EPILOG Jedenasty grudnia


Gdyby nie ty, nie wiem jak
teraz bym żył, gdzie chodził, z kim spał.
Może bym był, może nie.
Gdyby nie ty, nie miałbym nic...


EPILOG

Oddział Zamknięty - Gdyby nie Ty
Żyj z całych sił
I uśmiechaj się do ludzi
Bo nie jesteś sam...
Ten cytat z Do kołyski Dżemu, który Zuza uwielbiała, był napisany na karteczce nad jej łóżkiem w centralnym miejscu. Ten utwór także był dla nich szczególny. Marcin przeczytawszy go, spojrzał czule na pogrążoną we śnie ukochaną. Położył się obok niej i patrzył, jak pięknie spała. Odgarnął jasnobrązowe włosy z jej bladej twarzy, ns której kwitł delikatny uśmiech. Nie mógł się w końcu oprzeć i delikatnie pocałował jej blade wargi, łagodnie ją budząc. Czule ją przytulił.
- Dzień dobry, skarbie. Wszystkiego najlepszego.
Powoli wyszczerzyła zęby i mocno go przytuliła.
- Wiesz, że to najbardziej zajebisty, szałowy i morowy poranek w moim życiu? Dziękuję. - Pocałowała go. - Kocham cię, Marcin.
- Wiesz, że ja bardziej, zła siedemnastolatko.
- Ale powiedz to słowo...
- Kocham cię, Zuza, cholernie cię kocham, tak cholernie, że aby to wyrazić, całowałbym cię co sekundę przez pięćdziesiąt lat.
- Phi, ja całowałabym cię sto! - Uśmiechnęła się filuternie.
Wpił się w jej wargi i zachłannie całował. Jego ręka zabłądziła pod czarną, męską koszulkę, którą miała na sobie.
O kurwa, nie założyła bielizny. A przecież nie wiedziała, że zamierzał ją obudzić.
- Zadam niedyskretne pytanie: co robisz? - spytała z błyskiem w oku.
- Zamierzam cię uszczęśliwić? - Uśmiechnął się znacząco.
- Morowo... - wyszeptała elektryzująco. Znów zaczęli się całować. Jego dotyk, francuskie pocałunki, lizanie po wargach cholernie podnieciły Zuzę; była u kresu wytrzymałości. Ciężko oddychała, a wzrok miała nieobecny. W końcu zdjął z niej koszulkę oraz wsunął palec do wnętrza, na co zamknęła oczy, zaczęła cicho pojękiwać i kląć. Jej reakcja bardzo działała na Marcina; niezwykle pragnął ją uszczęśliwić.
Kiedy w pochwie dziewczyny była już totalna powódź, zaczął masować jej piersi, co przyjęła kocim mruczeniem. Pochylił się i zaczął ssać raz jej jeden, raz drugi sutek. Potem lizał jej piersi i brzuch, co zawsze bardzo uwielbiała. Skierował się niebiezpiecznie nisko, aż na jej wzgórek łonowy, przez co trochę się przestraszyła. Nie pokusili się przez te miesiące o nic więcej niż to, co robili w gimnazjum.
- Chcesz tego, skarbie?
Zawahała się.
- Zrobię to tylko, jeśli będziesz chciała.
- A ty chciałbyś?
- I to jak, kocie!
Przygryzła dolną wargę.
- Tylko Marcin, nie wymagaj ode mnie od razu tego samego...
- Spokojnie, skarbie. Nie musimy się z niczym spieszyć. Chcesz, żebym to teraz zrobił?
- Kurwa mać, chcę! Kocham cię, Marcin, cholernie cię kocham i pragnę...
Przez chwilę całowali się namiętnie, po czym język chłopaka powędrował z jej szyi przez dekolt, biust, brzuch aż do mety, w którą delikatnie się zagłębił, lecz mimo tego z ust brunetki wydobył się zduszony okrzyk największej rozkoszy, jaką dotychczas odczuwała. Jego narząd smaku poznawał jej wszystkie zakamarki, drażnił ścianki, łaskotał wargi sromowe; ssał jej łechtaczkę, lizał całe wnętrze, a ona wciąż jęczała "Jeszcze, jeszcze... Tak mi dobrze, tak zajebiście...". Nie trzeba było długo czekać na orgazm, który sparaliżował ją na dość długo. Z gardła Zuzy wydało się jeszcze kilka krzyków rozkoszy, zamknęła oczy, wygięła ciało w łuk, miętosiła w rękach pościel, głowę odrzuciła do tyłu. Marcin opadł na łóżko przy niej, gdy wyczuł, że jej mięśnie się rozluźniły. Oboje wciąż dyszeli.
- I jak, skarbie?
- ZA-JE-BI-ŚCIE, zajebiście, szałowo i morowo. Kocham cię, tak cholernie cię kocham... - pocałowała go oraz przytuliła do siebie.
- Mam nadzieję, że nie tylko za to?
- Kocha się za nic, kochanie. A ja kocham w tobie wszystko. - Jej delikatna dłoń łagodnie spłynęła w dół jego ciała.
- Dlaczego się do mnie dobierasz?
- Bo cię kocham? - Rozpięła mu rozporek i powoli zaczęła dotykać. Na efekty nie musiała czekać długo, a finał był niemal tak spektakularny, jak w jej przypadku. Chłopak czule całował jej szyję, kark i ramię.
- Wiesz, że jesteś piękna, taka naga? Gdyby wszyscy cię taką zobaczyli, musiałbym bardzo obawiać się konkurencji.
- Nie chciałabym nikogo innego prócz ciebie. Tylko ty mnie tak uszczęśliwiasz. Tylko z tobą chciałabym spędzić każdy jedenasty grudnia, a nawet całą wieczność.
- To tak niewiele potrzeba ci do szczęścia?
- Oczywiście. Potrzeba mi ciebie... Poza tym gitara, tabaka, pogo...
- Morowo, wszystko załatwimy. - Oznajmił z uśmiechem. - Możemy chyba uznać, że ta pobudka to jeden z prezentów. Acz w kieszeni mam coś dla ciebie. - Wyjął niedużą tabakierę. - Lubisz migdały, prawda, skarbie?
- Skminiłeś migdałową tabakę?! - Zuza przepadała za migdałami. Marcin kupował dla niej sproszkowany tytoń, odkąd był pełnoletni - ona niestety musiała czekać na to jeszcze rok. - Musiała być cholernie droga, przecież to właściwie biały kruk...
- Oj tam, oj tam. Ważne, że mogłem cię uszczęśliwić. Niuchnij sobie na zdrowie, skarbie.
- Ale ty ze mną. - Uśmiechnęła się słodko. Sypnęła mu tabaki na grzbiet dłoni i wciągnęła ją, a on niuchnął z jej ręki. Był to swoisty rytuał, podkreślający ich bliskość. Zaśmiewali się, próbując wciągnąć to, co pozostawało pod ich nosami.
Następnie Marcin wziął jej gitarę i zaczął grać piosenkę, którą uwielbiała od pewnego czasu.
- Gdyby nie ty, nie wiem jak
teraz bym żył, gdzie chodził, z kim spał.
Może bym był, może nie.
Gdyby nie ty, nie miałbym nic...
- Kocham cię, cholernie cię kocham, ale wiesz o tym - szeptała mu do ucha, tuląc mocno, gdy skończył. - Ej, nie dość ci macania? - spytała, czując jego wzrok i ręce na swoich pośladkach.
- Wybacz, skarbie, ale jesteś piękna i naga, a ja jestem facetem i bardzo mocno cię kocham.
- Ech, w co ja się ubiorę? - westchnęła, patrząc bezradnie na cztery szafy. Cóż, przynajmniej wiedziała, że założy glany.
- Pomogę ci. - Postanowił brunet, otwierając jeden z mebli. Wyjął szary top, sweter w czarno-białe paski oraz czarne jeansy. Dziewczyna podziękowała mu i szybko się odziała. - Może zostanę twoim stylistą. - Zażartował.
- Czyli lepiej, żebym pracowała w Housie niż w alkoholowym? - Zuzie marzyła się zniżka pracownicza w ulubionym sklepie odzieżowym lub większy dostęp do tabaki.
- Skarbie, będę zarabiał tyle, że ty będziesz musiała tylko leżeć i pachnieć, no i czasem pisać piosenki oraz wychowywać nasze cudowne dzieci.
- Tak, tak, ty sobie będziesz siedział w studio albo pił z Dymim w trasach, a ja będę kurą domową!
- A co, wolisz wyzywać go od żuli, a on ciebie od ćpunek? Jak go w końcu pobiję, to będzie masakra.
- Będziemy mieli niezłą szkołę przetrwania, żyjąc razem, z naszą cierpliwością i uległością...
- Ale damy sobie radę, prawda, skarbie? - Ujął jej twarz w dłonie.
- Damy, kochanie, damy. Potrzebujemy siebie, bo się naprawdę kochamy i tylko razem możemy być szczęśliwi.
- Czyli na następne urodziny chcesz pierścionek zaręczynowy, tak?
- Może... Fajnie by było. - Uśmiechnęła się szeroko. Pocałował ją krótko.
- Chodźmy teraz na pizzę. Później pogo, a potem musimy spotkać księdza Damiana w Carrefourze...
- Chcesz odtworzyć jedenasty grudnia sprzed trzech lat?
- W końcu to był najszczęśliwszy dzień w naszym życiu, prawda? - Uśmiechnął się tak, jak wtedy, gdy widzieli się po raz pierwszy. Nagle zwrócił uwagę na pudełko po jej czerwonych, rozwalonych trampkach, które nosiła jako kapcie. - Co tam jest?
- Rzeczy, które wiążą się z tobą. - Otworzyła je. Marcin ujrzał brelok do kluczy, który jej dał, jego czerwony pasek do gitary, bransoletkę, którą jej podarował na urodziny, serce z masy solnej jego własnoręcznej roboty, zużyte struny od gitary, które także jej podarował, kartkę z rękopisem pierwszej części Trylogii o Zuzie, wisiorek z serduszkiem, w które włożył kartkę ze swoim imieniem, opakowanie po jabłkowej czekoladzie, którą jej dał na Mikołajki, jego granatową gumkę do włosów, którą również jej podarował, przypinkę Republiki jego własnoręcznej roboty oraz tabakierę z resztką waniliowego Chapmana, którą jej odsprzedał.
- Nie jestem masochistką, więc je schowałam i zapomniałam wyjąć przez te siedem miesięcy...
- Masz to wszystko, wciąż zatrzymałaś... - Był zdumiony. - Wiesz, skarbie, dzieci albo wnuki będą cholernie szczęśliwe, jak kiedyś znajdą to pudełko. - Zaśmiał się. - I jeszcze dorzucę tam proporczyk Legii z twoim podpisem i szarą arafatkę, którą mi dałaś.
- Kocham cię, Marcin, naprawdę cię kocham. - Przytuliła go mocno, wiedząc, że tylko jemu będzie mówiła te słowa do końca życia.

Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
I Opacki, Romantyczna — Epopeja — Narodowa z epilogiem O Panu Tadeuszu, w tegoż,
epilog
W grudniowe noce
EPILOG
Tygodnik Prawa Godpodarczego z 09 grudnia 08 nr 240
DYREKTYWA RADY z dnia 21 grudnia 1988 r
EPILOG
Wystarczy że zamkniesz oczy r 26 EPILOG
9Prawo Cywilne Wykład IX 3 grudnia
Stowarzyszenie Upadłych Anielic roz IX epilog
EPILOG
Nowe prawo z 22 grudnia 08 (nr 249)

więcej podobnych podstron