v 04 112







Maria Valtorta - Ewangelia, jaka została mi objawiona (Księga
IV.112)



 
 









Ewangelia według
św. Mateusza
Ewangelia według
św. Marka
Ewangelia według
św. Łukasza
Ewangelia według
św. Jana













Maria Valtorta


Księga IV - Trzeci
rok życia publicznego





  POEMAT BOGA-CZŁOWIEKA   –






112. KWAS FARYZEUSZÓW


Napisane
22 kwietnia 1946. A, 8293-8305


Kiedy
minął Wielki Tydzień – a tym
samym pokuta niewidzenia – powraca duchowa wizja z Ewangelii. I
całe moje
strapienie zatraca się w tej radości, jaką zapowiada zawsze nieopisane
uczucie
nadludzkiego uniesienia...
Widzę znowu
Jezusa,
który ciągle idzie wzdłuż krzewów porastających brzeg rzeki. Zatrzymuje
się, aby
nakazać postój. Godziny są zbyt upalne, aby kontynuować marsz.
Rzeczywiście, gęsto
splecione gałęzie chronią
wprawdzie przed
słońcem, lecz są jak płaszcz: przeciwstawiają się ledwie odczuwalnemu
powiewowi
bryzy i pod spodem powietrze jest ciepłe, nieruchome, ciężkie. Wilgoć
wydziela się z
ziemi blisko rzeki. To wilgoć nie przynosząca ulgi. Mieszając się z
potem, który już
sam jest męczący, powoduje klejenie się ciała.
«Zatrzymajmy się
do wieczora. Potem
zejdziemy na brzeg, który bieli się w świetle gwiazd, i będziemy szli
dalej w nocy.
Teraz spożyjmy posiłek i wypocznijmy.»
«A! Zanim coś
zjem, idę zażyć
odświeżającej kąpieli. Woda będzie ciepła jak napar na kaszel, ale
spłynie ze mnie
pot. Kto idzie ze mną?» – pyta Piotr.
Wszyscy z nim idą,
nawet Jezus. Jak
inni On też jest zlany potem, a Jego szata ciężka jest od kurzu i potu.
Każdy z nich
wyjmuje z torby czystą szatę i schodzą do rzeki. Na trawie, dla
zaznaczenia miejsca
swego postoju, zostawiają jedynie trzynaście toreb i manierki, których
strzegą stare
drzewa i niezliczone ptaki. Swymi małymi gagatowymi oczkami patrzą
zaciekawione na
trzynaście wypchanych różnokolorowych toreb rozsianych po trawie.
Głosy kąpiących
się oddalają
się i giną w szumie rzeki. Jedynie od czasu do czasu jakiś hałaśliwy
wybuch śmiechu
najmłodszych rozbrzmiewa wysoką nutą ponad niskimi i monotonnymi
dźwiękami rzeki.
Jednak wkrótce
ciszę przerywa
odgłos kroków. Zza plątaniny gałęzi wyłaniają się głowy, rzucają okiem
i mówią
z zadowoleniem: «Są tutaj. Zatrzymali się. Chodźmy to powiedzieć innym.»
I rozpraszają się,
oddalając się
za zarośla...
...W tym czasie
apostołowie
powracają z Nauczycielem. Są odświeżeni. Mają włosy jeszcze wilgotne,
choć z
grubsza wytarte. Idą boso. Trzymają za paski sandały obmyte i
ociekające wodą. Mają
czyste szaty. Inne rozłożyli być może na trzcinach, po wypraniu ich w
niebieskich
wodach Jordanu. Są wyraźnie w lepszej formie po tej długiej kąpieli.
Nie wiedząc, że
zostali wytropieni,
siadają po tym, jak Jezus ofiarował i rozdzielił żywność. Po posiłku,
senni,
chcieliby się ułożyć wygodnie i zasnąć, lecz oto nadchodzi jakiś
mężczyzna. Po
nim zaś drugi i trzeci...
«Czego chcecie?» –
pyta Jakub,
syn Zebedeusza, widząc, że mężczyźni podeszli. Teraz zatrzymali się
przy jakimś
krzewie, zastanawiając się, czy mają iść dalej czy też nie. Inni wraz z
Jezusem
odwracają się, aby zobaczyć, z kim Jakub rozmawia.
«A! To ci z
wioski... Śledzili
nas!» – mówi bez entuzjazmu Tomasz, który zamierzał się nieco przespać.
Jednakże
mężczyźni, których
Jakub zagadnął, odpowiadają nieco onieśmieleni widoczną niechęcią
apostołów do
przyjęcia ich:
«Chcieliśmy
porozmawiać z
Nauczycielem... Powiedzieć, że... Prawda, Samuelu?...» – i przerywają,
nie
ośmielając się powiedzieć nic więcej. Ale Jezus zachęca ich życzliwie:
«Mówcie, mówcie.
Macie innych
chorych?...» – i wstaje, aby do nich podejść.
«Nauczycielu, Ty
też jesteś
zmęczony, bardziej niż my. Odpocznij trochę, a oni niech zaczekają...»
– mówi
wielu apostołów.
«Są tu stworzenia,
które pragną
Mnie ujrzeć. Zatem nie mają pokoju w sercu. A zmęczenie serca to coś
więcej niż
[zmęczenie] ciała. Pozwólcie Mi ich wysłuchać.»
«Dobrze! Żegnaj
nasz
odpoczynku!...» – szemrzą apostołowie, tak opryskliwi z powodu
wielkiego zmęczenia i
upału, że czynią wyrzuty swemu Nauczycielowi w obecności obcych. Mówią
nawet:
«Kiedy z powodu braku roztropności wszyscy rozchorujemy się przez
Ciebie, wtedy
zrozumiesz, że byliśmy Ci potrzebni.»
Jezus patrzy na
nich... z litością.
Nie ma nic więcej w Jego łagodnych, zmęczonych oczach... Ale odpowiada:
«Nie, Moi
przyjaciele. Widzicie, nie
wymagam, abyście szli ze Mną. Wy zostaniecie tutaj, aby odpocząć. Ja
pójdę z nimi.
Wysłucham ich, a potem przyjdę odpocząć z wami.»
Jego odpowiedź
jest tak łagodna,
że nie spotyka się już z żadną uwagą. Dobroć serca i miłość dwunastu
budzi się
i bierze górę:
«Ależ nie, Panie!
Zostań tu, gdzie
jesteś, aby do nich mówić. My pójdziemy odwrócić ubrania, aby wyschły z
drugiej
strony. W ten sposób pokonamy senność, a potem wrócimy odpocząć razem.»
Najbardziej senni
idą ku rzece...
Pozostaje Mateusz, Jan i Bartłomiej. Ale w tym czasie pojawia się już
nie trzech, lecz
dziesięciu mieszkańców... i przybywa ich coraz więcej...
«A więc?
Podejdźcie i mówcie bez
lęku.»
«Nauczycielu, po
Twoim odejściu
faryzeusze stali się jeszcze bardziej gwałtowni... Osaczyli mężczyznę,
którego
uwolniłeś, i... jeśli nie oszaleje, to będzie nowy cud... bo...
powiedzieli mu, że...
uwolniłeś go od demona, który opętał jedynie jego rozum, ale dałeś mu
demona
silniejszego. Ten demon jest niby silniejszy, dlatego pokonał
pierwszego. Jest silniejszy
od niego, bo potępia i bierze w posiadanie ducha. Zatem jak nie
ponosiłby w przyszłym
życiu konsekwencji swego pierwszego opętania, gdyż jego czyny nie
były... jak oni to
powiedzieli, Abrahamie?...»
«Powiedzieli... o!
Jakieś obce
słowo... To znaczy, że za jego czyny Bóg nie żądałby zdania rachunku,
gdyż
dopuszczał się ich bez wolności umysłu. Teraz zaś, przeciwnie, adorując
- pod
wpływem demona, jakiego ma w sercu – tego demona, którego w niego
włożyłeś – o!
przebacz, że to mówimy! – Ty miałbyś być księciem demonów... adorując
Ciebie
umysłem, który już nie jest szalony, jest świętokradcą i przeklętym i
zostanie
potępiony. Teraz biedny nieszczęśliwy wzdycha za pierwotnym stanem i
doszedł niemal
do... złorzeczenia Tobie... Jest więc bardziej szalony niż przedtem...
Jego matka upada
na duchu z powodu syna, który traci nadzieję, że się zbawi... i cała
radość
zamieniła się w udrękę. Szukaliśmy Ciebie, abyś mu przywrócił pokój, i
to z
pewnością anioł przyprowadził nas tutaj... Panie, my wierzymy, że
jesteś Mesjaszem,
i wierzymy, że Mesjasz ma w Sobie Ducha Bożego, że jest Prawdą i
Mądrością. Prosimy
Cię więc, abyś nam dał pokój i wyjaśnienie...»
«Jest w was
sprawiedliwość i
miłość. Bądźcie błogosławieni. Ale gdzież jest ten nieszczęśliwy
człowiek?»
«Idzie za nami, z
matką, płacząc
rozpaczliwie. Widzisz? Cała wioska, z wyjątkiem tamtych, okrutnych
faryzeuszy, idzie
tutaj. Nie przejmujemy się ich groźbami... bo grozili nam karami z
powodu naszej wiary w
Ciebie. Ale Bóg nas ochroni.»
«Bóg was ochroni.
Zaprowadźcie
Mnie do cudownie uwolnionego» [– prosi Jezus.]
«Nie,
przyprowadzimy go do Ciebie.
Zaczekaj...»
I wielu idzie w
stronę
najliczniejszej grupy, która podchodzi, mocno gestykulując. Dwie
przenikliwe skargi
górują nad zgiełkiem tłumu. Inni – ci, którzy pozostali – są już bardzo
liczni.
Kiedy dołączają się do nich pozostali – wraz z uzdrowionym opętanym
pośrodku i
jego matką - tworzą naprawdę wielki tłum. Tłoczą się pośród drzew wokół
Jezusa.
Wspinają się nawet na drzewa, chcąc znaleźć miejsce, aby słyszeć i
widzieć.
Jezus wychodzi na
spotkanie Swego
uzdrowionego. Ten zaś na Jego widok wyrywa sobie włosy i rzuca się na
kolana, mówiąc:
«Zwróć mi
pierwszego demona! Przez
litość dla mnie, dla mojej duszy! Cóż Ci uczyniłem, abyś mnie krzywdził
do tego
stopnia?»
A jego matka,
także na kolanach,
[mówi]:
«On majaczy ze
strachu, Panie! Nie
słuchaj jego bluźnierczych słów, lecz uwolnij go od lęku, jaki ci
okrutnicy w niego
wlali. Niechaj nie utraci życia duszy. Już raz go uwolniłeś!... O! Z
litości do
matki, uwolnij go raz jeszcze!»
«Dobrze,
niewiasto, nie bój się!
Posłuchaj, dziecko Boże!» [– mówi] Jezus i kładzie dłonie na
zmierzwionych
włosach nieszczęsnego, majaczącego w ponadnaturalnym strachu:
«Posłuchaj i oceń.
Rozeznaj sam,
bo teraz twój osąd jest wolny i możesz ocenić sprawiedliwie. Istnieje
niezawodny
sposób rozpoznania, czy cud pochodzi od Boga czy od demona. Jest nim
to, co odczuwa
dusza. Jeśli niezwykłe zjawisko pochodzi od Boga, On wlewa pokój do
duszy: pokój i
radość pełną dostojeństwa. Jeśli zaś pochodzi od demona, wraz z tym
cudownym
wydarzeniem wchodzi zamęt i cierpienie. I także ze słów Boga płynie
pokój i
radość, podczas gdy słowa demona – czy to jest demon-duch czy
demon-człowiek -
wywołują niepokój i cierpienie. Także z bliskości Boga przychodzi pokój
i radość,
podczas gdy z bliskości duchów lub ludzi złych przychodzi niepokój i
cierpienie. Teraz
zastanów się, synu Boży. Kiedy – poddając się demonowi rozwiązłości -
zacząłeś przyjmować do siebie twego ciemiężyciela, czy cieszyłeś się
radością i
pokojem?»
Mężczyzna
zastanawia się i
czerwieniejąc mówi: «Nie, Panie.»
«A kiedy twój
stały Przeciwnik
całkowicie wziął cię w posiadanie, czy miałeś pokój i radość?»
«Nie, Panie,
nigdy. Kiedy jeszcze
pojmowałem, mając resztkę wolności umysłu, czułem zamęt i cierpienie z
powodu
przemocy Przeciwnika. Potem... nie wiem... nie miałem już rozumu
zdolnego pojąć to, co
cierpiałem... Byłem gorszy od zwierzęcia... ale nawet w tym stanie,
kiedy się
wydawałem głupszym od zwierzęcia... o! jakże jeszcze cierpiałem! Nie
umiem
powiedzieć, z jakiego powodu... Piekło jest straszliwe! To sama
trwoga... Nie można
wypowiedzieć, czym jest...»
Mężczyzna drży już
na samo
wspomnienie cierpień opętanego. Drży, blednie, poci się... Matka go
obejmuje, całuje
w policzek, aby go wyrwać z tego koszmaru... Ludzie komentują półgłosem.
«A kiedy się
przebudziłeś z
dłonią w Mojej [dłoni], co odczuwałeś?» [– pyta dalej Jezus.]
«O! Tak słodkie
zaskoczenie... a
potem radość i jeszcze większy pokój... Wydawało mi się, że wychodzę z
mrocznego
więzienia, napełnionego splotami niezliczonych węży i straszliwie
cuchnącym
powietrzem, a wchodzę do ogrodu w kwiatach, pełnego słońca, śpiewów...
Poznałem
Raj... ale jego też nie można opisać...»
Mężczyzna uśmiecha
się, jakby w
zachwycie na wspomnienie krótkiej, niedawnej chwili szczęścia. Potem
wzdycha i mówi na
koniec: «Ale to się szybko skończyło...»
«Jesteś pewien? [–
pyta Jezus
–] Powiedz Mi, co odczuwasz teraz, gdy jesteś blisko Mnie, a z dala od
tych, którzy
cię zaniepokoili?»
«Wciąż pokój. Tu,
blisko Ciebie,
nie mogę uwierzyć, że jestem potępiony, a ich słowa wydają mi się
bluźniercze...
Ale ja im uwierzyłem... Zgrzeszyłem zatem przeciw Tobie?»
«To nie ty
zgrzeszyłeś, lecz oni.
Wstań, synu Boży, i wierz pokojowi, który jest w tobie. Pokój pochodzi
od Boga. Ty
jesteś z Bogiem. Nie grzesz i nie bój się.»
[Jezus] cofa dłoń,
którą trzymał na głowie mężczyzny, i pomaga mu wstać.
«Naprawdę tak
jest, Panie?» –
dopytuje się wielu.
«Naprawdę tak
jest. Wątpliwość
wzbudzona słowami rozmyślnie szkodzącymi była ostatnią zemstą szatana.
Pokonany
wyszedł z niego, ale pragnął odzyskać utraconą zdobycz» [– mówi Jezus.]
Jakiś prosty
człowiek bardzo
rozsądnie stwierdza:
«Ale w takim
razie... faryzeusze...
służyli szatanowi!»
Wielu przytakuje
tej słusznej
uwadze.
«Nie osądzajcie.
Jest Ktoś, kto
sądzi» [– mówi im Jezus.]
«My jednak
osądzamy prawdziwie...
Bóg widzi, że sądzimy oczywiste winy. Oni udają, że są tym, czym nie
są. Ich czyny
są obłudne, a ich intencje nie są dobre. A jednak udaje im się bardziej
niż nam,
ludziom uczciwym i szczerym. Są naszym postrachem. Rozciągają swą
władzę nawet nad
wolnością wiary. Trzeba wierzyć i praktykować to, co im się podoba, a
nam grożą, bo
kochamy Ciebie. Próbują sprowadzić Twe cuda do czarów, wzbudzić lęk
przed Tobą.
Knują, uciskają, szkodzą...»
Tłum mówi ze
wzburzeniem. Jezus
wykonuje gest dla zaprowadzenia ciszy i mówi:
«Nie przyjmujcie
do waszych serc
tego, co od nich pochodzi, ani ich posądzeń, ani ich wyjaśnień, ani
myśli...
„Są źli, a jednak
odnoszą
zwycięstwo”. Czy nie pamiętacie słów z Księgi Mądrości: „Krótko trwa
tryumf
przestępców”, oraz z Księgi Przysłów: „Nie idź, o synu, za przykładem
grzeszników i nie słuchaj ich słów bezbożnych, gdyż zostaną pochwyceni
więzami
swych win i zgubi ich własna głupota”?
[por.
Łk 12,1] Nie przyjmujcie w siebie
tego, co pochodzi od
tych, których wy sami, mimo waszej niedoskonałości, osądzacie jako
niesprawiedliwych.
Włożylibyście do swego wnętrza kwas, który ich psuje. Kwasem
faryzeuszów jest
obłuda. Niech ona nigdy w was nie istnieje: ani w odniesieniu do form
kultu oddawanego
Bogu, ani w waszych relacjach z braćmi. Strzeżcie się kwasu
faryzeuszów.
[por. Łk
12,2, Łk 8,17; Mt 10,26n,
Mk 4,22n] Myślcie o tym, że nie
ma nic tajemnego,
co by nie mogło być ujawnione, ani nic ukrytego, co nie zostanie w
końcu poznane.
Widzicie. Pozwolili Mi odejść, a potem posiali kąkol tam, gdzie Pan
posiał dobre
ziarno. Uważali, że działają sprytnie i że odnieśli zwycięstwo. I
wystarczyłoby,
żebyście Mnie nie znaleźli, aby zatryumfował zły czyn ukazywany w
dobrym świetle.
[Wystarczyłoby,] żebym przeszedł przez rzekę, nie pozostawiając śladów
na wodzie,
przybierającej dawny wygląd po rozdarciu jej przez dziób [łodzi].
Jednak ich gra
szybko została odkryta i ich złe działanie – udaremnione. I tak jest ze
wszystkimi
czynami człowieka. Jest Jeden – Bóg, który je zna i zaradza im. To, co
zostało
powiedziane w ciemnościach, w końcu zostaje ujawnione przez Światłość.
To, co knuje
się w ukryciu izby, może zostać ujawnione tak, jakby to przygotowywano
na placu. Każdy
człowiek może przecież mieć kogoś, kto go zdemaskuje. Każdego człowieka
widzi
przecież Bóg, który może zadziałać, aby ujawnić winnych. Trzeba zatem
działać
zawsze uczciwie, aby żyć w pokoju. I niech ten, kto tak żyje, nie lęka
się ani w tym
życiu, ani w przyszłym. Nie, Moi przyjaciele, powiadam wam: niech
postępujący
sprawiedliwie nie lęka się.
[por. Łk 12,4n,
Mt 10,28n]    Nie
bójcie się tych,
którzy zabijają, tak, tych, którzy mogą zabić ciało, lecz nie mogą
potem nic innego
uczynić. Ja wam powiadam, kogo macie się bać. Bójcie się tych, którzy
po zabiciu was
mogą jeszcze wysłać was do piekła, to znaczy grzechów, złych
towarzyszy, fałszywych
nauczycieli; wszystkich tych, którzy wzbudzają grzech lub wątpliwość w
sercu; tych,
którzy usiłują zepsuć nie tylko ciało, lecz i duszę – doprowadzając was
do
oddalenia od Boga i do myśli rozpaczy w odniesieniu do Bożego
Miłosierdzia. Tego
powinniście się lękać, powtarzam wam, gdyż wtedy umarlibyście na zawsze.
[por. Łk 12,6n,
Mt 10,29n] Co do reszty zaś - to
nie bójcie się o
wasze istnienie. Wasz Ojciec nie traci z oczu nawet jednego z tych
małych ptaszków,
które wiją gniazda w gałęziach drzew. Żaden z nich nie wpada bez wiedzy
swego
Stwórcy do sideł. A przecież ich wartość materialna jest bardzo mała:
pięć wróbli
za dwa asy. I nie posiadają też żadnej wartości duchowej. Pomimo to Bóg
się nimi
zajmuje. Jakże by więc nie miał zatroszczyć się o was? O wasze życie? O
wasze dobro?

[por. Łk 12,7n;
Mt 10,30n]
Ojciec zna nawet włosy na waszej głowie i żadna niesprawiedliwość, jaką
się
popełnia wobec Jego dzieci, nie przechodzi niezauważona. Wy zaś
jesteście Jego
dziećmi, a zatem – o wiele więcej warci niż wróble, które wiją swe
gniazda na
dachach i w gałęziach. Jesteście synami tak długo, jak długo przez
waszą wolną
wolę sami nie rezygnujecie z tego, żeby nimi być.
[por. Łk 12,8n;
Mt 10,32n] A [człowiek] wyrzeka
się
tego synostwa,
kiedy się wypiera Boga i Słowa, które Bóg posłał do ludzi, aby ich
doprowadzić do
Boga. Kiedy więc ktoś nie będzie chciał Mnie uznać przed ludźmi – bojąc
się,
żeby to uznanie mu nie zaszkodziło - wtedy też Bóg nie uzna w nim Swego
dziecka, a Syn
Boży i Człowieczy nie przyzna się do niego wobec aniołów w Niebie. Kto
się Mnie
wyprze przed ludźmi, ten nie zostanie uznany za syna wobec aniołów
Bożych.
[por. Łk 12,10n; Mt 12,31n; por. Mk
3,28] Temu jednak, który mówił źle przeciw
Synowi Człowieczemu, zostanie wybaczone, gdyż Ja poproszę Ojca o
przebaczenie dla
niego. Ten zaś, kto bluźnił przeciw Duchowi Świętemu, nie otrzyma
przebaczenia.
Dlaczego? Ponieważ nie wszyscy potrafią poznać wielkość Miłości, Jej
doskonałą
nieskończoność, i widzieć Boga w ciele podobnym do ciała każdego
człowieka.
Poganie, bałwochwalcy nie mogą w to uwierzyć z powodu swych wierzeń,
gdyż ich religia
nie jest miłością. Nawet pośród nas bojaźliwy szacunek, jakim Izrael
darzy Jahwe,
może przeszkadzać uwierzyć, że Bóg stał się człowiekiem – i to
najpokorniejszym
z ludzi. Grzechem jest nie wierzyć we Mnie. Kiedy jednak wynika z
nadmiernego lęku przed
Bogiem, jest jeszcze do wybaczenia.
Nie może jednak
uzyskać
przebaczenia człowiek, który nie zwraca się ku prawdzie, jaka ukazuje
się przez Moje
czyny, i odmawia Duchowi Miłości tego, że mógł dotrzymać danego słowa o
wysłaniu
Pana w określonym czasie: Zbawiciela, którego poprzedzały i któremu
towarzyszą
przepowiedziane znaki. Ci, którzy Mnie prześladują, znają proroków.
Proroctwa są
Mną napełnione. Oni znają proroków i wiedzą, co Ja czynię. Prawda jest
oczywista.
Oni jednak zaprzeczają jej, bo chcą jej zaprzeczać. Stale zaprzeczają
temu, że Ja
jestem nie tylko Synem Człowieczym, ale i Synem Boga, przepowiedzianym
przez proroków:
Tym, który się zrodził z Dziewicy, a nie z woli męża - z Miłości
Wiecznej, z Ducha
Wiecznego. On to Mnie zapowiedział, aby ludzie mogli Mnie rozpoznać.
Oni – aby móc
mówić, że trwa jeszcze noc oczekiwania na Chrystusa – uporczywie
zamykają oczy, aby
nie widzieć Światłości, która jest już na świecie. Dla nich sąd będzie
surowszy
niż dla tych, którzy nie wiedzą. I nazwanie Mnie „szatanem” nie
zostanie im
wybaczone, gdyż Duch dokonuje przeze Mnie dzieł Boskich, a nie
szatańskich. I
doprowadzanie innych do rozpaczy – gdy Miłość doprowadziła ich do
pokoju – nie
zostanie im wybaczone, gdyż wszystko to są zniewagi Ducha Świętego:
Tego Ducha
Pocieszyciela, który jest Miłością. On daje miłość i prosi o miłość. On
czeka na
Moją całopalną ofiarę miłości, aby się rozlać w sercach Moich wiernych
jako
miłość... mądra, oświecająca.
[por. Łk 12,11n, Mt 10,17n] Ale kiedy to się
stanie,
oni dalej będą
was prześladować, oskarżając was przed urzędnikami sądowymi i
książętami w
synagogach i trybunałach. Wtedy nie troszczcie się, rozmyślając o
sposobie waszej
obrony. Sam Duch powie wam, co macie odpowiedzieć, aby służyć Prawdzie
i zdobyć
Życie - tak samo jak Słowo właśnie udziela wam tego, co jest potrzebne,
aby wejść do
Królestwa Życia Wiecznego.
Idźcie w pokoju, w
Moim
Pokoju, w tym Pokoju, którym jest Bóg i którym Bóg tchnie, aby
przesycić nim Swoje
dzieci. Idźcie i nie lękajcie się. Ja nie przyszedłem, aby was oszukać,
lecz aby was
pouczyć; nie po to, aby was zatracić, ale – aby was zbawić.
Błogosławieni ci,
którzy będą wierzyć Moim słowom.
A ty, mężu
dwukrotnie ocalony,
bądź silny i pamiętaj o Moim pokoju, aby powiedzieć kusicielom: „Nie
usiłujcie mnie
zwieść. Ja wierzę, że On jest Chrystusem.” Idź, o niewiasto. Idź z nim
i zachowaj
pokój.
Żegnajcie.
Powróćcie do waszych
domów i pozostawcie Syna Człowieczego Jego pokornemu wypoczynkowi na
trawie, nim wejdzie
na nowo na Swą drogę prześladowanego, w poszukiwaniu innych osób
potrzebujących
ocalenia – aż do kresu. Niech Mój pokój zostanie z wami.»
Błogosławi ich i
wraca na miejsce,
gdzie jedli. Apostołowie idą z Nim. Kiedy ludzie odchodzą, kładą się z
głowami na
torbach i szybko zasypiają w ciężkim powietrzu popołudnia i w ciszy
tych upalnych
godzin.


 
 



Przekład: "Vox Domini"





Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
112 04 (4)
04 (131)
2006 04 Karty produktów
04 Prace przy urzadzeniach i instalacjach energetycznych v1 1
04 How The Heart Approaches What It Yearns
str 04 07 maruszewski
[W] Badania Operacyjne Zagadnienia transportowe (2009 04 19)
Plakat WEGLINIEC Odjazdy wazny od 14 04 27 do 14 06 14
MIERNICTWO I SYSTEMY POMIAROWE I0 04 2012 OiO

więcej podobnych podstron