść?Czyjestgorzej,niżmówią?–

background image

pytanatarczywieSamantha.–Jeślitotylkoniewielkiekrwawienie,

któremusząpoobserwować,powinninaswpuścić,żebyśmynazmianę

zniąposiedzieli.

–Chybaniepokojącejestpołączeniefaktu,żeodkilkutygodnicośjąboli,itegokrwawienia–wyjaśnia
Meg.–Jeślizacznierodzić,nie

mogąpozwolićnamtambyć.Właśniekwalifikująjądoleczenia.

–Neil–mówimójtata,ściskającdłońLuke’a.–GdziejestLucy?

–Tamznimi.Lekarzmówi,żemogązabraćjednąosobę,aLucybyła

pierwsza.

–Jachcęiśćnastępna–nalegaJules.

–WeźmieszLivie?–pytamNicole.–Muszęporozmawiaćz

pielęgniarką.

Mawystraszonywzrok,alebierzeodemniedziecko,opierasobiena

ramieniuizaczynabujać,całującjąwgłówkę.

Boże,jakonaśliczniewyglądazdzieckiem.

Otrząsamsięztejmyśliiidędopokojupielęgniarek.

–JestemdetektywMontgomery–zaczynam.–BratNatalie

Williams.Czymożemipanicośpowiedzieć?

–Przykromi,aleniemamdlapanażadnychinformacji.

Doktorwłaśniejąbada.Napewnojejmążalboteściowaszybkocoś

wamprzekażą.–Nachylasięiściszagłos.–CzytojestWill

Montgomery,tenfutbolista?ILeoNash?

Wbijamwniąsurowywzrokizaciskamszczękę,ażwkońcuz

zażenowaniemopuszczagłowę.

–Mamnadzieję,żemojarodzinaniemusisięobawiać,czyten

wypadekniezainteresujeprasy.–Mojagroźbajestzawoalowana,ale

background image

zupełniezrozumiała:nieważsiętknąćmojejrodziny.

–Oczywiście,żenie.Przepraszam.Napewnoniedługo

państwosięczegośdowiedzą.

Kiwamgłową,poczymwracamdoNicole,JulesiNate’a.

–WziąćLivieodciebie?–pytam,wskazującnaśpiącą

dziewczynkę.

–Nie,trzymamją–odpowiadaNicolezdelikatnym

uśmiechem.–Zasnęła,nieruszajmyjej.

–Mojamamaponiąwróci–mówiStacy.–Niemielidośćmiejscana

wszystkiefotelikidladzieci.

Przytakuję,poczymwsuwamręcedokieszeninaznak

zniecierpliwienia.Czekaniejestnajgorsze.Niemożemyzupełnienic

zrobić,asądzącpominachmoichbraci,wszystkichnasdoprowadza

toobłędu.ZerkamnaNicole,któranerwowospoglądanamojąmamę.

Uświadamiamsobie,żezachowujęsięjakostatnidupek.

–Oj,bardzoprzepraszam.Mamo,tato,przecieżnie

poznaliściejeszczeNicole.–Przyciągamjądosiebieilekko

sztywnieję.–TojestNicoleDalton.Nicole,poznajmoichrodziców,GailiStevenMontgomery.

–Bardzomiłomipaństwapoznać–mówiNicole,pokoleiściskając

imdłonie.

–Całaprzyjemnośćponaszejstronie.–Mamazerkanamnieze

zdziwieniem,poczymuśmiechasięszerokodoNicole.Znówpatrzy

namnie,tymrazemzmilionempytańukrytymw

spojrzeniu.Wiem,żepotemczekamnieporządneprzesłuchanie.

–Tojestniedowytrzymania–wzdychaWill,poczym

background image

zanurzatwarzwdłoniach.

–Chcęzobaczyćmojącóreczkę–szepczemama,ocierającłzę.

Masujęmamieplecy,usiłującjąuspokoić,alekątemokapatrzęna

Nicole,zustaminagłówceLivie.Szepczedodziewczynkiikołyszejądelikatnie,ajanagleczujęsię,jak
gdybyktośdałmipięściąwtwarz.

Wtejkobieciewidzęwszystko,całeżycie.Małżeństwo,dzieci,domyirachunki.Kłótnieiśmiech.

Wszystko.

GodzinępóźniejzwindywybiegamamaStacy.

–Wiadomocoś?–pyta,poczymprzytulamocnomoją

mamę.

–Jeszczenic–odpowiadam.

–Dawajcieznać.ZabioręLiv.Muszęszybkowracać,żebydzieciaki

niezdążyłypozabijaćopiekunówiprzejąćwładzynadświatem.

–Dziękuję–odpowiadam.–Oliviapewnieteraztrochę

pośpi,wymęczyłasiętympłaczem.

Nicoleostrożnieprzekazujedzieckokobiecie,głaszczeciemneloki

Liv,poczymżegnająuśmiechem.

–TotyupiekłaśtortdlaBrynnyiCaleba–zagajamama,zwracając

siędoNicole.

–Tak,toja.Mamcukiernięwmieście.

–Jakmiło–odpowiadamama,poczymbierzeNicolepodramię,

żebyzabraćjąnapogawędkę.

Nicolezerkanamnieznadramieniamamy,alejatylko

wzruszamramionamizuśmiechem.

–Niemartwsię,mamabędziedelikatna–zapewniamnietata,po

czymklepiemnieporamieniu.–Ładnajest.

background image

–Owszem–przyznaję.

–Imafirmę,czyliteżinteligentna.

–Bardzo.

–Musibyćnaprawdęwyjątkowa.Zwyklenie

przyprowadzaszdziewczyn.

Przytakuję,poczympatrzętaciewoczy.

–Toona,tajedyna.

Zaciskawargi,poczymobserwujemnieprzezchwilę.ZerkanaNicole

imamę,którewłaśnierozmawiajązJules,MegiSam.

Wkońcuspoglądaznównamnieikiwagłową.

–Bardzochcęjąpoznać.

–Pokochaszją.

Znówprzytakuje,poczymwszyscyskupiamyuwagęna

Luke’u,którywłaśnieidziewnasząstronę.

Mabladątwarz,wystraszonywzrokijeszczebardziejniżzwykle

rozczochranewłosy.

–Cosiędzieje?–pytamama,biegnącdoniego.

Lukeobejmujemamęicałujejąwczoło.

–Nicjejniebędzie.Zdzieckiemteżwporządku.

Wszyscyoddychamyzwielkąulgą.

–Alezatrzymująjąnatrochę.

–Czemu?–pytaznaciskiemMeg.

–Makamienienerkowe.Stądtokrwawienie,kiedyposzładołazienki

–wyjaśniaLuke.–Tebólewzrostowe,októrychopowiadała,tow

rzeczywistościbyływłaśnienerki.–Kręcigłowąiprzeklinapod

background image

nosem.–Oczywiściepowinienembyłjązmusić,żebyposzłado

lekarza.

–Skądmogłeświedzieć–pocieszagomamaiklepiepo

klatcepiersiowej.

–Skorototylkokamienie,toczemuniemożeiśćdodomu?–

pytaMark,marszczącbrwi.

–Chcą,żebywydaliłajetuwszpitalu,będąmonitorowaćdziecko,

dopókinieminienajgorsze.

–Jateżzostanę–zgłaszasięJules.

–Tyzajrzyszdoniej,alepotemwróciszdodomu–poprawiająNate.

–Niezapominaj,żeteżjesteśwciąży.

–Tomojanajlepszaprzyjaciółka.

NatebierzeJuleswramionaiszepczejejcośdoucha.W

końcuuśmiechasięikiwagłową.

–Dobrze,maszrację.

–Wszyscymogąsięzniązobaczyć–ciągnieLuke–tylkonienaraz.

Pokójjestmalutki.

Mama,tata,tataLuke’a,NeiliJulesidąwpierwszej

kolejności,asamLukezostajeznami.

–Wystraszyłemsięnaśmierć–szepcze,tulącMeg.–Kiedy

powiedziała,żekrwawi,wpadłemwpanikę.Mojeżycieniebardzoma

sens,kiedyjejwnimniema.–Przełykaślinęikręcigłową,poczymprzeczesujewłosypalcami.

–Wszyscysięwystraszyliśmy–mówię.

–Widziałeśdziecko?–pytaMeg.

–Tak,zrobiliUSG–odpowiadaLukezuśmiechem.–

background image

Serduchobijemocnoikopiejakwściekłe.Lekarztwierdzi,żejest

zdrowy,alewciążistniejeryzykoprzedwczesnegoporodu,więcNat

musitrochęzwolnić.

–Przedwczesnyporódtoniekoniecświata–przypominaBrynna,

ściskającgomocno.–Jaurodziłamwcześniakiipopatrz,jakie

wyrosły.Alenaszadziewczynadobrzesiętrzyma,nicjejniebędzie,idzieckuteżnie.

–Dziękuję–odpowiadaLukechrapliwymgłosem.–

Dziękujęwszystkim.Towtakichmomentachnaszarodzinanaprawdę

mniezadziwia.

–Tylkosięnierozklejaj,bracie–uśmiechasięzłośliwieMark.–Jawchodzęnastępny,muszęucałować
szwagierkę.

–Animisięważdotykaćmojążonę–warczyLukei

wszyscysięśmiejemy.

–No,tylkocmoknę–ciągnieMarkzszelmowskaminą.

–Zarazciętrzasnę,docholery.

–Etam.–MarkruszawstronępokojuNat,kołysząc

biodrami.

SpoglądamnaNicole.Zezdziwieniemzauważam,że

pobladłaimazmarszczonebrwi.

–Cosiędzieje?–szepczęjejdoucha.

Kręcigłowąiuśmiechasiędomnie,cholera,jeszczeniewidziałemtaksztucznegouśmiechu.

–Nie,nic,martwięsiętylkooNatijejdziecko.Cieszęsię,że

wszystkobędziedobrze.

–Alejaktysięczujesz?–pytam.

–Wporządku–zbywamnie.

Dowiemsię,ocotuchodzi,itoszybko.

background image

–Przepraszam,żezepsuliśmywaszeprzyjęcie–mówiLukedoMeg

zesmutnymuśmiechem.

–Nocośty.Jaitakniechciałamgourządzać,aJulesdostałaswojewymarzonebuty…

–Isukienkę–dodajeNate.

–Notowszyscywyszliśmynaplus–kończyMeg,naco

wszyscywybuchamyśmiechem.

Rozglądamsiępopokojuiwzdychamzulgą.Wszyscysą

bezpieczniizdrowi.LeotrzymaSamnakolanachiszepczejejcoś

uspokajającodoucha.Will,Meg,IsaaciStacyidądopokojuNat,

chcąkonieczniezobaczyćjąnawłasneoczy.NateiDominicgawędzą

zLukiem,ajamamubokukobietęmoichsnów.

Askorojużotymmowa,chętniesamzajrzałbymdoNat,żebymóc

wrócićdodomuinasycićsięNicolewtejseksownejsukience.

–Amożezanimwrócimydodomu,wybierzemysięna

kolację?–proponujeWill.

CzylitylezmoichplanówwobecNicole.

Zerkamnanią–przytakujezlekkimuśmiechem.

–Wchodzimywto–potwierdzam.

Wkońcuprzychodzikolejnanas.IdziemydoNatalie.

Ostrożnieobejmujęsiostręiściskamjąmocnoprzezdłuższąchwilę.

Natbierzegłębokioddech,przywieradomojejkoszuli,poczymmnie

wypuszcza.

–Wystraszyłaśmnie–mamroczęcicho.

–Samasięwystraszyłam–odpowiadazuśmiechem.–

Przepraszam.

background image

Kręcęgłową,poczymwycofujęsię,żebyNicolemogła

podejśćbliżej.

–Mattmiałrację.Wwaszejrodzinienigdyniejestnudno–

mówiNicole,mrugającdoNat.–Alemożenaraziewystarczytych

emocji.

–Popieram–zgadzasięNatalie.Głaszczeciężarnybrzuszek,poczymzerkanamęża,którywłaśniedo
nasdołączył.

–Chybawybierzemysięnakolację.Możeprzywieźćwam

coś?–pytaNicole.Dziękujęjejuśmiechem.

– Nie, dzięki – odpowiada Luke. – Natalie musi jeść to, co jej dają, a ja kupię coś w bufecie. Nawet
znośnejesttojedzenie.

–Błe–mówiNicole,wystawiającjęzyk.

–Przywieźciemuburgera–dodajeNat,poczymspoglądanaLuke’ai

kręcigłową.–Niebędzieszjadłtegopaskudztwa,skarbie.

–Dasięzrobić–odpowiadam.–Zadzwońcie,gdybyście

czegośpotrzebowali.

–Dobrze.

–Kochamcię,siostrzyczko.–Całujęjąwpoliczek,poczym

zakładamjejwłosyzaucho.–Opiekujsięnimi–mówiędoLuke’a.

Machamynapożegnanie,poczymwychodzimyidołączamy

doresztyrodziny.Możemyruszaćnakolację.

Rozdział16

Nicole

Przezcaływieczórniemogłemsięskupićnaniczym,comówili–

informujemnieMatt,otwierającmieszkanie.–Myślałemtylkoo

tym,żebywreszciezabraćciędodomu.

background image

–Irozebrać?–pytam,unoszącbrwi.

–Niezupełnie–odpowiadazszelmowskimuśmiechem.

Wrzucakluczedoszklanejmisyprzydrzwiach,poczym

podchodzibliżej.Cofającsię,lądujęwsalonie.Spychamniena

kanapę,akiedyprzysiadam,sadzamniesobieprzodemnakolanach.

Muszępodciągnąćsukienkę,żebymócrozłożyćnogidostatecznie

szeroko,bywygodnienanimusiąść.OczyMattanazmianęciemnieją

irozbłyskują.Przesuwawielkądłońpomoimnagimudzie,sięgaażdopośladka.

–Fenomenalniedziśwyglądałaś.

–Dziękuję–uśmiechamsiędelikatnie.Niedammupoznać,żecały

mójświatprzewróciłsiędogórynogamiwciąguzaledwiekilku

godzin.

Naszzwiązeksięnieuda.Wiedziałamtoodpoczątku,aledzisiejsze

popołudniepotwierdziłomojeobawy.

Poprostujestemzbytwielkąegoistką,żebyodejść,nieżegnającsięchociażwsercu.

–Samnieprezentowałeśsięnajgorzej–mamroczę.–

Oczywiścietywyglądaszwspanialepraktyczniewewszystkim.

–Tochybaniejestprawda–protestujezuśmiechem.

–Owszem,jest.–Nachylamsięimuskamnosemjegonos.

Całujęgowpoliczek,schodzęażdokarku,napawamsięjego

zapachem.

Będziemibrakowałotegozapachu.

–Tazielonasukienkapiękniepodkreślatwojeoczy–

szepcze,poczymliżemnietużpowyżejliniidekoltu.–Aporuszasz

sięwniejtak,żekażdymężczyznamógłbyotymśnić.

background image

–Każdy?–pytamsceptycznie.

–Wkażdymrazienapewnoten–odpowiadaicałujemniedelikatnie

wpodbródek,poczymbierzemojeustawposiadanie.

Zanurzadłoniepodsukienkę,ściskaczarnestringi,którekupiłam

specjalniedotegostroju,poczymrozdzierajeizsuwa.

–Byłynowe–szepczębeztchu.

–Kupięcijeszczejedne–odpowiada.–Załóżręcezaplecy.

Patrzęnaniegozpretensją.Niechcę,żebymniezwiązał.Niedziś.Tonaszostatniraz,chcęgodotykać,
czućkażdywspaniałymięsień,

czuć,jakporuszasięwemnie.AleMattjeszczeoniczymniewie,

więcniemogęsiękłócić.

Zakładamręcezaplecy.Szybkowiążemniemojąwłasną

bielizną,poczymodchylalekko,żebyprzyjrzećsięefektomswojej

pracy.

–Piękna–szepcze.Rozpinaspodnie,zsuwajenatyle,żebyuwolnić

penisa.

–Proszę,zdejmijteżkoszulę–szepczę,niespuszczającwzrokuzjegooczu.

Przekrzywiagłowę,alespełniaprośbę.Rozpinatylkodwaguziki,po

czymzdejmujekoszulęprzezgłowęiodrzucająnabok.

Chwytamniezabiodra–podnoszęsiędoklęku,żebyMattmógł

mnieprzyciągnąćbliżej,poczymsadzamsięnanim,przyjmuję

idealnąpozycję.

–Cholera,jużterazjesteśtakamokra–mruczy,całującmniemocno

wszyję.

Zaczynampodnosićsięiopadać,zakażdymrazem

zaciskającmięśniewokółjegomęskości.

background image

Przygryza wargę, patrzy na miejsce, w którym nasze ciała się stykają, obserwuje je rozpalonym
wzrokiem.

Obejmujemnieichwytamojedłonie.Stajęsięjego

więźniem.BiodraMattazaczynajągwałtowniesięporuszać.

–Och–stęka,pożerającwzrokiemmojeciało,krągłościukrytepod

sukienką,nagiełono,wreszcieznówpatrzymiwoczy.

–Kochambyćwtobie,maleńka.

Przygryzamwargi.Bojęsię,żezarazzacznępłakać.Jateżto

kocham!

–Proszę,rozwiążmidłonie.

–Cościęboli?–Zatrzymujesięwpółruchu,mapoważnąminę.

Ujmujemojątwarzwdłonieiprzypatrujemisięuważnie.

–Nie.–Tak!Jeszczenigdynicmnietakniebolało.–Ręcemnieniebolą,alenaprawdęchciałabymcię
dotknąć.Proszę.

Marszczybrwi,alespełniamojąprośbę.

Natychmiastobejmujęgozaszyjęiwtulammutwarzw

klatkępiersiową.Zaczynamporuszaćbiodrami,ujeżdżamgoszybkoi

mocno.

–Och,Nicole–jęczy,poczymznówchwytamniezaudaiprowadzi

mojeciało.

Przywieramtwarządojegokarku,żebyniewidziałłez,którespływająmibezgłośniezpoliczków,gdy
ciałemstaramsięmuokazać,jak

bardzogokocham.

–Skarbie,zarazdojdę.Jeśliniezwolnisz,zarazdojdę.

Przyspieszam.Łzyustają.Skupiamcałaenergię,wszystko,cotylko

mam,natym,bysprawićmurozkosz.

Naglepodnosisięizmieniapozycjęaninachwilęnie

background image

wychodzączemnie.

–Muszę…–mamroczeizaczynapieprzyćmniedługimi,

mocnymipchnięciami,jakjeszczenigdy,ażwkońcusięgadłonią

międzynaszeciała,dotykakciukiemmojejłechtaczkiiposyłamnie

nasamąkrawędźzapomnienia,spadatamzemną.

Nawetnieodzyskaliśmyjeszczeoddechu,alejużbierzemniew

ramionainiesiedosypialni.Oplatamgonogamiwokółpasai

trzymamrękamizaszyję.Kładziemniedelikatnienałóżku,zakrywa

całymciałem,przemykapalcamipotwarzy.

–Matt…–zaczynam,imuszęodchrząknąć,żebyznówniezacząć

płakać.

–Tak,maleńka?

Otwieramusta,żebyodpowiedzieć,alemuszęznówje

zamknąćizebraćmyśli.

–Hej.–Marszczybrwi,nadalpieszczącmojątwarziwłosy.

–Porozmawiajzemną.Zachowujeszsięjakośdziwnie,odkąd

pojechaliśmydoszpitala.

–Jatylko…–Staramsięodwrócićwzrok,aleujmujemniedłoniąza

podbródekizmuszadospojrzeniamuwoczy.–Kochamcię–mówię

poprostu.

Itojestprawda.

Ale nie jestem odpowiednią kobietą dla ciebie. Nie potrafię się zmusić do tego, by wypowiedzieć te
słowa.Jestemtakcholerniesłaba.Znam

go,napewnopostarasiętonaprawić,powie,żewszystkobędzie

dobrze…ajaniesądzę,żebędzie.

Gdyzobaczyłamgozrodziną,jakmartwisięonienarodzonedziecko,

background image

jakuspokajaOlivięipozwalajejspaćnaswoimramieniu,

zrozumiałam,żenigdyniebędępasowaćdotejrodziny.

Bojarodzinyniestworzę.

Ajeśliktokolwiek,kogospotkałamwżyciu,naprawdęnato

zasługiwał,towłaśnieMatt.Zabardzogokocham,żebyodebraćmutęszansę.

Jego twarz łagodnieje. Całuje mnie z czułością, po czym odsuwa się i kładzie obok. Przyciąga mnie
bliżej,muskanosnosem.

–Jateżciękocham.

Maociężałepowieki,wkrótcezasypia,zaczynaoddychaćgłęboko.

Zostajęiwpatrujęsięwjegotwarz.Niemampojęcia,jakwieleczasumija,gdyjawsłuchujęsięwjego
oddech,ilerazyprzeczesujępalcamimiękkiewłosyioddychamzapachem,każdymcentymetremtwarzyi

ciałaMatta.Staramsięwszystkozapamiętać.

Wkońcu,gdyświtzaczynadopierowkradaćsięprzezokno,zalewając

pokójszarąpoświatą,podnoszęsięostrożnie,zsuwamsukienkę,biorębutyitorebkęzsalonu,poczym
wychodzęzmieszkaniaMatta.

Izjegożycia.

Rozdział17

Matt

Budzę się. Ze zdziwieniem stwierdzam, że Nicole nie leży przytulona do mnie, jak zwykle o poranku.
Otwieramoczy,rozglądamsię,aleniemajejwłóżku.Tam,gdziepowinnależeć,jesttylkopuste,zimne

miejsce.

Przezchwilęleżęinasłuchuję,wnadziei,żezkuchnidobiegnąjakieśodgłosy.Możepostanowiławstaći
zrobićśniadanie?

Alenicniesłychać.Anizkuchni,anizłazienki.

Wmieszkaniujestcicho.

Cosięzniąstało?

Wstaję,rozglądamsiępomieszkaniu,sprawdzam,czypoprostunie

zwinęłasięnajakiejśkanapiezksiążką.Alenie,jesttak,jaksięobawiałem.Zniknęła.Niemogęwto

background image

uwierzyć.

Cojest,docholery?

Wyciągamtelefonzdżinsów,któreleżąnapodłodzei

dzwoniędoNicole,alenieodpowiada.

Wystukujęszybkowiadomość.

„Cześć,skarbie.Gdziezniknęłaś?Proszę,powiedz,żezarazwróciszześniadaniem”.

Idędołazienki,żebyopłukaćtwarziwłożyćcośnasiebie.

Nicolenieodpowiada,więcdzwonięjeszczeraz,alewłączasiępocztagłosowa.

Czycośjejsięstało?Możedostałatelefon,jakiśwypadekwjej

rodzinie,wcukierni?

Możezostawiłagdzieśkartkędlamnie?

Przeszukujęmieszkanie,alenictuniema.Żadnejkartki.

Żadnejwiadomości.

Poprostuzniknęła.

Ściskamniezimnyskurczstrachu.Sięgampokluczei

wybiegamzmieszkania,muszęjejszukać.Przecieżwszystkomogło

sięstać.Aco,jeśliwyszłapokawę,aktośjąnapadł?

Zgwałcił?

Boże,możepowinienemobdzwonićszpitale?

Parkujępodcukiernią.Pukamdodrzwi,modlącsię,żeby

odpowiedziała.

Jestjeszczezamknięte.

OtwieramiTess,zezdziwionąminą.

–Cześć,Matt.

–JestNicole?

background image

–Nie,dziśmawolne.Nieodzywałasię.

–Dzięki.–Kiwamgłową,poczymwycofujęsię.

Biegnęnagórędojejmieszkania,walędodrzwi,aleniktnie

odpowiada.Niesłychaćżadnegoruchu.

Gdyjużzaczynampanikowaćisięgampotelefon,żeby

wzywaćAshaiCaleba,słyszęzasobąkroki.Odwracamsię

błyskawicznie.ToNicole,spocona,wstrojutreningowym,ma

słuchawkizgłośnąmuzykąwuszach.Patrzywdół,więcjeszczemnie

niezauważyła.

Wypuszczamgłośnopowietrze.DziękiBogunicjejniejest.

Podnosigłowę,jestzdziwionanamójwidok.Ma

zaczerwienioneipodpuchnięteoczy.

–Boże,skarbie,cosięstało?–pytam.Nicolewyciągasłuchawkiz

uszu.–Cojest?

Kręcigłowąiwspinasięnagórę,poczymotwieradrzwi.

Wpuszczamniedośrodka.

–Cosiędzieje,maleńka?–ściszamgłos,wchodzączaniądo

mieszkania.–Czemuniepowiedziałaś,żewychodzisz?

–Bopróbowałbyśmnieskłonić,żebymzostała–odpowiada,poczym

idziedosypialni.

Podążamtużzanią.Zatrzymujęsięwkorytarzu.Patrzę,jakrzuca

słuchawkiitelefonnałóżko,poczymzdejmujebuty.

–Oczywiście,żechciałbym,żebyśzostała.Uwielbiam,kiedyjesteś

blisko.

–Niemogłam.–Kręcigłową,poczymidziedosalonu.Jateż.

background image

Zacholeręnierozumiem,ocochodzi.

–Nicole,zatrzymajsię.

Zamieraiwpatrujesięwemnietymiwielkimizielonymioczami.

Mamgęsiąskórkę,jakzawszewtedy,gdyczuję,żezarazsprawa

potoczysięwfatalnymkierunku.

–Ztegonicniebędzie,Matt.–Przełykaślinęibierzegłębokioddech.

–Dlaczego?–Składamręcenapiersiachiopieramsięościanę.

Patrzęnanią.Jeślizamierzamnierzucić,tojaniebędęjejtego

ułatwiał.

–Powinieneśmiećdzieci.

Mrugam.Chybacośźleusłyszałem.

–Notak.

–Maszpiękną,wielkąrodzinęipowinieneśteżmiećwłasnedzieci.

Zdrowedzieci.Mnóstwodzieci.

–Czemuodnoszęwrażenie,żecośmnieominęłowtej

rozmowie?–pytamrozdrażniony.–Nicztegonierozumiem.

–Chceszmiećdzieci?–pytarozpaczliwie.

–Jasne.Zajakiśczas.

–Rozumiesz?–Rozkładaręceizaczynaznówkrążyćpo

pokoju.–Jasne,wiem,żewiększośćfacetówuciekłabyzkrzykiemna

myślodzieciachnatymetapie,alerozumiesz,ocomichodzi?

–Nie.Szczerze,nierozumiemzupełnienic.Niemam

pojęcia,oczymtymówisz,dojasnejcholery.

Wzdycha,pocieratwarzdłońmi,poczympatrzymiwoczy.

Zpoliczkaspływajejłza.Nogiuginająsiępodemną.

background image

–Skarbie…–zaczynam,aleonauciekaizasłaniasięrękami.

–Nie,nieróbtego.

–Musiszzemnąporozmawiać,Nicole.

–Wiem,żejapoprostu…–Przeczesujepalcamimokreodpotu

włosy,poczymrobikilkakrokówposalonie.Wkońcuzatrzymuje

się,opierającręcenabiodrach.–Niemogęjużztobąbyć.

–Dlaczego?

–Boniemogę.

–Staćcięnawięcej–warczę,mrużącoczy.

–Niejestemtym,czegopragniesziczegopotrzebujesz.

Unoszębrwi,zdziwiony,poczymśmiejęsiękrótko.

–Widziałaśsięzemnąjakośostatnio?Bośmiemzaprzeczyć.

–Muszępanowaćnadswoimżyciem.Niemambogatej

rodziny,któramipomoże,jeślitacukiernianiewypali.Niemam

ludziwokół,którzypozbierająmniedokupy,jeślistracęzdrowie.

–Alemogłabyśmieć.

Zatrzymujesięnagle,wbijawemniewzrok.Otwierausta,znówje

zamyka,ażwkońcuwpadawjeszczewiększązłość.

–Ach,czyliterazbędzieszmisięoświadczał?Coty,docholery?

–Nicole,musiszwyrażaćsięprecyzyjnie.Czychcesz

powiedzieć,żenicdomnienieczujesz?–Jeślitak,tochybakłamie,docholery.

–Czujęażzadużo!–wybucha.–Czujęwszystko!Iniechodzimi

tylkooto,coczuję,kiedyściskaszmniezatyłek!

–Więcniechceszperwersyjnegoseksu?Otocichodzi?

Wczorajwyczułem,żeniepodobacisięwiązanierąk.

background image

–Nie!–Opadanakrzesłoizwieszabezsilniegłowę.–Nietochcę

powiedzieć.

–Jestemtakizagubiony.Niewiem,cosię,docholery,dzieje,Nicole.

Współpracujzemną.

–Niemogędaćcirodziny,Matt.Nigdy.

Marszczębrwi.Nicolepodnosinamnieumęczonywzrok.

–Nierozumiem.

–Mówiłamciomoichproblemachzezdrowiem.

Kiwamgłową,wciążniepotrafiępołączyćkropekwżadenwzór.

–Niemogęmiećdzieci.

–Kobietycierpiącenacukrzycęrodzązdrowedziecibezżadnego

problemu,Nicole.

Kręcigłowąiśmiejesięsmutno.

–Alejamamzespółpolicystycznychjajnikówdokompletu.

–A,dlategobierzesztabletki–przypominamsobie.

–Niepotrzebujętabletek,żebyniezajśćwciążę,Matt.

Chorobajajnikówtojestmojaantykoncepcja.Ciążatoniejestdla

mniedobrypomysł.Gdybymjakimścudemzaszła,ciążabyłaby

obciążonabardzowysokimryzykiemitrudna.

–Nodobrze.–Wzruszamramionami.–Alecotoma

wspólnegoznami?

–Czytymniesłuchasz?–Patrzynamniejaknaidiotę.

Odpowiadamwściekłymspojrzeniem.

–Niemożeszmiećdzieci.Chociażmyślę,żemedycyna

oferujeróżnemożliwości,żebyjakośominąćtenproblem,to

background image

załóżmy,żetoprawda.Czemuniemożemybyćrazem?

–Boniemogęcidaćtego,nacozasługujesz?

–Nacozasługuję?–Krewmisięgotuje.–Naco,twoimzdaniem,

zasługuję,Nicole?

–Namiłą,submisywnąpartnerkę,któramożecidać

mnóstwodzieciiżyćdługoiszczęśliwie–szepcze,niepatrzącmiwoczy.

Siadamnakrześlenaprzeciwkoiprzyglądamjejsięprzezdłuższą

chwilę.

–Czytojestjakiścholernyżart?

–Nie.–Kręcigłowąiskładadłonie.–Kochamcięnatyle,żeby

pozwolićciodejść,znaleźćtękobietęizaznaćtychwszystkich

rzeczy.

–Wieszco,Nicole?Nikt,kurwa,nielubimęczennic.

Patrzynamniewszoku.

–Słucham?

–Słyszałaś.Kimtyjesteś,docholery,żebydecydować,czego

potrzebujęiczegopragnę?

Wstaje,żebyspojrzećmiprostowoczy.

–Tojestchyba,cholera,szczythipokryzji.

Równieżwstaję,zaciskamdłoniewpięści,patrzęnaniąwścieklei

ignorujęranęziejącątam,gdziekiedyśbyłomojeserce.

–Zawszebyłemztobąstuprocentowoszczery,Nicole.Tyukrywałaś

niewygodnefakty.Wszystkomusiałemzciebiewydzierać.A

mówiłemciodpoczątku,żewtejrelacji

najważniejszejestzaufanie.

background image

Ruszamwjejstronę.NiedotykamNicole,alezatrzymujęsięztwarząocentymetryodjejtwarzy.

–Tojestmojarola,dojasnejcholery.Żebycięchronić,żeby

wiedzieć, czego potrzebujesz. Kocham cię. Potrzebujesz czasu, musisz uporządkować sobie coś w
głowie?Dobrze.Zostawięcięwspokoju.

Alemówięciodrazu:jesteśmoja.Nictegonigdyniezmieni.

–Jamówię:czerwony–szepcze.

Długowpatrujęsięwniąwzdumieniu,niejestemwstanienawet

mrugnąć.

–Wklubiepowiedziałeś,żemuszętylkopowiedzieć

„czerwony”iwszystkosięskończy.

Użyłapieprzonegosłowabezpieczeństwa?

Przyciągamjądosiebieicałuję,ażbrakniejejtchu,wkładamwtenpocałunekcałygniewifrustrację.A
potemodsuwamsięiścieram

kciukamiłzyzjejpoliczków.

–Niewiem,jakwbiłaśsobiedogłowy,żeniemożeszmidaćtego,nacozasługuję.Patrzęnakobietę,
któraspełniawszystkiemoje

marzenia.Tociebiepragnęiciebiepotrzebuję,Nicole.Kiedy

zrozumiesz,żetwojeproblemymedycznetotylkowymówka,żeby

mnieodepchnąć,będęczekał.Anarazie,maszrację.„Czerwony”

miwystarczy.Rozumiemdoskonale.

Odwracamsięiwychodzęzjejmieszkania.Nieoglądamsię.

Jadęprostodoszpitala.ChcęsięzobaczyćzNatalieinachwilę

zapomniećowłasnychzmartwieniach.

Wszystko,coNicolepowiedziałamiwswoimmieszkaniu,huczymiw

głowiejakjednachaotycznazbitkasłów.

Jezus,jaktosięstało?

WchodzędopokojuNataliezbukietemkwiatów,naktórywydałem

background image

jakąśfortunęwszpitalnymsklepiku.

–Cześć–uśmiechasięiotwieraramiona.Zchęciąpoddajęsię

uściskowi.

–Cześć,kochana.Jaksięczujesz?

–Jużlepiej–odpowiada.

–Wnocywydaliłakamień–mówiLuke,ściskającmidłoń.

–Jutrowychodzimydodomu.

–Naszczęście–wzdychaNatalie.–Tęsknięzamoją

córeczką.

–NiemartwsięoLivie,myślteraztylkoosobie–pouczająLuke,

poczymwybuchaśmiechem,boNataliepokazujemujęzyk.

–Zawszebyłyzniąkłopoty–zauważam,uśmiechającsięwrednie.–

Cieszęsię,żenicsięniezmieniło.

–Czemuprzyszedłeś?Tylkopoto,żebysięwyzłośliwiać?–

pyta,patrzącnamniespodprzymrużonychpowiek.

–Wpadłemsprawdzić,jaksięczujesz.

–Coztobą?

–Nic.

–Maszjakąśkwaśnąminę–uśmiechasiępodejrzliwie.

–Nieprawda.–Patrzęnaniąspodokaiwyciągamrękę,żebydotknąć

kosmykajejdługichciemnychwłosów.–Nierobięmin.

–Oczywiście,żerobisz.CzyżbyNicolenatarłaciuszu?

Żebyświedziała.

–Niemamkwaśnejminy.

–Dobra,dobra–uśmiechasię.–ZadzwoniędoJulesirazemcię

background image

dopadniemy.

–Poproszęlekarza,żebyzatrzymałciętudłużej.

–Podlec!–wykrzykuje.

Śmiejęsięinachylam,żebypocałowaćjąwpoliczek.

–Niezapominajotym.

Głaszczemniepotwarzy.

–Kochamcię–mówicicho.–Ipotrafięsłuchać,gdybyśpotrzebował

sięwygadać.

Uśmiechamsięłagodnie,całujęjąjeszczeraz,poczymwstaję.

– T eż cię kocham. Dziękuję. T y skup się tylko na własnym zdrowiu i na tym małym koledze tam w
brzuchu.

–Tenmałykolegamasięznakomicie–odpowiada,

głaszczącsiępobrzuszku.

–Jaksięczujesz,stary?–pytamLuke’a,którywydajesięzmęczony.

Siedzizlaptopemnakolanachizerkanaswojążonę.

–Znacznielepiej,odkądmijąnaprawili,iwiem,żezdzieckiem

wszystkowporządku–odpowiada.–Chybaobojechcemyjużtylko

wrócićdodomu.

–Zmusimniedoodpoczywania.–Natwykrzywiasięz

pretensją.–Ikonieczezdjęciamiażdoporodu.

–Tyfaszysto–wykrzykujęzoburzeniem,corozśmieszaNatalie.–

Jakśmieszdbaćoswojążonę?

–Nowiem,jestemokropny.

Śmiejącsię,ruszamwstronędrzwi.

–Kochamcię,odpoczywaj–dodaję,patrzącnanią

wymownie.–Zajrzędociebiezakilkadni.

background image

–Takjest,detektywie.–Machadomnienapożegnanie,chichocząc.

Wychodząc,omalniewpadamnanasząmamę.

–Cześć,mamo.–Przytulamjąmocno.

–Cześć,skarbie.–Puszczamnie,uśmiechasię,aleszybko

poważnieje.–O,chybamusimyporozmawiać.–Odwracasięi

prowadzimniekorytarzemwstronępoczekalni.

–Myślałem,żeprzyszłaśtudoNatalie.

–Jużdoniejidę,alenajpierwmuszępogadaćztobą.

–Oczymbędziemyrozmawiać?

–Niewydurniajsię–strofujemnie,poczymsiadaw

plastikowymfoteluiwskazujemimiejscenaprzeciwko.–Poprostu

powiedzmi,cosięstało.

Marszczębrwi,potemwznoszęoczydosufituiwybuchamśmiechem.

–Czynaprawdęmuszęodbyćpoważnąrozmowęzeswoją

mamą?

–Owszem–potwierdza.–Noprzestańjuż,wiem,żecośsięstało.

Zawszebyłeśnajbardziejnieprzeniknionyzewszystkichmoichdzieci.

–Podpierapodbródekdłoniąiprzyglądamisięprzezchwilę.–Takispokojny,takipoważny.Alekiedy
masztakiesmutneoczy,nicjuż

niemożeszukryć.Taksamowyglądałeś,kiedyumarłażonaAsha.

KiedyBrynnaidziewczynkimiaływypadek.Pozwólmipomóc.

Chrząkam.Jestemzaskoczony,jakgładkoudajemisię

opowiedziećcałątęhistorię,oczywiściepomijającpewneszczegóły.

–Nowięcuznała,żeskoroniemożemiećdzieci,ajajejzdaniem

zasługujęnadzieci,toniejestdlamnieodpowiedniąkobietą.

–Alewspomniałeśjej,żeistniejewieleróżnychsposobów,żeby

background image

powiększyćrodzinęodzieci?–pytamama,wzamyśleniustukającsię

palcemwpodbródek.

–Nie,byłemzbytzdziwionyi,przyznaję,wściekły,żebyotymgadać.

Mamaprzytakujeiwzdychając,opierasięwygodniejo

krzesło.

–Przykromi,żemakłopotyzdrowotne.

–Świetniesobieznimiradzi.–Wzruszamramionami.–Niemusibraćlekówibardzoosiebiedba.Jest
zupełniezdrowa.

–Todobrze.–Mamauśmiechasię,błyszcząjejoczy.–Ikochaszją.

–Owszem,choćdzisiajniewydajemisiętorozsądne.–

Znówsięśmiejęipocieramdłonie.–Onastawiamiwyzwania.

Jestzabawnaiinteligentna,dobrzemiznią.Wieomnierzeczy,

którychniewieniktnaświeciei…

–Iwciążciękocha–kończyłagodniemama.

–Tak.

–Wydajemisię,żeonatrochęsięboi.Waszzwiązekjestjeszcze

bardzomłody,wszystkopotoczyłosięszybko.Gdyczłowiekdajesię

pochłonąćtakmocnoitakgwałtownie,przynositowielkąradość,aleiwielkistrach.

Znówprzytakuję.

–Myślisz,żeNicolesamachcedzieci?–wypalanagle

mama.Kompletniemniezaskakuje.

Wracampamięciądochwil,kiedytakpiękniezajmowałasięCasey,

jakradziłasobiezMaddieiJosie.JaknaturalnieutuliłaOlivięw

ramionachikołysałajądosnu.

–Byłabycudownąmamą–odpowiadamcicho.

–Wiesz,kobiecie,którasądzi,żeniemożemiećdzieci,niejestłatwociągleprzebywaćpośródkobietz

background image

ciążowymibrzuszkamiimłodych

mam.Nietwierdzę,żenielubitejrodziny,aletomogłojąrozstroićemocjonalnie.Zakażdymrazem,gdy
widziNatalie,JulesiBrynnę,i

ichszczęśliwychmężów,przypominasobie,żesamamożenigdytego

niezazna.–Nachylasię,żebywziąćmniezarękę.–Atakżeotym,

żebyćmożeniebędziemogłategodaćtobie.

–Cholera–szepczę.

–Owszem.–Mamacałujemniewpoliczekiwstaje.–Alewkońcuto

sobiepoukłada.

–Obyśmiałarację.Namyślotym,żemamżyćbezniej,czuję

kompletnąpustkę.

–Och,skarbie,towspaniale.–Śmiejesięnawidokmojejgniewnie

zmarszczonejtwarzy.–Toznaczy,żemiędzywamijestcoś

prawdziwego.

–Jeszczejakprawdziwego.

–Dajjejtrochęczasu.Niechpogadazprzyjaciółmi,zatęsknizatobą.

–Dzięki,mamo.

–Odtegotujestem,skarbie.–Puszczadomnieoko,poczymidzie

doNatalie,córki,którejnieurodziłasama,alektóraniemogłabybyćbardziejjejwłasna.

Rozdział18

Nicole

Dwatygodniepóźniej

Dziękizapomoc–uśmiechamsiędoTess,którawłaśniesięgapotorebkęizbierasiędowyjścia.

–Całaprzyjemnośćpomojejstronie,szefowo–odpowiadaradośnie.

–NieidziesznawinozBailey?

Wzruszamramionamiikręcęgłową,jakgdybyniebyłooczym

background image

mówić.Poprostuniejestemwstaniezniąrozmawiać.

Nikogoniechcęwidzieć.

–Przezostatniedwatygodnieciągletylkochowaszsiętuwcukiernialbosiedziszwdomu–zauważaT
ess,marszczącbrwi.–

Zaczynaszmniemartwić.

–Nicminiejest–odpowiadamzirytacją.–Miłego

wieczoru.

–Nawzajem–wzdychazżalem.

Odprowadzamjądodrzwi,żebyzamknąćodwewnątrz,ależegnając

Tess,zauważam,żezbliżasięGailMontgomery.

Uśmiechasięciepło,jestubranawzwykłedżinsowerybaczkii

pomarańczowąkoszulkę.

–Dzieńdobry,paniMontgomery.

Namiłośćboską,coonaturobi.

–Dzieńdobry,wiem,żezarazzamykasz.Chciałabymtylkochwilę

porozmawiać,jeślizechcesz.

–Oczywiście.–Unoszębrwiizapraszamjądośrodka,poczym

zamykamdrzwi.–Niechpaniusiądzie.

–Dziękuję.–Siadaprzyjednymzmoichmałychokrągłych

stoliczkówiuśmiechasię,gdyzajmujęmiejscenaprzeciwko.–Jaksięmasz,Nicole?

–Wporządku.

Patrzynamnie,mrużącoczy.Takdobrzeznamtęminę,tylerazy

widziałamjąujejsyna.

–Cieszęsię.

–Możenapijesiępanikawy?–pytam.–Czymogępanią

poczęstowaćbabeczką?

background image

–Dziękuję,niewtejchwili,chociażchętniewezmękilkadodomudlaStevena.–Opierasięnałokciui
rozglądapomojejcukierni.–

Prześlicznietu.

–Dziękuję.

–Rozmawiałaśzmoimsynem?–pytabezogródek.

–Ostatnirazkilkatygodnitemu–odpowiadamcicho,czując

przeszywającybólwsercu.Boże,tęsknięzanimtakstrasznie,żeniemogętegoznieść.

–Rozumiem.–Splatadłonieiskładajenakolanach.–Amogę

zapytaćdlaczego?

Marszczębrwi.Rany,ilepowinnampowiedziećjegomamie?

–Szczerzemówiąc,czułabymsiętrochęnielojalna,

rozmawiajączpaniąonaszymzwiązkuzajegoplecami.

Uśmiechasięszerokoiwyciągarękę,żebypoklepaćmniepo

ramieniu.

–Lubięcię,Nicole.Gdybymcięnielubiła,nieprzyszłabymtu.

RozmawiałamzMattemtegoranka,kiedysiępokłóciliście.

Oczyotwierająmisięszeroko.

–Jesteśzdziwiona–zgadujetrafnie.

–Mattraczejniejestosobą,któraszukasobiepowiernikówdo

zwierzeń–odpowiadamszczerze.

–Nieszukałmnie.Spotkaliśmysięprzypadkiem,wszpitalu.

–O,właśnie,jaksięczujeNatalie?–pytamznieudawanątroską.

Jednązbolesnychrzeczyzwiązanychzzerwaniembyłautrataledwo

cozawiązanychrelacjizrodzinąMatta.

–Znakomicie,dziękuję,żepytasz.–Gailsadowisię

wygodniejiprzezchwilęważykolejnesłowa.–Nicole,Matt

background image

opowiedziałmiotwoichkłopotachzdrowotnych.

Cochwilaprzyprawiamnieonowezdumienie.

–Jajestemnaprawdęcałkiemzdrowa–odpowiadam.

–Torównieżmimówił.Alewyjaśniłmi,dlaczegonie

widziszprzyszłościdlawaszegozwiązku.Żebyćmożeniebędziesz

mogładaćmudzieci.

Łzystająmiwoczach.Wbijamwzrokwblatstolika.Mogętylko

przytaknąć.

–Auważasz,żeMattpowinienmiećdużąrodzinę.

–Widziałam,jakzachowujesięprzydzieciach,przy

ciężarnychsiostrach…Byłbycudownymojcemipowinientego

zaznać.

–Zgadzamsię,aleNicole,czemusądzisz,żeniemogłabyśznim

kiedyś tego dzielić? Dopiero co się poznaliście, małżeństwo i dzieci to jeszcze odległa przyszłość, ale
dlaczegozakładasz,żeniebędziesztąkobietą,którazbudujeznimrodzinę?Przecieżewidentniebardzo
siękochacie.

–Boniemogęmiećdzieci,proszępani.Pewniebyłabymwstanie

zajśćwciążę,zpomocącudówwspółczesnejmedycyny,aleodradzano

mito.Mojejajnikisąwtakzłymstanie,żeniepowinnamryzykować.

–Adlaczegotedziecimusząkonieczniebyćbiologicznietwoje?

Milczę,oszołomionaipatrzęnatędojrzałąkobietę.

–Przecieżtopowinnotakdziałać,prawda?–pytam,unoszącbrwi.–

Mattpowinienmiećbiologicznedzieci.

WoczachGailbłyszczyirytacja.Krzyżujeręcenapiersiach.

Mamfatalneprzeczucie,żewłaśnierozdrażniłammamę

niedźwiedzicę.

background image

Cholera.

–Jesteśnowawśródnas,więcpozwól,żecościwytłumaczę.

Powiedzenie,żekrewniewodatobzdura.MojaNatalieprzybyłado

naszejrodziny,kiedywszkolepoznałasięzJules.Szybkosię

zaprzyjaźniły i Nat przyjeżdżała do nas na wakacje i inne takie. A gdy umarli jej rodzice, to my
pomogliśmyjejprzetrwaćtrudnyczasi

wciążdawaliśmyjejmiłość.Nataliejestmojącórkątaksamojak

Jules,chociażniebyłamoimbiologicznymdzieckiem.–

Gailuśmiechasięłagodnie.–CalebwłaśnieadoptowałMaddieiJosie–

ciągnie.–Ikochajeniemniejniżdziecko,którepocząłzBrynną.Tedziewczynkisąjegocórkami.Pod
każdymwzględem,Nicole.

Przypominamsobie,jakCalebzachowywałsięwobec

dziewczynek,gdybyłamunichnakolacji.Uśmiechamsięikiwam

głową.

–KolejnyprzykładtoMegiLeo.Obojemielibardzotrudne

dzieciństwo, ale odnaleźli się i traktują się jak rodzeństwo, odkąd Meg skończyła dziesięć lat. Ale nie
mająwspólnychrodziców,Nicole.Po

prostukochająsiętakmocno,żestalisięrodziną.–

RodzinaWilliamsów,wszyscymoizięciowieisynowestalisięmoimi

bliskimitaksamojakdzieci,któreurodziłam.

Boże,jestemtakąkretynką.Całyczaszadręczałamsię,żeMatt

powinienmiećwłasnedzieci,alenigdynieprzyszłomidogłowy,że

chciałbymiećtakie,któreprzybyłybydonaszejrodzinyinnądrogą.

–ADominic…–ciągnieGailkumojemuzdziwieniu.–CzyMattci

opowiadał?

–Mówiłtylko,żeDominicjestjegoprzyrodnimbratem.

– Dziwię się, że tak to ujął – szepcze Gail. – Po narodzinach Caleba mieliśmy z mężem kryzys.

background image

Rozstaliśmysięnakilkamiesięcyiwtym

czasieStevenspałzinnąkobietąpodczasjakiejśdelegacji.SkutkiembyłDominic.

Otwieramustazezdumienia.

–Niewiedzieliśmyodzieckuażdotegoroku.Dominic

wynająłprywatnegodetektywa,żebyznalazłjegobiologicznegoojca.

Stevenbyłwszoku,alemiędzynamimówiącimnieświatprzewrócił

siędogórynogami.–Nachylasiędomnieikładziedłonienastole.–

Widzisz,Nicole,mójmążmadzieckozinnąkobietą.Oseksie

dowiedziałamsięponadtrzydzieścilattemu,tużpotym,jaksię

zdarzył.Aleterazstanąłprzedemnąmężczyzna,twierdząc,żejest

synemmojegomęża.Jegomatkazmarławzeszłymroku,byłciekawy.

Comiałamzrobić?Wyrzucićgo,udać,żenieistnieje?

–Icopanizrobiła?–zapytałamzafascynowana.

–Przyjęłamtegomężczyznędorodziny.Stevenowi

wybaczyłamkilkadziesiątlattemu,aDomjestjegodzieckiem.

Świetniedonaspasuje,resztamoichdzieciteżgopokochała.

–Panirodzinajestniezwykła.Aleteżjedynawswoim

rodzaju.

– Wiesz, skarbie, nie jesteśmy doskonali. Ale rodzina to rodzina, czy to połączona krwią, czy samą
miłością.Spróbujmitylkopowiedzieć,

żebliźniaczki,Oliviaitomałedziecko,któremasięurodzić,toniesąmojewnuki.

–Oczywiście,żesą–odpowiadamnatychmiast.

– I gdybyście ty i Matt kiedyś mieli dzieci, czy to z twojego łona, czy z adopcji albo urodzone przez
surogatkę,pokochałabymjetaksamo,

Nicole.Natymwłaśniepolegarodzina.

Łzyspływająmizpoliczków.

background image

Gailprzysuwasiędomnieikojącogłaszczemniepo

plecach.

–Zachowujęsięjakidiotka–szlocham.

–Poprostugokochasz,dziewczyno.Myślałaś,że

postępujesznajlepiejdlaniego.

–Kochamgotakstrasznie,żeniemogęoddychać.

WoczachmatkiMattarównieżpojawiająsięłzy.Kiwa

głową.

–Tylkozakochanakobietamogłabybyćtakgłupia.Na

pewnoniepomogłyciciągłespotkaniazkobietamiwciążyidziećmi.

Wzruszamramionami,potemprzytakuję,śmiejącsięprzezłzy.

–Jestmistraszniegłupio.BonaprawdęlubięNatalieiJules,iBrynnę,bardzosięcieszęichszczęściem.
Niepotrafiłabymimzazdrościć

dzieci.

–Przecieżniejesteśpotworem,Nicole.Alepewnietrudnocipatrzećnatychmężczyzntulącychciężarne
brzuszki.

–Ja…–zaczynam,poczymtylkowzdychamiwtulamtwarzw

dłonie.–Tak.Jesttrudno.

–Alejestłatwiej,jeślimaszwokółludzi,którzyciękochająi

rozumieją.

–Niepotrzebujęniczyjejlitości.Spotkałomnietylerzeczy,zaktórejestemwdzięcznalosowi,niechcę,
żebykomuśbyłomnieżal.

–Międzywsparciemalitościąjestogromnaróżnica,Nicole,i

doskonaleotymwiesz.

Przygryzamwargęiniechętnieprzytakuję.

–Alenamieszałam.

–Możesztowszystkowyprostować.

background image

–Takpanimyśli?–pytamznadzieją.–Naszzwiązektrwał

takkrótko,samfakt,żewspomniałamodzieciach,tobyło

samobójstwo.

Gailśmiejesięiklepiemnieporamieniu.

–Możetrochęwcześnienatakąrozmowę,aleniesądzę,żebyMatt

niemiałpodobnychmyśli.Musiszonimwiedziećjednąrzecz:

najważniejszajestdlaniegouczciwość.Możetodlatego,żejest

policjantem.Alenapewnodoceniłto,żebyłaśznimszczera.

Macienaczymbudować.

–Czemuprzyszłapaniakuratdziś?–pytamzciekawością.

–BoMattjestnadąsanymmrukiem,apodwóchtygodniach

potrzebowałaśjakiegoślekkiegopchnięcia.

Chichoczę,kiwającgłową.

–Muszęsobiekilkarzeczyprzemyśleć,alewkrótceznim

porozmawiam.

–Dobrze.Wtakimraziewróćmydotychbabeczek.

–Proszę,zapakowałamdlapanipudełko.

–Dziękuję,skarbie.Powodzenia.

Gailprzytakujeiznikazarogiem,niosącpudełkociastek.

Oddychamgłęboko,zamykamdrzwi,poczymzabieramsię

zasprzątanie,pozwalającmyślombłądzićswobodnie.

Gailmarację.Niemuszęprzecieżsamaurodzićdzieci,żebybyły

moje.Czemunawetotymniepomyślałamwcześniej?

Iwtedysobieprzypominamczemu.

Boprzezcałeżycierodziceilekarzetłuklimidogłowyjednąrzecz:nigdyniebędzieszmiaładzieci.

background image

Alemoże,możejednakpewnegodniabędęjemiała.

Uśmiechamsię.Naglepodskakuję–telefonwkieszeni

zacząłwibrować.

–Halo?

–Cześć,piękna!

–Ben!–uśmiechamsięszeroko,ruszającnagórędo

mieszkania.Cieszęsię,słyszącstaregoprzyjaciela.–Jaksięmasz?

–Znakomicie.JestemwSeattleprzeztydzień.Copowiesznakolację

dziświeczorem?–Jegogłosbrzmiciepłoiznajomo.Rany,jak

strasznietęskniłam.

–Pewnie.Októrej?

–Mogęjechaćpociebieodrazu.

–Notosięszykuję.

Benbyłmoimchłopakiem,kiedymiałamdwadzieściakilkalati

mieszkałamjeszczewdomu.Ważyłamzadużo,niedbałamosiebie,a

przystojnytrenerosobistyitakmniepokochałipomógł

miwrócićdozdrowia.

Niedlatego,żeniepodobałammusiętaka,jakabyłam.

Chciał,żebymcieszyłasięzdrowiemisamasobą,pokochałamgoza

to.

Byłmojąpierwsząmiłością,astałsięjednymznajlepszych

przyjaciół.

Poprawiamfryzuręimakijaż,poczymprzebieramsięw

koronkowyróżowytop,powłóczystąbiałąspódniczkęisandały.

Gdyotwierammudrzwi,porywamniewramionaitańczypomoim

background image

salonie.

–Cudowniewyglądasz!–Całujęgowpoliczek.Wkońcu

odstawiamnienaziemię.

–Atywyglądasz,jakbyśbyłagłodna–śmiejesię.–Aleoczywiścieteżpiękniejakzawsze.

–Jestemgłodna.Nakarmmnie,proszę.

–Zprzyjemnością.Możebyćmeksykańskie?

–Mmmm,tak.–Zbiegamyzeschodówiidziemyprzecznicędalej,do

jednejznaszychulubionychmeksykańskichknajpwSeattle.–Poco

przyjechałeśdomiasta?

–Mamrozmowęopracę.

–Przeprowadzaszsiętu?–pytampodekscytowana.

–Mamtakąnadzieję.Wnaszymmieścieniewidzęjuższansnadalszą

karierę,zresztąsamawiesz.

–Czemumnienieostrzegłeś,żeprzyjeżdżasz?–Trącamgo

żartobliwiewramię.Kelnerkaprowadzinasdomiejscaprzyścianie.

Ktośpodrzucafrytki,salsęiwodę.Rzucamsięłapczywienajedzenie.

–Nietraciszapetytu–zauważaBensucho.

–Nigdy–przytakujęzuśmiechem.–Aleserio,dlaczegonie

zadzwoniłeśwcześniej?

–Pomyślałem,żezrobięciniespodziankę.–Orzechoweoczy

błyszcząmuradośnie.–Couciebiesłychać?

–Różniebywa–odpowiadam,wzruszającramionami.Czujęsięjuż

znacznielepiej,odkądodbyłamrozmowęzGail,aterazjemkolacjęzdrogimprzyjacielem.

–Rozwińto„różnie”.

–Oj,totakadługahistoria,pełnaróżnychdramatów.

background image

–Takiesąnajlepsze.–Benpuszczadomnieoczko,gryzącfrytkę.

Przekrzywiamgłowęiprzyglądammusię.Niejesttylkoprzystojny,

chociażztakimimięśniami,jasnymi,orzechowymioczamiimęską

szczękąniewątpliwieprzyciągawzrok.Bentopięknyczłowiek,z

zewnątrziwśrodku.

–Jesteśdobrymfacetem,Benjaminie.

–Niemówtak,Nicole.Potymzawszepojawiasięjakieś

„ale”,amyprzecieżzerwaliśmylatatemu.

Odrzucamgłowędotyłuiśmiejęsięgłośno,poczymrzucamwniego

frytką.

–Cozałajza,tomiałbyćkomplement.

–Widzę,żeniezrezygnowałaśztreningów.Wyglądasz

wspaniale.–Przechylagłowęiprzypatrujemisięzuwagą.–Aleznamcię,iwidzę,żemaszpodkrążone
oczy.Nojuż,gadaj.

Wzdycham,poczympodpierambrodędłonią.

–Jestemkretynką.

–Fakt.

–Cozadupek.

–Przyznaję.

Znówwybuchamśmiechemikręcęgłową.

–Przestań.Wcaleniejesteśdupkiem.Poznałamfaceta.

–Czyjachcętowiedzieć?–krzywisię.–Wiem,żejesteśmytylko

przyjaciółmi,alechybaniepowinnosięwiedzieć,zkimsypiabyła

dziewczyna.Tojakieśdziwne.

–Skądwiesz,żeznimsypiam?

–Asypiasz?

background image

–No.

–Tojużwiem.

–Zazdrosny?–pytam,unoszącbrwi.

Opiera się wygodniej i przez chwilę poważnie się nad tym zastanawia, co trochę mnie dziwi.
Spodziewałamsięjakiejśzłośliwejriposty,aleBenodpowiadaszczerze.

–Niewtakimsensie,wjakimbyłemzazdrosnypięćlattemu,ale

martwięsię,bowieledlamnieznaczysz.Niechciałbym,żebysię

okazało,żemuszękogośzamordować,bocięskrzywdził.

–Tojaskrzywdziłamjego–wzdycham,przeczesując

palcamikrótkiewłosy.

–Podobamisiętafryzura,taknamarginesie.

–Dzięki.Byłajużporanazmiany.–Zjadamkolejnąfrytkę.

–Wkażdymrazie,wpadłampouszy.Tofantastycznyfacet.

Policjant.–OpowiadamBenowioMatcieijegorodzinie.Otym,jak

siępoznaliśmy,wszystko.Itojeststrasznieprzyjemne,bojeszcze

nikomuniemogłamnicopowiedziećozwiązkuzMattem.

Awiem,żeBenniebędziemnieosądzał.

–Czyli,abstrahującodperwersyjnegoseksu,którybrzminaprawdę

atrakcyjnie, ale nie czuję się zręcznie słuchając o tym, jeśli chodzi o ciebie… – znów się krzywi – to
naprawdęprzyzwoityfacet.

–Owszem.

–Czylinaczympolegaproblem?

–Zerwałamznim.

–Czemu?

Przygryzamwargęispoglądamnaniedojedzonykoszykz

frytkami.

background image

–Nicole…–Benschylasię,żebyspojrzećmiwoczy.–

Czemu?

–Bouznałam,żezasługujenakogoślepszego–szepczę.–Jamamte

wszystkiechorobyiwogóle.

Benunosibrwi.

–Nicole,poznałemkilkakobietwżyciuimogęci

powiedziećodrazu:trudnoznaleźćkogoślepszegoodciebie.

Otwieramustazdumiona.

–Jeśliterazzamierzaszsięoświadczyć,wylejęcimargaritęnagłowę.

Śmiejesięikręciprzecząco.

–Tochybaniespodobałobysięmojejdziewczynie.

–Twojejdziewczynie!–piszczę.–Nicniemówiłeś!JesttutajczywWyoming?

–MieszkawWyoming,alejeślidostanętupracę,tomamnadzieję,żesięprzeprowadzi.

–Kimonajest?Znamją?

–Zarazdoniejwrócimy.–Macharęką,poczymsięgaprzezstół,

żebyująćmojądłoń.–Kochasztegofaceta?

–Tak.Ale,szczerzemówiąc,tajegorodzina…Onisą

fantastyczni,alecholerniesięichboję.Połowaznichtoróżnesławy,Ben.Mająmnóstwokasy,wszyscy
wyglądająidealnieipoprostu…o

takichludziachtojaczytam.

–Zachowująsięjakdupki?

–Nie.–Kręcęgłowąznaciskiem.–Sąnaprawdęmili.

T roszczą się o siebie nawzajem i były różne ciekawskie spojrzenia czy pytania, ale robili wszystko,
żebymczułasięmilewidziana.

–Dobrze–przytakuje.–Niewszystkierodzinysąjaktwoja.

–Mojaniejesttakanajgorsza–odpowiadamłagodnie.–Poprostu

background image

nietrzymasięrazem.

– Czyli przebywanie w rodzinie, która lubi trzymać się razem jest dla ciebie nowe. – Ben śmieje się i
kręcigłową.–Zawszezastanawiałem

się, czemu nie jesteś jedną z tych dziewczyn, które ciągle dzwonią i wysyłają wiadomości. Przez jakiś
czassądziłem,żeniejesteś

zainteresowana.

–Nie,poprostuniemampotrzebyciągletrzymaćkogośnasmyczy–

śmiejęsięibioręgozarękę.–Przecieżwiesz,żebyłam

zainteresowana.

–Tak,apotempostanowiłaśpójśćdoszkołygastronomiczneji

złamaćmiserce.

–Przepraszam–mamroczę.–Niechciałamcięskrzywdzić.

–Mamytojużprzepracowane–odpowiadaBen,wzruszając

ramionami.–Notojużwiesz,żemusiszprzeprosićtegofacetaza

wygłupianiesię.

–Tak–śmiejęsię.–Obawiamsię,żezostanęstanowczopouczonao

moichbłędach.

–Ee,niedajsięcałkiemzdominować.–Puszczadomnieoko,po

czympopijawodę.–Tocozamierzaszzrobić?

–Zamierzamznimporozmawiać.Pewniejutro.

Benprzytakuje,poczymzerkawgórę,nakogoś,ktowłaśnie

podszedłdostolika.

Podążamzajegowzrokiem.Spodziewamsięzobaczyć

kelnera,alewidzęwściekłebłękitneoczy.

–Matt.–Ocholera.BłyskawiczniepuszczamBena,ale

spojrzenieMattaśledzimojądłoń.

background image

Zpewnościąwszystkozauważył.

–Nicole–mówilodowatym,aleopanowanymtonem.–

Chciałbymztobąpomówić.Naosobności,jeślimogę.–Zerkazgóry

naBena,którywyciągadoniegoprawądłoń.

–Cześć,jestemBen.

Niedodaje,kimdokładniedlamniejest,cozupełniemniedobija,aleBenwyraźnieznakomiciesiębawi.

–Matt.–GailmusiałanaprawdęporządniewbićMattowidogłowy

odpowiedniemaniery,bochybatylkotomogłogoskłonićdo

uściśnięciadłoniBena.–Teraz.–Przeszywamniesurowym

wzrokiem.

Rozdział19

Mattprowadzimnieprzezrestauracjęikrótkikorytarzdotoalet.

Otwieradrzwidomęskiej,wciągazasobądośrodkaizamykazasuwkę.

–Matt…

–Dwatygodnie.

Stojęopartaplecamiodrzwi,Mattosaczamnie,opierającdłonie

stanowczopoobustronachmojejgłowy.

–Nierozmawialiśmyoddwóchtygodni,atyjużumawiaszsięzjakimśnowymfacetem?

–Toniejesttak,jakmyślisz…

–Chceszwiedzieć,comyślę?–Nachylasię,przybliżadomnietwarz.

Wjegooczachpłoniewściekłość,jeszczenigdygotakiegonie

widziałam.Dyszy.–Myślę,żemiłośćmojegożyciatrzymasięza

rączkęzinnymfacetemiflirtujeznimprzykolacji.

Cojest,docholery?

– T o tylko przyjaciel – mówię z naciskiem i patrzę na niego z furią, ale gdy Matt jest tak blisko, cała
kurczęsięwśrodku.–Mójbliskiprzyjaciel.

background image

Zpomrukiemgniewuzakrywamiustapocałunkiem.Nie

ostrożnie,niedelikatnie.Zżądząigłodem,jakgdybybłąkałsiębezwodypopustyni,jakgdybymjabyła
mirażemspragnionegoumysłu.

Ujmuje moją twarz w dłonie i zatapia się w moje usta, szuka językiem mojego języka. Przygryza mi
wargę,poczymznówwnikawemnie,

zsuwadłoniewzdłużmoichbokówdobioderiud.Zaciskapięścina

delikatnymmaterialespódniczki,zadzierająwysoko,poczym

rozrywamimajteczkiiciskajezaplecy.

–Jesteśmoja.Trzymałemsięzdaleka,takjakobiecywałem.

Alemamdość,Nicole.–Głosmuzłagodniał,chociażnadalbrzmi

natarczywie.Przesuwadłoniepowewnętrznejstronieud.Przytyka

czołodomojegoczoła,zaciskamocnopowieki.Wędrujerękami

wyżej,ażsięgapalcamimoichwargsromowych.Delikatnieokrąża

łechtaczkę.

–Czuję,żejesteścholerniemokra,maleńka,alewyraźniemuszęci

przypomnieć,dokogonależysz.

Przyciskamniedościany,napieranamniespęczniałe

wybrzuszeniewdżinsachizaczynasiękołysać.Jęczęistękam.

Cholera,tak,jestemjego!Inaglechcętylko,żebyjaknajszybciejwemniewszedł.Nieobchodzimnie,że
jesteśmywtoalecierestauracji.

Potrzebujęgo.Teraz.

Pochylasię,żebyrozpiąćdżinsy,uwolnićpenisa.Bardzodelikatnie

ocieragłówkąstwardniałegopenisaomojąłechtaczkę,poczym

przebijasięprzezwargiiwsuwadośrodka,takgłęboko,jaktylkojestwstanie.Zakładamiobieręce
nadgłowęiprzytrzymujejednądłonią.

Drugąpodtrzymujemityłekizaczynamniepieprzyć,mocnoi

szybko,dyszącipomrukując.Podgryzamniewszyję,jestempewna,

background image

żezostanieślad,poczymcałujemnieznów,długo,ażobojetracimy

oddech.

–Jużcimówiłem,żeniezamierzamsiętobądzielić.–

Uwalniamidłonie,żebychwycićmniezapodbródekipogłaskać

kciukiempoliczek.

Boże,pożeramnie.Czuję,jaktargająnimfalefrustracji.

Chociaższarpienimtakażądza,jestdelikatny,starasięniesprawićmibólu.

Mattnigdyniesprawimibólu.

Dotykaczołemmojegoczoła.

–Teraz–rozkazujecicho.

Iniemogęniespełnićtegorozkazu.Eksploduję.Jegodotyk,onwe

mnie,towystarczy.Dochodzęgwałtownie,wypychambiodrai

zaciskammięśniemocnowokółjegopenisa.

–Twójorgazmtonajseksowniejszywidoknaświecie–stękaMatt,poczymsameksplodujewemnie.

Obojedyszymy,wciążwstrząsająmnąechanaszych

orgazmów.Mattnawetjeszczezemnieniewyszedł,nawetnie

pozwoliłmistanąć.Chwyciłmniedłoniązapodbródekiwbiłwemnie

wzrok.

–Maszpięćminut,żebypozbyćsiętegodupkaiznaleźćsięwmoim

samochodzie.Naraziezostanieszuwiązanananocdomojegołóżka.

Alespóźnijsięchociażsekundę,abędzieszjeszczemiałaprzepaskęnaoczy.

Wpatrujęsięwniegozrozdziawionymiustami.Matt

wychodzizemnie,zapinasięizerkanazegarek.Potemidziepo

papierowy ręcznik, zwilża go i klęka mi u stóp, żeby wytrzeć moje uda ze spermy. Prostuje mi
spódniczkę,odrzucaręcznik,poczymcałuje

mniedogłębnieistanowczo.Bierzemniezarękę,poczymprowadzi

background image

mniedostolika.

NanaszwidokBenuśmiechasięszerzejniżkiedykolwiek.

Mattpochylasięicałujemniewpoliczek.

–Czasucieka–szepczemidoucha.–Dozobaczeniaw

samochodzie.

Oddalasię.

–Czylico,pogodziliściesię?–pytaBen,patrząc,jakMattodchodzi.

–Mm…chybakaraczekamniewcześniej,niżsię

spodziewałam–odpowiadamzzażenowaniem.–Przepraszamcię,

Ben,ale…

–Nieprzepraszaj.Będętucałytydzień.Jeszczeznajdziemyczas.

Pochylamsięicmokamgowpoliczek.

–Dzięki.

Sięgampotorebkę,poczymwybiegamzrestauracji.

SamochódMattastoiprzedwejściemdobudynku,silnikpracuje.

ZajmujęmiejscenasiedzeniupasażeraizerkamczujnienaMatta.

–Jestem.

–Dobrypoczątek–odpowiada,poczymruszaspod

restauracjiwstronęwłasnegomieszkania.

–Dokądjedziemy?

–Dodomu.

–Czemu?

Posyłamispojrzenie,którejesttakpełnebóluigniewu,żewtulamsięwsiedzenie.

–Musimyprzepracowaćpewnerzeczy.Pierwszasprawajesttaka,że

niechodzisznarandkizinnymifacetami.

background image

–Zerwaliśmy,Matt.Mogęwidywaćsię,zkimchcę.

–Bzdura–mówitwardym,cichymgłosem.Naglepowróciłataaura

spokoju,którazwyklegootacza.

–Słucham?

–Słyszałaś.

Parkujenaswoimmiejscu,poczymwysiada,podchodzidomoich

drzwiiotwierajedlamnie.

Podaję mu dłoń. Podnosi ją sobie do ust i czule całuje palce, po czym prowadzi mnie do windy. W
drodzenagóręmilczy.

Przechodzimykorytarzemdojegomieszkania.

Gdyjesteśmyjużwśrodku,czujęsięnaglezagubiona.Niejestem

pewna,coterazzrobić.

Mampoprostuwykrzyknąć„przepraszamcię”?

–Zacznijmyodtego,kimjesttenfacet–zaczynaMatt,poczym

przysiadanakrześlewsalonie.Wskazujemimiejscenakanapie.

Siadając,przypominamsobienasząostatniąnoc,którąnaniej

spędziliśmy.

–ToBen.–Odchrząkuję.–Mójprzyjaciel.

Mattunosibrwi,oczekującbardziejszczegółowych

wyjaśnień.

–Benijapochodzimyztegosamegomiasta.Byłmoim

chłopakiem,dopókinieprzyjechałamtutaj,doszkoły.

OczyMattaciemnieją,dłoniezaciskająmusięwpięści.

–Międzynaminiemanicseksualnegoodlat.Szczerze

mówiąc,zanimnamprzerwałeś,rozmawialiśmywłaśnieotobie.–

Unoszębrwi,alemówięśmiałodalej.–Iotym,jakzamierzam

background image

naprawićtegłupoty,którychnarobiłam.

–Randkizinnymifacetamiraczejniepomogą–mamroczeMatt.

–Przyjechałdomiastanatydzień,zaprosiłmnienakolacjęichciał

wiedzieć, dlaczego wydaję się smutna. – Ostatnie kilka słów zamienia się w szept. Wbijam wzrok w
podłogę.

–Czemujesteśsmutna,maleńka?

Czuję,jakłzyzbierająmisięwkącikachoczu.Zasłaniamtwarz

dłońmi,bioręgłębokioddech.

–Botęsknięzatobą–mamroczę.–Matt,muszęciębardzo

przeprosić.

–Opuśćdłonieispójrzmiwoczy.

Robię,jakmikaże.Zezdumieniemspostrzegam,żepłacze.

–Takbardzomiprzykro,żeniebyłambardziejotwarta.Że

zakładałamróżnerzeczy,zamiastztobąrozmawiać.Cholera,po

prostuzato,żebyłamkretynką.

–Niebyłaś,aleprzyjmujęprzeprosinyzacałąresztę.–

Ocieraustadłonią,przyglądamisię.Boże,wyglądafenomenalnie.

Marozczochranewłosyizmęczoneoczy,alekoszulkaopinamu

ciało,eksponująckażdymięsień,adżinsysącudownieapetyczne.

Niemogęprzestaćnaniegopatrzeć,upajamsięjego

widokiem.

Jakstrasznietęskniłam.

–Niemogętegoznieść.–Mattwstaje,podrywamniez

kanapyisadzasobienakolanach.–Taklepiej.

Oplatamgorękamizaszyjęiprzywierammocno,przytulającsiędo

niego.Wdychamjegozapach.

background image

–Mówdomnie,skarbie.

Odchylamsię,żebyspojrzećmuwtwarz,muskampalcamijego

policzki.

–Bojęsię.

–Czego?

Przełykamślinę.Czuję,żełzaspływamizpoliczka.

–Kochanie,niepłacz.Tomniewykończy.

–Przepraszam–szepczę.–Bojęsię,żepewnegodnia

uznasz,żepotrzebujeszinnejkobiety.

–Czemumiałbymcośtakiegopomyśleć?–Marszczybrwi,

zdezorientowany.

–Wiem,żenaszzwiązekdopierosięzaczyna,żemamy

mnóstwoczasu,alekiedyzobaczyłamcięwtowarzystwieciężarnych

sióstr,ztymiwszystkimidziećmi…Pomyślałam,żejeślidalej

będziemypodążaćtądrogą,będęmusiałaciwkońcupowiedzieć.Nie

damcitychrzeczy.Niechcę,żebyśpodejmował

decyzjęozwiązkuteraz,apotemzakilkalatżałował,bobędziesz

chciałzałożyćrodzinę.

–Niezamierzamkłamać,skarbie.Zamierzamwprzyszłościmieć

dzieci.Alesąnatoinnesposoby.Nigdyniechciałbym,żebyś

zmuszałaciałodoczegoś,doczegoniejestzdolne.Przecieżtak

naprawdęchodzituonas,naszzwiązektotyija.To–wskazuje

palcemmnieisiebie–niedziałabeztwojegoudziału.Kiedydojdziemydotakiegoetapu,żezapragniemy
miećwnaszymżyciuwięcejosób,

razemwymyślimy,jaktozrobić.

–Terazteżtozrozumiałam–przyznajęnieśmiało.

background image

–Czemuzmieniłaśzdanie?–pyta.

–Wczorajodwiedziłamnietwojamama.

–OBoże–jęczy.–Icomówiła?

–Przypomniałami,żewrodziniechodziomiłość.Resztatodetale.

Twojamamajestmądrąkobietą.

–Owszem,jest.

–Niechcęcięstracić–szepczę.–Uwielbiamto,jakmniewspierasz,jakpotrafiszbyćzemniedumny.
Przytobiestaramsiębyćlepsza,niepróbujeszkontrolowaćwszystkichszczegółówmojegożycia.Ale

kochamtakże,jakwsypialnirobiszsięwładczyistanowczy.Mogę

poddaćcisiępodtymwzględemiufać,żebędzieszwiedział,czego

potrzebujęicosprawimiprzyjemność.

Miłojestniemartwićsięopewnerzeczy.

–Och,skarbie.–Pochylasięizczułościącałujemniewczoło.–

Wreszcietosobiepoukładałaś.

–Owszem–przytakujęiwzruszamramionami.Przygryzamwargę.

Bojęsięzadaćnastępnepytanie.

–Cochceszpowiedzieć?

–Czymożemyspróbowaćjeszczeraz?

–Janigdysięniepoddałem–przypomina.–Czekałemnaciebie.A

potemprzyszedłemdotejrestauracjiodebraćjedzenieizobaczyłem

ciebiezjakimśinnymfacetem.Porazpierwszywżyciupoczułemsię

zdolnydomorderstwa.

–ZabicieBenaniczegobynierozwiązało.

–Aktomówi,żechciałemzabićBena?–pyta,unoszącbrwi.

–Gdybyśzabiłmnie,teżbytoniepomogło.

–Jużnigdyniechcętaksięczuć–szepczeiprzytulamniemocniej.–

background image

Zwykleniejestemzazdrosny,Nicole,alejakzobaczyłem,żetrzyma

cięzarękę,omalniestraciłemgłowy.

–Rozumiem–zapewniamgo.–Gdybysytuacjabyła

odwrotna,chybarzuciłabymsięnasukęznożem.

Śmiejesię,wstaje,niewypuszczającmniezrąk,poczymidziew

stronęsypialni.

–Naprawdęzamierzaszprzywiązaćmniedołóżka?

–Atyzamierzaszuciecodemnieprzedświtem?

–Nie–odpowiadam,gdystawiamnienaziemi.Wyciągamdłońw

stronęjegokoszulki,pomagamMattowisięrozebrać.–

Boże.Wyglądaszfantastycznie.

–Kontaktyztobąznakomiciewpływająnamojeego,

maleńka–uśmiechasięzgryźliwie.–Chybazwiążęciępotem.

Najpierwchcępoczućnasobietwojeręce.

–DziękiBogu–mamroczę,poczymrozpinammudżinsyi

podziwiamwynurzającysiępenis.–Powinniśmywziąćprysznic.

–Weźmiemy.

–Powinniśmywziąćgonapoczątku.

– Pamiętasz, jak kilka minut temu powiedziałaś, że lubisz, jak możesz puścić lejce i pozwolić komuś
innemuprzejąćkontrolęnad

wypadkami?–Wjegooczachbłyszczyuśmiech.Rozbieramnie,

ściągamibluzeczkęprzezgłowęizsuwaspódniczkępobiodrach.

Zostałmitylkostanik.

–Pamiętam.

–Więcprzestańpodważaćmojąwładzęicieszsięchwilą.

Chichoczę,gdyprzenosimnienałóżkoikładziesięnamnie.

background image

Jegobiodraopierająsięnamojejmiednicy,peniswciskasięw

miękkie,wilgotnecentrum.

Zagrzebujepalcewmoichwłosach,trącamnienosem,w

końcuzaczynamniecałować,wsuwajęzykdoust,skubiekącikiwarg,

konturyszczęki,szyję.

–Masztakcholerniemiękkąskórę.

Unoszęuda,żebyspotkaćsięzjegobiodramiisięgam

dłońmidojegotyłka.

–Matt–szepczę.Czuję,jakmiędzynogamirodzimisięgorąca

potrzeba.Delikatnydotykgłówkijegopenisaprzestajewystarczać.

–Tak,skarbie.

–Boże,proszęcię–stękam,gdyzaczynakrążyćbiodramiiwsuwa

peniswmojąmokrącipkę.

–Zawszejesteśdlamniegotowa,maleńka.–Odsuwasię,poczym

wykonujepowolnepchnięcie.–Boże,itakaciasna.

Łzyzbierająmisięnarzęsach.

Mattpatrzynamniespodoka,delikatniecałujewusta,gładzącwłosyipoliczki.

–Niesądziłam,żejeszczekiedykolwiektoprzeżyję–

szepczę.–Takbardzociękocham.

Przymykaoczy,przywieraczołemdomojegoczołai

wchodziwemniegłęboko.Zostajetaknadługo.

–Wiem–odpowiada.–Niechcęcięstracić,Nicole.Nigdy.

Wtwoichramionachznalazłemdom.Ijestemwtobiezakochany.

Nazawsze.Nigdyotymniezapominaj.

Epilog

background image

Matt

Dwamiesiącepóźniej

Niewierzę,żepozwoliłemciprowadzićmójsamochód–

uśmiechamsięzgryźliwieikręcęgłową,widząc,żeprzekracza

ograniczenieprędkościoconajmniejdziesięćmilnagodzinę.–

Zwolnij,Nicole.

–Uwielbiamjeździćsamochodem,aniemamwogóle

okazji.

–Kupięcisamochód–przypominamjej,alezarazmuszęwstrzymać

oddech,bowchodziwzakrętzdecydowaniezaszybko.

–Inamiłośćboską,zwolnij!

–Och,niepsujzabawy.–Wznosioczydonieba,poczymnagle

krzyczy,boprzednamirozbłyskujączerwoneiniebieskieświatła.

Wyjesyrena.–Cholera.

–Usiłowałemcięostrzec–mamroczę.

–Nicsięniedzieje,panujęnadsytuacją.

Unoszębrwi,poczymzwielkimrozbawieniemobserwuję,jak

opuszczaoknoienergiczniewycieranos.

–Bardzoprzepraszam!

–Dzieńdobry.Czywiepani,żeprzekroczyłapaniprędkośćo

dziewięćmil?

–Nie!Niezdawałamsobiesprawy.Bardzoprzepraszam,

akuratmiałamnapadkichania.

Odchylamsię,krzyżujęręcenapiersiachipodziwiam,

zauroczony,jakmojaniesamowitadziewczynausiłujewykpićsięz

background image

mandatu.

–Kichania?–pytapolicjant.

–Tak,wiepan,jaknaglecośzaczynakręcićwnosieikichasięosiemczydziewięćrazy?

–Otak,zdarzałomisię.

–Niemogłamtegoopanować,musiałamniechcący

przyspieszyć.–Znówpociąganosem,apolicjant,kumojemu

absolutnemuzdumieniuwzruszaramionamiiprzytakuje.

Przytakuje!

–Nocóż,proszęmitylkopokazaćprawojazdy,żebym

sprawdził,czywszystkowporządku,imożepanijechać.

–Bardzodziękuję–gruchaNicole,poczympodajemu

dokumentiuśmiechasiędomniewymownie.Policjantodchodzido

radiowozu.

–Tychybasobiekpisz?

–Noco?–pytaniewinnie,otwierającszerokooczy,poczym

zaczynarechotać.Pochwilipolicjantwracazjejprawemjazdy.

–Chybamapanidziśszczęśliwydzień,paniDalton.Padłmi

komputer,więcniemogęnawetwystawićpaniupomnienia.

–Och!

–Napadkichania?–Kręcigłową,śmiejesięistukawmaskę

samochodu.–Tegojeszczenieprzerabiałem.Proszęjechaćostrożnie.

–Poczymidziedoradiowozuiodjeżdża.

–Mówiłamci,żemamsytuacjępodkontrolą–mówiNicolez

uśmiechem.–Todziałaowielelepiejniżpłakanie.

–Aczęstomaszokazjęćwiczyć?–Rany,chybapowinienemzajrzeć

background image

wjejakta.

–Nie.–Kręcigłową,poczymwybuchaśmiechem.–No,

możeczasem.

–Zwolnijdocholery,toniebędącięzatrzymywać.

Parkujeprzedwejściemdoparku,wktórymmamyurządzićpiknik.

Wyciągamdłoń,kładzienaniejkluczyki.

–Dobrzesiębawiłam–mówizuśmiechem.

–Japrowadzęwdrodzepowrotnej–odpowiadam.

Wysiadamzsamochodu,wyciągamkoszykzbagażnika,poczym

prowadzęNicolewstronędrzewazdalaodwydeptanejścieżki.

Układanaziemiczerwono-niebieskikoc,poczymzrzucazestóp

klapkiisiada.

–Umieramzgłodu.

–Wszystkowporządku?–pytam.Wciążmartwięsięjej

cukrzycą,aleNicolezawszepanujenadsytuacją.

–Och,tak.Jazawszejestemgłodna.

–Zanimzaczniemyjeść…–Ocieramnaglespotniałedłonieodżinsy.

–Chciałbymcicośdać.

–Dać?

–Tak.

–OBoże.–Blednie,nacowybuchamśmiechemikręcę

głową.

–Nieto.Awidzępotobie,żeniebyłabyśjeszczegotowa.

–Och.–Marszczybrwi,możenawetrozczarowana,nacoznówsię

uśmiecham.Chybabędziegotowaszybciejniżmyślałem.

background image

Alejeszczeniedziś.

–Idziemywieczoremdoklubu–przypominam.

Uśmiechasię,kiwagłowąiśliczniesięrumieni.

–Niechodzimytamzbytczęsto.Niemogęsiędoczekać.

Przytakuję,poczymwyciągamzkoszykamałekwadratowepudełkoz

białąwstążką.Nicoleotwieraszerokooczy.

–Maszświetnygust–szepcze.

–Tak,wybrałemciebie.–Przeczesujęwłosypalcami,

zastanawiającsięnadtym,coterazpowiedzieć.–Czyzauważyłaśw

klubieosobyzobrożaminaszyi?

–Tak–odpowiada,marszczącbrwi.

–Czasemtakieobrożeznacząconajmniejtylesamo,ileobrączka

ślubna.Tonietylkosymbolprzynależnościsubmisywnejosobydojejpana,aleteżsamegozwiązku.Ja
niechciałbym,żebyśnosiła

prawdziwąobrożę,ale…

Podajęjejpudełko,patrzęjakjeotwieraiwzdychaz

zachwytuwidzącplatynowynaszyjnik.Wyciągago,podnosiipatrzy

naprostązawieszkęwkształciedwóchzłączonychserc.

– Pragnę, żebyś to nosiła, jako symbol przynależności do mnie. Chcę, żebyś była ze mną związana w
każdymsensietegosłowa.Taksamo

jakjajestemzwiązanyztobą.–Wyjmujęjejnaszyjnikzdłonii

zapinamgonaszyi.Muskampalcemdwakrucheserca.–Iniech

wszyscywiedzą,żejesteśmoja,maleńka.

–Jestemtwoja,skarbie.–Zerkanaserca,potemznówpatrzymiw

oczyiuśmiechasięzzadowoleniem.–Będęgonosićzdumą.

Dziękuję.

background image

Przewracamnienaplecy,wciskawtwardąziemięicałujezcałychsił.

–Jestpiękny.

–Tyjesteśpiękna–odpowiadam,kładąckciuknajejdolnejwardze.

–Jestemgłodna–przypomina,poczymprzewracasięnaplecy,nadal

patrzączzachwytemnanaszyjnik.

Takmiulżyło,żejejsiępodoba.Siadam,wyciągamjedzeniez

koszyka,agdyspoglądamnanią,widzęwjejoczachtylemiłościi

zaufania,żeztrudemoddycham.

–Jakbędziesztaknamniedalejpatrzeć,tonalunchjeszczesobie

poczekasz.Aidziecimogąsięzdarzyć.

Uśmiechasię,siadaobok,całujemniewramię,apotemwpoliczek.

–Kochamcię.

–Jaciebieteż.....

OdAutorki

TaksiążkaróżnisięniecoodinnychzseriioSeattle.

Wszystkietozmysłowe,seksownehistorieprzedstawiającezwiązek

samcaalfazsilnąkobietąipodtymwzględemtapowieśćniestanowiwyjątku.JednakMattMontgomery
niejest

zwyczajnymsamcemalfa,żyjebowiemwświecieBDSM.Sceny

przedstawiająceobraztegoświatasąpełneposzanowaniadla

bohaterów,którzyuprawiająwybranyrodzajseksuzaobopólnązgodą,

takjakpowinnosiętoodbywaćwprawdziwymżyciu.

Głównymtematemtejopowieści,takjakipoprzednichzserii,są

jednakemocje,jakichdoświadczają.Najważniejszejestodkrywanie

miłościiinnychgłębokichuczućdladrugiejosoby.

Mamnadzieję,żezprzyjemnościąudaciesięzMattemiNicolewich

background image

wspólnąpodróż.

Znajlepszymiżyczeniami

Kristen

DocumentOutline

Prolog

Rozdział1

Rozdział2

Rozdział3

Rozdział4

Rozdział5

Rozdział6

Rozdział7

Rozdział8

Rozdział9

Rozdział10

Rozdział11

Rozdział12

Rozdział13

Rozdział14

Rozdział15

Rozdział16

Rozdział17

Rozdział18

Rozdział19

Epilog

background image

OdAutorki

@kasiul

background image

DocumentOutline

Prolog
Rozdział1
Rozdział2
Rozdział3
Rozdział4
Rozdział5
Rozdział6
Rozdział7
Rozdział8
Rozdział9
Rozdział10
Rozdział11
Rozdział12
Rozdział13
Rozdział14
Rozdział15
Rozdział16
Rozdział17
Rozdział18
Rozdział19
Epilog
OdAutorki

background image

TableofContents

Prolog

background image

Document Outline


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Proby Kristen 01 Uciekaj ze mną Kopia
Dojrzewanie, co się ze mną dzieje doc
PODZIEL SIĘ ZE MNĄ SWOJĄ ZABAWKĄ, Wychowanie przedszkolne
UMÓW SIĘ ZE MNĄ DZIEWCZYNO Z ŁOMŻY, teksty piosenek
dojrzewanie co się ze mną dzieje, konspekty, KONSPEKT, wych.do.życia, klasa II
pobaw się ze mną
mamo, tato pobaw sie ze mna Z5VZ27CF7RPODWQJ433XJBBT6AY5MSSGOKW5L7Y
Pobaw się ze mną w Pana Boga czyli trochę o prawie do życia
scenariusz4 i 5 latki- pobaw się ze mną..-Sherborne, ruch i gimnastyka
Halina Poświatowska Podziel się ze mną
Davis Suzannah Ozenisz sie ze mna
Davis Suzannah Ozenisz sie ze mna(1)
fraszka do zosie sluchaj gdy nie chcesz baczyc co sie ze mna dzieje
39 Anioł modlący się ze mną luty 2013
266 Jordan Penny Ożeń się ze mną

więcej podobnych podstron