Syta Andrzej Generał Dezydery Chłapowski 1788 1879

background image

Syta Andrzej - Generał Dezydery Chłapowski 1788 - 1879
Warszawa: MON 1971

Na dysk przepisał Franciszek Kwiatkowski
Młodzie

ń

cze, zarób na krzy

ż

!...”





Zima 1807 roku była nad podziw łagodna i mokra. Ci

ą

gn

ą

c sznury taborów, brn

ą

c w

błocie rozmi

ę

kłych dróg, armie Napoleona maszerowały na wschód.

W dalszym ci

ą

gu trwała wojna z Prusami, chocia

ż

na polach pod Jen

ą

i Auerstedt

rozwiała si

ę

legenda o niezwyci

ęż

onej armii pruskiej. Napoleon parł naprzód.

Zdemoralizowane błyskawicznymi kl

ę

skami pułki króla pruskiego nie przedstawiały

ju

ż

wielkiej warto

ś

ci bojowej, ale w ich r

ę

kach pozostawały jeszcze twierdze na

Pomorzu i w Prusach Wschodnich. Na drodze Bonapartego stan

ą

ł te

ż

nowy gro

ź

ny

przeciwnik:
Cesarz rosyjski Aleksander I wysłał swoje armie na pomoc pruskiemu
sprzymierze

ń

cowi. Walki rozgorzały od nowa. Przez ponad pół roku straszliwa

wojna przetaczała si

ę

przez ziemie polskie. Koniec grudnia przyniósł krwawe

zmagania pod Czarnowem, Pułtuskiem i Gołyminem. Tu Francuzi przekonali si

ę

, co

to znaczy m

ę

stwo i nieust

ę

pliwo

ść

rosyjskiego

ż

ołnierza. Bitwy przyniosły

dotkliwe straty obu stronom ale jeszcze nie przes

ą

dziły o dalszych losach wojny.

Lepiej wiodło si

ę

Francuzom w walkach na Pomorzu, zim

ą

i wiosn

ą

1807 roku, nie

tu jednak miało si

ę

wszystko rozstrzygn

ąć

. Trzeba było czeka

ć

na to pół roku.

Dopiero krwawo okupione zwyci

ę

stwa Napoleona pod Iław

ą

Prusk

ą

i Frydlandem, w

lutym i w czerwcu 1807 roku, zadecydowały o jego sukcesie w tej wojnie. 7 lipca
1807 roku w Tyl

ż

y został zawarty pokój z Rosj

ą

, a 9 tego

ż

miesi

ą

ca, z Prusami.

Jesieni

ą

1806 roku ludno

ść

Wielkopolski pierwsza entuzjastycznie powitała

Napoleona na ziemiach polskich. O

ż

yły nadzieje Polaków na wskrzeszenie bytu

Ojczyzny. Twórcy Legionów Polskich we Włoszech, generał Jan Henryk D

ą

browski i

Józef Wybicki, skierowali do narodu polskiego płomienn

ą

odezwe. Wzywali pod

sztandary Napoleona, wierzyli,

ż

e przywróci on niepodległo

ść

krajowi. „Polacy! -

nawoływali. - Napoleon, wielki, niezwyci

ęż

ony. Wchodzi w trzykro

ć

sto tysi

ę

cy

wojska do Polski. Nie zgł

ę

biajmy tajemnic zamysłów, starajmy si

ę

by

ć

godnymi

jego wspaniało

ś

ci... Powsta

ń

cie i przekonajcie go, i

ż

gotowi jeste

ś

cie i krew

toczy

ć

na odzyskanie Ojczyzny... Bro

ń

i or

ęż

z r

ą

k jego otrzymacie. A wy,

Polacy, przymuszeni przez naszych naje

ź

d

ź

ców bi

ć

si

ę

za nich przeciwko własnej

sprawie, stawajcie pod chor

ą

gwiami Ojczyzny swojej...”

Apel ten nie pozostał bez echa. Ochotnicy spieszyli do wojska, obficie płyn

ę

ły

dary i

ż

ywno

ść

. Formowały si

ę

pułki, które na polu bitwy swoim m

ę

stwem i krwi

ą

starały si

ę

rozwia

ć

w

ą

tpliwo

ś

ci Napoleona wyra

ż

one słowami: „Obacz

ę

, je

ż

eli

Polacy godni s

ą

by

ć

narodem...”

Polskie oddziały odznaczały si

ę

w walkach na Pomorzu zim

ą

i wiosn

ą

1807 roku,

brały te

ż

udział w wielkiej i rozstrzygaj

ą

cej bitwie pod Frydlandem.


*



W pochmurny i mglisty poranek pod koniec stycznia 1807 roku wyruszył z Gniezna
nowo sformowany 9 liniowy pułk piechoty. Nauka wojskowego rzemiosła była krótka.
W ci

ą

gu kilku zaledwie tygodni młody

ż

ołnierz zdołał jedynie pozna

ć

jego

podstawowe i niezb

ę

dne arkana. Reszt

ę

edukacji miał otrzyma

ć

w bitwie.

Kompanie opu

ś

ciły miasto. Umilkła muzyka pułkowa, coraz dalej w tyle pozostawały

gnie

ź

nie

ń

skie dachy i wie

ż

e. Ten i ów obejrzał si

ę

ukradkiem za siebie, w duchu

zapytywał: czy tu jeszcze wróc

ę

? Padaj

ą

cy bez przerwy mokry

ś

nieg zalepiał

background image

oczy, utrudniaj

ą

c marsz. Oficerowie, chc

ą

c da

ć

przykład młodym

ż

ołnierzom,

pozsiadali z koni i maszerowali pieszo ze swoimi kompaniami. W

ś

ród nich

znajdował si

ę

młody, zaledwie dziewi

ę

tnastoletni porucznik Dezydery Chłapowski.

Wtulaj

ą

c twarz w kołnierz płaszcza, jak inni brn

ą

ł na spotkanie z nieznanym, ze

swoim nowym losem. Czy oka

ż

e si

ę

dla niego łaskawy? Czy zdob

ę

dzie sław

ę

,

zabły

ś

nie m

ę

stwem, czy b

ę

dzie godny oficerskiego munduru, który z takim

zaufaniem ofiarowała mu Ojczyzna...
Wypadki ostatnich miesi

ę

cy mocno wryły si

ę

w pami

ęć

Dezyderego.

Ich bieg jak rw

ą

cy potok ogarn

ą

ł go i poniósł ku nowemu losowi. Skoczył w ten

nurt z zapałem swoich dziewi

ę

tnastu lat. On to pierwszy przywiózł do Poznania

wie

ść

o kl

ę

sce Prus i zaj

ę

ciu Berlina przez Francuzów. Kilka dni pó

ź

niej w

szeregach gwardii honorowej witał Napoleona. Nast

ę

pnie przebywał w orszaku

cesarza podczas jego trzydniowego pobytu w Poznaniu.
Pewnego razu Napoleon odbywał jedn

ą

ze swoich ulubionych przeja

ż

d

ż

ek konnych.

Nagle orszak natrafił na szeroko rozlane kału

ż

e. Oficerowie rozjechali si

ę

w

poszukiwaniu wygodniejszej drogi. Dezydery wysun

ą

ł si

ę

przed innych, znalazł

suchy przesmyk i zawołał wesoło:

- Un Polonais passe partout!* (* Polak wszędzie przechodzi!)

W drodze powrotnej Napoleon rozkazał mu, aby pozostał przy nim. Wypytywał go o
rodzin

ę

, kraj i miejscowe stosunki. Jasne i zwi

ę

złe odpowiedzi młodzie

ń

ca

spodobały si

ę

cesarzowi. Gdy wrócili, kazał Dezyderemu pozosta

ć

na obiedzie, w

którym uczestniczył równie

ż

marszałek Berthier.

Wspominaj

ą

c tamte wydarzenia Chłapowski nie przypuszczał, jak mocno zawa

żą

one

na jego dalszych losach.
Tymczasem pułk maszerował przez G

ą

saw

ę

, Bydgoszcz,

Ś

wiecie, Gniew w stron

ę

Gda

ń

ska, gdzie toczyły si

ę

walki. Pod Gniewem pułk Dezyderego doł

ą

czył do

dywizji D

ą

browskiego. Generał dokonał tu przegl

ą

du podległych sobie oddziałów.

Najbli

ż

szy nocleg wypadł ju

ż

w bezpo

ś

redniej styczno

ś

ci z nieprzyjacielem. Nad

Wisł

ą

uwijały si

ę

podjazdy pruskich huzarów. T

ę

noc Dezydery sp

ę

dził na

wysuni

ę

tej placówce, grzej

ą

c si

ę

przy niewielkim ognisku rozpalonym w dole po

kartoflach.
Nazajutrz pułk pomaszerował drog

ą

wiod

ą

c

ą

do Gda

ń

ska. Kompania wolty

ż

erów szła w

stra

ż

y przedniej, dowodzonej przez Jana D

ą

browskiego, syna generała. Awangarda

stała w Sułkowie, wsi poło

ż

onej kilka kilometrów przed Tczewem.

Wstawał pó

ź

ny, zimowy ranek 23 lutego 1807 roku. Jeszcze było ciemno, kiedy do

Sułkowa przybył generał D

ą

browski. Otoczony oficerami, zatrzymał si

ę

na skraju

wsi. Adiutanci rozło

ż

yli map

ę

.

- Przed nami Tczew - odezwał się generał.
- Niezbyt to potężna forteca, ale obsadzona silnie i drogę do Gdańska nam zasłania. Musimy ją

wziąć - i to jeszcze dziś.

D

ą

browski omawiał plan ataku na miasto i udzielał szczegółowych dyrektyw

dowódcom. Chłapowski, stoj

ą

cy w gronie oficerów, z uwag

ą

słuchał słów generała.

Nagle dowódca zwrócił si

ę

wprost do niego:

- Poruczniku, zbliż się waćpan! Pójdziesz w przedzie ze swoją kompanią, przed domami

przedmieścia połowę ludzi puścisz tyralierą w ogrody, a z resztą żywo postąpisz w ulicę między
domy i będziesz otwierał drogę ku bramie. Za tobą pójdą grenadiery i reszta batalionu. Czy
dobrze zrozumiałeś rozkaz? Podołasz?

- Tak jest, generale! Rozumiem, będę się starał!
- Młodyś - z uśmiechem mówił Dąbrowski. - Widzę, że zapału ci nie brak. Jak słyszę, to twój

pierwszy występ w boju, bacz więc, by ochota rozsądku w tobie nie zabiła. Pamiętaj, że nie
swoim tylko życiem szafujesz. Ruszaj tedy, rad będę dobrze o tobie usłyszeć.

Chłapowski wrócił do kompanii. Niebawem ruszył w stron

ę

Tczewa, poprzedzany

szwadronem ułanów. Po dwu godzinach marszu oczom

ż

ołnierzy ukazało si

ę

miasto.

Na przedmie

ś

ciu kr

ę

cili si

ę

huzarzy pruscy. Ułani poprzedzaj

ą

cy kompani

ę

Chłapowskiego kłusem ruszyli w stron

ę

nieprzyjaciela, rozwijaj

ą

c plutony

background image

flankierskie. Hukn

ę

ły pierwsze strzały, wolty

ż

erzy przy

ś

pieszyli kroku. Ułani w

mig sp

ę

dzili kawaleri

ę

prusk

ą

, a nast

ę

pnie usun

ę

li si

ę

otwieraj

ą

c drog

ę

piechocie.
Kilka krótkich rozkazów i pół kompanii rozsypało si

ę

w tyraliery. Reszt

ę

Dezydery prowadził ulic

ą

ku Bramie Nadwi

ś

la

ń

skiej. Ale piechurzy pruscy czuwali.

Z okien niskich domków podmiejskich, zza płotów i szop hukn

ę

ły strzały. Padli

zabici, rozległy si

ę

j

ę

ki rannych. Zachwiały si

ę

i pomieszały szyki wolty

ż

erów.

Widok zabitych i cierpienia rannych wstrz

ą

sn

ę

ły młodymi

ż

ołnierzami. Pierwszy

raz zetkn

ę

li si

ę

z groz

ą

wojny. Stracił te

ż

głow

ę

młody dowódca. Szcz

ęś

ciem była

to tylko chwilowa depresja. Dezydery szybko otrz

ą

sn

ą

ł si

ę

i ponownie sformował

ż

ołnierzy. Otuchy dodał mu widok nadbiegaj

ą

cej kompanii grenadierów, która

poprzedzała reszt

ę

pułku.

Prusacy nie czekali na ponowne natarcie. Uciekali w kierunku bramy,

ś

cigani

przez wolty

ż

erów którzy znów byli na czele batalionu. Piechurzy pruscy zd

ąż

yli

dopa

ść

do bramy i zatrzasn

ąć

j

ą

przed

ś

cigaj

ą

cymi. Ze strzelnic w bramie, z

okien i dachów domów stoj

ą

cych za wałem znowu sypn

ą

ł grad kul na atakuj

ą

cych.

Galopem nadjechał zast

ę

pca dowódcy pułku, podpułkownik Sierawski, wołaj

ą

c:

- Poruczniku! Każ ludziom kryć się za domy, wnet tu zajedzie armata i rozbije bramę!

Wolty

ż

erzy rozbiegli si

ę

szukaj

ą

c schronienia pod

ś

cianami domów i za płotami.

Strzelali z ukrycia, celuj

ą

c w strzelnice i okna domów za wałem. Równie

ż

pozostałe kompanie batalionu ukryły si

ę

za domami.

Obustronna strzelanina trwała z gór

ą

pół godziny, a

ż

wreszcie p

ę

dem zajechała

armata z obsług

ą

francusk

ą

. Dowodził ni

ą

stary, w

ą

saty oficer artylerii.

Francuz zatrzymał si

ę

w odległo

ś

ci około 150 kroków od bramy i, nie bacz

ą

c na

kule, nie zsiadaj

ą

c z konia, spokojnie wydawał rozkazy swoim kanonierom.

Za domem Chłapowski sformował kompani

ę

w kolumn

ę

szturmow

ą

.

Ś

ciskaj

ą

c r

ę

koje

ść

szpady, z niecierpliwo

ś

ci

ą

oczekiwał skutku ognia artyleryjskiego i sygnału do

ataku.
Za trzecim strzałem run

ę

ła brama. Francuz z flegm

ą

zwrócił si

ę

w siodle,

pochylił w stron

ę

Dezyderego i powiedział:

- Dalej, młodzieńcze, zarób na krzyż, ruszaj w miasto!

Chłapowski ju

ż

nie słuchał.

- Naprzód! - wydał komendę.

Wolty

ż

erzy

ś

cisn

ę

li szeregi, pochyliły si

ę

bagnety.

Prusacy nie wytrzymali impetu natarcia, rzucili si

ę

do ucieczki.

Kilku usiłuj

ą

cych stawia

ć

opór rozniesiono na bagnetach.

Droga do miasta była wolna...
W potyczce pod Tczewem młody porucznik „zasłu

ż

ył sobie” na czerwon

ą

wst

ąż

k

ę

Legii Honorowej. Dobrze wypadł jego pierwszy chrzest bojowy, poznał swoj

ą

warto

ść

, z jeszcze wi

ę

kszym zapałem przyst

ą

pił do pełnienia dalszej słu

ż

by. A

słu

ż

ba była ci

ęż

ka...

Jedn

ą

, szczególnie przykr

ą

, noc z 12 na 13 marca tak wspomina Dezydery w swoich

Pami

ę

tnikach:

„... ju

ż

byli

ś

my si

ę

jako tako urz

ą

dzili i ogie

ń

rozło

ż

yli, a

ż

tu przybywa

podpułkownik Cedrowski i przynosi mi rozkaz posuni

ę

cia si

ę

pod spalone

przedmie

ś

cie Schotland [dzisiejsza dzielnica Gda

ń

ska Szkoty - A.S.), gdzie

zabroniono nam ognia pali

ć

, aby si

ę

nieprzyjacielowi nie objawi

ć

. Tam, bez

słomy, bez ognia, cał

ą

noc mokr

ą

przep

ę

dziłem, drepc

ą

c dla rozgrzania si

ę

po

ś

niegu z błotem przemieszanym. Blisko bardzo od placówki czaty popostawiałem, bo

noc była ciemna. Cała kompania istotnie stała na czatach, bo si

ę

ż

aden z nas nie

poło

ż

ył. Nie pami

ę

tam przykrzejszej nocy w ci

ą

gu tej wojny. Nad ranem dopiero

ż

ołnierze ze spalonego przedmie

ś

cia kilka tarcic przynie

ś

li, na których kolejno

z Gorze

ń

skim spocz

ę

li

ś

my, bo na ziemi nie mo

ż

na było si

ę

poło

ż

y

ć

- wsz

ę

dzie było

na pół łokcia błota z

ś

niegiem. Tej nocy nigdy nie zapomn

ę

, bardzo dług

ą

mi si

ę

zdawała i dlatego obszernie j

ą

opisuj

ę

, a

ż

eby młodzi

ż

ołnierze wiedzieli, co na

wojnie ich czeka: nie tylko kula, ale niewygody, na które trzeba by

ć

przygotowanym. Kole

ż

e

ń

stwo zreszt

ą

takie cierpienia zmniejsza...”

background image

P

ę

dz

ą

c przed sob

ą

nieprzyjaciela, w ci

ą

głych potyczkach na płaskich, podmokłych

polach

ż

uławskich wojska francuskie i polskie ci

ą

gn

ę

ły pod Gda

ń

sk.

W połowie marca 1807 roku rozpocz

ę

ło si

ę

obl

ęż

enie Gda

ń

ska. Pułk Chłapowskiego

osłaniał francuskich saperów prowadz

ą

cych podkopy do twierdzy i odpierał wypady

obl

ęż

onych. W ci

ą

gu dnia trzeba było sta

ć

w pogotowiu, cz

ę

sto w zasi

ę

gu ognia

działowego, a tak

ż

e pomaga

ć

saperom przy pracach obl

ęż

niczych. Szczególnie

ci

ęż

kie były jednak noce, kiedy to nieprzyjaciel wypadał z fortecy, staraj

ą

c si

ę

zniszczy

ć

wykonane podczas dnia prace. W ciemno

ś

ci dochodziło wtedy do

zaciekłych star

ć

, w których obok bagnetów i szabel w ruch szły łopaty, kilofy, a

cz

ę

sto pi

ęś

ci i no

ż

e.

U schyłku nocy 26 marca kompania Chłapowskiego jak zwykle obejmowała słu

ż

b

ę

przy

podkopie.

ś

ołnierze składali w rowie tornistry, rozmieszczali si

ę

na

stanowiskach. Było jeszcze ciemno...
Nagle z lewej strony, ze stanowisk, które powinni byli zajmowa

ć

ż

ołnierze

bade

ń

skiego korpusu posiłkowego, sypn

ą

ł grad kul. Od

ś

niegu odbijały sylwetki

tyralierów pruskich, biegn

ą

cych w stron

ę

podkopu, a nowa salwa hukn

ę

ła z tyłu

naszej kompanii.
Chłapowski zrozumiał,

ż

e jeszcze moment, a b

ę

dzie otoczony. Widocznie

Bade

ń

czycy dali si

ę

podej

ść

i bez wystrzału zło

ż

yli bro

ń

... Pozostała jedyna

droga w prawo cofa

ć

si

ę

ku swoim kompaniom odwodowym, stoj

ą

cym kilkaset metrów z

tyłu. Te zreszt

ą

te

ż

ju

ż

wchodziły do boju, odpieraj

ą

c piechurów pruskich

otaczaj

ą

cych kompani

ę

Dezyderego. Nadjechał major Malczewski, dowódca kompanii

odwodowych, który rozkazał Chłapowskiemu rozwin

ąć

swoich

ż

ołnierzy w tyralier

ę

;

pod osłon

ą

ich ognia wszyscy wycofywali si

ę

dalej, ku swoim. Okazało si

ę

bowiem,

ż

e nieprzyjaciel wyprowadził z twierdzy znaczne siły, tak jakby zamierzał toczy

ć

bitw

ę

w polu.

W blasku wstaj

ą

cego dnia mo

ż

na było zobaczy

ć

kolumny piechoty i rozwijaj

ą

ce si

ę

szwadrony jazdy. Widz

ą

c szykuj

ą

c

ą

si

ę

do ataku kawaleri

ę

Chłapowski zwin

ą

ł

tyralierów, rozkazał podporucznikowi wycofywa

ć

kompani

ę

, sam za

ś

z dziesi

ę

cioma

lud

ź

mi osłaniał odwrót. Wtedy to z boku do szar

ż

y lini

ą

ruszyły dwa szwadrony

pruskich dragonów.
Grzmot kopyt rozp

ę

dzonych koni, błysk uniesionych szabel i ju

ż

szwadron

przeleciał pomi

ę

dzy rozbiegaj

ą

cymi si

ę

tyralierami Chłapowskiego, który pop

ę

dził

ku cofaj

ą

cej si

ę

kompanii.

Dezydery pami

ę

tał tylko,

ż

e nagle znalazł si

ę

pomi

ę

dzy dwoma ko

ń

mi, potem cios i

stracił przytomno

ść

. Ockn

ą

ł si

ę

na ziemi, spostrzegł,

ż

e jest otoczony przez

kilku kozaków. Był w niewoli. Cios, który pozbawił go przytomno

ś

ci, nie był

gro

ź

ny. Widocznie dragonowi w momencie uderzenia zwin

ę

ła si

ę

w r

ę

ce szabla,

waln

ą

ł wi

ę

c płazem - mocno, ale nieszkodliwie.

Wkrótce zjawił si

ę

oficer rosyjski, który pomógł Dezyderemu wsta

ć

, a nast

ę

pnie

polecił jednemu z kozaków zsi

ąść

z konia i wsadzi

ć

na siodło niepewnie stoj

ą

cego

na nogach je

ń

ca. Chłapowski wraz z kilkoma innymi

ż

ołnierzami wzi

ę

tymi do

niewoli został odprowadzony do twierdzy.
Tu pierwszy raz spotkał go dowód wielkiej pami

ę

ci i łaski cesarza Napoleona. Na

wie

ść

o wzi

ę

ciu do niewoli młodego porucznika osobi

ś

cie wstawił si

ę

on za jego

uwolnieniem. „

ś

ywi

ę

szczególniejsze zainteresowanie dla tego młodego człowieka”

- pisał cesarz 1 kwietnia 1807 roku do dowódcy korpusu obl

ęż

niczego, marszałka

Francji Lefebre’a. Nakazywał niezwłoczne poczynienie odpowiednich kroków w celu
uzyskania wymiany Chłapowskiego.
Niestety, interwencja cesarska była spó

ź

niona. Par

ę

dni wcze

ś

niej Chłapowski

wraz z innymi je

ń

cami został załadowany na statek i wysłany najpierw do

Kłajpedy, a potem do Rygi.
Niewola nie trwała jednak długo. Po kilku miesi

ą

cach warunki pokoju w Tyl

ż

y

przywróciły wolno

ść

je

ń

com. Chłapowski mógł powróci

ć

do kraju. Jechał przez

Wilno, w którym zabawił kilka dni poznaj

ą

c miasto i okolic

ę

. Jeszcze wtedy nie

wiedział,

ż

e poczynione tu obserwacje przydadz

ą

si

ę

mu w najwa

ż

niejszej i

równocze

ś

nie - najci

ęż

szej chwili jego

ż

ycia.

Po przyje

ź

dzie do Warszawy natychmiast powrócił do słu

ż

by. Otrzymał awans na

kapitana, Krzy

ż

Orderu Virtuti Militari i nominacj

ę

na adiutanta generalnego III

legionu. Słu

ż

b

ę

adiutanck

ą

miał pełni

ć

przy boku generała D

ą

browskiego.

Otwierała si

ę

przed nim szeroka kariera wojskowa.

background image

Nie dane mu jednak było długo słu

ż

y

ć

w armii Ksi

ę

stwa Warszawskiego. Napoleon

pami

ę

tał o tym „małym Polaku, który wsz

ę

dzie przejdzie” i specjalnym rozkazem

powołał Chłapowskiego do Pary

ż

a, mianuj

ą

c go swoim oficerem ordynansowym.




Adiutant Jego Cesarskiej Mo

ś

ci




Hucznie i gwarnie toczyło si

ę

ż

ycie na cesarskim dworze w Pary

ż

u. Wci

ą

gn

ę

ło ono

te

ż

od razu nowo mianowanego adiutanta, ciesz

ą

cego si

ę

szczególn

ą

łask

ą

cesarza.

Młody Polak szybko zyskał sobie popularno

ść

w kr

ę

gach dworskich. Przystojny,

inteligentny młodzieniec o nienagannych manierach, mimo pewnej wyniosło

ś

ci w

sposobie bycia, był przyjmowany

ż

yczliwie w kr

ę

gach towarzyskich, szczególnie w

otoczeniu cesarzowej.
Niedługo jednak mógł Dezydery korzysta

ć

z dworskich uciech, które, nawiasem

mówi

ą

c, nie bardzo go poci

ą

gały. Adiutant cesarza musiał du

ż

o umie

ć

, wi

ę

cej ni

ż

przeci

ę

tny oficer, dlatego te

ż

trzeba było si

ę

uczy

ć

. Chłapowski z zapałem

przyst

ą

pił do studiów w paryskiej szkole politechnicznej, uzupełniaj

ą

c braki w

swoim ogólnym wykształceniu.
W tych dniach wyt

ęż

onej pracy znalazł przecie

ż

Dezydery czas, by odwiedzi

ć

legendarnego ju

ż

bohatera powstania 1794 roku, Tadeusza Ko

ś

ciuszk

ę

, dla którego

ż

ywił gł

ę

boki szacunek i podziw. Naczelnik przyj

ą

ł go w cichej miejscowo

ś

ci

Berville pod Pary

ż

em, gdzie zajmował niewielki dom z ogrodem.

Ko

ś

ciuszko, ubrany w skromny strój francuskiego wie

ś

niaka, w momencie przybycia

Chłapowskiego zajmował si

ę

ulubion

ą

prac

ą

w ogrodzie.

ś

yczliwie powitał młodego

oficera, wypytywał go o przebieg słu

ż

by, dalsze plany, dzielił si

ę

swoimi

pogl

ą

dami na panuj

ą

c

ą

sytuacj

ę

polityczn

ą

.

- Dobrze, że służysz, że się uczysz. Przy boku cesarza możesz zdobyć wiele wiadomości i

doświadczenia... To wielki człowiek i wielki wojownik. Pamiętaj jednak, że dla nas, dla Polski,
nic on nie zrobi. On myśli tylko o sobie...

Słowa te gł

ę

boko wryły si

ę

w pami

ęć

Dezyderego. Kto wie, czy pó

ź

niej nie

przes

ą

dziły o jego decyzjach.

Tymczasem Napoleon opu

ś

cił Pary

ż

, udaj

ą

c si

ę

wiosn

ą

1808 roku do Bajonny. Cesarz

Francuzów obrócił oczy za Pireneje, si

ę

gn

ą

ł po Hiszpani

ę

. Min

ę

ły ju

ż

dni

ś

wietno

ś

ci hiszpa

ń

skiego królestwa. Tron Bourbonów, prze

ż

arty demoralizacj

ą

,

chwiał si

ę

w posadach. Trwały walki i rozgrywki mi

ę

dzy królem Karolem i synem

ksi

ę

ciem Ferdynandem, a krajem faktycznie rz

ą

dzili wszechwładni faworyci. Lud

burzył si

ę

, szlachta i arystokracja spiskowały, dziel

ą

c si

ę

na frakcje i

stronnictwa. Na dworze mno

ż

yły si

ę

spiski i intrygi, krajem wstrz

ą

sały

powstania. I wtedy zawisła nad Hiszpani

ą

ci

ęż

ka dło

ń

Bonapartego. Zapadł wyrok

na ostatni w Europie tron Bourbonów. Pierwszym posuni

ę

ciem było wyrwanie

Hiszpanii spod wpływów brytyjskich i narzucenie jej francuskiej przyja

ź

ni. Dla

jej zabezpieczenia wci

ąż

nowe oddziały francuskie rozlewały si

ę

po Półwyspie

Pirenejskim, pocz

ą

tkowo

ż

yczliwie witane przez ludno

ść

. Niosły przecie

ż

z sob

ą

tyle nowych i post

ę

powych haseł, obcych dot

ą

d hiszpa

ń

skiemu ludowi, sp

ę

tanemu

ponurymi tradycjami inkwizycji. Kiedy jednak wchodziło ich coraz wi

ę

cej, gdy

ofiar

ą

zacz

ę

ły pada

ć

kolejne twierdze, z oczu Hiszpanów opadła zasłona. Stało

si

ę

jasne,

ż

e za t

ą

przyja

ź

ni

ą

kryje si

ę

twarda zale

ż

no

ść

, narzucona dumnemu

królestwu przez europejskiego mocarza.
W kraju zatliły si

ę

ogniska wojny przeciwko obcej przemocy. Kiedy Napoleon

brutalnie pozbawił tronu hiszpa

ń

sk

ą

rodzin

ę

królewsk

ą

, a do Madrytu wprowadził

background image

swojego brata Józefa, ten

ż

ar przerodził si

ę

w płomie

ń

. Lud hiszpa

ń

ski chwycił

za bro

ń

...

Te kolejne wydarzenia przerwały nauk

ę

Chłapowskiego. Napoleon chciał mie

ć

przy

sobie swojego adiutanta i wezwał go do Bajonny. Tu wypadło mu spełni

ć

pierwsze

zlecenie cesarza. Miał zawie

źć

pilny rozkaz marszałkowi Muratowi, który

stacjonował w Madrycie. Do celu winien dotrze

ć

trzeciego dnia, licz

ą

c od chwili

wyjazdu z Bajonny.
Dezydery ruszył w drog

ę

. Nie zatrzymuj

ą

c si

ę

po drodze na dłu

ż

ej, tyle tylko,

ile trzeba było na zmian

ę

koni, p

ę

dz

ą

c szale

ń

czo dzie

ń

i noc, stan

ą

ł na miejscu

przeznaczenia wcze

ś

niej, ni

ż

mu kazano. U marszałka meldował si

ę

w opłakanym

stanie, który tak okre

ś

la w Pami

ę

tnikach: „...prowadzi

ć

mnie musiano do

marszałka, bom si

ę

na nogach utrzyma

ć

nie mógł; miałem gor

ą

czk

ę

w całym ciele,

zdawało mi si

ę

,

ż

e si

ę

głowa karku nie trzyma, ale my

ś

l była wyra

ź

na i bardzo

przytomna...”

Ś

wietnie wywi

ą

zał si

ę

z postawionego zadania i odt

ą

d, po tej pierwszej próbie,

był u

ż

ywany do najtrudniejszych i najpilniejszych polece

ń

.

Koniec lata i jesie

ń

1808 roku Chłapowski sp

ę

dził u boku cesarza w Pary

ż

u.

Otoczony nimbem cesarskiej łaski, zwany „cherubinkiem” w

ś

ród dam dworu

cesarzowej, potrafił jednak zachowa

ć

całkowit

ą

godno

ść

; nigdy nie nabrał cech i

manier dworaka. Obce mu były intrygi i zawi

ś

ci tego kapi

ą

cego złotem tłumu,

wypełniaj

ą

cego codziennie sale pałacu w Tuileries, chocia

ż

niejeden zabiegał o

wzgl

ę

dy faworyzowanego adiutanta.

Tymczasem na mozolnie wznoszonym przez Napoleona gmachu pot

ę

gi francuskiej

zaznaczyły si

ę

rysy. W krajach podporz

ą

dkowanych tu i ówdzie powstawały punkty

zapalne. Prusy skrycie przygotowywały powstanie, płon

ę

ła Hiszpania, zaczynała

podnosi

ć

głow

ę

pokonana Austria.

Napoleon zareagował natychmiast. Prusy obło

ż

ył now

ą

kontrybucj

ą

i zaostrzył tam

system okupacyjny, a Austri

ę

szachował staraniem o wzmocnienie przymierza z

Rosj

ą

. W tym te

ż

celu udał si

ę

Bonaparte w ko

ń

cu wrze

ś

nia 1808 roku do Erfurtu

na spotkanie z cesarzem Rosji Aleksandrem I.
W ci

ą

gu kilkunastu dni władcy dwu pot

ę

g demonstrowali swoj

ą

przyja

źń

. Pojawiali

si

ę

razem na balach, polowaniach i w teatrze, ostentacyjnie wymieniali u

ś

ciski i

pocałunki. Spotkania te tak scharakteryzował jeden z historyków tych czasów:
„Chodziło o to,

ż

eby wszystkie przejawy czuło

ś

ci odbyły si

ę

publicznie. Dla

Napoleona te pocałunki utraciłyby cał

ą

słodycz, gdyby wie

ść

o nich nie dotarła

do Austriaków, a dla Aleksandra, gdyby nie mieli si

ę

o nich dowiedzie

ć

Turcy”.

Mimo tych demonstracji serdeczno

ś

ci Napoleon nie uzyskał w Erfurcie tego, co

zamierzał. Aleksander nie dał zapewnienia,

ż

e wyst

ą

pi zbrojnie po stronie

Francji, gdyby musiała ona prowadzi

ć

wojn

ę

z Austri

ą

. Była to zapowied

ź

rysuj

ą

cego si

ę

konfliktu rosyjsko-francuskiego.

Chłapowski towarzyszył cesarzowi w jego podró

ż

y do Erfurtu i dzi

ę

ki temu mógł

by

ć

ś

wiadkiem tego historycznego spotkania. Niestety, ten epizod ze swojego

ż

ycia bardzo sk

ą

po opisał w Pami

ę

tnikach, podobnie zreszt

ą

jak i te, które

odnosiły si

ę

do chwil sp

ę

dzonych na dworze. Dowodzi to,

ż

e sprawy

ś

ci

ś

le

wojskowe zawsze pozostawały w centrum jego zainteresowania.
W pami

ę

ci Dezyderego pozostał jednak fakt spotkania w Erfurcie z wielkim

ksi

ę

ciem Konstantym, który swoj

ą

oryginaln

ą

osobowo

ś

ci

ą

wywarł du

ż

e wra

ż

enie na

młodym adiutancie. Wtedy, w Erfurcie, nawet nie przypuszczał,

ż

e ten człowiek po

latach zostanie jego szwagrem.


*



Gro

ź

ny rozwój wypadków w Hiszpanii powołał tam Napoleona w listopadzie 1808

roku. Wraz z cesarzem znalazł si

ę

tam tak

ż

e Chłapowski. Cz

ę

sto musiał je

ź

dzi

ć

z

rozkazami do ró

ż

nych korpusów i oddziałów francuskich. Podró

ż

e te, cz

ę

sto

samotne, nie nale

ż

ały do przyjemnych. W kraju ogarni

ę

tym po

ż

arem szczególnie

okrutnej wojny, gdzie drogi roiły si

ę

od fanatycznych partyzantów,

background image

niebezpiecze

ń

stwo było olbrzymie. Niewoli nie było. Dostanie si

ę

ż

ywcem w r

ę

ce

Hiszpanów to

ś

mier

ć

, cz

ę

sto po długich i wyrafinowanych torturach. Chłapowski

szcz

ęś

liwie jednak unikn

ą

ł losu wielu kurierów francuskich, chocia

ż

nieraz

musiał szabl

ą

torowa

ć

sobie drog

ę

, a cz

ę

sto tylko szybko

ś

ci konia zawdzi

ę

czał

ocalenie.
Uczestnicz

ą

c od pocz

ą

tku w wypadkach hiszpa

ń

skich Chłapowski nie patrzył

bezkrytycznie na rol

ę

, jak

ą

odgrywał w nich Napoleon. Cenił Hiszpanów, widział

i rozumiał cel ich walki, mimo

ż

e słu

ż

ył przeciwko nim.

W styczniu 1809 roku, kiedy za plecami przebywaj

ą

cego w Hiszpanii Napoleona

przygotowywała si

ę

pi

ą

ta koalicja, Chłapowski otrzymał kolejn

ą

wa

ż

n

ą

misj

ę

.

Cesarz, baczny na wypadki europejskie, z Valladolidu w Hiszpanii wysłał
Chłapowskiego do Warszawy, polecaj

ą

c mu: „...zabawi

ć

w Warszawie dni osiem,

obaczy

ć

wszystko, co si

ę

tam dzieje, jaki duch panuje w Ksi

ę

stwie Warszawskim,

co si

ę

mówi i czyni w Galicji”.

Podró

ż

uj

ą

c dniem i noc

ą

, dziewi

ę

tnastego dnia Dezydery stan

ą

ł w Warszawie.

Zatrzymał si

ę

tu siedem dni: Zebrał potrzebne wiadomo

ś

ci, głównie dokładne dane

o dyslokacji wojsk austriackich w Galicji, i ruszył w drog

ę

powrotn

ą

. Cesarz,

którego spotkał w Pary

ż

u, i tym razem mógł by

ć

zadowolony ze swojego adiutanta.

Interesuj

ą

ce go informacje otrzymał w dokładnym raporcie.

B

ę

d

ą

c w Warszawie Chłapowski wiele uwagi po

ś

wi

ę

cił armii Ksi

ę

stwa Warszawskiego.

Starał si

ę

zaobserwowa

ć

jej wyszkolenie i oceni

ć

warto

ś

ci bojowe. Z rado

ś

ci

ą

i

dum

ą

stwierdził,

ż

e ta niewielka liczebnie armia jest o

ż

ywiona wspaniałym

duchem, równocze

ś

nie jednak dostrzegał tak

ż

e mankamenty. Ubolewał nad brakiem

kadry oficerskiej, widział te

ż

słabo

ść

ekonomiczn

ą

wyczerpanego kraju.

Tak zanotował poczynione wówczas spostrze

ż

enia: „...Przyjemnego bardzo doznałem

uczucia w Warszawie. Poznałem si

ę

ze wszystkimi prawie naszymi oficerami

starszymi. Wprawdzie wojsko nasze było jeszcze w formacji, ale dzielny duch
o

ż

ywiał wszystko. Zna

ć

jednak było we wszystkich regimentach brak oficerów

do

ś

wiadczonych i wielka zachodziła ró

ż

nica mi

ę

dzy temi nowemi pułkami a gwardi

ą

polsk

ą

i Legi

ą

Nadwi

ś

la

ń

sk

ą

, które dopiero co w Hiszpanii widziałem i cz

ę

sto z

niemi przebywałem. Gwardia miała prócz pułkownika Krasi

ń

skiego cały sztab

zło

ż

ony ze starych oficerów i na wzór starych regimentów gwardii wkrótce si

ę

wykształciła. Legia Nadwi

ś

la

ń

ska miała starych oficerów jeszcze z Legii

Włoskiej D

ą

browskiego i Nadre

ń

skiej Legii Kniaziewicza. Prawie wszyscy

podoficerowie jeszcze w niej byli starzy, wi

ę

c słu

ż

ba szła spokojnie, powa

ż

nie i

regularnie.
Nie tak było w wojsku Ksi

ę

stwa Warszawskiego. Piechota wprawdzie doskonała.

Jazda potrzebowała jeszcze wyrobienia. Poniewa

ż

manewry dotychczasowego

regulaminu nie do

ść

szybkie, miał by

ć

nowy regulamin wydany. Artyleria ma mało

oficerów wykształconych, ale

ż

ołnierz dosy

ć

wyrobiony. Cała armia miała postaw

ę

bardzo dobr

ą

i duch dobry;

ż

ywo

ść

, wesoło

ść

i zaufanie rokowały najlepsz

ą

nadziej

ę

. Zreszt

ą

wojska polskiego w Ksi

ę

stwie stało niewiele, bo trzymało

garnizony w Gda

ń

sku, Szczecinie. Kistrzynie [Kostrzynie - A.S.). pieni

ą

dze

wysyłane do tych garnizonów nie wracały do kraju:
Tote

ż

stan finansowy niepokoił ludzi powa

ż

nych. Pieni

ą

dze na wszystkie potrzeby

wychodziły z kraju, bo nie było w nim fabryk ani manufaktur. A jedyny dochód był
za zbo

ż

e, którego sprzeda

ć

nie było mo

ż

na.

Podatki były nad siły kraju. Urz

ę

dników zdolnych mało, bo Prusacy Polaków nie

przypuszczali. A liczba zbyt wielka absorbowała dochody...”


*



Tymczasem w Europie zachodniej i

ś

rodkowej znów grzmiały działa. Wojna z

Austri

ą

wybuchła wcze

ś

niej, ni

ż

si

ę

tego spodziewano. 9 kwietnia 1809 roku

rozpocz

ę

ły si

ę

działania austriacko-francuskie w Bawarii, 14 kwietnia pot

ęż

ny

korpus austriacki wkroczył do Ksi

ę

stwa Warszawskiego.

background image

Chłapowski znów towarzyszył Napoleonowi w drodze na pole walki. W Bawarii, pod
miejscowo

ś

ci

ą

Ingolstadt, nast

ą

piło spotkanie cesarza z

ż

ołnierzami. T

ę

ciekaw

ą

i bardzo barwn

ą

scen

ę

, charakterystyczn

ą

dla epoki napoleo

ń

skiej, opisuje

dokładnie Chłapowski:
„...Cesarz na otwartem polu zsiadł z konia i ogie

ń

kazał rozpali

ć

, ju

ż

bowiem

dzie

ń

si

ę

ko

ń

czył. Nadeszła dywizja Davousta [Davouta] i kolumnami

przemaszerowywała tu

ż

przed cesarzem.

ś

ołnierze, poznawszy go, a my

ś

leli,

ż

e był

jeszcze w Hiszpanii, takie pocz

ę

li roznosi

ć

wiwaty, jakich jeszcze nie

słyszałem. W tej

ż

e chwili kilkunastu kirasjerów przeprowadzało z drugiej strony

cesarza cał

ą

kolumn

ę

niewolników, których nad wieczorem zabrano. Dostał si

ę

do

niewoli pułkownik sztabu generalnego, którego przywiedziono przed cesarza.
Cesarz kazał mu usi

ąść

przy stole i zacz

ą

ł wypytywa

ć

o stanowisko i sił

ę

korpusów austriackich. Odpowiadał z pocz

ą

tku, ale potem rzekł,

ż

e nie mo

ż

na

żą

da

ć

, aby oficer sztabowy informował nieprzyjaciela. „Nie obawiaj si

ę

pan -

rzecze cesarz - wiem i tak wszystko”, i zacz

ą

ł szybko, z najwi

ę

ksz

ą

dokładno

ś

ci

ą

wymienia

ć

stanowiska korpusów i pułków. Zdziwiony Austriak,

ż

e oficer na

forpocztach tak informowany, rzekł: „Z kim mam honor?” Na to cesarz podniósł si

ę

troch

ę

, uchylił kapelusza i rzekł: „Monsieur Bonaparte”. W czasie tej rozmowy

piechota francuska tak gło

ś

ne okrzyki wydawała. Pi

ę

kny to był obraz...”

Cał

ą

t

ę

kampani

ę

Dezydery odbył u boku Napoleona, ale tu miał równie

ż

okazj

ę

bezpo

ś

rednio dowodzi

ć

na polu bitwy. W bitwie pod Eckmhl prowadził do szar

ż

y

szwadrony francuskich strzelców konnych. Tego dnia był zaliczony do grona
najwaleczniejszych.
Uczestniczył równie

ż

w krwawych bojach pod Aspern i Essling, był te

ż

ś

wiadkiem

ś

wietnego zwyci

ę

stwa pod Wagram. Tu wła

ś

nie, w ogniu bitwy wagramskiej, prze

ż

Chłapowski osobliw

ą

przygod

ę

. Stoj

ą

c z uniesionym kapeluszem słuchał wła

ś

nie

kolejnego rozkazu cesarza, gdy nadlatuj

ą

ca kula armatnia wyrwała mu go z r

ę

ki.

Dezydery opu

ś

cił r

ę

k

ę

i nie zmieniaj

ą

c postawy spokojnie patrzył w twarz

cesarza. Napoleon u

ś

miechn

ą

ł si

ę

, zadowolony,

ż

e jego ulubiony „Klaposki” umie

zachowa

ć

zimn

ą

krew.

- Dobrze, żeś nie wyższy - wtrącił, po czym dokończył rozpoczęty rozkaz.

Zwyci

ę

stwo Napoleona pod Wagram zmusiło Austri

ę

do zawarcia zawieszenia broni, a

ź

niej do podpisania traktatu pokojowego. Zdawało si

ę

, i

ż

nad Europ

ą

ucichnie

burza,

ż

e wreszcie na trwałe zapanuje upragniony pokój. Były to jednak

złudzenia...
Mimo zwyci

ę

stwa wagramskiego i innych Austria nie była doszcz

ę

tnie rozbita i

rzucona na kolana - jak przed kilku laty po Austerlitz. Rokowania pokojowe były
długie i pełne ostrych targów.
Wreszcie 14 pa

ź

dziernika 1809 roku, w pałacu cesarza Franciszka I w Schonbrunn

pod Wiedniem, podpisano pokój pomi

ę

dzy Francj

ą

i Austri

ą

. Na mocy pokoju Austria

traciła znaczne terytoria, mi

ę

dzy innymi ziemie trzeciego rozbioru, zaj

ę

te przez

wojska polskie w wyniku zwyci

ę

skiej kampanii 1809 roku,

ś

wietnie przeprowadzonej

przez ksi

ę

cia Józefa Poniatowskiego. Ogólnie jednak pokój ten pozostawiał wiele

punktów zapalnych i nie wró

ż

ył trwało

ś

ci. Niedługo okazało si

ę

,

ż

e nie zdołało

go przypiecz

ę

towa

ć

nawet mał

ż

e

ń

stwo Napoleona z córk

ą

cesarza Austrii Mari

ą

Luiz

ą

.

Na drodze Napoleona stała te

ż

Rosja, z któr

ą

był wprawdzie na stopie pokojowej,

ale narastały konflikty. Cesarz rosyjski nie mógł pogodzi

ć

si

ę

z nieograniczon

ą

hegemoni

ą

Napoleona w Europie, gdy

ż

coraz bardziej odbijała si

ę

ona na

interesach rosyjskich. Równowaga mi

ę

dzy tymi mocarstwami stała si

ę

ju

ż

nieosi

ą

galna. Dobitnym tego wyrazem było stanowisko Rosji wobec tocz

ą

cej si

ę

wojny francusko-austriackiej 1809 roku. Formalnie tylko opowiedziała si

ę

ona po

stronie Francji, faktycznie zachowuj

ą

c bardzo przychyln

ą

neutralno

ść

w stosunku

do Austrii. Przebywaj

ą

cy w Ksi

ę

stwie Warszawskim korpus rosyjski pod dowództwem

ksi

ę

cia Golicyna, który miał wspiera

ć

działania armii polskiej, w rzeczywisto

ś

ci

robił wszystko, aby ułatwi

ć

ruchy wojsk austriackich. Wydawało si

ę

,

ż

e w wypadku

niepowodze

ń

Napoleona na polach bitew wojska cesarza Aleksandra otwarcie

wyst

ą

pi

ą

po stronie Austrii. Dwuznaczna postawa korpusu Golicyna była te

ż

powodem ostrych, ale nie zbrojnych, star

ć

z wojskami polskimi, szczególnie w

czasie zajmowania Krakowa przez armi

ę

Ksi

ę

stwa Warszawskiego.

background image

Tak wi

ę

c obie strony, Napoleon i Aleksander, spogl

ą

dały na siebie z nieufno

ś

ci

ą

,

staraj

ą

c si

ę

przenikn

ąć

wzajemne zamiary.

Bezpo

ś

rednio po zawarciu rozejmu z Austri

ą

Chłapowski został wysłany do Krakowa,

do ksi

ę

cia Józefa Poniatowskiego, aby zawiadomi

ć

go o zawieszeniu broni i

poinformowa

ć

o przebiegu rozmów pokojowych. Miał si

ę

te

ż

na miejscu zorientowa

ć

w sytuacji i nastrojach armii polskiej. W tym to okresie w Galicji w dalszym
ci

ą

gu stacjonował korpus ksi

ę

cia Golicyna.

Po powrocie cesarz pierwszy raz nie był zadowolony ze swojego wysłannika.
Chodziło wła

ś

nie o ów korpus rosyjski. „...Cesarz zwrócił cał

ą

mow

ę

na korpus

Golicyna. Musiałem mu wyzna

ć

,

ż

e u Golicyna nie byłem. Rozgniewał si

ę

szczerze i

kazał mi i

ść

do kozy, powtarzaj

ą

c kilka razy: Mogłe

ś

si

ę

domy

ś

li

ć

, jak

interesuj

ą

cym byłby dla mnie raport o korpusie rosyjskim...”

Tym razem nie odgadł intencji Napoleona, ale Napoleon w dalszym ci

ą

gu miał do

niego zaufanie i u

ż

ywał go do ró

ż

nych zada

ń

. Wreszcie cesarz, czyni

ą

c zado

ść

pro

ś

bom Chłapowskiego, zgodził si

ę

na jego przeniesienie do słu

ż

by czynnej.

Dezydery miał słu

ż

y

ć

w pułku lekkokonnym gwardii, słynnym pułku szwole

ż

erów.

Wprawdzie nominacj

ę

na szefa szwadronu otrzymał ju

ż

latem 1810 roku, ale cesarz

zatrzymał go jeszcze przy sobie.
We wrze

ś

niu 1810 roku Chłapowski wyruszył po raz ostatni z wa

ż

nym poleceniem

cesarza. Tym razem rozkaz brzmiał: „Zasi

ę

gn

ąć

wiadomo

ś

ci o Ksi

ę

stwie

Warszawskim, o jego stanie i duchu publicznym, zasi

ę

gn

ąć

te

ż

, jakie tylko b

ę

dzie

mo

ż

na, wiadomo

ś

ci o stanie i duchu publicznym na Litwie”. Było to zapowiedzi

ą

nabrzmiewaj

ą

cego konfliktu z Rosj

ą

. Napoleon zbierał ju

ż

informacje, układał

plany.
Tym razem Chłapowski zadowolił cesarza. Dobrze wywi

ą

zał si

ę

z powierzonego

zadania.
13 stycznia 1811 roku obj

ą

ł swoje obowi

ą

zki w pułku, ale kontaktu z cesarzem nie

stracił. Jesieni

ą

1811 roku brał udział ze swoimi szwole

ż

erami w podró

ż

y

Napoleona do Holandii, uczestniczył te

ż

w wielkich manewrach pod Boulogne.




Zmierzch cesarskich orłów




Rozpoczynał si

ę

pami

ę

tny rok 1812. Nad Europ

ą

znów zbierały si

ę

gro

ź

ne chmury,

ale jeszcze nie zdawano sobie sprawy z niebezpiecze

ń

stwa nowej wojny.

Dwór napoleo

ń

ski bawił si

ę

. Były bale wyprawiane przez cesarza, jego siostry, w

domach ministrów, a nawet u rosyjskiego ambasadora - ksi

ę

cia Kurakina, chocia

ż

tu i ówdzie przeb

ą

kiwano ju

ż

o wojnie z Rosj

ą

.

Wesoło i przyjemnie sp

ę

dzali szwole

ż

erowie zim

ę

z 1811 na 1812 roku.

Uczestniczyli w licznych paradach, tworzyli honorow

ą

eskort

ę

cesarza, oficerowie

za

ś

byli ch

ę

tnie przyjmowani w najlepszych towarzystwach.

Chłapowski coraz mocniej wrastał w nowe otoczenie. Z

ż

ywał si

ę

z pułkiem, w

którym sumienno

ść

i pedanteria w przestrzeganiu obowi

ą

zków słu

ż

bowych były

egzekwowane ze szczególn

ą

surowo

ś

ci

ą

. Była to szkoła nie tylko brawury, ale

przede wszystkim starannej słu

ż

by wewn

ę

trznej.

Nadeszło lato 1812 roku, a razem z nim wojna z Rosj

ą

, przez propagand

ę

napoleo

ń

sk

ą

okre

ś

lana jako „druga wojna polska”. Korpusy Wielkiej Armii

barwnymi kolumnami ci

ą

gn

ę

ły przez Ksi

ę

stwo Warszawskie, by 24 czerwca

przekroczy

ć

graniczn

ą

rzek

ę

Niemen.

Szwole

ż

erowie, a z nimi Chłapowski, maszerowali w stra

ż

y przedniej, przewa

ż

nie

towarzysz

ą

c Napoleonowi podczas jego słynnych rozjazdów na rozpoznanie. O

ś

wicie

24 czerwca, kiedy cesarz rozpoznawał sytuacj

ę

nad brzegiem Niemna, po

ż

yczył

background image

nawet od porucznika W

ą

sowicza płaszcz i czapk

ę

szwole

ż

ersk

ą

w celu ukrycia

swojej charakterystycznej sylwetki przed wzrokiem nieprzyjaciela.
Działania bojowe szwole

ż

erów ograniczały si

ę

do sporadycznych utarczek z

kawaleri

ą

przeciwnika, który ci

ą

gle cofał si

ę

, unikaj

ą

c walnej bitwy.

Z biegiem czasu coraz gorzej zacz

ę

ło si

ę

dzia

ć

w szeregach Wielkiej Armii.

Rozwleczone korpusy brn

ę

ły w gł

ą

b zniszczonego kraju. Nie starczało

ż

ywno

ś

ci.

Brak zdecydowanych działa

ń

demoralizował masy

ż

ołnierskie, szczególnie w

korpusach posiłkowych, które z musu szły na t

ę

wojn

ę

. Powi

ę

kszały si

ę

szeregi

maruderów.
Szwole

ż

erowie nieraz musieli podejmowa

ć

niepopularn

ą

słu

ż

b

ę

policyjn

ą

,

interweniuj

ą

c w przypadkach rabunków, wyłapuj

ą

c maruderów i dezerterów. Słynny

ju

ż

Kozietulski, zaprzyja

ź

niony z Chłapowskim, tak opisywał warunki tego pochodu

w li

ś

cie do siostry, pisanym 8 sierpnia 1812 roku w Witebsku: „...Prowadzimy

ż

ycie prawdziwie koczownicze z Chłapowskim, Załuskim, Roztworowskim i

Szeptyckim.

Ś

pimy pod gołym niebem, bo wszystkie domy s

ą

albo bez dachu, albo

tak zrujnowane,

ż

e nie ma si

ę

odwagi tam wej

ść

.

Cz

ę

sto budzi nas deszcz, po tym jak nas ju

ż

dobrze od

ś

wie

ż

ył, bo zm

ę

czeni

naszemi rozjazdami czujemy go dopiero, kiedy jeste

ś

my ju

ż

dobrze przemoczeni.

Nasze posiłki s

ą

bardzo skromne, gdy

ż

nie bardzo mo

ż

emy liczy

ć

na dzie

ń

jutrzejszy... zdarza si

ę

cz

ę

sto,

ż

e porzucamy nasz posiłek na wpół ugotowany,

ż

eby wyjecha

ć

. Nasz zwykły napój to błotnista woda, której czasem nam brakuje”.

Kiedy armia francuska podchodziła pod Smole

ń

sk, szwole

ż

erowie Kozietulskiego

przeprowadzili rozpoznanie nad Dnieprem. Wtedy to Chłapowski na czele swojego
szwadronu stoczył zaci

ę

t

ą

, ale zwyci

ę

sk

ą

potyczk

ę

z kawaleri

ą

rosyjsk

ą

.

W krwawej bitwie pod Borodino, okre

ś

lanej te

ż

jako bitwa pod Moskw

ą

,

bezpo

ś

rednio nie uczestniczył. Szwole

ż

erowie byli tu raczej widzami ni

ż

aktorami

ś

miertelnych zapasów. W pewnej jednak chwili zostali przesuni

ę

ci do drugiej

linii, sk

ą

d mieli wesprze

ć

szar

żę

kirasjerów w wypadku załamania si

ę

jej. Scena

tej słynnej szar

ż

y kirasjerów francuskich, polskich i saskich na

ś

rodkow

ą

redut

ę

rosyjsk

ą

ę

boko utkwiła w pami

ę

ci Dezyderego. Tak opisał j

ą

w swoich

Pami

ę

tnikach:

„My

ś

my stali cały czas na nizinie i tylko dym na całej linii od ognia działowego

widzieli

ś

my. Raz tylko przez jedn

ą

godzin

ę

posun

ę

li

ś

my si

ę

na wzgórze, a to

wtedy, gdy kirasjerzy nasi przypuszczali szar

żę

na piechot

ę

, broni

ą

c

ą

ś

rodkowej

reduty. Cesarz kazał naszemu pułkowi pomkn

ąć

naprzód i pu

ś

ci

ć

zaraz szar

żę

,

je

ż

eli kirasjerom si

ę

nie powiedzie i zostan

ą

odparci. Rozkaz ten dowodzi,

ż

e

miał do nas zaufanie. Reduta przez kule ju

ż

tak była poryta,

ż

e cesarz dobrze

os

ą

dził, i

ż

jazd

ą

j

ą

odebra

ć

mo

ż

na. Patrzyli

ś

my tedy na pi

ę

kny obraz ataku

kirasjerów, który wykonały cztery regimenta francuskie, polski jedyny regiment
kirasjerów Małachowskiego i saski Leizera. Kirasjerzy wpadli do reduty i r

ą

bi

ą

c

piechot

ę

, jeszcze dalej polecieli. Małachowski i Leizer, kilka razy ranni,

spadli z koni. Po zdobyciu reduty cofn

ę

li

ś

my si

ę

na nasze dawne poło

ż

enie, gdzie

kule nie dochodziły”.
I wreszcie kilka ogólniejszych uwag naszego bohatera na temat tej wielkiej
bitwy, któr

ą

niektórzy historycy uznaj

ą

za przełomow

ą

w całej kampanii 1812

roku:
„Co chwila do cesarza przybywali jenerałowie z linii bojowej i, jak nam
powiadano, zaklinali go,

ż

eby cz

ęść

gwardii wysłał dla zdecydowania bitwy i

odniesienia korzy

ś

ci, ale cesarz wci

ąż

odmawiał i prócz 60 dział artylerii nic z

gwardii nie było w ogniu. Zapewne cesarz, b

ę

d

ą

c o 400 mil od Francji, chciał

zachowa

ć

gwardi

ę

nietkni

ę

t

ą

. Około czwartej z południa przybył oficer ordynansu

[!] z raportem,

ż

e Rosjanie si

ę

rejteruj

ą

. Cofn

ę

li si

ę

oni w najlepszym porz

ą

dku

za Mo

ż

ajsk i miasto to cał

ą

noc jeszcze utrzymali w swym r

ę

ku. Przeciw swemu

zwyczajowi cesarz nie kazał ich

ś

ciga

ć

. Po ruchach cesarza, na którego

ś

my z

daleka patrzyli, wida

ć

było,

ż

e był cierpi

ą

cym. Raz si

ę

przechodził, to znów

siadał na polowym krzesełku. Na konia cały dzie

ń

nie siadł.”

Nadszedł wreszcie krach wyprawy napoleo

ń

skiej na Rosj

ę

. Zawiodły wszelkie

rachuby Napoleona na zawarcie pokoju z cesarzem Aleksandrem. Sprawa była
przegrana.
W drugiej połowie pa

ź

dziernika rozpocz

ą

ł si

ę

tragiczny odwrót. Wygłodniały i

zrozpaczony tłum

ż

ołnierzy ró

ż

nych narodowo

ś

ci, chłostany ostrymi podmuchami

background image

jesieni i wczesnej, surowej zimy rosyjskiej, w niczym ju

ż

nie przypominał tych

barwnych pułków sprzed kilku miesi

ę

cy. Nieprzywykli do surowo

ś

ci klimatu

południowcy, a w dodatku zupełnie nie przygotowani do kampanii zimowej, padali
masowo. Chroni

ą

c si

ę

przed zimnem przywdziewali najcudaczniejsze okrycia.

Szwole

ż

er Płaczkowski tak opisuje wygl

ą

d

ś

wietnej niedawno armii napoleo

ń

skiej:

„Jedni byli w ko

ż

uchach lub tołubach, w ruskich czapkach zimowych, inni

pozakrywani błamami rozmaitych futer lub ich kawałkami... inni znowu w aparatach
cerkiewnych [szaty liturgiczne duchownych prawosławnych - A.S.], inni w rasach i
czapkach ksi

ęż

y, inni w kobiecych ubiorach, to jest w salopach, bekieszach i

jupkach, nawet w ruskich spódnicach. Było wielu takich, co poduszkami
przywi

ą

zywanymi głowy mieli okryte; słowem masa dziwol

ą

gów nie da si

ę

niczym

okre

ś

li

ć

, ani opisa

ć

...”

Nawet Napoleon zmienił si

ę

w swojego rodzaju „przebiera

ń

ca”.

„Pewnego dnia - pisze oficer szwole

ż

erów Józef Załuski - kiedy pułk nasz cały

maszerował w porz

ą

dku, a szef Chłapowski na czele mojej 1 kompanii przy mnie z

lewej strony, nadci

ą

gn

ą

ł cesarz konno i podjechał pod lewy bok Chłapowskiego;

przywitał si

ę

z nim poufale i zacz

ą

ł z nim mówi

ć

. Napoleon miał na sobie szub

ę

zielon

ą

, aksamitn

ą

, sobolami podszyt

ą

, i czapk

ę

podobn

ą

, formy w Moskwie

u

ż

ywanej ...”

Wła

ś

ciw

ą

postaw

ę

zachowały pułki starej gwardii i oddziały polskie. Na nich

spoczywał główny ci

ęż

ar walk z napieraj

ą

cymi wojskami rosyjskimi. Podczas gdy na

pocz

ą

tku wyprawy szwole

ż

erowie byli w awangardzie, tak teraz przyszło im

przewa

ż

nie osłania

ć

odwrót i strzec osoby cesarza.

Słu

ż

ba była ci

ęż

ka, ale pułk trzymał si

ę

dobrze. W tym czasie Dezydery

przewa

ż

nie uczestniczył w boju, odpieraj

ą

c ataki kawalerii rosyjskiej,

szczególnie za

ś

wsz

ę

dobylskich kozaków. W czasie bitwy pod Krasnem, 19

listopada, wykonuj

ą

c bezsensowny rozkaz marszałka Murata, Chłapowski na czele

szwadronu szar

ż

ował silnie obsadzon

ą

przez nieprzyjaciela wie

ś

. Posłuchajmy, jak

sam o tym opowiada:
„...Liczne tyraliery nieprzyjacielskie posun

ę

ły si

ę

nad parów, który ich od

naszych oddzielał. Opanowali nawet na naszym prawym boku z tej strony parowu
wiosk

ę

z kilkunastu chałup zło

ż

on

ą

. Stałem za cesarzem tak

ż

e na prawo z

czterema szwadronami. Król Murat przypadł do mnie, kazał mi wzi

ąć

jeden szwadron

i kłusem za sob

ą

maszerowa

ć

, co trudnem było, gdy

ż

ś

nieg był gł

ę

boki. Stan

ą

ł z

nami przed t

ą

sam

ą

wiosk

ą

, w której znajdowali si

ę

Rosjanie, i kazał mi w ni

ą

wmaszerowa

ć

. Szczególny to rozkaz dla jazdy, ale trzeba było słucha

ć

... Pu

ś

ciłem

si

ę

wi

ę

c

ś

rodkiem wsi. Strzelcy rosyjscy z podwórków z bliska do nas wszyscy

wystrzelili. Spadło mi z koni czterech ludzi, których Murat ma na sumieniu, a
rannych było sze

ś

ciu. Rosjanie ani uciekli, ani uciec tak pr

ę

dko nie mogli,

tylko za płoty powchodzili. Rozumie si

ę

samo przez si

ę

,

ż

em nie maszerował wolno

przez wiosk

ę

, ale

ś

nieg a

ż

po brzuchy nie pozwalał galopowa

ć

... ujrzałem

kompani

ę

grenadierów gwardii, których cesarz, spostrzegłszy zapewne szalony

rozkaz dany mi przez Murata, wysłał ku wiosce. Grenadierzy opanowali j

ą

bez

wystrzału... Cesarz stał pieszo na czele gwardii, był bardzo rozgniewany na
Murata. Powiedział mi

ż

ywo: „Jak mogłe

ś

tego wariata usłucha

ć

!?”

Min

ę

ło najgorsze piekło odwrotu spod Moskwy. Resztki Wielkiej Armii przepływały

przez Ksi

ę

stwo Warszawskie,

ś

cigane przez zwyci

ę

skie wojska rosyjskie. Napoleon

był ju

ż

dawno w Pary

ż

u, zbierał siły do nowej kampanii.

Szwole

ż

erowie przez Wilno, Warszaw

ę

i Pozna

ń

ci

ą

gn

ę

li na zachód, wierni do ko

ń

ca

napoleo

ń

skim sztandarom.

W toku wojny 1812 roku Chłapowski odznaczał si

ę

szczególn

ą

troskliwo

ś

ci

ą

o los

podwładnych i stan koni w swoich szwadronach. By

ć

mo

ż

e wła

ś

nie dlatego

powierzono mu prace nad reorganizacj

ą

cz

ęś

ci pułku. Wywi

ą

zał si

ę

z niej

znakomicie. W przededniu kampanii wiosennej 1813 roku stał ju

ż

na czele dwóch

szwadronów o pełnej sprawno

ś

ci bojowej.

Wkrótce okazało si

ę

, jak były one potrzebne. U progu wiosny 1813 roku formowała

si

ę

kolejna koalicja antynapoleo

ń

ska. Król pruski Fryderyk Wilhelm III, po

zawarciu przymierza z cesarzem Aleksandrem I, 15 marca wypowiedział wojn

ę

Francji. Austria formalnie była jeszcze po stronie Napoleona, ale tajnymi
porozumieniami była mocno zwi

ą

zana z koalicj

ą

. Czekała tylko dogodnego momentu,

by przej

ść

na stron

ę

jawnych przeciwników Francji.

background image

Austriacy, maj

ą

cy osłania

ć

Ksi

ę

stwo Warszawskie, bez walki wpuszczali na jego

teren wojska rosyjskie, które coraz dalej zalewały kraj. Pozostał jeszcze
Kraków, ale w obliczu dwuznacznej postawy Austrii i ten skrawek jeszcze wolnej
ziemi polskiej był coraz bardziej zagro

ż

ony.

Armia polska, do ko

ń

ca wierna Napoleonowi, opu

ś

ciła Kraków kieruj

ą

c si

ę

na

zachód.
Tymczasem sprzymierzeni uderzyli na Saksoni

ę

, odnosz

ą

c tam pierwsze sukcesy. W

utworzonych przez Napoleona pa

ń

stewkach Zwi

ą

zku Re

ń

skiego zapanował popłoch.

Jednak

ż

e tryumf koalicji był jeszcze przedwczesny. W ko

ń

cu kwietnia Napoleon z

nowymi siłami stan

ą

ł nad Łab

ą

. Na pocz

ą

tku maja 1813 roku rozpocz

ę

ła si

ę

nowa

wojna, okre

ś

lana jako kampania niemiecka.

Mimo jednak

ś

wietnych zwyci

ę

stw Napoleona pod Ltzen i Bautzen (Budziszyn) wida

ć

ju

ż

było,

ż

e gwiazda cesarza Francuzów zaczyna bledn

ąć

. Siły koalicji rosły,

jego natomiast topniały. Na drogach odwrotu spod Moskwy pozostał kwiat jego
wojska. Nowa, po

ś

piesznie sformowana armia nie miała ju

ż

dawnej warto

ś

ci.

Brakowało szczególnie kawalerii, dlatego te

ż

szwadrony szwole

ż

erów były na wag

ę

złota. W bitwach pod Lutzen byli raczej widzami ni

ż

uczestnikami.

Dopiero 22 maja 1813 roku, w dniu bitwy pod Reichenbach, szwole

ż

erowie zdobyli

nowy li

ść

do wie

ń

ca sławy pułku. Był to równie

ż

dzie

ń

sukcesu i chwały

Dezyderego Chłapowskiego, który na czele swoich szwadronów kilkakrotnie
szar

ż

ował na dragonów oraz ułanów pruskich i rosyjskich. Trzy pułki kawalerii

sprzymierzonych zostały rozbite. W czasie tego starcia szwole

ż

erowie ponie

ś

li

znaczne straty; ranny tu równie

ż

został i Chłapowski, ale odniesione obra

ż

enia

nie wytr

ą

ciły go ze słu

ż

by. Nast

ę

pnego dnia znów był na koniu.

Wiosenne zwyci

ę

stwa Napoleona na nowo obudziły nadzieje Polaków. Zdawało si

ę

im,

ż

e manewr Napoleona na

Ś

l

ą

sk, maj

ą

cy na celu uniemo

ż

liwienie poł

ą

czenia si

ę

wojsk pruskich i rosyjskich, b

ę

dzie now

ą

„wojn

ą

polsk

ą

”. Zamiast tego jednak

zakomunikowano wiadomo

ść

o podpisaniu rozejmu z koalicj

ą

. Było to 4 czerwca 1813

roku.
Par

ę

dni po rozejmie do marszałka Soulta, dowódcy całej kawalerii francuskiej,

wpłyn

ę

ła pro

ś

ba Chłapowskiego o dymisj

ę

. Zapanowała konsternacja, zastanawiano

si

ę

, co mo

ż

e by

ć

przyczyn

ą

takiego kroku ze strony cesarskiego ulubie

ń

ca.

Oddajmy mu głos, niech sam to wytłumaczy:
„...Z Neumark rozkazano mi eskortowa

ć

wielkiego koniuszego Caulaincourt[a] do

zamku naprzód Leuthen, a potem Pleswitz, gdzie traktował o pokój z jenerałem
Szuwałow[em]. Stali

ś

my w podwórzu i zsiedli

ś

my z koni. Z jenerałem Szuwałow[em]

przyszło kilkuset kozaków, którzy tak

ż

e zsiedli z koni, rozmawiali

ś

my wi

ę

c z

oficerami; opowiadali nam, gdzie stali w Polsce, i zdarzyło si

ę

,

ż

e wspomnieli o

kilku domach mi znajomych. Zapytałem si

ę

pułkownika kozackiego, czyby nie był

łaskaw odda

ć

na poczt

ę

głównej kwatery list do ojca, który napisz

ę

i zostawi

ę

nie zapiecz

ę

towany. Przyobiecał mi to uczyni

ć

, ale prosił,

ż

eby zapiecz

ę

towa

ć

,

tylko on adres napisze, a nikt nie otworzy. Wszedłem do pałacu, uprosiwszy
sekretarza cesarskiego, który był z Caulaincourtem, o papier i napisałem list do
ojca. Znajduj

ą

c si

ę

sam na sam w pokoju z sekretarzem pokazywał mi on propozycje

do układu Napoleona z cesarzem Aleksandrem. Zaraz na wst

ę

pie ofiarował Napoleon

Aleksandrowi całe Ksi

ę

stwo Warszawskie i pozwalał albo

ż

eby przyj

ą

ł tytuł Króla

Polskiego, albo

ż

eby Ksi

ę

stwo Warszawskie wcielił do swego cesarstwa. Sekretarz

cesarski, który miał mnie tak jak za Francuza, widywał mnie bowiem kilka lat
przy cesarzu, ani domy

ś

la

ć

si

ę

mógł, jak

ą

we mnie straszn

ą

rewolucj

ę

sprawił,

pokazuj

ą

c mi ten projekt pokoju. Aby nie zdradzi

ć

pomieszania mego, wyszedłem i

tak byłem zamy

ś

lony,

ż

e dopierom si

ę

ocucił, gdy mnie pułkownik kozacki

zatrzymał i o list zapytał. Stan

ę

ło zawieszenie broni, nie pokój, jak cesarz

proponował. Pomaszerowali

ś

my na powrót do Drezna. Tam napisałem pro

ś

b

ę

o dymisj

ę

i oddałem marszałkowi Soult.[owi). Bardzo był zdziwiony i próbował mnie nakłoni

ć

do pozostania w słu

ż

bie. Nie mogłem sekretarza Fain[a] kompromitowa

ć

i mówi

ć

wszystkim o owych propozycjach pokoju, bo mi je pokazał pod sekretem. Przecie

ż

powiedziałem o tem kapitanowi Jordanowi, z którym byłem w przyja

ź

ni, i

generałowi Chłopickiemu. Ten zakl

ą

ł po swojemu i powiedział,

ż

e wolałby kamienie

tłuc, ni

ż

dłu

ż

ej słu

ż

y

ć

temu człowiekowi. Obaj podali si

ę

do dymisji...”

Dymisja Chłapowskiego spotkała si

ę

na ogół ze złym przyj

ę

ciem ze strony

współtowarzyszy. Nie znano wtedy jej prawdziwych przyczyn. Potomni, szczególnie

background image

piewcy epopei napoleo

ń

skiej, potraktowali to równie ostro. Okre

ś

laj

ą

c posuni

ę

cia

Napoleona z Ksi

ę

stwem Warszawskim jako manewr dyplomatyczny, zarzucali

Chłapowskiemu brak wyczucia politycznego, małoduszno

ść

i niewiar

ę

w cesarza. Czy

nie byli zbyt surowi w ocenie? Dezydery miał wtedy dwadzie

ś

cia pi

ęć

lat i mimo

całego obycia politykiem nie był.
Miał prawo nie dostrzega

ć

ukrytych zamysłów czy planów Napoleona. Był natomiast

szczerym Polakiem, który przez siedem lat obserwował gry i gierki Bonapartego, w
których piłk

ą

była sprawa polska. Mógł straci

ć

zaufanie.


*



Dobiegała kresu wielka epopeja napoleo

ń

ska. W 1814 roku do Pary

ż

a wkroczyły

wojska zwyci

ę

skiej koalicji, a pod osłon

ą

ich bagnetów powrócili Bourboni i ci

wszyscy, których nie zd

ąż

yła znie

ść

fala rewolucji. Napoleon abdykował, wyjechał

na wysp

ę

Elb

ę

, przyznan

ą

mu wspaniałomy

ś

lnie we władanie. Pozwolono mu nawet

zabra

ć

batalion starej gwardii i szwadron jazdy, dowolnie wybrany. Wybór cesarza

padł na szwole

ż

erów. Szwadron Pawła Jerzmanowskiego miał by

ć

słynnym pó

ź

niej

„szwadronem Elby”.
Zwyci

ę

zcy przyst

ą

pili do podziału łupów. W tym celu w Wiedniu zebrał si

ę

kongres, który miał zdecydowa

ć

o losach Europy. Ton obradom i posuni

ę

ciom

dyplomatycznym nadawali cesarz rosyjski Aleksander, zr

ę

czny dyplomata i wytrawny

dworak Klemens Metternich - minister spraw zagranicznych cesarza Austrii, oraz
przedstawiciel Anglii Castlereagh. Bourbo

ń

sk

ą

Francj

ę

reprezentował Talleyrand,

niedawny minister Napoleona, który wcze

ś

niej ju

ż

zdradził swojego cesarza,

człowieka, któremu zawdzi

ę

czał

ś

wietn

ą

karier

ę

.

W Wiedniu zebrała si

ę

cała

ś

mietanka europejskiej arystokracji.

Mno

ż

yły si

ę

bale, maskarady, konne kawalkady, premiery w teatrach. Królowały

pi

ę

kne toalety i nowy, modny taniec - walc wiede

ń

ski, wtóruj

ą

cy intensywnym

rozgrywkom dyplomatycznym. Kongres ta

ń

czył i obradował.

Przy d

ź

wi

ę

kach walca decydował si

ę

los Polski. Sprawa polska była jednym z

pal

ą

cych problemów, którego rozwi

ą

zanie interesowało wszystkie mocarstwa

nadaj

ą

ce ton w Wiedniu. Cesarz Aleksander I, b

ę

d

ą

cy dziwnym poł

ą

czeniem satrapy

z liberałem, roztaczał swoj

ą

wizje poł

ą

czenia wszystkich ziem polskich pod swoim

berłem. Miał nawet poparcie cz

ęś

ci szlachty i arystokracji polskiej, ale z

drugiej strony niech

ęć

zdecydowanej wi

ę

kszo

ś

ci społecze

ń

stwa, o

ż

ywionego

patriotycznym duchem Ksi

ę

stwa Warszawskiego. Równie

ż

i mocarstwa nie były

zainteresowane zbytnim wzmocnieniem Rosji. Idee Aleksandra napotkały zdecydowany
sprzeciw ze strony popieranych przez Angli

ę

Prus, Austrii i bourbo

ń

skiej

Francji. Za cen

ę

zachodniego skrawka ziem polskich byłego Ksi

ę

stwa Warszawskiego

i za cał

ą

Saksoni

ę

Aleksandrowi udało si

ę

pozyska

ć

Prusy. Pozostał jednak

triumwirat, który twardo przeciwstawiał si

ę

zakusom Rosji, szermuj

ą

c przy tym

hasłami o prawie Polaków do wolno

ś

ci i niezawisło

ś

ci. W

ś

ród długich targów i

wzajemnych gró

ź

b przyj

ę

to wreszcie rozwi

ą

zanie kompromisowe.

Prusy uzyskały Wielkopolsk

ę

i Bydgoskie, ale za to tylko połow

ę

Saksonii;

Austria otrzymała obwód Tarnopolski i Kraków z okr

ę

giem, z którego utworzono

„wolne miasto”. Reszta byłego Ksi

ę

stwa Warszawskiego pozostała przy Rosji. Z

tych terenów powstało tzw. Królestwo Polskie, co do którego postanowiono,

ż

e

b

ę

dzie poł

ą

czone z cesarstwem rosyjskim „poprzez własn

ą

konstytucj

ę

” i

ż

e b

ę

dzie

„u

ż

ywa

ć

oddzielnej administracji”. Prócz tego Aleksander zastrzegł,

ż

e da temu

pa

ń

stwu „rozszerzenie wewn

ę

trzne, jakie uzna za przyzwoite”. Tak wi

ę

c los Polski

został przes

ą

dzony.

Tymczasem napoleo

ń

skie orły jeszcze raz zerwały si

ę

do lotu, przerywaj

ą

c obrady

„ta

ń

cz

ą

cego kongresu”. Triumf ich jednak trwał krótko - tylko sto dni. Tu

koalicja zareagowała szybko i solidarnie. Napoleon, ostatecznie rozbity pod
Waterloo, stał si

ę

je

ń

cem swojego nieprzejednanego wroga - Anglii. Obro

ń

cy

starego porz

ą

dku odetchn

ę

li z ulg

ą

. Wróg przestał by

ć

gro

ź

ny... Skalista

background image

wysepka, zagubiona w

ś

ród bezkresu oceanu, wkrótce miała sta

ć

si

ę

grobem tego,

który przez kilkana

ś

cie lat narzucał swoj

ą

wol

ę

i dyktował warunki Europie.


*



Od pewnego ju

ż

czasu zegar na

ś

cianie pałacu w Turwi zast

ę

pował b

ę

d

ą

c

ą

na tym

miejscu tarcz

ę

herbow

ą

. Symbolizował nowy czas i nowe porz

ą

dki w dobrach

Chłapowskich. Porz

ą

dki te zaprowadzał obecny wła

ś

ciciel, młody pułkownik

Dezydery Chłapowski. Ojciec Dezyderego nie miał zmysłu gospodarza.

ś

ył ponad

stan, wi

ę

cej dbaj

ą

c o reprezentacj

ę

ni

ż

o jej zabezpieczenie. Szybko te

ż

zrujnował gospodark

ę

i popadł w długi. W takim stanie przekazał wszystko synowi.

Młody gospodarz zabrał si

ę

do pracy z energi

ą

. Najpierw si

ę

uczył, gdy

ż

przecie

ż

dot

ą

d narz

ę

dziem jego była szabla, a nie pług. Do gospodarstwa wprowadzał to, co

było najlepsze. Prac

ę

organizował po wojskowemu - szybko, sprawnie i dokładnie.

Po paru latach pospłacał długi, zacz

ą

ł uzyskiwa

ć

przychody. Przykładem wzorowej

organizacji pracy zaraził s

ą

siadów, zdobywał na

ś

ladowców, zyskiwał sobie

szacunek i uznanie.
Dezydery nie stronił od działalno

ś

ci społecznej. Był gor

ą

cym rzecznikiem o

ś

wiaty

rolniczej, pracował nad rozwi

ą

zaniem kwestii wło

ś

cia

ń

skiej.

Mijały lata wypełnione prac

ą

, zbli

ż

ał si

ę

rok




„...Oto dzi

ś

dzie

ń

krwi i chwały...”




Pi

ę

tna

ś

cie ju

ż

lat istniało Królestwo Kongresowe, w którym obok pozorów wolno

ś

ci

w ka

ż

dym elemencie

ż

ycia politycznego odczuwało si

ę

ci

ęż

k

ą

r

ę

k

ę

caratu. Była

konstytucja, której rz

ą

d nie respektował, istniał sejm, którego nie zwoływano.

Aktywnie działała tajna policja polityczna, zawzi

ę

cie poszukuj

ą

ca wci

ąż

ż

ywych w

społecze

ń

stwie

ź

ródeł my

ś

li niepodległo

ś

ciowej. Udało si

ę

jej wpa

ść

na trop

Towarzystwa Patriotycznego, organizacji niepodległo

ś

ciowej, zało

ż

onej w 1821

roku przez majora Waleriana Łukasi

ń

skiego.

W czasie procesu Łukasi

ń

skiego i towarzyszy w czerwcu 1824 roku ludno

ść

Warszawy

okazała jawn

ą

sympati

ę

dla oskar

ż

onych. Dla zastraszenia opinii publicznej

urz

ą

dzono pokazow

ą

egzekucj

ę

skaza

ń

ców. Na oczach mieszka

ń

ców stolicy zrywano z

nich szlify i mundury oficerskie, przykuwano do taczek. Zgromadzony tłum pełnym
powagi milczeniem uczcił skazanych. Matki podnosiły do góry dzieci, by dobrze
pokaza

ć

im tych, którzy cierpieli w imi

ę

miło

ś

ci ojczyzny. Wielu cywilnych i

wojskowych płakało, łzy w oczach mieli tak

ż

e

ż

ołnierze rosyjskiego garnizonu

obecni na egzekucji.
Nast

ę

pne lata niosły nowe, wa

ż

ne wypadki dziejowe. W 1825 roku zmarł cesarz

Aleksander I, a tron po nim obj

ą

ł jego młodszy brat - Mikołaj I. W grudniu tego

roku w Petersburgu wybuchło powstanie, wywołane przez rosyjskich szlacheckich
rewolucjonistów, d

ążą

cych do obalenia carskiego absolutyzmu i zast

ą

pienia go

monarchi

ą

konstytucyjn

ą

, wzorowan

ą

na zachodnich.

Słabo przygotowane powstanie i niezdecydowana postawa przywódców spisku
spowodowały,

ż

e ruch ten został szybko stłumiony, prawie w zarodku. Główni

inicjatorzy powstania zawi

ś

li na szubienicy, posypały si

ę

surowe wyroki na

innych uczestników; represje obj

ę

ły te

ż

ż

ołnierzy tej cz

ęś

ci garnizonu

petersburskiego, która opowiedziała si

ę

za rewolucj

ą

. W całym imperium nast

ą

piło

background image

zaostrzenie re

ż

imu politycznego, co zaznaczyło si

ę

równie

ż

i na terenie

Królestwa Polskiego. Cesarz Mikołaj I nie usiłował nawet przywdziewa

ć

maski

liberała, jak to czynił jego starszy brat.
Mimo to jednak Towarzystwo Patriotyczne, pod innym wprawdzie kierownictwem,
działało nadal. Dopiero

ś

ledztwo w sprawie dekabrystów ujawniło ich powi

ą

zania z

Towarzystwem i ułatwiło jego rozbicie przez masowe aresztowania. Czołowych
działaczy, z pułkownikiem Sewerynem Krzy

ż

anowskim na czele, postawiono przed

s

ą

dem sejmowym jako oskar

ż

onych o zdrad

ę

stanu. Proces toczył si

ę

długo, prawie

pi

ęć

pierwszych miesi

ę

cy 1828 roku. Wyrok s

ą

du zawiódł jednak oczekiwania

Mikołaja I. Pod naciskiem opinii publicznej s

ą

d nie orzekł winy zdrady stanu i

wymierzył oskar

ż

onym niewielkie kary wi

ę

zienia jedynie za przynale

ż

no

ść

do

nielegalnych organizacji.
Wszystko to nie było w stanie zahamowa

ć

działalno

ś

ci patriotycznej. Niebawem

zawi

ą

zał si

ę

spisek w Szkole Podchor

ąż

ych Piechoty pod przewodnictwem

podporucznika Piotra Wysockiego. Spisek ten stopniowo ogarniał coraz szersze
kr

ę

gi wojskowych, młodzie

ż

y akademickiej i inteligencji, docieraj

ą

c do ludu

warszawskiego.
Wybuch rewolucji lipcowej we Francji w 1830 roku spowodował podniesienie fali
patriotyzmu i ch

ę

ci skutecznego działania. Kolejna rewolucja, tym razem w

Belgii, i wie

ś

ci o zamiarze u

ż

ycia do jej tłumienia wła

ś

nie wojsk polskich

skłoniły spiskowców do szybkiego działania.
Nadeszła wreszcie pami

ę

tna noc 29 listopada 1830 roku. Spiskowcy dokonali

zamachu, nieudanego wprawdzie, na znienawidzonego, szczególnie w kołach
wojskowych, cesarskiego brata - wielkiego ksi

ę

cia Konstantego. Uderzono równie

ż

na oddziały cesarskie stacjonuj

ą

ce w Warszawie.

Strzały na ulicach stolicy Królestwa Polskiego odbiły si

ę

gło

ś

nym echem w kraju

i w Europie. Lud Warszawy powstał i rzucił wyzwanie caratowi, porywaj

ą

c za sob

ą

cały naród.
Powstanie - po pierwszych dniach kryzysu spowodowanego ugodow

ą

i tchórzliw

ą

postaw

ą

arystokracji, zamo

ż

nego mieszcza

ń

stwa i cz

ęś

ci wy

ż

szych oficerów -

zwyci

ęż

yło, stało si

ę

faktem dokonanym. Naród przygotowywał si

ę

do wojny, która

miała zdecydowa

ć

o dalszych losach ziem polskich.

Wie

ść

o wypadkach warszawskich lotem błyskawicy obiegła cały kraj. Polacy z

zaborów austriackiego i pruskiego sposobili si

ę

do niesienia pomocy braciom,

którzy stan

ę

li do walki o wolno

ść

. Z Galicji i Wielkopolski płyn

ę

ła do Królestwa

bro

ń

,

ś

pieszyli ochotnicy.


*



Dezydery Chłapowski nie pozostał głuchy na odgłos wypadków. Wiedział,

ż

e jego

miejsce jest tam, gdzie toczy si

ę

walka o wolno

ść

. Decyzje wyjazdu do Warszawy

tak uzasadniał w Pami

ę

tnikach pisanych po latach: „...Wyjazd mój, opuszczenie

kochanej

ż

ony i dzieci nie było spowodowane

ż

adn

ą

namow

ą

,

ż

adnym przykładem, ale

było skutkiem surowej rozwagi. Miałem ju

ż

lat 43, przeszedłem ró

ż

ne koleje.

Wiadomo

ś

ci moje wojskowe, całe

ż

ycie zbierane, do

ś

wiadczenie wskazywały mi

mo

ż

liwo

ść

walki i zwyci

ę

stwa. Ambicja osobista

ż

adnego wpływu w tym kroku nie

miała. Je

ś

li kiedy

ś

w młodo

ś

ci mojej ambicja i ch

ęć

wywy

ż

szenia si

ę

mn

ą

czas

jaki

ś

powodowała, uprz

ą

tni

ę

t

ą

ju

ż

dawno była. Miejsce jej zaj

ę

ła ch

ęć

wypełnienia moich powinno

ś

ci. Za naj

ś

wi

ę

tsz

ą

(rzecz) miałem by

ć

u

ż

ytecznym moim

rodakom. U

ż

yteczniejszym by

ć

nie mo

ż

na, jak przyczyni

ć

si

ę

do odrodzenia naszej

ojczyzny...”
8 grudnia 1830 roku Chłapowski opu

ś

cił rodzinn

ą

Turwie i po dwudniowej podró

ż

y

stan

ą

ł w Warszawie. Wiedział ju

ż

,

ż

e dyktatorem powstania został ogłoszony

generał Józef Chłopicki, dawny jego znajomy z okresu wojen napoleo

ń

skich. Do

niego te

ż

skierował swoje pierwsze kroki.

Przeje

ż

d

ż

aj

ą

c przez ulice Warszawy, rojne i gwarne w tym czasie, Chłapowski z

rado

ś

ci

ą

spogl

ą

dał na entuzjazm i patriotyczne uniesienie ludno

ś

ci stolicy,

background image

widział zapał, ch

ęć

walki. W tym tłumie, cz

ęś

ciowo uzbrojonym, dostrzegał

przyszłe pułki i szwadrony, miał ju

ż

wizj

ę

dalszego działania i swoje plany. W

jak najlepszej wierze i w znakomitym nastroju spieszył podzieli

ć

si

ę

nimi z

dyktatorem, wesprze

ć

go rad

ą

, pomoc

ą

.

Chłopicki

ż

yczliwie powitał przybysza z Wielkopolski, kazał mu nawet zatrzyma

ć

si

ę

w swoim domu. Po wst

ę

pnych powitaniach rozmowa potoczyła si

ę

wokół spraw

najistotniejszych.

- Kontent jestem - rozpoczął Chłopicki - że otwarcie mogę mówić z dawnym znajomym, któremu

tutaj jeszcze nie zawróciło się w głowie. Ci szaleńcy nie wiedzą, na co się porwali! Nie
możemy się bić, Moskwie nie poradzimy!

- Ale, jenerale... - próbował wtrącić Chłapowski.
- Czekaj, nie przerywaj!... Otrzymamy od cesarza warunki, które w przyszłości, przy pierwszej

sposobności, pozwolą nam uskutecznić to, co dziś jest niemożebne. Posłałem Lubeckiego i
Jezierskiego z mojemi propozycjami do Petersburga. Chcę mieć organizację rezerw na wzór
obrony krajowej pruskiej; będziem wtenczas mieli na zawołanie 100 tysięcy z górą. Broń dla
nich będzie w ciągu trzech lat, są na to pieniądze, obrachunek już zrobiony. Wtedy
powstaniem...

- Ale cesarz... - zaczął znów Chłapowski.
- Cesarz jest w takim położeniu - dyktator wpadł mu w słowa - że musi przyjąć moje propozycje...

Chłapowski ze zdumieniem i zgroz

ą

słuchał słów człowieka, który stał na czele

narodu i miał go prowadzi

ć

do walki. Widział ju

ż

,

ż

e powołanie Chłopickiego na

to stanowisko jest tragicznym nieporozumieniem. Ale jeszcze nie tracił nadziei,
pami

ę

tał go innym, cenił jego wiedz

ę

wojskow

ą

, usiłował przekona

ć

i natchn

ąć

.

Skorzystał z chwili, w której wzburzony Chłopicki umilkł.

- Cesarz nie będzie się układać, a w żadnym razie nie przystanie na takie warunki... - rzekł.
- Co mi tam prawisz! - przerwał mu Chłopicki.
- Tak! Będzie żądać zdania się na łaskę i niełaskę, ale skoro jenerał myślisz, że 100 tysięcy wojska

dość będzie do rozpoczęcia wojny, wkrótce możesz je mieć. Pod bronią jest 30 tysięcy,
dymisjonowanych wraca 20 tysięcy, rekruta można mieć 50 tysięcy, do tego ochotnicy, którzy
garną się ze wszech stron, i będzie 100 tysięcy, a nawet więcej. Moskali więcej przyjść nie
może. Po wojnach tureckich i cholerze większych sił nie zdołają zebrać. Teraz trzeba nam iść
naprzód, w prowincje zabrane, w siły rosnąć.

Tylko silni maj

ą

przyjaciół.

Rozmowa tego typu nie była ostatnia. Powtarzały si

ę

one do

ść

cz

ę

sto i zawsze z

wypowiedzi Chłopickiego przebijała niech

ęć

do powstania i niewiara.

W ci

ą

gu pi

ę

ciotygodniowego pobytu u boku dyktatora Chłapowski, znu

ż

ony ustnymi

perswazjami, opracował na pi

ś

mie memoriał, w którym podawał swój

ś

miały plan

operacji ofensywnych, przeniesienia działa

ń

na tereny nieprzyjaciela,

szczególnie na Litw

ę

, wskazywał sposoby powi

ę

kszenia sił zbrojnych. Dokument ten

jest wart zacytowania w obszernych fragmentach nie tylko ze wzgl

ę

du na zawarte w

nim my

ś

li, ale równie

ż

dlatego,

ż

e w pewnym sensie charakteryzuje osobowo

ść

jego

autora. Chłapowski zawsze i konsekwentnie przestrzegał zasad dyscypliny
wojskowej i subordynacji, jak równie

ż

lojalno

ś

ci podkomendnego w stosunku do

przeło

ż

onego. Te cechy, które a

ż

nazbyt konsekwentnie towarzyszyły mu przez cały

czas działalno

ś

ci, dobitnie przejawiły si

ę

w pierwszych zdaniach memoriału:

„ 15 grudnia 1830

Jenerale!

Przynosz

ę

Ci, co ka

ż

dy Polak nie

ść

czuje potrzeb

ę

swemu przeło

ż

onemu: uległo

ść

bez granic, ale poniewa

ż

w przebiegu organizacji widz

ę

chwiejno

ść

, pozwól,

ż

e Ci

przeło

żę

my

ś

li moje jako wyznanie wiary. Przyrzekam Ci jednak, jenerale, je

ż

eli

si

ę

z Twojemi nie zgadzaj

ą

, w niczym nie uchybi

ć

uległo

ś

ci tak koniecznej w

ka

ż

dym podwładnym.

Wszelkie rokowanie z cesarzem rosyjskim jest niemo

ż

ebne; niemo

ż

no

ść

ta le

ż

y w

nim samym, w jego dumie i w jego stanowisku wzgl

ę

dem swego narodu... Rokowania

background image

mog

ą

by

ć

przeto chyba uwa

ż

ane jako podst

ę

p wojenny, a przygotowa

ć

si

ę

nale

ż

y do

wojny nie trac

ą

c chwili.

Organizacja winna post

ę

powa

ć

szybko i rozpocz

ąć

j

ą

trzeba od usuni

ę

cia

wszystkich zbyt wiekowych oficerów wy

ż

szych armii. Mogliby oni tylko działa

ć

bez energii. Nast

ę

pnie trzeba nakaza

ć

wszystkim dowódcom pułków, aby si

ę

udali z

kadrami wybranemi ze swych pułków do miast prowincjonalnych. Ka

ż

dy pułkownik

zorganizuje tam now

ą

brygad

ę

, zło

ż

on

ą

ze swych kadr, z

ż

ołnierzy, którzy wrócili

do słu

ż

by, i z rekrutów, u

ż

ywaj

ą

c do tego przyborów nagromadzonych w

magazynach...
Prócz armii regularnej, zło

ż

onej z dawnych pułków i tylu

ż

nowych brygad, co

uczyni od dzi

ś

za sze

ść

tygodni 108 szwadronów, 70 batalionów i 24 baterie,

trzeba kaza

ć

sformowa

ć

zdatnym do tego oficerom 8 oddziałów partyzanckich, z

których ka

ż

dy obejmowa

ć

ma 600 do 800 koni, 200 do 300 strzelców pieszych i 2 do

6 dział. Ochotnicze te korpusy winny by

ć

jak najspieszniej posuni

ę

te naprzód

dla strze

ż

enia granicy... nale

ż

y wszystko przygotowa

ć

do przej

ś

cia Bugu i Niemna

jeszcze po lodzie i jak tylko wielkie mrozy sfolguj

ą

, mniej wi

ę

cej 1 lutego. W

tej epoce sło

ń

ce jest wy

ż

ej, armia rosyjska czeka

ć

b

ę

dzie równie

ż

na t

ę

chwil

ę

.

Je

ż

eli nie przejdzie i b

ę

dzie dalej zbiera

ć

kolumny nad Niemnem i Bugiem, trzeba

rzuci

ć

nasze 8 korpusów ochotniczych pomi

ę

dzy ich kolumnami, zrobi

ć

powstanie na

Wołyniu i Litwie i wprawi

ć

w nieład tyły armii rosyjskiej...”

Memoriał pozostał jednak bez odpowiedzi! Tymczasem cenne dni uciekały, prace nad
powi

ę

kszeniem wojska post

ę

powały opieszale. Dywizje starej armii stały

bezczynnie wokół Warszawy, a nieprzyjaciel zbierał siły.
Nastroje w stolicy pogarszały si

ę

z ka

ż

dym dniem. Szemrano przeciw bezczynno

ś

ci,

domagano si

ę

zdecydowanych akcji, coraz wi

ę

cej głosów atakowało Chłopickiego,

który czekał na powrót Lubeckiego i Jezierskiego z Petersburga. Wreszcie jeden z
wysłanników - Jezierski powrócił z odpowiedzi

ą

cara.

Zgodnie z przewidywaniami Chłapowskiego dokument przywieziony z Petersburga
zawierał same

żą

dania i faktycznie stanowił kres tych nawet namiastek wolno

ś

ci,

jakie miało Królestwo przed powstaniem. Cesarz w surowych słowach ganił czołowe
osobisto

ś

ci Królestwa, obci

ąż

ał je odpowiedzialno

ś

ci

ą

za istniej

ą

c

ą

sytuacj

ę

.

Nic nie obiecywał, nakazywał bezwarunkow

ą

kapitulacj

ę

i zdanie si

ę

na jego

łask

ę

. Zapowiedział,

ż

e tylko wtedy b

ę

dzie si

ę

zastanawiał nad dalszymi losami

Królestwa i postanowi to, co uzna za słuszne. Było to wi

ę

c

żą

danie satrapy,

którego kaprys miał przes

ą

dzi

ć

o losie kraju.

Był równie

ż

i list adresowany do Chłopickiego, w którym cesarz chwalił go za

porz

ą

dek utrzymywany w Królestwie: Chłopicki przyj

ą

ł ten list wybuchem furii.

Tupi

ą

c nogami krzyczał:

- Co on sobie myśli? śe ja dla niego, nie dla mojego kraju porządek tu utrzymuję! Kpię sobie z

cesarza!

Po tych słowach list cesarski pow

ę

drował do pieca.

Niektórzy, a w

ś

ród nich tak

ż

e Chłapowski, s

ą

dzili,

ż

e po tym wybuchu Chłopicki

ostro we

ź

mie si

ę

do pracy nad przygotowaniami wojennymi i wreszcie rozpocznie

ofensyw

ę

. Szybko jednak przyszło rozczarowanie. Kiedy armie carskie stały nad

granicami Królestwa, Chłopicki zło

ż

ył dyktatur

ę

.

Motywy tego kroku były liczne i skomplikowane. Chłopicki nie wierzył w
mo

ż

liwo

ś

ci walki zbrojnej: powstanie, jako fakt dokonany, chciał wykorzysta

ć

w

postaci argumentu do rozmów z cesarzem. Dla siebie

żą

dał nieograniczonych

pełnomocnictw i uprawnie

ń

, nie uznawał krytyki swojej działalno

ś

ci. Z ka

ż

dym

dniem swoim post

ę

powaniem i postaw

ą

tracił popularno

ść

, tak przecie

ż

wielk

ą

w

pierwszych chwilach. Pełnomocnictw, których si

ę

domagał, nie otrzymał i wtedy,

obra

ż

ony, w chwili dla kraju krytycznej zareagował na to dymisj

ą

.

Chłopicki podczas swojej dyktatury nie powierzył Chłapowskiemu

ż

adnej funkcji

wojskowej. Trzymał go u swojego boku, ch

ę

tnie z nim rozmawiał, ale munduru

wło

ż

y

ć

mu nie pozwolił. Mówił,

ż

e nie chce nara

ż

a

ć

znajomego na represje ze

strony władz pruskich, niech

ę

tnym okiem patrz

ą

cych na poddanych króla Fryderyka

Wilhelma wst

ę

puj

ą

cych w szeregi powsta

ń

cze. W istocie starał si

ę

wykorzysta

ć

go

jako narz

ę

dzie w pewnych posuni

ę

ciach politycznych. Za po

ś

rednictwem

Chłapowskiego dyktator chciał porozumie

ć

si

ę

z konsulem pruskim w Warszawie,

d

ążą

c do powstrzymania Prus od zbrojnych wyst

ą

pie

ń

przeciwko powstaniu. Nale

ż

y

background image

tu równie

ż

doda

ć

,

ż

e Chłopickiego generalnie cechowała niech

ęć

do wojskowych

zgłaszaj

ą

cych si

ę

z innych zaborów i w ci

ą

gu jego dyktatury nie tylko Chłapowski

pozostawał na uboczu. Po ust

ą

pieniu Chłopickiego nowy wódz naczelny - ksi

ążę

Michał Radziwiłł - powołał Chłapowskiego do słu

ż

by czynnej. Wło

ż

ył wi

ę

c wreszcie

pułkownikowski mundur, ale w dalszym ci

ą

gu nie miał konkretnych zada

ń

.

Tymczasem armie carskie pod dowództwem feldmarszałka Iwana Dybicza 1 lutego 1831
roku przekroczyły granice Królestwa.
Rozpocz

ę

ła si

ę

wojna.




Brygadier




W nocy z 1 na 2 lutego 1831 roku około godziny pierwszej oficer ordynansowy
wezwał Dezyderego do kwatery naczelnego wodza. Znajdowało si

ę

tu ju

ż

kilkunastu

wy

ż

szych oficerów. Wchodz

ą

cego Chłapowskiego powitał generał Jan Skrzynecki i

oznajmił mu,

ż

e zostaje mianowany dowódc

ą

brygady jazdy.

W kwatermistrzostwie Chłapowski dowiedział si

ę

o składzie i miejscu postoju

podległych mu oddziałów. W skład brygady miały wej

ść

: 4 pułk ułanów stacjonuj

ą

cy

w Siedlcach i 1 pułk Krakusów, b

ę

d

ą

cy w tym czasie w marszu w rejonie Kozienic.

Ten ostatni pułk nie trafił pod komend

ę

Chłapowskiego. Po drodze został

skierowany do dywizji generała Józefa Dwernickiego i odznaczył si

ę

w bitwie pod

Stoczkiem. Na jego miejsce do brygady Chłapowskiego oddano pułki jazdy
lubelskiej i sandomierskiej. Dowództwo pozwoliło Chłapowskiemu przyj

ąć

do

brygady ochotników zgłaszaj

ą

cych si

ę

z Pozna

ń

skiego. Dzi

ę

ki temu u jego boku

znalazło si

ę

kilku wiernych i wypróbowanych przyjaciół, którzy nie zawiedli go w

najci

ęż

szej chwili. W

ś

ród nich był równie

ż

słynny pó

ź

niej działacz o

ś

wiatowy,

lekarz i społecznik - doktor Karol Marcinkowski.
Po przybyciu do Siedlec Chłapowski dokonał przegl

ą

du podległych sobie pułków. W

4 pułku ułanów spotkał wielu dawnych swoich znajomych z okresu napoleo

ń

skiego,

zarówno oficerów, jaki podoficerów.
Podczas przegl

ą

du okazało si

ę

,

ż

e pułk sandomierski praktycznie nie przedstawia

ż

adnej warto

ś

ci. Zupełnie niewyszkolony i nie przystosowany do

ż

ycia obozowego i

działa

ń

bojowych, w obliczu nieprzyjaciela mógł stanowi

ć

tylko zb

ę

dny balast dla

brygady. W tej sytuacji Chłapowski w porozumieniu z dowódc

ą

dywizji, generałem

Tomickim, odesłał sandomierzan do Warszawy na dalsze szkolenie. Pozostał mu 4
pułk ułanów, zło

ż

ony ze

ś

wietnie wyszkolonego

ż

ołnierza, i ochotniczy pułk jazdy

lubelskiej, gdzie słu

ż

yło wielu dawnych kawalerzystów, w

ś

ród których nie

brakowało równie

ż

byłych

ż

ołnierzy armii rosyjskiej. Tych pułków dowódca mógł

by

ć

pewien, wiedział,

ż

e w spotkaniu z nieprzyjacielem nie zawiod

ą

.

Pierwsze dni lutego zeszły na pracach organizacyjnych i patrolowaniu okolicy.
Dochodziło do pierwszych potyczek z podjazdami nieprzyjaciela, którego główna
armia koncentrycznym marszem posuwała si

ę

ku Warszawie. Dywizje polskie,

osłaniane przez szeroko rozrzucone oddziały jazdy, powoli cofały si

ę

w kierunku

stolicy.
13 lutego Chłapowski otrzymał rozkaz wymarszu z Siedlec do Opola (około 6 km na
zachód od Siedlec). Tu powierzono mu zadanie osłaniania cofaj

ą

cej si

ę

dywizji

generała Jana

ś

ymirskiego. Brygada została wzmocniona batalionem piechoty i

półbateri

ą

artylerii konnej.

Rozpocz

ą

ł si

ę

uci

ąż

liwy, z uwagi na por

ę

roku, odwrót do Warszawy. Maszerowano

noc

ą

, w ci

ą

gu dnia za

ś

oddziały rozwijały si

ę

zajmuj

ą

c mo

ż

liwie dogodne pozycje,

aby móc odeprze

ć

ewentualny atak nieprzyjaciela. Czasem trzeba było potyka

ć

si

ę

z próbuj

ą

c

ą

natarcia kawaleri

ą

rosyjsk

ą

, niekiedy sta

ć

pod n

ę

kaj

ą

cym ogniem

background image

artylerii. Na szcz

ęś

cie Rosjanie nie przejawiali wi

ę

kszej aktywno

ś

ci, przez co i

straty były niewielkie.
Brygada Chłapowskiego, maszeruj

ą

c przez Kałuszyn, Mi

ń

sk, D

ę

be Wielkie, po kilku

dniach dotarła do Pragi, gdzie w wielkim obozie zgromadziła si

ę

cała niemal

jazda polska.
Rozpocz

ę

ło si

ę

gwarne

ż

ycie obozowe. Cz

ę

sto przyje

ż

d

ż

ali oficerowie ze sztabu

naczelnego wodza, od których Chłapowski dowiadywał si

ę

o ogólnej sytuacji

strategicznej. Ze zdumieniem spogl

ą

dał na bezczynno

ść

naszego dowództwa,

zastanawiał si

ę

, kto ponosi odpowiedzialno

ść

za tak karygodne marnowanie

korzystnej sytuacji, stworzonej bł

ę

dnymi posuni

ę

ciami przeciwnika. W rozmowach z

oficerami zawsze podkre

ś

lał,

ż

e strategia polega mi

ę

dzy innymi tak

ż

e na

wykorzystaniu bł

ę

dów przeciwnika.

Nie rozumiano tego, niestety, w dowództwie polskim. Dywizje stały u bram stolicy
oczekuj

ą

c nieprzyjaciela, który tymczasem jak gro

ź

na fala płyn

ą

ł ku Warszawie.

Nadchodził pami

ę

tny dzie

ń

25 lutego, dzie

ń

bitwy grochowskiej.

W przeddzie

ń

bitwy Chłapowski pełnił funkcj

ę

brygadiera słu

ż

bowego, dowodz

ą

cego

oddziałami kawalerii, które wystawiały linie czat przed pozycjami piechoty.
Rankiem 25 lutego 200 dział rosyjskich gradem pocisków sypn

ę

ło na polskie

szeregi. Ruszyły gł

ę

bokie kolumny cesarskiej piechoty, trzasn

ę

ły karabiny

tyralierów.
Rozpocz

ę

ła si

ę

bitwa.

Po pierwszych strzałach Chłapowski zwin

ą

ł lini

ę

czat i cofn

ą

ł si

ę

za lini

ę

piechoty dywizji generała

ś

ymirskiego. Jego rola kawalerzysty była na razie

sko

ń

czona. W całej zreszt

ą

bitwie grochowskiej, ze wzgl

ę

du na rozwój sytuacji,

był bardziej obserwatorem ni

ż

uczestnikiem. Raz tylko, na rozkaz Skrzyneckiego,

z dwoma szwadronami ułanów pomy

ś

lnie szar

ż

ował na tyralierów rosyjskich,

osłaniaj

ą

c przegrupowuj

ą

ce si

ę

bataliony.

Drugi gor

ą

cy moment prze

ż

ył Dezydery w czasie słynnej szar

ż

y olbrzymich

kirasjerów rosyjskich z pułku imienia ksi

ę

cia Alberta. W pułku tym słu

ż

yli

ż

ołnierze wyró

ż

niaj

ą

cy si

ę

wysokim wzrostem i dosiadaj

ą

cy specjalnie

dobieranych, rosłych koni.
W chwili kiedy szar

ż

uj

ą

cy kirasjerzy rosyjscy pomieszali si

ę

z usiłuj

ą

cymi ich

powstrzyma

ć

ułanami 2 pułku, Chłapowskiego, wracaj

ą

cego do swoich szwadronów,

poniósł ko

ń

. W efekcie znalazł si

ę

on niespodziewanie w

ś

ród olbrzymich je

ź

d

ź

ców

i tylko do

ś

wiadczeniu i zimnej krwi zawdzi

ę

czał to,

ż

e unikn

ą

ł

ś

mierci lub

niewoli.
Około godziny pi

ą

tej po południu bitwa grochowska miała si

ę

ku ko

ń

cowi.

Nieprzyjaciel, wykrwawiony atakami i zaskoczony uporczyw

ą

, bohatersk

ą

postaw

ą

ż

ołnierza polskiego, nie przejawiał aktywno

ś

ci. Oddziały polskie cofały si

ę

na

lini

ę

umocnie

ń

Pragi, wieczorem za

ś

zacz

ę

ły przechodzi

ć

na lewy brzeg Wisły, do

Warszawy.
Chłapowski odebrał rozkaz przej

ś

cia do Warszawy o dziewi

ą

tej wieczorem. Po

przybyciu do miasta brygada zatrzymała si

ę

w Łazienkach; ludzie i konie

biwakowali w

ś

ród drzew parkowych. Niedługo jednak trwał wypoczynek. Ju

ż

nast

ę

pnego dnia rano Chłapowski otrzymał polecenie obserwowania Wisły na odcinku

od Czerniakowa do Wilanowa. Cztery dni trwała uci

ąż

liwa słu

ż

ba patrolowa w

ś

ród

mokrego

ś

niegu, padaj

ą

cego na przemian z deszczem. Chłapowski wielokrotnie

przemierzał konno powierzony mu odcinek. Kontrolował posterunki, zbierał
raporty młodszych oficerów, osobi

ś

cie sprawdzał stan lodu na Wi

ś

le.

Trudne to były dni. Istniało realne niebezpiecze

ń

stwo zaatakowania stolicy przez

armi

ę

carsk

ą

, która mogła po lodzie przeprawi

ć

si

ę

przez Wisł

ę

lub przyst

ą

pi

ć

do

budowy mostów. Tu natura okazała si

ę

jednak łaskawa. Trwaj

ą

ca odwil

ż

z ka

ż

dym

dniem zmniejszała szanse Rosjan na przepraw

ę

po lodzie, a przygotowania do

budowy mostów przebiegały z ich strony opieszale. Prócz tego sukcesy generała
Dwernickiego, działaj

ą

cego na lewym skrzydle Rosjan, powa

ż

nie zaabsorbowały

uwag

ę

feldmarszałka Dybicza. Skierował on przeciwko Dwernickiemu liczne siły;

osłabiaj

ą

c tym samym własne mo

ż

liwo

ś

ci ofensywne. Wódz rosyjski przeceniał

znaczenie sił Dwernickiego, widz

ą

c w nich zagro

ż

enie dla siebie. Warszawa

przestała by

ć

w centrum jego uwagi, bezpo

ś

rednie niebezpiecze

ń

stwo dla stolicy

min

ę

ło, a w dalszej konsekwencji dało stronie polskiej mo

ż

liwo

ś

ci przej

ę

cia

inicjatywy.

background image

Chłapowski otrzymał ze sztabu polecenie przekazania dotychczasowej brygady
generałowi Rutie i obj

ę

cia dowództwa nad inn

ą

, w której skład wchodziły: 3 pułk

strzelców konnych i pułk jazdy augustowskiej. Nowa brygada nale

ż

ała do korpusu

generała Umi

ń

skiego, maj

ą

cego działa

ć

na skrzydle armii głównej.

Korpus Umi

ń

skiego niebawem opu

ś

cił Warszaw

ę

, kieruj

ą

c si

ę

najpierw do Modlina,

ź

niej, id

ą

c wzdłu

ż

Narwi, w rejon Pułtuska i Ostroł

ę

ki. W okresie inicjatywy

polskiej, kiedy to armia główna skierowała si

ę

na Siedlce, korpus operował w

okolicach Okuniewa;
Liwu i Sokołowa Podlaskiego.
Dla Chłapowskiego był to ponad dwumiesi

ę

czny okres ci

ęż

kiej, ale chwalebnej

słu

ż

by. Nie było tam wielkich bitew i błyskotliwych zwyci

ę

stw, przynosz

ą

cych

dowódcy rozgłos i sław

ę

. Była to raczej zwykła wojenna harówka, szarpi

ą

ca nerwy

dowódcy i wyciskaj

ą

ca pot z

ż

ołnierzy. Podjazdy, zasadzki, niespodziewane

potyczki - oto obraz tamtych dni. Cz

ę

sto suchar, k

ę

s w

ę

dzonego mi

ę

sa i łyk z

manierki były całodziennym po

ż

ywieniem. Wiele godzin w siodle i nocleg w

chłopskiej chacie lub biwak pod gołym niebem z szabl

ą

i pistoletem pod r

ę

k

ą

. Tak

było pod Ró

ż

anem, Ostroł

ę

k

ą

, pó

ź

niej pod Sokołowem Podlaskim; Liwem i Okuniewem.

Ten typ działa

ń

stawia przed dowódc

ą

wiele dodatkowych wymaga

ń

. Obok wiedzy

taktycznej i znajomo

ś

ci regulaminów walki musi on umie

ć

znajdowa

ć

wyj

ś

cie z

zupełnie nieoczekiwanych sytuacji, mie

ć

zdolno

ść

improwizacji, nie cofa

ć

przed

po

ś

wi

ę

ceniem osobistym.

Chłapowski odznaczał si

ę

tymi cechami. Z natury zimny i opanowany, gdy trzeba

było, potrafił błysn

ąć

kawaleryjsk

ą

fantazj

ą

. Lubił ruch i manewr, dobrze czuł

si

ę

jako dowódca kawalerii. W słu

ż

bie przestrzegał

ż

elaznej dyscypliny, był

wymagaj

ą

cy wobec podwładnych, ale i siebie nie oszcz

ę

dzał. Z cał

ą

bezwzgl

ę

dno

ś

ci

ą

t

ę

pił przejawy niesubordynacji, nie dopuszczał do

ż

adnych

wyj

ą

tków. Na tym tle miał nawet zatarg z dowódc

ą

przydzielonego mu czasowo pułku

jazdy podlaskiej - pułkownikiem Kuszlem. Wizytuj

ą

c niespodziewanie kwatery tego

pułku Chłapowski stwierdził,

ż

e Kuszel wbrew instrukcjom ma do swojej dyspozycji

karet

ę

i bryk

ę

. Mimo interwencji Umi

ń

skiego, do którego odwołał si

ę

Kuszel,

Chłapowski kategorycznie za

żą

dał odesłania tych ekwipa

ż

y. Sam jako brygadier

miał prawo do bryczki, ale nigdy z niej nie korzystał.
Kiedy brygada Chłapowskiego operowała w rejonie Stanisławowa i Kamionki, a w
głównej kwaterze dojrzewał plan wyprawy na gwardie, do dowódcy brygady
przyjechał Maciej Miel

ż

y

ń

ski, adiutant ze sztabu Skrzyneckiego. Przywiózł on

wiadomo

ść

,

ż

e w sztabie postanowiono wysła

ć

wojska na Litw

ę

, a na dowódc

ę

wyprawy przewidziany jest wła

ś

nie Chłapowski.

Informacja wkrótce potwierdziła si

ę

. Generał Umi

ń

ski wezwał do siebie

Chłapowskiego i powiedział mu,

ż

e na podstawie rozkazu z głównej kwatery ma

natychmiast uda

ć

si

ę

do J

ę

drzejowa na spotkanie z naczelnym wodzem.




Niebezpieczna misja




Powstanie na Litwie wybuchło ju

ż

w ostatnich dniach marca 1831 roku, w pierwszej

połowie kwietnia osi

ą

gaj

ą

c najwi

ę

kszy zasi

ę

g. Był to teren szczególnie wa

ż

ny

dla armii rosyjskiej, stanowił bowiem zaplecze wojsk działaj

ą

cych w Królestwie.

Nic wi

ę

c dziwnego,

ż

e w tej sytuacji Rosjanie z cał

ą

energi

ą

przyst

ą

pili do jego

tłumienia, aby zapewni

ć

sobie bezpiecze

ń

stwo na newralgicznych szlakach

komunikacyjnych.
W wyniku zdecydowanej akcji wojsk cesarskich powstanie, po pocz

ą

tkowych

sukcesach, w drugiej połowie kwietnia zostało w znacznej mierze przytłumione.
Oddziały powsta

ń

cze, które nie uległy rozbiciu, zapadły w lasy i ograniczały si

ę

background image

do sporadycznych wypadów na mniejsze oddziały rosyjskie. Pozbawione pocz

ą

tkowego

rozmachu, po utracie opanowanych przedtem miast, powstanie sprowadzało si

ę

do

sporadycznych działa

ń

o charakterze partyzanckim, a w niektórych powiatach,

szczególnie wa

ż

nych dla Rosjan, wygasło prawie zupełnie. Nie oznaczało to,

ż

e na

Litwie zapanował zupełny spokój. Niektóre ogniska działa

ń

powsta

ń

czych,

szczególnie na

ś

mudzi, tliły si

ę

mocno, zmuszaj

ą

c Rosjan do ci

ą

głej gotowo

ś

ci i

utrzymywania na tych terenach znacznych garnizonów.
Niektórzy dowódcy polscy w Warszawie doceniali znaczenie ruchu powsta

ń

czego na

Litwie. Doskonale dostrzegł to generał Ignacy Pr

ą

dzy

ń

ski,

ś

wietny strateg i

autor znakomitych planów operacyjnych. Do partyzantki na Litwie nawi

ą

zywał te

ż

Chłapowski w planie przedstawionym Chłopickiemu w grudniu 1830 roku.
Niestety, kolejni wodzowie pozostawiali to zagadnienie na marginesie innych
spraw. Skrzynecki przemy

ś

liwał co prawda o wysłaniu na Litw

ę

grupy wojsk

regularnych, jednak nie mógł jako

ś

zdecydowa

ć

si

ę

na realizacj

ę

tego zamiaru.

Dopiero przybycie w połowie kwietnia emisariusza z Litwy - Feliksa
Wrotnowskiego, który dokładnie przedstawił sytuacj

ę

i zdecydowanie domagał si

ę

pomocy, w pewnym sensie przyspieszyło bieg wydarze

ń

.

Skrzynecki serdecznie przyj

ą

ł w swojej kwaterze melduj

ą

cego si

ę

na rozkaz

Chłapowskiego. Przede wszystkim gratulował mu awansu na generała brygady,
chwalił za dotychczasowe działania. Od razu przeszedł do sedna sprawy.

- Czy podejmujesz się z 1 pułkiem ułanów i baterią konną przeprowadzić w Trockie, pod Wilno,

200 oficerów i podoficerów, przeznaczonych na instruktorów dla powstania litewskiego?

- Nigdy, służąc od dzieciństwa, nie wybierałem, co mam czynić; każdy rozkaz będę się starał

wypełnić - odparł Chłapowski. - Znając jednak Litwę, kraj wszędzie lasami przeplatany, zamiast
całej baterii proszę o jedno działo i jeden granatnik, ale za to o batalion piechoty.

- Całego batalionu nie mogę ci dać - odpowiedział Skrzynecki - bo zdezorganizuję sobie cały

regiment, ale z 1 pułku strzelców wybierz sobie stu żołnierzy i oficerów, jakich zechcesz.
Pamiętaj, niech jak najmniej ludzi wie o celu twojej wyprawy. Ważne, żeby nieprzyjaciel nie
zorientował się, łatwiej ci będzie prześliznąć się... Nie taję, że powierzam ci niebezpieczną
misję, ale nie mogę nie posłać powstaniu litewskiemu instruktorów, o których proszą.

- Wszędzie równe niebezpieczeństwo na wojnie, toteż i przy takiej wyprawie nic więcej spotkać

człowieka nie może jak śmierć, na co pewnie wszyscy powinniśmy być jednako przygotowani.
Jenerale, czy dasz mi jakieś bliższe instrukcje, co mam czynić na Litwie?

- śadnych instrukcji ci nie daję, bo i sam mało wiem, co tam dziś się dzieje - odparł Skrzynecki. -

Staraj się organizować tam powstanie, bacz na wszystko i działaj podług okoliczności.

Rozmowa toczyła si

ę

jeszcze czas jaki

ś

wokół spraw zwi

ą

zanych z wypraw

ą

,

wreszcie na zako

ń

czenie Chłapowski zwrócił si

ę

do naczelnego wodza:

- Jenerale, lecz skoro wysyłasz mnie tak daleko od siebie i mówisz, że to niebezpieczna wyprawa,

pozwól, niech ci zadam jedno pytanie.

- Pytaj - odparł Skrzynecki.
- Dlaczego, jenerale, po zwycięstwach pod Wawrem i Dębem Wielkim nie uderzyłeś na Dybicza?
- Brała mnie chętka, ale tylu emisariuszów z Francji przybyło do mnie, zaklinając mnie, ażebym

głównej bitwy nie wydawał i żebym się starał przedłużyć walkę o kilka miesięcy, a negocjacje
są już tak posunięte, iż bylebym utrzymał armię naszą bez znacznej straty, to byt Polski
dyplomatycznie będzie zapewniony. Musiałem i muszę jeszcze do tego się stosować.

Chłapowski nie podzielał nadziei wodza.

- Jenerale! śebyśmy główną armię pobili, co było niezawodne, jak ona w błotach od Ryk do

Łukowa się rozwlekła, to by negocjacje o nas były łatwiejsze. Nie wierzę w żadne negocjacje,
tylko w zwycięstwo.

Po rozmowie ze Skrzyneckim Chłapowski powrócił do swojego obozu i energicznie
zabrał si

ę

do przygotowywania wyprawy. Najpierw dokonał przegl

ą

du 1 pułku

ułanów, licz

ą

cego 640 ludzi. Wybrał 520

ż

ołnierzy, pozostawiaj

ą

c słabszych lub

background image

starszych wiekiem. Z 1 pułku strzelców pieszych na wypraw

ę

wyruszyli kapitanowie

Macewicz i Stryje

ń

ski oraz porucznik Szymon Konarski. Oficerowie ci wybrali z

pułku tych

ż

ołnierzy, do których mieli pełne zaufanie. Dobrano jeszcze sze

ś

ciu

saperów z podoficerem.
Po kilku dniach przygotowania do wyprawy były zako

ń

czone. Cały oddział, ł

ą

cznie

z instruktorami i obsług

ą

przydzielonych dwóch dział, liczył 820 ludzi. Wszyscy

byli konno, co zapewniało szybko

ść

poruszania si

ę

. Tabor ograniczono do kilku

niezb

ę

dnych wozów, głównie amunicyjnych.

Sztab generała stanowili: doktor Karol Marcinkowski, dowódca artylerii Janusz
Czetwerty

ń

ski, kwatermistrz Kazimierz Krasicki, płatnik Wincenty Wielkopolski

oraz adiutanci - Maciej Miel

ż

y

ń

ski, Leon Smitkowski, Gustaw Potworowski i

Stanisław Chłapowski, Wielkopolanin, ale nie krewniak generała.

Był to okres, kiedy w głównej kwaterze postanowiono uderzy

ć

na gwardi

ę

rosyjsk

ą

,

rozlokowan

ą

w rejonie Łom

ż

y. Wypraw

ę

t

ę

utrzymywano w gł

ę

bokiej tajemnicy.12

maja wojska polskie, pozostawiaj

ą

c korpus Umi

ń

skiego dla obserwacji rosyjskiej

armii głównej Dybicza, ruszyły ze swoich pozycji mi

ę

dzy Mi

ń

skiem i Kałuszynem,

kieruj

ą

c si

ę

do Serocka, a potem trzema kolumnami w stron

ę

Ostroł

ę

ki.

Oddział Chłapowskiego maszerował w stra

ż

y przedniej, dowodzonej przez generała

Jankowskiego.
Pod Długosiodłem doszło do pierwszej potyczki. Po wyparciu ze wsi piechoty
rosyjskiej Chłapowski na czele szwadronu ułanów szar

ż

ował cofaj

ą

cych si

ę

jegrów.

Szar

ż

a, przeprowadzona w trudnych warunkach, gdy

ż

po w

ą

skiej grobli, otworzyła

drog

ę

piechocie i nie pozwoliła nieprzyjacielowi na zniszczenie mostu.

Nast

ę

pnie wojska post

ę

powały za cofaj

ą

cymi si

ę

oddziałami przeciwnika, cz

ę

sto

ś

cieraj

ą

c si

ę

z osłaniaj

ą

c

ą

odwrót kawaleri

ą

rosyjsk

ą

. Pod Sokołowem trzeba było

zatrzyma

ć

si

ę

, poniewa

ż

Rosjanie zniszczyli most na rzece Orz. Saperzy w ci

ą

gu

godziny naprawili uszkodzenia i wojska przeszły na drugi brzeg rzeki. Dzie

ń

min

ą

ł na starciach z huzarami i ułanami, którzy usiłowali powstrzyma

ć

marsz

polskiej stra

ż

y przedniej.

Ko

ń

czył si

ę

dzie

ń

17 maja. Wieczorem Chłapowski otrzymał rozkaz stawienia si

ę

w

głównej kwaterze.

- Teraz pora na ciebie - powiedział Skrzynecki. - Gwardie cofają się, masz wolne przejście na

Litwę. śyczę ci powodzenia.

- Za jenerałem zapewne wyślemy tam całą dywizję - dodał obecny przy rozmowie generał

Prądzyński.

Sytuacja rzeczywi

ś

cie sprzyjała wyprawie. Wojska polskie zajmowały rejon

Ś

niadowa, gwardie rosyjskie cofały si

ę

na całej linii, a główne siły

feldmarszałka Dybicza były jeszcze daleko. Pomi

ę

dzy najdalej na południe

wysuni

ę

tym skrzydłem gwardii a najbardziej na północ si

ę

gaj

ą

cymi oddziałami

armii Dybicza pozostawał pas szeroko

ś

ci około 40 km. W ten korytarz skierował

swój oddział Chłapowski, by niepostrze

ż

enie przemkn

ąć

si

ę

pomi

ę

dzy masami wojsk

nieprzyjacielskich.
Wyruszył o

ś

wicie 18 maja. Maszeruj

ą

c przez Andrzejewo i Czy

ż

ewo, noc

ą

z 21 na

22 maja dotarł do granicy Królestwa, któr

ą

przekroczył pod miejscowo

ś

ci

ą

Mie

ń

.


*



Głuchy tupot kopyt kawaleryjskich koni i hurkot kół tocz

ą

cych si

ę

armat ostro

wdzierał si

ę

w cisz

ę

majowej nocy. Czasem zadzwoniło tr

ą

cone strzemi

ę

,

zabrzmiały krótkie, przyciszone słowa komendy. Oddział

ś

piesznie maszerował na

wschód. Gdzie

ś

w mijanej wiosce zaszczekał pies, kto

ś

wyszedł przed chat

ę

, by

odprowadzi

ć

wzrokiem sylwetki ludzi i koni nikn

ą

ce w mroku.

Generał nakazywał po

ś

piech. Coraz dalej za plecami pozostawała granica

Królestwa. Nale

ż

ało zaskoczy

ć

oddziały nieprzyjaciela, które mogły zast

ą

pi

ć

background image

drog

ę

, i mie

ć

czas na zmylenie po

ś

cigu, gdy

ż

przecie

ż

niemo

ż

liwe, aby

nieprzyjaciel wcze

ś

niej czy pó

ź

niej nie zorientował si

ę

w sytuacji. Trudna i

niebezpieczna była to wyprawa. Niewiele wiedziano o sytuacji na terenach, ku
którym zd

ąż

ano; w sztabie nie umieli tego okre

ś

li

ć

. Kazali działa

ć

„podług

okoliczno

ś

ci”. Musiała wystarczy

ć

ta niewiele mówi

ą

ca informacja. Reszt

ę

nale

ż

ało obmy

ś

li

ć

i wykona

ć

samemu.

Generał był jednak dobrej my

ś

li. Wa

ż

ne,

ż

e wreszcie zacz

ą

ł działa

ć

samodzielnie,

miał inicjatyw

ę

. Nieobce były mu zasady partyzanckich działa

ń

. Do

ść

si

ę

im

napatrzył, a nawet odczuł na własnej skórze w Hiszpanii i w Rosji w pami

ę

tnym

1812 roku. Obejrzał si

ę

za siebie. Miarowo, w takt ko

ń

skiego kroku, kołysała

si

ę

fala je

ź

d

ź

ców, migotały groty uła

ń

skich lanc. Doprowadzi tych ludzi tam,

gdzie mu kazano, z nimi rozdmucha przytłumiony przez wroga

ż

ar powstania,

zamieni go znowu w płomie

ń

partyzanckiej wojny.

Krótkie były postoje, tyle tylko,

ż

eby da

ć

odpocz

ąć

zm

ę

czonym koniom i ludziom

pozwoli

ć

na chwile oddechu. Kilkuosobowe patrole uła

ń

skie badały teren, zbierały

informacje. Chłapowski wiedział ju

ż

,

ż

e wysłano za nim w po

ś

cig znaczne siły.

Generałowie Knorring i Gerstenzweig z dwiema brygadami jazdy mieli przeci

ąć

mu

drog

ę

, osaczy

ć

i zniszczy

ć

. Dlatego trzeba si

ę

ś

pieszy

ć

, zmyli

ć

pogo

ń

, uton

ąć

w

zast

ę

pach Puszczy Białowieskiej.

Z marszu, bez wystrzału zostało zaj

ę

te miasto Bielsk.

Zaskoczona załoga rosyjska zło

ż

yła bro

ń

, a zdobycz

ą

Polaków były obficie

zaopatrzone magazyny. Zdobyto bro

ń

i amunicj

ę

oraz du

ż

y zapas sukna, z którego

ź

niej uszyto mundury dla nowo powstaj

ą

cych oddziałów.

23 maja doszło do pierwszej powa

ż

niejszej potyczki. Rosyjski generał Linden,

wiedz

ą

c ju

ż

o zbli

ż

aj

ą

cym si

ę

polskim oddziale, postanowił zatrzyma

ć

go pod

Hajnówk

ą

, na skraju Puszczy Białowieskiej. Siły składaj

ą

ce si

ę

z dwóch

batalionów piechoty, szwadronu ułanów i dwóch dział rozmie

ś

cił na dobrej pozycji

na skraju wsi. Silny patrol piechoty wysun

ą

ł w stron

ę

, sk

ą

d spodziewał si

ę

przeciwnika, i spokojnie czekał na nieprzyjaciela. Nie docenił jednak polskiego
generała.
Chłapowski uderzył akurat z przeciwnej strony od tej, z której spodziewał si

ę

ciosu rosyjski dowódca.
Na piechot

ę

rosyjsk

ą

, swobodnie stoj

ą

c

ą

na szerokiej wiejskiej drodze, spadła

piorunuj

ą

ca szar

ż

a 1 szwadronu ułanów. Ułani, kłuj

ą

c lancami i r

ą

bi

ą

c szablami,

p

ę

dzili przed sob

ą

uciekaj

ą

cych piechurów, a spieszeni strzelcy Macewicza

wyłapywali tych, którzy usiłowali kry

ć

si

ę

w

ś

ród zabudowa

ń

.

Linden zdołał jednak sformowa

ć

za wsi

ą

czworobok, otworzył te

ż

ogie

ń

z dział.

Widz

ą

c to Chłapowski, prowadzony przez wie

ś

niaka, mieszka

ń

ca wsi, spróbował

obej

ść

czoło stanowisk rosyjskich i uderzy

ć

od tyłu. Jednak

ż

e zamiar ten nie

powiódł si

ę

- ułani grz

ęź

li na podmokłych ł

ą

kach. W tych warunkach o szar

ż

y nie

mogło by

ć

mowy.

Generał wrócił ze szwadronem na drog

ę

i wezwał armaty. Szybki i celny ogie

ń

dwóch dział polskich przytłumił artyleri

ę

rosyjsk

ą

. Pod jego osłon

ą

dwa

szwadrony ruszyły do szar

ż

y na czworobok. Przyj

ę

te g

ę

stym ogniem, nie dotarły

jednak do pierwszego szeregu jegrów.
Chłapowski zatrzymał cofaj

ą

cych si

ę

ułanów, krzycz

ą

c:

- śołnierze! Jeśli nie rozbijecie tej piechoty, to zsiadajcie z koni i poddajcie się, bo Moskale przed

nami i za nami! Nie ma ratunku! Trzeba naprzód! Marsz, marsz!

Ułani, poderwani do ponownej szar

ż

y, poszli jak burza, wpadli na piechot

ę

nieprzyjaciela rozbijaj

ą

c szyk. Czworobok p

ę

kł jak wal

ą

cy si

ę

dom. Do zwyci

ę

stwa

walnie przyczynił si

ę

te

ż

porucznik Szymon Konarski, który na czele stu

strzelców uderzył na stanowiska dział rosyjskich, zdobywaj

ą

c jedno z nich.

Generał Linden, trac

ą

c 200 zabitych, rannych i je

ń

ców oraz jedno działo, musiał

po

ś

piesznie wycofa

ć

si

ę

w stron

ę

Białowie

ż

y.

ś

ołnierze opatrywali rany, zbierali i ładowali na wozy zdobyt

ą

i porzucon

ą

przez

nieprzyjaciela bro

ń

. Je

ń

ców po rozbrojeniu puszczono wolno, daj

ą

c im po rublu na

zakup

ż

ywno

ś

ci.

Wkrótce po potyczce oddział zanurzył si

ę

w Puszcz

ę

Białowiesk

ą

, gdzie nast

ą

piły

pierwsze spotkania z miejscowymi powsta

ń

cami. Byli to głównie stra

ż

nicy le

ś

ni,

chłopi z puszcza

ń

skich wiosek i okoliczna szlachta. Wiele szlachty przyjechało

background image

na wie

ść

o przybyciu regularnego wojska, aby obejrze

ć

to polskie wojsko i

dowodz

ą

cego nim generała.

Chłapowski przył

ą

czył do swojego oddziału dwustu strzelców, którymi dowodził

nadle

ś

niczy Rohnke; natomiast inne oddziałki powsta

ń

cze pozostawił na miejscu z

zadaniem przecinania szlaków komunikacyjnych wiod

ą

cych przez puszcz

ę

i

niepokojenia nieprzyjaciela na jej skraju. Pozwolił te

ż

na krótki odpoczynek

swojemu oddziałowi. W tym czasie sam przeprowadził liczne rozmowy z miejscowymi
dowódcami, zbierał informacje, starał si

ę

rozezna

ć

w panuj

ą

cych nastrojach;

dokonywał przegl

ą

du ochotników, których zamierzał zabra

ć

z sob

ą

.

ż

ni byli ci ochotnicy. Wielu szlacheckich kandydatów na partyzantów przybyło

prowadz

ą

c z sob

ą

bryki, wozy, słu

ż

b

ę

, tak jak niegdy

ś

ich dziadowie i

pradziadowie ci

ą

gn

ę

li do obozów pospolitego ruszenia. Inni znów, którzy w jaki

ś

sposób zamanifestowali swoje sympatie dla powstania, uznali si

ę

za

skompromitowanych w oczach władz rosyjskich i w obawie przed represjami przybyli
z dobytkiem i rodzinami. Byli przekonani,

ż

e pod eskort

ą

wojska przejd

ą

w

bezpieczne, ich zdaniem, strony.
Generał, po którym tyle sobie obiecywali, rozwiał te złudzenia.

- Panowie! - mówił. - Nie przyszedłem tu, by skompromitowanych eskortować i tabory wodzić.

Mam rozdmuchać to, co nieprzyjacielowi udało się stłumić, a tym samym spełnić ważną misję
wojskową. Komu wola proszę z nami, ale na koniu i z szablą w garści... Do tej wojny ekwipaży
i kredensów nie trzeba. Sam przypilnuję, by ani jeden zbędny wóz nie wadził mi w marszu!

Tylko kilkunastu uznało słuszno

ść

tych argumentów i wst

ą

piło do szeregów.

Wi

ę

kszo

ść

straciła ochot

ę

do wojaczki i gło

ś

no wydziwiaj

ą

c na nowe porz

ą

dki oraz

bezduszno

ść

generała rozjechała si

ę

do domów.

Maszeruj

ą

c le

ś

nymi drogami, po mini

ę

ciu miejscowo

ś

ci Narewka i Rudnia, oddział

ostro

ż

nie wynurzył si

ę

z Puszczy Białowieskiej. Ostro

ż

no

ść

ta była w pełni

uzasadniona, gdy

ż

był to przecie

ż

obszar kontrolowany przez przeciwnika i w

ka

ż

dej chwili mo

ż

na było natkn

ąć

si

ę

na jego oddziały. Kiedy przekraczano trakt

wiod

ą

cy ze Słonimia do Białegostoku, patrol ułanów schwytał oficera grenadierów

gwardii, jad

ą

cego z depeszami do Białegostoku. Z papierów znalezionych przy

kurierze Chłapowski zorientował si

ę

mniej wi

ę

cej w dyslokacji oddziałów

rosyjskich, stwierdził te

ż

,

ż

e w Słonimiu w dalszym ci

ą

gu przebywa wielki ksi

ążę

Konstanty. Po krótkiej naradzie z doktorem Marcinkowskim i kapitanem Krasickim
Chłapowski postanowił to wykorzysta

ć

. Kazał przyprowadzi

ć

je

ń

ca.

Blady z wra

ż

enia kurier stan

ą

ł wypr

ęż

ony przed generałem, z wyczekiwaniem

patrz

ą

c mu w twarz. Lekko u

ś

miechni

ę

ty Chłapowski zwrócił si

ę

do grenadiera:

- Panie oficerze! Nie wiem, czy wiesz, a pewno nie wiesz, że księżna łowicka i moja żona to

rodzone siostry. Jak widzisz zatem, jestem powinowatym wielkiego księcia. Wybieram się w
gości do księstwa, a że nie godzi się składać wizyt bez zapowiedzi, wracaj do Słonimia, aby nas
anonsować. Dodaj też, że jako awangarda korpusu polskiego, który idzie w Litwę, maszeruję
spiesznie i rychło tam stanę. Masz tu list, który oddasz księżnej. Ruszaj!

Co dał ten manewr? W kwaterze Konstantego po przeczytaniu listu i wysłuchaniu
relacji kuriera zapanowała konsternacja. S

ą

dzono,

ż

e Polacy na pewno przeszli do

szeroko zakrojonych działa

ń

ofensywnych. Je

ż

eli awangarda z generałem na czele,

któr

ą

na własne oczy widział kurier, jest tak silna, to jaki za ni

ą

ci

ą

gnie

korpus? Pewnie te

ż

niemały. Informacji brak, wojska niewiele, powstanie znów

rozgorzeje ze zdwojon

ą

sił

ą

. Pop

ę

dzili kurierzy, wioz

ą

c rozrzuconym po kraju

rosyjskim dowódcom dezorientuj

ą

ce informacje i rozkazy, skutecznie odwracaj

ą

c

uwag

ę

od polskiego oddziału, mieni

ą

cego si

ę

awangard

ą

nie istniej

ą

cego korpusu.

Dzi

ę

ki temu Chłapowski 28 maja 1831 roku bez przeszkód dotarł do Niemna i przez

nikogo nie niepokojony, przeprawił si

ę

na drugi brzeg pod miejscowo

ś

ci

ą

Mosty.




background image

Za Niemnem




Niełatwe były ostatnie dni maja 1831 roku dla rosyjskiego generała gubernatora
Wilna - Chrapowickiego. Zdawało si

ę

,

ż

e ju

ż

uspokoił zbuntowany kraj. Marcowo-

kwietniow

ą

ruchawk

ę

przytłumił, zap

ę

dził gł

ę

boko w lasy oddziały buntowników,

pozbawiaj

ą

c je inicjatywy. Obronił w kwietniu stolic

ę

prowincji przed zakusami

powsta

ń

ców, oczy

ś

cił szlaki komunikacyjne, wprowadził jaki taki ład, a tu

znowu...
Coraz gro

ź

niejsze wie

ś

ci docierały do jego kwatery. Jakie

ś

polskie regularne

oddziały wkroczyły na Litw

ę

, gromi

ą

rosyjskie garnizony, id

ą

c w gł

ą

b kraju.

Powstanie o

ż

ywało na nowo, buntownicy ł

ą

czyli si

ę

z przybyłymi, na innych

terenach coraz

ś

mielej sobie poczynali, zach

ę

ceni nadziej

ą

pomocy. Jego

dotychczasowa robota waliła si

ę

w gruzy.

Gubernator z

ż

ymał si

ę

, denerwował. Nic nie wiedział o przeciwniku, nie znał jego

sił, nie potrafił rozszyfrowa

ć

zamiarów. Polski dowódca kluczył, zmieniaj

ą

c

kierunki marszu, uderzał niespodziewanie w ró

ż

nych punktach i równocze

ś

nie

niebezpiecznie zbli

ż

ał si

ę

do Wilna. Co si

ę

stanie, je

ż

eli uderzy na miasto?

Słaby, niewiele ponad 3 tysi

ą

ce ludzi licz

ą

cy garnizon nie b

ę

dzie w stanie go

obroni

ć

. Atmosfera w mie

ś

cie te

ż

była jaka

ś

ci

ęż

ka, naładowana. Niby spokój, ale

gro

ź

ny; co

ś

w nim si

ę

czaiło, straszyło... Trudno pomy

ś

le

ć

, co b

ę

dzie, gdy

równocze

ś

nie z atakiem z zewn

ą

trz w mie

ś

cie wybuchnie bunt. Jak potocz

ą

si

ę

losy

wojny, je

ż

eli w r

ę

ce nieprzyjaciela wpadnie to wa

ż

ne strategicznie miasto razem

z jego arsenałem i magazynami? W arsenale nie bagatela... ponad 20 tysi

ę

cy

karabinów, 60 armatnich luf, amunicja i wiele innego wojennego dobra.
Mo

ż

e w tej sytuacji wyj

ść

z miasta, którego nie sposób obroni

ć

, zamkn

ąć

si

ę

w

obwarowanym arsenale, tam zatrzyma

ć

nieprzyjaciela i czeka

ć

pomocy? A mo

ż

e

lepiej b

ę

dzie w ogóle wyj

ść

z załog

ą

w pole, zniszczywszy uprzednio arsenał i

magazyny? Trudne chwile, niełatwe decyzje...

Na razie, póki wróg nie atakuje,

ś

ci

ą

ga

ć

pomoc!

Pop

ę

dzili kurierzy z rozkazami do generałów, Chiłkowa, Kuruty, Otroszenki,

Sulimy, by ze wszystkimi siłami po

ś

piesznie przybywali na pomoc zagro

ż

onemu

Wilnu. Byle zgromadzi

ć

mo

ż

liwie najwi

ę

cej wojska. Wezwani generałowie s

ą

coraz

bli

ż

ej.

Nagle niespodziewanie ulga. S

ą

pewne wie

ś

ci!

Dzielny pułkownik Haferland nie dał si

ę

zaskoczy

ć

, rozpoznał przeciwnika,

zameldował co trzeba... Okazało si

ę

,

ż

e nie taki diabeł straszny... To nie

ż

aden

korpus ani krocie, ale licz

ą

cy zaledwie kilkaset koni oddział regularnego

wojska, z którym zł

ą

czyło si

ę

troch

ę

miejscowych ludzi. Bezpo

ś

rednie

niebezpiecze

ń

stwo odsun

ę

ło si

ę

, ale nie wolno go lekcewa

ż

y

ć

. Dowodzi nimi

ś

miały oficer, podobno generał Chłapowski - napoleo

ń

czyk. Tacy jak on znaj

ą

wojenne rzemiosło. Ma wiele broni. Je

ż

eli zdoła zgromadzi

ć

miejscowych

powsta

ń

ców, nie przestanie by

ć

gro

ź

ny. Trzeba go zniszczy

ć

, nim b

ę

dzie za pó

ź

no.

Znów pop

ę

dził kurier do generała Otroszenki, maszeruj

ą

cego z Oszmiany do Wilna.

Rozkaz zawrócił go z drogi, nakazuj

ą

c osaczy

ć

i zniszczy

ć

polski oddział. Ponad

tysi

ą

c piechoty, szwadron ułanów, 400 kozaków i 9 dział powinno wystarczy

ć

.

Czy wystarczyło?


*

background image


Jak doszło do spotkania rosyjskiego pułkownika Haferlanda z generałem
Chłapowskim i sk

ą

d pochodziły wie

ś

ci, które tak ucieszyły gubernatora Wilna?

Chłapowski po przekroczeniu Niemna i wykonaniu kilku marszów w ró

ż

nych

kierunkach, które miały zdezorientowa

ć

przeciwnika, wszedł na trakt wiod

ą

cy z

Grodna do Wilna, kieruj

ą

c si

ę

w stron

ę

stolicy Litwy. Przy trakcie tym, mniej

wi

ę

cej w połowie drogi mi

ę

dzy Grodnem a Wilnem, znajdowało si

ę

niewielkie

wówczas miasteczko - Lida, gdzie stacjonował rosyjski garnizon, składaj

ą

cy si

ę

z

batalionu piechoty i dwóch dział. Dowódca garnizonu, kapitan Komarnicki, na
wiadomo

ść

o zbli

ż

aniu si

ę

polskiego oddziału postanowił opu

ś

ci

ć

miasto i

poł

ą

czy

ć

si

ę

z maszeruj

ą

cym w jego stron

ę

silnym oddziałem pułkownika

Haferlanda.
Manewr ten jednak nie powiódł si

ę

. Batalion nieprzyjaciela, dop

ę

dzony w otwartym

polu przez ułanów Chłapowskiego, w krótkiej, zaci

ę

tej potyczce został rozbity.

Polacy wzi

ę

li wielu je

ń

ców, zdobyli obydwa działa i du

ż

o broni.

Po zwyci

ę

skiej potyczce Chłapowski ruszył na spotkanie Haferlanda, ale ten nie

dał si

ę

zaskoczy

ć

. Zaalarmowany odgłosem bitwy, zatrzymał si

ę

w folwarku

ś

yrmuny, mocno usadawiaj

ą

c si

ę

w jego solidnych zabudowaniach. Po drodze zd

ąż

ju

ż

zebra

ć

nieco informacji o przeciwniku, dalsze uzyskał od zbiegów z potyczki

pod Lid

ą

. Natychmiast wysłał go

ń

ca do Wilna, czym tak ucieszył generała

gubernatora Chrapowickiego.
Chłapowski spróbował zaatakowa

ć

Rosjan, szybko jednak zorientował si

ę

,

ż

e

zdobycie folwarku zajmie zbyt wiele czasu i przyniesie znaczne, zupełnie
niepotrzebne straty: W tej sytuacji zdecydował si

ę

zaniecha

ć

zb

ę

dnego obl

ęż

enia.

Błyskawicznie zwin

ą

ł swoje siły i skierował si

ę

na północ, w okolice Trok,

spodziewaj

ą

c si

ę

zasta

ć

tam wi

ę

ksze skupiska powsta

ń

ców. Rzeczywi

ś

cie,

przybywało ich coraz wi

ę

cej. Na wie

ść

o pochodzie wojsk polskich wychodzili z

le

ś

nych kryjówek i przył

ą

czali si

ę

pojedynczo lub całymi oddziałami. Przynosili

te

ż

bezcenne informacje, dzi

ę

ki którym generał zorientował si

ę

,

ż

e w Wilnie

wiedz

ą

ju

ż

o nim dostatecznie du

ż

o. Dowiedział si

ę

te

ż

,

ż

e od Oszmiany maszeruje

Otroszenko, a od Grodna Kuruta.
Chłapowski, zr

ę

cznie manewruj

ą

c w

ś

ród próbuj

ą

cych go osaczy

ć

oddziałów

przeciwnika i wykorzystuj

ą

c lotno

ść

swojego oddziału oraz doskonałe informacje,

wymkn

ą

ł si

ę

pogoni i uton

ą

ł w lasach trockich. Tu wreszcie zacz

ę

ły napływa

ć

oddziały litewskich powsta

ń

ców. Przybył słynny w Trockiem dowódca i partyzant

Wincenty Matusewicz, doł

ą

czył ze swoj

ą

parti

ą

Ogi

ń

ski, dotarł równie

ż

oddział

studentów wile

ń

skich.

Były to jednak zbyt słabe siły, aby pokusi

ć

si

ę

o zdobycie Wilna, a tym samym

zrealizowa

ć

zamiar, o którym generał my

ś

lał od pocz

ą

tku wyprawy. W tej sytuacji

Chłapowski postanowił pozostawi

ć

Wilno w spokoju, obej

ść

je i przenie

ść

działania w lasy mozyrskie i borysewskie, wznieci

ć

powstanie na Polesiu, a tym

samym uderzy

ć

na gł

ę

bokie tyły nieprzyjaciela.

Plan ten równie

ż

nie został zrealizowany, a powodem tego były wa

ż

ne i

niespodziewane wie

ś

ci, uzyskane w czasie marszu w Trockie. 2 czerwca w Oranzch

do Chłapowskiego zgłosił si

ę

osobnik przedstawiaj

ą

cy si

ę

jako Korabiewicz,

ziemianin z Augustowskiego. Donosił on o znacznym korpusie polskim, który id

ą

c

przez Augustów i Suwałki wkroczył na Litw

ę

. Przybyły nie umiał powiedzie

ć

nic

konkretniejszego.
Wiadomo

ś

ci te mocno poruszyły Chłapowskiego. S

ą

dził,

ż

e przybywaj

ą

tu jakie

ś

wi

ę

ksze siły, z którymi b

ę

dzie mo

ż

na co

ś

przedsi

ę

wzi

ąć

. Szlachcic wzbudzał

zaufanie, generał uznał wi

ę

c,

ż

e mo

ż

na go wykorzysta

ć

jako posła

ń

ca. Napisał

krótki, bardzo ostro

ż

ny list do dowodz

ą

cego korpusem, w którym prosił o bli

ż

szy

kontakt.
Ju

ż

po dwóch dniach przyszła odpowied

ź

podpisana przez generała Henryka

Dembi

ń

skiego. Donosił on,

ż

e na czele wyprawy stoi generał Antoni Giełgud,

wspomniał o zwyci

ę

skiej bitwie pod Rajgrodem, jako cel marszu wymienił rejon

Kowna, dawał do zrozumienia,

ż

e teraz głównodowodz

ą

cym na Litwie jest Giełgud,

jako generał dywizji najstarszy tu stopniem. Konkretnych rozkazów jednak nie
było.

background image

Chłapowski nie był zachwycony tymi wiadomo

ś

ciami. Zdziwił go kierunek marszu,

kieruj

ą

cy wojska na tereny le

żą

ce zupełnie z boku wa

ż

nych strategicznie rejonów.

Prócz tego, znaj

ą

c nieco Giełguda, wiedział,

ż

e jest to człowiek zacny i

odwa

ż

ny, bardzo ceni

ą

cy dyscyplin

ę

i lojalno

ść

wobec przeło

ż

onych, ale obdarzony

miernymi raczej zdolno

ś

ciami wojskowymi. Wszelkie w

ą

tpliwo

ś

ci zachował dla

siebie, do Giełguda natomiast wystosował szczegółowy raport, w którym meldował
gotowo

ść

do wykonywania rozkazów. Okre

ś

lał swoje poło

ż

enie i zamiary,

charakteryzował sytuacj

ę

wojsk rosyjskich i równocze

ś

nie radził natychmiastowy

zwrot na Wilno. Prosił o konkretne zadania dla siebie.
Maj

ą

c ju

ż

stały kontakt z Giełgudem, Chłapowski przesun

ą

ł si

ę

dalej na północny

zachód, gubi

ą

c ostatecznie próbuj

ą

ce osaczy

ć

go oddziały rosyjskie. Zatrzymał

si

ę

w miejscowo

ś

ci

ś

y

ż

mory, sk

ą

d w jednakowym stopniu szachował Kowno i Wilno.

Był ju

ż

czerwiec. Nale

ż

ało pozwoli

ć

odetchn

ąć

zm

ę

czonym

ż

ołnierzom, którzy

przecie

ż

od 19 maja byli prawie bez przerwy w marszu lub w boju. Trzeba te

ż

było

w dalszym ci

ą

gu organizowa

ć

miejscowe oddziały, zamienia

ć

je w regularne wojsko.

Chłapowski przez cały ten czas pracował z niezwykł

ą

energi

ą

. Tworzył bataliony i

szwadrony, które obejmowali pod swoje komendy miejscowi dowódcy oraz oficerowie
i podoficerowie - instruktorzy przyprowadzeni z Królestwa. Gromadzono konie dla
jazdy, rozdzielano przywiezion

ą

bro

ń

, kompletowano umundurowanie i wyposa

ż

enie.

W wyniku wyt

ęż

onej pracy organizacyjnej powstały cztery nowe pułki jazdy,

podzielone na dwie brygady, oraz dwa pułki piechoty, batalion strzelców, i
bateria artylerii licz

ą

ca pi

ęć

dział.

Wreszcie po kilku dniach przyszedł rozkaz od Giełguda, nakazuj

ą

cy koncentracj

ę

wszystkich wojsk pod Kiejdanami.
Generał wyprowadził swoje oddziały z

ś

y

ż

morów wieczorem 7 czerwca. W nocy,

w

ś

ród deszczu, wojsko na promach sprawnie przeprawiło si

ę

przez Wili

ę

, by

nast

ę

pnego dnia, po forsownym marszu, stan

ąć

w

ś

ejmach pod Kiejdanami.

ś

ejmy, wówczas maj

ą

tek Kossakowskich, zmieniły si

ę

w wielki obóz wojskowy. W

zabudowaniach, w parku, na polach biwakowały piechota, jazda, artyleria, tabory.
Przybyli powsta

ń

cy litewscy, podobnie jak w pobliskich Kiejdanach, i tu zbierały

si

ę

miejscowe osobisto

ś

ci.

Warto tu doda

ć

,

ż

e w obozie powsta

ń

czym pod

ś

ejmami znalazła si

ę

równie

ż

panna

Emilia Plater wraz ze swoj

ą

przyjaciółk

ą

, pann

ą

Raszanowiczówn

ą

. Młode kobiety,

ubrane po m

ę

sku i uzbrojone, przybyły tu na czele oddziału powsta

ń

ców, z którymi

wcze

ś

niej ju

ż

prowadziły działania bojowe.

Obydwie panny przedstawiono oczywi

ś

cie generałowi Chłapowskiemu, który

absolutnie nie wydawał si

ę

by

ć

zachwycony ich obecno

ś

ci

ą

. Chwalił zapał i

m

ę

stwo, ale w długiej rozmowie usiłował przekona

ć

ź

niejsz

ą

legendarn

ą

bohaterk

ę

,

ż

e obóz wojskowy nie jest najlepszym miejscem dla kobiet. Jednak

ż

e

wobec zdecydowanej i pełnej zapału postawy panny Emilii generał ust

ą

pił i

zezwolił na pozostanie w wojsku.
Chłapowski niezwłocznie udał si

ę

do Kiejdan, gdzie nast

ą

piło spotkanie trzech

generałów, ludzi, w których r

ę

kach spocz

ą

ł los tych wojsk. Czy w równej mierze

spełni

ą

pokładane w nich nadzieje?


*



Od dłu

ż

szego ju

ż

czasu oficer słu

ż

bowy, stoj

ą

cy przed drzwiami jednego z pokoi

dworku Czapskich w Kiejdanach, zapytywany przez ciekawych, odpowiadał
niezmiennie:

- Jenerałowie radzą, nie wolno przeszkadzać.

Za drzwiami, nad stołem zało

ż

onym mapami, trzech pochylonych m

ęż

czyzn w

generalskich mundurach. Mówił generał Chłapowski:

- Jeżeli ruszymy na Wilno zaraz, wszystkimi siłami, nieprzyjaciel nie zdoła go obronić. Staniemy

tam wcześniej, niż mogą przybyć rozrzucone po kraju ich oddziały. Mam pewne wiadomości, że

background image

obrona miasta nie przygotowana, a garnizon słaby. Zważcie, panowie, jaki efekt moralny
przyniesie opanowanie tego miasta, nie mówiąc o możliwościach znacznych zdobyczy w broni i
amunicji.

- Broń i amunicję mamy dostać z zagranicy - wtrącił generał Dembiński - dlatego trzeba nam iść na

ś

mudź i zdobyć Połągę - port, do którego zawinie statek z Anglii.

- Jenerale - Chłapowski zwrócił się w stronę Dembińskiego - jakąż mamy pewność, że ten statek

przybędzie, a jeżeli nawet, czy warto ryzykować i pchać na śmudź wszystkie siły? Panowie,
spójrzcie na mapę. śmudź to worek, do którego wchodząc łatwo możemy być odcięci. Prócz
tego leży na uboczu, teren niewielki. Co my tam zdziałamy? Szkoda, że weszliśmy tu, pod
Kiejdany; czas ucieka, nieprzyjaciel zdoła otrząsnąć się z zaskoczenia, rozpozna dokładnie
nasze siły. Wielką też dla nas stratą jest wysłanie dobrego 19 pułku liniowego pod Połągę.
Osłabiamy się w ten sposób...

- 19 liniowy poszedł pod Szymanowskim, by wspomagać śmudzinów i zająć Połągę - wtrącił

milczący dotąd Giełgud.

- Przecież oddziały tamtejsze tu do nas przybywają, i wzmocnienie działań na uboczu nie zaszkodzi

nieprzyjacielowi - argumentował Chłapowski.

- Były instrukcje w sztabie, aby zająć Połągę - odezwał się Dembiński - i zgodnie z nimi

podjęliśmy takie decyzje na poprzedniej naradzie, nim do nas przybyłeś, jenerale.

- Tak, wiem o tym - odrzekł Chłapowski. - Rozum jednak nakazuje działać tak, jak na to wskazują

możliwości i sytuacja. Jestem tu dość długo, miałem możność poznać tutejsze stosunki. Na
miejscowe oddziały za bardzo nie możemy liczyć. Będzie to dobry żołnierz, ale trzeba go
zaprawić do boju, przysposobić. Z naszymi pułkami, ucząc się od nich, będzie coraz lepszy.
Wiem, jak cesarscy obawiają się utraty Wilna. Robią wszystko, aby zabezpieczyć to miasto.
Jeżeli będziemy działać zdecydowanie, ubiegniemy ich. Mając oparcie w Wilnie możemy
kolejno znosić poszczególne oddziały nieprzyjaciela, nie damy mu możliwości skoncentrowania
się. Jenerale Giełgud! Pan tu dowodzisz, przy panu komenda... zrobisz tak, jak będziesz uważał.
Jeżeli wolno mi jednak radzić - gorąco przemawiam - idźmy na Wilno!

Giełgud z wahaniem spogl

ą

dał to na jednego, to na drugiego ze swoich

podkomendnych, nie bardzo wiedz

ą

c, co robi

ć

. W ogóle cała ta wyprawa to jedno

zło. Nie był z niej zadowolony. Po bitwie ostroł

ę

ckiej, w której nie brał

udziału, gdy stał ze swoj

ą

dywizj

ą

w Łom

ż

y, przybył do niego Dembi

ń

ski z

rozkazem marszu na Litw

ę

. Skrzynecki donosił,

ż

e ma działa

ć

według instrukcji

ustnych, których udzieli mu Dembi

ń

ski. Co to za instrukcje? Od razu chciał i

ść

na Wilno, ale Dembi

ń

ski powiedział,

ż

e wódz naczelny ma informacje o jakich

ś

statkach angielskich, które przyb

ę

d

ą

do Poł

ą

gi, i w oparciu o to przekonywał do

marszu na

ś

mud

ź

. Potem ten marsz jak jeden triumfalny pochód, nieprzyjaciel

pobity pod Rajgrodem, jako

ś

nie niepokoił. Przed paroma dniami na naradzie w

Rawdanach przyj

ę

li z Dembi

ń

skim jaki

ś

plan, rozkazy zostały wydane, a tu teraz

ten drugi... Mówi z sensem, chyba ma racj

ę

; ale jak tu załatwi

ć

z Dembi

ń

skim,

który ci

ą

gnie na

ś

mud

ź

... A mo

ż

e wła

ś

nie on ma racj

ę

? W Rawdanach te

ż

przemawiał

przekonywaj

ą

co, tak samo jak Chłapowski tutaj. Zwrócił si

ę

do Dembi

ń

skiego:

- A pan co powiesz? Jesteś za planem jenerała Chłapowskiego?
- Jenerale! Znasz moje stanowisko - odezwał się Dembiński wstając.
- Znasz też plan jenerała Chłapowskiego. Czekamy na rozkazy...

Giełgud nie był zdecydowany. Długo jeszcze trwała narada, długo jeszcze
Chłapowski przekonywał obu generałów co do celowo

ś

ci zwrotu na Wilno. Wyliczał

dokładnie,

ż

e ruszaj

ą

c natychmiast za pi

ęć

dni mo

ż

na by

ć

pod Wilnem, podczas gdy

najbli

ż

sze powa

ż

niejsze siły rosyjskie s

ą

oddalone od miasta o siedem, dziesi

ęć

i pi

ę

tna

ś

cie dni marszu. Były to armie Kuruty, Tołstoja i Savoiniego.

Wreszcie Giełgud przyj

ą

ł plan atakowania Wilna. Ustalono,

ż

e Chłapowski z dwu i

pół tysi

ą

cem ludzi i trzema działami wyruszy natychmiast jako awangarda, siły

główne za

ś

b

ę

d

ą

ci

ą

gn

ąć

o dzie

ń

marszu za stra

żą

przedni

ą

.

background image

Wydano odpowiednie rozkazy. W obozie zawrzało. Oddziały wyznaczone do stra

ż

y

przedniej szykowały si

ę

do wymarszu. W skład awangardy wchodził niezawodny 1

pułk ułanów, reszt

ę

stanowiły nowo sformowane pułki, zło

ż

one z powsta

ń

ców

litewskich.
Zbli

ż

ał si

ę

wieczór 8 czerwca. Miano wyruszy

ć

noc

ą

.


*



Chłapowski z ci

ęż

kim sercem wracał do swoich

ż

ołnierzy. Wra

ż

enia, jakie wyniósł

z narady, były fatalne. Gniewało go niezdecydowanie Giełguda, zdumiewał upór
Dembi

ń

skiego. Wyczuwał niesnaski, zawi

ś

ci i intrygi. On,

ż

ołnierz z krwi i

ko

ś

ci, nawykły do subordynacji, a przede wszystkim do szybkiej decyzji, co

wyniósł z twardej szkoły napoleo

ń

skiej, nie mógł si

ę

z tym wewn

ę

trznie pogodzi

ć

.

Widział, jak mocna indywidualno

ść

Dembi

ń

skiego dominuje nad słabym i chwiejnym

Giełgudem. Dembi

ń

ski to zdolny generał, ale w tym wypadku popełniał bł

ą

d, jego

rady były zgubne. Odrzucenie zaproponowanego przez siebie planu potraktował jako
osobist

ą

obraz

ę

, dawał odczu

ć

swoje lekcewa

ż

enie przeło

ż

onego, podrywał jego

autorytet. Czy

ż

by zamierzał przej

ąć

dowództwo? Niesłychana to rzecz w sytuacji,

gdy trzeba zgody i zdecydowanego działania. Ach te intrygi, zawi

ś

ci, ambicje...

Chłapowski obawiał si

ę

o dalsze losy wyprawy.

Zapytany przez swojego adiutanta, kapitana Krasickiego, o wynik narady,
powiedział,

ż

e jest

ź

le.

- Dlaczego? zdziwił się Krasicki - jest nas przecież teraz więcej.

Łatwiej nam pójdzie z Wilnem.

- śeby to zgoda była - odparł generał - lecz z tymi dwoma trudno dojść do ładu. Jeden jak wahadło

- nie wie, czego chce, drugi - opanowany ambicjami, zdaje się mieć w zanadrzu myśl przejęcia
dowództwa, bo i mnie to proponował. Śmiertelny to grzech przeciw subordynacji. Prócz tego
chce gdzieś gonić nad morze po złote runo. Dziś postanowiono iść na Wilno - a co będzie jutro?

Awangarda szybko szła naprzód. Po całonocnym marszu 9 czerwca przeprawiono si

ę

przez rzek

ę

Ś

wi

ę

t

ą

, a nast

ę

pnego dnia na promach została pokonana Wilia. Wojska

weszły na trakt wiod

ą

cy z Kowna do Wilna i zatrzymały si

ę

w miejscowo

ś

ci

Czabiszki. Tu niespodziewanie przybył Dembi

ń

ski, który o

ś

wiadczył,

ż

e Giełgud

nie wyruszył jeszcze z

ś

ejm, a on otrzymał rozkaz udania si

ę

z dwu i pół

tysi

ę

cznym oddziałem na północ od Wilna. Dodał te

ż

,

ż

e Giełgud waha si

ę

, czy

warto jednak atakowa

ć

Wilno. Chłapowski przeraził si

ę

. Jak to? Przecie

ż

plan

został przyj

ę

ty, po co osłabia

ć

siły oderwaniem Dembi

ń

skiego i wysyłaniem go w

kierunku zupełnie nie maj

ą

cym sensu?

Napisał list do Giełguda, w którym prosił go o zatrzymanie Dembi

ń

skiego i

przyspieszenie marszu, tak jak to było przewidziane.
Pełen najgorszych przeczu

ć

ruszył ze swoimi wojskami dalej. 15 czerwca rano

nagłym atakiem został zdobyty most na rzece Wace, ostatniej przeszkodzie wodnej
przed Wilnem. Mimo kontrataków Rosjan most ten został utrzymany, zaj

ę

to

miejscowo

ść

Rykonty.

Chłapowski mocno usadowił si

ę

na zdobytych pozycjach. Z siłami, którymi

dysponował, nie mógł i

ść

dalej. Od Wilna dzieliła go odległo

ść

niespełna 19 km.

Mijały dni, Giełgud nie przybywał.




Pod Wilnem

background image



Od momentu wkroczenia na Litw

ę

wojsk Giełguda ponownie wzrosły obawy Rosjan o

los Wilna. Oni doceniali jego znaczenie. To du

ż

e miasto, poło

ż

one na wa

ż

nym

szlaku komunikacyjnym do Petersburga, nie mogło wpa

ść

w r

ę

ce przeciwnika.

Poczynaj

ą

c od 4 czerwca do miasta napływały coraz to nowe bataliony i szwadrony,

sposobiono si

ę

do jego obrony. W dniach od 9 do 14 czerwca przyprowadzili swoje

wojska: ksi

ążę

Chiłkow, zdolny i energiczny generał Sacken, generał Otroszenko i

wreszcie długo oczekiwany generał Kuruta, który przywiódł

ś

wietn

ą

dywizj

ę

gwardii.
Spadł ci

ęż

ar z serca generał gubernatora Chrapowickiego. W Wilnie zebrało si

ę

ju

ż

ponad 20 tysi

ę

cy piechoty i jazdy, było te

ż

78 dział. Teraz ju

ż

mo

ż

na było

my

ś

le

ć

o skutecznej obronie, a w dodatku wiedziano wreszcie, sk

ą

d mog

ą

uderzy

ć

Polacy.
Wilno, stolica Litwy, le

ż

y w szerokiej dolinie Wilii, od południowego zachodu

obrze

ż

onej ła

ń

cuchem wzgórz, od wioski Ponary zwanych wówczas Wzgórzami

Ponarskimi. Na szczycie tych wzgórz sztab rosyjski postanowił rozlokowa

ć

swoje

siły i zamkn

ąć

wojskom polskim drog

ę

do miasta.

Wzgórza Ponarskie swoim południowym skrajem przylegaj

ą

do brzegu Wilii,

zataczaj

ą

cej tutaj szerokie zakole. W tej partii s

ą

najwy

ż

sze, a od strony rzeki

strome ich stoki porastały krzewy. W kierunku południowym przechodziły w ni

ż

sze,

łagodniejsze wzgórza, pokryte g

ę

stym lasem. Przed nimi, od zachodu, rozci

ą

gała

si

ę

półkolista równina z k

ę

pami krzewów, dookoła otoczona lasami. Z lasów tych

wybiegały trzy trakty - z Kowna, Trok i Grodna, by na łagodniejszym, zachodnim
zboczu Wzgórz Ponarskich poł

ą

czy

ć

si

ę

w jedn

ą

drog

ę

wiod

ą

c

ą

do Wilna. Wspinała

si

ę

ona na szczyt wzgórz i wpadaj

ą

c w gł

ę

boki, kr

ę

ty w

ą

wóz przecinała je,

wychodziła na równin

ę

i prowadziła dalej, do miasta. Od zachodniego skraju

Wzgórz Ponarskich do centrum Wilna w owym czasie było niespełna 9 km.
Rosjanie, zdumieni bezczynno

ś

ci

ą

przeciwnika, coraz mocniej usadawiali si

ę

na

tej pozycji. Wej

ś

cie do w

ą

wozu, przyj

ę

te za centrum pozycji, zamkni

ę

to pot

ęż

n

ą

bateri

ą

18 dział, które zaci

ą

gni

ę

to na po

ś

piesznie usypane sza

ń

ce. Na zboczach

wzgórz porobiono zasieki i sza

ń

czyki, które g

ę

sto obsadzono piechot

ą

i

artyleri

ą

. Na zapleczu gór, w dolinie Wilii, rozlokowały si

ę

silne rezerwy,

głównie jazda i artyleria konna.

ś

ołnierzom wydano rozkazy: „Ani kroku w tył!”

W miar

ę

przybywania sił coraz

ś

mielej atakowano Chłapowskiego, który mocno

usadowił si

ę

na pozycjach nad Wak

ą

. Chłapowski, odpieraj

ą

c nieustanne ataki

Rosjan, w ci

ą

głej walce, w ci

ą

głym ogniu, bezsilny patrzył na ich przygotowania

do obrony, z rozpacz

ą

liczył uciekaj

ą

ce dni. Ka

ż

dy z nich był sprzymierze

ń

cem

cesarskich generałów... Codziennie wysyłał oficerów ze szczegółowymi meldunkami,
w nadziei,

ż

e mo

ż

e to przy

ś

pieszy pochód Giełguda.

Go

ń

cy, którzy wybiegali na trakt kowie

ń

ski, przynosili niezmiennie t

ę

sam

ą

odpowied

ź

: „Naszych wojsk nie wida

ć

!”

Niedobrze te

ż

zacz

ę

ło si

ę

dzia

ć

w naszych szeregach. Nieudolno

ść

głównodowodz

ą

cego była tak widoczna,

ż

e gło

ś

no komentowano j

ą

w szeregach.

Zacz

ę

ło si

ę

to, co jest najgorsze dla dyscypliny: krytyka, wiecowanie, petycje,

szczególnie dotyczyło to korpusu oficerskiego.

ś

ołnierze zaczynali traci

ć

zaufanie do swojego dowódcy. Głosy te rozlegały si

ę

równie

ż

w szeregach

podległych bezpo

ś

rednio Chłapowskiemu. Oficerowie wyra

ź

nie domagali si

ę

od

niego, by przej

ą

ł dowództwo od niedoł

ęż

nego przeło

ż

onego,

ż

eby prowadził ich do

walki. W korpusie Giełguda oficerowie uchwalili nawet petycj

ę

do rz

ą

du w

Warszawie, domagaj

ą

c si

ę

przekazania dowództwa Chłapowskiemu.

On sam, ku któremu zwracały si

ę

teraz oczy wszystkich, w zdecydowany sposób

wyst

ą

pił przeciwko tym poczynaniom, okre

ś

laj

ą

c je buntem. Uwa

ż

ał,

ż

e jest to

co

ś

, co mo

ż

e by

ć

najgorszego. Poczucie dyscypliny nie pozwalało mu na przej

ę

cie

dowództwa w drodze nielegalnych poczyna

ń

. Czy post

ą

pił słusznie? Ró

ż

nie to potem

os

ą

dz

ą

...

background image

Tak wi

ę

c sytuacja nie wygl

ą

dała zbyt korzystnie. Siły rozdzielone, cz

ęść

na

ś

mudzi, Dembi

ń

ski bezkutecznie działaj

ą

cy daleko na północ od Wilna,

ś

lamazarny

pochód Giełguda, z ka

ż

dym dniem rosn

ą

cy w siły przeciwnik.

Wreszcie Giełgud, nie tyle pod wpływem meldunków Chłapowskiego, ile
przestraszony rosn

ą

cym fermentem w wojsku, przy

ś

pieszył swój pochód i 18 czerwca

w południe przybył do Rykont. Po poł

ą

czeniu si

ę

wojsk siły polskie wynosiły

niewiele ponad 12 tysi

ę

cy piechoty i jazdy oraz 28 dział. W tym wiele było nowo

sformowanych pułków, zło

ż

onych z powsta

ń

ców litewskich.

W miejscowej karczmie odbyła si

ę

narada wojenna, w której oprócz Giełguda i

Chłapowskiego wzi

ę

li udział inni oficerowie. Chłapowski, znaj

ą

c siły i pozycje

Rosjan, scharakteryzował sytuacj

ę

i gor

ą

co odradzał atakowania Wilna. Uwa

ż

ał,

ż

e

obecnie próba zdobycia tego miasta jest nierealna, przerasta po prostu
mo

ż

liwo

ś

ci naszych wojsk. Proponował rozdzielenie sił, obej

ś

cie Wilna i

przej

ś

cie do szeroko zakrojonych działa

ń

partyzanckich. Plan jego poparli

do

ś

wiadczeni oficerowie, mi

ę

dzy innymi pułkownik Valentin d’Hauterive i generał

Rohland.
Giełgud był jednak odmiennego zdania. Przera

ż

ony postaw

ą

oficerów liniowych,

poprzedniego dnia, nie znaj

ą

c sytuacji, przyrzekł im atak na Wilno. Obawiał si

ę

,

ż

e zmieniaj

ą

c poprzednie obietnice straci resztki autorytetu.

- Z jakimże czołem - mówił do Chłapowskiego - możesz mi radzić odstąpienie od Wilna?

Popularyzowałeś się w armii planem na Wilno, a dziś, kiedy przybyłem, chcesz, abym ze
wstydem się rejterował? Widzę, iż prawdą jest, że mnie chcesz zgubić w opinii wojska i
dowództwo odebrać. Jutro atakuję Wilno, a okopy weźmie 7 pułk.

Chłapowski odpowiedział na to:

- Nie obawiaj się, jenerale, że ci odbiorę dowództwo. Daję ci żołnierskie słowo, że nigdybym go od

podwładnych nie przyjął. Będziesz miał we mnie najposłuszniejszego żołnierza.

Tak wi

ę

c Giełgud, opanowany jedn

ą

my

ś

l

ą

,

ż

e wszyscy chc

ą

go pozbawi

ć

pełnionej

funkcji, zupełnie zatracił poczucie rzeczywisto

ś

ci. Chc

ą

c ratowa

ć

swoj

ą

reputacj

ę

, wbrew radom i rozs

ą

dkowi, podj

ą

ł fataln

ą

decyzj

ę

.

Była ona spó

ź

niona przynajmniej o trzy dni...


*



19 czerwca o godzinie dziewi

ą

tej rano kolumny polskie id

ą

ce traktem kowie

ń

skim

wynurzyły si

ę

z lasu i zacz

ę

ły rozwija

ć

si

ę

na równinie, naprzeciw pozycji

rosyjskich. Szybko sp

ę

dzono rosyjskie oddziały osłonowe, które po oddaniu kilku

salw wycofały si

ę

na wzgórza.

Przemówiły baterie rosyjskie z okopów usypanych u wej

ś

cia do w

ą

wozu, którym

wiodła droga do Wilna. Pod ogniem ci

ęż

kich dział rosyjskich artyleria polska

zajmowała stanowiska ogniowe na skraju lasu, a 2 i 4 pułki strzelców pieszych
rozwijały si

ę

naprzeciwko prawego skraju okopów cesarskich. 7 pułk piechoty

liniowej przygotowywał si

ę

do szturmu na centrum pozycji rosyjskich u wej

ś

cia do

w

ą

wozu, za nim, w drugiej linii, stan

ą

ł nowo sformowany 26 pułk piechoty.

ś

ołnierze 7 pułku, z pochylonymi bagnetami, pod morderczym ogniem, biegiem

ruszyli na okopy nieprzyjaciela. Zdawało si

ę

,

ż

e dojd

ą

... W odległo

ś

ci zaledwie

siedemdziesi

ę

ciu kroków od celu atak załamał si

ę

. Krwawi

ą

c obficie pułk spłyn

ą

ł

na pozycje wyj

ś

ciowe.

Tymczasem Chłapowski w towarzystwie swojego adiutanta, Smitkowskiego, wymin

ą

ł

cofaj

ą

cych si

ę

tyralierów rosyjskich i dotarł do pierwszych szeregów

Zaliwskiego. Nie zsiadaj

ą

c z konia, krótko poinformował Zaliwskiego o sytuacji,

rozkazał mu kontynuowa

ć

natarcie na lewe skrzydło Rosjan, z zadaniem obej

ś

cia

ich pozycji. P

ę

dem wracał na główne pole bitwy, sk

ą

d niósł si

ę

nieustanny grzmot

dział i grzechot palby karabinowej.

background image

Sytuacja, jak

ą

zastał po powrocie, nie wygl

ą

dała wesoło. Rohland z 2 i 4 pułkami

strzelców pieszych, wbrew przyj

ę

temu planowi, zacz

ą

ł atakowa

ć

prawe skrzydło

rosyjskie, pułki 7 i 26, stoj

ą

ce w zasi

ę

gu dział rosyjskich, po nieudanym ataku

równie

ż

zacz

ę

ły si

ę

odsuwa

ć

w lewo, by unikn

ąć

morderczego ognia. Artylerii

praktycznie nie było. Cztery działa zostały ju

ż

zdemontowane, dwa prowadziły

ogie

ń

, reszt

ę

poci

ą

gn

ą

ł za sob

ą

Rohland.

Giełguda nie było, po stracie konia gdzie

ś

si

ę

zawieruszył, faktycznie wi

ę

c nikt

nie dowodził. Inicjatywa przeszła w r

ę

ce ni

ż

szych dowódców. Na domiar złego, nie

wiadomo z czyjego rozkazu, do pierwszej linii podsuni

ę

to cz

ęść

rezerw, mi

ę

dzy

innymi 1 pułk ułanów. Przysparzało to nowych, niepotrzebnych strat.
Chłapowski jeszcze raz spróbował opanowa

ć

sytuacj

ę

. Odesłał do tyłu rezerwy,

sformował do ataku 7 i 26 pułki piechoty. Wraz z pułkownikiem Kossem, dowódc

ą

7

pułku, stan

ą

ł na czele

ż

ołnierzy i osobi

ś

cie poprowadził ich do ataku na okopy

centrum rosyjskiego.
I ten szturm nie powiódł si

ę

, mimo

ż

e

ż

ołnierze podeszli pod same okopy.

Chłapowski prowadz

ą

c atak z bliska przekonał si

ę

o słabo

ś

ci umocnie

ń

przeciwnika. Okopy były

ś

wie

ż

e, nie wzmocnione faszyn

ą

. Łatwo dałyby si

ę

zniszczy

ć

ogniem kilkunastu dział. Có

ż

, kiedy tych dział nie było.

Tymczasem na

ś

wie

ż

ym koniu przyjechał Giełgud. Kazał cofn

ąć

si

ę

7 i 26 pułkom,

o

ś

wiadczył,

ż

e Rohland na lewym skrzydle zdołał wedrze

ć

si

ę

na szczyt wzgórz i

wychodzi na tyły Rosjan. Rozkazał Chłapowskiemu pozosta

ć

z 7 pułkiem.

W rzeczywisto

ś

ci pułki Rohlanda nie miały szans na osi

ą

gni

ę

cie sukcesu. Wiedział

o tym dobrze Chłapowski, znaj

ą

cy teren i ugrupowanie rosyjskie.

Piechota polska opanowała co prawda w tym miejscu szczyt wzgórza, zepchn

ę

ła

piechurów rosyjskich w dolin

ę

i na tym sukces zako

ń

czył si

ę

. Bataliony polskie

znalazły si

ę

na niewielkiej przestrzeni w szerokim zakolu Wilii i stan

ę

ły oko w

oko z silnymi rezerwami wojsk przeciwnika. Natychmiastowe przeciwuderzenie pułku
jegrów woły

ń

skich doprowadziło do zaci

ę

tej walki na bagnety, w której ju

ż

wydawało si

ę

,

ż

e woły

ń

cy zostan

ą

przełamani. Jednak

ż

e do boju wchodziły coraz to

nowe bataliony rosyjskie, wzmacniaj

ą

c nadszarpni

ę

te szeregi jegrów woły

ń

skich.

Piechurzy rosyjscy zacz

ę

li otacza

ć

pułki polskie. W tej sytuacji generał Rohland

rozpocz

ą

ł odwrót.

ś

ołnierze polscy, ostrzeliwuj

ą

c si

ę

i cz

ę

sto bagnetami toruj

ą

c

sobie drog

ę

, rozpocz

ę

li uci

ąż

liwy odwrót pod gór

ę

, by dotrze

ć

do swoich. Na

szczycie wzgórz po krótkim, ale zaciekłym starciu na bagnety przełamali
próbuj

ą

c

ą

zamkn

ąć

okr

ąż

enie piechot

ę

rosyjsk

ą

. Z wielkimi stratami 2 i 4 pułki

strzelców pieszych cofn

ę

ły si

ę

na równin

ę

.

Giełgud zrozumiał,

ż

e wszystko ju

ż

stracone. Zawiodły jego rachuby, bitwa była

przegrana. Przybiegł do Chłapowskiego wołaj

ą

c:

- Dałem rozkaz piechocie i artylerii do odwrotu. Jenerał, z 1 regimentem ułanów i baterią

Czetwertyńskiego, zasłonisz cofanie!

Pułki polskie zbierały si

ę

na trakcie kowie

ń

skim i jeden po drugim odchodziły,

by po pewnym czasie znikn

ąć

w lesie. Piechota przechodziła obok pułku ułanów,

ustawionych przez Chłapowskiego w kolumnie szwadronowej. Ułani odprowadzili
wzrokiem odchodz

ą

cych kolegów, dla których bitwa była ju

ż

sko

ń

czona. Oni mieli

j

ą

dopiero przed sob

ą

. Stali spokojnie, murem, ufni w swojego generała, który

ju

ż

tyle razy prowadził ich do szar

ż

y.

Rzeczywi

ś

cie, generał nie zaniedbał niczego. Ustawił pułk uła

ń

ski szwadronami,

jeden za drugim, w odległo

ś

ci około 300 kroków: Z tyłu, na skraju lasu, stały

dwa szwadrony jazdy kaliskiej, skrzydła zabezpieczali strzelcy pod dowództwem
Stanisława Chłapowskiego.
Rosjanie długo nie przejawiali aktywno

ś

ci. W czasie odwrotu naszej piechoty i

artylerii ograniczali si

ę

do ognia działowego. Dopiero pół godziny po odej

ś

ciu

głównych sił polskich zorientowali si

ę

,

ż

e to jest odwrót, a nie przegrupowanie

do ponownego ataku.
Zza okopów zacz

ę

ły wyje

ż

d

ż

a

ć

szwadrony kawalerii przeciwnika, ukazały si

ę

działa

artylerii konnej.
Chłapowski nie czekał, a

ż

przeciwnik zdoła w pełni sformowa

ć

swoje szyki.

Rozkazał 1 szwadronowi uderzy

ć

na przygotowuj

ą

cy si

ę

do ataku pułk ułanów

gwardii. Brawurowa szar

ż

a rozbiła dwa szwadrony przeciwnika, po czym ułani

polscy cofn

ę

li si

ę

na dawne stanowiska. Z kolei do ataku ruszyli Rosjanie. Pułk

background image

mirhorodzkich ułanów ostro ruszył do szar

ż

y, ale, zbyt wcze

ś

nie nabieraj

ą

c

szybko

ś

ci, połamał szyk przed doj

ś

ciem do starcia z Polakami. Chłapowski

pozwolił mirhorodcom zbli

ż

y

ć

si

ę

na 70 kroków i nagłym uderzeniem, wykonanym

całym pułkiem, bez trudu rozbił zmieszanego przeciwnika.
Dopiero trzecia szar

ż

a rosyjska, przeprowadzona przez pułk orenburskich ułanów,

doprowadziła do gwałtownego starcia. Na piaszczystym polu, wysuszonym czerwcowym
sło

ń

cem, wzniosła si

ę

olbrzymia chmura kurzu, w której starli si

ę

ludzie i

konie. Trudno było co

ś

rozpozna

ć

z odległo

ś

ci trzech kroków. Trzask

ś

cieraj

ą

cych

si

ę

lanc, szcz

ę

k szabel, huk wystrzałów pistoletowych, r

ż

enie koni i wrzaski

ludzi tworzyły jeden niesamowity trudny do rozró

ż

nienia zgiełk. Wreszcie, po

dobrej półgodzinie, z kurzawy zacz

ę

li wypada

ć

pojedynczo, a pó

ź

niej całymi

gromadami orenburczycy, gnaj

ą

c ku swoim pozycjom. Na ich karkach jechali nasi

ułani, kłuj

ą

c i r

ą

bi

ą

c uciekaj

ą

cych. Dopadli dział rosyjskich, dobrali si

ę

do

kanonierów. Powstrzymał ich dopiero ogie

ń

piechoty i nowe szwadrony

zaje

ż

d

ż

aj

ą

ce z boku. Cofn

ę

li si

ę

, osłaniaj

ą

c i uprowadzaj

ą

c rannych.

Kiedy ułani

ś

cierali si

ę

z orenburczykami, kozacy usiłowali chyłkiem przedosta

ć

si

ę

na tyły pułku. Jednak strzelcy pilnuj

ą

cy skrzydeł czuwali. Celny i g

ę

sty

ogie

ń

odebrał kozakom ochot

ę

do tego rodzaju poczyna

ń

.

Po tym wszystkim Chłapowski zebrał pułk na pozycji, z której tak

ś

wietnie i

skutecznie zdołał rozbi

ć

przeciwnika, czekaj

ą

c, co b

ę

dzie dalej.

Rosjanie nie przejawiali jednak dalszej inicjatywy. Szwadrony ich kawalerii,
piechota i działa wycofały si

ę

za okopy. Wysoko ocenili kunszt przeciwnika. Tak

oto pisał o tym jeden z oficerów rosyjskiego sztabu w li

ś

cie do swojego

pruskiego kolegi:
„... Konnica ich jednak tak wybornie i zr

ę

cznie prowadzone szar

ż

e wykonywa

ć

umiała,

ż

e w ka

ż

dej chwili, kiedy ich przedni

ą

lini

ę

my

ś

leli

ś

my otoczy

ć

,

ś

wie

ż

e

lub nowo zebrane szwadrony potrafiły j

ą

uwolni

ć

.

Tu trzeba odda

ć

sprawiedliwo

ść

m

ę

stwu ich konnicy i talentowi tego, co chwile

stosowne tak dobrze umiał wybiera

ć

. Kilku je

ń

ców, którzy dostali si

ę

w nasze

r

ę

ce, mówiło,

ż

e to jenerał Chłapowski szar

ż

e te prowadził. Szar

ż

om tym winna

piechota ocalenie, gdy

ż

przez nie miała czas skupi

ć

si

ę

i cofn

ąć

...”

Chłapowski rozkazał teraz czuwa

ć

szwadronom kaliskim, ułani za

ś

mogli nieco

odpocz

ąć

. O godzinie ósmej wieczorem ze wszystkimi siłami cofn

ą

ł si

ę

za rzeczk

ę

Wak

ę

i rozstawiwszy czaty pozostawał tam do północy, daj

ą

c czas

ż

ołnierzom na

popas koni. O północy odebrał rozkaz maszerowania do Jewia, miejscowo

ś

ci przy

trakcie kowie

ń

skim, w której zatrzymał si

ę

Giełgud.

Generał pozostawił w stra

ż

y tylnej kompani

ę

strzelców pod dowództwem

do

ś

wiadczonego oficera ułanów, podpułkownika Niezabitowskiego, z rozkazem, by

opu

ś

cili zajmowane stanowiska godzin

ę

po jego odej

ś

ciu.

Noc była ciepła i cicha. W atmosferze

ż

alu i przygn

ę

bienia wojska powsta

ń

cze

maszerowały znów w nieznane. Zawiodły nadzieje, bitwa była przegrana, a przecie

ż

mogło by

ć

inaczej...

„... Jake

ś

my si

ę

dziwili - pisał wspomniany ju

ż

oficer rosyjski -

ż

e ani 19, ani

18 czerwca z

ż

adnej strony nie byli

ś

my przez powsta

ń

ców zaatakowani. Teraz Wilno

było ocalone. Przez ten czas zajmowano si

ę

ci

ą

gle wzmocnieniem pozycji pod

Ponarami, obsadzano wzgórza działami, które

ś

my napr

ę

dce zaprz

ę

gami opatrzyli.

Równie

ż

i dywizja gwardii przyszła na czas. Pierwsza dywizja rezerwy zbli

ż

ała

si

ę

jednocze

ś

nie od strony północnej. Gdy

ś

my wi

ę

c 19 czerwca zostali

zaatakowani, byli

ś

my pewni naszych sił.

Nie ulega jednak w

ą

tpliwo

ś

ci,

ż

e trzy dni przedtem nie byli

ś

my w stanie si

ę

utrzyma

ć

. Wilno byłoby natychmiast przez powsta

ń

ców wzi

ę

te, wraz ze znacznymi

materiałami wojennymi, a my od dywizji gwardii odci

ę

ci. Je

ż

eli wi

ę

c kiedykolwiek

powsta

ń

cy mieli sposobno

ść

przewagi na Litwie, to tylko wtenczas, gdy

ż

nie da

si

ę

zaprzeczy

ć

,

ż

e wzi

ę

cie Wilna wywarłoby ogromny wpływ moralny, a nast

ę

pstwa

st

ą

d byłyby nie do obliczenia...”

Tak wi

ę

c stało si

ę

to, przed czym przestrzegał Chłapowski. Zmarnowano czas,

zaprzepaszczono szanse znacznego sukcesu. Na stokach Wzgórz Ponarskich rozwiały
si

ę

nadzieje na powodzenie wyprawy. Prócz znacznych strat w ludziach,

si

ę

gaj

ą

cych około dwóch tysi

ę

cy, wystrzelano wi

ę

kszo

ść

amunicji, której nie było

gdzie uzupełni

ć

. W szeregi wkradły si

ę

rozprz

ęż

enie i niewiara w dowództwo,

zacz

ę

ły si

ę

dezercje, szczególnie w pułkach zło

ż

onych z miejscowych powsta

ń

ców.

background image

Czy wszystko jednak było ju

ż

stracone?




Czy to ju

ż

koniec?




U schyłku krótkiej, czerwcowej nocy, około godziny trzeciej oddział
Chłapowskiego wje

ż

d

ż

ał do Jewia. Na drodze spotkał przybywaj

ą

cych Giełgud.

Zatrzymał Chłapowskiego i od razu zapytał:

- Jakie jest zdanie jenerała? Co nam należy czynić?
- Myślałem o tym podczas marszu - odparł Chłapowski. - Zdanie moje jest takie: maszerować do

Kowna; pod miastem, które ma położenie bardzo dobre, okopać się, ściągnąć żywność i furaż na
kilkanaście dni. Najmniej tydzień, a może i więcej upłynie, nim nieprzyjaciel zdoła nas
zaatakować. Przez ten czas zbierzemy i uporządkujemy wojsko, podzielimy się na sześć
oddziałów, które jenerał może oddać pod dowództwo Dembińskiego, Szymanowskiego,
Rohlanda, Kossa, Hauterive’a i moje. Mostów kilka postawimy na Niemnie i Wilii koło Kowna.
Moskale nie będą mogli zająć Kowna, bo z naszej pozycji będziemy nad miastem panować.
Dowiedziawszy się, że się okopujemy, zechcą zapewne przejść Niemen w bok od Kowna. My
im w tym przeszkadzać będziemy o tyle, o ile strat zdołamy przynieść. Skoro będą już
przechodzić, w nocy opuścimy nasz obóz, idąc po przygotowanych mostach; każdy oddział
pójdzie w swoją stronę. Rosjanie wejdą do obozu, zastaną go próżnym i przez kilka dni będą się
namyślać, co dalej czynić. My przez ten czas rozlejemy się po wszystkich częściach Litwy.
Kiedy przed dwoma tygodniami nieprzyjaciel był rozproszony, należało nam skupionymi siłami
bić jego pojedyncze oddziały, tak teraz, gdy Rosjanie skupieni, musimy rozejść się na wszystkie
strony, pomnażać nasze siły powstańcami, wcielać do regimentów i wprawiać przy naszych
starych do służby i ognia. To jedyny sposób uniknięcia zupełnej klęski, która musi nas spotkać,
jeżeli razem pozwolimy się zamknąć idąc na śmudź i ku Połądze.

Zdawało si

ę

,

ż

e taki plan znalazł aprobat

ę

głównodowodz

ą

cego.

Giełgud obiecał za godzin

ę

wyda

ć

odpowiednie rozkazy.

ś

ołnierze rozlokowywali si

ę

na kwaterach, karmili konie. G

ę

sto rozstawione

placówki czuwały nad bezpiecze

ń

stwem odpoczywaj

ą

cych wojsk. Od wielu dni

Chłapowski pierwszy raz mógł zasn

ąć

spokojnym snem.

Krótko trwał odpoczynek. Obudzony, stan

ą

ł ponownie przed Giełgudem. Ten

o

ś

wiadczył,

ż

e po naradzie z dowódcami litewskimi postanowił maszerowa

ć

na

ś

mud

ź

. Chłapowskiemu wydał rozkaz wymarszu w dzie

ń

po siłach głównych do Kowna,

gdzie miał otrzyma

ć

dalsze instrukcje.

Wieczorem Chłapowski wyruszył z Jewia do

ś

y

ż

morów; tam przenocował, a nast

ę

pnego

dnia stan

ą

ł w Kownie. 22 czerwca wieczorem przyszedł rozkaz od Giełguda,

nakazuj

ą

cy marsz do Kiejdan. Stało si

ę

to, czego obawiał si

ę

Chłapowski. Wojska

wracały do punktu, z którego wyszły przed bitw

ą

pod Wilnem, ponownie wchodz

ą

c w

ś

lepy zaułek

ż

mudzki.

W Kiejdanach Giełgud przedstawił plan obrony linii rzek Wilii i

Ś

wi

ę

tej. Był to

plan fatalny, rozwlekaj

ą

cy siły polskie na znacznej przestrzeni i nie daj

ą

cy

szans powodzenia. W dalszym ci

ą

gu Giełgud uparcie trzymał si

ę

my

ś

li zdobycia

Poł

ą

gi.

Tymczasem pier

ś

cie

ń

wojsk rosyjskich zaciskał si

ę

coraz bardziej. Zaj

ę

to Kowno,

kolumny nieprzyjaciela ze wszystkich stron niepokoiły polskie oddziały. Dni
mijały na nieustannych marszach, potyczkach, bitwach. W szeregach polskich

background image

sytuacja pogarszała si

ę

z ka

ż

dym dniem. Rosły: rozprz

ęż

enie, niezadowolenie,

niewiara... Poszczególni dowódcy zaczynali dowodzi

ć

na własn

ą

r

ę

k

ę

. Dembi

ń

ski

jawnie nie respektował rozkazów Giełguda i działał osobno.
Dla ratowania sytuacji Chłapowski przyj

ą

ł funkcj

ę

szefa sztabu, gor

ą

co do tego

namawiany przez Rohlanda i pułkownika Pi

ę

tk

ę

. Giełgud pisemnym rozkazem powołał

go na to stanowisko. Chłapowski usiłował wprowadzi

ć

jaki

ś

ład, ale jego rozkazy

jako szefa sztabu te

ż

cz

ę

sto nie były respektowane. Oficerowie, którym jaki

ś

rozkaz nie odpowiadał, udawali si

ę

z protestami do Giełguda; ten, chory,

złamany, roztrz

ę

siony, pozwalał je zmienia

ć

, wydawał inne.

W tych warunkach utrzymanie porz

ą

dku i karno

ś

ci było nierealne. Ci

ą

gle

debatowano, do narad byli dopuszczani dowódcy ni

ż

szego szczebla, wiele decyzji

podejmowano drog

ą

głosowania.

Wieczorem 6 lipca na kolejnej naradzie postanowiono zdoby

ć

miasto powiatowe

Szawle. Chłapowski od pocz

ą

tku był przeciwny temu planowi. Marsz pod Szawle

utrudniał i tak skomplikowan

ą

sytuacj

ę

wojsk polskich, jeszcze bardziej bowiem

odsuwał szanse ewentualnego wymkni

ę

cia si

ę

z matni. Prócz tego nawet ewentualne

zdobycie tego miasta nie dawało

ż

adnych korzy

ś

ci. Ani nie był to wa

ż

ny punkt

strategiczny, ani nie było tam jakich

ś

znaczniejszych zapasów materiałów

wojennych. Przez swoje poło

ż

enie na wzgórzu, pomi

ę

dzy dwoma jeziorami, miasto

było łatwe do obrony, lecz trudne do zdobycia. Pró

ż

no Chłapowski przekonywał,

ż

e

dla w

ą

tpliwych korzy

ś

ci nie warto ryzykowa

ć

strat i nadwer

ęż

a

ć

nad wyraz

szczupłych zapasów amunicji.
Niestety, i tym razem go nie posłuchano. Uderzenie na Szawle, któremu z pocz

ą

tku

był przeciwny nawet sam Giełgud, umotywowano konieczno

ś

ci

ą

poprawienia morale

wojska. Sukces miał przywróci

ć

ż

ołnierzom dawn

ą

wiar

ę

.

8 lipca o godzinie czwartej rano rozpocz

ą

ł si

ę

atak na Szawle. I znów powtórzyła

si

ę

sytuacja spod Wilna. Po stronie polskiej nie było jednolitego dowództwa;

generałowie: Rohland, Szymanowski i Dembi

ń

ski, działali na własn

ą

r

ę

k

ę

bez

powi

ą

zania, przypadkiem tylko nawi

ą

zuj

ą

c współdziałanie. Giełgud nie był w

stanie panowa

ć

nad sytuacj

ą

, a odsuni

ę

ty Chłapowski nie miał nic do powiedzenia.

Dziewi

ę

ciogodzinna zaciekła bitwa o Szawle, w której determinacja i bohaterstwo

atakuj

ą

cych były równe m

ę

stwu i uporczywo

ś

ci obro

ń

ców, zako

ń

czyła si

ę

odwrotem

Polaków. Szczupły stosunkowo garnizon rosyjski, pod dowództwem dzielnego
pułkownika Krukowa, zdołał utrzyma

ć

miasto.

Zamiast podtrzyma

ć

morale wojska, nieudany atak na Szable wywołał ogólne

oburzenie przeciw Giełgudowi. Wielu oficerów gło

ś

no mówiło,

ż

e jedynym ratunkiem

b

ę

dzie przej

ś

cie granicy pruskiej.

W takiej atmosferze o

ś

wicie 9 lipca w Kurszanach odbyła si

ę

narada wojenna,

która miała zdecydowa

ć

, co dalej czyni

ć

.

Miała ona burzliwy przebieg. Wiele było dysput, targów, niepotrzebnych wymówek.
Doszło do ostrej wymiany zda

ń

pomi

ę

dzy Dembi

ń

skim a Giełgudem. Głównodowodz

ą

cy

wyrzucał podkomendnemu,

ż

e nie wykonywał rozkazów, ten za

ś

w odpowiedzi wytykał

przeło

ż

onemu popełnione bł

ę

dy. Ostatecznie głosowano, czy podzieli

ć

si

ę

na trzy,

czy na sze

ść

oddziałów. Projekt Chłapowskiego, dotycz

ą

cy podziału wojsk na kilka

grup, akceptowali wszyscy, rozumiej

ą

c,

ż

e jest to jedyne wyj

ś

cie z trudnej

sytuacji.
Ustalono podział na trzy oddziały. Pierwszy, pod dowództwem Rohlanda, przy
którym pozostał Giełgud, miał i

ść

pod Poł

ą

g

ę

,

ż

eby zabezpieczy

ć

port dla ci

ą

gle

oczekiwanych okr

ę

tów angielskich, a potem prowadzi

ć

partyzantk

ę

na

ś

mudzi.

Drugi, pod Dembi

ń

skim, kierowano na północ od Wilna. Trzeci, Chłapowskiego,

otrzymał kierunek marszu na południe od Wilna, przez Trockie.
Protokólarnie ustalono,

ż

e wszyscy nadal podlegaj

ą

rozkazom Giełguda tak długo,

jak tylko mo

ż

liwe b

ę

dzie utrzymanie ł

ą

czno

ś

ci. W wypadku jej zerwania ka

ż

dy z

dowódców miał mie

ć

prawo do działa

ń

według własnego uznania.

Wielka rado

ść

zapanowała w dawnym oddziale Chłapowskiego, szczególnie w 1 pułku

ułanów, na wie

ść

,

ż

e znów b

ę

d

ą

walczy

ć

pod jego dowództwem. On sam te

ż

odetchn

ą

ł, i

ż

b

ę

dzie wreszcie z dala od tego bałaganu.

Szybko sprawił wojsko do pochodu i tego samego dnia opu

ś

cił Kurszany. Zaraz za

miasteczkiem oddział zszedł z traktu i maszeruj

ą

c polnymi drogami, a cz

ę

sto

bezdro

ż

ami, pierwszego dnia przeszedł ponad dwadzie

ś

cia kilometrów. W

niewielkiej kotlinie pomi

ę

dzy wzgórzami Chłapowski zatrzymał oddział,

ż

eby

background image

zaczeka

ć

do nocy, zamierzaj

ą

c wtedy niepostrze

ż

enie dotrze

ć

do Wilii i

przeprawi

ć

si

ę

na drugi brzeg. Jeszcze z Kurszan, zaraz po naradzie, wyprawił

zaufanego człowieka, który miał przygotowa

ć

i ukry

ć

w lesie łodzie oraz tratwy

potrzebne do przeprawy.
Tymczasem

ż

ołnierze rozło

ż

yli biwak, karmili konie, przygotowywali straw

ę

dla

siebie: Nagle, w pełnym bezładzie, do obozu wmaszerowała masa piechoty i jazdy.
Był to oddział Rohlanda, który zawrócił z marszu w stron

ę

Poł

ą

gi. Moment ten

najlepiej oddaje w swoich Pami

ę

tnikach sam Chłapowski:

„...Wmaszerowała jazda i piechota Rohlanda do mego obozu bez najmniejszego
porz

ą

dku i przy naszych ogniskach si

ę

rozło

ż

yła. Byłem był pojechał do wioski o

ć

wier

ć

mili dla wypytania si

ę

o drog

ę

i wzi

ę

cia dobrych przewodników na noc.

Spostrzegłem z daleka ten na nowo rozpoczynaj

ą

cy si

ę

nieład. Jakby mi kamie

ń

spadł na głow

ę

. Dopiero w kilka godzin kolumna moja wyja

ś

niała była. Rado

ść

i

nadzieja na wszystkich twarzach si

ę

malowały. Słu

ż

ba porz

ą

dna. Jednym rzutem

oka wida

ć

było, gdzie co jest w obozie. A tu znowu ta sama wrzawa i nieład co w

wili

ę

jak chmura czarna w obóz mi wpadła.

Ruszyłem nazad do obozu, a

ż

eby si

ę

wydoby

ć

i z 10 mil od razu umaszerowa

ć

,

ż

eby

mnie zaraz nie dogonili. A tu jedzie Giełgud koczem, za nim bryka, drugi kocz
Tyszkiewicza i cały konwój bryk i bryczek całego sztabu w

ś

rodek mojego obozu.

Spostrzegłszy Giełguda, zszedłem z konia i powiedziałem mu o zamiarze przej

ś

cia

w Trockie, ale

ż

e jedn

ą

drog

ą

dwa oddziały, zwłaszcza tak mocne, si

ę

nie ukryj

ą

.

Giełgud pochwalił mój plan, ale o

ś

wiadczył,

ż

e ze mn

ą

pomaszeruje, a poniewa

ż

go

noga bolała, za 1 szwadronem wie

źć

si

ę

kazał...”

Tak wi

ę

c oddział Chłapowskiego, maj

ą

c z sob

ą

głównodowodz

ą

cego, ruszył dalej na

południe. Maszerowano cał

ą

noc, wczesnym rankiem zatrzymano si

ę

na krótki popas

i znów w pochód. Przed wieczorem oddział stan

ą

ł w ukrytej nizinie, wysuwaj

ą

c

naokoło g

ę

st

ą

lini

ę

czat.

Chłapowski z kilkoma oficerami pojechał rozejrze

ć

si

ę

po okolicy, któr

ą

zamierzał przeby

ć

w ci

ą

gu nocy, jednak z drogi zawrócił go oficer z obozu

wiadomo

ś

ci

ą

,

ż

e przybyli wywiadowcy, wysłani przed dwoma dniami w stron

ę

Rosie

ń

.

Po powrocie do obozu Chłapowski zastał ju

ż

wszystko w ruchu, Giełgud bowiem

zarz

ą

dził wymarsz.

Wiadomo

ś

ci przywiezione przez wywiadowców były fatalne. Okazało si

ę

,

ż

e Rosjanie

zdołali przechwyci

ć

cz

ęść

taboru Rohlanda, a w nim wielu rannych

ż

ołnierzy. Od

nich dowiedzieli si

ę

o kierunku marszu zarówno grupy Rohlanda, jak i

Chłapowskiego. Rosjanie ruszyli natychmiast z Rosie

ń

kilkoma kolumnami z

zamiarem odci

ę

cia oddziałów polskich od południowego wschodu.

Jeszcze przed powrotem Chłapowskiego z rekonesansu wi

ę

kszo

ść

sił wyruszyła z

obozu w kierunku zachodnim, ku pruskiej granicy. Pierwszy te

ż

raz Giełgud

otwarcie powiedział,

ż

e aby uchroni

ć

si

ę

przed niewol

ą

, trzeba przekroczy

ć

granic

ę

prusk

ą

. Wysłał równie

ż

rozkaz do Rohlanda, oddalonego o dzie

ń

marszu,

nakazuj

ą

cy zwrot na zachód.

Było to 10 lipca wieczorem. Chłapowski prosił Giełguda, aby zezwolił mu z 1
pułkiem ułanów przedrze

ć

si

ę

mimo wszystko na południe. Z niewielkim oddziałem

było to mo

ż

liwe. Giełgud jednak zwlekał z odpowiedzi

ą

, a wojska ci

ą

gle szły w

stron

ę

Retowa, ku granicy pruskiej. Silne kolumny rosyjskie coraz mocniej

naciskały z trzech stron. Marsz przebiegał przy akompaniamencie huku dział.
12 lipca wojska stan

ę

ły o kilkana

ś

cie kilometrów od granicy pruskiej, niedaleko

Kłajpedy. Giełgud wysłał dwóch oficerów do władz pruskich. Łudził si

ę

,

ż

e

Prusacy zgodz

ą

si

ę

przepu

ś

ci

ć

wojsko przez swoje terytorium do Królestwa. Tak

przecie

ż

post

ą

pili z oddziałem rosyjskiego pułkownika Bartholameja, który w

kwietniu, przyci

ś

ni

ę

ty przez

ż

mudzkich powsta

ń

ców, przeszedł do Prus i nie

rozbrojony, przez ich terytorium, bezpiecznie powrócił do swoich. Zapomniał
jednak,

ż

e zaborcy byli solidarni.

Po południu 12 lipca posuni

ę

to si

ę

nad sam

ą

granic

ę

. Wieczorem wojska obozowały

pod Gudaw

ą

, osłaniane silnymi patrolami. Cały dzie

ń

od strony południowej dawał

si

ę

słysze

ć

huk dział. To ci

ą

gn

ą

ł Rohland, tocz

ą

c ci

ęż

kie boje z nie

odst

ę

puj

ą

cym go nieprzyjacielem. Patrole osłaniaj

ą

ce obóz staczały utarczki z

kr

ę

c

ą

cymi si

ę

wokoło kozakami.

Katastrofa zbli

ż

ała si

ę

nieuchronnie.

background image



Na pruskiej granicy




Ci

ęż

ka była noc z 12 na 13 lipca 1831 roku dla generała Dezyderego

Chłapowskiego. Dobiegała kresu wyprawa, w której dwa miesi

ą

ce temu pokładał tyle

nadziei. Długo pasował si

ę

z sob

ą

. Poprzedniego dnia ogłoszono wojsku rozkaz,

napisany przez niego, a podpisany przez Giełguda. Głosił on: kto chce, mo

ż

e na

własn

ą

r

ę

k

ę

próbowa

ć

szcz

ęś

cia i wydosta

ć

si

ę

z matni. Niektórzy z tego

skorzystali. Podobnie zamierzał post

ą

pi

ć

tak

ż

e sam Chłapowski. Na czele

kilkunastu ludzi chciał przedrze

ć

si

ę

do Warszawy. Ju

ż

nawet

ż

egnał si

ę

z

oficerami, gdy który

ś

zrobił mu wyrzut,

ż

e pozostawia ich, nie chce z nimi

dzieli

ć

losu tułacza. Giełgud te

ż

usilnie prosił o pozostanie. Czy odej

ś

cie w

tej sytuacji nie b

ę

dzie samolubstwem?

Został, mimo

ż

e zdawał sobie spraw

ę

z surowych konsekwencji, jakie czekały

poddanych króla pruskiego uczestnicz

ą

cych w powstaniu.

Smutny był dzie

ń

13 lipca 1831 roku. Przez rów stanowi

ą

cy granic

ę

kolejno

przechodziły oddziały polskie. Sucho trzaskała rzucana na stos bro

ń

.

ś

ołnierze

polscy w milczeniu omijali piechurów pruskich i odchodzili dalej od granicy.
Chłapowski ze swoimi ułanami pozostawał jeszcze przed granic

ą

, osłaniaj

ą

c

przej

ś

cie innych oddziałów. Tymczasem nadchodziły oddziały Rohlanda. Ci

ą

gn

ą

c za

sob

ą

mas

ę

nieprzyjaciół, brn

ę

ły dalej na północ. Powstało pewne zamieszanie.

Niektórzy

ż

ołnierze od Rohlanda ł

ą

czyli si

ę

z przechodz

ą

cymi granic

ę

, ci

natomiast, którzy jeszcze jej nie przeszli, wchodzili w szeregi Rohlanda.
Wtedy zgin

ą

ł Giełgud. Ale oddajmy tu głos

ś

wiadkowi tej sceny - kapitanowi

Kazimierzowi Krasickiemu:
„... Generał wła

ś

nie rozmawiał z reprezentantami władz pruskich, otoczony

grupami naszych wojskowych, kiedy nagle, p

ę

dz

ą

c na karym koniu, zbli

ż

ył si

ę

do

niego kapitan Skulski z 7 liniowego pułku, z pistoletem przewieszonym na smyczy,
a dawszy ognia do Giełguda, rzekł: Patrzcie, koledzy, tak zdrajcy gin

ą

. W tej

chwili zawrócił konia i galopem poł

ą

czył si

ę

z odchodz

ą

cym wła

ś

nie korpusem

Rohlanda. Generał schwycił si

ę

za bok i j

ę

kn

ą

ł, po czym natychmiast spadł z

konia i

ż

ycie zako

ń

czył. Przypatrzyłem si

ę

tej scenie, b

ę

d

ą

c tylko o par

ę

kroków

oddalonym od generała...”
Kula kapitana Skulskiego nie ugodziła w zdrajc

ę

, gdy

ż

generał Giełgud zdrajc

ą

nie był. Był zacnym człowiekiem, dobrym patriot

ą

i odwa

ż

nym

ż

ołnierzem. I nic

wi

ę

cej... Brakowało mu tylko tych przymiotów, jakimi powinien odznacza

ć

si

ę

dowódca wy

ż

szego szczebla: fachowego przygotowania, zdolno

ś

ci, umiej

ę

tno

ś

ci

oceny sytuacji, a przede wszystkim decyzji. Nieszcz

ęś

ciem jego było to,

ż

e

wło

ż

ono mu na barki ci

ęż

ar, którego nie był w stanie ud

ź

wign

ąć

. Swoim

post

ę

powaniem wywołał w wojsku nastroje, których szczytowym punktem był strzał

kapitana Skulskiego. Strzał desperacji, rozpaczy i zawiedzionych nadziei...
Chłapowski szybko opanował nieład, jaki powstał po zaj

ś

ciu z Giełgudem.

Ś

mier

ć

przeło

ż

onego mocno nim wstrz

ą

sn

ę

ła. Nie chodziło o to,

ż

e pozostawał teraz sam z

t

ą

mas

ą

zgn

ę

bionych i wyczerpanych

ż

ołnierzy, niepewnych dalszego losu. Bolał

głównie nad faktem demoralizacji, która w jego przekonaniu była najgorszym
wrogiem wojska. Robił pó

ź

niej wszystko, aby ustrzec przed ni

ą

tych rozbrojonych

ż

ołnierzy, których bł

ę

dy wodza zaprowadziły w granice obcego kraju.

Tymczasem ostatnie oddziały Chłapowskiego przekroczyły granic

ę

. Szwadron majora

Hempla wszedł do Prus, do ostatniej chwili walcz

ą

c z nacieraj

ą

cymi oddziałami

rosyjskimi.
Dwa dni pó

ź

niej, 15 lipca, pod Nowym Miastem do Prus przeszedł korpus Rohlanda.

Ś

wietnie zapowiadaj

ą

ca si

ę

wyprawa litewska dobiegła ko

ń

ca.

background image

Nie zako

ń

czyła si

ę

jednak dla generała Chłapowskiego.

ś

ołnierzy polskich

umie

ś

cili Prusacy w dwóch obozach niedaleko Królewca. Generał był w

ś

ród nich,

zabiegał o nich u władz pruskich, starał si

ę

podtrzyma

ć

na duchu, liczył

jeszcze,

ż

e Prusacy po kwarantannie pozwol

ą

im powróci

ć

do Królestwa. Sam nie

miał łatwego

ż

ycia. Władze pruskie prowadziły

ś

ledztwo w jego sprawie, groziły

mu powa

ż

ne represje. Najgorsze jednak,

ż

e w kraju próbowano zrzuci

ć

na niego

odpowiedzialno

ść

za tragiczne skutki wyprawy litewskiej. Zarzuty te

podtrzymywano i pó

ź

niej, po zako

ń

czeniu wojny, w ogniu dyskusji i polemik

emigracyjnych.
Do Warszawy, jeszcze przed wej

ś

ciem w granice Prus, dotarły echa wypadków na

Litwie. Próbowano ratowa

ć

sytuacj

ę

, ale decyzje były ju

ż

spó

ź

nione. Dowodem tego

jest list Skrzyneckiego z 1 lipca, adresowany do „Ja

ś

nie Wielmo

ż

nego Jenerała

Chłapowskiego, dowodz

ą

cego na Litwie”. List ten nie dotarł do adresata. Pó

ź

niej

ju

ż

tylko szukano winnych.

W tych trudnych chwilach z obozu w Kranz pod Królewcem o swoich prze

ż

yciach tak

pisał Chłapowski do przyjaciela Józefa Morawskiego:
„Sko

ń

czyły si

ę

na teraz marzenia nasze. Czy nic z nich nie pozostanie? Tego nie

przypuszczam. Odnowili

ś

my

ś

wi

ę

te prawo nasze, o

ż

yła ojczyzna, przypomniała si

ę

mocno

ś

wiatu i młodzie

ż

y naszej, w której

ż

y

ć

nie przestanie, a

ż

dopóki cało

ś

ci

swej nie odzyska. To młode pokolenie, które poznałem, przyszło

ść

mi dla niej

zapewnia. Nabrało do

ś

wiadczenia, którego zdaje si

ę

starzy nawet potrzebowali,

poniewa

ż

pozostała w nich jeszcze stara wada nasza - radzenia, kiedy działa

ć

trzeba. Spierali si

ę

, komu odda

ć

na Litwie naczelnictwo, zapominaj

ą

c,

ż

e nic

dro

ż

szego nad czas, je

ż

eli gdzie, to na wojnie.

...Pomaszerowało tam [na Litw

ę

- A. S.] czterech jenerałów. W pierwszym momencie

trzeba było pomy

ś

le

ć

, który z nich jest w stanie dowodzi

ć

wszystkim, lub pi

ą

tego

zaraz wysła

ć

dla obj

ę

cia komendy.

...Mo

ż

esz miarkowa

ć

, z jakim duchem maszerowałem na Litw

ę

.

Spełniały si

ę

moje nigdy w my

ś

li nie opuszczone plany. Przewróciłem wszystko,

co mi drog

ę

zast

ę

powało; w działa, bro

ń

, amunicj

ę

, nawet

ż

ołnierzy nieprzyjaciel

mnie opatrzył. 9 czerwca przeszedłem pod komend

ę

Giełguda. Nieład, w którym

dywizja była, zaraził i mój korpusik. Kazał mi by

ć

swoim szefem sztabu.

Surowo

ść

, której u

ż

y

ć

chciałem dla przywrócenia porz

ą

dku, narobiła mi tylko

nieprzyjaciół; pozbawiło mnie to zdrowia na zawsze...

Ś

miało mog

ę

powiedzie

ć

,

ż

e do 8 czerwca był to czas najszcz

ęś

liwszy mego

ż

ycia, równie

ż

, jak od tego

ż

,

najnieszcz

ęś

liwszy. Pomijam to, co o mnie pisali, korzystaj

ą

c z mej nominacji,

aby mnie pot

ę

pi

ć

jako komenderuj

ą

cego, nie zwa

ż

aj

ą

c,

ż

e komunikacje były

przeci

ę

te,

ż

e ja mojej nominacji wcale nie odebrałem. Czas to wszystko wyja

ś

ni.

Nawet to,

ż

e w przej

ś

ciu do Prus po

ś

wi

ę

ciłem cał

ą

moj

ą

osobisto

ść

, poniewa

ż

w

kilku zaufanych mogłem si

ę

przedrze

ć

, ale z korpusem nie mo

ż

na było; nie

odł

ą

czyłem swego losu i spełniłem pełen kielich... Je

ś

li chcesz pisa

ć

do mnie,

adresuj do Fischhausen. Jestem pomi

ę

dzy tu i tam, gdzie nasi

ż

ołnierze

kantonuj

ą

, których nie opuszcz

ę

, dopóki mi dozwol

ą

...”

Opu

ś

cił ich w lutym 1832 roku. Wyrokiem s

ą

du pruskiego za udział w powstaniu

został skazany na dwa lata twierdzy i 22 tysi

ą

ce talarów grzywny.

Tak zako

ń

czyła si

ę

wojskowa działalno

ść

Dezyderego Chłapowskiego. Po odbyciu

kary w szczeci

ń

skiej twierdzy wrócił do rodzinnej Turwi.

Odt

ą

d, do ko

ń

ca swojego długiego

ż

ycia, nie wzi

ą

ł do r

ę

ki szabli - słu

ż

ojczy

ź

nie prac

ą

.




Nota biograficzna

Przez kartki naszej opowie

ś

ci przesun

ę

ła si

ę

posta

ć

człowieka, który

ż

ył i

działał w burzliwej i obfituj

ą

cej w wypadki epoce. Jego

ż

ycie było

nierozerwalnie zwi

ą

zane z doniosłymi dla Polski wydarzeniami, jej te

ż

po

ś

wi

ę

cał

background image

swoj

ą

wiedz

ę

i zdolno

ś

ci. Czas na podsumowanie zebranych o nim wiadomo

ś

ci. Czas

na prób

ę

charakterystyki i oceny poznanej sylwetki.

Dezydery Adam Chłapowski urodził si

ę

23 maja 1788 roku w jednym z maj

ą

tków

swojego ojca (

Ś

miglu lub Turwi, dokładnie nie ustalono) Józefa, starosty

ko

ś

cia

ń

skiego. Jego matk

ą

była Urszula z Mozcze

ń

skich Chłapowska.

Ojciec naszego bohatera, przedstawiciel starej szlachty wielkopolskiej, nie
zapisał si

ę

dobrze w pami

ę

ci potomnych.

ś

yj

ą

c ponad stan, mocno nadszarpn

ą

ł swój

maj

ą

tek, w którym gospodarzył z wyj

ą

tkow

ą

lekkomy

ś

lno

ś

ci

ą

. Szybko te

ż

pogodził

si

ę

z nowymi rz

ą

dami pruskimi.

Pocz

ą

tkowe wykształcenie Dezydery otrzymał w domu, pó

ź

niej ucz

ę

szczał do

Kolegium Pijarów w Rydzynie. W czternastym roku

ż

ycia ojciec zapisał go do pułku

dragonów pruskich szefostwa generała Bruesewitza, w stopniu kadeta, tzw. wówczas
Fri-Corporal. Wcze

ś

nie stracił matk

ę

, wyrastał wi

ę

c w warunkach surowych, od

zarania sposobi

ą

c si

ę

do zawodu

ż

ołnierskiego.

Z pułku został skierowany do Instytutu Oficerów Inspekcji Berli

ń

skiej,

prowadzonego przez słynnego wkrótce reformatora armii pruskiej, podpułkownika
Scharnhorsta. W ci

ą

gu trzech lat otrzymał tu solidne podstawy wiedzy wojskowej:

Jako kadet, a pó

ź

niej chor

ąż

y, słuchał wykładów z dziedziny geografii wojskowej,

historii wojen, matematyki, logiki, artylerii, sztuki fortyfikacji, nauki o
prowadzeniu obl

ęż

e

ń

, jak równie

ż

taktyki. W 1805 roku został mianowany

porucznikiem. Jesieni

ą

1806 roku zawierucha napoleo

ń

ska zmiotła gmach pruskiej

pot

ę

gi, przerywaj

ą

c tym samym wojskow

ą

edukacj

ę

Dezyderego. Z podziwem i

zachwytem młody chłopak ogl

ą

dał wkraczaj

ą

ce do Berlina oddziały francuskie,

które w kilkudniowej kampanii rozwiały mit o niezwyci

ęż

ono

ś

ci armii pruskiej.

Niewiele si

ę

namy

ś

laj

ą

c, konno pop

ę

dził do Poznania, pierwszy przywo

żą

c t

ę

niezwykł

ą

i radosn

ą

wiadomo

ść

do Wielkopolski.

Na miejsce uciekaj

ą

cych w popłochu garnizonów i urz

ę

dów pruskich przybyli do

Wielkopolski D

ą

browski i Wybicki, niebawem te

ż

przyjechał do Poznania sam cesarz

Napoleon. W szeregach utworzonej dla niego gwardii honorowej znalazł si

ę

równie

ż

Chłapowski i tu po raz pierwszy zwrócił na siebie uwag

ę

cesarza.

Kampani

ę

1807 roku odbył jako porucznik w szeregach 9 pułku piechoty ksi

ę

cia

Antoniego Sułkowskiego. Pod Tczewem uzyskał Legi

ę

Honorow

ą

. Podczas obl

ęż

enia

Gda

ń

ska dostał si

ę

do niewoli, z której został zwolniony w wyniku postanowie

ń

traktatu pokojowego w Tyl

ż

y. Wracaj

ą

c do Warszawy, za przykładem Napoleona,

zatrzymywał si

ę

w ciekawszych miejscowo

ś

ciach, staraj

ą

c si

ę

je zapami

ę

ta

ć

,

głównie pod k

ą

tem geografii wojskowej. Wiele uwagi po

ś

wi

ę

cił Litwie, której

zupełnie nie znał, a szczególnie okolicom Wilna.
20 wrze

ś

nia 1807 roku odebrał w Warszawie z r

ą

k ksi

ę

cia Józefa Poniatowskiego

awans na kapitana i został mianowany adiutantem generała D

ą

browskiego. Jednak

ż

e

ju

ż

21 lutego 1808 roku powołano go na dwór cesarski jako oficera ordynansowego

Napoleona.
Zacz

ą

ł si

ę

nowy okres w

ż

yciu Chłapowskiego i jego błyskotliwa kariera. Był

bardzo popularny na dworze, gdzie nazywano go „cherubinkiem”, ale główne jego
zaj

ę

cia to zdobywanie wiedzy wojskowej. Specjalny dekret cesarski zezwalał mu na

uzupełnienie studiów w słynnej paryskiej szkole politechnicznej, ale uczyło go
przede wszystkim

ż

ycie. Blisko

ść

cesarza i ci

ą

gła słu

ż

ba u niego pozostawiły

niezatarte pi

ę

tno na charakterze Chłapowskiego. Wyrobiły w nim zdolno

ść

koncentracji, energi

ę

, szybko

ść

decyzji. Pozostaj

ą

c przy cesarzu, oprócz wiedzy

wojskowej zdobywał równie

ż

orientacj

ę

polityczn

ą

.

Oprócz nale

ż

nych jazd ordynansowych z poleceniami cesarskimi, z których

wywi

ą

zywał si

ę

znakomicie, miał mo

ż

no

ść

przypatrzenia si

ę

operacjom wojennym z

punktu widzenia najwy

ż

szego dowództwa. U boku Napoleona odbył Chłapowski

kampani

ę

hiszpa

ń

sk

ą

1808 roku i austriack

ą

1809 roku. Był u

ż

ywany do misji

politycznych i wywiadowczych, dowodził te

ż

bezpo

ś

rednio na polu bitwy. W bitwie

pod Eckmhl na czele szwadronu wykonał kilka

ś

wietnych szar

ż

y, za co został

obdarzony tytułem barona cesarstwa.
W 1810 roku, maj

ą

c zaledwie 22 lata, był ju

ż

podpułkownikiem gwardii, baronem

cesarstwa, kawalerem Legii Honorowej i Krzy

ż

a Orderu Virtuti Militari. Nie

zerwał jednak wi

ę

zów z krajem ani nie osłabił swojego przywi

ą

zania do ojczyzny.

W styczniu 1811 roku, na własn

ą

pro

ś

b

ę

, został przeniesiony do konnego pułku

background image

polskiego gwardii słynnych szwole

ż

erów jako szef szwadronu. Pozostawał jednak

jeszcze czas jaki

ś

przy boku Napoleona.

Kampani

ę

1812 roku odbył Chłapowski w pułku szwole

ż

erów, dowodz

ą

c w ko

ń

cu dwoma

dywizjonami. Objawił tu wówczas swoje znakomite walory wojskowe, odznaczaj

ą

c si

ę

szczególnie w walkach kawaleryjskich. Osłaniał cesarza, dokonuj

ą

cego rozpoznania

fortyfikacji Smole

ń

ska, podczas odwrotu uratował D

ą

browskiego, rannego w bitwie

nad Berezyn

ą

. W czasie tragicznego odwrotu spod Moskwy wyró

ż

niał si

ę

szczególn

ą

dbało

ś

ci

ą

o los podwładnych.

Pocz

ą

tek 1813 roku sp

ę

dził Chłapowski na pracach zwi

ą

zanych z reorganizacj

ą

cz

ęś

ci pułku szwole

ż

erów, które wykonał szybko i sprawnie. W bitwie pod

Reichenbach, 23 maja 1813 roku, na czele dwóch dywizjonów znakomicie i ze
skutkiem szar

ż

ował kilkakrotnie przeciwko trzem pułkom kawalerii rosyjskiej.

Odznaczył si

ę

te

ż

i w innych bitwach tzw. kampanii saskiej.

I tu nagle nast

ę

puje nieoczekiwany moment. U szczytu kariery, na pocz

ą

tku

czerwca 1813 roku, Chłapowski poprosił o dymisj

ę

, któr

ą

otrzymał 19 czerwca, po

dwukrotnych próbach cesarza zatrzymania go w słu

ż

bie. Motywy tego kroku warto

spróbowa

ć

wyja

ś

ni

ć

po krótkiej charakterystyce „napoleo

ń

skiego” okresu

ż

ycia

Chłapowskiego.
Kilkuletni okres twardej szkoły napoleo

ń

skiej, jawne dowody łaski cesarskiej,

awanse i zaszczyty nie rzuciły Chłapowskiego bez reszty w obj

ę

cia „boga wojny”.

Nigdy nie był fanatycznym bonapartyst

ą

. Napoleon fascynował go, wywierał na

niego du

ż

y wpływ, ale mimo to, w gł

ę

bi duszy, Chłapowski zachowywał rezerw

ę

w

stosunku do cesarza Francuzów. Z natury nieskłonny do entuzjazmu, od dziecka
wychowywany w duchu konserwatywnym i powi

ą

zany wi

ę

zami przyja

ź

ni z francuskimi

zwolennikami „starego porz

ą

dku”, nie uległ od razu urokowi Bonapartego. Nie bez

znaczenia te

ż

był tu wpływ Ko

ś

ciuszki, z którym Chłapowski kontaktował si

ę

w

Pary

ż

u, ostrzegaj

ą

cego młodego oficera przed wielkimi nadziejami pokładanymi

przez Polaków w Napoleonie. Stary Naczelnik uwa

ż

ał,

ż

e Polska potrzebna jest

cesarzowi jedynie do przetargów z dworami i na tyle tylko b

ę

dzie wykorzystana.

Doceniał jednak geniusz Napoleona i zalecał Dezyderemu uczy

ć

si

ę

od niego sztuki

wojennej, by zdobyt

ą

wiedz

ę

spo

ż

ytkowa

ć

dla dobra ojczyzny. Zalecenia Ko

ś

ciuszki

Chłapowski wykonywał w pełni. Wyszedł ze słu

ż

by jako

ś

wietny i do

ś

wiadczony

oficer mimo bardzo młodego wieku. Cechy oficera napoleo

ń

skiego - rzutko

ść

,

energi

ę

, niebywał

ą

sumienno

ść

, a nawet pedanteri

ę

w pełnieniu słu

ż

by, szerokie

spojrzenie na całokształt operacji - przyswoił sobie na całe

ż

ycie.

Nieoczekiwan

ą

dymisj

ę

motywował nieszczerym wobec Polski posuni

ę

ciem Napoleona.

Przypadkiem dowiedział si

ę

,

ż

e w układach z Aleksandrem Bonaparte nie zawaha si

ę

odda

ć

cesarzowi Ksi

ę

stwa Warszawskiego. Uwa

ż

ał,

ż

e w tych warunkach nie mo

ż

e

słu

ż

y

ć

wodzowi, który w imi

ę

własnych interesów po

ś

wi

ę

ca szczerego i oddanego

sojusznika. Wiadomo

ś

ci

ą

t

ą

podzielił si

ę

z innymi oficerami, co wywołało pewnego

rodzaju ferment i poci

ą

gn

ę

ło za sob

ą

inne dymisje.

Krok ten spotkał si

ę

z negatywn

ą

ocen

ą

współczesnych i potomnych. Okre

ś

lano go

jako „zbyt obcesowy”, dopatrywano si

ę

w nim innych pobudek.

Uzyskawszy dymisj

ę

udał si

ę

do Pary

ż

a, gdzie przebywał w domu rodziny Caramanów.

Trudy wyprawy na Rosj

ę

i kampania 1813 roku odbiły si

ę

na jego zdrowiu. Przez

kilka miesi

ę

cy chorował obło

ż

nie. Po doj

ś

ciu do zdrowia wyjechał do Anglii i tam

oczekiwał, a

ż

kongres wiede

ń

ski rozstrzygnie o losie ziem polskich. Do rodzinnej

Wielkopolski powrócił w okresie słynnych „100 dni” Napoleona.
Lato 1815 roku min

ę

ło Chłapowskiemu na porz

ą

dkowaniu spraw rodzinnych i

maj

ą

tkowych. Kontraktem z 19 lipca 1815 roku przej

ą

ł od ojca maj

ą

tki: Turew,

Woronowo, R

ą

bin, R

ą

binek i Podborze. Dobra te, po fatalnej gospodarce ojca,

zastał w opłakanym stanie i bardzo zadłu

ż

one. Nowy wła

ś

ciciel zabrał si

ę

jednak

do pracy z wrodzon

ą

energi

ą

i wojskow

ą

spr

ęż

ysto

ś

ci

ą

. Rozpocz

ą

ł od tego,

ż

e

najpierw sam zacz

ą

ł si

ę

uczy

ć

fachowej wiedzy rolniczej czerpi

ą

c j

ą

z

najnowszych zagranicznych podr

ę

czników. Wprowadzał do gospodarstwa nowe metody,

d

ąż

ył do najkorzystniejszych ekonomicznie rozwi

ą

za

ń

. Stosował najodpowiedniejsze

dla danego rodzaju gleby uprawy, rozwijał hodowl

ę

, wzorowo prowadził gospodark

ę

le

ś

n

ą

. Pierwszy zastosował młockarni

ę

i ci

ęż

ki pług szkocki, do hodowli

sprowadzał najlepsze odmiany bydła i trzody.
W latach 1818-1819 przez półtora roku przebywał w Anglii ucz

ą

c si

ę

we wzorowo

prowadzonych maj

ą

tkach. Wbrew przyj

ę

tej wówczas manii okazało

ś

ci był bardzo

background image

oszcz

ę

dny, nie inwestował bez potrzeby w budynki. Za przykładem angielskim zbo

ż

a

przechowywał w stogach, budował za

ś

gorzelnie, olejarnie i cukrownie. Wsz

ę

dzie

panowały ład i porz

ą

dek,

ż

ycie toczyło si

ę

z i

ś

cie wojskow

ą

regularno

ś

ci

ą

.

Tak prowadz

ą

c gospodarstwo Chłapowski zdołał nie tylko szybko spłaci

ć

długi, ale

równie

ż

zabezpieczy

ć

znaczne dochody.

Ś

wiecił przykładem gospodarno

ś

ci dla

okolicy, powoli zaczynał zdobywa

ć

na

ś

ladowców, a w

ś

ród s

ą

siedztwa i ludu cieszył

si

ę

coraz wi

ę

kszym uznaniem i szacunkiem.

Był bardzo popularny w

ś

ród chłopów, z którymi

ż

ył na stopie przyjaznej. Oddał

wło

ś

cianom pod parcelacj

ę

co lepsze grunty w swoich maj

ą

tkach. Był jednym z

inicjatorów Ziemstwa Kredytowego, zasiadał te

ż

w dyrekcji Towarzystwa

Ubezpiecze

ń

od Ognia. W 1827 roku był wybrany do pierwszego Sejmu w Poznaniu, a

w 1830 roku został mianowany jego wicemarszałkiem.
29 wrze

ś

nia 1821 roku, maj

ą

c ju

ż

uporz

ą

dkowane sprawy maj

ą

tkowe, Chłapowski

wst

ą

pił w zwi

ą

zek mał

ż

e

ń

ski z Ann

ą

Grudzi

ń

sk

ą

, siostr

ą

ż

ony wielkiego ksi

ę

cia

Konstantego - Joanny Grudzi

ń

skiej.

Ze spokojnego rytmu

ż

ycia prywatnego i obowi

ą

zków społecznych wytr

ą

ciły go

dramatyczne wydarzenia Nocy Listopadowej. Natychmiast po

ś

pieszył do Warszawy, by

słu

ż

y

ć

krajowi swoj

ą

wiedz

ą

i do

ś

wiadczeniem. Niestety, długo nie przywdział

munduru, trzymany przez Chłopickiego na uboczu wypadków. Wywołało to niesłuszne
podejrzenia,

ż

e doradzał układy zamiast zdecydowanej walki. Była to nieprawda,

gdy

ż

, jak pami

ę

tamy, od pocz

ą

tku był rzecznikiem zdecydowanej walki. 15 grudnia

przedstawił dyktatorowi

ś

miały plan działa

ń

zaczepnych oraz organizacji działa

ń

partyzanckich na Litwie i Wołyniu. Plan ten pozostał jednak bez echa.
Pozostawanie za

ś

przez dłu

ż

szy czas na uboczu spowodowało,

ż

e w awansach

wyprzedzili go młodsi słu

ż

b

ą

.

Powołany do czynnej słu

ż

by przez Skrzyneckiego, dowodzi brygad

ą

jazdy, daj

ą

c

próbki swoich znakomitych umiej

ę

tno

ś

ci wojskowych i talentów dowódczych.

Odczuwał jednak pewn

ą

niech

ęć

wobec swojej osoby, widział,

ż

e jest pomijany i

niewła

ś

ciwie wykorzystywany.

Szersze mo

ż

liwo

ś

ci dała mu dopiero wyprawa na Litw

ę

. Awansowany wreszcie do

stopnia generała brygady, uzyskał szersze pole do działania. Awans ten, nadany w
maju, został zatwierdzony przez Rz

ą

d Narodowy 13 czerwca, kiedy Chłapowski był

ju

ż

prawie pod Wilnem.

Ś

wietnie zapowiadaj

ą

ca si

ę

wyprawa litewska i jej fatalny skutek

ś

ci

ą

gn

ę

ły na

głow

ę

Chłapowskiego wiele gromów. Faktyczny sprawca katastrofy, generał Giełgud,

nie

ż

ył, on sam pozostał naprzeciw krzywdz

ą

cych go oskar

ż

e

ń

. Cierpiał za bł

ę

dy

nieudolnego przeło

ż

onego, odpowiadał za winy niepopełnione.

Oceniaj

ą

c wypraw

ę

litewsk

ą

i rol

ę

w niej Chłapowskiego, znakomity historyk

Szymon Askenazy tak pisał m.in.: „Ta

ś

miała, tyle obiecuj

ą

ca wyprawa litewska

sko

ń

czyła si

ę

, jak wiadomo, najopłakaniej, lecz nie z jego [Chłapowskiego] winy.

Wina główna, najniezawodniej, obci

ąż

a nieszcz

ęś

liwego Giełguda, który

pokrzy

ż

ował pierwotne rzutkie intencje Chłapowskiego, zepchn

ą

ł go z przywództwa,

sprowadził z drogi i sam własne bł

ę

dy przepłacił

ż

yciem. Był ci

ęż

ki zawód. Była

nie przewidziana od Chłapowskiego, przedwczesna zapewne, rezygnacja. Ale winy
jego nie było.

Ś

wiadectwo generała Puzyrewskiego (historyk rosyjski, autor

wydanej w latach pi

ęć

dziesi

ą

tych XIX w.

ś

wietnej pracy pt. Wojna polsko-rosyjska

1831 r. - A. S.] usuwa pod tym wzgl

ę

dem ostatnie w

ą

tpliwo

ś

ci. Nie mo

ż

e te

ż

ulega

ć

nadal

ż

adnej w

ą

tpliwo

ś

ci,

ż

e Chłapowskiemu, zbyt surowo i niesłusznie

pot

ę

pionemu od swoich, ci

ęż

ka stała si

ę

krzywda”.

Po katastrofie na granicy pruskiej Chłapowski pozostawał przez jaki

ś

czas z

internowanymi

ż

ołnierzami, pó

ź

niej został przewieziony do Szczecina, gdzie

odsiadywał dwuletnie wi

ę

zienie, skazany przez władze pruskie za udział w

powstaniu. Opracował wtedy podr

ę

cznik nauki rolnictwa, który cieszył si

ę

du

żą

popularno

ś

ci

ą

. Po wyj

ś

ciu z wi

ę

zienia powrócił do

ż

ycia publicznego, chocia

ż

długo ci

ąż

yły na nim niesłuszne oskar

ż

enia z 1831 roku. Był pod swego rodzaju

„kl

ą

tw

ą

opinii publicznej”.

Od 1836 roku pisywał artykuły fachowe do Przewodnika rolniczo-przemysłowego, był
współtwórc

ą

słynnego Bazaru Pozna

ń

skiego. Wraz z doktorem Marcinkowskim

zamierzał zało

ż

y

ć

akademi

ę

rolnicz

ą

, w Turwi kształcił wielu praktykantów do

zawodu rolniczego. Miał du

ż

y wpływ na otoczenie, chocia

ż

nie był lubiany z

powodu surowo

ś

ci zasad i pogl

ą

dów ultrakatolickich.

background image

W 1848 roku organizował sił

ę

zbrojn

ą

w swoim powiecie, co było ostatnim epizodem

jego działalno

ś

ci wojskowej.

Powoli, w miar

ę

jak coraz bardziej odległe stawały si

ę

wypadki wojny 1831 roku,

rósł urok jego osoby. Był

ś

wiadkiem i uczestnikiem wielkich wydarze

ń

, o których

umiał opowiada

ć

z du

ż

ym talentem. Z biegiem lat usuwał si

ę

z

ż

ycia publicznego,

powodowany dolegliwo

ś

ciami wieku, pozostaj

ą

c jednak do ko

ń

ca najpowa

ż

niejsz

ą

postaci

ą

swojej okolicy. Pisał pami

ę

tniki, w których z wielkim umiarem i taktem

opisywał swoje prze

ż

ycia na tle dziejowych wydarze

ń

. Nikogo w nich nie oskar

ż

ał,

nikogo nie os

ą

dzał, siebie nie stawiał na centralnym miejscu. Pisał sucho,

relacjonuj

ą

c wypadki w sposób jasny i przejrzysty, bez anga

ż

owania si

ę

w oceny i

s

ą

dy. Tym wła

ś

nie ró

ż

ni

ą

si

ę

one od jak

ż

e nami

ę

tnych i cz

ę

sto pochopnych

wypowiedzi w pami

ę

tnikach ludzi jemu współczesnych i opisuj

ą

cych te same

wydarzenia.
Owiany pod koniec

ż

ycia t

ą

legend

ą

wielkich i burzliwych lat, zbli

ż

ał si

ę

do

kresu. Zmarł w 1879 roku maj

ą

c 91 lat.

Oceniaj

ą

c t

ę

posta

ć

mo

ż

emy

ś

miało powiedzie

ć

,

ż

e był to człowiek wybitny, ale

nie niezwykły, co mu usiłowali przypisa

ć

niektórzy biografowie. Twarda szkoła

ż

ycia wyrobiła w nim hart ducha, a wrodzone zdolno

ś

ci pozwalały wybiec ponad

przeci

ę

tno

ść

. Twarda natura nie znosiła kompromisów, był surowy wobec siebie i

innych. Miał du

ż

e ambicje, ale wychowany od dzieci

ń

stwa w duchu konserwatyzmu

zachował te zasady do ko

ń

ca

ż

ycia. Wtłoczony w sztywne ramy zasad legalizmu, nie

umiał i nie chciał wyj

ść

z nich i si

ę

gn

ąć

po wy

ż

sze cele. Nie był z pewno

ś

ci

ą

typem rewolucyjnego dowódcy, który dla dobra sprawy nie waha si

ę

popełni

ć

czynu

wykraczaj

ą

cego poza obr

ę

b okre

ś

lonych porz

ą

dków. Dowodem tego jest jego bierno

ść

przy Giełgudzie, gdzie ograniczał si

ę

jedynie do podsuwania przeło

ż

onemu

korzystnych rozwi

ą

za

ń

. Mimo ogólnych nalega

ń

nie si

ę

gn

ą

ł wtedy po dowództwo,

chocia

ż

rozwój wypadków mógłby usprawiedliwi

ć

ten krok. Zreszt

ą

rz

ą

d w Warszawie

zorientował si

ę

ostatecznie w sytuacji i mianował go dowodz

ą

cym na Litwie.

Niestety, nominacja ta zastała go ju

ż

w Prusach.

W kontaktach z lud

ź

mi był raczej oschły, cechowała go pewna sztywno

ść

i

oszcz

ę

dno

ść

w manifestowaniu uczu

ć

. Nigdy nie był wylewny, nie szukał taniej

popularno

ś

ci, niesłuszne zarzuty zbywał pogardliwym milczeniem. Przez t

ę

pewnego

rodzaju sztywno

ść

i wyniosło

ść

, cechuj

ą

c

ą

zreszt

ą

wi

ę

kszo

ść

byłych

napoleo

ń

czyków, otoczenie nie lubiło go, był natomiast przez nie szanowany.

Jako dowódca był rzutki i przedsi

ę

biorczy. Nade wszystko cenił ruch i manewr,

miał szerokie spojrzenie na cało

ść

działa

ń

, umiał przystosowa

ć

si

ę

do

konkretnych sytuacji. Był znakomitym zago

ń

czykiem i dowódc

ą

kawalerii, chocia

ż

wybornie znał równie

ż

zasady ogólnotaktyczne. Pod wzgl

ę

dem słu

ż

bisto

ś

ci stanowił

jeden z nielicznych wyj

ą

tków w

ś

ród generałów polskich z 1831 roku. Nie znał tu

ż

artów, był bezwzgl

ę

dnie wymagaj

ą

cy wobec podwładnych, ale i siebie nie

oszcz

ę

dzał. Pierwszy wstawał, ostatni udawał si

ę

na spoczynek. Osobi

ś

cie

kontrolował posterunki, prowadził wywiady, gdy było trzeba stawał w ogniu na
równi z prostym

ż

ołnierzem. Bardzo dbał o dobro

ż

ołnierzy, starał si

ę

, by w

miar

ę

mo

ż

liwo

ś

ci niczego im nie brakowało. Swoim zachowaniem i przykładem

potrafił wzbudzi

ć

do siebie zaufanie podkomendnych, zarazi

ć

ich własnym duchem

słu

ż

bisto

ś

ci i po

ś

wi

ę

cenia.

Ś

wietnie dawał sobie rad

ę

z pułkami nowej formacji,

które szybko ujmował w karby

ż

elaznej dyscypliny.

Współcze

ś

ni charakteryzowali go ró

ż

nie. „Budził respekt i obaw

ę

” - pisali

Rosjanie Dawidow i Smitt; „Wi

ę

cej imponowa

ć

ni

ż

rozkazywa

ć

zdolny - tak okre

ś

lał

Barzykowski, „Nie brakło mu odwagi ani zdolno

ś

ci” - oto ocena nieskorego do

pochwał Pr

ą

dzy

ń

skiego.

Był

ś

wietnym dowódc

ą

, który w innych warunkach i w innych sytuacjach

politycznych mógł wiele dokona

ć

. Korzystnie odbiegał od innych dowódców wojny

1831 roku, wielu przerastał umiej

ę

tno

ś

ciami, chocia

ż

formalnie był im podległy.

Na tym tle posta

ć

generała Dezyderego Chłapowskiego odbija korzystnie i mo

ż

e

wła

ś

nie dlatego jest warta przypomnienia i utrwalenia.


Koniec.

background image


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Syta Andrzej Generał Dezydery Chłapowski 1788 1879 2
Andrzej Syta Generał Dezydery Chłapowski 1788 1879 (1971r )
Andrzej Indrzejczak GENERALISED SEQUENT CALCULUS FOR PROPOSITIONAL MODAL LOGICS
Plan zagłady Słowian Generalplan OST Dr Andrzej Leszek Szcześniak fargm
Pilipiuk Andrzej Pan Samochodzik i potomek szweckiego generala POPRAWIONY
15 Sieć Następnej Generacjiid 16074 ppt
Solid Edge Generator kół zębatych
37 Generatory Energii Płynu ppt
40 0610 013 05 01 7 General arrangement
Eksploatowanie częstościomierzy, generatorów pomiarowych, mostków i mierników RLC
Biomass Fired Superheater for more Efficient Electr Generation From WasteIncinerationPlants025bm 422
Instrukcja generator sinusoidalny
F2A GENERALMATIC
General Electric
generacja rozproszona w nowoczesnej polityce energetycznej
Generatory przebiegow niesinuso Nieznany
Scenariusz zabaw andrzejkowej dla przedszkolaków, pomoce do pracy z dziećmi

więcej podobnych podstron