Muller Nicole Bo to jest w miłości najstraszniejsze

background image

NICOLE MULLER

BO TO JEST W MIŁOŚCI NAJSTRASZNIEJSZE

Denn das ist das Schreckliche in der Liebe

Projekt okładki JOANNA CZERWIŃSKA

Fotografia na okładce PAWEŁ PADOR

Redakcja JOANNA RACHOŃ

(c) 1992, Yerlag Nagel & Kimche AG, Zurich-Frauenfekl ś . (c) for the Polish edition by Wydawnictwo
SIC!, Warszawa 1996

Wydawnictwo SIC!

00-668 Warszawa, ul. Noakowskiego 26 m. 40

tel./fax: (48 22) 627 36 67

Skład i łamanie: Studio f\

Druk: Drukarnia Wydawnictw Naukowych S.A. Łódź, ul. Żwirki 2

ISBN 83-86056-17-7

Dzieciom

OSOBY:

V. ; ?A. ut^is hi Kochanka. Niekiedy nazywana

:boM ,;>u; również Ty. Albo ona.

AT śf> "' ł Naprawdę ma na imię Veronique.

Renę :•.;.-." v." Jej maż. Istota w zasadzie niezna-

>•-. w,••••(.• .,*:.'••< na.

Florenee * -.,!:, Córka V. i Renę. Również ona wy-

..;•; >';',":< stępuje czasem jako ona. Albo ja-

• -.; .;!;:<;,L-, i- ko F.

Raymond; -»;t Syn V. i Renę. On. On we wszy-

,'- stkich formach gramatycznych,

t . Albo Ray, chociaż on tego skrótu

background image

;. >,-,,• ,•: nienawidzi.

Ja \ryjfs.-.-::. Nicole Miiller, autorka albo rodzaj

, ń; ,,« fikcji. A ponieważ kochanka rzad-

;*»; ,*rsc". ko występuje sama, dlatego biorę

:>. • tę rolę na siebie. ;

HISTORIA :mfeO

Da się szybko streścić. V. spotyka Ja albo Ja spotyka V. W każdym razie spotykają się. Rodzi się
namiętna miłość. Trwa cztery lata, chociaż początkowo była mowa o całym życiu. Trzy lata rozgrywają
się między Zurychem a Paryżem. Jeden rok, ten ostatni, tylko w Paryżu. V. rozstaje się z Renę i chce
się rozwieść. Dziesięć dni przed terminem rozwodu opuszcza Ja, żeby powrócić razem z dziećmi do
Renę. Jest to historia, którą napisało życie. Ponieważ jednak życie nie potrafi pisać, Ja wzięłam to
zadanie na siebie. Ta historia jest tak prawdziwa, jak tylko prawdziwa może być historia
opowiedziana przez jedną osobę. Ewentualnych czytelników muszę jednak przestrzec: historia ta
da się szybko streścić, ale to, co najważniejsze, jest między wierszami. ^--.. • ... ,'.-.» >^

1.

Kolejność jest dowolna. Wspomnienia nie znają niczego takiego jak chronologia. Ich cechą jest rów-
noczesność, właściwa snom.

2.

Każda historia ma swój początek, swój koniec i coś pomiędzy nimi. •. u^ .,:.-...,•,.'.. :•-•.,I;ÓA ./«-; .-
,•..• ••.\;^>~.>

3.

Raz V. przyłapała mnie, kiedy się zamyśliłam. Stałyśmy w konserwatorium w kolejce do bufetu. - O
czym myślisz? - spytała. Odpowiedziałam: -Oto kobieta, z którą spędzę życie.

4.

Po raz pierwszy zobaczyłam ją, jak szła przede mną na tej ponurej stacji metra. Miała na sobie szary
damski garnitur z krótkim żakietem. Do tego żółte polo. Prawa noga, lewa noga. Jej trochę za duża
pupa kołysała się przede mną w tę i we w tę. Byłam wstrząśnięta beztroską, z jaką wystawiała na
pokaz swój tyłek. Ja schowałabym go pod długim żakietem.

5. .'MI! -8 Najstraszniejsl są

6. • ...-:•- .-.>-,•< t,< : , ... ; ..,, Kłóciłyśmy się od samego początku. Na przykład o to,
czy mówi się "nie zasypiać gruszek w popie-

8

background image

le", czy "nie zasypywać gruszek w popiele". Poszłyśmy razem do biblioteki. To ja miałam rację.

7. • t , Rozkład jej zajęć stał się częścią mojej duszy. W ; poniedziałki od tej do tej. We wtorki,
czwartki, t piątki tak samo. Środę ma wolną. Koniec tygodnia

-t tak czy owak. Najgorsza jest godzina 16.30. Wtedy odbiera dzieci ze szkoły. Odtąd beze mnie.

8. •«;* Monachium. Świat jest kolorowym cieniem. Chodzę zawsze prosto przed siebie. Stawiam
stopy na płytach chodnika, nie następując na szpary pomiędzy nimi.

9.

Torbę podróżną zapakować, torbę podróżną rozpakować. Jak ja tego nienawidzę. Najwięcej jeżdżą
chyba ci, którzy najsilniej odczuwają pragnienie, żeby nie ruszać się z miejsca. . ,, ,

C' :• • •:. / fifn.Kf

10. ' •<>:> - ; ,:* mf-i

- Ej - zawołałam, gdy widziałam go po raz ostatni

- co to jest?

Ray klęczał na podłodze i zawiązywał sobie but. Po raz pierwszy miał na nogach coś innego niż buty
sportowe. Śmiał się przez nos. -,.,..»",, ..(/,-.

11. .* Pierwszy raz w życiu napisałam j coś na drzwiach toalety: "VOGLIO UNA DONNA! "^ dużymi
literami

""

10

t

i z wykrzyknikiem. Teraz wreszcie włem, kim są lu^ dzie, którzy bazgrzą, w toaletach. , •.

12.

- Są rzeczy, z których trzeba rezygnować - powiedziała V., kiedy widziałyśmy się po raz ostatni.
Mówiąc "rzeczy" miała na myśli mnie.

13. -5 ,' Gorszące w autobiografiach nie jest "ja". To, że ktoś sam się obnaża, można by jeszcze
wybaczyć. Ale że obnaża przy tym jeszcze kogoś innego bez jego zgody, to jest dla czytelnika nie do
zniesienia. Czytelnik utożsamia się z rolą, którą gra "ty", albo z trzecią osobą liczby pojedynczej.

14.

background image

Dwa lata trwało, zanim odzwyczaiłam się od mycia zębów wieczorem. V. nie znosiła zapachu pasty do
zębów. Nawet tej o smaku malinowym. Zanim na nowo przyzwyczaję się do wieczornego mycia
zębów, myślę, upłynie równie dużo czasu.

15.

W jednym ze swoich ostatnich listów napisała: "Lęk przed wzięciem na siebie odpowiedzialności:
myślałam dzisiaj o mojej pozycji jako tej starszej. Każdy ma swoje problemy, na pewno, ale zadaję
sobie pytanie, czy utrata miłości rodzicielskiej na rzecz młodszego brata lub młodszej siostry nie
powoduje urazu, który ich starszy brat czy też siostra potrafią przezwyciężyć

li

tylko z największym trudem. Ilekroć boję się wziąć na siebie odpowiedzialność - a nie znaczy to wcale,
że nie miałabym na to ochoty - to zawsze wydaje mi się, że tamto pierwsze doświadczenie, zdrada,
jakiej moi rodzice dopuścili się wobec mnie, jest czymś nieodwracalnym. Wierzyć w kogoś z
konieczności musiałoby znaczyć: narażać się na najgorsze rozczarowania. Dlatego lepiej być
przygotowanym na najgorsze. Bo wtedy można przeżyć tylko miłe niespodzianki. Kochanie, rób mi
miłe niespodzianki. Nic innego, tylko miłe niespodzianki". Ale to ONA mnie opuściła. Zemściła się za
swój własny los?

16.

Pomiędzy dwoma. Jestem pomiędzy dwoma płciami. Pomiędzy dwoma krajami. Pomiędzy dwoma
językami. Albo, ściśle rzecz biorąc, pomiędzy trzema. Niemieckim, szwajcarskim niemieckim i
francuskim.

17. :':•'••: '«?•" v:-'--\--via <r/.'on Nie do zniesienia w moim homoseksuaHzmle":|fist to, że każe mi
on stale myśleć o śmierci. < * •'••

'.'"' \

18. ^ 'tfcJj. W

- Czego ty nie chcesz zrozumieć - powiedziałaś^

- to tego, że dziecko wychodzi z ciała matki. ; 010*

••fpwe

19. ' --:> Myśl, że przez całe moje życie będę wydawała tylkdf< suche rzeczy o ostrych kantach, jest
straszna. ; 12

r 20. /Nic nie

Seńs^słę okazuje.]

21. (tm)' *

background image

Samobójstwo nie oznacza opowiedzenia się za czymkolwiek, ponieważ popełniając je nie ryzykuje się
życiem.

22.

Pojechałyśmy na koncert Światosława Richtera. V. powiedziała: - Właściwie dziwię się, że mi
towarzyszysz.

23. ,'• ••=•••••-••

Od września V. zamierzała dawać o połowę mniej lekcji gry na pianinie. Wydawało się jej ważne, żeby
mieć więcej wolnego czasu. Zdziwiło mnie to. Powiedziałam: - Raz wreszcie jesteśmy tego samego
zdania. •. • .-• IBVJ,X •«;• •••-•.-'i./

24. ~

Są dni, kiedy WSZ^ttCÓ wydaje mi się godne odnotowania.

25. . -. -,.:3!-K..-- Nikt nie będzie cię tak bardzo i tak źle kochał jak ja - powiedziała kiedyś V. Coś mnie
niepokoiło w tym zdaniu. Że chodziło o formę czasu przyszłego, odkryłam dopiero później, iiia

13

26.

Zirytowałam się, kiedy weszłyśmy do pokoju hotelowego. Osobne łóżka. - Prosiłam o podwójne łóżko
- zapewniała V. Zapewniła mnie o tym nawet jeszcze dwukrotnie. Nakrochmalone prześcieradła były
sztywne jak deska i ocierały łokcie do krwi. To był ostatni raz, kiedyśmy się kochały.

27.

Poznałam uczucie ekstazy. I zapłaciłam za nie cierpieniem. Czy można się potem zadowolić czymś
pośrednim?

28. :•.'•••;.•••<& Jestem.

29. -;..

Będę.

30. Oby pod każdym względem.

31. ' - Jesteś taka młoda -żliwości.

..

Obracałam kieliszek w dłoni. Ona siedziała obok mnie w jednym z tych głębokich foteli kuchennych.
Napięcie było nie do zniesienia. Wiedziałam, że coś takiego zdarza się tylko w powieściach. Mimo to
rzuciłam kieliszkiem o ścianę. • ..••

background image

14

00 . .;-, ... .. ^ .
..t: tJ*J. * :.'.... i ... ...... . . *»

Otoczyła mnie ramieniem. Płakałam i głaskałam nieśmiało jej plecy. Może było to zresztą tylko ra-
miączko jej biustonosza. W żadnym razie nie chciałam wykorzystywać sytuacji. Nagle zerwała się
wściekła. - I to ma być wszystko? - Zdenerwowana chodziła tam i z powrotem po moim gabinecie. -
Jesteś jak ci poeci, którzy piszą żarliwe wiersze miłosne, a jak przychodzi co do czego, to nic się nie
dzieje.

34. r; Kiedy pierwszy raz się kochałyśmy, nie było pięknie. Jej nagły odwrót porządnie mnie
onieśmielił. -Pomyślałam sobie - powiedziała później - jeśli tak wygląda miłość między kobietami...

35.

Spała. Podeszłam do okna i wyjrzałam przez nie. Słońce rzucało ciepły blask na wyłożoną dywanem
podłogę. Biała zasłona wydymała się. Nagle V. objęła mnie. - Myślę, że cię kocham - mruknęła.
Powiedziałam: - Nie mów tak, proszę.

36.

W Cabourg było pięknie. Mieszkałyśmy w Grand Hotelu. Pojedynczy pokój był tak duży jak całe moje
mieszkanie. Albo jeszcze większy. Spacerowałyśmy ramię w ramię w bladozimowym słońcu.
Oglądałyśmy wystawy firm pośredniczących w obrocie nieruchomościami, patrzyłyśmy na ceny
tutejszych

15

domów. Zamierzałyśmy przyjechać tu z dziećmi, w maju, kiedy czynne już będą tereny zabaw nad
morzem. Pytałyśmy o to specjalnie w biurze podróży. Nic z tego nie wyszło.

37.

W drodze powrotnej ogarnął mnie smutek. - Znowu mi smutno - zwierzyłam się. - Dlaczego? - Ach,
rozwód, Renę, nic z tego nigdy nie będzie. - Gestem pocieszenia położyła mi rękę na kolanie. - Je sens
ąueje m'attache uraiment a toi - powiedziała. Wrzuciłam czwarty bieg. •*•-->

.i-,* - • j- * ..

38.

- Bardzo cię kochałam - wyznała, kiedyśmy się widziały po raz ostatni. - Nie doceniasz tego, ale kiedy
powiedziałam o tym moim dzieciom, obdarły mnie ze skóry.

39. ,7 "«,', " ' . "!."". Ray podobno oświadczył: - Że jakaś kobieta kocha inną kobietę, w porządku.
Ale moja matka...? ;/

40.

background image

Objął mnie jeszcze raz za szyję. - Dziękuję bardzo - rzekł. - Bardzo, bardzo dziękuję. - Potem zniknął
zakryty dachem samochodu. V. zdążyła tymczasem podjechać. Podałam jej przez otwarte okno
kluczyki do auta. Kluczyki do naszego auta, które odtąd miało być już tylko jej. - Au reuoir, les reves -
po-

16

wiedziałam. Złapała mnie za rękę: - Będzie inna. -Miała polakierowane paznokcie. Już nie dla mnie.

41.

- Jest pewna różnica - powiedziałam. Tereny zabaw nad brzegiem Doubs były opuszczone.
Gdzieniegdzie tylko pojedynczy spacerowicze z psami. Przy moście moczył się w wodzie statek-
restaura-cja, polecany przez Gault-Millau. - Żebym mogła z tobą spać, przedtem długo musi mi być
dobrze. Z tobą jest odwrotnie. Żeby tobie mogło być dobrze, musisz ze mną spać. - Milczała.

42.

Znam jej figi, każdą parę. Każdy biustonosz, wszystkie nylonowe pończochy. Myśl, że wszystkie te
rzeczy defilują teraz przed oczami Renę, jest trudna do zniesienia.

43.

Pocałowałam Raya. - Będzie mi was bardzo brakowało - powiedziałam. Popatrzyłam za nimi i poszłam
na pocztę.

44. Ona jest.

45. Ona będzie.

17

46. . Oby wszędzie. ;

47.

- Mam dla ciebie niespodziankę - zawołała, dusząc się prawie z radosnego oczekiwania. Spojrzałam na
jej przebiegłą minę i ogarnęła mnie fala czułości. - Patrz - powiedziała i postawiła mi na biurku
wypchaną nylonową torbę. Ochłonęłam momentalnie.

48.

- Postaracie się o trzecie dziecko? - zapytałam, kiedy widziałyśmy się ostatni raz. Uśmiechnęła się. Ni
to ze smutkiem, ni to z rozbawieniem. -O wszystkim pomyślałaś - powiedziała. A potem: -Chciałabym
bardzo mieć trzecie dziecko. Renę też. Wiem o tym. Ale w moim wieku nie mam już odwagi.

49.

Dowiedziałam się o tym w kabinie telefonicznej jakiegoś czterogwiazdkowego hotelu. Wyfrotero-
wane klinkierowe posadzki, ciężkie zasłony, rośliny pokojowe. - Więc znowu mieszkasz tutaj -

background image

powiedziałam. Odrzekła, że pomieszkuje trochę tu, trochę tam. - Ale wracasz przecież do Renę? -
Odparła: - Rozmawiamy o tym. Mam nadzieję, że się zgodzi. - Głos jej drżał. Patrzyłam na
przymocowaną do ściany popielniczkę z pięcioma niedopałkami. "•;.- ;' - .••,-.-. .•;••-:•'"•• . ..Jf-tf:-,.
.'-• 'JiSfC-1

18

50.

- Spałaś z nim? - zapytałam. - Tak - odparła. - Minęło zaledwie dziesięć dni - powiedziałam
pogardliwie. - To już trzy tygodnie - poprawiła mnie. - I co, było pięknie? - spytałam cynicznie. - Ach -
westchnęła zmęczona, jakby to było zupełnie bez znaczenia.

51.

Moja wyprostowana ręka leżała na prześcieradle. Nosiłyśmy już w sobie śmierć. Delikatnie
przesuwała dłonią po każdym z moich palców z osobna.

- Masz takie piękne ręce - powiedziała cicho. Zabrzmiało to smutno.

52.

Dostała mieszkanie. Duże, piękne, tanie mieszkanie dla siebie i dzieci. Szalałyśmy ze szczęścia.
Wiosennie rozsłonecznione bulwary Paryża przykrył czerwony dywan. Kilometrowej długości
czerwony dywan, wiodący w przyszłość. Wyłożony wyłączynie dla nas przez ministra spraw
wewnętrznych. Puściłyśmy się po nim biegiem, tak byłyśmy szczęśliwe. Kuksałam ją dla żartu w plecy.

r

53.

'Marzyłam zawsze o tym, żeby tworzyć literaturę. Teraz robię, co mogę. Układam zdania.

54.

Pociski dum-dum są to naboje ze ściętymi wierzchołkami. Na skórze pozostawiają małe, ledwo wi-

19

doczne dziurki. Ale gdy tylko natrafia na opór, zaczynają kręcić się w kółko i wyszarpują straszliwe
rany. Wspomnienia jak pociski dum-dum.

55.

Kiedy ostatni raz przyszłam po Raya, żeby go zabrać do salonu gier, czekałam na niego na dole, na
ulicy. Nagle usłyszałam dziecięcy głos wołający mnie po imieniu. Podniosłam głowę i spojrzałam w
górę. Florence stała w otwartym oknie i machała mi ręką. Uśmiechała się. Omal nie pękło mi serce. , ,
,4.. ,

56.

background image

Nagle cień na twarzy. Rozstawiwszy nogi pochyliła się nade mną. Speszył mnie jej wzrok. Niewinny
brąz, gdzie tylko spojrzałam. Zaczęła mnie całować, wsunęła mi rękę pod kostium, aby dotknąć moich
piersi. Małżeństwo pod parasolem obok już po raz czwarty zerknęło w naszą stronę. Zachowywałam
rezerwę. Zarzuciła mi tchórzostwo. Odparowałam, że przynajmniej wszyscy moi przyjaciele wiedzą.
Był to cios nokautujący. Milczała zirytowana.

57.

Bywało, że kiedy sobie trochę wypiła, całowała mnie długo na środku ulicy. Zdarzało się jej to także,
kiedy nie piła. W Paryżu działało mi to na nerwy, bo nie miała jeszcze rozwodu. W Zurychu sprawiało
mi rozkosz.

20

58.

Moja kochanka opuściła mnie. Moja kochanka z walizką firmy Samsonite i jedwabistymi rzęsami.
Natychmiast zapaliłam papierosa.

59.

Pierwszego stycznia zadzwoniła do mnie. Położyłam się właśnie z książką i kieliszkiem wina do łóżka.
Wieczorem chciałam wyjść z przyjaciółmi. - Przyjedź do Paryża. Potrzebuję cię. - Odłożyłam
słuchawkę, zapakowałam torbę podróżną. Znowu zadzwonił telefon. - Nie przyjeżdżaj, źle bym cię
potraktowała. - Była bliska łez. Powiedziałam: - To nie powód, żeby nie przyjeżdżać. Zadzwoń do mnie
jeszcze raz za dziesięć minut. - Dziesięć minut później: - Przyjedź. Ale ja prawie nie mam czasu,T żeby
się z tobą zobaczyć. - Pojechałam.

60. : Dwa zdania dziennie też złożą się w końcu na książkę.

Przysiągłyśmy, że będziemy sobie zawsze mówić prawdę. Nawet wtedy, albo szczególnie wtedy, gdy
nasza miłość przeminie. Ta chwila właśnie nadeszła.

62.

"Czy możesz mi powiedzieć, jakich przyrzeczeń nie dotrzymałam?", pytała w ostatnim liście, kiedy ja
w moim ubolewałam nad własną łatwowiernością.

21

63.

"Przyrzeczenia przyszłości", odpisałam. "Manipulujesz słowem 'przyrzeczenie'" - nadeszła odpowiedź.

- "Nie przyrzekałam ci niczego, czego bym nie dotrzymała".

64.

background image

Zamówiłyśmy złote pierścionki z niebieskim, okrągło szlifowanym szafirem. Przyjechała po mnie na
dworzec, kiedy przywiozłam je ze Szwajcarii. Poszłyśmy się jeszcze czegoś napić na Rue de Lappe.

- Weź je z sobą - nalegała, kiedy chciałam zamknąć samochód. W barze rozsupłała nerwowo skórzany
woreczek i pośpiesznie włożyła pierścionek na palec. Nawet na mnie nie spojrzała. Przyglądała się
tylko swojej wyprostowanej dłoni. Wstyd mi było, że jest taka nieczuła. Nic nie powiedziałam. Rada
nierada odwzajemniłam się jej tym samym.

65.

Pierwsze pierścionki były zupełnie inne. - Wiesz -powiedziała pewnej nocy na ulicy w Zurychu, kiedy
wracałyśmy z kolacji - muszę ci coś powiedzieć, chociaż uznasz to pewnie za kicz i drobnomie-
szczaństwo. - No? - Chciałabym, żebyśmy nosiły pierścionki. - !!! Tego nigdy nie odważyłabym się jej
zaproponować. Wszystkie kobiety, które kochałam, dawały mi w tej sprawie kosza. Śmiałyśmy się jak
szalone z tego nieporozumienia. Całowałyśmy się na rogu ulicy, kiedy nadszedł sprzedawca róż. Ku-

22

piłam jedną. - Coś takiego tylko tobie może przyjść do głowy - beształa mnie rozbawiona.

66.

Nosiła ten pierścionek na oczach swojego męża. - Co to za pierścionek? - spytał podobno któregoś
dnia. - Pierścionek - odpowiedziała podobno.

67.

Mój wzrok padł na zwiędłe kwiaty na klombach w Ogrodzie Botanicznym. Zamyślona obracałam
pierścionek w palcach. - To nieprawda - powiedziała właśnie V. - że miłość może wszystko.

68.

Wstałam, żeby pójść po chleb. Kiedy zapinałam dżinsy, naskoczyła nagle na mnie. - Ciągle te dżinsy.
Nie mogę już patrzeć na te twoje przeklęte dżinsy. Któregoś dnia wyrzucę je przez okno, tak bardzo
mam ich dość. - Speszyłam się. Powiedziałam bezradnie: - ...ale przecież ja idę tylko po chleb.

69.

- Mam tego dość - wrzasnęłam na nią. - Bez względu na to, czy śpimy u ciebie, czy u mnie, ilekroć
wchodzę albo wychodzę z łóżka, muszę się przez ciebie przeprawiać. A ty jeszcze narzekasz, kiedy
przypadkiem nadepnę ci po ciemku na nogę.

- Speszyła się. - ...nie myślałam, że to dla ciebie takie ważne, zawsze spałam po prawej stronie -
powiedziała pojednawczo. Zbojkotowałam tę próbę

23

pojednania: - Tak, od dwudziestu lat zawsze spałaś po prawej stronie.

background image

70.

Zauważyłam to dopiero na czwartym stopniu schodów. - Płaczesz? - spytałam zdumiona.
Obejrzałyśmy właśnie film ukazujący rozwód z perspektywy czternastolatki. Oparła się o mnie i
szlochała konwulsyjnie. Po prawej i lewej przepływały tłumy zdążające do wyjścia. Trzymałam ją
mocno. Głupio mi było, że było mi głupio. To wszystko działo się w naszej dzielnicy. Gdyby Renę, albo
ktoś z jej przyjaciół, zobaczył nas teraz, to koniec.

71.

Quai de la Loire. Avenue Jean Jaures. Rue de Cri-mee. Trójkąt ulic, obejmujący zaledwie kilkaset
metrów kwadratowych. Tutaj rozgrywają się nasze losy- -..n.--.; .-• •-• -. «,,, . . -.u ,;.., • ....

:, ,-,'-i :' i . '. • . + - -',-..,•,:•, f\ :

72.

Ah, les Jous rires. Wtedy na molo, kiedy V. poprosiła kelnera o słomkę. - Tylko bardzo długą, proszę -
powiedziała z kobiecą stanowczością - mam mianowicie zamiar wypić całe jezioro. - Nie mogła się
potem opanować. Pękała ze śmiechu nad stołem nakrytym białym obrusem, a przy każdej próbie
powiedzenia czegokolwiek wyrzucała z siebie na wpół zrozumiałe dźwięki. Kiedy oczy zaszły jej łzami,
włożyła okulary słoneczne i zrobiła na moment minę "sławnej gwiazdy filmowej incognito".

11

1!

Moja udawana obyczajność przyprawiała ją o utratę tchu. Boże, jak ja ją kochałam.

73.

Kiedy śmiałyśmy się jeszcze? Żadnych konkretnych wspomnień, przy jednoczesnej pewności, że
śmiałyśmy się często. Raz pod sam koniec w Fouąuefs. Pokładałyśmy się na obciągniętych
aksamitem drewnianych ławkach, ponieważ V. nie przestawała popisywać się wymyślonymi
historyjkami o naszych sąsiadach. A, prawda, jedną z nich było doniesienie prasowe:
"Garderobiana w Fouąuefs udusiła się pod futrem Catherine Deneuve". *

74.

Bolesna jest nie tylko pamięć. Także - i może nawet w większym stopniu - jej zanik. Jak wyglądała jej
twarz, kiedyśmy się kochały? Westchnienia -gdzie one się podziały w moim zapisie akustycznym?
Zapomniane słowa otoczone dokładnie zapamiętanymi fragmentami obrazów. Wymazane. Delikatnie
wytarte.

75.

Całymi latami skarżyła mi się na niego, że śmierdzi. - Jeśli bierze prysznic - mówiła - to możesz być
pewna, że ponownie włoży tę swoją przepoconą koszulę. - To, że teraz znowu kocha się z tym
śmierdzącym osobnikiem, jest dla mnie niewyobrażalne. , - -,:14- :.;r?,;,j v ;, . ...

25

background image

24

76.

Spotkałyśmy go na ulicy. Niósł aktówkę i jadł ekle-ra. - Jak on wsuwał tego eklera - mówiła potem do
mnie i wzdrygała się z obrzydzenia.

77.

Właściwie mówiła o nim tylko źle. Ale kiedy ja po-> wiedziałam o nim coś złego, broniła go. t

78.

Kiedyś odkryłam, że mówiła zawsze przeciwieństwo przeciwieństwa. Ale co było tym
przeciwieństwem przeciwieństwa?

79.

Po trzech dniach chłodnego dystansu zadzwoniła do mnie. Spotkałyśmy się w jej nowym, pustym
jeszcze mieszkaniu. Usiadłyśmy na podłodze plecami do dwóch narożnych ścian. Nastrój był
bojowy. - Nie kochasz mnie - rzuciłam i oczekiwałam typowej odpowiedzi: - Ce n'est pas si simple que
ca, - Zamiast tego usłyszałam: - Nigdy nie powiedziałam, że cię nie kocham. - I chwilę później: - Mam
ochotę cię pocałować. - To chodź tu - powiedziałam. - Spotkajmy się w połowie drogi -
zaproponowała. Zgodziłam się. Niestety, jak wypada mi dziś powiedzieć. Kochałyśmy się na świeżo
polakierowanym parkiecie.

80.

Wariowałam na punkcie jej zapachu. Wszystkich jej zapachów. Od zapachu mieszkania począwszy,

26

m i wydzielin aż po ów za-

i -

i~

tartej kalafonii.

81. - Z tobą można przynajmniej porozmawiać -

mówiła.

82.

Płacząc opierałam się o drzwi szafy. Złapała mnie za kołnierz kurtki i wyrzuciła za drzwi. - Zjeżdżaj,
jesteś kompletnie chora - krzyczała za mną. Na drugi dzień powiedziała, że potrafię doprowadzić ją
do białej gorączki. To nie było żadne usprawiedliwienie. Nie potrzebowałam zresztą żadnych
usprawiedliwień.

background image

83.

Zaczęłam mówić coś o pierścionkach. - Widzisz - powiedziała trzeźwo - ja się boję pierścionków.
Małżeństwo z Renę... Dla mnie są one symbolem zerwania. - Wróciwszy do domu, zsunęłam
pierścionek z palca. To, co potem nosiłam na palcu, było nieobecnością zerwania. Nic to nie pomogło.
Ona nosi swój pierścionek nadal.

84.

Palenie przeszkadzało jej. Próbowałam na serio z tym skończyć. Kiedy widziałyśmy się ostatni raz,
wypiłam dwa piwa. Ona jedną kawę. Z dezaprobatą wskazywała na popielniczkę z czterema
niedopałka-

27

mi. - Widzisz, a to palenie? Wiedziałam, że nigdy nie przestaniesz. - Co to ma jeszcze za znaczenie,
myślałam. Powiedziałam na swoją obronę: - Przestałabym.

85. .,. - *-,;,.- -, - "V-T,-T .-.: M ,'- "•: W samochodzie słuchałyśmy Callas. Śpiewałam razem z nią. -
Przestań - powiedziała - nienawidzę tego. - Czy nie mogłabyś powiedzieć: - "to mi przeszkadza", albo:
"czy nie sprawiłoby ci różnicy, gdybyś przestała", albo coś w tym rodzaju. W przeciwnym razie mam
poczucie, że jestem jakąś idiotką. - Uśmiechnęła się blado. - Masz rację. - Wysia-dłyśmy pogodzone.
«i . ; ; fC,

86.

Kiedyśmy się widziały ostatni raz, opowiadała mi zachwycona, że ma teraz własny faks. - Czy nie
chciałaś mi czegoś powiedzieć? - spytałam. - Ja powiedzieć coś tobie, dlaczego? - Byłam wściekła. W
końcu nie przyszłam po to, żeby podziwiać jej samodzielność.

87.

- Ona nie pojmuje nawet grama z tego, co mówię

- powiedziałam do kogoś. Pogarda wystarczyła mi za dobry humor przez cały dzień.

88.

- Jak sto razy zobaczę twój samochód przed willą, to przestanie mnie to boleć - powiedziałam jej, kie-

28

dyśmy się widziały po raz ostatni. Mogłabym przechodząc za każdym razem stawiać kreskę na
przedniej szybie. Wodoodpornym flamastrem.

89.

Linearnym historiom z zasady nie należy ufać. Sztuka niejednokrotnie zaciemnia życie, zamiast je
rozjaśniać.

background image

90.

- Miłość - stwierdziła V. - jest wtedy, kiedy spotyka się dwoje ludzi z taką samą nerwicą.

91.

Powinnam dostać medal za ratowanie beznadziejnych małżeństw.

; .^

"-- 92.

Trudno we własnej historii nie wypaść dobrze. Ale też ja nie jestem kimś zwyczajnym. Należy to raz
wreszcie powiedzieć.

93.

Co uczyniły wszystkie te bezdzietne kobiety ze swoją nie wykorzystaną szansą urodzenia dziecka? Jak
dotąd niewiele na ten temat słyszałam.

,. 94. Ma się rozumieć, że chciałabym mieć dziecł. Boję

się tylko własnych. ' ;

29

95.

- Ty nie mnie kochasz, ty jego kochasz - krzyczałam i darłam ze złości kołdrę. - Kompletnie
zwariowałaś - powiedziała.

96. / Któregoś dnia rano zadzwonił telefon. V., jeszcze pijana snem, zatoczyła się do aparatu. Dzwonił
Renę. Rozbił sobie głowę. - Zrobię dzieciom śniadanie i zaraz potem przyjadę - powiedziała szorstko.
Poszłam po chleb. Gdy wróciłam, już jej nie było.

- Mama jest u taty - powiedział Ray, wkraczając do kuchni. Zrobiłam dzieciom śniadanie. Ciepłe kakao
i chleb z miodem dla Raya. Zimne kakao i tartynkę dla Florence. Czułam się oszukana.

97.

Kroki na klatce schodowej. Szybkie, krótkie kroki damskich pantofli stukających po drewnie. Ile razy
jeszcze muszę się rozczarować, zanim dotrze do mnie, że ona nigdy więcej nie przyjdzie?

98.

Chciałam koniecznie wejść na szczyt murów obronnych. Przeklinając w duchu moje buty brnęłam
długimi krokami w śniegu, po czym przelazłam przez szlaban. V. została na osłonecznionym kamieniu
na dziedzińcu zamkowym. Była wyraźnie w złym humorze. - Jak tam jest na górze? - zapytała. Jej głos
dotarł do mnie bezdźwięczny i zupełnie z bliska. - Fantastycznie - powiedziałam -

background image

30

można zobaczyć całe miasto i zakole Doubs. - Powlokłam się aż na wieżę królowej i z powrotem. W
końcu ona też weszła na górę. Wykorzystałam moment, kiedy się wdrapywała, żeby zapalić
papierosa. Nawiasem mówiąc zgubiła tego dnia swoją perłę.

" '..y

99.

Napisałam kartkę do rodziców. - No, podpisz się -prosiłam. Wzbraniała się. - Kiedyś muszą się
dowiedzieć - powiedziałam. Niechętnie umieściła swoje nazwisko na kartce. Sala śniadaniowa była
pełna luster. Przy stoliku obok siedziała jakaś Amerykanka w sportowych butach. Podziwiałam
bezbłędną funkcjonalność jej stroju: sportowe buty, dżinsy, gruby sweter, ale na głowie trwała.

100.

- Każdy pokazuje to, co ma do pokazania - powiedziała V. patrząc z drwiącym uśmieszkiem na mój
dekolt. Widziałyśmy się wtedy ostatni raz. - Teraz wreszcie znowu mogę sobie kupować takie
sukienki, jakie mi się podobają - odparłam ponuro. - Ba

- prychnęła - przecież wiesz bardzo dobrze, że ta by mi się podobała. - Nie przyszło mi do głowy, by
zwrócić jej uwagę na to, że góra sukienki była czarna.

JOL

,- 1(J-L.

- Byłaś dorosła - powiedziała na moje narzekania, że wszystko skończyło się dokładnie tak, jak się te-

31

go obawiałam. W zasadzie powinnam była odpowiedzieć: - Owszem, byłam. Ale skąd miałam
wiedzieć, i że ty nie jesteś dorosła.

i

102.

"To, czego obawiamy się w największej skrytośćl ducha, następuje zawsze". (Cesare Pavese)

103.

- Jesteś głupia krowa - mówiła często do mnie. W je| pojęciu brzmiało to jak najbardziej
pieszczotliwie. '

104.

- Kochasz go? - zapytałam. Było to nad jeziorem St. Mande. Uniosła ramiona i wykrzywiła z
dezaprobatą kąciki ust. - Kochasz, kochasz... - powiedziała. - Żyję z nim.

background image

105.

- To było dosyć ryzykowne - powiedziałam jej. Poprzedniego wieczoru zagfała mi na pianinie Che-
mins d'amour, pozwalając przy tym swojemu mężowi, żeby jej akompaniował. - Zupełnie opacznie to
wszystko rozumiesz - odpowiedziała. Potem wzięła mnie pieszczotliwie pod ramię.

106.

- Jesteś nieobecna - wyrzucałam jej podczas letnich wakacji, które spędzałyśmy razem w Ticino.
Zatelefonowała do córki. Zdobyła się na czułość, jakiej mnie nie okazywała. - Jestem rzeczywiście za-

32

zdrosna o Florence - wyznałam jej, kiedy wyszła spod prysznica owinięta w ręcznik. Woda z jej
włosów kapała na kamienną posadzkę. Za jej plecami kołysały się na zawiasach drzwi do kabiny. W tę
i we w tę. Z delikatnym poskrzypywaniem. -Spodziewam się tylko jednego - powiedziała z po-rywczą
gwałtownością - że Florence jest w takim samym stopniu zazdrosna o ciebie.

107.

V. dzwoniła do moich przyjaciół. - Nie mogę żyć pod jednym dachem z kobietą - mówiła podobno.

- Ja nie kocham kobiet. Tylko ją jedną kochałam.

- Czy to by nie wystarczyło?

108.

- Pocałuj mnie - prosiłam ją. - Pocałuj mnie ostatni raz. - Wtuliła twarz w moje ramię. - Nie ostatni

- mruknęła. Skóra szukała skóry. Czoło przy policzku. Wargi na zamkniętych powiekach. Włosy we
włosach. Aż nasze usta się odnalazły. Ociągające się języki. Próba pożegnania.

109.

"J'adore ce qui me brule" brzmi podtytuł jednej z książek Maxa Frischa. Potrzebowałam ponad
dziesięciu lat, żeby w pełni zrozumieć sens tego zdania.

110.

Tak pisze w swoim ostatnim liście: "Otrzymałam twój list w 88 odcinkach i przeczytałam go (jesteś

33

zaskoczona, prawda?). Pytanie oczywiście, ile (gramów) z tego zrozumiałam... W każdym razie mogę
ci powiedzieć, że wiele rzeczy mną wstrząsnęło. Czy na tym polega 'zrozumienie'? Życzę ci pięknego
dnia i chętnie bym cię zobaczyła". - No, pomyślałam, to możesz sobie długo czekać.

111.

background image

- Sypiasz z nim jeszcze? - odważyłam się zapytać ją po roku. Zamknąwszy oczy oparła się o zagłówek
łóżka. Kompletnie zdrętwiała. - Im bardziej zagryzam zęby, tym lepiej to wychodzi - odpowiedziała z
trudem. • •- • i-•••-•

112.

II vaut miewc pleurer dans une Jaguar qae dans le metro cytuje Truffaut. Zdeprymowana już samą
myślą o czarnej, popękanej wykładzinie firmy Pirelli w RER i o tych nieodłącznych, smętnych
peronach, oświetlonych chorobliwą żółcią, wzięłam taksówkę. Kosztowała mnie majątek.

113.

Trzy razy na dzień modliłam się: Panie, otwórz mi oczy, abym widziała. I trzymaj mnie mocno za

głowę.

114.

- W końcu i tak przecież wrócisz do Renę - powiedziałam. - Ach, gadanie - odrzekła. .

34

115. •"•' Pragnienie, żeby nie stać w miejscu, łączy się z dylematem: na czym należy się bardziej
skupić, na przeszłości czy na przyszłości?

116.

Nagle ją zobaczyłam. Włosy miała zaniedbane. Wyglądała na strasznie zmęczoną i staro. Było jasne,
że nie daję jej szczęścia. W tej chwili pragnęłam tylko jednego: żeby mnie natychmiast opuściła.

117.

Była w ciągłym ruchu. Jej niezmordowana aktywność raniła mi serce. Nie wyobrażałam sobie, że;
mogłaby leżeć i nic nie robić. Absolutnie nic. Nie wierzyłam własnym oczom, kiedy zobaczyłam ją
pierwszy raz leżącą na moim łóżku. ••-•••

118.

- Dzisiaj nie możesz zostać tutaj na noc - powiedziała Florence z widoczną satysfakcją. - Dziś
wieczorem będzie bardzo dużo osób. - Milczałam śmiertelnie zraniona.

119.

- Widzisz moją czarodziejską różdżkę? - zapytała Florence. Stała przede mną i ręką zataczała koła w
powietrzu. - Zamienię cię nią teraz w mrówkę i rozdepczę. - Z wyjątkową sumiennością wwiercała się
czubkiem stopy w parkiet. Czy muszę dodawać, że byłam wstrząśnięta?

35

c

background image

120. •-•" • . •'•••,M:

L'art est fait de doutes. tt; , ^ ;f;- ^

L'art, effet de doutes. -'- . : ."'.:,'•

121. r

l Spełnienie się nieprawdziwego twierdzenia,<graniczy l z groteską. '•' , ^ • /

N

122. :•,-.-;•-.- :: ..-.u >r --; Nie ma w życiu nic bardziej zobowiązującego niż dzieci.

123. ••' •-;.-;.;> v h:Vi;

Florence z dumą przypinała sobie na piersi odznakę narciarską. Miały iść z wizytą do kuzynki. - Zdejmij
to - powiedziała V. - obóz narciarski już się skończył. - Mój Boże, ale z ciebie kastratka - wyrwało mi
się.

124.

i W środku nocy przywarła do mnie. - Nie mam nic cenniejszego w życiu *od ciebie - wykrztusiła. -
Proszę cię, nie odchodź. - Zdziwiłam się, ponieważ wcale o tym nie myślałam.

125.

Byłam zdecydowana znowu zacząć pracować w Szwajcarii, przynajmniej przez pół tygodnia. -Więc nas
zostawiasz - powiedziała. Zostałam.

126. Nawet tragizm nie pozbawiony jest

36

śmieszności.

127. -.:.ix;o.w>r --.'• -•-.,.-.-. Jej spojrzenie w lustrze, kiedy myła sobie ręce.

- Tu as l'air d'un uoyou - powiedziała. Poczułam się mile połechtana. Lubiłam wyglądać
niebezpiecznie.

128.

Schodziłyśmy ocienionym stokiem. Skąpa strużka gulgocząc spływała wąwozem w dolinę. Wrzuciłam
do niej monetę. - Dlaczego to zrobiłaś? - spytała.

- Żebyś wróciła - powiedziałam z bolesnym uczuciem niepewności.

129.

Wiedziała, że byłam w niej zakochana. Jednak nie przeszkadzało jej to paradować w skąpym stroju po
moim mieszkaniu. Nachodziły mnie mordercze myśli.

background image

130.

Przez cały czas bałam się, że coś się stanie z Renę. Dowieść, że to nie ja go zabiłam, byłoby niezwykle
trudno. Zwłaszcza gdyby moim jedynym alibi była V.

131

- Nie masz poczucia humoru - wyrzucała mi, kiedy miałam nie dostrzegać, że mnie obraża.

J 32.

Kiedyś wymsknął mi się dziwny lapsus. Leżałyśmy rano w łóżku i V. o coś mnie poprosiła (nie
pamiętam już, żeby zaparzyć jej herbaty, czy o coś podobnego), na co chciałam odpowiedzieć
ironicznym:

37

Oui, modemie. Zamiast tego powiedziałam: - Oui, maman - i potem przez kilka tygodni nie mogłam
sobie tego darować. .c; .;

133.

"Moja przyjaciółka" brzmiało dwuznacznie. "Moja koleżanka" nieprawdziwie. A "moja kochanka" za
bardzo trąciło aferą. - Jak mam cię przedstawiać? - zapytałam w końcu. Zastanowiła się. - Oto kobieta
mojego życia - powiedziała z zadowoleniem. -Zgoda. - Jedyną i ostatnią okazję, kiedy mogłabym
posłużyć się tym zwrotem, przegapiłam. V. była zirytowana. - Chciałaś mnie przecież...

134.

Wracając do pierścionków: to, że ona ciągle jeszcze go nosi, jest w zasadzie logiczną konsekwencją
naszej historii. Dla niej pierścionek jest przecież symbolem zerwania. Tylko czy zerwanie, w ten
sposób przechowywane w ^wiadomości, rzeczywiście jest zerwaniem? ,

135. Czy nie mogłybyśmy raz mówić o czymś innym?

136. Owszem. ,

137. : -•• -'" -•• Dzisiaj o mały włos zostałabym-pEzejechana. Spojrzałam w lewo, kiedy kołnierzyk
t>luzki zasłonił mi

38

widok. Kiedy znowu przejrzałam na oczy, stałam tuż przed ostro hamującym samochodem. Było to
akurat w dniu, kiedy zupełnie nie chciałam umierać.

J38. :,L

Prawdopodobnie człowiek umiera dokładnie wtedy, kiedy już całkiem dobrze nauczy się żyć. Nazywa
się to "ironią losu".

background image

139.

Zastanawiałam się nad pojęciem "oziębłości" i "impotencji". To dziwne, ale termin odnoszący się do
kobiet wydaje mi się obłożony podwójną klątwą. "Chłód" nie oznacza przejściowej niemożności, lecz
pewien stan. W pojęciu dotyczącym mężczyzn potencja jest ciągle jeszcze obecna. Można ją szybko -
przynajmniej teoretycznie - przywrócić, skreślając pierwszą sylabę. Z oziębłością można sobie
poradzić tylko poprzez podstawienie w jej miejsce innego określenia. Impotencja - potencja. Co jest
antonimem oziębłości? > / ...

140. N Kiedy ostatni raz poszłam z Rayem do salonu gier, z zażenowaniem spostrzegłam, że bardziej
interesuje mnie monitor niż jego twarz. Jeszcze bardziej deprymowało mnie to, że tak długo nie
mogłam potem przestać o tym myśleć., s, ,,

39

141. i .7-..,--. -.-Wycofuję się z l. Kolejność w żadnym razie nie jest dowolna. Tylko że nie w pełni
znane mi są jej zasady.

142.

V. zwróciła mi te kilka stron. - I to jest według ciebie zabawne? - zapytała. Mój dobry humor
momentalnie się popsuł. "

143. *

Przedwczoraj napisałam 44 odcinki.

Wczoraj napisałam 44 odcinki. Ł

Dzisiaj napisałam 44 odcinki.

Kiedy postanowiłam sobie, że jutro też napiszę

44 odcinki, poczułam, jak moja ochota do pisania | maleje. Każdy impuls, ujęty w system, słabnie]
, f "- ^J "

144. ';

"Takie trochę intelektualne" to w Szwajcarii prawie wyrok śmierci. .",.,. ;,

145.

Moja wydawczyni poradziła mi, żebym spróbowała pisać nie myśląc. Dwa miesiące później dziękując
jej w liście za zaliczkę jednocześnie napisałam: "Uważam to za mit, że myślenie, a szczególnie
zastanawianie się nad pisaniem, może mieć zły wpływ na twórczość. Myślenie nikomu nie
przeszkadza w pisaniu. Przeszkadza najwyżej w produkowaniu książek". W tym momencie
zorientowałam się, że tego się właśnie obawiała. Wrzuciłam list do kosza. -.-.< 40

146.

background image

Zastanawianie się nad samym sobą uchodzi za coś bardzo nieeleganckiego (mówi się wtedy o
samouwielbieniu, zapatrzeniu w siebie itd.). A tymczasem już Grecy zalecali rozpoczynanie wszelkiej
działalności od "gnothi seauton" (poznania samego siebie).

147.

Utożsamianie dzieła z dzieckiem i posługiwanie się na tę okoliczność odpowiednim słownictwem jak:
rodzić, wydawać na świat, bóle porodowe itd. wywołuje we mnie najwyższy niesmak. Spontanicznie
przychodzi mi do głowy tylko jedno: dziecko to coś zupełnie innego.

- Tylko

148. Obłożyłam dzieciom podręczniki szkolne.

nie na różowo - prosił Ray.

149. , . ,0 Zadzwoniła V. - Więc nie chcesz mnie widzieć? -zapytała. - Tego nie powiedziałam -
odrzekłam. -Napisałam tylko, że możesz długo czekać. - No^ czekać to ja nie będę, po prostu powiesz
mi, jak będziesz miała ochotę mnie zobaczyć - stwierdziła. Właściwie powinnam była mieć
świadomość, że ona nie będzie czekać. Nie każdy to bowiem potrah.

150.

Czuje się dotknięta, powiedziała, moim przypuszczeniem, że czyta listy ode mnie jak paragrafy
kodeksu.

41

151.

- Ja mam w końcu więcej czasu - próbowałam ją pocieszać, kiedy skarżyła się, że w przeciwieństwie
do mnie nie ma kiedy pisać. - Skąd wiesz? - odparowała. Speszyłam się. - Dajesz przecież lekcje gry na
pianinie, a wieczorem zajmujesz się dziećmi.

- Skąd wiesz? - dopytywała się dalej. Prawdą jest, że moje wyobrażenia dotyczące jej życia po sześciu
tygodniach uległy przedawnieniu.

152.

Mówiła jeszcze: - Idę teraz do domu - a miała na myśli willę. To też diabelnie bolało.

153.

Kiedy przedstawiła mi starannie sporządzony wykaz naszych przychodów i wydatków, wspomniała
jeszcze o moich domowych pantoflach. Chciała, żebym je zabrała ze sobą. Odmówiłam. Nie
wynosiłam się z tego domu dobrowolnie. - Wyrzuć je - powiedziałam.

154.

background image

Przyniosłam jej bluzę od piżamy. - Ach, wyrzuć ją - powiedziała, kiedy podawałam ją jej przez stół. -
To sama ją wyrzuć. - Potem jednak wzięła ją, obwąchała. - Jest uprana - zaznaczyłam.

155.

Góra od piżamy miała biało-niebieskie pasy. Bardzo ją lubiłam. Ale bez zawartości była mi
niepotrzebna.

42

156. . ••••••'••-:.;

/Człowiek jest tym, czego pragnie] I: kultura jest zawsze przypomnieniem inteligencji innych. I:
kultura ozna: cza kontynuację. Jej przeciwieństwo, kreatywność, oznacza zerwanie. I: Sartre pisze:
"Człowiek jest tym, co robi". Ja sądzę, że jest odwrotnie: Człowiek jest tym, czego nie robi. I: im mniej
się rozumie, tym więcej formułuje się twierdzeń. 1: czyjeś kłamstwo jest czasem konieczne, żeby
człowiek mógł dotrzeć do własnej prawdy. I: arcydziełem jest to, co promieniuje energią. I: co to
znaczy: później? Później zawsze jest natychmiast. Skąd ta sekwencja cytatów z Pier-re'a Reya? Skąd
to gorączkowe podniecenie przy ponownej lekturze, to prawie erotyczne pobudzenie przy
przepisywaniu? Odpowiedź: nigdy nie należy się bronić przed szaleństwem. Jest ono częścią składową
każdego procesu twórczego.

157. •' ,. Nawiasem mówiąc faksuję wszystko do V.

158. Ale teraz wychodzę. Na dworze jest pięknie.

159.

Plaisir simple. To wyrażenie pochodzi od V. Fascynowała mnie jej umiejętność zachwycania się
choćby kawałkiem świeżego chleba. Jakimś owocem. Ładnie ułożonymi warzywami na targowisku.
Latem jeździłyśmy czasem z dziećmi na wyspę Ile-St. Louis na lody. Ja zamawiałam te o ciepłym
smaku.

43

Kawowe, nugatowe, bakaliowe, orzechowe. Ona te o smaku owocowym. Jagodowe, jerzynowe,
malinowe, morelowe. W czwórkę wlekliśmy się wzdłuż Se-kwany. Dzieciom szybko się to nudziło.

160.

- Chcę ci coś pokazać - powiedziała. Pojechałyśmy. - Popatrz - zawołała wskazując na jedyną plamę
zieleni między dwoma wieżowcami za wysoką, czarno lakierowaną kratą. - Morela w samym środku
Paryża. - Patrzyłam na obwieszone owocami drzewo, urzeczona jej zadziwieniem.

;>

161.

background image

t Właściwie mogę mówić o szczęściu, że to ona mnie j opuściła. Wyobrażam sobie to poczucie winy,
gdyby ; stało się odwrotnie. -,-,"

162.

W ogóle mogę mówić o szczęściu, że się od niej uwolniłam...

163.

- Typowe autodafe - powiedziałam. Siedziałyśmy w stołówce konserwatorium. - Autodafe? -
powtórzyła marszcząc czoło. - Tak, autodafe, samoprzekony-wanie, autohipnoza, autosugestia. Z
greckiego au-tos - sam, hiszpańskiego da - jest i również hiszpańskiego Je - wiara. - Potrząsnęła głową.
- Autodafe to palenie książek - powiedziała surowo. - Poszłyśmy razem do biblioteki. To ona miała
rację. 44

J64. -161 i 162

165.

Raz obserwowałam ją, kiedy sądziła, że nikt jej nie widzi. Myła ręce, perfumowała się. To była
magiczna chwila.

166.

Zrobiłam sobie dziś zdjęcie polaroidem. Na wyciągniętych rękach uniosłam kamerę na wysokość
twarzy. Zamknęłam oczy. W ten sposób spełniło się marzenie mojego dzieciństwa; zobaczyć samą
siebiee^--z zamkniętymi oczami. """" /

167.

Moi rodzice w chwilach, kiedy rzeczywiście chodziło o życie i śmierć, instynktownie udowadniali
zawsze swoją genialność. Poza tym nie. Poza tym są po prostu całkiem przyzwoitymi rodzicami.

• ("

168. ••^•••. - Pani to naprawdę jest głodna - dziwi się głośno kelnerka. Irytuje mnie. Cholera,
pewnie, że jestem głodna. Czy wyglądam na taką, która zadowoliłaby się dziecinną porcją? Zresztą,
poza mną nie widzę tutaj nikogo jedzącego dwie przekąski. Każdy ma jedną przekąskę i jedno danie
główne. W końcu "wyobraziłam sobie, że kelnerka zainstalowała w moim mieszkaniu kamerę
wideo i po dwóch

45

tygodniach, kiedy prawie nic nie jadłam, trudno jej teraz zrozumieć mój nagły przypływ apetytu.

169.

background image

Osoba, która pisze w publicznym miejscu, przeszkadza albo przynajmniej zwraca na siebie uwagę.
Patrzcie, ludzie, patrzcie. Macie okazję zobaczyć coś, czego telewizja nigdy wam nie pokaże: pisarkę
przy pracy.

170. ; •'•'•''"' ':

Jeszcze jeden powód, żeby zostać w Paryżu: jeśli tak to zrobię, że znajdę się wśród samych
Francuzów, mam dziewięć szans na dziesięć, że zaglądając mi przez ramię nie będą w stanie
przeczytać tego, co piszę.

171. • ~'' •

Dwa stoły dalej mówią po niemiecku. Ha, po raz kolejny uniknęłam niebezpieczeństwa...

'

172.

Złość jest to akt witalny.

173.

Malowaliśmy razem drzwi wejściowe. Nagle Ray przerwał malowanie i powiedział: - Nie wiem, coś
w tym jest dziwnego. W książkach życie jest całkiem proste. Jakoś zrozumiałe. Ale prawdziwe... -Tak,
wiem - westchnęłam. A w chwilę potem: - Ale że ty już do tego doszedłeś. - Wzruszył ramionami. 46

174. -:.;, -..

- Smakuje? - spytałam. - Trochę za mało sione -

odpowiedziała jedząc.

175.

- Rozciągniesz mi dekolt - boczyłam się, kiedy wsuwała mi obie ręce pod sweter, żeby się dostać do
moich piersi. - Twój dekolt, twój dekolt - powtarzała wesoło i pieszczotliwie. Całowała mnie wszędzie.
Potem stoczyłyśmy się jedna na drugą i znowu się kochałyśmy.

176. Kłamstwo ma się tak do prawdy jak rewers do me-

j dalu. Razem tworzą całość. ..•;.

177.

- Muszę zwrócić panu uwagę - powiedział podobno sędzia - że alimenty są niewystarczające. -
Wspólnie tak ustaliliśmy - miał odpowiedzieć Renę. - Mimo to muszę zwrócić panu na to uwagę. Taki
jest mój prawny obowiązek.

178.

- Występujesz o jakieś odszkodowanie? - zapytałam, kiedy od dłuższego czasu nie rozmawiałyśmy o
rozwodzie. Roześmiała się z goryczą. - Zero - odrzekła i spojrzała na mnie przez kółko utworzone z

background image

kciuka i palca wskazującego. - Uważam, że to nie jest dobry pomysł - powiedziałam. Rozzłościła się.
Byłam nieustępliwa, - Skoro się tak złościsz, to

47

znaczy, że i dla ciebie ten problem nie jest rozwiązany. •••--. :
'K' -

179.

Zadzwoniła do swojej pani adwokat. Ta podobno odetchnęła z ulgą na wiadomość, że w sprawie
odszkodowania V. zmieniła zdanie.

180.

- Renę chce się ze mną zobaczyć - powiedziała.

- Po co? - Pour faire le point, jak mówi. - Zdawało mi się, czy rzeczywiście wzruszyła niechętnie
ramionami?

181.

- Renę ciągle zaprasza ludzi - skarżyła się - a potem muszę wszystko robić sama. Nawet wina nie
przyniesie z piwnicy. Troszczy się tylko o ten swój koniak.

182.

- Ale sobie płyt pakupował - prychnęła - próbowałam je kiedyś policzyć. W gabinecie ma ich z
pewnością za jakieś 36 000 franków francuskich. - Uznałam to za małostkowość. Mimo to
umacniałam ją w mniemaniu, że tamten jest egoistą. W końcu od egoisty odchodzi się łatwiej.

183.

- Ty to masz dobrze - powiedziała. Kiedy jej wyliczyłam, że za 40 metrów kwadratowych płacę
dokładnie tyle samo, ile ona za 87, zdziwiła się. ; 48

184.

Wycyklinowałam, zabejcowałam i polakierowałam 80 metrów kwadratowych parkietu. Jeden pokój
pomalowałam, w dwóch zdjęłam tapety. - Ach, co tam - powiedziała podczas kolacji ze wspólną
przyjaciółką. - Zrobiłaś tyle co nic. - Ucieszyłam się, kiedy przyjaciółka wzięła mnie w obronę.

185.

Ponieważ najczęściej wszystko robiłam źle, nie przejmowałam się tym. Aż kiedyś napadła na mnie.

- Może zrobiłabyś coś wreszcie z tym kapiącym kranem? - Poszłam do kuchni. Po dziesięciu minutach
odkryłam, gdzie zamyka się dopływ wody. Nie ucieszyła się. To było w końcu to minimum.

^ 186.

background image

-^Kiedy osiągnie się pewien stopień zbliżenia - / powiedziała - sytuacja robi się trudna?\- To mnie '
oświeciło.

187.

Zaczęłam bać się weekendów bez dzieci. Jak dwa śnieżnobiałe siekacze odgryzały koniec tygodnia.

188.

Przez jakiś czas jej ulubione zdanie brzmiało: - Zgadzam się na wszystko. - To był wspaniały okres.
Można było razem czytać książkę, kochać się, pójść do kina, zjeść coś na mieście. Zawsze było dobrze.
• -.;; • -

49

189. :: • : : Renę nie miał poczucia czasu. Kiedyś przyprowadził dzieci o godzinę za wcześnie. V.
wpadła w panikę. Musiałam zdjąć kapcie i założyć buty. Zaproponowała mi, żebym się ukryła w
garderobie. Odmówiłam i zamiast tego usiadłam w kurtce przy komputerze. Renę z dziećmi wszedł
do pokoju. Flo-rence pomachała mi ukradkiem. Ray zawahał się, ale potem podszedł i pocałował
mnie. - Hej - powiedział. Zamknęłam wszystkie dokumenty, wyjęłam dyskietki. Renę usiadł przy
dopiero co nastrojonym pianinie i zagrał na próbę jakąś melodię.

- Idę już - powiedziałam wchodząc do pokoju. Nie przywitaliśmy się z Renę, oboje udając zajętych. V.
odprowadziła mnie do drzwi i pocałowała w oba policzki. Godzinę później wróciłam na noc.

190. , r Mam już potąd, potąd, potąd tej zabawy w chowanego,

191. '

- Bądź cierpliwa - prosiła raz po raz.

__. 192.

Pisać tak, jak się oddycha. Powolnym albo przyspieszonym rytmem. Gwałtownie i kurczowo albo
swobodnie. Zależnie od emocji.

193. - ^. •---•-Od pisania zależy moje życie. Niecb ntirtJÓJe ma co do tego złudzeń.
: ; ;

50

194.

Głównym źródłem mojego nieszczęścia są skrajny Pierwszy raz - ostatni raz. Zawsze - nigdy;

ści.

Pięknie - brzydko. Tak - nie.

background image

195.

Powtórzenie jest motywem przewodnim życia. Cały i urok tkwi w różnorodności powtórzeń. .-J

196.

Zobaczyłam mężczyznę w samochodzie stojącym przy krawężniku. Pogrążony w myślach patrzył przez
otwarte okno. Co jakiś czas się uśmiechał. Myślałam, że to z powodu miłych wspomnień. Kiedy
podeszłam bliżej, spostrzegłam, że słucha radia.

197.

V. podarowała mi książkę. Miała tytuł: Les mots pour le dire. Jako dedykację wpisała mi: Oui, les mots
pour LE dire. Była to jedyna książka z dedykacją od niej.

198. ~~ Pisać znaczy szukać. Co się znajdzie, nie wiadomo. To nas często zniechęca do podjęcia
poszukiwań. ~"

199. Pociągające w śmierci jest to, że jest ostateczna.;

Życie nie zna drugiego takiego absolutu. f

, >

j, < ' " ' . 51 fi <fa,'J>. 4 /-

4 4: ..:<'• 4-y.i

f 200.*}

Co ja właściwie tutaj robię? Odliczam numerki? Dzielę moje życie na odcinki? Czy też tworzę
paragrafy prawa, jak twierdzi V.? Moja literacka duma wmawia mi, że nawlekam perły.

201. .<••; Utożsamiam się bez trudu z wszystkimi największymi umysłami w historii literatury. Może
dlatego, że uważam genialność za całkowicie zbędny wynalazek.

202.

Do kogoś, kto się w końcu zabił, ponieważ nie był tak genialny, jak Mozart, powiedziała: Nie każdy
może być Mozartem. To był błąd. Powinna była powiedzieć: Po prostu nie każdy może być taki jak ty.

203.

- Pokaż - szepnęła. Potrząsnęłam głową i siedziałam jak sparaliżowana z obiema rękami na kolanach.
Podwinęła mi rękaw. Całe przedramię pokryte było świeżymi nacięciami. Położyła mi głowę na
kolanach i zatrzęsła się od szlochu. - Ja ci już nie mogę pomóc - powiedziała. - Idź do psychiatry.

204.

background image

Poszłam. To był najlepszy pomysł, jaki kiedykolwiek przyszedł jej do głowy. Przynajmniej jeśli chodzi o
mnie. Bo poza tym nie brak jej najlepszych pomysłów.

52

205. , ,.-; v7 : :•-•-;. Lepiej przeszkadzać ttfż umierać.

206.

Przez całe lata prześladował mnie pewien obraz. Pisarstwo leżało mi w piersi cegłą. Gdybym
próbowała je wypluć w całości, naraziłabym się na niebezpieczeństwo rozerwania gardła. Z drugiej
strony jej ostre kanty przy każdym kroku uderzały mnie boleśnie o żebra. Teraz wreszcie ją
wypluwam. Roztartą na homeopatyczne dawki.

207.

J'ecris rapidement. Mais a s'inscrire!

long

208.

"Ktoś się dopytywał, ile czasu potrzebował Hólder-lin na jeden wiersz. Prawdopodobnie w głębi duszy

- miał bardzo poważny wyraz twarzy - rozważał, czy opłaca się pójść tą drogą.

Po krótkim zastanowieniu odpowiedziałem: 'Siedem i pół roku na nie rymowany wiersz, natomiast
osiem i pół na rymowany'". (Ludwig Hohl)

209. Co cytujemy? - To, co nas dopada. ;- >; ,

210.

- Tout ę a, c'est des mots, des mots... - powiedziała V. zdegustowana. Nie napisałam do niej więcej.

53

powiedziała z wyrzutem: - Ty też już od dawna do

mnie nie piszesz. • -; '

211.

"Każde dzieło ducha, które nie wyda słę sobie ważne, musi zmarnieć". (Ludwig Hohl) c

v... •

212.

Niekiedy podejrzewałam, że kocham ją, ponieważ potrzebny mi adres, pod który mogłabym pisać.

background image

213.

Raz powiedziałam do kogoś: Je mentirai ou fen creverai, zamiast: Je m'en tirerai ou. fen creveral
Niezmiernie produktywny błąd.

214.

"Człowieka tragicznego określa jego stosunek do 1 ogółu". (Friedrich Durrenmatt) s A zatem
człowieka szczęśliwego można określić jedynie poprzez jego* stosunek do jednostki.

215.

V. zdenerwowała się, że jej otwarte listy leżały w moim mieszkaniu gdzie popadło: w kuchni, na
biurku, na półce w przedpokoju, przy łóżku. Myśl, że M. mogłaby je przeczytać, była jej niemiła. Nie
potrafiłam tego zrozumieć. Leżące tu i tam otwarte listy prowokują o wiele mniej do niedyskrecji niż
schowane. A poza tym strasznie lubiłam się nią otaczać.,, '-.y--. ••' • !•<• :•'.-•'• •'•'• ,<••'•

54

216. fl ,4

Nie mam jeszcze odwagi na nowo czytać jej listów. Już sam widok jej pisma przyprawia mnie o ból
oczu.

217.

Po wyjściu ze sklepu znalazłam się tuż przed naszym autem. Upuściłam na ziemię torby z zakupami i
zaczęłam silnie drżeć. Kiedy się odwróciłam, zobaczyłam, jak V. znika za jakąś półką. Nie mogła mnie
nie zauważyć, stałam przodem do wyjścia. Co robić? W gorączkowym pośpiechu wydarłam serce z
papieru. Otworzyłam drzwiczki samochodu i położyłam serce za kierownicą. Serce z papieru. Nie
wspomniała o nim nawet słowem.

218.

To wydarzenie przywiodło mi na myśl inne. Wspomniała mi, że spotkała na ulicy Renę. Przeszedł obok
zamyślony z radiem samochodowym w ręku. - I? - zapytałam. - Nie wiem - odparła z
niewypowiedzianym smutkiem. Nie zawołała go. Pozwoliła mu odejść. Teraz kolej na mnie.

219.

Zapisuję to, co mi do głowy wpadnie. Albo co mi w oko wpadnie. Po prostu, co popadnie. Nie robiąc z
tego zaraz wielkiej afery.

220.

V. lubiła gry słów. Kiedyś przysłała mi następujący anagram: KINO HECA. Nie wiedziałam, co to mia-

55

background image

łoby znaczyć. - No KOCHANIE - powiedziała do słuchawki z czułym rozbawieniem, bo wciąż nie
rozumiałam.

221. Że jakieś zdanie siedzi, widać dopiero, kiedy stoi

(na papierze). * r ••-.,••; M:

.-; r • i ;, , .- • . •;._.. 222. ,j; . ; ".: ; ,

Nie należy gloryfikował bólu. -Wystarczy przyznać, że jest konieczny. ,: ..- ••.,-,, , ,1

223.

A potem, po pięciu dniach pisania, pojawia się znowu ten rodzaj zmęczenia, który prowokuje mnie do
tego, żeby oprzeć głowę na rękach i cicho zapłakać.

224.

W takich chwilach mówiłam do V.: - Obejmij mnie i trzymaj z całych sił. - Tak robiła i to rzeczywiście
pomagało. ::>::-;:>. •">*.•, ...r-' ..,-•;• • >r.

225.

Uczniowie w parku szurają w zakurzonych butach po piaszczystych alejkach. Z wyciągniętymi
ramionami gonią jeden drugiego, aż dochodzi do nieoczekiwanej kolizji, kiedy uciekający nagle się
zatrzyma. Chłopcy noszą fartuchy niebieskie, a dziewczynki w białoniebieskie paski. Wesoło
baraszkujące dzieci: mina kontaktowa bólu.

56

'226. -. - -Wściekłość we mnie: skreślać, wszystko skreślać, wycierać, wyrzucać, drzeć, wrzucać do
kosza na śmieci. Nawet psa z kulawą nogą to nie interesuje.

227.

Pewien krytyk zjechał książkę jednego ze szwajcarskich pisarzy wskazując, że w "prywatnym
nieszczęściu autora" nie ma nic szczególnie ciekawego. Ten osąd tak mnie zdeprymował, jakby
dotyczył mnie. ,

228.

Czy w ogóle nieszczęście może być sprawą prywatną?

4

229.

^^y.

Do pierwszej komunii św. przystępowaliśmy w jednakowych habitach z grubo dzierganego
sztucznego tworzywa w kolorze skorupki jaj, które nadawałyby się doskonale do robótek ręcznych.
Byłam zadowolona, sądziłam bowiem, że perspektywa noszenia obrzydliwie ckliwej miniaturowej

background image

sukienki ślubnej oddaliła się bezpowrotnie. Ale niestety nie... Dziewczynki miały mieć białe buty,
welon z wianuszkiem, a także woreczki na chusteczkę. Włożyłam czarne buty i byłam bez welonu.
Moja mama broniła tych kaprysów wobec zaproszonej rodziny. -Zostawcie ją w spokoju - powiedziała
- to zupełnie nie w jej stylu. W idącej przez wieś procesji, z chorągwiami i orkiestrą, na przedzie szły
dziewczynki, za nimi chłopcy. Między jednymi i drugimi szłam

57

ja. W ten sposób byłam albo ostatnią dziewczynką, albo pierwszym chłopcem. Głęboko zraniło mnie
wypowiedziane półgłosem zdanie, które usłyszałam wychodząc z kościoła: - Nie, to dziewczynka. - Na
cmentarzu zrobiono nam jeszcze zdjęcie. Cała grupa z księdzem w czerwono-żólrym ornacie w tle.
Uważałam, żeby woreczek nie znalazł się na zdjęciu.

230.

W chwilach rozpaczy wystarczy, że stanę przed lustrem. Od razu wiem, że kogoś takiego jak ja nie
można kochać.

231.

Kiedy poznałam V., nabrałam wielkiej ochoty, żeby nosić kobiece stroje. Włożyłam krótką niebieską
spódniczkę i ciasno dopasowany żakiet z głębokim wycięciem. Do tego żel we włosach i okulary
przeciwsłoneczne, ponieważ uważałam, że tak mi jest do twarzy. - Wyglądasz }ak przebieraniec -
powiedziała V., kiedyśmy wysiadały z taksówki.

232.

Spróbowałam potem jeszcze raz. Tym razem była to dłuższa spódnica, czarna, tak jak i sweter,
stanowiący element mojego podstawowego stroju. To już z pewnością nie było żadne przebranie i z
czerwonym blezerem wyglądało super. Kiedy V. zobaczyła mnie w tym przy komputerze - blezer
wisiał na oparciu krzesła - powiedziała: - Boże, jaka ponura.

58

233.

Zaczęłam nosić dużo czerwonych rzeczy, ponieważ podobały się V. - Uwielbiam wesołe kolory -
powiedziała.

234.

O czółenkach ze skóry miękkiej jak rękawiczki nie wypowiadała się początkowo. Dopiero później
orzekła: - Wyglądają jak drewniaki.

235.

Może nie trzeba było aż tak przejmować się Jej Sądami. ff

-X 236. '

background image

Rsanie to próba przezwyciężenia tego, co nas oddziela od innych. Wersy są jak zakończone hakiem
liny wyrzucane w nieosiągalny świat.

237. C'est dur d'etre uiuant et

seul (Gerard Depardieu)/

238.

44, 45 i 46 są błędne. Musi być tak: 43 ona jest 44 ona będzie. 45 oby wszędzie.

239.

184 też zawiera błąd. Mieszkanie V. miało tylko 70 metrów kwadratowych, z tego na parkiet
przypadało najwyżej 60 metrów.

59

240.

- To typowe dla ciebie - powiedziała, kiedyśmy się widziały ostatni raz. - Mylą ci się liczby.

241.

- Nic - pisze mi w ostatnim faksie. - Tyle, że myślę o tobie z wielkim smutkiem. Gdybym wiedziała, że
tego pragniesz, wzięłabym cię w ramiona i mogłabyś w nich odpocząć. Ale od pierwszej do ostatniej
chwili zachowywałaś się na dystans. Chciałam wziąć twoje dłonie w moje. Twoje piękne w moje
zimne. Marzłam, przez cały czas. Nie tylko z powodu chłodu. , -

242.

Świadomość, że nasza miłość nie obróciła się w nicość, to już wiele.

- kierują się w

243.

- Wątpliwości - powiedział ktoś dwie strony. Może tak, może nie.

244.

Opowiadała mi jedna taka: którejś nocy pojechali na wybrzeże, żeby zwinąć liny z przynętą. We mgle
stracili orientację. Nie wiedzieli, czy idą w kierunku otwartego morza, czy w stronę lądu. W każdej
chwili mogły ich otoczyć fale. Człowiek ma grunt pod nogami, który już wkrótce wraz z przypływem
straci. - Głupio umierać - powiedziała - kiedy wystarczyłoby odczekać sześć godzin, aż nastąpi odpływ
i dzień.

60

background image

245.' •>••<. 'W.--.' .^vv;- ;:-::;"~,j;ł -.-...•" •;, •,.'•: -n Odczekać sześć godzin. Albo kilka dni. Parę
miesięcy. Rok. Potem znowu zaświeci słońce.

246.

Nie zawsze uważałam, że w zasadzie głupio jest rozstawać się z życiem.

247. ! Ale teraz właśnie tak uważam. '-'

248.

Pewien jąkała tak opisywał mi swoją dolegliwość: - Wyobraź sobie, idziesz do sklepu z pieczywem.
Widzisz sprzedawczynię, wystawy, cukierki w gablotach, malowidła na suficie, kolor podłogi. Tyle
wrażeń, ale ty myślisz tylko o tym, że musisz teraz powiedzieć: poproszę chleb. I nie udaje ci się. Po
prostu ci się nie udaje.

f-

249.

............

\ Jąkanie i milczenie najczęściej mają za przyczynę

j jakiś nadmiar. - -,

250. « • •* Rozmawiałyśmy siedząc na kanapie. Jego zdjęcie, 35 na 70, wisiało naprzeciw nas. V.
wstała nieoczekiwanie i odwróciła je do ściany. Powiedziała: - Nie potrzebuje nas oglądać - czy coś w
tym rodzaju. Chwilę później wszedł do pokoju Renę i zaczął ma-

61

nipulować przy magnetowidzie. Nagle rozzłościł się: - Jeśli mnie tu nie chcesz, to powiedz. - Było
jasne, że ma na myśli zdjęcie. Nie tak jasne jest, czy powiedział akurat to zdanie. Może jakieś inne. Ale
na pewno podobne.

251.

Niebezpieczne we wspomnieniach jest to, że uprzytomniają sprawy. Dzięki wspomnieniom
sprawy stają się na powrót przytomne, a jednocześnie | uprzytamniamy sobie, że już po nich.

252. - • - •;;•' :.' ••-;:>,.•;; ;--/--"' Mam w sobie dwie natury: naturę psa i naturę pantery. Kiedy czuję
się źle, jestem uwiązanym przed supermarketem najeżonym kundlem, który nie może ani wejść do
środka, ani sobie pójść. Wyje rozdzierająco, ale nic mu to nie daje. Albo jestem psem-włóczęgą, bitym
przez wszystkich i przepędzanym. Natomiast kiedy czuję się dobrze, jestem czarną panterą o
sprężystych i eleganckich ruchach, budzących powszechną grozę.

253.

Nie istnieje żadna idea, której nie poprzedzałoby słowo.

background image

254. Dawniej myślałam: Mam tylko słowa. Dzisiaj do*-

daję: To dużo. . : : •>;.•-•••.'

62

255.'./

Zjadłam właśnie dwa sadzone jajka, a lśniące, rozpływające się żółtko wytarłam świeżym chlebem.
Niekiedy wystarczą dwa sadzone jajka, żeby na nowo pojednać mnie z życiem.

256.

Także trzecią część III symfonii Brahmsa można z rozkoszą wysłuchać osobno.

257.

Mając pięć lat dyktowałam moje pierwsze opowiadania. Dumna przechadzałam się po pokoju tam i z
powrotem, a moja matka zapisywała zdania dużymi literami na kratkowanym papierze. Czasami
musiałam się zastanowić. Wtedy trzeszczało krzesło, bo matka poprawiała się na nim i pytała: - I co
dalej?

258. • • • ,- ...: •••...:. ,,.. ., , 'y- : .

Będąc małą dziewczynką wyobrażałam sobie, że mam przyjaciela. Był Anglikiem. Albo może
Amerykaninem. W każdym razie miał na imię "Gary". Jako reporter odbywał dalekie podróże i
wiedział dużo więcej ode mnie. Najczęściej rozmawiałam z nim w łazience albo na pustej platformie
podmiejskiego pociągu. Kiedy mu się zwierzałam ze swoich kłopotów, mówił: "Do you really think
so?" albo wzdychał przeciągle: "Aah, no..."

63

259.

Także dziś, ilekroć zamknie mi się nad głową fala cierpienia, spacerując po mieście rozmawiam ze
sobą po angielsku. Jestem wtedy na filmie, który niedługo się skończy.

260. Łft^y *

La vie est un roman, twierdzą Francuzi. Taki punkt widzenia ma tę zaletę, że wszystko kończy się
szybko. Dobrze czy źle, to wielu osobom może być nieraz dość obojętne.

261.

- Co najbardziej lubisz pić? - zapytał Ray podskakując obok mnie. Widzieliśmy się wtedy ostatni raz. -
Piwo, wodę, tonik... - Brr, tonik. Ja najbardziej lubię wodę, lemoniadę i mirindę, ale przepraszam,
przerwałam ci. - Kawę, ginger ale. Nic nie szkodzi - kontynuowałam.

262.

background image

Na Boże Narodzenie kupiłam Rayowi coś, o czym od dawna marzył. - To chyba niemożliwe - szepnął
zaskoczony, wyjmując z torebki bonsai. V. stwierdziła, że przesadziłam.

263.

- Mam dla ciebie niespodziankę - szepnęła V. gryząc mnie w ucho. - Co takiego? - zainteresowałam
się. Wychyliwszy się z łóżka grzebała w torebce. Wyjęła z niej klucz do swojego mieszkania

64

z przywieszoną do niego kartką, na której napisała: Ni celle des reves, ni celle des champs, mais uni-
que puisąue c'est la tienne et que je te la donnę en signe de ma confiance et en gage de mon AMO-
UR.

264.

- Po tym wszystkim, co mi o nim opowiadałaś, trochę jestem zaskoczona, że tak szybko do niego
wracasz - skarżyłam się. - O jego dobrych stronach nie chciałaś przecież słuchać - odpowiedziała.

*ŹO;j/

Budzę się w środku nocy i wiem wreszcie, jak powinno brzmieć ostatnie zdanie z 134: Czy zerwanie
wystawione na pokaz jest jeszcze zerwaniem?

266. Nienawiść zna następujący zwrot: Nie mogę już,na

nią (na niego) patrzeć.

267. ; . •,, ,,<•-. , Miłość zresztą też zaślepia. Najlepiej chyba zachować trzeźwość.
.••.;-.>•••*

268.

Tylko nieliczni potrafią zrozumieć, że homoseksu-alizm jest katastrofą przede wszystkim dla
homoseksualisty. Nikt nie staje się nim z własnej woli.

65

269.

| Trzeba niezwykłej odwagi, żeby łamiąc zasady nie

j ginąć przy tym.

V.

270.

Dzisiaj w skrzynce na listy znalazłam nasze libretto w wersji niemieckiej. Otworzyłam załączony
prospekt i próbowałam się opanować na widok naszych zdjęć. Gapię się na nich prosto w obiektyw,

background image

natomiast V. przechyliwszy głowę patrzy tym łagodnie umykającym spojrzeniem, które od początku
mnie urzekło. Tak mi się zrobiło siebie żal, że przestałam udawać bohaterkę i pośpiesznie zamknęłam
prospekt.

271.

- Wiesz - powiedziała na koniec - byłam zawsze trochę przesądna, jeśli chodzi o to nasze libretto.
Wyobrażałam sobie, że jeśli doczeka się ono realizacji, to i między nami będzie dobrze. - Pozostało
jednak na papierze.

272.

I tak po tych 271 odcinkach, z których każdy trwał tylko po kilka linijek, zatęskniłam nagle za innym
językiem. Zapragnęłam mówić tak, jak piwosze nad swoimi kuflami, kiedy to patrząc szklanym
wzrokiem i chaotycznie gestykulując zaczynają opowiadać swoją historię. Nie mając pewności, czy do
kogoś dotrze. W zadymionych barach, wsparci na łokciach, nie trafiając papierosem do popielniczki,

66

mówią w próżnię ujawniając strzępy swojego losu. [Chciałabym tak siedzieć, szukając oparcia w butę-
f Ice piwa, i opowiadać o miłogci stulecia, sobie, nikomu innemu, no bo komu?' A chciałabym wtedy
powiedzieć, że ona jest we mnie. Że tak, jak ta postać z opowiadania Clarice Lispector modlę
się o nienawiść, o przynoszącą ulgę nienawiść. Chciałabym jej nienawidzieć za krzywdę, którą mi
wyrządziła, a która polega na tym, że mnie już nie kocha, ale oczywiście nie ma we mnie nienawiści.
Budzę się co rano i pierwsza moja myśl dotyczy jej, i podobnie wieczorem, kiedy kładę się spać, jej
dotyczy moja myśl ostatnia. Codzienna droga krzyżowa z dwiema stacjami. Ona jest we mnie, i nie
mogę nic na to poradzić, jak tylko pozwolić, żeby czas mijał, i żyć nadzieją, że to się kiedyś skończy. Bo
to jest w miłości najstraszniejsze, że ukochana osoba jest w nas, staje się częścią nas i nie można jej
ot, tak wyrwać, nie wyrzekając się siebie. A ona mnie opuściła i tę część mnie zabrała ze sobą.
Nieodwołalnie'. Coś istniało między nami, istniało przez cztery lata z wszystkimi tymi kłótniami,
pieszczotami, z całą tą namiętnością, a teraz odchodzi. Odchodzi na naszych oczach, a my nie
możemy nic na to poradzić, bo takie jest życie. Wszystko ma swój początek i ma swój koniec.
Coś umiera, coś nowego się rodzi. Tego, co było między nią i mną, nie można zawrzeć w anegdotach,
nie można zredukować do dialogów. I na nic zda się również wyliczanie fizycznych przyjemności.
Wszystko, co było, jest między wierszami. ,- -m-

67

273. •-••!•< •.••:•• • •••• ••>•-.:'•> ••'.••;=-' ••:-:v»- x-,- ... .----•

W środku nocy obudził mnie telefon. V. była przy aparacie. - Pali się. Nie wiem, co mam robić. - Zaraz
u ciebie będę. Nigdy w życiu tak nie pędziłam. Jeśli V. albo dzieciom coś się stanie, myślałam, do-
kopię się do środka ziemi i wysadzę cały ten cyrk w powietrze. Jeśli coś im się stanie, ukamienuję
Boga i wszystkich świętych razem z nim. Gnałam co sił, dałam nurka pod ramionami strażaków
usiłujących mnie zatrzymać, potykałam się o obciągnięte materiałem węże pożarnicze, ciągnące się
jak żyły po trotuarze. - Gdzie ona jest? - krzyknęłam ujrzawszy Renę, który właśnie miał zamiar

background image

opuścić willę. Z nieba leciały płonące strzępy i gasnąc opadały czarne na ziemię. - Przechodziła pani
tędy przypadkiem? Skąd się tu pani wzi&la? - pytał, kiedy usiłowaliśmy się stamtąd wydostać.
Klęłam w duchu: do diabła, nawet w takiej chwili muszę uciekać się do kłamstwa. Nie pamiętam już,
co mu powiedziałam. Może prawdę. Albo coś wymijającego. Już nie pamiętam. Obchodziliśmy ulice
między domami w poszukiwaniu V. i dzieci. Wszędzie pełno było ludzi. Stali grupkami, niektórzy w
piżamach, i patrzyli na wspaniałą grę płomieni wznoszących się wysoko ku niebu. Renę miał przy
sobie aktówkę, nic więcej. - Zostawiłem wszystkie dyskietki - powiedział z roztargnieniem. - Może
wolałby pan zostać sam? - spytałam. - Nie - odrzekł. Nie spojrzeliśmy na siebie nawet na sekundę. -
Może poszła do mnie - powiedziałam stojąc na rogu ulicy po bezowocnym bieganiu w kółko. I rze-68

czywiście, uszliśmy niecałe dwieście metrów wzdłuż Rue de Crimee, kiedy usłyszałam jej głos. Wołała
mnie po imieniu.

274.

Nazajutrz nastąpiła kolejna katastrofa. Woda z węży zalała mieszkanie. Wspólnie z V. usuwałyśmy ją
przez cały dzień. Strażacy wchodzili i wychodzili. Zabawki dzieci pływały w pomyjach. Nuty i książki V.
brały kąpiel w bajorze. Pracowałyśmy w gumowych rękawiczkach. V. przeklinała Renę, bo mimo tego,
co się stało, poszedł do pracy.

275.

- Gdyby Renę umarł - powiedziała - nie miałoby to dla mnie, sądzę, większego znaczenia.

276.

- Po pewnym czasie poczułam, że mi go brak -stwierdziła podczas naszego ostatniego spotkania.

277.

- Renę ma stałe miejsce w moim życiu - powiedziała ze złością, siadając w łóżku. - Przynajmniej jako
ojciec moich dzieci - sprecyzowała. ,-

278.

Wspomnienia mają drzwi, których nie odważę się otworzyć-j Nasze nieśmiałe okrzyki, kiedyśmy się
kochały. Zmęczone pieszczotami dłonie na mokrych, gorących ciałach. Spojrzenia szerokie jak

69

przestworza. Gdzieś to wszystko czuję, ale dokładna rekonstrukcja wyzwoliłaby ból, który by mnie
zabił.

279.

Przyciskała mnie drżącą do siebie i próbowała z całych sił uspokoić. Leżałam w poprzek łóżka, z głową
zwieszoną poza materac. Płakałam, a tandetny wzorek na hotelowym dywanie tańczył mi
niewyraźnie przed oczami. - Co się stało, kochanie? -szeptała zaniepokojona. - Powiedz mi. - Było zbyt
pięknie - powiedziałam i wtuliłam jej twarz pod pachę.

background image

280. •••• -••.-.'s -••.^.

- Wszystko przemija.

- Tylko nie miłość do Renę - powiedziałam gorzko.

- Ale i ona się zmienia.

281.

Biłam głową w przednią szybę. Złapała mnie za kołnierz. - Przestań, nie mogę na to patrzeć. -wszystko
dlatego, że zarzuciła mi, że stałam się taka rozsądna. W restauracji mającej w rankingu Gault-Millau
12 punktów na 20 możliwych.

282.

Kiedyś w Zurychu zrozpaczona oparłam się o szybę wystawy. - To straszne kochać kogoś, kto sam
siebie nienawidzi - powiedziała nie dotykając

mnie.

70

283.

Kiedy powiedziała o tym dzieciom, na jakiś czas zapanował spokój. Potem pojawiły się następne
problemy. Jak wyjaśnić moją obecność ich koleżankom i kolegom zostającym u nas na noc. Z kim
spędzać niedziele, jeśli nie było akurat moich przyjaciół importowanych ze Szwajcarii?

284.

Na Boulevard Yoltaire odbyła się demonstracja homoseksualistów. Przyjaciele V., u których była na
herbacie, oburzali się. Być pedałem - w porządku, ale żeby się jeszcze publicznie z tym obnosić? Mnie
oburzyło, że ma takich przyjaciół.

285.

Zaprosiła tych przyjaciół i mnie na wspólną kolację. Wahałam się. Kiedy w końcu odmówiłam,
powiedziała gwałtownie, że niezależnie od wszystkiego tak będzie lepiej.

286.

Było w tym coś ze snu. Jej mała twarzyczka z wyrazem oczekiwania migotała przede mną, wycięta z
ulicznego tłumu. Migotała i migotała, kiedy zbliżałam się do niej, cały czas idąc prosto przed siebie, z
dręczącym pytaniem: skąd to, skąd? W momencie rozpoznania podniosłam wzrok, i oto obok V. stała
Florence. Klepnęłam ją lekko w ramię, żeby mnie zauważyła, ale nim zdążyła odwrócić twarz, poszłam
już dalej. Prosto przed siebie, jak

71

background image

we śnie. W chwili spotkania nie czułam nic, po prostu nic. Emocje wystąpiły dopiero 500 metrów
dalej. Zauważyłam, że V. pomalowała sobie pasemko włosów. Ten kosmyk, który zawsze chciałam
mieć. Już nie dla mnie.

287. V. nie potrafi mówić. Potrafi tylko odpowiadać.

288.

Kiedy ją poznałam, milczałam często całymi godzinami. Odchrząkiwałam od czasu do czasu, żeby
sprawdzić, czy mam jeszcze głos. Jednej z rych nocy, kiedy leżałam obok niej bez ruchu z zaciśniętymi
zębami i twarzą odwróconą do ściany, szturchnęła mnie delikatnie w plecy. - Nie możesz tego tak
często ze mną robić - powiedziała. - Wtedy postanowiłam nauczyć się mówić.

-:'. 3

289. ••''' :" ; : '''** Być możejiigdy się nie dowiemy, co się nam przytrafiło tak naprawdę. -•••••••

290.

- To, czego mnie nauczyłaś, to bać się - powiedziała. - I jeszcze: ty przełamałaś milczenie.

••"•:. .".•'•:. j 291.

q\ Z kimś, kogo się za bardzo kocha, nie można żyć. v Intensywność i trwałość wykluczają się
wzajemnie. 72

292.

przeklinała wszystko. - A teraz opowiada, że Renę był miłością jej życia i chce z nim być do końca
swoich dni, i podobne bzdury. - zwierzałam się komuś. Ten ktoś milczał. - To znaczy właściwie tylko
tyle - powiadział w końcu - że ciebie nie ma już na tym miejscu. ,,,,...... : " .-,,, •.?,•_••-,..--,- -;,: ,

293.

\ Wdałam się w życie bez żadnej gwarancji. Jedyne,

co wiem, to to, że umrę. Wszystko inne jest sprawą otwartą. -J

294.

Szłam tą drogą setki razy nie wiedząc, jak się nazywają te ulice. Z bramy na prawo, za róg, dalej po
kocich łbach przez most, zawsze trochę wieje, znów na prawo i na ukos przez ulicę, potem długą
prostą wzdłuż odpychających, gładkich fasad. Za kłębowiskiem źle zaparkowanych samochodów mała
uliczka w kształcie tunelu, kończąca się na jej domu. Moje ciało znało tę drogę. Była wpisana we
mnie. Z tą samą bezbłędnością, z jaką włącza się po ciemku światło.

295.

Czasami myślę, że V. sporządziła prosty rachunek. Dwadzieścia lat zainwestowane tu, cztery tam.
Gdzie najbezpieczniej ulokuję resztę mojego życia?

73

background image

296.

To było tej nocy, kiedy płakałam. Nagle zabłysło światło i V. stanęła w drzwiach. - Co ty tu robisz?

- Nic. - Czy to twoje łóżko? - Ani to nie moje, ani tamto. Masz coś przeciwko temu, że tu jestem? -A
miałabyś coś przeciwko temu, żeby pójść ze mną? - Zostałam. Płakało mi się dalej.

297. r : To wydarzenie przypomina mi inne. Pewnej nocy V. ukryła się w pustym łóżku Florence. Nagle
zapaliło się światło i w drzwiach stanął Renę. - Tylko psychopaci zmieniają łóżka - powiedział podobno
ze złością. - Zejdź stamtąd natychmiast. - Pijana snem poszła za nim do ich małżeńskiego łoża.

298.

Pewnego dnia w hotelu strach wtrącił mnie w pustkę.

- Nie ufam ci - powiedziałam - w końcu opuścisz mnie tak jak HT Pochyliła się bez słowa nade mną i
delikatnie pocałowała w usta.

- W przeciwieństwie do H. - powiedziała - ja cię kocham.

Z tego dnia zapamiętałam jeszcze to, że była w długich, zielonych butach.

299.

Kiedy szłyśmy razem, każdla wystawę. /"'

74

zawsze inną

300.

- Nie pasowałyśmy do siebie - powiedziała podciągając pod siebie nogi, żebym nie mogła ich dotknąć.
Było to podczas naszego ostatniego spotkania.

- Znasz kogoś, kto lepiej do ciebie pasuje? ~]

- Nie - odpowiedziała bez wahania. i

301.

Siedziałyśmy tuż obok operatora dźwięku. Oddalone o niecałe dwa metry od mikrofonu, przez który
nagrywany był koncert. V. cały czas kaszlała. Zaciskałam dłonie na oparciu fotela. "Dziewczyno,
przestań kaszleć", błagałam ją w duchu. Rozwścieczony operator dawał znaki ręką. Uniosłam z
ubolewaniem ramiona. V. kaszlała dalej. Suchy, nerwowy szczekot wdzierał się brzydko w angielskie
suity. "Kochanie", prosiłam bezgłośnie, "spróbuj kaszleć w płaszcz". Mikrofon stał obojętnie na
balustradzie. Mężczyzna obok mnie skrzyżowanymi ramionami z całych sił powstrzymywał
mordercze zapędy swojego ciała. V. zakaszlała znowu. Odetchnęłam głęboko. "To nie jej wina, to nie
moja wina, to nie jej wina, to nie moja...", chodziło mi po głowie. Wyciągnęłam nogi i próbowałam
się odprężyć. Była to lekcja dawania za wygraną.

background image

302.

Kiedyś, czwartego września któregoś roku, w jednej z najlepszych paryskich restauracji, jej oczy
zaczęły napełniać się łzami. Za dwie godziny miałam wyje-

75

chać. Zażenowana rozglądałam się na prawo i lewo. Ponieważ nikt na nas nie patrzył, chwyciłam ją za
rękę. - Kochanie - powiedziałam pocieszającym tonem. Otarła wtedy łzy, lekko przykładając do oczu
serwetkę.

303. • « •

To ona wymyśliła. Veroniqueole. Vero-Nicole. Niezmiernie mnie wzruszyło, że chciała nas połączyć
nawet poprzez nasze imiona.

304. Y ' Bardzo szybko odkryłam, że sednem mojej miłości było to, co mi się nie podobało. Tym, co
wyzwala w nas pożądanie, jest inność.

305. '; PRzeczy, które nosiła, nie podobały mi się. A je-j dnak je kochałam. Jako coś zupełnie ode mnie
l innego.

306.

Nie zakochujemy się w kimś, jako całości. Zakochujemy się w szczegółach. Przypominam sobie
dokładnie moment, kiedy się w niej zakochałam. Było to w stołówce w konserwatorium. Opowiadała
o jakimś filmie, podczas gdy ja patrzyłam zafascynowana na ruchy jej warg. Wystawianie tak
zmysłowych ust bez żadnego skrępowania na widok publiczny uznałam za szczyt bezwstydu. ,, ,;.",•,,,
76

307.

Robiłam herbatę, opowiadała mi później, i byłam odwrócona do niej plecami. Patrzyła na moje
pośladki i zdziwiona stwierdziła, że ten widok ją podnieca. Pamiętam dobrze, co wtedy miałam na
sobie. Obcisłe czarne dżinsy i szary sweter z dekoltem w serek.

308.

Czytała mi na głos Księżną z Cleves, historię miłości, która kończy się rezygnacją. Kiedy zamknęła
książkę, poprosiłam ją chłodno, żeby sobie poszła. Miała oczy pełne łez, kiedy odprowadzałam ją do
drzwi. Nawiasem mówiąc zapomniała wziąć parasolkę.

309.

W ogóle dostawałam od niej wyłącznie książki opowiadające o miłości, która kończy się rezygnacją.
•:•.:-. ,->-" ••;..••:-.. :>.... .'.- ;

320. Dalej. Cały czas prosto przed siebie. /

background image

311.

Dzisiaj byłam na przyjęciu. Amerykanin naprzeciw mnie opowiadał o swoich dzieciach. - As a matter
offact - powiedział - moja starsza córka jest właściwie moją pasierbicą. Ale traktuję ją jak moją własną
córkę. - Uniosłam szklankę i przezwyciężyłam chęć pójścia do domu.

77

312. • .--.•-••: --. ' •• . -• ,"-V --Na dziesięć dni przed terminem rozwodu opuściła mnie.
Razem z nią odeszły dzieci.

313.

Przypuśćmy, że V. rzeczywiście sporządziła taki rachunek jak w 295. Cóż mogłabym mieć przeciwko
temu?

314.

Siedziałam przed telewizorem i oglądałam starą kronikę filmową. - Kiedy właściwie zaczęta się
druga wojna światowa? - zapytałam przechodzącą V. - Co? - przeraziła się. - Nie wiesz, kiedy zaczęła
się druga wojna światowa? - Program szedł dalej. - Ray - zawołała w stronę pokoju dziecinnego -
kiedy zaczęła się druga wojna światowa? - W trzydziestym dziewiątym... może nie? - odrzekł Ray,
wchodząc do pokoju z rękami w kieszeniach. V. wzięła go między kolana. - Bardzo dobrze -
powiedziała.

315. . • ../.-.•;•, .•-•- •• -•'--. "• -.• '-• : Jak ona to powiedziała? Powinna była zostawić wszystko,
żeby zacząć ze mną nowe życie. Dzieci i całą resztę. - Wiesz dobrze, że bym się na to nie zgodziła -
odpowiedziałam. :;•-.'•>•".'•

316. ; -'.-:-• Jeszcze na dodatek muszę się starać zasnąć bez

tabletek. •.•-,. .-,-«• - : . ••••:•. '.••••'':< -v 78

317. - » •-. • -..,-. ' -,;x, '••

- Wejście na Notre Damę nie jest zbyt podniecające - powiedziałam, mając w pamięci ograniczony
widok, jaki się stamtąd roztacza na Paryż. - Ty pewnie wolisz wchodzić na Ma-dame - zauważyła V. z
bezczelnym uśmieszkiem.

318.

Powiedziałam jej, że nie mogłabym żyć bez mężczyzn. Uznała to za dziwne. Stwierdziła, że spokojnie
mogłaby się bez nich obejść.

319.

- Mam jeszcze twoje zdjęcia z A. i L. - powiedziała podczas naszej ostatniej rozmowy telefonicznej. -
Chcesz je? - Nie - odrzekłam. - Jeśli chodzi o mnie

background image

- ciągnęła - to chętnie bym je zatrzymała.

320. ^

Nie wiem dokąd mnie ta historia zaprowadzi. Gdy-/

bym wiedziała, nie pisałabym jej. .->

321.

Trochę napięcia i euforii przy każdym powrocie do domu. Może jest jakaś wiadomość od V.?
Rozczarowanie czyni mnie silną.

322.

Siedziałyśmy na taboretach kuchennych naprzeciw siebie. - J'ai envie de te baiser - powiedziałam,
wyobrażając sobie delikatny, długi pocałunek. V. zby-

79

ła mnie. Dwa dni później nieporozumienie się wyjaśniło. "Baiser" znaczy również "pieprzyć".

323.

Odprowadzała mnie do domu, potem jaja, po czym ona znów mnie do połowy drogi. Tyle miałyśmy
zawsze sobie do powiedzenia...

324.

Potrzebowałam dziesięciu lat, żeby zapomnieć o H. Kiedy miałam dziesięć lat, mój ojciec spędził
święta Bożego Narodzenia poza domem. Dziesięć lat trwa w mojej wyobraźni wszystko, co trwa
długo.

325.

Kiedyś w indyjskiej restauracji siedziałyśmy z V. przy stole numer 10. Pamiętam, jak niespokojnie
wpatrywałam się w tę liczbę wytłoczoną w srebrzystym plastiku.

326.

Moja matka miała 44 lata, kiedy ja miałam dziesięć.

327. .... -,•:-. ••••:;.,,/•- . .;• Porównajmy błąd z 44 i 238. »•; •• . 'CV:'A

328.

"Najgorsze, co mogłoby się nam przytrafić - napisała ostatniego roku - to gdyby zapadło między nami
milczenie". To najgorsze właśnie nastąpiło. 80

329.

background image

Donaszałam niektóre jej ubrania. Na przykład niebieski płaszcz. I czerwony szalik. Jej buty były dla
mnie o wiele za małe.

330.

Płaszcz ciągle jeszcze wisi u mnie w przedpokoju. Smutna pamiątka.

331.

W sklepie papierniczym Clermont-Ferrand kupiłam jej wieczne pióro. Nigdy go nie użyła.

332. ; Postanowiłam kupić tę bluzkę. V. przepchnęła się przede mnie z wyciągniętą książeczką
czekową. Kiedy opuszczałyśmy sklep, była rozczarowana. - Że ty wszystko musisz mieć natychmiast -
powiedziała. I opisała mi, jak to ona sama przy-szłaby później po tę bluzkę, żeby mi zrobić
niespodziankę.

333. ;

Ona - w przeciwieństwie do mnie - ma przynajmniej kogoś w łóżku.

334. •- ••-*• - •'.••• :••.'• : .:-•-•. Pamiętam dobrze, jak budziłam się w nocy i kładłam dłoń na jej
ciepłym karku. Zdarzało się, że wzdychała z zadowoleniem.

81

335.

Jeśli nie widzę jej samochodu dłużej niż trzy dni, zaczynam wątpić w jej istnienie. Może tę naszą
historię tylko sobie wymyśliłam, może nie ma żadnej kobiety o imieniu V., może z nadmiaru
samotności wynalazłam także jej dzieci. Albo może umarła, a ja nic o tym nie wiem. Samochód został
pewnie sprzedany albo oddany na złom, trumna stoi wystawiona w domu, pogrążeni w żałobie
krewni bąkając coś pod nosem ściskają dłoń Renę i łagodnymi gestami pocieszają dzieci, jeżeli ta cała
trójka również nie umarła. To wszystko jest możliwe, bo czy jest coś, co świadczy o jej istnieniu?

336.

Druga osoba istnieje tylko w naszej wyobraźni. Albo w dialogu.

337.

Myśl, że mogłaby umrzeć, a ja o tym nic bym nie wiedziała, je^t dla mnie nie do zniesienia. Ale kto
miałby mnie powiadomić? Jej rodzice, Renę, jej przyjaciele? Nikt z nich nie zna numeru mojego
telefonu. A gdyby nawet ktoś znał, to i tak by się nie domyślił, czym byłaby dla mnie jej śmierć.

338.

Różnica między milczeniem a śmiercią polega na tym, że w pierwszym przypadku komunikacja
przerwana jest tymczasowo, natomiast w drugim ostatecznie. •. . ....,.., -

82

background image

339.

339.

Wczoraj obudziłam się w przekonaniu, że to opowiadanie potoczy się w innym kierunku. To, co mnie
opętało, to przypuszczalnie wcale nie V., tylko obrazy, będące wytworem pożądania.

To, co piszę, nie mówi niczego o V. Opowiada tylko o mnie. I ewentualnie o przestrzeni między nami.

341.

Kiedyś obudziłam się z następującym zdaniem w głowie: Le souuenir, ćest Merrewr d'avoir etę.
Rozmyślałam często nad tym zdaniem, ale nie wiem, co miałoby ono znaczyć. Może właśnie dlatego
tak często się nad nim zastanawiam.

342. Interesujące jest tylko to, czego się nie rozumie.

343. •-'••••:•• Nauczyciele w szkole mówili nam czasem: - Tego nie musicie pamiętać. - Co miało ten
skutek, że wszystko to, czego nie musieliśmy pamiętać, natychmiast zapadało się w pamięć.

344.

Każda negacja ma charakter afirmatywny. Przeczenie bowiem nie tylko anuluje jakąś wypowiedź, lecz
równolegle tworzy także wypowiedź pozytywną. Problem w tym, że nie wiadomo jaką. Weźmy taki

83

przykład. Ktoś mówi: nie kocham cię. Pomijając możliwość, że zdanie to może znaczyć dokładnie coś
odwrotnego niż to, co mówi (a mianowicie: kocham cię), powstaje cały wachlarz pozytywnych
wypowiedzi: nie kocham cię, ale darzę cię przyjaźnią, nienawidzę cię, jesteś mi obojętna, podziwiam
cię itd.

345. ,.. . • ....,.-..,, x :U: Z przeczeniem jest podobnie jak z milczeniem: można je różnie
interpretować.

346.

O dobrym jedzeniu na przykład można spokojnie powiedzieć, że "nie jest złe". Można pochodzić z
"nie najgorszej rodziny" i być osobą, która ma "niezły gust".

^u • ".

347.

Możliwe, że człowiek obawia się najbardziej tego, czego najbardziej pożąda. Ja na przykład boję się
samotności jak zarazy, chociaż zawsze biorę nogi za pas, ilekroć nadarza się okazja do samotności we
dwoje. Trzeba iść tam, gdzie czeka strach. Inaczej człowiek niczego się nie nauczy.

348.

background image

Wspomnienia związane z V. stają się abstrakcyjne. W każdym razie podczas spaceru w dzielnicy
łacińskiej stwierdziłam, że moja pamięć nie zawiera już żadnych konkretnych obrazów. Tylko uczucia.
Se-84

rce się ściska. Bardziej lub mniej w zależności od rogu ulicy. Ukłucie przed wystawą piekarni. Smuga
żalu na widok rzędu domów. Tak często spacerowałyśmy w dzielnicy łacińskiej, że rozproszone obrazy
nakładają się na siebie. Ból stał się bezimienny.

349.

- Nie odstawiłam cię na bok - powiedziała V., kiedyśmy ostatni raz rozmawiały przez telefon.

350.

Mam gościa i dlatego śpię w gabinecie. Kiedy ostatni raz przenosiłam tutaj kołdrę, przebiega mi przez
myśl, V. była jeszcze ze mną.

351. f

Kupuję krewetki. Mój gość, młody mężczyzna, nigdy ich jeszcze nie jadł. - Przepraszam - pyta - ale jak
to się robi? - Podnoszę ugotowane zwierzątko do góry. - Najpierw odrywasz głowę, potem rozdzielasz
paznokciami łuski na brzuchu i zdejmujesz je. Na koniec bierzesz płetwy ogonowe między palce,
ściskasz i hop! - masz krewetkę na zewnątrz.

352.

Dać komuś po raz pierwszy w życiu spróbować krewetek, to w końcu też coś.

353.

%liśmy w restauracji (14 punktów na 20 możli-prowadzonej przez dwie złośliwe starsze pa-

85

nie, które po dwóch godzinach tajania zmiękły i stały się niezwykle serdeczne. Cały czas myślałam:
"Sprawiłybyśmy im wiele radości, ja i V." Potem dyktowałam w duchu następującą informację dla V.:
"Restauracja Aux Becs Fins przy Boulevard Menilmontant, do której ciągleśmy się wybierały i nigdy
nie dotarły, jest rzeczywiście godna polecenia. Wybierz się tam kiedyś. Będziesz miała dobrą okazję
powspominać swoją lesbijską przeszłość".

354. y Uśmiechnęłam się szyderczo. V. na pewno nie doceniłaby tej informacji. :

355.

Pierwszy list, jaki do niej napisałam, podarła i wyrzuciła. Jestem pewna, że było w nim stosunkowo
dużo prawdy.

356. ,

background image

Z sąsiadem z parteru, kaleką przesiadującym przy ładnej pogodzie w otwartym oknie, prowadzę od
lat ten sam dialog. On: - Boryour, ęa va? - Ja: - OuL Et vous? - On: - Merci, ęa va.

357.

Wczoraj po północy usłyszałam pukanie do drzwi. Była to jakaś kobieta, która próbowała mnie
poderwać. Zaproponowałam jej coś do picia i byłam potem dość zadowolona, że leżę w łóżku sama.

86

358. .';;r Mimo to nie ukrywam, te mSo jest wzbudzsrc czyjeś pożądanie. • '

359.

Niedawno zaczepił mnie na ulicy przed domem jakiś mężczyzna. Miał na sobie ciężki płaszcz od
deszczu. Pot spływał mu po twarzy. Poza tym wyglądał na pijanego. - Czy mogłaby mi pani
powiedzieć, gdzie to jest? - zapytał, pokazując nerwowo drżącymi rękami wytartą wizytówkę.
Skrzywiłam się. - Nie mam pojęcia - powiedziałam - ale może pan zadzwonić ode mnie. - Idąc za mną
cały czas rozprawiał i o mały włos nie zleciał ze schodów, bo potykał się na każdym stopniu. - Dziękuję
- rzekł odłożywszy słuchawkę - to bardzo miło z pani strony. - Ukłonił się niezgrabnie i pocałował mnie
w rękę. Jego garnitur zdradzał wyrafinowany gust.

360.

Kelner w kawiarni na placu, przypominający szarą, tłustą fokę, zwraca się do mnie "mademoiselle".
Denerwuje mnie to, bo przecież jestem dojrzałą kobietą. Ale kiedy wczoraj przyjąwszy zamówienie
powiedział: - Już się robi, pani generałowo - zirytował mnie jeszcze bardziej.

361.

Jeśli kobieta nie jest kochana, może wybierać: albo będą się jej bać albo nią gardzić. Respekt zdarza
się rzadko.

87

362. Od numeru

tU. ...,..,, . . .:>:,••)..::•:'• ' (••

363.

Przed paroma dniami oglądałam walkę bokserską. W drugiej rundzie młody Holender znalazł się na
deskach. Wraz z bryzgami potu pofrunęły w powietrze dwa złamane siekacze. Sędzia pochylił się nad
zwiniętym ciałem i liczył prostując palce. Po chwili młody blondyn uniósł się z trudem podpierając na
łokciach. Słabym ruchem ręki w bokserskiej rękawicy wskazywał na szeroko otwarte, obolałe usta.
Sędzia liczył dalej. Blondyn wygramolił się do góry i wytrzymał (tm)v7n«=+-ł« trzy rundy. Wzrok

background image

364. •••:.•<•; - \ Tajlandzki bokser, który zaprosił nas do miejscowego klubu, śmiał
się, kiedy szliśmy do mTa wzdłuż sm^nych parkanów ogradzających pla*e budowy. Nad nami
dudniła autostrada - żyć tuta?

la TeTr^ " ^^ ~ ^ ***** W *«*»• T* ka jest rzeczywistość. - Kiedy zauważył, że patrzę

na° Z niedOWlerzaniem' Pokiwał głowa i dodał: poważnie.

365-

Pisać znaczy tak _swoje wnętrze.

88

w spr ^ uk

4

366.

Florence - w piżamie, czekając na całusa i historyjkę do poduszki, którą V. czytała jej co wieczór

- poskarżyła się: - Zawsze muszę spać sama.

367.

- Rzeczywiście - powiedziała V., wskakując pośpiesznie w ubranie i patrząc na mnie z wyrazem
szczęścia - czuję się stworzona do miłości. - Byłam zła, ponieważ nie miało to nic wspólnego ze mną.

368.

telefo-

Czasem, kiedy w szkole nie było łekefl,

nował do domu: - Co robisz? ' ; :

- Pracuję. ' : ->:"-k;

- Czy nie mogłabyś, to znaczy, jeśli teraz... *!

- Zejść na dół i zrobić ci coś na obiad, tak? Śmiał się zażenowany. - No tak. - A po chwili wahania:

- Ale tylko, jeśli nie sprawi ci to kłopotu. - Ależ skąd. •

369.

- Dlaczego robisz dla mnie to wszystko? - spytał Ray. Było ciemno, staliśmy czekając na zielone
światło przed przejściem dla pieszych.

- Nie wiesz? ":

background image

- Hm...

~ Bo cię lubię - powiedziałam i gdyśmy szli przez

ulicę, na chwilę przytuliłam go do siebie.

89

370.

Wrócił do domu w dużo za dużych adidasach, pożyczonych od nauczyciela wychowania fizycznego.
Koledzy z klasy schowali mu buty. - Wolałbym nigdy się nie urodzić - powiedział ze łzami. Jakby mi
ktoś wbił topór w serce.

371.

Kilka dni później przemogłam się. Było to na Rue Meynadier. Musieliśmy co chwila przechodzić na
drugą stronę ulicy, poniważ samochody zaparkowane na wąskich chodnikach dotykały niemal ścian
domów. - Wiem - powiedziałam - to że V. i ja jesteśmy razem, nie cieszy cię za bardzo, ale sądziłyśmy,
że będzie lepiej, jeśli będziecie znać prawdę. To jest zdrowsze - widzieć rzeczy takimi, jakie są. -
Powiedziałam to wszystko bardzo szybko, ponieważ całymi dniami przygotowywałam sobie właściwe
słowa. Ray zdjął okulary. - Wolałbym być krótkowidzem - zażartował, nie pa-

f trząc na mnie.

372.

Handke twierdzi, że jego córka nie jest dzieckiem. Tylko istotą. To pasuje również do Raya.

373.

Kiedy V. zaczęła jeść jogurt bez cukru, poczułam się zdradzona. Z drugiej strony po wieloletniej
abstynencji piła teraz ze mną od czasu do czasu kawę. Co prawda neskę.

90

374.

- Smakuje ci ta kawa? - zapytała V. Zawahałam się wietrząc jakiś podstęp. - Mhm - mruknęłam. -To
neska - powiedziała z triumfalnym uśmiechem.

375.

Złościła się, ilekroć natykałyśmy się w sieni na do-zorczynię. - Że też ona ciągle musi się tu kręcić -
gderała, kiedyśmy szły ulicą. Było dla mnie jasne, że jestem osobą, z którą lepiej się nie pokazywać o
tak wczesnej porze.

376.

Przyszłość jest zawsze tym, z czego zostajemy okra-l dzeni, kiedy nas ktoś opuści. ---J

background image

377.

Kiedy umarła moja kuzynka, całymi dniami kołatało mi się w głowie to jedno zdanie: Mnie nie
dostaną. MNIE nie dostaną. Niezależnie od tego, że nie wiedziałam, kim są ci "oni", dojrzewało we
mnie postanowienie. Postanowienie, że znokautować pozwolę się jedynie na stojąco, j

378.

Niesamowite, z iloma problemami natury praktycznej trzeba się uporać, jeśli chce się popełnić
samobójstwo. Czy potrzebne jest pozwolenie na broń? Czy lufę pistoletu, o który trzeba się będzie
jeszcze postarać, należy skierować w górę, czy raczej w dół, w kierunku tętnicy szyjnej? Czy nabrać
wo-

91

dy w usta czy nie? Czy twarz będzie się jeszcze nadawała do pokazania żyjącym? Kiedy z powodu nie
wystarczającej znajomości rzeczy odrzuciłam już wszystkie takie sposoby jak: śmierć przez
powieszenie, otrucie się lekarstwami, zastrzelenie itd., postanowiłam przeprowadzić próbę
generalną. Nożem do cięcia wykładziny podłogowej otworzyłam sobie tętnicę. Tylko na centymetr,
żeby się upewnić, że w razie potrzeby trafię w to miejsce. Galaretowata, krwawiąca dziura wyglądała
dość dziwnie, ale miejsce było wybrane właściwie, ponieważ krew buchała zgodnie z rytmem pracy
serca. Przykleiłam plaster i uspokojona schowałam nóż do skrzynki na narzędzia.

379.

Ktoś ostatnio powiedział do mnie: - Jeśli ktoś podejmuje próbę samobójstwa, to widać nie jest mu je^
szcze wystarczająco źle. - Jasne: albo człowiek rzeczywiście chce umrzeć i dokłada starań, żeby
wydarzenie miało/charakter nieodwracalny, albo jest mu tak niebywale smutno, że nie jest już w
stanie zająć się choćby technicznymi aspektami umierania.

380.

j Mówienie o śmierci to sposób na to, żeby ją okiełznać. To akt egzorcystyczny.

381.

Na moje dwudzieste ósme urodziny dostałam w paczce rosyjski chleb w kształcie liter. Na stole ku-

92

chennym ułożyłam z nich imię mojej kuzynki. Potem je zjadłam. Przez cały dzień rozmawiałam z nią
próbując jej wytłumaczyć, że nie jest w dobrym stylu tak po prostu zniknąć z życia. Z trudem
znajdowałam właściwe argumenty, ponieważ sama nie byłam do końca przekonana. Poza tym było
już za późno. W każdym razie dla niej. Dla mnie nie. A potem... potem... potem zapada wieczór, niebo
gubi błękit na ścianach domów, na antenie naprzeciwko siedzi kos i czyści sobie piórka, podczas gdy
w moim pokoju głos Ferrier śpiewa "Miserere no-bis" i wszyscy przechodzą przez moje serce. Umarli,
j ukochani, nigdy nie spotkani przechodzą przez mo-< je serce i pozostawiają w nim ślady, drapią
pazno- i kciami w moją duszę i domagają się wstępu, więc wpuszczam ich w moje wspomnienia,

background image

gdzie się zmieniają i kłębią, rozbłyskują i znikają z prezentami, które od nich otrzymałam, i znów
budzi się we mnie tęsknota za innym językiem. Za językiem mówiącym między wierszami, który
uchwyciłby cud życia i jego rany, nie pozostawiając tego mdłego posmaku pustki, posmaku czegoś
"jeszcze nie powiedzianego" i "nie do powiedzenia nigdy". I jeszcze raz pragnę zobaczyć mojego
dziadka, jak karmi świnie i obejmując mnie w pół przytrzymuje na ogrodzeniu, podczas gdy świnie
chrzakając rzucają się do koryta, i chciałabym siedzieć między jego kolanami, kiedy cierpliwie objaśnia
mi karty do jassa, a ja mogę wskazać palcem tę, którą ma wyłożyć, i jestem trochę obrażona, że w
końcu jednak wybiera inną. I ten wieczny zapach krwi. Kiedy było

93

świniobicie, moja babka stała przez cały dzień w izbie i mieszała w kotle, duszący, słodkawy zapach
krwi unosił się nad całym podwórzem, a później kaszanki trzęsły się na talerzach dorosłych, którzy
jedli je z widocznym apetytem, podczas kiedy ja wzdrygałam się ze zgrozy, gdyż rano maciora, kiedy
rzeźnik wyciągał ją z chlewa, kwiczała, jakby ją kto obdzierał ze skóry. Naciągnięto jej wiadro na
głowę, nie wiem po co, ale kwiczała potem jeszcze przeraźliwiej. Echa pobrzmiewającego w metalu i
kaszanki nigdy nie znosiłam, ale dziadek rzeczywiście lubił świnie, pokazywał mi młode, kiedy
siedziałam na drewnianym ogrodzeniu, śmierdziało trochę gnojem, ale prosięta były bardzo
piękne, całe różowe i takie wesołe, kiedy się kłóciły o pożywienie. A dłonie dziadka były duże,
olbrzymie, i trzymał mnie nimi mocno, żebym nie wpadła do gnoju, a kiedy mnie całował, drapał
mnie wąsami, pachniał zimnym dymem cygara i miał niewiele włosów na głowie, ale starannie
zaczesywął je na łysej czaszce z lewą na prawo. Już wtedy wzruszały mnie rzadkie włosy dziadka:
kiedy jeszcze miał ich więcej, mój ojciec i jego rodzeństwo mogli go czesać całymi godzinami, podczas
gdy dziadek czytał gazetę albo zasypiał nad stołem, a wiedziałam również i to, że dziadek miał więcej
cierpliwości niż ktokolwiek inny. - Jaki to dobry człowiek - mówiła zawsze moja matka, ale potem
przyszła choroba, i przypominam sobie, jak stałam pod drewnianymi drzwiami ubikacji nad chlewem i
czekałam, aż dziadek skończy. Żółta smuga światła szerokości dłoni między

94

drzwiami i futryną. Bałam się, ponieważ było ciemno, a na dole hałasowały krowy i zaraz mógł
pojawić się duch albo upiór i zamknąć mi usta, tak że dziadek w wychodku niczego by nie usłyszał, i
ten duch mógł zrzucić mnie przez otwór na siano do koryta na pożarcie krowom, które są
przeżuwaczami i które połknęłyby mnie i żuły z tą samą obojętnością, z jaką żuły słomę. Ale dziadek
nie wychodził i nie wychodził z wychodka. Cicho było tam, gdzie paliło się światło, wiedziałam, że jest
chory, że ma kłopoty z prostatą i dlatego trwa to tak długo, aż w końcu dawało się słyszeć plaśnięcie,
które było zapowiedzią wyzwolenia mnie z tych ciemności. A kiedy już wyszedł, śmiał się trochę, że
jestem taka przerażona. Później, w szpitalu, wszystko było białe tam, gdzie leżał i zmęczonym ruchem
ręki witał licznych niedzielnych gości, przynoszących do niczego nie przydatne prezenty, ponieważ nie
jadł już ani winogron, ani mandarynek. Wszędzie miał podłączone rurki i był jeszcze cichszy niż
zwykle, łagodnym uśmiechem pokrywając piekielne bóle. Psuje się od wewnątrz, mówiono mi, ale
nigdy, absolutnie nigdy się nie skarżył, a umierając wyciągnął podobno ręce ku niebu i powiedział: -
Teraz idą po mnie. - Powiedział to naturalnie w szwajcarskim dialekcie, a kiedy już nie żył, położono
go w izbie obok, nigdy nie ogrzewanej, ponieważ była za piękna, żeby z niej korzystać. ^ trumnie na

background image

wysokości głowy można było odsunąć małą zasuwkę, jeśli ktoś chciał po raz ostatni zobaczyć twarz
dziadka, i ja chciałam ją zobaczyć,

95

ale ciotka zasunęła wizjer. To nie dla dzieci. Kiedy ; przyszło parę zaproszonych osób, mogłam jednak
:-• wsadzić nos i zobaczyć go w białej śmiertelnej koszuli. Wszystko było inaczej niż wiele lat później z
babcią, która leżała w chłodzonej trumnie w domu pogrzebowym z kwiatami w dłoniach. Wtedy
śmierć była już zorganizowana. Godziny otwarcia od tej do tej, czas przez jaki ciało mogło tam
spoczywać, wszystko to było ściśle określone. Mój ojciec klęczał przed trumną i pochyliwszy głowę
płakał, pierwszy raz widziałam go wtedy płaczącego. Zbudziła się we mnie agresja, kiedy tak szlochał,
i przy wyjściu z domu pogrzebowego syknęłam ze złością: - Teraz, kiedy nie żyje, płaczesz, ale żeby
wcześniej się o nią zatroszczyć... to nie. - Ojciec nic nie powiedział, przełknął to bez słowa, wydał z
siebie tylko jakiś zrezygnowany dźwięk i zapalił papierosa)-^ Tak oto wędrują przez moje serce
wszyscy umarli, ukochani, nigdy nie spotkani. Wraz z gestami, które się podziwia i kocha, odrzuca i
nienawidzi, naśladuje albo porzuca, które się łączy z innymi gestami i tym wszystkim, co na zawsze
pozostanie własne. Pozostaje kształt. Tylko ci, co nas kształtują, znikają. I tym samym nurtem płynie
to, przed czym bronię się od numeru 359, ta ostatnia rozmowa telefoniczna z V., kiedy zdania biegły
w tę stronę i tamtą z zażyłością, która nie była podarowana, lecz zdobyta i co do której było
wiadomo, że należy ją teraz porzucić. Ta ostatnia rozmowa ' telefoniczna, w której słowa,
nawet kiedy były zimne od nagiej prawdy, przeskakiwały z łatwością w jedną i druga

96

stronę. Rozumiałam, co mówiła, wiedziałam doskonale, co mówiąc miała na myśli. I nie miałam
najmniejszej wątpliwości, czy ona zrozumie mnie właściwie. I wszystko to oddać, stracić, ostatecznie i
nieodwołalnie. Jeszcze raz kochałam V. ze świadomością, że będę musiała tę miłość zadeptać jak
ognisko, które się opuszcza na zakończenie pikniku. Jeśli człowiek tego nie zrobi, to ogień go zniszczy.
Przez trzy kwadranse jeszcze raz kochałam ją bez opamiętania. Potem odłożyłam słuchawkę, napiłam
się piwa i poleciłam się opiece anioła stróża ufając, że moja miłość umrze. Szok po szoku. .•>••>

383.

Jeśli chce się żyć, trzeba umieć się dziwić. I odno-/ sić się do wszystkiego z czułością. /

384. ; Zdechł nasz pies. Jeszcze jeden rozdział w historii

rodziny, który wypada zamknąć.

385.

V. nienawidziła psów. Prawie tak bardzo, jak gołębi. Trochę lepiej było z kotami. A może nawet je
kochała? W każdym razie nazywała mnie często »ma chatte".

386.

~ No to miłego pieprzenia! - powiedziałam na koniec naszej ostatniej rozmowy telefonicznej. - Proszę
cię -odpowiedziała. nur; • ••.

background image

97

387.

- Milczenie nie jest milczeniem - nadała faksem w odpowiedzi na 328. Trochę później znalazłam to
samo stwierdzenie, chropawo nagrane na automatycznej sekretarce: - Milczenie nie jest milczeniem.
-Dostałam białej gorączki i przez pół nocy nie mogłam zasnąć. No to wyrzygaj z siebie to, co masz do
powiedzenia.

388. ^

- Kochasz, znęcasz się i wstydzisz na zawołanie -powiedziała kiedyś V. I: - Znam cię trochę, ponieważ
tego nie robisz.

389.

Naraz ogarnia mnie straszna słabość. Żeby napisać do niej i powiedzieć: - Przyjdź, kochanie, przvjdź.
Już dłużej nie mogę. Weź mnie w ramiona i trzymaj mocno.

f ' ' : ' . , •: • • - '

390.

j Móc w ogóle powiedzieć znowu do kogoś: "kocha-/ nie".

391.

Pierwszą książką, którą mi podarowała, były Listy do młodego poety Rilkego.

392.

Przechodząc dzisiaj koło willi zobaczyłam stojącego w drzwiach robotnika. Remontował kiedyś mie-

szkanie V., potem moją kuchnię. Teraz odnawia pokój V. w willi. Poznał mnie i uśmiechając się
pomachał ręką. Zrobiłam to samo, mając w sercu śmierć.

393.

Książki, któreśmy razem czytały, którymiśmy się dzieliły, to kamienie milowe naszej miłości:
Powinowactwa z wyboru Goethego, Piękni przegrani Cohe-na, Milość w czasach zarazy Marąueza i
Księga Prometeusza Cixous, Trylogia nowojorska Paula Austera. Każda z tych książek wywołuje w
pamięci obrazy, których wolałabym nie oglądać, gdyż ich piękno boli.

394.

Przyszła żółta paczka od V. Drżącymi rękami roz-supływałam sznurek i rozrywałam wieko. Pomiędzy
szeleszczącymi bibułkami spoczywały dzieła zebrane Rolanda Barthesa. Kochałam ją jak nigdy dotąd.

395.

background image

~ Dostajesz ode mnie tylko książki - narzekała V. na swój brak pomysłowości. Nie widziałam żadnego
powodu do narzekań. "

396.

^ leżała w moich ramionach. Kiedy skończyłam zapanowała na chwilę cisza. Obawiałam że moje
słowa nie spodobały się jej. Nagle przy-

98

99

sunęła się bliżej i powiedziała poważnie, powoli i wyraźnie: - Jesteś takim dobrym człowiekiem.

397.

Kilka miesięcy później, nagle porażona jej dobrocią, powiedziałam jej to samo.

398. Mogę stawać na głowie, a ona i tak Już nie wróci.

399.

Kiedy V. zmieniała adwokatkę, domagała się od niej wydania dokumentów pod pretekstem, że wraca
do męża. Gdybym wtedy wiedziała, ile prawdy było w tym kłamstwie.

c

400. ;.,;. Skończyły mi się tabletki nasenne. Nłe poprbszę o przepisanie nowych.

401. * Złe są tylko dobre wspomnienia.

402. ..f~... V. była nieprzytomna ze szczęścia. W garażu szturchała mnie ze śmiechem w bok i wieszała
mi się czule na ramieniu. Właśnie kupiłyśmy samochód.

403.

V. chciała mieć niemiecki samochód w kolorze czerwonym. Ja niebieski jakiejś włoskiej marki.

100

Zgodziłyśmy się w końcu na niebieski marki niemieckiej.

404.

Niedługo potem Renę kupił taki sam wóz. Tylko czarny.

405.

Na Nowy Rok Renę przysłał jej kartkę. Dawał w niej wyraz swojemu cierpieniu, przesyłał najlepsze
życzenia i oświadczał, że gotów jest rozmawiać o jej powrocie, który, jak pisał, w każdej chwili jest

background image

aktualny. - Facet zwariował - powiedziałam do V. Jej odpowiedzi nie pamiętam. Może zresztą nie było
żadnej .

406. • -.-f--. - --.-• ' - -.(-. - .: ^ '• : •

Chciała mnie opuścić już latem, powiedziała V., kiedy widziałyśmy się po raz ostatni. Jednak ciągle na
nowo ulegała swojej namiętności i mojej sile uwodzicielskiej. - Nasze stosunki - zakończyła - były
głównie natury neurotycznej. - Milczałam. Wracałam do domu z sercem ściśniętym żelazną obręczą.

407.

Ciągle jeszcze nie odważyłabym się czytać pono-wnie jej dawnych listów. Boję się spojrzeć w twarz
szczęściu.

408.

lepiej mi się wiedzie, im gorzej o niej myślę.

101

409.

Dzisiaj zobaczyłam je nadchodzące z przeciwka. V. miała na sobie szafranowo-żółtą bluzę i słoneczne
okulary. Wyglądała na odprężoną i uśmiechała się do Florence. Kiedy mnie zobaczyła, powiedziała
"Bonjour". Odpowiedziałam tym samym i poszłam dalej. Florence odwróciła głowę w bok.
Prawdopodobnie była to kara za 286.

410.

Jest strasznie, strasznie, strasznie. Ona jest piękna, śmieje się, cieszy, ma wolny czas, je, pracuje, bawi
się z dziećmi, pieprzy się, krótko mówiąc: egzystuje beze mnie.

/-

411.

Uciekłam z domu. Klęcząc z otwartymi ustami wykrzykiwałam swój płacz w materac. Trwało to dobrą
chwilę. Na prześcieradle powstały ciemne plamy jak po kochaniu.

412. .•;.• Potem poczułam się jak nowo narodzona^

413.

Już kiedyś poznałam ten ból. Pewnego popołudnia pracowałam sama w mieszkaniu V. W ciszy
skąpanego w słońcu gabinetu wisiał na krześle jej jedwabny szal. Wyprasowana bielizna leżała na
stole, poczta w korytarzu. Nie wiem dlaczego, ale wszystko wyglądało tak, jakby mnie nie
potrzebowała.

102

background image

414.

- Wiesz, ja nigdy specjalnie nie lubiłam V. Dlatego tak trudno mi tobie współczuć. - Wreszcie ktoś, kto
mnie umacnia w niekochaniu.

415. , V. to dosyć głupia krowa. Nie mówię tego bynajmniej pieszczotliwie.

416.

Niedługo

lazłam tytuł. ; /•••*;^-

/

417.

Szok na widok V. i Renę spacerujących pod rękę mam ciągle jeszcze przed sobą.

418.

A potem, jak zwykle o 18.30, pojawia się niewielka chandra. Mówię: - Siadaj. - Uśmiecha się do mnie
smutno. Wzruszam ramionami, robię jakąś minę. W końcu obie się śmiejemy. ~~- i

419.

To była chwila, w której V. wołała zawsze z kuchni: - Ty też chcesz aperitif?

420. Przeszłości bez V. codziennie przybywa.

103

421.

Blade światło w sali kinowej. Z odchyloną do tyłu głową i zamkniętymi oczami czekałam na
rozpoczęcie filmu. Nagle z niezwykłą ostrością stanął mi przed oczami obraz: jak V. wychodzi mi
naprzeciw z kuchni. Wiosłując biodrami i z uśmiechem na twarzy. Zaraz mnie obejmie i pocałuje.

422.

Z przechyloną głową szukałam na półce z książkami czegoś do czytania. - Nienawidzę, kiedy tak
szperasz - powiedziała. - Renę też tak zawsze myszkował.

423.

Nagle zachichotała. Było to w stołówce w konserwatorium. - O co chodzi? - zapytałam zmieszana. V.
wskazała rozbawiona na rozporek moich spodni. Napisane tam było "Closed".

424. -<;•-'.-.,•: ••:>,; , t:.. - Odkryłam sklep, gdzie mają taką czapkę, jaką chciałaś mieć -
powiedziałam do Florence, kiedy odbierałam ją z lekcji tańca. Poszłyśmy tam razem. Właściwie to ona
ciągnęła mnie za sobą, bo z wrażenia szła przez cały czas o krok przede mną. - To jeszcze daleko?

background image

Jakie mają kolory? Są może z białym futerkiem? - Kupiłam jej dwie czapki i parę czarnych rękawiczek
z palcami w różnych kolorach. Uszczęśliwona Florence całowała mnie. Wiele tysięcy razy.

104

425.

- Jabłko, gruszka, śliwka, por. - Zderzenie dłoni raz frontalne, raz z góry, raz z dołu, potem na krzyż.
Widok dwóch dziewcząt zabawiających się w ten sposób w metrze sprawił mi ból.

426.

- Tes nulle - parsknęła śmiechem Florence i przewracała oczami, kiedy gubiłam się w czasie gry.

427.

Muszę teraz wstać od biurka, nastawić głośno muzykę i zatańczyć.

428.

Słucham Kate Bush, to także przypomina mi V., bo to ona podarowała mi kiedyś książkę Emily Bronte
Wichrowe wzgórza, a ponieważ sądziłam, że stosując trik literacki może uda mi się zaiteresować ją
muzyką rockową, zupełnie jej obcą, puściłam jej płytę z piosenką Kate Bush Wichrowe wzgórza, tą
piękną piosenką, w której głos wznosi się i opada, wibruje, przyprawia o zawrót głowy, a słowa
"Heathcliff, it's me, Cathy, come home" chwytają za serce, bo kto zna tę powieść, ten wie, jak zimno i
mglisto jest tam na dworze i jakiego rodzaju uczucia do Cathy wypełniają nieustraszone serce
Heathcliffa. I to, do czego w powieści nigdy nie dochodzi, a mianowicie, że Cathy w końcu woła, że
Heathcliff może przyjść, to następuje w tej piosence

- jest rozpaczliwie piękne. Ale V. powiedziała tylko:

105

- Też! - i że przeprasza, ale naprawdę nie wie, co w tym miałoby być szczególnie pięknego, a jeśli
twierdzę, że to ja pierwsza zaprezentowałam jej tę piosenkę, to się mylę, bo pierwszy raz
zaprezentowało ją radio, nasze wspólnie kupione radio samochodowe, w drodze z Bagnolet do
Bastylii, chyba gdzieś na Rue de Charonne, nie, wiem nawet dokładnie, że to było przed Palais de la
Femme (jedna, która tam mieszkała, z tajemniczą miną zwracała mi nieustannie uwagę, że to się
nazywa Palais de la Femme, co jest sporą bezczelnością, przeciwko której zawsze protestuję, niby to
przez pomyłkę mówiąc: "Palais des Femmes", ponieważ -o czym wiadomo już od Lacana: L a femme
n'existe pas), no więc wtedy właśnie szła ta piosenka w radiu. Ale dokąd pojechałyśmy z Bastylii, tego
już nie pamiętam. Możliwe, że do sklepu z komputerami, możliwe, chociaż z drugiej strony
niemożliwe, ale przypuszczalnie jednak tak, bo to było po południuva nie jak zwykle wieczorem, kiedy
jechałyśmy do Bastylii, ewentualnie na Rue de Lappe, do tego hiszpańskiego lokalu, który V. tak
bardzo lubiła i gdzie zawsze dopisywał jej humor, ponieważ krokiety z kury są tam rzeczywiście
smaczne, tylko co ja będę znowu robiła w tę niedzielę, 12. 5. 91, jako że właściwie stworzona jestem
jedynie do pisania i czytania? Już nawet żeby pójść do kina, potrzebowałabym pewnej motywacji. E,

background image

ty, nie chlałabyś pójść ze mną do kina? Mogę jeszcze chodzić na spacery, ale poza tym to już nie
bardzo wiadomo, co ze mną robić.

106

Ja po prostu nie mogę niczego robić tak jak inni ludzie, a przecież chętnie bym coś robiła. Czy jasno
się wyrażam? Coś robić. Na przykład zrobić dziecko. To byłoby coś konkretnego, a jednocześnie
dostarczyłoby innych rzeczy do zrobienia: robienia papek, porządku, patataj, musli, może nawet złej
miny, kiedy dziecko nie zrobi czegoś, jak należy. Zresztą, sama nie wiem. Albo może robić w ogrodzie,
jak mój ojciec, albo kolację jak moja matka, albo sukienkę na drutach jak moja siostra, ale
chciałabym wreszcie coś robić, nie tylko robić zdania, bo cóż to jest? Robię zdania i wyprawiam je !
w świat jak zła matka, albo może jednak jak dobra matka, która pragnie, żeby one same też coś prze-
• żyły, więc je wyprawiam, ale kiedy mówię, że wyprawiam je jak zła matka, to dlatego, że nie mam
zaufania, że trafią kiedykolwiek w jakieś dobre miejsce, te zdania. Kiedy już je wyprawię w świat,
to znowu zaczynam się martwić i jestem zazdrosna, j bo one żyją sobie gdzieś własnym życiem, a ja
nic \ o tym nie wiem, nie wiem, kto i jak je kocha, a kto ii ich nienawidzi, albo czy ktoś ich nie
przekręca, albo f jeszcze co innego. Oczywiście, czasem nadchodzi odpowiedź na zdania, które
wyprawiłam w świat, tak, że wiem, co się z nimi dzieje, ale te odpowiedzi są zawsze za krótkie.
Zawsze. Pod tym względem trudno mnie zadowolić, i to jest straszne, od tej strony jestem, trudno i
darmo, złą matką, która po f prostu nie może tego znieść, że jej zdania żyją sobie gdzieś tam
własnym życiem. I zakładam ze złością, ja, zła matka, że moje zdania nigdzie i przez

107

nikogo nie są tak bardzo kochane jak przeze mnie, no to dlaczego idą sobie w świąt, dlaczego te
bydlątka nie zdania zawsze ciągnie w świat, kiedy u mnie mogły mieć tak dobrze? Na tym polega
właśnie tajemnica pisania i robienia zdań, że człowiek pragnie, żeby sobie poszły, ale równocześnie
chce je zatrzymać, żeby nic im się nie przytrafiło w tym wrogim świecie. A czy inni rzeczywiście
zauważyli, co tak szczególnie pięknego jest w tym czy innym zdaniu? To jedno słowo w zdaniu, tym
pierwszym, najstarszym, albo w tym ostatnim, najmłodszym? Trzeba bardzo kochać, żeby odkryć to
jedno słowo, docenić je w całym jego pięknie, trzeba tak kochać jak ja, a właśnie to nie jest pewne i
często zdarza się, że inni kochają w moich zdaniach coś innego niż ja, i nagle znowu mam poczucie, że
przeoczyli to, co najpiękniejsze w moich zdaniach i że nigdy, przenigdy nie będą potrafili kochać tak,
jak ja, zła matka, kocham te moje zdania, moje skarby. Ach, bzdury. I chociaż miło pisać tak
intensywnie i swobodnie, to jednak powstaje pytanie: Do czego miałoby się to komuś przydać? Tekst
to nie ogród, gdzie latem rosną maliny, którymi można się objadać, ani kolacja, którą też można zjeść,
ani sukienka, której można dotknąć. Zdania można tylko czytać, a ich wadą jest to, że tkwią we mnie,
a kiedy tylko wydostaną się na zewnątrz, zaraz domagają się jakiegoś czytelnika albo czytelniczki. Mój
ojciec może sam zjeść swoje maliny, moja matka sama zje swoją kolację, a moja siostra sama włoży
na siebie sukienkę, jeśli tylko

108

nie będzie za mała. A może się mylę? Czy nie jest tak, że ojciec woli się podzielić z kimś swoimi
malinami, a moja matka i siostra są rozczarowane, kiedy ich praca nie zostanie tak doceniona, jak one

background image

same ją cenią? Więc już sama nie wiem. W każdym razie nigdy nie ma odpowiedzi. A jak już jest, to
zawsze za krótka. 'Żyję w poczuciu, ze nigdy nie otrzymuję odpowiedzi. To nazywa się może
samotnością, z którą człowiek musiałby się pogodzić, gdyby był człowiekiem dorosłym, zaprawionym
w dawaniu za wygraną, spokojnym w miłości, prawda, pełnym zaufania, no, ale trudno, ja taka nie
jestem, jestem pełna miłości, nieufności, namiętności, domowej zapobiegliwości, wściekłości i
delikatności, czyli tego wszystkiego, co charakteryzuje człowieka niedojrzałego, i z tym trzeba jakoś
żyć. Co mam zrobić z moim życiem, tego nie wiem. Ja też chciałabym kiedyś móc powiedzieć: Wiesz,
przykro mi, ale mam szalenie dużo pracy, jestem taka zajęta, ale ja nigdy nie jestem zajęta, albo mam
niezwykle rzadko dużo pracy, tak że nigdy nie mogę powiedzieć, że z życiem wiąże mnie coś innego
niż ludzie. To, co mam do zrobienia, mogę zawsze zrobić później albo innym razem, nie ma
pośpiechu, a to przecież nie jest żaden określony stan, bo nie można traktować człowieka poważnie,
jeśli go nic innego nie trzyma przy życiu prócz ludzi, których kocha, to nie jest żadna samorealizacja,
na miłość boską, nie.

429.

- Zrezygnuj z tego projektu - poprosiła V. - To groźne dla mnie. - Siedziałyśmy na ławce w ogro-

109

dzie przed pałacem Luksemburskim. Przyciągnęła nogi do siebie i obserwowała mnie uważnie znad
kolan. - Ale dlaczego? - zapytałam czując się, jakby mi ktoś dał po głowie. - Teraz musimy przecież
budować nasz związek - odpowiedziała. Nie rozumiałam, dlaczego jedno miałoby wykluczać drugie.

430^

Próbowałam wyobrazić sobie życie bez pisania. W tygodniu nawet mi się to udawało. Aż w nagłym
napadzie złości wrzasnęłam na nią: - To jest moja książka, MOJA, rozumiesz? I napiszę ją do końca bez
względu na to, czy ci to odpowiada, czy nie.

;-. 431,

Mam wątpliwości co do autorstwa odcinków 2, 60 i 221. Pierwsze zdanie mogłoby być Gertrudy
Stein, drugie Uwe Johnsona, a trzecie... skąd? Ze zbioru cytatów może. Żeby nie wiadomo jak się
starać: zawsze cudze wkradnie się we własne.

432.

Kiedy zadzwoniła V., nie mogłam się powstrzymać od łez. - Weź się w garść - powiedziała. Nic
lepszego nie przyszło jej akurat do głowy.

433.

J j Nie. Nie wezmę się w garść. Aż do ostatniego tchu J nie wezmę się w garść.

110

434.

background image

Cierp, ale w ciszy, proszę. Krzycz z bólu, ale szanuj nasze uszy, bądź tak dobra. Jeśli już musisz być
homoseksualistką, to bądź nią z łaski swojej we własnych czterech ścianach.

435.

Kiedy jechałyśmy do Zurychu autobusem i V. lekko mnie objęła, kładąc mi rękę na biodrze, stanął
nagle przed nami pijany mężczyzna. Czepiając się poręczy z trudem trzymał się na nogach. - Wy
przeklęte suki - wrzeszczał bełkotliwie. Pasażerowie oglądali się na nas. Na szczęście zaraz był nasz
przystanek.

436. ^,,r.^i-..;^. • -'".^ •• • ..,- •: -, •">• W zuryskim autobusie linii 46 doszło między nami
do ostrej wymiany zdań. - Przestań - powiedział Raymond do matki. Przedtem kłóciłaś się z ojcem. A
teraz zaczynasz już także z Nicole.

437.

- Nie znalazłaś jeszcze swojego celu w życiu - powiedziała moja matka, kiedy zastała mnie niedawno
pogrążoną w głębokiej rozpaczy. Ileż otuchy w rym zdaniu.

438. " -^ Co prawda chwilami mam nadzieję, że to tnój cel znajdzie mnie. •

111

439.

Moja była przyjaciółka, do której zrozpaczona odejściem V. zadzwoniłam, żeby ją zapytać, jak ona
przeżyła MOJE odejście, pocieszała mnie. Na koniec jednak powiedziała coś, co mnie niezmiernie
zirytowało: - Jednego jestem pewna: tak blisko jak ciebie nigdy już nikogo do siebie nie dopuszczę.

440.

Z dwóch powodów zdanie to było godne uwagi. Po pierwsze dlatego, że i ja powzięłam takie
postanowienie. Po drugie - że nagle ukazała mi się cała jego głupota.

441.

W tym miejscu przysięgam: będę kochać aż do samego końca. -.•*• .'..;. , ,

442. *•

Na przykre dla mnie pytanie, dlaczego przerwałam studia na krótko przed ich ukończeniem,
znalazłam pewnego dnia stosowną odpowiedź: - Byłam za mądra na studia. Albo może też za głupia.

443.

Pewien francuski filozof, jego nazwisko wyleciało mi z głowy, odszedł podobno z uniwersytetu w
dniu, w którym zrozumiał, że funkcjonuje on według triady: "teza plus antyteza = synteza". i

112

background image

444.

Rzeczywiście, tezy, bez względu na to, jaki miały przedrostek, jawiły mi się zawsze tylko jako
PROTEZY.

445. '"" '* Nie jestem łatwą dziewczyną. Pod żadnym

względem.

446. ' ' "" ^..V\, ;\ 'T ,'.",' -.."'""... "Sczęśliwą" nie będę nigdy. "Chcieć być szczęśliwą" zawsze.
, ,,,

447.

Wiosną 1982 roku miałam wypadek motocyklowy. Zbliżałam się z dużą szybkością do dobrze znanego
mi zakrętu. Kiedy redukowałam biegi, przełączyłam przez pomyłkę na luz. Chociaż wiem oczywiście,
że obiektywnie to się nie zgadza, twierdzę, że od tego momentu wszystko przebiegało bardzo wolno.
Byłam całkowicie świadoma błędu, jaki popełniłam, i z przenikliwą ostrością, jaka jest możliwa tylko
w godzinie śmierci, widziałam zbliżającą się brunatną skarpę, pokrytą na wpół zbutwiałymi liśćmi.
Szybowała w moją stronę powoli, bardzo powoli, tak, że miałam dość czasu, żeby z bezgranicznym
zdumieniem powtórzyć w myśli w pełnym brzmieniu przeczytane niedawno zdanie Christy Wolf:
»Tak cienka jest skorupa, po której chodzimy".

113

II

448.

Wtedy - to znaczy po wypadku - wydało mi się wręcz nieprzyzwoite, że w momencie zbliżającej się
śmierci zamiast modlitwy przyszedł mi do głowy tylko cytat literacki. Dziś jest inaczej. Dziś myślę po
prostu, że taka właśnie jestem.

449. ;,-" Katherine Mansfield napisała zdanie, które zawsze mnie śmieszy, ilekroć o nim pomyślę: I
shack them, but if they knew how they shock me.

450. Gdyby nie było książek, już dawno bym umarła.

451.

Razem z V. pracowałyśmy dla najbardziej światowej wytwórni płyt na świecie. To, że musiała to być
akurat najbardziej światowa wytwórnia płyt na świecie, stało się moim codziennym przekleństwem.
Nie mogę przejść ulicą, wejść do domu towarowego, otworzyć gazety, żeby się nie natknąć na
najbardziej światową wytwórnię płyt na świecie.

452.

Pomijając kilka wyjątków, praca z V. sprawiała mi zawsze przyjemność.

background image

114

453.

Wyznałam kiedyś V., że czasem zdarza mi się całować jej zdjęcie na dobranoc. Wzruszyło ją to
romantyczne szaleństwo.

454.

Będąc ostatnio u znajomych i szukając czegoś w portfelu, natknęłam się na zdjęcie paszportowe V.,
które mi kiedyś przysłała. Co mam z nim teraz począć?

455.

Przy tej samej okazji znalazłam też rachunek za naszą ostatnią wspólną kolację w restauracji.
Kosztowała 571 franków francuskich.

3

456. <^*' Za jedno szanowni czytelnicy powinni mi być nieskończenie wdzięczni: że rezygnuję ze
szczegółowego opisywania moich zawiłych snów.

457.

Po sześciu tygodniach rozstania wysłałam do V. następujący faks: - Twoje milczenie jest zadawanym
mi codziennie gwałtem, co dzień i co godzina powracającym upokorzeniem i szyderstwem,
niszczeniem we mnie zaufania, którym darzyłam ciebie i w ogóle wszystkich ludzi. Podczas gdy ja -
namówiona przez ciebie do szczerości - otworzyłam się przed tobą i nie oglądając się na nic wyznałam
ci prostodusznie wszystkie uczucia, jakie tylko po-

115

trafiłam nazwać, ty dręczysz mnie codzień i co godzina swoim milczeniem. Uwięziona w przedsionku
egoistycznej ucieczki przed strachem odmawiasz mi nawet brutalności prawdy.

458. L • Odpowiedź była następująca: - Dlaczego, do diabła, nie chcesz zrozumieć moich słów?
Potrzeba mi

CZASU. - .. - ,,;;>

459.

Skrzywiłam się z pogardą. Czasu, dobry Boże. Tak jakbym przez cały ten czas nie była bardziej niż
cierpliwa. Jakby mój błąd nie polegał właśnie na rym, że chciałam zawsze wszystko zrozumieć i
wszystko wybaczyć.

460.

Nawiasem mówiąc nie wysyłam już faksów do V. Już od dawna.

background image

461 f

Tak jak Gertrudę Stein piszę odtąd wyłącznie dla siebie i dla anonimowych czytelników.

462.

Niedawno ktoś powiedział do mnie: - Przypadek to sens skrojony na miarę.

463.

W środku nocy, około trzeciej, zadzwonił telefon. Leżałam w łóżku i chociaż nie spałam, nie zdąży-

116

łam podbiec do aparatu. Kiedy telefon odezwał się powtórnie i znowu nie zdążyłam podnieść
słuchawki, zadzwoniłam do V. - Próbowałaś się do mnie dodzwonić? - spytałam, kiedy odebrała już po
pierwszym sygnale. - Nie - powiedziała - ale tak mocno myślałam o tobie, że nie mogłam spać. ; ,- . - I
tak się pogodziłyśmy.

464. ••-•< «- -,;.,-...-,;, or> -.<•*•• -.-, Kiedy ostatni raz poszłam z Rayem grać na automatach,
zobaczyłam Renę przechodzącego obok lokalu. Miał na sobie czarną kurtkę i rdzawoczerwo-ny szalik.
Nie widziałam go co najmniej od roku. "Że też musiał przechodzić tędy akurat teraz", pomyślałam.

465.

Kiedy mój rachunek za telefon po raz pierwszy przekroczył połowę mojego miesięcznego uposażenia,
wiedziałam, że trzeba się zdecydować. Albo się rozstać, albo przeprowadzić do Paryża.
Przeprowadziłam się.

466.

W kawiarni de la Chouette, gdzie zawsze się spotykałyśmy, czekając na Florence, która miała lekcję
tańca, nagle mój wzrok zatrzymał się na pustej szklance. Okropnie się pociłam. Byłam pewna, że jeśli
natychmiast nie dostanę czegoś do picia, to coś mi się stanie. Wykonałam jakiś bezradny gest w
stronę V., która od razu zrozumiała, o co mi

117

chodzi, i przywołała kelnera. - Jesteś taka blada -powiedziała. Spojrzałam w stronę baru i
zauważyłam, że moje pole widzenia usiane jest czarnymi, powiększającymi się plamami, aż w końcu w
ogóle już nic nie widziałam. Jednocześnie przestałam słyszeć, i było tak, jakby ktoś wyłączył radio.

467.

Jadąc do szpitala w wozie strażackim odpowiadałam na pytania, dotyczące mojego stanu cywilnego,
wieku i adresu, a strażak w mundurze notował wszystko cierpliwie na gotowym formularzu. Sytuacja
ta była wyraźną metaforą taktu naszego społeczeństwa. Człowiek siedzi w jaskrawym świetle na
ławce, przy ustach trzyma "nerkę", do której nieustannie skapuje ślina, nękany jest nudnościami i

background image

wstrząsany przeraźliwymi bólami przy każdej nierówności nawierzchni musi odpowiadać na pytania
przyjaźnie usposobionego urzędnika.

468.

W przeciwieństwie do duszy ciało nie może pozostawać ze sobą w sprzeczności. Fizyczna sprzeczność
oznacza śmierć.

469.

Sporządzam listy. Listy działają na mnie niezwykle kojąco: • '• '

- umyć okna

- zadzwonić do F. :; - ' = ' ::.:'-; ;; -

- zadzwonić do J. M. ••'.-'•• •'.•> >:;

118

- H.H. tel. - ~n.-v -.- . ... ••••l^t,. -.,?

- data artykuł? f^r--?-

- rachunek za elektr. zapł.

- pranie

- fryzjer , ,x . ^

- Facture Coprop. , ,

- kurtka do pralni

470. A za parę dni lecę do Afryki. .

471. Ledwo wróciłam z Afryki, zaraz zadzwonił telefon:

- Halo, to ja.

- Słyszę. O co chodzi?

- Znalazłam w mojej bibliotece twoje książki, sześć, siedem, może osiem. Może mogłybyśmy się
spotkać, bo chciałabym ci je zwrócić.

- Zostaw je pod drzwiami.

Najlepiej w niedzielę, bo wtedy nie ma mnie w domu.

- Tylko dlatego, żebyś nie musiała mnie oglądać..,

- Właśnie.

472.

background image

Między dokumentami z banku znalazłam stary list od V. Pisze w nim, że nocowała u mnie, a mój
zapach sprawił, że łatwiej zniosła moją nieobecność. A na koniec: "Kocham cię całym zawartym w tej
/ miłości bólem, o którym dotąd nic nie wiedziałam".)/ Płaciłam rachunki i płakałam. Nawiasem
mówiąc,

119

kiedy prałam w wannie swoją podkoszulkę, wdąż jeszcze nie przestawałam płakać.

473. ;

s Była druga w nocy. Oparta o kamienną balustradę mostu patrzyłam na toczące się wody Se-kwany.
V. powiedziała coś ważnego o przyjaźni. Potem siedziałyśmy razem na obrzeżu fontanny przy
Chatelet i czekałyśmy na taksówkę. Przy pożegnaniu po raz pierwszy ją objęłam.

474.

Rodzice mogliby powiedzieć również tak: Ach, nie, nasze dzieci nie są narkomanami. Rujnują swoje
życie w inny sposób.

475. Jestem matka moich tekstów. Ale teksty nie są

-moimi dziećmi.

*

476. --•• ' Pewna osoba, która otrzymała te strony do przeczytania, śmiała się.

- Z czego się śmiejesz? - spytałam.

- Że można to sobie tak czytać, obojętnie przewracając strony - powiedziała wskazując na 193.

477.

- Smakuje ci? - spytałam V. - To dziwne - powiedziała - Szwajcarzy gotują wszystko w oparciu o sosy.

120

478.

Wczoraj przechodziłam obok ławki, na której młody człowiek rękawem kurtki ocierał sobie krew z
nosa. Ten widok przypomniał mi, że jako dziecko zadro-ściłam niektórym kolegom krwotoków z nosa
i niczego tak nie pragnęłam, jak żeby też je mieć. Każda czerwona plamka, którą odkrywałam na
chusteczce do nosa, ożywiała we mnie nadzieję, że tym razem może wreszcie dojdzie do tego wielce
dramatycznego krwotoku, za pomocą którego wprawiało się wszystkich dookoła w takie pyszne
podniecenie. Wyciągali na wyścigi chustki z kieszeni spodni i spora garstka dziecięcych spojrzeń,
pełnych podziwu i zatroskania, spoczywała na delikwencie. Wszyscy chcieli mu pomóc i prześcigali się
w okazywaniu mu względów: - I jak? Może byś się położył? Odchyl głowę do tyłu. - Mając krwotok z
nosa można było być pewnym ogólnego zainteresowania i w dowolnej chwili spowodować przerwę w

background image

lekcji. W tym bezkształtnym strumieniu krwi płynącym z dziurek w nosie było coś bohaterskiego, jak
w telewizji, kiedy postrzelony Winnetou z zakrwawioną piersią galopuje dzielnie dalej, przyciskając
dłoń do serca dokładnie tak jak kolega swoją przesiąkniętą krwią chustkę do nosa. Krwotoków z nosa
nie udało mi się zaliczyć, raz tylko jeden chłopak stłukł mi okolary, Anton Schnyder, po prostu zdarł
mi je z twarzy i nadepnął na nie. Anton nie był wcale zły, raczej taki poczciwy gamoń, jego
grubiaństwo wynikało z głupoty, chciał pewnie zrobić mi kawał, kiedy zdarł mi okulary, a nadepnął na
nie może

121

w ogóle ktoś inny. Siedziałam z nim w jednej ławce, Anton śmierdział, nikt nie chciał z nim siedzieć i
nauczycielka krzyczała na nas, że jesteśmy niekoleżeńscy, to był przykry moment, kiedy po jej
kilkukrotnych wezwaniach nikt nie wstał, a Anton siedział sam w pierwszym rzędzie, gdzie siedzieli
wszyscy najgorsi. Było zupełnie cicho w przegrzanej klasie, tylko Anton wertował swój podręcznik,
który był cały brudny i miał pozaginane rogi, bo Anton był flejtuchem i powtarzał klasę. Zakłopotany
śmiał się złośliwie, a śmierdział okropnie. Kiedyś zapytał mnie z ponurą miną, co to takiego piżama, a
mama, kiedy oburzona opowiedziałam jej o tym w domu, słuchaj, Anton nie wiedział nawet, co to
jest piżama, powiedziała zatroskana, że ojciec Antona dawno nie żyje i że Schnydersi rano, zanim
pójdą do szkoły, pracują w stajni, biedna rodzina, powiedziała ze współczuciem, oni zawsze śpią w
ubraniach. Po dłuższej chwili, kiedy nikt się nie zgłaszał, wstałam i przysiadłam się do Toniego.
Nauczycielka" uśmiechnęła się, ale Toni nie. Moja matka powiedziała, że dobrze zrobiłam, że
powinnam być miła dla niego, ponieważ to nie jego wina. Starałam się uważać go za kogoś miłego, ale
Toni mi się nie odwdzięczył, do ściągania byłam dobra, ale na przerwie miał dla mnie, tak jak i dla
innych, tylko szturchańce. Inni uważali go za tępaka i zatykali sobie nosy, kiedy się zbliżał, Toni
śmierdzi, wołali i rozbiegali się, kiedy puszczał się za nimi w pogoń, za każdym razem cały chór
powtarzał wtedy zza krzaków i zza rogów szkoły szyderczy

122

wierszyk. Skończcie z tymi głupotami, mówiłam do nich, to nie jego wina, ale Toni mimo to zerwał mi
okulary i śmiał się przy tym. Krwotoku z nosa nie miałam, ale kiedy zepsuł mi okulary, mogłam całe
przedpołudnie udawać niewidomą i mrużyć oczy wytężając wzrok, kiedy mnie wywoływano, a cała
klasa wiedziała, że to jego wina, że nie widzę niczego na tablicy. Szeptano w ławkach, Toni popsuł jej
okulary, a nauczycielka współczuła mi, no tak, ty przecież nic nie widzisz bez okularów, powiedziała, i
to było pyszne uczucie być taką kaleką. Było mi przykro z powodu Toniego, wiedziałam przecież, że to
nie jego wina, i zresztą wolałabym mieć krwotok z nosa, ale bierze się to co jest. Okulary naprawił mi
mój ojciec w swoim warsztacie w piwnicy, aral-dytem, który utworzył u nasady nosa nieregularną
żółtawą grudkę, a moja matka tylko narzekała. Trzecia para okularów, beształa mnie, nie możesz
trochę uważać. Nie powiedziałam, że to sprawka Toniego, powiedziałam, że zrobił to Dieter Lohweg.

479.

Dzisiaj, trzy miesiące i dziewięć dni po naszym rozstaniu, następujące rzeczy przypomniały mi
boleśnie o V.: Czerwień kilku części garderoby, ponieważ V. miała czerwony płaszcz od deszczu.
Wystawiony na targach mebli stół, taki jak nasz, wspólnie przez nas kupiony, tylko mniejszy. Metka

background image

na torebce, którą miała w metrze pewna kobieta. Fakt, że z powodu braku drobnych jechałam na
gapę, a kiedyś nadziałyśmy się - V. i ja - na kontrolę

123

i kosztowało nas to 280 franków. Lokal z kanapkami na Rue Rambuteau, do którego wstępowałyśmy,
kiedy byłyśmy głodne. I w ogóle Paryż.

480

Jej samochód stał z włączonymi światłami awaryjnymi na wprost drzwi wejściowych. Żółte migające
światło. W górze, na czwartym piętrze, straszyły czarne okna. Wyprowadziła się, wyprowadziła się z
naszego mieszkania, gdzie w korytarzu, kiedy jeszcze nie było pewne, czy w ogóle je dostanie,
całowałyśmy się przy staroświeckiej windzie z niebezpieczną dla dzieci, rozsuwaną harmonijkową
kratą. Do zewnętrznych drzwi przytwierdzona była płaskorzeźba z kutego żelaza, ale nigdy nie
wiedziałam, czy jest to patera pełna owoców, czy może pucharek z lodami. Przy tej windzie, która co
dwa tygodnie stawała między piętrami i przed którą ostrzegałyśmy później dzieci, całowałyśmy się.
Niejako zaklinając los, żeby naszemu pragnieniu stało się zadoś*ć i dobre duchy zatrzymały dla nas to
stosunkowo niedrogie, przestronne, idealnie położone mieszkanie, co też uczyniły, co prawda nie
troszcząc się o resztę. I w tym stosunkowo niedrogim, przestronnym, idealnie położonym mieszkaniu
schylałam się potem całymi dniami w przepoco-nym, obrzydliwie lepiącym się na plecach
podkoszulku nad ważącą 50 kg szlifierką, którą w hałasie i pyle cyklinowałam parkiet, rękami w
rękawiczkach ściągając z wałka gruby papier ścierny i zakładając nowy za pomocą dwóch płaskich
kluczy,

124

które poszerzały szczelinę zaciskową na wałku i potem ponownie ją zwężały. A teraz jej samochód
stał z włączonymi światłami awaryjnymi na wprost drzwi wejściowych i ona się wyprowadzała, a ja
nie mogłam zrobić kroku dalej, ponieważ nagle zaczęły mi drżeć kolana, na wspomnienia, których w
ciągu ostatnich tygodni starannie unikałam, a które opadły mnie ponownie. Usiadłam na parapecie
okiennym, albo raczej osunęłam się na najbliższy parapet, i wlepiłam oczy w trzy okna na czwartym
piętrze, które wyglądały na zupełnie puste, a przecież kiedyś były oknami całej mojej nadziei.
Zaczęłam po cichu mówić do siebie. Odejdź, mówiłam, idź stąd, czego tu jeszcze szukasz? Ona się
wyprowadza, przecież wiedziałaś o tym, po co przesiadywać tu i patrzeć, to po prostu głupi
przypadek, że jej samochód stoi akurat teraz przed drzwiami, to nie powinno cię obchodzić, to w
końcu wszystko jedno, czy widzisz to, czy nie, wiedziałaś w każdym razie od dawna, że ona się
wyprowadzi z tego swojego, waszego mieszkania. No więc weź się w garść, wstań i idź dalej jakby
nigdy nic. Ale wtedy właśnie V. wyszła z domu z jakimiś pakunkami, które umieściła na siedzeniu obok
kierowcy. Miała na sobie coś żółtego, a okulary słoneczne odsunęła wysoko nad włosy i oślepiona
słońcem marszczyła czoło. Zniknęła ponownie w drzwiach domu, podczas gdy ja, przylepiona do
parapetu wciąż jeszcze próbowałam namówić się do odejścia. A ponieważ w takich wypadkach
człowiek najczęściej robi dokładnie coś

125

background image

przeciwnego niż właściwie miałby ochotę, podniosłam się i poszłam tam.

481.

- Mogę ci pomóc? - spytałam z szerokim, celowo ironicznym uśmiechem, kiedy zderzyłyśmy się
prawie w drzwiach wejściowych.

- Nie - odpowiedziała szorstko i prześlizgnęła się obok mnie.

- W porządku, no to do widzenia - powiedziałam, kiedy wrzucała puste pudełka do bagażnika, gdzie,
jak zdążyłam zauważyć, leżał już latawiec, prezent dla Raya od moich przyjaciół. Przyrzekłam Rayowi,
że będziemy go puszczać jesienią w parku Floral, do czego z wiadomych powodów nie doszło.

- Skąd się tu wzięłaś? - spytała V. - Przez przypadek?

- Tak - odpowiedziałam - byłam na poczcie.

- V. nadal zajęta była bagażnikiem. Znajdował się w nim także blat z jej biurka, który niecały rok
wcześniej przeniosłyśmy z willi, żeby zamontować go tutaj, w jej mieszkaniu, w naszym mieszkaniu. V.
nie odzywała się. Mnie też nic więcej nie przychodziło do głowy. Odwróciłam się więc i poszłam do
domu.

482.

Tylko nieliczni potrafią odróżnić kobietę twardą od silnej.

483. ; • Po przyjściu do domu nie płakałam. Można to uważać za
postęp. Albo i nie.

126

484. "Historia to coś, co toczy się od czasu do czasu".

(Gertrudę Stein)

485.

Nie tylko zburzono mur berliński, nie tylko zastrzelono małżonków Ceaucescu i doszło do ponownego
zjednoczenia Niemiec. Były jeszcze historyczne momenty naszej miłości. Nagłe potoki wydarzeń,
które odmieniały wszystko. Uczestniczyłam w nich jako ktoś inny. Przytłoczona potwornością
rozmiarów, jakich nabiera czasem jeden jedyny moment.

486.

Siedziałyśmy obie na jednym krześle. Był to zwykły dzień, późnym latem w Zurychu. V. obejmowała
mnie w pół z twarzą na mojej szyi. - Długo tak nie pociągnę - powiedziałam. - Najwyżej dwa lata. Jeśli
do tego czasu nie rozstaniesz się z Renę... Okno było otwarte, słońce wpadało do środka.
Obserwowałam swoje gołe stopy, spoczywające z dala ode mnie na surowej drewnianej podłodze.
Milczałyśmy obie, a w moim żołądku pojawiła się pustka.

background image

487.

Jej twarz z profilu. Z zamkniętymi oczami. Krótki nos, widziany pod światło. W trakcie mówienia jej
wargi przesuwały się nad zębami tam i z powrotem. Od czasu do czasu zwilżała je językiem. Mogło to
być jakiegoś letniego poranka. Dokładnie nie pamiętam. Tylko tyle, że uderzyło mnie coś nowego

127

w tej twarzy, którą widziałam przecież tysiące razy. Tysiące razy całowałam i pieściłam. Słyszałam, jak
moja miłość z długo niemilknącym delikatnym odgłosem przełamała lody powierzchowności i
pogrążyła się w otchłani. Miała tam pozostać zakotwiczona na zawsze.

•< 488. ,.< , -..!,'.'.. '..i,."

489.

490.

491.

492.

493.

I kiedy teraz, po tak długim czasie, jeszcze raz wracam do tego tekstu, to tylko po to, żeby się
pożegnać. Mój ból nie zmniejszył się. Moje serce ciągle jeszcze się buntuje. Dzisiaj wieczorem na
przykład, kiedy po-

128

szłam po papierosy - tak, tak, zdarza się to również pisarzom, że muszą przerwać pracę, ponieważ
brakuje im jakiejś przyziemnej błahostki, jak właśnie papierosów, albo litra mleka, albo bazylii do
sałatki z pomidorów - natknęłam się przypadkiem na samochód V. Na to marne, zakurzone,
niebieskie, zanieczyszczające środowisko auto, wewnątrz którego ciągle jeszcze leżało zgniecione
pudełko papierowych chusteczek z "naszych" czasów. Tak, że sobie pomyślałam: do diabła, przydałby
się im częściej porządny katar, żeby zniknęły wreszcie te przeklęte chustki, przypominające mi nas,
nasze czasy, naszą miłość, nasze łzy i nasze sekrecje.~Tak to już jest. Ból się nie zmniejszył. W
buchałterii serca pozostaje na lewo, w kolumnie wydatków. Jedyne, co się tu zmniejsza, to prawa
kolumna. Kolumna przychodów. Kolumna radości, składająca się z tysięcy drobnostek, które na
koniec dają jednak ładną sumkę. Nie mogę się zgodzić z tym płytkim i głupawym, obłudnym
twierdzeniem, powiadającym, że życie jest wspaniałe, ponieważ właśnie nie Jest wspaniałe, lecz w
najlepszym razie wspaniałe i straszne jednocześnie, a pytanie, dlaczego je wytrzymujemy, pozostaje
wciąż bez odpowiedzi. Wszystko jedno, czy trwamy przy nim z tchórzostwa, nie - chęci, czy też
rzeczywiście z czystej radości istnienia: jesteśmy i już. A skoro już jesteśmy, to należałoby spisać
wszystkie podróże, spacery z przyjaciółmi, dobrze wykonaną pracę, komplement od nieznajomego na
basenie, udaną sjestę, cztery gorączkowo przeczytane zdania, wieczorne światło w parku, smaczny
jogurt o czwartej

background image

129

rano, przepalony, dochodzący jakby zza welonu głos Miriam Klein w piosence Lady sings the blues.
Ńale- /,, żałoby spisać wszystko, co nie jest "literaturą", Piszą- ii cy przytłoczony jest zawsze pilną
potrzebą braku. Je- j ś śli tak na to spojrzeć, to być może to, co najważnie-1: jsze, zawarte jest w
odcinkach 488-492. Ponieważ;: /tam, gdzie brak słów, tam jest życie. Tam, gdzie brak \ słów, tam jest
szczęście. Bo o szczęściu nie da się nic powiedzieć. Niepotrzebne mu są uzupełnienia. Tylko

nieszczęście wymaga komentarza.)

,x

494.

Jest to dokument klęski. Chciałam pisać w sercu wydarzeń. W oku tajfunu. Chciałam przyszpilić ból,
jak rzadkiego motyla, który jeszcze się porusza, kiedy przebija mu się ciało, żeby go przytwierdzić do
styropianu w gablotce. Stwierdziłam jednak rzecz następującą: słowa zawsze przychodzą za późno.
Słowa zawsze pojawiają się potem. Najpierw jest życie. Jest to dokument niepowodzenia. Tyle, że nie
jestem z tego powdHu smutna. W niepowodzeniu bowiem zawarte jest wiele powodzenia.

495.

j Jest to dokument niepowodzenia. Tyle, że nie jestem z tego powodu smutna. W niepowodzeniu
bowiem mieści się wiele powodzenia.

496.

Co na zakończenie tej historii, która wcale nie jest zakończona, wciąż przychodzi mi do głowy, o czym

130

całymi godzinami myślę, czego się trzymam, to pewne zdanie, które zresztą nie ja napisałam. Jak
szlachetny kamień noszę je w kieszeni spodni i delikatnie obmacuję. Trzymam w ciepłej dłoni,
dotykam splotu żyłek, w tajemnicy przed innymi, którzy wyśmialiby mnie, gdybym pokazała im swój
skarb, który przy dziennym świetle, pod okiem ciekawskich, straciłby nagle swój wyraz. To jedno
zdanie, którym żywi się codziennie moja nadzieja, nie jest na szczęście zdaniem, które sama
napisałam. Napisała je dla mnie Helenę Cixous, tak jak inni napisali dla mnie inne zdania, które w
innym czasie nie tylko uratowały mi życie, ale nadały mu nawet sens. Tych innych teraz nie
wymieniam, a to z tego prostego powodu, że dzisiaj, w środę, 21.8.1991, w wyniku nie zgłębionego
zrządzenia losu postanowiłam zakończyć tę historię. Jest to więc przypadek, że z wszystkich zdań
ratujących mi życie, które kiedyś w sobie nosiłam, akurat to zdanie stoi na końcu tej mojej historii.
Albo na jej początku. Przypadek zrządził, że kiedy idę zmywać naczynia, albo przełożyć kasetę, myślę
tylko i wyłącznie o tym zdaniu:

497.

File, ne te retoume pas: ce n'est pas la peine, ii n'y a rien derriere toi, tout est d venir.

background image

498. Tout est d uenir. Przyszłam do siebie. Dziękuję.

Mtf

PRZYPISY (>:

[11] Yoglio una donna! - Chcę kobiety! [37] Je sens ąueje m'attache vraiment a toi. - Czuję, że
naprawdę się do ciebie przywiązuję. [40] Au revoir, les reves! - Żegnajcie, marzenia! [72] Les fous
rires. - Szalone śmiechy. [79] Ce n'est pas simple que ca. - To nie takie proste. [105] Chemins
d'amour. - Drogi miłości. [109] J'adore ce ąui me brule. - Uwielbiam to, od czego się spalarń.

[112] II uaut miewc pleurer dans une Jaguar que dans le metro. - Lepiej płakać w jaguarze niż w
metrze. [120] L'art est fait de doutes. - Sztuka zrobiona jest z wątpliwości. L'art, effet de doutes. -
Sztuka to efekt wątpliwości.

[127] Tu as lair d'un voyou. - Wyglądasz na łajdaka. [159] Plaisir simple. - Prosta przyjemność. [180]
Pour faire le point. - Aby sprawę zakończyć. [197] Les mots pow le dire. Słowa do wypowiedzenia.
Les mots pour LE dire. Słowa do wypowiedzenia TEGO. [207] J'ecris rapidement Mais qu'est ce que
c'etait long a s'inscrirej - Piszę szybko. Ale jak długo trwało, zanim się rozpisałam.!

[210] Tout ca, c'est des mots, des mots... - Wszystko to słowa, słowa...

[213] Je mentirai ou fen creuerai. - Skłamię albo zdechnę. Je m'en tirerai ouj'en creveraL - Wyciągnę
się z tego albo zdechnę.

[237] C'est dur d'etre vivant et seul. - Ciężko być żywym i samotnym.

[263] Ni celle des reves, ni celle des champs, mais unique puisque c'est la tienne et queje te la donnę
en signe de ma conjiance et en gage de mon AMOUR. - To nie jest klucz ani do snów, ani do pól, lecz
jest wyłącznie twój

132

i daję ci go na znak mojej ufności i w dowód mojej miłości.

[322] J'ai erwie de te baiser. - Mam ochotę cię pocałować.

[341] Le souuenir, c'est 1'erreur d'avoir etę. - Wspomnienie to błąd, że już się kiedyś było. [426] Tes
nulle. Jesteś beznadziejna. [428] La femme n'existe pas. - Kobieta jako taka nie istnieje.

[449] I shock them, but if they knew how they shock me. - Szokuję ich, ale gdyby wiedzieli, jak oni
mnie szokują. [497] File, ne te retoume pas: ce n'est pas la peine, U n'y a rien derriere toi, tout est a
venir. - uciekaj, nie odwracaj się: nie warto, za tobą nic nie ma, wszystko jest sprawą przyszłości.

133

2

background image

| W SfRII fUPOPfi 21

Christoph Ransmayr, Ostatni świat, tłum. Jacek St. Buras ...,;.:*; BU - BA - BU. Antologia
współczesnej literatury ukraijr^|fgpi

E7

W SfRII STflnOWISKfi

Maria Jan ion, Czy będziemy wiedzieć, co przeżywamy

Ryszard Przybylski, Marin janion, Sprawa Stawrogina, wstęp

Tadeusz Komendant

Wokół "Nieśmiertelności" Kundery, red. Marek Bieńczyk •

Karl Popper, John Condry, Telewizjatźagrożenie dla

kracji, tłum. i wstęp Marcin Król <:;;fp:i:

Walter Benjamin, Iluminacje, tłum. Małgorzata Litkasi

Yirginia Woolf, Własny pokój, tłum. Agnieszka Graff

Piotr Matywiecki, Esej o malarstwie i malarzach:.-.:,;.,:,,;..s

Maria Janion, Kobiety ^

WY

crwi

WSfBII MbLIOlfKfl WTDflWCT

Rainer Maria Rilke, Opowiastki o Panu Sogu^tłuiri. Witold Hulewicz, przekład przejrzała i
poprawjjaf^jgó^zata Łukasiewicz


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
'bo to jest kupa śmieci, rupieciarnia, ta wasza wiedza' 'Faust'jako dramat o klęsce rozumux
bo to jest wieszcza najjasniejsza chwala
Mama maria (Czy to jest miłość) nuty Justyna i Piotr
bo to jest wieszcza najjasniejsza chwala
bo to jest wieszcza najjasniejsza chwala
Co to jest miłość
Romuald Pawlak Bo to jest wojna
To jest miłość
czy to jest milosc czy to zakochanie,36
Jonasz Kofta Co to jest miłość
Czy to jest milosc czy kochanie
NIECH MÓWIĄ ŻE TO NIE JEST MIŁOŚĆ, PIOSENKI DLA GIMNAZJUM
Bo piękno na to jest, SZTUKA
ks. Dziewiecki - Co to jest empatia i jaki ma ona związek z miłością, Miłość, narzeczeństwo i małżeń
Miłość Ci wszystko wybaczy Richards Emilie To jest twój syn

więcej podobnych podstron