Jasinda Wilder Falling 2 2 Tylko My na zawsze

background image

Korekta

HalinaLisińska

RenataKuk

Zdjęcienaokładce

©vitakhorzhevska/Shutterstock

Projektgraficznyokładki

MałgorzataCebo-Foniok

Tytułoryginału

FallingIntoUs

Copyright©2013byJasindaWilder

Allrightsreserved.

ForthePolishedition

Copyright©2014byWydawnictwoAmberSp.zo.o.

ISBN978-83-241-5092-2

Warszawa2014.WydanieI

WydawnictwoAMBERSp.zo.o.

02-952Warszawa,ul.Wiertnicza63

tel.6204013,6208162

www.wydawnictwoamber.pl

Konwersjadowydaniaelektronicznego

P.U.OPCJA

juras@evbox.pl

background image

BECCA

Pocięteręceizamkniętedrzwi

Listopad

Nellsiedziałanaprzeciwkomnie.Ręcechowaławrękawachpłaszcza.Niepatrzyłamiwoczy,takjak
przykilkupoprzednichspotkaniach.

Uciekławpołowieswojegoprzemówieniawdomupogrzebowym,apotem,kiedyznówją
zobaczyłam,nacmentarzu,byłazestarszymbratemKyle’a.Wkażdymraziepodejrzewałam,żeto
on.Niewidziałamgo,odkądmiałamdziesięćczyjedenaścielat.Byłodnasojakieśpięćlatstarszyi
takteżwyglądał.Byłogorzałyionieśmielający,zwłaszczawgarniturze,choćmusiałamprzyznać,że
byłteżzjawiskowy.Miałciemnewłosy,długieitrochęrozczochrane,iprzenikliweniebieskieoczy
przesyconedojrzałościąiczymśznaczniegłębszym.

Tylkokilkarazysłyszałam,żebyKyleonimmówił.Pamiętam,żebyłsamotnikiem.Większośćczasu
spędzałwswoimpokojualbowstarejszopie,którasłużyłamuzawarsztat.Wliceummiałkłopoty.
Tylepamiętałam,araczejtylesłyszałam.WyjechałzMichiganwdniuukończeniaszkoły.Zostawił
wszystko.Pamiętam,jakKyleotymopowiadał.Nicnierozumiałiczułsiędotknięty,chociażmiał
dopierojedenaścielat.Coltonwyjechałijuż.

Apotempojawiłsięnapogrzebie,aNellwysiadłazjegowielkiegopick-upa.Coznimrobiła?
TrzymałamJasonazarękę,staliśmyprzygrobie,podzadaszenieminiewiedziałam,cosiędzieje.
Czemuprzyjechał?Przecieżzostawiłrodzinę,młodszegobrataiztego,cowiedziałam,rzadkosię
odzywał.AterazNelltrzymasięznimwdniupogrzebujejchłopaka?Starałamsięnieczuć
zdradzona.Niepatrzyłanamnie.Nanikogo.Stałaprzedtrumnązdrewnaczereśniowegoz
mosiężnymiokuciami.Mokratrawawokółgrobuprzykrytabyłasztucznymtrawnikiem.Nell
wyglądała,jakbychciaławskoczyćdotejgłębokiej,ciemnejdziuryizostaćtamzKyle’em.

Kiedysięzachwiała,Coltonjązłapał.Niechciałam,żebyjejdotykał.OnanależydoKyle’a.
OdbierałamemanującyzJasonagniewiwiedziałam,żeczujemniejwięcejtocoja.

Kiedyurzędnikwygłaszałnicnieznaczącesłowa,usiadłanakrześleipustymwzrokiemwpatrywała
sięwprzestrzeń.Płakałamcicho,takjakmatkaKyle’aipaniHawthorne.Jakbardzowieluludzi,z
wyjątkiemNell.Onaniepłakała,przynajmniejjaniewidziałam.

Kiedywszystkiesłowazostałyjużpowiedziane,wrzuciładogrobukwiat,apotemodwróciłasięi
odbiegła.Chwiałasięnaszpilkach,więczrzuciłajeznóg,agipsobijałsięojejbok.Ktozanią
pobiegł?Colton.Słyszałamszepty.Ludziezadawalinagłostesamepytania,którejastawiałamsobie
wgłowie.

Terazsiedziałanaprzeciwkomniezkubkiemkawyinieuważniemieszałająwyszczerbionąłyżeczką.
Poszłyśmynaobiadumnie,wAnnArbor.Przyjechałatu,bojabyłamuziemionazajęciamiipracami
domowymi.Zgodziłasię,kiedyzadzwoniłamranoispytałam,czyznajdziekilkagodzinna
spotkanie,aległosmiałaapatycznyizrezygnowany.

background image

Łyknęłamkawyipatrzyłam,jakwprawiawniekończącysięwirowyruchkarmeloweodmęty.

–Nell?Widziałaśsięzkimś?

–Zkim?–Spojrzałanamnieprzelotnie,alezarazwróciładomieszania.Zrękawówszarej
polarowejbluzyNorthFacewystawałytylkokoniuszkijejpalców.

Wzruszyłamramionami.

–Zkimś.Zterapeutą.Wsprawietego,cosięstało.

Pokręciłagłową,akoniuszekluźnegowarkoczapodskoczyłjejnaramieniu.

–Nie.Nicminiejest.

–Niewydajemisię

Wkońcupopatrzyłamiwoczyiwidziałam,żejestzła.

–Auważasz,żepowinnominicniebyć?Onumarłtrzymiesiącetemu.Kochałamgo.Cominato
pomożeterapeuta?Powie,żetoniemojawina?Będzietrułozaakceptowaniuwszystkichetapów
żałoby?Niepotrzebujęsłuchaćtychbzdur.–Odwróciławzrok.Przezoknopatrzyłanachłodne,
pochmurnepaździernikowepopołudnie.–Chcęgomiećzpowrotem.

–Wiem.

–Nicniewiesz.–Ostatniesłowawypowiedziałasyczącymszeptem,awjejoczachwidziałam
wwiercającysięwemnieból.

–Nell…–Chciałamjejpomóc,zmusićdomówienia.

Aleniedałasię.Odtamtegopierwszegodniawjejpokojuniepowiedziałaanisłowanatemat
wypadku.Nieposzłanażadnązuczelni,naktórezostałaprzyjęta.Mieszkałazrodzicami,chodziła
doszkołypomaturalnejwOaklandipracowaławbiurzeuojca.Wydawałosię,żepodejmujejakieś
działania,alejaczułam,żeprzestałażyć.

–Muszęiść–powiedziała.Dopiłakawęiwstała.

–Dopieroprzyszłaś.

–Przepraszam.Muszęiść.

Położyłamnastolepieniądzezakawę.Burczałomiwbrzuchu,bowintencjilunchuzniąniejadłam
śniadania.

–Wporządku.

Chybausłyszaławmoimgłosieirytację.

background image

–Przepraszam,Beck.Poprostu…Nieumiembyćterazdobrąprzyjaciółką.

–Nieotochodzi.–Wyszłamzaniąnachłodnejesienniepowietrzeipodrodzezapięłampłaszcz.–
Martwięsięociebie.

Zatrzymałasię,odwróciłaipopatrzyłanamnie.

–Wiem.Wszyscysięmartwią.Niewiem,copowiedzieć.Muszęprzeztoprzejść,aleniewiemjaki
niktniemożemipomóc.Idędodomu.Chcębyćsama.–Drapałasięprzezpolarpoprawejręce,
jakbywnerwowymodruchu.

Przyjrzałamsięjej.

–Nell,nicsobieniewstrzykujesz,prawda?

Wzdrygnęłasięiopuściłarękę.

–Nie!Oczywiście,żenie.

–Pokażmirękę.Tę,wktórąsiędrapałaś.

Splotłaramionapodbiustem.

–Nie.Niemartwsięomnie.PrzysięgamcinagróbKyle’a,żeniećpam.

Słyszałam,żemówiszczerzeiniemiałaminnegowyjścia,jaktylkouwierzyć.Nachyliłamsię,żeby
jąobjąćiwyczułamwjejoddechualkohol.

–Alepijesz.–Objęłamjąmocno,niechciałampuścić.

Popatrzyłanamnie.

–Trochę,odczasudoczasu.Tomipomagaityle.Lepiejdajęsobieradę,alepanujęnadtym.–
Wątpliwościmusiałammiećwypisanenatwarzy.–Jestemdorosła.Mogępić,jeślimamochotę.

–Niemaszjeszczeprawadopicia.–Zmrużyłamoczy.

Parsknęła.

–Niebądźtakimsztywniakiem.Gdybytosięniestałoitakpiłabymwcollege’u.Terazpoprostu
okolicznościsąinne.–Sięgnęładotorebkipokluczyki.–Zobaczymysiękiedyindziej,dobrze?

–Możeszprowadzić?–spytałam.

–Jezu!Tak!Nicminiejest.Jesteśgorszaniżmoirodzice.Oniprzynajmniejdająmiświętyspokój.

–Możeniepowinni–odgryzłamsię.–Możepowinnisięociebiemartwić.Jasięmartwię.
Przerażaszmnie.

–Jesteśmojąprzyjaciółką.Powinnaśmnierozumiećiwspierać.

background image

–Rozumiem.Iwspieram.Aletonieznaczy,żebędęsiedziećbezczynnieipatrzeć,jakniknieszwo-
oczach.–Zacisnęłamzęby,kiedyzająknęłamsięnaostatnimsłowie.Zamknęłamoczyiskupiłamsię.
Jużsięniejąkałam,anapewnoniepublicznie.–Wiem,żeminęłodopierokilkamiesięcy,aletobie
sięniepoprawia,jestcorazgorzej.

Wzruszyłaramionami.

–Niewiem,czegoodemniechcesz.Onbyłnietylkomoimchłopakiem,aleteżnajlepszym
przyjacielem.Znałamgocałeżycie.Widywałamgocodziennieprzezosiemnaścielat.–Rękajej
zadrżała,więczacisnęłająwpięść,aniepomalowanepaznokciezatopiławskórze.–Byłwszystkim.
Aterazgoniema.Jakimcudemmiałobymibyćlepiej?

–Niewiem,Nell.Niewiem.Wiem,żeniepotrafięzrozumieć,przezcoprzechodzisz.

–Więcprzestańpróbować.

–Ale…

Nachyliłasięipocałowałamniewpoliczek.

–Jadę.Dziękizakawę.Odezwęsię.–Nieodwracającsięzasiebie,wsiadłazakierownicęlexusa
swojejmatki.

Patrzyłam,jakodjeżdża,asercepękałomizżalu.Niebyłapijana,aleniepokoiłamsię,żeokazałam
sięzłąprzyjaciółką,pozwalającjejprowadzić,mimożewyczułamodniejalkohol.Atodrapaniesię
poręce?Bentakrobiłiwiemnapewno,żewtedyćpał.Alenieokłamałabymnie,nieprzysięgałaby
nagróbKyle’a.Znałamjąwystarczającodobrze,żebybyćtegopewna.

Prawda?

Jasonaznalazłamwsiłownizarezerwowanejdladrużynyfutbolowej.Siedziałnaławeczceićwiczył
nogi,podnoszącciężar,którywydawałmisięniewiarygodny.Niemiałkoszulki,ajegociałolśniło
odpotu.Mięśnienabrzmiałymuodćwiczeń.Chociażbyłamprzybita,niemogłampowstrzymać
pomrukupożądania,którysięprzezemnieprzetoczył.Obserwowałam,jakpodkulanogi,ażkolana
przylegajądopiersi,potempowoliwypuszczapowietrzeiprostuje.Kosztowałogotosporowysiłku.

Byłsamwsali,więczaszłamgoodtyłu.Niesłyszałmnie,bomaszynatrochęzgrzytała,aongłośno
oddychał.Zaczekałam,ażzrobiprzerwę,apotempołożyłammuręcenapiersi.

–Cześć,skarbie.

Wykrzywiłgłowęipopatrzyłnamniedogórynogami.

–Cześć,śliczna.Coturobisz?Myślałem,żeumówiłaśsięzNell.–Nachyliłamsię,żebygo
pocałować.Nawargachpoczułampot,anajęzykunapójGatorade.–Jestemcałymokry,czytonie
obrzydliwe?

–Anarzekałamkiedyś,żejesteśspocony?–Musnęłampalcamijegoszczękę.–Toseksowne.Kręci
mniepatrzenie,jakćwiczysz.–Chociażbyliśmysami,mówiłamszeptem.

background image

Uśmiechnąłsię,alemusiałzobaczyćwmoichoczachtroskę.

–Cojest,Beck?GdzieNell?–Zszedłzławkiiwstał.

Niepozwoliłammusięobjąć.To,żelubiłam,kiedybyłcałymokryinieprzeszkadzałomitow
całowaniugo,nieznaczyłojeszcze,żechcęmiećjegopotnaubraniu.Wiedziałotym,bowziąłmnie
tylkozaręce.

–Poszła.

–Takszybko?–Rozpinałmipłaszcz,guzikzaguzikiem.

Pokiwałamgłową.

–Tak.Martwięsięonią.Spóźniłasiępółgodziny,wypiłafiliżankękawyipojechała.–Zsunąłmi
płaszczizawiesiłnajednymzurządzeń.–Pokłóciłyśmysię.Amysięnigdyniekłócimy.Jest
zamkniętawsobie,bronisię.

–Przechodziprzezpiekło,przecieżwiesz.–Wyjąłztorbyręcznik,otarłtwarz,szyję,pierśidopiero
wtedypozwoliłammusięwziąćwramiona.

Westchnęłamwjegoskórę.

–Wiem.Ale…zachowywałasiędziwnie.Całyczasdrapałasięporęceiśmierdziałoodniej
alkoholem.

Togozdziwiło.

–Piła?Otrzynastejwsobotę?

–Nowłaśnie.Zaniepokoiłomnietodrapanie.Bensiętakdrapał,kiedyćpał.

Zmrużyłoczy.

–Bierzejakieśprochy?

Pokręciłamgłową.

–Jużnie.Wzeszłymrokubyłnaodwykuiodtamtejporyjestczysty.Zrobiłtodobrowolnie.Ale
Nell?Myślałam,żewogóleniewie,cotonarkotyki,niemówiącjużobraniuich.

–Pytałaśją?–Muskałustamimojewłosy,skroń,ucho.

–Oczywiście.PrzysięgłanagróbKyle’a,żetonieto.

Przezchwilęsięzastanawiał.

–Samniewiem.Możetopoprostuwysypka.

Pokręciłamgłową.

background image

–Przezcałyczaschowałaręcewrękawach.Niechciałamipokazać.

–Alecomożemyzrobić?Powiedziećjejrodzicom?Maosiemnaścielat,niemogąjejdoniczego
zmusić.

–Wiem.Poprostusięmartwię.Niejestsobą.Zmieniłasię.Wiem,żewieleprzeszła,żestraciła
Kyle’a,alewszyscygostraciliśmy.Ijakośsobieradzimy.

–Myślisz,żeposzłabynaterapię?–Masowałmiramiona,apotemzjechałwdółpleców.–Ja
poszedłemitomipomogło.Aznaszmojezdanienatentemat.

Musiałamgozaszantażować,żeprzestanęznimuprawiaćseks,jeśliniepójdziedouniwersyteckiego
terapeuty.Wciążtamchodziłrazwmiesiącuiterazterapiapolegałanarozpracowywaniuzwiązkuz
ojcem.

–Wiem.Ototeżjąspytałam.Powiedziała,żetojejnicniedaiżechcetylkodostaćKyle’az
powrotem.

Jasonwestchnął.

–Niewiem,copowiedzieć.Niebrzmitodobrze,ale…Możemychybatylkostaraćsięjejpomóci
być,kiedybędzienaspotrzebowała.–Skinęłamgłowąipodniosłamustadopocałunku.–Umyjęsię
szybkoimożepójdziemycośzjeść?Słyszę,żeciburczywbrzuchu.

–Teraz,kiedysięociebiepowycierałam,teżmuszęwziąćprysznic,PanieSpoconyiNapakowany.

Oczymuzapłonęłyiwbiłmipalcewskóręnadpupą.

–Mójwspółlokatorwyjechałnaweekend.

–Mojawspółlokatorkateż.–Włożyłampłaszcz.

–Mójpokójjestbliżej–zaznaczyłiwygrał.

Włożyłbluzęzkapturemnagołeciało,wjednąrękęzłapałtorbę,drugąprzycisnąłmniedosiebiei
ruszyliśmy.Normalniedrogazajmowaładziesięćminut,aledotarliśmywpięć.Jasonobejmował
mniewpasie,ajaprzyciskałamtwarzdojegoramienia,żebyzamaskowaćchichot.Spieszyłsięija
teżsięspieszyłam.

Objęłamgowtymsamymmiejscucoonmnieiczułammięśnie,przesuwającesięwczasieruchu.
Wyobraziłamsobie,jakbędziewyglądał,gdytylkozamkniemyzasobądrzwidojegopokoju.Bez
koszulki,zpotężnymi,nabrzmiałymimięśniami,któremniehipnotyzowały,znastroszonymi
jasnymiwłosamiiwmokrychodpotuspodenkach,opuszczonychniskonabiodraiodsłaniających
mięsieńwkształcieliteryV.

Wepchnęłamgodośrodka,kiedytylkootworzył,apotemoparłamsięodrzwiplecami.
Przekręciłamzasuwkęistałamtak,zezłączonyminogami,przyciskającręcedodrzwizamną,lekko
odchylającgłowęwtył.Czekałam.

background image

Jasonrozpocząłgrę.Odstawiłtorbęnapodłogęobokłóżka.Potemwyjąłzkieszenitelefon,portfeli
kluczeipołożyłnabiurku.Niepatrzyłnamnie,nawetsięnieodwrócił.Poruszałsięnajwolniej,jak
siędało,wystawiałmnienapróbę,ilewytrzymam,zanimsięnaniegorzucę.

Wciąguostatnichdwóchlatodkryliśmy,żewnaszejseksualnejrelacjiczęstotojaprzejmowałam
rolędominantki.Jemutopasowałoimnieteż.

Otworzyłlaptop,zalogowałsię,sprawdziłpocztęiszybkocośodpisałkoledze.Potem,zparaliżującą
powolnościązdjąłkoszulkę,ajapatrzyłamnajegoobłędniemuskularneplecy,namięśnie
naramienneiczworogłowe,rozkosznieprzesuwającesiępodskórą,kiedyskładałkoszulkęi
wrzucałjądokoszanabrudnąbieliznę.Potem,żebysięzemnąpodroczyć,przeciągnąłsięinapiął
ramiona.Wiedział,jaknamniedziałająjegoplecy.Powolisięodwróciłiwiedziałam,żenapina
mięśniebrzucha,któreteżuwielbiałam.

Miałamszczęście.

Uniósłbrew,ajaodpowiedziałamtymsamym.Rozpięłampłaszcz,zsunęłamgozramioni
pozwoliłam,żebyspadłnapodłogę.Potemzagryzłamwargęipotrząsnęłamwłosamijakwreklamie
szamponu.Zawszenastobawiło.Jasonstarałsięnieroześmiać,alewyszłomutylkoczęściowo,bo
kącikiustdrżałymuwnapięciu.

Obojezdjęliśmybutyiskarpetki,stanęliśmywodległościmetraodsiebieiwpatrywaliśmysięw
siebie,czekając,ktopierwszyzrobiruch.Jasięzłamałampierwsza.Wsunęłampalcepodrąbek
koszulkiipowolijąściągnęłam.Jasonnatychmiastpopatrzyłnamojepiersi,uniesionewmiseczkach
prostego,zapinanegozprzoduczerwonegostanika.Jateżgodręczyłam,zsuwającnajpierwjedno
ramiączko,apotemdrugie.Zawahałamsięprzyzapięciu.Trzymałammiseczkizłączonerękami.Nie
puszczającich,wysunęłamzramiączkanajpierwjednoramię,potemdrugie,następnieszybkiruchi
jużzakrywałampiersitylkodłońmi.Jasongłośnojęknął.

–Wykończyszmnie.–Zrobiłkrokwmojąstronęiwpatrywałsięwygłodniałymwzrokiemwciało
widocznemiędzymoimidłońmi.

Nieruszałamsię,tylkoodchylałamgłowę,kiedysięzbliżał.

–Zabioręręce,jakzdejmieszspodenki.

–Alewtedyjabędęnagi,atyciąglebędzieszmiałanasobiespodnie.

Niedbalewzruszyłamramionami.

–Więcmipomóż.

Zdjąłspodenkiistanąłprzedemnątylkowobcisłychbokserkach,niebiesko-zielonych,
pociemniałychodpotu.Poszłamnakompromisizasłaniałampalcamiwskazującymijużtylko
brodawki.Wciągnąłostropowietrze,zlikwidowałdystansmiędzynamiiukląkłprzedemną,kładąc
midłonienabiodrach,tużnadpaskiemobcisłychdżinsów.Patrzyłmiwoczy,odpinającguziki
ciągnącsuwakwdół.Zacząłmizdejmowaćspodnie,któreutknęływokolicyud.

Zmarszczyłczoło,popatrzyłnanie,apotemnamnie.

background image

–Jezu,jakieciasne.Jaktyjewogólewkładasz?

–Wstajęgodzinęwcześniejizużywamdużomasła.

Roześmiałsięgłośnoischowałtwarzwmoimbrzuchu.

–Alepytamserio.Jaksiętozdejmuje?

–Pociągnijzanogawki.

Podniósłmidogóryjednąstopęizdjąłjednąnogawkę,apotemtosamozrobiłzdrugąnogąi
stałamprzednimnaga,tylkowstringach.

–Skądmasztakąbieliznę?!–Złapałmniezabiodraiodwróciłtwarządodrzwi.–Cholera,Beck,to
kawałekszmatkiinićdentystyczna!–Dotykałmoichpośladków,apotemzłapałjeizacząłłapczywie
masować.

Roześmiałamsię,choćbrakowałomitchu.

–Kupiłamwczoraj.WVictoria’sSecretbyławyprzedaż,więcwzięłamkilkapar.–Wygięłamsiętak,
żewypchnęłamdoprzodupierś,apośladkidotyłu,jednąnogęodstawiłamwbok,adrugąnapięłam.
Mniesiętapozycjawydawałagłupia,aleJasonadoprowadzaładoszaleństwa,sądzącpowarkocie
wydobywającymsięzjegogardłaisposobie,wjakijegodłoniedotykałymoichudipupy.–Nie
zakrywajązbytwiele,co?

–Niezbytwiele?Nicniezakrywają!Maszcałkiemgołytyłek!

–Czylidobrzesięskłada,żetylkotybędzieszmniewnichwidywał.No,zwyjątkiemmojej
współlokatorki.

–Chybaniejestlesbijką?

Pytającouniosłambrwi.

–Amiałbyścośprzeciwkotemu,gdybybyła?

–Ogólnierzeczbiorąc,oczywiścienie.Alejeślichodziociebie,totak.Jesteśmoja.Kobietaczy
facet,niemaznaczenia.Niktinnyniemadociebieprawa.

Westchnęłam.

–Nie,niejestlesbijką.Prawdęmówiąc,wiemtoażzadobrze.Prawieconocprzyprowadzado
naszegopokojujakiegośkolesiaiuprawiająseksbezwzględunato,czyjestemwpokoju,czymnie
niema.Czasemnawetnieokrywająsiękocem.Toobrzydliwe.–Cośmiprzyszłodogłowyi
spojrzałamnaniegobadawczo.–Myślałam,żefacetówkręcimyślodwóchkobietach.

Jasonzaczepiłpalecogumkęmoichmajtekipowolijezdjął,potempodniósłikumojemu
przerażeniupowąchał.

background image

–Wydajemisię,żetoraczejkwestiawizualna–powiedział,apotemwstałijegowyprężonyczłonek
wylądowałmiędzymoimipośladkami.Dłonieprzesunąłminabiodra.–Jestemprawiepewien,że
większościfacetówniechodzioseks,któryuprawiajądwiekobiety.Niekręciichhomoseksualny
aspektcałejsprawy,liczysięwidokdwóchnagichkobiet,ichkrągłości,ruch,ciało.Mniepatrzenie
naciebiezinnąkobietąbyniekręciło.Wściekłbymsięibyłbymzazdrosnyizaborczytaksamo,
jakbyśbyłazfacetem.

–Dobrzewiedzieć–wydyszałam.

Jegopalcebłądziływokolicyzłączeniamoichud,ajaztrudempowstrzymywałamsięprzed
rozłożeniemnógibłaganiem,żebymniedotykał.Wygięłamtylkopupęiocierałamsięojego
twardyjakkamieńczłonek.Chciałamtego,alepostanowiłamwytrzymać.Alboonsięzłamie
pierwszy,albonicztegoniebędzie.

Wciążzakrywałamdłońmibrodawki,aJasonpróbowałoderwaćodnichmojeręce.

–Onie!Znaszzasady.Najpierwbielizna,potemdotykanie.

–Odkiedymamytakiezasady?

–Odteraz.

Pocałowałmniewramięizjechałwdółpokręgosłupie,akażdypocałunekprzyprawiałmnieo
dreszcze.Całowałmnieizdejmowałmajtki.Potempołożyłmijenagłowie.Pisnęłamizrzuciłamje
szybko.

–Fuj!Niechcęmiećnagłowietwoichprzepoconychgaci!

Roześmiałsięiwykorzystałmojerozproszenie,żebyobjąćdłońmimojepiersi,którepuściłam,by
oprzećręcenabiodrachwwyrazieoburzenia.

–Wygrałem–powiedział.

Starałamsięniewzdychać,kiedyprzesuwałkciukamipobrodawkach.

–Nie…Niewygrałeś–jęknęłam.–Pozwoliłamci.

–Naco?–Trzymałwpalcachtwarde,sztywnekoniuszkimoichpiersiipieściłje,ażstraciłam
zdolnośćmyślenia.

–Pozwoliłamci…wygrać.–Musiałamjakośodzyskaćkontrolę.Wiedziałam,żemuszę,alejego
ręceażzadobrzewiedziały,cozrobić,żebymniemogłasięskupić.Pochyliłsięipoczułamna
piersiachjegousta,pokrywającemniegorącymipocałunkami.Jużbyłopomnie.Nieumiałamsię
powstrzymaćodwygięciawłukpodjegodotykiem.–OBoże,nieprzestawaj.

–Podobałocisię?–przestałnachwilę,żebyuśmiechnąćsiędomnieztriumfem,bowiedział,że
wygrał.

–Wiesz,żetak.

background image

–Chceszwięcej?–Zdołałamtylkopokiwaćgłową,boresztęuwagiskupiałamnatym,żebynie
przestaćoddychać.

Mieliśmytylenauki,żekochaliśmysiępierwszyrazodtygodniaiobojebyliśmywygłodzeni.Ja
potrzebowałamwięcejiontowiedział,alechciał,żebympowiedziałatonagłos.

–Tak,chcęwięcej–szepnęłam,trzymającjegogłowę.Palcewplotłammuwewłosy.

–Czegochcesz?

Wciągnęłamgwałtowniepowietrze,kiedyobjąłmojąbrodawkęustami,odciągnąłjąodmojejpiersi,
apotemwypuścił.Musiałamodzyskaćkontrolę.Sprężyłamumysł,apotemsięuśmiechnęłam,bo
wpadłamnapomysł.

–Weźmnie–wymruczałam.

Wyprostowałsięipoczułamjegoerekcjęnaudzie,apotemnabrzuchu,gorącąitwardą.Przycisnął
mniedosiebie,pocałował,apotemschyliłsię,żebymniewziąćwramionaizanieśćdołóżka.

Odepchnęłamgo.

–Nie,nietam.

Zdziwiłsię.

–Togdzie?

Odwróciłamsięodniego,stanęłamtwarządodrzwi,oparłamoniedłonie,stopyrozstawiłam
szeroko,lekkowygięłamsięwpasieizerknęłamnaniegoprzezramię,patrzącprzezzasłonę
czarnychloków.

–Tutaj.

–Żartujesz?–Złapałmniezabiodraiznieruchomiał,alezarazdopasowałsiędomojejsylwetki.

–Terazitutaj.

Sięgnąłmimiędzynogi,przesunąłpalcemmiędzywilgotnymiwargami,zanurzyłwemnie
środkowypalec,apotempodjechałnimwgórę,żebyzataczaćkręgiwokółłechtaczki.

–Skłamałem–szepnął,biorącwyprężonyczłonekwdłońinakierowującgodomojegowejścia.–
Tywygrałaś.

–Zapamiętajsobie!–zdołałamjeszczepowiedzieć,zanimstraciłamzdolnośćmówienia,bopowoli
zagłębiałsięwemnie,wchodząccorazdalej,ażnapierałbiodraminamojąpupę.

Jednąrękęoparłminabiodrze,drugąprzesuwałpomoichplecach,powolisięwysunął,apotem
znówwemniewszedł.Jęknął.Zrobiłtodwarazy,potemtrzeci,ajaledwiewytrzymywałam,żebynie
opaśćwdół,gnanaprzyjemnością,jakądawałamijegoobecnośćwemnie.Opanowałamsięjednak.

background image

Chciałamskończyćznim,zacisnąćsięwokółniego,kiedybędzietraciłnadsobąpanowanie.

Zacząłporuszaćsięszybciejichociażtegowłaśniepotrzebowałam,spowolniłamgo,szepcząc:

–Nietakszybko.Zwolnij.Poruszajsięnajwolniej,jakpotrafisz.

Zatrzymałsięwpółpchnięciairesztędrogipokonałnienaturalniepowolnymślizgiem.

–Tak?–Wycofałsięwtymsamymtempie,któreniemalniezasługiwałonamianoruchu.

–Tak–wydyszałam.–Właśnietak.Powoli.

–Czemu?

Jednąrękąucisnęłamswojąbrodawkęiprzezmojeciałoprzeleciałjakbypiorun,równocześniez
jegopowrotemwemnie.

–Żebymczułakażdycentymetrciebietakdługo,jaktomożliwe.

Objąłdłoniąmojąpierś,pieścił,uciskał,momentaminawetzamocno,kiedywtymsamym
momenciewchodziłwemnie.Westchnęłamischyliłamgłowę,bospełnieniejużmniezalewało,
budowałosięnapięcie.Czułamteż,żezbliżasięijegoorgazm.Świadczyłootymdrżenie,lekko
spazmatycznyruch,kiedywchodziłwemnie.

Zacząłtracićkontrolę,trzymałmnieterazzabiodraobiemarękami,wchodziłiwysuwałsię,apotem
znówwemnieznikał.Uwielbiałam,kiedytraciłnadsobąpanowanie.Zachwycałomnie,żemogęmu
tozrobić,sprawić,żebędziesięczułtakdobrze,ażniezapanujenadsobą.Musiałamzacząćsię
ruszać.Podnosiłamsięnapalcachiopadałam,żebyzgraćsięzjegopchnięciami.Pochylałamsię
niżejiodpychałamrękamioddrzwi,żebymógłnacieraćcorazgwałtowniej.Wkrótcewpokoju
słychaćbyłoodgłosyzderzającychsięciał,naszewestchnieniaijęki.Potempoczułam,żemojeciało
zaciskasięidrży,awmoimwnętrzuotworzyłasiętama,zwalniającacałenapięcie.Spełnienie
wybuchłojakbomba.Zagryzłamskóręnaswoimramieniuikrzyknęłam,apotempoczułam,jakon
napinasięzamnąiwbijamipalcewbiodra.

–Boże,jakgenialnie–wymruczał.

Niemogłamodpowiedzieć,tylkojęknęłamioparłamsięoniego,kiedywemnieuderzał,teraz
rozszalałyigwałtowniejszyniżkiedykolwiekwcześniej.Usłyszałampomruk,poktórymsię
wysunął,znieruchomiałinaparłrazjeszcze,najmocniej,ajaniemogłampowstrzymaćkrzyku,
kiedysięzanurzał,niemalsprawiającmiból,ajednaknie.Nigdynietrzebabyłowiele,żebym
odleciała,alekiedypoczułam,jaktracinadsobąkontrolę,uderzawemnierazzarazem,zakażdym
razemjęczącizagarniamniecałądlasiebie…doszłamporazdrugi.Zderzającesięzesobąciała,on
zanurzonygłębokowemnie,ocierającysiętakdoskonale,jegopalcenamoichbiodrach,
przyciągającemniedosiebie…Doszłamrazjeszcze,aletymrazemniezdołałamstłumićkrzyku.

–Boże,Jezu…–jęczałam.Czułamsięjaksparaliżowana,jakbyniemojekości,tylkojegoręcei
ciałoutrzymywałymniewpozycjipionowej.Całyczasnapierałamnaniegopośladkami,kiedy
kontynuowałswójnajazd,zatraconywswoimzbliżającymsięspełnieniu.–Dojdzieszteraz?

background image

–Boże,tak.Zaraz–jęknął.

Pchnąłporazostatniipoczułamwsobiegorącąpowódź.Krzyknęłam,kiedyzanurzałsięgłębieji
głębiej,miażdżącmnie,kiedydochodził.Powtarzałmojeimię.

Kiedyznieruchomiał,odsunęłamsięodniegoichwiejniepodeszłamdołóżka,apotempadłamna
nie,ciągnącgozesobą.Upadłprzymnie,ukryłtwarzwmoichpiersiachigłębokooddychał.
Objęłamgo,poczułamnamiękkiejskórzedrapiącyzarostinaszetętna,któredudniływtymsamym
rytmie.

–Podobałocisię,co?–spytałampokilkuminutachciszy.

Pokiwałgłową.

–Boże…Nakoniectrochęsięzatraciłem,nie?

Zachichotałam.

–Nojakby…

Podniósłsięispojrzałnamnieztroską.

–Nicciniezrobiłem?

Pokręciłamgłową.

–Nie,skarbie,Możeszmnietakpieprzyć,kiedytylkobędzieszchciał.

Roześmiałsięiwturlałsięnamnie.

–Mogę?Naprawdę?Wiedziałem,żemożejestemzaostry,aleniemogłemsiępowtrzymać.Przep…

–Nieprzepraszaj.Powiedziałamci,żemnieniebolało.Lubiętak.Naprawdę.–Podrapałamgopo
plecach,apotemstopąpomasowałamjegopośladki,żebyprzysunąćgobliżej.

–Następnymrazemchcęcięnaczworakach–powiedział.

Uniosłambrew.

–Cotypowiesz?Napieska?

Opuściłgłowę.

–Nieznoszętegookreślenia.Jesttakieuwłaczające.

Wzruszyłamramionami.

–Mniewszystkojedno,jaktosięnazywa.Dobrze,następnymrazemtakzrobimy.

Wyszczerzyłzębyiprzylgnąłdomnie.Czułam,żeznówrobisiętwardyisięgnęłampomiędzynas,

background image

biorącgodorękiidoprowadzającdopełnejerekcji.Chciałwemniewejść,alepokręciłamgłowąi
uśmiechnęłamsię.Przysunęłamjegogłówkędoswojejłechtaczkiiużyłamjegonaprężonego,
ciepłegociała,żebysiępieścić,najpierwpowoli,apotemcorazszybciej,ażmusiałamwygiąćplecyi
zaczęłamjęczeć.Przezprzymkniętepowiekiwidziałam,żesięspinaistarasiępowstrzymać,boruch
mojejręki,kiedysięzaspokajałamjegofiutem,doprowadzałgodoszaleństwa.

Doszłamgwałtownieiżebyuciszyćpozbawionytchuokrzyk,ugryzłamgowramię.Kiedypierwsza
falajużsięprzezemnieprzetoczyła,przysunęłamjegorozognioneciałodomojegowejściai
objęłamgoudamiwpasie,takżeniemógłsięruszyć.Poruszałambiodrami,nacierającnaniegoi
zaciskającmięśniepochwynajmocniej,jakmogłam.Ślizgałamsiępodnim,mójpotmieszałsięz
jegopotem.Odnalazłamjegoustaiwyszeptałam„kochamcię”prostowjegojęk,kiedydoznawałam
kolejnegoorgazmu.Gdyjużprzestałamsiętrząść,zwolniłam,rozluźniłamuściskipozwoliłammu
wysunąćsięzemnietrochę,alepotemzatrzymałamgowmiejscu,uśmiechającsięwczasie
pocałunku.Onteżbyłblisko,aleniebyłamjeszczegotowa,żebypozwolićmudojść.Chciałammieć
jeszczejedenorgazmibyłamzdeterminowanadozdobyciago,zanimpozwolęmunazaspokojenie.
Wiedziałjuż,czegochcęizamiastpoprostuwedrzećsięgłębiej,napierałpłytko.Uniósłbiodra,
żebywejśćpodinnymkątemiterazjegoczłonekzkażdymruchemnapierałnamojąłechtaczkę.
Jęknęłamwjegousta,boczułam,żewzbierawemniekolejnespełnienie.

–Mówiłaś,żenastępnymrazemspróbujemyinaczej?–wymruczałzuśmiechem.

Wzruszyłamramionamiiuśmiechnęłamsięzadziornie:

–Skłamałam.Będzieszmusiałzaczekać.

–Nieładnie.

–Zachowujęsięładnieprzezcałąresztęczasu–powiedziałam.–Włóżkujużniemuszę.Terazchcę
byćniegrzeczna.

Naparłmocniej,aleodsunęłamsię,żebypowstrzymaćgoodzanurzeniasięgłębiej.

–Corobisz?

–Pilnuję,żebyśwchodziłpłytko.

–Dlaczego?

Wzruszyłamramionami.

–Niewiem.Robięto,comisprawiaprzyjemność.Izmuszamciędoczekania.

Wsunąłmiręcepodgłowęioparłsięnałokciach.

–Czylimuszęczekać?–łobuzerskiuśmieszekspoważniał.–Chcęrobićwszystko,cocisprawi
przyjemność.Czegokolwiekzapragniesz.

Złapałamgozatwardytyłekizmusiłamdoruchu.

background image

–Izatociękocham.No,międzyinnymi.–Znaleźliśmywspólnyrytm.Spotykaliśmysięwpołowie
każdegopłytkiegopchnięcia,któredoprowadzałynasdoszaleństwa.

–Ajakiesąinnepowody?

–Mamcipokadzić?

Uśmiechnąłsię,alepotemtwarzmuspoważniała.Widziałam,żesiękoncentruje.

–Bezwstydniedopominamsiępochwał.

–Kochamcięzato,jaksięzemnąkochasz.Kochamcięzatwojeciało.Zato,żejesteśwobecmnie
takizaborczyiżeomniedbasz.–Zamilkłamiprzymknęłamoczy,kiedypoprawiałpozycjęi
niechcącytrafiłkoniuszkiemwyprężonegoczłonkawmójnajczulszypunkt.–Boże,tak,takjak
teraz,wtymmiejscu!Nieprzestawaj.Boże,jakcudownie!

Poruszyłsiękilkarazyszybkoipłytko,zmusiłmniedodesperackiegoprzylgnięciadoniego.
Wbijałampalcewjegomięśniepleców.

–Jeszczejakieśpowody?

Zaśmiałamsię,choćbrakowałomitchu.

–Hm.Kochamcięzatalentfotograficzny.Aszczególniezato,coumieszzrobićjęzykiem.Ina
pewnozato,żekochaszmniemimozaburzeniamowy.

–Którejużprawienieistnieje.

Pokiwałamgłową,boniemogłamjużmówić.Przezmojeciałoprzetaczałosiętrzęsienieziemi.Nie
zmieniłtempaanigłębokościizatoteżgokochałam,aleniebyłamwstanieznaleźćsłów,żebymu
otympowiedzieć.Wciążwchodziłwemnieszybkoipłytko,afalerozkoszyukładałysięnawzór
ostrozakończonychszczytówekstazy.Niedoszłyjeszczedopunktuszczytowegoinapięciewciążsię
wemniebudowałozkażdymdotknięciemtegocudownegopunktu,któryznalazł.Czułam,żemoja
klatkapiersiowasięnapina,sercemiwzbiera,akiedyspojrzałammuwoczy,wodmętachjaskrawej,
jadeitowejzielenizobaczyłamgłębięmiłości,któraprzeniosłamniezpoziomufizycznegoorgazmu
wodmętydesperackiej,wzruszającejiwszechogarniającejmiłości.

Minęłokilkachwil,napięciesięnawarstwiało,ajaniemogłamsięjużdoczekaćorgazmicznego
spełnienia.Wzdychałamwjegoramięijęczałam,kiedypochyliłgłowę,żebypossaćmojąpierś.
Tegomibyłotrzeba.Dotykugorącychustnawezbranejbrodawce.Krzyczałamgłośno,nie
obchodziłomnie,czyktośusłyszy.

–Teraz,p-p-p-potrzebujęt-t-t-ego–wyjąkałam,dyszącmudoucha.

Jęknąłzulgąizanurzyłsięgłęboko,mocno.Całymciężaremciałaoparłsięnamnieiwdarłdo
środka.

–Boże,Becco,tobędziemasakra.

background image

–D-d-dobrze,dajmis-s-siebie.–Jąkałamsięjużtylkowtakichsytuacjach,kiedyprzeżywałam
rozkoszzJasonemiwydawałomisię,żeonstawiasobiezapunkthonorudoprowadzeniemniedo
takiegostanu,żebymstraciłapłynnośćmówienia.

Trzymałustanamojejpiersi,lekkoskubałzębamibrodawkęiwchodziłgłębiej,choćłagodnie,z
uczuciem,wsuwającsiędługimi,doskonałymipchnięciami.

Doszłamizapadłamsięwtym.Łzapopłynęłamipopoliczku,aciałowyzwoliłosięspodmojej
kontroli,wijącsiępodciężaremJasona,któryspełniałsięwemnie,szepczącmojeimięw
niekończącejsięmantrzerozkoszy.

Przytulaliśmysię,zapadaliśmywseniopuściłynasmyślioszkole,meczachiwszystkiminnym.
Mojąostatniąmyślą,zanimzasnęłam,słyszącbiciejegoserca,byłaNellito,jakjejpomóc.

background image

JASON

Ciszaprzedburzą

Kwiecień

Napisałemostatniezdaniaegzaminacyjnegowypracowania,schowałemjedoteczki,zamknąłemją,
sprawdziłem,czynapewnosiępodpisałem,apotemprzewiesiłemplecakprzezramię.Położyłem
arkuszegzaminacyjnynabiurkuprofesoraiodwzajemniłemjegoskinieniegłowy.Tobyłmój
ostatniegzaminwwiosennejsesjiiwiedziałem,żebędziedobrze.OczywiściebezBeckibymsiętak
dobrzenieprzygotował.Bezniejwogóleniemógłbymżyć.Wiedziałem,żeonawciążjestwsali,bo
wyznawałafilozofiępowtórnegosprawdzaniakażdejodpowiedzi,zanimoddałatest.Janigdynie
miałemdotegocierpliwości.

Odpowiadałemnaostatniepytanieikoniec,oddawałemtest,aBeccazwykleopuszczałasalę
egzaminacyjnąjakoostatnia.Wstąpiłemdopokoju,żebyzostawićplecakiwziąćtorbę,którą
zapakowałemjużwcześniej,apotemwskoczyłemdociężarówki.Zaparkowałamnajbliżej,jaksię
dałobudynku,wktórymbyłaBecca.

PodłączyłemiPhonedokupionegozodzyskustereo,którepodarowałaminagwiazdkę.Rozległosię
TenCentPistolTheBlackKeysiwyluzowałemsięprzyjejdźwiękach.Potempoleciałajednaz
piosenekBecki,TheBlowerDaughterDamienaRice’a.Nielubiłemwiększościzjejfolkowych,
akustycznych,pseudoartystycznychpiosenek,alekilkamisiępodobało,wtymzwłaszczaDamiena
Rice’a.Szczególnieta,ajużnapewno,kiedyśpiewałająBecca.Zatracałasięwniej,zamykałaoczy,
asłowawyśpiewywanejejuroczymgłosembrzmiałytaksłodko.Zarzekałasię,żenieumieśpiewać
inigdydlamnienieśpiewała,kiedyprosiłem,alebyłokilkapiosenek,którewłączałem,wiedząc,że
zaczniejenucić.

Naglejązobaczyłem.Szławmojejstarejbluziezkapturem,wyciętywtrójkątdekoltodsłaniał
fragmentjejciemnejskóry,włosymiałaluźnozwiązanenakarku,aobcisłeczarnelegginsy
sprawiały,żemiałemnaniąochotęodsamegopatrzenia.

Szczególnieżemiędzyudamimiałamałeokienko.Jeszczenamnieniepatrzyła.

Skupiałasięnatelefonie,którytrzymaławrękach,pewnieplanująccośzNell.

Wyjąłemztorbyaparat,włączyłemiskierowałemobiektywnanią.Uchwyciłemdoskonałymoment,
pełenwyrazu.Zaparłomidech,kiedynawyświetlaczuzobaczyłemzrobioneprzedchwilązdjęcie.
Twarzmiałaokolonączarnymiwłosami,anaustachbłąkałsięjejuśmieszek,bośmiałasiędo
jakiejśtylkosobieznanejmyśli.Słońcebyłozanią,oświetlałojązlewejstrony,apromienie
oblewałyjązłotympopołudniowymblaskiem.Mojabluzabyłananiązaluźna,alepiersinapierały
naszarymateriał,akiedyszła,wyraźniezaznaczałysiębiodra.Światłosprawiało,żefotografia
wyglądałanatrochęwyblakłąijużwiedziałem,jakichfiltrówwPhotoshopieużyję,żebynadaćjej
wyglądjeszczebardziejvintage.

Schowałemaparat,zanimpodeszła,bowiedziałem,żezjakiegośgłupiegopowodunieznosiswoich
zdjęć.Wwiększościwypadkówszanowałemtęniechęć,aleodczasudoczasurobiłemjejjez

background image

ukrycia,kiedyjużniemogłemsiępowstrzymać.Miałemcałyalbumtakichpotajemnychfotek.Nikt
pozamnąnigdyichniewidziałizamierzałemdopilnować,żebytakpozostało.Ajużnapewnonikt
niemiałoglądaćzdjęcia,naktórymwychodziłaspodprysznica.Tobyłochybamojeulubione.
Przyciskaładopiersibiałyręcznik,któryledwiezasłaniałprzódjejciała.

Pochylałasięiwidaćbyłodużyfragmentpośladków,pierśwypchnęładoprzodu,adrugąręką
odgarniaławłosy.Stałanajednejnodze,drugąodstawiającnabok.Szyjęmiałaobnażoną,plecy
wygiętewłuk,oczyprzymknięteichybanigdywżyciuniebyłatakpięknajakwtamtejchwili.

Wskoczyładociężarówkiizanimpowiedziała„cześć”,pocałowałamnie.

-Jakegzamin,kocie?-spytałem.Wzruszyłaramionami.

-Chybadobrze.Toanatomia,jużtozaliczałam,tyleżezdobytychpunktówniedałosięprzenieść.
Cieszęsię,żemamjużzgłowy.Ajakuciebie?

-Wymiotłem.Dziękitobie.Rzuciłaplecaknapodłogęizapięłapas.

-Tylkocipomogłamtopoukładać,materiałmiałeśjużopanowany.

WycofałemsięzparkinguipojechałemdoAnnArbor,żebymogławpaśćdopokojupobagażi
rzucićgonapakęobokmojego.

-Dlaczegozawszejeździmymoimstarymrzęchem,skorotwojeautojestznaczniewygodniejszei
ładniejsze?-spytałemnagle.

Wzruszyłaramionami.

-Pewniezprzyzwyczajenia.Uwielbiamtwojąciężarówkę.Mamtylewspomnieńzniązwiązanych,że
chybasięzapłaczę,kiedypostanowiszjąwymienićnanową.

-Jachybateż.Tutajpierwszyrazzobaczyłemkawałektwojegonagiegociała.

Parsknęła.

-Tylkotociwgłowie?

-Atobiemożenie?Nawetniepróbujsięwypierać.-Splotłemnaszepalceiuścisnąłemjejdłoń.-Ao
jakichwspomnieniachtymówiłaś?

Nieodpowiedziałaodrazu.

-Maszrację.Cholera-prychnęła.-Myślałamotychwszystkichmacankachpoddrzewem.O
wszystkichroz-mowach,któretuodbyliśmy.Wtejciężarówcepodejmo-waliśmywszystkie
najważniejszedecyzje.

Odwróciłasięodemnieiwiedziałem,żedalejbędziecośpieprznego.

-Cojeszcze?-kusiłem.

background image

Spojrzałanamójrozporek,apotempodniosławzrok.

-PrzypomniałamsobieBalZimowy,pamiętasz?Jaktudokazywaliśmyiwkońcuspuściłeśsięw
swójpodkoszulek?

Odchyliłemsięnasiedzeniuizacząłemsięśmiać.

-Wyglądałaśtakseksowniewtejsukience.Caływieczórmistał,autentycznie.

-Acozrobiłeśzkoszulką?Uśmiechnąłemsięwstydliwie.

-ZatrzymałemsięprzyMacuiwyrzuciłem.Zaśmiałasię.

-Odtamtejporysięnadtymzastanawiałam,bojużnigdyjejniewidziałam.

Gadaliśmydalej,ażwyjechaliśmynaautostradędonaszegorodzinnegomiasta.

-Mamyjakieśplany?-spytałem.Wzruszyłaramionami.

-ZnówsąproblemyzNell.Chcęsięzniąjakośdogadać,aleonaniewspółpracuje.Ajutro
umówiłamnasnalunchzBenemiKate.

-Kate?

-Tojegodziewczyna.Pokiwałemgłową.

-AcozNell?

Beccaodpowiedziałaspokojnie,alepatrzyłaprzytymwokno,mówiłapowoli,starannie
wypowiadająckażdesłowo,cowskazywało,żebyłanaprawdęprzybita.

-Niechcesięzemnąspotkać.Zakażdymrazem,kiedydoniejpiszę,jest„zajęta”.-Zrobiłapalcami
znakcudzysłowu.-Kiedyostatniosięzniąwidziałam,byłatotalniepijana.

-Kiedytobyło?

-Wczasieferii?Tybyłeśnasiłowni,aonaprzyjechaładodomumoichrodziców.Byłapijana,tak
odniejcuchnęłowhisky,żemniezemdliło.Icałyczasdrapałasięponadgarstkach.

-Samaprowadziła?Beccapokręciłagłową.

-Nie,mamająpodwiozła.

-Inicniezauważyła?

Beccapodniosładłońdoust.

-Chyban-nie.-Jąkaniesiębyłozapowiedziąłez,byłempewien,więczatrzymałemsięnaparkingu
przedjakimśpodrzędnymbaremotwartymdopieroodpiętnastej.-Chociażniemampojęcia,jak
mogłaniezauważyć.Poczułam,jaktylkoweszładopokoju.Niewiem,cor-robiąjejrodzice.Za

background image

każdymrazem,jakjąwidzę,jestwcorazgorszymstanie.Takjakbyznikała.Zatapiasięcorazgłębiej
wsobie,ajejrodzicenawetniekiwająp-palcem,żebyjejpomóc.UwielbiampaństwaHawthorne’ów,
wiesz,żetak.Zawszemipomagali,kiedymiałamkłopotyzmoimirodzicami,aleteraz,kiedyNell
ichpotrzebuje,chowajągłowywpiasek.Ajan-nniewiem,corobić.

Rozpiąłempasiprzesunąłemsięwjejstronę,żebyjąobjąć.

-Teżniewiem.Toichcórkaimyślisz,żepowinnidziałać,aleonamaosiemnaścielat.Comogą
zrobić?Daćjejszlaban?Zabraćauto?Ztegocomówisztoitakrzadkowychodzizdomu.Jeślinie
chceiśćnaterapię,ktojązmusi?

Beccachlipnęłaipokiwałagłową.

-Wiem,przecieżwiem.Jeśliniezrobiczegośdrastycznego,naprzykładniebędziechciałasięzabić,
niemogąwysłaćjejdoszpitala,azresztąniewiem,czytobycokolwiekpomogło.-Beccastarałasię
tojakośogarnąćijejbólsprawił,żejateżcierpiałem.-Aletomojaprzyjaciółkaodzawsze.
Kochamjąisięmartwię.Todrapaniesięporękachmnieprzeraża.

-Jakmyślisz,ocowtymchodzi?

Przytulałemją,aonacichopłakała.Wkońcuwyprostowałasię,pociągnęłanosemipalcemotarła
łzy.

-Niewiem.Wydajesię,żetonarkotyki,aleniemaanitików,anihuśtaweknastrojów.Widziałam,jak
tobyłouBena,więcwiem,nacozwracaćuwagę.Nieschudłateżtakdramatyczniejakon,więcto
chybanieprochy.Aletymbardziejniewiem,cosiędziejeijeszczebardziejsięboję.

-Możelatemudanamsięczegośdowiedzieć-zasugerowałem.

-Może.Mamnadzieję.-Beccawzięłagłębokiwdechiwypuściłapowietrzezpłuc.-Nodobra,już
sięogarnęłam.Gdziebędzieszmieszkałwlecie?

Wczasieświątbożonarodzeniowychmieszkałemuniejispałemwpiwnicynanajbardziej
niewygodnymrozkładanymłóżkunaświecie.Niechętniepowtórzyłbymtodoświadczenie.

-Niewiem-powiedziałem.-Możeznajdęjakąśrobotęnalatoiwynajmęmieszkanie.

Spojrzałanamnie.

-Niewiem,cotynato,aleBeniKatewynajmująmieszkanie.Majądwapokoje,aleużywająjednego.
WdrugimmieszkałajakaśprzyjaciółkaKate,alesięwyprowadziła.Gdybyśznalazłpracęidokładał
siędoczynszu,napewnozgodzilibysię,żebyśzamieszkałznimi.Tonapewnolepszeniżpiwnica
moichrodziców.

Jejrodzicepogodzilisięzmoimistnieniem,szczególnieżezdołałemjużudowodnić,żejestem
odpowiedzialnyikochamichcórkę.Niezaszkodziłoteżto,żejejojciecbyłfanemdrużynynaszego
uniwerku,ajazałatwiałemmubiletyponiższejcenie.Wciążniezaakceptowaliwpełnimnieani
faktu,żeichcórkamachłopaka,alebylinatylerozsądni,żebyrozumieć,żejeślispróbująstanąć
namnadrodze,stracąBeccę.Ilekroćprzyjeżdżaliśmynaweekendyczynawakacje,pozwalalimi

background image

zatrzymywaćsięunichwdomu,alemusiałemspaćwpiwnicy,dwapoziomypodBeccą.Chyba
domyślalisię,żeumniewdomuniejestnajlepiej.Wkażdymraziewiedzielijużpoostatniej
Gwiazdce,kiedypowiedziałem,żeniejadędorodzicówzpowoduróżnicyzdańzmoimtatą.Nie
dodawałemnicwięcej,alejestempewien,żepandeRosazrozumiał,comiałemnamyśli.

ZacząłemrozważaćzamieszkanienalatozBenemiKateizaczynałomisiętopodobać.Becca
mogłabyprzychodzićiwzasadziemoglibyśmyrobić,conamsiępodoba.Toniebyłobymożliweu
niejwdomu.NieznałemzadobrzeBena,alewydawałsięfajnymgościem.Wiedziałem,żema
poważnezaburzeniaafektywnedwubiegunoweiżewprzeszłościbrałnarkotyki,aleodrokubył
czysty,aodprawiedwóchlatmiałtęsamąpracę,więcwydawałosię,żedobrzesobieradzi.

-JeśliBeniKatesięzgodzą,zamieszkamunich.Zaoszczędzęmoimplecombólu.Becca
wyszczerzyłazębywuśmiechu.

-Poprostuchceszsypiaćzemnąbezograniczeń,nieprzejmującsięmoimirodzicami.

Poważniepokiwałemgłową.

-Zdecydowanie,tojestmójpriorytet.Jestemodciebieuzależnionypoważnie.

Jeśliniebędędostawałtwojegociaławregularnychodstępachczasu,możesięwywiązaćpoważny
syndromodstawienia.

Nawetniemrugnęła.

-Tobardzopoważnasprawa.Możepowinniśmyspróbowaćwyleczyćcięztegonałogu?

Pokręciłemgłową.

-Nie,nie!Tennałógdajemiszczęście.Niemamprzecieżwieluwad.Prawieniepiję,niepalę,nie
impre-zuję,nicztychrzeczy.Alety?Tyjesteśminiezbędna.

Nieoddałbymcięzanic.

Beccapokiwałagłowąiwzamyśleniupodparłabrodę.

-Wtejsytuacjimusimypanuzapewniaćkolejnedawki,panieDorsey.Niechciałabym,żebymiałpan
przezemniekłopoty.

Przesunąłempalcempojejudzie,ajędrneciałochętniesiępoddawałomojemudotykowi.

-Zdecydowaniebyłobytoniewskazane.Sytuacjabyłabyfatalna.

Zmieniłapozycję.

-Jakiebyłybyobjawy?Żebymwiedziała,nacozwracaćuwagę.

Przesuwałemterazotwartądłoniąpojejpachwinie.Legginsybyłytakobcisłe,żeprzezcienki
materiałczułemkształtjejwarg.Westchnęłalekko,kiedynatrafiłemnapunkt,któregoszukałemi

background image

zacząłemmasowaćprzezspodnie.

-Nowięc-powiedziałem-najpierwstałbymsięmarudny.Potembyłbymjużtaknapalony,żetrudno
bymisiębyłonaczymkolwiekskupić.

Rozsunęłauda,przymknęłaoczyioparłasięplecamiodrzwi.

-Rozumiem.Ajakmożnacipomóc?

-Niemamszczególnychwymagań.

-Więcgdybyśmniedotknąłtutaj,naparkingu,tobypomogło?

Pokiwałemgłowąwgeściemającymwyrażać„itak,inie”.

-Najakiśczasnapewno.Iledniminęło,odkądmiałemcięostatnio?Trzy,tak?

Mieliśmytylenauki,żepóźniejniebyłookazji.Aleterazmogęcięmieć,kiedyzapragnę,więc
zapotrzebowaniemożewzrosnąć.

-Alenadobrypoczątekobleci?-Wzięłamniezarękęiprzesunęłasiętak,żeopierałasięplecamio
mójbok.Mojądłońprzesunęławdółswojegobrzucha,podgumkęlegginsów.-Szczególnie,jeślici
obiecam,żesięodwzajemnię,jaktylkobędzieszchciał?

-Jakbędęchciał?

Zsunęłamojądłońniżej,ajaposłuchałemiwsunąłemwniąpalec.

-Tak,cozechcesz,tylkopowiesz.Wciągnąłemostropowietrze,kiedypoczułem,żejestjużcałkiem
mokra.

-Boże,tyjużjesteśgotowa!

Oblizałaustaiwygięłaplecy,kiedywłożyłemwniądwanajdłuższepalceiznalazłemjej
najwrażliwszypunkt,ajednocześniekciukiemmasowałemłechtaczkę.

Pozycjabyładziwna,aleskuteczna.

-Tak.Myślęotobieodrana.Niemogłamsięskupićnaegzaminie,boprzypominałamsobie,co
robiłeśwśrodęjęzykiem.

-Podobałocisię,co?-Wciągudwóchlatniewieletaknaprawdęeksperymentowaliśmyzseksem
oralnym,dopieroniedawno.Kiedypierwszyrazpieściłemjąjęzykiem,byłotrochęniezręcznie,ale
udałosięidoprowadziłemjądotakiegostanu,żekrzyczałatakgłośno,ażsąsiedzizgórywaliliw
podłogę.Przeraziłasięswoimireakcjami,alejabyłemzsiebiebardzodumny,żewywołałemuniej
takistan.

Tak,mojadziewczynalubiłapohałasować.Uwielbiałemto.Doniejtotakniepasowało!Zwyklebyła
cicha,spokojnaizdystansowana,alekiedytylkozdejmowałaubranieizaczynałypłynąćżyciodajne

background image

soki,traciławszelkiezahamowania.Niemiałażadnychproblemówzosiąganiemorgazmuani
ograniczeńliczbowych,jeślitylkobyłemnatyleopanowanyicierpliwy,żebyzapewniaćjejkolejne
spełnienia.Nikomupewnietonieprzychodziłodogłowy,alemojacicha,ponadprzeciętnie
inteligentna,nadambitnaiprzestrzegającawszystkichzasaddziewczynabyłaniewyżytąi
nieokiełznanąkochanką.Czasemztrudemdotrzymywałemjejkroku.

Dobrzemiećtakieproblemy.

Teraz,napublicznymparkingu,ogodziniesiedemnastejwpiątkowepopołudnieażdrżałaz
niecierpliwości,kiedyprowadziłemjąnaszczyt.Wciągukilkuminutcałepalcemiałamwjej
śliskich,ciepłychsokach,aonaniemogłazłapaćtchu,chwytałasięmojegoramieniaimanewrowała
biodrami,żebybyćjeszczebliżejmojegodotyku.

Zagryzaławargę,żebybyćcicho,alewiedziałem,żedługoniewytrzyma.Lokiwysmyknęłysięz
luźnegokucyka,ajejczołozrosiłykropelkipotu.Przesunąłemdrugądłońwdółjejszyi,po
obojczykuizadekoltmojejbluzy.Włożyłempalcedostanikaiwyswobodziłempierśzjedwabnej
miseczki.Pieściłembrodawkę,ażstałasiętwardajakdiament.Beccawrzasnęła,ajanachyliłemsię
tak,żebyzagarnąćjejokrzykirozkoszy.

Mojaerekcjanapierałanajejplecyiwiedziałem,żejączuje,alenieruszyłasię,dopókinie
odzyskałapanowanianadoddechem.

-Boże.Tobyłomocne.-Wyprostowałasięispięławłosy.

-Tak.Nigdymisięnieznudzipatrzenienaciebie,kiedydochodzisz.Wieszotym?

Schyliłagłowę,rozejrzałasiępopustymparkingu,jużpofakciesprawdzając,czyktośnasnie
widział.

-Wiem.Alewydawałobysię,żezdarzasiętotakczęsto,żemógłbyśmiećdość.

Pokręciłemgłową.

-Nie.Nigdy.Tomisięnigdynieznudzi.Zakażdymrazemjesttaksamopodniecająceitaksamo
mniekręci.

Obróciłasięnafoteluizadziorniespojrzaławoczy.

-Czyżby?Czylijesteśteraznapalony?

-Żebyświedziała.-Poprawiłemnaprężonespodnie.-Marzęotobie.

-Notomożetyjedź,ajasięzrewanżujęzaprzysługę.

Niebyłemdokońcapewien,comanamyśli,alemiałempodejrzenia.Zapaliłemsilnikiwyjechałem
naszosę,alezarazzjechałemzautostradyiskierowałemsięnapolnądrogę,zaczynającąsię
szerokimzakrętem.Beccaodpięłamójpas,rozpięłamispodnieizsunęłamijezudrazemz
bokserkami.Podniosłemsięnasiedzeniu,żebymogłaściągnąćjedokońca,apotemnaglejejdłonie
mnieobjęłyimusiałemobiemarękamizłapaćzakierownicę,żebyjechaćprosto.Aitakjechałem

background image

ledwiepięćdziesiątką.Przesuwaładłoniepowoliiobserwowała,jakzkażdąchwilątwardniejępod
jejdotykiem.Zmieniłaręce,ustabilizowałarytm,apotemzsunęładłońwdółimasowałanasadę.
Potemzacisnęławdłonigłówkę.Wkrótceniemogłemzapanowaćnadszarpnięciamibioderi
zastanawiałemsię,czypozwoli,żebymzafajdałcałąkabinę,czyzrobito,oconieśmiałemjej
poprosić.

-Boże…Cholera.Becco,jestemblisko.Uśmiechnęłasię,przesunęładłońwdół,apotemprzesunęła
sięnafoteluischyliłasiędomnie.

-Więcchybapowinnamcośztymzrobić,prawda?

-Tak…Może…Możepowinnaś.-Dotknąłemjejpoliczka,żebyjązatrzymać.-Aletylko,jeślitego
chcesz.

Spojrzałanamniezmiłościąiwtuliłasięwmojądłoń.

-Chcę.Dajęsłowo.Niezrobiłabymtego,gdybymniechciała.-Potemobjęłamniesłodkimiustamii
jęknąłem.

-Jezu.Genialnie-wymamrotałem.

Jednądłońzatrzymałaprzynasadzie,ajęzykiemprzesuwaławokółmojejgłówki,apotemwzięła
mniegłębiejdoust,wycofałasięiznówzagarnęła.

Wplątałemdłońwjejwłosy,alepilnowałem,żebyniezaciskaćpalcówiżebyBeccanieczułażadnej
presji.Chciałemdaćjejpewność,żerobitylkoto,cosamachce.Schylałagłowęizkażdymruchem
brałamniecorazgłębiejdoust,ajedyne,comogłemzrobić,topowstrzymaćsięodruchów
biodrami.Rozparłemsięwfoteluidesperackotrzymałemkierownicy,aonazwolniła,wustach
trzymałajużtylkogłówkęimocnossała,masującjednocześniedłonią.

-OBoże-wymruczałem.-Jużprawie.Nieprzestawaj.Zarazkończę.Jezu…-Musiałemzatrzymać
auto.

Kiedyjejpowiedziałem,żedochodzę,zsunęłaustaniżejiwzięłamniegłębiejniżwcześniej,także
czułemzaciskającesięwokółmniemięśniegardła.Wzasadzieniewiedziałem,jakimcudemsięnie
krztusi,alepotempoczułem,żezatracamsięwstrumieniuciepłaicudownympulsowaniu.Przyjęła
wszystkoiczułem,żeprzełyka,cododałomocytargającymmnąskurczom.Doszedłemzsiłą
eksplozjiatomowej,aonazrobiładlamniewszystko,ssałaiporuszałasiętakdługo,ażustały
wstrząsyiuspokoiłosięrozszalałetętno.

Wyprostowałasięiotarłaustadłonią,apotemnieśmiałosięuśmiechnęła.

Nachyliłemsiędoniejipocałowałemtakmocno,żekiedyrozdzieliliśmysiękilkaminutpóźniej,
obojgunambrakowałotchu.

-Toznaczy,żecisiępodobało?

Nawetniewiedziałem,jakjejodpowiedzieć.

background image

-Podobałosię?Boże,tobyłoniesamowite!Nawetwięcej.Niewierzę,żetozrobiłaś.

-Niewiedziałam,corobię,więctylkomiałamnadzieję,żejestcidobrze.

Roześmiałemsięnamyśl,żemogławsiebiewątpić.

-Tobyłanajbardziejzajebistarzecznaświecie.Serio.Dziękujęci.

-Najbardziejzajebista?-Zmarszczyłabrwiiwydęłaustawrozkosznąpodkówkę.-Bardziej
zajebistaniżsekszemną?

-Nie,nocoty.Tobyłozupełniecoinnego.-Dotknąłemkciukiemjejpoliczka.-Wszystko,co
robisz,jestnajlepszenaświecie.Wszystko,cojarobięztobą.Aniemęczyłaśsię?Niemiałaś
odruchuwymiotnego?

Zawstydzonaschyliłagłowę.

-Trochętak.Alenienatyle,żebymmiałasięprzejmować.Byłamzachwycona,żetakcisięto
podoba.-Zapięłapas,ajaruszyłem.-Możezrobimytonastępnymrazem,jakbędęmiałaokresinie
będziemymogliuprawiaćseksu.

-Byłobygenialnie,aletozależyodciebie.

-Jakto?

Wzruszyłemramionami.

-Czułbymsiędziwnie,prosząccięoto.Przekrzywiłagłowęisięuśmiechnęła.

-Czemu?Przecieżniemamnicprzeciwko,lubięsprawiaćciprzyjemność,jakmożeszsięczuć
niezręcznie,proszącmnieocoś?Jeśliniebędęchciała,poprostucipowiem.Janiemamobciachu,
żebycięprosićotosamo,uwierzmi.Jeślitylkobędzieszchciał,poprostupowiedz.Podobałomisię.
Naprawdę.

Gapiłemsięnanią.

-Jaktomożliwe,żejesteśtakafantastyczna?Pytamserio.Żadenfacetnaświecieniematakiego
szczęściajakja.

-Tojamamszczęście-odpowiedziałacicho.Pokręciłemtylkogłową,bowiedziałem,żeniema
sensusięzniąkłócić.

ZjakiegośpowoduprzyszedłmidogłowywerszpiosenkiBeyonce:ifyoulikedit,youshould’ve
putaringonit.Wiedziałem,żejeszczeniejestemgotowynaślub,aleziarnozostałozasiane.Byłem
przekonany,żejestemnajwiększymszczęściarzemnaświecieiżeniemadrugiejtakiejkobietyjak
RebeccadeRosa.Napewnoniemogłempozwolić,żebyktokolwiekmnieubiegł.Niechodziłotylko
oto,jakachętnaiodważnabyławseksie.Kochałamnie,wspierała,dodawałamiodwagi.Zrobiłami
dobrzeustami,kiedypotrzebowałemrozluźnienia,niezostawiłamnie.Mojążyciowąambicjąbyło
byćgodnymjejmężczyzną,wartymjejdoskonałości.

background image

BECCA

Jasonwprowadziłsiędomojegobrata,cobyłodziwne,alewygodne.Moirodzicedoskonale
wiedzieli,dlaczegoniechciałzatrzymaćsięwichpiwnicy,aleniewielemoglizrobić.Pilnowałam,
żebyzachowaćostrożność,bowciążzapewnialimipieniądzenażycieiutrzymaniesamochodu.
Gdybymmusiała,poradziłabymsobiebeztego,aleprzyjemniebyłoniemusiećotymmyśleć.Nie
chciałamzrujnowaćkruchejrelacjiznimi,więcwiedziałam,żeniemogęsięzabardzoobnosićz
moimzwiązkiem.Ostatniosytuacjaznaczniesiępoprawiła,międzyinnymidlatego,żeBenbyłw
bardzodobrejformie.LubiliJasonanatyle,nailemogli.Niewydajemisię,żebypotrafilipoprostu
cieszyćsięmoimszczęściem,aleprzynajmniejniewyrażaliniezadowoleniaaniniepróbowalinas
rozdzielić.

Wciążuważali,żepowinnamsięskupićnanauce,zamiast„tracićczasnachłopaka”,jaktokiedyś
ująłmójojciec,nacojazareagowałamprychnięciem,aJasonzłowrogimspojrzeniem.Wiedziałam,
żechcądlamniejaknajlepiej,aleniemoglipojąć,żeto,cooniuważalizadobredlamnie,różnisię
odtego,czegojachcę.

Jasonbyłwłaśniewnaszejsiłowni,PowerhouseGym.Poszedłtamodrazu,jaktylkosię
rozpakował.Prawienatychmiastdostałpracęjakotrener,więcwiększośćlatamógłspędzić,trenując
iprzyokazjidostajączatopieniądze.Ponieważsiłowniamieściłasięzaledwiekilkakilometrówod
domuBena,postanowiłchodzićtam,biegaćalbojeździćnarowerze,dziękiczemujamogłam
jeździćjegociężarówką.

Wiedziałam,żetodlaniegowielkarzecz,

pozwolićmijąprowadzić.Niedlatego,żetenstarygratbyłcośwart,aleponieważbyłjednąz
niewielurzeczy,któreposiadałnawłasność,opróczaparatu.

WjechałamnapodjazddomupaństwaHawthorne’ówisiedziałamprzezchwilęwsamochodzie.
Miałamnadzieję,żetymrazemNellsięzemnąspotka.Wczasieświątbyłamilczącaiwycofana,a
kiedytylkopróbowałamporuszyćtematśmierciKyleaalbotego,jaksobieztymradziła,zaczynała
siębronić.Niejestempewna,czywogólesłuchała,comówię,czyreagowałatylkonatongłosu,
któryuruchamiałautomatycznąreakcjęodepchnięciamnie.Zadziałałoitobyłostatniraz,kiedyją
widziałam.Wwiosennymsemestrzezaliczałamsześćprzedmiotówiledwieznajdowałamczasna
spotkaniazJasonem,niemówiącjużojeździedodomu,byzobaczyćsięzNell.

Gnębiłymniewyrzutysumienia,żeniedośćsięstarałam,aleczułamteż,żeitakniewielemogłam
poradzić.

Zapukałamwsolidnebrązowedrzwi,którepochwiliotworzyłapaniHawthorne.Miałanasobie
czarno-białywzorzystyfartuchobsypanymąką,azkuchnidolatywałzapachowsianychciasteczekz
rodzynkami.

-Cześć,Becco!Przyjechałaśnalato?-Objęłamniejednąręką,alenieprzytuliła,bobyłaubrudzona
ciastem.

Uścisnęłamjąiwciągnęłampowietrze.

background image

-Tak.WłaśnieprzyjechaliśmyzJasonem.Cudownietupachnie!

Uśmiechnęłasięciepło.

-Dzięki.Robięciasteczka.Pierwszapartiajużgotowa,maszochotę?

-Pytanie!-Wzięłamzgazetyrozłożonejnamarmurowymblacieciepłe,miękkie,perfekcyjne
ciasteczkoiwgryzłamsięwnie.-OmójBoże,robipaninajlepszeciastkanaświecie!

Machnęłaręką.

-Ciasteczkaowsianezrodzynkamitomojasłabość.-Samazjadłajedno,apotemwskazałanamnie
kolejnym.-Wieszco,Becco?Jesteśjużdorosła,więcmożemogłabyśmówićmipoimieniu?

Uśmiechnęłamsięizpełnymiustamipowiedziałam:

-Postaramsię,aleniewiem,czyzdołamsięodzwyczaić.

-Napewno.JaksięmaJason?

-Świetnie.Odprzyszłegosezonuzaczynagraćjakoskrzydłowy.-Potempostanowiłamtrochę
zamącić.-Obojechodzimydouniwersyteckiegoterapeuty.

Pomaganamotrząsnąćsiępotym,cosięprzydarzyłoKyle’owi.

Jejuśmiechzbladł,awoczachpojawiłsięwyrazudręki.

-Cieszęsię.Martwiliśmysięowas.

-Trochętotrwało,zanimprzekonałamJasona-przyznałam-alechodzinaterapięrazwmiesiącu.
Mówi,żepomaga.

-Napewnonainnychfrontachtakże.Pokiwałamgłową.

-Pomagamusięuporaćztym,jak…zostałwychowany.-Krążyłam,bowiedziałam,żeRachel-
dziwniebyłomyślećoniejjakoodrugiejdorosłejosobieaniejakomatcekoleżanki-wieconieco
ohistoriiJasona,alenieorientowałamsię,codokładnie.Onbardzorzadkochciałotymrozmawiać,
więcniebyłampewna,comogęmówić.

-Wiem,żemiałwdomutrudnąsytuację-powiedziała.-Nigdyznamiotymnierozmawiał,aw
każdymrazieniezemną,aletomałemiastoiróżnerzeczysięsłyszy.

Zresztąsamamamoczy.Cieszęsię,żezwróciłsięopomoc.

-Jateż.-JeśliJasonnierozmawiałzniąwprost,janapewnoniezamierzałam.

-AcozNell?Jaksię…trzyma?

Rachelodwróciłasięodemnie,skubałaciastkoipatrzyłaprzezdrzwinataras.

background image

-Niemogędoniejdotrzeć.Próbowaliśmy.Jejojciecpróbował.Aleonaznaminierozmawia.
Zamykasięiodchodzi.Jestjużitakdośćprzygnębiona,niechcemyjejdodatkowozmuszaćdo
konfrontacji,ale…chybaniejestdobrze.Niewiem,corobić,jakjejpomóc.Niedopuszczadosiebie
nikogo.-Spojrzałanamnieznadzieją.-Rozmawiałaztobą?

Pokręciłamgłową.

-Mnieteżodpycha.

-Pije.-Rachelniemalwyrzuciłazsiebietesłowa.-Wiemto,czujęodniejalkohol,alenigdyjejna
tymniezłapałamaninieznalazłamnicwjejpokoju.Niewiem,skądtobierze,kiedygopijeani
gdzie.Alecomogęzrobić?Wypierasięiwścieka,kiedyotopytam.Dopracydobiuraojca
przychodzinaczas,wywiązujesięzobowiązków…-Czułamodniejalkohol,kiedyzjechałamna
święta.-Zawszemówiłam,żezjeżdżamdodomu,chociażnawetzgeograficznegopunktuwidzenia
AnnArbornieznajdowałosięnadnaszymmiastem.-Zastanawiałamsię,czywiesz.

-Wiem.-Jejtwarzprzybraładziwnywyraz,desperackiiniemalbłagalny.-Niemyśl,żewypieramy
fakty.Takniejest.Wiemy,żeniejest…dobrze.Aleniewiem,comoglibyśmyzrobić.Jakzmusić
dorosłewświetleprawadzieckodopójścianaterapię?Przecieżwkażdejchwilimożeuciecdo
college’u.Wciążmakilkaaktualnychofertzuniwersytetów.Jeślijądoczegośzmusimy,uciekniei
wtedyniebędzienasobok,żebypomóc,kiedywydarzysięcośzłego.Wkażdymrazienatyle,naile
możemypomóc.Gdybycośsięstało,jesteśmyobok.JeślipojedziedoKaliforniialboNowego
Jorku,będąnasdzieliłytysiącekilometrów.-Rachelwstałailekkomnieobjęła.-Jeślikogokolwiek
dosiebiedopuści,tociebie.Alepamiętaj,tyjesteśnajważniejsza.

Pokiwałamgłową.

-Postaramsię.ŚmierćKyle’abyłaciężkimprzeżyciemtakżedlanas.PrzedewszystkimdlaJasona.
Przezkilkatygodnibyłwdepresji.Jedyne,cotrzymałogowpionie,tofutboli…ja.-Zarumieniłam
się,mówiącoseksiemamieNell.-AlekiedyzabrałamgozesobąnaspotkaniedodoktorMalmstein,
zaczęłomusiępoprawiać.Uporałsięztymijateż.NajgorszewśmierciKyle’a,oczywiściepoza
tym,żegostraciliśmy,jestto,cosięstałozNell.Niejestsobą.Niejestjużmojąnajlepszą
przyjaciółką.Takjakby…odeszła.

Rachelpociągnęłanosemiszybkozamrugała,apotemsięodwróciła,żebywyjąćzpiekarnika
kolejnąpartięciastek.

-Wiem,uwierzmi,wiem.WszyscytęsknimyzaKyle’em.Miałtakiemożliwości!Byłtakimłody,za
młody,żebyzginąćtaktragicznie.AledlaNellonbyłpoprostuwszystkim.Terazniewie,jakżyć.

Wstałamzestołkaprzyblacie.

-Jestwdomu?Chciałabymzniąporozmawiać.Rachelpokiwałagłową.

-Siedziwswoimpokoju.

Weszłamposchodach.Drzwibyłyzamknięte,alesłyszałamzzanichmuzykę.

Przekręciłamklamkę.Otwarte.Więcweszłam.

background image

To,cozobaczyłam,sparaliżowałomnie.

Nellsiedziałapotureckunałóżku.Miałanasobiekoszulkęzdługimirękawami,zczegojedenbył
podwiniętynadłokieć.Wjednejręcetrzymałażyletkęiwłaśnieprzesuwałaniąponadgarstku.
Stałamwśmiertelnymosłupieniuipatrzyłamnacienkąbiałąlinię,którapochwiliwezbrała
czerwonąkrwią.

background image

BECCA

Cienkaczerwonalinia

Popoliczkuspłynęłamiłza.Niemogłamsięruszyć,niemogłamoddychać.

-Nell?Cotyrobisz?

Poderwałasięiprzyłożyładoranykawałekpapierowegoręcznika.Przeleciałaobokmniejakburza
izamknęładrzwinazamek,apotemwróciłanałóżko.Niepatrzyłanamnie,tylkoprzyciskała
ręcznikdonadgarstka.

Usiadłamobokniej.Byłaprzygotowana.Wpustympudełkupotamponachtrzymałaopakowanie
żyletek,antyseptycznewacikiiplastry.Wzięłaodemniepudełko,oderwałajedenwacik,przetarła
nimżyletkę,złożyłagonapółiprzetarłanacięcie.Potemnakleiłaplaster.Wacik,pusteopakowaniei
papierkiodklejoneodplastraschowaładoplastikowejtorby,którąwyjęłaspodłóżka.Byłowniej
pełnotakichsamychśmieci.Zawiązałasiatkęiwcisnęładoswojejtorebki.Widoczniezamierzałaje
wyrzucićwmiejscu,wktórymniebędązwracałyuwagi.

-Nell?

Westchnęła.

-Co?

-Co…Cotojest?Cotyrobisz?

-Przecieżjesteśtakamądra.Powiedzmi,corobię?-WzięłazbiurkaiPhoneipodłączyłado
głośnika.RozległosięLongingtoBelongEddiegoVeddera.Jegogłoswspanialezabrzmiałz
dźwiękamiukulele.

Przezchwilęwmilczeniusłuchałampiosenkiiwalczyłamzełzamiiwściekłością.

-Wyglądanato,żesiętniesz.

-Nobrawo!-Nellusiadłaprzybiurkuiprzerzucałastronyczegoś,cowyglądałonapodręcznikdo
grynagitarze.

-Czemu?

Spojrzałanamniezniedowierzaniem.

-Czemu?Serio?Ajakmyślisz?

-Niewiem!-Musiałamwalczyć,żebyniepodnosićgłosu.-Niemampojęcia,czemumiałabyściąć
siężyletkądokrwi.

Westchnęłaipokręciłagłową.

background image

-Itakniezrozumiesz.

-Więcmiwytłumacz.

-Topomaga,dobra?-Rzuciłaksiążkęnabiurkoiprzeskoczyładonastępnejpiosenki.DoCitySarah
Bareilles.-Nieoczekuję,żezrozumiesz.Aletopomaga.

Niechcęjużcierpieć.Mamdośćbólu.Ato…-Wskazałanalewąrękę,ześciągniętymrękawem.-To
pozwalamiczućcokolwiekpozatęsknotą.

Pociągnęłamnosem,bowiedziałam,żejeślisięrozpłaczę,tylkojąrozwścieczę.

-Ale…czyniema…lepszegosposobu?Toniejestzdrowe.Wieszotym.

Musiszprzestać.Proszęcię.

Pokręciłagłową.

-Posłuchaj.Tojestmojeżycie.Taksobieradzę.Niewidziałaśtegocoja.Niestraciłaś…Jawiem,że
onbyłteżtwoimprzyjacielem.Aledlamniebyłmężczyzną,któregokochałam.Aterazgoniema.
Totakbardzoboli.Codziennie.Typoprostuniemożesztegozrozumieć.Niktniemoże.Janiechcę
sięzabić,przysięgam.Iktóregośdniaprzestanętorobić.

-Jakmogęsiedziećicinatopozwalać?Wyskubałanitkęzdziurywdżinsach.

-Niemaszwyboru.-Spojrzałanamniewyzywająco.-Bocozrobisz?Powieszmoimrodzicom?

-Jeślibędęmusiała.Niemożesztegorobić.Tojest…złe.

-Wtedybędęczułasięjeszczelepiej,dzięki-rzuciłasięnamnie,wściekła.-Jeślipowieszrodzicom,
jużnigdysiędociebienieodezwę,przysięgam.Mówięśmiertelniepoważnie.Oninierozumiejąz
tegonicwięcejniżty.Niktniemożemipomóc.Niemamskłonnościsamobójczych,niechcęsię
zabić.Nieotochodzi.Jeślijesteśmojąprzyjaciółką,zachowajtodlasiebie.

Niemogłamsiępowstrzymaćodpłaczu.

-Tonieuczciwe.Wiesz,żejestemtwojąprzyjaciółką,wiesz,żeciękochamiżesiębojęiniewiem,
corobić.

-Rozumiemcię.Naprawdęrozumiem.-Przesunęłasięiusiadłaobok.Objęłamnie,jakbychciałami
dodaćotuchy.-Przepraszam.Niechcęciwmawiać,żesięnieprzejmujesz.Aletomójsposóbna
przetrwanie.Tostrasznieboli,nawetniewiesz.Imamnadzieję,żesięniedowiesz.Acięciesię…
odrywamojemyśli,chociażnachwilę.

Głosjejdrżał,kiedyzabierałarękę.Patrzyłam,jakobejmujedłoniąlewynadgarstek,przyciskając
palecdomiejsca,wktórymsięzraniła.Zbladłazbólu,alejakimścudemodrazusięuspokoiła.

-Obiecujęci,żeprzestanę.Naprawdę.Tylkoniemównikomu,dobrze?

background image

Przynajmniejnarazie.Poradzęsobie.

Pokiwałamgłowąizatrzymałampodpowiekamiłzy.

-Obiecuję,aletylkonarazie.-Całasiętrzęsłam.-Nienawidzęsięzato.

Uważam,żeźlerobię.Potrzebujeszpomocy,profesjonalnejpomocy.

Nellmnieobjęła.

-Nie.Profesjonalnapomocnieprzywrócimużyciainiesprawi,żebędziemniejbolało.

-Jasonijachodzimynaterapię.Itopomaga.

-Alejaniepójdę,więcdajspokój.Siedziałyśmytak,ażciszazrobiłasięniezręczna.

-Pójdęjuż-powiedziałam.

-Spotkajmysięwweekend.Pasujecisobota?Pokiwałamgłową.

-Fajnie.Możemani-pedijakzadawnychczasów?-Zerknęłamnanią,aleniewidziałamnicpozatym
rozciętymnadgarstkiem.-Czujęsięwinna,żeobiecałamnicniemówić.

-Niepotrzebnie.Nicminiebędzie.

-Obiecajmijedno,dobrze?Spojrzałaniechętnie.

-Jeślibędęmogła.

-Zadzwońdomniealbonapisz,jeślibędzieszmiałaochotęsiępociąć.Jestemtwojąprzyjaciółkąi
niepowiemnikomu,jeśliprzysięgnieszmi,żeniemaszmyślisamobójczych.

-Przysięgam.Jużcipowiedziałam.Niechcęumrzeć.Chcętylkochoćprzezsekundętakbardzoza
nimnietęsknić.

-Dobrze.Wierzęci.Alerozmawiajmyotym,dobrze?Nieważne,kiedydaszznać,ojakiejporzealbo
gdziewtedybędę.Wciągusekundywyjdęzzajęć.

Nellpokiwałagłową.

-Dobrze.

Niewierzyłamjej,aleniemiałaminnegowyjścianiżnatoprzystać.Potemposzłam,wzruszając
wymijającoramionami,kiedyRachelspytała,jakposzło.

Prawdaażcisnęłamisięnausta,Nellsiętnie.Ktośpowinienotymwiedzieć.Jeśliprzypadkiem
zatniesięzagłębokoicośjejsięstanie?Przecieżtobędziemojawina,żepostanowiłamdochować
tajemnicy.Czyniebyłabymlepsząprzyjaciółką,zapewniającjejpomoc,kiedyjejpotrzebowała?

AleprzecieżNellsamapowiedziała,żenieprzyjmiepomocy.Jeślipowiem,stracęjąnazawsze,

background image

wierzyłam,kiedysięzaklinała,żeniemamyślisamobójczych.

Widziałamnawłasneoczy,jaksięuspokoiła,kiedyucisnęłapalcemnadgarstek.Takjakbybólją
stabilizował,spychałnadalszyplanrozpacz.Nierozumiałamtego,alewidziałam,żetodziała.

Nienawidziłamtajemnic.Nieznosiłambyćstrażniczkąmrocznychprawd.Przezdwalata
dochowywałamsekretuJasona,choćcodzienniepatrzyłamnajegocierpienie.Budziłamsięwnocy,
targanapoczuciemwiny.Zastanawiałamsię,czymojemilczenienieprzyczyniasiędojegobólu.
Terazdoszedłkolejnyciężar.

Czułamsię,jakbymmiałanarękachkrewNell,itodosłownie.

SiedziałamwciężarówceJasona,słuchałamDreamPriscilliAhnizastanawiałamsię,czytakmyśli
Nell,czychciałabyodejśćztegoświata,kiedybędziesięczułastaraiposzarzała.Pojechałamdo
mieszkaniabrata,weszłamdoposłanegołóżkaJasonaizaczęłamcichopłakać.Kiedytakdrzemałam
wpopołudniowymświetle,widziałam,jakczerwonaliniananadgarstkuNellnabieraodcienia
szkarłatu.

Obudziłamsię,asłowapulsowałymiwgłowie.Byłwczesnywieczór,adziesięćminutwcześniej
przyszedłSMSodJasona,żeniedługowraca.Wyjęłamztorbynotatnikidałammyślomwolnąrękę.

background image

CIENKACZERWONALINIA

Czułaśsięwinna

KiedyweszłamMiałaśznękaneoczy

Ręcecisiętrzęsły

Ajapatrzyłam,jakcienkaczerwona

liniarozkwitanatwoimnadgarstku

SzkarłatnykwiatzłaPoręceciekłycistrużkibólu

TakłatwomożnajezatrzećZasłonićSchować

Plastrami,kłamstwamiirękawamiZatuszowaćpustymizapewnieniami

ŻetopomagaJakośTakjakbynacięciawskórzemogły

ZabraćżałobęCzułaśsięwinnaKiedyweszłam

Podskoczyłaś,oderwanaodzadawaniasobieran

Ajasięzastanawiam

CzymojewyżebranemilczenieOznaczatwojąśmierć?

Myślęteż

Czyskrytkawmojejduszy

PomieścijeszczejakieśsekretyWięcejgrzechów

Awszystkotospłyniepotwojejskórze

WyciekniezkrwawejczerwonejliniiWyciętejnatwoimnadgarstku

Jasonwszedłwchwili,kiedyzamykałamzeszyt.Spojrzałtylko,rzuciłtorbęprzydrzwiach,wśliznął
siędołóżkaobokmnieiprzytuliłdopiersi.Niemusiałpytać,cosięstało,bowiedział,żemiałam
iśćdoNell.

-Jestźle.

-Tak?

-Onasiętnie.

Jasonsięodsunąłiszerokootworzyłoczy.

background image

-Corobi?!

-Zaskoczyłamjąwjejpokoju.Cięłasięporęceżyletką.Twierdzi,żeniechcesięzabić,tylkowjakiś
sposóbpomagajejtozapanowaćnadbólem.-Schowałamtwarzwjegokoszulceiwchłonęłam
zapachwyschniętegopotu,zmieszanegozoldspice’em.-Zmusiłamniedoobietnicy,żenikomunie
powiem.Zarzekałasię,żesamasobieztymporadzi.

-Boże.BiednaNell.Niemogęuwierzyć,żetorobi.

-Jejmamawie,żeonapije,aleponieważnigdyjejnatymnieprzyłapałaaninieznalazłaalkoholuw
pokoju,mówi,żeniebardzomapolemanewru.Cojamamzrobić?Jakmogęnikomuotymnie
powiedzieć?

-Niewiem.

-Powiedziała,żejeślikomuśpowiem,jużnigdysiędomnienieodezwie.Alegdybympodejrzewała,
żemamyślisamobójcze,podjęłabymtoryzyko,bylejejpomóc.

-Aleniepodejrzewasz?

-Nie,taknaprawdętonie.Kiedyprzyszłam,zachowywałasięraczej,jakbymprzyłapałająnapaleniu
trawyczycośwtymstylu.Jestemtakawykończona.Aco,jeślipodejmujęzłądecyzję?Jeślinieznam
jejtakdobrze,jakmisięzdaje,aonacośsobiezrobi?Albonawetgorzej.Nawetprzezprzypadek?-
Zadygotałamwjegoobjęciach.

Przytuliłmniemocniej,apotempodniósł,żebymmuusiadłanakolanach.

-Nieusprawiedliwiamtego,corobi,alewydajemisię,żewpewnymsensiejąrozumiem.-Wypuścił
powietrze,przeczesałwłosy,apotemmówiłdalej:-Kiedytatamniezbił,całydzieńmniebolało.
Sikałemkrwiączycoś,aleniepoddawałemsię.Potemmusiałemgraćwfutbol,ztakimiobitymi
żebramiczyczymtam.Pojakimśczasiebólstajesięoddzielnymbytem.Takjakbybył…żywąbestią,
cośwtymstylu.Niechodzioto,żezbiłcięojciec,tylkożejesttenbólimożeszliczyćnajego
obecność.Jestinigdzieniepójdzie.Kiedyboliwystarczającodługo,stajesięoswojony.Pojakimś
czasiezaczynaszgopotrzebować,botocoś,coznasz.Jamogęgraćwfutbolitrenować.Mogę
napinaćmięśnie,ażzacznądrżećiwtedyczujęsiędobrze.

Wmoimprzypadkuniechodziosamból,przynajmniejjużnie.Jestemraczejuzależnionyod
treningu,odendorfm,jakzwał,takzwał.Chodzimioto,żerozumiem,czemuNellużywa
fizycznegobóludoucieczkiprzedbólemduszy.Aletonieznaczy,żejestwporządku.

-Alec-c-comamzrobić?

-Niewielemożeszzrobić,skarbie.Niewiem.Jeślionaniechcepomocy,niemożemyniczrobić.Bo
komumogłabyśpowiedzieć?Jejrodzicewiedzą,żecośjestnietak,aledopókiniezrobiczegoś
drastycznego,niemogąjejdoniczegozmusić.

Policja?Niełamieżadnegoprawa.Jeślimyślisz,żechcesięzabić,musiszzrobićcośradykalnego,
bezwzględunakonsekwencjedlawaszejprzyjaźni,botomożeuratowaćjejżycie.Alejeślijesteś
przekonana,żesięniezabije?Toniewiem.Poprostuprzyniejbądź,jakbędzietegopotrzebowała.

background image

Następnegodniabyłasobota.Wyszłamodrodzicówzarazpowzięciuprysznica,niktjeszczeniebył
nanogach.DodrzwiBenazapukałamosiódmej.OtworzyłJason,wbokserkach,zrozczochranymi
włosamiiprzymkniętymioczami.

-Chryste,skarbie,jestświt,sobota,pierwszydzieńwakacji.Niemogłabyśrazwżyciupospaćdłużej
niżdopieprzonejszóstej?-Wpuściłmnie,zamknąłzamnądrzwi,apotem,szurającnogami,ruszył
doswojegopokoju.

Roześmiałamsię,położyłamtorbęnapodłodzeiwlazłamzanimdołóżka.

Nakryłamnaskołdrą.

-Nie,niemogę.Budzęsięoszóstejodpierwszejklasyliceuminiemamnatożadnegowpływu.
Stwierdziłam,żeskorojużwstałam,mogędociebiezajrzeć.

-Mogęspaćdalej?-wymamrotałjużprawieprzezsen.

-Oczywiście,kochanie.Tylkożejamiałamtrochęinnypomysł.-Przesuwałamdłońpojego
brzuchu,corazniżejiniżej.

Przezdłuższąchwilęniereagowałimyślałam,żenaprawdęzasnął,alepotemodwróciłsięnadrugi
bok,prostowmojeramionaiwylądowałkilkamilimetrówodmojejtwarzy.Oczymiałzaspane,ale
błyskaływnichjużiskierkipodnieceniairozbawienia.

-Terazjużwiem,czemuprzyszłaśtakwcześnie.

-Nietylkotyjesteśnałogowcem.-Tobyłaszczeraprawda.Byłamtotalnieuzależnionaodjego
ciała,miłościiżaru,jakiwytwarzaliśmy.

Chodziłoteżocoświęcej,choćnieprzyznałabymsiędotegonagłos.

Potrzebowałamgoztegosamegopowodu,zjakiegoondźwigałciężary,aNellsięcięła.Chodziłoo
rozproszenie.PotrzebowałamczegośpozamartwieniemsięoNell,dźwiganiemcudzychsekretówi
zmaganiemsięzniezadowoleniemrodziców.

Kiedypoprzedniegowieczoruwróciłamdodomu,byłodobrzeprzedpółnocą,aleonizachowywali
się,jakbymprzegapiłagodzinępolicyjną,chociażbyłamjużnastudiach!Chcieliwiedzieć,co
robiłamiczymamzamiarjużzawszewracaćtakpóźno.Kiedyimpowiedziałam,żebyprzestali
traktowaćmniejakdziecko,zrobiłasięawantura.Nieliczyłasięnajwyższaśredniawliceumanito,
żeprzezpierwszetrzysemestrystudiówzebrałamczterdzieścisześćpunktówimiałamśredniącztery
najednymznajlepszychuniwersytetówwkraju.

Wiedziałam,żewporównaniuzinnymiżyciowymiproblemaminadopiekuńczyrodzicewypadają
blado,alekwestieprywatneoceniasięinaczej.Nieznosiłamichbrakuzaufania.

Nienawidziłamdezaprobaty,którąwidziałamwczorajwichoczach,kiedymówiłam,żewieczór
spędziłamzJasonem.

background image

Wytrąciłmniezzamyślania,bowsunąłpalcepodmojąkoszulkęipogłaskałmniepoplecach.
Zadrżałaminachyliłamsię,żebyugryźćgowdolnąwargę.

-Wyrzućto-powiedziałizwinnymruchemzdjąłmikoszulkę.

-Co?-Udawałam,żeniewiem,ocochodzi,boniechciałamzaczynaćpoważnejrozmowy.

-To,cociędręczy.

WyswobodziłamsięzespódnicyizarzuciłamnogęnaJasona.Westchnęłamzrozkoszy,kiedy
głaskałmnieodudadokolana.

-Chodziorodziców.Wciążchcą,żebymbyławdomuwcześnieimeldowałaim,gdziejestemico
robię.

-Iwciążniepodobaimsię,żespędzaszcałyczaszemną.-Wciągukilkusekundpozbawiłmnie
stanikaizacząłmiściągaćmajtki,dokonująctegozapomocąpalcówunóg.

Pokręciłamgłową.

-Nie.Izastanawiamsię,czykiedykolwiektozaakceptują.

-Pewnienie.

-Czywtakimraziepowinnamzawracaćsobiegłowęprzestrzeganiemichzasad?

Jasonznieruchomiał,całującmniemiędzypiersiami.

-Musiszsamazdecydować.Ostatnie,czegobymchciał,tostawaćmiędzytobąarodzicami.Niemogę
cimówić,copowinnaśzrobić.Chciałbym,żebyzaakceptowali,żejesteśmydorośli.Jeszczemłodzi,
fakt,alejużdorośli.Tymusiszzadecydować,gdziepostawićgranicę.

-Nieoczekuję,żebędązachwycenitym,żejesteśmyrazem,takpoprostu.Iniezamierzamsięprzed
nimiztymobnosić,aleniepozwolęimdecydowaćomoimżyciu.Jeślimamochotęzostaćtuztobą
doczwartejrano,tozostanę.

-Amożebyśzostałanadobre?

-Niemieszkaćunichprzezlato?Pokiwałgłową.

-Tak.Aczemunie?Kiedyśbędąmusielisiędotegoprzyzwyczaić.

-Wtedyzabiorąmisamochódipieniądzenautrzymanie.

Jasonnieodpowiedziałodrazuijużwiedziałem,żepowiecoś,comożemisięniespodobać,bo
zacząłmniegłaskaćpoplecach,akiedyspojrzałmiwoczy,jużniebyłownichzadziorności.

-Niezrozummnieźle,alemożejużczas,żebyśsięnatozdecydowała.

background image

Zmarszczyłambrwi.

-Cotomaznaczyć?Westchnął.

-Możepowinnaśwziąćtonasiebie.

-Boniewiem,czymjestpracaizawszewszystkomiałampodsuniętepodnos?

-Wpewnymsensietak.Wiem,żesięnamniewkurzysz,aleniezamierzamcisłodzić.-Położyłmi
dłońnakarkuiodsunąłmizoczukosmykwłosów.-Powinnaśiśćdopracy.Nigdyniepracowałaś.
Jeślipozwoliszimzasiebiepłacić,zawszebędąmielinaciebiehaka.Ajeślizacznieszsamazarabiać
nażycie,niebędąmieliwyjścia,zobaczą,żemożeszsamapodejmowaćdecyzje.

-Awilumiejscachtypracowałeś?Zmarszczyłbrwi.

-Niechcęztobąrywalizowaćaniudowadniać,żejestemlepszy.Aleprzestałemprzyjmować
pieniądzeodtaty,kiedy…-Kiedybyłociwygodnie.Potym,jakmiałeśsamochód,drogiaparati
oszczędności.-Stuknęłamgopalcemwpierś.-Tyteżniemaszpracy,botwojestypendiumobejmuje
zakwaterowanieiwyżywienie,podręczniki,czesneipokrywawydatkinażycie.

Skrzywiłsię.Eufemizmembyłobystwierdzenie,żejegostypendiumbyłohojne.

-Słuchaj,janiechcę…Mówiętylko,żemożejużczastrochęnaciąćpępowinę.

Niemaniczłegowtym,jakjestteraz,ale…przecieżrodzicenadalbędąciękochać,prawda?Jeślitu
zemnązamieszkasz,niewydziedziczącięaninieprzestanąztobąrozmawiać.

Pokręciłamgłową,bojużwidziałam,ocomuchodzi.

-Nie.Niespodobaimsiętoanitrochę,aleniezrobiąnicztychrzeczy.Długobędąwściekli,alew
końcuimprzejdzie.Wkońcu.Mamnadzieję.

-Niepotrzebujeszichpieniędzyanisamochodu,jeślitosięwiążezjakimiśwarunkami.Możeszbrać
mojąciężarówkę,kiedytylkobędzieszjejpotrzebowałaiwieszotym.Twojestypendiumpokrywa
czesne,pokójiwyżywienie,więcpotrzebujeszkasytylkonapodręcznikiijakieśdrobiazgi,tak?
Więcchodźmydopracy,oboje.Wprzyszłymsemestrzemożeszwziąćtylkopięćprzedmiotówi
pracowaćnapółetatu.Jateżznajdępracęibędziemysięskładać.Ajeśliokażesię,żepotrzebujesz
własnegosamochodu,skombinujemyciauto.-Pocałowałmniewpoliczek,potempodokiem,a
potemwkącikust.-Niezłośćsię,proszę.Poprostuniechcę,żebyśzakażdymrazem,jaktu
przyjedziemy,musiałasięawanturowaćzrodzicami.

Westchnęłam,zakryłamoczyjednąrękąizaczęłamsięzastanawiać.

-Maszrację.Niezłoszczęsię.Tylkonienawidzękłótniikonfrontacji.Wczorajsiępokłóciliśmyioni
mieliczelnośćpopatrzećnamnieztakimrozczarowaniem,jakbymichzawiodła,wracającdodomu
owpółdodwunastejbezuprzedzenia.Coonisobiemyślą,żecosiędziejewszkole?Żecodziennie
wracamdoswojegopokojuodziewiątej?Żejestemniewinnądziewicą?

-Chybachcą,żebyśnazawszezostałaichmałądziewczynką.Cieszsię,żeażtakimzależy.-Jego

background image

smutnytonprzywróciłwszystkiemuodpowiedniwymiar.

Popchnęłamgonaplecyiusiadłamnanimokrakiem.

-Maszrację.Oczywiście,żemaszrację.Jestemgłupiąegoistką.

Pogłaskałmojebiodraizmiłościąpokręciłgłową.

-Nie,skarbie,nieznamdrugiejtaknieegoistycznejosoby.

-Alemartwięsięswoimiidiotycznymiproblemikami,podczasgdytyiNell…Dotknąłpalcem
moichust,żebymnieuciszyć.

-Toniejestlicytacja.-Masowałmniekciukamiwokolicybioder,ajasięuniosłam,żebyułatwićmu
dostępdomiejsca,gdzienajbardziejchciałampoczućjegodotyk.-Będęcięwspierał,cokolwiek
postanowisz.Pomogęci,jaktylkobędęmógł.Comoje,totwoje.Jeślibędzieszczegośpotrzebowała,
załatwięcito,cokolwiektrzebabędziezrobić.

Roztopiłamsię.

-Niejesteśzamnieodpowiedzialny.Jesteśmywtymrazem.

Roześmiałsię.

-Jesteśmojąkobietą.Oczywiście,żejestemzaciebieodpowiedzialny.Dbanieociebieichronienie
ciętomójnajważniejszyżyciowyobowiązek.

-Trochętostaroświeckie,niesądzisz?Umiemsamaosiebiezadbać.

Westchnąłdramatycznie.

-Jezu,wiem!Nieotochodzi.Niekażęcisiedziećwdomuirobićprzetworów.

Mówiętylko,żeniejesteśsama.

Zaśmiałamsię,pochyliłamizamknęłammuustapocałunkiem.

-Wiem.Zamknijsięiodwróćmojąuwagę.Potrzebujęsięwyluzować.

Uśmiechnąłsięszeroko,dotknąłdłońmimoichpiersi,ajapoczułam,jakogieńbuzującymiw
brzuchuprzesuwasięmiędzyudaispływawilgocią.Wsunąłmiędzynasrękęiwłożyłwemniepalec.
Nachyliłamsię,żebypocałowaćgogłębiej,aciężarciałautrzymywałamnakolanachigoleniach.
Pociągnąłmnienaprzódiwziąłdoustmojąbrodawkę,ażgłośnowestchnęłamiwygięłamplecy,
żebybyćbliżejjegoust.Czułam,jakzalewamniepierwszafala.

Krążyłpalcempołechtaczce,kiedydochodziłam,isterowałmoimorgazmem,ażmoimciałem
wstrząsałyspazmy.Czułammiędzynogamijegoerekcję,alewciążmiałnasobiebokserki.
Podniosłamsię,izaczęłamjedesperackościągaćiszamotaćsięażpomógłmijezdjąć.Rzuciłamje
przezcałypokój,audamisiętrzęsły,kiedynadnimsiadałam.Włosyspadłyminatwarz.

background image

Manewrowałambiodrami,żebypoczućjegogłówkęwodpowiednimmiejscuinakierowałamgodo
wejścia.Zawahałamsię,opierającsięnakolanachinadwerężającrozedrganemięśnie,przeciągałam
moment,zanimwezmęgogłębokowsiebie.Trzymałmniezabiodraizzapartymtchempatrzyłmi
woczy.Wzięłamgozaręce,splotłamnaszepalce,apotemrunęłamnaprzódipołożyłamjegoręce
nadgłową.Zuśmiechempozwoliłmijetamprzytrzymać.Wiedziałam,żeuwielbia,kiedyprzejmuję
dowodzenie.

Odsuwałamtęchwilęilekkouniosłambiodra,takżeprawiesięzemniewysunął.Żadneznasnie
oddychało,wmilczeniuprzekazywaliśmysobiewzrokiemtreśćnaszychserc.Opadłamwdółz
jękiem,oparłamoniegoczołoiszerokootworzyłamustawniemymkrzyku.Zacisnęłamdłoniew
pięśćwokółjegopalcówtakmocno,jakmogłamijednocześnieweszłamwdesperackirytm.
Odpowiadałnamojeruchy,niespuszczałmniezoczu,oddychałzemnąidawałmidokładnieto,
czegochciałam.

Kiedyprzyszładrugafala,opadłamnaniego,objęłamobiemarękamizaszyję,przysunęłamustado
jegoucha,anaszebiodrauderzałyosiebie,kiedyjednocześnieprzeżywaliśmyspełnienie.

-Boże…Kochamcię.B-bardzo.-Prawiesięrozpłakałam,taksilnamiłośćprzepływałamiędzy
nami.

Wtejchwiliczułam,jakbynaszeduszezderzyłysięizlaływjedną,akażdyelementnaszych
umysłów,serciciałwspólniekrwawił.Wiedziałam,żenigdynikogoniepokochamtakjakJasonai
żenigdyniebędęchciałachoćbyspróbować.

-Jateżciękocham.Wzięłamjegotwarzwdłonie.

-Obiecajmi,żebędzieszmniekochałzawsze.Bezwzględunawszystko.

Widziałdesperacjęwmoichoczach,słyszałjąwmoimgłosieiniekwestionowałjej,niezawahałsię
aninachwilę.

-Niemogęcitegoobiecać.-Wjednejchwiliłzynapłynęłymidooczu,alejegopocałuneksięz
nimiuporał,uciszyłmójprotest.-Niemogęciobiecać,bozawszetozakrótko.

Roześmiałamsięwjegousta,chichotałamiparskałam,wtulałamsięwjegoszyję,całymciężarem
spoczywającnajegosilnym,mocnymciele.

-Todobrze.Dłużejniżnawiekimożewystarczy.

Roześmiałsięimocnomnieprzytulił,objąłmojeplecyipupę.Okryłnaskołdrą,ajaoparłamsięna
jegopiersijaknapoduszce.Zasnęłamiwiedziałam,żejużnigdyniechcęzasypiaćwinnymsposób.

background image

BECCA

Strefamroku

Luty,dwalatapóźniej

Czasmijałwniesamowitymtempie.Tegopierwszegolatanastudiachprzeprowadziłamsięwkońcu
domojegobrata,żebyzamieszkaćzJasonemwdośćobskurnymdwu-pokojowymmieszkaniu.Tak
jakprzewidywałam,rodzicewpadliwszał,alekiedyokazałosię,żeciągleprzychodzędodomu
robićpranieispędzaćznimiczas,zawszedbając,żebyJasonuczestniczyłwspotkaniach,wkońcu
sięztympogodzili.Przyjęlitaktykęniezadawaniapytań,naktóreniechcieliznaćodpowiedziitosię
sprawdzało.Popowrocienauniwerekprzezpierwszysemestrmieszkaliśmywoddzielnych
akademikach.Jasonznalazłpracęnapółetatujakodozorcawmiejscowejszkoleśredniej,ajasię
zatrudniłamwcentrumkorepetycyjnym.

PojechaliśmydodomunaświętaizatrzymaliśmysięuBenaiKate,którymudałosięopłacaćczynsz
wedwójkę,więcmieliśmybezstresowametę.Mójbratnigdyprzedtemnieradziłsobietakdobrze.
ByłterazzastępcądyrektorawBelleTire,niećpałipanowałnadhuśtawkaminastroju,tylkood
czasudoczasuwspomagającsięlekami,wszczególnychokolicznościach.ObecnośćKatedziałała
cuda,ajapokochałamjąjaksiostrę.Chybanigdyniewidziałamtakwysokiejdziewczyny.

Miałaponadstoosiemdziesiątcentymetrówwzrostu,byławiotka,szczupła,miaładługie,kasztanowe
włosy,ładneszareoczyiszerokie,alezawszeuśmiechnięteusta.

Nigdyniezachowałasięwobecnikogonieuprzejmieibyłaabsolutnieoddanamojemubratu.Nie
kupowałarzeczy,któreniebyływstuprocentachorganiczne,byławegetariankąiłykałamnóstwo
witaminiodżywek.Jogabyładlaniejjakreligiaitrochęmnietymzaraziła.Umiałakilkoma
wyszeptanymisłowamiukoićnajgorszemaniakalnestanyBenaiwyciągnąćgoznajgłębszych
dołów.Nigdynietraciładoniegocierpliwościiniebrałasobiedosercajegowarknięć,kiedymiał
huśtawkęnastrojów.Razwidziałam,jakstraciłanadsobąpanowanie:znalazławtedyjointawpaczce
papierosów.Zrobiłapiekło,spakowałatorbęinieoglądającsięzasiebie,wyszłazmieszkania.Ale
taknaprawdęnigdzienieposzła.Wsiadładosamochodu,objechałakilkarazyosiedle,apotem
zaparkowałapoddomemiczekała,ażBenprzeprosi.Cowkońcuzrobił.Błagał,żebywróciłaijuż
nigdygoniezostawiała.

Byłamczarnowidzem,więctrochęniepokoiłmnieelementuzależnieniawichzwiązku.Obawiałam
się,żegdybyKatezabrakło,Benniewytrwałbywtrzeźwości.

Aleonazawszebyłaprzynimitodziałało.Martwiłamsiętylko,żejeślikiedyśbędziemiaładość
jegobagna,onszybkowrócidoczasów,kiedybyłćpunem.

ANell?Wydawałosię,żezczasemdochodzidosiebie.Skończyłahumanistycznąszkołę
pomaturalną.Pracowaławfirmieojca,nawłasnąrękęwspinającsiępodrabinceawansówdopozycji
menedżeraiwydawałosię,żenieźlesobieradzi.Nigdyniezwróciłasiędomniewsprawiecięcia,a
jajużjejnatymnieprzyłapałam,nawetkiedycojakiśczasskładałamjejniezapowiedzianąwizytę.
Niekiedywidziałamnajejnadgarstkachblizny,acopewienczasmiałanaręceplaster,alezaklinała
się,żetozwykłaranaiżewzasadziejużsięnietnie.

background image

NapoczątkudrugiegorokuJasonijazdecydowaliśmyowyprowadzcezakademika.Znaleźliśmy
kawalerkękilkakilometrówodkampusu,niedalekoszkoły,wktórejpracowałJason.Japracowałam
nauniwerku,aponieważprzeważnienaszegrafikidobrzesięuzupełniały,radziliśmysobiez
ciężarówkąJasona,któramiałajużnalicznikuponadtrzystatysięcykilometrów.Pierwszemiesiące
wewspólnymmieszkaniutonajszczęśliwszyczaswmoimżyciu.Zasypiałamwjegoramionachiw
nichsiębudziłam.Byłamrannymptaszkiem,aJasonnienawidziłporankówiniedałosięznim
choćbyporozmawiać,dopókiniewypiłprzynajmniejdwóchkaw.

Zawszeuważałamsięzaporządną,alewyszłonato,żetoJasonczęściejsprzątał.

Twierdził,żegdybyjakodzieckoniesprzątałwdomu,niktbytegoniezrobił,bojegomamamiała
togdzieś,atatabyłwciążpijany.

Napoczątkusemestruwiosennegomiałamśredniączteryizłożyłampapierydokilkunajlepszych
uniwersytetów,naktórychchciałamkontynuowaćnaukęwkierunkuterapiimowy.Jasonwciążbił
rekordywfutboluimiałstartowaćwsześciukwalifikacjachdodrużynNFL,któreprzyglądałymu
sięnakażdymmeczu.

Gdybymmiałaokreślićnaszeżyciejednymsłowem,todolutegotrzeciegorokustudiówbyłobyto
słowosielanka.

Miałamjużtrzydzieścisześćnotesówpełnychwierszy,aJasonportfoliozapierającychdechw
piersiachfotografiiizaczynałbraćpoduwagęmojenamowy,żebyspróbowałjesprzedać.Futbol
byłjegopasją,alebyłampewna,żeprawdziwytalentujawniałwfotografii.Potrafiłtylewyrazić
jednymzdjęciem!Skupiałsięnamakrofotografii,robiłzbliżeniazwykłychrzeczy,aprzede
wszystkimkwiatówiowadów.Zrobiłkilkaujęćkwiatów,któreprzypominałymiobrazyGeorgii
0’Keefe.Twierdził,żemiałtakizamiar.Nakierunkufotograficznymmiałzajęciazhistoriisztukii
chłonąłtęwiedzęjakgąbka.

Apotem,pewnejniedzieli,rano,wpołowielutego,zadzwoniłaKate.

-MartwięsięoBena.-Mówiłacichoiłagodnie,alesłyszałamwjejgłosiepanikę.

-Dlaczego?Cosięstało?-Odłożyłampodręcznikiusiadłamwygodniejnakanapie,naktórejsię
uczyłam.

-Nieodbieratelefonów.Pokłóciliśmysię,ostro.Wyszedł,alemyślałam…Myślałam,żechcesię
tylkouspokoić.Tylkożeminęłytrzygodzinyiniewrócił,nieodbieratelefonówinieodpisujena
SMS-y.Awie,żebardzosięmartwięizwykleodpisujeodrazu.

-Czykłótniabyłanatyleostra,żemógłsięzłamać?Wrócićdoprochów?

-Niewiem.Mamnadzieję,żenie,alesięmartwię.Maszjakiśpomysł,gdziemógłpójść?

Zaczęłamsięzastanawiać.

-Niewiem.Przykromi,alenicminieprzychodzidogłowy.-Westchnęłam,zagryzłamwargęi
starałamsięprzypomniećsobiejakieśmiejsce,ojakimKatemogłaniewiedzieć.-Jakcośmisię
przypomni,damciznać.Martwiszsiętakbardzo,żechcesz,żebymprzyjechałaipomogłacigo

background image

szukać?Zawahałasię.

-Niechcęcięniepokoićiwiem,żemaszegzaminy,ale…Nie.Jeszczenie.Jeśliwkrótcesięnie
odezwie,damciznać.

-Jużmusięzdarzałykilkudniowezniknięcia-powiedziałam.-Alenigdyniewiedziałam,gdziejest.
Chybapoprostuzakładałam,żejestjakaśtajnamiejscówkaćpunów.Niewiem,gdzieinawetnie
wiem,kogozapytać.Nieuczestniczyłamwtymaspekciejegożycia.

Katejęknęła.

-Chybaodpółtorarokuniespotykałsięztymi,zktórymikiedyśimprezował.

Pomijająctęakcję,kiedyznalazłamskrętawpaczcepapierosów,jedynawielkaawanturaodbyłasię
kilkamiesięcypotym,jakzaczęliśmysięspotykać.Przezjakiśczasbyłczystyirozmawialiśmyo
jegoproblemieznarkotykami,ajamupowiedziałam,żejeśliniechcemiećpokus,musizerwać
kontaktyzludźmi,zktórymićpał.Potemspotkałsięzestarymkumplem,októrymwiedziałam,że
ostroćpaiwściekłamsięnaBena.Powiedział,żeniepalił,alenieotochodziło.

Wystarczyło,żeprzebywałwtowarzystwieludzi,którzyjarają.Wkońcubysięzłamał.

-Możespróbujsięskontaktowaćzkimśztegośrodowiska?-Zawahałamsię,apotemwypaliłamz
pytaniem:-Ocosiępokłóciliście?

-Opapierosy.Zapytałamgo,czyniemógłbyichteżrzucićiwtedysięwściekł.

Powiedział,żezrezygnowałdlamniezewszystkiego,więcczemumiałbyoddaćito.

Wypadłzdomu,kiedymuprzypomniałam,żerzuciłnarkotykidlasiebie,niedlamnie.

-Itylkotyle?Parsknęła.

-Towersjaocenzurowana.Byłowięcej-westchnęła.-Wróci.Wiem,żewróci.

-Dawajznać,dobra?

-Jasne.Pa.

-Pa.

Rozłączyłamsięiodłożyłamkomórkęnastolikdokawy,aleniewróciłamdonauki.Martwiłamsię.
Imdłużejsięnadtymzastanawiałam,tymwiększysupełstrachuczułamwżołądku.Wkońcuzmów
zaczęłamsięuczyć,aleniemogłamsięskupić.

Później,kiedyjedliśmyzJasonemobiad,Katenapisała:

„Wrócił.Najarany.Mówi,żetotylkonauspokojenie.Jestemtakwściekła,żeniewiem,corobić”.

WestchnęłamipokazałamSMSJasonowi.Powiedziałammuotelefonie,kiedywróciłzbieganiai

background image

zgodziłsięzemną,żejeślidowieczoraKatesięnieodezwie,będzietrzebapomyślećopojechaniu
tamiszukaniuBena.

Odpisałam:

„Przynajmniejwróciłiniewziąłnicmocniejszego”.

„Tak,aledlaniegoziołototylkoprzedsmak”.

„Wiem.Alewiemteż,żeciękochainiezaryzykujestraty.Możemuotymprzypomnij,tylkoniew
formiegroźby?”

PochwiliKateodpisała:

„Dobrypomysł.Takzrobię.Dzięki”.

Minęłokilkatygodniinicsięniedziało.Katesięnieodzywała.PostanowiliśmyzJasonempojechać
naweekenddodomuisprawdzić,counich.Kiedyprzyjechaliśmy,obydwojebyliwpracy,więc
rozpakowaliśmyciuchyipojechaliśmynaprzejażdżkę,któraskończyłasięprzystarymdębie,pod
którymzadawnychczasówkochaliśmysięnapacejegociężarówki.Kiedywróciliśmy,Benbyłjużw
domu.Siedziałnaschodkachprzedwejściemipaliłpapierosa,adymmieszałsięzparąwydychanąz
ust.

KiwnęłamgłowąJasonowi,żebyposzedłnagórę,asamausiadłamobokBena.

Byłblady,chudszyniżkiedygoostatniowidziałam,awoczachmiałtensamcokiedyśtłumiony
gniew.

-Cześć-powiedziałamitrąciłamgoramieniem.

-Siemano.-Niespojrzałnamnie,tylkostrząsnąłpopiółpapierosatak,żewylądowałmuprzy
butach.

-Cotam?-Teraz,kiedyjużsiętuznalazłam,niebyłampewna,jakpokierowaćrozmową.Wyglądał
masakrycznie,aleniechciałammutegomówićtakodrazu.

-Katecięprzysłała?-Byłnadętyiponury.

-Nie,niewidziałamsięznią.Chybajestjeszczewpracy?

-Niewiem,gdziejest.Wyprowadziłasię.

Niemogłamuwierzyć.Myślałam,żepowiedziałabymi,gdybyzostawiłaBena.

-Jakto?Kiedy?Dlaczego?

-Cozaróżnica.Onanierozumie,żejaraniemipomaga.Starałemsię,naprawdę.

Alenigdyniebyłemdlaniejdośćdobry.Nieważne,cobymrobił,toitakzamałodlaPanny

background image

Perfekcyjnej.

-Czyliznówpalisz?

Spojrzałnamnie,jakbymówił:„Ajaktowygląda?”iwskazałnapapierosa.

-Nigdynierzuciłem.Dlategoodeszła.

-Nie,miałamnamyślizioło.

-Aha.Notak,alezacząłemdopiero,jaksięwyniosła.Zmarszczyłambrwi.

-Wyprowadziłasię,bonierzuciłeśpalenia?Apozatymbyłeśczysty?

-Toskomplikowane,dobra?Przestańwęszyć.

-Niewęszę.Przepraszam.Jestempoprostuzdziwiona.

-Aczemutusiędziwić?Mampieprzonądwubiegunowość.Miaładośćtegogówna,wiedziałem,żew
końcusięzmęczy.-Skończyłpapierosa,aleodrazuodpaliłdrugiego.

-Ale…Toniemasensu.Onaciękocha.

-Kochała.Czasprzeszły.Tojużkoniec.Niewidziałemjejoddwóchtygodni.

Stracęmieszkanie,bozmojejgłupiejpracywBelleTireniewystarczynautrzymaniedwóchpokoi,
akawalerekjużniemają,więcbędzieciemusielizJasonemkimaćgdzieindziej.Niewiem,dokąd
pójdę.Pewniezamieszkamwsamochodzie.Niepierwszyraz.

Czułam,żezatymwszystkimkryjesięcoświęcejimusiałamsiędowiedziećco.

-Proszęcię,porozmawiajmy.Musibyćcośjeszcze,oprócztego,comówisz.

Skrzywiłsię,kiedydotknęłamjegoramienia.

-Możeitak.Alepocootymgadać.Jestcoś,czyniema,jużpozawodach.Onaniewróci,ajabez
niejnieistnieję.-Poderwałsięiodszedł,adługieczarnewłosy,oddawnaniemyte,podskakiwałymu
naramionach.MiałnasobiekombinezonmechanikaBelleTire,umazanysmarem.Dziwne,boztego
cowiem,ostatniopracowałjakokierownik.

ZadzwoniłamdoKate.Odebrałapoczwartymdzwonku.

-Cześć.Przyjechałamnaweekend.DowiedziałamsięodBena,żesięwyprowadziłaś.

Roześmiałasięgorzko,śmiechempozbawionymwesołości.

-Czyżby?CojeszczemówinaszdrogiBenjamin?Terazbyłamjużbardzozdziwionaimusiałamsię
dowiedzieć,ocowtymchodzi.

-Żeposzłoopapierosy.Powiedział,żeodeszłaś,aonbezciebienieistnieje.Iżejakodchodziłaś,był

background image

czysty.

Znówwydałatensamdźwięk,trochęśmiech,trochęszloch.

-Takimłgarstwemciępasie?Dobrzeciradzę,niewierzćpunowi.

-Ćpa?Co?

-Znalazłamwjegosamochodziekokainę.Oczywiścieniejego,skąd,przechowywałdlakumpla.-
Byłaszczerzezdruzgotana.-Błagałam,żebymipowiedziałprawdę,mówiłam,żerazemprzezto
przejdziemy.Aleniewystarczy,jeślirzucitodlamnie.Musirzucićdlasiebie,inaczejniebędzieto
miałosensu,nieważne,jakbardzogokocham.

-Jestwfatalnymstanie.

-Wiem!-jęknęła.-Myślisz,żeniewiem?Dziesięćlattemupatrzyłam,jakmójojciecrobidokładnie
tosamo.Przedawkowałkokainę.Umarłnamoichoczach.Benotymwie.Wie,żeniebędępatrzyła,
jakkolejnaosobaumierazpowoduprochów.

Samabrałamkokę.Prawieumarłam,rozumiesz?Trzylatapośmiercimojegoojcasamaweszłamw
togówno.Teżprzedawkowałam,taksamojakon,tylkożenieumarłam.Pomoglimiijużnie
wróciłam.Iniewrócę.Dlanikogo.Myślałam…Myślałam,żejeślizrobiętosamocotata,
zrozumiem,czemumniezostawił.Czemuniemógłdlamnieżyć,czemumnieporzucił.

-Boże,nicniewiedziałam.

-Jasne,żenie.Myślisz,żesiętymchwalę?Totakiedołujące.Ajażyję.

DostałamodBogadrugąszansęiniezmarnujętego.KochamBena,aleniechcępatrzeć,jaksię
zabija.-Zaszlochała,alewzięłakilkagłębokichwdechów,żebysięopanować.-Przepraszamcię,ale
muszęiść.Zarazzaczynamdyżurwszpitalu.

Rozłączyłasię,ajazostałam,wpatrzonawpopękanycementiniedopałekpapierosa.

-Kocie,cojest?GdziejestKate?-Jasonusiadłnaschodkuobokmnie,apotemzobaczyłłzęna
moimpoliczku.-Cojest?Cosiędzieje?

-Katesięwyprowadziła.ZostawiłaBena,bo…znówzacząłćpać.

-Cholera-otarłdłoniątwarz.-Fatalnie.

-Wiem.-Oparłamsięoniego.-Benmówi,żestracimieszkanie.Martwięsięoniego.Nigdyjeszcze
niewidziałamgowtakzłymstanie.Jestwściekły.Niewiem.

Mam…Mamnaprawdęzłeprzeczucia.

Jasonnieoferowałmipustychsłówpocieszenia,tylkosiedziałzemną,dopókiwszystkiegonie
przemyślałam.Zostaliśmynaweekendwmieszkaniu,aleprzeztetrzydniBenwróciłtylkorazicały
czassiedziałzamkniętywpokoju,zatruwającmieszkaniekwaśnymsmrodemmarihuany.Zanim

background image

wyjechaliśmy,próbowałamgonamówić,żebywyszedłizemnąporozmawiał,aleuchyliłdrzwi
tylkonatyle,żebymnieobjąć.

PrzedwyjazdemdoAnnArborumówiłamsięnalunchzNellitobyłajedynaoptymistycznachwila
tegoweekendu.Wydawałasięspokojna,możenawetzadowolonaizwłasnejwolipokazałamioba
przedramiona.Miałanasobiesukienkęzkrótkimirękawami,odkrytenadgarstki,abliznybyłybiałe
istare.

-Oddawnajużsięniecięłam-oświadczyła,sączącshake’a.-Niewiem,czytomożeodejśćna
zawszeiniemogęobiecać,żejużnigdytegoniezrobię,alejestznacznielepiej.

-Taksięcieszę-powiedziałam.-Nawetniewiesz,jakmnietouszczęśliwia.

Uśmiechnęłasięizamieszałanapójrurką.

-ZakilkatygodniprzeprowadzamsiędoNowegoJorku.

Zakrztusiłamsięcolą.

-Co?!

-Chcęcośwkońcuzrobićzeswoimżyciem.JadędoNowegoJorkuispróbujęsiędostaćnawydział
muzyczny.

Otarłamustaserwetką,apotemstarłamzkoszulkikilkakroplicoli.

-Wydziałmuzyczny?Acotymaszwspólnegozmuzyką?

-Gramnagitarze.Śpiewam.-Wzruszyłaramionami,jakbytoniebyłocoświelkiego,żeniewiem
takichrzeczyonajlepszejprzyjaciółce.

-Nagitarze?Odkiedy?

-Taknaprawdętymniezainspirowałaś,żebyspróbować.Powiedziałaś,żemusibyćjakiślepszy
sposób,żebyprzetrwaćiznalazłamgo.Oddwóchlatuczęsięufacetaznaszegomiasta.Grami
śpiewam.Dlasiebie,jaknarazie,alewNowymJorkuchciałabymspróbowaćwyjśćztymnaulicę.

-Cotoznaczy?

-Posiedzęnaulicyzotwartymfuterałem.Zmarszczyłambrwi.

-Aha.-Niewiedziałam,copowiedzieć.Niespodziewałamsiętego.-WięcjedzieszdoNowego
Jorku.Zakilkatygodni.

Pokiwałagłowąiwidziałamwniejprawdziweemocje.Trochęstłumione,aleobecne.

-Tak.Alenatenwydziałniemożnasiętakpoprostuzgłosić.Sąprzesłuchaniaiostrakonkurencja.
Jeślisięniedostanę,spróbujęczegośinnego.Możezarządzaniewprzemyślemuzycznym?Zobaczę.
Wiemtylko,żejużdawnochciałamtamzamieszkać,ateraztozrealizuję.Czuję,żewreszciemogę

background image

zacząćżyćinaczejniżtylkozdnianadzień.

-Więcczujeszsięjuż…dobrze?Wzruszyłaramionami.

-Niewiem.Chybatak.Nailewogólemogęsięczućdobrze.Towciążboli,stale.Codziennieonim
myślę.Tęsknięzanim.Bardzo.Ale…mamdośćbyciatutaj.

Możezmianasceneriijakośmipomoże.Chodzimioto,żejeśliznajdęsięgdzieś,gdzieniktmnie
nieznainiewie,przezcoprzeszłam,możeudamisięzacząćodnowa.Staćsiękimśinnym.

Chciałamjejpowiedzieć,żeproblemynieznikajątakłatwo,botaknaprawdęsiedząwśrodku,ale
ugryzłamsięwjęzyk.Jasiębędęjąkaćbezwzględunato,gdziezamieszkamimogętylko
spróbowaćtozaakceptowaćibyćzadowolonaztego,kimjestemmimojąkania.Pomógłmiwtym
Jason,choćnigdymuotymniepowiedziałam.Zaakceptowałmnie,pokochałmimowszystkoinie
przeszkadzałomu,jeślisięzacinałam,bosiędenerwowałamalboemocjonowałam.Mówiłamteraz
płynniewdużejmierzedziękiniemu,bowiedziałam,żekochamniebezwzględunato.Byłampewna
tego,kimjestemizrozumiałam,żetawadamnieniedyskwalifikuje.Jeślisięzająknęłam,
zwalniałam,radziłamsobieiszłamdalej.Niepozwalamsobiesięwstydzić.Zdałamsobiesprawę,że
otochodzi.Kiedysięzawstydziłamzająknięciemczyzacięciemnajakimśsłowie,zaczynałosię
błędnekoło:wstydziłamsię,więcsięjąkałam,ajaksięjąkałam,tosięwstydziłam,więcjąkałamsię
jeszczebardziej.

-Niewierzę,żeprzenosiszsiędoNowegoJorku-powiedziałam.-Będęstrasznietęsknić!

Wjejuśmiechubyłoszczęście,smutekiwzruszenie,porówno.

-Jateż!Zawszebyłaśprzymnie,nawetkiedyjaniebyłamdobrąprzyjaciółką.

Aleprzecieżniewyjeżdżamnazawsze.Będęprzyjeżdżaćnaświętajakty.Niedługoznówsię
zobaczymy.Będzieprawietaksamojakteraz,tylkoniebędzieszmogłasięzemnązobaczyćw
weekend.

Skończyłyśmyjużlunch,więczapłaciłyśmyrachunekiwyszłyśmy,apotemstanęłyśmyprzynaszych
samochodach,zaparkowanychoboksiebie.

PuknęławkaroserięciężarówkiJasonanadkołem.

-Jasonwciążjąma?Tojużchybaraczejduchsamochodu,co?

Roześmiałamsię,apotempogłaskałamsamochódtam,gdziegowalnęła.

-Bądźdlaniegomiła.Uwielbiamtegograta.Jasonmająodszesnastegorokużyciaipowiedziałam
mu,żebędępłakać,jeślijąsprzeda.Innasprawa,żefaktycznieledwiezipie.Dopierocowymienił
hamulce,aterazpsujesięlinkanierząduczycośtakiego.Pasekrządu?Jakzwał,takzwał,wkażdym
razieznówcośtrzebanaprawić.Wktórymśmomencieniebędziesięjużopłacałowniąinwestować.

-Pasekrozrządu.Patrzyłam…-Zbladła,zamrugałaszybko,alezmusiłasiędodokończeniazdania.-
Patrzyłam,jakKylekiedyśtowymieniałwcamaro.

background image

-Wszystkojedno,wkażdymrazietrzebabędzieznównatowydaćkasę,adajęgłowę,żepotem
rozwalisięnastępnarzecz.Będziemychybamusieliniedługokupićnoweauto.

-My-Nellwestchnęłaiuniosłakącikiust,aletoniebyłuśmiech.

-Co?

-Ty.TyiJason.Jakdługojesteścierazem?Uśmiechnęłamsięszeroko.

-Ponadczterylata.

-Możeszmówić„my”,otomichodziło.Cieszęsię.Wzruszyłamramionami.

-Tak.Chybamamszczęście.Toznaczynapewnomam.Miałamwielkieszczęście,onjest
niesamowity.

-Mieszkacierazem?Zakręciłamkluczykami.

-Tak.Odsierpnia.Jest…super.

-Jaktojest?Iconatotwoirodzice?

-Sąwściekli.Uważają,żesiępospieszyliśmy,alenauczylisiętoakceptować,otyleoile.-Znów
wzruszyłamramionami,bowiedziałam,żeprzypominamjejowszystkim,czegoniema.-Jest
świetnie.Alepodpewnymiwzględamitoszkołakompromisu.Takjakby…nagleokazujesię,że
faktyczniejesteśdorosła.Mieszkaniewakademikutozabawa.

Niemusiszsięmartwićrachunkami,czesnymaniniczymtakim,pozatymobokzawszektośjest.
Ludzie,którychznasz,zktórymichodzisznazajęciaalbograszwdrużynie.Zamieszkanietrzebabyć
odpowiedzialnym.Musimyopłacaćczynsz,elektryczność,pilnować,żebybyłojedzenieitakietam.
Jesteśmypozakampusem,więcjaksięspóźniamy,tobardzo.Niemożnawybieczpokojuwdresiei
wśliznąćsiędosali.Trzebanajpierwdojechać,potemznaleźćmiejscedozaparkowania…Pozatymz
facetemsięmieszka…inaczej.Tewszystkiegadkiopodniesionejdesceklozetowej.Okazujesię,że
toprawda.Któregośdniadosłowniewpadłamdokibla.

-Fuj!-Nellsięroześmiała.-Alemaszgocałyczas.Możeszznimrobić,cochceszikiedychcesz.

Zachichotałam.

-Tojestnajlepsze.Samozasypianieibudzeniesię…Chybajużnigdyniebędęumiałazasnąćinaczej.

Nellspuściłagłowę.

-Weźmiecieślub?

Ztrudemprzełknęłamślinę.Samasięnadtymzastanawiałam.

-Pewniewkońcutak.Niewiem.Nierozmawialiśmyotym.

background image

-Achcesz?Toznaczywyjśćzaniego.

-Chybatak.Chcębyćznimzawsze,więcpewniewktórymśmomencieweźmiemyślub,alejeszcze
niebyłootymmowy.

Nellparsknęła.

-Alemyślałaśotym,co?Nochyba!Przecieżjesteśznimodszesnastegorokużycia!

Pokiwałamgłową.

-Notak.Pewnie,żemyślałam.Alechcęnajpierwskończyćstudia.Jesteśmyrazeminiemapowodu,
żebycośzmieniać.Dopieroskończyliśmydwadzieściajedenlat.Możejakjużzrobiędyplom,tosię
zastanowimy.

-CoJasonplanujepostudiach?

-Będziegrałzawodowo.DostałzaproszenienaeliminacjedoNowegoOrleanu,SanFrancisco,
NowegoJorku,KansasCityiDallas.-Zmarszczyłamczoło,bomówiłmiojeszczejednejdrużynie.
-Aha,noijeszczePatriots.ZNowejAnglii.

Nellbyławszoku.

-NaprawdębędziegrałwdrużynieNFL?

-Pobiłkrajowerekordyprzyjęćdlaszkółśrednichiuniwersytetów!Jestjednymznajlepszych
graczywNCAAipodejrzewa,żemożezostaćwybranywpierwszejkolejności.-Przeztelataz
Jasonemsporosiędowiedziałamofutbolu.

ZatoNellniewiedziała,ocochodzi.

-Todobrze?Ztąkolejnością?Zaśmiałamsię.

-Pewnie,żedobrze.Toznaczy,żewybiorągododrużynyjakojednegozpierwszychgraczy.
Ogólnietotrochęskomplikowane,alebyciewybranymwpierwszejkolejnościtowielkarzecz.

-Czylijestniezły.

-Jestzajebisty!-Byłamdumnazmojegomężczyzny.Nellsięroześmiałazmojegoentuzjazmu.

-Nodobrze.-Westchnęłainachyliłasię,żebymnieobjąć.-Chybabędęjechać.

Przyciągnęłamjądosiebieimocnoobjęłam.

-Będęzatobątęsknić.Alenawet,jakbędzieszwystępowaćwNowymJorku,możeszodczasudo
czasuzadzwonićdoswojejprzyjaciółki,prawda?-Zakołysałamniądlażartu.-Niemogęuwierzyć,
żegrasznagitarze,ajanicotymniewiem.

Teżmnązakołysała.

background image

-Niktniewie.Nibytożadnatajemnica,alerobiętodlasiebie,bopomagamiprzetrwać.Jakgrami
śpiewam,niemyślęiangażujęemocje,zamiastwywlekaćje…winnysposób.

Przytuliłamjąjeszczerazipatrzyłam,jakodjeżdża.Wiedziałam,żeminiekilkamiesięcy,zanim
znówjązobaczę.

background image

BECCA

9kwietnia

Weszłamdodomurodzicówiprzywitałamsięgłośno,aleodpowiedziałamicisza.

OdkądmieszkaliśmyzJasonemwswoimmieszkaniu,nieprzyjeżdżaliśmydodomunalato,tylko
zarazpoegzaminachszukaliśmypracy,żebyuzupełnićoszczędnościnaostatnirokstudiów.Dla
Jasonamiałatobyćdrugapraca,adlamniecośinnegoniżuczenie,botegolatacentrumkorepetycji
mnieniepotrzebowało.Skończyłosięnaodbieraniutelefonówwmiejscowejkancelariiprawniczej.
Nudnejakdiabli,alewystarczającodobrzepłatne,żebywartosiębyłopoświęcić.Jasonwciążczegoś
szukałimiałnaokuwakatwfirmiekrajobrazowej.

Zajrzałamdogabinetutaty,byłpusty.Pokójmamyteż.Niezaskoczyłomnieto,boobojeczęsto
pracowalidopóźna.AleBenpowinienbyćwdomu,napodjeździestałjegosamochód.Potym,jak
musiałsięwyprowadzićzmieszkania,wróciłdorodziców.OdKatewiedziałam,żestarająsięjakoś
naprawićsytuację,alenieszłoimnajlepiej.Znówsięoniegomartwiła,boodkilkugodzinniedawał
znakużycia.

WciążpracowałwBelleTire,alezrezygnowałzkierowniczegostanowiskaiwróciłdozmieniania
oleju,botobyłoznaczniemniejodpowiedzialnezajęcie.

Uważałamtozasłusznądecyzję.Problemwtym,żezanimprzyjechałam,zadzwoniłamdoBelleTire
idowiedziałamsię,żenieprzyszedłnaswojązmianąodziewiątejrano,abyłajużpiętnasta.Kate
poprosiłamnieSMS-owo,żebymzajrzaładodomurodzicówisprawdziła,czyjest.

Owionęłomniechłodnepowietrzezklimatyzacji.Słyszałamsłabetykaniezegaradziadka.Miałam
gęsiąskórkę,aleniewiedziałamdlaczego.Wszystkobyłowporządku.Kuchnialśniłaczystością,a
drzwiwejściowe,natarasigarażowebyłyzamknięte.Zwilżyłamwargiiskupiłamsięna
opanowaniuoddechu.

Przeszukiwałamparter.Wszystkonaswoimmiejscu.Ruszyłamnagórę,zprzyzwyczajeniaunikając
dziesiątegoschodka,którzytrzeszczał.Drzwidomojegodawnegopokojubyłyzamknięte.Stałotam
wciążmojełóżko,nakrytetąnarzutącozawsze,aleulubionąpościelzabrałamdocollege’u.Na
komodzieniebyłojużżadnychdupereli,anabiurkustałtylkokubekzeStarbucksapełenołówkówi
długopisów.Pustaszafa,żadnychplakatów,żadnychzdjęć,nic.IBenateżaniśladu.

Zajrzałamdosypialnirodziców,cobyłodziwne.Przezcałeżyciebyłamtutylkokilkarazy.
Obowiązywałaniepisanazasada,żeichsypialniatosanktuarium.Trzebasiębyłotrzymaćodniejz
daleka.Kapcieojcastałyrówniutkoustawioneprzyłóżku.

Niebieskifrotowyszlafrokmamyprzewieszonybyłprzezoparciestaregorodzinnegobujanego
fotela,którykilkalattemuzostałprzysłanyzLibanunajejczterdziesteurodziny.

OstatnimmiejscemdosprawdzeniabyłoczywiściepokójBena.Mójniepokójnarósłjużdopoziomu
węzławżołądku.Sercemiwaliło,ręcemisiętrzęsły,aoddechrwałcochwilę.Położyłamdłońna
zimnejsrebrnejklamce,przekręciłamipopchnęłamdrzwi.

background image

Pokójbyłpusty.Wysprzątany,łóżkostaranniezaścielone,nicnieleżałonawierzchu.Zupełnie
niepodobnedoBenabałaganiarza.Wszędzieplakatyraperówirozkładówkiz„Playboya”i„Sports
Illustrated”.CałąścianęzajmowałypółkizpłytamiCD,wszystkieułożonewtensamsposób,
napisemwlewąstronę.Nawetpachniałoczystością,auBenazawszecuchnęło,nawetzza
zamkniętychdrzwiimimoolejkuzpaczuli,którympróbowałmaskowaćsmródtrawy.Jedynym
znakiemżyciabyłootwarteokno,przezktórekiedyśuciekałamdoJasona.Ciepływiatrporuszał
zasłonami.

Nakomodzieleżałastaranniezłożonakartkapapieru.Pokręciłamgłową.

Chciałamzaprzeczyćjejtreści,zanimjeszczeprzeczytałam.

Becco,

boobstawiam,żetotyznajdziesztękartkę.Przepraszam.Byłaśjedynympowodem,dlaczegonie
zrobiłemtegojużdawnotemu.Niechciałemcięzawieść.

Tyzawszewemniewierzyłaś,nawetjakniktinnyniewierzył.Aletojużniewystarczy.Niemam
wieledopowiedzeniarodzicom,możepozatym,żeżałuję,żeniestaralisiębardziej.Mogliściemnie
kochaćtakiego,jakibyłem,zamiastmnieoceniać,próbowaćnaprawić,anakoniecmachnąćręką.
Przepraszamwszystkich.AnajbardziejKate.Niezasługujęnanią.Nigdyniezasługiwałeminigdy
bymniezasłużył.Zawiodłemją,zawodziłemrazzarazem,niemogęjużdłużej.Potrzebujekogoś
lepszegoniżja.Terazmożegoposzukać.Kochamją,aletoniewystarczy.

Benjamin

PS.Pamiętaszdrzewo?Tambędę.

Dotknęłampapieruinapalcachzostałmiśladtuszu.Poczułam,żebudzisięwemnienadzieja.Skoro
tuszjeszczeniewysechł,możejeszczebyłczas.Drzewo.

Boże,drzewo.Naszdomstałnaodległymkrańcuosiedlaiprzylegałdootwartegoterenu:trochę
lasu,trochęrżyska,trochębezkresnychtrawiastychpól.Jakieśpółtorakilometraodnaszychtylnych
drzwirosłagigantycznasosnazprostymi,niskozwisającymigałęziami.Najniższychmożnabyłosię
złapać.Kiedyśbawiliśmysiętamcałymigodzinami.Potem,kiedyBendorósłijegohuśtawki
nastrojówstałysiębardziejdokuczliwe,chodziłpoddrzewo,żebyprzedwszystkimuciec.
Przysięgał,żetammożesięczuć,jakchce,niedopadałygozmianynastrojów.Tamteżchodził,jak
chciałsięnaćpać,przynajmniejdopókiniezauważył,żerodzicealboniezwracalinaniegouwagi,
alboudawali,żeniewidzą.

Niezastanawiałamsię.Przewiesiłamnogiprzezparapetizrekordowąprędkościązjechałampo
rynnie.Przedarłamsięprzezkrzakiiwybiegłamnazarośniętąkarłowatymikrzaczkamiprzestrzeń.
Drżącymirękamiwyjęłamztorebkitelefon.ZadzwoniłamdoJasona,bobyłamzbytspanikowana,
żebymyślećokimkolwiekinnym.

-Cotam,kocie?-Byłzdyszany,awtlesłyszałamszczękciężarków.

-B-ben.Ch-chybazostawiłlistpo-po-pożegnalny.-Niemogłamoddychaćanimówić.

background image

-Co?!Znalazłaśgo?

-J-j-jeszczenie.Zan-naszymd-d-domemjestdrzewo.Chybat-t-tamjest.

-Wielkasosna,wiem.Posłuchaj,nieidźtamsama.Będęzaniecałepięćminut,dobra?Jużjadę,
czekajnamnie!

Zapóźno,jużbyłamnamiejscu.Wystarczyłowspiąćsięnawzgórzeijużbyłamprzydrzewie.
Widziałemjegoszczyt,kołyszącysięnawietrze.Ptakiradośniećwierkały,wścieklekontrastującz
paniką,któramnieprzepełniała.Biegłamnajszybciejjakmogłamizapomniałamotelefonie,tylko
zaciskałamgowręce.

SłyszałamzoddalicichygłosJasona,którymniewołał.Wspięłamsięnawzniesienie,zachwiałam
się,upadłam,apotemzjechałamnaplecachpożwirowymzboczu.Czułam,jakkamykiwbijająmisię
wnagieuda.Miałamzakrótkiespodenki,żebymnieochroniły.

Stanęłamnanogiiobeszłamdrzewodookoła,tamgdziebyłynajniższegałęzie.

Zamknęłamoczy,takjakbymchciaławyprzećto,cozobaczę,kiedyjeotworzę.Łzyjużmiciekłypo
twarzyisłyszałamztelefonugłosJasona.Amożejużnieztelefonu,tylkozoddali.Zmusiłamsiędo
otwarciaoczu.Wrzasnęłam.

Benzwisałznajniższejgałęzi,wciążwierzgałnogami.Podnimleżałoprzewróconepomarańczowe
wiadro,którejeszczekręciłosięwkoło.Widaćbyłotylkobiałkaoczu,ustamiałszerokootwarte,a
twarzpurpurową.

Poczułamsmródodchodów.

Runęłamnaprzód,wykrzykującrazzarazemjegoimię.Złapałamgozanogiicałąsiłę
zaangażowałamwuniesieniego.Podniosłamgonatyle,żenacisknaszyjęzelżałiusłyszałam
rzężenie,alepotemnogisiępodemnąugięłyijegokostkiwyśliznęłysięzmoichobjęć.Upadłamna
ziemiępodnim.Palcemiałskierowanewdół,bezwładne,zataczającemikroskopijnekółka,jużnie
drżącewkonwulsjach.

-Ben!-Słyszałamswójrozdzierającykrzyk.-Nie,Ben!Nie,nie,nie!

Podniosłamsięjakoś,stanęłamnanogiichciałamznówgopodnieść,chociażwiedziałam,żejużgo
niema,żejestzapóźno.Czułamnarękachcoślepkiego,gorącegoilepkiego,tamgdziedotknęłam
jegonóg.Wiedziałamcoto,wiedziałam,cosiędziejezezwieraczami,jakczłowieksięwiesza.

Popatrzyłamnaniego,najegociało,któreobejmowałam.Głowęmiałprzekrzywionąpod
nienaturalnymkątem,oczywywróconewgłąbczaszki,językwisiałmuzust.

-Okurwa-usłyszałamzasobągłosJasona.Poczułam,żemnieobejmujeiodciąga.Walczyłamz
nim.MusiałampomócBenowi.Cierpiał.Potrzebowałmnie.Zawszemniepotrzebował,amnienie
było.Musiałammupomóc.

Walczyłamzobejmującymimnieramionami,słyszałam,żemójkrzykjestschrypnięty,struny
głosoweodmawiałyposłuszeństwa,wuszachtłukłmisięurywanyszept,kiedyJasonmniebłagał,

background image

żebymodpuściła.

-Niepatrzjuż.Onodszedł.Odszedł.

Nie!Nieodszedł!Mójbrat.Mójbrat,mójBen!Szarpałamsięnawet,kiedyjużniemiałamsiłyi
Jasonmniepodtrzymywał.Nicniemówiłam,nicnierozumiałam,łkałam,wzdychałamibełkotałam
coś,ciągnęłamBenny’ego,którylekkosiękręciłnawietrze,alinaskrzypiałapodjegociężarem.

Gdzieśzakrakaławrona.ZwiastowałaprzybycieŚmierci.Czarnajakatramentistotapodskakiwałana
gałęzisąsiedniegodrzewa,przekrzywiałagłowęistrzelałaoczami.Zatrzepotałaskrzydłami,
przekrzywiłagłowęiznówzakrakała,wprostdomnie.

-Nie!Niedostanieszgo!-Tobyłynabardzodługoostatniesłowa,którewypowiedziałambez
jąkania.

WyrwałamsięzramionJasona,złapałamjakiśkamieńzziemiicisnęłamwewronę,któratylko
lekkosięuchyliłaizakrakaładwarazy,chrypliwieiszyderczo.

Apotemodleciała,trzepoczącpióramiimachającskrzydłami,ajabezwładnieupadłamnaziemię.

Poczułam,żeunosząmniesilneramionaibezradniewbiłamsięwstalowąpierś.

WnozdrzauderzyłmniezapachpotuJasonaitylkotosprawiło,żenieumarłam.

Wczepiłamsięwniego,drapałamgopaznokciamipopiersi.Wczorajbyłamnamanikiurzeimiałam
idealniepomalowaneiwypiłowanepurpurowepaznokcie.Niemogłamzłapaćtchu,widziałamprzed
oczamigwiazdy,awpłucachczułamogień.Niemogłamzłapaćtchu,bozostałamuwięzionaw
niekończącymsię,zapętlonymkrzyku,bezgłośnymirozdzierającym.

Niósłmniegdzieś.Czułam,żewspinamysiępowzgórzu.Walczyłam,dyszałamidalejwalczyłam.

-B-Ben!N-nie!Z-z-zabierzmnietam!Onm-m-mniepotrzebuje!

Jasonnieodpowiedział.Niemusiał.Słyszałamwokółsiebiegłosy,trzaskkrótkofalówki,syreny
gdzieśwoddali.Czerwoneiniebieskieświatławdzierałysiępodmojepowieki.Otwieranei
zamykanedrzwi.Trzeszcząceschody.Kolejnedrzwi.Apotemzimnaporcelanapodmoimiudami.
Odkręconawodaiwkrótcespowiłamniepara.Czułamostrysmródodchodów.Bolałmniejeden
paleciapatycznienaniegospojrzałam.Brakowałopaznokcia,leciałakrew.

Jasonzdjąłmikoszulkę,rozpiąłstanik,apotempostawiłmnienanogiiściągnąłmimajtkii
spodenki.Poczułamprzysobiejegoskórę,chciałamzatopićsięwjegociepleizapomniećo
wszystkim.Aleonniepozwolił.Byłomistraszniezimno.

Pomógłmiwejśćdowannyistanąćpodprysznicem.Zaciągnąłzasłonę,którazazgrzytałana
metalowympręcie,apotemoblałamniewrzącawoda.Szybkoprzyzwyczaiłamsiędotej
temperatury.Miałamtogdzieś.Mogłomniepoparzyć.

Różowo-pomarańczowagąbkamusnęłamniewramię,przejechałamipoplecachiporęce.Mył
mniestarannieidelikatnie.Pozwoliłmiopieraćsięplecamiojegopierś.Namydliłmiwłosy,

background image

spłukał,wtarłwnieodżywkęiznówspłukał.

Poczułam,żeprzeczesujemimokre,splątaneloki,razzarazem,rozplątującwszystkiesupełki,aż
byłygładkie.

Potemwodazrobiłasięchłodna,więcjązakręcił.Owinąłmnieręcznikiem,wytarłdosucha,
wycisnąłmiwłosyiwytarł.Znówrozczesał.Drżałam.Wziąłmnienaręceizaniósłdomojego
pokoju,położyłnałóżku,wyjąłspodemniepościelikociokrył.Wjednejchwilipoczułamjego
nieobecnośćiwpadłamwpanikę.

-Nie!W-w-wracaj!-Ostrowciągnęłampowietrzeipoderwałamsię.

Byłprzymniewciągusekundy,wciążnagiimokry.Wśliznąłsiędołóżkaiobjąłmnie.

-Jestem,kochanie.Jestem,nigdzienieidę.Jestemprzytobie.

-B-Ben…-Obróciłamsięwjegoramionachiprzycisnęłamtwarzdojegopiersi.-Cz-czemu?Boże,
B-Benny…-Niewiem,kochanie.Chciałbymwiedzieć.-Pogłaskałmojewłosy.Słyszałamwuchu
jegooddech.

-Ben-Benny…-szlochałaminiemogłamprzestać.Usłyszałamskrzypieniezawiasów,Jasonsię
podniósł,potemwrócił.Cośmiprzyszłodogłowy.-K-Kate?

MuszępowiedziećKate.

-Onawie.Zostałapowiadomiona.-Przytulałmnie.-Takmiprzykro.Takstraszniemiprzykro.

Płakałam,ażzasnęłam,apotem,kiedysięobudziłam,płakałamdalejiwkońcuznówodpłynęłam.
Wktórymśmomencieokazałosię,żejestemubrana,akiedyobudziłamsięzadrugimrazem,Jasona
niebyło.Zaoknemwisiałanoc,przeciętatylkorożkiemksiężyca.ZnalazłamJasonawkuchni,gdzie
rozmawiałzmoimirodzicami.Wręcetrzymałfiliżankękawy.Miałnasobiespodenkiiszarąbluzę
zeswoimnazwiskiemnaplecach.

Pierwszyzobaczyłmnieojciec.Dwomasusamiprzesadziłkuchnięiprzycisnąłmniedopiersi.

-Rebecco,takmiprzykro,żetowidziałaś.Boże,R-glia,takmiprzykro…-Głosmusięzałamał.-
Zawiodłem.Zawiodłem…Niemogłamzdzierżyćduszącegoaromatujegowodykolońskieji
nieznanegodoznaniajegoramion.OdsunęłamsięiposzłamdoJasona.Objąłmnie,ajaznówsię
załamałam.Usiadłnawysokimstołkubarowymiwziąłmnienakolana.Głaskałmniepowłosachi
przytulał.

Matkanicniemówiła,aleczułamjejsmutek.Zerknęłamnaniąizobaczyłamzalanąłzamitwarzi
czerwoneoczy.

Poczułamzaplecamiojca.

-Rebecco,ja…

Niewiniłamgo,niebyłamnaniegozła,aleniemogłamznieśćjegoobecności.Wzdrygnęłamsię

background image

podjegodotykiem,odwróciłamsięispojrzałamnaJasona.

-N-n-n-niemogęt-t-tubyć.Z-z-z-z-z-zabierzmniestąd.Gdziein-in-indziej.

Gdziek-k-k-kolwiek.

Wstał,podniósłmniejakstrażakiwyniósłzkuchni.Usłyszałamotwieranedrzwi,poczułamzapach
mamy.Zimne,drobnepalcedotknęłymojegoczoła.

Otworzyłamoczyizobaczyłamnadsobąjejbrązowe,błyszczącetęczówki.Nicniemówiła,tylko
głaskałamniepoczole,austamiałazaciśniętewcienkąlinię.

-Ono-o-o-odszedł,mamo.-ZacisnęłamwdłonibluzęJasonaispojrzałamjejwoczy.-Z-z-z-zabił
się.Powiesiłsięnap-p-p-pieprzonymdrzewie.

-Wiem.Wiem-tylkotylepowiedziała.

-D-d-d-dlaczego?

Wzruszyłaramionamiipokręciłagłową.

-Niewiem.

Jasonwyniósłmnienaciepłąletniąnoc.Lekkiwiatrrozwiewałmiwłosy.

Pachniałokwiatami,skoszonątrawąinocą.Gdzieśzarechotałażaba,aświerszczwygrywałpiskliwą
melodię.Postawiłmnienanogach,apotemusłyszałamskrzypiącedrzwijegociężarówki.Zalało
mniedobrzeznane,blade,lekkożółteświatłoirozległsiędzwoneczek,informujący,żedrzwisą
otwarte.Wsiadłamdokabiny,wdzięcznazacośznajomego.Zapaliłsilnik,któryzaryczałponuroi
natychmiastzaczęłagraćmuzyka:ToTravelsandTrunksHeyMarseilles.Mojamuzyka,niejego
country.

Poczułam,żeJasonnamniepatrzy,aleznałmnienatyledobrze,żebyniewyłączać.Późniejzaczęło
sięRhythmofLovePlainWhiteT’s.Zamknęłamoczy.

UkojonatakdobrzeznanymwnętrzemciężarówkiJasona,mogłabymprawiezapomnieć.

-Gdziechceszjechać?-Czułam,żeskręcamywprawo,żebywyjechaćzosiedla,apotemwlewo,na
głównądrogę.

-Wszystkojedno.Jedź.

DalejCivilWarszagraliKingdomCome,ajapołożyłamgłowęnakolanachJasona.Czułampod
kołamikamienieiżwir,aontrzymałrękęnamoimboku.

Jechaliśmyijechaliśmy.Potemzasnęłamiobudziłamsięwjegoramionach.

Głowętrzymałamnajegopiersi.Porannychłódtrochęmidokuczał,alezłotoczerwonesłońce
wpadałoprzezprzedniąszybę.Widziałamgałęzienaszegodębu.Znałamkażdąznich.Wiedziałam,

background image

ileichjest,znałambliznęposiekierzenajednymboku,zgrubienienazłączeniupniaijednejz
niższychgałęzi,miejsceprzyczubku,gdzieptakichętniewiłygniazda.

Przezchwilęczułamspokój.Tylkochłódiramiona,ciężarówka,drzewoisłońce.Apotemwszystko
misięprzypomniało.Obudziłamsięizacząłsiękoszmar.

Zadrżałamizaczęłampołykaćłzy.Jasonobjąłmniemocniej.Wiedziałam,żenieśpi.

-Kochamcię-szepnął.-Bardzociękochamibędęprzytobieprzezcałyczas.

Pokiwałamgłowąwjegopierś.

-J-j-jateżcięk-k-kocham.-Skrzywiłamsięzpowodująkania.-Pprzepraszam.

-Zaco?!

-Bos-s-s-sięzacz-cz-cz-częłamj-j-jąkać.-Najgorszebyłytesłowa,wktórychzaczynałamsięjąkać
wśrodku.Niezdarzyłosiętoodczasówliceum.

Wydałtakidźwięk,jakbysięmiałrozpłakać.

-Nigdymniezatonieprzepraszaj!Wieszotym.Kochamcię.Nazawsze,bezwzględunawszystko.

-S-s-s-słowo?-Przylgnęłamdoniegodesperacko.

-Przyrzekamnaswojąduszę.Namojeżycie.Potrzebowałamgo.Niebałamsiętegoprzyznać,nigdy.

Aszczególniewówczas.Tylkojegoobecnośćpozwoliłamiudźwignąćtendruzgocącysmuteki
znieśćprześladującąwizjęBenawiszącegonagałęziikręcącegosięnawietrzenademną.

Jasonmnieprzytuliłiniepuścił.

background image

JASON

Elegia

Dwadnipóźniej

MusiałemdosłowniepodtrzymywaćBeccęwpozycjipionowej,kiedywchodziliśmydodomu
pogrzebowego.Dlaczegotosięnazywa„dom”?Totakieciepłe,kojącesłowo.Wdomuspędzasię
razemczas,pijeherbatęiżartuje,anieopłakujenajbliższych.

PróbowałemsiędodzwonićdoNell,żebyjejpowiedzieć,alenieodebrałatelefonuaninie
oddzwoniła.Niezostawiłemwiadomości,bojakmożnatakiewieściprzekazywaćzapośrednictwem
pocztygłosowej?

Beccabyła…poprostuzałamana.Niemogłemznieśćjejcierpienia.Zawszebyłatakajasna,żywai
urocza.Wtowarzystwieraczejcicha,alepełnaenergii.Ateraz?Słońcezgasłowjejuśmiechu,a
radośćżyciawyciekłazpotokamiłez.

Obejmowałamnietakmocno,żemiałemkłopotyzoddychaniem.Nawpółniosłemjąpotejsamej
wykładziniewewzórfleur-de-lisiwzdłużtychsamychniepasującychdoniczegoobrazówz
angielskichpolowańnalisy,cokiedyszliśmynapogrzebKyle’a.NaszczęścietrumnaBenastaław
innejsali,bochybabymtegonieprzeżył.Tasalabyłaciemnawa,ześcianamiwyłożonymidrewnemi
podłogąprzykrytąblado-grafitowymdywanem.Oświetlałyjąmosiężnelampy,naścianachwisiały
obrazyprzedstawiającerównienieadekwatnesceny,apośrodkustałytrzyrzędykrzeseł.

Noitrumna.Mahoniowaalbozjakiegośinnegobrązowegodrewna,zmosiężnymiokuciamii
uchwytami.GórnapołowabyłaotwartaikiedypodprowadziłemBeccębliżej,zobaczyłemBena.
Najpierwjegowłosy,czarneilśniące.Beccazaszlochałaiprzywarładomnie.Stanąłemnieruchomo,
gdypokonaliśmyostatnikrok.Staliśmynawprosttrumny,aBeccachowałatwarzwmoim
garniturze.

-N-n-niechcępatrzeć-wymamrotała.

-Toniepatrz-powiedziałem.-Przecieżwiesz,kimbył.

Zadrżałaipowoliodwróciłatwarz.Wyprostowałasięistanęłasamodzielnie.

Wygładziłaczarnądługąsukienkęiwidziałem,jaksięzbroi.Plecymiałaprostejakstruna,
odchylonągłowę,dłoniezaciśniętewpięści,jejoddechstałsięszybkiigłęboki.Stanąłemprzyniej,
splotłemjejpalcezmoimi,aonachwyciłasięichjaklinyratunkowej.Ściskałatakmocno,żebolało.

Patrzyłemnanią.Otworzyłaoczyipatrzyłatrochęnadtrumną,apotem,prawiesięhiperwentylując,
spuściławzroknaciałobrata.Byłubranywprosty,czarnygarnitur,białąkoszulęiczarnykrawat.
Włosymiałzaczesanedotyłu,amakijażwykonanytakstarannie,żeprawieniebyławidaćciemnego
sińcawokółszyi.

-Boże,b-b-byłbywściekłyzateng-g-g-garnitur.-powiedziała,potemzakryłaustadłonią.-Czemut-
t-t-torobimy?Pocosięt-t-t-takkatujemy?Ton-n-niejestBen.Nieumiałemjejodpowiedzieć.Po

background image

prostująobejmowałem.

PodszedłpandeRosaipołożyłBeccerękęnaramieniu.Wczorajwnocypowiedziałami,żegonie
wini,aleterazodtrąciłajegorękęicichojęknęła.

-Ojcze,n-n-n-nie.-Odsunęłasięodemnie,zatoczyłaiprawiezrzuciłakolażzdjęćBenazesztalugi
ustawionejwpobliżutrumny.

Zesmutkiempatrzyłem,jakodchodzi.Jejojciecspojrzałnamnieiwydawałomisię,żewidzęw
jegooczachcieńoskarżenia,jakbymprzyczyniłsiędorozluźnieniaichwięzi.Beccapowiedziała,że
niewiniEnziadeRosyzaśmierćbrata,alejejzachowaniemówiłocoinnego.Toniebyłamoja
sprawa,więczrobiłemjedynąrzecz,jakąmogłem:poszedłemzanią,objąłemjąipociągnąłemdo
krzesławostatnimrzędzie,przydrzwiach.Wiedziałem,żeznówucieknie.

Przyszedłksiądzistanąłprzednami.

-Drodzyzebrani-zacząłgardłowym,lepkimgłosem-zgromadziliśmysiętutaj,żebypożegnać
naszegobrata,BenjaminaAzizadeRosę.Jegożycieskończyłosięzaszybko,chybawszyscysięco
dotegozgodzimy.Nigdysiępewnieniedowiemy,czemuBenjaminpostanowiłodebraćsobieżycie,
aleitakopłakujemydziśjegośmierćicelebrujemyżycie…Beccazałkała,odchrząknęłainiepewnie
wstała.Ruszyłemzanią,kiedysięwyprostowałaipodeszładoksiędza,któryprzerwałwpółsłowai
patrzyłnaniązezdziwienieminiezrozumieniem.Spojrzałamiwoczyipotrząsnęłagłową,więc
wiedziałem,żejestwpełniświadomatego,corobi.Cofnąłemsiępodścianęisplotłemręcena
piersi,takjakbymrzucałwyzwaniekażdemu,ktochciałjąpowstrzymać.

-M-m-mójbratbyt-t-tegoniechciał.-Mówiłapowoli,trochęsztucznie,dziwnieakcentującsłowa.-
Niezniósłbytegog-g-głupiegogarnituru.Wściekłbysięzategłupiez-z-zdjęciaigłupiek-k-kwiaty.
Niesłuchałbynieszczerychs-s-słów.

Przepraszam.W-w-w-wolałby,żebyśmysięwszyscyupalili.Czegooczywiścien-nniezrobimy.I
dobrzew-w-wiemy,czemusiępowiesił.Miałkłopoty.Miałdepresję.Byłwściekły.M-m-m-myślał,
żeniemożeniczs-s-s-siebiedać.-Zamilkła,zamknęłaoczyizebrałasięwsobie.

WtedydopierozauważyłemKate.Zamiastczarnegostrojumiałanasobieobcisłąszmaragdową
sukienkędokolan.Włosyspięławskomplikowanywarkoczimiałamocnymakijaż.Dotarłodo
mnie,żeubrałasiędlaBena,niedlażałobników.

Oczymiałaczerwone,załzawioneiwściekłe.

Beccateżjązauważyłaizaczęłamówićdoniej.

-OpróczmnienajlepiejznałagoKate.Kochałagoiniemogłaznieśćjegoz-zzmagańzesobą.-
Beccaczęstomilkła,ztrudemwypowiadałasłowa,zmuszałasiędopłynności.Wszyscywstrzymali
oddech.-Napisałwliście,żem-m-muprzykro.

Żezawiódł…KateinaswszystkichAletakniejest.N-n-niezawiódłnas.Anirazu.

Tomyzawiedliśmyjego.Wszyscy.-Spojrzałanaojca,aonwyraźniesięwzdrygnął.Zmrużyłoczyi
popoliczkupopłynęłamułza.-Wszyscygoo-oosądzaliśmy.

background image

Chcieliśmygoz-z-z—zmienić.TylkoKategopoprostukochała.

Pozwoliłamuczućto,coczułiakceptowałag-g-g-go.-Zamknęłaoczy,gdyzacięłasięnaostatnim
słowie.

WtedyKategwałtowniewstała,ażzaszczękałymetalowekrzesła,iwybiegła.

Beccapopatrzyłazanią,apotemspojrzałazpowrotemnapodium,nadrewno.

Popatrzyłanamnieiwskazałanaswojątorebkę,którązostawiłanakrześle.

Wziąłemjąipodałemjej.Wyjęłakartkępapieruwlinię,złożonąnakilkoro,rozwinęłaiwygładziła
nadrewnianymblacie.

Westchnęłagłębokoiporuszałaustami,gdyprzelatywaławzrokiemsłowa,przygotowującsiędo
odczytaniaichnagłos.

-NapisałamtodlaBena.-Wiedziałem,jakietodlaniejtrudne,dzielićsięswojąpoezją.Aletobyło
jedyne,najlepsze,comogłamudać.

Nieopłakujęcię,braciszku.

Niejestemwżałobie.

Jeśliwprzyszłymżyciu

jestżal

albomiłość,

atynanaspatrzysz,

tonapewnojesteśzły.

Wściekły,

alejużspokojny.

Nieopłakujęcię,

braciszku,

aletęsknię.

Chciałabym,żebyśzostał

żebyśtakgwałtownienieodebrałsię

namwszystkim.

background image

Imnie.

Tęsknięzatobą,kochamcię,braciszku.Iprzepraszam.Przepraszam,żecięniekochałambardziej.

Niewiem,czyjesteśwlepszymmiejscu,bomożetylkowmawiamytosobienapociechę.

Tylejestdopowiedzeniaitakmałosłów.

Nieumiemwszystkiegowyrazić.Jeślitujesteś,jeślisłuchasz,mamnadzieję,żeznajdziesztamto,
czegoszukałeśtutaj.

Zmięłakartkęwręceiopadłanapodiumtakgwałtownie,jakbypłynneodczytanietychsłów
pozbawiłojąsił.Podbiegłemdoniej,przytuliłemdopiersiiwyprowadziłem.Zwisłabezwładniew
moichobjęciach,więcwziąłemjąnaręce,pilnując,żebysukienkaniepodjechałajejdogóry.
Wyniosłemjąztejsali,zdomupogrzebowegoiposzedłempoddrzewo,podktóreuciekłaNellw
czasiepogrzebuKyle’a.TampoznałaColtona.No,porazdrugi,boprzecieżkiedyśwszyscygo
znaliśmy.

SiedziałatamjużKate,wgłębokimcieniugałęzi.Beccawyrwałamisiędelikatnieipodeszłado
mniej,ajausiadłemprzednimi.

-Jagoniekochałamtakjakmówiłaś-wypaliłaKate.-Jateżzawszechciałamgonaprawić.Sprawić,
żebybyłlepszy.

-Aleitakgoakceptowałaś.K-k-kochałaśgo,mimożebyłtakipopaprany.

-Niebyłpopaprany,byłpoprostuBenem.

-Samawidzisz-Beccazmusiłasiędomałego,smutnegouśmieszku.-Ot-t-tymmówię.

Zapadładługacisza.Katesiedziałapotureckuigapiłasięnatrawę,przesuwającwdłoniach
pojedynczeźdźbła.Przesunąłemsię,żebyusiąśćprzyBecce,bopoprzedniosiedziałemtak,że
widziałem,żeKateniemanasobiebielizny.Tawiedzaniebyłamidoniczegopotrzebna.

-Jestemwciąży-wyszeptałaKate.Beccagwałtowniepodniosłagłowę.

-Co?

-TodlategoBensięzabił.Niemógłtegoznieść.Myślał,żezniszczyłmiżycie.

Nam.Powiedział,żedzieckobędzietakie,jakon.Żeniedaradybyćojcem.

Dowiedziałamsiędzieńprzed…Dzieńprzed.Powiedziałammu,aon…Nigdyniewidziałamgotak
wściekłego.Alebyłwściekłynasiebie,nienamnie.Zdemolowałmieszkanie,prawiemnieuderzył.
Bałamsię.Niebyłsobą,byłpoprostu…szalony.

-Wciąższeptałaiprawiejejniesłyszałem.-Kiedydoniegodotarło,żezrobimikrzywdę,opamiętał
się.Następnegodniaranowyszedł.Niewiem,dokądposzedł.

background image

Byłominiedobrze.Rzygałamtak,żeprawieniemogłamoddychać.Przezkilkagodzinniemiałam
siływstaćzpodłogiwłazience.TowtedywysłałamciSMSzprośbą,żebyśgoposzukała.Boże,
Becco,nigdybymniepomyślała.Niespodziewałamsię,żetozrobi…-Rozszlochałasięiosunęła
sięnabok,takżewylądowałagłowąnakolanachBecki.

Beccazebrałajejwłosyzczołaipłakałaznią.Cichoszlochała,ałzyskapywałyjejztwarzy.
Poczułem,żeściskamniewpiersi,wżołądku.PatrzenienabezradniepłaczącąBeccęto
najtrudniejszarzeczwmoimżyciu.Wiedziałem,żeniemogęjejpomóc,ukoić.Taświadomośćbyła
chybajeszczegorsza.

PojakimśczasieKateucichła,otarłaoczyinos,ałzyzostawiłyśladnajejbladejskórze.

-Comamrobić?Jak…Jakmamtozrobić?-spytała.Beccapatrzyłanamnie,wmilczeniubłagająco
jakąśpodpowiedź.

-Będzieszpoprostużyć.Zdnianadzień.Tylkotylemożemyzrobić.-Niemogłemznieśćtych
frazesówwswoichustach.-Jesteśczłonkiemrodziny.Niebędzieszsama.Pomożemyci,jaktylko
będziemymogli.

-Myślałamoskrobance.Tylkootymmogęmyśleć.Urodzićtodzieckoczynie.-Głosjejsię
załamał,więcodchrząknęłaimówiładalejdrżącymszeptem.-Alemuszęjeurodzić.Onalboona
będziejedynym,comizostałopoBenie.Boże,onodszedł,ajamuszętozrobićsama.-Zacisnęła
palcenaźdźbłachtrawyimocnoszarpnęła.Mówiładalejprzezzęby:-Jestemnaniegotakazła.Taka
wściekła.

Zostawiłmnie.Niezginąłwwypadku,nieodebranomigo.Zostawiłmnie.Zpremedytacją.
Nienawidzęgozato.Jestemzłymczłowiekiem?Jestemtakwściekła,żemniezostawił,niemogę
tegoznieść.

-Jat-t-teżjestemz-z-zła-szepnęłaBecca.-Wiem,cotamp-p-powiedziałam,alejestemwściekła.
Stchórzył.Nienawidzęs-s-siebiezatemyśli,alet-t-t-toprawda.

-Możeciemyślećwszystko-powiedziałem,znówczującsięjaksiewcabanału.

Kolejnadługachwilaciszy,poktórejKatepodniosłasięnaroztrzęsionychnogach,wygładziła
sukienkę,wsunęłastopywczarneszpilkiizwiązałakasztanowewłosywluźnykucyk.Itakpoprostu
byłaznówsobą.Oczymiałasmutne,alesuche.

-Muszęiść.Dziękujęwamobojgu.Wstałemiszybkojąobjąłem.

-Dzwońdonas.Jakbyśczegośpotrzebowała,okażdejporze.

Pokiwałagłową.

-Zadzwonię.-Iodeszła,sunącprzeztrawęnadługichnogach.

Beccawyciągnęładomnieręce,więcpociągnąłemjąwgórę.Przytuliłasiędomnieiwtulonaw
mojąpierś,wciągnęłagłębokopowietrze.

background image

-Zabierzmniedodomu.

Godzinępóźniejbyliśmyjużwnaszymmieszkaniu.Zdjąłembutyigłupieskarpetkidogarnituru,w
którychślizgałemsięnapopękanejbiałejwykładziniewkuchni.Ściągnąłempłaszcz,szarpnąłemza
krawat,żebygorozluźnić,alenaglepoczułemnaramieniurękę,odwracającąmniedosiebie.

Obróciłemsięnapięcie,aBeccajuższarpałazamójkrawatiściągałago.Oczymiaładzikiei
zdeterminowane,austarozchylone.Szarpałasięzguzikiem,potemnastępnym,apotemwarknęłai
jednympociągnięciemrozpięłacałąkoszulę.Kilkaguzikówsięrozpięło,aresztasięposypałana
podłogę.

-Coty…?-Niedałamiszansynazadaniepytania.Zaatakowałamnie,całowałazdesperacją,której
niedoświadczyłemnigdywcześniej.Mojazniszczonawizytowakoszulawylądowałanapodłodze,za
niąprzeleciałprzezkuchniębiałypodkoszulek,pasekzostałwyrwanyzeszlufek,aspodnie
wylądowałymiprzykostkach.

-Chcęcośp-p-p-poczuć-szepnęłamidouchazachrypniętym,zdartymgłosem.-C-c-c-cokolwiek.
Proszę.

Niemiałemszansyodpowiedzieć.Zanimzdążyłemsięzorientować,cosiędzieje,zdjęłasukienkęi
bieliznę.Obojebyliśmynadzy,ajaniepewnieszedłemprzezkuchnię,niosącBeccę.Zwisałamiz
szyi,nogamioplotłamniewpasie;ustaprzyciskaładomoich.Jęczałem,gdymniepożerała,gryzła
mójjęzyk,skubaławargi.

Pałcewbijałamiwskórętakmocno,żewiedziałem,żezostanąmisiniaki.Potemsięgnęłamiędzy
nasinakierowałamniewsiebie,unoszącbiodra,wspartenamoich.Opadłanamnietakmocno,że
kawałekciaławbitywniewielkąprzestrzeńwydałdźwiękwręczodbijającysięechem.Znówsię
zachwiałemiobróciłemsięwmiejscu,żebyposadzićjąnablacie,plecamidoobłażącejzfarby
białejszafki.

-Nie,nie.Więcej.Chcęwięcej.-Naparłanamnie,ajająpodniosłem,przeszedłemprzezkuchnięi
przycisnąłemdościanywprzedpokoju.-Tak,otak!

Lekkonaniąnaparłem,przytrzymującjąprzyścianieizacząłemdelikatniecałować,żebyjątrochę
spowolnić.Warknęła,zacisnęłaramionanamojejszyi,podniosłasię,anastępnieopadłazpełnym
satysfakcjijękiem.Oderwałaustaodmoichwargijęczałamiwpoliczek.

-Dołóżka.-Podnosiłasięiopadałajakmaniaczka,narzuciłatempo,któregoniemogłem
dotrzymaćnastojąco.

Zaniosłemjądonaszegopokojuiopadliśmynałóżko.Niemogłemsięnawetwyciągnąć,bojuż
przerzuciłamojeręcenadgłowę,ajejbiodraślizgałysięnamoich.

Oparłaczołoomojewwyraziejakiejśdesperackiejulgi,gdywróciładoswojegopiekielnego
tempa.

Jejpiersiocierałysięomojąklatkępiersiową,audamiękkiejakaksamitmuskałymojąskórę.
Dyszałamidoust,ujeżdżałamniewdzikim,szaleńczymzatraceniu.Byłotopodniecającei

background image

przerażającejednocześnie,bomiałanieswojeoczy,jakbybyłaopętana.Wydawałymisięzwierzęce,
rozwścieczone,aonawyprostowałasięnamnie,unosiłasięiopadałaniestrudzenie,wsunęładłonie
wewłosy,ajejpiersipodskakiwałyzkażdymruchemjejciała.Boże,byłatakzniewalającopiękna,a
wyglądwściekłejboginibyłczymśzupełnienowym,niewidziałemjejtakiejnigdywcześniej.Nie
dawałaminic,tylkobrała.Trzymałemjązabiodraipozwalałemsięujeżdżać,nieśmiałemsię
odezwać,szepnąćczychoćbyodetchnąć.Zagarnęłamniecałego,wprowadziłasięwstan
orgazmicznegoszału,krzyczałaprzezzaciśniętezęby,apotemzawodziła,zgłowąodrzuconąwtył,
zwygiętymiplecami,podskakującymipiersiami,ażwkońcuijasięwtympogrążyłem,dawałemjej
więcejiwięcej,mocniejimocniejażdoszładrugiraz,apóźniejtrzeci,bomojadziewczynamogła
szczytować,dopókicałkiemnieopadłazsiłiniemogłasięjużdalejruszać.Napiąłemmięśniei
zamknąłemoczy,żebyniepatrzećnajejciałonademną.Starałemsiępowstrzymywać,choć
wchodziłemwniąnajostrzej,jakmogłem.Opadłanaprzód,położyłamidłonienapiersiiweszław
nowyschemat:niepodnosiłasię,tylkoocierałasięomniełechtaczkąiznówdoprowadziłasiędo
krawędzi.Szerokootworzyłaustaiwydawałaochrypłewestchnienia,zamknęłaoczyiuniosłabrwi,
ajapatrzyłem,boniemogłemsiępowstrzymać.Becca,zawszehojna,wkońcuwzięłacośdlasiebie.
Niedokońcatorozumiałem,alepotrzebowałatego,więcgotówbyłemjejtodawaćrazzarazem,aż
będziezaspokojona.

Sturlałasięzemnie,położyłasięnaplecach,amnietrzymałazaramionaipociągnęłamniena
siebie,złapałamniezatyłekipopchnęłanaprzód,wsiebie.

Oplotłasilnenogiwokółmojegopasaizacisnęła,ciągnęłamniedosiebie,angażującwtokażdy
mięsień.Obejmowałamniezaszyjęiniechciałapuścić,więcprzycisnąłemustadojejramienia,
objąłemdłońmijejgłowęnawysokościuchaiwszedłemwtenniemalagresywnyrytm,ostry,
sprośnyiniezmordowany,aleonatylkobłagałaowięcej.

Wzięłatosobie,wbiłapalcewmojeramięidoszłakolejnyraz,szczytujączogłuszającymkrzykiem.
Powstrzymywałemsiętakdługo,żeczułembólipotrzebowałemjużspełnienia,aleonajeszczeze
mnąnieskończyła.

Odepchnęłasię,odwróciłasięioparłanaczworakach,wypinającdomniepupę.

Boże.Cholera.Niewiedziałem,cotakiegojestwtymwidoku,alezawszemnierozwalał.
Doprowadzałmniedoszaleństwajejpiękny,jędrnytyłekiwilgotnewargi,mokreodmiłości,od
pieprzeniasię.Wdarłemsięwnią,aonapodłożyłasobiepoduszkępodbrzuch,drugązacisnęław
dłoniachinapierałanamnie,odpowiadającnakażdemojepchnięcie,awmieszkaniurozlegałosię
echemuderzanienaszychciałosiebie.Znówmiałaorgazm.Tymrazemmocnozacisnęłamięśnie,a
jabyłemwniejbardzogłęboko.Jęknęławjakiśtakiszczególnysposób,natarłanamniepośladkami
iwyszeptałamojeimiętak,żejużbyłopomnie.Niemogłemsiępowstrzymywaćanichwilidłużej.
Zatraciłemsięwniej,mruknąłem,wyszedłemzniejinaparłemtakmocno,żeażjęknęła,alebyłoto
raczejztrudemwydyszane„tak!”niżból.Zakołysałasięnaprzód,runęłazpowrotemnamnie,potem
jeszczeraz,ajarozlewałemsięwniej,falazafalą.Zaciskałasięnamnie,drżała,krzyczała
zachrypniętymgłosem,przyciskaładomnieciemnąskóręiwogólejejnieprzeszkadzało,że
zaciskampalcenajejbiodrachzmiażdżącąsiłąizostawiamsiniaki.Nacierałanamniezkażdym
moimspazmatycznymskurczem.

Zwestchnieniemopadłanałóżko,przewróciłasięnaplecy,apotemwyciągnęłarękęiostro
pociągnęłamniedołóżka.Znalazłaswojeulubionemiejsce:ułożyłasięwzałamaniumojegolewego

background image

ramienia,przerzuciłanademnąprawąnogę,rękępołożyłaminiskonabrzuchu,ajejgorącyoddech
owiewałmiszyję.

-Dziękuję,skarbie-szepnęła.-Potrzebowałamtego,właśnietak.Wiem,żebyłoostro,aletak
chciałam.

Zaśmiałemsię.

-Tobyłchybanasznajostrzejszyseks.Pokiwałagłową.

-Ch-chybatak.Terazmożez-z-zasnę.Mamnadzieję.-Byławyczerpana,bezsilna.

Przytulałemjąiszeptałem,jakbardzojąkocham.Wkońcurytmjejoddechusięzmieniłijużspała.I
śniła.Wtedyteżjąprzytulałem.

background image

JASON

Skutki

Miesiącpóźniej

ZBeccąniebyłodobrze.Przezchwilęmyślałem,żejużidziekudobremu.Żedajeradę.Alepóźniej,
jakieśdwatygodniepośmierciBena,pojegosamobójstwie,zacząłsięregres.Nigdynieprzestała
sięcałkiemjąkać,alezdecydowaniebyłanadobrejdrodzedorozwiązaniategoproblemu.Mniejsię
jąkała,mniejzacinała,chociażzdarzałosię,żebrzmiała,jakbyczytałazkartki.

Całajejrodzinabyłaprzybita.Rodzicewzięliurlopy,aztego,cowiedziałemopaństwudeRosa,
byłatosytuacjazwiastującaniemalapokalipsę.ŚmierćBenadotknęławszystkich.Całenasze
miasteczkobyłowszoku.Benawszyscyznali.

Zawszesiękręciłwpobliżu,zawszemiałjakieśniecneplany,alezawszebyłmiły.

Widocznienieobnosiłsięzeswoimiproblemami,więcjegosamobójstwobyłowstrząsem.Ludzie,
którzygonieznali,anawetnielubili,chodzilinaterapię,żebyuporaćsięzżałobą.Rodzicezaczęli
siębardziejinteresowaćemocjamidzieci.Aletygodniemijałyiżyciewracałodonormy.Rodzice
Beckiwrócilidopracy,Katedoszpitala;regularniechodziłanawizytylekarskie.

TylkoBeccazostała.Stopniowomówiłacorazmniejimniej.Zaczęłosięodtego,żeodpowiadałami
corazkrótszymizdaniami.Najpierwzurywanych,pełnychzająknięćodpowiedzizrobiłysiętrzy-
czterowyrazowereakcje,wkońcuodpowiadałapółsłówkami,ażwreszcie…Zamilkła.Zastawałemją
włóżkuoósmejrano,zchusteczkądonosazaciśniętąwręce,zszerokootwartymioczami,
wpatrzonągdzieśwprzestrzeń.Oddwóchlatmieszkaliśmyrazeminigdyniewiedziałemjejwłóżku
pogodzinieszóstejrano,nieważne,czybyłaśroda,czyniedziela,lutyczylipiec.KiedyBensięzabił,
decydowała,najakiuniwersytetpójdziepozrobieniulicencjatu.Ateraz?Zamarła.Najejbiurku
leżałystosynieotwartychkopertzuniwersytetów,któreinformowałyoprzyjęciujej.

Nieprzeczytanepodręcznikistałynapółce.Chodziładopracyinatymkoniec.

Zresztąpoprosiłaozmianęzakresuobowiązkówiterazwypełniaładokumentacjęirobiłarzeczy,
któreniewymagałykontaktówzludźmi.

Kiedyśzłapałemjąwdrzwiach,jakwychodziła.Koszulęmiałatakkrzywozapiętą,żedwaguzikina
dolewogóleniemiałyswoichdziurek.

Następnegodniawcześniejwróciłemztreningu,aonasiedziaławłóżku,półgodzinyspóźniona.
Nigdy,wczasiepięciulatnaszegozwiązku,anirazunigdziesięniespóźniła.

Natymetapiejużwogólesiędomnienieodzywała.

Kiedyocośjąpytałem,ocośnormalnego,naprzykładczywidziałagdzieśmójzegarek,odchodziła
bezsłowaiwracałazzegarkiem,zamiastmipowiedzieć.Naprostepytaniaodpowiadałakiwnięciem
albokręceniemgłową.Aczasemwogólenieodpowiadała.Gapiłasięnamnieprawiebezmyślnie,
jakbyniesłyszała.

background image

Anirazuniewidziałem,żebypisaławnotesie.

Wkońcuniemogłemjużtegoznieść.Zastałemjąsiedzącąnałóżkuzchusteczkąwjednejręceiz
telefonemwdrugiej.Maniakalnieprzesuwałapalcempowyświetlaczuioglądałazdjęcia,azkażdym
zdjęciemnajejtwarzypojawiałsięwyrazcorazwiększejpaniki.

Usiadłemobokniej,poturecku,zrękaminakolanach.

-Szukaszjakiegośzdjęcia?-Pokiwałagłową,nawetnamnieniepatrząc.-Którego?

Wtedyzrobiłacoś,czegonigdywcześniejniewidziałem:zamigała.Kiedyśmimówiła,żegdybyła
małainiepotrafiłasięwypowiedziećustnie,migała,aleprzestałaużywaćtegojęzykawczwartej
klasie.

Nieznałemnawetalfabetu.PrawąrękęułożyławkształtliteryL,przyłożyładoczoła,apotem
przesunęładolewejręki,którawskazywałanamniealbopokazywałacyfręjeden.

-Nieznamjęzykamigowego.

Pokręciłagłowąidalejprzewijałazdjęcia.Próbowałemzabraćjejtelefon,alewyrwałamisięi
odwróciłaplecami.Patrzyłemjejprzezramię,azdjęciezazdjęciemprzelatywałoprzezekran.
Autoportrety,naszezdjęcia,onaiNell,jakieśprzypadkoweprzedmioty…Dotarładokońca,ostatni
obrazekniechciałsięprzewinąć.Próbowałakilkakrotnie,jakbyniemogłazrozumieć,żewięcejnie
ma.

Pisnęłairzuciłatelefonnałóżko,alenatychmiastgopodniosłaikliknęławikonkęFacebooka.
Otworzyłaswójfacebookowyalbumiodnowazaczęłaprocespanicznegoprzeglądaniazdjęć.

-Skarbie,odezwijsiędomnie.Czegoszukasz?-Zrobiłatensamgestcopoprzednio:prawarękaw
kształcieliteryLiruchodczoładowskazującejcoślewejdłoni.-Niewiemcotoznaczy.

Odezwijsię,proszęcię.

Pokręciłagłowąidalejprzeglądałazdjęcia.Kiedydotarładoichkońca,jęknęłaprzezzaciśnięte
zęby,przyłożyłatelefondotwarzy,aramionajejdrżały.Naglejakbyprzyszłojejcośdogłowy.Z
powrotemzalogowałasiędoFacebooka,weszłanaprofilKateiznalazłajejzdjęcia.

Wtedydomniedotarło.

-SzukaszzdjęćBena?-Pokiwałagłową.Przeglądałaalbumihuśtałasięwrytmprzesuwanychzdjęć.

Kateusunęłazeswojegoprofiluwszystkiejegozdjęcia.Niezostałoanijedno.

Beccagłośnokrzyknęłaicisnęłatelefonemprzezcałypokój.Odbiłsięodściany,robiącwniej
dziurę,ażpopękałwyświetlacz.

Objąłemjąiprzycisnąłemdopiersi.Zaczęłasięmiotaćwtymuścisku,krzyczećiwalićmniewpierś
takmocno,żeażbolało.

background image

-N-n-n-n-niep-p-pamiętam,jakonw-w-w-w-wygląda.N-n-n-n-niepam-m-mmiętam!

-Trzęsłasięjakosika.

Odtygodnianiewypowiedziaładomnietylusłów.

-Znajdziemyjegozdjęcia,obiecuję.Napewnotwoirodzicejakieśmają.Mogęterazponiejechać,
jeślichcesz.

-Wszyscygoz-z-z-zapomnieli-szepnęła.-NawetK-k-kate.Ija.W-w-wwszycy.

Niep-p-p-pamiętam.Od—d-d-dszedł,jakbygon-n-n-nniebyło.

-Pamiętaszgoprzecież!Naprawdę.Pamiętasz,jakibył.Kimbył.-Objąłemjąmocno,aona
znieruchomiała.-Kiedyumarłmójdziadek,taksamosiębałem.

Bardzokochałemdziadka.Ojcamamy.Byłmojąulubionąosobąnaświecie.

Mieszkałnapółnocy,międzyGraylingaMackinawBridge.Miałzedwadzieściaakrówziemi.

Konie,motoryimnóstwosuperowychrzeczy.Jeździłemtamzawszelatemnakilkatygodnii
mogłemrobić,cochciałem.Chodziliśmynapolowania,łowiliśmyryby,jeździliśmynaprzejażdżki,
ajacowieczórmogłemsiedziećdopółnocy.

Któregośdniadziadekumarł.Nagle,poprostuodszedł.Miałzawał.Płakałemprzezwieledni.Tata
mniezlałnakwaśnejabłkozamazgajstwo,alemiałemtogdzieś.

Kochałemdziadka,aonumarł.Apotem,jakiśmiesiącpojegośmierci,miałematakpaniki,bonie
mogłemsobieprzypomnieć,jakwyglądał.Myślałem,żetoznaczy,żegoniekochałemalbożeonim
zapominam.Razwżyciutatapowiedziałmicoś,comipomogło.Żetrzebazapomnieć,jakoni
wyglądali.Wprzeciwnymrazienienauczymysiębeznichżyć.Wtensposóbtwójmózgmówici,że
czasspróbowaćiśćdalej.Niezapominać,kimbyli,ależyćmimowszystko.

AleBeccajeszczegłębiejzapadałasięwsobie.

-Czemum-m-m-mniez-z-zostawił?Czemu?

Jakmiałemnatoodpowiedzieć?Żestchórzył?Nienajlepszypomysł.Jegosamobójstwobyło
niespodziewane,tragiczneizszokowałowieleosób.TeżbyłemwściekłynaBena,jakBeccaiKate.
Czułemsięniewporządku,myśląctak,jakbymniemiałwsobiedośćwspółczucia,aletakwłaśnie
sięczułem.Wtakichchwilach,gdyBeccasięrozpadałanakawałki,nienawidziłemBenazato,co
zrobił.

-Niewiem.Teżchciałbymwiedzieć.

Ucichła,awkońcuzasnęławmoichramionach.Położyłemjąnałóżkuiokryłem.Przespałacałyten
dzień.Nazajutrzbyłponiedziałek,akiedydoósmejranoniewykazałażadnychoznak,żezamierza
wstać,zadzwoniłemdojejbiuraipowiedziałem,żesięrozchorowała.Chybarozumieli,comamna
myśli,boniezadawalipytańaninieprotestowali.

background image

Zostawiłemjąwłóżkuiposzedłemnatreningznadzieją,żejakwrócę,będzienanogachiczymśsię
zajmie,aletaksięniestało.Nadalleżaławłóżku,choćniespała.Gapiłasięwsufit.Stałemw
drzwiachidługonaniąpatrzyłem.Niezauważyłamnie.Sercemipękałozanią,zanas.Jakby
przestałażyć.

-ChybapowinnaśznówpójśćdodoktorMalmstein-powiedziałem.

Spojrzałanamnie,zmarszczyłabrwiizdecydowaniepokręciłagłową.

-KazałaśmiiśćpośmierciKyle’a.Pamiętasz,copowiedziałaś?Czywiem,cospotkałoNell,kiedy
niepozwalałasobiepomóc.

-Dajmispokój-powiedziaławyraźnie,jakbygoryczumożliwiłajejpłynność.

-Nie.Niemogę.Wiesz,żeniemogęiżetegoniezrobię.

-Toco,zaciągnieszmnie?-spytała.

-Jeślibędęmusiał.-Usiadłemnaprzeciwkoniejnałóżku,alepozwoliłemjejsięodsunąć.-Za
bardzociękocham,żebycinatopozwolić,Rebecco.

Łypnęłanamniewściekle,nieznosiła,kiedynazywałemjąRebeccą.

-P-przestań.

-Nie.Przykromi.-Ściągnąłemzniejkołdrę,wziąłemjąnaręceizaniosłemdołazienki.

Nieprotestowała,kiedyposadziłemjąnazamkniętymsedesie,aleobserwowałabacznie.Włączyłem
prysznic,puściłemgorącąwodę,apotemdostosowałemtemperaturę.

-C-c-coty…-Przerwała,kiedyzaciągnąłemzasłonęprysznicową,apotemodskoczyła,gdy
podciągnąłemdogórypodkoszulek,wktórymspała.

Uniosłembrwi,kiedysięwyrwałaiskrzyżowałemramionanapiersi.

-Albowejdzieszpodtenprysznicsama,albozrobiętoniepodobroci.

Podniosłabrodęizacisnęławargi:

-Dajspokój!Westchnąłem.

-Kochamcięiniepozwolęciprzestaćżyć.

Wtedysięzawahała,podbródekjejzadrżał,oczyzalśniły,alejeszczeciaśniejobjęłasięramionamii
wcisnęłasięwkątłazienki.Złapałemjązabiodra,przycisnąłemdosiebie,objąłemwpasiei
przysunąłemustadojejpoliczka.

-Ostatniaszansa,skarbie.Wejdziesztam,czycisiępodoba,czynie.

background image

Oparłasięomnieczołem.

-Proszęcię,dajmitrochęczasu.

-Dałbym,gdybymwidział,żepodejmujeszjakiśwysiłek.Aletysięzapadasz.

Niemampomysłu,cowięcejzrobić.

-Więcsiłąw-w-w-wrzuciszmniep-p-podprysznic?

-ZabioręcięnawizytędodoktorMalmstein.Otwieragabinetzagodzinę,sprawdziłem.

-Aj-j-j-jeśliodmówię?

-Tocięzaniosęibędęsiedziałpodgabinetem,takdługo,jakbędzietrzeba.

Dobrzewiesz,żepomogłanamobojgu.Totypowiedziałaś,żemusimyotymrozmawiać.Teraz
samategopotrzebujesz.Musiszpowiedziećkomuś,ktobędzieumiałcośporadzić.Zróbcośztym.
Dlamnie,jeśliniedlasiebie.

-Zerwieszzemną,jeśliniepójdę?-Wyszeptałatesłowawmójpodkoszulek.

-Nigdyztobąniezerwę,chybażemniezdradzisz,aletegobyśniezrobiła.

-Nigdy.Nigdy!-Wkońcunamniespojrzała.-Kochamc-c-cię.Bardziejniżccc-cokolwiek.

-Więcdajsobiepomóc.Proszęcię.

-Bojęsię.

Zmarszczyłembrwi,bonierozumiałem.

-Czego?

-Żeonamipowie,żetoźle,żegonienawidzę.Żejestemnaniegotakkurewskowściekła.-Cedziła
przezzaciśniętezębyiwypowiadałazapisanewgłowiesłowa.

-Bojęsię,że…skończęjakNell.Żebędęsobierobićkrzywdę,żebypoczućcokolwiekinnego.
Czasemtegochcę.Terazjużrozumiem,czemutorobiła.

Sercemisięścisnęło,ażołądekzwinąłsięwsupeł.

-Zrobiłaśto?Cięłaśsię?

Pokręciłagłowąispojrzałamiwoczy,żebymwiedział,żemówiprawdę.

-Nie.P-p-przysięgam.Alemyślałamotym.

-Kolejnypowód,żebyiśćdopaniMalmstein.Łazienkabyłajużpełnapary,którawirowaławokół
nas,zamgliłalustro,anaszeubraniastałysięwilgotne.Beccajeszczesięwahała,alepotemodsunęła

background image

sięodemnie,zdjęłakoszulkę,majtki,potemweszłapodprysznic.Odetchnąłemzulgą,kiedy
zobaczyłem,żemyjewłosy.Możebędziedobrze.Może.

background image

JASON

Lipiec

Postępybyłypowolne.ChodziładodoktorMalmsteinrazwtygodniuiwidocznietamzaspokajała
potrzebęmówienia,bodomnienadalodzywałasięrzadko.Doinnychrównież.Kiedyjużmówiła,
byłotopłynne,aleniebardzomnietopocieszało.Znówpisała,todużaulga.Przynajmniejmogłasię
wyrazićwjakiejśformie.Zaczęliśmyostatnirokstudiówiwydawałosię,żeBeccawróciładosiebie,
alerobiłatoraczejautomatycznie,zprzyzwyczajenia.

OddniapogrzebuBenanieuprawialiśmyseksu.Niechciałemnaniąnaciskać,zmuszaćjej,popędzać.
Dostawałemświrazwyposzczenia,alewiedziałem,żeonacierpiistarałemsiębyćwyrozumiały.Nic
niemówiłem,niezgłębiałemtematu.

Przezwiększośćczasuprzebywaławswojejwłasnej,zamkniętejprzestrzeni,akiedychciałemją
czymśzająć,reagowałatylko,kiedybyłotokonieczne.

Któregośrankaobudziłemsiędobrzeprzedświtem.Szareświatłowpadałoprzezrozsunięteżaluzje
wychodzącenaulicę.Beccaspałaobokmnie.Ciemnefalewłosówrozsypałysięnabiałejpoduszce,
atwarzmiaławyjątkowospokojną.

Leżałanaplecach,ztwarzązwróconądomnie,oddychałapowoliispokojnie,ajejpierśwznosiłasię
iopadała.Przewróciłemsięnabokipołożyłemtwarządoniej.

Przezmomentdotykałemjejbrzucha,apotemprzesunąłempalcempoliniiszczęki.

Zadrżała,alesięnieobudziła.Przysunąłemsiębliżejipodkołdrądotykałemnogamijejnóg.
Włożyłemdłońpodrękawjejpodkoszulka,apotemdotknąłemuda.Podniosłemtrochębluzkę,żeby
poczućciepłojejskóry.Późniejprzeniosłemsięnabok,nażebra.Usłyszałem,żeoddychainaczeji
spojrzałemnanią.

-Nieprzestawaj-wymamrotała.

-Przepraszam.Niechciałemcięobudzić.-Zastygłemzdłoniąnajejkościbiodrowej.

-Nieszkodzi.Dotykajmnie.P-p-podobałomisię.Proszę.-Przesunęłasiębliżej.

-Niechcę…zaczynaćnic,naconiejesteśgotowa.Położyładłońnamojejdłoniizobaczyłemwjej
oczachłzy.

-Jamyślałam…Żej-j-jużmnieniechcesz.Bojestemp-p-pokopana.

Poczułempodpowiekamisłonełzy.Tylkonawykicałegożyciasprawiły,żeniepopłynęły.

-Skarbie.Nie.Nie!Myślałem,żetyniechcesz.-Wziąłemgłębokiwdechiskupiłemsię.-Cierpiałaś.
Myślałem,żeniemaszochoty.

-Samaniewiem.Chybaniemiałam.-Splotłapalcezmoimiiprzesunęłanaszezłączonedłoniena

background image

swójbrzuch.-Aleterazciępotrzebuję.Muszęsięp-pprzekonać,żewciążmniech-ch-chcesz.

Zwyklenatymetapieprzejmowałakontrolę.Uwielbiałem,gdytorobiła,kiedypokazywałami,jak
bardzomniekocha.Winnychsytuacjachbyłatakskromna,cichaiuprzejma,żekiedywsypialni
traciłanadsobąpanowanie,doprowadzałamnietymdoszaleństwa.

Terazzrozumiałem,żepotrzebujeczegośinnego.Przysunąłemsiębliżej.Niepołożyłemsięnaniej,
aleleżałemnabokuipatrzyłemjejwoczy.Musnąłemustamijejkośćpoliczkowąiprzesunąłemsię
dokącikaust.Pocałowałemją.Cichowestchnęłaiwstrzymałaoddech.Jednądłońpołożyłanamoich
żebrach,adrugąwsunęłamiędzynas.Dotykałemjejust,jejjedwabistejskórymoimispierzchniętymi
wargami;szorstkiedomiękkiego.Poczułemciepłoiwilgoćinieśmiałozłączyłemnaszeustarazem,
zjednoczyłem.

Nieodwzajemniłapocałunku.Leżałaobokmniejakzamurowanaipozwalałasięcałować,delikatnie
rozchylaćjejustajęzykiem.Odsunąłemsię,ująłemjejtwarzwdłonieijeszczerazpocałowałem,
tymrazemgłębiejipewniej.Poruszyłapalcamiinareszcieuruchomiławargi,otworzyłasięnamój
pocałunekiodwzajemniłago.

Lekkopopchnąłemjąnaplecyipołożyłemsięnaniej.Jednąrękępołożyłaminaramieniu,drugąna
karkuicałowałamnie.

Niecierpliwiłemsię,alepanowałemnadtym,spychałemteuczucia.Szarośćzaoknemzmieniłasięw
zamglonyróż,amywciążsięcałowaliśmy,jakzaczasów,gdylinienapiaskuniezostałyjeszcze
przekroczone.Wpocałunekwkładałemcałąmiłośćipożądanie.Całowałemją,żebypokazać,jak
bardzozaniątęskniłem,kiedybyłaobecnafizycznie,alenieemocjonalnie.Terazwracaładomniei
całowałemjąnaprzywitanie.

Wsunęłamipalcewewłosyiwbiłapaznokciewplecy.Potemobjęłamnienogąidałaznak,żeczas
znówprzekroczyćgranice.Podsunąłemwgóręjejkoszulkęirozłączyliśmysię,żebyjązdjąći
odrzucićnabok.Niebyłomiędzynamijużnic,tylkojejjędrna,śniadaskóra,sztywnebrodawki,
zagłębienietaliiipiersiodużych,ciemnychaureolach,któregrawitacjarozsunęłanaboki.Trzymała
obiemarękamityłmojejgłowy,ajapocałowałemjejramię,apotemprzesunąłemsięnaszczyt
piersi.

Zaparłojejdech,ajaszedłemdalej.Przesunąłemjęzykiempowzwiedzionejbrodawce,którajeszcze
bardziejstwardniałapoddotykiemmoichustizesztywniałapodwpływemoddechu.Drugą
doprowadzałemdotegosamegostanumuśnięciemkciuka,okrążałemjąopuszkiempalca,apotem
delikatniezłapałempaznokciami,podczasgdydrugąskubałemwargamiizębami.

-Proszę…-westchnęła.Niebyłempewien,ocoprosi.

-Powiedz,czegochcesz.

-Chcęwięcej.-Potarłałydkamiomojenogi.-Dajm-mi…P-p-pokażwięcej.

Przesunąłemustamipojejdrugiejpiersiiwziąłembrodawkęwusta.Potemruszyłemwdół,
pocałowałemjąmiędzypiersiami,podnimi,apotemjechałemdalej,całowałemjąwbrzuch,w
każdebiodro…Iniżej.

background image

Zorientowałasięcodomoichzamiarówirozsunęłanogi,zamykającmniepomiędzynimi.
Otworzyłasiędlamnieibyłagotowanawszystko,cochciałemjejdać.Chciałaczuć,uciec,na
chwilęoderwaćsięodziemi,zatracićwfalachekstazy.

Iwłaśnietozamierzałemjejzapewnić.Falazafalą,ażbędziemniebłagała,żebymprzestał.

Pocałunkamilekkimijakpiórkoznaczyłemtrasęodudadokolana,potemprzeskoczyłemnadrugie
kolanoiprzesunąłemjęzykiempownętrzujejnogiażdotegozagłębieniamiędzybiodrema
wargami.Lekkowygięłaplecywłuk,żebymnieośmielić.Pocałowałemjejmniejszewargi,
rozchyliłemjeustamiiwsunąłemwniąjęzyk.Wydaławestchnienieulgiizłapałamniezagłowę.
Całowałemjątampowoli,ssałemłechtaczkęimuskałemjęzykiem,wgóręiwdół,iwkółko.Kiedy
zaczęładrżeć,zwolniłemdołagodnych,alezdecydowanychpociągnięćjęzykiem,apotem
stopniowoprzyspieszałem,ażdrżałazniecierpliwości.Iznówzwolniłem.

Wplotłamipalcewewłosyiprzyciągnęładosiebie.

-Proszęcię.Proszę.

Więcdałemjej,czegochciała.Dopasowałemtempoustijęzykadojejdzikiegorytmu.Uniosła
biodra,ajejjękizmieniłysięwzawodzącekrzyki,kiedydochodziła.

Zgniotłamigłowęudami,ajawsunąłemmiędzynaspalceiszukałemwejścia.

Natrafiłemnaciepłoiwilgoć.

Ciepłostawiałoopór,więclekkonaparłem.

-Nietedrzwi-wymamrotałazszokowana,aleprawiewybuchnęłaśmiechem.

-OmójBoże,przepraszam!

-Nie,nieprzestawaj.Podobałomisię.

Niemogłemwtouwierzyć.Nigdyotymnierozmawialiśmy,niepróbowaliśmy.

-Napewno?

-Boże,tak!Nieprzestawaj.Więcej.Chcęwszystko.Muskałemjejłechtaczkęjęzykiem,aonawiłasię
nałóżkuiwyginaławłuk.Powoli,niepewnie,zacząłemwsuwaćmójnajdłuższy,środkowypalecdo
ciasnejdziurki.Jęknęłainaparłabiodraminiżej.Zachęta.Lekkoporuszyłempalcem.Niepchałem,
tylkosprawdzałem,jaksilnybędzieopór.Jęknęłaapotemwestchnęłaiszerokootworzyłausta,gdy
wreszciewłożyłempalec.

Pracowałemustaminadłechtaczką,zwalniająciprzyspieszając,zależnieodjejruchówpodemną,a
jednocześniewsuwałempalecdalej.Czułem,jakzaciskająsięwokółniegomięśnie,falująidrżą,a
potemwydałazduszonyokrzyk,któryprzeszedłwkrzyknacałygłos,gdyzalałająfalaorgazmu.
Dochodziła,dochodziłaidochodziła.Każdyskurczmięśniwciągałmójpalecgłębiej,azkażdym
centymetremonaszerzejrozkładałanogiiprzesuwałabiodraniżej.Atakowałemjejdolnewargiz
nieustającymgłodem,niekończącjejdrugiegoorgazmuprzedwcześnie.Stopniowokołysanie

background image

biodramiizawodząceokrzykiustawały,aleznówsięnasiliły,kiedynadeszłotrzeciespełnienie.
Dyszałaiztrudemmogłachoćbyjęczeć,kiedytrzeciafalazelżała.

-Potrzebujęcię.-Pociągnęłamniedogóryirzuciłasięnamojeusta.

-Czujeszswójsmak?

-Tak.

-Smakujeszmi.

-Dośrodka.-Złapałazamojemajtkiiszarpała,dopókiniepomogłemjejichzdjąć.-Chcęcięw-w-
wśrodku.

Podniosłemsięnarękachinakierowałemdojejwejścia.

-Kochamcię.-Popatrzyłemwjejczarneoczy.

-Nap-p-pewno?-Złapałamojądolnąwargęwzębyipociągnęła.-Naz-z-zzawsze?

-Nazawszeijeszczetrochędłużej.-Mówiącto,wsunąłemsięwjejciasne,rozgrzanewejście,aona
westchnęłaiotworzyłaustawbezgłośnymkrzyku.

Znieruchomiała,patrzyłanamnie,powietrzezatrzymaławpłucach.

-Jeszczeraz…Zarazznówdojdę.

-Todobrze.

Poruszyłasię,uniosłabiodra,wbiłamipaznokciewramiona,podrapałamniepoplecachipo
pośladkach,apotemzaczęłapchaćmniegłębiejimocniejwsiebie.

Opierałemsię,wsuwałemsięwniąpowoli,wysuwałemjeszczewolniej,byłemdelikatny,akażdy
mójłagodnyruchbyłwyznaniemmiłości.

Niespuszczaliśmyzsiebiewzroku.

Oplotłamnienogamiwpasieiporuszałasięszaleńczo,apotemschowałatwarzwmoimramieniu,
gdyzaczęładrżeć.Tymrazemłkała,gdydoszła.Nacierałanamnieiszlochała.Uśmiechałasięprzez
łzy-tobyłjejpierwszyuśmiechodwieludni-przyciągałamniedosiebie,obejmowałaibez
zająknięciawyśpiewywałamojeimię.Opadłabezwładnienaprześcieradło,pociągałanosemi
głaskałamniepotwarzygrzbietamipalców.

-Twojakolej.

Wtedydałemczadu.Dopasowałasiędomoichruchów,obejmowałamniezaszyję,pozwalałana
zderzenianaszychbioder,obijaniesięosiebienaszychciał.

Naszeustałączyłysięwdzikich,zdyszanychpocałunkach.Niemogłemjużpowstrzymaćopadaniaw

background image

przepaść,aonaposzłazamną.Wybuchłemwjejwnętrzu,falazafaląwypełniałemją,apotem
opadłembezwładnie.Wiedziałem,żetolubi,kiedyjestjużpowszystkim.

Odpływaliśmy,aonaprzeczesywałamojewłosy.

-Kochamcię-wyszeptaławciszęibrzmiałaprawiejakmojaBeccasprzedwydarzeńtamtego
kwietniowegodnia.

background image

BECCA

Jasoncudowniemiciążył.Sprawiał,żetrwałamtuiteraz.Jegooddechzacząłsięzmieniać,kiedy
leżeliśmyoboksiebie,jakzwyklepowszystkim.Leżałamwzagłębieniujegoramienia,ajegociepłe
ciałoistalowemięśniedawałymiabsolutnepoczuciebezpieczeństwa.

Porazpierwszyodwielutygodnimyślałamjasnoibyłoprawiewporządku.

Iwtedytonamniespadło:oddziewiątegokwietnia,oddnia,kiedyznalazłamBena,niełykałam
pigułekantykoncepcyjnych.

background image

BECCA

Tajemniceiwyznania

Wrzesień

Byłamwciąży.Wiedziałamto.Niezrobiłamtestuaniniebyłamulekarza,alewiedziałam.Od
siedmiutygodniniemiałamokresu,bolałymniepiersi,aranowymiotowałam.Jasonpatrzyłnamnie
dziwnie,kiedypędziłamdołazienki,alesądziłam,żeniewieaninawetniepodejrzewa.

Codzienniemiałamatakipaniki.Kiedybyłamsama,wtoalecienauczelni,wcentrum
korepetycyjnymmiędzykolejnymistudentami…Trzęsłamsięiniemogłamzłapaćtchu.

Ciąża?

Dziecko?Małyczłowiek?Nie,nie.

Niewiedziałam,jaktosięrobi.

CzyJasontozniesie?Mojąciążę?Ajeślimniezostawi?WciążchodziłamnaterapiępośmierciBena.
Pojegosamobójstwie.Byłolepiej,zkażdymdniembyłamcorazsilniejsza.Przestałamtakbardzo
potrzebowaćucieczki,zaczęłamwięcejmówić,alewciążsięjąkałam,codoprowadzałomniedo
szaleństwa.Cofnęłamsiędoczasówliceum,doepokisprzedJasona.

Onszalałnaboisku.Chodziłamnakażdymecz,siadałamprzyliniibocznejrazemzinnymi
dziewczynamizawodnikówikibicowałyśmychłopakomwżółtoniebieskichstrojach.Wysłannicy
zawodowychdrużyngopodglądali,szczególniecizNowegoOrleanuiDallas.Widziałam,żefacetz
NowegoOrleanujestnakażdymmeczuikilkarazyrozmawiałzJasonem.Zewszystkich
rozgrywającychzNFLJasonnajbardziejchciałgraćwłaśniezDrewBreese’em.

Musiałammupowiedzieć.Musiałam.Alenajpierwchciałamsięupewnić.Poostatnichzajęciach
kupiłamczteryróżnetestyciążowe,zabrałamdodomu,usiadłamnasedesieigapiłamsięna
pierwszyznich.Wkońcuwzięłamgłębokiwdech,zdjęłammajtkiinasiusiałamnakoniecpatyczka.
Potemodłożyłamgonabokiumyłamręce.

Gapiłamsięnaswojąbladątwarzwlustrzeiczekałam.Wzięłampudełkoodtestuipatrzyłamna
pudełeczko.Błagamtylkonieciąża,błagamtylkonieciąża…Niebieskikrzyżyk.Ciąża.Cholera.Dupa.
Cholera.

Poczułam,żemojepłucagwałtowniesiękurcząirozciągają,bowciągampowietrzeiwydychamje
stanowczozaszybko.Hiperwentylowałamsię.Opuściłamniezdarnieklapęsedesu,żebymmogłasię
naniąosunąćischylićgłowęmiędzynogi.Powoli,pokilkudługichminutachwymuszonych,
powolnychoddechów,zdołałamsięuspokoić.

Wtedyzadzwoniłtelefon.

-Halo?-wciążbrzmiałam,jakbybrakowałomitchu.

background image

-Dzieńdobry,Becco,mówiRachelHawthorne.

-Dzieńdobrypan…Toznaczy,Rachel.Cosłychać?-Usiłowałamniewpadaćwpanikę,bo
przygotowałamsięzłewieści.

-Dobrze.RozmawiałaśostatniozNell?

Serceroztłukłomisięwpiersiiznówniebezpieczniezbliżyłamsiędohiperwentylacji.

-Nie.Nierozmawiałamzniąodmiesięcy.Dzwoniłam,alezawszewłączałasiępocztagłosowa,a
onan-n-nigdynieoddzwaniała.-Wzięłamgłębokiwdech,aleniemogłamnadtymzapanować.-
Dlaczego?Cośsięstało?

-Naglewróciładodomu.Bezuprzedzeniapojawiłasiędzisiajrano.Niewiemsama.Martwięsięo
nią,alemówi,żenicjejniejest.Możemogłabyśprzyjechaćizniąporozmawiać?Możetobiepowie,
cosiędzieje.

-Myślisz,żecośsięstało?

-Niewiem-odparłaRachel.-Alenigdywcześniejnieprzyjechałaottak,bezpowodu.

-Jutroranomamkilkaważnychtestów-powiedziałam-alemogęprzyjechaćpóźniej,dobrze?

-Świetnie,dziękujęci.

-Dajmiznać,jeślicośsięzmieni.

-Jasne.Dozobaczeniajutro.

-Dojutra.-Odłożyłamtelefon.TerazmartwiłamsięNell.

Iciążą.

Schowałamresztępudełek,boniechciałam,żebyJasonjezobaczył,azużytytestwyrzuciłamdo
kubławkuchniizakryłamśmieciami.Potem,tkniętanagłymprzypływemnadziei,pomyślałam,że
możepierwszytestbyłfałszywy.Wyjęłamjewięczpowrotem,zrobiłamdrugi,umyłamręcei
czekałam.

Dwieróżowekreski.Ciąża.Trzecitest.Ciąża.Czwartytest.Ciąża.

Wyrzuciłamwszystkieiwyniosłamśmiecidośmietnika.Wiedziałam,żeJasonmnieniezostawi,
szczególniewciąży.Ale…Racjonalneprzekonanienieoznaczało,żeserceczujetosamo.Lęktolęk,
paraliżowałmnieiniebyłamwstaniepowiedziećJasonowi.

Udałomisiębezprzekonaniazabraćdonauki,apotemJasonwróciłzpracy.

Wszedłdomieszkaniawkrótkichspodenkachkhaki,obciętychzdługichspodni,ubłoconychi
zafarbowanychtrawątimberlandachiwneonowo-zielonejkoszulcefirmyzajmującejsię
zakładaniemogrodówiusuwaniemśniegu,wktórejpracował.

background image

Nagłowiemiałniebieskączapeczkęswojejuniwersyteckiejdrużynywłożonądaszkiemdotyłu.Z
tyłuwyszytybyłnaniejżółtąniciąjegonumer.Spodkoszulkiwystawałysłuchawki,którychkabel
biegłdokieszeniszortów.Pachniałtrawą,potem,benzynąiolejemibyłbrudnyodstópdogłów.
Brudmiałnawetnaczoleiprawympoliczku,dłoniebyłyniemalczarneodziemi,olejuitrawy,a
koszulkamokraodpotu.Byłobłędnieseksowny.

Euforiawywołanawidokiemmojegospracowanegomężczyznytrwałatylkomoment,bozarazznów
spadłnamnieciężarrzeczywistości.

Jasonmusiałzobaczyćtowmojejtwarzy.

-Cześć,kocie,cotam?Zdecydowałamsięnaprostsząodpowiedź.

-Nellniespodziewaniew-w-w-w-wróciładodomu.Rachelsięmartwi.

Jasonzmarszczyłbrwi.

-Tylkotylepowiedziała?-PołożyłiPhoneisłuchawkinastoliku,obokportfelaiczapki.

-Wsumietak.-Odłożyłampodręczniki,wstałamipocałowałamgo,czującnajegogórnejwardze
smakpotu.-P-p-p-pojadętamjutropotestach.-Czułamuciskającymipiersiciężartajemnicy,alenie
mogłamwyrzucićzsiebiesłów.

-Pojadęztobą-ogłosiłJasonzłazienki,gdziesięrozbierał.

Stanęłamwdrzwiachipatrzyłamzpodziwemnaopalonąskóręopinającąjegomuskuły.

-Przecieżmaszzajęciaipracę.

-Aletoprzecieżważniejsze.Wzruszyłamramionami.

-Może.Alewiemtylkotyle,żeNellwróciłan-n-n—nagleiRachelsięmartwi,żecośsięstało.Nie
wiadomonapewno,czysięs-s-s-stało.

Jasonwszedłpodpryszniciwjednejchwiliociekającazniegowodazrobiłasiębrązowa.

-Fakt.Wtakimraziepozajęciachweźciężarówkę,jasobieporadzę.

Poczułamnagłepragnieniejegodłoni,usticiepłanasobie,aleporazpierwszywhistoriinaszego
związkustłumiłamje.Wiedziałam,cosięstanie,jeślisięmupoddam.Jakbędziepowszystkim,
pochłoniemnieemocjonalneuniesienieipowiemmuprawdę.

Narazietomojatajemnica.Potrzebowałamczasu,żebystwierdzić,jaksięztymczuję,poza
wszechogarniającąpaniką.Cieszyłamsię?Żałowałam?Chciałam,gdzieśwgłębiduszy,byćmatką?
Czybyłamchoćtrochęgotowa?

Byłotylkojednopytanie,którenigdynawetnieprzyszłomidogłowy.

Nieurodzeniedzieckaniewchodziłowgrę.BezwzględunamojeuczuciainareakcjęJasona,urodzę

background image

je.

Jegoalboją.Nieje.

Jegoalboją.

Napisałamtesty.Miałamnatyleopanowanymateriał,żewiększośćmoichmyślimogłabyć
pochłoniętazupełnieczyminnym,atylkoczęśćskupiałasięnateście.

WyszłamzsaliwykładowejiwyruszyłamwpodróżdodomuHawthorne’ów.

Jechałamniemalbezmyślnie.Niewłączałamradia,ciałoimózgdziałałynaautopilocie,acałareszta
mniebyłaoszołomionamyślami.

Półtorejgodzinypóźniejwjechałamnapodjazd,którybyłpusty.Drzwiwejściowezamknięte,na
pukanieniktnieodpowiadał,nadzwonekteżnie.

Obeszłamdom,bowiedziałam,żeRachelczęstowłączagłośnąmuzykęprzypieczeniuimożenie
słyszeć.Kiedydotarłamnatył,stanęłamjakwryta.Szklanetarasowedrzwizabezpieczonebyłyteraz
płytązdykty,którazastępowałaszkło.

Dombyłciemnyipusty.Odwróciłamsięispojrzałamwdół,nawyłożonekostkąpatio,aserceażmi
stanęło.Dodomuprowadziłykrwaweślady,znikaływtrawiepozapatiem.

Hawthorne’owieiCallowayowiemieszkalinadprywatnymjeziorem.Zanimbyłałąka,adalejlas.
Przezlasbiegładrogaiwiedziałam,żeNellbiegałaniąprzezkilkakilometrów,aprzypolu
kukurydzypanaFarrellaprzebiegałaprzezlasiwybiegałanałąkęzaswoimdomemzarośniętątrawą
sięgającąkolan.

Brunatneśladytobyławyschniętakrew.Czyja?Czemu?Gdziesąwszyscy?

CzycośsięstałoNell?Czyona…Czyzrobiłasobiecoś?Niebyłampewna,czyzniosęodpowiedź.

Wygrzebałamztorebkitelefoniznalazłamnaliściekontaktów„RachelHawthornekom”.Wybrałam
numeridrżącąrękąprzycisnęłamtelefondoucha.

Ruszyłamzpowrotemnapodjazd.

-Halo?-zamiastRachelodezwałsiępanHawthorne.Brzmiał…jakczłowiekzałamany.

-Dzieńdobry,mówiBecca.

-Becca?-Byłzagubiony,skołowany.

-BeccadeRosa.PrzyjaciółkaNell.

-Achtak,oczywiście.Przepraszam.Jesteśmy…Nelljestwszpitalu.-Słyszałamwtlegwar.

-Cosięstało?

background image

-Ona…-przerwałichybakogośsłuchał.-Maszrację,Rachel.Becco,przyjedźdoszpitala.
Wyjaśnimyciwszystkonamiejscu.Oddziałintensywnejterapii,pokój141.Siedzimyterazw
poczekalni.

-Zaraztamb-b-będę.-Rozłączyłamsięgwałtownie,nawetsięniepożegnałam.

PochwilisiedziałamjużzakierownicąciężarówkiJa-sonairuszałamzpodjazdu.Prowadziłam
nieuważnie.Łzypiekłypodpowiekamiispływałypopoliczkach.Czułam,żesięzałamuję.
ZadzwoniłamdoJasona.

Wtlesłyszałamrykkosiarek,dmuchawipodkaszarek.

-Cześć!-Jasonprzekrzykiwałhałas.-RozmawiałaśzNell?

-Onajestwsz-sz-sz-szpitalu.N-n-n-niewiemczemu.Cośsięstało.Cośzł-ł-łłego.

-Dławiłamsięhisterycznymszlochemiledwiesamasiebierozumiałam.

Jasonniemiałztymproblemu.

-Kurwa!Dobrze,jadętam.Zaczekaj,wktórymszpitalu?

Niespytałam.

-N-n-n-niewiem.

-Jeślitosięstałowichdomu,najbliższybędzieGeneseeRegional.

Usłyszałamwuchupiknięcie,oznaczające,żeprzyszedłSMS.Odsunęłamtelefonoduchai
przeczytałamwiadomośćodRachel,którapotwierdzałaprzypuszczeniaJasona.

-Rachelnap-p-p-isała.JestwGenessss…Cholera!-syknęłamzwściekłością,boostatnie,czegobyło
miteraztrzeba,tojąkaćsię.-Miałeśrację.-Zmusiłamsiędowypowiedzeniatychsłówpowolii
wyraźnie.

-Jasne.Jestwporządku.Oddychaj,dobrze?

-Staramsię.-Wypowiedzenietychsłówpłynniewymagałoodemniemaksymalnego
zaangażowania.

-Kochamcię.Jestemztobąbezwzględunawszystko.Będziedobrze.

-Dobra.-Jednosłowo,atakiekłamstwo.Niebędziedobrze.

WszpitaluzastałamRacheliJimaHawthorne’ów,siedzącychoboksiebie,anaprzeciwkonich
państwaCallowayów,TheresęiRoberta.Cooniturobili?

PierwszazobaczyłamnieRachel.Podbiegłaimnieprzytuliła.Potemsięodsunęła,musiałachyba
zobaczyćwmoichoczachstrach.

background image

-Nie,tonieto!Nie…Niezrobiłasobienic.Niejaktwój…NiejakBen.-Zaszlochałam,takmi
ulżyło.-Nicjejniebędzie.

-Cosięstało?Czemumaciewybitąszybę?

-Chodź,usiądźtu-powiedziałaRachelidelikatnie,alestanowczopoprowadziłamniedokrzesła.
Mojejaponkiklapałynakafelkach,aplastikowekrzesełkobyłotwardeizimne.Rachelwzięłamoje
ręcewswojeiwiedziałam,żecokolwieksięstało,będzietostraszne.

-Powiedzmi.

-Wczorajporoniła.

Nieodpowiedziałam,niezareagowałam.Musiałamźleusłyszeć.

-Cozrobiła?!

Rachelpociągnęłanosem,aJimHawthornewyciągnąłrękęipołożyłjejnaramieniu.

-Byławciąży-powiedziałaRachel.-Poszłabiegaćistraciładziecko.Dużokrwi,zadużo…
Wyjdzieztego,alegdybyColtonjejnieznalazłnaczas,mogłaby…Boże.

Doznałamtakiegoszoku,żegdybymniesiedziała,przewróciłabymsię.

-Colton?!ColtonCalloway?

CzemuColtonmiałbyjąznaleźć?PrzecieżmieszkawNowymJorku…Wtedywszystkieelementy
układankizaczęłydosiebiepasować.

-Onb-b-byłojcem?

-Tak.-Rachelpokiwałagłową,ajejpięknejasnewłosyzalśniływostrymświetlejarzeniówek.

TheresaiRobertsiedzielinaprzeciwkonas.Naichtwarzachmalowałosięzdziwienie,zagubienie,
niepokójistrach.Spojrzałamnanich.Wsumieichnieznałam.RobertCallowaybyłkongresmenem
iwiększośćczasuspędzałwWaszyngtonie.Niewiedziałam,czymzajmujesięTheresa,alejejteż
częstoniebyło.NawetjakodzieciakirzadkobawiliśmysięwdomuCalloway’ów.ZwyklezNelli
Kyle’emspotykaliśmysięuNell,więcTheresaiRobertbylimiwzasadzieobcy.Onbyłwysoki,
miałszerokąklatkępiersiowąilekkozaokrąglonybrzuch.Mocnejbudowy,surowy,zprzesianymi
siwiznąwłosamiijasnymi,niebieskimioczami,któreodziedziczyłponimColton.Kylebyłbardziej
podobnydoTheresy:smukły,szczupły,opięknychklasycznychrysachiciemnychbrązowych
oczach.

-ColtoniNell…-zaczęłam,mającnadzieję,żeresztasamasięułoży.

-SpotkalisięwNowymJorku,takmyślę-dopowiedziałaRachel.-Niewiemnicwięcej.Towszystko
sięstałotakszybko.Nellprzyjechaławczorajrano,wcześnie.Niewiem,októrejwyleciałaz
NowegoJorku,aletutajbyłajużosiódmej.Wyglądałanazmęczoną.Alenieśpiącą,tylko
wyczerpanąemocjonalnie.

background image

Wypaloną,zatroskaną.Powiedziała,żechciałaspędzićtrochęczasuwdomu,ależenicsięniestało.
Nieuwierzyłamjej,bojąznam.Wiedziałam,żecośukrywa.Odtakdawnaobserwowałam,jak
ukrywaprzednamiwszystko.Aleniechciałarozmawiać.Wczorajprawiecałyczasspędziław
swoimpokojuigrałanagitarze.

Potem,późno,kołodziewiątejwieczoremzeszłanadółipowiedziała,żeidziepobiegać.Niebyłojej
możedwadzieściaminut,kiedydodomuktośwpadł.Taksięprzestraszyłam,żestłukłamszklankę.
TobyłColton.Zachowywałsięjakszaleniec.

Byłzrozpaczony,dopytywałsię,gdziejestNell,takjakbyjejszukał.Powiedziałam,żeposzłabiegać
wokolicefarmyEnnisa.Wybiegłzanią.Potemwrócił…Niósłjąnarękach.Boże,byłacaławekrwi.
Miałkoszulkęzalanąjejkrwią.Krewpłynęłajejspomiędzynóg.Ijużwiedziałam…Wiedziałam.
Samamiałamdwaporonienia,zanimurodziłamNell.Alemojeniebyłyażtakstraszne.Boże…Moja
dziewczynka.-Rachelzadrżałaiodwróciłasię,żebyschowaćsięwramionachmęża.

Czytosamospotkamnie?Toprzyszłomidogłowyodrazupotym,jakRachelskończyłamówić.

-Mogęjąz-z-z-zobaczyć?-spytałam.

-Spytajpielęgniarkę-odparłJim.-Niewiem,czyjużsięobudziła.

Pielęgniarkazabiurkiempoinformowałamnie,żeNellnieśpiimogęjązobaczyć,jeślisięzgodzi.
Poszłamdługimkorytarzemipatrzyłamnanumerkinadrzwiach,którezbliżałysięcorazbardziej
do141.Podjednązsalstałanakorytarzugrupkamilczącychludzi.TopokójNell.Kiedysię
zbliżyłam,zdałamsobiesprawę,cotamrobią.

Usłyszałamgręnagitarzeigłębokimęskigłos.Nieroz-różniałamjeszczesłów,alemelodiabyła
hipnotyzująca,jakwytrawna,szorstkakołysanka.Prosteakordypowtarzałysięwrozrywającym
duszęrefrenie.Przeciskałamsięprzeztłumeklekarzy,pielęgniarekiinnychpacjentów,ażzdołałam
zajrzećdopokoju.PrzyłóżkuNellsiedziałColton,wrękachmiałgitarę,głowęprzechyliłnajedną
stronę,zamknąłoczy,aśpiewając,napinałmięśnieszyi.Potężnebicepsynaprężałysię,gdyszarpał
zastrunyiwygrywałprostąmelodię.Miałhipnotycznygłos,przesyconyrozpaczą,takżeprzekaztej
piosenkibyłniemalnamacalnyiczułam,jakspływamiposkórze.

Niemacię

Niemanic

Imieniaanitwarzy

Cichotak

Pustoteż

Jużnigdysięniezdarzysz.

Loscośdał

Loscośwziął

background image

Niepytałnasozgodę

Szarydym

Kroplakrwi

Musiałeśodnasodejść?

Jaktojest

Pytamwsnach

Pokochaćśladnapiasku

Niemiećjuż

Dokądiść

Inawetniemóczasnąć.

ByłeśmoimmarzeniemmodlitwąiucieczkąByłeśwszystkim,leczcięniemamojedziecko.

Pokażsię

Dajnamznak

Zakołyszmorskąfalą

Tyledni

Dawałczas

Icosięznimistało?

ByłeśwszystkimMarzeniemiucieczkąAterazcięniemaMojedziecko.Zagrałostatniakord,
pozwoliłnutomzawisnąćwpowietrzu,asamschyliłgłowęijegoramionazadrżały.Piosenka
przypomniałamioistnieniu,którerosłowemnie.Otym,costraciłaNell,costraciłColton.
Załkałamgłośno.Coltsięodwróciłiotworzyłoczy.Zdziwiłsię,widząctłumekprzydrzwiach.Nie
zauważyłmniealbonierozpoznał.OdwróciłsiędoNell,którawygramoliłasięzpościelii
pociągnęłazasobąrurkiikabelkiprowadzącedomonitora.WdrapałasięColtowinakolana,objęła
gozaszyjęipłakałatakbardzo,ztakąrozpaczą,żebolałopatrzenienanią,słuchaniejej.Niemogła
zapanowaćnaddrżeniemcałegociała,szlochałagłośno,jejschrypnięte,rozdzierającekrzyki
wypełniałypokój,mieszającsięznieustannympiskiemaparatury.

PrzylgnęładoColtatak,jakbytylkoonmógłjąuchronićprzedrozpadnięciemsięnakawałki,przed
staniemsięjedynierozpaczą.Łagodniejąobejmowałigłaskałpoplecachzewzruszającączułością.
Widziałammiłośćwsposobie,wjakiodgarnąłpalcemwłosyzjejoczuiwtym,żeniewypowiadał
pustychsłówrzekomegopocieszenia,tylkoprzytulałją,ajegomiłośćwyrażałasięwciszy.

background image

Odwróciłamsiędodrzwiioparłamplecamiościanę,żebymnieniewidzieli.

Słuchałamjejpłaczuijegocichegopociąganianosem.Przeżywaliswojąstratę,ajaczekałam.W
którymśmomenciedołączyłdomnieJason.Stałamzzamkniętymioczamiisłuchałamichcichej
rozmowy.Nierozumiałamsłów,alewiedziałam,żetointymneszeptyzakochanejpary.

Wciążniemogłamuwierzyć,żeNelliColtonsąrazem.PociągnęłamJasonadalejwgłąbkorytarza.
Kiedymijaliśmydrzwi,zerknęłamnaNellleżącąjużwszpitalnymłóżkuitrzymającąColtazarękę.
Zobaczyłamnie,aleodwróciławzrok.

-Cosięstało?-spytałJason.

-Widziałeś,ktojestzniąwp-p-pokoju?-Pokręciłgłową.-ColtonCalloway.

-Co?AcoonrobiwMichigan?Wzięłamgłębokiwdech.

-Onisąrazem.NelliColton.Razemwsensie,żerazem.Ona…Nellpor-r-rroniła.

-Zaczekałam,ażprzetrawitęwieść.

Jasonotworzyłusta,potemjezamknął,apotemsięodwróciłispojrzałnadrzwidopokoju141,
jakbywypisanabyłananichjakaśodpowiedź.

-Toznaczy…Nellbyławciąży?-Przytaknęłam,aonpochyliłgłowęizezdziwieniemwypuścił
powietrzezpłuc.-Cholerajasna.Wżyciubymsięniespodziewał.

-J-j-jateż.Myślałam…Bałamsię,że…Jasonprzerwałmiiprzyciągnąłmniedopiersi.

-Jateżotympomyślałemwpierwszejchwili.Naszczęścietonieto.

-Notak.-Przycisnęłamczołodojegopiersi.Mójsekretciążyłmiwbrzuchujakgorąca,ciężka
kula.

Niemogłammupowiedziećteraz,niewtejsytuacji.

Jasonpodniósłmojąbrodędogóryispojrzałnamnieoczamiwkolorzezielonegojadeitu.Zdałam
sobiesprawę,żeonwie,żecośprzednimukrywam.

-Cosięztobądzieje?Pokręciłamgłową

-Nietutaj.

-Czylinieoszalałem,tak?Jestcoś,czegominiemówisz?Zadrżałamiostrowciągnęłampowietrze.

-Tak.Ale…Tonieczasanimiejsce.

-Zwariuję.-Słyszałamwjegogłosiewściekłośćiobawę.

Objęłamdłońmijegopoliczkiiprzysunęłamjegoustadomoichwszybkim,aległębokim

background image

pocałunku.

-Kochamcię.Terazizawsze.Wieszotym?Wypuściłzpłucpowietrze.

-Czyliniechceszmniezostawić,tak?Mogłamsiętylkoroześmiać.

-Nigdy.Niemamowy.-WyswobodziłamsięzjegoobjęćipoprowadziłamgodopokojuNell.

Nanaszwidokgłębokowciągnęłapowietrze.Coltonwstałiodwróciłsiędonas,aleniebyłpewien,
czymawyciągnąćrękę,uściskaćnasczynicnierobić.

Pomachałammuniepewnie,apotemminęłamgoidelikatnieobjęłamNell.

Odsunęłasiędelikatnieibadawczoprzyglądałamisięszarozielonymioczami.

-Posłuchaj,ja…

-Jaktosięstało?

-Nowiesz,kiedymężczyznaikobietabardzosiękochają…-zaczęła,apotemparsknęłaśmiechem.

Lekkoplasnęłamjąwramię.

-Nieb-b-bądźświnia.Wiesz,oc-comichodzi.Zmarszczyłabrwi,gdyusłyszała,jaksięjąkam.
Kiedywidziałyśmysięostatnio,tojużwogólemisięniezdarzało.

-Toskomplikowane.

OdwróciłamsiędoColtona,którystałprzyJasonieiwyglądałnaskrępowanego-W-w-więc
wyjaśnij.

Spojrzałanachłopaków.

-Dacienamchwilę?

Coltonprześliznąłsięobokmnie,pochyliłnadniąipocałował.

-Pójdępokawę.-Przycisnąłustadojejuchaiszepnąłcoś,alejaitaksłyszałam:-Kochamcię.

-Jateżciękocham.-Powiedziałatonagłos,nieszeptała.

Jasonobjąłmnieprzelotnieipocałowałwkącikust.

-Chceszkawę?

-Pewnie,dzięki.-Kiedyposzli,usiadłamnakrześle,którezwolniłColtiodwróciłamsiędoNell.-
Notomów.

Patrzyłagdzieśobokmnie,takjakbyColtwciążtamstałalbojakbywidziałagoprzezściany.

background image

-Okazałosię,żejestwszystkim,czegozawszebyłomitrzeba.Wiem,żetoniemasensu.Boniema.
TostarszybratKyle’a.Niejestłatwy,ale…Boże,jaktowyjaśnić?Maogromnytalent.Wiem,że
słyszałaś,widziałamcię.Pokazujemi,jakwyzdrowieć.Jaksobieodpuścić.Janigdyniedoszłamdo
siebie.Wiem,żekiedywyjeżdżałamdoNowegoJorku,wydawałosię,żejestwporządku,alenie
było.Poprostucorazlepiejwychodziłomiukrywanie,żecodzienniezanimtęsknię.-Spojrzałana
mnie,żebysprawdzić,jakodbieramjejsłowa.-Ontowiedział.

Zobaczyłtojużnapogrzebie,kilkalattemu.Wiedział,żeniedopuszczamdosiebieuczuć.Żenie
chcęczuć.

Schyliłamgłowę.Wspomnienietychdni,przeżywanieichjeszczerazbyłoniemalnieznośne.

-AnieprzypominaciKyle’a?

-Przypomina.Bardzo.Ale…NiejestKyle’em.Jestinny,zupełnieinny.NigdynieznaliśmyColta,
nawetjakbyliśmydzieciakami.Niemieliśmypojęcia,przezcoprzechodzi.Jestniesamowiciesilny.
Nawetsobieniewy-obrażasz.Niewiesz,cogospotkało,ajednakwciążdajeradęmniekochać,
codzienniesięuśmiechaćiwierzyć,żebędziedobrze.-Potarłakciukiemnadgarstek.Zobaczyłam
świeżąbliznę,głęboką,grubąiposzarpanąnabrzegach.Widziała,żepatrzę.-Tosięjużnie
powtórzy.Konieczcięciemsię.Chociażtojestnałóg.Dokońcażyciabędękimś,ktosięciął,alepo
prostuniebędętegorobić.Spojrzałamjejwoczy.

-Jajużch-ch-chybar-r-r-rozumiem.Cośwmoimgłosiezwróciłojejuwagę.

-Jakto?-szepnęłazestrachem.Pokazałamjejręce.

-Myślałamotym,żebysiępociąć,kilkarazy.Nigdytegoniezrobiłam,alechciałam.

-Czemu?

-Ben…Powiesiłsięwkwietniu.Dziewiątegokwietnia.-Zmusiłamsiędomówieniawolno,
wróciłampamięciądolekcjiwymowy.

Nellzakryłaustadłonią,awjejszerokootwartychoczachwidziałamszok.

-Powiesiłsię?!Omójboże,takmiprzykro.

-Dzwoniłamdociebie,alenieodbierałaś.Nieoddzwoniłaś.Jasonteżdzwonił.

-Próbowałampowstrzymaćsięodwyrzutu,alechybamisięnieudało.

-Wiem.Przepraszam.Jatylko…Wtedyskupiałamsiętylkonatym,żebyniezwariować,żebyżyćz
dnianadzień.SprawamiędzymnąaColtonembyła…Wnajlepszymrazieburzliwa.-Wzięłamnie
zarękę.-Przepraszamcię.Przepraszam,żejestemtakąnędznąprzyjaciółką.

Niebyłomnie,kiedymniepotrzebowałaś.Atyzawszebyłaśobok.

Wzruszyłamramionami.

background image

-Miałaśswojesprawy.Rozumiemto.

-Cosięstało?Czemutozrobił?Pokręciłamgłową.

-Todługahistoria.Aleogólnienigdyniebyłwdobrejformie,wieszotym.

Sprawysiępoprostu…Jegożycie…Nieuniósłtego.Chybamyślał,żetojedynewyjście.

-Todlategoznówsięjąkasz?Przezjakiśczasszłociświetnie,prawda?

Pokiwałamgłową.

-Tak.-Zagapiłamsięnaposadzkępodnogami.-Jagoznalazłam.Zostawiłlistiznalazłamgo.Tuż
po.Jeszcze…Jeszczewierzgałnogami.Mamkoszmarywnocy.

Pewniezawszebędęmiała.

-Boże.Niewiem,copowiedzieć.

-Jużjestlepiej.ZnówchodzędodoktorMalmstein.

-Totwojaterapeutka?Ta,doktórejchodziliściepośmierciKyle’a?-Powiedziałatotakgładkoi
spokojnie.Podziwiałamjązato.

-Tak.Przezjakiśczasniechciałamiść.Nakilkamiesięcytrochęsięwycofałam.

Niejąkałamsięteraz.Mówiłamznówtrochęjakautomat,takjakkiedyś,aletoitakcoś.Tak,jakby
fakt,żeNellmniepotrzebowała,zmobilizowałmniedopłynności,niedokonałtegonawetJason.

-Wycofałaśsię?

-Przestałammówić.Najakieśdwamiesiące.Jasonmniezmusił,żebymposzłanaterapię.

-Cieszęsię,żetozrobił.Iżesięniecięłaś.

Powoliwypuściłampowietrzezpłuc.

-Jateż.-Zerknęłamnanią.-Ajaktysięmasz?Takserio.

Odchyliłasięizakopałagłębiejwgnieździecienkichpoduszek.

-Jeszczeniewiem.Straciłamdziecko.Byłamwciążyisięwystraszyłam.Niemogłampowiedzieć
Coltowi.Apowinnambyła.Tyleżeniemogłam.Bałamsię,coonpowie,jakzareaguje.Czybędzie
mniewciążkochał,czysięniewścieknie,żełapięgonadziecko.Aleteraz…Zachowałamsiębez
sensu.Mogłammupowiedzieć,powinnammuzaufać.

Niemogłamzłapaćtchu.Wiedziała?Niepatrzyłanamnie,szarpałazanitkęwiszącązbiałego
szpitalnegokoca.

-Icobędzie?ZtobąizColtonem?

background image

-Onnielubi,jaksiędoniegomówiColton.Tylkojamogę.PozatymwszyscynazywajągoColt.-
Przeczesałapalcamiwłosy,aleskrzywiłasię,gdynapięłamięśnie.Wciążjąbolało.-Niewiem,co
będzie.Jesteśmyrazem.Pewnietuzostanęjakiśczas,kilkatygodni,żebydojśćdosiebiefizycznie.
Potempójdęnaterapię.Owielezapóźno,wiem.KochamysięzColtonem.Onmnierozumie.Wiem,
żewieleosóbniemożetegoogarnąć,żejakto,jakmogębyćzestarszymbratemKyle’a?

Samaztymwalczyłamprzezcałetygodnie.Bardzowalczyłam.Niechciałamsięnatozgodzić.Nie
chciałamprzyjąć…Pozwolićsobienato,żekocham,dopuścićgodosiebie.Alejakimścudemmnie
zmusił,żebymsięotworzyła.

Pomasowałasięponasadzienosa,westchnęła,apotemnamniespojrzała.

-Wiesz,żejanigdyniepłakałampoKyle’u?Anirazu.Niepozwalałamsobieczuć.Nieprzeżyłam
żałoby.Todlategosięcięłam.Żebyjakąśdrogąuwolnićból,myślećoczymśinnym,poczuć
cokolwiekpozatęsknotą.-Wzięłagłębokiwdech,wypuściłapowietrze,apotemzrobiłatojeszcze
raz.Widziałamcierpieniewjejzmarszczonymczoleiwdrżeniubrody.-Ciągleboli.Całyczaso
nimmyślę.Ciągleśnimisię,jakumiera.Alewiem,terazjużwiem,niemogężyćwpotrzasku.
Jedynewyjścietoprzeżyćto.Taksamoteraz,postraciedziecka.Pokonambóltylkowtedy,kiedy
pozwolęsobiegopoczuć.Ból,żałobę,gniew,rozpacz…Sameniepójdą,tylkosięnawarstwiąi
będziecorazgorzej.Trzebajesobieuświadomićiprzeżyć.Oddaćbólowicojego.

-Słyszyszsamasiebie?Jakiemądrości?-Chciałamsięroześmiać,jakośrozluźnićatmosferężartem,
alewyszłosłabo.

Skrzywiłasię.

-Nictakiego,nocoty!Wogóleniejestemmądra.Tyletylko,żepoznałamból.

Terazpowiedziałamto,copokazałmiColton.Samsiętegonauczył,bowieleprzeszedł.Przezto
przejdziemyjużrazem.

-Cieszęsię,żemaszkogośtakiego.Odwróciłasiędomnie.

-Jestempewna,żegdybynieon,jużbymnieniebyło.

-Musiszgomieć,żebydawaćradę?Wzruszyłaramionami.

-Takinie.Wiem,ococichodzi.Niejestemodniegouzależniona,naprawdę.

Potrzebujęgo,bojest…wszystkim.Alewiem,żemuszęiśćnaprzódbezwzględunato,cosiędzieje
wmoimżyciu.Bezniegobyłabymasakra,alelubięmyśleć,żedajęradęsama.

-Alejestem-odezwałsięColtonzzamoichpleców.-Nigdzienieidę.

Odsunęłamsięzdrogiipoczułam,żeJasonobejmujemniewpasie.Wkażdejręcetrzymałpo
styropianowymkubkuzkawą.Jedenodniegowzięłam.Byłanaprawdęwrząca,aleitaksiorbnęłam
łyczek.

Nellspojrzałanamnie.

background image

-Jestemstraszniezmęczona,chciałabympójśćspać.Przyjdzieszjutro?

-Pewnie-powiedziałam.

Kiedywychodziliśmy,widziałammuskularnąsylwetkęColta,jaksięnadniąpochyla,całujeiokrywa
kocami.Potemsięodwróciłispojrzałnamnieprzeszywającyminiebieskimioczami.Uśmiechnęłam
siędoniego,żebywiedział,żejestemznimi.Niedokońcarozumiałam,jaktosięstało,żesąrazem,
jakdotegowszystkiegodoszło,aletoniemiałoznaczenia.KiedyNellonimmówiła,słyszałamw
jejgłosiemiłość.Widziałamjąteżwjegooczach,gdynaniąpatrzył,wjegopocałunkach.

Byliśmyjużwpołowiedrogidodomu,gdycośmiprzyszłodogłowy.

-Jaksiętudostałeś?Przecieżjamamciężarówkę.

-Noproszę,wreszciecięolśniło-roześmiałsię.-PrzywiózłmnieBob.

Powiedziałem,żetoważnarodzinnasprawa.

-Dziękuję,żeprzyjechałeś.

Spojrzałnamnie,kiedyjużwyprzedziłwlokącesięprzednamiauto.

-PrzecieżchodziłooNell.Oczywiście,żeprzyjechałem.-Chwilęmilczeliśmy,apotemzmienił
temat.-Powieszmiwreszcie,cociędręczyoddwóchmiesięcy?

Poczułam,żesercezaczynawalićmiwpiersijakmłotem.Próbowałamzmusićsiędogłębokich
wdechów,alezdołałamsiętylkohiperwentylować.PoczułamdłońJa-sonanaplecach,kiedy
pochyliłamsię,żebywłożyćgłowęmiędzykolana,obijającsięoschowek.

-Oddychaj,kocie.Wszystkojestwporządku,tylkooddychajgłęboko.Nietakszybko-opływałmnie
jegokojącyszept.

Usiadłamprosto,odgarnęłamwłosyztwarzyizaczęłamrozpisywaćwgłowieto,cozamierzałam
powiedzieć.Kiedyodzyskałampanowanienadsobą,odwróciłamsiędoniego.

-Możesięzatrzymaj.

Uniósłbrew,alezrobiłtak,jakpowiedziałam.Przeciąłdwapasyiprzynajbliższejokazjizjechałdo
McDonalda.Zaparkował,apotemnamniespojrzał.

-Cosiędzieje?

Wzięłamkilkagłębokichwdechówizmusiłamsiędospojrzeniamuwoczy.

-Jestemwciąży.

Zamrugałkilkarazyiprzezkilkasekundjegominanicniewyrażała.

-Jesteśwciąży?Pokiwałamgłową.

background image

-Tak.Zrobiłamczterytesty.

-Odjakdawnawiesz?-Starałsięzachowaćspokójisłyszałam,żesiłąpanujenadgłosem.

-Nastoprocentdopieroodwczoraj.

-Alewcześniejpodejrzewałaś?Pokiwałamgłową.

-Kiedyostatniouprawialiśmyseks…Pamiętasz?Potakiejdługiejprzerwie.

Tużprzedzaśnięciemzdałamsobiesprawę,żeodśmierciBenaniełykałampigułek.

Zwy—

czajnie…zapomniałam.-Niemogłamnaniegospojrzeć.Gapiłamsięnatablicęrozdzielczą,na
którąpadałycieniezzaszyby.-Przepraszam-szepnęłam.

-Zaco?-Dotknąłmojejbrodyichciał,żebympopatrzyłamuwoczy,aleodwróciłamgłowę.Nie
chciałamsięrozpłakać,alewiedziałam,żeniedamradysiępowstrzymać.Byłzły,ajasiętak
straszniebałam.-Popatrznamnie.

Miałamochotęotworzyćdrzwiizacząćbiec,alezwróciłamdoniegozałzawioneoczy.

-Bojęsię.Takcholerniesięboję.-Głosmidrżał,urywałsię.-Jesteśzły,aleniechcę,żebyś…
odszedł.Nierozmawialiśmyotym.Niejesteśmynatogotowi.

Wiem.Przepraszam,żeniepowiedziałamciwcześniej,aletaksiębałam.

Usłyszałamkliknięcieoznaczające,żeodpinapas,apotempoczułamjegodłoń,sunącąwgórę
mojegoramieniaażdopoliczka.Przyciągnąłmniedosiebie,ajapadłamwjegoramiona.

-Skarbie-szeptałzdecydowanie,alełagodnie.-Niejestemzły.Naprawdę.

Jestemzaskoczony,tofakt.Niemiałempojęcia.Zachowywałaśsiętakdziwnie.

Byłociniedobrzeiwogóle.Bałemsię,żemipowiesz,żemaszrakaalbocośwtymstylu.Nie
przepraszaj.

-Apotem…dowiedziałamsięoNellizaczęłamsiębaćjeszczebardziej.Ajeślimniespotkato
samo?

-Niespotka.

-Niezniosłabymkolejnejstraty.Wydajemisię,żeitakztrudemsobieradzę.

-Jesteśmyrazem,pamiętasz?-Jasonuniósłmojąbrodęilekkomniepocałował.

-Kochamcię.Toniespodzianka,

aleniejestemzły.Niedokońcajestempewien,takwzasadzie,coczuję,alezcałąpewnościąniema

background image

wtymzłości.

Naszeustadzieliłokilkacentymetrów.Czułamsiębezbronnaitakgospragniona.

-Napewno?Taksiębałam,żebędzieszzły,żedotegodopuściłam.

Otarłsiępoliczkiemomój.

-Nie,skarbie.Nie.ByłaśtakarozbitapotejhistoriizBenem.Tonietwojawina.Towogóleniejest
wina.Stałosięijest.Poradzimysobieztymrazem,dzieńzadniem,dobrze?

-Tylko…Musiszwiedzieć,żezatrzymamtodziecko.Bezwzględunawszystko.

-Oczywiście.Niewyobrażamsobieinaczej.Śmierdziałpotem,ściętątrawąibenzyną,kiedymnie
całował,naustachczułamjegopot,anaskórzezostawiałmismar,alezanicnaświecienie
odsunęłabymsięodniego.Przylgnęłamdoniegokażdątkanką,potrzebowałamjegowsparcia.

Będziemymielidziecko.

background image

JASON

Nowina;bitwanagłosy

Dwamiesiącepóźniej

Siedziałemnabrzegukanapyipociłymisięręce.Beccasiedziałaobokmnieimocnozaciskałapalce
namojejdłoni,stądwiedziałem,żejestrówniezdenerwowanajakja.Poinformowaniejejrodziców
ociąży…Przerażające.

Wporównaniuztymprzesłuchaniadozawodowychdrużynfutbolowychwydawałysiębułkąz
masłem.Odjakiegośczasurozmawiałemzagentami,wszystkobyłoobgadane,papieryzebrane,
warunkiustalone.Musiałemjeszczepoczekaćdokwietniaprzyszłegorokudoogłoszeniaskładów,
alepodejrzewałem,żeweźmiemniedrużynaNewOrleansSaints.

Pokręciłemgłową,żebynachwilęzapomniećofutbolu.EnzioiLeenadeRosasiedzielinaprzeciwko
nas.Enzioobejmowałżonęramieniemigrubymipalcamiwybijałjakiśrytmnaoparciukanapy.

-Mamo,ojcze…-zaczęłaBecca.Spojrzałanamnie,potemnaniego.-Toznaczy:tato.Chcielibyśmy
wamcośpowiedzieć.

EnzioiLeenawymieniliporozumiewawczespojrzenia.Ichoczyzdradzałydługotrwałysmutek.Po
samobójstwieBenabardzosięzmienili.CzęstozapraszaliBeccęimnienakolacjęizaczęlisię
szczerzenamiinteresować,nawetmną.Beccawidziałaichstaraniairobiławszystko,żebynaprawić
naderwanąwięź.Zdobyłasięnawetnawysiłeknazywaniaojca„tatą”,przedczymdługosię
wzbraniała.

WyjęłaztorebkimałąkopertęipodałaLeenie,któranawidokzdjęćUSGszerokootworzyłaoczy.

-Jestemwciąży-dodałaBecca.

-Jakdalekojesteś?-Leenazadałatopytaniezeswoimtwardymakcentem,apotemodchrząknęła.-
Wktórymmiesiącu,otomichodziło.

-Wczwartym.-Beccapatrzyłatonanią,tonaojca,obserwowała.-Płećpoznamydopierozakilka
tygodni.-Ostatniezdanieskierowanebyłoraczejdoniego,jaksiędo-myśliłem,bojejmatkajako
pediatranapewnotowiedziała.

Enzioodchrząknąłipochyliłsię.

-Ciążaniebyłaplanowana,si?

-Tak,proszępana-odpowiedziałem.

-Ijaksięzapatrujesznatoniespodziewanepowiększenierodziny?

Wziąłemgłębokioddechistaranniedobrałemsłowa.

background image

-Możeifaktyczniedzieckoniebyłoplanowane,alejestoczekiwane.Kochampanacórkęzcałego
serca.Mamnadzieję,żejużsiępanotymprzekonał.Będęprzyniejcałyczas.Zajmęsięniąi
dzieckiem.

Enziopokiwałgłową.

-Byćmożekiedyśnalegałbymnanatychmiastowyślub,aleteraz?Jestztobąszczęśliwa.Widzęto.
Bezciebienigdyniebyła.Udowodniłeś,żejąkochasz.Jestterazmoimjedynymdzieckiem.Chcę
tylko,żebybyłojejdobrze.-Głosmusięzałamał,więcodwróciłwzrokizacząłszybkomrugać.-
Martwięsięoczywiście,żetopokrzyżujejejplanyzawodowe,aletojejwybór.

-Wstuprocentachjejwybór.Chcę,żebyrobiłato,cojąuszczęśliwi.Zrobięwszystko,cowmojej
mocy,żebyskończyłastudiaizaczęłakarierę,jeślitylkobędziechciała.-Zamilkłem,alepochwili
zacząłemmówićdalej:-Niewiem,naileznapanmojeplanyzawodowepostudiach,aleprzezkilka
ostatnichsezonówprowadziłemrozmowyzNFLiniemajużwątpliwości,żezostanęzawodowym
graczem.Zajmęsiępanacórkąizrobiętodobrze.Pieniądzeniebędąproblemem.

Pokiwałgłową,spojrzałnażonę,apotemznównanas.

-Aślub?Rozmawialiścieotym?Beccaodpowiedziałazanasoboje.

-Tak.Niejesteśmyjeszczeoficjalniezaręczeni,alepobierzemysię.Mamnadzieję,żeniemacienic
przeciwko,żeprzyjdziecienaślubiżebędziecieuczestniczyliwnaszymżyciu.

-Oczywiście,żetak,ńglia-powiedziałEnzio.-Wiem…Wiem,żeczęstobyłemsurowy,alechciałem
dlaciebiewyłącznietego,conajlepsze.Ibardzomiprzykro,żedopierośmierćtwojegobrata
uświadomiłami,jakibyłem…-Chybazabrakłomusłów,więcnaglezamilkł.

-Twójojciecchcepowiedzieć,żejesteśmyrodziną.-Leenasiępodniosła,podeszładokanapy,na
którejsiedzieliśmyzBeccąiwzięłacórkęwramiona.-Kochamcię,Rebecco.Niewierzę,żebędę
babcią!

Enzioopadłnapoduszkiiwyglądałnaoszołomionego.

-Aja…Będęnonno.Niesamowite!

Potemrozmawialiśmy,raczejrozmawiałyLeenaiBecca,oplanachnababyshoweripomysłachna
lokalizacjęceremoniiślubnej.Niktniewspominałomoichrodzicach,comizupełnieodpowiadało.
Niekontaktowałemsięznimi,odkiedywyjechałemzBeccąiniemiałemzamiaruzmieniaćtego
stanurzeczy.Nienawiążęznimikontaktu,nigdy,zżadnymznich.Niemyślałemonichodbardzo
dawna,alejakośtakwyszło,żerozmowaoślubieidzieciachprzywołałaichobraz.Zastanawiałem
się,cobypomyśleliotym,żebędęojcem.Czytaciepodobałobysię,żebędęgrałwSaints.

Pewnienie.Wjakiejkolwiekdrużyniebymgrał,itakbyłobyźle,ajaniebyłemnatyległupi,żeby
nadalszukaćjegoakceptacji.

Późnymwieczorem,kiedywracaliśmydodomu,Beccatrajkotałajakkatarynkaoplanach,jakie
poczyniłyzmatką.Wyglądałonato,żewmarcuweźmiemycichy,wiosennyślub.Zaprosimytylko
najbliższych:EnziaiLeenę,NelliColtaorazichrodziców,kilkoroprzyjaciółBeckizuniwersytetu,

background image

treneraHoke’aikilkumoichnajbliższychkumplizdrużyny.WmarcuBeccabędziejużbardzo
bliskoporodu,boterminmiałanakonieckwietnia.Okazałosię,żechociażnicotymniewiedziałem,
zaczęłajuższukaćślubnychsukieniznalazławInternecietaką,którabędzieidealniepasowaćdo
ósmegomiesiącaciąży.Niedokońcarozumiałem,czemumusimytakdługoczekaćidlaczegonie
pobierzemysięwcześniej,wgrudniuczywstyczniu,alekiedytozasugerowałem,LeenaiBecca
spojrzałynamniewidentycznysposób,wzrokiem,którypytał,czyzgłupiałemdoreszty.

-Niebioręślubuzimą-oznajmiłaBeccainatymtematsięskończył.

Enzioskinąłnamnieizaprowadziłmniedoswojegogabinetu,gdzienalałmiszklaneczkęmocnej,
bursztyno—wejszkockiej.Ponieważprawienigdyniepiłemalkoholu,spływałamipoprzełykujak
potoklawyiumiejscowiłasięwżołądkuniczymtonacegieł,alepokilkupierwszychłykachten
ogieńzacząłmisięnawetpodobać.

-Najlepiejzostawićjesame-powiedziałipoklepałmnieporamieniu.-Spytającięozdanie,
owszem,aletoitakniebędziemiałożadnegoznaczenia,chybażebędziesznatyległupiipowiesz,
żeciwszystkojedno,atobardzozłaodpowiedź.Pamiętam,jakbrałaślubmojasiostrzenica.
Obserwowałemtouważnie.

Tenbiednychłopak,zaktóregowychodziłaMaria,byłcałkiemskołowany.Niemiałpojęcia,czemu
gopytają,któreserwetkiwolialboktórewiązankisąnajładniejsze,skoroitaknigdyniewybierały
tego,cojemusiępodobało.„Pocomniepytają,skoroniezamierzająsłuchać?”,dopytywałsięcały
czas.Powiedziałemmu,żetakiesąkobiety.Człowiekzaniminienadąży,ajużnapewno,gdychodzi
oślubyiprzyjęcia.

Kiwałemgłowąisączyłemszkocką,akiedydopiłemszklaneczkępłomiennegotrunku,przyjemny
ciepłyrauszszumiałmiwuszach.WdrodzepowrotnejprowadziłaBecca,bozorientowałasię,że
jestemwstawionyiśmiałasięzemnie,ilekroćcośpowiedziałem,bosłowawychodziłymizustw
zwolnionymtempie.

-Jesteśzabawny,jakjesteśpijany-powiedziała,wpychającmniedomieszkaniaiprowadzącdo
sypialni.

-Todziwneuczucie.Niepodobamisię-stwierdziłem.-Czujęsię,jakbymstraciłkontaktzbazą.

-Więcnajlepiejsiępołóżipozwól,żejasiętobązajmę.-Popchnęłamnietakmocno,żeupadłemna
łóżko,apotemzłapałamojestopyizdjęłamiadidasyorazskarpetki.

-Brzmidobrze-wymamrotałemipatrzyłem,jaksięgadorozporkamoichspodenek.

Kiedybyłemjużnagi,wycofałasię,zrzuciłazestópbalerinki,sięgnęła,żebyrozpiąćspódnicęi
pozwoliłajejopaśćnapodłogę.Czułem,żerobięsiętwardynawidokjejud,umięśnionychnógi
czerwonychkoronkowychmajtek.Powolirozpięłakoszulę,zaczynającodguzikównasamejgórze,i
stopniowoodsłaniałapasującydomajtekstanik.Ztrudemprzełknąłemślinę,kiedytakstaławsamej
bieliźnieodcinającejsięodciemnej,napiętejskóry,ajejczarneoczywędrowałypomoimciele.
Leżałembezruchuiczekałem,oblizałemtylkoustaiułożyłemsięwygodniej,opierającgłowęna
skrzyżowanychramionach.Rozpięłastanikirzuciłagonabok,ajejciężkiepiersikołysałysięprzy
każdymjejruchu.Wnastępnejkolejnościposzłymajtkiijużbyłanaga,wdrapywałasięnałóżkoi

background image

sunęławmojąstronę,patrząc,jakdzikiezwierzęicałującmniepodrodzetotu,totam.Zatrzymała
się,objęłakolanamimojeżebrainachyliłasię,żebymiękki,ciężkiżarjejpiersiowionąłmojątwarz.
Następnieprzesuwałajewdół,całującmnieprzyokazjiwpoliczek,brodę,ramięipierś.Zjeżdżała
corazniżej,taksamorozgrzanajakja,ażwkońcupoczułemjejwilgotnegorącewejście,wktóre
mniewciągnęła.Zrobiłatojednymruchem,przyciskałamniedosiebie,ażbyliśmyzłączenibiodroz
biodremiporuszaliśmysięrazem.Oparłaprzedramionanamojejpiersi,trzymałamojątwarzw
dłoniachipożerałaustamimojeusta,apocałunekstawałsięgłębszyzkażdymruchemnaszychciał.

Wkrótcejęczaławrytmpchnięć,jejruchystawałysięcorazbardziejszaleńczeinieokiełznane,a
potemopadłanamniecałymciężaremiwydałabezgłośnyokrzykprostowmojeramię,zadrżałai
rozpadłasięnakawałki.Zaczęławówczasnacieraćjeszczebardziejdziko,podniosłasię,żeby
siedziećprosto,unosiłasięnaudachiopadałazszatańskądesperacją.Trzymaławłosyrękami,
odchyliłagłowędosufitu,beztruduutrzymywałarównowagęiujeżdżałamnieszaleńczo,ajejpełne
piersipodskakiwałyzkażdymruchem.Wziąłemjewręceinachyliłemsię,żebyzłapaćwusta
brodawkę.Jęknęła,alezarazopadłemnaplecy,bozaczęłymniezalewaćfalemojegospełnienia.
Chwyciłemjejbiodraiprzycisnąłemjądosiebie,patrzyłemwjejtwarz,kiedyprzeżywaładrugi
orgazm,obserwowałemjejdoskonałe,podskakującepiersiiwystrzeliłemwnią,wołającjejimię
niskim,warczącymgłosem.Podniosłemsię,kiedyrozkoszprzetaczałasięprzezemnie,przeniosłem
jejnoginamójpas,pocałowałemdelikatnietyłjejgłowy.Onatrzymałarękęnamoimramieniu,
prześcieradłoskotłowałosięwokółnas,naszebiodraporuszałysięwdoskonałejharmonii,aserca
biłyjednocześnie.

Siedzieliśmytak,beztchu,rozkoszustawała,naszeciałabyłysplątane,sczepione,zjednoczone,a
oczywpatrzonewsiebie,poszukująceiprzesyłająceniemezapewnieniaomiłości.

-Wyjdźzamnie-powiedziałem.

Beccazamarła,wpatrywałasięwemnieprzezchwilę,apotemszerokiuśmiechrozjaśniłjejtwarz.

-Tak!Tak!

-Wiem,żepowinienemuklęknąćitakdalej…

-Nie,jestdoskonale.Toniebyłbyśty.-Rzuciłasięnamnieipocałowałanamiętnie,apotem
odsunęłasięnatyle,żebymócmówić.Jejustaocierałysięomoje,kiedyszeptała:-Cudowne
oświadczyny.Doskonałe.Nasze.

Zacisnęławokółmnieudailekkosięporuszyła,żebysprawdzić,czyjestemgotowynadrugąrundę.
Byłemwciążwniej,aśliskieciepłojejciaławokółmniedziałałojakśrodekodurzający.Jejzapach
byłafrodyzjakiem,jejustanamoichidłoniebłądzącepomoichramionach,plecachipiersi
sprawiały,żekrewzdudnieniemprzetaczałamisięwżyłach.Jużbyłemgotowy,twardniałemi
naprężałemsięwniej,apotempadłemnanią,moszczącsięmiędzyjejudami.Niechciałapuścić
mojejszyi,przyciskałamniemocnodosiebieikołysałasię,anaszeciałazderzałysięw
opętańczym,niestrudzonymbiegu.Każdeznasbrałoto,cochciałoidawałowszystko,comiałodo
dania.Krzyczeliśmy,mruczeliśmy,wzdychaliśmy,jęczeliśmyiszeptaliśmyswojeimiona.Onadoszła
pierwsza,jakzwykle.Jabyłemzarazzanią.Spletliśmysięwwarkoczukończynizasnęliśmyrazem.

background image

JASON

Wrzesień,rokpóźniej

Tańczyłemwzdłużbocznejlinii,mknąłemnapełnymgazie,aczubkikorkówwbijałysięwmurawę
przysamejkrawędzibiałejlinii.Rozłożyłemramionaiwpatrywałemsięwwirującybrązowo-biały
pociskprującyprostonamnie.Czułemprzedsobąizaplecamiobecnośćobrońców,popychalimnie,
nacieralinamnie,szarpali,aleniezwracałemnanichuwagi,parłemnaprzód.Piłkabyłajakpocisk
laserowywyrzuconyprzezDrewiwymierzonytak,żebywylądowaćtam,gdzieznajdęsięza…trzy
sekundy.Jeszczedziesięćkroków.Wyprostowałemsięipoczułem,żetrochęsięchwieję,starającsię
nieprzekroczyćlinii,wyminąćobrońcówiwyjśćnaspotkanienadlatującejpiłce.Whełmiedudniło
echomojegourywanegooddechuiprawieniesłyszałemokrzykówkibiców,skandującychmoje
imię.Musiałemprzyznać,żetaczęśćzabawybardzomisiępodobała.

Apotem,ponadwszystkimiinnymigłosamiusłyszałemją.

-Dawaj,dawaj,łap!

Krzyczałatylkodlamnie,swoimsłodkimgłosem.Rozproszyłemsięnamoment,akuratkiedypiłka
zmierzałaprostopomiędzymojewyprężonepalce.Unosiłemsięwpowietrzu,niepamiętałem,
żebymwogólestawiałkroki.Musnęłamojepalceipoczułemdesperację.Sekundarozproszenia
wywołanegobrzmieniemjejgłosumogłanaskosztowaćprzegraną.Byliśmyojednoprzyłożeniedo
tyłuitaakcjamogłarozstrzygnąćocałymmeczu,dającnamszansęnawygranąwmoimpierwszym
spotkaniuwlidzeNFL.Wciążfrunąłem,zbliżałemsiędolądowanianajednejnodze,piłka
balansowałaminadłoni.Druganogasiępodwinęła,zabrakłomitchu,agrawitacjawygrałai
postanowiłaroztrzaskaćmnieoziemię.

Miałempiłkęjużwoburękach,niemalprzyklejonądorękawic.

Łup!

Obrońcarzuciłsięnamnieodtyłu,oplótłmniewpasiemocnymiramionamiizacząłmiażdżyćmi
żebra.

Pociągnąłemgozasobą,bojegobrutalnyatakzmiótłmnieznóg.Całąsiłę,jakamijeszczezostała,
skupiłemnaniewypuszczeniupiłkizrąk.Czaszwolnił,gdyleciałemnaprzód,zielonamurawai
białelinierozmazywałymisięprzedoczami.Wnarożnikuzbiałychliniiwidziałempomarańczowy
pachołekidotarłodomnie,żejestemjużbliskokońcaboiska.Wyciągnąłemsięcały,żebysięgnąć
zagrubąlinię,wyprostowałemramionanajbardziej,jakmogłemizaklinałempęd,żebyzaniósłmnie
dośćdaleko.Czasznówzacząłpłynąć,ziemiamniezaatakowała,apowietrzewystrzeliłozpłuc,
kiedyobrońcaprzeciwnejdrużynyrunąłminaplecy.Zdalekausłyszałemryk,alerówniedobrze
mógłtobyćszumkrwiwuszach.Próbowałemzłapaćoddech,pierśprzeszyłmiostryból,
sygnalizującyobitealbozłamaneżebro.

Tendrugigraczteżbyłdebiutantem.Wielkikoleś,NateJohnston,kilkarazygrałemprzeciwko
niemujeszczewcollege’u.Sturlałsięzemnie,pozbierałdopionu,apotemwyciągnąłdomnierękę.
Jegoczarnaskóralśniłaodpotu,abiałezębybieliłysięoślepiająco,kiedysięuśmiechnąłspod

background image

hełmu.

-Zajebistaakcja,Jay-huknąłipociągnąłmnienanogi.

-Dzięki-wydyszałem.

Pochyliłemsię,bowciążniemogłemzłapaćtchu.Porwalimnienaprzódkumplezdrużyny,
zgromadzilisięwokółmnie,poszturchiwaliiklepalipoplecach.Wtymmomenciezdałemsobie
sprawę,żezaliczyłemprzyłożenieizerknąłemwstronębocznejlinii,gdziestałaBeccaznaszym
synemBenemnabiodrze.Pocałowałemczubkipalcówipokazałemim.Beccauśmiechałasię
szeroko,podniosłaBenawyżejipomachaładomniejegomałąrączką.

BenjaminKyleDorseyurodziłsiędziewiętnastegokwietnia,miałmocnokręcone,czarnejaksmoła
włosyswojejmamyimojezieloneoczy.Byłsensemmojegożyciaiświatełkiemkażdegodnia.
PobraliśmysięzBeccądwudziestegomarca,wsłoneczną,choćchłodnąniedzielęibyliznami
wszyscy,którychkochaliśmy,zwyjątkiemKyle’aiBena.Dostalihonorowemiejscenaszczycie
stołu,aetykietkizichimionamispoczywałynachińskiejporcelanie.

JeszczerazspojrzałemnaBeccę,apotemoddałemsięświętowaniumojegopierwszegowkarierze
przyłożenia.Wciążjednakniemogłemzłapaćtchu.Zszedłemzgraczamizboiskaiopadłemna
ławkę.Przycisnąłemrękędoboku,wtymmiejscu,gdziekażdyoddechzdawałsięprzebijaćmniejak
sztylet.

Podszedłdomnienasztrener,Doug.

-Wporządku?Wzruszyłemramionami.

-Niemogęoddychać.Chybauszkodziłemżebroprzylądowaniu.

Ukląkłprzymnieiobmacałmniepodochraniaczami,apotempodniósłsięzeskrzywionąminą.

-Możebyćzłamane.Chodźdoszatni,obejrzę.

-Nicminiebędzie.Zaklejiwracamnaboisko.Dougpokręciłgłową.

-Niebądźgłupi,Dorsey.Jeślijestzłamane,niemożeszgrać.

-Wtakimrazieniejestzłamane.-Niezamierzałemmumówić,ilerazygrałemzposiniaczonymi
żebrami.

Coprawda,nigdywcześniejniepróbowałemgraćzezłamanymżebrem,alewiedziałem,żemuszę.
Niezamierzałemprzesiedziećnaławcemojejpierwszejgry.

Każdy

oddech,każdyruchwywoływałagonalnyból.Byłotakźle,żekiedywstałem,oczymniezaszczypały
iwezbrałyłzami.Chciałemsięrozciągnąć,alezdołałemtylkostłumićjęk,gdyruchwywołałspazm
przeszywającegobólu.Dougniebyłgłupi.

background image

-Jużnaswyprowadziłeśnaprostą.WejdziezaciebieJarred.Chodźtu,dajmispojrzeć.

Wiedziałem,żetakczysiakmusimitoprzynajmniejokleić,więczszedłemzboiskairuszyłemza
nim.

-Cosięstało?-usłyszałemoboksiebiegłosBecki,któraprzepychałasięprzeztłum,przyciskając
Benadopiersi.

Podszedłemdoniej.

-Nicminiejest.Natezłapałmniezażebra,aletonic.Nieprzejmujsię,dobrze?

Beccadobrzemnieznałaiwidziaławmoichoczachból.

-Tylkoniezgrywajtwardziela.Jeślicięboli,zejdźzboiska.

-Pierdolę.

-Cotozajęzykprzydziecku?Dougparsknął.

-Uważajnasiebie!Spojrzałemnaniegowściekle.

-Zamknijsię,Doug.-PotemodwróciłemsiędoBecki.-Przepraszam,skarbie,aleprzysięgam,że
nicminiejest.

Dougstanąłoboknasikiwnąłdomnie,patrzącnaBeccę:

-Niechsiępaniniemartwi.Sprawdzę,czynapewno.Niewyjdzienaboisko,jeślimuniepozwolę.

Becceulżyło,alewidziałempooczach,żewciążsięmartwi.Zmusiłemsiędocałkowitegobezruchu,
kiedyDougbadałmojeżebro.Niechciałemsięchoćbyskrzywić.

-Chybaniejestzłamane,alenapewnoobite,jeśliniepęknięte.Musimyzrobićprześwietlenie,wtedy
będęwiedziałnapewno.Alewtakimstanieniemamowyogrze.

-Żebyśsięniezdziwił.Owińmnieiwracamnaboisko.

-Koleś,jamówięserio.-Dougbyłmłody,szczupłyiwysportowany,alemimożetrenerembyłod
niedawna,cieszyłsięszacunkiem.-Niewarto.Niemusiszjużniczegoudowadniać.Tąakcjąitak
zapewniłeśsobiemiejscewdebeściakachSportsCenter.Zejdźzboiskaizajmijsięsobą.Dziękitemu
znacznieszybciejwróciszdogry.Jakterazpowiększyszuraz,niebędzieszmógłgraćmożeprzez
kilkatygodni.

Schyliłemgłowęipomasowałemsiępokarku.Wiedziałem,żegdybystałtumójtata,nalegałby,
żebymgrał.Mężczyźnigrająostroiniesiadająnaławce.Dopókimożeszsięruszać,dopótygrasz,
prostasprawa.

Prawiesłyszałemjegogłos:„Niezachowujsięjakpieprzonababa.Idźnaboiskoiwalcz.Jesteś
moimsynemijesteśzwycięzcą.Zwycięzcysięniewycofują.

background image

Jeśliniewyjdziesz,wszyscyzobaczą,jakazciebiemiękka,zasmarkanapizda”.

Nigdysięniewycofywałem.Nigdy.Zniczego.Nieważne,jakbardzomniebolało,grałem.Miałemto
wdrukowaneodczasu,kiedyporazpierwszyusłyszałemtesłowawwiekujedenastulat.Wtedy
odniosłemswojąpierwsząkontuzjęnaboisku,skręciłemnadgarstek,atataukląkłprzedemnąi
wysyczałmitesłowawtwarz.Czułemwjegooddechusmródwhiskyidooczunapłynęłymiłzy,
którychnieośmieliłbymsięuronić.Wyszedłemnaboiskoigrałem.Aonpotemtylkopokiwał
głową,niepowiedziałanisłowa.

Zazgrzytałemzębamiiwstałem.

-Owińmitepieprzoneżebra-warknąłemnaDouga.Napiąłemwszystkiemięśnie,zacisnąłempięści
iczułem,jakzalewamnieadrenalina.

Pozwoliłem,żebyzawładnęłamnąwściekłośćnaojca.Przypomniałemsobiejegopięściiżądania.
Cośwemnienarastało,buchałoodemnieogniem,aoczymiotałygniewem.

Dougzbladł.

-Niechcibędzie.Totwojakariera,niemoja.-Wziąłzszafkirolkętaśmy,przyłożyłmikoniecdo
mostkaimocnoowinąłwokółtułowia,naprężającjątak,żebyciasnoobjęłażebra.

Zacisnąłemzębyipięściiwpatrywałemsięwścianęponadjegogłową.Razzarazemowijałmnie
taśmą,naciągałjąiwygładzałkrawędzie.Kiedyskończył,każdyoddechnadalbolał,ale
przynajmniejdałsięznieść.Włożyłemzpowrotemochraniaczeikostium,nadłoniewsunąłem
rękawiczkiiciasnozaciągnąłempaski.

Dougpołożyłmirękęnaramieniuipopatrzyłjasnymi,niebieskimioczami.

-Powtórzętojeszczeraz:niepowinieneśgrać.PowiemtrenerowiPaytonowi,żewyszedłeśnaboisko
wbrewmoimzaleceniom.Niemusiszniczegoudowadniać.

Cokolwiekciętampcha,doprowadziciędopoważnejkontuzji.Wykluczyszsiędokońcasezonualbo
igorzej.Złamaneżebromożeprzebićpłuco.

Odepchnąłemgoistrąciłemjegorękęzramienia,cowywołałokolejnyspazmbólu.Jakktośmnie
zablokuje,będzienaprawdęrzeźnia.

Beccaczekała.Widziała,żejestemwpełnymrynsztunku,zobaczyłateżmojąminę.Jednaknie
zatrzymałemsię.AlekiedyusłyszałemgaworzenieBena,stanąłemjakzamurowany.

Odwróciłemsięispojrzałemnaniego,najegoniewinnąbuzię,takrozpromienioną,gdywyciągał
domnieręce.PóźniejpopatrzyłemBeccewoczyitobyłkoniec.

Podszedłemdonich,aonaprzełożyłaBenanadrugiebiodro,żebysięgnąćdomojejdłoni.

-Niepozwólmusiędalejponiewierać-wyszeptała.Ledwiejąsłyszałem,takibyłhałas.-Jegotunie
ma.Jajestemijestemzciebiedumna.

background image

Jejsłowaprzedarłysięprzezmojąpodsycanąadrenalinąwściekłość.

Pocałowałemczubkijejpalcówiposzedłemnalinięboczną.StanąłemoboktreneraPaytona.

-Gotowy?-spytał,niepatrzącnamnie.-Powstrzymaliśmyich,walczdalej.

Wygrajmytenmecz.

SpojrzałemnaBeccę,którapatrzyłanamniebłagalnie.Dobrzewiedziała,comnąkierujeinie
mogłategoznieść.

„Jajestemijestemzciebiedumna”.

Kiedytatadoznałkontuzji,ostrzeganogo,żebyniegrał,aleonwyszedłnaboisko.Wczasiebloku
jegokostkazostałacałkiemzmasakrowana.Gdybypozwoliłjąwyleczyć,mógłbywrócićdogry.
Zdałemsobiesprawę,żejegożyciemogłosięułożyćzupełnieinaczej.Trener,którypracowałwtedy
dlaJetsów,rozpoznałmnienaobozietreningowymnaFlorydziekilkatygodnitemu,bowyglądało
nato,żejestemłudzącopodobnydoojca.Opowiedziałmitęhistorię,kręcączżalemgłowąi
mówiąc,żezpowodutakiejgłupiejdecyzjiojcieczmarnowałcałkiemobiecującąkarierę.

Wszystkotoprzeleciałomiprzezgłowęwciąguułamkasekundy,kiedypatrzyłemBeccewoczy.

Głostrenerawyrwałmniezzamyślenia.

-Dorsey?Wchodzisz?

-Nie,proszępana.NiechwejdzieJarred.-Wypowiedziałemtesłowa,zanimzdołałemsię
powstrzymać.

Spojrzałnamnie.

-Jesteśpewien,synu?Pokiwałemgłową.

-Wolęnieryzykować.Bolijakjasnacholera.

Spojrzałnamniespodełba,zerknąłnarozpiskę,apotempokiwałgłową,klepnąłJarredaFaysonaw
plecyipopchnąłgonaboisko.

-Mądradecyzja.Usiądź.

Skończyłosięnatym,żeFaysonzaliczyłrozstrzygającenanasząkorzyśćprzyłożenie.Niezostałem,
żebyoblewaćzwycięstwozresztąchłopaków.Wróciłemdodomuzżonąisynem.Jużsięniedziwili,
choćkilkuchłopakówdokuczałomi,żejestempantoflarzem,aletaknaprawdęmniezatoszanowali.

ABeccapokazałamitejnocy,jakajestzemniedumna,używającswoichsłodkichustidelikatnych
dłoni,któresprawiły,żejęczałemzbłogiejrozkoszy,lekkopodszytejbólem.

background image

BECCA

Nazawszemy

Listopad

Jasonmnieobjął,kiedywchodziliśmydooddzielonejsznurkiemstrefyklubu.Zanimszłosześciu
kolegówzdrużynyorazichżonyidziewczyny.Chłopcyzachowywalisięjakdzieciaki,aich
dziewczynybyłygłośne,bowiększośćpiłajużwlimuzynie,podrodze.Jasonijapiliśmypiwo,
pierwszeodnarodzinBena.MoirodziceprzyjechalidoNowegoOrleanuwodwiedzinyizostaliz
Benem,więcmogliśmywyjśćwieczoremwedwoje.Benmiałjużsiedemnaściemiesięcy,chodził,
mówiłiolśniewałkażdego,zkimsięzetknął.Wtymjaksięśmiałijakierobiłminy,bardzomi
przypominałswojegoimiennika,mojegobrata.

Światłanascenieprzygasłyitłumtrochęsięuciszył,apotemwyszedłprowadzącyzmikrofonemw
ręce,ciągnączasobąsznur.

-WitajciewCircleBar.MamnaimięJimmyimamzaszczytzapowiedziećdzisiejszywystęp.Może
niektórzyzwasjużichznają,alepotymwieczorzepokochacieichwszyscy.Dajęsłowo!Powitajmy
NelliColta!

Całybarpoderwałsięnanogi,kiedyNellweszłanascenęzgitarązwisającązramienia.Wszyscy
zaczęliwiwatować,ażtrzęsłasiępodłoga.Coltszedłtużzanią,trzymałgitaręprzybokuzagryf,bo
niemiałaprzyczepionegopaska.Usiedlioboksiebienastołkach,umieściligitarynakolanachi
poprawilimikrofony.

-Cześćwszystkim-powiedziałColtiprzysunąłmikrofonbliżej,więcjegogłoszadudniłnatle
cichnącychowacji.-Niewiem,czymogętopowiedzieć?Niechbędzie:niejestemzPołudnia.Alenie
szkodzi,prawda?Notosuper.MamnaimięColt,atojestNell,miłośćmojegożycia.-Odwróciłsię
doniej,nieodrywającustodmikrofonu.-Powiedz„cześć”,skarbie.

Nelluśmiechnęłasiędoniego,apotemzwróciłasiędotłumu.

-Cześć.Dziękujemyzazaproszenie.Ichybamożemyzaczynać,co?Pierwszapiosenkatocover.
DostaliśmyzColtemzgodęnamałąprzeróbkę.NazywasięBreathMeistworzyłająniezwykła
artystka,Sia.Mamnadzieję,żewamsięspodoba.

Potrąciłakilkastrun,potemdostroiłagitaręizaczęłagrać,wchodzićwrytm.

Coltodczekałkilkataktówiwszedłzkontrmelodią,wypełniająclukiwokółjejliniibardziejzłożoną
formą.PochwiliNellzaczęłaśpiewać.Sięgałagłosemnajwyższychrejestrów,alebrzmiała
doskonale.

Nigdywcześniejniewidziałamjejwystępuibyłamoczarowana.Kiedydawnotemuwspomniała,że
idziedoszkołymuzycznej,byłamzdziwionaidośćsceptyczna.

Nigdywcześniejnieprzejawiałazainteresowaniamuzyką,niezauważyłam,żebymiałajakiś
szczególnytalentaniżebyciągnęłojąnascenę.Tamtenpomysłzupełniemniezaskoczyłiudowodnił

background image

mi,jakbardzorozeszłysięnaszedrogi.Kiedypoporonieniuwyszłazeszpitala,mówiła,żewrócido
NowegoJorkuibędądalejkoncertowalizColtem,alenigdynicdlamnieniezagrała.Przezten
miesiąc,kiedydochodziładosiebieipróbowałaodzyskaćrównowagęemocjonalną,widywałyśmy
sięprawiecodziennie.

OpowiedziałamiwięcejoswoimzwiązkuzColtem,otym,jaksiępoznaliijakważnabyładlanich
muzyka.

WkońcuwróciłaznimdoNowegoJorkuiwciągunastępnegorokuprawiesięniewidywałyśmy.
Oczywiścieprzyjechałanamójślub,aleodrazuwróciłanakoncerty,któregraliwokolicach
NowegoJorku.Odtamtejporyodzywałasięodczasudoczasuiprzysyłałalinkidoartykułówoniej
ioColcie.Jakoautorskowykonawczyduetrobilisięcorazbardziejznani.Mielidarprzerabiania
znanychpiosenekwniezwykłyiniezapomnianysposób.Wewszystkichartykułachpisano,że
potrafiliprzerobićwszystko,odklasykijazzuiswingu,poindiefolk,przezpopularnerockowei
popowepiosenkizlistprzebojów.

Wciążumawiałyśmysięnaspotkanie,alegdyJasonzostałprzyjętydoSaintsów,naszeżycie
zwariowało.PrzenieśliśmysiędoNowegoOrleanu.Jazłożyłamaplikacjęizostałamprzyjętana
wydziałzaburzeńmowyijęzykanaLSU.PrasasportowaśledziłakażdyruchJasonaprzezkilka
miesięcyprzedjegopierwszymmeczem,wktórymdokonałtegospektakularnegoprzyłożenia.
Kontuzja,którąwówczasodniósł,sprawiła,żewzbudziłjeszczewiększezainteresowanie.

Przesiedziałnaławcedwamecze,alepotemwróciłnaboiskoabsolutnieniesamowity,wkażdym
meczuzaliczałkilkaprzyłożeńibyłnanajlepszejdrodze,żebynakoniecsezonupobićklubowy
rekordwliczbieprzyjęćijardówzdobytychwjednymsezonie.

TymczasemNelliColtbudowaliwłasnąkarierę.Wy-produkowalialbumzautorskimi
kompozycjamiikilkomanajpopularniejszymicoverami.Dostalipóźniejlicznepropozycjeod
wytwórnimuzycznych,alewszystkieodrzucili.Chcielipozostaćniezależniidrugąpłytęnagrali
niecałyrokpopierwszej,wstudiuprzyjaciela.

StawalisięcorazbardziejznaniiwkońcuwystąpiliwprogramieLateLateShowwithJimmyFallon,
dziękiczemuusłyszałaonichcałaAmeryka.

TerazkończylitrasęnaWschodnimWybrzeżuinaPołudniu.SpecjalniezatrzymalisięwNowym
Orleanie,żebysięznamizobaczyćipoznaćBena.

PatrzyłamnawystępNellicichopłakałamzdumy.Zaszłatakdaleko,tyleprzecierpiała,aterazco
wieczórstałanascenieprzedsetkamiosóbiśpiewałaswoimsłodkim,czystymgłosem,októrego
istnieniuniemiałampojęcia.Lśniła,niemożnabyłotegolepiejwyrazić.Byłahipnotyzująca,jej
szarozieloneoczyomiataływidownię,aodurzającopięknygłosprzetaczałsięnadnami.Colttakże
miałniezwykłytalent.Umiałoplataćjejgłosswoim,dopasowywaćsiędoniegoharmonijniei
jeszczebardziejpodkreślaćjegopiękno.Fantastyczniegrałteżnagitarze,więcrazemrzucalina
widownięczar.

Jasonzauważył,żepłaczę,więcmnieobjąłitrąciłłokciem.Uśmiechnęłamsiędoniegoi
pokręciłamgłową,żebywiedział,żetołzyszczęścia.

background image

-Sąniesamowici-wyszeptałmidoucha.

-Wiem!Jestemzniejtakadumna.Jestcudowna.

Zagralikilkautworów,apotemzeszlinawidownię,żebywypićdrinkazemnąizJasonem,aprzy
okazjiizresztą.Później,nakoniecwystępu,Nellpodniosłasię,żebywyjść,aleColtjąpowstrzymał.

-Mammałąniespodziankę-powiedziałdomikrofonuiodwróciłsiętak,żebypatrzećnaNell.
Przysunąłmikrofonbliżej.-Planowałemtojużodjakiegośczasu,aledopierodzisiajnadszedł
właściwymoment.

-Cotyrobisz?-Nellbyłatrochęspanikowana,patrzyłatonaColta,tonawidownięiprzebierała
palcamipostrunach.Widaćbyło,żeniezaplanowalitegowspólnie.

-Zarazzobaczysz-powiedziałzszerokimuśmiechem.Zagrałparęakordów,podkręciłkilkastruni
mówiłdalej:-Topierwszapiosenka,jakąnapisałemonas.

Pamiętasz,jakzagrałemjąwtymmałymbarze?Chciałemnapisaćnowąalbowykorzystaćjakiś
cover,aledotarłodomnie,żetanajlepiejopowiadanasząhistorię.Straszniedużodlanasznaczy.
Trochęzmieniłem,aleproszę,otoona.

Niczyjnazawsze,sam,niezniszczalny,pustka,bezsłowie,zmarszczonabrew.Iwtedynagle,pod
wielkimdrzewemzłamanyanioł,zastygłakrew.

Dajmiswójból

nazawsze.

Wklatceżeber

gozamknę.

Będępatrzył,jakśpisz

BotylkoTy.

JakmamCipomóc,jakpomócsobie,weźmniezarękęniechowajłez.Czassięnieskończył,świat
sięniezacząłpozwólsiędotknąć,nieskrzywdzęCię.Odbierzmioddech,zaśpiewajdlamnie,weź
mniedosiebie,niechcęjużbiec.

Dajmiswójból

nazawsze.

Wklatceżeber

gozamknę.

Będępatrzył,jakśpisz

background image

Botylkoty.

Widownianakilkasekundznieruchomiała.Niktnieklaskałaniniegwizdał.Wszyscysiedzieli
oczarowani.Azanimzdążyliwykonaćjakikolwiekruch,Coltonodłożyłgitaręnapodłogę,
pogrzebałwkieszeniiwyciągnąłmałe,czarnepudełeczko.Nellgłośnowestchnęłaizakryłausta
rękami,aoczyjejlśniły.

-Nell,skarbie.-Coltonwyszarpnąłmikrofonzestojaka,zsunąłsięzestołkaiukląkł.-
Powiedziałemcijużdawnotemu,zanimjeszczenapisałemtępiosenkę:nietylkozakochujęsięw
tobie,alewtapiamsięwciebie.Jesteśtylkoty.Otymjesttapiosenka.Nicinnegonieistnieje.Kocham
ciętakbardzo.Bardziejniżmógłbymwyrazićjakimikolwieksłowamiczyjakąkolwiekpiosenką.
Przeztysiąclatniezdołałbymtegowyrazić.

Widowniamilczałajakzaklęta.ColtonotworzyłpudełeczkokciukiemiwyciągnąłwstronęNell.
Światłoodbijałosięodfasetekbrylantuilśniłowmrocznymbarze.Nellteżzsunęłasięzestołkai
uklękłaprzyColtonie.

-Powinnaśstać,tojamamklęczeć-roześmiałsię.Widowniaroześmiałasięrazemznim,aleszybko
znówumilkła.

-Tak!-WgłośnikachrozległosięwykrzyczaneprzezNellsłowo.

-Jeszczeonicniespytałem.-Wyciągnąłpierścionekzpudełka,wziąłrękęNelliwsunąłjej
pierścioneknapalec.-Wyjdzieszzamnie?

-Tak,tak,tak!-Rzuciłamusięwramiona,amikrofonzahuczałogłuszająco,kiedyichciałasię
zderzyły.

Przycisnęligomiędzysobątak,żewgłośnikachsłychaćbyłobicieichserc.

-No,tosąporządneoświadczyny-mruknąłpodnosemJason.

Odwróciłamsiędoniego,przytuliłamsięimusnęłamjegoszczękęnosem.

-Naszebyłydoskonałe.Zabiłabymcię,gdybyśtozrobiłpublicznie.

Ścisnąłmniezaramięidołączyliśmydogwiżdżącegoiwiwatującegotłumu.

NelliColtjużwstaliicałowali

się,jakbyzapomnieli,żejesttuktośpozanimi.Pokilkuminutachwmieszalisięwwidownię,
przyjmowalipo-klepywaniapoplecachigratulacje.Pogadaliśmyjeszczechwilęzczłonkami
drużynyJasonaiwymknęliśmysięzbaru.Wsiedliśmydotramwajuiwkońcuwylądowaliśmyw
maleńkiejkawiarnizdalaodulicznegozgiełku.Kawałekprzejechaliśmy,apotemszliśmypieszo,aż
trafiliśmynazachęcającootwartedrzwiikuszącezapachy.

NadkawąipączkamiNellijazaczęłyśmyodrazuplanowaćślub,achłopakirozmawialio
samochodach,futboluiostatnichwydarzeniachwjakimśserialu,któryobydwajoglądali.

background image

-Oczywiście,będzieszmojąpierwsządruhną-powiedziałaNell.

-Oczywiście!Kiedyślub?Wzruszyłaramionamiiwzięłałykkawy.

-Niemampojęcia.Wogóleniewiedziałam,żeontoplanuje.Naprawdęniewiedziałam.Jasne,
miałamnadzieję,cojakiśczaswtrącałamdorozmowyjakąśsubtelnąaluzję…-Nelly,najdroższa,
twojealuzjesątaksubtelnejakwyrżnięciemaczugąwłeb-zaśmiałsięColt.-Mówiłaśnatentemat
jakieśsześćrazydziennie.

Zmarszczyłabrwi.

-Nieprawda!

Colttylkonaniąpatrzył.

-Pozatym,masznagranychchybazdziesięćodcinkówtegoślubnegoshowPowiedztakczyjakmu
tam.

-Takico?-Nellspuściłagłowę.PrzeszywającobłękitneoczyColtazłagodniały.

-Więcpodłapałemaluzję.Jasonsięzaśmiał.

-Mamzłewieści,stary.Powiedztak,co?Będziegorzej.SąjeszczeCzterywesela,potemedycja
Powiedztakpoświęconadruhnom,noioczywiściejeszczePowiedztak,Atlanto.Nieprzegap!

Coltzbladł.

-Japieprzę-wymamrotał.-Odtychprogramówkurcząmisięjaja.Zawszepotemmuszępoćwiczyć,
żebytylkomisięwyrównałpoziomtestosteronu.

Jasonśmiałsiętakbardzo,żeprawiespadłzkrzesła.

-Wiem,coprzechodzisz.Jaksiadamy,żebypooglądaćtelewizję,jamamochotęnaPrawoi
porządek,Dexteraalbocośwtymstylu,aleonawłączajakąśślubnąmasakręimamdowyborualbo
siedziećioglądać,alboiśćsamdodrugiegopokoju,albosiępokłócić.Alejaksięcałydzieńbyło
pozadomemichcesiętrochęczasuspędzićzdziewczyną,taknaprawdęniemawyboru.Pantoflarza
niepoznajesiępotym,żetrzymatorebkężony,kiedyonaidziedoprzebieralnialbowracasiędo
domu,zamiastspędzićczaszkumplami,tylkopotym,żeoglądaodpoczątkudokońcaprogramyo
jakichśkretyńskichsukniachślubnych,botoprostszeniżsięwykłócaćocośinnego.Najgorzej,jak
sięnatylewkręcisz,żemaszwłasnezdanienatematkiecekalboktóraśsprzedawczynicisięspodoba.
Wtedywiesz,żestraciłeśmęskichromosom.-Pochyliłsięiwrzuciłdoustpółpączka,żebyjeszcze
bardziejpodkreślićwagęswoichsłów.-Aletaknaprawdęsprawawyglądanastępująco:

prawdziwifacecioglądajązeswoimiżonamitakiegównoinieprujągęby.Wieszdlaczego?Bojak
gównosiękończy,kobietajestszczęśliwa.Acorobiszczęśliwakobieta?Zabierzeciędołóżkai
wyobracatak,żemózgciwypłynie.

Nellparsknęła,Coltzacząłsięśmiaćtakgłośno,żeprawieoplułsiękawą,ajaodwróciłamsiędo
Jasonaiplasnęłamgowramię.

background image

-Tobyłoobrzydliwe.

Wzruszyłramionamiiwyszczerzyłzęby.

-Mówiętylkojakjest.Aco,możesięmylę?Wywróciłamoczami.

-Nie,niemyliszsię,alemogłeśtosformułowaćbezużyciatylubrzydkichsłów.

-Tobyniebyłozabawne-uśmiechnąłsię.-Lubięprzekleństwa.Wszystkoodrazurobisię
ciekawsze.

-Dobrzemówi!-powiedziałColtiwyciągnąłpięśćaJasonprzybiłmużółwika.

-Nowięc-powiedziałaNell,żebyzmienićtemat-kiedypoznamywaszegosyna?

-Dokiedyzostajecie?-spytałJason.

-Doponiedziałku-odparłColt.-WewtorekmamykoncertwBiloxi.

-Jawtygodniuprawiecodzienniemamtrening,alewsobotębędziekrótszy,bowniedzielęmecz.
Więcmożeumówimysięnakolację?

-Super-zgodziłasięNell.-BędziemymoglisięposzwendaćpoNowymOrleanie.

Dosobotyzostałydwadni,ajamiałamdonapisaniadużąpracęnapiątek.

KiedywróciliśmyzJasonemkilkagodzinpóźniej,moirodzicespalinakanapie,aBenpadłnaich
kolanach,rozwalonytak,jakumiejątylkomałedzieci.Jasonzaniósłgodołóżeczka,jaobudziłam
rodziców,żebyprzenieślisiędopokojugościnnego.

JużwłóżkuJasonpopatrzyłnamniespodopadającychmudosnupowiek.

-CzyNellwie,jakmanadrugieimięBenny?Westchnęłam.

-Chybanie.Niebyłookazji,żebyjejpowiedzieć.ZawszemówięonimpoprostuBenalboBenny.

Jaktylkopoznaliśmypłećdziecka,postanowiłamnazwaćjeBen,aJasonsięzgodził.Wtejsytuacji
wydawałosięoczywiste,żebynadrugieimięmiałKyle.

Widziałam,żeNelljestostatnioinnymczłowiekiem,alewiedziałamteż,żewspomnieniawciążsą
trudnedozniesienia.Janadalniemogłammówićomoimbraciebezdławieniawgardlei
wyobrażałamsobie,żeonamusisięczućpodobnie.

background image

BECCA

Dwadnipóźniej

RodzicewrócilidoMichigan,aJasonwciążbyłnatreningu,więcbyłamwdomusamazBennym,
usiłowałamzrobićkolacjęiposprzątaćprzedprzyjściemNelliColta.PensjaJasona,nawetjako
debiutanta,wystarczyłaby,żebyzatrudnićpomocdomową,aleczułabymsiędziwnie,płacąckomuś
obcemuzaopiekęnadmoimdzieckiemimyciemojegosedesu,więcstarałamsięrobićtowszystko
sama.

Aleakuratdzisiajmarzyłam,żebybyłtuktoś,ktopowstrzymałbyBenny’egoodpakowaniasięw
kłopoty.

Mójchłopczykbyłnieustraszony.Bezoporówwdrapywałsięnaoparciekanapyiskakał,żeby
zobaczyć,cobędzie.Miałteżpociągdokuchennegostołu,naktórysięwspinał,apotemzsuwałsię
napodłogę.Zapierwszymrazem,kiedyusłyszałamłupnięcie,azarazpotemwrzask,czułamsięjak
najgorszamatkaświata.Chociażodwróciłamsiędosłownienapięćsekund,żebynalaćmupiciedo
kubka-niekapka,uważałam,żepowinnampilnowaćgobaczniej.Aleonnigdynicsobieniezrobił.
Płakałraczejzestrachuizewstyduniżzbólu,botewypadkinigdyniczegogonieuczyły.Spadał,
waliłgłowąopodłogę,płakałiwierzgałnogami,dopókigoniepocałowałaminieutuliłam,apięć
minutpóźniejbyłjużgotowydokolejnejwspinaczki.Chichotał,maszerującdziarskoprzezstółi
zmierzającdotejsamejcopoprzedniokrawędzi.

Miałamakuratręceumazanedrobiowymibebechami,boobierałamztłuszczupozbawionąkościi
skórypierśkurczaka,kiedyusłyszałamzłowróżbnychichotBena,oznaczający,żerobicoś,czegoza
dziesięćsekundbędzieżałował.

Odwróciłamsięodblatuznożemdofiletowaniawjednejręce,adrugą,umazanąróżnymi
obrzydliwościami,odsuwałamdalekoodsiebieizaczęłamprzeczesywaćwzrokiemkuchnięisalon.

-Benny!Boże,niemożnacięspuścićzokanaminutę!-mruknęłam.

Stałnaszczyciezestawukinadomowego,któresięgałomimniejwięcejdopasa.

Wjednejręcedzierżyłczerwono-żółtyplastikowymłotek,wdrugiejswojąulubionąwypchaną
żyrafę.Podskakiwałradośnie,atrzymanywbuzitrzonekmłotkatłumiłjegochichoty.Wiedziałam,
żerzucamiwyzwanie:„Chodźizłapmnie,mamo”.

PrzysunąłsobiedopółkimałekrzesełkocampingowezlogoMickeyMouseClubhouse,żebymóc
sięwygodniewdrapać,aterazwykonywałprowokującytaniec,wymachującdlawzmocnieniaefektu
żyrafą.

Odłożyłamnóż,nadgarstkiemodkręciłamkraniszybkoumyłamręce,niespuszczającgoprzytymz
oka.Dzieliłamnieodniegocałakuchnia,jakieśczteryipółmetra,więcgdybyterazzacząłspadać,
niewielemogłabymwtejsprawiezrobić.Szybkowytarłamręcewścierkęprzewieszonąprzez
rączkęwdrzwiachmikrofalówkiiruszyłamdoBena.Czułamsięjaklewskradającysiędoofiary,bo
gdybymzbliżyłasięzaszybko,Bennyzacząłbyuciekać.Musiałamprzesuwaćsiępowolii

background image

niegroźnie,aprzyspieszyćdopiero,gdybędęmogłagozłapać.Kiedytylkopodeszłamnaodległość
wyciągniętychrąk,Bennyprzekręciłsięnabrzuchizacząłszukaćpalcamistópkrzesełka.Chichotał
przytymwściekleizerkałnamnieprzezramię.Złapałamgowramionaiodwróciłamtak,żeby
widziećjegośniadybrzuszek.

Piszczałiwierzgał,alepierdzioszkibyłynieuniknione.Zresztątaknaprawdęniechciał,żebym
przestała,walkabyłaelementemzabawy.

-Niemożeszsiętamwspinać,małpiatko-oznajmiłammupomiędzygłośnymibuziakamiwbrzuch.
-Niewolnocisięzbliżaćdotelewizora,głuptasku.Nie,Benny,nie!-powiedziałam,wskazującna
kinodomowezakażdymrazem,gdymówiłam„nie”.

Benusłyszałmójpoważnytonizacząłmisięnaseriowyrywać.

-Ja!-powiedział,wszedłnakrzesełkoizacząłsięwdrapywaćzpowrotem.

Poklepałciemnedrewnomałymirączkamiipowtórzył:-Ja!

Znówgozdjęłam,przeniosłamprzezpokójiposadziłamnakanapie.

-Niewolno,Benny.Nie,niewspinajsię.Zrobiłzagniewanąminkęiplasnąłmniewramię.

-Ja!

Złapałamgozarękę,zanimuderzyłmnieporazdrugiipopatrzyłamgroźnie.

-Onie,proszępana,niemabicia.Niebijemymamy.Potarłwtedyoczy,wciążtrzymającwjednej
ręcezabawkę.

-Mama!-Nachyliłsięitryknąłmnieczołem,żebympomyślała,żebędzieterazpłakał.

Podniosłamgoiposadziłamsobienakolanie.

-Otak.Trzebabyćmiłymdlamamy.-Odwróciłamjegotwarzyczkędoswojej.

-Dostanębuziaka?

Przycisnąłpoliczekdomoichust,żebymmogłagopocałować,apotemzeskoczyłmizkolaniz
pełnąprędkościąruszyłprzedsiebie,wołając:

-Ja,ja!

Prostodostołu.Westchnęłam,zaczekałam,ażbędziestabilniestałnablacie,awtedygozdjęłami
zaniosłamzpowrotemnakanapę.

-Amożeobejrzyszbajkę,ajawtymczasiezrobiękolacjędlaciociNelliwujkaColta?

Zamachałmłotkiemiżyrafąwstronętelewizora.

background image

-Klub,klub,klub!-wołał,cooznaczało,żemaochotęnaodcinekMickeyMouseClubhouse.

Włączyłamodcinekjegoulubionegoprogramuiodgarnęłammuzczołaciemneloki.-Postarajsię
niedoprowadzićdożadnejkatastrofyprzynajmniejprzeznajbliższepięćminut,błagam.

UdałomisiędokończyćkolacjęprzedpowrotemJa-sona,którykopniakiemzamknąłzasobądrzwi
dogarażu.

-Gdziemójmałymężczyzna?-zawołałirzuciłtorbęzesprzętemprzydrzwiachdopralni,apotem
zdjąłprzepoconąkoszulkę.Zjakiegośpowodunieznosiłbraćprysznicanasiłowni,więczawsze
wracałdodomuspoconyiśmierdzący.Możerobiłtodlatego,żewiedział,żemnietokręci.Podtym
względemnicsięniezmieniło,więcbezoporówpozwalałammusięobejmowaćśliskimiodpotu
ramionamiicałowaćmniedoutratytchu.

WtejchwiliBennywypadłzzarogu,całkiemzapominającofilmie.Zimpetemprzylgnąłdonóg
Jasonaizacząłwspinaćsiępojegospodenkach.Jasonpodniósłgo,wyrzuciłwpowietrze,apotem
złapałiskubałwargamiwbrzuch,dopókiBennyniezacząłpiszczećiwyrywaćsię.

-Pocałujtatusia-powiedziałJasoniuklęknął,żebyzrównaćsięzBennym.

MałyrzuciłsięnaJasonaizostawiłmunapliczkuwilgotnypocałunekzłożonyotwartymiustami.
Westchnęłamzniedowierzaniem.

-Ciebiecałuje,amnienie!Mniesiętylkopozwalapocałować,alesamniedajebuziaków.To
niesprawiedliwe!

Jasonzacząłsięśmiać.

-Bomniekochanajbardziej!-PrzycisnąłBenadosiebie,udając,żemigozabiera.Zrobiłamsmutną
minę,odwróciłamsięiudawałam,żepłaczę.

-Chcębuziaka!-jęknęłam.

Kątemokaobserwowałam,jakBennypatrzyzezdziwieniemnaJasona,apotemnamnie.

-Lepiejdajmamiebuziaka-poradziłJason.-Mamajestbardzosmutna,jakniedostajebuziaków.

BennywyrwałsięzuściskuJasonaipodszedłdomnie,obejmującjednąmojąnogęipytająco
zadzierającgłowę.

-Mama?

Uklękłamizłapałamgozaramiona.

-Dostanętakiegosamegobuziakajaktatuś?Bennyuśmiechnąłsięiradośniecmoknąłmniew
policzek.

-Ja-powiedziałpoważnie.Mówiłtakbezwzględunato,czypasowałodosytuacji,czynie.

background image

-Wezmęszybkoprysznicisięprzebiorę,apotemdokończękolację,żebyśmogłasięprzygotować-
zapowiedziałJason.-Októrejbędą?

-Wpółdosiódmej.Jestjużzapiętnaścieszósta,więcsiępospiesz.

Zanimwzięłamprysznicisięubrałam,NelliColtjużbyli.Siedzielinapodłodze,bawiącsięz
Bennym,aJasonkończyłprzystawkiinakrywałstół.

Stanęłamwpołowieschodówikorzystającztego,żeniktmniejeszczeniewidzi,obserwowałam,jak
NellpomagaBenny’emubudowaćwieżęzklocków,podczasgdyColtkuzachwytowiBenająburzy.
Jaktylkoczteryczysześćkolorowychklockówstałojedennadrugim,Coltruszałzabawkową
ciężarówkąipakowałsięwdolnyklocek,wydającprzytymodgłosysilnika,jakiemożewydobyćz
siebietylkochłopak.Bennypiszczałiśmiałsię,gdywieżapadałanaziemię,apotemdostarczałNell
naręczaklocków,żebyzbudowałanową.

Powtórzylitokilkarazy,azkażdąchwiląemocjewyrywałymisięcorazbardziejspodkontroli.
ByłocośtakiegowwidokuNellbawiącejsięzmoimsynem,cosprawiało,żedooczunapływałymi
łzy.Byłatakszczęśliwa,takcałkowiciespokojna,otwartaizatopionawchwili,żeoczyjej
błyszczały.Coltteżtowidziałiniespuszczałjejzoka.

Widziałamwjegooczachmiłość,cosprawiłotylko,żerozmazałamsięjeszczebardziej.Ażza
dobrzepamiętałamdzień,kiedyweszłamdojejpokoju,aonaprzeciągałażyletkąposkórze
nadgarstka.Pamiętamsmródalkoholuwjejoddechuidesperacjęwoczach,wyrażającągłęboko
ukrytyból.

Zeszłamnadółiusiadłamobok,żebypomócjejustawiaćklocki.

UśmiechnęłasiędomnieiwskazałanaBena.

-Jestcudowny!Najsłodszynaświecie!

-Dzięki.Potrafizrobićtakązadymę,żenieuwierzyłabyś,alenadrabiaurokiemosobistym.

-Jestdowastakipodobny-powiedziała.Spojrzałanamnieniepewnie.-Nazwałaśgonacześćbrata?

Pokiwałamgłowąiztrudemprzełknęłamślinę.

-Tak.Nawetniebraliśmypoduwagęinnegoimienia.-Terazprzyszłamojakolejnazawahanie.-Na
drugiemaKyle.

Nellszybkowciągnęłapowietrze.Coltzesztywniał,alenieprzerwałzabawyidalejzderzałzesobą
ciężarówki.

-BenjaminKyle.-Nellwpatrywałasięwdywanmiędzyskrzyżowanyminogami.-Dobreimię.
ChybanawetjesttrochępodobnydoKyle’a.

-Tochybaoczy.Mająinnykolor,alepodobnykształt.Nellpokiwałagłową.

-Świetnydzieciak.-Niewiedziała,copowiedziećwięcej,boteraz,kiedypatrzyłanaBena,jakimś

background image

cudemwidziałaKyle’a.Zebrałasięwsobieiodepchnęławspomnienia,któregromadziłysięprzed
jejoczami.-Nowięcsłuchaj,rozmawialiśmyzColtemoślubie.

-OChryste-westchnąłColt.-TojachybapomogęJasonowi.-Wstał,aBennyruszyłzanimizłapał
gozakciuk.

-Jakionimająproblem?-spytałaNellześmiechem.-Dlaczegotaksiębojąrozmówoślubach?

Śmiałamsięznią.

-Niewiem.Jasonsięzachowywał,jakbykażdadecyzjaodejmowałamukilkalatzżycia.Albomęka,
albo,jakpokazywałammudwierzeczydowyboru,toniewidziałmiędzynimiróżnicy.Śmieszne.

Patrzyłyśmy,jakColtiBennyrozkładająsztućce.Bennywspinałsięnakażdekrzesłopokolei,żeby
położyćłyżkęiwidelecnatalerzu,aColtstałzanimznożem,ikiedyBennyszedłdalej,układał
sztućceprawidłowo.Chciałamcośpowiedzieć,alepostanowiłamsprawdzić,cobędzie.Takjak
myślałam,kiedyBennyustroiłjużostatnitalerzizorientowałsię,corobiColt,spojrzałnaniego
gniewnie.

-Ja!-Zszedłzkrzesła,podszedłdonakrycianaszczyciestołu,wziąłwszystkietrzysztućcei
położyłjezpowrotemnatalerzu,patrzączłowrogonaColtaisprawdzając,czydoniegodotarło.

-Bennymaswojezdanienapewnetematy-wyjaśniłamColtowi.-Wtymdomusztućcekładziemyna
talerzach.

ColtonpopatrzyłnaBenny’ego,potemnamnie,apotemnaswójtalerziwkońcuwzruszył
ramionami.

-Dobra,niechbędzienatalerzach.-Obszedłstółdookołaiprzełożyłsztućcenatalerze.

Bennyobserwowałtozsatysfakcją,apotemzaciągnąłColtadolodówkiipodałmukubek-niekapek.

-Sok!

Nellobserwowałaichrazem,apotempopatrzyłyśmysobiewoczy.

-Maciejakieśplany?-spytałamiwskazałamnajejnarzeczonegoimojegosyna.Wzruszyła
ramionami.

-Niewiem.Nierozmawialiśmyotym.Alepewniepodzisiejszymwieczorzeporozmawiamy.

-Ajaktowidzisz?

Przezchwilęmilczała,apotemznówwzruszyłaramionami.

-Niewiem.Myślodzieckuwydajemisięcudowna.Bennyjesttakisłodki,takiśmieszny.Coltbyłby
fantastycznymojcem.Ale…bojęsię.Aco,jeślidrugirazporonię?Lekarzpowiedział,żetaksię
czasempoprostuzdarza.Żeniezrobiłamniczłegoaniniemażadnejmedycznejprzeszkodyw
donoszeniuciąży,ale…Itaksięmartwię.Czasemwciążczujęsięemocjonalniestraszniesłaba.

background image

Myślę,żewpewnymsensienigdyniezostawiętegozasobą.Czybędęwięcumiałabyćmatką?

Ajeślidzieckozapyta,jaksięztatąpoznaliśmy?Ztrudemwyjaśniamtodorosłym,acodopiero
dziecku?Ajakspyta,skądmambliznynanadgarstkach?Cowtedypowiem?

Przezkilkachwilzastanawiałamsięnadodpowiedzią.

-Niebagatelizujętwoichobaw,alewydajemisię,żeniepotrzebnietyleotymmyślisz.Pewnieztym
wszystkimtrzebasiębędziewcześniejczypóźniejzmierzyć,alenajpierwmiejdziecko.Jeślidobrze
cisięukładazColtem,wszystkobędziedobrze.Dzieckowszystkozmienia.Ciebie.Związek.Jest
ciężko,nieprzeczę.Bycierodzicemjestjednąznajtrudniejszychinajbardziejprzerażającychrzeczy,
jakiemogąsięprzytrafić,alejednocześniezniczegochybaniematakiejsatysfakcji.-Spojrzałamna
Jasona,którywyjąłkurczakazpiekarnikainaciął,żebysprawdzić,czyjużgotowy.-Jasonijanie
byliśmygotowinadziecko.Niebyliśmy.Bennybyłtotalnąniespodzianką,wieszotym.Iczasemteż
sięzastanawiamy,comupowiemy,jakktóregośdniazapyta,czemumaurodzinyniecałymiesiącpo
naszejrocznicyślubu.Bopewnegodniadotegodojdzie,amybędziemymusielicośodpowiedzieć.
Aletaknaprawdę,towogólnymrozrachunkuniemaznaczenia.TyiColtsiękochacie.Jesteście
razemnapoważnie.Niepowstrzymujsięoddecyzjiodzieckutylkodlatego,żesięboisz,comożesię
zdarzyć.Jeślijesteśgotowa,towystarczy.Wswoimczasieznajdziesięodpowiedźnawszystkie
pytania.Moment,kiedyporazpierwszyweźmieszswojedzieckonaręce,jestpoprostu…Nowiesz.
Wszystkojestinaczej,alenawetgdybyśmogłacofnąćczas,niezrobiłabyśtego.Niezmieniłabymnic
wswoimżyciu,bowszystko,cosiędziało,doprowadziłomniedotegomiejsca,wktórymjestem
teraz.Wyszłamzamiłośćmojegożycia,zamojegonajlepszegoprzyjaciela,za…mójcałyświat.

Nigdyniebyłamzkimśinnyminigdyniebędę,nieważne,cosięstaniewprzyszłości.Aterazmam
mojegochłopczyka,słodkiegoBenny’ego.Zmianajednejrzeczywprzeszłościmogłaby
spowodować,żenieznalazłabymsiętu,gdziejestem.

Nellpodrapałapaznokciemplamęzsokunadywanie.

-Rozumiem.Jateżjestemterazszczęśliwa.Prawiecałyczas.MamColtona,jeżdżępokraju,gram
koncerty.Spełniasięsen.Nawetniewiedziałam,żetomojemarzenie,dopókisięniespełniło.Nie
wyobrażamsobiedlasiebieinnegożycia.

Czasembudzęsięwśrodkunocy

izastanawiam,gdziebymterazbyła,gdyby…żyłKyle.PoszłabymdoStanfordu,pewniemielibyśmy
terazkilkorodzieci,pracowałabymwbiurze,nosiłaeleganckiegarnituryiprzygotowywała
prezentacjewPowerpoinciedladyrektorów.-Wzdrygnęłasięostentacyjnie.-Cieszęsię,że
porzuciłamtędrogę.Niebyłabymsobą.Tożycie…Tewszystkiedomysły…Zastanawiamsię,ale
nieżałuję,bo…Boże,takdługosięztymzmagałam.Aleprawdajesttaka,żechociażbardzo
kochałamKyle’a,Coltonjestdlamniedoskonały.

-ByliściezKyle’embardzomłodzi,więctrudnosięnawetdomyślać,cobybyłoteraz.

-NiebyliśmymłodsiniżtyiJason.Jesteśmywtymsamymwieku,dwadzieściaczterylata.Jakdługo
jesteścierazem?

background image

-Osiemlat.

-MaszdwadzieściaczterylataijesteśzJasonemodośmiu.Todłużejniżwiększośćparwytrzymuje
razem!

-Amomentamiwydajemisię,żedopierozaczynamy.Bennymajużprawiedwalata,aczasem
wydajemisię,żedopierocosięurodził.Rozmawiamyjużodrugimdziecku.Jasonchciałbymieć
córeczkę.

Kolacjabyłajużgotowa,więcprzerwałyśmyrozmowę,alewidziałam,jakNellpatrzynaBenny’ego
ztakimspecjalnymbłyskiemwoku.Coltonteżtowiedział,aleonmiałtakąsamąminę,ilekroćsię
nachylał,żebywysłuchaćBenny’ego,przemawiającegozpełnąbuzią.

Cośmisięzdawało,żezakilkamiesięcyusłyszymywielkąnowinę.

background image

BECCA

Majtegoroku

Ztrudempowstrzymywałamłzy,gdyprostowałamtrenolśniewającejsukniNell.

Bezramiączek,wstyluempire,zdekoltemwkształcieserduszka,pięknymhaftemnagorseciei
kuszącogłębokimdekoltemnaplecach.Włosymiałazapomocąszpilekiwęzłówupiętew
skomplikowanąfryzurę,akilkapasemwisiałoswobodnie,okalającjejpięknątwarz.Szarozielone
oczylśniłyzradości,kiedypowoliobróciłasięwmiejscu,żebymzajęłasiętakżeprzodemsukni.

Wzięłamjejbukietbiałychkallizpurpurowymiśrodkamiitrzymałamrazemzmoim,mniejszym,
aleprawietakimsamym.AColt…Nocóż,byłamszczęśliwążonącodzienniebardziejzakochanąw
Jasonie,aleColtbyłtakprzystojny,żeażbolało.Długieirozczochranenacodzieńwłosyostrzygłi
starannieułożył,aliniajegoszczękibyładziękitemujeszczeostrzejsza.Oczymiałelektrycznie
niebieskie,przeszywającejakpiorunihipnotyzujące;widziałamtonawet,kiedyweszłamdokaplicy
tylnymidrzwiami.Miałidealniedopasowanysmoking:czerń,biel,elegancja.Takdoskonale
opasywałjegomuskularnąsylwetkę,jakbysięwnimurodził.

Jasonstałkawałekdalejimusiałamzmobilizowaćcałąsilnąwolę,żebyniezaciągnąćgonakoniec
kościołainiezająćsięnimnapoważnie.MożeColtbyłoszałamiającoprzystojny,aleJason?Byłjak
sen,jakspełnieniemarzenia.Miałświeżoprzycięte,umiejętnienastroszonejasnewłosy,ajego
zieloneoczyłapałyświatłojakkawałekjadeitu.Umięśnioneramionarozpychałyrękawymarynarki,
apotężnykarknaprężałkołnierzykkoszuli.

Byłdosłowniepomnikowy.MichałAniołniezdołałbywyrzeźbićtakidealnegoegzemplarza.W
każdymraziedlamnie.

NelliColtwzięlisięzaręce,adrzwiotworzyłysięrazjeszczeiwszyscyzwrócilisiękutyłowi
kaplicy.WdrzwiachstałBenny,którydopierocoskończyłdwalata,ubranywmikroskopijny
smoking,wypolerowanedopołyskubutyikrawatnagumce.Wwyciągniętychrękachtrzymał
poduszkęzobrączkami.Rozejrzałsięizmarszczyłbrwi,kiedyzobaczył,ileosóbnaniegopatrzy.

Potemjednakudowodnił,żejestsynemswojegoojca.Wyprostowałsię,zadarłgłowęipewnie
ruszyłwzdłużnawy,niebłądzącwzrokiemnaboki.WpatrzonybyłwNell,którąabsolutnie
uwielbiał.Wiedział,żemadotrzećdoniej,powtarzaliśmymumilionyrazy,żejegozadaniemjest
dostarczyćobrączkidociociNelly.

NellbyłarówniezakochanawBennym,jakonwniej.Zmieniłanawetuświęconyporządek
wchodzeniadokościoła,żebyBennyzostałgwiazdą,chociażzwykleślubykręciłysięwokółpanny
młodej.Zazwyczajdziewczynkazkwiatamiichłopieczobrączkamiwchodzilipodruhnachi
drużbach,aprzedpannąmłodą,czycośwtymstylu,aleNellsięuparła,żebyBennywszedłjako
ostatniiprzyniósłobrączkisam.

Iotoszedł,maszerowałsamśrodkiemkościoła,takjakbyniesłyszałszeptów,niewidział
skierowanychwjegostronęrąkiniezauważał,żewszyscysąnimzachwyceni.Sercemisięściskało,
kiedywidziałamgowtymsmokingu,takskoncentrowanegonaswojejmisji.

background image

Ostrożniewszedłnaschodki,apotem,zupełnienietak,jakćwiczyliśmy,stanąłtużprzedColtemi
Nellipodniósłpoduszkęzobrączkamitakwysoko,jaktylkozdołał.

-Mam,Nelly.Weź.-Spojrzałnanią,agościejęknęlizzachwytu.

Nelluśmiechnęłasiędoniego,puściłaColtaizebrałasuknię,żebyukucnąć.

-Dziękuję,Benjaminie.

-Dobrzebyło?-spytał.Pocałowałagowczołoiroześmiałasię.

-Zrobiłeśtodoskonale.

-GdzieRaffey?

Spojrzałanamnieniepewnie,boniewiedziała,ocoBenpyta.Nonno,powłoskudziadek,czylimój
tata,ruszyłnaratunek,iposadziłsobieBenny’egonakolanach,kiedyksiądzwziąłobrączki.Benny
wyciągnąłdziadkowizkieszeniswojąpluszowążyrafę,zwanąRaffey,iwydałkilkagłośnych
zwierzęcychpowarkiwańiposzczekiwań,skaczączabawkąporamionachmojegotaty.Wszyscy
zaczęlisięśmiać,anajbardziejNell,aleszybkosięopanowałaizwróciłasiędoColta.

Ślubbyłpiękny,chybanigdyniewidziałamNelltakszczęśliwej.Weselebyłowielką,radosną
impreząwsalibankietowejniedalekokaplicy.Podkonieckolacjiwidziałam,żeNellsięnadczymś
zastanawia,nieuważniepijącwodęzcytryną.

ZerkałanaColta,apotemodwracaławzrok.

Siedziałamobokniej,poprawejstroniemiałamświadkaColta,atrakcyjnego,alegroźnego
czarnoskóregoSplita.Wkońcuwzięłagłębokiwdech,apotemwypuściłapowietrzeiwidziałam,że
podjęładecyzję.NachyliłasiędoColta,położyłamudłońnakarkuiszepnęłamucośdoucha.Ona
mówiła,aColtcorazszerzejotwierałoczy,najpierwzezdziwienia,apotemzradości.

-Tak?Napewno?-spytałniedośćcicho.Pokiwałagłową.Spojrzałnajejbrzuch,potemnajejtwarz
ijużwiedziałam,cotozanowina.

-Upewniłamsięwczorajiczekałamnaspecjalnąchwilę,żebycipowiedzieć.

Coltjąobjął,przycisnąłmocnodosiebieiszeptałjejcośdoucha.Słyszałam,żeNellpociąga
nosem,ajejdłonie,leżącepłaskonaszerokichramionachColtona,lekkodrżały.

-Mogęwszystkimpowiedzieć?-spytał.Odsunęłasię.

-Teraz?!

-Aco?Niewytrzymam!

Schyliłagłowęiotarłasięoniegopoliczkiem.

-Zwariowałeś.-Potempodniosławzrok.-Ajeśli…Położyłdwapalcenajejustach.

background image

-Nie.Poprostu…nie.

Nellpokiwałagłową,otworzyłaustaizłapałajegopalcezębami.

-Jakchcesz,tomów.

ColtstanąłzakrzesłemiskinąłdoDJ-a,żebyprzyniósłbezprzewodowymikrofon.

-Obstawiam,żetorówniedobrymomentnaprzemówienia,jakkażdyinny,prawda?Tymbardziej,
żeponieważwiększośćzwasjeszczeje,niemaciewyjściaimusiciemniesłuchać.Tonajpiękniejszy
dzieńwmoimżyciu.Miałemparędobrychdniikilkanienajlepszych,jakkażdy.Aledzisiaj…To
najlepszydzieńzewszystkich.

MojążonązostałaNell.Możeciemiśmiałozazdrościć,chłopaki,botapiękna,seksowna,
utalentowanainiesamowitakobietajesttylkomoja.Niebędęwaszanudzałopowieściami,jaktosię
stało,żejesteśmyrazem,zresztąwiększośćzwaspewniejużsłyszała.Chodzioto,żejestem
szczęściarzem.Onamnieuratowała,ajanigdyniebędęumiałkochaćjejtak,jaknatozasługuje,
choćbymniewiem,jaksięstarał.-Zamilkł,agościewykorzystalitenmoment,żebygwizdaći
wiwatować.-Dzięki…Nowięc,tendzieńjestnajlepszytakżedlatego,żeNellwłaśniemicoś
powiedziała.Stańkołomnie,skarbie.-Jednąrękątrzymałmikrofon,adrugąprzytuliłjądosiebie,
spojrzałnaniąiuśmiechnąłsięszeroko.-Właśniemipowiedziała,żebędziemymielidziecko.

Wiwatybyłyterazogłuszające,aleniktnieklaskałmocniejiniekrzyczałgłośniejniżja.

-Kiedymasztermin,wieszjuż?Nelloparłagłowęojegoramię.

-Wgrudniu.

Coltspojrzałnasufitizacząłliczyć.

-Toznaczy,żepoczęłosię…wmarcu.-Uśmieszekwypełzłnajegotwarz.-Chybapamiętam,
kiedy…-Coltonie!-krzyknęłaNell,wyrwałamumikrofoniplasnęłagowramię.

-Przepraszam,alejestemtakipodekscytowany!Gościeśmialisię,klaskali,apotemktośzadzwonił
łyżeczkąwkieliszekiwkrótcewszyscypodłapalitensygnał.

ColtpodałmikrofonswojemuprzyjacielowiSplitowiiodwróciłsiędoNell.

-Zprzyjemnością-wymruczałipocałowałNellgłębokoinamiętnie.

PokilkuchwilachSplitwstałiprzysunąłmikrofondoust.

-Ej,spoko,będzieciemielinatoczas.-Odwróciłsiędomłodejpary,którausiadła,żebygo
posłuchać.-PoznałemColta,kiedybyłmłodym,nieopierzonymdzieciakiem,którywylądowałw
środkumiasta.Przeżyłwięcej,niżmożeciesobiewyobrazić,alejesttu,gdziejest,boto
najmądrzejszyinajsilniejszygość,jakiegoznam.Niebędęściemniał,zdarzyłosię,żeuratowałem
mutyłek,aleonpomógłmiwięcejrazyniżjajemu.Jestdlamniejakbrat.Wkażdymmożliwym
znaczeniu.-Rozejrzałsięwśródgościzajmującychokrągłestoliki.-Chociażwidzę,żeprawie
wszyscysątubiali,więcmożecieniewiedzieć.Jestemjedynymreprezentantemczarnoskórychnatej

background image

imprezce,co?Niechbędzie,spoko.Chodzioto,żewiem,cotenchłopakprzeszedłiniktwtejsali
niecieszysiębardziejniżja,widzącgotutaj.

Wziąłślubzcholerniezacnąpanną.KiedypoznałemNell,miałemwątpliwości.

Byłamiła,ale…niewiedziałemjeszcze,jakjestsilna.ZajęłasięColtemidałamunoweżycie,
chociażwiem,żetobrzmilamersko.Aletakbyło.Kochagoirozumie,tonajważniejsze.Nowięc…
Colt,Nell,jesteściedlamnierodziną.Nigdyniemiałemrodzinyitojestmojaprawda.Kochamwasi
cieszęsięzwami.Gratulacje.

-Uniósłdosufitukieliszekzwodązlodem.

Terazmojakolej.Myślałamotejchwiliodwieludni.WzięłamodSplitamikrofoniwstałam.Z
trudemprzełknęłamślinęiskupiłamsięnaoddychaniu.

-Cześć.MamnaimięBecca.Nelljestmojąnajlepsząprzyjaciółkąodpierwszegodniaprzedszkola.
Ukradłamiwtedyklejibrokat.Odtamtejporybyłyśmynierozłączne.-OdwróciłamsiędoNell.-
Postaramsięprzebrnąćprzeztobezłezibezjąkaniasię,alenieobiecuję.Mamyzasobąróżne
chwile.Niebędęichprzywoływać,botodzieńradości,aletywiesz,oczymmówię.Bywałydni,
kiedynaprawdęsięociebiemartwiłam.Razpowiedziałaś,żeniewiesz,czykiedykolwiekdojdziesz
dosiebie.

Aterazpopatrz.Wyszłaśzaniezwykłegomężczyznęiniedługobędzieszmamą.

Jestemzciebiedumna,Nell.Przeszłaśtakwiele,aleznalazłaśszczęście.Drogędoświatła.Będziesz
cudownąmamą,aColtbędziewspaniałymojcem,niemamżadnychwątpliwości.Mójsynwaskocha
iprawdęmówiąc,słuchawasbardziejniżmnie.Prawda,Benny?

BennysiedziałnakolanachJasona,wjednejręcemiałkawałekchleba,awdrugiejkrzywotrzymany
wideleczkupkątłuczonychziemniaków.Popatrzyłnamnie,kiedyusłyszałswojeimięiwyciągnął
domniewidelec.

-Ziemniaczki.Chcesz,mama?Niemogłamsięnieroześmiać.

-Dzięki,kolego,jużjadłam.KochaszciocięNellyiwujkaColta?

Bennypokiwałgłową.

-Pewnie!Colttomójkonik!

-ANell?

PopatrzyłnaNellisięzamyślił.

-Pewnie!Nelly,maszcukierki?Ememsy?

Nellwybuchnęłaśmiecheminachyliłasiędoniego.

-Tomiałabyćnaszatajemnica.Miałeśnicniemówić,żedałamcicukierki.

background image

PopatrzyłamnaNell,którasięzarumieniłaizrobiłaniewinnąminkę.

-TylkokilkaM&M-sów-przyznała.

Pokręciłamgłową.

-Dlategowczorajnicniejadł.-Uśmiechnęłamsię.-Dobrze,któregośdnianafutrujętwojedziecko
cukierkamiiodeślęcijetakiedodomu,zobaczyszwtedy,jakietozabawne.

Otworzyłamusta,żebymówićdalej,alewtedyzokolicymiejsca,gdziesiedziałBenny,dobiegł
odgłosgłośnegobąka.Rozejrzałsięzzaciekawieniem,jakbysięzastanawiał,skądsięwziąłten
dźwięk,apotemspojrzałnamnie.

-Mama,kupa!Gościezawyli.

Byłamtakprzerażona,żezakryłamtwarzdłonią.

-Wyglądanato,żemojeprzemówieniezostałoprzerwaneprzezpewnegomałegośmierdzioszka-
ogłosiłam.-Więcchybatutajskończę.Kochamcię,Nell,jestemzciebiedumnaicieszęsiętwoim
szczęściem.Gratuluję.

PrzewinęłamBenaiwróciłamnasalęakurat,kiedykończyłprzemawiaćRobertCalloway.Tobyło
ostatnieprzemówieniewieczoru.Tortzostałpokrojonyizjedzony,apotemzaczęłysiętańce.Nelli
ColtzakończyliprzyjęciepiosenkąTylkoty,którapoichoświadczynowymkoncerciewNowym
Orleaniebyłagranawradiu.

TańczyłamzJasonemiBenem,przytulałamdosiebiemoichdwóchmężczyznipatrzyłam,jakNell
wspływającejdoziemiślubnejsuknipotrącastrunygitary,ajejgłoshipnotyzujegości.Była
szczęśliwa.

Młodaparawyszławkrótcepotem,ajaprzytuliłamNell,zanimwsiadładolimuzyny.

-Dziękujęci-wyszeptała.-Bywałytakiedni,żeniewiem,cobymzrobiłabezciebie.Niemogęsię
doczekać,ażrazembędziemymamami.

JasonuścisnąłColtowirękę,apotemmnieobjął.TrzymałBenanabiodrze.

-WięcNellzaciążona,co?-cieszyłsię.-Wsamąporę.Możemypomyślimyonumerzedwa,coty
nato,kocie?

Odwróciłamsiędoniegoiuśmiechnęłamsięporo-zumiewawczo.

-Dobryplan.Jegooczyrozbłysły.

-Jakcisiępodobapomysł,Benny?Żebymamusiamiaładziecko?

-Jajestemduży!-zaprotestowałBenny.

-Pewnie,żetak,kolego-zgodziłsięJason.-Będziedwojedzieci.Tyijeszczejedno.

background image

-Dwojedzieci?-spytałBenniepewnie.

-Dwojedzieci.

Uśmiechnęłamsię,bowidziałam,żeBenstarasięrozgryźć,cotoznaczy.

-Jajestemdziecko?-spytał.Jasonpołaskotałgopobrzuchu.

-Nie,tybędzieszstarszymbratem.

Bennyzmarszczyłbrwi,awjegooczach,takichjakJa-sona,najzieleńszychnaświecieipełnych
uczucia,widziałam,żesięzastanawia.Zarazjednakzapomniałosprawie,podniósłswojąpluszową
żyrafęipowiedział:

-ToRaffey.Maszememsy?-Otworzyłbuzięjakmałyptaszekiczekałnaładunek.

Znówuratowałnasnonno.Słyszałamodgłosrozdzieranejtorebki,aBennyprzekręciłsięwuścisku
Jasonaiskupiłnatorebcezupragnionymicukierkami.MójtatawrzucałjeBenny’emudoust,aja
byłamprzerażona.

-Tato!Jestdwudziestatrzecia!Terazjużnigdyniezaśnie.

Tatatylkowzruszyłramionami.

-Todzieńślubu,ßglia.Zasadydziśnieobowiązują.Byłodobrzepopółnocy,gdyudałonamsię
uśpićBenny’egowłóżeczkuwhotelowympokoju.Zdjęliśmyślubnekreacjeipołożyliśmysiędo
łóżka.

Jasonmilczałprzezchwilę,odpływałjużwsen.

-Mamnadzieję,żetobędziedziewczynka.NazwiemyjąBella.

Parsknęłam.

-Niemamowy,nienazwiemynaszejcórkinacześćZmierzchu.

-Żartowałem!

-AmożeEvelyn?

-Dorozważenia.-Zasypiałjuż,więcsamazastanawiałamsięnadróżnymiopcjamiimiondla
chłopcaidziewczynki,ażwkońcusamausnęłam.

WnocyBennyprzyszedłdonaszegołóżkaiwsunąłswojeciepłeciałkomiędzynas.Jasonobjąłgo
ramieniem,adłońpołożyłnamoimbiodrze,głaszczącmnieprzezsenpobrzuchu.

Przebudziłamsię,czułamoddechBenny’egonamoimramieniuidłońJasonanaskórze.Byłam
absolutnie,obezwładniającoszczęśliwa.

background image

Postscriptum

Colttrzymałcóreczkęwramionach.Jejmałeciałkomieściłosięwzagięciujegołokcia.Lewitowała
pomiędzyjawąasnem,powiekimiałaciężkie,ajegokciukzaciskaławmałejrączce.Byłaowinięta
wmiękkikocykkolorukościsłoniowejwewzórzsówek,patrzącychmądrymi,zielonymioczami.
Wjednymroguwyhaftowanebyłozielonąniciąjejimię,Kylie.

Kyliewierciłasięwkocyku,mruczałaikwiliła,bobardzoniechciałazasnąć,więcColtwstałz
bujanegofotelaizacząłchodzićpopokojudziecinnym,kołyszącjąlekko.Szerzejotworzyłaoczyi
uważniepatrzyłanaswojegotatę.Poruszałausteczkamiipisnęłacicho.Coltwyjąłzłóżeczka
smoczekiwłożyłjejdobuzi,apotemzanuciłkilkatonów.Zauważył,żepowiekijejopadają,wziął
głębokiwdechizaśpiewałniskoiłagodnie:

Hejdziewczynko,małajakpiosenka

trzymamcięnarękach

jakwszechświat.

Napisałemwtobiekażdąnutę

wykreśliłemtakdobrzemiznanysmutek.

Aleoczywzięłaśsama-

maszoczymamy.

Jakcięchronić,

czułastruno,

cokiedyśodleci.

Jesteśsłońcem,

nawetwnocyświecisz.

Hejdziewczynko,

śniespełniony,

dobrawróżbo,

dobryznaku,

lżejszaniżoddechptaków.

Ważniejszaniżwszystko.

Tonieważne

background image

tamtoteż

pókijesteśblisko.

Kyliespała,zanimskończyłśpiewać.Ułożyłjąwłóżeczku,apotemnachyliłsięijąpocałował.Nell
staławdrzwiachipatrzyła.

PodeszładoColtairazempatrzylinaśpiącącóreczkę.

-Mieścicisięwgłowie,żestworzyliśmycośtakdoskonałego?

Coltuśmiechnąłsiędożony.

-Bezproblemu!

Wtakichchwilachniepamiętałaobliznach,koszmaryjużjejnieścigały,lękizostałyukojone.Każdy
oddech,każdypocałuneknadobranocikażdakołysankaodpychałyprzeszłośćcorazdalej,ażżyletki
inocepełnetłumionychłezbyłyjużtylkoniewyraźnymwspomnieniemzjakiegośinnegożycia.

Wtakichchwilachniewinnośćdzieckaleczyławniejnajgłębszerany.

Wtakichchwilachnareszciewszystkobyłodobrze.

Playlista

Demons-ImagineDragons

IDriveYourTruck-LeeBrice

SureBeCoolIfYouDid-BlakeShelton

WhateverItIs-ZacBrownBand

FlightlessBird-Iron&Wine

SingersandtheEndlessSong-Iron&Wine

(KissedYou)Goodnight-Gloriana

MustBeDoin’Somethin’Right-BillyCurrington

firstDayofMyLife-BrightEyes

We’reGoingtoBeFriends-TheWhiteStripes

FallingSlowly-GlenHansard&MarketaIrglova

ComeandGoes(InWaves)-GregLaswell

God’sGonnaCutYouDown-JohnnyCash

background image

YourLongJourney-RobertPlant&AlisonKrauss

BeenaLongDay-RosiGolan

PleaseRememberMe-TimMcGraw

TenCentPistol-TheBlackKeys

TheBlower ’sDaughter-DamienRice

LongingtoBelong-EddieVedder

City-SarahBareilles

Dream-PriscillaAhn

ToTravels&Trunks-HeyMarseilles

RhythmofLove-PlainWhiteT’s

KingdomCome-TheCivilWars

SleeplessNights-EddieVedderandGlenHansardBreatheMe-Sia

Takjakwpoprzedniejczęści,muzykajestkrwiobiegiemtejksiążki.Piszącją,zakochałamsięw
BecceiJasonie,atepiosenkisąścieżkądźwiękowątejmiłości.Każdaopowiadawłasnąhistorię,a
razemtworząjednolitywzór.Ponieważwspieraciemnie,kupującmojeksiążki,namawiamwastakże
dowspieraniatychfantastycznychartystówidokupowaniaichmuzyki.Sztuka,każdygatunek,jest
najprawdziwszymsposobemwyrażenianaszejduszy.Sztukasprawia,żejesteśmyludźmi.
Konstytuujenasjakospołeczeństwo,jakokulturęijakoludzkość.Wspierajciesztukę,każdą.
Kupujcie,dzielciesięnią,twórzcie.NeilGaimanwswoimsłynnymprzemówieniudlastudentów
Philadelphia’sUniversityoftheArtspowiedział:„Popełniajcieciekawe,fascynujące,zjawiskowei
fantastycznebłędy.Łamciezasady.Twórzciedobrąsztukę”.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Jasinda Wilder Falling 2 1 Tylko My wbrew wszystkim []
Jasinda Wilder Falling 3 2 To ty mnie pokochasz Tom2 to ty mnie ocalisz
Jasinda Wilder 3 2 Tylko Mnie pokochasz TOM 2 (Tylko mnie ocalisz)
Na zawsze w moim sercu tylko Ty kochanie cz 2
Glodne emocje Jak schudnac madrze skutecznie i na zawsze glodne
Plan Carycy Katarzyny - Polskę Zgnębić na Zawsze, ★ Wszystko w Jednym ★
White T H Był sobie raz na zawsze Król Wiedźma z Lasu
Drossel - Już na zawsze razem, kwitki, kwitki - poziome
47 ZJEDNOCZENI NA ZAWSZE
BACIARY Zostań tu ze mną na zawsze
Boguszewski Polak na zawsze katolik
Na zawsze mamo, Teksty

więcej podobnych podstron