wyklad02 (2)










Miejscem człowieka jest ziemia. Wykłady z ekofilozofii




STRONA GŁÓWNA  |  > >

Miejscem człowieka jest ziemia. Wykłady z ekofilozofii


WYKŁAD DRUGI

Ontologia ekologiczna, czyli w co chcemy wierzyć?
Ontologia, czyli, wedle klasycznej, greckiej jeszcze definicji,
"nauka o tym, co istnieje", pytająca i objaśniająca
"jak to się dzieje, że jest bardziej Coś
niż Nic" jest nie tyle może nauką zdolną
dać ostateczną i jednoznaczną odpowiedź na
takie, fundamentalne bądź co bądź pytanie,
ile raczej nieustającym wyzwaniem, któremu każdy,
kto uważa się za filozofa, usiłuje sprostać
najlepiej jak potrafi. Mniejsze znaczenie ma tu odpowiedź
na problem, większe zaś - elegancja formalna Teorii
Bytu, którą oferujemy odbiorcom. Można by zatem
przyrównać ontologię do zapisu nutowego popularnej
i lubianej arii operowej, której słuchając bardziej
ciekawi jesteśmy głosu nowego śpiewaka niż
kunsztu starego kompozytora...
Ontologia ekofilozoficzna oczywiście nie jest wolna od tego
obciążenia. Również i ona, jeśli ma
być potraktowana poważnie, nie może sobie rościć
pretensji do ostatecznego i "jedynie słusznego"
rozstrzygnięcia jakiejkolwiek kwestii metafizycznej. Natomiast
może i powinna sobie zdać sprawę, że od
czasu, gdy zarzucono tworzenie wszechogarniających systemów
filozoficznych (od wieku XVIII), ludzkość niepomiernie
się wzbogaciła. Stało się tak za sprawą
nauk przyrodniczych i wykreowanej przez nie technologii z jednej
strony, a burzliwego rozwoju psychologii z drugiej. Chcemy czy
nie chcemy, odkrycia te zmieniły nasze życie diametralnie
i do fundamentów.
To właśnie spostrzeżenie jest dla ontologii ekofilozoficznej
największą bodaj szansą. Ekofilozof nie może
więc na wieść o najnowszych, szokujących
nierzadko odkryciach fizyki wykrzyknąć wzorem Einsteina:
"Bóg nie gra w kości!"9;
ekofilozof musi
ten boski hazard włączyć w swą wizję
świata. Nie bardzo może krzywić się na mistyczne
ciągoty takiego np. Davida Bohma, który utrzymuje
istnienie "porządku ukrytego" i "super-ukrytego"10
i tym samym bliższy jest gnostykom niż nauce sensu stricto.
Ekofilozof powinien sobie raczej zadać pytanie: dlaczego
takie odkrycia są dla ludzkości szokujące? - I
od tej odpowiedzi uzależnić dalszą konstrukcję
systemu.
Dlaczego zatem odkrycie świata kwantów, zasada nieoznaczoności,
albo koncepcja porządku ukrytego jest dla współczesnego
człowieka szokujące? Jedna z odpowiedzi brzmi: jest
szokujące, bo zagraża naszemu bezpieczeństwu.
Bo burzy te schematy myślowe, z którymi już się
zżyliśmy, i które już oswoiliśmy. W
kulturze Zachodu, w której rodzi się na naszych oczach
ekofilozofia, człowiek bowiem najpierw poszukuje bezpieczeństwa
i przetrwania, a dopiero potem wiedzy. Jeśli zatem wiedza
nie oferuje obrazu świata bezpiecznego - jest wypierana,
tłumiona i szykanowana, wskutek czego niewielkie ma możliwości
przebicia się do szerszej świadomości społecznej.
Najbardziej nawet ekstrawagancką i nielogiczną teorię
można podać i obronić, jeśli doda się
do niej magiczną formułkę: TO JEST BEZPIECZNE
DLA LUDZKOŚCI, a już co jak co, ale propagująca
jedność Człowieka i Natury filozofia ekologiczna
na taką właśnie formułkę jest skazana.
Nie pamięta o bezpieczeństwie współczesna
nauka, zapatrzona w dokładność swoich przyrządów.
Oferuje obraz Rzeczywistości wprawdzie logiczny, lecz zdecydowanie
zdehumanizowany, w którym, niczym w powieściach Frantza
Kafki, człowiek jest tylko nic nie wiedzącym trybikiem
maszynerii świata. Nie pamięta o bezpieczeństwie
i "oficjalna" medycyna, która z uporem szuka
kolejnych genów i hormonów, miast leczyć człowieka
jako całość. Taka medycyna wręcz napędza
klientelę znachorom i uzdrawiaczom - bo oni, choć
nie dysponują osiągnięciami techniki, lepiej rozumieją
uzdrawiającą moc myśli i modlitwy.
Nauki przyrodnicze czasów najnowszych zaskakują nas
twierdzeniami jeszcze bardziej szokującymi. Coraz bardziej
przychylają się do twierdzenia wygłoszonego przez
Wittgensteina: "Świat nie ma, być może,
struktury innej, niż ta, którą mu narzucimy".
W przekładzie na język nauki oznacza to, że
obserwator rzeczywistości... widzi w niej nie tyle obraz
świata, ile swoje mniej lub bardziej świadome nastawienia.
Nie było to widoczne w makroskali, gdy nauka badała
obiekty porównywalne z nami, ludźmi. Ale gdy zeszła
piętro niżej, do badania atomów i cząstek
elementarnych, okazało się, że tam jednoznaczności
nie ma. Odkryto zasadę nieoznaczoności, która
głosi, że nie możemy skupić umysłu jednocześnie
na dwu parametrach cząstki. Umysł tym samym sięgnął
kresu swych możliwości rozróżnienia, co
jest fizycznym, obiektywnym obrazem świata, a co subiektywnym
nastawieniem obserwatora. Od tego momentu poznanie i stwarzanie
stały się nierozróżnialne.
W tym samym czasie austriacki logik, Kurt Goedel, udowodnił,
że każdy system teoretyczny powyżej pewnego stopnia
złożoności, musi okazać się nielogiczny
i niespójny, mimo że jeszcze przed chwilą, uboższy
o kilka twierdzeń i definicji spójny i logiczny
był jak najbardziej. Udowodnił też, że im
lepiej skonstruowane były fundamenty tego systemu - pojęcia
pierwotne, aksjomaty, zasady wnioskowania - tym później
nastąpi rozpad, tym bardziej można system rozbudować.
Zatem: założenia systemu tworzą wszystko, co w
systemie możliwe. I jeśli przyjmowanie tych założeń
jest intencjonalne (a takie na pewno jest), to tworzenie systemu
jest taką samą twórczością, jak każda
inna i takie same ma konsekwencje.
Swoje "trzy grosze" dodała też psychologia
humanistyczna: uczy ona mianowicie, że czynników sprawczych
tak naszych wielkości, jak i porażek szukać trzeba...
w nas samych. Dokładniej - w jakości ludzkiego myślenia
o ludzkim bytowaniu. Kluczem do szczęścia lub nieszczęścia
każdego z nas z osobna i całej naszej społeczności
razem jest więc umysł i jego zawartość -
uczą koryfeusze nowoczesnej psychologii.
Tak oto zaczęła się nowa, fascynująca przygoda
ludzkości - odkrywanie sprawczej siły myśli.
Mając zatem pełną świadomość łatwości
tworzenia i obalania systemów teoretycznych ekofilozof
nie ma ambicji powiedzenia: "to jest arche", "początkiem
jest apeiron", "świat jest Liczbą" albo
"Bóg stworzył świat w myśl teorii ewolucji";
ekofilozof będzie pytał raczej "jaki obraz Wszechświata
da nam naszą, ludzką harmonię i bezpieczeństwo?"
Jaka wizja, podana w szkole, w popularnej książce, czy
na publicznym odczycie, sprawi, że będziemy mieli powód
do życia w harmonii z Naturą, ze sobą, z innymi
ludźmi? - Odpowiedź ekofilozoficzna brzmieć by
mogła: jest to wizja świata sprzyjającego spełnieniom,
szczęściu i pogodzie ducha jego mieszkańców.
Tak też ujął owo ekofilozoficzne credo
Henryk Skolimowski. W takim kontekście zaiste dokładnie
obojętne będzie, jak tę wizję skonstruujemy
i czy ma ona jakiś związek z tzw. prawdą obiektywną.
Bo jeśli to nie co innego, jak tylko nasz Umysł tworzy
Rzeczywistość przy pomocy Myśli, to tym samym
tworzy i prawdę tej rzeczywistości, a jeśli prawdy
nie stworzy, jeśli istnieją nałożone przez
naturę lub bogów ograniczenia, to i tak poza te ograniczenia
nie wyjdzie.
W taki oto sposób zyskaliśmy bezpieczeństwo
postulowane przed chwilą. Jeśli istnieją ograniczenia,
to dzięki ich istnieniu jesteśmy bezpieczni. Jeśli
ich nie ma, to też jesteśmy bezpieczni, bo nie ma komu
sądzić nas i karać. W praktyce oba te biegunowe
założenia dopełniają się, bo ograniczeniem
jest np. nasza konstrukcja psychosomatyczna - jeślibyśmy
chcieli zaprotestować przeciw np. oddychaniu, to wielkiego
pożytku z nas raczej nie będzie. Zarazem nie wydaje
się, by istniały jakieś nie do przeskoczenia bariery
tworzenia świata - dowodzi tego choćby potęga
wyobraźni poetów, proroków i wizjonerów.
Ekofilozofia wyrzeka się zatem ambicji tworzenia jakiejś
"jedynie słusznej" ontologii. Postuluje jedynie,
by ontologia ta nie straszyła człowieka już na
wstępie czymś, czego zrozumieć nie jest on w
stanie. Ta metoda pozostaje w opozycji do wcale znacznej części
tradycji filozoficznej, proponującej tam, gdzie nie sięga
umysł poznającego dogmat, który ten umysł
przytłoczy i zastraszy11.
Nie protestujemy zatem przeciw "porządkom ukrytym",
gdyż mamy świadomość, że zwidziały
się człowiekowi być może takiemu samemu
jak my - ale i nie uciekamy od problemu w Tertulianowe credo
quia absurdum. Ekofilozof powie raczej: taka a taka wizja
tego-co-jest, to nie więcej niż produkt skojarzenia
odkrywczej intuicji ze sztafażem wychowania i przesądów
funkcjonujących w epoce, w której odkrycia dokonano.
(Łatwo przecie zauważyć, że barok, szukający
za wszelką cenę tego, co stanowi atrybut Wiecznego
i Niezmiennego Boga, wydał niezmienną i wieczną
przestrzeń fizyki newtonowskiej, zaś niespokojny i
wymykający się kontroli wiek XX dał fizykę
relatywistyczną i kwantową, równie nieprzewidywalną
jak i on sam). Ekofilozof uśmiechnie się raczej życzliwie
do każdej próby jednoznacznej definicji ontologicznej
i powie: niewątpliwie istnieje "coś" wiecznego
i niezmiennego. Ale doświadczamy tego "czegoś"
tylko poprzez tu-i-teraz naszego czasu i kultury. Więcej
nawet: doświadczamy przez tu-i-teraz konkretnego człowieka,
który para się ontologią i stworzony przez siebie
system poddaje pod publiczny osąd. Ale dlaczegóżby
owo tu-i-teraz, jeśli tworzy teorię piękną,
a do tego jeszcze harmonijnie łączącą Człowieka
ze Światem, miałoby nam być ciężarem?
Zgódźmy się raczej, że ontologia jest wiedzą
wciąż żywą, wciąż płodną
i wciąż mającą zdolność samoodnawiania
się. Jako taka - musi szukać nie tyle tego, co wieczne
(bo istnienie takowego ex definitione zakłada), ile
języka, którym Wieczność przemawia do
żyjącego w określonym chronotopie człowieka.
Co zatem proponuje ekofilozoficzna Wieczność nam, ludziom
dzisiejszym, żyjącym w świecie dalekim od harmonii
i zgody wszystkich jego elementów? Różnie tę
wieczność już w historii filozofii i historii
ludzkości przyprawiano. Pominiemy tu szkolarski wykład
historyczny, który musiałby od jasnych greckich praźródeł
poprzez metafizyczną trwogę średniowiecza, poprzez
sztuczki kartezjańskiego umysłu ery nowożytnej
nieuchronnie doprowadzić Czytelnika do niepojętych
zawiłości XX-wiecznej filozofii akademickiej. Zastanowimy
się natomiast głębiej nad sensem najważniejszego
dla nowożytnej, do dziś aktywnej mentalności doświadczenia,
jakim stało się u początku ery nowożytnej
- odkrycie kopernikańskie.
Dzisiejsi filozofowie i astronomowie zgodni są co do tego,
że odkrycie Mikołaja Kopernika było rewolucją
nie tyle w astronomii (bo hipoteza heliocentryczna znana była
i przed wystąpieniem fromborskiego kanonika), ile w filozofii.
I to w filozofii rozumianej tak, jak my ją tu rozumiemy,
jako sztuce konstruowania odpowiednich dla czasów i ludzi
założeń teoretycznych. Swoim założeniem
Kopernik uczynił zdanie: Natura wszystko zrobiła
najprościej. Skomplikowany i nielogiczny system ptolemejski
nijak się do takiego założenia miał. Aliści,
oferował swym odbiorcom coś dla ówczesnego człowieka
nierównie cenniejszego niż matematyczna elegancja
i prostota: stuprocentowe bezpieczeństwo istnienia, bo
w systemie Ptolemeusza człowiek jest w centralnym miejscu
Wszechświata, w centrum Bożej uwagi - a u Kopernika
jest zaledwie stworzeniem na maleńkiej planecie. Potężna
to degradacja!
Czy zatem Kopernik z rozmysłem chciał - jak nakazywała
jego chrześcijańska i duchowna proweniencja - upokorzyć
człowieka, przypomnieć mu o jego małości
wobec Natury i Boga? - Można przyjąć i taką
hipotezę. Kopernik był na pierwszy rzut oka tworem
bardziej katolicko-średniowiecznym niż pogańsko-renesansowym:
kronikarze ukazują go jako osobę ascetyczną, wyzbytą
radości życia, kostyczną i rygorystyczną moralnie.
Takie tu-i-teraz filozofa istotnie mogło dać jako produkt
końcowy próbę przypomnienia człowiekowi
przebrzmiałej zda się w czasach naszego znakomitego
rodaka sentencji: memento mori. Ale jest i druga możliwość
spojrzenia na Kopernika i jego dzieło: właśnie
jak na właściwy jego epoce zachwyt świeżo
nawróconego poganina nad doskonałością Natury!
Właśnie tej, która "wszystko zrobiła
najprościej", aby człowiek nie musiał się
nadmiernie trudzić, by ją zrozumieć. Aby nie
stanął przed nią bezradny, lecz zachwycony prostotą
i porwany jej boskim pięknem12.
Który zatem z tych punktów widzenia wybrać?
Oczywiście, zgodnie z ekofilozoficzną pogodą patrzenia
na świat i ludzi - oba. Kopernik urodził się pod
zodiakalnym znakiem Ryb, który to znak ma taką właśnie
podwójną i niespójną naturę. Jedna
z tych "połówek podwójności"
to zachwyt poganina nad urodą świata doczesnego, druga,
to lęk człowieka ochrzczonego przed pułapkami
zaświatów. Sam Kopernik w głębi swej istoty
zapewne bliższy był - jak wszyscy uczestnicy cywilizacji
humanistów - tej pierwszej, wolnej od lęku, a zdolnej
do bezinteresownego zachwytu nad dziełem Stwórcy,
"połówce" swego znaku Zodiaku. Masowi odbiorcy
jego dzieła okazali się, jak widać z doświadczeń
czasów nowych i najnowszych, bliźsi drugiej połówce,
niezdolnej do radości poznawania, a żądającej
bezpieczeństwa i gwarancji zbawienia. Oni to właśnie
niosące radość odkrywcy kopernikańskie
przesłanie odczytali jako prawdę o swym własnym
cierpieniu. W tym kontekście zaciekły opór Kościoła
przeciw nauce Kopernika jest nie tylko próbą ratowania
dogmatycznej nieomylności instytucji kościelnych, lecz
i instynktowną obroną zalęknionego i niesamodzielnego
psychicznie człowieka przed degradacją z centralnego
miejsca we Wszechświecie.
Zastanówmy się więc może, komu takie stuprocentowe
bezpieczeństwo istnienia, takie "śpiewanie u
żłobu, gdzie jest Bóg" jest potrzebne? -
Komuś, kto bezpieczeństwa nie ma na trwale wbudowanego
w swoje indywidualne psychiczne fundamenty. Taki ktoś będzie
tworzył i podtrzymywał religie i Kościoły,
aby tylko nie dopuścić do swej świadomości
tego braku bezpieczeństwa. A to oczywiście zaprzeczenie
idei bezpiecznego i przyjaznego Wszechświata. To odczuwanie
Rzeczywistości jako czegoś przede wszystkim zagrażającego
istnieniu Jednostki. Stąd właśnie konieczność
tworzenia teorii i systemów, które dowartościują
zalęknionego. Taki był na pewno system ptolemejski.
Zaś Kopernik, bezpieczny zapewne w swym humanistycznym podziwie
dla dzieła Stwórcy, najpewniej zupełnie nie był
świadomy niszczącej bezpieczeństwo bycia reakcji,
jaką jego odkrycie może wywołać u nie-humanisty.
Bał się chyba nie tyle zniszczenia tego bezpieczeństwa,
ile raczej zniszczenia swego dzieła i osoby przez potęgę
ówczesnego Kościoła...
Dobrze, powiemy, Kopernik Kopernikiem, ale co z tego wynika dla
nas, żyjących i pytających o Tajemnicę Bytu
pięć stuleci po nim? Odpowiedź, jakiej możemy
w pełni już świadomie i w pełni odpowiedzialnie
udzielić, brzmi: oznacza to dla nas, ekofilozofujących
u końca XX wieku, konieczność wyrobienia sobie
bezpieczeństwa bycia co najmniej takiego, jakie miał
Kopernik w chwili dokonywania swego odkrycia. Wtedy Wszechświat
poczęty z dzieła fromborskiego samotnika stanie się
nam przyjazny i nie będzie stawiał ograniczeń
ontologicznej wyobraźni. Wtedy założenie "natura
wszystko zrobiła najprościej" będzie miało
i dla nas pełny sens. Stanie się BEZPIECZNE.
I tak oto formujemy pierwszy szkic ekofilozoficznej ontologii:
świat, w którym człowiek nie jest centrum
wszechświata, a tylko jednym z wielu jego elementów,
to świat człowiekowi przyjazny. I natychmiast dodamy
kolejne, z poprzedniego wynikłe, ewidentnie już ekologiczne
zdanie: człowiek nie musi wynosić się ponad
inne stworzenia, aby czuć się bezpiecznie i szczęśliwie.
Ontologia, uwolniona tym postulatem z obowiązku "matkowania"
człowiekowi, odzyskuje swoją moc sprawczą i jest
dla człowieka Ery Wodnika pełnowartościowym natchnieniem
twórczym.
Nastawiwszy się bezpiecznie i przyjaźnie do świata,
zatem dokonawszy intencjonalnej części aktu stwarzania,
możemy już oddać się części drugiej,
czysto filozoficznej i wolnej od pułapek psychologii: konstrukcji
podstaw systemu.
Jako stwierdzenie fundamentalne przyjmiemy zdanie: myśl
jest twórcza, a ponieważ nie boimy się już
implikacji z tego zdania płynących, możemy zastanowić
się, jaki system na tym fundamencie postawić. (Słowo
"system" jest może nieco mylące, albowiem
sugeruje jakiś "jedynie słuszny", bądź
"jedynie możliwy" obraz świata. Ale my nie
tworzymy jednej więcej doktryny, lecz raczej śledzimy
powstawanie Imago Mundi w każdym z nas. Toteż
ów "system" rozumieć będziemy nieco
metaforycznie, nie tyle jako obraz świata jako takiego, lecz
tylko i wyłącznie jako obraz świata w umyśle
człowieka13). Będzie to system dwuczęściowy:
jedna jego część to wszystko "wieczne",
"sakralne" i słabo dostępne poznaniu, druga
to wspomniane już tu-i-teraz poznającego, złożone
z jego osobowości, wychowania we właściwej jego
czasom wiedzy i we właściwych jego czasom przesądach.
W część pierwszą wbudujemy jeszcze całą
sferę sacrum i wszelkie siły kierujące
w niewytłumaczalny sposób ludzkim losem. Będzie
ona stanowić tworzywo, w którym Myśl będzie
rzeźbić Kształt. Zatem owa Myśl - bliższa
w naszym rozumieniu greckiemu pojęciu Logos14 niż
definicjom psychologicznym - stanowić będzie pośrednik
między postulowaną sferą Wieczności, a doświadczaną
sferą codzienności. Nowością w stosunku do
np. filozofii chrześcijańskiej stanie się spostrzeżenie,
że ów Logos mniej już należy do Boga,
a znacznie więcej do ludzi. Człowiek ery technologicznej
ma bez wątpienia większe możliwości kreacji
światów, niż człowiek ślepo zależny
od Natury. Przy dzisiejszym poziomie technologii przejście
od pomysłu do realizacji jest właściwie tylko kwestią
czasu i nakładów na realizację pomysłu
poniesionych. Oczywiście nie uzurpujemy sobie pretensji do
stwarzania świata od zera, do użycia myśli np.
do obalania istniejących lub stwarzania nowych praw przyrody,
jako że człowiek, pojawiając się w świecie
stworzonym wcześniejszą od niego myślą, trafił
w świat nieźle już zagospodarowany i urządzony.
Tego dzieła po Naturze poprawiać chyba nie musimy.
W wyjątkowych wypadkach, np. wrodzonych albo dziedzicznych
chorób i uszkodzeń ciała i psychiki trzeba
oczywiście interweniować; można i trzeba modyfikować
nasze środowisko naturalne, jednak bez chęci owładnięcia
nim bez reszty i przerobienia całej Natury na wytwory służące
li tylko naszej hybris i złudnemu bezpieczeństwu
panowania nad wszystkim i wszystkimi.
Głównym terenem ontologii ekologicznej będzie
zatem stwarzanie tego-co-człowiecze, czyli kulturowego obrazu
Rzeczywistości. Co więcej: jak do tej pory tylko kultura
oferuje człowiekowi pełne możliwości kreacji
i unicestwiania światów. I ona to właśnie,
a nie co innego, potrafi z precyzją chirurgicznego skalpela
oddzielić w filozofii jej przeczuwaną, ledwie uświadamialną,
niepoznawalną zmysłami i nieopisywalną językiem
warstwę metafizyczną, wspólną wszystkim
bez wyjątku rasom, czasom i kulturom - od warstwy podległej
tworzeniu i analizie, przynależnej w całości do
ludzkiego Imago Mundi.
Wolna myśl człowieka najszybciej i najefektywniej manifestować
się będzie zatem w kulturze i jej wytworach, a - jak
wspomniano wcześniej - najważniejszy i najpotężniejszy
działający wytwór kultury to mit. On właśnie
steruje zachowaniami uczestników kultury - także zachowaniami
filozofów. Jest on dla nas Logosem - "pośrednikiem"
pomiędzy sferą Wieczności, a naszym codziennym
bytowaniem. Przychodzi gdzieś z głębin Kosmosu,
potem wyraźnieje i zestala się, najczęściej
spontanicznie, pracą kilku pokoleń założycieli
jakiejś formacji kulturowej. Potem spisywany jest w literackiej
formie i staje się kanonem, powielanym w szkołach,
a przez to zabezpieczanym i konserwowanym w społecznej świadomości.
My natomiast, ekofilozofujący świadomie, zauważmy,
że tworzenie formy już działającego mitu,
to nic innego jak... tworzenie założeń systemu!
I że od jakości tego tworzenia zależy cały
późniejszy los kultury na tym micie opartej. Jako
pierwsze i podstawowe zadanie ontologii wymienimy więc przejęcie
kontroli nad procesem tworzenia i materializowania się mitu.
Skonstruujemy go tak, by pasował do naszych czasów,
by tworzył przyjazne nam środowisko i wreszcie - last
but not least - by okazał się wystarczająco odporny
na nieuchronną także w świecie mitów erozję,
żeby kultura na nim oparta przetrwała dłużej
niż jej pierwsi fundatorzy.
Nie przesądzamy zatem jakie będą ontologie nadchodzących
czasów; nie mamy pretensji do dania jakiegoś "jedynie
słusznego" obrazu świata. Przyznajemy filozofom
pełną swobodę tworzenia i obalania systemów.
Zadaniem ekofilozofii zaś czynimy zadbanie, by za ich pośrednictwem
podany mit bezpiecznie i długo służył ludzkości
nadchodzących czasów.



9. Anegdota podaje, że tak miał się zachować
Einstein po usłyszeniu sformułowanych przez Maxa Borna
zasad mechaniki kwantowej, w której niepojęty dla
racjonalnego rozumu czynnik losowy jest pierwszorzędny.
Sam był przekonany, że Wszechświat jest deterministyczny
a więc przewidywalny.
10. Już od dość długiego czasu dokonania fizyki
najnowszej więcej mają wspólnego z mistyką
niż naukami przyrodniczymi. Fizyka ta usiłuje opisać
obiekty dostępne tylko wyobraźni, a w takim, na wpół
wyprowadzonym ze ścisłego rozumowania, a na pół
z kapryśnego natchnienia, świecie, jego twórcy
są skazani na wprowadzanie do fizyki schematów kulturowych,
które ich samych wychowały. Stąd pewnie ów
"porządek ukryty" - wprowadzona do fizyki końca
XX w. koncepcja obecna i w filozofii (np. u Heraklita) i w astrologii
i w wielu mitologiach świata (choćby starotestamentowej,
gdzie Bóg jest niewidzialny i nie można sporządzać
jego wyobrażeń).
11. Teorię uznajemy za dobrą, jeśli: a) umożliwia
ona trafne przewidywanie i b) po jej usłyszeniu jesteśmy
zaspokojeni poznawczo. Ten ostatni warunek jednak jest mocno zależny
od parametru, który nazwiemy tu "mocą umysłu".
Osoba o silniejszym, bardziej dociekliwym umyśle, żąda
głębszych teorii dla zaspokojenia ciekawości poznawczej.
Gdy jednak zbliżamy się do Tajemnicy Bytu wystarczająco
blisko, najsilniejszy nawet umysł zostaje "porażony":
rwie się logika, zawodzi osąd, a człowiek staje
twarzą w twarz z sacrum. Jeśli jednak owo sacrum
jest sztucznie ustanawiane jako nieprzekraczalne tabu, w dodatku
przez osobę o umyśle nie najsilniejszym - rodzą
się dogmaty ograniczające poznanie. Wcześniej
czy później ktoś o umyśle potężniejszym
od dogmatyka zauważy możliwość przełamania
bariery. Wtedy dogmat upada, lub wymaga obrony metodami administracyjnymi;
jaskrawym przykładem tego zjawiska jest walka doktrynalna
- przekleństwo wszelkich filozofii skojarzonych z dogmatami
religijnymi.
12. Zapewne ten zachwyt miał na myśli Henryk Skolimowski
mówiąc o rewerencji, jako centralnej kategorii
ontologicznej, a wyjaśniając to słowami: nie zawsze
musimy świat rozumieć, czasem wystarczy uszanować.
13. Tę koncepcję, zakładającą, że
nie poznamy innego świata, niż świat naszego umysłu,
wysunęła w swej pracy doktorskiej, powstałej w
latach 1995-98, Katarzyna Kopias-Łokuciejewska, z którą
przedyskutowałem owocnie wiele godzin na tematy filozoficzne.
Sama twórczyni koncepcji nazywa ją antropoontologią
i jest dość bliska poglądom wyznawanym przez ekofilozofów.
14. Nasuwają się tu podobieństwa znaczeniowe między
rolą Logosu, a funkcją, jaką spełnia Hermes
- są "kurierami jaźni", przekazem między
Czasem i Wiecznością.




Miejscem człowieka jest ziemia. Wykłady z ekofilozofii

POCZĄTEK STRONY  |  

Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Sieci komputerowe wyklady dr Furtak
Wykład 05 Opadanie i fluidyzacja
WYKŁAD 1 Wprowadzenie do biotechnologii farmaceutycznej
mo3 wykladyJJ
ZARZĄDZANIE WARTOŚCIĄ PRZEDSIĘBIORSTWA Z DNIA 26 MARZEC 2011 WYKŁAD NR 3
Wyklad 2 PNOP 08 9 zaoczne
Wyklad studport 8
Kryptografia wyklad
Budownictwo Ogolne II zaoczne wyklad 13 ppoz
wyklad09
Sporzadzanie rachunku przepływów pienieżnych wykład 1 i 2
fcs wyklad 5
Wyklad08 Zaopatrz wWode
Wyklad3

więcej podobnych podstron