Pamela Bauer Pan Podrywalski

background image

Pamela Bauer
Pan Podrywalski

Skostniały z zimna rycerz poszukuje gorącej kobiety, bojąc się

spędzić Dzień Zakochanych w śnieżnej zaspie gdzieś w Minnesocie.

Tęskni więc za tą, która rozgrzeje mu serce.

Ty, która wyglądasz ukochanego rozumiejącego rzeczywistą wagę

romansu, napisz w skreślonym od serca liściku, jak wyobrażasz sobie
najbardziej upojny wieczór w roku z rycerzem, zwanym inaczej
Panem Podrywalskim.

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Równo wycięte czerwone serca. Były wszędzie. Ściany, sufit, okna,
kaloryfery

i meble, na wszystkim tym czyjaś dłoń zawiesiła

odwieczne symbole miłości. Duże, małe, błyszczące, matowe...

Tristan Talbot leżał na dentystycznym fotelu i czuł się dokładnie tak,

jak wszyscy inni w jego sytuacji. Widział nad sobą białą sylwetkę
doktora B

akera, który trzymał w ręku wiertarkę.

Doris wykonała kawał świetnej roboty, nie sądzisz?

zauważył dentysta swoim landrynkowatym głosem i uśmiechnął

się z taką aprobatą jakby to on sam był świętym Walentym.

Tristan kiwnął głową.
— Robota wzorowa — mruk

nął, lecz wypchane ligniną usta wydały z

siebie dźwięki układające się w całkiem odmienne słowa: „zaraza
morowa”

I w zasadzie to oddawało najtrafniej jego samopoczucie. Nienawidził
tych wizyt, borowania, a nawet samego zapachu gabinetu
dentystycznego.
Dori

s, asystentka Bakera, rozkładała właśnie na tacy narzędzia. Gdy

ustał ich niesamowity brzęk, wybrała coś do złudzenia

przypominającego haczyk na duże ryby i wręczyła to lekarzowi.

Tristan poczuł, że się poci.

Walentynki to taki uroczy dzień — powiedziała, patrząc gdzieś w

przestrzeń, co świadczyło, że mówi nie tyle do pacjenta, co do samej
siebie.

background image

Tristan miał ochotę powiedzieć, że urok tego dnia jest z pewnością

porównywalny do przyjemności chodzenia boso po śniegu, lecz

zaoszczędził sobie wysiłku bełkotania przez knebel z ligniny.

Styczeń to taki długi i mroźny miesiąc, chciałam więc jakoś

ożywić ten gabinet, wiesz, czymś, co byłoby bliskie każdemu —

kontynuowała Doris. — Ostatecznie, miłość jest osią tego świata.

Jako ktoś, kto ma za sobą trzydzieści pięć lat małżeństwa, na

wszelki wypadek przyznam ci rację — oświadczył doktor Baker,

zabierając się do swoich „rzeźnickich”

Tristanowi inne określenie nie przychodziło do głowy —

czynności.

Doris zachichotała.

Och, doktorze, nie tak łatwo mnie nabrać. Wiem, że w głębi serca

jesteś romantykiem.

Dentysta włożył obleczone gumową rękawiczką palce do jamy ustnej
Tristana.

Nie jestem pewien, czy moja żona zgodziłaby się

z taką oceną. Tristan wszystko wie lub powinien wiedzieć o miłości.

Jest przecież kawalerem, a nie jakimś tam podstarzałym pantoflarzem.

Tristan przywykł już do faktu, że ludzie stawiali znak równości

pomiędzy stanem kawalerskim, a nieprzerwanym ciągiem erotycznych

przygód. Zastanowił się, co „rzeźnik” i jego pomocnica pomyśleliby
sobie, gd

yby powiedział lin, że chce wyłowić swoją Walentynkę przy

pomocy ogłoszenia matrymonialnego. INajprawdopoaolMlleJ nie
uwierzyliby mu.

Zreszta sam nie mógł w to uwierzyć. Ale egzemplarz „Daily Tribune”

z poprzedniego tygodnia stanowił dowód, którego w żaden sposób nie

dawało się obalić. Widniało tam czarno na białym to, co zaniósł

niedawno do biura ogłoszeń.

Od chwili, gdy opłacił należność, wpadł w chroniczny niepokój. Nie

powinien był przystępować do tej gry. Na czternastego lutego nie

chciał przypadkowej partnerki. Ale tak właśnie kończyły się

wszystkie spotkania z Nicholasem i Alekiem: jakimś mniej lub

bardziej głupawym pomysłem, z którego później nie sposób było się

wywikłać.

A jednak nie mógł zrzucać na nich całej winy. Miał w sobie żyłkę
hazardzisty i

oni dobrze wiedzieli, że przyjmie wyzwanie.

background image

Bo właśnie do tego sprowadzał się ów zbliżający się dzień świętego
Walentego —

do wyzwania i hazardu. Tristan wstąpił na ścieżkę,

którą nie tyle chciał kroczyć, co był zmuszony kroczyć. Bądź co bądź,
nazywano go

niegdyś panem Podrywalskim. Nosił przezwisko, na

które uczciwie zapracował sobie w college”u.

Jego kumpie, oczywiście, nie mieli zielonego pojęcia, że wcale nie

zamierzał bić żadnych rekordów co do liczby randek w tygodniu czy

miesiącu, lecz tylko próbował nadrobić stracony czas.
Zazdroszczono mu w coilege”u, zazdroszczono mu i teraz. Kawaler.

Człowiek wolny. Wolny od przymusu rodzinnego rytuału. Wolny w

doborze osób, z którymi chce się spotkać. Wolny w porywach serca.

Kiedy był młodszy, wszystko szło mu jak po maśle
— studia architektoniczne, sprawy osobiste, praca. Ostatnio jednak

zaczął się zastanawiać, czy czasami nie popełnił błędu, nie zakładając

rodziny jeszcze przed trzydziestką. Znużony był już kobietami, które

potrafiły przez cały wieczór przekonywać go, że właściwie mogą obyć

się bez mężczyzny.

Dlatego nie miał większych złudzeń, że walentynkowa parnterka z

ogłoszenia, o ile w ogóle się pojawi, będzie odbiegać od tego

zasmucającego standardu. Czyż jednak było jakieś inne wyjście? Nie

mógł przecież skompromitować się w oczach przyjaciół.

Hej, Tristan, nie zamykaj ust! Muszę mieć dostęp do tej twojej

szóstki.

Tristana bólały już szczęki, posłusznie jednak zastosował się do

polecenia. Wiertło tonęło w miazdze zębowej, a świsty i zgrzyty

przenikały mózg na wylot. Mimo

to Tristan zamknął oczy i próbował skupić myśli na projekcie

kompleksu budynków mieszkalnych, nad którym właśnie pracował.

Nagle Doris powiedziała coś, co przy-

kuło jego uwagę.

Jeżeli chcesz, doktorku, żeby najbliższe Walentynki okazały się dla

ciebie i twojej Florence niezapomnianym dniem, zwróć się o radę do
Allison Parker, specjalistki
od tych Spraw.

Baker zarechotał.

Sądzisz, że potrafi przemienić starego konia w narowistego,

ognistego źrebca?

Doris cmoknęła.

background image

Jeszcze nie jesteś starym koniem, a poza tym zawsze warto

skorzystać z czyjejś wiedzy. Delikatna sfera uczuć wymaga

pielęgnacji, odpowiedniego nastroju, oprawy, symboliki. Jeżeli ktoś

jest w tym dobry, dlaczego mamy żałować kilku dolarów?

Tristan wydał z siebie szereg dźwięków, który w jego intencji miał

być pytaniem, na czym polega wiedza specjalistki od Spraw

miłosnych, jednak wyszedł z tego bełkot nieszczęśliwca, któremu

obcięto język.

A przecież stał się cud. Przywykłe do tego rodzaju karykaturalnych

zniekształceń ucho Doris wychwyciło sens.

Agencja nosi nazwę „Wyjątkowe Chwile” i cieszy się sporą

popularnokją wśród małżeństw i par, które po prostu nie mają czasu,

żeby zaplanować sobie udany wieczór czy wyjazd.

Tristan, który nagminnie korzystał z usług innych ludzi przy

sprzątaniu domu, praniu bielizny i organizowaniu jedzenia,

natychmiast uznał za rzecz naturalną zwrócenie się do takiej agencji z

prośbą, by ułożyła mu w najdrobniejszych szczegółach walentynkową

randkę.

Ostatecznie ta Parker musi znać się na rzeczy, skoro żyje z udzielania

tego typu porad. Może więc mu w poważnym stopniu ułatwić

wygraną.

Pół godziny później, opuszczając gabinet dentystyczny, Tristan

uśmiechnął się do siebie. Kto wie, czy najbliższa przyszłość nie

przyniesie jakichś zasadniczych zmian w jego życiu?

Alli, znalazłam go. Idealnego dla ciebie faceta. Allison Parker

obróciła się na krześle i spojrzała na swoją koleżankę. Zajmowały w

pracy sąsiednie biurka i łączyła je przyjaźń.
— Jazz, nie szukam nikogo takiego.

Jazz, pulchna, kipiąca energią blondyneczka, poderwała się z krzesła i

szybkim krokiem podeszła do Allison.

Wiem. I dlatego wzięłam to na siebie.

Allison westchnęła. Odkąd Jazz Connors zaręczyła się, opętała ją idea

znalezienia męża również i dla niej. Jak na razie jednak jedynym
rezu

ltatem tych poszukiwań były zszarpane nerwy samej

zainteresowanej. Nawiasem mówiąc, aktywność Jazz wzrastała w

miarę zbliżania się Dnia Zakochanych.

background image

Ma trzydzieści trzy lata i żadnych żon, z którymi by się rozwiódł,

ani dzieci, które by porzucił. — Wbiła w przyjaciółkę swój płonący

wzrok, oczekując jej reakcji.

Allison spojrzała na fotografię i skrzywiła się.

Stokrotne dzięki. Jak na mój gust, zbyt atletycznie zbudowany.

Większość kobiet lubi, gdy mężczyzna ma klatę — odparła Jazz,

biorąc się pod boki.

Allison wzruszyła ramionami.

Cóż, właśnie uświadomiłaś mi, że nie zaliczam się do tej

większości.

Jazz machnęła ręką.

Gdybym nie mała cię tak dobrze, pomyślałabym, że masz zamiar

spędzić Walentynki, stawiając sobie pasjansa.

W każdym razie nie mam ochoty na randkę. Allison zebrała część

leżących na biurku papierów i włożyła je do brunatnej koperty, którą z

kolei schowała do szuflady.
— Dlaczego?

Ponieważ do Walentynek nie przykładam większej wagi. Nie

traktuję tego dnia jako jedynej szansy w roku.
— Jak to? Organizujesz innym wszystkie te romantyczne spotkania, a

nie chcesz żadnego dla siebie?

Faktycznie, była w tym jakaś ironia. Allison kojarzyła ze sobą pary i

była dobra w tej robocie, lecz jeszcze nigdy nie wykorzystała swych

zawodowych umiejętności dla siebie.

Chcesz wiedzieć, co myślę o tym wszystkim? — Jazz nie czekała

na odpowiedź. — Myślę, że jesteś jak ta pracownica z fabryki

czekolady, której już żaden łakoć nie będzie smakował. Żaden

mężczyzna nie wywrze na tobie wrażenia.

Mylisz się. — Allison kontynuowała sprzątanie biurka.

Czyżby? Zrobiłaś się zbyt wybredna i grymaśna, Aul. Czekasz na

rycerza na białym koniu, który cię porwie, zanim zdążysz pomyśleć,

czy istotnie zasługuje na to, żebyś zamieniła z nim dwa zdania.
— Trudno rozmawia

ć, trzęsąc się na grzbiecie szkapy.

Jazz groźnie zmarszczyła czoło.

Bądź poważna, Aul!

Nie mogę. Przynajmniej nie wtedy, gdy mowa mężczyznach,

Temat jest zbyt przygnębiający.

background image

Wiem, że ostatnio nie odnosisz jakichś oszałamiających sukcesów,

ale...
— O

szałamiających? — Allison uniosła wzrok ku górze. — Bądźmy

szczere, nie odnoszę żadnych sukcesów!

Bo nie szukasz mężczyzny i nie jesteś otwarta na spotkanie. Odkąd

zerwałaś ze Steye”em, zamknęłaś się w sobie zupełnie, — Jest
zasadniczy powód, Jazz. Mam g

rubo ponad trzydziestkę, czyli, żeby

nie owijać rzeczy w bawełnę, minimalne szanse na spotkanie tego

„wymarzonegO”, „idealnego” lub choćby tylko „odpowiedniego”
partnera.
— Daj spokój. Chyba nie wierzysz w te wszystkie statystyki i
absurdalne wykresy szans

na zamążpójście?

Jasne, że chciałabym skwitować je wzruszeniem ramion, ale nawet

ty musisz przyznać, że elementu czasu nie da się pominąć, a w

powiedzeniu „spóźniła się na ostatni pociąg” kryje się gorzka prawda.

Tym bardziej powinnaś odpowiedzieć na ogłoszenie tego faceta —

upierała się Jazz. — Przynajmniej sprawdź, czy jest w twoim typie.

Nawet jeżeli będzie miał ochotę umówić się ze mną, to jeszcze

wcale nie znaczy, że zechce się ze mną ożenić

odpowiedziała Allison z cynicznym uśmieszkiem.

— All

i, zaczynasz działać mi na nerwy. Gdzie się podział twój

optymizm? Czyżbyś już nie wierzyła, że ludzie są z góry sobie
przeznaczeni i jedyny problem tkwi w odszukaniu tej drugiej osoby, z

którą spędzi się resztę

życia?

Przyznaję, że trochę zbyt długo patrzyłam na świat przez różowe

okulary.

Po prostu żaden z tych facetów, z którymi miałaś dotąd do

czynienia, nie był tym przeznaczonym tobie.

Wątpię, żeby tym razem zanosiło się na coś innego.

— I tu nie masz racji. Przemawia przez ciebie gorycz. Tymczasem

musisz wyjść z tej skorupy, w której się schroniłaś, i rozejrzeć się

wokół siebie.

Wolałabym, żeby to on mnie znalazł — powiedziała

Allison z miną upartej dziewczynki.

Gdzie twoja wyobraźnia? Czy pomyślałaś już, co powiedzą twoi

klienci, kiedy jakim

ś sposobem dowiedzą się, że ich mistrzyni od

background image

spraw erotycznych spędziła Walcntynki w kapciach, w szlafroku i
przed telewizorem?

Powiedz że zmęczona staraniami, żeby inni spędzili ten dzień

możliwie najprzyjemniej i najowocniej, została w domu, żeby
odpoc

ząć.

Jazz aż sapnęła ze złości.

Jesteś niemożliwa. Za każdym razem, kiedy pcham

cię w kierunku jakiegoś mężczyzny, wynajdujesz tysiące argumentów,

usprawiedliwiających twoją bierność. — Spojrzała na zegarek. —

Muszę pędzić. Umówiłam się z Tobym w chińskiej restauracji. Zjesz z
nami?

Allison podziękowała. Wzięła z domu kanapki i nie chciała, by się

zmarnowały. A poza tym nie miała najmniejszej ochoty na gapienie

się, jak Jazz i jej narzeczony będą robić do siebie słodkie oczy nad

potrawką z kurczaka.
— To

przynajmniej obiecaj mi, że dokładnie przemyślisz to

ogłoszenie — nalegała Jazz.

Allison niechętnie kiwnęła głow kiedy zaś została sama, ponownie

rzuciła okiem na mężczyznę na zdjęciu. Facet był naprawdę świetnie

zbudowany. Nie mówiąc już o jego zaraźliwym uśmiechu i oczach

pełnych zmysłowego blasku. Lecz przecież Steye”owi też nie można

było niczego zarzucić, a jednak okazał się niewypałem. Westchnęła i

odłożyła zdjęcie.

Jazz niech się zachwyca mięśniami, ona woli u mężczyzny rozum i

inteligencję. Przykładała też ogromną wagę do szczerości,

bezpośredniości i spontaniczności zachowania. Brzydziła się

udawaniem. Unikała też mężczyzn, którzy w kontakcie z kobiet która

odniosła zawodowy sukces, tracą poczucie humoru.

Oczywiście natychmiast pojawiało się pytanie, czy ktoś taki w ogóle
istnieje?

Westchnęła. Być może Jazz ma rację. Być może ona, Allison,

rozgiąda się za nieosiągalnym ideałem?

Tak czy owak, nie trafiła jeszcze wśród swoich klientów na takiego

mężczyznę. Zresztą większość z nich to ludzie żonaci. A poza tym,

czy ktoś taki zwracałby się do niej o pomoc? Cóż ona mogłaby radzić

komuś, kto sam zgłębił tajniki flirtu i uwodzenia?

Znieczulenie nie przestało jeszcze działać i Tristan wciąż miał

poczucie, iż pozbawiono go lewej połowy twarzy. Ponadto doktor

background image

B

aker sugerował mu, by powstrzymał się od jedzenia przez najbliższe

dwie godziny, zrezygnował więc z lunchu i pojechał prosto do
centrum miasta.

Tutaj, kierując się zasłyszanymi od Bakera i Doris informacjami, bez

trudu odnalazł biurowiec, w którym mieściła się agencja „Wyjątkowe

Chwile”. Wjechał windą na siódme piętro i pchnął szerokie,

mahoniowe drzwi z mosiężną tabliczką.

Znalazł się w niewielkim, ale przytulnie i ze smakiem urządzonym

pokoju. Osoba siedząca za jednym z dwóch biurek uniosła ku niemu
wzrok.

Tristan spodziewał się zobaczyć kobietę doświadczon z długoletnią

praktyką, wiekiem zbliżoną do pięćdziesięcioletniej Doris oraz — w

jakimś sensie było to również istotne — ubraną w nienagannie

skrojony, granatowy kostium. Tymczasem osoba, na którą patrzył,

jaskrawo kontrastowała z jego wyobrażeniem. Wyglądała młodo,

miała na sobie czerwony, obcisły sweterek i trzymała w lewej dłoni

jabłko. Jej nieskazitelnie biała cera stanowiła doskonałe tło dla

błękitnych oczu, a rude, bujne, niesforne włosy walczyły z jarzmem
gumek i grzebieni.

Uśmiechnęła się życzliwie.

Czym mogę panu służyć?

Agencja „Wyjątkowe Chwile”, chyba dobrze trafiłem?

zapytał.

Tak. —

Włożyła nadgryzione jabłko do papierowej torebki, którą

schowała do szuflady biurka. — Przyłapał mnie pan na jedzeniu
lunchu.

Tristan nie mógł oderwać od niej oczu. I nie dlatego, że była bardzo

atrakcyjna, ale ponieważ miał wrażenie, że już ją kiedyś spotkał.

Proszę wybaczyć mi, że wchodzę bez pukania.

Ależ nic nie szkodzi. Po prostu oczekiwałam pana dopiero o

trzynastej —

powiedziała, biorąc pomiędzy dwa pałce jakiś okruch i

rzucając go do kosza.

Nie byłem umówiony.

To nie rozmawiam z panem Michaelsem?

Przykro mi. Nazywam się Tristan Talbot.

się gestu wskazującego mu drzwi, lecz ona z uśmiechem wyciągnęła

rękę.
— Allison Parker.

background image

Uścisnęli sobie ręce. Przez sekundę trzymał w swojej delikatną dłoń.

Jeśli przyszedłem nie w porę, proszę tylko o wyznaczenie mi

terminu wizyty. —

Nie mógł pozbyć się wrażenia, że swoim

niespodziewanym wtargnięciem zakłócił jej porządek dnia.
-

Nie szkodzi. W czym mogę panu pomóc, panie Tal-

bot?

Nagle poczuł, że wyrasta w nim i ogromnieje jakaś przeszkoda. W

gardle zaczęło mu coś uwierać, jak gdyby utkwił tam kłębek włóczki

lub pokaźny zwitek dentysty-
cznej ligniny. Autenty

cznie przerażała go perspektywa wywnętrzania

się przed tą urodziwą kobietą ze swoich sercowych problemów.

A więc? — Allison czekała.

Miał ochotę wycofać się pod pierwszym lepszym pretekstem, kiedy

przyszli mu na myśl Alec i Nicholas. Zwycięstwo z nimi warte było
zszargania opinii.

Chciałbym skorzystać z pani usług.

Chętnie je panu wyświadczę. — Uśmiechnęła się, opadła na

oparcie krzesła i otworzyła notes. — Proszę usiąść i powiedzieć mi, o

jaką uroczystość chodzi. Rocznica? Urodziny? — Pozostałe pytania

zamknęła w jasnym spojrzeniu.

Dzień Zakochanych — odparł, siadając na obitym skórą krześle. —

Chcę, żeby okazał się najbardziej romantycznym dniem w życiu

kobiety, z którą go spędzę.

W takim razie trafił pan do właściwej osoby. Specjalizuję się w

romansach, by tak rzec.

Zauważył, że kobieta ma szczupłe i wypielęgnowane dłonie. Musiała

być pedantką, gdyż na jej biurku panował wzorowy, posunięty aż do

przesady porządek. Na przykład równo poukładane ołówki zwrócone

były ostrzarni w jednym kierunku.
- Cz

y zapoznał się pan już z zakresem i charakterem naszych usług?

Przyznaję, że nie miałem okazji.

— W takim razie ta broszura zorientuje pana w naszej ofercie. —

Podała mu całkiem pokaźną książeczkę.

Prawdę mówiąc, nie miał najmniejszej ochoty na czytanie długiego

tekstu. Wolał patrzeć na jej delikatną twarz, włosy o miedzianym

połysku i duże błękitne oczy. Wciąż nurtowało go pytanie, dlaczego

Allison Parker wydaje mu się znajoma. Owszem, mogli już gdzieś się

background image

spotkać, chociaż problem tkwił w tym, że chyba nie mógłby

zapomnieć o spotkaniu tak atrakcyjnej kobiety.

Pan zajmie się lekturą naszego informatora, a ja tymczasem

przygotuję kawę.

Wstała zza biurka i skierowała się ku kuchennemu kącikowi. Miała na

sobie krótk obcisłą spódniczkę z rozcięciem z tyłu. Spódniczka

uwydatniała doskonałe pro-

porcje jej figury, szczególnie zaś nogi, długie i smukłe, szczupłe w

kostkach i bardzo młodzieńcze. Tristan, wzorem wszystkich

mężczyzn, zawiesił wzrok w miejscu,

gdzie ginęły uda.

Skąd znał tę błękitnooką i rudą czarodziejkę? Bo już niemal był

pewien, że ich drogi gdzieś, kiedyś się zeszły.

Zadzwonił telefon. Podniosła słuchawkę aparatu stojącego na drugim
biurku.

Agencja „Wyjątkowe Chwile”. W czym mogę panu pomóc?

I po chwili:

Nie, Jasmine wyszła na lunch. Tu Allison. Czy mam jej coś

przekazać?

Allison! W końcu dotarło do niego to imię, ciemności rozproszyły się.
Allison Parker, najpopularniejsza dziewczyna w liceum.

Wszyscy wówczas zgadzali się co do jednego. Atlison sądzona jest
kariera gwiazdy filmowej i telewizy

jnej; Hollywood i Nowy Jork będą

z niej dumne. Więc jak to się stało, że spotyka ją za biurkiem w roli
konsultantki od spraw sercowych?

Czegoś tu w żaden sposób nie mógł zrozumieć. Bo przecież była to ta

sama Aflison, która prawie nie wytykała nosa z pracowni fizycznej,

głucha na serenady chłopaków proponujących jej randki. Ta sama

Allison, która wrzuciła podarowany jej przez niego na Dzień

Zakochanych różowy goździk do kosza na śmieci. Ta sama Allison,

która spoliczkowała swojego chłopca, bo ośmielił się ukraść jej

pocałunek.

Czy już zapoznał się pan z naszą broszurką? — spytała, stawiając

przed nim filiżankę z kawą.

Tristan poczuł się jak detektyw na chwilę przed roz

wiązaniem zagadki kryminalnej.

Czy kończyła pani liceum Kennedy”ego?

Na jej bladych po

liczkach osiadła jak gdyby różowa mgła.

background image

Zgadza się. Pan też?

Udaje, że nie przypomina mnie sobie, pomyślał z odrobiną cynizmu.

Postawiłby wszystkie swoje oszczędności, że poznała go w pierwszej

sekundzie, mogłaby więc darować sobie tę całą komedię.
— Chodz

iłem tylko do klasy maturalnej. Przenieśliśmy się z

Kalifornii.
- Tristan Talbot -

powiedziała, spoglądając w głąb studni zwanej

pamięcią lub tylko udając, że to robi. — Oczywiście! Teraz
przypominam sobie. —

Wykrzywiła wargi w uśmiechu tak

autentycznym jak trzydolarowy banknot.

Cały czas wydawało mi się, że skądś pana znam.

Swobodny ton jej głosu nie zwiódł go w najmniejszym stopniu. Była

napięta i niespokojna.

Tristan rozsiadł się wygodniej na krześle. Czuł się jak kot, który

złapał myszkę i teraz ma ochotę trochę się z nią pobawić.
— No, no, no... —

Lustrował ją wzrokiem, jakby był selekcjonerem,

ona zaś kandydatką na modelkę.

Co znaczą te wszystkie „no”?

Zmieniłaś się. Musiałem długo grzebać w pamięci, zanim cię

rozponałem.

Odetchnęła, i to chyba z ulgą. Widocznie obawiała się, że zacznie od

przypominania jej, z jaką okrutną obojętnością wtedy go traktowała.

Oboje zmieniliśmy się. Upłynęło tyle lat. Nie widziałam cię na

zjeździe koleżeńskim.

Cóż, zbyt krótko chodziłem do tego liceum i nie zdążyłem poczuć

się częścią klasy.

Ktoś mi mówił, że wróciłeś do Kalifornii.

— Zaraz po obronie pracy dyplomowej. Tutaj jestem od kilku

miesięcy. Pracuję w firmie architektonicznej.

Miło słyszeć, że jesteś architektem.

Bawiła się ołówkiem, a sposób, w jaki to robiła, zdradzał, że mimo

zewnętrznego opanowania wciąż drąży ją niepokój.

Zauważył, że Allison nie ma na palcu obrączki.

Lubię swój zawód. A co u ciebie?

Ja też nie narzekam na pracę. — Przysiadła na blacie biurka,

obciągając spódniczkę.
— A na czym

ona właściwie polega? Bo muszę przyznać, że niewiele

wyczytałem z tego informatora.

background image

Westchnęła z uśmiechem.
-

Służę pomocą i radą w tym wszystkim, co wykracza poza dzień

powszedni wraz z jego rytmem pracy i odpoczynku, i co jest właśnie

najdosłowniej wyjątkową chwilą. Zatem będą nią urodziny, rocznice,

awanse, oficjalne wizyty, chrzciny, komunie, wesela, podróże

poślubne... — W przelocie dotknęła opuszkiem wskazującego palca
dolnej wargi. —

A także, oczywiście, miłosne spotkania, czyli to, co

w tej chwili

obchodzi cię najbardziej. Bo chyba dobrze zrozumiałam?

Chcesz, żebym pomogła ci spędzić dzień z kobietą w sposób

wyjątkowo atrakcyjny, a nawet romantyczny.

Słuchając jej czuł, jak coraz szybciej i szybciej bije mu serce, Wróciły

dawne czasy. Okazało się, że jej władza nad nim nigdy nie minęła.

Milczał, co sprowokowało ją do pytania:
-

A może zmieniłeś zamiar?

Miał wrażenie, że chciała, żeby się wycofał. I właściwie powinien był

to uczynić. Kiedyś ślubował sobie, że będzie unikał jej jak ognia, i

było to rozsądne ślubowanie.

Teraz jednak wewnętrzny głos podpowiadał mu, że nadszedł czas

odpłaty.

Uśmiechnął się.

Myślę, że jesteś osob której szukam.

ROZDZIAŁ DRUGI

A więc zaplanować mam dla ciebie romantyczny

- Tak.

Allison zamyśliła się.
-

W porządku - odparła po dłuższej chwili.

A jednak nic tu nie było proste i uporządkowane. Gubiła się w

przypuszczeniach. Miała kłopoty z przeprowadzeniem znaku równości

pomiędzy tym wysokin pewnym siebie mężczyzną, a tamtym chudym

jak szczapa, natrętnym i nieznośnym wyrostkiem, który włóczył się za

nią po korytarzach szkoły. Przez te minione lata zmężniał i rozrósł się

w barach, ale jego włosy pozostały takie same, ciemne i kręcone, tyle

że zamiast opadać mu niesfornym wiechciem na czoło, były teraz

modnie obcięte. Był żab która przemieniła się w księcia.

Więc od czego zaczynamy?

background image

Zawsze dostosowuję się do życzeń klientów. — Starała się

zachować pozory rzeczowej, profesjonalnej rozmowy, lecz w głębi

duszy bała się jego przenikliwego
wieczór?
wzroku. —

Z praktyki wiem, że każdy przypadek jest inny

i nie sposób stosować tu wspólnej miary. Oczekiwania

i pragnienia ludzi są funkcją ich indywidualności.

Cieszę się, że tak mówisz, gdyż mój przypadek jest na pewno

nietypowy.

Uraczyła go pełnym zrozumienia uśmiechem.
— Nie mam

co do tego żadnych wątpliwości, ale przede wszystkim

musisz zdecydować, ile pieniędzy przeznaczysz na tę imprezę.

Rozłożył ręce.

Żadnych ograniczeń. Po prostu tyle, ile okaże się konieczne. Rzecz

tkwi w czym innym — w zorganizowaniu takich Walentynek, o jakich
kobieta zamarzy.

I znów ten sam profesjonalnie wszystkowiedzący

uśmiech na jej twarzy.
— Rozumiem. Porozmawiajmy jednak raczej nie o kobiecie w

ogólności, tylko o tej konkretnej. Muszę wiedzieć o niej możliwie

najwięcej. Czy jest to twoja żona?
— Ni

e jestem żonaty.

— Narzeczona?

Potrząsnął głową.

Nie mam też narzeczonej. Chodzi o zwykłą randkę.

Przystojny i... wolny. Allison usłyszała dzwonek alarmowy.

Zazwyczaj ufała własnej intuicji.

Powiedz mi w takim razie coś o kobiecie, z którą planujesz to

spotkanie. Na przykład, czy lubi niespodzianki?

Nie mam pojęcia.

— Dobrze. Co wobec tego wiesz o jej gustach kulinarnych? Woli

kuchnię francuska,, włoską czy chinską.

Obawiam się, że na to pytanie też nie otrzymasz odpowiedzi.

— A jej zainteresowania

i namiętności? Co robi w wolnym czasie?

Tu także możesz wpisać znak zapytania.

Pióro Allison zawisło nad formularzem. Brzęczenie dzwonka

alarmowego osiągnęło maksimum natężenia. Czyżby Tristan zaliczał

się do tych, którym w głowie tylko własna przyjemność?

background image

Przyznasz, że uzyskałam o tej kobiecie niewiele informacji. Jak

więc mogę zorganizować wieczór, który okazać się ma dla niej

niezapomnianą chwilą?

Przykro mi, ale na każde twoje pytanie odpowiedziałem zgodnie ze

swoją najlepszą wiedzą.
— Jak mam to

rozumieć?

— Zwyczajnie. Nie znam jeszcze tej kobiety.

A więc randka z nieznajomą — powiedziała z nutką kpiny w

głosie.

Tristan wzruszył ramionami.

Faktycznie, nie znam jej jeszcze, ale wiem, że się pojawi. Na razie

chcę podjąć pewne przygotowawcze kroki, i dlatego właśnie widzisz

mnie przed sobą.

Allison odłożyła pióro.

Czyżbyś oczekiwał, że znajdę ci partnerkę na Dzień Zakochanych?

Tristan stuknął palcem w okładkę informatora.

Tu jest napisane, że waszą ambicją jest spełniać wszystkie życzenia

klientów,

I jest to prawda, ale w zakresie naszych usług nie mieści się

kojarzenie par —

odparła z oburzeniem.

Myślę, że wyciągnęłaś błędne wnioski.

Naprawdę?

Kiwnął głową.

Nie oczekuję, że znajdziesz mi partnerkę. Chcę, żebyś pomogła mi

w wyborze kand

ydatki z całej masy zgłoszeń.

Jazz ostrzegła ją przy jakiejś okazji, że nadejdzie dzień, kiedy spotka

kogoś, kto zagra z nią w zakryte karty. Oczywiście przyjaciółka nie

mogła wiedzieć, że tym kimś będzie kolega z ławy szkolnej.
— Przyjmujesz podania kandy

datek gotowych spędzić z tobą

Walentynki? —

zapytała z gryzącą ironią.

Ciepło, ciepło, ale wciąż daleko od prawdy. — Tristan sięgnął do

wewnętrznej kieszeni marynarki, a wyjąwszy stamtąd złożony

kawałek gazety, podał go Allison.

Rzuć na to okiem.

Utkwi

ła wzrok w zakreślonym czerwoną obwódką ogłoszeniu.

Skostniały z zimna rycerz poszukuje gorącej kobiety, bojąc się

spędzić Dzień Zakochanych w śnieżnej zaspie gdzieś w Minnesocie.

Tęskni więc za tą, która rozgrzeje mu serce. Ty, która wyglądasz

background image

ukochanego

rozumiejącego rzeczywistą wagę romansu, napisz w

skreślonym od serca liściku, jak wyobrażasz sobie najbardziej upojny
wieczór w roku z rycerzem, zwanym inaczej Panem Podrywa]skim.
— Ten pan Podrywalski to ty? —

spytała Allison. Tristan uniósł

kąciki ust w autoironicznie zarozumiałym uśmieszku.

To przezwisko, które wyniosłem razem z dyplomem z college”u.

Pokiwała głową z pobłażliwą miną. Jasne, że nikt go by tak nie

nazwał w liceum. Była wówczas bodaj jedyną dziewczyną którą

próbował poderwać. Oboje wiedzieli,
z jakim skutkiem.

A więc dałeś to ogłoszenie w nadziei, że tym sposobem znajdziesz

partnerkę na Walentynki.

Powiedziała to bardziej do siebie niż do mężczyzny siedzącego po

drugiej stronie biurka. Dręczył ją niepokój. Zresztą zawsze pomiędzy
ni a Tris

tanem panowało jakieś dziwne napięcie. Nigdy nie czuła się

w jego obecności swobodna i odprężona.

Pamiętała ten dzień, kiedy pojawił się w ich klasie po raz pierwszy,

ubrany w coś, co na nim wisiało, jakby zostało wygrzebane z szafy

ojca. Była właśnie lekcja angielskiego, a on usiadł przy niej i od razu

się pochwalił, że czytał już „Romea i Julię” Szekspira. A kiedy

zapytała go, czy nie wolałby raczej przysiąść się do któregoś z

chłopców, odpowiedział, że sprawia mu przyjemność siedzenie przy
dziewczynie o

włosach koloru Wielkiego Kanionu. Być może

pomyślane to zostało jako komplement, lecz z niej wyparowała nawet

ta odrobina sympatii, którą poczuła w pierwszej chwili do „nowego” z
Kalifornii.

Odtąd konsekwentnie ignorowała go, mimo że włóczył się za nią jak

cień. Pewnego razu nauczyciel angielskiego polecił im dwojgu

przeczytać przed klasą na głos pewne partie z „Romea i Julii”. Była w

tym szansa co najmniej na przyjaźń, lecz ona, Allison, nie mogła

przezwyciężyć niechęci wobec Tristana.

Nabrała przekonania, że zna go na wylot. Pojawił się dopiero w klasie

maturalnej, ale miała wrażenie, jakby przeżył z nimi wszystkie lata
liceum.

A teraz siedzi tutaj i oczekuje od niej konkretnych, choć wciąż mało

sprecyzowanych usług. Nie wyglądał na mężczyznę, który musi
u

ciekać się do umieszczania ogłoszeń w rubrykach towarzyskich.

background image

Wręcz przeciwnie. Zaliczał się do typów wywierających na kobiety

wpływ magnetyczny.

Nie spodziewałem się, że otrzymam aż tyle zgłoszeń —

oświadczył z rozbrajającą szczerością.

Naprawdę. jest tego tak dużo?

Wiem tylko, że nie przebrnę przez wszystkie. Zwyczajny brak

czasu. I dlatego liczę na twoją pomoc.

Spojrzenie, które na nią skierował, miało w sobie coś takiego, że

odczuła pokusę sprawdzenia w lusterku, czy czasami nie wyskoczył
jej jaki

ś pryszcz na policzku lub czole. O ile pamiętała, zawsze tak na

nią patrzył. Inni chłopcy rzucali jej łakome i skryte spojrzenia,

natomiast Tristan patrzył uparcie i zuchwale, wręcz wlepiał w nią

oczy. Odczuwała to jako irytującą dokuczliwość, lecz obe
cni

e w jego spojrzeniu było dużo ciepła. Zwilżyła wargi.

Więc kogo mam wybrać z tego legionu, z tej zainteresowanej panem

Podrywalskim rzeszy? Jakie cechy i przymioty musi posiadać ta
kobieta?

Ostateczny wybór biorę na siebie — odparł z uśmiechem, który,

ok

azało się, miał właściwość wywoływania miłych dreszczy. —

Chodzi o to, żebyś dokonała wstępnej selekcji zgłoszeń i odrzuciła te,

które z tych czy innych powodów uznasz za nie do przyjęcia. W tym

również skłamane i fikcyjne.

Liczysz się więc i z takimi?

Mówimy o ogłoszeniu w gazecie, która wychodzi w okręgu

zamieszkałym przez kilka milionów ludzi, a ludzie są różni.

Zmarszczyła czoło i próbowała zebrać myśli. Pozwól, że uporządkuję

to, co do tej pory powiedziałeś. Mam dokonać selekcji nadesłanych
ofert,

po czym przekazać ci te, które moim zdaniem są najbardziej

atrakcyjne, a kiedy wybierzesz z nich jedną, pomóc ci zaplanować

dzień z tą osobą.

Właśnie. Rozumiem, że doszliśmy do porozumienia?

- Nie.
— Nie?

Powtarzam, nie zajmujemy się szukaniem osób i kojarzeniem par.

Ograniczamy się tylko do aranżowania uroczystości i wyjątkowych

spotkań, w tym oczywiście spotkań romantycznych.

Zapłacę podwójnie.

background image

Miała już na końcu języka, że pieniądze nie odgrywają tu żadnej roli,

gdy nagle pomyślała sobie, że byłoby niewybaczalną głupotą spławiać

Tristana tylko dlatego, że zaliczał się do tych reliktów odległej

przeszłości, z którymi nie wiązała najlepszych wspomnień.

Tristan tymczasem opadł na oparcie krzesła i nonszalancko założył

ręce.
Zdumiewasz. mnie, Allison.
— Dlaczego?

Bez wątpienia jesteś osobą twórczą i pomysłową. Dla kogoś

takiego nie powinno być żadnym probiernem spełnienie trochę

niekónwencjonakej prośby klienta.

Rzecz w tym, że nie odpowiada mi sam pomysł. To nie jest sfera,

w której czułabym się pewnie pod względem zawodowym.

Mam pomysł. Przeczytaj na próbę kilka listów i dopiero potem

podejmij decyzję.

Nagle przestała ją nurtować kwestią czy podjąć się tego zadania, a w

jej miejsce pojawiła się inna — czy mu podola. Przede wszystkim

bowiem bała się zachować głupio, nie wiedziała zaś, co byłoby

głupsze — odrzucić proponowane pieniądze, czy też pomóc
Tristanowi w znalezieniu odpowiedniej partnerki.

Więc jak? Mogę przynieść te listy? Zostawiłem je w samochodzie.

Wskazał głową drzwi.

Ailison przypo

mniała sobie, że o trzynastej ma spotkanie. Znalazła

tym samym pretekst do odwleczenia decyzji.

Za chwilę zjawi się tu klient. Pozwól więc, że przemyślę całą

sprawę i niebawem dam ci znać, co postanowiłam — powiedziała,

rozkoszując się falą ulgi, jaka ją zalała. ją
- Wspaniale.

Wstał i podał jej rękę. Nie miała wyboru, jak tylko przyjąć.

Nie puszczał jednak jej dłoni. Nachylił się i rzeki do niej głosem

zbliżonym do szeptu:

Kiedy wszystkie słowniki zostały skradzione, bibliotekarce

zabrakło słów.
Spojrz

ała na niego ze zdumieniem w oczach.

-

To tylko taki żarcik językowy - wyjaśnił, po czym zrobił do niej

perskie oko i wyszedł.

background image

Ajiison Parker obiecała się odezwać, lecz Tristan wątpił w szczerość

tego zapewnienia. Stąd też, kiedy nazajutrz zadzwoniła do jego biura,

był mile zaskoczony.

Podejmę się tego — oświadczyła.

Cudowna wiadomość. Kiedy mogę podrzucić ci te listy?

Jutro o każdej porze. Lecz korzystając z okazji, rozmawiamy,

chciałabym zadać ci kilka pytań.

Choćby i tysiąc. Zamieniam się w słuch. Allison odchrząknęła.
-

Wspomniałeś w ogłoszeniu o śnieżnej zaspie gdzieś w Minnesocie.

Czy ewentualnie mogłoby to oznaczać, że lubisz ruch na świeżym
powietrzu i sporty zimowe?

Wybuchnął głośnym śmiechem.
— Nie mam nic przeciwko sportom zimowym, ale nie z

noszę zimna.

Wolę słuchać trzasku plonących polan na kominku, niż wycia
lodowatego wichru na szczycie góry.

Wyciągam stąd wniosek, że Dzień Zakochanych wolałbyś spędzić

w jakimś przytulnym wnętrzu. A co byłbyś gotów zrobić, żeby ten

dzień ókazał się udany?

Wszystko. Ale udany nie wystarczy. Ma być wypelniony po brzegi

romantyzmem.
— To bardzo dobrze —

powiedziała, lecz jej słowom zaprzeczał jakby

naganny ton głosu.

Kiedy mogę spodziewać się pierwszych konkretnych propozycji?

— Wszystko to wymaga starannego zaplanowania, wy-

. obraźni i

energii —

odparła.

Czyli, jej zdaniem, akurat tych zalet, których mi brakuje, pomyślał

Tristan, po czym rzekł:

Dlatego właśnie zwróciłem się do ciebie.

Porozmawiali jeszcze chwilę o rzeczach nie zriązanych z
Walentynkam

i i rozłączyli się.

Allison dość szybko zorientowała się, że sama nie zdoła przebrnąć

przez dostarczoną jej przez Tristana korespondencję. W sobotę rano

zwróciła się więc z prośbą o pomoc do Jazz i bez problemu dobiły

targu. W rewanżu Allison miała pójść razem z nią na mecz

baseballowy, organizowany w ramach karnawałowego fe-
stynu.

Wiesz, to naprawdę zdumiewające, jeśli nie zabawne — zauważyła

Jazz, gdy już rozsiadły się na dywanie w mieszkaniu Allison wokół

background image

całkiem pokaźnej kupki listów. — Nie miałam pojęcia, że rubryki

towarzyskie posiadają taką ilość wiernych czytelniczek.

Ja w każdym razie nie zaliczam się do nich — odparła Allison,

otwierając już nie list, tylko paczuszkę, w której znalazła kilkanaście
ciasteczek domowego wypieku, cokolwiek pokruszonych. — Oto

przedstawicielka naszej płci, która wyznaje pogląd, że do serca

mężczyzny można trafić wyłącznie przez żołądek.

A jeśli w przypadku Talbota to prawda?

Właściwie nie mogę tego wykluczyć.

Powiedziałaś, że chodziłaś z tym facetem do jednej klasy...

Tak, i dlatego teraz znajduję się w sytuacji dość kłopotliwej.

Czy w tamtych czasach chodziłaś z nim lub coś w tym rodzaju?

Coś w tym rodzaju.

Jazz pisnęła i chwyciła ją za ramię.

Mów! Tylko szczerze! Co było między wami?

— Nic. Podkochiwa

ł się we mnie.

Jeśli mam wierzyć twojej siostrze Heidi, nie było chłopaka,

któremu nie zawróciłabyś w głowie.

Atlison chrząknęła.

Heidi lubi czasami przesadzać. Kiedy mówi na przy-

kład o dorodnych śliwkach, porównuje je do melonów.

Więc między tobą a Tristanem było coś szczególnego. Zabij mnie,

ale muszę wiedzieć, czym było to „coś”.

Pokażę ci pewną pamiątkę. — Allison wstała z dywanu, podeszła

do komody z wiśniowego drewna i wyjęła z jednej z szuflad

oprawiony w półskórek szkolny pamiętnik. Wróciła na swoje miejsce.

Spójrz, oto on we własnej osobie — powiedziała, wskazując

palcem na jedno z wklejonych zdjęć.

Jazz gwizdnęła przez stulone wargi.

Nie widzę twarzy. Kudły spadają mu aż na nos.

Zauważ, jak jest ubrany. Spodnie z zaprasowanym kantem,

sztywny kołnierzyk koszuli i krawat! Nikt poza nim nie nosił krawata.

Jasne. Wszyscy nosili dzwony i różne wzorzyste koszulki. Chryste,

patrz! Buty na grubej podeszwie! Ale była wtedy moda, co? Tristan w

gruncie rzeczy wygiąda całkiem normalnie.
— Tak, normalnie jak prezes klubu szachowego.

Myślałam, że lubisz szachy.

background image

Dziś tak, ale wtedy do klubu szachowego należały tylko świry.

Zdaje się, że Tristan grał w szachy, brał nawet udział w rozgrywkach

międzyszkolnych, no i, pamiętam, obsługiwał projektor, kiedy jakiś

nauczyciel zaserwował nam film na lekcji.

Teraz już nie ma projektorów — zauważyła Jazz z nostalgią w głosie.
— Niepodzielnie króluje wideo.
-

Umarł król, niech żyje król.

Więc ten chłopak w krawacie i z włosami jak gniazdo bocianie,

który gr

ał w szachy i znał się na projektorach, uganiał się za tobą?

Mam nadzieję, że o tym ostatnim zapomniał.

Była to jednak nadzieja zbudowana na bardzo wątłych podstawach.

Biorąc pod uwagę sposób, w jaki na nią patrzył podczas swojej
pierwszej wizyty, Alliso

n skłaniała się raczej ku przypuszczeniu, że

pamięta wszystko w najdrobniejszych szczegółach, włącznie z

pocałunkiem, który bezczelnie skradł jej pewnego dnia przy
wchodzeniu do klasy.

A jak wygląda dzisiaj? Jest wysoki? Niski? Roztył się? Wyłysiał?

Alli

son wzruszyła ramionami.

Taki sobie przeciętny facet, bez wyraźnych plusów i minusów.

Nie powiedziała prawdy. żadna kobieta nie nazwałaby Tristana

Talbota przeciętnym facetem. Odwrotnie. Jego niezwykła uroda wręcz

rzucała się w oczy. Niewyklu

czone, że był najprzystojniejszym klientem, jaki kiedykolwiek

przekroczył próg jej agencji.

Muszę wiedzieć o nim coś więcej, skoro już mam razem z tobą

bawić się w swatkę.

Nie bawię się w swatkę — zaprzeczyła Allison. — Po prostu

wykonuję dla niego określone zlecenie.

Nazywaj to, jak chcesz. Tak czy inaczej, jeśli ta selekcja listów ma

mieć jakiś sens, muszę przynajmniej wiedzieć, jak wygląda ten nasz

przyszły walentynkowicz.

Cóż, ma ponad metr osiemdziesiąt wzrostu, naturalnie kręcone

włosy i... dość na tym. Wyraźnie przecież pocikreślił,, że kryterium

wyglądu zewnętrznego nie powinno odgrywać w wyborze kandydatki
najmniejszej roli.

Jeśli powiedział to szczerze, to jest chyba jedynym tego typu

mężczyzną pod słońcem.

background image

Dokładnie tak samo myślała Allison. Trudno jej było zrozumieć,

czym powodował się Tristan, rzucając się w przygodę, której wedle

wszelkich oznak wcale gorąco nie pragnął, i która na pewno będzie

kosztowała go sporo pieniędzy.

Myślę, że tę ofertę musimy przedstawić mu do wyboru. — Jazz

podała przyjaciółce list z dołączonym zdjęciem. — Co o niej sądzisz?

Allison rzuciła okiem na twarz i sylwetkę.

Chyba żartujesz sobie. Ta kobieta wygiąda na osobę, której

szczytem intelektualnych możliwości jest zasuwanie i rozsuwanie

błyskawicznego zamka.
— Dobra, twarzy nie ma zbyt inteligentnej, ale przeczytaj list. Pisze w

nim, że chciałaby czternastego lutego zjeść spokojną kolację we

dwoje, a potem pójść na spacer do parku w południowej części miasta,

który jest zarazem galerią rzeźb. Naszemu panu Podrywalskiemu

powinno to odpowiadać, gdyż bądź co bądź jest architektem.

Czy jesteś pewna, że autorka listu i dziewczyna ze

zdjęcia to ta sama osoba? — Allison nie chciało pomieścić się w

głowie, by dziewczyna ubrana w skórzaną kurtkę i szorty, siedząca
okrakiem n

a harleyu dayidsonie, marzyła o kontemplowaniu rzeźb w

świetle księżyca.

Myślę, że wybrała sobie ten kostium i motocykl jako rekwizyt,

żeby pokazać, jak kształtne i długie ma nogi.

Uważam, że naszych decyzji nie powinnyśmy opierać na zdjęciach.

— Chyba

masz rację. Gdyby Tristan przykładał jakąś wagę do

wyglądu zewnętrznego tych kobiet, wtedy w ogłoszeniu zaznaczyłby,

że zależy mu na zdjęciach.

Niektóre jednak załączają je z własnej inicjatywy. Spójrz na to. Ta

kobieta wygiąda, jakby za całodzienny posiłek wystarczała jej łyżka

płatków owsianych z kroplą mleka, Prawdopodobnie nie doceni

wytwornej kolacji i dlatego mam zamiar ją odrzucić.

A może po prostu spala nadmiar kalorii dzięki szybszej przemianie

materii. —

W głosie Jazz zabrzmiała zazdrość. — Radziłabym

dołączyć ją jednak do listy. Kto wie, może pan Podrywalski lubi
szczapy.

Allison wpisała nazwisko do notesu.

Dobrze, jak dotąd mamy sześć... nie, siedem. Masz jeszcze jakieś

kandydatki?

background image

— A co powiesz o tym? —

Jazz wręczyła Aflison seledynową kartkę

listowego papieru. —

Ta kobieta opisuje swój ideał randki, Z jej słów

wynika, że najchętniej niczego by nie planowała, a po prostu zdała się

na okoliczności.

Gdyby Tristan chciał czegoś takiego, nie zwracałby się do mnie o

pomoc.

Allison wrzuciła list do kosza.

Patrz. Ta aż zadała sobie trud nagrania i przesłania taśmy wideo.
Obejrzymy?
— Dlaczego by nie?

Allison włożyła kasetę do magnetowidu i nacisnęła odpowiedni
klawisz.

Gdy na ekranie pojawił się obraz, Jazz zareagowała przeciągłym

gwizdem. Na łóżku w kształcie serca leżała w kuszącej pozie

platynowa blondynka, ubrana w kostium kąpielowy w tygrysie prążki.

Cześć — powiedziała, mrużąc oczy i rozchylając karminowe

wargi. —

Mam na imię Donna, Wybierz mnie, a twoje marzenia

zostaną spełnione.
Allis

on zerknęła na Jazz.

To chyba jakaś gwiazda filmowa.

Patrz, tam w głowach łóżka leży pejcz. Jak sądzisz, do czego może

go używać?

Och, nie będziemy zawracały sobie tym głowy. — Allison

wyłączyła magnetowid.

Moim zdaniem, powinnaś wciągnąć ją na listę.

Wiele bym dała, żeby zobaczyć minę Tristana na tę scenkę —

powiedziała Allison.

Kilka godzin później przyjaciółki miały już za sobą dziesiątki

przejrzanych listów, dwa dzbanki wypitej kawy i sześć drożdżówek z

pobliskiej cukierni. Obejrzały do-
datko

we dwie kasety wideo i wysłuchały trzech nagrań na taśmach

magnetofonowych. Listy pisane były na różnych gatunkach i
rodzajach papieru, od kartki wyrwanej ze szkolnego zeszytu po

czerpane papiery ze znakami wodnymi. Nadawczynie najwyraźniej

wolały pisać piórem, tylko co czwarta korzystała z maszyny.

Wszystkie jednak równie intensywnie marzyły o spędzeniu Dnia
Zakochanych z panem Podrywalskim.

background image

Gdybym nie widziała tego na własne oczy, nigdy bym nie

uwierzyła, że tak wiele kobiet odpowiada na Jazz wzruszyła
ramionami.

Szukasz Jazz wzruszyła ramionami.
Szukasz

ogłoszenia — zauważyła Allison, wpatrując się w kosz pełen
odrzuconych listów.

Jazz raz jeszcze przeczytała ofertę Tristana, tym razem uważniej.

Wiesz, sama bym chętnie stanęła do rywalizacji o ten dzień i tego

faceta.

Jazz, jak możesz! Przecież jesteś zaręczona i wychodzisz za mąż.

Nie wiem tylko, czy Toby to sobie uświadamia.

Coś nie tak?

— Z Tobym nigdy nic nie wiadomo. Nawet nie wiem, kiedy

powinnam się martwić, a kiedy cieszyć. Zresztą, znasz go.

Tak, Allison znała Toby”ego bardzo dobrze. Znała też Jazz i dlatego

do ich małżeńskich planów miała stosunek pełen rezerwy. W jednej

minucie zdawali się być upojeni szczęściem, by już w następnej

skakać sobie do gradła.

Sama nie wiem. Może jakaś przygoda na boku mogłaby uzdrowić

nasz związek. — Jazz w zamyśleniu wpatrywała się w kolumnę

towarzyską.

Allison wyrwała jej z rąk gazetę.

Nie polecałabym ci tego rodzaju przygód. odtrutki, a możesz

znaleźć truciznę.

Chyba masz rację. — Jazz sięgnęła po jedną z ostatnich paczuszek.

Po chwili trzymała w palcach czerwone bikini. — Wprost nie do

wiary, że kobieta może wpaść na pomysł przesłania nieznajomemu

facetowi czegoś takiego.

Allison pokręciła głową z rozbawieniem.

Mieliśmy już ciasteczka, prezerwatywy, słodycze i świece, mogą

więc być i skąpe majteczki wraz z równie skąpym biustonoszem. One

chyba wierzą w jakąś magiczną moc tych upominków.

Cóż się im dziwić? Tristan przedstawił się jako skostniały z zimna

rycerz, chcą więc go rozgrzać na różne sposoby.

Allison zamknęła notes z nazwiskami, a listy i paczki wybranych

kandydatek włożyła do tekturowego pudełka.

background image

Nasza robota skończona. Teraz od niego zależy, z którą z tych

kobiet spędzi Walentyuki.

W takim razie czas zapomnieć o panu Podrywalskim i pooddychać

mroźnym powietrzem naszego miasta.

Allison jęknęła.
-

Czyżbyś więc nie miała zamiaru zwolnić mnie z obietnicy?

W żadnym wypadku. Ubieraj się i chodźmy. Za godzinę Toby

zaczyna miażdżyć przeciwników.

Był styczeń, środek zimy, i Tristan czuł się jak borsuk zagrzebany w

ciepłej norze, oczekujący wiosennych roztopów. W dni wolne od

pracy przesiadywał przed kominkiem, najczęściej z książką w ręku, od

czasu do czasu rzucając okiem za okno, gdzie szalały zadymki i

zawieje lub skrzył się śnieg na dachach w lodowatym słońcu.

Urodzony w Kalifornii, wśród winorośli i drzew pomarańczowych,

nienawidził mrozu i śniegu i wolał z bezpiecznej odległości

obserwować, jak inni mieszkańcy północnego stanu Minnesota,

ryzykując grypy i katary, jeśli nie wręcz odmrożenia, korzystają na

różne sposoby z tak zwanych uroków zimy.

Tej soboty jednak miał przerwać swój sen zimowy.

St. Paul zostało opanowane szaleństwem karnawału, urządzano

najprzeróżniejsze imprezy, każdy chciał się bawić i zmuszał innych do

zabawy. Otóż flnna, w której Tristan pracował, skupiająca czołowych

architektów z całego okręgu, tradycyjnie o tej porze roku wystawiała

baseballową drużynę przeciwko reprezentacji sieci Benny”s Bar and

Grill. Tristana zaproszono do udziału w meczu. Niewiele namyślając

się i kompletnie nieświadomy faktu, iż ze względu na warunki

pogodowe oraz miejsce spotkania mecz ten będzie bardziej

przypominał hokej niż basebaU, Tristan wyraził zgodę.

Istotnie, zawodnicy stawili się na podmiejskim zamarzniętym

jeziorze, które na jakiś czas miało przemienić się w boisko, ubrani jak

hokeiści. Ich wielowarstwowe kostiumy, zimowe buty i narciarskie

czapki nadawały im wygląd trochę pozaziemskich istot. Tristan w

swoich buciorach czuł się jak kosmonauta na Księżycu. Jego kolega,
Gary Redmund, poda

ł mu zwój specjalnej taśmy, której

przeznaczeniem było poprawiać przyczepność
podeszew.

Masz. Oklej tym spody, to nie będziesz się tak ślizgał.

background image

Hej, Talbot, stajesz na pozycji odbijającego — po- wiedział Brian,

szef finny, tutaj zaś z powołania i chęci trener drużyny.

Gracze obu zespołów zajęli wyznaczone stanowiska. Tristan przebiegł

wzrokiem po twarzach przeciwników. Uwagę jego przykuł na dłużej

mężczyzna we flanelowej koszuli w czerwono-czarną kratę, z

podwiniętymi po łokcie rękawami. Dwie kokieteryjnie obszarpane

dziury w dżinsach odsłaniały czerwoną skórę jego kolan. Jedyną

oznaką, że facet ma zamiar grać w baseballa, była sportowa rękawica

na jego prawej dłoni.

Co się dzieje z tym chłopem? — zapytał Tristan Gary”ego,

szczękając zębami na sam widok nagusa, kąsanego
kilkunastostopniowym mrozem. —

Czy on myśli, że jest w Australii i

poluje na kangury?

To Toby LaMott. Myślę, że ubrał się tak, żeby uzyskać nad nami

psychologiczną przewagę.

Tristan przyjął te słowa niczym wyzwanie. Podniósł swój drewniany

kij i, siekąc powietrze, machnął nim kilka razy w obie strony. Nie

wyszło to najlepiej. Puchowa, gruba bluza tamowała swobodę
ruchów.

Spojrzał w kierunku widowni. Na pewno nie można było nazwać jej

imponującą. Składała się z niewielkiej grupki osób, przeważnie kobiet

i dzieci. Wszyscy oni przyszli popatrzeć na swoich mężów, przyjaciół,

sympatie i ojców i dodać im ducha. Najgłośniejszą i najbardziej

żywiołową osobą w tej grupie była jasna blondynka

w narciarskiej kurtce, która z dłońmi przyłożonrmi do ust na kształt

tuby zagrzewała krzykiem do walki zawodników z reprezentacji sieci
barów.

Ale prawdziwą niespodzianką była osoba, która towarzyszyła tej

rozkrzyczanej entuzjastce baseballu. Allison Parker miała na głowie

białe nauszniki, które cudownie kontrastowały z jej włosami koloru

miedzi, a na sobie długie futro. Siedziała sztywno na rozkładanym

krzesełku, jak gdyby z powodu panującego zimna bała się poruszyć.

Uśmiechnął się do niej, lecz ona chyba za- marzła, gdyż nie

odwzajemniła pozdrowienia.

Rozległ się gwizdek sędziego i mecz się rozpoczął.

W kierunku Tristana ze świstem poszybowała piłka.

Rzut, precyzyjny i piekielnie silny, okazał się nie do przyjęcia. Sędzia

ogłosił punkt dla przeciwników.

background image

Niebawem sytuacja się powtórzyła. Facet w kraciastej koszuli i z

dziurami na kolanach wziął zamach i posłał piłkę wprost na ciało

Tristana. O przyjęciu jej w ogóle nie było mowy.
— Tylko tak dalej, Toby! —

rozkrzyczała się blondynka. — Jeszcze

jedna taka bomba, a wykasujesz gościa.

W odróżnieniu od swojej towarzyszki, Allison Parker zdawała się w

ogóle nie brać duchowego udziału w grze. Trzymała w dłoniach

okrytych rękawiczkami plastikowy kubek z parującą kawą czy herbatą

i patrzyła na boisko- lodowisko nieobecnym wzrokiem.

Toby tymczasem szykował się do zadania zabójczego ciosu, co

oznaczało, że Tristan znalazł się w sytuacji kogoś, kto walczy o życie.

Ugiął nogi, pochylił się do przodu i czekał. Wszystkie mięśnie miał

napięte niczym postronki. Z tamtej strony piłka już wyleciała. Tristan

zamachnął się, rzuciło nim w lewo, nogi uciekły gdzieś do tyłu, upadł

na twarz i zarył nosem w śniegu. Usłyszał jeszcze nad sobą wyrok

sędziego:
— Przewaga trzech i pauzujemy.

Bardziej upokorzony niż obolały, Tristan dźwignął się na nogi i

powędrował ku ławce rezerwowej. Wzrok trzymał utkwiony w

czubku oszronionego drzewa, żeby tytko nie patrzeć na Allison

Parker. Nagle jednak postawa ta wydała mu się śmieszna i dziecinna.

Spojrzał w jej kierunku. Uśmiechnęła się i pomachała mu ręką.

Pokonanym nie wolno ignorować tak ciepłych oznak sympatii.

Cześć — powiedział podchodząc. — Jak się bawisz?

— Nie narzekam.

Poślizgnąłem się.

Zauważyłam.

— Nikt nie dorówna Toby”emu —

wtrąciła siedząca obok blondynka,

która nawet nie starała się ukryć lekceważącego uśmieszku. — A już
na pewno nie pan, panie z czternastym numerem.
— Jeszcze zobaczymy —

odparł niczym bokser, który mimo

zmasakrowanej twarzy rwie się na ring. - Nazywam się Talbot, Tristan
Talbot.
- Pan Podrywalski! -

wykrzyknęła entuzjastka nagusa, szeroko

otwierając oczy.

Widząc mimikę jej twarzy, Tristan mógł się tytko nie bez obaw

domyślać, jaki to portret jego osoby naszkicowała przed blondynką

background image

Allison Parker. Zapewne wizerunek ciemięgi, która przez cały rok nie

potrafiła poderwać dziewczyny.

Powiedziałaś mi, że to przeciętniak — szepnęła Jazz do ucha

Allison. —

Całkowicie nie zgadzam się z tobą. Wygiąda przebojowo,

choć na pewno nie jest przebojowym graczem.

Atlison zaczerwieniła się.
— Ja i Jazz razem pracujemy —

powiedziała w formie wyjaśnienia,

zarazem przedstawiając przyjaciółkę.

A ja myślałem, że jesteś barmanką w jakimś lokalu, skoro tak

gorąco popierasz tamtych — rzekł, puszczając oko do blondynki.

Lubię kibicować zwycięzcom — odpowiedziała z powabnym

uśmiechem.

Zwycięstwo jest dzisiaj nam pisane.

Tak sądzisz, panie Podrywalski? — zapytała Jazz z ironicznym

uśmiechem.
— Jestem tego pewien.

Zaskoczyła mnie twoja obecność — rzuciła tymczasem Allison. —

Nie pamiętam, żebyś jakoś szczególnie udzielał się sportowo w
szkole.

Może nie jestem sportowym zapaleńcem, ale jako dzieciak trochę

otarłem się o baseballa.

Również na lodzie?

Po lodzie nawet jeszcze dotąd nie chodziłem — odparł zgodnie z

prawdą.

Mnóstwo chłopców przewraca się — powiedziała Jazz jakby w

zamiarze dodania Tristanowi otuchy. Jej oczy patrzyły z życzliwą

kokieterią. — Życzę szczęścia w dalszych partiach.

Powiedziałaś to tak, jakbym faktycznie go potrze bował.

Zgadza się. Drużyna, której kibicuję, wygrywała te spotkania przez

trzy lata z rzędu. Wygra i po raz czwarty. Ale żeby tak się stało, mój

Toby nie może umrzeć z pragnienia. Pójdę i zapytam, czy nie napiłby

się czegoś.

Czy też masz hopla na punkcie baseballu na lodzie, jak twoja

koleżanka z pracy? — zapytał Tristan Allison, gdy Jazz odeszła.

Skąd. W gruncie rzeczy to żadna przyjemność siedzieć bez ruchu

na mroźnym wietrze.

Więc dlaczego tu przyszłaś?

background image

Wypada pokibicować przyjaciołom — odparła, a Tristan natychmiast

zadał sobie pytanie, których to w szczególności zawodników ma na

myśli.

W tym samym momencie zobaczył, że macha na niego trener.

Obowiązek wzywa.

Połam nogi — powiedziała Allison z uśmiechem.

Obiecuję, że tym razem dam im do wiwatu. Będziesz świadkiem

całkiem dobrego widowiska,

Obietnicy tej miał pożałować. Gra na lodzie wymagała dużo

większych umiejętności, niż to sobie wyobrażał. Boisko było czymś w

rodzaju szachownicy. Miejscami zalegał kopny śnieg, miejscami zaś

odsłonięty i wyślizgany lód zmuszał do karkołomnych i najczęściej

nieudanych wysiłków utrzymania pozycji pio
nowej.

Na szczęście zawodnicy z jego drużyny nie byli żółtodziobami.

Rzucili się do walki i powoli zaczęli odrabiać straty z początku gry.

Gdy Tristan znów stanął na stanowisku gracza odbijającego piłki, było

trzy do dwóch dla przeciwników. Zaczęła się ostatnia część meczu.

Był przemarznięty, zmęczony, zniechęcony. Gdyby nie duch

rywalizacji, już dawno powiedziałby trenerowi, że pięknie dziękuje i

wraca do domu. Znaczną rolę odgrywała też duma. Allison Parker

była świadkiem jego poślizgnięcia się i upadku.

Postanowił zrehabilitować się w jej oczach. Przedtem chciał się

wykazać i wyszedł na fajtłapę. Teraz miał ostatnią szansę zmazania tej
kompromitacji.

Spojrzał w kierunku, gdzie siedziała. Dzieliła ich spora odległość,

więc musiała chyba bardziej wyczuć niż dostrzec jego spojrzenie, tak
czy inaczej dla dod

ania mu otuchy uniosła kciuk do góry.

Ku zaskoczeniu wszystkich kij Tristana odbił pod cudownym kątem

piłkę rzuconą przez Toby”ego, która minęła gracza na drugiej bazie i

poszybowała na środek pola. Tristan rozpoczął bieg. W połowie drogi

poślizgnął się znowu i zwalił jak długi na lód.

Dobiegły do niego pełne zachęty okrzyki kolegów. Poderwał się i

obiegł wszystkie bazy. Wrócił na swoje stanowisko w momencie, gdy

łapacz z drużyny przeciwnika wyciągał rękę po piłkę.
— Zaliczony! —

ogłosił sędzia.

Allison sko

czyła na równe nogi i jęła klaskać co sił w dłoniach,

podczas gdy Jazz zamknęła oczy i jęknęła. Toby ponurym wzrokiem

background image

wpatrywał się w kupkę śniegu pod stopami. Tristan zaś, który ni stąd,

ni zowąd wyszedł na bohatera, znoszony był na rękach z boiska przez
rozradowanych kolegów.

Rany! Toby ma minę, jakby rozbił dopiero co kupiony samochód

zawołała Jazz. — Lepiej natychmiast wiejmy stąd. Dokąd nie

pogodzi się z myślą o przegranej, wolę być od niego z daleka. —

Złożyła swoje krzesełko i ruszyła w stronę samochodu.

Allison zawahała się. Nie wypadało odchodzić tak bez słowa i nie

pogratulować Tristanowi. A jednak ostateczną decyzję wymusiła na

niej Jazz, która szybko wróciła i prawie ze łzami w oczach szepnęła:

Błagam, szybko. Jeśli w przeciągu najbliższych minut nie znajdę

się w toalecie, będzie nieszczęście.

Allison rzuciła jeszcze okiem na zbitą grupę zawodników. W końcu

udało się jej w tej gęstwie odszukać Tristana. Był bez swoj ej czapki

narciarskiej i jego ciemnymi włosami bawił się w tej chwili mroźny
wiatr.

Jazz miała rację. To był cudowny facet. Prawdę mówiąc, zawsze bił

innych na głowę urodą i prezencją.

I jeszcze jedna myśl nie dawała jej spokoju. Przypomniała sobie

pocałunek Tristana z czasów szkolnych i stwierdziła, że jak na kogoś,
kto w tamtych

czasach raczej nie miewał randek, Tristan całował po

mistrzowsku.

ROZDZIAŁ TRZECI

Allison wróciła do domu, marząc o ciepłym posiłku i spędzeniu reszty

dnia w łóżku z dobrą książką w ręku.

Zdążyła jednak tylko wziąć kapiel i ubrać się w grubą, flanelową

piżamę, gdy pojawiła się Jazz.

Wyglądasz jak pięcioletnia dziewczynka, która dopiero co

obejrzała dobranockę — powiedziała, siadając na obitej wzorzystym
perkalem kanapie. — Kobieto, jest sobotni wieczór.

Tak, ale nie każdy ma w sobotę randkę.

Nie żartuj! Toby nie wydobył się jeszcze z psychicznego dołka,

więc poradziłam mu, by wypożyczył sobie kasety z Flipem i Rapem.

Wciąż gryzie się tą przegraną?

Jazz kiwnęła głową.

background image

Ale musi sam sobie z tym poradzić. Ja nie nadaję się do roli

opiekunki i pocies

zycielki. Wyskakuj z piżamy. Idziemy do miasta.

Allison zupełnie nie uśmiechała się perspektywa wyjścia w mroźny,

zimowy wieczór. A jednak na twarzy Jazz malowała się taka tęsknota

za jakąś rozrywk że zapytała:
— To znaczy gdzie?

Na uliczne karnawałowe tańce.

Allison jęknęła.

Tylko nie to. Dopiero co odtajałam i nie planuję powrotu na

Grenlandię.

Spokojna głowa. Organizatorzy pomys”leli o ogrzewanym

namiocie. Mówię ci, zapowiada się kwietna zabawa.

Allison zawsze była na bakier z taicami. Uważała się za antytalent w

tej dziedzinie i w towarzystwie zawsze tak lawirowała, by nie zrobić z

siebie pośmiewiska.

Wiesz, że nie tańczę.

Nie musisz. Posłuchamy po prostu różnych zespołów muzycznych,

fundniemy sobie kiełbaski z rożna i popijemy je grzanym piwem. —

Jazz przybrała teatralną pozę. — Och, nie skazuj mnie na samotność

wykrzyknęła z manierą aktorki dramatycznej.

Dobra. Pojadę na ten twój głupi ubaw, ale jeżeli zmarznę, uciekam

do domu, choćbyś błagała mnie na kolanach.

Gdy dojechały na miejsce, stwierdziły z prawdziwą satysfakcją, że

ogrzewany namiot i kiełbaski z rożna to nie mit, tylko rzeczywistość.

Gdyby jeszcze nie było tu takiego ścisku, a gitary i inne instrumenty

muzyczne wytwarzały mniej decybeli, byłoby całkiem fajnie. ALlison
w gruncie r

zeczy wdzięczna była Jazz, że wyciągnęła ją z penatów.

Tristan wraz z kolegami przepychał się przez tłum. Przyjechali tu, by

uczcić zwycięstwo, i już trochę szumiało im w głowach. Byli na luzie

i w szampańskim nastroju. Mimo wszystko Tristan rozważał właśnie

decyzję o pożegnaniu się, wiedząc, jak łatwo jest wypić o jeden

kieliszek za dużo. Nagle wśród morza głów dostrzegł plamę koloru

miedzi. To mogły być tylko włosy Allison Parker. I faktycznie, coś

jadła i wydawała się być sama.

A potem zobaczył Jazz, jej zabawną i mimo wszystko sympatyczną

przyjaciółkę. Upewniwszy się jeszcze, czy czasami nie towarzyszą im

jacyś panowie, pod błahym pretekstem odłączył się od grupy kolegów

i podszedł do dwóch kobiet.

background image

Aflison na jego widok szeroko otworzyła oczy i szybko przełknęła

przeżuwany właśnie kęs.

Cześć — odwzajemniła mu pozdrowienie.

Uśmiechnął się.

No to się pomyliłaś.

- Z czym?

Że tamci wygrają.

To Jazz zabawiała się w odgadywanie przyszłości.

Chcesz powiedzieć, że wynik cię nie zaskoczył?

Wzruszyła ramionami.

Na lodzie każdy wynik jest możliwy. Gdyby Pete nie stracił piłki

na zewnętrznym polu, byłbyś wyeliminowany.

I cieszyłabyś się z tego powodu?

Na pewno cieszyłaby się Jazz. Toby jest jej flarzeczonym.

— A gdzie jest twój narzeczony? Czy przypadk

iem nie było go w

drużynie naszych przeciwników?
— Nie. Ja nie mam narzeczonego. —

Skończyła kićłbaskę i cisnęła

papierową tackę do kosza.

W takim razie możemy chyba zatańczyć. Wyciągnął ku niej rękę,

lecz ona gwałtownie potrząsnęła głową.
— Ja tak nie u

ważam.

— Nie?
— Nie. —

Zapanowała krępująca cisza. — Mimo to cieszę się, że cię

tu spotkałam.

Naprawdę? — Tristan odzyskał nadzieję.

Tak. Po meczu, niestety, nie mogłam z tobą porozmawiać, lecz

teraz informuję cię, że lista, o którą prosiłeś, jest już gotowa.

Nadzieja znów opuściła Tristana. Allison żyła tylko swoją pracą. Poza

nią nie widziała świata.

No to szybko uwinęłaś się z tą robotą. A może jednak zatańczysz?

Twój klient poczułby się zaszczycony.

Przykro mi, ale nie tańczę z klientami — oświadczyła chłodno.

Ale ja tańczę — powiedziała Jazz, której wreszcie udało się

uwolnić od zanudzającej ją starszej pani z kotem na ręku.

I zanim Tristan zorientował się, co robi, już wirował przy muzyce

country na zbitym z desek parkiecie. Jazz dwoiła się i troiła, by zrobić

na nim jak najlepsze wrażenie, lecz on myślał o kobiecie, z którą tak

bardzo chciał zatańczyć, lecz która uraczyła go odmową.

background image

W poniedziałek Allison zadzwoniła do Tristana i umówiła się z nim

na spotkanie w czasie, kiedy nie będzie Jazz. Nie miało to nic

wspólnego z zazdrością. Po prostu nie mogłaby znieść widoku

przyjaciółki robiącej słodkie miny do klienta.

W sobotę w drodze powrotnej do domu Jazz paplała tylko o Tristanie.

Wynosiła go pod niebiosa. Jej zdaniem, był najbardziej czarującym

mężczyzną, z jakim tańczyła na przestrzeni kilku ostatnich lat.

Później, już w domu, posypały się dalsze „naj”. By ich nie słyszeć,

Allison nastawiła radio.

Kiedy jednak pojawił się w agencji, musiała w duchu przyznać, że
Jazz w gruncie rzeczy tak bardz

o nie przesadziła.

Odzie twoja przyjaciółka i wspólniczka? — zapytał, siadając.

Wyszła gdzieś z narzeczonym — odparła tonem, który miał być

rzeczowy, a okazał się oschły.

Tristan wyjął z teczki kolejną porcję listów i położył ją na biurku.
— W drodze d

o ciebie wpadłem do biura ogłoszeń i przekazano mi

tam resztę korespondencji.

Skrzywiła się.

Myślałam, że mamy to już za sobą.

Ja też tak myślałem. Ale widocznie bywają ogłoszenia, które

wywołują prawdziwe trzęsienia ziemi. Potrząsnął głową z
rozbawieniem.

Bez wątpienia ograniczyłbyś liczbę respondentek, gdybyś podał

swój wiek. A tak odpowiadają na apel samotnego mężczyzny zarówno

panie osiemdziesięcioletnie, jak i szesnastolatki.

Osiemdziesięcioletnie? Chyba żartujesz? Allison przeszła nad tym
pytani

em do porządku i spojrzała z paniką w oczach na pietrzącą się

przed nią stertę kopert.

Tego musi być przynajmniej setka — westchnęła.

Mam jeszcze paczuszkę.

Wzięła podany jej pakunek. Poczuła, że jest miękki.

Mam wrażenie, że w środku jest coś z ubrania. Zresztą, po co

mamy zgadywać. Najlepiej rozerwij papier i sam się przekonaj.

Tristan uczynił to i po chwili trzymał w ręku białe, męskie gatki,
usiane czerwonymi serduszkami.
— Prezent —

rzekł z miną człowieka, który wszystkiego by się

spodziewał, tylko nie tego.

Do rozporka jest przypięta kartka — zauważyła Allison.

background image

„Jeśli nie są na ciebie za duże, to jesteś mężczyzną w sam raz dla

mnie” —

przeczytał.

Chyba są trochę za duże — mruknęła złośliwie.

Tak sądzisz?

Na moment zaschło jej w gardle, gdyż spojrzał na nią tak, jakby ją

rozbierał wzrokiem.

A co do prezentów, to jest ich więcej — powiedziała, sięgając po

tekturowe pudełko. — Są tu nawet dwie taśmy wideo.

Oglądałaś je” Zarumieniła się mimo woli.

Tylko początek jednej. Resztę niech ogląda osoba, do której są

adresowane, czyli ty. Masz też do przeczytania kilkanaście z ponad
dwóch setek listów pierwszej partii.

Chwileczkę — przerwał jej. — Przeczytałaś ponad dwieście

listów?

Dokładnie dwieście piętnaście. Ale pomogła mi w tym Jazz.

Na

stępnie Allison zaczęła rozwodzić się nad tym, jakimi to kryteriami

wyboru się kierowała. Tristan kiwał ze zrozumieniem głową, lecz

faktycznie niczego nie rozumiał i w ogóle prawie jej nie słuchał.

Spoglądał na jej smukłą szyję, muskał wzrokiem jej dopasowaną

bluzkę i był w tej chwili jak najdalszy od interesowania się kwestią, z

jaką to osobą spędzi Walentynki.

Allison jednak, jakby na przekór temu, podała mu przez biurko

pudełko z listami i paczkami od wybranych kandydatek.

Proszę. Reszta należy do ciebie.

A jeśli żadna mi się nie spodoba?

Wtedy będę musiała zająć się tymi listami. — Sldnęła głową ku

kupce leżącej na biurku, zaś wyraz jej twarzy jednoznacznie

wskazywał, że nie jest tą perspe

ktywą zachwycona.

Zadzwonił telefon. Allison .sięgnęła po słuchawkę.

Chcąc nie chcąc, musiał się czymś zająć i zaczął przeglądać listy od

kobiet, z których każda chciała zostać jego wybranką. Równocześnie

słuchał uważnie wszystkiego, co Allison mówiła do tamtej osoby.

A więc są jeszcze wolne miejsca?... Wspaniale. Weźmiemy

pierwsze wolne... Co powinnyśmy przynieść?... Tak, mamy odznaki, o

których pan mówi... Moja partnerka nazywa się Jasmine Connors... A

więc w so-. botę w Centrum Biurowym... Będziemy na pewno.

Dziękuję.

background image

Odłożyła słuchawkę.
Przepraszam za ten tel

efon. A więc jak? Masz jakieś pytania?

Pytania! Tristan chciałby zapytać ją o tysiąc rzeczy,

lecz żadne nie dotyczyłoby sprawy, w związku z którą tu przyszedł.

Przede wszystkim chciałby dowiedzieć się, jak zamierza spędzić
Walentynki. I co w ogóle lubi rob

ić, gdy akurat nie planuje dla innych

wyjątkowych, miłych, szczęśliwych chwil?

Allison nerwowo zastukała piórem w blat biurka i nagle Tristan

uświadomił sobie, że przecież czeka na jego odpowiedź. Ostatecznie

zjawił się tutaj w konkretnej sprawie, a nie dla własnej przyjemności.

„Iymczasem patrzenie na Allison i rozmawianie z nią sprawiało mu

ogromną przyjemność, nawet jeżeli Allison nie odczuwała niczego

podobnego i uważała go za dopust Boży.

Przejrzę te listy i zadzwonię do ciebie — powiedział, przenosząc

zawartość pudełka do teczki.

Na dole w kiosku kupił gazetę. Szybko znalazł blok ogłoszeń, a w nim

listę planowanych karnawałowych imprez.

Organizatorzy starali się różnicować atrakcje. Parada starych sań,

golfowy turniej na śniegu, a wreszcie największy na świecie konkurs

w układaniu puzzli w tutejszym Centrum Biurowym. Wstęp

kosztował dziesięć dolarów, plus opłata za specjalny znaczek,

stanowiący pamiątkę tego karnawału.

Tristan uśmiechnął się do swych myśli. Nigdy by nie odgadi, że

A]lison lubi układanki. Ciekaw był teraz, o czym marzy.

Urodzona w St. Paul, Allison uwielbiała panującą tu podczas

kama.yału atmosferę zabawy. Jako mała dziewczynka dzielnie

wystawiała swoje piegowate policzki na siarczysty mróz, byleby tylko

nie uronić niczego z karnawałowego pochodu płynącego głównymi

arteriami miasta lub z wyścigu sań.

Ostatnio, zawalona pracą, a i też mniej spragniona rozrywek,

ograniczyła swój udział w licznie organizowanych przez rajców

miejskich imprezach do zwiedzania wystawy rzeźb wykutych w

bryłach lodu oraz kibicowania chłopcom grającym w baseballa.

Prawdziwie jednak przeżywała jedynie swoje czynne uczestnictwo w

konkursie układania puzzli, organizowanym w Centrum Biurowym.

Była w tej dziedzinie prawdziwą mistrzyni choć jeszcze nigdy nie

udało się jej wygrać. Cóż, w konkursie rywalizują ze sobą sami

background image

mistrzowie i wygrana w dużym stopniu zależy od lutu szczęścia oraz

współpracy z partnerem.

Jej stałą partnerką była do tej pory Jazz. Umówiły się w głównym

holu przy fontannie, lecz Jazz się spóźniała. Po dwudziestu minutach

nerwowego oczekiwania Allison zaczęła się niepokoić. Co chwila

spoglądała na zegarek i rzucała wzrokiem w kierunku drzwi. Kiedy

postanowiła pobiec do telefonu, usłyszała swoje imię i odwróciła się.

Przed nią stał uśmiechnięty Tristan.

Czyż nie wspaniały zbieg okoliczności? — rozpoczął rozmowę od

retorycznego pytania.

Allison nie bardzo wierzyła w tego rodzaju przypadki i właściwie

miała ochotę zapytać go, czy czasami jej nie śledził, w porę jednak się

pohamowała.

Co cię tu przyniosło?

Czy na kogoś czekasz? — odpowiedział pytaniem na pytanie.

Tak, Jazz spóźnia się już około pół godziny — wyjaśniła, po raz

setny spoglądając na zegarek.

Bierzecie udział w konkursie?

Taki przynajmniej miałyśmy zamiar, ale chyba nic z tego nie

będzie.

W tym momencie głośniki ożyły i spiker poinformował publiczność,

iż wszyscy chętni mają potwierdzić swoje uczestnictwo w przeciągu

pięciu minut.

Allison i Tristan podeszli do stołu, na którym widniała tabliczka z
napisem „Rejestracja”

Nazywam się Allison Parker. Czy moja partnerka, Jasmine

Connors, zostawiła tu może jakąś wiadomość?

Siwowłosa kobieta w okularach sięgnęła po leżącą z boku różową

kartkę papieru.

Owszem. Dziesięć minut temu osoba o tym nazwisku zadzwoniła

do nas z informacj że zepsuł się akumulator w jej samochodzie i jest

zmuszona czekać na pomoc drogową.

Allison bezradnie opuściła ramiona.

A więc jesteśmy zdyskwalifikowane?

Kobieta uśmiechnęła się najcieplejszym z uśmiechów, ale jej słowa

zabrzmiały niczym wyrok:

background image

— Niestety, przepi

sy są bezwględne. Zabraniają nam dopuszczać

zawodników do udziału w konkursie po określonym czasie. Ma pani

jednak szansę znalezienia sobie zastępcy.

Szaleję na punkcie układanek — rzekł Tristan szonym głosem,

zbliżając usta do ucha Allison.

Poczuła zapach jego wody kolońskiej.

Czy mam rozumieć, że chcesz być moim partnerem?

Jestem do dyspozycji. Decyzja należy do ciebie. — Uśmiechnął

się. — O ile oczywiście twoja etyka zawodowa pozwala ci wchodzić
w tego rodzaju stosunki z klientem.

Nie chciałabym zabierać ci czasu... — zaczęła z niepewną miną.

— Mam go mnóstwo.

Ale przecież mówiłeś, że nie możesz zająć się listami właśnie z

powodu nawału zajęć.

Czytanie listów od nieznajomych kobiet to jedna sprawa, układanie

z tobą puzzli to druga. Nie można tych dwóch rzeczy ze sobą

porównywać.

Proszę państwa — wtrąciła się urzędniczka — czas mija.

Kończymy rejestrację, musicie więc w tej chwili podjąć decyzję.

Tristan sięgnął po portfel, wyjął zeń banknot dwudziestodolarowy i

położył na stole. Następnie pokazał przypięty do klapy marynarki

karnawałowy znaczek.

Pana godność? — zapytała kobieta.

- Tristan Talbot.
— Tristan —

powtórzyła z jakąś szczególną przyjemnością. — To

samo imię nosił jeden z rycerzy na dworze króla Artura.

Moja matka zawsze była wielką miłośniczką opery.

Ja też nią jestem — przyznała siwowłosa pani, a jej oczy za

szkłami okularów jarzyły się młodzieńczym blaskiem — a „Tństan i
Izolda” Ryszarda Wagnera to jedna z moich ulubionych oper.

Westchnęła, po czym opieczętowała prawe dłonie Tristana i Allison,

wyczarowując na nich błękitne płatki śniegu.
— To wasz symboliczny znak uczestnictwa w konkursie. Zadaniem

państwa będzie ułożyć w jak najkrótszym czasie obraz

przedstawiający pałac zimowy, ten sam, który wzniesiono z bloków
lodu na wysp

ie Harriet. Odszukajcie więc jak najszybciej numer

siedemdziesiąt dziewięć i... powodzenia.

background image

Wskazała ręką ku długim stołom, za którymi, oddzieleni

przegródkami, siedzieli już zawodnicy, i pożegnała ich uśmiechem.

Allison i Tristan bez trudu odnaleźli swoje miejsca i dołączyli do

reszty. Po prawej mieli za sąsiadów i rywali dwóch wyrostków

ubranych w dżinsy i flanelowe koszule, po lewej zaś kobietę i

mężczyznę w średnim wieku, którzy wyglądali na małżeństwo.

Wszyscy zawodnicy proszeni są o zajęcie miejsc

rozległ się głos spikera. — Za chwilę zaczynamy.

Tristan przysunął się ze swoim krzesłem bliżej Alflson.
— Co ty wyprawiasz? —

spytała.

Przecież mamy współpracować.

Współpracować, owszem, ale nie przeszkadzać sobie. Jeżeli się nie

odsuniesz, będziemy trącali się łokciami.

Potulnie spelnił jej życzenie.

Spoza stołu sędziowskiego podniósł się główny arbiter zawodów i

zbliżywszy mikrofon do ust zapoznał wszy-

stkich z regulaminem konkursu. Następnie rozległo się przejmujące

solo na trąbce, będące sygnałem startu. Z setek nerwowo otwieranych

pudełek posypały się kawałki

układanki.

Allison poczuła przyspieszony bicie serca. Opanowała ją gorączka

współzawodnictwa. Przywykła do kierowania Jazz, wydała komendę
Tristanowi:

Ja przewracam elementy na prawą stronę, ty bierzesz się do

układania brzegów.

Wolałbym zająć się białymi — powiedział. — Ułożenie ramki jest

proste.

Ale białe to dominujący kolor.

Właśnie. Kiedy ułożymy białe płaszczyzny, będziemy w domu.

I posłał jej uśmiech tchnący takim optymizmem, że poczuła niemal

wyrzuty sumienia z powodu swych wątpliwości.

Skupiła się na swojej części układanki, gdzie z kolei dominowały

różne szarości i brązy, lecz od czasu do czasu zerkała na szczupłe i

długie palce Tristana, które śmigały w jakimś szczególnym balecie

ponad blatem stołu. Za którymś tam razem uchwycił jej spojrzenie.

Oblała się rumieńcem.

Czy coś nie tak? — zapytał.

— Nie, wszystko dobrze.

background image

Przy różnych okazjach ich dłonie spotykały się i za każdym razem

odczuwała coś w rodzaju miłego podniecenia.

Tristan dwoił się i troił. Kiedy ona zajmowała się układaniem nieba,

wykonywał swoją część zadania i podsuwał jej równocześnie kawałki

szarego błękitu. Był dobry i wiedział o tym. Wyraz jego twarzy, na

której malowała się skupiona pewność siebie, mówił sam za siebie.

Pracowali w milczeniu, porozumiewając się wyłącznie oczami. Oboje

wierzyli w zwycięstwo i jedno podtrzymywało drugie w tej wierze.

Kiedy do końca konkursu pozostał zaledwie kwadrans, wyglądało na

to, że lada chwila skończą.

Nagle rozległ się dzwonek, oznajmiający, iż którejś z par zawodników

udało się ułożyć całość, a zaraz po nim dało się słyszeć zbiorowe
westchnienie —

wyraz zawiedzionych nadziei. Wszystkie głowy

zwróciły się w jednym kierunku. Zwycięzcy, dwóch mężczyzn w

podeszłym wieku, nie kryli swojej radości.
-

Przegraliśmy - oświadczył grobowym głosem Tristan.

Ale niewiele nam brakowało. nIylko dziesięć minut.

Allison była zaskoczona rozczarowaniem malującym się na jego

twarzy. —

Głowa do góry. Nagroda wynosi tylko sto dolarów.

— Nie

chodzi o pieniądze, tylko o to, że przegraliśmy.

Rozumiem, ale popatrz, jaki piękny jest ten pałac.

Pogładziła opuszkami palców spękaną powierzchnię układanki.

Nagle rozległ się głos spikera:

Jeśli komuś z państwa brakuje do ukończenia całości mniej niż

dwadzieścia pięć elementów, proszę podnieść rękę.

Może mamy szansę na drugie miejsce. — W oczach Tristana

zablysła nadzieja, kiedy podnosił rękę do góry.

Okazało się, że aż trzy pary spełniały podany przez spikera warunek.

Allison i Tristan zajęli czwarte miejsce. Sędzia pogratulował im i

wręczył Allison długą białą kopertę.

Co wygraliśmy? — zapytał Tristan.

Allison wyjęła ze środka koperty podłużny karteluszek i przebiegła

wzrokiem wydrukowane na nim słowa.

To zaproszenie na kolację do „Heartthrob Cafe”. Na dwie osoby

— „Heartthrob Cafe”? —

Tristan ściągnął brwi. — To chyba

odpowiedni lokal, żebyś się tam mogła pokazać ze swoim klientem,
prawda?

background image

Ty to weź — powiedziała, kładąc zaproszenie po jego stronie stołu.

W końcu zapłaciłeś za wstęp.

Tr

istan przesunął kartonik po blacie stołu w jej stronę.

To nie fair. Oboje zapracowaliśmy na tę kolację.

Ty bierzesz zaproszenie, a ja biorę układankę. W ten sposób

będziemy kwita.

Skorzystam z tego zaproszenia wyłącznie pod warunkiem, że

wybierzemy s

ię tam razem — powiedział stanowczo.

Dobrze, niech będzie — zgodziła się z bijącym sercem. — Tak czy

owak, będzie to dobra okazja, żeby porozmawiać o Walentynkach.

W takim razie chodźmy już dzisiaj. Chyba że masz inne plany na

ten wieczór?

Mogła wykręcić się od tej kolacji, tyle że nie chciała.

Czy już wybrałeś walentynkową partnerkę?

Tak, ale wolałbym nie rozmawiać o tym w tej chwili. Po prostu

myślę tylko o tej kolacji.

Tylko nie pomyl jej z randką.

— A to dlaczego?

Zawahała się.
— Nie umawiam s

ię na randki z moimi klientami.

Wyciągnął rękę i ujął jej dłoń.

A nie mogłabyś choć raz zrobić wyjątku? Dla faceta, który niegdyś

śnił po nocach o tym, żebyś została jego dziewczyną?

Allison wiedziała, że powinna powiedzieć „nie”, tymczasem usłyszała
swo

je słowa:

Dobrze. Ze względu na stare, dobre czasy.

ROZDZIAŁ CZWARTY

Zjawił się kelner z zamówionymi potrawami, błyskawicznie rozstawił

je na stole i ulotnił się na swoich łyżworolkach. Cała obsługa w

„Heartthrob Cafe” poruszała się zresztą w ten sposób: jeżdżąc w rytm

puszczanych z grającej szafy dawnych przebojów rock-and-rollowych.

W rezultacie lokal przypominał bardziej dyskotekę niż miejsce dla

spotkań we dwoje.

Tristan lustrował otoczenie spojrzeniem, w którym najwyraźniej

dominował krytyczny dystans. A.llison nie mogła tego nie zauważyć.

background image

Jesteś tu po raz pierwszy, prawda? — zapytała, przysuwając swój

talerz do siebie.

Tak, i chyba raczej będę unikał tego miejsca, skoro

pobyt w nim łączy się z ryzykiem, że w każdej chwili któryś z tych
baletmis

trzów może się potknąć i na twoim ubraniu wyląduje

zawartość sosjerki, talerza czy salaterki.

Przyznaję, że oczekiwałem czegoś zupełnie innego. Ciszy i

prywatności, a nie gagów z niemych komedii.

Wszystko zależy od gustu. Zaproponowałam raz ten lokal

pew

nemu małżeństwu dla uczczenia trzydziestej rocznicy ich ślubu i

wyobraź sobie, że odnaleźli tu atmosferę tamtych lat, kiedy byli

nastolatkami i poznali się.

Przeszłość zawsze traktujemy z nostalgią.

A poza tym miłość ma dar upiększania i dlatego para, o której ci

wspomniałam, odnalazła tu atmosferę romantyzmu.

Skomentował jej słowa uniesieniem brwi.

Uważam, że każdy ma inne wyobrażenie tego, co jest, a co nie jest

romantyczne —

dodała.

A jakie jest to twoje wyobrażenie, Allison? Przyćmione światła,

bezszelestnie poruszający się kelnerzy, słodka melodia płynąca z

przemyślnie ukrytych głośników? Czy to właśnie lubisz?

Owszem, lubię. Ale wszystko zależy od okoliczności.

Chcesz powiedzieć, że zależy od tego, czy twoim partnerem jest

akurat kapitan dr

użyny futbolowej, czy też mistrz szachowy?

Uwielbiał jej rumieńce. Ożywiały jej bladą twarz, rozjaśniały

spojrzenie, nasycały ciepłem całą jej osobowość.

Może w młodości było to mi obojętne, ale teraz jestem bardziej

wybredna —

odparła dziwnie oschłym głosem.

Zapraszając Aliison na tę kolację, a właściwie wymuszając ją na niej,

Tristan miał nadzieję, że wreszcie raz na zawsze otrząśnie się z

dawnego zauroczenia Allison Parker i że teraz okaże się ona całkiem

przeciętną kobietą. Jak dotąd, fascynacja jednak nie mijała.

Powiedz mi, jak to się stało, że zostałaś konsultantką od spraw

sercowych? —

zapytał, zmieniając temat, by dać jej chwilę oddechu.

Ubarwiała właśnie pieczyste ketchupem i musztardą i czynność ta

zdawała się całkiem ją pochłaniać.

Cóż, byłam już trochę zmęczona wspinaniem się po drabinie

kariery, której szczeble zbyt często się łamały.

background image

A czym konkretnie się zajmowałaś?

Badaniem rynku dla potrzeb tutejszych przedsiębiorstw. Jazz robiła

to samo i tak się poznałyśmy.
— Masz dyplom z tej dziedziny?

Dziwi cię to?

Tak. Był tym wszystkim raczej zaskoczony.

Pamiętam, że w swoim czasie obiło mi się o uszy, że Allison

ParkeT wybiera się do szkoły modelek.

Serdecznie się roześmiała.

Głodówki z myślą o zachowaniu linii nigdy mnie nie pociągały.

Poza tym jestem zbyt niska jak na modelkę, no i te włosy...

Czego znowu chcesz od swoich włosów?

Nie ten odcień. Modelka musi mieć uniwersalną kolorystykę, a

moje włosy są prawie czerwone.

Mają barwę Wielkiego Kanionu.

I znów na jej policzkach poja

wiły się rumieńce.

Och, przestań.

To już mężczyzna nie może powiedzieć kobiecie komplementu?

Wielki Kanion jest jednym z cudów świata. Jego widok zapiera dećh
w piersiach.

Czego na pewno nie można powiedzieć o moichwłosach.

Była zakłopotana, lecz on ani myślał wybawiać jej z tej opresji.

Kiedyś były dłuższe.

Zamknęła się w sobie i skupiła na jedzeniu.

Wiesz, znam tylko dwie osoby, które używają równocześnie

ketchupu i musztardy. Ty jesteś tą drugą, a pierwszą jestem ja.
Po chwili i na jego talerzu

pojawił się czerwono-żółty wzór.

Allison wciąż milczała.

Więc jak dokonałaś tego skoku od ekonomicznej analizy rynku do

spraw, którymi się obecnie zajmujesz?

Wytarła usta serwetką.

Pewnego razu, w chwili wielkiej chandry, ja i Jazz zaczęłyśmy

zastanaw

iać się nad tym, co by tu zrobić, żeby uzyskać finansową

niezależność. W końcu wpadłyśmy na wspaniały pomysł. Ludzie żyją

nie tylko towarami, zarabianiem i wydawaniem pieniędzy. Jest jeszcze

cały bogaty świat duchowy, świat stosunków międzyludzkich oraz
ry

tuałów i form z nim związanych.

Rozumiem, że pomysł wypalił?

background image

Nie możemy narzekać. Powodzi się nam lepiej, niż

oczekiwałyśmy.

Pokręcił głową z rozbawieniem.

Gdyby ktoś w szkole powiedział mi, że założysz kiedyś swój

własny interes, nie uwierzyłbym mu.

A czy można wiedzieć, jak wyobrażałeś sobie moją przyszłość?

Wzruszył ramionami.

Widziałem cię na ganku białego domu z dziećmi i mężem, i z psem

leżącym u twoich stóp.

Dolał do swojej szklanki wody mineralnej.

Chciałabym mieć psa.

A męża i dzieci?

Tym razem to ona wzruszyła ramionami.

Myślę, że mogłabym być matką.

A co z tym mężem?

Jak dotąd, nie spotkałam się z kuszącą propozycją.

Odkrył w tym ślad wyzwania. W ogóle im dłużej obcował z Allison

Parker, tym bardziej intrygowała go jej osobowość.

Czy nie uważasz, że na świecie żyje mnóstwo mężczyzn

spragnionych romantycznej miłości?

Być może, lecz prawdziwie romantyczną duszę posiada co

najwyżej dwóch czy trzech na tysiąc.

Opadł na oparcie krzesła i utkwił wzrok w kobiecie, w której niegdy
k

ochał się na zabój.

Czegoś tu nie pojmuję. Bo skoro tak uważasz, to jak mogłaś

zbudować swoją karierę na założeniu, że w każdym mężczyźnie tkwi
romantyk?

Odwrotnie, zawsze twierdziłam, że to kobiety są romantyczne i

spragnione uczuć — odparła z pewnym siebie uśmiechem, dzielnie

wytrzymując jego badawczy wzrok.

Naprawdę?

Naprawdę. — Odłożyła sztućce i ciągnęła rzeczowym tonem: —

Dobrze pamiętam, że nie chciałeś, żeby ten obiad stał się okazją do

poruszania spraw konkretnych, lecz skoro już dotknęliśmy pewnego
tematu...

Sięgnęła po torebkę i wyjęła z niej sporych rozmiarów brązowy notes.

Tristan pomyślał, że oto obcuje z osobą wyśmienicie zorganizowaną,

jedną z tych, które o czwartej trzynaście umawiają się na towarzyską

background image

pogawędkę, by już o czwartej pięćdziesiąt dziewięć zasiąść w fotelu

przed kamerą telewizyjną w celu udzielenia wywiadu.

Chciałabym podzielić się z tobą kilkoma projektami, które

opracowałam. Oczywiście, którą z tych moich propozycji wybierzesz,

będzie zależało w poważnym stopniu od tego, która z kandydatek

będzie ostatecznie twoją walentynkową sympatią.

Podała Tristanowi rozłożony notes. Gdy zapoznał się z treścią kilku

gęsto zapisanych kartek, wiedział przynajmniej tyle, że Allison Parker

rzetelnie podchodziła do swoj ej pracy. Opracowała na jego użytek aż

sześć wariantów. Różniły się wyobrażeniem stylu, nastroju i
symbolicznych detali dnia we dwoje. Kolacja w polinezyjskiej

restauracji i podróż pociągiem przez góry w zimowej scenerii, wieczór

w teatrze i intymne sam na sam przed płonącym kominkiem, a

wszystko to dokładnie skalkulowane i wyliczone co do centa.

Biorę na siebie wszystkie niezbędne rezerwacje, na tobie zaś

spoczywa wyłącznie obowiązek stawienia się z partnerką w
wyznaczonych miejscach.

Usłyszał w jej głosie nutkę sceptycyzmu. Najpewniej wątpiła, czy

faktycznie kieruje się romantycznymi motywanii. Intuicja nie myliła
jej. W pierwszym odruchu

chciał odsłonić przed nią kulisy całej sprawy, lecz w porę się

powstrzymał. Z pewnością fakt, że chodzi tu tylko o wygranie zakładu
z

kolegami, nie poprawiłby jego opinn w jej oczach.

— Który z tych wariantów jest twoim zdaniem najbardziej
romantyczny? —

zapytał.

Sądzę, że powinieneś to sam osądzić — odparła chłodnym tonem.

Tristan odniósł wrażenie, że Allison traktuje go z pewną wyższością.

Poczuł się, jakby znów miał siedemnaście lat.

Dobrze, ale teraz po prostu jestem ciekaw, jak ty chciałabyś

spędzić ten dzień, gdybyś stanęła przed takim wyborem — powiedział

z nutką irytacji w głosie.

Uśmiechnęła się przepraszająco.

Chciałabym słuchać trzasku płonących polan, czuć miłe ciepło na

twarzy i od czasu do czasu spoglądać w okno, za którym jest wiatr i
mróz.

Nagle uświadomiła sobie, że swoją odpowiedzią wprowadziła do

rozmowy z Tristanem nutkę serdeczności i zwierzeń. Z tą chwilą

background image

przes

tawali być osobami, z których jedna świadczy, a druga zamawia

usługi, i zmieniali się w ludzi sobie bliskich.

Zdecydowała, że czas na zmianę tematu.

Naprawdę lubisz układanki?

Czy inaczej chciałbym zostać twoim partnerem? A poza tym,

podobnie jak ty, n

ie cierpię zimna. — Uniósł kieliszek w geście

toastu. —

Okazuje się, że łączy nas coś więcej niż tylko świadectwa

tej samej szkoły średniej.

W jego oczach zabłysly uwodzicielskie ogniki i Allison poczuła

wokół serca ciepło.
— Ciekaw jestem, co by powiedzieli nasi kumpie z klasy, gdyby nas

teraz zobaczyli. Oto ten przybłęda i odmieniec Tristan Talbot siedzi
przy jednym stoliku

z najpopularniejszą i zarazem najzimniejszą w szkole dziewczyną,
Aiiison Parker.

Nie byłeś przybłędą i odmieńcem — zaprzeczyła przez grzeczność.

Byłem, Allison, i oboje o tym wiemy. — Zamilkł, spoglądając w

przeszłość. — To dlatego byłaś taka zła, kiedy cię wtedy

pocałowałem.

Pasowałoby tu bardziej słowo „oburzona”. Przecież mieliśmy tylko

czytać „Romea i Julię”, a nie wcielać się w parę kochanków.

Więc pamiętasz?

Utkwiła wzrok w talerzu.

Cała szkoła paplała o tym co najmniej przez tydzień.

Faktycznie, incydent stał się głośny i szeroko komentowany, ale ona

zapamiętała go z jednego tylko powodu

Tristan całował jak prawdziwy Romeo.

O pocałunku, czy też o tym, że ten twój hokeista podbił mi oko z

zazdrości?

John był piłkarzem, a nie hokeistą.

Obojętnie. Był kimś z paczki, był swoim chłopakiem, czego na

pewno o mnie nie można było powiedzieć.

Allison dobrze wiedziała, co ma na myśli Tristan, rozgraniczając

pomiędzy sobą, a resztą. Chłopakowi z paczki uchodziły pewne

rzeczy, przybyszowi nie. Tristan do końca pozostał w jakimś sensie

obcy, i dlatego jego pocałunek okazał się tak wielką sensacją.

background image

— Przykro mi z powodu tamtego

sińca pod okiem. I że nie byłam

wtedy milsza dla ciebie. Ale wtedy nie byłam dla nikogo miła.

Więc nie byłem jedyny, który otrzymał od ciebie prztyczka w nos?

Sięgnęła po torebkę. Stanowczo nie miała ochoty na tego typu
zwierzenia.

Robi się późno i na mnie już czas.

Pochylił się ponad stolikiem i dotknął dłonią jej ramienia.

Posiedź ze mną jeszcze trochę. Obiecuję, że już więcej nie będę

pytał o osobiste rzeczy.

Była nieugięta.
— Wracam do domu —

odparła, wstając i odsuwając krzesło.

Opuściła restaurację, zanim zdążył załatwić z kelnerem wszystkie

formalności. Dogonił ją dopiero przy windzie na parking.
Wsiedli.

Allison, daj się udobruchać. Wiem, że nie powinienem był

wyciągać tych wszystkich dawnych spraw. Przepraszam.

Obserwowała ze skupioną uwagą płynnie zmieniającą się numerację

pięter. Wiały od niej chłód i obcość.

Mówiłem o szkolnych czasach głównie dlatego, że rzucają one

cień na nasz obecny układ. Myślę, że jesteśmy skrępowani z powodu

tego, co się stało przed kilkunastu laty.

Nic się wtedy nie stało — powiedziała.

Uśmiechnął się.

Właściwie masz rację. Raczej było tak, że to ja chciałem, żeby coś

się stało. Ty nie.

Drzwi windy rozsunęły się. Znajdowali się ńa kondygnacji, gdzie

mieścił się parking.

Byłeś inny niż reszta chłopców — oznajmiła, idąc w stronę

zaparkowanego samochodu.

Chciałem być inny. Zależało mi na tym. Zreszt nadal chcę się

różnić od reszty. Tylko że teraz nie podkreślam już swej

indywidualności niekonwencjonalnym

strojem, lecz wyrażam ją za pomocą architektonicznych projektów.

Jazz jest tobą zachwycona — rzuciła, pragnąc zakończyć ten

wieczór jakimś miłym akcentem.

Niestety, Jazz nie jest akurat tą osobą, którą chciałbym wprawić w

zachwyt.

background image

Pochylił głowę i spojrzał na Allison, jak gdyby zamierzał ją

pocałować. W zasadzie nie miałaby nic przeciwko temu. Warto

przecież byłoby sprawdzić, jak zareaguje tym razem. Czy również na

podobieństwo księżniczki z kawałkiem lodu zamiast serca? A gdyby

jej reakcja była wręcz przeciwna?

Przestraszyła się i szybko usadowiła za kierownicą swojego jeepa.

Zadzwoń, gdy się zdecydujesz na wybór swojej Walentynki.

Przekręciła kluczyk w stacyjce, wrzuciła bieg i odjechała.

Przez całą drogę powrotną do domu Tristan wyrzucał sobie, jak mógł

tak spartaczyć wspólny wieczór z Allison. Zamiast pozwolić się jej

odprężyć, sprawił przez własną głupotę, że rozstała się z nim napięta,
czujna i nieufna.

A wszystko to dzięki temu, że powtórzyła się jakby bez zmian

sytuacja z czasów szkolnych. AJlison wciąż fascynowała go i wciąż

wykazywała zadziwiaj ąco dużą odporność na jego miłe słówka. On

zaś chciał przetrzeć sobie do niej drogę i zniwelować dzielący ich

dystans. Nadał czepiał się jej, jak wówczas w klasie maturalnej, gdy

włóczył się za nią jak cień i w jakimś sensie prześladował.

zbliżyć się do niej, by lepiej ją poznać, lecz na tym nie kończyły się

jego pragnienia. Chciał również dotknąć jej włosów w kolorze

Wielkiego Kanionu i dotykać ustami jej miękkich warg. Chciał, by to

ona została jego Walentynką.

Z drugiej jednak strony przegrałby zakład, gdyby jego koledzy

dowiedzieli się, że Dzień Zakochanych spędził z kobietą, która nie

miała nic wspólnego z ogłoszeniem
w prasie.

Zresztą nie miał żadnych gwarancji, czy Allison przyjęłaby jego

propozycję. Był nawet pewien jej odmowy. Ostatecznie widziała w
ni

m jedynie samą antyromantyczną przeciętność.

Będzie więc musiał udowodnić jej, że fałszywie go oceniła.

Wybrał Shannon, tę tancerkę kabaret6wą — powiadomiła Allison

swoją przyjaciółkę w poniedziałek rano.

Tę, która również kręci laseczką i fika nogami przed meczami na

stadionach?

Tę samą. Nie mogę uwierzyć, że ją wybrał.

O ile dobrze pamiętam, mówiłaś mi, że też rozgrzewałaś kibiców

w czasach szkolnych.

background image

Jest zasadnicza różnica pomiędzy fikającą dziewczyną a fikającą

dojrzałą kobietą.
— Shannon prz

ekroczyła już trzydziestkę. Mógł ostatecznie wybrać

coś bardziej zielonego.

Jazz wyrzucała Tristanowi obojętność na młodość, lecz akurat w tej

kwestii Allison ze zrozumiałych względów nie mogła się z nią

zgodzić.

Umieściłyśmy na tej liście wiele kobiet z mózgiem. Dlaczego jego

wybór nie padł na jedną z nich?

Skąd pewność, że Shannon nie może pochwalić się dyplomem

uniwersyteckim? —

Jazz wbiła w przyjaciółkę badawcze spojrzenie.

I w ogóle dlaczego podchodzisz do tej sprawy tak osobiście?

Traktuję ją czysto zawodowo. — Allison zamknęła notes, jakby od

włożonej w to siły zależało jej życie.

Po prostu staram się najlepiej wykonywać swoją pracę. Intuicja

podpowiadała Jazz coś całkiem innego.

W tygodniu poprzedzającym Dzień Zakochanych Allison była zbyt

zajęta, by myśleć o czymkolwiek prócz pracy. Między innymi

zaangażowała całą swoją pomysłowość i doświadczenie, by

walentynkowa randka Tristana z Shannon okazała się wydarzeniem

udanym i pamiętnym dla obu stron. Wszystko wskazywało na to, że

Shannon była kobietą wymagającą i pełną fantazji, toteż kolacja w

starej gospodzie za miastem oraz szalona sanna przez ośnieżone pola

w świetle księżyca powinny chyba ją zadowolić.

Dzień czternastego lutego Allison zaczęła od wydawania

telefonicznych dyspozycji dotyczących wysyłania kwiatów i słodyczy

pod wskazane adresy. Zajęciu temu przez cały czas towarzyszyła

myśl, że nie ma nikogo, kto mógłby jej przysłać róże lub czekoladki,

ale starała się spychać ją gdzieś w podświadomość. W południe

zadzwoniła do matki z życzeniami miłego dnia, po czym zamknęła

biuro i udała się na drugi koniec miasta do schroniska dla

porzuconych zwierząt.

Odwiedzała to miejsce już od siedmiu lat, i to zawsze tego

szczególnego dnia w roku. Postanowiła bowiem, że dokąd nie spotka

kogoś, komu odda swe serce, będzie spędzała ten dzień ze

stworzeniami, które już kochała.

Walentynki w schronisku łączyły się z szeroko reklamowaną w prasie

i telewizji aukcją czworonożnych, dwunożnych, a nawet beznożnych

background image

lokatorów, którzy tego dnia znajdowali nowych właścicieli. W

klatkach na ten moment czekały psy, koty, króliki, ptaki oraz trzy

węże.

Przez schronisko po południu przewinęły się tłumy. Setki zwierząt

zostało przekazanych w nowe ręce. Najbardziej wzruszał widok

dzieci, które z uszczęśliwionymi minami wyprowadzały wybranego
psa lub kotka.

Gdy zegar wybił szóstą, Ailison pomyślała o Tristanie. Oto w tej

chwili wysłana po Shannon limuzyna dojeżdża z nią do lotniska, gdzie

już czeka Tristan i skąd mają oboje przenieść się helikopterem do
gospody w lasach okalaj

ących St. Paul od północy. Tam, w intymnej

atmosferze...

Allison potrząsnęła głow pragnąc zatrzeć plastyczny obraz bombowej.

blondynki uwodzonej z wdziękiem przez pana Podrywalskiego. Ona

jasne złoto, on — heban i węgiel.

Nie było sensu zaprzeczać, Tristan podobał się jej i z wielką chęcią

zamieniłaby się z Shannon rolami.

Ale była tutaj, w pustej sali wypełnionej klatkami, i tak chyba musiało

być. Klatki były puste z wyjątkiem jednej. Błyszczały w niej brązowe

ślepka małego pieska. Jego rasy nie sposób było ustalić.

Prawdopodobnie był to kundel, ale mordka zwierzęcia i jego

spojrzenie posiadały tyle szlachetności, jakby jego przodkowie

wylegiwali się pod królewskimi stołami.

Rozdarła kopertę i wyjęła z niej okolicznościową kartkę. Na dole

widniał napis: „,Zostaniesz moją Walentynką? Tristan.”

Nikt cię nie chciał, piesku — zwróciła się do niego Allison — a ja,

choć pragnę tego całą duszą, nie mogę cię wziąć ze sobą.

Pies cicho zaskomlał, jakby w pełni pojmując swoją i jej sytuację,

Allison zaś mimochodem zauważyła, że sierść zwierzęcia,

jednorocznej suczki, jest takiej samej barwy jak jej włosy — barwy
Wielkiego Kanionu.

Pogłaskała przez pręty bezpańskiego kundia, pieszczotliwie wytargała

go za uszy i ze ściśniętym sercem wróciła do swojego biurka, przy
kt

órym zbierała datki od odwiedzających schronisko ludzi.

Usiadła i od razu zauważyła kopertę z jej nazwiskiem. Pewnie w tej

formie personel schroniska dziękuje jej za okazaną pomoc.

background image

Poczuła miłe ciepło w okolicy serca i odruchowo rozejrzała się po
sali. W p

obliżu drzwi, oparty o stół, stał Tristan i mierzył ją

niezgłębionym, choć pozornie tylko ubawionym spojrzeniem.

Ubrany był w ciemne dżinsy, czerwony sweter i zieloną zamszową

marynarkę. Szyję okalał mu rozpięty kołnierzyk białej koszuli.

Masz minę, jakbyś zobaczyła ducha.

Co tu robisz? Przecież miałeś być na lotnisku?

Shannon odwołała spotkanie w ostatniej chwili — rzekł spokojnym

głosem, który kontrastował z jej wzburzeniem.

Och, nie! Przepadło tyle pieniędzy!

Wzruszył ramionami.

Pieniądze są najmniej ważne.

Była szansa odzyskania choć części.

Szkoda, że nie skontaktowałeś się ze mną wcześniej.

Dzwoniłem do biura i Jazz przysłała mnie tutaj. —

Wyciągnął na całą długość prawą rękę, która dotąd była schowana

plecami. Trzymał w niej różowy goździk. — To dla ciebie.
— Z jakiej okazji?

Przecież mamy dziś Walentynki. Czy już zapomniałaś, co różowe

goździki znaczyły w szkole?

Czyż mogła zapomnieć? Czerwone, białe i różowe goździki królowały

czternastego lutego. Innych kwiatów prawie nie widywało się na

korytarzach i w klasach szkoły. Czerwone oznaczały miłość, białe —

przyjaźń, różowe zaś zdawały się mówić: „Pragnę poznać cię bliżej”.

W klasie maturalnej Allison otrzymała trzy goździki:

czerwony od swojego chłopaka, biały od przyjaciółki Gretchen i

różowy od Tristana.

Dziękuję.

Mam nadzieję, że nie wrzucisz go do kosza.

Raz przynajmniej udało się jej nie zaczerwienić.

Nie. Tym razem nie dostałam czerwonego.

Rozległo się psie skomlenie. Spojrzeli w kierunku klatki, po czym,

jakby posłuszni wewnętrznemu nakazoV wi, zgodnie podeszli do niej.

Jego sierść jest tego samego koloru co twoje włosy

zauważył Tristan, podczas gdy Allison obsypywała psa

pieszczotami.

Jej sierść — sprostowała. — Kupiono dziś tyle psów, a jej urody

jakoś nikt nie zdołał docenić.

background image

Tristana ujęła czułość, jaką okazywała zwierzęciu.

Czy chcesz wziąć ją do siebie?

Nie mogę. Właściciel domu, w którym mieszkam, zabrania

lokatorom trzymania psów. —

Uniosła wzrok na Tristana. — Nie

przypuszczam, żebyś szukał towarzyszki?
— Ow

szem, szukam, ale interesują mnie bardziej te dwunożne —

odparł z błyskiem w oczach.

Pies sprawia mniej kłopotu. Spójrz. Już cię polubiła.

I faktycznie, mimo że Tristan nie kiwnął dotąd palcem, by zostać

pokochanym, suczka patrzyła na niego z oddaniem i miłością.

Nie mógł powstrzymać się od uśmiechu.
— Nie patrz tak na mnie —

zwrócił się do pieska. — Nie byłbym

dobrym panem. Mam trudny charakter.

Jeden z tutejszych pracowników powiedział mi, że pozostawiono ją

na schodach szpitala dla zwierząt. Będzie posłuszna i wierna

każdemu, kto się nią zaopiekuje.

Za wyjątkiem weekendów, bywam w domu praktycznie tylko

wieczorami —

rzekł tonem usprawiedliwienia, po czym pogładził psa,

co w tej sytuacji było prawdziwym błędem.

Została przebadana przez weterynarza. Nie doszukał się żadnych
chorób.

Tristan nie odpowiedział. Pozwalał, by piesek lizał mu dłoń.

Tymczasem Allison nie ustawała w zachwalaniu bezpańskiego
kundia.

Jest mała i żywienie jej nie zrujnuje twojego budżetu. Poza tym z

pewnością nie będziesz musiał się martwić, że pogryzie ci buty.

Tristan wciąż milczał.

Spójrz, jakie ma rozumne oczy. Jeżeli nocą z twojej kuchenki

zacznie ulatniać się gaz, ona cię na pewno obudzi.

Na twarzy Tristana odbiła się wewnętrzna walka.

Allison sięgnęła po ostateczny argument.

Zostanie uśpiona, jeśli nie znajdzie właściciela powiedziała

drżącym głosem.

Ich oczy spotkały się. Tristan poczuł się zwyciężony. Był sam

przeciwko dwóm istotom płci żeńskiej.

Jak się wabi?

Arizona. Dziwię się, że nikt się nią nie zainteresował. Bądź co

bądź, są Walentynki i jej sierść ma odcień czerwieni, czyli miłości.

background image

Tristan pomyślał to samo, tyle że o Allison. I gotów był wszystko

zrobić, włącznie z kupieniem psa, byleby tylko na ten wieczór została

jego Walentynką.

Obawiam się, że nie bardzo wiem, jak zaopiekować się czymś

takim —

powiedział, patrząc na wilgotny nosek Arizony.

Dostaniesz tutaj wszelkie niezbędne infonnace.

Tristan od ukończenia studiów zawsze mieszkał sam i cenił sobie

swobodę. Z drugiej jednak strony nie chciał rozczarować Allison.

Być może nadszedł czas, żeby w moim życiu po- jawiła się

wreszcie jakaś kobieta. — Z namysłem potarł ręką kark. — Jeżeli, jak

mówisz, dostanę tu czarno na bialym, jak zostać tatusiem tego rodzaju

stworzonka, to chyba ją wezmę.

Naprawdę?! — zawołała z rozpromienioną twarzą.

Lecz pod warunkiem, że pojedziesz z nami i pomożesz nam się

urządzić.

Allison nie była z tych, co się cofają, gdy zwycięstwo jest o krok.

Chwyciła za pióro i zaczęła wypełniać konieczne formularze. Po kilku
minutach w

stała i oświadczyła głosem pracowniczki urzędu stanu

cywilnego:

Pan, panie Talbot, staje się z tą chwilą prawnym właścicielem

obecnej tu —

wskazała patetycznym gestem w stronę klatki —

Arizony. A teraz proszę przejść z tym dokumentem do kasy i uiścić
nal

eżną opłatę.

ROZDZIAŁ PIĄTY

Allison pojechała do domu Tristana wyłącznie z powodu psa. Gdy

jednak się tam znalazła, uświadomiła sobie, że jest tu właściwie

dlatego, iż nie doszła do skutku jego zaplanowana w najdrobniejszych

szczegółach randka.
Tak czy o

wak, ona, Allison, po raz kolejny z rzędu nie będzie miała

swoich Walentynek. Wieczór ten, chociaż nietypowy, nie zapowiadał

się romantycznie. Już zresztą pierwsze słowa Tristana, gdy wysiadł z

samochodu, ona zaś podeszła do niego od strony zaparkowanego
t

rochę dalej jeepa, świadczyły o tym dobitnie:

Mówiłaś, że jest przyuczona do załatwiania się na dworze.

— Owszem.

No bo właśnie obsikała mi przednie siedzenie.

background image

Allison zajrzała do wnętrza luksusowego samochodu.

Dlaczego wyjąłeś ją z klatki?

— Piszcza

ła.

Nie trzeba było wielkiej spostrzegawczości, aby zauważyć, że Arizona
jest przestraszona.

Krzyczałeś na nią? — Allison rzuciła na Tristana podejrzliwe

spojrzenie.

Nie. Powiedziałem jej tylko, że pochlebia mi, że

czuje się w moim samochodzie tak swobodnie — odparł z nie
skrywanym sarkazmem.

Allison wzięła suczkę na ręce, doczepiła do jej obroży smycz i

postawiła na śniegu.

Arizona natychmiast zaczęła się trząść jak liść osiki.

Co z nią? — spytał zaniepokojony Tristan. — Powiedziałaś, że jest

zdrowa.

I powiedziałam prawdę. Tylko że ona nie ma futra, które

chroniłoby ją przed siarczystym mrozem. Lepiej szybko chodźmy do
domu.

Tristan wskazał ręką w kierunku parterowego budynku ze spadzistym

dachem i po chwili stali już w oświetlonym rzęsiście holu.
A

rizona z miejsca zabrała się do obwąchiwania obcego otoczenia.

Tristan śledził jej wyprawę w głąb mieszkania z dużym
zainteresowaniem.

Czy już miałeś kiedyś psa? — zapytała Allison.

Zaprzeczył ruchem głowy.

Moja matka nie tolerowała w domu żadnych zwierząt. Nawet

rybek.

A kiedy wyprowadziłeś się od rodziców?

Wtedy zacząłem życie koczownika i ani mi w głowie było

obarczać się jakimś zwierzęciem.

Więc naprawdę nie wiesz, jak się opiekować psem?

Nie, ale przeczucie mi mówi, że szybko się nauczę.

I

faktycznie. Po godzinie Tristan recytował jak z nut wyuczoną lekcję,

zaś Arizona poczuła się równie swobodnie, jak gdyby tutaj jej matka

wydała ją na świat.

Być może powinniśmy wyjść z nią na spacer — zasugerowała

Allison, gdy Arizona nagle uznała, że salon, jadalnia i kuchnia mogą

być wspaniałym torem wyścigowym. — Rozpiera ją energia.

background image

Powiedziałbym raczej, że jest podekscytowana moim

towarzystwem. Tak działam na kobiety. Wstępuje w nie demon.

Allison zachichotała.

W ciebie też wstąpiłby demon, gdybyś był zamknięty w klatce

przez kilka dni. Podobno kiedy się opuszcza więzienie, ma się przede

wszystkim ochotę na bieganie.

Tristan kiwnął ze zrozumieniem głowa po czym dołożył drew do
ognia.

A co byś powiedziała na wspólną kolację? — zapytał, wstając z

klęczek. — Bądź co bądź, masz u mnie dług wdzięczności za wykład
o psach.

Tak, to był kolejny dowód, że mimo trzaskającego w kominku ognia i

miękkich foteli, jego i ją łączyły wyłącznie zobowiązania.

Tego pierwszego dnia raczej nie powinieneś zostawiać Arizony

samej.

No to zostańmy w domu i zróbmy sobie coś do zjedzenia.

Gotów jesteś stanąć przy kuchni?

A cóż w tym osobliwego? — Zbliżył się do niej i naturalnym

gestem ujął ją za ręce.

Zapomniałeś, jaki dziś mamy dzień? — Czuła ciepło jego dłoni,

k

tóre rozchodziło się falami po jej ciele.

Śmiejące się oczy Tristana rzucały na nią czar.

Dzień Zakochanych. Tym bardziej żadne z nas nie powinno jeść w

samotności.

Uwolniła swoje dłonie w nadziei, że odzyska jasność myślenia.

Gdy wciąż milczała, zapytał:

Więc jak? Zjesz ze mną kolację czy też mam rywala, który obiecał

ci wieczór pełen romantycznych wrażeń?

Głęboko westchnęła.

Daj spokój. Od dawna nie wierzę w romantyczne zawroty głowy.

Wstydź się, Allison. Każda kobieta powinna mieć w swoim życiu

c

hoć chwilę szczęścia. — Delikatnie pogładził ją po policzku, po

czym wziął za ramiona i posadził na fotelu. — Grzej się tu przed
kominkiem, a ja tymczasem ruszam do boju.

Ale przecież twoje Walentynki miały być niezapomnianą chwilą w

życiu — powiedziała z żalem.

Nie martw się, jeszcze będą — odparł, po czym zniknął w kuchni.

background image

Allison została sama, lecz na krótko. Zaraz bowiem, jak gdyby

wyczuwając jej samotność, dołączyła do niej Arizona. Położyła łeb na

jej udzie i zamknęła oczy.

Allison rozejrzała się po salonie. Nie było tu żadnych ekstrawagancji.

Przede wszystkim uderzał widok masy książek. Stały na półkach,

gzymsach, meblach. Jedną z półek zajmowały powieści

detektywistyczne, Allison uśmiechnęła się. Ona je także lubiła.

Wszedł Tristan, niosąc tacę z dwiema wysokimi szklankami i

dzbankiem napełnionym jakimś rubinowym płynem. Rozlał go, po

czym wzniósł toast za pomyślność

i szczęście.

Allison nie zdążyła odpowiedzieć. Nie zdążyła nawet skosztować

rubinowego napoju, bo nagle znalazła się w jego ramionach i poczuła,

że ją całuje.
— Chyba tym razem nikt nie podbije mi za to oka?

Roześmiała się.

Nikogo takiego nie widziałam. — Upiła łyk. — Co to za cudo?

— Poncz egzotyczny. —

Gwałtownie pomachał ręką. — „1”1ko nie

pytaj o przepis.

Wziął tacę i znów zniknął w kuchni. Przez następne pięć minut

pojawiał się i znikał kilka razy, aż stół został zastawiony. AJlison

zachodziła w głowę, jakim cudem wyczarował tak szybko wszystkie

te wspaniałości. Były sałatki, owoce, bulion z grzankami, trzy rodzaje

pieczywa, smażona ryba..

Nim zasiedli do stołu, włożył do odtwarzacza płytę kompaktową i

pokój wypełniła hawajska muzyka.

Allison smakowało wszystko i czuła się wspaniale. Kojąca, falująca, a
zarazem przesycona erotyzmem muzyka. Soczyste, wonne ananasy i
chrupkie tortii

le. Ciepło bijące od kominka. Ciche, półsenne

skomlenie Arizony. I ten mężczyzna siedzący naprzeciwko, niby

podobny do innych mężczyzn, a przecież jakże od nich inny.

Sięgnęła pamięcią do dawnych czasów. Tristan już wtedy podkreślał

swoją odmienność. Nie obawiał się być sobą, nie upodabniał się do

innych, nie wkładał barw ochronnych. Wiedziała już, że tego wieczoiu
nigdy nie zapomni.

Po deserze Tristan spytał:

Zatańczymy czy zagramy w grę komputerową? Dla Allison, która

we własnym przekonaniu miała dwie lewe nogi, wybór był oczywisty.

background image

Położyli się więc na dywanie i zapatrzeni w ekran jęli oblegać zamki,

mierzyć się ze sobą na turniejach, roznosić w puch bandy zbójców,

brać udział w wyprawach krzyżowych, walczyć ze smokami.

Gdy rycerz Allison zdobył królewski skarb przed rycerzem Tristana,

zawołała:

Udało się! Wygrałam!

Znasz tę grę, prawda?

Nie, przysięgam — odparła, wachlując dłonią rozpalone policzki.

Używam komputera tylko do pracy. Ale to się zmieni. Teraz wiem,

jaką frajdę może sprawić taka gra. Co za fajna zabawa!

To ty jesteś fajna — powiedział cicho.

Uff, ależ tu gorąco! — Spojrzała na zegarek. — Rany! Ależ późno!

Muszę uciekać.

Może odwiozę cię? Masz w sobie dużo ponczu.

A ty co? Nie byłeś wcale gorszy.

Położył dłoń na piersi w geście przyznania się do winy.

Woec tego zostań na noc.

Jednak chyba pójdę. — Usiłowała podnieść się z dywanu, lecz coś

jej w tym przeszkadzało. — Co było w tym ponczu?

Powiedziałem ci, żebyś nie pytała o przepis.

— Przepis truciciela. Rozumiem. To dlateg

o nie mogę się ruszyć. —

Spojrzała na niego z wyrzutem.
— Przykro mi.

W jej oczach pojawiła się nieufność.
-

Wątpię.

Nie mógłbym cię okłamać, AJlison.

Chciała mu wierzyć, lecz równocześnie zalęgło się w niej podejrzenie,

że sobie to wszystko ukartował. Upił ją, by została i spędziła z nim
noc.

Możesz zająć mój pokój. Ja prześpię się tutaj. Ta kanapa jest

rozkładana.

Nie podoba mi się ten pomysł. — Nie ufała nie tyle jemu, co sobie.

Zresztą nie mam rzeczy na zmianę

dodała.

Mogę pożyczyć ci moją koszulę do spania. Nie mam szczotki do

zębów.

background image

Mam zapasową. — W jego oczach i uśmiechu pojawiła się

czułość. — Na dworze jest okropnie. Zostań. Sprawisz tym

przyjemność również Arizonie.

Odruchowo spojrzała w kierunku psa. Spał sobie smacznie, złożywszy

łeb na wyciągniętych łapach.

Muszę być w pracy o dziewiątej.

Wstaję codziennie o wpół do siódmej. Obudzę cię.

Mogłabym wezwać taksówkę, a po samochód przyjechać jutro. —

Jej protesty były coraz mniej przekonujące.

Nie chciała wychodzić i Tristan dobrze o tym wiedział.

Wziął ją za rękę i zaprowadził do swojej sypialni. Pokój utrzymany

był w dwóch kolorach: złocie i czerni. Wszystko tu wydawało się

duże — łóżko, szafa, lustro.

Wyjął z szafy bawełnianą koszulkę.
— To do spania. —

Wskazał drzwi obite złocistą materi — A łazienka

jest tam.

A potem znów ją pocałował, tym razem delikatnie i czule.

Allison doznała czegoś w rodzaju zawodu, że pocałunek tak szybko

się skończył.
— Tristan? —

powiedziała, widząc, że chce opuścić sypialnię.

- Tak?

Jesteś naprawdę romantyczny.

W jej miękkim głosie zabrzmiało przyzwolenie. Musiał zmobilizować

całą swoją wolę, by pozostać w miejscu, gdzie stał. Uczciwość

nakazywała mu nie korzystać z okazji. Poza tym uświadomił sobie, że

przyrządził poncz dużo mocniejszy, niż zamierzał.

Dzisiejsza noc nie skończy się więc spełnieniem, lecz drzwi zostały

otwarte. Zrozumiał, że Allison nie tylko czarowała go i nęciła. Chyba

zakochał się w niej. Tak, na pewno zakochał się w niej, a miłość

potrafi być cierpliwa.
— Dobranoc, Wielki Kanionie —

rzekł i wyszedł na korytarz.

A]lison zbudziło nieprzyjemne tarcie metalu o beton. Wyskoczyła z

łóżka i uchyliła żaluzję. Ujrzała Tristana odgarniającego łopatą śnieg.

Sypało tej nocy i na ziemi leżała półmetrowa warstwa oślepiającego
puchu. Jej Samochód

, podobnie jak inne, miał na dachu grubą, baranią

czapę. W pobliżu Tristana wesoło hasała Arizona, to zapadając się w

zaspach, to wyłaniając się z nich niczym z morskiej piany.

Uwagę Allison przykuła woń świeżo parzonej kawy.

background image

Znalazła w kuchni nie tylko kawę w dzbanku, lecz także złociste,

słodkie bułeczki z malinami.

Pokusa była zbyt wielka. Kończyła właśnie drugą bułeczkę, kiedy

wszedł Tristan, wpuszczając do środka mroźny powiew zimy.

Jak ci się spało? — zapytał na dzień dobry.

— Dobrze —

odparła, w tym samym momencie uświadamiając sobie,

że ma na sobie tylko kusą koszulkę.

Widzę, że znalazłaś śniadanie.

Odłożyła kawałek bułki na talerzyk.

Robisz wspaniałą kawę.

Mam dziś rano spotkanie, inaczej zaprosiłbym cię na śniadanie z

prawdziwego zdarzenia. —

Zdjął kurtkę, nie odrywając oczu od

Allison.

To mi zupełnie wystarczy. Rano zazwyczaj jem nawet mniej.

Gdzie jest Arizona?

Tristan zaniepokoił się, poszedł ku drzwiom i gwizdnął. Pies wpadł do

środka i energicznie otrząsnął się ze śniegu.
— Tak jej si

ę tam podobało, że nie chciała wracać — powiedział z

uśmiechem.
— Jest przemoczona do suchej nitki! —

zawołała Allison. — Lepiej

czymś ją wytrzyj.

Zniknął, po czym wrócił z żółtym, puchatym ręcznikiem i zaczął

wycierać suczkę. Kiedy wziął ją na ręce, okazało się, że na jej brzuchu

wiszą sopelki lodu.

Chyba potrzebujemy suszarki do włosów — powiedziała Allison.

Inaczej gotowa nam zamarznąć.

Poszli do łazienki przy sypialni Tristana, a po skończonym zabiegu

Arizona znowu zaczęła biegać po całym mieszkaniu.
— Kup jej sweter —

poradziła Allison, wyciągając wtyczkę suszarki z

kontaktu.

Nagle poczuła, że w łazience zrobiło się ciasno. W lustrze napotkała
wzrok Tristana.

Jesteś cała mokra — powiedział nieswoim głosem.

Ty też — odparła, spoglądając na jego mokrą koszulę i krawat. —

Nie możesz tak iść do pracy.
-Ani ty.

Spojrzała na siebie i poczuła się naga. -

background image

Tymczasem Tristan spoglądał na nią jak za dawnych czasów — z

podziwem i uwielbieniem, jak gdyby była najpiękniejszą dziewczyną
w szkole, jak gdyby prag

nął ją tulić i pieścić, jakby przysięgał jej

miłość po wieczne czasy.

Chyba się przebiorę.

Odwróciła się i weszła do sypialni Tristana, która przez jedną noc

należała do niej. On wszedł tam za nią.

Zabiorę swoje rzeczy, to będziesz się mógł tu przebrać —

powiedziała i pospiesznie zgarnęła swoją garderobę, po czym ruszyła
ku drzwiom.
-

Zapomniałaś o czymś.

Zatrzymała się i powoli odwróciła. Ujrzała w jego ręku swój czarny,
koronkowy stanik.

Nie chciał jej denerwować, lecz czuł, że czerń tych koronek, błękit jej

oczu i czysta miedź tych wspaniałych włosów kruszą jego wolę.

Odkąd pojawiła się znów wje- go życiu, myślał wyłącznie o niej.

Zadurzenie z czasów szkolnych okazało się wyjątkowo trwałe.

Ona zaś tęskniła za mężczyzną, który troszczyłby się o ni i niepokoił,

gdyby długo nie wracała do domu, który wybudowałby dla niej dom

otoczony parkanem z niziutkich sztachet, pomalowanych na biało,

który dzieliłby jej zainteresowania i pasje. Za kimś takim jak Tristan.

Kiedy powoli zawróciła w jego stronę, by wziąć stanik, Tristan

powiedział:

Allison? Chyba tak naprawdę nie chcesz się przebierać? Powiedz.

Spóźnimy się do pracy — zaprotestowała, lecz w jej głosie

zabrzmiało przyzwolenie.

Nieważne — szepnął i przytulił ją do siebie.

Przecież masz spotkanie. — Broniła się coraz słabiej.

-

Nieważne - powtórzył i pocałował ją.

Pachniała malinami i kawą. On pachniał jodłą rosnącą przed domem i
mrozem.

Rzuciła ubranie na podłogę. Przywarła do Tristana i zarzuciła mu ręce

na szyję, całując go jak w transie.

Czekałem na to osiemnaście lat — wyszeptał.

I warto było?

Pozwoliła wziąć się na ręce i zanieść do łóżka. Czekała, aż Tristan się

rozbierze. A kiedy położył się przy niej, przypomniała sobie o swojej

background image

koszuli. Uklękła, by ją zdjąć, lecz zatrzymał jej dłonie. Wolał to

zrobić sam.

A kiedy dokonał dzieła, musiał stwierdzić, że trzydzieści sześć lat to

dla kobiety wcale nie jest za dużo. Ciało Allison było nadal jędrne,

młode i świeże, a równocześnie dojrzałe i przez to podwójnie

pociągające.

Kochali się z wielką czułością i prostotą, jak ludzie, którzy

doświadczyli już w życiu seksualnych rozkoszy, i to niekoniecznie ze

szczęśliwie dobranymi partnerami,

i teraz mają nadzieję, że wreszcie wyjdą z ciemnego lasu na jasną

polanę.

A potem leżeli obok siebie i w bezruchu raz jeszcze przeżywali to, co

przed chwilą między nimi zaszło.

Allison pierwsza przerwała ciszę.

Coś się stało — wyszeptała. — Nigdy jeszcze nie czułam się tak...

Jak mogła mu wyznać, że czuła się kochana, skoro on nie wspomniał

dotąd ani jednym słowem o miłości?

Przytulił ją i pogładził po włosach.

Gdybym wiedział to, co wiem teraz, nie czekałbym osiemnastu lat.

Musnęła jego usta wciąż nabrzmiałymi wargami.

Nie sądzę, żebym była na to gotowa przed osiemnastu laty. —

Westchnęła. — Nie jestem nawet pewna, czy i dziś nie jest za

wcześnie. Albo za późno.

Dźwignął się na łokciu i spojrzał jej w oczy.

Nie musimy się spieszyć. Mamy czas.

Zadzwonił telefon.

Tristan zamknął oczy i opadł na poduszkę.

A już myślałem, że świat o nas zapomniał. Lecz on dobija się,

żebyśmy czasami nie zostali tu przez cały dzień.

Poczuła lekki chłód i naciągnęła na siebie kołdrę.
— Nie odbierzesz?

Jęknął i niechętnie sięgnął po słuchawkę. Nim jednak zdążył ją

podnieść, włączyła się sekretarka.
— Tristan, tu Ginger.

Dzwonię na prośbę Ralpha. Przypomina ci o

tym spotkaniu z przedstawicielami firmy Hobson. Budynek

gubernatora, pokój numer 306. Jeżeli nie wybyłeś jeszcze z domu,

zadzwoń. Zaszły pewne zmiany w porządku dziennym, lecz o nich już
na miejscu.

background image

Tristan wycisnął na czole Allison mocny pocałunek.

Patrz, co narobiłaś. Gdyby nie Ralph, facet, który zawsze trzyma

rękę na pulsie, zapomniałbym o tym spotkaniu.

Przykro mi, że mogłeś przeze mnie narazić się na nieprzyjemności.

Obrysował palcem kontury jej twarzy.
— Och, Wielki Kan

ionie. Twoje czerwonawe brązy zdolne są

człowiekowi wynagrodzić wszystko.

Wstał i szybko się ubrał. Od tej pory zdawał się już być pochłonięty

czekającym go spotkaniem i Allison zaczęła mieć wątpliwości, czy

czasami nie popełniła błędu, pozwalając, by w przeciągu tak krótkiego

czasu ten mężczyzna stał się dla niej tak ważny.

Odprowadził ją do samochodu, wydawało się, tylko przez grzeczność.

Gdy już zapięła pas, pochylił się ku niej i powiedział:

Przepraszam za to odrzutowe rozstanie. Niech diabli porwą firmę

Hobson i jej przedstawicieli. Zobaczymy się wieczorem?

Jeżeli masz ochotę.

— Mam, Allison —

odparł tak ciepłym głosem, że w jednej chwili

zniknęły wszystkie jej wątpliwości i obawy.

Spóźniłaś się. Odebrałam z tuzin telefonów do ciebie, w tym trzy

od Tristana Talbota —

powiedziała Jazz do przyjaciółki, gdy ta

zjawiła się w biurze.

Allison poczuła, że się czerwieni, i tym mocniej się zaczerwieniła.

Umknęła spojrzeniem w bok.

Gdzie cię wczoraj poniosło? — dopytywała się Jazz, jak zawsze

ciekawska. —

Ostatni raz dzwoniłam tuż przed północą, a ciebie

wciąż nie było w domu.

Stary przyjaciel zaprosił mnie na kolację — odparła Allison,

zmieniając botki na wygodne pantofle. — O ile pamiętam, wczorajszy

wieczór miałaś spędzić z Tobym.

Jazz prychnęła.
— Tak

było w planach, ale okazało się, że mam najmniej

romantycznego narzeczonego w stanie Minnesota. Wiesz, gdzie ten

facet mnie zaciągnął? Do kręgielni! Gdzie zresztą mnie zostawił dla

tych swoich słupków i kul. Mogłabym go ukatrupić!

Myślałam, że do kręgielni chodzi tylko w poniedziałki.

Tak, ale oni weszli w fazę decydujących rozgrywek i jeden z

chłopaków poprosił Toby”ego, żeby go zastąpił. Czy możesz

uwierzyć? Ciskał tymi głupimi kulami w te beznadziejne słupki tylko

background image

dlatego, żeby jego kuinpel spędził po ludzku Walentynki ze swoją

dziewczyną!

Ale chyba po tej wizycie w kręgielni zostało wam jeszcze mnóstwo

czasu na milsze doznania?

Jazz wsparła się pod boki.

Nie mam zamiaru być spychana do roli deseru po zasadniczym

posiłku. Najpierw kule, piłka, oglądanie koszykówki, a dopiero potem

wierna i potulna Jazz. Powinnam była posłuchać się ciebie. Jeżeli

mężczyzna w naszym wieku jest wciąż kawalerem, to chyba coś jest

nie tak z jego dojrzałością. Toby to wyrośnięty ponad miarę chłopak.
Poza sportem nie widzi

świata.

Allison chciała powiedzieć coś o Tristanie, ale Jazz nie dała jej dojść

do słowa. Rozgadała się na dobre. Była autentycznie wzburzona i
rozgoryczona.

Właściwie powinnam zwrócić mu pierścionek zaręczynowy. Bo

czy mam zawsze być tą drugą? Po tych jego sportowych romansach?

Nie wiem nawet, dlaczego mi się oświadczył. Nie jestem mu wcale

potrzebna. Może spać sobie z owalną bądź okrągłą piłką. Dołączam

do ciebie, Alli. Będziemy razem spędzać sobotnie wieczory

i będzie nam przyjemniej niz z tymi wrednymi, opętanymi facetami.

Allison zrobiło się nieprzyjemnie. Znalazła się wobec Jazz w dość

niezręcznej sytuacji.

Dlatego kiedy zadzwonił telefon, sięgnęła po słuchawkę jak po

pomocną dłoń. Nadarzała się okazja zajęcia się pracą.

Myliła się. Rozpoznała głos Tristana.
-

. Dzwonię, żeby powiedzieć ci, że tak wspaniałych chwil, jak te

wczorajsze i dzisiejsze, jeszcze nie przeżyłem.

Cieszę się, że dobrze się bawiłeś.

„Bawić się” to nie jest odpowiednie słowo, Allison. Użyłbym stu

innych, tylko nie tego.
— To m

iłe z twojej strony — powiedziała, świadoma, że Jazz słyszy

wszystko, włączme z najsubtelniejszymi odcieniami intonacji.

Czy nie zapomniałaś o naszym spotkaniu?

Oczywiście, że nie. Na którą się umawiamy?

Przyjedź zaraz po pracy. m razem wybierzemy się do restauracji z

prawdziwego zdarzenia.

W takim razie będę o wpół do siódmej.

Wspaniale. Do zobaczenia, Wielki Kanionie.

background image

Kto to był? — zapytała Jazz, gdy Allison odłożyła słuchawkę. —

Kimkolwiek zresztą był ten ktoś, wyczarował wspaniałe rumieńce na
twoich policzkach.

Allison brzydziła się kłamstwem. Zresztą przed Jazz i tak nic nie

mogło się ukryć.

Rozmawiałam z Tristanem.

I jak? Udało mu się z tą fikającą Shannon?

Sęk w tym, że wcale się z nią nie spotkał. Wycofała się prawie że

w ostatniej chwili —

odparła AJlison, udając, że szuka czegoś w

szufladzie biurka.

Poczekaj! Czy czasami ten stary przyjaciel, z którym byłaś wczoraj

na kolacji, to nie Talbot? —

Jazz nie kryła podniecenia, jak gdyby

była detektywem, który wpadł na trop mordercy.

Ściślej mówiąc, zjedliśmy kolację u niego w domu. Zjawił się w

schronisku dla zwierząt tuż przed zamknięciem, ale zdążył jeszcze

kupić psa. Poprosił mnie, żebym wprowadziła go w arkana

opiekowania się czworonożnym przyjacielem.

Ach, tak. Teraz zaczynam coś rozumieć.

Powiedziałam ci prawdę.

Zaczynam rozumieć, skąd ten twój rozmarzony wyraz twarzy.

Jesteś dziś całkiem odmieniona.

Allison podeszła do kopiarki i zrobiła duplikat dokumentu, który

akurat leżał na jej biurku, lecz który miał być wyrzucony do kosza.

Zajmując się czymkolwiek,

chciała ukryć zmieszanie.

A zatem Tristan był wczoraj twoim zziębniętym rycerzem. Mam

nadzieję, że go rozgrzałaś?

Na miłość boską, Jazz! Rozgrzewał nas ogień płonący na kominku.

Bawiliśmy się z psem, graliśmy w grę komputerow coś tam zjedliśmy.
To wszystko.

Wiem, że przyrzekłaś sobie już nigdy więcej nie zakochać się w

żadnym przystojniaku, ale chyba uczyniłaś wyjątek?

Nie zakochałam się — zaprzeczyła Allison, lecz bez przekonania.

Po prostu mamy ze sobą wiele wspólnego.

Jasne, miłe szkolne wspomnienia.

Zostawmy ten temat, Jazz, i zajmijmy się wreszcie pracą.

Jazz, posłuszna prośbie przyjaciółki, nie wymieniła już tego dnia

imienia Tristana. Nie musiała tego robić. Allison wciąż o nim myślała

background image

i bodaj ze sto razy do

chodziła do wniosku, że pan Podrywalski chyba

ją poderwał.

ROZDZIAŁ SZÓSTY

Kiedy Ailison przekroczyła próg domu Tristana, ciepło i serdecznie

powitała ją Arizona, skacząc z radości i liżąc jej nogi i dłonie.

Cieszę się, że widzę ją wciąż przy życiu — powiedziała A]lison,

prostując się i spoglądając na Tristana z ironicznym uśmieszkiem.

Na razie oboje jakoś się trzymamy. — Odebrał od niej płaszcz i

powiesił go w szafie. — Cieszę się, że przyszłaś.

Ja też.

Chciałbym porozmawiać z tobą o tylu rzeczach, ale może najpierw

coś zjemy.

Naprawdę jesteś głodny?

— Yhm —

zamruczał i pociągnął ją za sobą do sypialni.

Kiedy skończyli i leżąc bez ruchu uspokoili trochę swoje serca,

Tristan westchnął:

Przeleżałbym tu z tobą całą zimę, aż do wiosny.

Ja też. — Jej głos przypominał mruczenie kotki.

Niestety, Arizona najwyraźniej żali się na coś, zapewne na

samotność. Słyszysz?

Tristan zrobił minę skazańca prowadzonego na szafot.

Poczekajmy chwilę, może przestanie. Skomlenie jednak nie

ustawało i trzeba było jakoś temu zaradzić.
-

Nie mogę pozwoli4 żeby w moim domu ktoś cierpiał

-

przemówił Tristan głosem pełnym teatralnego patosu.

Ja zostaję, więc wrócisz do ciepłego łóżka — powiedziała,

ocierając się o niego bezwstydnie.

Mimo tej pokusy wstał i włożył spodnie.

Może jednak powinnaś się ubrać. Chciałem cię zabrać na kolację.

Raczej pozwól mi przyrządzić coś w twojej kuchni.

Obawiam się, że mam pustą lodówkę.

Zobaczę. Jeśli uznam, że istotnie nic się nie da zrobić, wtedy

wyjdziemy.

Pochylił się i pocałował ją.
— Szlafrok znajdziesz w szafie. Zaraz wracam.

background image

Gdy zamknął za sobą drzwi, Allison wstała z łóżka i otworzyła szafę.

W jej wnętrzu pachniało lawendą, pizmem i miętą. Tak samo pachniał
jedwabny bordowy szla-

frok, którym się okryła.

Zadzwonił telefon. Przez chwilę wahała się, czy go odebrać. I jak

wówczas Tristana, tak i ją teraz wybawiła z kłopotu podjęcia decyzji
automatyczna sekretarka.

Cześć, Tris, tu Alec — usłyszała z głośnika telefonu.

Dzwonię, żeby się dowiedzieć, czy dopisało ci szczęście z

Walentynką. Daj znać, czy masz prawo do noszenia swojego
przezwiska.

Allison poczuła, że żołądek podchodzi jej do gardła.

Boże, więc to wszystko było udawaniem i grą! To dlatego, Tristan nie

wykazywał większego zainteresowania wyborem kandydatki. W tym

zakładzie nie liczyła się osoba

lecz efekt. A kiedy Sharinon w ostatniej chwili wycofała się, trzeba

było jak najszybciej znaleźć dublerkę. I wybór padł na nią!

Rozczarowanie, ból i upokorzenie zalały AHison gwałtowną falą.

Miała ochotę rzucić się na łóżko i wybuchnąć płaczem. Nagle jednak

ogarnęła ją złość. Zrzuciła szlafrok i ubrała się w rekordowym tempie,

mało zważając, czy wszystkie guziki trafiły do odpowiednich dziurek

lub czy wszystkie części garderoby włożone zostały na prawą stronę.
Przede wszyst

kim chciała jak najszybciej stąd uciec.

Wybiegła z sypialni, jakby wybuchł w niej pożar, i po chwili była już

na dworze. Dopiero teraz Tristan ją zauważył. Stał przy garażu i

czekał na Arizonę.

Allison! Co ty wyprawiasz? Co się stało?

Jadę do domu, a ty możesz pochwalić się przed kumplami swoim

wyczynem. Jeśli masz drański charakter, to może nawet wymienisz
moje nazwisko. —

Miała trudności z trafieniem kluczykiem do

stacyjki.
— Zaczekaj. O czym ty w ógóle mówisz?

Dobrze wiesz, o czym mówię, a dla pewności przesłuchaj

automatyczną sekretarkę.

Zamknęła mu drzwi przed nosem i nie zważając na jego dalsze gesty i

słowa, ruszyła z piskiem opon.

background image

Tristan dzwonił do agencji kilkanaście razy i Jazz niezmiennie

informowała go, że Allison jest chwilowo nieosiągalna, lecz że na
pewno zadzwoni.

Nie doczekał się jednak telefonu. Wiedział zresztą,że naiwnością

byłoby liczyć na to. Uczynił więc jedyną możliwą rzecz w tej sytuacji:

pojechał do jej biura.

Na szczęście zastał ją. Siedziała za biurkiem i wyglądała równie
pi

ęknie, jak podczas jego pierwszej wizyty.I podobnie jak wówczas,

gdy po raz pierwszy

spotkali po osiemnastu latach, spoglądała na niego jak obcego

człowieka.

Chciałbym z tobą porozmawiać — rzekł, zerkając na Jazz, która

zajęta była pisaniem.

Za chwilę mam klienta — odparła głosem zimnym jak głaz.

Więc wpisz mnie na listę wizyt.

Nie mam już wolnych miejsc.

To może pójdziesz ze mną na lunch?

- Nie.

Na kolację?
- Nie.

Westchnął.

Daj spokój, Allison. To nie jest szkoła. Nie będziesz chowała się

prz

ede mną w damskiej toalecie.

Alli, ja na chwilę wychodzę a wy powspominajcie sobie dawne

czasy —

powiedziała Jazz i taktownie Zostawiła ich samych.

Lepiej już sobie idź — powiedziała Allison.

Muszę ci wyjaśnić, o co chodziło.

A co tu wyjaśniać? Że dwóch czy pięciu dorosłych facetów

umawia się, że ten, któremu uda się spędzić Walentyuki w łóżku z

nowo poznaną kobietą, wygrywa ileś tam dolców?

To nie było tak.

Nie? To co, nie dałeś ogłoszenia w związku z tym

zakładem?
- Tak, ale...

I nie wcinąłeś mnie do całej tej gry, żebym ułatwiła ci zwycięstwo?

- Tak, ale...

Drzwi otworzyły się i wszedł starszy, elegancko ubrany mężczyzna z

laską.

background image

Niestety, muszę cię pożegnać. Mam klienta.

Nie wyjdę stąd, dopóki wszystkiego ci nie wyjaśnię

powiedział Tristan z miną upartego chłopca.

Czy ten młody człowiek naprzykrza się pani? — zapytał nowo

przybyły jegomość, najwidoczniej czując się w obowiązku stanięcia w
jej obronie.

Ależ skąd, panie Watkins. Ten pan już wychodzi. Tristan nie miał

zamiaru ryzykowa

ć, że starszy pan zacznie okładać go laską.

Zanim jednak opuścił biuro, powiedział dobitnie:

Jeszcze się zobaczymy, Allison.

Wyjeżdżasz gdzieś? — Jazz wskazała ruchem głowy na walizkę

stojącą przy biurku Allison.
— Do Heidi.

A czy czasami za tą twoją nagłą tęskuotą za siostrą nie kryje się

chęć ucieczki przed Tristanem Talbotem?
— Tristan nie ma tu nic do rzeczy —

skłamała Allison.

Więc co mam mu powiedzieć, kiedy zadzwoni?

To samo, co innym. Że chwilowo nie ma mnie w mieście.

Lecz przecież wrócisz. I wtedy on zapuka do tych drzwi.

Być może.

Żadne „być może”. Pamiętam, jak ostatnio patrzył na ciebie. Łatwo

się go nie pozbędziesz.
— Jeszcze zobaczymy.

Na miłość boską! Co ten biedaczysko ci zrobił? Raz na dźwięk

jego imienia wydajesz się wniebowzięta, a już po godzinie pałasz

żądzą wykrajania mu serca i rzucenia go psom na pożarcie.

Ten biedaczysko, jak ty go nazywasz, posłużył się mną w celu

wygrania zakładu. Nie jest lepszy od innych zimnych drani, z którymi

zły los zetknął mnie w ostatnich latach. — Allison była bliska łez.
- O czym ty w ogóle mówisz?

Allison pokrótce opowiedziała przyjaciółce całą historię.

Do ostatniej chwili niczego nie podejrzewałam. A przecież

powinnam była usłyszeć jakiś dzwonek alarmowy. Był taki bez skazy,
zbyt i

dealny, jak na faceta z krwi i kości. W takich wypadkach zawsze

należy sprawdzić, czy czasami nie mamy do czynienia z aktorem.

Nie wpadaj tylko w manię prześladowczą. Bo czy wszystkiego

możesz być pewna? A jeśli wyrobiłaś sobie błędne pojęcie o tym

zakładzie? Pozwól mu, niech ci wszystko wyjaśni.

background image

To zbędne. Powiedział mi przecież, po co korzystał z moich usług.

A kiedy randka z Shannon nie wypaliła, pomyślał o kimś w rodzaju

dublerki i wtedy przyszedł do ninie. Przecież chciał wygrać zakład.

Kiedy zaś Jazz nadal nie wydawała się do końca przekonana, Allison

wybuchnęła:

I w ogóle dlaczego próbujesz go bronić? Nie dalej” jak wczoraj, w

związku z Tobym i jego sportowymi wyczynami, przeklinałaś

wszystkich mężczyzn.

Tak, tylko że wczoraj Toby w jakimś sensie zrehabilitował się,

grzebiąc przez dwie godziny na mrozie przy hamulcach w moim

samochodzie. Co wcale nie znaczy, że przestałam być na niego

wściekła.

Ale w końcu przestaniesz być wściekła i znów wrócicie do swoich

słodkich gruchań, a ja Tristanowi nigdy nie wybaczę — powiedziała

Allison z zapiekłą determinacją w głosie. — Dlatego jeśli chcesz

założyć razem z nim towarzystwo wzajemnej adoracji, wolna droga.

Kiedy Allison wsiadła do samochodu i odjechała, Jazz natychmiast

wykręciła numer telefonu Tristana Talbota.

Cześć. Tu Jasmine Connors, wiesz, przyjaciółka Allison. Czy nie

zjadłbyś dziś ze mną lunchu?

To było straszne. Tristan musiał przyznać w duchu, że wpadł w

nielichą kabałę. Stracił kobietę w sposób najgłupszy z możliwych. I

nie jakąś tam kobietę, tylko kobietę swych marzeń.

W chwili gdy ją spotkał; powinien był natychmiast zadzwonić do

kolegów i wycofać się z zakładu. Powinien był skupić się wyłącznie

na niej. A gdy nadeszły Walentynki, powinien był obsypać ją

słodyczami i kwiatami. Słowem, powinien był potraktować ją jako dar

losu i wybrankę serca, nie zaś wciąż widzieć w niej dziewczynę, która

nim kiedyś wzgardziła.

Lecz on bał się powtórzenia sytuacji sprzed osiemnastu laty, a strach

nie jest dobrym doradcą. Jasne, że drugą I

przegraną przyjąłby jako dotkliwy cios, szansa jednak kryła się w

podjęciu ryzyka. Zamiast więc bawić się w podchody i chłodną

dyplomację, powinien był rzucić się w ten romans, jak to mówią,

głową w dół, nogami do góry.

Zrobił coś wręcz przeciwnego. Do końca roztaczał przed Allison

fikcję randki z Shannon, tą puszystą tancerk mimo że nawet nie

skontaktował się z nią i pieniądze wyrzucił w błoto. Nic więc

background image

dziwnego, że Aflison wbiła sobie do głowy, iż użyta została w roli
dub
lerki.

Wyglądasz coś nietęgo, panie numerze czternasty

oświadczyła Jazz, siadając po drugiej stronie stolika

w narożnym barze.

Bo zgrałem się do nitki.

Być może szczęście jeszcze się do ciebie uśmiechnie. Tymczasem

wiedz, że Alli już od kilku godzin nie ma w mieście.

Wyjechała?

Jazz kiwnęła głową.

Nigdy jej jeszcze nie widziałam w takim stanie. Chyba się

zakochała.

Twarz Tristana rozpogodziła się, lecz zaraz znów zachmurzyła.

Tyle że nigdy mi tego nie powie.

Jeżeli będziesz tu tak dumał i nie kiwniesz palcem, to rzeczywiście

nigdy.

Więc co mam zrobić?

To zależy.

— Od czego?

Od tego, kim ona jest dla ciebie. Dawną szkolną ko1eżank

konsultantką od spraw sercowych czy może..

Kocham ją, Jazz. I to prawdopodobnie od momentu, gdy po raz

pierwszy ją zobaczyłem. A więc całe osiemnaście lat temu.

Czy powiedziałeś jej to?

-

Nie miałem kiedy. Sama widziałaś, jak nmie potraktowała. A teraz

wyjechała,

Jazz kiwała ze zrozumieniem głową. Przez chwilę badawczo

przypatrywała się Tristanowi, po czym wyjęła kartę wizytową i coś na

niej szybko skreśliła.
— Tu masz adres.
— Jest w lowa?

Tak, u swojej siostry Heidi. Zawsze do niej ucieka po różnych

niepowodzeniach z mężczyznami. Uważa Heidi za jedyną istotę na

świecie, która ją rozumie.
— Wracaj do domu.

Allison nie wierzyła własnym uszom. Patrzyła na swoją drobną,

jasnowłosą siostrę i niczego nie pojmowała. Jak Heidi może wystąpić

background image

z taką radą po tym wszystkim, co od niej usłyszała? Do tej pory

zawsze znakomicie jej doradzała, co więc się stało, że tym razem

zawiodła ją siostrzana intuicja?
- Chyba mni

e nie słuchałaś. Czy mam powtarzać wszystko od

początku? — zapytała z rozpaczą w głosie.

To zbędne. Słuchałam cię bardzo uważnie i dlatego mówię: wracaj

do domu.

Nie mogę.

— Dlaczego?

Bo on tam jest. Chodzi za mną krok w krok. Wydzwania

kilkadziesiąt razy na dzień. Wręcz prześladuje mnie. I tak jakoś...
patrzy.

Zakochani mężczyźni tak się czasami zachowują. I niektóre

kobiety to lubią — powiedziała Heidi sucho.

Ale nie takie kobiety jak ty czy ja. My jesteśmy niezależne.

Takie kobiety, jak widać, ukrywają się w domach swoich sióstr —

odparła Heidi z ironią.

Nigdzie się nie ukryłam. Przyjechałam do ciebie poradę.

I otrzymałaś ją. Wracaj do domu. Architekci sporo zarabiaj ale ten

Talbot straci cały majątek, jeżeli będzie wydzwaniał tu co godzinę,

żeby w zamian usłyszeć, że,

niestety, nie możesz podejść do telefonu.

Allison nerwowo bawiła się zegarkiem.

Daj mi jeszcze trochę czasu do namysłu. Minęły dopiero dwa dni,

odkąd tu jestem.

Dwa dni wydłużyły się w trzy, trzy stały się czterema. Dopiero

piątego dnia wydarzyły się dwie rzeczy, które skłoniły Allison do

podjęcia decyzji o wyjeździe.

Około południa zjawił się wysoki i chudy mężczyzna, który obsypał

Heidi pocałunkami i zostawił bagaże w jej sypialni z taką naturalności

jakby to była jego stała kwatera. Geoff Sanders, jak Allison się

dowiedziała, miał niebawem zostać jej szwagrem.

Drugim wydarzeniem był list adresowany na jej nazwisko. Nie

zawierał wielu słów. Leżąc na kanapie, Allison przeczytała:
„To nie pulchna tancerka o imieniu Shannon, lecz pan Podrywalski

zrezygnował z randki. Powód: nie wyobrażał sobie lepszej partnerki

na ten dzień od swojej konsultantki od spraw sercowych.”

Allison bezzwłocznie spakowała walizkę.

background image

Było już dobrze po północy, kiedy ujrzała światła St. Paul. Heidi

nakłaniała ją wprawdzie do przesunięcia wyjazdu na ranne godziny,

lecz gdy Allison podejmowała jakąś decyzję, przystępowała
natychmiast do jej wykonania.

Jak najszybciej musiała zobaczyć się z Tristanem, aby powiedzieć mu,
jak bardzo go kocha.

Na pierwszym większym skrzyżowaniu skręciła w prawo i nacisnęła

pedał gazu. Roznosiła ją niecierpliwość, a ulice miasta zapraszały

wręcz o tej porze do

szybkiej, ryzykownej jazdy. Na szczęście obyło się bez spotkania z
wozem policyjnym.

Gdy zajechała przed swój dom, dostrzegła kątem oka, że na obrzeżu

parkingu bieleje jakiś kształt. Kształt ten z jakiegoś powodu

zaintrygował ją. Wysiadła i poszła w kierunku tego czegoś. W

pewnym momencie wydała stłumiony okrzyk. W świetle latami

rozpoznała bryłę nimowego pałacu, odtworzoną w śniegu według wzu

widniejącego na układankach. Jego twórcą mógł być tylko Tristan.

Allison odruchowo rozejrzała się wokół.

Dostrzegła samochód Tristana, ale był pusty.

Obeszła pałac dookoła i stwierdziła, że tylna ściana nie jest jeszcze

skończona. W środku, ubrany w gruby, wojskowy płaszcz, spał
Tristan.

Panie Podrywalski, czy spędzając tu noc, nie ryzykuje pan

przeziębienia?

Czekałem na ciebie — powiedział zdrętwiałymi od zimna

wargami, lecz z uśmiechem w oczach. — Heidi powiedziała mi przez
telefon,

że wracasz dopiero jutro.

A więc mam sobie iść?

Z trudem stanął na nogi i zesztywniałym z zimna ramieniem usiłował

ją objąć.

Myślałem, że po Walentynkach już ode mnie nie uciekniesz.

Przepraszam. Bałam się. Ciebie. I siebie.

— A teraz?

A teraz cię kocham. Czy zrobiłeś ten pałac dla mnie?

Pomyślałem, że jakiś skromny dowód miłości nie zawadzi. Bo ja

cię kocham, Atlison.

Chodźmy, nocny rycerzu. Czas, żebym roztarła twoje stopy i

dłonie.

background image

A co z tym pałacem?

Przysuniemy łóżko do okna i będziemy na niego patrzeć.

Pogładził ją po włosach.

Nie masz pojęcia, jak się cieszę.

POSCRIPTUM

Dostaliśmy przesyłkę od Allison — powiedziała Doris,

przyglądając się z ciekawością trzymanej w ręku miniaturowej
paczuszce.

Nie widziałem jej od stycznia. Była wtedy na okresowym

przeglądzie — oświadczył doktor Baker.

Czy mogę ją rozpakować?

Dentysta kiwnął głową.

Po chwili kluskowate palce Doris uporały się z ozdobnym papierem.

To pudełko — stwierdziła Doris niewątpliwą oczywistość, po

czym przeczytała widoczny na wieczku napis, ułożony ze złotych
liter: —

„Allison i Tristan wstępują w związek małżeński”.

Niech Bóg im błogosławi. — Doktor Baker, nie wiedzieć czemu,

poczuł się wzruszony.

Doris wiedziała, że każde pudełko posiada jakieś wnętrze, nie

omieszkała zatem podnieść wieczka. W środku znajdował się

pergaminowy zwój, przewiązany złocistą wstążką. Doris zsunęła

wstążkę i rozwinęła pergamin.

Doktorku, miła niespodzianka! — Pomachała pergaminem, jakby

to był czek na milion dolarów. — Zapraszają nas na ślub, a potem na

wesele. W kościele św. Andrzeja, dziewiętnastego lipca, o
siedemnastej.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:

więcej podobnych podstron