MLP FIM Fanfic Wojna o Equestrię Rozdział 35

background image

Rozdział XXXV.
Granica Equestrii i Gryfonii. Lipiec, 1252.

Armia rozciągała się przed nią; jej szeregi ciągnęły się aż po horyzont. Dziesiątki

tysięcy kucyków w stu różnych, pastelowych kolorach wyglądały jak sen pointylisty, a ich
szeregi i sztandary tworzyły abstrakcyjne figury geometryczne. Żadne drzewo nie rzucało na
nich cienia. Żadna chmura nie zasłaniała palącego słońca. Żaden kucyk nie stał u boku
generał Derpy Hooves. Swoim pojedynczym okiem, Szara Klacz odwzajemniała spojrzenie stu
tysięcy oczu.

Czuła na sobie wzrok pięćdziesięciu tysięcy kucyków, każdy błagający, aby nimi

dowodziła. Okna do pięćdziesięciu tysięcy dusz, błagających, aby je poprowadziła. Sto tysięcy
uszu było nadstawionych, błagających, aby napełniła je swoim głosem. Derpy zamknęła oko, i
pozwoliła porwać się energii. I otworzyła je, i przemówiła.

- Kucyki! Nasza sierść jest wyliniała. Nasze kopyta są rozszczepione. Radziliśmy sobie

bez jedzenia. Radziliśmy sobie bez okrycia. Radziliśmy sobie bez snu. Nasza wytrwałość była
heroiczna, ale samą wytrwałością nie mogliśmy zyskać nic, oprócz czasu. Nasze zwycięstwa
były wspaniałe, ale same zwycięstwa nie dawały nam nic, oprócz czasu. Walczyliśmy o czas
cały rok. Walczyliśmy, aby opóźnić gryfy, walczyliśmy, aby móc uciec. Za każdym razem
walczyliśmy o kolejny dzień - raz za razem walczyliśmy, aby przetrwać.

Kiedy kąsały nas zimowe wichry, a my dla ciepła tuliliśmy się do nagich ciał naszych

towarzyszy, modliliśmy się, żeby było nam dane utrzymać życiodajne ciepło przez kolejny
dzień. Kiedy głodowaliśmy, a nasze nogi uginały się pod nami, przyzywaliśmy ostatki sił, aby
zrobić kolejny krok, a po nim kolejne, aby dotrzeć w bezpieczne miejsce i przeżyć kolejny
dzień. Kiedy nieprzyjaciel panoszył się bezkarnie na naszych ziemiach, atakowaliśmy jego
linie zaopatrzenia, spowalniając jego natarcie, próbując zyskać kolejne dni, dzielące nas od
dnia zemsty. Kiedy nareszcie zostaliśmy otoczeni przez strasznych, nie znających litości
wrogów - walczyliśmy przeciwko przytłaczającym siłom, a potem jeszcze większym, i jeszcze
większym - i tymi trzema zwycięstwami udowodniliśmy, że serce kucyka jest silniejsze od
szponów gryfa, a każde zwycięstwo niosło ze sobą najwyższą nagrodę: prawo do przeżycia
kolejnego dnia.

Więc maszerowaliśmy. Głodowaliśmy. Trząśliśmy się z zimna i krwawiliśmy.

Zmagaliśmy się z trudnościami i dokonywaliśmy poświęceń, a wszystko po to, żeby przetrwać
kolejny dzień. A teraz, kucyki, tego dnia, w tym momencie, stoimy na granicy Gryfonii. Za
sobą zostawiamy nasze spalone domy i spustoszone farmy. Za sobą zostawiamy nasze
stęsknione rodziny i pogrążone w żałobie społeczności. Za sobą zostawiamy koszty tej wojny;
zostawiamy za sobą karę za zaufanie, jakim darzyliśmy naszych północnych sąsiadów. Ale

background image

przed nami! Przed nami leżą żyzne ziemie, niedotknięte biedą i głodem. Przed nami znajdują
się wielkie miasta na wysokich górach, aż błyszczące od owoców wojny i niewolnictwa. Przed
nami ucieka rozbita armia - niegdyś dumnych najeźdźców, a teraz tylko uchodźców we
własnym kraju. Przed nami siedzi na tronie okrutny król, przeklinający naszą odwagę i
planujący zemstę. Przed nami, moje kucyki, gryfie imperium zła chwieje się w posadach.

Kucyki! Gryfonia jest krainą ucisku. Jest oparta na zniewoleniu dumnej rasy lwów,

których siłę i odwagę wszyscy znamy aż za dobrze. Jej perwersyjnie “honorowa” kultura
nagradza morderców i karze miłosiernych. Jej bogactwo bierze się z łupów odebranych
sąsiadom i zdartych z uciskanych warstw, i nie służy bogaceniu całego ludu, ale nagradzaniu
podstępnych i brutalnych jednostek. Nie jest krainą kucyków, szczęśliwych, jeśli mają pod
dostatkiem wody i trawy, o nie. Jest krainą szponów, dziobów i kłów; zabija wszystko, co
żywe, i pożera ich ciało i krew. Taki drapieżnik nie może żyć w pokoju. Musi zabijać, albo sam
umrze. Ale przez naszą odwagę, Gryfonii nie udało się zabić. Teraz musi więc uderzyć
ponownie - i uderzy z desperacką furią osaczonej, głodującej bestii.

Nie może być wątpliwości, że Gryfonia uderzy ponownie, w niedalekiej przyszłości, w

chwili, którą sama wybierze. Ale w tej chwili chwieje się na nogach, w tej chwili liże swoje
rany w swoim gnieździe na wysokiej górze, próbując odzyskać siły. Albo je odzyska i rzuci się
na nas, albo zostanie strącona w przepaść. W tej chwili ważą się losy całych narodów.
Żołnierze Equestrii: to jest nasza chwila!

I nie zmarnujemy tej szansy. My, którzy czuliśmy chłód gryfiej stali na naszych

gardłach, nie będziemy czekać, aż ponownie ją na nas uniesie. My, którzy cierpieliśmy i
głodowaliśmy, nie będziemy czekać, aż nieprzyjaciel spali nasze przyszłoroczne plony. My,
którzy widzieliśmy martwe ciała naszych towarzyszy i zmasakrowane ciała naszych
przyjaciół, nie będziemy czekać, aż gryfy zaczną znowu mordować. Nie. Nie będziemy
czekać! Ja nie będę czekać!

Więc, moje kucyki! Uderzcie ze mną! Uderzcie ze straszliwą stanowczością i

niespotykaną wściekłością! Uderzcie z oślepiającą szybkością pegaza! Uderzcie z
niezachwianą precyzją jednorożca! Uderzcie w przytłaczającą siłą ziemnego kucyka! Uderzcie
z wytrwałością ziemi. Uderzcie z subtelnością zaklęcia. Uderzcie z grzmotem burzy! Znajdźcie
gryfy, które próbowały wbić nam we śnie sztylety w plecy, spójrzcie im w oczy, po czym
przebijcie im serca swoimi lancami! Znajdźcie naszego nieprzyjaciela i zniszczcie go, zanim
zdąży unieść szpony w swojej obronie! Otoczcie jego miasta i spadnijcie na nie jak huragan!
Spotkajcie zniewolone lwy, które nigdy nie walczyły z nami z własnej woli, i przywitajcie ich
jako naszych braci i sióstr, wolnych i szlachetnych, a ich drapieżność będzie błyskawicą w
naszej burzy! I tak, jak deszcz oczyszcza pole bitwy z krwi, tak my oczyścimy świat z
krwawego Królestwa Gryfonii!

background image

Żołnierze! Stoję na tym kamieniu, dokładnie na granicy między świętym Księstwem

Equestrii i bluźnierczym Królestwem Gryfonii. I dokładnie tego dnia - dokładnie w tym
momencie: 2 minuty po południu, 28 lipca Roku Księżniczek 1252, - Derpy odwróciła się, po
czym obejrzała się za siebie, w stronę armii. - rozpoczął się upadek Gryfonii!

***

Scootaloo lawirowała pomiędzy śpiewającymi w trakcie marszu żołnierzami,

machając szaleńczo skrzydłami. Używała swoich chudych nóg tylko do odbijania się od ziemi
i pomagania sobie we wchodzeniu w ostre zakręty. Wokół niej rozlegał się śpiew, ale ona
nasłuchiwała tylko jednego głosu.

Do Boatwheela kapitana,

Szliśmy z matką jeden raz,

Aż doszliśmy do obozu

Kuców twardych niczym stal.

Szara Klaczo, ruszaj wraz,

Umknij kulom, wygraj wojnę,

O żołnierzy swoich dbaj.

Scootalo potrząsnęła głową, mijając kucyki maszerujące w luźnych kolumnach. Nie

lubiła tej piosenki; według niej była zwyczajnie obraźliwa. Ale żołnierzom najwyraźniej się
podobała - chociaż nie miała pojęcia dlaczego, ale Sweetie Belle miała talent do pisania
dokładnie takich piosenek, jakie kucyki chcą śpiewać, i śpiewania dokładnie takich piosenek,
jakie kucyki chcą słyszeć. To w końcu był jej specjalny talent, odzwierciedlony w jej uroczym
znaczku w kształcie dzwonka i nuty. Nic dziwnego, że nie chciała odejść z armii razem z
Apple Bloom.

Do generała doszła wieść

Że gryfy chcą nam jabłka zjeść!

“No to teraz pogłodujemy,

A potem zady im skopiemy!”

Szara Klaczo, ruszaj wraz,

Umknij kulom, wygraj wojnę,

O żołnierzy swoich dbaj.

background image

Jakaś brązowa klacz, idąca przed Scootaloo, potknęła się o kamień; Scootaloo bez

wysiłku przeskoczyła ponad żołnierką i wzbiła się w powietrze. Szybowała przez chwilę nad
kolumnami, ciągle nasłuchując głosu Sweetie Belle, po czym wylądowała i kontynuowała
swój biego-lot. Była bardzo dumna ze swojej niezwykłej techniki, ale najwyraźniej nie była
ona jej specjalnym talentem. A przynajmniej jeszcze nie.

Generał Derpy wpadła w tarapaty,

“Chore kuce spuszczą gryfom baty!”

Szara Klaczo, ruszaj wraz,

Umknij kulom, wygraj wojnę,

O żołnierzy swoich dbaj.

Scootaloo szczególnie nienawidziła tej zwrotki. Była oburzająca. Ona i Sweetie znały

osobiście kilka z rannych klaczy, które zgłosiły się do udziału w tym ataku. Sweetie
tłumaczyła, że to był czarny humor, a żołnierzom podobało się-- blah, blah, wszystko jedno.
Kawalerzyści-samobójcy byli bohaterami, a kucyki powinny czuć na ich wspomnienie
szacunek i terror, a nie śmiać się z nich. Kogo obchodzi, co podoba się żołnierzom? Większość
z nich nie musiała oglądać tej bitwy.

Generał Derpy się rozjuszyła,

I gryfy z hukiem wyrzuciła,

A potem spojrzała na północ,

“No, to teraz powspinamy się!”

Szara Klaczo, ruszaj wraz,

Umknij kulom, wygraj wojnę,

O żołnierzy swoich dbaj.

Pewnie, “z hukiem wyrzuciła”. Tak po prostu. Żaden problem, pomijając wszystkie

zabite i-- Chwila. Tam jest. Czysty, wysoki i silny głos wyróźniał się spośród chóru. Scootaloo
wzbiła się w powietrze, a po chwili dostrzegła Sweetie, zatoczyła koło i wylądowała obok niej.
- Sweetie Belle! Tu jesteś.
- No, jestem. A gdzie miałabym być? - odparła Sweetie z naganą w głosie. Nienawidziła, kiedy
ktoś przerywał jej w połowie piosenki.
- To duża armia. Nie jesteś przecież zawsze w tym samym miejscu.
- Właśnie, że jestem. Zawsze jestem tutaj. Na czele Gwardii Ponyville. Po co miałabym się
trzymać z kimś innym? Pomyśl chwilę, Scoot.
- No, wiadomo, że jesteś z nimi, ale Gwardia nie zawsze jest w tym samym miejscu w
kolumnach, więc wiesz. Muszę cię szukać po głosie.
- Możesz po prostu szukać sztandaru. - odpowiedziała Sweetie z nutą irytacji w głosie.
- Twój głos usłyszeć o wiele wcześniej, niż zobaczyć sztandar. - odparła Scootaloo ze
śmiechem. - Masz naprawdę silny głos, Sweetie. Niesamowity.

background image

Sweetie zarumieniła się, zapominając, że Scootaloo przerwała jej w połowie piosenki.
- Hej, dzięki! Twój też jest-- oh, to znaczy, um, wcale nie jest-- kurczę, nie chciałam cię
obrazić, ja po prostu-- um, masz takie ładne skrzydła?
- No! - ożywiła się pomarańczowa klaczka, ignorując mamroczącą Sweetie. - Czadowe, co?
I z każdym dniem robią się coraz silniejsze!
- Tak… No… A właśnie, nie widziałam cię na przemowie. Słyszałaś ją?
- Pewnie! Lyra robi się naprawdę dobra z tym zaklęciem. Chyba z pół planety musiało to
słyszeć.
- A gdzie byłaś? Zawsze słuchałyśmy przemów razem. Pomyślałam, że… że znalazłaś sobie
nowych przyjaciół. - Sweetie przez chwilę wyglądała na niespotykanie smutną. - Znalazłaś?
- Gdzie tam! Wypełniałam jakieś papiery u pułkownika Peekaboo. Patrz! - Scootaloo ustawiła
się bokiem do Sweetie, która dopiero teraz zauważyła, że jej przyjaciółka ma na sobie
cętkowany, szary mundur ze złotymi ozdobami.

- Ty-- Co ty masz na sobie, Scootaloo?!
- Nie-e. Teraz jestem zwiadowczynią Scootaloo, z Pierwszego Szwadronu Rekonesansu Armii
Północnej Equestrii.
Sweetie Belle opadła szczęka.
- Poważnie? Zaciągnęłaś się? Ale Derpy mówiła--
- Tak, pani generał mówiła, że nigdy nie przyjmie do armii klaczek. Ale umiem już latać, więc
jestem klaczą, a zresztą zwiadowcy praktycznie nie walczą. Peekaboo z nią rozmawiał, i nie
miała nic przeciwko! Więc jestem zwiadowczynią! Fajnie, co?!
- Ale… Po tym wszystkim, co przeszłyśmy? Po tym, jak zostałyśmy porwane, i… całej reszcie?
Ty ciągle chcesz to robić?
- A kto nas znalazł, kiedy zostałyśmy porwane, Sweetie Belle? Zwiadowcy. A ja pomyślałam,
że-- no, twoje miejsce jest tutaj - piszesz piosenki, śpiewasz, inspirujesz żołnierzy - robisz to, w
czym jesteś dobra. A moje miejsce jest tam - gdzie będę się chować, uciekać, latać, szukać -
robić to, do czego się nadaję. Sama widziałaś, jaka jestem szybka - myślisz, że jakiś gryf mnie
dogoni? Albo będzie w stanie slalomować między drzewami jak ja? Albo odważy się
zanurkować na kucyka lecącego tak nisko nad ziemią? Jestem do tego stworzona!
- Jesteś tylko klaczką. - odparła Sweetie z niedowierzaniem.
- Nie. Nie jesteśmy już klaczkami. Nie trzeba być dużą, żeby być klaczą. Naprawdę myślisz, że
po takiej zimie i po tylu bitwach, ciągle jesteśmy bardziej wrażliwe, niż którykolwiek z nowych
rekrutów? Naprawdę myślisz, że nie jesteśmy w stanie robić tego samego, co dorosłe kucyk?
- Ale przecież… Ty nawet nie masz jeszcze swojego--
- Zrozum. Nie ma znaczenia, że jesteśmy trochę mniejsze od innych. Jesteśmy klaczami. I
mamy powinności wobec tej armii i wobec Equestrii. Ty wypełniasz swoją za każdym razem,
kiedy otwierasz usta czy piszesz coś tą swoją magią. A teraz ja wypełnię swoją.
- Oh, Scootaloo. Ale to jest takie niebezpieczne. Dlaczego chcesz tak ryzykować? Dlaczego--
oh, Scootaloo! Ja nie chcę, żeby coś ci się stało. Nie mogę--
- Nie planuję pozwolić, żeby coś mi się stało. Ale prawdę mówiąc, Sweetie Belle, wolałabym

background image

zginąć w mundurze podczas misji, niż chować się wśród kucyków, które codziennie narażają
swoje życia. I jeśli ktokolwiek powinien się narażać, to właśnie ja. - Scootaloo nagle
spoważniała. - To znaczy… Sama wiesz… Ja nie mam… Właściwie nie mam już rodziny.
Więc… Jeśli umrę, to mnie to już nie będzie obchodziło… I nikt nie będzie po mnie płakać.
- Ja będę! Będę bardzo, bardzo płakać! Nie możesz po prostu dać się zabić, bo--
- Nie mam zamiaru dać się zabić. - ucięła Scootaloo. - Po prostu jestem tak samo
bezużyteczna, siedząc w obozie, jak gdybym była martwa. Ale nie dam się zabić, słyszysz?
Będę służyć Equestrii i pani generał. A ty powinnaś się cieszyć razem ze mną, a nie
zamartwiać się, jakbyś była jakąś Fluttershy. Wszystkie razem zdecydowałyśmy się pójść z tą
armią. Wspierałyśmy się nawzajem. Ja muszę teraz zacząć służyć tej armii w inny sposób.
Dlaczego nie chcesz mnie w tym wesprzeć?
- Ależ ja cię wspieram, Scootaloo. Wiesz, że tak! Ja po prostu nie chcę, żeby coś ci się stało.
Jesteś najbliższą przyjaciółką, jaka mi została. Bardzo cię lubię, bardzo lubię z tobą być, i ja
nie-- ja nie…

Sweetie zatrzymała się. Scootaloo też. Szeregi żołnierzy zaczęły je mijać. Sweetie rozejrzała się,
po czym zbliżyła się do pomarańczowej klaczy.
- Słuchaj. - szepnęła. - Ja… Kiedy będziesz na zwiadzie, obiecaj mi, że zawsze pomyślisz o
mnie, zanim zrobisz coś głupiego, dobrze? Bo ja będę myśleć o tobie.
Scootaloo zobaczyła w twarzy Sweetie coś, czego do końca nie rozumiała i poczuła coś
dziwnego. Spojrzała w oczy swojej przyjaciółki. Poczuła dziwne napięcie, które ustąpiło, gdy
potrząsnęła głową.
- Dobrze. Zrobię to. - odparła powoli.
Sweetie Belle uśmiechnęła się. Była taka… ładna. Napięcie wróciło.
- Cieszę się. Bo… Tak, jak mówiłam, ja będę myśleć o tobie. I… Um… Zanim ruszysz na
zwiad, obiecaj mi, że przedtem przyjdziesz do mojego namiotu się pożegnać, dobrze?
- Dobrze. Tak. - odpowiedziała Scootaloo, wpatrzona w białego jednorożca. - Um… Czy ty…
Um…
- Tak? - Sweetie mrugnęła, po czym nachyliła się w jej kierunku.
- No wiesz… Czy ty… Czujesz coś… Do mnie?
Sweetie Belle zarumieniła się i wyprostowała nagle.
- Scootaloo! Cicho! Jesteśmy dobrymi przyjaciółkami. Tylko to miałam na myśli. Tylko to!
- Ha ha. To dobrze. Dobrze. Przepraszam. Ja tylko… Przepraszam.
- Nic się nie stało. - odparła nerwowym tonem Sweetie. - Um… Tak, nic się nie stało.
- To dobrze. Ha ha. - wymamrotała Scootaloo. Zdała sobie sprawę, jak szybko bije jej serce.

Para klaczy szła razem, unikając swojego wzroku. No… Przecież jestem już klaczą.

Obie jesteśmy klaczami jak wszystkie inne. No, może nasze ciała są trochę mniejsze. Ale to by
znaczyło… Że ja… Na Celestię, jestem, prawda?
Scootaloo rzuciła ukradkowe spojrzenie na Sweetie. Przez chwilę patrzyła na jej grzywę,
podskakującą w rytm jej kroków. Spojrzała na jej uroczy znaczek i ponownie na jej twarz.

background image

No, może nasze ciała wcale nie są dużo mniejsze.
Sweetie spojrzała w jej stronę, a Scootaloo szybko wbiła wzrok w drogę przed sobą. Przygryzła
wargę.
Oh, Luno. Proszę, niech ona też będzie.
Spojrzała ponownie na Sweetie, która opuściła wzrok na swoje kopyta i maszerowała w
zamyśleniu.
I proszę, niech będzie mi dane przeżyć na tyle długo, żeby się dowiedzieć.

***

Północna Equestria. Sierpień, 1252.

- … Więc powiedziałem jej, co o tym wszystkim myślę, a ona kazała mi odejść. Więc

odszedłem i ruszyłem do Ponyville. Pomyślałem, że zacznę odbudowywać miasteczko. No, a
dzisiaj zobaczyłem wasze ogniska, więc uznałem, że wpadnę zobaczyć, czy u ciebie wszystko
w porządku. I tyle.
- Więc o to poszło. - powiedziała Applejack. - Odszedłeś, bo myślałeś, że wasza generał Derpy
nie myśli jasno. I że sprowadzi was wszystkich na złą drogę.
- W sumie tak.
Applejack pokręciła głową.
- Ja… Ja nigdy nie myślałam, że będę się musiała za ciebie wstydzić, starszy bracie.
Big Macintosh zamrugał.
- Nie rozumiem, AJ. Myślałem, że kto jak kto, ale ty mnie zrozumiesz.
- Apple nigdy nie cofa się przed swoimi obowiązkami. A ty masz powinność wobec swojego
domu, tak?
- Mam powinność wobec tego, co słuszne. Mówienie o tym, co jest dobre dla Equestrii to w
dzisiejszych czasach dobra wymówka do robienia złych rzeczy.
- Spróbuję inaczej. Myślisz, że ta inwazja jest słuszna?
- Jasne, że nie!
- Więc dlaczego, do licha, uciekasz przed nią?! Nie jesteś chyba jakimś lalusiem z Canterlotu,
który robi to, co słuszne, tak długo, jak to jest wygodne, co? Nie! Jesteś Big Macintoshem!
Jeśli myślisz, że ktoś chce zrobić coś złego, to ty stajesz mu na drodze i to mówisz, a jeśli on
każe ci zejść z drogi, ty odpowiadasz, że się nie ruszysz, dopóki on nie zawróci do domu. Tak
nas wychowano! Tak mnie uczyłeś!
- Ona mnie wyrzuciła, AJ.
- Nie. Ona kazała ci odejść, a ty odszedłeś. Nie było żadnego kopania. Wiem, że nie, bo ty byś

background image

nie odpuścił, a nikt nie kopie mocniej od ciebie. No, oczywiście oprócz mnie.
Mac westchnął ciężko.
- Tak, masz rację, AJ. Nie musiałem odchodzić. Wcale mnie nie zmuszała. Ja… Ah, piórwa.
Ja chciałem odejść. Odejść od niej. Bo nie potrafiłem już przy niej być.
- Aż tak jej nienawidziłeś? To do ciebie niepodobne.
- Nienawidziłem? No… Może. Sam nie wiem. Nie mam z tym specjalnego doświadczenia.
Kochałem ją, i nie potrafiłem patrzeć, jak staje się złym kucykiem. Nie potrafiłem znieść jej
głosu i jej wzroku, bo ciągle widziałem, jak rośnie w niej zło. Jak niszczy ją od środka. Czułem
się, jakbym patrzył na własnego, umierającego źrebaka. Czy to jest nienawiść? Nie wiem.
Próbowałem ją z tego wyciągnąć. Próbowałem raz za razem, i wiele razy myślałem, że jej się
poprawia, ale ona za każdym razem robiła coś jeszcze gorszego, niż poprzednio. Więc w
końcu nie wytrzymałem. I powiedziałem rzeczy, których nikt nie powinien o sobie słyszeć. Co
gorsza… To wszystko było prawdą.
- Wojna to nie bajka, Mac. Wojna zmusza dobre kucyki do robienia złych rzeczy. Musisz sobie
radzić z trudnymi decyzjami i ciężkimi sytuacjami tak samo, jak radzisz sobie z ciężką pracą -
zbierasz się w sobie i robisz to, co do ciebie należy, bo jeśli nie zrobisz tego dzisiaj, to to i tak
będzie czekało na ciebie jutro - razem z tym wszystkim innym, co musisz zrobić jutro.
- Nie będę robić złych rzeczy, AJ. Nie potrafię.
- Ja też nie. Dlatego na Apple zawsze można polegać. Zawsze można nam ufać. Ale my
robimy to, co słuszne, nawet jeśli inne kucyki robią coś złego, prawda?
- … Ta.
- A chyba ucieczka do domu, kiedy sprawy zaczynają wyglądać źle, nie jest słuszna?
- … Nie.
- Więc nie wrócisz do Ponyville, prawda?
Big Macintosh westchnął, zrezygnowany.
- Nie. Nie wrócę.
Apple Bloom ożywiła się.
- Więc będę mogła wrócić do armii, i do Scootaloo, i do Sweetie Belle?
Czerwony ogier pokręcił głową.
- Nie mógłbym spojrzeć Derpy w oczy. Nie potrafię. I nie zrobię tego. Nie obchodzi mnie, czy
to jest złe, ja po prostu nie mogę.
- Ale… Kochasz ją? - spytała Applejack.
- Nie wiem.
- Ale ona kocha ciebie, prawda?
- Chyba tak.
- A czy ty mówiłeś jej, że ją kochasz?
- … Tak.
- A kto to wszystko zaczął?
- No... Ja. Co prawda, ona jasno dawała do zrozumienia, że tego chce, ale--
- Więc musisz wrócić tam i przeprosić ją, że ją skrzywdziłeś. Jesteś jej to winien. I musisz
próbować przemówić jej do rozumu. To jesteś winien samemu sobie.

background image

- Choćbym był to winien samej Celestii, to nie ma znaczenia. Ja nie potrafię tego zrobić.
- Nie ma znaczenia? Miałam cię za kogoś lepszego, Mac.
- Tu nie idzie o to, co jestem komu winien, siostrzyczko. Ja po prostu nie jestem w stanie tego
zrobić, tak jak nie jestem w stanie latać czy czarować. Nie możesz ty z nią porozmawiać?
- Wszyscy będziemy z nią rozmawiać, to jasne, i to nie raz… Ale… Będę z tobą szczera, Mac.
Myślę, że Derpy może mieć rację.

***

Następnego dnia.

Rarity wpadła do namiotu, lewitując za sobą masę papierów. Pozostała piątka klaczy

mrugnęła ze zdziwienia.
- Przepraszam za spóźnienie. - wydyszała. - Zupełnie straciłam poczucie czasu. Chciałyście
elastyczności, ha ha, a elastyczność wymaga, żeby ktoś przygotował konkretny plan na każdą
możliwość! Każdą jedną możliwość, ha ha, wliczając w to szalone pomysły Pinkie Pie, które
dziwnym trafem są wysłuchiwane, pomimo, że są zbyt głupie, żeby choćby rozważać
wprowadzenie ich w życie. Ha ha, ale nie słuchajcie mnie, ja tylko sobie tu narzekam. Z jakiej
okazji jest to dzisiejsze zebranie?
- Cieszę się, że jesteś. - powiedziała radośnie Twilight Sparkle. - Big Macintosh właśnie kończył
przedstawiać nam dotychczasowe działania i plany Armii Północnej Equestrii.
- Ah, cudownie cię widzieć, Big Macintoshu, widzę, że dobrze się miewasz. - odpowiedziała
Rarity, uśmiechając się słodko, po czym usiadła, jednocześnie składając papiery na ziemi w
równych kupkach. - Więc jakież nieprawdopodobne sukcesy odniosła ostatnio panna Hooves?
Być może rozbiła wszystkie armie gryfów swoim gniewnym spojrzeniem? Czy może Król
Gryfów klęczy już przed nią? Nie mogę się doczekać, żeby to usłyszeć.
- Właściwie to masz rację. - powiedziała Applejack. - Rozbiła armie gryfów - pokonała je w
bitwach i odcięła ich linie zaopatrzenia. A teraz, według Big Maca, ma zamiar dokonać
inwazji na Gryfonię. W tej chwili prawdopodobnie już przekroczyła granicę.
- Ah… To takie zaskakujące, a jednocześnie tak przewidywalne. Zakładam, że, w związku z
otrzymaniem tych informacji, zmienimy pospiesznie i lekkomyślnie naszą obecną strategię,
ignorując fakt, że pewne fundamentalne kwestie nie uległy zmianie. Zostaw to mnie, Twilight,
skarbie, Rarity jest gotowa, aby sprawić, że twoje najśmielsze marzenia staną się
rzeczywistością!
- To faktycznie wiele zmienia. Zostałyśmy wysłane, aby uporać się z sytuacją na granicy. Jeśli
mamy znaleźć się tam na czas, aby wpłynąć na jej wynik, będziemy musieli poruszać się

background image

szybko. Zdecydowałyśmy się na rozkazanie forsownego marszu aż do połączenia się z drugą
armią. Żołnierze będą wyczerpani, rzecz jasna, ale lepiej, żebyśmy byli tam zmęczeni, niż żeby
nie było nas wcale.
Rarity zachichotała w odpowiedzi.
- Ah, ha ha, a już myślałam, że planujesz coś trudnego. Z pewnością już zastanowiłyście się,
czy wasi żołnierze zniosą taki wysiłek.
- Pewnie. - odparła Rainbow Dash. - Możemy ruszać choćby jutro.
- Tak, z pewnością możecie. Wierzę ci, w końcu twoim zadaniem jest wiedzieć takie rzeczy.
Ale powiedz mi, Rainbow Dash - albo nie - niech którakolwiek z was powie mi. Co planujecie
jeść podczas waszej małej przygody?
Wszystkie klacze spojrzały na nią ze zdziwieniem - wszystkie oprócz Pinkie, która z
roztargnienia żuła swoje włosy.
- Oh, przepraszam. - ciągnęła Rarity. - Myślałam, że macie jakiś plan. Chodzi mi o to, że
podczas forsownego marszu, kucyk potrzebuje prawie dwa razy więcej jedzenia, niż zwykle.
Ale wy z pewnością jesteście tego świadome, jako że nie poprosiłyście mnie o zdanie przed
przyjęciem tego planu.
- No, ale dasz sobie radę, tak? - powiedziała Applejack. - W końcu to twoja robota…
- Oh, oczywiście, zapomniałam, że do mnie należy zapewnianie naszej armii jedzenia.
Widzisz, musiałam zapomnieć, bo spędzam do czternastu godzin dziennie, próbując wyżywić
armię, co nie pozostawia mi zbyt wiele czasu na pamiętanie o takich drobnostkach. Dziękuję
za przypomnienie, Applejack. Cóż! Skoro na moich barkach spoczywa los brzuchów naszych
żołnierzy, pozwólcie, że coś wymyślę, hmm? Tak.

Róg Rarity zaświecił, a kilka map, leżących na stole, wzbiło się w powietrze i rozwinęło przed
jej oczami.
- Cóż. Miałam nadzieję, że linia zaopatrzenia z północnego Westmarch zapewni nam jedną
trzecią niezbędnego prowiantu i jedną czwartą ubrań, ale oczywiście miniemy zbyt szybko
punkt zborny, więc te konwoje dotrą do nas dopiero po kilku tygodniach, już w Gryfonii. Hm,
nie będziemy też mogli liczyć na dostawy z regionu wokół Manehattanu, jako że nie ostała się
tam choćby jedna farma. Ale to nic, bo większość naszego zaopatrzenia będziemy czerpać z
Fillydelphii i okolic - a nie, chwila, tą linię zaopatrzenia też miniemy! W takim razie pozostają
nam wyłącznie konwoje z Canterlotu, które i tak poruszają się w zdwojonym tempie - oh, ale
my też będziemy, więc nie dogonią nas! Tak… Z pewnością wy, jako mądre kucyki, możecie
mi z tym pomóc?
- Um. - zaczęła niepewnie Twilight. - Będziemy poruszać się tą samą drogą, co Derpy, więc
chyba możemy korzystać z jej linii zaopatrzenia?
- Oh, jeszcze lepiej. Naprawdę, cudowny pomysł. Ale widzisz, myślałam, że ruszymy na
północny-zachód, a dopiero potem odbijemy na wschód, co pozwoli nam furażować na
relatywnie niezniszczonych terenach. Ha ha, ale my ruszymy prosto na północ, śladami
poprzedniej armii, gdzie nie pozostało pewnie choćby ziarenko owsa. Hmm… Tak, przez to
nasze konwoje będą musiały dostarczać nam dwa razy więcej prowiantu, niż zakładałam. Ale

background image

może będziemy mogli jakoś nadrobić to, rekwirując jedzenie z mijanych wsi… które już w tej
chwili muszą żywić armię liczącą Celestia-jedna-wie-ile-kucyków, i które ucierpiały w wyniku
gryfiej taktyki spalonej ziemi. Ale może będziemy mogli przynajmniej zjeść ich chałupy i
szałasy? Oh, właściwie, po co mielibyśmy się ograniczać, możemy przecież zabić i zjeść także
samych wieśniaków! Cóż, widzę, że wasza piątka przemyślała to wszystko z uwagą, jaka
przystoi kucykom o waszych pozycjach.
Rarity odłożyła mapy i uśmiechnęła się sztucznie.
- Sugeruję, żebyśmy zaczęły od początku. Ale tym razem, zanim przelejemy nasze sny na
papier, pozwólmy wypowiedzieć się kucykowi, który zmienia je w rzeczywistość.
Nikt się nie odezwał.
- Hm? No, dalej! Układajmy plan!
- Mamy już plan. - odparła wojowniczo Rainbow Dash. - Zajmijmy się wykonywaniem go,
co?
- Nie, Rainbow Dash. - odparła Rarity protekcjonalnym tonem. - To, co macie, można
nazwać co najwyżej nieskładnymi mrzonkami, a mrzonki przyprawiają kucyki o śmierć,
ponieważ, jak już się nauczyłyśmy, rzeczywistość, w przeciwieństwie do nich, nie wybacza
błędów. Tak. Z pewnością doskonale się bawiłyście, planując swoją heroiczną wyprawę do
Gryfonii, ale teraz nie czas na zabawy. Czas zachowywać się jak na dojrzałe klacze przystało.
Więc nie spieprzmy tego, hm?
- Rarity! - zganiła ją Applejack. - Język!
- Nie zamierzam przepraszać za to sformułowanie. Jeśli ktoś tu powinien przepraszać, to są to
osły, bo są leniwe i nie można na nich polegać. Ale my nie będziemy takimi ofiarami losu,
prawda? Jesteśmy przecież kucykami.
- Rasistka. - burknęła Applejack.
- Nic nie słyszałam! - zaśpiewała Rarity. - No, to zabierajmy się za układanie planu.
Pozostała piątka wymieniła spojrzenia. W końcu Twilight odezwała się.
- W porządku, dziewczęta. Zacznijmy od początku i zobaczmy, co nam wyjdzie. Jesteśmy
tutaj, a musimy znaleźć się tutaj tak szybko, jak to możliwe…

Rarity nachyliła się, uśmiechając się z satysfakcją.

***

background image

Trzy godziny później.

- Dobrze. - powiedziała Twilight, wzdychając ciężko. - Więc ruszymy forsownym

marszem na wschód i północny-wschód, gdzie spotkamy się z konwojem z Fillydelphii, potem
pomaszerujemy na północ w normalnym tempie, spotkamy się z konwojem z Westmarch w
pobliżu Manehattanu, a potem skierujemy się na północny-wschód. Przekroczymy granicę
przy wschodnim wybrzeżu, a następnie ruszymy forsownym marszem na północny-zachód.
Dotrzemy do generał Hooves mniej więcej w tym samym czasie, co karawana z Canterlotu.
Jak długo to zajmie?
- Około trzech tygodni. - powiedziała Rarity. - Mniej, jeśli wyślesz część pegazów do pomocy
konwojowi z Westmarch. Dzięki temu moglibyśmy wcześniej dotrzeć do Manehattanu.
- Dobrze. - powiedziała Rainbow Dash. - Może przegapimy pierwszą bitwę, ale zdążymy na
czas, żeby wesprzeć ją podczas reszty kampanii.
- Chwila. - wtrąciła się Fluttershy. - Wesprzeć? Myślałam, że idziemy tam, żeby powiedzieć
jej, żeby wracała do domu!
- Bo tak jest. - uspokoiła ją Pinkie Pie. - To znaczy… Chyba tak jest? To chyba oczywiste? Po
co mielibyśmy atakować Gryfonię? To byłoby głupie. Chcemy ją powstrzymać, prawda?
- Tak. I podpisać traktat pokojowy. - powiedziała Fluttershy.
- Uh, z tego, co wiem, to między Gryfonią i Equestrią obowiązywał traktat pokojowy - i to
obowiązywał dłużej, niż istnieje klan Apple - który gryfy złamały bez powodu. Myślałam, że
to jasne, że idziemy wesprzeć Derpy!
- Oh, nie. - w łagodnym głosie Fluttershy pojawiła się ostrzegawcza nuta. - Zostałyśmy
wysłane, żeby uporać się z sytuacją. A sytuacja jest taka, że generał na własne kopyto
postanowiła stworzyć armię i zaatakować inny kraj. Naszym celem jest pokój. Musimy ją
powstrzymać i podpisać traktat.
- Fluttershy, ta wojna się nie skończyła. Nie możemy się schować i udawać, że jest inaczej.
- Oh, nigdy bym czegoś takiego nie zasugerowała. - odparła Fluttershy, łapiąc się za serce. -
Ja tylko mówię--
- Nie zasugerowałabyś?! - przerwała jej Rainbow Dash. - Zabawne słowa z ust kucyka, który
przez połowę wojny chował się w jaskini, udając, że nie ma wojny!
- Oh, ty! Cofnij to w tej chwili, młoda damo.
- Młoda damo?! No, to się doigrałaś.
- Czego się doigrała?! Jesteś od niej młodsza! - Pinkie Pie stanęła w obronie Fluttershy. - Może
powinnaś jej posłuchać, zamiast się z niej nabijać!
- Um, dziewczęta? - wtrąciła się Twilight. - Może powinnyśmy porozmawiać o…

Rarity przeciągnęła się, nawet nie starając się ukryć uśmiechu.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
MLP FIM Fanfic Wojna o Equestrię Rozdział 11
MLP FIM Fanfic Wojna o Equestrię Rozdział 27
MLP FIM Fanfic Wojna o Equestrię Rozdział 32
MLP FIM Fanfic Wojna o Equestrię Rozdział 02
MLP FIM Fanfic Wojna o Equestrię Rozdział 15
MLP FIM Fanfic Wojna o Equestrię Rozdział 01
MLP FIM Fanfic Wojna o Equestrię Rozdział 06
MLP FIM Fanfic Wojna o Equestrię Rozdział 33
MLP FIM Fanfic Wojna o Equestrię Rozdział 16
MLP FIM Fanfic Wojna o Equestrię Rozdział 11
MLP FIM Fanfic Wojna o Equestrię Rozdział 22
MLP FIM Fanfic Wojna o Equestrię Rozdział 17

więcej podobnych podstron