Winters Rebecca Bez chwili namysłu

background image

1


REBECCA WINTERS

Bez chwili namysłu

background image

2

ROZDZIAŁ PIERWSZY

uzeum historyczne znajdowało się około dwudziestu kilo-
metrów od Laramie. Dominik Giraud wjechał na parking

tuż za autokarem, stanął obok, ale nie wysiadł.

- No, wreszcie jestem na miejscu - mruknął, wyłączając silnik.

Zdawało mu się, że przybył na inną planetę. Krajobraz w niczym nie

przypominał ani Nowego Jorku, gdzie obecnie mieszkał, ani Vence we
Francji, skąd pochodził.

Urodzony w krainie pomarańczy, jaśminu i lawendy, natychmiast

rozpoznał zapach szałwii.

Przyjechał, aby złożyć właścicielowi tego skrawka ziemi korzystną,

jego zdaniem, propozycję. Postanowił najpierw obejrzeć posesję, a
potem poprosić o rozmowę. Potrzebował tej parceli, by zrealizować

pewne przedsięwzięcie zakrojone na wielką skalę.

Od dawna bowiem marzył o tym, by połączyć wschodnie i zachodnie

wybrzeża Stanów Zjednoczonych supernowoczesną linią kolejową. A

wszystko zaczęło się na sympozjum poświęconym tunelowi pod
kanałem La Manche.

Ludzie pozbawieni wyobraźni długo obstawali przy twierdzeniu, że

budowa takiego tunelu jest zadaniem niewykonalnym, lecz mylili się.

Według Dominika taki sam błąd popełniali sceptycy, nie wierzący w

powodzenie jego przedsięwzięcia.

Na konferencję w Londynie przyjechało również dwóch Amerykanów:

Alik Jarman, geolog z Nowego Jorku, oraz Zane Broderick, inżynier z San

Francisco. Wszystkich połączyło wspólne marzenie.

Niezwykle zapracowani, mieli zamiar spędzić w Londynie tylko jeden

dzień, ale gdy Dominik wyjawił swe dalekosiężne plany, Alik i Zane bez

namysłu odwołali najbliższe spotkania.

Przez trzy tygodnie prawie nie wychodzili z hotelu i od rana do nocy

M

RS

background image

3

opracowywali szczegóły ambitnego projektu. Nie potrafili ani myśleć,
ani mówić o niczym innym.

Dominik podziwiał genialne umysły geologa i inżyniera.

Zaimponowało mu tempo, z jakim ich wiedza materializowała się w
formie wykresów i obliczeń. Uradowany, że znalazł takich wspólników,

podjął się zebrania funduszy i wykupu ziemi.

Teraz przybył do Wyomingu, by rozpocząć realizację śmiałych

zamierzeń. Jechał powoli, ciekawie rozglądając się po okolicy. Na prawo

stała stara stodoła, przed nią staroświecki powóz, a z lewej strony
niebieski samochód. Za ogrodzeniem osiodłana kasztanka leniwie

skubała trawę. Dalej, jak okiem sięgnąć, rosła trawa, szałwia i

różnobarwne polne kwiaty.

Dominik uznał okolicę za nieciekawe odludzie, a mimo to czuł, że

pustka do niego przemawia, porusza jakąś nieznaną strunę w duszy. Nie
lubił analizowania uczuć. Praca była dla niego najważniejsza, poza nią

nic się nie liczyło.

Ruszył w stronę urwiska nad rzeką. Pogrążony w myślach, nie od razu

spostrzegł, że samochód zaczyna wymykać się spod kontroli. Aby nie

uderzyć w olbrzymi głaz, gwałtownie skręcił w lewo. Zaklął siarczyście,

gdy tylnym kołem zawadził o kamień. Przez chwilę świat wirował wokół
niego, po czym zapadła ciemność.

Hannah Carr odetchnęła z ulgą, gdy ostatni turyści wyszli z muzeum.

Po odjeździe autokaru usłyszała przeraźliwy ryk klaksonu. Skrzywiła się

niezadowolona i wyszła za próg, aby zobaczyć, skąd nadjeżdża kolejna

wycieczka. Popatrzyła na lewo i prawo, ale szosa była pusta.
Uświadomiła sobie, że hałas dochodzi zza muzeum.

Dziwne, ponieważ nad rzeką nie było żadnej drogi. Kto i jak

przedostał się tam, gdzie można jeździć jedynie konno lub samochodem
terenowym? Nie milknący klakson mógł oznaczać, że kierowca zasłabł.

Przez moment zastanawiała się, czy wezwać pogotowie. Nie. Karetka

przyjedzie najwcześniej za kwadrans, a konno można dojechać do rzeki

w kilka minut.

- Trzeba działać - mruknęła pod nosem.

RS

background image

4

Wbiegła do środka, pospiesznie włożyła siostrzenicę do kojca i

wsunęła jej do rączki zabawkę.

- Posłuchaj, Lizzy - rzekła cicho. - Nigdy nie zostawiam cię bez

opieki, ale teraz chyba stało się coś złego i ktoś potrzebuje pomocy.
Muszę to sprawdzić, ale zaraz wrócę. Proszę cię, nie bój się i nie płacz.

Będziesz grzeczna?

Wolałaby nie zostawiać dziecka bez opieki, lecz nie miała wyboru.

Wiedziała, że jeśli jej obawy okażą się słuszne i zdarzył się wypadek,

trzeba działać błyskawicznie.

Zamknęła okna i drzwi, aby nikt nie mógł wejść do środka.

Podbiegła do swojej ulubionej klaczy, Cinnamon. Na koniu czuła się

znacznie pewniej niż za kierownicą.

Gdy dojechała na miejsce, aż krzyknęła z przerażenia. Na dole

zobaczyła wywrócony samochód, kilka metrów dalej leżał człowiek. Był
upiornie blady i chyba nieprzytomny.

Ostrożnie zjechała na dno urwiska, zeskoczyła z konia i podbiegła do

leżącego. Był wysoki i dobrze zbudowany. Mimo zdenerwowania
pomyślała, że pierwszy raz widzi takiego przystojnego mężczyznę.

Przyklęknęła i schwyciła go za rękę, aby zbadać puls. Niefortunny

kierowca jęknął, otworzył oczy i nawet próbował usiąść, ale mu nie
pozwoliła.

- Proszę leżeć spokojnie. Po takim wypadku można mieć

wstrząśnienie mózgu.

Mężczyzna mruknął coś pod nosem. Po kilku próbach udało mu się

wreszcie wstać. Zachwiał się i byłby upadł, gdyby go nie podtrzymała.

- Nie może pan tu zostać. Niech pan oprze się o mnie i spróbuje

wsiąść na konia.

Nieznajomy miał prawie dwa metry wzrostu, a ona zaledwie metr

sześćdziesiąt, lecz była wysportowana i niedawno ukończyła kursy dla

strażaków i ratowników.

Cicho gwizdnęła na Cinnamon, poprawiła strzemiona i pomogła

nieznajomemu wsiąść na konia. Gdy usiadła za nim i objęła go w pasie,

poczuła zapach dobrego mydła i wody toaletowej. Jej myśli pobiegły

RS

background image

5

niewłaściwym torem... Zawstydziła się, cmoknęła, i klacz ruszyła w
stronę muzeum.

Mężczyzna bezwładnie kiwał się na boki, więc objęła go jeszcze

mocniej.

- Cierpliwości, to niedaleko - szepnęła. - Musi pan wytrzymać kilka

minut.

Mężczyzna mruknął coś niewyraźnie, ale tym razem zorientowała się,

że mówił po francusku.

Przed muzeum Hannah zwinnie zeskoczyła z konia, pomogła zsiąść

rannemu i podtrzymując go, doprowadziła do domu. Mężczyzna padł na

łóżko jak kłoda. Miał zamknięte oczy, zaciśnięte usta i zroszone potem

czoło.

Dziecko spokojnie spało, toteż Hannah zajęła się ofiarą wypadku.

Ostrożnie obmacała głowę mężczyzny; wyczuła dwa guzy, ale na
szczęście ani jednej otwartej rany. Nie mogła jednak wykluczyć

wewnętrznego krwotoku. Delikatnie położyła jego bezwładne nogi na

materacu i podwinęła lewą nogawkę. Kostka była tak mocno
opuchnięta, że nie sposób było stwierdzić, czy jest złamana, czy jedynie

zwichnięta.

Ponownie zajrzała do dziecka, a potem przyniosła podręczną

apteczkę. Szybko, z wprawą, obandażowała kostkę. Potem rozejrzała się

po izbie i przyniosła zwinięty koc, który wsunęła pod chorą nogę. W
takich sytuacjach żałowała, że w zabytkowej chacie nie ma prądu, a

wobec tego i lodu.

Mężczyzna jęknął, lecz nie odzyskał przytomności.
- To nawet lepiej - szepnęła do siebie.

Wzięła telefon komórkowy, na palcach wyszła na dwór i wybrała

numer pogotowia. Zawiadomiła o wypadku i poprosiła, aby ze względu
na śpiące dziecko ambulans podjechał bez sygnału.

Zadzwoniła też do warsztatu samochodowego w Laramie. Właściciel,

Jim Thornton, obiecał, że zajmie się dżipem z samego rana.

Po skończeniu rozmów odprowadziła Cinnamon do stodoły.

- Należy ci się nagroda, bo dobrze się spisałaś - pochwaliła klacz,

RS

background image

6

klepiąc ją po grzbiecie.

Wiedziała, że lekarzowi będzie potrzebne światło, choćby słabe,

dlatego też odnalazła starą latarnię.

Dominik jęknął i otworzył oczy; wszystko widział potrójnie. Nie

rozumiał, dlaczego leży na twardej pryczy, w półmroku jakiejś nieznanej

chaty, a w dodatku wszystko go boli. Rozejrzał się niezbyt przytomnie i

zobaczył plakat.

Pony Express zatrudni młodych, szczupłych, wytrzymałych chłopców

do lat osiemnastu. Wymagana jest umiejętność jazdy konno i
zamiłowanie do ryzyka. Sieroty mile widziane. Zgłoszenia należy

nadsyłać do 3 kwietnia 1860 r. Na adres Central Overland California

Express Company.

Zupełnie nie pojmował, o co chodzi, ale jak przez mgłę przypomniał

sobie podróż w góry i malutkie muzeum. Pamiętał też, że pojechał nad
rzekę, ale nie wrócił stamtąd o własnych siłach. Widocznie ktoś go

przywiózł do chaty i opatrzył. Czy śniło mu się, że uratował go piękny

zielonooki i złotowłosy anioł?

Próbował usiąść, lecz zakręciło mu się w głowie. Jęknął, położył się z

powrotem i zamknął oczy. Dziwny szum w uszach nie ustawał.

Jakiś czas później ktoś powiedział:
- Leży tutaj.

Był to ten sam kobiecy głos, który słyszał wcześniej. Głos niebiańskiej

istoty.

Z trudem otworzył oczy, lecz spotkało go niemiłe rozczarowanie,

ponieważ nad pryczą pochylał się młody człowiek, wpatrzony w niego z
napięciem. Dragi mężczyzna ustawiał pod ścianą nosze.

- Dobrze, że odzyskał przytomność. Jestem Chad, a pan jak się

nazywa?

- Dominik Giraud.

- Miał pan wypadek. Zabierzemy pana do szpitala w Laramie i tam

dokładnie zbadamy.

- Nic mi nie jest.

- Całkiem możliwe, ale ma pan kilka guzów i zwichniętą albo

RS

background image

7

złamaną nogę. Musimy zrobić prześwietlenie i sprawdzić, czy trzeba
założyć gips.

Dominik, który nie zwykł słuchać niczyich poleceń, groźnie zmarszczył

brwi.

- Trudno - mruknął. - Gdzie jest mój Anioł Stróż?

- Chodzi panu o osobę, która udzieliła pierwszej pomocy? Czy tak?

- Osobę? A zatem to nie anioł?
- Niestety, panie Giraud, jestem zwykłą śmiertelniczką. Podobało

mu się, że kobieta wymówiła jego nazwisko poprawnie. Widocznie znała
język francuski.

- Proszę się przesunąć - rzekł cicho. - Chciałbym podziękować za

ocalenie i zobaczyć panią.

- Później - zarządził Chad. - Ta istota z krwi i kości jest bardzo

piękna, ale ja chcę prawidłowo zmierzyć ciśnienie. Poza tym pani musi
tam stać i trzymać latarnię.

Dominik mruknął coś pod nosem. Męczyły go zawroty głowy, czuł się

coraz gorzej.

- Sam niedawno miałem wypadek, więc wiem, jak człowiek się

czuje - ciągnął Chad. - Ale za dzień, dwa będzie pan zdrów jak ryba.

Położono Dominika na noszach i wyniesiono. Nie udało mu się

zobaczyć pięknej kobiety, chociaż odprowadziła go do karetki i życzyła

szybkiego powrotu do zdrowia. Jego irytację powiększył fakt, że szum w
uszach nie ustawał, a na dworze nawet się nasilił.

- Mon Dieu! Co tak ryczy?

- Pański klakson - wyjaśniła Hannah. - Mam nadzieję, że akumulator

niedługo się wyczerpie. Jutro przyjadą z warsztatu i zajmą się

samochodem.

Dominik obiecał sobie solennie, że wróci, aby podziękować swej

wybawicielce i przekonać się, czy jest tak piękna, jak sobie wyobrażał.

Wcześnie rano przyjechali pracownicy z warsztatu Thornto-na.

Hannah powiedziała im, jak dojechać do miejsca wypadku i zajęła się

karmieniem Elizabeth. Postanowiła, że około południa zadzwoni do

szpitala i zapyta o stan zdrowia przystojnego kierowcy. Dziwne, że nie

background image

8

prosił, żeby powiadomiła bliskich o wypadku. Zauważyła, że nie miał
obrączki, ale to nic jeszcze nie znaczyło. Mówił doskonałą

angielszczyzną, jednak nosił francuskie nazwisko... Było w nim coś, co ją

intrygowało.

Posadziła Elizabeth w kojcu i rzekła półgłosem:

- Ten pan był bardzo przystojny, prawda? Dotychczas widziałam

takich amantów tylko w kinie. Coś mi się zdaje, że nieprędko go
zapomnę.

Jeszcze niedawno studiowała na uniwersytecie w Laramie, była

lubiana, miała dużo znajomych i udzielała się towarzysko. Tuż po Bożym

Narodzeniu jej młodsza siostra porzuciła malutką córeczkę i uciekła z

domu, nie zostawiając żadnej wiadomości. Nikt nie wiedział, dokąd

pojechała i kiedy wróci.

Hannah zajęła się troskliwie siostrzenicą, musiała jednak przerwać

studia i zrezygnować z życia towarzyskiego. Nie użalała się nad sobą,

gdyż dobro dziecka przedkładała nad inne sprawy. O sobie będzie mogła

pomyśleć później, teraz najważniejsza była Elizabeth.

Posadziła dziecko w kojcu i wyłożyła towar na ladę. Obsługiwała

klientów, lecz jej myśli krążyły wokół Dominika. W południe, gdy

Elizabeth usnęła, zadzwoniła do szpitala. Dowiedziała się, że u
niefortunnego kierowcy stwierdzono tylko niegroźne zwichnięcie kostki

i już go wypisano. Wiadomość ucieszyła ją, a jednocześnie rozczarowała,
bo choć nie liczyła na ponowne spotkanie z przystojnym cudzoziemcem,

było jej przykro, że odjechał.

Im dłużej o nim myślała, tym bardziej ją intrygował. Dlaczego zawitał

do Wyomingu? Dlaczego bez pytania jeździł po cudzym terenie? Co robił

nad rzeką, skoro nie ma tam nawet bitej drogi? Nic z tego nie rozumiała.

Jedno było pewne - taki człowiek nie zabawi w Laramie zbyt długo.

Najlepiej od razu uznać, że więcej go nie zobaczy i postarać się o nim

zapomnieć.

Była trochę zła na siebie, więc gorliwie zajęła się pracą. Na przemian

obsługiwała turystów i przynosiła z samochodu cotygodniową dostawę

towarów do kiosku. Najlepiej sprzedawały się kolorowe latawce, stroje

RS

background image

9

jeźdźców Pony Express oraz mapy z zaznaczoną trasą. Inne artykuły
miały mniejsze powodzenie.

Była dumna, że muzeum znajduje się na terenie należącym do jej

rodziny od ponad stu lat. Carrowie zachowali całe obejście w stanie z lat
sześćdziesiątych dziewiętnastego wieku. Chata z grubych bali kiedyś

służyła jeźdźcom, którzy tutaj nocowali i zmieniali konie.

Ojciec Hannah zajął się muzeum, gdy z powodu choroby musiał

przejść na wcześniejszą emeryturę. Własnoręcznie zrobił ladę oraz półki

i urządził kącik z pamiątkami. Poza tym odnowił stodołę, która teraz
pełniła funkcję stajni.

Hannah cieszyła się, że skromne dochody z muzeum wystarczają na

życie oraz na opłacenie detektywa, którego wynajęła, by odnalazł jej

siostrę, Lisę.

Otworzyła muzeum przed dwoma tygodniami, gdy zaczęły się

wakacje. Najwięcej zwiedzających przyjeżdżało w lipcu i sierpniu, a

najwięcej pieniędzy wpływało od grupowych wycieczek. Szczególnie od

ludzi w podeszłym wieku. Starsi panowie, na ogół pasjonaci historii,
kupowali mapy i zażarcie dyskutowali o wydarzeniach sprzed wielu lat.

Ich żony natomiast wybierały upominki dla wnucząt. Elizabeth od

początku wzbudzała sympatię zwiedzających. Starsze panie lubiły z nią
gawędzić, a panowie okazywali jej życzliwe zainteresowanie. Niemal

wszyscy przystawali przy ladzie, dzięki czemu więcej osób coś kupowało.

Tylko mała Elizabeth często wybuchała płaczem, choć większość

dzieci z czasem przyzwyczaja się do widoku obcych ludzi. Ona jednak

uspokajała się dopiero po odjeździe ostatnich turystów.

Hannah, która doskonale wiedziała, że muzeum nie jest od-

powiednim miejscem dla niemowlęcia, cierpliwie słuchała krytycznych

uwag pana Moencha, adwokata i przyjaciela rodziny. Zawdzięczała mu
bardzo dużo. To on pomógł jej znaleźć dobrego i niedrogiego

detektywa. Podtrzymywał ją na duchu, zawsze służył radą.

Nie miała pieniędzy, aby zaangażować niańkę, ale nawet gdyby była

lepiej sytuowana, nie zdobyłaby się na taki krok. Serce by jej pękło,

gdyby musiała powierzyć komuś obcemu siostrzenicę, którą pokochała

RS

background image

10

jak własną córkę.

Dzisiaj Elizabeth wyjątkowo często płakała. Nawet po przewinięciu i

nakarmieniu. Hannah wystraszyła się, że dziecko przeziębiło się lub, co

gorsza, ma kłopoty z brzuszkiem.

- Kochanie, co ci jest? Czemu tak żałośnie płaczesz? Masz

temperaturę?

Czoło Elizabeth było gorące. Zaniepokojona, wzięła małą na ręce i

zaczęła kołysać, ale maleństwo wciąż zanosiło się płaczem. Po krótkim

namyśle postanowiła wcześniej zamknąć muzeum i pojechać do kliniki
pediatrycznej. Zdrowie dziecka było najważniejsze. Wywiesiła tabliczkę

„Zamknięte", przełożyła pieniądze z kasy do portmonetki, wzięła torbę i

zamierzała wyjść.

Na progu zderzyła się z dwoma kobietami i przystanęła zdziwiona

tym, że nie słyszała nadjeżdżającego autokaru. Elizabeth zaczęła głośniej
płakać.

Nim Hannah otworzyła usta, aby przeprosić i powiedzieć, że zamyka

muzeum, rozległ się niski głos.

- Przepraszam.

Silne męskie ręce pochwyciły Elizabeth. Hannah odwróciła się i

oniemiała. Przed nią stał właściciel dżipa. Był uśmiechnięty, szeptał coś
po francusku i delikatnie całował rozpalone policzki dziecka.

Elizabeth przestała płakać, powoli się uspokoiła. Nawet uśmiechnęła

się leciutko.

Hannah przemknęła myśl, że niemowlę też uległo urokowi

mężczyzny, którego i ona nie potrafiła zapomnieć. Zdumiało ją, że
siostrzenica ufnie przytuliła się do nieznanego sobie człowieka.

Widocznie czuła się przy nim bezpiecznie.

- Pani mąż ma niezwykły dar uspokajania dzieci - skomentowała

jedna z turystek.

Zdumiona Hannah nie zdążyła sprostować omyłki. Dominik spojrzał

porozumiewawczo i cicho powiedział:

- Przynajmniej tyle mogę zrobić z wdzięczności za wczorajszą

pomoc. Proszę zająć się gośćmi, a ja zabawię tego cherubinka. Jak ma na

RS

background image

11

imię?

- Elizabeth - odparła Hannah ledwo dosłyszalnie.










RS

background image

12

ROZDZIAŁ DRUGI

lizabeth. Lizzy.
Dominik powtórzył imię cicho, z francuskim akcentem, co

brzmiało pieszczotliwie i uspokajająco.

Hannah nie wierzyła własnym oczom, gdy siostrzenica radośnie się

uśmiechnęła. Czyżby wcale nie płakała z powodu bólu brzuszka? Przez

ułamek sekundy odczuwała irracjonalną zazdrość o to, że nie ona, lecz
dziecko stało się głównym obiektem zainteresowania przystojnego

cudzoziemca.

Zachowanie Dominika nasuwało przypuszczenie, że ma on własne

dzieci. Taki atrakcyjny mężczyzna niewątpliwie od dawna był żonaty, a

brak obrączki o niczym nie świadczył.

Odwróciła wzrok, zła, że popuszcza wodze fantazji. Prędko

opanowała się i zaczęła obsługiwać turystów, stojących w kolejce przed

ladą. Przez pół godziny była zajęta, ponieważ co chwilę ktoś podchodził.
Raz i drugi ukradkiem zerknęła na Dominika. Cierpliwie kołysał w

ramionach Elizabeth, która przestała płakać i zamknęła oczy.

Gdy muzeum wreszcie opustoszało, Dominik przystanął koło Hannah.

Wyczytała w jego spojrzeniu współczucie, więc speszyła się i

zarumieniła. Po kilku godzinach pracy była spocona i potargana, miała

brudną bluzkę. Elizabeth podczas karmienia wypluwała papkę nie tylko

na śliniaczek. Hannah od razu starła ślady mokrą ścierką, ale nie zdążyła

zmienić bluzki.

- Czy wieczorem wracasz do Laramie? - spytał Dominik.

- Tak.
- Ja też. Chętnie zostanę do zamknięcia muzeum i zajmę się

Elizabeth. Pojedziemy do miasta razem, bo chciałbym z tobą

porozmawiać.

- Ze mną? - Poczuła przyspieszone bicie serca. - O czym?

- Przyjechałem tutaj w pewnej ważnej sprawie. Wczoraj byłaś

zajęta turystami, dlatego postanowiłem najpierw obejrzeć teren wokół

E

RS

background image

13

muzeum. Byłem trochę zmęczony i dlatego za późno zorientowałem się,
że... No, wiesz, jak to się skończyło.

Hannah pomyślała, że dla niego skończyło się to utratą przytomności,

a dla niej - spokoju ducha.

- Jednak nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło - ciągnął

Dominik. - Przekonałem się, że anioły naprawdę istnieją. - Popatrzył

wymownie na jej jasne włosy i smukłą sylwetkę, a potem na nogi. - Nie
wiedziałem tylko, że chodzą w kowbojskich butach.

Hannah znowu się zarumieniła.
- Zostawmy anioły w spokoju... Panie Giraud, czy mogę wiedzieć, w

jakiej sprawie pan przyjechał?

- Mam na imię Dominik. A ty? - zapytał.

- Ja...? Nazywam się Hannah Carr.

Powiedziała to dość oschle, ponieważ starała się opanować

zmieszanie. Nie potrafiła myśleć jasno, gdy tuż obok stał mężczyzna,

który od kilkunastu godzin stale zaprzątał jej myśli. Bała się, że popełni

jakąś gafę i ośmieszy się w jego oczach.

- Piękne imię.

- Proszę wybaczyć ciekawość, ale chyba zrozumiałe, że chcę

wiedzieć, dlaczego wjechał pan na teren prywatny. I to akurat na mój.

- Dzisiaj przyjechałem po to, żeby podziękować za ocalenie mi życia.

Wyjął z portfela pięćset dolarów i położył na ladzie. Hannah patrzyła

na niego bez słowa.

- Proszę przyjąć skromny dowód wdzięczności. Hannah pokręciła

głową.

- Czy zdaje pan sobie sprawę z tego, że mogłam zrobić mu

krzywdę? Przecież nie wiedziałam, czy nie ma pan uszkodzonego

kręgosłupa...

Dominik nie spuszczał z niej przenikliwego wzroku.

- Pamięć trochę mnie zawodzi, ale wiem, że sam upierałem się, by

wstać. A to oznacza, że nie miałaś wyboru i musiałaś mi pomóc. Czy

wyrażam się dostatecznie jasno?

Hannah zrozumiała, że ma do czynienia z człowiekiem despotycznym,

RS

background image

14

który zawsze stawia na swoim. Niektórzy ludzie są urodzonymi
przywódcami i widocznie Dominik Giraud do takich należał. Było to o

tyle dziwne, że w stosunku do dziecka zachowywał się wyjątkowo

delikatnie i czule.

Miała kilku bliskich znajomych, którzy odwiedzali ją na tyle często, że

Elizabeth przywykła do nich i nie reagowała na ich widok płaczem, a

mimo to nie pozwalała, aby brali ją na ręce.

- Jeśli kategorycznie odmawiasz wzięcia pieniędzy, to przyjmij

zaproszenie na kolację. Pozwól, że chociaż w taki sposób wyrażę swoją
wdzięczność. Oczywiście zapraszam cię razem z mężem i dzieckiem.

Hannah drgnęła nerwowo.

- Mam tylko dziecko.

- Aha. Zatrzymałem się w „Executive Inn". Proszę cię, daj mi swój

adres - poprosił. - Przyjadę punktualnie o siódmej.

- Nie trzeba, panie Giraud. Nie zrobiłam nic wielkiego...

- Mówiłem, że mam na imię Dominik - przerwał z wyrzutem. - W

sprawie pomocy ośmielam się mieć inne zdanie. Gdyby nie ty, nie wiem,
jak by się skończyła ta przygoda. Mogłem potknąć się, wpaść do wody i

utonąć.

Hannah wzdrygnęła się nerwowo.
- Czy mogę uważać, że jesteśmy umówieni? - nie ustępował. - Tobie

zostawiam wybór lokalu. Podczas kolacji wytłumaczę powody, dla
których bez pytania wtargnąłem na cudzy teren.

Serce Hannah biło coraz mocniej. Perspektywa spędzenia wieczoru w

towarzystwie takiego atrakcyjnego mężczyzny wydała jej się szalenie
podniecająca. Starała się zachować rozsądek i spokój. Powtarzała sobie,

że Dominik zapewne jest żonaty i zapraszając ją, nie kieruje się

romantycznymi pobudkami.

Po prostu koniecznie chciał wyrazić wdzięczność, a skoro nie przyjęła

pieniędzy, zaproponował kolację. Zrobił to bez ubocznych myśli, o czym

świadczyło zaproszenie dla męża i dziecka Zatem należało potraktować

spotkanie jako czysto służbowe.

- Dobrze. - Zawahała się nieznacznie. - W „Executive Inn" jest niezła

RS

background image

15

kuchnia. Umówmy się od razu tam, o wpół do ósmej. Jeśli Elizabeth
będzie grzeczna, stawię się punktualnie.

- Będę czekał do skutku. Serce Hannah biło jak szalone.

- O, jedzie kolejny autokar.
Była zadowolona, że może się odwrócić i ukryć rumieńce, a

jednocześnie zła na siebie, ponieważ zagadała się i nie zauważyła, co

dzieje się wokół.

- Chętnie ci pomogę - zaproponował Dominik. - Pozwolisz mi

położyć Elizabeth i poczekać, aż uśnie?

Hannah obrzuciła go bacznym spojrzeniem.

- Na pewno masz ważniejsze sprawy na głowie. Dominik zrobił

zdziwioną minę.

- Czyżbym niezbyt jasno dał do zrozumienia, że rozmowę z tobą

uważam za najważniejszą?

Przytulił Elizabeth i wszedł w głąb chaty.

Hannah obsługiwała turystów niezbyt uważnie. Nie mogła się

powstrzymać i co chwilę zerkała na Dominika. Czyżby zaczarował
Elizabeth?

Gdy malutka usnęła, Dominik pożegnał się i odjechał, lecz Hannah nie

mogła przestać o nim myśleć. Pierwszy raz zdarzyło się, żeby podczas
pracy bujała w obłokach. Na ziemię sprowadził ją głos klientki.

- Źle się pani czuje? - spytała kobieta.
- Przepraszam. Czuję się dobrze, ale jestem dzisiaj trochę

rozkojarzona.

Dominik przez całą drogę myślał o dziwnym zachowaniu Hannah.

Dotychczas żadna kobieta nie odmówiła przyjęcia podarunku. I jeszcze

żadna mu się nie oparła. Był kilka razy zakochany, ale romanse trwały

krótko i to on zawsze porzucał partnerki. Nigdy nie zaangażował się tak
mocno, by choćby pomyśleć o małżeństwie. Kobiety go rozpieszczały i

dlatego czuł się teraz lekko obrażony, że Hannah przyjęła zaproszenie na

kolację dopiero po namyśle. Zaklął pod nosem, gdy przypomniał sobie,

jak musiał ją prosić i namawiać. Ciekaw był, czy nadal jest uczuciowo

związana z ojcem dziecka i dlatego unika zawierania nowych

RS

background image

16

znajomości.

- A może ma kogoś? - mruknął na głos.

Niedbale wzruszył ramionami. Jego zdaniem tylko mąż byłby

przeciwnikiem, przed którym musiałby ustąpić. Z innym rywalem na
pewno sobie poradzi. Rozchmurzył się i zwiększył szybkość.

Jego rodzice pobrali się z miłości, lecz nie byli dobraną parą. Pan

Giraud bezustannie zdradzał żonę, która z tego powodu bardzo
cierpiała. Może właśnie również i dlatego Dominik był wielkim wrogiem

instytucji małżeństwa.

Wspomnienie awantur w domu rodzinnym popsuło mu humor. Aby

skierować myśli na inne tory, zadzwonił do Zane'a.

- Cześć, jak się masz?

- Świetnie, a ty? Załatwiłeś coś?

- Jeszcze nie.
- Czemu masz taki smętny głos? Przecież zawsze pokonujesz

wszystkie przeszkody.

Ale z Hannah nie pójdzie mi tak łatwo, pomyślał Dominik.
- Co cię napadło? - dopytywał się Zane.

- Żebym to ja wiedział.

- Coś ty taki tajemniczy? Nie denerwuj mnie.
- Przepraszam.

- Kiedy zaspokoisz moją ciekawość?
- Teraz nie mogę, bo jestem w drodze do hotelu. Zadzwonię

stamtąd i opowiem o wypadku.

- Mocno się poharatałeś?
- Byłoby o wiele gorzej, gdyby nie to, że uratował mnie anioł.

- Anioł? - powtórzył Zane. - Człowieku, co ty wygadujesz? Chyba

jednak miałeś wstrząśnienie mózgu.

Zaraz po przebudzeniu Elizabeth zaczęła głośno domagać się

jedzenia. Hannah była bardzo zmęczona, ponieważ przed chwilą

odjechała duża i wyjątkowo hałaśliwa wycieczka.

Dała Elizabeth butelkę z sokiem, odprowadziła Cinnamon do stodoły,

sprawdziła, czy jest dość owsa i wody, a potem zamknęła muzeum.

RS

background image

17

Miała jeszcze dużo do zrobienia, a czas uciekał. Bała się, że nie zdąży do
hotelu na umówioną godzinę.

W domu najpierw nakarmiła dziecko, a gdy Elizabeth zaczęła się

bawić, prędko wzięła prysznic. Długo zastanawiała się, co na siebie
włożyć. Nie miała zamiaru ostentacyjnie się stroić, lecz nie wypadało iść

do eleganckiej restauracji w byle czym.

Przejrzała rzeczy wiszące w szafie. Miała kilka ładnych kompletów na

chłodniejsze pory roku, ale nic eleganckiego na lato. Wybrała

najbardziej szykowną i zawsze modną prostą suknię bez rękawów, z
małym dekoltem. Do tego założyła białe sandały i sznur perełek.

Napiła się lemoniady i zadzwoniła do pana Arnolda. Detektyw

niestety powiedział to samo, co słyszała od kilku miesięcy: nie znalazł

Lisy, ale nie tracił nadziei. Twierdził, że poszukiwania osób zaginionych

na ogół trwają bardzo długo.

Rozumiała to, ale czekanie stawało się coraz trudniejsze. Martwiło ją,

że im dłużej Lisa będzie nieobecna, z tym większym trudem nawiąże

emocjonalny kontakt z dzieckiem. Co prawda była gotowa zapłacić
każdą cenę za odnalezienie siostry, jednak pieniędzy ubywało w

zastraszającym tempie.

Po odłożeniu słuchawki westchnęła z głębi serca. Podeszła do lustra i

przyjrzała się sobie uważnie. Miała zmęczoną twarz i podkrążone oczy.

Cienie można by zamaskować makijażem, ale Hannah nigdy się nie
malowała. Ojciec już dawno nie żył, a mimo to nadal stosowała się do

jego nakazów.

Pani Carr zmarła przy porodzie drugiej córki. Po śmierci ukochanej

żony pan Carr stał się jeszcze bardziej apodyktyczny i wymagający.

Wychowywał córki niezwykle surowo, stosując liczne zakazy i nakazy.

Między innymi kategorycznie zabronił im poprawiać urodę.

- Jesteście bardzo podobne do mamy. Macie piękne włosy, duże

oczy i cerę jak brzoskwinia. Nie ma sensu poprawiać natury, więc nie

chcę słyszeć o żadnym makijażu.

Hannah słuchała ojca bez szemrania, natomiast Lisa, młodsza o osiem

lat, stale się buntowała. Sprzeczki, a nawet awantury, były na porządku

RS

background image

18

dziennym. Gdy w powietrzu wisiała kolejna kłótnia, Hannah wsiadała na
konia i mknęła wprost przed siebie. Po powrocie zwykle zastawała Lisę

we łzach.

Trwało to do śmierci ojca. Gdy zostały same, Hannah zajęła się

domem. Lisa, po krótkim okresie żałoby, rozsmakowała się w

swobodzie, nie zaprzątając sobie głowy konsekwencjami swego

postępowania. Zakochała się w nieodpowiednim człowieku i zaszła w
ciążę. Najgorsze było to, że uciekła, porzucając dziecko.

Hannah początkowo łudziła się, że Lisa wróci po kilku dniach, lecz

teraz powoli traciła nadzieję. Poczuła niemiły ucisk w gardle. Otrząsnęła

się, zaniosła do samochodu wózek i wróciła po Elizabeth.

- Chodź, rybko. Twoja mama się nie odzywa. Na razie wciąż

jesteśmy tylko we dwie. Dziękuję niebiosom, że mi cię zesłały.

Elizabeth uśmiechnęła się i klasnęła w rączki.
- Jak się zapatrujesz na kolację z panem Giraud? Wiem, że nie

powinnyśmy jechać, bo to za wysokie progi na nasze nogi. On jest

bogatym, światowym panem, a my co? Musimy uważać, by zbytnio się
do niego nie przywiązać. Dzisiejsze spotkanie będzie ostatnie.

Pouczała dziecko, ale naprawdę przemawiała do siebie. Nie-

potrzebnie strzępiła sobie język, bo serce i tak jej nie słuchało.

Była tak przejęta perspektywą spędzenia wieczoru w towarzystwie

czarującego Dominika, że co kilka chwil zalewały ją fale gorąca.
Zajechała przed hotel mocno zarumieniona. Ledwo stanęła, otworzyły

się drzwi.

- Och! - wyrwało się jej mimo woli.
Intrygowało ją, dlaczego Dominik czeka na parkingu. Wyglądał bardzo

elegancko w perłowoszarym letnim garniturze i białej koszuli.

- Dobry wieczór. Jesteś punktualna.
Popatrzył na nią takim wzrokiem, że spuściła oczy. Gdy poczuła jego

rękę na swojej, przebiegł ją dreszcz.

- Mogę wyjąć Lizzy?

Gdy skinęła głową, otworzył tylne drzwi i wyciągnął dziecko z

krzesełka.

RS

background image

19

- Witaj, kochanie. Ach, jak słodko pachniesz - zażartował. Przytulił ją

i pocałował w nosek. Elizabeth roześmiała się, a Hannah zupełnie

bezsensownie pomyślała, że siostrzenica niezbyt wzięła sobie do serca

niedawne pouczenia.

Nie chciała, aby dziecko pośliniło Dominikowi ubranie, więc wyjęła z

torebki ręcznik.

- Mogę położyć panu na ramieniu? Lizzy gotowa pobrudzić garnitur.
- Proszę.

Kładąc ręcznik, niechcący musnęła brodę Dominika. Speszyła się i

zarumieniła.

Dominik zajrzał jej w oczy.

- Dlaczego nie mówisz mi po imieniu?

- Kwestia wychowania. - Odsunęła się i drżącą ręką poprawiła

włosy. - Nie przechodzę na ty z przygodnymi znajomymi.

- Aha. - Gniewnie zmarszczył brwi. - Uważam, że dla mnie powinnaś

zrobić wyjątek. Już nie jestem przygodnym znajomym. Miałem wypadek

w pobliżu twojego muzeum i leżałem w twojej chacie. Masz dobre
serce. Zostawiłaś dziecko bez opieki i pospieszyłaś na ratunek, chociaż

nie wiedziałaś, co się stało i kto potrzebuje pomocy.

- Nie groziło mi żadne niebezpieczeństwo.
- Nieprawda. Samochód mógł się zapalić, ale ciebie to nie

odstraszyło. Niewiele osób wiedziałoby, co zrobić w takiej sytuacji. Nie
każdy umiałby wsadzić mnie na konia. Przez całą drogę trzymałaś mnie

mocno, żebym nie spadł. Zawarliśmy bliską znajomość i wcale nie

jesteśmy sobie obcy. Mam rację, piękna Hannah?

Wymówił imię z francuskim akcentem, który bardzo się jej podobał.

- Może... - Odsunęła się i wyjęła wózek. - Jestem zdumiona

zachowaniem Lizzy - rzekła na pozór obojętnie. - Pierwszy raz nie boi się
obcego człowieka.

Nie oglądając się i nie czekając na odpowiedź, ruszyła w stronę

wejścia. Dominik zrównał się z nią; już prawie nie utykał. W foyer stała

grupa młodych ludzi i dzieci w różnym wieku. Dwie dziewczynki,

dokładnie zlustrowawszy Dominika, podeszły.

RS

background image

20

- Ma pan słodką córeczkę - zawołała dziewczynka w okularach.
- Wiem - rzekł Dominik z dumą.

- Możemy popatrzeć na nią z bliska? - spytała druga dziewczynka.

Dominik uśmiechnął się ujmująco.
- Oczywiście, ale uprzedzam, że boi się obcych i gotowa wybuchnąć

płaczem.

Jedna z dziewczynek połaskotała Elizabeth pod brodą, druga

próbowała złapać ją za rączkę.

Hannah z trudem powstrzymała się, by nie odebrać dziecka. Donośny

płacz Elizabeth zwrócił uwagę obecnych, kilka osób spojrzało w ich

stronę.

Dominikowi wesoło błysnęły oczy; sytuacja bawiła go. Wyprostował

się i przytulił Elizabeth, która od razu się uspokoiła.

Dziewczynki dygnęły i wróciły do rodziców.
- Idziemy? - spytał Dominik.

- Nie wiem, czy warto. Lizzy chyba nie wytrzyma i znowu urządzi

koncert. Proponuję, żebyśmy zjedli coś w samochodzie. Znam miejsce,
gdzie sprzedają wspaniałe hamburgery.

- Ten pomysł niezbyt mi się podoba. Myślałem o kolacji w

eleganckim lokalu.

- Dziecko potrafi zepsuć najlepsze plany. - Po chwili wahania

dodała: - Doceniam twoje dobre chęci... Dominiku.

- Naprawdę?

Spoważniał tak nagle, że Hannah ogarnął niepokój. Drżącymi palcami

otworzyła portmonetkę.

- Możesz prowadzić. Proszę, oto kluczyki. I pieniądze, o których

zapomniałeś.

Nim dojechali na miejsce, Dominik uznał, że jest zadowolony ze

zmiany uprzednich planów. Kolacja w ciasnym samochodzie będzie

bardziej kameralna, a poza tym dziecko wyglądało na zadowolone.

Sądził, że grzeczna Elizabeth nie będzie stale ich absorbować.

Podeszła kelnerka w średnim wieku.

- Dobry wieczór. Co państwo zamawiają?

RS

background image

21

Dominik kątem oka zauważył, że bacznie mu się przygląda.
- Przepraszam, ale chyba gdzieś pana widziałam. Słyszał podobne

stwierdzenia tak często, że nauczył się je ignorować. Tym razem jednak

mruknął:

- Wątpię.

- Niedawno widziałam pana w telewizji.

- Pewnie tylko jestem do kogoś podobny - rzekł zniecierpliwiony.
Kelnerka nie dawała za wygraną.

- Wystąpił pan w America Today, prawda? Na żywo jest pan jeszcze

przystojniejszy niż w telewizji. Zapamiętałam pana z powodu nazwiska.

Nie znam francuskiego, ale lubię jego brzmienie.

Dominik skrzywił się i nic nie odpowiedział.

- Przepraszam, ale to dla mnie wielkie przeżycie. Ci panowie, którzy

z panem wystąpili, też są przystojni. To był najciekawszy program, jaki
ostatnio oglądałam.

- Naprawdę?

- Z ręką na sercu. Mam nadzieję, że prędko zbuduje pan tę linię

przez Laramie. Mój mąż chciałby podróżować, ale nie znosi długich

podróży samochodem, a do samolotów w ogóle nie wsiada. Dzięki panu

będziemy mogli jeździć szybko i bezpiecznie.

- Zobaczymy...

- Czy zechce mi pan dać autograf? Jeśli nie pokażę podpisu, mąż nie

uwierzy, że był pan z rodziną w „LaRue". Ma pan śliczną córeczkę. Za

parę lat będzie łamać serca mężczyznom, jak teraz jej ojciec kobietom.

Hannah przechyliła się i zwróciła do kelnerki:
- Obiecuję, że dostanie pani autograf. Jak się pani nazywa?

- Marie Gates - odparła rozanielona kelnerka. - Dziękuję. Bardzo

dziękuję. Czy panią też mogę prosić o podpis?

- Oczywiście - rzekł Dominik.

Popatrzył na Hannah. Pierwszy raz spotkał kobietę o tak nie-

skazitelnej cerze. Był pewien, że Hannah nie ma makijażu. Natura

obdarzyła ją cerą, za jaką inne kobiety gotowe były zapłacić majątek.

Wiedział o tym doskonale, ponieważ jego rodzina dorobiła się wielkich

RS

background image

22

pieniędzy na kobiecej próżności. Gotów był założyć się, że Hannah nie
kupuje żadnych kosmetyków.

Nie rozumiał, jak mąż mógł opuścić kobietę tak wielkiej urody. A

może Hannah jest wdową, opłakuje zmarłego i dlatego ma podkrążone
oczy?

- Niepotrzebnie obiecałeś jej mój autograf.

- Co ci to szkodzi?
- Przecież nie jesteśmy małżeństwem.

- A ja jestem kawalerem, więc nie ma problemu. Poza tym, nie

zrobiłem nic złego. Widziałaś, jaką przyjemność jej sprawiliśmy.

- Patrz, już niesie jedzenie.

- To świetnie, bo umieram z głodu. Kelnerka podała mu tacę.

- Ile jestem winien?

- Nic. Wystarczy autograf. Przyniosłam nowiutki jadłospis i pióro.
Dominik napisał kilka słów, położył na wierzchu dwadzieścia dolarów

i oddał menu.

„Droga Marie - przeczytała kelnerka na głos. - Mam nadzieję, że pani

oraz mąż będziecie często korzystać z naszego pociągu. Serdecznie

pozdrawiamy. Dominik i Hannah Giraud.

- Dziękuję za piękną dedykację, ale pieniędzy nie przyjmę.
- Proszę nie robić mi przykrości.

- No, dobrze. Jeszcze raz dziękuję. Jak państwo skończą, proszę

błysnąć światłami, a zaraz przyjdę po tacę.

Po odejściu kelnerki Dominik podał Hannah lemoniadę.

- Proszę, napij się. - Westchnął ciężko. - No, nareszcie jesteśmy

sami.


RS

background image

23

ROZDZIAŁ TRZECI

annah starała się ukryć wrażenie, jakie zrobiła na niej
wiadomość, że Dominik jest kawalerem. Intrygowało ją, dla-

czego taki przystojny mężczyzna jeszcze się nie ożenił. Na

pewno nie z powodu braku kandydatek. Czyżby przed laty zakochał się

nieszczęśliwie i dotąd pozostał wierny młodzieńczej miłości?

- Szkoda, że nie oglądałam audycji, o której mówiła kelnerka.

Można wiedzieć, gdzie pracujesz i jak zarabiasz na chleb?

Dominik przez chwilę patrzył na nią bez słowa, jakby zastanawiał się,

co powiedzieć.

- Teraz dużo podróżuję po Stanach - odparł wreszcie. - Namawiam

ludzi, by poparli projekt na miarę dwudziestego pierwszego wieku.

Hannah z powątpiewaniem pokręciła głową. Według niej tego typu

zajęcie nie było na tyle intratne, żeby Dominikowi starczało funduszy na

pokrycie kosztów benzyny, dobrych hoteli i restauracji.

- Czy teraz ty zechcesz zaspokoić moją ciekawość? - spytał Dominik.

- Postaram się.
- Do kogo należy ziemia, na której stoi muzeum?

- Do mojej rodziny. Od kilku pokoleń.

- Z kim zatem powinienem porozmawiać na temat wykupu gruntu?

- Chodzi o budowę trasy superszybkiego pociągu?

- Tak. Potrzebne są zezwolenia wszystkich właścicieli terenów,

przez które ma przebiegać nowa linia kolejowa.

- Naprawdę zamierzasz ją zbudować? Dominikowi drgnęły kąciki

ust.

- Prawie wszyscy, z którymi zaczynam rozmowę na ten temat,

reagują podobnie. Jestem przedstawicielem grupy entuzjastów, którzy

zamierzają połączyć ekspresową linią kolejową Nowy Jork z San
Francisco.

- O ile dobrze pamiętam, taki pociąg kursuje już w Japonii.

- Nasz będzie osiągał prędkość dziewięciuset kilometrów na

H

RS

background image

24

godzinę. Oczywiście nie można rozkręcać takiego przedsięwzięcia bez
uprzednich uzgodnień z właścicielami ziemi, przez które będzie

przebiegała trasa. Twój majątek leży na interesujących nas terenach.

Informacja stanowiła wyjaśnienie powodów, które przywiodły

Dominika do Wyomingu.

- Właściciele sąsiednich parceli potraktowali nas bardzo

przychylnie.

- Chyba żartujesz! - Popatrzyła na niego z niedowierzaniem. -

Zgodzili się sprzedać ziemię?

- Nie musieli sprzedawać, bo nikogo nie prosimy o odstępowanie

gruntu. To ostateczność... Nie namawiamy do tego, by ludzie pozbywali

się ziemi po przodkach, tylko proponujemy udziały w naszej spółce.

Jestem przekonany, że w przyszłości dywidendy będą pokaźne.

- Skąd ta pewność? - Hannah nie spuszczała z niego badawczego

wzroku. - Pomysł brzmi nieco niewiarygodnie, ale podziwiam twoją

odwagę i pasję. We Francji też już kursuje taki szybki pociąg, prawda?

Może i w Stanach uda się zrealizować równie śmiały projekt. Życzę
powodzenia, ale niestety nie mogę dać zgody, o jaką prosisz.

- O!

- Pewnie część ludzi zapali się do waszej wizji, to zrozumiałe. Jednak

nasza parcela leży na historycznie ważnym terenie i dlatego od ponad

stu lat nic tu nie zmieniamy. Nie sprzedam ani kawałka ziemi i nie
pozwolę, żeby wprowadzono jakiekolwiek zmiany. Tak to niestety

wygląda.

- Ale...
- Zresztą, nie wierzę w powodzenie twojego projektu. Ty pewnie

zawsze chcesz dopiąć swego.

- Zgadłaś.
Dominik uśmiechnął się zagadkowo. Hannah nie miała wątpliwości,

że zrobi wszystko, by zrealizować swój plan.

- Chyba nie jestem jedyną osobą, która ci odmówiła?

- Owszem, nie jesteś.

- No, widzisz. - Nie mogąc dłużej znieść jego przenikliwego wzroku,

RS

background image

25

spojrzała na Elizabeth. - Co robisz, gdy spotykasz się z odmową?

- Zachowuję spokój, bo zawsze mam nadzieję, że dana osoba

zmieni zdanie. Ludzie muszą mieć czas do namysłu. Niektórzy

potrzebują kilku dni, a nawet tygodni. Większość dochodzi do wniosku,
że projekt ma więcej plusów niż minusów. Ja cierpliwie czekam i na

wszelki wypadek szukam innej możliwości przeprowadzenia trasy.

- Nigdy nie ogarnia cię zniechęcenie?
- Owszem, ogarnia. Szczególnie podczas rozmów z urzędnikami.

Wiem jednak, że urzeczywistnienie każdego marzenia, a tym bardziej
tak wielkiego, wymaga wiele wysiłku i zachodu.

- Osiągnięcie takiego celu przechodzi moje wyobrażenie - przyznała

Hannah. - Samo zdobycie zgody odpowiednich urzędów oraz właścicieli

terenów zajmie rok.

- Już zajęło więcej, a dopiero dotarłem do wschodniego Wyomingu.

Została cała zachodnia część kraju, czyli Utah, Nevada, Kalifornia. Ale

mam czas, nie spieszy mi się.

- Hmmm. Załóżmy, że namyślę się i uznam, że pociąg nie będzie mi

przeszkadzał. Jakie jeszcze są plusy, oprócz wspomnianych udziałów?

- Może moje argumenty akurat do ciebie nie trafią, ale przypomnij

sobie, co mówiła kelnerka. Nie tylko jej mąż boi się podróżować
samolotem. Takich jak on są tysiące. Ci ludzie boją się latać, lecz z

drugiej strony chcą szybko przenosić się z miejsca na miejsce. Samochód
im nie odpowiada, bo jest ciasny, powolny i niezbyt bezpieczny.

- To niech siedzą w domu...

- Ten nowoczesny pociąg jest szybki, nie zanieczyszcza środowiska.

Mój dobry znajomy, zdolny inżynier z niebywałą wyobraźnią,

skonstruował już prototyp.

- Nic z tego nie będzie, jeśli setki, ba, tysiące ludzi i agencje

rządowe nie zechcą działać dla wspólnego dobra.

- Racja.

- Ja odmawiam. Widzisz, przysięgłam umierającemu ojcu, że

zachowam majątek w nienaruszonym stanie i dlatego nic nie zmienię.

Równie ważnym powodem, o którym nie wspomniała, była

RS

background image

26

nieobecność siostry. Lisa była współwłaścicielką ziemi i musiałaby
wyrazić zgodę, a teraz było to przecież niemożliwe.

- Rozumiem. Przysięgi nie wolno złamać - rzekł Dominik z powagą. -

Nie martw się, jakoś rozwiążę ten problem. Zawsze znajdzie się wyjście z
sytuacji.

- To głównie twoja idea, prawda?

- Tak - odparł po chwili wahania.
Hannah wyczuła, że Dominik nie lubi osobistych pytań, lecz

ciekawość zwyciężyła.

- Pewnie sam boisz się latać samolotem i dlatego wpadłeś na

pomysł...

- Nie - przerwał ostro. - Moja matka panicznie boi się podróży drogą

morską i powietrzną. Gdy postanowiłem przenieść się do Nowego Jorku,

powiedziała, że chętnie oddałaby cały majątek na budowę pociągu
kursującego w tunelu pod oceanem, by móc mnie odwiedzać. Nie mogę

spełnić jej marzenia, jednak słowa matki dały mi do myślenia.

W zasadzie odpowiedział na pytanie, a jednak Hannah intuicyjnie

wyczuła, że nie był do końca szczery. Wiadomo, wszyscy mamy

marzenia i snujemy śmiałe plany, lecz tylko nieliczni próbują zrealizować

swoje wizje. Dominik był pasjonatem wyrastającym ponad przeciętność,
toteż przestała się dziwić, że wciąż jeszcze pozostawał kawalerem. Tylko

wyjątkowa kobieta zdobędzie jego serce.

Opamiętała się i spojrzała na zegarek; zrobiło się późno.

- Wzruszające motywy działania... Twoja matka musi być

zachwycona, chociaż chyba nie będzie miała okazji przejechać się twoim
pociągiem. Wybacz, ale czas na mnie, bo jutro muszę wcześnie wstać.

- Ja też.

Nie ośmieliła się zapytać, czy rusza w dalszą drogę. Dominik błysnął

światłami i natychmiast przy samochodzie pojawiła się kelnerka.

- Jak państwu smakowało?

- Pierwszy raz jadłem tak wspaniałe hamburgery. Kelnerka

rozpromieniła się.

- Powiem szefowi. Na pewno się ucieszy.

RS

background image

27

W drodze powrotnej Hannah nie odzywała się. Posmutniała, stała się

bardziej milcząca. Zamiast zatrzymać się przed głównym wejściem do

hotelu, Dominik wjechał na parking i stanął koło swojego dżipa.

Hannah usiadła za kierownicą.
- Dziękuję za miłe towarzystwo i smaczną kolację. Życzę ci

powodzenia. Żegnam.

- Chwileczkę. Nie puszczę cię samej. Dla bezpieczeństwa pojadę za

tobą i pożegnamy się przed domem.

Nim dojechali, Hannah zdołała co nieco zapanować nad emocjami.

Wysiadła, zamknęła samochód i pędem wbiegła po schodach. Chciała

jak najszybciej zostać sama, lecz długo nie mogła trafić kluczem w

dziurkę.

- Pomóc ci? - spytał Dominik.

- Ależ nie, dziękuję, poradzę sobie - szepnęła lekko drżącym

głosem.

Otworzyła drzwi i odwróciła się, aby wziąć dziecko, lecz Dominik

minął ją i wszedł do środka. Gdy Hannah wyciągnęła ręce, Elizabeth
wybuchła płaczem, jakby nie chciała rozstać się z Dominikiem.

- Ależ cię polubiła! Lepiej już idź, bo przy tobie będzie kaprysić.

- Dobrze. Idę, ale na pewno wrócę. Dobranoc.
Ku jej zaskoczeniu pocałował nie tylko Elizabeth, ale również ją. Po

wyjściu Dominika przytuliła dziecko i szepnęła:

- Mnie zrobiło się smutno, ale nie będziemy płakać, bo on obiecał,

że wróci.

Liczyła się z tym, że Dominik jest bardzo zajęty i ma mało czasu, więc

przyjedzie za kilka tygodni lub miesięcy. Wierzyła jednak, że dotrzyma

słowa. Postanowiła jak najmniej o nim myśleć i trzymać uczucia na

wodzy. Wydatnie pomagała w tym praca od rana do wieczora.

Po upływie tygodnia doszła do wniosku, że widocznie tylko jej się

zdawało, iż nie jest Dominikowi obojętna. Gdyby tak było w istocie, na

pewno znalazłby czas i zadzwonił.

W końcu musiała pogodzić się z oczywistym faktem, że Dominik dbał

o nią tyle, co o zeszłoroczny śnieg. Może praca przesłaniała mu cały

RS

background image

28

świat?

W piątek zwykle przyjeżdżało najwięcej wycieczek i utarg był

najwyższy, lecz tym razem Hannah było to obojętne. Była tak zmęczona

bezowocnym czekaniem na Dominika, że postanowiła zostać w domu.
Zrezygnowana i smutna, od rana wzięła się do gruntownych porządków.

Po południu zawiozła dziecko do przyjaciółki i pojechała do warsztatu

Thorntona. Czekając na swą kolej, przejrzała dwa czasopisma, w których
nie znalazła nic ciekawego. Lekko ziewając, sięgnęła po kolejne pismo.

Okazało się, że jest to stary numer „U.S. Economics". W oko od razu

wpadł jej artykuł o miliarderach. Znalazła odpowiednią stronę i tekst o

trzystu amerykańskich bogaczach.

Czytając, kręciła głową. Jak to się dzieje, że jeden człowiek gromadzi

tak wiele pieniędzy? Jak powstają takie olbrzymie fortuny? Dla kogo

pisze się podobne artykuły? Czy zwykli śmiertelnicy naprawdę pragną
informacji o dorobkiewiczach? Ze zdumieniem patrzyła na zdjęcia

niezwykle bogatych ludzi, prezentujących się bardzo przeciętnie.

- Hannah, przegląd skończony.
- Dziękuję, Jim. Już idę.

Chciała obejrzeć fotografie pozostałych miliarderów, więc prędko

przerzuciła kilka stron. I wtedy dostrzegła znajomą twarz.

- Dominik! - wyrwało się jej mimo woli.

Pochyliła się i chciwie wpatrzyła w zdjęcia. Na pierwszym elegancko

ubrany Dominik wchodził do biurowca przy ruchliwej ulicy. Miał bardzo

niezadowoloną minę.

Pod zdjęciem napisano:

Dominik Giraud, przystojny współwłaściciel House of Eve w Prowansji,

we Francji. Na zdjęciu stoi przed amerykańską siedzibą firmy w Nowym

Jorku. Majątek ocenia się na siedemdziesiąt miliardów.

Z wrażenia osłupiała. Trudno jej było uwierzyć, że firma znana na

całym świecie należy do rodziny Dominika. Kiedyś, tylko raz, kupiła ojcu

na urodziny bardzo drogą wodę kolonską o cytrynowym zapachu.

Na drugim zdjęciu Dominik siedział w czarnej limuzynie, stojącej

przed piękną willą w St. Paul de Vence.

RS

background image

29

Zrozumiała, że dzieli ich przepaść nie do pokonania. Mimo to patrzyła

na zdjęcia jak zauroczona. Tajemnicza zagadka została rozwiązana,

wszystko się wyjaśniło. Stało się jasne, dlaczego kelnerka rozpoznała

Dominika. Hannah przypomniała sobie urywki rozmów,
niedopowiedzenia. Nie ośmieliła się bezpośrednio zapytać Dominika o

rodzinę, a teraz znalazła odpowiedź na wszystkie pytania.

Ukryła twarz w dłoniach. Wiedziała, że człowiek tak bogaty może

mieć wszystko, czego zapragnie.

Przestało ją dziwić, że bogaty i przystojny Dominik dotąd nie znalazł

żony. Jaka kobieta byłaby w stanie sprostać jego wymaganiom? Na

pewno nie biedna właścicielka malutkiego muzeum... Jakże była głupia,

marząc, że zaprosi ją do domu i przedstawi rodzicom! Zrozumiała,

dlaczego nie mówił nic o sobie; widocznie uważał, że jest powszechnie

znany.

Zrobiło się jej przykro, gdy uświadomiła sobie, że spotkanie z nią nic

dla niego nie znaczyło. Na pewno było wiele kobiet, gotowych zrobić dla

niego wszystko, a on bardzo prędko się nimi nudził.

Po chwili otrząsnęła się z niemiłych myśli i poszła zapłacić za przegląd.

- Czy mógłbyś odstąpić mi to stare czasopismo? - zapytała.

- Jest tam ciekawy artykuł, który chętnie jeszcze raz przeczytam.

Zapłacę, jak za nowe.

- Coś ty! - obruszył się Jim. - Nie będę brał pieniędzy za starą

gazetę. I to od ulubionej klientki. - Puścił do niej oczko.

- Chyba wybierasz się na randkę, bo przyjechałaś bez dziecka.

- Skądże. Podrzuciłam małą przyjaciółce. Dziękuję za czasopismo i

do widzenia.

Prędko wyszła, aby nie zobaczył cisnących się do oczu łez.

Oczywiście od razu zorientowała się, że Dominik jest wykształcony i

obyty w świecie, że obraca się w innym środowisku niż ona. Jednak do

głowy jej nie przyszło, jak wielka dzieli ich przepaść.

Artykuł o miliarderach otrzeźwił ją, podziałał jak kubeł zimnej wody.

Postanowiła, że jeśli w przyszłości znowu zapragnie gwiazdki z nieba,

wyciągnie artykuł i popatrzy na zdjęcia Dominika.

RS

background image

30

Odebrała Elizabeth i pojechała do domu, ale nie mogła znaleźć sobie

miejsca, więc postanowiła pójść do parku.

- Pochodzimy wśród drzew i posiedzimy sobie w cieniu nad

strumykiem. Chcesz? Ty popatrzysz na motylki i ptaszki, a ja zaceruję w
końcu dziurę w bluzie, bo w przyszłym tygodniu jest parada i...

Rozpłakała się.

Dominik i Zane energicznie machali rękoma, więc Alik zauważył ich,

ledwo wysiadł z samolotu. Wszyscy trzej umówili się w Laramie.

- Witaj. Jak dobrze, że zdążyłeś.
- Tylko dzięki temu, że przesunąłeś termin spotkania. Przyda mi się

zmiana otoczenia. Szkoda tylko, że nie możemy trochę poleniuchować.

Mamy sporo spraw do omówienia.

- Niestety. Ale jest doskonała okazja, żeby się spotkać i zo-

rientować, na czym stoimy.

- Może najpierw opowiedz o kobiecie, która rzuciła na ciebie urok.

Czyżbyś myślał o zmianie stanu cywilnego?

Dominik spiorunował Zane'a wzrokiem.
- Wygadałeś się?

Zane tylko uśmiechnął się w odpowiedzi, a Alik zapytał:

- Kiedy ślub?
- Nie mam pojęcia.

- Chcesz, żebyśmy pochwalili twój wybór?
- To ja raczej muszę pozyskać aprobatę pani Hannah Carr - mruknął

Dominik. - Nie rozumiem, czemu uważa, że z tej mąki nie będzie chleba.

Przyjaciele wybuchli śmiechem.
- Trafiła kosa na kamień. A myślałem, że tobie nie potrafi się oprzeć

żadna kobieta - zażartował Alik.

- Nie znasz Hannah.
- Jeśli Dominik nie nakłoni jej -do zmiany decyzji, nic nie da się

zrobić.

- Kiedy spotkamy tę niezwykłą kobietę?

- Za kilka minut.

Miniony tydzień ciągnął się w nieskończoność i Dominik liczył godziny

RS

background image

31

do spotkania. Łudził się, że pociąga Hannah tak mocno, jak ona jego. To
zaś znaczyłoby, że ojciec małej Elizabeth jest jej już obojętny. Czuł

wyraźnie, że Hannah lgnie do niego duszą i ciałem, więc nie rozumiał jej

oporów. Jeszcze żadna kobieta nie wzbudziła w nim tak gorących uczuć.
Jego rozmyślania przerwał Zane.

- Chciałbym zobaczyć miejsce wypadku.

- Jak to się stało? - zapytał Alik. Zane nie dopuścił Dominika do

słowa.

- Ja lepiej to wytłumaczę. Wypadek był mu widać pisany, bo ocaliła

go wysłanniczka niebios. Złotowłosy anioł w kowbojskich butach.

- Dom, zwolnij! Widzę policję!

- Już zwolniłem, bo zaraz skręcam do muzeum. Na tym odcinku

chyba nie będą mnie ścigać.

Po kilku minutach zobaczył muzeum, ale gdy podjechał bliżej,

dostrzegł wywieszkę: „Zamknięte".

- Nie rozumiem, co się dzieje - mruknął półgłosem. - Pokażę wam

miejsce wypadku, a potem natychmiast wracamy do miasta.

Cofnął samochód i wjechał za muzeum.

Hannah wróciła do domu późnym popołudniem, wykąpała Elizabeth i

posadziła w łóżeczku. Po nastawieniu wody włączyła automatyczną
sekretarkę, aby sprawdzić, czy dzwonił detektyw, ale nikt się na nagrał.

W chwili gdy wyłączyła sekretarkę, usłyszała dzwonek przy drzwiach.

Skrzywiła się niezadowolona. Nie miała nastroju do rozmowy, uznała

jednak, że nie wypada nie otworzyć sąsiadce, która zapewne i tak

widziała ją przez okno.

- Kto tam?

- Dominik.

Na moment zamarła, a potem drżącą ręką otworzyła drzwi.
- Ty tutaj?

- Dobry wieczór.

Był w granatowej koszuli i jasnych spodniach. W ręku trzymał dużą

plastikową torbę.

Speszyła się, ponieważ nie przebrała się po powrocie ze spaceru.

RS

background image

32

Nerwowym ruchem odsunęła włosy z czoła.

Dominik obrzucił ją badawczym spojrzeniem.

- Masz wypieki. Źle się czujesz? Czy zamknęłaś muzeum z powodu

choroby?

- Nie, jestem zdrowa.

- A dziecko?

- Też zdrowe.
- Mogę wejść na chwilę?

- Proszę.
Szerzej otworzyła drzwi i odsunęła się. Gdy Dominik niechcący

musnął jej rękę, zadrżała lekko.

- Chodźmy do pokoju - zaproponował.

Całe szczęście, że rano posprzątała. Mieszkanie było małe, zagracone

meblami po rodzicach. Jej podręczniki i zabawki Elizabeth leżały na
wierzchu, więc i tak panował nieład, ale wszystko lśniło czystością.

Dominik zostawił torbę przy drzwiach i podszedł do stolika, na

którym stały zdjęcia rodzinne. Hannah miała nadzieję, że obejrzy je bez
komentarza. Niestety! Wskazał palcem najbliższe i zapytał:

- Kto to?

- Moja siostra.
- Bardzo podobna. Ile ma lat?

- Osiemnaście... Jest bardzo gorąco, mimo że włączyłam

wentylator. Napijesz się czegoś zimnego?

- Nie, dziękuję. - Odwrócił się i spojrzał jej prosto w oczy. -

Przyszedłem, żeby zaprosić cię na kolację. Moi przyjaciele, Alik i Zane,
też są w Laramie, więc jeśli nie masz z kim zostawić Elizabeth, oni się nią

zaopiekują. Ręczę za nich.

- To ci znajomi, z którymi chcesz zrealizować swój śmiały projekt?
Zadała to pytanie, aby zyskać na czasie. Musiała oswoić się z myślą,

że Dominik jednak o niej nie zapomniał i zaprasza ją na kolację.

- Owszem. I tak musieliśmy się spotkać, więc zaproponowałem

Laramie. Oczywiście powiedziałem im o wypadku, a oni chcieli zobaczyć,

gdzie to się stało. Zawiozłem ich do muzeum, zamierzałem was sobie

RS

background image

33

przedstawić, ale cię nie zastałem.

Patrzył na nią pociemniałymi oczami i mówił przytłumionym głosem.

- Przykro mi...

- Wiedzą, że uratowałaś mi życie, dlatego pragną cię poznać.
- Nie zrobiłam nic nadzwyczajnego. Z pewnością każdy by tak

postąpił...

- Nieprawda - przerwał Dominik stanowczo. - Na pewno nie każdy

ma taki refleks jak ty. Pierwotnie umawialiśmy się na spotkanie w

przyszłym tygodniu w Rock Springs - dorzucił Dominik.

- Aha.

- Ale stęskniłem się za tobą i twoim cherubinkiem. Wolałem nie być

za długo nieobecny, bo bałem się, że o mnie zapomnicie. Jeśli jednak

chcesz, żebym sobie poszedł, to...

- Nie - zawołała. - Ja... miło mi, że... zapraszasz mnie na kolację, ale

już coś ugotowałam. - Speszona przygryzła wargę. - Jest tylko spaghetti z

domowym sosem, ale zapraszam na skromną kolację.

- W porównaniu z restauracyjnym jedzeniem to prawdziwa uczta. -

Ukłonił się. - I zaszczyt dla mnie.

- Za pięć minut kolacja będzie gotowa.

- Czy mogę pobawić się z Lizzy? Mam dla niej prezent. Gdzie ona

jest?

- Już ją położyłam.
- Śpi?

- Chyba nie.

Zajrzała do dziecinnego pokoju; Elizabeth bawiła się i radośnie

gaworzyła.

- Kochanie, mam dla ciebie niespodziankę. Ucieszysz się, ale to

niestety będzie krótka radość. To nasze ostatnie spotkanie z
Dominikiem.

Wzięła dziecko i wróciła do bawialni. Elizabeth natychmiast poznała

Dominika i zaczęła wyrywać się do niego. Niewiele brakowało, a

wypadłaby Hannah z rąk. Na szczęście Dominik miał błyskawiczny

refleks, podbiegł i przytrzymał ją.

RS

background image

34

- Tęskniłem za tobą. - Pocałował Elizabeth w szyjkę. - Alik i Zane byli

rozczarowani, że cię nie zobaczyli. Mówiłem im, jaka jesteś śliczna.

- Spodziewałeś się, że tak cię przywita? - spytała Hannah. - To

zdumiewające, jak ona do ciebie lgnie.

Dominik uśmiechnął się czarująco.

- Mnie nie dziwi, bo to uczucie ze wzajemnością. Po tak serdecznym

powitaniu nie ma wątpliwości, że za sobą przepadamy. - Zrobił perskie
oko. - Bardzo się lubimy, prawda, maleńka? Poprosimy mamusię, żeby

wyjęła prezent. Mam nadzieję, że się wam spodoba.

Na początku Hannah zastanawiała się, czy powiedzieć mu, kto jest

matką Elizabeth. Po przeczytaniu artykułu doszła jednak do wniosku, że

ich znajomość będzie krótka i dlatego nie sprostowała omyłki.

Wyjęła z torby elegancko opakowane pudło. Po rozwinięciu

kolorowego papieru ujrzała żółty, dwuczęściowy komplet dla
niemowlęcia. Spojrzała na Dominika roziskrzonym wzrokiem.

- Masz doskonały gust. Ubranko jest śliczne.

- Zobaczmy, jak będzie w nim wyglądać.
- Sam ją ubierz.

Dominik uśmiechnął się zadowolony i wprawnie przebrał Elizabeth.

Hannah nie wytrzymała i zapytała:

- Gdzie nauczyłeś się obchodzić z niemowlętami?

- Siostra zamiast jednego spodziewanego syna, urodziła dwóch,

więc musieliśmy jej pomagać.

Miała ochotę zadać więcej pytań, lecz na razie zadowoliła się tym, co

usłyszała. Z tonu głosu Dominika wywnioskowała, że bardzo kocha
siostrę.

- Cudnie wyglądasz, ma belle. - Postawił Elizabeth na stole. - Gdy

dorośniesz, złamiesz niejedno męskie serce.

Hannah przeprosiła i poszła do kuchni. Gdy wróciła, Dominik i

Elizabeth leżeli na podłodze i bawili się kolorową wstążeczką. Usiadła na

kanapie, chociaż chętnie przyłączyłaby się do zabawy.

- Dziękuję za wspaniały prezent.

- Naprawdę nie ma za co. - Spojrzał jej w oczy. - Zrobiłbym znacznie

RS

background image

35

więcej, gdybyś mi pozwoliła.

Była pewna, że mówi o pieniądzach, których nie przyjęła.

- Przepraszam, że tak to wypadło.

- Wszystko ci wybaczę, jeśli zgodzisz się spędzić ze mną weekend.
Hannah zaniemówiła. Gdyby nie przeczytała artykułu o miliarderach,

sądziłaby, że Dominik pragnie kontynuować znajomość, a nawet się

zaleca.








RS

background image

36

ROZDZIAŁ CZWARTY

ominik nie krył rozczarowania.
- Twoje milczenie jest bardzo wymowne. Domyślam się, że

już jesteś umówiona z ojcem Lizzy.

- Ja?

- Czyżbym wyciągnął niewłaściwy wniosek? - rzekł spokojniej. -

Przepraszam.

Hannah bezwiednie przełożyła dwie poduszki.

- Nie robiłam żadnych planów, bo biorę udział w paradzie.

- Bardzo chętnie ją obejrzę... Ale wracając do tematu, gdzie jest

ojciec Lizzy?

Pytanie tak ją zaskoczyło, że zanim zdążyła coś wymyślić, wyznała

zgodnie z prawdą:

- Nie mam pojęcia.

- Ale nadal go kochasz?
- Nie!

Zaczerwieniła się, gdy zdała sobie sprawę, jak to może zostać

zrozumiane. Ponownie zapadło kłopotliwe milczenie.

- Czy... - podjął Dominik - mam rozumieć, że nie chcesz przyjąć

mojego zaproszenia, bo według ciebie wszyscy mężczyźni są ulepieni z

tej samej gliny? Jeżeli tak uważasz, to bardzo się mylisz... Kiedy ostatni

raz was odwiedził?

Rozmowa wkraczała na niebezpieczny teren.
- Nigdy nie widział dziecka - szepnęła Hannah.

- A kiedy uciekł?
Hannah wzięła Elizabeth na ręce i ucałowała w oba policzki.

- Zniknął, gdy dowiedział się, że zostanie ojcem. Nie przewidział

takich konsekwencji i nie dorósł do roli, którą zaproponował mu los.

Dominik mruknął coś po francusku, a potem zapytał:

- A czy chociaż przysyła pieniądze? Przecząco pokręciła głową.

- Zawsze miał pustki w kieszeni. Ale jakoś sobie radzimy, prawda,

D

RS

background image

37

kruszyno?

- Łajdak.

- Lepiej, że go nie ma.

- Czy siostra mieszka z tobą? Serce Hannah przeszył ostry ból.
- Nie... teraz nie.

- Ale pomaga ci?

- Gdy tylko może - skłamała. - Proszę cię, zmieńmy temat. Jeśli

mamy w spokoju zjeść kolację, muszę położyć Elizabeth, zanim rozbawi

się na dobre. Rozpieszczasz ją.

- Trochę nie zaszkodzi. Dobranoc, moja mała. - Po powrocie

Hannah zapytał: - Skąd wiesz, że jestem głodny jak wilk?

- Mężczyźni zawsze są głodni.

- Ha, ha! - Wybuchnął gromkim śmiechem. - Widzę, że dobrze nas

znasz.

- Siądź tutaj. - Wskazała miejsce przy stoliku pod ścianą. - Poczęstuj

się sałatką, a ja sprawdzę, czy chleb jest już ciepły.

Kolacja przebiegła spokojnie, ponieważ Elizabeth grzecznie spała.

Dominik zjadł z apetytem trzy porcje spaghetti.

- Zachowuję się, jakbym od tygodnia nie miał nic w ustach, ale

wszystko wyjątkowo mi smakuje. Szczególnie chleb.

- Francuzi słyną jako smakosze, więc potraktuję twoje słowa jak

komplement.

- I to płynący z głębi serca. - Wziął następną kromkę. - Jaki to

gatunek chleba?

Hannah było miło, chociaż uważała, że zapytał jedynie z grzeczności.
- Podobno pieczony według starego szwedzkiego przepisu. Szkoda,

że nie mam wina, ale...

- Przestań - przerwał Dominik ostro.
- O co ci chodzi?

- Stale z czegoś się tłumaczysz i przepraszasz. Na twarzy Hannah

odmalowało się zdumienie.

- Nic podobnego.

- Nie zaprzeczaj. Ten łobuz chyba celowo wpędzał cię w kompleksy.

RS

background image

38

Powinnaś znać swoją wartość.

Z wrażenia upuściła widelec. Nie lubiła nikogo okłamywać, jednak w

tym wypadku coś powstrzymywało ją przed powiedzeniem prawdy. Aby

skierować myśli w inną stronę, postanowiła skupić się na roli pani domu
i podać deser. Nim zrobiła dwa kroki, poczuła na ramionach silne ręce.

Dominik zaczął masować jej kark. Już po chwili poczuła, jak z jej mięśni

ustępuje bolesne napięcie.

- Przepraszam - szepnął tuż przy jej uchu. - Nie chciałem zrobić ci

przykrości. Wierz mi. Czyżbyś nie zdawała sobie sprawy, że jesteś
wspaniałą i piękną kobietą?

- Przestań...

- Staram się zrozumieć, jak to możliwe, że człowiek, z którym masz

dziecko, nie dostrzegł twoich zalet. Dlaczego odsuwasz się ode mnie?

- Przecież...
Nie dokończyła i nie zdążyła się odwrócić, ponieważ rozległ się

dzwonek przy drzwiach frontowych. Oboje zastygli na moment, po czym

Hannah odskoczyła jak oparzona, a Dominik wyrzucił z siebie potok
francuskich słów.

- Spodziewasz się kogoś? - spytał.

- Nie. - Była rozdygotana, z trudem zbierała myśli. - Ale muszę

zobaczyć, kto przyszedł, bo natarczywe dzwonienie obudzi Lizzy.

Pobiegła do przedpokoju i wyjrzała przez wizjer. Za drzwiami stał

detektyw. Widocznie dowiedział się czegoś na tyle ważnego, że zamiast

zadzwonić, wolał przyjść osobiście. A jeśli przyniósł złą wiadomość?

Przeraziła się.

- Już otwieram. - Odwróciła się do Dominika, stojącego tuż za nią. -

Wiem, kto przyszedł. Proszę cię, idź do kuchni i wyłóż lody do miseczek.

To nie potrwa długo.

Dominik skrzywił się niezadowolony.

- Jesteś pewna, że nic ci nie grozi? - zapytał z troską.

- Tak.

Niechętnie odszedł, zaciskając pięści.

Hannah wyszła z mieszkania i zamknęła drzwi. Nie chciała, aby

RS

background image

39

Dominik był świadkiem tej rozmowy.

- Dobry wieczór. Proszę wybaczyć, że nie zapraszam do środka, ale

mam gościa. Co się stało? Jest jakaś wiadomość? Dobra czy zła?

- Bardzo dobra - odparł detektyw. - Znalazłem pani siostrę. Jest w

Fort Collins.

- Niemożliwe! To tylko godzina drogi stąd. Skoro Lisa jest tak blisko,

dlaczego się do mnie nie odzywa?

- Dowiedziałem się o niej od mechanika, pracującego w tamtejszym

warsztacie samochodowym. Siostra pojawiła się tam z człowiekiem o
nazwisku Steve Wright. Przywieźli do naprawy furgonetkę, która ma

takie wgniecenie, jak pani opisała.

- A kolor?

- Inny, ale samochód na pewno jest ten sam. Mechanik przekazał

mi numer ich telefonu. Dzięki temu znalazłem adres. Zatrzymali się przy
Cache-Poudre Lane.

- Nieprawdopodobne.

- Oczywiście nie wiem, od jak dawna pani siostra tam mieszka i jak

długo zamierza tam zostać. Jeśli chce się pani z nią zobaczyć, radzę

jechać natychmiast.

Hannah poczuła napływające do oczu łzy.
- Nie wiem, jak mam panu dziękować. Zadał pan sobie wiele trudu.

- Zawsze chętnie służę pomocą. Proszę jak najszybciej udać się pod

wskazany adres. Życzę powodzenia.

Wróciła do przedpokoju zapłakana i zderzyła się z Dominikiem.

Podtrzymał ją, aby nie upadła.

- Słyszałem, że rozmawiałaś z mężczyzną. To był ojciec Lizzy? Czego

chciał? Groził ci?

- Nie.
- Dobre i to. - Odetchnął z ulgą. - Jesteś bardzo wzburzona, czyli coś

się stało. Mogę ci jakoś pomóc?

- Możesz. - Oblizała spieczone wargi. - Naprawdę chcesz?

- Po co pytasz?

Przez chwilę zastanawiała się, co i jak powiedzieć.

RS

background image

40

- Jest coś, co muszę natychmiast zrobić. Muszę z kimś się spotkać.
- Chcesz, żebym przypilnował Lizzy?

- Nie. - Pokręciła głową. - Zabieram ją ze sobą. Chcę, żebyś... proszę

cię, wracaj do hotelu.

Dominik żachnął się.

- Jeśli sądzisz, że pozwolę, byś o tak późnej porze podróżowała bez

obstawy, to się grabo mylisz. Nie ruszę się stąd, chyba że razem z tobą.
Możemy jechać twoim albo moim samochodem, to dla mnie bez

różnicy.

Hannah nie miała siły protestować, zresztą podejrzewała, że Dominik

jest bardzo uparty. Nie chciała tracić czasu na bezowocną kłótnię.

- Dobrze. Pojedziemy moim, żeby nie przekładać fotelika dla

dziecka. Jeśli chcesz, możesz prowadzić.

W pośpiechu ubrała dziecko i wyszli. Gdy wsiedli do samochodu,

Dominik zapytał:

- Dokąd jedziemy?

- Do Fort Collins. Zaraz za miastem skręcimy w boczną drogę, bo

tam będzie pusto, i dojedziemy prędzej niż autostradą.

- Z kim tak nagle musisz się spotkać?

Wiedziała, że skoro zgodziła się, aby jej towarzyszył, musi powiedzieć

prawdę.

- Z siostrą.
- Domyślam się, że spieszysz na pomoc, bo wpadła w jakieś

tarapaty.

- Może...
- Hmm... - Zerknął na nią z ukosa. - Jesteś zmęczona, prześpij się.

Obudzę cię, gdy dojedziemy do Fort Collins.

- Dobrze.
Była wdzięczna, że nie zamęcza jej dalszymi pytaniami. Wiedziała, że

nie zaśnie, jednak zamknęła oczy.

- Jesteśmy na miejscu.

Dominik wziął ją za rękę. Ciepły uścisk dodał Hannah sił. Otworzyła

oczy i rozejrzała się. Przed niskim domem stała niebieska furgonetka,

RS

background image

41

lekko wgnieciona z boku.

- Mogę jeszcze coś zrobić?

- Na razie nie. Bardzo mi pomogłeś, bo nie musiałam prowadzić. To

nie potrwa długo.

Wysiadła i wyjęła Elizabeth. Gdy nieco oddaliła się od samochodu,

szepnęła:

- Mama cię nie pozna. Nie wie, jaka niespodzianka ją czeka. No,

odwagi. Idziemy.

Podeszła do drzwi i zdecydowanym ruchem nacisnęła dzwonek.

Spojrzała na zegarek: było wpół do jedenastej. Późno. O wiele miesięcy

za późno.

Drzwi otworzył półnagi młodzieniec.

- Dobry wieczór, jestem Hannah Carr. Czy zastałam siostrę?

- Tak.
- Czy mógłby pan powiedzieć, że chciałabym zamienić a nią kilka

słów.

- Już ją wołam.
Miała wrażenie, że upłynął cały kwadrans, nim usłyszała kroki.

Lisa wyszła na ganek, zamknęła drzwi i gniewnie syknęła:

- Tu nie będziemy rozmawiać. Chodź.
Hannah pomyślała z żalem, że siostra przez ten czas ani trochę się nie

zmieniła.

Lisa odwróciła się, jej oczy błysnęły wrogo.

- Co powiedziałaś Steviemu?

- Po prostu zapytałam, czy jesteś.
- Nic więcej?

- Nie.

- To dobrze. Niedawno się pobraliśmy. Nie chcę, by dowiedział się,

że mam dziecko.

Nadzieja na to, że widok Elizabeth obudzi w Lisie instynkt

macierzyński, rozwiała się.

- Kiedy był ślub?

- W dniu moich osiemnastych urodzin. Nie pozwolę, byś wtrącała

RS

background image

42

się w moje małżeństwo.

- Lizzy jest twoim dzieckiem. Lisa niecierpliwie machnęła ręką.

- Chciałam usunąć ciążę, ale mi nie pozwoliłaś. W szpitalu

oświadczyłam, że oddam małą do adopcji, na co też się nie zgodziłaś.
Myślałaś, że zmienię zdanie, i obiecałaś zaopiekować się nią, dopóki to

się nie stanie.

- Pamiętam.
- Dni mijały, a ja nadal nie chciałam dziecka, więc w końcu uciekłam

z domu. Teraz mam szansę ułożyć sobie życie. Steve jest
przeciwieństwem naszego ojca, nie mówi mi, co mam robić, jak

postępować. Ale jeśli dowie się, że go okłamałam, odejdzie. Przysięgnij,

że nic mu nie powiesz. Przepraszam, że znikłam bez słowa - mówiła Lisa

coraz bardziej gorączkowo. - Nie wiedziałam, co robić. Ja naprawdę nie

chcę tego dziecko, najlepiej będzie oddać je do adopcji.

Na myśl o oddaniu Elizabeth w obce ręce serce Hannah przeszył ostry

ból.

- Posłuchaj...
- Każde dziecko powinno mieć rodzinę. Upewnij się tylko, że to

przyzwoici ludzie.

- Co powiesz mężowi? Widział mnie z Lizzy i pewnie pomyślał, że to

twoja siostrzenica.

- Powiem, że nie masz męża, więc chcesz oddać małą do adopcji. To

proste wyjaśnienie.

- Mówiłaś mu o mnie?

- Oczywiście. Steve wie o nas wszystko. Pewnie mi nie uwierzysz,

ale w tych dniach miałam zamiar skontaktować się z tobą.

- Czyżby?

- Wiedziałam, że kiedyś znudzi ci się opieka nad niemowlęciem. Nie

poradzisz sobie ze szkołą i dzieckiem, a przecież chcesz skończyć studia,

prawda? Jak mnie znalazłaś?

- Kazałam szukać furgonetki z charakterystycznym wgnieceniem.

- Aha. Przykro mi, że ją zabrałam. Oddam, jak tylko Steve kupi

samochód.

RS

background image

43

- Nie musisz. Niech to będzie prezent ślubny - powiedziała Hannah

łamiącym się głosem.

- Dokumenty też ci ukradłam. Naprawdę żałuję, ale były mi

potrzebne, by dostać pracę. Wiedziałam, że bez trudu wyrobisz sobie
nowe.

- Przez cały czas byłaś w Fort Collins?

- Tak. Pracuję w pizzerii, w której Steve jest kierowcą. On chce

zarobić na studia. Najpierw ja pomogę jemu, a potem on mnie. Rzadko

się widujemy. Masz szczęście, że nas zastałaś w domu.

- Rzeczywiście...

- Radzę ci, oddaj dziecko jakiejś miłej kobiecie, która nie może mieć

własnego. Potem może poznasz jakiegoś profesora... Masz prawie

dwadzieścia siedem lat, najwyższy czas pomyśleć o małżeństwie.

- Daj spokój.
- Każda kobieta ma prawo do szczęścia, do życia u boku

ukochanego. Ty też. Ale nie możesz stale tkwić w domu, musisz bywać

między ludźmi.

Hannah pomyślała, że już spotkała mężczyznę marzeń, lecz nie ma

szans na wspólną przyszłość.

- Steve pewnie się dziwi, co tak długo robię, Muszę już iść. Masz

mój telefon?

- Tak.
- To dobrze. Gdy tylko znajdziesz rodzinę dla małej, zadzwoń, bo

będę musiała podpisać dokumenty.

- To potrwa.
- Steve pracuje od rana do wieczora, ale ja wychodzę dopiero o

trzeciej. Najłatwiej zastać mnie około południa.

Hannah stała nieruchomo, jak wrośnięta w ziemię. Lisa pocałowała ją

w policzek.

- Naprawdę cieszę się, że cię widzę. Dbaj o siebie. Do zobaczenia.

Na swoje dziecko nawet nie spojrzała, jakby nie istniało. Hannah

rozpłakała się i mocno przytuliła Elizabeth.

- Skarbie, miałabym cię oddać obcym ludziom? Nigdy! Umarłabym z

RS

background image

44

rozpaczy.

Potykając się, doszła do samochodu. Dominik zauważył jej mokre

policzki, ale powstrzymał się od komentarza.

- Spotkało cię coś bardzo przykrego, prawda? - spytał, gdy usiadł za

kierownicą.

- Wiem, że chcesz dobrze, ale to bolesna sprawa, o której nie mogę

mówić. Przepraszam.

Całą drogę przebyli w milczeniu. Hannah czuła, że Dominik szykuje się

do poważnej rozmowy. Chcąc uniknąć pytań, ledwo stanęli, wyskoczyła
z samochodu, wyjęła Elizabeth i weszła na schody.

- Hannah!

Nie obejrzała się. Prędko otworzyła drzwi i poszła do sypialni. Gdy

wyszła po kilku minutach, Dominik stał w przedpokoju. Popatrzyli na

siebie niemal wrogo. Zaczęła dygotać, nie mogła się uspokoić, więc bez
słowa objął ją i przytulił. Drżała coraz mocniej.

- Dlaczego zawsze drżysz, gdy cię dotykam? Nie wiem, jaką krzywdę

wyrządził ci ojciec Lizzy, ale przysięgam, że nie zrobię ci nic złego.

Uznała, że dłużej nie może milczeć.

- Jej ojciec nic mnie nie obchodzi! - krzyknęła, wyrywając się. - Nie

miałam z nim nic wspólnego.

- Co to znaczy?

- Lizzy jest moją siostrzenicą.
- Mon Dieu!

- Lisa zakochała się bez pamięci w człowieku, który uciekł, gdy

dowiedział się o jej ciąży. Nie chciała mieć dziecka, ale
wyperswadowałam jej usunięcie ciąży. Po porodzie zamierzała znaleźć

kogoś, kto mógłby zaadoptować dziecko, a ja znowu się sprzeciwiłam.

Gdy uciekła, zatrudniłam detektywa. Dopiero dziś wpadł na jej trop i
przyniósł mi adres. Pojechałam, żeby z nią porozmawiać i pokazać

córeczkę.

- Aha.

- Ale ona... - Rozpłakała się rzewnymi łzami. - Nadal jej nie chce.

Podczas naszej rozmowy nawet na nią nie spojrzała, nie chciała wziąć na

RS

background image

45

ręce. Dwa miesiące temu wyszła za mąż, a Steve nic nie wie o dziecku.

Wstrząsana łkaniem, bezwiednie tuliła się do Dominika. Po pewnym

czasie uspokoiła się i ze zdumieniem stwierdziła, że przenikliwy ból

serca, jaki czuła przez kilka ostatnich godzin, minął. Przy Dominiku była
bezpieczna.

Dominik gładził ją po plecach i szeptał coś po francusku. Uspokoiła się

i powoli zaczęło ją ogarniać podniecenie.

- Hannah...

Cichy głos dochodził jakby z oddali. Zapomniała, gdzie jest i co się

dzieje. Coraz mocniej pragnęła, by Dominik pochwycił ją w ramiona i

całował do utraty tchu.

- Hannah...

Bała się, że za chwilę straci panowanie nad sobą, próbowała się

odsunąć.

- Przepraszam. Pewno żałujesz, że zmarnowałeś cały wieczór. -

Zaśmiała się gorzko. - Ale się rozkleiłam. Przepraszam.

- Za co znowu przepraszasz? O czym ty mówisz? Od dawna marzę

tylko o tym, żeby być przy tobie. Chciałbym tulić cię i całować bez końca,

ale teraz nie jest odpowiednia pora. Masz poważne zmartwienie,

prawda?

- Tak.

- Chcę, żebyśmy byli razem, ale wtedy nikt i nic nie może nam

przeszkadzać. Rozumiesz, co o czym mówię?

- Tak.

Była pewna, że chodzi o romans, a nie o związek na całe życie. Piękna

perspektywa, lecz gdy romans się skończy, ból będzie nie do zniesienia.

- Prosiłem cię, żebyś spędziła ze mną następny weekend, ale nie

chcę aż tak długo czekać. Musimy w końcu poważnie porozmawiać.

- O czym?

- Nie teraz. Wracam do hotelu, bo mam jeszcze trochę pracy.

Musimy jechać dalej, ale wrócę w poniedziałek. Będę u ciebie około

szóstej.

Ujął jej twarz w dłonie. Wiedziała, co się stanie, jeśli dopuści do

RS

background image

46

pocałunku. Dlatego odepchnęła go z całej siły.

- Nie!

- Co ci przeszkadza?

- Mnóstwo rzeczy.
Odsunęła się. Należało zerwać tę znajomość, nim będzie za późno.

- Jesteś wyjątkowym człowiekiem i cieszę się, że cię poznałam. Ale

mam bardzo skomplikowane życie, niech dzisiejsze spotkanie będzie
pożegnaniem.

- Przecież...
- Nie pytaj o powody. To nie twoja wina.

Bojąc się, że ulegnie zgubnemu pragnieniu, szeroko otworzyła drzwi.

- A jeśli nie wyjdę? - spytał Dominik.

Hannah zdobyła się na ironiczny uśmiech i zapytała:

- A gdzie twoje maniery?
- Naprawdę nie chcesz mnie więcej widzieć na oczy?

- Tak. Od początku dawałam ci do zrozumienia, że nie ma sensu

ciągnąć tej znajomości. Za udzielenie pomocy zrewanżowałeś się
wystarczająco, fundując mi kolację i kupując komplecik dla Elizabeth.

Dominik pobladł i zdołał jedynie wykrztusić:

- Hannah...
- Błagam cię, idź.

- Dobrze, ale odpowiedz na jedno pytanie.
- Jakie?

- Kiedy masz zamiar zacząć załatwiać oddanie Lizzy do adopcji?

- Chyba w poniedziałek. Gdybym była mniej uparta, Lisa nie

uciekłaby z domu, a Elizabeth już by miała kochających rodziców i...

- Niekoniecznie.

- Popełniałam błąd za błędem. Zatrzymując dziecko, pewnie

wyrządziłam mu krzywdę. Teraz Lizzy będzie trudniej przywiązać się do

kogoś innego.

- A ty? Jak przeżyjesz rozstanie? Zamknęła oczy.

- To nie twoja sprawa. Ty masz swój projekt. Au revoir, Dominiku.

- Żegnam. Zamknęła za nim drzwi.

RS

background image

47

Wszystko skończone. To naprawdę koniec.










RS

background image

48

ROZDZIAŁ PIĄTY

an Moench patrzył na nią z niedowierzaniem.
- Na pewno pani tego chce? Nim zaczniemy szukać odpo-

wiedniej rodziny, proszę dobrze się zastanowić. Kocha pani

siostrzenicę, prawda? Czy pytała pani siostrę, jak zapatruje się na to,

żeby pani zaadoptowała Lizzy?

Hannah mocniej przytuliła Elizabeth.
- Nie. Przez całą noc nie zmrużyłam oka, rozmyślając, jak powinnam

postąpić. Postanowiłam, że więcej nie będę prawić siostrze morałów ani

jej pouczać. Nigdy nie miałam do tego prawa... Nie sądzę, by Lisa
zgodziła się na rozwiązanie, o którym pan wspomniał, bo zamierza

odciąć się od przeszłości. A Lizzy zawsze będzie jej przypominać o
błędach młodości.

- Mimo to radzę skontaktować się z nią i otwarcie zapytać o zdanie

w tej sprawie. Dokumenty zawsze zdążymy podpisać.

- Nie chcę sprawiać jej przykrości.

- Rozumiem, ale mam obowiązek wykorzystać wszystkie możliwości

przed podjęciem ostatecznej, wiążącej decyzji. Powinniśmy mieć wzgląd

przede wszystkim na dobro dziecka. Należy też dać siostrze szansę

wypowiedzenia się na ten temat.

- Ale gdybym...

- Co szkodzi spróbować? Jeżeli Lisa nie wyrazi zgody, to trudno,

trzeba będzie się z tym pogodzić i podjąć dalsze kroki.

Słuchając go, Hannah miała wrażenie, że starszy pan czyta w jej

duszy.

- Dobrze. Przemyślę to i niedługo się odezwę. Dziękuję, że mnie pan

przyjął, chociaż nie byłam umówiona.

- Zawsze jestem do dyspozycji.
Pojechała prosto do domu i położyła Elizabeth spać. Powinna

przynajmniej na pół dnia otworzyć muzeum, ale nie miała siły. Czuła się

wewnętrznie wypalona, najprostsze czynności sprawiały jej trudność.

P

RS

background image

49

Stale wracała myślami do Dominika. Jej nastrój pogarszała

świadomość, że nie spotkają się, nawet jeżeli Dominik znowu przyjedzie

do Laramie.

Chcąc dotrzymać obietnicy danej adwokatowi, zaraz zadzwoniła do

Lisy. Reakcja siostry wprawiła ją w zdumienie.

- Oczywiście zgadzam się, bo jesteś najlepszą matką dla Lizzy.

Marzyłam o tym, żebyś ją zaadoptowała, ale nie chciałam nic
sugerować. Wolałam zostawić ci wolny wybór.

Hannah zdawało się, że się śni.
- Zawsze poświęcałaś się dla innych - ciągnęła Lisa. -Wiem, że od

razu pokochałaś Lizzy i dobrze ją wychowasz.

- Mówisz tak, żeby mnie pocieszyć.

- Słuchałaś mnie uważnie?

- Tak. Dajesz mi bezcenny skarb.
- Kochana, przepraszam cię za moje zachowanie w piątek. Widok

Lizzy wstrząsnął mną i w duchu byłam ci zawsze wdzięczna za to, że nie

pozwoliłaś mi usunąć ciąży. Mała jest śliczna. Według Steve'a podobna
do nas obu. Hannah uśmiechnęła się przez łzy.

- Ale jak sobie poradzisz? - zmartwiła się Lisa. - Dziecko nie pomoże

ci w ukończeniu studiów. I sporo kosztuje, a zimą zabraknie nawet
nędznych dochodów z muzeum.

- To najmniejsze zmartwienie. Na pewno znajdzie się jakieś

rozwiązanie.

- Może sprzedasz ziemię?

- Cooo?
- Zawsze uważałam tę parcelę za niepotrzebny balast, a może jest

coś warta. Przez ojca żyłyśmy w biedzie, ale teraz nie musimy. Nam też

przydałby się jakiś zastrzyk finansowy. Pamiętasz Judy Finnegan? Jej
ojciec pośredniczy w sprzedaży nieruchomości. Mogę zatelefonować i

zapytać, ile nasza ziemia jest warta.

Hannah w pierwszej chwili pomyślała o obietnicy danej ojcu, ale zaraz

potem o przyszłości Elizabeth. Dobro dziecka przeważyło szalę, więc

zgodziła się na propozycję Lisy. Po rozmowie zadzwoniła do kancelarii i

RS

background image

50

zostawiła wiadomość dla pana Moencha. Z radością przekazała zgodę
siostry na zaadoptowanie Elizabeth.

Lisa odezwała się po godzinie.

- Mam niezbyt dobrą wiadomość. Okazuje się, że mogą być

trudności z powodu muzeum. Znalezienie amatora na kupno czegoś, co

umieszczono na liście zabytków, może potrwać kilka lat. Ale ojciec Judy

obiecał, że będzie o nas pamiętał. A nuż kupiec trafi się już jutro? Musisz
podpisać jakieś papiery.

- Dobrze.
Pieniądze były potrzebne zaraz, a nie za kilka lat. Hannah oczywiście

pomyślała o Dominiku, któremu zależało na uzyskaniu prawa do

przeprowadzenia kolei przez ich majątek. Czy jednak byłby gotów kupić

całą parcelę?

- Nie mogę do niego zadzwonić - szepnęła przygnębiona. - Przecież

wyprosiłam go z domu i rozstaliśmy się na zawsze.

Wieczorem przyszło jej do głowy proste rozwiązanie: w imieniu

właścicieli może wystąpić pośrednik, więc ani ona, ani Lisa nie będą
musiały spotykać się z ewentualnym kupcem.

Nie była naiwna i doskonale wiedziała, że Dominik liczył na to, iż w

końcu uzyska pozwolenie na przeprowadzenie linii kolejowej koło
muzeum. Mówił, że niekiedy długo czeka na decyzję właścicieli.

Dominik wybrał numer przyjaciela i nagrał wiadomość.
- Przepraszam cię, ale zaszła drobna zmiana w moich planach.

Przyjadę do Tooele bardzo późno, więc kolacja odpada. Spotkamy się

przy śniadaniu.

Gdy zadzwonił telefon, był przekonany, że zgłasza się Zane.

- Słucham?

- Dzień dobry. Czy mogę prosić pana Giraud?
- Jestem przy telefonie.

- Mówi Ray Finnegan z Laramie w Wyomingu. Jestem

przedstawicielem dwóch pań: Hannah Carr i Lisy Wright, które mają do

sprzedania kawałek ziemi.

- Tak, słucham.

RS

background image

51

- Zamierza pan tamtędy przeprowadzić nowoczesną kolej, prawda?

Moje klientki proponują panu prawo pierwokupu, dlatego jeszcze nie

wciągnąłem ich parceli na listę.

- To bardzo interesująca oferta. W tej chwili jestem w samochodzie

i nie mogę długo rozmawiać. Wkrótce się odezwę.

- Czekam na pański telefon. Do usłyszenia.

- Mon Dieu - szepnął Dominik. - Musiało zajść coś nie-

przewidzianego.

Pamiętał niechęć Hannah do zmian na terenie majątku, nie mówiąc o

sprzedaniu całości.

Zostawił dla Zane'a wiadomość, że w najbliższym czasie nie przyjedzie

do Tooele, po czym zadzwonił na lotnisko i zapytał, czy wieczorem jest

samolot do Laramie. Udało mu się zarezerwować bilet.

Bezwględność, z jaką potraktowała go Hannah, boleśnie zadrasnęła

jego dumę. Nie mogąc tego przeboleć, zatrzymał się w pierwszym

lepszym motelu i przez dwa dni pił na umór. Nie pomogło. Budził się z

okropnym kacem i jeszcze gorszym bólem serca.

Po wytrzeźwieniu postanowił, że odczeka kilka dni i zadzwoni do

adwokata, aby dowiedzieć się, jaka decyzja zapadła w sprawie Elizabeth.

Potem zamierzał pojechać do muzeum. Nieoczekiwana wiadomość od
adwokata spowodowała zmianę planów. Uznał, że musi poważnie

porozmawiać z Hannah, i to bez świadków. Był tak zdeterminowany, że
brał pod uwagę nawet wyważenie drzwi, jeśli dziewczyna nie zechce

wpuścić go do mieszkania.

Hannah patrzyła na lekarza z niepokojem. Pierwszy raz przyjechała na

ostry dyżur, ale Elizabeth przez cały dzień kaszlała, a w nocy mogło być

jeszcze gorzej.

- Panie doktorze, czy to coś poważnego?
- Tylko niegroźne przeziębienie. Proszę regularnie podawać

lekarstwo i za parę dni córeczka będzie zdrowa.

Odetchnęła z ulgą. Wstąpiła do apteki, a gdy stanęła przed domem,

usłyszała znajomy głos.

- Hannah?

RS

background image

52

Odwróciła się uradowana. Zapomniała o tym, że postanowiła trzymać

uczucia na wodzy;

Obecność Dominika oznaczała, że pośrednik do niego dzwonił. W

głębi duszy liczyła na to, że ukochany nie obraził się i przyjedzie, lecz nie
sądziła, że zrobi to tak prędko.

- Długo czekasz? - spytała drżącym głosem.

- Dość długo. Już chciałem jechać do muzeum. Dlaczego Lizzy tak

ciężko oddycha?

- Przeziębiła się. Wracamy od lekarza, który twierdzi, że to nic

poważnego. Przepisał inhalacje.

- Pomóc ci?

- Bądź tak dobry i wyjmij torby.

- Już się robi.

Cieszyła się z jego przyjazdu, a jednocześnie bała bliskości,

najlżejszego dotyku. Dominik zachowywał się tak, jakby rozstali się

niedawno i to w zgodzie.

- Skąd przynieść gorącej wody?
- Z kuchni.

Wolała, żeby nie wchodził do łazienki, w której suszyła się jej bielizna.

Dominik przyniósł inhalator i pocałował Elizabeth.

- Śpij dobrze i obudź się zdrowa - szepnął.

Hannah dała Elizabeth lekarstwo, zgasiła światło i również wyszła.

Teraz niepokój o dziecko zastąpił zgoła inny. Zastanawiała się, jak długo

zdoła udawać obojętność, gdy coraz bardziej pragnie przytulić się do

Dominika i wyznać mu miłość.

Z ociąganiem weszła do bawialni.

Dominik, wygodnie rozparty w fotelu, spojrzał na nią

nieodgadnionym wzrokiem. Zarumieniła się.

- Napijesz się kawy?

- Może później. Najpierw chciałbym dowiedzieć się, dlaczego nagle

tak bardzo potrzebujesz pieniędzy i jesteś gotowa sprzedać majątek po

przodkach. Byłaś u adwokata? Czy siostra pozwoliła ci zatrzymać

dziecko, ale żąda za to niebotycznej sumy i dlatego chcesz rozstać się z

RS

background image

53

ziemią i muzeum?

- Nic podobnego! Ale domyślam się, jak doszedłeś do takiego

wniosku.

- Wątpię.
- Byłam u pana Moencha, który doradził mi, żebym skontaktowała

się z Lisa. Bez zachęty z jego strony nie ośmieliłabym się zapytać, czy

mogę zaadoptować Lizzy. Całe szczęście, że zebrałam się na odwagę i
zadzwoniłam.

- No i co?
- Okazało się, że Lisa od dawna chce, żebym ja wychowała jej

dziecko.

- To najlepsza wiadomość, jaką ostatnio słyszałem.

- Moja siostra jest realistką i zdaje sobie sprawę z tego, że dziecko

sporo kosztuje. Parcela i muzeum zawsze ją denerwowały, bo
musieliśmy oszczędnie żyć, żeby je utrzymać. Bez namysłu

zaproponowała sprzedanie ziemi i podział zysku.

- Ładnie z jej strony.
- Ona jest bardziej praktyczna niż ja. Zadzwoniła do pośrednika,

ojca szkolnej koleżanki. Pan Finnegan obiecał, że nam pomoże, ale

uprzedził, że mogą być trudności ze znalezieniem kupca. Rzadko kto ma
ochotę topić oszczędności w kawałku kiepskiej ziemi i nierentownym

muzeum.

Dominik wstał i zaczął nerwowo chodzić po pokoju.

- A pieniądze są potrzebne zaraz, prawda? - rzekł głucho. - I dlatego

powiedziałaś mu o mnie?

Hannah siedziała pochylona, nie patrząc na niego.

- Tak.

- A więc to tak. - Podszedł bliżej. - Czemu nie skontaktowałaś się ze

mną sama, bez pośrednika?

- Bo wolałam nie załatwiać takiej sprawy po znajomości.

Pomyślałam, że dzięki pośrednikowi nie będziesz musiał przyjeżdżać do

Laramie.

- Aha.

RS

background image

54

- Mówiłeś, że czekają cię rozmowy z wieloma osobami. Nie

chciałam, żebyś przeze mnie tracił cenny czas, odrywał się od pracy.

Dominik ujął ją pod brodę i zmusił, by spojrzała mu w oczy.

- Czyli wyprosiłaś mnie z domu, powodowana troską o moją osobę,

tak? Żeby mnie nie odrywać od ważniejszych, twoim zdaniem, rzeczy?

- Tak... Nie... Przeinaczasz moje intencje! To naprawdę miało być

pożegnanie.

- Bo jestem ci obojętny?

- Tak.
- Nie wierzę, ale skoro tak twierdzisz... Gdy dobijam targu z

mężczyzną, wystarcza nam uścisk ręki. Chyba nie pogniewasz się, że

zamiast uścisku dłoni zaproponuję niewinnego, przyjacielskiego całusa?

- Nie, proszę.

Nie dokończyła. Pocałunek nie był ani niewinny, ani tym bardziej

przyjacielski.

Ogarnęło ich pożądanie, przylgnęli do siebie, jakby stanowili jedyny

stały punkt w szaleńczo wirującym wszechświecie. Hannah pomyślała,
że Dominik nie czuje do niej nic poza fizycznym pociągiem. Wiedziała,

jak bolesne będzie rozstanie, ale mimo to pragnęła choć na chwilę

zapomnieć o wszystkich wątpliwościach.

Objęła go za szyję. Dominik wziął ją na ręce. Był to ostatni moment,

żeby się wyrwać, ale uległa pożądaniu. Nie chciała stracić okazji
przeżycia rozkoszy z mężczyzną, którego tak mocno pokochała.

- Kochanie... - szeptał Dominik, owiewając jej twarz gorącym

oddechem - tyle chcę ci powiedzieć, ale tak długo marzyłem, by cię
wziąć w ramiona, że teraz cały płonę.

- Ja też. Gdy całowałeś Lizzy, wyobrażałam sobie, że całujesz mnie.

To była udręka.

- Czyli wiesz, co czułem, gdy przytulała się do ciebie. Nie masz

pojęcia, jak bardzo zazdrościłem i chciałem być na jej miejscu.

Delikatnie położył ją na łóżku, po czym wsunął palce w puszyste

włosy.

- Mon Dieu! Aniele, marzę o tobie od dnia, gdy zobaczyłem twoją

RS

background image

55

cudną twarz.

Obsypał czułymi pocałunkami jej oczy, czoło, policzki. Najdłużej

całował usta.

- Tak bardzo cię pragnę. Wiem, że czujesz to samo. Nie wypieraj się.
- Niczego się nie wypieram - szepnęła, gdy przestał ją całować. -

Jeśli teraz mnie odtrącisz, chyba umrę. Kocham cię, Dominiku.

Słowa wymknęły się jej mimo woli. Nie chciała wyznać miłości i

łudziła się, że Dominik nic nie usłyszał. Lecz on przestał ją pieścić,

odsunął się i uniósł głowę.

- Powtórz to.

- Moja szczerość wszystko popsuła, prawda? Chciała wstać, ale

schwycił ją i przytrzymał.

- Nie. Chcę usłyszeć to jeszcze raz.

- Kocham cię - powiedziała cicho. - Zakochałam się w tobie, gdy

leżałeś nieprzytomny. Postanowiłam jednak nie ujawniać swych uczuć,

bo wiem, że nigdy nie pokochasz osoby takiej jak ja.

- Co to znaczy „takiej jak ty"? - spytał zachmurzony.
- Nie udawaj, że nie rozumiesz. - W jej oczach zalśniły łzy. - Nie

jestem tak naiwna jak moja siostra. Lisa zakochała się w nie-

odpowiednim człowieku, ale wmawiała sobie, że się z nią ożeni.

- Co to ma wspólnego z nami?

- Znam życie. Wiem, że bardzo cię pociągam, ale nie łudzę się, że

człowiek twojego pokroju, pochłonięty dalekosiężnymi planami,

naprawdę się zakocha. I porzuci kawalerski stan dla kobiety z dzieckiem.

Dominikowi groźnie błysnęły oczy.
- Mylisz się - mruknął wyraźnie poirytowany.

Wyjął z kieszeni pierścionek i wsunął jej na palec. Światło nocnej

lampki odbiło się w pięknym szmaragdzie w kształcie gruszki.

Hannah powoli oderwała wzrok od pierścionka.

- Domin...

Nie dokończyła, ponieważ zamknął jej usta pocałunkiem.

- Zaraz po wypadku zakochałem się w zielonookim aniele - wyznał

głosem pełnym uczucia. - A potem zakochałem się w zielonookim

RS

background image

56

cherubinku. Jeszcze przed wyjazdem z Laramie postanowiłem, że muszę
zdobyć wasze serca, bo w przeciwnym razie moje życie straci sens.

Hannah przetarła oczy.

- Chyba śnię, to nie może być prawda.
Mocno przytuliła się, jak gdyby chciała sprawdzić, czy Dominik nie

jest jedynie wytworem jej wyobraźni.

- Musisz mi uwierzyć. - Pieszczotliwie powiódł palcem po jej ustach.

- Nie zakochałem się? To dlaczego uparcie wracałem, chociaż chciałaś

się mnie pozbyć?

- Nie wiem. - Pocałowała wnętrze jego dłoni. - Robiłam tak, bo

bałam się zdradzić z tym, jak bardzo cię kocham. Nie zniosłabym litości.

- Litości? Wzbudzasz we mnie całą gamę uczuć, ale przysięgam, że

nie ma tam litości. No, wyjaśniliśmy najważniejsze, a teraz mam inne

pytanie. Kiedy Lizzy wyzdrowieje i będzie mogła ruszyć w podróż?

Nie bardzo rozumiała, o co mu chodzi.

- Za kilka dni. Czemu pytasz?

- Bo chcę wiedzieć, czy zdążymy załatwić adopcję przed wyjazdem.
- A dokąd masz zamiar nas wywieźć?

- Do miejscowości, w której się urodziłem. Leży na południu Francji.

Hannah raptownie usiadła.
- Ale... ja nie mam paszportu ani... Dominik objął ją i namiętnie

pocałował.

- Postaram się o specjalną wizę i załatwię wszystkie formalności,

żebyśmy tam mogli wziąć ślub. Mama musi być na uroczystości. Zależy

mi, żeby jak najprędzej cię przedstawić. Nie wątpię, że się polubicie.

- Na pewno.

- Mama zachwyci się twoją urodą. Lizzy będzie jedyną wnuczką.

Mama i Nicole na pewno będą ją rozpieszczać podczas naszej krótkiej
podróży poślubnej.

Hannah zauważyła, że ani słowem nie wspomniał o ojcu, ale wolała

nie dociekać, dlaczego.

- Marzę o tym, żeby poznać całą twoją rodzinę - szepnęła

wzruszona.

RS

background image

57

Dominik wtulił twarz w jej złote loki.
- Wszyscy zachwycą się tobą. Szwagier i siostrzeńcy też. Kiedy

przedstawisz mnie Lisie i jej mężowi? Chciałbym ich poznać. Zrobisz mi

przyjemność, jeżeli zaprosisz ich na nasz ślub, ale decyzję oczywiście
zostawiam tobie.

Hannah patrzyła na niego rozświetlonym wzrokiem.

- Uwielbiam cię za to, co teraz powiedziałeś i za wszystko. Jeśli

mam być szczera, wolałabym zawiadomić Lisę po fakcie.

- Masz rację, tak będzie lepiej. Przedstawisz mnie po powrocie do

Laramie. Wydamy wielkie przyjęcie i zaprosimy wszystkich waszych

znajomych. Skoro będziemy tu mieszkać na stałe, chcę poznać bliskich ci

ludzi.

Hannah ogarnął zachwyt. Dominik okazał się szczodry i

wspaniałomyślny. Najbardziej wzruszyło ją to, że chciał zaprosić Lisę na
ślub. Jednak decyzja, że mieliby osiąść w Laramie, nie przypadła jej do

gustu.

- Takiego poświęcenia nie wymagam - powiedziała łagodnie. -

Laramie bardzo różni się od Nowego Jorku czy Paryża.

Dominik pieszczotliwie ugryzł ją w ucho.

- Mój aniele, masz stuprocentową rację. Laramie jest wyjątkowym

miejscem na ziemi. Moim ulubionym, bo tutaj znalazłem ciebie.

- Ale...
- Nie ma żadnego „ale". - Znowu ją pocałował. - Nie sądziłem, że się

zakocham i nie planowałem małżeństwa. Ale znalazłem kobietę moich

marzeń, chociaż nie wierzyłem, że taka istnieje. Zrobię wszystko, byś
była szczęśliwa.

- U twego boku wszędzie będę szczęśliwa - oświadczyła, kładąc rękę

na sercu. - Ale dobrze się zastanów. Zamieszkanie tutaj na stałe będzie
dla ciebie wielkim poświęceniem. To zapadła dziura. Boję się, że tutaj i

ja ci obrzydnę.

- Nigdy i nigdzie - powiedział tonem wykluczającym dalszą dyskusję.

- Zakochałem się właśnie tutaj. Po ślubie zamierzam wtopić się w

tutejsze środowisko. Stąd wywodzi się twoja rodzina, tu są wasze

RS

background image

58

korzenie. Zbudujemy dom koło muzeum. Co ty na to?

Hannah wysunęła się z jego objęć i wstała. Pod wpływem pieszczot

traciła głowę, a powinni uzgodnić jeszcze jedną ważną sprawę.

- Chyba wiesz, co odpowiem. Zdaje mi się, że śnię, że to bajka, w

której spełniają się wszystkie marzenia. Ale w życiu konieczne są

kompromisy. Pochodzisz z Francji. Nie udawaj, że twoje korzenie nie

sięgają tak głęboko, jak moje.

Dominik sposępniał. Podniósł się z łóżka, stanął przed nią i wyciągnął

ręce.

- Nie dotykaj mnie, bardzo cię proszę, bo natychmiast przestaję

logicznie myśleć.

- To dobrze. - Uśmiechnął się uwodzicielsko i wziął ją w ramiona. -

Wcale nie musisz myśleć, mon amour. Tylko słuchaj. - Musnął ustami jej

szyję. - Oczywiście czuję się związany z rodzinnym gniazdem, ale mam
bardzo przykre wspomnienia z domu. Dlatego przeniosłem się do

Nowego Jorku.

Hannah posmutniała. Z jego słów wynikało, że miał dobre kontakty z

matką i siostrą. Kto zatem sprawił mu ból? Prawdopodobnie jakaś

kobieta zraniła jego uczucia i przez nią opuścił ojczyznę. Ta kobieta na

pewno była osobą piękną, majętną, wykształconą, idealną partnerką dla
człowieka bogatego i wpływowego.

Zamyśliła się. Dlaczego Dominik wybrał właśnie ją? Czy dlatego, że

stanowiła całkowite przeciwieństwo tamtej? Wybrał kobietę przeciętną,

która zna swe miejsce w małej społeczności, ale w innym otoczeniu

poczuje się zagubiona.

Dominik nie wiedział, jakim torem biegną jej myśli.

- Przyznaję, że Nowy Jork jest fascynujący, ale tam nie czuję się u

siebie. Teraz marzę o tym, by zapuścić gdzieś korzenie. Spotkanie z tobą
całkowicie odmieniło moje życie.

- To samo mogę powiedzieć o sobie - szepnęła wzruszona. - Mam

nadzieję, że nie pożałujesz tej decyzji.

- Żałować? Przecież nie mogę żyć bez ciebie i Lizzy - rzekł głosem

pełnym wzruszenia.

RS

background image

59

- A właśnie, słyszałam, jak kaszle. Chodź. Jeżeli nie śpi, powiemy jej,

że niedługo będziemy rodziną.

Objęci weszli do pokoju dziecinnego. Na widok Dominika Elizabeth

zaczęła radośnie machać rączkami.

Oboje roześmiali się, Dominik przytulił Elizabeth do piersi.

- Coś ci powiem, rybko. Twoja mamusia zgodziła się wyjść za mnie i

jestem teraz najszczęśliwszym człowiekiem pod słońcem. Ty będziesz
moją małą córeczką. Chcesz mieć takiego tatusia? Podobam ci się?

Elizabeth patrzyła na niego z takim zachwytem i tak się uśmiechała,

jakby rozumiała każde słowo i pochwalała decyzję dorosłych.

Dominik popatrzył na Hannah. Wydawało się jej, że darzy ją szczerym

uczuciem, ale jak długo to potrwa? Zależało to od wielu czynników.

Między innymi od tego, czy zamieszkają w Laramie. Gdy znudzi go

mieszkanie na prowincji, ukochany odejdzie. Jakie będzie życie bez
niego?

Wzdrygnęła się.

- Co ci jest?
Jego pytanie przerwało tok czarnych myśli.

- Nic.

Dominik szepnął coś po francusku, położył Elizabeth i stanął obok

Hannah.

- Nie udawaj, że wszystko jest w porządku, przecież widzę, że nie. O

czym myślałaś?

- O tym, że powinieneś jeszcze raz dokładnie przemyśleć decyzję o

przeniesieniu się do Laramie - odparła, umykając wzrokiem. - Może w
Nowym Jorku faktycznie nie czujesz się najlepiej, ale tam masz biuro.

My naprawdę bez problemu dostosujemy się do ciebie.

- Nie ma potrzeby.
- Nigdy nie byłam w Nowym Jorku. Tyle tam rzeczy do oglądania,

człowiek nigdy się nie znudzi, a tu...

- Pojedziemy tam od czasu do czasu - przerwał Dominik. - Dla mnie

Laramie już jest domem.

Była przekonana, że mówi tak jedynie ze względu na nią, a naprawdę

RS

background image

60

uważa Francję za swój prawdziwy dom. Zbierało się jej na płacz, więc
przeprosiła i wyszła po wodę do inhalacji.

Doceniała to, że Dominik chce zapewnić jej pełnię szczęścia. Wierzyła,

że mówi szczerze, ale nie zapomniała artykułu, który zmienił jej punkt
widzenia. Bała się, że pewnego dnia Dominik zda sobie sprawę, iż

popełnił błąd i wiele stracił, żeniąc się z nią. Gdy to sobie uświadomi,

spakuje manatki i odjedzie, zostawiając po sobie przeraźliwą pustkę. I
dwa złamane serca.

Rozsądek podpowiadał, że powinna oddać pierścionek i ostatecznie

zerwać znajomość, lecz na to nie mogła się zdobyć. Szczerze pokochała

Dominika i bez niego wręcz nie wyobrażała sobie życia.







RS

background image

61

ROZDZIAŁ SZÓSTY

asiadła do pisania listu.

Kochana Liso!

Jestem bardzo daleko, w St. Paul de Vence we Francji. List

wyślę ekspresem, żebyś go jak najprędzej dostała. Ja wtedy będę już

szczęśliwą mężatką. Wychodzę za człowieka, o jakim zawsze marzyłam,

będę miała najlepszego męża, a Lizzy ojca.

Nikomu nie mówiłam o Dominiku, bo wprawdzie miałam cichą

nadzieję, że się oświadczy, ale nie bardzo wierzyłam w urzeczywistnienie

marzeń. Potem sprawy potoczyły się w błyskawicznym tempie, wciąż
jestem oszołomiona i zdaje mi się, że śnię.

Pierwsze spotkanie odbyło się w niezwykłych okolicznościach. Czy

słyszałaś o projekcie zbudowania kolei łączącej Stany od oceanu do

oceanu? Otóż Dominik jest głównym pomysłodawcą. Przyjechał do

Laramie, żeby prosić o zezwolenie na przeprowadzenie linii przez naszą
parcelę. Całą drogę przebył szczęśliwie, a akurat koło muzeum miał

wypadek. Pobiegłam na ratunek i... zakochałam się od pierwszego
wejrzenia. Tak się zaczęło. Lizzy też od razu go pokochała.
Ze

wzajemnością. Posądzam Dominika o to, że żeni się ze mną, bo chce

mieć śliczną córeczkę.

Skromny ślub odbędzie się jutro w pobliskim kościółku, w którym

znajdują się piętnastowieczne freski. Dominik zachwycił się nimi przed

laty, gdy podczas pieszych wycieczek zwiedzał okolicę.

Vence, które tu nazywają Miastem Sztuk Pięknych, jest położone na

wzgórzu i z prawie każdego miejsca widać lazurowe Morze Śródziemne.
Starówka jest prześliczna, średniowieczne kamieniczki do dziś są

otoczone murem obronnym.

Z okien willi Giraudów rozciąga się widok na gaje oliwne i

pomarańczowe oraz morze kwiatów. Powietrze jest przesycone

wspaniałym aromatem. To prawdziwy raj na ziemi.

Giraudowie są właścicielami firmy House of Eve. Olejki otrzymywane

Z

RS

background image

62

z kwiatów, które widzę przez okno, służą do produkcji perfum. Dziś
dowiedziałam się, że ten zakątek Francji nazwano Ogrodem Pana Boga.

Nie przypuszczałam, że tu będzie tak pięknie.

Pamiętasz reprodukcję obrazu Matisse'a, wiszącą w bawialni? Dzisiaj

widziałam Chapelle Matisse z witrażami według projektu artysty. Cała

kaplica jest jego dziełem.

Nie zastaliśmy pani Giraud w domu, ponieważ akurat bawiła u córki.

Zaniemówiła, gdy Dominik zadzwonił i oznajmił, że przyjechał z

narzeczoną i chce wziąć ślub. Wieczorem, podczas uroczystej kolacji,
poznam całą rodzinę Dominika. Jego przyjaciół, Alika i Zane'a, już znam;

są szalenie mili. Byliśmy razem w restauracji nad morzem.

Przerwała pisanie i zamyśliła się. Czy to możliwe, że upłynął zaledwie

tydzień od dnia, gdy Dominik nieoczekiwanie zjawił się i zażądał

wyjaśnień w sprawie sprzedaży ziemi? Czy naprawdę już jutro się
pobiorą?

Spojrzała w bok; na staroświeckim łożu z baldachimem leżała

elegancka czarna suknia bez rękawów. Prezent od Dominika. Przed
kilkoma minutami pokojówka przyniosła duże pudło i bilecik.

Dominik napisał:

Mon amour, zrób mi przyjemność i przyjmij ten

skromny prezent.

Po wyjściu pokojówki przycisnęła bilecik do serca i wzruszona

pomyślała, że Dominik za bardzo ją rozpieszcza. Poprzedniego dnia
kupili suknię ślubną, oczywiście w najdroższym sklepie. Właścicielka,

która osobiście ich obsługiwała, przyniosła aż pięć do wyboru. Gdy

Hannah przymierzyła długą suknię z szyfonu i koronki, dopasowaną w
talii, Dominikowi rozbłysły oczy. Popatrzył na narzeczoną tak

rozkochanym wzrokiem, że zrobiło się jej gorąco.

Nawet teraz na wspomnienie tego dostała wypieków... Opamiętała

się i wróciła do pisania:

Nie wiem, dokąd pojedziemy w podróż poślubną, bo to tajemnica.

Potem zamieszkamy w Laramie. Dominik pragnie poznać Ciebie i Steve'a

i chciałby wydać dla Was przyjęcie. Prosił, żebym przesłała Ci czek,

opiewający na połową sumy za ziemią i muzeum. Moją połową gruntu

RS

background image

63

dałam mu w prezencie ślubnym. Tam stanie nasz dom.

Znowu odłożyła pióro. Nie miała wątpliwości, że Dominik zapłacił

wygórowaną cenę. Była pewna, że nie dostałyby tyle, nawet gdyby

otrzymały dużo ofert i wybrały najlepszą. Gdy zagroziła, że podrze czek,
Dominik zdenerwował się, ale wyjaśnił, że pieniądze są nie tylko za

ziemię, lecz i za to, że Lisa zrzekła się dziecka.

Propozycja przeniesienia się do Laramie też była wspaniałomyślna,

ale Hannah uważała, że to zły pomysł. Nie wyobrażała sobie Dominika w

skromnym domu. Dokończyła list:

Jak już wspomniałam, wciąż trudno mi uwierzyć w tyle szczęścia. To

przekracza moje najśmielsze marzenia. Zadzwonią zaraz po powrocie.

Całują Was mocno. Hannah.

Po zaadresowaniu i zaklejeniu koperty poszła do łazienki. Wzięła

prysznic, umyła włosy i włożyła nową suknię. Ledwo ubrała się i
uczesała, przyszła Sophie z Elizabeth. Dominik powierzył dziecko

pokojówce, której najbardziej ufał.

Elizabeth miała na sobie różową sukienkę z koronkowym

kołnierzykiem, białe pończoszki i buciki. Jej strój też był prezentem od

Dominika. Hannah na razie nie zgłaszała zastrzeżeń, ale postanowiła, że

gdy życie się unormuje, ukróci kupowanie prezentów. Elizabeth była
bystra i już się zorientowała, że wystarczy błagalnie popatrzeć na

Dominika albo wykrzywić buzię w podkówkę, a dostanie, co chce.

- Pan Dominik za chwilę przyjdzie - powiedziała Sophie po

angielsku, z silnym francuskim akcentem. - Panią i Lizzy nazywa

aniołami. Słusznie, bo w Ameryce zdarzył się cud. Pan Dominik jest
naprawdę szczęśliwy.

Ciepłe słowa pokojówki wzruszyły Hannah.

- Dla mnie to jeszcze większy cud - wyznała półgłosem.
- Pani bardzo go kocha.

Aby ukryć rumieńce, Hannah pochyliła się nad Elizabeth i drżącym

głosem szepnęła:

- Chyba za mocno.

Sophie podniosła ręce do góry w geście niepomiernego zdumienia i

RS

background image

64

zawołała z emfazą:

- Nie można kochać za mocno!

- Amen - rozległ się głos przy drzwiach.

Hannah i Elizabeth jak na komendę popatrzyły w tamtą stronę.

Dominik obrzucił twarz Hannah przelotnym spojrzeniem.

- Dobrze, że jeszcze się nie umalowałaś. Objął ją i namiętnie

pocałował.

- Najdroższa - szepnął Dominik.

- Kocham cię. Och, jak cię kocham.
- Nie mogę doczekać się jutra. Zaraz po uroczystości uprowadzę cię

i nareszcie będziemy tylko we dwoje. Marzę o tym od dawna. Aniele,

chcę dać ci pełnię szczęścia.

- Dominiku... Najdroższy... - urwała wzruszona.

- Chodźmy.
W salonie najpierw zobaczyła dwóch mężczyzn. Nie miała

wątpliwości, że starszy z nich jest panem domu. Poczuła, że Dominik

drgnął i mocniej ją objął.

Pan Giraud był szpakowaty, ale bardzo przystojny, wysoki, szczupły.

Pomyślała, że jego syn jako starszy pan też będzie wyglądał elegancko i

atrakcyjnie.

- Dominik! - rozległ się kobiecy głos.

Pani Giraud podbiegła i objęła syna. Za nią podeszła Nicole.
Obie były urzekająco piękne, ciemnowłose, wysokie. Hannah

odsunęła się, aby nie przeszkadzać w serdecznym powitaniu. Panie

zachwyciły się dzieckiem, a onieśmielona Elizabeth ukryła buzię na
ramieniu Dominika.

Hannah zauważyła, że pan Giraud przygląda się synowi z dziwnym

wyrazem twarzy.

- Synku! - Pani Giraud otarła łzy. - Tak się cieszę, że cię widzę.

Płaczę z radości, bo wreszcie zakochałeś się i będziesz szczęśliwy.

- Mamo, oto Hannah Carr, moja wielka miłość. A to śliczne dziecko

jest naszą córeczką.

Hannah nie wiedziała, czy pani Giraud została wtajemniczona w

RS

background image

65

historię Elizabeth. Matka i siostra Dominika serdecznie ją ucałowały i
zasypały gradem pytań. Potem wzięły Elizabeth, twierdząc, że musi się z

nimi oswoić. Dominik przedstawił Hannah swego szwagra.

Przystojny Jean-Jacques pocałował ją z dubeltówki.
- Witaj w naszej rodzinie. Dominik nie przesadzał, rzeczywiście

wyglądasz jak anioł. Nareszcie mam odpowiedź...

- Na jakie pytanie? - zdziwił się Dominik.
- Oniemiałem, gdy usłyszałem, że dni twojej złotej wolności są

policzone. I zacząłem zastanawiać się, jakaż to kobieta tak cię usidliła.
No i jak tego dokonała - Jean-Jacques mówił żartobliwym tonem, oczy

błyszczały mu figlarnie.

- Ja też zadaję sobie to pytanie - rzekła Hannah lekko drżącym

głosem.

Jean-Jacques spoważniał.
- Naprawdę nie wiesz? - Rzucił Dominikowi zdumione spojrzenie. -

Masz szczęście, kuzynie.

- Wiem.
Dominik pocałował Hannah, a gdy się odsunął, zobaczyli zbliżającego

się ojca.

- No, Dominiku... Dawnośmy się nie widzieli. Bez pytania widzę, jak

się czujesz.

Panowie nawet nie podali sobie rąk.
- Dobrze wyglądasz, ojcze. Pozwól, że przedstawię ci moją

narzeczoną, Hannah Carr.

- Witaj, Hannah. - Starszy pan podniósł jej dłoń do ust. - Mój syn ma

wyborny gust.

- Dziękuję.

- Owoc waszej miłości też jest piękny.
Dominik chciał odejść, ale Hannah spojrzała na niego błagalnie.

- Muszę sprostować nieścisłość - powiedziała speszona. -Lizzy nie

jest naszym dzieckiem.

- A czyim?

- Mojej nieletniej siostry. Ukochany zostawił ją, gdy zaszła w ciążę.

RS

background image

66

Lisa nie mogła sama wychowywać dziecka, więc chciała oddać je do
adopcji. Wtedy zaproponowałam, że ja wychowam jej córkę. Zaraz po

ślubie dopełnimy formalności i zaadoptujemy Lizzy.

Pan Giraud słuchał z nie ukrywanym zdumieniem, a gdy skończyła,

spojrzał na syna.

- To prawda?

- Oczywiście. Przyślę ci wynik badania krwi.
Starszy pan mocno poczerwieniał, ale nie odwrócił wzroku.

Hannah zrobiło się przykro. Zachowanie Dominika i pana Giraud

przypominało stosunki między Lisa a ojcem. Jej konsternację

spotęgował fakt, że w sąsiednim pokoju rozległ się płacz. Widocznie

Elizabeth przestraszyła się.

Dominik objął ją i pocałował.

- Chodźmy do pań.
Tym razem nie oponowała. Przeszli do luksusowo urządzonej jadalni,

ale Hannah nie miała czasu ani chęci podziwiać pięknego wnętrza.

Chciała jak najprędzej wziąć Elizabeth na ręce i utulić. Pani Giraud było
przykro, że nie zdołała uspokoić płaczącego dziecka.

Elizabeth spostrzegła Dominika, rozpromieniła się i zaczęła

wymachiwać rączkami.

- Patrzcie, jak się cieszy na jego widok - zawołała Nicole.

Dominik wyglądał i zachowywał się jak dumny ojciec. Jeden jego

uśmiech sprawił, że Elizabeth się uspokoiła.

- Lizzy od pierwszego spotkania tak reaguje na Dominika -

powiedziała Hannah, gdy usiedli przy stole. - Gdyby mogła, leciałaby do
niego na skrzydłach. Zawsze bała się obcych, a jego nigdy, jakby od razu

wybrała go na ojca.

Dominik promieniał.
- Miłość od pierwszego wejrzenia i to ze wzajemnością -

potwierdził.

Nicole popatrzyła na nich pytająco.

- Opowiedzcie, jak się poznaliście. Ze szczegółami, niczego nie

pomijając.

RS

background image

67

- Dobrze. - Dominik spojrzał na Hannah i uśmiechnął się

zachęcająco. - Ty opowiedz.

- Pewnego wieczoru...

- Oh, nie - przerwał jej Jean-Jacques. - Najpierw chcemy dowiedzieć

się czegoś o twoim rodzinnym mieście. Wiemy tylko, że nazywa się

Laramie i jest w Wyomingu. Opisz nam swoje miasto.

- Nie ma porównania z Vence. Tutejsza okolica przywodzi mi na

myśl rajski ogród.

Naprawdę czuła się jak w raju, a raczej jak w zaczarowanym pałacu.

Siedziała przy pięknie nakrytym stole, obsługiwały ją pokojówki,

jedzenie było wyśmienite. Pierwszy raz jadła tak wykwintne potrawy.

- Masz trochę racji - rzekł Dominik. - Laramie też jest piękne, ale

inaczej. Powinniście zobaczyć to drewniane muzeum i ziemię należącą

do Carrów od kilku pokoleń. To dawny przystanek Pony Express.
Naokoło jak okiem sięgnąć rosną aromatyczne zioła.

- Muzeum znajduje się na wysokości ponad trzech tysięcy metrów -

ciągnęła Hannah. - Zimy są bardzo ostre, a powietrze rozrzedzone i
suche. To nie to, co tutejszy cudowny klimat.

- Można tak wysoko mieszkać? - zdziwiła się pani Giraud.

- Rośnie tam mnóstwo szałwii - dorzucił Dominik. - Ty pewnie już

przyzwyczaiłaś się do tego zapachu, ale ja wciąż się nim napawam.

Hannah było miło, że człowiek wychowany pośród cudownych woni

Prowansji zachwycił się zapachem, stanowiącym jedną z atrakcji

Wyomingu.

- Ja sama wciąż się tym zachwycam - powiedziała. - Szczególnie po

deszczu powietrze jest pachnące, bo szałwia jakby ożywa. Wtedy

najchętniej wsiadam na konia i galopuję, dokąd oczy poniosą.

- Początkowo uważałem, że to straszne odludzie - wyznał Dominik. -

Ale po spotkaniu mojego anioła... Teraz chcę mieszkać tylko tam.

- Jak nazywa się twój koń? - zainteresowała się Nicole.

- Cinnamon. To bardzo mądra klacz.

- Kiedy nauczyłaś się jeździć?

- Nie pamiętam. Jak przez mgłę widzę, że jeszcze nie umiem

RS

background image

68

chodzić, a mama wsadza mnie na kucyka. Wszystkiego nauczyłam się od
mamy. Rodzice uwielbiali rodeo.

- Oboje żyją?

- Nie. Mama zmarła po urodzeniu Lisy. Ojciec załamał się i wkrótce

potem poważnie zachorował na serce. Musiał zmienić pracę na

spokojniejszą.

- Siostra też dobrze jeździ?
- Nie. Ojciec nie był cierpliwym nauczycielem. Pewnego dnia Lisa

zbuntowała się, oświadczyła, że ma dość nauki i więcej nie wsiądzie na
konia. Wybuchła awantura, ale siostra postawiła na swoim.

- Jeździliście razem na przejażdżki?

Hannah przecząco pokręciła głową, a Dominik powiedział:

- Byliśmy tylko raz... i trudno to nazwać wspólną przejażdżką.

Jechaliśmy na Cinnamon, gdy Hannah ratowała mi życie.

- Ratowała życie?! - zawołała pani Giraud. - Czy to znaczy, że miałeś

wypadek?

Wszyscy, oprócz pana Giraud, zaczęli wypytywać Dominika

jednocześnie. Pan domu siedział milczący, wpatrzony w nich wzrokiem

pełnym chłodnej ironii.

- Na szczęście niegroźny. Alik i Zane orzekli, że tak było zapisane w

gwiazdach. Według nich koło muzeum Hannah spotkałem swoje

przeznaczenie.

Matka i siostra zapytały jednocześnie:

- Co ci się stało?

- Zjechałem z drogi i straciłem przytomność, gdyby nie ukochana,

pewnie bym umarł.

- Nieprawda, przesadzasz.

Rzeczowo, bez koloryzowania opowiedziała, jak było.
- Nie wierzcie jej. Ona jest bardzo skromna - rzekł Dominik, gdy

skończyła. - Uważa, że nie zrobiła nic wielkiego, ale ja wiem lepiej.

- W gruncie rzeczy najbardziej poszkodowana była Cinnamon, bo

musiała dźwigać dwie osoby.

- No, a teraz pora na pikantne szczegóły - odezwał się Jean-Jacques,

RS

background image

69

robiąc perskie oko.

- Nie łudź się - ostudził go Dominik. - Hannah wezwała karetkę i

pozbyła się mnie, a potem nie chciała przyjąć żadnego dowodu

wdzięczności i uparcie twierdziła, że nie możemy się spotykać. Moim
jedynym sprzymierzeńcem był ten cherubinek. Prawda? - Pocałował

Elizabeth w główkę. - Po ślubie będziemy dużo jeździć, ale na dwóch

koniach.

- Czyli tak to wyglądało - mruknął Jean-Jacques i wybuchnął

zaraźliwym śmiechem. - Hannah uratowała ci życie, ale nie chciała się z
tobą widywać. Chyba jest jedyną kobietą, której się nie spodobałeś!

- Moim zdaniem to bardzo romantyczne spotkanie - powiedziała

Nicole. - Ale jednego nie mogę pojąć: jak ci się udało wsadzić Dominika

na konia? Jesteś niezwykła.

- Ona ma to we krwi - oświadczył Dominik z powagą. - Jej

praprababka pracowała w Pony Express.

- Kobieta zawodowym jeźdźcem? W tamtych czasach? Hannah

skinęła głową.

- Naprawdę. Babcia opisała to w pamiętniku. Bardzo potrzebowała

pieniędzy, ale oczywiście nie chciano zatrudnić kobiety, więc przebrała

się za mężczyznę. Mam jej strój, występuję w nim podczas dorocznej
parady.

- W tym roku nie wystąpisz. Żałujesz, że z powodu ślubu ominie cię

parada?

- Po co pytasz?

- Serdecznie dziękuję, że mu pomogłaś - powiedziała wzruszona

Nicole. - Bardzo go kocham.

- Gdy tylko wykończymy dom, musicie przyjechać do nas z dziećmi -

rzekł Dominik. - Będziemy dużo jeździć konno. Gdzie są chłopcy?
Chciałem pokazać im śliczną kuzynkę.

- Niestety, są solidnie przeziębieni, więc zostali w domu. Lepiej,

żeby nie zarazili Lizzy.

- Była przeziębiona tuż przed wyjazdem.

- Chłopcy na pewno ją pokochają. Muszę być przy spotkaniu, żeby

RS

background image

70

widzieć ich reakcję.

- Umówmy się od razu na przyszły rok - zaproponował

Jean-Jacques. - Dzieci zwiedzą Disneyland, a ja Las Vegas. -Spojrzał

porozumiewawczo na Hannah. - Ty z pewnością bywałaś tam często.

- Tylko raz. Ojciec niewiele zarabiał, a po jego śmierci musiałyśmy

żyć jeszcze oszczędniej. Ale raz pojechałyśmy do Kalifornii, żeby

zobaczyć ocean. Wtedy pierwszy raz leciałyśmy samolotem... W drodze
powrotnej wstąpiłyśmy do Las Vegas, by móc się pochwalić znajomym,

że tam byłyśmy. Zaraz na samym początku zgubiłam odłożone
pieniądze. Taka ze mnie hazardzistka.

Jean-Jacques i Dominik wybuchli gromkim śmiechem, po czym

Jean-Jacques wstał, podniósł kieliszek i popatrzył z sympatią na Hannah.

- Wznoszę toast na cześć pięknej i odważnej przyszłej szwa-gierki.

Życzę wam, żebyście pod koniec długiego życia razem byli jeszcze
szczęśliwsi niż teraz.

- Piękny toast - pochwaliła pani Giraud. Jean-Jacques usiadł, a wstał

pan Giraud.

- Ja też życzę wam szczęścia w małżeństwie.

Dominik zawahał się na mgnienie oka, lecz jednak wypił wino. Wstał i

wyciągnął rękę do Hannah.

- Czas położyć dziecko spać.

- Ja... serdecznie dziękuję za ciepłe przyjęcie - powiedziała

wzruszona. - Bardzo chciałam państwa poznać. Czuję się tu jak w domu.

- Jestem zaszczycona - powiedziała pani Giraud. - Od dawna

modliłam się o to, żeby Dominik spotkał odpowiednią kobietę i się
ożenił. Nareszcie moje modły zostały wysłuchane.

- Dziękuję - szepnęła Hannah załamującym się głosem. Oczy pani

Giraud były pełne łez.

- Dostąpiłeś łaski, synu.

- Wiem. Bez Hannah nie mógłbym żyć.

RS

background image

71

ROZDZIAŁ SIÓDMY

icole wyszła razem z nimi, chwilę porozmawiali w korytarzu,
po czym wróciła do jadalni, a oni poszli do pokoju dziecin-

nego w drugim skrzydle domu.

Według Hannah kolacja przebiegła w miłej atmosferze, mimo że

Dominik odnosił się do ojca wyjątkowo oschle. A zatem i w tej rodzinie

są niesnaski...

- Lizzy pewnie będzie marudzić - rzekła półgłosem.

- Nie sądzę. Miała tyle wrażeń, że chyba jest zmęczona.

Rzeczywiście. Elizabeth prawie momentalnie zasnęła, więc

zgasili światło i na palcach przeszli do sąsiedniej sypialni.

- Kochanie... - szepnęła Hannah.
Poczuła gorące usta Dominika na swoich, jego dłonie na plecach.

Miała ogromną ochotę poddać się namiętności i zapomnieć o całym

świecie. Uważała jednak, że nie można pominąć milczeniem jawnej
wrogości między ojcem i synem. Z trudem oderwała się od ust

ukochanego, ale nie zdołała wysunąć się z jego objęć. Dominik
pieszczotliwie gładził jej nagie ramię.

- Nie gniewaj się, ale musimy porozmawiać - rzekła, spuszczając

oczy. - Powiedz, dlaczego jesteście z ojcem na wojennej stopie? Żona

powinna coś o tym wiedzieć. Chciałabym zrozumieć, o co wam chodzi,

jakie macie do siebie pretensje.

- Miałem nadzieję, że ojciec nie przyjedzie - wycedził Dominik przez

zaciśnięte zęby. - Nie chcę, żebyś przez niego źle się czuła w tym domu.

- Wcale nie czułam się źle. Naprawdę! Nie dziwi mnie, że

intrygowała go obecność dziecka i chciał wiedzieć, czy jest twoje.

Dominik spochmurniał i gniewnie zmarszczył brwi.

- Moim ojcem kierowały mało szlachetne pobudki i chodziło mu o

coś innego. Ale przeliczy! się, bo nie wiedział, z jaką kobietą ma do

czynienia. Prawda nie przypadła mu do gustu.

- Czyżby myślał, że będę kłamać?

N

RS

background image

72

- Nie. Liczył na to, że w ogóle się nie odezwiesz. Chodziło mu o

rozprawę ze mną.

- Dlaczego?

Przysiadła na brzegu łóżka, a Dominik zaczął nerwowo chodzić po

pokoju.

- Widzisz... Mój ojciec jest strasznym kobieciarzem, czyli nie

najlepszym wzorem dla syna.

Hannah wyrwał się głuchy jęk.

- Od lat na prawo i lewo zdradzał mamę, a ona cierpiała, ale nie

zażądała rozwodu. Zawsze mieszkali pod jednym dachem, tyle że każde

żyło swoim życiem. Rozumiesz, co mam na myśli, prawda?

W milczeniu skinęła głową. Wiadomość przytłoczyła ją, chociaż znała

życie i wiedziała, że podobne sytuacje wcale nie należą do rzadkości.

- To okropne.
- Było okropne, gdy dorastałem, bo wtedy kochałem oboje

rodziców. Ale gdy zmądrzałem i zrozumiałem ból mamy, straciłem

szacunek dla ojca. Nie przebierając w słowach, powiedziałem mu, co o
nim myślę.

- Jak zareagował?

- Bronił się, mówiąc, że nikt nie jest ideałem i być może ja też

któregoś dnia znajdę się w podobnej sytuacji. Twierdziłem stanowczo,

że nie ma racji, bo jeśli szczęście mi dopisze i zakocham się w kobiecie
podobnej do mamy, będę jej wierny po grób. Tego dnia właściwie

odsunąłem się od ojca.

- Musiało ci być ciężko.
- Najbardziej przeżywała to mama, bo mimo wszystko kocha go i

stara się utrzymać rodzinę. Ojciec przysięga, że tylko ją jedną kocha

naprawdę, ale jego czyny mówią same za siebie. Oczywiście uważał, że
jako jedyny syn będę mu posłuszny i pomogę rozwijać firmę. Nasza

najstarsza perfumeria ma kilkaset lat. Od dziecka przygotowywano mnie

do tego, żebym w przyszłości przejął obowiązki po ojcu. Ale nie mogłem

znieść jego postępowania, chociaż starał się utrzymywać romanse w ta-

jemnicy. Chciałem wszystko rzucić, ale ze względu na mamę doszliśmy

RS

background image

73

do porozumienia. Zgodziłem się być przedstawicielem na Amerykę i
przyjeżdżać do domu na święta i wakacje.

- To dlatego mieszkasz w Nowym Jorku.

- Kiedyś, zamiast lecieć prosto za ocean, wstąpiłem do Londynu, bo

interesowało mnie sympozjum dla inżynierów i naukowców związanych

z budową tunelu pod kanałem La Manche. Spotkałem Alika i Zane'a,

zgadaliśmy się o moim wymarzonym pociągu i zaczęliśmy pracować
wspólnie. To umocniło naszą przyjaźń i zmieniło moje życie.

- Diametralnie.
- Tak. Zawiadomiłem rodziców, że rezygnuję ze współpracy z naszą

firmą, bo chcę czas i siły poświęcić realizacji wielkiego projektu. Mama

ubłagała mnie, żebym nie zrywał z ojcem całkowicie, więc obiecałem, że

będę nadal działał jako konsultant.

Hannah wstała i przeszła się po pokoju.
- Ojciec pewnie jest zły, że zamierzasz osiąść w Ameryce na stałe,

ożenić się ze mną i zaadoptować cudze dziecko.

- Wolałby, żeby Lizzy była moim dzieckiem, bo mógłby mi wytykać,

że też nie jestem święty, co innego mówię, a co innego robię. Miał

nadzieję, że nie pobieramy się z miłości. Tak wygląda prawda. Nic nie

sprawiłoby ojcu większej przyjemności niż świadomość, że jesteś
wyrachowaną kobietą, która specjalnie zaszła w ciążę, żeby zaciągnąć

mnie do ołtarza. Moja wpadka sprawiłaby mu niekłamaną satysfakcję.
Chciałby zobaczyć, jak uciekam od żony do innych kobiet.

- Przestań. - Ukryła twarz w dłoniach. - To straszne. Dominik objął ją

i przytulił.

- Dobrze, że wyrzuciłem z siebie całą gorycz i mamy to za sobą.

Odtąd nigdy nie będziemy mówili o moich kłótniach z ojcem. I nie

będziemy mieli przed sobą tajemnic.

Spojrzała na niego rozświetlonymi oczami.

- Nigdy. Żadnych.

- Świetnie. - Obsypał ją namiętnymi pocałunkami. - Pragnę cię coraz

mocniej. - Wtulił twarz w jej włosy. - Egoista we mnie nie chce czekać do

jutra, ale lepsza część mojej natury mówi, że już za dwanaście godzin

RS

background image

74

będziesz moją żoną. Po ślubie będziemy razem od rana do wieczora.
Będziemy się kochać, jak nikt na świecie. Każ mi odejść. Pomóż mi

zachować się, jak na dobrze wychowanego mężczyznę przystało.

- Dlaczego? - Przytuliła się jeszcze mocniej. - A jeśli pragnę tego

samego, co...

Nie dokończyła, ponieważ w drzwiach stanęła Sophie z Elizabeth na

ręku.

- Przepraszam, ale mała... Obudziła się i płacze.

- Dobrze, że ją przyniosłaś - rzekł Dominik bez entuzjazmu. - Zaraz

ją położę.

Elizabeth uspokoiła się, ledwo wziął ją na ręce. Sophie ukłoniła się i

wyszła.

Hannah w głębi duszy robiła sobie wyrzuty, że zapomniała o

obowiązkach.

- No, proszę, mam anioła stróża. - Dominik uśmiechnął się krzywo. -

Elizabeth usłyszała moje błaganie i pomogła się opamiętać.

- A ja...
Dominik spojrzał na nią wymownie.

- Nie mogę się doczekać... Zaczarowałaś mnie pierwszego dnia i

odtąd jestem innym człowiekiem.

- Ja też się zmieniłam. Gdyby Elizabeth umiała mówić,

powiedziałaby ci, co szeptałam jej na ucho, gdy zabrano cię do szpitala.

- Czy aby to usłyszeć, muszę czekać, aż ona zacznie mówić?

- Nie. Wszystko powtórzę jutro wieczorem.

- Kochanie, trzymam cię za słowo. - Zwrócił się do Elizabeth. -

Dziecino, jeszcze dziś mogę poświęcić ci wieczór, ale jutrzejszy i kilka

następnych należą do twojej mamusi. Pewnie będziesz płakać, ale

trudno. Pocałuj mamusię na dobranoc. - Znowu znacząco spojrzał na
Hannah. - Masz ostatnią okazję dobrze się wyspać. Dobranoc.

Położył Elizabeth i delikatnie musnął palcem jej czoło i policzki.

Zachwycony wpatrywał się w rysy, które tak bardzo przypominały mu

Hannah.

- Czy nie możesz zasnąć, bo czujesz, że nadchodzi wielki dzień i

RS

background image

75

zdarzy się coś wspaniałego? - szepnął. - Serce kroi mi się na myśl, że cię
opuszczę, ale muszę być trochę sam na sam z twoją mamusią. Nie

sądziłem, że istnieje taka miłość, że tak się zakocham. Chcę mieć twoją

mamusię wyłącznie dla siebie choćby przez tydzień. Wybaczysz mi, że ją
zabieram? Mamusia jeszcze nie wie, że popłyniemy na Morze

Śródziemne. Będziemy za tobą tęsknić.

Elizabeth patrzyła na niego, jakby rozumiała, co mówi.
- Zostaniesz pod dobrą opieką. Babcia i ciocia są tobą zachwycone i

zrobią wszystko, żeby ci było dobrze. Na pewno je pokochasz. I poznasz
Elienne'a i Pierre'a. Te miłe urwisy są twoimi kuzynami. Chciałbym,

żebyście kochali się jak rodzeństwo. - Pocałował ją w nosek. - Coś mi się

zdaje, że bez smoczka nie uśniesz. Wiesz, gdzie jest? Zaraz go znaj-

dziemy.

Otworzył szafę. Na środkowej półce leżała duża plastikowa torba.

Pamiętał, że Hannah zapakowała do niej pieluszki, zabawki oraz

smoczek.

Trzy przegródki były puste, ale w czwartej znajdował się smoczek i

jakieś czasopismo. Wyjął jedno i drugie, ponieważ miał nadzieję, że

czytanie wskazówek dla młodych rodziców pomoże mu oderwać myśli

od Hannah. Rzucił czasopismo na nocny stolik, włożył Elizabeth do
łóżeczka.

- No, brzdącu, naprawdę czas spać.
Gdy Elizabeth zaczęły kleić się oczy, wziął czasopismo. Zdziwił się,

widząc stary egzemplarz „U.S. Econimics", a nie poradnik dla rodziców.

Chciał odłożyć, ale w oko wpadł mu nagłówek artykułu o miliarderach.

Skrzywił się, ponieważ przypomniał sobie, jaki był wściekły, gdy

paparazzi go fotografowali. Nie sprawdził natychmiast, gdzie i kiedy

artykuł się ukaże, a potem zrobiło się za późno. Najchętniej podałby
czasopismo do sądu, lecz wtedy ktoś inny wykorzystałby okazję i zrobił

wokół jego osoby jeszcze więcej szumu. Za wszelką cenę pragnął

uniknąć rozgłosu.

Zamknął czasopismo. Nagle zamarł, ponieważ poraziła go straszna

myśl, że Hannah od początku wiedziała, kim on jest, lecz się do tego nie

RS

background image

76

przyznała.

- Dominik?

- Dobrze, że jednak przyjechaliście. Wejdźcie i zamknijcie drzwi.

Nie wstał, spoglądał na Alika i Zane'a spode łba. Spotkali się na

jachcie, który starannie przygotował dla ukochanej żony. Pragnął

wynagrodzić Hannah trudne życie. Wiedział, że zawsze miała mało

pieniędzy i musiała się ograniczać, że odmawiała sobie wielu
przyjemności.

- Siadajcie.
Przyjaciele stali, patrząc na niego z niedowierzaniem. Alik odezwał się

pierwszy:

- Co to ma znaczyć? Gdy proponowaliśmy, że urządzimy ci wieczór

kawalerski, odmówiłeś. Rzekomo chciałeś spędzić go w gronie rodziny.

Dominik wypił łyk szampana.
- Zmieniłem plany. Elizabeth płakała, więc siedziałem z nią, dopóki

nie zasnęła, a potem doszedłem do wniosku, że jednak warto skorzystać

z ostatnich chwil wolności.

Zane z powątpiewaniem pokręcił głową.

- Nie wierzę, więc bądź łaskaw wytłumaczyć, czemu tak późno

zdcydowałeś się urządzić kawalerski wieczór. Dlaczego o drugiej w nocy
wyciągasz niewinnych ludzi z łóżek? Chcieliśmy porządnie wyspać się

przed jutrzejszym weseliskiem.

- Tobie też przydałby się sen. - Alik wymownie spojrzał na kieliszek.

- Jakiego robaka zalewasz?

- Nie jestem pijany, jeśli to sugerujesz. Wypiłem zaledwie kilka

łyków, chociaż ostatni wieczór wolności oznacza pijaństwo na umór.

Zane usiadł okrakiem na krześle.

- Stary, co ci leży na wątrobie? - spytał łagodnie. - Pewnie

pokłóciłeś się z ojcem. Znowu powiedział albo zrobił coś nie-

stosownego?

- Sprawił przykrość Hannah? - zapytał Alik. Dominik jakby ich nie

słyszał.

- Proszę, wypijcie. - Przesunął kieliszki. - Chowałem tę butelkę na

RS

background image

77

wyjątkową okazję.

- Zostaw dla Hannah, niech ona też spróbuje.

- Nie. To szampan dla przyjaciół. - Spuścił wzrok. - Wy nigdy mnie

nie zawiedliście.

Zane zaklął pod nosem.

- Człowieku, powiedz wreszcie, o co chodzi. Widzę, że coś cię

gryzie.

Dominik odstawił kieliszek, szampan przestał mu smakować. Żałował,

że wezwał przyjaciół, lecz było za późno. Ociężale podniósł się, podszedł
do okna i popatrzył na zatokę.

- To już nie ma znaczenia, bo klamka zapadła. Myślałem, że chętnie

zobaczycie najsłynniejszy widok na świecie.

- Nie gadaj od rzeczy, tylko powiedz, co się stało. Czy Hannah...?

Dominik skrzywił się z niesmakiem.
- Nie mam ochoty o niej mówić.

- Coś mi zaczyna świtać - rzekł Alik. - Po tym, jak Blaire mnie

potraktowała, dużo zrozumiałem. Ale Hannah to przecież nie Blaire. Ona
szczerze cię kocha. Rzadko komu zdarza się takie szczęście jak wam,

więc chuchaj na nie i dmuchaj. Każdy marzy o takiej miłości.

Dominik gwałtownie się odwrócił.
- To tylko pozory - syknął ze złością. Zapadło przykre milczenie,

które przerwał Zane.

- Czy zamierzasz odwołać ślub i chciałeś nas jako pierwszych o tym

powiadomić?

- Nie. - Dominikowi groźnie błysnęły oczy. - Wszystko odbędzie się

zgodnie z planem.

Zane wpatrywał się w niego badawczo.

- Ale dlaczego? Jeśli masz jakiekolwiek wątpliwości, nie powinieneś

się żenić.

- Lizzy mnie kocha, jestem jej potrzebny. Przynajmniej uczucie

dziecka jest stuprocentowo szczere. To wystarczający powód, żeby się

ożenić.

- Psiakrew! - zaklęli Alik i Zane jednocześnie.

RS

background image

78

- Czego krzyczycie?! - huknął Dominik.
- Bo się wygłupiasz. Przełóż ślub na przyszły tydzień, nie działaj bez

zastanowienia. Wszyscy zrozumieją, jeśli powiecie, że potrzeba wam

trochę czasu, żeby wszystko dokładnie przedyskutować.

- Zane ma rację. Coś sobie ubrdałeś...

- Nic sobie nie ubrdałem - wycedził Dominik zimno. - Ciebie jeszcze

boli, że Blaire zerwała zaręczyny, ale przynajmniej była z tobą szczera. A
to najważniejsze.

Przyjaciele patrzyli na niego z niepokojem i współczuciem.
- Jest ktoś inny?

- Nie. To nie takie proste. - Ukrył twarz w dłoniach. - Przepraszam,

nie nadaję się do rozmowy. Wybaczcie, że was wywlokłem z domu w

środku nocy. Wracajcie. Zamówię taksówkę.

- Chyba nie sądzisz, że zostawimy cię w takim stanie? -mruknął Alik.
- Nie martwcie się, nie będę pił. Już dawno stwierdziłem, że alkohol

nie rozwiązuje problemów. - Zdjął koszulę. - Idę popływać.

- My z tobą.
- Ale to nie jest kryty basen.

- Tym bardziej musimy ci towarzyszyć.

Na widok Hannah w ślubnej sukni pokojówka wpadła w prawdziwy

zachwyt.

- Ah, mademoiselle! Wygląda pani jak prawdziwy anioł. Samo złoto

i biel.

- Dziękuję za dobre słowo.

Nadal nie mogła uwierzyć, że naprawdę nadszedł dzień jej ślubu.
- Proszę pani, samochód czeka.

Stanęła przed lustrem, poprawiła welon i spojrzała na pokojówkę.

- Gdzie jest pan Dominik?
- Pojechał z rodzicami do kościoła.

Hannah odwróciła oczy, aby pokojówka nie dostrzegła w nich

rozczarowania. Pocieszyła się myślą, że matka Dominika jest przesądna i

wierzy, że pan młody nie powinien widzieć oblubienicy przed ślubem.

- Czy mogę jeszcze w czymś pomóc?

RS

background image

79

- Nie, dziękuję. - Opanowała się i lekko uśmiechnęła. - Jeszcze tylko

pożegnam się z Lizzy.

- Po pani wyjściu przyszedł pan Dominik i zabrał ją do ogrodu.

Potem zostawił ją z Sophie i jeszcze się tam bawią.

- Rozumiem.

Nieprawda, nic nie rozumiała. Ogarnął ją niepokój. Dziwne, że

Dominik posłuchał matki i nawet nie zajrzał, chociaż był obok, za ścianą.

- Mademoiselle... czy... dobrze się pani czuje?

- Wysiadają mi nerwy, jak każdej pannie młodej.
- Nie ma powodu do zdenerwowania - pocieszyła ją pokojówka. -

Będzie pani miała wyjątkowego męża. Każda kobieta chętnie by za niego

wyszła. - Podniosła ręce. - Tyle wielbicielek próbowało zdobyć jego

serce, ale nic z tego. Widziałam, mademoiselle, jak na panią patrzy. Dla

niego nikt inny nie istnieje.

- Dziękuję, że mi to mówisz.

Czuła prawdziwą wdzięczność, ponieważ było jej bardzo przykro, że w

takim dniu jest sama jak palec. Czy Lisa czuła się podobnie? Ona też nie
miała przy sobie nikogo z rodziny.

Pokojówka patrzyła na nią z niepokojem.

- Mademoiselle...?
- Słucham? Och, jestem gotowa i możemy iść.

Przy limuzynie stał Jean-Jacques, ubrany w granatowy garnitur, z różą

w klapie.

- No, nareszie! - zawołał. - Wyglądasz prześlicznie. Jesteś tak

zwiewna i eteryczna, że boję się, żebyś mi nie uleciała w powietrze.
Dominik mnie zamorduje, jeśli się spóźnimy. Ceremonia ma rozpocząć

się za dziesięć minut.

- Przepraszam. Powiem, że to moja wina.
- Nie przepraszaj. Tradycja nakazuje pannie młodej trochę się

spóźnić. Dominikowi nie zaszkodzi, jeśli wystraszy się, że wcale ci nie

pilno, że się rozmyśliłaś. - Uśmiechnął się łobuzersko. - Jak się pomartwi,

będzie kochać cię jeszcze mocnej.

Hannah roześmiała się mimo woli. Jean-Jacques działał na nią

RS

background image

80

uspokajająco. Cieszyła się, że właśnie on zawiezie ją do kościoła. Pomógł
jej wsiąść i ułożyć suknię, po czym usiadł za kierownicą.

Ledwo wyjechali za bramę, otoczył ich tłum dziennikarzy. Hannah,

oślepiona fleszami, spuściła głowę, a Jean-Jacques soczyście zaklął.

- Przepraszam, wyrwało mi się - rzekł skruszony. - Paparazzi psim

swędem zawsze wyczują, gdzie jest Dominik. Wybrał malutki kościół i

zatrudnił ochronę, ale nie zdziw się, jeśli wasze zdjęcia ukażą się w
„France Soir" i „Figaro". Mój szwagier jest popularniejszy niż książę krwi.

- Pewnie napiszą, że pobieramy się tylko ze względu na dobro

dziecka.

- Chyba tak. - Jean-Jacques smętnie pokiwał głową. - Dobrze, że to

rozumiesz. Radzę ci, trzymaj się jak najdalej od prasy i telewizji.

- Innymi słowy radzisz nie przejmować się, jeżeli przeczytam

nagłówek: „Znany dziedzic francuskich perfumerii zniżył się do poziomu
nieznanej Amerykanki". Nie martw się, nie będę nic czytać ani oglądać.

- Dominik bardzo cię kocha, a ja też od razu cię pokochałem - rzekł

Jean-Jacques ze wzruszającą szczerością. - Pamiętaj, że liczy się tylko
wasze uczucie, nic innego.

- Dziękuję, że podnosisz mnie na duchu.

- Mamy dużo wspólnego. Gzy wiesz, że podjąłem pracę u Giraudów

jako skromny, nieznany chemik? Zakochałem się w Nicole od

pierwszego wejrzenia, ale uważałem, że nie mam szans, więc milczałem.
Tymczasem stał się cud, bo ona też mnie pokochała i pierwsza wyznała

miłość.

- Żartujesz!
- Nie. Zapytaj, kogo chcesz, wszyscy to potwierdzą. W moich oczach

Nicole była jak królewna mieszkająca na szklanej górze. A ja nie jestem

śmiałkiem, który wskakuje na konia i jedzie zdobyć rękę królewny.

- Dobrze cię rozumiem.

- Nicole nazywa się Giraud, jest piękną kobietą, więc dziennikarze

zawsze będą ją oblegać. Mimo to udało nam się zachować sporo

prywatności i w spokoju wychowywać dzieci. Ty i Dominik też możecie

to osiągnąć.

RS

background image

81

- Tymi zwierzeniami zdobyłeś moje serce. Nie masz pojęcia, jak

potrzebowałam wsparcia.

- Zawsze możesz na mnie liczyć.

Minęli rząd policjantów, powstrzymujących natrętnych foto-

reporterów. Wąską, krętą uliczką dojechali do starego, romańskiego

kościółka, który nieomal ginął wśród innych budynków. Przed kościołem

stało kilka samochodów.

- Eh, pan młody ma zagniewaną i zniecierpliwioną minę -rzekł

zadowolony Jean-Jacques. - Jestem pewien, że go nastraszyliśmy, ale
dowiozłem pannę młodą całą i zdrową. Bogu dzięki.

Dominik był w czarnym garniturze, w klapie miał dwie herbaciane

róże. Hannah patrzyła na niego jak urzeczona.

Dominik otworzył drzwi, wsunął się do samochodu i gwałtownie

pocałował ją w usta.

- Dom, opamiętaj się. - Jean-Jacques udał zgorszonego. -Takie

rzeczy są dozwolone dopiero po weselu.

Dominik nie od razu oderwał się od ust Hannah.
- To mój ślub i mogę robić, co chcę. - Pomógł Hannah wysiąść. -

Jesteś gotowa? Ksiądz czeka, żeby połączyć nas nierozerwalnym

węzłem. Na dobre i na złe, aż do śmierci.

- Ależ on jest spięty - szepnął Jean-Jacques Hannah na ucho. -

Faktycznie go nastraszyliśmy, ale co tam. Jeszcze bardziej cię doceni.
Głowa do góry i uśmiechnij się. Zaraz mu przejdzie. Każdy młody żonkoś

ma kłopoty z nerwami, nawet mój opanowany szwagier.

Hannah przyznała mu rację, lecz intuicja mówiła jej, że stało się coś

niedobrego. Co zaszło w ciągu kilku zaledwie godzin od czułego

rozstania wieczorem?

Dominik wziął ją pod rękę i poprowadził do kościoła. Pani Giraud

wręczyła jej bukiet z herbacianych róż i kwiatów pomarańczy.

- Życzę ci szczęścia, kochanie.

- Dziękuję - szepnęła Hannah niepewnie.

Była tak spięta, że jak przez mgłę widziała obecnych, a pięknych

fresków wcale nie dostrzegła. Najchętniej uciekłaby, gdzie pieprz rośnie.

RS

background image

82

Niestety, było już za późno.
- Drodzy bracia i siostry - zaczął kapłan - zebraliśmy się tu w

świątyni, aby być świadkami największego sakramentu, sakramentu

małżeństwa. Módlmy się.

Hannah prosiła Boga o łaski na całe życie u boku ukochanego

człowieka. Miała wrażenie, że ceremonia przebiega jakby bez niej, ale

odpowiadała tak, jak należało. Dominik złożył przysięgę mocnym,
pewnym głosem.

Po założeniu obrączek Dominik odsunął jej welon i czule pocałował.

Dopiero w tym momencie pomyślała, że z pewnością wszystko dobrze

się ułoży. Doszła do wniosku, że po prostu zawiodły ich nerwy.

Promiennie uśmiechnięta przyjęła życzenia na nową drogę życia.

W pewnej chwili podczas przyjęcia Dominik pocałował ją w czoło i

rzekł z powagą:

- Pani Giraud, czas się pożegnać. Jean-Jacques czeka, żeby nas

odwieźć.

- Dobrze. - Posłusznie wstała, a gdy siedzieli już w samochodzie,

zapytała: - Czy wreszcie powiesz ślubnej żonie, gdzie spędzimy miodowy

tydzień?

- Dowiesz się wszystkiego w swoim czasie.




RS

background image

83

ROZDZIAŁ ÓSMY

itam panią, madame Giraud. Nazywam się Michel Patrou i
jestem do usług.

- Miło mi pana poznać.

- Życzę wszystkiego najlepszego na nowej drodze życia. Jestem

pewien, że państwo będą żyli długo i szczęśliwie. Dominik prosił, żeby

powiedzieć, że będzie za chwilę i zaraz potem startujemy. Czy mogę coś
dla pani zrobić? Coś podać?

- Dziękuję.

- Wobec tego zostawię panią na chwilę samą i przygotuję samolot

do podróży.

Aby uniknąć reporterów, polecieli helikopterem do Nicei, gdzie czekał

na nich prywatny samolot.

Hannah rozejrzała się po eleganckim wnętrzu. Nadal była

oszołomiona i nie bardzo wierzyła, że to wszystko dzieje się naprawdę.
Czuła się jak królewna z bajki, ale uważała, że Dominik już dosyć dla niej

zrobił, nie chciała więcej prezentów. Jedyne, czego pragnęła, to być z
nim sam na sam. Miała nadzieję, że podróż będzie krótka. Tak długo

marzyła o spełnionej miłości...

- Hannah?

Zerwała się na nogi, gotowa rzucić mu się w ramiona. Odwróciła się i

stanęła jak wryta, gdy zobaczyła, że niesie Elizabeth. Ze strachu ugięły

się pod nią nogi.

- Co jej jest?

- Nic. To ze mną jest źle.
- Z tobą?

- Rano podczas zabawy doszedłem do wniosku, że będę bardzo za

nią tęsknił, więc poprosiłem, żeby przywieziono Lizzy na lotnisko. Weź ją
na chwilę, a ja pójdę po rzeczy.

Elizabeth rozpłakała się, lecz Hannah była zbyt wstrząśnięta, by zająć

się maleństwem. Z przerażeniem uświadomiła sobie, że podczas ślubu i

W

RS

background image

84

przyjęcia Dominik tylko udawał zakochanego, aby nikt niczego się nie
domyślił.

- Czyli intuicja mnie nie zawiodła - szepnęła głucho.

Widocznie stało się coś, co zadrasnęło jego dumę. W przeciwnym

razie nie byłby taki zimny, okrutny. I to w dzień ślubu! Gdy skończył

przenoszenie rzeczy, bez słowa podała mu dziecko i odwróciła się.

Dominik chwycił ją za rękę i nie pozwolił odejść.

- Przedtem stale dopytywałaś się, dokąd pojedziemy, a teraz już cię

to nie interesuje?

Nieoczekiwany sarkazm boleśnie ją dotknął.

- Widzę, że nie zanosi się na podróż poślubną, więc jest mi wszystko

jedno - odparła zrezygnowana. - Jeżeli dotychczas nie okłamywałeś

mnie, to wczoraj musiało zdarzyć się coś, co zniszczyło twoje uczucie do

mnie. Jeszcze wczoraj gorąco mnie kochałeś.

- Tak sądzisz?

- Nie rozumiem, dlaczego zaciągnąłeś mnie do ołtarza, skoro jesteś

tak wrogo do mnie usposobiony. - W jej oczach wezbrały łzy. - Po co to
wszystko? Przecież mogłeś odwołać ślub. Nie musieliśmy przysięgać w

kościele.

Dominik wpatrywał się w nią bez drgnienia powiek.
- Dlaczego milczysz? - Dumnie uniosła głowę. - Nie zapominaj, że to

ty dążyłeś do małżeństwa, tobie było pilno. A dziś przed Bogiem, rodziną
i przyjaciółmi zadrwiłeś z mojej miłości.

- Usiądź, bo za chwilę startujemy - rzekł Dominik zimno. - Zapnij

pas.

Ledwo zdążyła wykonać polecenie. Gdy wyjrzała przez okno, Morze

Śródziemne było już daleko w dole. Pomyślała rozgoryczona, że

pokazano jej raj, ale równie prędko ją z niego wygnano.

Elizabeth usnęła, więc Dominik położył ją i nalał sobie koniaku.

Hannah nie wytrzymała napięcia i zapytała:

- Jak długo potrwa moja niezasłużona kara? Kiedy powiesz, co złego

zrobiłam? Mój ojciec potrafił być okrutny, ale nawet mi przez myśl nie

przeszło, że ty też możesz tak postępować.

RS

background image

85

Dominik opróżnił kieliszek jednym haustem.
- Widocznie oboje daliśmy się nabrać - syknął. Serce Hannah

przeszył dojmujący ból.

- Nabrać? Nie rozumiem.
- Kiedy zamierzałaś przyznać się, że od samego początku wiedziałaś,

kim jestem?

- Nie wiedziałam.
- Kłamiesz - wycedził przez zaciśnięte zęby. - Wczoraj znalazłem

dowód.

- O czym ty mówisz?

Dominik sięgnął po plastikową torbę i wyjął egzemplarz „U.S.

Economics".

- Skąd to masz? - zawołała zdziwiona. - O, teraz przypominam

sobie, zabrałam czasopismo do pediatry, bo chciałam przeczytać w
poczekalni.

Dominik patrzył na nią pustym wzrokiem.

- Pamiętasz datę wydania tego numeru? Rok przed naszym

spotkaniem. .

- Wiem, ale wpadł mi w ręce, gdy tydzień po naszej pierwszej

wspólnej kolacji zawiozłam samochód do przeglądu. To własność Jima
Thorntona. Możesz sprawdzić nazwisko i adres na ostatniej stronie.

Dominik ani drgnął.
- Gdy zobaczyłam twoje zdjęcia, zaproponowałam Jimowi

odkupienie tego egzemplarza, ale nie chciał pieniędzy. - Mówiła coraz

ciszej. - Wiedziałam, że się rozstaniemy, a chciałam mieć coś na
pamiątkę.

Dominik jakby ogłuchł.

- Jeśli chcesz znać całą prawdę, to ci powiem, że wszędzie to ze

sobą nosiłam. Żeby móc cieszyć oczy chociaż twoim zdjęciem. Nie

zostawiłam tego czasopisma w domu, nawet gdy jechałam z Elizabeth

na ostry dyżur. Zaraz po badaniu poszłam do apteki i widocznie

wrzuciłam wszystko razem do torby. A potem zapomniałam, bo ty

nieoczekiwanie zjawiłeś się w moim domu...

RS

background image

86

Dominik wyglądał tak, jakby jej słowa absolutnie do niego nie

docierały.

- Nigdy nie sądziłam, że mi się oświadczysz, byłam przekonana, że o

mnie zapomnisz. Postanowiłam powiesić twoje zdjęcie w muzeum, gdy
już zrealizujesz swój śmiały plan i ruszy pierwszy pociąg. Na starość

mogłabym pokazywać je i mówić: „Widzicie tego pana? Znałam go

kiedyś i kochałam. To on zbudował tę nowoczesną kolej".

Dominik drgnął i rzekł szyderczym tonem:

- W tej wzruszającej opowieści nie wszystko się zgadza. Miałaś

zamiar pozbyć się muzeum, więc nie mogłabyś tam powiesić mojego

zdjęcia.

- Racja. - Czuła, że robi się jej słabo. - Ale tak myślałam, zanim Lisa

powiedziała, że mogę zaadoptować Lizzy. Dopiero wtedy postanowiłam

sprzedać ziemię, bo potrzebowałam pieniędzy.

Dominik pogardliwie wykrzywił usta.

- Wyrażaj się ściślej. Tak było, zanim znalazłaś kogoś, kto zapłaci

wygórowaną cenę. Chciałaś przekonać się, czy zupełnie straciłem głowę
i czy zdołasz wydusić ze mnie tyle, ile zechcesz.

Hannah ogarnęła bezdenna rozpacz.

- Przestań! To nieprawda. Przysięgam, że gdy udzielałam ci pomocy,

naprawdę nie wiedziałam, kim jesteś. Zaczęłam podejrzewać, że jesteś

sławny, gdy kelnerka poprosiła cię o autograf. Zauważyłam, jaki byłeś
zły, że cię rozpoznała. Wyglądałeś jak człowiek, który spotyka się z

takimi prośbami na każdym kroku i bardzo tego nie lubi

- Przypuśćmy...
- Dopiero z tego artykułu dowiedziałam się, jaki jesteś sławny i

bogaty. Wtedy zrozumiałam, dlaczego ani słowem nie wspomniałeś o

bliskich.

- Czemu mi nie powiedziałaś, że wiesz?

- Wolałam milczeć, ba nie chciałam być jak ci wszyscy, którzy pchają

się do ciebie i o coś proszą. Chyba nie ma nic gorszego, niż być

obleganym przez tłum pochlebców.

Dominik skrzywił się z niesmakiem.

RS

background image

87

- Musisz uwierzyć, że nie miałam złudzeń i nie sądziłam, że mnie

pokochasz. Zawsze miałam o sobie niezbyt wysokie mniemanie. I nadal

tak jest...

Była bliska łez, głos jej drżał, ale Dominik miał zaciętą, nieporuszoną

twarz. Czyżby i jego serce zamieniło się w kamień? Dopiero po długiej

chwili raczył się odezwać.

- Natychmiast po telefonie od pośrednika zmieniłem plany i

poleciałem do Laramie. Byłem pewien, że zrozumiałaś, iż łączące nas

uczucie jest wyjątkowe, bezcenne.

- Nie musiałam zrozumieć, bo wiem to od samego początku. Bardzo

cię kocham! - zawołała z głębi serca. - Bez ciebie nie wyobrażam sobie

życia.

Zerwała się na nogi, a Dominik, któremu dziwnie rozbłysły oczy, rzucił

gazetę na stolik. Elizabeth obudziła się i zaczęła płakać. Dominik, jak
nigdy dotąd, nie zwrócił na nią najmniejszej uwagi.

- Ten artykuł mnie otrzeźwił. Przedtem, jak głupi, świata poza tobą

nie widziałem. Wydawało mi się, że eteryczny anioł pozwoli mi poznać
smak raju na ziemi. Moje zapatrzenie w ciebie powinno stanowić

ostrzeżenie, że jesteś śmiertelna, i dlatego sprzedajna.

- Jak śmiesz tak mówić! - krzyknęła oburzona. - Sam chyba w to nie

wierzysz.

Zauważyła, że spogląda na drzwi do kabiny pilota, więc podeszła do

nich i rozkrzyżowała ręce.

- Odsuń się - warknął ze złością.

- Uprzedzam, że znam judo. Dominik zaklął po francusku.
- Uspokój Lizzy.

- Czy do innych moich grzechów dorzucisz i ten, że jestem złą

matką?

Dominik znowu zaklął.

- Jak mam ci udowodnić, że kocham ciebie, a nie twój majątek? -

pytała zrozpaczona. - Twoje pieniądze nic dla mnie nie znaczą.

- Ale czek wysłałaś.

- Bo mi kazałeś.

RS

background image

88

- Wiedziałaś, że tak postąpię.
- Nie bądź okrutny.

- Weź dziecko na ręce, bo za moment dostanie histerii.

- A co ty będziesz robił? Całą podróż do Denver spędzisz w kabinie

pilota?

- Dobrze, że zdajesz sobie sprawę, iż nie zatrzymamy się w Nowym

Jorku. Pamiętam, jak bardzo chciałaś u mnie mieszkać, ale to marzenie
też ci się nie spełni.

- Mówisz, jakby diabeł cię opętał. Błagam cię, zostań tutaj. Jeśli

teraz wejdziesz do kabiny pilota, Michel domyśli się, że zaszło coś

nieprzyjemnego.

- Powiem, że dziecko się rozchorowało i chce być tylko z matką.

- Czy... to znaczy, że... się rozstajemy... że wniesiesz sprawę o

rozwód?

- O, nie. Nie dam ojcu takiej satysfakcji. Poza tym naprawdę

kocham Lizzy i mam zamiar być dobrym ojcem.

- Ale mnie nie kochasz!
- To żadne zmartwienie. Moi rodzice nie rozwiedli się i każde żyje

po swojemu. My chyba też tak możemy.

- Ja nie chcę.
- Patrzcie państwo - syknął jadowitym tonem. - Przed chwilą

zapewniałaś, że mnie kochasz, a teraz grozisz, że nie zamieszkasz ze
mną. Widocznie moja matka należy do wymierającego gatunku kobiet.

Życzę ci miłej podróży, kochanie. Jedzenia i picia jest pod dostatkiem.

- Jesteśmy na miejscu.
Hannah uniosła ciężkie od snu powieki i rozejrzała się. Była w

samolocie. Dominik trzymał dziecko na ręku i miał taki wyraz twarzy, że

się przeraziła. A więc to jawa, a nie koszmarny sen. Przypomniała sobie,
że się pokłócili. Dominik ją opuścił, a ona długo płakała. Potem

zmęczenie wzięło górę i usnęła.

Prędko wstała i obciągnęła pogniecioną spódnicę. Nie potrzebowała

lustra, aby wiedzieć, że wygląda okropnie. Dominik niecierpliwił się,

więc tylko na chwilę weszła do łazienki.

RS

background image

89

Przed samolotem rozejrzała się w poszukiwaniu Michela, któremu

chciała podziękować za szczęśliwą podróż. Pilot jakby zapadł się pod

ziemię.

Gdy Dominik otworzył drzwi samochodu, wsiadła bez słowa.

Pomyślała ze smutkiem, że nie tak mieli spędzić noc poślubną.

W samochodzie panowało wrogie milczenie. Dominik odezwał się

dopiero pod koniec podróży.

- Dojeżdżamy do Fort Collins. Moglibyśmy wstąpić do twojej siostry.

- Jeszcze nie dostała mojego listu. Wolałabym, żeby nie wiedziała,

że nie pojechaliśmy w podróż poślubną. Ja też chcę ukryć przed rodziną i

znajomymi fakt, że nasze małżeństwo rozpadło się, nim się zaczęło.

Podczas poprzedniej jazdy z Laramie do Fort Collins krwawiło jej

serce, gdyż nie wierzyła, że Dominik ją pokocha. Teraz krwawiło,

ponieważ już jej nie kochał.

Dobrze, że Elizabeth była malutka i nic nie rozumiała, lecz przecież

dorośnie i zacznie zadawać pytania. Hannah była przekonana, że wtedy

ona i Dominik już nie będą razem. Ogarniała ją rozpacz na myśl o
małżeństwie bez miłości i o życiu bez Dominika.

Przez całą drogę zaciskała dłonie do bólu i dzięki temu panowała nad

sobą. Nie chciała załamać się przy Dominiku. Ledwo zajechali przed
dom, wyskoczyła i wyjęła delikatnie Elizabeth.

- Chodź, kochanie. - Weszła do przyjemnie chłodnego mieszkania. -

Cieszysz się, że już jesteś u domu?

Elizabeth uśmiechnęła się w odpowiedzi.

Hannah szybko przebrała się w bluzkę i szorty i wykąpała zmęczone

podróżą dziecko. Potem weszła do kuchni, w której Dominik

wypakowywał torby.

- Lizzy chce powiedzieć tatusiowi dobranoc. Zostaw, ja później to

zrobię.

Dominik umył ręce i wziął Elizabeth.

- Ślicznie pachniesz. Zaraz dostaniesz butelkę.

Teraz jego czułość w stosunku do dziecka bolała Hannah. Aby się nie

rozpłakać, zaczęła gorączkowo krzątać się po kuchni. Wypakowała

RS

background image

90

walizkę, a potem przygotowała omlet i kawę.

Spotkali się w przedpokoju. Miała ochotę rzucić się ukochanemu w

ramiona, lecz duma jej na to nie pozwoliła.

- Kolacja na stole. Zjedz, póki gorąca.
- Wychodzisz?

- Idę po twoją torbę.

- Zostaw.
- Czemu?

- Będzie mi potrzebna.
- Co? - Czuła, że słabnie, więc oparta się o ścianę. - Trzeba wyprać...

- Dam do prania w Tooele. Szła za nim jak w transie.

- Przecież chyba dziś nie pojedziesz?

- Jadę zaraz po kolacji. Na jutro umówiłem się z Zane'em.

Odłożyłem wiele spraw z powodu ślubu, ale skoro już wróciliśmy, mogę
zabrać się ostro do pracy.

- Nie pozwolę ci dzisiaj jechać. Jesteś zmęczony, zaśniesz przy

kierownicy i...

- To by radykalnie rozwiązało nasz problem, prawda? - Zaśmiał się

gorzko. - Od ukazania się tamtego artykułu jestem jeszcze więcej wart.

W razie mojej śmierci będziesz nieźle zabezpieczona.

- Nie mów takich rzeczy. To wcale nie jest zabawne.

- Ślub z wyrachowania też nie.
- Obrażasz mnie!

Dominik szybko zjadł kolację i wstał od stołu.

- Bardzo smakowity omlet. Proszę pochwalić szefa kuchni. Hannah

nie wytrzymała i wybuchnęła płaczem.

- Tak się nie rozstaniemy. Nie możesz jechać.

- A to czemu?
- Wiesz, co mam na myśli.

- Chyba o niczym nie zapomniałem. Przed wyjazdem do Francji

otworzyłem rachunek na twoje nowe nazwisko. Wydaje mi się, że masz

wszystko, czego chciałaś.

- To nasza noc poślubna - szepnęła, połykając łzy.

RS

background image

91

- Zapraszasz mnie do łóżka? Właściwie możemy się przespać, skoro

tyle zapłaciłem za ten wątpliwy przywilej.

Każde jego słowo było jak pchnięcie nożem prosto w serce.

- Ale to nie byłaby noc, o jakiej marzyłem - dorzucił bezlitośnie.
Hannah bezsilnie oparła się o szafkę.

- Na jak długo wyjeżdżasz?

- Co najmniej na tydzień, może na dłużej. Gdyby się coś stało, masz

numer mojego telefonu komórkowego. To chyba wszystko.

- Nie! - Czuła, że za chwilę pęknie jej serce. - Czy pomyślałeś, że

gdybym naprawdę była taką wyrachowaną kobietą, za jaką mnie masz,

to trzymałabym ten artykuł? Gdybym chciała poślubić cię tylko dla

pieniędzy, zniszczyłabym dowód przeciwko sobie.

Dominik milczał.

- Jak byś zareagował, gdybym wtedy pokazała ci artykuł? Co miałam

mówić? Zapytać, dlaczego mi nie powiedziałeś, że jesteś miliarderem? A

potem zapewnić, że nie przywiązuję wagi do pieniędzy?

Dominik nie odpowiedział.
- Dobrze wychowanej osobie nie wypada mówić o pieniądzach,

pytać, ile kto ma i jak się dorobił. Mogłeś sam wyjawić mi prawdę. Gdy

tak nagle przyjechałeś, nie wiedziałam, że zamierzasz ożenić się ze mną.
Zresztą i tak nie ośmieliłabym się poruszyć drażliwego tematu. To nie

leży w moim charakterze.

Wyraz twarzy Dominika świadczył, że ogarnia go gniew, lecz już nie

mogła milczeć.

- Uwierzyłbyś mi, że dopiero niedawno zobaczyłam ten artykuł? Czy

starałbyś się zdobyć moje względy, gdybym znała twoje pochodzenie i

majątek?

- Nie wiem. - Uśmiechnął się złośliwie. - Pytanie zostanie bez

odpowiedzi.

- A mnie się zdaje, że znam odpowiedź. Jeśli któreś z nas ma

obsesję na punkcie pieniędzy, to z pewnością nie ja. Od pierwszej chwili

walczyłam z sobą, bo wydawało mi się niemożliwe, żebyś się mną

zainteresował. Cenisz szczerość, prawda? Więc przypomnij sobie, jak

RS

background image

92

było. Nachodziłeś mnie, pojawiałeś się znienacka, uważałeś, że zawsze
powinnam mieć dla ciebie czas. Ale nie raczyłeś powiedzieć nic o sobie.

Gdy przypadkowo dowiedziałam się, kim jesteś, starałam się

definitywnie zerwać znajomość.

- Słabo się starałaś - burknął złośliwie. - Kazałaś pośrednikowi

zwrócić się do mnie, bo wiedziałaś, że byle pretekst wystarczy, i w te

pędy przylecę do Laramie.

- Nieprawda!

- A gdy zrobiłem, co chciałaś, niby niechcący wyrwało ci się, że mnie

kochasz. Wiedziałaś, że pragnę to usłyszeć. Twoja taktyka była bez

zarzutu i przyniosła spodziewane wyniki. Dałem się złapać, dostałaś

pierścionek zaręczynowy.

- Odwracasz kota ogonem - wybuchnęła urażona. - Byłam bardzo

zakochana. Słowa wymknęły mi się...

- Jesteś doskonałą aktorką, świetnie udajesz.

- Nigdy nie udaję. - Jej oczy rozgorzały gniewem. - Wtedy chciałam

spędzić z tobą noc, mimo że to wbrew moim zasadom. Zdawałam sobie
sprawę, że dla ciebie to będzie jedynie przelotny romans.

- Doprawdy?

- Kocham cię i zawsze będę kochać.
- Mam ci uwierzyć na słowo?

- Ja tobie też wierzyłam na słowo. Istnieje coś takiego jak zaufanie.
- Co ono znaczy?

- Zataiłeś wiele rzeczy, powiedziałeś o sobie tylko to, co uznałeś za

stosowne.

- Masz niesłuszne pretensje - warknął. - Powiedziałem wszystko, co

najważniejsze.

- Nigdy nie wspomniałeś o innych kobietach, a ja się nie

dopytywałam, ale podejrzewam, że jakaś bardzo boleśnie cię zraniła.

- Wręcz przeciwnie. Przyznaję, że miałem kilka romansów. Jedne

trwały dłużej, inne krócej, ale żadna kobieta nie stała się sednem

mojego życia.

- Z powodu kochanek ojca? Bo wiedziałeś, że one go nie kochają, że

RS

background image

93

chodzi im tylko o pieniądze i luksusy? - Wbiła w niego oskarżycielski
wzrok. - A może W głębi duszy boisz się, że twoja matka też nigdy go nie

kochała, a wyszła za niego dla pieniędzy i pozycji? Może to jest powód,

dla którego przez tyle lat cierpliwie znosi jego niewierność?

- Przestań!

- Może dręczą cię wątpliwości? Boisz się nawet myśleć, że i matka

zawiniła. Nie chcesz przyjąć tego do wiadomości, prawda? Czy uciekłeś z
Francji, bo nie mogłeś znieść widoku zakłamanych rodziców? Nikomu

nie ufasz i teraz mnie odsądzasz od czci i wiary.

Dominik zbladł jak płótno.

- Mam rację, prawda?! - zawołała.

- Dość!

- Jeszcze nie skończyłam. Wymyśliłeś sobie, że gdy dowiedziałam

się o twoim majątku, opracowałam podstępny plan, żeby złowić
jednego z najbogatszych kawalerów na świecie i wydusić z niego, co się

da. - Głos jej się załamał. - Powiem ci coś, mój drogi. Gdy przeczytałam o

tobie, wystraszyłam się. Nawet przeraziłam.

Dominik zrobił ironiczną minę, ale nic nie powiedział.

- Zawsze będą wyrachowani ludzie, którzy myślą tylko o sobie. Nie

wiem, na jakiej podstawie uważasz, że ja taka jestem. Myślałeś, że chcę
mieszkać w Nowym Jorku, ale i w tym wypadku grubo się pomyliłeś.

Zaproponowałam przeprowadzkę, bo bałam się, że będziesz tęsknił za
wielkim światem. Żyjemy w różnych światach. - Ty dużo podróżujesz,

dużo widziałeś, a ja przez całe życie mieszkałam w tym miasteczku.

- Skończyłaś? Czas na mnie.
- Tak, skończyłam - szepnęła. - Przepraszam, że powiedziałam tyle

okropnych rzeczy. I proszę, nie jedź po nocy. Nie musimy spać razem.

Odstąpię ci łóżko, a ja...

- Dziękuję za poświęcenie, ale najpierw pojadę obejrzeć, co

kupiłem.

- O tej porze?

- Architekt prosił o opisanie terenu. Im prędzej odpowiem na jego

pytania, tym prędzej zabierze się do przygotowania projektu. Prześpię

RS

background image

94

się w chacie na pryczy i rano pojadę dalej.

- Będzie ci niewygodnie.

- Nie szkodzi.

Wyszedł bez pożegnania. Hannah podeszła do okna i patrzyła tak

długo, aż samochód zniknął za zakrętem.









RS

background image

95

ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY

iebo zasnuły czarne chmury, w oddali rozległ się potężny
grzmot, zerwał się wiatr, spadły pierwsze krople deszczu.

Hannah nie zamknęła drzwi, ponieważ z zewnątrz napływał

zapach szałwii, który przypominał jej Dominika i pierwsze spotkanie z

jego rodziną. Czy to możliwe, że uroczysta kolacja w Vence odbyła się

tak niedawno?

Gdy w świetle błyskawicy ujrzała na progu sylwetkę wysokiego

mężczyzny, pomyślała, że to Dominik.

- Dzień dobry, pani Giraud.
- Witam, panie Moench. Co sprowadza pana w taką pogodę? -

Miała nadzieję, że zdołała ukryć rozczarowanie.

Adwokat bacznie się jej przyjrzał.

- Wczoraj postanowiłem panią odwiedzić, a oczywiście nie

przewidziałem ulewy. Najpierw pojechałem do domu... Przyznam się, że
jestem trochę zaskoczony tym, że pani nadal tu pracuje. Byłem pewien,

że po ślubie zatrudnią państwo kogoś do pomocy.

- Mąż przebywa bardzo dużo poza domem, a ja dzięki muzeum

mam zajęcie podczas jego nieobecności.

Dominik uprzedził, że wyjeżdża na tydzień, lecz z tygodnia zrobiły się

dwa. Dwa długie tygodnie pełne tęsknoty i niepokoju. Jedynie

konkretne obowiązki wpływały kojąco na jej nerwy.

Przyjeżdżało dużo wycieczek, co zapewniało przyzwoity dochód.

Hannah była zadowolona, że starczy pieniędzy na pokrycie

najpilniejszych wydatków i nie będzie zmuszona korzystać z nowego
konta. Oskarżenie rzucone przez Dominika śmiertelnie ją obraziło i

przysięgła sobie, że nie weźmie od męża ani grosza.

- Gdzie Elizabeth?
- U przyjaciółki, która w ramach prezentu ślubnego obiecała, że

czasem się nią zajmie. Dziś podrzuciłam dziecko, bo musiałam dokupić

trochę towaru i dać podkuć Cinnamon.

N

RS

background image

96

- Jak Lisa?
- Dziękuję, wszystko w porządku.

- Rad jestem, że wszystko dobrze się skończyło.

- Ja też się cieszę. To pana zasługa, że zdobyłam się na szczerą

rozmowę z siostrą.

- Moja? - zdziwił się pan Moench.

- Oczywiście. Gdyby pan nie nalegał, żebym się z nią skontaktowała,

sprawy przybrałyby całkiem inny obrót. Jest pan nie tylko dobrym

adwokatem, ale i doskonałym znawcą psychiki ludzkiej.

- Dziękuję za słowa uznania, ale nie mogę przypisywać sobie

cudzych zasług. Pani mąż zadzwonił do mnie i powiedział, że będzie pani

nieszczęśliwa, jeśli nie zaadoptuje siostrzenicy. Musiałem obiecać, że

najpierw omówimy taką adopcję, a dopiero potem pomyślimy o innej.

- Kiedy do pana dzwonił?
- Tego dnia, gdy państwo rzekomo rozstali się na zawsze. Z

rozmowy wywnioskowałem, że mąż jest mocno zaangażowany

uczuciowo. To on zna ludzi, psychikę kobiet, a nie ja.

- Nie wiedziałam.

- Musiałem przysiąc, że nic nie powiem. Ale mąż pewno nie wie, że

byłem przyjacielem pani ojca... - Pan Moench mrugnął
porozumiewawczo, ale spoważniał na widok łez w jej oczach. - Gdy

wszedłem, nie wyglądała pani na szczęśliwą młodą żonę. Czy chce pani o
czymś ze mną porozmawiać?

- Nie, ale bardzo dziękuję.

Pomyślała, że adwokat jest stanowczo zbyt spostrzegawczy. Dobrze,

że nie wiedział, ile razy Dominik telefonował i że rozmawiali wyłącznie o

dziecku. Pod koniec zawsze prosił, by przyłożyła słuchawkę do ucha

Elizabeth i zapewniał dziecko o swej miłości. Lecz nie powiedział, kiedy
przyjedzie.

Pan Moench wyjął z teczki podłużną kopertę.

- Przywiozłem coś, co chyba poprawi pani humor.

- Dotyczy adopcji?

- Tak. Dokument podpisany przez sędziego. Wszystko załatwione i

RS

background image

97

teraz Lizzy jest już państwa dzieckiem.

Z oczu Hannah trysnęły łzy.

- Jak odwdzięczę się za wszystko, co pan dla nas zrobił? - szepnęła

urywanym głosem.

- Wystarczy mi pani szczęście.

- Jestem szczęśliwa.

- To najważniejsze.
Przed kłótnią z Dominikiem była najszczęśliwsza na świecie, a teraz

czuła się bardzo zraniona, ale o tym nie mogła nikomu powiedzieć.

Pani Giraud dzwoniła kilka razy. Wspominała piękny ślub i

dopytywała się, kiedy Hannah znowu przyjedzie do Vence. Nicole też

często telefonowała. Rozmowy dotyczyły głównie dzieci i wspólnych

wakacji. Pewnego dnia zadzwonił Jean-Jacques, którego delikatne

przekomarzanie pozwoliło jej choćby na krótko zapomnieć o
zmartwieniu.

Wszyscy byli serdeczni, życzliwi, więc ze względu na nich robiła dobrą

minę do złej gry. Wszyscy jej wierzyli, lecz przyjaciela ojca nie zwiodła.

- Ile jestem panu winna? Od razu wypiszę czek.

Była zadowolona, że nie zlikwidowała starego konta i może ze swoich

pieniędzy uiścić opłatę.

- Pani mąż już to załatwił.

- Aha.
- Jeśli będzie pani miała ochotę szczerze porozmawiać, proszę do

mnie zadzwonić.

- Dziękuję.
Po odjeździe adwokata długo płakała.

Około godziny trzeciej przestało padać. Hannah poszła po Cinnamon,

zaprowadziła ją do stodoły i zamknęła muzeum. Wracając do domu,
zastanawiała się, czym zapełni kolejny samotny wieczór. Przed domem

zauważyła znajomy samochód i serce zaczęło jej bić, jakby chciało

wyskoczyć z piersi.

Dominik, który widocznie usłyszał, że przyjechała, wybiegł z

mieszkama. Jak zawsze patrzyła na niego zachwyconymi oczyma. Mimo

RS

background image

98

kłótni nadal była pod jego urokiem.

- Dobry wieczór.

Uprzejmie otworzył jej drzwi, ale zaraz zajął się dzieckiem. Pocałował

Elizabeth w policzki i szyjkę, aż zaczęła gruchać uszczęśliwiona. Bez
słowa wrócił do mieszkania. Hannah szła za nim ze zwieszoną głową.

- Czas, żeby maleńka spędziła trochę czasu z kochającym tatusiem -

mówił półgłosem. - Zaplanowałem na wieczór niespodziankę. - Spojrzał
przez ramię na Hannah i oschle zapytał: - Gdzie tak długo byłaś?

Jego szorstki ton sprawił, że przygryzła wargę, aby się nie rozpłakać.
- W pracy, jak ty - odparła na pozór opanowanym głosem.

- Odkupiłem od ciebie muzeum, żebyś mogła siedzieć w domu i

zajmować się dzieckiem. Nie chcę, żebyście tam jeździły.

- O?

- Jutro damy ogłoszenie w sprawie pracy. Najlepszy byłby emeryt,

który ma dobry kontakt z ludźmi i lubi historię.

Hannah nie przyznała się, że jeszcze kilka dni temu również myślała o

zatrudnieniu emeryta.

- Jeśli nawet znajdziemy kogoś chętnego, będę musiała trochę go

przeszkolić.

- To jasne. Wtedy ja wezmę wolne i zajmę się Lizzy. Czy już pora na

butelkę?

- Nie, dostaje tuż przed spaniem.
- Dobrze. Wobec tego zaraz jedziemy popływać.

- Pływać? Teraz?

- Tak. W hotelu jest basen i brodzik dla dzieci.
- Co... jak...? - bąkała speszona. - Ani ona, ani ja nie jesteśmy...

- O kostiumy się nie martw, bo kupiłem w hotelu. Nie mogę

doczekać się, kiedy popływam z moją córeczką.

- Ciekawe, czy ona to doceni.

- Mówisz, jakby tobie plan się nie podobał. Nie masz ochoty jechać

z nami?

- Czy ja wiem...

Gdy spojrzała na niego z ukosa, zaskoczył ją nieodgadniony wyraz

RS

background image

99

jego oczu.

- Długo byłem nieobecny, więc lepiej, żebyś jednak pojechała.

Elizabeth może się wystraszyć i rozpłakać.

W takich chwilach bardzo żałowała, że udzieliła mu pierwszej

pomocy.

- Dobrze, pojadę.

- Będziesz pływać?
- Nie.

Dominik wzruszył ramionami. Dopiero teraz zauważył, że trzyma

kopertę.

- Co to jest?

Podała mu bez słowa i odwróciła się. Wiedziała, że nie wytrwa w

małżeństwie, jeśli Dominik nadal będzie ją podejrzewał o

wyrachowanie.

- Zaraz będę gotowa.

Pięć minut później przyszła w czystych dżinsach i swetrze. Ledwo

wsiadła do samochodu, Dominik wyciągnął rękę, aby zamknąć drzwi z
jej strony. Przelotny kontakt wywołał dreszcz. Oboje speszyli się i jechali

w milczeniu.

Dominik odezwał się dopiero koło basenu.
- Przebierz Lizzy. Ja za chwilę przyjdę.

- Czy wiesz, jaka przyjemność cię czeka? - szepnęła po jego

odejściu. - Będziesz miała pierwszą lekcję pływania. Cieszysz się,

kochanie?

Brodzik dla dzieci znajdował się obok płytszej części basenu dla

dorosłych. Na widok rodziców wesoło bawiących się z dziećmi Hannah

zapiekły oczy. Zazdrościła ludziom, którzy zapewne nie zdawali sobie

sprawy ze swego szczęścia, z tego, że mogą bawić się w gronie
najbliższych.

Położyła Elizabeth na leżaku i wyjęła maleńki błękitny kostium z

wielorybem na przodzie. Dominik miał wybredny gust, wszystko musiało

być eleganckie, w dobrym gatunku. Nie oparła się ciekawości i zerknęła

na drugi kostium. Dla niej kupił czarne bikini.

RS

background image

100

Pomyślała o ojcu, który nie pozwalał córkom pokazywać się w bikini. I

o Lisie, która na przekór ojcu kupiła sobie skąpy kostium. Hannah była

bardzo skromna, zawsze nosiła kostiumy jednoczęściowe. Dobrze, że

uprzedziła Dominika, iż nie będzie pływała. Zaczerwieniła się na myśl, że
miałaby wystąpić w tak skąpym kostiumie. Co innego, gdyby byli sami...

Zmieniła Elizabeth pieluszkę i zawiązała ramiączka błękitnego

kostiumu.

- Ślicznie wyglądasz. - Ucałowała rumiany policzek, podeszła na

brzeg brodzika i włożyła palec do wody. - Ciepła. Będziesz zadowolona.

- A ja zachwycony - rozległo się za jej plecami. Odwróciła się i

zobaczyła nadchodzącego Dominika. Przypominął greckiego boga.

Widocznie przepłynął basen, bo był cały mokry, na jego torsie lśniły

krople wody. Piękno jego ciała oszołomiło ją, odebrało mowę.

Dominik wziął Elizabeth i razem z nią usiadł w wodzie. Dziecko przez

chwilę spoglądało na niego niepewnie.

Hannah przesunęła leżak bliżej brodzika i w milczeniu ich

obserwowała.

Dominik powoli położył Elizabeth na plecach i delikatnie opryskał

wodą.

- Podoba ci się?
Uśmiechnął się tak, że Hannah chwyciło coś za gardło i jej serce

przeszył ostry ból. Pamiętała, że Dominik kiedyś na nią też tak patrzył.
Nie wiedziała, jak zachowa się wieczorem, gdy trzeba będzie

przygotować oddzielne spanie... Nie, tak nie można żyć. Różniła się od

teściowej i nie chciała związku, w którym małżonkowie żyją osobno,
jakby byli obcymi ludźmi. Postanowiła, że jeśli Dominik nie przeprosi jej

za bezpodstawne podejrzenia, zażąda rozwodu. Ironią losu było i to, że

właśnie otrzymali oficjalny dokument o adopcji.

Dominik kochał Elizabeth, która go wręcz uwielbiała. Ich wzajemne

uczucie było wzruszające. Teraz doskonale się bawili. Dominik uczył ją

podstawowych ruchów, a Elizabeth z takim zapałem machała nóżkami,

że stale zalewała mu oczy.

Po pewnym czasie Hannah wyjęła z torby ręcznik i stanęła nad wodą.

RS

background image

101

- Przykro mi, że muszę przerwać zabawę, ale Lizzy dawno powinna

spać.

Dominik spojrzał na nią zdziwiony.

- Już tak późno?
- Przy zabawie zapomina się o czasie. Ja ją ubiorę, a ty jeszcze sobie

popływaj.

- Dobrze. - Pocałował Elizabeth. - Koniec zabawy. Idź do mamusi.
Podał dziecko i natychmiast odszedł.

Przyszedł dziesięć minut później; Elizabeth już była ubrana i piła z

butelki. Nozdrza Hannah podrażnił delikatny zapach wody po goleniu.

W drodze powrotnej Dominik powiedział:

- Byłem u architekta i przywiozłem pierwsze szkice. Chciałbym,

żebyś je obejrzała i wybrała projekt, który ci najbardziej odpowiada.

Architekt zapewnił, że uwzględni wszelkie sugestie z naszej strony.
Najważniejsze jest usytuowanie pokoju dziecinnego.

Hannah zirytowała się. Czy on daje do zrozumienia, że pragnie

utrzymać małżeństwo ze względu na dziecko? Widocznie zamierzał
pójść w ślady swych rodziców.

Na razie nic nie powiedziała. Uznała, że muszą rozmówić się w

spokoju.

Dominik położył Elizabeth spać i przyszedł do bawialni. Hannah

siedziała na kanapie, z założonymi rękoma. Zdziwiony popatrzył na
zwinięte projekty.

- Widzę, że nawet nie raczyłaś ich rozwinąć. Jesteś chyba jedyną

kobietą, która nie ulega ciekawości. Dotąd takiej nie spotkałem.

- Nie jestem podobna do znanych ci kobiet - rzekła sucho. - Nie ma

sensu, żebym je oglądała.

- A to czemu? - W jego głosie brzmiało szyderstwo. - Marzyłaś o

czymś innym?

- Owszem, ale okazuje się, że to było nierealne marzenie.

Twierdzisz, że nic nas nie łączy, więc chyba nie zaskoczy cię wiadomość,

że jutro wniosę sprawę o rozwód.

Dominik stał, jakby zamienił się w słup soli.

RS

background image

102

- Przez dwa tygodnie miałam czas przemyśleć twoje zarzuty. Masz

rację, należało powiedzieć ci o artykule. Powinnam była pamiętać, że

człowiek pochodzący z bardzo bogatej rodziny w każdym widzi

wydrwigrosza. Jean-Jacques mówił, że to Nicole mu się oświadczyła, bo
chociaż bardzo ją kochał, bał się posądzenia, że pragnie tylko jej

pieniędzy.

Dominik słuchał z zaciętą miną.
- Za późno zrozumiałam twój tok myślenia. Zgrzeszyłam, nic ci nie

mówiąc, i faktycznie mogłeś posądzać mnie o wyrachowanie.
Szczególnie, że widziałeś, w jakich skromnych warunkach żyję.

Rozumiem, dlaczego straciłeś do mnie zaufanie, i dlatego zwrócę ci

wolność. Majątek po moich rodzicach już jest twoją własnością, możesz

robić z nim, co chcesz. Zostanę w tym mieszkaniu. Będziesz mógł

odwiedzać Lizzy tak często, jak zechcesz.

Nadal uparcie milczał.

- Przeglądałam ogłoszenia o pracy i jedno bardzo mnie

zainteresowało. Małżeństwo poszukuje niańki do rocznego dziecka. Jeśli
zgodzą się przywozić je tutaj, będę opiekowała się dwójką. Elizabeth

będzie miała towarzystwo do zabawy, a ja będę mogła siedzieć w domu

i zarobię na utrzymanie. Wiem, że zechcesz pokrywać wszystkie wydatki
na nią, ale poproszę adwokata, żeby nie umieszczał klauzuli o

alimentach. Rozumie się samo przez się, że będziesz miał
nieograniczone prawo odwiedzania dziecka.

Dominik nie zareagował ani słowem.

Hannah wstała, zdjęła pierścionek i obrączkę.
- Proszę. W niektórych społeczeństwach wystarczy powiedzieć, że

rozwiązuje się małżeństwo i sprawa jest załatwiona. Przepisy

obowiązujące u nas niestety utrudniają postępowanie rozwodowe. Ale
nie powinniśmy mieć problemu, bo nasze małżeństwo nie zostało

skonsumowane. Sprawa nie powinna długo się ciągnąć.

Dominik otworzył usta, lecz nie zdążył nic powiedzieć.

- Przenocuję u Elaine. Numer do niej jest na kartce koło telefonu w

kuchni. Wrócę rano, zanim znowu pojedziesz w nieznane. Dobranoc.

RS

background image

103

Zbiegła ze schodów, wsiadła do samochodu i zapuściła motor. Była

pewna, że gdyby nie wzgląd na Elizabeth, Dominik dogoniłby ją i nie

pozwolił odejść. Lecz postawiła go w sytuacji bez wyjścia, nie mógł nic

zrobić. Miał przed sobą całą noc, by przemyśleć to, że nie wszystkie
kobiety są podobne do jego matki. Nie każda chce żyć w tak bardzo

nieudanym małżeństwie.

- Nieudanym? - Wybuchnęła nerwowym śmiechem, po czym

mruknęła rozgoryczona: - Przecież tego w ogóle nie można nazwać

małżeństwem.

- Hannah?! - zawołał ktoś od progu.

- Słucham? - Spojrzała przez ramię. - Alik?

Zaskoczona widokiem przyjaciela Dominika odwróciła się tak

gwałtownie, że byłaby spadła z krzesła. Alik podbiegł, by ją podtrzymać.

- Dziękuję.
- Jesteś cała?

- Tak. Dominik też przyjechał?

- Nie. Liczyłem na to, że zastanę go u ciebie.
Z jednej strony ucieszyła się, ponieważ nie miała siły na kolejną

niemiłą rozmowę, a z drugiej zrobiło się jej przykro. Ostatni raz widzieli

się przed tygodniem, gdy rano wróciła od Elaine. Dominik bez słowa
wybiegł z mieszkania i odjechał. Pierścionek, obrączkę oraz projekty

domu zostawił na stole.

- Nie słyszałam samochodu.

- Wołałem cię kilka razy, ale myślami byłaś bardzo daleko.

- Przepraszam - szepnęła, oblewając się rumieńcem.
- Gdzie jest twój śliczny aniołek? Mam ogromną ochotę pobawić się

z nią.

- Została w domu z moją siostrą. Alik rozejrzał się.
- Mogę ci w czymś pomóc?

- Nie, dziękuję. - Głos jej zadrżał. - Już wszystko pozdejmowałam ze

ścian.

- Czemu?

- Znalazłam nową pracę, którą niedługo podejmę, więc

RS

background image

104

przyjechałam tu, żeby zrobić porządek i zamknąć muzeum na zimę. Lizzy
by przeszkadzała, dlatego poprosiłam siostrę, żeby się nią zajęła.

- Idziesz do pracy? - zdumiał się Alik. - Po co?

Hannah odwróciła wzrok.
- Myślałam, że Dominik ci powiedział.

- O czym? Ostatnio ani Zane, ani ja go nie widzieliśmy. Jakiś tydzień

temu zadzwonił do mnie i powiedział, że musi lecieć do Europy, w
prywatnej sprawie. Sądziłem, że już wrócił.

Hannah jeszcze bardziej posmutniała. Pomyślała, że Dominik pojechał

do Francji, żeby osobiście powiedzieć matce o rozwodzie.

- U mnie był dziewięć dni temu - rzekła głucho. - Przenocował i

odjechał wcześnie rano. Może prosto na lotnisko?

Alik przyjrzał się jej bacznie.

- Nie gniewaj się i nie zrozum mnie źle, ale wyglądasz, jakbyś miała

poważne zmartwienie. Stało się coś złego, prawda? Możesz mi

powiedzieć, przysięgam, że zatrzymam to dla siebie.

Wiedziała, że może polegać na jego dyskrecji i że nie ma sensu

ukrywać prawdy. Jako najbliższy przyjaciel Dominika i tak wkrótce dowie

się o wszystkim.

- Rozwodzimy się. Już byłam u adwokata.
- Niemożliwe!

Alik objął ją i przytulił do piersi. Jego serdeczny gest przeważył szalę.

Hannah rozpłakała się i urywanym głosem opowiedziała, co zaszło.

Potem ogarnął ją wstyd, że zrobiła scenę, odsunęła się i ręką wytarła

oczy.

- Przepraszam.

- Nie ma za co.

Aby ukryć ogarniające ją zmieszanie, zajęła się wkładaniem latawców

do kartonu. Alik zaczął jej pomagać.

- Dominik zachowuje się jak głupiec, ale to z miłości. Obserwuję go i

wiem, że naprawdę bardzo cię kocha. Niedługo przejrzy na oczy.

- Wątpię.

- Musi. - Schwycił ją za ręce. - Jestem pewien, bo znam jego serce, a

RS

background image

105

teraz poznałem twoje. Dużo jeszcze masz tego pakowania?

- Niewiele.

- No, to kończmy i zapraszam cię na kolację.

- Dziękuję. Tobie nie potrafię odmówić. - Bardzo się cieszę.
Zapakowali dwa kartony, gdy nagle Alik wybuchnął gromkim

śmiechem.

- Co cię bawi?
- To. Przypnę sobie w samochodzie. Hannah zerknęła mu przez

ramię.

- Dobry człowieku, czy możecie mi powiedzieć, gdzie jest wasz szef?

Kowboj zmierzył przybysza pogardliwym spojrzeniem, wypluł tytoń i

mruknął: - Jeszcze się taki nie narodził.

- Mnie też się podoba. I cieszy się największą popularnością,

najlepiej się sprzedaje.

- Ile płacę?

- Nie żartuj! Od ciebie nic nie wezmę. I mam prośbę. Bądź tak

dobry, daj Zane'owi tę starą mapę trasy Pony Express. On pochodzi z
San Francisco, więc dla niego może będzie miała jakąś wartość.

- Czy ja też mógłbym dostać?

- Oczywiście. Bierz, co chcesz.
Podczas pierwszego spotkania polubiła Alika jako przyjaciela

Dominika, a teraz lubiła go dla niego samego. Zjawił się, gdy rozpaczała,
że jej małżeństwo skończyło się definitywnie. Była mu wdzięczna, że

pocieszył ją i podniósł na duchu.

We dwójkę prędko uporali się z pracą.
- No, skończyliśmy. Bardzo ci dziękuję.

- Cała przyjemność po mojej stronie. Zanieść kartony do

samochodu?

- Jeśli jesteś taki dobry. - Podała mu kluczyki. - Proszę. Tuż po jego

wyjściu zadzwonił telefon. Biorąc słuchawkę,

spodziewała się, że usłyszy głos Dominika.

RS

background image

106

ROZDZIAŁ DZIESIĄTY

zień dobry, mówi Colleen.
- Colleen? - zawołała zaskoczona Hannah. - Co u ciebie

słychać?

- U mnie wszystko w porządku. Dzwonię służbowo.

- Stało się coś?

- Zaginęło dziecko w okolicy Snowy Range, niedaleko Lib-by Flats

Wildflower Trail. Szczegóły podam, gdy wszystkie się zbierzemy.

Przyjedziesz?

- Zaraz, jak znajdę kogoś do Lizzy.
- Jesteś niezawodna. Do zobaczenia.

- Alik, przykro mi, ale muszę zrezygnować z kolacji.
- O, dlaczego?

Gdy podała powód, Alik ofiarował się, że skończy sprzątać i zamknie

muzeum. Zaproponował spotkanie w hotelu wieczorem lub rano.
Hannah ucałowała go, osiodłała Cinnamon i ruszyła galopem na miejsce

zbiórki.

Zadzwoniła do Lisy, powiedziała o wypadku i chciała dodać, że

poprosi o pomoc Elaine, ale Lisa jej przerwała i obiecała, że zostanie, jak

długo trzeba.

Collleen, u której zebrało się już około trzydziestu kobiet, podała

szczegóły i zakończyła:

- Nie mamy ani chwili do stracenia. Będziemy kontaktować się

przez radiotelefon, ja przekażę wszelkie informacje osobie

odpowiedzialnej za całą akcję.

- Czy to... - zaczęła Hannah.

- Uprzedzam - przerwała Colleen - że tam szaleje pożar i będzie

dużo dymu. Nie róbcie nic na własną rękę, bez porozumienia ze mną.
Szukamy pięcioletniego Tommy'ego Boyle'a z Florydy. Rodzice są

zrozpaczeni. Chłopiec jest pierwszy raz w górach.

- Jak wygląda?

D

RS

background image

107

- Piwne oczy, ciemne włosy, szczupły, średniego wzrostu. Ubrany w

dżinsy i niebieską bluzkę z napisem Star Wars.

No, ruszamy.

Hannah przeszedł dreszcz po krzyżu, gdy wyobraziła sobie, że

Elizabeth mogłaby zaginąć. Wiedziała, że podobne myśli dręczą

wszystkie kobiety posiadające małe dzieci. Miała nadzieję, że skoro jest

tylu szukających, ktoś znajdzie biednego malca.

Gdy pół godziny później dojechały na miejsce, ogarnęło ją

zwątpienie. Widoczność była bardzo zła, chmury wisiały nisko, wiatr
przywiewał kłęby czarnego dymu.

- Rozstawiamy się co dwadzieścia metrów - zarządziła Colleen. -

Jedziemy powoli, dokładnie przeczesując teren.

Dała sygnał gwizdkiem i poszukiwanie się rozpoczęło. Hannah

spojrzała na zegarek: dochodziła godzina trzecia, czyli do zmroku zostało
pięć godzin.

- Ruszaj, Cinnamon - szepnęła. - Ciekawe, jak szybko uda się znaleźć

Tommy'ego.

Jechała między świerkami i jodłami, bacznie się rozglądając. Minęła

jedna godzina, druga... i nic. Minęły dalsze dwie godziny, a nikt nie trafił

na żaden ślad.

Cinnamon zboczyła w stronę strumyka i zaczęła pić.

Hannah przyszła do głowy pewna myśl, więc zaraz podjechała do

Wilmy.

- Wiesz, pomyślałam sobie, że dzieci lubią puszczać łódeczki. Może

Tommy bawił się nad wodą i poszedł za zabawką? Pojadę wzdłuż
strumienia.

- Nie jedź, tam jest strasznie gęsty dym. Colleen będzie

niezadowolona.

- Nie będzie, jeśli jej nie powiesz. Kobiety popatrzyły sobie w oczy.

- Pojadę z tobą - zadecydowała Wilma.

- Nie. Ktoś musi przeszukać nasz pas terenu.

- Racja. Dobrze, zostanę, ale obiecaj, że będziesz jechała tylko przez

pół godziny, a potem zawrócisz.

RS

background image

108

- Obiecuję.
- Powodzenia.

Dominik zajechał przed dom bardzo zmęczony po dalekiej podróży.

Zdziwił się, że zamiast samochodu Hannah na zarezerwowanym miejscu
stoi stara furgonetka. Wysiadł zaniepokojny i wbiegł na górę,

przeskakując po trzy stopnie.

W drzwiach mieszkania stanął jak wryty, ponieważ na podłodze

siedziała rozbawiona Elizabeth i jakby młodsza Hannah. Widział Lisę na

zdjęciu, lecz dopiero teraz przekonał się, że siostry są i uderzająco
podobne.

Lisa wstała.

- Dzień dobry. Przepraszam, że cię wystraszyłem - rzekł, kłaniając

się. - Jestem Dominik Giraud.

- Wiem, kim jesteś. - Spojrzała na dziecko, wyciągające do niego

rączki. - Widzę, że Lizzy też cię poznaje.

Dominik wziął Elizabeth na ręce.

- Petite, rośniesz jak na drożdżach... Nie masz pojęcia, jak bardzo za

tobą tęskniłem. - Pocałował ją w brzuszek. - Przysięgam przy świadku, że

nigdy więcej nie opuszczę cię na tak długo.

Przed wyjazdem z Wyomingu zrozumiał, że w Laramie znajduje się

wszystko, co jest najważniejsze. Groźba rozwodu spadła jak grom z

jasnego nieba. Zupełnie stracił głowę, ale nie przyjął do wiadomości, że
Hannah jest zdecydowana rozstać się z nim na zawsze.

Zrozpaczony pojechał do siostry. Nicole rozumiała jego udrękę, gdyż

sama kiedyś przeżyła podobny dylemat. Podczas długich i szczerych
rozmów pomogła mu odrzucić balast przeżyć, dręczących go od

dwudziestu lat.

Jean-Jacques też mu pomógł, gdy stanowczo poradził, aby jak

najprędzej wrócił do Laramie, padł przed żoną na kolana i przeprosił za

niesłuszne podejrzenia.

Dominik gotów był postąpić zgodnie z tą radą, ponieważ życie bez

Hannah straciłoby sens.

Wziął Elizabeth na kolana i spojrzał na Lisę.

RS

background image

109

- Gdzie jest Hannah?
- Wcześnie rano pojechała do muzeum, żeby je sprzątnąć i zamknąć

na zimę. Dlatego ja pilnuję dziecka. Prawie skończyła, gdy dostała

telefon, że w okolicy, gdzie szaleje pożar, zaginął chłopczyk.
Powiedziałam, że zostanę z Lizzy do jej powrotu. Akcja wciąż trwa.

Dominika ogarnął niepokój.

- Jest z nią jakiś kontakt?
- Lepiej zadzwonić na policję albo do straży pożarnej, bo oni będą

więcej wiedzieć. Hannah mówiła, że z jej brygady zgłosiło się bardzo
dużo osób.

- Czy szukanie zaginionych należy do ich statutowych obowiązków?

- Tak, one zawsze pomagają w podobnych sytuacjach. Hannah

ukończyła kurs udzielania pierwszej pomocy oraz przeciwpożarowy.

Należy do ochotniczej straży pożarnej.

Dominik patrzył na nią z niedowierzaniem.

- Jest strażakiem?

- Nie tylko. Ona dużo potrafi i zanim wzięła na siebie moje

obowiązki, robiła wiele zdumiewających rzeczy. Gdybyś widział, jak

ujeżdża dzikie konie, pędzi na nartach albo płynie kajakiem pośród

wirów, wiedziałbyś, że lubi niebezpieczeństwo. Jako osoba bardzo
skromna pewnie nie pisnęła o tym ani słowa. Jest sto razy lepsza i

zdolniejsza ode mnie.

Dominik zerwał się na nogi.

- Czy mogę cię prosić, żebyś posiedziała tu jeszcze trochę?

Chciałbym tam pojechać.

- Mogę zostać nawet do rana. Wiem, że się spieszysz, ale

skorzystam z okazji, żeby podziękować ci za pieniądze. Jesteś bardzo

hojny. Dzięki tobie nie musimy tyle pracować i możemy się uczyć.

- Cieszę się. - Pocałował Elizabeth i położył na kanapie. - Niedługo

wrócę, mignonne.

- Tommy! Tommy Boyle! Słyszysz mnie? Odezwij się. Hannah

jechała powoli, rozglądała się uważnie i co chwilę

wolała chłopca. Swąd spalenizny był coraz wyraźniejszy. Robiło się

RS

background image

110

ciemno, jeszcze pięć, najdalej dziesięć minut i zapadnie zmrok,
uniemożliwiający poszukiwania.

- Tommy! Tommy!

Przystanęła, nasłuchując. Zewsząd dochodziły różne odgłosy, lecz

chłopiec się nie odzywał. Westchnęła zrezygnowana i zawróciła. Może

już go znaleziono? Na wszelki wypadek nadal go wołała.

W połowie drogi Cinnamon znowu przystanęła, aby się napić i wtedy

Hannah usłyszała coś jak jęk.

- Tommy?! - zawołała.
- Mamusia? - odezwał się głosik kilka metrów w prawo.

- Nazywam się Hannah Carr i przyjechałam, żeby zabrać cię do

rodziców.

- Krew mi leci...

- Zaraz zatamuję.
- Czy ogień jest blisko?

- Nie, pali się daleko, tylko dym leci w naszą stronę - skłamała. -

Przyjechałam konno, więc raz, dwa wydostaniemy się stąd. O, już cię
widzę.

Malec siedział skulony pod olbrzymią sosną. Miał podartą jedną

nogawkę, z nogi sączyła się krew. Hannah nie zabrała bandaża, więc
prędko zrobiła prowizoryczny opatrunek z własnej bluzki. Wsadziła

chłopca na siodło i wskoczyła na konia. Pożar był niebezpiecznie blisko.

- Jedziemy do mamusi.

Klepnęła Cinnamon i wyjęła radiotelefon.

- Colleen? Mówi Hannah. Znalazłam Tommy'ego. Skaleczył się w

nogę i stracił trochę krwi, ale poza tym nic mu nie jest. Jedziemy z

powrotem wzdłuż strumienia, za dziesięć minut powinniśmy być na

miejscu.

- Brawo, dzielnie się spisałaś. Nie możesz wrócić tą trasą, bo wiatr i

ogień zmieniły kierunek. Czy wiesz, jak dojechać do starej przecinki na

północ od strumienia? Nie zabłądzisz?

- Chyba nie.

- Dobrze. Czekamy na was.

RS

background image

111

- Słyszałeś, Tommy? Malec nie odpowiedział.
- Cinnamon, spisz się dobrze, od ciebie zależy, czy uda nam się stąd

wydostać.

Zrobiło się ciemno i gorąco, gęsty dym prawie uniemożliwiał

oddychanie. Aby nie wpaść w popłoch, Hannah starała się przypomnieć

sobie kilka wskazówek, jakie podano na kursie. Nie pamiętała ani

jednej! Pomyślała więc o Dominiku. Czy był kiedyś w podobnej sytuacji?
Jak się zachował?

Dominik kilkakrotnie nacisnął klakson, lecz mężczyźni nie usunęli się z

drogi. Jeden z nich podszedł do samochodu.

- Nic pan nie wskóra, bo nie wolno nam przepuszczać żadnych

pojazdów.

- Proszę zrobić wyjątek! - zawołał błagalnie. - Tam jest moja żona.

Stąd doskonale widział jęzory ognia pochłaniające coraz większe

połacie lasu. Mon Dieu! Wolał nie myśleć o tym, co Hannah grozi.

- Rozumiem pański niepokój, ale zarządzenie jest dla pańskiego

dobra. Proszę cierpliwie czekać. Od gaszenia pożaru i ratowania ludzi są
strażacy.

Dominik zaklął po francusku, wyskoczył z samochodu i zaczął biec.

- Tak nie wolno! - krzyknął ktoś za nim.
Nie słuchał i uparcie przeciskał się między pojazdami stojącymi po

obu stronach wąskiej drogi. Powietrze było pełne dymu, co utrudniało
oddychanie.

Koło karetki stali lekarze i sanitariusze. Gwałtownie schwycił jednego

za rękę.

- Moja żona znalazła zaginionego chłopca! - krzyknął. - Czy już

dojechała?

- Jeszcze nie.
Przerażony usłyszaną informacją rzucił się zboczem w dół, krzycząc na

całe gardło:

- Hannah! Hannah!

Dwóch mężczyzn dogoniło go i złapało.

- Oszalał pan? To niebezpieczne. Pańska żona powinna lada

RS

background image

112

moment tu być.

Dominik szarpnął się, lecz mężczyźni trzymali go mocno.

W jego oczach zalśniły łzy bezsilności.

- Mon Dieu - zaczął się modlić. - Nie zabieraj mi jej. Nie teraz.

Hannah! Hannah!

Hannah wystraszyła się, że ma halucynacje; Dominika nie było w

Laramie, a ona słyszała jego głos.

- Widzę cię, mon amour! - zawołał Dominik. - Jeszcze kawałek w

górę.

Wszystko zdawało się nierealne. Koń wskoczył na drogę, chłopiec

jakby odpłynął, a ona znalazła się w silnych, męskich ramionach.

Dominik niósł ją i niewyraźnie coś szeptał tuż przy uchu. Gdy

zrozumiała słowo „karetka", kurczowo schwyciła go za szyję.

- Nic mi nie jest, nie potrzebuję lekarza. - Zaniosła się kaszlem. -

Chłopcu trzeba opatrzyć ranę i trzeba natychmiast zająć się Cinnamon.

- Dieu merci. Kochanie, o nic się nie martw. Już się nimi zajęto.

- Błagam cię, nie pozwól zabrać mnie do szpitala. Chcę jechać

prosto do domu.

- Dobrze.

Niósł ją dość długo, ale nie do karetki. Gdy doszedł do samochodu,

zdjął koszulę i otulił nią Hannah.

- Dom...
- Nic nie mów - rzekł stanowczo. - Nie otwieraj ust, zanim nie

wydostaniemy się z tej chmury dymu.

Po kilku kilometrach zjechał na bok i zatrzymał się.
- Proszę.

Podał jej butelkę i podtrzymał głowę.

- Och, dziękuję. - Wypiła duszkiem. - Jaka dobra woda. Spod

opuszczonych powiek obserwowała napiętą twarz Dominika.

- Kochanie - zaczął łagodnie - po tym, co przeszłaś, potrzebny ci

spokój i odpoczynek.

To był dawny Dominik. Ten, którego pokochała i którego nadal

darzyła wielką miłością. Westchnęła.

RS

background image

113

- Najdroższa, co ci jest?
Delikatnie odsunął włosy z jej czoła. Patrzyła na niego jak urzeczona.

- Nic mi nie jest... - Urwała z powodu kaszlu. - Woda była

orzeźwiająca... Proszę cię, jedźmy już. - W jej oczach błysnęły łzy. - Chcę
być z tobą sam na sam.

- Ja też tego pragnę. Od dawna tylko o tym marzę. Samochód pędził

jak wicher. Po kilku minutach odjechali na

tyle daleko, że w powietrzu już nie czuło się dymu i oddychanie nie

sprawiało trudności.

Hannah trudno było uwierzyć, że Dominik nie tylko wrócił z Francji,

ale przyjechał do Laramie.

- Nie pytam, jak długo tym razem zostaniesz, ale obiecaj mi, że

dzisiaj nie zostawisz mnie samej.

Dominik mruknął coś niezrozumiałego, a potem rzekł wyraźnie:
- Zostanę tak długo, jak zechcesz.

- Dobrze. - Przymknęła oczy i ze wzruszenia coś chwyciło ją za

gardło. - Ale to może potrwać, a nie mam prawa wymagać poświęcenia.

- Masz pełne prawo do wszystkiego. Jesteś moją żoną i jedyną

ukochaną kobietą.

- Ale czy będziesz mi ufał? - Mówiła z trudem, nie tylko z powodu

obolałych płuc. - Pamiętam, co mi powiedziałeś. Według twojego ojca

jestem wyrachowana i zamierzam wyciągnąć od ciebie cały majątek. Nie
odwołałeś ślubu, bo nie chcesz, żeby ojciec złośliwie się cieszył, że ma

rację. A jednocześnie boisz się, że do końca życia będziesz miał

wątpliwości, czy kocham cię bezinteresownie. Nic dziwnego, że gdy
znalazłeś u mnie artykuł o sobie, poczułeś się oszukany.

- Wybacz mi.

- To straszne. - Ukryła twarz w dłoniach. - Wciąż to wałkuję, nie

mogę myśleć o niczym innym. Wolałabym, żebyś nie był taki bogaty, ale

wtedy nie doszłoby do spotkania, bo nie mógłbyś nawet marzyć o

zbudowaniu tej swojej lukstor-pedy.

- Racja.

- Dlatego jednak cieszę się, że masz pieniądze i jesteś tym, kim

RS

background image

114

jesteś. Nie chcę nic w tobie zmieniać. - Otarła łzy i uniosła głowę. -
Przepraszam, że zadałam ci tyle bólu.

Samochód gwałtownie stanął. Nim Hannah zorientowała się, o co

chodzi, Dominik objął ją i przytulił jej twarz do swojej. Patrzył na nią
błagalnie.

- To ja muszę prosić o wybaczenie. - W jego oczach zalśniły łzy. -

Wróciłem do Laramie, bo chcę na kolanach błagać cię, żebyś mnie
wysłuchała i dała szansę bycia takim mężem, jakim od początku

chciałem być.

- Przecież...

- Jeśli ktoś zawinił, popełnił błąd, to ja. Gdy pytałaś, jak zarabiam na

życie, powinienem był powiedzieć prawdę. Ale dla mnie nasze spotkanie

było wręcz bajkowe. Urok polegał na tym, że natychmiast poczuliśmy

gorącą sympatię do siebie, a potem jeszcze Lizzy przywiązała się do
mnie. Diametralnie różnisz się od kobiet, które dotychczas znałem.

Jesteś cudowna, godna uwielbienia. Wolałem nie psuć baśniowego

uroku mówieniem o mojej rodzinie. Nie zdawałem sobie sprawy z siły
oczarowania. Dopiero gdy zwątpiłem w szczerość twojej miłości...

- Jak mogłeś!

- Nieraz spotykało mnie rozczarowanie, ale nigdy nie przeżyłem tak

wielkiego wstrząsu. Gdy pomyślałem, że mnie nie kochasz, poczułem

się, jakby mi ktoś wbił nóż w serce i zostawił, żebym się wykrwawił.

- Kochanie... - szepnęła przez łzy.

- W wieczór przed ślubem długo siedziałem jak skamieniały. Nasza

miłość prysła niby bańka mydlana, a byłem przekonany, że jest
największa i najpiękniejsza na świecie.

Hannah mocno się przytuliła. Oboje drżeli.

- Czy wybaczysz mi takie okrucieństwo? Mon Dieu! A może już

zabiłem to cenne uczucie, które nas łączyło? Kocham cię, moja jedyna.

Nie mogła wymówić ani słowa, więc w milczeniu go objęła.

Pocałunkom nie było końca. Wreszcie Dominik niechętnie się odsunął.

- Muszę się opanować. Błagam cię, nie dotykaj mnie podczas jazdy.

Obiecaj mi.

RS

background image

115

Hannah uśmiechnęła się uwodzicielsko, ale posłusznie odsunęła się.

Wiedziała, że czeka ich noc, o jakiej zawsze marzyła. Będą do białego

rana kochać się i zapewniać o dozgonnej miłości.

Obudziła się zdziwiona, że ma na piersi jakiś ciężar.
Dominik jeszcze spał, ale mocno ją obejmował. Rozkochanym

wzrokiem popatrzyła na jego profil.

Marzenia o miłości zbladły w porównaniu z tym, co przeżyła tej nocy.

Brakowało jej słów na opisanie zachwytu, uniesienia, czułości. Gdyby to

było możliwe, chętnie spędziłaby całe życie w ramionach Dominika i
nigdy nie miałaby dość pieszczot. Pożądanie zdawało się nie do

nasycenia.

- Bonjour, mon amour - szepnęła. - Je t'aime. Dominik otworzył

oczy; płonący w nich ogień zdawał się jeszcze gorętszy niż poprzednio.

- Ja ciebie też. Pocałuj mnie, żebym mógł się przekonać, że

istniejesz naprawdę.

Ochoczo spełniła polecenie. Długo całowali się i pieścili. Nagle

Dominik odsunął się i spoważniał.

- Wiesz, wczoraj miałem wrażenie, że umieram po raz drugi, gdy

usłyszałem, że pojechałaś ratować chłopca i oboje możecie spłonąć w

pożarze. Obiecaj mi, że już nigdy nic takiego nie zrobisz. To bohaterski
czyn, ale bardzo niebezpieczny. Nie przeżyłbym, gdyby coś ci się stało.

- Dobrze, obiecuję. Zbyt wiele dla mnie znaczysz, żebym chciała się

narażać.

- Dziękuję. - Pocałował ją w rękę. - Cudownie jest budzić się przy

tobie. Zawsze chcę tak spać i się budzić. Czy myślisz...

Wiedziała, o co zapyta.

- Tak, kochanie. Ja chcę tego samego. Też chcę zasypiać i budzić się

w twoich ramionach. I chcę pomagać ci przy realizacji różnych
projektów.

- Wspaniale.

- Moglibyśmy razem jeździć po kraju i dzięki temu robić wszystko

dwa razy szybciej. Lizzy też się ucieszy, bo będzie miała ukochanego

tatusia od rana do wieczora. A ja będę cię miała w nocy...

RS

background image

116

Dominikowi rozświetliły się oczy.
- Mówisz poważnie?

- Jak najbardziej.

- Jesteś niezwykła. Ale co z twoimi studiami?
- Muszą jeszcze trochę poczekać, chociaż bardzo mi na nich zależy.

Teraz jest coś ważniejszego do zrobienia.

- Co takiego?
- Musimy postarać się o rodzeństwo dla Lizzy. Jeśli długo będzie

jedynaczką, tak ją rozpieścisz, że zrobi się niemożliwa. Im wcześniej
przyjdzie na świat drugie dziecko, tym lepiej dla niej. I tak będzie o

ciebie zazdrosna.

Dominik uśmiechnął się czarująco.

- Myślisz, że mnie kocha?

- Nie odpowiadam na niemądre pytania. Jeśli nie pamiętasz, co

wyrabia na twój widok, to trudno.

Dominik wybuchnął serdecznym śmiechem.

- Wyrośnie na niezłe ziółko.
- Może. - Uśmiechnęła się tajemniczo. - Poczekamy i zobaczymy, jak

będzie.

- Może już jesteś w ciąży?
- Chciałabym...

Dominik pocałował ją w ucho.
- Obiecałaś, że mi powiesz, co mówiłaś Lizzy, gdy mnie odwieziono

do szpitala. Kiedy wreszcie się dowiem?

- Myślałam, że w nocy już wszystko powiedziałam.
- Chcę usłyszeć to jeszcze raz, mon amour.

- Nie masz ani trochę wstydu,

- Przysuń się bliżej. Jesteś za daleko.
- Najpierw muszę coś zrobić.

- O?

- Muszę do kogoś zadzwonić. Dominik udawał obrażonego.

- Akurat teraz?

- Tak.

RS

background image

117

Wzięła telefon i wybrała numer informacji.
- Proszę o numer „Executive Inn".

Dominik oparł się na łokciu i patrzył na nią pytająco.

- Za chwilę wszystkiego się dowiesz - szepnęła. - Dzień dobry. Czy

mogę mówić z panem Alikiem Jarmanem? Niestety nie znam numeru

pokoju.

- Alik jest w Laramie? Potakująco skinęła głową.
- Alik? Mówi Hannah. - Poczuła łzy napływające do oczu i ucisk w

gardle. - Miałeś rację, chociaż nie we wszystkim. Dominik wczoraj
przyjechał. Jest koło mnie i chce ci coś powiedzieć.

Przez kilka minut Dominik opowiadał przyjacielowi o tym, gdzie po

powrocie do domu zastał swą żonę.

- To bohaterka - zakończył. - Podziwiam ją, jestem z niej dumny, ale

nigdy więcej nie spuszczę jej z oka. Z opóźnieniem pragnę podziękować
ci za to, że wysłuchałeś mnie w ten nieszczęsny wieczór kawalerski. Nie

przeżyłbym go, gdyby nie cierpliwość przyjaciół.

- Cooo? - szepnęła Hannah. Dominik położył palec na jej ustach.
- Wyobraź sobie, że moje ślubne szczęście chce pomagać mi w

pracy. Ale najpierw należy się nam kawałek zaległego miesiąca

miodowego. Niebawem się odezwę. Do usłyszenia.

RS


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Winters Rebecca Zaproszenie do raju
819 Winters Rebecca Zaproszenie do raju
Winters Rebecca Harlequin Romans 745 Pełnia życia
Winters Rebecca Młode wino
1040 Winters Rebecca W słońcu Hiszpanii
Winters Rebecca Zaproszenie do raju
Winters Rebecca Rezerwat miłości
Winters Rebecca Żona dla księcia
Winters Rebecca Ogłaszam was mężem i żoną 03 W zdrowiu i chorobie

więcej podobnych podstron