T von Bulow Mężczyżni podręczna instrukcja obsługi

background image
background image

TRIXI von BŰLOW

MĘŻCZYŹNI

podręczna

instrukcja

obsługi

Z niemieckiego przełożyła

Eliza Modzelewska

Świat Książki

Tytuł oryginału

DER KLEINE MÄNNERERKENNER

Redaktor prowadzący

Monika Koch

Redakcja

Urszula Okrzeja

Redakcja techniczna

Lidia Lamparska

Korekta

Beata Kołodziejska

Copyright © 2006 by Verlagsgruppe Lübbe GmbH & Co.

background image

KG, Bergisch Gladbach

copyright © for the Polish translation by Bertelsmann Media sp. z

o.o.,

Warszawa 2007

Świat Książki

Warszawa 2007

Bertelsmann Media sp. z o.o.

02-786 Warszawa, ul. Rosoła 10

Skład

Akces500, Warszawa

Druk i oprawa

Drukarnia Narodowa SA, Kraków

ISBN 978-83-247-0584-9

Nr 5875

background image

Dla Barbary, Birgit, Ruth i Ulrike, ale zwłaszcza dla Birgit.
I dla mężczyzny, który może wykazać, że (prawie) wszystkie

stereotypy to kłamstwa. Nazwiemy go mężczyzną po naszej stronie.

background image

To, co mężczyzna mówi, a co robi, to zupełnie inna para kaloszy.

stare angielskie przysłowie

background image

Spis treści

Spis treści 5



Od czego wszystko się zaczęło - Rodzaj przedmowy...

8

Zadzwonię do ciebie!” - W pułapce wiecznego czekania

11

Sytuacja klasyczna 11


Podręczna instrukcja obsługi mężczyzny mówi...

13

1-2-3-proszę nie odkładać słuchawki. Za chwilę ktoś podejdzie do

telefonu...

14

Co możesz zrobić?

15

Co mężczyźni mówią, a co myślą...

15

„Źle się czuję!” - Mężczyźni o krok od śmierci 17

Sytuacja klasyczna 17


Na śmierć i życie

19

background image

1-2-3-jestem przy tobie!

21

Podręczna instrukcja obsługi mężczyzny mówi...

21

Co możesz zrobić?

22

„Skarbie, mam dla ciebie wspaniały prezent!” - Mężczyźni i

prezenty 24

Sytuacja klasyczna 24


1-2-3-trzydzieści możliwości chybionych prezentów dla kobiet

27

Podręczna instrukcja obsługi mężczyzny mówi...

29

Co możesz zrobić?

30

A złotego banana...

31

„Halo, jest tam kto...?” - Mężczyźni przy telefonie 32

Sytuacja klasyczna 32


Podręczna instrukcja obsługi mężczyzny mówi...

33

1-2-3-próba mikrofonu!

35

Co możesz zrobić?

35

A złotego banana...

36

„Skarbie, to wszystko wygląda inaczej, niż myślisz!” - Mężczyźni w

gąszczu kłamstw 37

background image

Sytuacja klasyczna 37


Podręczna instrukcja obsługi mężczyzny mówi...

41

1-2-3-pochlebstwa

42

Co możesz zrobić?

43

Co mężczyźni mówią, a co myślą...

44

„Ale... ja mam już jeden sweter” - Mężczyźni, moda i jeszcze

gorsze rzeczy 46

Sytuacja klasyczna 46


1-2-3-sprzedane!

48

Mężczyźni, którzy sami robią zakupy.

48

Milczenie owiec

50

Podręczna instrukcja obsługi mężczyzny mówi...

51

Co możesz zrobić?

52

A złotego banana...

52

„Chcę natychmiast wysiąść!” - Mężczyźni w samochodzie 53

Sytuacja klasyczna 53


Podręczna instrukcja obsługi mężczyzny mówi...

57

background image

Co możesz zrobić?

58

A złotego banana...

59

„Och, między nami już od laaat nic nie ma!” - Żonaci mężczyźni 60

Sytuacja klasyczna 60


1-2-3-rozwodzę się!

63

Podręczna instrukcja obsługi mężczyzny mówi...

65

Co możesz zrobić?

66

Co mężczyźni mówią, a co myślą...

67

„Ejże... naprawdę tak było?” - Mężczyźni w krainie zapomnienia 69

Sytuacja klasyczna 69


1-2-3-retrospekcja

71

Podręczna instrukcja obsługi mężczyzny mówi...

73

Co możesz zrobić?

73

„Zrobisz to na pewno o wiele lepiej, kochanie!” - Mężczyźni na

froncie domowym 75

Sytuacja klasyczna 75


1-2-3-jajka gotuje dziki niedźwiedź

78

background image

Podręczna instrukcja obsługi mężczyzny mówi...

79

Co możesz zrobić?

80

Na dobry koniec - Rodzaj posłowia 81

background image


Od czego wszystko się zaczęło...

background image

Rodzaj przedmowy


To oczywiste, że miałam konkretny powód, żeby napisać tę

książkę.

W przeciwnym razie w ogóle bym jej nie napisała, prawda?
Uważam bowiem, że wszystko, co zwykle dzieje się między

mężczyzną a kobietą, to prawdziwe nieszczęście tego świata. Ostatnio
czasami pytałam sama siebie, co dla nas, kobiet, jest gorsze: kiedy
mężczyźni milczą czy kiedy coś mówią? Szczerze mówiąc, do dziś nie
znam odpowiedzi na to pytanie. I właśnie wtedy wpadła mi w ręce
mała żółta książka, napisana przez pewnego zabawnego mężczyznę,
traktująca o kobietach i podtekstach.

Czy wiesz, co to jest podtekst? To tekst skrywający się za tekstem.

Czyli: coś się mówi (tekst), ale myśli coś innego (podtekst). Czy to
jasne?

Czyli - jeśli dobrze zrozumiałam, co autor chciał powiedzieć -

kobiety mówią, na przykład: „Wydaje mi się, że tu chyba jest
przeciąg”, a w tym samym momencie myślą: „Człowieku, zamknij
okno, natychmiast!”.

W porządku. Sama jestem kobietą, i przyznaję, że coś w tym jest.

Ale kolejne twierdzenia są bardziej kontrowersyjne. Otóż, brnąc dalej
przez lekturę, przeczytałam - naprawdę - takie oto zdanie: „Mężczyźni
nie znają podtekstów. Mężczyźni zawsze mówią to, co myślą”.

No cóż, nie jestem co prawda mężczyzną, ale mogę odpowiedzieć,

że takie stwierdzenie to chyba wolne żarty!

Osobiście nie znam żadnej innej istoty poza mężczyzną, która

przywiązywałaby tak niewielką wagę do wypowiadanych słów. W
każdym razie w rozmowie z kobietami. Prawdopodobnie mężczyźni
robią to bezwiednie. Uważam, że owe podteksty mają we krwi.

background image

Okej, zgadzam się, że kiedy mężczyzna mówi: „Idę kupić śruby”, to

myśli: „Idę kupić śruby”. Ale gdy mówi: „Idę wyrzucić makulaturę”, w
rzeczywistości oznacza to: „Pójdę wyrzucić makulaturę. Wtedy
przynajmniej ominą mnie prace w ogródku. A po drodze mogę sobie
wypić piwko”.

Czy muszę wam wyjaśniać, jak długo trwa zaniesienie makulatury

do pojemnika na surowce wtórne? To prawdziwa całodzienna
wyprawa. A co z setkami mężczyzn, którzy powiedzieli: „Wyskoczę na
chwilę po papierosy...”?

No właśnie!
Inaczej mówiąc, uważam, że mężczyźni stale używają podtekstów.

Mają wręcz swój własny kod. A ten fakt nie zawsze bywa dla nas
przyjemny, często bowiem w ogóle nie wiemy, co w rzeczywistości ON
miał na myśli. I na ogół bardzo chciałybyśmy wierzyć, że on myśli
właśnie to, co mówi (i zrobi to, co obiecuje!), ale przecież czujemy
przez skórę, że wszystko wygląda całkiem inaczej.

Czy znasz najsłynniejsze zdanie wypowiadane przez mężczyznę:

„Odezwę się!”?

Czy też setki razy zadawałaś sobie pytanie, dlaczego potem nigdy

nic się nie dzieje?

Okej, teraz musisz być naprawdę dzielna, dobrze?
Otóż nic się nie dzieje, bo po prostu to zdanie wcale nie jest tym,

czym się wydaje na pierwszy rzut oka.

„Odezwę

się”

w

języku

mężczyzny

oznacza

całkowicie

niezobowiązującą frazę, podobną do angielskiego How do you do?, na
które żaden Anglik nie oczekuje szczerej odpowiedzi. Dlaczego więc ty
czekasz na realizację tego frazesu?

Mężczyzna oznajmia, że się odezwie, bo chce być miły. Albo chce

uniknąć awantury. Albo zostawia sobie furtkę, żeby w razie potrzeby
skorzystać z jeszcze jednego adresu w notesie. Albo dzisiaj jeszcze nie
wie, co będzie o tym wszystkim myślał jutro. Lub tym podobne. Można
by bez końca prowadzić badania naukowe na temat przyczyn tego
stanu rzeczy - z miernym skutkiem!

Ale jego „Odezwę się!” w 95% przypadków możesz bez większego

ryzyka przetłumaczyć jako: „Przez następne pół roku mnie nie
usłyszysz”.

background image

I tak właśnie, moja droga, wygląda gorzka prawda. Wieczorem

mężczyzna może obiecywać ci gwiazdkę z nieba, ale już następnego
ranka doświadcza pierwszego mentalnego przełomu i kilka dni później
w ogóle o niczym nie pamięta: „Birgit?... A kto to?”.

W porządku, przyznaję, jest kilka sytuacji w życiu mężczyzny, kiedy

on myśli to, co mówi. I znalazłoby się paru mężczyzn, którzy nawet
robią to, co mówią. Ale spójrzmy prawdzie w oczy: jak często spotyka
się ich w życiu?

Z reguły jesteśmy bezradne wobec takiego zachowania i bardzo

nas to denerwuje! I mimo przeczytanych poradników, mimo wielu
rozmów z przyjaciółkami, ciągle mamy kłopot ze zrozumieniem tej
istoty z innej planety, oddalonej od nas o miliony lat świetlnych. Bo
jak zrozumieć tego Neandertalczyka, który zaszył się w swojej jaskini,
a nam nie wolno mu przeszkadzać? Jak pojąć tego opiewanego
bohatera, który z zewnątrz jest wprawdzie twardy jak skała, ale w
środku miękki jak gąbka?

A ponieważ nie mam wątpliwości, że tak właśnie jest, napisałam tę

książkę, żeby kobiety wreszcie zrozumiały, co mężczyźni naprawdę
myślą. W ogóle, cóż to za istota ten mężczyzna? I dlaczego tak rzadko
dotrzymuje słowa? Chcę to wszystko opowiedzieć, ponieważ
zaoszczędzi to wam wielu nerwów i bólu serca. A zyskacie bardzo
dużo czasu.

Panuje przekonanie, że kobiety zakochują się po uszy. Być może

dlatego mężczyznom tak dobrze udają się kłamstwa. Oczywiście, ty
nazwiesz to inaczej. Bo wszystko jest kwestią definicji.

A jeśli należysz do tych niewielu kobiet, których mężczyzna

wykazuje się stuprocentową spójnością słów, myśli i czynów, to
wygrałaś los na loterii. Wówczas podaruj tę książkę przyjaciółce.
Będzie ci wdzięczna.

background image

„Zadzwonię do ciebie!”

background image

W

pułapce

wiecznego

czekania

background image

Sytuacja klasyczna


Romantyczny wieczór zbliża się ku końcowi. Pierwsza randka była

cudowna. Wszystko przebiegło tak, jak powinno. O Boże - ale on jest
wspaniały! I mówił jej takie miłe rzeczy. ONA jest zakochana po uszy.
Z tego może naprawdę coś być. Obejmują się po raz ostatni. I wtedy
ON mówi do niej:

- Zadzwonię do ciebie!
Ona wraca do domu cała w skowronkach. Kładzie się do łóżka.

Czuje się jak prawdziwa księżniczka. Od dawna nie była tak
szczęśliwa. W końcu zasypia. W końcu się budzi.

A potem? Co się dzieje? Dobre pytanie. Otóż nic się nie dzieje. Ani

następnego dnia, ani dwa dni później, ani nawet dwa tygodnie
później. On nie dzwoni. On po prostu nie dzwoni! Tymczasem ona co
chwila podchodzi do telefonu i sprawdza, czy aparat nie jest popsuty.
A telefon komórkowy zabiera ze sobą wszędzie: i do piwnicy, i do
łazienki. Czuje się beznadziejnie. I jest tak nieszczęśliwa, jak nigdy.

Radzi się przyjaciółek.
- Możesz o nim zapomnieć! - mówi jedna.
- Ale świnia - podsumowuje druga.
- Po co ci to? - pyta trzecia.
- A może jednak to ja powinnam do niego zadzwonić? - pyta ona.
- W żadnym wypadku! - krzyczą wszystkie trzy naraz.
Ale co ona ma zrobić? Po prostu nie rozumie, co się dzieje.

Przecież tamten wieczór był taki udany. Powiedział, że ona jest
kobietą jego marzeń. Powiedział, że zadzwoni! Takich słów nie rzuca
się na wiatr! Wreszcie zaczyna w niej narastać złość.

Zadaje sobie pytanie, dlaczego on nie dzwoni (umarł?). A może

jednak za bardzo się zaangażowała, a on - cóż, wprawdzie mówił, że
zadzwoni, ale nie robi tego?

background image

Postanawia więcej o nim nie myśleć. I myśli o nim cały czas.
I czeka..., czeka..., czeka...
I jeśli do dziś dnia on jest jeszcze wśród żywych, to ona wciąż na

niego czeka.

I co? Znajoma sytuacja, prawda? Mężczyźni są prawdziwymi

mistrzami, kiedy chcą nas, kobiety, zawiesić w martwym punkcie.
Najpierw rozkręcają związek jak szaleni i szafują szczodrze
wspaniałymi obietnicami, potem - cisza. „Co to znów za numer?”, żalą
się z każdym dniem coraz bardziej wątpiące kobiety, które czują się
uzależnione, spławione i wystawione do wiatru. I teraz, niestety,
jeszcze raz muszę postawić pytanie, nawet gdyby miało zabrzmieć jak
herezja: kiedy wreszcie kobiety pojmą, że mężczyznę poznaje się po
czynach, a nie po słowach?

Mężczyźni wypowiadają wiele pięknych słów. Przez cały długi dzień

(albo noc!). Nie powinnyśmy jednak zapominać, że używają
wprawdzie tych samych słów co my, ale mają na myśli zupełnie co
innego. A ich: „Zadzwonię do ciebie” w większości przypadków znaczy
tyle co: „Lepiej już do mnie nie dzwoń, może się jeszcze odezwę,
kiedy akurat nie będę mieć nic lepszego do roboty”. (Podtekst -
przypominasz sobie?).

Wiem, że trzeba hartu ducha, żeby przyjąć ten fakt do wiadomości,

ale uwierzcie - widziałam już zbyt dużo pokręconych przyjaciółek,
które trwały w gotowości, z powodu zupełnie niedorzecznych
interpretacji jego słów, i z niesłabnącym entuzjazmem robiły takie
rzeczy, które w ogóle nie miały nic wspólnego z rzeczywistością.

Rozdźwięk między tym, co mężczyźni mówią („Jesteś wspaniałą

kobietą”), a tym, co myślą („...ale życie z tobą byłoby zbyt
skomplikowane”), oraz między tym, co mówią („Jesteś wspaniałą
kobietą.”), i tym, co robią (no właśnie... nie robią nic), jest tak duży,
że nawet mądre kobiety stają się bezradne, popadając w rodzaj
rozdwojenia jaźni - tak, w zwątpienie - i w każdym słowie doszukują
się zaszyfrowanej treści, robiąc z byle czego wielkie halo. Niestety,
daremnie doszukują się sensu, logiki, związku między tym, co słyszały
na własne uszy, a tym, co się stało. A - jak już wiemy - nie stało się
nic.

Przyznaję, że kobiety mają skłonność do takiego przekształcania

background image

męskich wypowiedzi, by móc interpretować je na swoją korzyść i na
ich podstawie snuć fantazyjne wizje przyszłości. Mężczyzna,
skonfrontowany z zarzutami, odpowiada często: „Czego ty właściwie
ode mnie chcesz?”. A myśli: „Niczego ode mnie nie oczekuj”. Kobieta
rozumie jego słowa w sposób następujący: „Na razie on nie czuje się
na siłach. Muszę mu dać czas na uporządkowanie spraw, a ślub
weźmiemy później”.

Kobiety próbujące interpretować to, co mówią albo robią

mężczyźni, rozpoznaje się po tym, że używają zwrotu „tak naprawdę”.

- Nie zadzwonił, ale tak naprawdę broni się przed własnymi

uczuciami.

- Powiedział, że nie jest na razie gotowy, ale tak naprawdę

rozgląda się za trwałym związkiem.

- Mówił wprawdzie o niebieskim, ale tak naprawdę miał na myśli

czerwony.

Tak, moje drogie. Rezultat tego tłumaczenia jest fatalny. Lost in

translation - błędna interpretacja w wielkim stylu. Gra w głuchy
telefon.

background image

Podręczna instrukcja obsługi mężczyzny

mówi...


Tak naprawdę sprawa wygląda inaczej. To, że mężczyźni nie

dzwonią, mimo że obiecali, jest tylko wstępem do zabawnej gry w
chowanego, która doprowadza nas do szału.

Tak naprawdę bowiem, mężczyźni chętnie zostawiają sobie

uchylone drzwi.

Nawet jeśli mentalnie już dawno nas skreślili, staną na głowie,

żeby tylko nie powiedzieć nam tego wprost. Tak, kto wie, może kiedyś
spędzimy razem wieczór? Nie bez kozery mężczyźni zachowują
wszystkie numery telefoniczne.

Tak naprawdę mężczyźni są zanadto żądni akceptacji i zbytnio boją

się konfliktów, aby stanowczo odesłać z kwitkiem zakochaną kobietę.
Jej miłość jest przecież dla niego przyjemnym komplementem. A kto
dobrowolnie rezygnuje z czyjejś adoracji? Zresztą, towarzystwo
pochlipującej kobiety to ostatnie, z czym mężczyzna chciałby mieć do
czynienia. By uniknąć większego hałasu, na wszelki wypadek, jakby w
roztargnieniu, unika jasnych deklaracji, a dotyczy to zarówno
terminów, jak i osób (kobiet).

Niezależnie od tego mężczyźni nie są w stanie sensownie korzystać

z kalendarza. Kobiety najchętniej rozpisałyby plan zajęć na najbliższe
trzy miesiące, ale mężczyźni - przynajmniej w życiu prywatnym -
wspaniale obejdą się bez notesu. „Zobaczymy”, mówią, gdy my stoimy
z notatnikiem w ręku, bo niczego się nie nauczyłyśmy.

Mężczyźni żyją chwilą. Teraz jest fajnie - a po nas choćby potop!

W danym momencie mężczyzna może powiedzieć i obiecać dosłownie
wszystko i zaryzykuję twierdzenie, że być może nawet tak myśli. W
danym momencie nie wyobraża sobie, że za kilka dni będzie wolał
pójść z kolegami na piwo niż na kolację z tobą. A wtedy zawsze może

background image

jeszcze powiedzieć: „Słuchaj, naprawdę mam teraz dużo spraw na
głowie”.

Zakochana kobieta ewidentnie tego nie widzi. Albo nie chce

widzieć. W prawdziwej, acz koszmarnej odysei błąka się po męskim
Oceanie Przeczekiwania, niepozbawiona ostatniej nadziei, i nie widzi
tego, co dla osób z zewnątrz jest jasne jak słońce, a mianowicie, że
ktoś puszcza ją kantem. Wspólną cechą mężczyzn jest to, że nigdy nie
wyrażają się jasno i jednoznacznie. I kiedy doprowadzona do
ostateczności kobieta przystawi im wreszcie pistolet do głowy, od razu
tracą pewność siebie i zaczynają się tłumaczyć, że wszystko przecież
jest inaczej. A z niej robią obłąkaną psychopatkę z urojeniami. Takie
postępowanie pozwala utrzymać damsko-męską relację miesiącami, a
nawet latami, jednak nie jest to prawdziwy związek.

Oto kronika pewnego zaplanowanego spotkania, do którego nigdy

nie doszło...

background image

1-2-3-proszę nie odkładać słuchawki. Za

chwilę ktoś podejdzie do telefonu...


On nie dzwoni. Zatem ona dzwoni do niego. On ma teraz

wyjątkowo dużo pracy, ale oddzwoni później. Ale nie dzwoni później.
Ona czeka trzy dni. W końcu zapomina o resztkach godności i znowu
do niego dzwoni. On mówi, że właśnie o niej myślał i miał zamiar
zadzwonić. „Co za zabawny zbieg okoliczności”. Ona proponuje, żeby
poszli razem na kolację. Umawiają się na najbliższy piątek. W środę
ona kupuje nową bieliznę. W czwartek dostaje SMS-a, że, niestety,
piątek nie wchodzi w rachubę, bo wydarzyło się coś ważnego. „Ale
zdzwonimy się w przyszłym tygodniu”. Ona czeka. Mija kolejny
tydzień, a on nie dzwoni. No, czekaj ty! - myśli ona. Teraz ty się
pomęczysz. Postanawia, że przez następne trzy dni na pewno do
niego nie zadzwoni. Niestety, on w ogóle nie wie, że się męczy. W
końcu ona jest tak wściekła, że postanawia zakończyć całą sprawę.

- Tak nie może być! - krzyczy ona do słuchawki. - Powiedz

wreszcie, że nie chcesz mnie więcej widzieć!

Ale on wydaje się zaskoczony jej rekcją.
- O co ci właściwie chodzi? Musiałaś wszystko źle zrozumieć.

Oczywiście, że chcę się z Tobą zobaczyć. Ten tydzień raczej nie
wchodzi w rachubę, ale zdzwonimy się w niedzielę.

Ona czeka do niedzielnego popołudnia, obgryzając paznokcie. W

końcu nie wytrzymuje i po raz kolejny dzwoni do niego. On nie od
razu podnosi słuchawkę. W końcu jednak podchodzi do telefonu i
mówi, że akurat nie może rozmawiać, bo ma okropną chrypę. Miał
ciężką noc. Ale odezwie się w przyszłym tygodniu...

background image

Co możesz zrobić?


Okej, moja droga, nadzieja umiera ostatnia, ale czasami lepiej

oprzeć się na faktach.

Kiedy mężczyzna się nie odzywa, wtedy ani nie popsuł się telefon,

ani trzęsienie ziemi nie zburzyło mu domu, ani nie wyemigrował do
Ameryki. On po prostu nie ma ochoty. Albo nie jesteś dla niego
wystarczająco ważna.

Jeśli mężczyzna nie oddzwania lub ma kłopoty z ustaleniem

terminu ponownego spotkania, to musisz wiedzieć, że nie można
(niestety) go zdobyć, stosując metodę: „Pa, teraz ja dam ci nauczkę i
nie zadzwonię do ciebie przez trzy tygodnie”. Tym sposobem karzesz
bowiem tylko samą siebie.

Najlepiej, żebyś nie robiła nic. Gdyby on chciał jednak zadzwonić,

to na pewno mu się uda, bez obaw! I to nawet następnego dnia. Albo
po dwóch dniach. Ale na pewno nie za tydzień. Jeśli mężczyzna
naprawdę czegoś chce, potrafi do tego dążyć za wszelką cenę.
Zdeterminowany, może nawet stanąć przed tobą z kalendarzem w
ręku i spytać, kiedy masz czas.

Tak to powinno wyglądać. Wszystkie inne scenariusze to

zawracanie głowy.

A jeśli jest tak, jak w naszym przykładzie, to lepiej odpuść sobie

takiego faceta. Albo przynajmniej zajrzyj do tej książki, by uniknąć
czegoś jeszcze gorszego.

background image

Co mężczyźni mówią, a co myślą...

►►

Nie pozwolę, żebyś

wywierała na mnie presję.

Nie chcę! Kiedy to wreszcie

zrozumiesz?!

►► Nie jestem na razie

gotowy.

Jeśli chodzi o ciebie, to nigdy

nie będę gotowy.

►► Tak nie może być!

Masz rację, twoje zarzuty są

słuszne, ale mam to gdzieś.

►► Jestem zestresowany!

Teraz nie mam ochoty na

kontakty z tobą.

►► Czego ty właściwie ode

mnie chcesz?

Na mnie nie licz.

►► Potrzebuję wolności!

Dopiero szukam. Ale z tobą na

pewno nie wyjdzie.

►► Co jest grane?

Nie mów, że to jakiś wielki

problem.

►► Skarbie, wszystko źle

zrozumiałaś!

Boże, tylko niech się nie

rozbeczy.

►► Przecież możemy jeszcze

kiedyś o tym porozmawiać.

Mam nadzieję, że nigdy nie

wrócimy do tego tematu.

►► Co dalej? Zobaczymy

potem.

Skutecznie oddalić problem.

►► Mam jeszcze czas.

Nie chcę.

►► Jesteś tak cierpliwa, że

na pewno dasz radę.

Nie chcę, ale to ty powinnaś

czuć się podle.

►►

Aby

zyskać

coś

wartościowego, potrzeba czasu.

Hej, jest w końcu tyle innych

fajnych dziewczyn.

►► Mam chrypę i nie mogę

mówić.

Przeżyłem wspaniałą noc. Obok

mnie leży prawdziwa perła.

background image

►► Opalam się nago i

myślałem o tobie.

Wyglądam po prostu świetnie!

►► Tak, właśnie o tobie

myślałem.

Cholera,

że

też

musiałem

odebrać ten telefon.

►► Odezwę się później.

Zapomnijmy

o

tym

jak

najszybciej.

►► A tak, zapomniałem

wziąć komórkę.

Dzięki Bogu wiedziałem, że to

ty dzwonisz, i nie odebrałem.

►► Według mnie jesteś

wspaniałą kobietą.

Ale

w

rzeczywistości

zbyt

wymagającą.

►► Czy ktoś ci już mówił,

jaka jesteś piękna?

Chcę iść z tobą do łóżka.

►► Ładnie ci w czerwonym.

Chcę iść z tobą do łóżka.

►►

Jesteś

najsłodszą

wiedźmą na świecie.

Chcę iść z tobą do łóżka.

►►

Kochanie,

chcę

cię

uszczęśliwić.

Chcę iść z tobą do łóżka.

►► Chciałbym, żebyś tu była.

Chcę iść z tobą do łóżka.

►► Kocham cię.

Chcę iść z tobą do łóżka.

►►

Oczywiście,

że

cię

kocham.

Nie zaczynaj znowu.

►► Myślę tylko o tobie.

Chcę iść z tobą do łóżka.

►► Ale ja stale myślę o

tobie.

O Boże, ale te kobiety są

męczące!

►► Pasujemy do siebie.

Zaraz pójdziemy do łóżka.

►► Zadzwonię do ciebie!

W porządku, tego już nie

muszę wam tłumaczyć, prawda?

background image

„Źle się czuję!”

background image

Mężczyźni o krok od śmierci

background image

Sytuacja klasyczna


ON wraca z pracy do domu. Blada, napięta twarz, tępy wzrok. ONA

właśnie chce powiedzieć: „Witaj”, ale on z furią rzuca teczkę na
krzesło. Ej, co jest grane? Czy powiedziała coś niewłaściwego? Ale
przecież tak naprawdę w ogóle nie zdążyła się odezwać.

On zdejmuje płaszcz z kwaśną miną.
- Co się dzieje? - dopytuje się ona, nie wiedzieć czemu, od razu

czując się winna. On w milczeniu szarpie sznurówki butów, które
odmawiają posłuszeństwa.

- Na litość boską! - warczy on.
- Hej, co się dzieje? - ona próbuje jeszcze raz.
- Źle się czuję! - powtarza on, niczego nie wyjaśniając, i mija ją w

pośpiechu. Chwilę potem słychać szum wody nalewanej do wanny.

Trudno, w takim razie nici z kina dziś wieczorem, myśli ona. Ale o

co mu właściwie chodzi? Czy chciał powiedzieć: „Źle się czuję -
miałem dzisiaj cholernie ciężki dzień”, czy też może: „Źle się czuję -
chyba się przeziębiłem”?

Ona ostrożnie uchyla drzwi do łazienki. On leży w wannie jak

wieloryb, który osiadł na mieliźnie, i patrzy na nią, jakby była istotą
pozaziemską. Ona siada na krawędzi wanny.

- Skarbie, co ci właściwie jest?
- Źle się czuję! - odpowiada szorstkim, opryskliwym tonem.

(„Nawet w wannie nie mogę mieć chwili spokoju?”).

- Tak, ale co ci dolega? Boli cię głowa, gardło, czy brzuch...?

(„Bawimy się w zgadywanki, czy jak?”).

- O Boże! Źle się czuję! Po prostu źle! Odsuń się, chcę wyjść!

(„Kobieto, zejdź mi z drogi!”).

Wkurzony gramoli się z wanny i, owinięty ręcznikiem, błędnym

krokiem podąża w stronę sypialni. Pada na łóżko.

background image

- Zrobić ci herbatę? - pyta bezradnie ona. Wprawdzie cały czas nie

wie, co mu właściwie jest, ale herbatę chyba zawsze można
zaproponować - jest to miłe i świadczy o jej trosce.

- Nie. Albo tak, niech będzie. Zresztą sam nie wiem. Najlepiej

zostaw mnie w spokoju!

Nie wiedzieć czemu, ona robi coś dokładnie przeciwnego. Siada

obok niego i bierze go za rękę.

- Ależ, kochanie, powiedz co ci jest.
- Puść mnie. - On gwałtownie cofa rękę, jakby go ugryzł komar. -

Nie mogę teraz!

Co za histeryk! W końcu ona traci cierpliwość.
- Powiesz mi może wreszcie, co ci jest? Co to znaczy: źle? Słabo ci,

masz gorączkę, jest ci niedobrze, coś cię boli? Chyba to jednak nic
poważnego? - nie ustępuje.

On przewraca oczami, jakby miał za chwilę dostać udaru mózgu.
- Źle się czuję, chyba już ci mówiłem! Źle, jeśli rozumiesz

znaczenie tego słowa. Muszę to tłumaczyć? Wiesz co, wyjdź stąd, jeśli
możesz. No, idź sobie wreszcie! - Wyczerpany wtula głowę w
poduszkę i zamyka oczy - jest gotowy na śmierć.

No dobrze. Czy ona musi wysłuchiwać, jak on się na nią wydziera?

Wstaje urażona i wychodzi. Jej współczucie zamienia się w złość.
Przez chwilę zastanawia się, czy nie powinna trzasnąć drzwiami, ale w
końcu bardzo cicho, cichuteńko je zamyka. Niech idzie, gdzie pieprz
rośnie!

Tak, tak, jak dobrze to znamy, prawda? Nie jest łatwo mieć w

domu cierpiącego mężczyznę. Kobiety cierpią po prostu piękniej! Kiedy
my nie jesteśmy w formie albo mamy chandrę, nie tylko mówimy,
czego

nam

brak.

Jesteśmy

ponadto

bardzo

cierpliwymi,

bezproblemowymi pacjentkami, które są wdzięczne za to, że ktoś się o
nie troszczy, trzyma za rękę czy po prostu jest obok. Nie sprawiamy
kłopotów. Kiedy więc chorujemy, troska o nas, dbanie o nas i
pielęgnacja, to czysta przyjemność. Jeśli w ogóle kiedyś bywamy
chore!

Inaczej jest z chorym mężczyzną. Nie jest ani bezbronny, ani miły,

ani wdzięczny. Jego sposób bycia oscyluje między histerią a
bezczelnością. Wiedział o tym już Molier - trzeba uczciwie przyznać, że

background image

miewał czasem rację. Dla kobiet takie zachowanie stanowi
nierozwikłaną zagadkę. No bo jak to możliwe, żeby równocześnie
cierpieć i przejawiać taką agresję?

„Źle się czuję!”. Kiedy mężczyzna wypowiada to zdanie, oznacza

ono pretensję do całego świata i równocześnie całkowitą amnezję.
Zdanie to jest zrozumiałe jedynie w szerszym kontekście. Ponieważ
jego znaczenie bywa różne. „Źle się czuję i nienawidzę was
wszystkich!” albo: „Źle się czuję - zrób mi coś do picia, zabierz dzieci,
zachowuj się tak, jakby cię nie było i broń Boże się nie odzywaj!”,
albo: „Robię sobie przerwę. Skoś trawnik. Ja na razie na pewno nic tu
nie będę robić!”. Na przyjęciu „Źle się czuję!” może oznaczać: „Nie
mam ochoty dłużej się przyglądać, jak ten przystojniaczek z tobą
flirtuje”. Jeśli kiedyś udało ci się wyrwać bez dzieci i bez niego, wtedy
„Źle się czuję!” wyraża pretensję: „Skoro zostawiłaś mnie z tym całym
kramem, to przynajmniej popsuję ci nastrój”. Zdanie „Źle się czuję!”
wypowiedziane po godzinie dwudziestej drugiej oznacza: „Dzisiaj nici z
seksu, nie mam ochoty”. A to samo zdanie wygłoszone wtedy, kiedy
on ma 37,5 stopnia gorączki, oznacza: „Czuję, że wkrótce umrę”.

Jednakże z całą pewnością nie oznacza ono zachęty: „Chodź

kochanie, przytul mnie i pobądź ze mną”. Jako kobieta musisz to po
prostu przyjąć do wiadomości. Nie możesz nie uwzględniać tego faktu.
Bo tylko wywołasz frustrację obu stron!

Uwaga:
„Źle się czuję!” wypowiedziane przez kobietę oznacza: „Proszę,

chodź i przytul mnie!”.

„Źle się czuję!” wypowiedziane przez mężczyznę oznacza: „Proszę,

idź sobie i zostaw mnie w spokoju!”.

A więc - nie pomyl się!

background image

Na śmierć i życie


Mężczyźni nie zawsze są tacy bierni, kiedy w grę wchodzi ich

zdrowie. Jeśli mężczyzna czuje, że rzeczywiście jest chory (a nie tylko
ma zły humor), może tak szczegółowo i wyczerpująco opisywać
wszystkie objawy chorobowe, że lekarze aż bledną z zazdrości. Tak,
można zaryzykować twierdzenie, że stosunek mężczyzn do choroby
jest bardzo osobisty. Czasami mężczyźni dokumentują przebieg
choroby, prowadząc pamiętnik. Zaprezentował nam to już Tomasz
Mann („Dziś znowu potworny katar”). A od czasów Woody Allena
wiemy też, do czego jest zdolny mężczyzna, który czuje zbliżającą się
niechybnie śmierć, której zwiastunem jest szum w uszach.

To rozumie się samo przez się, że mężczyźni nie chorują na zwykłe

choroby. Każda choroba to sprawa życia i śmierci! Katar może przecież
zwiastować ptasią grypę. Siniak na nodze po upadku z roweru jest
pewną oznaką raka skóry („Przecież, kiedy byłem mały, okropnie
spaliłem się na słońcu!”), świdrujący ból głowy nie jest skutkiem
nadmiernej konsumpcji napojów wyskokowych poprzedniego wieczoru
- o nie, to trzydniowy rak, który uparcie pożera kolejne partie mózgu.
Za dużo zjadł i odczuwa ucisk na klatkę piersiową? To zastawka serca,
która nie domyka się już prawidłowo. A jeśli do tej pory nikt tego nie
powiedział, to ja się odważę, dla pełnego zrozumienia sprawy - otóż
najpiękniejsze choroby zawsze wynajdywali mężczyźni!

Męskie fantazje na temat śmierci nie mają granic - jeśli chodzi o

choroby, każdy mężczyzna jest kreatywnym twórcą, staje się na tym
polu prawdziwym artystą. Nieocenione źródło inspiracji stanowią
artykuły prasowe. No bo skoro nawet w „Sternie” pisali o tajemniczym
wirusie Ebola, który podobno ostatnio stał się bardziej agresywny, to
byłoby jawną głupotą nie skontrolować swojego organizmu pod kątem
pierwszych objawów tej choroby. Po raz pierwszy zauważył

background image

zaczerwienienie na skórze? Teraz zamęczy wszystkich swymi chorymi
domysłami. A kiedy już otoczenie - i w domu, i w biurze - nie może
tego znieść, to są jeszcze lekarze - ostatnia deska ratunku. Chociaż
ostatnio ciągle nie mają dla niego czasu...

Kiedy mężczyzna twierdzi: „Ten lekarz jest do niczego!”, myśli:

„Ten ignorant całkowicie lekceważy moje dolegliwości!

Dzięki Bogu, istnieje jeszcze pogotowie ratunkowe! Musi

przyjechać na wezwanie i można tam dzwonić dwadzieścia cztery
godziny na dobę. Nareszcie! Dzień mija, ból nie mija. Prawdopodobnie
to właśnie tacy mężczyźni wywindowali składki na kasy chorych.
Zresztą sami chętnie dorzucają grosik, żeby tylko pokrzyżować plany
kostuchy.

Zakupy w aptece i w drogeriach to ulubiony sport mężczyzn, którzy

mają tak zwaną świadomość prozdrowotną. Tacy panowie bardzo
cenią preparaty multiwitaminowe, wapno, batoniki musli domowej
roboty, środki zapobiegające grypie i izostar dla ambitnych
sportowców. Nie ma ograniczeń w ich zażywaniu, a są przecież o wiele
praktyczniejsze i bardziej urozmaicone niż jedzenie jabłek czy też
codzienna porcja ruchu. Zresztą na zdrowiu nie można oszczędzać.

Bo na cóż bogactwa tego świata, jeśli trzeba z niego odejść?
Okej, po tych wyjaśnieniach kobiety spojrzą na cały problem z

innej strony. Ale one nie są tak wrażliwe na ból jak mężczyźni. Jakiż
panowie robią raban, kiedy się zranią. I nie mam tu na myśli ran
zadanych przez piłę tarczową, ale przez malutkie nożyczki do
paznokci. „Leci mi krew!” - krzyczą z przerażeniem. My, kobiety, mimo
utraty krwi, nie panikujemy. Przecież wówczas musiałybyśmy co
miesiąc trafiać na pogotowie. I bądźmy szczere - my wolimy w tych
chwilach wyskoczyć do miasta.

Oczywiście, można znaleźć wśród mężczyzn twardych gości, którzy

nie mdleją na widok krwi - myślę tu o chirurgach, położnikach i
seryjnych mordercach. Ale czy rzeczywiście może to nas napawać
optymizmem?

background image

1-2-3-jestem przy tobie!


Przytoczona poniżej historyjka ma jasno ukazać, że mężczyźni są

nadzwyczaj wrażliwymi istotami, których myśli w pierwszym rzędzie
kierują się ku ich fizycznemu samopoczuciu - bo inaczej straciliby
grunt pod nogami.

Kobieta, tuż przed porodem. Mężczyzna, który chce jej towarzyszyć

przy narodzinach dziecka.

Trzy dni przed spodziewanym terminem porodu przezorny

mężczyzna zabiera się do pakowania torby: pięć torebek cukru
gronowego, puszka izostaru dla wyczynowych sportowców, puszka
coca-coli, butelka multiwitaminy, paczka herbatników, mały szampan,
paczka słonych paluszków, dwa kawałki kiełbasy myśliwskiej,
pakowane próżniowo kanapki, opakowanie aspiryny.

Kobieta, poruszona jego działaniami, mówi:
- Ależ kochanie, to bardzo miłe z twojej strony, ale te rzeczy na

pewno mi się nie przydadzą...

- Ale to przecież nie dla ciebie - odpowiada mężczyzna. - O ciebie

już tam zadbają. A ja muszę przecież myśleć o tym, jak to wszystko
zniosę. Potem nie dostanę nic do jedzenia i picia, albo siądzie mi
krążenie... Taki poród może przecież długo trwać. Muszę być
przygotowany na wszystko.

I co, uważacie, że wymyśliłam tę historię?

background image

Podręczna instrukcja obsługi mężczyzny

mówi...


Jęczenie i cierpiętnictwo mężczyzn jest znane od zarania świata.
Wiecie, dlaczego Bóg po stworzeniu Adama stworzył jeszcze Ewę?

Bo miał dość ciągłego jęczenia Adama. Dlatego u jego boku postawił
kobietę, która miała w przyszłości wysłuchiwać męskich jęków. Przy
czym trzeba w tym miejscu jasno zaznaczyć, że przez większość czasu
nie miały one nic wspólnego z upojnym seksem (i tak zostało do dziś).
Niestety, jęczenie nie ucichło. Kiedy więc wydarzyła się ta afera z
jabłkiem, Bóg miał doskonałą wymówkę, żeby pozbyć się uciążliwego
hipochondryka. Wprawdzie było mu trochę żal Ewy, ale nie miał
wyjścia - trzeba było ją poświęcić, żeby zyskać święty spokój.

Chcę przez to powiedzieć, że mężczyzna został stworzony ze

skłonnością do cierpiętnictwa.

I tak jak kobiety stale zamartwiają się, czy nie są za grube albo czy

nie utyją, to mężczyźni ciągle zadają sobie pytanie, czy nie są chorzy
albo czy wkrótce nie zachorują. I w tej kwestii niczego nie zmienią ani
opowieści o Indianach, którzy nie czują bólu, ani przekonanie, że
chłopaki nie płaczą. Bo to sprawa wrodzonych zdolności, właściwości
czy też - jeśli teraz będzie wam łatwiej zrozumieć - budowy molekuł
(cząsteczek). Przypomnijmy, że mężczyzna został zrobiony z gliny, a
kobieta z żebra. Przecież glina jest bardziej miękka niż kość. Być może
w tym tkwi przyczyna męskiej nadzwyczajnej nadwrażliwości na
własnym punkcie.

background image

Co możesz zrobić?


Trudna sprawa. Ale myślę, że im mniej zrobisz, tym lepiej.

Mężczyzna, który źle się czuje w swoim ciele, właśnie z tego powodu
jest nie do wytrzymania, że sam siebie nie może ścierpieć. Narzeka na
potęgę, i nie chciałby w tobie zobaczyć swojego lustrzanego odbicia (a
zobaczy je, jeśli nie powstrzymasz się od komentarzy).

Jeśli chcesz zyskać przychylność cierpiącego mężczyzny, zostaw go

w spokoju. Stojąc w drzwiach, wrzuć do pokoju porcję współczucia,
ale w szaleństwie troskliwości nie zostań boa dusicielem. Kiedy będzie
czegoś potrzebował, da ci znać. Jeśli zacznie to robić zbyt często, kup
mu książkę Zdrowie mężczyzny, żeby miał się czym zająć, i powiedz:
„Zostawię cię teraz na trochę w spokoju, żebyś mógł odpocząć, moje
ty biedactwo”.

Potem usiądź na kanapie i obejrzyj sobie dobry film. I tak zrobiłaś

wszystko co mogłaś.

A jeśli twój śmiertelnie chory ukochany znów da upust

hipochondrycznym fantazjom i powie ci, że niedługo będzie po nim,
nie martw się - mężczyzna, który stale powraca do tematu śmierci,
przeżyje cię o jakieś dwadzieścia lat!

background image

„Skarbie, mam dla ciebie

wspaniały prezent!”

background image

Mężczyźni i prezenty

background image

Sytuacja klasyczna


ONA ma urodziny, a ON z tej okazji wymyślił coś wspaniałego.

Mówi o tym już od kilku dni.

- Może dostaniesz coś naprawdę fajnego! - zapowiada z tajemniczą

miną. Zapowiedź niespodzianki podsyca jej ciekawość.

- Nigdy się nie domyślisz! - Śmieje się zadowolony z siebie. -

Zobaczysz, że się ucieszysz!

Co też takiego wymyślił? Brzmi to jak coś więcej niż wariant

pralinkowo-perfumeryjny. No, ale przecież tym razem to okrągła
rocznica. Może zorganizował jakąś imprezę? Z kapelą na żywo i tak
dalej. Albo zamówił lot balonem? Albo może zauważył, że bardzo
podobały jej się te kolczyki, które miała jej kuzynka, i zamówił takie
same u jubilera? Oczywiście, wypad na zakupy do Paryża albo
Nowego Jorku też byłby niezły... Tak często marzyła, żeby przy
śniadaniu znaleźć pod serwetką bilet lotniczy. W końcu z okazji jego
okrągłych urodzin zafundowała mu weekendową wycieczkę do
Neapolu; on przecież tak bardzo interesuje się wykopaliskami. Wtedy
powiedział, że na jej urodziny też wymyśli coś nadzwyczajnego...

Wreszcie nadchodzi ten długo oczekiwany dzień! Nareszcie wolno

jej wejść do dużego pokoju. Na stole stoi ogromny bukiet kwiatów.
Niestety, kompozycja trochę chybiona: 4 czerwone róże, 40 gałązek
gipsówki, 400 gałązek paproci i innego zielska. W każdym razie
zawartość ozonu w pomieszczeniu wyraźnie wzrosła. Ona bierze
głęboki oddech i podchodzi bliżej. Z trudem próbuje dostrzec coś
przez gęste zarośla. Może coś schował w środku? Nie, fałszywy trop.
No, ale, przepraszam bardzo, gdzie mógł ukryć ten jedyny w swoim
rodzaju, wspaniały prezent?

Jest! Pod chaszczami leży mała paczuszka. Niestety, za duża, żeby

skrywała w środku jakieś precjoza od jubilera - chyba że całą sztabkę

background image

złota.

- Otwórz! - nalega podekscytowany, z tajemniczym uśmiechem na

twarzy.

Zmaganiom z hojnie poprzyklejanymi paskami taśmy klejącej

towarzyszy podejrzany skurcz żołądka. Od razu widać, że on sam był
mistrzem-pakowaczem. Z całą pewnością tym razem nie jest to
prezent z perfumerii. Ona przypomina sobie z przerażeniem, że trzy
lata temu z takim samym zadowoleniem na twarzy ofiarował jej na
urodziny brytfankę do ciasta. A przed dwoma laty dostała... czy to nie
wtedy kupił te dziwaczne filiżanki do kawy w misie? Z dołączoną
karteczką, na której napisał: „Twój misiaczek zawsze chce z Tobą jeść
śniadanko?”. No tak - to przynajmniej było w pewnym sensie
rozczulające. Można by rzec - prezent symboliczny. Gdyby jeszcze te
filiżanki nie były takie okropnie brzydkie. Ale nie odważyła się wtedy
powiedzieć mu prawdy. I to był błąd. Bo rok temu dostała od niego
talerzyk w misie do kompletu. Jeśli teraz pokusił się o kupienie
kieliszków do jajek w misie? Nie, zawiniątko jest za ciężkie.

Jakoś udało jej się zdjąć opakowanie i trochę bezradnie spogląda

na... puszkę sardynek. Ze wszech miar... oryginalne, ale co to ma
znaczyć!

- Musisz przeczytać karteczkę! Musisz przeczytać karteczkę! - On

skacze wokół niej, przestępując z nogi na nogę, jak krasnoludek wokół
sierotki Marysi. - Puszka sardynek coś oznacza, domyślasz się?

Tak, domyśla się. Może jest jeszcze jakaś nadzieja. Ona nachyla

się i czyta: „Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin, Kochana. Z tej
okazji chcę Cię porwać... Zgadnij dokąd!”.

On patrzy na nią tak, jakby właśnie wygrała podróż dookoła

świata.

A może...? Puszka sardynek - sardynki - Sardynia! Sardynia!!!

Zabiera ją na Sardynię! Zawsze chciała tam pojechać!

- Och, najdroższy! - mówi porażona nagle tym faktem. - Chyba

zwariowałeś! Czy masz na myśli to, że pojedziemy do, do...

- Dziś wieczorem, najdroższa - wyjaśnia dumny i zadowolony z

siebie. - Zamówiłem już stolik.

- Zamówiłeś stolik? - pyta z niedowierzaniem. - Na... Sardynii?
- Nie, a dlaczego na Sardynii? Pójdziemy do tej milutkiej knajpki

background image

rybnej, gdzie ostatnio byłem z kumplami. Ale tym razem tylko ty i ja.
No i? Co teraz powiesz? Miałem kapitalny pomysł, prawda?

Niestety, nic mi nie wiadomo, czy obdarowana zemdlała z wrażenia

po wyjaśnieniu tajemnicy zaszyfrowanej w puszce sardynek, czy też
może wcześniej miała okazję rzucić konserwą w skroń „Sardyńczyka”.
Pewne jest jednak, że mężczyźni wykazują się nieprawdopodobnymi
zdolnościami, jeśli chodzi o prezenty dla swoich partnerek (wszystkie
inne prezenty: dla przyjaciół, dzieci, teściowej kupujemy raczej my,
prawda?).

Kobiety z reguły kochają prezenty. Na przykład, paczuszki od

przyjaciółek

otwierają

z

radosnym

podekscytowaniem

i

z

wewnętrznym przekonaniem, że zawartość im się spodoba. Prezenty
od mężczyzn zbyt często wprawiają je w zakłopotanie i wywołują
pewną nerwowość. Ale nie z tego powodu, że nie lubią niespodzianek.
Kobiety uwielbiają niespodzianki! A jednak, kiedy mężczyzna
oznajmia: „Kochanie, mam dla ciebie niespodziankę”, odczuwają
wewnętrzny niepokój. Zbyt często bowiem po tych słowach
następowały tak niewiarygodne wydarzenia, nierzadko związane z
silnym rozczarowaniem, że pojawia się naturalny problem: ile razy
można przekonywająco udawać zachwyt?

Co możemy zrobić, kiedy mężczyźni z absolutnym wyczuciem

błędu zdobywają rzeczy, których widok bywa tak szokujący, że nie
możemy się nadziwić, że na ziemi w ogóle istnieją takie przedmioty?

Swoją drogą zasadne staje się pytanie: skąd się biorą te wszystkie

potworki, które lądują na regale rok w rok? Może istnieje jakiś
tajemny katalog wysyłkowy, o którym nic nam nie wiadomo?

A przecież mężczyźni nie żyją w afrykańskim buszu, gdzie jedyne

dostępne dobra to szklane koraliki i zęby upolowanej zwierzyny.
Myślę, że mieszkają tutaj wśród nas, w cy-wi-li-zo-wa-nym świecie.
Czytają gazety, słuchają radia w samochodzie, oglądają telewizję,
chodzą do kina. Gdyby zechcieli zwrócić odrobinę swej cennej uwagi,
to dowiedzieliby się, jak się mają sprawy z prezentami.

Mężczyźni, którzy w oczekiwaniu na powrót ukochanej dekorują

całe mieszkanie różami i świecami, są znani z filmów. W filmach on
wciska jej w rękę kluczyki do kabrioletu, wypowiadając nonszalancko
zdanie: „Wyjrzyj przez okno, przed domem stoi coś dla ciebie”. W

background image

filmach ona wstaje w nocy, żeby uciszyć płaczące dziecko. A kiedy
wraca, co zastaje na poduszce? Macie rację - małą szkatułkę z
drogocennym klejnotem. W filmach on, stojąc za jej plecami, zakłada
jej naszyjnik z pereł. W filmach mężczyzna może wynająć całą
restaurację tylko dla nich dwojga.

I nawet w przypadku romantycznych, skromnych prezentów, które

wcale nie muszą kosztować krocie, a jedynie mają przypomnieć o jego
miłości i szacunku, w rzeczywistości mężczyźni zachowują się jakby
trochę inaczej niż bohaterowie z ekranu. Nieczęsto mężczyzna zwiesza
z wiaduktu na autostradzie prześcieradło, na którym własnoręcznie
napisał sprayem: „Kocham Karolinę”. Prawdopodobnie przyczyna tkwi
w scenariuszach filmowych. I mimo, że większość filmów reżyserują
mężczyźni, założę się, że gdzieś z tyłu siedzi asystentka, która
podpowiada:

- Nie, nie, to nie tak. Kobieta musi dostać to i to, a ma się to odbyć

tak i tak.

Niestety, w codziennym życiu brakuje tych przyjaznych dusz, które

znają nasze najskrytsze życzenia.

background image

1-2-3-trzydzieści możliwości chybionych

prezentów dla kobiet


W rzeczywistości mężczyźni kupują inne prezenty.
Są tacy, którzy w ogóle nic nie kupują. Albo z powodu poglądów

(„Wszystko to tylko terror konsumpcji!”), albo dlatego, że przeoczyli
ważną datę („Ale to da się nadrobić później, moja droga!”). Niektórzy
mężczyźni ofiarowują z różnych okazji bony. Myślę tu o bonach, które
nigdy nie zostaną zrealizowane. Znam kobiety, które zdążyły się
rozwieść albo nawet przenieść na tamten świat, a nigdy nie miały
okazji skorzystać z dwutygodniowego pobytu na farmie piękności albo
z rejsu wzdłuż Nilu.

Uwaga:
Bony mają sens tylko wtedy, gdy realizuje się je od razu.
W tym miejscu pojawia się pytanie natury ogólnej: czy prezent

zawsze trzeba kupować najwcześniej 24 godziny przed terminem
wręczenia? Daty urodzin, imienin, świąt Bożego Narodzenia mają tę
zaletę, że są znane już co najmniej rok wcześniej, prawda? Jak to
możliwe - to pytanie zadaje sobie każda przewidująca kobieta - że 23
grudnia o godzinie 14:30 w sklepach buszują tłumy mężczyzn,
potykając się o wszystko, wskutek wytężonego myślenia, i denerwując
ekspedientki, bo nie znają nawet rozmiaru biustonosza swojej
partnerki („Myślę, że może 135 G albo coś w tym stylu”). Albo dają
sobie wcisnąć poliestrowe apaszki z nadrukiem w podkowy. Ale o co
chodzi, przecież podkowa przynosi szczęście, prawda?

Są także mężczyźni, którzy przychodzą z pustymi rękami, stosując

przy tym taktykę ofensywną. Pojawiają się wieczorem na urodzinowej
kolacji z jowialnym gestem i wyjaśnieniem: „Ja jestem prezentem!”, i
czują się tak, jakby byli samym Jamesem Bondem, który za chwilę
wskoczy do łóżka z jakąś blondyną. W końcu dał się zaprosić na

background image

kolację. W końcu powinnyśmy się cieszyć, że w ogóle raczył nam
poświęcić chwilę swojego cennego czasu.

Trzeba wykazać się wzmożoną czujnością także przy tych panach,

którzy pojawiają się z jedną czerwoną różą. Prawdopodobnie są z
siebie dumni. Załatwili sprawę tanio i romantycznie zarazem. Ale
powiedzmy to wprost - żadna kobieta nie chce dostać jednej
czerwonej róży - poza przypadkiem, kiedy on przyjechał odebrać ją z
lotniska. Albo kawaler róży jest biednym studentem. Lub co najmniej
tenorem w operze narodowej i zaśpiewa arię tylko dla niej.

Okej, nie chcę być niesprawiedliwa. Jeśli się dobrze zastanowimy,

to dojdziemy do wniosku, że są gorsze rzeczy dla kobiet, niż czerwona
róża na długiej łodydze. Na przykład, różowa gerbera z gipsówką i
asparagusem. Tu jednak znowu mamy do czynienia z kwiaciarstwem
jako rzemiosłem artystycznym, które znamy tak dobrze z pogrzebów.
A fakt, że mężczyźni do tej pory nie pojęli, że kącik z kwiatami na
stacji benzynowej nie jest właściwą drogą do serca kobiety, pozwala
spojrzeć głębiej na cały problem.

Zresztą wygląda na to, że stacje benzynowe są ulubionym

miejscem zakupów dla mężczyzn. Kierując się mottem „Małe upominki
podtrzymują przyjaźń”, kupują tutaj ochoczo wszystko to, co budzi w
nich wewnętrzne dziecko: pluszowe misie, które przyczepiły się do
wielkiego czerwonego serca z napisem „Sweetheart”, kamienne lampy
o działaniu zdrowotnym albo płyty CD z serii „Dla każdego coś miłego”
- rzewnie pościelowy numer kolekcji 125. Ale nawet wtedy kobieta
może mówić o pewnej dozie szczęścia.

Jeśli mężczyzna chce być oryginalny, kupuje breloczek do kluczy z

myszką Didl („...bo jesteś moją słodką myszką”) albo śmiejący się
worek („...bo tak pięknie się śmiejesz”). Wszystko to już znamy. I niby
kogo to ma bawić? Może nas? Otóż takimi pomysłami się nas nie kupi,
drodzy panowie. W kwestii podarunków mamy klasyczne poglądy.

Jeśli kobieta i mężczyzna od niedawna mieszkają razem,

oryginalność prezentów gwałtownie wzrasta. Wtedy bowiem
mężczyzna chętnie obdarowuje kobietę czymś praktycznym, co jednak
w dalszym ciągu pozostaje bardzo osobiste, bo przecież
przypuszczalnie tylko ona będzie z tego korzystać. Prawdopodobnie w
ten sposób wyraża się podświadoma tęsknota za utraconym

background image

dzieciństwem, ma to być jak zaklęcie, przenoszące go w świat, w
którym mama gotowała, prasowała i smarowała masłem kanapki. I -
hej! - która z nas nie ucieszy się z brytfanny, żelazka z nawilżaczem
czy miksera? Tak w głębi serca, w najskrytszym jego zakamarku?
Szkoda, że szybkowary wyszły z mody. Przy odrobinie szczęścia
znajdziemy pod choinką elektryczną suszarkę typu hełm albo damską
maszynkę do golenia.

Jeśli wyczerpie już paletę sprzętu AGD, sięga po sprzęt

elektroniczny, który w ostatnim czasie tak się rozmnożył: kupuje
odtwarzacz DVD, telewizor z płaskim kineskopem, sprzęt grający
zawieszany na ścianie, kamerę cyfrową. Przecież marzy o tym każda
kobieta! I nie wypada, żeby w domu nie było takiego sprzętu,
zwłaszcza że jest coraz tańszy. Do takiego podarunku mężczyzna
chętnie dołącza komentarz: „Niech to będzie prezent pod choinkę dla
nas obojga”.

Zastanawiające jest też, że prezenty od mężczyzn z biegiem czasu

stają się coraz mniejsze, chociaż oni z reguły są pracującymi
członkami społeczeństwa i z czasem dysponują coraz większą
gotówką, zdecydowanie przewyższającą zasoby finansowe z czasów
studenckich czy praktyk zawodowych. Kiedy dwudziestolatek wręczał
nam fajne złote kolczyki, to może się zdarzyć, że koło trzydziestki
będziemy trzymać w ręku czarną praktyczną (!) torbę ze skaju firmy
no name - do której, dla odmiany, kupi nam przy następnej okazji
najmniejszą z możliwych portmonetkę od Prady. Jak mamy
wytłumaczyć mężczyznom, że w kwestii prezentów dla kobiet liczy się
przede wszystkim gest? Nie pojmą tego nigdy. A następnym razem
wręczą nam walizkę.

Oczywiście, znane są przypadki mężczyzn, którzy kupują kobietom

nieprawdopodobnie drogie prezenty. Klejnoty i wyroby ze skóry. I
wiem, że to, co teraz powiem, jest okrutne, ale cóż: drogie prezenty
też mogą być okropne.

A jeśli już uda mu się raz trafić w dziesiątkę, zdradza symptomy

seryjnego mordercy. Mam znajomą, która mogłaby otworzyć sklep z
glinianymi garnkami do kiszenia ogórków, tylko dlatego, że pierwszy z
nich naprawdę jej się podobał i - nie przemyślawszy sprawy - bardzo
nierozsądnie wyraziła głośno swoje szczere zadowolenie.

background image

Kiedy jednak kobieta po raz setny wydaje radosny okrzyk: „Och,

jak wspaniale, znowu piękny garnek”, dochodzi zapewne do wniosku,
że mężczyźni nie zostali stworzeni po to, by dawać prezenty. Ale za to
mają wiele innych cudownych cech...

background image

Podręczna instrukcja obsługi mężczyzny

mówi...


Kiedy mnie pytacie, dlaczego to tak właśnie wygląda, mogę podać

tylko jeden powód: mężczyźni nie potrafią na niczym skupić uwagi.
Nie słuchają, kiedy próbujemy im przedstawić swoje potrzeby. Bo i po
co? Ich prezenty bywają drogie, tanie, kupowane pod wpływem
impulsu, infantylne, oryginalne, albo w ogóle ich nie ma. Dla nich kulą
u nogi jest sam zwyczaj dawania prezentów. W porządku, zgadzają się
to zrobić raz. W końcu to miłe, sprawić radość ukochanej. Ale po co to
powtarzać, nie wiedzą. Przecież najlepiej jest, gdy każdy sam kupuje
to, czego akurat potrzebuje. I odpada wtedy uciążliwe pakowanie.

Bo cóż ekscytującego jest w tych prezentach, skoro nawet nie

wiadomo, co się dostanie?

What you see is what you get - cóż, oni wszystko widzą na opak.
W przeciwieństwie do kobiet mężczyźni nienawidzą niespodzianek.

Tych, których oczekuje się od nich (muszą je wymyślić), i tych, które
sprawiają im inni. Życie jest wystarczająco niebezpieczne, żeby się
narażać na dodatkowe ryzyko.

W przeciwieństwie do kobiet mężczyźni nie uważają, że prezenty w

jakikolwiek sposób wyrażają ich miłość. Dowodem miłości są fakty: to,
że przychodzi do domu albo że rozkwasił nos rywalowi.

Kiedy mężczyzna mówi: „Tym razem chciałbym dać ci coś

wyjątkowego”, to ma na myśli: „Kiedy pójdziemy do łóżka?”.
Ewentualnie oznacza to: „Było cudownie ostatnim razem, kiedy znowu
pójdziemy do łóżka?”.

Zatem przestańmy czegokolwiek oczekiwać! Być może istnieją

mężczyźni, którym prawdziwą radość sprawia konfrontacja z tematem
„Prezenty dla mojej ukochanej”. Albo tacy, którzy miesiącami łamią
sobie głowę, jak spełnić nasze marzenia.

background image

Jednakże znam tylko kilku takich facetów. To są ci sami mężczyźni,

którzy lubią pisać listy. Ale spójrzmy prawdzie w oczy - ilu ich
przetrwało do naszych czasów?

background image

Co możesz zrobić?


Jeśli chcesz uniknąć corocznych dramatów, masz tylko jedno

wyjście: bądź konkretna. Napisz swoje życzenie na karteczce. Wywieś
listę sklepów, gdzie on może kupić dowolną rzecz, bo wszystkie są
piękne. Poinformuj o swoich preferencjach najlepsze przyjaciółki, by
mogły podsunąć mu właściwy pomysł. Najpierw sama zrób
rozeznanie, co wchodzi w rachubę. Potem wybierz się z wybrankiem
serca na spacer po mieście i pokaż mu tę rzecz palcem.

I jeszcze jedno - kiedy mężczyzna pyta kobietę: „Co byś chciała

dostać w prezencie?”, oznacza to, że nie ma żadnego pomysłu, co jej
kupić. Proszę, pomóż mu i powiedz wprost, co chcesz dostać!

Po co wywoływać wilka z lasu, dając odpowiedź w stylu: „Na

pewno coś jeszcze wymyślisz” albo: „Chcę, żeby to była
niespodzianka!”.

No bo wtedy on z pewnością któregoś dnia powie: „Skarbie,

dostaniesz ode mnie coś wspaniałego!”. I znowu wracamy do punktu
wyjścia, czyli do puszki sardynek.

background image

A złotego banana...


... dostanie tym razem ten pan, który w kwiaciarni, stojąc przy

wazonie z różami, na pytanie kwiaciarki: „Ile róż ma być w bukiecie”,
odpowie: „Wszystkie!”.

Tak odpowiedziałaby kobieta, gdyby była mężczyzną.

background image

„Halo, jest tam kto...?”

background image

Mężczyźni przy telefonie

background image

Sytuacja klasyczna


ONA dzwoni do NIEGO, dajmy na to, z wakacji. Opowiada

obszernie i ze szczegółami, jak spędza dzień, o znajomych, o
dzieciach, o plaży (podając też ceny lodów na patyku) i jak jest
wspaniale (opcjonalnie: okropnie).

Po chwili przerywa relację i pyta niespokojnie: „Słuchasz mnie?”

On rzuca krótkie „Tak”. Wskutek tego z jej ust padają kolejne pytania
z serii tych, których mężczyzna nienawidzi jak zarazy: „Co znowu? Coś
się stało? Jakoś dziwnie odpowiadasz. Na pewno wszystko w
porządku?”.

Po zadaniu tych wszystkich pytań, na które on dawał jakby

niepełne odpowiedzi, przy czym ona wyczuwała w jego głosie rosnącą
irytację i niechęć, ona wciąż próbuje skłonić go do bardziej wylewnych
relacji. Jeśli jest wielkoduszna, w pewnym momencie porzuca te
próby, wymuszając jeszcze kończące rozmowę „Kocham cię” i oboje
rezygnują - ona niespokojna, on napięty, ale obojgu spada kamień z
serca, że mają to już za sobą.

Chcę z góry uprzedzić: mężczyźni przy telefonie to temat trochę

bezproduktywny. Można by pomyśleć, że nie wiedzą, do czego służy
to narzędzie komunikacji międzyludzkiej. Trzeba im to wybaczyć.
Wydaje mi się, że to jakieś uwarunkowanie genetyczne albo coś w
tym rodzaju. Kobiety są słuchowcami, a mężczyźni - wzrokowcami.
Dlatego dla mężczyzny ważne jest na przykład to, żeby komórka była
możliwie jak najnowsza, wielofunkcyjna i naszpikowana bajerami. W
epoce wczesnokomórkowej urządzenia te musiały być duże i
przyciągać uwagę, w okresie szybkiego rozwoju musiały być małe -
tak małe, że na miniaturowej klawiaturze delikatne męskie paluszki
ledwo były w stanie wystukać wiadomość tekstową, i - oczywiście -
także musiały przyciągać uwagę. Natomiast obecnie, w epoce komórki

background image

rozwiniętej, obowiązujące trendy kierują je w stronę większych
urządzeń, które zaczynają pełnić rolę przenośnego biura, można z nich
wysyłać i odbierać e-maile - że nie wspomnę o normalnych już,
dodatkowych funkcjach, takich jak dostęp do internetu, gry, aparat
fotograficzny czy miniwideo. Komórki stałyby się jeszcze bardziej
praktyczne, gdyby można było nimi suszyć włosy albo gdyby miały
wmontowaną maszynkę do golenia - bo właściwie mężczyzna nie
potrzebuje komórki, która służyłaby tylko do dzwonienia. Poświęcimy
teraz słówko temu, po co kobietom telefon - żeby sobie miło pogadać
z koleżanką o wszystkim, co się zdarzyło, najlepiej godzinami,
najlepiej popijając ciepłą kawę, ponieważ taka pogawędka zastępuje
spotkanie, prawdziwy kontakt osobisty.

Oczywiście mężczyzna nie pojmie tego nigdy. Dlatego, gdy

rozmawiamy przez telefon, już po chwili - po godzince czy coś takiego
- wchodzi po raz piąty do pokoju i zaczyna czynić takie gesty, jakby za
chwilę miał się zawalić dom i sytuację mogła uratować wyłącznie
szybka ewakuacja. Albo wywraca oczami i narzeka: „Ciągle gadasz
przez telefon? Przecież zobaczycie się za tydzień!”.

Jeśli mężczyzna musi być pasywnym współuczestnikiem sesji

telefonicznej, robi mu się słabo (mądre kobiety unikają tej
konfrontacji). I to nawet nie z powodu kosztów, bo przecież,
korzystając z usług tanich operatorów sieci telefonicznych, można dziś
uzyskać niedrogie połączenie nawet z Zimbabwe (chociaż wcześniej,
kiedy pieniądze zarabiało się ciężko pracując fizycznie, często właśnie
to był główny powód). Nie, to jest dla nich nieprzyjemne z zasady.
Instynkt podpowiada im, że coś musi być nie tak. Ale co?

background image

Podręczna instrukcja obsługi mężczyzny

mówi...


Kiedy kobiety długo rozmawiają ze sobą przez telefon, mężczyzna

ma stany lękowe, ponieważ obawia się (co jest uzasadnione), że
rozmowa nie ogranicza się do relacji z zakupów czy też opowieści o
nowych butach, ale może dotyczyć także jego. Kiedy mężczyzna
podejrzliwie pyta: „O czym wy tak rozmawiacie godzinami?”, w
rzeczywistości chce powiedzieć: „Cały czas mnie obgadujecie,
prawda?”. A jeśli kobieta wyjdzie do drugiego pokoju i do tego
zamknie za sobą drzwi, bo chce „w spokoju” pogadać, niektórzy
mężczyźni prawie wpadają w panikę. No bo o czym te baby tyle
gadają? O ostatniej kłótni, która teraz jest analizowana z
najdrobniejszymi szczegółami? Czy może o ostatniej nocy?

Ta pierwotna podejrzliwość może doprowadzić do tego, że on albo

cały czas będzie przeszkadzał, albo podsłuchiwał! Obie drogi z zasady
prowadzą do irytacji („A więc plotkujesz o mnie!”).

Dlatego radzę: nie dopuszczaj do tego, żeby widział cię

rozmawiającą przez telefon. Zaplanuj długą rozmowę telefoniczną na
czas transmisji telewizyjnej z ważnych zawodów sportowych.
Ostrożność nie zawadzi!

Męska miłość do telefonu, nawet jeśli mężczyzna nie wykazuje

oznak paranoidalnych napadów, nigdy nie przekracza pewnych granic.
Tutaj warto przedstawić trzy przekonujące - w jego mniemaniu -
argumenty przeciwko długim rozmowom telefonicznym.

Po pierwsze: Jak w ogóle można tak długo rozmawiać przez

telefon? Telefon służy przecież do jak najkrótszego zasygnalizowania
sprawy i przekazania kluczowych informacji, takich jak opis miejsca, w
którym się znajduje („Jestem właśnie w OBI”), i godziny wizyty
(„Przyjdę o 18:12”).

background image

Po drugie: Czy istnieją sprawy aż tak ważne - poza określeniem

miejsca, z którego dzwonimy, godziną spotkania i ewentualnie
pęknięciem rury kanalizacyjnej albo wypadkiem śmiertelnym - żeby o
nich rozmawiać przez telefon?

Po trzecie: Przecież tam nikogo nie ma. W każdym razie nikogo,

kogo można zobaczyć czy dotknąć. Jak można rozmawiać z aparatem?
No właśnie. Jak można rozmawiać z urządzeniem, niebędącym w
żadnym razie źródłem inspiracji? Bo przecież telefony nie mają ani
długich włosów, ani długich nóg, ani w ogóle niczego fajnego.

Uwaga:
Mężczyźni dzwonią niechętnie, a jeśli już, to krótko. Gdy tylko ich

dłoń obejmie słuchawkę, centrum mowy przestawia się, zapewne
automatycznie, na funkcję „restricted code”.

Kiedy przez telefon rozmawia ze sobą dwóch panów, z reguły nie

dochodzi do żadnych scysji, obaj bowiem posługują się wspomnianym
wyżej kodem restrykcyjnym. Bądźmy sprawiedliwe i przyznajmy, że
mężczyzna przy telefonie nie czyni żadnych wyjątków i nie różnicuje
swoich rozmówców. Czy to jego najlepszy kumpel, czy wspólnik w
interesach, czy jakaś/ta kobieta - przeciętna rozmowa przeciętnego
mężczyzny trawa 2,5 minuty (liczę tu czas, w którym on mówi) i
wygląda mniej więcej tak:

On rozmawia przez telefon z nim:
Halo?... A, to ty... Tak... Tak... Aha... Mhhm... Aha... Tak... W

porządku... O czternastej?... Tak - ja też... Tak... Dobrze... No to na
razie... Mhm... Trzymaj się.

On rozmawia przez telefon z nią:
Halo?... A, to ty... Tak... Tak... Aha... Mhhm... Tak... Niee, tu

pada... Mhhm... Nic szczególnego... Tak... W porządku... Nie, co ma
być?... Nic się nie dzieje... Tak, ja ciebie też... Tak.... Dobrze... No to
na razie... Aha... Też się trzymaj.

background image

1-2-3-próba mikrofonu!


A teraz przeczytaj jeszcze raz obie rozmowy telefoniczne, tym

razem na głos, i zwróć szczególną uwagę na typowe dla rozmowy
telefonicznej brzmienie słówka „tak”. Mężczyzna nie wypowiada go jak
śpiewnego długiego „taaak”, ale raczej jak krótkie żołnierskie „tk”. To
nadaje jego wypowiedziom zwięzły styl, który dla nas, żeńskich
klientów telekomunikacji, ma, niestety, nieco ograniczony wdzięk.

Miliony kobiet po tych krótkich i węzłowatych telefonach zadawały

sobie z oburzeniem pytanie, co jest grane.

- Co się dzieje? - łkały cichutko w poduszkę. - Czy powiedziałam

coś nie tak? Coś się stało? Już mnie nie kocha? O Boże! Jestem... za
gruba?!

W porządku, przyznaję, trudno uwierzyć, że ten oszczędny w

słowach, przybyły z kosmosu Obcy, ma być owym elokwentnym,
rozmownym i zabawnym mężczyzną, z którym tak wesoło żartowałaś
sobie na kanapie. Ale mogę was uspokoić, to ten sam facet. On we
własnej osobie, a nie jego brat bliźniak, którego istnienie udało mu się
do tej pory skutecznie zataić. A ty nie jesteś za gruba. I nic się nie
stało. Zupełnie nic. Koniec kropka.

No interpretation, please!

background image

Co możesz zrobić?


Taaak, obawiam się, że męskiego podejścia do telefonowania nie

uda się raczej istotnie zmodyfikować. Jeśli twoim partnerem nie jest
żaden z męskich egzemplarzy o wysokim udziale pierwiastka
żeńskiego, który zachwycająco chętnie i długo rozmawiałby przez
telefon, musisz w czasie rozmowy telefonicznej zadowolić się
dziesięcioma procentami normalnych możliwości werbalnych twojego
wybranka serca. Mów to, co chcesz powiedzieć, stawiaj celowe
pytania, na które mężczyzna jest w stanie krótko odpowiedzieć, bez
konieczności angażowania własnych emocji. Nie interpretuj na swoją
niekorzyść przerw w rozmowie, trwających dłużej niż 15 sekund,
nawet jeśli myślisz, że po drugiej stronie słuchawki znajduje się ktoś
na wpół żywy, kim chętnie byś potrząsnęła, żeby się obudził. Odpręż
się - to tylko mężczyzna po drugiej stronie drutów. On już się taki
urodził.

Hej, nie trać nadziei!
Istnieją wyjątki! W szczególnych okolicznościach mężczyźni też

potrafią rozmawiać przez telefon. W stanie silnego pobudzenia - i tylko
wtedy! - mężczyźni są zdolni do wszystkiego.

Kiedy gnębi ich jakiś problem, dotyczący pracy zawodowej albo

wynajmowanego mieszkania, rzeczywiście biorą głęboki wdech i
rozmawiają dużo dłużej niż standardowe 2,5 minuty.

Albo kiedy są totalnie zakochani. W pierwszych czterech

tygodniach tego stanu każdy mężczyzna potrafi godzinami żartować,
śmiać się, szeptać, pytać i z ogromnym zaangażowaniem rozmawiać o
swoim życiu - wszystko przez telefon. Gwarantuję to wam. A kiedy
potem milknie, w żadnym razie nie jest to milczenie, które mogłoby
sugerować, że bardzo proszę zakończyć rozmowę, o nie! Najdłuższe i
najpiękniejsze rozmowy telefoniczne w moim życiu prowadziłam z

background image

pewnym mężczyzną. To pozwala mieć jakąś nadzieję, prawda?

background image

A złotego banana...


... dostaje tym razem ten pan, który zadzwoni tak po prostu, bez

okazji i powie: „Skarbie, właśnie o tobie myślę. Byłoby cudownie,
gdybyś tu była ze mną...”. Bądźmy szczerzy, drodzy panowie -
przecież nie jest to dużo trudniejsze niż powiedzenie: „Stoję na
światłach, zaraz zapali się zielone”.

background image

„Skarbie,

to

wszystko

wygląda inaczej, niż myślisz!”

background image

Mężczyźni

w

gąszczu

kłamstw

background image

Sytuacja klasyczna


ON właśnie zadzwonił. Niestety, w tym tygodniu nie ma czasu.
- Ten nowy klient znowu zażądał wprowadzenia zmian w layoucie.

Muszę od razu do tego usiąść. Nic się nie da zrobić, moja droga.
Kocham cię!

- Ja ciebie też.
ONA rozczarowana odkłada słuchawkę. Potem, ciężko wzdychając,

wyjmuje z lodówki steki i przekłada je do zamrażarki. Czasami wolny
związek na odległość ma pewne wady. Ale przecież nie zawsze tak
będzie. Nie powinno być! W końcu znają się już pięć lat. A
niespodzianki takie jak ta zdarzały się w przeszłości dość często. Z
zadumą patrzy na stary pierścionek ze szmaragdem, który podarował
jej w prezencie na ostatnie Boże Narodzenie. Ma dobry gust, to
pewne. Kobieta uśmiecha się. A potem znów przypomina sobie, że
Sylwestra spędziła u przyjaciół bez niego. Też odwołał przyjście w
ostatniej chwili z powodu pilnej pracy. („Myślisz może, że to dla mnie
frajda, siedzieć w Sylwestra przy biurku i pracować? Nie rób, proszę,
teraz z tego tragedii!”).

W porządku, ona rozumie, że grafik pracujący na zlecenie to nie

urzędnik w okienku, który dokładnie zna godziny pracy. Ale i tak czuła
się podle, kiedy siedziała sama, a wokół niej tuliły się same parki. Na
narty nie pojechał, bo się przeziębił. („Słuchaj, źle się czuję. U nas w
Hamburgu jest koszmarna plucha, więc nic dziwnego”). A kiedy z
okazji jego urodzin przywitała go w czarnej bieliźnie, od razu wypalił:
„Boże, ale jestem głodny. Pójdziemy coś zjeść?”.

No tak, a podróże z Hamburga do Düsseldorfu są rzeczywiście

męczące. W żartach ochrzciła go „pędzący Roland”. A do tego trzeba
dodać stres związany z pracą. Ona wie, że „tu chodzi o egzystencję!”.
Mężczyźni zawsze ciężko pracują. Praca kobiet jest lekka.

background image

Ale mimo to zadaje sobie od czasu do czasu pytanie, czy ich

znajomość w ogóle można nazwać związkiem, skoro jedna ze stron
dzwoni w piątek wieczorem i mówi, że przyjedzie dopiero w sobotę
rano, bo wszystko się przeciągnęło, a potem w niedzielę już od
jedenastej zerka na zegarek, bo w poniedziałek ma ważną rozmowę,
do której musi się jeszcze przygotować.

Ona proponowała, że może do niego przyjechać - w końcu w jego

stumetrowym lofcie projektanta jest dość miejsca, ale - on ma
przecież rację - co miałaby tam robić, skoro on cały czas musi siedzieć
nad deską kreślarską. Zresztą, jej obecność by go rozpraszała, a poza
tym „nie jest przygotowany na odwiedziny kobiety” w swojej
kawalerskiej pracowni.

Trzy dni później ona jedzie w podróż służbową do Monachium i

tam przypadkowo spotyka w kawiarni dawnego kolegę Rolanda,
którego nie widziała od co najmniej trzech lat. Wywiązuje się rozmowa
i po chwili pada pytanie:

- Słuchaj, a utrzymujesz jeszcze jakieś kontakty z Rolandem?
Kontakty z Rolandem? Co on ma na myśli?
- No tak, jasne! - odpowiada zirytowana. - Widujemy się w

weekendy.

- Ach, no to w takim razie pozdrów go serdecznie ode mnie. Ciągle

jeszcze nie zdążyłem mu złożyć gratulacji, ale ta jego córeczka jest
naprawdę słodziutka! Przysłał przepiękną kartkę! W końcu to niezły
grafik...

Tak, drogie przyjaciółki! Nie do wiary, ale to prawdziwa historia!
Jak można być tak ślepym? Na ile rzeczywistość może się różnić od

tego, co o niej myślimy?

Męskie kłamstwa. Moment, kiedy prawda wychodzi na jaw. W

ogóle nie przyjmujemy do wiadomości, jak wiele kobiet jedynie przez
głupi przypadek dowiedziało się, że mężczyzna ich życia, który stale
zapewniał o swych uczuciach, równocześnie okłamywał je i zdradzał. I
to przez cały czas!

Sam ten fakt jest już wystarczająco przykry, ale to nie koniec. Bo

tak naprawdę jest jeszcze gorzej. Oni kłamią dalej, nawet jeśli
kłamstwo zostało udowodnione.

Jak myślisz, co odpowie „pędzący Roland”, kiedy przyjdzie mu

background image

skonfrontować się z odkryciem swojej przyjaciółki? Myślisz, że powie:
„Przykro mi, przepraszam, jestem okropną świnią”? Ależ nie, moje
drogie! Bynajmniej, bynajmniej!

W tej sytuacji klasyczna odpowiedź mężczyzny brzmi: „Skarbie, to

wszystko wygląda inaczej, niż myślisz!”.

I tu trzeba przyznać mu rację - rzeczywiście wszystko wygląda

zupełnie inaczej, niż myślałaś!

Ale u mężczyzny takie zdanie oznacza wstęp do najbardziej

zawiłych i dziwacznych „wyjaśnień”, których lawina ma jedno wspólne
przesłanie:

To wcale nie on jest winien. Absolutnie! On po prostu padł ofiarą

zaistniałej sytuacji. Masz ochotę na małą próbkę?

- Wierz mi, jesteś dla mnie wszystkim. Ta inna kobieta... szczerze

mówiąc... prawie jej nie znam. Tego wieczoru czułem się taki
samotny, trochę wypiłem... ty byłaś daleko. No i tak... jakoś wyszło...
Nie chciałem jej więcej widzieć... ale potem... okazało się, że jest w
ciąży. I koniecznie chciała urodzić to dziecko. Co miałem robić? To
znaczy... w żadnym wypadku nie chciałem, żebyś cierpiała...
Naprawdę... Nie chcę cię stracić...”.

Zastanawiam się, jak facet, który żyje sobie zadowolony z inną

kobietą w kompletnym, równoległym świecie, może jeszcze żądać
współczucia i zrozumienia? Bo on przecież jedynie z miłości do ciebie
musi sam dźwigać brzemię tej tajemnicy. Czyste bohaterstwo!

Mężczyzna, który kłamie, tak naprawdę przecież nie kłamie. To jest

właśnie sedno sprawy! Wiem, że to brzmi paradoksalnie, ale męski
świat jest pełen takich paradoksów.

Tak naprawdę mężczyzna, który „kłamie” jest taktowny, przyjazny,

dyplomatyczny i bardzo, bardzo dzielny... Tak, właściwie to zasłużył
sobie na Pokojową Nagrodę Nobla.

Jak bowiem inaczej można wyjaśnić fakt, że mężczyźni kłamią

dalej nawet wtedy, kiedy dowody świadczą czarno na białym o ich
winie?

- Od kiedy używasz szamponu do włosów po trwałej?
- Do włosów po trwałej? Pokaż... Ach, rzeczywiście! Coś takiego!

W ogóle tego nie zauważyłem, wziąłem po prostu pierwszy lepszy
szampon ze sklepowej półki. Wiesz co, ta twoja zazdrość jest nie do

background image

wytrzymania! Trudno uwierzyć, co sobie ciągle roisz.

Wstrząsająca jest też reakcja mężczyzny w sytuacji, kiedy dowód

winy leży obok niego w łóżku, ponieważ, niestety, wróciłaś wcześniej
do domu. Nawet in flagranti, przyłapany na gorącym uczynku,
mężczyzna nie zrywa się na równe nogi, ale śmie owinąć się kołdrą,
wlepia wzrok w intruza (czyli w ciebie), sugerując, że nic-na-to-nie-
poradzę i skąd-się-tu-wzięłaś, i ledwo udaje mu się wyjąkać: „Zaraz ci
to wszystko wyjaśnię!”.

No to teraz czekamy w ogromnym napięciu. Czas na bajeczkę! Coś

takiego może wymyślić tylko mężczyzna.

Możecie mówić, co chcecie, ale kobiety wiedzą przynajmniej, kiedy

sprawa jest przegrana. Gdyby to ona była winna, powiedziałaby
zapewne: „O Boże” albo ewentualnie: „O Boże, tak mi przykro,
przepraszam”. Albo nie powiedziałaby ani słowa, bo wie, że żadne
gadanie nie poprawi sytuacji. W porządku, kiedy związek już wcześniej
legł w gruzach, powie być może: „To jest właśnie Janek”. Ale nie
znam żadnej kobiety, która stante pede chciałaby wszystko wyjaśniać.
Wszystko wyjaśniać!!! Warto raz poczuć, jak ta słodycz rozpływa się w
ustach. Zastanawiam się, co myślą mężczyźni, kiedy mówią coś
takiego? Czy ma to znaczyć tyle co: „Spójrz mi w oczy, mała -
wszystko ci wyjaśnię”? Mają nas za idiotki? Całymi latami się nie
odzywają, a tu nagle chcą wszystko wyjaśniać?

Dla kobiet sprawa jest jasna - w końcu mają oczy! Ale trik polega

na tym, że „wszystko wyjaśnię” oznacza, że to nie jego wina.

I to tyle - Love means never heaving to say you’re sorry.
Ach, to dlatego!
Inne piękne zdanie, którym raczą nas mężczyźni, dopuszczając się

zdrady, brzmi: „To nie ma z tobą nic wspólnego”. Nie ma - to jasne!
Przecież kiedy on śpi z inną kobietą, to nie ma to nic wspólnego ze
mną. Przypuszczalnie jest za to związane z pełnią Księżyca. Albo z
nieokiełznaną potencją. Albo z tym, że mężczyzna traci głowę, gdy
zostanie przyłapany na gorącym uczynku i czuje się osaczony. Kiedy
coś robi, robi właśnie to jedno. A kiedy robi co innego, to robi co
innego. Robi - Albo jedno, albo drugie. I potrafi obie sprawy
doskonale od siebie oddzielić. Czy teraz już wszystko jasne?

Podążając męskim tokiem rozumowania, można nawet odnaleźć

background image

sens w jednym z ulubionych męskich twierdzeń: „Przy niej staję się
innym człowiekiem”.

Niektórzy nie mogą uwierzyć, jak kobietom udaje się połączyć

pracę w domu z pracą zawodową i jeszcze znaleźć czas dla rodziny.
Chociaż niewiele się o tym mówi. O wiele bardziej nieprawdopodobne
jest jednak to, jak mężczyznom udaje się pogodzić dwa kompletnie
różne życia, niekiedy przez długie lata. Chociaż w ogóle się o tym nie
mówi.

Zdarza się to nawet mężczyznom, którzy są osobami publicznymi i

pełnią ważne funkcje.

Pamiętacie Charlesa Lindbergha, który pobiłby naszego „pędzącego

Rolanda” o kilka długości? Elegancki amerykański pilot, pierwszy
człowiek, który samotnie przeleciał nad Atlantykiem, miał w Ameryce
żonę i pięcioro dzieci! Dzieci zbierały muszelki na plaży, a tymczasem
Charles w Niemczech uśmiechał się do innej ukochanej i dwójki ich
dzieci. Ale to jeszcze nie koniec! Z siostrą tejże ukochanej Charles
(nazywam go po prostu Charles, wydaje mi się to takie swojskie) miał
kolejną dwójkę dzieci. A przyjaciółka siostry ukochanej z Niemiec
powiła mu kolejne jedno czy dwoje. I nikt o tym nie wiedział! Ja to
nazywam kamuflażem doskonałym. Zakładam, że samolot był w tym
przypadku jedynie środkiem do celu. I bez względu na to, czy
mężczyźni prowadzący „podwójne gospodarstwo domowe” mają
licencję pilota, czy nie, to, co osiągają na obu frontach, jest doprawdy
niesłychane, a każdy tajny as wywiadu to przy nich zmęczony
staruszek!

Zgoda, niektórzy mężczyźni mają pecha. W najmniej stosownej

chwili dostają w końcu zawału serca, na który sobie zresztą ciężko
zapracowali. I wszystko wychodzi na jaw najpóźniej w czasie
pogrzebu, kiedy nagle dwie (to znaczy, co najmniej dwie!) łkające
wdowy żegnają go po raz ostatni, przy tej okazji mając możliwość
wreszcie się poznać.

Z drugiej strony można powiedzieć, że taki mężczyzna to i tak

farciarz. Wprawdzie nie miał okazji wszystkiego wyjaśnić (wielka
szkoda!), ale jako osobnik martwy leży sobie bezpiecznie w trumnie i
żadna rozzłoszczona baba już na niego nie nawrzeszczy.

background image

Podręczna instrukcja obsługi mężczyzny

mówi...


Bardzo łatwo wyjaśnić, dlaczego mężczyźni kłamią. Otóż bardzo

wcześnie uczą się, że dzięki kłamstwom życie jest łatwiejsze i
wygodniejsze. Pomijam tu fakt, że oczywiście nie nazwą tego
„kłamstwem”. To po prostu inny sposób patrzenia na świat.

Mężczyzna próbuje po omacku przedrzeć się przez gąszcz uczuć,

dowolnie stosując motto: „Odpowiednie kłamstwo w odpowiednim
czasie oszczędza kłótni i bólu serca”.

Spektrum stosowania kłamstwa jest szerokie: od fałszywych

komplementów, przez małe świństewka, po drugą rodzinę w innym
miejscu globu.

Nie bez powodu klasyczna wypowiedź kobiety: „I tak wiem

wszystko” jest najgorszym zdaniem, jakie może usłyszeć mężczyzna.
Od razu czuje się przyłapany na gorącym uczynku, ponieważ
właściwie stale żyje w kłamstwie - bywa, że w niewielkim i
nieszkodliwym, ale bywa też, że w przytłaczającym. I doszłam do
wniosku, że to jest powód ich tak często przytaczanej małomówności.
Stale męczy ich lęk, że się wygadają. Który bowiem mężczyzna jest
tak genialny, żeby zapanować nad swoimi wszystkimi kłamstwami
(uważajcie, moi drodzy, to nawet nam, kobietom, przychodzi z
trudem!). Zatem lepiej w ogóle się nie odzywać i unikać sytuacji, w
których niechcący mogłoby wyrwać się coś niewłaściwego.

Nawet wobec zarzutów, które są prawie bezpodstawne, stosują

taktykę milczenia, mając nadzieję, że sprawa ucichnie.

Jeśli natomiast dochodzi do konfrontacji, mężczyźni są o wiele

bardziej - tak to nazywamy - dyplomatyczni niż kobiety. Z reguły
kobiety w czasie kłótni nie są spętane lękiem, więc zachowują się
bardziej prostolinijnie, mówiąc wprost, co myślą. Czasami właśnie

background image

dlatego mogą być pozbawione taktu. A mężczyznom nie zdarza się to
właściwie nigdy! Gdy tylko atmosfera robi się nieprzyjemna, kończą
słowami: „Nie mam teraz ochoty na dyskusje”. Kobiety nie uznają
odkładania problemów. Kłócą się tak długo, jak tylko się da. I kiedy
sobie ulżą, kończą czasami dyskusję zdaniem: „Ale przynajmniej
byłam szczera!”. Czy ktokolwiek słyszał takie słowa z ust mężczyzny?

Oprócz kłamstw, które przemilczają rzeczywistość, są też

oczywiście takie, które ją upiększają. Porozmawiajmy o męskiej
dyplomacji i postawmy pytanie: dlaczego mężczyźni prawią
komplementy, chociaż myślą coś zupełnie innego?

Po pierwsze, żeby uniknąć niepotrzebnej straty energii. Mężczyźni

szybko pojęli, że dzień mija przyjemniej, kiedy od czasu do czasu
powiedzą kobiecie kilka standardowych frazesów w rodzaju „pięknie,
pięknie” albo „ślicznie to wygląda” lub „wspaniale smakuje”. A przy
odrobinie szczęścia nie muszą nawet patrzeć jej w oczy.

Kiedy jednak na horyzoncie pojawia się człowiek (kobieta!) spoza

najbliższego kręgu jego znajomych (sprzedawczynie, kelnerki, nasze
przyjaciółki), mężczyzna natychmiast zaczyna szarmancką ofensywę.
Wtedy rozkłada pawi ogon i rozpoczyna zaloty - musi pokazać to, co w
nim najlepsze. Nawet nudziarze i milczki w jednej chwili stają się
rozmowni i zabawni, a największe mruki prowadzą ze swadą
elokwentną konwersację. I oczywiście szafują komplementami.
Nieważne, że mają się one nijak do rzeczywistości.

Wtedy my, kobiety, nie mogąc wyjść ze zdumienia, zadajemy sobie

pytanie: co się za tym kryje?

Najpierw dobra nowina: to nie ma z wami nic wspólnego! Nie,

naprawdę nie, wcale sobie nie żartuję, słowo daję!

Kiedy twój facet znowu będzie flirtował przy kasie supermarketu z

tą rudą lafiryndą z naklejkami na paznokciach, musisz sobie
wytłumaczyć, że ma taki przymus wewnętrzny - musi się podobać. Ta
cecha jest u mężczyzn bardzo silnie wykształcona, właściwie panowie
nie znają tu żadnych granic. Nie znają też granic, jeśli chodzi o
schlebianie innym. W każdym razie tam, gdzie mogą sobie na to
pozwolić. Chęć przypodobania się innym kobietom jest odruchem,
który potrafi ich skłonić do wielkiego wysiłku i dużych osiągnięć. A
śmiech albo uśmiech kobiety jest najlepszym potwierdzeniem

background image

męskiego ego.

background image

1-2-3-pochlebstwa


Twoja przyjaciółka Gaby była u fryzjera i wpadnie na chwilę po

południu. Już przez okno w kuchni widzisz, że nowa fryzura jest
okropna. Rudy kolor zbyt jaskrawy, włosy obcięte zdecydowanie za
krótko. Biedulka! Ale drzwi otwiera twój partner i z wielkim
zdziwieniem słyszysz dobiegającą z przedpokoju śpiewkę:

- Ach, Gaby. Wejdź, proszę. Pozwól, że pomogę ci zdjąć płaszcz.

No daj, nie bądź taka honorowa! O rany, świetnie wyglądasz! Ta nowa
fryzura! Bardzo elegancka. I ten kolor! Wow!

To dopiero była ofensywa kokieterii! Nawet na Gaby jego słowa

zrobiły wrażenie. W przedpokoju zapanował chichot i radość, tak,
prawdziwa radość!

Ledwie drzwi zamknęły się za Gaby i jej koszmarną fryzurą, a on

już pada wykończony na kanapę. I zanim jeszcze na resztę wieczoru
zniknie za płachtą gazety, zdąży zawołać:

- Wielkie nieba, co oni jej zrobili na głowie, wygląda naprawdę

koszmarnie!

background image

Co możesz zrobić?


Tym razem na początek zła wiadomość:
Nie istnieją mężczyźni, którzy nie kłamią. Jasne, że rozmawiamy o

„prawdziwych facetach”. Sedno sprawy tkwi w tym, czy on traktuje cię
poważnie, czy też zapowiedzi z okresu początkowej euforii wzięły górę
nad rozumem. I sam fakt, że dylemat: „Czy oby on mówi to
poważnie?”, pojawia się jedynie wobec mężczyzn, pozwala dostrzec
drugie dno tej sprawy.

A teraz dobra wiadomość:
Czy mężczyzna wierzy w to, co mówi? Otóż czasami tak. Kiedy po

wspólnie spędzonej nocy mężczyzna dalej mówi, że cię kocha, to
może być prawda. Ale mimo to miej oczy szeroko otwarte i przyglądaj
się, co on robi. Mężczyznę poznaje się zawsze tylko po czynach!

Z drugiej strony, nie możemy zapominać o jednym: z zasady,

mężczyźni nie kłamią z niskich pobudek. W wielu wypadkach nie mają
po prostu dość odwagi, żeby powiedzieć to, co naprawdę myślą. Lęk
przed powiedzeniem prawdy jest zbyt silny. Można przez to coś
stracić. Można stracić to na zawsze i zostać definitywnie skreślonym.
Można wywołać wielką awanturę. Można stracić wszystko. Na przykład
ciebie.

I dlatego to, co mężczyzna naprawdę myśli, dla ciebie pozostanie

tajemnicą.

Zresztą, może tak jest lepiej. Również dla nas. No bo bądźmy

szczere - czy zawsze jesteśmy gotowe usłyszeć gorzką prawdę? Czy
zawsze mamy ochotę na brutalne fakty? „Prawda! Ale kto chce całej
prawdy?”, powiedział mi ostatnio całkiem miły facet. I chyba miał
trochę racji. Czasami to całkiem przyjemne, trochę pobujać w
obłokach, trochę pomarzyć, widzieć rzeczy lepszymi, niż są w
rzeczywistości, i spychać do podświadomości przykre fakty. To są

background image

takie małe smaczki, dzięki którym życie jest łatwiejsze i ma weselsze
barwy.

A kiedy na uwagę: „Pewnie myślisz, że jestem za gruba?”, on nie

odwraca nerwowo wzroku, tylko po raz setny z anielską cierpliwością
odpowiada: „Nie, najdroższa, nie jesteś za gruba. Podobasz mi się
taka, jaka jesteś”, to z całą pewnością jest to słodki smak.

Na koniec zamieszczam słowniczek, który pomoże w zrozumieniu

jego słów. Oczywiście korzystaj z niego jedynie w nagłych
wypadkach...

background image

Co mężczyźni mówią, a co myślą...

►► Nigdy czegoś takiego nie

mówiłem!

Cholera, myślałem, że o tym

zapomniała!

►►

Wszystko

to

sobie

wmawiasz!

Mam nadzieję, że nie ma

dowodów!

►►

Ty,

z

swoją

zazdrością!

Jak ona na to wpadła?

►►

To

tylko

przelotna

znajomość.

Była niezła w łóżku.

►► Wszystko ci wytłumaczę!

Muszę zyskać na czasie, za

chwilę podniesie wrzask.

►► Kochanie, jest zupełnie

inaczej niż myślisz.

Za wszelką cenę zachować

spokój

►► To nie ma z tobą nic

wspólnego!

Przecież z tobą też spałem!

►►

Bierzesz

to

sobie

zanadto do serca.

Gdzie indziej dozwolone jest

wielożeństwo.

►► Przy niej staję się innym

człowiekiem.

Zdradzam cię, i to twoja wina.

►► Nie chcę cię stracić.

Bez ciebie zginę pod warstwą

brudu i górą prania.

►► Porozmawiajmy o tym

jutro.

Nie mogę teraz znaleźć dobrej

wymówki.

►► Kochanie, przyjdę dzisiaj

trochę później.

Przede mną piękny dzień, hurra!

►► Przyniosłem ci kwiaty.

Dzięki,

że

niczego

nie

zauważyłaś.

►► Jakoś nie jestem głodny.

Ach, zakochałem się!

background image

►►

Nie

mogę

niczego

przełknąć.

Tęęęęsknię! Kiedy ją zobaczę?

►► Wyjedź raz gdzieś sama,

dobrze ci to zrobi!

Potrzebna mi wolna chata!

►► Potrzebuję czasu dla

siebie.

Chcę iść z nią do łóżka.

►► Muszę zagłębić się w

siebie.

Muszę zagłębić się w nią.

►► Jadę na seminarium

kontemplacyjne.

Nikt

nie

będzie

nam

przeszkadzał.

►► Tak dalej być nie może.

Nowa kobieta - nowe szczęście!


Przez telefon:

►► Utknąłem w okropnym

korku!

Ha, ha! Utknąłem całkiem gdzie

indziej.

►► Nie, dzisiaj już tego

nie zdołam zrobić.

Tu, gdzie jestem, jest mi bardzo

dobrze.

►► Wziąłem ze sobą coś

do czytania.

Szarość to czysta teoria, koło

mnie leży realny blond.

►► Boże, ale to był

nerwowy dzień!

Boże, ale to był fajny numerek!


W łóżku:

►►

Kocham cię.

Przedtem: chcę się z tobą przespać.

►►

Kocham cię.

Potem: było cudownie, wydaje mi się, że

naprawdę cię kocham.

►► Daj mi

spać.

Proszę, nie wieszaj się na mnie.

►► Gorąco

mi!

Potrzebuję więcej przestrzeni!

►►

Spij

dobrze!

Teraz naprawdę chce mi się spać, daj mi spokój!

background image

background image

„Ale... ja mam już jeden

sweter”

background image

Mężczyźni, moda i jeszcze

gorsze rzeczy

background image

Sytuacja klasyczna


ONA i ON wybierają się razem do znajomych. Ona od kilku godzin

okupuje łazienkę, on siedzi na kanapie i czyta gazetę.

- Szykujesz się już? - krzyczy z łazienki ona.
- Tak, tak - odpowiada on.
W końcu wzdycha głęboko, odkłada gazetę i kieruje się ku szafie.

Wyjmuje koszulę i spodnie. Rzut oka w stronę okna - jest lato, więc
sweter nie będzie potrzebny.

- A gdzie dzisiaj idziemy? Muszę wkładać krawat?
- Urodziny Anety. No wiesz co, mówiłam ci to chyba z pięć razy!
- Być może. - (Aneta, która to? Zresztą wszystko jedno, grunt, że

krawat jest niepotrzebny).

Ona wychodzi z łazienki w gustownej małej czarnej i... zastyga w

bezruchu. Jak on wygląda! Do pięknych brązowych lnianych spodni,
które mu ostatnio kupiła, włożył niebieską flanelową koszulę. Po
prostu wepchnął ją w spodnie, a do tego dodał czarny pasek od
garnituru. Po prostu nie do przyjęcia!

- O Boże - denerwuje się ona - chyba nie masz zamiaru iść w tej

koszuli?! (Jak mogłam przegapić wtorkową zbiórkę rzeczy
używanych...).

- O co ci chodzi, przecież ta koszula jest fajna. - (Czego ona się

czepia?).

- No tak, ale nie do tych spodni. - (Jest ślepy, czy co?).
- A co ci się nie podoba w tych spodniach? - (O rety, czego ta

kobieta chce?).

- Spodnie są brą-zo-we, a koszula nie-bies-ka. - (Super, znowu

niebieskie i brązowe!).

- I co z tego? - (Pięknie, teraz zupełnie się rozkręciła).
- Jak można do brązowych lnianych spodni włożyć niebieską

background image

flanelową koszulę w kratkę? Naprawdę nie widzisz, że to nie pasuje?! -
(A już zupełnie nie pasuje do mojej sukienki!).

On staje przed lustrem. I uważa, że jedno do drugiego pasuje.

Wszystko gra.

- A mnie się tak podoba - obstaje uparcie przy swoim. - Wygląda

na luzie...

- Na luzie, na luzie! - Ona zaraz zwariuje. - Dlaczego muszę żyć z

facetem, który uważa, że brązowy pasuje do niebieskiego? - Sięga do
szafy i przesuwa wieszaki, aż słychać grzechotanie.

- Masz, włóż tę! - (Gorzej niż z dzieckiem!).
- Co to ma znaczyć? Idę w tym co mam na sobie i basta! - (Gorzej

niż z moją matką! Nie dam sobą komenderować!).

- No to rób, co chcesz! - (Jeszcze mi za to zapłacisz!).
- Tak właśnie zrobię! - (Dobrze ci tak, głupia krowo!).
- Tylko, nie pytaj mnie więcej o zdanie! - (Nie rozmawiam z tobą.

Nie ugotuję ci więcej obiadu. A swoje koszule możesz sobie w
przyszłości prasować sam!).

Oczywiście nie wiemy, czy ten pan stojący przy szafie w końcu

zrezygnował ze swojej ulubionej koszuli, czy też pozostał odporny na
damskie uwagi. Jedno jednak wiemy z całą pewnością: mężczyźni i
ubiór to tragedia doskonała.

To oczywiste, że nie każdy może być Karlem Lagerfeldem. Wcale

tego od nich nie wymagamy. Ale odrobinę więcej... gustu?... dobrego
smaku?... wyczucia kolorów?... znajomości zasad kompozycji? Czy
rzeczywiście żądamy za wiele?

Myślę, że kiedy widzi się na ulicy, jak dziwacznie ubierają się

niektórzy mężczyźni, to można pocieszać się jedynie tym, że -
ostatecznie - nie liczy się wygląd zewnętrzny, ale wnętrze człowieka.

Jednakże, czy to wnętrze - ostatecznie - może być aż tak ciekawe?
Uczciwie trzeba przyznać mężczyznom, że jeszcze długo nie

poddadzą się dyktatowi mody tak, jak kobiety. Noszenie przez
dziesięciolecia tej samej tweedowej marynarki z epoki kamiennej
mogłybyśmy nawet docenić jako akt odwagi, gdybyśmy nie wiedziały,
że stoi za tym czyste wygodnictwo.

W przeciwieństwie do kobiet mężczyźni nie kłamią, kiedy

zapewniają, że ich ubranie jest prastare: „Tę marynarkę mam od

background image

dawna”.

Kiedy takie zdanie wypowiada kobieta, z reguły ma na myśli: „Mam

ją od wczoraj, ale nie musisz o tym wiedzieć”.

Dla mężczyzny to samo zdanie oznacza: „Mam ją już tak długo, że

pewnie będę ją jeszcze nosił kolejne sto lat”.

No dobrze - na wszelki wypadek, gdyby czytał to mężczyzna

(chociaż mężczyźni z reguły czytają gazety, więc prawdopodobnie
jesteśmy we własnym, damskim gronie), a więc na wszelki wypadek,
przyznaję, że od zawsze istnieli mężczyźni znani z dobrego gustu. Na
przykład Oscar Wilde. A po nim... Paryż, Mediolan, Rzym - świat jest
pełen mężczyzn, którzy znają się na modzie. Możemy do tej grupy
zaliczyć jeszcze tych panów, którzy przechowują w szafie tony butów
Puma i każdego dnia wkładają inny zegarek znanej firmy. Są to te
same szpanerskie typy, które uprawiają wspinaczkę ekstremalną w
Himalajach, a w zimie w bluzeczkach z krótkim rękawkiem i w
ciemnych okularach biegną do domów aukcyjnych, żeby zdobyć łóżko
z ornamentami rzeźbionymi w prawdziwym drewnie opiumowym. I są
wśród nich nuworysze, dumni z siebie, bo już wiedzą, że na piknikach
nosi się bluzeczkę firmy Lacoste wyłożoną na spodnie, bo to takie
super na luzie.

No tak, i kiedy podliczymy przedstawicieli wszystkich wyżej

wymienionych kategorii, uzyskamy może ze dwadzieścia procent
męskiej populacji - to na ich widok kobieta powie z radością: „W
porządku, to do siebie pasuje”. Albo wręcz stwierdzi: „On ma
naprawdę niezły gust”.

A co z resztą? Co się stało z tymi osiemdziesięcioma procentami?

Skażeni całkowitym brakiem wyczucia stylu błądzą po świecie kolorów
i tkanin, kompletnie zdezorientowani, i ciągle nie mogą pojąć, że
sandały nosi się - bardzo prosimy - bez skarpetek i że z
superelastycznych skarpetek nie robi się podkolanówek. A co z
domorosłymi przedstawicielami awangardy, którzy zgodnie z zasadą
„nie ma rzeczy niemożliwych” tworzą kompozycje, od których my,
kobiety, dostajemy migreny? Co z minimalistami, dla których torba
plastikowa (i nie mam tu na myśli toreb od Prady, Gucciego czy Louisa
Vuittona, ale te z Aldiego, Rewala i Lidla) stała się niezbędnym
akcesorium, w którym można nosić w zasadzie wszystko (poza

background image

artykułami spożywczymi, oczywiście)?

Zdradzę wam tajemnicę:
Mogą to być mężczyźni samotni. Wtedy noszą ciuchy kupione

dawno temu przez ostatnią partnerkę (względnie mamę) tak długo, aż
zaczną się nadawać tylko do wyrzucenia. Albo muszą gdzieś to sami
kupować. Wtedy mają pecha!

background image

1-2-3-sprzedane!

background image

Mężczyźni, którzy sami robią zakupy.


Aby zredukować do minimum horror związany z zakupami, samotni

mężczyźni opracowali specjalną strategię. Wierzcie mi, żaden z nich
nie jedzie do miasta z radosną myślą „Zobaczymy, może znajdę coś
fajnego”. Świat zewnętrzny to dżungla, a mężczyzna ma ściśle
określony cel: dwie pary spodni, dwie koszule, jeden garnitur, dwa
krawaty. W tym świecie nie istnieją zakupy robione dla przyjemności.
Mężczyzna ulega kaprysom - w zależności od zainteresowań - w
markecie budowlanym, w sklepie z fajkami, w antykwariacie albo
wśród sprzętu AGD. Tam czuje się zainspirowany. Tam w spokoju
może szperać bez nieprzyjemnego napięcia. I nie musi niczego
przymierzać.

Właściwy moment na Dzień Wielkiej Bitwy wybiera według

strategicznego planu. Nie ma tu miejsca na przypadek, nie można też
zdać się na pogodę. Samotni mężczyźni w czasie zakupów kierują się
rutyną i są wiernymi klientami. Kiedy już raz znaleźli sklep z męską
odzieżą (albo fryzjera), przemierzają kilometry, żeby tam dojechać. I
podczas gdy kobiety mogą jeździć do miasta dwa razy w tygodniu, nie
kupując przy tym nic specjalnego, mężczyzna dwa razy w roku idzie
do sklepu i kupuje wtedy wszystko, czego potrzebuje. Słowem
kluczowym jest tu efektywność. Czy naprawdę nigdy nie
zauważyłyście, jaką nerwowość wywołuje w mężczyznach widok
kobiet, które wszystkie te rzeczy dotykają, wkładają, zdejmują,
jeszcze raz wkładają... i w końcu wychodzą ze sklepu z pustymi
rękami!

Ale cóż warta jest wysoka efektywność i najdoskonalszy plan,

kiedy mimo to panom zupełnie brakuje wyczucia o co w tym
wszystkim chodzi? My, kobiety, wiemy, jak źle to się czasem kończy,
kiedy mężczyźni sami kupują sobie „rzeczy” (tak, oni naprawdę na

background image

ciuchy mówią „rzeczy”!).

W przypadku garniturów ta strategia może przynieść niezłe

rezultaty - wystarczy tylko znać swój rozmiar (pod warunkiem, że
dany osobnik trzyma linię) i bezpieczeństwo zakupu jest raczej
niezagrożone. Problem zaczyna się przy dowolnych zestawieniach.
Samo to słowo sugeruje bowiem, że można do woli zestawiać różne
elementy garderoby. Cóż, trzeba dokonać jakiejś kombinacji. Taka
sytuacja ich przerasta. Budzi się skryta dotąd kreatywność: kolory,
wzory, rodzaje materiałów, plus koszula, plus krawat - istnieje
przecież tyle cudownych możliwości w krainie mody! Ale absolutnym
gwoździem do trumny jest i na zawsze pozostanie tak zwane ubranie
na co dzień. Tam dopiero można zobaczyć takie rzeczy - rzeczy - że aż
trudno uwierzyć własnym oczom! Wtedy wyłazi z nich prawdziwy
koneser - albo wręcz przeciwnie - abnegat. Z pewnością są takie
kobiety, które przeszły obok mężczyzny swoich marzeń, ponieważ nie
skojarzyły eleganckiego faceta z porannego samolotu do Hamburga z
odrażającą postacią w workowatych sztruksach i dzierganym
sweterku, którą widziały później w jednym z pasaży w centrum
miasta.

Ciuchy, w które ubieramy się po pracy - na tym trzeba się znać!

Mężczyźni z całą pewnością się na tym się nie znają. (W każdym razie
dotyczy to owych omawianych właśnie osiemdziesięciu procent). Bo
po co się sztucznie przebierać, kiedy na stacji benzynowej i tak
wystarczy wielofunkcyjny dres na każdą pogodę, a do niego
praktyczne plastikowe buty, w których można chodzić i w domu, i na
dworze?

background image

Milczenie owiec


Jeśli mężczyzna ma u boku silną kobietę, która mu podpowie, co

się nosi, będzie towarzyszyć mu w zakupach i doradzi, jak uniknąć
katastrofy - jest szczęściarzem. Ale prawdopodobnie to tylko nasz
punkt widzenia. Mężczyźni żyją w błogiej nieświadomości, jak wielki
wysiłek podejmują kobiety rok w rok.

„Niczego nie potrzebuję”, zaklina się kolejny raz, myśląc przy tym:

„Czemu mam tracić cały dzień na łażenie po mieście, tylko po to, żeby
kupić rzeczy, które już mam w szafie?”.

Przeciętnemu mężczyźnie pewnie w ogóle nie przychodzi do głowy,

że jego garderoba może komuś sprawiać prawdziwą przykrość. „Ale ja
mam już jeden sweter”, mówi zirytowany, kiedy jego partnerka chce
go wyciągnąć na zakupy. Z cichym jękiem i słowami: „Czy musimy?”
(Proszę, zostaw mnie w spokoju, chcę sobie posiedzieć.), albo
ewentualnie: „Czy musimy akurat dzisiaj?” (Czy naprawdę nie ma od
tego ucieczki?), pozwala swojej lepszej połowie zaciągnąć się do
sklepu z męską odzieżą. Tuż za progiem sklepu trudno oprzeć się
wrażeniu, że kobieta przyprowadziła ze sobą ślepca. Mężczyzna wodzi
tępym wzrokiem po stojakach z ubraniami, aż pojawia się
kompetentny sprzedawca z uprzejmym pytaniem:

- Czy mogę w czymś pomóc?
- Tak - odpowiada na to kobieta. - Szukamy letniego garnituru,

rozmiar 52.

Spróbujcie wyobrazić sobie odwrotną sytuację! Nie do pomyślenia

jest, by kobieta z mężczyzną weszli do butiku, a mężczyzna powiedział
„Szukamy....” - My szukamy! (Pomijam fakt, że większość mężczyzn
oczywiście nie chodzi z kobietami do butików. Jakieś obiekcje?
Przecież powiedziałam: większość mężczyzn!).

Kiedy więc mężczyzna znika w kabinie wraz z pierwszym

background image

garniturem, kobieta i sprzedawca zawiązują za jego plecami sojusz i
zgodnie się namawiają.

- Chodź, spójrz, zmierz jeszcze ten - rozbrzmiewa regularnie, kiedy

mężczyzna wychodzi z kabiny. W fazie przeglądania się w lustrze
ubezwłasnowolniony przebieraniec dalej pozostaje outsiderem i nie
włącza się do gry.

- Ten dobrze leży - ocenia sprzedawca, ale zwraca się do kobiety,

która przygląda się jeszcze dość krytycznie. Ofiara stoi tym razem jak
bezwolna owca i niepewnie manipuluje palcami przy guzikach.

Trudno wprost uwierzyć, że tacy mężczyźni mieliby być zdolni do

rządzenia państwem. Jak to możliwe? Dla nas, kobiet, stanowi to
prawdziwą zagadkę.

background image

Podręczna instrukcja obsługi mężczyzny

mówi...


Zatem - co się stało z naszymi panami? Nie są w stanie? Nie chcą?

Czy ma to jakiś związek z półkulami mózgu, że kiedy mówią „różowy”,
mają na myśli „pomarańczowy”?

I że wkładanie skarpetek do sandałów nie stanowi dla nich

żadnego problemu? I że nie zakrywają podkolanówkami owłosionych
łydek, wystających spod spodni? I potrafią tak się wyróżniać ubiorem,
że najchętniej powiedziałabyś: „Nie znam tego Pana”. Czy robią to,
żeby nas zdenerwować? Czy źródło tkwi w genach?

Tym razem rzut oka na królestwo zwierząt nie wyjaśnia sprawy. W

nim bowiem samce są najpiękniejsze i najstrojniejsze. Ten fakt
nasuwa pytanie, czy mężczyźni rzeczywiście pojawili się na Ziemi w
wyniku ewolucji. Może te wyjątkowe istoty zostały tu zesłane z
kosmosu, bo zawsze łączyły niebieski z brązowym? Albo kratkę z
paskami... Kto wie?

Oscar Wilde powiedział kiedyś, że w jego stylu nie ma żadnej

wielkiej tajemnicy, bo to w gruncie rzeczy nic trudnego. Po prostu
zawsze wybiera najlepsze rzeczy.

Pięknie powiedziane. Ale skoro kwestia gustu jest tak prosta, to

dlaczego nie funkcjonuje u innych mężczyzn? Dlaczego mężczyźni
mają taki zły gust? To pytanie zadałam ostatnio jednemu z moich
znajomych, który jako jeden z nielicznych przedstawicieli swego
gatunku wie, co jest ładne.

- Mężczyźni nie mają złego gustu - odpowiedział po chwili

zastanowienia. - Oni w ogóle nie mają żadnego gustu.

Gdy usłyszałam tę prawdę, doznałam olśnienia - jakby nagle

uderzył grom z jasnego nieba, rozświetlając ciemności. Eureka! To
genialne, po prostu genialne! Istota sprawy tkwi w tym, że w ogóle

background image

nie ma żadnej relacji między mężczyzną i stylem. Czy też między
mężczyzną i gustem, albo modą, jak kto woli. Oni ani nie wyrażają
siebie poprzez ubiór (nie biorę tu pod uwagę odzianych w klubowe
dresy kibiców Borussii Dortmund czy też Bayernu Monachium), ani w
ogóle niczego z nim nie łączą (otoczenia, przeszłości, przyszłości, czy
też okoliczności).

Jasne, są także tacy próżni mężczyźni, którzy od czasu do czasu

przeglądają się z samozadowoleniem w lustrze. Ale czy znacie chociaż
jednego faceta, który przed pierwszą randką kupił sobie nową
bieliznę? Albo skarpetki? Czy znacie chociaż jednego faceta, który
kupił sobie za wąskie w pasie spodnie z nadzieją, że wkrótce będą
dobre, bo schudnie?

Właściwie nie istnieje coś takiego, jak moda dla mężczyzn. Moda,

ciuchy, styl. Ba! Fatałaszki, tak to nazywają za naszymi plecami.

Bo przecież ubrania dzielimy na letnie i zimowe. Koniec, kropka.
A całą resztę można by sobie darować - gdyby nie było na świecie

nas, kobiet!

background image

Co możesz zrobić?


Mężczyzna z wyczuciem stylu trafia się raz na sto lat. A na resztę

stulecia radzę znaleźć kogoś, kto jest wystarczająco cierpliwy i mądry,
żeby nosić te ubrania, które mu - z ogromnym wyczuciem smaku -
podsuniesz. Wszystkie inne rozwiązania grożą samymi problemami.

background image

A złotego banana...


... tym razem dostanie ten pan, który raz na zawsze skreśli ze

swego życia torbę plastikową! To jest minimum, które stanowi
warunek konieczny!

background image

„Chcę natychmiast wysiąść!”

background image

Mężczyźni w samochodzie

background image

Sytuacja klasyczna


Wieczór, boczną drogą jedzie samochód. ONA prowadzi, ON

zajmuje miejsce obok niej. Siedzi na najbardziej niebezpiecznym
miejscu. W każdym razie tak się zachowuje: cały zesztywniały, tułów
napięty, dłonie zaciśnięte na pasie bezpieczeństwa, obserwuje
podejrzliwie każdy jej ruch. Włącza z nią kierunkowskazy, naciska z
nią pedał hamulca, rzuca komentarze; wyjaśniam, że nie jest
instruktorem jazdy.

Właściwie na imprezie był normalnym, miłym facetem. Teraz

zamienił się w psychopatycznego szaleńca, który chce ją doprowadzić
do obłędu.

Mutacja następuje po pięciuset metrach od chwili skrętu w boczną

drogę.

- Tu obowiązuje prędkość pięćdziesiąt kilometrów na godzinę! -

mówi, kiedy ona jedzie sześćdziesiąt.

- Jedziesz na złym biegu! - stęka, kiedy ona hamuje.
- Mój Boże, musisz jechać takimi zrywami, naprawdę aż robi mi się

niedobrze! - wyrzuca z siebie gwałtownie.

I faktycznie jest blady jak ściana. Niestety, nawet pewność, że ma

przed sobą ostatnie kilka minut życia, nie odejmuje mu mowy.

Ona próbuje zachować spokój i pokonać tę wyboistą drogę jak

najbardziej płynnie, ale on znów wykrzykuje:

- Masz CZERWONE światło!
Tak, sama widzi, że światła tysiąc metrów przed nimi zmieniły się

na czerwone, ale nie ma sensu już w tym momencie hamować.

Patrzy w jego stronę.
- Czy możesz się po prostu zwyczajnie zamknąć? Drażnisz mnie!
- Uważaj na drogę! - wrzeszczy na nią.
- Uważam na drogę!

background image

Rozgniewana zmienia gwałtownie pas ruchu i samochód robi skok

w bok. Wcale nie upierała się, żeby prowadzić ten samochód, ale on
chciał koniecznie wypić jeszcze kieliszek wina. Za każdym razem to
samo! Gdy tylko ona siada za kierownicą, on wpada w histerię.

- W ogóle nie czujesz silnika - podsumowuje z na wpół

zamkniętymi oczami.

Ona bierze głęboki wdech i zmusza się, by puścić te uwagi mimo

uszu, ale on znowu napina się jak struna.

- Znak stopu! Przejechałaś znak stopu! Dwadzieścia jeden,

dwadzieścia dwa, dwadzieścia trzy - sapie.

- Skarbie - cedzi przez zęby ona - droga jest pusta! Rozumiesz?

Pusta! - Żeby nadać tym słowom większą rangę, naciska pedał gazu.
Im szybciej dotrą do domu, tym lepiej.

- Teraz znowu jedziesz za szybko! Pięć-dzie-siąt... pięć-dzie-siąt! -

akcentuje sylaby jak automat.

- Boże drogi, no to sam prowadź! - Czy musi tego dłużej słuchać?

Ze złością włącza radio.

Natychmiast z prawej strony jak wystrzelona z procy pojawia się

jego ręka i wyłącza radio.

- Skoncentruj się na jeździe!
- Co to ma znaczyć? Włącz to radio! - On traktuje ją, jakby dopiero

od wczoraj miała prawo jazdy. Odsuwa jego rękę i samochód lekko
skręca w prawo.

- Co ty wyprawiasz, chcesz nas zabić?! - krzyczy skrajnie

zdenerwowany on. - Stój! Zatrzymaj się! Chcę natychmiast wysiąść!
Natychmiast!

Tym razem przesadził. Dosyć tego! Ten siedzący obok mężczyzna,

którego nie poznaje, powinien przebywać w zakładzie zamkniętym -
co do tego nie ma żadnych wątpliwości! Ze złością naciska hamulec.
Samochód zatrzymuje się z piskiem opon.

- Miłego wieczoru - zdążyła jeszcze powiedzieć, kiedy on rzucił

pasem bezpieczeństwa i otworzył drzwi. - A kiedy już dotrzesz do
domu, połóż się, proszę, na kanapie na dole!

Mężczyzna i kobieta razem w samochodzie - chyba nie ma

gorszego piekła!

Są takie pary, które w dobrej wierze, z zamiarem pojechania na

background image

urlop, wsiadły do samochodu w Kolonii i już koło Frankfurtu kłótnia
przybrała taki obrót, że on żądał odwiezienia na dworzec, żeby dalszą
drogę przebyć pociągiem, a ona krzyczała, że chce się rozwieść.

Jazda samochodem we dwoje to prawdziwy test wytrzymałości dla

związku.

A przecież wszystko mogłoby być takie proste, gdyby tylko obie

strony przestrzegały określonych reguł. Na przykład: ten, kto
prowadzi, decyduje, czy radio jest włączone, czy nie. A ten, kto siedzi
obok kierowcy, trzyma język za zębami.

Z zasady kobiety są zarówno miłymi towarzyszami podróży, jak i

rozważnymi kierowcami - chcą w spokojnej atmosferze dotrzeć z
punktu A do punktu B. Natomiast mężczyźni muszą zawsze odgrywać
swój przerażający show. W związku z tym istnieją dwa warianty.

Wariant pierwszy: mężczyzna siedzi za kierownicą. Wtedy to on

jest królem, a wszyscy inni użytkownicy drogi to idioci. I niestety,
daremne są wówczas próby przeczytania jakiegoś ilustrowanego
magazynu albo nawet poprowadzenia konwersacji (z królem!), gdyż
przez całą drogę, nieprzerwanie, kobieta znajduje się pod
akustycznym obstrzałem. On daje bowiem głośny wyraz swemu
niezadowoleniu z sytuacji na drodze.

- No, jedź wreszcie, babo! Bardziej zielone już nie będzie - pyskuje,

kiedy światło zmienia się dopiero z czerwonego na żółte.

- Niedzielny kierowca! To wycieczka domu starców, czy co? - klnie

na autostradzie, kiedy jadący z przodu kierowca fiesty próbuje
wyprzedzić ciężarówkę. Król szos płoszy go światłami i jedzie tak
blisko za nim, jakby chciał usiąść na tylnym siedzeniu fiesty.

My, kobiety, ustępujemy z drogi szybszym samochodom. Ale

sportowy mistrz kierownicy pokonuje odcinek Kolonia-Monachium bez
problemu w cztery godziny! I nic tu nie zmienią ograniczenia
prędkości, które mężczyźni traktują albo jako prowokację („Sto na
godzinę? Co mnie obchodzi ograniczenie hałasu? Robią to tylko po to,
żeby wyciągnąć forsę!”), albo jako niezobowiązujące zalecenia („Sto
na godzinę? Nie dzisiaj!”). Oczywiście dotyczy to wyłącznie sytuacji,
kiedy to on prowadzi.

Wariant drugi: on siedzi obok kierowcy, a prowadzi kobieta. Jako

towarzysze podróży mężczyźni chętnie terroryzują kobiety, stosując

background image

oryginalną mieszankę dwóch osobowości - przemądrzałego eksperta
samochodowego i panikarza. To, że kobiety znoszą tę atmosferę
długie godziny, nie sięgając do rękoczynów, jest kwestią ich
wspaniałomyślności. Są bardziej skłonne do poświęceń. I trzeba to
wreszcie powiedzieć wprost - otóż kobiety nauczyły się prowadzić
samochód mimo przeszkód ze strony mężczyzn. Wyłączam z tego
grona instruktorów nauki jazdy, ale oni biorą za to pieniądze.

- Lepiej ja poprowadzę! - mówi mężczyzna, kiedy kobieta sięga po

kluczyki. - Kiedy ty prowadzisz, jazda kosztuje mnie zbyt wiele
nerwów.

Kobiety, które jadą samochodem z mężczyzną, obowiązuje

następujący, prosty podział ról:

Wszystko jedno, kto prowadzi, w samochodzie to ona jest

niewolnicą. Siedząc obok kierowcy, jest pomocnikiem (podaj cegłę) i -
jeśli nie ma innego - systemem nawigacyjnym w jednej osobie. Ona
podaje kawę i kanapki, odpowiada za rozmowę i troszczy się o to, by
kierowca był w dobrej formie. Bo przecież on w tym czasie bierze na
swoje barki trud przemieszczania jej po okolicy. W oczywisty sposób
król szos jest też panem radia, odtwarzacza CD, klimatyzacji i
nawiewów. Tylko on może uruchamiać przyciski, otwierające wszystkie
okna, ponieważ inaczej robi mu się niedobrze („Okno ma być
otwarte!”), albo reaguje nadwrażliwością na powiew powietrza („Okno
ma być zamknięte!”). Tylko on może naciskać przyciski i regulować
pokrętła. „Nie baw się tym, wszystko jest poustawiane”. Albo: „Nie
mogę już słuchać tego rzępolenia”.

Taki podział władzy zostaje zachowany także wtedy, gdy następuje

zmiana miejsc - co jest bardzo nie fair. Niekiedy znacznie przyczynia
się to do popsucia atmosfery. Ale sytuacja staje się naprawdę
wybuchowa, kiedy on prowadzi i wjedzie na złą drogę. Bo oczywiście
to wina pilota.

Wszystkie dobrze znamy to złowróżbne pytanie, które w większości

przypadków z pewnością zakończy się kłótnią:

- Potrzymasz mapę?
Uważaj! To pułapka! „Potrzymasz mapę?” brzmi wprawdzie

niewinnie, wręcz niezobowiązująco. Jednak w rzeczywistości oznacza
tyle, co: „Zamknij się i, kiedy zapytam, natychmiast, w ciągu pięciu

background image

sekund, mów, gdzie mam jechać!”.

Zastanawiam się, czy to w porządku. Przecież mężczyźni na pewno

już pojęli, że kobiety nie umieją albo nie chcą korzystać z map.
Zresztą, co to za sztuka jechać z kobietą, totalnie ją
ubezwłasnowolnić, a tak naprawdę nawet nie znać drogi?

Pamiętaj: kiedy już i tak musisz siedzieć obok kierowcy, nie ma

mowy, żebyś brała na siebie odpowiedzialność za jego harcerskie
manewry.

Problem tkwi w tym, że mężczyźni zawsze zwlekają do ostatniej

chwili. Potem wręczają nam mapę i mówią:

- No to, gdzie teraz mam skręcić!
W porządku, staramy się najlepiej jak potrafimy. Otwieramy atlas

na właściwej stronie. Wyszukujemy odpowiednie skrzyżowanie.
Patrzymy przy tym cały czas w dół, więc robi nam się niedobrze. Ale
króla szos to nie obchodzi.

- Przed nami zjazd z autostrady pod Neufarn. (gdzie mamy teraz

skręcić - w prawo czy w lewo?

W tym momencie oblewa nas zimny pot. No bo z której strony tak

właściwie dojeżdżamy do tego skrzyżowania? Odwracamy mapę
odpowiednio do kierunku jazdy. (Teraz wszystkie napisy są do góry
nogami). Próbujemy rozszyfrować, gdzie jest prawo, a gdzie lewo.

- Nie wiem dokładnie, ale spójrz, tu jest Neufarn, znalazłam.
Podstawiamy mu mapę pod nos, z wycelowanym w nazwę

miejscowości palcem wskazującym, tak że może sam sobie zobaczyć.
Ale on to ignoruje.

- W prawo czy w lewo, w prawo czy w lewo?!” - ryczy jak opętany.
I potem skręca w prawo albo w lewo. Ale zawsze w złą stronę. No

i oczywiście to my jesteśmy winne.

- Jesteś za głupia, żeby czytać mapę! - brzmi komentarz. - Daj mi

ją!

Zjeżdżamy z autostrady. Teraz jedzie kolejne sto metrów na

prawym, dodatkowym pasie i sam patrzy na mapę.

- Co to za gówniana mapa?!
Okej, teraz winna jest mapa. Powietrze w samochodzie tak się

zagęściło, że można powiesić siekierę. Najchętniej otworzyłybyśmy
okno, ale nam nie wolno. Owijamy się kokonem milczenia i myślimy o

background image

następnym urlopie z dobrą, sprawdzoną w bojach przyjaciółką.

Niewolnik nie odzywa się więcej ani słowem. Król szos z zawziętą

miną kluczy wśród malowniczych wiosek i miasteczek. Nadchodzi
zmierzch.

- Czy nie możemy kogoś spytać? - proponujemy ostrożnie.
- Spytać? - Rzuca nam takie spojrzenie, jakbyśmy powiedziały coś

wielce niestosownego. - Znajdę sam!

No cóż. Król nie pyta o drogę. Są jeszcze jakieś pytania?

background image

Podręczna instrukcja obsługi mężczyzny

mówi...


Żyjemy w XXI stuleciu - no właśnie! W pewnych dziedzinach życia

już w epoce kamiennej ludzkość była bardziej postępowa. O ile sobie
przypominam, Wilma Flinstone mogła bez problemu pokonywać
bezdroża autem na kamiennych kołach i nikt się jej nie czepiał.

Przyznaję, istnieją mężczyźni, którzy mają zaufanie do kobiet. Mam

na myśli jazdę samochodem. Słyszałam nawet o takich przypadkach,
kiedy mężczyzna godzinami pozwala kobiecie prowadzić samochód, a
sam w tym czasie śpi! To musi być raj! W „normalnej” sytuacji
mężczyzna kierowca milczy, natomiast na miejscu obok kierowcy
kobiety, niestety, buzia mu się nie zamyka.

Związek mężczyzny z samochodem jest bardzo bliski, podobny do

związku kobiety z torebką.

My car is my castle! Samochód jest dla mężczyzny jego twierdzą.

Jego bronią. Jego wtórną cechą płciową. W klasycznym wydaniu jest
szybki i duży. W każdym razie szybszy i większy niż inne! Tak, jak
chciałby, żeby wszystko wyglądało w prawdziwym życiu.

Mężczyzna siedzący na miejscu pasażera to zagrożenie dla ciała i

ducha. „Baba za kierownicą!”. Przecież każdy mężczyzna dobrze wie,
co to oznacza!

Oddać się w ręce kobiety to... ry-zy-ko! To utrata potencji. Utrata

władzy. To sprzeczne z naturą.

On decyduje. Przynajmniej w samochodzie!

background image

Co możesz zrobić?


Jeśli pozwala na to budżet, najlepiej mieć dwa samochody. W

codziennym życiu oszczędza to wielu nerwów i głupich uwag.

Na dłuższe wspólne wyjazdy zalecam korzystanie ze środków

komunikacji publicznej. Z zasady nie gubią one drogi.

A jeśli to jest niemożliwe i musicie razem pokonać dłuższą trasę, a

do tego ty prowadzisz, postaraj się zesłać panikarza na tylne siedzenie
(najlepiej posadź go z zawiązanymi oczami). Albo wcześniej podaj mu
lek o działaniu uspakajającym.

Kiedy on prowadzi, możesz - jeśli nie macie systemu

nawigacyjnego GPS - już wcześniej ustalić, że w żadnym wypadku nie
będziesz korzystać z mapy, bo przy czytaniu robi ci się niedobrze i z
pewnością nie uda się uniknąć zwymiotowania na tapicerkę jego
supersamochodu. Ten argument powinien go przekonać natychmiast.
Dalej zaleca się zabranie iPoda, nałożenie mu słuchawek i w ten
sposób uniknięcie jego niekontrolowanych wybuchów temperamentu.
Obie strony mają wówczas szansę dotrzeć do celu w miłym nastroju.

Możesz też od razu znaleźć sobie mężczyznę bez prawa jazdy.

Będzie ci na wieki wdzięczny, że go wozisz. I masz zapewnioną miłą
jazdę bez wrzasków, zaplanowaną przez ciebie. Niestety, musisz też
wtedy sama wlewać benzynę. Ale przyznajmy - w porównaniu do całej
reszty - to niewielka niedogodność!

background image

A złotego banana...


...dostaje tym razem ten pan, który, siedząc obok kierowcy

kobiety, przez pierwsze pół godziny podróży będzie milczał. Tylko pół
godziny. To już bardzo pomoże nam, kobietom prowadzącym
samochód.

background image

„Och, między nami już od

laaat nic nie ma!”

background image

Żonaci mężczyźni

background image

Sytuacja klasyczna


Nareszcie ONA go znalazła. ON uśmiecha się sympatycznie. Ładnie

pachnie. Wygląda jak George Clooney (prawie!). Otwiera przed nią
drzwi. Potrafi ją rozbawić. Obdarowuje ją różami z ogrodu, a nie
wiązanką nagrobną. Zna romantyczne knajpki w mieście. Lubi oglądać
wystawy sztuki. Chętnie chodzi do kina. Nosi ją na rękach. Daje jej
poczucie, że jest wyjątkowa. Jest szarmancki, dowcipny, delikatny - i
do tego jest tak doskonałym kochankiem, o jakim na ogół można tylko
pomarzyć. Jest ucieleśnieniem marzeń o idealnym mężczyźnie.

I ma tylko jedną wadę: jest żonaty!
No to sprawa przegrana!
A może jednak coś z tego wyjdzie?
- Między mną a żoną już od laaat nic nie ma! - zapewnia cię. -

Właściwie żyjemy jak we wspólnocie mieszkaniowej, a nie jak w
małżeństwie.

Gdyby nie było dzieci, od dawna byliby po rozwodzie. Jego żona

jest nawet miła, generalnie jest w porządku. Normalna przeciętna
nudziara. Nie potrafi go zainspirować. Nie interesuje się tym, co on
robi. Nie rozumie go. Śpiewa w chórze i dwa razy w tygodniu chodzi
na tai-chi. Ostatni raz spali ze sobą... no więc to musiało być całe
wieki temu, właściwie on sobie nie przypomina kiedy. Życie stało się
monotonne i skostniało w rutynowych działaniach.

Ale teraz wiele się zmieniło. Teraz znalazł kobietę swojego życia.

Przyszłość jawi się w jasnych kolorach.

Trzeba tylko uregulować jedną małą kwestię...
„Chcę zawsze być z tobą”, wyznał ostatnio w łóżku. „Daj mi trochę

czasu”, prosił ją, kiedy go spytała, co dalej z ich związkiem.
„Porozmawiam z nią!”, obiecywał, kiedy mu tłumaczyła, że na dłuższą
metę nie będzie „tą drugą” (żeby nie było niejasności).

background image

Oczywiście, bliskiej osobie takie rzeczy trzeba mówić w możliwie

delikatny sposób. Inne rozwiązanie byłoby nie fair. W końcu żona nie
zrobiła mu nic złego. Zresztą, kiedy jej to w końcu powie - kto wie,
może nawet będzie zadowolona?

ONA daje mu trochę czasu. Oczywiście rozumie, że to nie takie

proste, że on musi wybrać odpowiedni moment. W żadnym wypadku
nie może tego powiedzieć przed świętami Bożego Narodzenia. To
byłby dramat, chociażby ze względu na dzieci. I byłoby to też w
jakimś stopniu bezduszne, zwłaszcza teraz, przed dziesiątą rocznicą
ślubu. W kwietniu żona ma czterdzieste urodziny. Każdy wie, że to
szczególna granica dla kobiety. Na pewno sobie pomyśli, że on
odchodzi, bo jest już stara. W maju umiera dziadek. Teraz naprawdę
on nie może jej tego zrobić - jest załamana. W czerwcu ma wyjątkowo
silne bóle menstruacyjne, jakieś kobiece sprawy, przecież takich
rzeczy nie mówi się choremu. W lipcu wreszcie długi urlop. To pewnie
ostatni raz, kiedy pojadą razem w dziećmi. „Przecież to rozumiesz,
prawda?”.

Ona wzrusza ramionami. Bo właśnie nie - nie rozumie. W końcu

ona też coś czuje, a takie zachowanie ją rani. Z czasem zaczyna jej
przeszkadzać, że zawsze spotykają się w tajemnicy. Każdy weekend
spędza sama. Obchodzi w samotności urodziny, bo akurat w tym roku
przypadają w czasie Wielkanocy. Nie spędza z nim jego urodzin, bo on
świętuje z całą rodziną. Jest sama w Boże Narodzenie, i potem też.

„Sercem jestem z tobą”, zapewnia on. Żona wyjeżdża na kilka dni i

nareszcie mogą razem wyskoczyć do Bolzano. Jak zawsze jest
cudownie. Ona znowu daje się przekonać, chociaż już sobie
obiecywała, że z nim skończy. „Przecież to małżeństwo istnieje
wyłącznie na papierze”. Mężczyzna jej życia patrzy na nią jak wierny
pies. I obdarowuje ją swym uroczym uśmiechem. „Zaufaj mi. Kiedy
wróci z wyjazdowych zajęć tai-chi, wszystko jej powiem!”.

W weekend ona idzie sama do kina. Grają Oceans Eleven z

George'em Clooneyem. Jest spięta. I chora z tęsknoty.

A potem staje jak wryta. Mężczyzna jej marzeń stoi przed

stoiskiem z popcornem. Z tym swoim supersympatycznym uśmiechem
George'a Clooneya sięga po drugą torbę z popcornem.

Kobieta stojąca obok niego śmieje się. Jest blondynką. Jest

background image

zgrabna. Jest czarująca. Nosi obrączkę.

- To był świetny pomysł, mój drogi! - mówi do niego i przytula się.

- Jak to dobrze, że dzieci mogą już same zostawać w domu.

On całuje ją w usta. On całuje ją dłuuugo w usta!
- Mam jeszcze jeden świetny pomysł - mówi on w końcu i szepcze

jej coś do ucha.

Ona chichocze.
- Jesteś okropny - mówi. A potem ramię w ramię wchodzą w

ciemną czeluść sali kinowej.

Stare małżeństwo, które istnieje tylko na papierze.
Zdrady żonatych mężczyzn to jeden z najtrudniejszych rozdziałów

w historii ludzkości. Mnóstwo kobiet jako tajemne kochanki
przesuwało termin rozstania i przesuwa go do tej pory (każda z nas
ma przynajmniej jedną przyjaciółkę, która marnuje cenny czas i
częściej bywa nieszczęśliwa niż szczęśliwa), i właściwie trudno
zrozumieć, dlaczego samotne kobiety wiążą się z żonatymi
mężczyznami. Przecież od początku wiadomo, że z reguły kończy się
to tragedią. Albo się nie kończy i zamienia w wieczny koszmar. Zanim
sprawa zostanie sfinalizowana, minie tysiąc lat. Wtedy ona będzie już
stara i gruba od tych wszystkich zjedzonych czipsów i rodzinnych
opakowań lodów tiramisu, które w przypływie frustracji masowo
pochłania we wszystkie samotne wieczory spędzone przed
telewizorem.

No dobrze, wiem. Camilla również czekała. Stała się uosobieniem

nadziei wszystkich czekających kobiet.

Ale odpowiedz sobie szczerze na pytanie, czy to na pewno twoja

opcja? I abstrahując od tego, że wiele z nas nie potrafi pojąć, jak
można było tak długo czekać właśnie na Karola, powinno jednak być
tak, że żadna kobieta nie czeka na mężczyznę.

Jak więc to możliwe, że w dzisiejszych czasach mężczyznom nadal

udaje się tak długo utrzymać przy sobie kobiety ze strefy off? I co oni
sobie wtedy myślą?

Chcę wam ujawnić moje wielkie odkrycie: dla kobiet taki związek

jest zniewalającą mieszaniną ogromnych nadziei, szczerych zmartwień
i gigantycznego napięcia. A jakie uczucia targają w tym samym czasie
mężczyznami? Otóż według mnie... żadne.

background image

Kiedy żonaty mężczyzna mówi, że chce się rozwieść z żoną, to jego

słowa nic nie znaczą. To wyrażenie woli, deklaracja złożona pod
wpływem emocji, która nie ma nic wspólnego (jeszcze) z
rzeczywistością. Panowie szczególnie hojne obietnice składają w
łóżku. Im lepszy seks, tym większe obietnice. Ale, proszę, nie
zapominaj - kiedy on mówi: „Chcę, żebyś była tylko moja”, to jeszcze
długa droga do tego, żeby miało to oznaczać: „Chcę być tylko twój”.

Oczywiście istnieją tacy mężczyźni, którzy od samego początku

jasno stawiają sprawę, że małżeństwo jest dla nich nierozerwalne. Są
to albo totalni pragmatycy, albo mężczyźni, którzy są pewni, że i tak
nie zostaną odprawieni z kwitkiem. Ich wysokie morale nie
powstrzymuje ich przed wchodzeniem w nowe (pozamałżeńskie)
związki.

„Szkoda, że nie spotkaliśmy się wcześniej”, mówią potem. Albo:

„Gdybym był wolny, od razu bym się z tobą ożenił i moglibyśmy mieć
dzieci”.

To oczywiste, że kobiety mają odrobinę nadziei, że koło fortuny

jednak kiedyś się odwróci. Ale, naturalnie, nic się nie zmienia. I kiedy
ona po raz kolejny dostaje skrętu kiszek, ponieważ, zaciskając zęby,
musi tolerować, jak on dzwoni z hotelu do żony („Tak, słoneczko... ja
ciebie też!”), on zawsze może powiedzieć: „Ależ kochanie, przecież
oboje wiedzieliśmy o tym od samego początku”.

background image

1-2-3-rozwodzę się!


Projekt pod hasłem „Rozwód” ma prawie zawsze taki sam

przebieg. Wyróżnia się trzy etapy, wiodące do realizacji tego projektu:

Etap 1: On chce porozmawiać z żoną.
Etap 2: On rozmawia z żoną.
Etap 3: On rozwodzi się z żoną.
Zbędny jest chyba komentarz, że większość żonatych mężczyzn

nigdy nie wychodzi poza etap pierwszy. Istnieje zawsze tysiąc
powodów, dla których po zapowiedzi nigdy nie dochodzi do czynu. I
zawsze istnieją okoliczności, które uniemożliwiają przeprowadzenie tej
najważniejszej z rozmów. Ważne wydarzenia i święta rodzinne,
wypadki śmiertelne, choroby, dzieci, dom, pies („Co po rozwodzie
stanie się z biedną psiną?”), pieniądze („Jestem zrujnowany, nie mam
ani grosza!”).

Kiedy mija pierwsze zauroczenie, powraca także utracone uznanie

dla wartości żony („Upiekła dla mnie ciasto w kształcie serca!”) i - tuż
potem - wyrzuty sumienia („Nie zasłużyła sobie na to!” lub: „Nie mogę
jej tego zrobić!”).

W porządku, oczywiście, że sobie na to nie zasłużyła. Ale czy ty

sobie na to zasłużyłaś?

Szkoda, że to wszystko nie przychodzi mężczyznom do głowy

wcześniej. Wtedy, na przykład, kiedy zapewniają, że jesteśmy wielką,
naprawdę wielką miłością ich życia!

No cóż, ciągle się mówi, że tracimy szybko głowę. Ale co jest

gorsze: stracić głowę czy stracić odwagę?

Kiedy ukochana w końcu żąda: „Zdecyduj się!”, mężczyzna

odpowiada z urazą w głosie: „Jesteś taka stanowcza!” albo: „Teraz
jeszcze ty stawiasz mnie pod ścianą!”.

Ale niech tam! In dubio pro reo! Załóżmy, że mężczyzna jakoś

background image

dotarł do etapu 2. Faktycznie doszło do rozmowy z żoną. Ona już wie.

Dla kochanki na pewno jeszcze za wcześnie na radość.
Z zasady dopiero teraz rusza machina dramatu. Wbrew nadziejom

niektórych mężczyzn niewiele żon wita tę nowinę słowami: „Och
skarbie, jak dobrze, że to mówisz. W porządku, rozwiedźmy się,
właściwie też chciałam ci to zaproponować”.

Nie, teraz wszystko zamienia się w tragedię grecką. Żona płacze i

krzyczy, grozi i błaga.

Spójrzmy prawdzie w oczy - wobec takich środków mężczyzna jest

bezsilny.

„Nie wiedziałem, że jej tak bardzo na mnie zależy”, jęczy. „Teraz

wiem, że mimo wszystko należymy do siebie!”, objaśnia, uważając się
za najlepszego człowieka pod słońcem i wygłaszając salomonowe
kwestie w rodzaju: „Ciebie też kocham. Ale ją kocham dłużej”. Albo w
ogóle nie chce powiedzieć prosto w oczy, że jednak się nie rozwiedzie.
„Już dosyć się nacierpiałem!”, krzyczy potem, waląc zaciśniętą pięścią
w jej szafki kuchenne. „Nie mogę tak dłużej”, mówi, oczekując od niej
współczucia. Albo od razu wali z grubej rury i całkowicie przeceniając
wagę własnej osoby, oznajmia: „Gdybym jej to zrobił, ona by się
zabiła!”.

Wobec takich argumentów z kolei my jesteśmy bezsilne. Czy

chcemy brać na siebie aż taką odpowiedzialność? Nie.

Być może to, co teraz powiem, zabrzmi cynicznie, ale czujemy się

trochę zdziwione, kiedy potencjalna samobójczyni, która miała
wyskoczyć z rozpaczy z okna, kilka miesięcy później odchodzi od
męża, bo znalazła nową miłość.

W większości przypadków jest to zresztą jedyna szansa.
Załóżmy, że jednak mężczyzna rzeczywiście się rozwiedzie. „Ona

powiedziała, że zawsze mogę do niej wrócić”, mówi nam o tym
poruszony. Jak cudownie! Przecież to wspaniałe. I zastanawiam się,
która z kobiet marzy o mieczu Damoklesa nad głową?

Tak, moje drogie. Tak to właśnie wygląda.
Ale naprawdę złą wiadomość zachowałam na koniec:
Poza kręgami aktorskimi skupionymi wokół Hollywood - bo tam

stale przecież film miesza się z rzeczywistością - większości mężczyzn
nie udaje się dotrzeć do etapu 3. i za wielkimi obietnicami nie idą

background image

stosowne czyny.

Jest też dobra wiadomość:
Mężczyźni, którzy naprawdę się rozwodzą, robią to z reguły bardzo

szybko, nie oglądając się przy tym na straty. I takich się trzymaj!

background image

Podręczna instrukcja obsługi mężczyzny

mówi...


„Lepszy koszmarny koniec niż koszmar bez końca”.
Tego powiedzenia nie wymyślił z pewnością żaden mężczyzna, to

jest dla mnie jasne jak słońce. Mężczyźni latami mogą tkwić w
dwuznacznych

sytuacjach.

W

każdym

razie

dotyczy

to

nierozwiązanych relacji damsko-męskich. Najważniejsze, że z zewnątrz
wszystko wygląda w porządku. „Musimy porozmawiać!”, tego nie
powie żaden mężczyzna. Tak mówią tylko kobiety. Chęć zachowania
istniejącego status quo jest znakomitą wymówką, by wszystko biegło
dotychczasowym trybem. Mój dom, mój samochód, moja łódka, moja
żona. Wszystko inne nie jest w końcu aż tak ważne.

W przypływie szczerości pewien pan wyznał mi kiedyś, że

mężczyźni niechętnie się rozwodzą. Wierzę mu na słowo. Dlaczego
niby miałoby być inaczej. Instynktownie robią to, co jest dla nich
najkorzystniejsze. Nawet w „złym” związku mężczyzna ma o niebo
lepiej niż kobieta. Każdego dnia rano może wyjść z domu i do powrotu
kierować się zupełnie innymi prawami niż w domu - i nie ma tu
znaczenia, czy akurat pracuje, czy nie. Dlaczego miałby z tego
zrezygnować? Dom to jego baza, z której w poszukiwaniu przygód
wyrusza w świat - na podbój nowych lądów i serc.

Żaden mężczyzna nie rozwodzi się tak po prostu. Na przykład,

dlatego że nie może już dłużej znieść tego, że nie rozmawia z żoną.
Albo że z nią nie sypia. Mężczyźni mogą bardzo wiele wytrzymać. Z
zasady znoszą to całkiem nieźle, zwłaszcza że istnieją bardzo miłe
sposoby złagodzenia tych niedogodności.

Kiedy mężczyzna mimo to się rozwodzi, zawsze stoi za tym

kobieta. I wtedy albo jest dwadzieścia lat od niego młodsza i pozwala
mu uwierzyć na nowo w cielesną atrakcyjność, albo to rzeczywiście

background image

kobieta jego życia. Taka, dla której jest gotów wszystko porzucić.
Wszystko zmienić. Bez odkładania w nieskończoność.

Tak, takie historie też się zdarzają! Kiedy mężczyźni naprawdę

chcą, mogą przenosić góry. Ale na ogół nie chcą. Nawet jeśli na
początku mówią co innego. Bo oni najpierw nakręcają temat, a potem
myślą. Ponieważ ulegają urokowi chwili i pięknej kobiety. Ponieważ -
przyznajmy się do tego - są troszkę uwodzeni. A jako niewolnicy
własnych hormonów ulegają ich podszeptom: „Jeśli masz na nią
ochotę, musisz skorzystać z okazji, a co będzie dalej, zobaczy się
potem”.

A kiedy kobieta twardo żąda podjęcia decyzji, mężczyzna wpada w

panikę. Mężczyźni nie chcą podejmować decyzji. Mężczyźni nienawidzą
podejmować decyzji. Bo nie jest tak, że chcą albo tego, albo tamtego.
Oni chcą i tego, i tamtego. A potem w trudnych chwilach wyznają:
„Chętnie bym coś zmienił, ale nie umiem”. W tym samym momencie
myślą: „Nie chcę niczego zmieniać, ale tego nie mogę ci powiedzieć,
bo wtedy stracisz o mnie dobre zdanie, a tego bym nie zniósł”.

Czy to tak trudno zrozumieć?

background image

Co możesz zrobić?


Może to zabrzmi kołtuńsko, ale po pierwsze, w ogóle lepiej nie

wchodzić w związek z żonatym mężczyzną. Chyba że wyjątkowo lubisz
melodramaty albo masz dwóch innych facetów pod ręką.

Wiem, wiem, to mało realne. Najfajniejsi mężczyźni są już żonaci.

Zatem kiedy już tkwisz po uszy w tym nieszczęściu, uwzględnij,
proszę, przynajmniej kilka rad:

Nie czekaj za długo (sześć miesięcy to górna granica twojej

cierpliwości). I nie wmawiaj sobie tego co przyjemne. Zastanów się:
do tanga trzeba dwojga. Zawsze gra się we dwoje. Jest ten, kto
zagrywa, i ten, kto odbiera piłkę. Najczęściej ulegasz fałszywemu
przekonaniu, że czas pracuje na twoją korzyść. Pamiętaj - czas zawsze
jest twoim wrogiem, nie sprzymierzeńcem. Pomyśl tylko: kiedy on w
pierwszych cudownych miesiącach waszej miłości nie był zdolny do
wprowadzenia zmian w życiu i nie opowiedział się jednoznacznie po
twojej stronie, dlaczego miałby to uczynić po latach? To nie My Fair
Lady.

I’ve grown accustomed to her face? Zapomnij o tym jak

najszybciej! Gdyby mężczyzna twoich marzeń chciał, mógłby przecież
zostać ze swoją żoną!

Zapomnij o trikach! Nie musisz nikogo zmuszać do szczęścia! Być

może uda ci się wtedy na krótko osiągnąć to, czego chciałaś, ale na
dłuższą metę i tak zawsze będziesz tą gorszą.

Zapomnij o roli samarytanki i przestań dążyć do uratowania jego,

albo jego duszy, albo jego zatwardziałego serca, czy czego tam
chcesz!

Kiedy mężczyzna nie może, to znaczy, że nie chce. A kiedy chce,

wtedy również i może. Uwierz mi na słowo, naprawdę znam życie!

Ponieważ jednak wiem, że kobiety są w miłości nieobliczalne,

background image

przygotowałam słowniczek pełniący funkcję apteczki pierwszej
pomocy:

background image

Co mężczyźni mówią, a co myślą...

►► Już od lat nie sypiamy

ze sobą.

Jesteśmy

zupełnie

normalnym

małżeństwem.

►►

W

naszym

małżeństwie

każdy

chodzi

własnymi drogami.

Mogę robić, co mi się podoba.

►►

Chcemy

wziąć

rozwód.

Co robisz dziś wieczorem?

►►

Właściwie

chcielibyśmy się rozwieść.

Właśnie remontujemy dom.

►►

Jesteśmy

jeszcze

małżeństwem, ale myślimy o
rozstaniu.

Od kilku lat zawsze mam jakąś

kochankę.

►► Porozmawiam z nią.

Porozmawiam z nią w następnym

stuleciu.

►►

Przed

Bożym

Narodzeniem nie mogę, w
święta przychodzi cała rodzina.

Skutecznie odsunąć problem.

►► Będę czekał aż do

ślubu.

Znów zyskałem na czasie!

►►

Wprawdzie

tak

mówiłem, ale teraz jej matka
jest chora.

Mam szczęście!

►►

Chciałem

jej

powiedzieć wczoraj, ale miała
okropną migrenę.

Ledwo się wymknąłem!

►► Kobiety są takie silne.

Kobiety

zawsze

chcą,

żeby

wybierać.

background image

►► Kocham was obie.

Obie was unieszczęśliwię.

►► Nie mogę tego zrobić.

Nie chcę tego zrobić.

►► Nie mogę jej tego

zrobić.

Dla mnie byłaby to droga przez

mękę.

►► Bądźmy rozsądni.

To

wszystko

by

za

dużo

kosztowało.

►► Nie wiedziałem, że

jest

do

mnie

tak

przywiązana.

Teraz

sam

już

nie

wiem...

Naprawdę chciałem się rozwieść? A
właściwie dlaczego?

►► Nie chcę jej zranić.

Niestety, musisz w to wierzyć.

►► Musisz to zrozumieć.

Przestać stawiać mi zarzuty.

►► Już i tak wiele się

nacierpiałem.

Pomocy! Jak się ciebie pozbyć?

►► Sam nie wiem, co

powinienem zrobić.

Po prostu poczekam, kto pierwszy

rzuci rękawicę, wtedy przynajmniej to
nie będzie moja wina.

►► Musimy być teraz

bardzo dzielni.

Musisz być teraz bardzo dzielna.

background image

„Ejże... naprawdę tak było?”

background image

Mężczyźni

w

krainie

zapomnienia

background image

Sytuacja klasyczna


ON wraca do domu z podróży służbowej. ONA przygotowała dla

niego niespodziankę, ale na szczęście on na razie o niczym nie wie.
Podczas jego nieobecności miała więcej czasu, więc pozbyła się tego
okropnego okrągłego stołu w jadalni, który od dawna był solą w jej
oku. Kiedyś nawet reperowano na nim toster („Jak to wyrzucić?!” -
zdziwił się Pan Złota Rączka. - „Jeszcze się nadaje”). Od tego czasu
stół miał ślad po przypaleniu (toster oczywiście i tak wylądował w
koszu). No a teraz stoi przed nim nowy stół długości dwa metry
dwadzieścia centymetrów - naprawdę piękny, ręczna robota, tekowe
drewno, import z Indonezji pięknie nakryty, zapalone świece... A ona
stoi i uśmiecha się tajemniczo...

I zadaje to pytanie, jedno z najgorszych pytań, jakie może

usłyszeć mężczyzna:

- No i? Niczego nie zauważyłeś?
No właśnie, sęk w tym, że on nic nie widzi. Przecież wszystko jest

po staremu, czyżby coś się zmieniło? Wtedy jakaś myśl wyłania się z
mroków umysłu. Bo to nie jest tak, że przez te ostatnie lata niczego
się nie nauczył. Zna tę sytuację z reklam i filmów - tak postawione
pytanie musi mieć coś wspólnego z włosami. Więc przygląda się jej
badawczo. Hmm, to dziwne, ale wydaje mu się, że ma dłuższe włosy.
Czy to możliwe, żeby w ciągu trzech dni aż tak urosły? Ale stop - teraz
je rozpuściła, dlatego wydają się dłuższe. Żeby zyskać na czasie, on
też się uśmiecha.

Boże, co to może być? Nowa sukienka? Nowe buty? Wielka szkoda,

ale buty trzeba wykluczyć - jest na bosaka. Gorączkowo zastanawia
się, co powinien odpowiedzieć, i czuje się, jakby grał w rosyjską
ruletkę. Tylko żeby nie powiedzieć czegoś niewłaściwego, bo wieczór
będzie zmarnowany.

background image

- Nooo? - Ona cały czas się uśmiecha, ale ten uśmiech staje się

jakby trochę... napięty.

- Masz... nową... sukienkę? - jąka się i wygląda jak Hugh Grant,

który udaje, że myśli.

Oburzona potrząsa głową i opiera się prowokacyjnie na blacie

stołu.

- Człowieku, spójrz tutaj!
W porządku, zanim kompletnie wyprowadzi ją z równowagi, dostał

jeszcze jedną szansę. Czuje, że zaczyna się pocić. Teraz oznacza to
tyle, że musi być bardzo, bardzo uważny. I wtedy przychodzi mu do
głowy naprawdę genialna myśl.

- Schudłaś!
Ona, osłupiała przygładza sukienkę.
- Tak uważasz? No dobrze, siadaj. Mamy nowy stół.
Nowy stół? Aha. Nie zauważył go. O rety, katastrofa była blisko!

Udało się ledwo, ledwo.

Powiedzmy sobie od razu - geniusz tego pana nie jest dany

wszystkim mężczyznom. Facet z historyjki ze stołem musiał chyba
czytać jakiś poradnik o kobietach. Wszyscy inni powinni się już
zorientować, że pułapkę: niczego-nie-zauważyłeś, można z reguły
obejść trzema odpowiedziami: nowa fryzura; nowa sukienka; nowe
buty.

Nam, kobietom, trochę dziwaczne wydaje się to wtedy, kiedy

kontekst się nie zgadza. Miła próba, ale... u fryzjera byłaś sześć
miesięcy temu, sukienkę kupiłaś poprzedniego lata, a buty to
właściwie zwykłe tenisówki, w których kosisz trawnik.

Trzeba wiedzieć, że, gdy zadamy pytanie „Niczego nie

zauważyłeś?”,

obserwujemy

u

mężczyzn

reakcję

znaną

z

eksperymentów Pawłowa na zwierzętach (Dziękuję, panie Pawłow!).
Zgadzam się, liczba trafień u zwierząt była wyższa. W obu
przypadkach mamy do czynienia z automatycznym odruchem
bezwarunkowym,

który

nie

jest

związany

z

rzeczywistym

postrzeganiem.

Prawda brzmi następująco: mężczyźni niczego nie widzą.
Istnieją mężczyźni, którzy - oglądając wiadomości sportowe - nie

zauważają, że ich własna żona w efektownej bieliźnie wymyka się z

background image

domu. Mężczyźni niczego nie zauważają - w każdym razie niczego, co
ich nie fascynuje. Podam tu przykład marek samochodów albo
wyników meczów pierwszej ligi. Czasami wykazują się niezwykłą
wiedzą, na przykład, znają nazwisko fińskiego ministra spraw
zagranicznych, ale spytajcie ich o rozmiar buta partnerki!

Mężczyźni mogą godzinami tkwić za gazetami i kanciastymi

urządzeniami, i zupełnie zapominają o rocznicach ślubu, urodzinach i o
tym jak wyglądamy - a potem się dziwią, że my, kobiety, w końcu
mamy dość.

Chyba już pisałam, że mężczyźni to wzrokowcy. Ale czy dodałam,

że dotyczy to najwyżej pierwszych czterech miesięcy znajomości? Otóż
w normalnych warunkach męski wzrok nie jest tak wyostrzony, jak na
początku związku. I ku wielkiemu nieszczęściu stan wzroku jest
odwrotnie proporcjonalny do częstości występowania napadów
amnezji na co dzień (im mniej widzi, tym częściej nie pamięta).

Kierując się mottem: „Patrzeć, nie widząc, być, nie uczestnicząc”,

w pewnym momencie mężczyzna wślizguje się w krainę zapomnienia.
Tam żyje mu się całkiem nieźle. Jeśli nie zakłóca tego życia
histeryczna, ciągle czepiająca się baba, to otacza go przytulny mrok.
Pamiętać o czymś? To takie uciążliwe! Z pewnością lepiej zrobią to
inni. A mianowicie te osoby z długimi włosami.

W domu pyta: „Gdzie są moje skarpetki?”. A w biurze: „Gdzie są

moje akta?”. I szczerze mówiąc - czy widzicie tu jakąś różnicę?
Dookoła same czarne dziury - a my ciągle je zatykamy!

Nie daj się wciągnąć w pułapkę! Kiedy mężczyzna pyta: „Gdzie są

moje skarpetki?”, jest to pytanie retoryczne, które oznacza: „Moja
mama zawsze mi podawała wszystkie rzeczy. Nie chce mi się samemu
szukać”. A kiedy mężczyzna pyta: „Gdzie jest moja żona?”, oznacza to
tyle co: „Pomocy, lodówka jest pusta!”.

background image

1-2-3-retrospekcja


Przytoczona poniżej smutna historia powinna ci uzmysłowić, że

mężczyzna już we wczesnym dzieciństwie uczy się nie zauważać tego,
co go nie interesuje.

Jako mała dziewczynka zakochałam się w dziesięcioletnim koledze

z równoległej klasy. Ostatniego dnia przed wakacjami potajemnie
wsunęłam mu do tornistra trzy karteczki, ponumerowane 1, 2 i 3. Na
pierwszej karteczce napisałam: „Kochany Jorgu, dziewczyna z mojej
klasy zakochała się w tobie. Szczerze mówiąc, to ja jestem tą
dziewczyną. Chcesz ze mną chodzić? Twoi koledzy nie muszą o niczym
wiedzieć”.

Na drugiej karteczce napisałam: „Jeśli tego chcesz, po feriach, na

drugiej dużej przerwie włóż list pod stojak z mapami za zlewem”.

Na trzeciej karteczce narysowałam duże czerwone serce, a nad

nim - moją wówczas początkującą angielszczyzną - napisałam „I luv
you”.

Przez całe ferie zastanawiałam się, co się stanie.
Pierwszego dnia szkoły Jorg minął mnie na korytarzu. Pozdrowiłam

go, a on rzucił krótkie spojrzenie w moją stronę i odpowiedział
niedbale „czee”. Uśmiechnęłam się jak wspólnik-przestępca. W lot
pojęłam, że zachowuje się tak po to, żeby nikt niczego nie
podejrzewał (obok szedł jego kolega). Ale ja od razu zauważyłam jego
podekscytowanie. Słyszałam je w jego „czee”. Wprawdzie powitanie
nie było zbyt wylewne, ale to było właśnie to. Wiedziałam, że on też
myśli o mnie poważnie.

Kiedy lekcje się skończyły, wślizgnęłam się do jego klasy, żeby

odszukać karteczkę z odpowiedzią. Niestety, pod stojakiem koło zlewu
nie znalazłam żadnej karteczki. Pomyślałam, że może nie miał okazji
jej ukryć. Ale następnego dnia też nie było żadnego listu. Tak się

background image

denerwowałam, że rozbolało mnie serce. Myślałam, że może jest
chory i w ogóle nie przyszedł do szkoły. Wałęsałam się w czasie
przerw bez skutku pod jego klasą. Ale jednak nie był chory, bo po
lekcjach spotkałam go na przystanku. Stał z kilkoma kolegami,
wszyscy się śmiali. Zachowywał się tak, jakby w ogóle mnie nie
widział. Ale kiedy go mijałam, krzyknął: „Oto 333!”. I wtedy
zrozumiałam. Trzy! Karteczka numer 3! Nie powiedział: „Oto autobus”,
tylko „Oto trzy, trzy, trzy”. A na trzeciej karteczce było napisane „I luv
you”. To była jego odpowiedź dla mnie!

Uśmiechnęłam się do niego, on przebiegł obok mnie i wskoczył do

autobusu. Byłam szczęśliwa. Ale - zapewne już przeczuwacie - moje
szczęście nie miało trwać wiecznie. Wieczorem mama Jorga wpadła do
nas na kawę. Właśnie odrabiałam lekcje w kuchni, więc słyszałam jej
rozmowę z moją mamą. I dowiedziałam się całej przerażającej
prawdy:

Jorg nigdy nie przeczytał moich karteczek. Jego mama w czasie

ferii wytrzepała zaśmiecony tornister i między skórkami od bananów i
zasmarkanymi chusteczkami do nosa natknęła się na moje karteczki I-
luv-you. Poszła go przeprosić, że przez nieuwagę otworzyła jego list. A
Jorg spojrzał na nią jak na mebel i spytał: „Co? Jakie karteczki?”.

Zapewne zbędne jest wyjaśnienie, że ten roztrzepaniec był tym

samym chłopcem, który znał na pamięć wszystkie terminy koncertów
swojej ulubionej kapeli.

Uwaga:
To, czy mężczyzna coś zauważa, czy nie, ma związek z jego

zainteresowaniami. Gdy coś go nie interesuje - nie widzi tego. I ta
prawda bywa dla nas, kobiet, czasami bardzo gorzka.

background image

Podręczna instrukcja obsługi mężczyzny

mówi...


Dlaczego tak to wygląda? Ponieważ mężczyzna musi jakoś

gospodarować swoimi siłami. I życie między zapomnieniem a
wyparciem jest oczywiście dobrym rozwiązaniem, pozwalającym
pozbyć się uciążliwych albo nieprzyjemnych faktów.

A to, co dotyczy stopniowego zaniku dostrzegania naszej osoby -

co dla nas, kobiet, jest rzeczywiście wstrząsające, tak! Wstrząsające...
no więc - nie chcę teraz znowu wracać do instynktu myśliwego i
potrzeb kolekcjonera, ale coś w tym jest, prawda?

Myślę sobie, że kiedy myśliwy wyrusza na polowanie, ma

wyostrzone wszystkie zmysły, ale kiedy już dopadnie zdobycz, staje
się ociężały i ucina sobie drzemkę. I mogą to zmienić jedynie dwie
rzeczy: śmiertelne zagrożenie albo nowy obiekt pożądania.

Sorry, ale tak właśnie jest.
Kiedy więc następnym razem włożysz swoje świetne kabaretki i na

ulicy każdy, ale naprawdę każdy facet będzie patrzył na twoje nogi,
nie złość się, że kiedy w tych samych rajstopach wkroczysz do domu,
twój mąż rzuci jedynie zza gazety: „Fajnie, że już wróciłaś. Jest coś do
jedzenia?”. Pomyśl o jego tygrysiej naturze - i podrap go za uszami.

background image

Co możesz zrobić?


Wiem, że to nie jest miła rada, ale przede wszystkim musisz

skończyć z zastawianiem pułapek. I zmienić taktykę rozmowy.

Nie pytaj: „Niczego nie zauważyłeś?”. Zadaj prostsze pytanie:

„Podoba ci się moja nowa fryzura/moja nowa sukienka/moje nowe
buty/moja nowa bielizna?”. W porządku, nie mam nic przeciwko temu
- mogą być „moje nowe kabaretki”.

Nie krzycz: „Znowu zapomniałeś o rocznicy naszego ślubu!”.

Odpowiednio wcześniej weź czerwony flamaster i wpisz tę rocznicę do
jego kalendarza. Zacznij od daty wyprzedzającej rocznicę mniej więcej
o sześć tygodni i wpisz: „Za sześć tygodni rocznica ślubu!”. Domaluj
obok małe serduszko, żeby nie poczuł się jak pies prowadzony na
smyczy. Powtórz ten wpis kilkakrotnie i okraś dodatkowymi uwagami,
na przykład: „Dzisiaj kupić prezent!”, „Dzisiaj zarezerwować stolik na
dwie osoby w knajpce XXX” (tu wpisujesz restaurację, którą lubisz),
„Dziś kupić wielki bukiet róż i schować go w piwnicy”.

Zapomnij o jakichkolwiek życzeniach wyrażanych nie wprost.

Oszczędź sobie wypowiedzi, które w podtekście sugerują, że czujesz
się urażona, na przykład: „Mógłbyś chociaż raz sam na to wpaść!”.
Mężczyznom takie rzeczy nie przychodzą same do głowy. Pomyśl, jeśli
nawet w reklamie o weselu ona dostaje tylko pudełko czekoladek
„Mon Cheri” i całkiem zniewolona tym gestem ledwie może wyjąkać
„dziękuję”, to myślisz, że jak bywa w prawdziwym życiu?

Jeśli chcesz dostać złotą bransoletkę, to weź swojego wybranka do

sklepu i pokaż palcem, mówiąc: „Ta tutaj!”.

A kiedy znowu nie będzie mógł znaleźć skarpetek, nie wyskakuj z

okrzykiem bojowym: „Nie-masz-oczu-czy-za-wsze-muszę-wszystkiego-
szukać?”. Siedź sobie na kanapie i odpowiedz bezradnym, łagodnym
tonem: „Och, kochanie... też nie mam pojęcia, gdzie się mogły

background image

podziać...”.

I proszę! Bez ostrzeżenia nie zostawiaj mu w walizkach,

kieszeniach kurtek albo na zagraconym biurku żadnych miłosnych
karteczek czy prezentów. Twój Słodziutki nie znajdzie ich do końca
życia... no, może w czasie przeprowadzki!

background image

„Zrobisz to na pewno o wiele

lepiej, kochanie!”

background image

Mężczyźni

na

froncie

domowym

background image

Sytuacja klasyczna


Świetlówka w łazience miga i gaśnie.
- Kochanie trzeba wymienić jarzeniówkę w łazience - mówi ona.

Wypowiadając te słowa, daje mu do zrozumienia, że ON powinien
zmienić jarzeniówkę w łazience.

- Mhm - odpowiada on, mając na myśli... no, najpierw nic nie

mając na myśli.

Na szczęście jest jeszcze lampa sufitowa. Kilka dni później ona

mówi:

- Kochanie, czy pamiętasz, że musisz kupić nową jarzeniówkę? -

Wypowiadając te słowa, chce mu powiedzieć, że w końcu powinien
wymienić tę cholerną jarzeniówkę.

On odpowiada:
- Tak, tak, zajmę się tym. - I ma na myśli, że kiedyś, w przyszłości,

się tym zajmie, ale może się oczywiście zdarzyć, że o tym zapomni.

Dwa tygodnie później - kiedy ona przywykła do słabszego,

delikatniejszego oświetlenia w łazience - lampa sufitowa też zaczyna
migać i w końcu wydaje ostatnie tchnienie.

On obiecuje, że wymieni żarówki - dopiero teraz opłaca się jechać

do marketu budowlanego - a ona zapala w łazience świece.

Mija kolejny tydzień i nic się nie zmienia. Okej, kąpiel w blasku

świec bywa bardzo romantyczna, ale do mycia zębów i makijażu
wybrałabyś zapewne opcję zapewniającą jaśniejsze źródło światła.

- Co będzie z tymi lampami w łazience? - pyta ona. - Możesz to

wreszcie załatwić czy ja mam mieć jeszcze żarówki na głowie?

- Tak, tak - rzuca zza gazety - ja też mam jeszcze inne sprawy na

głowie.

Trzy dni później ona nie może pohamować złości.
- Bardzo proszę, odłóż wreszcie tę gazetę i zreperuj światło w

background image

łazience! - warczy na niego.

- Co ma oznaczać ten krzyk? - odpowiada on wrogim tonem. -

Przecież powiedziałem, że się tym zajmę! A kiedy to zrobię, to już
moja sprawa!

Kiedyś - to raczej pewne - zmieni w końcu i neonówkę, i żarówkę.

Może za tydzień, a może za rok. I do tego czasu musisz myć zęby przy
świecach. Prowizorki są najtrwalsze!

Czy już mówiłam, że mężczyźni są mistrzami w odkładaniu spraw

na potem? Najlepiej widać to w domu. Kiedy poczeka się dostatecznie
długo, wiele spraw załatwi się samo, prawda?

Okej, nie wiemy, czy w opisanym przypadku świece w łazience

palą się do dziś. Podejrzewam jednak, że raczej nie. Ponieważ ona
wzięła sprawę w swoje ręce. Cóż, można by rzec, że sama sobie jest
winna. Kto nie umie czekać, musi zakasać rękawy i wziąć się do roboty

Mężczyźni wykazują się nadzwyczajnymi zdolnościami w dziedzinie

zapominania o niewygodnych rzeczach, a przy pracach zleconych
przez nas, zachowują się tak idiotycznie, że czasami przekracza to
wszelkie wyobrażenia. I na tym polu również przegrywamy.

Znów sięgnę do przykładu. Załóżmy, że mówisz: „Posprzątaj,

proszę, stół po kolacji”.

Teraz są dwie możliwości: On albo mówi „tak, tak” i trzy sekundy

później zapomina (?), co mówiłaś (prawdopodobnie w ogóle nie
słuchał), albo wstaje i zaczyna sprzątać ze stołu. Całkiem świadomie
użyłam zwrotu zaczyna sprzątać, ponieważ z reguły rozpoczęte prace
nigdy nie zostają zakończone.

Mężczyźni przeniesione ze stołu talerze z zasady stawiają na

zmywarce. Tym samym uważają zadanie za wykonane. A głupie
kobiety sprzątają potem brudne talerze same, zrzędząc przy tym
okropnie. I to jest właśnie błąd!

Mężczyźni w domu są jak małe dzieci. Trzeba im dokładnie

wyliczyć, co jest do zrobienia. Oczywiście zlecone zadanie najpierw
zawsze wykonują tylko w połowie. W ogóle nie zwracają uwagi na
nasze utyskiwania - mogę was zapewnić. To mają wpisane w koszta,
bo siedzą sobie w tym czasie wygodnie na kanapie. I nawet
najbardziej chętny mężczyzna, który sprząta kuchnię po kolacji i
wstawia talerze do zmywarki, nie sprzątnie okruchów z blatu. Patelnie

background image

i garnki zwykle zostawia „do namoczenia”. I moczyłyby się tak kolejne
sto lat, gdybyśmy ich następnego dnia nie pozmywały.

Na pytanie: „Pomożesz mi dziś?”, w najlepszym wypadku

mężczyzna zareaguje na jeden z trzech klasycznych sposobów:

Zignorować - zapomnieć - źle zrozumieć.
Rozważmy pytanie: „Pomożesz mi wnieść zakupy do domu?”, które

właściwie nie jest pytaniem, lecz informacją o pewnej potrzebie. Z
przekazów ustnych znane są takie przypadki, kiedy mężczyzna (akurat
przeczytał coś ciekawego w gazecie, o czym chciałby jej opowiedzieć)
chodzi wte i wewte obok wynoszącej siaty z samochodu kobiety i z
genialną regularnością, z pustymi rękami, pokonuje odcinek auto-
dom, dom-auto, nie zauważywszy, że coś jest nie tak. Można tylko
mieć nadzieję, że zanadto się przy tym nie nadwerężył.

Mężczyźni w domu często przeszkadzają. Niekiedy zaczynamy

podejrzewać, że robią to specjalnie. Żebyśmy w końcu straciły
cierpliwość i powiedziały: „Zostaw, ja już to zrobię!”.

Prawdopodobnie w ten sposób mszczą się za to, że w samochodzie

nie chcemy korzystać z mapy.

Najlepiej nigdy nie przekazuj w męskie ręce trudniejszych prac

domowych, takich jak prasowanie, pakowanie walizek albo obsługa
pralki - mężczyźni są wystarczająco sprytni, by na ogół udawać takich
głupków, że i tak zrezygnujemy z powierzania im tych czynności.
Kiedy potem z wdzięcznością stwierdzają: „Zrobisz to o wiele lepiej,
kochanie”, oznacza to dokładnie tyle, co: „Całe szczęście, że znowu
znalazłem frajera”.

Ale dlaczego mężczyznom o wiele większą trudność miałaby

sprawiać obsługa przycisków pralki niż obsługa przycisków wieży
stereo? To przeczy wszelkiej logice.

Najgorzej jest oczywiście wtedy, gdy gdzieś wyjeżdżamy.

Mężczyźni - kierując się hasłem: „Nie ma głupich pytań” - nie wahają
się zadzwonić na naszą komórkę, nawet wtedy, kiedy jesteśmy za
granicą i prowadzimy ważne rozmowy, tylko po to, by zadawać
pytania w rodzaju: „Gdzie schowałaś cukier?”, albo: „Dlaczego dzieci
nie mają czystych majtek?” albo: „Marysia właśnie nasiusiała do
łóżeczka, co mam z tym zrobić?”.

Kiedy syczymy do słuchawki: „Tam gdzie zawsze, obok kawy!” i:

background image

„Oczywiście, że dzieci mają czyste majtki, leżą w górnej szufladzie,
idioto!” i: „Musisz od razu zmienić pościel!”, to już właściwie nikomu
nie musimy wyjaśniać, kto do nas dzwonił. „Mąż”, oznajmiamy i
przepraszająco się uśmiechamy. Ale mogę się założyć, że wszyscy i
tak wiedzieli, kto dzwoni.

W takim wypadku można by pomyśleć, że mężczyźni powinni być

nam wdzięczni za to, że na co dzień to my zajmujemy się całym tym
kramem. I cieszyć się z naszego powrotu. Jednakże wdzięczność jest
bardzo ograniczona, a w pojedynczych przypadkach wręcz w ogóle nie
występuje.

Kiedy mężczyzna musi pełnić straż, stojąc na posterunku przez

kilka dni, czuje się powołany do krytykowania naszego systemu pracy.
„Ale masz cholerny bałagan w tej swojej szafie!”, komentuje. „Jak w
takich warunkach w ogóle można tutaj coś znaleźć?”.

Tak jakby kiedykolwiek szukał!

background image

1-2-3-jajka gotuje dziki niedźwiedź


Ten, kto twierdzi, że mężczyźni nie umieją gotować, jest

niesprawiedliwy.

Większość mężczyzn z reguły umie przygotować trzy potrawy:

jajko sadzone; jajecznicę; jajko gotowane.

Przy czym ostatni przypadek dotyczy prawie zawsze jajka na

twardo. Ale co to za różnica? Jajka są zdrowe. Wzmacniają męską siłę.
I za ich pomocą można utrzymać się jakiś czas przy życiu.

Ostatnio mężczyźni odkryli także kuchenkę mikrofalową. Jest

kanciasta, wygląda prawie jak telewizor i jest łatwa w obsłudze. Za
sprawą tego urządzenia kuchnia dla mężczyzny istotnie zyskała na
atrakcyjności. Dodatkową zaletą jest to, że do podgrzania jedzenia nie
trzeba brudzić garnków. I że można kupić gotowe dania do
mikrofalówek. Zatem, kiedy żona jest poza domem i nie przygotowała
dla nas wcześniej obiadu, można zjeść coś innego niż pizza czy
kanapki.

Okej - już się zorientowałam, że w tym miejscu powinnam

wspomnieć o trzygwiazdkowym kucharzu-amatorze, gdyż, jeśli
mężczyźni coś gotują, robią to w specyficzny sposób. Wtedy w ogóle
nie mamy w kuchni nic do powiedzenia. „Wynocha stąd, wyjść, nie
wolno mi przeszkadzać!”, mówi Pan Ważniak, traktując nas jak służbę
do wykonywania najgorszych prac. No i oczywiście na koniec żąda od
nas, żebyśmy posprzątały pole bitwy. Prawdziwy mistrz patelni gotuje
z zapałem i nie troszczy się o tak przyziemne sprawy. Poza tym on nie
gotuje tak po prostu. A już na pewno nie robi zwykłego obiadu.
Kucharz płci męskiej został powołany do wyższych celów. I ściśle
trzyma się przepisu. Tak więc używa wyłącznie świeżej kolendry i
białych trufli, a wino, które dodaje do potrawy, zawsze musi być takie
samo, jak do posiłku. Szef kuchni nie gotuje byle kiedy. Ku temu

background image

potrzebne są szczególne okazje. A sukces jest zawsze porażający.
Mężczyźni są prawdziwymi mistrzami w robieniu jak największego
wrażenie przy jak najmniejszym wysiłku.

Raz w roku, z okazji świąt Bożego Narodzenia wkłada do

piekarnika gęś z kasztanami albo na Sylwestra zawija szpinak z serem
w involtini - a potem, zadowolony z siebie, znów kładzie się na
kanapie i każe się czcić przez następny rok. Gotowanie w takim
wydaniu to rzeczywiście czysta przyjemność!

background image

Podręczna instrukcja obsługi mężczyzny

mówi...


Jak to możliwe, że w czasach, kiedy coraz więcej kobiet pracuje

zawodowo, w domu do dziś panuje klasyczny podział ról? Czy panowie
rzeczywiście nie widzą, że kobieta ma na głowie wszystko? Pracę, dom
i dzieci?

Być może widzą, ale przecież kobiety są bardziej wytrzymałe. Tak

przynajmniej twierdzą mężczyźni. Weźmy choćby taką Afrykę... Tam
kobiety dźwigają ciężary na głowie i jeszcze się przy tym śmieją. A
kiedy rodzą dzieci, mężczyźni trzy dni leżą w chacie i jęczą.

Zresztą mężczyźni ciężko pracują dzień w dzień - wszystkie te

męczące konferencje, ważne spotkania, podróże służbowe. A
ponieważ praca mężczyzny to walka o przetrwanie, jego obowiązki są
oczywiście zawsze o wiele bardziej męczące.

Dlatego w klasycznym układzie mężczyźni w domu nie robią nic.
Poza nielicznymi, chwalebnymi wyjątkami, nie ruszą nawet palcem

i obce są im wszelkie wyrzuty sumienia. Kobiety i tak są zawsze
szybsze i lepiej sobie radzą na tym polu. Po cóż mężczyzna miałby się
wysilać? Łatwiej zwinąć się w kulkę i nastroszyć kolce. Lepiej być
jeżem niż zającem. A kiedy kobieta znowu zrzędzi - a prawie zawsze
coś tam mruczy pod nosem - można przecież powiedzieć: „Tak,
zaraz”... i w spokoju przeczekać burzę.

Następnego dnia on idzie przecież ciężko pracować - i wreszcie ma

spokój. A jeśli dopisze mu szczęście, to po powrocie do domu
wszystko będzie już załatwione.

Czasami trudno oprzeć się wrażeniu, że mężczyźni nie zmienili się

od czasów pierwotnych, kiedy to Neandertalka siedziała w jaskini i
dbała o ognisko domowe, a Neandertalczyk udawał się we wrogie
rejony na polowanie, żeby przynieść do domu zdobycz.

background image

Ale przecież coś się zmieniło. Dawniej mężczyźni zdobywali

pożywienie, ryzykując życie. Dzisiaj musi to robić kobieta. W
supermarkecie. W mięsnym. Polując na przeceny.

Okej - istnieją mężczyźni, którzy zrobią zakupy, jeśli przygotuje się

im dokładną listę. I niektórzy panowie w niedzielę podają kobiecie
śniadanie do łóżka. Ale to tylko miły gest, a nie dowód, że mężczyzna
jest gotów wziąć na swoje barki sprawy domowe.

W głębi serca mężczyzna nie czuje się przypisany do domu. Jego

domem jest restauracja, hotel, miejsce parkingowe dla samochodu,
oaza do tankowania, dziupla do spania. W domu jest wszędzie tam,
gdzie może rzucić swoje rzeczy i poczuć się jak gość.

background image

Co możesz zrobić?


Właściwie możesz zrobić tylko jedno: też czekać. I czytać w tym

czasie gazetę. Albo jeszcze lepiej książkę, bo to na ogół zabiera więcej
czasu. Na dłuższą metę daje to lepsze rezultaty niż ciągłe sprzątanie
po nim i strata cennego czasu na wygłaszanie tyrad o porzuconych
pod łóżkiem skarpetkach. Jeśli masz wystarczająco silne nerwy, żeby
czekać, aż w lepkiej kuchni w zawalonym zlewie wyląduje ostatni
talerzyk i ostatni kubeczek, a z lodówki zniknie ostatnia parówka,
może się zdarzyć, że mężczyzna sam z siebie weźmie się za
sprzątanie. Albo wyjdzie spać do hotelu.

Ponadto wszystkie cięższe prace zlecaj innym: sprzątanie,

gotowanie, prasowanie, każdą naprawę. To może być naprawdę
bardzo kosztowne. Ale może twój ciężko pracujący mąż zarabia
wystarczająco dużo.

background image

Na dobry koniec

background image

Rodzaj posłowia


Wiem, że znajdą się tacy czytelnicy (mężczyźni), którzy po lekturze

tej książki będą lekko oburzeni.

Ci czytelnicy orzekną: „Świetnie! Jeszcze jedna typowa kobieta!

Ciągle tylko czepia się biednych facetów. A przecież mężczyźni
miewają też zalety!”.

I oczywiście tak jest. Ale bądźmy szczerzy - kto chciałby czytać coś

takiego? Zaletą uproszczeń jest to, że pokazują wiele ludzkich (w tym
przypadku męskich) słabości. Myślę, że każdy inteligentny czytelnik
czuje, że trochę przesadziłam (w przeciwnym razie nie byłoby
śmiesznie!), ale równocześnie dostrzega w stereotypowych opiniach
ziarno prawdy.

Niektóre książki poprzedza wyjaśnienie: „Książka jest fikcją

literacką. Wszystkie zdarzenia i postacie wymyślono na potrzeby
powieści. Jakiekolwiek podobieństwo do osób żywych i zmarłych jest
przypadkowe”.

W tej książce nie umieściłam takiego zdania. Możecie zgadywać do

trzech, dlaczego tak zrobiłam. Otóż w rzeczywistości między kobietą i
mężczyzną zdarzają się takie rzeczy, o których nie śniło się nikomu w
najbardziej fantazyjnych snach.

Mimo to, nie mogę w tym miejscu przemilczeć faktu, że istnieją

inni mężczyźni. Tacy, którzy w określonych sytuacjach przełamują
stereotypowe schematy.

Istnieją mężczyźni, którzy posypują czerwonymi płatkami róż łóżko

swej wybranki, kiedy ona jeszcze śpi. Istnieją mężczyźni, którzy po
latach pamiętają, że ich ukochana używa perfum Chanel Nr 5, a nie
Chanel Nr 19. Istnieją mężczyźni, którzy obchodzą samochód dookoła,
aby otworzyć i przytrzymać kobiecie drzwi. Istnieją mężczyźni, którzy

background image

potrafią upiec dla niej ciasto w puszce po herbacie (bo nic nie wiedzą
o istnieniu tortownic). Istnieją mężczyźni, którzy wysyłają SMS-y:
„Tęsknię za Tobą! Przyjdź! Dlaczego tak długo Cię nie ma?”. Istnieją
mężczyźni, którzy, widząc, że wszystko wymyka się jej z rąk, obejmują
ją mocno i mówią: „Nie martw się, połóż się, a ja się wszystkim
zajmę”. Istnieją mężczyźni, którzy wkładają brudne talerze do
zmywarki i nawet zamiatają podłogę w kuchni. Istnieją mężczyźni,
którzy z okazji jej urodzin urządzają tak wspaniałe przyjęcie, że ona
ma łzy w oczach. Istnieją mężczyźni, którzy zmieniają swoje plany
tylko po to, żeby być z nią. Istnieją mężczyźni, którzy idą z nią do kina
na Bridget Jones, chociaż uważają, że to głupawy film. Istnieją
mężczyźni, którzy włożą różową koszulę od Ralpha Laurena tylko
dlatego, że ona mu ją kupiła. Istnieją mężczyźni, którzy potrafią
całować i mimo to nie są skończonymi świniami. Istnieją mężczyźni,
którzy obiecują, że zadzwonią jutro, i dzwonią jeszcze tego samego
wieczoru.

Istnieją mężczyźni, którzy są po prostu fantastyczni!
Także w rzeczywistości.
Jeśli jesteś taką właśnie osobą (płeć męska, stan wolny) - wyjdź

po prostu na ulicę i głośno krzyknij: „Tutaj jestem”.

Miliony kobiet czekają na takiego mężczyznę jak ty!


Document Outline


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Bulow Trixi von Mezczyzni Podreczna instrukcja obslugi
ebooks pl twoja kobieta instrukcja obslugi dla mezczyzn AFJUYBH2JSM3IWB3PWCLJ4L6GPNSVFUJWATLW2Y
Instrukcja obsługi mężczyzny, Psychologia
INSTRUKCJA OBSŁUGI MĘŻCZYZNY WYŁĄCZNIE DLA KOBIET
Twoj mezczyzna instrukcja obslugi
Piec LSL UB Instrukcja obsługi
Instrukcja obslugi Uchwyt samoc Nieznany
INSTRUKCJA OBSŁUGI DEKODER SAGEM ISD 4285 PL
Instrukcja obsługi interfejs KKL OPEL, BMW, VAG
Instrukcja obsługi Farymann 15D 18D
Instrukcja obslugi wymiennikow CB alfa laval
Instrukcja obslugi klimatyzacji Vectra B
14 Instrukcja obsługi BFZ
INSTRUKCJA OBSŁUGI APARAT KODAK EASYSHARE Z1285 PL
iobsł Dłutownica DAA-16, BHP, Instrukcje-Obsługi
INSTRUKCJA OBSŁUGI HYDRAULICZNEJ NADZIEWARKI DO KIEŁBAS(1), GOTOWANIE I ŻYWIENIE, GASTRONOMIA
pHmetr-instrukcja obsługi, Inżynieria środowiska, inż, Semestr II, Chemia ogólna, laboratorium

więcej podobnych podstron