Na podstawie: Andersen, Hans Christian (1805-1875), BaÅ›nie, tÅ‚um. Cecylia Niewiadomska, Gebethner i Wolff, wyd. 7, Kraków, 1925 Wersja lektury on-line dostÄ™pna jest na stronie wolnelektury.pl. Ten utwór nie jest chroniony prawem autorskim i znajduje siÄ™ w domenie publicznej, co oznacza, że możesz go swobodnie wy- korzystywać, publikować i rozpowszechniać. HANS CHRISTIAN ANDERSEN BÄ…k i piÅ‚ka BÄ…k i piÅ‚ka leżaÅ‚y w pudeÅ‚ku drewnianym z innymi zabawkami. BÄ…k rzekÅ‚ do piÅ‚ki: Czy nie zechciaÅ‚abyÅ› siÄ™ ze mnÄ… ożenić, ponieważ i tak mieszkamy razem w tym pudeÅ‚ku? Ale piÅ‚ka, która byÅ‚a obszyta safianem, nie raczyÅ‚a mu nawet odpowieóieć. Zabawa Nazajutrz chÅ‚opczyk, wÅ‚aÅ›ciciel zabawek, obejrzaÅ‚ zepsutego trochÄ™ bÄ…ka, usiadÅ‚ na ziemi, wyjÄ…Å‚ pudeÅ‚ko z farbami, pomalowaÅ‚ go na żółto i czerwono, umocowaÅ‚ lepiej sztyfcik mosiężny poÅ›rodku i bÄ…k bÅ‚yszczaÅ‚ jak zÅ‚oto, kiedy go nakrÄ™ciÅ‚ i puÅ›ciÅ‚ na podÅ‚oóe. Spojrzyj na mnie rzekÅ‚ bÄ…k do piÅ‚ki. Czy wióisz, jak wspaniale wy- MiÅ‚ość niespeÅ‚niona glÄ…dam? Cóż ty na to? Może byÅ›my siÄ™ óiÅ› ożenili, albo choć zarÄ™czyli? PomyÅ›l, czy można dobrać lepszÄ… parÄ™: ty skaczesz a ja taÅ„czÄ™. JesteÅ›my dla siebie stworzeni i szczęśliwszych małżonków nie znajóiesz na caÅ‚ym Å›wiecie. Duma Tak myÅ›lisz? odpowieóiaÅ‚a dumnie piÅ‚ka. A czy wiesz, do kogo mó- wisz? Zrobiono mnie z safianowych pantofli pana radcy. Takich miaÅ‚am roóiców! A wewnÄ…trz mam korek hiszpaÅ„ski! A mój krążek jest mahoniowy odparÅ‚ bÄ…k i sam burmistrz mnie wyto- czyÅ‚ na swojej amatorskiej tokarni. Nie dotknęła mnie rÄ™ka rzemieÅ›lnika, pochoóę z najlepszego domu w caÅ‚ym mieÅ›cie. Czy ci tylko można wierzyć? zauważyÅ‚a piÅ‚ka wahajÄ…co. Bodaj by mi pÄ™kÅ‚ sznurek! Bodaj bym siÄ™ wiÄ™cej nie ruszyÅ‚ z tego miejsca, jeżeli kÅ‚amiÄ™! PiÄ™knie umiesz siÄ™ bronić rzekÅ‚a piÅ‚ka ale nie mogÄ™. Doprawdy, nie mogÄ™. Jestem prawie zarÄ™czona z jaskółkÄ…. Ile razy podlecÄ™ w ogroóie w powietrze, zawsze wysuwa maÅ‚Ä… główkÄ™ z gniazdka i pyta: Czy siÄ™ zgaóasz? ZgoóiÅ‚am siÄ™ w gÅ‚Ä™bi hiszpaÅ„skiego korka i uważam to za dane sÅ‚owo. WiÄ™c wióisz, że nie mogÄ™. Ale ci przyrzekam zawsze pamiÄ™tać o tobie. Wiele mi z tego przyjóie! mruknÄ…Å‚ bÄ…k urażony i odtÄ…d już z sobÄ… nie rozmawiali. Pewnego dnia chÅ‚opczyk wziÄ…Å‚ piÅ‚kÄ™ z pudeÅ‚ka. BÄ…k wióiaÅ‚, jak wysoko wzle- ciaÅ‚a w powietrze, jak ptak prawóiwy; w koÅ„cu zniknęła mu z oczu góieÅ› w górze. Potem spadÅ‚a na dół, a ile razy dotknęła ziemi, wzlatywaÅ‚a znowu, nie wiadomo, czy z tÄ™sknoty do jaskółki, czy dlatego, że miaÅ‚a korek hiszpaÅ„ski wewnÄ…trz. MiÅ‚ość òiewiÄ…ty raz jednakże podrzucona, piÅ‚ka wzleciaÅ‚a niezmiernie wysoko i już nie wróciÅ‚a. ChÅ‚opczyk szukaÅ‚ jej dÅ‚ugo, nareszcie zaprzestaÅ‚. Wiem ja dobrze, góie ona! szepnÄ…Å‚ bÄ…k z westchnieniem. DostaÅ‚a siÄ™ na pewno do gniazda jaskółki, pobrali siÄ™ i sÄ… szczęśliwi. TÄ™sknota Im wiÄ™cej myÅ›laÅ‚ o tym, tym wiÄ™cej żaÅ‚owaÅ‚, że straciÅ‚ piÅ‚kÄ™, którÄ… kochaÅ‚ coraz baróiej. KochaÅ‚ wÅ‚aÅ›nie dlatego, że jej dostać nie mógÅ‚. PogaróiÅ‚a nim, taka lekka, taka piÄ™kna, z safianowych pantofli pana radcy. Zdrów byÅ‚ jednak z tÄ… miÅ‚oÅ›ciÄ… i krÄ™ciÅ‚ siÄ™ szybko, ile razy puszczono go na moc- nym sznurku; tylko piÅ‚ka w marzeniach wydawaÅ‚a mu siÄ™ coraz piÄ™kniejsza. Kilka lat upÅ‚ynęło mu w takiej tÄ™sknocie zestarzaÅ‚ siÄ™. Wtedy pozÅ‚ocono mu krążek, i byÅ‚ znowu tak piÄ™kny, że trudno sobie wyobrazić. TaÅ„czyÅ‚ wybornie, brzÄ™czaÅ‚ gÅ‚oÅ›no i wesoÅ‚o. Wszyscy go poóiwiali. Lecz raz sznurek siÄ™ zerwaÅ‚, bÄ…k podskoczyÅ‚ w górÄ™ i zniknÄ…Å‚. Szukano go dokoÅ‚a, zaglÄ…dano nawet do piwnicy nadaremnie. Góież siÄ™ schowaÅ‚? Nikt nie zgadÅ‚, że wpadÅ‚ do Å›mietnika, góie leżaÅ‚ mięóy gÅ‚Ä…bami kapusty i sta- rym gruzem, który wyrzucono z rynny. No, piÄ™knie siÄ™ ubraÅ‚em! mruknÄ…Å‚ z niezadowoleniem. Leżeć pomięóy podobnÄ… hoÅ‚otÄ…! Za parÄ™ dni bÄ™dÄ™ wyglÄ…daÅ‚, jak ona. ObedrÄ… ze mnie zÅ‚oto& Straszne rzeczy! To mówiÄ…c, spojrzaÅ‚ zezem na gÅ‚Ä…b kapuÅ›ciany z szerokÄ… szczerbÄ… w boku i na jakiÅ› óiwny, kulisty przedmiot, przypominajÄ…cy zwiÄ™dÅ‚e, przegniÅ‚e jabÅ‚ko. Ale nie byÅ‚o to jabÅ‚ko, tylko stara piÅ‚ka, która przez dÅ‚ugi czas leżaÅ‚a w rynnie, skurczyÅ‚a siÄ™ i zgniÅ‚a od wilgoci. òiÄ™ki Bogu, że przecież jest tu ktoÅ›, z kim można porozmawiać przyzwoicie rzekÅ‚a piÅ‚ka, przyjaznie patrzÄ…c na zÅ‚ocony krążek. Jestem wÅ‚aÅ›ciwie zrobiona z safianu, piÄ™kne rÄ…czki mnie szyÅ‚y: wewnÄ…trz mam hiszpaÅ„ski korek, choć to óiÅ› trudno poznać. ByÅ‚am niegdyÅ› prawie zarÄ™czona z jaskółkÄ…, ale wpadÅ‚am do rynny i przez pięć lat cierpiaÅ‚am tam okropne mÄ™ki. Pięć lat dla mÅ‚odej piÅ‚ki to baróo dÅ‚ugi czas. MiÅ‚ość BÄ…k nic nie odpowieóiaÅ‚. LeżaÅ‚ teraz cichuteÅ„ko i myÅ›laÅ‚ o swojej miÅ‚oÅ›ci. Tak, nie mógÅ‚ wÄ…tpić to ona, ta sama, jego ukochana piÅ‚ka! Ale któż by jÄ… poznaÅ‚ óisiaj? Wtem sÅ‚użąca ze Å›mieciami przyszÅ‚a do Å›mietnika i spostrzegÅ‚a zÅ‚ocony krążek. BÄ…k, bÄ…k siÄ™ znalazÅ‚! zawoÅ‚aÅ‚a gÅ‚oÅ›no i wyjęła go spoÅ›ród niewÅ‚aÅ›ciwego otoczenia. Na piÅ‚kÄ™ nie zwróciÅ‚a najmniejszej uwagi, a co gorsza, bÄ…k wierny przestaÅ‚ od- MiÅ‚ość tÄ…d myÅ›leć o niej i nie wspominaÅ‚ nigdy o swojej miÅ‚oÅ›ci. Trudno być staÅ‚ym, jeÅ›li ukochana przeleży pięć lat w rynnie i cierpi tam okropne mÄ™ki. A do spotkania w Å›mietniku lepiej siÄ™ nie przyznawać. BÄ…k i piÅ‚ka 2