Palmer Diana Long Tall Texans 22 Pożegnanie z mroczną przeszłością (Intryga i Miłość 09)

background image

DIANA PALMER

Pożegnanie

z mroczną przeszłością

background image

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Leslie odwróciła głowę. Jej wzrok przyciągnęła dumna

sylwetka jeźdźca stojącego nieruchomo na szczycie pobliskie­

go wzgórza. Obserwował, co się dzieje na pastwiskach rozcią­

gających się u jego stóp i wyglądał przy tym imponująco.

Jak na Teksas, ranczo nie było duże. W okolicach Ja-

cobsville należało jednak do dziesiątki największych,

a właściciel był jednym z najzamożniejszych ludzi.

- Straszny tu kurz - stwierdził Ed Caldwell, marszcząc

nos. Nie spostrzegł jeźdźca, gdyż stał plecami do wzgórza.

- Dobrze, że mogę pracować w mieście. Tam przynaj­

mniej powietrze jest nieskażone i znacznie bardziej czyste.

Żartobliwy komentarz Eda wywołał uśmiech Leslie

Murry. Miała przeciętną urodę. Jasne, naturalnie falujące

włosy i szare oczy. Do jej największych zalet należały

szczupła figura i wydatne, ładnie wykrojone usta. Była

osobą niezwykle spokojną i powściągliwą. Kryjącą głębo­

ko uczucia.

Kiedyś jednak było inaczej. Zaliczała się wówczas do

dziewczyn wesołych i pełnych temperamentu, uwielbiają­

cych zabawę. Umiała być duszą każdego młodzieżowego

towarzystwa.

A teraz? Teraz zachowywała się jak dostojna starsza

pani. Na widok obecnej Leslie ludzie, którzy niegdyś ją

znali, przeżywali prawdziwy szok.

Należał do nich Ed Caldwell. Poznali się jeszcze na

background image

6 POŻEGNANIE Z MROCZNĄ PRZESZŁOŚCIĄ

studiach w Houston. Ed robił dyplom, kiedy Leslie prze­

szła na drugi rok. Zaraz potem musiała, niestety, przerwać

naukę ze względów osobistych i podjęła pracę jako sekre­

tarka prawna w kancelarii adwokackiej ojca Eda w Hou­

ston.

Później, gdy nastały dla Leslie chwile jeszcze gorsze,

ponownie przyszedł jej z pomocą wypróbowany przyja­

ciel z młodości. To on właśnie namówił ją, żeby przyje­

chała do Jacobsville. Dzięki wstawiennictwu Eda zaraz

dostała pracę w dużym przedsiębiorstwie należącym do

jego bogatego i wpływowego ciotecznego brata.

Do tej pory nie miała okazji poznać Mathera Gilberta

Caldwella, przez wszystkich nazywanego po prostu Mat-

tem. Słyszała, że jest człowiekiem mądrym, bezpośred­

nim, kulturalnym i sympatycznym. A ponadto życzliwym

ludziom. Ed był tego samego zdania. Przywiózł Leslie na

ranczo Matta i wziął tutaj na konną przejażdżkę po pastwi­

skach, żeby przedstawić przyjaciółkę sporo starszemu od

siebie ciotecznemu bratu, a zarazem jej nowemu szefowi.

Do tej pory zdołali zobaczyć jedynie tumany kurzu

wznoszone przez bydło przeganiane przez kowbojów.

- Leslie, poczekaj tutaj - zaproponował Ed. - Pojadę

poszukać Matta. Zaraz wracam.

Z trudem zmusił swego wierzchowca do powolnego

truchtu i ruszył przed siebie, siedząc sztywno w siodle. Na

ten widok Leslie zagryzła wargi, żeby się nie roześmiać.

Kochany Ed nie przepadał za konną jazdą. Znacznie lepiej

czułby się za kierownicą samochodu. Nie mogła mu jed­

nak tego powiedzieć, gdyż ostał się ostatnim jej przyjacie­

lem. Był też jedynym człowiekiem w Jacobsville, który

znał jej przeszłość.

Patrząc na oddalającego się Eda, nie zdawała sobie

background image

POŻEGNANIE Z MROCZNĄ PRZESZŁOŚCIĄ 7

sprawy z tego, że sama jest przedmiotem uważnej obser­

wacji innego jeźdźca.

Nieznajoma ładnie trzymała się na koniu. Miała zgrab­

ną sylwetkę, która przyciągnęłaby wzrok każdego znawcy

kobiecych wdzięków. Nie patrzyła w jego stronę. Niewiele

myśląc, pogalopował w dół wzgórza. Po chwili zatrzymał

się tuż obok niej.

Usłyszała dopiero parsknięcie konia, któremu ściągnię­

to wodze. Przerażona poderwała się w siodle. Spojrzała na

jeźdźca.

Miał na sobie robocze ubranie, takie, jakie nosili pozo­

stali kowboje. Ale na tym kończyło się podobieństwo. Był

bowiem zadbany i starannie ogolony. Jak wrośnięty sie­

dział na koniu. Miał imponującą postawę.

Matt Caldwell napotkał spojrzenie przestraszonych sza­

rych oczu. Rozczarował się, gdyż z bliska kobieta okazała

się znacznie mniej atrakcyjna, niż się spodziewał. Jej prze­

ciętna uroda, mimo gracji i doskonałej figury, nie zrobiła

na nim żadnego wrażenia.

- Sprowadził tu panią Ed - raczej stwierdził, niż zapy­

tał tonem szorstkim i nieprzyjemnym.

Dla Leslie ten niemiły ton nie był zaskoczeniem. Nie

sądziła jednak, że będzie aż tak ostry. Ciął powietrze jak

nóż.

Kurczowo zacisnęła ręce na lejcach.

- T... tak. Przy... przywiózł mnie Ed - wyjąkała zde­

nerwowana, z trudem wydobywając z siebie głos.

Zaskoczyła Matta Caldwella. Dziewczyny, z którymi

prowadzał się Ed, były zupełnie inne. Pewne siebie, obyte,

eleganckie i wyrafinowane. Niepodobne do kobiety, którą

miał przed sobą. Jego młody cioteczny brat lubił przywo­

zić na ranczo swoje partnerki, żeby im zaimponować. Na

background image

8 POŻEGNANIE Z MROCZNĄ PRZESZŁOŚCIĄ

ogół Matt nie miał nic przeciwko temu, ale dziś, po pie­

kielnie ciężkim dniu, był wykończony i wściekły.

- Czyżby interesowała panią hodowla bydła? - zapytał

głosem pełnym jadu. - W każdej chwili możemy dać pani

lasso do ręki...

Leslie zesztywniała.

- Przyjechałam tu, żeby poznać ciotecznego brata Eda

Caldwella - powiedziała z wysiłkiem. - Tutejszego boga­

cza. - Widząc błysk w czarnych oczach mężczyzny, po­

czerwieniała. Rozzłościła się na siebie. Jak mogła przy

nieznajomym wygadywać takie rzeczy! Poprawiła się

szybko. - Miałam na myśli to, że Matt Caldwell jest wła­

ścicielem ogromnej hodowli bydła. To w jego przedsię­

biorstwie pracuje Ed. I ja tam znalazłam właśnie pracę

- dodała niepotrzebnie. Nie powinna mówić tego wszy­

stkiego, ale mężczyzna na koniu coraz bardziej działał jej

na nerwy.

Miał ponurą minę. Jeszcze bardziej nieprzyjazną niż

przed chwilą. Nachylił się w siodle w stronę Leslie. Po­

patrzył na nią zimnymi oczyma spod półprzymkniętych

powiek.

- Proszę mówić prawdę - zażądał ostrym tonem. -

Właściwie dlaczego pani tu przyjechała?

Nerwowo przełknęła ślinę. Ten człowiek hipnotyzował

ją jak wąż królika. Miał niesamowite oczy... Czarne i nie­

przeniknione.

- To chyba nie pańska sprawa - odcięła się wreszcie,

bo przecież nie miał prawa jej wypytywać.

Nie odezwał się ani słowem, ale nie odrywał wzroku od

twarzy Leslie. Wpatrywał się w nią uporczywie.

- Niech pan przestanie! - rzuciła, poruszając ramiona­

mi. - To denerwujące.

background image

POŻEGNANIE Z MROCZNĄ PRZESZŁOŚCIĄ 9

- A więc przyjechała tu pani, żeby poznać swego sze­

fa? - zapytał jeździec pozornie spokojnym tonem. - Czy

nikt pani nie mówił, że to okropny facet?

- Wręcz przeciwnie - zaprotestowała Leslie. - Wszy­

scy są zdania, że Matt Caldwell jest bardzo kulturalnym

i sympatycznym człowiekiem. Czego w żadnym razie

o panu powiedzieć się nie da! - dodała odruchowo, po raz

pierwszy od lat ujawniając dawny temperament i pokazu­

jąc pazurki.

Nieznajomy uniósł brwi.

- Skąd pani wie, że jestem niekulturalny i niesympatycz­

ny? - zapytał, nieoczekiwanie uśmiechając się krzywo.

- Bo pan... pan jest jak kobra - mruknęła Leslie.

Przez chwilę patrzył na nią w milczeniu, a potem gwał­

townie pchnął konia tak blisko w jej stronę, że zakołysała

się w siodle. Jąkająca się i nieśmiała nie była w jego typie,

ale gniewna i zadziorna? Dopiero to zaciekawiło Matta.

Lubił kobiety z temperamentem, które nie bały się jego

złych humorów.

Wyciągnął rękę, przyciągnął do siebie siodło Leslie i

z bliska zajrzał jej w oczy.

- Jeśli jestem wężem, mała, to kim ty jesteś? - zapytał,

rozmyślnie przeciągając sylaby. Był tuż obok. Czuła na

twarzy ciepły oddech i korzenny zapach wody kolońskiej.

- Mięciutkim, puchatym króliczkiem?

Zaszokowana bliskością nieznajomego, szarpnęła od­

ruchowo lejce. Tak mocno, że koń stanął dęba i zrzucił ją

na ziemię. Upadła, uderzając boleśnie lewą, chorą nogą

i biodrem o twarde podłoże.

Z okrzykiem na ustach Matt błyskawicznie zeskoczył

z konia i nachylił się nad Leslie. Zbierała siły, chcąc

usiąść. Wziął ją mocno za ramię, lecz szybko puścił, gdyż

background image

10 POŻEGNANIE Z MROCZNĄ PRZESZŁOŚCIĄ

na twarzy Leslie odmalowało się przerażenie, graniczące

z odrazą. Ogarnięta paniką, szarpnęła się w tył.

Matta zaskoczyła ta niezwykła reakcja. Jeszcze żadna

kobieta przed nim nie uciekała! Wręcz przeciwnie... A tu

nagle wzdragało się przed nim takie byle co... Ta niemra­

wa istota nie dorastała jego przyjaciółkom do pięt.

Odpychała jego ręce, krzycząc z rozpaczą:

- Nie! Nie! Nie!

Znieruchomiał. Zdjął powoli dłoń z ramienia Leslie

i zaczął się jej przyglądać. Tym razem z ciekawością.

W tej chwili nadjechał Ed. Na widok tego, co się stało,

zawołał z przerażeniem:

- Leslie!

Zsiadł z konia najszybciej, jak potrafił, i ukląkł obok

leżącej. Podtrzymał ją, aby mogła się podnieść.

- Przepraszam za zamieszanie - wymamrotała, unika­

jąc spojrzenia nieznajomego mężczyzny, odpowiedzialne­

go za wypadek. - Mimo woli szarpnęłam wodzami.

- Jak się czujesz? - z niepokojem zapytał Ed.

- Dobrze - odparła.

Obaj widzieli, że trzęsie się cała. Ed spojrzał na wyższe­

go od siebie, szczuplejszego i bardziej śniadego mężczy­

znę, który stał obok z lejcami w rękach i przyglądał się

Leslie.

- Jak widzę, już zdążyliście się poznać?

Mattem targały mieszane uczucia. Przeważała złość na

obcą kobietę za jej zaskakującą reakcję, a zwłaszcza za

panikę i odrazę malującą się w oczach, gdy się do niej

zbliżył. Zupełnie jakby obawiała się, że zaraz rzuci się na

nią, podczas gdy tylko zamierzał pomóc jej podnieść się

z ziemi. Był tak wściekły, że poniósł go temperament.

Zmierzył Eda surowym wzrokiem...

background image

POŻEGNANIE Z MROCZNĄ PRZESZŁOŚCIĄ 11

- Następnym razem, gdy zechcesz przywieźć na ran-

czo kogoś tak nieodpowiedzialnego - wycedził przez zęby

- poinformuj mnie o tym z wyprzedzeniem. - Na koniu

poruszał się równie szybko, jak mówił. Popatrzył z góry na

Leslie i zwrócił się do ciotecznego brata: - Lepiej od razu

zabierz tę damę do domu. Tu, wśród zwierząt, w każdej

chwili może przydarzyć się jej coś niebezpiecznego. A zre­

sztą sama jest piekielnym zagrożeniem.

- Nie masz racji - niepewnym głosem zaprotestował

Ed. - Leslie świetnie radzi sobie na koniu. - No dobrze,

nie denerwuj się- dorzucił szybko, widząc groźne spojrze­

nie ciotecznego brata. Uśmiechnął się z przymusem. - Zo­

baczymy się później.

Matt wcisnął kapelusz głęboko na czoło, obrócił konia

i pogalopował w stronę wzgórza, z którego przedtem ob­

serwował okolicę.

- Ho, ho! - Zaskoczony Ed roześmiał się niepewnie,

przeciągając dłońmi po zmierzwionych włosach. - Od lat

nie widziałem go w tak okropnym nastroju. Nie mam po­

jęcia, co go napadło. To facet kulturalny i sympatyczny,

a ponadto uczynny. Z reguły reaguje na cierpienie innych.

Leslie czyściła dżinsy. Podniosła głowę i obrzuciła Eda

ponurym spojrzeniem.

- Najechał na mnie koniem - wyjaśniła zdenerwowa­

na. - Żeby znaleźć się bliżej, bo widocznie chciał pogadać,

chwycił za moje siodło. A ja... ja wpadłam w panikę.

Przepraszam za to, co zrobiłam. Ten człowiek to chyba

zarządca na ranczu lub ktoś w tym rodzaju. Mam nadzieję,

że cioteczny brat nie będzie miał ci za złe tego incydentu.

- To właśnie był mój cioteczny brat - oświadczył po­

nurym tonem Ed.

Leslie spojrzała na niego zdumiona.

background image

12 POŻEGNANIE Z MROCZNĄ PRZESZŁOŚCIĄ

- Matt Caldwell?

W milczeniu skinął głową.

Westchnęła głęboko.

- Co za koszmar! Ładnie zaczynam nową pracę! Od

nastawienia przeciw sobie głównego szefa. Człowieka, od

którego zależy cały mój przyszły byt.

- On o tobie nic nie wie - szybko zastrzegł się Ed.

- I ty mu o niczym nie powiesz! - nakazała Leslie

stanowczym tonem. W jej oczach pojawiły się błyski. -

Obiecałeś! -przypomniała. -Nie dopuszczę do tego, żeby

znów cała przeszłość przewinęła mi się przed oczyma.

Przyjechałam po to, aby uciec przed sforą reporterów i fil­

mowymi producentami, i nie dopuszczę do tego, żeby

mnie tutaj odnaleźli! Obcięłam włosy, zaczęłam inaczej się

ubierać, żeby zmienić całkowicie swój wygląd, a nawet

włożyłam szkła kontaktowe. Stanęłam na głowie, żeby

zrobić wszystko, aby nikt nie był w stanie mnie rozpoznać.

Nie zamierzam tracić tego, co wreszcie zyskałam, po tak

długim czasie. - Leslie westchnęła z rozpaczą. - Pomyśl,

Ed, ukrywam się już sześć lat. Dlaczego ludzie nie chcą

zostawić mnie w spokoju?

- Reporter, który tu się pojawił, szedł po prostu za

śladem - powiedział spokojnie Ed. - Jeden z twoich daw­

nych prześladowców został zatrzymany przez policję dro­

gową za jazdę po pijanemu. Prasa szybko dowiedziała się,

że to synalek prominenta z Houston, więc bez większego

wysiłku skojarzono sobie jego nazwisko ze sprawą twojej

matki. Dla dziennikaizy to smakowity kąsek. Zwłaszcza

w roku, w którym przypadają wybory.

- Tak. Wiem. Dlatego właśnie chcą jak najszybciej

zrobić telewizyjny film. - Leslie zazgrzytała zębami. - Je­

szcze tego potrzeba mi do szczęścia! A ja, naiwna, byłam

background image

POŻEGNANIE Z MROCZNĄ PRZESZŁOŚCIĄ 13

przekonana, że cały ten koszmar mam już za sobą. - Jęk­

nęła z rozpaczą. - Szkoda, że nie jestem sławna i bogata.

Może wtedy udałoby mi się kupić trochę prywatności

i spokoju. - Spojrzała w stronę wzgórza, z którego

jeździec na koniu wciąż obserwował okolicę. - Wygłupi­

łam się też przy twoim ciotecznym bracie. Powinnam trzy­

mać buzię na kłódkę. Wyleje mnie z pracy w poniedziałek

z samego rana.

- Po moim trapie - oświadczył Ed. - Jestem wpraw­

dzie tylko ciotecznym bratem wielkiego szefa, ale do mnie

należy część akcji firmy. Jeśli Matt spróbuje wyrzucić cię

z pracy, natychmiast mu się przeciwstawię.

- Naprawdę zrobiłbyś to dla mnie? - spytała z powagą

Leslie.

Ed czułym gestem zwichrzył jej krótkie, jasne włosy.

- Jesteś moją przyjaciółką - oznajmił z powagą. - Sam

miałem okazję dostać solidnie w kość. I nikomu tego nie

życzę. Zwłaszcza tobie. A poza tym lubię, gdy kręcisz się

w pobliżu.

Leslie uśmiechnęła się smutno.

- To miło, Ed. - Nerwowo przełknęła ślinę. - Nie zno­

szę, gdy zbliża się do mnie jakiś mężczyzna. W fizycznym

sensie. Mój psychoterapeuta uważa, że pewnego dnia mo­

że się to zmienić, jeśli spotkam kogoś odpowiedniego.

Sama nie wiem, czy to możliwe. Od tamtej pory upłynęło

tyle czasu...

- Przestań biadolić - mruknął Ed. - Idziemy. Zawiozę

cię z powrotem do miasta i kupię ci duże waniliowe lody.

Zgoda?

- Dzięki - odparła z uśmiechem Leslie.

- Nie ma za co. - Wzruszył ramionami. - To jeszcze

jeden dowód mojego kryształowego charakteru. - Rzucił

background image

14 POŻEGNANIE Z MROCZNĄ PRZESZŁOŚCIĄ

okiem w stronę wzgórza. - Nie mam pojęcia, co go dziś
ugryzło - powiedział do Leslie. - Ruszamy.

Matt Caldwell obserwował odwrót Eda i jego towarzy­

szki z nie znaną mu dotychczas wściekłością. Znerwico­

wana, drobna, zimna jak lód blondynka sprawiła, że po­

czuł się źle. Tak jakby sama mogła zrobić wrażenie. I to na

nim. Na człowieku, za którym uganiały się najelegantsze

i najsławniejsze kobiety!

Wciągnął głęboko powietrze. Wyjął z kieszeni mocno

sfatygowane cygaro i nie zapalone wetknął między zęby.

Starał się odzwyczaić od palenia, ale szło mu to z trudem.

Cygaro, które właśnie włożył do ust, było niedawno obie­

ktem perfidnego ataku jego sekretarki walczącej z nało­

giem szefa. Mimo że godzinę temu opuścił biuro w mie­

ście, czubek cygara był jeszcze nasączony wodą.

Matt wyjął z ust mokre cygaro, popatrzył na nie ze smut­

kiem i westchnął głęboko. Zagroził sekretarce wyrzuceniem

z pracy, a ona zagroziła mu, że sama odejdzie. Była to sym­

patyczna pani, mężatka z dwojgiem małych, uroczych dzie­

ciaków. Matt uznał, że lepiej stracić cygaro niż doskonałą

pracownicę.

Odruchowo podążył wzrokiem za odjeżdżającą parą.

Zniknęła w oddali. Co za dziwoląga tym razem przytasz-

czył z sobą Ed? Oczywiście, pozwoliła się dotknąć temu

chłopakowi. Tylko od niego uciekała jak od zarazy. Im

dłużej o tym myślał, tym bardziej był wściekły. Skierował

konia w stronę pastwisk. Uznał, że praca go uspokoi.

Ed odwiózł Leslie do pensjonatu, w którym wynajmo­

wała niewielki pokoik. Pożegnał ją pod frontowymi
drzwiami.

background image

POŻEGNANIE Z MROCZNĄ PRZESZŁOŚCIĄ 15

- Sądzisz, że mnie nie wyrzuci? - spytała płaczliwym

tonem.

- Nie wyrzuci - zapewnił Ed. - Już ci mówiłem, że mu

na to nie pozwolę. Przestań się więc zamartwiać.

Leslie uśmiechnęła się z trudem.

- Dobrze, nie będę. Dziękuję, Ed.

- Nie ma za co. - Wzruszył ramionami. - A więc do

zobaczenia w poniedziałek.

Patrzyła, jak Ed wsiada do swego sportowego wozu

i rusza z piskiem opon. Gdy po chwili znalazła się w swo­

im pokoju na poddaszu, z widokiem na ulicę, nie było już

po nim ani śladu.

Przypomniała sobie Matta Caldwella i westchnęła głę­

boko. Dziś, wbrew własnej woli, pozyskała nowego

wroga.

W poniedziałek rano pięć minut przed czasem siedzia­

ła grzecznie przy biurku, żeby zrobić dobre wrażenie. Po­

lubiła od razu dwie inne urzędniczki, Connie i Jackie.

Prowadziły wspólnie sekretariat wiceprezesa, a także zaj­

mowały się marketingiem. Praca Leslie była bardziej ruty­

nowa. Należało do niej notowanie wszelkich ekspedycji

bydła z jednego miejsca w inne i prowadzenie rejestrów

stad. Było z tym dużo zachodu, lecz to jej nie przeszkadza­

ło. Lubiła mieć do czynienia z liczbami. Bawiła ją taka

robota.

Podlegała bezpośrednio Edowi, więc miała święte ży­

cie. Biura przedsiębiorstwa zajmowały w Jacobsville ład­

ny stary pałacyk w wiktoriańskim stylu. Matt Caldwell

kazał odrestaurować go z pietyzmem i w nim umieścił

kwaterę główną swej potężnej firmy. Na obu kondygna­

cjach znajdowały się gabinety szefów i pokoje administra-

background image

1 6 POŻEGNANIE Z MROCZNĄ PRZESZŁOŚCIĄ

cji. W dawnych pomieszczeniach kuchennych i jadalni

urządzono bufet dla pracowników.

Matt Caldwell rzadko przebywał w gmachu firmy. Wie­

le podróżował, gdyż oprócz prowadzenia własnych intere­

sów zasiadał w radach nadzorczych innych przedsię­

biorstw, a nawet był członkiem rad zarządzających w kil­

ku krajowych uczelniach. Jeździł po całym świecie. Wszę­

dzie coś załatwiał. Raz wybrał się nawet do Ameryki Połu­

dniowej, żeby się przekonać, czy warto tam zainwestować

w rosnący rynek bydła.

Z tej podróży wrócił jednak zły i rozczarowany. Bardzo

mu się nie spodobały niedopuszczalne praktyki wyrębu

drzew i wypalania gruntu pod nowe pastwiska. Tymi bar­

barzyńskimi metodami zdołano już tam zniszczyć pokaźną

część lasów deszczowych. Matt Caldwell nie chciał mieć

z tym nic wspólnego, więc skupił swe zainteresowania na

innym kontynencie. Pojechał do Australii, gdzie na półno­

cy kupił ogromne tereny do wypasu bydła.

Ed mówił o tym Leslie, która z zapartym tchem słucha­

ła ciekawych opowiadań. Dotyczyły świata, jakiego nie

znała. Urodziła się w biednej rodzinie. Źle wiodło się mat­

ce i jej, dopóki nie rozdzieliła ich ostateczna tragedia.

Teraz, mimo że miała pracę i sporą pensję, wciąż ledwie

wiązała koniec z końcem. Było ją stać na mieszkanie i od

czasu do czasu na dojazd taksówką do biura. Nie wystar­

czało środków na podróże.

Zazdrościła Mattowi Caldwellowi, że w każdej chwili

może wsiąść na pokład własnego samolotu i lecieć, gdzie

dusza zapragnie. Oglądał świat, którego ona sama nie mia­

ła szansy nigdy zobaczyć.

- Pewnie często spędza wieczory poza domem - po­

wiedziała, gdy Ed poinformował ją, że tym razem Matt

background image

POŻEGNANIE Z MROCZNĄ PRZESZŁOŚCIĄ 17

poleciał do Nowego Jorku na uroczysty bankiet hodow­

ców bydła.

- Z kobietami? - Ed parsknął śmiechem. - Kijem

musi się od nich opędzać. Mój szanowny cioteczny bra­

ciszek należy do najbardziej poszukiwanych kawalerów

w całym południowym Teksasie, ale on sam tak napra­

wdę chyba nigdy nie interesował się poważnie żadną

kobietą. Traktuje je jak akcesoria. Jak ładne przedmioty,

z którymi lubi pokazywać się w mieście. I nic więcej.

Chyba nie przepada za kobietami. Był miły dla dwóch

dziewczyn z sąsiedztwa, które wypłakiwały mu się

w mankiet, ale na tym kończyło się zainteresowanie mo­

jego ciotecznego braciszka. A dziewczyny nie należały

do tych, co to uganiają się za mężczyznami. - Ed nabrał

głęboko powietrza. - Matt jest taki dlatego, że miał

ciężkie dzieciństwo.

- Ciężkie, to znaczy jakie? - spytała Leslie.

- Kiedy miał sześć lat, porzuciła go matka.

Leslie odetchnęła nerwowo.

- Dlaczego?

- Jej nowy amant, z którym zamierzała związać się na

stałe, nie lubił dzieci, więc pozbyła się Matta. Wziął go

mój ojciec i wychowywaliśmy się razem. Dlatego jeste­

śmy tak bardzo zżyci.

- A co się stało z jego ojcem?

- Na ten temat w ogóle nie rozmawiamy.

- Ed!

Skrzywił się. Wiedział jednak, że Leslie nie ustąpi

i zmusi go do mówienia.

- Ale to tajemnica - mruknął po dłuższym milczeniu.

- Rozumiem. W porządku.

- Sądzimy, że matka Matta nie wiedziała, kto jest jego

background image

18 POŻEGNANIE Z MROCZNĄ PRZESZŁOŚCIĄ

ojcem - oświadczył Ed. - W tym czasie miała wielu męż­

czyzn.

- Ale jej mąż...

- Mąż? Jaki mąż?

- Och, przepraszam. - Leslie spuściła wzrok. - Sądzi­

łam, że była mężatką.

- To nie w jej stylu. Beth nie znosiła żadnych więzów.

Nie chciała urodzić Matta, ale jej rodzice, czyli nasi dziad­

kowie, zakrzyczeli ją i nie dopuścili do aborcji. Marzyli

o wnuku. Gdy tylko urodził się mały Caldwell, od razu

zaczęli planować jego przyszłość, urządzili mu u siebie

dziecinny pokój...

- Mówiłeś, że Matta wychował twój ojciec - przypo­

mniała Leslie. Była ciekawa całej historii.

- Od dnia urodzin chłopak miał strasznego pecha. Nasi

dziadkowie zginęli w wypadku samochodowym, a kilka

miesięcy później spłonął w pożarze rodzinny dom - ciąg­

nął Ed. - Niektórzy sądzili, że został celowo podpalony, ze

względu na odszkodowanie, ale nikt tego nigdy nie udo­

wodnił. Gdy wybuchł ogień, Matta i jego matki nie było

w domu. Mimo bardzo wczesnej pory, tego ranka oboje

chodzili po podwórzu. Beth chciała pokazać dziecku róże,

co było dziwne i zupełnie do niej niepodobne. Gdyby

pozostała w domu, zginęliby oboje. Za odszkodowanie

wypłacone przez firmę ubezpieczeniową Beth kupiła sobie

sporo ciuchów i nowy samochód. Oddała Matta swojemu

bratu, to znaczy mojemu ojcu, i zabierając się z pierwszym

z brzegu mężczyzną, jaki się nawinął, wyjechała nie­

zwłocznie z miasta. - W oczach Eda błysnęło rozgorycze­

nie. - Dziadek zostawił Mattowi w spadku trochę udzia­

łów rancza, a także ustanowił niewielki fundusz powierni­

czy, z którego wnuk mógł skorzystać dopiero po ukończe-

background image

POŻEGNANIE Z MROCZNĄ PRZESZŁOŚCIĄ 19

niu dwudziestu jeden lat. I tylko ten warunek powstrzymał

Beth od położenia łapy na pieniądzach dzieciaka. Potem,

gdy Matt podrósł, wiedział, co z nimi zrobić. Już jako

młody człowiek miał głowę do interesów.

- Co stało się z jego matką? - spytała Beth.

- Słyszeliśmy, że zmarła przed kilku laty. Matt nigdy

jej nawet nie wspomina.

- Biedaczysko.

- Uważaj, moja droga - z miejsca ostrzegł ją Ed. - Nie

popełnij błędu. Matt nie potrzebuje litości.

- Chyba masz rację - przyznała po chwili namysłu.

- Ale to okropne, że ma za sobą takie przeżycia.

- Sama też coś niecoś wiesz, jak to jest - mruknął Ed.

Leslie obdarzyła go smutnym uśmiechem.

- Tak. Mój tata umarł wiele lat temu. Mama musiała

utrzymać siebie i mnie. Niezbyt inteligentna, umiała nie­

wiele. Była jednak bardzo ładna i starała się to wykorzy­

stywać. - Oczy Leslie zaszły lekką mgiełką. - Wciąż nie

mogę pogodzić się z tym, co zrobiła. To straszne, jak

w ciągu zaledwie kilku sekund można zniszczyć zarówno

własne życie, jak i kilku innych ludzi! I to z takiej przy­

czyny! Z zazdrości, mimo że nie było żadnego powodu.

Temu człowiekowi wcale na mnie nie zależało. Chciał się

tylko zabawić z niewinną dziewczyną i dostarczyć podob­

nie niegodziwej rozrywki pijanym kumplom. - Na samo

wspomnienie ciałem Leslie wstrząsnęły dreszcze. - Mama

sądziła, że go kocha. Ale zazdrość okazała się silniejsza niż

miłość. Stracił życie.

- Przyznaję, nie powinna strzelać do tego człowieka,

ale trudno było usprawiedliwić to, co na jej oczach zamie­

rzali zrobić z tobą on sam i jego kompani - odezwał się

Ed.

background image

20 POŻEGNANIE Z MROCZNĄ PRZESZŁOŚCIĄ

Leslie skinęła głową.

- Wiem - przyznała. - Niekiedy trudne początki wy­

chodzą dzieciom na dobre. Od nich zależy, czy będą miały

lepszą przyszłość. - Mówiąc to, żałowała jednak, że nie

wychowywała się w normalnych warunkach, takich jak

wiele innych dzieci.

Teraz, gdy poznała ciemne strony życia Matta Caldwel­

la, zrobiło się jej przykro. Szkoda, że ich znajomość nie

zaczęła się lepiej. Powinna zachować się spokojniej, bar­

dziej powściągliwie. Ale dlaczego właściciel rancza po­

czuł do niej z miejsca tak ogromną niechęć? Ed przy­

sięgał, że to kulturalny i sympatyczny człowiek. Może

jego cioteczny brat miał tylko zły dzień?

W połowie tygodnia Matt wrócił do Jacobsville i dopie­

ro teraz Leslie zaczęła zdawać sobie sprawę z przykrych

konsekwencji ich pierwszego, niefortunnego spotkania.

Podczas nieobecności Eda, który był akurat na jakimś

zebraniu, Matt stanął w otwartych drzwiach jego pokoju

i lodowatym, nieprzychylnym wzrokiem przypatrywał

się Leslie zaprzątniętej wstukiwaniem tekstu w kom­

puter.

Nie zauważyła go, więc mógł się jej przyglądać do woli.

Z niechęcią, ale zarazem z ciekawością.

Była szczupła, trochę powyżej średniego wzrostu, z jas­

nymi, krótkimi włosami, falującymi w naturalny sposób.

Miała ładną cerę, lecz stanowczo za bladą. Najlepiej jed­

nak zapamiętał sobie jej oczy. Gdy spoglądał w nie z bli­

ska, były ogromne. Rozszerzone, odpychające i przepeł­

nione wstrętem.

Zdumiewające, że na tej planecie istniała kobieta, na

której jego pieniądze nie zrobiły wrażenia, nie mówiąc już

background image

POŻEGNANIE Z MROCZNĄ PRZESZŁOŚCIĄ 21

o jego własnym męskim uroku. Dla Matta stanowiło to coś

zupełnie nowego. Z niechęcią patrzył na młodą damę, któ­

rej się nie spodobał. Jeszcze nigdy w życiu żadna kobieta

nie odepchnęła go od siebie.

Nie, to nie była prawda.

Gdy sobie to uprzytomnił, natychmiast poczuł się źle. Po­

wróciło koszmarne wspomnienie z dzieciństwa. Wspomnienie

kobiety, która odrzuciła go, gdy miał zaledwie sześć lat.

Leslie poczuła na sobie czyjś wzrok. Podniosła głowę

i na widok Matta stojącego w drzwiach jej dłonie zawisły

nad klawiaturą.

Miał na sobie doskonale skrojony, szary garnitur z ka­

mizelką. W ręku trzymał cygaro. Leslie miała nadzieję, że

go nie zapali, gdyż była uczulona na dym.

- A więc jest pani u Eda - cierpkim tonem skomento­

wał jej obecność.

- Tak. Jestem jego sekretarką - potwierdziła.

- Co pani zrobiła, żeby zdobyć tę pracę? - zapytał

drwiącym tonem. - I ile razy? - dorzucił z niedwuznacz­

nym uśmiechem.

Leslie nie pojęła bezczelnej aluzji. Zamrugała oczami.

- Przepraszam, ale nie rozumiem, o co panu chodzi.

- Dlaczego spośród dziesięciu znacznie lepiej wykwa-

lifikowanych kandydatek starających się o tę posadę Ed

wybrał właśnie panią? - uściślił pytanie.

- Aha, o to chodzi. - Zawahała się. Nie zamierzała

wyjawić prawdy, więc powiedziała szybko: - Rozpoczę­

łam studia na wydziale zarządzania, a potem przez cztery

lata pracowałam w kancelarii ojca Eda jako asystentka.

Nie mam dyplomu, ale za to spore doświadczenie - doda­

ła. - To było podobno moim atutem. Tak przynajmniej

oświadczył mi Ed.

background image

22 POŻEGNANIE Z MROCZNĄ PRZESZŁOŚCIĄ

Wyglądała na zaniepokojoną. Matt nie przestawał się

jej przyglądać.

- Dlaczego nie dokończyła pani studiów? - zapytał.

Nerwowo przełknęła ślinę.

- Miałam w tym czasie trochę... problemów osobis­

tych.

- Wciąż je pani ma - nieco łagodniejszym tonem

oświadczył Matt, ale jego spojrzenie pozostało zimne

i przenikliwe. Na wylot przewiercało rozmówczynię. -

I będzie pani miała je przede wszystkim ze mną. Sam bym

tu pani nie zatrudnił. A więc niech pani okaże się tak

dobra, jak twierdzi Ed.

- Jestem warta tych pieniędzy, które otrzymuję, panie

Caldwell - zapewniła oschle. - Pracuję, aby zarobić na

swoje utrzymanie. I nie spodziewam się żadnych ulg.

- Naprawdę?

- Naprawdę.

Matt podniósł cygaro do ust, spojrzał na mokry czubek

i pozostawił je między palcami.

- Czy pan pali? - spytała Leslie, obserwując te manipu­

lacje.

- Usiłuję - mruknął pod nosem.

Właśnie gdy to mówił, w holu ukazała się przystojna

pani w średnim wieku, ubrana w biało-granatowy ko­

stium, z włosami zaczesanymi w zgrabny kok. Stanęła

w otwartych drzwiach sekretariatu Eda. Ujrzawszy Matta,

ruszyła energicznie w jego kierunku.

- Panie Caldwell, proszę podpisać mi te papiery - po­

wiedziała szybko. - Czeka na pana pan Bailey. Chce roz­

mawiać o komisji, do której zamierza pan go wciągnąć.

- Dziękuję, Edno.

Edna Jones obdarzyła Leslie życzliwym uśmiechem.

background image

POŻEGNANIE Z MROCZNĄ PRZESZŁOŚCIĄ 23

- Dzień dobry, pani Murry - przywitała nową pracow­

nicę. - Dużo roboty?

- Dzień dobry, proszę pani - z uśmiechem odparła Leslie.

Pani Jones zerknęła na szefa.

- Niech pani nie pozwala mu palić tego... - wskazała

cygaro tkwiące między palcami Matta. - W razie czego

powinna pani... - podniosła do góry mały pistolet na wodę

- już ja zadbam, aby miała pani coś takiego - dodała,

uśmiechając się do szefa, kipiącego ze złości. - Pewnie

ucieszy pana wiadomość, że wszystkim pracowniczkom

administracji naszej firmy poleciłam zaopatrzyć się w ta­

kie same urządzenia - dodała, spoglądając na niego z nie­

kłamaną satysfakcją. - Szefie, może pan na nas liczyć.

Z pewnością pomożemy panu rzucić palenie.

Nie wykazując cienia entuzjazmu, skrzywieniem ust

skwitował zapewnienie sekretarki. Roześmiała się jak

młoda dziewczyna, pomachała Leslie i opuściła pokój.

Matta naszła ochota, żeby rzucić się za wychodzącą,

i wyrwać śmiercionośną, a właściwie wodonośną broń, ale

pohamował się w porę. W obliczu wroga nie należało oka­

zywać słabości.

Jeszcze raz zimnym wzrokiem obrzucił Leslie, udając,

że nie zauważa lekkiego rozbawienia na jej twarzy, i po­

dążył śladem Edny Jones. Między jego palcami tkwiło

wciąż kosztowne, rozmoczone cygaro.

background image

ROZDZIAŁ DRUGI

Od pierwszego dnia pracy Leslie była świadoma nie­

chęci Matta Caldwella. Na każdym kroku okazywał jej

niezadowolenie. Zarzucał Eda robotą. Zlecał mu ciągle

nowe zadania, które, jak można było się tego spodziewać,

od razu lądowały na biurku sekretarki.

Prace te nie miały większego sensu. Na przykład Matt

polecił Leslie przepisać rejestry bydła sprzed dziesięciu lat.

Swego czasu nawet nie wprowadzono ich do pamięci kom­

putera, więc teraz, żeby sporządzić wydruki, Leslie musiała­

by wykonać syzyfową pracę. Matt tłumaczył, że musi porów­

nać niektóre dane dotyczące potomstwa wyhodowanego

bydła, ale nawet spokojny i bezkonfliktowy Ed wymamrotał

niezbyt pochlebne uwagi na temat sensowności tego, co

kazał wykonać cioteczny brat.

- Takie roboty zleca się u nas zwykłym maszynistkom

- oświadczył, spoglądając z niechęcią na pożółkłe wykazy

rozpostarte na jej biurku. - Leslie, jesteś mi potrzebna do

innych, znacznie pilniejszych prac.

- Powiedz to bratu - zaproponowała.

Ed pokręcił głową.

- Nie mogę - oznajmił z westchnieniem. - Jest

ostatnio w okropnym humorze. Nigdy tak się nie zacho­

wywał.

- Czy wiesz, że jego sekretarka chodzi z bronią? - spy­

tała Leslie. Widząc pełne niedowierzania spojrzenie Eda,

background image

POŻEGNANIE Z MROCZNĄ PRZESZŁOŚCIĄ 25

wyjaśniła szybko: - Wszędzie nosi z sobą pistolet na

wodę.

Ed parsknął śmiechem.

- Matt poprosił Ednę, żeby pomogła mu rzucić palenie.

Zresztą nigdy nie palił cygar w zamkniętych pomieszcze­

niach - dodał z miejsca w obronie ciotecznego brata. -

Edna Jones wykoncypowała, zresztą całkiem słusznie, że

po to, aby wypalić cygaro, trzeba je przedtem zapalić.

Kupiła więc pistolety na wodę dla siebie i wszystkich in­

nych naszych urzędniczek. Gdy tylko Matt wyciągnie

z kieszeni cygaro i przyłoży do ust, wszystkie jak jeden

mąż strzelają do niego wodą.

- Niebezpieczne damy - skomentowała rozbawiona

Leslie.

- Żebyś wiedziała. Pewnego razu...

- Co to? Nie macie nic do roboty? - Zza pleców Eda

dobiegł ich głęboki, męski glos.

- Przepraszam, Matt - powiedział natychmiast Ed. -

Właśnie skończyliśmy z Leslie robotę. Czy czegoś sobie

życzysz?

- Muszę mieć zaktualizowane dane dotyczące stad,

które umieściliśmy u Ballengerów - zakomunikował

Matt. Zwrócił się do Leslie: - Ta robota chyba należy do

pani - dodał, spoglądając na nią surowo.

Potwierdziła skinieniem głowy i, zdenerwowana, nie­

dokładnie uderzyła palcami w wybrane klawisze, tak że

otworzyła nieodpowiedni plik. Musiała go zamknąć i za­

cząć wyszukiwanie od nowa.

Na ogół była osobą spokojną i zrównoważoną, ale ma­

jąc za plecami milczącego, wrogo nastawionego Matta,

czuła się nieswojo. Edowi widocznie też działał na nerwy,

bo gdy tylko odezwał się dzwonek telefonu, rzuciwszy

background image

26 POŻEGNANIE Z MROCZNĄ PRZESZŁOŚCIĄ

Leslie przepraszające spojrzenie, niemal biegiem ruszył do

swego gabinetu, żeby tam podnieść słuchawkę.

- Sądziłem, że ma pani większe doświadczenie w pra­

cy z komputerem - drwiącym tonem oznajmił Matt, stając

za Leslie i zaglądając jej przez ramię.

Swą bliskością niemal ją przytłaczał. Zesztywniałe pal­

ce przywarły do klawiatury. Ledwie mogła oddychać.

Zbladła.

Na ten widok Matt zaklął pod nosem i odsunął się.

Miotały nim nieznane dotychczas emocje. Włożył ręce

głęboko do kieszeni i skupił spojrzenie na Leslie.

Po chwili trochę się rozluźniła. Na tyle, aby móc odszu­

kać i otworzyć plik z danymi, na których zależało Matto-

wi, i uruchomić drukarkę.

Szybko zgarnął stos gotowych wydruków i obejrzał je

uważnie. Mamrocząc coś pod nosem, rzucił pierwszą stro­

nicę na biurko Leslie.

- Aż się roi od ortograficznych błędów - oświadczył

suchym tonem.

Popatrzyła na ekran komputera i skinęła głową.

- Ma pan rację - przyznała. - Jest mi bardzo przykro

z tego powodu, ale to nie ja pisałam ten tekst.

Było to oczywiste, jako że zapis pochodził sprzed dzie­

sięciu lat, ale Matt nie potrafił powstrzymać się od krytycz­

nej uwagi i upomnienia kobiety, która tak działała mu na

nerwy. Chciał zrzucić na nią odpowiedzialność.

Przejrzał następne wydruki. Wreszcie odsunął się od

biurka Leslie.

- Proszę napisać wszystko od nowa - polecił. - To jest

całkowicie nieczytelne - dorzucił skrzywiony.

Leslie wiedziała, że plik jest ogromny, zawiera mnó­

stwo danych, i że wpisanie ich do komputera zajmie jej nie

background image

POŻEGNANIE Z MROCZNĄ PRZESZŁOŚCIĄ 27

godziny, lecz całe dni. Ale Matt Caldwell był właścicielem

tego przedsiębiorstwa i to on narzucał reguły gry.

Przygryzła wargi i podniosła wzrok. Teraz, gdy dzieliła

ich większa odległość, poczuła się raźniej.

- Pańskie życzenie, szefie, jest dla mnie rozkazem -

oświadczyła lekko drwiącym, zimnym tonem, a w jego

oczach błysnęło zdziwienie. - A więc mam odłożyć na bok

wszystkie prace, które wykonuję dla Eda, i przez następne

kilka miesięcy przepisywać wyłącznie te teksty? - spytała

z całym spokojem.

Nieoczekiwana przemiana znerwicowanej i wystraszo­

nej istoty w pewną siebie, wygadaną kobietę zaskoczyła

Matta.

- Nie wyznaczyłem pani terminu ukończenia tej pracy

- zaczął się odruchowo usprawiedliwiać. - Powiedziałem

tylko, że ma być wykonana - dodał bardziej zdecydowa­

nym tonem.

- Tak, proszę pana - przyznała szybko i obdarzyła

Matta chłodnym, zdawkowym uśmiechem idealnej sekre­

tarki.

Wciągnął nerwowo powietrze i zmierzył ją podejrzli­

wym spojrzeniem.

- Jak widzę, zależy pani na tym, aby mnie zadowolić

- stwierdził. - Tylko dlatego, że jestem szefem?

- Zawsze staram się robić to, o co się mnie prosi, panie

Caldwell - zapewniła. - No, prawie zawsze - poprawiła

się szybko. - W granicach rozsądku.

Nachylił się, żeby odłożyć na biurko wydruki i zoba­

czył, że ponownie zesztywniała. Była najbardziej dener­

wującą kobietą, z jaką miał kiedykolwiek do czynienia.

Zupełnie nie wiedział, co o niej myśleć. Stanowiła dla

niego zagadkę.

background image

28 POŻEGNANIE Z MROCZNĄ PRZESZŁOŚCIĄ

- W granicach rozsądku? - powtórzył powoli, przecią­

gając sylaby. - Jak mam to rozumieć?

W jednej chwili z opanowanej, pewnej siebie istoty

przeistoczyła się w zaszczute zwierzątko. Zdumiewające

zachowanie Leslie sprawiło, że Matt poczuł wyrzuty su­

mienia. Wycofał się w stronę wyjścia.

- Czy są u ciebie moje materiały dotyczące Angusa?

- zawołał w stronę otwartych drzwi do gabinetu cioteczne­

go brata.

Ed pojawił się w jednej chwili z plikiem wydruków

w ręku.

- Tak. Chciałem porównać ostatnie dane dotyczące

przyrostu ciężaru bydła z zakładanymi. Miałem zostawić

ci wszystko na biurku, ale nie zdążyłem, bo byłem zajęty.

Matt wziął wydruki od Eda, obejrzał je w milczeniu

i skinął głową.

- Jest całkiem nieźle - przyznał. - Bracia Ballengero-

wie wykonują dobrą robotę.

- Rozwijają hodowlę. Miło widzieć, że coraz lepiej im

się wiedzie - z zadowoleniem skomentował Ed.

- Tak - potwierdził Matt. - Harowali przez całe życie.

Zasłużyli na lepszy los.

Wyłączona z rozmowy Leslie przyglądała mu się

otwarcie. Przyszedł jej na myśl sześcioletni chłopczyk

porzucony przez matkę i zrobiło się jej przykro. Sama

miała ciężkie dzieciństwo, ale Matta było bez porównania

gorsze.

Poczuł na sobie spojrzenie ciekawych, szarych oczu.

Zaczerwieniona, szybko odwróciła wzrok.

Zastanawiał się, co wywołało taką reakcję Leslie.

O czym myślała? Dała mu przecież do zrozumienia, że

w żadnym stopniu nie jest nim zainteresowana jako męż-

background image

POŻEGNANIE Z MROCZNĄ PRZESZŁOŚCIĄ 29

czyzną. Skąd więc wzięło się to dziwne spojrzenie i ru­

mieńce na policzkach? Nie miał pojęcia.

Coraz bardziej intrygowała go ta kobieta.

Była schludna, miała ładne stroje i dobry gust. Dlacze­

go jednak ubierała się jak stuletnia babcia? Nie pochwalał

minispódniczek i gołych pępków, ale ubiory Leslie stano­

wiły całkowite ich przeciwieństwo. Nosiła spódnice pra­

wie do ziemi i bluzki z długimi rękawami, zapięte aż po

brodę.

- Potrzebujesz jeszcze czegoś? - szybko zapytał Ed,

chcąc pozbyć się wreszcie ciotecznego brata, by uniknąć

dalszych napięć.

Matt wzruszył ramionami.

- W tej chwili nie. - Spojrzał na Leslie. - Proszę pa­

miętać o zaktualizowaniu danych, o których pani mówi­

łem.

Kiedy opuścił pokój, Ed zmarszczył brwi.

- Jakich danych? - zapytał.

Leslie wyjaśniła, o co chodziło Mattowi.

- Przecież te dane już zostały zaktualizowane - zdzi­

wił się Ed. - Nigdy go nie interesowały. Zupełnie nie

rozumiem, dlaczego ni stąd, _ni zowąd zachciało mu się

nimi zajmować.

- Zaraz ci to wyjaśnię. - Leslie uniosła się a krzesła.

- Dlatego, że wie, iż zirytuje mnie ta bezsensowna robota

i będę musiała pracować jeszcze ciężej! - wyszeptała, do­

dając dramatycznym tonem: - Niech Bóg broni, abym

znalazła czas na rozprostowanie palców!

Ed uniósł brwi.

- Nic z tego nie pojmuję. Przecież Matt nie jest ani

złym, ani mściwym człowiekiem.

- Tak ci się tylko wydaje. - Ze skrzywioną miną Leslie

background image

30 POŻEGNANIE Z MROCZNĄ PRZESZŁOŚCIĄ

zamknęła nieszczęsny plik. - Zajmę się tym, gdy tylko

uporam się z twoją korespondencją. Sądzisz, że chce, że­

bym zostawała po godzinach? Jeśli tak, to będzie musiał

płacić mi dodatkowo.

Uśmiechnęła się szelmowsko, a w jej oczach pojawiły

się dawno zapomniane wesołe błyski.

- Pozwól, że sam go o to zapytam - powiedział Ed.

- Na razie zajmij się swą normalną robotą.

- W porządku. Dziękuję.

- Nie ma za co. - Wzruszył ramionami. - A zresztą od

czego są przyjaciele? - dorzucił z uśmiechem.

W budynku administracyjnym firmy Matta Caldwella

było na co popatrzeć. Leslie z rozbawieniem obserwowała

pozostałe urzędniczki, czyhające na naczelnego szefa. Ed­

na Jones przyłapała go, jak na balkonie usiłował ukrad­

kiem zapalić cygaro. Schowana za wysoką rośliną donicz­

kową, trafiła Matta od tyłu salwą płynnej amunicji. Kiedy

zostawił cygaro na biurku Bessie David, dziewczyna

„przypadkowo" umoczyła je w do połowy wypitej kawie,

którą zostawił obok. Wyjął ociekające kawą cygaro i zmie­

rzył winowajczynię oskarżycielskim spojrzeniem.

- Sam pan powiedział, żebym to robiła - przypom­

niała.

Cisnął zmarnowane cygaro z powrotem do filiżanki

i zrezygnował z kawy. Leslie, która była świadkiem tej

sceny, wybiegła z pokoju, żeby móc się swobodnie po­

śmiać.

Postawa Matta była zaskakująca. W stosunku do pozo­

stałych pracowników zachowywał się bezpośrednio i po

przyjacielsku. Dlaczego więc tak okropnie traktował właś­

nie ją? Zastanawiała się, co by zrobił, gdyby sprawiła

background image

POŻEGNANIE Z MROCZNĄ PRZESZŁOŚCIĄ 31

sobie pistolet na wodę. Natychmiast wyobraziła sobie, jak

w panice ucieka główną ulicą Jacobsville przed goniącym

ją, rozwścieczonym szefem, i zachciało się jej śmiać.

Szkoda, że aż tak bardzo się zmieniła. Gdyby nie trage­

dia, którą przeżyła we wczesnej młodości, pewnie zain­

teresowałaby się atrakcyjnym właścicielem rancza.

Kilka dni później wkroczył do biura Eda. Między pal­

cami tkwiło mu nie zapalone cygaro.

- Chcę zobaczyć projekt programu badań nad brucelo­

zą, opracowany przez Stowarzyszenie Hodowców -

oznajmił z miejsca.

Leslie podniosła oczy znad biurka.

- Słucham?

Zmierzył ją wzrokiem. Reakcja tej kobiety na jego

widok bardzo mu się nie podobała. W jej oczach dostrze­

gał nie tylko niechęć, lecz także odrazę. Nie potrafił się

z tym pogodzić. Zachowanie Leslie Murry raniło jego mę­

ską dumę.

- Ed mówił, że go ma. Podobno nadszedł z wczorajszą

pocztą - wyjaśnił.

- Chwileczkę.

Podniosła się i poszła do gabinetu bezpośredniego prze­

łożonego. Wiedziała, gdzie trzyma bieżącą koresponden­

cję. Ed usiłował nie zauważać żadnych listów dopóty,

dopóki Leslie nie wyjęła ich z pojemnika „Nowe" i nie

rozłożyła mu na biurku. Zdarzało się to zazwyczaj pod

koniec tygodnia, gdy górne listy z potężnej sterty spadały

do stojącego obok pojemnika z napisem „Do wysłania".

Po paru chwilach ze stosu bieżącej korespondencji wy­

łuskała grubą, nie otwartą kopertę ze Stowarzyszenia Ho­

dowców. Wróciła do sekretariatu i wręczyła ją Mattowi.

Gdy szła przez pokój, nie spuszczał jej z oczu. Zauwa-

background image

32 POŻEGNANIE Z MROCZNĄ PRZESZŁOŚCIĄ

żył, że utyka. Nie mógł dostrzec nóg, gdyż miała na sobie

luźne spodnie i długą, rozszerzaną tunikę. Matt uznał, że

Leslie Murry nie robi nic, żeby zwrócić uwagę na swą

figurę.

- Pani kuleje - stwierdził. - Czy była pani u lekarza po

wypadku u mnie na ranczu?

- Nie było powodu - wyjaśniła spokojnie. - Nic mi się

nie stało. Tylko się potłukłam i jeszcze jestem obolała. To

wszystko.

Matt Caldwell zbliżył się do telefonu stojącego na jej

biurku i połączył z własnym sekretariatem.

- Edno, zapisz panią Murry na wizytę u Lou Coltrain.

Tak szybko, jak to możliwe. Kilka dni temu spadła u mnie

z konia i wciąż kuleje. Niech ją prześwietlą.

- Nie! - zaprotestowała Leslie.

- Zaraz potem daj mi znać. Z góry dziękuję - dodał

i odłożył słuchawkę. Spojrzał Leslie prosto w oczy. - Pój­

dzie pani - oznajmił.

Miała awersję do lekarzy. Och, jak bardzo nienawidziła

tych niewrażliwych i obcesowych ludzi! Lekarz dyżurny,

który badał ją na pogotowiu w Houston, oświadczył

wprost, że z winy takich szmat jak ona giną uczciwi ludzie.

Do dziś nie potrafiła zapomnieć o tym, co się stało, i jego

gorzkich słów, mimo długotrwałej terapii.

Ze złością zacisnęła zęby i ostrym wzrokiem zmierzyła

Matta.

- Przecież mówiłam, że nic mi się nie stało!

- Jestem pani zwierzchnikiem - przypomniał suchym

tonem. - Ma pani iść do lekarza. To polecenie służbowe.

Miała ochotę rzucić w diabły całą tę robotę i więcej nie

oglądać tego okropnego człowieka, ale nie mogła sobie na

to pozwolić. Musiała z czegoś żyć i gdzieś mieszkać. Po-

background image

POŻEGNANIE Z MROCZNĄ PRZESZŁOŚCIĄ 33

wrót do Houston był wykluczony. Gdyby tylko się tam

pojawiła, mimo zmienionego wyglądu natychmiast wpad­

łaby w łapy węszących wszędzie reporterów. Co do tego

nie miała żadnych wątpliwości.

Rozeźlona, nerwowo wciągnęła powietrze.

Jej postawa zdumiała Matta Caldwella. W dalszym cią­

gu nie rozumiał tej kobiety.

- Nie chce się pani dowiedzieć, czy uraz powstały przy

upadku z konia nie pozostawi nieodwracalnych zmian

i czy nie będzie pani kulała do końca życia? - zapytał.

Leslie hardo uniosła podbródek.

- Panie Caldwell, nie musi się pan o mnie niepokoić.

W wieku siedemnastu lat miałam... wypadek i to wówczas

w tej nodze nastąpiło uszkodzenie kości. - Nie chciała nawet

myśleć o tym, jak to się stało. - Od tamtej pory lekko kuleję.

A to, że zrzucił mnie koń, nie miało tu nic do rzeczy.

Przez chwilę Matt stał nieruchomo.

- Tym bardziej są pani potrzebne oględziny lekarskie

- oświadczył w końcu spokojnym tonem. - Jak widzę, pocią­

gają panią niebezpieczeństwa i ryzyko. Nie należało dosia­

dać konia.

- Ed twierdził, że to łagodne zwierzę. Zrzuciło mnie

z mojej własnej winy. Odruchowo zbyt ostro szarpnęłam

wodze, dlatego koń się wspiął.

Matt przymrużył oczy. Wyglądał tak, jakby chciał coś

sobie przypomnieć.

- Pamiętam, jak to się stało. Usiłowała pani odsunąć się

ode mnie. Tak jakby groziło pani zetknięcie się z zadżu-

mionym lub kimś w tym rodzaju.

W jego oczach dojrzała urażoną męską dumę. Poczuł

się głęboko dotknięty. I miał jej to za złe.

- Chodziło o coś innego - powiedziała szybko. Nieła-

background image

34 POŻEGNANIE Z MROCZNĄ PRZESZŁOŚCIĄ

two było to wyjaśnić, więc odwróciła głowę i utkwiła

wzrok w ścianę. - Cały kłopot polega na tym, że nie lubię

być dotykana.

- Ed panią dotykał - przypomniał Matt.

Nie miała pojęcia, jak mu to powiedzieć, żeby nie zdra­

dzić wszystkiego. Nie zniosłaby świadomości, że ten czło­

wiek zna jej skandaliczną, tragiczną przeszłość. Podniosła

wzrok i popatrzyła wprost w męskie czarne oczy. Nieprze­

niknione i nieprzychylne.

- Nie lubię, gdy dotykają mnie obcy ludzie - skorygo­

wała szybko. - Ed i ja znamy się od wielu lat. Przy nim

czuję się... inaczej.

Zwężonymi oczyma Matt Caldwell wpatrywał się

w twarz stojącej przed nim kobiety.

- To widać - powiedział.

Drwiący ton jego głosu dotknął ją do żywego. Nie

wytrzymała.

- Jest pan jak walec drogowy - rzuciła. - Lubi pan

miażdżyć opornych. Mam rację? Uważa pan, że dlatego, iż

jest pan wpływowy i bogaty, żadna kobieta na tej planecie

panu się nie oprze?

Słowa Leslie nie przypadły Mattowi do gustu. W jego

oczach pojawiły się niebezpieczne błyski.

- Nie powinna pani słuchać plotek - oznajmił. - Była

zepsutą młodą dziewczyną, która uważała, że gdy tylko kiw­

nie palcem, ukochany, bogaty tatuś kupi jej na męża każdego

mężczyznę, na jakiego będzie miała ochotę. Kiedy przekona­

ła się, że tatuś tego zrobić nie potrafi, podjęła pracę w Jacobs-

ville u jednej z moich dobrych znajomych i przez pełne dwa

tygodnie prześladowała mnie na każdym kroku, ani na chwilę

nie dając spokoju. Mam mówić, co było dalej? - zapytał

z grymasem na twarzy.

background image

POŻEGNANIE Z MROCZNĄ PRZESZŁOŚCIĄ 35

- Proszę - odrzekła Leslie. Ciekawiło ją to opowiada­

nie.

- Pewnego wieczoru po powrocie do domu znalazłem

ją nagą we własnym łóżku. Wyprosiłem szybko, ale dziew­

czyna rozpowiedziała w mieście, że została przeze mnie

zgwałcona. Wezwano mnie do sądu, gdzie oskarżenie wy­

toczyło przeciw mnie najcięższe działa. Trzeba było do­

piero zeznania mojej gospodyni, pani Tolbert, która opo­

wiedziała, co się naprawdę działo. Przysięgli nie dali wiary

dziewczynie. Z kretesem przegrała proces.

- Przysięgli? - lekko schrypniętym głosem powtórzyła

Leslie. Wiedziała, że Matt miał w dzieciństwie kłopoty

z matką, ale inne powody jego braku zaufania do kobiet

nie były jej znane. Nic dziwnego, że im nie dowierzał.

Wykrzywił usta w cierpkim uśmiechu.

- Tak więc nagle, jednego dnia zyskałem sławę - wró­

cił do przerwanego opowiadania - i to złą sławę, mimo

nieposzlakowanej przeszłości. Dziewczyna miała jednak

pecha. Gdy powtórzyła identyczny trik z nafciarzem

z Houston, ten podał mnie na świadka. Wygrał proces,

a potem sam zaskarżył winowajczynię o oszustwo i szan­

taż. Sprawę wygrał.

Leslie poczuła się okropnie. Matt Caldwell musiał mieć

za sobą ciężkie przeprawy z prasą. Żałowała tego człowie­

ka. Przeżył stanowczo zbyt wiele.

To, co przed chwilą usłyszała, wraz z ponurą historią

z dzieciństwa wyjaśniało, dlaczego do tej pory się nie oże­

nił. Małżeństwo wymagało wzajemnego zaufania, a Matta

Caldwella, zdaniem Leslie, chyba nie było już na nie stać.

Tłumaczyło to także otwartą wrogość do niej. Pewnie

podejrzewał ją o jakąś nieczystą grę o pieniądze. Udawała

niechęć, by na tym coś zyskać? Może chciała w jakiś sposób

background image

36 POŻEGNANIE Z MROCZNĄ PRZESZŁOŚCIĄ

publicznie go skompromitować, a nawet wytoczyć mu

proces?

- Pewnie myśli pan, że należę do tego typu osób co ta

dziewczyna - odezwała się po dłuższym milczeniu. - Jeśli

tak, to jest pan w błędzie.

- Więc dlaczego, gdy tylko trochę się zbliżę, zachowu­

je się pani tak, jakbym zamierzał zaraz panią zaatakować?

- zapytał zimnym głosem.

Leslie spuściła głowę. Spojrzała na swe palce spoczy­

wające na biurku. Miały krótko obcięte paznokcie, staran­

nie powleczone bezbarwnym lakierem. Pomyślała, że wy­

glądają nijako. Podobnie zresztą jak ostatnio całe jej życie.

Też było nijakie. Nie potrafiła odpowiedzieć Mattowi na

zadane pytanie.

- Czy Ed jest pani kochankiem? - domagał się dal­

szych wyjaśnień.

W twarzy Leslie nie drgnął nawet jeden mięsień.

- Niech pan jego o to zapyta.

Obracając w palcach nie zapalone cygaro, Matt uważ­

nie się jej przyglądał.

- Jest pani dla mnie jedną wielką zagadką - stwierdził

skrzywiony.

- Nie wiem dlaczego. Nie ma we mnie nic szczególne­

go. - Podniosła wzrok. - Nie przepadam za lekarzami,

zwłaszcza rodzaju męskiego...

- Lou to kobieta - szybko wyjaśnił Matt. - Jej mąż też

jest lekarzem. Mają małego synka.

- Ach tak.

A więc nie miałaby do czynienia z mężczyzną. Było­

by jej łatwiej. Nie chciała jednak poddawać się oględzi­

nom lekarskim, a tym bardziej prześwietleniu. Na tej

podstawie każdy lekarz od razu zobaczy ślady złamań

background image

POŻEGNANIE Z MROCZNĄ PRZESZŁOŚCIĄ 37

na uszkodzonej nodze i z pewnością się zorientuje,

w jaki sposób powstały. A Leslie nie wiedziała, czy mo­

że zaufać miejscowemu lekarzowi, a zwłaszcza jego

dyskrecji.

- Decyzja nie należy do pani - oświadczył Matt. - Jest

pani moim pracownikiem. Wypadek wydarzył się na ran-

czu. - Uśmiechnął się zimno. - Muszę się asekurować, bo

potem może pani wystąpić przeciwko mnie do sądu i zażą­

dać solidnego odszkodowania.

Leslie westchnęła nieznacznie. Po tym, co usłyszała,

w gruncie rzeczy nie mogła winić tego człowieka o to, że

tak się zachowuje.

- W porządku. Pójdę do tej lekarki - poddała się. W jej

głosie nie było ani cienia buntu.

- Bez dalszych protestów? - zdziwił się Matt.

Leslie wzruszyła ramionami.

- Panie Caldwell, ciężko pracuję na swoje utrzyma­

nie. I zawsze to robiłam. Nie wie pan, jaka naprawdę

jestem, więc nie obwiniam pana o to, że spodziewa się

pan po mnie wszystkiego co najgorsze. Na łatwym życiu

mi nie zależy.

Uniósł drwiąco brwi.

- Znam dobrze takie zapewnienia - wycedził.

Uśmiechnęła się ze smutkiem w oczach.

- Jestem tego pewna. - Zamyślona, dotknęła odrucho­

wo klawiatury komputera.

- Czy pani Coltrain jest lekarzem zakładowym w pań­

skiej firmie? - spytała.

- Tak.

- I jest zobowiązana do przestrzegania tajemnicy le­

karskiej? Nie powie nikomu o tym, czego się dowie? -

spytała, z niepokojem spoglądając na Matta.

background image

38 POŻEGNANIE Z MROCZNĄ PRZESZŁOŚCIĄ

Milczał przez chwilę. Ponownie zaczął obracać w pal­

cach cygaro.

- Tak - odparł. - To, czego się dowie, jest sprawą po­

ufną. Coraz bardziej mnie pani zaciekawia. Ma pani jakieś

tajemnice?

- Wszyscy je mamy - poważnym tonem odrzekła Les­

lie. - Jedne bardziej ponure, inne mniej.

Matt stuknął palcem w cygaro.

- Jakie tajemnice ukrywa pani przede mną? A może

zabiła pani kochanka?

Leslie skamieniała.

Wsunął cygaro do kieszeni.

- Edna poda pani termin wizyty u Lou - powiedział

szybko, spoglądając na zegarek. Wskazał kopertę otrzy­

maną od Leslie. - Proszę powiedzieć Edowi, że zabrałem

te materiały. Na ten temat później z nim porozmawiam.

- Dobrze, proszę pana.

Ledwie oparł się pokusie odwrócenia się i ponownego

spojrzenia na kobietę siedzącą przy biurku. Im więcej się

o niej dowiadywał, tym bardziej go intrygowała. Sprawia­

ła, że czuł się dziwnie niespokojny i zdenerwowany. A tak­

że podekscytowany. Chciałby wiedzieć dlaczego.

Leslie nie udało się wykręcić od wizyty u zakładowej

lekarki. Po krótkiej rozmowie dość sympatycznie wyglą­

dająca doktor Lou Coltrain zarządziła prześwietlenie nogi

i w tym celu wysłała pacjentkę do szpitala.

Godzinę później Leslie siedziała ponownie w gabinecie

lekarskim. Patrzyła, jak Lou Coltrain ogląda uważnie po­

wieszone na ścianie i podświetlone rentgenowskie zdjęcia.

Była zaniepokojona:

- Od upadku z konia nie stało się pani nic złego. Trochę

background image

POŻEGNANIE Z MROCZNĄ PRZESZŁOŚCIĄ 39

potłuczeń, nic więcej. - Oderwała wzrok od klisz i popa­

trzyła pacjentce prosto w oczy. - Na zdjęciach są jednak

widoczne ślady poprzednich złamań tej nogi.

Leslie zacisnęła zęby. Postanowiła milczeć.

Lou Coltrain odeszła od ściany i usiadła za biurkiem.

Leslie zsunęła się z leżanki, na której przed chwilą była

badana, i zajęła miejsce na wskazanym jej krześle.

- Widzę, że nie chce pani rozmawiać na ten temat

- łagodnym tonem stwierdziła lekarka. - Nie zamierzam

wywierać na panią nacisku. Zdaje sobie pani sprawę z te­

go, że połamane kości nie zostały złożone jak należy?

Dlatego kuleje pani na tę nogę i, niestety, to nie ustąpi.

Utykanie grozi pani do końca życia. Chyba że podda się

pani ponownej operacji. Szczerze powiedziawszy, powin­

nam skierować panią od razu do chirurga ortopedy.

- Może pani mnie skierować, ale i tak nigdzie nie pój­

dę - odrzekła Leslie.

Lekarka oparła splecione dłonie na blacie biurka, na

otwartym kalendarzu, w którym wpisanych było wiele ter­

minów.

- Nie zna mnie pani na tyle dobrze, aby się zwierzyć

- powiedziała powoli. - Jeśli pobędzie pani dłużej w na­

szym mieście, przekona się pani, że można mi zaufać.

O sprawach dotyczących pacjentów nie rozmawiam z ni­

kim. Nawet z własnym mężem. Na temat pani Matt Cald­

well niczego ode mnie nie usłyszy. Może być pani tego

zupełnie pewna.

Leslie milczała. O tych sprawach nie potrafiła z nikim

rozmawiać, a co dopiero z kimś obcym. Z największym

trudem udało się jej porozumieć z psychoterapeutą i opo­

wiedzieć mu o swych przeżyciach. Po wysłuchaniu całej

historii był, oględnie mówiąc, zaszokowany.

background image

40 POŻEGNANIE Z MROCZNĄ PRZESZŁOŚCIĄ

Lou Coltrain westchnęła.

- W porządku. Nie zamierzam nakłaniać pani do zwie­

rzeń - oznajmiła spokojnie. - Jeśli jednak poczuje pani

potrzebę porozmawiania na te tematy, w każdej chwili

będę do pani dyspozycji - dodała serdecznym tonem.

Leslie doceniła ofiarowywaną sobie pomoc.

- Bardzo pani dziękuję - powiedziała z całą szczero­

ścią.

- Chyba nie jest pani ulubienicą Matta, mam rację?

- nieoczekiwanie spytała Lou Coltrain.

- Tak. Nie jestem - przyznała Leslie z cierpkim uśmie­

chem. - Pan Caldwell z pewnością znajdzie niebawem jakiś

sposób, żeby wyrzucić mnie z pracy. Nie przepada za kobie­

tami.

- Matt z zasady lubi wszystkich ludzi - oświadczyła

lekarka. - Jest bezustannie nagabywany przez kobiety.

Uwielbiają go. Jest dla nich miły. Kiedy Kitty Carson

rzuciła pracę u Drew Morrisa, Matt zaproponował, że się

z nią ożeni. Oczywiście, do tego nie doszło, gdyż dziew­

czyna była zakochana po uszy w Drew, a on w niej. Pobra­

li się i dziś są szczęśliwym małżeństwem. - Lou przerwała

na chwilę, sądząc, że siedząca na wprost niej młoda kobie­

ta wreszcie się odezwie, ale Leslie wciąż milczała. - Matt

jest ideałem mężczyzny. Pod każdym względem. Bogaty,

przystojny i bardzo atrakcyjny. Jest najłatwiejszym czło­

wiekiem do współżycia, jakiego znam.

- To walec drogowy - z przekonaniem w głosie

oświadczyła Leslie. - Rozmawia z ludźmi dopiero wtedy,

kiedy zrówna ich z ziemią. - Skrzyżowała ręce na pier­

siach. Już na pierwszy rzut oka było widać, że czuje się

nieswojo.

Lou zastanawiała się, czy jej pacjentka zdaje sobie sprawę

background image

POŻEGNANIE Z MROCZNĄ PRZESZŁOŚCIĄ 41

z tego, że zdradza ją własne zachowanie. Nie tylko rentge­

nowskie zdjęcie. Było oczywiste, że swego czasu świado­

mie zmasakrowano jej nogę. Uczynił to prawdopodobnie

mężczyzna.

- Nie lubi pani, gdy ktoś jej dotyka - powiedziała po

chwili.

Leslie się poruszyła z niepokojem.

- Nie lubię - przyznała niechętnie.

Wzrok lekarki przesunął się po workowatym, zbyt ob­

szernym ubiorze pacjentki, skrywającym kształty. Lou po­

stanowiła zakończyć rozmowę, która dała jej jednak wiele

do myślenia. Podniosła się i obdarzyła Leslie serdecznym

uśmiechem.

- Od upadku z konia nic się pani nie stało - oznajmiła

spokojnie. - Jeśli nasilą się bóle, proszę przyjść ponownie.

Leslie zmarszczyła czoło.

- Skąd pani wie, że coś mnie boli?

- Matt mówił, że krzywi się pani przy każdym podnie­

sieniu się z krzesła.

- Nie miałam pojęcia, że to zauważył - powiedziała

z niepokojem w głosie.

- Jest spostrzegawczy - stwierdziła lekarka.

Przepisała pacjentce gotowe leki uśmierzające ból

i znów poradziła powtórne przyjście, jeśli nie pomogą.

Leslie podziękowała i opuściła gabinet. Oszołomiona,

z niepokojem zastanawiała się, czego jeszcze dowiedział

się o niej Matt Caldwell jedynie na podstawie własnych

obserwacji.

Minęło niespełna dziesięć minut od jej powrotu do

biura, gdy stanął w otwartych drzwiach sekretariatu Eda.

- No i co? - zapytał.

background image

42 POŻEGNANIE Z MROCZNĄ PRZESZŁOŚCIĄ

- Nic mi się nie stało - zapewniła go szybko. - Jestem

tylko trochę potłuczona. I, proszę mi wierzyć, nie zamie­

rzam wystąpić do sądu o odszkodowanie.

Nie zmienił wyrazu twarzy.

- Wiele osób by tak postąpiło - oświadczył zimno.

Leslie dostrzegła jednak, że Matt jest zirytowany. Lou

Coltrain mogła powiedzieć mu tylko to, że jego nowa

pracownica milczy jak grób. A o tym już sam zdążył się

przekonać.

- Niech pani powie Edowi, że przez dwa dni nie będzie

mnie w biurze. Wyjeżdżam - oświadczył.

- Dobrze, proszę pana - odparła z pokorą.

Rzucił jej ostatnie spojrzenie, odwrócił się i wyszedł

z pokoju.

Dopiero wtedy Leslie poczuła, jak bardzo jest napięta.

Opadła z sił.

background image

ROZDZIAŁ TRZECI

Tej nocy powróciły senne koszmary. Po wizycie u do­

ktor Lou Coltrain i prześwietleniu rentgenowskim w szpi­

talu Leslie mogła się tego spodziewać. Czuła się źle, bo od

chodzenia do biura na wysokich obcasach bardzo rozbola­

ła ją noga.

Zmęczona koszmarami, wstała z łóżka, poszła spocona

do łazienki i łyknęła dwie aspiryny, mając nadzieję, że

pomogą. Postanowiła więcej nie nadwerężać chorej nogi

i zrezygnować z noszenia eleganckich pantofli. Wróci do

obuwia na płaskich obcasach.

Matt natychmiast zauważył tę zmianę, gdy pojawił się

w biurze po dwóch dniach nieobecności. Przymrużonymi

oczyma obserwował Leslie, kręcącą się po niewielkim

sekretariacie.

- Lou może dać pani jakiś środek przeciwbólowy -

odezwał się nagle.

Wyciągnęła szufladę z metalowej kartoteki i podniosła

wzrok.

- Oczywiście, że może. Ale chyba nie chciałby pan

mieć w biurze Eda półprzytomnej pracownicy. Po środ­

kach przeciwbólowych ruszam się jak mucha w smole.

- Ból zmniejsza skuteczność pani działania - stwier­

dził rzeczowo Matt.

- Wiem - Leslie skinęła głową - i dlatego zawsze no­

szę przy sobie aspirynę. A ponadto nie czuję się aż tak źle,

background image

44 POŻEGNANIE Z MROCZNĄ PRZESZŁOŚCIĄ

abym zapomniała o ortografii. Jestem po prostu trochę

potłuczona i to wszystko. Zapewniła mnie o tym doktor

Coltrain.

Nie odrywał wzroku od twarzy Leslie. Przyglądał się jej

badawczo.

- Po tygodniu nie powinna pani już utykać. Proszę

jeszcze raz odwiedzić Lou.

- Panie Caldwell, utykam od sześciu lat - oznajmiła, nie

kryjąc irytacji. - Jeśli nie lubi pan, gdy ktoś kuleje, to może

nie powinien pan stać tutaj i przyglądać się, jak chodzę.

Zmarszczył czoło.

- Czy lekarze nie mogą w jakiś sposób temu zaradzić?

- zapytał.

- Nienawidzę lekarzy! - wybuchnęła.

Gwałtowna reakcja Leslie bardzo go zaskoczyła. Chyba

mówiła prawdę. Poczerwieniały jej policzki, a oczy rzucały

złe błyski. W jednej chwili przeistoczyła się w zupełnie inną

kobietę niż ta, którą znał. Okazało się, że ma charakter i tem­

perament. Poruszona i rozeźlona, nagle stała się ładna.

- Nie są tacy źli - odezwał się po chwili.

- Niewiele można zrobić z potrzaskaną nogą - powie­

działa odruchowo i natychmiast zacisnęła zęby. Była nie­

ostrożna. Nie należało tego mówić.

Matt obrzucił ją zdziwionym spojrzeniem. Akurat gdy

otwierał usta, aby zadać pytanie, ze swego gabinetu wy­

szedł Ed.

- Cześć. Witaj po podróży - powiedział, wyciągając

rękę do Matta. - Przed chwilą miałem telefon od Billa

Paytona. Pyta, czy wybierasz się na sobotni bankiet. Bę­

dzie duża gala. Wynajęli nawet latynoski zespół muzycz­

ny. Podobno dobry.

- Zamierzam pójść - odparł Matt, myśląc o czymś in-

background image

POŻEGNANIE Z MROCZNĄ PRZESZŁOŚCIĄ 45

nym. - Powiedz Billowi, żeby zarezerwował dla mnie dwa

bilety. A ty też się wybierasz?

- Mam taki zamiar - odparł Ed. - Wezmę ze sobą Les­

lie. - Obdarzył ją ciepłym uśmiechem. - To doroczne

przyjęcie Stowarzyszenia Hodowców w Jacobsville - wy­

jaśnił. - Wielka feta. Z przemówieniami i toastami. Jeśli

po części oficjalnej i po gąbczastym kurczaku uda się jesz­

cze pozostać przy życiu, to można sobie potańczyć.

- Noga pani Murry nie pozwoli jej na dłuższą zabawę

- z poważną miną oświadczył Matt.

Ed uniósł brwi.

- Zaraz cię zaskoczę - powiedział do ciotecznego bra­

ta. - Leslie uwielbia latynoskie tańce. - Zwrócił się do niej

z wesołym uśmiechem. - Tak zresztą jak Matt. Nie uwie­

rzysz, jak on potrafi fantastycznie tańczyć mambo lub

rumbę, a co dopiero tango. Nauczył się, gdy przez parę

miesięcy chodził na randki z instruktorką tańca. A poza

tym jest uzdolniony w tym kierunku.

Matt nie reagował na słowa ciotecznego brata. W mil­

czeniu obserwował wyraz twarzy Leslie i przez cały czas

zastanawiał się, co stało się z jej nogą. Może Ed zna pra­

wdę. Jeśli tak, to postara się ją z niego wydusić.

- Możemy pojechać razem - powiedział do brata, wciąż

zatopiony w myślach. - Od Jacka Baileya wynajmę najwięk­

szą limuzynę. Twoja sekretarka będzie zachwycona.

- Ja też będę - zapewnił go Ed. - Piękne dzięki, Matt,

za tę propozycję. Nie znoszę szukania miejsca do parkowa­

nia pod klubem, gdy odbywają się tam przyjęcia.

- Ja też - przyznał Matt.

W drzwiach pokoju stanęła jedna z urzędniczek i za­

wiadomiła, że jest do niego telefon. Zaraz za Mattem

wyszedł Ed, który spieszył się na jakieś spotkanie.

background image

46 POŻEGNANIE Z MROCZNĄ PRZESZŁOŚCIĄ

Leslie została sama. Zastanawiała się, jak w towarzy­

stwie starszego z Caldwellów uda się jej przetrwać sobot­

nie tańce. Jak wytrzyma tak bliską jego obecność? Już

miał jej za złe, że odsuwa się od niego. Uznała, że pójście

na przyjęcie będzie dla niej próbą zbyt ciężką. Zastanawia­

ła się, czy nie wykręcić się bólem głowy.

Miała właściwie tylko jedną przyzwoitą sukienkę, która

nadawała się na taką okazję jak doroczny bankiet Stowa­

rzyszenia Hodowców Bydła w Jacobsville. Była długa,

uszyta z połyskującego, srebrzystego materiału, na dwóch

cieniutkich ramiączkach.

Stroju dopełniały srebrna klamerka wysadzana kryszta­

łami górskimi, wpięta w krótkie, jasne włosy, oraz leciut­

kie, srebrne sandałki na prawie płaskich obcasach.

Wygląda prześlicznie, ocenił Ed, gdy imponująca limu­

zyna podjechała pod frontowe drzwi do pensjonatu, w któ­

rym mieszkała Leslie.

Czekała na niego na werandzie. W spoconych z wraże­

nia dłoniach zaciskała małą wieczorową torebkę. Czuła się

jak nastolatka idąca na zabawę po raz pierwszy w życiu.

Gorzej, była strzępkiem nerwów.

- Dobra jest ta sukienka? - z miejsca spytała Eda.

Uśmiechnął się na widok jej delikatnego makijażu. Pra­

wie się nie malowała. Szare oczy miały naturalną oprawę

w postaci długich i gęstych rzęs, którym tusz był całkowi­

cie zbędny.

- Wyglądasz bardzo ładnie - oświadczył, wchodząc na

werandę.

- W tym smokingu tobie też nie jest źle - zrewanżowa­

ła się, obrzuciwszy Eda ciepłym spojrzeniem.

- Nie daj po sobie poznać Mattowi, jak bardzo jesteś

background image

POŻEGNANIE Z MROCZNĄ PRZESZŁOŚCIĄ 47

zdenerwowana - poradził, gdy szli w stronę samochodu.

- Kiedy wychodziliśmy z mojego domu, odebrał jakiś te­

lefon i od razu stracił humor. Carolyn była niepocieszona.

- Carolyn? - Leslie nie wiedziała, o kogo chodzi.

- To najnowsza dziewczyna Matta. Pochodzi z jednej

z najlepszych rodzin w Houston. Tutaj zatrzymała się

u ciotki, żeby być na dzisiejszym bankiecie. Od kilku mie­

sięcy ugania się za Mattem. Niektórzy sądzą, że zaczyna

mieć u niego jakieś szanse.

- Z pewnością jest bardzo ładna.

- Tak. Śliczna. Przypomina mi Franny.

Franny była narzeczoną Eda, która zginęła od kuli pod­

czas udaremnionego przez policję napadu na bank, mniej

więcej w tym samym czasie, gdy Leslie przeżywała włas­

ną tragedię. Oba nieszczęścia spowodowały, że zbliżyła się

do Eda. Stali się przyjaciółmi.

- To musi być przykre - stwierdziła współczującym

tonem.

Gdy dochodzili do limuzyny, rzucił jej zaciekawione

spojrzenie.

- A czy ty byłaś kiedyś zakochana? - zapytał.

Wzruszyła ramionami i szczelniej otuliła się szalem,

okrywającym obnażone ramiona.

- Och, byłam opóźniona w rozwoju - mruknęła. Prze­

łknęła nerwowo ślinę. - A to, co się stało, zniechęciło mnie

do mężczyzn.

- Nic dziwnego.

Ed poczekał, aż kierowca, także w smokingu, otworzy

przed nimi drzwi czarnej, ogromnej limuzyny. Wsiedli do

środka i znaleźli się tuż obok Matta i najładniejszej blon­

dynki, jaką Leslie kiedykolwiek widziała.

Młoda dama miała na sobie czarną sukienkę, prostą

background image

48 POŻEGNANIE Z MROCZNĄ PRZESZŁOŚCIĄ

i krótką, oraz tyle brylantów, że mogłaby otworzyć jubiler­

ski sklep. Nie było nawet sensu się zastanawiać, czy są

prawdziwe, uznała Leslie, dostrzegłszy elegancję stroju,

a także etolę z soboli okrywającą ramiona.

- Chyba znasz mojego ciotecznego brata - przeciąga­

jąc sylaby, powiedział Matt, rozparty na skórzanym sie­

dzeniu na wprost Leslie i Eda. Był dobrze widoczny w bla-

dożółtym świetle niewielkiej lampki. - To pani Murry,

jego sekretarka - dokonywał dalszej prezentacji. - A to

Carolyn Engles - oznajmił, spoglądając na siedzącą obok

piękną, młodą kobietę.

Wymieniono zwyczajowe uprzejmości. Zafascynowa­

na Leslie lustrowała wnętrze wozu. Jej zdumiony wzrok

przesunął się z dobrze zaopatrzonego barku na rząd roz­

maitych przycisków, służących między innymi do regulo­

wania klimatyzacji i ogrzewania. Limuzyna wyglądała jak

wspaniały apartament na kółkach. Ten tak ekstrawagancki

przejaw luksusu rozśmieszył Leslie. Usiłowała nie okazać

swego rozbawienia.

- Czy kiedykolwiek przedtem jechała pani limuzyną?

- drwiącym tonem zapytał ją Matt.

- Nie, nie jechałam - odparła gładko. - To prawdziwa

rozkosz. I wielka uprzejmość z pańskiej strony. Bardzo

dziękuję.

Chyba był rozczarowany odpowiedzią Leslie. Odwrócił

głowę. Następne jego słowa świadczyły o tym, że myślami

był już gdzie indziej. Zwrócił się do Eda:

- Jutro z samego rana musisz wycofać nasze poparcie

dla Marcusa Bolesa. Nikt, powtarzam nikt, nie wciągnie

mnie w żadne tego rodzaju machinacje!

- Nie pojmuję, dlaczego wcześniej nie przejrzeliśmy

jego zamiarów - powiedział Ed. - Cała kampania wybor-

background image

POŻEGNANIE Z MROCZNĄ PRZESZŁOŚCIĄ 49

cza miała na celu wyłącznie odwrócenie uwagi od tego, na

czym naprawdę mu zależało. Zrobił ją po to, aby rzeczywi­

sty kandydat miał z kim konkurować. Wygrywając wybo­

ry, stałby się bohaterem, a Boles mężnie zniósłby porażkę.

Dobrze mu za to zapłacono. Widocznie bardziej ceni sobie

pieniądze niż stołek i własną reputację.

- Kupił ziemię w Ameryce Południowej. Słyszałem, że

zamierza się tam przenieść. I bardzo dobrze - cierpkim

tonem skomentował Matt. - Jeśli facet będzie miał szczę­

ście, może jutro dotrze na lotnisko, zanim porachuję mu

kości - dodał ostro.

Leslie przebiegł dreszcz. Ze wszystkich czterech pasa­

żerów ona wiedziała najlepiej, jak straszna i tragiczna

w skutkach może być przemoc fizyczna. Jej wspomnienia

zacierały się powoli, ale w ciągle powtarzających się kosz­

marach sennych odżywały na nowo.

- Uspokój się, kochanie - powiedziała Carolyn do

Matta. - Zdenerwowałeś panią Marley.

- Panią Murry. - Ed szybko poprawił śliczną blondyn­

kę, zanim zdążyła zrobić to sama Leslie. - Nie wiedzia­

łem, Carolyn, że masz taką słabą pamięć.

Młoda dama puściła mimo uszu słowa Eda. Odchrząk­

nęła głośno.

- Mamy piękną noc - oznajmiła, zmieniając temat. -

Nie pada i księżyc świeci na niebie.

- Rzeczywiście - zadrwił Ed.

Matt rzucił mu ostre spojrzenie, które cioteczny brat

skwitował sztucznym uśmiechem. Wyglądał jak nie­

winiątko. Leslie zbyt dobrze znała Eda, by dać się

zwieść.

W tym czasie Matt napawał się widokiem Leslie. Ele­

gancka suknia idealnie pasowała do szarych oczu i alaba-

background image

50 POŻEGNANIE Z MROCZNĄ PRZESZŁOŚCIĄ

strowej cery. Zastanawiał się, czy jej skóra jest tak delikat­

na w dotyku, na jaką wygląda.

Leslie nie była ładna w konwencjonalnym znaczeniu

tego słowa. Miała jednak w sobie coś, co sprawiało, że go

zaciekawiała i intrygowała, a także, co zdarzyło mu się po

raz pierwszy, wzruszała. Pragnął chronić ją, nie wiedząc

czemu, bo przecież prawie wcale się nie znali. Ta nieświa­

domość zirytowała go tak samo jak telefon, który odebrał

przed wyjściem z domu Eda.

- Skąd pani pochodzi, pani Murbery? - spytała Caro­

lyn.

- Pani Murry - poprawiła ją Leslie, o sekundę uprze­

dziwszy Eda. - Pochodzę z małego miasta na północ od

Houston.

- Rodaczka - dorzucił Ed z uśmieszkiem na twarzy.

- Co to za miasto? - chciał się dowiedzieć Matt.

- Och, jestem pewna, że nigdy pan o nim nie słyszał

- oświadczyła Leslie. - Naszym jedynym powodem do

sławy stała się stacja radiowa w budynku w kształcie gi­

gantycznego kapelusza. To małe miasto, leżące na uboczu,

z daleka od głównych dróg.

- Czy rodzice pani mają ranczo? - pytał dalej Matt.

Leslie pokręciła głową.

- Nie. Mój ojciec pracował jako opylacz zbiorów.

- Był opylaczem? - powtórzyła zdziwiona Carolyn,

nie mając pojęcia, o czym mówi Leslie.

- Był pilotem małego samolotu, z którego rozpylał pe­

stycydy w powietrzu - wyjaśniła spokojnie. - Zginął...

podczas wykonywania swej pracy.

- Pestycydy - ponurym tonem mruknął Matt. - Nic

dziwnego, że wody gruntowe...

- Czy choć przez jeden wieczór moglibyśmy przestać

background image

POŻEGNANIE Z MROCZNĄ PRZESZŁOŚCIĄ 51

myśleć o innych sprawach? - zapytał Ed. - Chciałbym się

dzisiaj dobrze bawić.

Matt zmierzył brata niechętnym spojrzeniem. Szybko

jednak się rozluźnił, jeszcze wygodniej rozparł na siedze­

niu i objął ramieniem Carolyn, przyciągając ją do siebie.

Zdawał się drwić z Leslie. Dawał do zrozumienia, że

w przeciwieństwie do niej ładna blondynka jest zachwy­

cona jego bliskością.

Rozbawiona Leslie dała mu wygrać tę rundę. Swego

czasu być może odczuwałaby podobną radość. Jej nie­

chęć do mężczyzn i strach przez nimi miały jednak peł­

ne uzasadnienie.

Klub mieścił się w ładnym budynku, nad sztucznym

jeziorem zdobionym arkadami i kolumnami. Był chlubą

wszystkich mieszkańców Jacobsville. Tak jak przewidy­

wał Ed, nie było ani jednego wolnego miejsca do parkowa­

nia. Matt znał numer pagera kierowcy limuzyny, więc

w każdej chwili mógł go przywołać. Całą czwórką wy­

siedli z wozu i weszli do budynku, gdzie zajął się nimi

komitet powitalny.

Grał doskonały zespół muzyczny. Jego repertuar skła­

dał się głównie z utworów w rytmie bossa novy. Muzyka

zawsze dawała Leslie ukojenie. Zamykała wówczas oczy

i słuchała wszystkiego. Utworów klasycznych, opero­

wych, muzyki country lub pieśni religijnych. Już w dzie­

ciństwie odgradzała się od ponurej rzeczywistości, ucieka­

jąc do świata dźwięków. Nie grała na żadnym instrumen­

cie, za to potrafiła tańczyć. Była to jedyna namiętność,

jaka łączyła ją z matką. Marie nauczyła Leslie wszystkich

tanecznych kroków, jakie sama znała. Było ich wiele.

Przez rok pracowała jako instruktorka tańca i w domu

background image

52 POŻEGNANIE Z MROCZNĄ PRZESZŁOŚCIĄ

ćwiczyła z córką. Ironią losu było to, że tragiczne wyda­

rzenie, które nastąpiło, gdy Leslie miała zaledwie siedem­

naście lat, pozbawiło ją na zawsze jedynej życiowej na­

miętności.

- Nałóż sobie coś na talerz - zachęcał Ed, wskazując

swej towarzyszce pełne półmiski licznie porozstawiane na

stołach. - Jesteś chudziutka jak drobna ptaszynka. Konie­

cznie powinnaś przytyć.

- Wcale nie jestem koścista - zaprotestowała.

- Jesteś - odparł, bo tak rzeczywiście było. Wcale się

nie przekomarzał. - No chodź, zapomnij o kłopotach

i baw się dobrze. Jedz, pij i ciesz się życiem. Dniem dzi­

siejszym. Nie myśl o jutrze.

Bo jutro umrzesz, tak chyba brzmiał dalszy ciąg tego

wersu, pomyślała smętnie Leslie. Nie powiedziała jednak

tego głośno. Wzięła z bufetu trochę serowych paluszków

i kilka maleńkich kanapek, a zamiast alkoholowego ko­

ktajlu wodę sodową.

Ed znalazł dwa wolne krzesła na obrzeżu parkietu. Słu­

chając muzyki, mogli przyglądać się tańczącym.

Wraz z zespołem występowała ciemnowłosa wokali­

stka. Miała piękny, głęboki głos, chwytający za serce.

Grała na gitarze i śpiewała songi z lat sześćdziesiątych. Ich

rytm poruszył Leslie. Ożywała w miarę słuchania. Na jej

twarzy pojawił się uśmiech, szare oczy rozbłysły.

Matt, mimo że znajdował się po przeciwnej stronie sali,

z daleka dostrzegł tę przemianę. A więc uwielbiała muzy­

kę. Ed wspomniał, iż przepada także za tańcem. Odrucho­

wo zacisnął palce na brzegu talerza.

- Kochany, usiądziemy obok Devoresow? - zapro­

ponowała Carolyn, wskazując elegancko ubraną parę w in­

nej części balowej sali.

background image

POŻEGNANIE Z MROCZNĄ PRZESZŁOŚCIĄ 53

- Trzymajmy się lepiej mojego brata - odrzekł Matt.

- Nie jest przyzwyczajony do tego rodzaju imprez.

- Wygląda na to, że czuje się tutaj doskonale - oświad­

czyła Carolyn, spoglądając z niechęcią w kierunku Eda.

- To jego partnerka jest zupełnie nie na miejscu. Czy

widzisz, że ta kobieta nogą wystukuje rytm? Brak jej

ogłady - dodała oskarżycielskim tonem.

- Czy nigdy nie byłaś młoda? - cierpkim tonem zapy­

tał Matt. - A może od urodzenia jesteś aż tak bardzo wyra­

finowana, że absolutnie nic cię nie wzrusza?

Carolyn zatkało z wrażenia. W taki sposób Matt nigdy

się do niej nie odzywał.

- Wybacz - mruknął, uprzytomniwszy sobie własne

niegrzeczne zachowanie. - Sprawa Bolesa wyprowadziła

mnie z równowagi.

- Za... zauważyłam - wyjąkała Carolyn.

O mały włos, a talerz wypadłby jej z ręki. Takiego

Matta nie widziała nigdy przedtem. Stał obok niej nie

wesoły i sympatyczny mężczyzna, lecz skrzywiony

i zdegustowany ponurak. Boles naprawdę musiał po­

rządnie go zdenerwować!

Podeszli do Eda i Leslie. Matt usiadł po jej drugiej

stronie. Od razu zesztywniała. Tak mocno zacisnęła palce

na brzegu talerza, że pobielały jej kostki. Wyglądała tak,

jakby uszło z niej życie.

Nie na żarty rozzłościła Matta.

- Chodź tutaj, Carolyn, zamieńmy się miejscami - po­

wiedział z wymuszonym uśmiechem. - To krzesło jest dla

mnie za niskie.

- Moje, kochany, jest chyba identyczne, ale chętnie się

z tobą zamienię - powiedziała łagodnym głosem jego

piękna partnerka.

background image

54 POŻEGNANIE Z MROCZNĄ PRZESZŁOŚCIĄ

Leslie odprężyła się. Uśmiechnęła się nieśmiało do Ca­

rolyn i ponownie skupiła wzrok na ciągle śpiewającej pio­

senkarce.

- Prawda, że jest wspaniała? - powiedziała Carolyn.

- Przyjechała z Jukatanu.

- Nie tylko utalentowana, lecz także bardzo ładna -

dorzucił Ed. - Uwielbiam ten rytm.

- Och, ja też - odruchowo przyznała się Leslie. Nie

patrząc w talerz, dziobnęła maleńką kanapkę. Nie mogła

oderwać oczu od wokalistki.

Matt z kolei nie spuszczał wzroku z Leslie. Podobała

mu się jej spontaniczna reakcja na ulubioną muzykę. Nig­

dy nie widział jej takiej przy pracy. Tutaj, na balowej sali,

też początkowo czuła się niepewnie. Była wyobcowana.

Gdy jednak zagrał zespół muzyczny i rozległ się śpiew, od

razu stała się zupełnie inną osobą. Matt zastanawiał się,

jaka była, zanim skrzywdził ją los. Intrygowała go coraz

bardziej. I to nie tylko dlatego, że okazując mu niechęć,

urażała jego męską ambicję. Fascynowała go skompliko­

wana osobowość tej kobiety.

Ed zauważył, że Matt bacznie obserwuje Leslie. Zadał

sobie w duchu pytanie, czy nie powinien pod byle prete­

kstem odciągnąć na bok ciotecznego brata i opowiedzieć

mu historii Leslie po to, by uchronić biedną dziewczynę

przed zbytnią natarczywością.

Zdawał sobie sprawę, że Matt nie zrezygnuje, dopóki

nie uzyska odpowiedzi na nurtujące go pytania, a Leslie,

która właśnie zaczynała powoli przychodzić do siebie, nie

powinna wracać do tragicznej przeszłości. Matt wpędziłby

ją z powrotem w głęboką depresję.

Czemu nie potrafił zadowolić się swą piękną, adorującą

go Carolyn? Zawsze otaczało go grono wielbicielek. Les-

background image

POŻEGNANIE Z MROCZNĄ PRZESZŁOŚCIĄ 55

lie do nich nie należała. I to był chyba główny powód, dla

którego stała się obiektem jego zainteresowania. Dociekli­

wość Matta mogła stać się dla Leslie niebezpieczna. Nawet

nie miał pojęcia, jak wielką mógł wyrządzić jej krzywdę.

Była wykończona psychicznie. Tak bardzo słaba...

Piosenkarka skończyła śpiewać. Publiczność nagrodzi­

ła ją rzęsistymi brawami. Przedstawiła członków zespołu

i zapowiedziała następną piosenkę.

Była nią „Brazylia", ulubiony utwór Leslie. Mimo bo­

lącej nogi, zapragnęła go zatańczyć. Marzyła o tym, aby

ktoś zaprosił ją na parkiet. Pokazałaby tym wszystkim

sztywniakom, jak się tańczy w rytmie tej wspaniałej, ogni­

stej muzyki!

Matt dostrzegł jej rozmarzone spojrzenie. Ed nie znał

latynoskich tańców, ale on sam był w nich doskonały.

Bez słowa wręczył Carolyn pusty talerz i podniósł się

z miejsca.

Zanim Leslie zorientowała się, co zamierza zrobić,

w milczeniu pociągnął ją na parkiet.

Jednym zręcznym ruchem objął ją w talii i obrócił ku

sobie. Napotkał spojrzenie przerażonych szarych oczu.

- Nie będę robił żadnych szybkich obrotów - zapew­

nił, dostosowując do rytmu muzyki własny krok.

I wówczas stało się coś niezwykłego.

W ciągu sekundy Leslie zorientowała się, jak znakomi­

tego ma partnera. Zapomniała o strachu. O tym, jak bardzo

niepokoi ją bliskość mężczyzny. Poddała się szaleńczemu,

ognistemu rytmowi latynoskiej muzyki.

- Świetnie to pani robi - pochwalił Matt, uśmiechając

się z satysfakcją.

- Pan też dobrze tańczy - rozluźniona, odwzajemniła

komplement.

background image

56 POŻEGNANIE Z MROCZNĄ PRZESZŁOŚCIĄ

- Natychmiast proszę powiedzieć, jeśli zacznie boleć

panią noga. Od razu zejdziemy z parkietu - oświadczył.

- Zgoda?

- Zgoda.

- A więc do dzieła!

Ruszył przez salę z werwą zawodowego tancerza. Les­

lie pokazała klasę. Tańczyli tak pięknie, że pozostali go­

ście rozstąpili się na parkiecie, robiąc miejsce pokazowej

parze.

Nie zważając na nikogo, Matt i Leslie tańczyli jak w tran­

sie. Rozkoszowali się porywającym rytmem egzotycznej mu­

zyki. Szło im tak znakomicie, jakby tańczyli z sobą przez całe

życie.

Pod koniec utworu Matt przyciągnął Leslie do siebie

i narzucił efektowne, lecz zbyt karkołomne dla niej za­

kończenie.

Zewsząd rozległy się gromkie brawa. Dopiero gdy Matt

wypuścił Leslie z objęć, dostrzegł jej niezwykłą bladość.

- Przesadziłem - szepnął. - Wracajmy na nasze miejsca.

Nie objął już więcej partnerki. Wyciągnął tylko rękę.

Podeszła bliżej z własnej woli i obydwiema rękoma przy­

trzymała się męskiego ramienia. To, że szalała na parkie­

cie, uznała za głupotę. Szybko jednak udzieliła sobie roz­

grzeszenia. Należało się jej trochę frajdy. Taniec był wart

bólu, jaki teraz odczuwała.

Nie miała pojęcia, że rozmawia z sobą na głos, dopóki

Matt nie posadził jej na dawnym krześle.

- Czy ma pani aspirynę? - zapytał, spoglądając na ma­

leńką torebkę zwisającą z ramienia Leslie.

Skrzywiła się.

- Jasne, że nie - skonstatował. Odwrócił się twarzą

w stronę sali. - Zaraz wrócę.

background image

POŻEGNANIE Z MROCZNĄ PRZESZŁOŚCIĄ 57

Po chwili już go nie było.

Przejęty Ed ujął w dłonie rękę Leslie.

- To było wspaniałe! Po prostu wspaniałe! - entuzja­

zmował się. - Nie miałem pojęcia, że potrafisz tak genial­

nie tańczyć.

- Ja też nie miałam - rzuciła nieśmiało.

- Daliście niezłe przedstawienie - chłodnym tonem

oznajmiła Carolyn. - Po co jednak tańczyć, gdy to sprawia

ból? Matt spędzi resztę wieczoru na robieniu sobie wyrzu­

tów z tego powodu. I na zdobywaniu aspiryny.

Podniosła się z krzesła i majestatycznym krokiem ru­

szyła w stronę stołu, niosąc dwa talerze. Pusty Matta

i własny, z prawie nietkniętym jedzeniem.

- Zirytowała się, bo nie umie tak tańczyć - zauważył

Ed.

- Nie powinnam się popisywać - przyznała Leslie -

ale nie potrafiłam oprzeć się pokusie. To była wielka przy­

jemność. Czułam, że żyję! Naprawdę!

- I to było widać. Znów jak za dawnych, dobrych

czasów błyszczały ci oczy.

Rozbawiona Leslie zmarszczyła nos.

- Popsułam Carolyn zabawę - stwierdziła, niezbyt

przejęta tym faktem.

- Tylko wyrównałaś rachunki - oświadczył Ed. - Ona

zatruwała nam atmosferę tego wieczoru, od kiedy wsiadła

do limuzyny. Z miejsca oświadczyła, że pachnę jak sklep

ze słodyczami.

- Pachniesz bardzo ładnie - uznała Leslie.

- Dziękuję. - Ed uśmiechem skwitował komplement.

Tuż przed nimi zjawił się Matt. Prowadził pod rękę Lou

Coltrain. Wyglądało to tak, jakby szła pod przymusem. Na

ten widok Ed z trudem powstrzymał się od śmiechu.

background image

58 POŻEGNANIE Z MROCZNĄ PRZESZŁOŚCIĄ

Gdy stanęli, Lou spojrzała na Matta, a dopiero potem na

Leslie.

- Po tym, jak porwał mnie z drugiego końca sali, sądzi­

łam, że jest pani umierająca!

- Nie wzięłam z sobą żadnego środka przeciwbólowe­

go - tłumaczyła speszona Leslie. - Nawet aspiryny.

- Nie ma powodu do niepokoju - oświadczyła lekarka.

Poklepała Leslie po ramieniu. - Miała pani jednak w prze­

szłości poważną kontuzję, a taniec nie jest ćwiczeniem,

jakie bym zalecała. Połamane kości nigdy nie są tak mocne

jak przedtem. Nawet poprawnie złożone, czego u pani nie

uczyniono.

Zmieszana Leslie przygryzła dolną wargę.

- Nic się pani nie stanie - uspokoiła ją Lou. - Prawdę

powiedziawszy, taniec to dobre ćwiczenie dla mięśni,

które wymagają wzmacniania, bo muszą podtrzymywać

uszkodzoną kość. Pod warunkiem, że będzie stosowane

z umiarem. Proszę oszczędzać tę nogę co najmniej przez

dwa tygodnie. Proszę, oto aspiryna. Noszę ją zawsze przy

sobie.

Lekarka wręczyła Leslie małe metalowe pudełeczko.

Matt błyskawicznie przyniósł szklankę wody sodowej.

Z poważną miną stanął obok Leslie i czekał, aż połknie

dwie tabletki!

- Dziękuję - powiedziała do Lou. - To naprawdę bar­

dzo miłe z pani strony.

- Proszę przyjść do mnie w poniedziałek - poleciła le­

karka. - Wypiszę pani receptę na coś, co ułatwi pani życie.

Nie będzie to narkotyk - dodała z uśmiechem - lecz śro­

dek przeciwzapalny. Od razu poczuje się pani lepiej.

- Jest pani świetnym lekarzem - oświadczyła z przeko­

naniem Leslie.

background image

POŻEGNANIE Z MROCZNĄ PRZESZŁOŚCIĄ 59

Lou popatrzyła na nią, zmrużywszy oczy.

- Sądzę, że zna pani kogoś, kto nim nie był - zauważy­

ła spokojnym tonem.

- Tak, co najmniej jednego takiego człowieka - przy­

znała Leslie. Uśmiechnęła się. - Zmieniłam zdanie o leka­

rzach, poznawszy panią.

- Punkt dla mnie. Biegnę do Coppera, żeby mu to

powiedzieć - dodała Lou, dojrzawszy w przeciwległym

końcu sali rudowłosą głowę męża. - Ale się zdziwi!

- Niewiele rzeczy robiło na nim wrażenie - rzekł Matt,

gdy lekarka znalazła się poza zasięgiem jego głosu.

- Dopóki się nie dowiedział, że żona trzyma w szafie

kolejkę elektryczną synka - dodał Ed, parskając śmie­

chem.

- Mały Lionel będzie musiał przygotować się na wiele

niespodzianek, kiedy dorośnie - skomentował Matt. Ro­

zejrzał się wokoło. - A gdzie Carolyn?

- Zirytowała się i poszła sobie - wyjaśnił Ed.

- Poszukam jej. - Matt zwrócił się do Leslie: - Napra­

wdę nic pani nie jest? - spytał z niepokojem.

- Nie - zapewniła. - Dziękuję za aspirynę. Już zaczyna

działać.

Skinął głową. Jeszcze raz obrzucił wzrokiem jej po­

bladłą twarz, a potem odwrócił się i poszedł szukać swej

towarzyszki.

- Jemu też chyba popsułam ten wieczór - stwierdziła

Leslie, patrząc na odchodzącego Matta.

- Nie masz się czym przejmować - zapewnił Ed. - Nie

pamiętam, kiedy widziałem go tak rozbawionego jak pod­

czas waszego wspólnego występu. Większość z obecnych

tu kobiet słabo tańczy, a ty byłaś cudowna na parkiecie.

Prawdziwa mistrzyni.

background image

60 POŻEGNANIE Z MROCZNĄ PRZESZŁOŚCIĄ

- Kocham taniec - z westchnieniem przyznała Leslie.

- Od dzieciństwa. Mama tańczyła przepięknie. Jako mała

dziewczynka przyglądałam się często, jak tańczy z ojcem.

Była taka ładna. Pełna życia. - Leslie spoważniała. Jej

oczy straciły blask. - Była przekonana, że to ja sprowoko­

wałam Mike'a. I także tych innych - dodała matowym

głosem, jakby mówiła sama do siebie. - Strz... strzeliła do

niego. Kula przeszyła Mike'a i utkwiła w mojej nodze...

- To dlatego jest teraz w takim stanie.

Leslie spojrzała na Eda. Chyba nawet nie zdawała sobie

sprawy z tego, co powiedziała. Potwierdziła szybkim ski­

nieniem głowy.

- Lekarz na pogotowiu był przekonany, że to wszystko

moja wina. Dlatego źle złożono mi nogę. Wyjął z niej kulę,

założył bandaż i przestał się mną zajmować. Kiedy zaczę­

łam chodzić, noga bolała mnie coraz bardziej. Utykałam.

Dopiero po jakimś czasie poszłam do przychodni, gdzie

inny lekarz litościwie założył mi gips. Potem nadal kula­

łam. Nie mogłam pójść do dobrego specjalisty, bo nie

miałam na to pieniędzy. Mama trafiła do więzienia, a ja

zostałam sama. I gdyby nie rodzina mojej najlepszej przy­

jaciółki, Jessiki, nie miałabym nawet gdzie mieszkać i

z czego żyć. Jej rodzice wzięli mnie do siebie, mimo osz­

czerstw i plotek rozpowiadanych na mój temat. Do końca

życia będę im za to wdzięczna. Dzięki tym szlachetnym

i dobrym ludziom skończyłam szkołę.

- Nigdy nie będę w stanie zrozumieć, jak ci się to udało

- z zadumą powiedział Ed. - Przecież właśnie w tym cza­

sie sprawozdania sądowe z procesu zajmowały pierwsze

szpalty gazet, a na twój temat rozpisywały się wszystkie

brukowce.

- Było mi trudno - przyznała Leslie - ale dzięki temu

background image

POŻEGNANIE Z MROCZNĄ PRZESZŁOŚCIĄ 61

stałam się silniejsza i bardziej odporna. Ogień hartuje stal.

Tak to się mówi, mam rację? Jestem zahartowana.

- To prawda.

Uśmiechnęła się ciepło do Eda.

- Dziękuję, że mnie tu przyprowadziłeś. Wieczór był

wspaniały.

- Powiedz to Mattowi. Może zmieni swój stosunek do

ciebie. Zachowuje się okropnie.

- Och, nie jest taki zły - odparła Leslie. - A poza tym

genialnie tańczy.

Ed zerknął w stronę wazy z ponczem, obok której stał

Matt. Cały czas się im przyglądał. Z nieprzeniknionym

wyrazem twarzy. W pewnej chwili zostawił Carolyn i ru­

szył wolno w ich stronę.

Edowi nie podobał się spokój ciotecznego brata. Pozor­

ny, zwiastował burzę. Dobrze znał Matta. Tak powoli po­

ruszał się tylko wtedy, kiedy był wściekły.

background image

ROZDZIAŁ CZWARTY

Dojrzawszy zbliżającego się Marta, Leslie od razu zorien­

towała się, że jest wściekły. Natychmiast pomyślała, że jego

złość jest skierowana przeciwko niej, aczkolwiek nie mogła

sobie uzmysłowić, czym na nią zasłużyła. Idąc w ich stronę,

wyciągnął telefon komórkowy i wystukał jakiś numer. Coś

powiedział i zaraz wsadził aparat do kieszeni.

- Przykro mi, ale musimy już iść - oświadczył lodowa­

tym tonem. - Carolyn okropnie rozbolała głowa.

- W porządku - powiedziała Leslie, posyłając Mattowi

uśmiech, na który nie zareagował. - Nie mogłabym więcej

tańczyć - dodała nieśmiało, spojrzawszy mu w oczy. - Ba­

wiłam się doskonale.

Nie odezwał się ani słowem, patrząc nadal nieprzyjaź-

nie.

- Ed, czy możesz wyjść przed dom i zobaczyć, czy jest

już nasz samochód? Przed chwilą dzwoniłem do kierowcy.

- Jasne. - Ed wahał się przez chwilę, zanim ruszył ku

wyjściu.

Matt przyglądał się Leslie tak badawczo, że poczuła się

nieswojo.

- Sama jest pani sobie winna, że teraz panią boli - po­

wiedział chłodnym tonem. - Maskuje się pani. Starasz się

uchodzić za kogoś, kim nie jesteś. Mam podstawy przypu­

szczać, że przed niefortunnym wypadkiem z nogą była

pani doskonałą tancerką.

background image

POŻEGNANIE Z MROCZNĄ PRZESZŁOŚCIĄ 63

- Nauczyłam się tańca od matki - odparła zgodnie

z prawdą. - Często ćwiczyłyśmy razem.

- Nie wierzę. Proszę wymyślić coś innego - oznajmił

sucho.

Za każdym razem gdy się do niej zbliżał, udawała prze­

strach i odrazę. A tu nagle dziś zmieniła taktykę. Nieocze­

kiwanie dla niego, gdyż z jej strony musiało to być staran­

nie zaplanowane posunięcie. Kapitulacja. Był to stary trik,

który znał z własnego doświadczenia. Udawanie obawy po

to, aby zaintrygować, podrażnić dumę i zachęcić mężczy­

znę do działania.

Matt był zdziwiony, że tak długo był ślepy i dał się

nabierać. Powinien przejrzeć ją znacznie wcześniej. Zasta­

nawiał się, jak daleko zamierzała się posunąć w swoich

machinacjach. Postanowił się o tym przekonać.

Zdezorientowana, zatrzepotała rzęsami. Zmarszczyła

czoło.

- Słucham? - spytała, zaskoczona słowami Matta.

- Nieważne. - Obdarzył ją drwiącym uśmiechem. - Ed

już pewnie czeka na nas przy limuzynie. Idziemy?

Wyciągnął rękę w stronę Leslie i gwałtownym ruchem

poderwał ją z krzesła. Despotyczny gest Matta i jego lodo­

waty wzrok sprawiły, że pobladła. Nie była w stanie opa­

nować narastającej paniki. Natychmiast stanął jej przed

oczyma inny, zachowujący się władczo mężczyzna, który

ją sobie podporządkował. Tyle że wówczas nie miała poję­

cia, w jaki sposób się bronić. Teraz już potrafiła. Szybko

przekręciła ramię i pchnęła Matta dokładnie tak, jak uczo­

no ją na kursie samoobrony.

Zaskoczyła go całkowicie.

- Skąd pani zna takie sztuczki? Czyżby też z lekcji

u mamusi? - zapytał drwiącym tonem.

background image

64 POŻEGNANIE Z MROCZNĄ PRZESZŁOŚCIĄ

- Nie. Nauczyłam się od instruktora japońskiej walki

wręcz. W Houston - odparła. - Mimo chorej nogi, potrafię

o siebie zadbać i zapewnić sobie bezpieczeństwo.

- Och, w to nie wątpię. - Zmrużył oczy, w których

pokazały się zimne błyski. - Pani Murry, udaje pani kogoś,

kim pani nie jest. Postaram się dowiedzieć, jaka jest pra­

wda. Obiecuję to pani - dorzucił z krzywym uśmiechem.

Leslie zbladła. W głosie Matta czaiła się groźba. Nie

chciała, żeby grzebał w jej przeszłości. Nie po to przez tyle

lat od niej uciekała. Nie po to zmieniła swój wizerunek.

Czy nadal będzie musiała robić to samo, akurat gdy poczu­

ła się bezpieczna?

Matt dostrzegł przestrach na twarzy Leslie. Umocniło

to jego podejrzenia. A więc miał rację. W ostatniej chwili

udało mu się rozszyfrować tę kobietę. O mały włos, a prze­

padłby z kretesem. Czyżby dotychczasowe doświadczenia

nie nauczyły go, jak rozpoznawać oszustwo?

Pomyślał o swojej matce i natychmiast poczuł, jak lo­

dowacieje mu serce. Leslie była nawet trochę do niej po­

dobna. Także miała jasne włosy. Ściskając ją mocno za

ramię, pociągnął za sobą. Szła niezdarnie, utykając na

chorą nogę.

- Niech pan zwolni, proszę - powiedziała. - To boli.

Dopiero teraz uprzytomnił sobie, że zmusił Leslie do

zbyt szybkiego kroku. Zapomniał o jej fizycznej niespraw­

ności, tak jakby też była udawana. Wciągnął z gniewem

powietrze.

- Rzeczywiście ma pani chorą nogę - powiedział niemal

do siebie. - Ale co z resztą? W co pani gra? Co chce osiągnąć?

Napotkała rozzłoszczony wzrok Matta.

- Panie Caldwell, bez względu na to, jaka jestem, nie

stanowię dla pana żadnego zagrożenia - oznajmiła spokoj-

background image

POŻEGNANE Z MROCZNĄ PRZESZŁOŚCIĄ 65

nym tonem. - Naprawdę nie lubię, gdy ktoś mnie dotyka,

ale tańczyło mi się z panem bardzo dobrze. Nie tańczyłam

od... od lat.

Nieświadom tego, co się wokół dzieje, nie słysząc mu­

zyki ani gwaru rozmów na sali, wpatrywał się badawczo

w twarz Leslie.

- Czasami wydaje mi się, że już gdzieś panią widzia­

łem. Pani twarz jest mi znajoma - oświadczył stłumionym

głosem.

Mówiąc o Leslie, myślał o własnej matce. O tym, jak

się go pozbyła. I o tym, jak bardzo przez wszystkie lata

bolała go jej zdrada.

Leslie o tym nie wiedziała. Usiłowała opanować na­

rastający niepokój, nie dać po sobie poznać, że się boi.

Być może Matt widział ją kiedyś przedtem, podobnie

zresztą jak wielu innych ludzi w tych okolicach, gdyż

jej fotografię opublikowały na pierwszych stronach

wszystkie brukowe gazety tej nocy, kiedy na noszach

wynoszono ją ze splamionego krwią mieszkania. Spła­

kaną, z nogą we krwi. Wtedy jednak miała ciemne wło­

sy i nosiła okulary. Czy naprawdę Mattowi udało się ją

rozpoznać?

- Może mam dość typową twarz. - Skrzywiła się

i przeniosła ciężar ciała na zdrową nogę. - Czy możemy

już iść? - spytała niemal z jękiem. - Ledwie wytrzymuję

ból.

W pierwszej chwili się nie poruszył, lecz zaraz potem

nachylił się i wziął Leslie w ramiona. A potem przeniósł ją

na rękach przez całą salę, ku uciesze zgromadzonych.

- Jak pan może, panie Caldwell... - protestowała sła­

bym głosem.

Zdrętwiała ze wstydu. Nigdy w życiu nie niósł jej żaden

background image

66 POŻEGNANIE Z MROCZNĄ PRZESZŁOŚCIĄ

mężczyzna, a mimo to, wbrew temu, czego się mogła spo­

dziewać, nie odczuwała strachu, wpatrując się mimo woli

w ostry profil Matta. Tańcząc z nim, w jakimś sensie za­

akceptowała jego fizyczną bliskość. Był bardzo silny i pa­

chniał jakąś egzotyczną, korzenną wodą kolońską. Leslie

miała ochotę dotknąć bujnych, czarnych włosów tuż nad

jego czołem. Tam, gdzie wydawały się najgęstsze.

Zajrzał jej w oczy. Ze zdziwieniem uniósł brew.
- Jest pan bardzo silny, prawda? - raczej stwierdziła,

niż zapytała po chwili wahania.

Ton głosu Leslie poruszył jakoś głęboko ukrytą strunę.

Gdy Matt przeniósł spojrzenie na jej wydatne usta, oboje

nagle poczuli, jak ogarnia ich zmysłowe napięcie.

Zwolnił nieco kroku.

Gdy wpatrywał się w jej wargi, wpiła kurczowo palce

w klapę smokingu. Po raz pierwszy w życiu zapragnęła

pocałunku. Te sprzed lat były obrzydliwe. Miała wówczas

ochotę zwymiotować.

Wiedziała, że z Mattem byłoby zupełnie inaczej. Wy­

czuwała instynktownie, że w intymnych kontaktach z ko­

bietami ma duże doświadczenie. Z pewnością potrafił de­

likatnie obchodzić się z partnerką. Miał szerokie, mocno

zarysowane, zmysłowe usta. Na myśl, że mogłyby ją cało­

wać, zadrżały jej wargi.

Chyba odgadł pragnienie Leslie, gdyż wciągnął nerwo­

wo powietrze.

- Proszę uważać - ostrzegł głębszym niż zwykle gło­

sem. - Ciekawość to pierwszy stopień do piekła.

Wzrokiem zadała pytanie, którego nie ośmieliła się

sformułować.

- Spadła pani z konia, bo tak bardzo chciała uniknąć

bliskości - przypomniał spokojnym tonem. - A teraz

background image

POŻEGNANIE Z MROCZNĄ PRZESZŁOŚCIĄ 67

wygląda pani tak, jakby chciała, żebym panią pocałował.

Dlaczego?

- Nie wiem - odparła szeptem, zaciskając dłoń na klapie

smokinga. - Dobrze mi, gdy jestem tak blisko pana - wyzna­

ła, zdumiona własnym odkryciem. - To dziwne. Nigdy w ży­

ciu nie pragnęłam znaleźć się w objęciach żadnego męż­

czyzny.

Stanął jak wryty. Poczuła, jak zadrżały mu ramiona.

Przygarnął ją, tak że jej piersi dotknęły jego torsu. W takiej

pozycji zatrzymał się na schodach wiodących do budynku,

nieświadom tego, co wokół się dzieje. Czuł tylko wszech­

ogarniające pożądanie.

Ciałem Leslie wstrząsnęły dreszcze. Jeszcze nigdy nie

była aż tak podekscytowana. Było to wspaniałe odczucie.

Zaczęły nagle ciążyć jej piersi. Bolały.

- Czy to właśnie tak wygląda? - szepnęła, raczej do

samej siebie niż do Matta.

- Co? - zapytał ochrypłym głosem.

Spojrzała mu prosto w oczy.

- Pożądanie.

Teraz on poczuł drżenie. Jeszcze mocniej zacisnął rę­

ce. Rozchylił usta. Patrzył na wargi Leslie, wiedząc, że się

im nie oprze. Pachniała różami. Pragnęła go. To było

oczywiste. Mattowi zaszumiało w głowie. Nachylił się

i szepnął:

- Leslie, rozchyl wargi.

Sekundę później całował je namiętnie.

Zanim jednak udało mu się w nich rozsmakować, usły­

szał stukot pantofli na wysokich obcasach. Błyskawicznie

uniósł głowę. W jego objęciach Leslie wciąż drżała, trochę

wystraszona i całkowicie oszołomiona pocałunkiem.

Matt przewiercał ją wzrokiem.

background image

68 POŻEGNANIE Z MROCZNĄ PRZESZŁOŚCIĄ

- Koniec twoich gierek i udawania - oświadczył. - Za­

bieram cię z sobą do domu.

Usiłowała zaprotestować, ale w tej właśnie chwili Ca-

rolyn wyglądająca jak burza gradowa wypadła z drzwi

budynku.

- Wymaga noszenia? - spytała Matta głosem przesyco-

nym ironią. - To dziwne, bo dopiero co szalała na parkiecie!

- Ma chorą nogę - oświadczył sucho. - Oto nasz samo-

chód.

Podjechała limuzyna. Wysiadł z niej Ed. Na widok

Matta z Leslie na rękach zmarszczył czoło.

- Jak się czujesz? - spytał z niepokojem, podchodząc

bliżej.

- Nie powinna w ogóle tańczyć - cierpkim tonem oznaj­

mił Matt. Usadowił Leslie w samochodzie. - Jeszcze bar­

dziej rozbolała ją noga.

Carolyn rozzłościła się nie na żarty. Wsunęła się do

wozu. Obrzuciła Leslie nienawistnym spojrzeniem.

- Co to za zabawa! - rzuciła gniewnie. - Wychodzimy

zaledwie po jednym tańcu!

Matt usiadł obok Eda, trzasnąwszy drzwiczkami.

- Byłem przekonany, że wychodzimy tak wcześnie,

ponieważ boli cię głowa - zauważył złośliwie. Był

w okropnym nastroju - wściekły na siebie za to, że za

sprawą Leslie przestał panować nad sobą i dał się ponieść

nagle rozbudzonej namiętności. To nie było do niego po­

dobne. Do niedawna trzymała się na dystans i udawała

przestraszoną, a teraz pozwoliła się całować. Była znako­

mitą manipulatorką! Udało się jej! Pewnie teraz śmiała się

z niego w duchu.

Sfrustrowany, ze złością zacisnął zęby. Poprzysiągł so­

bie, że Leslie mu za to zapłaci.

background image

POŻEGNANE Z MROCZNĄ PRZESZŁOŚCIĄ 69

Carolyn, która do tej pory nie spuszczała wzroku z ry­

walki, mruknęła coś pod nosem, odwróciła się i zaczęła

wyglądać przez okno.

Ku zdumieniu i niemiłemu zaskoczeniu Eda najpierw

jego samego odwieziono do domu. Matt oświadczył ciote­

cznemu bratu, że zobaczą się w poniedziałek w biurze,

i nie słuchając protestów, zatrzasnął za nim drzwi limu­

zyny.

Potem przyszła kolej na Carolyn. Matt podprowadził ją

pod dom i szybko odszedł, zanim zdołała zażądać pożeg­

nalnego pocałunku.

Wsiadł ponownie do limuzyny. Leslie ogarnął niepo­

kój. W świetle małej lampki widziała, jak pożądliwie się

jej przygląda.

- To nie jest droga do mojego pensjonatu - stwierdziła

kilka minut później.

Miała nadzieję, że Matt nie zawiezie jej do swego do­

mu, choć wcześniej to zapowiedział.

- Nie jest - przyznał sucho.

Gdy to mówił, limuzyna podjechała pod dom na ranczu.

Matt pomógł Leslie wysiąść, po czym, zanim odprawił

kierowcę, zamienił z nim parę słów. Następnie wziął Les­

lie ponownie na ręce i zaniósł pod frontowe drzwi.

- Panie Caldwell...

- Matt - poprawił, nawet nie spoglądając na Leslie.

- Chcę wracać do siebie - dokończyła.

- Wrócisz. Później.

- Ale odesłałeś wóz.

- Mam sześć samochodów - poinformował, wyciąga­

jąc klucze z kieszeni i wsuwając jeden do zamka. Po chwi­

li drzwi stanęły otworem. - Odwiozę cię do domu, kiedy

przyjdzie na to pora.

background image

70 POŻEGNANIE Z MROCZNĄ PRZESZŁOŚCIĄ

- Jestem bardzo zmęczona - powiedziała słabym gło­

sem.

- Wobec tego znajdę dla ciebie odpowiednie miejsce

na odpoczynek.

Matt zamknął drzwi i długim, słabo oświetlonym kory­

tarzem zaniósł Leslie do pokoju na tyłach domu. Nogą

otworzył drzwi i w taki sam sposób po chwili je zamknął.

Parę sekund później Leslie leżała pośrodku ogromnego

łoża, na pokrywającej je kapie w beżowo-brązowo-czarne

wzory.

Matt ściągnął z Leslie szal i wraz z własną marynarką

i krawatem rzucił na krzesło. Rozpiął koszulę, położył się

obok Leslie i pochylił nad nią.

Pozycja ta przywołała natychmiast koszmarne wspo­

mnienia. Leslie ścierpła. Zrobiła się blada jak płótno, ale

Matt nie zwrócił na to uwagi. Wpatrywał się w srebrzy­

stą sukienkę, ciasno opinającą ciało. Zatrzymał wzrok

na biuście. Ogromną dłonią nakrył pierś. Przeciągnął

palcami po naprężonym sutku, odznaczającym się pod

cienką tkaniną.

Wrażenie, jakie odniosła Leslie, nie było odrażające.

Wręcz przeciwnie. Zadrżała lekko. Jej oczy, jeszcze roz­

szerzone niepokojem, napotkały wzrok Matta.

Obwodził dłonią kontury piersi Leslie. Wyglądał na

zafascynowanego tą pieszczotą.

- Czy mogę? - zapytał z lekkim uśmiechem, zsuwając

z jej ramienia cieniutkie ramiączko, żeby odsłonić kształt­

ną, drobną pierś.

Leslie nie mogła uwierzyć w to, co się działo. Po raz

pierwszy w życiu nie czuła odrazy do mężczyzny. Z całym

spokojem, a nawet z przyjemnością, pozwalała Mattowi

Caldwellowi przyglądać się jej obnażonemu ciału, nie my-

background image

POŻEGNANIE Z MROCZNĄ PRZESZŁOŚCIĄ 71

śląc o obronie. I nie był to skutek alkoholu. Na przyjęciu

piła wyłącznie wodę.

Nie przerywając pieszczoty, Matt przyglądał się twa­

rzy Leslie. W jej złagodniałych oczach wyczytał przyje­

mność.

- Wydaje mi się, że dotykam marmuru ogrzanego pro­

mieniami słońca - powiedział miękko. - Masz piękną skó­

rę. - Przesunął wzrokiem po jej ciele. - I idealne piersi.

Znów zaczęła drżeć. Zacisnąwszy dłonie, patrzyła, jak

Matt ją pieści. Jakby była wyłącznie obserwatorem. Tak

jakby był to tylko sen.

Na widok jej rozmarzonej miny uśmiechnął się drwiąco.

- Czy nie robiłaś tego przedtem? - zapytał.

- Nie - wyszeptała z powagą.

Kłamała. Było to oczywiste. Jak na niedoświadczoną

kobietę zachowywała się zbyt ulegle i spokojnie.

Z niedowierzaniem uniósł brwi.

- Czyżbym miał do czynienia z dwudziestotrzyletnią

dziewicą? - zapytał z wyraźną kpiną.

Skąd przyszło mu to do głowy? Skąd znał prawdę?

- Ta... tak - wyjąkała nieśmiało.

Była dziewicą. Zarówno w_sensie ściśle fizycznym, jak

i pod względem emocjonalnym. Mimo tego, co ją spotka­

ło, nie zdążyli jej wówczas zgwałcić, bo nieoczekiwanie

wróciła do domu matka.

Matt był zaabsorbowany dotykaniem skóry Leslie. Ob­

serwował reakcje jej ciała.

- Podoba ci się to, co robię? - zapytał łagodnym to­

nem.

Nie spuszczała wzroku z jego twarzy.

- Tak - przyznała, zaskoczona, że tak właśnie jest.

Podciągnął ją do góry i zsunął drugie ramiączko su-.

background image

72 POŻEGNANIE Z MROCZNĄ PRZESZŁOŚCIĄ

kienki. Obnażył Leslie do pasa. Oczom Matta ukazał się

zachwycający widok. Była śliczna. Przypominała posąg

wykuty w marmurze. Po raz pierwszy w życiu oglądał tak

piękne piersi.

Gładząc skórę Leslie, nie odrywał wzroku od jej twarzy.

Obserwował reakcje. Ciszę panującą w sypialni zakłócały

jedynie szum samochodów przejeżdżających w oddali

i śpiew nocnego ptaka pod oknem.

Serce biło jej jak szalone. Dlaczego nie wyrywała się,

nie krzyczała i nie walczyła, usiłując wyswobodzić się

i uciekać? Takiej sytuacji, w jakiej się teraz znajdowała,

udało się jej uniknąć przez pełne sześć lat. Czemu teraz

leżała bezwolnie w rękach Matta, pozwalając mu się pie­

ścić?

Był coraz bardziej podniecony. Nachylił się i zaczął

całować piersi Leslie.

Z wrażenia aż jęknęła. Wciągnęła głośno powietrze.

Od razu podniósł głowę. Zobaczył, że nie próbuje się

oswobodzić. Na jej twarzy malowały się zaskoczenie i ra­

dość, a także ciekawość.

- Też po raz pierwszy? - zapytał z lekką arogancją

i nieszczerym uśmiechem, którego nie dostrzegła.

Potwierdziła gestem. Jej ciało, jakby nieposłuszne na­

kazom płynącym z mózgu, zaczęło poruszać się zmysło­

wo. Nigdy nie sądziła, że jakiemukolwiek mężczyźnie

pozwoli tak się dotykać i że po koszmarnych chwilach,

jakie przeżyła przed laty, będzie sprawiało jej to przyje­

mność.

Matt wsunął do ust naprężony sutek i zaczął mocno go

ssać. Była to tak silna pieszczota, że Leslie krzyknęła.

Odgłos ten natychmiast przywrócił Matta do rzeczywi­

stości. Coraz mocniej pożądał tej kobiety. Tak bardzo, że

background image

POŻEGNANIE Z MROCZNĄ PRZESZŁOŚCIĄ 73

trudno było mu to znieść. Ale poprzysiągł sobie, że tej

przewrotnej istocie nie pozwoli wystrychnąć się na dudka.

Podniósł głowę i znów zaczął badawczo wpatrywać się

w rozpłomienioną twarz Leslie. Niech nie sądzi, że on da

się uwieść i oszaleje z zachwytu na widok ponętnego ciała.

Był przeświadczony, że w każdej chwili może mieć tę

oszustkę. Miała ochotę mu się oddać. Ale, oczywiście, nie

za darmo, dodał natychmiast w duchu. Poda swoją cenę.

Otworzyła szeroko oczy. Leżąc, obserwowała Matta

łagodnym, zaciekawionym wzrokiem. Wiedział, że jest

pewna, iż udało się jej go zwieść. Była jednak zbyt spokoj­

na i uległa. Godziła się na wszystko. Z rozbawieniem

uznał, że z jej strony to wielki błąd. Leslie Murry bardzo

się przeliczyła. Na początku znajomości wzbudziła jego

ciekawość tym, że nie dawała się dotknąć. Podrażniwszy

męską ambicję, rzuciła mu wyzwanie, które natychmiast

podjął. Gdyby stała się łatwą zdobyczą, w ogóle nie zwró­

ciłby na nią uwagi.

Podniósł się do pozycji siedzącej i przyciągnął ją do

siebie. Podciągnęła opuszczone ramiączka sukienki.

W milczeniu wpatrywała się w Matta. Wyglądała tak, jak­

by nie mogła ochłonąć po pieszczotach i była zaskoczona

tym, że odczuła je tak głęboko.

Podniósł się, stanął obok łóżka i zapiął koszulę. Sięgnął

po krawat i marynarkę. Zmrużonymi oczyma spoglądał na

siedzącą przed nim kobietę, wciąż oszołomioną tym, co

przed chwilą się stało.

Uśmiechnął się. Zimno i nieprzyjemnie. Niemal wrogo.

- Jesteś całkiem niezła - oznajmił powoli, z drwiną

przeciągając słowa - ale nie mam zamiaru zadawać się

z dziewicą. Wolę kobiety z doświadczeniem.

Leslie usiłowała przywołać się do porządku.

background image

74 POŻEGNANIE Z MROCZNĄ PRZESZŁOŚCIĄ

- Jestem pewny, że innym podoba się to łagodne i nie­

winne spojrzenie twoich dużych oczu. Mam rację?

Innym? O kim on mówi? Czyżby odgadł, co przeżyła?

W oczach Leslie odbił się strach.

Zauważył to od razu. Niemal żałował, że Leslie nie jest

tym, kogo udaje. Nigdy nie przyszło mu nawet do głowy,

żeby uganiać się za kobietami. Nie znosił babskich pod­

chodów, sztuczek i forteli, które zazwyczaj kończyły się

w jego łóżku.

Majętny, przystojny i z bogatym doświadczeniem,

był uważany za doskonały materiał na męża. Zdawał

sobie z tego sprawę i na początku każdej znajomości

od razu wyjaśniał, że interesuje go wyłącznie przelotny

flirt i żaden bliższy ani trwalszy związek nie wchodzi

w grę.

Zresztą dla większości kobiet, z jakimi sypiał, małżeń­

stwo nie miało większego znaczenia. Raz wystarczał ofia­

rowany klejnocik, a raz urlop w jakimś egzotycznym kra­

ju. Jego partnerki były zadowolone z takiego stanu, dopóki

trwał ich związek. Szczerze powiedziawszy, w jego życiu

nie było wielu romansów. Męczyła go ta gra.

Tym razem był znużony bardziej niż kiedykolwiek

przedtem. Zdegustowany i zniechęcony.

Leslie poczuła się okropnie. Miała ochotę zwinąć się

w kłębek i zaszyć pod łóżkiem. Spoglądał na nią tak, jakby

uważał ją za dziwkę. Z niemal identyczną odrazą patrzyli

na nią swego czasu lekarz w pogotowiu i własna matka.

Od czci i wiary odsądzali ją reporterzy brukowej prasy.

Nie zostawili na niej suchej nitki...

Matt, obserwujący Leslie i grę uczuć na jej twarzy, nie

wiadomo czemu poczuł się nagle winny.

Odwrócił się i powiedział:

background image

POŻEGNANIE Z MROCZNĄ PRZESZŁOŚCIĄ 75

- Chodź. - Podał Leslie szal i torebkę. - Odwiozę cię

do domu.

Ze spuszczoną głową ruszyła za nim korytarzem. Był

bardzo długi. Zanim dotarli do frontowych drzwi, roz­

bolała ją noga. Zaszkodziły jej taniec i brutalne pode­

rwanie z krzesła przez Matta, gdy chciał wyprowadzić

ją z sali.

Zacisnęła zęby, żeby nie okazać bólu,. Zaraz oskarżyłby ją

jeszcze o to, że domaga się współczucia. Otworzył przed nią

drzwi. Wyszła przed dom, unikając wzroku Matta.

Zachowywał się dziwnie. Zupełnie nie pojmowała, co

się stało.

Przestronny garaż był pełen różnych samochodów.

Matt wyprowadził srebrzystego mercedesa i otworzył go

przed Leslie. Po chwili siedziała na wygodnym, skórza­

nym siedzeniu obok kierowcy. Głośno zatrzasnął za nią

drzwi. W milczeniu zapięła pas. Miała nadzieję, że nie

zechce dłużej rozwodzić się nad tym, co już powiedział.

Przez szybę samochodu obserwowała w ciemnościach

mijane sylwetki budynków i drzew. Szybko dojechali do

Jacobsville.

Leslie nie mogła darować sobie własnego zachowania.

Na samą myśl o tym, że zezwoliła Mattowi na tak bardzo

intymne pieszczoty, zrobiło się jej niedobrze. Nic dziwne­

go, że uznał ją za łatwą kobietę, która tylko udawała zimną

i nieprzystępną.

Jednego nie rozumiała. Dlaczego jej nie wykorzystał?

Poczuła się jeszcze gorzej, spróbowawszy odpowiedzieć

sobie na to pytanie. Powód był oczywisty. Słyszała, że

niektórzy mężczyźni nie lubią kobiet zbyt łatwych. Wolą

zdobywać je sami. Widocznie Matt do nich należał. Nasta-

background image

76 POŻEGNANIE Z MROCZNĄ PRZESZŁOŚCIĄ

wał na nią dopóty, dopóki się przed nim broniła. Potem

całkowicie stracił zainteresowanie.

Co za ironia losu, pomyślała Leslie w prawdziwym

żalem. Przez całe lata obawiała się mężczyzn, unikała

nawet czysto platonicznych znajomości. I po co? Po to,

aby po raz pierwszy w życiu poddać się namiętności,

pożądając mężczyzny, który jej nie chciał, który się nią

bawił!

Matt wyczuł napięcie siedzącej obok Leslie. Była głę­

boko rozczarowana jego zachowaniem, tym, że nie dopro­

wadził sprawy do końca.

- Czy właśnie to dostaje od ciebie Ed za każdym ra­

zem, gdy odwozi cię do domu? - zapytał drwiącym tonem.

Wbiła palce w torebkę. Zacisnęła zęby. Nie zamierzała

reagować na tak nikczemne aluzje.

Nie uzyskawszy odpowiedzi, Matt wzruszył ramionami

i ponownie skupił się na prowadzeniu wozu.

- Nie bierz sobie tego tak bardzo do serca - rzucił od

niechcenia. - Ja osobiście jestem uodporniony na wszelkie

sceny, ale w pobliżu Jacobsville mieszka kilku innych bo­

gatych hodowców. Weźmy na przykład takiego Cy Parksa.

Facet jest wprawdzie bardzo nerwowy, ale ma za to jedną

dużą zaletę. Jest wdowcem. - Matt rzucił okiem na twarz

Leslie. - Chociaż, szczerze powiedziawszy, uważam, że

miał już w życiu zbyt wiele osobistych tragedii. Wycofuję

się, nie życzę mu takiej partnerki jak ty.

Te okrutne słowa niemal ją poraziły. Skamieniała, poni­

żona do ostatnich granic. Nie była w stanie zaprotestować.

Z rozpaczą zastanawiała się, dlaczego zawsze wszystko

obracało się przeciw niej. Gdy tylko wydawało się, że

wreszcie znalazła azyl i spokój, natychmiast na jej głowę

spadały następne nieszczęścia.

background image

POŻEGNANIE Z MROCZNĄ PRZESZŁOŚCIĄ 77

I, jakby nie wystarczało poniżenia, strasznie rozbolała

ją noga. Przesunęła się na siedzeniu, chcąc znaleźć wygod­

niejszą pozycję, ale nic nie pomogło.

- Jak to się stało, że masz roztrzaskaną nogę? - padło

nieoczekiwane pytanie, zadane obojętnym tonem.

- Nie wiesz? - Roześmiała się krótko, gardłowo.

Zapewne coś słyszał na ten temat i teraz ciągnął swoją

okrutną grę. Grę, o jaką oskarżał właśnie ją!

Zmarszczył brwi.

- A skąd miałbym wiedzieć?

Być może naprawdę nic na ten temat nie czytał w pra­

sie! I dlatego chciał usłyszeć to od niej.

Przełknęła nerwowo ślinę. Kurczowo zacisnęła palce

na torebce.

Matt skręcił na podjazd pod pensjonatem, w którym

mieszkała, i podjechał pod schody prowadzące do głów­

nego wejścia. Nie wyłączając silnika, odwrócił się

w stronę Leslie.

- Skąd miałbym wiedzieć? - powtórzył pytanie, tym

razem bardziej natarczywym tonem.

- Gdy chodzi o moje sprawy, uważasz się za wszech­

wiedzącego - wykręciła się od odpowiedzi.

Uniósł podbródek Leslie i zaczął badawczo się jej przy­

glądać.

- Istnieje kilka sposobów roztrzaskania kości - oznajmił

spokojnie. - Jednym z nich może być rewolwerowa kula.

Przerażona, niemal przestała oddychać. Skamieniała,

patrzyła Mattowi w oczy. Uspokajała się z trudem.

- A co ty możesz wiedzieć o rewolwerowych kulach?

- spytała po chwili lekko zaczepnym tonem.

- Moja jednostka brała udział w operacji „Pustynna

Burza" - powiedział. - Służyłem w piechocie. Wiem wie-

background image

78 POŻEGNANIE Z MROCZNĄ PRZESZŁOŚCIĄ

le na temat kul. I o tym, co potrafią zrobić z ludzką kością

- dodał. - Tak więc doszliśmy do zasadniczego pytania:

- Kto do ciebie strzelał?

- Wcale nie mówiłam, że... że tak się stało - wykrztusiła.

Przenikliwy wzrok Matta odbierał jej siły.

- Zostałaś postrzelona, mam rację? - drążył bezlitoś­

nie, nie dając za wygraną. Na jego wargach ukazał się

zimny uśmiech. - A zresztą sam potrafię odpowiedzieć na

to pytanie. Założę się, że postrzelił cię jeden z byłych

kochanków. Przyłapał cię z innym mężczyzną czy też

uwodziłaś go tak jak dzisiaj mnie, a potem odtrąciłaś?
- Rzucił jej nienawistne spojrzenie. - Nie musiałaś odtrą­

cać - poprawił się. - Po prostu zbyt mało się starałaś, żeby

go mieć.

Ten człowiek zupełnie oszalał, pomyślała przerażona

Leslie. Urażona godność sprawiła, że się na niej mścił.

Odsądzał ją od czci i wiary. Przypisywał jej wszystkie

najgorsze cechy. To wprost niewiarygodne! Dostatecznie

przykre były wspomnienia, ale zachowanie tego mężczy­

zny przekraczało wszelkie granice przyzwoitości.

Dzisiejszego wieczoru po raz pierwszy poczuła, czym

jest pożądanie, lecz Matt Caldwell natychmiast zniszczył

brutalnie tę odrobinę radości w jej życiu, okazując jej po­

gardę.

Rozpięła pas i z całą godnością, na jaką potrafiła się

zdobyć, wysiadła z samochodu. Ledwie mogła utrzymać

się na bolącej nodze. Marzyła o tym, aby jak najszybciej

znaleźć się we własnym łóżku, z ciepłym okładem i na­

stępną porcją aspiryny.

Matt wyłączył silnik i wysiadł z samochodu. Irytowało

go, że Leslie tak bardzo kuleje.

- Wniosę cię do środka...!

background image

POŻEGNANIE Z MROCZNĄ PRZESZŁOŚCIĄ 79

Gdy podszedł blisko, drgnęła nerwowo. Z bólem serca

przypomniała sobie, co kierowało nim poprzednio, gdy

brał ją na ręce, i co potem z nią robił. Upokorzona i prze­

pełniona wstydem, czuła, że zwilgotniały jej oczy.

- Co to, następne gierki? - zapytał ostro.

- Nie bawię się w żadne gry - odparła, zła na siebie, że

mówi przez łzy. Ogarnęła ją złość. Przycisnęła torebkę

mocno do piersi i zmierzyła Matta oskarżycielskim spoj­

rzeniem. - Idź do diabła! - wykrzyknęła.

Patrzył na nią spode łba, ledwie słysząc, co do niego

mówi. Blada jak ściana i sztywna, rzeczywiście wyglądała

na zrozpaczoną.

Odwróciła się i ruszyła w stronę frontowego wejścia.

Było widać, że z trudnością staje na chorej nodze. Starała

się jednak nie okazywać bólu. Wysoko trzymała głowę,

a na jej twarzy nie było ani śladu cierpienia. Zachowała

godność i dumę.

Matt nie spuszczał z niej wzroku. Ogarnęły go miesza­

ne uczucia. Nie potrafił wymazać z pamięci niezrozumia­

łych słów tej kobiety, gdy po pytaniu, kto do niej strzelał,

spytała jakby ze zdziwieniem: „Nie wiesz?"

Zawrócił, wsiadł do mercedesa i, zanim ruszył, przez

dłuższą chwilę patrzył przed siebie nie widzącym wzrokiem.

Leslie Murry była kobietą intrygującą. Stanowiła dla

niego zagadkę. Zamierzał ją zgłębić. Za wszelką cenę.

Gdyby nawet musiał zatrudnić sforę detektywów i wydać

fortunę na ich opłacenie.

background image

ROZDZIAŁ PIĄTY

Przez cały wieczór Leslie szlochała rozpaczliwie. Tym

razem nie pomogła aspiryna. Nie istniało lekarstwo na

zranioną godność własną. Matt rozpalił jej zmysły, a po­

tem bawił się nią, wyśmiewając i poniżając. Sprawił, że

poczuła się niewiele lepsza od prostytutki.

Zachował się niemal dokładnie tak jak lekarz na pogo­

towiu ratunkowym, który sześć lat temu sprawił, że chęt­

nie by się wyrzekła własnego ciała. Żałowała, że pierwsze

w jej życiu pragnienie zmysłowych pieszczot uczyniło

z niej przedmiot męskiej pogardy.

Otarła gniewnie łzy. Przyrzekła sobie, że już nigdy nie

popełni tego błędu. Tak jak mu powiedziała, Matt Cald­

well może sobie iść do diabła!

Zadzwonił telefon. Przez chwilę Leslie wahała się, czy

ma go odbierać. Przyszło jej jednak do głowy, że to może

dzwoni Ed. Podniosła słuchawkę.

- Dostarczyłaś nam dobrej zabawy - bez żadnych wstę­

pów oświadczyła Carolyn. - Zanim znów rzucisz się na Mat­

ta, pomyśl dwa razy! Był zdegustowany. Powiedział, że jesteś

tak łatwa, iż poczuł do ciebie obrzydzenie...!

Roztrzęsiona Leslie rzuciła słuchawkę. Wyłączyła tele­

fon. Słowa Carolyn były tak podobne do tych, które padły

z ust Matta, że nie miała żadnego powodu, aby jej nie

wierzyć. Arogancja tej kobiety przepełniła czarę goryczy.

background image

POŻEGNANIE Z MROCZNĄ PRZESZŁOŚCIĄ 81

Od lat Leslie nie czuła się tak upokorzona. Samotna i głę­

boko nieszczęśliwa.

Ból i doznane upokorzenia sprawiły, że nie zmrużyła

oka przez całą noc. Zasnęła dopiero nad ranem. Przespała

porę śniadania i niedzielnej mszy. A kiedy wreszcie otwo­

rzyła oczy, poczuła w nodze potworny ból, jakiego nie

doświadczyła od tamtej koszmarnej nocy, podczas której

została postrzelona.

Przesunęła się na łóżku. Chwilę później aż jęknęła,

gdyż noga jeszcze gorzej zareagowała na zmianę pozycji.

W pewnej chwili dotarło do uszu Leslie pukanie do

drzwi.

- Proszę - powiedziała szorstkim, znużonym głosem.

Drzwi otworzyły się. W progu ujrzała Eda. Za nim stał

Matt Caldwell. Blady, nie ogolony, z zapadniętymi głębo­

ko oczyma.

Leslie przypomniała sobie natychmiast słowa Carolyn.

Złapała pierwszy z brzegu przedmiot, plastykową butelkę

źródlanej wody, trzymaną zawsze przy łóżku, i z całej siły

z wściekłością rzuciła nią w Matta. Przeleciała tuż obok

jego głowy.

- Dziękuję - powiedział, wysuwając się przed ciotecz­

nego brata. - Nie mam ochoty na wodę.

Miała ściągniętą bólem, trupiobladą twarz. Wzrokiem

roziskrzonym wściekłością spoglądała na Matta.

- Nie mogłem się dodzwonić do ciebie. Byłem zanie­

pokojony - łagodnym tonem odezwał się Ed, podchodząc

do łóżka od strony, z której leżała. Zobaczył wyłączoną

wtyczkę na nocnym stoliku. - Teraz już wiem, dlaczego

twój telefon nie odpowiadał. - Popatrzył uważnie na udrę­

czoną twarz Leslie. - Bardzo boli? - zapytał.

background image

82 POŻEGNANIE Z MROCZNĄ PRZESZŁOŚCIĄ

- Tak - szepnęła. Ledwie mogła oddychać.

Z krzesła stojącego przy łóżku zdjął jej szlafrok.

- Wstań. Zawieziemy cię na pogotowie. Matt zadzwo­

ni po Lou Coltrain, żeby się tam z nami spotkała.

Ból był tak dojmujący, że Leslie nie była w stanie pro­

testować. Podniosła się z łóżka, świadoma, że musi wyglą­

dać dziwacznie w grubej, flanelowej piżamie, okrywającej

ją po brodę. Ed pomógł jej włożyć szlafrok. Pomyślała, że

Matt był na pewno przekonany, że jako kobieta rozwiązła

ma zwyczaj sypiać nago!

Milczał przez cały czas. Stał przy drzwiach i z ponurą

miną obserwował poczynania Eda.

Gdy tylko podniosła się z łóżka, ugięły się pod nią nogi.

Ed złapał ją w objęcia, uprzedzając kuzyna. Był przekona­

ny, że gdyby tylko Matt dotknął Leslie, przeraźliwym

krzykiem postawiłaby na nogi cały pensjonat.

Nie miał pojęcia, co zaszło między nimi poprzedniego

wieczoru. Sądząc jednak po wrogich spojrzeniach, uznał, że

musiało to być dla Leslie coś bardzo przykrego i bolesnego.

- Sam wezmę ją na ręce - powiedział. - Idź przodem.

Matt spojrzał na wykrzywioną bólem twarz Leslie i bez

chwili wahania pierwszy opuścił pokój.

Kiedy doszli do frontowych drzwi, poruszyła się nerwo­

wo.

- Moja torebka - szepnęła szorstkim głosem. -I karta

ubezpieczeniowa.

- Tym będzie można zająć się później - oznajmił su­

cho Matt.

Otworzył przed Edem drzwiczki mercedesa i przytrzy­

mał. Poczekał, aż Leslie usadowi się w środku.

Odchyliła się w tył i zamknęła oczy. Z bólu niemal tra­

ciła przytomność.

background image

POŻEGNANIE Z MROCZNĄ PRZESZŁOŚCIĄ 83

- Nie powinna wychodzić na parkiet - wycedził Matt

przez zęby, gdy ruszyli w stronę miasta. - A potem ja sam

poderwałem ją z krzesła. To moja wina.

Ed milczał. Z troską spoglądał na półżywą Leslie. Miał

nadzieję, że poprzedniego wieczoru nie zrobiła sobie wię­

kszej krzywdy.

Kiedy Ed wniósł Leslie do budynku pogotowia, Lou już

tam na nich czekała. Wprowadziła ich do jednego z gabi­

netów lekarskich. Gdy tylko weszli do środka, zamknęła

drzwi.

Ostrożnie zbadała chorą nogę. Leslie z trudem odpo­

wiadała na pytania.

- Trzeba zaraz zrobić prześwietlenie - zdecydowała le­

karka. - Najpierw jednak dam pani coś przeciwbólowego.

- Dziękuję - szepnęła Leslie, z trudem powstrzymując

się od łez.

Lou przygładziła jej potargane włosy.

- Biedactwo - powiedziała łagodnym tonem. - Płacz

do woli. Ta noga musi panią bardzo boleć.

Odeszła na bok, żeby przygotować zastrzyk przeciwbó­

lowy. Po twarzy Leslie pociekły łzy. Lou Coltrain rozczu­

liła ją swą serdecznością.

Leslie nie zwykła płakać. Była twarda. Potrafiła znieść

wszystko. Usiłowanie gwałtu, kulę w nodze, przykry rozgłos,

proces własnej matki i to, że potem nie chciała znać jedynej

córki...

Ed wyciągnął chusteczkę i otarł Leslie łzy. Uśmiechnął

się do niej serdecznie.

- Zaraz doktor Lou da ci coś, co przyniesie ulgę - po­

wiedział. - Zobaczysz, od razu poczujesz się lepiej.

- Na litość boską...! - Matt urwał w pół zdania.

background image

84 POŻEGNANIE Z MROCZNĄ PRZESZŁOŚCIĄ

Z trudem się opanował. Wyszedł z gabinetu. Był na

siebie wściekły. Wyrzucał sobie, że to on zrobił krzywdę

tej kobiecie. Nie mógł patrzeć na Eda, który ją pocieszał.

- Nienawidzę go - wyszeptała Leslie, gdy Matt był już

na korytarzu. Drżała na całym ciele. - Drwił ze mnie - do­

dała, nie zauważywszy zmarszczonego czoła Eda. - Ona

mówiła przez telefon, że oboje śmieli się ze mnie, mając

przy tym dobrą zabawę. I że był mną zdegustowany.

- Jaka ona? - Ed nie rozumiał, kogo ma na myśli Leslie.

- Carolyn. - Z oczyma pełnymi łez dodała: - Jakże go

nienawidzę!

Doktor Lou wróciła ze strzykawką. Zrobiła zastrzyk

i czekała, aż lek zacznie działać.

Zwróciła się do Eda:

- Sama zabieram ją na prześwietlenie. A ty idź do holu.

Wrócę po ciebie, kiedy skończymy badania.

- W porządku.

W poczekalni Ed dołączył do Matta. Ten miał pobladłą,

ściągniętą twarz. Ledwie dostrzegł Eda, zapatrzony

w krajobraz za oknem. Dzień był ponury jak jego nastrój.

W powietrzu wisiał deszcz.

Ed oparł się o ścianę. Zmarszczył czoło.

- Powiedziała mi, że wieczorem dzwoniła do niej Ca­

rolyn - poinformował brata. - W tej sytuacji rozumiem,

dlaczego wyłączyła telefon.

Zdziwiony Matt odwrócił się od okna.

- Nie wiem, o czym mówisz.

- Carolyn oznajmiła Leslie, że oboje zrobiliście sobie

z niej pośmiewisko - powiedział cichym głosem. - Nie

wyjaśniła mi jednak, dlaczego.

Matt zesztywniał. Wbił ręce w kieszenie. Jego oczy

rzucały gniewne błyski. Milczał.

background image

POŻEGNANIE Z MROCZNĄ PRZESZŁOŚCIĄ 85

- Nie krzywdź Leslie - dodał nieoczekiwanie Ed. Mó­

wił spokojnie, ale zdecydowanie. - Ta dziewczyna nie

miała łatwego życia. Nie utrudniaj go jej jeszcze bardziej.

Jest głęboko nieszczęśliwa. Nie ma dokąd pójść.

Matt spojrzał niechętnie na Eda. Był zły, że wie znacz­

nie więcej na temat Leslie niż on sam. Co ich tak naprawdę

wiąże?

- Ona coś ukrywa - oznajmił po dłuższej chwili. - Zo­

stała postrzelona. Kto to zrobił? - zapytał cierpkim tonem.

Ed uniósł brwi.

- A kto ci powiedział, że do niej strzelano? - Spojrzał

na Matta z niewinną miną. Okazał się dobrym aktorem, bo

go zwiódł. Był z siebie zadowolony.

- Nikt mi nie mówił - z wahaniem w głosie przyznał

Matt. - Przyszło mi to samemu na myśl. Skoro ma potrza­

skaną kość...

- To znaczy, że mogła zostać uderzona, nieszczęśliwie

upadła lub miała wypadek samochodowy... - nie dokoń­

czywszy, Ed rozmyślnie zawiesił głos. Niech Matt ma nad

czym się zastanawiać.

- To prawda - przyznał. I z westchnieniem dorzucił:

- Taniec sprawił, że tak znacznie jej się pogorszyło. Nie

zdawałem sobie sprawy z tego, jak bardzo jest wątła i sła­

ba. Nie opowiada ludziom o swoich kłopotach.

- Zawsze taka była - powiedział Ed.

- Jak ją poznałeś?

- Chodziliśmy na tę samą uczelnię. Od czasu do czasu

się spotykaliśmy. Leslie ma do mnie zaufanie - dorzucił.

Matt usiłował połączyć w spójną całość to, co wiedział

o tej kobiecie. Jeśli były to elementy układanki, to żaden

z nich nie pasował do drugiego. Kiedy zobaczyli się po raz

pierwszy, gdy chciał jej dotknąć, rzuciła się, jakby chciała

background image

86 POŻEGNANIE Z MROCZNĄ PRZESZŁOŚCIĄ

uciec, co skończyło się upadkiem z konia. Miała do niego

odrazę. Natomiast ostatniego wieczoru zachowywała się

zupełnie inaczej. Była zadowolona, że ją pieścił.

Na początku gdy się poznali, zachowywała się nieśmiało

i nerwowo. Natomiast w biurze ni stąd, ni zowąd zaczęła

demonstrować pewność siebie. Ostatniego wieczoru uległa

całkowitemu przeobrażeniu, gdy tylko znalazła się na parkie­

cie. I potem, kiedy zabrał ją do siebie do domu, zachowywała

się prowokująco i swobodnie. Była żądna pieszczot...

To wszystko wzięte razem nie miało dla Matta żadnego

sensu. Na pewno nie tworzyło spójnej całości.

- Nie ufaj zbytnio tej kobiecie - poradził Edowi. - Jak

dla mnie jest stanowczo zbyt tajemnicza. Za bardzo się

konspiruje. Przypuszczam, że coś ukrywa... być może coś

bardzo złego.

Ed zacisnął tylko wargi. Uśmiechnął się.

- To dobra dziewczyna. Nigdy nikogo nie skrzywdziła

- oświadczył spokojnie. - Zanim wyrobisz sobie o niej

błędne zdanie, powinieneś wiedzieć, że panicznie boi się

mężczyzn.

Matt roześmiał się. Głośno i nieprzyjemnie.

- Ha, ha, szkoda, że nie widziałeś jej wczorajszego wie­

czoru, kiedy zostaliśmy sami - powiedział drwiącym tonem.

Ed spojrzał na niego uważnie.

- Co masz na myśli? - zapytał.

- Mam na myśli to, że jest łatwa - oświadczył z dwu­

znacznym uśmieszkiem.

Ed wpadł we wściekłość.

- Jesteś bydlakiem! - wykrzyknął, tracąc nad sobą pa­

nowanie. - Łatwa? Mój Boże!

Matta zdumiała gwałtowna reakcja Eda. Chyba po pro­

stu był zazdrosny. W tej chwili odezwał się telefon komór-

background image

POŻEGNANE Z MROCZNĄ PRZESZŁOŚCIĄ 87

kowy. Gdy tylko Matt rozpoznał głos Carolyn, przeszedł

szybko na drugi koniec poczekalni, żeby Ed nie usłyszał

rozmowy. Ostatnio zachowywał się dziwnie.

- Myślałam, że dziś zabierzesz mnie na konną przejaż­

dżkę - powiedziała z lekką pretensją. - Gdzie jesteś?

- W szpitalu - odparł. Obserwował Eda, który właśnie

kierował kroki do gabinetu lekarza. - Carolyn, co wczoraj

wieczorem naopowiadałaś Leslie? - zapytał.

- Nie wiem, o czym mówisz.

- Przecież do niej telefonowałaś. - Czekał na wyjaś­

nienie.

- Och, chciałam się tylko dowiedzieć, jak się czuje

- odparła. - Po tańcu rozbolała ją noga.

- Co jeszcze powiedziałaś? - nie ustępował Matt.

Carolyn roześmiała się lekko.

- Czyżby mnie o coś oskarżała? Kochany, sądziłam, że

przejrzałeś tę kobietę i nie dasz się jej nabrać na naiwne

gierki z kontuzją nogi. Co jeszcze mówiła?

- Nieważne. - Matt wzruszył ramionami. - Widocznie

źle zrozumiałem.

- Na pewno - pewnym siebie głosem potwierdziła Ca­

rolyn. - Przecież nie zadzwoniłabym do nikogo, kto źle się

czuje, żeby zrobić mu przykrość. Sądziłam, że lepiej mnie

znasz - dodała z urazą w głosie.

- Znam.

Matt był wściekły. Leslie Murry, ta okropna kobieta,

naopowiadała kłamstw na temat Carolyn! Chciała się na

nim odegrać? A może zależało jej na tym, aby popsuć jego

stosunki z bratem?

- Co z naszą przejażdżką? - spytała Carolyn. - A co

robisz w szpitalu? - zainteresowała się nagle.

- Jestem tu z Edem. Odwiedzamy kogoś z jego znajo-

background image

88 POŻEGNANIE Z MROCZNĄ PRZESZŁOŚCIĄ

mych - powiedział pokrętnie.. - Wybierzemy się na konie

pod koniec przyszłego tygodnia. Zadzwonię do ciebie -

obiecał.

Matt wyłączył telefon. Ze złości pociemniały mu oczy.

Chciał jak najszybciej usunąć Leslie Murry ze swojej fir­

my i z własnego życia. Sprawiała same kłopoty.

Wsunął telefon do kieszeni i poszedł do głównego holu,

żeby poczekać tam na Eda i jego protegowaną.

Pół godziny później zobaczył Eda kierującego się do

wyjścia. Trzymał ręce w kieszeniach. Wyglądał na bardzo

przygnębionego.

- Zatrzymają Leslie na noc - poinformował.

- Ze względu na chorą nogę? - W głosie Matta przebi­

jała lekka drwina.

Ed obrzucił go gniewnym spojrzeniem.

- Jedna z kości uległa przemieszczeniu i uciska nerw

- wyjaśnił. - Lou jest zdania, że ból nie ustąpi, dopóki

noga nie zostanie ponownie zoperowana. Ściągają chirur­

ga ortopedę z Houston. Będzie tutaj po południu.

- A kto za to wszystko zapłaci? - chciał się dowiedzieć

Matt.

- Spytałeś, więc ci powiem: ja sam - oświadczył Ed,

wcale nie speszony gniewnym wyrazem twarzy Matta.

- Twoje pieniądze, możesz robić, co chcesz - warknął

Matt. Wypuścił z płuc długo wstrzymywane powietrze.

- Co spowodowało przesunięcie kości?

- Skoro znasz odpowiedź, to czemu pytasz? Wracam

do Leslie i zostanę z nią. Jest przerażona.

Mattowi przebiegały przez głowę rozmaite myśli. Les­

lie Murry mogła symulować ból, ale nie udałoby się jej

sfingować wyniku prześwietlenia. Gdyby nie pociągnął jej

background image

POŻEGNANIE Z MROCZNĄ PRZESZŁOŚCIĄ 89

za sobą na parkiet, a potem nie szarpnął za ramię, ściągając

z krzesła... Odezwały się wyrzuty sumienia... W gruncie

rzeczy nie był złym człowiekiem.

Odwrócił się w stronę wyjścia. Opuścił budynek bez

pożegnania z Edem. Niech on zajmie się Leslie. To

wyłącznie jego sprawa. Matt powtarzał to sobie przez całą

drogę do domu. Wciąż jednak czuł się nieswojo. Mimo

że była bezwartościową kobietą, nie zamierzał robić jej

krzywdy.

Przed oczyma stanęła mu nagle twarz Leslie. Kiedy

Lou ze współczuciem pogładziła ją po włosach, rozpłakała

się nieoczekiwanie. Tak jakby nigdy wcześniej nie okazy­

wano jej serca.

Po powrocie do domu zamierzał przygotować się do

narady czekającej go następnego dnia. Nie potrafił jednak

skupić myśli. Zrezygnowany, po paru kieliszkach zapadł

w ciężki, męczący sen.

Chirurg ortopeda z Houston obejrzał uważnie zdjęcia

rentgenowskie. Był tego samego zdania co doktor Col-

train. Oboje uważali, że jest niezbędna natychmiastowa

operacja. Leslie nie chciała nawet słuchać o interwencji

chirurgicznej.

Gdy tylko lekarze wyszli z jej pokoju, z trudem pod­

niosła się z łóżka i pokuśtykała w stronę szafy. Chciała

wyjąć z niej własną piżamę, szlafrok i pantofle.

Nie miała zamiaru zostawać w szpitalu. Postanowiła

jak najszybciej go opuścić.

Dochodząc do drzwi pokoju, w którym odbywało się

badanie Leslie, Matt natknął się na Lou. Szła w towarzy­

stwie Eda oraz wysokiego, przystojnego mężczyzny

w eleganckim garniturze.

background image

90 POŻEGNANIE Z MROCZNĄ PRZESZŁOŚCIĄ

- Macie ponure miny. Czy stało się coś złego? - zapy­

tał Matt, spoglądając na brata i lekarkę.

- Nie wyraziła zgody na operację - oznajmił zasępiony

Ed. - Doktor Santos przyleciał do nas aż z Houston, żeby

ją przeprowadzić, lecz Leslie nie chce nawet o tym sły­

szeć.

- Pewnie uważa, że interwencja chirurgiczna nie jest

potrzebna - skomentował Matt.

Lou obrzuciła go krótkim spojrzeniem.

- Nie masz pojęcia, jak straszny ból odczuwa ta dziew­

czyna - powiedziała. - Przemieszczony fragment kości

uciska nerw.

- Bezpośrednio po wypadku kości zostały złożone

krzywo - wyjaśnił chirurg ortopeda. - Było to karygodne

niedbalstwo. Poprzestano na zabandażowaniu nogi, a gips

założono z dużym opóźnieniem!

Matt zmarszczył czoło. Nie rozumiał, jak mogło do

tego dojść. Dlaczego tak źle obeszli się wówczas z tą

dziewczyną?

- Wyjaśniła, dlaczego tak się stało? - zapytał.

Lou westchnęła bezradnie.

- Nie chce rozmawiać na ten temat i nie słucha tego, co

mówimy. Ale będzie musiała, bo oszaleje z bólu.

Matt obrzucił wzrokiem zmartwione twarze lekarzy.

Minął ich i wszedł do pokoju Leslie.

Gdy stanął w drzwiach, zobaczył, że właśnie się ubiera.

Miała już na sobie własną, flanelową piżamę i akurat się­

gała po szlafrok. Zmierzyła go niechętnym wzrokiem.

- Przynajmniej ty jeden nie będziesz namawiał mnie

na operację, której sobie nie życzę- powiedziała, z trudem

wyciągając szlafrok z szafy.

- Dlaczego tak sądzisz? - zapytał zaskoczony.

background image

POŻEGNANIE Z MROCZNĄ PRZESZŁOŚCIĄ 91

- To oczywiste. Przecież uważasz mnie za wroga.

Matt stanął przy łóżku i patrzył, jak Leslie się ubiera.

Szło jej to bardzo niezdarnie. Miała nogę ustawioną pod

dziwnym, nienaturalnym kątem i pobladłą, ściągniętą

twarz. Zaczynał pojmować, jak straszny odczuwa ból.

- Operacja to twoja sprawa. Rób, co uważasz za sto­

sowne - oświadczył z wymuszoną obojętnością, skrzyżo­

wawszy ręce na piersiach. - Nie licz na to, że w biurze

każę cię nosić przez całe dni. Jeśli chcesz zrobić z siebie

męczennicę, to bardzo proszę. Nie będę miał nic przeciw­

ko temu.

Puściła pasek szlafroka, który akurat zawiązywała,

i podniosła głowę. Popatrzyła na Matta wzrokiem lekko

zdziwionym, pytającym. Milczała.

- Niektórzy lubią robić z siebie obiekt powszechnej

litości - ciągnął nieubłaganie.

- Nie chcę niczyjej litości! - warknęła Leslie.

- Naprawdę?

Zaczęła nawijać pasek na palec.

- Będę musiała chodzić w gipsie.

- Bez wątpienia.

Leslie odwróciła wzrok. .

- Jeszcze nie działa moje ubezpieczenie - wyjaśniła

cichym głosem. - Gdy będę je miała, poddam się operacji.

- Spojrzała hardo na Matta. - Jeśli chcesz wiedzieć, to nie

pozwolę Edowi płacić za moje leczenie. Nie obchodzi

mnie to, czy go na to stać!

Matt musiał uczciwie przyznać, że Leslie zachowuje się

w sposób godny podziwu. Szybko jednak wytłumaczył

sobie, że to zapewne poza. Mimo że wyglądała niezwykle

wiarygodnie.

Przymrużył oczy.

background image

92 POŻEGNANIE Z MROCZNĄ PRZESZŁOŚCIĄ

- Ja zapłacę - oświadczył znienacka, zaskakując za­

równo Leslie, jak i siebie. - Z twojej pensji.

Zacisnęła zęby.

- Och, wiem doskonale, że takie rzeczy kosztują mają­

tek. Dlatego do tej pory ani razu nawet nie próbowałam się

leczyć. A operacja w ogóle nie wchodzi w grę. Do końca

życia nie udałoby mi się spłacić tak ogromnego długu.

- Możemy coś wymyślić - rzekł Matt, obrzuciwszy

znaczącym spojrzeniem sylwetkę Leslie.

Poczerwieniała na twarzy.

- Nie, nie możemy! - wykrzyknęła.

Stanęła na nogi, ledwie wytrzymując ból, którego nie

zdołały uśmierzyć nawet otrzymane leki. Z trudem dokuś-

tykała do krzesła, przy którym ustawiono jej pantofle,

i wsunęła w nie nogi.

- Dokąd się wybierasz? - zapytał spokojnie.

- Do domu - mruknęła i ruszyła w stronę drzwi.

Chwycił ją w ramiona i zaniósł z powrotem na łóżko.

Posadził delikatnie.

- Nie zachowuj się jak uparciuch - powiedział dobit­

nym tonem. - W tym stanie nie nadajesz się do niczego.

Nie masz wyboru.

Z trudem powstrzymywała łzy cisnące się do oczu.

Drżały jej wargi. Była nieszczęśliwa i całkowicie bezrad­

na. I, co gorsza, ortopeda, który ją badał, przypominał

tamtego okropnego lekarza w Houston. Znowu wstydziła

się własnego ciała.

Matt wpatrywał się we łzy Leslie jak urzeczony. Nie

zamierzał ani przez chwilę przejmować się jej losem, a jed­

nak to robił.

Opuścił rękę i delikatnie przeciągnął palcem po mo­

krych rzęsach.

background image

POŻEGNANIE Z MROCZNĄ PRZESZŁOŚCIĄ 93

- Masz jakąś rodzinę? - zapytał znienacka.

Pomyślała o matce odsiadującej w więzieniu długoletni

wyrok i poczuła się jeszcze gorzej.

- Nie - odparła szeptem.

- Twoi rodzice nie żyją?

- Tak-skłamała gładko.

- A bracia, siostry?

- Nie mam nikogo.

Matt zmarszczył czoło, tak jakby zmartwiła go ta sytua­

cja. I tak rzeczywiście było. Leslie wyglądała na istotę

bardzo kruchą, zagubioną. I całkowicie bezradną. Zupeł­

nie nie pojmował, dlaczego tak bardzo zależy mu na jej

dobrym samopoczuciu. Może z poczucia winy za to, że

przyczynił się do jej cierpienia? Bo porwał ją do tańca?

- Chcę wracać do domu - oznajmiła śmiertelnie zmę­

czonym głosem.

- Wrócisz - obiecał. - Potem.

Pamiętała, że już przedtem używał podobnych słów.

Pełna upokorzenia i wstydu odwróciła twarz.

Za późno ugryzł się w język. Miał do siebie pretensję za

te nieopatrznie wypowiedziane słowa. Nie kopie się leżą­

cego, dobrze o tym wiedział..

Nabrał głęboko powietrza.

- Obciąż mnie odpowiedzialnością za to, co się stało

- wymamrotał.

Był zły na Leslie, że jest taka słaba i nieszczęśliwa,

a jeszcze bardziej na siebie, że się tym przejmuje.

Nie odezwała się ani słowem, ale gdy odwracała od

niego twarz, drżały jej wargi. Tak mocno zacisnęła dłonie,

że zbielały jej palce.

Rozzłoszczony Matt odskoczył od łóżka.

- Pójdziesz na tę piekielną operację - oświadczył kate-

background image

94 POŻEGNANIE Z MROCZNĄ PRZESZŁOŚCIĄ

gorycznym tonem. - A kiedy wyzdrowiejesz, Ed nie bę­

dzie musiał dłużej cię nianczyć i wspierać. Będziesz mogła

zarabiać na życie jak każda inna kobieta.

Leslie wciąż milczała. Nawet nie spoglądała w stronę

Matta. Złościł ją coraz bardziej. W tej chwili marzyła

tylko o jednym - aby poczuć się lepiej i odegrać się na

nim.

- Czy ty mnie w ogóle słuchasz? - zapytał niebezpiecz­

nie łagodnym tonem.

Odwróciła głowę, ale się nie odezwała.

Odetchnął gniewnie.

- Pójdę zawiadomić pozostałych.

Ruszył w stronę drzwi i po chwili był już na korytarzu.

Poinformował o decyzji lekarzy i brata.

- Jak ci się udało namówić Leslie na operację? - chciał

usłyszeć Ed, gdy Lou i doktor Santos weszli do pokoju

chorej, żeby z nią porozmawiać i ustalić szczegóły dalsze­

go postępowania.

- Doprowadziłem ją do wściekłości - przyznał się

Matt. - Musiałem, bo po dobremu nie dałem rady. Współ­

czucie nie odniosło żadnego skutku.

- Nic dziwnego. Leslie nie znosi litości - wyjaśnił spo­

kojnie Ed. - Przypuszczam, że w życiu niewiele okazywa­

no jej sympatii.

- Co stało się z jej rodzicami? - zapytał Matt.

Ed miał się na baczności. Ostrożnie dobierał słowa.

- Ojciec źle ocenił odległość przewodów elektrycz­

nych biegnących w powietrzu i o nie zawadził. Spłonął na

miejscu.

Matt zmarszczył czoło.

- A matka?

- Obie z Leslie pokochały tego samego człowieka -

background image

POŻEGNANIE Z MROCZNĄ PRZESZŁOŚCIĄ 95

odrzekł wymijająco Ed. - Od jego śmierci Leslie i matka

nie utrzymują z sobą kontaktu.

Matt wsunął rękę do kieszeni. Nerwowo przerzucał

drobne monety. Dźwięczały głośno.

- Ten człowiek nie żyje? - zdziwił się. - Jak to się

stało? - wypytywał dalej.

- Zmarł śmiercią tragiczną - powiedział Ed. - Było to

dawno temu, nie ma o czym mówić - starał się zbagateli­

zować sprawę. - Sądzę jednak, że Leslie nigdy się nie

pozbiera.

Była to prawda. Sugerując jednak, że Leslie wciąż ko­

cha nieżyjącego, Ed czynił to całkowicie świadomie.

Chciał wyrobić w Matcie takie właśnie przeświadczenie.

Musiał za wszelką cenę chronić Leslie. Także przed czło­

wiekiem, którego sam kochał. Była wspaniałą, dobrą

dziewczyną i oddaną przyjaciółką. Nie chciał, żeby Matt

uczynił z niej swą jeszcze jedną, przelotną kochankę. Za­

sługiwała na znacznie lepszy los.

Matt przyglądał się bratu z zagadkową miną.

- Kiedy ma być operacja? - zapytał.

- Jutro rano - poinformował Ed. - Do biura przyjdę

później niż zwykle. Chcę być. przy niej.

Matt skinął głową. Rzucił okiem w stronę pokoju,

w którym leżała Leslie. Po chwili wahania, nie odezwa­

wszy się więcej do ciotecznego brata, ruszył w stronę wyj­

ścia.

Ed spytał Leslie, co powiedział jej Matt.

- Mówił, że szukam wymówek, bo chcę wzbudzać

powszechną litość - odparła zirytowana. - Przecież to

bzdura! Nie mam kompleksu męczennicy!

- Wiem - przyznał Ed.

background image

96 POŻEGNANIE Z MROCZNĄ PRZESZŁOŚCIĄ

- Aż trudno uwierzyć, że jesteś spokrewniony z takim

człowiekiem - dodała gniewnym tonem. - Jest okropny!

- Miał ciężkie życie. Oboje wiele przeszliście.

- Matt i jego najnowsza dziewczyna są siebie warci

- orzekła Leslie.

- Kiedy tu był, dzwoniła do niego Carolyn - poinfor­

mował ją Ed. - Nie wiem, o czym rozmawiali, ale jestem

gotowy założyć się o ostatniego dolara, iż wyparła się

wszystkiego.

- Sądziłeś, że przyzna się do tego, co zrobiła? - spytała

z goryczą Leslie. Oparła głowę o poduszkę. Była szczęśli­

wa, bo nareszcie zaczęła odczuwać błogosławione skutki

środka przeciwbólowego. - Wszystko wskazuje na to, że

przez kilka tygodni będę pracowała z gipsem na nodze.

Chyba że twój kochany braciszek znajdzie jakiś sposób,

żeby wyrzucić mnie z roboty.

- W takich sprawach działa ściśle określona procedura

- powiedział Ed, siląc się na lekki ton. - Matt musi mieć moją

zgodę, żeby pozbyć się ciebie z firmy. A ja mu jej nie dam.

- Jestem pod wrażeniem - oświadczyła Leslie, z tru­

dem zdobywając się na uśmiech.

- Powinnaś być. - Ed spojrzał jej głęboko w oczy. -

Powiedz, dlaczego po tamtym wypadku lekarz na pogoto­

wiu od razu nie poskładał ci kości?

Utkwiła wzrok w suficie.

- Oznajmił mi, że wypadek nastąpił wyłącznie z mojej

winy i że zasługuję na to, co się ze mną stało. Nie założył

mi gipsu na pogruchotaną nogę. Ledwie ją zabandażował.

Nazwał mnie małą ladacznicą, która spowodowała śmierć

przyzwoitego mężczyzny. - Udręczona Leslie zamknęła

oczy. - To było straszne! Chyba najgorsze ze wszystkiego,

co mnie spotkało.

background image

POŻEGNANIE Z MROCZNĄ PRZESZŁOŚCIĄ 97

- Mogę to sobie wyobrazić!

- Ponieważ roztrzaskana noga bolała mnie coraz bar­

dziej, poszłam do przychodni, gdzie założono mi gips bez

sprawdzenia, czy kości zostały złożone poprawnie. Potem

nigdy więcej nie chodziłam do żadnego lekarza - ciągnęła.

- Nie tylko dlatego, że się do nich zraziłam. Nie miałam na

to pieniędzy. Ani ubezpieczenia, ani pieniędzy. Mama mu­

siała mieć obrońcę z urzędu, a ja kończąc szkołę, równo­

cześnie pracowałam, żeby samej się utrzymać. Wzięła

mnie do siebie rodzina przyjaciółki. Noga bolała, ale jakoś

do tego przywykłam. Kulałam. - Leslie spojrzała Edowi

prosto w twarz. - Byłoby miło móc znów chodzić normal­

nie. Obiecuję, zwrócę wszystkie koszty, jeśli obaj z Mat-

tem cierpliwie poczekacie.

Ed skrzywił się.

- Koszty? Żaden z nas się nimi nie przejmuje. - Mach­

nął lekceważąco ręką.

- Nieprawda - zaoponowała Leslie. - Twój brat jest

innego zdania. Dla niego mają znaczenie. I słusznie. Nie

chcę być dla nikogo finansowym obciążeniem.

- Pogadamy o tym później - zaproponował ugodowo.

Obdarzył Leslie ciepłym uśmiechem. - Teraz zależy mi

tylko na tym, abyś poczuła się lepiej.

- Czy to w ogóle możliwe? - Westchnęła ciężko. -

Wcale nie jestem pewna.

- Cuda ciągle się zdarzają. Każdego dnia - oświadczył

sentencjonalnie. - Zasłużyłaś na jeden.

- Wystarczy mi, że zacznę chodzić jak człowiek - po­

wiedziała z uśmiechem.

background image

ROZDZIAŁ SZÓSTY

Operacja zakończyła się przed południem. Gdy prze­

wieziono Leslie z oddziału intensywnej terapii do poko­

ju, Ed ani na chwilę nie odstępował od jej łóżka. Blada,

leżała pod opieką prywatnej pielęgniarki, którą wynajął na

pierwsze dwa dni.

Odbył rozmowy z Lou Coltrain i z ortopedą. Ten za­

pewnił, że od tej pory pani Murry będzie cierpiała coraz

mniej. Współczesna chirurgia stosowała już nowe metody.

To, co przed laty uważano za niemożliwe, teraz stało się

postępowaniem rutynowym.

Ed pojechał do biura w znacznie lepszym nastroju. By­

ło mu lekko na sercu. W holu zatrzymał go Matt.

- No i co? - zapytał suchym tonem.

Ed uśmiechnął się od ucha do ucha.

- Operacja okazała się dużym sukcesem - oznajmił

z niekłamaną satysfakcją. - Doktor Santos twierdzi, że po

zdjęciu gipsu, to znaczy za sześć tygodni, Leslie będzie jak

nowa. Będzie mogła wziąć udział w konkursie tańca.

Matt skinął głową.

- To dobrze.

Ed wyjaśnił mu sprawę jednego z prowadzonych przez

firmę rachunków, a potem, przekonany, że Matt w tej chwili

niczego więcej od niego nie chce, poszedł do swego gabine­

tu. Zastępująca Leslie sekretarka, ładna, rudowłosa i pełna

życia dziewczyna, dobrze wykonywała jego polecenia.

background image

POŻEGNANIE Z MROCZNĄ PRZESZŁOŚCIĄ 99

O dziwo, Matt wszedł za Edem do pokoju i starannie

zamknął za sobą drzwi.

- Powiedz mi, w jaki sposób została strzaskana ta noga

- zażądał oschłym tonem wyjaśnień.

Ed usiadł za biurkiem i oparł się łokciami o blat, zarzu­

cony papierami czekającymi na załatwienie.

- To wyłącznie sprawa Leslie - oświadczył. - Gdybym

nawet wiedział, to i tak na ten temat nie pisnąłbym ani

słowa. - Z całym spokojem wytrzymał badawcze spojrze­

nie Matta, na którego twarzy odmalowała się irytacja.

- To przedziwna kobieta. Bardzo zagadkowa - powie­

dział.

- To dobra, słodka i bardzo wartościowa dziewczyna,

która przeżyła wiele trudnych chwil - oświadczył Ed. -

Bez względu na to, co o niej myślisz, w żadnym razie nie

jest kobietą łatwą. Oceniając Leslie wedle tych samych

kryteriów co kobiety, z jakimi masz zwyczaj się prowa­

dzać, popełniasz ogromny błąd. I jeszcze tego pożałujesz.

Zdziwiony Matt popatrzył uważnie na Eda.

- Dlaczego uważasz, że mam ją za kobietę łatwą? - za­

pytał ostrym tonem.

- Czyżbyś już zapomniał? Sam tak się o niej wyrażałeś.

Na samo wspomnienie słów, jakie wypowiedział pod

adresem Leslie, Matt poczuł się niezręcznie. Z irytacją

spojrzał na Eda.

- Jak widzę, stajesz w obronie pani Murry. Jeśli tak

bardzo ją lubisz, dlaczego się z nią nie ożeniłeś?

Ed przygładził włosy.

- Leslie trzymała mnie przy życiu, gdy szalałem z roz­

paczy po tragicznej śmierci narzeczonej. Zginęła w Hou­

ston podczas napadu na bank. Chciałem odebrać sobie

życie. Miałem nawet naładowany rewolwer. Leslie zabrała

background image

1 0 0 POŻEGNANIE Z MROCZNĄ PRZESZŁOŚCIĄ

mi broń. Stała się moją opoką. Dzięki niej pozostałem

w świecie żywych.

- Nigdy nie mówiłeś, że byłeś aż tak zdesperowany.

- Nie mówiłem, bobyś tego nie zrozumiał - z goryczą

w głosie wyjaśnił Ed. - Dla ciebie, Matt, kobiety stały

zawsze na dalszym planie. Miałeś ich tuziny i nigdy nie

kochałeś żadnej.

Matt nie próbował ukrywać rozdrażnienia.

- Miałbym kochać? Nie dałbym żadnej kobiecie aż takiej

przewagi nad sobą - odparł cierpkim tonem. - Ed, to diabel­

skie istoty. Złośliwe, kłamliwe i podstępne. Interesowne.

Uśmiechają się do ciebie, kiedy czegoś chcą. A gdy to zdobę­

dą, podepczą cię, rzucą i zabiorą się za następną upatrzoną

ofiarę. Spotkałem w życiu zbyt wielu porządnych facetów,

których zniszczyły kochane przez nich kobiety.

- Istnieją także źli mężczyźni - przypomniał Ed.

Matt wzruszył ramionami.

- Z tym nie będę polemizował. - Zdobył się na lekki

uśmiech. - Dla ciebie zrobiłbym wszystko, co w mojej

mocy - dorzucił nieoczekiwanie łagodnym tonem. - Od

czasu do czasu sprzeczamy się, ale mimo to jesteśmy sobie

bliscy, i to bardzo.

- To prawda - potwierdził Ed, kiwając głową.

- Bardzo lubisz panią Murry, mam rację?

- W pewnym sensie czuję się jak jej starszy brat. Ma do

mnie zaufanie. Gdybyś znał Leslie, zrozumiałbyś, jak bar­

dzo trudno jej komuś zawierzyć.

- Sądzę, że ona cię nabiera - powiedział Matt. - Bądź

ostrożny. Uwzięła się na ciebie, bo jesteś bogaty.

Eda ogarnęła złość na kuzyna.

- Jak możesz mówić coś takiego? Nie masz pojęcia,

jaka ona jest!

background image

POŻEGNANIE Z MROCZNĄ PRZESZŁOŚCIĄ 1 0 1

- Podobnie jak ty - z zimnym uśmiechem odparował

Matt. - Bo ja wiem coś, czego ty nie wiesz. Zostawmy już

ten temat.

Ed przeklinał w duchu własną uległość.

- Chcę zatrzymać Leslie w swoim biurze - oświadczył.

- Ma przychodzić do pracy z gipsem na nodze? Jak ty

to sobie wyobrażasz? - zapytał Matt.

Ed odchylił się w fotelu. Na jego twarzy pojawił się

lekki uśmiech.

- Całkiem zwyczajnie - odparł. - Tak jak ja sam przed

pięciu laty, kiedy złamałem nogę na nartach. Ludzie z za­

łożonym gipsem mogą pracować nie gorzej niż inni. Prze­

cież Leslie nie pisze nogą.

Matt wzruszył ramionami. Miał już dość mówienia,

a zwłaszcza myślenia o tej zagadkowej kobiecie.

- Rób co chcesz - mruknął do Eda. - Pamiętaj o jed­

nym. Masz trzymać ją z daleka ode mnie.

To powinno być łatwe, uznał Ed. Matt Caldwell nie nale­

żał do ulubieńców Leslie. Chętnie przestanie go oglądać.

Ed zamyślił się na chwilę. Zastanawiał się, co przyniosą

najbliższe dni. W każdym razie sytuacja nie będzie łatwa.

Można by ją porównać do trzymania dynamitu przy zapa­

lonych świecach.

Po kilku dniach od operacji Leslie opuściła szpital, a po

dwóch tygodniach zjawiła się w pracy. Ku zdumieniu jej

samej, a także Eda, firma pokryła wszystkie wydatki zwią­

zane z operacją i pobytem w szpitalu. Wiedziała, że Matt

zrobił to wyłącznie z poczucia winy.

A przecież nie powinien mieć do siebie pretensji.

W gruncie rzeczy Leslie go nie obwiniała. Tańczyło się jej

wspaniale. Wolała nawet nie myśleć o tym, jak tamten

background image

1 0 2 POŻEGNANIE Z MROCZNĄ PRZESZŁOŚCIĄ

wieczór mógł się dla niej skończyć. Najlepiej byłoby

o wszystkim zapomnieć.

Pierwszego dnia po przyjściu do firmy, wsparta na ku­

lach, przykuśtykała do sekretariatu Eda i padła na swoje

krzesło za biurkiem.

- Jak się tutaj dostałaś? - zapytał zdziwiony jej wido­

kiem. - O ile dobrze pamiętam, nie potrafisz prowadzić

samochodu. Mam rację?

- Masz. Jedna z dziewcząt mieszkających w moim

pensjonacie pracuje w centrum Jacobsville. Umówiły­

śmy się, że przez trzy dni w tygodniu będzie podrzucała

mnie do pracy, a ja pokryję częściowo wydatki na benzy­

nę. W pozostałe dni będę przyjeżdżała taksówką - wy­

jaśniła.

- Cieszę się, że już wróciłaś - serdecznym tonem

oświadczył Ed.

- Och, jestem tego pewna - powiedziała Leslie, rzuca­

jąc szefowi lekko kpiące spojrzenie. - Dziewczyny z se­

kretariatu pana Caldwella, które przyszły odwiedzić mnie

w szpitalu, opowiedziały mi o Karli Smith. Podobno za

tobą szaleje.

- Tak mówią. - Ed uśmiechnął się niepewnie. - Biedna

dziewczyna.

- Nie możesz żyć przeszłością.

- Powiedz to sobie.

Leslie położyła kule na podłodze obok biurka i obróciła

się w krześle.

- Będzie mi trochę trudno biegać do twego gabinetu.

Czy mógłbyś tutaj dyktować mi listy? - spytała.

- Oczywiście.

Z zadowoleniem rozejrzała się po sekretariacie.

- Cieszę się, że mogłam tu wrócić - powiedziała ci-

background image

POŻEGNANIE Z MROCZNĄ PRZESZŁOŚCIĄ 1 0 3

chym głosem.- Obawiałam się, że pan Caldwell znajdzie

jakiś pretekst i pozbędzie się mnie.

- Czyżbyś zapomniała, że ja też noszę to nazwisko?

- zapytał Ed. - Pies, który głośno szczeka, nie gryzie. Taki

jest Matt. Możesz mi wierzyć bądź nie, ale to w gruncie

rzeczy przyzwoity facet. On cię nie wyrzuci.

Leslie zrobiła powątpiewającą minę.

- Nie chcę popsuć waszych wzajemnych stosunków

- powiedziała poważnym tonem. - Wolałabym raczej stąd

odejść...

- Nawet o tym nie myśl - szybko jej przerwał. Czułym

gestem zwichrzył krótkie włosy Leslie. - Lubię, gdy

kręcisz się w pobliżu. A poza tym, w przeciwieństwie

do pozostałych pracownic, nie robisz błędów ortograficz­

nych...

Roześmiała się głośno. Obrzuciła Eda ciepłym spojrze­

niem.

- Dzięki, szefie.

Akurat w tej chwili w progu pokoju stanął Matt. Na

widok czułych spojrzeń między Leslie a ciotecznym bra­

tem zesztywniał ze złości. Z hukiem zatrzasnął za sobą

drzwi.

Leslie i Ed podskoczyli nerwowo.

- Jezu, Matt! - wykrzyknął Ed. - Nie rób więcej takich

numerów! Umrę na serce!

- A ty w godzinach urzędowania nie zabawiaj się z se­

kretarką! - zrewanżował mu się Matt.

Zimnym spojrzeniem obrzucił Leslie, która natych­

miast straciła humor.

- Jak widzę, wróciła pani do pracy, pani Murry - po­

wiedział.

- Dzięki temu szybciej zwrócę panu pieniądze za szpi-

background image

1 0 4 POŻEGNANIE Z MROCZNĄ PRZESZŁOŚCIĄ

tal, panie Caldwell - odparła z lekko zuchwałym uśmie­

chem.

Nie dał się sprowokować. Ignorując całkowicie Leslie,

zwrócił się do Eda:

- Chcę, żebyś zaprosił Nell Hobbs na lunch i dowie­

dział się, jak zamierza głosować w sprawie wprowadzenia

podziału na strefy. Jeśli tereny graniczące z moją posiadło­

ścią uznają za rekreacyjne, będę się procesował do końca

życia.

- Gdyby Nell Hobbs nawet głosowała za nowym po­

działem, byłaby jedyną jego zwolenniczką - zapewnił Ed.

- Z pozostałymi członkami komisji już rozmawiałem. Są

przeciw.

Matt odetchnął.

- W porządku. Wobec tego jedź do salonu Houliha-

na i odbierz od niego mój nowy wóz. Dziś rano go przy­

wieźli.

- Pozwolisz mi prowadzić jaguara? - z największym

zdumieniem zapytał Ed.

- Oczywiście - odparł Matt z naturalnym i ciepłym

uśmiechem. Leslie uznała, że taki uśmiech nigdy nie ukaże

się na tej przystojnej twarzy na jej widok.

- Wobec tego dziękuję. Niedługo będę z powrotem!

- Niemal biegiem ruszył w stronę holu. - Leslie, te listy

załatwimy po lunchu! - zawołał znikając.

- W porządku! - odkrzyknęła. - Wobec tego zajmę się

przepisywaniem starych zapisów.

Spojrzała wymownie na Matta, aby wiedział, że dobrze

zapamiętała jego dawne polecenie i że zamierza przystąpić

do wykonywania tej, oględnie mówiąc, mało sensownej

pracy.

Włożył ręce do kieszeni i przyglądał się jej badawczo.

background image

POŻEGNANIE Z MROCZNĄ PRZESZŁOŚCIĄ 1 0 5

Zatrzymał wzrok na jej wydatnych ustach. Pamiętał, jak

wyglądały rozchylone, spragnione pocałunku...

Zacisnął zęby. Nie powinien dopuszczać do siebie ta­

kich myśli.

- Zapisy mogą poczekać - oznajmił szorstko. - Moja

sekretarka poszła do domu, bo ma chore dziecko, więc

przez resztę dnia będzie mi pani potrzebna. A Ed niech po

powrocie odda swoją korespondencję pani Smith. Ona mu

wszystko załatwi.

Leslie wahała się tylko przez krótką chwilę.

- Dobrze, proszę pana - oznajmiła sztywno.

- Muszę teraz porozmawiać z Hendersonem o jednym

z nowych rachunków. Za pół godziny spotkajmy się w mo­

im gabinecie.

- Dobrze, proszę pana.

Patrzyli na siebie spode łba. Jak dwaj zawodnicy prze­

ciwnych drużyn. Wreszcie Matt prychnął gniewnie i opu­

ścił pokój.

Leslie zabrała się do przeglądania i sortowania nowej

korespondencji. Zanim się zorientowała, minęło dobre pół

godziny. Usłyszawszy jakieś odgłosy od strony wejścia do

sekretariatu, podniosła głowę. W drzwiach stał Matt,

najwyraźniej zniecierpliwiony. Spojrzała na zegarek.

- Przepraszam. Straciłam poczucie czasu - powiedzia­

ła szybko, energicznym ruchem odsuwając na bok stertę

leżących przed nią listów. Sięgnęła po kule i podniosła się

z krzesła. Potem wzięła do ręki notes i ołówek. Zerknęła

na Matta. Wydawał się jeszcze wyższy i potężniejszy niż

zwykle. - Szefie, jestem gotowa - oznajmiła ugrzecznio-

nym tonem.

- Niech pani nie nazywa mnie szefem, bo tego nie

lubię.

background image

1 0 6 POŻEGNANIE Z MROCZNĄ PRZESZŁOŚCIĄ

- Dobrze, panie Caldwell - nie dała za wygraną.

Zmierzył ją karcącym, ostrym spojrzeniem. Szeroko

rozwartymi oczyma patrzyła na niego z niewinną miną.

Zdobyła się nawet na nikły uśmiech.

Zobaczyła, że wyraz jej twarzy jeszcze bardziej rozzło­

ścił Matta. Odwrócił się i, nie oglądając się na nią, ruszył

ku drzwiom.

Podążyła za Mattem do jego gabinetu. Za szerokim,

wykuszowym oknem rozciągała się panorama Jacobsville.

Biurko było dębowe, ogromne i pokryte mnóstwem prze­

różnych papierów. Na wprost biurka stał obity skórą, pro­

sty fotel z twardymi oparciami pod ręce. W głębi gabinetu

znajdowały się inne, równie potężne meble z jasnobrązo-

wej skóry. Podłogę pokrywał puszysty, beżowy dywan. Na

oknach wisiały dobrane kolorystycznie, ciężkie zasłony.

Nad kominkiem, w którym jeszcze leżały nie dopalone

polana, Leslie ujrzała portret mężczyzny nieco podobnego

do Matta. Przed kominkiem stały dwa krzesła i stolik. Ten

kąt był pewnie przeznaczony do przyjmowania gości, któ­

rych prezes firmy zamierzał poczęstować kawą lub kielisz­

kiem alkoholu.

Pod jedną ze ścian, pokrytą lustrem i sprawiającą, że

gabinet wyglądał na jeszcze większy, znajdował się barek.

Wysokie sklepienie i duże okna dopełniały obrazu tego

imponującego pomieszczenia w zmodernizowanym wi­

ktoriańskim domu.

Matt obserwował Leslie otwarcie lustrującą jego gabi­

net. Zamknął drzwi prowadzące do sekretariatu i wskazał

jej fotel na wprost biurka.

Usiadła. Obok siebie na ziemi położyła kule. Wciąż nie

czuła się najlepiej, lecz teraz, na szczęście, do opanowania

bólu wystarczała aspiryna.

background image

POŻEGNANIE Z MROCZNĄ PRZESZŁOŚCIĄ 1 0 7

Leslie z utęsknieniem czekała na chwilę, w której bę­

dzie mogła zacząć chodzić jak inni. O własnych siłach, bez

kul.

Położyła notes na kolanach i ustawiła nogę w gipsie

w możliwie najwygodniejszej pozycji.

Matt usiadł w swoim fotelu i poddał szczegółowym

oględzinom siedzącą przed nim kobietę. Miała na sobie

beżowe spodnium. Zawiązała pod szyją barwną apaszkę.

Rozpruła zewnętrzny szef na lewej nogawce, żeby zmie­

ścił się gips. Gdyby nie to, byłaby osłonięta od stóp do

głów. I wyglądała dokładnie tak jak wówczas, gdy zoba-

czył ją po raz pierwszy. Dziwne, że nie zauważył tego

wcześniej.

- Jak noga? - zapytał krótko.

- Dziękuję, coraz lepiej - odrzekła. - Już powiedzia­

łam księgowemu, żeby co tydzień zatrzymywał jedną

czwartą mojej pensj i...

Matt poruszył się gwałtownie.

- Nie ma pani prawa wydawać poleceń mojemu księ-

gowemu - zganił ostrym tonem Leslie. - To niedopusz-

czalne. Przekroczyła pani swoje uprawnienia. W przyszło­

ści proszę nie powtarzać tego błędu.

Poprawiła się w fotelu i poruszyła nogą w gipsie. Pod-

niosła wzrok i powiedziała z powagą:

- Przepraszam, panie Caldwell.

Głos miała spokojny, lecz trzęsły się jej ręce. Matt

odwrócił wzrok i podniósł się zza biurka. Spojrzał w okno.

Z oczyma utkwionymi w rozłożony notes i z ołówkiem

w ręku Leslie czekała cierpliwie, aż zacznie dyktować.

- Powiedziała pani Edowi, że tamtego wieczoru, za­

nim zabraliśmy panią na pogotowie, dzwoniła Carolyn

i pozwoliła sobie na jakieś bardzo przykre komentarze.

background image

1 0 8 POŻEGNANIE Z MROCZNĄ PRZESZŁOŚCIĄ

- To, co na ten temat mówił Ed, utkwiło mu silnie w pa­

mięci. Parokrotnie wracał myślami do słów brata. Odwró­

cił się od okna i dodał: - Carolyn kategorycznie temu za­

przecza. Twierdzi, że nie mówiła pani niczego przykrego.

Twarz siedzącej przed nim kobiety była całkowicie bez

wyrazu. Leslie już przestało zależeć na tym, co Matt o niej

sobie pomyśli. Nie zamierzała się bronić. Zbyła milcze­

niem usłyszane słowa.

Gniewnie ściągnął brwi.

- Co pani na to?

- A co chce pan usłyszeć?

- Może pani przeprosić Carolyn - oznajmił zimnym

tonem. - Bardzo zmartwiło ją to bezpodstawne oskarże­

nie. A ja nie życzę sobie, aby się martwiła - dodał z rozmy­

słem. Zależało mu na tym, aby sprowokować Leslie.

Zacisnęła palce na ołówku. Praca z tym koszmarnym

człowiekiem okazała się znacznie gorsza, niż przypuszcza­

ła. Ed twierdził, że cioteczny brat jej nie wyrzuci, ale

równie dobrze mógł zmusić ją do złożenia rezygnacji. Jeśli

nadal tak bardzo będzie utrudniał jej życie, nie pozostanie

jej nic innego, niż odejść.

W tej chwili przyszło jej do głowy, że gra nie jest warta

świeczki. Była wykończona psychicznie, słaba i zmęczo­

na. Miała wszystkiego dość. To Carolyn zrobiła jej krzyw­

dę, a nie ona jej. Nie wyobrażała sobie dalszego życia

w tak okropnej atmosferze. To, że znęcał się nad nią Matt,

stało się przysłowiową ostatnią przelaną kroplą.

Sięgnęła po kule. Podniosła się z miejsca.

- Co to znaczy? - zapytał zdumiony.

Bez słowa ruszyła w stronę drzwi. Z łatwością zagro­

dził jej drogę.

Patrzyła na niego wzrokiem zaszczutego zwierzęcia,

background image

POŻEGNANIE Z MROCZNĄ PRZESZŁOŚCIĄ 1 0 9

zgnębiona i zrezygnowana. Wyglądała tak, jakby uszło

z niej życie.

- Ed twierdzi, że nie da pan rady wyrzucić mnie bez

jego zgody - powiedziała bezbarwnym głosem. - Ale ma

pan inną możliwość. Może pan nękać mnie dopóty, dopóki

sama nie odejdę. Mam rację?

- Tak łatwo się pani poddaje? - zapytał drwiącym to­

nem, nie zważając na jej zdenerwowanie. -I dokąd zamie­

rza pani pójść?

Spuściła wzrok. Na jednym ze swoich pantofli zoba­

czyła grudki ziemi. Pomyślała odruchowo, że powinna je

wyczyścić.

- Pytałem, dokąd zamierza pani pójść - nie ustępował

Matt.

- Sądzę, że w Teksasie są wolne posady sekretarek

- odparła, siląc się na spokój. - Proszę się odsunąć. Chcę

stąd wyjść.

Nie ruszył się, ale zachował inaczej, niż przypuszczała.

Odebrał jej kule i odstawił pod półkę na książki, stojącą

obok drzwi. Chwycił Leslie za ramiona, przytrzymując ją

przed sobą. Łakomym spojrzeniem obrzucił jej usta.

- Niech mnie pan puści - wyszeptała z trudem.

Matt zbliżył sięjeszcze bardziej. Leslie poczuła zapach

korzennej wody kolońskiej, płynu po goleniu i kawy. Cie­

pły oddech owiewał jej czoło. Z niechęcią przypomniała

sobie pieszczoty, jakimi Matt obdarzył ją w swojej sy­

pialni.

Był na siebie wściekły, że Leslie tak bardzo go pociąga,

a jednak nie potrafił utrzymać rąk przy sobie.

- Twierdziła pani, że nie lubi, gdy się pani dotyka

- przypomniał drwiącym tonem i położył prowokacyjnie

dłoń na jej piersi.

background image

1 1 0 POŻEGNANIE Z MROCZNĄ PRZESZŁOŚCIĄ

Odetchnęła krótko i nerwowo. W jej oczach ukazało się

cierpienie.

- Proszę tego nie robić - wyszeptała zbolałym głosem.

- Ani dla Eda, ani dla pana nie stanowię żadnego zagroże­

nia. Niech pan mnie puści. Wyjadę i już nigdy mnie pan

nie zobaczy.

Matt uznał, że byłaby do tego zdolna, i na samą tę myśl

zirytował się ponownie. Co w niego wstąpiło? Dlaczego

Leslie wyzwalała w nim takie emocje? Dlaczego ta kobie­

ta budziła w nim aż tak ogromną niechęć? Czemu się nad

nią znęcał? Był przecież z natury łagodnym i przyzwoitym

człowiekiem. Współczuł ludziom, zwłaszcza mającym

kłopoty zdrowotne.

- Edowi to się nie spodoba - oświadczył suchym tonem.

- Ed nie musi o niczym wiedzieć - odparła znużonym

głosem. - Może pan powiedzieć mu wszystko, co tylko

pan zechce.

- Jest pani kochankiem?

- Nie.

- Dlaczego? Dotyk Eda pani nie przeszkadza.

- On mnie nie dotyka. W... taki sposób jak pan.

Napięty ton głosu Leslie uprzytomnił Mattowi własne

okrucieństwo. Odsunął się i zajrzał jej w oczy. Pochmurne,

zamglone. Pełne cierpienia.

- Pani Murry, ilu mężczyzn zdążyła już pani nabrać,

udając szczyt niewinności? - zapytał, cedząc ze złością

słowa.

Zobaczyła z bliska jego pobrużdżoną zmarszczkami

twarz. Sprawiały, że jak na swój wiek wyglądał staro.

Ujrzała chłód oczu, gorycz zbyt wielu zdrad i nazbyt wielu

lat przeżytych bez miłości.

Zrobiła coś, co zaskoczyło ją samą. Pogładziła Matta po

background image

POŻEGNANE Z MROCZNĄ PRZESZŁOŚCIĄ 1 1 1

włosach. Takim samym współczującym gestem jak doktor

Lou.

Rozwścieczyła go tym. Natarł na nią całym ciałem

i uwięził. Wykonał biodrami jednoznaczny ruch.

Gdy usiłowała się wyswobodzić, jęknął chrapliwie, lecz

zaraz potem, gdy już wiedziała, że to się nie uda, uśmiech­

nął się cynicznie.

Na twarzy Leslie ukazały się krwiste rumieńce. Czuła

się teraz tak jak przed laty. Pamiętnego koszmarnego wie­

czoru. Wtedy Mike naparł na nią ciałem, śmiejąc się z jej

niewinnej i przerażonej miny, która podniecała go jeszcze

bardziej. W obecności koleżków mówił wówczas do niej

okropne rzeczy. Tak straszne, że na ich wspomnienie nie­

mal się dławiła.

Leslie stała sztywna, zmartwiała na samo wspomnienie

niegdyś przeżytej grozy. Myślała, że kocha Mike'a, dopóki

się nie przekonała, że stała się dla niego zabawką, przed­

miotem pożądania. Kpił sobie z jej niewinności. Na

oczach kolegów zdarł z niej całe ubranie. Wyśmiewał się

z małych piersi oraz ze szczupłej figury. I przez cały czas

dotykał jej w intymnych miejscach i robił sobie z nich

żarty.

Leslie wróciła myślami do tamtych chwil. Ponownie

przeżywała upokorzenie i wstyd. Wydawało się jej, że

znów leży rozłożona na drewnianej podłodze, a obcy mło­

dzi mężczyźni, będący na narkotycznym haju, pochylają

się nad nią, podczas gdy obnażony Mike napiera na nią,

aby...

Matt zorientował się poniewczasie, że Leslie, z poblad­

łą twarzą i nie widzącymi oczyma, stoi jak słup soli. Że

ledwie oddycha. Po chwili zaczęła drżeć. Zobaczył, że ma

obłęd w oczach. Była przerażona.

background image

1 1 2 POŻEGNANIE Z MROCZNĄ PRZESZŁOŚCIĄ

Przykro zaskoczony, puścił swą ofiarę i cofnął się

o krok. Dostała konwulsji. Usłyszawszy trzask, Mike też

się od niej odsunął. Tylko że nie był to odgłos petardy, lecz

huk wystrzału. Kula z pistoletu przeszyła go na wylot, by

utkwić w nodze Leslie.

W pierwszej chwili na twarzy Mike'a dostrzegła zdzi­

wienie. Zaraz potem jednak, ze zmętniałymi, już niczego

nie widzącymi oczyma, osunął się tuż obok, na podłogę.

Miał małą dziurkę w plecach i znacznie większą na piersi.

Do uszu Leslie dotarł przeraźliwy krzyk jej matki. Usi­

łowała strzelić jeszcze raz, żeby tym razem zabić córkę.

Leslie uwiodła jej kochanka, więc zamierzała pozbyć się

ich obojga. Była szczęśliwa, że Mike leży martwy. Zaraz

los niewiernego amanta miała podzielić córka.

Leslie leżała na podłodze, ze strzaskaną nogą. Przeko­

nana, że zanim nadejdzie jakakolwiek pomoc, wykrwawi

się na śmierć...

- Co się pani stało? - zapytał Matt, zaniepokojony

dziwnym wyglądem Leslie.

Zanim zdołała odpowiedzieć, straciła przytomność

i osunęła się na ziemię.

Kiedy otworzyła oczy, pochylał się nad nią Ed. Z niepo­

kojem przyglądał się przyjaciółce. Przykładał do jej czoła

mokry ręcznik.

- Ed, to ty? - spytała półprzytomnie.

- Tak. Jak się czujesz?

Zamrugała niespokojnie powiekami i rozejrzała się wo­

koło. Leżała na wiśniowej, skórzanej kanapie w gabinecie

Matta Caldwella.

- Co się stało? Czyżbym zemdlała?

- Na to wygląda - odparł z westchnieniem. - Za

background image

POŻEGNANIE Z MROCZNĄ PRZESZŁOŚCIĄ 1 1 3

wcześnie wróciłaś do pracy. Nie powinienem się na to

zgodzić.

- Nic mi nie jest - zapewniła szybko, unosząc gło­

wę. Było jej niedobrze. Zanim zrobiła następny ruch, mu­

siała kilkakrotnie przełknąć ślinę. Odetchnęła powoli

i uśmiechnęła się słabo do Eda. - Wciąż czuję się marnie.

Pewnie dlatego, że nie jadłam dziś śniadania.

- Kretynka - mruknął Ed, spoglądając czule na Leslie.

Odwzajemniła ciepłe spojrzenie.

- Nic mi nie jest - powtórzyła. - Czy możesz podać mi

kule?

Dopiero kiedy podchodził do półki z książkami, przy

której stały kule, ujrzała Matta. Stał sztywno, z nieprzenik­

nioną twarzą. Wyglądał jak posąg z kamienia. Wzięła kule

od Eda i wsunęła je pod pachy.

- Odwieziesz mnie do domu? - spytała Eda. - Chyba

wezmę jeszcze jeden wolny dzień. Mogę?

- Możesz - zapewnił ją szybko. Spojrzał w stronę bra­

ta. - Prawda, że może? - chciał się upewnić.

Matt skinął głową. Jeszcze raz spojrzał na Leslie i bez

słowa szybko opuścił gabinet.

Ulga, jaką natychmiast poczuła Leslie, niemal zbiła ją

z nóg. Przypomniała sobie, co się stało, lecz nie zamierzała

opowiadać o tym Edowi. Nie będzie psuła stosunków mię­

dzy nim a ciotecznym bratem, którego uwielbiał i który był

dla niego niedoścignionym wzorem. Ona sama, nie mając

żadnej rodziny, oprócz nienawidzącej jej matki, czuła znacz­

nie większy szacunek do rodzinnych więzów niż większość

innych ludzi.

W samochodzie Eda, gdy odwoził ją do pensjonatu, nie

myślała o tym, co wydarzyło się w gabinecie Matta. Ale

wiedziała jedno. Że od tej pory, gdy kiedykolwiek na niego

background image

1 1 4 POŻEGNANIE Z MROCZNĄ PRZESZŁOŚCIĄ

spojrzy, natychmiast z całą wyrazistością wrócą na nowo

koszmarne wspomnienia sprzed lat i ponownie będzie

przeżywała tamtą straszliwą scenę.

Gdyby miała dokąd pójść, z miejsca by to zrobiła, żeby

znaleźć się jak najdalej od Matta. W tej chwili jednak była

w pułapce, na łasce tego bezlitosnego mężczyzny.

Ed wrócił do biura z mocnym postanowieniem przepro­

wadzenia męskiej rozmowy z Mattem. Wyczuwał instynk­

townie, że omdlenie Leslie było spowodowane czymś, co

zrobił lub powiedział cioteczny brat. Zamierzał zmusić

Matta, by przestał nękać nieszczęsną dziewczynę, zanim

będzie za późno.

Energicznym krokiem, w pełni przygotowany na trudną

rozmowę, wszedł do gabinetu brata, ale go nie zastał.

- Powiedział, że jedzie do Victorii, aby omówić sprawę

jakiejś inwestycji - poinformowała Eda jedna z urzędni­

czek w sekretariacie. - Wypadł z biura i wsiadł do swego

nowiutkiego jaguara. Podobno przywiózł go pan dzisiaj

z salonu Houlihana.

- Tak, przywiozłem - potwierdził Ed, zmuszając się do

uśmiechu. - To wspaniały samochód. Gna jak wiatr.

- Zauważyłyśmy - skomentowała cierpko dziewczy­

na. -Pański brat jechał jak szaleniec. Byłoby szkoda, gdy­

by rozbił dopiero co kupiony wóz.

- To prawda - przytaknął Ed.

Idąc do swego gabinetu, usiłował wytłumaczyć sobie

dziwne zachowanie Matta, ale nie potrafił. Na myśl o prze­

łożeniu czekającej go rozmowy poczuł lekką ulgę.

background image

ROZDZIAŁ SIÓDMY

Gnał jak szalony autostradą prowadzącą do Victorii.

Przez cały czas miał przed oczyma twarz Leslie. Jej duże,

szare oczy odzwierciedlały nie złość czy nawet strach, lecz

coś znacznie silniejszego.

Była wstrząśnięta do głębi. Czymś, czego nie był w sta­

nie pojąć. Czymś, co przeżywała tylko ona sama. Matta

zabolał jej udręczony wzrok. Dosięgnął słabego punktu,

którego istnienia nawet nie podejrzewał.

Gdy zemdlona osunęła się na ziemię, rozzłościł się na

samego siebie. Był z zasady człowiekiem uczciwym i do­

brym dla innych ludzi. Nigdy nie przypuszczał, że może

się w nim kryć aż tyle okrucieństwa. Nie mógł zrozumieć,

czemu ta kobieta wzniecała w nim aż tak ogromną wro­

gość. Mimo mocnego charakteru, niezależności i siły woli

była przecież istotą fizycznie słabą, kruchą, podatną na

zranienie. Delikatną. A także czułą.

Przypomniawszy sobie dotknięcie miękkich palców

Leslie, gdy głaskała go po włosach, aż jęknął z wściekło­

ści na samego siebie. Znęcał się nad tą kobietą, a ona

pod powłoką niechęci i okrucieństwa wyczuła utajony

głęboko ból. I zdobyła się na serdeczny gest, starając się go

ukoić.

Na czułość odpowiedział podłością. Tak źle nie potra­

ktowałby nawet zwykłej dziwki.

Matt uprzytomnił sobie, że znacznie przekroczył grani-

background image

1 1 6 POŻEGNANIE Z MROCZNĄ PRZESZŁOŚCIĄ

cę dozwolonej prędkości. Zdjął nogę z pedału gazu. Wła­

ściwie nie wiedział, dokąd jedzie. Pewnie gdzieś uciekał.

Przed samym sobą?

Przypomniał sobie własną reakcję na omdlenie Leslie.

Przez całe życie opiekował się zarówno chorymi i bez­

domnymi zwierzakami, jak i ludźmi, którym się nie po­

wiodło. I nagle ni stąd, ni zowąd zaczął znęcać się nad

nieszczęsną, ułomną kobietą, która się nad nim litowała.

Pomyślał, że jak tak dalej pójdzie, niebawem zacznie ko­

pać kulawe psy.

Zwolnił jeszcze bardziej, zjechał na pobocze i zatrzymał

wóz. Oparł głowę na kierownicy. Od kiedy Leslie Murry

wkroczyła w jego życie, stał się innym człowiekiem. Obudzi­

ła w nim wszystko, co w człowieku najgorszego. Potrakto­

wał ją podle i teraz wstydził się tego. Była słodką dziewczy­

ną, którą zaskakiwały serdeczne gesty ludzi.

Z drugiej jednak strony nie zdziwiła jej wrogość Matta.

Czyżby podobnie złego traktowania doznawała wcześniej

i w jakimś sensie do niego przywykła? Czyżby do tej pory

spotykała się z ludzkim okrucieństwem i nauczyła się go­

dzić na nie?

Odchylił się w fotelu i popatrzył na odległy horyzont.

Dwa silne przeżycia, ucieczka matki i niedawny proces

o zgwałcenie dziewczyny, skutecznie zraziły go do kobiet.

Sprawa matki stanowiła starą, ale wciąż jątrzącą się ranę.

Wytoczony mu proces, mimo że zakończył się całkowitym

uniewinnieniem, pozostawił po sobie wiele goryczy.

Matt dobrze pamiętał miłą, ładną dziewczynę udającą

chodzącą niewinność. A kiedy nie powiódł się jej plan,

odkryła prawdziwe oblicze. Oskarżyła go przed całym

światem, naraziła na publiczną pogardę. Wprawdzie przy­

wrócono mu dobre imię, ale gniew i żal pozostały.

background image

POŻEGNANIE Z MROCZNĄ PRZESZŁOŚCIĄ 1 1 7

Żadne jednak z tych przykrych zdarzeń nie mogło

usprawiedliwić jego postępowania w stosunku do Leslie

Murry. Było mu przykro, że kazał jej cierpieć za coś,

czemu nie była winna.

Odetchnął głęboko i wrzucił bieg. Uznał, że nigdzie

przed sobą nie ucieknie. Równie dobrze mógł wrócić do

pracy. W biurze pewnie czeka na niego rozwścieczony Ed

i zrobi mu awanturę. Nie mógł winić brata za to, że był na

niego zły. Na naganę w pełni sobie zasłużył.

Przyjął spokojnie gorzkie słowa Eda. Rzeczywiście,

zachował się karygodnie. Chciałby tylko zrozumieć, cze­

mu ta dziewczyna wyzwalała w nim wszystko, co naj­

gorsze.

- Jeśli naprawdę nie lubisz Leslie, to dlaczego po pro­

stu jej nie ignorujesz? - zapytał Ed.

- Chyba powinienem - odparł Matt, starannie unikając

wzroku brata.

- Zrób to. Ta dziewczyna musi pracować - oświadczył

z mocą Ed.

Matt zmierzył go uważnym spojrzeniem.

- Dlaczego musi? - zapytał. -I dlaczego nie ma dokąd

pójść?

- Nie mogę ci powiedzieć. Dałem słowo.

- Czy popadła w konflikt z prawem?

Ed wybuchnął śmiechem.

- Leslie? Ależ skąd! To do niej niepodobne!

- Nieważne. - Matt ruszył w stronę drzwi. Na progu

zatrzymał się i odwrócił. - Tuż przed zemdleniem powie­

działa coś dziwnego.

- Co? - spytał Ed.

- Powiedziała „Mike, nie rób tego". Kto to jest Mike?

background image

1 1 8 POŻEGNANIE Z MROCZNĄ PRZESZŁOŚCIĄ

- Ten człowiek nie żyje - odrzekł Ed. - Od lat.

- Czy to o jego względy ubiegały się matka i córka?

- natychmiast skojarzył Matt.

- Tak - przyznał Ed. - Jeśli jednak odważysz się wy­

mienić to imię przy Leslie, wraz z nią opuszczę ten dom

i przysięgam, że nigdy tu nie wrócę.

A więc dla Eda to poważna sprawa. Matt ściągnął brwi.

- Kochała tego człowieka?

- Tak się jej przynajmniej wydawało. - W oczach

Eda pojawiły się zimne błyski. - Zrujnował życie tej

dziewczynie.

- W jaki sposób?

Ed nie odpowiedział.

Zirytowany milczeniem brata, Matt odetchnął ner­

wowo.

- Nie przyszło ci do głowy, że te wszystkie tajemnice

jeszcze pogarszają sprawę?

- Przyszło - przyznał Ed. - Jeśli chcesz usłyszeć coś

więcej, musisz zapytać o to samą Leslie. Ja mam zwyczaj

dotrzymywać słowa.

Matt mruknął coś pod nosem i wyszedł z pokoju. Ed

odprowadził go wzrokiem. Był niespokojny. Miał nadzie­

ję, że nie pogorszył sytuacji. Usiłował chronić Leslie, ale

być może tylko jeszcze bardziej zaintrygował Matta. Znał

go dobrze i wiedział, że nie znosi tajemnic. Oby tylko nie

zechciał zmusić Leslie do wyznań! Do mówienia o tym,

o czym tak bardzo pragnęła zapomnieć!

Ed zastanawiał się także nad ewentualną reakcją Matta.

Co by zrobił, gdyby dowiedział się, jak głośna była swego

czasu ta historia? I o tym, że Leslie ma matkę w więzieniu,

skazaną za morderstwo?

background image

POŻEGNANIE Z MROCZNĄ PRZESZŁOŚCIĄ 1 1 9

Tego wieczoru Ed odwiedził Leslie, żeby sprawdzić,

jak się czuje. Tak bardzo nurtowało go to, o czym rozma­

wiał z Mattem, że postanowił podzielić się z przyjaciółką

swoimi wątpliwościami.

- Nie chcę, żeby wiedział - oświadczyła stanowczo,

gdy ją o to zapytał. - W żadnym razie.

- A co będzie, jeśli zacznie węszyć i sam się dowie?

- zapytał wprost Ed. - Wtedy pozna twoją historię ze

wszystkich punktów widzenia oprócz twojego. Jeśli nawet

przeczyta każdą gazetę, w jakiej o tym pisano, nadal nie

będzie wiedział, jak wyglądała prawda.

- Cóż to mnie obchodzi? - obruszyła się Leslie. -

Niech myśli sobie, co chce. A zresztą to nie ma już żadne­

go znaczenia.

- Dlaczego?

- Bo nie wracam do pracy - oznajmiła spokojnie, unika­

jąc wzroku Eda. - W szwalni w Jacobsville szukają maszyni­

stki. Dziś po południu zgłosiłam się i zostałam przyjęta.

- Jak się tam dostałaś?

- Od czego są taksówki? Na szczęście, nie jestem bez

grosza przy duszy. - Leslie z godnością uniosła głowę.

- Twojemu bratu oddam dług. Spłacę mu to, co wydał na

moją operację, choćby to miało trwać całe życie. Nie

zniosę jednak ani przez jeden dzień dłużej jego podłego

traktowania. Mogę mu współczuć dlatego, że nienawidzi

kobiet, ale nie zamierzam występować w roli kozła ofiar­

nego.

- Z tym się zgadzam - oświadczył Ed. - Chciałbym

jednak, żebyś jeszcze raz przemyślała swoją decyzję. Od­

byłem z Mattem długą rozmowę i...

- Powiedziałeś mu o mnie? - wykrzyknęła przerażona

Leslie.

background image

1 2 0 POŻEGNANIE Z MROCZNĄ PRZESZŁOŚCIĄ

- Nie, nie mówiłem. Wciąż jestem zdania, że ty sama

powinnaś to zrobić.

- To nie jego sprawa - wycedziła przez zęby. - Nie

jestem mu winna żadnych wyjaśnień.

- Wiem, że nie sprawia takiego wrażenia, ale Matt jest

naprawdę przyzwoitym facetem. - Ed zmarszczył czoło,

starając się dobrać odpowiednie słowa. - Nie mogę pojąć,

dlaczego działasz na niego jak płachta na byka, ale z pew­

nością zdaje sobie sprawę z tego, że w stosunku do ciebie

zachował się źle.

- Niech się zachowuje, jak mu się żywnie podoba, ale

już nigdy więcej nie będzie się na mnie wyżywał. Nie

pozwolę mu na to. Ed, mówię serio. Nie wracam do pracy.

Opuścił smętnie ramiona. Poddał się.

- Wobec tego pamiętaj, że jestem w pobliżu. Wciąż

jesteś moją najlepszą przyjaciółką.

Położyła dłoń na ręce Eda.

- A ty moim najlepszym przyjacielem - powiedziała

ciepłym głosem. - Nie wiem, jak bym sobie poradziła

w życiu, gdyby nie ty i twój ojciec.

Uśmiechnął się blado.

- Och, poradziłabyś sobie, jestem tego pewny. Jednego

ci nie brakuje. Odwagi.

Westchnęła lekko. Spojrzała na swoją dłoń, ciągle spo­

czywającą na ręku Eda.

- Nie wiem, czy to aktualne - wyznała. - Jestem już

tak bardzo zmęczona ciągłą walką. Sądziłam, że po

przyjeździe do Jacobsville wreszcie odetchnę i jakoś ułożę

sobie życie. I co? Pierwszy człowiek, na jakiego tu się

natknęłam, okazał się zagorzałym antyfeministą, noszą­

cym w sercu urazę do całego kobiecego rodu. Poczułam

się tak, jakby powróciła cała zła przeszłość.

background image

POŻEGNANIE Z MROCZNĄ PRZESZŁOŚCIĄ 1 2 1

- Co dzisiaj powiedział ci Matt? - zapytał Ed.

- To co zawsze. Oskarżył mnie o to, że nakłamałam ci

na temat telefonu Carolyn i że ją obraziłam.

-

Co za bzdury!

- On wierzy tej kobiecie.

- Nie pojmuję dlaczego. Miałem go za bystrego faceta.

- Jest bystry. W przeciwnym razie nie zostałby milio-

nerem. - Leslie podniosła się z miejsca. - Ed, idź do domu

- poprosiła. - Muszę dobrze wypocząć. Jutro idę do nowej

pracy.

Skrzywił się, usłyszawszy o szwalni.

- Chciałem, żeby ci się lepiej ułożyło.

Leslie roześmiała się lekko.

- Pomyśl, jaki okropny byłby świat, gdyby każdy z nas

miał zawsze to, na co ma ochotę.

Jest w tym sporo racji, przyznał w myśli Ed.

- Szwalnia to kiepskie miejsce - powiedział z niepo­

kojem w głosie.

- Tymczasowe. Przecież nie pozostanę tam do końca

życia - zapewniła Leslie.

- W każdym razie wiesz, gdzie mnie szukać.

- Tak. Wiem. Dziękuję.

Ed wrócił do domu. Właśnie oglądał wieczorne wiadomo-

ści, gdy Matt wszedł bez pukania. Właściwie nie musiał

pukać, uznał Ed. Przecież obaj wychowali się w tym domu.

W salonie Matt opadł ciężko na fotel. Ed powitał go

uśmiechem.

- Jak chodzi jaguar? - zapytał.

- Jak samolot po ziemi. - Przez dłuższą chwilę Matt

wpatrywał się w ekran telewizora, a potem zapytał nie­

oczekiwanie: - Jak się ma Leslie?

background image

1 2 2 POŻEGNANIE Z MROCZNĄ PRZESZŁOŚCIĄ

- Załatwiła sobie nową pracę - odparł skrzywiony Ed.

- Co takiego?

- Powiedziała, że już dłużej nie chce pracować dla

mnie. Zatrudniła się w szwalni. Akurat była im potrzebna

maszynistka. Usiłowałem wybić jej z głowy ten idiotycz­

ny pomysł, ale w ogóle nie chciała mnie słuchać. I, jak ją

znam, zdania nie zmieni. - Ed rzucił bratu przepraszające

spojrzenie. - Wiedziała, że nie pozwolę ci zwolnić jej

z pracy. I że zrobisz wszystko, aby obrzydzić jej życie

i doprowadzić do tego, że sama odejdzie. - Wzruszył ra­

mionami. -I chyba to ci się udało. Znam Leslie od sześciu

lat. Nigdy nie słyszałem, żeby zemdlała.

Matt siedział nieruchomo ze wzrokiem utkwionym

w ekran telewizora. Przedsiębiorstwo, w skład którego

wchodziła szwalnia, płaciło ludziom najmniejsze pensje.

Wątpił, czy po opłaceniu czynszu i niezbędnych wydat­

kach wystarczy Leslie na leki przeciwbólowe, które mu­

siała przyjmować.

Nigdy w życiu nie wstydził się aż tak bardzo własnego

postępowania. Praca w szwalni jej się nie spodoba. Znał

kierownika. Był nim chciwy karierowicz, który nie uzna­

wał zwolnień lekarskich i żadnych urlopów. Zmusi Leslie

do harówki, nie zważając na jej protesty i skargi.

Matt zacisnął wargi. Nie mógł sobie darować własnego

postępowania. To on stworzył tej dziewczynie piekło na

ziemi, rzucając bezpodstawne oskarżenia i wyładowując

na niej swe frustracje.

Podniósł się z fotela i bez słowa pożegnania opuścił dom.

Ed bez entuzjazmu znów utkwił wzrok w telewizor.

Matt dopiął swego. Mimo to wcale nie wyglądał na

zachwyconego.

background image

POŻEGNANIE Z MROCZNĄ PRZESZŁOŚCIĄ 1 2 3

Po długiej, męczącej nocy pełnej koszmarów sennych

Leslie wstała bardzo wcześnie. Zamówioną taksówką po­

jechała do szwalni. Kuśtykając, wsparta na kulach weszła

do biura spraw osobowych. Przywitała ją kierowniczka

Judy Blakely, starsza pani o ciepłym uśmiechu.

- Miło panią ujrzeć, pani Murry.

- Cieszę się, że panią widzę - odparła Leslie. - Stawi­

łam się do pracy.

Judy Blakely wyraźnie się zmieszała. Siedząc za biur­

kiem, nerwowo zacisnęła przed sobą ręce.

- Och, nie wiem, jak mam to powiedzieć - zaczęła

przepraszającym tonem. - Dziewczyna, którą miała pa­

ni zastąpić, przyszła tu parę minut temu i błagała, żeby

jej nie wyrzucać. Ma poważne rodzinne kłopoty i bez

pensji nie da sobie rady. Jest mi bardzo przykro. Gdy­

byśmy mieli jakieś inne wolne miejsce, nawet w hali

produkcyjnej, przyjęłabym panią od razu. Ale, niestety,

nie mamy.

Kierowniczka działu spraw osobowych wydawała się

bardzo poruszona. Leslie uśmiechnęła się do niej ciepło.

- Proszę się o mnie nie martwić. Znajdę sobie coś inne­

go - zapewniła. - To jeszcze nie koniec świata.

- Na pani miejscu byłabym wściekła - powiedziała

Judy Blakely, zdumiona postawą Leslie. - A pani zacho­

wuje się tak sympatycznie... Czuję się okropnie!

- Nie może pani nic na to poradzić. - Leslie z trudem

podniosła się z krzesła. Uśmiech nie schodził jej jednak

z twarzy. - Czy byłaby pani uprzejma wezwać dla mnie

taksówkę? - poprosiła.

- Oczywiście! I zapłacimy za nią - oświadczyła Judy

Blakely. - Proszę mi wierzyć, naprawdę czuję się obrzyd­

liwie! - zapewniła jeszcze raz niedoszłą pracownicę.

background image

1 2 4 POŻEGNANIE Z MROCZNĄ PRZESZŁOŚCIĄ

- Nic się nie stało. Czasami własne przegrane obracają

się na naszą korzyść - dodała sentencjonalnie Leslie.

- Jest pani wielką optymistką - z uznaniem stwierdziła

kierowniczka. - Sama zawsze przewiduję to, co najgorsze.

- Proszę spróbować myśleć pozytywnie. Ja tak robię

- oświadczyła Leslie. ~ To nic nie kosztuje.

Judy Blakely zadzwoniła po taksówkę.

Leslie wyszła przed dom. Wolała czekać na powietrzu.

Była zgnębiona, ale nie chciała zwiększać poczucia winy

tej miłej pani.

Była zmęczona i śpiąca. Pragnęła jak najszybciej zna­

leźć się w domu. Usiadła na ławce, którą ustawiono za­

pewne po to, aby podczas śniadaniowej przerwy pracow­

nicy mieli gdzie jeść. Była twarda i niewygodna, ale lepsze

to niż stanie o kulach.

Leslie zastanawiała się, co teraz zrobić. Nie miała żad­

nych widoków. Nie wiedziała, dokąd pójść. Jedyne, co

pozostało jej do zrobienia, to szukanie nowej pracy bądź

powrót do Eda, ale to drugie wcale się jej nie uśmiechało.

Widząc Matta Caldwella, za każdym razem miałaby przed

oczyma ostatnią, koszmarną scenę.

Promienie słońca odbiły się w szybie nadjeżdżającego

samochodu. Leslie ujrzała nowego, czerwonego jaguara.

Wiedziała, do kogo należy. Wstała i zacisnęła kurczowo

w dłoniach torebkę. Sztywna, patrzyła, jak Matt parkuje

samochód i zbliża się do niej.

Zatrzymał się na odległość wyciągniętej ręki. Blady,

z zapadniętą twarzą, podkrążonymi oczyma i zmierzwio­

nymi włosami wyglądał okropnie. Oparł dłonie na bio­

drach i popatrzył na Leslie z jawną niechęcią.

Odwzajemniła się nienawistnym spojrzeniem.

- Och, do diabła! - zaklął pod nosem. Nachylił się,

background image

POŻEGNANIE Z MROCZNĄ PRZESZŁOŚCIĄ 1 2 5

wziął Leslie na ręce i zaczął iść w stronę jaguara. Uderzyła '

go torebką. - Niech pani przestanie, bo jeszcze panią upu­

szczę - warknął. - Ten piekielny gips waży tonę.

- Niech pan postawi mnie natychmiast na ziemi! - wy­

krzyknęła z furią, ponownie uderzając Matta torebką. -

Nigdzie z panem nie pojadę!

Zatrzymał się przy drzwiach wozu od strony pasażera

i spojrzał jej w oczy.

- Nienawidzę tajemnic - oświadczył.

- Nie potrafię wyobrazić sobie, że ma pan takowe,

skoro Carolyn rozpowiada o wszystkim na prawo i lewo!

- odcięła się Leslie.

Spojrzenie Matta przesunęło się na jej usta.

- Nie powiedziałem Carolyn, że jest pani łatwa - o-

znąjmił głosem tak pełnym czułości, że Leslie nagle za­

chciało się płakać.

Nie mogła opanować drżenia warg.

Matt nachylił się i delikatnymi pocałunkami zamknął

jej oczy.

Krzyknęła. Głośno. Z całej siły.

Matt odetchnął głęboko, a potem otworzył drzwiczki

i wsadził Leslie do środka nisko zawieszonego wozu.

- Zauważyłem to już przedtem - mruknął, zapinając

jej pas.

- Co pan zauważył? - spytała płacząc. Głośno pociąg­

nęła nosem.

Wcisnął w ręce Leslie wyjętą z kieszeni chusteczkę.

- Że bardzo dziwnie reaguje pani na przejawy czu­

łości.

Nie zważając na jej pełne zdziwienia spojrzenie, zamk­

nął od zewnątrz drzwiczki, włożywszy kule do środka.

A potem obszedł samochód i usiadł za kierownicą. Zapiął

background image

1 2 6 POŻEGNANIE Z MROCZNĄ PRZESZŁOŚCIĄ

własny pas i, zanim uruchomił silnik i wyjechał na drogę,

zerknął na Leslie, aby upewnić się, że jest jej wygodnie.

- Skąd pan się dowiedział, że tu jestem? - spytała.

- Poinformował mnie o tym Ed.

- Dlaczego to zrobił?

Matt wzruszył ramionami.

- Nie mam pojęcia. Pewnie sądził, że ta wiadomość

może mnie zainteresować.

- Brednia!-mruknęłaLeslie.

Roześmiał się głośno. Po raz pierwszy zrobił to w spo­

sób całkowicie naturalny, bez złośliwości czy drwiny.

Zmienił bieg.

- Nie zna pani człowieka, do którego należy szwalnia

- powiedział spokojnym tonem. - Ta fabryka to miejsce

koszmarnego wyzysku.

- Niech pan przestanie. Nie bawi mnie takie opowiada­

nie. Wcale nie jest śmieszne.

- Sądzi pani, że żartuję? - spytał Matt. - Właściciel

szwalni ma zwyczaj zatrudniać nielegalnych imigrantów,

obiecując im duże pensje i ubezpieczenie. A kiedy już

u niego pracują, stosuje szantaż. Grozi, że jeśli nie będą

harowali za psie pieniądze, poinformuje o ich istnieniu

Urząd Imigracyjny. Próbowaliśmy ukrócić ten proceder

i spowodować zamknięcie szwalni, ale ten fracet to chytry

lis. Potrafi zawsze się wykręcić. - Spojrzał na Leslie. - Nie

pozwolę pani na taką pracę tylko dlatego, że chce pani

znaleźć się jak najdalej ode mnie - oświadczył.

- Pan mi nie pozwoli?! Nie będzie mi pan dyktował, co

mam robić! - wykrzyknęła ze złością.

Matt uśmiechnął się lekko.

- Tak już lepiej.

Rozzłoszczona Leslie uderzyła ręką w gips.

background image

POŻEGNANIE Z MROCZNĄ PRZESZŁOŚCIĄ 1 2 7

- Dokąd mnie pan właściwie wiezie? - spytała ostrym

tonem.

- Do domu.

- Jedzie pan złą drogą.

- Dobrą. Do mojego domu.

- Co to, to nie! - zaprotestowała. - Nigdy więcej!

Matt zmienił bieg. Przyspieszył i ponownie wrzucił

bieg, tym razem wyższy. Zachwycała go płynność jaguara.

Uwielbiał jazdę z zawrotną prędkością. Zastanawiał się,

czy swego czasu Leslie też lubiła szybkie samochody.

Rzucił na nią wzrokiem. Miała poważną, ściągniętą twarz.

- Kiedy noga będzie wyleczona, pozwolę pani popro­

wadzić ten wóz - oświadczył wspaniałomyślnie.

- Nie, dziękuję - odparła szybko.

- Nie lubi pani samochodów?

- Nie umiem prowadzić - oznajmiła całkowicie opa­

nowanym głosem, pozbawionym emocji.

Zaskoczyła Matta.

- - Co takiego?!

- Niech pan uważa, bo wypadniemy z drogi! - krzyk­

nęła ostrzegawczo.

W ostatniej chwili wyprostował kierownicę. Z prze­

kleństwem na ustach zwolnił i przeszedł na niższy bieg.

- Na litość boską, przecież każdy człowiek potrafi pro­

wadzić samochód!

- Ale ja nie - padła beznamiętna odpowiedź.

- Dlaczego?

Leslie skrzyżowała ręce na piersiach.

- Nigdy nie miałam na to ochoty.

Jeszcze jedna zagadka. Matt przyzwyczaił się do tego,

że z nikim nigdy nie rozmawiała o swoich prywatnych

sprawach. Z wyjątkiem Eda.

background image

1 2 8 POŻEGNANIE Z MROCZNĄ PRZESZŁOŚCIĄ

Zapragnął nagle, aby Leslie zawierzyła mu i opowie­

działa o swych przeżyciach. I zaraz potem aż się roze­

śmiał. Leslie Murry miałaby zaufać śmiertelnemu wrogo­

wi? Niemożliwe.

- Co pana tak rozbawiło? - chciała się dowiedzieć.

Zwolnił i skręcił w drogę prowadzącą bezpośrednio na

ranczo. Spojrzał na Leslie.

- Pewnego dnia powiem to pani. Czy jest pani głod­

na?

- Chce mi się spać.

- Łatwo zgadnąć, dlaczego.

Obrzuciła wzrokiem Matta. Miał pod oczyma sińce

i zmęczoną, poszarzałą twarz.

- Pan też się nie wyspał.

- Nieszczęścia chodzą parami!

- To pańska wina. Pan zaczął!

- Tak. Ja! - odkrzyknął z roziskrzonymi oczyma. - Za

każdym razem gdy panią widzę, mam ochotę przewrócić

panią na ziemię i posiąść. I jak podoba się pani taka odpo­

wiedź bez osłonek?

Leslie zesztywniała. Szeroko rozwartymi oczyma wpa­

trywała się w Matta. Podjechał pod frontowe drzwi, za­

trzymał samochód i wyłączył silnik. Obrócił się w stronę

pasażerki, patrząc na nią z niechęcią.

Miał zmrużone oczy. Były zimne. Onieśmielające. Cza­

ił się w nich gniew. Leslie odważnie wytrzymała to wrogie

spojrzenie.

Po chwili jednak z Matta spłynęła cała złość. W dalszym

ciągu wpatrywał się w swą towarzyszkę, ale tym razem do­

strzegając to, czego nie zauważył nigdy przedtem. Tuż przy

skórze odrastały jej ciemne włosy. Była wychudzona. Pod

oczyma miała ogromne sińce, a wokół ust bruzdy. Mogła

background image

POŻEGNANIE Z MROCZNĄ PRZESZŁOŚCIĄ 1 2 9

przed Edem odgrywać rolę beztroskiego stworzenia, ale

nie przed nim.

Wpatrywała się w Matta w całkowitym milczeniu. Sza­

rymi, szeroko rozwartymi oczyma.

- Jest pani krucha i wiotka - oświadczył spokojnie. -

Stara się pani udawać silną, ale nie zawsze to wychodzi.

Przyparta do ściany, ujawnia pani własne słabości.

- Nie potrzebuję psychoanalityka. Niemniej jednak

dziękuję za przekazanie mi tego spostrzeżenia - powie­

działa suchym tonem.

Matt wyciągnął rękę w jej stronę. Nie zważał na to, że

cofnęła się gwałtownie. Wiedział, że Leslie obawia się

teraz jego czułości", a nie seksualnej napaści. Dotknął jej

głowy i delikatnie rozgarnął włosy.

- Są ciemne - stwierdził ponownie. - Czemu je pani

farbuje?

- Zawsze chciałam być blondynką - odrzekła z miej­

sca, coraz bardziej odsuwając się w stronę drzwi wozu.

- Ma pani tajemnice - powiedział, tym razem z powagą,

bez cienia sarkazmu. - To rzecz niezwyczajna w pani wieku.

Jest pani młoda i do wypadku z nogą chyba była zupełnie

zdrowa. Powinna pani pozostać beztroską dziewczyną, trak­

tując życie jak przygodę, która dopiero się zaczyna.

Leslie ogarnął pusty śmiech.

- Takiego życia jak moje nie życzyłabym nawet panu.

Matt zmarszczył brwi.

- Mnie, to znaczy pani najgorszemu wrogowi - uści­

ślił, dodając słowa nie wypowiedziane przez Leslie.

- Tak - potwierdziła sucho.

- Dlaczego?

Odwróciła oczy w stronę przedniej szyby. Była zmę­

czona, ogromnie zmęczona. Dzień, który tak dobrze się

background image

1 3 0 POŻEGNANIE Z MROCZNĄ PRZESZŁOŚCIĄ

zaczął obietnicą nowej pracy, kończył się gorzkim rozcza­

rowaniem i jeszcze większym cierpieniem.

- Chcę jechać do domu - oświadczyła stanowczym to­

nem.

- Pod warunkiem, że najpierw odpowie pani na moje

pytania!

- Nie ma pan żadnego prawa...! - wybuchnęła. Zała­

mywał się jej głos. - Nie ma pan żadnego prawa...! Nie

ma...

- Leslie!

Matt przyciągnął ją do piersi, nie zważając na protesty.

Głaskał Leslie po głowie i plecach, szepcąc do ucha kojące

słowa.

- Co panu zrobiłam, że tak się pan na mnie uwziął?

- pytała przez łzy. - Nigdy w życiu nie skrzywdziłam świa­

domie żadnego człowieka. Proszę popatrzeć, do czego mnie

to doprowadziło! Po latach bezustannych ucieczek, ukrywa­

nia się i ciągłego braku poczucia bezpieczeństwa...!

Nie rozumiał, o czym mówi Leslie. Płakała tak rozpacz­

liwie, że krajało mu się serce.

Pocałunkami osuszał łzy. Całował delikatnie spuchnię­

te, czerwone powieki, czoło, nos, policzki i podbródek,

a na samym końcu ustami dotknął warg. Nie kierował nim

jednak pociąg seksualny. Był po prostu bardzo przejęty

i martwił się o tę dziewczynę.

- Uspokój się, słonko - wyszeptał jej do ucha. - Wszyst­

ko jest w porządku. I będzie dobrze.

Chyba całkiem zwariowałam, uznała Leslie, słysząc

słowa pociechy z ust Attyli, wodza Hunów. Wytarła nos

i oczy. Uspokoiła się z trudem. Wyprostowała plecy.

Z ręką wyciągniętą wzdłuż oparcia samochodowych

foteli Matt obserwował ją spod oka.

background image

POŻEGNANIE Z MROCZNĄ PRZESZŁOŚCIĄ 1 3 1

Odetchnęła głęboko. Opuściła ramiona. Była wykoń­

czona. Miała wszystkiego dość.

- Proszę, niech mnie pan odwiezie do domu - powie­

działa znużonym głosem.

Matt zawahał się, ale tylko na chwilę.

- Dobrze, jeśli pani tego naprawdę chce.

Skinęła głową. Uruchomił silnik i wycofał wóz.

Pomógł Leslie dojść do frontowych drzwi pensjonatu.

Było widać, że niechętnie zostawia ją samą.

- W takim stanie nie powinna pani być sama - oświad­

czył, ociągając się z odejściem. - Zadzwonię po Eda.

Niech zaraz do pani przyjedzie.

- Nie potrzebuję... - zaczęła protestować.

W oczach Matta ukazały się gniewne błyski.

- Właśnie że pani potrzebuje! Jest pani niezbędny ktoś,

z kim będzie pani mogła porozmawiać. Z oczywistych

względów człowiekiem tym nie może być najgorszy wróg.

Ed zna pani problemy. Jestem przekonany, że nie ma pani

przed nim żadnych tajemnic.

Matt wyglądał na rozżalonego. Leslie popatrzyła na

niego i zastanawiała się, co by powiedział, gdyby poznał

jej sekrety. Obdarzyła go bladym uśmiechem.

- Niektóre tajemnice lepiej zachować dla siebie - po­

wiedziała z naciskiem. - Dziękuję za podwiezienie.

- Leslie...

Z wahaniem spojrzała na niego ponownie. I skamieniała.

Twarz, którą widziała przed sobą, miała teraz wyraz tak

bezlitosny i surowy, jak jeszcze nigdy.

Upłynęło parę sekund, po czym z zaciętych ust Matta

padło pytanie:

- Leslie, czy ktoś panią zgwałcił?

background image

ROZDZIAŁ ÓSMY

Słowa cięły jak nóż. Głęboko i bardzo boleśnie. Smutne

oczy Leslie napotkały pytający wzrok Matta.

- Niezupełnie - odparła ochrypłym głosem.

Patrzyła, jak z twarzy odpływa mu cała krew. Wiedzia­

ła, że on też przypomniał sobie ich ostatnie, tak bardzo

niefortunne spotkanie w gabinecie, kiedy padła zemdlona

na podłogę.

Nie mógł mówić. Otworzył usta, ale słowa ugrzęzły mu

w gardle. Odwrócił się i ruszył w stronę jaguara.

Leslie patrzyła, jak odchodzi. Nie było w niej miejsca

na żadne odczucia. Pozostała jedynie straszliwa pustka.

Być może błogosławione odrętwienie potrwa jakiś czas

i będzie mogła chociaż na jeden dzień wyzbyć się towarzy­

szącego jej ciągle niepokoju.

Odwróciła się machinalnie i ciężkim krokiem, oparta na

kulach, weszła do holu. Po chwili znalazła się w swym

małym apartamencie.

Miała przeczucie, że od tej pory przestanie widywać

Matta. Jak się okazało, żeby pozbyć się tego człowieka,

wystarczyło powiedzieć mu prawdę. A właściwie tylko to,

na co mogła sobie pozwolić.

Po południu zadzwonił Ed. Obiecał, że następnego wie­

czoru ją odwiedzi. Przyjechał, objuczony torbą z chińskim

background image

POŻEGNANIE Z MROCZNĄ PRZESZŁOŚCIĄ 1 3 3

jedzeniem, które tak bardzo lubiła. Podczas wspólnej ko­

lacji napomknął, że czeka na nią dawna posada.

- Ta wiadomość nie ucieszy pani Smith - skomento­

wała roześmiana.

- Och, Karla pracuje teraz u Matta.

Leslie spuściła wzrok. Wpatrywała się w drewniane pa­

łeczki, które trzymała w ręku.

- Naprawdę?

- Z jakiegoś powodu nie chciał sam zaproponować ci

powrotu do pracy, więc poprosił, abym przekazał tę wiado­

mość - oznajmił Ed. - Matt zdaje sobie sprawę, że zatru­

wał ci życie, i jest mu przykro. Pragnie, abyś wróciła

i nadal pracowała ze mną.

Leslie popatrzyła uważnie na Eda.

- Co mu mówiłeś?

- To, co zawsze. Że jeśli chce dowiedzieć się czegoś na

twój temat, niech ciebie o to zapyta. - Zanim dokończył

to, co miał do powiedzenia, Ed zjadł małą porcję delikat­

nego makaronu i wypił łyk mocnej kawy, którą zaparzyła

Leslie. - Matt chyba zdał sobie sprawę, że w twoim życiu

wydarzyło się coś dramatycznego.

- Mówił ci coś na ten temat?

- Nie. - Ed podniósł oczy i napotkał wzrok Leslie.

- Ostatniego wieczoru wyjechał jaguarem na autostradę

prowadzącą do Victorii i zdemolował przydrożny bar.

- Czemu zrobił coś takiego? - spytała Leslie, nie do­

wierzając własnym uszom. Nie wyobrażała sobie Matta

rozrabiającego w knajpie.

- Był wtedy pijany - wyznał Ed. - Dziś rano musiałem

wykupić go z aresztu. Nie masz pojęcia, co to był za widok.

Kiedy opuszczaliśmy posterunek, wszyscy mundurowi stanęli

wokół Matta, gapiąc się na niego z szeroko otwartymi ustami.

background image

1 3 4 POŻEGNANIE Z MROCZNĄ PRZESZŁOŚCIĄ

- Trudno to sobie wyobrazić - oświadczyła Leslie.

- Bardzo trudno - potwierdził Ed. - Do tej pory Matt

nigdy nie miał kłopotów z policją. No, nie licząc fałszywe­

go oskarżenia o gwałt. Został uniewinniony, bo jego go­

spodyni zeznała, zgodnie z prawdą, że przez cały czas byli

razem. Nigdy jednak nie rozwalił żadnego baru.

Leslie przypomniała sobie ostatnie pytanie Matta,

a także własną odpowiedź. Nie pojmowała, dlaczego jej

przeszłość miała dla niego jakieś znaczenie. Szczerze po­

wiedziawszy, nawet nie chciała tego wiedzieć. Nie znał jej

tajemnicy i obawiała się jego reakcji, gdy usłyszy całą

prawdę.

Czułość, jaką okazał jej w samochodzie, była gorzkim

przedsmakiem tego, czym mogłaby stać się miłość męż­

czyzny. Nigdy sama się o tym nie dowie. I nadal powinna

w Matcie widzieć swego wroga. Było mu jej żal, ale

z pewnością nie żywił dla niej uczucia. Przemawiało przez

niego wyłącznie pożądanie. Po tym człowieku nie mogła

spodziewać się niczego dobrego.

Mimo przyzwolenia i zdumiewająco silnej reakcji na

pieszczoty Matta miała wątpliwości, czy byłaby w stanie

podobnie reagować na zbliżenie fizyczne. Wspomnienie

insynuacji i sprośnych gestów Mike'a wciąż było żywe

i sprawiało, że na samą myśl o seksie robiło się jej nie­

dobrze.

- Przestań się nad sobą znęcać - mruknął Ed, przery­

wając Leslie ponure myśli. - Przeszłości zmienić się nie

da. Musisz żyć dniem dzisiejszym i tym, co przed tobą. To

jedyna droga.

- Gdzie się tego nauczyłeś? - spytała Leslie.

- Zupełnie przypadkowo natknąłem się w telewizji na

interesujące kazanie. Tak właśnie mówił ksiądz. Idź prosto

background image

POŻEGNANIE Z MROCZNĄ PRZESZŁOŚCIĄ 1 3 5

przed siebie z podniesioną przyłbicą i nie próbuj robić

uników ani szukać ucieczki. - Ed zacisnął wargi. - Jego

słowa dały mi dużo do myślenia.

Leslie ze smutną miną sączyła powoli kawę.

- Zawsze usiłowałam uciekać. Musiałam to robić. -

Podniosła na Eda udręczony wzrok. - Wiesz dobrze, jak

by mi ludzie zatruli życie, gdybym została w Houston.

- Tak, wiem. I nie obwiniam cię za ucieczkę - zapew­

nił ją Ed. - Ale jest jeszcze coś, co powinienem ci powie­

dzieć. Uprzedzam, nie będziesz zadowolona.

- Ktoś z lokalnej prasy rozpoznał mnie i chce zrobić ze

mną wywiad - zgadywała z czarnym humorem.

- Gorzej - poprawił Ed. - Pojawił się tutaj jakiś re­

porter z Houston i zadaje pytania. Przypuszczam, że cię

wyśledził.

Leslie jęknęła. Oparła głowę na rękach.

- Cudownie. Jeszcze mi tego brakowało! No, przynaj­

mniej jedno jest dobre. Nie pracuję już w waszej firmie,

więc cała sprawa nie wprawi w zakłopotanie twego brata.

- Jeszcze nie skończyłem - ciągnął niewzruszenie

Ed. - Z tym facetem z Houston nikt nie będzie rozma­

wiał. Wczoraj podczas chwilowej nieobecności sekre­

tarki łobuz dostał się do Matta. Rozmowa trwała krótko.

Nikt nie wie, co było jej tematem. Ale, jak słyszałem,

wścibski reporter wyskoczył jak oparzony z gabinetu

prezesa, zapomniawszy o teczce, a za nim wypadł Matt,

i klnąc jak szewc, gonił intruza.

- Złapał go?

- Na ulicy już go prawie miał, ale facet rzucił się

między samochody i uciekł na drugą stronę ulicy.

Dla Leslie była to niesamowita historia. Niemal niewia­

rygodna.

background image

1 3 6 POŻEGNANIE Z MROCZNĄ PRZESZŁOŚCIĄ

- Kiedy to się stało? - musiała się dowiedzieć.

- Wczoraj. - Ed uśmiechnął się krzywo. - Ten typ miał

piekielnego pecha. Trafił fatalnie, bo Matt, oględnie po­

wiedziawszy, był akurat w nie najlepszej formie. Tak

wściekły, że jego sekretarka się przed nim schowała. Właś­

nie wtedy pojawił się ten wścibski reporter.

- Sądzisz, że... powiedział coś Mattowi? - z niepoko­

jem spytała Leslie.

- Chyba nie. Wziąwszy pod uwagę, że rozmowa trwała

bardzo krótko.

- Ale ta teczka...

- Została mu zwrócona w stanie nie naruszonym - o-

znajmił Ed. - Wiem, bo sam odnosiłem ją z konieczności

do recepcji. - Uśmiechnął się z satysfakcją. - Facet musiał

zapłacić komuś, żeby ją odebrał.

- Dzięki Bogu.

- Dla Matta była to przysłowiowa ostatnia kropla -

ciągnął Ed. - Wkrótce po tym incydencie oznajmił w fir­

mie, że wyjeżdża na jeden dzień.

- Skąd się dowiedziałeś, że wylądował w areszcie?

- Zadzwoniła do mnie Carolyn. Najpierw u niej wypił

sporo whisky, a kiedy schowała butelkę, poszedł popić

gdzie indziej. - Ed z niedowierzaniem potrząsnął głową.

- To takie niepodobne do Matta. Wypija jeden lub dwa

kieliszki i na tym z reguły poprzestaje. Jego wybryk wpra­

wił w zdumienie całe miasto.

- Mogę to sobie wyobrazić - skomentowała Leslie.

Przez chwilę zastanawiała się, czy zachowanie Matta

miało z nią coś wspólnego. Skoro jednak odwiedzał

przedtem Carolyn, było całkiem prawdopodobne, że się

pokłócili, i to właśnie ostatecznie wyprowadziło Matta

z równowagi.

background image

POŻEGNANIE Z MROCZNĄ PRZESZŁOŚCIĄ 1 3 7

- Czy Carolyn gniewała się na niego? - spytała.

- Gniewała? Była wściekła - odparł Ed. - Wprost pie­

niła się ze złości. Wygląda na to, że ich kłótnia przybrała

gigantyczne rozmiary. - Ed potrząsnął głową. - Nie przy­

szedł dziś do pracy. Założę się, że ledwie żyje. Ma potęż­

nego kaca.

Leslie milczała. Nie widzącymi oczyma wpatrywała się

w stojącą przed nią kawę. Gdzie się tylko pokazała, wszę­

dzie sprawiała kłopoty. Ucieczka i ukrywanie się na wiele

się nie przydały. A na domiar złego wikłała Bogu ducha

winnych ludzi we własne problemy.

Widząc smutną twarz Leslie, Ed zawahał się. Nie chciał

przysparzać jej zmartwień. Niestety jednak musiała się

dowiedzieć także o nowych, niepokojących faktach.

Podniosła wzrok i po niewyraźnej minie Eda poznała,

że coś go gnębi.

- Mów, co masz do powiedzenia. Jestem bezrobotną

inwalidką i jeszcze jedna przykra rzecz nie zrobi mi wię­

kszej różnicy - dodała z goryczą.

- Praca na ciebie czeka - zapewnił Ed. - W każdej

chwili, gdy tylko zdecydujesz się wrócić.

- Nie sprawię Mattowi takiej przykrości - oznajmiła

obojętnym tonem. - Dostał za swoje, i to w zupełności

wystarczy.

Napotkała zaskoczony wzrok Eda.

- Żal ci wroga? - zapytał spokojnym tonem, ukrywa­

jąc zaciekawienie.

- O ile wiem, z natury jest przyzwoitym człowiekiem.

Nie znosi tylko mnie. Nie mam pojęcia, dlaczego działam

mu na nerwy.

Ed nie zamierzał ciągnąć tego wątku.

- Reporter, który tu był, pojechał do więzienia na roz-

background image

1 3 8 POŻEGNANIE Z MROCZNĄ PRZESZŁOŚCIĄ

mowę z twoją matką - poinformował Leslie. - Zaniepo­

koiło mnie to, więc porozumiałem się z dyrektorem wię­

zienia. Wszystko wskazuje na to, że... że miała atak serca.

Leslie zamarła.

- Będzie żyła? - spytała po chwili zbielałymi war­

gami.

- Tak - zapewnił Ed. - Przez te sześć lat bardzo się

zmieniła. Powiedziano mi, że chciała dowiedzieć się, co

z tobą, ale nie odważyła się prosić o nawiązanie z tobą

kontaktu. Jest przekonana, że nigdy nie przebaczysz jej

tego, co ci zrobiła.

Oczy Leslie zaszły mgłą, ale powstrzymała łzy. Swego

czasu matka nie tylko usiłowała ją zastrzelić, lecz także nie

szczędziła jej najgorszych epitetów.

Spuściła oczy.

- Jestem w stanie przebaczyć matce - powiedziała ci­

cho. - Ale nie chcę jej więcej oglądać.

- Ona o tym wie.

Leslie podniosła wzrok.

- Odwiedziłeś moją matkę? - spytała zaskoczona.

- Tak - po krótkim wahaniu przyznał Ed. - Była w do­

brej formie, dopóki ten wścibski reporter nie zaczął grze­

bać w przeszłości. To on zaproponował, żeby na podstawie

jej procesu napisać scenariusz filmowy. Świat jest pełen

hien, które żerują na nieszczęściu innych. I nie licząc się

z nikim ani niczym, zrobią wszystko, żeby dopiąć swego.

Dla kariery i pieniędzy.

Leslie słuchała jednym uchem tego, co mówił Ed.

- Czy matka... pytała cię o mnie?

- Tak.

- Co jej powiedziałeś?

Ed odstawił kawę.

background image

POŻEGNANIE Z MROCZNĄ PRZESZŁOŚCIĄ 1 3 9

- Prawdę. Byłoby trudno ukrywać cokolwiek. - Pod­

niósł wzrok. - Chciała, abyś wiedziała, że bardzo żałuje

tego, co się stało. A zwłaszcza tego, jak potraktowała cię

zarówno przed procesem, jak i później. Zdaje sobie sprawę

z tego, że nie chcesz jej więcej widzieć. I rozumie to.

Uważa to za słuszną karę za zniszczenie ci życia.

Leslie zapatrzyła się w bolesną przeszłość.

- Nigdy nie była zadowolona z taty. Zawsze miała do

niego pretensje. Że nie kupuje jej pięknych strojów i biżu­

terii, że nie prowadzą wystawnego życia. Tata przez całe

życie zajmował się opylaniem pól z powietrza. Tylko to

potrafił. Nie była to opłacalna robota... - Leslie zamknęła

oczy. - Widziałam, jak samolot zawadził o przewody i ru­

nął na ziemię - wyznała ochrypłym głosem. - Spadał na

moich oczach! Od razu wiedziałam, że tata nie żyje. Pobie­

głam do domu. Zastałam matkę w salonie. Tańczyła

w rytm muzyki. Wcale się nie przejęła. Połamałam gramo­

fonową płytę i z krzykiem rzuciłam się na matkę.

Zaszokowany Ed milczał.

Usiłując się opanować, Leslie odetchnęła spazmatycz­

nie. Po chwili zaczęła mówić dalej:

- Z matką nie łączyły mnie nigdy bliskie stosunki.

Zwłaszcza po pogrzebie taty. Mimo to, z konieczności,

trzymałyśmy się razem. Wiodło się nam nieźle. Matka

dostała posadę kelnerki i otrzymywała duże napiwki. Pod

warunkiem, że szła do pracy, co zdarzało się coraz rza­

dziej. Mając szesnaście lat, zaczęłam pracować dorywczo

jako maszynistka, żeby jakoś związać koniec z końcem.

- Leslie urwała. Odetchnęła głęboko.

Ed milczał. Czekał, co powie dalej.

- Pewnego dnia - zaczęła - gdy akurat skończyłam

siedemnaście lat, w restauracji, w której pracowała matka,

background image

1 4 0 POŻEGNANIE Z MROCZNĄ PRZESZŁOŚCIĄ

pojawił się Mike i zaczął z miejsca z nią flirtować. Był

bardzo przystojny i dobrze wychowany. Wkrótce zamiesz­

kał z nami. - Leslie zamilkła na chwilę. Nabrała głęboko

powietrza. - Szalałam na jego punkcie. Wiesz, wszystkie

dziewczyny się kochają w znacznie starszych od siebie

mężczyznach. On też zwrócił na mnie uwagę. Wiedziałam,

że mu się podobam. Narkotyzował się, ale obie z mamą nie

miałyśmy o tym pojęcia. Zrobiła Mike'owi awanturę o to,

że mnie podrywa. Następnego dnia po tym wydarzeniu

przyprowadził do domu kolegów. Wszyscy byli na haju.

- Leslie zadrżała. - Dalszy ciąg już znasz.

- Tak. - Ed westchnął ciężko.

- Od matki chciałam tylko jednego. Miłości - ciągnęła

Leslie matowym głosem. - Ona nigdy jednak mnie nie

pokochała.

- Mówiła mi o tym - powiedział Ed. - Na wyrzu­

ty sumienia miała wiele czasu. - Podniósł głowę i spoj­

rzał Leslie prosto w oczy. - Wiedziałaś, że się narkoty­

zuje?

- Co takiego?! - wykrzyknęła, zaskoczona.

- Twoja matka była uzależniona. Sama mi o tym po­

wiedziała. Na narkotyki potrzebowała stale pieniędzy i po

jakimś czasie twój ojciec nie miał już siły, żeby nastarczać

na to wszystko. Kochał żonę, ale nie chciał zarabiać pie­

niędzy na narkotyki. Chodziło wyłącznie o to, a nie o bi­

żuterię i stroje czy wystawne życie.

Leslie ziemia usuwała się spod nóg. Rękoma zakryła

twarz.

- Boże! -jęknęła.

Zgnębiony Ed wiedział, że musi dokończyć koszmarne

opowiadanie.

- W dniu, w którym zastała w domu Mike'a i jego ko-

background image

POŻEGNANIE Z MROCZNĄ PRZESZŁOŚCIĄ 1 4 1

legów zabawiających się tobą, też była w narkotycznym

amoku - ciągnął.

- Jak długo się narkotyzowała?

- Dobre pięć lat. Zaczęła od marihuany, a skończyła na

heroinie i podobnych świństwach.

- Nie miałam o tym pojęcia.

- Pewnie też nie wiedziałaś, że Mike był jej dealerem

- dodał Ed.

Leslie zaniemówiła.

- O tym też usłyszałem od twojej matki, kiedy poje­

chałem odwiedzić ją w więzieniu. Wciąż nie potrafi mó­

wić spokojnie na ten temat. Teraz, gdy patrzy zupełnie

trzeźwo na waszą przeszłość, widzi, jak jej życie zawa-

żyło na twoim.

- Zdaje sobie z tego sprawę? - chciała się upewnić

zdziwiona Leslie.

- Tak. Twoja matka miała nadzieję, że do tej pory

udało ci się wyjść za mąż i żyć szczęśliwie. Wiadomość, że

z nikim nawet się nie spotykasz, bardzo ją zmartwiła.

- Dobrze wie dlaczego - mruknęła z goryczą Leslie.

- Mówisz tak, jakby ci już na niczym nie zależało.

- To prawda. - Leslie odchyliła się w fotelu. - Nie

dbam o to, czy ten reporter znajdzie mnie, czy nie. To

nie ma już żadnego znaczenia. Wykończyło mnie ciągłe

uciekanie.

- Wobec tego zostań w Jacobsville i staw życiu czoło

- poradził Ed, podnosząc się z miejsca. - Wracaj do pracy.

Dbaj o nogę, żeby się szybko wyleczyła. Nie farbuj więcej

włosów i przywróć ich naturalną barwę. Zacznij żyć jak

normalny człowiek.

- A czy jeszcze potrafię?

- Oczywiście - zapewnił. - Wszyscy przeżywamy

background image

1 4 2 POŻEGNANIE Z MROCZNĄ PRZESZŁOŚCIĄ

okresy niepokoju, gdy nie mamy odwagi spojrzeć w przy­

szłość. Jedynym sposobem na wyjście z tej sytuacji jest jej

przezwyciężenie. Trzeba iść do przodu, bez oglądania się

za siebie. Musisz stawić czoło problemom, mimo bólu.

Leslie podniosła wzrok. Obdarzyła Eda czułym uśmie­

chem.

- Grałeś kiedyś w baseball? - spytała niespodzie­

wanie.

Roześmiał się.

- Nie znoszę tego rodzaju sportów.

- Ja też. - Przeczesała palcami włosy. - Wrócę do wa­

szej firmy - oświadczyła. - Jeśli jednak twój brat znów

przyczepi się do mnie...

- Nie sądzę, aby to jeszcze robił - odparł Ed.

- Wobec tego widzimy się w czwartek z rana.

- W czwartek? Jutro jest środa...

- W czwartek - potwierdziła Leslie zdecydowanym

głosem. - Na jutro mam już inne plany.

Rzeczywiście, na środę miała już inne plany. Poszła do

fryzjera i kazała przefarbowac włosy na swój kolor. Do

optyka zaniosła swoje szkła kontaktowe i zastąpiła je oku­

larami o dużych szkłach w metalowych oprawkach. Kupi­

ła stroje, w których wyglądała jak idealna urzędniczka.

A potem, w czwartek rano, z gipsem na nodze i o ku­

lach, wróciła do pracy.

Pół godziny po tym, jak zasiadła za biurkiem, w sekre­

tariacie Eda pojawił się Matt. Widocznie jej nie poznał,

gdyż ledwie rzucił na nią okiem i ruszył do drzwi prowa­

dzących do gabinetu jej szefa.

- Lecę do Houston sprzedać bydło na targu - oznajmił

bratu. Jego głos brzmiał inaczej niż zwykle. Autorytatyw-

background image

POŻEGNANIE Z MROCZNĄ PRZESZŁOŚCIĄ 1 4 3

nie jak poprzednio, ale teraz pobrzmiewała w nim jakaś

nowa nuta. - Jak widzę, nie udało ci się przekonać pani

Murry, żeby wróciła do pracy... Ed, co to za znaki?

Zapytany podniósł się zza biurka i westchnął ciężko.

Palcem pokazał na sekretariat.

Z gniewnym spojrzeniem Matt obrócił się w miejscu.

Gdy w siedzącej za biurkiem kobiecie rozpoznał zdener­

wowaną Leslie, spochmurniał jeszcze bardziej.

Czuła, że porównuje jej dawny wygląd z obecnym.

Chętnie by usłyszała, jak wypadła, ale na tak osobiste

pytanie nie mogła sobie jeszcze pozwolić.

Uważnym spojrzeniem obrzucił jej ciemne włosy, ko­

biecy, a zarazem elegancki, beżowy kostium ze schludną,

wzorzystą bluzką. Zatrzymał wzrok na okularach, których

nigdy przedtem nie widział.

On sam wyglądał tak, jakby coś go ostatnio nękało.

Zapewne miał nadal kłopoty z Carolyn.

- Dzień dobry pani - powiedział spokojnym tonem.

W jego głosie Leslie nie wyczuła ani odrobiny złoś­

liwości czy sarkazmu. Zachowywał się uprzedzająco

grzecznie.

Jeśli w taki sposób zamierzał rozgrywać to dalej...

- Dzień dobry - odparła równie grzecznie.

Chwilę na nią patrzył, a potem odwrócił się do Eda.

- Powinienem wrócić wieczorem - oświadczył. - Jeśli

to mi się nie uda, będziesz musiał spotkać się z komitetem

okręgu i komisją do ustalenia granic tych piekielnych tere­

nów rekreacyjnych.

- Och, tylko nie to! -jęknął Ed.

- Oświadcz im tylko, że na naszym własnym tere­

nie zamierzamy postawić piętrowy budynek administra­

cyjny, bez względu na to, czy to się im podoba, czy nie

background image

1 4 4 POŻEGNANIE Z MROCZNĄ PRZESZŁOŚCIĄ

- polecił Matt. -I że w razie czego będziemy się proceso­

wać aż do wygranej. Mam już dość prowadzenia firmy

tkwiąc w stuletnim domu, w którym co roku zamarzają

i pękają wszystkie rury.

- Gdybyś ty to oświadczył, zabrzmiałoby groźniej -

mruknął Ed.

- Stań przed lustrem i naucz się robić groźną minę.

- Ćwiczysz w taki sposób?

- Ćwiczyłem, ale tylko na początku - z całą powagą

odparł Matt..- Dopóki nie opanowałem tej sztuki.

- Pamiętam doskonale, jak to było - roześmiał się Ed.

- Nawet tata nie wdawał się z tobą w dysputy, chyba że był

przekonany, iż wygra.

Matt wsunął ręce do kieszeni.

- W razie czego dzwoń. Znasz numer mojej komórki.

- Oczywiście.

Matt nie wychodził z pokoju. Wciąż jakby się wahał.

Odwrócił się w stronę Leslie, zaabsorbowanej otwiera­

niem korespondencji. Wyraz jego twarzy zdumiał Eda.

Takiego spojrzenia jeszcze nigdy nie widział u brata, mi­

mo że doskonale go znał.

Matt doszedł do drzwi i znów się zatrzymał. Czekał, aż

Leslie podniesie oczy.

Patrzył w nie uważnie i długo. W całkowitym milcze­

niu. Z powagą. Bez cienia uśmiechu.

Poczerwieniały jej policzki. Odwróciła wzrok. Matt po­

ruszył dziwnie ramionami i wreszcie opuścił sekretariat.

Do Leslie podszedł Ed.

- Na razie wszystko gra - mruknął.

- Chyba nie jest zły o to, że znów tu pracuję - powie­

działa niemal szeptem. Trzęsły się jej ręce. Złączyła je, aby

Ed tego nie zauważył. Za wszelką cenę starała się zacho-

background image

POŻEGNANIE Z MROCZNĄ PRZESZŁOŚCIĄ 1 4 5

wać spokój. Podniosła głowę. - Co będzie, jeśli wróci tu

ten reporter?

Ed zmarszczył czoło.

- Stała się przedziwna rzecz, którą trudno mi pojąć.

Facet wczoraj opuścił Jacobsville. I to w zawrotnym tem­

pie. Policja eskortowała go do granic miasta, a szeryf je­

chał za nim aż do granicy okręgu.

Leslie aż otworzyła usta.

Ed wzruszył ramionami.

- Jacobsville jest małą, zgraną społecznością, a ty sta­

łaś się jej częścią. W praktyce oznacza to, że nie pozwala­

my obcym ludziom niepokoić naszych obywateli. - Mó­

wiąc te słowa, Ed wyglądał imponująco. Do złudzenia

przypominał swego brata. - Obowiązuje tu stare prawo, że

nie wolno przebywać w żadnym hotelu czy pensjonacie,

jeśli nie jest się w posiadaniu co najmniej dwóch walizek

lub jednego kufra. Przekroczenie tego przepisu jest uważa­

ne za przestępstwo. - Na twarzy Eda ukazał się szelmow­

ski uśmiech. - Wygląda na to, że nasz reporter miał tylko

jedną walizkę.

- W każdej chwili może wrócić z dwiema lub kufrem

- odezwała się Leslie.

Ed potrząsnął głową.

- Istnieje jeszcze inne prawo, które zabrania parkowa­

nia wypożyczonego samochodu w granicach miasta.

Dziwne, że mamy takie niezwykłe przepisy, prawda?

Po raz pierwszy od wielu tygodni Leslie ogarnęła weso­

łość.

- Nasz szef policji jest spokrewniony z Caldwellami

- wyjaśniał niezmordowanie Ed. - Podobnie zresztą jak

szeryf, jeden z komisarzy okręgowych, dwóch człon­

ków ochotniczej straży ogniowej, zastępca szeryfa

background image

1 4 6 POŻEGNANIE Z MROCZNĄ PRZESZŁOŚCIĄ

i strażnik Teksasu, który urodził się tutaj, ale pracuj e poza

naszym okręgiem. Aha,agubernatorjestnaszympowino-

watym w drugiej linii.

- Macie powiązania z Waszyngtonem? - spytała coraz

bardziej rozbawiona Leslie.

- Niewielkie. Wiceprezydent ma za żonę moją ciotkę -

z niezmąconym spokojem wyjaśnił Ed.

- Tak. Niewielkie - przyznała Leslie. Odetchnęła głę­

boko. - No, zaczynam się czuć całkowicie bezpiecznie.

- To dobrze. Możesz pozostać tu tak długo, jak tylko

zechcesz. Jeśli o mnie chodzi, na zawsze.

Jakże było miło do czegoś przynależeć! Mieć zapew­

nione bezpieczeństwo i przyjaciół. Leslie zdarzyło się to

po raz pierwszy w życiu.

Popłakała się ze wzruszenia.

- Nie becz - mruknął Ed. - Bo tego nie wytrzymam.

Przełknęła łzy i zmusiła się do uśmiechu.

- Nie będę - zapewniła Eda. - Dziękuję ci.

- Nie ma za co. To Matt zebrał stróżów prawa i pub­

licznego porządku. Polecił im przekopać się przez stare

przepisy i znaleźć coś, co pozwoli wyrzucić z miasta

wścibskiego reportera.

- Zrobił to Matt?

- Nie wie, po co przyjechał tu ten facet. Wystarczyło,

że zaczął wypytywać o ciebie. Jesteś zatrudniona w ro­

dzinnej firmie Caldwellów, a my bardzo nie lubimy, gdy

ktoś niepokoi lub nęka naszych pracowników.

- Rozumiem.

Nie rozumiała, ale nie miało to większego znaczenia,

uznał Ed. Wyraz twarzy brata spoglądającego przed chwilą

na Leslie dał mu wiele do myślenia. Nie musiał jednak

ostrzegać Leslie przed Mattem. Zbyt dobrze go znał.

background image

POŻEGNANIE Z MROCZNĄ PRZESZŁOŚCIĄ 1 4 7

I ani przez chwilę nie wierzył, że Matt pojechał do

Houston na targ bydła. Nigdy tego nie robił. Sprzedażą

stad zajmował się wyłącznie zarządca rancza. O tym,

oczywiście, Leslie nie mogła wiedzieć. Ed gotów był pójść

o zakład, że Matt pojechał do Houston w zupełnie innej

sprawie.

Miał zamiar dowiedzieć się, kto wynajął reportera i wy­

słał go na poszukiwanie Leslie. Ed współczuł temu, kto to

uczynił. Wściekły Matt był najgroźniejszym człowiekiem,

jakiego spotkał w życiu. Nie kipiał z gniewu i nie krzy­

czał, a także zazwyczaj nie uciekał się do rękoczynów.

Miał na to zbyt wielkie pieniądze i wpływy. Świetnie wie­

dział, jak się nimi posługiwać.

Ed wrócił do biura. Mimo zapewnień danych Leslie, że

wszystko jest w porządku, wciąż się o nią martwił. Matt

nie miał pojęcia, dlaczego reporter węszył w Jacobsville,

ale co będzie, jeśli się tego dowie?

Usłyszy tylko to, co publikowano na ten temat - że

w przypływie dzikiej zazdrości matka strzelała do córki,

zabiła własnego kochanka i za to została skazana na długo­

letnie więzienie. Na podstawie uzyskanych informacji

Matt może uznać, podobnie zresztą jak większość ludzi, że

to straszne zajście sprowokowała sama Leslie, zabawiając

się w domu z kochankiem matki i jego kolegami.

I to się Mattowi nie spodoba. Było więcej niż prawdo­

podobne, że wróci wściekły z Houston i wyrzuci Leslie na

bruk. Co więcej, może polecić wygnać ją z miasta, eskor­

towaną przez policję do granicy okręgu. Tak jak zrobił

z reporterem, który przyjechał ją wyśledzić.

Przez kilka następnych godzin Ed zamartwiał się losa­

mi Leslie. Nie mógł podzielić się z nią swymi obawami,

gdyż nie chciał jej niepokoić. Niestety, Matt, gdy zależało

background image

1 4 8 POŻEGNANE Z MROCZNĄ PRZESZŁOŚCIĄ

mu na poznaniu jakichś faktów, potrafił wykopać je spod

ziemi. Pod tym względem nie był wcale lepszy niż wścib-

ski reporter.

Zdenerwowany Ed odważył się w końcu zadzwonić do

hotelu w Houston, w którym miał zwyczaj zatrzymywać

się Matt, i poprosił o połączenie z jego pokojem.

Telefon odebrała Carolyn.

- To ty? - zapytał zaskoczony Ed. - Czy jest Matt?

- W tej chwili go nie ma - wyjaśniła spokojnym to­

nem. - Poszedł na jakieś spotkanie. Chyba zapomniał

0 tym, że w pokoju czeka na niego kolacja. Zanim wróci,

jedzenie będzie lodowate.

- Poza tym wszystko w porządku?

- A dlaczego miałoby być inaczej?

- Ostatnio Matt zachowywał się trochę dziwnie.

- Tak, wiem - oznajmiła Carolyn. - Chodzi o tę Mur-

ry! - Było słychać, że aż syczy ze złości. - Sprawiła już

wystarczająco dużo kłopotów. Możesz mi wierzyć, że gdy

tylko Matt wróci do Jacobsville, z miejsca wyrzuci ją

z pracy. Już ja tego dopilnuję! Czy masz pojęcie, co ten

reporter opowiadał na jej temat... ?

Ed odwiesił słuchawkę. Był zrozpaczony. A więc o ca­

łej sprawie już wiedzieli zarówno Matt, jak i Carolyn!

A ona do końca zniszczy Leslie!

Musiał natychmiast coś przedsięwziąć. Ale co?

Przypuszczał, że Matt nie wróci wieczorem do domu.

I miał rację. Matt nie zjawił się na posiedzeniu komitetu

okręgu i Ed musiał go zastąpić. Skorzystał z rad brata

i udało mu się załatwić sprawę. Potem wrócił do domu

i czekał na telefon. Albo płaczącej Leslie, albo wściekłego

Matta.

background image

POŻEGNANIE Z MROCZNĄ PRZESZŁOŚCIĄ 1 4 9

Aparat jednak milczał. A kiedy następnego dnia Ed po­

szedł do biura, w sekretariacie zastał Leslie. Siedziała przy

biurku i z całym spokojem przepisywała listy, które podykto­

wał jej poprzedniego dnia, tuż przed końcem pracy.

- Jak ci poszło na zebraniu? - spytała z miejsca.

- Doskonale - oznajmił. - Matt będzie ze mnie dumny.

- Zawahał się chwilę. - Czy on już tu jest?

- Nie. I nie dzwonił. - Leslie zmarszczyła czoło. -

Chyba nie stało się nic złego z samolotem.

Wyglądała na przejętą.

- Lata od dawna.

- Tak, ale w nocy była silna burza.

Leslie nie potrafiła przestać martwić się o Matta, mimo

że tak zleją potraktował. Raz czy dwa zachował się jednak

przyzwoicie. Był uczciwym człowiekiem. Tylko że po

prostu jej nie lubił.

- Gdyby coś się stało, już bym o tym wiedział - zapew­

nił Ed. Zacisnął wargi. Starannie dobierał słowa. - Nie

poleciał sam.

Leslie znieruchomiała.

- Wziął z sobą Carolyn?

Ed skinął głową. Przeciągnął palcami po włosach.

- Leslie, on już wie o tobie. Wiedzą oboje.

To było do przewidzenia, pomyślała z rozpaczą. Matt

nie zapyta jej, co się wówczas stało naprawdę. Był prze­

cież wrogiem. Nawet nie przyjdzie mu do głowy, że to ona

była ofiarą całego dramatu. Czy może mieć o to do niego

pretensje?

Wyłączyła edytor i podniosła się z krzesła. Wzięła do

ręki torebkę. Jeszcze nigdy nie była aż tak załamana. Nic

dziwnego, przyjmowała cios po ciosie. To musiało się

skończyć całkowitą klęską.

background image

1 5 0 POŻEGNANIE Z MROCZNĄ PRZESZŁOŚCIĄ

Nie patrząc na Eda, poprosiła:

- Podaj mi kule.

- Och! - Niechętnie pomógł Leslie wsunąć je pod pa­

chy. - Dokąd teraz pójdziesz? - zapytał.

Wzruszyła ramionami.

- To nie ma znaczenia. Jakoś sobie poradzę.

- Pomogę ci.

Spojrzała na Eda zrezygnowanym wzrokiem.

- Nie możesz wchodzić w konflikt z bratem - odparła.

- Jestem tu obca. I tak już swoją obecnością zdążyłam

wywołać sporo zamieszania. Jakoś się zobaczymy. Dzię­

kuję za wszystko.

- Przynajmniej daj o sobie znać - powiedział zgnębio­

ny Ed.

Uśmiechnęła się do niego.

- Oczywiście, że dam. Cześć.

Z niepokojem patrzył, jak Leslie odchodzi. Bardzo

chciał umożliwić jej pozostanie, ale nawet on nie był

w stanie tego zrobić. Zdawał sobie sprawę, że kiedy Matt

wróci do domu, będzie niczym furia. Leslie przynajmniej

nie będzie musiała stawić mu czoła. Była to, niestety,

niewielka pociecha.

background image

ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY

... Oprócz kilku ubrań i rzeczy osobistych, takich jak foto­

grafia ojca, którą zawsze woziła ze sobą, Leslie nie miała

nic do pakowania. Kupiła bilet na autobus do San Antonio,

bo przypuszczała, że wścibskim reporterom z Houston nie

przyjdzie do głowy tam jej szukać. Postara się o posadę

maszynistki i znajdzie jakieś mieszkanie. Będzie musiała

jakoś dać sobie radę.

Pomyślała o Matcie, o tym, jak musi się czuć, pozna­

wszy całą prawdę lub przynajmniej jej gazetową wersję.

Była pewna, że on i Carolyn będą mieli o czym rozma­

wiać, wracając z Houston do domu. Carolyn zaraz roztrąbi

po całym mieście to, o czym się dowiedziała.

Nie pozostało jej nic innego, jak tylko opuścić miasto.

Tak więc uciekała. Znowu.

Dotknęła małej serwetki, którą przyniosła do domu

z pamiętnego przyjęcia. Na tym skrawku papieru Matt

mazał coś piórem, zanim poderwał ją z krzesła i pociągnął

na parkiet. Nonsensem było przechowywać ten nic nie

znaczący drobiazg, ale raz czy dwa Matt w stosunku do

niej zachował się sympatycznie i chciała to sobie zapamię­

tać. Był dla niej ciepły i serdeczny. A ponadto dzięki nie­

mu pokonała łęk przed bliskością mężczyzny i poznała

przedsmak miłości.

Przewiesiła płaszcz przez oparcie krzesła i rozejrzała

background image

1 5 2 POŻEGNANIE Z MROCZNĄ PRZESZŁOŚCIĄ

się po pokoju, żeby sprawdzić, czy o czymś nie zapomnia­

ła. Rano nie będzie miała na to czasu. Autobus odjeżdżał

już o szóstej.

Leslie uprzytomniła sobie, że wyjazd do San Antonio

ma jeden duży plus. Tam nikt jej nie znał. To trochę popra­

wiło fatalne samopoczucie.

Matt wpadł jak huragan do sekretariatu Eda. Na widok

pustego biurka Leslie stanął jak wryty. Nie dowierzał

własnym oczom.

Ed stanął w progu gabinetu i westchnął głęboko.

- Wszystko w porządku - oświadczył. - Już jej tu

nie ma.

- Odeszła?

Ujrzawszy, że twarz Matta pokryła się nienaturalną bla­

dością, zaniepokojony Ed zmarszczył czoło i zawahał się

chwilę.

- Powiedziała, że odchodząc, zaoszczędzi ci fatygi.

Nie będziesz musiał wyrzucać jej z pracy.

Matt milczał. Machinalnie zwichrzył ręką włosy. Wciąż

wpatrywał się w puste biurko, tak jakby spodziewał się, że

Leslie zaraz się zmaterializuje.

Wreszcie odwrócił wzrok. Teraz patrzył na Eda, jakby

go w ogóle nie poznawał.

- A więc odeszła - rzekł bezbarwnym głosem. - Gdzie

pojechała?

- Tego mi nie powiedziała - odparł Ed, któremu coraz

bardziej nie podobało się zachowanie brata.

Matt ponownie spojrzał na puste biurko Leslie, a potem

wciągnął gwałtownie powietrze i z jego ust popłynął taki

potok przekleństw, że Eda zatkało z wrażenia.

- Nie mówiłem jej, że ma odejść! - wykrzyknął Matt.

background image

POŻEGNANIE Z MROCZNĄ PRZESZŁOŚCIĄ 1 5 3

- Teraz, Matt... - zaczął niepewnie przestraszony nie

na żarty Ed.

- Do diabła, daj spokój z tym „teraz, Matt" - ryknął.

Zacisnął pięści, jakby chciał się bić. Uderzyć coś lub

kogoś. Ed wycofał się na bezpieczną odległość.

W tej chwili przez otwarte drzwi Matt ujrzał dwie se­

kretarki, które przystanęły w holu. Zapewne wybiegły

z pokoi, żeby zobaczyć, co się dzieje. A teraz, przekona­

wszy się, kto tak głośno krzyczy, chciały niepostrzeżenie

odejść i miały nadzieję, że szef ich nie dostrzeże.

Nie miały szczęścia.

- Jazda do pracy! - wrzasnął.

Posłuchały i jak niepyszne zawróciły do swoich pokoi.

Biegiem.

Ed też chętnie by uciekł gdzie pieprze rośnie.

- Posłuchaj... - zaczął znowu.

Mówił do ściany, bo Matta już w sekretariacie nie było.

Jak szalony wypadł z pokoju, a potem z budynku. Nikt nie

byłby w stanie go dogonić.

Ed zrobił jedyną rzecz, jaką mógł zrobić. Pobiegł do

swego gabinetu, żeby zadzwonić do Leslie i jak najszyb­

ciej ją ostrzec. Był tak zdenerwowany, że kilkakrotnie

wystukiwał zły numer.

- Jedzie do ciebie - oznajmił, gdy tylko podniosła słu­

chawkę. - Uciekaj.

- Nie zamierzam.

- Jeszcze nigdy nie widziałem go aż tak rozwścieczo­

nego. Wyjdź, proszę, z domu - błagał przerażony Ed.

- Uspokój się - powiedziała opanowanym głosem. -

Już nie może nic więcej mi zrobić.

- Leslie...! - zawołał Ed.

Do jej uszu dotarł ryk nadjeżdżającego samochodu.

background image

1 5 4 POŻEGNANIE Z MROCZNĄ PRZESZŁOŚCIĄ

- Nie martw się o mnie - zdążyła jeszcze powiedzieć,

zanim odłożyła słuchawkę.

Wstała i oparta na kulach pokuśtykała otworzyć drzwi,

akurat gdy zaczął pukać w nie Matt. Znieruchomiał z pod­

niesioną do góry pięścią, gorejącymi oczyma i pobladłą

twarzą.

Leslie odsunęła się na bok, aby mógł wejść. Przestało

już jej na czymkolwiek zależeć.

Siląc się na spokój, zamknął za sobą drzwi i dopiero

wtedy odwrócił się i spojrzał na Leslie. Zdążyła podejść do

fotela i usiąść, położywszy kule na podłodze. Uniosła gło­

wę i zrezygnowana patrzyła Mattowi prosto w oczy.

Czego mogła się po nim spodziewać? W najlepszym

razie czekała ją porcja nowych obelg. Była spakowana

i gotowa do wyjazdu. Gniew Matta Caldwella właściwie

już jej nie mógł dosięgnąć.

Znalazłszy się u Leslie, nagle zorientował się, że nie

wie, co robić dalej. Do tej pory myślał tylko o jednym

- żeby ją odnaleźć. Oparł się plecami o drzwi i skrzyżował

ręce na piersiach.

W dalszym ciągu patrzyła mu prosto w oczy.

- Niepotrzebnie się pan fatygował - oznajmiła spokoj­

nie. - Nie musi pan wypędzać mnie z miasta, bo opusz­

czam je z własnej woli. Kupiłam już bilet. Wyjeżdżam

jutro rano, najwcześniejszym autobusem. - Podniosła ręce

do góry. - Jeśli sądzi pan, że wyniosłam coś z biura, bar­

dzo proszę, niech pan przeszuka mieszkanie i wszystkie

moje rzeczy.

Matt milczał. Wciągał spazmatycznie powietrze do

płuc, tak jakby coś przeszkadzało mu oddychać.

Leslie przesunęła dłonią po gipsie. Swędziała ją skóra

na wysokości kolana, ale nie mogła się tam dostać. Że też

background image

POŻEGNANIE Z MROCZNĄ PRZESZŁOŚCIĄ 1 5 5

w obecności człowieka mającego krwiożercze zamiary

potrafiła teraz myśleć o tak przyziemnych sprawach!

Nieproszony gość denerwował ją coraz bardziej. Po­

prawiła się na krześle i skrzywiła, bo unieruchomiona no­

ga, pozostając w nienaturalnej pozycji, nagle zaczęła ją

boleć.

- Po co pan tu przyszedł? - spytała zniecierpliwiona.

- Czego pan jeszcze ode mnie chce? Przeprosin?

- Przeprosin? Dobry Boże! - Z gardła Matta wydarł się

niemal jęk.

Dopiero teraz odszedł od drzwi, powolnym krokiem

przemierzył pokój i zbliżył się do krzesła stojącego pod

oknem, w sporej odległości od Leslie. Usiadł, założył nogę

na nogę i milczał dalej z ponurą miną, wpatrując się

w Leslie badawczo, ale bez gniewu.

Leslie odwróciła wzrok. Tak mocno zacisnęła rękę na

kuli, że zabolało.

- Już pan wie. Mam rację? - powiedziała cicho.

- Tak.

Popatrzyła na ptaka migającego w locie za oknem i po­

myślała, że sama by chętnie odfrunęła, pozostawiając za

sobą wszystkie kłopoty.

- W pewnym sensie mi ulżyło - odezwała się znużo­

nym głosem. - Zmęczyło mnie ciągłe uciekanie.

Patrzył na nią ze stężałą twarzą.

- Już nigdy więcej nie będzie musiała pani przed nikim

uciekać - oznajmił zdecydowanym tonem. - W tej części

kraju już nikt więcej pani nie skrzywdzi.

Była pewna, że się przesłyszała.

Spojrzała Mattowi w twarz. Zmęczoną i bladą.

- Czemu nie rozkoszuje się pan własnym zwycię­

stwem? Od samego początku oceniał mnie pan właściwie.

background image

1 5 6 POŻEGNANIE Z MROCZNĄ PRZESZŁOŚCIĄ

Wiedział pan, że jestem małą, nic niewartą dziwką, która

ugania się za mężczyznami i ich uwodzi...!

- Niech pani przestanie!

Zabijało go poczucie winy. Czuł się okropnie. Umęczo­

ne oczy Leslie odzwierciedlały lata doznanych cierpień.

Widząc to, Matt miał ochotę rozprawić się z całym świa­

tem.

Jego nastrój był łatwy do rozszyfrowania. Na widok

nienawiści malującej się na jego twarzy, Leslie, odchyli­

wszy się w fotelu, opuściła powieki.

- Każdy inaczej wyobrażał sobie przyczynę mojego

ówczesnego postępowania - zaczęła matowym głosem.

- Jeden z najpoczytniejszych brukowców opublikował na­

wet wywiady z dwoma psychiatrami. Jeden z nich oświad­

czył, że zamierzałam odpłacić się matce za trudne dzieciń­

stwo, drugi zaś uważał, że była to opóźniona nimfoma-

nia...

- Psiakrew!

Leslie czuła się zbrukana. Nie potrafiła spojrzeć Matto-

wi w oczy.

- Sądziłam, że kocham tego człowieka - powiedziała

takim tonem, jakby dalej, po latach, nie mogła w to uwie­

rzyć. - Nie miałam pojęcia, kim naprawdę jest. Poniżał

mnie i lżył. Wraz z kolegami zabawiał się moim ciałem.

Rozciągnęli mnie na ziemi i rozmawiali o... - Głos jej się

załamał.

Zacisnęła rękę na poręczy fotela. Mówiąc to wszystko,

patrzyła w okno. Gdyby ujrzała wyraz twarzy Matta, za­

milkłaby natychmiast.

- Postanowili, że Mike będzie pierwszy - ciągnęła

schrypniętym głosem. - A potem ciągnęli karty, żeby usta­

lić, kto następny. Modliłam się o to, żeby umrzeć. Bezsku-

background image

POŻEGNANIE Z MROCZNĄ PRZESZŁOŚCIĄ 1 5 7

tecznie. Błagałam Mike'a o litość, ale on tylko się śmiał.

Usiłowałam się uwolnić. Kazał pozostałym mocno mnie

trzymać.

W tej chwili do jej uszu dotarło dziwne rzężenie. Od­

wróciła głowę od okna. Dopiero wtedy dojrzała przerażo­

ny wzrok Matta.

- Zanim zdążył... zacząć - Leslie zająknęła się i prze­

łknęła ślinę - do pokoju weszła moja matka. Była tak

rozwścieczona tym, co zobaczyła, że w jednej chwili prze­

stała nad sobą panować. Wyciągnęła z szuflady pistolet

i strzeliła. Kula przeszyła ciało Mike'a i utknęła w mojej

nodze - mówiła prawie szeptem. - Kiedy umierał, widzia­

łam jego twarz. - Leslie zamknęła oczy. - Matka nie prze­

stawała strzelać. Dopiero jeden z kolegów Matta ode­

brał jej broń. Uciekli, ratując własne życie. Sąsiad wezwał

kaietkę i policję. Pamiętam, że któryś z policjantów nakrył

mnie kocem przyniesionym z sypialni. Oni wszyscy byli

dla mnie tacy... mili - załkała głośno. - Tacy mili!

Leslie zamilkła na dłuższą chwilę.

Matt złapał się rękoma za głowę. Jeszcze nigdy w życiu

nie był tak wstrząśnięty. Przypomniał sobie pełen udręki

wyraz twarzy Leslie, gdy znęcał się nad nią we własnym

gabinecie. Na tę myśl aż jęknął głośno.

Odchrząknęła nerwowo, po czym podjęła opowia­

danie:

- Cały incydent opisano w gazetach tak, jakbym to ja

była winna. Jakbym to ja sprowokowała zajście. Nie

wiem, w jaki sposób siedemnastoletnia dziewczyna potra­

fiłaby namówić dorosłych mężczyzn do zażycia narkoty­

ków. I do tak nieludzkiego jej potraktowania. Byłam zako­

chana w Mike'u, ale nigdy nie zrobiłam niczego, co upo­

ważniłoby go do takiego postępowania.

background image

1 5 8 POŻEGNANIE Z MROCZNĄ PRZESZŁOŚCIĄ

Matt siedział ze spuszczoną głową. Nie miał odwagi

spojrzeć na Leslie.

- Ludzie pod wpływem narkotyków z reguły nie wie­

dzą, co robią - powiedział przez zęby.

- Trudno w to uwierzyć.

- Reagują tak samo jak alkoholicy, którzy gdy wypiją

zbyt wiele, mają przerwy w życiorysie. - Matt wreszcie

podniósł wzrok. Popatrzył w pociemniałe oczy Leslie. By­

ły szkliste. Wyglądały jak martwe. - Pamięta pani, ostrze­

gałem, że tajemnice mogą się okazać niebezpieczne.

Skinęła głową. Ponownie odwróciła się w stronę okna.

- Moja tajemnica była zbyt straszna, aby o niej mówić

- powiedziała z goryczą. - Nie znoszę dotyku mężczyzn.

Większości z nich - uściśliła. - Ed, który zna całą prawdę,

nigdy nie robił żadnych... niestosownych gestów. Ale

pan? Zaatakował mnie pan tak bezwzględnie. Śmiertelnie

mnie wystraszył. Każdy przejaw agresji, choć bardzo tego

nie chcę, przypomina mi... Mike'a.

Matt pochylił głowę. Mimo informacji uzyskanych

w Houston nie był przygotowany psychicznie na to, aby

usłyszeć, jak straszliwą krzywdę wyrządzono tej słabej

i drobnej istocie. Sam dopuścił do tego, żeby urażona mę­

ska duma przemieniła go w drapieżnika. Wobec Leslie

Murry zachowywał się w sposób niewybaczalny. Nie­

szczęsna dziewczyna za każdym razem przeżywała kosz­

mar wspomnień.

- Szkoda, że nie znałem prawdy - stwierdził z głębo­

kim westchnieniem. - Postępowałbym inaczej.

- Nie mam do pana pretensji - oświadczyła spokojnie.

- Nie mógł pan o niczym wiedzieć.

- Mogłem - zaprotestował. - Byłem ślepy. Powinie­

nem zauważyć pani nietypowe reakcje. Odsuwanie się ode

background image

POŻEGNANIE Z MROCZNĄ PRZESZŁOŚCIĄ 1 5 9

mnie, omdlenie, gdy... - nerwowo przełknął ślinę - gdy

przyparłem panią do ściany. - Ogarnięty poczuciem winy,

odwrócił wzrok. - Nie widziałem, bo nie chciałem wi­

dzieć. Z mojej strony był to odwet - zaśmiał się gorzko

- za to, że nie padła pani w moje ramiona, kiedy tego sobie

życzyłem.

Leslie nigdy nawet nie przyszło do głowy, że kiedyś

będzie jej żal Matta Caldwella. Ale tak się stało. Był przy­

zwoitym człowiekiem. Po tym, jak ją potraktował, będzie

mu teraz trudno patrzeć jej prosto w twarz.

Skuliła ramiona. Mimo że w pokoju było ciepło, dosta­

ła dreszczy.

- Rozmawiała z kimś pani na ten temat?-zapytał Matt

po dłuższej chwili.

- Tylko z Edem. Zaraz po tym, jak to się stało - odpar­

ła Leslie. - Był i jest moim najlepszym przyjacielem. Kie­

dy dowiedziałam się, że na podstawie tej tragedii zamie­

rzają zrobić film telewizyjny, wpadłam w panikę. Reporte­

rzy zaczęli uganiać się za mną po całym Houston. Na

pomoc przyszedł mi Ed i zaproponował przyjazd do Ja-

cobsville. Byłam taka przerażona... - wyszeptała. - Są­

dziłam, że tutaj będę całkowicie bezpieczna.

Nie mogąc darować sobie tego, co zrobił, Matt zacisnął

pięści.

- Bezpieczna - powtórzył z sarkazmem w głosie.

Nie patrząc na Leslie, wstał z krzesła i podszedł do

okna.

- Czy ten reporter - zaczęła niepewnie - opowiadał

o mnie, gdy się tutaj zjawił?

- Tak - potwierdził Matt. - Pokazał mi wycinki

z gazet.

Leslie była pewna, że były między nimi trzy najkosz-

background image

1 6 0 POŻEGNANIE Z MROCZNĄ PRZESZŁOŚCIĄ

marniejsze zdjęcia. Gdy niesiono ją na noszach, całą zala­

ną krwią. Martwego Mike'a leżącego na podłodze. A także

półprzytomnej, zszokowanej matki, eskortowanej przez

policjantów do radiowozu.

- Nie skojarzyłam pańskiego wyjazdu do Houston

z wizytą tego reportera. Sądziłam, że pojechał pan w spra­

wie zakupu bydła - odezwała się Leslie.

- Reporter zdążył powiedzieć mi, że pracuje dla grupy

ludzi z Hollywood, zamierzających zrobić telewizyjny

film. Pojechał do pani matki do więzienia, żeby z nią

porozmawiać. Zaraz po jego wizycie dostała ataku serca.

Nie powstrzymało to jednak faceta od dalszego działania.

Dowiedział się, że jest pani w Jacobsville, i zamierzał do

pani dotrzeć. - Matt spojrzał na Leslie. - Sądził, że za

pieniądze zgodzi się pani na współpracę.

Roześmiała się niewesoło, ale powstrzymała się od ko­

mentarza.

- Wiem, wiem - dodał szybko Matt. - Nikomu nie uda

się pani kupić. O tym już sam zdążyłem się przekonać.

- No, jest przynajmniej jedna rzecz, która się panu we

mnie podoba - zauważyła Leslie.

- Och, jest ich znacznie więcej - oświadczył. - Jestem

bardzo ostrożny. Dmucham na zimne, bo zdążyłem już

w życiu porządnie od kobiet oberwać.

- Mówił mi o tym Ed.

- To dziwne - ciągnął Matt - dopóki nie poznałem

pani, nie potrafiłem pogodzić się z tym, co zrobiła moja

własna matka. Pani mi w tym pomogła, a ja w rewanżu

zmieszałem panią z błotem.

Popatrzyła mu w twarz. Był bardzo przystojny. Za każ­

dym razem, gdy napotykała jego wzrok, odczuwała przy­

spieszone bicie serca.

background image

POŻEGNANIE Z MROCZNĄ PRZESZŁOŚCIĄ 1 6 1

- Dlaczego pan... to zrobił? - spytała.

- Pożądałem pani - odparł z całą szczerością.

- Ach tak.

Leslie odwróciła wzrok. Wpiła kurczowo palce w po­

ręcz fotela.

- Po tym, co zrobiłem, nie potrafi pani mnie zaakcep­

tować. Jak widać, sprawdza się powiedzenie, że pieniądze

szczęścia nie dają.

- Chyba z nikim nie potrafiłabym pójść do łóżka -

przyznała Leslie. - Sama myśl o tym jest... odrażająca.

Mógł to sobie wyobrazić. Przeklinał w myśli człowie­

ka, który tak okaleczył tę dziewczynę.

- Ale moje pocałunki sprawiały pani przyjemność.

- Taaak - przyznała zdziwiona.

- Podobnie jak pieszczoty - nie omieszkał dodać,

uśmiechając się na wspomnienie reakcji Leslie.

Wpatrywała się uważnie we własne kolana. Zobaczyła,

że guzik przy żakiecie ledwie się trzyma. Będzie musiała

go przyszyć. Wreszcie podniosła wzrok.

- Tak - potwierdziła. - Na samym początku.

Matt przypomniał sobie swoje okrutne słowa pod jej

adresem. Natychmiast spochmurniał. W stosunku do tej

kobiety zrobił tyle błędów, że obawiał się, czy uda mu się

je kiedykolwiek naprawić. Chyba nie będzie to możliwe.

W każdym razie mógł i powinien zrobić jedno. Chronić

Leslie Murry od dalszych nieszczęść.

Wsunął ręce do kieszeni i odwrócił się w jej stronę.

- Pojechałem do Houston, żeby porozmawiać z tym

wścibskim reporterem - oznajmił. - Mogę pani obiecać,

że już nigdy więcej nie sprawi kłopotu i że w Hollywood

ani gdzie indziej nie ukaże się żaden film. Odwiedziłem

także pani matkę - dorzucił.

background image

1 6 2 POŻEGNANIE Z MROCZNĄ PRZESZŁOŚCIĄ

Tego Leslie się nie spodziewała. Zamknęła oczy i przy­

gryzła wargi. Tak mocno, że poczuła smak krwi. I nadcho­

dzące niebezpieczeństwo.

- Nie!!!

Drgnęła nerwowo i uniosła gwałtownie powieki. Sięg­

nęła po chusteczkę i wytarła zakrwawione wargi.

- Nie przypuszczałem, że to może być aż tak trudne

- powiedział Matt. Usiadł ze spuszczoną głową i zapatrzył

się w podłogę. - Jest wiele rzeczy, które chciałbym teraz

powiedzieć, ale nie potrafię znaleźć właściwych słów. -

Podniósł wzrok.

Spoglądała w milczeniu na chusteczkę poplamioną

krwią. Poczuła na sobie badawcze spojrzenie Matta.

- Gdybym wiedział o... pani przeszłości... - zaczął

ponownie.

Wyprostowała plecy. Z kamiennym wyrazem twarzy

patrzyła teraz na swego rozmówcę.

- Od samego początku nie lubił mnie pan. Ja też nie

darzyłam pana sympatią. Przyjechałam tutaj, żeby ukryć

swą przeszłość, a nie po to, aby o niej opowiadać - powie­

działa. - Miał pan rację, mówiąc o tajemnicach. Muszę

znaleźć sobie inną kryjówkę i wyjechać z Jacobsville. To

wszystko.

Zaklął pod nosem.

- Nie wolno pani opuszczać miasta! Jest pani tutaj

bezpieczna! Koniec ze wścibskimi reporterami i telewi­

zyjnymi filmami. Nikt więcej nie będzie pani o nic oskar­

żał. To mogę zagwarantować, ale tylko u nas. W żadnym

innym miejscu nie będę mógł zapewnić pani ochrony.

Och, jeszcze tylko tego mi brakowało, pomyślała gniew­

nie Leslie. Przez tego faceta przemawiały teraz litość, poczu­

cie winy i wstyd. Od tej pory zamierzał jej strzec.

background image

POŻEGNANIE Z MROCZNĄ PRZESZŁOŚCIĄ 1 6 3

Podniosła jedną z kul i uderzyła nią o podłogę.

- Nie potrzebuję niczyjej ochrony - oświadczyła

suchym tonem. - Jutro rano opuszczam Jacobsville. A te­

raz proszę, panie Caldwell, niech pan natychmiast

stąd wyjdzie i zostawi mnie w spokoju! - dodała rozzłosz­

czona.

Od chwili gdy tutaj wszedł, po raz pierwszy przyjęła

postawę obronną. Wybuch Leslie sprawił, że Matt poczuł

się lepiej. Nie zachowywała się już jak ofiara. Zarówno

z głosu, jak i całego wyglądu Leslie biły niezależność i si­

ła charakteru. Zaczynała powoli dochodzić do siebie.

Nagle przestał się wahać. Uniósł brwi. W jego oczach

pojawiły się ledwie dostrzegalne błyski.

- A jeśli nie?

- Co pan ma na myśli?

- Jeśli stąd nie wyjdę, to co pani zrobi? - zapytał prze­

kornie.

Zastanawiała się przez krótką chwilę.

- Zadzwonię po Eda - oznajmiła, siląc się na spokój.

Matt rzucił okiem na zegarek.

- Właśnie w tej chwili Karla przynosi mu kawę. Czy to

ładnie psuć dobremu szefowi przerwę w pracy?

Leslie poruszyła się niespokojnie w fotelu. Wciąż trzy­

mała kulę w ręku.

Po raz pierwszy od przyjścia do pensjonatu na twarzy

Matta pojawił się uśmiech.

- Nie usłyszę niczego więcej? Czyżby wyczerpała pani

zasób gróźb? - zapytał.

Coraz bardziej zła, zmrużyła oczy. Nie wiedziała, co

powiedzieć, ani jak się zachować. Ten okropny człowiek

znów ją zaskoczył.

Przyglądał się teraz zgrabnej, lekkiej sukience w drob-

background image

1 6 4 POŻEGNANIE Z MROCZNĄ PRZESZŁOŚCIĄ

ny, niebieski wzorek, którą miała na sobie. Była bosa.

I wyglądała ślicznie.

- Podoba mi się pani strój - oświadczył nieoczekiwa­

nie. - Jest bardzo kobiecy. I włosy mają ładny kolor.

Spojrzała na Matta takim wzrokiem, jakby podejrzewa­

ła go o postradanie zmysłów. I nagle przyszła jej do głowy

nowa myśl.

- Jeśli nie chciał pan dopilnować, żebym wyjechała

najbliższym autobusem, to po co pan tu właściwie przy­

szedł?

- Właśnie się zastanawiałem, kiedy mnie pani o to za­

pyta.

W tej chwili oboje usłyszeli warkot samochodu podjeż­

dżającego pod dom.

- Ed - powiedziała Leslie.

Matt skrzywił się lekko.

- Pewnie przyjechał z odsieczą - stwierdził z rezygna­

cją w głosie.

Zmierzyła go ostrym wzrokiem.

- Martwił się o mnie.

Matt podszedł do wyjścia.

- Nie tylko on - mruknął pod nosem. Zanim Ed zdążył

zapukać, otworzył drzwi. - Jest w jednym kawałku - za­

pewnił ciotecznego brata, odsuwając się na bok, aby wpu­

ścić go do pokoju.

Eda zaskoczył spokój Leslie. Zdziwił się, że nie pła­

cze.

- Jak się czujesz? - zapytał z troską w głosie.

- Dobrze.

Zdumiony, przeniósł wzrok z Leslie na Matta. Był zbyt

dobrze wychowany, by zadawać pytania.

- Przypuszczam, że zostanie pani w mieście - nieco

background image

POŻEGNANIE Z MROCZNĄ PRZESZŁOŚCIĄ 1 6 5

sztywno odezwał się Matt. - Praca czeka. W każdej chwili

może ją pani podjąć. Wolny wybór.

Leslie nie wiedziała, na co się zdecydować. Nie miała

ochoty opuszczać Jacobsville i od nowa zaczynać życia

w jakimś obcym mieście.

- Zostań - poprosił Ed.

Uśmiechnęła się z trudem.

- Chyba tak zrobię - oznajmiła z wahaniem w głosie.

- Przynajmniej na jakiś czas.

Matt nie okazał po sobie, jak bardzo mu ulżyło. W pew­

nym sensie był zadowolony, że Ed przyjechał, bo ustrzegł

go przed tym, co zamierzał powiedzieć Leslie.

- Nie pożałujesz - obiecał Ed.

Uśmiechnęła się do niego serdecznie.

Ten uśmiech poruszył Matta. Był zazdrosny? Na samą

tę myśl rozzłościł się na siebie. Ociągając się z wyjściem,

przesunął dłonią po włosach.

- Och, do licha, na mnie już czas - rzekł po chwili.

- Jadę do firmy. A kiedy wreszcie przestaniecie zabawiać

się w godzinach urzędowania, wracajcie do roboty, żeby

zapracować na swoje piekielne pensje!

Wyszedł z pokoju, wciąż mrucząc coś gniewnie. Po

paru chwilach Leslie i Ed usłyszeli trzaśniecie drzwiczek

jaguara i wizg opon.

Spojrzeli na siebie.

- Był w więzieniu, żeby odwiedzić moją matkę - o-

znajmiła Leslie.

- Co ci mówił?

- Niewiele. Chyba tylko to, że już nigdy nie zjawi się

tu żaden reporter.

- A co z Carolyn?

- O niej nie było mowy. - Dopiero teraz Leslie przypo-

background image

1 6 6 POŻEGNANIE Z MROCZNĄ PRZESZŁOŚCIĄ

mniała sobie, że ta młoda dama towarzyszyła Mattowi

w Houston. - Pewnie wróciła do domu i teraz rozpowiada

o mnie w całym mieście.

- Nie chciałbym być na jej miejscu, kiedy Matt o tym

się dowie - zauważył Ed. - Jeśli cię poprosił, abyś została,

to znaczy, że postanowił cię chronić.

- Chyba ma taki zamiar- przyznała Leslie - ale zupeł­

nie nie rozumiem, co mu się stało. Zmienił się. Jest teraz

innym człowiekiem.

- Nigdy nie słyszałem, żeby kogoś przepraszał -

stwierdził Ed. - Potrafi robić to bez słów. Czynami.

- Może masz rację - zgodziła się Leslie, nie mogąc

pojąć przyczyny dziwnej przemiany Matta. - Nie chce,

abym opuszczała miasto.

- A więc tak się mają sprawy. To dobrze - Ed uśmiech­

nął się z zadowoleniem. - Jeśli chcesz, możesz pracować

ze mną. I skreśl Matta z listy niebezpieczeństw. Z jego

strony już ci nic nie grozi. Dziewczyno, jesteś bezpieczna.

No i co, rzeczywiście decydujesz się zostać?

Leslie przyszły na myśl obietnice Matta, że nikt nie

będzie jej gnębił. Aż trudno było wierzyć jego słowom po

sześciu latach ukrywania się i ucieczek. Po dłuższym na­

myśle skinęła głową.

- Tak. Chcę zostać!

- Wobec tego proponuję, abyś teraz włożyła buty

i wzięła żakiet. A ja zawiozę cię do biura, gdzie czeka na

nas robota.

- Nie pojadę tak ubrana - oświadczyła z miejsca.

- Dlaczego?

- To nie jest strój odpowiedni do biura - wyjaśniła,

podnosząc się z fotela.

Ed zmarszczył czoło.

background image

POŻEGNANIE Z MROCZNĄ PRZESZŁOŚCIĄ 1 6 7

- Matt ci to oświadczył?

- Nie. Sukienka mu się podobała - odparła Leslie. -

Od tej pory będę najbardziej konserwatywnie ubraną

urzędniczką w tym mieście. Nie dam Mattowi powodu do

ciskania we mnie doniczkami.

- Rób, co uważasz za stosowne - powiedział Ed.

Było mu żal, że już więcej nie zobaczy Leslie w tej

ładnej sukience w niebieski wzorek, jaką miała teraz na

sobie. Nie liczył na to, że Mattowi uda się namówić ją na

bardziej kobiece stroje.

background image

ROZDZIAŁ DZIESIĄTY

Przez pierwsze kilka dni po powrocie do biura Leslie na

widok Matta czuła się niepewnie. Podobnie zresztą jak

dwie inne sekretarki, z których jedna przeżyła ostatnio

zabawną przygodę. Uciekając przed rozzłoszczonym sze­

fem, starała się przedostać przez ogrodzenie kwiatowego

ogrodu przed budynkiem firmy i podarła sobie jedwabną

halkę.

Leslie się zaśmiała, gdy opowiadała o tym Karli Smith.

Akurat Matt przechodził pod drzwiami sekretariatu. Usły­

szawszy wesołe głosy, stanął jak wryty. Odkąd znał

Leslie, nigdy nie słyszał, aby śmiała się tak beztrosko i ra­

dośnie.

Podniosła głowę i zobaczyła Matta. Bezskutecznie sta­

rała się opanować wesołość.

- Co was tak ubawiło? - zapytał.

Spłoszona Karla wypadła z pokoju i pobiegła do łazien­

ki, zostawiwszy Leslie na placu boju.

- Czy wczoraj powiedział pan sekretarkom coś, co je

przestraszyło? - spytała wprost.

Miał niepewną minę.

- No, może wyrwało mi się jakieś nieodpowiednie sło­

wo - tylko do tego się przyznał.

- Uciekając przed panem, Daisy Joiner wdrapała się na

ogrodzenie. I zostawiła tam połowę swej halki.

Jeszcze nigdy nie była tak ożywiona. Mattowi od razu

background image

POŻEGNANIE Z MROCZNĄ PRZESZŁOŚCIĄ 1 6 9

zrobiło się raźniej na duszy. Ale, oczywiście, wcale nie

zamierzał się do tego przyznać.

Obrzucił Leslie lekko drwiącym spojrzeniem i z kiesze­

ni w koszuli wyciągnął pudełko cygar.

- Ach, te kobiety! Tchórzem podszyte stworzenia! - wy­

mamrotał pod nosem. Wyjął cygaro, specjalnym przyrządem,

który też miał w kieszeni, sprawnie odciął czubek i machnął

zapalniczką. - Są nam tutaj potrzebne sekretarki z ikrą! -

oświadczył na cały głos i palcem nacisnął spust gazu.

Z przeciwległych krańców pokoju wytrysnęły w stronę

Matta dwa silne strumienie wody.

- Na litość boską! - ryknął.

Zanim zdołał rozpoznać winowajczynie, od strony ko­

rytarza dobiegł go odgłos szybko oddalających się kroków.

- Mówił pan coś o sekretarkach z ikrą, czy mi się tylko

zdawało? - z niewinną miną spytała Leslie.

Matt spojrzał z obrzydzeniem na ociekające wodą cy­

garo i mokrą zapalniczkę. Cisnął je do kosza na śmieci

stojącego przy biurku Leslie.

- Rzucam - sapnął z wściekłością.

Leslie nie potrafiła powstrzymać wesołości.

- O ile wiem, chodziło o to, żeby rzucił pan palenie

- powiedziała, starając się zachować poważną minę.

Matt skrzywił się.

- Chyba tak - przyznał niechętnie. Popatrzył badaw­

czo na Leslie. - Jak widzę, radzi sobie pani coraz lepiej

- zauważył. - Ma pani wszystko, co potrzebne?

- Tak, mam - odrzekła.

Chwilę się wahał, tak jakby zamierzał coś jeszcze po­

wiedzieć, lecz się nie zdecydował. Ponownie obrzucił Les­

lie uważnym spojrzeniem, tak jakby porównywał jej nowe

wcielenie z poprzednim.

background image

1 7 0 POŻEGNANIE Z MROCZNĄ PRZESZŁOŚCIĄ

- Wyglądam inaczej niż przedtem - oświadczyła, za­

niepokojona.

Twarz Matta nie wyrażała absolutnie nic. Uśmiechnął

się zdawkowo.

- Jest lepiej. Podoba mi się - powiedział.

- Przyszedł pan do Eda? - spytała, gdyż do tej pory

Matt nie wyjaśnił, po co zjawił się w sekretariacie.

- Nic pilnego - mruknął. Wzruszył ramionami. -

Wczoraj wieczorem spotkałem się z komisją do sprawy

stref rekreacyjnych. Sądziłem, że może zainteresować go

to, co zdziałałem.

- Mogę się z nim połączyć.

- Niech pani to zrobi.

Po para sekundach w drzwiach gabinetu ukazał się Ed.

Wciąż był niepewny reakcji brata.

- Masz wolną chwilę? - zapytał Matt.

- Oczywiście. Chodź.

Ed odsunął się, żeby go przepuścić. Wychodząc z se­

kretariatu, pytającym wzrokiem spojrzał na Leslie. Odpo­

wiedziała uśmiechem.

Zupełnie nie rozumiała przyczyny tak ogromnej zmia­

ny w postawie Matta. Od powrotu z Houston i wtargnięcia

do jej pokoju w pensjonacie stał się łagodny jak baranek.

Przyjacielski i uprzedzająco grzeczny.

Ale zawsze trzymał się na odległość. Widocznie w koń­

cu pojął, że każdy fizyczny kontakt jest dla Leslie przy­

krym przeżyciem. Teraz zachowywał się jak dobry i opie­

kuńczy starszy brat.

Powinna być mu za to wdzięczna, bo na nic więcej

liczyć nie mogła. Często powtarzał, że w jego słowni­

ku nie istnieje wyraz „małżeństwo". A romans, po tym,

czego dowiedział się o jej przeszłości, też nie wchodził

background image

POŻEGNANIE Z MROCZNĄ PRZESZŁOŚCIĄ 1 7 1

w grę. Widocznie więc było go stać wyłącznie na brater­

skie uczucia.

Leslie była tym nieco rozczarowana. Miała bowiem

w pamięci pieszczoty Matta. Cudowne. Żałowała, że nie

może powiedzieć mu, jak było jej wówczas dobrze. Wtedy

po raz pierwszy w życiu doznała czułości. Zapragnęła jej

więcej. Znacznie więcej.

Ale, oczywiście, nie od dowolnego mężczyzny.

Tylko od Matta Caldwella.

Na odgłos szybkich, drobnych kroków zbliżających się

od strony holu palce Leslie zastygły na klawiaturze kom­

putera. W drzwiach sekretariatu Eda stanęła Carolyn. Jak

zwykle wytworna, w eleganckim beżowym kostiumie i ze

starannie i modnie uczesanymi włosami.

- Usłyszałam, że wróciła tu pani do pracy - zaczęła

ostrym tonem. - Nie mogłam w to uwierzyć po tym, co ten

reporter powiedział Mattowi. - Obrzuciła Leslie pogardli­

wym spojrzeniem. - To przebranie nic pani nie da - doda­

ła, szukając czegoś w torebce. Wyciągnęła stronicę wy­

rwaną ze starej gazety i rzuciła na biurko. Leslie ujrzała

przed sobą najczęściej publikowane w brukowcach jej

własne zdjęcie, opatrzone ogromnym tytułem: Nastolatka

postrzelona przez zazdrosną matkę. Miłosny trójkąt!

Leslie nawet nie drgnęła. Patrząc na fotografię, pomy­

ślała, że przeszłość nie przemija. Westchnęła ciężko. Wie­

działa, że nigdy się od niej nie uwolni.

- Co pani powie na to? - ostrym tonem spytała Caro­

lyn, wskazując fragment gazety.

Leslie podniosła znużony wzrok.

- Moja matka jest w więzieniu. Zostało zniszczone

moje życie. Człowiek odpowiedzialny za całą tragedię był

dealerem narkotyków. - Nie zważając na zimny i bezlitos-

background image

1 7 2 POŻEGNANIE Z MROCZNĄ PRZESZŁOŚCIĄ

ny wzrok Carolyn, mówiła dalej: - Pani nie może sobie

tego wyobrazić, mam rację? Była pani zawsze bogata

i bezpieczna. Jak mogłaby pani zrozumieć tragedię nie­

winnej, siedemnastoletniej dziewczyny, którą czterech do­

rosłych mężczyzn rozbiera siłą i usiłuje zgwałcić w jej

własnym domu?

Carolyn pobladła, zmarszczyła brwi. Spojrzała na zdję­

cie młodziutkiej Leslie i poczuła się nieswojo. Akurat gdy

wyciągała nerwowo rękę, żeby zabrać wycinek, otworzyły

się drzwi gabinetu Eda i stanął w nich Matt.

Na widok nieszczęsnego kawałka gazety wpadł w furię.

Carolyn cofnęła się, zmięła kartkę i wrzuciła do kosza na

śmieci.

- Nie musisz nic mówić - powiedziała cicho. - Wcale

nie jestem dumna z tego, co zrobiłam. - Odsunęła się od

Leslie i nie patrząc w jej stronę, dodała: - Matt, wyjeż­

dżam na kilka miesięcy do Europy. Zobaczymy się po

moim powrocie.

- Mam nadzieję, że tam zostaniesz - rzucił ostrym to­

nem.

Carolyn zrobiła jakiś dziwny ruch, ale nie odwróciła się

w jego stronę. Wyprostowała ramiona i, idąc dystyngowa­

nym, równym krokiem, opuściła pokój.

Matt podszedł do biurka Leslie. Wyciągnął z kosza

fragment gazety i podał Edowi.

- Spal to - polecił.

- Z największą przyjemnością - odparł Ed. Spojrzał

serdecznie na Leslie i wrócił do gabinetu, starannie zamy­

kając za sobą drzwi.

- Byłam przekonana, że przyszła tutaj, aby narobić kło­

potów - zauważyła Leslie. Zachowanie Carolyn, a zwłasz­

cza jej nieoczekiwane oświadczenie, bardzo ją zaskoczyło.

background image

POŻEGNANIE Z MROCZNĄ PRZESZŁOŚCIĄ 1 7 3

- Niewiele wiedziała na temat pani. Tylko tyłe, ile

wymamrotałem po pijanemu - wyjaśnił Matt. - Nie za­

mierzałem powiedzieć jej nic więcej. Chyba nie jest jed­

nak taka zła, na jaką wygląda - dorzucił. - Znam Carolyn

od dzieciństwa. I nawet ją lubię. Wbiła sobie do głowy,

że za mnie wyjdzie, i uznała panią za rywalkę. Wyjaśni­

łem jej, że to nieporozumienie. Byłem przekonany, że do­

statecznie jasno, by to zrozumiała.

- Dziękuję.

- Wróci z Europy zupełnie odmieniona - ciągnął Matt.

- Jestem pewny, że panią przeprosi.

- To niepotrzebne - odparła Leslie. - Nikt z reporte­

rów nie wie, jak było naprawdę. Byłam zbyt przerażona,

aby w ogóle komuś relacjonować tę historię.

Matt wsunął ręce do kieszeni i przez chwilę w milcze­

niu przyglądał się Leslie. Miał zmęczoną twarz i cienie

pod oczyma.

- Gdybym tylko mógł, oszczędziłbym pani spotkania

z Carolyn - zapewnił z mocą.

Wyglądał na zmartwionego.

- Ludzie myślą, co chcą, i nic pan na to nie poradzi.

Tak już jest. Będę musiała się przyzwyczaić.

- Nie! Następna osoba, która tu wkroczy z tą piekielną

gazetą w ręku, wyleci przez okno!

Leslie uśmiechnęła się blado.

- Dziękuję, ale to nie jest potrzebne. Sama dam sobie radę.

- Sądząc po wyrazie twarzy Carolyn, rzeczywiście pa­

ni sobie z nią poradziła.

- To chyba nie jest zła kobieta. - Leslie spojrzała na

Matta, lecz szybko odwróciła wzrok. - Była tylko zazdros­

na. Zupełnie bez powodu, bo przecież nigdy pana nie

interesowałam.

background image

1 7 4 POŻEGNANIE Z MROCZNĄ PRZESZŁOŚCIĄ

W pokoju zapanowała wymowna cisza.

- Na jakiej podstawie tak pani sądzi? - zapytał Matt po

chwili.

- Nie dorastam do poziomu Carolyn - odparła szcze­

rze Leslie. - Jest śliczna, majętna i ma doskonałe pocho­

dzenie.

Matt zrobił krok w stronę Leslie. Nie wyglądała na

zalęknioną, więc zbliżył się jeszcze bardziej.

- Czy pani się boi? - zapytał prawie szeptem.

- Pana? - Uśmiechnęła się lekko. - Oczywiście, że nie.

Wydawał się zaskoczony tą odpowiedzią.

- Lubię niedźwiedzie - dodała żartobliwym tonem.

Dowcipna riposta zrobiła swoje. Na twarzy Matta poja­

wił się uśmiech. Szeroki, od ucha do ucha. Promienny.

Gwałtownie zawirowało obrotowe krzesło, na którym

siedziała Leslie. I nagle jej twarz znalazła się tuż przy

twarzy Matta.

Po chwili poczuła na ustach delikatny dotyk męskich

warg. Wstrzymała oddech.

Matt podniósł głowę i zaczął uważnie się jej przyglą­

dać, tak jakby zastanawiał się, czy przypadkiem jej nie

wystraszył. Usłyszał przyspieszony i nierówny oddech.

Zobaczył, że jest poruszona, ale że się nie boi.

Roześmiał się cicho.

- Ma pani w zanadrzu następne, równie interesujące

uwagi? - zapytał zmysłowym szeptem.

Zawahała się. Czuła się niezbyt pewnie, lecz nie oba­

wiała się Matta. Serce biło jej jak szalone, ale nie ze

strachu.

Doskonale zdawał sobie z tego sprawę.

Nachylił się i z niezwykłą czułością złożył na wargach

Leslie następny pocałunek.

background image

POŻEGNANE Z MROCZNĄ PRZESZŁOŚCIĄ 1 7 5

- Smakuje pan jak dym z cygara - szepnęła z figlar­

nym uśmieszkiem.

- Pewnie tak, lecz nie rzucę całkowicie palenia, mimo

pistoletów na wodę - powiedział cichym głosem, wprost do

jej ucha. - Lepiej niech się pani przyzwyczaja do tego smaku.

Powodowana ciekawością, zajrzała Mattowi w oczy.

Położył palce na jej wargach i uśmiechnął się ciepło.

- W przyszłym miesiącu Ballengerowie urządzają

wielkie przyjęcie. Do tej pory zdejmą pani gips. Co pani

powie na propozycję kupienia jakiejś ładnej sukienki i wy­

brania się tam w moim towarzystwie? - Matt nachylił się

i musnął wargami czoło Leslie. - Będzie grał doskonały

zespół latynoamerykański. Potańczymy.

Do półprzytomnej Leslie nie docierały żadne słowa.

Dotyk Matta sprawił, że serce biło jej jak szalone. Jak

kwiat zwracający się ku słońcu, z promiennym uśmiechem

na ustach, nadstawiła twarz do następnych pocałunków.

Matt uśmiechnął się z satysfakcją.

- Wiem, szefie, to nie jest profesjonalne zachowanie

- przyznała się szeptem. Rozbawiona i bez cienia wyrzu­

tów sumienia.

Matt podniósł głowę i rozejrzał się wokoło. Biuro było

puste, podobnie zresztą jak hol. Nikt się tam nie kręcił.

Z uniesionymi brwiami spojrzał na Leslie.

Roześmiała się nieśmiało.

Widząc figlarne błyski w jej oczach, Matt zareagował

natychmiast. Ujął w dłonie twarz Leslie. Pocałował ją de­

likatnie.

Kiedy jęknęła, od razu się odsunął. Wyprostował się

powoli. Przypomniał sobie własne poprzednie, brutalne

próby zbliżenia do Leslie i spoważniał. Musi zachować

maksymalną ostrożność.

background image

1 7 6 POŻEGNANIE Z MROCZNĄ PRZESZŁOŚCIĄ

Z twarzy Matta wyczytała dręczące go poczucie winy

i zmarszczyła czoło. Wszelkie gry wstępne były jej całko­

wicie obce. Nie miała okazji ich poznać.

- Przepraszam za moje poprzednie zachowanie - po­

wiedział spokojnym tonem. - Jest mi bardzo przykro.

- Nic się nie stało - wyjąkała.

Odetchnął głęboko. Powoli wypuścił powietrze.

- Nie ma się pani czego bać. Mam nadzieję, że zdaje

sobie pani z tego sprawę.

- Tak. I wcale się nie boję.

Leslie patrzyła, jak Matt zmienia się na twarzy. W jed­

nej chwili stwardniały mu rysy. Spojrzała przypadkiem

w dół i na widok tego, co zobaczyła w szparze koszuli

rozchylającej się na męskim torsie, wstrzymała oddech.

- Pan jest ranny! - wykrzyknęła, ujrzawszy świeże bli­

zny, siniaki i ślady skaleczeń.

- Wyzdrowieję - odparł krótko. - On może też.

- On, to znaczy kto?

- Reporter, który przyjechał do Jacobsville - wyjaśnił

Matt z kamiennym wyrazem twarzy. - Przewróciłem do

góry nogami całe Houston, żeby go znaleźć. Wreszcie go

dopadłem i doprowadziłem przed oblicze jego własnego

szefa. Ze strony tego reportera już nic pani nie grozi. Przez

resztę swego nędznego życia ten człowiek będzie pisywał

wyłącznie nekrologi.

- Mógł podać pana do sądu...

- Bardzo proszę, niech to robi. Moi adwokaci z miej­

sca go usadzą. Natychmiast wystąpią przeciw niemu

z oskarżeniami. Do końca życia będą ciągać faceta po

sądach. Zważywszy na dużą różnicę wieku między nami,

nie będzie mnie już wtedy wśród żywych. - Matt zamilkł

na chwilę, jakby nad czymś się zastanawiał, po czym do-

background image

POŻEGNANIE Z MROCZNĄ PRZESZŁOŚCIĄ 1 7 7

rzucił: - W testamencie zagwarantuję środki na ten cel.

Nawet po mojej śmierci facet nie będzie bezpieczny!

Leslie nie wiedziała, czy śmiać się, czy płakać.

Matt był wściekły.

Popatrzył na Leslie.

- Wie pani, co irytuje mnie najbardziej? - zapytał, za­

glądając w jej w posmutniałe oczy. - To, co zrobił ten

człowiek, nie jest tak złe jak to, co uczyniłem sam. Bardzo

panią skrzywdziłem i nigdy tego sobie nie daruję. Nigdy.

Było to zaskakujące wyznanie. Zmieszana Leslie bawi­

ła się klawiaturą komputera i nie patrzyła w stronę Matta.

- Obawiałam się, że... że gdy pozna pan całą historię,

uzna mnie pan za winną - powiedziała cichym głosem.

- Winną? Czego? - zapytał szorstko.

Poruszyła nerwowo ramionami.

- W gazetach pisano, że to wszystko stało się z mojej

winy. Że to ja sprowokowałam całe zajście.

- Wielki Boże! - Matt przykląkł obok Leslie i zmusił

ją, aby na niego spojrzała. - Matka pani powiedziała mi,

co się wówczas stało - oznajmił. - A potem płakała jak

dziecko. Wie pani, co mówiła? Że chętnie do końca życia

pozostałaby w więzieniu, byleby tylko mogła uzyskać pa­

ni przebaczenie.

Leslie poczuła łzy pod powiekami. Popłynęły po twa­

rzy, lecz Matt nie pozwolił ich zetrzeć. Nachylił się i sca-

łowywał je tak czule, że wywołał prawdziwy potop.

- Proszę nie płakać - szeptał. - Już nic złego pani się

nie stanie. Nie pozwolę nikomu pani skrzywdzić. Przy­

rzekam.

Leslie nie potrafiła powstrzymać łez.

- Och, Matt!

- Chodź do mnie - poprosił łagodnym tonem.

background image

1 7 8 POŻEGNANIE Z MROCZNĄ PRZESZŁOŚCIĄ

Wyprostował się i wziął Leslie w objęcia. Nie zważając

na gips, zaniósł ją na rękach do swojego gabinetu.

Przed wejściem zobaczyła go sekretarka. Przytrzymała

drzwi i na widok czerwonych oczu Leslie, zapuchniętych

od płaczu, zmarszczyła z troską czoło.

- Podać kawę czy koniak? - spytała.

- Kawę. Za pół godziny. I w tym czasie proszę mnie

z nikim nie łączyć.

- Dobrze.

Zamknęła za sobą drzwi. Matt usiadł na skórzanej kana-.

pie, trzymając na kolanie płaczącą Leslie.

Wetknął jej chusteczkę w rękę i kołysał w objęciach,

szepcząc do ucha słowa pocieszenia. Robił to tak długo, aż

przestała płakać.

- Zmienię wyposażenie gabinetu - oznajmił. - Może

także boazerię.

- Dlaczego?

- Bo ten wystrój źle ci się kojarzy - wyjaśnił. - Podo-

bnie zresztą jak mnie.

W jego głosie dała się słyszeć gorycz. Leslie przypo-

mniała sobie, jak tutaj zemdlała, a potem ocknęła się na tej

samej kanapie. Bez żalu spojrzała na Matta. Wciąż miała

spuchnięte, czerwone oczy, ale pojawiły się w nich prze­

błyski ciekawości.

Czule pogłaskał ją po policzku i uśmiechnął się ciepło.

- Przeszłaś ciężkie chwile, mam rację? - zapytał. -

Czy stwierdzenie, że żaden mężczyzna nie powinien po­

traktować tak kobiety, a co dopiero niewinnej dziewczyny,

jak zrobili to ci zwyrodnialcy, przyniesie ci ulgę?

- Tak - odparła. - I wiem o tym. Rozgłos, jaki w me­

diach osiągnęła ta sprawa, uczynił ze mnie niemal ladacz­

nicę. Dlatego kryłam się przed ludźmi. Uciekałam i ucie-

background image

POŻEGNANIE Z MROCZNĄ PRZESZŁOŚCIĄ 1 7 9

kałam... I gdyby nie Ed i jego ojciec, a także moja przyja­

ciółka Jessica, nie wiem, co by się ze mną stało. Nie mam

już żadnej rodziny.

- Masz matkę - przypomniał Matt. - Pragnie cię zoba­

czyć. Pojedziemy do niej razem, gdy tylko tego zechcesz.

Leslie wahała się przez chwilę.

- Czy wiesz, że została skazana za popełnienie mor­

derstwa?

- Tak - przyznał spokojnie.

- Jesteś człowiekiem bardzo znanym... - zaczęła, ale

nie pozwolił jej dokończyć.

- Co to, teraz ty usiłujesz mnie chronić? - zapytał

z westchnieniem. - Mam w nosie wszelkie plotki. Niech

ludzie mówią sobie, co chcą. - Wyjął chusteczkę z ręki

Leslie i wytarł jej mokre policzki. -Na ogół jednak repor­

terzy trzymają się ode mnie z dala. - Zacisnął zęby. -

Gwarantuję, że przynajmniej jeden z nich na mój widok

będzie teraz uciekać gdzie pieprz rośnie.

Posunął się aż do tego, aby ją chronić, pomyślała zdzi­

wiona Leslie. Patrzyła na niego oczyma rozszerzonymi ze

zdumienia.

Na Matta te szare oczy działały hipnotycznie. Wprawia­

ły w drżenie ciało i sprawiały, że tracił oddech. Nie chciał,

żeby Leslie dostrzegła jego podniecenie.

Błyskawicznie zsunął ją z kolan i posadził obok na ka­

napie, a sam podniósł się i odwrócił tyłem.

- Masz ochotę napić się kawy? - zapytał szorstkim

głosem.

Zdziwiona, spoglądała na niego, nie kryjąc ciekawości.

- Chyba... chyba tak. Chętnie.

Podszedł do biurka i z wewnętrznego telefonu wydał

sekretarce polecenie. Gdy po chwili zjawiła się z tacą i sta-

background image

1 8 0 POŻEGNANIE Z MROCZNĄ PRZESZŁOŚCIĄ

wiała kawę na niskim stoliku przed kanapą, był zwrócony

do Leslie plecami.

- Dziękuję ci, Edno - powiedział.

- Nie ma za co. - Sekretarka mrugnęła do Leslie, chcąc

podtrzymać ją na duchu, i szybko wyszła, zamykając za

sobą drzwi.

Leslie napełniła obie filiżanki. Odwróciła się do Matta:

- Napijesz się? - spytała.

- Za chwilę - mruknął, starając się opanować.

- Ładnie pachnie.

- Jestem już wystarczająco pobudzony bez kofeiny -

wymamrotał pod nosem.

Nie zrozumiała, co ma na myśli. Czując wzrok Leslie

na plecach, chcąc nie chcąc, odwrócił się do niej. Zdumiał

się, bo niczego nie zauważyła.

Podszedł do kanapy i usiadł. Pokręcił głową, długo nie

mogąc wyjść ze zdziwienia. Leslie wręczyła mu pełną

filiżankę.

- Coś nie w porządku? - spytała.

- Nie, laleczko - odparł powoli. - Z wyjątkiem tego,

że Edna uratowała cię przed absolutną klęską, a ty nawet

nie zdajesz sobie z tego sprawy.

Nic nie pojmując, Leslie patrzyła zdziwiona na Matta.

- Nie przejmuj się - mruknął, popijając kawę. - Pew­

nego pięknego dnia, kiedy się dobrze poznamy, wszystko

ci dokładnie wyjaśnię.

Uśmiechnęła się lekko.

- Od powrotu z Houston stałeś się zupełnie innym

człowiekiem - zauważyła.

- Dostałem po nosie - przyznał. Odstawił kawę, ale

nie spuszczał z niej wzroku. - Chyba nigdy w życiu nie

zachowywałem się ordynarnie w stosunku do nikogo,

background image

POŻEGNANIE Z MROCZNĄ PRZESZŁOŚCIĄ 1 8 1

zwłaszcza zaś do żadnej z pracownic. Kiedy tylko sobie

przypomnę, co wygadywałem do ciebie i co wyczyniałem,

natychmiast ogarnia mnie złość. - Skrzywił się, lecz wciąż

nie patrzył Leslie prosto w twarz. - Doszła do głosu moja

urażona duma, bo pozwalałaś podchodzić do siebie Edowi,

ale nie mnie. Bez przerwy zastanawiałem się dlaczego.

- Roześmiał się bez cienia wesołości. - Kobiety uganiały

się za mną przez całe moje dorosłe życie. Zaczęły, zanim

zarobiłem pierwszy milion. - Wreszcie podniósł wzrok

i odważył się spojrzeć na Leslie. - A do ciebie podejść nie

mogłem. Chyba że na parkiecie. I tamtej nocy, gdy pozwo­

liłaś, żebym cię pieścił.

Pamiętała to doskonale. Niemal czuła dotyk jego rąk.

Odetchnęła nerwowo.

- To był twój pierwszy raz, mam rację? - zapytał cicho.

Zamiast odpowiedzi odwróciła wzrok.

- A ja zepsułem ci nawet taką chwilę. Pozbawiłem

miłych wspomnień. - Spojrzał na swoje ręce. - Wyrządzi­

łem ci, Leslie, wielką krzywdę. Teraz sam nie wiem, jak

zacząć.

- Ja też nie mam pojęcia - przyznała szczerze. - To, co

wydarzyło się w Houston, byłoby dla mnie okropnym

przeżyciem, nawet gdybym była starsza i bardziej dojrza­

ła. Od tamtej pory przestałam z kimkolwiek się spotykać,

bo obawiałam się fizycznej bliskości mężczyzny. Każdy

gest kojarzył mi się z tamtym koszmarnym wydarzeniem.

Nie mogłam znieść myśli, że ktoś pocałuje mnie na dobra­

noc, odprowadziwszy do domu. Robiłam więc wszelkie

możliwe uniki. Miałam opinię kapryśnej dziewczyny.

Leslie zamknęła oczy. Jej ciałem wstrząsnęły dreszcze.

- Powiedz, jak to było z tym lekarzem pogotowia - ła­

godnym tonem poprosił Matt.

background image

1 8 2 POŻEGNANE Z MROCZNĄ PRZESZŁOŚCIĄ

Przez chwilę się wahała.

- Chyba wiedział tylko tyle, ile powiedzieli mu poli­

cjanci. W każdym razie z miejsca poczuł do mnie odrazę.

Sprawił, że poczułam się jak ladacznica. - W obronnym

geście Leslie skrzyżowała ręce na piersiach i pochyliła się

w przód. - Oczyścił ranę i zabandażował nogę. Powie­

dział, że o dalszych zabiegach zdecydują w więzieniu.

Matt zaklął pod nosem.

- Oczywiście do więzienia nie poszłam, lecz znalazła

się tam natychmiast moja matka. Okropnie bolała mnie

noga. Byłam bez grosza i nie miałam ubezpieczenia, a ro­

dzice Jessiki, ludzie prości i biedni, sami ledwie wiązali

koniec z końcem. Nie mieli środków na leczenie, a co

dopiero na ortopedyczną operację. - Leslie urwała.

Matt nie odezwał się ani słowem. Czekał, co powie dalej.

Po chwili podjęła opowiadanie.

- Poszłam do lekarza w miejscowej przychodni. Prze­

konany, że potrzaskane kości zostały złożone jak należy,

wsadził mi nogę w gips. Nie zrobił prześwietlenia, bo nie

było mnie na nie stać.

- Miałaś szczęście, że noga nadawała się jeszcze do

naprawienia - oświadczył Matt, utkwiwszy spojrzenie

w gips Leslie. Uprzytomnił sobie, że ta dziewczyna nie

tylko przeżyła osobisty dramat, lecz także doznała potem

wielu fizycznych cierpień.

- Powłóczyłam nogą, ale jakoś dawałam sobie radę.

- Westchnęła lekko. - A potem spadłam z konia, o czym

już wiesz.

- Dałbym wszystko, żeby to się nie stało - oświadczył

Matt. - Byłem wściekły, i to z dwóch powodów. Bo odsu­

wałaś się ode mnie z odrazą oraz, a właściwie przede

wszystkim dlatego, że to ja sam spowodowałem twój upa-

background image

POŻEGNANIE Z MROCZNĄ PRZESZŁOŚCIĄ 1 8 3

dek z konia. A potem pogorszyłem sprawę podczas nie­

szczęsnego tańca. Nie miałem pojęcia, że przysparzam ci

tyle bólu.

- Ból nie był zły, bo dzięki niemu mam zoperowaną

nogę-przypomniała Leslie ze słabym uśmiechem. - Matt,

jestem ci za to naprawdę bardzo wdzięczna.

- Na szczęście, wszystko skończyło się dobrze. - Ser­

decznym spojrzeniem obrzucił Leslie. - Ładnie ci w oku­

larach. Twoje oczy stały się jeszcze większe - stwierdził.

- Gdy tylko usłyszałam, że chcą zrobić telewizyjny

film oparty na tamtych wydarzeniach i że szuka mnie jakiś

reporter, natychmiast rozjaśniłam włosy, zamieniłam oku­

lary na szkła kontaktowe i zaczęłam ubierać się jak starsza

pani, robiąc wszystko, żeby całkowicie zmienić wygląd.

Jacobsville było moją ostatnią szansą. Uznałam, że jeśli

znajdą mnie tutaj, zrobią to także w każdym innym mie­

ście. - Przygładziła na gipsie materiał spódnicy.

- Już więcej nikt nie będzie cię niepokoił - z przekona­

niem oświadczył Matt. - Chciałbym jednak, żeby moi ad­

wokaci porozmawiali z twoją matką. Wiem - dodał, ujrza­

wszy zaniepokojone spojrzenie Leslie - że zarówno dla

niej, jak i dla ciebie oznacza to przywołanie wielu nieprzy­

jemnych wspomnień, ale może uda się zmniejszyć wyrok

lub nawet załatwić twej matce nowy proces. Działała

w afekcie. Istniały więc okoliczności łagodzące, których

nie uwzględniono. Nawet dobry adwokat z urzędu nie do­

równa doświadczonemu wydze, specjalizującemu się

w sprawach kryminalnych.

- Pytałeś o to mamę?

- Tak. Nie chciała słyszeć o ponownym procesie. Po­

wiedziała, że z jej powodu miałaś już zbyt dużo zmar­

twień. I że nie przysporzy ci nowych.

background image

1 8 4 POŻEGNANIE Z MROCZNĄ PRZESZŁOŚCIĄ

Leslie westchnęła ciężko.

- Chyba obie miałyśmy ich wiele. Nie chciałabym jed­

nak, żeby resztę życia spędziła w więzieniu.

- Ja też bym nie chciał. - Matt lekko dotknął włosów

Leslie. - Twoja matka jest naturalną blondynką? - zapytał.

- Tak. Ojciec miał ciemne włosy, takie jak moje, i tak­

że szare oczy. Mama ma niebieskie. Zawsze chciałam mieć

identyczne.

- Lubię twoje oczy. Takie, jakie są. Podobają mi się

także te okulary - dotknął oprawki - i cała reszta.

- Chyba nie masz żadnych problemów ze wzrokiem?

Roześmiał się lekko.

- Nie potrafię dostrzec tego, co mam tuż przed nosem.

Leslie nie zrozumiała, o czym mówi Matt.

- Jesteś dalekowidzem? - spytała z poważną miną.

Dotknął lekko palcem jej miękkich warg.

- Nie. Wziąłem czyste złoto za lichą błyskotkę.

Z palcem Matta na ustach Leslie poczuła się nieswojo.

Cofnęła głowę. Natychmiast opuścił rękę i uśmiechnął się

ciepło.

- Nigdy więcej przemocy - obiecał solennie. - Masz

na to moje słowo.

Napotkała wzrok Matta.

- Czy to oznacza, że nie pocałujesz mnie nigdy więcej?

- zapytała, uśmiechając się filuternie.

- Och, pocałuję. I to mnóstwo razy - odparł z zachwy­

tem w głosie, pochylając się nad nią. - Ale od tej pory ty

będziesz musiała się za mną uganiać.

background image

ROZDZIAŁ JEDENASTY

Zaskoczona Leslie popatrzyła Mattowi w oczy, a potem

uśmiechnęła się lekko.

- Mam się za tobą uganiać? Ja? - spytała zdziwiona.

Ściągnął usta.

- Jasne. Od czasu do czasu mężczyźni męczą się po­

gonią za kobietą. Chciałbym, abyś teraz ty na mnie polo­

wała.

Taka perspektywa wcale nie przeraziła Leslie. Wręcz

przeciwnie. Nawet się jej spodobała.

- Zgadzam się, ale pod jednym warunkiem. Nie zamie­

rzam prowadzać cię na mecze futbolowe - oświadczyła

, dobitnie, z udaną powagą.

Zależało jej na tym, aby zachować, przynajmniej na

jakiś czas, lekkie, niezobowiązujące stosunki.

- Nie szkodzi. Mecze możemy oglądać w telewizji -

odparł beztroskim tonem. Blask oczu Leslie sprawił, że

był w siódmym niebie. - Lepiej się teraz czujesz? - zapy­

tał łagodnym tonem.

Skinęła głową.

- Jeśli trzeba, człowiek potrafi przyzwyczaić się do

wszystkiego - stwierdziła filozoficznie.

- Och, na ten temat sam mógłbym napisać książkę

- powiedział z goryczą.

Leslie przypomniała sobie o nieszczęsnym dzieciń­

stwie Matta.

background image

1 8 6 POŻEGNANIE Z MROCZNĄ PRZESZŁOŚCIĄ

- Jestem tego pewna - przyznała.

Z filiżanką kawy w rękach, nachylił się w przód. Ma

ładne dłonie, mimo woli pomyślała Leslie. Szczupłe,

zgrabne i silne. Przypomniała sobie ich dotyk na swojej

skórze. Doznanie było zachwycające.

- Będziemy postępować powoli - oświadczył Matt. -

Spokojnie, bez jakichkolwiek nacisków. Nie będę o nic cię

nagabywał ani niczego na tobie wymuszał. Wszystko

w swoim czasie.

Leslie nie była w pełni przekonana, że te plany mają

większy sens. Nie chciała już więcej ryzykować. Matt

należał do mężczyzn niechętnych małżeństwu, a ona nie

nadawała się do romansów. Zastanawiała się, co miał na

myśli, nawiązując do przyszłości. Zaważywszy jednak na

ich krótką znajomość, nie chciała o to pytać.

Bliskość Matta, sympatycznego, delikatnego i opiekuń­

czego, sprawiała jej wielką przyjemność i poprawiała sa­

mopoczucie. W życiu doznała mało czułości i była jej

ogromnie spragniona.

Matt spojrzał na zegarek i zrobił zafrasowaną minę.

- Godzinę temu powinienem być w Fort Worth na

spotkaniu z hodowcami - z westchnieniem poinfonnował

Leslie. - Tylko popatrz, co ze mną wyczyniasz - poskarżył

się. - Przy tobie już nawet tracę pamięć i przestaję trzeźwo

myśleć.

Uśmiechnęła się wesoło.

- Mnie to nie przeszkadza.

Wciąż w dobrym nastroju, Matt skończył pić kawę i od­

stawił filiżankę.

- Lepiej późno niż wcale. - Nachylił się i pocałował

Leslie. Bardzo, ale to bardzo delikatnie. Spoglądał z za­

chwytem w jej szare oczy rozjaśnione blaskiem. - Podczas

background image

POŻEGNANIE Z MROCZNĄ PRZESZŁOŚCIĄ 1 8 7

mojej nieobecności zachowuj się rozsądnie i trzymaj się

z dala od kłopotów - dorzucił.

- To niezwykle oryginalna prośba - skomentowała

żartobliwym tonem.

- Nigdy nie zdarzyło ci się postąpić nierozważnie?

- Och, zdarzyło. Z naiwności i głupoty.

- Leslie, raz na zawsze zapamiętaj sobie jedno -

oświadczył Matt. - W tym, co ci się stało, nie było twojej

winy. To pierwsze przekonanie, jakie musimy skutecznie

z ciebie wyplenić.

- Byłam wtedy po raz pierwszy w życiu zakochana

do szaleństwa - przyznała z całą szczerością. - Widząc

moje zachowanie, Mike mógł wyciągnąć błędne wnio­

ski...

Matt przyłożył palec do warg Leslie.

- Dziewczyno, czy przyzwoity facet zważałby na za­

kochaną minę jakiejś nastolatki?

Było to dobre pytanie. Ukazało Leslie to, co się stało,

z innego, nieznanego dotychczs punktu widzenia.

Matt długo wpatrywał się w jej usta, zanim odsunął

rękę. Serdecznym gestem zwichrzył krótkie, ciemne włosy

Leslie.

- Zastanów się nad tym - poprosił. - Weź także pod

uwagę, iż ludzie będący pod wpływem narkotyków bardzo

często nie wiedzą, co robią. Miałaś po prostu wielkiego

pecha. Znalazłaś się w niewłaściwym miejscu o niewłaści­

wej porze.

Poprawiła okulary, które zsunęły się na nos.

- Chyba tak - przyznała.

- W Fort Worth zostanę na noc. Może jutro wybierze­

my się gdzieś razem na kolację? - spytał Matt.

Spojrzała wymownie na gips na nodze.

background image

1 8 8 POŻEGNANIE Z MROCZNĄ PRZESZŁOŚCIĄ

- Miałabym kuśtykać z czymś takim, ubrana w ładną

sukienkę?

Roześmiał się.

- Nie chcesz, to nie.

Leslie właściwie jeszcze nigdy nie była na randce.

Wprawdzie czasami spotykała się z Edem, ale traktowała

go jak przyjaciela. Na samą myśl o spędzeniu wieczoru

w towarzystwie Matta wesoło rozbłysły jej oczy.

- Kiedy ja chcę...

- To dobrze. Umowa stoi?

- Stoi.

- No to w porządku - uśmiechnął się do niej.

Nie potrafiła oderwać wzroku od jego ciemnych, łagod­

nych oczu. Było miło tak patrzeć sobie prosto w twarz...

Z wrażenia zaróżowiły się jej policzki.

Matt uniósł brwi i mrugnął szelmowsko.

- Nie teraz - powiedział głębokim i tak zmysłowym

głosem, że Leslie poczerwieniała, i ruszył w stronę drzwi.

- Wrócę jutro przed południem - poinformował sekre­

tarkę i, nie odwracając się, wyszedł do holu.

Leslie podniosła się z wysiłkiem. Wsparta na kulach

pokuśtykała za Mattem.

- Pomóc pani zrobić tu porządek? - spytała Ednę, kie­

dy dotarła do sekretariatu.

- Och, w żadnym razie - odparła z uśmiechem starsza

pani. Proszę wracać do pracy. Jakie to uczucie mieć nogę

w gipsie? - spytała serdecznym tonem.

- Dziwne - odparła Leslie - ale cieszę się na myśl, że

wreszcie przestanę utykać - dodała z całą szczerością. - Je­

stem bardzo wdzięczna panu Caldwellowi za interwencję.

- To dobry człowiek - oświadczyła Edna. - I dobry

szef. A że czasami ma humory? Kto ich nie ma?

background image

POŻEGNANIE Z MROCZNĄ PRZESZŁOŚCIĄ 1 8 9

- To prawda.

Leslie wróciła do siebie. Ed, usłyszawszy szelest papie­

rów we własnym sekretariacie, wyjrzał z gabinetu.

- Lepiej ci? - zapytał.

Skinęła głową.

- Ostatnio zamieniłam się w beksę. Nie wiem dlaczego.

- Masz ku temu uzasadnione powody. - Ed obrzucił

Leslie współczującym spojrzeniem. - Prawda, że Matt nie

jest złym facetem?

- Jest zupełnie inny, niż początkowo sądziłam.

- Zobaczysz, zmądrzeje. Przy tobie weźmie się

w garść. - Ed zawrócił do swego biurka, sięgnął po jakąś

teczkę, a potem podszedł do Leslie i przysiadł obok niej.

- Chcę, żebyś odpisała na te listy. Mogę dyktować?

Skinęła głową.

- Oczywiście!

Następnego dnia Matt zjawił się w biurze późnym

przedpołudniem i od razu poszedł do Leslie.

- Zadzwoń do Karli Smith i zapytaj, czy może cię zastą­

pić - polecił z miejsca. - My bierzemy sobie teraz wolne.

- Oboje? - spytała Leslie, miło zaskoczona. - Co bę­

dziemy robić?

- Padło zasadnicze pytanie - roześmiał się Matt. Przez

wewnętrzny telefon powiedział Edowi, że porywa mu se­

kretarkę. W tym samym czasie Leslie porozumiała się

z Karlą i uzgodniła z nią zastępstwo.

Po kilkunastu minutach siedziała w jaguarze obok Mat-

ta. Gnali teraz autostradą z maksymalną dopuszczalną

prędkością.

- Dokąd jedziemy? - spytała podekscytowana Leslie.

. Spojrzał na nią kątem oka. W twarzowej, lekkiej su-

background image

1 9 0

POŻEGNANI E Z MROCZNĄ PRZESZŁOŚCIĄ

kience z obnażonymi ramionami wyglądała bardzo ładnie.

Podobały mu się jej krótkie, ciemne włosy. Polubił nawet

okulary w metalowych oprawkach.

- Zaraz czymś cię zaskoczę - uprzedził. - Mam nadzieję,

że będziesz zadowolona - dodał nieco napiętym głosem.

- Dokąd jedziemy? - dopytywała się z ciekawością. -

Zabierasz mnie do zoo, aby mi pokazać węże? - zażartowała.

- A lubisz węże? - zapytał.

- Niespecjalnie, to byłaby dość kiepska niespodzianka

- dodała z grymasem na twarzy.

- Wobec tego węży nie będzie.

- To dobrze.

Matt wyprowadził wóz na najszybszy pas ruchu i wy­

przedził kilka innych samochodów jadących czteropasmo-

wą autostradą.

- To droga do Houston - stwierdziła Leslie, ujrzawszy

drogowskaz.

- Tak.

- Matt, po co mnie tam wieziesz? Przecież dobrze

wiesz, że nie lubię tego miasta. - Zaczęła nerwowo mani­

pulować zapięciem pasa bezpieczeństwa.

- Wiem. - Spojrzał na Leslie. - Jedziemy do więzie­

nia, żeby zobaczyć się z twoją matką.

Zacisnęła dłonie w pięści.

Matt wyciągnął rękę i położył ją delikatnie na kolanie

Leslie.

- Pamiętasz, co mówił Ed? Nigdy nie uciekaj przed

problemem - powiedział łagodnym tonem. - Wychodź mu

zawsze naprzeciw z podniesioną przyłbicą. Od pięciu lat

nie widziałyście się z matką. To chyba najwyższa pora,

żeby do końca wyjaśnić sobie pewne sprawy. Jak sądzisz?

Leslie nie potrafiła ukryć zdenerwowania.

background image

POŻEGNANIE Z MROCZNĄ PRZESZŁOŚCIĄ 1 9 1

- Ostatni raz widziałam mamę w sądzie, gdy ogłaszano

wyrok. Nawet na mnie nie spojrzała.

- Bo było jej wstyd.

Zaskoczona stwierdzeniem Matta, Leslie podniosła

głowę. Spojrzała na niego spod oka.

- Wstydziła się? - powtórzyła z niedowierzaniem

w głosie.

- W tym czasie, jak już wiesz, nie brała wiele, ale była

uzależniona. Tamtego wieczoru wróciła do domu po zaży­

ciu narkotyków. Sprawiły, że nie bardzo wiedziała, co się

z nią dzieje. Mówiła mi, że nie pamiętała, skąd wziął się

pistolet w jej ręku, i co potem robiła. Jedyną sceną, jaką

zapamiętała, był widok martwego kochanka i ciebie za­

krwawionej na podłodze. - Matt zacisnął usta. - O tym, co

zrobiła, dowiedziała się dopiero wtedy, kiedy zabrała ją

policja. Na procesie nawet nie patrzyła w twoją stronę, ale

nie dlatego, że miała do ciebie żal. Przeciwnie, o to, co się

stało, obwiniała wyłącznie samą siebie. Nie pojmowała,

jak mogła okazać się aż tak głupia i naiwna, żeby dealero­

wi narkotyków dać się nabrać na słodkie słówka. Facet

udawał miłość, bo zależało mu na tym, aby zdobyć stałe

lokum.

Leslie nie miała ochoty na wspomnienia. Nigdy nie

była zżyta z matką. I, musiała uczciwie przyznać, po

śmierci ojca sama stała się trudnym dzieckiem.

Matt położył rękę na zaciśniętych dłoniach Leslie.

- Pamiętaj, że zawsze jestem po twojej stronie .-

oświadczył mocnym głosem. - I nic, co się stanie, nie

wpłynie na nasze stosunki. Zależy mi tylko na jednym.

Chcę ułatwić ci życie.

- Niewykluczone, że mama nie chce mnie oglądać

- powiedziała Leslie.

background image

1 9 2 POŻEGNANIE Z MROCZNĄ PRZESZŁOŚCIĄ

- Chce - zaprzeczył Matt. - Bardzo jej na tym zależy.

Zdaje sobie sprawę z tego, że być może zostało jej niewie­

le czasu.

Leslie przygryzła wargi.

- Słyszałam od Eda, że chorowała. Nie miałam poję­

cia, że ma słabe serce.

- Pewnie była zdrowa, dopóki nie zaczęła brać narko­

tyków. Ludzkie ciało jest odporne na ich niszczące działa­

nie, ale tylko do pewnych granic. Potem zaczyna protesto­

wać. - Matt rzucił okiem na Leslie. - Ostatnio twoja matka

czuje się dobrze. Tylko nie powinna się denerwować. Są­

dzę, że uda się nam coś dla niej zrobić.

- Nowy proces byłby dla mamy silnym przeżyciem.

- To prawda. Chyba warto spróbować poprawić jej los.

Może po jakimś czasie uda się uzyskać dla niej zwolnienie

warunkowe.

Leslie skinęła głową. Miała teraz przed sobą trudne

chwile. Nie była nawet pewna, czy chce zobaczyć matkę.

Matt był jednak przeświadczony, że powinno dojść do

spotkania.

Dotarli do więzienia. Przeszli przez różne punkty kon­

trolne, gdzie sprawdzano ich skrupulatnie, i znaleźli się

wreszcie w dużym holu, w którym odbywały się widzenia.

Odwiedzający zajmowali miejsca w małych boksach.

Od więźniów dzieliła ich szyba z grubego szkła, z otwo­

rem, w którym był zainstalowany mikrofon.

Matt podszedł do strażnika i coś mu powiedział. Po

chwili wskazał on Leslie jeden z boksów. Weszła do środ­

ka i usiadła na krześle. Matt stanął za jej plecami. Opie­

kuńczym gestem położył jej rękę na ramieniu.

Po chwili po drugiej stronie szyby Leslie ujrzała chudą,

background image

POŻEGNANIE Z MROCZNĄ PRZESZŁOŚCIĄ 1 9 3

jasnowłosą, krótko ostrzyżoną kobietę, którą doprowadził

strażnik. Jej jasnoniebieskie oczy były pełne niepewności

i smutku. Usiadła na krześle naprzeciw Leslie.

- Witaj - powiedziała powoli do córki. Nie mogła opa­

nować drżenia rąk.

Serce podeszło Leslie do gardła. Chuda kobieta o znisz­

czonej, pooranej zmarszczkami twarzy i z oczyma bez

wyrazu była zaledwie cieniem dawnej matki. Takiej, jaką

pamiętała sprzed lat.

Na widok przerażonej miny córki na bladej twarzy

więźniarki pojawił się gorzki uśmiech.

- Od początku wiedziałam, że to błąd - oznajmiła

szorstkim głosem. - Przepraszam... - Zaczęła podnosić

- się z krzesła.

- Zostań - poprosiła Leslie. I od razu zamilkła, bo nie

miała pojęcia, co mówić dalej. Po latach niewidzenia mat­

ka stała się dla niej człowiekiem prawie obcym.

Poczuła na ramieniu rękę Matta.

- Nie denerwuj się - powiedział uspokajającym to­

nem. - Wszystko jest w porządku.

Na twarzy Marie odmalowały się zaskoczenie, a zaraz

potem ulga, gdy zobaczyła, że Leslie nie wzdraga się przed

dotykiem dłoni mężczyzny.

- Polubiłam twojego szefa - oznajmiła córce.

Leslie odwzajemniła blady uśmiech matki.

- Ja też go lubię - wyznała.

Po chwili wahania Marie znów się odezwała.

- Nie wiem, jak zacząć... - Głos jej drżał. - Tysiąc

razy przepowiadałam sobie, co powiem, a teraz brakuje mi

słów. - Nabrała głęboko powietrza. - Leslie, popełniłam

w życiu wiele błędów. Do największych moich grzechów

należało samolubstwo. Za najważniejsze uważałam włas-

background image

1 9 4 POŻEGNANIE Z MROCZNĄ PRZESZŁOŚCIĄ

ne sprawy. Liczyły się tylko moje pragnienia i moje po­

trzeby. I kiedy zaczęłam brać narkotyki, zależało mi wy­

łącznie na tym, żeby uczyniły mnie szczęśliwą.

Leslie patrzyła bez słowa.

Marie westchnęła głęboko.

- Za egoizm płaci się jednak wysoką cenę - dodała po

dłuższej chwili. - Tyś zapłaciła za mój. Po tym, co powy­

pisywano w gazetach, w sądzie nie potrafiłam spojrzeć ci

w oczy. Zdawałam sobie sprawę z tego, że jesteś narażona

na wszelkie możliwe przykrości ze strony wielu ludzi.

I bardzo mnie to martwiło. W jednej chwili nasze prywat­

ne życie stało się publiczne.

Leslie milczała. Marie odetchnęła nerwowo.

- Wiem, że nawet nie mogę prosić cię o przebaczenie

- wyznała córce. - Bardzo pragnęłam cię zobaczyć, choć­

by tylko ten jeden raz, żeby powiedzieć, jak żałuję tego, co

się stało.

Leslie poczuła się okropnie. Była zdruzgotana. Nie wie­

działa, że matka ma aż takie wyrzuty sumienia. Tak więc

Matt mówił prawdę, wyjaśniając przyczynę zachowania

matki podczas procesu. Czuła się zbyt winna, aby spojrzeć

córce prosto w twarz.

- Nic nie wiedziałam o narkotykach - powiedziała do

matki.

Po raz pierwszy w oczach Marie pojawił się błysk na­

dziei na porozumienie z córką.

- Gdy byłaś w pobliżu, niczego nie zażywałam - wy­

jaśniła. - Zaczęło się to wiele lat temu. A nasiliło wtedy,

kiedy zginął twój ojciec. - W oczach Marie przygasł blask.

- Obwiniałaś mnie o jego śmierć i miałaś rację. Nie potra­

fił żyć, nie będąc w stanie spełniać moich bezustannych

wymagań. - Opuściła głowę. - Był przyzwoitym, łagod-

background image

POŻEGNANIE Z MROCZNĄ PRZESZŁOŚCIĄ 1 9 5

nym człowiekiem. Doceniłam to dopiero po jego śmierci.

Ale już było za późno.

Leslie nie była w stanie wypowiedzieć ani jednego słowa.

- Od tamtej pory wiodło się nam się coraz gorzej -

ciągnęła Marie. - Przestałam przejmować się zarówno so­

bą, jak i tobą. Przeszłam na mocne narkotyki. Przy tej

okazji poznałam Mike'a. Chyba zdawałaś sobie sprawę

z tego, że był moim dostawcą?

- Nie. Dowiedziałam się o tym dopiero od Matta - od­

parła Leslie.

Marie podniosła umęczony wzrok na mężczyznę stoją­

cego za plecami córki.

- Nie pozwól dłużej dręczyć tej dziewczyny - poprosi­

ła go łagodnym głosem. - Niech ten reporter zostawi ją

w spokoju. Przeżyła zbyt wiele.

- Podobnie jak ty - wtrąciła nieoczekiwanie Leslie,

wzruszona słowami matki. - Matt mówi... że... być może

jego prawnikom uda się doprowadzić do ponownego

procesu.

Marie poruszyła się nerwowo.

- Nie! - zaprotestowała ostrym tonem. - Muszę zapła­

cić za to, co uczyniłam.

- Tak, powinnaś - przyznała Leslie.•- Zdaję sobie jed­

nak sprawę, że działałaś pod wpływem impulsu. Nagłego

napadu wściekłości. Byłaś w szoku. Nie chciałaś zabić

Mike'a. Mało znam przepisy prawne, ale wiem, że przy

osądzaniu ludzi liczy się intencja, z jaką popełnili kary­

godny czyn.

Marie popatrzyła czule na córkę.

- To wspaniałomyślne z twojej strony - powiedziała

spokojnie. - Wielkoduszne, zważywszy na to, co przeze

mnie przeżyłaś.

background image

1 9 6 POŻEGNANIE Z MROCZNĄ PRZESZŁOŚCIĄ

- Obie zapłaciłyśmy ogromną cenę.

- Masz gips na nodze - stwierdziła nagle Marie. - Dla­

czego?

- Spadłam z konia - odparła Leslie i poczuła, jak palce

Matta zaciskają się na jej ramieniu, tak jakby przypomniał

sobie przyczynę tego wydarzenia. Wyciągnęła za siebie

rękę i pogłaskała go po dłoni. - Był to, jak się okazało,

szczęśliwy dla mnie upadek, gdyż Matt ściągnął chirurga

ortopedę, który zoperował moją nogę i poprawnie poskła­

dał kości.

- Wiedział pan, co się stało? - spytała Marie ze smut­

nym uśmiechem na twarzy.

- Tak - przyznał.

Był oszołomiony. Przed chwilą po raz pierwszy Leslie

dobrowolnie, z nieprzymuszonej woli dotknęła jego ręki.

Był szczęśliwy. Poczuł równocześnie przypływ pożą­

dania.

- To była jeszcze jedna rzecz, jaką miałam na sumieniu

- powiedziała Marie do córki. - Cieszę się, że cię zopero-

wali.

- Przykro mi, że tu jesteś - po chwili odezwała się

Leslie. - Przyjechałabym do ciebie znacznie wcześniej,

ale... ale byłam przekonana, że nienawidzisz mnie za to,

co stało się Mike'owi - dodała zdenerwowana.

- Och, córeczko! - Marie ukryła twarz w dłoniach

i rozpłakała się głośno. Po chwili jednak podniosła zaczer­

wienione oczy. - Nigdy nie obwiniałam cię o to! Nigdy!

Jak mogłabym zrobić coś takiego? Przecież to, co się stało,

nie było twoją winą! To ja byłam złą matką. Od dnia,

w którym zaczęłam brać narkotyki, narażałam cię na ciąg­

łe niebezpieczeństwo. Zawiodłam cię pod każdym wzglę­

dem. Pozwoliłam Mike'owi wprowadzić się do nas. Zosta-

background image

POŻEGNANIE Z MROCZNĄ PRZESZŁOŚCIĄ 1 9 7

wiałam cię z nim i jego kolegami. Biedne dziecko... - Za­

tkała ponownie. - Byłaś taka młoda i niewinna... A ci lu­

dzie tak bardzo cię skrzywdzili... Dlatego nie śmiałam cię

prosić, żebyś tu przyjechała. Nie byłam w stanie nawet do

ciebie zadzwonić lub napisać... Byłam przekonana, że

mnie nienawidzisz!

Leslie kurczowo zacisnęła palce na dłoni Matta spoczy­

wającej na jej ramieniu. Od niego czerpała siłę do tej

trudnej rozmowy.

- Nie czuję do ciebie nienawiści - powiedziała powoli

do matki. - Jest mi przykro, że nie mogłyśmy porozma­

wiać podczas procesu i wyjaśnić sobie niektórych spraw.

Ale... obwiniałam cię o śmierć taty - przyznała. - Byłam

jednak wtedy jeszcze prawie dzieckiem... A my obie nie

byłyśmy zżyte... Gdyby...

- Niczego już się nie zmieni - z głębokim westchnie­

niem stwierdziła Marie. - Byłabym szczęśliwa, mogąc

uzyskać twoje przebaczenie. Nie masz pojęcia, jak wiele

to dla mnie znaczy!

Leslie poczuła, że coś ściska ją w gardle. Widziała prze­

mianę matki. Marie stała się inną kobietą.

- Oczywiście, że ci wybaczam. A ty jak się czujesz?

Jesteś zdrowa?

- Mam kłopoty z sercem. Jest słabe, pewnie uszkodzo­

ne narkotykami - odparła Marie. - Ale biorę leki, więc

czuję się dobrze. - Poszukała wzrokiem oczu córki. -

Mam nadzieję, że ten reporter już da ci spokój. Dziękuję,

że zechciałaś mnie odwiedzić.

- Cieszę się, że to zrobiłam - szczerze przyznała Les­

lie. - Napiszę i gdy tylko będę mogła, przyjadę znowu.

Mam nadzieję, że prawnikom Matta uda się zrobić coś dla

ciebie. Pozwól im spróbować.

background image

1 9 8 POŻEGNANIE Z MROCZNĄ PRZESZŁOŚCIĄ

Marie spojrzała z niepokojem na Matta.

Wciąż trzymał dłonie na ramionach Leslie.

- Zaopiekuję się pani córką - zapewnił.

Był przekonany, że zrozumiała, co chciał przez to po­

wiedzieć. Obiecywał, że już nigdy nie dopuści do tego,

aby Leslie stało się coś złego.

Marie wiedziała, że może wierzyć temu człowiekowi.

Odetchnęła z głęboką ulgą. Spojrzała z wdzięcznością na

Matta.

- Porozumiem się z prawnikami. Może uda się coś

zdziałać w pani sprawie - obiecał.

- Dziękuję, że chce pan mi pomóc - odparła. - Nie

zaszkodzi spróbować.

Matt się uśmiechnął.

- Każdego dnia zdarzają się cuda - oświadczył, spoglą­

dając wymownie na drobną dłoń Leslie, głaszczącą go po

ręku.

- Trzymaj się pana Caldwella - powiedziała Marie do

córki, spoglądając na jej anioła stróża. - Gdyby ktoś taki

zaopiekował się mną, nie byłabym dziś w więzieniu.

Leslie zaczerwieniła się. Matka myślała, że ona ma

szansę związania się z Mattem na stałe, ale to było niemo­

żliwe. Odczuwał wyrzuty sumienia, darzył ją sympatią,

było mu jej żal, to prawda. Ale matka myliła te odczucia

z nie istniejącą miłością.

Matt nachylił się nad Leslie.

- To raczej ja powinienem trzymać się pani córki -

oświadczył z powagą. - Jest wyjątkowa. Takie dziewczy­

ny jak Leslie nie rodzą się na kamieniu.

Marie uśmiechnęła się szeroko.

- Nie rodzą - przyznała. - Ma pan rację, Leslie jest

nadzwyczajna. Córeczko, dbaj o siebie. Kocham cię.

background image

POŻEGNANIE Z MROCZNĄ PRZESZŁOŚCIĄ 1 9 9

Oczy Leslie wypełniły się łzami.

- Mamo, ja też cię kocham - wyszeptała z trudem.

- Wzruszona Marie tylko skinęła głową. Jeszcze raz spoj­

rzała przeciągle na córkę, podniosła się z krzesła i po

chwili zniknęła po odizolowanej stronie więziennego

holu.

Leslie odprowadziła ją wzrokiem. Poczuła na ramio­

nach ucisk dłoni Matta.

- Chodźmy, słonko - powiedział łagodnie. Prowadząc

Leslie do wyjścia, wcisnął jej w rękę chusteczkę.

Nagle przyszło jej do głowy dziwne spostrzeżenie.

Czułość Matta to śmiercionośna broń. I na domiar złego

bardzo bolesna, zwłaszcza gdy się wiedziało, że długo nie

potrwa.

Był człowiekiem z gruntu sympatycznym, a teraz na

dodatek starał się naprawić wyrządzoną przez siebie

krzywdę. Leslie zdawała sobie sprawę z tego, że nie po­

winna brać za dobrą monetę zainteresowania, jakim ją

darzył, ani liczyć na wspólną przyszłość.

Wiedziała, że powinna żyć dniem dzisiejszym.

Milczała, gdy szli do zaparkowanego samochodu. Matt,

z ręką w kieszeni, palił po drodze cygaro. Wyłączył zdal­

nie alarm. W wozie otworzyły się zamki.

- Dziękuję, że mnie tutaj przywiozłeś - z wdzięczno­

ścią powiedziała Leslie, zatrzymując się przy drzwiczkach

od strony pasażera. - Cieszę się, że zobaczyłam mamę,

chociaż początkowo nie miałam na to ochoty.

Matt stanął obok, tak że znalazła się między nim a sa­

mochodem. Badawczo się jej przyglądał. Jego spojrzenie

zatrzymało się dłużej na rozchylonych wargach.

Serce Leslie biło jak szalone. Zawsze silnie reagowała

background image

2 0 0 POŻEGNANIE Z MROCZNĄ PRZESZŁOŚCIĄ

na bliskość Matta. Teraz niemal czuła jego wargi na swoim

ciele. Zadrżała.

Zajrzał głęboko jej w łagodne, lekko zamglone oczy.

Niemal wstrzymał oddech.

Parking był pusty. Wokół nich nie było nikogo. Tylko

z daleka docierały odgłosy ulicznego ruchu, a z bliska da­

wało się słyszeć łomotanie serca Leslie.

Przysunął się jeszcze bliżej. Ocierał się teraz o gips i jej

zdrową nogę.

- Matt... - szepnęła drżącym głosem.

Wyciągniętą ręką pogłaskał zaczerwieniony policzek.

Palcem uniósł brodę.

Na moment zabrakło jej tchu. Z postawy Matta i jego

zachowania się, a także spojrzenia biła arogancja. Musiał

zdawać sobie sprawę z tego, że w tej chwili Leslie jest

całkowicie bezbronna.

- Większość kobiet gra - oznajmił spokojnym tonem.

- Z rozmysłem stwarzają wrażenie niedostępnych i zim­

nych. Prowokują. Uwodzą. Reagują w sposób egzaltowa­

ny i przesadnie. Udają. - Skończywszy wyliczać wady ko­

biet, nabrał do płuc powietrza. - Ty jesteś zupełnie inna.

Wystarczy, że spojrzę na ciebie, i od razu wiem, o czym

myślisz. Nie próbujesz niczego ukrywać ani tłumaczyć.

Czytam w tobie jak w otwartej księdze.

Leslie nie wiedziała, co powiedzieć.

Matt nachylił się nad nią tak nisko, że poczuła na war­

gach jego ciepły oddech.

- Nie masz pojęcia, jaka to dla mnie przyjemność wi­

dzieć cię właśnie taką. Od razu czuję się tak, jakby wyrosły

mi skrzydła.

- Dlaczego? - spytała słabym głosem.

Musnął wargami jej rozchylone usta.

background image

POŻEGNANIE Z MROCZNĄ PRZESZŁOŚCIĄ 2 0 1

- Za każdym razem gdy cię dotykam, ofiarowujesz mi

całą siebie. Pamiętam smak twoich piersi, słabe okrzyki,

jakie wydawałaś, kiedy cię przytuliłem. - Powoli i z rozmy­

słem Matt otarł się o Leslie. Chciał, aby poczuła jego podnie-

cenie. - Pragnę zdjąć z ciebie ubranie i położyć nagą na świe­

żym, białym prześcieradle... - wyszeptał jej do ucha.

Zaraz potem zawładnął wargami Leslie w namiętnym

pocałunku.

Zszokowana słowami Matta, wydała lekki okrzyk. Jak

śmiał mówić tak okropne, oburzające rzeczy! To było

niedopuszczalne!

Wbiła mu paznokcie w ramiona. I nagle ją samą ogar­

nęło pożądanie. Ugięły się pod nią kolana.

Przez dłuższą chwilę Matt całował ją jak szalony. Moc­

no i namiętnie. Po chwili półprzytomny, z czerwoną twa­

rzą i płonącymi oczyma, z największym trudem oderwał

się od Leslie.

Była zachwycona. W jej szarych oczach odmalowało

się zadowolenie.

- Bawi cię to, co ze mną robisz? - zapytał szorstkim

z wrażenia głosem.

- Tak - przyznała otwarcie.

I nagle poczuła następną falę pożądania. Było teraz

nieokiełznane i szalone. Matt musiał to wyczuć, gdyż za­

drżał, tak jakby całe jego ciało ogarnęła gorączka. Zajrzał

Leslie głęboko w oczy.

Była to dla niej scena bardzo intymna.

Podniosła ręce i oparła dłonie na jego torsie. Przez cien­

ką tkaninę koszuli czuła ciepło bijące od skóry, a także

szorstkie owłosienie. Nie próbował powstrzymać błądzą­

cej ręki. Leslie przypomniała sobie, co oświadczył przed­

tem. Że teraz ona powinna zacząć go uwodzić.

background image

2 0 2 POŻEGNANIE Z MROCZNĄ PRZESZŁOŚCIĄ

Czemu nie? Wcześniej czy później sama się dowie,

jakie pod tym względem są jej możliwości. A czy była to

odpowiednia pora? Po krótkim namyśle Leslie uznała, że

tak dobra jak każda inna.

Powoli, jakby od niechcenia, przesunęła dłonie w dół.

Matt stał spięty, zupełnie bezradny. Z trudem nad sobą

zapanował, chociaż na jego szczupłej, wyrazistej twarzy

nie było śladu emocji. Rozgorzały jedynie czarne oczy.

- Rób tak dalej - oświadczył schrypniętym głosem.

- Jeśli jednak dotkniesz mnie... przysięgam, że natych­

miast wciągnę cię do samochodu i bez chwili wahania

wezmę cię tutaj, na samym środku parkingu. Choćby na­

wet miał się nam przyglądać cały personel więzienia!

background image

ROZDZIAŁ DWUNASTY

Leslie oprzytomniała. Czerwona na twarzy, w pośpie­

chu oderwała od niego ręce.

- Dobry Boże! - jęknęła, przerażona tym, co zamierza­

ła zrobić.

Matt pochylił głowę. Miał czoło zroszone potem, za­

mknięte oczy i jeszcze przez chwilę cały drżał. Szybko

jednak zabawna reakcja Leslie i jej konsternacja poprawi­

ły mu nastrój. Zaczął się z niej śmiać.

Wciąż jeszcze podniecona, ledwie mogła oddychać.

- Przepraszam cię, bardzo przepraszam! - mówiła nie­

mal bez tchu. - Nie wiem, co mi się stało.

Pragnął jej od dawna. W ogóle przestał zauważać inne

kobiety.

- Leslie, ja też jestem słabym człowiekiem, a tyś spro­

wokowała coś, czego, jak dobrze wiesz, nie wolno nam

dokończyć - oświadczył szorstkim tonem.

- Ja... ja bym chyba... mogła - wyjąkała, zaskakując

tym stwierdzeniem zarówno siebie, jak i Matta.

Była półprzytomna. I bardzo pobudzona. Czuła ciepło

bijące z jego ciała.

Otworzył oczy. Uniósł powoli głowę i z bliska popa­

trzył na Leslie.

- Jeśli została ci choć odrobina instynktu samozacho­

wawczego, to zaraz się uspokoisz i grzecznie wsiądziesz

do samochodu - powiedział przez zęby.

background image

2 0 4 POŻEGNANIE Z MROCZNĄ PRZESZŁOŚCIĄ

- Dobrze - wyszeptała posłusznie.

Nie odrywając rozpłomienionego wzroku od Matta,

wpatrywała się w niego jak w obraz.

Po chwili jednak wsiadła do wozu i zapięła pas bezpie­

czeństwa. Matt obszedł samochód i zajął miejsce za kie­

rownicą.

Z palcami zaciśniętymi na miękkiej torebce Leslie sie­

działa z odwróconą od niego głową. Nie mogła uwierzyć

w to, co zrobiła.

- Słonko, nie musisz aż tak bardzo się przejmować

- odezwał się Matt po chwili. - Ale jest bezspornym fa­

ktem, że teraz przejmujesz pałeczkę - przypomniał.

Odchrząknęła nerwowo.

- Chyba potraktowałam twoje słowa troszkę za do­

słownie - szepnęła z poczuciem winy.

Roześmiał się. Sympatycznie i wesoło. Od razu atmo­

sfera stała się lżejsza. Potężny jaguar gnał w stronę Jacobs-

ville.

- Droga pani Murry, ma pani duże możliwości - żar­

tobliwym tonem stwierdził Matt. - Sądzę, że to postęp.

- Niewielki.

- Akurat taki, jaki być powinien. - Zmienił biegi i wy­

przedził wolno jadącą, starą ciężarówkę. - Podrzucę cię do

domu, żebyś mogła się przebrać. Gips czy nie gips, jemy

kolację na mieście.

Leslie uśmiechnęła się nieśmiało.

- Nie będę mogła tańczyć.

- Nie szkodzi. Na to też przyjdzie czas, i to niedługo

- oświadczył z przekonaniem. - Od tej pory przyjmuję nad

tobą opiekę. Żadne ryzyko nie wchodzi w grę.

Poczuła się wspaniale dowartościowana. Tak, jakby

rzeczywiście była kimś ważnym, upragnionym. Skarbem.

background image

POŻEGNANIE Z MROCZNĄ PRZESZŁOŚCIĄ 2 0 5

Z tego, że powiedziała to na głos, zdała sobie sprawę

dopiero wtedy, kiedy usłyszała śmiech Matta.

- Jesteś skarbem - potwierdził. - Moim. Będzie mi

trudno dzielić się tobą z innymi ludźmi. - Spojrzał spod

oka na Leslie. - Czy z Edem naprawdę nic cię nie łączy?

- Tylko przyjaźń - zapewniła.

- To dobrze.

Matt włączył radio i pogwizdywał wesoło. Wyglądał na

całkowicie rozluźnionego. Jeszcze nigdy Leslie nie wi­

działa go w tak świetnej psychicznie formie. Wyglądało to

na dobry początek. Ale czego?

Nie miała pojęcia, dokąd doprowadzi ją ten flirt. Była

jednak zbyt słaba, aby mu zapobiec.

Poszli na kolację. Matt zachowywał się nienagannie.

-Otwierał drzwi przed Leslie i wysuwał krzesło. Robił

wszystko, co świadczyło niezbicie o tym, że jest stupro­

centowym dżentelmenem. W dawnym, dobrym stylu. Bar­

dzo jej się spodobało takie zachowanie.

W następnych tygodniach jadali wspólne kolacje w roz­

maitych restauracjach zarówno w Jacobsville, jak i

w Houston. Czasami późnym wieczorem Matt telefono­

wał do Leslie. Bez konkretnego powodu. Po to tylko, żeby

pogadać. Posyłał jej kwiaty do pensjonatu. W oczach mie­

szkańców Jacobsville stała się jego wybranką. Żyła jak we

śnie.

Niepokoiła ją tylko jedna rzecz. Jak się zachowa, gdy

Matt zapragnie zbliżenia? Czy potrafi zapomnieć o prze­

szłości i opanować strach? Ta myśl prześladowała ją

często.

Na razie jednak nie miała podstaw do obaw, bo czu­

łości Matta ograniczały się do pocałunków na dobranoc.

background image

2 0 6 POŻEGNANE Z MROCZNĄ PRZESZŁOŚCIĄ

A ona sama była tak speszona swoim zachowaniem na

więziennym parkingu, że nie odważała się wyjść mu na­

przeciw.

Gips zdjęto jej tuż przed balem u Ballengerów, na którym

miała się spotkać cała towarzyska śmietanka Jacobsville.

Leslie patrzyła ze strachem na nienaturalnie bladą i wy­

chudzoną nogę, mimo zapewnień Lou Coltrain, że może

już po raz pierwszy przenieść na nią ciężar ciała.

Próba się udała. Nie stało się nic złego.

- Matt, spójrz! - wykrzyknęła rozradowana. - Mogę

stawać na tej nodze!

- Jasne, że może pani - roześmiała się lekarka. - Do­

ktor Santos wykonał dobrą robotę. Nic dziwnego, jest

jednym z najlepszych ortopedów.

- Będę mogła znów tańczyć - oświadczyła rozentuzja­

zmowana Leslie.

Matt podszedł bliżej, ujął jej dłoń i uniósł do ust.

- Będziemy mogli znów tańczyć - poprawił, patrząc

prosto w szare oczy.

Lou Coltrain z trudem ukryła rozbawienie. Wysoki, po­

stawny mężczyzna i drobniutka, młoda kobieta naj­

wyraźniej byli połówkami jednej całości. Idealnie do sie­

bie pasowali. Szykuje się wesele, uznała, lecz myślą tą nie

zamierzała z nikim się dzielić.

Wieczorem Matt przyjechał po Leslie do pensjonatu.

Była gotowa do wyjścia. Miała na sobie długą, srebrzystą

suknię na cieniutkich ramiączkach i tym razem nie nosiła

biustonosza. Zamiast okularów włożyła szkła kontaktowe,

a włosy ułożyła w elegancką fryzurę. Czuła się jak wy­

tworna, światowa dama.

Nie sprawiała już wrażenia wychudzonej, gdyż w ciągu

background image

POŻEGNANIE Z MROCZNĄ PRZESZŁOŚCIĄ 2 0 7

ostatnich kilku tygodni przybyło jej trochę na wadze. Figu­

rę miała doskonałą. I, co najważniejsze, nie kulała.

- Wszystko pięknie - oświadczył Matt, gdy wsiadali

do samochodu. - Pobawimy się, ale przesadzać nie bę­

dziemy. Mam rację?

- Słowo szefa jest dla mnie rozkazem - wesoło odparła

Leslie.

Roześmiał się lekko.

- Jak widzę, wieczór zaczyna się dobrze - rzekł z za­

dowoleniem w głosie.

- Później jest w planie jeszcze coś lepszego - dodała

z tajemniczą miną.

Matt zacisnął palce na kierownicy, gdy żywiej zabiło

mu serce.

- Czy to groźba, czy obietnica? - zapytał.

- Och, to zależy wyłącznie od ciebie - odparła cichutko.

- Uważaj, dziewczyno, co mówisz, bo możesz posunąć

się za daleko - ostrzegł, siląc się na spokój. - O sprawach

damsko-męskich wiesz bardzo niewiele. Chciałbym jed­

nak, abyś zrozumiała przynajmniej jedno. Odkąd się zna­

my, nie tknąłem żadnej innej kobiety. Dlatego silniej niż

zwykle reaguję na damskie zaczepki. - Zamilkł na chwilę.
- I wiedz jeszcze jedno. Nie pójdę z tobą do łóżka dla

samego seksu - oświadczył szorstkim tonem. - Dlatego

nie prowokuj mnie, bo jestem na granicy wytrzymałości.

Leslie odetchnęła nerwowo. Wygładziła nie istniejące

fałdy na sukience.

- A więc chcesz, żeby... żeby było nadal tak, jak jest...

— stwierdziła z nutką zawodu w głosie.

- Nie chcę, ale nie zamierzam wywierać na ciebie

żadnego nacisku. Już to mówiłem, teraz ty dyktujesz

tempo.

background image

2 0 8 POŻEGNANIE Z MROCZNĄ PRZESZŁOŚCIĄ

- Byłeś bardzo cierpliwy.

- To rekompensata za pierwsze tygodnie - powiedział

szybko, krzywiąc się odruchowo na wspomnienie swego

wysoce nagannego zachowania. - Usiłuję pokazać ci, że

podstawą naszej znajomości nie jest seks.

- Już się o tym przekonałam - odparła z uśmiechem.

- Cudownie się o mnie troszczysz.

Wzruszył ramionami.

- Odbywam karę za grzechy - mruknął.

Leslie roześmiała się wesoło. Wyjaśnienie Matta mijało

się z prawdą. Na tysiąc sposobów okazywał jej sympatię.

Zauważyli to nawet w biurze.

Spojrzał spod oka na Leslie.

- Co, to? Żadnych komentarzy?

- Och, przepraszam. Myślałam akurat o czymś zupeł­

nie innym.

- Można wiedzieć, o czym?

Bawiła się cekinami, którymi była wyszyta wieczorowa

torebka.

- Czy mógłbyś mnie nauczyć, jak cię uwodzić?

Samochód zachybotał nagle na drodze. O mały włos,

a byłby wjechał do rowu. W ostatniej chwili udało się

Mattowi skręcić kierownicę. Zaraz potem zjechał na pobo­

cze i wyłączył silnik.

Wpatrzył się w Leslie z takim zdumieniem, jakby miał

przed sobą osobę niespełna rozumu lub co najmniej jakie­

goś dziwoląga.

- Coś ty powiedziała?

We wnętrzu wozu, słabo oświetlonym jedynie odbitym

blaskiem księżycowej poświaty, Matt zobaczył, jak Leslie

podnosi wzrok i spogląda mu prosto w oczy.

- Chciałabym cię uwieść - oznajmiła spokojnym tonem.

background image

POŻEGNANIE Z MROCZNĄ PRZESZŁOŚCIĄ 2 0 9

- Chyba mam gorączkę - wymamrotał, kompletnie

zszokowany.

Uśmiechnęła się i zaraz potem roześmiała na głos. Przy

Matcie czuła się wspaniale. Potrafiła przenosić góry. Było

ją stać absolutnie na wszystko. Nie miała żadnych fizycz­

nych zahamowań. Cieszyła ją ta reakcja, niecierpliwie

oczekiwała na wszelkie nowe doznania. Na to, co nie­

uchronnie musiało nastąpić.

Leslie odchyliła się w tył, oparła wygodnie plecami

i przeciągnęła się zmysłowo w fotelu. Czuła, jak srebrzy­

sta tkanina sukienki ociera się o jej obnażony biust. Była

dziwnie poruszona i niespokojna.

Spojrzenie Matta zatrzymało się na piersiach Leslie.

Pod cienką sukienką było wyraźnie widać naprężone sutki.

Był to widok bardzo podniecający.

Matt nachylił się nad Leslie, złożył wargi na jej lekko

rozchylonych ustach i, wsunąwszy rękę w dekolt, zaczął

powoli, jakby od niechcenia głaskać nabrzmiałe piersi.

Jęknęła. Zacisnęła dłoń na błądzących męskich pal­

cach, nie pozwalając Mattowi odsunąć ręki i przerwać

delikatnej, a zarazem dojmującej pieszczoty. Pod naporem

męskich warg rozwarła szerzej usta, zezwalając sobie na

doznania silniejsze i bardziej intymne. Dotychczas nie­

znane.

- Sama nie wiesz, co robisz - mruknął Matt. - To pie­

kielnie niebezpieczne.

- Ale cudowne - wyszeptała, jeszcze mocniej przyci­

skając jego dłoń do obnażonej skóry na piersiach. - Prag­

nę, abyś mnie tak pieścił. Chcę sama dotykać cię pod

koszulą...

Do tej pory Matt nie miał pojęcia, że pozbycie się

górnej partii ubrania i ściągnięcie krawata, nawet w samo-

background image

2 1 0 POŻEGNANIE Z MROCZNĄ PRZESZŁOŚCIĄ

chodzie, może trwać tak krótko. Po zaledwie paru sekun­

dach piersi Leslie przywarły do obnażonego, umięśnione­

go i owłosionego torsu.

Odsunął głowę, żeby popatrzeć w jej oczy. Robiły się

coraz bardziej zamglone i nieprzytomne.

Tym razem pocałunek był namiętny i zaborczy. Leslie

czuła język Matta, wargi, a nawet zęby, podczas gdy męski

tors ocierał się coraz natarczywiej o jej nabrzmiałe piersi.

Wsunął rękę nisko za plecy i przyciągnął ją najmocniej,

jak potrafił. Jeszcze nigdy w życiu nie był aż tak podnie­

cony. Wiedział, że tym razem odwrotu nie będzie.

Najdziwniejsze i najcudowniejsze ze wszystkiego było

jednak zachowanie Leslie. Nie bała się nic a nic.

Matt zmusił się, aby unieść głowę i spojrzeć na nią.

Półprzytomna, dysząca, wciąż przywierała do jego ciała.

Władczym gestem zacisnął dłoń na kształtnej piersi i zmu­

sił, aby spojrzała mu w oczy.

- Teraz się mnie nie boisz - stwierdził ochryple.

Odetchnęła głęboko, żeby choć trochę uspokoić pobu­

dzone zmysły.

- Nie boję - potwierdziła zduszonym głosem.

Chciał się upewnić. Zmrużył oczy, żeby dokładniej się

jej przyjrzeć.

- Pragniesz mnie.

Skinęła głową. Drżącym palcem dotknęła jego ust.

- Pragnę cię tak samo, jak ty mnie. Jak dowodzi tego

reakcja twego ciała - przyznała szczerze, z całą odwagą,

na jaką było ją stać. Jak kotka otarła się o Matta. - Bardzo

mnie pociągasz.

Jęknął głośno i zamknął oczy.

- Słonko, na litość boską, nie wygaduj takich rzeczy!

Przesunęła dłonią po torsie Matta.

background image

POŻEGNANIE Z MROCZNĄ PRZESZŁOŚCIĄ 2 1 1

- Dlaczego mam nie mówić? Chcę się przekonać, czy

potrafię znaleźć się z tobą w intymnej sytuacji. Muszę to

wiedzieć - dodała z wahaniem w głosie. - Do tej pory nie

byłam w stanie pożądać żadnego mężczyzny. I nigdy nie

czułam się tak jak przy tobie! - Podniosła wzrok i zajrzała

mu prosto w oczy. - Matt... czy... moglibyśmy gdzieś

teraz... razem pojechać? - spytała przejmującym szeptem.

- I kochać się? - spytał Matt z niedowierzaniem.

- Tak.

Nie powinni się kochać, uznał. Tak nakazywał zdrowy

rozsądek. Ale równocześnie ogłupiałe, podniecone ciało

krzyczało w niebogłosy: tak, tak, tak!

- Leslie, słonko, jest za wcześnie na...

- Nie, nie jest - zaprzeczyła dość zdecydowanie, ba­

wiąc się owłosieniem na jego torsie. - Wiem, że nie chcesz

niczego trwałego, i to jest w porządku. Alej a....

Stwierdzenie to zaskoczyło Matta. Przede wszystkim

swoim spokojem i rzeczowością.

- Co masz na myśli, twierdząc, że nie chcę niczego

trwałego? - zapytał.

- Chciałam powiedzieć, że nie należysz do mężczyzn,

których interesuje małżeństwo.

Matt uśmiechnął się blado.

- Leslie, zapominasz o jednym. O drobnym fakcie, że

jesteś jeszcze dziewicą - powiedział łagodnym głosem.

- Wiem, że to wada, ale każdy musi kiedyś zacząć.

Pokaż mi tylko, co mam zrobić - dodała zdecydowanym

tonem. - Jestem pojętną uczennicą. Szybko chwytam.

- Nic z tego - oznajmił z całym spokojem. - Wybij to

sobie z głowy. - Oczy Matta wyglądały teraz jak dwa

gorejące węgle. - Nie zabawiam się z dziewicami.

Myśli Leslie wciąż biegły własnym torem. Była oszoło-

background image

2 1 2 POŻEGNANIE Z MROCZNĄ PRZESZŁOŚCIĄ

miona tym, co odczuwała. Coraz bardziej obezwładniało

ją pożądanie.

- Mówisz prawdę? - spytała zaskoczona.

- Tak - potwierdził.

- Jeśli będziesz ze mną... współdziałał, niedługo prze-

stanę być dziewicą - oświadczyła z niezbitą logiką. - Prze-

stanie się więc liczyć twój ostatni argument.

Leslie z rozmysłem przysunęła się jeszcze bliżej Matta,

tak jakby wyczuwała podświadomie, że w jego ciele znaj­

duje sojusznika.

Zaczerwienił się. On, stary, doświadczony uwodziciel!

Westchnął ciężko. Odsunął się i pchnął lekko Leslie na jej

fotel. Niezgrabnymi palcami podciągnął do góry ramiącz-

ka srebrzystej sukienki.

Zdziwiona Leslie patrzyła, jak niezdarnie łączy oba

końce pasa bezpieczeństwa i zatrzaskuje je.

Chyba był bardzo zdenerwowany, a nawet zmartwiony.

Ostrym szarpnięciem uruchomił silnik i włączył bieg.

Gdy ruszył gwałtownie z miejsca, spojrzała na niego

spod oka. Nie potrafiła zrozumieć dziwnej reakcji Matta.

Dlaczego tak nagle się odsunął? Czemu spoważniał? Prze­

cież to niemożliwe, żeby uraziła go jej propozycja.

A może jednak tak się stało? Musiała to wiedzieć.

- Jesteś na mnie obrażony? - spytała.

Poczuła się nagle niepewnie.

- Ależ skąd! - zaprotestował z miejsca. Obruszyło go

takie posądzenie.

- No to dobrze. - Odetchnęła z ulgą. Znowu rzuciła

okiem na Matta, lecz siedział sztywno i z kamienną twarzą

patrzył przed siebie. - Naprawdę cię nie uraziłam? - spy­

tała jeszcze raz, bo musiała się upewnić.

- Nie uraziłaś.

background image

POŻEGNANIE Z MROCZNĄ PRZESZŁOŚCIĄ 2 1 3

Skrzyżowała ręce na piersiach i wbiła wzrok w ciem­

niejący w mroku krajobraz. Zastanawiała się, dlaczego

Matt zachowuje się tak dziwacznie. Jak widać, zupełnie go

nie znała. Do tej pory była święcie przekonana, że mu się

podoba. Teraz nie była wcale tego pewna.

Jaguar gnał przed siebie. W jego wnętrzu zapanowało

milczenie. Matt ani razu nie spojrzał w stronę Leslie. Był

zatopiony w myślach. A Leslie zastanawiała się z niepo­

kojem, czy nie zrujnowała doszczętnie ich coraz lepiej

układającej się i coraz bardziej zażyłej znajomości.

Dopiero gdy skręcił na bitą drogę, biegnącą o kilka mil

od rancza, Leslie zorientowała się, że wcale nie jadą do

posiadłości Ballengerów.

- Gdzie jesteśmy? - spytała, kiedy samochód zjechał

na jeszcze węższą drogę.

- Zaraz zobaczysz.

Po niedługim czasie znaleźli się na skraju lasu. Umiesz­

czono tu liczne kierunkowskazy. Na jednym z nich Leslie

znalazła nazwisko Matta. Po chwili przekonała się, że

prowadzą do domków rozrzuconych wśród drzew nad

brzegiem jeziora.

Matt wjechał na mały placyk, zatrzymał jaguara i wyłą­

czył silnik.

- Przyjeżdżam do tego domku, żeby uciec od pracy

- oznajmił - ale jeszcze nigdy nie byłem tutaj z kobietą.

- Naprawdę? - Leslie nie potrafiła ukryć zdziwienia.

- Dlaczego więc mnie przywiozłeś?

Spod półprzymkniętych powiek popatrzył na jej oży­

wioną, zarumienioną twarz.

- Chciałaś się przecież przekonać, czy stać cię na in­

tymny stosunek z mężczyzną. Jesteśmy więc w ustronnym

miejscu, w którym nikt nam nie przeszkodzi. A mnie od-

background image

2 1 4 POŻEGNANIE Z MROCZNĄ PRZESZŁOŚCIĄ

powiada rola twojego... partnera. Mam na nią ochotę.

Szczerze powiedziawszy, nawet wielką.

Zaskoczona Leslie milczała. Nie wiedziała, co powie­

dzieć.

- Nie masz żadnego powodu do zdenerwowania -

ciągnął spokojnie Matt. - Pragnę cię tak samo mocno jak

ty mnie. Nasze zbliżenie będzie całkowicie bezpieczne.

Ale sama musisz zdecydować, czy naprawdę tego chcesz.

Bo skoro raz zostaniesz pozbawiona dziewictwa, nikt ci go

potem nie zwróci.

Oszołomiona Leslie wpatrywała się w Matta. Pod

wpływem palącego wzroku czarnych oczu zrobiło się jej

gorąco. Przypomniała sobie dotyk warg Matta na piersiach

i odruchowo rozchyliła wargi. Wygłodniałe. Spragnione

pocałunków.

Ale to, co teraz odczuwała, było czymś więcej niż tylko

zwykłym fizycznym pożądaniem. Była przekonana, że

Matt zdaje sobie z tego sprawę.

Uniosła głowę i cmoknęła go w brodę.

- Nie pozwoliłabym się dotknąć żadnemu innemu

mężczyźnie - oświadczyła spokojnie. - Chyba o tym

wiesz.

- Tak - przyznał.

Wiedział znacznie więcej. Był przekonany, że zaraz

nastąpi początek czegoś, co nie będzie ani przelotnym

romansem, ani tym bardziej jednorazowym zbliżeniem.

Zdawał sobie sprawę, że za chwilę stanie się pierwszym

mężczyzną Leslie, a ona jego ostatnią w życiu kobietą.

Była wszystkim, na czym mu zależało.

Wysiedli z samochodu i po schodkach weszli na ob­

szerną werandę z huśtającą się ławeczką i trzema fotelami

na biegunach.

background image

POŻEGNANIE Z MROCZNĄ PRZESZŁOŚCIĄ 2 1 5

Matt otworzył drzwi i kiedy oboje znaleźli się w dom­

ku, od środka przekręcił klucz. Trzymając Leslie mocno za

rękę, wprowadził ją do sypialni. Stało w niej ogromne

łoże, nakryte grubą kołdrą w beżowo-czerwony wzór.

Do tej pory Leslie szła jak zahipnotyzowana. Zdezo­

rientowana i półprzytomna. Dopiero teraz z całą wyrazi­

stością zdała sobie sprawę z tego, co się dzieje.

Przekroczyła niepewnie próg sypialni i stanęła, nie mo­

gąc oderwać oczu od łóżka.

Kiedy Matt wszedł za nią do pokoju, wycofała się pod

drzwi. Wyczuł zdenerwowanie i nagły niepokój Leslie.

- Boisz się? - zapytał.

- Chyba tak - odparła z wymuszonym uśmiechem.

Ujął w dłonie jej twarz. Zamknęła oczy. Nachylił się

i ucałował powieki.

- To twój pierwszy raz. Ale nie mój - przypomniał

łagodnym tonem. - Zanim oboje znajdziemy się w tym

łóżku, zapomnisz, że kiedykolwiek się mnie obawiałaś.

Złożył pocałunek na rozchylonych, miękkich wargach.

Lekki i czuły. Tak jakby chciał pocieszyć Leslie i dodać jej

otuchy.

Bała się Matta, podobnie jak tego, co ją czekało, ale

delikatne pocałunki dość szybko rozwiały wszelkie nie­

pokoje. Po paru sekundach rozluźniła się i poddała piesz­

czocie.

Początkowo było jej miło. Potem, gdy Matt przywarł do

niej całym ciałem, poczuła, jak bardzo jest podniecony.

Dopiero wtedy ogarnęło ją pożądanie. Ręce Leslie odru­

chowo przesuwały się po wąskich biodrach Matta, potęgu­

jąc uczucie przyjemności.

Powolnymi, spokojnymi ruchami zaczął nacierać na nią

ciałem, pobudzając stopniowo wszystkie zmysły.

background image

2 1 6 POŻEGNANIE Z MROCZNĄ PRZESZŁOŚCIĄ

Poczuła, jak nabrzmiewają jej piersi i tężeją sutki. Mia­

rowy, powolny ruch bioder Matta stawał się coraz bardziej

podniecający.

Nie zdejmując warg z ust Leslie, Matt zsunął na boki

cieniutkie ramiączka sukienki. Dopiero gdy poczuła na

piersiach owłosiony tors, uprzytomniła sobie, że oboje są

obnażeni do pasa.

Matt odsunął się trochę, żeby popatrzeć na małe,

kształtne piersi. Nie odrywał od nich rąk, przez cały czas

rysując palcami zawiłe wzory.

- Chętnie zamknąłbym cię na klucz - wyszeptał. - Ty

mój mały, piękny skarbie - dodał, opuszczając głowę.

Leslie czuła teraz ciepłe usta przesuwające się po skórze.

Patrzyła z radością, jak wargi Marta zamykają się wokół jej

naprężonego sutka. A także na falę ciemnych włosów, opada­

jącą mu na szerokie czoło. Widziała także gęste brwi i oczy,

które zamykał w chwilach przypływu pożądania.

Wyglądał cudownie. Był taki przystojny!

Przytulała głowę Matta do swojej piersi. Głaskała go po

karku.

Kiedy wreszcie się wyprostował, zobaczył, że Leslie

osłabła od nadmiaru wrażeń, opiera się ciężko o drzwi. Miała

oczy zamglone pożądaniem. Półprzytomna, drżała na całym

ciele. Było widać, że pozbyła się wszelkich oporów.

Każdy inny mężczyzna byłby dla niej odrażający. Ala

nie Matt. Pragnęła go z całych sił. Uwielbiała, gdy jego

ręce i wargi błądziły po jej skórze.

Chciała, aby nakrył ją własnym ciałem. Pragnęła po­

czuć jego ciężar...

Pożądała tak bardzo, że z jej rozchylonych ust wydarł

się łagodny jęk. Zaniepokoiło to Matta.

- Rozmyśliłaś się? - zapytał cicho.

background image

POŻEGNANIE Z MROCZNĄ PRZESZŁOŚCIĄ 2 1 7

- Nie, nie rozmyśliłam - odparła szeptem, wpatrując

się w niego płomiennym wzrokiem.

Z uśmiechem zaczął powoli zdejmować z Leslie pozo­

stałe części garderoby. Po chwili stała przed nim całkowi­

cie naga. I bardzo spragniona pieszczot.

Szybko pokonał jej początkową nieśmiałość. Gdy cało­

wał jej piersi, czuła się wspaniale. Jak w raju.

Wreszcie złożył Leslie na ogromnym łożu. Patrzyła, jak

Matt powoli i systematycznie zdejmuje z siebie wieczoro­

we ubranie. Przez cały czas obserwował ją spod oka. Sły­

szała cichy, głęboki śmiech.

Ogarnęło ją nie znane dotychczas uczucie zmysłowej

radości. Nie mogła doczekać się tego, co się miało stać.

Płonęła. Spalał ją wewnętrzny ogień. Ledwie znosiła ból

pragnienia.

Kiedy Matt pozbył się wreszcie ostatniego fragmentu

garderoby, odruchowo obrzuciła go zaciekawionym spoj­

rzeniem. Z wrażenia wstrzymała oddech.

Spodobała mu się jej reakcja. Odwrócił się na chwilę

i wyciągnął z portfela malutki pakiecik. Usiadł na brzegu

łóżka tuż obok Leslie, rozwinął folię i w zupełnie natural­

ny sposób wyjaśnił rzeczowo i bez ogródek, co robi się

z tym, co trzymał w ręku.

Leslie speszyła się. Szeroko rozwartymi i zafascynowa­

ny mi oczyma, z lekkim przestrachem słuchała Matta

i przyglądała się jego poczynaniom.

- Niczego się nie obawiaj - uspokajał łagodnym to­

nem. - Nie zrobię ci krzywdy. Kobiety przechodzą przez

to od tysięcy lat. Przekonasz się, że ci się spodoba. Masz

na to moje słowo.

Leżąc na plecach, z ciekawością w oczach patrzyła, jak

Matt wsuwa się do łóżka.

background image

2 1 8 POŻEGNANIE Z MROCZNĄ PRZESZŁOŚCIĄ

Nachylił się nad nią i zaczął głaskać kremową skórę.

Z satysfakcją obserwował jej reakcje. Szybko uczyła się

chłonąć doznania i odpowiadać na pieszczoty. Coraz to

inne. Coraz to silniejsze. Każdym nerwem reagowała na

dotknięcia jego wprawnych rąk. Z radością patrzył, jak

wygina się w łuk. A kiedy wydała z siebie cichutki jęk,

roześmiał się wesoło.

Podobała mu się coraz bardziej.

Wiła się na łóżku, gdy wargi Matta z lubością przesu­

wały się po jej brzuchu. Jęczała, gdy znalazły się po we­

wnętrznej stronie ud.

Wieczorne niebo nad domkiem pokryły ciężkie chmu­

ry. Rozpadał się deszcz. O szyby głośno uderzały duże

krople. Zaczęły szumieć drzewa.

W powietrzu zawisła burza.

Leslie nie miała pojęcia, że fizyczna przyjemność może

być aż tak dojmująca. Szeroko rozwartymi oczyma wpa­

trywała się w Matta, coraz bardziej podniecona tym, co się

z nią dzieje.

A działo się wiele.

W pewnej chwili wydała okrzyk wyrażający przestrach

i zaskoczenie. Matt skwitował go uśmiechem.

- Czyżbym cię zaszokował? - zapytał z rozbawie­

niem. - Musiałaś przecież czytać o tym w książkach. Nie

oglądałaś żadnych filmów?

- To... to nie jest to samo - wyjąkała z trudem, gdyż

następna pieszczota Matta była tak silna, że niemal ode­

brała jej głos.

Złączył dłonie Leslie nad jej głową. Gdy zaczął przesu­

wać się w dół, zamknęła oczy. Były to doznania zupełnie

nowe. Wstrząsające.

Kilkoma krótkimi haustami wciągnęła nerwowo po-

background image

POŻEGNANE Z MROCZNĄ PRZESZŁOŚCIĄ 2 1 9

wietrze. Uniosła powieki i spojrzała Mattowi prosto

w oczy.

- Ja nigdy... nawet w snach... nawet w naśmielszych

marzeniach... - szepnęła.

- Żadne słowa nie są w stanie opisać tych odczuć -

wyjaśnił szeptem. Poczuła na szyi jego ciepły oddech. Po

krótkim wahaniu ponownie wsunął się między rozchylone

uda. - Jesteś śliczna - dodał czule. - Masz piękną skórę.

Miękką i ciepłą. Dziewczyno, nie masz pojęcia, jak bardzo

mnie podniecasz. - Wstrzymał oddech, gdyż poczuł, że

ciało Leslie zaczyna bronić się przed inwazją. Znierucho­

miał i odszukał wzrokiem jej rozgorączkowaną, ściągniętą

twarz. - W tej chwili staję się twoim kochankiem - oznaj­

mił gardłowym szeptem. Ponowił ruch. - Leslie, wchodzę

w ciebie. Teraz.

Z napiętą twarzą, przez cały czas kontrolując własne

reakcje, wpatrywał się nieprzerwanie w jej oczy. Jego ru­

chy stawały się coraz intensywniejsze. Gdy na twarzy

Leslie ujrzał grymas bólu, powiedział:

- Wiem, że to trochę boli. Zaraz będzie ci lepiej. Czy

jeszcze mnie pragniesz?

- Bardziej niż... czegokolwiek innego... na świecie!

- odparła, zapraszająco wyginając się w łuk. - Wszystko

dobrze... - Oderwała głowę od poduszki i odruchowo

spojrzała w dół. Obraz, jaki miała teraz przed oczyma, był

najbardziej onieśmielającą, a zarazem szokującą rzeczą,

jaką widziała w życiu.

- Matt, jak możesz...! - wyszeptała zdławionym

głosem.

- Wszystko wskazuje na to, że dla mnie to też jest

pierwszy raz - powiedział zmienionym głosem.

Wsunął dłonie pod głowę Leslie.

background image

2 2 0 POŻEGNANIE Z MROCZNĄ PRZESZŁOŚCIĄ

Gwałtownie poruszyła się na łóżku. Starała się ułożyć

inaczej, zmienić pozycję ciała na wygodniejszą. Czuła, jak

rozrywa ją jakaś niewidzialna siła.

- Nigdy... nie myślałam... że to jest coś tak bardzo...

intymnego... -jęczała przerażona. I nagle pierwsza, krót­

ka fala rozkoszy pokonała ból. - Och, tak! Proszę! Tak...!

- błagała, chwyciwszy Matta kurczowo za ramiona.

- Czy w taki sposób? - zapytał i, nie czekając na

odpowiedź, ponowił ruch.

Odpowiedział mu cichy krzyk radości.

Matt nabrał głęboko powietrza. Nachylił się w przód.

Jego ciało zaczęło poruszać się miarowo, w odwiecznym

rytmie miłości.

Po paru chwilach poczuł przeszkodę. Przeszyły go dre­

szcze. Napiął wszystkie mięśnie.

Nigdy przedtem nie miał do czynienia z dziewicą.

Było to zupełnie nowe doświadczenie. A ponadto do tej

pory nie zdawał sobie sprawy, że ten odwieczny rytuał

pociąga za sobą prawo posiadania.

Leslie uznała odwieczne prawo fizycznej dominacji

mężczyzny. Odczuwała słodki ból.

Matt całował ją namiętnie i gorąco. Ciszę panującą

w domku przerwały nagle odgłosy nowej, znacznie moc­

niejszej fali deszczu. Podmuchy wiatru uderzały z siłą

w szyby i dach. Łomotały okiennicami. Szumiały groźnie

wysokie drzewa. Nad jeziorem i lasem rozszalała się

burza.

Matt przeżywał swoją burzę. Z trudem powstrzymywał

pragnienia ciała. Wiedział, że najpierw musi zadbać o Les-

lie i jej potrzeby.

- Jeszcze nigdy nie byłem aż tak zgłodniały - wyszep-

tał. Jego ciałem wstrząsnął ponownie silny dreszcz. - Będę

background image

POŻEGNANIE Z MROCZNĄ PRZESZŁOŚCIĄ 2 2 1

musiał zaraz cię zranić. Nie potrafię dłużej czekać. To

ponad moje siły... Leslie, muszę cię mieć! Teraz!

- Dobrze - wyszeptała schrypniętym głosem. - Chcę

tego. Chcę... z tobą...

Wsunął rękę pod biodra Leslie.

W oczach Matta pojawił się tryumf. Jego spojrzenie

odzwierciedlało dumę i radość posiadania.

- Właśnie stałaś się częścią mnie - oświadczył szorstkim

głosem. - A ja częścią ciebie. Leslie, należysz do mnie.

Poruszyła się ostrożnie. Odetchnęła najpierw płytko,

a potem głębiej. 1 jeszcze głębiej. Jej ciało powoli przy­

zwyczajało się do jego obecności.

Kochała Matta. Była szczęśliwa, że może być z nim

w tak ważnej chwili własnego życia. Dzięki niemu pogrze­

bała ponurą przeszłość i stała się kobietą. To odkrycie

wywołało na twarzy Leslie promienny uśmiech.

Przyciągnęła głowę Matta i pocałowała go mocno

w usta. Ból ustąpił i jego miejsce zajęło nowe doznanie.

Ruchy bioder Matta wywoływały teraz w jej ciele drob­

niutkie fale rozkoszy. Oddychając szybko i nerwowo, za­

częła uczestniczyć w tym, co się z nią działo. Dostosowała

się do narzuconego rytmu.

I nagle zapragnęła więcej. Znacznie więcej.

Wpiła palce w ramiona Matta.

Ucieszył się, czując, jak Leslie porusza biodrami. Uj­

rzawszy rozbawienie na jego twarzy, zawstydziła się.

- Nie przestawaj - wyszeptał jej do ucha. - Zrobię

wszystko, czego tylko zechcesz.

Nie była to odpowiedź, jakiej oczekiwała.

Matt nachylił się i ponownie ucałował jej zamknięte

powieki. Oddech miał urywany i z minuty na minutę coraz

krótszy.

background image

2 2 2 POŻEGNANIE Z MROCZNĄ PRZESZŁOŚCIĄ

- Ułóż się tak, żeby było ci jak najlepiej - zachęcił.

- Nie będę się spieszył. Poczekam.

- Och, Matt! - szepnęła, wdzięczna za to, że myślał

przede wszystkim o niej.

Znów się roześmiał. Ucałował ją czule.

- Mój ty skarbie - wyszeptał. - Chciałbym móc tak

pieścić cię godzinami. I żebyś, mając sześćdziesiąt lat,

nadal czerwieniła się na wspomnienie tej pierwszej nocy.

Pragnę, aby stała się dla ciebie największym przeżyciem.

Aby była idealna.

Leslie czuła narastającą rozkosz. Już nie panowała nad

własnym ciałem. Była na łasce rozbudzonej namiętności,

pragnąc jedynie spełnienia.

Matt obserwował jej coraz to gwałtowniejsze reakcje.

- O, właśnie tak - mruknął sam do siebie. - Teraz wre­

szcie pojęłaś, że nie możesz tego zwalczyć ani kontrolo­

wać...

Nagle znieruchomiał.

- Błagam, nie przestawaj! - wykrzyknęła zdławionym

głosem. Przyciągnęła Matta do siebie.

Zobaczył, że Leslie drży na całym ciele.

- Nie przestanę - zapewnił szeptem. - Zaufaj mi. Chcę

tylko, aby było ci możliwie najlepiej.

- Jest... cudownie. Każdy twój ruch to jak... wstrząs

elektryczny. Taki rozkoszny...

- A dopiero, dziecinko, zaczęliśmy - z zadowoleniem

uświadomił Leslie.

Nawet w najśmielszych marzeniach nie przypuszczał,

że będzie mu tak wspaniale. Z rozkoszy Leslie czerpał

własną.

Nawet w najśmielszych marzeniach nie przypuszczała,

że będzie jej tak wspaniale. Czuła Matta każdym nerwem

background image

POŻEGNANIE Z MROCZNĄ PRZESZŁOŚCIĄ 2 2 3

ciała. Wypowiadała jakieś dziwne miłosne zaklęcia, które

podniecały go jeszcze bardziej. Jęczała, prosiła, błagała.

W pewnej chwili wyszeptała chrapliwie jego imię i za­

raz potem, nie panując nad sobą, zaczęła wydawać dziwne

dźwięki. Drobniutkie fale miłych doznań przekształciły się

w jeden, nieskończenie długi, dojmujący spazm niebiań­

skiej rozkoszy.

Krzyczała teraz głośno. Wydawało się jej, że jest na

krańcu świata i zaraz rozpłynie się w przestrzeni.

Gdy wreszcie wróciła na ziemię, poczuła, jak ciałem

Matta wstrząsnęły silne dreszcze. Jęknął chrapliwie. On

też osiągnął rozkosz.

Rozluźnił się i po chwili jego wargi znalazły się przy

szyi Leslie. Tulił ją do siebie i całował z nieprawdopodob­

ną wręcz delikatnością.

Uchyliła zaciśnięte powieki i spojrzała mu w oczy. By­

ły pełne ogromnej czułości.

Poczuła przypływ rozkoszy. Jęknęła.

- Chcesz jeszcze? - zapytał i po chwili poszybowała

ponownie w zaświaty.

Było jej tak dobrze, że rozpłakała się ze szczęścia.

Matt gładził ją po włosach.

- Nie wiem, czemu beczę - wyszeptała przez łzy. -

Przecież byłam w niebie.

- Żałowałaś, że wracasz na ziemię. Chyba stąd wziął

się ten płacz - powiedział Matt.

- Być może - odparła szeptem. - Spacerowałam po

księżycu.

Matt roześmiał się.

- Podobnie jak j a - mruknął.

- Czy... wszystko było dobrze? - spytała z niepoko­

jem w głosie.

background image

2 2 4 POŻEGNANIE Z MROCZNĄ PRZESZŁOŚCIĄ

Przekręcił się na plecy i spojrzał jej głęboko w oczy.

- Byłaś najlepszą kochanką, jaką kiedykolwiek mia­

łem - oznajmił zupełnie serio. -I od tej pory staniesz się

jedyną kobietą, jaką kiedykolwiek będę miał.

- Och, to brzmi tak poważnie... - wyszeptała Leslie.

- Prawda? - Z nieskończoną czułością przesunął dło­

nią po jej piersi. - Już nie będę w stanie przestać tego robić

- dodał mimochodem.

- Czego?

- Tego, co robiłem przed chwilą. Od takich rzeczy

człowiek natychmiast się uzależnia. Od tej pory będę bez

przerwy cię pożądał. I zieleniał na twarzy za każdym ra­

zem, gdy spojrzy na ciebie jakiś inny mężczyzna.

Matt chyba w ten sposób chciał coś jej oznajmić. Ale

co? Musiała to wiedzieć. Zajrzała mu głęboko w oczy.

Uśmiechnął się w odpowiedzi.

- Chcesz, abym wyraził to inaczej? - zapytał.

- Tak - odparła szeptem.

- Także słowami?

- Aha.

Delikatnie musnął wargami jej rozchylone usta.

- Wyjdź za mnie, Leslie - powiedział czule.

background image

ROZDZIAŁ TRZYNASTY

Leslie oniemiała. Nawet w najśmielszych marzeniach

nie przychodziło jej do głowy, że Matt się jej oświadczy.

Widząc jej zdumioną minę, aż się roześmiał.

- Sądziłaś, że zaproponuję ci zamieszkanie ze mną na

ranczu i życie w grzechu? - zapytał żartobliwym tonem,

mrużąc oczy. Przeciągnął dłonią po nagim ciele Leslie.

- To byłoby dla mnie stanowczo za mało.

Zawahała się na chwilę.

- Jesteś pewny, że chcesz czegoś... bardziej trwałego?

- spytała, podejrzliwie przyglądając się Mattowi.

Przymrużył oczy.

- Gdybym był trochę bardziej lekkomyślny, już

otrzymałabyś ode mnie coś bardziej trwałego - oznajmił

z szelmowskim uśmiechem. Szybko jednak spoważniał.

- Pragnąłem, abyś od razu zaszła w ciążę i urodziła mi

dziecko.

Twarz Leslie rozpromieniła się w mgnieniu oka.

- Naprawdę? Mówisz poważnie? Także myślałam

o tym. Na... samym końcu.

Wygładził jej potargane włosy. Z trudem oparł się po­

kusie, aby wziąć Leslie ponownie w ramiona i kochać się

z nią, tym razem bez żadnych środków ostrożności.

- Będziemy mieli dzieci - obiecał. - Najpierw jednak

musimy zbudować wspólne życie, tak aby ich przyjście na

świat następowało w sposób zupełnie naturalny.

background image

2 2 6 POŻEGNANIE Z MROCZNĄ PRZESZŁOŚCIĄ

Leslie jak urzeczona wpatrywała się w Matta. Rozanie-

lony wyraz jego twarzy wprawił ją w zachwyt. Właściwie

dopiero teraz w pełni zrozumiała, że ukochany mężczyzna

żywi do niej prawdziwe uczucie.

Mówił o wspólnym życiu. O założeniu rodziny. Wpraw­

dzie do tej pory o stałych związkach wiedziała niewiele, ale

szybko nadrabiała zaległości.

- Przyszło ci do głowy coś ważnego? - zapytał Matt na

widok powagi malującej się na twarzy Leslie.

- Tak - przyznała.

Pogłaskała go po szorstkim policzku.

- Myślałam o tym, jak dobrze jest być kochaną - wy­

jaśniła szeptem.

Matt uniósł brwi.

- Chodzi ci o miłość fizyczną? - zapytał.

- O nią także.

Uśmiechnął się z lekkim zaskoczeniem.

- Także?

- Gdybyś nie kochał, nie wziąłbyś mnie nigdy do łóżka

- oświadczyła z pełnym przekonaniem. - Masz dziwacz­

ne, staromodne przekonania.

- Nazywasz dziwacznymi moje poglądy? - obruszył

się Matt.

Uśmiechnęła się z zadowoleniem.

- Tak, co nie oznacza, że mi się nie podobają - zapew­

niła szczerze.

- To dobrze.

Odnalazła wzrokiem ciemne oczy Matta. Spoważniała.

- Było mi cudownie. Naprawdę doskonale. I jestem

zadowolona, że na ciebie czekałam. Kocham cię.

- Po tym, jak okropnie cię potraktowałem?

- Nie znałeś prawdy - przypomniała. - I chociaż po-

background image

POŻEGNANIE Z MROCZNĄ PRZESZŁOŚCIĄ 2 2 7

czątkowo byłeś dla mnie niesprawiedliwy, potem zrobiłeś

wszystko, żeby się zrehabilitować i wymazać własne prze­

winienia. Dzięki tobie już nigdy więcej nie będę kulała

- dodała z szeroko rozwartymi oczyma. - Dałeś mi dobrą

pracę i troszczyłeś się o mnie...

Nachylił się i gorąco ucałował Leslie.

- Nie próbuj mnie usprawiedliwiać. Zachowałem się

podle. Jest mi bardzo przykro, że nie mogę wymazać tego,

co się stało, i naszej znajomości zacząć od początku...

- Żadne z nas tego nie potrafi - powiedziała Leslie

- ale oboje dostaliśmy drugą szansę. Powinniśmy być za

to bardzo wdzięczni losowi.

Matt zrobił poważną minę.

- Od tej pory wszystko będzie działo się tak, jak ty tego

zechcesz - oświadczył z namaszczeniem. - Po poprzed­

nich przeżyciach było mi bardzo trudno wyzbyć się uprze­

dzeń. Nie ufałem kobietom niemal od dziecka. Dopiero

przy tobie potrafiłem zapomnieć o krzywdzie, jaką wyrzą­

dziła mi matka. Będę uwielbiał cię za to do końca moich

dni.

- A ja będę uwielbiała ciebie - łagodnym tonem po­

wiedziała Leslie. - Żyłam w przeświadczeniu, że nigdy nie

dowiem się, jak to jest być kochaną.

Przyciągnął jej rękę do ust i ucałował czule.

- Podobnie było ze mną - przyznał z powagą. - Nigdy

przedtem nikogo nie kochałem.

- Ja też. I nawet w marzeniach nie sądziłam, że to mo­

że być tak cudowne uczucie.

- Jestem przekonany, że z roku na rok będzie nam

z sobą coraz lepiej - dorzucił Matt, bawiąc się palcami

Leslie.

Wolną ręką pogładziła go po włosach.

background image

2 2 8 POŻEGNANIE Z MROCZNĄ PRZESZŁOŚCIĄ

- Matt...

- O co chodzi?

- Czy moglibyśmy... to powtórzyć?

Zacisnął wargi.

- Jesteś pewna, że możesz?

Leslie przesunęła się odruchowo na łóżku. Na jej twa­

rzy ukazał się natychmiast mimowolny grymas bólu.

- Och, chyba nie - przyznała.

Matt skwitował śmiechem jej słowa. Objął ją mocno

i pocałował.

- Biedna moja inwalidka. Po nowych pieszczotach

znów byś kuśtykała. Przytul się do mnie, dziecino. Prześpi­

my się, a potem wrócimy do domu i zaplanujemy ślubne

uroczystości. - Pogłaskał Leslie po włosach. - Będziemy

mieli miłe wesele, a potem wybierzemy się w podróż po­

ślubną, dokąd tylko zechcesz.

- Nie zależy mi na żadnym wyjeździe. Chcę tylko,

abyśmy byli razem.

- Pod tym względem także się zgadzamy. - Matt wes­

tchnął i popatrzył z wyrzutem na Leslie. - A mogłaś mieć

przyzwoitą noc poślubną, jak przystało na dziewicę...

Chyba o tym dobrze wiesz, ty moja słodka prowokatorko.

Przejechała rozwartą dłonią po owłosionym torsie

Matta.

- Nie miałam pojęcia, że zechcesz się żenić. - Wzru­

szyła lekko ramionami. - Ale zależało mi na tym, aby się

przekonać, czy potrafię kochać się z tobą. Bo widzisz...

nie byłam tego pewna.

- Ja jestem - stwierdził z szelmowskim uśmieszkiem.

- Ja też, ale dopiero teraz. - Roześmiała się szczerze.

- Musiałam poznać prawdę, zanim nasza znajomość się

rozwinie. Wiedziałam, że ci trudno tak długo nad sobą

background image

POŻEGNANIE Z MROCZNĄ PRZESZŁOŚCIĄ 2 2 9

panować, i nie mogłam znieść myśli, że mnie zostawisz.

Chociaż wcale się nie spodziewałam, że zechcesz się ze

mną ożenić.

- Och, zapragnąłem tego już dawno temu, przy

pierwszym pocałunku - wyznał Matt. - Nie mówiąc już

o tańcu z tobą. To było coś fantastycznego. Prawdziwa

magia.

- Dla mnie też - cichutko potwierdziła Leslie.

- Żywiłaś do mnie niechęć. Nie mogłem zrozumieć,

skąd się wzięła. I to okropnie mnie denerwowało. W sto­

sunku do ciebie zachowywałem się jak koszmarny brutal.

Nawet Ed, taki dobroduszny i nieśmiały, miał do mnie

wielkie pretensje. Wytknął mi, że to do mnie niepodobne,

abym tak źle traktował jednego ze swych pracowników.

Wygłosił mi kazanie i zagroził buntem. Miał rację. Musia­

łem mu ją przyznać.

- Ed to dobry chłopak.

- Tak. Bardzo. Ale, na moje szczęście, w nim się nie

zakochałaś. Na początku nie byłem wcale pewny, czy nie

współzawodniczymy o twoje względy.

- Zawsze traktowałam Eda jak brata. I nadal pozosta­

nie moim przyjacielem. - Leslie ucałowała pierś Matta.

- Kocham wyłącznie ciebie.

- Ja też cię kocham.

- Jeśli uda się prawnikom wyciągnąć z więzienia moją

mamę, być może będzie obchodziła z nami pierwsze

chrzciny.

- W najgorszym razie drugie - dodał Matt.

Z uśmiechem objął Leslie i opiekuńczym gestem przy­

ciągnął do siebie.

Jeszcze nigdy nie czuła się tak bezpieczna. Koszmarne

sny odchodziły powoli w niepamięć, ustępując miejsca

background image

2 3 0 POŻEGNANIE Z MROCZNĄ PRZESZŁOŚCIĄ

rzeczywistości, od tej pory niestrasznej, nie budzącej żad­

nych obaw.

Na zawsze, naprawdę na zawsze pożegnała się Leslie

z mroczną przeszłością. Wiedziała, że już nigdy nie zakłó­

ci jej życia.

Pobrali się w miejscowym kościele prezbiteriańskim,

wypełnionym po brzegi ludźmi. Wszystko wskazywało na

to, że na ślub Leslie i Matta stawili się niemal wszyscy

mieszkańcy Jacobsville.

Nic dziwnego, że zjawili się tak tłumnie, chociażby

z czystej ciekawości. Matt Caldwell był bowiem najlepszą

partią w mieście, mężczyzną, który uchował się najdłużej

w kawalerskim stanie.

W kościele nie zabrakło też przybyłych z okolic miasta.

Stawili się w komplecie młodzi Hartowie, z prokuratorem

stanowym na czele, a także Ballengerowie, Tremayne'o-

wie, Jacobowie, Coltrainowie, Deverellowie, Reganowie

i Burke'owie.

Byli to wszyscy lokalni prominenci, cała towarzyska

śmietanka.

Leslie miała na sobie przepiękną, specjalnie dla niej

zaprojektowaną, białą suknię z długim trenem i mnó­

stwem koronek i tiulu. Jako druhny wystąpiły koleżanki

biurowe panny młodej. Drużbą Matta Caldwella był Luke

Craig. Nie zabrakło też dziewcząt sypiących kwiaty i wy­

stępu znakomitego pianisty.

Na uroczystość zaproszono wyłącznie miejscową pra­

sę. Ani w gazetach, ani w telewizji nie ukazała się nawet

najmniejsza wzmianka dotycząca przeszłości Leslie.

Ceremonia zaślubin była przepiękna. Równie udane

okazało się huczne weselne przyjęcie.

background image

POŻEGNANIE Z MROCZNĄ PRZESZŁOŚCIĄ 2 3 1

Z miną człowieka, który osiągnął niebiańskie szczęście,

Matt przed ołtarzem odgarnął welon z twarzy Leslie. Gdy

z uśmiechem nachylał się, żeby ucałować pannę młodą,

w jego oczach, podobnie zresztą jak we wzroku jego mał­

żonki, odbijała się miłość.

Podczas weselnego przyjęcia na trawnikach, którego

główną atrakcją było barbecue, młodzi bez przerwy trzy­

mali się za ręce.

Leslie, która już zdążyła przebrać w inną, bardziej

odpowiednią na tę okazję suknię, przechadzając się mię­

dzy gośćmi, nieoczekiwanie natknęła się na... Carolyn

Engles.

Piękna, jasnowłosa kobieta podeszła do niej ze szcze­

rym uśmiechem na twarzy i prezentem ślubnym w ręku.

- Kupiłam to dla ciebie w Paryżu - wyjaśniła nie­

zbyt pewnym głosem. - Jako znak przymierza, a także

przeprosin.

- Nie musiałaś tego robić - odparła zdumiona Leslie.

- Musiałam. - Carolyn spojrzała na niewielką paczu­

szkę owiniętą srebrzystym papierem. - Otwórz, proszę.

Zaskoczona, a zarazem wzruszona tym gestem, Leslie

z ciekawością ściągnęła opakowanie. Oczom jej ukazało

się aksamitne pudełko. Na widok jego zawartości wstrzy­

mała oddech. Ujrzała ślicznego, maleńkiego kryształowe­

go łabędzia o idealnych kształtach.

- Pomyślałam, że to doskonała analogia - powiedziała

Carolyn. - Przemieniłaś się w pięknego łabędzia. I gdy

będziesz pływać po jeziorze w Jacobsville, już więcej nikt

cię nie skrzywdzi.

W odruchu serdeczności Leslie uściskała Carolyn, a ta

zaśmiała się nerwowo i, o dziwo, spłonęła rumieńcem.

- Bardzo się wstydzę tego, co ci wtedy zrobiłam -

background image

2 3 2 POŻEGNANIE Z MROCZNĄ PRZESZŁOŚCIĄ

przyznała z przejęciem. - Jest mi naprawdę przykro. Nie

miałam pojęcia, że...

-

Nie mam do ciebie żalu - powiedziała Leslie.

- Wiem. - Carolyn wzruszyła ramionami. - Byłam po

uszy zadurzona w Matcie. Zachowywałam się idiotycznie,

ale już doszłam do siebie. Chcę, abyście byli bardzo szczę­

śliwi.

- Życzę ci tego samego - odparła Leslie z uśmiechem.

Właśnie ujrzał je Matt. Z niepokojem zmarszczył czoło,

obawiając się jakiegoś nieprzyjemnego incydentu. Pod­

szedł do Leslie i objął ją opiekuńczo ramieniem.

- Carolyn przywiozła mi go z Paryża - oświadczyła

podekscytowana, pokazując kryształowego łabędzia. -

Prawda, że piękny?

Zdziwiony Matt popatrzył na Carolyn.

- Nie jestem taka zła, za jaką mnie miałeś - powiedzia­

ła. - Naprawdę pragnę, byście byli szczęśliwi. Oboje.

Matt odetchnął z ulgą.

- Dziękuję.

- Mówiłam Leslie, jak bardzo mi przykro w powodu

mojego zachowania - dodała.

- Każdy człowiek miewa w życiu okresy, w których

nie wie, co robi - odrzekł Matt. - Gdyby było inaczej, nikt

przy zdrowych zmysłach nie parałby się hodowlą bydła.

Carolyn zaśmiała się głośno.

- Podobno. Na mnie już czas. Wpadłam tylko po to,

aby wręczyć Leslie prezent przymierza. Już teraz zapra­

szam was oboje na bal. Organizuję go na cele dobro­

czynne.

- Dziękuję, z przyjemnością przyjdziemy - obiecał

Matt.

Carolyn skinęła głową, uśmiechnęła się na pożegnanie

background image

POŻEGNANIE Z MROCZNĄ PRZESZŁOŚCIĄ 2 3 3

i ruszyła z godnością w stronę zaparkowanych samocho­

dów gości.

Matt przyciągnął do siebie świeżo upieczoną żonę.

- Niespodzianka po niespodziance - skomentował

ostatnie wydarzenia.

- Faktycznie. - Leslie objęła męża za szyję, wspięła się

na palce i pocałowała go czule. - Kiedy wszyscy pójdą

sobie do domu, zamkniemy się w sypialni.

Matt parsknął głośnym śmiechem.

- A nie możemy zrobić tego teraz? Kto pierwszy?

- Zaraz się przekonasz!

Czułym wzrokiem popatrzył na Leslie.

- Szczęściarz ze mnie - oznajmił i nie było w tym

przesady.

Następnego ranka, gdy promienie słońca przedostały

się przez cienkie zasłony do wnętrza sypialni, obudzili się

przytuleni do siebie. Matt okazał się niezmordowanym

kochankiem, a Leslie wykazała się sporą dozą pomysło­

wości, odkrywając przy tej okazji mnóstwo zupełnie no­

wych wrażeń.

Nie wstydząc się własnej nagości, przeciągnęła się

i przekręciła na plecy. Matt uniósł się na łokciu i przyglą­

dał się jej rozkochanym, zaborczym wzrokiem.

- Nigdy nie zdawałem sobie sprawy z tego, że małżeń­

stwo może mieć tyle zalet - powiedziała Leslie. Przeciąg­

nęła się ponownie. - Nie wiem, czy po tej ostatniej nocy

będę miała siłę chodzić.

- W razie czego wezmę cię na ręce - zaofiarował się

Matt. Pocałował ją leniwie. - Chodź, skarbie. Zrobimy

sobie miły prysznic, a potem zejdziemy na dół, żeby

znaleźć coś do zjedzenia.

background image

2 3 4 POŻEGNANIE Z MROCZNĄ PRZESZŁOŚCIĄ

Leslie odwzajemniła pocałunek.

- Kocham cię.

- Ja też.

- Nie żałujesz, że się ze mną ożeniłeś? - spytała pod

wpływem impulsu. - Chodzi mi o to, że od przeszłości

uciec się nie da. Pewnego dnia jakiś inny reporter dotrze do!

mojej historii, a ona znów ujrzy światło dzienne.

- To się nie liczy - powiedział Matt. - Każdy człowiek

ma coś do ukrycia. Nie, nie żałuję, że się z tobą ożeniłem.

Była to pierwsza rozsądna rzecz, jaką zrobiłem od lat. Nie

mówiąc już o tym, że najprzyjemniejsza...

- Dla mnie też - przyznała Leslie.

Mówiąc to, objęła Matta za szyję i mocno ucałowała.

Prawnikom udało się doprowadzić do nowego procesu

matki Leslie. Skrócono jej wyrok. Z lekkim sercem wróci­

ła z sądu do więzienia. Żyła teraz wizją wolności i nadzie­

ją na lepsze poznanie córki.

A Leslie i Matt z dnia na dzień stawali się sobie coraz

bardziej bliscy. Byli jak papużki nierozłączki. I tak zresztą

ich nazywano, bo rzadko kiedy pokazywali się osobno.

Sprawdziły się przewidywania Matta dotyczące termi­

nu wyjścia Marie na wolność. Trzy lata po urodzeniu się

synka przyszła na świat córeczka. Ciemnowłosa jak ojciec

i, na co liczył w duchu, z takim samym jak on tempera­

mentem. Kiedy po raz pierwszy niemowlę płci żeńskiej

znalazło się w jego ramionach, był tak bardzo wzruszony,

że ledwie powstrzymał łzy.

Kochał synka, ale marzył o córeczce, która przypomi­

nałaby jego największy skarb, to znaczy ukochaną żonę.

Po narodzeniu się drugiego dziecka oświadczył Leslie, że

swe życiowe pragnienia uważa już za spełnione.

background image

POŻEGNANIE Z MROCZNĄ PRZESZŁOŚCIĄ 2 3 5

Była podobnego zdania. Na zawsze pozostawiła poza

sobą ponurą przeszłość. W małżeństwie czekało ją wiele

szczęśliwych lat.

Na chrzciny córeczki Leslie i Matta Caldwellów przy­

była większość mieszkańców Jacobsville. Wśród nich zna­

lazła się też drobna, jasnowłosa kobieta, która cieszyła się

pierwszymi dniami wolności. Zajmowała przeznaczone

dla niej honorowe miejsce w pierwszym rzędzie kościel­

nych ławek.

Leslie przenosiła wzrok z Matta na matkę, a potem

z synka na niemowlę, które trzymała w objęciach. W jej

szarych, łagodnych oczach widniała radość.

Spojrzała z miłością w pełne uwielbienia, czarne oczy

Matta.

Urzeczywistniły się jej najgłębsze pragnienia.

Uznała, że marzenia jednak się spełniają.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Palmer Diana Long tall Texans series 04 W sercu gór
Palmer Diana Long tall Texans 03 Pustynna gorączka
Palmer Diana Long tall Texans 02 Biała suknia (Harlequin Kolekcja 43)
Palmer Diana Long Tall Texans 33 Osaczony
Palmer Diana Long tall Texans 07 Narzeczona z miasta (Harlequin Kolekcja 48)
Palmer Diana Long Tall Texans 35 Zimowe róże (Harlequin Romans 981)
Palmer Diana Long Tall Texans 40 Nieujarzmiony
1058 Palmer Diana Long Tall Texans 41 Nieujarzmiony
Palmer Diana Long Tall Texans 24 Piękny, dobry i bogaty
Palmer Diana Long tall Texans 06 Meksykański ślub (Harlequin Kolekcja 47)
Palmer Diana Long tall Texans 10 Aniołki Emmetta (Harlequin Kolekcja 51)
Palmer Diana Long Tall Texans 33 Osaczony
Palmer Diana Long tall Texans series 08 Apetyt na mezczyzne
Palmer Diana Long Tall Texans 32 Skrywana miłość (Gorący Romans 789)

więcej podobnych podstron