Forester C S Ostatnie spotkanie

background image

Ostatnie spotkanie

Admirał floty lord Hornblower siedział sam przy stole w jadalni w Smallbridge z kieliszkiem

swojego porta. Był w doskonałym nastroju. W okna bił rzęsisty deszcz, padał już od wielu dni,

najbardziej ulewnych tej jednej z najbardziej deszczowych wiosen, jakie tu pamiętano. Od czasu do

czasu odgłosy ulewy wzmagały się, gdy powiew wiatru rzucał ciężkimi kroplami w szyby. Teraz,

gdy zbiorom groziło zniszczenie, zanim jeszcze zaczęły dojrzewać, chłopi i dzierżawcy będą

bardziej narzekali niż zwykle, i Hornblower poczuł wyraźną satysfakcję na myśl, że jego dochody

nie są zależne od opłat za dzierżawę gruntów. Admirał floty nigdy nie otrzymuje połowy pensji.

Deszcz czy pogoda, pokój czy wojna — on zawsze dostanie swoje okrągłe trzy tysiące rocznie,

a mając drugie trzy tysiące z pieniędzy ulokowanych w państwowych papierach, nigdy już nie

zazna ciężaru ubóstwa ani nawet konieczności liczenia się z wydatkami. Stać go też na dorzucenie

dalszych pięciu setek rocznie Ryszardowi, który jako pułkownik Gwardii często musi towarzyszyć

młodej królowej na dworze i w związku z tym płaci słone rachunki krawcowi.

Hornblower pociągnął łyk porta i wyprostował nogi pod stołem, napawając się ciepłym

płynącym z grzejącego mu plecy kominka. Dwa kieliszki doskonałego czerwonego wina już robiły

swoje, pomagając w trawieniu naprawdę świetnego obiadu — był to jeszcze jeden powód do

gratulowania sobie, że w wieku siedemdziesięciu dwóch lat ma żołądek, który nigdy nie sprawia

mu kłopotu. Jest szczęśliwym człowiekiem, przodującym w swoim zawodzie, znajduje się

w najwyższym, nieprzekraczalnym punkcie zawodowej kariery (jego awans na admirała floty był

jeszcze na tyle świeży, że wciąż stanowił źródło nie słabnącej satysfakcji), a do tego cieszy się

doskonałym zdrowiem, ma duże dochody, oddaną mu żonę, udanego syna, obiecujące wnuki

i dobrego kucharza. Może popijać porto, smakując każdą kroplę, a gdy opróżni kieliszek, przejdzie

do salonu, gdzie przy innym buzującym kominku siedzi Barbara i czytając czeka na niego. Ma

kochającą go żonę, która z upływem lat w zadziwiający sposób staje się piękniejsza niż

w młodości; szczuplejące policzki uwydatniają prześliczny układ kości jej twarzy, a siwe włosy

dziwnie uroczo kontrastują z wyprostowaną postawą i lekkością kroku. Jest tak piękna, tyle ma

wdzięku i godności. Ostatnio musiała zacząć używać okularów do czytania, w których było jej

bardzo do twarzy, ale dodawały jej powagi, toteż zawsze je zdejmowała, gdy ktoś obcy mógłby ją

zobaczyć. Na wspomnienie o tym Hornblower znowu się uśmiechnął i pociągnął jeszcze łyk porta.

Lepiej kochać kobietę niż boginię.

background image

2

Dziwna rzecz, że czuł się taki szczęśliwy i bezpieczny, on, który doznał tylu nieszczęść,

dręczącej niepewności, tylu niebezpieczeństw i trudów. Zdarzało mu się być o włos od kul

armatnich i muszkietowych, utonięcia i chorób, kompromitacji zawodowej i sądu wojennego.

W życiu osobistym bywał głęboko nieszczęśliwy i bardzo szczęśliwy. Cierpiał ubóstwo, nawet

głód, a teraz jest bogaty i ustabilizowany życiowo. Wszystko to bardzo ładnie, mówił sobie. Nawet

w podeszłym wieku nie odwykł od szydzenia z samego siebie. Mówi się: „Nie nazywaj człowieka

szczęśliwym, póki nie umrze”, i jest to chyba prawda. Ma siedemdziesiąt dwa lata, a mimo to sen,

który go otacza, może prysnąć i zmienić się w koszmar. Rzecz charakterystyczna, że ledwie zaczął

gratulować sobie szczęścia, już się zastanawiał, co może temu szczęściu zagrozić. Jasna sprawa:

z żołądkiem pełnym dobrego jedzenia, usadowiony przed grzejącym go kominkiem zapomniał

o niepokojach nękających świat. Rewolucja… anarchia… wstrząsy społeczne, cała Europa, cały

świat wstrząsany był zmianami. Maszerowały tłumy i armie; rok 1848 upamiętni się jako rok

zniszczeń — chyba że na pamięć o nim nałożą się późniejsze wspomnienia lat zniszczeń jeszcze

większych. W Paryżu wznoszono barykady i proklamowano czerwoną republikę. Metternich

uchodził z Wiednia, a włoscy tyrani zostali wypędzeni ze swoich stolic. W Irlandii głód i choroby

towarzyszyły klęsce gospodarczej i niepokojom politycznym. Nawet tu, w Anglii, agitatorzy

podburzali tłum, głosząc niesłychane żądania reformy parlamentarnej, lepszych warunków pracy,

zmian, które nie byłyby niczym innym jak rewolucją społeczną.

Może się zdarzyć, że mimo podeszłego wieku dożyje chwili, gdy szczęście i poczucie

bezpieczeństwa zostaną mu odebrane przez niewdzięczny los, nie biorąc pod uwagę jego

łagodnego liberalizmu, któremu hołdował przez całe życie. Sześć lat strawił na walce z krwawą,

upojoną zwycięstwem rewolucją, przez następne czternaście wojował przeciwko uciskowi

zdradzieckiej tyranii, która musiała nieuchronnie nadejść po rewolucji. Czternaście lat ryzykował

życiem w walce z Bonapartem — walce, która nabierała coraz bardziej osobistego charakteru,

w miarę jak awansował. Bił się o swobodę, o wolność, ale to nie umniejszało osobistego charakteru

walki. Na dwóch półkulach, na pięćdziesięciu wybrzeżach walczył Hornblower o wolność,

a Bonaparte o tyranię, i walka ta skończyła się upadkiem Bonapartego. Od blisko trzydziestu lat

Bonaparte leżał w grobie, a on, Hornblower, siedzi teraz przy kominku przyjemnie grzejącym mu

plecy, ze szklanką doskonałego porta rozgrzewającego go od środka. Równocześnie jednak

w typowy dla siebie sposób osłabiał uczucie szczęścia rozmyślaniem, czy mogłoby mu zostać

odebrane.

Wiatr znowu zatrząsł domem i deszcz zadudnił w szyby okienne. Drzwi jadalni otworzyły się

bezszelestnie i lokaj Brown wszedł, żeby dołożyć węgla do kominka. Jak przystało na dobrego

sługę, obrzucił pokój badawczym spojrzeniem, sprawdzając, czy wszystko jest w porządku;

background image

3

spojrzał dyskretnie na butelkę i kieliszek przed Hornblowerem — Hornblower wiedział, że Brown

zauważył nie dopity kieliszek porta, pomoże mu to podać o odpowiedniej porze kawę do salonu,

gdy Hornblower zdecyduje się przejść tam.

Do jadalni dobiegł słaby odgłos dzwonka u drzwi frontowych. Któż to może dzwonić o ósmej

wieczorem, w taką noc jak dziś? Nie dzierżawca — dzierżawcy wchodziliby bocznymi drzwiami,

gdyby mieli jakąś sprawę do dworu — nie oczekiwano też niczyjej wizyty. Hornblower poczuł

przypływ zaciekawienia, zwłaszcza że dzwonek odezwał się powtórnie, zanim jeszcze

przebrzmiały pierwsze tony. Okna i drzwi jadalni zadrżały lekko, co wskazywało, że lokaj otworzył

drzwi frontowe. Hornblower nadstawił uszu. Wydawało mu się, że słyszy głosy na ganku.

— Brown, idź i zobacz, kto to — polecił.

— Tak, milordzie.

Przez wiele lat odpowiedzią Browna na rozkaz było „Tak jest, sir”

1

, lecz Brown pamiętał, że

teraz jest szefem służby domowej, w dodatku u para. Przeszedł cicho przez pokój — Hornblower

złapał się na tym, że nawet zastanawiając się kim mógłby być przybysz, jak zawsze podziwia krój

wieczorowego ubrania Browna. Był doskonały, chociaż uważnemu obserwatorowi coś w nim

zdradzało, że to strój lokaja, a nie pana. Brown zamknął cichutko drzwi za sobą i Hornblower

pomyślał, że szkoda, że to zrobił, bo w czasie gdy były otwarte i Brown przechodził przez nie,

słychać było przez dręcząco krótki moment rozmowę — czyjś głośny, nieco chrapliwy głos,

domagający się czegoś, i lokaja odpowiadającego nieustępliwie, choć z respektem.

Nawet teraz, po zamknięciu drzwi, Hornblowerowi wydawało się, że słyszy ten chrapliwy głos,

i ciekawość opanowała go bez reszty. Wstał i pociągnął za sznur dzwonka przy kominku. Wszedł

Brown, a przez otwarte drzwi chrapliwy głos stał się dobrze słyszalny.

— Brown, co tam się dzieje, u diabła? — spytał Hornblower.

— Chyba jakiś wariat, milordzie.

— Wariat?

— Milordzie, on mówi, że jest Napoleonem Bonaparte.

— Coś takiego! I czego on tu chce?

Mimo siedemdziesięciu dwóch lat krew zaczęła mu jakby szybciej krążyć w żyłach na myśl, że

coś się dzieje. Człowiek uważający się za Napoleona Bonapartego i przybywający do domu

admirała floty lorda Hornblowera może przecież mieć złe zamiary. Lecz dalsze słowa Browna

uspokoiły go.

— Milordzie, on chce pożyczyć powóz i konie.

— Po co?

background image

4

— Zdaje się milordzie, że coś się stało na kolei. Mówi, że musi jak najprędzej znaleźć się

w Dover, żeby złapać statek pocztowo-pasażerski do Calais. Powiada, że to sprawa najwyższej

wagi.

— Jak wygląda?

— Ubrany jest, milordzie, jak dżentelmen.

— Hm.

Kolej do Dover, której fragment przeprowadzono niedawno po obrzeżu parku Smallbridge,

zepsuła widok na rozległe pola Kentu. Z górnych okien dworu widać było kłęby dymu lokomotyw

i słychać ich ostry, przenikliwy gwizd. Lecz najgorsze przewidywania pesymistów nie spełniły się.

Krowy dalej dawały mleko, maciory się prosiły, sady wciąż rodziły owoce, a wypadki były bardzo

rzadkie.

— Czy to wszystko, milordzie? — spytał Brown, zwracając uwagę swego pana na fakt, że na

ganku czeka intruz, z którym trzeba coś zrobić.

— Nie. Przyprowadź go tu — odparł Hornblower. Żywot dżentelmena na wsi jest może

przyjemny i bezpieczny, lecz bywa czasem bardzo nudny.

— Dobrze, milordzie.

Gdy Brown wyszedł, Hornblower spojrzał w lustro w złoconych ramach, wiszące nad

kominkiem. Krawat i przód koszuli miał w porządku, rzadkie, siwe włosy były przyczesane,

a w brązowych oczach pod śnieżnobiałymi brwiami czaił się dawny błysk. Brown wrócił

i przytrzymując drzwi zaanonsował:

— Pan Napoleon Bonaparte.

Człowiek, który wszedł do pokoju, nie przypominał postaci znajomej ze sztychów. Nie nosił

zielonego munduru, białych spodni ani trójgraniastego kapelusza i epoletów; miał na sobie szare

ubranie cywilne, widoczne pod rozpiętym płaszczem z peleryną. Szary materiał poczerniał prawie

od deszczu. Mężczyzna był przemoczony do nitki; nogi w obcisłych spodniach w paski były po

kolana unurzane w błocie. Można by go jednak uznać za eleganta, gdyby nie miał ubrania w tak

pożałowania godnym stanie. Było coś w jego postaci, co mogło przypominać Bonapartego —

krótkie nogi, sprawiające, że miał wzrost poniżej średniego — i może też coś w szarych oczach

wpatrujących się badawczo w Hornblowera w blasku świec. Poza tym jednak wygląd przybysza nie

był, ku zaskoczeniu Hornblowera, nawet parodią czy trawestacją cesarza. Miał on duże wąsy

i bródkę — czy można sobie wyobrazić wielkiego Napoleona z wąsami! — a zamiast krótkich

włosów z opadającym na czoło lokiem przybyły miał modne długie włosy. Byłyby zwinięte nad

uszami w pierścionki, gdyby, zmokłe, nie zwisały jak mysie ogony.

1

Brown służył w marynarce wojennej na okrętach dowodzonych przez Hornblowera.

background image

5

— Dobry wieczór, sir — odezwał się Hornblower.

— Dobry wieczór. Lord Hornblower, jak mniemam?

— Zgadza się.

Przybysz mówił dobrze po angielsku, lecz z wyraźnym akcentem, nie przypominającym jednak

akcentu Francuza.

— Muszę przeprosić za moje wtargnięcie o takiej porze.

Pan Bonaparte wskazał gestem uprzątnięty stół jadalny, co świadczyło, że docenia ważność

czasu trawienia po obiedzie.

— Proszę się tym nie przejmować, sir — odparł Hornblower. — A jeśli pan woli, może pan

mówić po francusku.

— Nie robi mi żadnej różnicy, milordzie, czy mówię po angielsku, czy po francusku. A także po

niemiecku albo po włosku.

I to też nie było podobne do cesarza — Hornblower czytał, że znał on włoski źle, a zupełnie nie

mówił po angielsku. Ten przybysz musi być dziwnym rodzajem wariata. Lecz przy owym geście

jego płaszcz rozchylił się mocniej i Hornblower zobaczył szeroką czerwoną wstęgę i lśniącą

gwiazdę. Człowiek ten nosił order Wielkiego Orła Legii Honorowej, więc musiał być obłąkany.

Jeszcze jedno, ostatnie sprawdzające pytanie…

— Sir, jak mam się zwracać do pana? — spytał Hornblower.

— Per „wasza wysokość”, jeśli już pan tak łaskaw, milordzie. Albo per „monseigneur” — to

może być wygodniejsze.

— Doskonale, wasza wysokość. Mój lokaj nie wyjaśnił mi dość wyraźnie, w jaki sposób

mógłbym się przysłużyć waszej wysokości. Może wasza wysokość będzie łaskaw mną

rozporządzać?

— Może mi pan, milordzie okazać łaskawość. Usiłowałem wyjaśnić pańskiemu lokajowi, że

linia kolejowa, biegnąca obok pańskiego parku, została zablokowana. Pociąg, w którym się

znajdowałem, nie może jechać dalej.

— To bardzo przykre, wasza wysokość. Te nowoczesne wynalazki…

— …mają swoje złe strony. Jak się zorientowałem, wskutek ostatnich ulewnych deszczów

obwałowanie tego, co nazywają wykopem, nie wytrzymało, i wielka masa ziemi, o wadze kilkuset

ton, obsunęła się na szyny.

— Co pan mówi, wasza wysokość?

— Tak. Dano mi do zrozumienia, że oczyszczenie linii może potrwać nawet kilka dni. A ja mam

sprawę naprawdę nie cierpiącą zwłoki nawet jednej godziny.

— Naturalnie, wasza wysokość. Sprawy państwowe są zawsze bardzo pilne.

background image

6

W słowach tego obłąkańca była dziwna mieszanina sensu i nonsensu, a na niewyszukany

dowcip Hornblowera zareagował całkiem przekonywująco. Ciężkie powieki uniosły się lekko,

a chłodne niebieskie oczy poszukały wzroku Hornblowera.

— Ma pan słuszność, milordzie, lecz obawiam się, że nie docenia pan ważności mojej sprawy.

Jest ona najwyższej wagi. Od mego przybycia do Paryża zależy nie tylko los Francji, lecz i przyszłe

dzieje świata — losy całej ludzkości!

— Nazwisko Bonaparte nie implikuje niczego mniejszego, wasza wysokość — odpowiedział

Hornblower.

— Europa popada w anarchię. Staje się łupem zdrajców, egoistów, ideologów, demagogów,

ogromnej liczby głupców i mnóstwa łotrów. Francja, znów pod silnym kierownictwem, może

przywrócić światu ład.

— Święte słowa, wasza wysokość.

— Zatem, milordzie, doceni pan pilność mojej sprawy. W Paryżu mają się odbyć wybory i ja

muszę tam być… muszę się tam znaleźć w przeciągu czterdziestu ośmiu godzin. To jest powód, dla

którego brnąłem w ulewę po błocie do pańskiego domu.

Przybysz popatrzył na swoje zabłocone ubranie i cieknące z niego strumyczki wody.

— Mógłbym znaleźć inne ubranie dla waszej wysokości — zaproponował Hornblower.

— Dziękuję, milordzie, ale nie ma na to czasu. Przejechawszy wzdłuż linii kolejowej poza to

niefortunne obsunięcie się gruntu i minąwszy tunel — chyba w miejscowości o nazwie Maidstone

— mogę złapać inny pociąg, który dowiezie mnie do Dover. Stamtąd parowy statek pocztowo-

pasażerski do Calais — pociąg do Paryża — i do mojego przeznaczenia!.

— Więc wasza wysokość życzy sobie być dowiezionym do Maidstone?

— Tak, milordzie.

Do Maidstone było osiem mil dobrej drogi — więc nie była to przesadna prośba ze strony

obcego w potrzebie. Ale wiatr jest południowo-zachodni… Hornblower zreflektował się. Przecież

parowce nie są zależne od wiatru czy pływu, chociaż trudno to pojąć komuś, kto przez całe życie

dowodził żaglowcami. Ten szaleniec zaplanował wszystko zupełnie rozsądnie, lecz do pewnego

punktu — do Paryża. Tam zamkną go pewnie w domu obłąkanych, gdzie ani on nikomu, ani nikt

jemu nie będzie mógł zrobić krzywdy. Nawet porywczy Francuzi nie skrzywdzą tak zabawnego

ekscentryka. Lecz woźnicy nie bardzo będzie się chciało wyjść z łóżka w taką noc i jechać

szesnaście mil dla kaprysu wariata. Hornblower znów zmienił zdanie. Zastanawiał się, jak

odmówić nie raniąc uczuć biedaka, gdy drzwi salonu otwarły się i weszła Barbara. Wysoka,

wyprostowana, piękna i pełna godności. Teraz, gdy lata przygięły nieco plecy Hornblowera, jej

oczy były na równym poziomie z jego oczyma.

background image

7

— Horatio… — zaczęła i urwała dostrzegłszy przybysza, lecz ktoś dobrze znający Barbarę —

na przykład Hornblower — mógłby pomyśleć, że zanim weszła tu z salonu, wiedziała chyba

o przybyciu kogoś obcego i może przyszła właśnie dowiedzieć się, co się dzieje. W każdym razie

zdjęła okulary przed pokazaniem się publicznie.

Przybysz wstał grzecznie na widok damy.

— Czy mogę mieć zaszczyt przedstawienia mojej małżonki waszej wysokości? — spytał

Hornblower. Obcy pochylił się w niskim ukłonie; podszedł do Barbary, ujął jej dłoń i skłoniwszy

się jeszcze niżej, ucałował ją. Hornblower patrzył na to z lekkim niepokojeni. Barbara była na tyle

kobietą, by złożenie pocałunku na jej dłoni nie robiło na niej wrażenia — każdy łajdak mógł

wkraść się w jej łaski, jeśli potrafił prawidłowo wykonać ten zagraniczny grzecznościowy gest.

— Piękna lady Hornblower — przemówił obcy — małżonka najznakomitszego żeglarza

w marynarce Jego Królewskiej Mości, siostra wielkiego księcia, lecz najbardziej znana jako piękna

lady Hornblower.

Ten wariat umiał się znaleźć i był świetnie poinformowany. Lecz te jego słowa były oczywiście

zupełnie nie w stylu. Napoleon był zawsze znany z obcesowego stosunku do kobiet; mówiono, że

rozmowę z nimi ograniczał do pytania o liczbę dzieci. Ale ta myśl absolutnie nie przyjdzie

Barbarze do głowy po usłyszeniu takiej, skierowanej do niej, przemowy. Błękitnymi oczyma

spojrzała pytająco na męża.

— Jego wysokość… — zaczai Hornblower.

Odegrał farsę do końca mówiąc, o co prosił przybysz i kładąc nacisk na ważność jego przybycia

do Paryża.

— Chyba zamówiłeś już powóz, Horatio? — spytała Barbara.

— Właściwie jeszcze nie.

— Więc zrobisz to oczywiście. Każda minuta jest ważna, jak mówi jego wysokość.

— Pani jest nazbyt łaskawa, droga lady — powiedział jego wysokość.

— Ale… — zaczął Hornblower i urwał pod spojrzeniem błękitnych oczu. Przeszedł przez pokój

i szarpnął za sznur dzwonka, a gdy Brown zjawił się, wydał mu niezbędne dyspozycje.

— Powiedz Harrisowi, że ma pięć minut na zaprzęgnięcie koni. Ani sekundy dłużej — dorzuciła

Barbara.

— Tak, milady.

— Milady, milordzie — odezwał się przybysz po wyjściu Browna — cała Europa będzie waszą

dłużniczką za ten akt łaskawości. Świat z zasady jest niewdzięczny, ale mam nadzieję, że

wdzięczność Bonapartego okaże się niezawodna.

background image

8

— Wasza wysokość jest zbyt łaskaw — odrzekł Hornblower uważając, żeby jego słowa nie

zabrzmiały zbyt sarkastycznie.

— Mam nadzieję, że wasza wysokość będzie miał przyjemną podróż — rzekła Barbara —

i owocną.

Wyraźnie ten człowiek w oczach Barbary zasługiwał na pełny szacunek. Ignorowała oburzone

spojrzenia męża do chwili, aż Brown zaanonsował powóz i obcy wyjechał na ulewny deszcz.

— Ależ, moja droga… — mógł wreszcie zaprotestować Hornblower. — Czemu, na miły Bóg, to

zrobiłaś?

— Harrisowi nic nie będzie, jak przejedzie się do Maidstone i z powrotem — odparła Barbara.

— W każdym razie konie nigdy nie mają za dużo ruchu.

— Przecież ten człowiek to wariat — rzekł Hornblower. — Bredzący szaleniec. Skończony,

kompletny, idiotyczny oszust, do tego niezbyt dobry w tej roli.

— Myślę, że coś w nim jest… — odpowiedziała Barbara, upierając się przy swoim. — Coś…

— Chodzi ci o to, że cię pocałował w rękę i nagadał miłych słów — wybuchnął Hornblower.

Dopiero po sześciu dniach „Times” podał wiadomość z Paryża:

Książę Ludwik apoleon Bonaparte, pretendent do tronu cesarskiego, otrzymał dziś nominacje

jako kandydat w mających się odbyć wyborach na prezydenta republiki francuskiej.

A w miesiąc później służący w liberii przywiózł do Smallbridge paczkę i list. List był po

francusku, lecz Hornblower nie miał trudności z jego przetłumaczeniem.

Milordzie

Otrzymałem polecenie od Monseigneura Jego Wysokości Księcia Prezydenta, jako jedną z jego

pierwszych czynności przy przejmowaniu przez niego kontroli nad sprawami jego ludu, abym

przekazał Panu słowa wdzięczności Jego Wysokości za pomoc, jaką był Pan łaskaw mu okazać

w czasie jego podróży do Paryża. Przy niniejszym liście Wasza Lordowska Wysokość znajdzie

insygnia Kawalera Legii Honorowej, ja zaś mam przyjemność zapewnić Waszą Lordowska

Wysokość, że na polecenie Jego Wysokości zwracam się z prośbą do Jej Królewskiej Mości, przez

Jej Ministra Spraw Zagranicznych, o zezwolenie dla Pana na przyjęcie tych insygniów.

Jego Wysokość polecił mi również prosić, aby przekazał Pan pełne wdzięczności podziękowanie

również Jej Lordowskiej Wysokości, Pańskiej Małżonce, i prosić Ją o przyjęcie załączonego

dowodu jego szacunku i poważania, który, jak Jego Wysokość ma nadzieję, będzie odpowiednim

wyrazem hołdu dla pięknych oczu, które Jego Wysokość tak dobrze pamięta.

background image

9

Z wyrazami najwyższego osobistego poważania, pozostaję

Pański najuniżeńszy i posłuszny sługa

Cadore, Minister Spraw Zagranicznych.

— Brednie! — żachnął się Hornblower. — Lada chwila ten człowiek zacznie tytułować się

cesarzem. Pewnie Napoleonem Trzecim.

— Mówiłam, że coś w nim jest — odparła Barbara. — To bardzo piękny szafir.

Niewątpliwie pasował do oczu, do których Hornblower uśmiechnął się z czułą rezygnacją.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
C S Forester Cykl Powieści Hornblowerowskie (11,5) Ostatnie spotkanie
C S Forester Cykl Powieści Hornblowerowskie (11,5) Ostatnie spotkanie
Forester Cecil Scott Hornblower 11,5 Hornblower Ostatnie spotkanie
Ostatnie spotkanie?p
Kornel Filipowicz ROZSTANIE I SPOTKANIE OPOWIADANIA OSTATNIE
Filipowicz Kornel ROZSTANIE I SPOTKANIE OPOWIADANIA OSTATNIE
Spotkanie z rodzicami II
FRANCZYZA W POLSCE ostatnia wersja
Spotkanie w Bullerbyn
Spotkanie z lekarzami
ostatni
Organizacja spotkan biznesowych

więcej podobnych podstron