Engels Friedrich Pochodzenie rodziny, własności prywatnej i państwa

background image

Fryderyk Engels

Pochodzenie rodziny, własności prywatnej i

państwa

W związku z badaniami Lewisa H. Morgana

27

Tytuł oryginału:Der Unsprung der Faimilie, des Privateigenthums und des Staats Im
Anschluss an Lewis H. Morgans Forschungen
Napisane: w okresie od końca marca do 26 maja 1884
Źródło: Karol Marks, Fryderyk Engels, Dzieła, tom 21
Wydawca: Książka i Wiedza 1969
Po raz pierwszy opublikowane w języku polskim: Paryż 1885, tłumaczenie J.F. Wolski (L.
Krzywicki)
Wersja elektroniczna: czerwiec-lipiec 2002

SPIS TREŚCI

Przedmowa do pierwszego wydania z 1884
I. Przedhistoryczne stopnie kultury

1. Dzikość
2. Barbarzyństwo

II. Rodzina
III. Ród irokeski
IV. Ród grecki
V. Powstanie państwa ateńskiego
VI. Ród i państwo w Rzymie
VII. Ród u Celtów i Germanów
VIII. Tworzenie się państwa u Germanów
IX. Barbarzyństwo i cywilizacja
Przypisy

Przedmowa do pierwszego wydania z 1884 roku

Praca niniejsza stanowi poniekąd wykonanie testamentu. Nikt inny tylko sam Karol Marks
zamierzał opisać rezultaty badań Morgana w związku z wynikami swojego - w pewnych
granicach mogę powiedzieć: naszego - materialistycznego badania historii i w ten sposób
dopiero wyjaśnić całe ich znaczenie. Przecież Morgan w Ameryce odkrył na nowo, na swój
sposób, materialistyczne pojmowanie dziejów, odkryte przez Marksa przed czterdziestu laty.
Doprowadziło go ono przy porównywaniu barbarzyństwa i cywilizacji w najważniejszych
punktach do tych samych wyników co Marksa. I podobnie jak niemieccy zawodowi
ekonomiści przez całe lata gorliwie ściągali z “Kapitału" Marksa, a jednocześnie uporczywie
przemilczali go - zupełnie tak samo potraktowali pracę Morgana “Ancient Society"

27a

rzecznicy wiedzy “prehistorycznej" w Anglii. Moja praca może tylko w słabym stopniu
zastąpić to, czego nie dane było dokonać memu zmarłemu przyjacielowi. W posiadaniu moim
znajdują się jednak uwagi krytyczne Marksa do jego obszernych wypisów z Morgana i gdzie
tylko można, odtwarzam je tutaj.
Zgodnie ze stanowiskiem materialistycznym momentem decydującym w historii jest w
ostatniej instancji produkcja i reprodukcja bezpośredniego życia. Ta jednak jest znowu
dwojakiego rodzaju. Z jednej strony, wytwarzanie środków utrzymania, środków spożycia,
odzieży, mieszkania i niezbędnych do tego narzędzi; z drugiej strony, wytwarzanie samych

background image

ludzi, rozmnażanie gatunku. Urządzenia społeczne, w jakich żyją ludzie danej epoki
historycznej i danego kraju, są uwarunkowane przez oba rodzaje produkcji: przez stopień
rozwoju pracy, z jednej strony, i rodziny - z drugiej. Im mniej rozwinięta jest praca, im
bardziej ograniczona jest ilość jej wytworów, a więc i bogactwo społeczne, w tym większym
stopniu czynnikiem dominującym w ustroju społecznym są związki rodowe. Jednakże przy
tym podziale społeczeństwa, opartym na związkach rodowych, coraz bardziej rozwija się
wydajność pracy, wraz z nią własność prywatna i wymiana, zróżnicowanie majątkowe,
możność zatrudniania cudzej siły roboczej, a tym samym podstawa przeciwieństw klasowych:
nowe elementy społeczne, które w ciągu szeregu pokoleń starają się przystosować stary ustrój
społeczny do nowych stosunków, aż wreszcie niemożliwość pogodzenia jednego z drugim
doprowadza do zupełnego przewrotu. Stare społeczeństwo oparte na związkach rodowych
zostaje rozsadzone w starciu nowo powstałych klas społecznych; jego miejsce zajmuje nowe
społeczeństwo, zespolone w państwo, w którym niższymi ogniwami są już nie związki
rodowe, lecz związki terytorialne, społeczeństwo, w którym stosunki rodzinne zostają
całkowicie opanowane przez stosunki własności i w którym teraz swobodnie rozwijają się
owe przeciwieństwa klasowe i walki klasowe, stanowiące treść całej dotychczasowej pisanej
historii.
Wielką zasługą Morgana jest to, że odkrył i odtworzył w głównych zarysach tę prehistoryczną
podstawę naszej pisanej historii i że w związkach rodowych Indian północnoamerykańskich
znalazł klucz do najważniejszych, nie rozwiązanych dotąd zagadek zamierzchłej historii
Greków, Rzymian i Germanów. Ale też praca jego nie jest dziełem jednego dnia. Blisko
czterdzieści lat zmagał się on ze swym materiałem, zanim go zupełnie opanował. Za to
książka jego jest jednym z niewielu epokowych dzieł naszych czasów.
W dalszym wykładzie czytelnik na ogół łatwo odróżni, co pochodzi od Morgana, a co ja
dodałem. W rozdziałach historycznych dotyczących Grecji i Rzymu nie poprzestawałem na
dowodach Morgana, lecz dodałem wszystko, czym rozporządzałem. Rozdziały o Celtach i
Germanach są w zasadzie moje; Morgan rozporządzał tu niemal wyłącznie źródłami z drugiej
ręki, a dla stosunków niemieckich - prócz Tacyta - tylko lichymi, liberalnymi falsyfikatami
pana Freemana. Wywody ekonomiczne, wystarczające dla celów, które stawiał sobie Morgan,
ale zupełnie niedostateczne dla moich, opracowałem wszystkie na nowo. Wreszcie, rozumie
się, ponoszę odpowiedzialność za wszystkie wnioski, o ile nie cytuję wyraźnie Morgana.

I Przedhistoryczne stopnie kultury

Morgan jest pierwszym, który ze znajomością rzeczy próbuje wprowadzić pewien porządek
do prehistorii ludzkości; dopóki znaczne nagromadzenie większej ilości materiału nie będzie
wymagało zmian, dokonana przez niego systematyzacja zapewne pozostanie w mocy.
Z trzech głównych epok: dzikości, barbarzyństwa, cywilizacji, interesują go, rzecz jasna,
tylko dwie pierwsze i przejście do trzeciej. Każdą z obydwu epok dzieli on na niższy, średni i
- wyższy szczebel, zależnie od postępów w produkcji środków utrzymania, według niego
bowiem
“wprawa w tej produkcji decyduje o stopniu wyższości i panowania człowieka nad przyrodą;
spośród wszystkich istot jeden tylko człowiek osiągnął absolutne niemal panowanie nad
produkcją środków żywności. Wszystkie wielkie epoki postępu ludzkości zbiegają się —
mniej lub więcej bezpośrednio — z epokami rozszerzania źródeł utrzymania"

28

.

Rozwój rodziny postępuje równolegle, nie dostarcza jednak tak uderzająco
charakterystycznych cech dla podziału na okresy.

1. Dzikość

1. Stopień niższy. Okres dzieciństwa rodzaju ludzkiego. Ludzie przebywają jeszcze w swych
pierwotnych siedzibach, w lasach zwrotnikowych lub podzwrotnikowych. Prowadzą

background image

przynajmniej częściowo życie nadrzewne, czym jedynie tłumaczy się fakt, że przetrwali
wśród wielkich drapieżców. Za pokarm służyły im owoce, orzechy, korzonki. Powstanie
mowy artykułowanej jest najdonioślejszą zdobyczą tego okresu. Spośród wszystkich ludów
poznanych w okresie historycznym żaden już nie znajdował się w tym stanie pierwotnym.
Jakkolwiek stan ten trwał zapewne wiele tysięcy lat, nie możemy jednak dać bezpośrednich
dowodów jego istnienia. Ale skoro uznaliśmy pochodzenie człowieka od świata zwierzęcego,
ale możemy nie uznać tego stanu przejściowego.
2. Stopień średni. Zaczyna się od wykorzystywania, jako pokarmu, ryb (do których zaliczamy
również raki, muszle i inne zwierzęta wodne) i od używania ognia. Jedno wiąże się z drugim,
bo pokarm z ryby staje się w zupełności zdatny do użytku dopiero przy pomocy ognia. Dzięki
temu nowemu pożywieniu ludzie uniezależnili się od klimatu i miejscowości; idąc wzdłuż
rzek i wybrzeży mogli nawet w stanie dzikim zaludnić większą część kuli ziemskiej. Z gruba
ciosane, nie gładzone narzędzia kamienne wczesnej epoki kamiennej, tak zwane narzędzia
paleolityczne, które wszystkie lub prawie wszystkie przypadają na ten okres, rozsiane po
wszystkich kontynentach, stanowią dowód owych wędrówek. Nowo zajęte strefy, jak również
wiecznie żywy instynkt wynalazczy, łącznie z posiadaniem ognia wzniecanego tarciem,
dostarczały nowych środków pożywienia: bogatych w skrobię korzeni i bulw, pieczonych w
gorącym popiele lub w jamach do pieczenia (piecach ziemnych), dalej dziczyzny, która, wraz
z wynalezieniem pierwszej broni, maczugi i dzidy, stała się przygodnym dodatkiem do
strawy. Opisywane w książkach ludy wyłącznie myśliwskie, tj. ludy żyjące tylko z polowania,
nigdy nie istniały; zdobycz myśliwska jest do tego celu zbyt niepewna. Wskutek długotrwałej
niepewności źródeł utrzymania powstało widocznie na tym stopniu ludożerstwo, które od
tego czasu długo się utrzymuje. Australijczycy i liczni Polinezyjczycy znajdują się jeszcze
obecnie na tym średnim stopniu dzikości.
3. Stopień wyższy. Rozpoczyna się wraz z wynalezieniem łuku i strzały, wskutek czego
dziczyzna staje się regularnym pokarmem, a polowanie jedną z normalnych gałęzi pracy. Łuk,
cięciwa i strzała stanowią już bardzo skomplikowane narzędzie, którego wynalezienie
wymagało długo nagromadzonego doświadczenia i wyćwiczonego umysłu, a więc i
jednoczesnej znajomości mnóstwa innych wynalazków. Jeżeli porównamy ze sobą ludy
znające już łuk i strzały, ale nie znające leszcze garncarstwa (od którego według Morgana
datuje się przejście do barbarzyństwa), znajdziemy już u nich w rzeczy samej pewne początki
osiedlania się we wsiach, pewną znajomość produkcji środków utrzymania, naczynia
drewniane i sprzęty, tkactwo ręczne bez krosna z włókien łykowych, koszyki plecione z łyka
lub trzciny, gładzone (neolityczne) narzędzia kamienne. Zwykle już ogień i topór kamienny
umożliwiały zrobienie pirogi oraz belek i desek do budowy domu. Wszystkie te zdobycze
znajdujemy np. w Ameryce, u północno-zachodnich Indian, którzy znają wprawdzie łuk i
strzałę, lecz nie znają garncarstwa. Dla stanu dzikości łuk i strzała były tym, czym miecz
żelazny dla barbarzyństwa, a broń palna dla cywilizacji: orężem decydującym.

2. Barbarzyństwo

1. Stopień niższy. Rozpoczyna się od wprowadzenia garncarstwa. Powstało ono - w wielu
sprawdzonych wypadkach, a prawdopodobnie wszędzie - z oblepiania gliną plecionych lub
drewnianych naczyń, co miało uczynić je ogniotrwałymi. Przy tym wkrótce spostrzeżono, że
uformowana glina służy równie dobrze i bez wewnętrznego naczynia.
Dotychczas mogliśmy w sposób całkowicie ogólny rozpatrywać przebieg rozwoju jako
prawomocny dla wszystkich ludów określonego okresu, bez uwzględnienia właściwości
lokalnych. Ale wraz z nastaniem barbarzyństwa doszliśmy do stopnia, w którym nabierają
znaczenia różnice wyposażenia naturalnego obu wielkich kontynentów ziemskich.
Charakterystycznym momentem dla okresu barbarzyństwa jest oswajanie i hodowla zwierząt
oraz uprawa roślin. Otóż kontynent wschodni, tzw. Stary Świat, posiadał prawie wszystkie
nadające się do oswojenia zwierzęta i wszystkie nadające się do uprawy gatunki zbóż z

background image

wyjątkiem jednego; kontynent zachodni - Ameryka -ze ssaków nadających się do oswojenia
posiadał tylko lamę, i to tylko w jednej części na południu, a ze wszystkich zbóż uprawnych
tylko jedno, ale najlepsze: kukurydzę. Te różne warunki przyrodzone sprawiają, że odtąd
ludność obu półkul idzie każda odrębną drogą i słupy graniczne oddzielające poszczególne
stopnie są w każdym z obu wypadków różne.
2. Stopień średni. Na Wschodzie rozpoczyna się wraz z oswojeniem zwierząt domowych, na
Zachodzie zaś wraz z uprawą roślin jadalnych przy pomocy nawadniania i używaniem na
budowle adobów (suszonych na słońcu cegieł) i kamieni.
Zaczynamy od Zachodu, bo tutaj stopień ten aż do opanowania tych ziem przez
Europejczyków nigdzie nie został przekroczony.
Indianie znajdujący się na niższym stopniu barbarzyństwa (należeli do nich wszyscy Indianie
na wschód od Missisipi), w czasie gdy ich odkryto, znali już pewien sposób ogródkowej
uprawy kukurydzy, a może także dyń, melonów i innych roślin ogrodowych, dostarczających
im bardzo istotnej części pożywienia. Mieszkali oni w drewnianych domach, w osadach
otoczonych palisadą. Plemiona północno-zachodnie, szczególnie w dorzeczu rzeki Kolumbii,
znajdowały się jeszcze na wyższym stopniu dzikości i nie znały ani garncarstwa, ani
jakiejkolwiek uprawy roślin. Natomiast Indianie tzw. Pueblo

29

w Nowym Meksyku,

Meksykanie, mieszkańcy Ameryki Środkowej i Peruwiańczycy w czasie podboju znajdowali
się na średnim stopniu barbarzyństwa; mieszkali w domach podobnych do fortec,
zbudowanych z surowej cegły lub kamienia, uprawiali w sztucznie nawadnianych ogrodach
kukurydzę i, zależnie od klimatu i położenia, różne inne rośliny jadalne, które były ich
głównym źródłem pożywienia; oswoili nawet niektóre zwierzęta: Meksykanie - indyka i inne
ptaki, Peruwiańczycy - lamę. Nadto umieli obrabiać metale - z wyjątkiem żelaza, wskutek
czego wciąż jeszcze nie mogli obejść się bez broni kamiennej i narzędzi kamiennych. Podbój
hiszpański przeciął wszelki dalszy samodzielny rozwój.
Na Wschodzie średni stopień barbarzyństwa zaczyna się od oswojenia zwierząt
dostarczających mleka i mięsa, podczas gdy uprawa roślin pozostawała jeszcze
prawdopodobnie przez znaczną część tego okresu nie znana. Oswojenie i hodowla bydła oraz
tworzenie większych stad dały, jak się zdaje, powód do wyodrębnienia się Aryjczyków i
Semitów z pozostałej masy barbarzyńców. Europejscy i azjatyccy Aryjczycy mają jeszcze
wspólne nazwy dla bydła, natomiast prawie wcale nie posiadają ich dla roślin uprawnych.
Utworzenie stad doprowadziło w nadających się na to okolicach do pasterskiego trybu życia:
u Semitów na trawiastych równinach Eufratu i Tygrysu, u Aryjczyków na podobnych
równinach Indii, Oksusu i Jaksartesu, Donu i Dniepru. Oswajanie zwierząt musiało
początkowo odbywać się na pograniczu takich pastwisk. Toteż późniejszym pokoleniom
wydawało się, że ludy pasterskie pochodzą z krain, które nie tylko nie stanowiły kolebki
rodzaju ludzkiego, lecz przeciwnie, nie nadawały się na siedzibę ani dla ich dzikich
przodków, ani nawet dla ludzi na niższym stopniu barbarzyństwa. Na odwrót, gdy tylko ci
barbarzyńcy stopnia średniego przyzwyczaili się do życia pasterskiego, ani im przez myśl
przejść nie mogło, by z porosłych trawą równin nadrzecznych wrócić dobrowolnie do krain
leśnych, będących ojczyzną ich przodków. A nawet wówczas, gdy zarówno Semici jak
Aryjczycy zostali wyparci dalej na północ i na zachód, nie mogli oni przenieść się do
zachodnioazjatyckich i europejskich obszarów leśnych, zanim uprawa zboża nie dała im
możności karmienia swych trzód, a zwłaszcza przezimowania ich na tych mniej dogodnych
gruntach. Jest więcej niż prawdopodobne, że uprawa zboża powstała tu najpierw z potrzeby
dostarczania paszy dla bydła i dopiero później nabrała znaczenia dla wyżywienia ludzi.
Wyższy stopień rozwoju obu tych ras należy, być może, przypisać spotykanej u Aryjczyków i
Semitów obfitości mięsnego i mlecznego pokarmu, a szczególnie jego dobroczynnemu
wpływowi na rozwój dzieci. Istotnie, Indianie Pueblo z Nowego Meksyku, których
pożywienie stanowiły prawie wyłącznie rośliny, mają mniejszy mózg niż Indianie stojący na

background image

niższym stopniu barbarzyństwa, lecz spożywający więcej mięsa i ryb. W każdym razie na tym
szczeblu znika stopniowo ludożerstwo, a zachowuje się tylko jako akt religijny lub, co tutaj
jest prawie identyczne, jako zabieg magiczny.
3. Stopień wyższy. Rozpoczyna się wraz z przetapianiem rudy żelaznej i przechodzi w
cywilizację dzięki wynalezieniu pisma literowego i zastosowaniu go do piśmiennictwa.
Stopień ten, który, jakeśmy to powiedzieli, został przebyty samodzielnie tylko na wschodniej
półkuli, bardziej obfitował w postępy produkcji niż wszystkie poprzednie razem wzięte. Na
tym stopniu znajdowali się Grecy okresu bohaterskiego, plemiona italskie na krótko przed
założeniem Rzymu, Germanowie Tacyta i Normanowie z okresu Wikingów

29a

.

Przede wszystkim spotykamy tu po raz pierwszy ciągniony przez bydło pług z żelaznym
lemieszem, co umożliwia rolnictwo na wielką skalę, uprawę pól, a tym samym w ówczesnych
warunkach - praktycznie nieograniczone pomnażanie środków żywności. Rozpoczyna się
również karczowanie lasów, które zamienione zostają w grunty orne i łąki - co znów nie
byłoby możliwe na większą skalę bez żelaznego topora i żelaznej łopaty. Wskutek tego jednak
nastąpił także szybki wzrost ludności i jej zagęszczenia na niewielkim terytorium. Zanim
zaczęto uprawiać pola, tylko w bardzo wyjątkowych warunkach można było zgromadzić pół
miliona ludzi pod jednym centralnym kierownictwem. Prawdopodobnie nie zdarzyło się to
nigdy.
Największy rozkwit wyższego stopnia barbarzyństwa widzimy w poematach Homera,
zwłaszcza w “Iliadzie"

30

. Udoskonalone narzędzia żelazne, miech kowalski, żarna, krążek

garncarski, wyrób wina i oliwy; rozwinięta, dochodząca do artyzmu obróbka metali, wozy i
rydwany, budowa okrętów z belek i desek; początki architektury jako sztuki, miasta otoczone
murami z wieżami i blankami, epos homerowy i cała mitologia - oto główne dziedzictwo,
które wnieśli Grecy z barbarzyństwa do cywilizacji. Jeśli porównamy z tym dany przez
Cezara, a nawet Tacyta, opis Germanów, znajdujących się na początku tego stopnia rozwoju
kulturalnego, który opuszczali Grecy homerowi, by przejść na stopień wyższy, to ujrzymy,
jaki bujny rozwój produkcji obejmuje wyższy stopień barbarzyństwa.
Obraz rozwoju ludzkości poprzez stan dzikości i stan barbarzyństwa do początków
cywilizacji, który tu według Morgana naszkicowałem, jest już dość bogaty w nowe i, co
najważniejsze, bezsporne rysy, bo zaczerpnięte bezpośrednio z produkcji. A jednak wydawać
się on będzie blady i ubogi w porównaniu z obrazem, jaki roztoczy się przed nami pod koniec
naszej wędrówki; wówczas dopiero będziemy mogli ukazać w pełnym świetle przejście od
barbarzyństwa do cywilizacji i uderzający kontrast między nimi. Na razie możemy w ten
sposób uogólnić morganowski podział: dzikość - okres, w którym przeważa przyswajanie
sobie gotowych płodów przyrody; sztuczne wyroby człowieka są przeważnie narzędziami
pomocniczymi przy tym przyswajaniu; barbarzyństwo - okres wprowadzenia hodowli bydła i
uprawy roli, okres zaznajamiania się z metodami zwiększenia produkcji płodów naturalnych
przy pomocy działalności ludzkiej; cywilizacja - okres uczenia się dalszego przetwarzania
płodów przyrody, okres właściwego przemysłu i sztuki.

II Rodzina

Morgan, który większą część swego życia spędził wśród Irokezów Zamieszkujących dziś
jeszcze stan Nowego Jorku i był adoptowany przez jedno z plemion irokeskich (plemię
Seneka), odkrył u nich system pokrewieństwa, pozostający w sprzeczności z ich
rzeczywistymi stosunkami rodzinnymi. Panowało tam owo łatwo rozerwalne dla obu stron
małżeństwo pojedynczej pary, które Morgan nazywa “rodziną parzystą". Potomstwo takiej
pary małżonków było więc wszystkim znane i przez wszystkich uznane; nie mogło być
wątpliwości, do kogo należało stosować nazwy: ojciec, matka, syn, córka, brat, siostra. A
jednak faktyczne stosowanie tych nazw przeczy temu. Irokez nazywa swymi synami i

background image

córkami nie tylko własne dzieci, ale również dzieci swoich braci, a one nazywają go ojcem.
Natomiast dzieci swojej siostry nazywa on siostrzeńcami i siostrzenicami, a one nazywają go
swoim wujem. Odwrotnie, Irokezka nazywa swymi synami i córkami oprócz swoich
własnych dzieci także i dzieci swoich sióstr, a one nazywają ją matką. Natomiast dzieci
swoich braci zwie ona swymi bratankami i bratanicami, a one nazywają ją ciotką. Podobnie
dzieci braci zwą się między sobą braćmi i siostrami, tak samo i dzieci sióstr. Natomiast dzieci
kobiety i dzieci jej brata zwą się wzajem kuzynami i kuzynkami. I nie są to tylko puste nazwy,
lecz wyraz rzeczywiście panujących poglądów na bliskość i dalekość, równość i nierówność
pokrewieństwa; poglądy te są podstawą wypracowanego w szczegółach systemu
pokrewieństwa, który może wyrazić kilkaset rozmaitych stosunków pokrewieństwa jednego
indywiduum. Co więcej: system ten panuje w całej pełni nie tylko wśród wszystkich Indian
amerykańskich (dotychczas nie odkryto ani jednego wyjątku), lecz panuje on także prawie
bez zmian wśród pierwotnych mieszkańców Indii, wśród plemion drawidyjskich w Dekanie i
plemion Gaura w Hindustanie. Wyrazy określające pokrewieństwo u południowoindyjskich
Tamilów i u Irokezów Seneka w stanie Nowy Jork jeszcze dziś zgadzają się ze sobą w
przeszło dwustu stosunkach pokrewieństwa. U tych plemion indyjskich, podobnie jak u
wszystkich Indian amerykańskich, stosunki pokrewieństwa wynikające z istniejącej formy
rodziny pozostają w sprzeczności z systemem pokrewieństwa.
Jak to wytłumaczyć? Wobec decydującej roli, jaką odgrywa pokrewieństwo w ustroju
społecznym u wszystkich dzikich i barbarzyńskich ludów, nie można tego szeroko
rozpowszechnionego systemu zbyć ogólnikami. System panujący powszechnie w Ameryce,
istniejący również w Azji u ludów całkiem innej rasy, system, który nagminnie spotykamy w
mniej lub bardziej zmienionej postaci wszędzie w Afryce i w Australii, system taki należy
historycznie wytłumaczyć, a nie zbyć frazesem, jak to próbuje uczynić np. McLennan

31

.

Nazwy: ojciec, dziecko, brat, siostra nie stanowią bynajmniej tytułów honorowych, lecz
pociągają za sobą całkiem określone, bardzo poważne obowiązki wzajemne, których
całokształt stanowi istotną część ustroju społecznego tych ludów. I wyjaśnienie znaleziono.
Na wyspach Sandwich (Hawaje) istniała jeszcze w pierwszej połowie bieżącego stulecia
forma rodziny przedstawiająca właśnie takich samych ojców, matki, braci i siostry, synów i
córki, wujów i ciotki, siostrzeńców i siostrzenice, jak tego wymagał amerykańsko-staro-
indyjski system pokrewieństwa. Ale rzecz szczególna. System pokrewieństwa obowiązujący
na Hawajach znowu nie odpowiada faktycznie istniejącej tam formie rodziny. Tam
mianowicie wszystkie bez wyjątku dzieci braci i sióstr są braćmi i siostrami oraz uważane są
za wspólne dzieci nie tylko swej matki i jej sióstr lub swego ojca i jego braci, lecz wszystkich
bez różnicy sióstr i braci obojga rodziców. Jeśli zatem amerykański system pokrewieństwa
zakłada pierwotniejszą formę rodziny, nie istniejącą już w Ameryce, ale spotykaną jeszcze w
rzeczywistości na Hawajach - to, z drugiej strony, hawajski system pokrewieństwa odsyła nas
do jeszcze pierwotniejszej formy rodziny, której istnienia wprawdzie już nigdzie nie możemy
udowodnić, ale która istnieć musiała, bo inaczej nie mógłby był powstać odpowiedni system
pokrewieństwa.
“Rodzina — mówi Morgan — jest elementem czynnym, nigdy nie stoi w miejscu, lecz
rozwija się od niższej do wyższej formy, w miarę jak rozwija się społeczeństwo od niższych
do wyższych szczebli. Natomiast systemy pokrewieństwa są bierne. Dopiero w długich
odstępach czasu rejestrują one postępy, które w tym okresie uczyniła rodzina, i ulegają
radykalnej przemianie dopiero wówczas, kiedy już rodzina radykalnie się zmieniła"

32

.

“Podobnie dzieje się - dodaje Marks - w ogóle z systemami politycznymi, prawnymi,
religijnymi i filozoficznymi"

33

. Podczas gdy rodzina nadal się rozwija, system pokrewieństwa

kostnieje, podczas gdy system ten siłą przyzwyczajenia trwa w dalszym ciągu, rodzina
wyrasta z niego. Z tą samą pewnością jednak, z jaką Cuvier ze znalezionej pod Paryżem kości
szkieletu zwierzęcego mógł wnioskować, że zwierzę to było z gatunku workowatych i że

background image

niegdyś żyły tam wymarłe już zwierzęta workowate - z tą samą pewnością my możemy
wnioskować z historycznie przekazanego systemu pokrewieństwa, że istniała odpowiadająca
temu systemowi dziś już zanikła forma rodziny.
Wspomniane wyżej systemy pokrewieństwa i formy rodziny różnią się od panujących obecnie
tym, że każde dziecko miało kilku ojców i kilka matek. Przy amerykańskim systemie
pokrewieństwa, któremu odpowiada rodzina hawajska, brat i siostra nie mogą być ojcem i
matką tego samego dziecka, natomiast hawajski system pokrewieństwa opiera się na takiej
rodzinie, gdzie było to regułą. Stajemy więc wobec szeregu form rodziny, które znajdują się w
wyraźnej sprzeczności z formami uważanymi dotychczas za jedynie możliwe. Tradycyjny
pogląd zna tylko małżeństwo pojedynczej pary, poza tym wielożeństwo jednego mężczyzny,
co najwyżej jeszcze wielomęstwo jednej kobiety, przemilcza przy tym - jak to przystoi
moralizującemu filistrowi - że praktyka cicho, ale bez ceremonii przekracza granice
ustanowione przez oficjalne społeczeństwo. Badanie dziejów pierwotnych natomiast ujawnia
stosunki, kiedy mężczyźni żyją w wielożeństwie, a ich żony jednocześnie w wielomęstwie -
ich dzieci zaś są zatem uważane za wspólne im wszystkim; stosunki, które z kolei przechodzą
znów szereg zmian, póki ostatecznie nie przekształcą się w małżeństwo pojedynczej pary.
Zmiany te są tego rodzaju, że krąg osób objętych wspólnym węzłem małżeńskim -
początkowo bardzo szeroki - zacieśnia się coraz więcej, aż w końcu pozostaje tylko
pojedyncza para: panująca obecnie forma małżeństwa.
Odtwarzając w ten sposób historię rodziny w odwrotnej kolejności dochodzi Morgan, zgodnie
z większością swych kolegów, do wniosku, że istniał stan pierwotny, w którym wewnątrz
plemienia panowały niczym nie ograniczone stosunki płciowe, tak że każda kobieta należała
do każdego mężczyzny, podobnie jak każdy mężczyzna - do każdej kobiety. O takim stanie
pierwotnym mówiono już w zeszłym stuleciu, ale tylko ogólnikowo; dopiero Bachofen - i to
jest jedna z jego wielkich zasług - potraktował to zagadnienie poważnie i szukał śladów tego
stanu w przekazach historycznych i religijnych

34

. Dzisiaj wiemy, że te znalezione przezeń

ślady prowadzą bynajmniej nie do tego stopnia rozwoju społecznego, kiedy to istniały
nieuregulowane stosunki płciowe, lecz do znacznie późniejszej formy - małżeństwa
grupowego. Ten pierwotny stopień rozwoju społecznego, jeżeli istniał rzeczywiście, należy do
epoki tak odległej, że trudno się spodziewać znalezienia w skamieniałościach społecznych u
zacofanych dzikich ludów bezpośrednich dowodów jego istnienia. Zasługa Bachofena polega
właśnie na wysunięcia tego zagadnienia na pierwszy plan badań

34a

.

Ostatnio stało się modne zaprzeczanie istnieniu tego początkowego szczebla ludzkiego życia
płciowego. Chce się zaoszczędzić ludzkości tego “sromu". Przy tym uczeni powołują się nie
tylko na brak wszelkich dowodów bezpośrednich, lecz szczególnie na przykład pozostałej
części świata zwierzęcego; w tym właśnie świecie Letourneau (“Evolution du mariage et de la
familie", 1888) zebrał liczne fakty, według których zupełnie nieuregulowane obcowanie
płciowe ma stanowić i tutaj właściwość niższego stopnia rozwoju. Z tych wszystkich faktów
jednak mogę tylko wyciągnąć wniosek, że w odniesieniu do człowieka i jego pierwotnych
stosunków życiowych nie dowodzą one absolutnie niczego. Parzenie się na czas dłuższy u
kręgowców można wytłumaczyć dostatecznie przyczynami fizjologicznymi, np. u ptaków
potrzebą niesienia pomocy samiczce w czasie wysiadywania na jajkach. Napotykane wśród
ptaków przykłady wiernej monogamii niczego nie dowodzą w odniesieniu do ludzi, albowiem
ludzie nie pochodzą od ptaków. A jeśli ścisła monogamia ma być szczytem wszelkiej cnoty, to
palma pierwszeństwa należy się tasiemcowi, który w każdym ze swych 50-200 proglotyd lub
pierścieni posiada całkowity żeński i męski narząd płciowy i który całe swe życie spędza na
parzeniu się z samym sobą w każdym z tych pierścieni. Jeśli ograniczymy się jednak do
ssaków, to znajdziemy tam wszelkie formy życia płciowego, bezład płciowy, formy
analogiczne do małżeństwa grupowego, wielożeństwo, małżeństwo pojedynczej pary; brak
tylko wielomęstwa -na to tylko ludzie mogli się zdobyć. Nawet nasi najbliżsi krewni -

background image

zwierzęta czterorękie - dostarczają nam wszelkich możliwych odmian grupowania się
samców i samic; jeśli zaś jeszcze bardziej zacieśnimy granice i rozpatrzymy tylko cztery
gatunki małp człekokształtnych, to Letourneau może nam powiedzieć to tylko, że są one bądź
monogamiczne, bądź poligamiczne, podczas gdy Saussure, według Giraud-Teulona, twierdzi,
że są monogamiczne

35

. Podobnie najnowsze twierdzenia Westermarcka (“The History of

Human Marriage", Londyn 1891) o monogamii małp człekokształtnych bynajmniej nie
stanowią żadnego jeszcze dowodu. Krótko mówiąc, wszystkie dane są tego rodzaju, że
sumienny Letourneau przyznaje:
“Zresztą wśród zwierząt ssących wcale nie ma żadnej ścisłej zależności między stopniem
intelektualnego rozwoju a formą stosunków płciowych"

36

.

Espinas (“Des societes animales", 1877) zaś mówi wprost:
“Stado jest najwyższą grupa, społeczną, jaką można zaobserwować wśród zwierząt. Składa
się. ono, jak się zdaje, z rodzin, ale już od początku między rodziną a stadem istnieje
antagonizm,
rozwijają się one w stosunku odwrotnym"

37

.

Jak -widać z powyższego, nie wiemy nic określonego o rodzinnych i innych społecznych
ugrupowaniach wśród małp człekokształtnych; posiadane wiadomości są wprost sprzeczne ze
sobą. Nie ma w tym nic dziwnego. Jakże pełne są sprzeczności, jak bardzo wymagają
krytycznego zbadania i sprawdzenia wiadomości, które posiadamy o plemionach ludzkich w
stanie dzikości. A przecież społeczeństwa małpie jeszcze o wiele trudniej obserwować niż
ludzkie. Na razie musimy więc odrzucić wszelkie wnioski oparte ha takich absolutnie
niepewnych danych.
Natomiast wyżej przytoczone zdanie Espinasa daje nam lepszy punkt oparcia. Stado i rodzina
u wyższych zwierząt nie uzupełniają się wzajem, lecz przeciwstawiają się sobie. Espinas
bardzo ładnie wykazuje, jak zazdrość samców w okresie rui rozluźnia lub nawet czasowo
rozbija każde społeczne stado.
“Tam gdzie istnieje zwarta rodzina, tylko w wyjątkowych wypadkach tworzą się stada.
Natomiast tam, gdzie panują wolne stosunki płciowe lub też poligamia, tam stado powstaje
prawie samorzutnie... By mogło powstać stado, węzły rodzinne muszą się rozluźnić i
jednostka musi znowu odzyskać swobodę. Dlatego u ptaków tak rzadko spotykamy
zorganizowane stada... U zwierząt ssących natomiast spotykamy zorganizowane do pewnego
stopnia społeczeństwa, bo tam właśnie jednostka nie jest pochłonięta przez rodzinę... A więc
poczucie wspólnoty stada w trakcie jego powstawania nie może mieć większego wroga niż
poczucie wspólnoty rodziny. Powiedzmy więc wprost: jeżeli powstały formy społeczne
wyższe od rodziny, to mogło się to stać tylko dzięki pochłonięciu przez nie rodzin, które
uległy zasadniczej przemianie; to nie wyklucza faktu, że dzięki temu te właśnie rodziny
znalazły później możliwość ponownego zorganizowania się w bez porównania
pomyślniejszych warunkach". (Espinas, tamże; cytowane u Giraud-Teulona “Origines du
mariage et de la familie", 1884, str. 518-520).
Okazuje się, że społeczeństwa zwierzęce mają istotnie pewne znaczenie dla wyprowadzenia z
nich wniosków o społeczeństwach ludzkich, ale znaczenie tylko negatywne. Wyższy
kręgowiec zna - o ile nam wiadomo - tylko dwie formy rodziny: wielożeństwo lub łączenie
się w parę; w obydwu wypadkach dopuszczalny jest tylko jeden dorosły samiec, tylko jeden
małżonek. Zazdrość samca, jednocześnie wiążąca i ograniczająca rodzinę, przeciwstawia
rodzinę zwierzęcą stadu. Na skutek zazdrości samców wyższa forma społeczna - stado - staje
się tutaj bądź niemożliwa, bądź też zostaje rozluźniona lub w okresie rui rozwiązana, w
najlepszym zaś razie zahamowana w swym rozwoju. To jedno już dowodzi dostatecznie, że
rodzina zwierzęca i pierwotne ludzkie społeczeństwo to zjawiska nie nadające się do
porównania. Ludzie pierwotni, wydostający się ze stanu zwierzęcości, albo wcale nie znali
rodziny, albo znali najwyżej taką, jakiej u zwierząt nie bywa. Tak bezbronne zwierzę jak
człowiek w procesie powstawania mogło przetrwać w niewielkiej ilości nawet w

background image

odosobnieniu, kiedy najwyższą formą współżycia jest pojedyncza para, która, zdaniem
Westermarcka, opierającego się na opowiadaniach myśliwych, istnieje u goryla i szympansa.
Dla wydobycia się ze stanu zwierzęcości, dla dokonania największego postępu, jaki zna
przyroda, konieczny był nowy element: zastąpienie niedostatecznej jednostkowej zdolności
do obrony przez zjednoczoną siłę i wspólne działanie stada. Przejście do człowieczeństwa z
takich stosunków, w jakich obecnie żyją małpy człekokształtne, byłoby czymś zupełnie
niewytłumaczalnym; małpy te robią raczej wrażenie zbłąkanych linii pobocznych, skazanych
na stopniowe wymieranie, a w każdym razie znajdujących się w stanie upadku. To jedno
wystarcza, aby odrzucić wszelkie wnioski oparte na paraleli między formami rodzinnymi u
małp i u ludzi pierwotnych. Wzajemna tolerancja dorosłych samców, wyzbycie się zazdrości
było pierwszym warunkiem umożliwiającym utworzenie się takich większych i trwałych
grup, wewnątrz których jedynie mogło się dokonać uczłowieczenie zwierzęcia. I
rzeczywiście, czymże jest to, co odkrywamy jako najstarszą, najpierwotniejszą formę rodziny,
której istnienia w historii możemy bezsprzecznie dowieść i którą gdzieniegdzie dziś jeszcze
możemy badać? Małżeństwem grupowym, formą, przy której całe grupy mężczyzn i całe
grupy kobiet należą do siebie wzajemnie i która pozostawia mało miejsca dla zazdrości.
Następnie zaś, na późniejszym etapie rozwoju, spotykamy wyjątkową formę wielomęstwa,
która tym bardziej wyłącza wszelkie uczucia zazdrości i dlatego nieznana jest zwierzętom.
Ponieważ jednak znanym nam formom małżeństw grupowych towarzyszą tak zadziwiająco
zagmatwane okoliczności, że z konieczności odsyłają nas one do jeszcze wcześniejszych,
prostszych form obcowania płciowego, a tym samym ostatecznie do okresu
nieuregulowanych stosunków płciowych, odpowiadającego okresowi przejścia ze stanu
zwierzęcego w ludzki - to powoływanie się na małżeństwo zwierzęce doprowadza nas
właśnie do tego punktu, od którego powinno było raz na zawsze nas odwieść.
Cóż to oznacza: nieuregulowane stosunki płciowe? Znaczy to, że obowiązujące obecnie lub w
czasach dawniejszych zakazy ograniczające wówczas nie obowiązywały. Widzieliśmy już, jak
upadła zapora zazdrości. Co jest niewątpliwie stwierdzone, to to, ze zazdrość jest uczuciem
zjawiającym się stosunkowo późno. To samo dotyczy pojęcia kazirodztwa. Nie tylko brat i
siostra byli niegdyś mężem i żoną - u wielu ludów dziś jeszcze dozwolone są stosunki
płciowe pomiędzy rodzicami a dziećmi. Bancroft (“The Native Races of the Pacific States of
North America", 1875, t. I) stwierdza to u Kaviatów koło Cieśniny Beringa, u Kadiaków koło
Alaski, u Tinnehów w głębi angielskiej Ameryki Północnej; Letourneau przytacza takie same
fakty o Indianach Chippeway, o Kukusach w Chile, o Karaibach, o Karenach w Indochinach -
nie mówiąc już o opowiadaniach starożytnych Greków i Rzymian o Fartach, Persach,
Scytach, Hunach itd. Zanim zostało wynalezione kazirodztwo (a to jest wynalazek, i to bardzo
cenny), stosunki płciowe miedzy rodzicami a dziećmi nie mogły być bardziej gorszące niż
miedzy osobnikami należącymi do różnych pokoleń, a takie rzeczy zdarzają się również
obecnie w najbardziej filisterskich krajach, nie wywołując wielkiego zgorszenia. Nawet stare
“panny" powyżej sześćdziesiątki, jeśli są dość bogate, wychodzą czasem za mąż za młodych
mężczyzn, w wieku około lat trzydziestu. Jeżeli najpierwotniejsze znane nam formy rodziny
oczyścimy ze związanych z nimi wyobrażeń kazirodztwa - wyobrażeń, które są najzupełniej
różne od naszych, a często wprost sprzeczne z naszymi - otrzymamy wówczas formę
stosunków płciowych, którą nazwać można jedynie nieuregulowaną. Nieuregulowaną w tym
sensie, że nie było jeszcze ograniczeń wprowadzonych później przez obyczaje. Z tego
bynajmniej nie wynika w sposób konieczny, iż na co dzień panował kompletny bezład.
Bynajmniej nie wyklucza się, iż miało miejsce czasowe łączenie się w pary, podobnie jak to
bywa teraz w większości wypadków nawet w małżeństwie grupowym. I jeśli Westermarck,
najnowszy przeciwnik istnienia takiego stanu pierwotnego, określa jako małżeństwo każdy
stan, w którym obie płci żyją parami aż do urodzenia potomka, to można powiedzieć, że tego
rodzaju małżeństwo bardzo dobrze mogło istnieć przy nieuregulowanych stosunkach nie

background image

przecząc bezładowi, to znaczy brakowi nałożonych przez obyczaj ograniczeń obcowania
płciowego. Co prawda Westermarck wychodzi z założenia, że
“bezład implikuje stłumienie indywidualnych skłonności", tak że “najwłaściwszą jego formą
jest prostytucja"

38

.

Mnie się jednak zdaje, że wszelkie zrozumienie stanów pierwotnych pozostaje niemożliwe,
póki się je rozpatruje przez szkła lupanaru. Wrócimy jeszcze do tej sprawy przy omawianiu
małżeństw grupowych.
Według Morgana z tego pierwotnego stanu bezładnych stosunków rozwinęły się
prawdopodobnie bardzo wcześnie:
1. Rodzina oparta na pokrewieństwie, pierwszy stopień rodziny. Grupy małżeńskie są tu
podzielone według pokoleń: wszyscy dziadkowie i babki wewnątrz rodziny są sobie wzajem
mężami i żonami; tak samo ich dzieci, a więc ojcowie i matki; dzieci tych ostatnich tworzą
znów trzeci krąg wspólnych małżonków, a ich dzieci, prawnukowie pierwszej grupy -
czwarty. Przy tej formie rodziny tylko przodkowie i potomkowie, rodzice i dzieci, są
wzajemnie wyłączeni od praw i obowiązków małżeńskich (jak byśmy to powiedzieli). Bracia
i siostry, kuzynowie i kuzynki pierwszego, drugiego i dalszych stopni, wszyscy są między
sobą braćmi i siostrami i właśnie dlatego są dla siebie wzajemnie mężami i żonami. Na tym
stopniu rozwoju ze stosunku brata i siostry wypływa sam przez się ich wzajemny stosunek
płciowy

38a

.

Typowy wzór takiej rodziny składałby się z potomstwa jednej pary, w której znów
potomkowie w każdym następnym pokoleniu są dla siebie braćmi i siostrami i właśnie
dlatego mężami i żonami.
Rodzina oparta na pokrewieństwie wymarła. Nawet najdziksze ludy, jakie zna historia, nie
dostarczają nam żadnego bezspornego przykładu takiej rodziny. Że musiała ona jednak
istnieć, dowodzi hawajski system pokrewieństwa, obowiązujący dziś jeszcze w całej
Polinezji, a wyrażający stopnie pokrewieństwa, które powstać mogły tylko przy takiej formie
rodziny. Do przyjęcia tego wniosku zmusza nas dalszy rozwój rodziny, który wymaga takiej
formy jako nieodzownego stopnia przedwstępnego.
2. Rodzina punalua. Podczas gdy pierwszy postęp w organizacji rodziny polegał na
wyłączeniu rodziców i dzieci ze wzajemnego obcowania płciowego, to drugi zasadzał się na
takim samym wyłączeniu sióstr i braci. Ten postęp był ze względu na większą równość wieku
zainteresowanych nieskończenie ważniejszy, ale też i trudniejszy niż pierwszy. Dokonywał się
stopniowo. - Zaczęło się prawdopodobnie od wyłączenia ze stosunku płciowego rodzonych
sióstr i braci (tj. ze strony matczynej). Początkowo miało to miejsce w poszczególnych
wypadkach, stając się z biegiem czasu regułą (na Hawajach zdarzały się wyjątki jeszcze w
bieżącym stuleciu), i skończyło się na zakazie małżeństwa nawet wśród rodzeństwa z linii
bocznej, tj. wśród dzieci, wnuków i prawnuków rodzeństwa. Zakaz ten, jak mówi Morgan,
jest
“doskonałą ilustracją działania zasady doboru naturalnego"

43

.

Nie ulega wątpliwości, że plemiona, w których dzięki temu postępowi ograniczone zostało
współżycie płciowe wewnątrz rodziny, musiały rozwijać się szybciej i pełniej niż te, w
których małżeństwa wśród rodzeństwa pozostały regułą i nakazem. Jak wielki był wpływ tego
postępu, dowodzi instytucja rodu, która stanowiła jego bezpośredni skutek. Sięgając daleko
poza swój cel, stanowił on podstawę ustroju społecznego większości, jeśli nie wszystkich
ludów barbarzyńskich kuli ziemskiej. Z instytucji rodu wkraczamy w Grecji i Rzymie
bezpośrednio w okres cywilizacji.
Każda pierwotna rodzina musiała najpóźniej po paru pokoleniach się rozdzielić. Pierwotna
komunistyczna wspólna gospodarka domowa, której wyłączne panowanie sięga daleko w
średni okres barbarzyństwa, warunkowała maksymalne rozmiary wspólnoty rodzinnej,

background image

zmieniające się zależnie od warunków, jednak mniej więcej określone dla każdego miejsca.
Skoro tylko powstało pojęcie o niewłaściwości stosunków płciowych między dziećmi jednej
matki, musiało to znaleźć wyraz przy takim rozszczepianiu się starych wspólnot domowych i
tworzeniu nowych (które zresztą niekoniecznie odpowiadały grupie rodzinnej). Jeden albo
parę szeregów sióstr stanowiły rdzeń jednej wspólnoty, ich bracia rodzeni - rdzeń drugiej. W
taki lub podobny sposób z rodziny opartej na pokrewieństwie wyłoniła się forma, nazwana
przez Morgana rodziną “punalua". Według hawajskiego obyczaju siostry rodzone lub
dalszego stopnia (tj. kuzynki pierwszego, drugiego i dalszych stopni) były w pewnej ilości
wspólnymi żonami swych wspólnych mężów, przy czym bracia ich byli z tego wyłączeni;
mężowie ci nie nazywali się już między sobą braćmi, bo już nie potrzebowali być nimi, lecz
“punalua", co znaczy bliski towarzysz, tyle co wspólnik. Podobnie szereg rodzonych lub
ciotecznych braci żyto we wspólnym małżeństwie z grupą kobiet, nie swych sióstr, i kobiety
te zwały się miedzy sobą również “punalua". Taki jest klasyczny wzór tej formacji rodzinnej,
która następnie dopuszczała szereg odmian. Charakterystyczną jej cechą była wspólność
mężów i żon wewnątrz określonego kręgu rodzinnego, z którego jednakże wyłączeni byli
bracia żon, najpierw rodzeni, a potem i dalsi, oraz na odwrót, a więc również siostry mężów.
Ta właśnie forma rodziny przedstawia z najzupełniejszą dokładnością te stopnie
pokrewieństwa, które wyraża system amerykański. Dzieci sióstr mojej matki są wciąż jeszcze
jej dziećmi, podobnie jak dzieci braci mego ojca są również i jego dziećmi, i wszyscy oni są
moim rodzeństwem; ale dzieci brata mojej matki są teraz jej bratankami i bratanicami; dzieci
sióstr mego ojca jego siostrzeńcami i siostrzenicami, a wszyscy oni są moimi kuzynami i
kuzynkami. Podczas bowiem gdy mężowie sióstr mojej matki są wciąż jeszcze jej mężami i
tak samo żony braci mego ojca jego żonami - prawnie, jeśli nie zawsze faktycznie - to
potępienie przez społeczeństwo stosunków płciowych między rodzeństwem podzieliło dzieci
braci i sióstr, uważane dotychczas bez różnicy za rodzeństwo, na dwie klasy. Jedni pozostają
nadal braćmi i siostrami (dalszych stopni pokrewieństwa), inni, w jednym wypadku dzieci
brata, w drugim dzieci siostry - nie mogą być nadal rodzeństwem, nie mogą już mieć
wspólnych rodziców, ani ojca, ani matki, ani obojga razem, i dlatego to po raz pierwszy staje
się niezbędna klasa siostrzeńców i siostrzenic, kuzynów i kuzynek - która byłaby nonsensem
przy poprzednim ustroju rodzinnym. Amerykański system pokrewieństwa, który wydałby się
wprost niedorzeczny przy każdej formie rodziny opartej na jakiegokolwiek rodzaju
małżeństwie pojedynczej pary, daje się aż do najdrobniejszych szczegółów racjonalnie
objaśnić i naturalnie uzasadnić przez rodzinę “punalua". W takich przynajmniej rozmiarach,
w jakich rozpowszechniony był ten system pokrewieństwa, musiała istnieć rodzina “punalua"
lub jakaś podobna do niej forma rodziny

43a

.

Tę formę rodziny, której istnienie na Wyspach Hawajskich zostało dowiedzione,
wykrylibyśmy zapewne w całej Polinezji, gdyby pobożni misjonarze, podobnie jak ongi mnisi
hiszpańscy w Ameryce, potrafili widzieć w takich antychrześcijańskich stosunkach coś więcej
niż zwykłą “ohydę"

43b

. Gdy Cezar opowiada nam o Brytyjczykach, którzy znajdowali się

wówczas na średnim stopniu barbarzyństwa, że “w dziesięciu lub dwunastu mają wspólne
żony, i to przeważnie bracia z braćmi i rodzice z dziećmi"

46

, tłumaczy się to najlepiej jako

małżeństwo grupowe

46a

. Barbarzyńskie matki nie miały dziesięciu, dwunastu synów na tyle

dorosłych, by mogli mieć wspólne żony, natomiast amerykański system pokrewieństwa
odpowiadający rodzinie “punalua" dostarcza wielu braci, bo wszyscy bliżsi i dalsi kuzynowie
jednego człowieka są jego braćmi. Co się tyczy “rodziców z dziećmi", to tu się Cezar pewno
mylił. Ojciec i syn albo matka i córka mogą się znaleźć w tej samej grupie małżeńskiej, nie
jest to przy tym systemie bezwzględnie wykluczone, ale nigdy ojciec i córka albo matka i syn.
Ta lub podobna forma małżeństwa grupowego

46b

najłatwiej wyjaśnia również opowiadania

Herodota i innych pisarzy starożytnych o wspólności żon wśród ludów dzikich i

background image

barbarzyńskich. Daje się to zastosować także do tego, co Watson i Kaye (“The People of
India"

47

) opowiadają o Tikurach z Audhu (na północ od Gangesu):

“Żyją oni wspólnie" (tj. pod względem płciowym) “prawie bezładnie wielkimi wspólnotami,
a jeśli dwoje ludzi uważa się za małżeństwo, to związek ten jest jednak tylko nominalny".
W ogromnej większości wypadków instytucja rodu musiała powstać bezpośrednio z rodziny
“punalua". Co prawda, australijski system klas

48

może przedstawiać dlań również punkt

-wyjścia; Australijczycy mają rody, ale nie mają jeszcze rodziny “punalua", lecz inną
pierwotniejszą formę małżeństwa grupoweg

48a

.

We wszystkich formach rodziny grupowej nie wiadomo, kto jest ojcem dziecka, wiadomo
natomiast, kto jest jego matką. Jakkolwiek nazywa ona wszystkie dzieci całej rodziny swymi
dziećmi i ma w stosunku do nich obowiązki macierzyńskie, to jednak odróżnia ona swe
rodzone dzieci od innych. Jasne jest więc, że póki istnieje małżeństwo grupowe, pochodzenie
może być udowodnione tylko ze strony matki, a więc tylko żeńska linia jest uznawana. Tak
też jest w rzeczywistości u wszystkich ludów dzikich lub znajdujących się na niższym
szczeblu barbarzyństwa. Odkrycie tego faktu, dokonane po raz pierwszy przez Bachofena,
jest jego drugą wielką zasługą. To wyłączne uznawanie pochodzenia ze strony matki i
wynikające stąd z czasem stosunki dziedziczenia nazywa on prawem macierzystym;
zatrzymuję tę nazwę ze względu na jej lakoniczność. Jest ona jednak niewłaściwa, gdyż na
tym stopniu społecznym nie mogło być jeszcze mowy o prawie w jurydycznym sensie.
Jeśli weźmiemy z rodziny “punalua" jedną z dwóch grup typowych, mianowicie grupę sióstr
rodzonych i dalszych (tj. pochodzących w pierwszym, drugim i dalszym stopniu od
rodzonych sióstr) wraz z ich dziećmi i ich rodzonymi lub dalszymi braćmi ze strony matki
(którzy według naszego założenia nie są ich mężami) - to będziemy mieli ten właśnie krąg
osób, które następnie jako członkowie rodu występują w nim w jego pierwotnej formie.
Wszyscy oni pochodzą od jednej wspólnej matki rodu i wskutek tego wspólnego pochodzenia
wszyscy potomkowie żeńscy w każdym pokoleniu są siostrami. Mężowie tych sióstr już nie
mogą jednak być ich braćmi, nie pochodzą więc od tej matki rodu, nie należą zatem do tej
grupy opartej na pokrewieństwie, do późniejszego rodu. Ich dzieci natomiast należą do tej
grupy, gdyż decyduje wyłącznie pochodzenie ze strony matki, jako jedynie pewne. Z chwilą
gdy powstał zakaz stosunków płciowych pomiędzy rodzeństwem, a nawet między
oddalonymi krewnymi linii bocznej ze strony matczynej, dana grupa przekształciła się w ród,
tj. ukonstytuowała się jako stały krąg krewnych w linii żeńskiej, którzy nie mogą zawierać
małżeństw między sobą. Ród ten odtąd coraz bardziej się umacnia dzięki innym wspólnym
urządzeniom o charakterze społecznym i religijnym i wyodrębnia się od innych rodów tego
samego plemienia. Obszerniej omówimy to później. Jeżeli jednak widzimy, że ród rozwinął
się z rodziny “punalua", co jest nie tylko konieczne, ale zupełnie naturalne, uznać musimy za
rzecz niemal bezsporną, że ta forma rodziny ongiś istnieć musiała u wszystkich ludów, u
których można znaleźć instytucje rodowe, tzn. prawie u wszystkich barbarzyńców i narodów
cywilizowanych

48b

.

Gdy Morgan pisał swą książkę, nasze wiadomości o małżeństwie grupowym były jeszcze
bardzo ograniczone. Wiadomo było coś niecoś o małżeństwach grupowych u
zorganizowanych w klasy Australijczyków. Oprócz tego Morgan już w 1871 roku
opublikował otrzymane przez siebie wiadomości o hawajskiej rodzinie “punalua"

49

. Rodzina

“punalua", z jednej strony, wyjaśniała w sposób wyczerpujący panujący wśród Indian
amerykańskich system pokrewieństwa, który był dla Morgana punktem wyjścia wszystkich
jego badań; z drugiej strony -stanowiła gotowy punkt wyjścia dla wyprowadzenia rodu
opartego na prawie macierzystym; wreszcie - przedstawiała znacznie wyższy stopień rozwoju
niż australijskie klasy. Było więc rzeczą zrozumiałą, że Morgan uważał tę formę rodziny za
konieczny stopień przejściowy do małżeństwa parzystego i uważał, że już w czasach
pierwotnych była ogólnie rozpowszechniona. Od tego czasu poznaliśmy szereg innych form

background image

małżeństwa grupowego i wiemy teraz, że Morgan posunął się w tym wypadku za daleko. Ale
w każdym razie w swej rodzinie “punalua" udało mu się natrafić na najwyższą klasyczną
formę małżeństwa grupowego, na tę formę, na podstawie której najłatwiej było objaśnić
przejście do formy wyższej.
Istotne wzbogacenie naszych wiadomości o małżeństwie grupowym zawdzięczamy
misjonarzowi angielskiemu Lorimerowi Fison, który przez wiele lat studiował tę formę
rodziny na jej klasycznym gruncie - w Australii. Najniższy stopień rozwoju znalazł u
Murzynów australijskich w okolicach Mount Gambier w południowej Australii. Całe plemię
dzieli się tutaj na dwie wielkie klasy: kroki i kumite. Obcowanie płciowe wewnątrz każdej
klasy jest surowo zakazane, natomiast każdy mężczyzna jednej klasy jest rodzonym mężem
każdej kobiety innej klasy, a ona jego rodzoną małżonką. Nie indywidua, lecz całe grupy są
ze sobą pożenione, klasa z klasą. Godne jest uwagi, że ani różnica wieku, ani bliskie
pokrewieństwo nie stanowi tu przeszkody do małżeństwa, poza ograniczeniem, które wynika
z podziału na dwie klasy egzogamiczne. Każdy kroki posiada jako prawną małżonkę każdą
kobietę kumitkę, ponieważ jednak jego własna córka jest, jako córka kumitki, według prawa
macierzystego także kumitką, jest ona tym samym rodzoną małżonką każdego kroki, a więc i
swego ojca. Przynajmniej organizacja klas, o ile ją znamy, nie stawia temu żadnych
przeszkód. Tak więc albo organizacja ta powstała w czasach, gdy mimo nieświadomego
dążenia do ograniczenia kazirodztwa nie znajdowano nic odrażającego w obcowaniu
płciowym między rodzicami i dziećmi, a w takim razie system klas powstać musiał wprost ze
etanu bezładnego obcowania płciowego, albo też obcowanie miedzy rodzicami i dziećmi było
już przez obyczaj zabronione, kiedy powstały klasy -a w takim razie stan obecny
wskazywałby na istnienie rodziny opartej na pokrewieństwie i stanowiłby pierwszy stopień
przejściowy do wyższej formy. To ostatnie jest prawdopodobniejsze. Przykładów stosunków
małżeńskich pomiędzy rodzicami i dziećmi w Australii, o ile mi wiadomo, nie przytacza się;
późniejsza forma egzogamii — ród oparty na prawie macierzystym - na ogół milcząco
przyjmuje zakaz takiego .obcowania jako istniejący już przy tworzeniu się rodu.
System dwóch klas znajdujemy nie tylko w okolicy Mount Gambier w południowej Australii,
ale również dalej, na wschodzie nad rzeką Darling i na północno-wschodzie w Queenslandzie
- jest więc szeroko rozpowszechniony. Wyklucza on tylko małżeństwa między rodzeństwem,
między dziećmi braci i dziećmi sióstr ze strony matki, ponieważ należą one do jednej klasy;
natomiast dzieci siostry i brata mogą się żenić pomiędzy sobą. Dalszy krok w zwalczaniu
kazirodztwa znajdujemy u plemienia Kamilarów nad rzeką Darling w Nowej Południowej
Walii, gdzie dwie pierwotne klasy rozpadły się na cztery, przy czym każda z tych czterech
klas jest również jako całość ożeniona z inną określoną klasą. Pierwsze dwie klasy są
nawzajem rodzonymi małżonkami, w zależności od tego, czy matka należała do pierwszej czy
do drugiej klasy, dzieci należą do trzeciej albo do czwartej; dzieci zaś tych obydwóch klas,
również połączonych węzłem małżeńskim, należą znów z kolei do pierwszej lub do drugiej
klasy. W ten sposób zawsze jedno pokolenie należy do pierwszej i drugiej, następne do
trzeciej i czwartej klasy, a trzecie pokolenie znów do pierwszej i drugiej. Wskutek tego dzieci
rodzeństwa (ze strony matki) nie mogą być mężem i żoną, natomiast mogą nimi być
wnukowie rodzeństwa. Ten dziwnie zawiły system komplikuje się jeszcze więcej przez -
późniejsze wprawdzie - włączenie rodów opartych na prawie macierzystym, ale w to nie
możemy już wchodzić. Widzimy więc, że sporadycznie pojawia się dążenie do zapobieżenia
kazirodztwu, ale zupełnie instynktownie, po omacku, bez jasnej świadomości celu.
Małżeństwo grupowe, które tutaj w Australii jest jeszcze małżeństwem klas, masowym
małżeństwem całej klasy mężczyzn, rozproszonej często po całym kontynencie, z tak samo
rozsianą klasą kobiet - to małżeństwo grupowe widziane z bliska nie wygląda tak okropnie,
jak to sobie przedstawia fantazja filistra, przyzwyczajona do porządków lupanarowych.
Przeciwnie, potrzeba było wielu lat, zanim domyślono się samego tylko jego istnienia, a

background image

zupełnie niedawno znów zaczęto podawać je w wątpliwość. Powierzchownemu
obserwatorowi wydaje się ono nietrwałym małżeństwem pojedynczej pary, czasem
wielożeństwem obok przygodnej niewierności. Trzeba było zużyć na to całych lat, jak to
uczynili Fison i Howitt, aby w tych stosunkach małżeńskich - w swej praktyce dla
przeciętnego Europejczyka raczej swojskich - odkryć regulujące prawo, na mocy którego
obcy Murzyn australijski, o tysiące kilometrów od swego miejsca rodzinnego, wśród ludzi
mówiących w niezrozumiałym dlań narzeczu, znajduje - często od obozu do obozu, od
plemienia do plemienia — kobiety, które oddają mu się bez oporu i urazy, a mężczyzna, który
posiada kilka żon, jedną z nich odstępuje gościowi na noc. Tam, gdzie Europejczyk widzi
niemoralność i bezprawie, w rzeczywistości panuje surowe prawo. Kobiety należą do klasy
małżeńskiej przybysza, są wiec jego żonami z urodzenia. To samo prawo obyczajowe, które
przeznacza ich sobie nawzajem, zabrania, pod groźbą wygnania, wszelkiego obcowania
płciowego pomiędzy mężczyznami i kobietami nie należącymi do wspólnej klasy
małżeńskiej. Nawet tam, gdzie istnieje porywanie kobiet, co zdarza się często, a w niektórych
okolicach jest nawet regułą, prawo klasy jest starannie przestrzegane.
Zresztą przy porywaniu kobiet mamy już pewne oznaki przechodzenia do małżeństwa
pojedynczej pary, przynajmniej w postaci małżeństwa parzystego: jeśli młodzieniec porwał
lub uwiódł dziewczynę z pomocą swych przyjaciół, to oni wszyscy po kolei obcują z nią
płciowo, po czym jednak zostaje ona żoną tego młodzieńca, który porwanie spowodował. I
odwrotnie, jeśli porwana kobieta ucieknie od męża i zostanie ujęta przez innego, to staje się
żoną tamtego, a pierwszy traci swe prawo do niej. A więc obok i wewnątrz istniejącego nadal
małżeństwa grupowego powstają stosunki wyłączności, łączenia się w pary na czas dłuższy
lub krótszy, a oprócz tego wielożeństwo, tak że tutaj również małżeństwo grupowe zaczyna
wygasać. Nasuwa się tylko pytanie, co wpierw zniknie z widowni pod wpływem
Europejczyków - małżeństwo grupowe czy też uprawiający je Murzyni australijscy.
Małżeństwo pomiędzy całymi klasami, panujące w Australii, jest w każdym razie bardzo
niską i pierwotną formą małżeństwa grupowego, podczas gdy rodzina “punalua" stanowi, o
ile nam wiadomo, najwyższy stopień jego rozwoju. Pierwsze zdaje się być formą
odpowiadającą poziomowi społecznemu koczujących dzikich, druga wymaga już względnie
trwałych osad wspólnot komunistycznych i prowadzi bezpośrednio do następnego, wyższego
stopnia rozwoju. Między jedną a drugą formą na pewno odnajdziemy jeszcze szereg stopni
pośrednich; otwiera się tu dopiero przed nami pole do badań dotychczas ledwie rozpoczętych.
3. Rodzina parzysta. Pewna forma łączenia się w pary na czas dłuższy lub krótszy istniała już
przy małżeństwie grupowym lub nawet wcześniej; mężczyzna miał jedną główną żonę
(trudno byłoby tu jeszcze powiedzieć - ulubioną żonę) wśród wielu żon i on był dla niej
najgłówniejszym małżonkiem spośród innych. Okoliczność ta przyczyniła się niemało do
wytworzenia zamętu u misjonarzy, którzy w małżeństwie grupowym

49a

widzieli bądź bezładną

wspólność żon, bądź znów samowolną zdradę małżeńską. To oparte na zwyczaju łączenie się
w pary musiało się coraz bardziej utrwalać, w miarę jak rozwijał się ród i coraz liczniejsze
stawały się klasy “braci" i “sióstr", między którymi małżeństwo było teraz niemożliwe.
Zapoczątkowane przez ród dążenie do zapobieżenia małżeństwom między krewnymi
prowadziło znacznie dalej. Tak np. widzimy, że u Irokezów i u większości Indian stojących na
niższym stopniu barbarzyństwa małżeństwo jest zakazane między wszystkimi krewnymi,
jakich liczy ich system pokrewieństwa, a jest ich kilkaset rodzajów. Przy takim wzrastającym
wciąż zagmatwaniu ograniczeń małżeńskich małżeństwa grupowe stają się coraz bardziej
niemożliwe; zostają one wyparte przez rodzinę parzystą. Na tym stopniu mężczyzna żyje z
jedną kobietą, tak jednak, że wielożeństwo i przygodna zdrada pozostaje prawem mężczyzny,
chociaż wielożeństwo jest z przyczyn ekonomicznych rzadko spotykane. Jednocześnie od
kobiet wymaga się w czasie współżycia jak na j bezwzględniejszej wierności i karze się

background image

surowo zdradę małżeńską z ich strony. Ale węzeł małżeński jest dla każdej strony łatwo
rozerwalny i dzieci nadal należą wyłącznie do matki.
W tym coraz dalej postępującym wyłączaniu krewnych ze związku małżeńskiego działa
również nadal dobór naturalny. Jak twierdzi Morgan,
“małżeństwa między rodami niespokrewnionymi wydawały rasę silniejszą fizycznie i
umysłowo; dwa rozwijające się plemiona mieszały się ze sobą, nowe czaszki i mózgi, zgodnie
z prawem natury, zwiększały się, póki nie wchłonęły zdolności obydwóch plemion"

50

.

Toteż plemiona o ustroju rodowym musiały wziąć górę nad plemionami zacofanymi lub też
pociągnąć je swym przykładem.
Rozwój rodziny w czasach pierwotnych polega zatem na ciągłym zawężaniu koła, wewnątrz
którego panuje wspólnota małżeńska obu płci i które początkowo ogarniało całe plemię. Na
skutek stopniowego wyłączania najpierw bliższych krewnych, następnie coraz dalszych, w
końcu nawet powinowatych, wszelkie grupowe małżeństwo staje się wreszcie praktycznie
niemożliwe. Nareszcie pozostaje tylko jedna, chwilowo jeszcze luźnie związana para,
molekuła, z której rozwiązaniem małżeństwo w ogóle przestaje istnieć. Z tego już widzimy,
jak mało wspólnego z powstaniem małżeństwa pojedynczej pary miała indywidualna miłość
płciowa w dzisiejszym znaczeniu tego wyrazu. Jeszcze lepiej dowodzi tego praktyka
wszystkich ludów stojących na tym szczeblu rozwoju. Podczas gdy przy poprzednich formach
rodziny mężczyźni nigdy nie mieli kłopotu ze znalezieniem żon, przeciwnie, mieli ich aż
nadto, obecnie kobiety stały się rzadkie i poszukiwane. Stąd od czasu małżeństwa parzystego
rozpoczyna się porywanie i kupno żon -szeroko rozpowszechnione objawy, ale też tylko
objawy, zaistniałej, głębiej sięgającej przemiany. Z tych objawów, które stanowią tylko
sposoby zdobywania sobie żon, pedantyczny Szkot McLennan wykoncypował odrębne klasy
rodzinne: “małżeństwo przez porwanie" i “małżeństwo przez kupno". Zresztą również u
Indian amerykańskich i innych plemion (na tym samym stopniu rozwoju) zawarcie
małżeństwa nie jest sprawą zainteresowanych, którzy często wcale nie są pytani, lecz ich
matek. Często zaręcza się dwie osoby zupełnie sobie nie znane i zawiadamia się je o
dokonanej transakcji, gdy nadchodzi termin ich pobrania się. Przed weselem narzeczony
ofiarowuje krewnym rodowym narzeczonej (krewnym ze strony matki, a nie ojcu i jego
krewnym) podarki, które mają charakter okupu za odstąpioną dziewczynę. Małżeństwo może
być rozwiązane "na życzenie każdego z małżonków, ale u wielu plemion, np. n Irokezów,
opinia publiczna ustosunkowywała się coraz nieprzychylniej do takich rozwodów. W razie
sporów krewni rodowi z obu stron występują w charakterze pośredników i wtedy dopiero,
gdy nie udaje się doprowadzić do zgody, następuje rozwód. Dzieci pozostają przy żonie, a
każda ze stron może ponownie zawrzeć małżeństwo.
Rodzina parzysta, zbyt słaba i niestała, by mogła odczuwać potrzebę lub choćby pragnienie
zaprowadzenia własnego gospodarstwa domowego, bynajmniej nie usuwa odziedziczonego z
dawniejszych czasów gospodarstwa komunistycznego. Ale komunistyczne gospodarstwo
domowe oznacza panowanie kobiet w domu, podobnie jak wyłączne uznawanie rodzonej
matki wobec niemożliwości pewnego stwierdzenia ojcostwa oznacza, wysokie poważanie dla
kobiet, tj. dla matek. Jednym z najniedorzeczniejszych wyobrażeń pochodzących z epoki
Oświecenia wieku XVIII jest mniemanie, jakoby w zaraniu społeczeństwa ludzkiego kobieta
była niewolnicą mężczyzny. U wszystkich dzikich ludów i barbarzyńców niższego i
średniego, a częściowo jeszcze wyższego stopnia kobieta nie tylko jest wolna, lecz zajmuje
bardzo poważną pozycję. Że to ma miejsce jeszcze w rodzinie parzystej, może zaświadczyć
Arthur Wright, długoletni misjonarz wśród Irokezów Seneka:
“Co się tyczy ich rodziny, to w czasach, gdy mieszkali oni jeszcze w starych długich domach"
(komunistyczne gospodarstwa domowe paru rodzin) “... panował tam zawsze jeden klan"
(ród), “tak że kobiety brały sobie mężów z innych klanów" (rodów) “... Zazwyczaj rządziła
domem kobieca cześć: zapasy były wspólne, ale biada temu nieszczęsnemu mężowi lub

background image

kochankowi, który był zbyt leniwy lub niedołężny i nie wnosił swojej części do ogólnych
zapasów. Niezależnie od tego, ile miałby dzieci lub własnego majątku w domu, w każdej
chwili mógł się spodziewać rozkazu - spakować swe manatki i wynosić się. I niechby
próbował oprzeć się temu, takie miałby piekło w domu, że nie pozostawałoby mu nic innego,
jak wrócić do swego własnego klanu" (rodu) “lub, co najczęściej miało miejsce, poszukać
sobie nowego małżeństwa w innym klanie. Kobiety miały wielką władzę w klanach" (rodach)
“i w ogóle wszędzie. Potrafiły one nawet czasem wodza plemienia złożyć z urzędu i
zdegradować na prostego wojownika"

51

.

Komunistyczne gospodarstwo domowe, w którym kobiety należą przeważnie lub wyłącznie
do jednego rodu, podczas gdy mężczyźni należą do różnych rodów, jest realną podstawą tego
ogólnie rozpowszechnionego w czasach pierwotnych panowania kobiet. Odkrycie tego faktu
stanowi trzecią zasługę Bachofena. - Dodam jeszcze, że opowiadania podróżników i
misjonarzy o przeciążeniu kobiet nadmierną pracą u ludów dzikich i barbarzyńskich
bynajmniej nie przeczą temu, co wyżej powiedzieliśmy. Podział pracy pomiędzy obu płciami
jest uzależniony od zupełnie innych przyczyn niż pozycja kobiety w społeczeństwie. Ludy, u
których kobiety muszą pracować znacznie więcej, niżby powinny według naszych pojęć, mają
często więcej prawdziwego szacunku dla kobiet niż nasi Europejczycy. Dama cywilizacji,
otoczona pozornymi hołdami, wolna od wszelkiej rzeczywistej pracy, zajmuje w
rzeczywistości znacznie niższą pozycję w społeczeństwie niż ciężko pracująca kobieta okresu
barbarzyństwa, która wśród swego ludu uważana była za prawdziwą damę (lady, frowa, Frau
= pani) i była nią istotnie zgodnie ze swą faktyczną pozycją.
Czy w Ameryce małżeństwo parzyste wyparło obecnie całkowicie małżeństwo grupowe

51a

- tę

kwestię rozstrzygnąć muszą gruntowniejsze badania nad amerykańskimi ludami północno-
zachodnimi, a zwłaszcza południowoamerykańskimi, znajdującymi się jeszcze na wyższym
stopniu dzikości. O tych ostatnich opowiada się tak wiele różnych przykładów rozwiązłości
płciowej, że trudno przypuścić, aby dawne grupowe małżeństwo zostało tam całkowicie
wyparte

51b

. W każdym razie nie znikły jeszcze wszystkie jego ślady. U czterdziestu

przynajmniej plemion północnoamerykańskich mężczyzna żeniąc się z najstarszą siostrą
nabywa prawo ożenienia się ze -wszystkimi jej siostrami, gdy dojdą do odpowiedniego wieku
- pozostałość wspólności mężów dla całego szeregu sióstr. Bancroft opowiada o
mieszkańcach półwyspu Kalifornia (wyższy szczebel dzikości), że obchodzą oni pewne
uroczystości, na które kilka “plemion" zbiera się razem dla bezładnego obcowania
płciowego

52

. Są to oczywiście rody, kłócę w uroczystościach tych przechowują mgliste

wspomnienia, czasów, gdy wszystkie kobiety jednego rodu miały wszystkich mężczyzn
drugiego rodu za wspólnych mężów, i odwrotnie

52a

. Ten sam obyczaj panuje jeszcze w

Australii. U niektórych ludów zdarza się, że starsi mężczyźni, wodzowie i kapłani-czarownicy
wykorzystują wspólność kobiet i monopolizują większość ich dla siebie, ale za to podczas
niektórych uroczystości i większych zebrań ludowych muszą oni przywracać starą wspólnotę
i pozwolić swoim żonom uprzyjemniać sobie czas w towarzystwie młodych ludzi.
Westermarck na str. 28 i 29 przytacza szereg przykładów takich periodycznych saturnalii

53

,

podczas których na krótko odżywają dawne swobodne stosunki płciowe: u plemion Hos,
Santal, Pandża i Kotar w Indiach, u niektórych ludów afrykańskich itd. Ciekawa rzecz, że
Westermarck wnioskuje na tej podstawie, iż nie jest to pozostałość negowanego przezeń
małżeństwa grupowego, lecz wspólnego człowiekowi pierwotnemu i zwierzętom okresu rui.
Tutaj dochodzimy do czwartego wielkiego odkrycia Bachofena, a mianowicie odkrycia
bardzo rozpowszechnionej formy przejściowej od małżeństwa grupowego do małżeństwa
parzystego. To, co Bachofen przedstawia jako pokutę za naruszenie starych nakazów bogów -
pokutę, przez którą kobieta zdobywa sobie prawo do czystości - jest w rzeczywistości
mistycznym wyrazem pokuty, dzięki której kobieta wyzwala się z dawnej grupowej
wspólności mężów i uzyskuje prawo oddawania się tylko jednemu mężczyźnie. Pokuta polega

background image

na ograniczonej prostytucji: kobiety babilońskie musiały oddawać się raz do roku w świątyni
Mylity, inne ludy Azji Przedniej posyłały swoje dziewczęta przez całe lata do świątyni
Anaitis, gdzie były obowiązane uprawiać wolną miłość z wybranymi przez siebie
mężczyznami, zanim uzyskiwały prawo wyjścia za mąż; podobne obyczaje, przybrane w
szatę religijną, są wspólne wszystkim niemal ludom azjatyckim między Morzem
Śródziemnym a Gangesem. Ofiara ekspiacyjna staje się, jak to już stwierdza Bachofen, z
czasem coraz lżejszą:
“Co roku odnawiana ofiara ustępuje miejsca jednorazowemu świadczeniu, po heteryzmie
matron następuje heteryzm dziewcząt, po uprawianiu go podczas małżeństwa — uprawianie
go przed małżeństwem, po oddawaniu się wszystkim bez wyboru - oddawanie się określonym
osobom" (“Mutterrecht", p. XIX).
U innych ludów brak tej szaty religijnej. U niektórych z nich, np. Traków, Celtów itd. w
starożytności, u wielu pierwotnych mieszkańców Indii, u ludów malajskich, u wyspiarzy
Oceanii i wielu Indian amerykańskich, po dziś dzień dziewczęta przed zamążpójściem
korzystają z jak największej swobody płciowej. W szczególności jest tak prawie wszędzie w
Ameryce Południowej, co może zaświadczyć każdy, kto zapuścił się tam nieco w głąb kraju.
Oto co opowiada Agassiz (“A Journey in Uraził", Boston and New York 1868, p. 266) o
pewnej bogatej rodzinie pochodzenia indiańskiego. Zapoznawszy się z córką spytał ją o ojca,
sądząc, że jest nim mąż jej matki, który jako oficer brał wówczas udział w wojnie z
Paragwajem. Lecz matka odpowiedziała mu z uśmiechem: nao tem pai, e filha da fortuna -
ona nie ma ojca, ona jest dzieckiem przypadku.
“W ten sposób bez wstydu i zażenowania kobiety indiańskie lub metyski mówią zawsze o
swych nieślubnych dzieciach. Nie jest to bynajmniej coś niezwykłego, wyjątkiem zdają się
być raczej fakty przeciwne. Dzieci... często znają tylko swoją matkę, gdyż na nią spada cała
troska i odpowiedzialność - o swym ojcu nie wiedzą nic i kobietom tym, zdaje we, nie
przychodzi -wcale do głowy, że one i ich dzieci mogą czegokolwiek od niego wymagać".
To, co ludziom cywilizowanym wydaje się dziwne, jest według prawa macierzystego i w
małżeństwie grupowym po prosta reguła,
U innych znów ludów przyjaciele i krewni narzeczonego albo też goście weselili korzystają
podczas wesela z tradycyjnego prawa do panny młodej, przy czym na pana młodego kolej
przychodzi dopiero na ostatku. Tak było w starożytności na Wyspach Balearskich i u
afrykańskich Augilów, tak bywa dziś jeszcze u Bareów w Abisynii. U innych zaś ludów jakaś
osoba urzędowa, jakiś naczelnik plemienia lub rodu, kacyk, szaman, kapłan, książę czy jak by
się nie nazywał - jako reprezentant ogółu korzysta z prawa pierwszej nocy. Mimo wszelkich
wysiłków neoromantyków, by wybielić ten fakt - ius primae noctis istnieje dziś jeszcze jako
przeżytek małżeństwa grupowego u większości mieszkańców Alaski (Bancroft, “Native
Races", I, 81), w plemieniu Tahu w północnym Meksyku (ib. p. 584) i u innych ludów. Przez
całe średniowiecze istnieje ono przynajmniej w dawniejszych krajach celtyckich, jak np. w
Aragonii, gdzie stanowi bezpośrednio pozostałość małżeństwa grupowego. Podczas gdy w
Kastylii chłop nigdy nie był poddanym, w Aragonii panowało najohydniejsze poddaństwo aż
do edyktu Ferdynanda Katolickiego z roku 1486

54

. W dokumencie tym czytamy:

“Postanawiamy i oznajmiamy, że wyżej wymienieni panowie" (seniorowie, baronowie) “...nie
mogą też pierwszej nocy po zaślubieniu kobiety przez chłopa spać z nią ani też w noc
poślubną nie mogą na znak swej władzy, gdy kobieta leży w łóżku, przestępować przez łóżko
i przez nią; nie wolno także wyżej wymienionym panom posługiwać się córką lub synem
chłopa wbrew ich woli, ani za zapłatą, ani bez zapłaty". (Cytowane według oryginału
katalońskiego u Sugenheima, “Leib-eigenschaft", Petersburg 1861, p. 35).
Bachofen ma też bezwzględnie rację, twierdząc stanowczo, że przejście od tego, co nazywa
“heteryzmem" lub “Sumpfzeugung" [płodzeniem w bagnie], do małżeństwa pojedynczej pary
było w istocie dziełem kobiet. Im bardziej wraz z rozwojem ekonomicznych warunków

background image

życiowych, a więc z zanikaniem komunizmu pierwotnego oraz ze wzrastaniem gęstości
zaludnienia, tradycyjne stosunki płciowe zatracały swój pierwotny, naiwny charakter, tym
bardziej stawały się one dla kobiet upokarzające i uciążliwe, tym usilniej musiały one
pragnąć, jako wybawienia, prawa do czystości, prawa do czasowego lub trwałego małżeństwa
z jednym tylko mężczyzną. Postęp ten nie mógł być dziełem mężczyzn chociażby dlatego, że
w ogóle nigdy, aż po dzień dzisiejszy, nie przychodzi im na myśl zrzec się wygód faktycznego
małżeństwa grupowego. Dopiero potem, gdy kobiety dokonały przejścia do małżeństwa
parzystego, mogli mężczyźni wprowadzić ścisłą monogamię, rozumie się tylko dla kobiet.
Rodzina parzysta powstała na granicy między okresem dzikości i barbarzyństwa, przeważnie
już na wyższym stopniu dzikości, gdzieniegdzie zaś dopiero na niższym stopniu
barbarzyństwa. Jest to charakterystyczna dla barbarzyństwa forma rodziny, podobnie jak
małżeństwo grupowe dla dzikości, a monogamia dla cywilizacji. Ażeby rodzina parzysta
mogła rozwinąć się w trwałą monogamię, niezbędne były inne przyczyny niż te, które - jak
widzieliśmy - działały dotychczas. Grupa w małżeństwie parzystym została już zredukowana
do najmniejszej swej jednostki, do dwuatomowej molekuły, do jednego mężczyzny i jednej
kobiety. Dobór naturalny dokonał swego dzieła przez coraz dalsze wyłączanie ze wspólnoty
małżeńskiej; w tym kierunku nic więcej nie pozostało mu już do zrobienia. I gdyby nie
zaczęły działać nowe społeczne siły napędowe, nie byłoby przyczyny, dla której z rodziny
parzystej powstać miała nowa jej forma. Ale te siły napędowe zaczęły działać.
Opuszczamy teraz Amerykę, ów klasyczny grunt rodziny parzystej. Nie mamy żadnych
danych, by wnioskować, że rozwinęła się tam wyższa forma rodziny, że przed odkryciem i
zdobyciem Ameryki przez Europejczyków kiedykolwiek i gdziekolwiek istniała tam trwała
monogamia. Inaczej rzecz się miała w Starym Świecie.
Tutaj oswojenie zwierząt domowych i hodowla stad rozwinęły nie znane dotąd źródła
bogactwa i-stworzyły zupełnie nowe stosunki społeczne. Aż do niższego stopnia
barbarzyństwa stałe bogactwo stanowiło prawie wyłącznie domostwo, ubranie, prymitywne
ozdoby i narzędzia do zdobywania i przyrządzania pokarmu, czółno, broń, najprostsze sprzęty
domowe. Pożywienie trzeba było z dnia na dzień zdobywać na nowo. Teraz, wraz ze stadami
koni, wielbłądów, osłów, bydła, owiec, kóz, świń, rozwijające się ludy pasterskie - Aryjczycy
w indyjskim Pięciorzeczu i w dorzeczu Gangesu, jak również na stepach nad Oksusem i
Jaksartesem, wówczas o wiele bogatszych w wodę, Semici nad Eufratem i Tygrysem -
zdobyły majątek, który wymagał tylko dozoru i najprymitywniejszej opieki, aby rozmnażać
się w coraz większej ilości i dostarczać obfitego pokarmu w postaci mleka i mięsa. Wszystkie
poprzednie sposoby zdobywania żywności ustąpiły teraz na plan dalszy; myślistwo, dawniej
konieczność, stało się teraz zbytkiem.
Ale do kogo należało to nowe bogactwo? Niewątpliwie początkowo do rodu. Dość wcześnie
jednak musiała rozwinąć się prywatna własność stad. Trudno powiedzieć, czy dla autora tzw.
Pierwszej Księgi Mojżeszowej patriarcha Abraham był właścicielem stad na mocy własnego
prawa, jako głowa wspólnoty rodzinnej, czy też na mocy swego stanowiska, jako faktycznie
dziedziczny naczelnik rodu. Pewne jest tylko, że nie należy go sobie wyobrażać jako
właściciela w sensie nowoczesnym. Pewne jest dalej, że u progu historii udokumentowanej
znajdujemy już wszędzie stada będące osobistą własnością

54a

głowy rodziny - zupełnie tak

samo jak artystyczne wyroby barbarzyństwa, sprzęt metalowy, przedmioty zbytku i wreszcie
bydło ludzkie - niewolnicy.
Wynaleziono bowiem teraz również niewolnictwo. Dla barbarzyńcy niższego stopnia
niewolnik nie przedstawiał wartości. Toteż Indianie amerykańscy całkiem inaczej postępowali
ze zwyciężonymi wrogami niż ludy stojące na stopniu wyższym. Mężczyzn albo zabijano,
albo przyjmowano do rodu zwycięzców jako braci, kobiety poślubiano lub adoptowano wraz
z ich pozostałymi przy życiu dziećmi. Ludzka siła robocza nie dostarczała jeszcze na tym
stopniu żadnej znaczniejszej nadwyżki ponad koszta swego utrzymania. Sytuacja uległa

background image

zmianie po wprowadzeniu hodowli bydła, obróbki metali, tkactwa i wreszcie rolnictwa.
Podobnie jak z żonami, które dawniej były tak łatwe do zdobycia, a teraz stały się wartością
wymienną i obiektem kupna, tak też stało się z siłą roboczą, szczególnie od czasu, gdy stada
przeszły ostatecznie na własność rodzin

54b

. Rodzina nie rozmnażała się tak szybko jak bydło.

Trzeba było więcej ludzi, by go doglądać; można było użyć do tego jeńców wojennych,
którzy zresztą rozmnażali się równie dobrze jak bydło.
Przejście takich bogactw na własność prywatną rodzin

54c

oraz szybki wzrost tych bogactw

zadały potężny cios społeczeństwu opartemu na małżeństwie parzystym i na rodzie
macierzystym. Małżeństwo parzyste wniosło nowy element do rodziny. Obok rodzonej matki
postawiło ono wiarogodnego rodzonego ojca, który w dodatku był zapewne bardziej
wiarogodny niż niejeden dzisiejszy “ojciec". Według ówczesnego podziału pracy w rodzinie
mężowi przypadało w udziale zdobywanie pożywienia i potrzebnych do tego narzędzi pracy,
był więc także właścicielem tych ostatnich. W razie rozwodu zabierał je sobie, podobnie jak
żona zatrzymywała sobie sprzęt domowy. Stosownie do obyczajów ówczesnego
społeczeństwa mąż stawał się również właścicielem nowego źródła pożywienia - bydła, a
następnie nowego środka pracy - niewolników. Ale według obyczajów tegoż społeczeństwa
dzieci jego nie mogły po nim dziedziczyć, sprawa ta bowiem przedstawiała się w sposób
następujący: .
Według prawa macierzystego, a więc dopóki pochodzenie liczyło się wyłącznie w linii
żeńskiej, i według pierwotnego obyczaju dziedziczenia w rodzie spadkobiercami zmarłego
członka rodu byli początkowo krewni rodowi. Majątek musiał pozostać w rodzie. Wobec
niewielkiej wartości przedmiotów, w praktyce przypadały one prawdopodobnie najbliższym
krewnym rodowym, a więc krewnym ze strony matki. Ale dzieci zmarłego mężczyzny nie
należały do jego rodu, lecz do rodu swej matki; dziedziczyły one po niej z początku na równi
z innymi krewnymi matki, następnie, być może, w pierwszej linii - ale po ojcu nie mogły one
dziedziczyć, bo nie należały do jego rodu, majątek zaś jego musiał pozostać w jego rodzie. W
razie śmierci właściciela stada jego przechodziły więc na własność przede wszystkim jego
braci i sióstr, następnie dzieci jego sióstr albo potomków sióstr jego matki. Natomiast jego
własne dzieci były wydziedziczone.
W miarę jednak, jak zwiększały się bogactwa, dawały one mężczyźnie, z jednej strony,
ważniejsze stanowisko w rodzinie niż kobiecie, z drugiej zaś — wywoływały chęć
wykorzystania tego wzmocnionego stanowiska dla obalenia na korzyść dzieci tradycyjnego
systemu dziedziczenia. To jednak nie dało się zrobić, póki uznawano pochodzenie według
prawa macierzystego. A więc prawo macierzyste musiało być obalone i zostało obalone. Nie
było to wcale tak trudne, jak to się nam dzisiaj zdaje. Albowiem ta rewolucja - jedna z
najdonioślejszych, jaką przeżyli ludzie - mogła się dokonać nie dotknąwszy nikogo z
żyjących członków rodu. Wszyscy członkowie rodu mogli pozostać nadal tym, czym byli.
Wystarczała zwykła decyzja, że w przyszłości potomkowie męskich członków rodu pozostają
w rodzie, potomkowie żeńskich natomiast mają być wykluczeni, przechodząc do rodu swego
ojca. Tym samym uznanie pochodzenia według linii żeńskiej i macierzyste prawo
dziedziczenia zostało obalone i wprowadzono uznawanie pochodzenia w linii męskiej i
ojcowskie prawo dziedziczenia. Jak się dokonała ta rewolucja u ludów cywilizowanych i
kiedy - nic o tym nie wiemy. Przypada ona całkowicie na czasy przedhistoryczne. Jeśli jednak
chodzi o samo zaistnienie faktu -na to mamy bardziej niż dostateczne dowody w postaci
licznych śladów prawa macierzystego, zebranych w szczególności przez Bachofena. Jak
łatwo taka rewolucja dochodzi do skutku, widzimy na przykładzie całego szeregu plemion
indiańskich, gdzie została dokonana dopiero niedawno lub dokonuje się dziś jeszcze - po
części pod wpływem rosnącego bogactwa i zmienionego trybu życia (przesiedlenie się z
lasów na prerie), po części pod moralnym wpływem cywilizacji i misjonarzy. Spośród ośmiu
szczepów dorzecza Missouri sześć liczy pochodzenie i dziedziczenie w linii męskiej, dwa zaś

background image

jeszcze w żeńskiej. U plemion Szauni, Miami, Delaware istnieje zwyczaj przenoszenia dzieci
do rodu ojca, przy czym nadaje im się imiona rodu ojcowskiego, ażeby mogły dziedziczyć po
ojcu. “Wrodzona kazuistyka ludzka - zmieniać rzeczy zmieniając ich nazwę! I znaleźć
wybieg, ażeby w ramach tradycji przełamać tradycję, gdy bezpośredni interes stanowi
dostateczną pobudkę" (Marks)

55

. Wynikło stąd beznadziejne zamieszanie, któremu można

było zaradzić i częściowo zaradzono jedynie przez przejście do prawa ojcowskiego.
“Przejście to wydaje się w ogóle najbardziej naturalne" (Marks)

56

. To, co nam mogą

powiedzieć specjaliści prawa porównawczego o sposobach tego przejścia u ludów
cywilizowanych Starego Świata, są to właściwie same hipotezy - patrz M. Kowalewski
“Tableau des origines et de l'evolution de la familie et de la proprfete", Stockholm 1890

56a

.

Obalenie prawa macierzystego było wszechświatową historyczną klęską rodzaju żeńskiego.
Mężczyzna ujął w swe ręce również ster domu, kobieta została poniżona, uciemiężona, stała
się niewolnicą jego namiętności i zwykłym narzędziem do rodzenia dzieci. To poniżające
stanowisko kobiety, występujące wyraźnie n Greków okresu bohaterskiego, a jeszcze bardziej
okresu klasycznego, zaczęto stopniowo upiększać i maskować, w niektórych miejscach
nadawano mu formy łagodniejsze, nigdzie jednak bynajmniej nie zostało ono zniesione.
Pierwszy skutek nowo ustalonego samowładztwa mężczyzny widoczny jest w powstającej
teraz przejściowej formie rodziny patriarchalnej. To, co stanowi jej główną cechę
charakterystyczną, to nie wielożeństwo, o którym będziemy mówili później, lecz
“zorganizowanie pewnej ilości ludzi wolnych i niewolnych w jedną rodzin; pod ojcowską
władzą głowy rodziny. U Semitów głowa rodziny żyje w wielożeństwie, niewolni mają żonę i
dzieci, a celem całej tej organizacji jest dozorowanie stad na określonym terytorium"

57

.

Rzeczą istotną jest włączenie do rodziny niewolników i władza ojcowska; dlatego
najdoskonalszym typem -takiej formy rodziny jest rzymska familia. Wyraz “familia"
pierwotnie wcale nie oznacza tego zlepku sentymentalizmu i kłótni domowych, który jest
ideałem współczesnego filistra; u Rzymian początkowo nie odnosi się on wcale nawet do pary
małżeńskiej i jej dzieci, lecz tylko do niewolników. Famulus oznacza niewolnika domowego,
a familia to ogół niewolników należących do jednego człowieka. Jeszcze za czasów Gajusa
familia, id est patrimonium (tzn. ojcowizna), bywała przekazywana w testamencie. Wyraz ten
Rzymianie wynaleźli dla oznaczenia nowo utworzonego organizmu społecznego, którego
głowie, jako rzymskiej władzy ojcowskiej, z prawem życia i śmierci nad rodziną, podlegały
żona, dzieci i pewna ilość niewolników.
“Wyraz ten zatem nie jest starszy niż opancerzony system rodzinny szczepów latyńskich,
który powstał po wprowadzeniu uprawy pól i legalnego niewolnictwa oraz po oddzieleniu się.
Italików aryjskich od Greków"

58

.

Marks dodaje do tego: “Rodzina nowoczesna zawiera w zarodku nie tylko niewolnictwo
(servitus), lecz i poddaństwo, gdyż od początku jest związana ze świadczeniami rolnymi.
Zawiera ona w miniaturze wszystkie te przeciwieństwa, które się potem szeroko rozwinęły w
społeczeństwie i jego państwie"

59

.

Ta forma rodziny stanowi przejście od rodziny parzystej do monogamii. Dla zabezpieczenia
wierności żony, a więc ojcostwa dzieci, oddaje się żonę pod bezwzględną władzę męża: jeśli
ją zabija, to wykonywa tylko swe prawo.
Wraz z rodziną patriarchalną wkraczamy na grunt historii pisanej, a więc w dziedzinę, gdzie
prawoznawstwo porównawcze może nam okazać wielką pomoc. I rzeczywiście dzięki niemu
osiągnięto tutaj znaczny postęp. Maksymowi Kowalewskiemu (“Tableau etc. de la familie et
de la propriete", Stockholm 1890, p. 60-100) zawdzięczamy udowodnienie tego, że
patriarchalną wspólnota domowa, taka, jaką dziś jeszcze znajdujemy u Serbów i Bułgarów
pod nazwą “zadrugi" (co można by przetłumaczyć - zaprzyjaźnienie) i “bractwa", jak również
w zmodyfikowanej formie u ludów wschodnich, stanowiła stadium przejściowe od rodziny na

background image

prawie macierzystym, powstałej z małżeństwa grupowego, do współczesnej rodziny
pojedynczej. Zdaje się to być dowiedzione przynajmniej co do ludów cywilizowanych
Starego Świata, Aryjczyków i Semitów.
Południowosłowiańska “zadruga" stanowi najlepszy istniejący jeszcze przykład takiej
wspólnoty rodzinnej. Obejmuje ona kilka pokoleń potomstwa jednego ojca wraz z ich
żonami, mieszkających razem w jednej zagrodzie, wspólnie uprawiających swe pola,
karmiących i odziewających się ze wspólnych zapasów i wspólnie władających nadwyżką
plonów. Wspólnota znajduje się pod zwierzchnim zarządem pana domu (domacina), który ją
reprezentuje na zewnątrz, ma prawo sprzedawać drobne przedmioty, prowadzi kasę i
odpowiada za nią, jak również za prawidłowe prowadzenie interesów. Jest on obieralny i
bynajmniej nie musi być najstarszym. Kobietami i ich pracą zarządza pani domu (domacica),
którą zazwyczaj jest żona domacina. Przy wyborze mężów dla dziewcząt jej zdanie ma duże,
często rozstrzygające znaczenie, Ale najwyższa władza spoczywa w ręku rady rodzinnej -
zebrania wszystkich dorosłych członków zadrugi, zarówno kobiet jak mężczyzn. Wobec tego
właśnie zgromadzenia pan domu składa sprawozdanie, ono podejmuje ostateczne decyzje,
sprawuje sąd nad członkami, rozstrzyga o ważniejszych aktach kupna lub sprzedaży, w
szczególności gruntów itd.
Dopiero przed blisko dziesięciu laty stwierdzono istnienie także w Rosji takich wielkich
wspólnot rodzinnych

60

; obecnie powszechnie przyjmuje się, iż tkwią one równie głęboko w

rosyjskich obyczajach ludowych jak “obszczina", czyli wspólnota wiejska. Figurują one w
najstarszym rosyjskim zbiorze praw, w “Prawdzie" Jarosława

61

, pod tą samą nazwą (wierw)

co w prawie dalmatyńskim

62

. Istnienie ich także można wykazać w polskich i czeskich

źródłach historycznych.
Według Heuslera (“Institutionen des deutschen Rechts"

63

) również u Germanów jednostką

gospodarczą była pierwotnie nie pojedyncza rodzina w sensie nowożytnym, lecz “wspólnota
domowa" [“Hausgenossenschaft"], która składała się z kilku pokoleń lub z paru rodzin
pojedynczych, a przy tym dość często obejmuje również niewolnych. Do tego typu daje się
sprowadzić i rzymska familia. W związku z tym ostatnio bardzo poważnie kwestionowano
absolutność władzy ojca domu, jako też zupełną bezprawność w stosunku do niego
pozostałych członków rodziny. U Celtów w Irlandii prawdopodobnie również istniały
podobne wspólnoty rodzinne; we Francji w Nivernais przetrwały one pod nazwą
“parconneries" aż do Rewolucji Francuskiej, a we Franche Comte do dziś dnia jeszcze
całkowicie nie wygasły. W okolicy Louhans (departament Saóne-et-Loire) spotyka się wielkie
domy wieśniacze ze wspólną, wysoką aż pod dach, salą centralną, a wokół ciągną się
sypialnie, do których prowadzi 6-8 stopni schodów. W domach tych mieszka kilka pokoleń tej
samej rodziny.
Nearchos

64

za czasów Aleksandra Wielkiego wspomina o wspólnocie rodzinnej i wspólnym

uprawianiu ziemi w Indiach. Ta wspólnota dziś jeszcze istnieje w tych samych okolicach - w
Pendżabie i w całej północno-zachodniej części kraju. Istnienie jej na Kaukazie sam
Kowalewski miał możność udowodnić, W Algierii istnieje gna jeszcze wśród Kabylów.
Istniała ona podobno nawet w Ameryce, dopatrują się jej w “calpullis"

65

, opisanych przez

Zuritę w dawnym Meksyku ; natomiast Cunow (“ Ausland", 1890, nr 42-44)

66

dość jasno

udowodnił, że w Peru w okresie podboju istniało coś w rodzaju marki (przy czym dziwnym
trafem marka nazywała się również “marca") z periodycznym podziałem ziemi ornej, a więc z
indywidualną uprawą roli.
W każdym razie patriarchalna wspólnota domowa ze wspólną własnością gruntów i wspólną
ich uprawą nabiera obecnie całkiem innego znaczenia niż dotychczas. Nie możemy już dłużej
wątpić, że odgrywała ona ważną rolę przejściową między rodziną opartą na prawie
macierzystym a rodziną pojedynczą u cywilizowanych i niektórych innych ludów Starego
Świata. Poniżej wrócimy jeszcze do wniosku, do jakiego doszedł później Kowalewski, a

background image

mianowicie, że patriarchalna wspólnota domowa była również stopniem przejściowym, z
którego rozwinęła się następnie wspólnota wiejska lub marka z indywidualną uprawą roli i
podziałem początkowo periodycznym, a następnie ostatecznym gruntów ornych i łąk.
Co się tyczy życia rodzinnego wewnątrz tych wspólnot domowych, należy zauważyć, że
przynajmniej w Rosji ojcowie domu znani są z mocnego nadużywania swego stanowiska w
stosunku do młodszych kobiet wspólnoty, zwłaszcza synowych, z których tworzą sobie często
harem. Rosyjskie pieśni ludowe wyrażają to dość wymownie.
Zanim przejdziemy do monogamii, szybko rozwijającej się wraz z obaleniem prawa
macierzystego, powiemy parę słów jeszcze o wielożeństwie i wielomęstwie. Obydwie formy
małżeństwa mogą stanowić tylko wyjątki - luksusowe, że tak powiem, produkty historii -
chyba że występowałyby jednocześnie w tym samym kraju, co, jak wiadomo, nie zdarza się.
Ponieważ mężczyźni, wykluczeni z wielożeństwa, nie mogli się pocieszać u kobiet
pozostających poza obrębem wielomęstwa, a ilość mężczyzn i kobiet bez względu na
instytucje społeczne dotychczas była prawie równa, to podniesienie zarówno jednej, jak i
drugiej formy małżeństwa do godności formy powszechnej jest samo przez się wykluczone.
W rzeczywistości wielożeństwo jednego mężczyzny było z całą pewnością produktem
niewolnictwa i ograniczało się do wyjątkowych wypadków. W patriarchalnej rodzinie
semickiej tylko sam patriarcha, najwyżej jeszcze paru jego synów żyli w wielożeństwie,
pozostali musieli się zadowolić jedną żoną. Tak też jest jeszcze obecnie na całym Wschodzie.
Wielożeństwo jest przywilejem bogatych i możnych i rekrutuje się przeważnie droga kupna
niewolnic, lud w swej masie żyje w monogamii. Takim samym wyjątkiem jest wielomęstwo
w Indiach i Tybecie. Pochodzenie tej instytucji od małżeństwa grupowego

66a

- sprawa

niewątpliwie bardzo ciekawa - wymaga jeszcze dokładnego zbadania. W każdym razie w
swej praktyce wielomęstwo to zdaje się być bardziej tolerancyjne niż pełen zazdrości
mahometański system haremowy. Przynajmniej u Nairów w Indiach - trzech, czterech i
więcej mężczyzn ma jedną wspólną żonę, ale każdy z nich może jednocześnie z innymi
trzema lub więcej mężczyznami mieć wspólną drugą żonę, tak samo trzecią, czwartą itd.
Doprawdy dziwne jest, że McLennan, opisujący te kluby małżeńskie, w których można być
członkiem kilku małżeństw, nie odkrył nowej klasy małżeństw klubowych. Zresztą ta
instytucja klubów małżeńskich nie jest bynajmniej prawdziwym wielomęstwem; przeciwnie,
jest to, jak już zauważył Giraud-Teulon, specjalna forma małżeństwa grupowego: mężczyźni
żyją w wielożeństwie, kobiety - w wielomęstwie

66b

.

4. Rodzina monogamiczna, Powstaje ona, jak wykazano, z rodziny parzystej na pograniczu
średniego i wyższego stopnia barbarzyństwa; ostateczne jej zwycięstwo jest jedną z oznak
rozpoczynającej się cywilizacji. Opiera się ona na władzy mężczyzny, a wyraźnym jej celem
jest rodzenie dzieci, których ojcostwo byłoby bezsporne; ta pewność ojcostwa jest wymagana
dlatego, że z czasem dzieci, jako naturalni spadkobiercy, mają odziedziczyć ojcowski
majątek. Rodzina monogamiczna różni się od rodziny parzystej znacznie większą trwałością
związku małżeńskiego, który już nie może być teraz zerwany po prostu na życzenie każdej ze
stron. Z reguły zerwać małżeństwo 5 porzucić żonę może teraz tylko mąż. I teraz jeszcze ma
on zagwarantowane, przynajmniej przez obyczaj, prawo do niewierności małżeńskiej (Kodeks
Napoleona wyraźnie przyznaje to prawo mężowi, póki nie wprowadza on nałożnicy do domu
małżeńskiego

67

), które w miarę rozwoju społecznego jest coraz bardziej wykorzystywane,

jeśli zaś kobieta przypomni sobie dawną praktykę płciową i zechce ją wznowić, zostaje
ukarana srożej niż kiedykolwiek dawniej.
Nowa forma rodziny występuje w całej swej surowości u Greków. Podczas gdy w mitologii -
jak to już zauważył Marks - stanowisko bogiń jest odbiciem wcześniejszego okresu, kiedy
kobiety cieszyły się jeszcze większą swobodą i szacunkiem, to w okresie bohaterskim
widzimy kobietę poniżoną przez panowanie mężczyzn i przez konkurencję niewolnic. Dość
przeczytać w “Odysei" jak Telemak gani swoją matkę i każe jej zamilczeć. U Homera wzięte

background image

na wojnie młode kobiety stają się ofiarą lubieżności zwycięzców. Wodzowie po kolei według
rangi wybierają sobie najpiękniejsze z nich. Cała “Iliada", jak wiadomo, obraca się wokół
sporu między Achillesem a Agamemnonem o taką brankę. U boku każdego wybitniejszego
bohatera homerowskiego widzimy brankę, z którą dzieli on namiot i łoże. Dziewczęta te
zabierano również do ojczyzny i do domu małżeńskiego; tak na przykład u Ajschylosa
Agamemnon zabiera Kasandrę. Synowie zrodzeni z tych niewolnic otrzymywali niewielki
udział w ojcowskim dziedzictwie i byli zupełnie wolni. Teukros jest takim nieślubnym synem
Telamona i może nosić imię ojca. Od żony wymagano, żeby się z tym wszystkim godziła,
sama natomiast zachowała bezwzględną czystość i wierność małżeńską. Wprawdzie kobieta
grecka w okresie bohaterskim cieszyła się większą powagą niż w okresie cywilizacji, ale
ostatecznie jest ona dla męża tylko matką jego ślubnych dzieci-spadkobierców, główną
gospodynią jego domu dozorującą niewolnice, z których mąż według upodobania może robić
sobie nałożnice, co też w istocie czyni. Istnienie obok monogamii niewolnictwa, obecność
młodych, pięknych niewolnic, które należały do mężczyzny wraz ze wszystkim, co posiadały,
nadawało właśnie monogamii od samego jej początku specyficzny charakter, czyniąc z niej
monogamię tylko dla kobiety, a nie dla mężczyzny. I ten charakter zachowała ona po dziś
dzień.
Co się tyczy Greków epoki późniejszej, odróżniać musimy Dorów i Jonów. U Dorów, których
przykładem klasycznym jest Sparta, istniały stosunki małżeńskie pod niektórymi względami
jeszcze bardziej starożytne niż opisane u Homera. W Sparcie istnieje zmodyfikowane przez
państwo stosownie do miejscowych poglądów małżeństwo parzyste, które pod pewnymi
względami przypomina małżeństwo grupowe. Małżeństwa bezdzietne rozłącza się. Król
Anaksandridas (około 560 roku przed naszą erą) oprócz bezdzietnej żony wziął drugą i miał
dwa gospodarstwa domowe. W tym samym czasie król Ariston mający dwie bezpłodne żony
wziął trzecią, ale za to oddalił jedną z dwu pierwszych. Z drugiej strony, kilku braci mogło
mieć wspólną żonę; człowiek, któremu się lepiej podobała żona przyjaciela, mógł się nią
dzielić z nim. Uchodziło nawet za rzecz przyzwoitą oddać żonę do dyspozycji jakiemuś
dziarskiemu, jak by powiedział Bismarck, “ogierowi", nawet jeśli nie był on obywatelem
Sparty. Na podstawie jednego miejsca u Plutarcha, gdzie Spartanka odsyła do męża
prześladującego ją propozycjami wielbiciela, wnioskuje Schoemann o jeszcze większej
swobodzie obyczajów

68

. Prawdziwe wiarołomstwo, niewierność żony w tajemnicy przed

mężem, było też dlatego czymś niesłychanym. Z drugiej strony niewolnictwo domowe było w
Sparcie, przynajmniej w lepszych czasach, nieznane. Poddani heloci mieszkali oddzielnie w
majątkach, pokusa więc korzystania z ich żon była dla spartiatów

69

mniejsza. Wskutek

wszystkich tych okoliczności “kobiety w Sparcie zajmowały z konieczności o wiele bardziej
poważną pozycję niż u reszty Greków. Spośród wszystkich kobiet greckich o jednych tylko
Spartankach i elicie heter ateńskich wyrażali się starożytni z szacunkiem, tylko ich zdanie
uważali za godne przytoczenia.
Zupełnie inaczej było u Jonów, dla których Ateny stanowią przypadek typowy. Dziewczęta
uczyły się tylko przędzenia, tkania i szycia, najwyżej trochę czytania i pisania. Trzymano je
niemal w zupełnym zamknięciu, obcowały wyłącznie z kobietami. Izba kobieca stanowiła
oddzielną część domu, mieszczącą się na górnym piętrze lub w tylnej części domu, gdzie
wstęp dla mężczyzn, zwłaszcza obcych, był utrudniony i dokąd kobiety usuwały się, gdy
przychodzili w odwiedziny mężczyźni. Kobiety wychodziły tylko w towarzystwie niewolnicy,
w domu zaś byty formalnie strzeżone. Arystofanes mówi o psach moloskich trzymanych dla
odstraszania gachów, a w azjatyckich miastach dla pilnowania kobiet trzymano nawet
eunuchów, których już za czasów Herodota preparowano na sprzedaż na wyspie Chios, i to -
wedle Wachsmutha

70

-nie tylko dla barbarzyńców. U Eurypidesa żonę nazywano “oikurema",

tj. przedmiotem niezbędnym w gospodarstwie domowym (wyraz ten jest rodzaju nijakiego), a
w oczach Ateńczyków - poza rodzeniem dzieci - nie mogła ona spełniać innych funkcji niż

background image

starszej służącej. Mężczyzna zajmował się ćwiczeniami gimnastycznymi, sprawami
publicznymi, do których kobiety nie miały dostępu; poza tym jeszcze miał on często do
swego rozporządzenia niewolnice, a w okresie rozkwitu Aten szeroko rozpowszechnioną i
przez państwo co najmniej popieraną prostytucję. Właśnie na gruncie tej prostytucji wyrosły
wyjątkowe postacie kobiece, które - podobnie jak Spartanki swym charakterem - górowały
swym umysłem i smakiem artystycznym nad ogólnym poziomem kobiet starożytności. Ale
sam fakt, że trzeba było zostać wpierw heterą, by stać się kobietą, jest najsurowszym
potępieniem rodziny ateńskiej.
Ta rodzina ateńska z biegiem czasu stała się wzorem, według którego nie tylko pozostała
część Jonów, lecz w coraz większym stopniu wszyscy Grecy metropolii i kolonii kształtowali
swe stosunki domowe. Chociaż zamykane i strzeżone, Greczynki znajdowały jednak dość
często okazję do oszukiwania swych mężów. Ci ostatni, dla których ujmą byłoby zdradzić się
z miłością dla swych żon, uprawiali rozmaite miłostki z heterami. Poniżenie kobiet mściło się
jednak na mężczyznach i poniżało również ich samych, aż pogrążyli się w ohydzie pederastii,
a bogów swych i siebie samych zbezcześcili mitem o Ganimedzie.
Takie było pochodzenie monogamii, o ile mogliśmy je zbadać u najbardziej cywilizowanego i
rozwiniętego ludu starożytności. Nie była ona bynajmniej owocem indywidualnej miłości
płciowej, z którą nie miała nic wspólnego, ponieważ małżeństwa pozostały jak dawniej
małżeństwami z wyrachowania. Monogamia była pierwszą formą rodziny opartą nie na
naturalnych, lecz na ekonomicznych

70a

przesłankach, mianowicie na zwycięstwie własności

prywatnej nad początkową pierwotną własnością wspólną. Panowanie mężczyzny w rodzinie
i płodzenie dzieci, które byłyby niewątpliwie tylko jego dziećmi i które miały dziedziczyć po
nim majątek -oto wyłączny cel małżeństwa monogamicznego, jak to bez ogródek przyznawali
Grecy. Poza tym uważali je za ciężar, za obowiązek względem bogów, państwa i własnych
przodków, który musiał być spełniony. W Atenach prawo wymagało nie tylko wstępowania w
związek małżeński, lecz i pełnienia przez mężczyznę pewnego minimum tzw. obowiązków
małżeńskich

70b

.

Tak więc małżeństwo pojedynczej pary bynajmniej nie wkracza do historii jako pojednanie
między mężczyzną i kobietą, a tym mniej jako najwyższa forma małżeństwa. Przeciwnie.
Zjawia się ono jako ujarzmienie jednej płci przez drugą, jako proklamowanie nie znanej
dotychczas w dziejach pierwotnych wrogości płci. W starym niedrukowanym rękopisie,
napisanym przez Marksa i przeze mnie w roku 1846, znajduję, co następuje: “Pierwszy
podział pracy to podział pracy między kobietą i mężczyzną w dziele płodzenia dzieci"

71

.

Dzisiaj mogę dodać: pierwsze przeciwieństwo klasowe, Jakie występuje w historii, zbiega się
z rozwojem antagonizmu między kobietą a mężczyzną w małżeństwie pojedynczej pary, a
pierwszy ucisk klasowy — z uciskiem żeńskiej płci przez męską. Małżeństwo pojedynczej
pary było w historii wielkim krokiem naprzód, ale jednocześnie zapoczątkowuje ono obok
niewolnictwa i własności prywatnej tę po dziś dzień trwającą epokę, w której każdy postęp
jest równocześnie względnym cofnięciem cię, gdy pomyślność i rozwój jednego człowieka
zostają osiągnięte poprzez cierpienia i ucisk innych. Jest ono formą komoda cywilizowanego
społeczeństwa, w której możemy już badać charakter przeciwieństw i sprzeczności
rozwijających się w tym społeczeństwie w całej pełni.
Dawna względna swoboda obcowania płciowego nie znikła bynajmniej wraz ze zwycięstwem
małżeństwa parzystego, a nawet pojedynczego.
“Stary system małżeński, ograniczony ciaśniejszymi ramami wskutek zanikania grup punalua,
wciąż jeszcze otaczał rozwijającą się nadal rodzinę, czepia} się jej poły, aż po zaranie
cywilizacji... wreszcie znikł w nowej formie heteryzmu, która prześladuje ludzkość aż po
cywilizację, jak ponury cień padający na rodzinę"

72

.

Przez heteryzm Morgan rozumie istniejące obok małżeństwa pojedynczej pary
pozamałżeńskie obcowanie płciowe mężczyzn z niezamężnymi kobietami. Jak wiadomo,

background image

kwitnie ono w różnych formach poprzez cały okres cywilizacji i staje się coraz bardziej jawną
prostytucją

72a

.

Ten heteryzm wywodzi się bezpośrednio z małżeństwa grupowego, z ofiary oddawania się
kobiet, okupujących sobie tą drogą prawo do czystości. Oddawanie się za pieniądze było
najpierw aktem religijnym, odbywało się w świątyni bogini miłości, a pieniądze początkowo
-wpływały do skarbca świątyni. Hierodule

73

Anaids w Armenii i Afrodyty w Korynde,

podobnie jak tancerki - służebnice kultu przy świątyniach hinduskich, tzw. bajadery (nazwa ta
jest przekręconym wyrazem portugalskim bailadeira - tancerka), były pierwszymi
prostytutkami. Ów nierząd, będący pierwotnie obowiązkiem każdej kobiety, był później
uprawiany w zastępstwie wszystkich innych kobiet wyłącznie przez te kapłanki. U innych
ludów heteryzm wywodzi się ze swobody płciowej, z jakiej korzystały dziewczęta przed
zamążpójściem - a więc jest to również przeżytek małżeństwa grupowego, tylko przekazany
nam inną drogą. Wraz z powstaniem nierówności majątkowej, a więc już na wyższym stopniu
barbarzyństwa, obok pracy niewolniczej występuje sporadycznie praca najemna, a
równocześnie - jako konieczny jej odpowiednik - pojawia się prostytucja zawodowa wolnych
kobiet obok przymusowego oddawania się niewolnicy. Tak więc dziedzictwo przekazane
cywilizacji przez małżeństwo grupowe jest dwojakiej natury, podobnie jak dwojakiej natury
dwuznaczne, rozdarte, wewnętrznie sprzeczne jest wszystko, co tworzy cywilizacja: z jednej
strony monogamia, z drugiej heteryzm wraz z jego najskrajniejszą formą - prostytucją.
Heteryzm jest właśnie taką samą instytucją społeczną jak każda inna. Podtrzymuje on
dawniejszą swobodę płciową - na korzyść mężczyzn. Potępiany w słowach, heteryzm nie
tylko faktycznie jest tolerowany, ale - i to głównie przez klasy panujące - chętnie
praktykowany. Potępienie to zresztą w rzeczywistości nie dotyczy bynajmniej
zainteresowanych mężczyzn, lecz wyłącznie kobiet. Kobiety te są pogardzane i wyrzucane
poza nawias społeczeństwa, aby w ten sposób jeszcze raz proklamować jako podstawową
zasadę społeczeństwa bezwzględne panowanie mężczyzn nad rodem kobiecym.
Wraz z tym jednak rozwija się drugie przeciwieństwo wewnątrz samej monogamii. Obok
męża uprzyjemniającego sobie życie heteryzmem stoi zaniedbana małżonka

73a

. A jedna strona

przeciwieństwa nie może istnieć bez drugiej, tak jak nie można mieć w ręku całego jabłka,
gdy się zjadło połowę. Niemniej jednak wydaje się, że mężczyźni mieli takie zdanie, dopóki
własne żony nie otworzyły im oczu. Wraz z małżeństwem pojedynczej pary wstąpiły na scenę
dwie charakterystyczne figury społeczne, dawniej nieznane: stały kochanek żony i mąż-
rogacz. Mężczyźni odnieśli zwycięstwo nad kobietami, ale uwieńczyć zwycięzców podjęty
się wspaniałomyślnie zwyciężone. Wiarołomstwo stało się obok małżeństwa pojedynczego i
heteryzmu nieuniknioną instytucją społeczną, zakazywaną, surowo karaną, ale nieusuwalną.
Pewność ojcostwa opiera się dziś, tak jak i dawniej, najwyżej na przekonaniu moralnym, i aby
rozstrzygnąć tę nierozwiązalną sprzeczność. Kodeks Napoleona zadekretował -w art. 312;
,,L'enfant concu pendant le mariage a pour pere le mari". “Ojcem dziecka poetycko w
małżeństwie jest mąż".
Oto ostateczny rezultat trzech tysięcy lat małżeństwa pojedynczej pary.
A więc pojedyncza rodzina, w tych wypadkach, kiedy pozostaje ona wierna swemu
historycznemu pochodzeniu, kiedy wyraża jasno konflikt pomiędzy mężczyzną a kobietą
wywołany przez wyłączne panowanie mężczyzny, stanowi miniaturowy obraz tych samych
przeciwieństw i sprzeczności, w których od powstania cywilizacji obraca się rozdzielone na
klasy społeczeństwo nie mogąc przeciwieństw tych ani rozwiązać, ani przezwyciężyć. Mówię
tu oczywiście tylko o tych wypadkach małżeństwa pojedynczej pary, w których życie
małżeńskie rzeczywiście kształtuje się według przepisów ustalonych zgodnie z pierwotnym
charakterem tej instytucji, ale w których żona buntuje się przeciwko władzy męża. Że nie we
wszystkich małżeństwach tak się dzieje, wie o tym najlepiej niemiecki filister, który tak samo
nie umie utrzymać swego panowania w domu jak w państwie i któremu żona zupełnie

background image

słusznie zabiera ster rządów, do których nie dorósł. Za to wydaje mu się, że może on
spoglądać z góry na swego francuskiego towarzysza niedoli, któremu częściej niż jemu
przytrafiają się rzeczy o wiele gorsze.
Zresztą rodzina pojedyncza bynajmniej nie wszędzie i nie zawsze występuje w tej klasycznie
surowej formie, jaką miała u Greków. U Rzymian, którzy jako przyszli zdobywcy świata
mieli szerszy, choć i mniej subtelny niż Grecy pogląd na rzeczy, kobieta cieszyła się większą
swobodą i poważaniem. Rzymianin sądził, że prawo życia i śmierci, jakie posiadał nad swoją
żoną, dostatecznie zapewnia wierność małżeńską. W Rzymie kobieta mogła też tak samo jak
mężczyzna z własnej woli rozwiązać małżeństwo. Ale największy postęp w rozwoju
małżeństwa pojedynczej pary dokonał się niewątpliwie wraz z wkroczeniem do historii
Germanów, a to dlatego, że u nich, zapewne wskutek ich ubóstwa, monogamia wówczas, jak
się zdaje, nie wyzwoliła się jeszcze całkowicie z małżeństwa parzystego. Wyciągamy ten
wniosek na podstawie trzech okoliczności przytoczonych przez Tacyta: Po pierwsze, mimo iż
uważali małżeństwo za rzecz świętą - “zadowalają się oni jedną żoną, kobiety żyją chronione
przez czystość"

74

-istniało jednak wielożeństwo dla możnych i wodzów plemienia, a więc stan

rzeczy podobny do tego, jaki istniał u Amerykanów w okresie małżeństwa parzystego. Po
drugie, przejście od prawa macierzystego do ojcowskiego mogło się dokonać na krótko
przedtem, gdyż brat matki - najbliższy krewny rodowy męski według prawa macierzystego -
uchodził bodaj za bliższego krewnego niż własny ojciec. Odpowiada to również
zapatrywaniom Indian amerykańskich, u których Marks, jak często mawiał, znalazł klucz do
zrozumienia naszej własnej prehistorii. I po trzecie, kobiety u Germanów cieszyły się wielkim
poważaniem i miały duży wpływ również na sprawy publiczne, co nie daje się pogodzić z
charakterystyczną dla monogamii supremacją mężczyzn. W tym wszystkim Germanowie nie
różnią się od Spartan, u których również, jak widzieliśmy, małżeństwo parzyste nie zanikło
jeszcze całkowicie

74a

. Tak więc i pod tym względem wraz z Germanami zdobył panowanie w

świecie całkiem nowy element. Nowa monogamia, która, wskutek pomieszania się ludów,
powstała na gruzach świata rzymskiego, nadała władzy mężczyzn łagodniejsze formy i
pozostawiła kobietom, pozornie przynajmniej, więcej swobody i bardziej poważane
stanowisko niż kiedykolwiek w starożytności klasycznej. Dzięki temu dopiero powstały
warunki, w których z monogamii - w niej, obok niej, wbrew niej, zależnie od okoliczności -
mógł się rozwinąć największy postęp moralny, jaki jej zawdzięczamy -współczesna
indywidualna miłość płciowa nie znana całemu dawniejszemu światu.
Postęp ten jednak niewątpliwie wyniknął z tej okoliczności, że Germanowie żyli jeszcze w
rodzinie parzystej i, o ile to było możliwe, zaszczepili monogamii pozycję kobiety
odpowiadającą tej rodzinie. Nie wynikał on bynajmniej z jakiejś wrodzonej Germanom
legendarnej, cudownej czystości obyczajów, która w istocie sprowadza się do tego, że
małżeństwo parzyste rzeczywiście nie obraca się w tych ostrych sprzecznościach moralnych
co monogamia. Przeciwnie, w swych wędrówkach, zwłaszcza na południo-wschód wśród
koczowniczych ludów stepowych nad Czarnym Morzem, Germanowie bardzo się
zdemoralizowali i przejęli od nich obok kunsztu jazdy korniej także wstrętne, przeciwne
naturze występki; Ammianus stwierdza to wyraźnie, jeśli chodzi o Tajfalów, a Prokop, jeśli
chodzi o Herulów.
Jeśli jednak ze wszystkich znanych form rodziny monogamia była tą jedyną, przy której
mogła się rozwinąć współczesna miłość płciowa, nie znaczy to, by ta rozwijała się w niej
wyłącznie lub przeważnie jako miłość małżonków pomiędzy sobą. Wykluczała to sama natura
ścisłej monogamii pod panowaniem męża. U wszystkich klas historycznie aktywnych, to
znaczy u wszystkich klas panujących, zawieranie małżeństw pozostało tym, czym było od
czasów małżeństwa parzystego: rzeczą konwenansu aranżowaną przez rodziców. Pierwsza
historycznie występująca forma miłości płciowej jako namiętności, i to namiętności dostępnej
każdemu człowiekowi (przynajmniej z klas panujących), jako najwyższej formy popędu

background image

płciowego, co stanowi właśnie jej specyficzny charakter, ta pierwsza jej forma - rycerska
miłość średniowiecza - bynajmniej nie była miłością małżeńską. Przeciwnie. W swej
najbardziej klasycznej postaci, u Prowansalczyków, miłość rycerska żegluje po morzu
wiarołomstwa opiewanego przez jej poetów. Kwiatem prowansalskiej poezji miłosnej są alby,
po niemiecku Tagelieder [pieśni jutrzenki]. Opisują one w płomiennych barwach, jak rycerz
leży w łożu swej kochanki - cudzej żony - podczas gdy na dworze stoi strażnik, który go woła
z chwilą ukazania się jutrzenki (alba), aby mógł jeszcze ujść niepostrzeżenie. Scena rozstania
stanowi punkt kulminacyjny. Francuzi z północy, a także dzielni Niemcy przejęli również ten
rodzaj sztuki poetyckiej wraz z odpowiadającą jej manierą miłości rycerskiej. Nasz stary
Wolfram von Eschenbach pozostawił trzy prześliczne pieśni jutrzenki na ten pikantny temat,
które wolę bardziej niż jego trzy długie poematy bohaterskie.
W dzisiejszych czasach małżeństwa w sferach burżuazji są zawierane w dwojaki sposób. W
krajach katolickich rodzice, jak dawniej, wybierają odpowiednią żonę dla mieszczańskiego
młodzieńca, a skutkiem tego jest naturalnie jak najpełniejszy rozkwit tkwiącej w monogamii
sprzeczności: wybujały heteryzm ze strony męża, wybujała zdrada małżeńska ze strony żony.
Kościół katolicki zapewne dlatego tylko zniósł rozwód, gdyż się przekonał, że na zdradę
małżeńską podobnie jak na śmierć nie ma leku. W krajach protestanckich natomiast
mieszczański młodzieniec ma zazwyczaj możność mniej lub więcej swobodnie wybrać sobie
żonę wewnątrz swojej klasy, tak że pewien stopień miłości może tu być podstawą
małżeństwa, a dla przyzwoitości przyjmuje się go zawsze w założeniu, jak tego wymaga
obłuda protestancka. Heteryzm męża jest tu uprawiany mniej aktywnie, a wiarołomstwo żony
nie jest regułą ogólną. Ponieważ jednak ludzie przy wszystkich rodzajach małżeństwa
pozostają tym, czym byli przed pobraniem się, a obywatele krajów protestanckich są
przeważnie filistrami, więc ta protestancka monogamia prowadzi na ogół w najlepszym razie
do śmiertelnych nudów małżeńskiego współżycia, którym się nadaje miano szczęścia
rodzinnego. Najlepszym zwierciadłem tych dwóch metod zawierania małżeństwa jest
powieść: francuska - dla maniery katolickiej, niemiecka

74b

- dla protestanckiej. W obydwu

“zdobywa on": w niemieckiej — młodzieniec dziewczynę, we francuskiej -mąż rogi. Nie
zawsze jest pewne, który z obydwu na tym gorzej wychodzi. Dlatego właśnie francuskiego
burżua przejmuje taką samą zgrozą nuda niemieckich powieści, jak niemieckiego filistra -
“niemoralność" francuskich. Co prawda, od niedawna, odkąd Berlin staje się miastem
światowym, niemiecka powieść zaczęła mniej bojaźliwie poruszać od dawna znane tam
tematy heteryzmu i wiarołomstwa.
W obydwu wypadkach jednak małżeństwo jest uzależnione od klasowego położenia
zainteresowanych i tym samym jest zawsze małżeństwem z wyrachowania

74c

. To małżeństwo

z wyrachowania w obu wypadkach dość często staje się najordynarniejszą prostytucją -
uprawianą czasem przez obie strony, o wiele częściej przez kobietę. Ta ostatnia różni się od
zwykłej kurtyzany tylko tym. że twe ciało wynajmuje nie jak robotnica najemna - na akord,
lecz sprzedaje je raz na zawsze w niewolę. Do wszystkich małżeństw z wyrachowania stosują
się słowa Fouriera:
“Jak w gramatyce dwa przeczenia dają twierdzenie, tak samo w moralności małżeńskiej dwie
prostytucje dają jedną cnotę"

75

.

Rzeczywiście miłość płciowa staje się i może stać się regułą w stosunku do kobiety jedynie
wśród klas uciśnionych, a więc w dzisiejszych czasach wśród proletariatu - niezależnie od
tego, czy stosunek ten został oficjalnie zalegalizowany, czy też nie. Ale też tutaj usunięte
zostały wszelkie podstawy klasycznej monogamii. Nie ma tu żadnej własności, dla której
zachowania i przekazania w spadku właśnie została wprowadzona monogamia i panowanie
mężczyzn, nie ma tu więc żadnej pobudki do utrzymywania w mocy panowania mężczyzny.
Co więcej, nie ma nawet również środków ku temu; prawo burżuazyjne, stojące na straży
panowania mężczyzny, istnieje tylko dla klas posiadających i dla ich stosunków z

background image

proletariuszami. Prawo to kosztuje pieniądze i dlatego ze względu na ubóstwo proletariusza
nie ma ono żadnego wpływu na jego stosunek do swej żony. Tu decydują całkiem inne
stosunki osobiste i społeczne. Natomiast odkąd wielki przemysł przeniósł kobietę z domu na
rynek pracy i do fabryki, czyniąc ją często żywicielką rodziny, ostatnia pozostałość
panowania mężczyzny trąd wszelki grunt w domu proletariusza - oprócz pewnej jeszcze
brutalności w stosunku do kobiet, która się zjawiła w rodzinie od czasu wprowadzenia
monogamii. Pomimo wszelkich kościelnych i świeckich błogosławieństw rodzina
proletariacka nie jest już rodziną monogamiczną w ścisłym znaczeniu, nawet przy najbardziej
namiętnej miłości i bezwzględnej wierności obojga. Toteż od wieków towarzyszące
monogamii heteryzm i niewierność małżeńska odgrywają tu rolę prawie znikomą. Kobieta
faktycznie znów odzyskała prawo do rozwodu i gdy małżonkowie nie mogą ze sobą
wytrzymać, wolą się rozejść. Krótko mówiąc -małżeństwo proletariackie jest monogamiczne
w etymologicznym, ale bynajmniej nie w historycznym tego słowa znaczeniu

75a

.

Nasi prawnicy twierdzą co prawda, że postęp prawodawstwa coraz bardziej odbiera kobietom
wszelką podstawę do skarg. Współczesne systemy prawodawcze krajów cywilizowanych
uznają coraz bardziej, po pierwsze, że małżeństwo, aby być ważne, musi być obustronną
dobrowolną umową, po wtóre, że i podczas pożycia małżeńskiego obie strony muszą mieć
Jednakowe względem siebie prawa i obowiązki. Gdyby jednak oba te żądania były
konsekwentnie respektowane, to kobiety miałyby wszystko, czego mogą zapragnąć.
Ta czysto prawnicza argumentacja jest identyczna z tą, jaką stosuje radykalny republikański
burżua wobec proletariusza zamykając mu usta. Umowa ma być umową zawartą dobrowolnie
przez obie strony. Ale uchodzi ona za dobrowolnie zawartą, skoro tylko prawo na papierze
uzna obie strony za równe. Władza, którą różnica stanowisk klasowych nadaje jednej stronie,
nacisk wywierany przez nią na drugą stronę - rzeczywiste położenie ekonomiczne obu stron -
tym się prawo wcale nie interesuje. I podczas trwania umowy o pracę znowu obie strony
rzekomo są równouprawnione, o ile jedna lub druga wyraźnie umowy nie wymówi. A że
położenie ekonomiczne zmusza robotnika do zrzeczenia się nawet ostatnich pozorów
równouprawnienia — na to prawo znów nie ma rady.
Jeśli chodzi o małżeństwo, to najbardziej nawet postępowe prawo jest w pełni zadowolone,
skoro tylko zainteresowani zaprotokołują formalnie swą zgodę. Co się dzieje za kulisami
prawnymi, gdzie się rozgrywa rzeczywiste życie, jak powstaje ta nieprzymuszona zgoda, o to
może prawo i prawnik się nie troszczyć. A jednak najprostsze porównanie prawodawstw
powinno by pokazać prawnikom, jak się rzecz ma z tą nieprzymuszona zgodą. W krajach
gdzie dzieci mają prawnie zabezpieczony udział w spadku po rodzicach, gdzie więc nie mogą
być one wydziedziczone - w Niemczech, w krajach o prawie francuskim itd. - dzieci przy
zawierania małżeństwa zależne są od zezwolenia rodziców. W krajach o prawie angielskim,
gdzie zezwolenie rodziców nie jest prawnie wymagane przy zawieraniu małżeństwa, rodzice
mają również zupełną swobodę w przekazywaniu majątku i mogą wedle upodobania
wydziedziczyć dzieci. Oczywista, że pomimo to, a nawet właśnie dlatego, swoboda
zawierania małżeństw wśród tych klas, gdzie jest coś do dziedziczenia, w Anglii lub w
Ameryce, w rzeczywistości ani o włos nie jest większa niż we Francji lub w Niemczech.
Nie lepiej rzecz się ma z prawną równością kobiety i mężczyzny w małżeństwie.
Odziedziczona przez nas po poprzednich ustrojach społecznych nierówność prawna
małżonków nie jest przyczyną, lecz skutkiem ekonomicznego ucisku kobiety. W dawnym
komunistycznym gospodarstwie domowym, obejmującym wiele par małżeńskich i ich dzieci,
powierzone kobietom prowadzenie gospodarstwa domowego było taką samą publiczną,
społecznie niezbędną produkcją jak zdobywanie środków żywności przez mężczyzn.
Zmieniło się to wraz z powstaniem rodziny patriarchalnej, a jeszcze bardziej - pojedynczej
rodziny monogamicznej. Prowadzenie gospodarstwa domowego utraciło swój charakter
publiczny. Nie obchodziło ono już społeczeństwa. Stało się ono służbą prywatną: żona stała

background image

się pierwszą służącą, została wyparta z udziału w produkcji społecznej. Dopiero wielki
przemysł naszych czasów znów otworzył kobiecie - i to tylko proletariuszce - drogę do
produkcji społecznej. Ale dzieje się to w ten sposób, że jeśli spełnia ona swe obowiązki w
prywatnej służbie rodziny, pozostaje wyłączona z produkcji publicznej, nie może niczego
zarobić. Jeśli zaś kobieta chce uczestniczyć w produkcji społecznej i samodzielnie
zarobkować, to nie jest w stanie spełniać obowiązków rodzinnych. Takie samo jak w fabryce
jest położenie kobiety we wszystkich dziedzinach działalności aż po medycynę i adwokaturę.
Współczesna rodzina monogamiczna opiera się na jawnej lub zamaskowanej niewoli
domowej kobiety - a współczesne społeczeństwo jest masą składającą się z samych rodzin
pojedynczych, jako jego molekuł. Mąż musi obecnie w większości wypadków być tym, który
zarobkuje, który żywi rodzinę, przynajmniej wśród klas posiadających, a to zapewnia mu
panujące stanowisko, które nie wymaga żadnego prawnego uprzywilejowania. W rodzinie jest
on burżua, a żona reprezentuje proletariat. Ale w świecie przemysłowym specyficzny
charakter ciążącego nad proletariatem ucisku ekonomicznego występuje z całą ostrością
dopiero wówczas, gdy zostały usunięte wszelkie prawne przywileje klasy kapitalistów i gdy
ustanowiona została całkowicie równość wobec prawa obu klas. Republika demokratyczna
nie usuwa przeciwieństwa między obydwiema klasami, przeciwnie, stwarza ona dopiero grunt
do walki między nimi. Podobnie szczególny charakter władzy mężczyzny nad kobietą w
rodzinie współczesnej, tak samo jak konieczność i sposób rzeczywistego zrównania
społecznego obojga będą wtedy dopiero widoczne, gdy oboje będą najzupełniej zrównani w
prawach. Okaże się wówczas, że pierwszym warunkiem wyzwolenia kobiety jest
wprowadzenie na powrót rodzaju kobiecego do produkcji społecznej i że wymaga to z kolei
pozbawienia rodziny pojedynczej cech gospodarczej jednostki społecznej.

Mamy zatem trzy główne formy małżeństwa, które na ogół odpowiadają trzem głównym
fazom rozwoju ludzkości. Dla dzikości - małżeństwo grupowe, dla barbarzyństwa -
małżeństwo parzyste, a dla cywilizacji - monogamia uzupełniona przez cudzołóstwo i
prostytucję. Między małżeństwo parzyste a monogamię na wyższym stopniu barbarzyństwa
wkrada się władanie niewolnicami przez mężczyzn i wielożeństwo.
Jak to wykazał cały nasz wywód, stopniowe pozbawianie kobiet, lecz nie mężczyzn, wolności
płciowej, właściwej małżeństwu grupowemu, stanowi osobliwość postępu, ujawniającego się
w tej kolejności następujących po sobie form. I rzeczywiście dla mężczyzn faktycznie po dziś
dzień istnieje nadal małżeństwo grupowe. To, co u kobiet jest uważane za przestępstwo i
pociąga za sobą ciężkie skutki prawne i społeczne, dla mężczyzny jest chlubą albo też w
najgorszym razie lekką skazą moralną, którą nosi się z przyjemnością. Ale im bardziej
tradycyjny heteryzm zmienia się w naszych czasach pod wpływem kapitalistycznej produkcji
towarowe) i przystosowuje się do niej, stając się niczym nie osłoniętą prostytucją, tym
bardziej działa on demoralizująco. Demoralizuje on przy tym mężczyzn daleko bardziej niż
kobiety. Prostytucja degraduje spośród kobiet tylko te nieszczęśliwe, które stały się jej ofiarą,
i to bynajmniej nie w takiej mierze, jak to się zwykle sądzi. Natomiast wypacza ona charakter
całej męskiej połowy ludzkości. Tak więc zwłaszcza długotrwały okres narzeczeństwa jest w
dziewięciu wypadkach na dziesięć prawdziwym przedszkolem niewierności małżeńskiej.
Jesteśmy obecnie w przededniu rewolucji społecznej, kiedy dotychczasowe ekonomiczne
podstawy monogamii nieuchronnie znikną, tak samo jak jej uzupełnienie - prostytucja.
Monogamia powstała ze skoncentrowania większych bogactw w jednym ręku, a mianowicie
w ręku mężczyzny - i z konieczności przekazania tych bogactw w spadku dzieciom tego
mężczyzny, a nie żadnego innego. Do tego była potrzebna monogamia kobiety, a nie
mężczyzny, ta monogamia kobiety zatem absolutnie nie przeszkadzała jawnej lub ukrytej
poligamii mężczyzny. Nadchodząca rewolucja społeczna przez przekształcenie we własność
społeczną przynajmniej przytłaczającej większości trwałych, dających się przekazać w

background image

dziedzictwie bogactw - środków produkcji - sprowadzi do minimum całą tę troskę o
dziedzictwo. Skoro zaś monogamia powstała z przyczyn ekonomicznych, powstaje pytanie,
czy zniknie ona, gdy znikną te przyczyny?
Można by nie bez słuszności odpowiedzieć: monogamia nie tylko nie zniknie, lecz wówczas
dopiero zostanie urzeczywistniona w całej pełni, gdyż wraz z przekształceniem środków
produkcji we własność społeczną zniknie również praca najemna, proletariat, a więc dla
pewnej - statystycznie obliczalnej - ilości kobiet zniknie konieczność oddawania się za
pieniądze. Prostytucja zniknie, monogamia zaś, zamiast zginąć, stanie się wreszcie
rzeczywistością - także i dla mężczyzn.
A więc sytuacja mężczyzn w każdym razie bardzo się zmieni. Ale i sytuacja kobiet,
wszystkich kobiet, również ulegnie poważnej zmianie. Wraz z przejściem środków produkcji
na własność społeczną pojedyncza rodzina przestaje być gospodarczą jednostką
społeczeństwa. Prywatne gospodarstwo domowe przekształca się w przemysł społeczny.
Opieka nad dziećmi i ich wychowanie stanie się sprawą publiczną: społeczeństwo będzie się
opiekować wszystkimi dziećmi jednakowo - zarówno ślubnymi jak nieślubnymi. Tym samym
odpada obawa przed “następstwami", która stanowi dzisiaj najistotniejszy moment społeczny
- moralny i ekonomiczny - powstrzymujący dziewczynę od bezwzględnego oddania się
ukochanemu mężczyźnie. Czy nie będzie to dostateczną przyczyną dla stopniowego
powstawania nieskrępowanych stosunków płciowych, a przez to i większej tolerancji opinii
społecznej odnośnie do czci dziewiczej i hańby kobiecej? I wreszcie, czy nie widzieliśmy, że
w świecie współczesnym monogamia i prostytucja - to wprawdzie przeciwieństwa, ale
przeciwieństwa nierozerwalne, to bieguny tego samego porządku społecznego? Czy może
zniknąć prostytucja nie pociągając za sobą w przepaść również monogamii?
Tu wchodzi w grę nowy moment, który w okresie powstawania monogamii istniał najwyżej w
zarodku: indywidualna miłość płciowa.
Przed średniowieczem nie mogło być mowy o indywidualnej miłości płciowej. Rozumie się
samo przez się, że uroda, ścisła zażyłość, zgodność upodobań itp. u osób płci odmiennej
wzbudzały pragnienie stosunków płciowych, że ani kobietom, ani mężczyznom nie mogło
być całkiem obojętne, z kim wstępowali w ten najbardziej intymny związek. Ale od tego do
naszej miłości płciowej jest jeszcze niezmiernie daleko. W ciągu całej starożytności
małżeństwa zawierali rodzice, a nie zainteresowani, którzy spokojnie się z tym godzili. Ta
szczypta miłości małżeńskiej, jaką znała starożytność, nie jest jakowąś skłonnością
subiektywną, lecz obiektywnym obowiązkiem, to nie podstawa małżeństwa, lecz jego
uzupełnienie. Stosunki miłosne w pojmowaniu współczesnym miały miejsce w starożytności
jedynie poza społeczeństwem oficjalnym. Pasterze, których uciechy i cierpienia miłosne
opiewają Teokryt i Moschos, “Dafnis i Chloe" Longosa

76

- to zwykli niewolnicy, którzy nie

biorą żadnego udziału w życiu państwa, w sferze żyda wolnych obywateli. Pominąwszy
niewolników znajdujemy stosunki miłosne tylko jako produkt rozkładu ginącego świata
starożytnego, i to z kobietami stojącymi również poza społeczeństwem oficjalnym, z
heterami, a więc z cudzoziemkami lub z wyzwolonymi niewolnicami: tak się rzecz miała w
Atenach w przededniu ich upadku, w Rzymie za czasów cesarstwa. Jeśli rzeczywiście
zdarzały się stosunki miłosne między wolnymi obywatelami i obywatelkami, to tylko w
wypadkach zdrady małżeńskiej. Dla klasycznego piewcy miłości świata starożytnego, starego
Anakreonta, miłość płciowa w naszym pojęciu była tak obojętna, że nawet płeć ukochanej
istoty była dlań bez znaczenia.
Nasza miłość płciowa różni się istotnie od zwykłego pożądania płciowego, od Erosa,
starożytnych. Po pierwsze, zakłada ona wzajemną miłość ze strony istoty kochanej; pod tym
względem kobieta jest równa mężczyźnie, podczas gdy za czasów starożytnego Erosa
bynajmniej nie zawsze była o to pytana. Po wtóre, miłość płciowa posiada taki stopień
intensywności i trwałości, że niemożność wzajemnego posiadania lub rozłąka wydaje się obu

background image

stronom wielkim, jeżeli nie największym nieszczęściem. Aby móc się wzajem posiadać,
stawiają na kartę wiele - nawet życie, co w starożytności zdarzało się co najwyżej przy
zdradzie małżeńskiej. I wreszcie, powstaje nowe kryterium moralne dla oceny stosunków
płciowych; pytamy się nie tylko, czy był on ślubny czy nieślubny, ale także, czy był on oparty
na miłości wzajemnej, czy też nie? Rozumie się, że w praktyce feudalnej lub burżuazyjnej z
tym nowym kryterium dzieje się nie lepiej niż z innymi kryteriami moralności: przechodzi się
nad nim do porządku. Ale nie jest z nim również gorzej. Jest ono, podobnie jak tamte kryteria,
uznawane - w teorii, na papierze. I więcej na razie nie może ono wymagać.
Średniowiecze zaczyna od tego, na czym zatrzymał się świat starożytny w swych porywach
ku miłości płciowej - od zdrady małżeńskiej. Opisywaliśmy już miłość rycerską, która
zrodziła pieśni jutrzenki [Tagelieder]. Od tej miłości, dążącej do zburzenia małżeństwa, do
miłości, która ma je zbudować, prowadzi daleka droga i rycerstwo nigdy jej całkowicie nie
przebyło. Jeśli nawet porzucimy frywolne ludy romańskie i przejdziemy do cnotliwych
Germanów, znajdujemy w “Pieśni o Nibelungach", że Krymhilda, co prawda po cichu, kocha
się w Zygfrydzie nie mniej niż on w niej, jednak gdy Gunter oznajmia jej, iż przyobiecał ją
rycerzowi, którego nie wymienia, wprost odpowiada:
“Nie macie mię co prosić; zawsze chcę być taką, jaką mi każecie, chętnie zaręczę się z tym,
kogo mi, panie, dajecie za męża"

77

.

Nie przychodzi jej wcale na myśl, że jej miłość może tu być w ogóle brana pod uwagę.
Gunter stara się o Brunhildę, Etzel o Krymhildę, nie widziawszy ich nigdy przedtem, tak
samo w “Gutrunie"

78

Sigebant z Irlandii stara się o norweską Utę, Hetel von Hegelingen o

Hildę z Irlandii, wreszcie Zygfryd z Morlandu, Hartmut z Ormanii i Herwig z Zelandii o
Gutrunę. Dopiero w ostatnim wypadku zdarza się, że Gutruna z własnej woli wybiera
Herwiga. Zwykle żonę dla młodego księcia wyszukują jego rodzice, jeśli jeszcze żyją, w
przeciwnym wypadku wybiera ją sobie sam za poradą możnych wasalów, których zdanie
miało przy tym wielką wagę. Zresztą nie mogło być inaczej. Dla rycerza albo barona,
podobnie jak dla samego księcia, ożenek jest aktem politycznym, okazją rozszerzenia władzy
przez nowe związki. Rozstrzygać tu muszą interesy domu, a nie sympatie jednostki. Jakże w
takich warunkach miłość może mieć ostatnie słowo przy zawieraniu małżeństwa?
Nie inaczej rzecz się miała z obywatelem cechowym w miastach średniowiecznych. Same
tylko przywileje ochronne, pełen ograniczeń porządek cechowy, nadzwyczaj wymyślne
granice, które prawnie oddzielały go bądź od innych cechów, bądź od towarzyszy z własnego
cechu, bądź też od czeladników i terminatorów, zakreślały zbyt ciasny krąg, aby można było
wyszukać sobie w nim odpowiednią małżonkę. Jaka z nich była najodpowiedniejsza, o tym w
tym zawiłym systemie rozstrzygała bezwzględnie nie jego indywidualna sympatia, lecz
interes rodziny.
Tak więc w olbrzymiej większości wypadków zawieranie małżeństwa aż do końca
średniowiecza pozostało tym, czym było od początku: sprawą, o której nie decydowali
zainteresowani. Na początku człowiek przychodził na świat już zaślubiany — zaślubiony z
całą grupą osób płci odmiennej. W późniejszych formach małżeństwa grupowego panowały
zapewne stosunki podobne, grupa jednak stale się zwężała. W małżeństwie parzystym jest
zasada że matki układały między sobą małżeństwa swych dzieci. Tutaj również rozstrzygały
względy na nowe związki pokrewieństwa, które mają młodej parze dać lepszą pozycję w
rodzie i w plemieniu. A gdy wraz z przewagą własności prywatnej nad własnością wspólną i
wraz z zainteresowaniem się sprawą dziedzictwa zapanowało prawo ojcowskie i monogamia,
wówczas dopiero zawieranie małżeństwa stało się całkowicie zależne od względów
ekonomicznych. Forma małżeństwa drogą kupna zanika, jednakże rzecz sama jest
praktykowana w coraz większej mierze, tak iż nie tylko kobieta, ale i mężczyzna bywa
oceniany nie według swych zalet osobistych, lecz według swego majątku. Od samego
początku w praktyce klas panujących było czymś niesłychanym, aby wzajemna skłonność

background image

osób zainteresowanych miała być tą wszystko przeważającą podstawą przy zawieraniu
małżeństwa; coś takiego trafiało się najwyżej w romansach albo wśród klas uciśnionych,
które się nie liczyły.
Taką sytuację zastała produkcja kapitalistyczna, gdy, od okresu odkryć geograficznych,
zaczynała zdobywać panowanie nad światem poprzez handel światowy i manufakturę.
Należałoby przypuszczać, że ten sposób zawierania małżeństwa najlepiej jej odpowiadał, i tak
też było. A jednak niezgłębiona jest ironia dziejów - właśnie produkcji kapitalistycznej
przypadło w udziale uczynić decydujący wyłom w tym systemie. Przekształcając wszystkie
rzeczy, w towar zniweczyła ona wszystkie starodawne tradycyjne stosunki; obyczaj
odwieczny, prawo historyczne zastąpiła kupnem i sprzedażą, “wolną" umową; toteż prawnik
angielski H. S. Marne

79

sądził, że dokonał nadzwyczajnego odkrycia twierdząc, iż cały nasz

postęp w porównaniu z poprzednimi epokami polega na tym, że przeszliśmy from status to
contract, od stosunków dziedzicznie przekazywanych do dobrowolnie zawieranych, co
zresztą, o tyle, o ile jest to słuszne, zostało już powiedziane w “Manifeście
Komunistycznym"

80

.

Ale zawierać umowy mogą ludzie rozporządzający swobodnie swoją osobą, czynami,
majątkiem i równouprawnieni wobec siebie. Stworzenie tych wolnych i równych ludzi było
właśnie jednym z najgłówniejszych dzieł produkcji kapitalistycznej. Chociaż z początku
dokonywało się to tylko w sposób na pół świadomy i w dodatku pod religijną osłoną, to
jednak od czasu luterańskiej i kalwińskiej reformacji utrwaliła się zasada, że człowiek tylko
wtedy w pełni odpowiada za swoje czyny, gdy ich dokonał z zupełnie wolnej woli, i że
obowiązek moralny nakazuje stawiać opór wszelkiemu przymuszaniu do czynów
niemoralnych. Jak to się jednak dawało pogodzić z dotychczasową praktyką zawierania
małżeństw?
Małżeństwo według pojęć burżuazyjnych było umową, aktem prawnym, i to najważniejszym
z wszystkich, ponieważ decydował on o ciele i duszy dwojga ludzi na całe życie. Wprawdzie
formalnie zawierano wówczas małżeństwo dobrowolnie; nie obywało się bez słowa “tak"
zainteresowanych. Ale wiadomo było aż nadto dobrze, w jaki sposób dochodziła do skutku ta
zgoda i kto w rzeczywistości zawierał małżeństwo. Jeśli jednak przy wszystkich innych
umowach wymagana była rzeczywista wolność decyzji, to dlaczego przy tej nie była
wymagana? Czy dwoje młodych ludzi, którzy mieli się połączyć, nie mieli też prawa
rozporządzania swobodnie sami sobą, swym ciałem i jego narządami? Czyż rycerstwo nie
wprowadziło w modę miłości płciowej i czy w przeciwstawieniu do rycerskiej miłości
cudzołożnej nie była miłość małżeńska jej właściwą formą mieszczańską? Jeśli zaś
obowiązkiem małżonków jest wzajemna miłość, to czy nie było tak samo obowiązkiem
zakochanych żenić się ze sobą, a nie z kim innym? I czy to prawo zakochanych nie było
wyższe od prawa rodziców, krewnych i innych tradycyjnych swatów i rajfurów? Jeśli prawo
swobodnej osobistej krytyki bezceremonialnie wtargnęło do kościoła i religii, to jakże
miałoby zatrzymać się przed nieznośnymi uroszczeniami starego pokolenia do rozporządzania
dałem, duszą, majątkiem, szczęściem i nieszczęściem młodych?
Te pytania powstać musiały w okresie, kiedy rozluźniały się wszystkie stare więzy społeczne i
zachwiane zostały wszystkie odziedziczone pojęcia. Świat od razu stał się niemal dziesięć
razy większy, zamiast ćwierci jednej półkuli cała kula ziemska odsłoniła się oczom
zachodnich Europejczyków, którzy spieszyli się zawładnąć pozostałymi siedmiu ćwierciami. I
wraz ze stałymi ciasnymi granicami ojczyzny runęły również tysiącletnie szranki
średniowiecznego przepisowego sposobu myślenia. Przed zewnętrznym i wewnętrznym
wzrokiem człowieka odsłonił się nieskończenie szerszy horyzont Cóż warta była opinia
uczciwości i odziedziczony po szeregu pokoleń honorowy przywilej cechowy dla młodzieńca,
którego nęciły bogactwa Indii, kopalnie złota i srebra w Meksyku i w Potosi? Był to dla
mieszczaństwa okres błędnego rycerstwa. Okres ten miał również swoją romantykę i swe

background image

uniesienia miłosne, ale na modłę mieszczańską i w ostatniej instancji z mieszczańskimi
celami.
W ten sposób rozwijająca się burżuazja, zwłaszcza krajów protestanckich, gdzie istniejący
stan rzeczy został najmocniej podważony, zaczęła coraz bardziej uznawać wolność zawierania
umowy także w sprawie małżeństwa i wprowadzać ją w życie w sposób wyżej opisany.
Małżeństwo pozostało małżeństwem klasowym, lecz wewnątrz klasy przyznawano
zainteresowanym pewien stopień wolności wyboru. I na papierze, w teorii moralności i w
opisach poetyckich, nie było nic bardziej niezachwianego nad to, że każde małżeństwo, które
nie opiera się na wzajemnej miłości płciowej i na istotnie dobrowolnej zgodzie małżonków,
jest niemoralne. Krótko mówiąc, małżeństwo z miłości proklamowano jako prawo człowieka,
i to nie tylko jako droit de 1'homme [prawo mężczyzny], lecz w drodze wyjątku również jako
droit de la femme [prawo kobiety].
Ale to prawo człowieka różniło się pod jednym względem od wszystkich innych tak zwanych
praw człowieka. Podczas gdy te ostatnie w praktyce ograniczały się do klasy panującej, do
burżuazji, a dla klasy uciśnionej, dla proletariatu, pośrednio lub bezpośrednio sprowadzały się
do zera - tu Jeszcze raz ujawnia się ironia historii. Klasa panująca podlega wiadomym
wpływom ekonomicznym i dlatego małżeństwa zawarte istotnie z wolnego wyboru zdarzają
się tu tylko w wyjątkowych wypadkach, podczas gdy w klasie uciśnionej, jak to już
widzieliśmy, są one regułą.
Zupełna swoboda zawierania małżeństwa może więc dopiero wówczas stać się prawem
powszechnym, gdy dzięki zniesieniu produkcji kapitalistycznej i stworzonych przez nią
stosunków własności zostaną usunięte wszystkie te ekonomiczne względy uboczne, które dziś
jeszcze wywierają tak potężny wpływ na wybór małżonka. Wtedy właśnie jedynym motywem
stanie się wzajemna sympatia.
Ponieważ jednak miłość płciowa jest z natury swej wyłączna - chociaż dzisiaj tę wyłączność
widzimy jedynie wśród kobiet - to małżeństwo oparte na miłości płciowej jest z natury swej
małżeństwem pojedynczej pary. Widzieliśmy, o ile miał słuszność Bachofen, gdy postęp
związany z przejściem od małżeństwa grupowego do małżeństwa pojedynczej pary uważał za
dzieło przeważnie kobiet; tylko przejście od małżeństwa parzystego do monogamii odbyło się
za sprawą mężczyzn. W istocie polegało ono historycznie na pogorszeniu pozycji kobiet i
ułatwieniu niewierności mężczyznom. Jeśli odpadną teraz jeszcze te względy ekonomiczne,
na skutek. których kobiety znosiły tę zwykłą niewierność mężów - troska o własny byt, a
bardziej jeszcze o przyszłość dzieci - to osiągnięte tym samym zrównanie kobiet, zgodnie z
całym dotychczasowym doświadczeniem, przyczyni się w daleko większym stopniu do
rzeczywistej monogamii mężczyzn niż do poliandrii kobiet.
Przy tym z całą pewnością odpadną od monogamii te wszystkie cechy charakterystyczne,
które zostały na niej wyryte na skutek jej pochodzenia ze stosunków własności: po pierwsze,
przewaga mężczyzny, po wtóre, nierozerwalność małżeństwa. Dominujące stanowisko
mężczyzny w małżeństwie jest prostym, bezpośrednim skutkiem jego panowania
ekonomicznego i zniknie samo przez się wraz ze zniesieniem tego panowania.
Nierozerwalność małżeństwa jest po części skutkiem sytuacji ekonomicznej, w której
powstała monogamia, po części tradycją z czasów, gdy związek między ta, sytuacją
ekonomiczną a monogamia nie był jeszcze jasno rozumiany i przez religię wypaczony. Już
obecnie widzimy w niej tysiączne wyłomy. Jeśli moralne jest tylko małżeństwo oparte na
miłości, to jest nim tylko takie, w którym miłość trwa. Czas trwania indywidualnej miłości
płciowej jest różny u różnych jednostek, szczególnie u mężczyzn, i w razie zupełnego
wygaśnięcia miłości lub wyparcia jej przez nową namiętną miłość rozwód jest
dobrodziejstwem zarówno dla oba stron jak dla społeczeństwa. Zaoszczędzi się tylko ludziom
zbytecznego babrania się w brudach procesu rozwodowego.

background image

A więc przypuszczenia, które dzisiaj robić możemy co do układu stosunków płciowych po
nadchodzącym zniesieniu produkcji kapitalistycznej, są przeważnie natury negatywnej,
ograniczają się głównie do tego, co odpada. Ale co nowego dojdzie? To rozstrzygnie się
wówczas, gdy wyrośnie nowe pokolenie: pokolenie mężczyzn, którym nigdy w życiu nie
zdarzyło się kupić kobiety za pieniądze lub za pomocą innych społecznych środków potęgi, i
pokolenie kobiet, którym nigdy nie zdarzyło oddać się mężczyźnie z jakichkolwiek innych
względów niż z prawdziwej miłości ani też odmówić ukochanemu z obawy przed
następstwami ekonomicznymi. Gdy ci ludzie będą już istnieli, to diablo mało będą się oni
interesowali tym, co według pojęć dzisiejszych robić powinni; stworzą oni swe własne
metody postępowania i odpowiednią do nich opinię publiczną co do postępowania każdej
jednostki - kropka.
Ale wróćmy do Morgana, od którego oddaliliśmy się znacznie. Historyczne badanie instytucji
społecznych wytworzonych w okresie cywilizacji przekracza ramy jego książki. Losami
monogamii w tym okresie zajmuje się więc tylko pokrótce. On również dostrzega w dalszym
rozwoju rodziny monogamicznej postęp, zbliżenie do całkowitego równouprawnienia płci,
przy czym jednak celu tego nie uważa za osiągnięty. Ale, mówi on,
“jeżeli uznamy fakt, że rodzina przeszła kolejno przez cztery formy rozwoju i znajduje się
obecnie w piątej, to powstaje pytanie, czy forma ta w przyszłości może być trwała. Jedyną
możliwą odpowiedzią na to jest, że rodzina musi się rozwijać wraz z rozwojem
społeczeństwa, musi się zmieniać w miarę, jak zmienia się społeczeństwo - zupełnie tak jak
dotąd. Rodzina jest wytworem systemu społecznego i będzie odzwierciedlała stan jego
rozwoju kulturalnego. Ponieważ rodzina monogamiczna ulegała ulepszeniu od początku
cywilizacji, a w czasach nowożytnych w sposób szczególnie widoczny, to możemy co
najmniej przypuszczać, że jest ona zdolna do dalszego udoskonalenia się, póki nie zostanie
osiągnięta równość obu płci. Gdyby w dalekiej przyszłości rodzina monogamiczna nie była w
stanie zadośćuczynić wymaganiom społeczeństwa, to niepodobna przepowiedzieć, jaka
będzie forma, która ją zastąpi"

81

.

III Ród irokeski

Przechodzimy teraz do innego odkrycia Morgana, odkrycia co najmniej tej samej wagi, co
rekonstrukcja pierwotnych form rodziny na podstawie systemu pokrewieństwa.
Udowodnienie, że związki rodowe wewnątrz plemienia Indian amerykańskich, oznaczane
nazwami zwierząt, są w istocie identyczne z genea Greków i gentes Rzymian; że
amerykańska forma jest pierwotna, grecko-rzymska późniejsza, pochodna; że cala organizacja
społeczna Greków i Rzymian w czasach przedhistorycznych według rodów, fratrii i plemion
ma ścisły odpowiednik w organizacji Indian amerykańskich; że o ile pozwalają sądzić
posiadane przez nas źródła, ród jest instytucją wspólną dla wszystkich barbarzyńców - aż do
ich przejścia do cywilizacji, a nawet później - udowodnienie tego od razu wyjaśniło
najtrudniejsze rozdziały najstarszej historii greckiej i rzymskiej, jednocześnie
niespodziewanie ukazując nam zasadnicze cechy pierwotnego ustroju społecznego - przed
wprowadzeniem państwa. Jakkolwiek sprawa ta wydaje się prosta, kiedy się ją już zna, to
odkrył ją Morgan dopiero w ostatnich czasach. W poprzedniej swej pracy

49

, wydanej w roku

1871, nie dotarł był on jeszcze do źródeł tej tajemnicy, której odkrycie zmusiło wówczas
zwykle tak zarozumiałych angielskich prehistoryków na pewien czas

49b

do milczenia.

Łaciński wyraz gens, który Morgan stosuje wszędzie dla oznaczenia tego związku rodowego,
pochodzi, podobnie jak równoznaczny grecki genos, od ogólnoaryjskiego pierwiastka gan (po
niemiecku, gdzie z reguły aryjskie g przechodzi w k - kań), co oznacza rodzić. Gens, genos,
sanskryckie dżanas, gockie (zgodnie z powyższym prawidłem) kuni, staro-nordyckie i
anglosaskie kyn, angielskie kin, środkowo-górno-niemieckie kunne, oznaczają wszystkie ród,

background image

pochodzenie. Ale gens w języku łacińskim i genos w języku greckim używa się specjalnie dla
oznaczenia takiego związku rodowego, który chlubi się swym wspólnym pochodzeniem (w
danym wypadku od wspólnego ojca rodu) i przy pomocy pewnych urządzeń społecznych i
religijnych tworzy odrębną wspólnotę, której powstanie i charakter pomimo wszystko były
dotychczas niejasne dla wszystkich naszych historyków.
Widzieliśmy już wyżej, mówiąc o rodzime punalua, jaki jest skład rodu w jego formie
pierwotnej. Składa się on ze wszystkich osób, które poprzez małżeństwo punalua i zgodnie z
panującymi w nim z konieczności pojęciami tworzą uznane potomstwo jednej określonej
matki rodu, jego założycielki. Ponieważ w tej formie rodziny ojcostwo nie jest znane, ważna
jest tylko linia żeńska. Ponieważ bracia nie mogą się żenić ze swymi siostrami, lecz tylko z
kobietami innego pochodzenia, więc dzieci spłodzone z tymi obcymi kobietami według prawa
macierzystego znajdują się poza rodem. Wewnątrz związku rodowego pozostają więc tylko
potomkowie córek każdego pokolenia, potomkowie synów przechodzą do rodu swych matek.
Cóż staje się teraz z taką grupą krewnych, gdy ukonstytuuje snę ona jako grupa odrębna
wobec innych podobnych grup, wewnątrz jednego plemienia?
Jako klasyczną formę tego rodu pierwotnego Morgan bierze ród Irokezów, a szczególnie ród
plemienia Seneka. W plemieniu tym mamy osiem rodów noszących nazwy zwierząt: i) Wilk,
2) Niedźwiedź, 3) Żółw, 4) Bóbr, 5) Jeleń, 6) Bekas, 7) Czapla, 8) Sokół. W każdym rodzie
panuje następujący obyczaj:
1. Ród wybiera swego sachema (naczelnika na czas pokoju) i wodza (dowódcę wojennego).
Sachem musiał być wybierany spośród członków rodu i urząd jego był dziedziczny w rodzie
w tym sensie, że w razie opróżnienia stanowiska musiało ono być natychmiast na nowo
obsadzone. Dowódca wojenny mógł być wybierany również poza rodem, zresztą urząd ten
mógł być czasowo nie obsadzony. Syn sachema nie mógł być nigdy wybrany po swoim ojcu,
gdyż u Irokezów panowało prawo macierzyste, syn zatem należał do innego rodu niż ojciec.
Natomiast często wybierano brata lub siostrzeńca. Przy wyborze głosowali wszyscy -
mężczyźni i kobiety. Wybór musiał być jednak zatwierdzony przez pozostałe 7 rodów.
Wówczas dopiero nowo obrany sachem bywał uroczyście wprowadzany na urząd, i to przez
ogólną radę całego związku Irokezów. Znaczenie tego aktu okaże się później. Władza
sachema wewnątrz rodu była ojcowską, czysto moralnej natury; środków przymusu nie
posiadał. Przy tym był on z urzędu członkiem rady plemienia Seneka i rady związkowej ogółu
Irokezów. Wódz wojenny mógł rozkazywać tylko w czasie wypraw wojennych.
2. Ród według upodobania usuwa sachema i wodza wojennego. Odbywa się to znów przy
wspólnym udziale mężczyzn i kobiet. Złożeni z urzędu stają się następnie zwyczajnymi
wojownikami tak jak i inni - osobami prywatnymi. Zresztą rada plemienia mogła też usunąć
sachema, nawet wbrew woli rodu.
3. Żaden członek rodu nie mógł się żenić wewnątrz rodu. Jest to podstawowa zasada rodu,
jednocząca go więź; jest to negatywny wyraz nader pozytywnego pokrewieństwa, mocą
którego dopiero objęte nim jednostki stają się rodem. Przez-odkrycie tego prostego faktu
Morgan pierwszy odsłonił istotę rodu. O tym, jak mało dotychczas rozumiano ród, świadczą
dawniejsze relacje o ludach dzikich i barbarzyńcach. Różne zrzeszenia, z których składa się
ustrój rodowy, mieszano tam bez zrozumienia i bezładnie pod nazwą plemienia, klanu, thumu
itd., dodając niekiedy, że małżeństwo wewnątrz takiej grupy jest wzbronione. W ten sposób
powstał beznadziejny zamęt, wobec którego pan McLcnnan mógł wystąpić niby Napoleon i
zaprowadzić porządek, wyrokując: Wszystkie plemiona dzielą się na takie, wewnątrz których
małżeństwo jest zakazane (egzogamiczne), i takie, wewnątrz których jest ono dozwolone
(endogamiczne). Zawikławszy rzecz tak gruntownie, mógł on się wdać w głębokie
dociekanie, która z tych jego dwóch bzdurnych klas jest starsza: egzogamia czy endogamia.
Wraz z odkryciem rodu opartego na pokrewieństwie i wynikającej stąd niemożliwości
małżeństwa między jego członkami wyjaśnił się również ten nonsens. - Rozumie się samo

background image

przez się, że na tym stopniu, na którym zastajemy Irokezów, zakaz małżeństwa wewnątrz
rodu jest bezwzględnie przestrzegany.
4. Majątek zmarłych przechodził na pozostałych członków rodu; musiał on pozostać w rodzie.
Wobec niewielkiej wartości przedmiotów, które mógł pozostawić Irokez, dzielili się spadkiem
najbliżsi krewni: jeśli zmarł mężczyzna, to jego rodzeni bracia i siostry i brat matki; jeśli
zmarła kobieta, to jej dzieci i rodzone siostry, ale nie jej bracia. Właśnie dlatego mąż i żona
nie mogli dziedziczyć po sobie lub dzieci po ojcu.
5. Członkowie rodu winni byli wzajem nieść sobie pomoc i obronę, a szczególnie
zobowiązani byli pomagać jeden drugiemu w wypadku zemsty za krzywdę wyrządzoną przez
obcych. Jednostka, jeśli chodzi o jej bezpieczeństwo, liczyła na opiekę rodu, i słusznie: kto ją
skrzywdził, skrzywdził cały ród. Rodowe więzy krwi rodziły więc obowiązek krwawej
zemsty, bezwzględnie uznawany przez Irokezów. Jeśli człowiek z obcego rodu zabił członka
rodu, to cały ród zabitego był zobowiązany do krwawej zemsty. Najpierw czyniono próby
pojednania. Ród zabójcy odbywał radę i czynił radzie rodu zabitego propozycje pojednawcze,
najczęściej przesyłając wyrazy ubolewania i cenne podarki. Jeśli je przyjęto, sprawa była
załatwiona. W przeciwnym wypadku pokrzywdzony ród naznaczał jednego albo paru
mścicieli, którzy byli obowiązani ścigać i zabić mordercę. Gdy to się stało, ród zabitego nie
miał prawa się skarżyć - sprawa była zakończona.
6. Ród ma określone imiona lub szeregi imion, których w całym plemieniu tylko dany ród
może używać, tak że imię jednostki jednocześnie wskazuje, do jakiego rodu ona należy. Z
imieniem rodowym są związane określone prawa rodowe.
7. Ród może adoptować obcych i tym samym przyjmować ich do całego plemienia. Jeńcy
wojenni, których nie zabito, stawali się w ten sposób, przez adopcję do jednego z rodów,
członkami plemienia Seneka i otrzymywali przez to wszystkie prawa rodowe i plemienne.
Adopcja odbywała się na wniosek poszczególnych członków rodu, mężczyzn, którzy obcego
przyjmowali za brata albo za siostrę, lub kobiet, które go przyjmowały jako dziecko; dla
zatwierdzenia adopcji niezbędne było uroczyste przyjęcie do rodu. Często poszczególne rody,
osłabione wskutek wyjątkowych warunków, w ten sposób wzmacniały się na nowo przez
masową adopcję członków innego rodu, za jego zgodą. U Irokezów uroczyste przyjęcie do
rodu odbywało się na publicznym posiedzeniu rady plemienia, przez co stawało się ono
faktycznie obrzędem religijnym.
8. Trudno dowieść, iż w rodach indiańskich istniały specjalne uroczystości religijne, ale
obrzędy religijne Indian są mniej lub więcej związane z rodami. U Irokezów w czasie sześciu
dorocznych świąt religijnych sachemowie i wodzowie wojenni poszczególnych rodów są z
urzędu zaliczani do “stróżów wiary" i pełnią funkcje kapłańskie.
9. Ród ma wspólne miejsce grzebania zmarłych. U Irokezów w stanie Nowego Jorku,
wtłoczonych pomiędzy białych, znikło ono już obecnie, ale dawniej istniało. U innych Indian
istnieje ono nadal: tak na przykład blisko spokrewnieni z Irokezami Tuskarorowie, mimo iż są
chrześcijanami, mają dla każdego rodu określony rząd na cmentarzu, tak że matka co prawda
chowana bywa w tym samym rzędzie co dzieci, ale ojciec nigdy. U Irokezów również na
pogrzeb zmarłego idzie cały jego ród, załatwia sprawę grobu, mów pogrzebowych itp.
10. Ród posiada radę, demokratyczne zgromadzenie wszystkich dorosłych - męskich i
żeńskich - członków rodu; wszyscy z równym prawem głosu. Rada ta wybierała i usuwała
sache-mów i wodzów wojennych, zarówno jak pozostałych stróżów wiary. Rada decydowała
w sprawach okupu (Wergeld) lub zemsty krwawej za zamordowanych członków rodu;
adoptowała obcych do rodu. Słowem, była ona suwerenną władzą rodu.
Oto są uprawnienia typowego rodu indiańskiego.
“Wszyscy jego członkowie są ludźmi wolnymi, obowiązanymi wzajemnie bronić wolności,
równymi w prawach osobistych — ani sachemowie, ani dowódcy wojenni nie wymagają

background image

żadnych przywilejów; tworzą oni związek bratni, spojony więzami krwi. Wolność, równość,
braterstwo, jakkolwiek nigdy nie sformułowane, byty podstawowymi zasadami rodu, który
znów jest jednostką całego systemu społecznego, podstawą zorganizowanego społeczeństwa
indiańskiego. Tym się objaśnia to niezłomne poczucie niezależności i pełne godności
osobistej zachowanie się, które wszyscy przyznają Indianom"

82

.

W momencie odkrycia Indianie całej Ameryki Północnej byli zorganizowani w rody według
prawa macierzystego. U niewielu tylko plemion, jak u plemion Dakota, rody rozpadły się, a u
niektórych, jak Ojibwa, Omaha, byty zorganizowane według prawa ojcowskiego.
U bardzo wielu plemion indiańskich, liczących więcej niż pięć lub sześć rodów, trzy, cztery
lub więcej rodów tworzy odrębną grupę, którą Morgan nazywa fratrią (bractwem), słusznie
tłumacząc nazwę indiańską za pomocą jej greckiego odpowiednika. Tak więc plemię Seneka
ma dwie fratrie; pierwsza obejmuje rody 1-4, druga rody 5-8. Bliższe badanie wykazuje, że
fratrie te są przeważnie pierwotnymi rodami, na które początkowo rozpadło się plemię: wobec
zakazu bowiem małżeństw wewnątrz rodu każde plemię z konieczności musiało obejmować
co najmniej dwa rody, aby móc istnieć samodzielnie. W miarę jak plemię się rozmnażało,
każdy ród dzielił się znów na dwa lub więcej rodów, z których każdy stawał się już rodem
samodzielnym, podczas gdy ród pierwotny, obejmujący wszystkie rody pochodne, istnieje
nadal jako fratrią. U Indian Seneka i u większości innych Indian rody jednej fratrii są to rody
bratnie, podczas gdy rody innych fratrii uważane są za cioteczne - określenia, które, jak
widzieliśmy, mają bardzo realne i wyraźne znaczenie w amerykańskim systemie
pokrewieństwa. Początkowo żaden Seneka nie mógł się również żenić wewnątrz swojej
fratrii, ale ten zakaz już dawno wyszedł z użycia i został ograniczony tylko do rodu. Według
tradycji Indian Seneka Niedźwiedź i Jeleń były tymi dwoma pierwotnymi rodami, od których
oddzieliły się inne. Gdy ta nowa organizacja się zakorzeniła, modyfikowano ją w miarę
potrzeby; jeśli wymierały rody jednej fratrii, to niekiedy dla wyrównania przenoszono do niej
całe rody z innej. Dlatego też wśród rozmaitych plemion znajdujemy rody o tej samej nazwie
w różny sposób ugrupowane we fratriach.
Funkcje fratrii u Irokezów są po części społeczne, po części religijne. - 1. W grze w piłkę
fratrie grają jedna przeciw drugiej. Każda wysyła najlepszych swych graczy, a pozostali
przypatrują się, ustawieni według fratrii, i zakładają się między sobą o zwycięstwo graczy
swojej fratrii. - 2. W radzie plemienia sachemowie i wodzowie wojenni każdej fratrii siedzą
razem, obie grupy naprzeciw siebie, każdy mówca zwraca się do przedstawicieli każdej fratrii
jak do odrębnego ciała. - 3. Jeśli w plemieniu popełniono zabójstwo, a zabójca i zabity nie
należeli do jednej fratni, to pokrzywdzony ród często apelował do rodów bratnich- Te
odbywały radę fratryjną i zwracały się: jako całość do długiej fratrii, by ona również zwołała
radę dla załatwienia sprawy. A więc tutaj znów fratria występuje jako pierwotny lód z
większymi widokami powodzenia niż słabszy oddzielny ród, będący jej latoroślą. - 4. W razie
śmierci wybitnych osób fratria przeciwstawna zajmowała się pogrzebem i uroczystościami
pogrzebowymi, podczas gdy fratria zmarłego, jako pogrążona w żałobie, szła za pogrzebem.
Jeśli umierał sachem, to fratria przeciwstawna zawiadamiała radę związkową Irokezów o
zwolnieniu urzędu. - 5. Przy wyborze sachema również wkraczała na scenę rada fratrii.
Zatwierdzenie przez bratnie rody rozumiało się poniekąd samo przez się, ale rody drugiej
fratrii mogły oponować. W takim wypadku zbierała się rada tej fratrii i jeśli popierała ona
opozycję, to wybory były nieważne. - 6. Irokezi mieli dawniej specjalne misteria religijne,
które biali nazywali medicine-lodges [zebraniami czarowników]. Ił Indian Seneka odprawiały
je dwa bractwa religijne, które posiadały specjalne reguły wtajemniczania nowych członków;
na każdą z obydwu fratrii przypadało jedno z tych bractw. - 7. Jeśli, co jest niemal pewne,
cztery linages (rody), które w czasach podboju

83

zamieszkiwały cztery części Tlaxcali, były

czterema fratriami, dowodziłoby to, że tak samo jak fratrie u Greków i podobne związki
rodowe u Germanów stanowiły one również jednostki wojskowe. Te cztery linages szły do

background image

boju, każda jako odrębny hufiec, we własnym stroju wojennym oraz z własnym sztandarem i
własnym wodzem.
Podobnie jak kilka rodów tworzy fratrie, tak kilka fratrii w klasycznej formie tworzy plemię.
Niekiedy u znacznie osłabionych plemion brak pośredniego ogniwa - fratrii. Co więc
charakteryzuje plemię indiańskie w Ameryce?
1. Własne terytorium i własna nazwa. Oprócz miejsca rzeczywistego swego osiedlenia każde
plemię posiadało jeszcze dość obszerny teren do polowania i rybołówstwa. Dalej leżał szeroki
neutralny pas ziemi sięgający do terytorium sąsiedniego plemienia, węższy między
plemionami o pokrewnym języku, szerszy między plemionami o języku niepokrewnym. Jest
to las graniczny Germanów, pustynia, którą Swewowie Cezara tworzyli wokoło swego
terytorium, isarnholt (po duńsku jarnyed, limes Danicus) między Duńczykami a Germanami,
las saski i branibor (po słowiaósku - las obronny) między Germanami a Słowianami, od
którego Brandenburg otrzymał swą nazwę. Przestrzeń, oddzielona w ten sposób przez
niedokładnie określone granice, stanowiła wspólne terytorium plemienia, uznane jako takie
przez plemiona sąsiednie, bronione przez własne plemię od napaści. Niepewność granic
stawała się dopiero wówczas praktycznie niewygodna, gdy ludność znacznie się rozmnożyła.
- Nazwy plemion, zdaje się, powstały raczej przypadkowo i nie były świadomie wybierane. Z
czasem dość często się zdarzało, że jakieś plemię nazywane było przez plemiona sąsiednie
inaczej, niż samo się nazywało; podobnie jak Niemcy swą pierwszą historyczną zbiorową
nazwę Germanów otrzymali od Celtów.
2. Specjalny, tylko temu plemieniu właściwy dialekt. W rzeczywistości każde plemię miało
zasadniczo swój dialekt. Tworzenie się nowych plemion i dialektów w drodze rozszczepiania
jeszcze do niedawna miało miejsce w Ameryce i zapewne teraz jeszcze nie ustało całkowicie.
Tam gdzie dwa osłabione plemiona złączyły się - w jedno, zdarza się wyjątkowo, że w
jednym plemieniu mówią dwoma blisko spokrewnionymi dialektami. Przeciętna liczebność
plemion amerykańskich nie sięga dwóch tysięcy głów, Czerokezi jednak liczą 26000 ludzi;
stanowią oni największą w Stanach Zjednoczonych grupę Indian mówiących tym samym
dialektem.
3. Prawo uroczystego wprowadzania na urząd wybranych przez rody sachemów i wodzów
wojennych oraz
4. prawo usuwania ich nawet wbrew woli ich rodu. Ponieważ sachemowie i wodzowie
wojenni są jednocześnie członkami rady plemienia, to te prawa plemienia w stosunku do nich
są zrozumiałe same przez się. Tam gdzie się utworzył związek plemion i gdzie ogół plemion
miał swych przedstawicieli w radzie związkowej, powyższe prawa przechodziły na tę radę.
5. Wspólne wyobrażenia religijne (mitologia) i obrzędy kultowe.
“Indianie byli na swoją barbarzyńską modlę ludem religijnym"

84

.

Ich mitologia me jest jeszcze wcale krytycznie zbadana;
przedstawiali sobie wcielenia twoich wyobrażeń religijnych -wszelkiego rodzaju duchy - w
ludzkiej postaci. Jednakże niższy stopień barbarzyństwa, na którym się znajdowali, nie zna
jeszcze przedstawień obrazowych - tak zwanych bożków. Jest to kult przyrody i żywiołów
rozwijający się w kierunku wielo-bóstwa. Różne plemiona miały swe regularne święta z
określonymi formami kultu, zwłaszcza z tańcami i grami; szczególnie taniec byt istotną
częścią wszystkich uroczystości religijnych. Każde plemię odprawiało swoje uroczystości
oddzielnie.
6. Rada plemienna dla wspólnych spraw. Rada składała się ze wszystkich sachemów i
wodzów wojennych poszczególnych rodów, ich rzeczywistych, bo zawsze odwołalnych
przedstawicieli. Rada obradowała publicznie w otoczeniu pozostałych członków plemienia,
którzy mieli prawo wtrącać się i żądać, by wysłuchano ich zdania. Decydowała rada. Z reguły
każdy obecny mógł zabrać głos. Kobiety mogły także przez wybranego przez siebie mówcę

background image

wypowiadać swe zdanie. Ostateczna decyzja u Irokezów musiała być przyjęta jednogłośnie,
podobnie jak to miało miejsce w germańskich wspólnotach - markach przy rozstrzyganiu
niektórych spraw.. Do rady plemienia należało zwłaszcza regulowanie stosunków z obcymi
plemionami, rada przyjmowała poselstwa i wysyłała takowe, wypowiadała wojnę l zawierała
pokój. Jeśli dochodziło do wojny, to brali w niej udział przeważnie ochotnicy. W zasadzie
uważano, że każde plemię znajduje się na stopie wojennej z każdym innym plemieniem, o ile
nie zawarło z nim wyraźnego układu pokojowego. Wyprawy wojenne przeciwko takim
wrogom były zazwyczaj organizowane przez oddzielnych wybitnych wojowników; urządzali
oni taniec wojenny i kto uczestniczył w nim, tym samym zgłaszał swój współudział w
wyprawie. Oddział formował się natychmiast i wyruszał. Obrona napadniętego terytorium
plemiennego również prowadzona była przeważnie przez ochotników. Wymarsz i powrót
takich oddziałów dawały zawsze powód do publicznych uroczystości. Pozwolenie rady
plemienia na takie wyprawy nie było potrzebne, ani go nie zadano, ani nie udzielano.
Przypominają one w zupełności prywatne wyprawy wojenne germańskich drużyn. Jak je nam
opisuje Tacyt Tylko że u Germanów drużyny miały już bardziej stały charakter, tworzyły stałe
jądro, zorganizowane jeszcze w czasie pokoju, wokół którego grupowali się w razie wojny
pozostali ochotnicy. Takie oddziały wojenne rzadko bywały liczne; najpoważniejsze wyprawy
wojenne Indian nawet na znaczną odległość dokonywane były przez niewielkie siły
wojskowe. Jeśli parę takich drużyn łączyło się dla jakiego większego przedsięwzięcia, to
każda z nich słuchała tylko swego wodza. Jedność planu wyprawy, lepiej lub gorzej,
zagwarantowana była przez radę tych wodzów. W ten sposób prowadzili wojnę Alemanowie
w IV wieku naszej ery nad górnym Renem, jak to opisuje Ammianus Marcellinus.
7. U niektórych plemion spotykamy naczelnego wodza, ale o bardzo ograniczonych
uprawnieniach. Jest to jeden z sachemów, który w wypadkach wymagających szybkiego
działania powinien podejmować doraźne środki do czasu, aż rada się zbierze i będzie mogła
ostatecznie decydować. Jest to słaby zarodek urzędnika o władzy wykonawczej, który w
dalszym rozwoju przeważnie pozostał bezowocny; taki urzędnik w większości wypadków,
jeśli nie wszędzie, wywodził się, jak to zobaczymy dalej, z naczelnego wodza.
Większość Indian amerykańskich nie posunęła się dalej poza połączenie się w plemię.
Nieliczne te plemiona, oddzielone od siebie szerokimi pasami granicznymi, osłabione przez
stałe wojny, zajmowały przy niewielkiej co do liczby ludności olbrzymie przestrzenie.
Sojusze pokrewnych plemion powstawały gdzieniegdzie w razie doraźnej potrzeby i
rozpadały się wraz z nią. Ale w niektórych okolicach pokrewne niegdyś plemiona po
rozproszeniu tworzyły na nowo trwałe związki i w ten sposób robiły pierwszy krok do
utworzenia narodów. W Stanach Zjednoczonych najbardziej rozwiniętą formę takiego
związku znajdujemy u Irokezów. Wyruszywszy ze swych siedzib na zachód od Missisipi,
gdzie zapewne stanowili odgałęzienie wielkiej rodziny Dakota, osiedlili się po długiej
wędrówce w dzisiejszym stanie Nowy Jork, podzieleni na 5 plemion: Seneka, Kajuga,
Onondaga, Oneida i Mohawk. Żywili się rybami, dziczyzną i płodami prymitywnego
ogrodnictwa, mieszkali we wsiach przeważnie otoczonych palisadą. Nigdy nie przekraczając
liczby 20 000, mieli oni we wszystkich pięciu plemionach pewną ilość wspólnych rodów,
mówili pokrewnymi narzeczami tego samego języka i zajęli teraz jedno nieprzerwane
terytorium, podzielone między te pięć plemion. Ponieważ było to terytorium nowo zdobyte,
plemiona te przywykły normalnie trzymać się razem w celu obrony przeciwko plemionom
przez nie wypartym i w ten sposób najpóźniej na początku XV wieku powstał formalny
“wieczny związek", federacja, która też natychmiast w poczuciu swej nowej mocy przybrała
charakter zaczepny i u szczytu swej potęgi, około roku 1675, zawojowała znaczne
przestrzenie dookoła, ludność zaś po części wypędziła, po części obłożyła daniną. Związek
Irokezów przedstawiał najbardziej rozwiniętą organizację społeczną, jaką wytworzyli

background image

Indianie, o ile nie przekroczyli niższego stopnia barbarzyństwa (a więc z wyjątkiem Indian
Meksyku, Nowego Meksyku

29

i Peru). Podstawowe zasady tego związku były następujące:

1. Wieczny związek pięciu pokrewnych plemion na zasadzie całkowitej równości i
niezależności we wszystkich wewnętrznych sprawach plemienia. To pokrewieństwo tworzyło
rzeczywistą podstawę związku. Z pięciu plemion trzy nazywały się plemionami ojcowskimi i
były pomiędzy sobą braćmi; dwa pozostałe nazywały się plemionami synowskimi i były
nawzajem również plemionami bratnimi. Trzy rody - najstarsze - miały jeszcze swych
przedstawicieli we wszystkich pięciu plemionach, trzy inne tylko w trzech. Członkowie
każdego z tych rodów byli wszyscy braćmi we wszystkich pięciu plemionach. Wspólny,
różniący się tylko dialektami język był wyrazem i dowodem wspólnego pochodzenia,
2. Organem związku była rada związkowa złożona z 50 sachemów, równych rangą i
prestiżem; rada ta rozstrzygała ostatecznie we wszystkich sprawach związku.
3. Tych 50 sachemów rozdzielono przy założeniu związku pomiędzy plemiona i rody, w
charakterze przedstawicieli nowych urzędów utworzonych wyraźnie dla celów związku. Za
każdym razem gdy stanowisko wakowało, byli oni przez odpowiednie rody wybierani i mogli
być każdego czasu złożeni przez nie z uezędu; prawo wprowadzenia na urząd należało jednak
do rady związkowej.
4. Ci sachemowie związkowi byli jednocześnie sachemami swych plemion, mieli prawo
zasiadania i prawo głosu w radzie plemienia.
5. Wszystkie uchwały rady związkowej musiały być przyjęte jednogłośnie.
6. Głosowanie odbywało się według plemion, tak że dla powzięcia prawomocnej uchwały
konieczna była zgoda każdego plemienia, a w każdym plemieniu zgoda wszystkich członków
rady.
7. Rada każdego z pięciu plemion mogła zwołać radę związkową, ale rada związkowa nie
mogła sama się zwołać.
8. Posiedzenia odbywały się w obecności zgromadzonego ludu: każdy Irokez mógł zabrać
głos; decydowała tylko rada.
9. Związek nie miał żadnego personalnego zwierzchnika, żadnej osoby stojącej na czele
władzy wykonawczej.
10. Miał natomiast dwóch naczelnych dowódców wojennych z równymi uprawnieniami i
równą władzą (dwaj królowie Spartan, dwaj konsulowie w Rzymie).
Oto cały ustrój społeczny, w którym Irokezi przeżyli ponad 400 lat i żyją nadal. Opisałem go
szczegółowo według Morgana, ponieważ mamy tu sposobność zbadania organizacji
społeczeństwa, które jeszcze nie zna państwa. Państwo zakłada istnienie specjalnej władzy
publicznej, odrębnej od ogółu składających się nań za każdym razem osób, i Maurer, który,
wiedziony trafnym instynktem, uważa ustrój germańskiej marki za instytucję z natury swej
czysto społeczną, istotnie różniącą się od państwa, jakkolwiek później stanowiącą przeważnie
jego podstawę — Maurer bada więc we wszystkich swych pracach stopniowe powstawanie
władzy publicznej z pierwotnych ustrojów marki, wsi, dworów i miast oraz obok nich. Na
przykładzie Indian północnoamerykańskich widzimy, jak plemię początkowo jednolite
stopniowo rozprzestrzenia się po ogromnym kontynencie, jak plemiona, rozszczepiając się,
stają się narodami, całymi grupami plemion, jak języki zmieniają się tak dalece, że nie tylko
stają się wzajemnie niezrozumiałe, lecz znika wszelki niemal ślad pierwotnej jedności; jak
przy tym wewnątrz plemion oddzielne rody rozpadają się na kilka rodów, stare zaś rody
macierzyste zachowują się w postaci fratrii, a jednak nazwy tych najstarszych rodów
pozostają u plemion odległych i od dawna rozszczepionych niezmienione. - Wilk i
Niedźwiedź są jeszcze nazwami rodowymi u -większości plemion indiańskich. Do wszystkich
tych plemion stosuje się w ogólnych zarysach wyżej opisany ustrój — tylko że wiele z nich
nie doszło w swym rozwoju do związku pokrewnych plemion.

background image

Ale widzimy także, że skoro mamy już ród jako jednostkę społeczną, to niemal z
nieuniknioną - bo naturalną - koniecznością wyrasta z tej jednostki cały ustrój rodów, fratrii,
plemion. Wszystkie trzy są grupami różnych stopni pokrewieństwa, każda zamknięta w sobie
i rządząca swymi sprawami, ale każda uzupełnia również pozostałe. A zakres przypadających
na nie spraw obejmuje całokształt spraw publicznych barbarzyńcy niższego stopnia. Gdy więc
u jakiegoś ludu znajdujemy ród jako jednostkę społeczną, możemy szukać organizacji
plemienia podobnej do wyżej opisanej. Tam gdzie posiadamy dostateczny materiał źródłowy,
jak u Greków i Rzymian, nie tylko ją odnajdziemy, ale przekonamy się nadto, że w
wypadkach, w których źródła zawodzą, porównanie z amerykańskim ustrojem społecznym
pomoże nam rozwiązać najtrudniejsze wątpliwości i zagadki.
Jak wspaniały jest ten ustrój rodowy przy całej swej dziecinnej prostocie! Bez żołnierzy,
żandarmów i policjantów, bez szlachty, królów, namiestników, prefektów i sędziów, bez
więzień, bez procesów - wszystko idzie swym normalnym trybem. Wszelkie spory i zatargi
rozstrzyga ogół tych, których to dotyczy: ród lub plemię, lub poszczególne rody między sobą.
Jako ostateczny, rzadko stosowany środek grozi krwawa zemsta, której cywilizowaną formą,
obciążoną wszystkimi zaletami i wadami cywilizacji, jest nasza kara śmierci. I chociaż spraw
wspólnych jest daleko więcej niż w naszych czasach - gospodarstwo domowe szeregu rodzin
jest wspólne i komunistyczne, ziemia jest własnością plemienia, tylko ogródki przydzielane są
czasowo oddzielnym rodzinom - nie ma tam jednak ani śladu naszego rozgałęzionego i
zawikłanego aparatu administracyjnego. Rozstrzygają zainteresowani, a w większości
wypadków odwieczny zwyczaj już z góry wszystko uregulował. Biednych i potrzebujących
nie może być - komunistyczne gospodarstwo i ród znają swe obowiązki względem starych,
chorych i okaleczonych na wojnie. Wszyscy są równi i wolni -również kobiety. Nie ma tu
jeszcze miejsca na niewolników, na ogół nie ma go również na ujarzmienie obcych plemion.
Gdy Irokezi około roku 1651 zwyciężyli Eriów i “Naród Neutralny"

85

, zaproponowali im

wstąpienie do związku na równych prawach, dopiero gdy zwyciężeni odmówili, wypędzeni
zostali z ich terytorium. A jakich mężczyzn i kobiety wychowuje takie społeczeństwo,
świadczy podziw wszystkich białych, którzy się stykali z niezdemoralizowanymi Indiami, dla
godności osobistej, prawości, siły woli i męstwa tych barbarzyńców.
Przykłady męstwa widzieliśmy całkiem niedawno w Afryce. Kafrowie zuluscy przed paru
laty, jak też Nubijczycy przed paru miesiącami - jedni i drudzy to plemiona, wśród których
ustrój rodowy jeszcze nie zanikł - dokazali tego, czego nie może dokazać żadne wojsko
europejskie

86

. Uzbrojeni tylko W lance i oszczepy, bez broni palnej, pod gradem kul

odtylcówek angielskiej piechoty - uznanej za pierwszą w świecie, jeśli chodzi o walkę w
szyku zwartym - doszli aż do starcia na bagnety i wielokrotnie mieszali jej szyki, nawet
powalali przeciwnika mimo kolosalnej nierówności broni i mimo że nie znana jest im służba
wojskowa ani musztra. O tym, co potrafią znieść i czego dokonać, świadczą sami Anglicy,
narzekający, że Kafr w ciągu doby ujdzie większy szmat drogi i prędzej niż koń - najmniejszy
muskuł jest widoczny, twardy i napięty jak pleciony rzemień, mówi pewien angielski malarz.
Tak wyglądali ludzie i społeczeństwo ludzkie, zanim nastąpił podział na różne klasy. I jeśli
porównamy ich położenie z położeniem olbrzymiej większości dzisiejszych ludzi
cywilizowanych, to okaże się, że odległość między dzisiejszym proletariuszem i drobnym
chłopem a dawnym wolnym członkiem rodu jest ogromna.
To jedna strona. Ale nie zapominajmy, że organizacja ta była skazana na zagładę. Nie wyszła
ona poza ramy plemienia; związek plemion oznaczał już początek podważania tej organizacji,
jak to się okaże i jak już się okazało przy czynionych przez Irokezów próbach ujarzmienia
innych plemion. Wszystko, co było poza plemieniem, było poza prawem. Gdzie nie było
wyraźnie zawartego traktatu pokojowego, tam panowała wśród plemion wojna i wojna ta była
prowadzona z okrucieństwem, jakie wyróżnia człowieka spośród innych zwierząt i które
dopiero później zostało złagodzone ze - względu na interes. Ustrój rodowy w okresie swego

background image

rozkwitu, taki, jaki widzieliśmy w Ameryce, implikuje nadzwyczaj słabo rozwiniętą
produkcję, a więc nadzwyczaj nieliczną ludność zamieszkującą olbrzymie terytorium oraz
zupełne niemal panowanie nad człowiekiem otaczającej go przyrody, obcej mu i
niezrozumiałej, co odzwierciedla się w dziecinnych wyobrażeniach religijnych. Plemię
pozostało granicą dla człowieka, zarówno wobec obcoplemieńca, jak i wobec siebie samego:
plemię, ród i jego urządzenia były święte i nietykalne, były siłą wyższą daną przez przyrodę,
siłą, której jednostka była bezwzględnie podporządkowana w swych uczuciach, myślach i
czynach. Jakkolwiek ludzie tej epoki imponują nam teraz, nie różną się oni jeden od drugiego;
jak mówi Marks, wiszą oni jeszcze na pępowinie wspólnoty pierwotnej. Potęga tej wspólnoty
pierwotnej musiała być złamana - i została złamana. Ale złamana została przez wpływy, które
od pierwszego wejrzenia wydają się nam degradacją, grzechem pierworodnym, który strącił
ludzi z prostej wyżyny moralnej dawnego społeczeństwa rodowego. Najniższe pobudki -
pospolita chciwość, brutalna żądza używania, brudne skąpstwo, egoistyczny rabunek dobra
publicznego - oto co stało u kolebki nowego, cywilizowanego, klasowego społeczeństwa.
Najnikczemniejsze środki - kradzież, gwałt, podstęp i zdrada - podważyły stare bezklasowe
społeczeństwo rodowe i doprowadziły je do upadku. To nowe społeczeństwo w ciągu dwóch i
pół tysiąca lat swego istnienia nigdy nie było niczym innym jak rozwojem drobnej
mniejszości kosztem wyzyskiwanej i uciskanej olbrzymiej większości - i dzisiaj jest ono
takim bardziej jeszcze niż kiedykolwiek przedtem.

IV Ród grecki

Grecy, podobnie jak Pelazgowie i inne ludy pokrewne, byli już w czasach przedhistorycznych
zorganizowani według tego samego szeregu organicznego co Amerykanie: ród, fratria,
plemię, związek plemion. Mogły nie istnieć fratrie, jak na przykład u Dorów, nie wszędzie też
musiały się rozwinąć związki plemion, jednakże ród był we wszystkich wypadkach jednostką
podstawową. W okresie gdy Grecy wkraczają do historii,, stoją oni już na progu cywilizacji;
między nimi a plemionami amerykańskimi, o których mówiliśmy wyżej, leżą prawie dwa
wielkie okresy rozwoju, o które Grecy okresu bohaterskiego wyprzedzają Irokezów. Toteż ród
grecki bynajmniej nie jest już archaicznym rodem Irokezów, piętno małżeństwa grupowego
zaczyna się już znacznie zacierać. Prawo macierzyste ustąpiło miejsca prawu ojcowskiemu;
powstające bogactwo prywatne zrobiło w ten sposób pierwszy wyłom w ustroju rodowym.
Drugi wyłom był naturalnym następstwem pierwszego: ponieważ po wprowadzeniu prawa
ojcowskiego majątek bogatej spadkobierczyni po jej zamążpójściu przeszedłby w ręce jej
męża, a więc do innego rodu, przełamano podstawową zasadę wszelkiego prawa rodowego i
nie tylko zezwalano, lecz, w celu zachowania majątku w rodzie, nakazywano w tym wypadku,
by dziewczyna wychodziła za mąż w obrębie rodu.
Według “Historii Grecji" Grote'a

87

ród ateński utrzymywał swoją zwartość głównie dzięki:

1. Wspólnym uroczystościom religijnym i wyłącznemu prawu kapłanów do kultu określonego
boga, domniemanego praojca rodu, którego w tym charakterze oznaczano specjalnym
przydomkiem.
2. Wspólnym miejscom grzebania zmarłych (por. “Eubulides" Demostenesa

88

).

3. Prawu -wzajemnego dziedziczenia po sobie.
4. Wzajemnemu obowiązkowi pomocy, obrony i poparcia w wypadkach przemocy.
5. Wzajemnym prawom i obowiązkom zawierania w pewnych wypadkach związków
małżeńskich w obrębie rodu, zwłaszcza jeśli chodziło o sieroty lub spadkobierczynie.
6. Posiadaniu, w niektórych przynajmniej wypadkach, wspólnego majątku z własnym
archontem (naczelnikiem) i skarbnikiem.
Poza tym połączenie we fratrie wiązało kilka rodów ze sobą, choć nie tak ściśle; ale i tutaj
znajdujemy podobne wzajemne prawa i obowiązki, zwłaszcza wspólność określonych

background image

obrzędów religijnych i prawo ścigania zabójcy w razie zamordowania jednego z członków
fratrii. Wszystkie fratrie jednego plemienia posiadały z kolei wspólne, regularnie
powtarzające się uroczystości religijne pod przewodnictwem fi-lobasileusa (naczelnika
plemienia) wybranego spośród szlachty (eupatrydów).
Tyle Grotę. Marks zaś dodaje: “Z greckiego rodu wyziera wyraźnie dzikus (np. Irokez)"

89

.

Jego obecność stanie się jeszcze bardziej widoczna, gdy posuniemy się nieco dalej w naszych
badaniach.
Mianowicie do cech charakterystycznych rodu greckiego należą jeszcze:
7. Pochodzenie według prawa ojcowskiego.
8. Zakaz zawierania małżeństw wewnątrz rodu z wyjątkiem małżeństw ze
spadkobierczyniami.
Ten wyjątek i forma nakazu, w jaką go ujęto, świadczą o tym, że stara zasada pozostawała
nadal w mocy. Wskazuje na to również przyjęta ogólnie zasada, że kobieta przez
zamążpójście zrzekała się obrządków religijnych swego rodu i przyjmowała obrządek męża,
do którego fratrii została zapisana. Na podstawie tego, cośmy wyżej powiedzieli, a także na
podstawie słynnego ustępu u Dikajarcha widzimy, że małżeństwo poza rodem stanowiło
regułę

90

. A Becker w “Chariklesie"

91

wprost mówi, że nikt nie mógł się żenić w obrębie swego

rodu.
9. Prawo adopcji do rodu. Dokonywano jej przez adopcję do rodziny, ale z zachowaniem
publicznych formalności i tylko jako wyjątek.
10. Prawo wybierania i odwoływania naczelników. Wiemy, że każdy ród miał swego
archonta; nigdzie nie znajdujemy żadnej wzmianki, ażeby urząd ten był dziedziczny w
określonych rodzinach. Przypuszczalnie aż do końca okresu barbarzyństwa nie było ścisłej

91a

dziedziczności, nie daje się ona bowiem pogodzić ze stosunkami zupełnej równości wobec
prawa bogatych i biednych wewnątrz rodu.
Nie tylko Grotę, ale i Niebuhr, Mommsen i wszyscy inni historycy, którzy dotychczas
zajmowali się starożytnością klasyczną, nie mogli uporać się z rodem. Jakkolwiek trafnie
opisali oni wiele cech, widzieli jednak w nim zawsze grupę rodzin i w ten sposób
uniemożliwiali sobie zrozumienie istoty i pochodzenia rodu. W ustroju rodowym rodzina nie
była nigdy jednostką organizacyjną i nie mogła nią być, ponieważ mąż i żona z konieczności
należeli do dwóch różnych rodów. Ród wchodził całkowicie do fratrii, fratria do plemienia;
rodzina wchodziła w połowie do rodu męża, w połowie do rodu żony. Również państwo w
prawie publicznym nie uznaje żadnej rodziny; po dziś dzień istnieje ona tylko w prawie
prywatnym. A jednak całe dotychczasowe dziejopisarstwo wychodzi z niedorzecznego
założenia, które stało się nietykalne, zwłaszcza w wieku XVIII, jakoby monogamiczna
rodzina pojedyncza, która bodaj nie jest starsza od cywilizacji, miała być jądrem, wokół
którego krystalizowały się stopniowo społeczeństwo i państwo.
“Trzeba jeszcze zwrócić uwagę panu Grote - dodaje Marks -że choć Grecy wyprowadzają
swe rody z mitologii, rody te są starsze niźli przez nich samych stworzona mitologia z jej
bogami i półbogami"

92

.

Morgan chętnie powołuje się na Grote'a, gdyż jest to świadek poważny i przecież zupełnie
wiarygodny. Opowiada on dalej, że każdy ród ateński nosił imię wywodzące się od swego
domniemanego przodka, że zawsze przed Solonem i jeszcze po Solonie przy braku testamentu
majątek zmarłego dziedziczyli członkowie jego rodu (gennetes); w razie zabójstwa prawo i
obowiązek sądowego ścigania zabójcy mieli przede wszystkim krewni zabitego, następnie
członkowie rodu i wreszcie członkowie fratrii:
“Wszystko, co wiemy o starodawnych prawach ateńskich, opiera się na podziale na rody i
fratrie"

93

.

background image

Pochodzenie rodów od wspólnych przodków sprawiało poważne kłopoty “uczonym filistrom"
(Marks)

94

. Ponieważ uważają oni to naturalnie za mit, więc w żaden sposób nie mogą

wyjaśnić powstania rodu z żyjących obok siebie, początkowo wcale nie spokrewnionych
rodzin, a jednak muszą się z tym jakoś uporać, ażeby wytłumaczyć istnienie rodu. Z zaklętego
koła pustych frazesów nie posuwają się poza twierdzenie: rodowód jest wprawdzie bajką, ale
ród jest rzeczywistością. Wreszcie Grotę mówi (w nawiasach słowa Marksa), co następuje:
“O tym rodowodzie słyszymy rzadko, ponieważ publicznie wspominany bywa on tylko w
pewnych wyjątkowo uroczystych wypadkach. Ale pomniejsze rody, zupełnie tak samo jak
rody znakomite, miały swe wspólne praktyki religijne" (to dziwne, panie Grote!) “i
wspólnego nadludzkiego przodka oraz rodowód" (jakie to jest dziwne u pomniejszych rodów,
panie Grotę!); “zasadniczy plan i idealna podstawa" (nie idealna, szanowny panie, lecz
cielesna, germanice fleiscblicb) “byty u wszystkich te same"

95

.

Marks w taki sposób streszcza odpowiedź, jaką w tej kwestii daje Morgan: “System
pokrewieństwa, właściwy rodowi w jego formie pierwotnej - a Grecy podobnie jak inni
śmiertelnicy posiadali niegdyś taką formę - przechowywał informacje o stopniach
wzajemnego pokrewieństwa wszystkich członków rodu. Od dzieciństwa uczyli się oni w
praktyce tej niezwykle dla nich ważnej rzeczy. Wraz z powstaniem rodziny monogamicznej
poszło to w zapomnienie. Imię rodowe tworzyło rodowód, wobec którego rodowód
poszczególnej rodziny wydawał się bez znaczenia. Odtąd to imię rodowe miało świadczyć o
fakcie wspólnego pochodzenia wszystkich, którzy je noszą, ale genealogia rodu sięgała tak
daleko wstecz, że członkowie nie mogli już dowieść swego rzeczywistego wzajemnego
pokrewieństwa, z wyjątkiem ograniczonej liczby wypadków, kiedy ludzie mieli późniejszych
wspólnych przodków. Samo imię rodowe było dowodem wspólnego pochodzenia, i to
dowodem ostatecznym, z wyjątkiem wypadków adopcji. Toteż rzeczywiste zaprzeczanie
wszelkiego pokrewieństwa między członkami rodu, na wzór Grote'a i Niebuhra, którzy
przekształcili ród w coś wyłącznie zmyślonego, wyimaginowanego, godne jest właśnie
«idealnych», to znaczy gabinetowych erudytów. Ponieważ związek pokoleń, zwłaszcza od
czasów zapanowania monogamii, ginie w przeszłości i tylko w mitologicznym tworze fantazji
znajdujemy odzwierciedlenie minionej rzeczywistości, stąd poczciwi filistrzy wysnuwali i
nadal wysnuwają wnioski, że rzeczywiste rody zostały stworzone przez fantastyczny
rodowód"

95a

.

Fratria była, tak samo jak u Amerykanów, rodem macierzystym, rozszczepionym na kilka
rodów pochodnych i zarazem je jednoczącym, i często wyprowadzała jeszcze wszystkie te
rody od wspólnego praojca. Tak więc według Grote'a
“wszyscy współcześni sobie członkowie fratrii Hekateus mieli w szesnastym pokoleniu tego
samego boga za praojca"

96

;

wszystkie rody tej fratrii były zatem dosłownie rodami bratnimi. Fratria występuje jeszcze u
Homera jako jednostka wojskowa w słynnym ustępie, gdzie Nestor radzi Agamemno-nowi:
Uszykuj mężów według plemion i fratrii, tak aby fratria stała obok fratrii, a plemię obok
plemienia

97

. - Poza tym fratria ma prawo i obowiązek ścigania sprawcy zabójstwa

popełnionego na członku fratrii, a więc dawniej miała również obowiązek krwawej zemsty.
Następnie fratria ma wspólne świątynie i uroczystości - w ogóle wytworzenie się całej
greckiej mitologii z tradycyjnego staroaryjskiego kultu przyrody związane było w znacznej
mierze z rodami i fratriami i dokonało się w ich ramach. Ponadto fratria miała swego
naczelnika (phratriarchos), a według de Coulanges'a - także wspólne zgromadzenia z
obowiązującymi uchwałami, sądownictwo i administrację. Nawet późniejsze państwo, które
ignorowało ród, pozostawiło fratrii sprawowanie pewnych funkcji publicznych.
Kilka spokrewnionych fratrii tworzy plemię, W Attyce były cztery plemiona, każde dzieliło
się na trzy fratrie, a każda fratria liczyła 30 rodów. Taki dokładnie obmyślony podział grup
zakłada świadomą, planową ingerencję w naturalnie powstały porządek. Jak, kiedy i dlaczego

background image

tak się stało, o tym milczy historia grecka, z której Grecy zachowali wspomnienia tylko od
czasu okresu bohaterskiego.
Odchylenia w dialekcie były u Greków, stłoczonych na względnie małej przestrzeni, mniejsze
niż w olbrzymich lasach amerykańskich; ale i tutaj widzimy połączone w jedną większą
całość tylko plemiona o tym samym głównym narzeczu. Nawet w małej Attyce znajdujemy
odrębny dialekt, który później stał się ogólnie panującym językiem prozy.
W poematach Homera spotykamy plemiona greckie przeważnie już połączone w małe
narodowości, wewnątrz których jednak rody, fratrie i plemiona zachowały jeszcze całkowicie
swą niezależność. Mieszkały one już w miastach obwarowanych murami; ludność ich
wzrastała wraz ze wzrostem stad, rozwojem rolnictwa i zaczątkami rzemiosła; zarazem
wzrastały różnice majątkowe, a wraz z nimi element arystokratyczny wewnątrz starej,
pierwotnej demokracji. Oddzielne drobne ludy prowadziły bezustanne wojny o posiadanie
lepszych gruntów i oczywiście o łup wojenny; niewolnictwo jeńców wojennych stało się już
uznaną instytucja.
Ustrój tych plemion i niewielkich ludów był więc następujący:
1. Stałą władzą była rada, bule, początkowo zapewne składająca się z naczelników rodów, a
następnie, gdy liczba rodów stała się zbyt wielka, z osób wybranych spośród nich, co dało
sposobność do rozwinięcia się i umocnienia elementów arystokratycznych; tak więc, jak
twierdzi również Dionizjos, rada w okresie bohaterskim składa się z arystokratów (kratistoi)

98

.

Rada rozstrzygała w ostatniej instancji wszystkie ważniejsze sprawy. Tak np. u Ajschylosa
rada tebańska przyjmuje decydującą w danej sytuacji uchwałę, aby Eteokla pogrzebać z
honorami, a trupa Polinika wyrzucić psom na pożarcie

99

. Gdy powstało państwo, rada ta

przekształciła się w późniejszy senat.
2. Zgromadzenie ludowe (agora). U Irokezów widzieliśmy, jak lud, mężczyźni i kobiety,
otaczał kołem zebranie rady, zabierając głos według określonego porządku i wpływając w ten
sposób na jej uchwały. U Greków homerowskich ten “Umstand" [“otaczanie kołem"] - że
użyjemy staroniemieckiego zwrotu sądowego - rozwinął się już w prawdziwe zgromadzenie
ludowe, podobnie jak to miało miejsce również u Germanów w czasach najdawniejszych.
Zwoływała je rada dla rozstrzygnięcia ważniejszych spraw. Każdy mężczyzna miał prawo
zabrać głos. Decyzję podejmowano przez podniesienie rąk (Ajschylos w “Błagalnicach") lub
przez aklamację. Zgromadzenie stanowiło suwerenną władzę, ostatnią instancję, gdyż jak
mówi Schoemann (“Starożytności greckie"),
“jeżeli chodziło o sprawę, do urzeczywistnienia której niezbędny był udział ludu, to Homer
nie podaje nam żadnego środka, za pomocą którego można by go do tego zmusić wbrew jego
woli"

100

.

W owych czasach, kiedy każdy dorosły mężczyzna - członek plemienia — był wojownikiem,
nie było jeszcze żadnej władzy publicznej odrębnej od ludu, którą można by mu
przeciwstawić. Pierwotna demokracja znajdowała się jeszcze w pełnym rozkwicie i to musi
stanowić punkt wyjścia dla oceny władzy i roli zarówno rady jak basileusa.
3. Wódz (basileus). A oto co o tej sprawie mówi Marks: “Uczeni europejscy, przeważnie
urodzeni lokaje książąt, robią z basileusa monarchę we współczesnym znaczeniu. Przeciw
temu protestuje jankes-republikanin, Morgan. Mówi on bardzo ironicznie, ale słusznie o
namaszczonym Gladstonie i jego <<Juventus mundi>>:
<<Pan Gladstone przedstawia nam greckich wodzów okresu bohaterskiego jako królów i
książąt, dodając, że byli oni także dżentelmenami. Musi jednak sam przyznać, że na ogół
znajdujemy tam zwyczaj lub prawo pierworodztwa jakoby dostatecznie, choć niezbyt
wyraźnie ustalone>>"

101

.

background image

Zapewne samemu panu Gladstone'owi będzie się wydawać, że obwarowane takimi
zastrzeżeniami prawo pierworodztwa można uważać dostatecznie, choć niezbyt wyraźnie, za
nie istniejące.
Widzieliśmy, jak się rzecz ma z dziedziczeniem godności naczelnika u Irokezów i innych
Indian. Wszystkie urzędy były obieralne przeważnie wewnątrz rodu i o tyle były w nim
dziedziczne. Pizy obsadzaniu wakującego urzędu zaczęto stopniowo dawać pierwszeństwo
najbliższemu krewnemu rodowemu - bratu lub siostrzeńcowi - o ile nie było powodu, by go
pominąć. Jeśli więc u Greków pod panowaniem prawa ojcowskiego urząd basilcusa i reguły
przechodził z ojca na syna lub na jednego z synów, to dowodzi tylko, że synowie mogli
liczyć, iż zostaną następcami na mocy wyboru, bynajmniej zaś nie stanowi to dowodu
dziedziczenia na mocy prawa bez wyboru. To, co tutaj widzimy, stanowi u Irokezów i u
Greków zaczątki wyodrębnienia się rodzin arystokratycznych wewnątrz rodów, a u Greków w
dodatku zaczątki przyszłych rządów dziedzicznych, czyli monarchii. Przypuszczać więc
należy, że u Greków basileus musiał być albo wybrany przez lud, albo też zatwierdzony przez
uznane organy - radę lub agorę - podobnie jak to było z rzymskim “królem" (rex).
W “Iliadzie" Agamemnon, władca mężów, występuje nie jako najwyższy król Greków, lecz
jako naczelny wódz armii związkowej pod oblężonym miastem. I taki właśnie jego charakter
ma na myśli Odyseusz, mówiąc w słynnym ustępie, gdy wśród Greków wybuchły spory:
Niedobrze jest, gdy wielu rządzi, jeden niech będzie dowódcą itd. (następujące po tym znane
wiersze o berle są późniejszym dodatkiem)

l02

. “Odyseusz nie wygłasza tu odczytu o formach

rządu, lecz żąda posłuszeństwa dla najwyższego wodza na wojnie. Grecy, którzy pod murami
Troi występują tylko jako wojsko, zachowują się w agorze dość demokratycznie. Gdy
Achilles mówi o podarkach, tj. o podziale łupu, składa ten obowiązek nie na Agamemnona
lub innego basileusa, lecz na <<synów Achajów>>, to znaczy lud. Epitety <<zrodzony przez
Zeusa>>, «wykarmiony przez Zeusa» niczego nie dowodzą, bo każdy ród pochodził od
jakiegoś boga, a ród naczelnika plemienia, rzecz oczywista, od jakiegoś «znakomitszego»
boga, w danym wypadku - od Zeusa. Nawet osobiście niewolni, jak świniopas Eumajos i inni,
są «boscy» (dioi i theioi), i to w <<Odysei>>, a więc w czasach znacznie późniejszych niż te,
które opisuje <<Iliada>>. W tej samej <<Odysei>> przydomek herosa jest nadawany zarówno
heroldowi Muliosowi, jak ślepemu śpiewakowi Demodokowi. Krótko mówiąc, wyraz
basileia, który greccy pisarze stosują do tak zwanego homerowskiego królestwa (ponieważ
dowodzenie wojskiem jest jego główną oznaką) obok rady i zgromadzenia ludowego, oznacza
jedynie demokrację wojskową" (Marks)

103

.

Basileus prócz wojskowych pełnił jeszcze funkcje kapłańskie i sądownicze; te ostatnie nie
były ściślej określone, pierwsze zaś wypływają z jego charakteru jako najwyższego
przedstawiciela plemienia lub związku plemion. Nigdzie nie ma mowy o jego uprawnieniach
w zakresie administracji cywilnej, ale jak się zdaje, basileus był z urzędu członkiem rady.
Etymologicznie jest więc słuszne tłumaczenie wyrazu basileus przez Konig [król], ponieważ
Konig (Kuning) pochodzi od Kuni, Kunne i oznacza naczelnika rodu, ale dzisiejszemu
znaczeniu wyrazu Konig bynajmniej nie odpowiada starogrecki basileus. Tukidydes dawną
basileia wyraźnie nazywa patrike, tj. wywodzącą się z rodu, i mówi, że miała ona ściśle
określone, a więc ograniczone uprawnienia

104

. Arystoteles mówi, ze basileia czasów

bohaterskich jest to dowództwo nad wolnymi, a basileus był dowódcą wojskowym, sędzią i
najwyższym kapłanem

l05

; a więc nie miał on władzy rządzenia w późniejszym tego słowa

znaczeniu

105a

.

W greckim ustroju okresu bohaterskiego widzimy zatem starą organizację rodową jeszcze w
pełni sił, ale widzimy jednocześnie i początek jej upadku: prawo ojcowskie i dziedziczenie
majątku przez dzieci sprzyjało nagromadzeniu bogactw w rodzinie i z rodziny czyniło potęgę
przeciwstawną rodowi; oddziaływanie różnic majątkowych na ustrój społeczny drogą
utworzenia pierwszych zaczątków dziedzicznej szlachty i władzy królewskiej; niewolnictwo,

background image

ograniczone początkowo tylko do jeńców wojennych, otwierało już możliwość ujarzmienia
członków własnego plemienia, a nawet rodu; dawne walki między plemionami wyradzają się
teraz w systematyczny rozbój na lądzie i morzu dla zdobycia bydła, niewolników, skarbów,
stając się stałym źródłem dochodu; krótko mówiąc, zaczęto wysławiać bogactwo i uważać je
za najwyższe dobro, nadużywając starych porządków rodowych dla usprawiedliwienia
przemocy i rabunku bogactw. Jednego tylko jeszcze brakowało: instytucji, która by nie tylko
zabezpieczyła nowo zdobyte bogactwa jednostek wobec komunistycznych tradycji rodowych,
nie tylko uświęciła własność prywatną, dawniej tak lekceważoną, i to uświęcenie ogłosiła za
najszczytniejszy cel wszelkiego społeczeństwa ludzkiego, lecz która by położyła pieczęć
powszechnego społecznego uznania na kolejno rozwijających się nowych formach
zdobywania własności, a więc na coraz szybszym gromadzeniu bogactw; instytucji, która by
uwieczniła nie tylko powstający podział społeczeństwa na klasy, lecz również i prawo klas
posiadających do wyzyskiwania klas nieposiadających oraz panowanie pierwszych nad
ostatnimi.
I taka instytucja powstała. Wynaleziono państwo.

V Powstanie państwa ateńskiego

Na przykładzie starożytnych Aten możemy najlepiej badać proces powstawania państwa,
przynajmniej na pierwszym jego etapie: jak częściowo przekształcało organy ustroju
rodowego, częściowo je wypierało i wprowadzało na ich miejsce nowe, aż wreszcie zupełnie
je zastąpiło przez rzeczywiste władze państwowe, gdy tymczasem na miejsce broniącego się
w swoich rodach, fratriach i plemionach prawdziwego “uzbrojonego ludu" zjawiła się
uzbrojona “władza publiczna", posłuszna organom państwowym, a więc dająca się użyć
również przeciw ludowi. Przemiany form opisał głównie Morgan, treść zaś ekonomiczną,
która je wywołała, zmuszony byłem przeważnie sam dodać.
W okresie bohaterskim cztery plemiona Ateńczyków zamieszkiwały jeszcze w Attyce odrębne
terytoria; nawet tworzące je dwanaście fratrii zdają się posiadać odrębne siedziby w dwunastu
miastach Kekropsa. Zachowali jeszcze ustrój z okresu bohaterskiego: zgromadzenie ludowe,
rada ludowa, basileus. Tak daleko jak sięga historia pisana, grunty i ziemie są już podzielone i
znajdują się w posiadaniu prywatnym, co jest zgodne ze względnie rozwiniętą ku końcowi
wyższego stopnia barbarzyństwa produkcją towarową i odpowiednim rozwojem handlu
towarowego. Obok zboża produkowano wino i oliwę; handel morski na Morzu Egejskim,
odbierany stopniowo Fenicjanom, przechodził przeważnie w ręce mieszkańców Attyki.
Kupno i sprzedaż gruntów, postępujący podział pracy między rolnictwem a rzemiosłem,
handlem a żeglarstwem spowodowały, że członkowie rodów, fratrii i plemion musieli bardzo
prędko mieszać się pomiędzy sobą: na terytorium fratrii i plemienia osiedlali się ludzie,
którzy jakkolwiek byli współrodakami, nie należeli jednak do tych związków, byli więc obcy
w miejscu swego zamieszkania.
W czasach pokoju bowiem każda fratria i każde plemię samo zarządzało swymi sprawami nie
zwracając się do Aten, do rady ludowej lub do basileusa. Kto zaś mieszkał na terytorium
fratrii lub plemienia nie należąc doń, nie mógł naturalnie brać żadnego udziału w tym
zarządzaniu.
Normalne funkcjonowanie organów ustroju rodowego zostało tak zdezorganizowane, że już w
okresie bohaterskim trzeba było szukać środków zaradczych. Wprowadzono konstytucję,
przypisywaną Tezeuszowi. Zmiana polegała przede wszystkim na tym, że utworzono
centralny zarząd w Atenach, to znaczy, że część spraw, które dotychczas każde plemię
załatwiało samodzielnie, uznano za wspólne i przekazano je wspólnej radzie zasiadającej w
Atenach. W ten sposób Ateńczycy posunęli się o krok dalej niż jakikolwiek tubylczy lud
Ameryki: na miejsce zwykłego związku sąsiadujących ze sobą plemion nastąpiło ich zlanie w

background image

jeden naród. Przez to powstało ogólnonarodowe prawo ateńskie, które stało ponad
zwyczajami prawnymi plemion i rodów. Obywatel ateński jako taki otrzymał określone prawa
i nową opiekę prawną także i na tym terytorium, na którym był obcoplemieńcem. Ale w ten
sposób został zrobiony pierwszy krok ku obaleniu ustroju rodowego, był to bowiem pierwszy
krok do późniejszego nadania obywatelstwa ludziom, którzy w całej Attyce byli
obcoplemieńcami, którzy znajdowali się i pozostawali całkiem poza obrębem ateńskiego
ustroju rodowego. Drugim przypisywanym Tezeuszowi urządzeniem był podział całego
narodu, bez względu na rody, fratrie lub plemiona, na trzy klasy: eupatrydów, czyli
arystokrację, geomorów, czyli rolników, i demiurgów, czyli rzemieślników, oraz przekazanie
wyłącznego prawa piastowania urzędów arystokratom. Podział ten, z wyjątkiem obsadzania
urzędów przez arystokrację, nie pociągnął za sobą żadnych następstw, ponieważ poza tym nie
ustanawiał żadnych różnic prawnych między klasami

105b

. Jest jednak ważny, ponieważ

ukazuje nam nowe elementy społeczne, które się niepostrzeżenie rozwinęły. Podział ten
wskazuje, że zwyczaj obsadzania urzędów rodowych przez pewne rodziny przekształcił się w
mało kwestionowane prawo tych rodzin do owych urzędów, że te rodziny, i tak już potężne,
dzięki bogactwu zaczynają łączyć się poza swoimi rodami w oddzielną uprzywilejowaną
klasę i że rodzące się państwo uświęcało te uroszczenia. Wskazuje on dalej, że podział pracy
między rolnikami a rzemieślnikami już tak się utrwalił, że mógł zakwestionować znaczenie
społeczne dawnego podziału na rody i plemiona. Podział ten wreszcie proklamuje
nieprzejednane przeciwieństwo między społeczeństwem rodowym a państwem; pierwsza
próba utworzenia państwa polega na rozdarciu rodów przez podzielenie członków każdego
rodu na uprzywilejowanych i upośledzonych, a tych ostatnich znowu na dwie klasy ludzi,
zależnie od rodzaju pracy, co przeciwstawiało ich w ten sposób sobie nawzajem.
Dalsza polityczna historia Aten aż do czasów Solona nie jest znana dokładnie. Urząd
basileusa traci na znaczeniu, a na czoło państwa wysunęli się archontowie wybierani spośród
arystokracji. Panowanie arystokracji wzmacniało się coraz bardziej, aż około roku 600 przed
naszą erą stało się ono nie do zniesienia. Przy czym głównym środkiem ucisku wolności
powszechnej był pieniądz i lichwa. Główną siedzibą arystokracji były Ateny i okolice, gdzie
handel morski wraz z wciąż jeszcze przygodnie uprawianym korsarstwem przyczyniał się do
jej wzbogacenia i koncentracji bogactwa pieniężnego w jej rękach. Rozwijająca się
gospodarka pieniężna przenikała stąd jak gryzący kwas do tradycyjnego, opartego na
gospodarce naturalnej trybu życia gmin wiejskich. Ustrój rodowy absolutnie nie daje się
pogodzić z gospodarką pieniężną; ruina drobnych chłopów attyckich zbiegła się z
rozluźnieniem chroniących i opasujących ich starych więzów rodowych. Skrypt dłużny i
zastaw posiadłości (bo Ateńczycy wynaleźli już także hipotekę) nie liczyły się ani z rodem,
ani z fratrią. A stary ustrój rodowy nie znał ani pieniędzy, ani zaliczek, ani długów
pieniężnych. Toteż coraz bujniej kwitnące pieniężne panowanie arystokracji wytworzyło
nowe prawo obyczajowe dla zabezpieczenia wierzyciela wobec dłużnika, dla uświęcenia
wyzysku drobnych rolników przez posiadacza pieniędzy. Wszystkie pola Attyki roiły się od
słupów hipotecznych z napisami, że dany grunt został zastawiony takiemu to a takiemu za tę
lub inną sumę pieniędzy. Pola nie oznaczone w ten sposób były przeważnie już sprzedane za
nie spłacone w porę długi hipoteczne lub procenty i przeszły na własność arystokratycznego
lichwiarza; chłop mógł być zadowolony, jeśli mu pozwolono zostać tam jako dzierżawcy i
żyć z szóstej części plonu swej pracy, podczas gdy pięć szóstych musiał jako czynsz
dzierżawny płacić nowemu panu. Ale nie dość tego. Jeśli sumy otrzymanej ze sprzedaży
gruntu nie starczyło na pokrycie długu lub jeśli dług został zaciągnięty bez zastawu, wówczas
dłużnik musiał celem pokrycia długu sprzedawać swe dzieci za granicę w niewolę. Dzieci
sprzedawane przez ojca - oto pierwszy owoc ojcowskiego prawa i monogamii! A jeśli to
jeszcze nie zadowoliło lichwiarza, to mógł on i samego dłużnika sprzedać w niewolę. Taka
była słodka jutrzenka cywilizacji u ludu ateńskiego.

background image

Dawniej, gdy warunki życiowe narodu odpowiadały jeszcze ustrojowi rodowemu, przewrót
taki byłby niemożliwy; i oto nastąpił on nie wiadomo jak. Wróćmy na chwilę do naszych
Irokezów, Tam był nie do pomyślenia stan rzeczy narzucony teraz Ateńczykom, że tak
powiemy, bez ich udziału, a już na pewno wbrew ich woli. Tam sposób wytwarzania środków
do życia, niezmienny z roku na rok, nie mógł wywołać takich jakby z zewnątrz narzuconych
konfliktów, takiego antagonizmu między biednym a bogatym, między wyzyskiwaczem a
wyzyskiwanym. Irokezi dalecy byli jeszcze od opanowania przyrody, ale w swoich
naturalnych granicach panowali nad własną produkcją. Jeśli pominiemy nieurodzaje w ich
ogródkach, wyczerpanie się zapasu ryb w ich jeziorach i rzekach, zwierzyny w ich lasach, to
wiedzieli oni z góry, na co mogą liczyć przy swoich sposobach zdobywania środków do
życia. Wiedzieli, że mogą liczyć na bardziej skąpe lub obfite środki do życia; co jednak nigdy
nastąpić nie mogło, to nieoczekiwane przewroty społeczne, zerwanie więzów rodowych,
rozszczepienie członków rodu i plemienia na przeciwstawne sobie, wzajemnie się
zwalczające klasy. Produkcja obracała się w najbardziej ciasnych granicach, ale producenci
panowali nad własnym produktem. Było to ogromną zaletą produkcji okresu barbarzyństwa,
zaletą, która znikła wraz z nastaniem cywilizacji, natomiast jej odzyskanie - ale na podstawie
już osiągniętego potężnego panowania człowieka nad przyrodą i na podstawie możliwego już
obecnie swobodnego zrzeszania się - będzie zadaniem najbliższych pokoleń.
Inaczej było u Greków. Powstająca prywatna własność trzód i przedmiotów zbytku
prowadziła do wymiany pomiędzy jednostkami, do przekształcenia produktów w towary. W
tym tkwi zarodek całego następnego przewrotu. Z chwilą gdy producenci nie konsumowali
już sami bezpośrednio swego produktu, lecz w drodze wymiany wypuszczali go z rąk, utracili
oni władzę nad nim. Nie wiedzieli już, co się z nim stanie, i zaistniała możliwość, że produkt
kiedyś zostanie użyty przeciwko producentowi dla wyzyskiwania go i uciskania. Toteż żadne
społeczeństwo nie może przez czas dłuższy utrzymać władzy nad swą własną produkcją ani
kontroli nad społecznymi skutkami swego procesu produkcji, jeśli nie zniesie wymiany
między poszczególnymi jednostkami.
Ateńczycy jednak mieli się przekonać na własnej skórze, jak szybko po powstaniu wymiany
między jednostkami i przekształceniu produktów w towary produkt przejawi swą władzę nad
producentem. Wraz z produkcją towarową zjawiła się uprawa roli przez jednostki na własny
rachunek, a wraz z tym wkrótce i jednostkowa własność ziemska. Dalej pojawił się pieniądz -
towar powszechny, na który wymienialne były wszystkie inne. Ale wynajdując pieniądz
ludzie nie podejrzewali, że stworzyli przez to nową potęgę społeczną, jedyną powszechną
potęgę, przed którą całe społeczeństwo musiało się ukorzyć. Ta nowa potęga, która wyrosła
nagle bez wiedzy i mimo woli swych własnych twórców, dała właśnie z całą młodzieńczą
brutalnością odczuć Ateńczykom swe panowanie.
Cóż było robić? Stary ustrój rodowy okazał się nie tylko bezsilny wobec zwycięskiego
pochodu pieniądza; nie potrafił on również zupełnie znaleźć w swych własnych" ramach
choćby miejsca dla takich rzeczy jak pieniądz, wierzyciel i dłużnik, przymusowe
egzekwowanie długów. Ale nowa potęga społeczna istniała już i żadne pobożne życzenia,
pragnienie powrotu starych dobrych czasów nie mogły już usunąć ze świata pieniędzy i
lichwy. A ponadto w ustroju rodowym dokonano szeregu nowych drugorzędnych wyłomów.
Członkowie rodów i fratrii -z pokolenia na pokolenie coraz bardziej mieszali się między sobą
na całym terytorium Attyki, a szczególnie w samych Atenach, jakkolwiek i obecnie Ateńczyk
mógł wprawdzie sprzedać swój grunt komuś spoza rodu, lecz nie swój dom mieszkalny.
Podział pracy na różne gałęzie produkcji: rolnictwo, rzemiosło, a wewnątrz rzemiosła na
różne jego odmiany, handel, żeglugę itd. — rozwijał się coraz bardziej wraz z postępem
przemysłu i komunikacji. Ludność dzieliła się teraz według zatrudnienia na dość stałe grupy,
a każda z nich miała szereg nowych wspólnych interesów, na które nie było miejsca w rodzie
ani we fratrii, które więc dla swego załatwienia wymagały nowych urzędów. Liczba

background image

niewolników poważnie wzrosła i już wówczas zapewne przekraczała znacznie liczbę wolnych
Ateńczyków. Ustrój rodowy początkowo nie znał niewolnictwa, a więc również środków do
trzymania w ryzach takiej masy ludzi pozbawionych wolności. I wreszcie handel ściągał do
Aten masę cudzoziemców, którzy osiedlali się tu ze względu na łatwiejszy zarobek. Według
zasad starego ustroju byli oni również pozbawieni praw i ochrony i mimo tradycyjnej
tolerancji pozostawali obcym żywiołem w narodzie.
Krótko mówiąc, ustrój rodowy miał się ku końcowi. Społeczeństwo coraz bardziej z niego
wyrastało; nie potrafił on ani powstrzymać, ani usunąć najgorszych nawet nadużyć
popełnianych na jego oczach. A tymczasem cichaczem rozwijało się państwo. Nowe grupy,
stworzone przez podział pracy początkowo między wsią a miastem, następnie w mieście
między grupami różnych gałęzi pracy, stworzyły nowe organy dla obrony swych interesów;
utworzono wszelkiego rodzaju urzędy. A poza tym młode państwo potrzebowało przede
wszystkim własnej siły, która u żeglarzy - Ateńczyków początkowo mogła być tylko siłą
morską do prowadzenia małych lokalnych wojen i obrony okrętów handlowych. W
nieznanych czasach, jeszcze przed Solonem, utworzono naukrarie, drobne okręgi terytorialne,
po dwanaście w każdym plemieniu. Każda naukraria dostarczyć musiała po jednym okręcie
wojennym, uzbroić i zaopatrzyć go w załogę, a ponadto dostarczyć dwóch jeźdźców.
Instytucja ta zadała podwójny cios ustrojowi rodowemu: po pierwsze, przez stworzenie
publicznej władzy, która nie była już identyczna z całym uzbrojonym ludem; po wtóre tym, że
po raz pierwszy podzieliła lud dla celów publicznych nie według grup pokrewieństwa, lecz
według miejsca zamieszkania. Później się okaże, jakie to miało znaczenie.
Skoro ustrój rodowy nie mógł udzielić żadnej pomocy wyzyskiwanemu ludowi, to
pozostawało tylko rodzące się państwo. I rzeczywiście, przyszło ono z pomocą w postaci
konstytucji Solona, przy czym państwo wzmocniło się zarazem kosztem starego ustroju.
Solon - nie obchodzi nas tu sposób przeprowadzenia przez niego reform w roku 594 przed
naszą erą -rozpoczął szereg tak zwanych rewolucji politycznych, przy czym dokonał tego
przez targnięcie się na własność. Wszystkie dotychczasowe rewolucje były rewolucjami w
obronie jednego rodzaju własności przeciw innemu. Nie mogą one bronić jednej nie
naruszając drugiej. W Wielkiej Rewolucji Francuskiej poświęcona została własność feudalna
dla ratowania własności burżuazyjnej; w rewolucji Solona musiała własność wierzyciela
stracić na korzyść własności dłużnika. Długi po prostu unieważniono. Nie znamy dokładnie
szczegółów, ale Solon chwali się w swych poezjach, że usunął słupy zastawne z zadłużonych
gruntów i że sprowadził z powrotem ludzi sprzedanych lub zbiegłych za granicę z powodu
długów. Było to możliwe tylko w drodze jawnego naruszenia własności. W rzeczy samej tak
zwane polityczne rewolucje, od pierwszej do ostatniej, wszystkie były dokonane w obronie
własności -jednego rodzaju, a przeprowadzone w drodze konfiskaty, zwanej także kradzieżą
własności - innego rodzaju. Faktem jest więc, że od dwóch i pół tysiąca lat własność prywatna
mogła być utrzymana tylko dzięki naruszaniu własności.
Chodziło teraz o to, by zapobiec powtórzeniu się takiego ujarzmienia wolnych Ateńczyków.
Stosowano w tym celu przede wszystkim zarządzenia ogólne, np. zakaz zawierania takich
umów dłużniczych, w których zastawiano osobę dłużnika. Dalej, aby choć trochę ograniczyć
wilczy apetyt arystokracji na grunty chłopskie, ustalono maksymalne rozmiary posiadłości
ziemskich, które mogły być skupione w jednym ręku. Potem dokonano zmian w ustroju
państwa. Najważniejsze dla nas są następujące:
Rada składać się miała z 400 członków, po stu z każdego plemienia; plemię pozostało tu więc
jeszcze jako podstawa. Ale też była to jedyna strona dawnego ustroju wprowadzona do nowej
organizacji państwowej. Poza tym Solon podzielił obywateli na cztery klasy według wielkości
ich posiadłości ziemskich i dochodu: 500, 300 i 150 medimnów ziarna (medimnus = około 41
litrów) stanowiło minimalny dochód pierwszych trzech klas; kto miał mniej lub nie miał
gruntu wcale, należał do czwartej klasy. Wszystkie urzędy mogły być obsadzone tylko przez

background image

przedstawicieli pierwszych trzech klas, najwyższe zaś tylko przez pierwszą; czwarta miała
tylko prawo przemawiać i głosować na zgromadzeniu ludowym. Ale tutaj wybierano
wszystkich urzędników, tutaj musieli oni składać sprawozdanie ze swych czynności, tutaj
układano wszystkie prawa i tu czwarta klasa stanowiła większość. Przywileje arystokracji
zostały tu częściowo na nowo potwierdzone w postaci przywilejów dla bogactwa, ale lud
zachował władzę decydującą. Poza tym te cztery klasy tworzyły podstawę nowej organizacji
wojskowej. Pierwsze dwie klasy tworzyły konnicę; trzecia miała służyć w ciężkiej piechocie,
czwarta w lekkiej piechocie bez pancerzy lub we flocie i wówczas prawdopodobnie
otrzymywała też żołd.
Wprowadzono tu więc do ustroju zupełnie nowy element: własność prywatną. Prawa i
obowiązki obywateli państwa wymierzano według wielkości ich posiadłości ziemskich. O ile
zyskiwały na wpływie klasy posiadające, o tyle były wypierane dawne organizacje oparte na
pokrewieństwie; ustrój rodowy poniósł nową klęskę.
Wymierzanie praw politycznych według majątku nie stanowiło bynajmniej instytucji, bez
której państwo nie mogłoby istnieć. Jakkolwiek wielką rolę grało ono w historii ustrojów
państwowych, bardzo wiele państw jednak, i to właśnie najbardziej rozwiniętych, obywało się
bez tego. W Atenach również miało ono tylko charakter przejściowy; od czasów Arystydesa
wszystkie urzędy były dostępne dla każdego obywatela

106

.

W ciągu następnych lat osiemdziesięciu rozwój społeczeństwa ateńskiego przybierał
stopniowo kierunek, w jakim rozwijał się dalej w ciągu następnych stuleci. Postawiono tamę
bujnie rozkwitłej lichwie ziemskiej z czasów przed Solonem, podobnie jak nadmiernej
koncentracji własności ziemskiej. Handel i rozwijające się coraz bardziej dzięki pracy
niewolników rzemiosło, wraz z rzemiosłem artystycznym, stały się głównymi rodzajami
zajęcia. Ludzie stali się bardziej oświeceni. Zamiast, jak na początku, wyzyskiwać w brutalny
sposób własnych współobywateli, wyzyskiwano przeważnie niewolników i klientelę
pozaateńską. Majątek ruchomy, bogactwo pieniężne i bogactwo w niewolnikach i okrętach
wzrastało coraz bardziej i stawało się teraz celem samym w sobie, a nie tylko jak za dawnych,
nieokrzesanych czasów środkiem cło nabycia ziemi. Przeto, z jednej strony, powstała nowa
klasa bogatych przemysłowców i kupców, która stanowiła zwycięską konkurencję dla starej
potęgi szlacheckiej, z drugiej zaś strony, resztkom ustroju rodowego ostatecznie usunięto
grunt spod nóg. Rody, fratrie i plemiona, których członkowie rozproszyli się teraz po całej
Attyce i byli zupełnie pomieszani między sobą, nie nadawały się już do roli jednostek
politycznych. Masa obywateli ateńskich nie należała do żadnego rodu, byli to przybysze,
którym nadano wprawdzie prawa obywatelstwa, ale których nie przyjęto do żadnego z
dawnych związków rodowych; obok tego znajdowała się wciąż rosnąca liczba obcych
przybyszów, korzystających tylko z ochrony

107

.

Tymczasem walki stronnictw trwały dalej. Arystokracja próbowała odzyskać z powrotem
dawne przywileje i na krótki czas wzięła znów górę, dopóki rewolucja Kleistenesa (w roku
509 przed naszą erą) ostatecznie jej nie obaliła, a wraz z nią również ostatnich szczątków
ustroju rodowego

108

.

Kleistenes w swej nowej konstytucji zignorował cztery dawne plemiona oparte na rodach i
fratriach. Zamiast nich powstała zupełnie nowa organizacja, zbudowana na zasadzie
wypróbowanego już w naukrariach podziału obywateli wyłącznie według miejsca
zamieszkania. Rozstrzygała już nie przynależność do związków rodowych, lecz tylko miejsce
zamieszkania; podzielono nie lud, lecz terytorium: z politycznego punktu widzenia
mieszkańcy stali się jedynie dodatkiem do terytorium.
Cała Attyka została podzielona na sto okręgów gminnych, demów, każdy z własnym
samorządem. Obywatele (democi) zamieszkali w każdym demie wybierali sobie naczelnika
(de-marcha) i skarbnika, a także trzydziestu sędziów z prawem rozsądzania drobnych sporów.
Każdy dem posiadał również własną świątynię i bóstwo opiekuńcze lub herosa, dla którego

background image

wybierano kapłanów. Najwyższą władzę w demie miało zgromadzenie demotów. Był to, jak
słusznie zauważa Morgan, pierwowzór amerykańskich miejskich gmin samorządowych

109

.

Powstające państwo ateńskie zaczęło od tej samej jednostki, na której kończy państwo
nowożytne w swym najwyższym rozwoju.
Dziesięć tych jednostek, demów, tworzyło plemię, które w odróżnieniu od dawnych plemion
rodowych nazywa się teraz plemieniem terytorialnym. Plemię terytorialne było nie tylko
samorządową organizacją polityczną, ale także i wojskową. Wybierało ono fylarcha albo
naczelnika plemienia dowodzącego jazdą, taksjarcha dowodzącego piechotą, i stratega,
któremu podlegało całe wojsko powołane z terytorium plemienia. Dalej plemię terytorialne
wystawiało pięć okrętów wojennych wraz z załogą i dowódcą i otrzymywało za patrona
jednego z bohaterów Attyki, którego imię nosiło. Wreszcie wybierało pięćdziesięciu
członków do rady ateńskiej.
Uwieńczeniem całej tej organizacji było państwo ateńskie, rządzone przez radę składającą się
z pięciuset przedstawicieli wybranych przez dziesięć plemion, a w ostatniej instancji przez
zgromadzenie ludowe, gdzie każdy obywatel ateński miał dostęp i prawo głosu. Archonci i
inni urzędnicy zarządzali różnymi dziedzinami administracji i sądownictwa. Najwyższego
urzędnika władzy wykonawczej w Atenach nie było.
Wraz z tą nową konstytucją i dopuszczeniem bardzo wielkiej ilości korzystających jedynie z
ochrony - bądź przybyszów, bądź wyzwoleńców - wszystkie organy ustroju rodowego zostały
wyparte z życia społecznego, spadły do roli stowarzyszeń prywatnych i religijnych. Ale
wpływ moralny, tradycyjne poglądy i sposób myślenia dawnego okresu rodowego długo
jeszcze się utrzymywały, obumierając stopniowo. Stało się to widoczne w związku z jednym z
późniejszych urządzeń państwowych.
Widzieliśmy, że istotną cechę charakterystyczną państwa stanowi władza publiczna
wyodrębniona od mas ludowych. Ateny posiadały wówczas tylko armię ludową i flotę
bezpośrednio wystawianą przez lud. Broniły one granic Aten na zewnątrz i trzymały w ryzach
niewolników, którzy już wówczas stanowili znaczną większość ludności. W stosunku do
obywateli władza państwowa istniała początkowo tylko w postaci policji, która jest równie
stara jak państwo, dlatego też naiwni Francuzi XVIII wieku mówili nie o narodach
cywilizowanych, lecz o nations policees

109a

. Ateńczycy więc jednocześnie z państwem

zorganizowali policję, prawdziwą żandarmerię z pieszych i konnych łuczników - landjegrów,
jak się mówi w południowych Niemczech i w Szwajcarii. Ale ta żandarmeria utworzona
została z niewolników. Wolnemu Ateńczykowi ta służba pachołkowska wydawała się tak
poniżająca, że wolał raczej być aresztowany przez uzbrojonego niewolnika, niż samemu
popełnić tak hańbiący czyn. Działał tu jeszcze stary rodowy sposób myślenia. Państwo nie
mogło istnieć bez policji, ale było ono jeszcze młode i nie cieszyło się dostateczną powagą
moralną, by wzbudzić szacunek dla takiego zawodu, który dawnym członkom rodów z
konieczności wydawał się haniebny.
Jak dalece ukształtowane już w głównych zarysach państwo przystosowało się do nowej
sytuacji społecznej Ateńczyków, dowodzi szybki rozkwit bogactwa, handlu i przemysłu.
Przeciwieństwem klasowym, na którym opierały się społeczne i polityczne urządzenia Aten,
nie było już przeciwieństwo między arystokracją a pospólstwem, lecz między wolnymi a
niewolnikami, między obywatelami a metojkami. W czasach największego rozkwitu wolni
obywatele ateńscy wraz z żonami i dziećmi liczyli około 90 000 osób, obok tego mamy 365
000 niewolników płci obojga i 45 000 metojków: ludzi obcych i wyzwoleńców. Na każdego
zatem dorosłego obywatela mężczyznę przypadało co najmniej 18 niewolników i przeszło
dwóch metojków. Wielka liczba niewolników związana była z faktem, iż wielu z nich
pracowało wspólnie pod dozorem w wielkich manufakturach, w obszernych pomieszczeniach.
Wraz z rozwojem handlu i przemysłu nastąpiła akumulacja i koncentracja bogactw w
niewielu rękach oraz zubożenie masy wolnych obywateli, którym pozostawało tylko do

background image

wyboru: albo konkurować w pracy rzemieślniczej z niewolnikami, co uważane było za
pospolite i hańbiące i zresztą miało mało widoków powodzenia, albo powiększyć grono
nędzarzy. W danych warunkach z konieczności wybierali oni to ostatnie, a ponieważ stanowili
masę, doprowadzili w ten sposób do upadku całego państwa ateńskiego. Nie demokracja
zgubiła Ateny, jak twierdzą schlebiający książętom bakałarze europejscy, lecz niewolnictwo,
które czyniło pracę wolnego obywatela przedmiotem pogardy.
Powstanie państwa u Ateńczyków jest wyjątkowo typowym przykładem tworzenia się
państwa w ogóle, gdyż, z jednej strony, proces ów odbywał się zupełnie swobodnie, bez
zastosowania przemocy z zewnątrz lub wewnątrz - uzurpacja władzy przez Pizystrata nie
pozostawiła żadnego śladu swego krótkiego istnienia

110

- z drugiej strony, dlatego, że

bezpośrednio z ustroju rodowego wyrasta tu państwo o bardzo wysokiej formie rozwoju -
republika demokratyczna, a wreszcie dlatego, że znamy dostatecznie wszystkie istotne
szczegóły dotyczące powstania tego państwa.

VI Ród i państwo w Rzymie

Z podania o założeniu Rzymu wynika, że pierwszą osadę założyła tam pewna liczba (według
podania - sto) złączonych w jedno plemię rodów latyńskich, do których wkrótce przyłączyło
się plemię sabelskie, jakoby również liczące sto rodów, i wreszcie trzecie plemię, złożone z
różnych elementów, rzekomo także obejmujące sto rodów. Z całego opowiadania od razu
widać, że poza rodem nic nie powstało tu drogą naturalną, a ród ten był także w pewnych
wypadkach tylko odgałęzieniem istniejącego nadal w starej ojczyźnie rodu macierzystego.
Plemiona te noszą na sobie piętno sztucznego tworu, ukształtowanego jednak przeważnie z
elementów pokrewnych i na wzór starego, powstałego drogą naturalną, a nie sztucznie
utworzonego plemienia. Przy tym nie jest wykluczone, że jądrem każdego z trzech plemion
mogło być rzeczywiste stare plemię. Ogniwo pośrednie - fratria - składało się z dziesięciu
rodów i zwało się kurią: kurii było więc trzydzieści.
Jest rzeczą ogólnie uznana, że ród rzymski był taką samą instytucją jak grecki. Skoro ród
grecki jest bardziej rozwiniętą formą tej samej jednostki społecznej, której pierwowzór
widzimy u amerykańskich czerwonoskórych, to to samo całkowicie dotyczy również rodu
rzymskiego. Możemy więc tu bardziej się skracać.
Rzymski ród, przynajmniej w pierwszym okresie istnienia miasta, miał ustrój następujący:
1. Wzajemne prawo członków rodu do dziedziczenia po sobie; majątek pozostawał w rodzie.
Ponieważ w rodzie rzymskim, podobnie jak w greckim, panowało już prawo ojcowskie,
potomkowie w linii żeńskiej byli od dziedziczenia wykluczeni. Według Prawa Dwunastu
Tablic

111

, najstarszego znanego nam pisanego prawa rzymskiego, dziedziczyły przede

wszystkim dzieci, jako spadkobiercy naturalni, w razie braku dzieci - agnaci (krewni w linii
męskiej), a jeśli brak takowych - członkowie rodu. We wszystkich wypadkach majątek
pozostawał w rodzie. Widzimy tutaj stopniowe przenikanie do obyczajów rodowych nowych
pojęć prawnych, zrodzonych wskutek wzrostu bogactwa i monogamii: pierwotne równe,
prawo dziedziczenia wszystkich członków rodu ogranicza się w praktyce - i to bardzo
wcześnie, jak wyżej zaznaczono - do dziedziczenia przez agnatów, a w końcu przez dzieci i
ich potomstwo w linii męskiej; w Dwunastu Tablicach występuje to oczywiście w odwrotnym
porządku.
2. Posiadanie wspólnego miejsca grzebania zmarłych. Patrycjuszowski ród Klaudiuszów po
przesiedleniu się z Regili do Rzymu otrzymał dla siebie kawał gruntu, a nadto wspólne
miejsce chowania zmarłych w mieście. Jeszcze za Augusta przywieziona do Rzymu głowa
poległego w Teutoburskim Lesie Warusa

112

została pochowana w gentilitius tumulus

[grobowcu rodowym]; zatem ród (Kwintyliuszów) posiadał jeszcze oddzielny grobowiec

112a

.

3. Wspólne uroczystości religijne. Owe sacra gentilitia są znane.

background image

4. Obowiązek niezawierania małżeństwa wewnątrz rodu. Jak się zdaje, w Rzymie nie stało się
to nigdy prawem pisanym, ale pozostało jako obyczaj. Wśród mnóstwa rzymskich małżeństw,
których imiona zachowały się do naszych czasów, żadne nie ma jednakowego imienia
rodowego dla męża i żony. Regułę tę potwierdza również prawo spadkowe. Kobieta przez
zamążpójście traci prawa agnackie, występuje ze swego rodu; ani ona, ani jej dzieci nie mogą
dziedziczyć po jej ojcu lub jego braciach, gdyż w przeciwnym wypadku ród ojca straciłby
część spadku. To prawo spadkowe ma tylko sens wtedy, jeśli założymy, że kobieta nie może
wyjść za mąż za członka swego rodu.
5. Wspólne władanie ziemią. Istniało ono zawsze w epoce pierwotnej, od czasu gdy zaczęto
dzielić terytorium plemienia. Wśród plemion latyńskich znajdujemy ziemię po części we
władaniu plemienia, po części roduj po części oddzielnych gospodarstw, które chyba nie

112b

były pojedynczymi rodzinami. Romulus podobno pierwszy podzielił ziemię między
poszczególne jednostki, na każdą przypadło mniej więcej po 1 hektarze (2 jugery). Jednak
jeszcze w czasach późniejszych znajdujemy własność ziemską w rękach rodu, nie mówiąc już
o ziemi państwowej, wokół której obraca się cała wewnętrzna historia republiki.
6. Obowiązek wzajemnej obrony członków rodu i wzajemnej pomocy. W tej kwestii historia
pisana dostarcza nam tylko szczątkowych danych; państwo rzymskie ukazuje się od razu jako
tak przemożna siła, iż prawo obrony przed krzywdą przeszło na nie. Gdy Appiusz Klaudiusz
został aresztowany, cały jego ród, nawet jego osobiści wrogowie przywdziali żałobę. W czasie
drugiej wojny punickiej

113

rody połączyły się dla wyzwolenia wziętych do niewoli swoich

członków; senat zakazał im tego.
7. Prawo noszenia imienia rodowego. Prawo to przetrwało do czasów cesarstwa;
wyzwoleńcom pozwalano przybierać imiona rodowe swych byłych panów, lecz bez praw
rodowych.
8. Prawo adoptowania obcych do rodu. Odbywało się to drogą adopcji do rodziny (podobnie
jak u Indian), co pociągało za sobą przyjęcie do rodu.
9. O prawie wybierania i usuwania naczelnika rodu nigdzie nie ma wzmianki. Ponieważ
jednak w pierwszym okresie istnienia Rzymu wszystkie urzędy, poczynając od obieralnego
króla, były obsadzane w drodze wyboru lub mianowania i ponieważ nawet kapłani kurii byli
przez nie wybierani, musimy przypuścić to samo odnośnie do naczelników (principes) rodów,
aczkolwiek wybieranie ich z jednej i tej samej rodziny mogło już stać się regułą w rodzie.
Takie były uprawnienia rodu rzymskiego. Z wyjątkiem dokonanego już przejścia do prawa
ojcowskiego są one wiernym odzwierciedleniem praw i obowiąz"ków rodu irokeskiego. I
tutaj również “wyraźnie wyziera Irokez"

114

.

Oto

114a

jeden tylko przykład świadczący o tym, jaki zamęt panuje dziś jeszcze wśród naszych

najbardziej nawet znanych historyków w sprawie rzymskiego ustroju rodowego. W rozprawie
Mommsena o rzymskich imionach własnych w czasach republiki i w czasach Augusta
(“Romische Forschungen", Berlin 1864, L I) czytamy:
“Imię rodowe nadawano nie tylko wszystkim męskim członkom rodu, z wyłączeniem
oczywiście niewolników, ale włączając adoptowanych i klientów, lecz także kobietom...
Plemię" (jak Mommsen tłumaczy tu gens) “jest to... wspólnota mająca rzeczywiste,
domniemane lub nawet fikcyjne pochodzenie wspólne, złączona wspólnymi uroczystościami,
grobami, dziedziczeniem - wspólnota, do której mogą i muszą należeć wszystkie jednostki
wolne, a więc i kobiety. Trudność przedstawia jednak określenie imienia rodowego kobiet
zamężnych. Trudność ta oczywiście nie istnieje, dopóki kobieta może wyjść za mąż tylko za
członka swego rodu: łatwo wykazać, że przez czas dłuższy kobietom trudniej było wyjść za
mąż poza rodem niż w rodzie i prawo wyjścia za mąż poza rodem - gentis enuptio - jeszcze w
szóstym stuleciu udzielane było w nagrodę jako przywilej osobisty. Gdzie zaś się zdarzyły
takie małżeństwa poza rodem, kobieta była zmuszona tym samym w najdawniejszych czasach

background image

przejść do rodu męża. Jest rzeczą pewną, że przez starożytne religijne małżeństwo żona
stawała się członkiem prawnej i sakralnej wspólnoty męża i występowała ze swojej. Któż nie
wie, że zamężna kobieta traci czynne i bierne prawo spadku w stosunku do członków swego
rodu, natomiast wstępuje w związek spadkowy ze swym mężem, dziećmi i członkami jego
rodu? A skoro zostaje jakby adoptowana przez męża i wchodzi do jego rodziny, to jakże by
mogła pozostać poza jego rodem?" (str. 8-n).
Mommsen twierdzi zatem, że kobietom rzymskim, należącym do rodu, wolno było pierwotnie
wychodzić za mąż tylko wewnątrz swego rodu, że ród rzymski był zatem endogamiczny, nie
zaś egzogamiczny. Pogląd ten, zaprzeczający temu wszystkiemu, co wiemy w tej sprawie o
innych ludach, opiera się głównie, jeśli nie wyłącznie, na jednym jedynym, bardzo spornym
miejscu u Liwiusza (ks. XXXIX, r. 19), według którego senat w roku 568 od założenia
Rzymu, 186 przed naszą erą, postanowił: uti Feceniae Hispallae datio, deminutio, gentis
enuptio, tutoris optio item esset quasi ei vir testamento dedisset; utique ei ingenuo nubere
liceret, neu quid ei aul eam duxisset, ob id fraudi ignominiaeve esset - żeby Fecenia Hispala
miała prawo rozporządzać swym majątkiem, zmniejszyć go, wyjść za mąż poza rodem,
wybrać sobie opiekuna, tak jakby jej (zmarły) mąż prawo to przekazał jej w testamencie; że
może ona wyjść za mąż za człowieka wolnego i temu, kto ją weźmie za żonę, nie może to być
poczytane za zły lub hańbiący postępek.
Tu więc niewątpliwie Fecenia, wyzwolona niewolnica, otrzymuje prawo wyjścia za mąż poza
rodem. I również niewątpliwie mąż jest uprawniony do przekazania w testamencie żonie
prawa wyjścia za mąż po jego śmierci poza rodem. Ale poza jakim rodem?
Jeśli kobieta musiała wychodzić za mąż w swoim rodzie, jak to Mommsen przypuszcza, to
również po zamążpójściu pozostawała ona w tym rodzie. Ale po pierwsze, ta rzekoma
endogamia rodu to właśnie to, czego dowieść należy. Po wtóre zaś, jeśli kobieta musiała
wychodzić za mąż wewnątrz rodu, to oczywiście również i mężczyzna, bo inaczej nie
dostałby żony. A więc dochodzimy do tego, że mąż może swojej żonie przekazać w
testamencie prawo, którego sam nie posiadał i które jemu samemu nie przysługiwało;
dochodzimy do nonsensu prawnego. Czuje to również Mommsen i dlatego przypuszcza:
“Zapewne dla wyjścia za mąż poza rodem prawo wymagało nie tylko zgody władcy, lecz
wszystkich członków rodu" (str. 10, przypis).
Jest to przede wszystkim przypuszczenie bardzo śmiałe, a po wtóre przeczy wyraźnemu
brzmieniu cytowanego wyżej ustępu: senat daje jej to prawo w zastępstwie męża, daje jej
wyraźnie nie więcej i nie mniej, niż mógłby jej dać mąż, ale to, co jej daje, jest prawem
absolutnym, wolnym od jakichkolwiek ograniczeń, tak że jeśli skorzysta z tego prawa, .to jej
nowy mąż również nie powinien na tym ucierpieć. Senat poleca nawet obecnym i przyszłym
konsulom i pretorom dbać o to, by z tego powodu nie spotkała jej żadna krzywda. Okazuje się
zatem, że hipoteza Mommsena jest zupełnie niedopuszczalna.
Przypuśćmy jednak co innego: kobieta wyszła za mężczyznę z innego rodu, sama jednak
pozostała w rodzie, w którym się urodziła. Wówczas według cytowanego miejsca jej mąż
miałby prawo pozwolić żonie na zamążpójście poza jej własnym rodem. To znaczy, miałby
prawo wydawać rozporządzenia w sprawach rodu, do którego wcale nie należał.
Przypuszczenie to jest tak niedorzeczne, że nie warto tracić na nie słów.
Pozostaje więc tylko przypuszczenie, że kobieta ta za pierwszym razem wyszła za mąż za
mężczyznę z innego rodu i przez małżeństwo przeszła po prostu do rodu męża, co też
faktycznie i Mommsen w podobnych wypadkach przypuszcza. Wtedy natychmiast wszystko
się wyjaśnia. Sytuacja kobiety oderwanej przez małżeństwo od swego dawnego rodu i
przyjętej do nowego rodu męża jest w tym rodzie zupełnie specyficzna. Jest ona co prawda
członkiem rodu, ale nie jest z nim złączona więzami krwi. Sposób, w jaki została przyjęta,
wyklucza dla niej z góry wszelki zakaz małżeństwa wewnątrz rodu, do którego właśnie
weszła przez małżeństwo. Dalej została ona przyjęta do związku małżeńskiego rodu,

background image

dziedziczy po śmierci swego męża jego majątek, a więc majątek członka rodu. Cóż
naturalniejszego jest zatem, niż zobowiązać ją do wyjścia za mąż za członka rodu swego
pierwszego męża i nikogo innego, żeby majątek pozostał w rodzie? A jeśli ma tu być zrobiony
wyjątek, któż jest bardziej kompetentny, by upoważnić ją do tego, niż ten, co jej ten majątek
zapisał, jej pierwszy mąż? W chwili gdy zapisuje on jej część majątku i jednocześnie pozwala
jej tę część majątku przez małżeństwo lub wskutek małżeństwa przenieść do innego rodu,
majątek ten jeszcze należy do niego, rozporządza on zatem dosłownie tylko swoją własnością.
Co się tyczy samej kobiety i jej stosunku do rodu swego męża, to wprowadził on ją do tego
rodu przez akt dobrowolny, przez małżeństwo; zdaje się więc rzeczą również naturalną, że on
jest tą właściwą osobą, która może ją upoważnić do wystąpienia z rodu przez powtórne
małżeństwo. Krótko mówiąc, cała sprawa staje się prosta i zrozumiała, skoro tylko odrzucimy
dziwne wyobrażenie o endogamicznym rodzie rzymskim i wraz z Morganem uznamy go za
pierwotnie egzogamiczny.
Pozostaje jeszcze ostatnie przypuszczenie, które również znalazło zwolenników i bodaj
najliczniejszych: fragment z Liwiusza mówi rzekomo tylko o tym,
“że wyzwolone dziewczęta (libertae) nie mogły bez specjalnego pozwolenia e gente enubere"
(wychodzić za mąż poza rodem) “ani w ogóle uczynić żadnego kroku, który, powodując
capitis deminutio minima

114b

, przyczyniłby się do wystąpienia wyzwolonej ze związku

rodowego". (Lange, “Rómische Alterthiimer", Berlin 1856, t. I, str. 195, gdzie w związku z
przytoczonym ustępem z Liwiusza autor powołuje się na Huschkego)

115

.

Jeśli to przypuszczenie jest słuszne, to ustęp ten tym bardziej niczego nie dowodzi w
odniesieniu do sytuacji wolnych Rzymianek i tym bardziej nie może być mowy o ich
obowiązku wychodzenia za mąż wewnątrz rodu.
Wyrażenie enuptio gentis znajdujemy tylko w tym jednym miejscu, poza tym nigdzie więcej
w całej literaturze rzymskiej; wyraz enubere, wychodzić za mąż poza swoją grupą, spotykamy
tylko trzy razy, również u Liwiusza, ale nie w odniesieniu do rodu. Fantastyczne
przypuszczenie, że Rzymianki mogły wychodzić za mąż tylko wewnątrz rodu, jest oparte na
tej jednej cytacie. Nie wytrzymuje ona jednak krytyki. Jeśli ustęp ten stosuje się do
szczególnych ograniczeń dla wyzwolonych, w takim razie niczego nie dowodzi w odniesieniu
do wolnych kobiet (ingenuae), jeżeli zaś stosuje się także do kobiet zupełnie wolnych,
wówczas dowodzi raczej, że kobieta z reguły wychodziła za mąż poza rodem, ale przez
małżeństwo przechodziła do rodu męża, a więc przeciw Mommsenowi, a za Morganem.
Jeszcze w trzysta lat niemal od założenia Rzymu więzy rodowe były tak silne, że
patrycjuszowski ród Fabiuszów mógł za zgodą senatu przedsięwziąć na własną rękę wyprawę
wojenną przeciwko sąsiedniemu miastu Wejom. Na wyprawę wyruszyło podobno 306
Fabiuszów i wszyscy zostali zabici w zasadzce: pozostał jeden jedyny chłopiec, który
rozkrzewił jakoby swój ród.
Jakeśmy powiedzieli, dziesięć rodów tworzyło fratrię, która tu nazywała się kurią i miała
ważniejsze uprawnienia społeczne niż grecka fratria. Każda kuria miała swe własne praktyki
religijne, sanktuaria i kapłanów. Kapłani kurii tworzyli jedno z rzymskich kolegiów
kapłańskich. Dziesięć kurii tworzyło plemię, które zapewne jak pozostałe plemiona latyńskie
miało pierwotnie obieralnego naczelnika - dowódcę wojskowego i najwyższego kapłana. Te
trzy plemiona razem wzięte tworzyły naród rzymski - populus romanus.
Do narodu rzymskiego mógł więc ten tylko należeć, kto był członkiem rodu, a przez to
członkiem kurii i plemienia. Pierwotny ustrój tego narodu był następujący: sprawami
publicznymi zarządzał przede wszystkim senat, który, jak to Niebuhr pierwszy trafnie
zauważył, składał się z naczelników trzystu rodów; dlatego właśnie, jako najstarsi w rodach,
zwali się oni ojcami, patres, a ich zgromadzenie - senatem (rada najstarszych, od senex -
stary). Zwyczaj wybierania senatorów zawsze z tej samej rodziny w rodzie powołał i tutaj do
życia pierwszą szlachtę plemienną. Członkowie tych rodzin nazywali się patrycjuszami i

background image

pretendowali do wyłącznego prawa wchodzenia do senatu i zajmowania wszystkich urzędów.
Że naród rzymski z czasem pogodził się z tymi uroszczeniami i że przekształciły się one w
rzeczywiste prawo, świadczy podanie, jakoby Romulus nadał pierwszym senatorom i ich
potomstwu patrycjat i wszystkie jego przywileje. Senat, podobnie jak bule ateńska,
decydował w wielu sprawach, omawiał przedwstępnie ważniejsze prawa, w szczególności
nowe. Uchwalało je następnie zgromadzenie ludowe, zwane comitia curiata (zebranie kurii).
Naród zbierał się według kurii, w każdej kurii zapewne według rodów, przy podejmowaniu
decyzji każda z trzydziestu kurii miała jeden głos. Zgromadzenie kurii przyjmowało lub
odrzucało wszystkie prawa, wybierało wszystkich wyższych urzędników z rexem (tak
zwanym królem) włącznie, wypowiadało wojnę (ale senat zawierał pokój), w charakterze
najwyższej instancji sądowej rozstrzygało, w razie odwołania się stron, we wszystkich
sprawach grożących karą śmierci obywatelowi rzymskiemu. - Wreszcie obok senatu i
zgromadzenia ludowego występował rex, który odpowiadał zupełnie basileusowi greckiemu i
bynajmniej nie był tym niemal samowładnym królem, jakim go Mommsen

116

przedstawia

116a

.

Był On również dowódcą wojskowym, najwyższym kapłanem i przewodniczącym w
niektórych sądach. Na ogół nie posiadał on władzy cywilnej, nie miał też prawa
rozporządzania życiem, wolnością i własnością obywateli, o ile nie wypływało to z jego
władzy dyscyplinarnej jako dowódcy wojskowego lub przewodniczącego sądu w zakresie
wykonywania wyroków. Urząd rexa nie był dziedziczny. Przeciwnie, był on najpierw
prawdopodobnie obierany na zgromadzeniu kurii na wniosek swego poprzednika, a następnie
na drugim zgromadzeniu uroczyście wprowadzano go na urząd. Że można było rexa złożyć z
urzędu, tego dowodzi los Tarkwiniusza Pysznego.
Tak więc Rzymianie za czasów tak zwanych królów tworzyli, jak Grecy okresu
bohaterskiego, demokrację wojskową, która rozwinęła się z rodów, fratrii i plemion i na nich
się opierała. Jeśli nawet kuria i plemiona były po części tworami sztucznymi, to były one
ukształtowane według prawdziwych, naturalnie powstałych wzorów społeczeństwa, z którego
wyszły i które je jeszcze zewsząd otaczało. Jeśli nawet naturalnie powstała arystokracja
patrycjuszowska zdobyła już grunt pod nogami, jeśli królowie próbowali stopniowo
rozszerzać swe uprawnienia - to wszystko to nie zmieniało pierwotnego zasadniczego
charakteru ustroju, a o to tylko chodzi.
Tymczasem ludność miasta Rzymu i jego okolic, rozszerzonych przez podboje, zwiększała się
po części przez imigrację, po części przez przyłączenie się mieszkańców podbitych okręgów,
przeważnie latyńskich. Wszyscy ci nowi poddani państwa (sprawę klientów pozostawiamy tu
na uboczu) znajdowali się poza starymi rodami, kuriami i plemionami, nie stanowili zatem
części populus romanus - właściwego narodu rzymskiego. Byli oni ludźmi osobiście
wolnymi, mogli posiadać własność ziemską, musieli płacić podatki i pełnić służbę wojskową.
Ale nie mogli piastować żadnych urzędów i nie mogli brać udziału ani w zgromadzeniach
kurii, ani w podziale zdobytych gruntów państwowych. Stanowili oni pozbawiony wszelkich
praw publicznych plebs. Dzięki swej wciąż rosnącej liczbie, sprawności wojskowej i
uzbrojeniu stawali się oni groźną potęgą wobec starego populus, szczelnie obecnie
odgrodzonego od wszelkiego przyrostu z zewnątrz. W dodatku własność ziemska była, jak się
zdaje, dość równomiernie podzielona między populus a plebs, podczas gdy bogactwa
handlowe i przemysłowe, niezbyt jeszcze wielkie, znajdowały się przeważnie w ręku plebsu.
Ze względu na głęboki mrok otaczający całą legendarną historię Rzymu - mrok znacznie
spotęgowany jeszcze przez próby racjonalistyczno-pragmatycznych objaśnień i sprawozdań
późniejszych posiadających prawnicze wykształcenie badaczy źródeł — nie można
powiedzieć nic określonego ani o czasie, ani o przebiegu, ani o powodach rewolucji, która
położyła kres staremu ustrojowi rodowemu. Pewne jest tylko to, że przyczynę jej stanowiły
walki, jakie toczyli między sobą plebs i populus.

background image

Nowa konstytucja, przypisywana królowi Serwiuszowi Tulliuszowi, opierająca się na
wzorach greckich, szczególnie na Solonie, powołała do życia nowe zgromadzenie ludowe, do
którego dopuszczano lub z którego wykluczano bez różnicy populus i plebejuszy, zależnie od
tego, czy pełnili służbę wojskową, czy nie. Cała ludność męska obowiązana do noszenia broni
podzielona została według majątku na sześć klas. Minimalny majątek w każdej z pięciu klas
był: I – 100 000 asów; II – 75 000; III – 50 000; IV – 25 000; V – 11 000; według Dureau de
la Malle równało się to w przybliżeniu 14 000, 10 500, 7 000, 3 600, 1 570 markom. Szósta
klasa - proletariusze - składała się z ludzi mniej zamożnych, wolnych od służby i podatków.
W nowym zgromadzeniu ludowym, zgromadzeniu centurii (comitia centuriata) - obywatele
stawali po wojskowemu, kompaniami, w swoich centuriach po stu ludzi i każda centuria
miała jeden głos. Ale pierwsza klasa wystawiała 80 centurii, druga 22, trzecia 20, czwarta 22,
piąta 30, szósta -dla przyzwoitości wystawiała także jedną centurię. Oprócz tego najbogatsi
obywatele tworzyli 18 centurii jazdy. Wszystkich razem było 193; większość głosów - 97.
Otóż sami jeźdźcy i pierwsza klasa miały razem 98 głosów, czyli większość. Jeśli zgadzali się
oni między sobą, to pozostałych wcale nie pytano - prawomocna uchwała była przyjmowana.
Wszystkie prawa polityczne dawnego zgromadzenia kurii (oprócz paru praw nominalnych)
przeszły na to nowe zgromadzenie centurii. Kurie i tworzące je rody zostały przez to, jak w
Atenach, zdegradowane do roli stowarzyszeń wyłącznie prywatnych i religijnych i jako takie
wegetowały jeszcze długo, podczas gdy zgromadzenie kurii wkrótce istnieć przestało. Ażeby
wyprzeć z państwa również trzy stare plemiona rodowe, utworzono cztery plemiona
terytorialne, z których każde zamieszkiwało osobną dzielnicę miasta i korzystało z szeregu
praw politycznych.
W ten sposób również i w Rzymie jeszcze przed zniesieniem tak zwanego królestwa został
rozbity stary ustrój społeczny, oparty na osobistych związkach krwi, i na jego miejsce
zaprowadzony został nowy, prawdziwy ustrój państwowy, oparty na podziale terytorialnym i
na różnicach majątkowych. Władza publiczna skupiała się w tekach zobowiązanych do służby
wojskowej obywateli i skierowana była nie tylko przeciwko niewolnikom, lecz i przeciwko
tak zwanym proletariuszom wyłączonym ze służby wojskowej i nie posiadającym broni.
Po wygnaniu ostatniego rexa, Tarkwiniusza Pysznego, który uzurpował sobie rzeczywistą
władzę królewską, i zastąpieniu go przez dwóch dowódców wojskowych (konsulów),
mających jednakową władzę (jak u Irokezów), nowy ustrój dalej się rozwijał. W ramach tego
ustroju obraca się cała historia republiki rzymskiej z wszystkimi jej walkami patrycjuszów i
plebejuszów o dostęp do urzędów i do udziału w dzieleniu ziemi państwowej, z ostatecznym
wchłonięciem szlachty patrycjuszowskiej przez nowo powstałą klasę wielkich posiadaczy
ziemskich i magnatów pieniężnych, którzy stopniowo pochłaniali wszystkie grunty chłopów
zrujnowanych przez służbę wojskową, a powstałe w ten sposób olbrzymie majątki ziemskie
uprawiali przy pomocy niewolników. Wyludnili Italię i w ten sposób utorowali drogę nie
tylko cesarstwu, lecz i jego następcom, barbarzyńcom germańskim.

VII Ród u Celtów i Germanów

Brak miejsca nie pozwala nam rozpatrywać instytucji rodowych, istniejących jeszcze obecnie
w mniej lub bardziej czystej postaci u różnych ludów dzikich i barbarzyńskich, ani badać
śladów tych instytucji w historii starożytnej cywilizowanych ludów Azji

116b

. Jedne i drugie

spotykamy wszędzie. Przytoczę tylko parę przykładów. Zanim jeszcze poznano ród, człowiek,
który zadał sobie najwięcej trudu, aby go błędnie zrozumieć, McLennan, udowodnił jego
istnienie i na ogół trafnie opisał go u Kałmuków, Czerkiesów, Samojedów i u trzech ludów
indyjskich: Waralów, Magarów i Munipurów

117

. Ostatnio M. Kowalewski odkrył i opisał rody

u Pszawów, Szewsurów, Swanetów i innych plemion kaukaskich

ll8

. Podajemy tutaj tylko kilka

krótkich informacji o istnieniu rodu u Celtów i Germanów.

background image

Najstarsze zachowane prawa celtyckie przedstawiają nam ród jeszcze w pełni życia. W
Irlandii ród, rozsadzony przemocą przez Anglików, żyje po dziś dzień, przynajmniej
instynktownie, w świadomości ludu. W Szkocji ród jeszcze w połowie zeszłego stulecia
znajdował się w pełnym rozkwicie i także tutaj ustąpił tylko pod naciskiem angielskiego
oręża, prawodawstwa i sądownictwa.
Starowalijskie prawa, spisane na paręset lat przed podbojem angielskim

119

, najpóźniej w

wieku XI, świadczą o istnieniu jeszcze wspólnej uprawy roli przez całe wsie, choć były to już
tylko wyjątkowe resztki dawnego powszechnego zwyczaju. Każda rodzina miała dla własnej
uprawy pięć akrów: obok tego uprawiano kawał ziemi wspólnie i plony dzielono. Że te gminy
wiejskie reprezentowały rody lub poddziały rodów, staje się niewątpliwe wobec analogii z
Irlandią i Szkocją, gdyby nawet ponowne przestudiowanie praw walijskich, na co mi braknie
czasu (moje wyciągi pochodzą z roku 1869)

120

, nie miało tego bezpośrednio dowieść. Poza

tym walijskie i wraz z nimi irlandzkie źródła dowodzą wprost, że u Celtów jeszcze w XI
wieku małżeństwo parzyste nie zostało bynajmniej wyparte przez monogamię. W Walii
małżeństwo stawało się nierozerwalne - ściślej mówiąc, nie mogło być wypowiedziane -
dopiero po siedmiu latach. Jeśli brakowało choćby trzech nocy do tych siedmiu lat, to
małżonkowie mogli się rozejść. Wtedy dzielono majątek, żona dzieliła, mąż wybierał swoją
część. Meble dzielono według określonych, bardzo zabawnych prawideł. Jeśli mąż zrywał
małżeństwo, to musiał oddać żonie jej posag i niektóre inne rzeczy; jeśli zrywała żona, to
otrzymywała mniej. Mąż otrzymywał dwoje dzieci, żona jedno, a mianowicie średnie. Jeśli
żona po rozwodzie powtórnie wychodziła za mąż, a pierwszy mąż chciał ją mieć z powrotem,
to musiała iść za nim, choćby jedną nogą już była w nowym łożu małżeńskim. Jeśli zaś dwoje
ludzi żyło ze sobą przez siedem lat, to stawali się oni mężem i żoną nawet bez uprzedniego
formalnego małżeństwa. Czystość dziewcząt przed zamążpójściem nie była bynajmniej
surowo przestrzegana ani wymagana; wszystkie dotyczące tego przepisy są nadzwyczaj
frywolne i zupełnie nie odpowiadają moralności mieszczańskiej. Jeśli żona zdradziła męża, to
mąż mógł ją wychłostać (jeden z trzech wypadków, gdy było mu to dozwolone, w innych
wypadkach podlegał za to karze), ale poza tym nie mógł żądać żadnego zadośćuczynienia,
gdyż
“za to samo przestępstwo należy się albo pokuta, albo zemsta, ale nie jedno i drugie razem"

l21

.

Było bardzo wiele powodów, dla których kobieta mogła domagać się rozwodu nie tracąc
swych praw przy podziale. Wystarczył przykry zapach z ust męża. Okup pieniężny płacony
naczelnikowi plemienia łub królowi za prawo pierwszej nocy (gobr merch, stąd
średniowieczny wyraz marcheta, po francusku marquette) odgrywa wielką rolę w
prawodawstwie. Na zgromadzeniach ludowych kobiety miały prawo głosu. Jeśli dodamy, że
w Irlandii udowodniono istnienie podobnych stosunków, że tam były również stosowane
małżeństwa czasowe i żona przy rozwodzie miała zapewnione ściśle oznaczone duże ulgi, a
nawet wynagrodzenie za pracę w gospodarstwie domowym; że istnieje tam “pierwsza żona”
obok innych żon i przy podziale spadku nie robiono różnicy między dziećmi ślubnymi i
nieślubnymi - to otrzymamy taki obraz rodziny parzystej, w porównaniu z którą forma
małżeństwa panująca w Ameryce Północnej wydaje się surowa. Nie może to zresztą
wywoływać zdziwienia w XI wieku u ludu, który jeszcze za czasów Cezara żył w
małżeństwie grupowym.
Istnienie rodu irlandzkiego (sept; plemię nazywa się clainne, clan) potwierdzają i opisują nie
tylko stare kodeksy, lecz i prawnicy angielscy wieku XVII, posłani tam dla przekształcenia
gruntów klanów w domeny króla angielskiego. Aż do tego czasu ziemia była wspólną
własnością klanu lub rodu, o ile naczelnicy nie przekształcili jej już w swoją prywatną
własność. Gdy umierał członek rodu, a więc przestawało istnieć jedno gospodarstwo
domowe, naczelnik (caput cognationis - jak go nazywali prawnicy angielscy) przeprowadzał
nowy podział gruntów całego obszaru między pozostałymi gospodarstwami. Podział ten na

background image

ogół musiał odbywać się według reguł obowiązujących również w Niemczech. Dziś jeszcze
spotykamy gdzieniegdzie - przed czterdziestu lub pięćdziesięciu laty bardzo liczne - grunty
wiejskie będące częścią tak zwanego systemu rundale

121a

. Chłopi, pojedynczy dzierżawcy

gruntów niegdyś będących wspólną własnością rodu, a zagrabionych przez angielskich
zdobywców, płacą czynsz dzierżawny każdy za swoją część, łączą jednak w jedną całość
ziemię orną i łąki wszystkich części, dzielą według położenia i jakości ziemi na “Gewanne"
[działki], jak je nazywają nad Mozelą, i wydzielają każdemu jego część w każdym “Gewann".
Mokradła i pastwiska użytkowane są wspólnie. Jeszcze przed pięćdziesięciu laty, od czasu do
czasu, niekiedy co rok, przeprowadzano nowy podział. Mapa gruntów takiej wsi typu rundale
wygląda zupełnie tak samo jak plan jakiegoś niemieckiego osiedla nad Mozelą lub w
Hochwaldzie. Nawet w “factions" [stronnictwach] wciąż jeszcze żyje ród. Wieśniacy
irlandzcy dzielą się często na partie opierające się na pozornie zupełnie niedorzecznych lub
bezsensownych różnicach, zupełnie niezrozumiałych dla Anglików - wydaje się, iż nie mają
oni żadnego innego celu prócz ulubionych uroczystych bijatyk między fakcjami. Jest to
sztuczne odrodzenie, późniejsza namiastka rozbitych rodów, świadcząca na swój sposób o
trwaniu odziedziczonego instynktu rodowego. Zresztą w niektórych okolicach dawni
członkowie rodu mieszkają jeszcze razem na swym starym terytorium; tak na przykład
jeszcze w latach trzydziestych znaczna większość mieszkańców hrabstwa Monaghan nosiła
tylko cztery nazwiska, co znaczy, że pochodzili od czterech rodów lub klanów

121b

.

W Szkocji upadek ustroju rodowego datuje się od zdławienia powstania z roku 1745

123

.

Pozostaje jeszcze do zbadania, jakie ogniwo tego ustroju reprezentuje specjalnie klan szkocki,
ale że jest on takim ogniwem, to nie ulega wątpliwości. W powieściach Walter Scotta ten
górnoszkocki klan jak żywy staje przed naszymi oczyma. Jest to, jak mówi Morgan,
“doskonały wzór rodu, jego organizacji i jego ducha, zdumiewający przykład panowania
życia rodowego nad członkami rodu... W ich zwadach i w ich zemście krwawej, w podziale
terytorium według klanów, w ich wspólnym użytkowaniu ziemi, w wierności członków klanu
swemu przywódcy i w wierności wzajemnej - wszędzie znajdujemy powtarzające się rysy
społeczeństwa rodowego... Pochodzenie liczono według prawa ojcowskiego, a więc dzieci
mężczyzn pozostawały w klanie, dzieci zaś kobiet przechodziły do klanu swych ojców"

124

.

Że jednak dawniej w Szkocji panowało prawo macierzyste, dowodzi fakt, że według Bedy

125

w królewskiej rodzinie Piktów obowiązywało dziedziczenie w linii żeńskiej. Nawet szczątki
rodziny punalua przechowały się aż do czasów średniowiecznych zarówno u Walijczyków,
jak i Szkotów w prawie pierwszej nocy, z którego, o ile nie zostało okupione, mógł legalnie w
stosunku do panny młodej korzystać naczelnik plemienia lub król, jako ostatni przedstawiciel
dawnych wspólnych mężów

125a

.

Nie ulega wątpliwości, że aż do wielkiej wędrówki ludów Germanowie prawdopodobnie byli
zorganizowani w rody; zajęli oni obszar między Dunajem, Renem, Wisłą a morzami
północnymi dopiero na parę wieków przed naszą erą; Cymbrowie i Teutonowie prowadzili
wyłącznie koczowniczy tryb życia, a Swewowie osiedlili się na stałe dopiero za czasów
Cezara. Cezar mówi o nich wyraźnie, że osiedlali się według rodów i grup spokrewnionych
(gentibus cognationibusque)

126

; a w ustach Rzymianina z rodu julijskiego wyraz gentibus ma

znaczenie określone i bezsporne. Dotyczy to wszystkich Germanów; nawet w zdobytych
prowincjach rzymskich osiedlali się oni

126a

, jak się zdaje, według rodów. W alemańskim

prawie ludowym znajdujemy potwierdzenie tego, że na zdobytych ziemiach na południe od
Dunaju lud osiedlał się według rodów (genealogiae)

127

; wyraz genealogia użyty jest zupełnie

w takim samym znaczeniu jak później wspólnota marki czy wspólnota wiejska. Ostatnio
Kowalewski wyraził pogląd, że te genealogiae były wielkimi wspólnotami domowymi, z
których później rozwinęły się wspólnoty wiejskie. To samo stosowałoby się w takim razie
również do wyrazu fara, za którego to pomocą Burgundowie i Longobardowie, a więc plemię

background image

gockie i herminońskie czy górnoniemieckie, określali prawie, jeśli nie zupełnie, to samo, co
prawodawstwo alemańskie określa przez wyraz genealogia. Czy w rzeczywistości mamy tu
do czynienia z rodem, czy ze wspólnotą domową, należy jeszcze bliżej zbadać.
Zabytki językowe pozostawiają nas w niepewności co do tego, czy wszyscy Germanowie
posiadali na oznaczenie rodu wspólne wyrażenie i jakie. Greckiemu genos, łacińskiemu gens
odpowiada etymologicznie gockie kuni, środkowo-górno-niemieckie Kunne, i w tym samym
znaczeniu bywa używane. Na czasy prawa macierzystego wskazuje fakt, że nazwa kobiety
pochodzi od tego samego pierwiastka: greckie gyne, słowiańskie żena, gockie qvino,
staroskandynawskie kona, kuna. - U Longobardów i Burgundów, jak już powiedzieliśmy,
znajdujemy wyraz fara, co Grimm wyprowadza od hipotetycznego pierwiastka fisan, płodzić.
Uważałbym za trafniejsze wyprowadzenie od faran - jeździć [fahren], podróżować, jako
nazwy stałego oddziału w taborze koczowniczym, składającego się oczywiście prawie
wyłącznie z krewnych, nazwy, która w przeciągu wielowiekowych wędrówek z początku na
wschód, a potem na zachód stopniowo została przeniesiona na samą wspólnotę rodową. -
Dalej gockie sibja, anglosaskie sib, staro-górno-niemieckie sippia, sippa, rodzina [Sippe]. W
staroskandynawskim języku znajdujemy sifjar, krewni, tylko w liczbie mnogiej; liczba
pojedyncza występuje tylko jako imię bogini Sif. -1 wreszcie spotykamy jeszcze inne
wyrażenie w “Pieśni o Hildebrandzie

128

, gdzie Hildebrand pyta Ha-dubranda,

“kto jest twym ojcem wśród mężów w narodzie... czyli, jakiego rodu jesteś?" (eddo huelihhes
cnuosles du sis).
Jeśli istniała wspólna germańska nazwa dla rodu, to brzmiała ona zapewne po gocku kuni;
przemawia za tym nie tylko tożsamość z odpowiednim wyrażeniem w językach pokrewnych,
ale także ta okoliczność, że od niej pochodzi wyraz kuning, król [Konig], który oznaczał
pierwotnie naczelnika rodu albo plemienia. Sibja, rodzina, nie może widocznie być brane pod
uwagę, albowiem, przynajmniej w języku staro-skandynawskim, sifjar oznacza nie tylko
krewnych, lecz i powinowatych, ogarnia zatem ludzi należących przynajmniej do dwóch
rodów,
sif nie mogło więc również oznaczać rodu.
Podobnie jak u Meksykanów i Greków szyk bojowy Germanów, zarówno szwadrony konnicy
jak kolumny klinowe piechoty, ustawiony był według grup rodowych. Jeśli Tacyt mówi:
według rodzin i grup spokrewnionych

129

, to to nieokreślone wyrażenie tłumaczy się tym, że za

jego czasów w Rzymie ród już dawno przestał być żywym związkiem.
Decydujące znaczenie ma jeden ustęp u Tacyta, który brzmi, jak następuje: brat matki uważa
swego siostrzeńca za swego syna; niektórzy uważają nawet więzy krwi między wujem ze
strony matki a siostrzeńcem za bardziej święte i bliskie, niżli między ojcem a synem; gdy
więc wymagani są zakładnicy, syn siostry stanowi większą gwarancję niż własny syn tego,
kogo się chce związać słowem. Mamy tu żywą cząstkę rodu zorganizowanego według prawa
macierzystego, a więc rodu pierwotnego i właśnie jako coś specjalnie wyróżniającego
Germanów

129a

. Jeśli członek takiego rodu dał jako gwarancję jakiegoś przyrzeczenia własnego

syna na zakładnika i ten padł ofiarą złamania umowy przez ojca, to było to własną sprawą
ojca. Jeśli jednak padł ofiarą syn siostry, to zostało naruszone najświętsze prawo rodowe;
najbliższy krewny rodowy, mający przed wszystkimi innymi obowiązek ochraniania chłopca
lub młodzieńca, stał się winien jego śmierci. Powinien był albo nie dawać go na zakładnika,
albo dotrzymać umowy. Gdybyśmy nie mieli żadnych innych śladów ustroju rodowego u
Germanów, wystarczyłby ten jeden ustęp

129b

.

Jeszcze bardziej rozstrzygający, gdyż o blisko 800 lat późniejszy, jest pewien ustęp ze
staroskandynawskiej pieśni “Voluspa"

131

o zmierzchu bogów i końcu świata. W tym

“widzeniu jasnowidzącej”, w które, jak tego obecnie dowiedli Bang i Bugge, wplecione są
także pierwiastki chrześcijańskie, przy opisie okresu ogólnego zwyrodnienia i zepsucia
poprzedzającego wielką katastrofę mówi się:

Broedhr munu berjask ok at bonum verdask,

background image

mimu systrungar sifjum spilla.

“Bracia będą walczyć pomiędzy sobą i będą się nawzajem mordować, dzieci sióstr złamią
więzy rodzinne”.
Systrungar znaczy syn siostry matki, i to, że tacy członkowie rodziny wyrzekają się
pokrewieństwa, wydaje się poecie jeszcze większą zbrodnią niż nawet bratobójstwo. Akcent
położony jest na słowie systrungar, które podkreśla pokrewieństwo ze strony matki; gdyby
zamiast tego było syskina-born, dzieci rodzeństwa, lub syskina-synir - synowie rodzeństwa, to
drugi wiersz byłby nie spotęgowaniem, lecz osłabieniem w stosunku do pierwszego. Tak więc
nawet za czasów Wikingów, kiedy powstała “Voluspa", nie zatarło się jeszcze w Skandynawii
wspomnienie o prawie macierzystym.
Zresztą prawo macierzyste za czasów Tacyta zostało już zastąpione przez prawo ojcowskie,
przynajmniej

131a

u znanych mu bliżej

131b

Germanów: po ojcu dziedziczyły dzieci, a gdzie nie

było dzieci - bracia i wujowie ze strony ojca i matki. Dopuszczenie brata matki do
dziedzictwa związane jest z zachowaniem wspomnianego wyżej obyczaju; świadczy ono
również o tym, jak młode jeszcze było wówczas prawo ojcowskie u Germanów. Ślady prawa
macierzystego znajdujemy jeszcze w późnym średniowieczu. Wówczas jeszcze, jak się zdaje,
nie dowierzano całkowicie ojcostwu, zwłaszcza u poddanych; gdy więc jakiś pan feudalny
żądał od miasta wydania zbiegłego poddanego, to np. w Augsburgu, w Bazylei i w
Kaiserslautern poddaństwo oskarżonego musiało być pod przysięgą stwierdzone przez 6
najbliższych krewnych, i to wyłącznie ze strony matki (Maurer, “Stadteverfassung", I, str.
381)

132

.

Niezrozumiały dla Rzymian szacunek Germanów dla płci żeńskiej był również pozostałością
dopiero co zanikającego prawa macierzystego. Dziewice ze szlachetnych rodzin uchodziły za
najbardziej wiążące zakładniczki przy umowach z Germanami. Myśl, że ich żony i córki
mogą wpaść do niewoli, była dla Germanów straszna i bardziej niż wszystko inne rozniecała
ich zapał bojowy. Widzieli oni w kobiecie coś świętego i proroczego, słuchali jej rad w
najważniejszych sprawach; tak właśnie Yeleda, kapłanka brukteryjska znad rzeki Lippe, była
duszą całego powstania Batawów, w którym Cywilis na czele Germanów i Belgów zachwiał
panowaniem rzymskim w Galii

133

. Panowanie kobiety w domu zdaje się być bezsporne;

wprawdzie kobiety, starcy i dzieci muszą wykonywać całą robotę, podczas gdy mężczyzna
poluje, pije albo próżnuje. Tak twierdzi Tacyt; ponieważ jednak nie mówi on, kto uprawia
rolę, a przy tym oświadcza wyraźnie, że niewolnicy płacili tylko czynsz, lecz nie odrabiali
pańszczyzny, więc chyba masa dorosłych mężczyzn musiała wykonywać tę niewielką pracę,
jakiej wymagała uprawa roli.
Jakeśmy już wyżej mówili, formą małżeństwa było małżeństwo parzyste, zbliżające się
stopniowo do monogamii. Nie była to jeszcze ścisła monogamia, dozwolone było bowiem
wielożeństwo możnych. Na ogół surowo wymagano czystości od dziewcząt (w
przeciwieństwie do Celtów); szczególnie ciepło wyraża się Tacyt o nierozerwalności związku
małżeńskiego u Germanów. Tylko wiarołomstwo żony podaje on jako powód do rozwodu.
Ale relacja jego posiada pewne luki i przy tym zbyt wyraźnie zdradza swój charakter - jako
zwierciadło cnoty, pokazywane rozpustnym Rzymianom. Jedno jest pewne: jeśli Germanowie
w swych lasach byli tymi wyjątkowymi rycerzami cnoty, to wystarczyło najlżejsze zetknięcie
ze światem zewnętrznym, aby ich ściągnąć do poziomu reszty przeciętnych Europejczyków;
ostatni ślad surowości obyczajów znikł wśród świata rzymskiego znacznie prędzej jeszcze niż
język germański. Dość poczytać tylko Grzegorza z Tours. Rozumie się samo przez się, że w
dziewiczych lasach Germanii nie mogła panować taka wyrafinowana rozpusta jak w Rzymie,
tak że pod tym względem mają Germanowie dostateczną przewagę nad światem rzymskim,
niezależnie od tego, czy będziemy im przypisywali taką wstrzemięźliwość w sprawach
fizjologicznych, jaka nigdy i nigdzie nie była udziałem całego narodu.

background image

Obowiązek dziedziczenia po ojcu lub krewnych zarówno wrogości, jak i przyjaźni wypływał
z ustroju rodowego; podobnie okup pieniężny zamiast zemsty krwawej za zabójstwo lub
skaleczenie. Istnienie tego okupu, który jeszcze w poprzednim pokoleniu uważany był za
instytucję specyficznie germańską, zostało obecnie stwierdzone u setek ludów, jako
powszechna forma złagodzonej krwawej zemsty, pochodzącej z ustroju rodowego.
Znajdujemy ją, podobnie jak obowiązek gościnności, między innymi u Indian amerykańskich.
Opis gościnności u Tacyta (“Germania", c. 21) jest prawie zupełnie identyczny z tym, co o
swoich Indianach opowiada Morgan.
Gorące i nieskończone spory o to, czy Germanowie Tacyta rozdzielili już ostatecznie grunta
orne, czy też nie, i jak powinno się interpretować odnośne ustępy, należą obecnie do
przeszłości. Nie warto więc się nad tym dłużej zatrzymywać, skoro dowiedziona została u
wszystkich niemal ludów wspólna uprawa gruntów przez ród, a później przez komunistyczne
wspólnoty rodzinne, których istnienie stwierdził Cezar jeszcze u Swewów

134

. Udowodniono

również, że wspólna uprawa gruntów ustąpiła miejsca formie przydzielania ziemi
pojedynczym rodzinom z periodycznie powtarzającym się ponownym podziałem. Zostało
stwierdzone, że ten periodyczny ponowny podział gruntów ornych utrzymał się miejscami w
Niemczech nawet aż do naszych dni. Jeśli Germanowie w ciągu 150 lat, które dzielą Cezara
od Tacyta, przeszli od wspólnej uprawy ziemi, którą Cezar wyraźnie przypisuje Swewom
(twierdzi on, że nie było u nich wcale ani podzielonych, ani prywatnych gruntów), do uprawy
indywidualnej z corocznym nowym podziałem gruntów, to jest to naprawdę dostateczny
postęp. Przejście od tego stopnia rozwoju do całkowitej prywatnej własności ziemi w ciągu
tak krótkiego okresu i bez wszelkiego obcego wpływu jest wprost niemożliwością. Czytam
więc u Tacyta tylko to, co on wyraźnie mówi: zmieniają oni (albo dzielą na, nowo) corocznie
grunta uprawne, przy czym pozostaje jeszcze dość gruntów wspólnych

135

. Jest to stopień

uprawy roli i władania ziemią, który odpowiada dokładnie ówczesnemu ustrojowi rodowemu
Germanów

135a

.

Powyższy ustęp pozostawiam nie zmieniony - taki, jaki był w poprzednich wydaniach. W
międzyczasie jednak sprawa przybrała inny obrót. Odkąd Kowalewski dowiódł (por. wyż., str.
44

135b

), że patriarchalna wspólnota domowa była szeroko rozpowszechniona, a może nawet

istniała wszędzie, jako stopień przejściowy między opartą na prawie macierzystym rodziną
komunistyczną a izolowaną rodziną nowożytną, spór toczy się już nie (jak między Maurerem
a Waitzem) o to, czy istniała wspólna czy prywatna własność ziemi, lecz o formę wspólnej
własności. Nie ulega żadnej wątpliwości, że za czasów Cezara u Swewów istniała nie tylko
wspólna własność ziemi, lecz i wspólna uprawa na wspólny rachunek. Czy jednostką
gospodarczą był ród, czy wspólnota domowa, czy jakaś zajmująca miejsce pośrednie
komunistyczna grupa krewnych, czy też, zależnie od warunków gruntowych, współistniały
wszystkie trzy grupy, pozostanie to długo jeszcze kwestią sporną. Kowalewski jednak
twierdzi, że ustrój opisany u Tacyta zakłada nie istnienie marki lub wspólnoty wiejskiej, lecz
wspólnoty domowej, a z niej dopiero wskutek przyrostu ludności znacznie później rozwinęła
się wspólnota wiejska.
Według niego osiedla Germanów na obszarach zajmowanych przez nich za czasów
rzymskich, a także na ziemiach odebranych później Rzymianom, składały się nie z wiosek,
lecz z wielkich wspólnot rodzinnych obejmujących kilka pokoleń. Wspólnoty te uprawiały
odpowiedniej wielkości kawałki gruntu, korzystając wraz z sąsiadami z leżących obok
pustkowi jako ze wspólnej marki. Ustęp u Tacyta o zmianie ornych gruntów należałoby brać
faktycznie w znaczeniu agronomicznym: wspólnota co rok zaorywała inny kawał gruntu, a
ziemię orną z poprzedniego roku pozostawiała ugorem lub też zapuszczała zupełnie. Przy
rzadkim zaludnieniu pozostawało wciąż jeszcze dość pustkowi, tak że wszelki spór o
posiadanie ziemi stawał się zbyteczny. Dopiero po stuleciach, gdy liczba członków wspólnot
domowych wzrosła do tego stopnia, że wspólna gospodarka w ówczesnych warunkach

background image

produkcji stała się niemożliwa, wspólnoty się rozpadły. Wspólne dotychczas grunty orne i łąki
zostały w wiadomy sposób podzielone między tworzące się teraz poszczególne gospodarstwa
domowe, początkowo na pewien czas, potem raz na zawsze, podczas gdy lasy, pastwiska i
wody pozostały wspólną własnością.
Dla Rosji ten przebieg rozwoju, jak się zdaje, został całkowicie historycznie dowiedziony. Co
się tyczy Niemiec, a następnie i innych krajów germańskich, to nie da się zaprzeczyć, że to
przypuszczenie pod wieloma względami lepiej wyjaśnia źródła i łatwiej rozwiązuje trudności
niż dotychczasowe, które zakłada istnienie wspólnoty wiejskiej jeszcze za czasów Tacyta.
Najstarsze dokumenty, jak np. Codex Laurcshamensis

136

, dają się na ogół znacznie lepiej

objaśnić za pomocą wspólnot rodzinnych niż marki i wspólnoty wiejskiej. Z drugiej strony,
powstają tu nowe trudności i nowe zagadnienia wymagające jeszcze rozwiązania.
Rozstrzygnąć tę kwestię mogą tylko nowe badania; nie mogę jednak zaprzeczyć, że istnienie
wspólnoty domowej jako stopnia pośredniego jest bardzo prawdopodobne także dla Niemiec,
Skandynawii i Anglii.
Podczas gdy u Cezara Germanowie po części dopiero znaleźli stałe siedliska, po części
szukali jeszcze takowych, to za czasów Tacyta mieli oni za sobą już całe stulecia życia
osiadłego; toteż odpowiednio do tego widzimy u nich wyraźny postęp w produkcji środków
utrzymania. Mieszkają oni w domach zbudowanych z bierwion, ich odzież jest jeszcze
bardzo- pierwotna (jak u leśnych ludzi), płaszcz z grubej wełny, skóry zwierzęce; kobiety i
arystokracja noszą płócienną odzież spodnią. Ich pożywienie stanowi mleko, mięso, dzikie
owoce i, jak dodaje Pliniusz, owsianka

137

(po dziś dzień stanowi ona jeszcze celtycką potrawę

narodową w Irlandii i Szkocji), ich bogactwo to bydło, ale marnej rasy; woły były drobne,
niepozorne, bez rogów; konie - małe kucyki, a nie wierzchowce. Pieniędzmi posługiwano się
mało i rzadko - i to wyłącznie rzymskimi. Złota i srebra nie obrabiali i nie cenili; żelazo
trafiało się rzadko i zdaje się, przynajmniej u plemion znad Renu i Dunaju, było niemal
wyłącznie przywożone, a nie wydobywane na miejscu. Pismo runiczne (naśladujące litery
greckie lub łacińskie) było znane tylko jako pismo tajemne i używane wyłącznie dla celów
magii religijnej. Ciągle jeszcze składano ofiary z ludzi. Słowem, mamy tu przed sobą lud,
który dopiero co wydźwignął się ze średniego stopnia barbarzyństwa na stopień wyższy.
Jednakże podczas gdy u plemion mieszkających przy granicy rzymskiej ułatwiony wwóz
produktów przemysłu rzymskiego przeszkodził rozwojowi samodzielnego przemysłu
metalowego i włókienniczego, to przemysł ten bez wątpienia rozwinął się na północnym
wschodzie, nad brzegiem Morza Bałtyckiego. Znalezione w trzęsawiskach Szlezwiku części
zbroi: długi miecz żelazny, kolczuga, srebrny hełm itd. wraz z monetami rzymskimi z końca
II stulecia oraz rozpowszechnione dzięki wędrówkom ludów germańskie wyroby metalowe
dowodzą istnienia swoistego i dość rozwiniętego rzemiosła, nawet w tych wypadkach, gdy
naśladowano wzory rzymskie. Przesiedlenie się do cywilizowanego państwa rzymskiego
położyło wszędzie, z wyjątkiem Anglii, kres rozwojowi tego samorodnego przemysłu. Jak
jednolicie powstał i rozwijał się ten przemysł, tego dowodzą np. sprzączki z brązu: te, które
znaleziono w Burgundii, w Rumunii i nad Morzem Azowskim, mogłyby pochodzić z tego
samego warsztatu co angielskie lub szwedzkie; są one wszystkie równie niewątpliwie
pochodzenia germańskiego.
Wyższemu stopniowi barbarzyństwa odpowiada też ustrój społeczny. Według Tacyta istniała
wszędzie rada naczelników (principes), która rozstrzygała sprawy drobniejsze, ważniejsze zaś
przygotowywała do decydowania zgromadzeniu ludowemu. Zgromadzenie ludowe na
niższym stopniu barbarzyństwa, przynajmniej tam, gdzie je znamy, np. u Amerykanów,
istnieje tylko w rodzie, ale nie w plemieniu lub związku plemion. Naczelnicy (principes)
wyraźnie różnią się jeszcze od wodzów wojennych (duces), zupełnie jak u Irokezów.
Naczelnicy żyją już po części z darów honorowych od swych współplemieńców, w postaci
bydła, zboża itd. I tak jak w Ameryce, bywają wybierani przeważnie z tej samej rodziny;

background image

przejście do prawa ojcowskiego sprzyjało, tak jak w Grecji i w Rzymie, stopniowemu
przekształceniu obieralności w dziedziczenie i przez to wytworzeniu się arystokratycznej
rodziny w każdym rodzie. Ta stara tak zwana arystokracja plemienna wyginęła przeważnie w
czasie wędrówki lądów lub też wkrótce po niej. Wodzów wojennych wybierano niezależnie
od ich pochodzenia, jedynie według zdolności. Posiadali oni niewielką władzę i musieli
oddziaływać przykładem. Właściwą władzę dyscyplinarną w wojsku Tacyt wyraźnie
przypisuje kapłanom. Rzeczywista władza była w ręku zgromadzenia ludowego.
Przewodniczył król lub naczelnik plemienia. Lud rozstrzygał: tak - przez szemranie; nie -
przez aklamację i szczęk oręża. Zgromadzenie ludowe było równocześnie trybunałem
sądowym; tu wnoszono i rozsądzano skargi, tutaj zapadały wyroki śmierci. Karano śmiercią
tylko tchórzostwo, zdradę i perwersyjną rozpustę. W rodach oraz w innych poddziałach
również sądził ogół pod przewodnictwem naczelnika, który, jak we wszystkich pierwotnych
sądach germańskich, mógł tylko kierować rozprawą i zadawać pytania; wyrok zawsze i
wszędzie wydawał u Germanów ogół.
Od czasów Cezara tworzyły się związki plemion; niektóre z nich już miały królów. Naczelny
dowódca wojskowy, podobnie jak u Greków i Rzymian, dążył do tyranii i czasami ją osiągał.
Tacy szczęśliwi uzurpatorzy nie byli bynajmniej nieograniczonymi władcami, zaczynali już
jednak łamać więzy ustroju rodowego. Wyzwoleni niewolnicy, którzy dawniej zajmowali
podrzędne stanowiska, gdyż nie mogli należeć do żadnego rodu, jako faworyci nowych
królów dochodzili często do rang, bogactw i zaszczytów. To samo działo się po zdobyciu
państwa rzymskiego przez wodzów wojennych, którzy zostali teraz królami wielkich krajów.
U Franków niewolnicy i wyzwoleńcy króla odgrywali poważną rolę - na początku przy
dworze, a potem i w państwie; nowa arystokracja w znaczne) mierze pochodzi od nich.
Powstaniu władzy królewskiej sprzyjała jedna instytucja: drużyny. Widzieliśmy już u
amerykańskich czerwonoskórych, jak obok ustroju rodowego tworzą się prywatne
stowarzyszenia w celu prowadzenia wojny na własną rękę. Te prywatne stowarzyszenia stały
się już u Germanów trwałymi związkami. Dowódca, który zdobył sobie sławę, zbierał wokół
siebie gromadę żądnych łupu młodzieńców, którzy zobowiązywali się do osobistej wierności
jemu, a on im. Wódz żywił, obdarowywał, organizował ich według odpowiedniej hierarchii:
tworzył z nich straż przyboczną i gotowe do boju oddziały - do drobnych" wypraw, gotowy
korpus oficerski - do wypraw na większą skalę. Chociaż drużyny te musiały być słabe i
ujawniły później swą słabość, np. u Odoakra w Italii, to jednak stanowiły już one zalążek
rozkładu starej wolności ludowej i taką też odegrały rolę zarówno w czasie wielkiej wędrówki
ludów, jak po niej. Po pierwsze bowiem, sprzyjały one powstaniu władzy królewskiej. Po
wtóre 7aś, jak to już zauważył Tacyt, można je było utrzymać tylko nieustannymi wojnami i
łu-pieskimi wyprawami. Grabież stała się celem. Jeśli dowódca drużyny nie miał co robić w
pobliżu, to wyruszał wraz ze swym oddziałem do innych ludów, gdzie się toczyła wojna i
można było liczyć na łup; germańskie wojska posiłkowe, które w wielkiej liczbie walczyły
pod chorągwiami Rzymu nawet przeciwko Germanom, były po części utworzone z takich
drużyn. Najemne żołdactwo, ta hańba i przekleństwo Niemców, istniało już tutaj w zarodku.
Po zdobyciu imperium rzymskiego ci drużynnicy królewscy stali się - obok niewolników i
dworaków rzymskich - drugą z głównych składowych części późniejszej szlachty.
Na ogół więc w plemionach germańskich połączonych w narody panował taki sam ustrój, jaki
rozwinął się u Greków okresu bohaterskiego i u Rzymian czasów tak zwanych królewskich:
zgromadzenie ludowe, rada naczelników rodowych, wódz wojenny dążący już do
rzeczywistej władzy królewskiej. Był to najwyższy ustrój, jaki mogły wydać stosunki rodowe
w ogóle, wzorcowy ustrój wyższego stopnia barbarzyństwa. Skoro tylko społeczeństwo
przekroczyło granice, wewnątrz których ustrój ten był zupełnie wystarczający, oznaczało to
kres ustroju rodowego: został on zburzony, a jego miejsce zajęło państwo.

background image

VIII Tworzenie się państwa u Germanów

Germanowie według Tacyta byli narodem bardzo licznym. Cezar daje nam przybliżone
pojęcie o liczebności oddzielnych ludów germańskich; według niego liczba Uzipetów i
Tenkterów, którzy się zjawili na lewym brzegu Renu, wynosiła 180 000 ludzi wraz z
kobietami i dziećmi. Jeden oddzielny lud

137a

liczył zatem około 100 000, a więc znacznie

więcej od Irokezów w czasie ich rozkwitu, kiedy licząc zaledwie 20 tyś. ludzi stali się
postrachem całego kraju od Wielkich Jezior aż do Ohio i Potomac. Taki pojedynczy lud - jeśli
spróbujemy zgrupować znane nam dokładniej z opisów ludy osiadłe w pobliżu Renu -
zajmuje na mapie przeciętnie powierzchnię jednego pruskiego okręgu administracyjnego, a
więc około 10 ooo km kw., czyli 182 geograficzne mile kw. Ale Germania Magna [Wielka
Germania] Rzymian, aż do Wisły, zajmowała okrągło 500 000 km kw. Licząc przeciętnie na
poszczególny lud po 100 000 ludzi, otrzymamy, że ludność całej Wielkiej Germanii
wynosiłaby 5 milionów - 10 osób na i kilometr kw. lub 550 na jedną geograficzną milę kw.
Cyfra dla ludów barbarzyńskich dość znaczna, dla naszych stosunków nadzwyczaj mała. Ale
to bynajmniej nie wyczerpuje liczby żyjących wówczas Germanów. Wiemy, że wzdłuż Karpat
po ujście Dunaju żyły ludy germańskie z plemienia Gotów - Bastarnowie, Peukinowie i inni -
tak liczne, że Pliniusz uważa je za piąte główne plemię Germanów

138

. Ludy te, które już 180

lat przed naszą erą wstępują na żołd macedońskiego króla Perseusza, jeszcze w pierwszych
latach panowania Augusta docierały aż do okolic Adrianopola. Jeżeli oszacowalibyśmy ich na
jeden tylko milion, to przypuszczalna liczba Germanów na początku naszej ery wyniesie co
najmniej 6 milionów.
Po osiedleniu się w Germanii ludność niezawodnie wzrastała coraz szybciej; dowodziłyby już
tego chociażby wzmiankowane wyżej postępy w przemyśle. Przedmioty odkryte w bagnach
Szlezwiku, sądząc według znalezionych tam monet rzymskich, pochodzą z III wieku. A zatem
już w tym czasie istniał nad Bałtykiem rozwinięty przemysł metalurgiczny i włókienniczy,
miały miejsce ożywione stosunki z cesarstwem rzymskim i pewien zbytek u ludzi
zamożniejszych - wszystko to oznaki gęstszego zaludnienia. W tym czasie zaczyna się
również generalna ofensywa Germanów na całej linii Renu, wzdłuż rzymskiego wału
granicznego i Dunaju, od Morza Północnego do Czarnego - co jest bezpośrednim dowodem
ciągłego liczebnego wzrostu prącej na zewnątrz ludności. Trzysta lat trwała walka, w czasie
której cały główny trzon ludów gockich (z wyjątkiem Gotów skandynawskich i Burgundów)
ruszył na południowy wschód i utworzył lewe skrzydło wielkiej linii natarcia, której centrum
stanowili Germanowie górni (Herminonowie), posuwający się wzdłuż górnego Dunaju, a
prawe skrzydło - Isgewonowie, zwani obecnie Frankami, nacierający wzdłuż Renu;
Ingewonom przypadło w udziale zdobycie Brytanii. W końcu piątego stulecia cesarstwo
rzymskie, bezsilne, wyczerpane, bezradne, stało otworem przed wdzierającymi się
Germanami.
Staliśmy przedtem u kolebki starożytnej cywilizacji greckiej i rzymskiej. Teraz oto stoimy u
jej trumny. Przez wszystkie kraje basenu śródziemnomorskiego przechodził niwelujący oręż
światowego panowania rzymskiego - i to w ciągu stuleci. Gdzie tylko język grecki nie stawiał
oporu, tam wszystkie języki narodowe musiały ustąpić miejsca zepsutej łacinie; nie było już
zgoła różnic narodowych - nie było Galów, Iberyjczyków, Liguryjczyków, Noryków -
wszyscy stali się Rzymianami. Rzymska administracja i rzymskie prawo zniosły wszędzie
stare związki rodowe i wraz z tym wszelkie resztki samodzielnej, lokalnej i narodowej
aktywności. Świeżo upieczone obywatelstwo rzymskie nie dostarczało niczego w zamian; nie
wyrażało ono żadnej narodowości, lecz tylko brak narodowości. Wszędzie istniały elementy
nowych narodów; łacińskie narzecza różnych prowincji różniły się coraz bardziej pomiędzy
sobą; granice naturalne, które dawniej tworzyły z Italii, Galii, Hiszpanii, Afryki samodzielne
obszary, istniały jeszcze nadal i dawały się również jeszcze odczuwać. Ale nigdzie nie było

background image

siły, która by mogła zespolić te elementy w nowe narody; nigdzie jeszcze nie było ani śladu
zdolności rozwoju, siły oporu, nie mówiąc już o zdolnościach twórczych. Olbrzymia masa
ludzi zaludniająca olbrzymi obszar miała tylko jedną zespalającą ją więź: państwo rzymskie, a
ono stało się z czasem jej najgorszym wrogiem i ciemiężycielem. Prowincje zniszczyły
Rzym; Rzym stał się sam miastem prowincjonalnym jak inne -uprzywilejowanym, ale już nie
panującym, nie będącym już ośrodkiem imperium światowego, nie będącym już nawet
siedzibą cesarzy i ich namiestników, którzy mieszkali w Konstantynopolu, Trewirze,
Mediolanie. Państwo rzymskie stało się olbrzymią, skomplikowaną maszyną, służącą
wyłącznie do wyciskania grosza z poddanych. Podatki, powinności państwowe i dostawy
wszelkiego rodzaju wpędzały masy ludności w coraz głębszą nędzę; nie do zniesienia stał się
ucisk powiększany łapówkami wymuszanymi przez namiestników, poborców podatkowych i
żołnierzy. Oto do czego doprowadziło państwo rzymskie z jego panowaniem nad światem:
opierało ono swe prawo do istnienia na utrzymaniu porządku wewnątrz i na obronie przed
barbarzyńcami na zewnątrz. Ale jego porządek był gorszy od najgorszego nieładu, a jego
obywatele jak zbawców oczekiwali barbarzyńców, przed którymi miało ono ich bronić.
Stan społeczeństwa był nie mniej rozpaczliwy. Już w ostatnich czasach republiki panowanie
rzymskie opierało się na bezwzględnym wyzysku zdobytych prowincji: cesarstwo nie zniosło
tego wyzysku, przeciwnie, nadało mu charakter systemu. Im bardziej cesarstwo chyliło się ku
upadkowi, tym bardziej wzrastały podatki i świadczenia, tym bardziej grabili i wymuszali
łapówki urzędnicy. Handel i przemysł nigdy nie były zajęciem panujących nad ludami
Rzymian, tylko w dziedzinie lichwiarstwa przewyższyli oni wszystko, co było przed nimi i po
nich. Łapownictwo urzędników zniszczyło handel, który się był ostał i zachował; to, co się
jeszcze utrzymało, przypada na wschodnią, grecką część państwa, która nie wchodzi w obręb
naszych rozważań. Powszechne zubożenie, upadek wymiany, rzemiosła, sztuki, spadek liczby
ludności, ruina miast, cofnięcie się rolnictwa na niższy stopień - taki był ostateczny rezultat
rzymskiego panowania światowego.
Rolnictwo, decydująca w całym świecie starożytnym gałąź produkcji, znów bardziej niż
kiedykolwiek zaczęło odgrywać najważniejszą rolę. W Italii olbrzymie posiadłości ziemskie
(latyfundia), zajmujące do końca republiki całe niemal terytorium, były użytkowane w sposób
dwojaki: albo jako pastwiska dla bydła tam, gdzie ludność została zastąpiona przez owce i
woły, których doglądanie wymagało tylko niewielu niewolników; albo też jako wille, gdzie
przy pomocy masy niewolników uprawiano na wielką skalę ogrodnictwo, częściowo dla
zbytku właściciela, częściowo dla zbytu na rynkach miejskich. Wielkie pastwiska
utrzymywały się, a nawet się rozszerzyły: majątki-wille i ich ogrodnictwo podupadły wraz z
zubożeniem ich właścicieli i upadkiem miast. Oparta na pracy niewolników gospodarka
latyfundialna już się nie opłacała; ale była to wówczas jedyna możliwa forma wielkiej
gospodarki rolnej. Jedyną opłacającą się formą stała się znowu gospodarka drobna. Jedną
willę za drugą rozbijano na małe parcele i oddawano dziedzicznym dzierżawcom, którzy
płacili określoną sumę, albo też partiarii, raczej rządcom niż dzierżawcom, którzy za swą
pracę otrzymywali szóstą albo nawet dziewiątą część produkcji rocznej. Przeważnie jednak te
małe parcele oddawano kolonom, którzy za to płacili określoną sumę roczną, byli przypisani
do roli i mogli być sprzedawani wraz ze swą parcelą. Nie byli oni co prawda niewolnikami,
ale nie byli też wolni, nie mogli zawierać małżeństw z ludźmi wolnymi, a ich małżeństwa
pomiędzy sobą nie były uważane za pełnoprawne, lecz, tak jak u niewolników, za zwykłe
współżycie (contubernium). Byli to poprzednicy średniowiecznych chłopów poddanych.
Niewolnictwo starożytne przeżyło się. Nie opłacało się już ze względu na mały dochód ani w
wielkiej gospodarce rolnej na wsi, ani w manufakturach miejskich - wyczerpał się rynek
zbytu dla jego produktów. Olbrzymia produkcja z czasów rozkwitu państwa skurczyła się i
przekształciła w drobne rolnictwo i drobne rzemiosło, gdzie nie było miejsca na licznych
niewolników. W społeczeństwie znajdowali oni miejsce jedynie jako służba domowa lub jako

background image

niewolnicy w służbie wystawnego życia bogaczy. Obumierające niewolnictwo potrafiło
jednak wciąż jeszcze wszelką produkcyjną pracę, jako zajęcie niewolnicze, uczynić czymś
niegodnym w oczach wolnego Rzymianina - a był nim obecnie prawie każdy. Stąd z jednej
strony wzrastała liczba wyzwalanych zbędnych niewolników, którzy stali się ciężarem, z
drugiej strony - powiększała się liczba kolonów i popadłych w nędzę ludzi wolnych (na
podobieństwo poor whites

138a

byłych stanów niewolniczych Ameryki). Chrześcijaństwo w

niczym nie przyczyniło się do stopniowego wymierania starożytnego niewolnictwa. Przez
całe stulecia uczestniczyło ono w rzymskim systemie niewolniczym, a później nigdy nie
przeszkadzało chrześcijanom w handlu niewolnikami - ani Niemcom na północy, ani
Wenecjanom na Morzu Śródziemnym, ani później handlowi Murzynami

138b

. Niewolnictwo nie

opłacało się już i dlatego obumarło. Ale obumierające niewolnictwo pozostawiło zatrute żądło
- wzgardę dla pracy produkcyjnej ludzi wolnych. Oto dlaczego świat rzymski znalazł się w
impasie; niewolnictwo stało się ekonomicznie niemożliwe, praca ludzi wolnych była w
moralnej pogardzie. Pierwsze już nie mogło być, a druga jeszcze nie mogła być podstawową
formą produkcji społecznej. Jedyne, co tu mogło pomóc, to tylko gruntowna rewolucja. W
prowincjach działo się nie lepiej. Najwięcej wiadomości mamy o Galii. Obok kolonów istnieli
tu jeszcze drobni wolni chłopi. Aby zabezpieczyć się przed samowolą urzędników, sędziów i
lichwiarzy, oddawali się oni często pod opiekę, patronat, jakiegoś możnego pana; a czyniły to
nie tylko jednostki, lecz całe gminy, tak że cesarze w czwartym stuleciu wielekroć wydawali
zakazy przeciwko temu. Ale cóż to pomagało poszukującym ochrony? Patron stawiał im
warunek, by przenosili na niego własność gruntów, w zamian za co zapewniał im dożywotnie
korzystanie z tych gruntów - wybieg, który kościół święty zapamiętał sobie i w IX oraz X
wieku skwapliwie naśladował dla powiększenia królestwa bożego i swego własnego majątku
ziemskiego. Wówczas wprawdzie, około roku 475, biskup Samanus z Marsylii gorąco
występuje przeciwko takiej kradzieży i opowiada, że ucisk ze strony urzędników rzymskich i
wielkich właścicieli ziemskich stał się tak nieznośny, iż wielu “Rzymian" uciekało do okolic
zajętych już przez, barbarzyńców, a obywatele rzymscy, którzy tam osiedli, najwięcej
obawiali się tego, by nie wpaść ponownie pod panowanie rzymskie

140

. Że wówczas często

rodzice z nędzy sprzedawali swe dzieci w niewolę, świadczy wydane przeciw temu prawo.
Germańscy barbarzyńcy za to, że uwolnili Rzymian od ich własnego państwa, zabrali im dwie
trzecie wszystkich gruntów i podzielili je między siebie. Podział odbył się zgodnie ze
zwyczajami ustroju rodowego; wobec względnie niewielkiej liczby zdobywców ogromne
obszary pozostały nie podzielone i stanowiły własność częściowo całego narodu, częściowo
poszczególnych plemion i rodów. W każdym rodzie pola i łąki zostały równo rozlosowane
między poszczególne gospodarstwa domowe. Czy później odbywały się ponowne podziały,
nie wiemy, w każdym razie w prowincjach rzymskich wyszły one wkrótce z użycia i
poszczególne działki stały się własnością prywatną z prawem sprzedaży - alodium. Lasy i
pastwiska pozostały nie podzielone i we wspólnym użytkowaniu; to użytkowanie, zarówno
jak i sposób uprawy podzielonego pola regulowano według starego obyczaju i według
uchwały ogółu. Im dłużej przebywał ród w swej wsi, im bardziej Germanowie i Rzymianie
stopniowo mieszali się między sobą, tym bardziej więź oparta na pokrewieństwie ustępowała
miejsca więzi o charakterze terytorialnym; ród znikał we wspólnocie markowej, w której
zresztą dość często jeszcze znajdujemy ślady pochodzenia z grupy związanej
pokrewieństwem. Tak więc ustrój rodowy, przynajmniej w tych krajach, gdzie utrzymała się
wspólnota markowa - w północnej Francji, w Anglii, w Niemczech i w Skandynawii -
niepostrzeżenie przekształca się w ustrój terytorialny; dzięki temu mógł przystosować się do
państwa. Zachował on jednak swój pierwotny charakter demokratyczny, nieodłączny od
całego ustroju rodowego, tak że nawet w późniejszej, narzuconej mu zwyrodniałej formie
pozostał szczątek ustroju rodowego, który aż do najnowszych czasów był orężem w ręku
uciśnionych.

background image

Wskutek podbojów organy rodowe w plemieniu i w całym narodzie uległy zwyrodnieniu, co
pociągnęło za sobą fakt, że związki krwi w rodzie zupełnie utraciły znaczenie. Wiemy już, że
panowanie nad poddanymi nie daje się pogodzić z ustrojem rodowym. Tu widzimy to na
wielką skalę. Ludy germańskie, które stały się władcami prowincji rzymskich, musiały tę
swoją zdobycz zorganizować. Ale niepodobna było ani włączyć mas rzymskich do organów
rodowych, ani zapanować nad nimi przy pomocy tych organów. Na czele terytorialnych
rzymskich organów administracyjnych, które początkowo po większej części istniały nadal,
trzeba było postawić jakiś substytut państwa rzymskiego, a mogło nim być tylko inne
państwo. Organy ustroju rodowego musiały się zatem przekształcić w organy państwowe, i to,
wskutek nacisku okoliczności, bardzo szybko. Bezpośrednim przedstawicielem ludu
zdobywców był dowódca wojskowy. Zabezpieczenie zdobytego obszaru wewnątrz i na
zewnątrz wymagało wzmocnienia jego władzy. Nastała chwila, kiedy władza wodza
wojennego przekształcić się musiała we władzę królewską, co też nastąpiło.
Weźmy państwo Franków. Tutaj zwycięski lud Franków salickich otrzymał w pełne
posiadanie nie tylko obszerne rzymskie domeny państwowe, lecz także te wszystkie bardzo
wielkie obszary ziemi, które nie były podzielone pomiędzy mniejsze i większe gminy i marki,
a mianowicie wszystkie większe obszary leśne. Pierwsze, co uczynił król Franków, który ze
zwykłego naczelnego dowódcy wojskowego stał się prawdziwym księciem, było
przekształcenie tej własności w dobra królewskie, ukradzenie jej ludowi i podarowanie lub
oddanie w lenno swej drużynie. Drużyna ta, złożona początkowo z jego osobistej eskorty
wojennej i innych niższych dowódców wojskowych, szybko powiększyła się nie tylko przez
włączenie Rzymian, to znaczy zromanizowanych Galów, którzy dzięki swej umiejętności
pisania, swemu wykształceniu, swej znajomości romańskiego języka krajowego i łacińskiego
języka literackiego, jako też dzięki znajomości prawa krajowego wkrótce stali mu się
niezbędni, ale również przez wstąpienie do niej niewolników, chłopów poddanych i
wyzwoleńców, którzy tworzyli jego dwór i spośród których wybierał sobie faworytów. Tym
wszystkim początkowo darowywano połacie należącej do ludu ziemi na własność, następnie
zaś rozdawano je w formie beneficjów

141

, najpierw przeważnie z prawem korzystania aż do

śmierci króla. W ten sposób kosztem ludu stworzona została podstawa nowej szlachty.
Nie dość na tym. Wskutek ogromnej rozległości państwa nie można było rządzić za pomocą
środków starego ustroju rodowego; rada naczelników, o ile dawno nie zanikła, nie mogłaby
się zbierać, została też wkrótce zastąpiona przez stałe otoczenie króla. Dawne zgromadzenie
ludowe pozostało dla pozoru, ale też coraz bardziej stawało się tylko zebraniem niższych
dowódców wojskowych i nowo powstającej arystokracji. Wskutek nieustannych domowych i
zaborczych wojen -szczególnie, jeśli chodzi o te ostatnie, za panowania Karola Wielkiego -
wolni chłopi, właściciele gruntów, stanowiący masę ludu frankońskiego, byli tak zupełnie
wyczerpani i zrujnowani, jak niegdyś chłopi rzymscy w ostatnich czasach republiki. Chłopi
ci, którzy początkowo tworzyli całe wojsko, a po zawojowaniu terytorium Francji stanowili
jego trzon, na początku wieku IX tak zubożeli, że wyruszyć na wojnę mógł zaledwie jeden na
pięciu. Miejsce pospolitego ruszenia wolnych chłopów, bezpośrednio powoływanych przez
króla, zajęło wojsko składające się z ludzi, którzy znajdowali się na służbie nowo powstałej
magnaterii. Między nimi byli także i chłopi-poddani, potomkowie tych, którzy dawniej nie
znali innego pana prócz króla, a jeszcze dawniej w ogóle żadnego pana, nawet króla. Za
następców Karola ruina frankońskiego stanu chłopskiego osiągnęła szczyt, a to ha skutek
wojen wewnętrznych, słabości władzy królewskiej i odpowiedniej samowoli możnowładców,
do których przyłączyli się teraz mianowani przez Karola Wielkiego i dążący do
dziedziczności urzędów hrabiowie okręgów (Gaugrafen)

142

, wreszcie wskutek najazdów

Normanów. W 50 lat po śmierci Karola Wielkiego imperium frankońskie leżało równie
bezbronne u stóp Normanów, jak przed czterystu laty imperium rzymskie u stóp Franków.

background image

Ale nie tylko niemoc zewnętrzna, lecz również i wewnętrzny porządek, a raczej nieporządek
społeczny był niemal ten sam. Wolni chłopi frankońscy znaleźli się w podobnej sytuacji jak
ich poprzednicy, rzymscy kolonowie. Zrujnowani przez wojny i grabieże, musieli oddawać
się pod opiekę nowo powstałych możnych lub kościoła, bo władza królewska była za słaba,
by ich bronić; ale tę opiekę musieli oni drogo okupić. Tak jak dawniej chłopi galijscy, musieli
oni przekazać na protektora prawo własności swego gruntu i otrzymywali go od niego z
powrotem jako dzierżawę pod różnymi i zmieniającymi się formami, lecz zawsze tylko w
zamian za świadczenia i czynsz; znalazłszy się raz w tego rodzaju zależności tracili powoli
także wolność osobistą i w ciągu kilku pokoleń stawali się już przeważnie poddanymi. Jak
szybko dokonywał się upadek wolnego stanu chłopskiego, świadczy księga katastralna
Inninona

143

z opactwa Saint-Germain-de-Pres, mieszczącego się wówczas pod Paryżem,

obecnie w Paryżu. W obszernych, rozrzuconych na znacznej przestrzeni posiadłościach tego
opactwa znajdowało się wówczas jeszcze za życia Karola Wielkiego 2788 gospodarstw
należących wyłącznie niemal do Franków o germańskich imionach. W tej liczbie 2080
kolonów, 35 litów

144

, 220 niewolników i tylko 8 wolnych osadników! Ongiś przez Salvianusa

potępiona, jako bezbożna, praktyka przywłaszczania sobie przez protektora gruntu chłopa i
zwracania mu go tylko na dożywotnie użytkowanie była obecnie przez kościół powszechnie
praktykowana w stosunku do chłopów. Pierwowzorem powinności pańszczyźnianych, które
teraz coraz bardziej wchodziły w użycie, były rzymskie angarie

145

, przymusowe świadczenia

na rzecz państwa, zarówno jak powinności germańskich członków marki przy budowaniu
mostów i dróg oraz dla innych wspólnych celów. A więc zdawało się, że masa ludności po
400 latach znów wróciła do punktu wyjścia.
Ale dowodziło to tylko dwóch rzeczy: po pierwsze, że rozwarstwienie społeczne i podział
własności w upadającym państwie rzymskim całkowicie odpowiadały ówczesnemu stopniowi
rozwoju produkcji w rolnictwie i przemyśle, że więc były nieuniknione; po wtóre zaś, że w
ciągu następnych lat czterystu ten stopień rozwoju produkcji faktycznie ani nie upadł, ani się
nie podniósł, a więc z tą samą koniecznością wywołał znów ten sam podział własności i
zrodził te same klasy ludności. W ostatnich stuleciach cesarstwa rzymskiego miasto utraciło
swą dawną przewagę nad wsią i nie odzyskało jej z powrotem w pierwszych wiekach
panowania Germanów. Zakłada to niski poziom rozwoju zarówno rolnictwa, jak i przemysłu.
W takiej sytuacji ogólnej panowanie wielkich właścicieli ziemskich i zależność drobnych
chłopów stają się nieodzowne. Jak trudno było ówczesnemu społeczeństwu zaszczepić, z
jednej strony, rzymską gospodarkę latyfundialną opartą na pracy niewolniczej, z drugiej -
późniejszą wielką gospodarkę z pracą pańszczyźnianą, dowodzą tego olbrzymie
eksperymenty Karola Wielkiego ze słynnymi willami cesarskimi, eksperymenty, które nie
pozostawiły po sobie niemal żadnego śladu. Próby te kontynuowały jedynie klasztory i dla
nich tylko były one owocne, ale klasztory, oparte na celibacie, nie były normalnymi
organizmami społecznymi; mogły one dokonywać rzeczy wyjątkowych i dlatego też właśnie
musiały pozostać wyjątkami.
A jednak w ciągu tych czterystu lat społeczeństwo posunęło się naprzód. Jeśli nawet
znajdujemy w końcu niemal te same główne klasy co na początku, to jednak ludzie, którzy te
klasy tworzyli, stali się inni. Zniknęło starożytne niewolnictwo, zniknęli wynędzniali wolni
obywatele pogardzający pracą jako zajęciem niewolników. Pomiędzy rzymskim kolonem a
nowym chłopem pańszczyźnianym stał wolny chłop frankoński. “Próżne wspomnienia i
daremne spory” upadającego świata rzymskiego były martwe i pogrzebane. Klasy społeczne
wieku IX uformowane zostały nie w bagnie upadającej cywilizacji, lecz w bólach
porodowych nowej. Nowe pokolenie, zarówno panowie jak i słudzy, było pokoleniem mężów
w porównaniu ze swymi rzymskimi poprzednikami. Stosunek między potężnym właścicielem
ziemskim a zależnym chłopem, który w oczach Rzymian wyrażał nieuchronność upadku
świata starożytnego, był teraz dla tego pokolenia punktem wyjścia dla nowego rozwoju.

background image

Jakkolwiek jałowe wydają się te cztery wieki, pozostawiły one jednak jeden poważny
rezultat: nowożytne narodowości, nowe ukształtowanie i podział zachodnioeuropejskiej
ludzkości dla przyszłych dziejów. Germanowie w rzeczy samej ożywili na nowo Europę i
dlatego rozkład państw okresu germańskiego nie zakończył się na ujarzmieniu ich przez
Normanów i Saracenów, ale na dalszym przekształceniu systemu beneficjów i oddawania się
pod opiekę (komendacja

146

) w feudalizm; towarzyszył temu tak potężny wzrost ludności, że

już w 200 lat później mogła ona znieść bez szkody upust krwi spowodowany wyprawami
krzyżowymi.
Jakiż to był tajemniczy środek czarodziejski, przy pomocy którego Germanowie tchnęli nowe
życie w umierającą Europę? Czyż była to jakaś wrodzona plemieniu germańskiemu cudowna
moc, jak to przedstawia nasze szowinistyczne dziejopisarstwo? Bynajmniej. Germanowie
byli, zwłaszcza wówczas, wysoce uzdolnionym plemieniem aryjskim i znajdowali się w pełni
rozwoju. Ale nie ich specyficzne właściwości narodowe odmłodziły Europę, lecz po prostu -
ich barbarzyństwo, ich ustrój rodowy.
Ich osobista dzielność i odwaga, ich umiłowanie swobody i instynkt demokratyczny, który we
wszystkich sprawach publicznych widział swą własną sprawę, krótko mówiąc, wszystkie te
właściwości, które Rzymianie utracili, a które jedynie potrafiły z mułu świata rzymskiego
tworzyć nowe państwa i rozwijać nowe narodowości - czymże one były, jeśli nie
charakterystycznymi rysami barbarzyńców wyższego stopnia, owocem ich ustroju rodowego?
Jeśli Germanowie przekształcili starożytną formę monogamii, złagodzili panowanie
mężczyzn w rodzinie, nadali kobiecie stanowisko wyższe od tego, jakie znał kiedykolwiek
świat klasyczny, cóż uczyniło ich zdolnymi do tego, jeśli nie ich barbarzyństwo, ich zwyczaje
rodowe, ich żywe jeszcze dziedzictwo z czasów prawa macierzystego?
Jeśli przynajmniej w trzech najważniejszych krajach: w Niemczech, północnej Francji i w
Anglii przechowali oni w państwie feudalnym szczątek prawdziwego ustroju rodowego w
postaci wspólnoty markowej i dzięki temu dali klasie uciśnionej - chłopom - nawet w czasach
najcięższego średniowiecznego poddaństwa więź lokalną i taki środek oporu, jakiego w
gotowej postaci nie znaleźli ani starożytni niewolnicy, ani nowożytni proletariusze - czemuż
zawdzięczają to, jeśli nie swemu barbarzyństwu, wyłącznie barbarzyńskiemu systemowi
osiedlania się według rodów?
A wreszcie, jeśli zdołali oni rozwinąć, stosowaną już w ojczyźnie, łagodniejszą formę
niewoli, w którą coraz bardziej przechodziło również niewolnictwo w cesarstwie rzymskim, i
uczynić z niej formę panującą: formę, która - jak to już pierwszy podkreślił Fourier

147

- daje

uciemiężonym środek stopniowego wyzwolenia się jako klasie (fournit aux cultiva-teurs des
moyens d'affranchissement collectif et progressif

147a

) i formę, która dzięki temu stoi znacznie

wyżej od niewolnictwa, gdzie możliwe jest tylko natychmiastowe wyzwolenie jednostki, bez
stanu przejściowego (świat starożytny nie zna zniesienia niewolnictwa w drodze
zwycięskiego buntu) - podczas gdy średniowieczni chłopi poddani rzeczywiście stopniowo
zdobywali wyzwolenie jako klasa - to czemuż to zawdzięczamy, jeśli nie ich barbarzyństwu,
które nie pozwoliło im wprowadzić ani rozwiniętego niewolnictwa, ani starożytnej pracy
niewolniczej, ani też wschodniego niewolnictwa domowego?
Wszystko żywotne i życiodajne, co Germanowie zaszczepili światu rzymskiemu, było
barbarzyństwem. W rzeczywistości tylko barbarzyńcy zdolni są odmłodzić świat cierpiący na
zmierzch cywilizacji. A wyższy stopień barbarzyństwa, na który wznieśli się Germanowie
przed wędrówką ludów, był właśnie stopniem najbardziej sprzyjającym temu procesowi. - To
wyjaśnia wszystko.

IX Barbarzyństwo i cywilizacja

background image

Prześledziliśmy rozkład ustroju rodowego na trzech oddzielnych wielkich przykładach:
Greków, Rzymian i Germanów. Na zakończenie zbadajmy ogólne warunki ekonomiczne,
które już na wyższym stopniu barbarzyństwa podkopywały organizację rodową
społeczeństwa, a z nastaniem cywilizacji zniosły ją całkowicie. Tutaj “Kapitał” Marksa będzie
nam równie niezbędny jak książka Morgana.
Ród wyrosły na średnim stopniu dzikości, rozwijając się dalej na wyższym jej stopniu, osiąga
pełnię rozwoju, o ile sądzić możemy z dostępnych nam źródeł, na niższym stopniu
barbarzyństwa. Zaczynamy zatem od tego stopnia rozwoju.
Znajdujemy tutaj - amerykańscy czerwonoskórzy muszą nam tu służyć za przykład - w pełni
rozwinięty ustrój rodowy. Plemię rozdzieliło się na kilka rodów, przeważnie na dwa

147b

: wraz

ze wzrostem ludności każdy z tych rodów pierwotnych rozpada się na kilka rodów
pochodnych, w stosunku do których ród macierzysty występuje jako fratria; samo plemię
rozszczepia się na kilka plemion i w każdym z nich przeważnie odnajdujemy dawne rody;
związek obejmuje, przynajmniej w poszczególnych wypadkach, plemiona pokrewne. Ta
prosta organizacja najzupełniej wystarcza dla tych warunków społecznych, z których
powstała. Nie jest ona niczym innym jak właściwą im, naturalnie powstałą strukturą; potrafi
załatwiać wszelkie konflikty, jakie mogą powstać wewnątrz tak zorganizowanego
społeczeństwa. Konflikty ze światem zewnętrznym załatwia wojna; może się ona zakończyć
wytępieniem plemienia, ale nigdy jego ujarzmieniem. Stanowi to wielkość, ale również
ograniczoność ustroju rodowego, że nie ma w nim miejsca dla panowania i ujarzmienia.
Wewnątrz ustroju rodowego nie ma jeszcze żadnej różnicy pomiędzy prawami i
obowiązkami; dla Indianina nie istnieje zagadnienie, czy udział w sprawach społecznych,
krwawa zemsta lub okup są prawem czy obowiązkiem; zagadnienie to wydawałoby się mu
równie niedorzeczne jak to, czy jedzenie, spanie, polowanie są prawem czy obowiązkiem. Tak
samo niemożliwy jest podział plemienia i rodu na różne klasy. A to prowadzi nas do zbadania
ekonomicznej podstawy tego ustroju.
Zaludnienie jest niezmiernie rzadkie; nieco gęstsze tylko w miejscu zamieszkania plemienia,
wokół którego rozciąga się szeroko najpierw teren łowiecki, a dalej neutralny las ochronny,
który oddziela je od innych plemion. Podział pracy ma charakter czysto naturalny; istnieje
tylko między płciami. Mężczyzna prowadzi wojnę, poluje i łowi ryby, dostarcza surowego
pożywienia i niezbędnych narzędzi. Kobieta zajmuje się domem i przygotowaniem
pożywienia i odzieży, gotuje, tka, szyje. Każde z nich jest panem w swej dziedzinie:
mężczyzna w lesie, kobieta w domu. Każde jest właścicielem narzędzi przez siebie
sporządzonych i używanych: mężczyzna - broni, przyrządów do polowania i rybołówstwa,
kobieta - sprzętów domowych. Gospodarstwo domowe jest prowadzone na zasadach
komunistycznych - przez kilka, często przez wiele rodzin

147c

. To, co bywa wspólnie

wytwarzane i wspólnie używane, jest własnością wspólną: dom, ogród, długie czółno. Tutaj
więc, i tylko tutaj, posiada wartość owa przypisywana przez prawników i ekonomistów
społeczeństwu cywilizowanemu “własność zdobyta pracą własną" - ostatni zakłamany pozór
prawny, na którym opiera się jeszcze współczesna własność kapitalistyczna.
Ale ludzie nie wszędzie zatrzymali się na tym stopniu rozwoju. W Azji znaleźli oni zwierzęta,
które można było oswajać, a następnie oswojone hodować. Dziką bawolicę trzeba było
upolować, oswojona zaś dawała co roku cielę, a ponadto mleko. Pewna liczba najbardziej
rozwiniętych plemion: Aryjczyków, Semitów, być może także Turańczyków - uczyniła
najpierw z oswajania, a następnie z hodowli i doglądania bydła swe główne zajęcie. Plemiona
pasterskie wyodrębniły się spośród pozostałej masy barbarzyńców: oto pierwszy wielki
społeczny podział pracy.
Plemiona pasterskie produkowały środki żywności nie tylko w
większej ilości, lecz również i innego rodzaju niż pozostali barbarzyńcy. Posiadały one w
większych ilościach nie tylko mleko, wyroby mleczne i mięso, lecz również skóry, wełnę,
sierść kozią i rosnącą wraz z masą surowca ilość przędzy i tkanin. Dzięki temu po raz

background image

pierwszy powstała możliwość regularnej wymiany. Na poprzednich szczeblach wymiana
odbywać się mogła tylko przypadkowo; szczególna biegłość w wyrabianiu broni i narzędzi
może wywołać przejściowy podział pracy. Tak na przykład w wielu miejscach znaleziono nie
budzące wątpliwości resztki warsztatów do wyrobu narzędzi kamiennych z późniejszego
okresu kamiennego; artyści, którzy tu doskonalili swój kunszt, pracowali prawdopodobnie na
rzecz całej wspólnoty, podobnie jak widzimy to jeszcze dotychczas u stałych rzemieślników
indyjskich wspólnot rodowych. Na tym szczeblu rozwoju w żadnym razie nie mogła powstać
inna wymiana niż wewnątrz plemienia, lecz i ta pozostała czymś wyjątkowym. Natomiast po
wyodrębnieniu się plemion pasterskich znajdujemy wszelkie warunki do wymiany pomiędzy
członkami różnych plemion, warunki rozbudowy i utrwalenia tej wymiany jako regularnie
funkcjonującej instytucji. Początkowo wymiana odbywała się pomiędzy plemionami za
pośrednictwem ich przywódców rodowych; ale gdy stada zaczęły przechodzić ha własność
prywatną, coraz bardziej zaczęła przeważać wymiana indywidualna i wreszcie stała się
wyłączną formą wymiany. Głównym towarem, który plemiona pasterskie zbywały podczas
wymiany ze swym sąsiadem, było bydło; bydło stało się towarem, według którego oceniano
wszystkie inne towary i który wszędzie chętnie przyjmowano przy wymianie na inne towary -
krótko mówiąc, już na tym stopniu bydło grało rolę i spełniało funkcję pieniądza. Równie
nieuchronnie i szybko już na samym początku wymiany towarów rozwinęła się potrzeba
towaru-pieniądza.
Ogrodnictwo, nie znane zapewne azjatyckim barbarzyńcom niższego stopnia, pojawiło się u
nich najpóźniej na stopniu średnim jako zwiastun rolnictwa. Klimat płaskowzgórza
turańskiego czyni niemożliwym pasterstwo bez zapasu paszy na długą i surową zimę; uprawa
łąk i hodowla zbóż były tu więc warunkiem koniecznym. To samo dotyczy stepów leżących
na północ od Morza Czarnego. Zboże uprawiane początkowo dla bydła wkrótce stało się
również pożywieniem człowieka. Uprawiane grunty pozostawały jeszcze własnością
plemienia, początkowo oddawaną na użytek rodowi, a następnie przez ród wspólnotom
rodzinnym i wreszcie

147d

jednostkom, które mogły mieć pewne prawa posiadania, ale nic

ponadto.
Ze zdobyczy przemysłowych tego stopnia rozwoju szczególnie ważne są dwie. Pierwsza - to
krosna tkackie, druga - wytapianie rud metalowych i obrabianie metali. Miedź, cyna i
otrzymywany z połączenia obu metali brąz były najważniejsze. Brąz dostarczał odpowiednich
narzędzi i broni, nie zdołał jednak wyprzeć narzędzi kamiennych, dokonać tego mogło tylko
żelazo, a wydobywać żelaza jeszcze nie umiano. Zaczęto używać złota i srebra na ozdoby i
klejnoty i zapewne ceniono je już wysoko w porównaniu z miedzią i brązem.
Wzrost produkcji we wszystkich dziedzinach: w hodowli bydła, w rolnictwie, w rzemiośle
domowym - umożliwiał ludzkiej sile roboczej wytwarzanie większej ilości produktów, niż
wymagało jej utrzymanie. Jednocześnie zwiększała ona ilość pracy dziennej przypadającej na
każdego członka rodu, wspólnoty rodzinnej lub pojedynczej rodziny. Pozyskanie nowych sił
roboczych stało się pożądane. Dostarczała ich wojna: jeńców wojennych zaczęto zamieniać
na niewolników. Pierwszy wielki społeczny podział pracy oraz związany z tym wzrost
wydajności pracy, a więc i bogactwa, wraz z rozszerzeniem zakresu produkcji w danych
warunkach historycznych, musiał doprowadzić z konieczności do niewolnictwa. Z pierwszego
wielkiego społecznego podziału pracy powstał pierwszy wielki podział społeczeństwa na
dwie klasy: panów i niewolników, wyzyskiwaczy i wyzyskiwanych.
Nie wiemy dotychczas nic o tym, jak i kiedy trzody przeszły z własności wspólnej plemienia
lub rodu na własność głów poszczególnych rodzin. Musiało się to jednak dokonać głównie na
tym stopniu rozwoju. A wraz z trzodami i innymi nowymi bogactwami przyszła rewolucja w
rodzinie. Zdobywanie utrzymania było zawsze rzeczą mężczyzny, wytwarzał on niezbędne do
tego środki, które stanowiły jego własność. Trzody były nowymi środkami utrzymania,
początkowe ich oswojenie, a następnie doglądanie były jego dziełem. Do niego więc należało

background image

bydło, do niego należały wymieniane na bydło towary i niewolnicy. Całkowita nadwyżka,
którą dawała teraz produkcja, przypadała mężczyźnie; kobieta korzystała z tej nadwyżki, ale
nie uczestniczyła we własności. “Dziki" wojownik i myśliwy zadowalał się w domu drugim
miejscem po kobiecie; “łagodniejszy" pasterz, dumny ze swego bogactwa, wyparł kobietę,
zajmując pierwsze miejsce w domu. I kobieta nie mogła się skarżyć. Podział pracy w rodzinie
regulował podział własności między mężczyzną i kobietą; pozostał on bez zmian, a jednak
wywrócił do góry nogami dotychczasowe stosunki domowe, a to wyłącznie dlatego, że
zmienił się podział pracy poza rodziną. Ta sama przyczyna, która dawniej zapewniała
kobiecie panowanie w domu - jej ograniczenie się do pracy domowej - ta sama przyczyna
obecnie zapewniała panowanie mężczyzny w domu: praca domowa kobiety utraciła swoje
znaczenie wobec pracy zarobkowej mężczyzny; praca mężczyzny była wszystkim, praca
kobiety tylko nieznacznym dodatkiem. Już tu okazuje się, że wyzwolenie kobiety i jej
zrównanie z mężczyzną jest i pozostaje niemożliwe tak długo, jak długo kobieta będzie
wyłączona z produkcyjnej pracy społecznej i będzie się ograniczała do prywatnej pracy
domowej. Wyzwolenie kobiety dopiero wówczas będzie możliwe, gdy weźmie ona udział na
wielką skalę w produkcji społecznej, a praca domowa będzie ją absorbowała tylko w
nieznacznej mierze. A to stało się możliwe dopiero dzięki wielkiemu przemysłowi
nowożytnemu, który nie tylko umożliwia pracę kobiet na wielką skalę, lecz nawet formalnie
jej wymaga i coraz bardziej dąży do wcielenia prywatnego gospodarstwa domowego do
przemysłu społecznego. Z faktycznym zapanowaniem mężczyzny w domu upadła ostatnia
zapora jego samowładztwa. Samowładztwo to zostało utwierdzone i uwiecznione przez
upadek prawa macierzystego, wprowadzenie prawa ojcowskiego, stopniowe przejście od
małżeństwa parzystego do monogamii. Ale to wytworzyło wyłom w starym ustroju rodowym:
pojedyncza rodzina stała się potęgą zagrażającą rodowi.
Krok następny prowadzi nas na wyższy stopień barbarzyństwa, na którym wszystkie
cywilizowane narody przeżywały swój okres bohaterski - okres żelaznego miecza, ale
również żelaznego lemiesza i siekiery. Człowiek zaczął posługiwać się żelazem - ostatnim i
najważniejszym z surowców, które odegrały rewolucyjną rolę w historii, ostatnim - aż do
zjawienia się kartofla. Żelazo stworzyło rolnictwo na większych obszarach, przekształciło
rozległe lasy na pola uprawne, dostarczyło rzemieślnikowi narzędzi tak twardych i ostrych, że
nie mógł im się oprzeć żaden kamień, żaden inny ze znanych metali. Wszystko to
dokonywało się stopniowo. Pierwsze żelazo było często miększe jeszcze niż brąz. Dlatego też
broń kamienna zanikała tylko powoli; nie tylko w “Pieśni o Hildebrandzie"

128

, lecz jeszcze w

roku 1066 pod Hastings

148

używano w boju toporów kamiennych. Ale postęp kroczył teraz

niepowstrzymanie naprzód, z mniejszymi przerwami i szybciej. Centralną siedzibą plemienia
lub związku plemion stało się miasto zabudowane domami z kamienia lub z cegieł, otoczone
kamiennym murem z wieżami i basztami. Był to olbrzymi postęp w budownictwie, ale
jednocześnie oznaka zwiększonego niebezpieczeństwa i potrzeby obrony. Bogactwo
wzrastało szybko, ale było to bogactwo jednostek; tkactwo, obróbka metali i inne coraz
bardziej różnicujące się rzemiosła rozwijają coraz większą różnorodność i doskonałość
produkcji; rolnictwo obok zboża, roślin strączkowych i warzyw dostarczało teraz także oliwy
i wina, które nauczono się wyrabiać. Tak różnorodnych czynności nie mogła już wykonywać
jedna i ta sama jednostka, powstał drugi wielki podział pracy: rzemiosło wyodrębniło się od
rolnictwa. Nieustanny wzrost produkcji, a wraz z nią wydajności pracy, podniósł wartość
ludzkiej siły roboczej. Niewolnictwo, które powstało dopiero na poprzednim stopniu i
należało do rzadkości, obecnie staje się istotną częścią składową systemu społecznego.
Niewolnicy przestają być po prostu pomocnikami; tuzinami zapędza się ich do pracy na roli i
w warsztacie. Wraz z rozszczepieniem produkcji na dwie główne gałęzie - rolnictwo i
rzemiosło - powstała produkcja bezpośrednio dla wymiany, produkcja towarowa; wraz z nią
powstał handel, i to nie tylko wewnątrz i na granicach plemienia, lecz już i handel zamorski.

background image

Wszystko to jednak jest jeszcze w początkowym stadium rozwoju; szlachetne metale stają się
przeważającym i powszechnym towarem pieniężnym, ale jeszcze nie bito z nich monety, lecz
wymieniano według niczym nie zamaskowanej wagi.
Obok różnicy między wolnymi a niewolnikami występuje różnica między bogatymi a
biednymi - nowy podział pracy wywołuje nowe rozszczepienie społeczeństwa na klasy.
Różnice majątkowe między poszczególnymi głowami rodzin rozsadzają dawną
komunistyczną wspólnotę rodzinną wszędzie tam, gdzie się ona jeszcze dotąd utrzymała, a
wraz z nią zanika wspólna uprawa ziemi na rzecz tej wspólnoty. Grunty orne zostają
przekazane do użytku poszczególnym rodzinom, początkowo na pewien czas, następnie na
zawsze. Przejście do zupełnej własności prywatnej odbywa się stopniowo i równolegle z
przechodzeniem małżeństwa parzystego w monogamię. Rodzina pojedyncza staje się
jednostką gospodarczą społeczeństwa.
Większa gęstość zaludnienia zmusza do ściślejszego skupiania się, zarówno wewnątrz jak na
zewnątrz. Związek pokrewnych plemion staje się wszędzie koniecznością; a wkrótce staje się
konieczne także ich zlanie się, a wraz z tym zjednoczenie terytoriów oddzielnych plemion w
jedno wspólne terytorium narodu. Dowódca wojskowy narodu - rex, basileus, thiudans - staje
się niezbędnym stałym urzędnikiem. Powstaje zgromadzenie ludowe tam, gdzie go jeszcze
nie było. Dowódca wojskowy, rada, zgromadzenie ludowe tworzą organy społeczeństwa
rodowego rozwijającego się w kierunku demokracji wojskowej. Wojskowej - gdyż wojna i
organizacja wojenna stały się teraz regularnymi funkcjami życia narodu. Bogactwa sąsiadów
podniecają chciwość ludów, dla których zdobywanie bogactw staje się już jednym z
najważniejszych celów życia. Są oni barbarzyńcami: rabunek jest według nich zajęciem
łatwiejszym, a nawet bardziej zaszczytnym niż zarobkowanie. Wojna, prowadzona dawniej
tylko z zemsty za najazd lub w celu rozszerzenia nie wystarczającego już terytorium, obecnie
prowadzona jest dla samego rabunku, stając się stałym sposobem zdobywania bogactw. Nie
na próżno wznoszą się groźne mury wokół nowych miast warownych; z ich rowów wyziera
mogiła ustroju rodowego, ich baszty sięgają już do cywilizacji. To samo dzieje się również
wewnątrz społeczeństwa. Wojny grabieżcze wzmacniają władzę głównego dowódcy
wojskowego, a także dowódców drugorzędnych. Zwyczaj wybierania następcy spośród
jednych i tych samych rodzin przyjmuje się stopniowo — a zwłaszcza po zaprowadzeniu
prawa ojcowskiego - i przechodzi w dziedziczenie z początku tolerowane, następnie
wymagane i wreszcie uzurpowane; stworzone więc zostały podstawy dziedzicznej monarchii i
dziedzicznej szlachty. W ten sposób organy ustroju rodowego stopniowo odrywają się od
swoich korzeni w narodzie, w rodzie, we fratrii, w plemieniu i cały ustrój rodowy zamienia
się we własne swoje przeciwieństwo: z organizacji plemion utworzonej w celu zarządzania
ich własnymi sprawami staje się on organizacją do grabienia i ciemiężenia sąsiadów;
odpowiednio do tego jego organy przemieniają się z narzędzia woli ludu w samodzielne
organy panowania i ucisku własnego narodu. Nie byłoby to jednak nigdy możliwe, gdyby
żądza bogactw nie podzieliła członków rodu na bogatych i biednych, “gdyby różnice
majątkowe wewnątrz jednego rodu nie przekształciły jedności interesów w antagonizm
między członkami rodu" (Marks)

149

i gdyby rozpowszechnienie niewolnictwa nie sprawiło, że

zdobywanie środków do życia pracą zaczęto uważać za czynność godną tylko niewolnika,
bardziej hańbiącą niż rozbój.

Oto doszliśmy do progu cywilizacji. Rozpoczyna się ona od nowego postępu w podziale
pracy. Na najniższym stopniu rozwoju ludzie produkowali wyłącznie na własny użytek;
zdarzały się odosobnione akty wymiany, lecz dotyczyły one tylko jakiejś przypadkowej
nadwyżki. Na średnim stopniu barbarzyństwa znajdujemy już u ludów pasterskich majątek w
postaci bydła, który przy pewnej wielkości trzód dostarcza regularnie pewnej nadwyżki ponad
własne potrzeby, i zarazem podział pracy między ludami pasterskimi a plemionami

background image

pozostającymi w tyle, nie posiadającymi trzód; istnieją więc obok siebie dwa różne stopnie
produkcji, a przez to warunki regularnej wymiany. Na wyższym stopniu barbarzyństwa
powstaje dalszy podział pracy między rolnictwem a rzemiosłem, wzrasta coraz bardziej część
produkcji przeznaczonej bezpośrednio na wymianę. Wymiana między oddzielnymi
producentami staje się koniecznością społeczną. Cywilizacja utrwala i potęguje wszystkie te
dotychczasowe podziały pracy, mianowicie przez zaostrzenie przeciwieństwa między
miastem a wsią (przy czym albo miasto może panować ekonomicznie nad wsią, jak to było w
starożytności, albo wieś nad miastem, jak w wiekach średnich), i dodaje do tego jeszcze
trzeci, charakterystyczny dla niej, bardzo ważny podział pracy: stwarza ona klasę, która już
nic zajmuje się produkcją, lecz wyłącznie wymianą produktów - kupców. Dotychczas
wszystkie zaczątki formowania się klas miały jeszcze wyłącznie związek z produkcją; dzieliły
one ludzi uczestniczących w produkcji na kierowników i wykonawców lub też na
producentów w większej i mniejszej skali. Tutaj zaś występuje po raz pierwszy klasa, która,
nie biorąc żadnego udziału w produkcji, zagarnia w swe ręce ogólne kierownictwo produkcją
i ekonomicznie podporządkowuje sobie producentów; klasa, która staje się niezbędnym
pośrednikiem pomiędzy dwoma producentami i wyzyskuje obydwóch. Pod pozorem
zaoszczędzenia producentowi troski i ryzyka wymiany i pod pozorem rozszerzenia zbytu jego
produktów na najbardziej oddalone rynki, co rzekomo czyni z niej najpożyteczniejszą klasę
ludności, staje się ona klasą pasożytów, prawdziwych darmozjadów społecznych, która jako
zapłatę za swe bardzo niewielkie usługi rzeczywiste zgarnia śmietankę z produkcji zarówno
rodzimej, jak cudzoziemskiej, szybko zdobywa olbrzymie bogactwa i odpowiedni wpływ w
społeczeństwie, i która właśnie dlatego w okresie cywilizacji zdobywa coraz to nowe
zaszczytne stanowiska i coraz bardziej opanowuje produkcję, aż wreszcie sama wydaje na
świat swój własny produkt - periodyczne kryzysy handlowe.
Na omawianym przez nas stopniu rozwoju młode kupiectwo nie ma jeszcze zgoła pojęcia o
wielkich rzeczach, które je czekają. Ale tworzy się ono i staje się niezbędne, a to wystarcza.
Wraz z nim zaś powstaje również pieniądz metalowy, bita moneta, a wraz z pieniądzem
metalowym nowy środek panowania klasy nie produkującej nad producentem i jego
produkcją. Odkryto towar nad towarami, który w ukrytej postaci zawiera w sobie wszystkie
inne towary, środek czarodziejski, mogący wedle upodobania przemieniać się w każdą rzecz
pociągającą i pożądaną. Kto go posiadał, ten panował nad światem produkcji. A kto go
posiadał przede wszystkim? Kupiec. W jego ręku kult pieniądza był pewny. Postarał się on o
to, by dla wszystkich było jasne, że wszystkie towary, a wraz z nimi i wszyscy producenci
towarów, muszą się modlić i padać w proch przed pieniądzem. Dowiódł on w praktyce, jak
dalece wszystkie inne formy bogactwa stają się tylko złudą wobec tego wcielenia bogactwa
jako takiego. Nigdy w czasach późniejszych potęga pieniądza nie występowała z tak
prymitywną brutalnością i gwałtownością, jak w owym jej młodzieńczym okresie. Po kupnie
towarów za pieniądze zjawiła się zaliczka pieniężna, a wraz z nią procent i lichwa. Żadne
prawodawstwo czasów późniejszych nie rzuca dłużnika tak bezlitośnie i tak bezpowrotnie pod
stopy wierzyciela lichwiarskiego jak prawodawstwo staroateńskie i starorzymskie - a oba one
powstały samorzutnie, jako prawa obyczajowe, bez innego przymusu prócz ekonomicznego.
Obok bogactwa w towarach i niewolnikach, obok bogactwa w pieniądzach zjawiło się teraz
również bogactwo w postaci własności ziemskiej. Prawo jednostek do posiadania działki
ziemi, wydzielonej im pierwotnie przez ród lub plemię, do tego stopnia się teraz utrwaliło, że
parcele te stały się własnością dziedziczną. W ostatnich czasach dążyły one przede wszystkim
do uwolnienia się od praw wspólnoty rodowej do parceli, od praw, które stały się dla
jednostek tych pętami. Pozbyto się tych pęt - ale wkrótce potem pozbyto się również i tej
nowej własności ziemskiej. Całkowite i wolne władanie ziemią oznaczało nie tylko możność
pełnego i nieograniczonego posiadania, lecz również możność sprzedania jej. Możność ta nie
istniała, dopóki ziemia była własnością rodu. Z chwilą jednak, gdy nowy właściciel gruntu

background image

ostatecznie zrzucił pęta zwierzchniej własności rodu i plemienia, zerwał on również więź
łączącą go dotychczas nierozerwalnie z ziemią.
Co to oznaczało, wyjaśnił mu pieniądz, wynaleziony jednocześnie z prywatną własnością
ziemi. Ziemia mogła teraz stać się towarem, który się sprzedaje i zastawia. Zaledwie
zaprowadzono prywatną własność ziemi, a natychmiast wynaleziono również hipotekę (patrz
Ateny). Jak heteryzm i prostytucja stają się nieodłącznym cieniem monogamii, tak samo
odtąd hipoteka staje się cieniem własności ziemskiej. Pragnęliście całkowitej; zupełnie
wolnej, dającej się sprzedawać własności ziemskiej, dobrze macie ją - tu l'as voulu, George
Dandin!

150

Tak więc z rozpowszechnieniem się handlu, pieniądza i lichwy pieniężnej, wraz z własnością
ziemską i hipoteką szybko postępowała naprzód koncentracja i centralizacja bogactwa w
rękach nielicznej klasy, a obok tego wzrastało zubożenie mas i powiększała się masa ubogich.
Nowa dysponująca bogactwem arystokracja ostatecznie wyparła starą arystokrację plemienną
(w Atenach, w Rzymie, u Germanów), o ile się z nią już uprzednio nie utożsamiła. A obok
tego podziału wolnych obywateli na klasy - według posiadanego bogactwa - powiększyła się
w olbrzymim stopniu, szczególnie w Grecji, ilość niewolników, których praca przymusowa
stanowiła podstawę całej nadbudowy społeczeństwa

150a

.

Zobaczmy teraz, co się stało z ustrojem rodowym podczas tego przewrotu społecznego. Był
on bezsilny wobec tych nowych elementów, które wyrosły bez jego udziału. Przesłanką
ustroju rodowego było, że członkowie jednego rodu lub nawet jednego plemienia
zamieszkiwali wspólnie jedno terytorium zajmowane wyłącznie przez nich. Skończyło się to
już od dawna. Rody i plemiona pomieszały się wszędzie; wszędzie wśród obywateli mieszkali
niewolnicy, klienci, obcokrajowcy. Osiadły tryb życia, osiągnięty dopiero pod koniec
średniego stopnia barbarzyństwa, bywał ciągle naruszany na skutek ruchliwości i zmienności
miejsca zamieszkania, spowodowanych przez handel, zmianę sposobu zarobkowania,
sprzedaż i kupno własności ziemskiej. Członkowie stowarzyszeń rodowych nie mogli już
gromadzić się dla omawiania swych wspólnych spraw; od biedy załatwiano jeszcze sprawy
małej wagi, jak na przykład uroczystości religijne. Obok potrzeb i interesów, dla których
obrony powołane były i które załatwiać mogły stowarzyszenia rodowe, powstały wskutek
przewrotu w stosunkach wytwórczości i wynikających stąd zmian w strukturze społeczeństwa
nowe potrzeby i interesy, nie tylko obce staremu ustrojowi rodowemu, lecz pod każdym
względem z nim sprzeczne. Interesy grup rzemieślniczych powstałych na skutek podziału
pracy, specjalne potrzeby miasta w przeciwieństwie do wsi wymagały nowych organów.
Każda zaś z tych grup składała się z ludzi najrozmaitszych rodów, fratrii, plemion,
obejmowała nawet obcokrajowców; organy te więc musiały się tworzyć poza ustrojeni
rodowym, obok niego, a tym samym przeciwko niemu. - I znów wewnątrz każdej organizacji
rodowej zaznaczył się antagonizm interesów, który osiągnął szczyt w połączeniu bogatych i
biednych, wierzycieli i dłużników w jednym rodzie i jednym plemieniu. Należy tu jeszcze
dodać masę nowej, obcej związkom rodowym ludności, która mogła stać się potęgą w kraju,
jak to było w Rzymie, będąc przy tym zbyt liczna, aby dać się włączyć stopniowo do rodów i
plemion opartych na pokrewieństwie. Stowarzyszenia rodowe przeciwstawiały się tym
masom jako zamknięte, uprzywilejowane organizacje; pierwotna naturalna demokracja
przekształciła się w znienawidzoną arystokrację. - Wreszcie ustrój rodowy wyrósł ze
społeczeństwa, które nie znało sprzeczności wewnętrznych, i przystosowany był tylko do
takiego społeczeństwa. Nie znał on innych środków przymusu prócz opinii publicznej. Tutaj
zaś powstało społeczeństwo, które na mocy całokształtu ekonomicznych warunków
życiowych musiało się rozszczepić na wolnych i niewolników, na wyzyskujących bogaczy i
wyzyskiwanych biedaków, społeczeństwo, które nie tylko nigdy nie mogło pogodzić tych
przeciwieństw, lecz musiało zaostrzać je coraz bardziej. Społeczeństwo takie mogło istnieć
albo w ciągłej otwartej walce tych klas, albo też pod panowaniem trzeciej potęgi, która stojąc

background image

pozornie ponad klasami walczącymi, tłumiłaby ich jawne konflikty i dopuszczałaby walkę
klasową tylko w dziedzinie ekonomicznej, w tak zwanych formach legalnych. Ustrój rodowy
się przeżył. Został on rozsadzony przez podział pracy i przez jego następstwo - rozbicie
społeczeństwa na klasy. Został on zastąpiony przez państwo.

Zbadaliśmy każdą z trzech głównych form, w których wyrosło państwo na ruinach ustroju
rodowego. Najczystszą, klasyczną formę przedstawiają Ateny; państwo powstaje tu
bezpośrednio i przeważnie z przeciwieństw klasowych rozwijających się wewnątrz samego
społeczeństwa rodowego. W Rzymie społeczeństwo rodowe staje się zamkniętą arystokracją
pośród licznego, stojącego poza nim plebsu - pozbawionego praw, ale obciążonego
obowiązkami. Zwycięstwo plebsu rozsadza stary ustrój rodowy i na jego ruinach wznosi
państwo, w którym wkrótce zanikają zupełnie zarówno arystokracja rodowa jak plebs.
Wreszcie u germańskich zwycięzców cesarstwa rzymskiego państwo powstaje bezpośrednio z
podboju wielkich cudzych obszarów, dla których opanowania ustrój rodowy nie posiadał
środków. Ponieważ jednak z tym podbojem nie wiąże się ani poważna walka z dawną
ludnością, ani bardziej postępowy, podział pracy, ponieważ stopień rozwoju ekonomicznego
zdobywców i podbitych jest prawie jednakowy, podstawa ekonomiczna społeczeństwa
pozostaje więc bez zmiany - ustrój rodowy może się tu utrzymać przez długie stulecia w
zmienionej, terytorialnej formie marki, a nawet na czas jakiś odmłodnieć w słabszej formie w
późniejszych rodach szlacheckich i patrycjuszowskich, a nawet w rodach chłopskich, jak np.
w dytmarskich

150b

.

Państwo nie jest więc bynajmniej potęgą narzuconą społeczeństwu z zewnątrz. Nie jest ono
również “rzeczywistością idei moralnej", “obrazem i rzeczywistością rozumu", jak twierdzi
Hegel

152

. Jest ono raczej produktem społeczeństwa na określonym stopniu rozwoju, jest ono

przyznaniem się, że społeczeństwo to uwikłało się w nierozwiązalną sprzeczność z samym
sobą, rozszczepiło się na nieprzejednane przeciwieństwa, których nie potrafi ujarzmić. Ażeby
zaś te przeciwieństwa - klasy o sprzecznych interesach ekonomicznych - nie pożarły
nawzajem siebie i społeczeństwa w bezpłodnej walce, stała się niezbędną potęga stojąca
pozornie ponad społeczeństwem, która miała tłumić te konflikty, utrzymywać je w granicach
“porządku". Tą potęgą wyrosłą ze społeczeństwa, ale stawiającą siebie nad nim i coraz
bardziej wyobcowującą się z niego, jest państwo.
W porównaniu ze starą organizacją rodową państwo cechuje, po pierwsze, podział jego
poddanych według terytorium. Stare stowarzyszenia rodowe, utworzone i utrzymywane dzięki
węzłom krwi, stały się, jak już widzieliśmy, niewystarczające, przeważnie dlatego, że ich
przesłanka - przynależność członków rodu do określonego terytorium - dawno już nie
odpowiadała rzeczywistości. Terytorium pozostało, lecz ludzie stali się ruchliwi. Wzięto
zatem za punkt wyjścia podział terytorialny i kazano obywatelom pełnić swe publiczne prawa
i obowiązki tam, gdzie się osiedlili, bez względu na ród i plemię. Ta organizacja poddanych
według przynależności terytorialnej jest wspólna wszystkim państwom. Dlatego właśnie
wydaje się nam ona naturalna; widzieliśmy jednak, jakich ciężkich i uporczywych walk
potrzeba było, ażeby organizacja taka mogła w Atenach i w Rzymie zająć miejsce starej
organizacji według rodów.
Drugie - to utworzenie władzy publicznej, która już nie utożsamia się bezpośrednio z
ludnością organizującą się w siłę zbrojną. Ta odrębna władza publiczna jest niezbędna,
ponieważ od czasu rozbicia na klasy stała się niemożliwa samorzutnie działająca zbrojna
organizacja ludności. Niewolnicy również wchodzą w skład ludności; 90 000 obywateli
ateńskich tworzyło w stosunku do 365 000 niewolników tylko klasę uprzywilejowaną. Armia
ludowa demokracji ateńskiej była arystokratyczną władzą publiczną w stosunku do
niewolników i trzymała ich w karbach; ale aby utrzymać w karbach również obywateli,
niezbędną stała się, jak powiedzieliśmy wyżej, żandarmeria. Ta władza publiczna istnieje w

background image

każdym państwie; składa się ona nie tylko z uzbrojonych ludzi, ale także z takich dodatków
rzeczowych jak więzienia i wszelkiego rodzaju instytucje przymusu, których zupełnie nie
znało społeczeństwo rodowe. Może ona być bardzo nieznaczna, niemal znikoma w
społeczeństwach o nierozwiniętych jeszcze przeciwieństwach klasowych, a także przejściowo
w odległych regionach - jak to niekiedy bywało gdzieniegdzie w Stanach Zjednoczonych
Ameryki Północnej. Wzmacnia się ona jednak w miarę tego, jak zaostrzają się przeciwieństwa
klasowe wewnątrz państwa, i w miarę jak graniczące ze sobą państwa stają się większe i
ludniejsze — wystarczy spojrzeć na dzisiejszą Europę, gdzie walka klas i współzawodnictwo
w podbojach wyniosły władzę publiczną do takiej wysokości, że może ona pochłonąć całe
społeczeństwo, a nawet i państwo.
Do utrzymania tej władzy publicznej niezbędne są wpłaty od obywateli - podatki. Były one
zupełnie nie znane społeczeństwu rodowemu. My jednak aż nadto dobrze je znamy. Wraz z
postępem cywilizacji podatki już nie wystarczają; państwo wystawia weksle na przyszłość,
zaciąga pożyczki - długi państwowe. O tym również stara Europa mogłaby niejedno
opowiedzieć.
Mając w swym ręku władzę publiczną i prawo ściągania podatków, urzędnicy, jako organy
społeczeństwa, stoją teraz nad społeczeństwem. Bezinteresowny, szczery szacunek, jakim
darzono organy ustroju rodowego, nie wystarcza im - nawet gdyby go mogli posiadać jako
nosiciele potęgi, która stała się obca społeczeństwu, muszą oni zapewnić sobie szacunek w
drodze praw wyjątkowych, dzięki którym korzystają oni ze szczególnej nietykalności i
świętości. Najnędzniejszy pachołek policyjny państwa cywilizowanego ma więcej
“autorytetu" niż wszystkie organy społeczeństwa rodowego razem wzięte; ale najpotężniejszy
książę i największy mąż stanu lub dowódca wojskowy okresu cywilizacji może pozazdrościć
najniższemu naczelnikowi rodu tego niewymuszonego i niezaprzeczalnego szacunku, jakim
ów się cieszy. Ten ostatni stoi w samym środku społeczeństwa; pierwszy zaś zmuszony jest
reprezentować coś poza społeczeństwem i ponad nim.
Ponieważ państwo powstało z potrzeby utrzymania w karbach przeciwieństw klasowych, a
jednocześnie samo powstało wśród konfliktów tych klas, to z reguły jest ono państwem klasy
najsilniejszej, ekonomicznie panującej, która przy jego pomocy staje się również klasą
panującą politycznie i w ten sposób zdobywa nowe środki do ciemiężenia i wyzyskiwania
klas uciskanych. Tak więc państwo starożytne było przede wszystkim państwem właścicieli
niewolników do ciemiężenia niewolników, podobnie jak państwo feudalne było organem
szlachty do ciemiężenia pańszczyźnianych i poddanych chłopów, a nowożytne państwo
przedstawicielskie jest narzędziem wyzysku pracy najemnej przez kapitał. Bywają jednak w
drodze wyjątku okresy, w których walczące ze sobą klasy są tak bliskie równowagi, że władza
państwowa, jako pozorna pośredniczka, chwilowo uzyskuje pewną samodzielność w stosunku
do nich. Tak było z monarchią absolutną XVII i XVIII wieku, utrzymującą równowagę
między szlachtą a mieszczaństwem; tak było z bonapartyzmem Pierwszego, a zwłaszcza
Drugiego Cesarstwa we Francji, który wykorzystywał proletariat przeciwko burżuazji, a
burżuazję przeciwko proletariatowi. Najnowszym wydaniem tego rodzaju równowagi, w
której panujący i poddani wyglądają jednakowo komicznie, jest nowe niemieckie państwo
narodu bismarkowskiego: kapitaliści i robotnicy są tu utrzymywani w równowadze i
równomiernie oszukiwani na rzecz podupadłych junkrów pruskich. Ponadto w większości
znanych z historii państw prawa przyznawane obywatelom stopniuje się według majątku,
przez co stwierdza się wyraźnie, że państwo jest organizacją klasy posiadającej dla obrony
przed nieposiadającą. Tak było już w ateńskich i rzymskich klasach majątkowych. Tak było w
średniowiecznym państwie feudalnym, gdzie wpływ polityczny był uzależniony od wielkości
posiadanego gruntu. Tak ma się rzecz w cenzusach wyborczych nowożytnych państw
przedstawicielskich. To polityczne uznanie różnic majątkowych bynajmniej nie jest jednak
rzeczą istotną. Przeciwnie - oznacza ono niski stopień rozwoju państwowego. Najwyższa

background image

forma państwa, republika demokratyczna, która w naszych nowożytnych stosunkach
społecznych staje się coraz bardziej nieuniknioną koniecznością oraz formą państwa, w której
jedynie rozegrać się może ostateczna, decydująca walka pomiędzy proletariatem a burżuazją -
republika demokratyczna nie zna oficjalnie różnic własnościowych. Bogactwo sprawuje w
niej władzę pośrednio, ale za to tym pewniej. Z jednej strony, wprost w postaci korupcji
urzędników, czego przykładem klasycznym jest Ameryka, z drugiej zaś - w postaci sojuszu
między rządem a giełdą. Jest on tym łatwiej urzeczywistniany, im bardziej rosną długi
państwowe i im bardziej towarzystwa akcyjne koncentrują w swych rękach nie tylko
transport, lecz i samą produkcję, znajdując znów swój punkt oparcia w giełdzie. Uderzający
pod tym względem przykład oprócz Ameryki stanowi najnowsza Republika Francuska, a
poczciwa Szwajcaria odznaczyła się również na tym polu. Ze jednak dla tego braterskiego
sojuszu rządu z giełdą niekoniecznie potrzebna jest republika demokratyczna, tego dowodzi
oprócz Anglii nowe państwo niemieckie, gdzie nie wiadomo kogo wyżej wyniosło
głosowanie powszechne - Bismarcka czy Bleichrodera. I wreszcie klasa posiadająca panuje
bezpośrednio przy pomocy powszechnego prawa głosowania. Dopóki klasa uciskana, a więc
w naszym wypadku proletariat, jeszcze nie dojrzała do wyzwolenia się własnymi siłami,
będzie ona w większości swej uznawała istniejący ustrój społeczny za jedynie możliwy i pod
względem politycznym będzie się wlokła w ogonie klasy kapitalistów, będzie jej skrajnie
lewym skrzydłem. Ale w miarę jak będzie dojrzewała do swego wyzwolenia, ukonstytuuje się
ona jako własna partia, będzie wybierała własnych przedstawicieli, a nie przedstawicieli
kapitalistów. Powszechne prawo głosowania jest więc miernikiem stopnia dojrzałości klasy
robotniczej. W państwie dzisiejszym nigdy nie może być i nie będzie ono niczym więcej; ale i
to wystarcza. W dniu, w którym termometr głosowania powszechnego wskaże punkt wrzenia
u robotników, będą oni, tak samo jak i kapitaliści, wiedzieli, co to znaczy.
Państwo nie jest więc wieczne. Istniały społeczeństwa, które obchodziły się bez niego, które
nie miały żadnego pojęcia o państwie i władzy państwowej. Na określonym stopniu
ekonomicznego rozwoju, który nieodłącznie związany był z podziałem społeczeństwa na
klasy, państwo na skutek tego podziału stało się koniecznością. Obecnie zbliżamy się szybkim
krokiem do takiego stopnia rozwoju produkcji, na którym istnienie tych klas nie tylko
przestaje być koniecznością, lecz staje się wyraźną przeszkodą dla produkcji. Klasy zginą tak
samo nieuchronnie, jak poprzednio powstały. Wraz z nimi nieuchronnie zginie państwo.
Społeczeństwo, które zreorganizuje produkcję na podstawie wolnego i równego zrzeszenia
producentów, przeniesie całą maszynę państwową tam, gdzie odtąd będzie jej miejsce: do
muzeum starożytności, obok kołowrotka i topora brązowego.

A zatem, jak mówiliśmy wyżej, cywilizacja jest stopniem rozwoju społecznego, na którym
podział pracy, wynikająca z niego wymiana między jednostkami i produkcja towarowa,
jednocząca obydwa procesy, osiągają pełnię rozkwitu i dokonują przewrotu w całym
dawniejszym społeczeństwie.
Na wszystkich poprzednich stopniach rozwoju społecznego produkcja była w istocie wspólna;
spożycie również odbywało się w drodze bezpośredniego podziału produktów wewnątrz
większych lub mniejszych wspólnot komunistycznych. Ta wspólna produkcja odbywała się w
nader ciasnych granicach, ale towarzyszyło jej panowanie producentów nad własnym
procesem produkcji i nad własnym produktem. Producenci wiedzą, co się dzieje z produktem:
spożywają go, nie wychodzi on z ich rąk. Dopóki produkcja oparta jest na tej podstawie, nie
może ona przerosnąć producentów, nie może stworzyć upiornej obcej im potęgi, jak to się
stale i nieuchronnie dzieje w epoce cywilizacji.
Ale do tego procesu produkcji z wolna przenika podział pracy. Podważa on wspólność
produkcji i przywłaszczania, przywłaszczenie indywidualne przekształca w regułę, stwarzając

background image

w ten sposób wymianę między jednostkami, jak to już rozpatrywaliśmy wyżej. Stopniowo
produkcja towarowa staje się formą panującą.
Wraz z produkcją towarową, produkcją przeznaczoną już nie na własne spożycie, lecz na
wymianę, produkty z konieczności przechodzą z rąk do rąk. Producent oddaje swój produkt
przy wymianie i już nie wie, co się z nim dzieje. Gdy pieniądz, a wraz z pieniądzem kupiec,
występuje jako pośrednik między producentami, proces wymiany staje się jeszcze bardziej
zawikłany, ostateczny los produktów jeszcze mniej pewny. Kupców jest wielu, a żaden z nich
nie wie, co robi inny. Towary przechodzą już obecnie nie tylko z ręki do ręki, lecz z jednego
rynku na drugi; producenci utracili panowanie nad całokształtem wytwarzania warunków
swego życia, kupcy zaś tego panowania nie zdobyli. Produkty i produkcja zdane są na los
przypadku.
Ale przypadek - to tylko jeden biegun współzależności, której drugi biegun zwie się
koniecznością. W przyrodzie, gdzie również na pozór rządzi przypadek, panuje w każdej
poszczególnej dziedzinie, jak to już dawno dowiedziono, konieczność wewnętrzna i
prawidłowość, która poprzez przypadek toruje sobie drogę. A to, co dotyczy przyrody,
dotyczy również społeczeństwa. Im bardziej jakaś działalność społeczna, jakiś szereg zjawisk
społecznych nie poddaje się świadomej kontroli ludzkiej, im bardziej wymyka się spod
władzy człowieka, im bardziej wydaje się dziełem czystego przypadku, z tym większą siłą i
koniecznością ujawniają się w tym przypadku właściwe jej prawa wewnętrzne. Prawa takie
panują także nad przypadkowością produkcji towarowej i wymiany towarów;
poszczególnemu producentowi i kupcowi wydają się one obcymi, początkowo nawet nie
znanymi potęgami, których istota musi być dopiero skrupulatnie zbadana i zgłębiona. Te
prawa ekonomiczne produkcji towarowej ulegają zmianom na różnych stopniach rozwoju tej
formy produkcji; na ogół jednak cały okres cywilizacji znajduje się pod ich panowaniem. I
dziś jeszcze produkt panuje nad producentem. I dziś jeszcze całokształt produkcji społecznej
regulowany jest nie przez wspólnie obmyślany plan, lecz przez ślepe prawa, przejawiające się
z żywiołową siłą, w ostatniej instancji - w burzach okresowych kryzysów handlowych.
Widzieliśmy wyżej, jak na dość wczesnym stopniu rozwoju produkcji ludzka siła robocza
może wytworzyć znacznie więcej produktów, niż wymaga utrzymanie producenta, i jak ten
stopień rozwoju w zasadzie jest identyczny z tym, ha którym zjawia się podział pracy i
wymiana między jednostkami. Obecnie niewiele już trzeba było czasu, aby odkryć wielką
prawdę, że człowiek również może być towarem; że ludzka siła

152a

może być wymieniana i

użytkowana, jeśli zrobimy z człowieka niewolnika. Zaledwie zaczęli ludzie wymieniać,
natychmiast stali się sami również przedmiotem wymiany. Element czynny stał się biernym
bez względu na to, czy ludzie chcieli tego, czy nie. Wraz z niewolnictwem, które w epoce
cywilizacji osiągnęło najwyższy rozwój, powstał pierwszy wielki podział społeczeństwa na
klasę wyzyskującą i wyzyskiwaną. Podział ten przetrwał przez cały okres cywilizacji.
Niewolnictwo jest pierwszą właściwą światu starożytnemu formą wyzysku; po nim następuje
poddaństwo w średniowieczu, praca najemna w czasach nowożytnych. Są to trzy wielkie
formy niewoli, charakterystyczne dla trzech wielkich epok cywilizacji; jawne, a od niedawna
zamaskowane niewolnictwo stale im towarzyszy.
Stopień produkcji towarowej, od którego zaczyna się cywilizacja, cechuje, z ekonomicznego
punktu widzenia, wprowadzenie: 1. pieniądza metalowego, a tym samym kapitału
pieniężnego, procentu i lichwy; 2. kupców jako klasy pośredniczącej między producentami; 3.
prywatnej własności ziemskiej i hipoteki oraz 4. pracy niewolniczej jako panującej formy
produkcji. Formą rodziny odpowiadającą cywilizacji, formą, która wraz z nią staje się
ostatecznie panującą, jest monogamia, panowanie mężczyzny nad kobietą, i rodzina
pojedyncza jako gospodarcza jednostka społeczeństwa. Ukoronowaniem społeczeństwa
cywilizowanego jest państwo, które we wszystkich okresach typowych jest wyłącznie
państwem klasy panującej i we wszystkich wypadkach w istocie swojej pozostaje maszyną do

background image

utrzymywania w uległości klasy uciskanej, wyzyskiwanej. Ponadto dla cywilizacji jest
charakterystyczne: z jednej strony, ustalenie przeciwieństwa między miastem a wsią jako
podstawy całego społecznego podziału pracy; z drugiej strony - wprowadzenie testamentów,
dzięki czemu właściciel może rozporządzać swą własnością nawet po śmierci. Instytucja ta,
wprost urągająca staremu ustrojowi rodowemu, nie znana była w Atenach aż do czasów
Solona; w Rzymie zaprowadzona została już wcześnie - nie wiemy jednak, kiedy

152b

; u

Germanów wprowadzili ją księża po to, by poczciwy Germanin mógł bez przeszkody
przekazać swój spadek kościołowi.
Przy takim ustroju społecznym cywilizacja dokonała dzieł, do których społeczeństwo rodowe
zgoła nie dorosło. Ale dokonała ona tego wprawiając w ruch najbrudniejsze popędy i
namiętności człowieka, rozwijając je kosztem wszystkich innych jego skłonności. Pospolita
chciwość była siłą napędową całej cywilizacji od pierwszego dnia aż po dzień dzisiejszy,
jedynym decydującym dla niej celem było bogactwo i jeszcze raz bogactwo, i po raz trzeci
bogactwo, bogactwo nie społeczeństwa, lecz oddzielnego nędznego indywiduum. A jeśli przy
tym na epokę cywilizacji przypada postępujący rozwój nauki, a niejednokrotnie również
okresy najwyższego rozkwitu sztuki, dzieje się to tylko dlatego, że bez niej byłoby
niemożliwe zdobywanie wszystkich bogactw naszych czasów.
Ponieważ podstawą cywilizacji jest wyzysk jednej klasy przez drugą, cały więc jej rozwój
odbywa się w ciągłych sprzecznościach. Każdy postęp produkcji jest jednocześnie
pogorszeniem położenia klasy uciskanej, tj. znacznej większości. Wszelkie dobrodziejstwo
dla jednych staje się nieuchronnie krzywdą dla innych, każde nowe wyzwolenie jednej klasy
oznacza nowy ucisk drugiej. Uderzający przykład tego stanowi wprowadzenie maszyn,
którego skutki są dzisiaj powszechnie znane. I jeśli u barbarzyńców, jakeśmy to widzieli,
zaledwie można odróżnić prawa od obowiązków, to w okresie cywilizacji nawet dla
największego głupca stają się wyraźne różnica i przeciwieństwo między prawami i
obowiązkami - jednej klasie nadaje się bez mała wszystkie prawa, na drugą natomiast nakłada
się prawie wszystkie obowiązki.
Ale tak być nie powinno. Co jest dobre dla klasy panującej, powinno być dobre dla całego
społeczeństwa, z którym klasa panująca się utożsamia. Im bardziej więc postępuje naprzód
cywilizacja, tym bardziej zmuszona jest wywołane przez siebie z konieczności zjawiska
ujemne okrywać płaszczem miłości, upiększać je albo negować, słowem, zmuszona jest
uprawiać konwencjonalną obłudę, nie znaną nie tylko wcześniejszym formom społecznym,
ale również pierwszym okresom cywilizacji; obłuda ta dochodzi do punktu kulminacyjnego w
twierdzeniu: klasa wyzyskująca wyzyskuje klasę uciskaną jedynie i wyłącznie w interesie
samej klasy wyzyskiwanej; jeżeli ta ostatnia nie uzna tego, a nawet przeciw temu się buntuje,
okazuje w ten sposób czarną niewdzięczność swym dobroczyńcom, wyzyskiwaczom

153a

.

A teraz na zakończenie przytaczam sąd Morgana o cywilizacji:
“Od powstania cywilizacji wzrost bogactwa jest tak olbrzymi, jego formy tak różnorodne,
jego zastosowanie tak rozległe i zarządzanie nim w interesie właścicieli tak zręczne, że
bogactwo stało się dla ludzi potęga, nie do opanowania. Umysł ludzki stoi bezradny i
zmieszany wobec swego własnego tworu.
Nadejdzie jednak czas, gdy rozum ludzki wzmocni
się i zapanuje nad bogactwem, gdy ustali zarówno stosunek państwa do własności, którą ono
ochrania, jak granice praw właścicieli. Interesy społeczeństwa są bezwzględnie ważniejsze od
interesów jednostki, trzeba więc ustalić sprawiedliwy i harmonijny stosunek między nimi.
Wyłączne ubieganie się za bogactwem nie jest ostatecznym przeznaczeniem ludzkości, jeśli
postęp ma być prawem w przyszłości, tak jak byt nim w przeszłości. Czas, który upłynął od
zarania cywilizacji, jest tylko niewielkim ułamkiem czasu ubiegłego życia ludzkości; tylko
niewielkim ułamkiem nadchodzącej przyszłości. Zagłada społeczeństwa staje groźnie przed
nami jako zakończenie okresu historycznego, którego jedynym celem ostatecznym jest
bogactwo. Okres ten zawiera pierwiastki swego własnego unicestwienia. Demokracja w

background image

rządzeniu, braterstwo w społeczeństwie, równość praw, powszechna oświata będą
charakteryzować następny, wyższy stopień społeczeństwa, dla którego bezustannie pracują
doświadczenie, rozum i nauka. Będzie to odrodzenie - ale już w wyższej formie — wolności,
równości, braterstwa starych rodów
(Morgan, “Ancient Society", str. 552)

154

.

Przypisy

27

„Pochodzenie rodziny, własności prywatnej i państwa” — jedno z podstawowych dzieł

marksizmu. Stanowi ono naukową analizę dziejów ludzkości na najwcześniejszych etapach
jej rozwoju. Ukazuje proces rozpadu wspólnoty pierwotnej oraz kształtowania się
społeczeństwa klasowego opartego na wyzysku, pokazuje ogólne cechy tego społeczeństwa,
przedstawia osobliwości rozwoju stosunków rodzinnych w rozmaitych formacjach społeczno-
ekonomicznych. Praca ta odsłania dalej tajemnicę powstania i klasowy charakter państwa
oraz wykazuje historyczną konieczność jego zaniku po ostatecznym zwycięstwie
bezklasowego społeczeństwa komunistycznego.
Engels pisał „Pochodzenie rodziny, własności prywatnej i państwa” w okresie od końca marca
do końca maja 1884 roku. Przeglądając rękopisy pozostałe po Marksie znalazł sporządzony
przez niego w latach 1880-1881 obszerny konspekt książki „Ancient Society” pióra
amerykańskiego uczonego L.H. Morgana (1877; polski przekład pt. „Społeczeństwo
pierwotne”, Warszawa 1887). Konspekt ten zawiera dużo krytycznych uwag i własnych tez
Marksa oraz uzupełnień z innych źródeł. Przeczytawszy konspekt i przekonawszy się, że
książka Morgana stanowi potwierdzenie wypracowanej przez Marksa i jego samego
materialistycznej koncepcji historii oraz głoszonych przez nich poglądów na temat wspólnoty
pierwotnej, Engels uznał za konieczne napisać specjalną pracę na ten temat, uwzględniając w
znacznym stopniu uwagi Marksa oraz rozmaite wnioski i fakty zawarte w książce Morgana.
Dla Engelsa praca ta stanowiła „poniekąd wykonanie testamentu'' Marksa. Pisząc swoją
książkę Engels oparł się na wynikach własnych badań nad historią Grecji i Rzymu,
starożytnej Irlandii, starożytnych Germanów itd. (patrz m. in. prace: „Marka”, „Przyczynek
do prehistorii Germanów” i „Okres Franków” w tomie 19 nin. wyd.).
Początkowo Engels chciał swoją pracę opublikować w legalnym teoretycznym czasopiśmie
socjaldemokracji niemieckiej „Neue Zeit”. Późnej jednak zrezygnował z tego zamiaru z
uwagi na to, że praca jego ze względu na swoją polityczną treść nie mogłaby być w
Niemczech wydrukowana z powodu obowiązujących tam ustaw antysocjalistycznych.
Książka ukazała się w Zurychu na początku października 1884 roku. W pierwszym okresie
władze niemieckie przeszkadzały w jej rozpowszechnianiu, jednakże następne, niezmienione
wydania (drugie w 1886, trzecie w 1889 roku) mogły już wyjść w Stuttgarcie. W 1885 roku
praca ta wyszła w języku polskim, rumuńskim i włoskim. Przekład włoski redagował sam
Engels, podobnie jak wydany w 1888 r. przekład duński. Pierwsze wydanie zostało również
przetłumaczone na język serbski. Zgromadziwszy nowy materiał do dziejów wspólnoty
pierwotnej, Engels w 1890 roku przystąpił do przygotowania nowego wydania książki. W
trakcie pracy przestudiował całą najnowszą literaturę przedmiotu, w szczególności zaś prace
rosyjskiego uczonego M. M. Kowalewskiego. Na podstawie nowo poznanych faktów, przede
wszystkim z dziedziny archeologii i etnografii, wprowadził do pierwotnego tekstu wiele
zmian i poprawek oraz dokonał istotnych uzupełnień, zwłaszcza w rozdziale II
zatytułowanym „Rodzina”. Poważniejsze zmiany w stosunku do wydania pierwszego
zaznaczone zostały w przypisach pod tekstem. Zmiany oraz uściślenia nie dotyczą jednak
wniosków Engelsa, które w nowych faktach znalazły tylko potwierdzenie i później również
nic nie straciły na znaczeniu. Dalszy postęp nauki udowodnił słuszność rozwiniętych przez
Engelsa tez, chociaż niektóre szczegóły zaczerpnięte z książki Morgana z punktu widzenia
dzisiejszej wiedzy naukowej wymagałyby pewnego uściślenia. Czwarte, poprawione i

background image

uzupełnione wydanie „Pochodzenia rodziny” wyszło w listopadzie 1891 roku w Stuttgarcie
(na stronie tytułowej jest rok 1892); w dalszych wydaniach tego dzieła nie wprowadzono już
żadnych zmian. Do czwartego wydania Engels napisał nową przedmowę (patrz tom niniejszy,
str. 531-544), która opublikowana została także w postaci oddzielnego artykułu pt.
„Przyczynek do prehistorii rodziny” (patrz tom 22 niniejszego wydania).
Za życia Engelsa wyszły jeszcze dwa wydania (piąte w roku 1892, szóste w roku 1894), które
były przedrukami wydania czwartego. Wydanie to posłużyło również za podstawę do
pierwszych przekładów na francuski (w roku 1893 - tłumaczenie odredagowała Laura
Lafargue, a przejrzał je Engels), bułgarski (1893 r.), hiszpański (1894 r.); w języku angielskim
książka ukazała się dopiero w 1902 roku. Po rosyjsku „Pochodzenie rodziny” wydane zostało
po raz pierwszy w 1894 r. w St. Petersburgu - podstawą tłumaczenia było czwarte wydanie
niemieckie. Było to pierwsze dzieło Engelsa, które wyszło legalnie w Rosji. Później było ono
wielokrotnie wydawane w różnych językach. - 27.

27a

„Ancient Society, or Researches in thc Lines of Human Progress from Sayagery, through

Barbarism to Civilization”. By Lewis H. Morgan, London Macmillan and Co., 1877. Książkę,
drukowano w Ameryce, a w Londynie, rzecz dziwna, trudno ją dostać. Autor umarł przed
paru laty. [Przekład polski: „Społeczeństwo Pierwotne, czyli „Badanie Kolei Ludzkiego
Postępu od dzikości przez barbarzyństwo do cywilizacji”. Warszawa 1887. - Red.

28

L. H. Morgan, „Ancient Society”, Londyn 1877, str. 19. - 32.

29

Pueblo - nazwa grupy plemion indiańskich zamieszkujących Nowy Meksyk (obecnie stany

Arizona i Nowy Meksyk w USA). Zróżnicowani silnie pod względem językowym, zbliżeni są
sposobem życia i kulturą. Rozkwit kultury Pueblo przypadł na okres od X do XIII wieku.
Obecnie osiedleni w rezerwatach. Nazwa Pueblo (od hiszpańskiego słowa pueblo - lud,
osada) została im nadana przez hiszpańskich zdobywców i oznacza zarówno Indian, jak i
wznoszone przez nich budowle, będące dużymi zbiorowymi domami. Wznoszono je z
drewna, kamiennych płyt i niewypalonych cegieł, a także wykuwano w skale. Zwykle były
one paropiętrowe o układzie tarasowatym i miały charakter obronny. Mogły pomieścić tysiące
osób. - 35, 106.

29a

W wydaniu z 1884 roku zamiast słów: „Germanowie Tacyta i Normanowie z okresu

Wikingów” - jest: „Germanowie Cezara (albo - jak byśmy to chętniej powiedzieli - Tacyta)”. -
Red.

30

Iliada - starogrecki poemat epiczny, przypisywany Homerowi, powstały prawdopodobnie w

VIII w. p.n.e. - 57.

31

Engels wykorzystał w swojej pracy następujące książki McLennana: „Primitive Marriage.

An Inquiry into the Origin of the Form of Capture in Marriage Ceremonies”, Edynburg 1865;
„Studies in Ancient History Comprising a Reprint of <<Primitive Marriage. An Inquiry into
the Origin of the Form of Capture in Marriage Ceremonies>>”, Londyn 1876. W czasie
przygotowywania czwartego wydania „Pochodzenia rodziny” (1891 r.) Engels przestudiował
m. in. nowe wydanie drugiej. ze wspomnianych książek McLennana, które wyszło w Nowym
Jorku i w Londynie w 1886 roku. - 40.

32

L. H. Morgan, „Ancient Society”, Londyn 1877, str. 435. - 41.

33

K. Marks, „Konspiekt knigi G. Luisa Morgana <<Driewnieje obszczestwo>>” (patrz

„Archiw Marksa i Engelsa”, Moskwa 1941, t. IX, str. 21). - 41.

34

Patrz J.J. Bachofen, „Das Mutterrecht. Eine Untersuchung iiber die Gynaikokratie der alten

Welt nach ihrer religiósen und rechtlichen Natur”, Stuttgart 1861. - 42, 533.

34a

Określając ów stan pierwotny mianem heteryzmu Bachofen dowodzi, jak mało rozumiał on

to, co odkrył, a raczej odgadł. Grecy, gdy wprowadzili ten wyraz, oznaczali nim stosunki
mężczyzn – nieżonatych lub żyjących w małżeństwie pojedynczym - z kobietami
niezamężnymi; heteryzm zawsze zakłada istnienie określonej formy małżeństwa, poza którą

background image

odbywają się te stosunki, oraz przynajmniej możliwość istnienia prostytucji. W innym
znaczeniu wyrazu tego nigdy ale używano i w tym znaczeniu używam go wraz z Morganem.
Nadzwyczaj cenne odkrycia Bachofena przybierają wszędzie zmistyfikowaną do
nieprawdopodobieństwa postać przez to, że uroił sobie, jakoby historycznie wytworzone
stosunki między mężczyzną a kobietą miały swe źródło w ówczesnych religijnych
wyobrażeniach ludzi, a nie w ich rzeczywistych stosunkach życiowych.

35

Giraud-Teulon przytacza tę opinię Saussure'a w swej książce „Les origines du mariage et de

la familie”, Genewa i Paryż 1884, str. XV. –43.

36

Ch. Letourneau, „L'evolution du mariage et de la familie”, Paryż 1888, str. 41. - 43.

37

Engels cytuje Espinasa za książką Giraud-Teulona, str. 518 (patrz przypis 35), w której w

postaci Dodatku znajduje się fragment jego pracy „Des societes animales”. - 44.

38

E. Westermarck, „The History of Human Marriage”, Londyn i Nowy Jork 1891, str. 70-71. -

47.

38a

W liście pisanym wiosną roku 1882.

39

Marks w nader mocnych słowach mówi o całkowitym sfałszowaniu okresu pierwotnego w

wagnerowskim tekście Nibejungów.
„Czy słyszano kiedykolwiek, by brat siostrę obejmował jak małżonkę?

40

Tym wagnerowskim

„bogom lubieżności”, którzy w całkiem nowoczesny sposób dodają swym miłostkom
pikantności przez domieszkę kazirodztwa. Marks odpowiada: „W czasach pierwotnych siostra
była żoną i to było moralne”. - [Uwaga do IV wydania] Pewien francuski przyjaciel i
wielbiciel Wagnera nie zgadza się. z tą uwagą i zaznacza, że już w „starszej Eddzie”, na której
Wagner się. opierał, w „Oegisdrecka”, Loki zarzuca Frei: „Wobec bogów obejmowałaś
własnego brata”. - Czyli że małżeństwo między rodzeństwem było już wówczas zakazane.
Ale „Oegisdrecka” jest wyrazem czasów, gdy wiara w stare mity była zupełnie złamana, jest
satyra, na bogów całkiem w stylu Lukiana. Jeśli Loki, jak Mefisto, robi tam taki zarzut Frei,
to przemawia to raczej przeciwko Wagnerowi. Kilka wierszy dalej Loki mówi również do
Njordra: „Z twoją siostrą spłodziłeś (takiego) syna”. (Widh systur thinni gaztu slikan mog)

41

.

Njordr nie jest co prawda asem, lecz wanem i mówi w „Sadze Vnglingów”, że w kraju
wanów małżeństwa między rodzeństwem są zwykłym zjawiskiem, czego nie ma u azów.
Ryłoby to oznaką tego, że wanowie byli starszymi bogami niż azowie

42

. W każdym razie

Njordr żyje wśród azów, jak równy im, tak że „Oegisdrecka” jest raczej dowodem, że w
okresie powstawania g o bogach małżeństwa między rodzeństwem, przynajmniej wśród
bogów, jeszcze nie wzbudzały odrazy. - Jeśli się chce usprawiedliwiać Wagnera, to należałoby
raczej zamiast na „Eddę” powołać się. na Goethego, który w balladzie o bogu i bajaderze
popełnia podobny Mad w stosunku do religijnego oddawania się kobiet, upodabniając je
zbytnio do nowożytne} prostytucji.

39

List ten, o którym wspomina Engels w swoim liście z 11 kwietnia 1884 r. do Kautskiego,

me zachował się. - 47.

40

Mowa tutaj o tetralogii operowej Ryszarda Wagnera pt. „Pierścień Nibelunga”, napisanej

przez kompozytora na podstawie skandynawskiego eposu „Edda” i „Pieśni o Nibelungach”
(patrz „Wal-kiria. Pierwszy dzień tetralogii: Pierścień Nibelunga”, akt drugi).
„Pieśń o Nibelungach” - bohaterski epos germański (początek XIII w.); jego podłoże
historyczne stanowią wędrówka ludów (IV-V w.) i podbój Burgundów przez Hunów pod
wodzą Attyli (436 r.); w epos wplecione zostały liczne mity germańskie. Na język polski
przełożył „Pieśń o Nibelungach” J. Szabrański (1881 r.). -48, $62.

41

„Edda” - zbiór staroislandzkich pieśni bohaterskich i mitologicznych, jeden z najstarszych

zabytków literatury staroskandynawskiej; zachował się w postaci rękopisu, pochodzącego z
XIII wieku, a odkrytego w 1642 r. przez biskupa islandzkiego Brynjolfura Sveinssona („Edda
starsza” - 29 pieśni o bohaterach l bogach, pochodzących z DC-XI w.), oraz w postaci

background image

komentarzy do mitologii staroskandynawskiej i traktatu o wierszowaniu, przeznaczonego dla
skaldów („Edda młodsza” - napisana na początku XIII w. przez poetę i kronikarza
islandzkiego Snorriego Sturlusona). Pieśni „Eddy” odzwierciedlają życie królów
skandynawskich w okresie upadku porządku rodowego oraz wędrówek ludów. Spotykamy w
nich postaci i opowieści znane z tradycji starożytnych Germanów.
„Oegisdrecka” - jedna z pieśni „Eddy starszej”, zaliczana do starszych tekstów zbioru. Engels
cytuje tutaj fragmenty strofy 32 i 36 tejże pieśni. — 48.

42

Azowie i wanowie - dwie generacje bogów w mitologii skandynawskiej.

„Saga o Inglingach” - pierwsza z 16 sag o królach norweskich (od najdawniejszych czasów
aż do XII wieku) z dzieła Snorriego Sturlusona „Heimskringla” z pierwszej połowy XIII
wieku, opartego na kronikach historycznych o królach norweskich oraz na islandzkich i
norweskich sagach rodowych. Engels przytacza tutaj rozdział 4 tej sagi. — 48.

43

L. H. Morgan, „Ancient Society”, Londyn 1877, str. 425. - 49.

43a

W wydaniu z 1884 r. brak słów „lub jakaś podobna do niej forma rodziny”. - Red.

43b

Ślady bezładnego obcowania płciowego, tzw. „Sumpfzeugung” [płodzenie w bagnie], które

Bachofen

44

, jak sądzi, odnalazł, wyprowadzają się, jak to dziś już nie ulega wątpliwości - z

małżeństwa grupowego. „Jeśli Bachofen uważa małżeństwa punalua za <>, to człowiek z
owego okresu uznałby większość obecnych małżeństw między bliższymi i dalszymi
kuzynami w ojcowskiej lub macierzystej linii za kazirodcze, mianowicie: jako małżeństwa
między związanym więzami krwi rodzeństwem”. (Marks)

45

.

44

JJ. Bachofen, „Das Mutterrecht”, Stuttgart 1861, str. XXIII, 385 i in. - 57.

45

K. Marks, „Konspiekt knigi G. Luisa Morgana <<Drewnieje obszczestwo>>” (patrz

„Archiw Marksa i Engelsa”, Moskwa 1941, t. IX, str. 187).-51.

46

Cezar, „Pamiętniki o wojnie galickiej”, ks. IV, rozdz. 14. - 51.

46a

W wydaniu z roku 1884 zamiast słów „małżeństwo grupowe” jest; „rodzina punalua”. -

Red.

46b

W wydaniu z 1884 r. zamiast słów: „lub podobna forma małżeństwa grupowego” jest:

„forma rodziny”. -Red.

47

„The People of India”. Edited by J. F. Watsoo and J. W. Kaye. Vol. I-VI, Londyn 1868-

1872. - Engels cytuje n tom tego wydania, str. 85. - 51.

48

Mowa o grupach czy klasach małżeńskich, na które dzieliła się większość plemion

australijskich. Istniały cztery klasy małżeńskie, z których każda rozpadała się na jedną męską
i jedną żeńską klasę. Pomiędzy tymi czterema klasami istniały określone przepisy regulujące
zawieranie małżeństw, tzn. mężczyźni jednej grupy mogli zawierać małżeństwo tylko z
kobietami określonej drugiej grupy. - 52.

48a

W wydaniu z roku 1884 zamiast słów: „lecz inną pierwotniejsza. formę małżeństwa

grupowego” jest napisane: „ich organizacja jednakże posiada tak wyjątkowy charakter, że nie
jesteśmy w stanic brać ich pod uwagę”. - Red.

48b

W wydaniu z roku 1884 brak dalszego tekstu aż do paragrafu: ”3. Rodzina parzysta...” (str.

56). – Red

49

L. H. Morgan, „Systems of Consanguinity and Affinity of the Human Family”, Waszyngton

1871. - 53, 96.

49a

W wydaniu z roku 1884: „w rodzinie << punalua>>”, - Red.

49b

W wydaniu z toku 1884 brak słów: “na pewien czas". - Red.

50

L. H. Morgan, „Ancient Society”, Londyn 1877, str. 459. - 57.

51

Engels cytuje list Arthura Wrighta za „Ancient Society” Morgana, Londyn 1877, str. 455.

Pełny tekst listu (datowanego 19 maja 1874 r., a nie jak u Morgana - 1873 r.) został

background image

opublikowany w czasopiśmie „American Anthropologist”, New Series, Menasha, Wtsconsin,
USA 1933, nr i, str. 138-140. - 59.

51a

W wydaniu z roku 1884: „rodzinę punalua”. - Red.

51b

W wydaniu z roku 1884 brak tego ostatniego zdania - Red.

52

H. H. Bancroft, „The Native Races of the Pacific States of North America”, vol. I, Nowy

Jork 1875, str. 352-353. - 60.

52a

Dalszy tekst aż do akapitu „Rodzina parzysta...” (str. 63) został dodany przez Engelsa w

wydaniu z roku 1891. W wydaniu z roku 1884 brzmi on następująco: „Ze starożytności znane
są dobrze tego rodzaju pozostałości, np. oddawanie się dziewcząt fenickich w świątyni w
czasie uroczystości ku czci bogini Attarte. Podobnie średniowieczne prawo pierwszej nocy,
które, mimo iż niemieccy neoromaatycy usiłowali je wybielić, było mocno zakorzenione, jest
szczątkiem rodziny punalua przekazanym prawdopodobnie przez celtycki ród (klan)”. - Red.

53

Saturnalia - doroczne święta ku czci Saturna, wprowadzone do Rzymu prawdopodobnie z

końcem V w. p.n.e., obchodzone w okresie zimowego przesilenia dnia z nocą po zakończeniu
prac polowych; były one świętem pojednania i równości: niewolnicy zasiadali do stołu z
panami, którzy im usługiwali; wyprawiano uczty i urządzano orgie; panowały nieskrępowane
stosunki płciowe. Słowo „saturnalia” stało się synonimem nieokiełznanych hulanek i orgii. -
61

54

Chodzi o tzw. sentencję guadalupańską z 21 kwietnia 1486 roku pojednawczy wyrok króla

hiszpańskiego Ferdynanda V Katolickiego. Powstanie chłopskie w Katalonii zmusiło króla do
ustępstw na rzecz chłopów, i wystąpił on jako pośrednik pomiędzy zbuntowanymi chłopami a
panami feudalnymi. Sentencja przewidywała zniesienie poddaństwa i „złych zwyczajów” (m.
in. prawa pierwszej nocy, sprzedaży przyszłego oblubieńca względnie oblubienicy) na
warunkach wykupu. — 63.

54a

W wydaniu z roku 1884 zamiast: „osobistą własnością” jest: „prywatną własnością”. - Red.

54b

W wydaniu z roku 1884 zamiast: „własność rodzin” jest: ”własność prywatną”. - Red.

54c

W wydaniu z roku 1884 brak słowa „rodzin”. - Red.

55

K. Marks, „Konspiekt knigi G. Laisa Morgana <<Driewnieje obszczestwo>>” (patrz

„Archiw Marksa i Engelsa”, Moskwa 1941, t. IX, str. m). - 67.

56

K. Marks, „Konspiekt knigi G. Luisa Morgana <<Driewnieje obszczestwo>>” (patrz

„Archiw Marksa i Engelsa”, Moskwa 1941, t. IX, str. 112). - 67.

56a

W wydaniu z roku 1884 brak ostatniego zdania. - Red.

57

L. H. Morgan, „Ancient Society”, Londyn 1877, str. 465-466. - 68.

58

L. H. Morgan, „Ancient Society”, Londyn 1877, str. 470. - 68.

59

K. Marks, „Konspiekt knigi G. Luisa Morgana <<Driewnieje obszczestwo>>” (patrz

„Archiw Marksa i Engelsa”, Moskwa 1941, t. IX, str. 31). - 69.

60

Mowa o pracy M. M. Kowalewskiego „Pierwobytnoje prawo”. Wypusk i. Rod, Moskwa

1886. W pracy tej Kowalewski opiera się na publikacjach Orchanskiegc (1875) i Jerimienki
(1878) poświęconych wspólnocie rodzinnej w Rosji. — 70.

61

„Prawda” Jarosława - pierwsza część najstarszej redakcji „Prawdy Ruskiej”, zbioru praw

na Rusi Kijowskiej, powstałego w XI-XII w. w oparciu o prawa zwyczajowe tego okresu i
stanowiącego odzwierciedlenie ekonomicznych i społecznych stosunków panujących w
ówczesnym społeczeństwie. - 70.

62

Prawo dalmatyńskie - zbiór praw obowiązujących w XV-XVII wieku w Poljicy (część

Dalmacji); znane pod nazwą Statutu z Poljicy. -70.

63

A. Heusler, „Institutionen des Deutschen Privatrechts”, t. 2, Lipsk 1886, str. 271. .- 70.

64

Tę wiadomość Nearchosa wspomina Strabon w swojej „Geografii”, ks. XV, rozdz. I. - 70. .

background image

65

Calpullis - wspólnoty domowe u Indian meksykańskich za czasów hiszpańskich podbojów.

Każda wspólnota domowa (calpulli), której wszyscy członkowie pochodzili z tej samej
rodziny, posiadała wspólny kawałek ziemi, której nie można się było ani zrzec, ani podzielić
pomiędzy spadkobierców. Calpullis opisał Alonzo de Zurita w swej pracy „Rapport sur les
difrerentes classes de chefs de la Nouvelle-Espagne, sur les lois, les moeurs des habitants, sur
les impots ctablis avant et depuis la conauete, etc., etc.”, która po raz pierwszy opublikowana
została w książce „Yoyages, relatkms et memoires originaux pour servtr a 1'histoire de la
decouverte de rAmćriaue, publies pour la premiere fois en francais, par H. Ternaux-
Compans”, Paryż 1840, t. H, stt. 50-64. - 71.

66

H. W. Cunow, „Die altpemanischen Dorf- und Markgenossen-schaften” w czasopiśmie

„Das Ausland'' z 20 i 27 października oraz 3 listopada 1890 r.
„Das Ausland” — niemieckie pismo poświęcone najnowszym badaniom na polu nauk
przyrodniczych, geografii i etnografii; wychodziło od 1828 do 1893 roku (początkowo
codziennie, od 1853 r. raz na tydzień), od 1875 roku było wydawane w Stuttgarcie. - 71.

66a

W wydaniu 7 roku 1884 jest; ”rodziny punalua”. - Red.

66b

W wydaniu z roku 1884 brak ostatniego zdania. - Red.

67

Chodzi tutaj o artykuł 230 Code civil des Francais wprowadzonego w 1804 r. przez

Napoleona I. - 73.

68

G. F. Schoemann, „Griechische Alterthumer”, t. I, Berlin 1855, str. 268. - 74.

69

Spartiad - pełnoprawni obywatele w starożytnej Sparcie.

Heloci - warstwa społeczna w Sparcie wywodząca się od przed-doryckich mieszkańców tych
terenów i z podbitej ludności Mesenii. Heloci byli własnością państwa spartańskiego;
uprawiali ziemię spar-tiatów, płacili daninę (do połowy plonów), wykonywali różne posługi. -
74.

70

E. W. Wachsmuth, „Hellenische Alterthumskunde aus dem Gesichts-punkte des Staates”,

druga część, rozdział czwarty, Halle 1830, str. 77. - 75.

70a

W wydaniu z roku 1884: „społecznych”. - Red.

70b

W wydania z roku 1884 brak tego ostatniego zdania. - Red.

71

Karol Marks i Fryderyk Engels, „Ideologia niemiecka” (patrz tom 3 niniejszego wydania,

str. 33). - 76.

72

L. H. Morgan, „Ancient Society”, Londyn 1877, str. 504. - 77.

72a

W wydaniu i; toku 1884 brak poniższego tekstu aż do słów: „Heteryzm jest właśnie taką

sama instytucją społeczną...” - Red.

73

Hierodule - w starożytnej Grecji i w koloniach greckich niewolnice i niewolnicy należący

do świątyń. Hierodule - kobiety w wielu miejscowościach, zwłaszcza w miastach Azji
Przedniej i w Koryncie, oddawały się prostytucji w świątyniach. - 77.

73a

W wydaniu z roku 1884 brak ostatnich dwu zdań. - Red.

74

Tacyt, „Germania”, rozdz. 18 i 19. - 79.

74a

W wydaniu z roku 1884 brak ostatniego zdania. - Red.

74b

W wydaniu z roku 1884 dodane: „i szwedzka”. – Red.

74c

W wydaniu z roku 1884 brak dalszego tekstu aż do akapitu: „Rzeczywiście miłość

płciowa...” – Red.

75

Parafraza cytatu z dzieła Fouriera „Theorie de Punite universelle”, t. 3, w: „Oeuvres

completes”, t. 4. Paryż 1841, str. 120. Pierwsze wydanie tego dzieła wyszło pod tytułem
„Traite de 1'association domestiąue-agricole”, t. 1-2, Paryż-Londyn 1822. - 83.

75a

W wydaniu z roku 1884 brak dalszego tekstu aż do akapitu: „Ale wróćmy do Morgana...”

(str. 95). - Red.

background image

76

„Dafnis i Chloe” - grecki romans pasterski, którego autorem jest Longos z Lesbos (żył w

końcu II w.). – 88.

77

Pieśń o Nibelungach”, pieśń dziesiąta. - 89.

78

„Gutruna” („Kudruna”) - środkowo-górno-niemiecki epos z XIII wieku. — 90.

79

H. S. Maine, „Ancient Law: its Connection with the Early History of Society, and its

Relation to Modern Ideas”, Londyn 1866, str. 170; pierwsze wydanie tego dzieła wyszło w
Londynie w roku 1861. - 91.

80

Karol Marks i Fryderyk Engels, „Manifest Partii Komunistycznej”, rozdz. I (patrz tom 4

niniejszego wydania, str. 514-527). - 91.

81

L. H. Morgan, „Ancient Society”, Londyn 1877, str. 491-492. - 95.

82

L. H. Morgan, „Ancient Society”, cyt. wyd., str. 85-86. - 100.

83

Mowa tutaj o zdobyciu Meksyku przez Hiszpanów (1519-1521). - 102.

84

L. H. Morgan, „Ancient Society”, cyt. wyd., str. 115. - 103.

85

„Naród Neutralny” - tak nazywano w XVII w. związek wojenny kilku spokrewnionych z

Irokezami plemion indiańskich, które żyły na północnym brzegu jeziora Erie. Nazwę tę nadali
związkowi francuscy kolonizatorzy, ponieważ w wojnach pomiędzy plemionami Irokezów i
Huronów zachowywał on neutralność. — 109.

86

Mowa o walce wyzwoleńczej Zulusów i Nubijczyków przeciwko kolonizatorom

angielskim. Zulusi, napadnięci w styczniu 1879 r. przez Anglików, stawiali przez pół roku pod
wodzą Cetewaja zacięty opór. Dzięki lepszemu uzbrojeniu udało się wreszcie Anglikom pobić
Zulusów. Ostatecznie w 1887 r. Zulusi znaleźli się pod panowaniem angielskim, przy czym
Anglicy wykorzystywali prowokowane przez siebie bratobójcze walki pomiędzy plemionami
zuluskimi.
Narodowowyzwoleńcza walka Nubijczyków, Arabów i innych plemion Sudanu pod wodzą
muzułmańskiego proroka Muhammada Ahmada, który sam ogłosił się „mahdim”
(„wybawicielem”) rozpoczęła się w roku 1881. Największe nasilenie walk miało miejsce w
latach 1885-1884, kiedy prawie całe terytorium Sudanu zostało oswobodzone od wojsk
kolonizatorów angielskich, których przenikanie do Sudanu datuje się od lat siedemdziesiątych
XIX w. W toku walki ukształtowało się samodzielne i scentralizowane państwo mahdiego.
Dopiero w 1899 r., wykorzystując wewnętrzną słabość państwa - następstwo walk i waśni
wewnętrznych - oraz dzięki swej przewadze militarnej zdołali Anglicy zawojować Sudan. -
709.

87

G. Grote, „A History of Greece” t. 1-12; pierwsze wydanie tego dzieła wyszło w Londynie

w latach 1846-1856; omawiane tutaj miejsce patrz str. 54-55 tomu 3, wydanego w Londynie
w roku 1869. – 111.

88

Chodzi o mowę Demostenesa przeciwko Eubulidesowi, w której wspomniany jest stary

zwyczaj, wedle którego w grobowcach rodowych można było chować tylko zmarłych
należących do danego rodu. - 111.

89

K. Marks, „Konspiekt knigi G. Luisa Morgana <<Driewnieje obszczestwo>>” (patrz

„Archiw Marksa i Engelsa”, t. IX, str. 134). – 112.

90

Chodzi tutaj o fragment z nie zachowanego dzieła greckiego filozofa Dikajarcha (lY-III w.

p.n.e.), przytoczony w pracy Wilhelma Wachsmutha „Hellenische Alterthumskunde aus dem
Gesichtspunkte des Staates”, część pierwsza, rozdział pierwszy, Halle 1826, str. 312. -112.

91

W. A. Becker, „Charikles. Bilder altgriechischer Sitte. Zur genaueren Kenntniss des

griechischen Privatlebens”, część druga, Lipsk 1840, str. 447. - 112,

91a

W wydaniu z roku 1884 brak tego słowa. - Red.

92

K. Marks, „Konspiekt knigi G. Luisa Morgana <<Driewnieje obszczestwo>>” (patrz

„Archiw Marksa i Engelsa”, t. IX, str. 136). - 113.

background image

93

G. Grote, „A History of Greece”, t. 3, Londyn 1869, str. 66. - 114.

94

K. Marks, „Konspiekt knigi G. Luisa Morgana <<Driewnieje obszczestwo>>” (patrz

„Archiw Marksa i Engelsa”, t. IX, str. 137). - 114.

95

G. Grote, „A History of Greece”, t. 3, Londyn 1869, str. 66. - 114.

95a

K. Marks, „Konspiekt knigi G. Luisa Morgana <<Driewnieje obszczestwo>>” (patrz

„Archiw Marksa i Engelsa”, t. IX, str. 138-139). - 115.

96

G. Grote, „A History of Greece”, t. 2, Londyn 1869, str. 58-59. -115.

97

Homer, „Iliada”, pieśń druga. -115.

98

Dionizjos z Halikarnasu, „Dawne dzieje rzymskie” w dwudziestu księgach, księga druga,

rozdział 12. - 116.

99

Ajschylos, „Siedmiu przeciw Tebom”. - 116.

100

G. F. Schoemann, „Griechische Alterthumer”, t. I, Berlin 1855, str. 27. - 117.

101

L. H. Morgan, „Ancient Society”, Londyn 1877, str. 248. - 117.

102

Homer, „Iliada”, pieśń druga. - 118.

103

K. Marks, „Konspiekt knigi G. Luisa Morgana <<Driewnieje obszczestwo>>” (patrz

„Archiw Marksa i Engelsa”, Moskwa 1941, t. IX, str. 144-145). - 119.

104

Tukidydes, „Wojna peloponeska”, księga I, rozdział 13. - 119.

105

Arystoteles, „Polityka”, księga trzecia, rozdział 10. - 119.

105a

Jak greckiego basileusa, tak i wodza wojennego Azteków przemieniono w nowożytnego

księcia. Morgan pierwszy poddaje krytyce historycznej informacje Hiszpanów z początku
błędne i przesadzone, a później wprost kłamliwe, i udowadnia, że Meksykanie stali na
średnim stopniu barbarzyństwa, ale wyżej od Indian Pueblo z Nowego Meksyku, i że ich
ustrój - o ile można sądzić ze zniekształconych wiadomości - przedstawiał taki oto obraz:
związek trzech plemion, który zmusił pewną liczbę innych plemion do płacenia sobie daniny;
rządziła tam rada związkowa i związkowy dowódca wojskowy; z tego ostatniego Hiszpanie
zrobili “cesarza".

105b

W wydania z roku 1884 zamiast słów: “ponieważ poza tym nie ustanawiał żadnych różnic

prawnych miedzy klasami" znajdują, się. słowa: “ponieważ dwie pozostałe klasy nic
otrzymały żadnych szczególnych praw". - Red.

106

Mowa o czwartej klasie obywateli ateńskich, tetach (wolnych, ale niemajętnych), którzy

otrzymali prawo piastowania urzędów publicznych; niektóre źródła przypisują je
Arystydesowi (V w. p.n.e.). – 128.

107

Chodzi o tzw. metojków — wolną ludność, rekrutującą się z obcych przybyszów, stale

mieszkającą w miastach greckich. Mimo posiadania wolności osobistej, pozbawieni byli praw
obywatelskich. Nie mogli zajmować urzędów publicznych, zasiadać w zgromadzeniu
ludowym, nie wolno im było posiadać własności nieruchomej. Zajmowali się przeważnie
rzemiosłem i handlem. Metojkowie byli obowiązani do płacenia specjalnego podatku od
głowy na rzecz państwa i do służby wojskowej. Do organów władzy mogli się zwracać
wyłącznie za pośrednictwem tzw. opiekunów. - 129.

108

W latach 510-507 p.n.e. Kleistenes, pochodzący z rodu Alkmeonidów, kierował walką

ateńskiego ludu przeciwko rządom starej szlachty rodowej; w rezultacie podważony został
ustrój rodowy i przeprowadzone zostały reformy społeczne, które stały się podwaliną
demokracji ateńskiej. - 129.

109

L. H. Morgan, „Ancient Society”, Londyn 1877, str. 271. - 130.

109a

- narodach okrzesanych. Tu gra słów: police - policja, police – okrzesany, ucywilizowany.

— Red.

110

W roku 561 p.n.e. Pizystrat, pochodzący z zubożałej rodziny arystokratycznej, zagarnął w

Atenach władzę i ustanowił tyranię. Ta forma rządów trwała z przerwami (Pizystrat

background image

dwukrotnie musiał uchodzić z Aten, za każdym razem wracał jednak z powrotem) aż do roku
510, tzn. do momentu wypędzenia z Aten drugiego syna Pizystrata - Hippiasza. Wkrótce
potem Kleistenes przeprowadził pewne reformy społeczne, które dały początek demokracji
ateńskiej. Polityka Pizystrata, korzystna dla drobnych i średnich posiadaczy, podkopała
pozycję szlachty rodowej, nie spowodowała jednak żadnych poważniejszych zmian w
strukturze politycznej państwa ateńskiego. -132.

111

Prawo Dwunastu Tablic - najstarszy kodeks prawa rzymskiego, opracowany w latach 451-

449 p.n.e., obejmował przepisy prawa cywilnego, karnego, państwowego i sakralnego. Prawo
to, wyryte na tablicach, było wystawione na Forum Romanum. Zastąpiło ono dawne
obowiązujące w Rzymie prawo obyczajowe. Odzwierciedlało proces różnicowania się
majątkowego społeczeństwa rzymskiego, rozwoju niewolnictwa i formowania się państwa o
ustroju niewolniczym. - 133.

112

Bitwa w Lesie Teutoburskim w 9 r.n.e. pomiędzy powstałymi przeciwko rzymskim

najeźdźcom plemionami germańskimi pod wodzą Arminiusza a wojskami rzymskimi pod
wodzą Warusa zakończyła się całkowitym zniszczeniem trzech rzymskich legionów. — 134.

112a

W wydaniu z roku 1884 ostatnie zdanie brzmi następująco: “Jeszcze za Augusta

przywieziona do Rzymu głowa poległego w Lesie Teutoburskim Warusa została pochowana
w grobie rodu Kwinryliuszów (gentilitins tumulus)”. - Red.

112b

W wydaniu z roku 1884 zamiast słów: “chyba nie" jest “niekoniecznie". — Red.

113

Appiusz Klaudiusz został wybrany na rok 451 i 450 do kolegium dziesięciu mężów

(decemwirów), którego zadaniem było ułożenie praw, znanych później jako Prawo Dwunastu
Tablic. Kolegium posiadało nadzwyczajną władzę. Po upływie ustalonego terminu Appiusz
Klaudiusz wraz z innymi decemwirami usiłował poprzez uzurpację przedłużyć władzę
kolegium również na rok 449. Samowola i gwałty decemwirów, zwłaszcza Appiusza
Klaudiusza, spowodowały jednak wybuch powstania plebejuszów, które doprowadziło do
obalenia decemwirów; Appiusz Klaudiusz został uwięziony i wkrótce potem zmarł.
Druga wojna punicka (218-201 p.n.e.) - jedna z trzech wojen Rzymu z Kartaginą, których
powodem była rywalizacja o panowanie nad basenem Morza Śródziemnego. Wojny
zakończyły się klęską i zniszczeniem Kartaginy. — 135.

114

K. Marks, „Konspiekt knigi G. Luisa Morgana <<Driewnieje obszczestwo>>” (patrz

„Archiw Marksa i Engelsa”, t. IX, str. 134). - 135.

114a

W wydaniu z roku 1884 brak poniższego tekstu aż do akapitu na stronie 139

rozpoczynającego się od słów: “Jeszcze w trzysta lat..." – Red.

114b

- utratę praw rodzinnych. - Red.

115

W swojej książce „Romische Alterthumer”, t. I, Berlin 1856, str. 195, Lange powołuje się

na dysertację Ph. E. Huschkego „De Privilegiis Feceniae Hispalae senatusconsulto concessis”
(Liv. XXXIX, 19), Getynga 1822. - 139.

116

Th. Mommsen, „Romische Geschichte”, t. I, księga pierwsza, rozdz. 6; pierwsze wydanie

wymienionego dzieła (t. I) ukazało się w Lipsku w 1854 r. - 141

116a

Łacińskie rex - to to samo co celtycko-irlandzkie righ (naczelnik plemienia) oraz gockie

reiks; o tym, że to słowo tak samo jak początkowo nasze Furst (tj. jak angielskie first, duńskie
forste - pierwszy) oznaczało naczelnika rodu lub plemienia, świadczy fakt, że u Gotów już w
IV wieku istniał odrębny wyraz thiudans dla oznaczenia wodza wojskowego całego narodu,
późniejszego króla. Artakserkses i Herod nazywani są w przekładzie Biblii Ulfilasa nie reiks,
lecz thiudans, a państwo cesarza Tyberiusza nie reiki, lecz thiudinassus. W imieniu gockiego
thiudansa lub, jak w naszym nieścisłym tłumaczeniu, króla Thiudareiksa, Teoderyka, to jest
Dietricha, obie nazwy zlewają się ze sobą.

116b

W wydaniu z roku 1884 brak dalszego tekstu aż do słów: “Podajemy tutaj kilka tylko..." -

Red.

background image

117

J. F. McLennan, „Primitive Marriage”, Edynburg 1865. - 144.

118

M. Kowalewski, „Tableau des origines et de l’evolution de la famille et de la propriete”,

Sztokholm 1890. - 144.

119

Podbój Walii przez Anglików zakończył się w roku 1283. Walia jednak nadal zachowywała

swoją autonomię: w połowie XVI w. została zupełnie zjednoczona z Anglią. - 144.

120

W latach 1869-1870 Fr. Engels pracował nad dziełem poświęconym dziejom Irlandii, które

pozostało niedokończone (fragment tego dzieła znajduje się w 16 tomie niniejszego wydania,
str. 513-559). W związku ze swymi studiami nad historią Celtów, Engels przestudiował także
starowalijskie prawo. — 145.

121

Patrz „Ancient Laws and Institutes of Wales”, t. I, b.m. 1840, str. 93. - 145.

121a

Rundale - wspólne posiadanie ziemi, przy którym każdy z posiadaczy zajmuje kilka

gruntów nie przylegających do siebie. - Red.

121b

Podczas kilkudniowego pobytu w Irlandii

122

uprzytomniłem sobie znów, jak dalece

tamtejsza ludność wiejska żyje jeszcze pojęciami z okresu rodowego. Właściciel ziemski jest
dla chłopa, który u niego dzierżawi ziemię, wciąż jeszcze czymś w rodzaju naczelnika klanu,
który ma zarządzać ziemią dla dobra wszystkich, któremu chłop płaci haracz w postaci
czynszu dzierżawnego, ale od którego też w razie potrzeby ma otrzymać pomoc. Podobnie
każdy zamożniejszy sąsiad jest obowiązany pomóc uboższemu sąsiadowi, gdy ten znajduje
się w potrzebie. Taka pomoc nie jest jałmużną, jest ona tym, co się prawnie należy uboższemu
członkowi klanu od bogatszego lub od naczelnika klanu. Zrozumiałe są skargi ekonomistów i
prawników na niemożliwość wpojenia chłopom irlandzkim pojęcia współczesnej własności
burżuazyjnej; własność, która ma tylko prawa, lecz żadnych obowiązków, żadną miarą nie
mieści się w głowie Irlandczyka. Zrozumiałe jest również, jak Irlandczycy z tak naiwnymi
pojęciami z okresu ustroju rodowego, dostawszy się nagle do wielkich miast angielskich lub
amerykańskich, pomiędzy ludność z całkiem innymi poglądami moralnymi i prawnymi, jak
tacy Irlandczycy łatwo dezorientują się pod względem prawnym i moralnym, tracą grunt pod
nogami i często masowo stają się ofiarą demoralizacji. [Uwaga Engelsa do czwartego
wydania].

122

We wrześniu 1891 r. Engels odbył podróż do Szkocji i Irlandii. - 147

123

W roku 1745 wybuchło powstanie górali szkockich w odpowiedzi na ucisk i rugowanie ich

z ziemi, przeprowadzane w interesie angielsko-szkockiej arystokracji ziemskiej oraz
burżuazji. Część szlachty szkockiej, zainteresowana w utrzymaniu feudalno-patriarchalnego
systemu klanowego i popierająca roszczenia obalonej dynastii Stuartów, wykorzystała
niezadowolenie górali i wysunęła jako cel powstania osadzenie na tronie angielskim Karola
Edwarda, wnuka Jakuba II. W następstwie klęski powstania rozpadł się całkowicie system
klanowy Wyżyny Szkockiej oraz przyśpieszone zostało wypędzenie chłopstwa z jego ziemi. -
147.

124

L. H. Morgan, „Ancient Society”, Londyn 1877, str. 357-358. - 148

125

Beda Wielebny, „Historiae ecclesiasticae gentis Anglorum” ks. I, rozdz. I. - 143.

125a

W wydaniu z roku 1884 po tych słowach znajduje się następujący tekst, opuszczony przez

Engelsa w wydaniu z 1891 roku: “To samo prawo - w Ameryce Północnej spotykamy je
bardzo często na krańcach północno-zachodnich - obowiązywało również na Rusi i zostało
ono zniesione przez Wielką Księżnę Olgę w X wieku.
Komunistyczne gospodarstwa rodzin chłopów pańszczyźnianych, które istniały we Francji,
zwłaszcza w Niycrnais i Franche-Comte, do czasów Rewolucji, a które były podobne do
słowiańskich wspólnot rodzinnych Serbów i Chorwatów, są również pozostałościami dawnej
oigiiimacji rodowej. Nie zaginęły one jeszcze całkowicie: np. pod Louhans (Saóne-et-Loire)
znajduje się mnóstwo wielkich domów chłopskich o szczególnej konstrukcji, ze wspólną salą

background image

pośrodku, otoczoną izbami sypialnymi, zamieszkałymi przez wiele pokoleń tej samej
rodziny”. - Red.

l26

Cezar, „O wojnie galickiej”, ks. VI, rozdz. 22. - 148.

126a

Dalszy tekst aż do ustępu na stronie 150: “Podobnie jak u Meksykanów i Greków..."

stanowi rozszerzoną wersję z roku 1891. W wydaniu z 1884 roku brzmiał on następująco:
“...według rodów. W alemańskim prawie ludowym z VIII wieku wyraz genealogia użyty jest
w tym samym zupełnie znaczeniu co wspólnota marki; widzimy więc tutaj, iż jeden z ludów
germańskich — tym razem znowu Swewowie — osiedlał się według rodów, gentes, i
każdemu rodowi przydzielano określone terytorium. U Burgundów i Longobardów ród
nazywa się fara, a wyraz oznaczający członków rodu (taramanni) jest używany w
burgundzkim prawic ludowym w tym samym znaczeniu co Burgund, w przeciwieństwie do
rzymskich mieszkańców, którzy naturalnie nie wchodzili w skład rodów burgundzkich. W
Burgundii dzielono więc ziemię według rodów. W ten sposób rozwiązana zostaje kwestia
faramannów, nad którą od stu lat daremnie głowią się niemieccy prawnicy. Jest rzeczą
wątpliwą, czy ta nazwa fara była powszechnie używana przez Germanów, jakkolwiek
spotykamy ją zarówno u jednego z ludów gockich, jak i u jednego z ludów herminońskich
(górnoniemieckich). W niemieckim istnieje wicie rdzeni językowych, stosowanych w
odniesieniu do pokrewieństwa, które jednocześnie są używane w wyrażeniach mających, jak
można przypuszczać, związek z rodem”. - Red.

127

„Alemańskie prawo ludowe”- zapis prawa zwyczajowego germańskiego plemienia

Alemanów, pochodzący z końca VI lub początku VII wieku oraz z wieku VIII. Alemanowie
zamieszkiwali od V wieku terytorium dzisiejszej Alzacji, Szwajcarii oraz południowo-
zachodnich Niemiec. Engels powołuje się, tutaj na prawo LXXXI (LXXXIV; „Alemańskiego
prawa ludowego”. - 749.

128

„Pieśń o Hildebrandzie” - zachowana we fragmentach pieśń bohaterska, napisana w

języku starogermańskim (althochdeutsch), powstała w 1. 800-820; opowiada o dziejach
Hildebranda (woja Dietricha von Bern), który zabija w pojedynku swego syna Hadubrandą,
walczącego po stronie Odoakra. - 150, 179.

129

Tacyt „Germania”, rozdz. 7. - 150.

129a

Taki szczególnie bliski, pochodzący z czasów prawa macierzystego, charakter związku

miedzy wujem ze strony matki a siostrzeńcami, spotykany u wielu ludów, znają Grecy tylko
w mitologii okresu bohaterskiego. Według Diodora (IV, 34) Meleager zabija synów Testiusza,
braci matki swej, Altei. Altea widzi w tym czynie zbrodnię tak niewybaczalną, że przeklina
ona mordercę - własnego syna — i przywołuje śmierć na niego. „Bogowie, jak opowiadają,
wysłuchali jej prośby i przecięli życie Meleagra”. Według tegoż Diodora (IV, 44) Argonauci
pod wodzą Heraklesa lądują w Tracji i widzą, że Fineus z namowy swej małżonki nieludzko
obchodzi się ze swymi synami, zrodzonymi z pierwszej wygnanej małżonki, Boready
Kleopatry. Ale wśród Argonautów są również Boreadzi, bracia Kleopatry, a więc stryjowie
krzywdzonych. Natychmiast ujmują się oni za swymi siostrzeńcami, uwalniają ich zabijając
strażników

130

.

129b

W wydaniu z roku 1884 brak dalszego tekstu aż do słów: “Zresztą prawo macierzyste..." -

Red.

130

Diodor Sycylijski (Diodorus Siculus), „Bibliothecae historicae quae supersunt”, ks. IV,

rozdz. 34, 43-44. - 151.

131

„Voluspa” - jedna z pieśni „Eddy starszej”. - 151.

131a

W wydaniu z roku 1884 brak słowa „przynajmniej". - Red.

131b

W wydaniu 7. roku 1884 brak słów: “znanych mu bliżej". - Red.

132

G. L. Maurer, „Geschichte der Stadteverfassung in Deutschland”, t. I, Erlangen 1869. -

152.

background image

133

Powstanie plemion galijskich i germańskich (69-70, wg niektórych źródeł - 69-71) pod

wodzą Cywilisa przeciwko panowaniu rzymskiemu spowodowane zostało podwyższeniem
daniny, zdzierstwem i nadużyciami rzymskich urzędników. Objęło ono znaczną część Galii i
terytoriów germańskich. Zdawało się, iż obszary te są dla Rzymu stracone. Po początkowych
sukcesach powstańcy zaczęli jednak ponosić klęski, co zmusiło ich do zawarcia pokoju z
Rzymem. — 153.

134

Cezar, „Pamiętniki o wojnie galickiej”, ks. IV, rozdz, I. -754.

135

Tacyt, „Germania”, rozdz. 26. - 154.

135a

W wydaniu z roku 1884 brak dalszego tekstu aż do słów: „Podczas gdy u Cezara..." - Red.

135b

Patrz tom niniejszy, str. 67. - Red.

136

„Codex Laureshamensis” („Kartularz z Lorsch”) - księga odpisów klasztoru w Lorsch, w

której zebrane zostały kopie dokumentów o darowiznach, przywilejach itp. Założony w
drugiej połowie VIII w. w państwie frankońskim, niedaleko Wormacji, klasztor w Lorsch
rozporządzał wielkimi posiadłościami feudalnymi w południowo-zachodnich Niemczech.
Sporządzona w XII w. księga odpisów zaliczana jest do najważniejszych źródeł do historii
chłopskiej i feudalnej własności ziemskiej w VIII i IX stuleciu. - 156.

137

Pliniusz (Starszy), „Historia naturalna”, ks. XVIII, rozdz. 17. - 156.

137a

Podaną tu liczbę potwierdza jeden ustęp z Diodora o Celtach galijskich: “W Galii mieszka

wicie ludów o różnej liczebności. U największych liczba ludzi wynosi około 200 000, a u
najmniejszych - około 50 000" (Diodorus Siculus, V, 25), a więc przeciętnie 125 tyś.;
poszczególne ludy galijskie stojące na wyższym stopniu rozwoju bezwarunkowo należy
uważać za nieco liczniejsze od germańskich.

138

Pliniusz (Starszy), „Historia naturalna”, ks. IV, rozdz. 14. - 160.

138a

- białych nędzarzy. - Red.

139

Liutprand z Cremony, „Antapodosis”, ks. VI, rozdz. 6. - 164.

139b

Według biskupa Liutpranda z Cremony w X stuleciu w Verdun, a więc w Świętym

Cesarstwie Niemieckim, główną gałęzią przemysłu była fabrykacja eunuchów, których
eksportowana z wielkim zyskiem do Hiszpanii do haremów mauretańskich

139

.

140

Salvianus z Marsylii, „De gubernatione Dei”, ks. V, rozdz. 8. - 165

141

Beneficjum (benefichim — dobrodziejstwo) - rozpowszechniona w połowie VIII w. w

państwie Franków forma nadawania ziemi. Przekazywana jako beneficjum ziemia oddawana
była wraz z żyjącymi na niej chłopami beneficjantowi do użytkowania na okres jego życia. Jej
użytkowanie jednak było uzależnione od wykonywania przez beneficjanta pewnych
określonych obowiązków wobec benefaktora; najczęściej miały one charakter wojskowy. W
razie śmierci benefaktora bądź beneficjanta, albo też w wypadku niewypełnienia przez
beneficjanta jego obowiązków, beneficjum wracało do właściciela lub jego spadkobierców.
By odnowić dotychczasowe stosunki, musiało nastąpić nowe nadanie beneficjantowi lub jego
sukcesorom. Nadawaniem beneficjów zajmowała się nie tylko korona, ale również wielcy
magnaci i kościół. System beneficjalny doprowadził do ukształtowania się klasy feudałów,
zwłaszcza drobnej i średniej szlachty, do ujarzmienia chłopów, do powstania stosunków
wasalnych i hierarchii feudalnej. Stopniowo beneficjum rozwinęło się w dziedziczne lenno.
Na temat roli systemu beneficjalnego w dziejach rozwoju feudalizmu - patrz praca Engelsa pt.
„Okres Franków” (tom 19 niniejszego wydania). - 167.

142

Hrabiowie okręgów (Gaugrafen) — urzędnicy królewscy w państwie frankońskim, którzy

zarządzali okręgiem albo hrabstwem i posiadali kompetencje sądownicze, administracyjne i
wojskowe. Za swoją służbę nie otrzymywali wynagrodzenia, użytkowali natomiast dobra
królewskie w danym okręgu i zatrzymywali dla siebie jedną trzecią opłat i grzywien
sądowych należnych koronie. Stopniowo hrabiowie przekształcali się w panów feudalnych,

background image

posiadających suwerenną władzę, zwłaszcza odkąd funkcja hrabiego stała się dziedziczna
(koniec IX w.). - 167.

143

Księga katastralna Inninona (Polyptichon) - spis gruntów i osiadłych na nich poddanych

oraz dochodów klasztoru Saint-Germain-des-Pres, sporządzony w IX wieku przez opata
Irminona, Engels przytacza dane za dziełem Paula Rotha „Geschichte des Beneficialwesens
von den altesten Zeiten bis Ins zehnte Jahihundot”, Erlangen 1850, str. 378. - 168.

144

Litowie - półwolni chłopi, zobowiązani do odrabiania pańszczyzny lub płacenia daniny,

którzy obok kolonów i niewolników stanowili jedną z głównych grup zależnych chłopów w
epoce Merowingów i Karolingów. - 168.

145

Angarie (łac. angaria) - w czasach Cesarstwa Rzymskiego przymusowe świadczenia

ludności na rzecz państwa (dostarczanie sprzężaju i tragarzy). Ponieważ świadczenia te
stawały się coraz rozleglejsze, były wielkim ciężarem dla ludności. - 168.

146

Komendacja - występująca od połowy VIII w. w państwie Franków umowa, na mocy

której słabszy oddawał się pod „opiekę” mocniejszego. Opiekun zgadzał się udzielać
podopiecznemu pomocy pod określonymi warunkami (pełnienie służby wojskowej i innych
powinności na rzecz opiekuna, przekazanie opiekunowi swej ziemi, którą ten ostatni zwraca
podopiecznemu w formie lenna). Komendacja oznaczała dla chłopów, których często
przymuszano do tego aktu, utratę wolności osobistej, dla drobnych zaś posiadaczy ziemskich
-zależność od wielkich panów feudalnych. Przyczyniła się ona do ujarzmienia chłopów i do
ugruntowania hierarchii feudalnej. - 170.

147

Ch. Fourier, „Theorie des quatre mouvements et des destinees generales”, w: „Oeuvres

completes”, t. I, Paryż 1846, str. 220. Pierwsze wydanie ukazało się anonimowo w 1808 r. w
Lyonie. - 171.

147a

dostarcza rolnikom środków do kolektywnego i stopniowego wyzwolenia. - Red.

147b

W wydaniu z roku 1884 brak słów “przeważnie na dwa". - Red.

147c

Szczególnie na północno-zachodnim brzegu Ameryki (patrz Bancroft). U Hajda-sów na

Wyspach Królowej Charlotty trafiają się gospodarstwa domowe obejmujące do 700 osób pod
jednym dachem. U Nootkasów cale plemiona mieściły się pod jednym dachem.

147d

W wydaniu z roku 1884 brak słów: “wspólnotom rodzinnym i wreszcie". - Red.

148

Bitwa pod Hastings stoczona została 14 X 1066 r. między normandzko-francusko-

bretońskimi oddziałami księcia Normandii Wilhelma a anglosaskimi wojskami Harolda II.
Anglosasi, którzy w swej organizacji wojskowej zachowali resztki ustroju rodowego i
dysponowali prymitywną bronią, zostali doszczętnie rozbici. Król Harold II padł na polu
bitwy, a królem Anglii został Wilhelm pod imieniem Wilhelma I Zdobywcy. - 179.

149

K. Marks, „Konspiekt knigi G. Luisa Morgana <<Driewnieje obszczestwo>>” (patrz

„Archiw Marksa i Engelsa”, Moskwa 1941, t. IX, str. 153-154). - 181.

150

Moliere, „Grzegorz Dyndała”, akt pierwszy, scena 9. - 184.

150a

Liczba niewolników w Atenach — patrz wyżej, str. 117 [w niniejszym tomie strona 131.

— Red.]. W Koryncie w okresie rozkwita miasta wynosiła ona 460 000, w Eginie – 470 000:
w obydwóch wypadkach przewyższała ona dziesięciokrotnie liczbę wolnych obywateli.

150b

Pierwszym dziejopisarzem, który miał przynajmniej w przybliżeniu pojęcie o istocie rodu,

był Niebuhr i to - podobnie jak i zaczerpnięte bezpośrednio stąd błędy zawdzięcza on swej
znajomości rodów dytmarskich

151

.

151

Chodzi o rody rozsiane na terenie Dithmarschen - krainy położonej w południowo-

zachodniej części dzisiejszego Szlezwiku-Holsztynu. W starożytności i średniowieczu
zasiedlona była przez Sasów; w VIII wieku została zdobyta przez Karola W., a następnie
znajdowała się w posiadaniu różnych duchownych i świeckich panów feudalnych. W połowie
XII wieku mieszkańcy Dithmarschen, wśród których przeważali wolni chłopi, stopniowo
uzyskali samodzielność i od połowy XIII do XVI wieku byli faktycznie niezależni; skutecznie

background image

przeciwstawiali się zakusom królów duńskich i książąt holsztyńskich, usiłujących
podporządkować sobie to terytorium. Rozwój społeczny Dithmarschen miał bardzo
oryginalny przebieg: w XIII w. faktycznie znikła miejscowa szlachta; w okresie swojej
niezależności Dithmarschen stanowiła zespół samorządnych wspólnot chłopskich, których
podstawą w wielu wypadkach były stare rody chłopskie. Aż do XIV w. najwyższą władzę w
Dithmarschen sprawowało zgromadzenie wszystkich wolnych posiadaczy ziemskich, później
przeszła ona w ręce trzech wybieranych organów. W 1559 r. król duński Fryderyk II i książęta
holsztyńscy Jan i Adolf zdołali złamać opór ludności Dithmarschen i podzielili między siebie
to terytorium. Jednakże ustrój wspólnotowy i częściowo samorząd zostały zachowane w
Dithmarschen aż do połowy XIX wieku. – 186.

152

G. W. F. Hegel, „Grundlinien der Philosophie des Rechts”, paragrafy 257 i 360. Pierwsze

wydanie tego dzieła wyszło w 1821 r. w Berlinie. - 186.

152a

W wydaniu z roku 1884: “siła robocza”. - Rad.

152b

„System praw nabytych" Lassalle'a

153

w drugiej swej części obraca się głównie wokół

tezy, jakoby testament rzymski był równie stary jak sam Rzym, jakoby w dziejach Rzymu
nigdy nie było czasów bez testamentu; testament miał jakoby powstać raczej jeszcze w
czasach przed założeniem Rzymu z kultu zmarłych. Lassalle, jako wierzący staroheglista,
wyprowadza ustawy rzymskie nie ze społecznych stosunków Rzymian, lecz ze
„spekulatywnego pojęcia" woli, i dochodzi przy tym do owego zgoła niehistorycznego
twierdzenia. Nie powinno to dziwić w książce, w której autor na zasadzie tego samego
spekulatywnego pojęcia dochodzi do wniosku, że w rzymskim systemie spadkowym
przekazywanie majątku było sprawą drugorzędną. Lassalle nic tylko podziela iluzje
prawników rzymskich, zwłaszcza okresu wcześniejszego, lecz nawet je potęguje.

153

F. Lassalle, „Das System der erworbenen Rechte”. Cz. II. „Das Wesen des Romischen und

Germanischen Erbrechts in historisch-philosophischer Entwicklung”. - 193.

153a

Zamierzałem początkowo obok morganowskiej i swej własnej krytyki cywilizacji

pomieścić tu wspaniałą krytykę cywilizacji, która znajduje się, rozproszona w różnych
miejscach, w dziełach Karola Fouriera. Niestety, brak mi na to czasu. Zauważę tylko, że już u
Fouriera monogamia i prywatna własność ziemska stanowią główne znamiona cywilizacji,
którą nazywa on wojną bogatych przeciw biednym. Znajdujemy u niego również głębokie
zrozumienie tego, że we wszystkich niedoskonałych, rozdzieranych przez przeciwieństwa
społeczeństwach rodziny pojedyncze (les familles incoherentes) są jednostkami
gospodarczymi.

154

Przytoczone słowa cytuje częściowo Marks we wspomnianym już wyżej konspekcie

książki Morgana (patrz „Archiw Marksa i Engelsa”, Moskwa 1941, t. IX, str. 56-57). - 195.


Document Outline


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Fryderyk Engels, Pochodzenie rodziny, własności prywatnej i państwa
42 Roznice praw wlasnosci wlasnosc prywatna a wlasnosc panstwowa
42 Roznice praw wlasnosci wlasnosc prywatna a wlasnosc panstwowa
41 Prawa wlasnosci uprawnienia własnosciowe w ramach wlasnosci prywatnej
W obronie własności prywatnej, Ciekawe wiadomości
DoktrynyE, PLATON (427 - 347): pochodził z rodziny arystokratycznej, obserwując upadek poloeis docho
6 Przeksztalcenia wlasnosciowe przedsiebiorstw panstwowych, Ekonomika
libertarianska koncepcja prywatyzacji panstwa, Współczesne Idee Polityczne
Engels Friedrich – O autorytecie
41 Prawa wlasnosci uprawnienia własnosciowe w ramach wlasnosci prywatnej
4 Podstawowe wartości i ideały kulturowe Europy, m in wolność jednostki, własność, równość, państwo
Pochodzenie Rodziny Rougonmacquartow Netpress Digital Ebook
Spostrzeganie wiezi rodzinnych przez dzieci pochodzace z rodzin alkoholowych
Engels Friedrich – Ludwik Feuerbach i zmierzch klasycznej filozofii niemieckiej
41 Prawa wlasnosci uprawnienia własnosciowe w ramach wlasnosci prywatnej
Czy holokaust powinien być własnością prywatną 2
W obronie własności prywatnej

więcej podobnych podstron