Bez czego nie da się modlić

background image

Bez czego nie da się modlić?

1. Wstęp

Modlitwa to ważna, najważniejsza dziedzina życia. Przeżywamy w niej nasz kontakt z Bogiem. Nie da się
żyć bez oddychania, nie da się istnieć bez Boga. Bóg utrzymuje nas w istnieniu i daje nam niezliczoną
ilość darów. Jego zaangażowanie w nas jest niezależne od tego, czy my o Nim myślimy i czy jesteśmy Mu
wdzięczni. Jest jednak najgłębszą potrzebą osoby, by poznać i komunikować się z Tym, który wymyślił
nas od a do z. Jest też pragnieniem Boga, byśmy byli świadomi Jego istnienia, działania i miłości
względem nas. I Bóg, i my potrzebujemy kontaktu, wzajemności, spotkań.

Gdy myślą i sercem podejmujemy to, co Bóg nam zaofiarowuje, wtedy zmienia się jakość naszego życia,
wstępuje w nas radość. Jezus Chrystus wyraźnie powiedział, że chce dla nas radości. Nie jest ona celem
samym w sobie, lecz pochodną naszego otwarcia na to, co Jezus nam objawia o Ojcu: To wam
powiedziałem, aby radość moja w was była i aby radość wasza była pełna
(J 15, 11).

Refleksji nad modlitwą towarzyszą zwykle różne uczucia: jedne zachęcają do zajęcia się modlitwą, inne
odstraszają. Oprócz nadziei na polepszenie swego kontaktu z Bogiem i radości z przypomnienia sobie
udanych z Nim spotkań – odczuwamy też na ogół pewną obawę, że oto zostaną nam postawione jakieś
nowe wymagania, że staną nam przed oczyma (liczne) zaniedbania i cała nieporadność
w „organizowaniu” modlitwy. Jak w każdej ważnej sprawie, tak i tu należy zadecydować po rozeznaniu
swych uczuć i po namyśle. Jedno jest pewne, że kto szuka pomocy, by móc się dobrze i coraz lepiej
modlić, ten w skarbcu Kościoła znajdzie wiele cennych pouczeń.

Wszystkie pouczenia na temat modlitwy tworzą rodzaj teorii. W każdej dziedzinie ludzkiej aktywności
teoria i praktyka winny iść w parze. Mówi się, że nie ma niczego bardziej praktycznego niż dobra teoria.
Tak jest również w odniesieniu do modlitwy, choć modlitwa – ze swej natury – jest dziecięco prosta.
Słusznie można ją porównać z prostotą gestów w miłującej się rodzinie. Okazuje się jednak, że i
w rodzinie, i w modlitwie napotykamy na różne trudności. Skutki grzechu pierworodnego dotknęły
i skomplikowały każdą sferę naszego życia na Ziemi, także nasze kontakty z Bogiem. Stały się one trudne.
Łatwo je porzucić. – Żeby odzyskać dziecięcą prostotę w odnoszeniu się do Boga, trzeba się sporo
natrudzić. Trzeba podjąć świadome staranie, by stworzyć odpowiednie warunki dla modlitwy, dla
spotkań z Bogiem.

2. Warunki modlitwy

Jednym z warunków dobrej modlitwy jest jej przygotowanie.

Brak przygotowania wielu autorów nazywa „kuszeniem Boga” (por. Syr 18, 23). „Ludzie, którzy uważają
modlitwę za ważny, doniosły akt, starają się do niej przystępować z takim przygotowaniem, jakiego
wymaga każde ważne zadanie” – zauważa o. Špidlik. Do modlitwy trzeba siebie odpowiednio
dysponować. Trzeba dbać o stałą i codzienną dyspozycję do modlitwy.

Artyści mogliby nam powiedzieć, na czym polega ich dyspozycja, np. do śpiewania. Wiedzą też, co mają
czynić (lub czego unikać) przed występem, by być „w formie”, gdy zacznie się spektakl. – My próbujmy
ustalić, co dysponuje nas do modlitwy, a co przeszkadza.

Św. Bernard określa dyspozycję do modlitwy negatywnie. Wylicza on „cztery główne przeszkody, jakie
musimy pokonać przed modlitwą. Są to: niedostateczne zainteresowanie, troska o inne sprawy, wyrzuty
sumienia, nawał wyobrażeń cielesnych. Bardziej systematycznie można by owe główne przeszkody do
modlitwy wymienić w takiej oto kolejności:

Created with novaPDF Printer (

www.novaPDF.com

). Please register to remove this message.

background image

1) Pierwszą z nich są oczywiście grzechy – nie tylko ciężkie, ale również tzw. lekkie. W modlitwie mamy
się bowiem zjednoczyć z wolą Bożą. Jak może się to udać komuś, kto się od niej świadomie dystansuje?

2) Na drugim miejscu znajdują się wszelkie złe skłonności i namiętności. [...] Modlitwa ma skłonić serce
ku dobremu. Wszystkie złe skłonności są bardzo uporczywe. Na pierwszym miejscu jednak wymienia
Orygenes gniew. Niemiłe wspomnienie doznanej krzywdy może nas tak przy modlitwie prześladować, że
bardziej myślimy o tym kimś drugim niż o sobie i wstajemy od modlitwy w złym humorze i zniechęceni.
W związku z tym przypominane bywają słowa Pisma Świętego: Jeśli więc przyniesiesz dar swój przed
ołtarz i tam wspomnisz, że brat twój ma coś przeciw tobie, zostaw tam dar swój przed ołtarzem,
a najpierw idź i pojednaj się z bratem swoim! Potem przyjdź i dar swój ofiaruj!
(Mt 5, 23-24).

3) Na trzecim miejscu wymienia się pilne prace i troski. Również praca powinna mieć swoje miejsce
i swój czas. Kto nie potrafi nawet na chwilę się odprężyć i stale się lęka, że o czymś zapomniał, nie może
też spokojnie się pomodlić. Św. Jan Klimak mówi, że czysta modlitwa uwalnia się od trosk „nierozumnych
i rozumnych”.[...]Czasami właśnie przy modlitwie aż się roi w głowie od pomysłów i inicjatyw.
Zapomnijmy o nich! Bóg ześle nam dobrą myśl w odpowiednim czasie.

4) Moralną i psychologiczną przeszkodą w modlitwie jest też niestałość i przelotność myśli. Fale morskie
niosą statek, ale mogą też nim miotać albo nawet go zatopić. Podobne są też fale wyobraźni

1

.

Wymienionym czterem przeszkodom odpowiadają cztery pozytywnie określone dyspozycje do
modlitwy: l) czystość sumienia; 2) poskromienie namiętności; 3) wielkoduszność w stosunku do Boga, tak
aby być gotowym zapomnieć i uznać za nieważne wszystko, co nie jest stycznością z Nim; 4) uwaga
i skupienie
.

Która z wymienionych przeszkód najbardziej utrudnia nam podejmowanie owocnej modlitwy? Które
z nabytych sprawności pomagają nam modlić się? – Nie tylko w medycynie potrzeba dobrej diagnozy, by
leczyć. Nie sądźmy jednak, że pokonanie w sobie głównych przeszkód i wypracowanie pozytywnych
dyspozycji dokonuje się łatwo i szybko. Potrzeba tu długotrwałego wysiłku, a także postawy czuwania,
odnawianej co dzień, przez całe życie. Dla ważnych racji Jezus tak nas zachęca i przestrzega: Czuwajcie
i módlcie się, abyście nie ulegli pokusie; duch wprawdzie ochoczy, ale ciało słabe
(Mk 14, 38).

W kolejnym punkcie powiem o potrzebie i znaczeniu osobistego przygotowania modlitwy. To nie na
samej medytacji (jeśli mówimy o tym rodzaju modlitwy) należy się zastanawiać, co chcę rozważać;
należy to uczynić odpowiednio wcześniej, np. w przeddzień wieczorem czy po prostu w jakimś osobnym
czasie, przeznaczonym właśnie na przygotowanie samej modlitwy medytacyjnej. (Nie jest to, oczywiście,
wymóg absolutny, ale coś, co czyni czas modlitwy bardziej owocnym.)

3. Przygotować kilka punktów

W czasie rekolekcji to rekolekcjonista wykonuje znaczną część pracy przygotowawczej. Pomaga nam
wczytać się w Słowo Boże. Daje też wskazania metodyczne. W życiu codziennym pracę przygotowawczą
wykonujemy sami. Oczywiście, zawsze można sięgnąć po odpowiedni komentarz, by pewniej odkryć to,
co Bóg chce nam powiedzieć w danym fragmencie Pisma Świętego.

Podkreślmy od razu, że u samych podstaw owocnego przygotowywania modlitwy leży (z wiary płynące)
przekonanie, że to Bóg Ojciec zwraca się do nas przez słowa Pisma Świętego, a Duch Święty – jako
główny Autor tych słów – jest gotów wspierać nas we wczytywaniu się w zbawcze znaczenie Słowa
Bożego. Otwieramy się na większą pomoc Ducha Świętego, gdy prosimy Go, choćby jednym
westchnieniem, by raczył nas oświecać, i by pomógł nam przyjąć rozważane Słowo Boże jako Boże
Orędzie, skierowane osobiście do nas, tu i teraz.

Created with novaPDF Printer (

www.novaPDF.com

). Please register to remove this message.

background image

Ważnym elementem naszej wewnętrznej dyspozycji (i to już na etapie przygotowywania medytacji) jest
świadome przyzwolenie, by Pan dotykał nas, jak chce i kiedy chce. Jest to ważne, gdyż często, poniekąd
bezwiednie, słuchamy Boga, stosując jednocześnie różne „filtry”. Są one dziełem „starego człowieka”
w nas, który broni swoich interesów. – Jest na te filtry jeden sposób: trzeba bardzo świadomie przyjąć
postawę „bezbronności” przy słuchaniu słowa Bożego. Trzeba też świadomie otworzyć się nie tylko na
duchową słodycz, (która nieraz pojawia się na modlitwie), ale i na to, co może w Słowie Bożym zaboleć,
zasmucić czy zawstydzić...

Gdy przyswoimy sobie powyższe postawy, to Słowo Boże niechybnie okaże swą zbawczą skuteczność.
Już w fazie przygotowywania medytacji zauważymy, że Słowo Boże olśniewa i budzi całą gamę uczuć;
a bywają one nieraz bardzo silne, czasem silniejsze w czasie przygotowania niż podczas samej medytacji.
W tych pierwszych olśnieniach i uczuciach rozpoznajemy sygnały, poprzez które Bóg komunikuje nam
bardzo konkretnie, o czym chce z nami rozmawiać.

Przygotowując medytację, warto określić kilka punktów, które chcemy przemodlić. Nie znaczy to jednak,
że należy te punkty traktować jako coś do „przerobienia” czy do odrobienia. Na czas samej medytacji św.
Ignacy daje w książeczce Ćwiczeń duchownych [odtąd w skrócie: ĆD] cenną radą: „W punkcie, w którym
znajdę to, czego szukam, zatrzymam się i spocznę, i dopóki się tu nie nasycę, nie będę niespokojny
o przejście do innego punktu” (ĆD 76). Sens powyższej rady objaśnia inna uwaga św. Ignacego: „nie
obfitość wiedzy, ale wewnętrzne odczuwanie i smakowanie rzeczy zadawala i nasyca duszę” (ĆD 2). –
Jest oczywiste, że wewnętrzne odczuwanie i smakowanie „rzeczy Bożych” dokonuje się we wnętrzu
osoby modlącej się i jest jej własnym dziełem. Nikt tu nikogo nie wyręczy. To (zasadniczo) dzięki
własnemu (osobistemu) rozważaniu i rozumowaniu każdy znajduje to, co mu „lepiej pomaga do
zrozumienia lub przeżycia danej historii” biblijnej. Upragniony smak i duchowy owoc zdobywamy
bardziej „dzięki własnemu rozumowaniu” i „dzięki mocy Bożej oświecającej” umysł, niż za sprawą wielu
cudzych wyjaśnień (por. ĆD 2).

4. Niepowodzenia a cisza i milczenie

Niepowodzenia w modlitwie zdarzają się wszystkim, może nawet codziennie. Warto zapytać, co jest ich
główną przyczynę. Oprócz tych wyżej omówionych (cztery przeszkody) wskazałbym jeszcze to, co można
by nazwać potykaniem się o próg modlitwy czy też niepodejmowaniem starania, by w ogóle próg
przekroczyć.

Niewątpliwie, jest coś takiego jak „próg modlitwy” i należy go przekroczyć, ilekroć zaczynamy modlitwę.
Ten próg nie jest materialny i nie znajduje się gdzieś na zewnątrz nas samych. Odgradza on dwa stany
ducha w nas: po jednej stronie progu (przed progiem) jestem ja sam, zaabsorbowany sobą,
skoncentrowany na sobie, np. na swoich lękach, zranieniach i innych problemach… Obrazowo można by
ten stan wyrazić słowem: ja zakrzywiony ku sobie samemu. Ja egoista, egocentryk, który nie potrafi
przenieść uwagi na Boga!

Po drugiej stronie progu (czy za progiem) zaczynam istnieć inaczej: zwracam się do Boga. Kieruję ku
Niemu całą moją uwagę i wszystkie zdolności poznawcze. Mam wolę trwania w relacji do Boga.
Pozwalam, by olśnił mnie Jego Majestat. Staję przed Nim – otwarty na Jego Wolę. Zaczynam słuchać,
rozważać i pytać. Odpowiadam. Rozmawiam. Ogarnia mnie radość z kontaktu z Bogiem, z wychylenia
i wyjścia w Jego stronę.

Próg oddzielający w nas stan nie-modlitwy od stanu modlitwy jest wyraźny. Po grzechu pierworodnym
jawi się on nam jako bardzo wysoki i właściwie niemożliwy do pokonania o własnych siłach. – Na
szczęście Bóg ze swej strony zawsze przychodzi nam z pomocą. Bóg nie zawodzi ani się nie spóźnia.
Zawsze jest pierwszy... – Skoro tak, to próbujmy określić, co jeszcze (oprócz dyspozycji wcześniej

Created with novaPDF Printer (

www.novaPDF.com

). Please register to remove this message.

background image

omówionych) należy do nas przy przekraczaniu progu modlitwy. Otóż nasze szanse na przekroczenie
progu rosną, gdy, rozpoczynając modlitwę, najpierw odpowiednio długo trwamy w ciszy i całkowitym
milczeniu
. Niczym nie da się tego trwania w ciszy zastąpić. Żadne inne działanie nie wyzwoli w nas tej
energii, której potrzeba dla przekroczenia progu modlitwy. W dłużej trwającej ciszy zbieramy siły, by
(używając słów św. Ignacego Loyoli) „wyrwać się z siebie i przejść w Boga”. Silnik rakietowy musi mieć
paliwo, by pokonać siłę grawitacji; my potrzebujemy ciszy i milczenia, by pokonać ciążenie ku sobie
samemu (i samej doczesności).

Dość częstym błędem w podejściu do modlitwy jest przekonanie, że modlitwę zaczynać należy od
mówienia i mówieniem wypełniać. Tymczasem ważniejsze od naszego mówienia jest uważne słuchanie.
Trzeba chcieć słuchać. Trzeba pragnąć usłyszeć, co Pan Bóg mówi do nas. Oczywiście, na jedno i na
drugie (i na słuchanie, i na mówienie) musi być określone miejsce i czas w trakcie modlitwy. Ważna jest
jednak pewna kolejność i proporcja. Jeśli zależy nam na dobrym dysponowaniu się zarówno do słuchania
Boga jak i do dania Mu godnej odpowiedzi, to (właściwie zawsze) winniśmy zaczynać modlitwę od
milczenia.

Dlaczego tak ważne jest zaczynanie modlitwy od zamilknięcia i trwania w ciszy? Dlatego, że jedynie
milcząc, stajemy się prawdziwie obecni – dla siebie i dla Boga. Wiadomo, że nieobecni nie mogą się
spotkać! Trzeba zatem „porządnie” zanurzyć się w milczeniu, by stać się obecnym najpierw dla siebie
samego. Jest to warunek spotkania z Bogiem. Błogosławiona Matka Teresa z Kalkuty celnie zauważa:
„Bóg jest przyjacielem milczenia. Potrzebujemy milczenia, byśmy mogli dojść do duszy”.

Z naszą zdolnością do spotkania z Bogiem na modlitwie jest trochę tak, jak z urządzeniem, które działa
dopiero po podłączeniu do prądu. Na nic zadadzą się wszelkie aparaty telefoniczne, jeśli nie zostaną
zasilone prądem i odpowiednio „zaktywizowane”. Modlitewna linia telefoniczna między nami a Bogiem
wtedy zostaje zaktywizowana, gdy uciszamy się i wchodzimy w głąb siebie. Dopiero po nawiązaniu
kontaktu z samym sobą, stajemy się zdolni wejść w kontakt z Bogiem.

Ostatnią myśl i postulat można by wyrazić w takim hasłowym zaleceniu: „Najpierw zamilknij, ucisz się
i wejdź w siebie, by móc się spotkać z Bogiem!” „Najpierw maksimum ciszy i zero słów!”

Jest dla nas jasne, że dla zrozumienia czytanego tekstu lub słuchanej wypowiedzi potrzebujemy choćby
minimum skupienia i uwagi, i to wyraźnie skierowanej ku temu, co ktoś mówi do nas. O ileż bardziej
potrzebna jest podobna dyspozycja, gdy chcemy słuchać Boga.

Akcent kładziony na milczenie, uspokojenie i skupienie jest tym ważniejszy, iż świat, w którym żyjemy,
składa nam wiele ofert w postaci informacji, dźwięków i obrazów. Czasem mamy dość życia
w rozproszeniu. Nieraz ogarnia nas zniechęcenie, gdy uświadamiamy sobie, że życie nasze toczy jakby na
powierzchni, z dala od tego, co prawdziwie Ważne i Najważniejsze. Zamiast się zniechęcać,
przyzwalajmy, by choć czasem wzbierał w nas święty gniew przeciw cywilizacyjnej płyciźnie
i banalizowaniu życia. Głębia osoby w każdym z nas – ma prawo (a i obowiązek), by krzyczeć, gdy jest
lekceważona; gdy jest skazywana na osamotnienie; i gdy nie zaznaje ukojenia we „zwrocie wprost do
Miłości Boga” (Pius XII).

5. Jak to zrobić?

Co należy czynić, by „dojść do duszy”? Jakie działanie (czy działania) należałoby ponawiać na progu
modlitwy, by możliwie szybko i skutecznie docierać do własnego centrum?

Przede wszystkim należy zamilknąć, uciszyć myśli i aktywność zmysłów. Do własnego centrum nie da się
bowiem dotrzeć, gdy się mówi, lecz gdy się milczy. Jedynie milcząc, stopniowo docieramy do własnej
głębi i stajemy się zdolni do spotkania!

Created with novaPDF Printer (

www.novaPDF.com

). Please register to remove this message.

background image

Samochód bez paliwa nie ruszy z miejsca i nie powiezie nas do upragnionego celu. Dla nas, chcących
dotrzeć do własnej głębi, takim paliwem napędowym jest właśnie cisza i milczenie. Ale nie tylko to.

Ciszy i milczeniu musi towarzyszyć wyraźna wola zejścia w głąb, wola zagłębienia się w sobie i właśnie
dotarcia do tego głębokiego poziomu osoby, na którym człowiek odkrywa, że jest „słuchaczem Słowa”
i że bez słuchania Drugiego jego życie nie ma trwałego sensu. W końcu chodzi o to, by wejść w postawę
uważnego słuchania tego Jedynego Słowa, w którym Bóg stale nas wypowiada, stale wyznaje nam Swą
Miłość, wciąż nas stwarza i wzywa do odpowiedzi.

Rzeczywiście, gdy człowiek wycisza się i stopniowo schodzi coraz głębiej w siebie, wtedy (w pewnym
momencie) jego oczom jawi się przedziwny widok siebie samego. Zaczyna mu świtać prosta
i przejmująca wiedza o sobie samym, że mianowicie sam w sobie nie posiada żadnego gruntownego
wytłumaczenia tego, że jest, kim jest i dlaczego jest oraz po co jest. W samym sobie nikt nie potrafi
znaleźć trwałego oparcia dla swego istnienia i usensownienia swojego działania. Te podstawowe prawdy
docierają do naszej świadomości dopiero wtedy, gdy narzucamy sobie ciszę, gdy nie aferuje nas i nie
wypełnia zgiełk codzienności. To w przestrzeni ciszy, w milczeniu i gdy jesteśmy skupieni, jawimy się
sobie jako jeden wielki znak zapytania. Odkrywamy, że jesteśmy Pytaniem, które pragnie usłyszeć
Odpowiedź, odpowiedź wielkiej wagi, odpowiedź zasadniczą.

Jeszcze jeden akcent. Milczenie i cisza winny być wystarczająco przedłużone i intensywne, byśmy zaczęli
dostrzegać to, o czym tu mówimy.

Naszą refleksję niech potwierdzą i pogłębią pełne realizmu słowa bł. Matki Teresy: „Bardzo trudno jest
nam się modlić, jeśli nie wiemy, jak powinna wyglądać modlitwa. Musimy pomóc samym sobie
w nauczeniu się modlitwy. Najważniejsza jest cisza. Dusze ludzi rozmodlonych to dusze, w których
panuje głęboka cisza. Nie możemy stanąć w obecności Bożej, jeśli nie narzucimy sobie ciszy wewnętrznej
i zewnętrznej. Musimy więc przyzwyczaić się do wyciszenia duszy, oczu, języka”

2

.

Znając swe nawyki bezkrytycznego pochłaniania zbyt wielu bodźców, oferowanych przez obecną
cywilizację, winniśmy naprawdę „narzucać sobie ciszę wewnętrzną i zewnętrzną”. Winniśmy znów
„przyzwyczaić się do wyciszenia duszy, oczu, języka”. Choć „bardzo trudno jest osiągnąć ciszę
wewnętrzną”, to jednak „musimy się o to starać”

3

.

Pewien mędrzec trafnie zauważył: Nie szukajmy ciszy na szczytach gór, a zgiełku na miejskich
targowiskach – odnajdziemy je w naszym sercu.

Dopóki ciszę odbieramy jako pustkę i czujemy potrzebę jakiejś czynności, dopóty nie jesteśmy jeszcze
skupieni, tzn. nie dotarliśmy jeszcze naprawdę do siebie samych, do owego miejsca, w którym widać jak
na dłoni, że nie samym chlebem żyje człowiek, lecz wszelkim słowem, które pochodzi z ust Boga Stwórcy
(por. Łk 4, 4).

W życiu codziennym chciejmy wszelką naszą modlitwę zaczynać od uciszenia i uspokojenia ducha.

Jest nadzieja, że czyniąc to, niejeden raz doświadczymy, że Bóg naprawdę mówi do nas w głębi
uciszonego i uspokojonego wnętrza.

Tylko ja sam mogę usłyszeć to Jego słowo do mnie – we mnie; i Jego słowo we mnie – do Niego... Tylko
ja mogę stać się świadomym i radosnym uczestnikiem tego wewnętrznego dialogu Boga we mnie.

Teraz byłby odpowiedni moment, by przedstawić, jak ma przebiegać sama medytacja nad Słowem
Bożym. O tym jednak zamierzam mówić w osobnym opracowaniu, zatytułowanym Metoda medytacji
ignacjańskiej
.

Created with novaPDF Printer (

www.novaPDF.com

). Please register to remove this message.

background image

o. Krzysztof Osuch SJ
Centrum Duchowości im św. Ignacego Loyoli w Częstochowie

www.jezuici.krakow.pl/dr-czest

Created with novaPDF Printer (

www.novaPDF.com

). Please register to remove this message.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
KRZYSZTOF OSUCH SJ Bez czego nie da się modlić
35 aplikacji dla Windows bez których nie da się żyć
Woreczek żółciowy usuwany narząd bez którego nie da się żyć
Dlaczego nie da się nastroić pianina
test 3 - kilka ukł. krwionośny, Pytań nie da się spamiętać
STroSZNY bryK, Anaksymender - (uczeń Talesa), nie da się wyjaśnioć powstania i naturyu świata sugeru
FAQ czyli wszystko o chomikach, czego nie dowiecie się w żadnym sklepie zoologicznym
Dlaczego nie da się nastroić pianina
ciacho którego nie da sie zepsuc
Prawdy nie da się kupić Nasz Dziennik, 2011 01 24
200001 nie da sie uporzadkowac
Jedno jabłko zawiera 100 mln bakterii I nie da się ich zmyć
DLA MAŁŻEŃSTWA NIC SIĘ NIE DA ZROBIĆ BEZ CHRYSTUSA, ► Narzeczeństwo
Mity bezpieczenstwa IT Czy na pewno nie masz sie czego bac mibeit

więcej podobnych podstron